Stańcie się jak dzieci
Tadeusz Gadacz
„
Miłość była bardzo kobieca, wiara bardzo męska, jedynie nadzieja jest wciąż dziecięca.
Dopiero dzięki niej rozpoczyna się spełniać w chrześcijaństwie polecenie: »Stańcie się jak
dzieci«”.
Autor tych słów, niemiecki filozof i teolog Franz Rosenzweig, miał szczególną świadomość
przynależności do narodu obietnicy, który otrzymał od Boga nadzieję zbawienia. Urodził się
w 1886 r. w Niemczech, w rodzinie żydowskiej, która jak wiele ówczesnych żydowskich
rodzin zasymilowała się z kulturą niemiecką, a tradycji religijnych przestrzegała jedynie
powierzchownie. Przeszedł długi proces religijnego i intelektualnego nawrócenia. Dzięki
kulturze, w której się wychował, i własnym przemyśleniom odkrył chrześcijaństwo jako
drogę dla swego własnego życia. Ostatecznie nie przyjął jednak chrztu. Nawrócił się na
judaizm. Do oczekującego na wiadomość, nawróconego już na chrześcijaństwo, R.
Ehrenberga napisał m.in.: „Czym jest Chrystus i Jego Kościół w świecie, co do tego
jesteśmy zgodni: nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak przez Niego (J 14,6). Nikt nie
przychodzi do Ojca; inaczej jest jednak wówczas, kiedy ktoś nie potrzebuje więcej
przychodzić do Ojca, ponieważ już jest u Niego. A to jest tylko przypadek narodu
Izraelskiego (nie poszczególnych Żydów)”. Ostatnich siedem lat żył już tylko siłą nadludzkiej
nadziei. W styczniu 1922 r. wysoki lot jego myśli przecięła ciężka choroba z postępującym
paraliżem, ale jej nie unicestwiła. Pomimo całkowitej utraty zdolności pisania (od grudnia
1922) i mowy (od maja 1923) nie przerwał pracy. Porozumiewając się z żoną za pomocą
znaków dawanych od pewnego momentu już tylko oczyma, przetłumaczył i skomentował 95
wierszy największego – wedle niego – z żydowskich poetów, Jehudy Haleviego. Szczególnie
jednak zajął się tym, co według niego było najważniejsze. Wraz z Martinem Buberem podjął
od maja 1924 r. trud przekładu Biblii z języka hebrajskiego na niemiecki. Śmierć zastała go
przy „Księdze Izajasza”. Zmarł 10 grudnia 1929 r. w pełni mocy duchowych. Podczas
pogrzebu, zgodnie z życzeniem Rosenzweiga, nie było przemówień. Jedynie Buber czytał
słowa Psalmu 73, psalmu jego życia: „Gdybym pomyślał: Będę mówił jak tamci, to bym
zdradził ród Twoich synów...”
W dziele swego życia, „Gwieździe Zbawienia”, nie pisał zbyt wiele o nadziei. Więcej uwagi
poświęcił dwóm innym cnotom: wierze i miłości. Szczególnie miłości. Nadziei poświęcił
najmniej miejsca. Ale to dzięki niej wiara jest wielka, a miłość największa. Do pochwały i
wywyższenia miłości, którymi kończy się hymn św. Pawła: „Tak więc trwają wiara, nadzieja,
miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość”, Rosenzweig dodaje pochwałę nadziei.
„Nadzieja jest jak nowy poranek świata, jak wielkie rozpoczynanie od nowa, jak gdyby
wcześniej nic się jeszcze nie zdarzyło”. Znaczenie nadziei ukazuje się w pełni dopiero dzięki
wierze i miłości.
„Tak więc trwają: wiara...”. Religijne objawienie stało się dla Rosenzweiga jedynym
możliwym sposobem „absolutnej orientacji”, której nie może dać autonomiczny rozum.
Perspektywa rozumu zarysowana jest jedynie przez kategorie „jeżeli” i „być może”. „Czy
Bóg jest stwórcą świata, który w objawieniu udziela siebie samego człowiekowi? Być może.
O stworzeniu uczy Platon, a wraz z nim niektóre mitologie Europy i Azji Przedniej. W
setkach miejsc wyroczni, na tysiącach ołtarzy, w drgających trzewiach ofiar, w locie ptaków,
w cichej wędrówce gwiazd – wszędzie przemawiają do człowieka usta bogów, wszędzie
zstępuje Bóg i wyjawia swą wolę. Popatrz jednak: być może jest także inaczej. Czy Bogowie
nie są elementami i wytworami wiecznego świata? Tego uczy Arystoteles, a wraz z nim
liczne teogonie na wielu miejscach. A czy usta starej Ziemi nie objawiają człowiekowi
wszystkiego, co wiedzieć jest mu korzystne? Oto walka między Gają i bogami o prawo
wyroczni, której nie zakończyło całe pogaństwo. I sami bogowie zstępują i czerpią radę z
ust Ziemi i pytają o swój boski los z wyroku jasnowidzącego, mądrego syna starej Matki. A
on – kto wie, czy on sam, miara wszelkich rzeczy, nie jest prawdziwym stwórcą, i zdobył
wszystko zgodnie z dekretem swej woli. Czy ludzie, z ludzkiego wyroku, nie zostali
wyniesieni w gwiazdy? Czy nie stali się bogami? (...) Być może, być może, wir sprzeczności,
w który wpadamy: już się prawie wydaje, że Bóg, Stwórca i Objawiciel, rządzi z góry, a
świat i człowiek są u jego stóp, to znów, że świat zasiadł na tronie władcy, a Bóg i człowiek
są jego wytworami; a znów wkrótce, że człowiek, miara wszelkich rzeczy, stoi najwyżej i
narzuca światu i bogom prawa swej natury. (...) Być może, być może – nie ma żadnej
pewności poza wirującym kołem możliwości”. Jeśli ktoś zatem szuka pewności, to nie
osiągnie jej poprzez autonomiczny rozum. Dla Rosenzweiga oznaczało to zwrot ku „nowemu
myśleniu”, które musi zakorzenić się w wierze. Ale czy wiara daje pewność? Wstępny
fragment do drugiej części „Gwiazdy” nosi znamienny tytuł: „O kuszeniu”. Przedmiotem
kuszenia jest istniejące w świecie zło, cierpienie i pomieszane ludzkie losy, które rozsadzają
pewność u podstaw. Rosenzweig rozwija tu odważną interpretację. Bóg skrywa się poza
złem i cierpieniem, miesza losy ludzkie, aby oddzielić dusze wolnych od niewolniczych, aby
wybór wiary nie nosił w sobie żadnych pozorów korzyści. Bóg zatem zwodzi człowieka,
skrywa przed nim swe rządy, zrywa wszelkie zasady racjonalnych wyjaśnień, dostrzegalne
zarówno u przyjaciół Hioba, którzy szukali związków między cierpieniem i grzechem, jak i u
jego żony, która powiedziała: „Złorzecz Bogu i umieraj”. Bóg skrywa się i milczy. Wszystko
po to, aby człowiek „miał możliwość prawdziwie, a więc w wolności, wierzyć mu i ufać”. Co
zatem pozwala człowiekowi przejść od niepewności rozumu do wiary, wciąż na nowo trwać
wobec milczenia Boga? Co pozwala mu trwać między niepewnością rozumu a jeszcze
bardziej otchłanną niepewnością wiary? Jest nią właśnie nadzieja: „Człowiek mówi: mam
nadzieję, że będę wierzył”.
„Tak więc trwają: miłość...”. „Gwiazda Zbawienia” rozpoczyna się od doświadczenia
śmierci... Ale to nie sein zum Tode (bytowanie ku śmierci) dominuje w „Gwieździe
Zbawienia”, jak w powstałym prawie równolegle dziele Heideggera „Bycie i czas”. Dominuje
w nim „Miłość mocna jak śmierć”. Słowa z „Pieśni nad pieśniami”, według Rosenzweiga
centralnej księgi Biblii, gdyż objawienie nie przynosi tyle wiedzy o Bogu, co Jego miłość. A
jak budzi się miłość? Miłość jest zawsze teraźniejsza. Nie wie nic o tym, co było, ani nie
myśli o tym, co będzie. Wciąż rodzi się na nowo. „Wciąż zaczyna od samego początku. Nie
daje się wprowadzić w błąd przez jakiekolwiek rozczarowania. Wręcz przeciwnie, potrzebuje
ona rozczarowań, aby nie zmarnieć, aby nie skostnieć w schematycznie zorganizowanym
czynie, lecz wytryskiwać ożywczo ze źródła. Nie może ona mieć żadnej przeszłości, ani też
w sobie samej jakiejkolwiek woli na przyszłość, żadnego celu. Musi być czynem całkowicie
zatraconym w chwili. Pomaga jej w tym jedynie rozczarowanie, które wciąż rozczarowuje ją
w jej naturalnym oczekiwaniu sukcesu, który może być oczekiwany przez analogię
sukcesów przeszłości. Rozczarowanie utrzymuje siłę miłości. Gdyby było inaczej, gdyby czyn
był wytworem zaistniałego kiedyś kierunku woli (...), to nie byłby czynem miłości, lecz
czynem celowym, a jego stosunek do źródła, do skierowanej woli charakteru, nie byłby
wciąż nowym wyłanianiem się w chwili, lecz raz na zawsze zdecydowanym i
rozstrzygającym posłuszeństwem...”. Co zatem miłości pozwala przetrwać rozczarowania?
Co daje jej siłę, aby w każdej chwili mogła umierać po to, by w tej samej chwili rodzić się od
początku? Co pozwala jej obronić się przed dwoma niebezpieczeństwami: „zbyt późno”
grzesznika i „zbyt wcześnie” marzyciela? Tę siłę daje miłości nadzieja.
Wiara i miłość z dziecięcego usposobienia otrzymują nową siłę, by znów stać się młode.
„Wiara, która potwierdza się w miłości, miłość, która niesie wiarę w swoim łonie, unoszone
są teraz wzwyż na skrzydłach nadziei”. To właśnie nadzieja jest podstawą wieczności,
wieczności nie jako wiecznego trwania bez kresu, ale wieczności jako ciągłego rodzenia się
na nowo. To dzięki niej wiara może ostać się wobec milczenia Boga, a miłość nie usnąć w
przyzwyczajeniu. Bez skrzydeł nadziei wiara nie mogłaby być wielka, a miłość największa.