FiM 11 08




ksiądz nawrócony

FAKTY

11 marca na Lubelszczyznę przyleciał pierwszy bocian! I niech się Amerykanie schowają ze swoim głupim świstakiem, bo my już wiemy, że idzie wiosna!!!

Gazeta Wyborcza wynalazła w Szczecinie księdza pedofila. Niebywałe! Coś tak rzadkiego jak trójgłowe cielę! Tylko że dziennikarze FiM co roku odnajdują i opisują kilkunastu zboczeńców w sutannach. Niektórych udaje się nam nawet wsadzić za kratki na parę latek. I co? I nic. Cisza. TVN nie przerywa programu, biskupi nie wydają orędzia. I tylko (dla nas to aż!) rodzice gwałconych dzieci ślą listy z podziękowaniami...

W cieniu sensacji, czyli nadzwyczaj odważnego śledztwa dziennikarzy Gazety, zginęła gdzieś informacja o dzieciach z chóru kościelnego (z powiatu skarżyńskiego) molestowanych przez parafialnego organistę. Łobuz został aresztowany chyba tylko dlatego, że nie był księdzem.

Do Tarnowskich Gór pofatygowała się Nelly Rokita, żeby wygłosić odczyt dla studentów Uniwersytetu Trzeciego Wieku (7080-latków). Temat wykładu: przerywanie ciąży i związki homoseksualne. Jeśli choć jedną babcię Nelly uchroni przed aborcją, to zadanie będzie wykonane, Prezesie Kaczyński!

Bomba! Miała się znajdować w rejsowym samolocie LOT-u, który dostarczył Tuska do USA. Szukali jej polscy BOR-owcy, na nogi postawiono amerykańskie służby specjalne. Ładunku nie znaleziono, ale dlaczego Secret Service poszukiwała potencjalnych sprawców wśród jednojajowych kartofli? Czy oni wiedzą o czymś, o czym my nie wiemy?

Media doniosły, że Jarosław Kaczyński chce się pogodzić z inteligencją. Tylko jaką? Nelly Rokity?

Posłowie PO skupiali się w tynieckim klasztorze u benedyktynów. Karnego uczestnictwa w mszach pilnował z listą obecności Zbigniew Chlebowski. Na początku, bo już pierwszego popołudnia, politycy rządzący ruszyli do klasztornego sklepiku z benedyktyńskimi nalewkami. Dziesięciu minut potrzeba było, aby z półek zniknął cały alkohol oferowany przez zakonników. Następnego dnia w kaplicy nie odliczyła się nawet połowa posłów. Kilku tak się w nocy skupiło, że rano nie można ich było wybudzić. Ze skupienia.

Posłowie PiS z kolei zapadli na dyspepsję i okupują sejmowe toalety. Czy owa sra...ka to skutek zatrucia pokarmowego? Nie! Strachu. Oto Rydzykowy Nasz Dziennik w specjalnej ankiecie zapytał mohery, co Kaczy parlamentarzyści zrobili dla zaostrzenia i tak już drakońskiej ustawy antyaborcyjnej. No i z czego się śmiejecie? Jakby wasze kariery zależały od gazety Oj.Dyra to też byście w kiblu siedzieli!

Marek Edelman udzielił wywiadu obrzydliwemu pismu Fakty i Mity  napisał w Gazecie Wyborczej Marek Beylin. Tego samego dnia agencje doniosły, że Wyborcza żąda od Jarosława Kaczyńskiego przeprosin i 50 tysięcy zł za porównanie jej do Trybuny Ludu. Czym się różnimy od gazety Beylina? Tym m.in., że nie nazwiemy jej ani obrzydliwą, ani podobną do Trybuny.

Mecenas Leszek Piotrowski (adwokat rodziny Blidów) twierdzi, że na najwyższych szczeblach władzy istniała zorganizowana grupa przestępcza, do której należeli m.in. Kaczyński, Ziobro i Kaczmarek, zaś spotkania u premiera wyglądały jak narady w Ojcu chrzestnym. No... ma Piotrowski szczęście, że Don Corleone nie żyje. Za takie obraźliwe porównania kołysałby się na dnie Wisły w betonowych bucikach.

Córka prezydenta RP Marta Kaczyńska wraz z mężem Marcinem Dubanieckim i dwójką dzieci planuje na stałe wyemigrować znad Wisły. Podobno do Japonii, czyli drugiej Polski, a może nawet do Australii.
Wyrażamy szczere zrozumienie i współczucie. Zwłaszcza wobec dzieci. Zgodnie w redakcji orzekliśmy, że mając do wyboru dziadka Kaczora albo diabła tasmańskiego, czy nawet dziobaka, który też ma, niestety, kaczy ryj  stawiamy na faunę australijską.

Pierdół jakichś wymagają od ojca Rydzyka. Na przykład zezwolenia na poszukiwania górnicze (odwierty geotermalne), a przecież redemptorysta do wyższych rzeczy jest stworzony. I nikt mu nie będzie dyktował, co może zrobić z celową dotacją! Tymczasem jednak 27 milionów zł, z powodu braku zezwoleń... nie dostanie  co oznajmiła Małgorzata Skucha, wiceszefowa Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. No to skucha...

Jarosław Kaczyński oświadczył, że nie jest entuzjastą głosowania przez internet, bo internauci oglądają pornografię i popijają przy tym piwo. A w dodatku, zboczeńcy jedni, mieszkają zazwyczaj z żonami, a nie z kotami i mamusiami!

Pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, łakomstwo, gniew i lenistwo  oto 7 grzechów głównych, za które grozi kara piekła. Ale Watykan ma właśnie opublikować ósmy grzech: Za zanieczyszczanie środowiska można trafić do piekła  całkiem poważnie na łamach LOsservatore Romano oświadczył monsignore Gianfranco Girotti, przewodniczący Penitencjarii Apostolskiej.
I tu się z nim zgadzamy!

komentarz naczelnego

Hańba

Nie mogę jeszcze dojść do siebie po poniedziałkowym artykule w Wyborczej. Jak można było tak potraktować biednego księdza Andrzeja?! Wytrwałego pedagoga, założyciela Ogniska św. Brata Alberta, który przez wiele lat pracował tam ofiarnie jako dyrektor za śmieszne państwowe pieniądze. W pełni zgadzam się z arcybiskupem Kamińskim, że prawdziwą ofiarą jest tu sam duchowny, który funkcjonuje od lat jako winny niewinny. Ja  jako były ksiądz, były katolik, a obecnie redaktor naczelny FiM  stanowczo protestuję przeciwko takiemu traktowaniu katolickiego kapłana! Jednego kapłana...

Wszak kapłanów pedofilów w katolickim Kościele są tysiące. Nie należy, nie wolno więc pisać wyłącznie o jednym z nich, gdyż zaszczuwa się człowieka, który przecież robi tylko to, co inni bracia w kapłaństwie. Przywykły do podobnych zachowań (podobno sam jako nastolatek też był molestowany przez księdza), otoczony uwielbieniem wiernych, być może nie jest nawet w stanie dokonać obiektywnej oceny swego postępowania. Wyborcza drugi już raz zachowała się obrzydliwie wobec kapłana. Pierwszy raz w 2001 roku, kiedy napisała o proboszczu pedofilu z Tylawy na Podkarpaciu. Ten przez kilkadziesiąt lat (!) bezkarnie molestował  dla odmiany  małe dziewczynki. Był przy tym do końca broniony przez abpa Michalika. I temu księdzu również zrobiono wielką krzywdę, bo akurat na Podkarpaciu pedofilia wśród księży jest szczególnie powszechna (por. samobójstwo 13-latka opisane w FiM dwa miesiące temu). A to z uwagi na czołobitność (czyt. głupotę) tamtejszych wiernych, którzy są nadzwyczaj dumni, że to akurat ich dziecko nocuje na plebanii... Jeśli zaś później słyszą od szczyla bluźniercze opowiadania, co to ksiądz z nim w łóżku robił, to wyciągają pasa. Bo wśród prawdziwych Polaków katolików panuje szacunek dla stanu duchownego! Nie to, co w redakcji Wybiórczej, która  tu zgadzam się z ojcem Rydzykiem  prowadzi nagonkę na księży. I to tak pokrętnie, że jednocześnie dogadza episkopatowi. Jak to? Ano niemożliwością jest, aby zastępy setek dziennikarzy największej polskiej gazety były w stanie wytropić zaledwie dwóch księży pedofilów na 10 lat! Podczas gdy każde polskie dziecko wie... lub słyszało, że są ich krocie. Oto mechanizm manipulacji: kiedy 99 proc. innych mediów zastyga w oczekiwaniu, co też Wyborcza da dziś na pierwszą stronę  czytaj: czym będzie żył cały kraj  ta pokazuje... jednego księdza pedofila ze Szczecina. Wysyła tym samym sygnał: oto ksiądz pedofil, jeden na całą Polskę, więcej pedofilów nie stwierdzono. No, pardon! Był jeszcze jeden w Tylawie, ale tego też już wykryliśmy i teraz jest spokój. Ciesz się, narodzie, raduj się, episkopacie! Gazeta Wyborcza po raz kolejny ocaliła nasz piękny kraj! Brawo! Brawo!


Kłamstwo, bezczelność, bzdury!  krzyczy w stronę dziennikarzy następca księdza Andrzeja, ks. Manelski. To wewnętrzna sprawa Kościoła  ucina dyskusję pracownik Sądu Metropolitalnego. Takie sprawy są na pewno marginesem Kościoła  przekonuje Marek Jurek. Zarzut, że Kościół ukrywa księży pedofilów, jest bezzasadny  orzeka bp Pieronek.
I tyle pozostanie z całej tej historii, bo zarzuty przeciwko księdzu przedawnią się, a na biskupach nie może zostać nawet cień winy. Było iść od razu do prokuratury, molestowane ciemniaki jedne?! Tak, tak, powiedz to głośniej wielebny rzeczniku kurii, niech inni usłyszą...
A są ich tysiące. Molestowanych, zgwałconych, splugawionych podwójnie przez polskich księży. Podwójnie, bo te na zawsze okaleczone dzieci straciły wiarę w bezinteresowną miłość i straciły wiarę w księdza, dla nich niemal Boga. Choć to drugie akurat może im wyjść na dobre... Tym gorzej zresztą dla księży, bo chłopcy 1214-letni najbardziej w swoim życiu potrzebują autorytetu mężczyzny. Wpisuje się to idealnie w średnią wieku ministrantów. A skąd wiem o tych molestowanych tysiącach? Z autopsji oraz własnej długoletniej obserwacji  w odróżnieniu od księżowskich dupowłazów, którzy nie mają (lub nie chcą mieć) pojęcia o tym, co się dzieje w Kościele, ale nie przepuszczą żadnej okazji, by go bronić. Sam  jako ministrant, a później ksiądz  byłem molestowany przez trzech księży (wiem, że moi koledzy również). Kto o nich słyszał? Przez moje ręce przeszły dziesiątki artykułów na ten temat, wydrukowanych następnie w FiM pod sankcją sądów. Sprawy te badałem osobiście pod kątem ich rzetelności. Słuchałem relacji poszkodowanych, czytałem ich zwierzenia.
W końcu, jeszcze z czasów księżowskich pamiętam i WIEM, że wśród nas, księży, tacy zboczeńcy byli. I są. Pracowałem w trzech dekanatach i w każdym z nich na kilkunastu duchownych słyszało się o jednym, dwóch zboczkach. To była norma i tajemnica poliszynela zarazem. Nie ruszało się tego gówna i nie ruszali go również biskupi, bo wiedzieli, że mogą spowodować lawinę, która przywali ich samych. Dokładnie tak stało się przecież w USA, gdzie wybuchła ogromna afera pedofilska, a autorytet Kościoła został na zawsze podważony. To tam oszacowano, że pedofilem może być nawet co dziesiąty ksiądz! W Polsce byłoby ich zatem około... 2,5 tysiąca!!! Statystyka niespotykana w historii w żadnym innym zawodzie czy grupie społecznej. Skandal ten przeniósł się na inne kraje, np. katolicką Irlandię, a wszędzie liczba zboczeńców w sutannach zatrważała narody. Wszędzie też wychodziło na jaw, że biskupi ukrywali przestępców. Zjawisku ujawniania procederu opierają się, oczywiście, kraje do bólu podległe Watykanowi w Ameryce Łacińskiej oraz m.in. Polska. Warto więc pouczyć sędziów, prokuratorów, polityków pokroju Jurka czy Gowina, nie mówiąc o oszołomach z PiS, że ich działania zmierzające do wyciszania tych przestępstw godzą w obecne i przyszłe ofiary. Pomnażają je. Biskupi Boga już dawno przestali się bać, więc może sumienie ruszy cywilów...
Według szacunków policji, w Polsce każdego roku około 30 tys. dzieci pada ofiarą pedofilów. Ilu z nich to księża katoliccy? A przecież wykrywa się zaledwie 3 procent z tych 30 tysięcy! Redaktorzy FiM w ciągu 8 lat opisali 87 polskich pedofilów w sutannach i ciągle tropią następnych. Dla nas nie jest tajemnicą, że już do seminariów wstępują całe ich grupy. Wszak dobrze wiedzą, że ksiądz może się realizować w pracy z dziećmi i że ma do nich nieskrępowany dostęp. Skalę przestępstw pogłębia przymusowa bezżenność, którą mógł wymyślić tylko kolejny zboczeniec...
Dlatego krew mnie zalewa, że tak wielki problem i krzywdę tysięcy polskich dzieci sprowadza się do dwóch zboczków, przedstawionych na łamach Wyborczej. Ale lawina gówna i tak was wkrótce przywali, panowie biskupi. Całego gówna.

JONASZ



gorĄcy temat

kASSa na ubogich

Bieda to interes, w którym kręcą się setki milionów złotych. Prawdziwa żyła złota. Oczywiście, nie dla biednych...

Państwo ma obowiązek wspomagać ludzi skrajnie ubogich lub z najróżniejszych powodów bezradnych, których nie stać na zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych bądź też nie potrafią ich zrealizować. Reguluje te kwestie Ustawa o pomocy społecznej (DzU z 2004 r., nr 64, poz. 593), zobowiązująca samorządy terytorialne do wspierania osób i rodzin w wysiłkach zmierzających do zaspokojenia niezbędnych potrzeb i umożliwienia im życia w warunkach odpowiadających godności człowieka.
Każda gmina ma do tego wyspecjalizowaną agendę zwaną ośrodkiem pomocy społecznej (OPS), zatrudniającą ustawowo określoną liczbę pracowników (proporcjonalnie do liczby ludności w stosunku jeden pracownik socjalny na 2 tys. mieszkańców), których zadaniem jest zorganizowanie profesjonalnej opieki potrzebującym zamieszkałym na danym terytorium.
Przedsięwzięcia realizowane przez OPS-y finansowane są z budżetu:
ń państwa  w ramach zadań zleconych przez administrację rządową (np. przyznawanie i wypłacanie zasiłków stałych, organizowanie i świadczenie specjalistycznych usług opiekuńczych w miejscu zamieszkania dla osób z zaburzeniami psychicznymi);
ń samorządowego  z puli zarezerwowanej na tzw. zadania własne gmin (usługi opiekuńcze w miejscu zamieszkania, dożywianie dzieci w szkołach, zapewnienie dorosłym jednego gorącego posiłku dziennie, zakup leków, sprawienie pogrzebu itp.).
Innymi słowy: płacimy za to wszystko my, podatnicy. Za pensje armii pracowników socjalnych oraz za wszelkiego typu świadczenia na rzecz bliźnich będących w potrzebie.
W każdym większym mieście OPS-y wyręczają się prywatnymi firmami działającymi w branży opiekuńczej. Po przeprowadzeniu obowiązkowej procedury przetargowej podpisują z nimi okresowe umowy, których przedmiotem jest przede wszystkim dożywianie w stacjonarnych stołówkach wskazanych przez gminę osób (posiadaczy bonów obiadowych) oraz opieka (zakupy, sprzątanie, przyrządzenie posiłku itp.) nad osamotnionymi starcami bądź osobami niedołężnymi w miejscu ich zamieszkania.
Zdawać by się mogło, że w takim OPS-ie nie sposób cokolwiek przytulić na boku, a biedni nie przysparzają prywatnym firmom żadnych kokosów, lecz tylko marnie płatnej udręki. Przekonajmy się, jak jest naprawdę, biorąc pod lupę Warszawę.

Usługi opiekuńcze zlecone przez ośrodki pomocy społecznej realizuje w stolicy pięć prywatnych firm wyłonionych w drodze przetargu. Miasto zapłaciło im w sumie: 16,4 mln zł w roku 2002 i 2003, a w kolejnych latach 15 mln zł, 14,8 mln zł i wreszcie 14,5 mln zł w 2006 r.
Jeśli chodzi o wygrywanie przetargów organizowanych przez warszawskie OPS-y, absolutnym monopolistą jest spółka o nazwie Agencja Służby Społecznej (ASS) zawiadywana przez Bożennę K., która w 2007 r. niepodzielnie zarządzała biedą w ośmiu z osiemnastu dzielnic (Białołęka, Bielany, Mokotów, Ochota, Rembertów, Targówek, Ursynów, Włochy), a w trzech (Śródmieście, Praga-Południe i Wola) podzieliła się wpływami z innymi.
Oto kilka przykładowych zleceń, otrzymanych ostatnio przez ASS:
ń luty 2008 r.  1,44 mln zł za dziewięć miesięcy domowej opieki nad klientami OPS dzielnicy Bielany;
ń styczeń 2008 r.  4,2 mln zł na świadczenie usług opiekuńczych, gospodarczych i pielęgnacyjnych dla podopiecznych Ośrodka Pomocy Społecznej Dzielnicy Mokotów m.st. Warszawy przez 11 miesięcy;
ń grudzień 2007 r.  1,7 mln zł na stołówkowe obiady dla podopiecznych mokotowskiego OPS w 2008 r.;
ń listopad 2007 r.  3,67 mln zł za codzienną (w okresie 12 miesięcy) pomoc w miejscu zamieszkania osobom wskazanym przez OPS w dzielnicy Wola.
Wyjątkowym zaś hitem musiała być dla ASS robota na warszawskiej Ochocie, skoro w Biuletynie Zamówień Publicznych z 26 lutego 2004 r. (nr 28, poz. 11083) czytamy, że tamtejszy OPS podpisał umowę, mocą której rzeczona spółka przez trzy lata (do końca 2007 r.) doglądać miała podopiecznych w ich domach za drobne... 17 mln 175 tys. 585,20 zł!

Agencja Służby Społecznej powstała w latach 90. Jej udziałowcami byli początkowo małżonkowie Lech i Bożenna K., ale pan Lech (były radny Mokotowa) wkrótce wypisał się z rejestru, podstawiając na swoje miejsce teściową  Krystynę M.
Nie znamy motywów jego decyzji, ale wysoce prawdopodobne jest, że będąc ważnym działaczem Polskiego Towarzystwa Socjologicznego oraz urzędnikiem Ministerstwa Polityki Społecznej, pragnął uniknąć brzydkich posądzeń o wspieranie interesów swojej prywatnej firmy.
Pan Lech próbował następnie robić karierę polityczną (w wyborach samorządowych 2002 i 2006 r.), dwukrotnie, acz bezskutecznie usiłując zdobyć mandat radnego Warszawy z listy Ligi Polskich Rodzin pana Romana Giertycha. Na otarcie łez w październiku 2004 r. zarządzający stolicą pan prezydent Lech Kaczyński wcisnął swojego imiennika do Rady Zatrudnienia, będącej organem opiniodawczo-doradczym Prezydenta m.st. Warszawy w sprawach polityki rynku pracy.
Dziwnie się to wszystko zbiegło z sukcesami spółki ASS. Jej zysk netto w 2005 r. skoczył nagle do 910 tys. zł wobec 152 tys. zł w roku 2004, ale może tak akurat wyszło...
Tylko konkurencja  zgodnie zresztą z jej zbójeckim prawem  węszyła spisek i nie widziała przypadku w wygrywaniu każdego jak leci przetargu ani też nie doceniała menedżerskich uzdolnień państwa K. Alarmowała, kogo się tylko dało, wskazując szereg proceduralno-merytorycznych nieprawidłowości w konkursach, ale okazało się, że nie miało miejsca zjawisko ustawiania przetargów pod firmę ASS  jak to uprzejmie wyjaśnił dyrektor Biura Polityki Społecznej Urzędu Miasta st. Warszawy Bogdan Jaskołd pismem z 14 maja 2007 r.
Również organa ścigania stanowczo odcięły się od podejrzeń. Po 7-dniowym (chapeau bas!) badaniu kwestii pomocy społecznej Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów odmówiła wszczęcia dochodzenia przeciwko funkcjonariuszom publicznym zawierającym umowy z ASS, choć śledczym wypsnęło się, że spółka traktowana była w rozrachunkach jako... organizacja pozarządowa, której działalność nie jest nastawiona na zysk (uzasadnienie postanowienia z 15 grudnia 2006 r.  sygn. akt 6 Ds. 3417/06/II).
 Żeby wygrać, czasem trzeba dać w łapę, ale zawsze trzeba mieć dobre układy. Pal sześć obiady, na których zarabia się na czysto grosze, rzędu 50 tys. zł rocznie od jednej stołówki. Prawdziwym tortem są usługi opiekuńcze, a zwłaszcza te porządkowo-gospodarcze. OPS płaci organizującym je firmom 56 zł za jedną godzinę, a bezrobotna i obarczona licznym potomstwem kobitka, którą podnajmujemy, żeby poszła staruszkowi sprzątnąć i zrobić zakupy, dostaje maksimum 3 zł. Godzin jest bez liku i praktycznie nikt ich nie sprawdza. Tu dochody sięgają już setek tysięcy złotych z jednego OPS-u. Dlatego trwa zażarta walka o zlecenia, a rywalizujące firmy nie przebierają w środkach  tłumaczy nam niuanse właścicielka jednej z agencji.

Służba społeczna państwa K. jest tak wszechstronna, że doprawdy trudno się w niej połapać. W różnych  ściśle rodzinnych konfiguracjach  K. są też właścicielami spółki Centrum Rewitalizacji Społecznej, wydawnictwa Centrum Szkoleniowe Agencji Służby Społecznej (zdołało wydać zaledwie jedną książkę pana Lecha), spółki Ledatour (wyżywienie grup turystycznych!) zarządzają fundacją Agencji Służby Społecznej Pomoc bez granic...  no po prostu omnibusy, za którymi nie sposób trafić!
Tym bardziej więc jesteśmy wyrozumiali dla radnych gminy Mokotów, którym zginęło onegdaj pół miliona złotych przewidzianych na pomoc społeczną. Oto uchwałą z 19 października 2004 r. przeznaczyli 3,5 mln zł na usługi opiekuńcze w 2005 r. Tymczasem w sprawozdaniu z wykonania budżetu za ów fatalny rok wcisnęło się po przecinku zero i ktoś, kto był za te pieniądze odpowiedzialny, rozliczał się z kwoty 3,05 mln zł. Publiczne pół bańki gdzieś wcięło i nikt nie zwrócił na nie uwagi...
Bardzo wnikliwą uwagę zwrócono natomiast na naszego dziennikarza, gdy tylko usiłował sprawdzić, jak rzeczy się mają w prowadzonej przez ASS stołówce (przy ul. Kwiatowej) dla mokotowskiej biedoty. Mówiąc otwarcie: pogoniono nam kota, nakazując natychmiastowe wyniesienie się z prywatnego terytorium spółki.

ASS, która przecież nam specjalnie nie wadzi i  mimo drobnego nieporozumienia towarzyskiego  służy jedynie za przykład, koi sumienia co wrażliwszych na biedę warszawiaków. Wpływa do tej firmy średnio 1215 mln zł rocznie, a zostaje około miliona. Podobnych instytucji jest w skali kraju setka, może dwie...?
 Ja się nie skarżę na opiekę, bo jeszcze mi zabiorą. Pani, którą mi przydzielono, jest od jakiegoś prywaciarza i nie zawsze przychodzi w umówionym dniu. Ale rozumiem, bo przecież ma dzieci. Jak zrobi zakupy na parę dni, to z głodu nie umrę  cieszy się ponad 80-letnia pani K., podopieczna jednego z warszawskich OPS-ów.

ANNA TARCZYŃSKA

Świat według rodana

Smerfne ludziki

Najlepsze programy powstają poza telewizją publiczną, która jest pod berłem PiSiołka Andrzeja Urbańskiego (ksywka: Człowiek bez szyi). I na to badziewie płacimy abonament!

Chłopcy z Perfectu w utworze Niepokonani śpiewali: Być zagadką, której nikt nie zdąży zgadnąć, nim minie czas. I taką zagadką do tej pory są Pisiołki Wesołki. Są niezniszczalni. Dlaczego? Film Koszmar z ulicy Wiązów IV był reklamowany sloganem: Pure evil never really dies (prawdziwe zło naprawdę nigdy nie umiera). I może właśnie to jest odpowiedź na postawione pytanie. Kiedy widzę w telewizji smerfnego Jarka Kaczyńskiego, to przypomina mi się ten slogan oraz film i jego główny, fikcyjny bohater  nieśmiertelny Freddy Krueger, kultowa postać kina grozy. Dlaczego Kaczory i ich smerfna partia Żwirków i Muchomorków uważają się za całkowicie niezatapialnych? Brylują w telewizorze, radzą, nakazują, walczą, przechwalają się, sypią bon motami, przebierają krótkimi nóżkami w pędzie do rządzenia, po prostu są lekiem na całe zło. Są tak pewni siebie jak E.J. Smith, kapitan Titanica, który  pytany o bezpieczeństwo statku  powiedział: Nie potrafię sobie wyobrazić warunków, które mogłyby spowodować zatonięcie tego statku, ani żadnego rzeczywiście poważnego wypadku, jaki mógłby mu się przytrafić. Współczesne budownictwo okrętowe ma już tego rodzaju problemy daleko za sobą. Kaczory nawet jak toną, to jeszcze cieszą się, bo mają telewizję publiczną, a więc muzyka gra do końca.
Jak wszyscy wiemy, dzisiaj głową rodziny jest ta osoba, która ma w ręku pilota do telewizora i wybiera kanały. Kanał to smerfne określenie dla telewizji publicznej... Nie dość, że jest to guma do żucia dla oczu, to jeszcze telewidz opłacający abonament czuje się wpuszczony w kanał. Zaraz to udowodnię. Prezes Andrzej Urbański podpisał z Małgorzatą Raczyńską (na osobiste żądanie Jarusia K. została szefową telewizyjnej Jedynki) smerfną umowę w listopadzie ubiegłego
roku, czyli już po przegranych przez PiS wyborach. Raczyńska dostanie przy odejściu ok. 432 tys. odprawy! Na tę kwotę miałyby się składać: wynagrodzenie za trzymiesięczny okres wypowiedzenia, półroczna odprawa i pensja (24 tys. zł) przyjmowana przez... kolejne pół roku. I teraz Małgośka odeszła i tę górę szmalu (z naszych abonamentów) dostanie!
Jak ja się o tym dowiedziałem, to zrobiłem się na gębie jak zielony pomidor z wrodzoną wadą mózgu. Natychmiast zwołałem naradę z chłopami z mojej wsi. Jednogłośnie postanowiliśmy nie płacić abonamentu! Ale co z Urbańskim? Do prokuratury go? I wtedy odezwała się bufetowa Jadźka. Bufetowa to smerfna laska, chociaż mnie podoba się ona dopiero po dziesięciu piwach. Jadźka opowiedziała dowcip, który nas rozbawił, uspokoił skołatane nerwy i dał trochę nadziei. A oto dowcip: Jedzie pociąg. Siedzi idiota na torach. Przychodzi Andrzej Urbański i mówi: Posuń się trochę!.

ANDRZEJ RODAN
www.arispoland.pl

rzeczy pospolite

Reanimacja wodą święconą

Ostatnie spotkanie Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu (FiM 9/2008) oraz przedstawione tam nowe żądania Kościoła są z pewnością znakiem siły politycznej biskupów. Ale mogą być także zapowiedzią słabości ich religijnego oddziaływania.
Sukcesy Kościoła w zdobywaniu kolejnych przyczółków życia publicznego oraz nowych darowizn i przywilejów ekonomicznych przedstawiamy zazwyczaj jako wyraz siły kleru i słabości poszczególnych rządów, które nie chcą zapewnić Polakom przyrzeczonego konstytucją państwa neutralnego światopoglądowo.

Wydaje się jednak, że to tylko jedna strona medalu. Druga jest taka, że nerwowa walka biskupów o wyrywanie społeczeństwu kolejnego kawałka tortu świadczy o ich słabości, o schyłkowości siły rażenia Kościoła. Tego rodzaju ciekawą tezę przekazał na łamach Bez dogmatu publicysta Tomasz Żukowski. Faktem jest, że nikt lepiej od biskupów nie zna sytuacji Kościoła, i zapewne wiedzą już oni, że rozpoczął się początek końca słynnej gorliwości religijnej Polaków. Pojęli, że uratować ich może już tylko polityka.
Zdaniem redaktora Żukowskiego, Kościół funkcjonuje skutecznie w Polsce już nie tyle przez moc religijnego oddziaływania, ile poprzez wysiłek reklamy, lobbingu i państwowego nacisku. Zwraca uwagę, że propagandowe działania Kościoła, np. nieustannie reaktywowana wojna z aborcją, są właściwie pozbawione religijnej argumentacji. Mówi się o życiu poczętym, mordowaniu dzieci nienarodzonych, ale to są tylko językowe sztuczki. Trudno właściwie dostrzec jakikolwiek związek tych nowotworów językowo-propagandowych z religią. Żukowski dostrzega, że Kościół, atakując sferę publiczną swoimi żądaniami, świadomie prowadzi do powstania oporu, do wykreowania wroga. To z kolei pobudza katolików do działania, wzmacnia ich motywacje i stymuluje gorliwość. Autor Bez dogmatu ironizuje, że zapewne religijność samych wiernych jest dla nich samych na tyle pusta, że zanudziliby się przy niej na śmierć.
Faktem jest, że najsilniejsze polityczne ramię Kościoła  Radio Maryja i cały koncern medialny Rydzyka  funkcjonuje dzięki nieustannej walce z wrogiem wykreowanym przez samego Rydzyka i dzięki tworzeniu wśród wiernych poczucia zagrożenia. Ten wróg to cywilizacja śmierci, cudaczna mieszanka europejsko-masońsko-ateistyczno-aborcyjno-homoseksualna.
Kościół mdleje, ale zanim z jego słabnącej ręki wysunie się rząd dusz, wykonuje mnóstwo teatralnych ruchów, straszy tygrysami z papieru. Tej sztuczki próbował do niedawna także w Hiszpanii, ale właśnie przegrał zapewne decydującą batalię w swojej wojnie. Nie słuchają go już nie tylko Hiszpanie, ale także tamtejsi politycy.
Byłoby miło, gdyby Tusk, który nauczył się, że można na przykład zagospodarować nieufność Polaków wobec Amerykanów, spróbował pożytecznie wykorzystać, choć częściowo, odwieczny polski antyklerykalizm. Nie wiadomo jednak, czy premier, nawykły od 15 lat do rozmawiania z biskupami w pozycji klęczącej, jest w stanie przyjąć postawę wyprostowaną.

ADAM CIOCH

z notatnika heretyka

Prowincjałki

Przeciwnicy krzyża
Antyklerykalny Senat Politechniki Świętokrzyskiej wpadł na pomysł, aby zmienić nazwę uczelni na... Uniwersytet Technologiczny w Kielcach. Ma to dostosować ową placówkę do laickich standardów europejskich. A nam się wydaje, że kadra naukowa, której Święty Krzyż nagle przestał się podobać, już zapomniała, że zasiłek dla bezrobotnego profesora i stróża nocnego jest taki sam: 538 złotych i 30 groszy!

Zwolnić komputer
W Specjalistycznym Szpitalu Wojewódzkim w Ciechanowie pielęgniarki w liczbie 600 wywalczyły sobie podwyżki. Wcale niemałe, bo po 970 złotych na czepek. No więc przestały strajkować i głodować, tylko spokojnie czekały na kasę. Ale nie zobaczyły jej. Ani w styczniu, ani w lutym. Co to, do cholery, ma znaczyć?!  znów się zdenerwowały. Okazało się, że niesłusznie. Podwyżek na razie nie będzie, bo szpitalny komputer, łobuz jeden, wziął się i zepsuł  oświadczyła ze stoickim spokojem dyrekcja. Podobno dla maszyny szykowane są taczki.

Igła w stogu...
Zapadła się pod ziemię koparka o numerach rejestracyjnych 8RNO15, należąca do czeskiej firmy wykonującej roboty kanalizacyjne w jednej z dzielnic Rybnika. Policja wciąż poszukuje zguby.

Siatkarze
Trzej lublinianie, stwierdziwszy ocieplenie klimatu, usiłowali ukraść z pola pod Krasnymstawem 450 metrów siatki przeciwśniegowej o wartości blisko 3 tys. zł. Zostali zatrzymani przez wracających ze służby miejscowych policjantów i osadzeni na dołku.

Bombowy barman
Policja, pogotowie i straż pożarna zostały postawione na nogi, kiedy właścicielka jednego z przybytków gastronomicznych w Poniatowej otrzymała anonimową telefoniczną informację o podłożonym w jej lokalu ładunku wybuchowym. Szybko ustalono, że sprawcą głupiego żartu był 20-letni chłopak, który pracuje w tej knajpie jako barman. Przyznał się do winy i wyjaśnił, że chciał jedynie zwrócić na siebie uwagę i sprawdzić, jaki efekt przyniosą podane przez niego informacje.

Awanturnik z F1
Po kłótni z małżonką 41-letni mieszkaniec Kazimierza Dolnego zadzwonił na policję i poinformował o posiadanym granacie ręcznym, jak również o zamiarze jego zdetonowania. Jak się okazało, granat F1 był skorodowany i schowany w dziupli rosnącego na jego posesji drzewa. Nietrzeźwy mężczyzna zeznał, że znalazł go dwa lata temu podczas spaceru po lesie. Granatem zajęli się saperzy, mężczyzną  policjanci.

Opracowali: WZ i MarS

z notatnika heretyka

myśli niedokończone

Zarzuca się dziś lewicy, a szczególnie SLD, że rozpoczyna krucjatę przeciwko Kościołowi rzymskokatolickiemu  chcę temu zdecydowanie zaprzeczyć. Z naszej strony pojawiają się postulaty, które w państwach o rozwiniętej demokracji są rzeczą normalną. (Grzegorz Napieralski)

Pani Sowińska nie jest dobrym rzecznikiem praw dziecka. Uwolnijmy od niej polskie dzieci, bo one najbardziej na tym tracą. (Wojciech Olejniczak)

Ostentacyjne śledzenie, fotografowanie i podawanie przekłamanych informacji na temat mojej działalności mają mnie zmusić do rezygnacji z urzędu. Doszło do tego, że stałam się osobą pokrzywdzoną, a motywem tych napaści jest przymuszenie mnie do złożenia rezygnacji z piastowanego urzędu. Zaczęłam być inwigilowana. (Ewa Sowińska, rzecznik praw dziecka)

Były prezydent Aleksander Kwaśniewski lubi rozgrywać  rozgrywał Millera i go wykończył. Potem mnie. I mnie wykończył. Na końcu Kwaśniewski prawie wykończył siebie. (Józef Oleksy)

Kocham go (Aleksandra Kwaśniewskiego  dop. red.) jako tego Mojżesza, który przeprowadził lewicę przez Morze Czerwone. (Piotr Gadzinowski)

Istnieją funkcje kierownicze, które nie są do pogodzenia z funkcjami biologicznymi kobiety. (Maciej Giertych)

Wybrała OH



na klęczkach

Piąta KOLUMNA

Cud LOT-ania
Eksperci od finansów od tygodnia głowią się, jakie to cuda działy się w firmie LOT, że w ciągu roku ze straty 43 milionów zrobiły się 83 miliony zysku.
Okazało się, że firma, która nie tak dawno musiała pożyczać pieniądze na płace pilotów, ma nagle na kontach 150 milionów wolnej gotówki. Biegli taką poprawę kondycji finansowej naszego przewoźnika tłumaczą... sztuczkami księgowymi. Jak ocenia na swoim blogu Adrian Furgalski (analityk rynku transportowego), PiS-owski zarząd LOT-u podał wyłącznie wynik finansowy głównej spółki. Zapomniał przy tym o klęsce, jaką poniosły związane z nim tak zwane tanie linie Centralwings. Od lat strata tej linii sięga 60 milionów rocznie.
Inne wątpliwości analityków wzbudziło pominięcie w komentarzach zarządu do raportu kwestii rozliczeń rat za samoloty LOT-u oraz koszty zakupu paliwa. Dzięki korzystnym zmianom kursów walut przewoźnik bez żadnego wysiłku mógł zarobić co najmniej kilkadziesiąt milionów złotych.
Analitycy osłupieli, gdy wczytali się w inny komunikat spółki. Zarząd przyznał się w nim, że w 2007 roku większość stałych połączeń LOT-u przyniosła stratę. Po raz pierwszy od czterech lat zysku nie dały nawet flagowe loty za Atlantyk.
Złośliwi internauci twierdzą, że kwity, jakie sporządzili menedżerowie LOT-u, mają wobec powyższego wartość makulatury. Nie wiadomo zatem, jaka jest naprawdę sytuacja tej firmy. A może tak sprytnych księgowych zatrudnić w rządzie?

MiC


Szofer świętości
Premier Józef Cyrankiewicz lubił ostrą jazdę. Sam prowadził limuzynę i urywał się często BOR-owikom. Kościelni hierarchowie nie mają tak dobrze. Od tragicznej śmierci bpa Jana Chrapka w 2001 roku i wypadku po pijaku bpa Śliwińskiego obowiązuje ich zakaz prowadzenia pojazdu, dlatego wielu (np. biskup polowy Tadeusz Płoski) cierpi z tego powodu. Na pocieszenie pozostaje im świadomość, że wożeni są przez kierowców najwyższej próby. Właśnie dla nich  szoferów kościelnych VIP-ów  już po raz siódmy prywatne firmy zorganizowały specjalne szkolenia opłacane przez kurie, obejmujące m.in. jazdę w trudnych warunkach terenowych i sytuacjach ekstremalnych. W tym roku w takim ekstrakursie (w tym czasie eminencje i ekscelencje uczestniczyły w Konferencji Episkopatu Polski) wzięło udział około 30 kierowców wożących hierarchów.

PS


Święta Radziszewska
Donald Tusk z okazji Dnia Kobiet chciał zrobić Polkom prezent i powołał posłankę swojej partii, Elżbietę Radziszewską (na zdjęciu) z Piotrkowa Trybunalskiego, na pełnomocnika rządu ds. równego statusu prawnego kobiet i mężczyzn. Czyli pani pełnomocnik ma walczyć z dyskryminacją, a tymczasem dotąd dała się poznać jako gorliwa katoliczka i fundamentalistka w sprawach in vitro i aborcji, a także jako klerykałka. To właśnie Radziszewska  wspólnie z Jurkiem  walczyła o zawieszenie w Sejmie obrazu Matki Boskiej Trybunalskiej jako patronki parlamentarzystów.

BS


Trzech Króli Nygusów
Wszystko wskazuje na to, że przybędą nam dwa dodatkowe dni wolne od pracy: Trzech Króli i Wielki Piątek. Projekt obywatelski w sprawie tego pierwszego złożył na ręce marszałka Sejmu RP prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki, za drugim optuje posłanka PO Małgorzata Kidawa-Błońska. Uzasadnia ona, że w kraju o silnej tradycji katolickiej taki dzień wolny należy się wiernym jak psu zupa. Tymczasem ekonomiści wyliczyli, że z powodu jednego dodatkowego dnia relaksu każdy statystyczny Polak straci 150 zł. Nic to, jesteśmy krajem bogatym i stać nas na dodatkowe byczenie się. Proponujemy, by w przyszłości dniami wolnymi od pracy były także: Dzień Imienin Prymasa oraz Dzień Księdza lub Dzień Ojca (Rydzyka).

PS


Powołania do czterech kółek
Doprawdy, ze skóry wychodzą duchowni katoliccy, żeby tylko zapobiec katastrofalnemu wprost spadkowi powołań do sutanny. Portale internetowe dla poszukujących, billboardy zachęcające do zasilenia wspólnoty, dni skupienia i rekolekcje  to już zdecydowanie za mało. Na ulice Łodzi wyjechał...
samochód powołaniowy. Ściślej  czarny chrysler. Slogan reklamowy: Usłysz głos powołania  przypieczętowany wizerunkiem Jana Pawła II wetkniętym za szybę  ma wpłynąć na wzrost zainteresowania młodych stanem duchownym. Takie jest przynajmniej marzenie ks. Dariusza Kucharskiego, prorektora łódzkiego WSD. Przełożeni dobrze wiedzą, że elegancki chrysler może lepiej przyciągnąć młodych chłopców niż nudne rekolekcje...

AT


Szczebrzeszyn
W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie i Szczebrzeszyn z tego słynie  o tym każde dziecko wie z wiersza Jana Brzechwy. Ale okazuje się, że lokalnym radnym tej sławy za mało. Z nadmiaru gotówki w kasie miasta zapragnęli wypromować to urokliwe kilkutysięczne miasteczko nad Wieprzem poprzez zainstalowanie na wzgórzu przed wjazdem gigantycznego napisu Szczebrzeszyn  drugiego na świecie pod względem wielkości po słynnym amerykańskim Hollywood. Aby napis był widoczny z wielu kilometrów, inicjator pomysłu, radny Wojciech Świergoń, obliczył, że jego konstrukcja powinna mieć 70 metrów długości, a każda z trzynastu liter  12 metrów wysokości! Koszt szczebrzeszyńskiego Hollywood miałby wynieść ok. 100 tys. zł. Czy pomysł doczeka się realizacji, na razie nie wiadomo.
Wiadomo natomiast, że nikt ze szczebrzeszynian nie jest zainteresowany papieską ciekawostką  znajdującym się na tamtejszym cmentarzu grobem Feliksa Pawła Kaczorowskiego  dziadka (w linii żeńskiej) Jana Pawła II. Zgroza!

AK


Diabeł za kratkami
Tego jeszcze nie było, ale może to dopiero początek... Sieradzki sąd nie sprzeciwia się, by Damiana Ciołka, strażnika z tamtejszego więzienia, który zastrzelił trzech policjantów, przebadał jeden z najbardziej znanych w kraju kościelnych egzorcystów. Duchowny orzekł bowiem, że sieradzanin ani chybi jest dręczony przez szatana: bełkocze, ślini się godzinami, liczy, słyszy jakieś głosy. Ministerstwo Sprawiedliwości zaskoczone jest egzorcyzmami, jako że czegoś takiego w polskich więzieniach jeszcze nie było.

BS


Szynka postna
Kościół już wieki temu rolę postnego mięsa wyznaczył rybom, które poprzez skojarzenie z wodą  zdaniem katolickich autorytetów  mają uchodzić za ochrzczone i odkupione.
Katolicy wielokrotnie kombinowali, jak obejść kościelne zakazy kulinarne, by z czystym sumieniem móc pogrzeszyć mięsnym obżarstwem. W tym celu sprytni Francuzi wykombinowali postnego pieczonego królika, Niemcy  postną sarnę gotowaną w winie, a Polacy  którzy rzekomo woleli zabić człowieka, niźli złamać post  słynny postny ogon bobra (postny, bo bóbr, tak jak ryba, moczy go przecież w wodzie).
Współczesnym polskim wynalazkiem w kategorii mięsnej postnej strawy jest nie mniej oryginalny drobiowy produkt blokowy, oferowany przez zakład przetwórstwa mięsnego Łukosz pod nazwą szynka postna.

AK


Proboszcz skazany
Sąd Okręgowy w Słupsku podtrzymał wyrok skazujący wobec proboszcza z Dębnicy (koło Człuchowa), księdza Piotra Tomaszewskiego (FiM 7/2007), oskarżonego o molestowanie seksualne ministranta, gwałt, rozpijanie małoletniego oraz jego dwóch kolegów, namawianie nastolatków do samobójstwa i podawanie im narkotyków, a także przywłaszczenie ponad 27 tys. zł z parafialnej kasy.
27 listopada 2007 r. Sąd Rejonowy w Człuchowie skazał za te czyny 39-letniego księdza Tomaszewskiego na 4 lata więzienia i czteroletni zakaz kontaktowania się z molestowanym nastolatkiem. Od wyroku odwołała się zarówno prokuratura, jak i obrońca Piotra T.
Sąd Okręgowy uznał obie apelacje za oczywiście, bezzasadne. Orzeczony wyrok jest słuszny, sprawiedliwy i zgodny z prawdą materialną  powiedziała w uzasadnieniu sędzia Jadwiga Miklińska. Wyrok jest prawomocny.

RK


Ks. Stefanie, módl się za nami
Ksiądz Stefan Osicki, proboszcz parafii św. Wawrzyńca w miejscowości Dobrcz (diecezja bydgoska), jest teraz niczym Święta Rodzina i Jezus Chrystus w jednym. Niegdyś podczas kolędy do parafian trafiały obrazki z wizerunkami tych właśnie postaci, a teraz zastępuje je kolorowy konterfekt wielebnego. Jakby tego było mało, to proboszcz na odwrocie obrazka ze swoją podobizną umieścił reklamowy napis: Kanonik Gremialny Kapituły Katedralnej Bydgoskiej. Z pamięcią w modlitwie ks. Stefan. Dobrcz, Kolęda 2008.

PS


Watykan chce ratować spowiedź
Watykan uruchomił właśnie nowy kurs, którego celem jest zmniejszenie agresji księży i zwiększenie ich zrozumienia dla wiernych, którzy się spowiadają.
Biskup Girotti, regent Trybunału Penitencjarii Apostolskiej, powiedział, że sam akt spowiedzi  poprzez te szkolenia  ma zostać uchroniony przed poważnym kryzysem. Hierarcha w artykule na łamach LOsservatore Romano przytoczył dane mówiące, że około 30 procent wiernych nie wierzy, iż ksiądz jest potrzebny do wysłuchania spowiedzi, co wynika głównie z agresywności duchownych. Kolejne 10 procent jest przekonanych, że ksiądz jest jedynie przeszkodą w kontakcie z Bogiem.

RK



polska parafialna

Ponad prawem

Parafią św. Mikołaja w Szczebrzeszynie włada ksiądz Andrzej Pikula. To, że niewiele robi sobie z parafian, nie dziwi. Na dodatek jednak bezkarnie drwi z prawa.

Plebanowi, który swoje owieczki karmi na przykład takimi teoriami, że człowiek żyjący w grzechu jest człowiekiem śmierdzącym, zamarzył się parking obok kościoła. Niewiele myśląc, zorganizował robotników i swoje marzenie spełnił. Nie pytał o zdanie ani sąsiadów parafii, ani chociażby nadzoru budowlanego.
Z dnia na dzień pod oknami zdziwionych ludzi wyrósł więc parking. Gdy robotnicy uwinęli się z robotą, a na msze zjechali wierni, parkując swoje auta tuż pod nosem najbliższych mieszkańców parafii, ci zrozumieli, że właśnie skończyło się ich spokojne życie.
Poszperali więc w przepisach i stali się bogatsi o wiedzę, że tego typu obiekty powinny się znajdować co najmniej dziesięć metrów od zabudowań. Jeden z wywrotowców to Cezary Otłowski. Człowiek wierzący, były ministrant i kościelny aktywista. Ostatnia rzecz, jaką można mu zarzucić, to chęć zrobienia na złość plebanowi.
 Działka księdza jest wielka, więc może parking wybudować w innym miejscu, w odpowiedniej odległości od naszych okien  argumentowali ci mieszkający najbliżej kościoła.
Ponieważ proboszcz jakoś nie okazywał zrozumienia, wierni o całej
sprawie powiadomili Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Zamościu, informując, że w środku miasta, w niedozwolonym miejscu dokonano samowoli budowlanej.
To był maj roku 2006...
Dość szybko odnieśli sukces: Nakazuję parafii rzymskokatolickiej św. Mikołaja dokonanie rozbiórki parkingu na samochody osobowe na działce nr geod. 596  zawyrokował inspektor Ireneusz Rączka.
Proboszcz Pikula skorzystał z przysługującego mu prawa do odwołania, ale wojewódzki inspektor budowlany  Urszula Sieteska  decyzję swojego zamojskiego kolegi utrzymała w mocy.
Wobec tego plebanowi nie pozostało nic innego, jak odwołać się do sądu. Jakież musiało być jego zdziwienie, gdy 19 stycznia 2007 roku sędzia Grażyna Pawlos-Janusz oświadczyła, że proboszczową skargę oddala.
Niedługo miną dwa lata od czasu, gdy załamani parafianie postanowili postawić się księdzu. Parking jak był, tak jest, zdemontowano jedynie kostkę brukową, którą był wyłożony. Po zdjęciu kostki brukowej na powierzchni parkingu nie zlikwidowano wszystkich składników zrealizowanej samowoli budowlanej  nie zostały zdemontowane krawężniki (...), jak też nie dokonano przesunięcia ogrodzenia  zauważył po inspekcji Ireneusz Rączka.
Zdesperowany Cezary Otłowski, który do dziś nie może zrozumieć, że dla kaprysu jednego proboszcza można bezkarnie łamać prawo, a przy tym poniżać starych, schorowanych ludzi, wysłał do biskupa pięć listów. Ksiądz kłamca codziennie chodzi pod moimi oknami i ostudza moją wiarę w Kościół. Uprzejmie proszę księdza biskupa o spowodowanie, żeby proboszcz Pikula dostosował się do wyroku sądu  napisał w jednym z nich.
W odpowiedzi przyszło zapewnienie o modlitwie i kilka zdawkowych słów: Szanowny Panie!  pisze elegancko biskup Wacław Depo.  Dziękuję za kolejny list, który wyraża osobistą troskę o ważne sprawy Kościoła. Polecam wszystkie te problemy Miłosierdziu Bożemu. Koń by się uśmiał...
Ksiądz Pikula przetrwał postępowanie egzekucyjne, uiścił 5 tysięcy złotych grzywny, którą za niestosowanie się do nakazów nałożył na niego Powiatowy Inspektorat Budowlany, ale parkingu w całości nie rozebrał. I rozebrać nie zamierza.

WZ

polska parafialna

A Piłat umył ręce

Nie od dziś wiadomo, że obrót kwaterami na katolickich cmentarzach to intratny biznes.

Chełmska parafia Rozesłania Świętych Apostołów zarządza liczącym ponad 250 lat cmentarzem rzymskokatolickim. Tam, w dwóch sąsiadujących ze sobą mogiłach, spoczywają szczątki przodków Krystyny G. Kilkanaście lat temu prawo do dysponowania grobami chełmski Sąd Rejonowy ustanowił na rzecz jej ojca (postanowienie I C 408/93). Mężczyzna zmarł, a pani Krystyna naturalną koleją rzeczy odziedziczyła po nim to prawo. Sama mieszka w Krakowie, ale do Chełma przyjeżdża zawsze na Wszystkich Świętych, by odwiedzić miejsce pochówku rodziny, i regularnie dokonuje wszystkich stosownych opłat.
Pod koniec października 2007 roku Krystyna G., jak co roku, przyjechała odwiedzić mogiły chełmskich antenatów. Doznała szoku, gdyż z grobu, gdzie dotąd spoczywał jej dziadek  Franciszek S.  zniknęła kamienna tablica wraz z całym nagrobkiem. W ich miejsce pojawił się inny pomnik i tablica, z której wynikało, że w tym miejscu będą spoczywały ciała małżonków I. Kiedy już Krystyna G. ochłonęła, postanowiła sprawdzić, jak doszło do tego cudu przeistoczenia. A było tak:
W maju 2006 r. państwo I. pojawili się u proboszcza Józefa Piłata, złożyli pisemne oświadczenie, że mają prawo do jednej z cmentarnych kwaterek, zapłacili tzw. placowe i... stali się właścicielami grobu należącego do rodziny pani Krystyny. Prawdziwości świstka proboszcz nie sprawdził. Zakładamy jednak jego dobrą wolę.
 Poszłam do księdza proboszcza wyjaśnić całą sprawę, ale ten nie uznał za stosowne cokolwiek wyjaśniać  wspomina pani Krystyna G.
 Parafia nie bada prawdziwości składanych oświadczeń. Składające je osoby biorą za nie pełną odpowiedzialność  utrzymuje z kolei proboszcz Piłat.  Zaproponowałem, żeby doszło do porozumienia pomiędzy panią G. a państwem I. Parafia służyłaby pomocą.
Ksiądz Piłat utrzymuje ponadto, iż w grobie  pomimo zmian własnościowych  nadal spoczywają szczątki dziadka pani Krystyny G.
Wobec zaistniałej sytuacji Krystyna G., która dysponuje szeregiem dokumentów potwierdzających jej oczywiste prawo, pozwała do sądu parafię Rozesłania Świętych Apostołów. Wniosła o przyznanie jej prawa do dysponowania grobami.
Ksiądz Piłat pragnął zaś od wszystkiego umyć ręce. Stwierdził, że pozew powinien być skierowany nie przeciw Kościołowi, ale przeciwko rodzinie I. Ostatecznie jednak oświadczył, że nie kwestionuje prawa Krystyny G. do dysponowania mogiłami. Sprawa w toku.

JS

polska parafialna

Świętowitowi z odsieczą

W Krakowie, mieście stu kościołów, można znaleźć miejsca i symbole, które przypominają nam, iż są inne religie niż tylko ta jaśnie (może raczej ociemniale...) nam panująca.

Niedaleko wawelskiego wzgórza stoi sobie, nie wadząc nikomu, pomnik Świętowita Zbruczańskiego. Ten sympatyczny posąg o czterech obliczach powinien być traktowany z należytą atencją, gdyż jego kult zagościł na polskiej ziemi dużo wcześniej niż zaborcza religia łacińska, ponadto jest niepowtarzalny w całej okolicy, czego nie można powiedzieć o przydrożnych Maryjach.
W Polsce są wyznawcy religii starosłowiańskiej, dla których ten pomnik ma emocjonalne znaczenie. Właśnie jeden z nich, a zarazem nasz Czytelnik, zauważył, że Świętowit został zdewastowany. Prawdopodobnie młotkiem, którym pokruszono fragmenty czterech twarzy. Poruszony tym faktem pan K. przysłał do nas list z prośbą o zajęcie się sprawą. Udaliśmy się przeto do Krakowskiego Zarządu Komunalnego  jednostki odpowiedzialnej za stan pomników  gdzie rzecznik Jacek Bartlowicz poinformował nas, iż problem zna, ale prowadzony jest właśnie ranking decydujący o kolejności renowacji. Obecnie na pierwszym miejscu znajduje się kapliczka Matki Boskiej Bolesnej, zniszczona podczas ubiegłorocznej wichury. Uzyskaliśmy jednak solenne zapewnienie, że pomnik Świętowita znajduje się wśród 20 (jedyny niekatolicki) obiektów wytypowanych do renowacji w tym roku. Sprawdzimy.

polska parafialna

Pojedynek na książki

Kardynał Dziwisz i ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski pojedynkują się na książki.

Ks. Zaleski nosi w sobie wielki żal do kard. Dziwisza o to, jak został potraktowany podczas wojny lustracyjnej; zwłaszcza boli go zarzut dotyczący rozbijania jedności Kościoła. Czuje również dużą niechęć do prymasa Glempa za nazwanie go ,,nadubowcem. Postanowił więc wydać  nakładem popularnego ostatnio wydawnictwa Znak  książkę pt. ,,Moje życie nielegalne, która ukazuje różne... ciemne strony kapłaństwa. Porusza wprawdzie kwestie powszechnie znane, jednak kiedy czyni to aktualny funkcjonariusz Krk, odzew jest zgoła inny. Pisze między innymi o częstych przypadkach homoseksualizmu, molestowania seksualnego lub o frustracjach wynikających z poczucia bezsensu bycia w Kościele. Zaleski obala również mit o powszechnym poparciu Kościoła dla Solidarności.
Widząc, co się święci, natychmiast zareagował kard. Dziwisz. Odpowiedzią jest inna książka  ,,Bo wezwał Cię Chrystus. W dziele tym kardynał nie pozostawia suchej nitki na duchownych, którzy z różnych względów postanowili odejść z Kościoła. Nazywa ich dezerterami i ludźmi pozbawionymi mądrości, którzy uciekli z pola bitwy, gdyż zabrakło im bożej odwagi. Podkreśla, iż owi nieszczęśnicy do końca życia płacą wysoką cenę za swoją zdradę, żyjąc w ciągłym stresie, napięciu, szargani wyrzutami sumienia. Natomiast tym, którzy znaleźli się na rozdrożu swej kapłańskiej misji i zmagają się z decyzją o wystąpieniu z Kościoła, Dziwisz oferuje stary wyświechtany frazes (którym od wieków księża karmią głównie kobiety katowane przez swych mężów oprawców), przytaczając rzekome słowa Jezusa: ,,Weź swój krzyż i chodź za mną.
Ciekawe, czy argumenty głoszone przez hierarchę są w stanie zatrzymać następców Jonasza, Obirka czy Bartosia...


polska parafialna

Sami swoi

Wychowawca dzieci i młodzieży, wytrwały orędownik jej formacji katolickiej  reklamuje się ksiądz proboszcz. Choć został skazany za seksualne formowanie 14-letniej dziewczynki, księża wyłudzają od wiernych pieniądze na udowodnienie niewinności pedofila...

Po kilkumiesięcznym tajnym procesie Sąd Rejonowy w Wejherowie skazał na 3,5 roku więzienia księdza Krzysztofa K. (46 l.), byłego proboszcza parafii św. Jakuba Apostoła w Mechowie (woj. pomorskie, archidiecezja gdańska). Poszło jak zwykle o pedofilię, z jednym wszakże odstępstwem od obserwowanej w ostatnich latach reguły. Wedle zgodnej opinii prokuratury i sądu, dzieckiem, na którym duszpasterz wyżywał się seksualnie, nie był ministrant, lecz 14-letnia dziewczynka. Może to nie kilkulatek, ale małoletnia (do 15 roku życia) i przestępstwo jest.
Wielebny odpowiadał z tzw. wolnej stopy i zapewne nieprędko trafi za kraty, gdyż wyrok jest jeszcze nieprawomocny, zaś aktyw parafialny inspirowany przez kolegów pedofila staje na głowie, żeby ks. Krzysztofa uchronić przed więzieniem.
Na spotkaniu radnych parafialnych, sołtysów i innych gości podpisano list skierowany do ks. Arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego, w którym wyrażono poparcie dla ks. Krzysztofa K(...), który obecnie po wydaniu wyroku jest położony w bardzo trudnej sytuacji. To smutne wydarzenie zmobilizuje do okazania księdzu jeszcze większego wsparcia modlitewnego i finansowego w walce o Jego dobro. Radni i sołtysi postanowili, że w tym tygodniu przejdą się po wsiach i będą zbierać pieniądze, wspierające starania księdza o udowodnienie swej niewinności. Z całego serca popieram tę inicjatywę, a za okazaną pomoc wyrażamy wdzięczność  ten kuriozalny komunikat wystosował przed kilkoma dniami do wiernych ks. Jacek Bordzoł, tymczasowy administrator parafii w Mechowie, za nic sobie najwidoczniej mający dobro poharatanej psychicznie dziewczynki. Ot, sami swoi...

Ks. Krzysztof K. (w cywilu technik budowlany) został wyświęcony w 1990 r. Był później kolejno wikariuszem parafii w Chwaszczynie i Gdyni-Leszczynce, a w grudniu 2004 r. dostał od abpa Gocłowskiego pierwszą samodzielną placówkę w Mechowie. Czym sobie na nią zasłużył?
Oddany Kościołowi i jego misji ewangelizacyjnej kapłan, żarliwy duszpasterz ofiarnie niosący Chrystusa innym. Nauczyciel, wychowawca dzieci i młodzieży, wytrwały orędownik jej formacji katolickiej poprzez sumienną katechetyczną pracę. Organizator życia parafialnego w duchu poczucia wspólnoty, rozwijania wrażliwości katolickiej i solidaryzmu społecznego (koła różańcowe, ruch Oazowy, III Zakon św. Franciszka, akcje charytatywne, festyny integracyjne). Inicjator Oazowego Kręgu Młodzieżowego i rekolekcji dla młodzieży  reklamuje się pedofil w sponsorowanym przez siebie biogramie opublikowanym na łamach informatora Who is Who.
 Doskonale się ten kurdupel maskował. Pamiętam, że jak został tu u nas proboszczem, zmieniając odesłanego na emeryturę poczciwego księdza kanonika Zygmunta Trellę, to na uroczyste wprowadzenie do parafii przyjechało z Gdyni kilkadziesiąt jego moherowych wielbicielek z kółka różańcowego. W Mechowie zdecydowanie optował za młodzieżą, zwłaszcza młodymi dziewczynkami. Dzieciaki go nawet lubiły, bo często organizował im jakieś niby-pielgrzymkowe wyjazdy. Teraz rodzicom miny zrzedły i niektórzy jeżdżą z córkami do ginekologa, bo nie wiadomo, czy ta (...) jest jedyną, którą przy okazji wycieczek do świętych miejsc proboszcz rozdziewiczył. Ale wielu też daje pieniądze na obrońcę dla niego, skoro  jak nam tłumaczył ksiądz Bordzoł  Kościoła nie stać (sic!), a ksiądz Krzysztof został niewinnie posądzony. Ludziska klną po kątach i płacą, żeby ich później z ambony nie wykrzyczał  tłumaczy nasz informator z Mechowa.
 Mnie osobiście ksiądz Krzysztof nie kręcił, ale niektóre dziewczyny bywały u niego wieczorami na plebanii. Żadna się teraz nie przyzna, bo rodzice by je chyba zabili, ale znam jeszcze dwie, które podobno namówił do seksu. Myślę, że nie kłamały, bo były z nim później na ty  twierdzi gimnazjalistka z Darżlubia podległego duszpasterskiemu przewodnictwu plebana od Jakuba Apostoła.

Przed dwoma miesiącami kardynał Cludio Hummes, prefekt watykańskiej Kongregacji ds. Duchowieństwa, wezwał katolików do modłów (nieustannej adoracji eucharystycznej) za księży pedofilów i ich ofiary. Problemy występowały zawsze, ponieważ wszyscy jesteśmy grzesznikami. Jednak w ostatnim czasie odnotowane zostały rzeczywiście bardzo poważne fakty  przyznał hierarcha. Odnotowane  czytaj: ujawnione...
W imieniu ks. Krzysztofa dziękujemy za okazane wsparcie modlitewne i materialne. Zebraliśmy ok. 19 tys. zł. Wielkie Bóg zapłać  czytamy w jeszcze ciepłym parafialnym komunikacie, ogłoszonym 9 marca przez ks. Bordzoła.
Katolicki kapłan nie zebrał natomiast nawet złotówki na tę bezczelną 14-latkę, która ośmieliła się zdeprawować ks. Krzysztofa  żarliwego duszpasterza ofiarnie niosącego Chrystusa innym...

Dominika Nagel

polska parafialna

Tragedia księdza i Kościoła

O pedofilu ukrywanym całe lata przez biskupów diecezji szczecińskiej Gazeta Wyborcza napisała tekst pt.: Kościół katolicki ukrywał aferę pedofilską?. W internecie, na pomoc księżom  ofiarom dzieci  ruszyli prawdziwi Polacy katolicy...

Kościół to ludzie, a człowiek to też ksiądz. To tragedia tego człowieka, a przy okazji też Kościoła. anonim

Proszę nie utożsamiać Kościoła Świętego ani z księdzem, ani z biskupem, ani z papieżem. Tytuł artykułu jest oszczerczy, ale na tym zależy wydawcy, aby Kościół oczerniać. Logik

Zbliżają się Święta Wielkiej Nocy, więc trzeba dokopać Kościołowi. Wyborcza robi to od lat. M.

Dlaczego tuż przed Najważniejszymi Świętami dla każdego katolika właśnie ta gazeta ujawnia sprawy dotyczące duchowieństwa? To też ludzie, którzy jak każdy człowiek na ziemi  łącznie z redaktorem piszącym tekst  są grzeszni. Przyjdzie taki czas, w którym wszystko będzie sprawiedliwie osądzone. Życie

Jasne, bo gdy znajdzie się jedna czarna owca, to trzeba robić aferę na całą Polskę; inni pedofile, z innych kręgów, jakoś nie szokują. A swoją drogą, szkoda, że żadna z gazet nie doceni pracy i wysiłku wielu porządnych księży. Niedewotka

Tak łatwo jest kogoś obrzucić błotem,
a tak trudno się z tego błota później wyczyścić. Ksiądz miał kontakt z wieloma dziećmi i tylko ci go oskarżają. To tak łatwo powiedzieć, że ktoś cię molestował, a jak ta osoba może się obronić? (...) A jeśli to trudna młodzież, to nigdy nie wiadomo, co im do głowy przyszło... Cytr

Żelazo kuje się w ogniu. Im bardziej będzie pluć na Kościół ta gadzinówka, tym bardziej będą zwierać się szeregi wiernych. Chyba dobrze, że Kaczyński nie dał temu jąkale tego orderu. głos z Gdyni

Ta gazeta załatwiła już niejednego duchownego. Ale to wszystko do czasu. Przyjdzie kryska na Matyska. Ala

Jak władza radziecka, niedługo pewnie się dowiemy z tej tandetnej gazetki takich niusów, że to Święty Kościół Katolicki rozpętał II wojnę światową. antylewus

Dziwne marsze gejów w Warszawie wam nie przeszkadzają, ale w Kościele tak. Więc jak to jest, wykształciuchy? Oleole

Kolejny atak na bpa Stefanka. Na czyje zamówienie? Bo nie chodzi tu o żadnego ks. Andrzeja. Anonim

Któż to taki, co ma prawo Kościół oceniać? (...) Po Okrągłym Stole została zawarta spółka z diabłem. Mniejszość w Sejmie to właśnie Polacy. Katolik

Pierdołami się zajmują z podpowiedzi masonów. Ale już Kaczmarkiem, Stoltzmanem, Rysiem z Gdyni i tym krezusem z Poznania  brak czasu. Pamiętajmy tych prokuratorów i dziennikarzy  pamięć ta się nam wszystkim przyda, i to niebawem. A.

Wybrał MaK



a to polska właśnie

Kłopoty z podPiSem

Wraz z rozwojem internetu wiele krajów przeniosło do sieci obsługę petentów. Obywatele nie muszą już odwiedzać osobiście państwowych agend i kontaktują się z urzędnikami za pośrednictwem kont e-mailowych. W Polsce też tak miało być. Miało.

Gdy jesienią 2001 roku upadający rząd Jerzego Buzka przepychał przez Sejm ustawę o podpisie elektronicznym, pilność tej regulacji tłumaczono koniecznością przygotowania administracji i obywateli do składania podań za pomocą e-maili. Doświadczenia państw Unii czy Kanady wskazywały, że jest to po prostu tańsze. Mieliśmy załatwiać swoje sprawy wtedy, kiedy chcemy, a nie wtedy, kiedy pan urzędnik może nas przyjąć.
Miały się skończyć kolejki w urzędach i konieczność zwalniania się z pracy, aby załatwić najprostszą rzecz. Ustawodawca stwarzał także możliwość przesyłania tą drogą faktur i innych dokumentów księgowych. Wszystko miało być zgodne z prawem europejskim. Tyle że nie było.
Zatrudnieni przez szefa Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej Ryszarda Czarneckiego (dzisiaj poseł do Parlamentu Europejskiego wspierający PiS) tłumacze studenci tak poprawili polską wersję dyrektywy KE, iż stała się ona niewykonalna. Otóż zamiast zwrotu zaawansowany podpis użyto pojęcia: bezpieczny podpis elektroniczny. Różnica niby niewielka, ale w praktyce znacząca. Tłumacząc to na polski: panowie lingwiści przez przypadek zdelegalizowali inne systemy zabezpieczenia wiarygodności dokumentów niż oparte na niezwykle drogich programach weryfikacji elektronicznego autografu. Ustawodawca dodał do tego niezwykle skomplikowany system podwójnej weryfikacji producenta oprogramowania, generowania kodów, kluczy. I to w wersji przewyższającej standardy bankowe.
Wszystko to spowodowało, że bezpieczny podpis elektroniczny okazał się kpiną. W Polsce najtańszy zestaw, wcale nie gwarantujący pełnego bezpieczeństwa, kosztuje 460 złotych plus stówa rocznego abonamentu.
W Słowacji za najdroższe oprogramowanie podpisu elektronicznego zapłacimy sto złotych. Sto złotych, za które otrzymujemy produkt o najwyższych standardach. I już możemy wysyłać faktury, PIT-y i dziesiątki innych papierzysk drogą elektroniczną, bez wychodzenia z domu. Oszczędności w skali kraju  wielomilionowe.
Problemy, jakie stwarzały obowiązujące regulacje prawne, zauważył już w 2004 r. polityk SLD i wiceminister gospodarki i pracy Jacek Piechota. On także pilnował, aby e-usługi ruszyły w terminie. Do tego niezbędne były zmiany w ustawie o e-podpisie. Zespół Piechoty w trybie pilnym przygotował stosowny projekt. Niestety, w czasach wielkiej koalicji PiS i przystawek rządowa inicjatywa utknęła w Sejmie na początku 2005 roku. Było wiele ważniejszych spraw  choćby... lustracja.
W 2006 roku rząd Kazimierza Marcinkiewicza, realizując ideę taniego państwa, postanowił... odroczyć o dwa lata wejście w życie e-administracji. Jak tłumaczono, potrzeba nieco więcej czasu na wprowadzenie stosownych regulacji. Tymczasem takie usługi są w Europie standardem. Na przykład w Estonii państwowe agendy już od 2003 r. niemal sto procent podań przyjmują w wersji elektronicznej. I jakoś nie było u nich masowych fałszerstw czy oszustw. Co więcej  Estończycy nie mają obowiązku kupowania żadnego skomplikowanego systemu weryfikacji podpisu.
W Polsce nowy termin rząd PiS wyznaczył na pierwszego maja 2008 roku. PiS-owcy zapewniali, że pracują nad odpowiednimi regulacjami. Tyle tylko, że były to kłamstwa. Otóż cały wkład ekipy PiS ograniczył się do niechlujnego przepisania projektów rozporządzeń, jakie pozostawili im poprzednicy. W efekcie mamy bałagan jeszcze większy, niż mieliśmy.
Po pierwsze, w relacjach ZUSklienci PiS wprowadził obowiązek stosowania przez obie strony kosztownego bezpiecznego podpisu elektronicznego. Do 21 maja niemal wszystkie firmy muszą ponownie zakupić drogie oprogramowanie i wymienić sprzęt komputerowy, gdyż nowy program Płatnik wraz ze specjalnym podpisem pracuje wyłącznie na jednej, najnowszej, platformie informatycznej. Dotychczasowy bezpłatny system z powodzeniem funkcjonuje już od trzech lat. Oszustw nie zanotowano.
Aby jeszcze pogorszyć sytuację, chłopcy tak szybko przepisywali deskrypty, że nie zauważyli, że tę samą materię regulują dwa sprzeczne ze sobą rozporządzenia Rady Ministrów. Jedno wydane przez rząd Marka Belki i drugie wydane przez nich samych. Obydwu nie da się stosować.
Po drugie, nadal nie jest załatwiona sprawa nowelizacji ustawy o podpisie elektronicznym. Do momentu usunięcia zawartych w niej błędów, program e-administracji jest niewykonalny. A dzięki PiS nie wiadomo tak naprawdę, kto za ten bałagan odpowiada. Czy MSWiA, czy może resort gospodarki... Rozstrzygnięcie tego sporu wymaga odrębnej zmiany ustawy. Warto wspomnieć, że w MG po czystkach wykonanych przez PiS za sprawy informatyzacji odpowiada jedna osoba!
Nie wiemy, dlaczego administracja nie chce skorzystać z obecnych na rynku tańszych sposobów zapewnienia bezpieczeństwa danych. Takie systemy mają już przecież banki.

MiC



a to polska właśnie

I PO Chełmie

Zaraz udowodnimy, że PO to taka sama kruchta, jak nie przymierzając PiS czy LPR.

Stowarzyszenie Budowy Pomnika Ojca Świętego w Chełmie powstało po śmierci Karola Wielkiego w 2005 roku. Na prezesa wybrano ówczesnego prezydenta miasta  Krzysztofa Grabczuka z PO. Okazało się jednak, że z zebraniem funduszy na pomnik są problemy. Władze grodu umyśliły więc, że na budowę zrzucą się chełmskie spółki komunalne, czyli takie, nad którymi prezydent ma władzę. Po 20 tys. złotych na konto stowarzyszenia wysupłało Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej oraz Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej. To ostatnie znane jest skądinąd z urządzenia we wrześniu 2006 roku wystawnego bankietu (z okazji jubileuszu swego istnienia) w miejscowym ośrodku Caritasu, na który Grabczuk chuchał i dmuchał, aż skończyło się to dlań postawieniem zarzutów prokuratorskich (FiM 3/2008). Gdyby ktoś z chełmian dziwił się, dlaczego płaci tyle za wodę i ścieki  odpowiedź ma gotową...
Ostatecznie pomnik papieża wzniesiono. Stoi przed gmachem na pl. Niepodległości
 tym samym, w którym w roku 1944 ogłoszono Manifest Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego.
Stowarzyszenie miało jednak i inne zadania. Mianowicie wydzieliło papieski fundusz stypendialny dla zdolnych uczniów chełmskich szkół ponadgimnazjalnych. Szczytny to cel, bo bieda w wielu tutejszych rodzinach aż piszczy, a edukacja jest dla masy młodych ludzi jedyną szansą na wyrwanie się z marazmu lokalnej rzeczywistości. I owszem, w roku szkolnym 2006/2007 stypendiami obdarowano
kilkanaście osób, które otrzymały po 200 złotych. I na tym się skończyło, bo w kolejnych semestrach nikt ze stowarzyszenia nie odezwał się więcej do żadnej szkoły. Mało tego, dyrektorzy placówek, których uczniowie mieli przyznane stypendia, nie wiedzą, gdzie mogliby zaciągnąć w tej sprawie języka. Pisma, które niegdyś dostali, poza podpisem prezesa nie zawierały ani żadnej pieczątki z adresem, ani choćby numeru telefonu kontaktowego... Ciężko też o rozmowę z Grabczukiem, bo w Chełmie ostatnimi czasy rzadko bywa. Wprawdzie prezydentem miasta już nie jest, bo przegrał ostatnie wybory z kandydatką lewicy Agatą Fisz, ale przesiadł się na inny miękki stołek  marszałka województwa lubelskiego.
O podobnych pobożnych inicjatywach Grabczuka można by pisać i pisać. Swego czasu stworzył publikację naukową zatytułowaną Wpływ katolickiej nauki społecznej na funkcjonowanie samorządu terytorialnego w Polsce, która ukazała się nakładem Wydawnictwa KUL. Obecnie też noszącego imię Jana Pawła II.

KAZIMIERZ CIUCIURKA



patrzymy im na rĘce

Nie je Gowina?

Po krakowskich salonach krążą supertajne i rzekomo superkompromitujące materiały na posła PO Jarosława Gowina.
Ale co znaczy tajne dla dziennikarzy FiM? Nic nie znaczy!

W 2005 r. Donald Tusk zapewniał, że gorącym żelazem wypali wszelki nepotyzm z szeregów swojej partii. Pan premier ma teraz okazję udowodnić, że nie zwykł rzucać słów na wiatr...
Poseł Jarosław Gowin jest od kilku dni najlepszym z najlepszych, czyli członkiem ekskluzywnego gremium tworzącego Zarząd Krajowy rządzącej naszym krajem Platformy Obywatelskiej. Zdecydowanie też najbardziej związanym z Kościołem. Tuż przed awansem poseł zamieścił na swojej stronie internetowej informację, że grupa młodych krakowskich polityków tej partii usiłuje mu rzucać kłody pod nogi jakimiś podłymi insynuacjami, a niektórzy to nawet przechwalają się dziennikarzom, że mają papiery na Gowina.
Pożalił się również radiosłuchaczom:
Jarosław Gowin odniósł się do sytuacji w krakowskich szeregach partii. Dodał, że w Krakowie dojdzie zapewne do zmian strukturalnych. To reakcja na doniesienia prasowe o konflikcie pomiędzy Gowinem i Janem Rokitą a młodymi działaczami partii, którzy mieli zbierać na posła kompromitujące materiały. Gowin podkreślił, że sytuację powinny rozstrzygnąć władze krajowe PO z Donaldem Tuskiem i Grzegorzem Schetyną na czele  przeczytaliśmy 29 lutego w serwisie internetowym Polskiego Radia.
A jakież to kompromitujące materiały można znaleźć na wybitnego  znanego jako arbiter elegantiarum w dziedzinie moralności  działacza katolickiego mającego w swoim życiorysie przynależność do Archidiecezjalnej Rady Duszpasterskiej oraz Komisji Episkopatu Polski ds. Dialogu z Niewierzącymi?
Czy może mieć cokolwiek na sumieniu były (w latach 20052007) senator Rzeczypospolitej, ceniony znawca pontyfikatu Jana Pawła II, którego dorobek pielęgnuje, działając na rzecz Centrum Myśli Jana Pawła II (cyt. z oficjalnej biografii posła), wieloletni redaktor naczelny katolickiego miesięcznika Znak i obecny rektor Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera w Krakowie (WSE), tudzież członek kościelno-rządowego zespołu mającego uregulować (po myśli Episkopatu) moralno-prawną kwestię zapłodnień in vitro?
ń ń ń
Z wynurzeń posła wynika, że owe papiery na Gowina to nic innego, tylko znana już sprawa wpłacania przez WSE czynszu za wynajem budynków komisarzowi wskazanemu przez kardynała Stanisława Dziwisza, zamiast stowarzyszeniu Arcybractwo Miłosierdzia, będącemu formalnym właścicielem nieruchomości, co sprowadziło na uczelnię zagrożenie eksmisją (por. Arcykonflikt w Arcybractwie  FiM 10/2008).
Przepełnieni zdumieniem, jak wielkim trzeba być w Katolandzie idiotą, aby posłuszeństwo wobec kardynała uznać za materiały kompromitujące, poprosiliśmy ich zbieraczy o wyjaśnienie.
 Sprawa z uczelnią jest tylko zasłoną dymną wypuszczona przez Magnificencję na użytek gawiedzi. Prawdziwy, starannie skrywany kłopot Gowina to pewien młody człowiek uważany  w tak zwanych kręgach dobrze poinformowanych  za jego nieślubnego syna. Oczywiście, nie byłoby nic zdrożnego w posiadaniu dziecięcia, gdyby nie tupet, z jakim Gowin promuje tego młodzieńca na salonach, wykorzystując swoją pozycję polityczną  uchylił FiM rąbka tajemnicy jeden z krakowskich działaczy Platformy, wskazując z imienia i nazwiska domniemanego syna parlamentarzysty.
ń ń ń
Rzecz całą starannie sprawdziliśmy, dochodząc do następujących konkluzji:
1. 23-letni R., w którego żyłach ma jakoby płynąć Gowinowska krew, jest studentem IV roku prawa renomowanej uczelni, studiując równocześnie stosunki międzynarodowe w uczelni kierowanej przez Jego Magnificencję Gowina. Dodajmy, że studiuje w niej za darmo, dzięki tzw. złotemu indeksowi przyznawanemu najlepszym z najlepszych i wartemu na WSE ponad 3 tys. zł rocznie (zwolnienie z czesnego);
2. W 2006 r. młodzieniec (wówczas student II roku prawa) uchodził w środowisku za asystenta senatora Gowina. W najbliższy poniedziałek (3 kwietnia) w godzinach od 16.30 do 17.30 Pan R(...) rozpoczyna cotygodniowy dyżur, podczas którego będzie udzielał bezpłatnych konsultacji prawnych wszystkim zainteresowanym osobom. Dyżur rozpoczyna się w biurze Senatora Jarosława Gowina przy ul. Kanoniczej 12. Serdecznie zapraszamy do skorzystania z porad i doświadczenia Pana R(...)  czytamy w zlikwidowanym już, ale szczęśliwie przez nas zarchiwizowanym ogłoszeniu, zamieszczonym 29 marca 2006 r. na stronie internetowej parlamentarzysty. Pomijając fakt, że doświadczenie pana studenta II roku wydaje się marnym żartem, R. naruszał  pod jakże znakomitym szyldem  wszelkie standardy, bowiem poradnictwo prawne wolno byłoby mu uprawiać jedynie pod okiem doświadczonego prawnika (samodzielnego pracownika naukowego), w ramach studenckiej poradni lub wyspecjalizowanej organizacji społecznej. Warto jeszcze zauważyć, że R. nie został zgłoszony przez ówczesnego senatora Gowina do oficjalnego wykazu pracowników jego biura ani też społecznych współpracowników;
3. Jarosław Gowin jest członkiem Kapituły Stypendium im. Lesława A. Pagi  organu decydującego o ewentualnym przyznaniu 15 tys. dol. wybitnie uzdolnionym studentom IVV roku oraz absolwentom kierunków ekonomicznych, handlowych i finansowych, którzy obronili w ciągu trzech ostatnich lat pracę magisterską z dziedziny rynków finansowych  dowiadujemy się z regulaminu tej prestiżowej nagrody, fundowanej m.in. z pieniędzy instytucji publicznych.
Tymczasem w 2007 roku 15 tys. dolarów otrzymał... R., choć był wówczas dopiero absolwentem trzeciego roku prawa i miał za sobą zaledwie dwa semestry z prawa finansowego oraz prawa gospodarczego i handlowego. Żeby było ciekawiej: otrzymał te pieniądze za nowatorską propozycję głosowania w wyborach powszechnych za pośrednictwem internetu. To przykład niebanalnej i odważnej inicjatywy społecznej. Wizja zaprezentowana przez Laureata ma wyjątkowe znaczenie dla budowania społeczeństwa obywatelskiego w Polsce. Projekt ma szansę przyczynić się w dalszej perspektywie do wzmocnienia struktur demokratycznych w kraju oraz mobilizacji społecznej  czytamy w uzasadnieniu decyzji Kapituły z 12 września 2007 r. o przyznaniu R. stypendium;
4. Tuż po wakacjach tego samego 2007 r. autor niebanalnej i odważnej inicjatywy społecznej dostał świetnie płatną posadę analityka w Biurze Strategii i Rozwoju polskiego koncernu paliwowego.
ń ń ń
Sytuacja z młodym R.  wypisz, wymaluj  przypomniała nam aferę z Zytą Gilowską, która w maju 2005 roku rzuciła legitymacją Platformy Obywatelskiej, oskarżona o wspieranie kariery syna i zatrudnienie go w swoim biurze poselskim, co miało zostać poddane ocenie sądu koleżeńskiego tej partii. Jeśli coś złego się zdarza, to jesteśmy niezwykle rygorystyczni, nawet jeśli to dotyczy wiceprzewodniczącej naszej partii  tłumaczył wówczas Donald Tusk.
Aby więc obalić podejrzenia o brzydki nepotyzm i wytrącić oręż z ręki politycznych przeciwników posła Gowina, zwróciliśmy się doń z bardzo uprzejmą prośbą o udzielenie odpowiedzi na pytanie, czy:
ń w okresie, gdy był senatorem, R. pracował lub działał społecznie w jego biurze parlamentarnym?
ń miał jakikolwiek wpływ na to, że student R. uzyskał możliwość bezpłatnej nauki w prywatnej Wyższej Szkole Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera?
ń jako członek Kapituły Stypendium im. Lesława A. Pagi brał udział w głosowaniu nad wyborem R. laureatem tej nagrody w 2007 r.?
ń jest biologicznym ojcem R.?
Wystarczyło krótkie: 4 razy nie. Okazało się to jednak zbyt skomplikowane...
Pan poseł zapoznał się z przedstawionymi pytaniami. Jednocześnie informuję, że poseł Gowin nie współpracuje z tygodnikiem Fakty i Mity  odpisała Anna Salomończyk-Mochel, szefowa biura poselskiego Jarosława Gowina.
Dziwnie odpisała, bo choć w najbardziej wyuzdanych snach nie marzyliśmy, aby taki autorytet moralny mógł z nami współpracować, to jego działalność w Komisji Episkopatu Polski ds. Dialogu z Niewierzącymi do czegoś chyba zobowiązuje.
A może świeżo upieczony lider Platformy zapomniał, jak to po ogłoszeniu sondażowych wyników ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych Jarosław Kaczyński skamlał, że właśnie FiM wbiły gwóźdź do trumny, w której Polacy pogrzebali Prawo i Sprawiedliwość...?
Jakkolwiek by było, pozostaje faktem, że nie otrzymaliśmy od zainteresowanego odpowiedzi na żadne pytanie, co wydaje się całkowicie jasną i wyczerpującą odpowiedzią...

ANNA TARCZYŃSKA
tarczynska@faktyimity.pl

pod paragrafem

Szpieg rządowy

Strony internetowe państwowych instytucji mogą służyć do inwigilacji obywateli. To nie jest żart.

Wiosną 2001 r., gdy AWS tonęła, Sejm jednogłośnie uchwalił ustawę o dostępie do informacji publicznej. Zakładała ona, że każda rządowa i samorządowa instytucja wszelkie informacje o swojej działalności publikować będzie w specjalnym serwisie internetowym. Nadano mu nazwę Biuletyn Informacji Publicznej. Wszystko funkcjonowało w miarę sprawnie aż do czasu, gdy władzę objął PiS. Strona główna BIP  zamiast stać się przewodnikiem po serwisie i swoistą bazą linków do wszystkich publicznych agend  została przez ludzi Ludwika Dorna zamieniona w skład śmieci. Bo jak inaczej nazwać wykazy nieistniejących urzędów i linki prowadzące donikąd!
Władysław Stasiak  minister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Jarosława Kaczyńskiego (przyboczny Lecha Kaczyńskiego i z przerwami od 2006 r. szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego)  w ostatnich dniach swojego urzędowania oświadczył, że już wszelkie błędy w Biuletynie Informacji Publicznej zostały usunięte i rusza jego nowa strona główna.
Gdy wreszcie udało się rządowym specom zawiesić w sieci swoje dzieło, specjaliści od prawa internetowego przecierali oczy ze zdumienia. Okazało się bowiem, że wraz ze zmianą wystroju strony i logo, na rządowej stronie pojawiła się reklama prywatnej firmy z drobnym dodatkiem, który umożliwia szpiegowanie internautów.
Otóż dla uatrakcyjnienia witryny dodano opcję lokalizacji na mapie poszukiwanego przez internautę urzędu czy innej publicznej agendy. Oprogramowanie dostarcza jedna z wyszukiwarek, która tak zmyślnie rzecz przygotowała, że wraz z dostarczeniem informacji obywatelowi zbiera dane... o nim samym. Dodatkowo uprawniła się sama (a MSWiA na to pozwoliło) do sprzedaży wiązanej: ja tobie mapę, ale i dodatkowe reklamy. A te są przesyłane dzięki sprytnemu oprogramowaniu, które śledzi każdy ruch internauty w sieci. Rejestruje, jakie witryny odwiedza, jak długo się z nimi zapoznaje itp. Po raz pierwszy w historii polskiego internetu takie bezczelne oprogramowanie zostało umieszczone na państwowej witrynie. Co więcej, prywatne konsorcjum nie bierze żadnej odpowiedzialności za błędy w oprogramowaniu, umieszczonym w BIP-ie. Jak padnie komercyjny serwis, to i szlag trafi oficjalny publikator teleinformatyczny Rzeczypospolitej Polskiej!
Jest jeszcze gorzej. Oprogramowanie do rejestracji upodobań internautów zostało faktycznie narzucone wszystkim podmiotom zobowiązanym do prowadzenia witryn Biuletynu Informacji Publicznej. A jest ich w Polsce kilkaset tysięcy. Obdarowanym jest firma Google.
Internauci z Piotrem Węglowskim (jeden z najlepszych specjalistów od prawa informatycznego) na czele przypomnieli, że:
1. Strona główna Biuletynu Informacji Publicznej jest witryną urzędową. Jej status reguluje prawo (ustawy i rozporządzenia), które jasno i wyraźnie przewiduje, że nie wolno (!) umieszczać tam reklam;
2. Przyjęta przez dostarczyciela programu formuła  Lokalizacja podmiotu jest przybliżona. Redakcja strony głównej BIP nie gwarantuje jej zgodności z rzeczywistością  oznacza, że administracja publiczna zamierza wprowadzić obywatela w błąd. A jest to zakazane.
A na koniec kwiatek. Zasady dysponowania przez dostawcę oprogramowania naszymi danymi osobowymi reguluje prawo... amerykańskie. Tak bowiem życzy sobie prywatna firma.
Gdy zapytaliśmy obecne kierownictwo MSWiA, po co Biuletyn Informacji Publicznej zamieniono w sługę prywatnego biznesu, dowiedzieliśmy się, że sprawa będzie zbadana.

MiC



pod paragrafem

Porady prawne

Byłem ławnikiem. W kolejnych wyborach ławników Rada Gminy nie wybrała mnie do pełnienia funkcji ławnika przez kolejną kadencję, jednak wybrano mniejszą liczbę ławników, niż przewidywano miejsc dla ławników tej kadencji. Dwa miejsca pozostały nieobsadzone. Jakie mam możliwości, by jednak zostać ławnikiem na bieżącą kadencję?

Przedstawiona sprawa jest wysoce kontrowersyjna. Sugeruję, aby wystąpił Pan do Rady Gminy o przedstawienie regulaminu głosowania, który jest załącznikiem do uchwały. Jest tam przedstawiona pełna procedura wyborów. Może bowiem wynikać z niego, że powoływane są kolejne osoby, które otrzymały największą liczbę głosów  w takiej sytuacji nawet jeden głos powodowałby, że zostałby Pan wybrany. Poza tym:
1. Szanse na wygranie sprawy przed sądem administracyjnym są niewielkie  chyba że radny, z którym odbył Pan prywatną rozmowę, zgodzi się zeznawać w charakterze świadka. W tym wypadku jego zeznania mogłyby być podstawą do uchylenia uchwały Rady Gminy;
2. Z ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych nie wynika obowiązek Rady Gminy do powołania takiej liczby ławników, o jaką wystąpił Prezes Sądu Okręgowego;
3. Ewentualny pozew do sądu należy wnieść za pośrednictwem organu, którego działanie lub czynność jest przedmiotem skargi  w tym wypadku będzie to Rada Gminy.

ń ń ń

3 września 1939 r. zostałem ciężko ranny (utrata lewej nogi, niedowład prawej ręki, przestrzał klatki piersiowej) podczas bombardowania. Mam zamiar starać się o odszkodowanie wojenne na zasadzie zbrodni wojennych popełnionych na narodzie polskim przez Niemców. Do tej pory nie otrzymałem żadnego odszkodowania... Istnieje Ustawa z dnia 20 lipca 2001 r. o świadczeniu dla cywilnych ofiar wojny, jednak nie zakwalifikowałem się (ustawa dotyczyła osób, które uległy wypadkowi na skutek niewybuchów i niewypałów. Czy mam szansę starać się o odszkodowania wojenne za utratę zdrowia?

Według ustawy z dnia 20 lipca 2001 r. o świadczeniu dla cywilnych ofiar wojny  cywilnymi ofiarami wojny są obywatele polscy, posiadający stałe miejsce zamieszkania w Rzeczypospolitej Polskiej, którzy doznali naruszenia sprawności organizmu powodującego całkowitą i trwałą niezdolność do pracy i samodzielnej egzystencji:
1. Na skutek działań wojennych w latach 19391947, nie wchodząc w skład formacji wojskowych, zmilitaryzowanych służb państwowych i ruchu oporu;
2. Na skutek eksplozji niewybuchów pozostałych z okresu wojny 19391945 na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, jeżeli zdarzenie naruszające sprawność organizmu miało miejsce w okresie wojny 19391945 lub po wojnie, nie później jednak niż do dnia 15 listopada 1956 r., zaś całkowita i trwała niezdolność do pracy i samodzielnej egzystencji została stwierdzona w ciągu 5 lat od dnia zdarzenia.
Z przedstawionego przepisu wynika, że za cywilną ofiarę wojny uznaje się osobę, która spełnia jeden z przytoczonych warunków. Świadczenie przyznaje się na udokumentowany wniosek osoby uprawnionej. Wniosek powinien zawierać dokumentację medyczną z okresu zdarzenia, potwierdzającą zaistnienie tego zdarzenia, oraz inne dowody potwierdzające związek przyczynowy tego zdarzenia z powstałą całkowitą i trwałą niezdolnością do pracy i samodzielnej egzystencji. Natomiast o całkowitej i trwałej niezdolności do pracy i samodzielnej egzystencji, dacie jej powstania oraz związku przyczynowym ze zdarzeniem, orzeka lekarz orzecznik Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

ń ń ń

Mój brat ponad 30 lat temu ożenił się z wdową (która miała małe dzieci z poprzedniego małżeństwa). Miał mieszkanie M4, jednak był bardzo chory i nie opłacał mieszkania. Ostatnimi czasy mieszkał w piwnicy.
W styczniu 2007 r. zginął w pożarze w piwnicy. W tej sytuacji ja dziedziczę razem z moją bratową po połowie mieszkanie. Jest ono jednak zadłużone, więc nie chciałabym mieć z tym mieszkaniem nic wspólnego. Co robić? (Helena D.)

W opisywanej sytuacji ma Pani możliwość złożenia w ciągu 6 miesięcy od dnia, w którym dowiedziała się Pani o powołaniu do dziedziczenia, oświadczenie o odrzuceniu spadku (zgodnie z art. 1015 kodeksu cywilnego). Oświadczenie takie nie może być odwołane (art. 1018, par. 2). Składa się je przed sądem lub notariuszem; przy tym można je złożyć ustnie albo na piśmie z podpisem urzędowo poświadczonym (art. 1018, par. 3). Jego złożenie spowoduje wyłączenie Pani od dziedziczenia (tak jakby Pani nie dożyła momentu otwarcia spadku  art. 1020). Jednocześnie podnieść należy, że w takim wypadku Pani udział przejdzie na Pani zstępnych. Zatem te osoby (tzn. Pani dzieci oraz ewentualnie wnuki) również staną przed koniecznością złożenia oświadczenia o przyjęciu lub odrzuceniu spadku.
W przypadku braku złożenia oświadczenia w ciągu 6 miesięcy ma bowiem zastosowanie domniemanie, że spadek został przez nich przyjęty. (Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r., kodeks cywilny, DzU z 1964 r., nr 16, poz. 93 z późn. zm.)

ń ń ń

Drodzy Czytelnicy!
Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość  będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach FiM. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl.

Opracował MECENAS



nasi okupanci

Jak Kościół Polskę okradał (cz. IX)

W tym odcinku kończymy przedstawianie działalności gospodarczej Kościoła opartej na niewolniczym wyzysku poddanych. Tym razem napiszemy o dobieraniu się Kościoła do pieniędzy polskich Żydów.

Pożyczanie Żydom  Kościół posiadał olbrzymie pieniądze; zawsze miał ich wielokroć więcej niż państwo polskie, które bywało zwykle zadłużone. Wolna gotówka nie przynosiła jednak pożytku, bo Biblia zabrania lichwy, ale i z tym czciciele bożka KASY sobie poradzili. Pożyczali po prostu pieniądze na procent Żydom, którzy  jako niekatolicy  lichwę uprawiać mogli. Żydzi  pośrednicy  darli kasę z dłużników, a Kościołowi oddawali należny procent. Tak kwitła współpraca Kościoła z Żydami, a jej ofiarą padały, jak zawsze, owieczki. Tylko
w efekcie kto tak naprawdę uprawiał lichwę? Kto, biskupie Pieronek?
Propinacja  przywilej monopolu na produkcję i sprzedaż alkoholu w majątkach właściciela. W swoich latyfundiach Kościół i z tego ciągnął zyski. Rozpijano poddanych, głównie ogłupionych chłopów. Dochodziło do tego, że wyznaczano im obowiązkowe... limity alkoholu. Nawet jeśli nie wypił, zapłacić musiał. Dlaczego obecnie Kościół wzywa do trzeźwości? Ponieważ nie czerpie już zysków z produkcji ani wyszynku wódki.
Chętnie wydzierżawiano propinację karczmarzom. Najczęściej byli nimi Żydzi, co skutecznie czyściło sumienia obłudników w kieckach. Wszak rozpijającym był Żyd!
O surowych karach za naruszanie propinacji wspomniano wcześniej. Propinację często rozszerzano o obowiązek kupowania wszelkich towarów w karczmie dzierżawionej od właściciela (Kościoła).
Karczmy  były wówczas motelami, gospodami. Sieć karczem kościelnych była gęsta. Były przy większości kościołów i zakonów, o co szczególnie dbano, by powiększyć zyski. Uroczystości kościelne wtedy mogły trwać nawet kilka godzin (damy zabierały na msze nawet nocniki!), odległości były duże, większość wiernych przybywała pieszo, często w przeddzień. Karczma była więc źródłem pokaźnych zysków. Wraz z rozwinięciem sieci kościołów wielkie zyski przynosiły karczmy przy sanktuariach i kalwariach. Prymas Radziejowski np. wybudował w Radziejowie olbrzymi kompleks, który wzbudziłby podziw nawet dzisiaj. Obecnie takie wrażenie robi centrum w Licheniu.
Kotłowe  dzierżawcy karczem płacili je od każdego waru piwa. Odbijali sobie na piwkujących. Warto dodać, że przy braku zdrowej pitnej wody, bo głębinowych ujęć nie było, picie piwa było powszechne, bo woda była w piwie przegotowana. Cienkie piwo piły kobiety, nawet dzieci. To i zyski były wielkie.
Browarnictwo  było specjalnością klasztorów i jezuitów.
Hotelarstwo  klasztory prowadziły taką działalność na szeroką skalę. Nocleg w karczmie nie należał do luksusowych (najczęściej wiązka słomy w ogólnej izbie), bogaci korzystali więc raczej z usług klasztorów, które dysponowały odpowiednimi pomieszczeniami i były stosunkowo bezpieczne. Koszty żadne, zysk czysty. I jeszcze gościom nie wypadało nie pójść na mszę, a tam już czekały skarbony i taca.
Produkcja dewocjonaliów  zbyt był zapewniony, bo księża po kolędzie lustrowali nory, w których wegetowała trzoda, i sprawdzali ich katolickie wyposażenie. W sanktuariach poświęcano medaliki  odpowiedniki pogańskich amuletów. Aby medalik nie zmarnował się, czyli nie przechodził na dzieci, wmówiono trzodzie, że otwiera on drogę do nieba. Dzięki temu amulet szedł do trumny z właścicielem, a dzieci musiały zaopatrzyć się w nowe. Dodając obrazy i bałwany  o, pardon!  figury i pomniki, czyż to nie pogaństwo pełną gębą?
Tabletki na zarazę  to był jezuicki patent. W czasie częstych wówczas epidemii jezuici w całym kraju sprzedawali tabletki na zarazę. Było to podłe oszustwo i konkurencja dla różnych znachorek, które zresztą za to samo leczenie (tylko zwykle bardziej skuteczne) kler nazywał czarownicami i palił na stosach. Ale ogłupiona trzoda ratowała się jak tylko mogła, tabletki więc szły jak woda. Reklamacji nie było, bo zmarły nie reklamował, a szczęśliwym ozdrowieńcom łatwo wmawiano, że to poświęcone tabletki uratowały im życie. Oczywista analogia do handlu zbawieniem, w którym też nie ma reklamacji.
ń ń ń
Żydzi i ich pieniądze byli konkurencją handlową i finansową, a więc solą w oku Kościoła, choć ten z nimi również często kolaborował. Kazimierz Wielki uczynił Żydów niewolnikami skarbu (servi camerae) i jako tacy pozostawali wówczas pod królewską opieką. Patronowała im też szlachta, dla której byli niezbędni, bo pod groźbą utraty szlachectwa herbowym nie wolno było zajmować się handlem.
Żydzi byli wykształceni, znali języki, mieli szerokie kontakty międzynarodowe, toteż bogacili się, a Kościół nie mógł pogodzić się z tym, że od najbogatszej grupy mieszkańców nie dostawał danin. Dlatego czciciele bożka KASY nie ustawali w próbach dobrania się do ich pieniędzy. Początkowo była to organizacja bandyckich pogromów, w czasie których Żydów po prostu rabowano, przy okazji ich mordując i zabierając dzieci do wychowania w klasztorach na katolików. Najwcześniejsze zanotowane w kronikach to pogromy w Krakowie i w Kaliszu w 1349 roku oraz w Poznaniu w roku 1399. W roku 1407 w Krakowie ponownie miał miejsce pogrom wywołany przez księdza Budka, który z ambony poszczuł tłum informacją
o rzekomym mordzie rytualnym na dziecku.
Z biegiem czasu techniki wyduszania KASY Kościół udoskonalił. Wspomnieliśmy o narzuceniu (1420 rok) Żydom opłat dla proboszczów w wysokości takiej, jakie płaciła ludność chrześcijańska (iura stolae), procesach o mordy rytualne i profanację hostii. Takie procesy często rujnowały żydowskie gminy. Opłaty okupu, do jakich zmuszani byli Żydzi, zwano powszechnie kozubalcami. Kozubalce musieli Żydzi płacić też uczniom szkół (wszystkie były kościelne), by ustrzec się pogromów, które ci uczniowie urządzali.
Ale to było mało. Kler utrzymywał Żydów w stanie ciągłego zagrożenia, oskarżając o zamordowanie Jezusa. W tym celu w każdej wsi i miasteczku organizowano rok w rok na Wielkanoc procesje, na których obnoszono kukłę Żyda, bito ją, lżono i na koniec palono przed oknami rabina lub bogatego Żyda. Wystarczyła mała iskra, by wybuchł krwawy pogrom. Wszystko zależało od hasła księdza. Toteż Żydzi woleli płacić proboszczom okup i nie wychodzili z domów, by nie prowokować. Tradycje procesji z kukłami Żydów utrzymały się w Polsce aż do lat sześćdziesiątych XX wieku!
Kościół stawał na głowie, by przechrzcić Żydów na katolicyzm, a tym samym pozyskać bogatych wiernych. Próbowano wszelkich, pełnych katolickiej miłości i tolerancji sposobów  od pogromów, grabieży, ograniczania działalności gospodarczej, zakazów osiedlania się (ustawa De non tolerandis Judaeis), odbierania im dzieci do skatoliczenia, oskarżeń o profanację hostii i mordowanie dzieci chrześcijańskich na macę, aż do przymusowego prania mózgów. Żydzi mieli obowiązek raz w tygodniu brać udział w katolickich obrzędach i wysłuchiwać kazań i nauk. Nieobecność karano grzywną.
Jako zaciekli prześladowcy Żydów zasłynęli antysemiccy prymasi Krzysztof Szembek i Władysław Łubieński (patrz: Zdrajcy w sutannach) oraz biskup łucki Franciszek Kobielski (17391755), który z dumą ogłosił, że na terenie jego diecezji nie ma ani jednego Żyda. Wszyscy przeszli na katolicyzm! Świetny kandydat na świętego. Prawda, biskupie Pieronek?
ń ń ń
Skoro biskup Pieronek głosi, że lewica okradła Polskę, to omawiając sposoby Kościoła na okradanie Polski i Polaków, nie sposób pominąć zwykłego kryminalnego złodziejstwa, przed którym czarne pasożyty nie cofały się z dwóch powodów. Po pierwsze, w roku 1210 przywilejem w Borzykowie Kościół wyłudził dla swoich umundurowanych na czarno funkcjonariuszy immunitet, czyli całkowitą bezkarność. Od tej pory księża mogli kraść, oszukiwać, wyłudzać, zdradzać Polskę (jaka to zdrada, skoro ich ojczyzna w Rzymie?), nawet zabijać. Wszystko bezkarnie. Co więc dziwnego w tym, że Polska upadła?
Po drugie, w ich kodeksie moralnym obowiązuje zasada dla Boga wzięte, Bogu darowane. Tłumacząc na ludzki język, jeżeli ksiądz ukradł i chociaż część ukradzionego dał Kościołowi, to... złodziejstwo było na chwałę bożą i w Kościele ma zasługę. W Polsce ci złodzieje do dziś dostają najczęściej zawiasy.
Nie będziemy się rozpisywać na temat korupcji, którą kler doprowadził na szczyty draństwa. Wszak symonia (świętokupstwo) była jedną z iskier, które rozpaliły reformację  bunt trzody na folwarku zwierzęcym. Korupcję do Polski przyniósł Kościół katolicki. Obiecaliśmy prymasowi Glempowi artykuł na ten temat. Już niedługo. Jak zdradzali i sprzedawali Polskę, można dowiedzieć się szerzej z opracowania Zdrajcy w sutannach na stronie internetowej FiM. Cdn.

LUX VERITATIS

polska parafialna

Uwierzyć księdzu

Księża katoliccy nad zwykłymi śmiertelnikami mają taką przewagę, że gdy tylko z jakiegoś powodu zaczyna im się palić grunt pod stopami, troskliwi przełożeni natychmiast ich ukryją.

Ksiądz Jan Maciejewski ponad 40 lat temu pracował w parafii Piotra i Pawła w Żychlinie. Tam poznał go Andrzej Wyrębowski, wówczas uczeń klasy maturalnej.  To była wielka przyjaźń  wspomina pan Andrzej.  Moi rodzice, ludzie mocno i szczerze wierzący, chętnie przyjmowali księdza pod swoim dachem, a on równie chętnie z tej gościnności korzystał. Uczestniczył też w rodzinnych uroczystościach i szybko zaczął być traktowany jak członek rodziny.
Wyrębowski ma dziś prawie 60 lat. Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mu, że zacznie swego przyjaciela w sutannie nazywać sukinsynem, pewnie by go wyśmiał. A jednak...
ń ń ń
Rok 2006. Ksiądz Maciejewski ma za sobą mało oszałamiającą karierę duszpasterza ludzi pracy w warszawskiej parafii św. Stanisława Kostki, gdzie przez kilka lat pełnił posługę jako następca Jerzego Popiełuszki. Później wylądował w parafii Matki Bożej Wspomożenia Wiernych na Bielanach.
Pewnego dnia zadzwonił do starego znajomego z prośbą o pożyczkę.
 Potrzebował bardzo pilnie przynajmniej 5 tys. zł. Nalegał tak mocno, że aż głupio mi było nie pomóc, tym bardziej że wcześniej już dwa razy odmawiałem. Nie wyjaśniał, po co mu tyle pieniędzy, a ja pomyślałem, że może na urlop potrzebuje  opowiada Wyrębowski. Zabrał więc ze sobą dwa tysiące dolarów  oszczędności zgromadzone na czarną godzinę  i pojechał do Warszawy. Ksiądz Jan obiecał, że odda po wakacjach. Mijały miesiące, podczas których duchowny zapadał w coraz większą amnezję w kwestii pożyczki. Wtedy to rozpoczęły się pielgrzymki Wyrębowskiego na trasie ŻychlinWarszawa.
Ksiądz Jan, jeśli w ogóle udało się go zastać w kancelarii, wciąż zwodził, wykręcał się i przekładał termin zwrotu. W końcu Wyrębowski skonstatował, że może nie odzyskać oszczędności. I właśnie ta świadomość oraz fakt, że utrzymuje się z niewielkiej renty, od której jeszcze potrącają mu alimenty, sprawiła, że zaciął się jeszcze bardziej.
W czerwcu 2007 roku napisał do Jana Huryna, proboszcza parafii, w której wówczas pracował ks. Jan, pismo informujące o całej sytuacji. Wtedy też dowiedział się, że nie jest jedyną ofiarą Maciejewskiego. Proboszcz przyznał też nieśmiało, że i z parafii ks. Jan wziął trochę grosza.
A Wyrębowskiemu zaproponował, że wciągnie go na listę dłużników. Tego dnia Maciejewski zobowiązał się na piśmie, że dług odda (patrz skan).
Mijały miesiące i nic.
Wkurzony już nie na żarty Wyrębowski udał się więc do kurii. Tam stanął przed obliczem kanclerza Grzegorza Kalwarczyka, który historii w skupieniu wysłuchał, skserował zobowiązanie, załamał ręce i odesłał natręta przed oblicze biskupa Mariana Dusia. Jednak i on nie znalazł wyjścia z sytuacji, a już na pewno nie przejawiał chęci spłacenia należności. Wyżalił się przy tym, że ksiądz Jan  na którego nałożyli już kary kanoniczne  za nic nie chce wyznać ani biskupowi, ani  tym bardziej  proboszczowi, co zrobił z ukradzionymi ludziom pieniędzmi.
Wobec braku reakcji ze strony Kościoła przyjaciel księdza postanowił zwrócić się o sprawiedliwość do świeckiego sądu. I  o dziwo!  wygrał. Na posiedzeniu niejawnym Sąd Rejonowy dla Warszawy-Żoliborza ustami sędzi Doroty Kalaty nakazał pozwanemu Janowi Maciejewskiemu, aby zapłacił powodowi Andrzejowi Wyrębowskiemu kwotę 5687,35 zł z ustawowymi odsetkami od dnia 2 września 2006 r..
Zadowolony, z wyrokiem w ręku, pobiegł więc do parafii, gdzie spodziewał się zastać swojego dłużnika. Nie zastał. Dowiedział się za to, że ks. Maciejewskiego na tej plebanii już nie ma. Żeby zapobiec dalszemu procederowi  kościelnym zwyczajem przenieśli go bowiem do św. Floriana w Mogielnicy...
Tam jednak za duchownym trafił komornik. A że był na najlepszej drodze do sukcesu, hierarchia nie miała innego wyjścia, jak po raz kolejny złodzieja ewakuować. Tym razem ukryto go na tyle skutecznie, że Andrzej Wyrębowski ślad swojego dłużnika zgubił. Wierzy więc, że więcej szczęścia w tropieniu (jak na razie bezskutecznym) będzie miała warszawska prokuratura, do której na początku bieżącego roku zgłosił zawiadomienie o przestępstwie, przedstawiając sądowy nakaz zapłaty i powiadomienie o komorniczym zajęciu.
Nie zamierza się bowiem poddać, a na pytanie, o co mu dziś chodzi, odpowiada bez zastanowienia:  W zasadzie o jedno  niech się ludzie dowiedzą, że tak postępuje następca Popiełuszki, ksiądz i przyjaciel.

WIKTORIA ZIMIŃSKA
wiktoria@faktyimity.pl


PS Postanowiliśmy wspomóc działania prokuratury. Niniejszym informujemy też wierzycieli ks. Maciejewskiego o naszych ustaleniach:
ń do 15 lutego br. kapłan był pacjentem szpitala w podwarszawskich Tworkach (Trzeba go było oddać na leczenie, bo były ciągłe kłopoty. Jego choroba jest taka, że żyje na kredyt  usłyszeliśmy w kurii);
ń obecnie ks. Jan jest natomiast pensjonariuszem Domu Księży Emerytów w Otwocku.

Jan Maciejewski nie jest, niestety, jedynym w kraju księdzem, któremu mało jest cudzych pieniędzy zbieranych i wyciąganych przy każdej okazji. Przywłaszczają więc i liczą na ewangeliczne zapomnienie... Żeby się przekonać, jak to robią inni, nie trzeba nawet wyruszać poza Warszawę.
Ostatnie święta Bożego Narodzenia nie były szczęśliwe dla wielodzietnej rodziny państwa Bożejewskich. Ich mieszkanie spłonęło w wyniku zwarcia w lampkach choinkowych. Dziesięcioosobowa rodzina została bez mieszkania i bez dobytku. Z pomocą pośpieszyli wszyscy  sąsiedzi, władze dzielnicy, a nawet strażacy. Atmosfera świąt spowodowała, że kwestę ogłosił też proboszcz pobliskiej parafii NMP Królowej Świata  ks. Kazimierz Sznajder. Wierni, poruszeni ludzką tragedią, pieniędzy nie szczędzili. Jeśli ktoś jednak sądził, że pleban podliczy mamonę i przez zaspy wyruszy z nią do pogorzelców, głęboko się pomylił. Księdzu Sznajderowi niesienie chrześcijańskiej pomocy zajęło... dwa miesiące. I kto wie, czy ten bogacz w ogóle byłby kasę oddał, gdyby nie interwencja ludzi oraz lokalnej prasy, która sprawę nagłośniła. Przyparty do muru proboszcz przyniósł poszkodowanym równe (?) 10 tysięcy złotych. Tłumaczył przy tym, że... chciał dać im czas, żeby ochłonęli po tragedii i właściwie wykorzystali przekazaną kwotę. A poza tym słyszał, że rodzina ma już dość darów!
Tymczasem dla pani Małgorzaty otrzymana w końcu kwota była niczym manna z nieba. Z radością wylicza, na co się przydała:  Wreszcie mogliśmy odwiedzić córkę w szpitalu w Gryficach, kupiliśmy materac przeciwodleżynowy dla męża, zapłacimy zaległe rachunki...

polska parafialna

Za zdrowie Pań

Feministka nie walczy już tylko o aborcję czy emancypację. Dziś problemami są także: zdrowie kobiet, emerytury, wyzysk i powszechna przemoc. Tego dotyczyła Manifa 2008.

 Wyzysk pielęgniarek i położnych w szpitalach oraz kobiet pracujących w marketach jest powszechny. My to wiemy i nie pozwolimy na takie traktowanie. Dość niewolnictwa  woła Elżbieta Fornalczyk, działaczka związkowa.
 Chcemy, żeby kobiety będące ofiarami przemocy rzeczywiście znajdowały pomoc. W tej chwili programy pomocy funkcjonują bardzo źle  przekonuje inna uczestniczka. Dostęp do lekarzy, walka z przemocą, dyskryminacja w systemie emerytalnym (głównie pań prowadzących dom), wyzysk w służbie zdrowia czy w sklepach wielkopowierzchniowych to tak naprawdę najpilniejsze problemy polskich kobiet, nie tylko feministek.
 Zdrowie kobiet jest dobrem narodowym. Państwo ma zabiegać o nasze zdrowie, ale  niestety  nie wywiązuje się z tego w sposób należyty  Wanda Nowicka nawiązuje do głównego hasła imprezy. Pojawia się też kwestia molestowania seksualnego, o czym mówi Aneta Krawczyk, pogromczyni Leppera i spółki. I choć Manifa ma pozytywny przekaz, jej podstawy są dramatyczne. Z danych Rady Europy wynika, że 15 proc. Europejek doświadczyło przemocy domowej. Badania OBOP-u mrożą krew w żyłach: 31 proc. Polek doświadczyło przemocy psychicznej, 17 proc.  fizycznej, 8 proc.  ekonomicznej, a 3 proc.  seksualnej. Co piąty polski mężczyzna przyznaje, że był sprawcą przemocy wobec kogoś z rodziny!
ń ń ń
Ponad 2 tysiące osób rusza z placu Defilad. Na czele jedzie platforma, a na niej posłanka Izabela Jaruga-Nowacka, Magda Środa, Kasia Bratkowska, nie brakuje seksuologa Zbigniewa Izdebskiego. W tłumie spotykamy szukającego żony Ędwarda Ąckiego, a także Wojciecha Olejniczaka. Barwny korowód przemieszcza się powoli ulicami stolicy przed Sejm; niektórzy tańczą w rytm feministycznych kawałków płynących z ogromnych głośników. Warszawiacy widzą miłych ludzi, młodych i starych, kobiety i mężczyzn, ludzi różnego pochodzenia. Tu nie ma podziału na my i oni. Powiewają flagi wspierających organizacji, m.in. Zielonych, RACJI, SdPl. Kołyszą się transparenty: Żądamy dopłat do in vitro; Prawica albo zdrowie; Chrońmy życie narodzonych; Masz syfa, uzdrowi cię Manifa. Nie brakuje wątków antyklerykalnych. Tych z roku na rok jest coraz więcej: Faceci w czerni, płaćcie podatki; Edukacja seksualna w szkołach, nie w kościołach.
ń ń ń
Prezentem dla wszystkich przewrażliwionych na punkcie równości ma być powołanie posłanki PO Elżbiety Radziszewskiej na stanowisko pełnomocnika ds. równego statutu prawnego. Sam urząd wraca w randze ministerialnej po tym, jak zlikwidował go w 2005 roku premier Marcinkiewicz. Mówimy dzisiaj o równym traktowaniu obywateli względem prawa, ale także o równym traktowaniu ludzi przez urzędy w praktyce życia codziennego  nie tylko ze względu na płeć, ale także rasę, poglądy, wyznanie, wiek  powiedział Donald Tusk podczas ogłoszenia nominacji. Radziszewska to z wykształcenia lekarka, w partii odpowiadała do tej pory za sprawy kobiet i rodziny, a w parlamencie znana jest z umiłowania Kościoła. Podczas nominacji powoływała się m.in. na słowa dominikanina Macieja Zięby: Kulturę samczą trzeba zmienić na kulturę wrażliwości. O nowej pani minister rozmawiamy z Wandą Nowicką, szefową Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny:
 To dobra wiadomość, że premier powołał pełnomocnika ds. równego statusu prawnego...
 To znaczy tyle, że pan premier rozumie, że coś powinien w tej
sprawie zrobić. Natomiast to, co zrobił, jest dalekie od naszych oczekiwań. Widać, że premier trochę się męczy z tym problemem równego statusu kobiet i mężczyzn. To go naciskają z Unii, to znów feministki ciągle czegoś chcą. Trzeba wykonać jakiś gest... Przymuszony niemal tymi naciskami, rzucił nam ochłap.
 Pani Radziszewska to ochłap?
 Pani Radziszewska jest bardzo miłą osobą, osobiście bardzo ją lubię, natomiast do tej pory nie dała się poznać jako osoba szczególnie wrażliwa na problematykę równego statusu kobiet i mężczyzn. Raczej jak ognia unikała tej tematyki. Przy dyskusji nad zmianą konstytucji wstrzymała się od głosu, nie była wśród tych posłów PO, którzy byli przeciw zmianie. Nie mówiąc już o tym, że dzięki niej mamy patronkę Sejmu  Matkę Boską Trybunalską. Nie wiem, czy to najwyższa kompetencja, by pełnić urząd ds. równego statusu kobiet i mężczyzn.
Mam nadzieję, że tak jak wiele osób, które kiedyś nie dostrzegały problemu nierówności kobiet, ona z czasem zrozumie, że jest to poważny problem, i zacznie ten urząd pełnić ofiarnie i zgodnie ze standardami europejskimi. Początek nie wzbudza wielkiego optymizmu. Zamiast na babską Manifę, pani rzecznik pojechała na rekolekcje do Tyńca, do tego głosi cytaty z jakiegoś księdza w momencie nominacji  to wzbudza niepokój. No ale zobaczymy, trzeba być dobrej myśli.

DANIEL PTASZEK

ze świata

Barbarella

Stosunki seksualne coraz częściej i coraz bardziej oddalają się od utrwalonego przez dziesiątki wieków stereotypu: on i ona.

Nie chodzi o seks homoseksualny, bo nie jest to przecież odkrycie współczesności. Coraz częściej do zaspokojenia nie służy partner, lecz urządzenie mechaniczne. Wachlarz erotycznych zabawek staje się coraz bardziej wyrafinowany i nie trzeba się już obawiać porażenia prądem. Ale oferta rynkowa idzie dalej.
Od lat osobom, które nie mogą (lub nie chcą) znaleźć sobie partnera z krwi i kości, handel proponuje seksualne lalki. Zaczynało się od winylowych modeli wymagających przed seksualnym spełnieniem męczącego pompowania. Dziś jesteśmy na etapie wysoko zaawansowanej technologii. Firmy japońskie i amerykańskie produkują lalki w cenie powyżej 7 tys. dolarów. Wytwórca z Kalifornii oferuje model z sensorami w sutkach: pod wpływem pieszczot tężeją, a lalka zaczyna wydawać odgłosy ukontentowania. Ale ekspert w dziedzinie sztucznej inteligencji, David Levy, prezes Stowarzyszenia Gier Komputerowych, zapowiada, że przyszłość należy do seksu z robotami. W wydanej właśnie książce Miłość i seks z robotami Levy zapowiada, że to perspektywa kilku lat. Klientami będą nie tylko męscy erotomani  zapewnia. Kobiety również zgłaszają zapotrzebowanie.
Dzięki sztucznej inteligencji roboty seksualne odznaczać się będą czarem i wrażliwością. Będą w stanie mówić. Levy sądzi, że na początek sprowadzi się to do krótkich zdań, np: O, jaki duży!, ale  jak trafnie zauważa  sypialnia
nie jest miejscem intelektualnych dyskusji. Rozmowy z seksualnymi robotami będą możliwe, zdaniem Levyego, około roku 2050. No dobrze, a co z orgazmem? Czy robot będzie symulował orgazm? Robot nie będzie niczego udawał  stwierdza tajemniczo ekspert. Czy maszyna do miłości będzie zdolna przejść test Turinga? Test ów uznaje robota za inteligentnego, jeśli człowiek nie jest w stanie w konwersacji odróżnić go od homo sapiens. Levy uważa, że będzie to możliwe. Utrzymuje, że niektórzy będą się nawet w robotach zakochiwać i brać z nimi ślub.
Psycholog Rob Kurzban z Uniwersytetu Pensylwanii jest zdania, że większym popytem roboty będą się cieszyć wśród samców: Kobiety wymagają pewnej dozy uczucia i delikatności. Dla mężczyzny wystarczy maszyna do kopulacji, którą będzie można po spełnieniu wynieść do szafy i zasiąść przed telewizją, konsumując mecz. Część psychologów uważa cały koncept mechanicznej miłości za przygnębiający, bo oznacza rozpad więzi międzyludzkich i zanik komunikacji: o uczucia robota nie trzeba się troszczyć, nie będzie to więc ludzki związek.
No, chyba że wyprodukuje się model seksrobotki, którą będzie bolała głowa...

CS




ze świata

Wysokie C

Najpierw  bodaj kilkanaście lat temu  okrzyknięto ją panaceum. Potem (przed kilku laty) została strącona z piedestału, zdezawuowana i zdeprecjonowana. Obecnie witamina C święci swój triumfalny powrót.

Naukowcy, którzy tworzyli front ataku na C (twierdząc, że jest ona praktycznie bezużyteczna w zwalczaniu przeziębień, co wcześniej uważano za jej główną zasługę), ustąpili miejsca nowej fali badaczy niepodzielających tej opinii i wskazujących wcześniej nieznane atrybuty witaminy.
Uczeni z Tulane University w Nowym Orleanie opublikowali wyniki swych badań, z których wynika, że C skutecznie unieszkodliwia wolne rodniki niszczące komórki. Z tego powodu ludzie spożywający ją mają mniej zmarszczek i gładszą, mniej wysuszoną skórę. Witamina stymuluje produkcję kolagenu, który się do tego przyczynia. Chroni także przed szkodliwym działaniem promieniowania ultrafioletowego. Ponadto antyutleniacze takie jak C zapobiegają chorobom serca. Finowie przez 10 lat obserwowali 300 tys. pacjentów i okazało się, że ci, którzy zażywali ponad 700 mg tej witaminy, mieli o 25 proc. mniejsze ryzyko chorób wieńcowych. Uczeni z Harvardu dodali do tego spostrzeżenie, że kobiety biorące 500 mg C i 600 jednostek E zmniejszają prawdopodobieństwo doznania wylewu o 30 proc. Witamina C opóźnia zatykanie się arterii i zmniejsza ciśnienie krwi.
Rak też boi się C. Jej konsumpcja zmniejsza zagrożenie nowotworami płuc, żołądka, pęcherza i przełyku. W Krajowym Instytucie Zdrowia USA zespół dra Marka Levinea prowadzi obiecujące badania nad zwalczaniem raka dożylnymi zastrzykami z witaminy C, która niszczy guzy, nie naruszając zdrowej tkanki.
Mózg jest szczególnie narażony na zabójcze działanie wolnych rodników. Witamina C przychodzi mu z pomocą, tworząc antyutleniaczową tarczę  stwierdza zespół dra Petera Zandi z John Hopkins University. Poza tym C wzmacnia działanie witaminy E. Jest nadzieja dla zagrożonych chorobą Alzheimera: 500 mg C plus 400 jednostek E zmniejsza jej ryzyko o 64 proc.
Wielu starszych ludzi cierpi na postępującą ślepotę na skutek zwyrodnienia nerwu wzrokowego. C w znacznej mierze zapobiega temu schorzeniu  uważają naukowcy z amerykańskiego National Eye Institute. Koktajl, który polecają, składa się z 500 mg C, 400 jednostek E, 15 mg beta-karotenu, 80 mg cynku i 2 mg miedzi. Obiecują redukcję zagrożenia utratą wzroku o 25 proc.
Szlagierem współczesnych ekspertów od zdrowej żywności jest zielona herbata chroniąca organizm przed wpływem toksyn. 12 szklanki herbaty zmniejszają śmiertelność kobiet o 20 proc.  twierdzą naukowcy z Japonii. Dr Mario Farruzzi z Pardue University właśnie odkrył, że jeśli zmiesza się zieloną herbatę z sokiem cytrusowym, bogatym w C, otrzymujemy napój turbo, potęgujący zbawienne wpływy herbaty.
O, witamino C! Ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić, ten się tylko dowie, kto cię zażywa!


ze świata

Portret pedofila

Od kilku lat nasila się w Polsce, ale nie tylko, kampania tropienia pedofilów. Wszyscy znają zdjęcie obleśnego spaślaka po czterdziestce, czatującego przy komputerze: Ja też mam 13 lat, nazywam się Wojtek... Internet to miejsce polowań takich zboczeńców  ostrzega się. Prawda jest inna.

W Centrum Badawczym Przestępstw przeciwko Dzieciom University of New Hampshire przeprowadzono wszechstronną analizę zjawiska pedofilii. Typowy przestępca przedstawiany jest jako dorosły podszywający się pod małolata i usiłujący zwabić w pułapkę niczego nieprzeczuwającą ofiarę, czyli kilkuletnie dziecko. Z przypadkami tego typu praktycznie się nie spotkaliśmy  stwierdzają badacze. Typowy sprawca jest dorosły i nie kryje swych seksualnych intencji ani wieku (pod dzieci podszywa się tylko 5 proc. sprawców molestowania); od razu kieruje rozmowę na tematy erotyczne. Jego typowym obiektem zainteresowania są głównie 1315-letnie dziewczęta. Nie grasuje na popularnych wśród dzieci i młodzieży portalach internetowych typu My Space czy Facebook. Zagrożone są głównie te osoby małoletnie, które zaczynają gadać o seksie w internecie. Nie mają z reguły świadomości, że mogą paść ofiarą nadużycia czy przestępstwa seksualnego.

PZ

ze świata

Broń masowego kopulowania

Purytanizm oznaczający ograniczenia bądź zakazy w dziedzinie pornografii może mieć niezwykłe konsekwencje...

Takie choćby, że tego, co w kraju ojczystym zakazane, poszukuje się  dzięki nowoczesnej technice  u... śmiertelnych wrogów!
Przykładem niech będą kraje muzułmańskie Bliskiego Wschodu, w których pornografia pod wszelką postacią jest zakazana. Dawniej powodowało to prawdziwą eksplozję płatnych usług seksualnych. W dobie zaś nowoczesnej techniki stało się przyczyną poszukiwania zakazanego owocu w sieci internetowej. Wobec braku stron arabskich o tej tematyce prawdziwą furorę wśród młodych muzułmanów obojga płci robi pornografia... izraelska. Religijne zakazy przełamują w tym przypadku wielowiekowe uprzedzenia. Jednakże jest to broń niejako obosieczna. Oto Izraelczycy zręcznie wykorzystują i wyszydzają te arabskie fascynacje w okresach konfliktowych. I tak w czasie drugiej intifady hakerzy z Izraela spowodowali, że oficjalny link do strony Hamasu prowadził w rzeczywistości do strony z ostrą pornografią, a sam Mossad przerywał palestyńskie wiadomości filmami porno.
Badacze wskazują, że religijne zakazy doprowadziły kulturę muzułmańską (niegdyś bardzo wyrafinowaną w dziedzinie seksu) do skrajnej obłudy i obskurantyzmu. Jednak nowoczesna technika, a szczególnie internet, daje nadzieję na zmianę tej sytuacji. Może uda się to również w Katolandzie?

Apostata

ze świata

Drzemka to udar

Wielu ludzi, zwłaszcza osób starszych oraz tych ze znaczną nadwagą, ma nawyk podsypiania w ciągu dnia. Są to drzemki nieplanowane: odjeżdżają przed telewizorem, gazeta nagle spada im na nos, a krótki odpoczynek w fotelu kończy się w objęciach Morfeusza.

Amerykańskie badania wykazały, że przypadłość taka dotyczy 47 proc. seniorów. Ale wykazały coś jeszcze: jest to niebezpieczny objaw nadchodzącego udaru mózgu. Pęka któraś z mózgowych tętniczek lub blokuje ją zakrzep. Osoby mające poważne problemy z nieplanowanymi drzemkami w ciągu dnia są czterokrotnie bardziej na to narażone niż inni. Spacze mają również podwyższone  aż o 60 proc.  ryzyko ataku serca lub choroby wieńcowej.
Inne amerykańskie studium badawcze, którego rezultaty właśnie ujawniono, pokazuje, że stosunkowo łatwo można zmniejszyć ryzyko wylewu i jego niszczycielskich konsekwencji. Wystarczy pół godziny marszu szybkim krokiem dziennie, by zredukować ryzyko o 1530 proc. Nieco więcej ćwiczeń fizycznych i zagrożenie spada o 40 proc. Czy nie warto się odrobinę wysilić, nawet jeśli ktoś za tym nie przepada? Alternatywą może być fotel inwalidzki...

TN

koŚciÓŁ powszedni

Irlandia zdradziła Kościół

Ach, Irlandio  dokąd indziej mógłbym się udać?  westchnął z wdzięcznością papież Pius XII w odpowiedzi na ofertę rządu irlandzkiego, który w roku 1947 zaproponował mu gościnę w swym kraju w wypadku przejęcia władzy we Włoszech przez komunistów. Od tego czasu upłynęło 60 lat, lecz w wymiarze przeobrażeń mentalności  wieki.

Irlandia, najwierniejsza córa Kościoła, bastion wiary w Europie, jest  pod względem wyznaniowym  cieniem siebie. Mieszkańcy tego kraju ulegli radykalnemu zeświecczeniu. To głównie wynik skandalu przestępstw seksualnych kleru. W roku 1994 z powodu współodpowiedzialności za aferę pedofilską ks. Brendana Smitha upadł irlandzki rząd. Koszty odszkodowań dla ofiar kleru pochłonęły ponad miliard euro. Również gwałtowny wzrost zamożności spowodowany akcesem do UE i towarzyszące mu przemiany świadomości okazały się ciosem dla irlandzkiego katolicyzmu.
Kościół wali się także od środka. Irlandia, jeszcze niedawno główny
eksporter duchownych katolickich na cały świat, cierpi na ich dojmujący deficyt. Według szacunku gazety Irish Catholic, w ciągu następnych 20 lat liczba księży zmniejszy się o dwie trzecie: z 4752 dziś do 1500 w roku 2028. W ubiegłym roku zmarło 160 kapłanów, a wyświęconych zostało 9. Jeszcze gorzej jest z zakonnicami: 228 zakończyło żywot, a tylko 2 złożyły ślubowania zakonne. Przeciętny wiek irlandzkiego księdza to 61 lat. Większość kleru zbliża się do emerytury. Ojciec Eamonn Bourke, dyrektor wyświęceń w Dublinie, skarży się, że niektórzy księża bardzo niechętnie namawiają wiernych do wybierania religijnego powołania jako drogi życia.
David Quinn, komentator religijny Irish Times, konstatuje: To nie kryzys, to katastrofa, i to w ciągu jednej generacji. Niedawno było 3 księży w każdej parafii, obecnie dwóch obsługuje 3 parafie, a w niedalekiej przyszłości 1 ksiądz będzie miał pod sobą 5 parafii.
Jedno z rozwiązań to złagodzenie rygoru celibatu. Quinn twierdzi, że większość irlandzkiego kleru popiera anulowanie tego wymogu; podobnego zdania (choć się z tym nie afiszuje) jest prawdopodobnie połowa biskupów. Z taką perspektywą irlandzcy wierni zostali skonfrontowani wizualnie przed tygodniem: były ksiądz katolicki Dermot Dunne przeszedł na protestantyzm i na schodach katedry w Dublinie publicznie objął i ucałował żonę. Bóg nie grzmiał.

ZW

koŚciÓŁ powszedni

Katolicyzm stepowy

Jednym z bardzo nielicznych krajów, w których katolicyzm zbudowano dosłownie z niczego, jest Mongolia. Do roku 1992 coś takiego tam nie istniało.

Towarzysz Cedenbał w życiu by się nie zgodził. Ale po tąpnięciu Sojuza od Watykanu powiał wiatr, który rychło (w 1992 roku) przyniósł do Ułan Bator Wenceslao Selgę Padillę  duchownego filipińskiego  z desantem misjonarzy i misją wybudowania katolicyzmu na zgliszczach jurtowego komunizmu.
Gdy katolicyzm rozrósł się do rozmiarów 415 wiernych skoszarowanych w 4 parafiach, Padilla mógł oznajmić: Prezesie (pardon: papieżu!), zadanie wykonane! Katolików mongolskich obsługuje 20 księży i 45 misjonarzy pod dowództwem Padilli, który w nagrodę za spektakularne osiągnięcia został mianowany biskupem.
Początki katolicyzmu na stepie nie były łatwe. Kiedy 2,9 mln Mongołów nie musiało już legitymować się komunizmem, zadeklarowało buddyzm, ale pojawiła się konkurencja do rządu dusz, i to całkiem skuteczna: w Mongolii działa dziś 70 wyznań chrześcijańskich  głównie ewangelicy i zielonoświątkowcy.
Pierwsze msze katolickie odprawiano w pokoju hotelowym; przychodzili głównie dyplomaci zachodni, lecz z czasem jęli przyprowadzać mongolskich znajomków. Okazało się, że ci ostatni są spragnieni nie tyle katolickiej wiary, co okazji do darmowego ćwiczenia angielskiego... W dodatku władze robiły obstrukcje: były niechętne, uparte, podejrzliwe. Nic nie szło załatwić, dopóki znajomy misjonarz belgijski nie oświecił Padilli, że warunkiem sukcesu jest zaproszenie urzędników do restauracji i spicie ich wódką. To zadziałało, choć nie było łatwe  wspomina Padilla.
 Był czas, że chodziłem pijany co najmniej dwa razy w tygodniu. Kiedyś musiałem zostawić samochód, bo byłem za bardzo wstawiony. Ale Bóg mi wybaczy, zresztą nie byłem wówczas jeszcze biskupem....
Ubzdryngalanie się z notablami zaowocowało pozwoleniem na budowę szkół katolickich, ośrodków pomocy, kuchni charytatywnych. W Ułan Bator postawiono nawet katedrę Piotra i Pawła. Teraz bp Padilla ma nadzieję, że ugości Benedykta: Powiem mu, że Kościół w Mongolii już żwawo raczkuje.

ZW



koŚciÓŁ powszedni

USAteistyczne

Opublikowane pod koniec lutego wyniki sondażu dotyczącego religijności Amerykanów ujawniły szokujący fakt: aż 16 procent obywateli USA zadeklarowało się jako ateiści lub agnostycy.

Jak na obyczaje tego kraju, jest to liczba bardzo wysoka i obrazuje rozmiary przemian światopoglądowych, które dokonały się w ostatnich latach.
Dlaczego wierni tracą wiarę? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć Barry Kosmin, dyrektor Instytutu Studiów nad Świeckością Trinity College w Hartfort. Do zeświecczenia społeczeństwa przyczynia się  jego zdaniem  przede wszystkim religijny przechył konserwatywnej prawicy, która doszła do głosu (i władzy) po wyborach 2000 r. Zaczęło się forsowanie kreacjonizmu, domaganie się wprowadzania zakazu przerywania ciąży, piętnowanie związków gejowskich. Jako drugą przyczynę tracenia przez Amerykanów zapału do religii wymienia Kosmin wstrząs wywołany ujawnieniem skandalu pedofilii kleru. Mieszkańcy USA wstępują w związki małżeńskie coraz później. Ponieważ wielu zaczyna regularnie uczęszczać do kościoła pod wpływem współmałżonka, początek aktywnego życia religijnego także się opóźnia. Ostatnią z przyczyn jest imigracja. Przybysze unikają religijnych ugrupowań, które cechują próby nachalnego nawracania, wywierania presji na finansowe wspieranie Kościoła. W efekcie stronią od zorganizowanej religii amerykańskiej.

JF

koŚciÓŁ powszedni

Nie po drodze

W czasie tegorocznej wizyty w USA w dniach 1520 kwietnia Benedykt XVI odwiedzi Nowy Jork i Waszyngton. Nie zajrzy natomiast do Bostonu, jednego z nielicznych w USA miast zdominowanych przez katolików.

To Boston zapoczątkował eksplozję skandalu księżowskiej pedofilii, to bostońscy katolicy tak długo i stanowczo domagali się dymisji chroniącego przestępców kardynała Bernarda Lawa, że Jan Paweł II nie miał wyjścia i musiał zaakceptować jego rezygnację. Wkrótce potem dał mu... awans w Watykanie. Dlatego Benedykt do Bostonu nie przyjedzie. Obawia się demonstracji tamtejszych katolików i aktywistów kilku organizacji broniących ofiar duchownych pedofilów. Ich rzecznicy skrytykowali już decyzję papieża, twierdząc, że traci doskonałą sposobność spotkania się z poszkodowanymi i pokazania, że jest z nimi, a nie ze zboczeńcami w sutannach. Twierdzą również, że plan spędzenia aż trzech dni w Nowym Jorku jest wyrazem solidarności z tamtejszym arcybiskupem  kard. Edwardem Eganem  który odmawia ujawnienia akt personalnych przestępców seksualnych.

PZ

koŚciÓŁ powszedni

Więzienna brama... do nieba

Więźniowie kiblują w kiciu  to normalka. Ale ich dusze się marnują. Tak być nie może!

Z tej konkluzji zrodził się w USA projekt więzień nawracających, działających pod egidą Prison Fellowship Ministries (Stowarzyszenie Duszpasterstw Więziennych), dotowanych z funduszy państwowych. Pomysłodawcą i założycielem jest polityczny weteran Charles Colson, który wiezienia zna od podszewki, bo sam garował.
Nagle przyszła klapa. Duszyczki kryminalistów nie poszybują w niebiosa za sprawą federalnego sądu apelacyjnego, który wydał wyrok, że takie pomysły są jaskrawo sprzeczne z pierwszą poprawką do konstytucji, gwarantującą wolność słowa i wyznania. Zeznając podczas rozprawy, więźniowie opowiadali, że angażujący się w program InnerChange byli lepiej traktowani (dostawali lepsze cele, mieli większe szanse na przedterminowe zwolnienie), innych zaś personel wyszydzał jako pogan, straconych, nie do zbawienia i grzeszników. Wyśmiewano też katolicyzm oraz inne wyznania, bo celem przedsięwzięcia było nawrócenie na wiarę urodzonych na nowo chrześcijańskich ewangelików.

CS

koŚciÓŁ powszedni

Luźniej w kościołach

W religii w USA to  podobnie jak w gospodarce  albo zastój, albo recesja.

25 największych wyznań amerykańskich traci wiernych lub  w najlepszym razie  nie zyskuje nowych. Pokazuje to najnowsza publikacja Krajowej Rady Kościołów.
Kościół episkopalny (taką nazwę w USA nosi Kościół anglikański) stracił w ubiegłym roku 4 proc. wiernych, których liczba wynosi obecnie niewiele ponad 2 miliony. O 2,4 proc. skurczyła się liczba wiernych 3-milionowego Kościoła prezbiteriańskiego. Kościoły: katolicki, baptystyczny i metodystów  jeśli chodzi o liczbę wiernych  w zasadzie stoją w miejscu. Zwiększenie liczby wiernych odnotowali tylko świadkowie Jehowy (2,25 proc.) i mormoni (1,56 proc.).

CS

prawdziwa historia kościoła w polsce (78)

Mariawici na celowniku

Obrazą dla jedynie słusznej religii rzymskokatolickiej jest już sam fakt istnienia innych wyznań.
Ze szczególną zajadłością atakowano przez dziesięciolecia mariawityzm.

Mariawityzm (łac. Mariae vitae cultores  Czciciele życia Marii) to wyznanie polskie wyodrębnione na przełomie XIX i XX w. z rzymskiego katolicyzmu. Wyrósł z nieudanej próby reformy w łonie Krk. Jego powstanie wiąże się z osobą zakonnicy Feliksy (imiona zakonne  Maria Franciszka) Kozłowskiej (18621921), zwanej przez mariawitów Mateczką.
Była ona początkowo związana z ruchem tajnych zgromadzeń zakonnych skupionych wokół kapucyna Honorata Koźmińskiego. W 1887 r., mając jego poparcie, założyła w Płocku nowy zakon  Sióstr Ubogich św. Klary, którego zadaniem było naśladowanie cnót Maryi i szerzenie kultu maryjnego. Punktem zwrotnym w życiorysie Feliksy Kozłowskiej było jej pierwsze rzekome objawienie, które miała 2 sierpnia 1893 r. i które doprowadziło w konsekwencji do powstania wewnątrzkościelnego ruchu mariawickiego, a następnie ukonstytuowania się Kościoła Katolickiego Mariawitów (przybrał następnie nazwę Starokatolickiego Kościoła Mariawitów). Opisała to wydarzenie następującymi słowami: Miałam wtedy ukazane ogólne zepsucie świata i ostateczne czasy  potem rozwolnienie obyczajów w duchowieństwie i grzechy, jakich dopuszczają się kapłani. Ostatnim ratunkiem dla świata miał być  wedle objawienia  kult Chrystusa w Najświętszym Sakramencie i pomoc ofiarowana przez Maryję (Matkę Boską Nieustającej Pomocy). Potem przemówił Pan: Środkiem szerzenia tej czci, chcę, aby powstało Zgromadzenie Kapłanów pod nazwą Mariawitów, hasło ich: Wszystko na większą chwałę Bożą i cześć Przenajświętszej Panny Maryi. W tym samym roku Feliksa Kozłowska powołała do istnienia Zgromadzenie Kapłanów Mariawitów, które miało być zaczątkiem odnowy moralnej kapłaństwa rzymskokatolickiego. Do zgromadzenia wstępowali w dużej mierze ludzie młodzi, wykształceni, aktywni, a byli też wśród nich profesorowie seminariów duchownych. Wyróżniali się skromnością i bezinteresownością  nie pobierali opłat za udzielanie posług religijnych. Sprzeciwiali się widocznemu na każdym kroku materializmowi i biurokratyzmowi kleru. Ich głośna krytyka złego prowadzenia się duchownych i wołanie o potrzebę radykalnej reformy sprawiły, że władze kościelne obróciły się wkrótce przeciwko zgromadzeniu. Głównymi przeciwnikami mariawityzmu byli biskupi warszawski, płocki i lubelski, gdyż to na ich terenie ruch mariawicki rozwijał się najbardziej. Papież Pius X  mimo usilnych starań mariawitów  nie zgodził się na legalizację zgromadzenia, potępił naukę mariawicką, zaś w 1906 r. Święte Oficjum rzuciło imienną klątwę na Mateczkę oraz jej najbliższego współpracownika  ks. Jana Marię Kowalskiego. Dało to początek nagonce antymariawickiej na szeroką skalę, a trwała ona także przez cały okres międzywojenny. Przy pomocy policji odbierano mariawitom kościoły już przez nich wybudowane, urządzano zasadzki na duchownych i świeckich mariawitów. W zbrojnych pogromach, za którymi stała hierarchia rzymska, zginęły dziesiątki osób, a setki odniosło rany. Mariawickich parafian dyskryminowano w zakładach pracy  zwalniano robotników z fabryk i pracowników rolnych z dworów. Zwalniani z pracy tracili często dach nad głową (na przykład pracownicy folwarczni mieszkający w czworakach dworskich). Jednocześnie w prasie klerykalnej szkalowano czołowych mariawitów, a zwłaszcza Feliksę Kozłowską, która m.in. odrzuciła prawdziwość dogmatu o nieomylności papieża w sprawach wiary i moralności, co miał jej nakazać sam Chrystus. Szydzono z jej objawień i wymyślano dla niej coraz to nowe epitety w rodzaju  szalona szwaczka czy pomylona baba.
Wśród procesów na tle religijnym w II RP poczesne miejsce zajmowały sprawy karne wytaczane właśnie mariawitom. Stanowiły one część z rozmachem zaplanowanej i konsekwentnie realizowanej kampanii Krk, mającej na celu zdławienie mariawityzmu w zarodku. W większości przypadków były to zarzuty o niemoralność i przestępstwa seksualne. Towarzyszyła im podgrzewana przez prasę katolicką atmosfera skandalu i sensacji. Ze źródeł mariawickich wynika, że sam tylko arcybiskup Jan Maria Kowalski  zwierzchnik Kościoła mariawickiego  miał ponad 20 procesów karnych. W 1925 roku został skazany na rok więzienia za wydanie Nowego Testamentu, zawierającego wykładnię wiary mariawickiej, a rok później  przez Sąd Okręgowy w Płocku  na kolejny rok twierdzy za nazwanie hierarchii rzymskiej trupem i zgnilizną. Opinię publiczną bulwersowały reformy Kowalskiego, zaś jedną z pierwszych było wprowadzenie małżeństwa księży z zakonnicami. Dało to asumpt do doszukiwania się podtekstów seksualnych w całej nauce mariawickiej. Jedno ze źródeł rzymskokatolickich donosiło: W imię objawień, jakie głosił, Jan Kowalski pod pokrywką konieczności do zbawienia uprawiał wyrafinowany nierząd z nieletnimi wychowanicami klasztoru mariawickiego. Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie podkreśla w motywach zboczenie moralne przywódców mariawitów i podniesienie stosunków seksualnych do rangi kultu religijnego (Stefan Grelewski, Sekty religijne w Polsce współczesnej, Sandomierz 1937). O niemoralność oskarżano również samą Kozłowską, co miało zwykle swój epilog sądowy. Przed sądem ks. Dzieniakowski zeznawał, że Kozłowska prowadziła rozmowy pornograficzne w całym tego słowa znaczeniu, zaś inny świadek twierdził, że namawiała ona mariawitki do niemoralnego prowadzenia się z duchownymi mariawickimi.
Tendencyjność owych zarzutów nie może budzić najmniejszej wątpliwości. Sądy, którym daleko było do niezawisłości, działały w interesie Kościoła watykańskiego, więc na biegłych powoływały z reguły duchownych katolickich i najczęściej wydawały wyroki stronnicze. Ugruntowywano w ten sposób uprzywilejowaną i dominującą pozycję Krk w Polsce.

ARTUR CECUŁA

Życie po religii

Strażacy podpalacze

Chyba każdy choć raz słyszał o strażakach, którzy sami podkładają ogień, aby później wykazać się bohaterstwem przy gaszeniu pożaru lub zarobić więcej pieniędzy. Analogicznie istnieją także wrogowie grzechu, którzy potrafią świetnie się urządzić na pobudzaniu cudzej grzeszności.

Bycie dobrym katolikiem jest trudne, by nie powiedzieć niemożliwe. Bo któż nie grzeszy codziennie myślą, mową, uczynkiem, a zwłaszcza zaniedbaniem? Któż dostatecznie czyni zadość na przykład zaspokajaniu materialnych potrzeb Kościoła, skoro wiadomo, że apetyt tegoż jest nienasycony, a potrzeby nieustannie się mnożą? Kto wie, czy wierny katolik nie powinien, zamiast kupować na przykład nowy samochód, przeznaczyć pieniędzy na dokończenie budowy jednego z niezliczonych nowych kościołów albo dokończenie remontu istniejących... Jeśli tego nie zrobi, a kupi dziecku nowy komputer, niechybnie zgrzeszy zaniedbaniem. Przykazania kościelne niczego nie mówią przecież o kupowaniu komputerów, a o zaspokajaniu kościelnych potrzeb  owszem. Na dziecko, zgodnie z powiedzeniem ludu, ma dać Bóg, który sprowadził je na świat, a na Kościół  ludzie, bo... najwidoczniej to ludzie tę instytucję wymyślili.
Jest jedna, szczególna dziedzina, która  dzięki zabiegom Kościoła  tryska nieustannym wręcz strumieniem grzeszności. Chodzi oczywiście o... seksualność. Sfera ta jest w doskonały sposób obłożona przez Kościół zakazami tak, że niemal wszystko, co się zrobi, powie, a zwłaszcza pomyśli, jest grzechem co najmniej lekkim. Dozwolony jest wyłącznie seks małżeński, i to tylko w określonych sytuacjach, a mianowicie, gdy współżycie zakłada intencję lub choćby nie wyklucza poczęcia dziecka. Chodzi, oczywiście, wyłącznie o heteroseksualne małżeństwa zawarte w kościele, bo pozostałe są z zasady niegodziwe.
Dzięki potępieniu wszystkiego, co nie mieści się w tych wąziutkich ramach, każdy katolik, jeśli poważnie traktuje nakazy swego Kościoła, powinien od rana do wieczora chodzić oblepiony świadomością grzechu. Bo któż zdrowy na ciele często nie grzeszy myślą lub pożądliwym spojrzeniem? Kto może przysiąc, że nie współżył z nie dość otwartą na nowe poczęcie intencją? Takich ubabranych grzechem delikwentów z otwartymi ramionami wita Kościół  ten sam, który ich tak skutecznie w poczuciu winy zanurzył. Nieszczęśnikom, którym bardzo współczuje, oferuje od kołyski aż po mogiłę, a nawet poza grób (czyściec!) odpuszczenie owych spreparowanych (PRZEZ SIEBIE!!!) grzechów. Oferuje spowiedź i budujące kazania, misje i rekolekcje, a wszystko po to, aby leczyć stworzonego przez siebie grzesznika z poczucia winy i strachu przed sądem boskim. Ponieważ bombardowanie poczuciem winy jest nieustanne i permanentne, terapia rozgrzeszająca nigdy nie jest wystarczająco skuteczna. Pacjent nigdy zatem nie wymknie się swoim lekarzom i sprawcom choroby jednocześnie. I tak koło się zamyka.
Duchowni geniusze tego interesu mają swoich świeckich naśladowców. I tak okazuje się, że ultrakonserwatywny katolicki dziennik Rzeczpospolita publikuje płatne ogłoszenia oferujące... nielegalną aborcję. Czy to nie genialne, że środowisko, które aborcję w Polsce niemal zupełnie zdelegalizowało, a nawet chce jej konstytucyjnie zakazać, czerpie zyski z czarnego rynku usług ginekologicznych?
O podziemiu aborcyjnym w Rzepie wiem z donosu, jaki ukazał się w zatroskanym innym konserwatywnym Dzienniku, który walczy z tym pierwszym tytułem o katolickich czytelników. Dziennik sam nie jest jednak dużo lepszy. Kilka dni temu razem z tą gazetą sprzedawany był film, słynny gejowski romans Tajemnica Brokeback Mountain. Ten popularny, piękny i bardzo przygnębiający film (FiM 11/2006) opowiada o nieszczęśliwej miłości dwóch mężczyzn, ich uwikłaniu w zakłamane małżeństwa i wreszcie linczu na jednym z nich, a wszystko to w kontekście chrześcijańskiej obyczajowości amerykańskiej prowincji. Przypomnijmy  na tym filmie, który jest metaforą losu milionów ludzi uwikłanych w życiowy koszmar, zarabia gazeta codziennie walcząca na swych łamach o umocnienie wartości chrześcijańskich w Polsce, czyli m.in. o pomnażanie w nieskończoność tego typu tragedii. I tak będą tematy na kolejne wzruszające filmy, dołączane odpłatnie do konserwatywnych dzienników...

MAREK KRAK

kościół i nauka (5)

Krucjaty kreacjonistyczne

Teoria ewolucji i doboru naturalnego Karola Darwina  przedstawiona po raz pierwszy w dziele O pochodzeniu gatunków (1859)  wywołała wśród chrześcijan powszechne poruszenie.

Sama teoria ewolucji nie była nowością i występowała wcześniej w wielu systemach filozoficznych i spekulacjach naukowych. Już w VI w. p.n.e. grecki filozof Anaksymander wysunął po raz pierwszy ewolucyjny pogląd na świat, twierdząc, że ludzie pochodzą od ryb. Przed Darwinem o ewolucjonizmie mówił Lamarc. Jednakże Darwin nadał jej charakter najbardziej kompleksowy  wskazał na przetrwanie najlepiej przystosowanych organizmów (dobór naturalny) jako jej mechanizm oraz dostarczył licznych dowodów potwierdzających. Myśliciele chrześcijańscy nie mieli wątpliwości, że teoria ta jest całkowicie sprzeczna z ich religią. Wszystkie kościoły i sekty zgodne były co do tego, że jest ciosem dla chrześcijaństwa, a tym samym gorliwie należy się jej przeciwstawić.
Na Darwina posypały się gromy  oskarżano go o oszustwo i niedowiarstwo. Biskup Wilberforce z Oksfordu pisał, że wykazuje on dążność do zmniejszenia chwały boskiej w stworzeniu, że zasada doboru naturalnego jest absolutnie niekompatybilna ze Słowem Bożym.
Supremacja człowieka nad Ziemią, dar mowy, dar rozumu, wolna wola, odpowiedzialność, upadek i zbawienie człowieka, Wcielenie Przedwiecznego Syna Bożego, Jego jedność z Duchem Świętym  wszystko to jest całkowicie i absolutnie nie do pogodzenia z degradującym wyobrażeniem zwierzęcego pochodzenia człowieka, który został stworzony na obraz i podobieństwo Odwiecznego Boga i zbawiony przez jego Syna  ciągnął biskup. Arcybiskup Westminsteru, kardynał H.E. Manning (18091892), ewolucjonizm określił jako brutalną filozofię, nauczającą, że nie ma Boga, a małpa jest naszym Adamem. Wiceprezydent Instytutu Victorii, pastor Walter Mitchell, uznawał darwinizm za próbę zdetronizowania Boga. Teolog Hanley przestrzegał: (...) jeżeli teoria Darwina jest prawdziwa, to Księga Rodzaju jest kłamstwem, i całe jej rusztowanie rozpada się w kawałki, a objawienie Boga, udzielone człowiekowi w tej formie, jaką my, chrześcijanie, znamy, jest oszustwem i pułapką.
W 1860 r. w Kolonii zebrał się synod prowincjonalny niemieckich biskupów, który orzekł, że ewolucjonizm jest sprzeczny z Pismem Świętym, a człowiek nie mógł powstać na drodze ewolucji z niższych gatunków. Miesiąc później ukazała się recenzja pracy Darwina w piśmie The North British Review, gdzie stwierdzano: Ewolucjonizm jest wyższą formą pogaństwa (...) praca Pana Darwina stoi w bezpośredniej sprzeczności z nauczaniem teologii naturalnej, opartej na uzasadnionych wnioskach z badań dzieł Bożych i otwarcie atakuje wszystko, co sam Stwórca zawarł w Piśmie Świętym.
Walkę z darwinizmem błogosławił również Pius IX. Pisał on: System przeciwny zarówno historii, jak tradycji wszystkich ludów, wiedzy ścisłej, zaobserwowanym faktom, a nawet samemu Rozumowi, nie wymagałby obalania, gdyby oderwanie się od Boga i skłonność ku materializmowi, pochodzące z zepsucia, nie szukały chciwie oparcia na tych wszystkich bredniach&.
U schyłku XIX wieku ksiądz Karol Niedziałkowski w swym eseju pt. Nieco o diable, poruszył przy okazji kwestię ewolucjonizmu, pisząc: Wiadomy jest dogmat materialistów  ewolucja monistyczna; podług niej świat się miał rozwinąć z materii sam przez się, mocą w niej ukrytą, bez żadnego wmieszania się wszelkiej przyczyny sprawczej, poza obrębem świata stojącej, tj. Boga. Dalszym ciągiem tej teorii jest rozwój z niższych gatunków zwierzęcych, coraz wyższych, aż do człowieka włącznie  głośna teoria darwinizmu. Dalszym ciągiem znowu darwinizmu jest ewolucja, którą nazwałbym historyczno-religijną, a która wierzy, że człowiek wykluwszy się z małpy, sam sobie wyrobił władzę i pojęcia naukowe, estetyczne, moralne, utworzył religię, a rozwijając się ustawicznie, doszedł do chrześcijanizmu, będącego takim samym wytworem myśli ludzkiej, jak fetyszyzm, politeizm, mahometanizm itp.. (Miraże mądrości, Petersburg 1897).
Najsilniejszy okazał się ruch kreacjonistów amerykańskich. Na początku lat 20. XX w. niektóre stany USA uchwaliły antyewolucyjne ustawy. Najsłynniejszym wydarzeniem w walce o ewolucjonizm w Stanach Zjednoczonych był tzw. małpi proces z roku 1925. Prawo stanu Tennessee jako przestępstwo traktowało nauczanie, że człowiek pochodzi od niższego rzędu zwierząt. Młody nauczyciel zgodził się odegrać rolę ofiary i doprowadzić do sprawy sądowej, gdyż  jak wierzono  zakończy się to uchyleniem prawa stanowego jako sprzecznego z konstytucją USA. J.T. Scopes, 24-letni nauczyciel szkoły średniej, polecił uczniom przeczytać rozdziały o ewolucji z podręcznika A Civil Biology G.W. Huntera, w wyniku czego stanął przed sądem. Sąd w Dayton skazał oskarżonego na zapłacenie grzywny w wysokości 100 dolarów. Wyrok został uchylony w styczniu 1927 r. przez sąd apelacyjny w Nashville z powodów proceduralnych  tym samym nie doszło do tego, czego oczekiwali ewolucjoniści: weryfikacji przez Sąd Najwyższy. Zakaz nauczania ewolucji pozostał w mocy.
Sytuacja kreacjonizmu uległa radykalnej zmianie po roku 1968, kiedy nauczycielka Susan Epperson zaskarżyła do Sądu Najwyższego antyewolucjonistyczne prawo stanu Arkansas. Zakończyło się to orzeczeniem jego niezgodności z Pierwszą Poprawką. Oznaczało to wielki cios dla całego amerykańskiego kreacjonizmu. To właśnie stało się przyczyną (koniecznością?) nowej lisiej taktyki  tzw. naukowego kreacjonizmu. A więc naukowy kreacjonizm powstał tylko dlatego, aby przemycić teologiczną koncepcję dla szkoły strzegącej rozdziału państwa i Kościoła  tylko w ten sposób mogli tego dokonać. Naukowy kreacjonizm jest od początku do końca inicjatywą stricte polityczną, w żadnym razie nie naukowo-intelektualną.
Obecnie, kiedy nie można już (poza wyjątkami) tępić nauki ewolucji w szkołach, kreacjoniści zaczęli się domagać, aby ich nauka była nauczana w szkołach na równi z teorią ewolucji  jako alternatywna teoria naukowa! Pod koniec lat 70. XX w. dwa stany, Arkansas i Luizjana, przyjęły ustawy o równym czasie. Ustawa stanu Arkansas została zaskarżona do Sądu Federalnego. Proces ten, ochrzczony przez prasę jako Scopes II, zakończył się uznaniem w roku 1982 niekonstytucyjności prawa stanowego.
Największy bodajże sukces kreacjonistów ostatnich lat to doprowadzenie w 1999 r. do usunięcia z programów szkolnych w stanie Kansas teorii ewolucji (sic!). Niestety, sukces nie był trwały, gdyż renomowane uniwersytety zagroziły, że nie będą traktować poważnie świadectw uczniów z Kansas.
Kansas City stał się symbolicznym miastem kreacjonistów  to tam odbył się w 2002 r. zlot wyznawców kreacjonizmu. Marco Everes pisze o tym tak: Przez dwa dni grzmieli przeciw Darwinowi, ewolucji i teorii Wielkiego Wybuchu. W przerwach niektórzy zbierali się w kącie na cichą modlitwę (...). W związku z zaistniałą sytuacją, Maureen Fritts założyła oddolny ruch, składający się z licznych pojedynczych komórek oporu (...). Fritts zgromadziła wokół siebie 250 wiernych. Ślą oni petycje, prośby, listy do gazet, zbierają podpisy i domagają się, aby zaprzestać nauczania o ewolucji, a jeśli już  to przedstawiać ją jako jedną z wielu teorii.
Historyk kultury Georges Minois zauważa, że w sferze relacji między religią i nauką rewolucja kopernikańska jest pod wieloma względami drobnostką w porównaniu z rewolucją darwinowską. Tym razem Kościół katolicki uległ i począł modyfikować swoje nauki.
W roku 1951 biblista ks. E. Dąbrowski pisał: Źle czynią niefortunni apologeci, występując przeciw ewolucji z tekstem biblijnym w ręku. Zapominają oni, że już raz, a było to w Roku Pańskim 1616, teologowie naukę Galileusza nazwali stulta et absurda in philosophia et formaliter haeretica... S. Scripturis contraria. Od tego czasu nauczyliśmy się jednak wiele i nie zamierzamy powtarzać podobnych eksperymentów. Już Pius XII w encyklice Humani generis (1950) zapowiadał dozwolenie spekulacji na temat ewolucji (co niektórzy gotowi byli odczytać jako jej akceptację), zaznaczając jednakże: Swoboda jest dopuszczalna pod warunkiem wszakże, że będzie się z należną powagą, umiarem i opanowaniem rozważać i oceniać dowody i zwolenników i przeciwników.
Z tym też, by wszyscy byli gotowi poddać się zdaniu Kościoła oraz odrzucając teorię poligenezy: Nie wolno bowiem wiernym przyjmować opinii (poligenezy), której zwolennicy twierdzą, że po Adamie istnieli na ziemi ludzie nie pochodzący od niego jako prarodzica, drogą naturalnego rozmnażania się, lub że Adam oznacza pewną liczbę prarodziców.
Otwarcia Kościoła na ewolucję dokonał Jan Paweł II, mówiąc w 1996 r., że teoria ewolucji jest więcej niż hipotezą.
Oczywiście, trudno podejrzewać Kościół o nagłą miłość do prawdy naukowej, o czym świadczy choćby fakt, że nadal na innych frontach antynaukowej batalii Watykan nie odpuszcza, jeśli nie czuje się całkiem przegrany. Stosunek Kościoła do ewolucjonizmu to, mówiąc słowami Radosława Tyrały, teologiczna strategia przetrwania. Warto jednak zauważyć, że to, co Kościół popiera jako chrześcijańską wizję ewolucjonizmu, to ewolucjonizm wykastrowany i karykaturalny, pozbawiony swego istotnego przekazu. Trafnie zauważa to Kazimierz Jodkowski: (...) współczesna biologia ewolucyjna zanurzona jest w szerszym światopoglądowym tle, którym jest ateizm. W tym sensie ewolucjonizm jest ateizmem. I nie pomogą tu najbardziej wysublimowane analizy biblistów, filozofów, teologów, wskazujących, że poza czy pod sferą empiryczną kryje się jeszcze inna rzeczywistość, bardziej podstawowa.
Dlatego właśnie  mimo rozpaczliwych prób  pogodzenie jakiejkolwiek wizji chrześcijańskiego kreacjonizmu i darwinowskiego ewolucjonizmu jest złudne i skazane na porażkę. Ewolucjonizm jest najskuteczniejszym narzędziem do produkowania ateizmu, jakie kiedykolwiek wymyślono  zauważa amerykański historyk nauki, prof. William Provine. Daniel Dennet dorzuca: [idea doboru naturalnego] przypomina uniwersalny kwas (...). Pytanie nie polega na tym, czy, ale kiedy ten uniwersalny kwas całkowicie rozpuści światopogląd chrześcijański.

MARIUSZ AGNOSIEWICZ

czytelnicy do piÓr

Prawda Was wyzwoli

Aż trudno uwierzyć, do jakiego stopnia systematyczna indoktrynacja potrafiła zbałamucić polskie społeczeństwo. Ale to się wkrótce zmieni.

Religią jest wiedza o chrześcijaństwie, islamie, religii Mojżeszowej, buddyzmie itp. Religią były wierzenia starożytnych narodów Bliskiego Wschodu, Greków, Rzymian, Słowian, Indian itd.
Chyba nikt nie odważy się twierdzić, że to, co jest prowadzone na lekcjach tzw. religii w większości polskich szkół, to nauka religii.
Przemilcza się informacje historyków opisujących wydarzenia w Imperium Rzymskim, w tym także na Bliskim Wschodzie, takich jak Józef Flawiusz czy Tacyt, a ci bardzo jednoznacznie opisują wydarzenia, które w efekcie doprowadziły do narodzin chrześcijaństwa. Nasi uczniowie mają pełne prawo do rzetelnej wiedzy historycznej. Gdyby w szkołach podawano rzetelną wiedzę religijną, opartą na historycznych faktach, to każdy inteligentny uczeń łatwo pojąłby na przykład to, że chrześcijaństwo jest kompilacją zmodyfikowanych wierzeń i obrzędów narodów Bliskiego Wschodu i Rzymian. Skoro nasze państwo płaci za naukę tzw. religii, to powinno żądać od katechetów podawania historycznej, obiektywnej wiedzy. Jeżeli Kościół chce uczyć mitów, to ma do tego punkty katechetyczne. Smutne jest to, że większość świeckich dziennikarzy traktuje biblijne podania jako fakty historyczne. To straszne, że nasza młodzież wchodzi w życie z okrojonym, a nawet dotkliwie okaleczonym światopoglądem, wciąż utrwalanym przez prasę, radio i telewizję.
Dręczy mnie następujący problem. Czy jeśli podczas lekcji religii lub  co nie daj Boże  na maturze uczeń będzie odpowiadał zgodnie z wiedzą historyczną, będącą w rażącej sprzeczności z tym, czym go indoktrynowano na lekcjach tzw. religii, to dostanie ocenę niedostateczną?!
Ponadto każdy rozumny człowiek widzi, że w naszym kraju nauka religii sprowadza się nie tylko do indoktrynacji, ale także jest rodzajem musztry. Kościół, który powinien pełnić rolę służebną w stosunku do wiernych, w coraz większym stopniu usiłuje pełnić rolę wymuszająco- kontrolną. Czy uczeń chodzi do kościoła? Czy rodzice chodzą? Kartka do spowiedzi, kartka ze mszy... Kościół  wbrew Biblii  po prostu wymusza określone zachowania. Co gorsza, uczeń spełniający skrupulatnie nakazy katechety w godzinach pozalekcyjnych (np. ministrant) może liczyć na wyższą ocenę. Zatem ocena z religii wynika jedynie w ograniczonym stopniu z wiedzy ucznia. Choć  przyznać trzeba  i tak jest to wiedza złożona ze znajomości mitów, sprzeczna z faktami historycznymi, więc może nie warto kruszyć kopii. Dlaczego jednak taka ocena ma być wliczana do średniej? Co to ma wspólnego z rzetelną, wartościową wiedzą? Jaki pożytek z takiej wiedzy będzie miał uczeń i państwo polskie?
Kolejne nasze rządy zdecydowanie domagały się, aby w preambule europejskiej konstytucji znalazło się odwołanie do wartości chrześcijańskich. W związku z tym nasuwają się oczywiste pytania: Czy tłumienie nauki, okrucieństwa towarzyszące wyprawom krzyżowym, mordowanie Prusów, Jadźwingów, Indian, okrucieństwa towarzyszące masowemu paleniu przez wieki żywych ludzi na stosach, często wyłącznie za ich pęd do wiedzy i krytyczne patrzenie na rzeczywistość  to są właśnie te wartości, o które walczą nasze rządy?
A przecież te i wiele im podobnych faktów z dziejów chrześcijaństwa kładły się wielkim cieniem na dziejach Europy i świata.
Kościół nieśmiało próbuje przyznać się, że spalenie Giordana Bruna, Jana Husa czy potępienie Galileusza to były błędy... A kiedy Kościół uzna ich oprawców za zbrodniarzy? Kler wciąż mówi o męczennikach za wiarę. A kiedy kler zacznie mówić o milionach męczenników, tych, którzy ponieśli męczeńską śmierć z rąk ludzi Kościoła?
Dzieje hitleryzmu i komunizmu zostały potępione i rozliczone przez ludzkość. Jest rzeczą zrozumiałą, że nikt nie próbuje obecnie wciskać ludzkości wartości komunistycznych czy hitlerowskich. Jeżeli kogoś drażni porównanie katolicyzmu do hitleryzmu czy komunizmu, to mam pytanie. Którą śmierć należy uznać za bardziej okrutną: trucie niewinnych ludzi w komorach gazowych, strzelanie w tył głowy czy może palenie na stosie?
Niestety, przykro to powiedzieć, ale chrześcijaństwo, które ma na sumieniu zbrodnie w pełni porównywalne z najgorszymi notowanymi w historii, nigdy nie zostało z nich rozliczone, a kler, niestety, nie widzi potrzeby do posypania głów popiołem. A bez tego elementarnego rozliczenia się z bestialską przeszłością Kościół katolicki osiądzie na mieliźnie, a szermowanie przez kler tzw. wartościami chrześcijańskimi pozostanie niesłychaną obłudą i bezczelnością.
Nie chodzi o walkę z religią. Ta czy inna religia były, są i będą. Trzeba być niezwykle odważnym człowiekiem, aby odrzucić ze swojego życia wiarę w życie po śmierci doczesnej. Jednak sami księża  którzy wzywają do ubóstwa i pokuty  zapewniają sobie raj za życia. Większość z nich to ludzie niewierzący. Zresztą nie wierzę, aby inteligentny człowiek po iluś tam latach grzebania w mitach podczas studiów na seminarium duchownym był osobą wierzącą w nie.
Tak więc, panowie w czarnych sukienkach i innych śmiesznych strojach, zanim zaczniecie chronić plemniki, komórki jajowe, embriony i zygotę, przybierając pozę obrońców życia poczętego, rozliczcie się z masowych bestialskich morderstw popełnionych przez waszą organizację na dorosłych niewinnych ludziach.
Kościół niby domaga się uczciwości od wiernych, a sam unika przejrzystości w dochodach i opodatkowaniu, przez co stanowi uprzywilejowaną i pasożytniczą kastę w państwie. Z jednej strony powołuje się na prawo naturalne, a z drugiej  utrzymuje pełne zakłamanie związane z celibatem. Miałem kilku kolegów księży. Po dłuższym okresie znajomości zawsze dochodziłem do przekonania, że z trudem tłumili w sobie swoje naturalne popędy i jeśli tylko mieli dyskretną okazję, dawali swoim popędom upust. Po co to zakłamanie?!
Kościół katolicki ma fatalne referencje na szczeblu międzynarodowym. Wszędzie, gdzie jest mocny, tam państwo jest skorumpowane i słabe: Polska, państwa Ameryki Łacińskiej, do niedawna Portugalia, Hiszpania, Włochy. Wszędzie, gdzie katolicyzm jest słaby lub szczątkowy, tam jest silne, praworządne państwo (państwa skandynawskie, Szwajcaria, Holandia, Anglia, Francja).
W żadnym państwie nie udało się zauważyć poprawy moralności narodu w wyniku oddziaływania Kościoła katolickiego. Warto więc w końcu zastanowić się, jakie korzyści ma państwo polskie z tego, że finansuje w różnej formie funkcjonowanie kleru katolickiego. Polacy mają fatalną reputację pod względem moralnym. W przeciwieństwie do wielu krajów, w których katolicyzm jest niezauważalny w życiu publicznym.
Świat otwiera się przed Polakami. Kościół katolicki tego nie powstrzyma. Najwyższy czas, aby kler zrozumiał, że katolicyzm wymaga bardzo głębokich reform  drugiej reformacji. Może więc warto zastanowić nad tym, co mówili i (lub) mówią i jak postępowali światli przedstawiciele kleru, np. nieżyjący już ksiądz Józef Tischner.

Czytelnik z Małopolski

listy od czytelnikÓw

Listy

Już drugi pedofil!
Zdaniem posła Jarosława Gowina, pedofila ks. Andrzeja ze Szczecina powinien osądzić sąd biskupi, a nie polskie prawo. Szkoda że Monika Olejnik w Kropce nad i nie spytała go, czy sam to wymyślił, czy może po konsultacji z kardynałem Dziwiszem. Człowiek tak znany i powszechnie szanowany, za jakiego uchodzi poseł Gowin, potwierdził, że prawo kościelne jest w Polsce ważniejsze od prawa zapisanego w Konstytucji RP i wszystkich kodeksach.
Mamy właśnie najlepszy tego efekt w postaci pedofila ks. Andrzeja, który był bohaterem tego programu Moniki Olejnik. Aż przez 15 lat sprawa nie mogła wyjść spod dywanu, pod który wepchnął ją biskup Stefanek. Najbardziej jednak żałosną postacią programu był anonimowy wychowanek ks. Andrzeja, niejaki pan Kazimierz, któremu... nie pozwolono pokazać swojej twarzy. Czyżby była aż tak odpychająca, że nawet ww. ksiądz pedofil nie pokusił się o jego molestowanie... Ile dostał lub co mu obiecano, by wybielać oprawcę jego kolegów? On i inni, którzy stają w obronie tego pedofila, byli nieobecni podczas tych orgietek, więc na jakiej podstawie stają w jego obronie?!
Sprawa ta niebawem pójdzie
w zapomnienie, jak wszystkie pozostałe sprawki pedofilów w koloratkach, których było już na pęczki,
a w Kropce nad i wspomniano jedynie o bp. Paetzu. Żyjemy wszak w Katolandzie! Czyż nie tak?!
Witold Pater

Autocenzura?
Rozbił się znany dziennikarz, spec od motoryzacji. No i co? Właśnie, że nic! Wariat skończony jechał po mieście (wg policji) ponad 200 km/godz.! Jakoś nie spotkałem się z potępieniem takiego zachowania ze strony jakiegokolwiek dziennikarza. Ani w żadnej gazecie, ani w TV. Tylko podany do wiadomości fakt wypadku i jeszcze wzmianka, że przyczyną wypadku był... zły stan nawierzchni (sic!). Nie dwie setki na liczniku, tylko garb na jezdni! Słowo potępienia dla szaleńca w bolidzie  który zabił młodego człowieka, a mógł zabić jeszcze paru innych  to dla naszych dziennikarzy za dużo, skoro to ich kolega dziennikarz? Oto kolejny kamyczek do ogródka pod nazwą wiarygodność mediów. MAX33

Rekolekcje
dla nauczycieli
Nauczyciele w Poznaniu są zmuszani przez dyrekcje szkół do uczestnictwa w rekolekcjach. Nie dość, że muszą odsiedzieć z dzieciakami godzinę w kościele, to jeszcze potem mają obowiązek przeprowadzić specjalne lekcje wychowawcze według scenariusza przygotowanego przez katechetę.
Dzieciaki, które na religię nie chodzą, w kościele co prawda być nie muszą, ale już na lekcji z wychowawczynią obecność jest obowiązkowa. Co na to kuratorium? Nic
 na wszelki wypadek udaje, że
o niczym nie wie. aj

Rekolekcyjne bezprawie
Tegoroczny sezon rekolekcji wielkopostnych dobiega końca. Po raz pierwszy od wielu lat spotkaliśmy się z taką liczbą próśb o pomoc i interwencję.
Dzwonili nauczyciele zmuszani do chodzenia na msze oraz rodzice
z prośbą o radę, jak zapewnić dziecku opiekę, gdy szkoła jest zamknięta.
W sezonie 2008 wyłania się taki oto obraz rekolekcji szkolnych:
l ich organizacją zaczynają się zajmować  i to wbrew prawu  kuratorzy oświaty oraz wójtowie i burmistrzowie. Kuratorzy, m.in. mazowiecki i łódzki, urządzali narady z wysłannikami biskupów na temat sposobów zapewnienia stuprocentowej frekwencji na rekolekcjach (patrz: FiM 2/2008) i pisali listy do dyrektorów szkół z instrukcjami, co mają robić w czasie kościelnych nauk (kurator łódzki zakazał urządzania w tym czasie rad pedagogicznych i poinformował, że za przebieg rekolekcji odpowiadają wszyscy nauczyciele!). Ci drudzy (przykład dał wójt gminy Korczew w pow. siedleckim) na specjalnych naradach ustalali z proboszczami (bez wiedzy dyrektorów) przebieg rekolekcji. Takie postępowanie jest w sposób oczywisty bezprawne i oznacza przekroczenie kompetencji;
l dyrektorzy szkół (Częstochowa, Lublin i wiele innych) wbrew obowiązującemu w Polsce prawu nakazywali nauczycielom udział w praktykach religijnych. Pod pozorem opieki nad małolatami musieli oni uczestniczyć w mszach, a także nabożeństwach drogi krzyżowej (w Korczewie była to wielogodzinna wędrówka od szkoły do kościoła).
Zapominalskim przypominamy następujące regulacje:
l Europejska Konwencja o ochronie: (...) korzystanie z praw i wolności wymienionych w niniejszej Konwencji powinno być zapewnione bez dyskryminacji wynikającej z takich powodów jak (...) religia, przekonania polityczne (...);
l Konstytucja: Nikt nie może być zmuszany do uczestniczenia ani do nieuczestniczenia w praktykach religijnych;
l Kodeks karny: Kto ogranicza człowieka w przysługujących mu prawach ze względu na jego przynależność wyznaniową lub bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2;
l Rozporządzenie MEN: Uczestniczenie lub nieuczestniczenie w przedszkolnej albo szkolnej nauce religii lub etyki nie może być powodem dyskryminacji przez kogokolwiek i w jakiejkolwiek formie.
Nauczycieli prosimy, aby o wszelkich formach dyskryminacji informowali naszą redakcję oraz oddziały Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Następna sprawa  szkoły nie zapewniły żadnych zajęć dla dzieci nieuczestniczących w rekolekcjach.
I znowu działo się to wbrew prawu.
Niektórzy dyrektorzy domagali się od rodziców, których dzieci nie uczęszczają na religię, usprawiedliwienia nieobecności ich dzieci na rekolekcjach... Bardziej ambitni pedagodzy domagali się wyjaśnienia, dlaczego małolaty zapisane na katechezę nie stawiły się w kościele,
a przyszły do szkoły. Takie działania są oczywiście bezprawne.
Wszystkim, którzy padli ofiarą działań szkolnej administracji, przypominany obowiązujące w Polsce reguły dotyczące rekolekcji:
1. Rekolekcje nie oznaczają żadnych dodatkowych ferii. Szkoły mają obowiązek zapewnić opiekę każdemu uczniowi.
2. Trzydniowe zwolnienie z zajęć szkolnych na rekolekcje przysługuje wyłącznie na życzenie rodziców. Uwaga  nie musi ono dotyczyć całego dnia, tylko określonych godzin.
3. Za przebieg rekolekcji odpowiada proboszcz. I to on wspólnie
z katechetami ma zapewnić bezpieczeństwo dzieciom, które poszły na nabożeństwo zamiast do szkoły.
4. Rola dyrektora szkoły ogranicza się tylko do zorganizowania pracy w szkole na czas rekolekcji. Nie ma on obowiązku dostarczać nauczycieli do pilnowania uczestników nabożeństw.
Na szczęście znaleźli się jeszcze dyrektorzy szkół poważnie podchodzący do swoich obowiązków.
I tak w Wieliczce skłonili proboszcza do organizacji nabożeństw po zajęciach szkolnych, w pobliskim Krakowie (Szkoła Podstawowa nr 85) dzieciaki z okazji rekolekcji mają tylko skrócone lekcje. W obu przypadkach nauczyciele nie odprowadzają i nie pilnują uczniów w kościele. Jeszcze inni organizują dni otwarte szkoły, zajęcia wyrównawcze. Kierowane przez nich placówki pełne są uczniów. Redakcja

Ratuj się, kto może!
Średniowieczny, nawiedzony Katoland... W środku Europy, w XXI wieku... Z ciemnym motłochem, który już wkrótce rozpali stosy dla biednych, chorych psychicznie ludzi, których choroba bezczelnie jest wykorzystywana przez kler do swoich otumaniających praktyk. Zgroza... Podczas gdy w cywilizowanych krajach praktyki egzorcystów są zabronione pod karą więzienia (np. Kanada),
w Polsce za aprobatą władz, polskiej inteligencji, prokuratorów i lekarzy tworzy się kościelne centra egzorcystów, gdzie pozwala się klechom znęcać nad psychicznie chorymi ludźmi. Świat się śmieje, aż wstyd się przyznać, że jest się Polakiem. Już dawno utarła się opinia, że Polakom najlepiej wychodzą modły... Czy jesteśmy społeczeństwem opętanym przez jakiegoś szatana, czy raczej przez kler, który Polską rządzi już od wieków?
Krzysia i Wojtek

Granie na emocjach
Chciałbym skomentować list Michała Ladry pt.: Aborcja w imię miłości?. Tak jak autor jestem studentem i antyklerykałem, a od jakichś
5 lat  świadomym ateistą. Generalnie zgadzam się z autorem co do edukacji seksualnej, ułatwienia dostępu do antykoncepcji i tego typu oczywistymi oczywistościami. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na pewną... niekonsekwencję w rozumowaniu autora. Pan Ladra powiedział, że to nie my powinniśmy decydować o tym, czy ktoś ma żyć, czy nie. Dlaczegóż więc aborcja po gwałcie miałaby być uzasadniona? Ów nowy człowiek, który może się urodzić, nie miał szansy zdecydować, jak zostanie poczęty. Dlaczego odmawiać mu tej szansy na istnienie tylko dlatego, że zapłodnienie miało miejsce podczas gwałtu? Owszem, okoliczności poczęcia są nieludzkie, ale samo poczęcie jest takie samo jak każde inne.
Z drugiej strony  nie wiem, czy słuszne jest w ogóle stawianie sprawy w taki sposób. Moim skromnym zdaniem, to, co napisał pan Ladra, jest pewnego rodzaju graniem na emocjach. Zgodzę się, że szansa na istnienie to coś cudownego i każdy z nas jest cholernym szczęściarzem, że taką otrzymał. Ale człowiek, który się nie narodzi, nie będzie siłą rzeczy świadom swego nieistnienia. Nie można więc pytać się kogokolwiek, kto życia doświadczył, czy wolałby nie istnieć czy istnieć, ale marnie. Odpowiedzi będą różne, tak jak różni są ludzie, ale pytanie to nie ma sensu, gdyż zawsze odpowiadamy przez pryzmat swojej świadomości
i doświadczeń. Z nieuchronnym dla ludzi wyobrażeniem, jak by to było, gdyby mnie nie było. Nijak. Po prostu by nas nie było.
Chciałbym także zwrócić uwagę, że to, chcąc nie chcąc, MY decydujemy, czy ktoś nowy ma żyć, czy nie. Czy to przez decyzję o aborcji, czy decyzję o nieposiadaniu potomstwa, stosowaniu antykoncepcji itp. Za każdym razem pozbawiamy hipotetycznie komórkę jajową szansy na zapłodnienie. A jeśli matka będzie chciała urodzić dziecko upośledzone, to proszę bardzo, nikt do aborcji przecież zmuszać nie będzie. Aborcja to nie jest środek antykoncepcyjny i żadna kobieta nie będzie brała pod uwagę wyboru gumka czy aborcja, chociażby dlatego, że stosowanie prezerwatyw czy pigułek jest łatwiejsze i tańsze,
a aborcja do przyjemności nie należy. Ważne jest, żeby kobieta miała niekwestionowane do tego prawo. Pomijając już sierocińce i życiowe cierpienia, to lepiej jest chyba dokonać aborcji, niż znajdować martwe noworodki na śmietnikach!
Rafał Mikulski



pytania czytelnikÓw

Kim była żona Kaina?

Skoro Adam z Ewą mieli dwóch synów, Kaina i Abla, a Kain zabił brata i następnie zamieszkał na wschód od Edenu, to skąd wziął żonę, jeśli wymienieni byli jedynymi ludźmi na świecie? A może to tylko bajka? Może takich postaci w ogóle nie było?

Pytanie o żonę Kaina należy do pytań stawianych najczęściej  zarówno przez ludzi sceptycznie nastawionych do Biblii, jak i przez osoby wierzące. Istnieje na ten temat kilka koncepcji.
Z ateistycznego punktu widzenia, opowieść o Kainie zazwyczaj wykorzystuje się po to, żeby dowieść licznych sprzeczności w biblijnym fundamencie. Twierdzi się bowiem, że jeśli zdarzenia te rzeczywiście były prawdziwe, to na ziemi musieli istnieć jacyś inni ludzie  nie przez Boga stworzeni, tylko powstali np. w drodze ewolucji. Jeśli zaś przyjąć, że Kain współżył z jakąś swoją siostrą, to trzeba jednocześnie uznać, że dopuścił się kazirodztwa, którego Biblia przecież zakazuje i potępia. Czyli... opowieść tę należy zaliczyć jedynie do bajek.
Według innej koncepcji, na ziemi istnieli również inni ludzie zamieszkujący w sąsiedztwie ogrodu Eden. Rzecznicy tej teorii głoszą, że ludzie ci mogli pochodzić od innych bóstw, o istnieniu których mówi rzekomo pierwsze przykazanie Dekalogu: ,,Nie będziesz miał innych bogów obok mnie (Wj 20. 3). Twierdzi się, że skoro przykazanie to implikuje istnienie innych bogów, to nie można wykluczyć istnienia również innych ludzi. Kain mógł więc pojąć za żonę kobietę stworzoną przez zupełnie innego boga. Albo też  jak głoszą jeszcze inni  przez tego samego, który już po upadku Adama i Ewy stworzył jeszcze ,,innych ludzi.
Jeszcze inny punkt widzenia prezentują teolodzy katoliccy. W przypisie do opowieści o Kainie i Ablu w Biblii Tysiąclecia czytamy: ,,Epizod o Kainie i Ablu dotyczy prawdopodobnie w swym pierwotnym brzmieniu czasów dużo późniejszych.
Katoliccy egzegeci zakładają więc, że historia o Kainie i Ablu to przede wszystkim opowieść, która przedstawia głównie prawdę religijną o postępujących skutkach grzechu, a nie dosłowny zapis wydarzeń przedhistorycznych.
,,Dlatego  pisze Zenon Ziółkowski  nie powinniśmy się dziwić, że spotykamy się w tym opowiadaniu z kulturą już rozwiniętą, z obrzędem składania ofiar, a nawet z istnieniem innych ludów, skoro Kain obawiał się zemsty. Kto bowiem miałby go zabić? Musimy więc zrezygnować z naszej wiedzy o przyroście ludności na ziemi, gdyż głównym celem Jahwisty było ukazanie przyrostu zła. Dowolnie więc  ale w sposób zamierzony i po mistrzowsku  dobierał sobie odpowiednie postacie, trzymając się linii rodowej wywodzącej się od Adama i Ewy (,,Najtrudniejsze stronice Starego Testamentu).
Według katolickiej egzegezy, opowieści o potomkach Adama i Ewy nie należy więc interpretować dosłownie. Historia ta bowiem głównie ukazuje negatywne skutki grzechu pierwszych rodziców. Pokazuje, że grzech Adama i Ewy miał negatywne skutki nie tylko dla nich samych, ale również dla ich potomków.
Inni  na przykład ortodoksyjni Żydzi, muzułmanie i spora część społeczności ewangelicznych (protestanci)  uważają, że opowieść o Kainie i Ablu, oprócz duchowego przesłania, mówi również bardzo wiele o pierwotnym stanie ówczesnych ludzi. Przekonanie to przede wszystkim bierze się z wiary, że autorem Pięcioksięgu (mimo jego ostatecznej redakcji ok. VI wieku przed Chr.) był Mojżesz, któremu Bóg objawił swoją wolę (por. Lb 12. 68; Pwt 31. 2426). Oznacza to, że jakkolwiek zawsze najpierw należy szukać właściwego sensu biblijnego przekazu i nie wszystko, co mówi Biblia, należy brać dosłownie, to jednocześnie nie wszystko należy też alegoryzować.
Z biblijnego punktu widzenia, takie postacie jak Adam i Ewa, Kain i Abel to nie postacie fikcyjne, ale rzeczywiste. Tak też m.in. uważał Jezus Chrystus, który powiedział: ,,Czyż nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył mężczyznę i kobietę? (&) Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i połączy się z żoną swoją, i będą ci dwoje jednym ciałem (Mt 19. 45).
Według Biblii, Adam był więc pierwszym człowiekiem (1 Kor 15. 45), a jego żona Ewa była pierwszą kobietą i ,,matką wszystkich żyjących (Rdz 3. 30). Jak głosił ap. Paweł, Bóg ,,z jednego pnia wywiódł wszystkie narody ludzkie (Dz 17. 26). Wszyscy ludzie mają więc jednego wspólnego przodka.
Ale Nowy Testament wspomina nie tylko o Adamie i Ewie oraz ich upadku (1 Tm 2. 1314; 2 Kor 11. 3; Rz 5. 12), ale również o Kainie i Ablu. Autor Listu do Hebrajczyków napisał: ,,Przez wiarę złożył Abel Bogu wartościowszą ofiarę niż Kain, dzięki czemu otrzymał świadectwo, że jest sprawiedliwy, gdy Bóg przyznał się do jego darów (11. 4).
W innym zaś miejscu czytamy, dlaczego Kain zabił swego brata: ,,Ponieważ uczynki jego były złe, a uczynki brata jego sprawiedliwe (1 J 3. 12). Natomiast Jezus ostrzegł obłudnych uczonych w Piśmie i faryzeuszy, że jeśli nie zmienią swojego postępowania, to ,,obciąży [ich] cała sprawiedliwa krew, przelana na ziemi  od krwi sprawiedliwego Abla aż do krwi Zachariasza, syna Barachiaszowego (Mt 23. 35, por. Łk 11. 51).
Z tekstów tych wynika wyraźnie, że piszący nie mieli najmniejszych wątpliwości, że Kain i Abel to postacie rzeczywiste. Pozwalają więc wierzyć, że zarówno Zachariasz, jak i Kain żyli naprawdę i zginęli naprawdę. Niekonsekwencją byłoby uznać historyczność Zachariasza, zakładając jednocześnie, że Kain i Abel to postacie fikcyjne. Biblia nie pozostawia miejsca na tego rodzaju spekulacje. Jak jednak wyjaśnić pochodzenie żony Kaina i wzmiankę o obawach Kaina przed zemstą?
Jakkolwiek Biblia nie podaje szczegółów na ten temat, wyjaśnienie może być tylko jedno: Kain musiał poślubić swoją siostrę, podobnie jak później uczynił to Abraham (Rdz 20. 12). Na przykład uczeni żydowscy twierdzą, że Ewa już na początku urodziła pięcioro dzieci: Kaina razem z jego siostrą bliźniaczką i Abla, który urodził się razem z dwiema siostrami. Natomiast ,,według tradycji muzułmańskiej, Bóg dał wyraz swojej niechęci do małżeństwa Kaina z jego bliźniaczą siostrą Alkimą, zawartego wbrew woli Adama, który życzył sobie, aby Kain poślubił bliźniaczą siostrę Abla, Dżumellę (Władysław Kopaliński, ,,Słownik mitów i tradycji kultury).
Oczywiście, Biblia nie wspomina dokładnie ani o przyczynach niechęci Boga do Kaina  poza stwierdzeniem, że nie czynił dobrze (Rdz 4. 7)  ani o siostrach bliźniaczkach. Z biblijnej opowieści można jednak wnioskować, że Kain mógł poślubić tylko siostrę. Biblijna wzmianka, że Bóg z jednego człowieka wywiódł wszystkie narody (Dz 17. 26) implikuje bowiem, że żona Kaina musiała być córką Adama, podobnie jak Kain. Chociaż więc w opowieści o Kainie i Ablu nie wymienia się ich sióstr, kontekst wskazuje, że Adam i Ewa mieli również inne dzieci (Rdz 5. 4). Czytając ,,księgę potomków Adama (Rdz 5. 332), warto też zauważyć, że zawiera ona wyłącznie imiona synów pierworodnych, a o pozostałych wspomina się jedynie ogólnie. Wyjątkiem są synowie Noego. Poza tym kobiety w ogóle pozostają w cieniu, jakby ich nie było. Za każdym razem podkreśla się, że to ten lub ów ojciec ,,zrodził synów i córki, po czym wymienia się synów (5. 4, 6, 10, 13, 16, 19, 26, 30), o kobietach natomiast się milczy. To więc również w jakimś stopniu tłumaczy brak szczegółowych informacji dotyczących żony Kaina. Ponadto po obietnicy zwycięskiego potomka (Rdz 3. 15) Adam i Ewa prawdopodobnie oczekiwali syna (potomstwa męskiego), a nie córki (potomstwa żeńskiego). Dlatego też tak niewiele mówi się o potomstwie żeńskim. Warto też pamiętać, że historiografia biblijna różni się od współczesnego sposobu opisywania dziejów, zdarzeń i faktów historycznych. Chociaż więc pisarze biblijni nie przeinaczali tychże faktów, w opisach ich nie zawsze znajdujemy szczegóły, które by nas interesowały. Tak jest m.in. z opowieścią o Kainie i jego żonie oraz zagrożeniu  ze strony najbliższych  którego mógł się obawiać.
A co z zarzutem o kazirodztwo? Jeśli przyjmiemy, że na początku małżeństwa w ramach rodziny były czymś normalnym, to jak tłumaczyć późniejszy zakaz bliskich związków?
Jeśli chodzi o kazirodztwo, z Biblii wynika, że w początkowym okresie w ogóle nie miało ono miejsca. Księga Rodzaju sprawozdaje bowiem, że wszystko, co stworzył Bóg, było ,,bardzo dobre (Rdz 1. 31), a więc również człowiek. To zaś oznacza, że kilka pierwszych pokoleń ludzi nie miało żadnych wad genetycznych. Nie mogło więc dojść do kazirodztwa, czyli do negatywnych skutków dla przyszłego potomstwa. Małżeństwa w rodzinie były zatem bezpieczne. Dopiero z czasem, gdy na skutek grzechu proces degeneracji rodzaju ludzkiego stopniowo wzrastał, wpłynął on także na informacje genetyczne, doprowadzając do mutacji i powstania wadliwych genów. Wtedy też został wydany zakaz zawierania związków między bliskimi krewnymi (Kpł 18. 9; 20. 17). Tym bardziej że nastąpił wzrost populacji i małżeństwa między rodzeństwem nie były już koniecznością (por. Rdz 24. 34).
Jak widać, opowieść biblijna o Kainie i jego żonie nie musi wcale być fikcją (choć być może jest), a pierwsze związki małżeńskie między rodzeństwem były dopuszczalne i wolne od kazirodczych skutków. Cała Biblia przemawia też za tym, że epizod o Kainie i Ablu dotyczy konkretnych osób i czasu. Chociaż więc nie wszystkie szczegóły w tej historii zostały nam przekazane, nie ma podstaw, aby nie wierzyć, że tak właśnie było, jak mówi Biblia. Warto też w tym miejscu dodać, że właściwe zrozumienie tej opowieści uzależnione jest nie tylko od uwzględnienia kontekstu biblijno-historycznego, ale przede wszystkim od wiary. Biblia napisana została bowiem przez ludzi wierzących i z myślą o ludziach (głównie) wierzących. Bez wiary nie sposób więc dogłębnie poznać prawdy. Ponieważ  jak napisał ap. Paweł  do duchowych rzeczy należy przykładać duchową miarę (1 Kor 2. 13), czyli wiarę, która widzi wyraźniej i dalej.

Bolesław Parma

z grubej rury

PiS don

Mecenas Piotrowski, pełnomocnik rodziny B. Blidy, oświadczył, że na szczytach władzy za rządów PiS-u działała zorganizowana grupa przestępcza. To zdanie podziela również Lech Wałęsa. Taką grupę można krócej nazwać mafią. A szef mafii to don. W tym konkretnym przypadku  PiS don.

Oskarżenie to waży tym bardziej, że Leszek Piotrowski to nie polityczny przeciwnik Kaczorów, ale ich były kolega partyjny, parlamentarzysta Porozumienia Centrum i z ich ramienia były wiceminister sprawiedliwości. Mecenas powiedział to, o czym większość Polaków jest od dawna przekonana i dała temu wyraz 21 października.
Każda partia polityczna jest zorganizowaną grupą, której celem jest m.in. skok na władzę i kasę. Pół biedy, kiedy po dojściu do władzy rządzą sprawnie i zachowują choć pozory przyzwoitości. Polska to biedne państwo, w którym bycie bogatym to grzech, naród wybiera więc najczęściej populistów  obłudnych rozmodlonych gołodupców. Polityk w Najjaśniejszej musi się nachapać zaraz, już, bo jutro go może nie być; a symbolem zgnilizny moralnej jest zakłamany Kościół. Przyzwoitość jest frazesem, patent polityków na reelekcję to lizanie kleszych tyłków. Nic dziwnego, że co wybory, to zmiana władzy.
Każda partia kombinuje, jak władzę utrzymać. Niewiele brakuje, by te zorganizowane grupy powoli stawały się przestępczymi, zwłaszcza gdy sukcesów brakuje. Po wyborach 2005 roku Kaczory dostali prawie pełnię władzy, ale było im za mało. Władza demoralizuje, a władza absolutna demoralizuje absolutnie. Nie ma większej pokusy niż wyeliminowanie opozycji. Kusi nieodparcie, gdy ma się w ręku służby. To i zaczęły się narady w stylu żywcem z Ojca chrzestnego.
Pełni wiary w chwytliwość wypisanej na sztandarach walki z korupcją pokusili się za jednym zamachem załatwić opozycję, koalicjanta, przejąć jego posłów i wyborców oraz zjednać sobie pospólstwo bezczelnością. Z braku rzeczywistych sukcesów musieli rzeczywistość wykreować i poszli w bezprawne prowokacje. Co innego ustawić prowokację, by dorwać łapówkarza, a co innego łapówki wciskać, by łapówkarza wykreować. Wszak tylko Jezus oparł się kuszeniu szatana. Czy wszyscy mamy mieć moc Jezusa? Tym przegięli. Bo Polak katolik i pół litra wypije, i babie nie przepuści!
Wiele wskazywało, że PiS miał szansę na drugą kadencję. Ich kolejny patent na utrzymanie władzy to niska frekwencja wyborcza, czyli zaprzeczenie świadomości praw demokratycznych i obywatelskiego zaangażowania. Sposób na własną frekwencję z kolei to wymarsz do urn z kościołów, ze wskazówkami z ambony i Radyja.
Demokracja parlamentarna to jednak system partyjny  mimo jego wad lepszego długo nie będzie. Choćby dlatego, że daje alternatywę. Obrażanie się wyborców i pozostanie w domu tylko dowodzi głupoty. Wystarczyło, że wkurzeni nieustannym lżeniem Polacy  zgodnie z wezwaniem satyryków  ruszyli tyłki i poszli na wybory. Od razu zmienili kraj. Rekordowa frekwencja, 54 proc., blednie w porównaniu z Francją (84 proc. w I turze prezydenckich) i z Hiszpanią (75 proc. w parlamentarnych). We Francji w I turze wyborów samorządowych głosowało 84 proc.  to dwa razy więcej niż u nas w samorządowych. Ale i to wystarczyło.
Ciałem stają się słowa Zbigniewa Z. o grupie trzymającej władzę. Tyle że brzmi to niczym żłobek przy zorganizowanej grupie przestępczej! Została właśnie wskazana palcem, po nazwiskach. Tylko nie tam, gdzie być powinna, i skład dość niespodziewany. Złapał Kozak Tatarzyna. To właśnie skutek tych pokus władzy. Coś nam się widzi, że PiS don i Zbigniew Z. Mogą się znaleźć nie po tej stronie kraty. Lada moment ruszą komisje śledcze, ujrzymy kulisy ich władzy. Polacy  zapytani, którzy politycy posługują się manipulacją  wskazali jako pierwszych obu Kaczorów.
Zbigniew Z. chwyta się byle czego i z pyskiem ociekającym troską o państwo prawa szuka wsparcia u dziennikarzy. Czy myśli, że zapomniano kilkuletnie areszty wydobywcze, aresztowania pod kamerę, jałowe konferencje prasowe, klapę z Mazurem? To obłuda niemal równa ukrywaniu księży pedofilów przez pouczający nas o moralności Kościół. Może by tak ogłosić, że ten pan już nikogo bezpodstawnie nie oskarży, nie zamknie i nie doprowadzi do samobójstwa?.
Jego metoda to dyskredytacja Kaczmarka za wszelką cenę. Można się domyślać źródła ostatnich dziennikarskich rewelacji. Storpedowanie nielegalnej prowokacji nazywa zdradą. Zapomina, że każdy obywatel, który wie o planowanym przestępstwie, ma obowiązek przeciwdziałać, jakiekolwiek byłyby jego intencje. Jeden sposób zapobieżenia był niemożliwy  zawiadomienie władz, bo to one dokonywały przestępstwa.
Nie ma wątpliwości, że komisje dostarczą nam rozrywki na długie miesiące. PiSdzielcy będą dążyli do zdezawuowania ich jałowymi sporami, wnioskami, rozciągnięciem pracy w czasie, bo działa on na ich korzyść. Liczą nie tylko na znużenie widowni, ale może coś się po drodze wydarzy... Może rząd upadnie? Może ktoś znajdzie kolejny temat zastępczy?

Lux Veritatis

gŁaskanie jeŻa

Semka...

...dziennikarz rzetelny i niezależny. Taki encyklopedyczny początek biogramu swojego pradziadka chciałby zobaczyć w roku 2050 potomek redaktora Rzeczpospolitej. Nie zobaczy. Jestem o tym głęboko przekonany.

W piątek 7 marca Semka ogłosił w Rzeczpospolitej swój komentarz pt. Niepotrzebny wywiad, złe słowa. Rzecz dotyczy mojego (i kolegi) wywiadu z Markiem Edelmanem. Ów niekwestionowany autorytet dla jednych, a obrzydliwy Żyd dla drugich wypowiada w nim kilka ważnych i gorzkich słów na temat kondycji Polaków: narodu, ksenofobów, Kościoła... Czy głosi coś fundamentalnie odkrywczego, coś tak obrazoburczego, że spodziewać się można jakiejś reformacji i kontrreformacyjnych stosów w odpowiedzi? Nie. Edelman nazywa tylko po imieniu to wszystko, o czym wiedzą wszyscy nie od dziś, tylko mówią o tym jakoś tak bardzo cicho, bo... żyjemy tu i teraz. Między innymi mówi o tym, że polski episkopat nigdy nie był polski, lecz z założenia służył obcym, watykańskim interesom. A przy okazji swoim. Czy to jest coś wstrząsającego? Nie, to przecież oczywista oczywistość! Tyle że głośno, na łamach FiM powiedziana. Bo czy na przykład Józef Piłsudski nie prezentował podobnych poglądów? Otóż prezentował. Ale dla Semki ważne i wstrętne jest przede wszystkim to, że ostatni przywódca powstania w getcie i uczestnik powstania warszawskiego o owej tajemnicy poliszynela prawi na łamach Faktów i Mitów, czyli  według niego  pisma, które z wulgarnego antykatolicyzmu uczyniło swój znak rozpoznawczy. Poza tym jesteśmy jeszcze tygodnikiem skrajnie lewicowym i antyklerykalnym. No to ja odbiję piłeczkę. Otóż uważam, że Rzeczpospolita jest skrajnie nierzetelnym, koniunkturalnym i oportunistycznym pismem, a jej główny publicysta powinien unikać jak ognia słowa niezależność. I już nawet nie mówię o tym, że Rzepa bezczelnie ukradła nam sprawę biskupa Paetza, opisując całą historię jako wynik swojego własnego żmudnego śledztwa (jeśli zwrot bezczelnie ukradła jest nieprawdziwy, to oczekuję, panie Semka, pozwu sądowego!).
A propos rzetelności dziennikarskiej  kiedy Wyborcza w miniony poniedziałek opisała księdza pedofila ze Szczecina, tego samego dnia wieczorem wyszło na jaw, że gotowy do druku artykuł o tym samym zboczeńcu gazeta Semki miała wiele miesięcy wcześniej. I nie wydrukowała go, bo... Bo dla Rzeczpospolitej zawsze jest jakieś bo. Bo nie ten układ polityczny, bo nie po linii, bo można zgorszyć maluczkich, czyli... episkopat. Nie wierzę w żadne świętości, ale święcie Państwu przysięgam, że jeszcze nie było w FiM takiego przypadku, by coś nie poszło, bo. Nie przeczę, czasem coś się nam  kierownictwu redakcji  nie podoba, coś zgrzyta, kością w gardle stoi, ale jeśli jest PRAWDZIWE, idzie do druku. ZAWSZE! I to nas odróżnia od Rzeczpospolitej. Szczęśliwie odróżnia.
Gdyby dziennikarz FiM popełnił tekst o bardzo przyzwoitym biskupie (bywają, bywają takie) i gdyby okazało się, że nakłamał, w najlepszym przypadku nie oglądałby premii albo wyleciałby z pracy. A jak na przykład opisze biskupa Warmii z lat 30. i 40. i nazwie go wypróbowanym przyjacielem Polaków, a później okaże się, iż ów biskup był ich prześladowcą i dręczycielem oraz wiernopoddańczym apologetą Hitlera, to... no, nie widzieliście jeszcze wściekłego Jonasza. Ale to zdarzyło się w Rzepie, nie w FiM. Bo Semce wolno. W artykule z lipca ubiegłego roku nakłamał o biskupie Kallerze i włos mu za to z głowy nie spadł. Co więcej, Rzeczpospolita otrzymała gniewne sprostowania od rozeźlonych Warmian (mamy kopie) i... I nigdy ich nie wydrukowała. Ot, rzetelność.
A niezależność? Popatrzcie na zdjęcie. Tak wygląda niezależny redaktor Semka sfotografowany przez dziennikarza FiM podczas prowadzenia przez niego sakro-targów w Toruniu (październik 2007). Ładnie wygląda, prawda? Jakoś tak niezależnie...
Ale wróćmy do felietonu. Pisze w nim Semka o proteście Marka Edelmana po wypowiedzi Michalkiewicza na antenie Radia Maryja o Judejczykach i twierdzi: Reagując na ten list, ówczesny marszałek sejmu Marek Jurek zwrócił się do ojca Tadeusza Rydzyka, sugerując, że Stanisław Michalkiewicz powinien jak najszybciej przeprosić za swój ton i użyte w felietonie sformułowania.
To ma być dowód na piękną postawę ludzi Kościoła. Tylko że Semce, aby napisać, jak dalece w dupie ma Rydzyk połajanki Jurka, odwagi już nie stało.
I nie tylko...

MAREK SZENBORN



racjonaliści

Okienko z wierszem

Czterdzieści lat temu doszło do słynnych wypadków marcowych 68. Teraz, w ich rocznicę, zmarł Gustaw Holoubek, który płomieniem swojego talentu i potęgą bluźnierczego wiersza Mickiewicza tamten zryw polskiej młodzieży podpalił. Z braku miejsca przedstawiamy tylko fragmenty Wielkiej Improwizacji, w której romantyczny bohater wadzi się z Bogiem. Przeczytajcie te strofy, mając w pamięci niepowtarzalny głos Konrada  Gustawa... Holoubka.

(...)
Ja czuję nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzę,
Cóż Ty większego mogłeś zrobić  Boże?
(...)
Ja chcę mieć władzę, jaką Ty posiadasz,
Ja chcę duszami władać, jak Ty nimi władasz.
Milczysz, milczysz! wiem teraz, jam Cię teraz zbadał,
Zrozumiałem, coś Ty jest i jakeś Ty władał. 
Kłamca, kto Ciebie nazywał miłością,
Ty jesteś tylko mądrością.
(...)
Teraz  dobrze  tak. Jeszcze raz Ciebie wyzywam,
Jeszcze po przyjacielsku duszę Ci odkrywam.
Milczysz  wszakżeś z Szatanem walczył osobiście?
Wyzywam Cię uroczyście.
Nie gardź mną, ja nie jeden, choć sam tu wzniesiony.
Jestem na ziemi sercem z wielkim ludem zbratan,
Mam ja za sobą wojska, i mocy, i trony;
Jeśli ja będę bluźnierca,
Ja wydam Tobie krwawszą bitwę niźli Szatan:
On walczył na rozumy, ja wyzwę na serca.
Jam cierpiał, kochał, w mękach i miłości wzrosłem;
Kiedyś mnie wydarł osobiste szczęście,
Na własnej piersi ja skrwawiłem pięście,
Przeciw Niebu ich nie wzniosłem.
(...)
Nazywam się Milijon  bo za milijony
Kocham i cierpię katusze.
Patrzę na ojczyznę biedną,
Jak syn na ojca wplecionego w koło;
Czuję całego cierpienia narodu,
Jak matka czuje w łonie bole swego płodu.
Cierpię, szaleję  a Ty mądrze i wesoło
Zawsze rządzisz,
Zawsze sądzisz,
I mówią, że Ty nie błądzisz!
Słuchaj, jeśli to prawda, com z wiarą synowską
Słyszał, na ten świat przychodząc,
Że Ty kochasz;  jeżeliś Ty kochał świat rodząc,
Jeśli ku zrodzonemu masz miłość ojcowską; 
Jeżeli serce czułe było w liczbie źwierząt,
Któreś Ty w arce zamknął i wyrwał z powodzi; 
Jeśli to serce nie jest potwór, co się rodzi
Przypadkiem, ale nigdy lat swych nie dochodzi;
Jeśli pod rządem Twoim czułość nie jest bezrząd,
Jeśli w milijon ludzi krzyczących ratunku!
Nie patrzysz jak w zawiłe zrównanie rachunku; 
Jeśli miłość jest na co w świecie Twym potrzebną
I nie jest tylko Twoją omyłką liczebną...
(...)
Odezwij się, bo strzelę przeciw Twej naturze;
Jeśli jej w gruzy nie zburzę,
To wstrząsnę całym państw Twoich obszarem;
Bo wystrzelę głos w całe obręby stworzenia:
Ten głos, który z pokoleń pójdzie w pokolenia:
Krzyknę, żeś Ty nie ojcem świata, ale...



racjonaliści

Szyszkowska na Podkarpaciu

W niedzielę 9 marca w Rzeszowie z członkami i sympatykami RACJI Polskiej Lewicy spotkała się przewodnicząca partii prof. Maria Szyszkowska oraz sekretarz generalny partii Jan Barański.

Tak rozpoczął się ogólnopolski cykl spotkań, w których prof. Szyszkowska będzie rozmawiać o Manifeście Programowym RACJI PL, o sytuacji w partii, jej zamierzeniach i podstawowych kierunkach działań.
W rzeszowskim spotkaniu udział wzięli nie tylko członkowie i sympatycy partii, ale także przedstawiciele innych organizacji lewicowych.
Wizja RACJI to stworzenie z Polski państwa neutralnego światopoglądowo i postawienie tamy działaniom polityków oraz urzędników umacniających Polskę jako państwo wyznaniowe. Stanowisko ideowe RACJI Polskiej Lewicy jest niezmienne i wywodzi się z najwyższych ideałów filozofii Kanta. Człowiek  zdaniem prof. Szyszkowskiej  ma być traktowany jako cel sam w sobie, a nigdy jako środek, nawet do szczytnych celów. Ta zasada stanowi podstawę socjalizmu, który dla RACJI Polskiej Lewicy jest źródłem politycznej inspiracji.
Polska tzw. oficjalna lewica na własne życzenie przeżywa w ostatnich latach trudne momenty. RACJA, mając za przeciwnika dominujące w Polsce ugrupowania prawicowe  socjalny i klerykalny PiS oraz neoliberalne gospodarczo
i konserwatywne PO  bierze udział w działaniach integrujących środowiska lewicy pozaparlamentarnej. Właśnie kwestie integracji były drugim wiodącym tematem rzeszowskiego spotkania. To zagadnienie omawiał sekretarz generalny Jan Barański. Od prawie roku budowana jest formacja polityczna pod nazwą Kongres Porozumienia Lewicy. Jej cel to stworzenie ideowej, programowej i organizacyjnej alternatywy dla LiD oraz SLD. Według Jana Barańskiego, aktualnie ani SLD, ani tym bardziej formacja Lewica i Demokraci nie mogą być traktowani jako partner do realizacji naszych koncepcji i politycznych planów. Przy tym przyszłe partnerstwo zależy głównie od postawy i decyzji drugiej strony. RACJA i tak będzie realizować swój plan.
Przy realizacji zamierzeń RACJI Polskiej Lewicy istotną rolę do odegrania może mieć tygodnik Fakty i Mity, którego redaktor naczelny Roman Kotliński był inicjatorem i założycielem partii. Współpraca partii i jej relacje z redakcją tygodnika stanowiły trzeci znaczący element spotkania. Uczestnicy spotkania byli zgodni, że w tym względzie można jeszcze dużo zmienić, aby współpracę partii i tygodnika uczynić bardziej efektywną.

BP

katedra profesor joanny s.

Nieustraszony pogromca komuchów

Gra w numerki trwa w najlepsze. Antidotum na III RP była IV. Okazała się Białorusią. Antidotum na IV  druga Irlandia. Polakom się jeszcze roi. Tuskowi już nie.

Donald ma nową ideę. Przejść do historii jako pogromca komuchów. To właśnie ma być obiecany cud.
Politycy chorzy na komuchowstręt marzą o realizacji leninowskiego hasła: cała władza w ręce... Najlepiej Platformy, ale w ostateczności (czytaj: w 2015 roku) może być i PiS. Wszak jest braterski. Wewnątrz  biologicznie, z PO  ideologicznie. Byle tylko nie dostała się w ręce SLD. Znowu zmartwychwstała Michnikowa idea: odsunąć lewicę od władzy. Tym razem na zawsze.
Zamiarów tych nie ostudziło wyswatane przez Kwaśniewskiego małżeństwo SLD, SdPl i UP z Partią Demokratyczną (de domo Unia Demokratyczna i Unia Wolności, primo voto AWS-UW). Demokraci.pl, choć wirtualni, mniemanie o sobie mają duże. Ambicje jeszcze większe, ale odwrotnie proporcjonalne do społecznego poparcia. Od mariażu oczekiwali sejmowej reanimacji i budżetowych profitów.
Dostali jedno i drugie. Paromilionowa dotacja od razu przewróciła im w głowach. Geremek, a w ślad za nim Onyszkiewicz, przekonują, że Demokratom bliżej do partii Tuska. To akurat prawda. Im zawsze bliżej do władzy i pieniędzy. Teraz są już jednak secundo voto LiD. Romans z PD, niechciany przez PO w wyborach 2007, teraz jest jeszcze trudniejszy. Prawica nie potrzebuje w centrum wzmocnienia.
Prawicowe partie przejęły część lewicowych idei i przekuły je w nośne hasła. Pierwszy był PiS. W 2005 roku zaproponował Polskę solidarną i obiecał jej dać 3 miliony mieszkań. Skończyło się na Polsce policyjnej i becikowym. Jak zawsze wtórna PO załapała się na socjalną demagogię w dwa lata później. W kampanii wyborczej 2007 gospodarczy liberałowie wmawiali Polakom, że chcą, jak kiedyś Gierek, żeby wszystkim żyło się lepiej. Przekonali 6 701 010 obywateli RP, czyli 41,5 proc. głosujących. Po stu dniach okazuje się, że lepiej wcale nie oznacza dostatniej. Lepiej ma wymiar głównie niematerialny. Polacy mają żyć miłością do Tuska. Na co dzień zaś  z przyzwyczajenia.
Muszą zrozumieć, że premier niczego im nie da, póki sam nie ma. Na razie  nawet porządnego samolotu. Musiał biedaczek lecieć do Ameryki rejsowym. Dobrze, że choć w klasie biznes, a nie w ekonomicznej. To mniejsze oszczędności (o parę tysięcy złotych), ale i mniej śmiechu w gronie światowej dyplomacji.
Marginalizacji lewicy służy spychanie jej do światopoglądowego narożnika. Robi to systematycznie prawica wspólnie z Kościołem i mediami. Problemy świeckości państwa, wolności wyboru, tolerancji, niedyskryminacji, aczkolwiek bardzo ważne, nie są w centrum zainteresowania obywateli żyjących poniżej minimum socjalnego (prawie 60 proc. polskiego społeczeństwa), a tym bardziej  w skrajnej nędzy (13 proc.).
Także jednomandatowe okręgi wyborcze mają sprzyjać bogatym kandydatom z partii rządzącej. Komuchów się ubiedni, obrzydzi i wyeliminuje. To marzenie Tuska raczej się jednak nie spełni. Na szczęście jest nieudolny. W dodatku ma ponoć wilcze oczy, a nie gardło.

JOANNA SENYSZYN

PS Zapraszam na www.senyszyn.blog. onet.pl

jaja jak birety

Się powiedziało (16)

Dobitne cytaty z Wojciecha Cejrowskiego można by drukować bez końca. Oto druga część tych najlepszych.


Być może każdy facet został stworzony w taki sposób, że ma chęć podejrzeć, jak wygląda goła Kayah, ale kulturalny facet nigdy poza tę chęć nie wychodzi i nie zostaje podglądaczem.

Cudzołożnicy zdejmują obrączkę, którą przyjmowali jako symbol wierności! Zdejmują, bo co? Wcale nie chodzi o ukrycie swego małżeństwa, raczej o to, że ta obrączka jakoś doskwiera, przypomina... Wychodzi więc na to, że obciachem jest cudzołóstwo, a nie wierność.

Dla mnie kobieta traci piękno, kiedy pokazuje wszystkim, co ma pod spódnicą. Chcę być tym jedynym, wybranym, a nie częścią dyszącego stada samców.

Kpię z idiotyzmów, a nie z kobiet.

Może go pan sobie wstawić na półkę obok dzieł Lenina  taki sam wulgarny materializm (o podręczniku do seksu Zbigniewa Lwa-Starowicza  dop. red.).

A przyszedłem do czego? Do wiochy. To robię wiochę (o programie Kuby Wojewódzkiego  dop. red.).
Nie smakuje mi (...) język małpy, bo nie lubię rzeczy, które ktoś przede mną miał już w ustach.

Przyjmuję pewne zasady i staram się do nich stosować. W katalogu tych zasad jest unikanie obrazków z gołymi babami, bo uważam, że to dla mnie szkodliwe. Szkodliwe przede wszystkim duchowo, ale także fizjologicznie. Krótko mówiąc: wolę się podniecać tak jak Pan Bóg przykazał.

Marzenia nie mają ceny, a bilety lotnicze i owszem. Ale niech cię to nie zatrzymuje! Sprzedaj lodówkę i jedź!
Szacunek do Polski rośnie z dala od naszych ambasad.

Uważam  i w dodatku nie obchodzi mnie, jeśli za chwilę ktoś się poczuje urażony  że należy wrzeszczeć przeciwko aborcji, należy ją blokować wszelkimi sposobami, nieistotne co w tej kwestii mówi prawo. Bo nie wolno ulegać prawu, które pozwala na zabijanie.

AIDS to choroba, którą po świecie rozniosły małpy, zboczeńcy i narkomani. Teraz cierpią niewinni ludzie.

Playboy jest postawiony w jednym celu. Żeby postawić.

Kiedy człowiek ląduje na Saharze, to widzi: O, mam niewłaściwe obuwie! To wyrzucam moje obuwie i kupuję sobie właściwe, czyli takie, jak mają tubylcy. Nie czytam nigdy przedtem, jak się trzeba przygotować, tylko na miejscu idę do sklepu albo na bazar. Ale nie wszyscy tak potrafią. Moja mama na przykład lubi mieć wszystko przeczytane i ułożone w walizce
z numerkami, ale moja mama jest programistą komputerowym, a ja jestem świrem.

Wybrała PAR

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
TI 00 11 08 T B M pl(1)
11 08
FiM 01 08
Wyklad WektoryMacierze 11 08
FiM 02 08
Wyklad AnalizaMat 11 08
11 08
Wyklad WektoryMacierze 11 08
Korzysci oferta i jakość Loos International 04 11 08
PN EN93 1 11 08 ERRATA
FiM 05 08
2010 11 08 WIL Wyklad 08id 175
FiM 04 08
KOS KOLOR 25 11 08(2)
2012 11 08
pdm1 2016 11 08
FiM 03 08
FiM 21 08

więcej podobnych podstron