Opis szkoły tekst obowiązzkowy na 2 konwersatorium


Tekst został przygotowany na podstawie ksią\ki A.S.Neill, Summerhill str. 11  29, 36-43,
46 -9, 80 -3, 104  115, 128  130, 167, 184, 195 -7, 236-240, Ofic. Wydaw. Almaprint,
Katowice 1991, (wybór i opracowanie M.Tkocz)
Walka o młodzie\ jest walką bezlitosną. Nikt z nas nie mo\e pozostać neutralny. Musimy opowiedzieć się po
jednej albo po drugiej stronie: autorytet czy wolność; dyscyplina czy samorząd. Półśrodki na nic się nie zdadzą.
Sytuacja jest zbyt nagląca. Być wolnym duchem, zadowolonym w pracy, szczęśliwym w przyjazni
i w miłości, czy być kupą nieszczęść i konfliktów, jednostką nienawidzącą siebie i nienawidzącą ludzkości - jedno
i drugie jest spuścizną, jaką rodzice i nauczyciele dają ka\demu dziecku.
A.S.Neill, Summerhill
Dobra szkoła?
Jest to opowieść o pewnej szkole. Niektóre dzieci przybywają tu , gdy mają pięć lat, inne,
gdy mają ju\ piętnaście. Na ogół zostają tu do czasu, a\ skończą szesnaście lat. Zwykle
przebywa tu około dwudziestu pięciu chłopców i dwudziestu dziewcząt.
Uczniowie podzieleni są na trzy grupy: najmłodszych w wieku od pięciu do siedmiu lat,
średnich od ośmiu do dziesięciu i najstarszych - od jedenastu do piętnastu lat.
Ka\da grupa wiekowa mieszka razem z opiekunką. Chłopcy mieszkają po dwóch, trzech lub
czterech. Dziewczęta tak samo. Pokoje dzieci nie są kontrolowane, nikt te\ za nich nie
sprząta. Mają pełną swobodę. Nikt im nic mówi, w co mają się ubrać, wkładają więc na
siebie, co chcą i kiedy chcą. Gazety nazywają nas ,,Szkołą  jak-się-komu-podoba'' i dają do
zrozumienia, \e jest to zbiorowisko rozwydrzonych prymitywów, bez \adnych zasad i manier.
Bez wątpienia szkoła zmuszająca aktywne dzieci do siedzenia w ławkach i uczenia się
nieprzydatnych w większości przedmiotów jest złą szkołą. Jest ona dobra jedynie dla tych,
którzy w nią wierzą, dla tych nietwórczych obywateli, którzy chcą mieć potulne, nietwórcze
dzieci, pasujące do cywilizacji, w której miarę sukcesu stanowi pieniądz.
Gdy moja \ona i ja zakładaliśmy tę szkołę przyświecał nam jeden główny cel: dopasować
szkołę do dziecka, zamiast dopasowywać dziecko do szkoły.
Przez wiele lat uczyłem w zwykłych szkołach. Znałem dobrze ten drugi sposób i wiedziałem,
\e jest zupełnie do niczego. A zły był dlatego, \e opierał się na dorosłym rozumieniu tego,
jakie powinno być dziecko i jak to dziecko powinno się uczyć. Wzięliśmy się więc za
stworzenie szkoły, w której pozwoliliśmy dzieciom na wolność bycia sobą. Aby to zrobić
musieliśmy wyrzec się wszelkiej dyscypliny, wszelkiego pouczania, sugerowania, wszelkich
instrukcji oraz wskazań moralnych i religijnych. Nazywano nas odwa\nymi, lecz nic
wymagało to odwagi, a jedynie głębokiej wiary w dziecko jako istotę dobrą. Przez ponad
czterdzieści lat ta wiara nigdy się w nas nie zachwiała; przeciwnie uległa bezwzględnemu
wzmocnieniu. Wyznaję pogląd, \e dziecko ma wrodzoną mądrość i poczucie, realizmu, je\eli
zostawi się je w spokoju, bez jakichkolwiek sugestii ze strony dorosłych, rozwinie się na tyle,
na ile jest w stanie się rozwinąć. Nasza szkoła jest miejscem, gdzie ludzie mający wrodzone
mo\liwości i pragnienie zostania uczonymi zrealizują je; podczas gdy ci, którzy nadają się
tylko do zamiatania ulic, będą to robić. Jak dotychczas naszej szkoły nie opuścił jeszcze ani
jeden zamiatacz. Nie piszę tego ze snobizmu, bo wolałbym raczej ujrzeć, jak opuszcza nas
szczęśliwy zamiatacz ulic ni\ znerwicowany uczony.
Jaka jest nasza szkoła ?
Więc, po pierwsze, zajęcia nie są tu obowiązkowe. Dzieci mogą chodzić na lekcje albo nie
 całymi latami, jeśli tak chcą. Oczywiście jest plan -- lecz tylko dla nauczycieli.
Dzieci mają zajęcia zwykle w grupach wiekowych, ale czasami tak\e w zespołach
zainteresowań. Nie mamy nowych metod nauczania, poniewa\ nie uwa\amy, \eby
nauczanie jako takie miało jakieś szczególne znaczenie. Czy dana szkoła wypracowała
specjalną metodę zapoznawania z dzieleniem, jest bez znaczenia, poniewa\ dzielenie jest
niewa\ne dla wszystkich z wyjątkiem tych, którzy chcą się go nauczyć. A dziecko, które chce
się nauczyć dzielenia, nauczy się go, niezale\nie od sposobu, w jaki to będzie robione.
Dzieci, które przybywają do nas jako przedszkolaki, chodzą na zajęcia od początku swojego
pobytu w szkole; lecz uczniowie z innych szkół oświadczają, \e ju\ nigdy więcej nie pójdą na
\adną przebrzydłą lekcję. Bawią się, je\d\ą na rowerach i przeszkadzają innym, ale unikają
nauki. Czasem trwa to miesiącami. Czas  powrotu do zdrowia" jest proporcjonalny do
nienawiści, jakiej dostarczyła im ich ostatnia szkoła. Przeciętny czas  zdrowienia" z awersji
do lekcji wynosi trzy miesiące.
Ludzie, którym obce jest tego rodzaju pojmowanie wolności, będą się zastanawiać,
có\ to za dom wariatów, w którym dzieci bawią się przez cały dzień, jeśli tylko chcą. Niejeden
dorosły powie:  Gdyby mnie posłano do takiej szkoły, nigdy nic kiwnąłbym nawet palcem".
Inni mówią: ,,Takie dzieci będą się czuły bardzo upośledzone, gdy przyjdzie im konkurować z
tymi, których zmuszono do nauki".
Przypominam sobie ucznia, który opuścił szkolę, gdy miał siedemnaście lal, poniewa\ chciał
iść do fabryki budowy maszyn. Pewnego dnia dyrektor wezwał go do siebie.
 Ty jesteś tym młodzieńcem z tej wolnej szkoły ? --- powiedział.  Ciekawi mnie, co
myślisz. o tego rodzaju wykształceniu teraz, gdy spotykasz się z chłopakami z tradycyjnych
szkól. Przypuśćmy, \e miałbyś wybrać jeszcze raz, poszedłbyś wtedy do tej samej szkoły ?
- Och, oczywiście -- odparł nasz uczeń
- Ale co takiego daje ta szkoła, czego nie dają inne?
- Czy ja wiem - powiedział powoli - Sądzę, \e daje poczucie całkowitej wiary w siebie.
- Tak  odrzekł dyrektor z powa\ną miną - zauwa\yłem to, gdy wszedłeś do pokoju.
- O rany! - roześmiał się chłopak - Przykro mi je\eli zrobiłem na panu takie wra\enie.
- Podobało mi się to - stwierdził dyrektor - zwykle ludzie, których wzywani do siebie,
denerwują się i wyglądają nieswojo. Ty wszedłeś jak partner. Przy okazji, mówiłeś, \e na jaki
wydział chciałbyś się przenieść?
Ta historyjka pokazuje, \e nauczanie jako takie nie jest tak wa\ne jak osobowość i charakter.
Ten uczeń oblał egzaminy na uniwersytet, poniewa\ nie cierpiał uczyć się z ksią\ek. Lecz
jego niedostatek wiedzy nie upośledził go \yciowo. Jest teraz doskonałym in\ynierem.
Tym niemniej w naszej szkole jest sporo nauki. Być mo\e grupa naszych dwunastolatków nie
mogłaby konkurować z klasą równolatków pod względem kaligrafii, ortografii czy ułamków.
Lecz w egzaminach wymagających oryginalności nasze dzieci pobiłyby resztę na głowę.
W tej szkole nie ma klasówek, ale czasami ja przeprowadzam egzamin dla zabawy. Na
jednym z nich pytałem, gdzie są: Madryt, wczoraj, miłość, demokracja, nienawiść, mój
kieszonkowy śrubokręt (niestety, nie usłyszałem pomocnej odpowiedzi). Te pytania
oczywiście wcale nic mają być powa\ne, a dzieci bardzo je lubią. Nowo przyjęci, jako całość,
nie dorównują poziomem odpowiedzi uczniom, którzy ju\ zaaklimatyzowali się w szkole, i to
nie z powodu mniejszych mo\liwości intelektualnych, a raczej dlatego, \e tak ju\
przyzwyczaili się do pracy traktowanej rutynowo i powa\nie, \e jakiekolwiek lekkie podejście
wprawia ich w zakłopotanie.
Tak wygląda zabawowa strona naszego nauczania. Na wszystkich lekcjach pracuje się
bardzo du\o. Je\eli z jakiegoś powodu nauczyciel nic mo\e odbyć lekcji w umówionym dniu,
uczniowie są na ogół bardzo rozczarowani.
Dawid, dziewięcioletni chłopiec, musiał być odizolowany od reszty dzieci z powodu kokluszu.
Bardzo płakał.  Opuszczę lekcję geografii ", protestował. Dawid był w szkole praktycznie od
urodzenia i miał swoje zdecydowane i bezdyskusyjne poglądy na temat konieczności
udzielania mu lekcji. Jest teraz profesorem matematyki.
Kilka lat temu ktoś na Ogólnym Spotkaniu Szkoły (na którym wszystkie obowiązujące w
szkole z reguły są poddawane pod głosowanie, a ka\dy uczeń i ka\da osoba personelu ma
jeden glos) zaproponował, aby ukarać pewnego winowajcę zakazem chodzenia na lekcje
przez tydzień. Reszta dzieci zaprotestowała, poniewa\ ich zdaniem taka kara byłaby nazbyt
surowa.
Mój personel i ja serdecznie nie lubimy wszelakich egzaminów. Dla nas to zmora. Nie
mo\emy jednak odmówić uczenia dzieci wymaganych przedmiotów.
Dlatego te\ dopóki istnieć będą egzaminy wstępne na uniwersytet, będziemy musieli im się
podporządkować.
A nauczyciele mają zawsze kwalifikacje do uczenia na wymaganym poziomie.
Nic oznacza to wcale, \e wiele dzieci chce zdawać te egzaminy; zdają je tylko ci, którzy idą
na uniwersytet. Na ogół nie sprawia im to specjalnych trudności. Zwykle zaczynają powa\nie
przygotowywać się do egzaminów jako czternastolatki i wykonują całą pracę w ciągu około
trzech lat. Oczywiście, \e nie zawsze zdają za pierwszym razem. Wa\niejsze jest to, \e
próbują ponownie.
Mo\liwe, \e nasza szkoła jest najszczęśliwszą szkołą na świecie. Nie ma u nas
wagarowiczów i rzadkie są przypadki tęsknoty za domem. Nieczęsto zdarzają się bójki.
Kłótnie, tak, oczywiście, ale tylko sporadycznie walki na pięści, jakie my toczyliśmy jako
chłopcy. Rzadko kiedy słyszę płacz dziecka, bowiem wolne dzieci mają do uzewnętrznienia
znacznie mniej nienawiści ni\ te sterroryzowane. Nienawiść rodzi nienawiść, a miłość rodzi
miłość. Miłość oznacza akceptację dzieci i jest konieczna w ka\dej szkole. Nie mo\na być po
stronie dzieci, je\eli się je karze i wrzeszczy na nie. Nasz szkołą jest szkołą, w której dziecko
wie, \e jest akceptowane.
Zauwa\cie proszę, \e nie jesteśmy pozbawieni ludzkich słabości. Pewnej wiosny spędziłem
tygodnie na sadzeniu ziemniaków, więc kiedy odkryłem w czerwcu, \e ktoś wyrwał osiem
roślin, zrobiłem wielką awanturę. Jest jednak istotna ró\nica między moją awanturą a tą,
którą zrobiłby jakiś autokrata. Moja awantura była o ziemniaki, natomiast awantura
autokratycznego osobnika nie obyłaby się bez wciągania w to wszystko problemów
moralnych  dobra i zła. Ja nie mówiłem, \e kradzie\ moich kartofli była czymś złym; nie
robiłem z tego sprawy dobra i zła  to była sprawa  moich kartofli". One były moje i nale\ało
zostawić je w spokoju. Mam nadzieję, \e wystarczająco jasno pokazałem tę ró\nicę.
Spróbuję powiedzieć to inaczej. Dla dzieci nie jestem autorytetem, którego trzeba się bać.
Jestem im równy, a cały raban, który robię wokół moich ziemniaków, nic ma dla nich
większego znaczenia ni\ awantura, jaką mógłby zrobić o przebitą dętkę rowerową któryś z
chłopców. Zupełnie bezpiecznie mo\na awanturować się z dziećmi, je\eli wszyscy są sobie
równi.
Teraz niejeden powie:  To banialuki. Nie mo\e być równości. Jesteś szefem, jesteś większy
i mądrzejszy". To rzeczywiście prawda. Jestem szefem i je\eli dom zacząłby się palić, dzieci
przybiegłyby do mnie. Wiedzą, \e jestem większy i bardziej wykształcony, ale to nic ma
znaczenia, gdy spotykam się z. nimi na ich własnym gruncie, na  - \e tak powiem -
grządce ziemniaków. Gdy jedno dziecko powiedziało mi, \ebym wyszedł z jego przyjęcia
urodzinowego, bo nie byłem zaproszony, wyszedłem natychmiast i bez wahania  tak, jak
on wychodzi z mojego pokoju, gdy nic chcę jego towarzystwa. (& )
U nas wszyscy mają równe prawa. Nikomu nie wolno chodzić po moim fortepianie, a mnie
nic wolno po\yczać roweru chłopca bez jego pozwolenia. Na Ogólnym Spotkaniu Szkoły głos
sześcioletniego dziecka ma taką samą wagę jak mój. Ale\, mówią ci zorientowani, to
oczywiste, \e w praktyce glosy dorosłych mają znacznie. Czy\ sześcioletnie dziecko nie
czeka, \eby zobaczyć jak wy głosujecie, zanim podniesie rękę? Chciałbym, \eby czasami tak
było, jako \e zbyt wiele moich propozycji nie przechodzi. Niełatwo jest wpłynąć na wolne
dzieci; dzieje się tak dlatego, \e nie odczuwają strachu. Naprawdę, brak strachu jest
najlepsza rzeczą, jaka mo\e przydarzyć się dziecku.
Nasze dzieci nie boją się nas, dorosłych. Jedną z reguł szkoły jest nakaz ciszy po
dwudziestej drugiej na górnym korytarzu. Pewnej nocy, około jedenastej, wojna na poduszki
trwała w najlepsze, więc odszedłem od biurka, przy którym pisałem, \eby zaprotestować
przeciw hałasowi. Gdy szedłem na górę, usłyszałem tupot stóp, a korytarz był cichy i pusty.
Nagle ktoś powiedział rozczarowanym głosem:  Ach, to tylko dyrektor " i zabawa natychmiast
rozpoczęła się na nowo. Gdy wytłumaczyłem, \e próbuję pisać ksią\kę tam, na dole, okazali
troskę i zgodzili się przestać. Wcześniej rozbiegli się przypuszczając, \e to nocny dy\urny
(jeden z chłopców w ich wieku) był na ich tropie.
Podkreślam znaczenie tego, \e dzieci nie odczuwają strachu przed dorosłymi.
Dziewięcioletnie dziecko przyjdzie do mnie i powie, \e wybiło okno piłką. Mówi mi o tym, bo
nie boi się, \e wywoła gniew czy moralne oburzenie. Być mo\e będzie musiało zapłacić za to
okno, ale nic musi obawiać się ani kazań ani kary.(& )
Dzieci nawiązują kontakt z nieznajomymi du\o łatwiej, gdy strach jest im obcy. (& ). To, \e
dzieci z naszej szkoły tak wyjątkowo przyjaznie odnoszą się do gości i nieznajomych, jest
powodem do dumy dla mnie i moich pracowników.
Musimy jednak przyznać, \e wielu naszych gości to ludzie dla dzieci interesujący.
Najbardziej nie lubianym gościem jest nauczyciel, który chce oglądać ich rysunki i prace
pisemne. Najgoręcej witanym jest ten, kto ma coś ciekawego do opowiedzenia  - o
przygodach i podró\ach, a najlepiej o lataniu. Natychmiast otaczają boksera czy dobrego
tenisistę, ale recytujący teorię są zostawiani samym sobie.
Goście najczęściej zwracają uwagę na to, \e nie mo\na odró\nić, kto tu jest uczniem, a kto
pracownikiem. To prawda. Poczucie jedności jest tak silne, je\eli w pełni akceptuje się dzieci.
Nie ma szacunku dla nauczyciela jako takiego. Nauczyciele i uczniowie jedzą to samo i
muszą przestrzegać tych samych praw społeczności. Dzieci czułyby się dotknięte, gdyby
personelowi przyznano jakieś specjalne przywileje.
Kiedy raz w tygodniu prowadziłem wykłady z psychologii dla pracowników, szemrali, \e to nie
w porządku. Zmieniłem to i wykłady są otwarte dla ka\dego powy\ej dwunastu lat. W ka\dy
wtorkowy wieczór mój pokój wypełnia się tryskającymi entuzjazmem młodymi ludzmi, którzy
nie tylko słuchają, ale tak\e swobodnie wygłaszają swoje opinie. Wśród tematów, które
interesowały młodzie\, były takie jak: kompleks ni\szości, psychologia kradzie\y, psycho-
logia gangstera, psychologia humoru, dlaczego człowiek siał się moralistą, masturbacja,
psychologia tłumu. Jest chyba oczywiste, \e dzieci te pójdą w \ycie z rozległą, klarowną
wiedzą o sobie i innych. (& )
Nasi goście najczęściej zadają takie oto pytanie:  Czy dziecko nie zwróci się przeciwko
szkole i nie obwini jej o to, \e nie zmuszała go do nauki arytmetyki czy muzyki?". Zadaniem
dziecka jest \yć własnym \yciem  a nie \yciem, które wydaje się najwłaściwsze jego
pełnym niepokoju rodzicom, ani te\ \yciem zgodnym z celem pedagoga, któremu wdaje się,
\e wie co jest najlepsze. Cale to wtrącanie się i kierowanie ze strony dorosłych stwarza
jedynie pokolenie robotów. Nie mo\na skłonić dzieci do uczenia się muzyki, czy
czegokolwiek innego nic przemieniając ich, do pewnego stopnia, w bezwolnych dorosłych.
Kształtuje się ich wówczas na akceptantów status quo  dobra to rzecz dla społeczeństwa
potrzebującego ludzi, którzy będą posłusznie siedzieć przy ponurych biurkach, stać za ladą,
mechanicznie łapać ranny pociąg do pracy  krótko mówiąc, dla społeczeństwa, które niesie
na swoich sfatygowanych barkach pełen strachu szary człowieczek, śmiertelnie przera\ony
konformista.
Typowy dzień w szkole
Śniadanie trwa od 8.15 do 9. Personel i uczniowie sami je noszą z kuchni do jadalni. Aó\ka
powinny być pościelone do 9.30, o której to godzinie zaczynają się lekcje.
Na początku ka\dego semestru wywiesza się plan zajęć. Młodsze dzieci (w wieku od
siedmiu do dziewięciu lat) zwykle spędzają większość przedpołudnia ze swoją nauczycielką,
ale chodzą te\ do pracowni biologicznej czy plastycznej.
śaden uczeń nic jest zmuszany do uczęszczania na lekcje. Gdy jednak przychodzi na
angielski w poniedziałek, a potem nie pojawia się a\ do piątku następnego tygodnia, inni
całkiem słusznie protestują, \e opóznia on prace i mogą go wyrzucić za wstrzymywanie
tempa.
Lekcje trwają do trzynastej, ale przedszkolaki i młodsze dzieci jedzą posiłek o 12.30.
Popołudnia są całkowicie wolne. Nie wiem, co oni wszyscy wtedy robią. Ja pracuję w
ogrodzie i rzadko zdarza mi się zauwa\yć dzieci w pobli\u. Widuję, jak młodsi bawią się w
gangsterów. Niektórzy ze starszych chłopców zajmują się silnikami, radiami, rysowaniem i
malowaniem. Przy ładnej pogodzie grają w ró\ne gry. Niektórzy majstrują w warsztacie,
gdzie naprawiają rowery, robią łódki czy pistolety.
Podwieczorek podaje się o szesnastej. O siedemnastej zaczynają się rozmaite zajęcia.
Maluchy chcą, \eby im czytać. Średnia grupa lubi malowanie, wycinanie w linoleum, roboty w
skórze lub wyplatanie koszyków w pracowni plastycznej. Pracownia garncarska jest zwykle
pełna i faktycznie wydaje się być ulubionym miejscem o ka\dej porze. Najstarsza grupa
pracuje od piątej. Warsztat stolarski i metalurgiczny są pełne co dzień.
W poniedziałkowe wieczory uczniowie chodzą do kina na koszt rodziców. Program zmienia
się w czwartek, więc ci, którzy mają pieniądze, idą tam znowu.
We wtorki personel i chętni uczniowie słuchają mojego wykładu z psychologii. W tym samym
czasie młodsze dzieci uczestniczą w ró\nych grupach czytelniczych. Środowy wieczór
przeznaczony jest na potańcówki. Mamy wielką stertę płyt, z których wybieramy muzykę.
Wszystkie dzieci są dobrymi tancerzami, a niektórzy goście mówią, \e czują się gorsi
tańcząc z nimi. W czwartki nie dzieje się nic specjalnego. Piątek jest zarezerwowany na
jakieś specjalne wydarzenia, jak na przykład próba teatralna. Sobotni wieczór jest dla nas
najwa\niejszy, poniewa\ wtedy odbywa się Ogólne Spotkanie Szkoły. Po spotkaniu zwykle
są tańce. Niedzielny wieczór jest w zimie wieczorem teatralnym.
Nie ma planu zajęć dla prac ręcznych. Nie ma ustalonych lekcji z zakresu pracy w drewnie.
Dzieci robią to, co chcą. A prawie zawsze chcą robić pistolet lub strzelbę, łódkę albo latawca.
Nie są zbytnio zainteresowane starannym łączeniem  na czopy"; nawet starsi chłopcy
omijają trudniejsze stolarstwo. Nieliczni interesują się moim własnym hobby  kuciem w
mosiądzu - poniewa\ nie mo\na wykazać się zbytnią fantazją robiąc mosię\ną misę.
W pogodny dzień nie widać na ogół chłopców - gangsterów. Gdzieś w zakamarkach są
całkowicie pochłonięci dokonywaniem bohaterskich czynów. Natomiast spotyka się
dziewczynki. Przebywają zwykle w pobli\u domu, nigdy zbyt daleko od dorosłych. Pracownia
plastyczna jest często pełna dziewczyn, które malują i robią świetne rzeczy z materiałów.
Zajmują się pracami plastycznymi, takimi jak garncarstwo, wycinanie w linoleum, malowanie
oraz szycie, lecz niektórym to nie wystarcza. Chłopcy gotują równie chętnie jak dziewczynki.
Bez względu na płeć dzieci piszą i wystawiają, własne sztuki, do których same robią
kostiumy i dekoracje. Zazwyczaj aktorstwo uczniów stoi na wysokim poziomie, poniewa\ ich
gra jest szczera i bezpretensjonalna.
Laboratorium chemiczne odwiedzane bywa równie często przez wszystkich. Warsztat jest
chyba jedynym miejscem nieatrakcyjnym dla dziewczynek powy\ej dziewięciu lat. Poza tym
są one mniej aktywne na spotkaniach szkoły i nie mam na to gotowego wyjaśnienia.
Nasza szkoła musiała zawsze dokładać starań, \eby się utrzymać. Nieliczni rodzice mają
niezbędną wiarę i cierpliwość, \eby posyłać dziecko do szkoły, w której mo\na się bawić
zamiast uczyć. Na ogół dr\ą na myśl, \e w wieku 21 lal ich syn mo\e nie być w stanie
zarobić na swoje utrzymanie.
Obecnie nasi uczniowie są głównie dziećmi rodziców, którzy chcą wychowywać je bez
restrykcyjnej dyscypliny, Jest to nadzwyczaj pomyślna sytuacja, jako \e dawniej trafiał tu, na
przykład, syn jakiegoś zawziętego osobnika, który z rozpaczy przysyłał do mnie swojego
potomka. Tacy rodzice nic przejawiali najmniejszego zainteresowania swobodą dla dzieci i
musieli skrycie uwa\ać nas za grupę obłąkanych dziwaków. Bardzo trudno było im cokolwiek
wytłumaczyć. Była tak\e pewna matka, która po godzinie zadawania mi pytań, zwróciła się
do swojego mę\a:
- Nie mogę się zdecydować, czy przysłać tutaj córkę, czy nie.
- Niech się pani nie trudzi - powiedziałem.  Podjąłem decyzję za panią. Nie przyjmę jej.
Musiałem wytłumaczyć, o co mi chodziło.
- Tak naprawdę to pani nie wierzy w wolność --stwierdziłem. Gdyby córka przyszła do tej
szkoły, musiałbym zmarnować połowę \ycia na tłumaczenie pani, o co w tym wszystkim
chodzi, a ostatecznie i tak bym pani nie przekonał. Wynik byłby katastrofalny dla
dziewczynki, poniewa\ miałaby nieustanne wątpliwości: kto ma rację, dom czy szkoła.
Idealnymi rodzicami są ci, którzy przychodzą i mówią:  to miejsce dla naszych dzieci; \adna
inna szkoła nic wchodzi w rachubę".
Nasze sobotnie Ogólne Spotkania pokazują konflikt między dziećmi a dorosłymi. Jest to
zupełnie naturalne, poniewa\ wymaganie od wszystkich \yjących w społeczności ludzi w
ró\nym wieku wszelakich poświęceń na rzecz dzieci oznaczałoby doszczętne ich zepsucie.
Dorośli narzekają, gdy grupa starszych dzieci nie daje im zasnąć śmiejąc się i rozmawiając,
gdy wszyscy poszli ju\ spać. Ja zgłaszam pretensje w stosunku do chłopców, którzy
po\yczali mój ekwipunek wojskowy i nie oddali. Moja \ona awanturuje się, poniewa\ trójka
młodszych dzieci przyszła do niej po kolacji mówiąc, \e jest głodna; dostały chleba z
d\emem, którego kawałki następnego ranka znaleziono w korytarzu. I tak oto wyglądają
zmagania między dorosłym punktem widzenia, a młodzieńczym brakiem świadomości. Lecz
ta walka nigdy nie przeradza się w pretensje do poszczególnych osób; uczucie \alu w
stosunku do jednostki nie występuje. Konflikty sprawiają, \e szkołą \yje.
Personel, na szczęście, nie jest zbyt zaborczy, chocia\ przyznaję, \e dotyka mnie osobiście,
gdy kupię sobie puszkę specjalnej farby, a następnie stwierdzam, \e jakaś dziewczynka
zu\yła ten cenny materiał na pomalowanie starego łó\ka. Jestem zaborczy, gdy chodzi o mój
samochód, moją maszynę do pisania i moje narzędzia, ale nigdy, gdy chodzi o ludzi. Gdy
jest się zaborczym w stosunku do ludzi, nic powinno się być dyrektorem szkoły. Zu\ywanie i
niszczenie materiałów w jest procesem na naturalnym. Mo\na by temu zaradzić jedynie
przez wprowadzenie strachu. Natomiast w \aden sposób nie da się zaradzić zu\yciu i
zniszczeniu sił psychicznych. Pięćdziesiąt razy dziennie otwierają się drzwi do mojego
pokoju i dziecko pyta: ,,Czy jest dzisiaj kino?",  Gdzie jest lina?". To wszystko mieści się w
ramach mojej codziennej pracy i nie odczuwam wtedy \adnego napięcia, mimo \e nic mamy
\adnego prywatnego \ycia. Częściowo dzieje się tak dlatego, \e dom z dorosłego punktu
widzenia nic najlepiej nadaje się na szkołę, poniewa\ dzieci mieszkają i uczą się w
pomieszczeniach znajdujących się nad naszymi pokojami. Pod koniec semestru oboje z
\oną jesteśmy porządnie zmęczeni.
Godnym zauwa\enia jest fakt, \e członkowie personelu rzadko się denerwują. Mówi to
równie du\o o nich samych, jak i o dzieciach. Naprawdę są to dzieci, z którymi wspaniale się
mieszka, a okazji do zdenerwowania jest bardzo niewiele. Je\eli dziecko mo\e akceptować
samo siebie, na ogół rzadko bywa nieznośne. Nic bawi je wyprowadzanie dorosłych z
równowagi. Mieliśmy kiedyś nauczycielkę, która była nadmiernie wra\liwa na krytykę, a
dziewczynki pokpiwały sobie z niej. Nic dra\niły nikogo innego z personelu, poniewa\ nikt
inny by nie zareagował. Mo\na dra\nić tylko tych ludzi, którzy są powa\ni. Czy nasze dzieci
przejawiają agresywność zwyczajnych dzieci? Có\, ka\de dziecko musi jej mieć w sobie
trochę, \eby przejść przez \ycie. Ta nadmierna agresja, którą obserwuje się u dzieci
pozbawionych wolności, jest przesadnym protestem przeciw nienawiści, którą im okazywano.
U nas \adne dziecko nie czuje się nienawidzone przez dorosłych. Nasze agresywne dzieci
nieodmiennie pochodzą z domów, w których nie okazywano im miłości i zrozumienia. Gdy
byłem chłopcem w wiejskiej szkołę, rozbite nosy zdarzały się co najmniej raz w tygodniu.
Agresja pchająca do bójek jest nienawiścią; a młodzi ludzie przepełnieni tym uczuciem
muszą się bić. Gdy dzieci przebywają w atmosferze wolnej od nienawiści, wtedy jej nie
przejawiają. Nie mo\na studiować psiej psychologii obserwując psa myśliwskiego na uwięzi.
Nie mo\na te\ dogmatycznie teoretyzować na temat psychologii człowieka, gdy ludzkość jest
na bardzo mocnym łańcuchu  ukształtowanym przez pokolenia nastawione wrogo do
\ycia. Stwierdzam, \e w wolnej atmosferze szkoły agresja absolutnie nie występuje w sile
choćby zbli\onej do tej, w której pojawia się w zwyczajnych szkołach. Jednak\e wolność
nie oznacza bynajmniej rezygnacji ze zdrowego rozsądku. Podejmujemy wszelkie kroki
zapewniające dzieciom bezpieczeństwo. Wolno im pływać tylko wtedy, gdy na ka\dą szóstkę
przypada jeden ratownik; \adne dziecko poni\ej jedenastego roku \ycia nie mo\e samo
jezdzić na rowerze po ulicy. Te zasady zostały ustalone przez dzieci i przegłosowane na
Ogólnym Spotkaniu Szkoły. Nie ma za to \adnych zakazów dotyczących wspinania się na
drzewa. To część \yciowej edukacji, a zabranianie wszystkich niebezpiecznych
przedsięwzięć zrobiłoby z dziecka tchórza. Zabraniamy wspinania się na dachy; zakazane są
tak\e wiatrówki oraz inna broń, która mogłaby kogoś zranić.
W większości szkół, w których uczyłem, pokój nauczycielski był małym piekłem intryg,
nienawiści i zazdrości. Nasz pokój nauczycielski jest radosnym miejscem. Nie ma tu
złośliwości tak często spotykanych gdzie indziej. W atmosferze naszej szkoły dorośli stają
się pełni takiej samej radości i dobrej woli, jak uczniowie. Zdarza się, \e nowy członek
personelu reaguje na swobodę podobnie jak dziecko: chodzi nie ogolony, zbyt długo le\y
rano w łó\ku, łamie nawet szkolne reguły. Na szczęście, odreagowanie kompleksów zajmuje
dorosłym znacznie mniej czasu ni\ dzieciom.
W co drugi niedzielny wieczór opowiadam młodszym dzieciom historie o ich własnych
przygodach. Robię to od lat. Zabieram je do najdzikszej Afryki, na dno morza i ponad
chmury. Pewnego wieczoru opowiedziałem, jak to było, gdy umarłem, a szkoła została
przejęta przez surowego człowieka nazwiskiem Prostak. Zarządził on, \e lekcje są
obowiązkowe. A za powiedzenie  psiakość" groziła chłosta. Opowiadałem, jak wszyscy
potulnie spełniali jego rozkazy. Te małe dzieci wściekły się na mnie.  To nieprawda.
Wszyscy uciekliśmy. Zabiliśmy go młotkiem. Myślisz, \e znieślibyśmy takiego faceta?"
W końcu stwierdziłem, \e mogę ich zadowolić jedynie wracając do \ycia i wykopując pana
Prostaka frontowymi drzwiami. Dzieci, o których mówię, były małe i w większości nie znały
surowej szkoły, a ich wybuch wściekłości był spontaniczny i naturalny. Świat, w którym
dyrektor szkoły nie był po ich stronie, wydawał im się przera\ający i nic do pomyślenia.
Pewien amerykański gość, profesor psychologii, skrytykował naszą szkolę stwierdzając, \e
jest ona wyizolowaną wyspą nie będącą częścią większej społeczności.
Odpowiadam więc, \e nie zajmuję się nawracaniem społeczeństwa: mogę jedynie
przekonywać je, \e konieczne jest, by wyzbyło się swojej nienawiści, represyjności i
mistycyzmu. Chocia\ mówię i piszę, co myślę o społeczeństwie, to gdybym spróbował
reformować je czynnie, społeczeństwo zabiłoby mnie jako jednostkę niebezpieczną dla
otoczenia. Gdybym, na przykład, spróbował stworzyć społeczność, w której nastolatki
mogłyby swobodnie uprawiać \ycie seksualne, zostałbym zrujnowany, jeśli nie uwięziony,
jako deprawator młodzie\y. Nienawidząc kompromisów, muszę jednak iść na ugodę w tej
kwestii, zdając sobie sprawę z tego, \e moim najwa\niejszym zadaniem nie jest
reformowanie społeczeństwa, lecz zapewnienie szczęścia tym nielicznym dzieciom.
Kształcenie
Uwa\am, \e celem \ycia jest szczęście, a to oznacza sprecyzowanie zainteresowań.
Wychowanie powinno być przygotowaniem do \ycia. Nasza kultura nie jest szczególnie
udana. Nasze kształcenie, polityka i ekonomia prowadzą do wojny. Postęp naszego wieku to
postęp techniki  w radiu telewizji, elektronice,
w odrzutowcach. Gro\ą nam nowe wojny światowe, bowiem świadomość społeczna świata
jest nadal prymitywna. Jeśli akurat mamy ochotę na dociekania, zadajmy kilka kłopotliwych
pytań. Dlaczego człowiek nienawidzi i zabija na wojnie, a zwierzęta nie? Dlaczego wzrasta
liczba zachorowań na raka? Dlaczego jest tak wiele samobójstw? Tak wiele niepoczytalnych
zbrodni na tle seksualnym? Skąd się bierze nienawiść, antysemityzm? Skąd obmowa i
złośliwość? Dlaczego \arty na temat seksu są nieprzyzwoicie po\ądliwe? Dlaczego trwają,
religie, które dawno temu zatraciły miłość, nadzieję i miłosierdzie? Dlaczego, po tysiąckroć
dlaczego, nasza cywilizacja jest tak chełpliwa i wyniosła?
Zadaję te pytania, poniewa\ jestem z zawodu nauczycielem, kimś kto ma do czynienia z
młodzie\ą. Zadaję takie pytania, poniewa\ te, które często zadają nauczyciele, są niewa\ne,
i dotyczą przedmiotów szkolnych. Pytam, jaki\ u licha po\ytek mo\e przyjść z dyskusji o
historii staro\ytnej, czy o czymś tam jeszcze, skoro te przedmioty nie mają ani odrobiny
znaczenia wobec znacznie wa\niejszego pytania o naturalne spełnienie \ycia  o
wewnętrzne szczęście człowieka.
Ile w naszym kształceniu jest prawdziwego działania, prawdziwej samorealizacji? Prace
ręczne są zbyt często robieniem poduszki do szpilek pod okiem eksperta. W domu dziecko
jest wiecznie uczone. Niemal w ka\dym domu znajdzie się przynajmniej jeden niedorosły
dorosły, który rzuci się pokazać dziecku, jak działa jego nowa kolejka. Zawsze znajdzie się
ktoś, kto podniesie dziecko na krzesło, gdy chce ono obejrzeć coś na ścianie. Za ka\dym
razem, gdy pokazujemy dziecku, jak działa jego nowa kolejka, kradniemy mu radość \ycia,
radość odkrywania radość z pokonania przeszkody. Gorzej! Sprawiamy, \e to dziecko
zaczyna wierzyć, \e jest gorsze i zale\ne od czyjejś pomocy.
Rodzice bardzo powoli uświadamiają sobie, jak niewa\na jest edukacyjna funkcja szkoły.
Dzieci, podobnie jak dorośli, uczą się tego, czego chcą się nauczyć. Wszelkie nagradzanie,
stopnie i egzaminy sprawiają, \e właściwy rozwój osobowości staje się drugoplanowy. Tylko
ludzie drobiazgowi utrzymują, \e uczenie się z ksią\ek jest kształceniem.
Ksią\ki w szkole są najmniej wa\ne. Tym, czego potrzebuje ka\de dziecko, jest: pisanie,
czytanie i arytmetyka: resztę powinny stanowić narzędzia, glina, sport, teatr, farba i swoboda.
Większość pracy szkolnej wykonywanej przez nastolatki jest zwyczajną stratą czasu, energii
i cierpliwości. Okrada to młodzie\ z jej prawa do zabawy i jeszcze raz zabawy; wsadza stare
głowy na młode ramiona.
Gdy mam wykłady dla słuchaczy studiów nauczycielskich, bywam często zaszokowany
niedorosłością tych młodzieńców i panienek wypchanych bezu\yteczną wiedzą. Wiedzą
du\o, błyszczą dialektyką, cytują klasyków ale pod względem poglądów na \ycie wielu z nich
to niemowlęta. Poniewa\ nauczono ich wiedzieć, a nie pozwolono im czuć. Ci studenci są
\yczliwi, mili, chętni, ale czegoś im brak  czynnika emocjonalnego, siły
podporządkowującej myślenie odczuwaniu. Mówię do nich o świecie, który utracili i którego
nadal im brakuje. Ich podręczniki nic zajmują się naturą człowieka, ani miłością, ani
wolnością ani samookreśleniem. I tak trwa ten system, nastawiony jedynie na standardy
ksią\kowego uczenia się - wcią\ oddzielając głowę od serca.
Najwy\szy czas zakwestionować szkolne pojmowanie pracy. Przyjmuje się za pewnik, \e
ka\de dziecko powinno uczyć się matematyki, historii, geografii, trochę nauk ścisłych, nieco
sztuki i z pewnością literatury. Pora byśmy w końcu zrozumieli, \e przeciętne małe dziecko
nie jest zbytnio zainteresowane \adnym z tych przedmiotów.
Udowadniam to w przypadku ka\dego nowego ucznia. Gdy dowiaduje się, \e nauka nie jest
obowiązkowa, ka\dy wykrzykuje:  Hurra! Nie doczekacie się, \ebym zajmował się nudną
arytmetyką czy czymś takim!".
Nie gardłuję przeciw nauczaniu. Ale uczenie powinno następować po zabawie. I nie nale\y
go umyślnie przyprawiać zabawą po to, by było strawne. Uczenie się jest wa\ne, lecz nie dla
wszystkich. Ni\yński nie potrafił zdać egzaminów szkolnych w St. Petersburgu, a bez nich
nie mógł wstąpić do państwowego baletu. On po prostu nie był w stanie uczyć się szkolnych
przedmiotów - myślami przebywał gdzie indziej, tak mówi jego biografia - sfałszowano dla
niego egzamin, dając mu pytania wraz z odpowiedziami. Jaka\ by to była strata dla świata,
gdyby Ni\yński musiał naprawdę zdawać te egzaminy! Jednostki twórcze uczą się tego,
czego chcą się nauczyć po to, \eby mieć narzędzia potrzebne ich oryginalności i geniuszowi.
Nie wiemy, jak wiele niszczymy kładąc nacisk na naukę.
Pewna dziewczyna płakała co noc z powodu geometrii, jej matka chciała, \eby poszła na
uniwersytet, a ona miała artystyczną duszę. Byłem zachwycony słysząc, \e po raz siódmy
oblała egzamin wstępny. Być mo\e matka pozwoli jej teraz iść na scenę i zrealizować
pragnienia.
Jakiś czas temu spotkałem 14-letnią dziewczynę, która kiedyś spędziła trzy lata w naszej
szkole i mówiła doskonale po angielsku.
 Przypuszczam, \e z angielskiego jesteś najlepsza w klasie  powiedziałem. Skrzywiła
się ze smutkiem.
 Nie, jestem najgorsza, bo nie znam angielskiej gramatyki.
Ten przykład jest moim zdaniem najlepszym chyba komentarzem na temat tego, co dorośli
uwa\ają za wykształcenie.
Obojętni studenci, którzy pod naciskiem dyscypliny przebrną jakoś przez studia zostając
nauczycielami bez wyobrazni, miernymi lekarzami czy niekompetentnymi prawnikami, byliby
mo\e dobrymi mechanikami czy świetnymi murarzami lub doskonałymi policjantami.
Stwierdziliśmy, \e chłopiec, który nie umie lub nic chce nauczyć się czytać a\ do wieku,
powiedzmy, 15 lat, ma na ogół pociąg do mechaniki i zostaje pózniej dobrym in\ynierem czy
elektrykiem. Nie ośmieliłbym się budować teorii na temat dziewcząt, które nigdy nie chodzą
na lekcje, zwłaszcza matematyki czy fizyki. Często spędzają one du\o czasu na robótkach, a
niektóre zajmują się potem w \yciu krawiectwem czy projektowaniem odzie\y. Naprawdę
absurdalny jest program, który zmusza przyszłą krawcową do uczenia się równań
kwadratowych czy prawa Boyle'a.
Caldwell Cook napisał ksią\kę zatytułowaną  .The Play Way" ( Poprzez zabawę"), w której
opisuje, jak uczył angielskiego za pomocą zabawy. Jest to fascynująca ksią\ka, pełna
nowych pomysłów, a mimo to sądzę, \e chodzi jedynie o nowy sposób na poparcie teorii
głoszącej, \e najwa\niejsze jest uczenie. Cook utrzymywał, \e jest ono tak wa\ne, i\ tę
pigułkę nale\y osłodzić zabawą. Ten właśnie pogląd, \e o ile dziecko nic uczy się czegoś, to
marnuje czas, jest przekleństwem, które zaślepia tysiące nauczycieli. Pięćdziesiąt lat temu
obowiązywało hasło:  Ucz przez działanie". Dzisiaj hasło brzmi:  Ucz przez zabawę". W ten
sposób wykorzystuje się zabawę wyłącznie jako środek do osiągnięcia jakiegoś zbo\nego,
ale naprawdę nie wiem jakiego, celu.
Je\eli nauczyciel widząc dzieci bawiące się błotem wykorzystuje tę miłą chwilę do
rozprawiania o erozji brzegów rzeki, to do czego zmierza? Które dziecko to obchodzi? Wielu
tak zwanych pedagogów uwa\a, \e niewa\ne co dziecko umie, dopóki uczy się je
czegokolwiek. I rzeczywiście, w szkołach  kombinatach dających masową produkcję 
có\ pozostaje nauczycielowi innego, jak tylko uwierzyć, \e nauczanie jako takie jest
najwa\niejsze ze wszystkiego?
Wygłaszając wykłady dla nauczycieli, zaczynam od stwierdzenia, \e nie będę mówił o
przedmiotach szkolnych, dyscyplinie, czy lekcjach. Przez godzinę moja publiczność słucha w
głębokiej ciszy, po czym, po szczerym aplauzie, gdy przewodniczący oświadcza, \e jestem
gotowy do odpowiadania na pytania, co najmniej trzy czwarte pytań dotyczy przedmiotów
szkolnych i nauczania.
Nie mówię tego z poczuciem wy\szości. Mówię to ze smutkiem, aby uwidocznić, jak ściany
klasy i podobne do więzień budynki ograniczają poglądy nauczyciela i nie pozwalają mu
dostrzec prawdziwych zasad kształcenia. Jego praca koncentruje się na tym, co powy\ej szyi
dziecka, a więc siłą rzeczy, najistotniejsza, emocjonalna część jest mu nieznana.
Chciałbym, aby młodsi nauczyciele byli bardziej buntowniczo nastawieni. Wy\sze
wykształcenie i stopnie naukowe nie ma ją najmniejszego znaczenia przy stawianiu czoła złu
społecznemu. Uczony neurotyk nic jest wcale inny ni\ neurotyk niewykształcony.
We wszystkich krajach, kapitalistycznych, socjalistycznych czy komunistycznych, buduje się
wyszukane szkoły dla kształcenia młodych. Ale wszystkie te cudowne laboratoria czy
pracownie w \aden sposób nie pomagają Piotrowi czy Iwanowi w przezwycię\eniu szkód
emocjonalnych i zła społecznego spowodowanego presją wywieraną na niego przez
rodziców, nauczycieli oraz, ograniczający charakter naszej cywilizacji.
Dalsze losy naszych absolwentów
Rodzicielski lęk o przyszłość zle rokuje W sprawie zdrowia dzieci. Ten lęk, co najdziwniejsze,
objawia się w pragnieniu, \eby dzieci nauczyły się więcej ni\ ich rodzice. Tego typu ludzie
nie zadowolą się tym, by pozwolić dziecku nauczyć się czytać wtedy, gdy ono zechce, lecz
nerwowo boją się, \e dziecko będzie \yciowym nieudacznikiem, o ile się go nie popędzi.
Tacy rodzice nie potrafią poczekać, a\ dziecko zrobi coś w swoim własnym tempie. Pytają:
,,Je\eli mój syn nie umie czytać mając dwanaście lat, jakie ma szansę na \yciowy sukces?
Je\eli nie potrafi zdać egzaminów wstępnych na uczelnię w wieku osiemnastu lat, có\ mu
pozostaje poza pracą niewykwalifikowana?". Ja nauczyłem się czekać i patrzeć jak dziecko
robi małe postępy, lub nie robi ich wcale. Nic wątpię nigdy, \e w końcu, je\eli nie będzie mu
się naprzykrzać, czy szkodzić, powiedzie mu się w \yciu.
Kołtun, oczywiście, powie: ,,Hm, więc dla ciebie być kierowcą cię\arówki jest sukcesem
\yciowym!". Moim własnym kryterium sukcesu jest zdolność do tego, by pracować z radością
i \yć z pozytywnym nastawieniem do świata Zgodnie z tą definicją większości uczniów mojej
szkoły powiodło się w \yciu.
Jeden z uczniów przyszedł do nas gdy miał 5 lat. Opuścił szkolę w wieku 17 lat i przez
wszystkie te lata nie poszedł na ani jedną lekcję. Większość czasu spędzał w warsztacie.
Matka i ojciec trzęśli się ze strachu o jego przyszłość. On nigdy nie przejawiał \adnej chęci
do nauki i czytania. A jednak pewnego wieczoru, gdy miał
9 lat, zastałem go w łó\ku czytającego.
 Có\ to - powiedziałem - kto nauczył cię czytać?
 Sam się nauczyłem.
Kilka lat pózniej przyszedł do mnie i zapytał:
- Jak się dodaje połowę i dwie, piąte? - powiedziałem mu. Spytałem, czy chciałby wiedzieć
coś jeszcze.
- Nie, dziękuję  odrzekł.
Jeszcze pózniej rozpoczął pracę w studiu filmowym jako pomocnik kamerzysty. Gdy uczył
się zawodu, zdarzyło mi się spotkać jego szefa na przyjęciu, więc spytałem, jak daje sobie
radę,  Najlepszy chłopak, jakiego mieliśmy kiedykolwiek", powiedział pracodawca.  On nigdy
nic chodzi  on biega. A w weekendy to prawdziwe z nim utrapienie, bo przez te dwa dni nic
da się go utrzymać z dala od studia".
Był te\ chłopiec, który nie mógł nauczyć się czytać. Nikt nie był w stanic mu pomóc. Nawet
gdy prosił o lekcję, jakaś ukryta przeszkoda nic pozwalała mu odró\nić  b" od  p", ,.l" od  k".
Opuścił szkołę w wieku 17 lat, nie umiejąc czytać. Obecnie Jack specjalizuje się w produkcji
narzędzi. Uwielbia rozmawiać o pracy w metalu. Umie teraz czytać, lecz o ile mi wiadomo,
czyta głównie artykuły z zakresu mechaniki  a czasami te\ prace z dziedziny psychologii.
Nie przypuszczam, \eby kiedykolwiek zdarzyło mu się przeczytać powieść,
a mimo to mówi doskonałym, gramatycznym językiem i jego wiedza ogólna jest znakomita.
Pewien nasz gość, który nie miał pojęcia o tej historii, powiedział do mnie:  Ale\ ten chłopak
jest niesamowicie bystry!".
Diana była milą dziewczynką, która chodziła na lekcje bez zbytniego zainteresowania. Nie
miała głowy do nauki. Przez długi czas zastanawiałem się, co te\ ona będzie robić w \yciu.
Gdy opuściła szkolę mając 16 lal, ka\dy oceniłby ją jako słabo wykształconą dziewczynę.
Obecnie prezentuje nowy rodzaj kuchni w Londynie Jest wybitnym fachowcem w swojej
pracy; a co najwa\niejsze, jest w niej szczęśliwa.
Trzynastolatka, nowa uczennica, powiedziała mi, \e nienawidzi wszystkich szkolnych
przedmiotów i krzyczała z radości, gdy dowiedziała się, \e mo\e robić dokładnie to, na co ma
ochotę.
 Nie musisz nawet przychodzić do szkoły, jeśli nie chcesz  powiedziałem.
Zajęła się więc przyjemnym spędzaniem czasu, i bawiła się dobrze  kilka tygodni. Potem
zauwa\yłem, \e się nudzi.
 Naucz mnie czegoś  rzekła do mnie któregoś dnia.  Nudzę się jak mops.
- W porządku  odparłem wesoło.  Czego chcesz się nauczyć?
 Nie wiem  odpowiedziała.
 Ja te\ nie wiem  odrzekłem na to i odszedłem. Minęło parę miesięcy. Przyszła do mnie
znowu.
 Zamierzam zdać egzaminy  powiedziała  i chcę, \ebyś mnie uczył.
Codziennie rano solidnie pracowała ze mną i innymi nauczycielami. Zwierzyła mi się, \e
przedmioty szkolne nie bardzo ją interesują, natomiast cel, który zamierza osiągnąć  tak.
Odnalazła się, gdy pozwolono jej być sobą.
Ciekawe, \e wolne dzieci wykazują zainteresowanie matematyką. Znajdują przyjemność w
geografii i historii. Wybierają z proponowanych im przedmiotów tylko te, które je interesują.
Wolne dzieci poświęcają większość czasu pracom w drewnie czy metalu, malowaniu,
czytaniu beletrystyki, aktorstwu, odgrywaniu fantazji, słuchaniu jazzu.
Ośmiolatek, stale otwierał moje drzwi i pytał: ,,A tak przy okazji, co mam teraz robić'?". Nikt
nic mówił mu. czym ma się zająć. Sześć miesięcy pózniej, je\eli chciało się go znalezć szło
się do jego pokoju. Zawsze mo\na było go tam zastać, tonącego w papierach. Spędzał cale
godziny na robieniu map. Pewnego razu profesor z Uniwersytetu odwiedził nas. Natknął się
na tego chłopca i zadawał mu wiele pytań Pózniej przyszedł do mnie i powiedział:
 Próbowałem przepytać tego chłopca z geografii, ale on mówił o miejscach,
o których ja nigdy nie słyszałem".
Muszę jednak wspomnieć tak\e o naszych niepowodzeniach. Jedna piętnastoletnia
dziewczynka była z nami blisko rok. Przez cały ten czas nie znalazła \adnego zajęcia, które
by ją zainteresowało. Przyszła do nas za pózno. Przez dziesięć lat jej \ycia nauczyciele
decydowali za nią. Gdy znalazła się u nas straciła ju\ wszelką inicjatywę. Nudziła się.
Samorząd
Nasza szkoła jest samorządną i demokratyczną. Wszystkie sprawy związane z- \yciem
społecznym czy grupowym - łącznie z karaniem za przewinienia przeciw społeczności są
załatwiane przez głosowanie w sobotnie wieczory na Ogólnym Spotkania Szkoły. Ka\dy
nauczyciel i ka\de dziecko, niezale\nie od wieku, ma jeden głos. Mój głos ma taką samą
wagę jak głos siedmiolatka. Mo\na się teraz uśmiechnąć i powiedzieć:  Ale twoja wypowiedz
ma jednak większe znaczenie, prawda ?" No, to przekonajmy się. Pewnego razu wstałem na
zebraniu i zaproponowałem, \e palenie papierosów powinno być zabronione dzieciom
poni\ej szesnastu lat Wysunąłem argumenty na słuszność mojego stanowiska: narkotyk,
trujący, brak rzeczywistej chęci palenia u dzieci, a głównie potrzeba pokazania, \e jest się
dorosłym. Kontrargumenty padały z całej sali. Głosowaliśmy. Zostałem przegłosowany przez
przytłaczającą większość.
Warto opowiedzieć dalszy ciąg. Po mojej pora\ce chłopiec w wieku szesnastu lat wysunął
propozycję, \e palenie powinno być zabronione dzieciom poni\ej dwunastu lat Jego wniosek
przeszedł. Jednak\e na następnym cotygodniowym spotkaniu dwunastoletni chłopiec
zaproponował uchylenie nowej reguły dotyczącej palenia mówiąc:  Siedzimy wszyscy w
toaletach i palimy w tajemnicy dokładnie tak samo, jak dzieci w zwykłych szkołach. Twierdzę,
\e jest to sprzeczne z całą ideą szkoły". Jego wystąpienie przyjęto owacjami i zebranie
uchyliło tę regułę. Mam nadzieję, \e jasno pokazałem, i\ mój głos nie zawsze więcej znaczy
od głosu dziecka.
Samorząd nie jest zbiurokratyzowany. Ka\de spotkanie prowadzi inny przewodniczący,
wyznaczony przez poprzedniego przewodniczącego, a funkcję sekretarza sprawuje ochotnik.
Nasza demokracja ustanawia reguły - tak\e te dobre. Na przykład zabroniona jest kąpiel w
morzu bez nadzoru ratowników, którymi zawsze są nauczyciele. Zabronione jest wchodzenie
na dachy. Trzeba przestrzegać godzin ciszy nocnej albo automatycznie płacić grzywnę. To,
czy zajęcia mają być odwołane w czwartek czy piątek poprzedzający jakieś święto, jest
sprawą głosowania na Ogólnym Spotkaniu Szkoły.
Sukces zebrania zale\y w du\ym stopniu od siły lub słabości przewodniczącego, poniewa\
utrzymanie porządku wśród czterdzieściorga pięciorga energicznych dzieci nie jest łatwe.
Przewodniczący ma prawo karania hałaśliwych obywateli grzywną. W przypadku słabego
przewodniczącego kary pienię\ne są stanowczo zbyt częste.
Personel, rzecz jasna, bierze udział w dyskusjach. Gdy przychodzi do oddawania głosów czy
przedstawiania własnych propozycji biorę, oczywiście, udział tak jak wszyscy. Oto typowy
przykład. Zaprotestowałem kiedyś przeciwko graniu w piłkę no\ną w korytarzu. Korytarz jest
pod moim gabinetem, wyjaśniłem więc, \e gdy pracuję, to nie lubię hałasu, jaki robią grający.
Zaproponowałem, \eby zabronić tego w budynku. Poparło mnie parę dziewczyn, kilku
starszych chłopców i większość personelu. Lecz moja propozycja nie przeszła, co oznaczało,
\e w dalszym ciągu musiałem znosić hałaśliwe szuranie nogami pod gabinetem. W końcu,
po wielu publicznych dysputach na kilku zebraniach, udało mi się, za aprobatą większości,
doprowadzić do wydania zakazu gry w piłkę no\ną w korytarzu. To jest właśnie sposób, w
jaki mniejszość zdobywa prawa w naszej szkolnej demokracji - wytrwale się ich domaga.
Odnosi się to zarówno do małych dzieci, jak i do dorosłych.
Niektóre aspekty \ycia szkolnego nie podlegają samorządowi. Moja \ona planuje
umeblowanie sypialń. układa menu, wysyła i płaci rachunki. Ja zatrudniam nauczycieli i
proszę ich, by odeszli, gdy sądzę, \e nie są odpowiedni.
Do zadań samorządu nale\y nie tylko ustanawianie reguł, lecz tak\e omawianie społecznych
cech naszej grupy. Na początku ka\dego semestru ustanawia się przez głosowanie reguły
dotyczącej ciszy nocnej. (Chodzi się spać o określonej porze, zale\nie od wieku). Następnie
omawia się sprawy związane z zachowaniem w ogóle. Trzeba te\ wybrać komitety sportowe,
komitet organizacyjny potańcówki na zakończenie semestru, komitet teatralny, dy\urnych
ciszy nocnej oraz dy\urnych  miejskich", którzy informują o wszelkich przynoszących wstyd
zachowaniach poza obrębem szkoły.
Jedzenie jest zawsze najbardziej ekscytującym ze wszystkich poruszanych tematów. Ju\
nieraz o\ywiałem nudne spotkanie proponując likwidację dokładki. Jakakolwiek oznaka
protekcji w kwestii jedzenia traktowana jest bardzo surowo. Natomiast, gdy kuchnia porusza
sprawę marnowania \ywności, zebrani nie są zbyt zainteresowani. Stosunek dzieci do
jedzenia jest z gruntu osobisty i egocentryczny.
Na Ogólnych Spotkaniach Szkoły unika się wszelkich akademickich dyskusji. Dzieci są
niesamowicie praktyczne i teoria je nudzi. Lubią konkrety, nie abstrakcje. Kiedyś zgłosiłem
wniosek, \eby uchwalić regułę zabraniającą przeklinania oraz podałem swoje powody.
Oprowadzałem po szkole pewną kobietę i jej synka, ewentualnego ucznia. Nagle z góry
doleciał bardzo silny przymiotnik. Matka bez zastanowienia zabrała syna
i pośpiesznie opuściła szkołę.
- Dlaczego - zapytałem na spotkaniu - ma ucierpieć mój dochód z powodu tego, \e ktoś
klnie w obecności rodziców potencjalnego ucznia? To w ogóle nie jest problem moralny tylko
czysto finansowy. Wy klniecie, ja tracę pieniądze
Czternastoletni - chłopiec odpowiedział na moje pytanie.
- Pleciesz bzdury  stwierdził. - Przecie\ to jasne, \e je\eli ta kobieta była zaszokowana, to
nie wierzyła w ideę naszej szkoły. Nawet gdyby zapisała synka do naszej szkoły, to i tak
zabrałaby go stąd, gdy będąc w domu na pierwszych wakacjach mówiłby  psiakrew1' i
 cholera".
Zebrani zgodzili się z nim i mój wniosek został odrzucony w głosowaniu. Ogólne Spotkanie
Szkoły często musi zajmować się sprawą znęcania się nad słabszymi. Nasza społeczność
jest bardzo surowa dla takich osobników, a reguła samorządu szkolnego obowiązująca w
szkole została wywieszona i podkreślona na tablicy informacyjnej:  Wszystkie przypadki
znęcania się nad słabszymi będą potraktowane bardzo surowo". Jednak\e to zjawisko nie
jest tak częste u nas, jak w zwykłych szkołach, a przyczyny nie trzeba daleko szukać.
Dziecko, poddane dyscyplinie dorosłych, staje się osobą, która nienawidzi. A poniewa\ nie
mo\e tej wrogości do dorosłych bezkarnie okazać, wyładowuje ją na mniejszych i słabszych.
To jednak rzadko zdarza się u nas . Bardzo często, po przeanalizowaniu oskar\enia o
znęcanie się, cała sprawa sprowadza się do tego, \e jedna z dziewcząt nazwała drugą
wariatką.
Pewnego razu czterech z największych chłopców zostało oskar\onych na Ogólnym
Spotkaniu Szkoły o robienie rzeczy niedozwolonej - sprzedawanie rozmaitych części swojej
garderoby, Reguła, która tego zabrania, została przyjęta z racji, \e takie praktyki są nie w
porządku wobec rodziców kupujących ubranie oraz wobec szkoły, bowiem gdy dzieci
wracają do domu ubo\sze o parę ciuchów, rodzice obwiniają szkołę o niedbałość.
Wspomniani czterej chłopcy zostali ukarani w następujący sposób: przez cztery dni nie wolno
im było opuszczać terenu szkoły oraz musieli w tym czasie kłaść się spać o dwudziestej.
Przyjęli werdykt bez sarkania. W poniedziałek wieczorem, gdy wszyscy poszli do kina,
zastałem jednego z winowajców, czytającego w łó\ku.
- Ale\ z ciebie frajer-powiedziałem. - Wszyscy są w kinie. Dlaczego nie wstaniesz z tego
łó\ka?
- Aleś ty dowcipny - odpowiedział.
Zadziwiająca jest ta lojalność uczniów wobec własnej demokracji. Nie ma w niej strachu, nie
ma urazy. Widziałem, jak długo sadzono chłopca za jakiś aspołeczny postępek i wydawano
werdykt. Często taki dopiero co  skazany" chłopiec wybierany jest na przewodniczącego
następnego spotkania.
Poczucie sprawiedliwości u dzieci nigdy nie przestało mnie zadziwiać. A tak\e umiejętność
wymierzania sprawiedliwości. Z wychowawczego punktu widzenia samorząd ma ogromną
wartość.
Pewne rodzaje przewinień podlegają automatycznie karze pienię\nej. Je\eli jezdzi się na
cudzym rowerze bez pozwolenia, nieuchronnie płaci się karę pienię\ną Przeklinanie w
mieście (mo\na kląć do woli na terenie szkoły), złe zachowanie w kinie, wspinanie się na
dachy, rzucanie jedzeniem w jadalni - te i tym podobne naruszenia obowiązujących reguł
podlegają zwyczajowej karze grzywny.
Z reguły są to kary pienię\ne: zapłać swoją tygodniówkę lub zrezygnuj z wyjścia do kina.
Często wysuwanym zastrze\eniem wobec dzieci w roli sędziów jest to, \e karzą one zbyt
surowo. Stwierdzam, \e tak nie jest. Wręcz przeciwnie, dzieci są bardzo łagodne. Ponadto
kara ma zawsze jakiś związek z przewinieniem.
Trzy dziewczynki zakłócały sen innym. Kara: przez tydzień muszą kłaść się spać o godzinę
wcześniej. Dwóch chłopców oskar\ono o rzucanie ziemią w innych chłopców. Kara: muszą
nawiezć ziemi potrzebnej do wyrównania boiska hokejowego. Często przewodniczący
stwierdza:  Ta sprawa jest tak głupia, \e a\ brak mi słów", i decyduje, \e. me ma potrzeby
nią się zajmować.
Gdy sądzono naszego sekretarza za je\d\enie na rowerze bez pozwolenia, on i dwóch
innych pracowników, którzy te\ na nim jezdzili, musieli za karę pchać się wzajemnie na
tym\e rowerze dziesięć razy dookoła głównego trawnika. Czterem chłopaczkom, którzy
wspinali się na drabinę nale\ącą do murarzy budujących nowy warsztat, kazano wchodzić i
schodzić z niej przez dziesięć minut bez przerwy.
Rzadko zdarza się, by ktoś zachowywał się na spotkaniu w sposób nadmiernie pewny siebie
i zarozumiały. Społeczność krzywo patrzy na wszelkie oznaki zarozumialstwa. Pewien
jedenastoletni chłopiec, straszny ekshibicjonista, zwykł wstawać i zwracać na siebie uwagę
wygłaszając drugie i zawiłe komentarze bez związku
i nie na temat. To znaczy, usiłował tak robić, ale zebrani wygwizdali go. Młodzi ludzie
doskonale wyczuwają nieszczerość.
Samorządność przynosi efekty. W gruncie rzeczy szkolą, która nie ma samorządu, nie
powinna być nazywana postępową. Taka szkoła jest szkołą kompromisową. Nie mo\na
mówić o wolności, je\eli dzieci nie mają pełnej swobody rządzenia swoim \yciem
społecznym. Tam, gdzie jest kierownik, nie ma prawdziwej wolności. Dotyczy to nawet
bardziej łaskawego kierownika, ni\ takiego, który \ąda posłuchu. Dziecko z charakterem
mo\e buntować się przeciw twardemu szefowi, podczas gdy łagodny szef sprawia, \e
dziecko staje się bezsilnie miękkie i niepewne swoich prawdziwych uczuć.
Dobry samorząd mo\liwy jest w szkole tytko wtedy, gdy jest w niej grupa starszych uczniów,
którzy lubią spokój i walczą z obojętnością czy opozycją wieku gangsterskiego. Chocia\ ta
starsza młodzie\ jest często przegłosowywana, to jednak właśnie ona naprawdę wierzy i
chce samorządu. Natomiast dzieci do wieku, powiedzmy, dwunastu lat nie stworzą go bez
pomocy, poniewa\ nie osiągnęły jeszcze wieku społecznego. jej: Wydaje się, \e dzieci, gdy
są w mniejszości, nie odczuwają tego tak silnie jak dorośli.
Jest u nas jeden wieczny problem, którego nie da się rozwiązać; mo\na by go nazwać
problemem ,,Jednostka kontra społeczność". Tak nauczyciele, jak uczniowie zostają w końcu
wyprowadzeni z równowagi, gdy banda dziewcząt, której przewodzi jakaś trudna jednostka,
dra\ni innych, oblewa ludzi wodą, łamie reguły ciszy nocnej i bez przerwy wszystkim daje się
we znaki. Wreszcie przywódczyni, zostaje zaatakowana na Ogólnym Spotkaniu. Pada wiele
mocnych słów potępiających nadu\ywanie przez nią swobody. Goszcząca u nas, psycholog,
powiedziała do mnie:
- Tak nie mo\na. Ta dziewczynka ma nieszczęśliwą twarz; nigdy nie była kochana, a cała ta
otwarta krytyka sprawia, \e czuje się kochana jeszcze mniej ni\ przedtem. Ona potrzebuje
miłości, nie krytyki. - Droga pani - odpowiedziałem - próbowaliśmy zmienić ją miłością.-
całymi tygodniami nagradzaliśmy jej antyspołeczne zachowanie. Okazywaliśmy jej uczucie i
tolerancję, lecz ona nie reagowała. Prawdę powiedziawszy patrzyła na nas jak na głuptaków,
łatwe cele dla swojej agresji. Nie mo\emy poświęcać całej społeczności dla jednej osoby.
Nie znam idealnej odpowiedzi. Wiem tylko, \e gdy dziewczyna skończy piętnaście lat, będzie
jednostką społeczną, a nie przywódcą band. Wierzę w siłę oddziaływania opinii publicznej.
śadne dziecko nie będzie latami znosić tego, \e jest nie lubiane i krytykowane. Jeśli
natomiast chodzi o potępienie na spotkaniu szkoły, to po prostu nie mo\na poświęcić innych
z powodu jednego trudnego dziecka.
Mieliśmy kiedyś w szkole sześcioletniego chłopca, który miał nieszczęśliwe \ycie, zanim
przyszedł do nas. Znęcał się nad słabszymi, był destrukcyjny i pełen nienawiści. Pięciolatki
cierpiały i płakały. Społeczność miała coś zrobić, \eby je chronić; a robiąc to musiała być
przeciw niemu. Nie mo\na było pozwolić na to, \eby błędy dwojga rodziców odbijały się na
innych dzieciach, którym okazywano w domu miłość i troskę.
Zdarzało się, aczkolwiek bardzo sporadycznie, \e musiałem odesłać jakieś dziecko,
poniewa\ sprawiało, \e szkoła stawała się piekłem dla reszty. Mówię to z \alem, z niejakim
poczuciem przegranej, ale nie widziałem innego wyjścia.
Moim zdaniem jedno cotygodniowe Ogólne Spotkanie Szkoły jest więcej warte ni\
całotygodniowy zestaw przedmiotów szkolnych. Jest to wspaniałe forum do ćwiczenia się w
publicznym mówieniu i większość dzieci robi to dobrze i bez skrępowania. Często słyszałem
rozsądne przemówienia wygłaszane przez dzieci, które nie umiały ani czytać ani pisać.
Nie widzę alternatywnej metody dla naszej demokracji. Mo\e ona być bardziej sprawiedliwa
ni\ demokracja polityczna, poniewa\ dzieci są \yczliwe dla siebie wzajemnie i nie mają
\adnych nadzwyczajnych nabytych praw. Ponadto jest to prawdziwsza demokracja, bo
wszystkie prawa ustanawiane są na otwartym zebraniu i nie powstaje problem nie
kontrolowanych, wybranych delegatów.
O znaczeniu samorządu decyduje fakt, \e doświadczające wolności dzieci zdobywają
szerokie spojrzenie na świat. Reguły, które ustanawiają, dotyczą rzeczy zasadniczych, nie
pozorów.
Zabawa
Nigdy jeszcze nie widziałem leniwego dziecka. To, co nazywane bywa lenistwem, jest albo
brakiem zainteresowania albo brakiem zdrowia. Zdrowe dziecko nie urnie być leniwe, musi
przez cały dzień coś robić. Znałem kiedyś bardzo zdrowego chłopca, którego uwa\ano za
lenia. Matematyka nie interesowała go zupełnie, ale szkolny plan zajęć wymagał, by uczył się
tego przedmiotu. Oczywiście nie chciał, a jego nauczyciel uwa\ał, \e jest on leniwy.
Stwierdzam, \e mnie nie udaje się skłonić siedemnastoletniej młodzie\y do pomocy przy
sadzeniu ziemniaków, przy pieleniu cebuli, chocia\ ci sami chłopcy spędzają całe godziny
grzebiąc w silnikach, myjąc samochody czy robiąc radioodbiorniki. Długo trwało, zanim
zaakceptowałem to zjawisko. Prawda zaczęła docierać do mnie pewnego razu, gdy kopałem
ogród mojego brata. To zajęcie nie sprawiało mi przyjemności i nagle pojąłem, \e cała
sprawa w tym, i\ kopię ogród, który mnie nic nie obchodzi. Podobnie mój ogród nie ma
\adnego znaczenia dla chłopców, podczas gdy ich rowery czy radia są dla nich wa\ne.
Długo jeszcze czekać trzeba na prawdziwy altruizm, a i tak nigdy nie traci on elementów
egoizmu.
Małe dzieci mają zupełnie inny stosunek do pracy ni\ nastolatki. Nasze maluchy w wieku do
ośmiu lat będą bardzo dzielnie pracować mieszając cement, wo\ąc piasek, czyszcząc cegły;
będą pracować nie myśląc o nagrodzie. Identyfikują się z dorosłymi, a taka praca jest dla
nich jak fantazje zrealizowane w rzeczywistości.
Jednak\e od wieku ośmiu-, dziewięciu lat a\ do wieku dziewiętnastu czy dwudziestu lat chęć
wykonywania nudnej pracy fizycznej po prostu nie występuje. Odnosi się to do większości
dzieci. Zdarzają się, oczywiście, dzieci, które są pracowite od wczesnego dzieciństwa przez
całe \ycie. Faktem jest, \e my, dorośli, wykorzystujemy dzieci stanowczo zbyt często.  Skocz
wrzucić mi ten list . Nikt nie lubi być wykorzystywany.
Moim zdaniem rozsądna cywilizacja nie wymagałaby pracy od dzieci do czasu, a\ skończą
one co najmniej osiemnaście lat. Większość chłopców i dziewczyn robiłaby du\o przed
osiągnięciem tego wieku, ale taka praca byłaby dla nich zabawą, prawdopodobnie byłaby
tak\e nieekonomiczna z punktu widzenia rodziców. Czuję się przygnębiony na myśl o
ogromie pracy, jaką muszą wykonać studenci, by przygotować się do egzaminów.
Słyszałem, \e w przedwojennym Budapeszcie prawie 50% studentów prze\ywało fizyczne
lub psychiczne załamania po egzaminach maturalnych.
Powodem, dla którego stale słyszymy takie dobre opinie o pracowitości, jaką wykazują się
nasi byli uczniowie wykonujący odpowiedzialną pracę, jest fakt, \e te dziewczyny i chłopcy
prze\yli okres skoncentrowanego na sobie fantazjowania. Jako młodzi, dorośli ju\ ludzie
potrafią stawić czoło rzeczywistości bez \adnych podświadomych tęsknot za zabawami
dzieciństwa.
Naszą szkołę mo\na by zdefiniować jako szkołę, w której zabawa jest najwa\niejsza.
Dlaczego bawią się dzieci i kociaki, nie wiem. Przypuszczam, \e ma to związek z energią.
Nie chodzi mi o zabawy w sensie zorganizowanym, czy o zmagania na boiskach sportowych.
Chodzi mi o zabawę w sensie fantazji. Zorganizowane gry anga\ują sprawność,
współzawodnictwo, współpracę w grupie, natomiast zabawy dzieci nie wymagają zwykle
specjalnych umiejętności, jest w nich bardzo mało współzawodnictwa i prawie nie ma \adnej
współpracy w grupie. Małe dzieci bawią się w gry typu gangsterskiego ze strzelaniem czy
walką na miecze. Na długo przed epoką kina dzieci bawiły się w ten sposób. Opowiadania i
filmy mogą kierunkować niektóre zabawy, ale ich podstawy znajdują się w sercach dzieci
wszystkich ras. U nas sześciolatki bawią się przez cały dzień  robią to z fantazją, Dla
małego dziecka rzeczywistość i fantazja są ze sobą bardzo blisko związane. Małe dzieci \yją
w świecie wyobrazni i tę wyobraznię wcielają w czyn. Chłopcy w wieku od ośmiu do
czternastu lat w swoich zabawach bez przerwy cały dzień, katrupią ludzi lub latają po niebie
na swoich drewnianych samolotach, dziewczynki tak\e przechodzą przez okres band, ale
bez strzelb czy mieczy. Je\eli przyznajemy, \e dzieciństwo jest zabawą to jak my, dorośli,
reagujemy na ten fakt? My to ignorujemy. Zapominamy o tym zupełnie, poniewa\ dla nas
zabawa jest marnowaniem czasu. Wznosimy więc du\e miejskie szkoły z wieloma salami i
drogimi pomocami szkolnymi, a tym, co ma zaspokoić instynkt zabawy, jest najczęściej mały
betonowy plac. Mo\na by, z pewną dozą racji, twierdzić, \e zło cywilizacji wynika z faktu, \e
\adne dziecko nie mogło się nigdy do końca wybawić. Innymi słowy, dziecko, jak roślina
cieplarniana, zostało wyhodowane na dorosłego, zanim osiągnęło dojrzałość.
Stosunek dorosłych do zabawy jest całkowicie arbitralny. My, starzy, planujemy czas dzieci:
nauka od dziewiątej do dwunastej, godzinka przerwy na obiad, i znowu lekcje do trzeciej.
Gdyby poprosić o uło\enie planu nie- skrępowane dziecko, niemal na pewno przeznaczyłoby
ono du\o czasu na zabawę, a tylko trochę na lekcje. U podło\a antagonizmu dorosłych
wobec zabawy dzieci le\y strach. Setki razy wysłuchiwałem pełne niepokoju pytania:  Je\eli
mój syn będzie się bawił cały dzień, to jak kiedykolwiek nauczy się czegoś, jak zda
egzaminy? . Nieliczni tylko przyjmą moją odpowiedz:  Je\eli pozwolisz twojemu dziecku
bawić się tak długo, jak zechce, to będzie w stanie zdać egzaminy wstępne po dwóch latach
intensywnej nauki, zamiast po trwającej zwykle pięć, sześć czy siedem lat nauce w szkole,
która lekcewa\y zabawę, jako część \ycia .
Lecz zawsze muszę dodać:  Zakładając, \e on w ogóle będzie chciał zdawać te egzaminy!
Mo\e, na przykład, chcieć zostać tancerzem czy mechanikiem radiowym. Ona mo\e chcieć
zostać projektantką odzie\y czy pielęgniarką dziecięcą.
Tak, strach o przyszłość dziecka popycha dorosłych do tego, \e pozbawiają dzieci ich prawa
do zabawy. Jest w tym jednak coś więcej. Za tą dezaprobatą zabawy kryje się bowiem
mgliste przekonanie, \e wcale nie jest tak dobrze być dzieckiem, przeświadczenie, które
dochodzi do głosu, gdy napomina się młodego dorosłego:  Nie bądz dzieckiem .
Rodzice, którzy zapomnieli o tęsknotach swojego dzieciństwa  zapomnieli jak się bawić i
jak fantazjować są marnymi rodzicami. Dziecko, które utraci zdolność do zabawy, jest
psychicznie martwe oraz niebezpieczne dla ka\dego innego dziecka, które wejdzie z nim w
kontakt.
Intrygująca, choć niebywale trudną, byłaby ocena krzywdy wyrządzonej dzieciom, którym nie
pozwolono bawić się do woli. Zastanawiam się często, czy te masy ludzi oglądające
zawodowy football, usiłują odreagować swoje zablokowane zainteresowanie zabawą,
poprzez identyfikację z zawodnikami grającymi niejako zamiast nich. Większość naszych
absolwentów nie chodzi na mecze piłki no\nej, nie interesuje się tak\e ró\nego rodzaju
widowiskami.
Szczęście
Celem \ycia jest szczęście. Złem \ycia jest wszystko to, co ogranicza je lub niszczy.
Oczywiście, \e nikt z nas nie jest szczęśliwy przez cały czas; bolą nas zęby, mamy nieudane
romanse itd. Je\eli słowo szczęście coś znaczy, to oznacza ono wewnętrzne
dobre samopoczucie, poczucie równowagi, uczucie zadowolenia z \ycia. Mo\e istnieć tylko
wtedy, gdy człowiek czuje się wolny.
Wolne dzieci mają twarze otwarte, bez lęku; dzieci poddawane dyscyplinie wyglądają na
zastraszone, przygnębione, pełne lęku.
Szczęście zawsze oznacza dobro; jego brak w swojej ekstremalnej postaci to
prześladowanie mniejszości czy wojna. Nie jest łatwo dać dziecku wolność. Oznacza to, \e
odmawiamy uczenia go religii, polityki czy świadomości klasowej. Dziecko nie doświadcza
prawdziwej wolności, gdy słyszy ojca rzucającego gromy na jakieś ugrupowanie polityczne .
Jest nieomal niemo\liwe uchronić dzieci przed przyjmowaniem naszego stosunku do \ycia.
Mało prawdopodobne, by syn rzeznika głosił wegetarianizm , to znaczy, o ile lęk przed
autorytetem ojca nie doprowadzi go do opozycji.
Społeczeństwo z samej swej natury jest wrogie wolności. Społeczeństwo -tłum  jest
konserwatywne i nienawistne wobec nowej myśli. Moda stanowi przykład nieprzyjaznego
stosunku tłumu do swobody. Tłum \ąda ujednolicenia. W mieście jestem dziwakiem, bo
noszę sandały; w mojej wsi byłbym pomylony, gdybym nosił kapelusz. Nieliczni odwa\ają się
odstąpić od tego, co powszechnie uchodzi za właściwe.
Dać swobodę, to znaczy pozwolić dziecku \yć własnym \yciem. Wydaje się to proste,
gdy wyrazić to w ten sposób. Tylko \e nasz nieszczęsny nawyk nauczania, urabiania,
pouczania i przymuszania czyni nas niezdolnymi do uświadomienia sobie prostoty
prawdziwej wolności. Jak reaguje dziecko, gdy nie ogranicza mu się wolności? Dzieci
inteligentne i dzieci nie-tak-znów-inteligentne zyskują coś, czego nigdy nie miały takie coś,
czego niemal nie daje się określić. Głównym zewnętrznym tego przejawem jest ogromny
wzrost szczerości i \yczliwości plus zmniejszenie agresji. Gdy dzieci nie doświadczają lęku i
dyscypliny, nie są otwarcie agresywne. Tylko raz przez trzydzieści osiem lat w naszej szkole
widziałem bójkę na pięści i rozbite nosy. Zawsze mo\na znalezć jakiegoś znęcającego się
nad słabszymi tchórza  bowiem \adna ilość wolności w szkole nie jest w stanie całkowicie
zneutralizować wpływu złego domu. Nabyty wciągu pierwszych miesięcy czy lat \ycia
charakter mo\e się zmienić pod wpływem wolności, ale nie mo\e się całkowicie odmienić.
Największym wrogiem wolności jest lęk. Dorośli, którzy obawiają się, \e młodzi będą
zepsuci, sami są zepsuci . Je\eli człowieka cokolwiek szokuje, to właśnie to, co go
najbardziej pociąga. Świętoszek to rozpustnik, który nie ma odwagi stanąć twarzą w twarz ze
swą nagą duszą. Jednak\e wolność to tak\e pokonanie ignorancji. Wolni ludzie nie
potrzebowaliby cenzora sztuk czy ubioru. Bowiem wolni ludzie nie interesowaliby się
szokującymi rzeczami, poniewa\ wolnych łudzi nie mo\na by zaszokować. Naszych uczniów
nic nie szokuje  nie dlatego, \e są zaawansowani w grzechu  lecz dlatego, \e prze\yli
oni swoje zainteresowanie szokującymi rzeczami i nie są im one więcej potrzebne jako
przedmiot rozmowy czy dowcipu.
Ludzie mówią mi często tak:  Jak twoje wolne dzieci przystosują się kiedykolwiek do
\yciowego mozołu i harówki? Mam nadzieję, \e te dzieci będą pionierami w obaleniu
takiego właśnie modelu \ycia.
Musimy pozwolić dzieciom być egoistami  mającymi pełną swobodę zaspokajania
własnych dziecięcych zainteresowań. Powiedziałem:  W mojej szkole nie będziemy
krytykować, karać, moralizować. Pozwolimy ka\demu dziecku \yć zgodnie z jego głębokimi
impulsami - minęło wiele lat, zanim nauczyłem się, \e to wolność pomaga trudnym
dzieciom, a nie terapia. Stwierdzam, \e moim głównym zadaniem jest siedzieć spokojnie i
akceptować to wszystko, czego dziecko w sobie nie akceptuje to znaczy osłabiać głos
narzuconego mu sumienia, jego nienawiść do samego siebie.
Nowy chłopiec klnie. Uśmiecham się i mówię:  Nie przerywaj sobie. W przeklinaniu nie ma
nic złego . Tak samo z masturbacją, kłamstwem, kradzie\ą i innymi społecznie potępianymi
czynami.
Gdy indywidualny interes dziecka koliduje z interesem społecznym, wtedy nale\y przyznać
pierwszeństwo jego indywidualnemu dobru. Cała idea naszej szkoły, to zapewnienie
wolności: pozwolenie dziecku na to, aby zaspokajało w pełni swoje naturalne potrzeby.
Jak mo\na obdarzać szczęściem? Moja własna odpowiedz brzmi: Znieś autorytet. Pozwól
dziecku być sobą. Nie pomiataj nim. Nie pouczaj. Nie praw kazań. Nie umoralniaj go. Nie
zmuszaj do robienia czegokolwiek. Ta odpowiedz mo\e nie być twoją odpowiedzią. Je\eli
jednak odrzucasz moją, to na tobie cią\y obowiązek znalezienia lepszej.
Wolność
Szkoła powinna uczynić \ycie dziecka zabawą. Nie chodzi mi oto, \e dziecko powinno mieć
drogę usłaną ró\ami. Ułatwianie mu wszystkiego jest fatalne dla jego charakteru. Ale ju\
samo \ycie przynosi tak wiele trudności, \e te sztucznie przez nas dzieciom sprawiane, są
doprawdy niepotrzebne. Uwa\am, \e narzucanie czegokolwiek mocą autorytetu jest błędem.
Dziecko nie powinno robić niczego, dopóki samo nie dojdzie do wniosku swojego własnego
wniosku \e coś tam powinno zostać zrobione. Wolność to robienie tego, co się komu
podoba, dopóki nie narusza się wolności innych. W naszej szkole dziecko nie mo\e robić co
mu się podoba. Jego własne prawa otaczają je ze wszystkich stron. Wolno mu robić to, co
chce, jedynie i wyłącznie w sprawach, które jego samego dotyczą. Mo\e bawić się przez cały
dzień, jeśli chce, poniewa\ praca i nauka są sprawami jedynie jego. Natomiast nie wolno mu
grać na trąbce w klasie, gdy\ to przeszkadzałoby innym.
Mógłbym zmusić się siłą woli do tego, \eby rzucić palenie, lecz nie mogę siłą woli zmusić się
do miłości czy te\ do tego, \ebym polubił botanikę. Nikt nie jest w stanie zmusić siebie do
tego, by być dobrym czy te\, jeśli ju\ o to chodzi, złym.
Nie mo\na nauczyć kogoś, by miał silną wolę. Je\eli kształci się dzieci w atmosferze
wolności, będą one bardziej świadome samych siebie, poniewa\ wolność pozwała na to, by
coraz więcej podświadomego stało się świadome. Dlatego te\ większość dzieci w naszej
szkole ma nieliczne wątpliwości na temat \ycia. One wiedzą, czego chcą i przypuszczam
tak\e, \e to zdobędą.
Pamiętajmy, \e to, co nazywane bywa słabą wolą, jest zazwyczaj oznaką braku
zainteresowania. Słaba osoba, którą łatwo nakłonić do gry w tenisa, gdy nie ma na to ochoty,
jest kimś, kto nie ma pojęcia o tym, co go naprawdę interesuje. System niewolniczej
dyscypliny sprzyja temu, \e taki ktoś pozostaje człowiekiem płytkim, o słabej woli.
Społeczność ma prawo poskromienia aspołecznie zachowującego się chłopca, poniewa\
narusza on prawa innych. Ale społeczność nie ma \adnego prawa zmuszania chłopca, by
uczył się łaciny- bowiem uczenie się tej\e łaciny jest jego indywidualną sprawą. Zmuszanie
dziecka do nauki jest tym samym co zmuszanie człowieka do przyjęcia jakiejś religii ustawą
parlamentu. I jest równie głupie. Jako chłopiec uczyłem się łaciny  raczej dano mi łacińskie
ksią\ki, z których miałem się uczyć. Nie byłem wtedy w stanie tego robić, poniewa\
interesowało mnie co innego. Natomiast gdy miałem dwadzieścia jeden lat, stwierdziłem, \e
bez znajomości łaciny nie dostanę się na uniwersytet. W czasie krótszym ni\ rok nauczyłem
jej się na tyle, \e zdałem egzaminy wstępne. Korzyść własna skłoniła mnie do nauki.
Ka\de dziecko ma prawo nosić takie ubranie, \eby nie miało najmniejszego nawet znaczenia
to, czy ubrudzi się ono czy nie. Ka\de dziecko ma prawo do wolności. Przez wiele lat
wysłuchiwałem nastolatków wypuszczających z siebie te wszystkie  cholery i  psiakrew ,
których nie pozwolono im mówić, gdy byli mali.
Chciałbym móc powiedzieć, \e poniewa\ wolność dotyka przede wszystkim emocji,
dzieci wszelkiego typu  inteligentne i tępe w równym stopniu na nią reagują. Nie mogę
jednak tak powiedzieć. Ró\nicę widać dobrze na przykładzie lekcji. Ka\de cieszące się
wolnością dziecko bawi się przez większość czasu; ale gdy przychodzi czas, te inteligentne
usiądą i wezmą się do pracy, \eby opanować przedmioty, które wymagane są przy
egzaminach państwowych. W niewiele ponad dwa lata chłopak czy dziewczyna wykona
pracę, która utrzymywanym w karności dzieciom zajmuje osiem lat.
Ortodoksyjny nauczyciel utrzymuje, \e mo\na zdać egzamin tylko wtedy, gdy dyscypliną
zmusza się kandydata do harówki bez wytchnienia. Nasze wyniki dowodzą, \e w przypadku
inteligentnych dzieci takie rozumowanie jest fałszywe. W warunkach swobody tylko zdolne
dzieci są w stanie skoncentrować się na intensywnej nauce, co jest niezwykle trudne w
społeczności, w której dzieje się tak wiele atrakcyjnych rzeczy.
Wiem, \e poddani dyscyplinie nawet stosunkowo słabi uczniowie zdają egzaminy, niemniej
jednak zastanawiam się, co dzieje się z nimi pózniej w \yciu. Gdyby wszystkie szkoły były
wolne, a wszystkie lekcje nieobowiązkowe, wtedy, jak przypuszczam, ka\de dziecko
znalazłoby swój własny poziom. Słyszę ju\, jak zaniepokojona, zajęta gotowaniem matka w
czasie gdy jej dziecko raczkuje w koło i przewraca ró\ne rzeczy  pyta ze
zniecierpliwieniem:  Co to w ogóle jest ta samoregulacja? Wszystko to piękne dla bogatych
kobiet z opiekunkami do dzieci, ale dla takich jak ja to tylko słowa i zamęt . Inna, być mo\e,
zawoła:  Chciałabym, ale jak mam zacząć? Jakie ksią\ki mogę przeczytać na ten temat?
Odpowiedz brzmi następująco: nie ma ksią\ek, nie ma wyroczni, nie ma autorytetów. Jest
jedynie bardzo mała grupka rodziców, lekarzy i nauczycieli, którzy wierzą w osobowość i
organizm nazywany dzieckiem, i którzy zdecydowani są nie robić niczego, co mogłoby
wypaczyć charakter i usztywnić ciało poprzez błędną ingerencję. Jesteśmy wszyscy
nieautorytarnymi poszukiwaczami prawdy o człowieczeństwie. Mo\emy jedynie
zaproponować relację o dzieciach wychowanych bez ograniczania wolności  i to wszystko.
Wydaje się, \e prawdziwa swoboda praktykowana w \yciu społeczności robi dla wielu to, co
psychoanaliza dla jednostki. Uwalnia to, co ukryte. Oczyszcza duszę z nienawiści do samego
siebie i nienawiści do innych.
Miłość i akceptacja
Szczęście i pomyślność dzieci zale\ą od tego, ile okazujemy im miłości i akceptacji. Musimy
być po stronie dziecka. O tym, \e jesteśmy po jego stronie, świadczy okazywana mu miłość
 nie miłość zaborcza  nie miłość sentymentalna  a po prostu miłość, w wyniku której
dziecko czuje się kochane i akceptowane. Właśnie miłość i akceptacja tak często leczy
problemy dzieci. Przyczyną nerwicy jest rodzicielska dyscyplina  dokładne przeciwieństwo
rodzicielskiej miłości. Nie mo\na mieć dobrej natury ludzkiej, gdy traktuje się ją nienawiścią,
karą i stłumieniem. Jedyną drogą jest droga miłości.
Kochające środowisko, bez rodzicielskiej dyscypliny, usunie większość kłopotów dzieciństwa.
Chcę, \eby rodzice to sobie uświadomili. Je\eli stworzą swoim dzieciom dom pełen miłości i
akceptacji to złośliwość, nienawiść i destrukcyjność nigdy się nie pojawią.
Nie twierdzę, \e miłość wyleczy przypadek ostrej klaustrofobii czy przypadek silnego
sadyzmu; ale zazwyczaj miłość uzdrowi większość młodych złodziei, kłamców i wandali.
Dowiodłem w praktyce, \e wolność i brak moralnej dyscypliny wyleczyły wiele dzieci, których
przyszłość rysowała się jako \ycie spędzone w więzieniu.
Moralność
Praktycznie ka\dy dorosły uwa\a, \e naturę dziecka trzeba ulepszyć.  Dlatego właśnie
dzieje się tak, \e rodzic zaczyna uczyć małe dziecko, jak \yć. Dziecko wkrótce natrafia na
cały system zakazów. To jest niegrzeczne, a tamto jest brudne, a to coś tam jest
egoistyczne. Pierwotny głos naturalnej siły \yciowej dziecka spotyka głos pouczania.
Uwa\am, \e to właśnie nauczanie moralne czyni dziecko złym. Stwierdzam, \e gdy
zneutralizuję te pouczenia, które otrzymał zły chłopiec, staje się on dobry.
Być mo\e jest jakiś sens w nauczaniu moralnym dorosłych, choć ja osobiście w to wątpię.
Nie ma natomiast \adnych argumentów przemawiających za takim pouczaniem dzieci. Jest
to psychologicznie błędne. Wymaganie od dziecka, by nie było egoistyczne, jest złe. Ka\de
dziecko jest egoistą i świat nale\y do niego. Gdy ma jabłko, jedynym jego \yczeniem jest je
zjeść. Je\eli matka zachęca dziecko, \eby podzieliło się tym\e jabłkiem z młodszym
braciszkiem, to osiąga jedynie to, \e wywołuje w nim nienawiść do brata. Altruizm przychodzi
pózniej  w sposób naturalny  je\eli dziecka nie uczy się, by nie było egoistyczne. A
prawdopodobnie nigdy się on nie ujawnia, je\eli dziecko było zmuszane do nieegoistycznego
zachowania. Tłumiąc egoizm dziecka, matka utrwala ten\e egoizm na zawsze.
Jak to się dzieje? Psychiatria pokazała i udowodniła, \e nie spełnione \yczenie trwa dalej w
podświadomości. Z tego te\ powodu dziecko, które jest uczone postawy nieegoistycznej,
dostosuje się do wymagań matki po to, \eby ją zadowolić. Podświadomie pogrzebie swoje
prawdziwe pragnienia  swoje egoistyczne \yczenia  i z powodu stłumienia zachowa je i
pozostanie egoistą przez całe \ycie. W ten sposób nauczanie moralne udaremnia się samo.
Je\eli dzieci są kochane i mają du\o swobody, to z czasem staną się porządne i uczciwe.
Odpowiedzialność
W wielu domach ego dziecka jest tłumione, poniewa\ rodzice traktują je jak wieczne
niemowlęta. Znałem czternastoletnie dziewczyny, do których rodzice nie mieli na tyle
zaufania, \eby pozwolić im na rozpalenie ognia w kominku. Rodzice mając najlepsze
intencje, Wzbraniają dzieciom odpowiedzialności.
 Musisz wziąć sweter, kochanie: na pewno będzie padać. No i nie chodz blisko torów.
 Umyłeś buzię ?
Pewnego razu, gdy przyjmowałem pewną dziewczynkę do szkoły jej matka powiedziała mi,
\e ona bardzo się brudzi, i \e musiała mówić jej dziesięć razy dziennie, \eby się umyła. Od
następnego dnia po przybyciu do szkoły to dziecko brało zimną kąpiel codziennie rano i co
najmniej dwie kąpiele gorące w ciągu tygodnia. Miało zawsze czystą twarz i ręce. Brak
czystości w domu  który mógł zresztą istnieć tylko w wyobrazni matki był spowodowany
tym, \e traktowano ją jako małe dziecko.
Dzieciom powinno się pozwolić ponosić niemal nieograniczoną odpowiedzialność za samych
siebie. Przedszkolaki uczone systemem Montessori noszą wazy pełne gorącej zupy. Jeden z
naszych najmłodszych uczniów, siedmiolatek, u\ywa najrozmaitszych narzędzi: dłuta,
siekiery, piły, no\y. Ja częściej od niego ranię sobie palce.
Nie nale\y mylić obowiązku z odpowiedzialnością. Poczucia obowiązku powinno się
nabywać pózniej w \yciu, je\eli ju\ w ogóle. Słowo obowiązek ma tak wiele ponurych
skojarzeń. To nieprawda, \e odpowiedzialność wią\e się z wiekiem; to błąd, który oddaje
młode \ycie w ręce słabych starych ludzi, których nazywamy mę\ami stanu, a których mo\na
by trafniej nazwać mę\ami zastoju. Z tego samego błędnego rozumowania wywodzi się
zało\enie, \e ka\dy członek rodziny jest opiekunem i przewodnikiem tych młodszych od
siebie. Rodzicom trudno zrozumieć, \e ich sześcioletni syn nie jest rozsądną, logiczną istotą,
która rozumie takie na przykład zdanie:  Jesteś starszy od brata i w twoim wieku powinieneś
ju\ wiedzieć, \e nie wolno mu wybiegać na drogę .
Dziecko nie powinno być nakłaniane do przyjmowania na siebie odpowiedzialności, do której
nie jest gotowe i odpowiedzialności za podejmowanie decyzji, do których jest jeszcze za
młode. Dewizą musi być zdrowy rozsądek. W naszej szkole nie pytamy naszych
pięciolatków, czy \yczą sobie krat przed kominkiem. Nie prosimy sześciolatka, by
zdecydował, czy mo\e wyjść na dwór, gdy ma gorączkę. Nie pytamy te\ skonanego dziecka,
czy powinno iść do łó\ka, gdy jest przemęczone. Nie prosi się go wszak o pozwolenie na
podanie zapisanych przez lekarza medykamentów, gdy jest chore. Lecz narzucanie
autorytetu  koniecznego autorytetu  bynajmniej nie jest sprzeczne z poglądem, \e
dziecko powinno mieć tyle odpowiedzialności, ile tylko jest w stanie zaakceptować w swoim
wieku. Ustalając granice odpowiedzialności, rodzic powinien zawsze przysłuchiwać się
swojemu wewnętrznemu głosowi. Musi najpierw zbadać samego siebie.
Na przykład rodzice, którzy odmawiają dzieciom prawa do wybierania własnych ubrań,
kierują się zwykle myślą, \e dziecko mogłoby wybrać takie ubranie, które nie odpowiadałoby
ich pozycji społecznej.
Rodzice, którzy cenzurują lekturę dziecka, filmy, czy przyjaciół, próbują, ogólnie rzecz biorąc,
narzucić dziecku siłą swoje własne poglądy. Tacy rodzice jedynie racjonalizują własną
postawę mówiąc, \e wiedzą, co jest najlepsze, podczas gdy ich ukrytą motywacją jest
najprawdopodobniej chęć sprawowania autorytarnej władzy.
Ogólnie mówiąc, rodzice powinni pozwalać dziecku na jak najwięcej odpowiedzialności,
biorąc pod uwagę jego fizyczne bezpieczeństwo. Tylko w ten sposób rozwiną oni w dziecku
pewność siebie.
Posłuszeństwo a dyscyplina
Pojawia się heretyckie pytanie:  Dlaczego dziecko powinno być posłuszne? Moja odpowiedz
brzmi:  Dziecko musi słuchać, \eby zaspokoić pragnienie mocy u dorosłych. W przeciwnym
bowiem razie dlaczego dziecko miałoby być posłuszne?
 W porządku mówisz  ale ono mo\e zmoczyć sobie nogi, gdy nie posłucha polecenia, \eby
wło\yło buty; mo\e nawet spaść ze skały, gdy nie posłucha krzyku ojca . Tak, oczywiście,
dziecko powinno słuchać, gdy chodzi o sprawę \ycia czy śmierci. Lecz jak często dziecko
jest karane za nieposłuszeństwo w sprawach \ycia czy śmierci? Rzadko, je\eli w ogóle.
Zwykle się je wtedy przytula wykrzykując:  Mój skarbie! Dzięki Bogu, \e nic ci się nie stało!
Dziecko jest zwykle karane za drobiazgi. Mo\na prowadzić dom, w którym nie \ąda się
posłuszeństwa. Je\eli mówię do dziecka:  Wez ksią\ki i idz na lekcję angielskiego , ono
mo\e odmówić, gdy nie jest zainteresowane angielskim. Jego nieposłuszeństwo wyra\a po
prostu jego własne pragnienia, które oczywiście nikomu nie przeszkadzają ani nie krzywdzą.
Natomiast je\eli mówię:  Posadziłem coś w środkowej części ogrodu: nie wolno tam biegać! ,
wszystkie dzieci akceptują to, w sposób bardzo podobny do tego, jak akceptują polecenie
kolegi  Nikomu nie wolno brać mojej piłki, je\eli mnie przedtem nie spyta . Bowiem
posłuszeństwo powinno być kwestią wzajemnych ustępstw. Czasami zdarza się w naszej
szkole nieposłuszeństwo w stosunku do reguł ustanowionych na Ogólnym Spotkaniu Szkoły.
W takim wypadku dzieci mogą same podjąć działania. Niemniej na ogół obywa się to bez
autorytetu czy posłuszeństwa. Ka\dy mo\e robić, co mu się podoba, dopóki nie narusza
wolności innych - jest to cel mo\liwy do zrealizowania w ka\dej społeczności W sytuacji
samoregulacji w domu nie ma autorytetu. Oznacza to, \e nie ma podniesionych głosów i
gardłowania:  Ja tak mówię! Ty musisz słuchać .. W rzeczywistości istnieje, oczywiście,
autorytet. Taki autorytet mo\na by nazwać ochroną, troską, odpowiedzialnością dorosłego.
Taki autorytet nie na wymaga posłuszeństwa, a czasami sam jest posłuszny. Tak więc mogę
powiedzieć do mojej córki:  Nie wnoś tego błota i wody do salonu . Jest to takie samo
\yczenie, jak to gdy ona mówi do mnie:  Wyjdz z mojego pokoju, tato. Nie chcę, \ebyś teraz
tu był , a ja, rzecz jasna, spełniam je bez słowa.
Istnieje, jednak\e, inna dyscyplina. W orkiestrze pierwszy skrzypek dyrygenta, poniewa\
jemu równie mocno jak dyrygentowi zale\y na dobrym wykonaniu utworu. Stającemu na
baczność szeregowcowi z reguły nie zale\y na sprawności armii. Ka\de wojsko rządzone
jest głównie za pomocą strachu, a \ołnierz wie, \e je\eli nie posłucha, zostanie ukarany.
Dyscyplina w szkole mo\e być rodzajem dyscypliny takiej jak w orkiestrze, je\eli nauczyciele
są dobrzy. Zbyt często jednak panuje tam dyscyplina typu wojskowego. To samo tak\e
odnosi się do domu. Szczęśliwy dom jest jak orkiestra i ma takiego samego
Pewna matka napisała, \e chce, aby córka była jej posłuszna. Ja uczyłem jej córkę
posłuszeństwa wobec siebie samej. Matka twierdzi, \e jest ona nieposłuszna, lecz ja
twierdzę, \e ona jest zawsze posłuszna. Pięć minut temu przyszła do mojego pokoju
podyskutować o psach i ich tresurze.  Uciekaj  powiedziałem jestem zajęty pisaniem .
I wyszła bez słowa.
Posłuszeństwo powinno być towarzyską uprzejmością. Dorośli nie powinni mieć \adnego
prawa do posłuszeństwa ze strony dzieci. Musi ono pochodzić od wewnątrz  a nie być
narzucane z zewnątrz.
Dyscyplina jest środkiem do celu. Dyscyplina w wojsku jest nakierowana na wyrobienie
sprawności w walce. Wszelka tego typu dyscyplina podporządkowuje jednostkę sprawie. W
zdyscyplinowanych krajach \ycie ludzkie jest tanie.
Uzasadnione wydaje się stwierdzenie, \e dom, w którym panuje surowa dyscyplina, ma na
celu kastrację w jej najszerszym znaczeniu, kastrację samego \ycia. śadne posłuszne
dziecko nie mo\e nigdy stać się wolną kobietą czy mę\czyzną. Powiedziałem wcześniej, \e
rodzie chce, aby jego dziecko stało się tym, czym jemu czy jej nie udało się zostać
Dyscyplina, sądzą, uratuje ich dzieci.
Przyznaję, \e nieraz łatwiej jest wyeliminować dyscyplinę ze szkoły ni\ z domu. W szkole,
gdy jakieś dziecko robi się nieznośne, cała społeczność wyra\a swoje niezadowolenie. A
poniewa\ akceptacja to coś, czego pragnie ka\dy, takie dziecko uczy się dobrze
zachowywać. Nie potrzeba \adnej musztry.
W domu natomiast, gdzie wchodzi w grę wiele czynników emocjonalnych i innych
okoliczności, nie jest tak łatwo. Zagoniona matka, gotując obiad, nie mo\e potraktować
swego dziecka społeczną dezaprobatą. Ani zmęczony ojciec, gdy stwierdza, \e jego nowa
grządka kwiatów jest dokładnie stratowana. Chciałbym podkreślić rzecz następującą: w
domu, w którym dziecko od początku stanowiło samo o .sobie, nie powstaje
zapotrzebowanie na dyscyplinę.
Dyscyplinowane dziecko wyrazi swą nienawiść do autorytetu denerwując rodziców.
Rzeczywiście, wiele zachowań dzieci jest widocznym dowodem złego z nimi postępowania;
Przeciętne dziecko akceptuje to, \e rodzice wiedzą, co mówią  je\eli w domu jest miłość.
Gdy w domu panuje nienawiść, dziecko nie akceptuje niczego. Albo akceptuje rzeczy
negatywnie: jest destrukcyjne, bezczelne i nieuczciwe.
Nagrody i kary
Niebezpieczeństwo związane z nagradzaniem dziecka nie jest tak silne, jak to związane z
karaniem, lecz podkopywanie morale dziecka przez dawanie nagród jest subtelniejsze.
Nagrody są niepotrzebne i negatywne. Proponowanie nagrody za zrobienie czegoś równa
się stwierdzeniu, \e to coś, samo w sobie, nie jest warte zrobienia.
śaden artysta nie pracuje nigdy wyłącznie dla nagrody pienię\nej. Jedną z jego nagród jest
radość tworzenia. Ponadto nagrody popierają najgorszą cechę systemu rywalizacyjnego.
Zdobyć przewagę nad drugim człowiekiem to niegodziwy cel.
Dawanie nagród ma zły psychologiczny wpływ na dzieci, poniewa\ wywołuje zazdrość.
Niechęć danego chłopca do młodszego brata zaczyna się często od uwagi matki:  Twój
braciszek umie to zrobić lepiej od ciebie . Dla dziecka uwaga matki jest nagrodą daną
młodszemu bratu za to, \e ten jest lepszy.
Jeśli wezmiemy pod uwagę naturalne zainteresowanie dziecka rzeczami, zaczniemy zdawać
sobie sprawę z niebezpieczeństw zarówno nagród jak i kar. Nagrody i kary przyczyniają się
do wywierania presji na dziecko w celu wzbudzenia jego zainteresowania. Ale prawdziwe
zainteresowanie jest siłą \yciową całej osobowości, a jako takie jest całkowicie spontaniczne.
Mo\na wymusić uwagę, poniewa\ uwaga jest aktem świadomości. Mo\na skupić uwagę na
tablicy i jednocześnie interesować się piratami. Nie mo\na jednak wymusić zainteresowania.
Nikt nie jest w stanie zmusić mnie, \ebym interesował się, powiedzmy, zbieraniem znaczków
ani ja sam siebie nie jestem w stanie do tego zmusić. Pomimo to, zarówno nagrody jak i kary
próbują wymusić zainteresowanie.
Mam du\y ogród. Grupa dziewczynek i chłopców byłaby bardzo pomocna w czasie
plewienia. Mo\na by rozkazać im, \eby mi pomogli w pracy. Ale te ośmio-, dziewięcio- i
dziesięcioletnie dzieci nie mają jeszcze \adnego własnego zdania na temat konieczności
plewienia. One się tym po prostu nie interesują.
Podszedłem kiedyś do grupy małych chłopców.  Czy któryś z was nie chce mi pomóc trochę
poplewić? , spytałem. Odmówili wszyscy. Zapytałem, dlaczego. Odpowiedzieli:  To nudne! ,
 Niech sobie rosną! ,  Jestem bardzo zajęty tą krzy\ówką ,  Nienawidzę pracować w
ogrodzie . Dla mnie plewienie te\ jest nudne. Ja te\ lubię zająć się krzy\ówką. A tak \eby
być całkiem w porządku w stosunku do tych dzieci, có\ je obchodzi pielenie? To jest mój
ogród. Ja odczuwam dumę, widząc kiełkujący groszek. Ja oszczędzam pieniądze na
jarzynach. Krótko mówiąc, ogród przynosi mi korzyść. Nie mogę wymusić zainteresowania u
dzieci, gdy to zainteresowanie nie powstaje w nich samych. Miałbym jedyne wyjście: wynająć
dzieci do pracy za tyle to a tyle za godzinę. Wtedy one i ja bylibyśmy w podobnym poło\eniu:
ja byłbym zainteresowany moim ogrodem, a one zarobieniem dodatkowych pieniędzy.
Zainteresowanie jest, w istocie, zawsze egoistyczne. Czternastoletnia chłopiec często
pomaga mi w ogrodzie, chocia\ twierdzi, \e nienawidzi prac ogrodowych. Ale nie nienawidzi
mnie. Plewi, bo chce być ze mną. To zaspokaja w danym momencie jej własny interes.
Gdy inny chłopiec który tak\e nie znosi plewienia, zgłasza chęć pomocy, to wiem, \e
zamierza ponowić prośby o scyzoryk, którego mi zazdrości. Jest to jego jedyny interes w tej
sprawie.
Nagroda powinna być przede wszystkim subiektywna; dać zadowolenie z siebie i z
wykonanej pracy. Przychodzą na myśl niewdzięczne zajęcia: kopanie węgla, dopasowywanie
nakrętki nr 50 do sworznia nr 51, kopanie kanałów, dodawanie liczb. Na świecie jest
mnóstwo prac, które same w sobie nie są ani interesujące, ani przyjemne. Wydaje się, \e
przystosowujemy nasze szkoły do tej \yciowej posępności. Zmuszając uczniów, by skupili
uwagę na przedmiotach, które ich nie interesują, w gruncie rzeczy warunkujemy ich do
pracy, która nie będzie sprawiać im przyjemności.
To, \e ktoś uczy się czytać czy pisać, powinno wynikać z jego zainteresowania tymi
zajęciami a nie z tego, \e obiecano mu nowy rower za celujące stopnie, ani te\ z tego, \e
mama się ucieszy.
Rodzicielski lęk o przyszłość jest niebezpieczny, gdy wyra\a się w propozycjach bliskich
przekupstwu:  Je\eli nauczysz się czytać, kochanie, tatuś kupi ci skuter . Ten sposób
prowadzi do łatwej akceptacji naszej chciwej, nastawionej na zysk cywilizacji. Z
przyjemnością mogę powiedzieć, \e widziałem więcej ni\ jedno dziecko, które wolało
analfabetyzm od błyszczącego, nowego roweru.
Odmianą takiej formy przekupstwa jest mówienie rzeczy, które mają sprowokować emocje
dziecka:  Mama będzie bardzo nieszczęśliwa, jeśli zawsze będziesz najgorszy w klasie . Te
obydwa sposoby przekupstwa mijają się z autentycznym dobrem dziecka.
Kara nigdy nie mo\e być wymierzona sprawiedliwie, bowiem \aden człowiek nie
potrafi być sprawiedliwy. Sprawiedliwość zakłada całkowite zrozumienie. Sędziowie nie są
bardziej moralni ni\ śmieciarze, ani te\ nie są bardziej wolni uprzedzeń.
Nie mo\emy być sprawiedliwi, poniewa\ nie znamy samych siebie i nie rozpoznajemy
własnych stłumionych dą\eń. Jest to tragicznie krzywdzące w stosunku do dzieci. Dorosły
wychowując dzieci, nigdy nie wyzbywa się swoich kompleksów. Je\eli my sami jesteśmy
ograniczeni przez stłumione lęki, nie potrafimy uczynić naszych dzieci wolnymi. Obdarzamy
je jedynie naszymi własnymi kompleksami. Gdy próbujemy zrozumieć samych siebie, z
trudem przychodzi nam karanie dziecka, na którym wyładowujemy swój gniew za coś
zupełnie innego. .
Prawda, \e trudno zdecydować, co jest, a co nie jest karą. Kiedyś chłopiec po\yczył moją
najlepszą piłę. Znalazłem ją następnego dnia, moknącą na deszczu. Powiedziałem mu, \e tej
piły ju\ mu nie po\yczę. To nie była kara, bowiem kara zawsze odwołuje się do moralności.
Zostawienie piły na deszczu było dla niej niedobre, ale sam czyn nie był niemoralny. Dla
dziecka wa\ne jest, \eby nauczyło się, i\ nie mo\na po\yczać czyichś narzędzi, a potem ich
niszczyć, \e nie mo\na niszczyć czyjejś własności ani osoby. Poniewa\ pozwalanie mu na
wszystko, pozwalanie, \eby robiło to, na co ma ochotę, kosztem innych, jest dla niego złe.
Jakiś czas temu przyszedł do nas chłopiec, który w swojej starej szkole terroryzował
wszystkich rzucając przedmiotami, a nawet gro\ąc morderstwem. Próbował podobnych
zagrywek ze mną. Szybko doszedłem do wniosku, \e wykorzystywał swoją złość do tego,
\eby straszyć ludzi i zwracać w ten sposób na siebie ich uwagę.
Któregoś dnia wszedłem do pokoju zabaw i zobaczyłem wszystkie dzieci zbite w gromadkę
w jednym końcu pokoju. W drugim stał ten postrach z młotkiem w rękach. Groził, \e uderzy
ka\dego, kto się do niego zbli\y.
 No, dość tego!  powiedziałem ostro. Nie boimy się ciebie.
Upuścił młotek i rzucił się na mnie. Gryzł mnie i kopał.
 Za ka\dym razem, jak mnie uderzysz albo ugryziesz  powiedziałem spokojnie ja ci
oddam.
Tak te\ zrobiłem. Bardzo szybko zaprzestał walki i uciekł z pokoju.
To nie była kara. To była konieczna nauczka: uczenie, \e nie mo\na bezkarnie ranić innych
dla własnej przyjemności.
W większości domów karze się za nieposłuszeństwo. Tak\e w szkołach nieposłuszeństwo i
bezczelność uwa\ane są za wielkie zbrodnie. Na wykładach, w czasie przeznaczonym na
zadawanie pytań, często wstaje jakiś człowiek pamiętający dawne czasy i mówi:  Mój ojciec
nieraz przyło\ył mi pantoflem, i nie mam mu tego za złe, proszę pana! Nie byłbym tym, czym
jestem dzisiaj, gdyby mnie nie bito! . Nigdy nie mam dość śmiałości, \eby spytać:   A przy
okazji, czym właściwie jesteś dzisiaj?
Mówienie, \e kara n i e z a w s ze powoduje szkody psychiczne, jest unikaniem problemu,
poniewa\ nie wiadomo, jakie reakcje wywoła dana kara u jednostki w pózniejszych latach jej
\ycia. Niejeden ekshibicjonista, aresztowany za nieprzyzwoite obna\anie się, jest ofiarą
wczesnego karania za dziecięce nawyki seksualne.
Nikt nie jest w stanie powiedzieć, jaka część karanych dzieci \yje ze złamanym duchem, ani
jaka część buntuje się i staje się jeszcze bardziej aspołeczna. Przez pięćdziesiąt lat mojej
pracy w szkole ani razu nie słyszałem, \eby rodzic powiedział:  Biłem moje dziecko i teraz
jest ono dobre . Wręcz przeciwnie, setki razy wysłuchiwałem ponurej historii:  Biłem go,
tłumaczyłem, pomagałem mu na wszelkie sposoby, a on stawał się coraz gorszy .
Karane dziecko rzeczywiście staje się coraz gorsze. Co więcej, wyrasta potem na karzącego
ojca czy karzącą matkę, a koło nienawiści latami toczy się dalej.
Często zadawałem sobie pytanie:  Jak to się dzieje, \e skądinąd dobrzy rodzice tolerują
okrutne szkoły dla swoich dzieci? Tacy rodzice wydają się przede wszystkim zainteresowani
dobrym wykształceniem dla swoich dzieci. Nie zauwa\ają jednak tego, \e karzący nauczyciel
wymusi zainteresowanie, lecz będzie to wymuszone zainteresowanie ewentualną karą, a nie
sumami na tablicy. Prawdę powiedziawszy, większość najlepszych uczniów w szkołach tonie
pózniej w mierności. Ich chęć dokonania czegoś zrodziła się, w przewa\ającej części, z
rodzicielskiego dopingowania, a ich faktyczne zainteresowanie danym przedmiotem było
niewielkie.
Maniery
Mieć dobre maniery to znaczy myśleć o innych; nie  to współodczuwać z innymi. Trzeba
mieć świadomość grupy i umiejętność postawienia się w czyimś poło\eniu. Maniery nie
pozwalają ranić kogokolwiek. Mieć dobre maniery to mieć autentycznie dobry gust. Manier
nie mo\na nauczyć, gdy\ nale\ą one do podświadomości.
Natomiast etykiety mo\na nauczyć, poniewa\ nale\y do świadomości. Jest ona zewnętrzną
warstewką manier. Etykieta pozwala mówić w czasie koncertu; etykieta pozwała na plotki i
skandale. Etykieta wymaga, byśmy się ubrali do obiadu; \eby wstać, gdy kobieta podchodzi
do stołu; \eby mówić  przepraszam , gdy odchodzimy od stołu. Wszystko to jest świadomym,
powierzchownym, nic nie znaczącym zachowaniem.
Złe maniery biorą się zawsze z zaburzonej psychiki. Oszczerstwo i skandal, plotka i obmowa,
wszystkie są subiektywnymi niedociągnięciami; odsłaniają one nienawiść do samego siebie.
Udowadniają, \e plotkarz jest nieszczęśliwy. Je\eli zdołamy zabrać dzieci w świat, w którym
będą szczęśliwe, automatycznie uwolnimy je od wszelkiego pragnienia nienawiści. Innymi
słowy, będą one miały wówczas dobre maniery w najgłębszym tego słowa znaczeniu; to
znaczy będą okazywać miłość i \yczliwość.
Dzieci, które jedzą groszek no\em, niekoniecznie muszą rozmawiać w trakcie symfonii
Beethovena. Obserwuję, \e dzieci poprawiają się wzajemnie. Jeden z moich uczniów jadł -
niesamowicie głośno, dopóki inni go nie wyśmiali. Ale z drugiej strony, gdy pewien mały
chłopaczek u\ył no\a do jedzenia mielonego, inni byli skłonni uznać to za dobry pomysł.
Pytali się nawzajem, dlaczego nie powinno się tego jeść no\em. Wyjaśnienie, \e mo\na by
sobie przeciąć usta, odrzucili z racji tego, \e większość no\y jest zbyt tępa, \eby przeciąć
cokolwiek.
Nie nale\y nigdy uczyć manier. Je\eli siedmioletnie dziecko chce jeść palcami, powinno móc
to robić. Nigdy nie powinno się nakłaniać \adnego dziecka do tego, \eby zachowywało się w
jakiś określony sposób, \eby podobało się ciotce Maryśce. Trzeba raczej poświęcić
wszystkich krewnych i sąsiadów na świecie ni\ hamować rozwój dziecka, zmuszając je do
nieszczerego zachowania. Maniery przychodzą same. Nasi byli uczniowie mają wspaniałe
maniery  nawet jeśli niektórzy z nich wylizywali talerze, gdy mieli po dwanaście lat.
\adnego dziecka nie mo\na zmuszać  a nawet zachęcać do mówienia  dziękuję .
Większość ludzi, rodziców i innych, byłaby zaskoczona widząc, jak płytkie są maniery dzieci,
którym usiłowano kształtować charakter, a które przybywają do naszej szkoły. Chłopcy
przychodzą z pięknymi manierami i wkrótce całkowicie je porzucają. Normą jest stopniowe
wytracanie nieszczerości z głosu i zachowania. Uczniom ze szkół prywatnych pozbycie się
nieszczerości i impertynencji zajmuje najwięcej czasu. Dzieci cieszące się wolnością nigdy
nie są bezczelne. Moim zdaniem szacunek dla nauczyciela jest sztucznym kłamstwem, które
wymaga nieszczerości; gdy darzy się kogoś szacunkiem, robi się to nieświadomie. Moi
uczniowie mogą nazywać mnie głupim osłem, kiedy tylko chcą; szanują mnie, poniewa\ ja
ich szanuję, a nie dlatego, \e jestem dyrektorem szkoły. Moi uczniowie i ja mamy dla siebie
wzajemny szacunek, poniewa\ się wzajemnie akceptujemy.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
wykaz przepisow obowiazujacych na dzien 18 08 2011
Zadania obowiazujace na 1 kolo
NDT Bobath opis metody i jej wpływ na rozwój dziecka 1
Opis do KOSZTORYS ŚLEPY NA REMONT ELEWACJI TYLNEJ
KONWERTER z 88 108Mhz na 64 74Mhz opis
Konwerter USB na podczerwień
349 Konwersja pożyczki na udziały ujęcie w księgach rachunkowych
Konwersja z DV na DVD Poradnik
Konwersacje na wakacje czesc 2
konwerter vga na euro
Opis na ei
Jakie obowiazki spoczywają na wynajmujacym a jakie na najemcy

więcej podobnych podstron