Opowieśd siódma
O tym, jak Tarijel zabił chorezmijskiego królewicza
Przybył wreszcie narzeczony
W otoczeniu pysznej świty.
Razem z nim przyjechał oddział
Wojowników znakomitych.
Przyjmowaliśmy ich godnie,
Darów daliśmy niemało,
Nasze wojsko w zwartym szyku
U wrót grodu go witało.
By królewicz mógł wypocząd,
Zanim w swym pałacu stanie,
Służba namiot mu rozbiła
W samym środku na majdanie.
Z czerwonego był atłasu
Namiot – miejsce mojej zbrodni.
Dookoła straże stały
W blasku ognisk i pochodni.
O północy, gdy do domu
Mknął mój rumak niby strzała,
Ktoś zatrzymał mnie, list podał…
>>Śpiesz się! – Asmat w nim pisała. -
Nestan-Daredżan królewnę
Twa powolnośd niepokoi.
Czeka cię…<< Od ptaka szybciej
Byłem już przy miłej mojej.
Pokłoniwszy się, spostrzegłem,
Że mrok okrył twarz królewny.
Groźnym wzrokiem mnie przeszyła
I spytała głosem gniewnym:
>>Na cóż czekasz? Czas rozstania
Widad tobie się nie dłuży.
Możeś już zapomniał o mnie
Lub w ostatniej chwili stchórzył?<<
Serce mi zamarło w piersi.
Jakże mogła wyrzec do mnie,
Żem się przeląkł lub – o zgrozo! -
O miłości mógł zapomnied?
Lecz zginając się w ukłonie,
Tłumiąc gniewu słowa wściekłe,
Powiedziałem tylko dumnie:
>>Będzie tak, jak ci przyrzekłem!<<
Z najwierniejszych swoich wojów
Doborowy wziąłem zastęp
I na majdan popędziłem.
Już ogniska dawno zgasły.
Spały straże chorezmijskie.
Zsiadłem z konia. Bezszelestnie
Pełzłem z wolna do namiotu,
Gdzie królewicz leżał we śnie.
Przeciął kindżał atłas wiotki.
Nad uśpionym chwilę stałem
I spełniając przyrzeczenie,
Jednym ciosem śmierd zadałem.
Ktoś mnie dostrzegł. Krzyknął: >>Zdrada!<<
Lecz nim straż dopadła koni,
Jak wiatr mknąłem już po stepie
I uszedłem ich pogoni.
Noc spędziłem w górskiej twierdzy,
Którą ojciec mój zbudował.
Tam o świcie poseł króla
Z listem do mnie przycwałował.
Władca pisał: >>Bóg mi świadkiem,
Żem wychował cię jak syna.
Teraz ból ogromny cierpię -
W twojej zbrodni tkwi przyczyna.
Czemuś ród mój okrył haobą,
Czemuś krwią niewinną splamił?
Jeśli córki naszej chciałeś,
Dalibyśmy ci ją sami.
Czemuś prawdy mi nie wyznał?
Za daleko gniew cię poniósł.
Straszną zbrodnię popełniwszy,
Jak tchórz skryłeś się w ustroniu<<.
Odpisałem władcy: >>Królu!
Twardszy jestem snadź od stali,
Chod zmartwiłem cię ogromnie,
Ogieo wstydu mnie nie pali.
Abyś jednak mnie osądził
Zgodnie z prawdą – jak się godzi,
Wiedz, że tutaj nie o Nestan,
Nie o córkę twoją chodzi.
W naszych Indiach jest niemało
Tronów, twierdz, bogatych grodów.
Tyś jedyny teraz władca
I obrooca praw narodu.
Po umarłych siedmiu królach
Rządzisz sam, boś wszystkich przeżył,
Lecz po tobie godnośd władcy
Mnie jedynie się należy.
Jam jedyny z krwi królewskiej,
O czym wszyscy wiedzą przecie.
Jak jedynym twym dziedzicem,
A nikt inny na tym świecie.
Jeśli ze mną się nie zgodzisz
I obcemu oddasz władzę,
Przeciw niemu miecz podniosę
I wybraoca twego zgładzę.
Więc nie Nestan… Dobro Indii
Jest jedynym moim celem.
Gdy obcego tu sprowadzisz,
Na kraj spadnie nieszczęśd wiele.
Znowu zgładzę cudzoziemca
Jak intruza i przybłędę
I przysięgam ci, monarcho:
Tron i berło ja zdobędę!<<