FiM 03 08


Cześć słuchasz Tygodnika Fakty i Mity Nr. 03/2008

ksiądz nawrócony

Fakty

Profesorowie i studenci rzymskiego uniwersytetu La Sapienza oświadczyli, że Papy Benedykta XVI nie wpuszczą za próg swojej uczelni, jeśli nie przeprosi za swoje słowa: Proces kościelny przeciwko Galileuszowi był uzasadniony i sprawiedliwy. Część studentów w tej intencji okupowała nawet rektorat La Sapienzy. Ostatecznie papież wolał zrezygnować z odwiedzenia uniwersytetu niż złożyć przeprosiny.
Słowa te (o Galileuszu) obrażają nas i poniżają. W imię laickości nauki wyrażamy pragnienie, by to niestosowne zdanie zostało odwołane  czytamy w liście profesorów do rektora.
Z dogmatu papieskiej nieomylności nadal wynika, że Ziemia stanowi centrum Układu Słonecznego. Tylko czy, cholera, Słońce o tym wie?!

Janusz Palikot z PO przeprosił ustnie i listownie Lecha Kaczyńskiego za pytania, jakie zadał na swoim blogu. A pytał głowę państwa, czy aby w stopniu znacznym nie nadużywa ona alkoholu. Palikot to klaun. Nie przyjmę od niego żadnych przeprosin  oświadczył Kaczor. Słusznie. Bo na przeprosiny, panie Palikot, to przynosi się flachę!

Majątek Waldemara Pawlaka  parlamentarzysty PSL zarabiającego od lat ok. 350 tysięcy rocznie  stopniał niemal do zera, czyli do starej skody i niewielkiego gospodarstwa rolnego. Gdzie są pieniądze Pawlaka?  zastanawiają się dziennikarze. W tym kontekście pytamy: czy to prawda, że Pawlak to stary dziwkarz? A może trzeba zapytać Kargula?

Tymczasem Palikotowi z odsieczą niespodziewanie pospieszył Jarosław Kaczyński, oświadczając: Mój brat nie jest abstynentem. Pije alkohol jak większość Polaków. Mój Boże... czyli faktycznie chleje!

Wraz z pogorszeniem notowań PiS-u podupadł stan zdrowia posłanki Zyty Gilowskiej. Zrezygnowała z mandatu poselskiego, powołując się na chore serce. Cóż, Bozia skarała za zdradę... Chora Zyta nie musiała odchodzić z PiS-u, wszak chorych tam nie brakuje. Jednak w czasach współpracy z bratem Donaldem Gilowska cieszyła się jakby lepszym zdrowiem...

Publikacją Strachu Jana Grossa uderzono niczym pięścią w stół polskiego antysemityzmu, a odezwał się kardynał Dziwisz i obsobaczył wydawców książki, czyli... katolickie wydawnictwo Znak. Dziwisz zarzuca Znakowi wypuszczenie jednostronnie napisanej książki, która może doprowadzić do napięć narodowościowych i obudzić demony antypolonizmu i antysemityzmu. Szef Znaku, Jacek Woźniakowski, odparł na to, że publikacji nie żałuje, bo w Polsce potrzebna jest poważna dyskusja na temat przeszłości, oraz dodał, że wielu hierarchów będzie miało krytyczny stosunek do książki Grossa, bo padają w niej twarde słowa o Kościele. Co jest faktem!

Jacek Kurski, poseł PiS, został skazany na karę grzywny w wysokości 15 tys. złotych, a także na opublikowanie przeprosin w dwóch gazetach oraz dwóch stacjach telewizyjnych  za rozpowszechnianie pomówień pod adresem PO oraz Donalda Tuska. Kurski w czerwcu 2006 r. oskarżył PO o finansowanie kampanii z pieniędzy PZU. Wyssane z palca kłamstwa okrzyknięto aferą billboardową.
Nie ma jednak tego złego... Pieniądze z grzywny Kurskiego trafią do Caritasu, czyli zostaną w tej samej strefie interesów.

Rzecznik praw dziecka Ewa Sowińska, była posłanka LPR, jest ambitna  nie może zadowolić się trzecim miejscem w plebiscycie Idiota Roku The Washington Post i walczy o Grand Prix. I to w jakim stylu! Ostatnio ogłosiła, że przyszłe mamusie nie powinny oglądać horrorów: Myśląc o stresie osoby dorosłej, czego można się spodziewać od zalęknionego dziecka pod sercem matki?  pyta Sowińska. A my pytamy, co  będąc przy nadziei  oglądała mamusia pani rzecznik?

Nasz Dziennik przekonuje, że zamordowanie księdza redemptorysty w Serbach (woj. dolnośląskie) to nic innego jak pokłosie i oczywista konsekwencja nagonki na Radio Maryja, a zwłaszcza na o. Rydzyka.
No właśnie, morderco debilny, jak mogłeś tak pomylić facetów?!

Jerzy Stefaniak, 60-letni rencista z Łodzi, złożył przed Sądem Okręgowym w Warszawie pozew przeciwko Polsce, konkretnie  przeciwko parlamentowi. Twierdzi, że nie można wyżyć za 5 złotych dziennie, a tyle mu pozostaje z renty na życie po uiszczeniu wszelkich opłat. Pierwsza rozprawa 24 stycznia.
Państwo polskie w sądzie mógłby reprezentować sam prezydent, który już kiedyś miarodajnie odniósł się do takich życiowych nieudaczników słowami: Spieprzaj, dziadu!.

Jedenasty już raz (17 stycznia) obchodzony jest w polskim Kościele katolickim Dzień Judaizmu. Tym razem hasłem przewodnim są słowa zaczerpnięte z Pisma Świętego: Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Tak było. A potem stworzył Żyda, prawda, panie Giertych?

Pewien Boliwijczyk przebrany za księdza został zatrzymany przez policję na lotnisku w Amsterdamie. Pod sutanną ukrył trzy kilogramy kokainy. Stróżom prawa wyjaśnił, że to nie żaden narkotyk, lecz święty piasek... Już by mu się udało, ale pies przeszkolony do wyszukiwania narkotyków był akurat niewierzący.



komentarz naczelnego

Biały koń Kalisza

Napływają do mnie dość licznie listy od Was, Drodzy Czytelnicy, w sprawie przyszłości polskiej lewicy. Znalazła się ona w sytuacji wywłaszczonego
z majątku dziedzica, który dostał kawałek zagonu ziemi do obrabiania, żeby nie umrzeć z głodu. Tak postąpili z LiD-em lewicowi wyborcy i trudno im się dziwić.

Znam wielu takich, którzy w 2007 roku po raz pierwszy w życiu głosowali na prawicę (PO) tylko po to, żeby nie wygrał narodowo-katolicki socjalizm (PiS). Sam tak właśnie po części zrobiłem i nie żałuję. Dlaczego? Ponieważ wszelkie klerykalne decyzje rządu Tuska (ocena z religii do średniej, finansowanie z budżetu świątyni Glempa, w odróżnieniu od in vitro i in.) z pewnością podjąłby też rząd Olejniczaka, na powstanie którego zresztą nie było żadnych szans. Trudno natomiast powiedzieć, czy Olejniczak pogoniłby Rydzyka, wyprowadził wojska z Iraku, nawiązał dialog z Rosją, poprawił stosunki z Niemcami.
W każdym razie poprzednie lewicowe rządy tego nie zrobiły, a nawet jeśli przed wyborami obiecały świeckie państwo, to rury szybko im miękły po rozłożeniu się na poselskich i ministerialnych fotelach. Oczywiście teraz, w opozycji, SLD  właściwie wyłącznie z inicjatywy mądrej i odważnej Joanny Senyszyn  głośno domaga się oddzielenia państwa od Kościoła. Nie przeszkodziło to na przykład warszawskim radnym Sojuszu głosować za wnioskiem prezydent Hanny o wprowadzenie invocatio Dei do statutu stolicy...
Pewnie obrażę część ideowych, bezkompromisowych ludzi lewicy działających w strukturach SLD, ale mam nieodparte wrażenie, że w wielu z nich pokutuje taki rodem z czasów późnego PRL-u lęk przed potęgą instytucji Kościoła, a nawet oparty na tymże lęku szacunek dla niej. Wielokrotnie byłem zapraszany na spotkania organizowane przez Sojusz w różnych województwach i rozmawiając z jego członkami  zwłaszcza funkcyjnymi  słyszałem takie na przykład zdanie: No tak, panie Romanie, trzeba nam piętnować nadużycia w Kościele, ale jednak papież dał Polsce wolność, Kościół bronił narodu... albo: Kościół jest największą światową potęgą, ta organizacja istnieje 2 tysiące lat. Z taką siłą trzeba się układać, mieć dobre relacje. Ludzie, jaka obrona narodu?! Jakie układy, z kim?! Z pasożytem, który robi wszystko niemal wyłącznie dla własnych interesów? Czy tego nie widać?
A może to po prostu wychodzą luki w lekturze FiM? Skąd ludzie lewicy czerpią te swoje mądrości? Ano z debilnych komentarzy medialnych tych, którzy akurat na rzeczy powinni się znać, choćby z racji wykonywanego zawodu. Dlatego do świętej pasji doprowadzają mnie wypowiadane w podobnym tonie stwierdzenia i oficjalne komunikaty: Stosunki państwoKościół układają się bardzo dobrze, Przedstawiciele rządu i episkopatu ocenili wzajemne relacje jako zadawalające i służące dobru narodu. Co te komunikaty tak naprawdę oznaczają? Można je łatwo rozwinąć: Strona rządowa wyraziła zgodę na finansowanie nauki religii z budżetu państwa; Komisja Wspólna przychyliła się do propozycji przekazania podmiotom kościelnym dalszych 24 nieruchomości; Państwo będzie finansować wydziały teologiczne na zasadach przyjętych wobec szkół państwowych; Instytucje zatrudniające kapelanów odpowiedzialne są za ich uposażenie itd.
W taki oto sposób zapisano szczegóły owych służących narodowi porozumień w dokumentach wspólnych.
Wróćmy jednak do postawionych we wstępie pytań o przyszłość lewicy. Wybaczcie, ale te pytania są nie do mnie, choćby dlatego, że mam poglądy liberalno-lewicowe, zwłaszcza w sferze gospodarczej. Należy je postawić Kwaśniewskiemu i Millerowi  przecież umizgując się przez kilkanaście lat do hierarchii katolickiej, musieli mieć jakiś plan, przewidywać, do czego to doprowadzi. Może chcieli stworzyć w przyszłości lewicę katolicką (SLK) z biskupem Głódziem jako pierwszym sekretarzem?
Dwa lata temu zostałem zaproszony na sympozjum poświęcone przyszłości mediów lewicowych. Konkluzja spotkania szacownego grona starych i młodych czekistów była taka, że media lewicowe skazane są na zdechnięcie. Po dołujących przemówieniach Urbana i Rakowskiego moja prelekcja wyraźnie poruszyła towarzystwo. Oznajmiłem mianowicie, że nie tylko przyszłość mediów lewicowych, ale całej lewicy upatruję w antyklerykalizmie. Lewica  mówiłem  musi mieć wroga, musi walczyć, taka jest jej natura. Naturalnym wrogiem postępowych idei lewicowych jest butny i skostniały Kościół papieski, a ponieważ jest to również największy wróg narodu polskiego  wystarczy tylko odważnie przeciwstawiać się klerykalizacji, nie ustępować biskupom na krok i... zbierać punkty od czytelników oraz wyborców. Takie widziałem dla lewicy szanse wówczas i tak widzę je teraz. Na moje słowa stare dinozaury pozwieszały głowy, a młode wilczki jęły mi dogryzać i docinać od ekstremy. W ich (np. przedstawicieli portalu internetowego lewica.pl) przekonaniu z Kościołem trzeba współpracować, i to w imię... realizacji lewicowych wartości, np. pomocy charytatywnej. Niestety, znowu kłania się brak wiedzy (ogromne, powszechne nadużycia kościelnych organizacji charytatywnych i ich roszczeniowe postawy wobec państwa  po tysiąckroć w FiM opisywane), ale przecież do czytania nikogo się nie zmusi.
Czas pokazał, że miałem rację. Dziś SLD rozpaczliwie szuka dla siebie racji bytu, bo już nawet nie szansy na powalczenie w przyszłych wyborach. Towarzysze przypomnieli sobie o świeckości państwa, chociaż w ich wydaniu jest to amunicja cokolwiek skorodowana. Wystarczy spojrzeć i posłuchać posła Kalisza, który umizguje się do PiSuarów, łasi do Kościoła, a jak ma okazję coś mądrego powiedzieć, to istotne tezy sprowadza do żartu. Obserwując jego i wiele innych filarów lewicy, ma się wrażenie, że są oni podszyci jakimiś permanentnymi wyrzutami sumienia, że chcą przeprosić cały świat, bo oni są z lewa... Mimo to uważam, że tak zwaną oficjalną, jak i każdą inną lewicę wciąż może uratować odważny antyklerykalizm. Platforma zdążyła już co prawda zająć miejsce na lewo od PiS, ale układając się z klerem, oddaje pole lewicy. Po kilku latach nudnych, koniunkturalnych rządów Tuska społeczeństwo znów może się zwrócić w stronę bardziej radykalnych rozwiązań i nie będzie to zwrot na prawo. Oczywiście, o ile lewica będzie podsycała w narodzie antyklerykalne nastroje. W trosce o nasze nerwy i przepony niech może jednak nie robi tego Ryszard Kalisz.

JONASZ

gorĄce tematy

Śmiech przez łzy

Zarobki policjantów niezmiennie stają ością w gardle przywódcom kolejnych ekip rządzących, którzy pod banderą podwyżek starają się ugrać poparcie. I ciągle się dławią...

Inny problem, który należałoby w końcu rozwiązać, to ogromne dysproporcje płacowe pomiędzy zarobkami w resorcie. W 2007 roku średnie zarobki szeregowego policjanta  na co dzień najbardziej narażającego życie i zdrowie  są ponad dwukrotnie niższe od średnich zarobków kierownika rewiru, trzykrotnie niższe od średnich zarobków komendanta komisariatu, ponad czterokrotnie niższe od zarobków komendanta powiatowego, prawie sześciokrotnie niższe od zarobków komendanta wojewódzkiego i prawie ośmiokrotnie niższe od uposażenia komendanta głównego  jak obliczył Komitet Obrony Policjantów.
ń Wrzesień 2007 r.  Jarosław Kaczyński, jeszcze jako premier, głośno wykrzyczał górnolotne deklaracje w stylu: Mitem jest twierdzenie, że można zbudować silne państwo za darmo. Nie ma sprawnego, dobrego państwa bez sprawnie funkcjonującej i dostatecznie, jak na potrzeby państwa, silnej policji  podtrzymywały, choć na krótko, optymistyczny nastrój i nadzieje na zmiany. Podobnie zresztą jak rozporządzenie podpisane w Słupsku i gwarantujące policji 4,5 mld złotych w ciągu trzech lat, m.in. na podwyżki płac. Te środki pozwolą zmienić oblicze polskiej policji  perorował wówczas minister Władysław Stasiak, dodając, że jego resort niczego nie pragnie bardziej niż odwrócenia (w końcu!) piramidy zaszeregowania.
ń Grudzień 2007 r.  PiS nie dostało drugiej szansy, pod znakiem zapytania stanęła też realizacja Kaczych obietnic (FiM 42/2007). Komendant główny policji generał Tadeusz Budzik poinformował swoich podwładnych, że z początkiem 2008 r. czekają ich podwyżki. Nie sprecyzował, że będą one niemal identyczne dla tych, którzy w resorcie służą po kilka czy kilkanaście lat i dopracowali się zawodowych sukcesów, jak i dla tych, którzy dopiero co założyli niebieski mundur. Taka decyzja to wynik zmiany projektu regulacji płac dla mundurowych, który Komenda Główna otrzymała od Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Nie uwzględniono w nim ustaleń wynegocjowanych przez policyjne związki zawodowe. Te nie zaakceptowały również faktu, że dla kadry kierowniczej znalazły się środki na stałe podwyżki, natomiast dla prawie 60 tysięcy policjantów zaszeregowanych w grupach 25 już nie wystarczyło. Nie przewidziano dla nich stałego wskaźnika podwyżek, a wszelkie różnice w ich wynagrodzeniu mają być pokrywane z dodatku służbowego lub funkcyjnego. Szeregowi funkcjonariusze wiedzą natomiast doskonale, co w wybranej przez nich instytucji oznacza słowo mają...
 Z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że jest to rozwiązanie, które nie satysfakcjonuje policjantów  mówi Józef Partyka, przewodniczący pomorskiego NSZZ.
ń Styczeń 2008 r.  policjanci zamiast cieszyć się z obiecanych pieniędzy, wciąż są niepewni wyników prowadzonych dyskusji nad ich uposażeniem i wciąż walczą o swoje. Dopóki pod rozporządzeniem nie widnieje podpis ministra, mają jakieś szanse.
 Mam dość siły i wiary, by walczyć z ciemną stroną mocy, ale nie mam siły do państwa, które udaje białego rycerza i wbija mnie kopytami swojej arogancji w gnój biedy pomimo ciężkiej pracy  tak decyzje ministerstwa podsumowuje opolski policjant z 16-letnim stażem.
Obietnice podwyżek dla funkcjonariuszy to leitmotive, który niezmiennie kojarzy nam się z tym właśnie resortem. Ci, którzy w policji są nie od dziś, twierdzą po prostu, że dopóki nie zobaczą obiecywanych wciąż pieniędzy, nie uwierzą.
 Nie wiem, kto w 2007 roku dostał 200 zł podwyżki, o której tyle się mówi. Może wafle, bo na pewno nie my, szeregowi policjanci. Ja zasuwam na ulicy i dostałem 100 zł. To obiecane 750 zł przyprawia mnie wyłącznie o atak śmiechu. Przez łzy  mówi starszy posterunkowy z Wielkopolski.
 Mam za sobą 15 lat służby, ponad sto nadgodzin w miesiącu. Do tej pory dostałem 170 zł podwyżki  twierdzi z kolei policjant z Podkarpacia.

Komisariaty świecą pustkami, chętnych do służby trzeba szukać ze świecą. Ci, którzy mimo wszystko się skusili, starają się odreagować codzienne frustracje m.in. na Internetowym Forum Policyjnym. Umundurowani użytkownicy IFP każdego roku wybierają laureata Złotej Pały. To plebiscyt na największy absurd w polskiej policji. No bo czym najbezpieczniej zabić niewesołe w końcu myśli, jak nie śmiechem?
Tym razem do walki o ten prestiżowy laur został wytypowany m.in. minister spraw wewnętrznych i administracji, który nie zawahał się przyznać 95 funkcjonariuszom asystującym komornikowi przy eksmisji sióstr betanek premii w wysokości od 2 do 5 tys. złotych.
Nie mogło zabraknąć w tym zaszczytnym gronie także komendanta głównego policji, który  na mocy porozumienia z delegatem Konferencji Episkopatu Polski ds. duszpasterstwa policji  zapewnił swoim podwładnym... opiekę duszpasterską oraz otworzył furtkę dla wszystkich pragnących zorganizować (ewentualnie dobudować) kaplice na komisariatach.
Nominacją został także wyróżniony komendant powiatowy z Sochaczewa. Za to, że kierownikom sekcji, zachodzącym w głowę, w jaki sposób wywiązać się z założeń i progów, gdy mają niepełne stany osobowe, wyjaśnił grzecznie, iż prawdziwy policjant powinien poświęcić rodzinę dla pracy.
Nominacji dopracował się również komendant wojewódzki z Łodzi, który ze służbowego auta uczynił prywatną taksówkę, którą jeździł m.in. do swego domu pod Nowym Tomyślem, a więc niemal 300 km od Łodzi.
Zauważono też dokonania głównego analityka Wielkopolskiej Policji  p.o. zastępcy KWP w Poznaniu  za wymyślenie analizowania wszystkiego, co tylko da się zanalizować.
W wyniku tej jakże trafnej decyzji policjanci pionów operacyjnych  zamiast biegać po ulicach  ślęczeli przy biurkach, przeprowadzając analizy prowadzonych przez siebie spraw. Wszystkich swoich konkurentów przebił zastępca komendanta KP w Wołominie, który zażądał od psich przewodników pisemnego wyjaśnienia, dlaczego psy służbowe szczekają w kojcach! Oczywiście, prośbie przełożonego stało się zadość i na jego biurku wylądowała notatka z informacją, że psy porozumiewają się między sobą właśnie poprzez szczekanie i, niestety, nie potrafią robić tego szeptem. Na wszelki wypadek uprzedzono nadwrażliwego komendanta także o tym, że zwierzęta mogą jeszcze wyć, zwłaszcza podczas pełni księżyca...
Mniej radosne nastroje mieli zapewne policjanci podlegli komendantowi wojewódzkiemu z Katowic, kiedy zgłaszali jego kandydaturę do Złotej Pały. Otóż pan komendant wydał polecenie, zgodnie z którym wszyscy funkcjonariusze, którzy po 10 września ub.r. chorowali dłużej niż 10 dni, nie otrzymali premii świątecznej.
Wyróżnione grono co bardziej błyskotliwych zamyka supermen rodem z Brus. Tenże dzielny stróż prawa był świadkiem napadu  dwóch mężczyzn kopało trzeciego. Funkcjonariusz przyglądał się akcji zza szyby samochodu, bo po pierwsze uznał, że nie jest Chuckiem Norrisem i w pojedynkę rady sobie nie da, a po drugie  bał się, że bandyci porysują mu auto...

Złotą Pałę 2006 otrzymał szef toruńskiej komendy Janusz Brodziński, który radiowozem woził po mieście tatkę Rydzyka i jego gości, a także instruował młodych policjantów, aby zdejmowali obuwie za każdym razem, gdy wchodzą na interwencję domową. Tylko jednego głosu do zwycięstwa zabrakło natomiast ówczesnemu komendantowi głównemu policji Markowi Bieńkowskiemu. Nominację dostał za wypowiedź dla Faktu, w której stwierdził, że większość swoich podwładnych postrzega jako durni, którzy w dodatku biorą 600 łapówek dziennie.
W tym roku jak na razie największe szanse na laur ma nadinspektor Budzik  za uduchowienie Policji. Kto zwycięży  dowiemy się wkrótce.


WIKTORIA ZIMIŃSKA
wiktoria@faktyimity.pl

gorĄce tematy

Zarzuty pobożności

Krzysztof Grabczuk z PO  były prezydent Chełma, a obecnie członek zarządu województwa lubelskiego  zawsze starał się świadczyć klerowi wielkie usługi.

Do tego stopnia, że teraz zainteresowała się tym prokuratura, a akt oskarżenia wkrótce zostanie przesłany do sądu.
Polityk jest też wymieniany jako potencjalny kandydat na stanowisko marszałka regionu  jeśli ostatecznie upadnie lubelska koalicja PO z PiS.
Prezydentem Chełma Grabczuk został z końcem 2002 r. W dużej mierze wygrał wybory na fali krytyki swojego poprzednika z lewicy, któremu zarzucał niedbałość o publiczne finanse.
On zadbał. Już 2 grudnia 2003 r. prezydent Grabczuk wystąpił z oficjalnym wnioskiem do Urzędu Marszałkowskiego w Lublinie, by ten zawalił dobrami chełmskie firmy katolickie. Udało nam się dotrzeć do treści uzasadnienia tamtego pisma: Mając na uwadze dotychczasową działalność Parafii Świętego Kazimierza w Chełmie oraz Chełmskiego Ośrodka Wsparcia Bliźniego Caritas, które w latach 19982002 bez zawierania stosownych umów opiekowały się osobami niepełnosprawnymi (...), miasto przekazało Ośrodkowi w ramach umowy użyczenia na okres 20 lat budynki i działkę przy ulicy Lubelskiej 137 C. Należy podkreślić fakt, że w okresie minionych pięciu lat  19982002  Ośrodek faktycznie użytkował te nieruchomości. Formalna umowa w tej kwestii została podpisana z Ośrodkiem w 2003 r..
Władze Lubelszczyzny przyznały wówczas Caritasowi blisko 140 tysięcy złotych. A przykościółkowy ośrodek w tamtym okresie jeszcze nie posiadał osobowości prawnej! Grabczuk nie tylko karmił publicznymi pieniędzmi ciało, które formalnie nie istniało, ale też tolerował wcześniej zawierane z nim przez miasto umowy.
Sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej we Włodawie. Po zakończeniu czynności dochodzeniowych śledczy zdecydowali się postawić Grabczukowi zarzuty karne urzędowego poświadczenia nieprawdy i pomocy w uzyskaniu nienależnych funduszy.
On sam, oczywiście, nie przyznał się do przypisywanych mu przestępstw.
 To atak na Kościół, Caritas i na mnie!  oburza się bogobojny Grabczuk, który równie dobrze mógłby zostać aktywistą LPR.
W nerwowej reakcji nie ma nic dziwnego, bowiem  poza ewentualnym objęciem przezeń stanowiska marszałka województwa lubelskiego  Grabczuk był poważnie brany pod uwagę jako wiceminister sportu w rządzie Donalda Tuska. Teraz mamy nadzieję, że już tylko był.

KAZIMIERZ CIUCIURKA

Świat według rodana

Głupi kupi

W naszej piłce nożnej coraz lepiej. Za to w Toruniu stan alarmowy! Rydzyka represjonują władze okupacyjne, totalitarne systemy, teletubisie i kosmici w kalesonach.

A poza tym wszyscy zdrowi.
W świetnej formie są polscy piłkarze, którzy zajmują wysokie miejsca w międzynarodowych i krajowych rankingach. Nasz reprezentacyjny bramkarz, Artur Boruc (Celtic Glasgow), został ogłoszony przez La Gazzetta dello Sport trzecim bramkarzem świata! W minionym tygodniu Euzebiusz Smolarek (Racing Santander) zdobył drugie miejsce wśród najpopularniejszych polskich sportowców. Inny bramkarz, Łukasz Fabiański, trafił z warszawskiej Legii do londyńskiego Arsenalu. Rozpoczęły się więc transfery, a za nimi idzie wielki szmal. Wisła Kraków chce ściągnąć Łukasza Gargułę, ale nie wiem, czy ją stać, bo ten piłkarz zarabia w GKS Bełchatów 300 tysięcy euro rocznie! Dużo to czy mało? Wisła musiałaby w takim razie zapłacić około pół miliona złotych za transfer piłkarza.
Porównajmy najnowsze transfery: Wayne Rooney (22 l.) przeszedł do Manchester United za 46,5 mln euro, Antonio Cassano (25 l.) został kupiony przez AS Roma za 28 mln euro, natomiast Sergio Ramos (21 l.) trafił do Realu Madryt za 27 mln euro. Chyba dobry biznes zrobił Abramowicz (właściciel Chelsea Londyn) kupując francuskiego piłkarza Nicolasa Anelkę (28 l.) za tylko 18,5 mln euro.
Także tatko Tadek R. wystawił się na listę transferową. Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej (WSKSiM) w Toruniu za bajkowych czasów dwóch Kaczuszek na stołeczkach została umieszczona na liście projektów programu operacyjnego Infrastruktura i Środowisko. Uczelnia miała otrzymać ze środków unijnych 15,3 mln euro na... inkubator nowoczesnych technologii. Kościelna, za przeproszeniem, szkoła na nowoczesne technologie?! To trzeba donieść do papy Ratzingera! No i bardzo słusznie, że wała dostanie. Donald Tusk kazał skreślić pazernego tatkę z listy. Rydzyk, który sądził, że kaczyzm przetrwa przez wiek  niemożebnie się wku...ł (że wspomnę Marię Magdalenę) i poleciał następującym tekstem: Działania, o których powiedziałem, przypominają totalitarne metody władz okupacyjnych... To są niszczyciele. To można porównać z tym niszczycielskim komunizmem, z systemami totalitarnymi... Zamiast mnie wspierać, niszczą mnie. A kto dokładnie?
Odpowiedź jest prosta, panie Tadku. Oświecimy cię za Bóg zapłać  za tym stoją Żydzi, homoseksualiści, masoni, komuniści, filateliści, cykliści, piłkarze, kosmici i teletubisie. Tadek, ty słuchaj, co u mnie na wsi chłopy mówią o tobie. Mówią tak: A swoją drogą to trzeba mieć lisią mordę, żeby pluć na Unię, a potem wyciągać łapę po jej szmal!. A jak se popijemy winem Arizona, to pod sklepem tak śpiewamy, jeszcze w noworocznym nastroju: Rydzuś golusieńki, Rydzuś malusieńki, nie dały mu wykształciuchy, dotacyjki cienkiej!
żeby nie być gorszym, ja wystawiam na listę transferową dwie zawodniczki: Jolantę Szczypińską (50 l.) z Realu Słupsk i Nelly Arnold Rokitę (50 l.) z Dynama Czelabińsk. Kto kupi?

ANDRZEJ RODAN
www.arispoland.pl

rzeczy pospolite

Gwiazdy polarne

Mieliśmy być kiedyś drugą Japonią, a ostatnio także drugą Irlandią. Szukanie wzorców dla Polski kończy się jednak na chciejstwie... Szkoda, bo przecież istnieją także dobre, a nie tylko urojone wzorce do naśladowania.

Odkąd Aleksander Kwaśniewski obnażył publicznie ignorancję Tuska na temat Irlandii, która miała być wzorcem dla idącego po władzę PO, nikt już nie przywołuje przykładu Zielonej Wyspy. Okazało się, że model, który proponowała Platforma, więcej ma wspólnego z oligarchiczną Europą Wschodnią niż nowoczesną, w miarę egalitarną Irlandią.
Naprawdę szkoda, że polska klasa polityczna nie szuka realnych przykładów państw sukcesu. Najlepsze wzorce mamy zresztą w zasięgu ręki. Wystarczy ją tylko wyciągnąć za Bałtyk: kraje skandynawskie biją resztę świata we wszystkich rankingach społecznego i gospodarczego rozwoju.
Niezależnie od tego, czy weźmiecie pod uwagę ranking długości życia ludzkiego, poziomu ekologii, najmniejszej korupcji, najlepszego wykształcenia, czy najbardziej konkurencyjnych gospodarek, to możecie być pewni, że pięć krajów skandynawskich będzie niemal zawsze w pierwszej dziesiątce wszystkich krajów świata  na jakieś 180 objętych badaniami. To o czymś świadczy. Czasem tylko kraje te wymieniają się między sobą miejscami. I tak w najważniejszym  ONZ-owskim rankingu rozwoju ludzkiego  od lat Norwegia wymienia się z Islandią pierwszym i drugim miejscem. Ranking ten obejmuję średnią długość życia, dochód narodowy na głowę obywatela (według siły nabywczej) oraz poziom wykształcenia społeczeństwa. W rankingu miast, w których najlepiej się żyje, prowadzi Sztokholm przed Oslo, a wśród krajów o najwyższym standardzie życia (obejmuje on m.in. wskaźniki ekologiczne, zdrowotne, gospodarcze i zagrożenia przestępczością) króluje Finlandia, wyprzedzając Islandię, Norwegię i Szwecję, czyli całe podium zajmuje znowu Skandynawia! Z kolei krajem uznawanym za najbardziej demokratyczny na świecie jest Szwecja. Itp., itd.
Ktoś powie, że Skandynawom jest łatwo urządzić sobie sprawiedliwe, dostatnie i bezpieczne państwa, bo są zamożni. Ależ jest dokładnie odwrotnie  Skandynawowie są zamożni dlatego, że stworzyli państwa sprawiedliwe, nowoczesne, postępowe i promujące rozwój. Skandynawia, której system budowały przez dziesięciolecia tamtejsze partie socjaldemokratyczne, jest urzeczywistnionym snem lewicy. Szkoda, że polska lewica niewiele robi, aby się na sąsiadach z północy wzorować, przybliżać ich osiągnięcia Polakom, promować tamtejsze rozwiązania. No ale cóż w tym dziwnego, skoro nawet szwedzka prawica jest bardziej lewicowa niż SLD. Zresztą nawet od profesorów ekonomii związanych z Sojuszem trudno usłyszeć cokolwiek sensownego na temat lewicowych rozwiązań ekonomicznych. Zamiast tego wolą pisać może i zabawne pamflety przeciwko PiS i Kaczyńskim. A tak przydałaby się jakaś wizja, którą można by porwać społeczeństwo. I przy okazji poprawić notowania lewicy...

ADAM CIOCH

z notatnika heretyka

Prowincjałki

Wolność za szafą
Trzy lata. Tyle trwała policyjna nagonka na Adama D. W końcu wpadł w mieszkaniu swojej konkubiny. Policjanci znaleźli skulonego, odzianego jedynie w majtki faceta w specjalnie spreparowanej wnęce za szafą. Na Adama D. czeka już o wiele wygodniejsze lokum.


W imię wódki
Małżeństwo z Pomorza ukradło w jednym z tamtejszych sklepów aspirynę. Za 139 zł. Sędzia nie wzruszył się wyjaśnieniami, że nic lepiej nie działa na kaca, i zasądził nałogowcom po 500 zł grzywny oraz 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu. Jeszcze lepiej od ww. tłumaczył się bezrobotny 26-latek, którego przyłapano na kradzieży 12 butelek wódki ze sklepu w Gdańsku. Ten stwierdził, że wynoszonego towaru spożywać nie zamierzał, bo jest właśnie na odwyku.


Ambitny
350 osób ewakuowanych ze szkoły, w tym 24 na obserwacji w szpitalu  oto efekt nieprzygotowania do klasówki ucznia białostockiego gimnazjum, który rozpylił w szkole drażniącą substancję. Specjaliści ustalają, czy był to gaz pieprzowy, czy raczej inne świństwo.


Zgrywusy
Gorzowską policję postawił na nogi sygnał, że w parku kona mężczyzna ugodzony nożem. Na miejsce wypadku zleciało się 30 patrolujących akurat miasto policjantów, żeby zobaczyć rozbawioną całą sytuacją parę. 30-letnia Sylwia M. i 31-letni Piotr Cz.  wspomagani heroiną oraz spirytusem połączonym z rozpuszczalnikiem  wyjaśnili, że po takiej mieszance ma się... różne pomysły.

Opracowała WZ



z notatnika heretyka

myśli niedokończone

Rydzyk to antykapłan, a jego radio jest bluźniercze. PiS swoim lizusostwem się ośmiesza. A Rydzyk jest kapłanem załganym, antykapłanem załganym, cynicznym oligarchą. Głosi antysemickie hasła, broni Kobylańskiego. A jego bluźnierczo nazwana stacja, Radio Maryja, jest tylko problemem dla Kościoła. (Stefan Niesiołowski)

Zachowanie córki premiera rządu jest oburzające i pokazuje charakter religijnej wrażliwości w rodzinie Tusków! Publikacja podobnego zdjęcia (córka premiera całuje dłoń towarzysza zabawy, przebranego za kardynała  dop. red.) narusza nie tylko zasady dobrego wychowania młodzieży, ale też rani uczucia katolików, bo przebranie partnera panny Tusk wybrano świadomie i celowo. (Mirosław Orzechowski, LPR)

Moja córka ma 20 lat i bawi się na sylwestra tak, jak uważa za stosowne. (Donald Tusk)

PO chce przejąć media publiczne i ograniczyć ich pluralizm. Jeśli to zrobi, będziemy mieli w Polsce putinadę. (Jarosław Kaczyński)

Nie cenię polityków, których ścieżka zawodowa przypomina kariery brojlerów: szybko rosną, ale są słabi w nogach. (Bronisław Komorowski)

Pani Arnold nie zapracowała na nazwisko Rokita. Ona je kompromituje. (Stefan Niesiołowski)

By pozyskać męski materiał genetyczny, konieczny jest akt samogwałtu. Już to powinno wystarczyć, aby odrzucić tę metodę zapłodnienia. Jak w przyszłości wytłumaczyć dziecku, że ojciec onanizował się, by ono mogło zostać poczęte. (Niedziela 2/2008)

A co będzie, gdy Pan Bóg potomstwem nie obdarzy? Wtedy musimy to uszanować. Bo codziennie mówimy w modlitwie: Bądź wola Twoja. (jw.)

Niektórzy mają dobre chęci, pragnąc mieć dziecko za wszelką cenę, ale jak uczy ludowe przysłowie, dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane... (jw.)

Jako katolik popieram księdza proboszcza.
(Wójt gminy Kunów, zapytany przez dziennikarza TVP o stanowisko w sprawie konfliktu i sprawy sądowej założonej przez parafian przeciwko proboszczowi, który w emitowanych przez megafony transmisjach i śpiewach przekracza dopuszczalną ilość decybeli).

Wybrali: OH i RK

na klęczkach

Piąta Kolumna

Wspólna, czyli kościelna
Tygodnik NIE ujawnił historię relacji Kościoła i państwa polskiego. Cokolwiek NIEkompletną...
NIE podaje, że Komisja Wspólna Przedstawicieli Rządu i Konferencji Episkopatu Polski pojawiła się w ustawie z 17 maja 1989 roku. Otóż przypominamy (FiM 36/2007), że początki tego tworu są datowane na rok 1945. Było to wspólne dziecię Bieruta i prymasa Wyszyńskiego. Późniejsze losy Komisji Wspólnej zależały od bieżącej polityki partii. Jej rozkwit zaczął się za czasów Jaruzelskiego. To generał chciał stałych roboczych spotkań z biskupami. Wiosną 1989 roku to jego przedstawiciele w KW zgodzili się na totalny zwrot mienia kościelnego. Wówczas też Komisja Wspólna zaproponowała, aby w ustawie znalazła się regulacja... dotycząca Komisji Wspólnej. W swojej historii dzielnie broniła interesów Kościoła. Przegapiła tylko zniesienie pod koniec lat 90. ulg celnych należnych duchownym i parafiom przy imporcie alkoholi i samochodów.
W marcu 2006 r. na pogawędkę z biskupami stawił się nie Kaczyński Jarosław  jak twierdzi tygodnik NIE  lecz wysłannicy premiera Marcinkiewicza. Biskupi załatwili (obok przyrzeczenia religii na maturze) znacznie ważniejsze sprawy. Komisja nakazała zwracać parafiom i zakonom mienie kościelne położone na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Panowie Dorn, Ziobro, Seweryński uznali  jak zwykle na szkodę państwa polskiego  że to, co było własnością niemieckiego Kościoła katolickiego, nigdy nie stało się własnością Polski. Ponadto Ziobro (prawnik!) uznał, że sędziowie państwowych sądów nie mają prawa badać legalności działania instytucji kościelnych. Dzięki temu ofiary biskupiego sądownictwa nie mogą się starać o odszkodowania od sprawców ich niedoli.

MiC



Wściekłe owce
11 stycznia br. kilkudziesięciu rydzykowych fanatyków sparaliżowało pracę krakowskiego sądu, protestując przeciwko aresztowaniu Antoniego J.  rektora Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Jarosławiu i bliskiego kompana Tadeusza Rydzyka (FiM 47/2007).
Moherowi aktywiści próbowali wtargnąć na salę rozpraw, gdzie sąd rozpatrywał zażalenie na areszt tymczasowy dla rektora. Po zablokowaniu drzwi przez policję zmanipulowani przez toruńskiego czarnoksiężnika opętańcy wpadli w furię, krzycząc wniebogłosy: Hańba!, Zdrada!
Całą sytuację dodatkowo zaognił pełnomocnik rektora Eugeniusz Koprowski, który w histerycznym tonie mówił o rzekomym ciężkim stanie zdrowia Antoniego J. i o mającej się właśnie dokonywać na nim zbrodni sądowej.
Następnie do protestujących przyszedł obrońca rektora  mec. Zbigniew Cichoń (senator PiS), informując o decyzji sądu podtrzymującej areszt, co spotęgowało agresję. W całym budynku krakowskiego sądu słychać było wrzaski przeplatane śpiewami Boże coś Polskę i hymnu Polski.
Krakowska prokuratura zarzuca Antoniemu J. liczne przestępstwa gospodarcze i działanie na niekorzyść swojej szkoły.

PP



Do cywila marsz
W Polsce spada liczba zawieranych kościelnych ślubów konkordatowych, a nowożeńcy coraz częściej decydują się na związek zawarty w USC. W 1999 roku 31 procent par wybierało ślub cywilny, a w roku 2006  już 44. W Warszawie śluby cywilne stanowią nawet 70 procent wszystkich zawieranych związków. Socjologowie wyjaśniają, że moda na śluby cywilne wynika z chęci obniżenia kosztów ożenku oraz z faktu, że coraz mniej Polaków chodzi do kościoła.

MaK



Kruk krukowi...
...oka nie wykole  pogoniony przez ludzi z Hłudna ks. Stanisław (z powodu którego popełnił samobójstwo 13-letni Bartek  FiM 1/2008) za sprawą sutannowych zwierzchników z archidiecezji przemyskiej trafił do jeszcze bardziej intratnej parafii w Iwoniczu-Zdroju. Już sobie nieźle poczyna, wydzierając się na dzieci i nazywając je gówniarzami  poinformowała nas matka jednego z uczniów. Na szczęście mieszkańcy Iwonicza-Zdroju szybko rozszyfrowali niechciany desant i wygląda na to, że niedługo ks. Stanisław będzie musiał opuścić kolejne ciepłe gniazdko. Dodajmy przy okazji, że w sprawie śmierci Bartka i pedofilstwa klechy prokuratura prowadzi śledztwo.

PS



Nie bójcie się!
Dyrektor hłudneńskiej szkoły, w której nękany przez proboszcza uczeń popełnił niedawno samobójstwo, nie wyciągnął żadnych wniosków z tragedii. Ze strachu przed wielebnym.
Ale nie wszędzie nauczyciele trzęsą portkami przed sutanną. Niedawno w Wojciechowie (woj. lubelskie) podczas lekcji religii kleryk Jerzy chwycił cyrkiel i kilkakrotnie uderzył nim Piotrka R. Z podziurawionej ręki popłynęła krew. Chłopak trafił na pogotowie, dokonano obdukcji. Dyrektorka natychmiast wezwała kleryka i zawiesiła go w obowiązkach, a wkrótce wyrzuciła ze szkoły na zbity pysk. I świetnie, bo okazało się, iż młody katecheta miał już na sumieniu kilka innych przypadków znęcania się nad uczniami.
Przytaczamy ten przykład, by uświadomić dyrektorom szkół, że najważniejszy w waszych placówkach jest nie ksiądz, tylko uczeń. A paniczny strach jest złym doradcą.

BS



Nierówny wojewodzie
Wysiłki mazowieckiego kuratora oświaty, dra Grzegorza Tyszki, na rzecz klerykalizacji szkoły spotkały się z reakcją jego zwierzchnika  wojewody mazowieckiego (FiM 2/2008). Jackowi Kozłowskiemu nie spodobała się kuratoryjna instrukcja w sprawie rekolekcji. W niej to kurator nakazywał dyrektorom szkół podporządkowanie programu pracy wychowawczej Kościołowi; musieli oni także zapewnić kasę na organizację religijnych pogadanek. Wojewoda epistołę kuratora uznał za nieuprawnioną niczym próbę ingerencji urzędnika państwowego w pracę dyrektorów szkół. Jest to pierwszy znany nam od wielu lat przypadek, aby przedstawiciel rządu w terenie wykazał niezadowolenie z ofiarnej posługi kuratorów na rzecz Kościoła.

MiC



Kolęda licha
Ksiądz Jan P., proboszcz parafii pw. Świętej Rodziny w Chełmie, podczas niedzielnej mszy pojechał z ambony nazwiskami tych, którzy nie przyjęli go po kolędzie. Następnie poinformował wiernych, kto ile dał mu w kopercie (czy to nie powinno być karane?) i kto nie dał wcale. Ludzie odebrali to jako pomstowanie, że dostał za mało.
Oburzenie społeczne wobec praktyk proboszcza jest duże, lubelska kuria jak zwykle nabrała wody (święconej) w usta, a ks. P. ma się dobrze i nawet buduje nowy kościół. No właśnie  z czego ma budować, jak mu mało dają?

KC



Architekt w sutannie
Biskup Tadeusz Pieronek ma szansę zostać głównym architektem Krakowa. A przynajmniej robi wszystko w tym kierunku. Ostatnio wpadł na pomysł, jak rozwiązać problemy z parkowaniem samochodów w centrum grodu Kraka: wielkie parkingi... pod Wisłą, a na dokładkę  drogi przelotowe. Grzechem jest nie wykorzystać tej przestrzeni. Musimy podjąć odważną decyzję budowy metra i podziemnych parkingów, które pozwolą miastu funkcjonować w standardach europejskich  przekonuje Pieronek. Samorządowców ten zapał nie przekonuje. Może poszłoby lepiej, gdyby biskup wyjawił, jaką sumą Kościół zamierza wspomóc przyszłą inwestycję w swoim mieście...

OH



Akwizytorom dziękujemy
Mieszkańców małopolskiej Skawiny zbulwersował fakt, iż podczas kolędy ksiądz, zamiast zwyczajowych obrazków, wręczał im ulotki o ujmującej treści: Cieszymy się, że słuchasz Radia Maryja, że oglądasz TV Trwam. Ale czy pomagasz tym mediom?.
Dobrodziej najwidoczniej nie wiedział, że nie każda rodzina w parafii to rodzina Radia Maryja, a Skawina, z której przy ładnej pogodzie widać wieże łagiewnickiego sanktuarium, nie chce konkurencji Torunia.
Występek wielebnego został zgłoszony do krakowskiej kurii, której rzecznik, ks. Robert Nęcek, przytomnie stwierdził, iż ,,kolęda powinna nieść Dobrą Nowinę, a nie reklamę radia.

PP



Dobrodziej na bani
Parafianie z Pełkiń-Wygarek k. Jarosławia na Podkarpaciu mieli w grudniu wyjątkową dyspensę i już trzy dni przed Wigilią mogli się napić gorzały. Koniec przedświątecznej prohibicji obwieścił tutejszy proboszcz, który  sam nachlany  siadł za kółkiem.
21 grudnia, przed siódmą rano, fiat 125p potrącił w Pełkiniach rowerzystę, po czym  jak gdyby nigdy nic  odjechał z miejsca wypadku i zatrzymał się dopiero kilkaset metrów dalej  pod kaplicą w przysiółku Wygarki. Powiadomiona o tym przez świadków zdarzenia policja ustaliła, że sprawcą wypadku był ks. proboszcz Piotr Babiarz  dekanalny (dekanat Jarosław I) duszpasterz służby liturgicznej. Dobrodziej wydmuchał prawie 1,5 promila, a zarzut, że potrącił (chwała Bogu, niegroźnie) cyklistę i pojechał w siną dal, nie udzielając mu pomocy  usprawiedliwiał... oszronionymi szybami samochodu.

JAD



Kup pan Kościół
Konin zadrżał  na aukcji internetowej portalu allegro.pl wystawiono... jeden z miejscowych kościołów parafialnych. Lud wierny zaniósł się z oburzenia, temat podjęła miejscowa prasa, a do wyjaśnień wezwano rzecznika prasowego Allegro, który stwierdził, że wszystko jest w porządku, tyle że na aukcji wystawiono... pocztówkę z wizerunkiem kościoła, a nie sam kościół. Ulżyło nam, bo już myśleliśmy, że kler wyprzedaje swoje rodowe srebra, i to znowu za... złotówkę.

AC



Bankruci
Ostatnie rosyjskie pismo katolickie ,,Swiet Jewangielija (Światło Ewangelii), założone przez moskiewskiego arcybiskupa Tadeusza Kondrusiewicza, zostało zamknięte. Główną przyczyną upadku ukazującej się przez 13 lat gazety było zerowe zainteresowanie potencjalnych czytelników i w konsekwencji  bankructwo. Jednak środowiska katolickie już mówią o celowym zniszczeniu przez służby rosyjskie niewygodnego politycznie pisma.
Oczywiście, jeśli władza egzekwuje podatki i nie wspomaga finansowo, to dla Kościoła jest to prześladowanie i dyskryminacja.

PP

polska parafialna

Do Boga o rozum

Czy może być miasto bardziej święte od najświętszej Częstochowy? Owszem. Na pierwszy plan wysuwa się stolica, z nowym, pięknym statutem i preambułą do niego.

Teraz już nie tylko Konstytucja RP może się pochwalić odwołaniem do Najwyższego. Także mała, techniczna konstytucja Warszawy od niedawna przypomina radnym, że częściej mają patrzeć w niebo i w pierś swoją czasem bić. Wobec Boga.
Warszawa statutu potrzebowała. Jego brak, choć pozwalał ekipie Lecha Kaczyńskiego trzymać niemal całą władzę w jednej ręce, był największą bolączką miasta, bo przecież niejasne określenie zakresu działań poszczególnych urzędników wywoływało spory kompetencyjne i często paraliżowało proces decyzyjny. Tyle że to, co miało być techniczną biblią władzy i mieszkańców, w ostatecznym kształcie nawiązuje do innej Biblii...
My, Radni miasta stołecznego Warszawy, świadomi swej służebnej roli wobec Miasta (&) ufni, że w pracy dla naszego Miasta nie zabraknie nam siły i wytrwałości, których źródłem dla wielu z nas jest wiara w Boga, a dla wszystkich  wiara w głęboki sens publicznej służby (&)  tak brzmi fragment preambuły do statutu. Powodów jej umieszczenia w dokumencie nie trzeba wcale daleko szukać. Są jasne  ideologiczne. Platforma Obywatelska zapragnęła go uduchowić i swój zamiar zrealizowała. Chciała, by samorząd też był miejscem, gdzie można publicznie wyznawać wiarę.
Podczas samego głosowania nie było wątpliwości co do efektu. Koalicyjne kluby Lewicy i Demokratów oraz Platformy zagłosowały zgodnie za, Prawo i Sprawiedliwość się wstrzymało (choć z innych niż Bóg powodów), przeciwko nie głosował nikt. Łącznie 38 radnych poparło projekt, 14 się wstrzymało.
Pomysł z Bogiem w statucie najbardziej przypadł do gustu Hannie Gronkiewicz-Waltz. Pani prezydent wielu się podoba. Inwestycje i remonty wreszcie ruszyły po kilku latach niemocy ekipy PiS-u, a ekipa Lecha Kaczyńskiego trzęsie portkami wobec rozliczeń, jakie prowadzi żelazna Hanka. Donosy o możliwości popełnienia przestępstwa przez byłego prezydenta stolicy i ówczesną szefową jego gabinetu Elżbietę Jakubiak już leżą w prokuraturze. Ale pani prezydent ma swój odwieczny bagaż klerykalizmu, z którego trudno jej się wyzwolić, choć, przyznajmy uczciwie, fanatycznym radykałem nie jest. Teraz jednak zapragnęła, aby Boga wpisać do statutu. My, katolicy, jesteśmy obywatelami RP. Mamy prawo
do publicznego wyznawania wiary również i w takim miejscu jak samorząd. W Polsce Pana Boga się chowa  mówiła już w lipcu w wywiadzie dla stołecznej Gazety. I wraz ze swoim zapleczem w postaci Platformy Obywatelskiej nawet radnych lewicy przekonała do akceptacji pobożnej wersji.
Jednak ktoś wypomniał pani prezydent jej umiłowanie do przenoszenia spraw religii na grunt polityki. W prezencie od Stowarzyszenia Młoda Socjaldemokracja otrzymała prawdziwy klęcznik. Po to, aby w ten sposób  na kolanach, a nie na krześle  wyrażała swoją wiarę jasno i publicznie. Odkryliśmy jednak małą niekonsekwencję. Chociaż młodzież spod znaku SdPl tak wyraźnie protestowała przeciwko czynieniu ze stolicy Polski miasta wyznaniowego, drugiego Watykanu, nie kto inny, ale to właśnie jej starsi koledzy ów statut przyjmowali.  Możliwość była taka, że odwleczemy o trzy miesiące przyjęcie statutu z powodu preambuły. Nie było warto. Racja stanu była taka, że statut jest potrzebny. Gdybym był radnym, musiałbym też głosować za  powiedział nam Karol Domański z SMS tuż po wręczeniu klęcznika. Po cholerę więc wręczał?

DANIEL PTASZEK

polska parafialna

Historia jednej budowy

Parafia Miłosierdzia Bożego działająca na największym w Przemyślu osiedlu Rycerskim nie ma jeszcze kościoła! Nowego  ma się rozumieć.

Stary poszedł w zupełną odstawkę, gdy w 1999 r. wyrosła plebania pod szyldem domu parafialnego. Owieczki zbierały na kościół, ale ich pasterze najpierw zafundowali sobie wielkie apartamenty mieszkalne i garaże na wózki... Obok nich wygospodarowano skromną kaplicę  namiastkę parafialnego kościoła. Deszcz, śnieg, zimno i wiatr  smagające pechowców, którym podczas mszy nie udało się schronić w niewielkiej kaplicy  miały mobilizować do szybszej zbiórki kasy na budowę właściwej świątyni. Liczni wierni (spośród 3300) aluzji nie poniali i pokazując gest Kozakiewicza z moskiewskiej olimpiady  przestali płacić lub szli na modły gdzie indziej. Jak płachta na byka podziałały też kolędy inaugurowane podawaniem parafianom... stanu ich konta wpłat i zaległości. Tym bardziej że w międzyczasie dał ciała poprzedni proboszcz (przepełniony charyzmatem Ruchu Światło-Życie), zabrawszy ze sobą na inną parafię tajemnicę cudownego wyparowania około 180 tys. zł z konta budowy. To bardzo ostudziło ofiarny zapał owieczek.
Czas płynął, a budowa szła jak z kamienia. I wtedy zdarzył się cud. Po wyborach samorządowych 2002 roku stołki prezydenta i zastępcy prezydenta miasta objęli parafianie spod znaku PiS. I nie tylko, bo  według IPN  jeden z nich to TW Krzysiek, a drugi to klient sądu oskarżony o płatną protekcję. Wzmocnili tzw. społeczny komitet budowy, ducha gasnącego ożywiali czytaniem do mszy, a jako dysponenci budżetu miasta nie mieli węża w kieszeni  przy kościele za publiczne pieniądze wybudowano olbrzymi parking. Po sześciu latach mordęgi wmurowano pół miliona cegieł w stylizowaną na neogotyk budowlę z 34-metrową wieżą. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze marmurów, złoceń oraz mebli, a to znaczy, że zejdzie jeszcze ze dwa lata, zanim abp Józef Michalik będzie mógł nowy kościół poświęcić.
I znów nadzieja w miłosierdziu parafian, że te marne kilkaset tysięcy sknerusy jeszcze uciułają. Na chwałę Bożą!

Jad

polska parafialna

Miasto aniołów

Stowarzyszenie Katolickie działające przy parafii św. Elżbiety w Starym Sączu  w trosce o ochronę właściwej hierarchii wartości i morale młodzieży  w 2008 roku postawiło sobie za cel gruntowne oczyszczenie miasta św. Kingi z pornografii.

Akcja, szeroko zakrojona przez parafialną obyczajówkę, przewiduje prewencję, promocję i monitoring. W ramach prewencji zaplanowano m.in. udział dzieci i młodzieży w rekolekcjach propagujących życie w czystości na wzór bł. Karoliny Kózki, a zakończonych złożeniem przed ołtarzem przyrzeczenia życia w czystości aż do momentu zawarcia związku małżeńskiego.
Kolejnym punktem kampanii oczyszczania Starego Sącza ma być prowadzona na miejskiej stronie internetowej  za zgodą burmistrza Mariana Cyconia  promocja sklepów przyjaznych rodzinie, tzn. takich, w których nie prowadzi się sprzedaży środków antykoncepcyjnych oraz prasy pornograficznej. Natomiast w sklepach i kioskach, w których parafialni inspektorzy wypatrzą niemoralny towar, sprzedawcom mają być wręczane protesty i apele wzywające do natychmiastowego usunięcia ze sprzedaży prezerwatyw i pism erotycznych.
Na koniec katolickie stowarzyszenie planuje umieszczenie kamery naprzeciwko skweru przed młodzieżowym domem kultury, w celu monitorowania młodzieży palącej papierosy i pijącej alkohol oraz nieprzyzwoicie ubranych uczennic.

AK

polska parafialna

Pijarzy na Krzemionkach

Kiedyś w dawnej Polsce śpiewano: ,,Tam na północy, gdzie bór brunatny, pająk swe sieci rozwija. Krzyż ma na płaszczu, nienawiść w sercu, na ustach Jezus Maryja....

Dziś inny katolicki zakon próbuje zniszczyć kawałek Polski  krakowskie Krzemionki. Przy ul. Parkowej, na malowniczym zboczu Krzemionek, może wkrótce powstać blokowisko. Decyzję o warunkach zabudowy wydał wydział architektury krakowskiego magistratu.
Krzemionki są przepięknym zakątkiem Krakowa, nad którym wznosi się malowniczy kopiec Kraka (najstarszy z wszystkich krakowskich kopców), wzniesiony jeszcze przez Słowian jako miejsce kultu. Po wprowadzeniu chrześcijaństwa kopiec częściowo zniszczono, a obok powstał kościółek św. Benedykta  najstarszy i najmniejszy w Krakowie. Zakon pijarów otrzymał pozwolenie na budowę osiedla w tym unikatowym miejscu, mimo że w Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego Krakowa ten obszar został wyłączony spod zabudowy, gdyż stanowi pasmo zieleni powiązane z XIX-wiecznym fortem Benedykta, który wchodzi w skład unikalnego kompleksu zabytków twierdzy Kraków.
Ekolodzy oraz miłośnicy Podgórza są oburzeni planowaną inwestycją i złożyli odwołanie w Samorządowym Kolegium Odwoławczym. Przeciwni budowie osiedla są także radni dzielnicy Podgórze. Rada już trzykrotnie wydała negatywną opinię, tłumacząc, że zabudowa tych terenów to atak na najpiękniejszą panoramę Krakowa.
Braciszkowie, oczywiście, nic sobie nie robią z powszechnych protestów. Józef Tarnawski  prowincjał zakonu  mówi, że ciężka kasa jest pijarom bardzo potrzebna na jakieś inwestycje w Warszawie. Dlatego chcą niezwłocznie przystąpić do realizacji przedsięwzięcia. Zakonnicy sporne tereny otrzymali w zamian za przejęte kiedyś przez wojsko działki na pograniczu Krakowa i Nowej Huty.

PAWEŁ PETRYKA

polska parafialna

Czarno widać

Klerykalizacja świeckiego rzekomo państwa sięga już szczytów absurdu, ale nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej.

ń Po otworzeniu oficjalnej strony internetowej Jednostki Wojskowej 1879 (www.jw1879.kol.pl) na monitorze naszego komputera pojawia się logo 36. Brygady Zmechanizowanej im. Legii Akademickiej. Zaciekawieni, któż tak piękną z nazwy formacją komenderuje, klikamy myszką na znaczek dowództwo, po czym otwiera się strona zatytułowana kierownicza kadra brygady. Dowiadujemy się z niej, że stanowiska dowódca 36 BZ i szef szkolenia akurat nie są obsadzone, ale nie ma dramatu, bo  jak czytamy dalej  są na miejscu w Trzebiatowie: zastępca dowódcy płk dypl. Witold Kudryk, szef sztabu ppłk Krzysztof Ruciak oraz szef logistyki ppłk Paweł Królikowski.
I jest jeszcze jedna  nikt nie ukrywa, że najgodniejsza  osobistość, prezentowana na stronie jako członek ścisłego dowództwa owej brygady. W ślicznym kolorowym mundurku, na którym dystynkcji wprawdzie nie widać, ale z podpisu dowiadujemy się, że jest to ks. ppłk Zbigniew Zieliński  kapelan trzebiatowskiej jednostki.
Wielebny w ścisłym dowództwie bojowej brygady?! Bardzo to interesujące nawiązanie do  zdawać by się mogło  zapomnianych już w wojsku tradycji, gdy oficer polityczny był w każdej jednostce pierwszym po Bogu. Interesujące i warte rozpropagowania na szczeblach związków taktycznych, a może nawet Sztabu Generalnego, coby się talenty wojskowe biskupa polowego gen. dyw. Tadeusza Płoskiego nie marnowały...

ń Dzień Strażaka (4 maja), Dzień Energetyka (14 sierpnia), Dzień Kolejarza (25 listopada)...  czy takie i dziesiątki innych bezimiennych świąt mają rację bytu w kościelnym państwie, skoro każdy już chyba zawód ma swojego patrona?
Popatrzmy  na przykładzie tylko trzech wyżej wymienionych  jak ładnie by wyglądało, gdyby nazywały się odpowiednio: Dzień św. Floriana, Dzień św. Maksymiliana Kolbego, Dzień św. Katarzyny Aleksandryjskiej...
Prawdopodobnie do takiej właśnie konkluzji doszedł dyrektor Zakładu Taboru w Lublinie PKP Cargo SA Wojciech Chobotow, który odważnie wystąpił z inicjatywą oddolną i jako pierwszy w branży zlikwidował Dzień Kolejarza.
Z okazji Święta Naszej patronki  Świętej Katarzyny Aleksandryjskiej  wszystkim pracownikom i ich rodzinom...  czytamy w pierwszych słowach jego okolicznościowego listu, wystosowanego 25 listopada 2007 r. do lubelskiej załogi PKP. W dalszym ciągu listu także nie ma ani jednego słowa o kolei, bo i po co przypominać...
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy w biurze zawiadowcy PKP Cargo SA, pomysł Chobotowa bardzo się spodobał władzom spółki oraz specjaliście od świętowania  księdzu Ryszardowi Marciniakowi, szefowi Katolickiego Stowarzyszenia Kolejarzy Polskich. Jest nadzieja, że już za rok nowe święto będzie obchodzone na każdej bocznicy i ślepym torze, a dzięki Katarzynie pociągi przestaną się wreszcie notorycznie spóźniać...

W naszym kraju tak się jakoś porobiło, że na każdej oficjalnej uroczystości  zarówno centralnej, jak i samorządowej  obowiązkowa jest obecność kościelnego hierarchy lub jego przedstawiciela, dożynki bez co najmniej jednego wielebnego są nieważne, nie pokropiony przez biskupa sztandar to po prostu zwykła szmata, a techniczny odbiór i oddanie do użytku jakiegokolwiek nowego obiektu musi poprzedzić jego poświęcenie, bo w przeciwnym wypadku niechybnie zawali się lub zatonie...
ń W Gdyni odbyła się uroczystość podniesienia biało-czerwonej bandery i chrzest katamaranu Bioton. Tradycyjną formułę płyń po morzach i oceanach... wypowiedziała małżonka prezydenta RP, Maria Kaczyńska, której towarzyszył znany biznesmen Ryszard Krauze (spółka Bioton jest jego najmłodszym dzieckiem  dop. red.), a jacht poświęcił arcybiskup Tadeusz Gocłowski  informowano oficjalnie w ubiegłym roku, gdy znany biznesmen był jeszcze znany prezydenckiej rodzinie. W żadnym komunikacie nie podano, ile było w zwyczajowej kopercie dla hierarchy, o której żaden sponsor nie zapomina;
ń Absolutnie pewne wydaje się natomiast, że dzięki poświęceniu 10 stycznia 2008 r. filii jednego z banków w Siemiatyczach ordynariusz drohiczyński biskup Antoni Dydycz może być przez wiele miesięcy spokojny o swoje oszczędności;
ń 25 km autostrady A1 zostało otwarte. Uroczystego rozwiązania wstęgi opinającej bramki wjazdowe dokonał biskup pelpliński Bernard Szlaga wraz z ministrem infrastruktury Cezarym Grabarczykiem i pomorskimi oficjelami  bębniły agencje 22 grudnia 2007 r. Z pomorskiej prasy dowiadujemy się ponadto, że nie mogła zostać otwarta bez pokropku biskupa Szlagi nowo wybudowana 900-metrowa ścieżka pieszo-rowerowa w Pelplinie;
ń Na autostradzie aż roiło się od paparazzich, więc strach było cokolwiek wziąć od inwestora, ale trzy miesiące wcześniej mało kto zauważył, że odbyło się uroczyste otwarcie nowej ubojni Zakładów Mięsnych Skiba w Chojnicach. Poświęcenia zakładu pozwalającego na ubój 300 sztuk trzody na godzinę dokonał biskup Diecezji Pelplińskiej Bernard Szlaga  dowiadujemy się z miesięcznika Gospodarka Mięsna;
ń Nie gorszy był onegdaj biskup łomżyński Stanisław Stefanek, który poświęcił linię rozlewniczą piwa w tamtejszym browarze, choć działo się to akurat w sierpniu reklamowanym przez Kościół jako Miesiąc Trzeźwości;
ń Poświęcenie i otwarcie mostu jest ważną historyczną chwilą i w tym konkretnym przypadku posiada niewątpliwie także swoją wymowę duchową  przekonywał zebranych metropolita poznański abp Stanisław Gądecki w przemówieniu wygłoszonym 7 grudnia 2007 r. na uroczystości przecięcia wstążki na moście. Wyjaśnił dalej, że wymowa duchowa nowej przeprawy przez Wartę polega na konieczności istnienia stałego połączenia między niebem i ziemią;
ń Z udziałem Biskupa Legnickiego Stefana Cichego, Kanclerza Kurii Józefa Lisowskiego i Prezydenta Legnicy Tadeusza Krzakowskiego odbyła się uroczystość przekazania mieszkańcom Skweru Orląt Lwowskich. Ksiądz Biskup poświęcił Skwer. Powiedział, że jest to teraz bodaj najpiękniejszy plac w mieście, na którym sam chętnie będzie odpoczywał, jeśli znajdzie wolne chwile  relacjonowała wazeliniarska lokalna gazeta, dla której prezydent miasta był trzecim co do znaczenia uczestnikiem imprezy;
ń Zdecydowanie bardziej opłacalna dla ordynariusza legnickiego była impreza sponsorowana przez Grupę Atlas  właściciela kopalni w Nowym Lądzie  którą obchodzono 4 grudnia 2007 r. szczególnie uroczyście, bowiem w tym właśnie dniu nastąpiło oficjalne otwarcie nowej gipsowni poświęconej przez biskupa Stefana Cichego;
ń Nowo wybudowana elektrociepłownia w Koksowni Przyjaźń (Dąbrowa Górnicza) nie mogła dać pary w gwizdek, dopóki nie pokropił jej we wrześniu 2007 r. biskup sosnowiecki Adam Śmigielski. Kilka miesięcy wcześniej hierarcha poddał próbie wody (święconej) baterię koksowniczą nr 5.

Wygląda też na to, że wszystkie towarzystwa ubezpieczeniowe zmówiły się, żeby nie wystawiać formacjom zmilitaryzowanym polis na ich pojazdy, jeśli właściwi komendanci (policyjni, wojskowi i straży pożarnej) nie przedstawią certyfikatu, że wehikuły zostały uroczyście poświęcone...
Żeby nie być gołosłownym, spójrzmy na przykłady tylko z minionego miesiąca:
ń 19 grudnia 2007 r. biskup gen. dyw. Tadeusz Płoski poświęcił trzy nowe samochody Dowództwa Garnizonu Warszawa  informuje Ordynariat Polowy WP. Z komunikatu dowiadujemy się także, że oficjeli było więcej niż pojazdów, bo w uroczystości uczestniczyli gen. broni Bronisław Kwiatkowski  dowódca Sił Operacyjnych RP, gen. bryg Kazimierz Gilarski, płk Wiesław Grudziński i płk Andrzej Śmietana;
ń KG Policji błyskawicznie przelicytowała armię, podając, że 12 stycznia 2008 r. na terenie Ośrodka Szkolenia Policji w Gdańsku odbyło się uroczyste ślubowanie policjantów służby kandydackiej. Po ślubowaniu arcybiskup Tadeusz Gocłowski poświęcił 11 nowych samochodów  terenowych nissanów patfinder. Nie wiedzieć czemu  nieco mniejszą rangę nadano ceremonii w Jadowie (woj. mazowieckie), gdzie 11 stycznia na terenie komisariatu zebrali się przedstawiciele władz samorządowych dwóch gmin, ksiądz dziekan Wiesław Bocheński oraz Komendant Powiatowy Policji w Wołominie inspektor Jerzy Piątkowski. Oczywiście, nie chodziło o jakąś naradę w sprawie bezpieczeństwa w regionie, lecz o rutynowe poświęcenia dwóch radiowozów.
Że ateistom i wyznawcom religii innych niż (nie-)miłosiernie nam w Polsce panująca może to wszystko przeszkadzać? Może, ale przecież nikt ich w kraju na siłę nie trzyma, jak stwierdził na antenie Radia Maryja o. Tadeusz Rydzyk...

Dominika Nagel



a to polska właśnie

Obywatel Palikot

Dla jednych jest ekscentrykiem, dla innych narcyzem pragnącym łechtać swoje ego. Pewne jest jednak to, iż niemal o każdej nowej inicjatywie Janusza Palikota słyszy cała Polska.

Kontrowersyjny poseł Platformy Obywatelskiej przyszedł na świat w 1964 r. (ochrzczono go dziewięć lat później) w Biłgoraju. Tam też chodził do liceum, gdzie miał ponoć kłopoty ze względów ideologicznych.
Za domaganie się ujawnienia prawdy o Katyniu zostałem zawieszony w prawach ucznia, ale po strajku uczniów w mojej obronie mogłem powrócić do nauki. Po wprowadzeniu stanu wojennego zostałem jednak wyrzucony ze szkoły  wspominał po latach. Jak sam się przyznaje, był też w tamtym okresie na krótko zatrzymany w więzieniu.
Maturę przyszły parlamentarzysta zdał w stolicy. Potem rozpoczął studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (Żadna inna uczelnia nie chciała mnie wówczas przyjąć). Dyplom magistra filozofii zdobył jednak na Uniwersytecie Warszawskim. Potem, na przełomie lat 80. i 90., Janusz Palikot zaangażował się w biznes. Pieniądze, wcale niemałe, zdobył dzięki produkcji win.
Na początku obecnego stulecia Palikot przeszedł na wyższy poziom wytwarzania procentów, przejmując kontrolę nad spółkami, do których należał Polmos Lublin, producent m.in. wódki żołądkowej gorzkiej. 80 proc. akcji jego firmie Jabłonna SA sprzedał Skarb Państwa. Niektóre media twierdziły, że Polmos tak naprawdę został kupiony za pieniądze samej fabryki. Sam zainteresowany jednak stanowczo temu zaprzeczył. Na konferencję prasową promującą debiut Polmosu na parkiecie nie wpuszczono natomiast dziennikarza Trybuny, który na łamach gazety opisywał okoliczności w tej sprawie dla Palikota niewygodne.
Polmos Lublin, jako pierwszy z branży spirytusowej w kraju, wszedł na giełdę papierów wartościowych. W kampanii reklamowej Palikot użyczył swojego wizerunku. Zainkasował za to olbrzymie pieniądze.
W lecie 2005 r. Janusz Palikot nieoczekiwanie oświadczył, że wycofuje się z biznesu na rzecz polityki. Deklarował, że ma zamiar w niej uczestniczyć co najmniej osiem lat. W tym samym roku, jako lider lubelskiej listy Platformy Obywatelskiej, został posłem na Sejm. Na tej samej liście nie znalazła się odchodząca wówczas w atmosferze skandalu prof. Zyta Gilowska (posądzona o nepotyzm w związku z ubieganiem się jej syna o poparcie partii w wyborach do parlamentu i zatrudnieniem synowej w biurze parlamentarnym).
Palikot został również przewodniczącym regionalnych struktur partii na Lubelszczyźnie.
Z wewnętrzną opozycją w Platformie Palikot rozprawił się szybko, a niezadowoleni członkowie odeszli przed wyborami samorządowymi w 2006 r., zakładając własny komitet. Od tego czasu głównym jego przeciwnikiem jest lubelski radny PO Dariusz Piątek, związany z wicemarszałkiem województwa Jackiem Sobczakiem. Zwaśnieni działacze składali nawet wzajemnie wnioski o wykluczenie z szeregów partii.
Palikot zasłynął z wielu głośnych akcji. W ramach spotkania zatytułowanego: Czy pistolet i penis są symbolami prawa i sprawiedliwości, gdzie mówił o nieprawidłowościach w lubelskiej policji i prokuraturze, w rękach dzierżył atrapy fallusa oraz broni palnej.
Innym razem sprzeciwił się nagonce na środowiska w większości mediów poniżane. Wówczas prezentował się w koszulkach z napisami typu: Jestem gejem z SLD.
Także Janusz Palikot głośno sprzeciwił się pomysłom Romana Giertycha z LPR  byłego już ministra edukacji i wicepremiera w rządzie Jarosława Kaczyńskiego  aby z listy lektur szkolnych usunąć pozycje Witolda Gombrowicza. Z inicjatywy i z udziałem posła odbyła się wtedy seria happeningów, na których ich liczni uczestnicy stroili gombrowiczowskie gęby.
Podczas pierwszego ze spotkań rozdaliśmy kilkaset egzemplarzy Ferdydurke i tyleż samo koszulek z cytatami z dzieła Witolda Gombrowicza  chwalił się Palikot na swojej stronie internetowej www.palikot.pl.
Nie było dla nikogo tajemnicą, że to właśnie Palikot  wcześniej sponsor wydania książki autorstwa dzisiejszego premiera, Donalda Tuska  także w kolejnych, jak się okazało przedterminowych, wyborach parlamentarnych będzie numerem jeden na liście PO w okręgu lubelskim. Pozycja pierwszego spośród kandydatów oraz profesjonalnie zorganizowana (jak również sowicie opłacona) kampania sprawiły, że podczas jesiennego głosowania zaufało mu ponad 44 tysiące wyborców.
Do tej pory w bieżącej kadencji Sejmu Palikot wygłosił 12 wypowiedzi, głównie dotyczących kwestii związanych z ograniczeniem biurokracji w Polsce. Tym zagadnieniem ma się zająć przewodzona przezeń nadzwyczajna komisja Przyjazne Państwo.
Ostatnio głośno jest o wpisie Palikota na jego blogu. Poseł postawił w nim pytania: Czy prezydent Lech Kaczyński nadużywa alkoholu (...)? Czy jego pobyty w szpitalach mają związek z terapią antyalkoholową? Czy ucieczki do Juraty i czerwone wino to nie środki terapeutyczne, stosowane przezeń w reakcji na problemy w relacjach rodzinnych z bratem i matką?.
Wcześniej parlamentarzysta rozstrzygnął własny konkurs na gnioty 2007 r. Wśród wyróżnionych przez internautów znalazł się on sam.
Palikot mieszka z drugą, młodziutką żoną Moniką w wielkim, zabytkowym, a będącym jego własnością budynku na lubelskim Starym Mieście. Jestem szczęśliwy  twierdzi.
Nie jest na pewno do końca szczęśliwa pierwsza małżonka polityka, Maria Nowińska, matka jego dwóch synów. Ostatnio oświadczyła, iż jej były mąż, jeszcze przed rozwodem w 2005 r., dzięki skomplikowanym operacjom finansowo-ekonomicznym ukrył znaczną część dzielonego majątku na Karaibach oraz w Europie Zachodniej. Pani Nowińska zapowiedziała, że Palikot jest jej winien jeszcze 40 milionów złotych. On sam zaś stwierdził, że jego eksślubna dostała już wszystko, na co zasłużyła, a było tego 30 milionów w sprzęcie, dziełach sztuki, nieruchomościach i gotówce.
Była żona Palikota zapowiedziała skierowanie sprawy do sądu. Podobno w sporze z politykiem ma ją tam reprezentować warszawski adwokat Roman Giertych...

KAZIMIERZ CIUCIURKA

a to polska właśnie

Haracz

Pracujesz za granicą? Planujesz powrót? Uważaj, Narodowy Fundusz Zdrowia już czyha na twoją kasę. W imię równości wobec prawa takiego haraczu, oczywiście, nie pobierze od duchownych.

Politycy uwielbiają co kadencję grzebać w regulacjach prawnych dotyczących ochrony zdrowia. Jedni proponują kosztowny system kas chorych, a inni marzą o jednym państwowym ubezpieczycielu o nazwie Narodowy Fundusz Zdrowia. Cel tych zabaw jest zawsze taki sam. Chodzi o stworzenie dużej liczby dobrze płatnych państwowych stanowisk dla partyjnych kumpli i kolegów kumpli. Warto wiedzieć, że liczba etatów w agendach administracji zajmującej się lecznictwem pomiędzy rokiem 1997 a 2007 wzrosła czterokrotnie!
Ekipa PiS także chciała wielkiej reformy i nawet zaczęła kombinować, jak by tu pozbyć się NFZ. Zabrakło czasu. Jedynym sukcesem była totalna czystka kadrowa w NFZ i osadzenie w fotelu jego prezesa  byłego posła PO Andrzeja Sośnierza.

W kampanii wyborczej lider PO i obecny szef rządu wielokrotnie nawoływał Polaków pracujących za granicą do powrotu do kraju. Przekonywał, że niedługo Platforma uprości i obniży stawki podatkowe, a także znikną co bardziej idiotyczne regulacje prawne.
Emigranci wraz z doświadczeniem przywożą ze sobą oszczędności. W skali kraju jest to olbrzymi kapitał. A właśnie tego brakuje polskiej gospodarce. Polaków pracujących w USA i Wielkiej Brytanii do powrotu zachęca także utrzymująca się od dłuższego czasu sytuacja na światowych rynkach walutowych. Rosnąca w siłę złotówka powoduje, że spada wartość emigracyjnych pensji. W grudniu 2005 roku pracujący na Wyspach Polak dostawał po przeliczeniu na złotówki pensję w wysokości ok. 6500 złotych, a na początku tego roku  już tylko 3500 zł. Dalsze utrzymywanie się tak niskich kursów zachęci ponad milion rodaków do powrotu.
O tym samym myśli spore grono naszych Polaków (w tym także seniorów) mieszkających w USA i Kanadzie. Z uwagi na recesję i np. wysokie koszty profesjonalnej opieki lekarskiej.
Dla emigrantów, przedstawicieli wolnych zawodów oraz wychodzących z bezrobocia Polaków mieszkających nad Wisłą prezes NFZ Sośnierz w ostatnich dniach swojego urzędowania przygotował niespodziankę. Jest nią drastyczne podniesienie tak zwanej opłaty dodatkowej przy dobrowolnym ubezpieczeniu zdrowotnym. Uznał, że za samo przyjęcie dokumentów od meldującego się z powrotem nad Wisłą Polaka należy pobrać nawet prawie 4,5 tysiąca złotych.
Dopiero po rozpatrzeniu wniosku delikwent dowie się, czy NFZ chce, czy też nie chce mieć go za klienta.
Nowe stawki szczególnie uderzają po kieszeni osoby, które przez lata były bezrobotne, albo takie, które pracowały w szarej strefie. Teraz, gdy mogą się wreszcie ujawnić, NFZ robi wszystko, aby dalej oszukiwały państwo. W podobny sposób państwowa agenda zachęca do ujawnienia się marynarzy pracujących pod obcą banderą czy też Polaków zatrudnionych w Czechach. Oni także chcieliby opłacać składkę za swoje dzieci i małżonków, ale wstępny haracz powoduje, że jest to umiarkowanie opłacalne.
Z kolei lewicowemu ministrowi zdrowia Markowi Balickiemu zawdzięczamy jeszcze jedno kuriozalne rozwiązanie. Otóż gdy do Polski przybędzie cudzoziemiec w sutannie lub zakonnym habicie, to Narodowy Fundusz Zdrowia ubezpieczy go bez pobierania od niego karnej opłaty. Dodatkowo jego składka zostanie wyliczona od kwoty równej zasiłkowi pielęgnacyjnemu, czyli od 420 złotych. Zapłaci on więc składkę w wysokości 37 zł 80 gr. Jeszcze mniej płacą polscy księża wracający z misji  część składki opłaca im bogate państwo polskie.
Wszyscy pozostali muszą odprowadzać składkę od pensji i wpłacać na konto NFZ co miesiąc minimum 273 złote. Haracz tej wysokości dotyczy także... wolontariuszy, czyli osób pracujących nieodpłatnie. Prawda, jak to zachęca do pracy społecznej?

MiC
michal@faktyimity.pl



fim na tropie

Góral nie tańczy... Mazura

Na zlecenie prokuratury polskie specsłużby inwigilują naszych rodaków w Ameryce. Na celowniku znalazł się nawet bokser cienias Gołota. Czegóż nie robi się z miłości do skompromitowanej wersji śledztwa...

Wkrótce minie 10 lat od zabójstwa byłego komendanta głównego policji generała Marka Papały. Śledztwo wciąż prowadzi ten sam prokurator. Wciąż obowiązuje wersja, że zleceniodawcą zabójstwa był polonijny biznesmen Edward Mazur. Śledztwo wkroczyło w fazę operacyjnego rozpracowania środowiska Polonii amerykańskiej w Chicago...

W grudniu 2007 r. bawiła w USA delegacja polskich prokuratorów. Zwiedzili to i owo, a przy okazji rozmawiali o możliwości wznowienia procedury ekstradycyjnej Mazura.
Amerykanie nie uważają tej sprawy za zakończoną. Prześlemy im kolejne dokumenty, poszerzające argumentację z poprzedniego wniosku ekstradycyjnego  cieszyła się po powrocie przewodnicząca delegacji Anna Adamiak-Derendarz, kierująca w Prokuraturze Krajowej Biurem Obrotu Prawnego z Zagranicą.
Przypomnijmy, że w lipcu 2007 r. amerykański sędzia Arlander Keys spoliczkował jej ówczesnego szefa Zbigniewa Ziobrę, orzekając, że dowody przedstawione przez polskie władze okazały się tak wewnętrznie niespójne, w tak oczywisty sposób niewiarygodne, że aż ciężko uwierzyć, iż rząd polski uważał, że wystarczą one do ustalenia prawdopodobieństwa udziału Edwarda Mazura w przypisywanej mu zbrodni (por. FiM 31/2007).
Adamiak-Derendarz tłumaczyła wówczas:
Sędzia Keys wykazał, jak niezrozumiałe były dla niego dokumenty zawierające informacje o [polskim] prawie, ponieważ potraktował różne przepisy tak, jakby dotyczyły tego samego. Zauważyła ponadto, że pan sędzia w swoim uzasadnieniu absolutnie wykazał, że jego proces myślowy w tym zakresie przebiegał nieprawidłowo.
Wygląda na to, że nowy szef resortu sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski złapał podrzucony mu gorący kartofel...
Wniosek o ekstradycję Edwarda Mazura będzie wznowiony, a postępowanie w tej sprawie  kontynuowane. Przekażemy stronie amerykańskiej dodatkowe materiały, a tamtejsi prokuratorzy ocenią, które z nich dadzą się wykorzystać  potwierdził minister na antenie radia TOK FM.
Szalenie nas ciekawi, czy w tych dodatkowych materiałach znajdą się również dowody na szpiegowanie naszych rodaków mieszkających na stałe w Chicago oraz na próby pozyskiwania ich do współpracy przeciwko Mazurowi...

 Gdy już bezpieka całkiem nie dawała mi żyć, w grudniu 1982 roku uciekłem z Polski przez zieloną granicę. W trzaskającym mrozie, z pięcioletnim synkiem na plecach. Po kilku latach spędzonych w Niemczech, gdzie uzyskałem status uchodźcy politycznego, osiadłem wreszcie w Chicago. 27 września 2007 roku przyleciałem do wolnego kraju odwiedzić rodzinę i od razu na lotnisku w Krakowie przez prawie godzinę byłem przepytywany przez jakichś tajniaków, którzy nawet się nie przedstawili. Po kilku dniach zaczęła się do mnie, obywatela amerykańskiego jak by nie było, dobierać prokuratura, nagabując, żebym coś zeznał przeciwko Mazurowi  opowiada FiM Bronisław Bafia, góral rodem z Zakopanego.
Podkreślamy  co będzie też miało znaczenie w ciągu dalszym  że po ćwierćwieczu na obczyźnie mówi on nieco łamaną polszczyzną, więc prezentowana przez nas relacja jest częściowo odredakcyjną interpretacją, wiernie zachowującą sens jego wypowiedzi.
Choć przed nikim się nie ukrywał, z niemałym zaskoczeniem przyjął fakt, że już 29 września odnaleźli go u rodziny w Zakopanem i w imieniu ministra Ziobry zaprosili na pilne spotkanie w Warszawie.
 Zadzwonił do mnie w tej sprawie prokurator Jerzy Mierzewski (z warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej, niezmienny od lat szef ekipy śledczej zajmującej się zabójstwem gen. Papały  dop. red.). W następnym tygodniu było w sumie kilka telefonów od jakichś ludzi, którzy przedstawiali się, że są od Ziobry, i nalegali, żebym wyraził zgodę na spotkanie z prokuratorem w sprawie Edwarda Mazura  mówi pan Bronisław.
Z powodu bariery językowej nie wie, z kim dokładnie rozmawiał, ale w jego zapiskach z tego okresu znajdujemy m.in. Łukasza Wojdygę i Artura Kassyka. Takie same nazwiska noszą  odpowiednio  były szef Gabinetu Politycznego Ministra Sprawiedliwości oraz prokurator z Prokuratury Krajowej.
Po licznych namowach Bafia zgodził się wreszcie na spotkanie z Mierzewskim:
 4 października podstawili już nawet pod dom samochód, ale gdy na tutejszej komendzie policji okazało się, że mam z kierowcą jechać do Krakowa, odmówiłem i kazałem wieźć się z powrotem do chałupy  kontynuuje góral.
Ostatecznie prokurator Mierzewski zaanonsował się, że osobiście przyjedzie do Zakopanego 8 października. W tym dniu policyjna taksówka już od rana czekała na Bafię pod domem, żeby o godz. 10 w miejscowej komendzie powiatowej mogło się wreszcie rozpocząć tak wytęsknione spotkanie.
 Było ich dwóch. Prokuratorowi Mierzewskiemu towarzyszył policjant, który niewyraźnie wymamrotał swoje nazwisko. Zrozumiałem jedynie, że jest z komendy głównej. Wysoki byczek około czterdziestki, z włosami spiętymi w kucyk i kolczykiem w lewym uchu. Rzadko wtrącał się do rozmowy. Całe to spotkanie na komendzie trwało około pięciu godzin. Niewinna początkowo pogawędka o życiu w Ameryce nieoczekiwanie zamieniła się w regularne przesłuchanie podobne do tych, których doświadczałem za komuny. Straszenie więzieniem za fałszywe zeznania, nakłanianie do współpracy i zeznań mogących obciążyć znanego mi z Chicago pana Edwarda Mazura... W życiu bym się nie spodziewał, że czeka na mnie w kraju taka niespodzianka  zauważa Bafia.
Nagabywali go przede wszystkim o Mazura, ale bardzo też śledczych interesowali inni mieszkający w USA przedsiębiorcy polonijni: Andrzej Lis, Stanisław Skiba, Andrzej Mąka, Walter Podmański (szczycący się tytułem Chicagowski Biznesmen Roku), a nawet... zawodowy bokser Andrzej Gołota.
Trudno znaleźć powody, dla których Bafia miałby zmyślać, gdy twierdzi, że prokurator Mierzewski ujawnił mu, jakoby tuż po zabójstwie gen. Papały były premier Leszek Miller (w 1998 r. szef Klubu Parlamentarnego SLD) zatelefonował do Mazura z krótkim komunikatem: sprawa została rozwiązana.
 Pytał, czy widziałem się z Millerem w Chicago. Później  czy słyszałem, jakoby odbył z nim jakieś spotkanie Mazur, z którym miałem rzekomo rozmawiać telefonicznie przed moją podróżą do Polski... Z tym telefonem to w ogóle jakaś dziwna historia, bo krótko przed odlotem faktycznie dzwoniłem do Mazura, ale nie Edwarda, lecz jego najstarszego syna Roberta. Mogli o tym wiedzieć wyłącznie z podsłuchu! Cały czas brali mnie pod włos, a już całkiem wkurzyli, pokazując zrobione gdzieś potajemnie zdjęcia mojego syna Brunona z Robertem. Oni obaj bardzo się przyjaźnią, razem kręcili filmy, ale to przecież nie powód do wyrażonej przez prokuratora sugestii, że jestem u Mazurów stałym gościem i wiem o nim wszystko, a jeśli będę się wykręcał i nie powiem, to pójdę siedzieć  irytuje się nasz rozmówca.
Z podniesionym ciśnieniem, miał sporo kłopotów językowych z wyartykułowaniem własnych myśli, a śledczy skrupulatnie wszystko notował. Gdy Bafia zorientował się wreszcie, że usiłują go wpakować w jakąś kabałę  zażądał tłumacza. Prokurator uznał, że świadek wystarczająco dobrze rozumie oraz mówi po polsku i coraz ostrzej przypierał go do muru:
 Dociekał szczegółów typu kto obok kogo siedział i o czym rozmawiał na imprezach polonijnych. Wydaje mi się, że prokurator na siłę chciał zwerbować mnie do współpracy. Gdy czegoś nie pamiętałem  bo i po cóż?  albo odpowiedziałem błędnie, wyjmował zdjęcie mające dowodzić, że kłamię i mogę za to zostać surowo ukarany. Mierzewski miał również zdjęcia wskazujące na to, że albo ja, albo Stanisław Skiba  mój znajomy z Chicago  byliśmy inwigilowani przez jakąś wyspecjalizowaną służbę, która sfotografowała mnie wchodzącego z ulicy do mieszkania Staszka  twierdzi Bafia.
Gołym okiem widać, że trudno go zaliczyć do mięczaków, więc atmosfera spotkania z prokuratorem i policjantem rychło stała się wybuchowa i niewiele brakowało, żeby Bafia  jak utrzymuje  skoczył na prokuratora z pięściami.
Ja jestem chłopak z Dębicy, więc nawet nie próbuj  podgrzewał atmosferę Mierzewski.
Góral wytrzymał, a gdy po kilku dniach ochłonął, poskarżył się Ziobrze. Po miesiącu otrzymał odpowiedź, że coś mu się pokićkało, bowiem podnoszone zarzuty nie znajdują potwierdzenia w ustalonych okolicznościach sprawy i żeby nie mendził kolejnymi skargami nie zawierającymi nowych okoliczności, bowiem zostaną pozostawione bez dalszego biegu (pismo z 15 listopada 2007 r. sygnowane przez ówczesnego szefa Prokuratury Krajowej Dariusza Barskiego).
 Potwierdzam, że pan Bafia był przesłuchany w sprawie Edwarda Mazura, ale nastąpiło to na jego życzenie. To nie prokuratura zgłosiła się do niego, lecz on do prokuratury. Wyraziliśmy zgodę na przesłuchanie, ale okazało się, że nie ma nam nic istotnego do powiedzenia. Zupełnie nic. Jest więc oczywistą nieprawdą, że miałbym na nim cokolwiek wymuszać  zapewnił naszego dziennikarza prokurator Mierzewski.
Już prawie uwierzyliśmy...
Dzięki uprzejmości Andrzeja Wąsewicza z polonijnego tygodnika Express w Chicago uzyskaliśmy jeszcze jedną relację o działaniach naszych śledczych w USA. Oto jej istotny fragment:
Ponad rok temu przyjechała do USA ekipa z warszawskiej prokuratury. Przepytywali ludzi o Mazura. Miałem wrażenie, że na siłę szukają na niego haka. Do mnie też się zgłosili, choć bezpośrednio go nie znam. Może czasem gdzieś się otarliśmy na jakichś imprezach. Zgodziłem się na spotkanie, pod warunkiem że odbędzie się w obecności FBI. Przyszło dwóch agentów doskonale znających polski, a pani prokurator z Warszawy maglowała mnie o Mazura, choć tak prawdę mówiąc, nie było o czym. W pewnym momencie powiedziałem, że nic nie wiem o tym człowieku. Wtedy pani prokurator ostrym tonem stwierdziła, że pogadamy inaczej, bo coś na mnie ma. I rzuciła na stół zdjęcia. Niektóre zrobiono na balu sportu w White Eagle w Niles, kilka lat temu. Była tam fotografia Mazura i moja. Z tym, że na osobnych zdjęciach. Zakończyłem rozmowę. Do dziś nie wiem, na co oni liczyli  wspomina znany chicagowski biznesmen Stanisław Skiba.
No właśnie, na co oni liczą...?

ANNA TARCZYŃSKA

pod paragrafem

Przechytrzyć lisa

W 2007 roku Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta przeanalizował ponad 500 wzorów umów stosowanych przez blisko 200 deweloperów. Wyniki nie są optymistyczne  większość badanych firm świadomie narusza interesy swoich klientów.

Podstawowy problem stanowią umowy, które kształtują prawa i obowiązki konsumenta w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy. W praktyce powoduje to znaczne trudności związane z ostatecznym odbiorem własnego M  napisano w raporcie UOKiK.
I właśnie dlatego, że umowy  zazwyczaj pisane niezrozumiałym językiem  są swoistą tykającą bombą z opóźnionym zapłonem, powinniśmy je przeczytać nawet kilka razy, najlepiej konsultując ich treść z prawnikiem. Należy przy tym pamiętać, że w przyszłości możemy dostać od dewelopera tylko to, co widnieje w umowie (wszystko, co obiecane słownie lub zamieszczone w folderach reklamowych, należy uznać za bajer naganiaczy). Umowę przedwstępną najlepiej podpisywać w formie notarialnej, bo pozwala to później na skuteczniejsze dochodzenie swoich praw na drodze sądowej.
Można przynajmniej spróbować nie dać się oszukać. W jaki sposób? Oto kilka praktycznych rad.

NA CO ZWRACAĆ UWAGĘ
ń Czy deweloper jasno określa cenę, za jaką zamierza nam sprzedać metr kwadratowy przyszłego lokum.
UOKiK podczas analizy deweloperskich umów zakwestionował zasady ustalania ostatecznej ceny nieruchomości  najistotniejszego czynnika decydującego o zakupie mieszkania. Sprzedający nader często zastrzegają sobie prawo do zmiany ceny zakupu już po podpisaniu umowy, stosując tzw. klauzule waloryzacyjne (wzrost kosztów budowy mieszkania może nastąpić z powodu inflacji czy zmian w obowiązującym systemie podatkowym). Tego typu zapis zabezpiecza, oczywiście, interes ekonomiczny, ale wyłącznie dewelopera.
Nie oznacza to, że deweloper nie może się zabezpieczyć na wypadek wzrostu kosztów, ale nie powinien przenosić ryzyka inwestycji wyłącznie na kupujących. W wypadku, gdy przewidywane koszty rozmijają się z rzeczywistymi, przedsiębiorca musi wskazać ich realny wpływ na zmianę ceny, przedstawiając na przykład rachunki. Co istotne  w sytuacji, gdy cena kupowanego przez nas mieszkania rośnie, powinniśmy mieć możliwość odstąpienia od umowy oraz gwarancję zwrotu wpłaconych dotychczas pieniędzy.
ń Dotrzymywanie ustalonych terminów realizacji inwestycji.
Aby uchronić się przed opóźnieniem w wydaniu mieszkania lub zawarciu umowy przenoszącej własność na kupującego, należy zwrócić uwagę na to, czy w podpisywanej przez nas umowie zawarto stwierdzenie typu: Sprzedający nie ponosi odpowiedzialności za przesunięcie ustalonych terminów. Jeśli przystaniemy na ten warunek, trudno będzie wyegzekwować od nieuczciwego dewelopera punktualność w realizacji inwestycji.
ń Precyzyjność sformułowań zawartych w umowie.
UOKiK zauważył, że w większości deweloperskich umów roi się od nieprecyzyjnych pojęć, które w przyszłości znacząco utrudniają wszelkie roszczenia. Mowa o klauzulach typu: strony zastrzegają możliwość ewentualnych nieistotnych zmian, prawo do odstąpienia od umowy przysługuje inwestorowi na skutek innych ważnych przyczyn, sprzedający zobowiąże się do wykonania w możliwie krótkim czasie wszelkich zaległych prac. Nie łudźmy się, że nieuczciwy deweloper zinterpretuje powyższe sformułowania na korzyść swojego klienta.
ń Należy pamiętać o tym, że wszelkie zobowiązania dotyczące znalezienia nowych chętnych na swoje miejsce czy wpłaty kilku procent wartości mieszkania w przypadku rezygnacji z zakupu są niezgodne z prawem.
ń Znikające metry.
Uważajmy na wszelkie zapisy w umowie, które mówią o powierzchni naszego mieszkania. Klauzula typu: Jeśli powierzchnia użytkowa będzie większa lub mniejsza o więcej niż 10 proc., to cena zakupu zostanie odpowiednio skorygowana. Niestety, ta zasada działa zwykle w jedną stronę, co może oznaczać, że jeśli nasze mieszkanie zamiast 90 mkw. będzie miało 81 mkw.  zapłacimy za nie ustaloną wcześniej kwotę. Można ustalić granicę błędu, jednak nie większą niż 23 proc. powierzchni lokalu.

CZEGO ŻĄDAĆ OD DEWELOPERA
ń Przed podpisaniem umowy, powinniśmy obejrzeć dokument potwierdzający akt własności gruntu, pozwolenie na budowę, a także wypis z Krajowego Rejestru Sądowego.
ń Jak wynika z przeprowadzonej przez UOKiK kontroli, pułapki czyhają na konsumenta także na etapie odbioru mieszkania. Urząd kwestionuje postanowienia przewidujące, że w przypadku nieuzasadnionej odmowy podpisania protokołu wykonawczego lub niestawienia się kupującego do odbioru lokalu, sprzedający może dokonać tego jednostronnie oraz uznać, że lokal odebrano bez zastrzeżeń.
W ten sposób konsument zostaje pozbawiony prawa do dochodzenia roszczeń z powodu wadliwego wykonania przedmiotu umowy.
ń Jeśli przy podpisywaniu umowy przedwstępnej wpłaciliśmy zadatek, a deweloper nie wypełnił swoich zobowiązań, mamy prawo dopominać się zwrotu wpłaconych pieniędzy w podwójnej wysokości.
ń Należy też jasno określić w umowie wysokość czynszu, jaki będzie pobierał deweloper zarządzający nieruchomością do czasu powstania wspólnoty mieszkaniowej oraz sprawdzić, jak długo zamierza tą nieruchomością zarządzać.
ń Ustalić, od kiedy będą obowiązywały opłaty za media, aby nie płacić za prąd zużyty przy pracy wiertarek albo cykliniarek podczas wykańczania wnętrz.

RÓWNI I RÓWNIEJSI
ń Wysokość obciążeń finansowych wynikających z niedotrzymania zobowiązań. Według większości umów przeanalizowanych przez UOKiK  kupującemu przysługuje prawo do obniżenia ceny o odsetki ustawowe, jednak nie więcej niż 8 proc., podczas gdy deweloperzy zastrzegają sobie kary z tytułu opóźnień w zobowiązaniach klienta (zerwanie umowy bądź spóźnienie się z wpłatą) nawet do 36,5 proc. odsetek rocznie, przy ustawowej ich wartości 11,5 proc.!
ń Problemy nie znikają także wraz z wprowadzeniem się do nowego lokum. Przedsiębiorcy ograniczają prawa konsumentów do składania reklamacji w przypadku odkrycia wad zakupionego mieszkania. Na przykład skracają termin, w którym kupujący jest obowiązany zawiadomić o nich sprzedającego  do 5 dni roboczych od wykrycia wady lub zbyt szybko stwierdzają wygaśnięcie uprawnień z tytułu rękojmi za wady fizyczne mieszkania. Zgodnie z przepisami, prawo do składania reklamacji w wadliwie wykonanym budynku przysługuje konsumentowi przez 10 lat.

Od budowniczych naszych przyszłych mieszkań odstrasza przede wszystkim brak regulacji prawnych, które zlikwidowałyby lęk przed groźbą utraty majątku, bylejakością produktu, niekaralną samowolą, korupcyjnym obchodzeniem prawa  twierdzą klienci. Aby podobnym sytuacjom zapobiegać, Polski Związek Firm Deweloperskich, który zrzesza ponad 60 firm budowlanych z całego kraju, wprowadził Kodeks Dobrych Praktyk w Relacjach KlientDeweloper. Mają one ułatwić wzajemne, często niejasne relacje pomiędzy sprzedającym i kupującym. Od deweloperów wymaga się zagwarantowania klientom dostępu do pełnych i kompleksowych informacji o projekcie inwestycji oraz niepodejmowania decyzji, z których nie są w stanie wywiązać się w terminie. Umowy powinny być zrozumiałe i czytelne. Co istotne  kupujący może wchodzić na teren budowy i powinien być informowany o jej postępach. I choć trudno w to uwierzyć, są firmy, które powyższych zasad przestrzegają.

Każdy, kto potrzebuje pomocy w wyeliminowaniu wszelkich kruczków, np. w podpisywanej umowie, znajdzie ją m.in. w Federacji Konsumentów.

Opracowała WZ



pod paragrafem

Porady prawne

Odnalazłem zarobki z dawnych lat, które nie były wykorzystane do ustalenia emerytury. Okres 10 lat, jaki mam zamiar zgłosić do przeliczenia, to lata 19611970. Z tego 10-lecia dysponuję zarobkami za 9 lat bez roku 1968. Gdyby ustalenie moich zarobków za ten rok było niemożliwe, to czy za rok 1968 można wstawić do wyliczeń przychody zerowe  średnią wyliczyć z sumy dla 9 lat, a dzielić przez lat 10? W moim przypadku byłoby to korzystne. (Jan z Częstochowy)

Zmiany wysokości emerytury poprzez przeliczenie podstawy jej wymiaru dotyczą art. 111 ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Zgodnie z ustawą, zmiana wysokości emerytury poprzez przeliczenie podstawy jej wymiaru może nastąpić również wówczas, gdy po przyznaniu tego świadczenia osoba uprawniona do świadczenia emerytalnego nie pozostawała w stosunku pracy. Przeliczenie takie wówczas następuje przy zastosowaniu starej kwoty bazowej, przyjętej ostatnio do obliczenia świadczenia, a następnie podstawę wymiaru podwyższa się w ramach wszystkich waloryzacji, jakie miały miejsce do dnia zgłoszenia wniosku o jej ponowne ustalenie. Możliwe są trzy warianty takiego przeliczenia, tj. na podstawie:
a) zarobków z tej samej liczby lat kalendarzowych i z tego samego okresu co poprzednio;
b) wynagrodzeń z kolejnych 10 lat kalendarzowych wybranych z ostatnich 20 lat kalendarzowych poprzedzających bezpośrednio rok, w którym został zgłoszony wniosek o przyznanie emerytury albo wniosek o ponowne ustalenie podstawy wymiaru emerytury, względnie rok nabycia prawa do emerytury;
c) zarobków z 20 lat kalendarzowych wybranych z całego okresu ubezpieczenia, przypadających przed rokiem zgłoszenia wniosku o ponowne ustalenie podstawy wymiaru emerytury.
Powinien Pan zatem dokonać próbnego wyliczenia dla każdego z tych trzech wariantów. Nie jest to jednak konieczne, ponieważ po złożeniu wniosku o ponowne przeliczenie emerytury ZUS obowiązany jest wybrać wariant najkorzystniejszy dla uprawnionego. Natomiast wskaźniki brane do obliczeń muszą być wzięte z jednakowej liczby lat. A zatem w Pana przypadku średnia byłaby obliczona z sumy 10 lat.
Z drugiej strony, może zostać wszczęte postępowanie wyjaśniające w Pana sprawie, co będzie miało na celu ustalenie rzeczywistej wysokości Pana zarobków. W takiej sytuacji ZUS prawdopodobnie zobliguje Pana do wystąpienia do zakładu pracy o stosowną dokumentację. W zależności od istniejącej dokumentacji natomiast może się okazać, że Pana emerytura za rok 1968 będzie wyższa niż zerowa, co może być podstawą do podwyższenia emerytury w wyniku dokonanego przeliczenia. (Podstawa prawna: ustawa z 17 grudnia 1998 o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz ustawa z 13 października 1998 o systemie ubezpieczeń społecznych)


Drodzy Czytelnicy!
Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość  będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach FiM.

Opracował MECENAS

polska parafialna

Dymanie Europy

Kościół pod wezwaniem św. Jakuba w Szczecinie, zwany archikatedrą, ma status zabytku kultury i dziedzictwa narodowego. Sprytnie pomyślane.

Za niemieckich gospodarzy Szczecina  zwykła świątynia ewangelicka, jedna z większych w mieście.
Zburzona podczas angielskich nalotów dywanowych w czasie drugiej wojny światowej. Przekazana Kościołowi katolickiemu, odbudowana za komunistycznej władzy.
Nie przez krasnali, tylko za kasę komuszą, czyli pieniądze wypracowane przez ogół Polaków. Ale tamci  okazało się  nie tak odbudowali dawną ewangelicką świątynię, jakby chcieli jej nowi  watykańscy właściciele.
Zbyt skromnie  zabrakło wieży, która powinna górować nad Szczecinem. Nie było przeszklonej windy elektronicznie sterowanej, którą turyści wożeni byliby na specjalny taras widokowy. Przecie nie za Bóg zapłać, to jasne...
Ale teraz to wszystko, cały ten luksusowy i prestiżowy sztafaż, nareszcie ciałem się staje. Za pieniądze Unii Europejskiej. Unia lubi być pobożna.
Ostatnio na wieży bazyliki katedralnej w Szczecinie osadzono pozłacaną kulę...
Fotoreporterzy szaleli. Wedle wskazań proboszcza, w odpowiednich chwilach publiczność biła brawo, kamerzyści TVP kamerowali, słowem  wydarzenie z pompą i przytupem. Złoto na kuli najprawdziwsze.
Którego nikt nie gwizdnie.
Chyba. Do wnętrza kulistego przedmiotu wrzucono rozmaite dokumenty oraz egzemplarze pobożnych gazet lokalnych, ofi cjalnie świeckich i niezależnych przecie, oraz... telefon komórkowy. Znaki czasu. To nie pierwszy i nie ostatni taki propagandowy spęd wokół tego kościoła. Medialnie urabiany do rangi Bóg jeden wie jak wielkiego wydarzenia w historii Szczecina.
Panowie księża dbają o medialną oprawę swojej fi rmy, to proste.
W przypadku katedry chodzi nie tylko o to. Niezwykle kosztowny remont obiektu odbywa się za pieniądze rodzimych podatników (bez względu na wyznanie, kolor włosów itd.) oraz  jak wspomnieliśmy  za euro wyasygnowane przez Komisję Europejską. W sumie kilkaset milionów złotych!
Same bogato inkrustowane wrota kościoła kosztowały sto tysięcy.
Gruntowna przebudowa placu nazwanego imieniem św. Jakuba to kolejne setki tysięcy w prezencie od miasta, czyli szczecinian.
A teraz wieża, która po zakończeniu przebudowy będzie najwyższym punktem widokowym w mieście. Jak zapewnił proboszcz  wielebny Jan Kazieczko  katedra ze szpicem, szklaną windą, tarasem widokowym w przezroczystej kopule i innymi gadżetami dla turystów stanowić będzie symbol Szczecina. Nie jakaś stocznia, która lada chwila wyzionie ducha, nie port, statki, fl ota rybacka, tylko katedra.
Bo tamto prawie już zdechło, a trup, jak wiadomo, czarną siłę tuczy.
Katedra pozostanie na wieki.
Wraz z sąsiadującym obok domem pielgrzyma, stylizowanym na angielski zamek, zbudowany z europejską pana Bozi pomocą, a faktycznie apartamentowiec dla biskupów i lepszych panów księży. Żaden ustrój, żadne bezrobocie i bida z nędzą tego nie ruszą. Ach, bylibyśmy zapomnieli: w gruntowną przebudowę katedry parafi a włożyła wymagany przez Unię wkład własny:
kilka milionów złotych. Nie z tacowego, a tym bardziej nic z kolędy. Od czego jest Fundusz Kościelny, pozycja w budżecie państwa ?! I poooszło! A pójdzie jeszcze dalej, bo wielebny proboszcz zapowiada ułożenie specjalnej ceglanej elewacji (technologia do przodu!) na całości.
To kolejne miliony, bo materiał musi być trwały, więc kosztowny, a za specrobotę firmy sporo policzą  zamartwia się wielebny mąż. Ale coś z taką kasą trzeba robić, jakoś ją wydać.
Bazylika katedralna pw. św. Jakuba w Szczecinie ma status zabytku kultury i dziedzictwa narodowego.
To podstawa do otrzymania subwencji z budżetów państwa i miasta. Dobrze przygotowany wniosek do Komisji Europejskiej  pstryk i jest wejście do eurokasy.
Bogata Europa na zabytek dziedzictwa i kultury narodowej nie odmówi. Jej, Komisji Europejskiej, sprawa. Trudno też, żeby katedra stała zaniedbana, byłby wstyd. Tyle że ten zabytek należy do Watykanu, a w jego wnętrzu odbywa się normalny biznes, z którego dochód czerpią watykańscy urzędnicy.
No to czy panowie w sukienkach nie powinni inwestować w swoje miejsce tłuczenia forsy, a kasa unijna (tym bardziej samorządowa!!!)
nie powinna zostać wydana na inne projekty  na potrzeby miasta i mieszkańców? Akurat!
Kilometr dalej od katedry jest Stocznia Szczecińska Nowa. Kiedyś im. Adolfa Warskiego. Miejsce historyczne, kultowe, choć to inny kult: Sierpień 80, a wcześniej Grudzień 70. Poza tym to dziś miejsce pracy 5 tysięcy ludzi. Aby stocznię utrzymać przy życiu, polskie państwo za rządu PiS wpompowało z budżetu kilkaset milionów złotych.
Forsę wyjęto z kieszeni podatników. I wyjmuje się nadal, udzielając pożyczek poprzez Agencję Rozwoju Przemysłu na wypłaty pensji.
Komisja Europejska zaprotestowała  w unijnym kraju nie można wypłacać zapomogi z budżetu państwa. Takie unijne prawo jest i amen. Ośmielam się zauważyć, że Komisja Europejska jest równiutko dymana.
W Szczecinie, niedaleko stoczni.
Przez czarnych batmanów, którym buduje znakomitą supermaszynę do trzaskania kasy. Taki to zabytek, proszę szanownej KE, jak z koziej dupy trąba  tak mawiają nasi bracia Szkoci, grywający na czymś takim.

WOJCIECH JURCZAK

polska parafialna

Uwaga, uwaga nadchodzi!

Pakuj się w garnitur, pastuj buty, szykuj portfel i gatunkową wódkę  odwiedza cię Pan Ksiądz po kolędzie.

Ból głowy, stres, i przekleństwo mielesz w ustach. No, chyba że mieszkasz w Gliwicach.
Tam ksiądz Krzysztof chciał ułatwić życie parafianom i przygotował specjalną instrukcję, jak powitać dostojnego gościa w swoich niskich progach i co robić dalej.
Te szczególne odwiedziny należy starannie przygotować  pisze na wstępie kapłan.  Po pierwsze, trzeba dowiedzieć się, kiedy w moim domu, bloku jest zaplanowana kolęda. To pomoże właściwie zaplanować wam czas.
Słusznie. Wszak nierzadko kolędowe wizyty u sąsiadów przeciągają się i zamiast o godz. 17 ksiądz dociera do nas o 22.30.
No ale w końcu ksiądz jest jak niezapłacony rachunek  zawsze przychodzi. A wtedy:
Rozpoczyna się oczywiście od niecierpliwego wyczekiwania (który ksiądz przyjdzie w tym roku), nasłuchiwania dzwonków ministrantów.
Wszyscy domownicy mogą zaakcentować wizytę odświętnym ubraniem, jak na odwiedziny kogoś ważnego  pisze autor instrukcji.
 Trzeba też ogarnąć mieszkanie, zadbać o znaki naszej wiary chrześcijańskiej: krzyż bądź obrazy Jezusa, Maryi, świętych (oczywiście niech nie wiszą tylko z okazji kolędy). Spotkanie powinno odbywać się w głównym pokoju. Na stole musi być krzyż, naczynie z wodą święconą, Pismo Święte. Ową wodę trzeba wcześniej pobrać w kościele, najlepiej mieć ją w domu w słoiczku przez cały rok.
Kiedy usłyszy się rozlegający dźwięk dzwonka, gospodarz domu powinien otworzyć drzwi i zaprosić przechodzących ministrantów, którzy zazwyczaj idą przed księdzem. Dobrze by było, by domownicy włączyli się do wspólnego śpiewu.
Godny utrzymania jest zwyczaj, by poczęstować ministrantów czymś słodkim albo wrzucić jakiś grosz do puszki.
To dla ministrantów, a co dla wielebnego?
Może kieliszeczek czegoś mocniejszego na pokrzepienie? Autor instrukcji nie wspomina o tym ani słowem, ale przecież chłopa zrozumie.
Pośpiewaliśmy i co dalej? Teraz można się modlić na stojąco, ale lepiej klęcząc, wysłuchując Pisma Świętego czytanego przez księdza, i pochylając głowę podczas kropienia święconą wodą.
Po modlitwie czas wreszcie pogadać.
Czy zasypywać kapłana gradem podchwytliwych pytań dotyczących Trójcy czy Niepokalanego Poczęcia? Nie radzimy, bo to ksiądz sam nawiązuje rozmowę w sprawach religijnych, a przy okazji odnotowuje obecność mieszkańców w kartotece parafi alnej.
Gdy już formalności te zostaną dopełnione, możemy nieśmiało zadać kilka pytań, ale uważajmy, by nie zdenerwować nimi wielebnego.
Zatem zdecydowanie najlepiej pogadać o kościelnych inwestycjach i potrzebach fi nansowych proboszcza.
Podczas rozmowy ksiądz pyta nas zwykle o sprawy religijne, a nawet zagląda do zeszytów od religii naszych pociech, zadaje pytania i sam jest otwarty na pytania rodziny, na koniec zostawia pamiątkowe obrazki i składa życzenia na nowy rok. Oczywiście, nie zapomina o kasiorce, zwanej dla zmyłki ofi arą kolędową.
Możemy ją przekazać zarówno w domu, jak i kościele. Oczywiście, na potrzeby parafi i. Jak dużo? Zwyczajowo 3050 złociszów, ale najlepiej znacznie więcej. Czy wypada dać 5 czy 10 zł, gdy np. jesteśmy od lat bez pracy? Raczej nie, bo księżulo może się obrazić i opuścić nasze mieszkanie bez pożegnania, a walnięcie drzwiami na odchodne byłoby obciachem wobec sąsiadów. Ale o tym już instrukcja nie traktuje.
Kolędowe odwiedziny to dla kapłanów olbrzymi wysiłek  przypomina ks. Krzysztof w instrukcji. Jasne...
Za to dla odwiedzanych  sama rozkosz!

BS

ciemna strona mocy

Diabli nadają

Nie ma większego cwaniaka niż zły duch  twierdzą egzorcyści. Ulżyło nam, gdy przekonaliśmy się, że Kościół ma jeszcze lepszych spryciarzy...

W Poczerninie (rzut beretem od Stargardu Szczecińskiego i pół godziny jazdy samochodem od Szczecina) powstanie wkrótce Ośrodek Pomocy Duchowej Oaza Maryi Królowej Światłości, pod którą to nazwą działać będzie specjalistyczna kościelna klinika dla dręczonych, a nawet całkiem opętanych przez diabła i różne inne złe duchy.
Sprawę przyklepał już ofi cjalnym dekretem metropolita szczecińsko-kamieński arcybiskup Zygmunt Kamiński, więc na nic zdadzą się rozpaczliwe protesty mieszkańców wsi, którzy żywią uzasadnione obawy, czy na przykład duchy wypędzone z pacjentów kliniki nie będą szukać schronienia w powłokach cielesnych tubylców, zamiast uciec do położonej nieopodal Puszczy Goleniowskiej...
A gdyby nawet niektóre duchy czmychnęły w knieje, to przecież i tak strach będzie chodzić na grzyby czy jagody, bądź pluskać się w przepływającej obok domów urokliwej Inie. Zdaniem miejscowych, odmowa dawania mleka przez krowy jest pewna, podobnie jak ruina agroturystyki oraz zniweczenie planów zlokalizowania w Poczerninie osiedla letniskowego.
  
Organizacją budowy kliniki i kompletowaniem dlań specjalistycznego personelu zajmie się licencjonowany archidiecezjalny egzorcysta  41-letni ks. dr Andrzej Trojanowski (na zdjęciach) z Towarzystwa Chrystusowego, który został w tym celu zwolniony z ubocznych obowiązków duszpasterza akademickiego w szczecińskiej parafi i Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Ks. Trojanowski rozpoczął swoją misję od próby wypędzenia złych duchów z opornych mieszkańców (nomen omen) Poczernina.
 Był tu u nas 19 grudnia i przekonywał, że jego pacjenci nie stanowią zagrożenia. Myślę jednak, że niewielu z obecnych na zebraniu przekonał do pomysłu umieszczenia w naszej wsi tego rodzaju atrakcji  ocenia w rozmowie z FiM sołtys Grażyna Drabik.
Skąd bierze się niezrozumienie?
Ludzie patrzą na praktykę egzorcyzmów w Kościele przez pryzmat horrorów, filmów, książek fantastycznych, czyli rzeczy, które w jakimś stopniu są kreowane przez złego ducha. Jemu bardzo zależy, by ten obraz praktyk kościelnych był wynaturzony. Musimy mieć świadomość, że zły duch jest inteligentny  tłumaczy ks. Trojanowski na łamach katolickiego tygodnika Niedziela (1/2008)
  
Ośrodek w Poczerninie składać się będzie z kilkunastu budynków.
Kaplica, sala rekolekcyjna, jadalnia, specjalne eremy dla pensjonariuszy, w których wstąpił diabeł...
Praktycznie rzecz biorąc, można będzie to cacko z marszu przekształcić w... luksusowy hotel, gdyby w województwie zachodniopomorskim jakimś cudem zabrakło opętanych. Bo tak naprawdę nie będzie ich wielu.
 Miałem dotychczas osiem, może dziesięć osób, o których można by powiedzieć, że są naprawdę opętane  uspokajał ks. Trojanowski mieszkańców Poczernina.
Będzie tam mieszkać jednocześnie tylko kilka osób potrzebujących wprost posługi uwolnienia, aby można było się dogłębnie nimi zająć. Pozostali to mieszkańcy Szczecina, wspierający innych w modlitwie bądź też pragnący duchowego wyciszenia  powiedział Niedzieli.
Czyżby więc faktycznie hotel...?
Wybudowanie od podstaw mieszkalno-modlitewnego kompleksu wymaga niemałych pieniędzy. Skąd?
Ośrodek powstanie wyłącznie z darowizn, ofi ar ludzi życzliwych, którzy już zadeklarowali swoją pomoc  zapewnia archidiecezjalny egzorcysta. Dodaje, że będzie to dzieło Pana Boga i to On zatroszczy się o jego finansowanie, choć może się to wydawać nieprawdopodobne dla ekonomistów.
No cóż, nie trzeba być pogromcą duchów, żeby przewidzieć, że na kościelny hotel wierni kasy nie dadzą, ale tylko ostatnia katolicka szuja mogłaby poskąpić na wypędzanie z bliźnich diabła...
Niestety, nawet najbardziej szczodre owieczki nie będą mogły sobie popatrzeć, jak taka operacja uwalniania będzie wyglądała. Doprawdy, wielka szkoda...
Pierwszym zadaniem egzorcysty, jeszcze przed przeprowadzeniem, jest rozpoznanie, czy ma do czynienia z rzeczywistym opętaniem, obsesją, opresją czy dręczeniem diabelskim, oraz ocenienie skali zakorzenienia zła  czytamy w instrukcji dla kościelnych deratyzatorów.
No, a później:
W drugiej kolejności przeprowadza się modlitwę o uwolnienie.
Jeśli w czasie jej odmawiania pojawią się dodatkowe objawy świadczące o wpływie złych mocy, wtedy przechodzi się do egzorcyzmu.
W tej części zasadniczej egzorcysta:
 kropi osobę opętaną wodą święconą;
 odmawia modlitwę litanijną, czyta psalmy i Ewangelię;
 kładzie ręce na pacjenta i zwraca się do Ducha Świętego, żeby zły duch odszedł od dręczonego;
 podczas modlitwy tchnie w twarz dręczonego;
 recytuje wyznanie wiary, po czym odmawia modlitwę, by następnie pokazać dręczonemu krzyż i pobłogosławić go;
 wypowiada formułę błagalną skierowaną do Boga, a zaraz po niej formułę rozkazującą wyklinającą diabła w imię Jezusa Chrystusa.
Na zakończenie pieśń dziękczynna i po sprawie, bo diabeł już został przegoniony...
W ekstremalnych przypadkach mogą pojawić się kłopoty, bowiem demon stara się przeszkadzać egzorcyście.
Próbuje zachować pozory obojętności, choć w istocie obecność sacrum napędza jego złość, albo  dla zmylenia przeciwnika  diabeł, chcąc uniknąć zdemaskowania, nie odpowiada, bądź też chcąc odwrócić uwagę kapłana, staje się bardzo gadatliwy  czytamy w instrukcji.
Prawdopodobnie niewiele to jednak złemu duchowi pomaga, skoro nieznane są w Polsce przypadki, żeby któremuś z ponad 50 diecezjalnych egzorcystów się nie udało...
  
Inwestorem Oazy Maryi Królowej Światłości w Poczerninie będzie erygowane przez metropolitę szczecińsko-kamieńskiego Stowarzyszenie Oaza Matki Bożej Bolesnej, prowadzące już  dziwnym trafem w tej samej wsi  dom dla matek z dziećmi. Jak wiadomo, stowarzyszenie może zbierać pieniądze od wszystkich, także np. od gminy czy państwa.
Placówka administrowana przez zakonnice ze Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek Samarytanek Krzyża Chrystusowego mieści się w byłej szkole (na hektarach z przyległości), którą arcybiskupie Stowarzyszenie dzierżawiło do niedawna od gminy Stargard Szczeciński.
Decydując się przejąć ten budynek, nie zdawałam sobie dobrze sprawy z kosztów przedsięwzięcia.
A jednak opatrzność dała na ten Dom, bo my z opatrzności Bożej i z pracy rąk własnych żyjemy  twierdzi s. Assunta Sasadeusz, szefowa poczernińskich benedyktynek-samarytanek.
Udało nam się dotrzeć do dokumentów, z których wynika, że to jednak nie opatrzność dała, lecz:
 w kolejnych latach 20052006 wójt gminy Stargard Szczeciński systematycznie zwalniał Stowarzyszenie z obowiązujących je podatków ze względu na ważny interes strony;
 zarządzeniem wójta Kazimierza Szarżanowicza z 3 lutego 2006 roku nieruchomość (budynek plus grunty o powierzchni 2,11 ha) oszacowana na 362,4 tys. zł została sprzedana Stowarzyszeniu za... 1,5 tys. zł, po zaliczeniu 208 tys.
zł nakładów. poniesionych przez użytkownika i wspaniałomyślnym zastosowaniu 99-procentowej bonifikaty!
Gdy w Poczerninie powstanie dodatkowo  z kasy opatrzności  kombinat Oazy Maryi Królowej Światłości, będzie można mówić o prawdziwym cudzie i diabły będą unikały tamtej okolicy jak święconej wody...

ANNA TARCZYŃSKA

Wielkie granie

Takiej orkiestry nie ma nigdzie na świecie. W niedzielę zagrała na miliony instrumentów.  To taka polska specjalność, made in Poland!  przekonywał główny dyrygent XVI finału WOŚP.

Dotąd fundacja Orkiestry w sposób mistrzowski zajmowała się wzrokiem, słuchem i bezdechem u noworodków.
Tym razem pochyliła się nad laryngologią  stąd hasło Owsiaka:
W tym roku gramy z głową! W tym roku było jeszcze więcej czadu. Dzięki LOT-owi Owsiak odwiedził kilka miast. Współpraca publicznej TVP z prywatną TVN podwójnie nagłośniła Orkiestrę. Dwaj rywale w studiu przy Woronicza  prezesi Andrzej Urbański i Piotr Walter  podali sobie ręce, zapowiadając dalszą współpracę. Ojcze Tadeuszu, też zapraszam do tej współpracy w przyszłym roku!  jajcarsko skomentował ten fakt Jerzy Owsiak. Nie bez powodu  media ojca dyrektora z Torunia od zawsze wyjątkowo napastliwie traktują inicjatywy Owsiaka, w tym wielką zbiórkę pieniędzy dla chorych maluchów. Na szczęście w ciągu 15 lat wielu księży zaakceptowało Orkiestrę, coraz rzadziej słyszy się np. o przeganianiu wolontariuszy spod kościołów. Trudno zresztą polemizować z efektami zbiórki: 82,5 mln dolarów zamienione na 17 tys.
różnorodnych urządzeń służących ratowaniu życia. Co najciekawsze  żadna złotówka nie zabłąkała się pod biskupie strzechy.
Nasi reporterzy, jak co roku, towarzyszyli finałowi WOŚP.
Oj, działo się, działo w studiu nr 5 TVP, gdzie przez wiele godzin królowała piękna Grażyna Torbicka, a towarzyszył jej niezrównany Krzysio Skiba, przebrany za indiańskiego wojownika. Na estradzie występował m.in. znakomity zespół Blue Caf z Łodzi; swoje wsparcie dla Orkiestry demonstrowali też inni ludzie sceny, sportowcy, działacze społeczni i politycy, m.in. Stefania Grodzieńska, Małgorzata Kożuchowska, Paweł Królikowski, Dariusz Szpakowski, Radosław Sikorski i Mirosław Drzewiecki. Nie zabrakło też minister zdrowia Ewy Kopacz, która podziękowała Owsiakowi i wolontariuszom.
Dajcie mi pieniądze, to zbuduję także autostrady!  żartował Owsiak.
XVI święto Polski życzliwej  jak nazwał je, punktujący sobie dzięki Orkiestrze, prezes TVP Andrzej Urbański  przeszło już do historii.

Tradycyjnie także w siedzibie naszej redakcji w Łodzi za sprawą RACJI Polskiej Lewicy zorganizowano zbiórkę na rzecz WOŚP.
30 wolontariuszy przez cały dzień uwijało się jak w ukropie.
Martyna Drubkowska z Gimnazjum nr 14 pobiła rekord i zebrała do swojej puszki ponad 1000 zł; tyleż samo uzyskał Marek Odrowąż, dorzucając dzięki łodzianom jeszcze złoty łańcuszek i pierścionek.
Najmłodszy nasz wolontariusz  Janek Ostanówko, uczeń I klasy podstawówki  wraz z rodzicami zebrał do puszki ponad 600 zł.
 To był prawdziwy maraton dla nas wszystkich  podsumowała zbiórkę organizatorka akcji Maria Rajska.
 Łącznie uzyskaliśmy 12 tysięcy złotych, bijąc nasz ubiegłoroczny rekord o dwa tysiące. Mieli w tym udział także dziennikarze i pracownicy redakcji Faktów i Mitów.
Znakomicie wykazała się redakcja tygodnika Angora, która zafundowała Orkiestrze sporo gadżetów, m.in. oryginalne szaliki z logo WOŚP.
Do zobaczenia za rok, wszak Owsiakowa Orkiestra gra do końca świata i nawet dzień dłużej!

PS

ze świata

Pij mleczko
Kontrowersje dotyczące krowiego pokarmu nie wygasają i towarzyszą im spore emocje.
Uniwersytet Tennessee po 6 miesiącach badań ogłosił, że mleko przyspiesza spalanie tłuszczu. Tłuściochy pojono 3 szklankami dziennie i straciły na wadze więcej niż otyli, którzy mleka nie pili. Mleko jest cennym budulcem mięśni ze względu na wartościowe proteiny. Szklanka mleka po ćwiczeniach fizycznych jest o niebo lepsza niż faszerowanie się sterydami. Nieprawdą jest, że hormony, które daje się krowom, szkodzą konsumentom mleka  do mleka one nie przenikają. Co do zawartości antybiotyków w mleku, które mają powodować odporność bakterii, sprawa nie jest wyjaśniona. Brak na to naukowych dowodów. Picie mleka beztłuszczowego zamiast pełnotłustego wcale nie jest wskazane dla osób o normalnej wadze. U konsumentów pełnotłustego stwierdzono nawet niższy poziom cholesterolu. Natomiast ludzie z nadwagą mogą pozostać przy mleku chudym, oszczędzając sobie nadmiaru kalorii.
Opinie krytyczne formułowane są zwykle przez autorów badań finansowanych przez producentów napojów konkurujących z mlekiem. Mlekopijstwo zwalcza również quasi-terrorystyczna amerykańska organizacja obrony zwierząt PETA, która podpala laboratoria prowadzące doświadczenia na zwierzętach. Aktywiści PETA utrzymują, że podczas procesu dojenia krowy cierpią niewymowne katusze...

CS



Batman
Czyżby cuda jednak się zdarzały? Alcidesa Moreno, 37-letni Ekwadorczyk, podczas czyszczenia okien wieżowca na Manhattanie, spadł (zerwała się platforma) z wysokości 47 piętra  około 170 metrów. Facet żyje!
Jego brat, posłuszny prawom fizyki, zabił się na miejscu. Stan Moreny po przewiezieniu do szpitala określono jako absolutnie katastrofalny  wszystkie kończyny połamane w wielu miejscach, poważne obrażenia klatki piersiowej, jamy brzusznej i kręgosłupa i krwawienie wszystkiego, z mózgiem włącznie.
W ledwie żywe ciało wpompowano dwa razy więcej krwi niż znajduje się normalnie w krwiobiegu, bo krew uciekała wszystkimi dziurami, wykonano 9 ortopedycznych operacji. Moreno przeżył, bez paraliżu i poważnych obrażeń głowy. Jeśli ktoś wierzy w cuda, to jest to cud  stwierdził szef chirurgów. Po dwu tygodniach ranny zaczął porozumiewać się z otoczeniem, ściskając rękę żony. Kiedy ścisnął rękę pielęgniarki, żona żartobliwie go upomniała... Wówczas Moreno niespodziewanie się odezwał: A co ja zrobiłem?.
Statystycznie ktoś, kto spada z 3 piętra, ma szanse przeżycia (jeden na 2 przypadki). Ofiary upadku z wysokości wyższej niż 10 pięter to w 95 procentach klienci kostnicy. A z 47... Nauka prawdopodobnie nigdy nie wyjaśni, co Moreno, ojcu trojga dzieci, uratowało życie.
Żona pociesza go, że już nie będzie musiał pracować przy oknach: zapewne odszkodowanie będzie wielomilionowe, a może nawet zaproponują mu rolę w nowej wersji Batmana? To się nazywa mieć szczęście w nieszczęściu...

CS




Karaluchy na wagę złota
Najdroższe świństwo świata można było sobie kupić za niezłą fortunkę. Już nie można.
Pisaliśmy niedawno o najdroższym deserze świata: knajpa nowojorska Serednipity 3 proponowała deser (czekoladowy budyń z opiłkami złota) za 25 tys. dolarów.
Kiedy Guinness ogłosił, że to nowy cenowy laureat, w restauracji  10 dni później  pojawili się wysłannicy ichniego sanepidu. Inspekcja wykazała, że po kuchni biega mysz, pełno jest muszych kup, a do tego naliczono ponad 100 karaluchów. Departament zdrowia nakazał zamknięcie wyszynku. Pewno kilku snobistycznym milionerom zrobiło się niedobrze..

ST


Pieniądze śmierdzą
Do bardziej oryginalnych metod zarobkowania należy z pewnością odpłatne wąchanie kup.
Tej działalności zarobkowej oddają się studenci i studentki z Pardue University, a gaże wypłaca im Albert Heber, tamtejszy profesor biologii i rolnictwa.
Żacy dostają do wąchania odchody końskie, krowie i świńskie; muszą też degustować węchowo inne wiejskie fetory. Następnie zapisują, które są najbardziej nieprzyjemne. Z reguły pada na świńskie. Celem badań jest ustalenie, w jakiej odległości od ludzkich sadyb mogą być sytuowane obory, by ludzie mogli je znieść. Za sesję węchową studentom płaci się 30 dolarów i są całkiem zadowoleni.

ST



Wypędzacz
Egzorcyzmy chałupnicze nie popłacają  to nauczka, jaką otrzymał Oswald Varemond z Florydy.
Zaczęło się od tego, że zaprosił 80-letnią matkę i siostrę do wspólnej modlitwy. Gdy zgodnie odmawiali paciorki, Oswaldowi coś nagle odbiło albo... miał widzenie. Zaczął siostrę walić żelazkiem po głowie i kąsać w plecy. Wyjaśnił przy tym, że wypędza demony, które się w niej zadomowiły. Gdy staruszka matka pospieszyła córce na pomoc, syn  rozsierdzony, że staje ona po stronie Złego  odgryzł jej palec i próbował wyrwać zęby. Seans zakończyła policja, wchodząc do mieszkania razem z drzwiami. Bóg musiał jednak chronić egzorcystę amatora, bo paralizator elektryczny, którym pana Varemonda usiłowano spacyfikować, trzykrotnie zawiódł... W końcu jednak udało się go przetransferować do celi. Pojedynczej...

ST



Kibic forever
Richard Desrosiers mieszkał w stanie New Hampshire, ale ukochał zespół amerykańskiego futbolu Steelers z Pittsburgha.
Obecnie marzenie jego życia zostało spełnione: po raz pierwszy był na meczu uwielbianej drużyny! Dzięki żonie i kilku samarytanom.
Jedna niedogodność: był już w urnie. Kiedy przed rokiem zachorował na raka, w ostatnim życzeniu poprosił, by jego prochy zawieźć na mecz. Znaleźli się dobrzy ludzie, którzy sfinansowali bilety dla wdowy i syna, a nawet kupili miejsce w hotelu.
Niestety, Steelers przerżnęli. Niewykluczone, że Richard będzie ich teraz straszył.

PZ



Narzeczona palce lizać
Teksańczyk Christopher McCain z Tyler pokazał światu, jak wygląda szczyt fizycznych porachunków.
21-letnia Jana Shearer została przezeń porwana z domu, zabita tępym narzędziem, poćwiartowana i ugotowana. Sprawca prawdopodobnie był dumny ze swego wyczynu, bo zaprosił własną matkę i jej konkubenta, żeby się pochwalić. Gdy ci  wstrząśnięci  uciekli i usiłowali powiadomić policję, McCain sam zadzwonił po gliny. Po wejściu do domu funkcjonariusze dostrzegli duży, parujący gar, w którym pływało ucho, oraz uśmiechniętego faceta nad pełnym talerzem. McCain wbijał właśnie widelec we fragment byłej bogdanki. Psychiatra orzekł, że facet jest w pełni poczytalny...

TN



Miłośnik motoryzacji
Sandy Wong dostał od sądu w Edmonton w Kanadzie 90 dni kicia.
Wszystko przez to, że zbytnio afiszował się ze swymi seksualnymi preferencjami. Podczas rolniczych targów, które odbywają się w tym położonym na kanadyjskiej Syberii mieście, ściągnął spodnie i majtki, wdrapał się na dach swego bmw i jął się publicznie onanizować. Więziennemu psychiatrze wyjaśnił, że jego samochód go podnieca, bo ma kobiece kształty. Ponadto wyznał, że seksualne pożądanie wywołują u niego samochody także innych marek: camaro, chevrolet bel air, mini cooper oraz buick century.

JF



Małpiszony kurwiszony
Przywykło się sądzić, że najstarszym zawodem świata jest prostytucja. Badania Michaela Gumerta z Nanyang Technological University w Singapurze pokazują jednak, że nie jest to profesja wyłącznie ludzka.
Naukowiec ten poddał badaniom małpy makaki i stwierdził, że płacenie za seks jest wśród nich na porządku dziennym. Samce pragnące załapać się na kopulację muszą za nią zapłacić czochraniem i iskaniem partnerki. Funkcjonują przy tym rynkowe prawa podaży i popytu. Jeśli w stadzie jest dużo samic, do uzyskania prawa stosunku wystarczy iskanie przez 8 minut. Jeśli jednak istnieje deficyt pań, samce muszą pracować nad łapaniem pcheł przez ok. 16 minut, by zasłużyć na gratyfikację. Przeciętnie samica oddaje się półtora raza w ciągu godziny. Gdy jest iskana, udostępnia swe erotyczne walory dwa razy częściej.

ST



Pies go drapał
Rozbieżność poglądów na temat moralności i towarzystwa psów położyła się cieniem na stosunkach między panem a panią z Bremerton w stanie Washington.
Para postanowiła wziąć razem prysznic. Pomysł godny upowszechnienia, bo prowadzi do oszczędności wody, a bywa, że i do powiększenia rodziny. 25-letnia dziewoja wyraziła jednak zastrzeżenia wobec inicjatywy partnera  nalegał, by w łazience towarzyszył im czworonóg. Najwidoczniej wstydziła się... Od słowa do słowa, sprawa stanęła na ostrzu noża. Ona: jak nie zabierzesz psa, nie będę twoją kochanką. On: OK, może inna będzie lubić psy bardziej.
Zamiast do upojnej kąpieli w łazience doszło do interwencji policji. Gliniarzy na pomoc wezwał partner. Kiedy zaliczył kilka sierpowych, cios obrazkiem i zwichnięte ramię, zdał sobie sprawę, że nie ma szans. Wspólny prysznic zakończył się w areszcie (ona) i w szpitalu (on).
Pies podobno się załamał...

JF





Wstecz

koŚciÓŁ powszedni

Chcica księdza Władka

Przed kilku miesiącami informowaliśmy o zatrzymaniu przez amerykańską policję na Florydzie polskiego księdza. Właśnie ujawniono szczegóły jego wyczynów.

Wyświęcony w Polsce w roku 1982 ks. Władysław Górak poczuł po jakimś czasie potrzebę, by owieczki do nieba prowadzić za oceanem. Formalnie zamerykanizował się błyskawicznie, zmieniając nazwisko na Walter Fisher. W latach 19982003 pracował w licznych parafiach archidiecezji Newark. Dlaczego były tak liczne? W tym cała rzecz...
Dosłownie od samego początku zatrudnienia przełożeni ojca Góraka i kierownictwo archidiecezji zdawało sobie sprawę, że ma on problemy związane z agresją seksualną wobec kobiet  stwierdza akt oskarżenia. Zgadza się: 28 grudnia 1982 roku w kościelnych aktach personalnych, które polecono ujawnić do celów procesowych, zwierzchnik Góraka-Fishera, ks. Marczewski, pisał: Zostałem dziś poinformowany, że diakon wszedł wczoraj do zakrystii i ujrzał ks. Waltera obejmującego i całującego naczelną chórzystkę, Carolyn. Ta odpychała księdza. Stwierdziła, że nie zdarzyło się to po raz pierwszy. Podczas konfrontacji ks. Walter wyjaśnił, że składał tylko życzenia świąteczne i noworoczne. Po raz kolejny wyjaśniłem mu, że w Ameryce nie praktykuje się fizycznych zalotów, jeśli kobieta ich nie akceptuje. Nie był to jedyny wpis ks. Marczewskiego. Po raz trzeci rozmawiałem z ojcem Walterem o jego zachowaniu. Robił seksualne podchody do pracowniczki kościelnej i używał obscenicznych określeń seksualnych. Obszernie wyjaśniałem mu sytuację, a ks. Załobski tłumaczył na polski. Ks. Walter odpowiedział, że tylko starał się uczyć... angielskich idiomów. Kilkoro parafian powiedziało mi, że ks. Walter, mówiąc po polsku, używa słów, których kapłanowi używać nie przystoi. Rozmawiałem o nim z arcybiskupem. Zasugerował przeniesienie ojca Waltera do parafii, której proboszcz mówi po polsku i będzie w stanie lepiej ocenić sytuację.
Górak-Fisher był już spalony na terenie archidiecezji Newark; przeniesiono go więc do Lakeland na Florydzie. Transferowi towarzyszył list do biskupa diecezji Orlando, w którym ks. Serratelli z kierownictwa archidecezji Newark pisał: Przejrzałem akta personalne oraz inne, którymi dysponujemy. Na tej podstawie zapewniam, że wielebny Władysław Górak jest osobą o dobrym charakterze moralnym i reputacji, posiada kwalifikacje, by funkcjonować we właściwy i efektywny sposób na terenie każdej diecezji, która go przyjmie.
Umocniony w poczuciu bezkarności, od początku kariery w parafii kościoła Zmartwychwstania w Lakeland Górak kontynuował swój proceder. Fisher śledził, zaczajał się i dokuczał Jane  konstatuje akt oskarżenia, określając ofiarę, polską parafiankę, anonimowo  jako Jane Doe. Przychodził do jej domu, gdy była sama, jeździł za nią na zakupy i lotnisko, ignorował prośby, by zostawić ją w spokoju. Jane poskarżyła się przełożonemu Góraka, proboszczowi Mello, który przekazał raport biskupowi. Choć kobieta przychodziła do proboszcza raz po raz błagając o pomoc, nic nie zostało zrobione  czytamy w akcie oskarżenia.
12 października 2004 r. ks. Górak włamał się do domu Jane Doe, wykopując drzwi. Powalił ją na podłogę, zaczął rwać odzienie, po czym zdjął spodnie i położył się na niej z zamiarem dokonania gwałtu. Wyzywał ją wulgarnymi słowami. Kobiecie udało się wyśliznąć  w majtkach i staniku wybiegła na ulicę. Jeszcze raz poszła do proboszcza Mello  skutek był podobny jak wcześniej. Górak w dalszym ciągu nachodził ją i straszył, niepokoił w pracy, zaczepiał jej sąsiadów.
W maju 2005 roku ofiara zdecydowała się pójść na policję. Raport stwierdza: Boi się o życie. Mówi, że sądziła, iż takie sprawy powinny być załatwiane przez Kościół. Napisała list do arcybiskupa, informując go o tym, co się dzieje.. Nie dostała żadnej odpowiedzi, więc przekazała sprawę policji.
Dyrektor PR diecezji Orlando w oświadczeniu stwierdza: Diecezja nie była świadoma skłonności pana Waltera Fishera do krzywdzenia kogokolwiek. Ofiara wyznała, że była bliską znajomą p. Fishera. Nie wyrażała żadnego zaniepokojenia, że jego zachowanie stało się gwałtowne. W dalszym ciągu modlimy się o wszystkich, których dotyczy ta sytuacja.

JOHN FREEMAN



koŚciÓŁ powszedni

Modły kłamstwem podszyte

Z nowym rokiem papież wziął się do walki ze swymi podwładnymi.
Za pośrednictwem brazylijskiego kardynała Claudia Hummesa, prefekta Kongregacji ds. Kleru, wystosował instrukcję do wszystkich duchownych i katolików, nakazując nieprzerwane modły na rzecz wyrugowania pedofilii z Kościoła.

Będą one prowadzone we wszystkich diecezjach, parafiach, klasztorach i seminariach. Mają wyrażać skruchę, prosić i oczyszczenie. Modlitwa po 24 godzinach w jednym miejscu będzie kontynuowana w następnym.
W wywiadzie dla LOsservatore Romano Hummes zapowiedział, że celem ofensywy modlitewnej jest definitywne zastopowanie skandalu; katolicy będą prosić Boga o łaskę dla ofiar ciężkich wykroczeń, których sprawcami są księża.
Akcja papieża i kardynała jest godna odnotowania, tak jak i fakt, że modlitwa to tylko forma PR-u w sferze werbalno-religijnej. Czynów na razie nie stwierdzono. Hummes podkreślił, że sprawcami pedofilii był tylko bardzo niewielki odsetek duchownych (1 proc.); świadczy to o tym, że w Kościele wciąż dominuje mentalność wyrażająca się słowami nie jest tak źle. Ponadto kardynał kłamie. 1 proc. od wszystkich 400 tys. duchownych na świecie, to 4 tys. pedofilów. Tymczasem tylko w USA sprawców przestępstw seksualnych wśród kleru katolickiego zanotowano jak dotąd ponad 4,5 tys., a ich nieletnich ofiar jest ponad 10 tys. W Irlandii liczba aktów (potwierdzonych!) księżowskiej pedofilii przekroczyła setkę, w Australii ugrupowanie rejestrujące skargi odnotowało 3 tys. oskarżeń. A gdzie reszta świata?

koŚciÓŁ powszedni

Partia kardynałów

Po wielkiej manifestacji katolików 30 grudnia w Madrycie, w której  jak twierdzi Kościół  wzięło udział 2 mln ludzi, głos zabrali liderzy Partii Socjalistycznej sprawującej władzę od 2004 roku. Manifestacja była wymierzona przeciwko polityce tej partii.

Mam wrażenie, że partia opozycyjna kierowana jest przez kardynałów  oświadczył sekretarz Partii Socjalistycznej, Jose Blanco. Krytycyzm kleru wobec rządu premiera Zapatery określił jako nie do zniesienia. Działacze partii rządzącej (podobnie jak policja) twierdzą, że w demonstracji wzięło udział 165 tys. ludzi, nie zaś 2 mln. Nie kryją jednak zaniepokojenia poziomem nastrojów opozycyjnych podsycanych przez Kościół, z którym rząd Zapatery pozostaje w konflikcie w kwestiach przerywania ciąży, ślubów homoseksualistów oraz religii w szkołach. Najbliższe wybory parlamentarne  w marcu.

CS

koŚciÓŁ powszedni

Pod skrzydłami biskupa

Francuski biskup katolicki zamieszany został w wybory kuso odzianej Miss Francji. Spowiednik nie udzielał jej rozgrzeszenia za grzechy nieskromności i gorszenia maluczkich, a hierarcha jej bronił.

Valerie Begue z wyspy Reunion znalazła się pod silną presją, by zrzec się tytułu misski. Powodem miała być publikacja fotek, z których jedna ukazuje ją w bikini na krzyżu. Begue wyraziła skruchę i tłumaczyła się młodzieńczą głupotą.
Wówczas właśnie na odsiecz pospieszył jej biskup Reunion, Gilbert Aubry. Zdjęcie jest szokujące  przyznał, ale winą obarczył nie widniejącą na nim dziunię, tylko tych, którzy je kolportowali. Ona nie miała intencji obrazy Kościoła  orzekł purpurat.  Valerie jest ofiarą i potrzebuje wsparcia. Po nieoczekiwanym wstawiennictwie osiągnięto porozumienie pozwalające Begue zachować tytuł, pod warunkiem że nie będzie występować w międzynarodowych konkursach piękności jako Miss Francji. Biskup skrytykował organizatorów konkursu, którzy wpadli na pomysł, by kandydatki występowały w strojach ze skrzydłami przypominającymi anielskie.

ST

koŚciÓŁ powszedni

Bez lojalki

Meksykańska gazeta La Jornada poinformowała właśnie, że Benedykt XVI osobiście poprosił członków zakonu Legioniści Chrystusa, założonego przez pedofila ojca Marciala Maciela, by zaprzestali zmuszania kleryków do składania przysięgi lojalności.

Na jej mocy byli oni zobowiązani powstrzymać się od krytyki i udziału w gremiach krytykujących kierownictwo zakonu, a zwłaszcza jego założyciela Maciela. Rezygnację z tzw. prywatnego ślubowania papież miał zarekomendować w maju 2006 roku, kiedy pozbawił założyciela zakonu kierownictwa i zalecił mu spędzenie reszty życia na modłach i pokucie w klasztorze (wcześniej Maciel był wielkim faworytem Karola Wojtyły i cieszył się specjalnymi względami). Obecne władze zakonu odmówiły skomentowania tej wiadomości.

ST

prawdziwa historia kościoła (70)

Nie pożądaj ziemi pańskiej

W odrodzonym po 1918 roku państwie polskim Kościół papieski był największym obszarnikiem ziemskim. W imię własnych interesów sabotował reformę rolną i groził wojną religijną.

Kiedy Polska w 1918 r. odzyskała niezależny byt państwowy, najistotniejszą sprawą stały się głębokie reformy ekonomiczno-społeczne. Tymczasem kler katolicki, jak określił to poseł i antyklerykał Kazimierz Czapiński w czasie jednej z debat sejmowych, był czarno-fioletowym batalionem reakcyjnym. Był obecny nie tam, gdzie państwo się buduje i wzmacnia, ale gdzie temu państwu rzuca się kłody pod nogi.
Na porządku dziennym stanęła przede wszystkim kwestia reformy rolnej. Już od połowy XIX w. głównym postulatem ruchu ludowego było rozparcelowanie choć części wielkich majątków ziemskich i podzielenie ich między małorolnych lub bezrolnych chłopów. Wielka, pofeudalna własność rolna, stanowiąca wiele milionów hektarów i należąca do zaledwie 50 tys. rodzin obszarniczych, była źródłem nędzy, ucisku i wyzysku 15 milionów chłopów, więc natychmiastowe przeprowadzenie radykalnej reformy rolnej było jednym z niezbędnych warunków rozwoju gospodarczego i zagwarantowania niepodległości Polski. Pod naciskiem opinii publicznej, kwestię reformy rolnej postawiono na porządku obrad pierwszego sejmu ustawodawczego. W tej sytuacji kler ustami posła księdza Józefa Kurzawskiego oświadczył: My nie widzimy tak gwałtownej potrzeby wywłaszczenia i przeprowadzenia reformy rolnej. Arcybiskup Józef Teodorowicz, poseł na sejm ustawodawczy (19191920) z ramienia partii chrześcijańsko-narodowych, grzmiał: Reforma rolna może zepchnąć kraj po równi pochyłej, ku zawrotnym przepaściom (...). Postęp rolniczy będzie w kraju zahamowany (...). Nastąpi ogłodzenie miast (...). Jaka groza złowróżbna zawiśnie nad Polską, gdy żywotne arterie miast, przez brak dowozu ze wsi, zaczną usychać (...). Przemysł polski zostanie śmiertelnie podcięty i skazany na zagładę. Ostrzegam więc przed każdym za pośpiesznym i gorącym krokiem, który tak łatwo mógłby być skokiem w przepaść (sprawozdanie stenograficzne z 46 posiedzenia sejmu z czerwca 1919 r., s. XLVI, 3959). Czym kierował się ten dostojnik kościelny  jeden z największych w Polsce? Czy szeroko rozumianym dobrem społecznym? Bynajmniej. Powód jego zaniepokojenia był bardziej prozaiczny: Krk musiał się podzielić ziemią ze społeczeństwem.
W odrodzonej Polsce kler był największym obszarnikiem ziemskim. W samej tylko Galicji było 129 tys. hektarów ziemi kościelnej, a sam arcybiskup lwowski, wspomniany Teodorowicz, posiadał 31 tys. hektarów; 49 tys. hektarów należało do klasztorów, przy czym 1/3 do dominikanów. Reformę rolną nazwał arcybiskup pierwszym wyłomem w ustroju społecznej sprawiedliwości i własności i groził wojną religijną (!). Państwo nie ma prawa mieszać się do dóbr kościelnych  pienił się z trybuny sejmowej arcybiskup  czy się to komu podoba lub nie. I albo się odniesiecie do Rzymu, albo ustawa uchwalona przez sejm przeciwko prawom Kościoła będzie świętokradzkim gwałtem (...). Przeciwko nieprawemu naruszeniu majątków kościelnych musielibyśmy głośno i energicznie protestować i nie moglibyśmy się cofnąć, choćby to nam groziło wojną religijną. I żeby nie było wątpliwości, że papież może ingerować w tej kwestii w wewnętrzne sprawy Polski, przytoczył prawo kanoniczne: Gdyby zaś
zaniedbano się starać świadomie o pozwolenie apostolskie przy sprzedaży dóbr ponad wartość 30 tys. franków, ci wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób czy to sprzedawali, czy to na sprzedaż zgadzali się, powpadaliby w ekskomunikę. Poseł ksiądz Kurzawski określił projekt parcelacji majątków kościelnych między chłopów jako zamach na elementarne zasady wiary katolickiej. Wtórował mu poseł ksiądz Sobolewski, który widział w reformie rolnej krzywdę moralną i chwianie wiary. Natomiast inny poseł w sutannie, ksiądz Lutosławski, stwierdził, że wywłaszczenie będzie zbrodnią rabunku i gwałtu (stenogram sejmowy z 28 czerwca 1919 r.).
Równocześnie po wsiach uwijali się misjonarze katoliccy, którzy żądali od chłopów złożenia następującej przysięgi: Przysięgam, że nie będę złorzeczył Ojcu Świętemu, biskupom, księżom i panom. Przysięgam, że nie będę pożądał ziemi pańskiej.
Uchwałę o reformie rolnej sejm ustawodawczy podjął 10 sierpnia 1919 r., a ustalenia dotyczące stosownych przepisów wykonawczych zapadły 15 sierpnia 1920 r. Parcelacji miały także podlegać  w połowie wysokości jej rynkowej ceny  dobra kościelne, przy czym zasady ich wykupu miały zostać ustalone z polskimi władzami kościelnymi bądź papiestwem. Kiedy wprowadzono reformę rolną, wszyscy (czyli całe sejmowe duchowieństwo w liczbie 30) jak jeden mąż głosowali przeciwko reformie rolnej (Czapiński). Mało tego: (...) biskupi i księża oświadczyli, że nie podporządkują się woli Sejmu. Nic więc dziwnego, że jednym z pierwszych podarunków w niepodległej Polsce ze strony kleru katolickiego polskiego było upokorzenie Polski wobec Rzymu, kiedy to Sejm uchwalił, że Polska nie ma prawa swojej własnej kwestii rolnej załatwić w pewnym jej dziale bez zgody tej wyższej instancji, którą ma być dla Polski Rzym.
Polskie chłopstwo przegrało sprawę reformy rolnej. Kwestia chłopska została przed wojną rozwiązana tylko częściowo. Wykonanie reformy rolnej zahamowało uchwalenie Konstytucji marcowej (1921 r.), której artykuł 99 przewidywał ochronę własności oraz pełną rekompensatę w przypadku wywłaszczenia. Pewien postęp przyniósł pakt lanckoroński  porozumienie zawarte w 1923 r. pomiędzy Polskim Stronnictwem Ludowym Piast i prawicowymi partiami politycznymi: Związkiem Ludowo-Narodowym (Narodowa Demokracja) oraz Chrześcijańską Demokracją, a także uchwała sejmowa z 1925 r., przewidująca przeprowadzenie co rok parcelacji 200 tys. hektarów.

ARTUR CECUŁA



Życie po religii

No pasaran!

Hiszpańska lewica, o której pisaliśmy przed tygodniem, dała odpowiedni odpór politycznym roszczeniom biskupów. Odpowiedź była mocna, bo też i przeciwnik  Kościół  liczy się wyłącznie z silnym.

Stare hasło No pasaran! (Nie przejdą!), jakie hiszpańscy obrońcy republiki rzucali pod adresem katolickiej armii generała Franco, dobrze oddaje ducha listu do społeczeństwa i biskupów, jakie wystosowała hiszpańska Partia Socjalistyczna po histerycznych manifestacjach zorganizowanych przez kler przeciwko polityce rządu Zapatery.
List pod tytułem Jak to wygląda naprawdę jest doskonałym przykładem tego, jak rzeczowo traktować pretensje biskupów do manipulowania życiem politycznym w krajach uznanych za katolickie. Pismo zaczyna się taką oto deklaracją intencji: Kierując się demokratycznymi przekonaniami oraz obroną wolności jednostki, my, socjaliści, nie cofniemy się ani o krok. Będziemy nadal pracować, by obywatele hiszpańscy byli bardziej wolni i mieli więcej praw.
Następnie socjaliści zarzucają biskupom, że organizując obłudną i kłamliwą nagonkę na legalny rząd (oskarżenia o rzekomy atak na rodzinę chrześcijańską), lekceważą zasady wolności i naruszają fundamenty demokracji. Przypominają, że źródłem prawa jest konstytucja (a nie prawo kanoniczne) i że prawo stanowi społeczeństwo poprzez swoich przedstawicieli wybranych w wolnych wyborach. To ostatnie stanowi aluzję do faktu, że biskupi nie mają żadnego mandatu demokratycznego do przemawiania w imieniu narodu, bo nie zostali wybrani w wolnych (a właściwie żadnych) wyborach. Z punktu widzenia zasad demokracji, nikogo nie reprezentują poza sobą, i być może papieżem, który ich mianował. Ale przecież pozostaje on głową obcego państwa. Głos biskupów może, oczywiście, być słuchany przez wiernych ich Kościoła, lecz nie mają oni prawa rozstrzygać o życiu całego społeczeństwa.
Jeden z przywódców socjalistów, Jose Blanco, wręcz oskarżył hierarchów o cynizm i kłamstwa. Dodał także: (...) jeśli biskupi chcą uprawiać politykę, to proszę bardzo, muszą jednak stanąć do wyborów.
Najsłynniejszy hiszpański dziennik El Pais wezwał rząd do dokończenia rozdziału Kościoła i państwa: (...) nadszedł czas, aby pogłębić demokrację i wyzwolić ją z resztek wyznaniowości pokutujących, czy to w formie oficjalnych pogrzebów i innych uroczystości państwowych (obchodzonych w asyście kleru katolickiego), w szczególnym sposobie finansowania Kościoła, czy też roli odgrywanej przez Kościół w szkolnictwie. Wezwał też do rewizji  zerwania lub renegocjacji konkordatu z Watykanem.
Nie istnieje żaden powód, dla którego władze w Polsce nie mogłyby, jeśli będzie trzeba, w podobnym duchu rozmawiać z biskupami w takich kwestiach jak zapłodnienie in vitro, aborcja lub religia w szkole. Wszelkie sondaże wskazują, że rządzący w tych kwestiach mieliby jakieś 2/3 poparcia społecznego, czyli tyle, ile socjaliści Zapatery wśród Hiszpanów, kiedy zaczynali swoje reformy. Polacy niczego tak alergicznie nie znoszą jak wtrącania się biskupów do życia politycznego, a mądra władza potrafiłaby to wykorzystać.
W tym kontekście przypominają mi się słowa rektora Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, księdza profesora Jana Dyducha, który podczas w ostatnich świąt oskarżył Europę, że boi się Chrystusa i jego Ewangelii, bo nie chce wpisać zasad chrześcijańskich (czyt. katolickich) do eurokonstytucji. Otóż trudno dziwić się Europie, że się boi, bo Chrystus, jakiego zna nasz kontynent, jest odziany w sutannę i ma butną twarz katolickich biskupów, w ręku trzyma narzędzia tortur inkwizycji i karabin żołdaków Franco. Nie można nie bać się takiego monstrum i nie krzyknąć w stronę jego i samozwańczych apostołów  No pasaran!

MAREK KRAK

mroczne karty historii kościoła (88)

Strach Piusa XII

Wiele emocji wzbudza dziś osoba Piusa XII i ocena jego postawy w czasie wojny. Oceny są skrajnie różne. Jedni mówią, że postępował tchórzliwie i niegodnie, czy wręcz okazywał dowody uznania dla poczynań Hitlera.
Inni zaś twierdzą, że był to jedynie wynik przezorności i ostrożności, a negatywne oceny Pacellego to efekt tzw. czarnej legendy, która miała być wymysłem lat 60.

Kiedy 9 października 1958 roku umarł Pius XII, prezydent USA Eisenhower oświadczył: Po śmierci papieża Piusa XII świat stał się uboższy. Golda Meir, ówczesna minister spraw zagranicznych Izraela, napisała: Opłakujemy wielkiego sługę pokoju.
Ale nieco wcześniej poprzedni prezydent USA  Harry Truman  prezentował opinię zgoła przeciwną. Oto fragment jego listu do papieża Pacellego:
Jestem przekonamy, że ani Pan, ani Pański Kościół nie należą do tych, którzy prawdziwie szukają pokoju i pracują dla niego. Twórcy naszego narodu, poznawszy całą historię i cechy Pańskiego Kościoła, tak bardzo lubiącego politykę i wojnę, ustalili jako główną zasadę obowiązującą nasz rząd, by nigdy papież nie miał prawa mieszać się do naszych spraw. Dobrze poznaliśmy doświadczenie historii Europy i jesteśmy pewni, że nasza demokracja nie trwałaby długo, jeśli pozwolilibyśmy  na podobieństwo rządów europejskich  oplątać się waszymi doktrynami i politycznymi intrygami (...). Pan nie posiada najmniejszych kwalifikacji, aby móc mnie pouczać o sposobie prowadzenia mego narodu drogą pokoju. Kilka faktów mogłoby pomóc Panu w odświeżeniu swej pamięci (...). Sławny pisarz i historyk naszego kraju Lewis Mumford  ani komunista, ani antykatolik  napisał w książce Faith for Living z 1940 r.: Perfidia świata chrześcijańskiego jasno urzeczywistniła się w 1929 roku przez konkordat, który powiązał Mussoliniego z papieżem. Wówczas tylko nieliczni w Stanach Zjednoczonych znali prawdziwe oblicze faszyzmu tak dobrze jak Pan i papież Pius XI, a wy dwaj pomogliście do jego sukcesu i związaliście z nim wasz kościół (...). Nie udowodni mi Pan swojej niewiedzy o tym, że Hitler i naziści przygotowywali spisek przeciwko nam. Nawet katoliccy biografowie piszą, że przez wiele lat był Pan najlepiej poinformowaną osobą w całej Trzeciej Rzeszy. Po podpisaniu konkordatu, tak ważnego dla Hitlera, von Pappen, który
w Norymberdze z wielkim trudem uratował swoje życie, powiedział: Trzecia Rzesza jest pierwszym mocarstwem nie tylko uznającym, lecz w dalszym ciągu wprowadzającym w życie szczytne zasady papiestwa.
Jeśli idzie o papieskie umiłowanie pokoju, to pisałem o tym przy okazji omawiania jego zachwytu, kiedy hiszpańskie wojska katolickie gen. Franco rozgromiły wojska republikańskie, te bezbożne. Faktem jest, że Pius lubił dużo mówić o pokoju, stąd niektórzy uznają go za jego orędownika. Z pewnością najgorętszym zwolennikiem pokoju był wówczas, kiedy klęska Niemiec zdawała się już nieuchronna. Papież był nieutulony w żalu, że Hitler przegrał na Wschodzie.
7 października 1943 r. ambasador niemiecki w Watykanie pisał w telegramie do Berlina: Antybolszewickich wypowiedzi nie warto przytaczać. Słyszę je codziennie...
W istocie wrogość do bolszewików jest najpewniejszym czynnikiem w polityce zagranicznej Watykanu. Cokolwiek służy zwalczaniu bolszewizmu, to odpowiada Kurii. Nienawistne są jej związki Angloamerykanów z Rosją Sowiecką. Obstawanie przy tych związkach uważa za tępy upór i przedłużanie wojny. Najchętniej widziałaby koalicję mocarstw zachodnich z Niemcami; jej minimalnym życzeniem są silne i zwarte Niemcy jako bariera przeciw Rosji Sowieckiej.
Dowodem na to, że papież protestował, ma być jego rola w spisku niemieckich generałów, mającym na celu obalenie reżimu nazistowskiego. Otóż niemieccy wojskowi, którzy planowali obalić Hitlera, chcieli uzyskać od Brytyjczyków gwarancję pokoju, a papież  po wahaniach  godził się w tych pertraktacjach pośredniczyć.
Dyplomata angielski, który w tej sprawie spotkał się z papieżem, pisał swemu zwierzchnictwu: Pragnął jedynie przekazać mi tę propozycję. W żadnym wypadku popierać ją lub zalecać. Po wysłuchaniu moich uwag na jej temat powiedział, że być może mimo wszystko nie warto nadawać tej sprawie biegu, w związku z czym prosi mnie o uznanie owej propozycji za niebyłą.
Widzimy więc, że w istocie papież Pius XII, przynajmniej wówczas, nie oczekiwał już wiele od swego związku z Hitlerem. Kiedy zdecydował się pomóc w spisku generałów, wojenny układ sił nie mógł w żaden sposób być dla papiestwa pożądany: Polska była podbita, ale nie posłużyła jako przyczółek do ataku na Rosję, gdyż w tej sprawie Hitler ułożył się ze Stalinem; Kościół w okupowanej Polsce poddany wielkim represjom; a z drugiej strony starcie Niemiec z państwami Zachodu było jak najbardziej prawdopodobne. Sytuacja z pewnością mało optymistyczna dla papiestwa. Z tego musiało się zrodzić zupełne rozwianie nadziei pokładanych w reżimie Hitlera. Ostatnia nadzieja z pewnością prysła, kiedy Hitler odmówił zgody na pracę misjonarską księży, idącą za niemieckim podbojem Rosji. Był to jeszcze plan Piusa XI, by za wojskiem
niemieckim podążała armia księży. Hitler jednak odrzucił ten projekt, mówiąc Papenowi w połowie lipca 1941 r.: Pomysł z działalnością misjonarską tego starego manipulanta jest wykluczony. Ale gdyby ktoś to zrobił, musiałby wpuścić do Rosji wszystkie chrześcijańskie wyznania, żeby się powybijały nawzajem krucyfiksami.
Z całą sytuacją związane było również przekazanie zachodnim mocarstwom informacji o planowanym napadzie Niemiec na Belgię i Holandię (widzimy więc, że Pacelli był zawsze o wszystkim świetnie poinformowany, wbrew twierdzeniom tych, którzy go wybielają, przekonując, że niby nie wiedział). Jednakże znów zawiódł, odmawiając potępienia Hitlera za to jawne złamanie prawa międzynarodowego. Tardini ułożył już nawet list papieski w tej sprawie. Pacelli go nie ogłosił, bojąc się, że rozgniewa nazistów.
Pacelli  jeszcze będąc sekretarzem stanu w Watykanie  wykazywał zdumiewającą obojętność wobec antysemityzmu reżimu, z którym się sprzymierzył przeciwko bolszewizmowi. Nie padło z jego ust ani potępienie ustaw norymberskich, ani ekscesów bojówek faszystowskich. Zdarzały się wręcz przeciwne gesty i słowa. Przykładem może być 34. Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny, który rozpoczął się w Budapeszcie 25 maja 1938 r. Tuż przed tym wydarzeniem premierem Węgier został Bla Imrdy, zdeklarowany antysemita. Podczas gdy hierarchia obradowała na kongresie, węgierski parlament rozważał wprowadzenie ustaw antyżydowskich. Jednakże wówczas Pacelli ani słowem o tym nie wspomniał, ani też nie napiętnował szerzącego się na Węgrzech antysemityzmu. Za to  jak zwykle  wzywał do ugodowości. Kiedy prawił tłumom wiernych o czynnej miłości, pozwolił sobie skrytykować Żydów, i bez tego nękanych wówczas ze wszystkich stron. Mówił o nich jako o wrogach Jezusa, wołających mu w twarz Ukrzyżuj go!. Wcale wówczas nie ukrywał, że miłość, o której się rozwodził, nie dotyczy Żydów. M.Y. Herczl pisze w swej książce z 1993 r. pt. Chrześcijaństwo i zagłada Żydów węgierskich: Pacelli był pewien, że słuchacze dobrze go zrozumieją.
Na początku antyżydowskiej akcji łapankowej przeprowadzonej przez komendanta SS Herberta Kapplera niemiecki ambasador w Watykanie Ernst von Weizscker w depeszy z 28 października 1943 r. pisał do swego MSZ: Pomimo nacisków ze wszystkich stron Papież nie pozwolił sobie na otwarte potępienie deportacji Żydów z Rzymu. Choć musi spodziewać się, iż jego postawa spotka się z krytyką ze strony naszych wrogów i będzie wykorzystana przez kraje protestanckie i anglosaskie w ich antykatolickiej propagandzie, uczynił wszystko, co mógł w tej delikatnej materii, aby nie rozdrażniać stosunków z rządem niemieckim i ze środowiskami niemieckimi w Rzymie.
We wzmiance o prześladowaniach Żydów, jaką Watykan zamieścił w swoim piśmie Osservatore Romano, traktowanie Żydów w obozach koncentracyjnych określono jako zbyt surowe. Nie wiadomo, jaka surowość obozów dla Żydów byłaby do przełknięcia w Watykanie.
Apologeci Piusa XII twierdzą, że do lat 60. nie było takich opinii, że dopiero od tego okresu zaczęto tworzyć czarną legendę. Nie jest to jednak prawda  słynna sztuka Namiestnik (1961) Hochhutha1 nie wytworzyła faktów, lecz postawiła problem na forum publicznym  dopiero od tego czasu zaczęto wnikliwiej oceniać tę kwestię.
W roku 1993 rabin Marvin Hier, dziekan Centrum Szymona Wiesenthala, wywarł nacisk na Watykan, aby powstrzymać proces kanonizacyjny Piusa XII. Dziś najważniejsze instytucje żydowskie dokumentujące Holokaust oceniają Piusa XII surowo, zarzucając mu, że nie protestował przeciw zagładzie Żydów.
Nie znajduję również żadnego usprawiedliwienia dla papieża w sprawie braku reakcji na atak na Polskę. Niesprawiedliwość braku potępiania agresora nie może być zniwelowana żadną sofistyką.
11 czerwca 1940 r. kardynał Eugene Tisserant z Kurii pisał w liście do kardynała arcybiskupa Suharda z Paryża: Od początku grudnia uporczywie prosiłem Ojca Świętego, żeby wydał encyklikę o tym, iż każda jednostka obowiązana jest słuchać głosu sumienia... Obawiam się, że historia będzie zmuszona wytknąć Stolicy Apostolskiej, iż prowadziła politykę własnej wygody i niewiele czyniła ponad to. Skoro kardynał Kurii pisał to już w 1940 r., to dlaczego dziś dominuje kłamliwe i wypaczające przedstawianie tej sytuacji? Dlaczego mówi się nam obłudnie, że Kościół robił wszystko, na co sytuacja pozwalała? Dlaczego nie stać Kościoła na wyznanie, że polityka Piusa XII okazała się błędna? Tisserant, ekspert od spraw słowiańskich, uważał, że hitleryzm jest większym zagrożeniem niż komunizm, no i był w niezbyt dobrych stosunkach z Pacellim, bo na konklawe jako jeden z niewielu głosował przeciwko niemu i aż do samego końca uważał ten wybór za pomyłkę. Według niego, Pacelli był człowiekiem chwiejnym z natury i niezdolnym do zdecydowanego działania. Historia potwierdziła jego ówczesny sąd.

MARIUSZ AGNOSIEWICZ
www.racjonalista.pl


1 Filmową adaptację tej sztuki nakręcono niedawno pt. Amen. Na ekrany francuskich kin film wszedł w 2002 r. Plakat do filmu przedstawiał krzyż spleciony ze swastyką, przeciwko czemu protestowali francuscy biskupi. Ze skargą w tej sprawie i z żądaniem zakazu rozpowszechniania afisza wystąpił do sądu katolicki Ogólny Sojusz przeciw Rasizmowi oraz na rzecz Poszanowania Tożsamości Francuskiej i Chrześcijańskiej. Paryski sąd jednak odrzucił pozew.

nasi okupanci

Jak Kościół Polskę okradał (cz. I)

Klub poselski LiD skierował do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie zgodności z konstytucją finansowania przez budżet państwa budowy Świątyni OpaCZności Bożej.
Biskup Pieronek w odpowiedzi stwierdził, że to lewica w przeszłości rozkradła państwo. Przeto przypomnijmy Polakom, kto ich przodków przez wieki okradał i grabi nas nadal.

Na wstępie pozwalamy sobie wytknąć Kościołowi brzydką, wręcz niechrześcijańską niewdzięczność wobec komuny. Bo przypomnijmy biskupom, że to właśnie wstrętna komuna w 1950 roku powołała Fundusz Kościelny jako rekompensatę za zabrane Watykanowi majątki. Po 1989 r. te majątki zostały zwrócone, i to z taką nawiązką, że dzisiaj Kościół ma więcej ziemi niż przed wojną. A przecież przed wojną Polska była obszarowo o 23 proc. większa! Jeżeli coś dostał na Ziemiach Odzyskanych, to z rąk i łaski bezbożnej komuny.
Skoro wszystko zostało oddane w dwójnasób, to Fundusz stracił rację bytu i należy go natychmiast zlikwidować. Tym bardziej jako dzieło komunistów. Wierzymy w uczciwość i przyzwoitość biskupa i w to, że Kościół sam, z własnej woli, zrezygnuje z parzących komuszych pieniędzy. Czekamy... Tylko coś nam się, pierona, widzi, że prędzej przemówią ludzkim głosem krowy, które ma doić posłanka Senyszyn, niż Kościół odda nie swoją kasę!
Ale do rzeczy. Pasożytowanie na państwach i narodach Kościół ma po prostu w swojej naturze. Grabież Polski Kościół rozpoczął, od kiedy tylko się w niej zagnieździł. Trwa to od ponad tysiąca lat. Już Mieszko I płacił Rzymowi świętopietrze i dziesięcinę hierarchii lokalnej. Początkowo ze skarbu książęcego, ale sumy te ściągał przecież w formie danin z ludności. Przyjęcie chrześcijaństwa wiązało się więc dla naszych przodków z nowymi podatkami, czyli zubożeniem. Pamiętać trzeba, że w świątyniach pogańskich składano ofiary dobrowolne, a to co innego niż przymus. Do tego kler wówczas w całości był importowany, głównie niemiecki, co budziło dodatkowy sprzeciw.
W roku 1000 Chrobry zaczął przerzucać kościelną dziesięcinę na ludność. Spadały na nią też ciężary państwowe związane z mocarstwową polityką Chrobrego i jego ciągłymi wojnami. Wprowadzanie nowej wiary wcale nie odbywało się pokojowo, czego dowodem jest zapis, że Chrobry za spożywanie mięsa w piątki kazał wybijać zęby. Wycinano święte gaje, burzono i palono chramy, niszczono posągi odwiecznych bogów. Toteż już w 1034 roku nasi przodkowie powstali, wyrżnęli pasożytów niosących niemiecką wiarę i przywrócili wiarę ojców.
Chrześcijaństwo rzymskie zaprowadził ponownie Kazimierz Odnowiciel na czele... hufców niemieckich. Rzeź naszych zbuntowanych przodków trwała kilkanaście lat, aż wrócił niemiecki, o przepraszam, katolicki porządek. I było coraz
gorzej. Klechom było ciągle mało, a ich pomysłowość w zakresie nowych form wyłudzania zdumiewa nas nieustannie.

Na początek omówimy daniny wysyłane z Polski do Rzymu. Zacznijmy od najdawniejszej daniny  świętopietrza.
Świętopietrze, czyli denar św. Piotra, wysyłano do Rzymu. W XI w. przerzucono ten podatek na ludność. Początkowo płacono je jako podymne (denar od dymu, czyli komina), ale w roku 1318 zamieniono je na pogłówne, czyli denar od głowy. Ten blisko sześciokrotny wzrost Kościół wymusił na Łokietku szantażem  chodziło o zgodę papieża na koronację. Była to opłata szczególnie znienawidzona, bo nie płaciła jej szlachta ani kler, a więc uważano ją za skrajnie niesprawiedliwą. Także dlatego, że wielodzietne, a więc biedniejsze rodziny płaciły więcej.
Zachowały się dokładne dane na temat wydartych pieniędzy. Na przykład w latach 13191328 ściągnięto 2408,5 grzywien srebra i 45 grzywien złota, a od 1343 do 1357 r. już 8148 grzywien srebra. Grabież rosła wraz ze wzrostem liczby ludności.
Polska płaciła świętopietrze do 1564 roku, najdłużej w Europie. Nie mogła przerwać tej grabieży, ciągle procesując się z zakonem krzyżackim o Pomorze, bo procesy te toczyły się przed sądami papieskimi. Zaprzestanie płacenia groziło przegraniem procesu. Szantaż był oczywisty. Potem Kościół nie uznawał pokoju toruńskiego, który przywracał Polsce Pomorze i Warmię (do dzisiaj nie uznał!), i wszystko, co chciano załatwić w Rzymie, zależało od płacenia świętopietrza. Grabież przerwała szlachta ewangelicka, która po prostu odmówiła płacenia od swych poddanych.
Annaty  były to opłaty za objęcie godności kościelnej, do której przynależały określone beneficja. Wynosiły równowartość jednorocznych dochodów na obejmowanym stanowisku. W XIV w. wprowadzono annaty papieskie. Papież nie zatwierdził żadnej nominacji biskupa czy opata, zanim nie dostał kasy. Nie awansowali tylko ci, którzy podpadli w Rzymie lub Habsburgom; rzadziej królowi. Polskiemu, oczywiście.
Od II połowy XVI w. z annat ściąganych z Polski Kościół zrobił sobie żyłę złota w ten prosty sposób, że biskupi awansowali z biedniejszych diecezji na bogatsze.
O awanse zabiegali sami, a popychali je w Rzymie ekstrałapówkami. Dlatego posługa biskupa w jednej diecezji była krótka, 510 lat, rzadko więcej. Na przykład biskup Stanisław Dąmbski przez 27 lat pasterzowania trzodzie w końcu XVII w. obkolędował aż pięć diecezji (patrz: Zdrajcy w sutannach). Każdy awans to annat, czyli łapówka, każda zwalniana diecezja to kolejne annaty od następcy, którzy też zwalniali diecezję. Śmierć biskupa była dla papieża i kardynałów czystym interesem, bo wpadała kasa od następcy, który też zwalnianą diecezję oddawał następnemu. Jak łańcuszek św. Antoniego.
Awanse kościelne w młodym wieku były przywilejem członków rodów panujących i możnych. Każdy awans był obwarowany opłacaniem się. Najwięcej płacono za diecezję gnieźnieńską  5 tys. dukatów, krakowską  3 tys. i płocką  2 tys. dukatów. Annaty w Polsce zniesiono w 1564 roku, ale biskupi i opaci płacili je wprost do Rzymu aż do rozbiorów.
Dziesięcina do Rzymu  płacili ją wszyscy duchowni w wysokości 1/10 dochodów rocznych.
Płynęła więc do Rzymu rzeka wyłudzonych pieniędzy. Tylko za panowania Zygmunta Augusta wysłano papieżom w sumie około 2 tys. wozów złota i srebra! A Polska nie miała pieniędzy na obronę granic...

W tej części zajmiemy się pieniędzmi wożonymi do Rzymu przez tych, którzy jechali tam coś załatwić, a takich spraw było wiele. Jechały więc do Rzymu ciężkie od złota sakiewki z przyczepionymi do nich petentami.
Opłaty za sądy papieskie  od wyroków sądów kościelnych, np. potępień czy ekskomunik, można się było odwołać do Rzymu. To oczywiście kosztowało krocie. Co najważniejsze, dawało Kościołowi rzeczywistą władzę sądowniczą nad ogółem ludności.
Utrzymanie legatów papieskich wraz z ich dworami było obowiązkiem danego panującego, który, oczywiście, ściągał na to pieniądze od poddanych. Orszaki i dwory legatów godne były władców i odpowiednio kosztowały.
Odpusty  bezczelny handel oszukańczymi odpustami był tą kroplą, która przelała dzban i doprowadziła do wybuchu reformacji. W roku 1517 arcybiskup Moguncji Albrecht, papieski komisarz ds. odpustów, w Niemczech ich promocję i zbieranie pieniędzy powierzył... bankierom! Długo nie trzeba było czekać  31 października 1517 r. Marcin Luter ogłosił swoje 95 tez.
Rok jubileuszowy  majstersztykiem wyłudzania pieniędzy na odpust były lata jubileuszowe. Pazernej bestii było zawsze mało, toteż papież Bonifacy VIII wpadł na genialny pomysł: ogłosił, że począwszy od roku 1300 co 100 lat przypada Rok Jubileuszowy. Pielgrzymom, którzy przybędą do Rzymu i odpowiednio zapłacą, będą odpuszczone wszystkie grzechy  kupią sobie po prostu zbawienie wieczne. Cwany papież zwyczajnie nie chciał się z nikim dzielić pieniędzmi; nawet z biskupami diecezjalnymi.
Sukces przeszedł wszelkie oczekiwania: w roku 1300 przybyło do Rzymu ponad milion ogłupionych, którzy w ciągu kilkunastu tygodni zostawili 15 milionów skudów w złocie! Pieniądze i kosztowności księża zgarniali grabiami! Nic to, że kilka tysięcy ludzi zginęło zadeptanych w tłumie; nic to, że kilka tysięcy ludzi zmarło z chorób i braku higieny, wszak uzyskali odpust zupełny i poszli do nieba!
Wobec tak wspaniałego sukcesu papież Klemens VI miłościwie postanowił częściej dawać wiernym szansę i w roku 1343 oraz 1346 bullami ogłosił, że Rok Jubileuszowy będzie przypadał co... 50 lat. W roku 1350 znowu do Rzymu zjechała trzoda w setkach tysięcy i znowu zostawiła pasterzom miliony skudów.
Żeby reszty trzody nie pozbawiać szansy na zbawienie, papież Urban VI bullą ogłosił, że Rok Jubileuszowy będzie przypadał co... 33 lata, bo przecież Chrystus żył 33 lata. Najbliższy taki odpust miał nastąpić w roku 1390, ale Urbanowi się zmarło i kasę zgarnął jego następca, Bonifacy IX. Co ciekawe, w roku 1400, mimo że nie był jubileuszowym, sporo wiernych przybyło z rozpędu.
Papież Mikołaj V dla częstszych spotkań z bożkiem o imieniu KASA postanowił, że Rok Jubileuszowy będzie się odbywał co 25 lat, począwszy od 1450 r. Ale to nie koniec: w roku 1933 papież Pius XI ogłosił Rok Odkupienia (chyba od słowa kupić), bo nijak nie wychodziło mu dzielenie przez 25. Jakoś i przez 33 dzielenie nijak nie wychodzi. Tym razem Rok trwał cały rok. Jan Paweł II też się nie ociągał i ogłosił Rok Jubileuszowy w... 1983 r. (też nie dzieli się przez 33 ani 25). O roku 2000 także nie zapomniał. Uff, można dostać zadyszki... Cdn.

LUX VERITATIS

listy od czytelnikÓw

Listy

Kalisz z LPR-u
W TVN 24 widziałem wywiad Katarzyny (nomen omen) Kolendy-Zalewskiej z Ryszardem Kaliszem. Po tym, co usłyszałem, doszedłem do wniosku, że studio nie jest odpowiednim miejscem na wywiad, a i stroje też nie były właściwe. Mój pomysł na studio to jakaś katedra, a strojami powinny być zakonne habity dla wszystkich (lub co najmniej komże), zaś wszyscy uczestnicy (łącznie z kamerzystami) powinni klęczeć.
Własnym uszom nie mogłem uwierzyć, co ten przedstawiciel  podobno  lewicy mówił. Twierdził, że jest przyjacielem Kościoła, a jako adwokat podawał drogi obejścia prawa, aby... Glemp dostał kasę na swoją piramidę w Wilanowie. Uskarżał się, że elektorat lewicy zagłosował na PO, bo chciano odsunąć Kaczki od koryta. Nie zgadzam się z tym. Zatraciliście swoje ideały, a całkowitą hipokryzją i zakłamaniem jest podlizywanie się Czarnym, Purpurowym i jednemu Białemu. Kiedy zrozumiecie, że księża olewają lewicę ciepłym moczem? Elektorat klęcznikowy jest już zagospodarowany przez innych. A co z prawdziwymi lewicowcami i antyklerykałami takimi jak ja? Nasze głosy śmierdzą?
Panie Ryszardzie, nie krytykuj koleżanki z partii, pani Senyszyn. Stań murem w jej obronie! Nie bój się posądzenia o antyklerykalizm! Uczyń z niego swój sztandar, a zdobędziesz elektorat! Na takie posądzenia odpowiedz faktami. Pokaż światu, ile pieniędzy rokrocznie dostają Czarni z naszych, polskich, podatków. Za te pieniądze wyleczy się służbę zdrowia, i na in vitro też wystarczy. Wyjaw, ile jest afer pedofilskich z udziałem sutannowych. Nie masz danych? W piątek idź do kiosku i kup Fakty i Mity  oto Twój oręż!
Zarzuty, że walczysz z Kościołem, odpieraj tym, że od ponad tysiąca lat to Kościół walczy z Polakami. Nie bój się nazywać tych drani okupantami, pokaż, że jesteś wyrazisty! Jeśli zaś boisz się takich kroków, to Ty i Tobie podobni zapiszcie się do LPR, bo na lewicy (prawdziwej, a nie tylko tej z nazwy) dla takich osób nie ma miejsca.

Grzegorz A. Godlewski


Okupant morduje
Właśnie skończyłem oglądanie programu Uwaga w TVN. Jeszcze jestem w szoku, ale napiszę, co widziałam i słyszałam. Program dotyczył tragedii, o której pisaliście, a jaka rozegrała się na podkarpackiej wsi. 13-letni chłopiec powiesił się po oszczerczym oskarżeniu go przez proboszcza, że ukradł mu 500 zł. Dziecko, ministrant, w pożegnalnym liście przysięga na Boga, że nic nie ukradło, a proboszcz pedofil molestował jego i kolegów. Popełnia samobójstwo, aby proboszcz odszedł z parafii i nie męczył (także dotkliwie bił) więcej dzieci.
Ale to jeszcze nic, bo ukrytą kamerą pokazano rozmowę parafian z dziekanem  przełożonym tego proboszcza. Ludzie, już po pogrzebie malca, prosili o przeniesienie proboszcza na inną parafię. Dziekan  na wspomnienie tragedii  powiedział (cytuję z pamięci): Fakty są takie, że został znieważony ksiądz proboszcz, bo zabraliście mu klucze od świątyni. A na koniec jeszcze: Miejmy nadzieję, że chłopak był niepoczytalny i Pan Bóg przebaczy mu ten samobójczy grzech.
Do tej chwili mam dreszcze. Staram się być w życiu obiektywna i wyważać swoje sądy. Ale tym razem powiem: Kościół to organizacja antyludzka, przestępcza. Kler nie tylko nas okrada i okłamuje. On morduje nasze dzieci! I to bez żadnych wyrzutów sumienia! Ludzie, walczmy z nim jak z okupantem!!!

Magdalena Wójcicka
Szczecin


Mamy świątynię!
Witam Szanowną Panią Joannę Senyszyn, przewodniczącą SLD. Jestem stałym czytelnikiem Faktów i Mitów, członkiem SLD (nr legitymacji 3569), rolnikiem. Popieram Pani stanowisko w sprawie Świątyni Opatrzności, która winna być budowana z dobrowolnych składek wiernych. Jak widać, nie bardzo to 95 proc. wiernych spieszy ze złotówkami. Jedynie Pani ma odwagę występować publicznie w sprawie klerykalizacji naszego państwa. Trzymać tak dalej. Pan W. Olejniczak występuje publicznie w sprawach kościelnych, ale wygląda to tak, jakby miał mokro w kalesonach.
Mieszkam w miejscowości Mała Wieś (gm. Mrozy). W gminie Mokobody (pow. siedlecki) w odległości około 20 km od mojej wsi jest zbudowana w XIX wieku ze składek społeczeństwa Świątynia Opatrzności. Jest to wotum w podzięce za uchwalenie Konstytucji 3 Maja. Jeżeli biskupi nie wiedzą o niej, to z Panem Pieronkiem na czele niech przyjadą i obejrzą na miejscu. Odległość od Warszawy  tylko 60 km.

Tadeusz S.


Tusk się zaprzedał
Pan premier Donald Tusk całkowicie wypłaszczył się przed polskim klerem! Zaraz po wyborczym zwycięstwie PO udał się na śniadanie z fluorescencją Gocłowskim, zapewne po to, aby zapewnić pana księdza, że Kościół pod rządami Platformy nie dozna żadnego uszczerbku. Później było wycofanie się z podpisania Karty praw podstawowych, za to stopień z religii na świadectwie szkolnym będzie wliczany do średniej ocen, pozostaje matura z religii i brak refundacji in vitro. Bo nie ma na to pieniędzy. Zupełnie co innego mówił w kampanii wyborczej! Idę w zakład o wielkie pieniądze, że 30 mln zł na Świątynię Opatrzności, w takiej czy innej formie, zostanie przekazanych. Za 30 mln zł można by zrefundować zapłodnienie in vitro wszystkim parom małżeńskim, których na opłacenie zabiegu nie stać. Zastanawiam się, w jakim celu pan premier to wszystko robi. Odpowiedź mam tylko jedną. Otóż za 3 lata wybory prezydenckie. Pan Tusk za wszelką cenę chce zostać prezydentem RP i temu celowi jest gotów podporządkować wszystko. Nawet zaprzedać duszę diabłu, używając języka kościelnego. No bo jak inaczej ocenić jego ostatnie występy oraz to, że po 27 latach małżeństwa doznał łaski uświęcającej i wziął ślub kościelny. Tylko tak, że chodzi o przychylność kleru w wyborach prezydenckich. Krystalicznie czysty koniunkturalizm.
W PRL-u funkcjonowało hasło: Partia kieruje, rząd rządzi. Nic się w tym względzie nie zmieniło  oprócz kierującego. Aktualnie hasło brzmi: Kościół kieruje, rząd rządzi.
No cóż, przypadkowemu społeczeństwu można wcisnąć wszystko, zawsze w coś uwierzy  jest przecież przypadkowe! Ale uwierzyć można tylko raz.

Janusz Blechinger


500 zł/godzinę
Jako tradycjonaliści planujemy z narzeczoną ślub konkordatowy. Martwi mnie tylko fakt, że ksiądz za usługę życzy sobie co łaska 500 zł, a kościelny i organista to jeszcze ok. 300 zł. Czy jest jakiś przepis, na który można się powołać, aby usługa ta naprawdę kosztowała co łaska? Nigdy nie planowałem płacić księdzu za ślub, w końcu jest to jeden z sakramentów i aby go dostąpić, według nauki Kościoła, należy spełnić po prostu kilka wymogów. Tyle że nie materialnych! Jednak postanowiłem, że księdzu należy się pewna zapłata, a to dlatego, że załatwi resztę dokumentów do urzędu stanu cywilnego, co, moim zdaniem, warte jest co najwyżej 100 zł, więc tyle jestem w stanie zapłacić. Proszę o informację, czy ksiądz może prosić o konkretną sumę, a jeśli to zrobi, to czy można odwołać się np. do biskupa.

Grzegorz Kurkowski


Szanowny Panie,
Rzeczywiście nie ma jednolitego cennika opłat wnoszonych za udzielenie tzw. sakramentów świętych. Wszystko zależy od:
 zwyczajów panujących w danej parafii,
 popularności danej świątyni,
 tego, czy dana parafia jest parafią zamieszkania przyszłych małżonków, czy też nie,
 ustaleń w danej diecezji lub dekanacie (o ile takowe są).
W większości znanych nam diecezji interwencje w kuriach, w przypadkach, gdy proboszcz zdecydowanie zawyża stawki, są skazane na niepowodzenie. Tym bardziej że stosują one wewnętrzne, nigdzie niepublikowane wytyczne, z których wynika, że minimalna kwota ofiary za udzielenie sakramentu małżeństwa nie powinna być niższa niż np. 350400 złotych (górnych stawek nie ma). Kurie na tej podstawie obliczają, ile mogą ściągnąć podatku od parafii.
Z naszej wiedzy wynika, że stawek tych nie trzymają się duszpasterstwa akademickie (głównie dominikańskie) oraz parafie o bardzo słabej popularności, głównie z uwagi na mniej estetyczną świątynię.

Redakcja


W

ierni naukom
W związku z Pańskim znakomitym komentarzem ANTY-Evangelium... chciałbym Pana poinformować, jak na zróżnicowanym wyznaniowo Śląsku Cieszyńskim 130 lat temu potraktowano diabelskie wynalazki. Miasteczko Jabłonków było arcykatolickie i jego rajcy, wierni naukom Ojca Świętego, nie wyrazili zgody na przeprowadzenie linii kolejowej bogumińsko-koszyckiej przez miasto czy też w jego pobliżu. Toteż dwutorowa linia kolejowa szerokim łukiem ominęła wierną twierdzę papizmu. Tymczasem sąsiednia wieś Nawsie, w większości ewangelicka, z radością przyjęła fakt, że duża stacja kolejowa została umieszczona wraz z jej nazwą
2 km od Jabłonkowa. Nawsie miało szczęście do znakomitych pastorów. Tam przez kilkadziesiąt lat służył Franciszek Michejda, najwybitniejszy
z ewangelickich księży Śląska Cieszyńskiego. To jego odwiedzili, bo chcieli poznać księdza wydawcę kilku polskich periodyków Henryk Sienkiewicz, Tomasz G. Masaryk i inni. To u proboszcza ks. Franciszka Michejdy, a nie w katolickim Jabłonkowie, polscy
oficerowie (katolicy) legioniści spędzili Wigilię 1914 r., co w opowiadaniu Wigilia w Nawsiu opisała Zofia Kossak-Szczucka.

Jan Puczek


W imieniu Boga?
Żądanie E. Zytki (FiM 50), który domaga się zamknięcia FiM do 31 grudnia 2007 roku, uważam za całkowicie uzasadnione, niestety, niemożliwe do spełnienia ze względów formalnych.
Otóż E. Zytka wniosek swój składa w imieniu Boga Ojca. Występując w roli pełnomocnika Najwyższego, powinien złożyć upoważnienia od swego Mocodawcy.
Powinny to być dokumenty notarialne z pieczęciami urzędowymi
i podpisami, w tym także zleceniodawcy. Pan Zytka tego nie uczynił, więc wniosek musi być oddalony, chociaż  z uwagi na jego oczywistą, osobistą i służbową znajomość, a nawet poufałość ze Stwórcą  uzyskanie takich dokumentów nie powinno stanowić problemu na przyszłość.
Z uwagi na ten tryb postępowania, należy mieć nadzieję, że przewidywane przez autora listu działania odwetowe Boga Ojca z dnia 1.1.2008 roku zostaną przesunięte w czasie
 mniej więcej do powrotu bocianów. Albo też anulowane zupełnie  w wypadku spełnienia żądań przez Wydawcę.

Krystian B., Wrocław



pytania czytelnikÓw

Luteranie

Jestem ateistką, ale bardzo mnie interesują różnice pomiędzy Kościołem rzymskokatolickim a Kościołem Ewangelicko-Augsburskim, największym Kościołem protestanckim w Polsce. Proszę więc o informacje dotyczące tych wyznań, a konkretnie  dzielących je różnic.

Różnic pomiędzy wyżej wymienionymi wspólnotami eklezjalnymi jest bardzo dużo. Nie będziemy więc zajmować się tu wszystkimi szczegółami, ale wyłącznie różnicami najbardziej charakterystycznymi.
Przede wszystkim rozpocznijmy od krótkiego przypomnienia okoliczności powstania tychże wspólnot. Jak wiadomo, Kościół rzymskokatolicki oficjalnie wyrósł z pierwotnego chrześcijaństwa. Jednak faktycznie  jako instytucja państwowa i hierarchiczna  powstał dopiero w IV wieku po Chrystusie. Doszło do tego w wyniku porozumienia Kościoła (biskupów) z państwem  Cesarstwem Rzymskim. Powstaniu więc tej specyficznej rzymskiej instytucji eklezjalnej (specyficznej ze względu na siedzibę, język, struktury hierarchiczne z najwyższym kapłanem na czele, prawo, budownictwo sakralne, wystrój kościołów, szaty liturgiczne z niektórymi świętami włącznie) od samego początku sprzyjały same władze państwowe  cesarz Konstantyn i jego następcy  a również takie okoliczności jak podbój Jerozolimy, spadek popularności innych patriarchatów oraz historyczne znaczenie Rzymu jako stolicy Cesarstwa. Kościół Ewangelicko-Augsburski powstał natomiast w wyniku szesnastowiecznej reformacji, zapoczątkowanej przez Marcina Lutra (1517 r.), który przede wszystkim sprzeciwił się katolickiej nauce o odpustach oraz ich sprzedaży (odpust to darowanie winy i kary doczesnej za grzechy za pośrednictwem Kościoła hierarchicznego. Według Krk, odpust może być udzielony żywym lub umarłym). Szczególnie ważną datą związaną z powstaniem tego Kościoła był rok 1530, kiedy to Marcin Luter, Filip Melanchton i inni teolodzy przedstawili na sejmie w Augsburgu swoje Wyznanie wiary. Warto tu jednak przypomnieć, że ewangelicy ostatecznie uzyskali równouprawnienie z katolikami dopiero po zawarciu pokoju religijnego w Augsburgu (1555 r.), na którym przyjęto zasadę: cuius regio, eius religio (czyja władza, tego religia). Jeśli chodzi o różnice doktrynalne, biorą się one głównie stąd, że Marcin Luter od samego początku cały nacisk położył na dzieło odnowy i reformy Kościoła przez powrót do wiary apostolskiej, czyli do nauk Pisma Świętego. Stąd też pierwszą zasadą luteranizmu była i po dzień dzisiejszy jest sola scriptura (tylko Pismo). Dla ewangelików jedynym źródłem objawienia jest Biblia. Jest to zasługa przede wszystkim Marcina Lutra, który dołożył wszelkich starań, by z pomocą przyjaciół, szczególnie F. Melanchtona, przetłumaczyć Biblię na język niemiecki. Przypomnijmy, że dzieła tego dokonał w 1534 r. Od tego też czasu upowszechnił się pogląd, że zwykli wierni mogą i powinni czytać Biblię. Warto w tym miejscu dodać, że o ile w języku polskim  dzięki reformacji  już w 1563 r. można było czytać tzw. Biblię Brzeską (radziwiłłowską), o tyle pełny katolicki przekład Pisma Świętego, w opracowaniu ks. Jakuba Wujka, ukazał się dopiero w roku 1599. Wymowa tego faktu jest aż nadto oczywista, aby go komentować. A zatem luteranizm w przeciwieństwie do katolicyzmu od samego początku aż po dzień dzisiejszy głosi, że jedynym źródłem wiary i etyki chrześcijańskiej jest Biblia, dodając, że wiary i życia chrześcijańskiego nie może kształtować omylna, ludzka tradycja, soborowe orzeczenia lub papieskie encykliki. Podkreśla więc, że to, co jest niezgodne ze Słowem Bożym, musi być odrzucone, a swoje stanowisko opiera na słowach Jezusa, który powiedział: ,,Daremnie mi cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi (Mt 15. 9, por. Mk 7. 79) oraz słowach Piotra: ,,Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi (Dz 5. 29, por. Ga 1. 69; Mt 22. 29; 2 Tm 3. 1517).
Kolejne ważne zasady luteranizmu to sola gratia (tylko łaska) i sola fide (tylko wiara). Hasła te podkreślają, że człowiek zostaje usprawiedliwiony i zbawiony jedynie z łaski, dzięki zasługom Jezusa Chrystusa. Oznacza to, że łaska Boża wyprzedza wszelkie ludzkie działanie, dlatego też tzw. religijne dobre uczynki (zewnętrzne formy) oraz religijne instytucje czy obrzędy (kościelne) nie są w stanie kogokolwiek zbawić. Jest tak dlatego, że zbawienie dane jest tylko w Chrystusie. Stąd też luteranizm podkreśla, że wiara nie jest zasługą człowieka. Wyrasta ona bowiem ze Słowa Bożego (por. Rz 10. 1417; Hbr 4. 1213) i tylko przez taką wiarę człowiek może przyswoić sobie dar usprawiedliwienia w Chrystusie. Tak więc dopiero wtedy, gdy człowiek odpowiada aktem wiary na Boże Słowo, zostaje usprawiedliwiony i zbawiony, i uzdolniony do czynienia prawdziwego dobra. Dobre uczynki wyrastają zatem z wiary i świadczą o jej autentyczności (por. Ef 2. 810), ale nie przesądzają o zbawieniu. Kościół rzymskokatolicki natomiast uczy, że poza nim  czyli z pominięciem posłuszeństwa papieżowi, biskupom, księżom, z pominięciem posługi kapłańskiej, sakramentów, uczestnictwa w mszy oraz wszelkich praktyk religijnych i pokutnych, jakie Kościół nakłada na wiernych  nawet nie może być mowy o jakimkolwiek usprawiedliwieniu z wiary. Katolicka ekonomia zbawienia przypomina więc postawę narodu żydowskiego, którą ap. Paweł ocenił bardzo krytycznie,
pisząc: ,,Albowiem nie chcąc uznać, że usprawiedliwienie pochodzi od Boga, i uporczywie trzymając się własnej drogi usprawiedliwienia, nie poddali się usprawiedliwieniu pochodzącemu od Boga (Rz 10. 3, wg BT).
Luteranizm  w przeciwieństwie do katolicyzmu  odrzuca więc sakramenty jako środki do zbawienia. Uznaje tylko dwa z siedmiu sakramentów  te, o których wyraźnie mówi Biblia: chrzest i Wieczerzę Pańską (tzw. eucharystię), ale dla ewangelików stanowią one wyłącznie znaki łaski Bożej, poprzez które skutecznie działa zbawczo Jezus Chrystus, a nie kapłan. Wieczerza Pańska odbywa się też pod dwoma postaciami, czyli zgodnie z Biblią, i w rozumieniu luteran ani jest
ponowieniem ofiary Jezusa Chrystusa, ani też nie pojmuje się jej jako przeistoczenia, które rzekomo dokonuje się podczas konsekracji chleba i wina w Kościele katolickim. Pojmuje się ją bowiem jako współistnienie chleba i wina z fizycznym ciałem Chrystusa.
Luteranizm różni się też tym od katolicyzmu, że głosi zasadę solus Christus (tylko Chrystus). Zasada ta przywraca właściwe miejsce Synowi Bożemu, co oznacza, że jest On jedynym Zbawicielem, Panem i pośrednikiem między Bogiem a człowiekiem (1 Tm 2. 5). Wyklucza więc pośrednictwo Marii i świętych, których można stawiać za wzór pobożności, lecz których nie wolno uważać za pośredników w drodze do zbawienia. Stąd też należy się modlić wyłącznie do Boga w imieniu Jezusa Chrystusa, ale nigdy do świętych, ponieważ ujmuje to czci należnej wyłącznie Bogu i Jezusowi Chrystusowi.
Powyższa zasada eliminuje też kult obrazów, posągów i relikwii jako kult sprzeczny z drugim przykazaniem Dekalogu (Wj 20. 46), które Kościół rzymskokatolicki świętokradczo usunął z Bożego kodeksu.
Ponadto zasada solus Christus wyklucza również rolę papieża jako zwierzchnika Kościoła i najwyższego kapłana oraz funkcję kapłaństwa sakramentalnego. Według Biblii bowiem, jedyną Głową Kościoła jest Jezus Chrystus (Ef 1. 22; 4. 15; 5. 23), natomiast rola duchownego powinna polegać głównie na przewodniczeniu i organizowaniu nabożeństwa, a nie na pośredniczeniu między Bogiem a człowiekiem, co ma miejsce w katolicyzmie. Oznacza to również, że luteranizm odrzuca typową dla katolicyzmu hierarchię kościelną jako sprzeczną ze słowami Jezusa: ,,(...) wy wszyscy jesteście braćmi (Mt 23. 810), zastępując ów hierarchiczny system autorytetem Biblii, która głosi powszechne kapłaństwo wszystkich wierzących (1 P 2. 5; Ap 1. 6).
W luteranizmie nie ma też miejsca dla tzw. spowiedzi usznej. Powszechną praktyką jest spowiedź i absolucja ogólna. Ponadto luteranizm nie uznaje zakonów, ślubów zakonnych oraz celibatu duchownych, który wbrew Prawu Pięcioksięgu i nauce apostolskiej papiestwo narzuciło swoim urzędnikom (por. Kpł 21. 314; 1 Tm 3. 15; 4. 13).
Kościół Ewangelicko-Augsburski odrzuca też różne praktyki religijne, takie jak błogosławieństwa, pielgrzymki, procesje, modlitwy za zmarłych, z istnieniem czyśćca włącznie. W sumie, wszystkie różnice pomiędzy luteranizmem a katolicyzmem biorą się z odrzucenia przez Kościół ewangelicki wszystkiego, czego nie ma w Biblii. Ewangelicyzm głosi bowiem, że Kościół musi być zawsze gotowy poddać się wyzwalającemu działaniu Słowa Bożego. Musi być wolny od wszelkich ludzkich naleciałości, od kupczenia dobrami duchowymi, co tak wyraźnie jeszcze dziś ma miejsce w katolicyzmie.
Konsekwencją odnowy i reformy chrześcijaństwa jest także uproszczony charakter nabożeństwa ewangelickiego oraz wprowadzenie doń języka narodowego zamiast łaciny. Zmiany te zapoczątkował już Marcin Luter, podczas gdy Kościół rzymskokatolicki potrzebował sporo czasu, bo aż do II Soboru Watykańskiego (19621965). W Polsce dopiero uchwała Episkopatu z 4 września 1970 r. zapoczątkowała odprawianie mszy w języku polskim.
Przyczyn tych opóźnień oraz braku głębszych reform w Kościele rzymskokatolickim należy dopatrywać się w autokratycznym systemie zarządzania Kościołem. Przeciwieństwem tego systemu jest demokratyczny model zarządzania w Kościele ewangelickim, gdzie najwyższą władzą ustawodawczą jest synod, który wybiera władzę administracyjną, czyli konsystorz, na czele którego, jak i całego Kościoła krajowego, stoi biskup.
Cokolwiek by więc powiedzieć o wszystkich tych różnicach, jedno jest pewne: mimo niedociągnięć również po stronie ewangelickiej, luteranizm zawsze będzie się nam kojarzył z reformą chrześcijaństwa, powrotem do Biblii, udostępnieniem jej wszystkim zainteresowanym w językach narodowych, z właściwym zrozumieniem ewangelicznego usprawiedliwienia z wiary, z przywróceniem Chrystusowi należnego mu miejsca oraz ze zwróceniem uwagi na istotę chrześcijaństwa, które jeśli ma być skuteczne, musi rozpocząć się od wewnętrznej przemiany wiernych dzięki łasce Bożej i mocy Jego Słowa, a nie pobożności zewnętrznej, co jest tak specyficzne dla katolicyzmu.

BOLESŁAW PARMA



z grubej rury

Katolicki antysemityzm

My, Polacy, mamy przyspawaną łatę antysemitów. Potwierdził tę opinię (niedo)RZECZNIK PRAW OBYWATELSKICH haniebną wypowiedzią, że Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki. Cały świat wie, że Żydów w Polsce jest obecnie garstka. Antysemityzm bez Żydów ośmiesza nas podwójnie, trąci zwykłym kretynizmem.

Powiedzmy prawdę, którą historycy i publicyści usłużni wobec watykańskiego okupanta wyrazić się boją: Polacy owszem, wyssali antysemityzm, ale z kościelną propagandą. Jak to jest, że w kolebce demokracji  Stanach Zjednoczonych, gdzie żyje obecnie najwięcej Żydów  antysemityzm niemal wytępiono i nikomu nie przeszkadza, że Amerykanie pochodzenia żydowskiego są tam elitą finansową, naukową i kulturalną? Przyczyna jest prosta: w USA religię katolicką wyznaje mniejszość, i to ta uboższa.
Historia polskich Żydów jest historią katolickiego antysemityzmu. Pierwsi starotestamentowi przybyli na ziemie polskie w połowie XII wieku, uciekając przed katolickimi pogromami krzyżowców. Byli potrzebni i  co zabrzmi jak herezja  mieli wielki udział w powstrzymaniu germanizacji. Wielkimi krokami szła kolonizacja niemiecka  miasta już wówczas były zgermanizowane, a kupcami byli niemal wyłącznie Niemcy. Wspomnijmy np. Hanzę, niemiecki monopol handlowy od Londynu po Wielki Nowogród, oraz słynny bunt niemieckiego mieszczaństwa Krakowa przeciwko Łokietkowi, znany jako bunt wójta Alberta. Żydzi stanowili dla nich przeciwwagę.
Kler katolicki był w 80 procentach niemiecki. Nawet następnym biskupem krakowskim po zdrajcy św. Stanisławie był Niemiec Lambert. Sławny bunt Alberta inspirował i popierał biskup krakowski Muskata, podły zdrajca, równy św. Stanisławowi. Językiem dworów wielu książąt był niemiecki; nawet kazania wygłaszano już po niemiecku, stąd powiedzenie siedzieć jak na niemieckim kazaniu (później zmienione na tureckie).
Do tego Kościół trzymał polską katolicką większość w kompletnym ogłupieniu, pilnując swego monopolu nawet na umiejętność czytania i pisania. Niemcy i Żydzi odwrotnie  niemal wszyscy umieli czytać i pisać, znali języki, bo bez tego już wtedy nie można było rozwijać biznesu. Sejmy zaś, na których prym też wodził Kościół, zabroniły szlachcie  jedynej w miarę wykształconej polskiej klasie społecznej  zajmowania się handlem, zaś chłopów przywiązano do ziemi. To zakłamany Kościół katolicki sprawił, że Żydzi stali się w Polsce niezbędni; to antypolski Kościół rzymski zamienił lud polski w niepiśmiennych niewolników. W morzu analfabetów bogacił się i rządził każdy wykształcony człowiek, także Żyd.
Kolonizacja niemiecka i napływ Żydów jeszcze wzrosły po najazdach tatarskich, które spustoszyły południe Polski. Przywitano ich życzliwie. Praktyczny (jak to Poznaniak) książę Bolesław Pobożny, dziadek Kazimierza Wielkiego, w 1264 r. nadał im prawa statutem kaliskim, poddał ich władzy i sądom księcia, zapewnił wolność religii, bezpieczeństwo osobiste i mienia, swobodę handlu i prawo do samorządu.
Ale już w 1267 r.  na synodzie duchowieństwa archidiecezji gnieźnieńskiej we Wrocławiu  Kościół katolicki nakazał Żydom noszenie hańbiącego stroju (spiczaste czapki) i utworzenie gett. Zakazano im pełnienia urzędów, chrześcijanom zaś kupowania żywności od Żydów i kontaktów towarzyskich z nimi. Kościół katolicki 670 lat przed Hitlerem ustanowił Żydom katolickie ustawy
norymberskie! Każdy, kto choćby liznął historię, wie, że to Kościół dał podwaliny pod Holocaust.
To Kościół szerzył antysemityzm, nie mogąc pogodzić się z tym, że naród wybrany jako jedyny w chrześcijańskiej Europie nie uznaje Jezusa. Prześladowania Żydów nabrały rozmachu po ogłoszeniu krucjat do Ziemi Świętej. Papież udzielił rycerzom krzyża odpustu zupełnego  także na przyszłe grzechy, czyli... zapewnił bezkarność za wszelkie zbrodnie. Do tego rzucono miłosierne hasło: Żydzi zabili Zbawiciela, więc niech się nawrócą lub zginą.
Każda krucjata po drodze do Palestyny zaprawiała się w rzeziach i rabunku Żydów. Odkryto przy tym patent, jak sfinansować wyprawy, na co zawsze brakowało pieniędzy: oto znaczną część kosztów krucjat pokrywano majątkiem zrabowanym wymordowanym Żydom. O skali masakr świadczy fakt, że te z roku 1096  na początku krucjat chłopskiej i pierwszej rycerskiej  Żydzi nazywają pierwszym holokaustem.
W Polsce do zbrodni na taką skalę nie dochodziło, bo Żydzi byli pod opieką królów i szlachty. Kler jednak wychodził ze skóry, żeby dobrać się do ich majątków. Wspomnijmy synod z 1420 r., na którym biskupi postanowili, że Żydzi będą płacić proboszczom takie same dziesięciny jak chrześcijanie; wygnanie Żydów z Litwy w 1495 r.; zakaz osiedlania się na Mazowszu; ustawę o nietolerowaniu Żydów, którą zastosowało ponad 100 polskich miast; nieustanne szczucie ludności do pogromów. Barwne były katolickie procesje wielkanocne, na których palono kukły Żydów.
Warto wspomnieć takie postacie jak prymas Jan Chojeński (błogosławiony!), który na sejmie w 1535 roku domagał się wygnania wszystkich Żydów z Polski, a współcześnie antysemickie szopki prałata z Gdańska i Rydzyjo. Milczącego (?) pozwolenia udziela Episkopat. Pamiętajmy, że pogromy z 1918 r. pozbawiły nas w Wersalu Gdańska i Śląska Opolskiego.
Dlatego oskarżanie Polaków o wrodzony antysemityzm jest wypaczaniem prawdy. Tylko dlaczego, broniąc się przed oszczerstwami, nie potrafimy wskazać winnego, którym jest Kościół katolicki?!

LUX VERITATIS

gŁaskanie jeŻa

Porażeni strachem

Książka Strach Jana Tadeusza Grossa, zanim trafiła do księgarń, już wywołała histeryczne reakcje tych wszystkich, którzy uważają, że polski antysemityzm jest... żydowskim wymysłem. To ta sama grupa społeczna prawdziwych Polaków, która gotowa jest przysiąc, iż w naszym kraju nie istnieje rasizm i homofobia.
Tymczasem  jak to słusznie zauważył Czesław Bielecki  antysemityzm w Polsce polega na tym, że neguje się istnienie antysemityzmu.

No bo przecież, tak na zdrowy rozum, jakże w kraju, w którym niemal zupełnie nie ma Żydów, może znaleźć żyzny grunt nienawiść do nich? A jednak znajduje! Wystarczy wziąć do ręki dowolną katoprawicową gazetę, aby przeczytać np. o rządzącej żydokomunie  czyli czymś znacznie gorszym niż sama komuna. Czymś wstrętnym i haniebnym. Wystarczy otworzyć dowolny portal internetowy. Oto na przykład onet.pl podał informację, że podczas jasełek na krakowskim rynku aktorzy zabawiali publiczność okrzykami: Bij Żyda!. W ciągu kilku godzin na forum pojawiło się ponad cztery tysiące wpisów. Ponad trzy tysiące z nich  skrajnie antysemickich. A spacer ulicami polskich miast? Na przykład Łodzi... Kto prowadzi rękę młodych ludzi uzbrojonych w spray (swoją drogą, dlaczego za zniszczenie elewacji, czyli kilunastotysięczne straty właścicieli, a przy okazji publiczne zgorszenie, nie karze się długoletnim więzieniem?!)? Kto uczy ich pisać: Żydzi do gazu!? Rysować gwiazdę Dawida wiszącą na szubienicy? A prałat Jankowski? A Rydzyk i jego audycje w Radiu Maryja? A obleśny Bubel otwarcie namawiający w swoich faszystowskich, ale przecież legalnych pisemkach, do fizycznej eliminacji ludzi o semickich korzeniach?
Twierdzenie, że w Polsce nie ma antysemityzmu jest, niestety, kłamstwem i w pewnym sensie tego antysemityzmu przejawem. Wiem, co mówię, bo sam jestem Żydem. To znaczy wcale nie jestem, ale mam obco brzmiące nazwisko, a to już u nas wystarczy, aby być malowanym ptakiem. Jakże często  jeszcze jako dziecko  spotykałem się z ostracyzmem, nawet agresją rówieśników, tylko z tego powodu, że nie nazywam się Kowalski czy Malinowski.
Książka Grossa jest trudna i przerażająca. Może przerysowana w tym znaczeniu, że pokazuje dość jednostronnie niełatwe lata powojenne i straszne relacje polsko-żydowskie. Jednostronnie, bo dla nieuważnego czytelnika niemal każdy Polak jawi się jako oprawca, a każdy Żyd  jako ofiara (a przecież bywało odwrotnie, np. w kazamatach UB).
A jednak bardziej uważna lektura i refleksja skłania ku innym opiniom. Otóż Gross pokazuje, że były (ale przecież i są) dwie Polski. Jedna  silna prymitywizmem, ludycznie katolicka  i druga, niestety, wciąż słaba, inteligencka. Ta pierwsza po strasznej nocy okupacji potrzebowała wroga natychmiast, by mogła odreagować resentymenty; ta druga była zdumiona i przerażona zachowaniem pierwszej. I jak zwykle niema i bezwolna.
Ale przecież antysemityzm nie urodził się nad Wisłą w maju 1945 roku. Istniał wcześniej. Dużo wcześniej. Co więc takiego w nas, Polakach, się stało, że z narodu znanego w Europie z tolerancji, z kraju, do którego od XII wieku emigrowali szukający ratunku Żydzi i rozmaici innowiercy, staliśmy się synonimem narodowościowej nietolerancji i ksenofobii?
Co się stało? Kościół się stał katolicki. Ot, co!
O historycznych zaszłościach pisze wyżej Lux Veritatis, więc my zajmijmy się teraźniejszością. Co ma myśleć np. parafianin w jakimś zaścianku, jeśli co niedzielę proboszcz kładzie mu do głowy, że Żydzi zabili Jezusa i przez to są potępieni na wieki, godni pogardy, na którą zasłużyli; skoro sam Prymas Tysiąclecia zachowuje się tak, jak to opisuje Gross:
Nie kto inny jak Stefan Wyszyński, świeżo po ingresie na biskupstwo lubelskie rozmawiał z delegacją Centralnego Komitetu Żydowskiego zabiegającą u niego o publiczne napiętnowanie antysemityzmu i rozpowszechniania pogłosek o mordzie rytualnym. Wyszyński odmówił prośbie swoich rozmówców, tłumacząc, że księgi żydowskie zgromadzone podczas procesu Bejlisa (Żyda u n i e w i n n i o n e g o z zarzutu o mord rytualny przed sądem w carskiej Rosji w 1913 roku) nie pozwalają jednoznacznie rozstrzygnąć kwestii, czy Żydzi używają krwi chrześcijańskiej do produkcji macy, czy też nie używają...
Ten właśnie kretyński przesąd doprowadził do ok. 20 powojennych pogromów, m.in. w Krakowie, w Rzeszowie, i do strasznego mordu w Kielcach (37 zabitych). Ale może gdzieś na dnie należy próbować zrozumieć (o ile to w ogóle możliwe) ciemny, wściekły motłoch żądający krwi za krew chrześcijańskiego dziecka (była to, notabene, najgłupsza z plotek), jeśli podobne brednie przyjmował za dobrą monetę wykształcony biskup. Duszpasterz milionów...
Jakże celnie zauważył ów paradoks brytyjski ambasador w Polsce Cavendish-Bentinck (po swojej rozmowie z biskupem, podczas której hierarcha przekonywał go o prawdziwości pogłosek o krwi wykorzystywanej do produkcji macy), opisując kielecką masakrę: Jeśli biskup jest gotów wierzyć w coś takiego, to nic dziwnego, że prości ludzie w Polsce myślą tak samo. Muszę o tym powiadomić Watykan.

Jeśli J.T. Gross przesadza w ostrości swoich sformułowań, to co powiedzieć o raporcie legendarnego kuriera Jana Karskiego, który podczas wojny raportował do Londynu emigracyjnemu rządowi:
Powszechnie daje się wyczuć, że Żydzi radzi byliby, aby w stosunku Polaków do nich panowało zrozumienie, iż przecież oba narody są niesprawiedliwie gnębione, i to przez tego samego wroga. Tego zrozumienia wśród szerszych mas społeczeństwa polskiego nie ma. Stosunek ich do Żydów jest przeważnie bezwzględny, często bezlitosny. Korzystają w dużej części z uprawnień, jakie nowa sytuacja im daje. Wykorzystują wielokroć te uprawnienia, często nadużywają ich nawet. Zbliża ich to w pewnym stopniu do Niemców.
Straszne porównanie. Ale czy Karski też kłamie? Też jest niesprawiedliwy? Tendencyjny? No to może zacytujmy dowódcę Armii Krajowej Grota-Roweckiego. Generał pisał w liście do Anglii:
Proszę przyjąć jako fakt zupełnie realny, że przygniatająca większość kraju jest nastawiona antysemicko. Różnice dotyczą tylko taktyki postępowania. Antysemityzm jest obecnie postawą szeroko rozpowszechnioną.

Oczywiście, możemy powiedzieć całemu światu: NIEPRAWDA! To tylko przeszłość i takie tam odosobnione przypadki. Tylko czy świat w to uwierzy? Jak ma uwierzyć, skoro pod patronatem obecnego, przygłupiego co prawda, prezydenta RP stawia się w 2006 roku w Zakopanem pomnik Józefowi Kurasiowi Ogniowi (prezydent dla uroczystości poświęcenia pomnika przerwał urlop i przyjechał do Zakopanego), który 2 maja 1946 r. w okolicach Krościenka zamordował jedenastu przypadkowych, nikomu niczego niewinnych Żydów jadących autobusem. Sam Kuraś w swoim pamiętniku pisze o tym tak: Witaj majowa jutrzenko! W nocy samochód z Żydami. Mieli być przeprowadzeni przez granicę. Salci krzyczy: Panie Ogień, taką nieładną demokrację pan robi. Ucięto jej język.

Jakie ma zatem rzeczywiste wady  jeśli ma  książka Grossa? Otóż ociera się ona o horror, którego nie da się czytać bez przerażenia i wstrętu budzącego jakże ludzką reakcję: nie, to nie może być prawda! Bo czy można spokojnie przejść do porządku dziennego np. nad relacją z procesu sądowego po kieleckim pogromie, gdy jeden z oprawców, pytany przez sędziego, dlaczego zabił niemowlę, odpowiada: Matka już nie żyła, więc strzeliłem do dziecka, bo bez matki przecież by płakało.
To jest niemożliwe! Gross kłamie! Żaden Polak nie mógł tak postąpić!  oto normalna reakcja, zwykły odruch obronny umysłu, aby nie zwariować, aby nie myśleć o sobie w kategoriach: my naród  my potwory. Wśród takich i podobnych opisów giną w Strachu sprawozdania z heroicznych postaw poszczególnych Polaków; jednostek i zbiorowości. Ot, jak na przykład ta, kiedy to cała wieś, przez pięć lat ukrywała kolejno, dzień po dniu, inne, ale też żydowskie dziecko, choć kilkudziesięciu rodzinom groziła za to śmierć.

Minął właśnie tydzień od chwili, gdy książka J.T. Grossa trafiła do księgarń. W mediach nie cichnie burza, a prawicowo-narodowe kręgi żądają uznania autora przez rząd RP jako persona non grata. W 1946 roku kilka polskich miast ogłosiło, że Żydzi są na ich terytoriach osobami niepożądanymi i mają się natychmiast wynosić. Jakże ta historia lubi się powtarzać.

MAREK SZENBORN

katedra prof. joanny s.

Niedyskretne pytania...

...czyli Palikot na blogu równy Hubertowi H.

Każdemu wolno kochać. Pytać już niekoniecznie. Nadanie oszczerstwu formy zapytania nie zwalnia z odpowiedzialności. Ani moralnej, ani karnej. Bezpowrotnie minęły czasy, kiedy uważano, że nie ma niedyskretnych pytań, są tylko niedyskretne odpowiedzi.

Kiedyś poczucie odpowiedzialności i zwyczajna przyzwoitość stanowiły naturalną tamę dla potoku obraźliwych, wulgarnych słów. Obowiązywała nie tylko zasada: nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe, ale też  nie mów. Świadomość, że słowa mogą ranić bardziej niż miecz, nakazywała wstrzemięźliwość wypowiedzi. Nie szargano świętości ani autorytetów. Obecnie wszystko się zmieniło. Nawet nie do końca wiadomo, co znaczą te pojęcia. Jak i wiele innych. Trwałość z cechy pożądanej stała się kłopotliwą. Nie chcemy wiązać się na dłużej z nikim i z niczym, aby nie stracić ewentualnych, przyszłych możliwości. Żyjemy w zawrotnym tempie. Wszystkiemu nadajemy nowe znaczenie, nie zastanawiając się nawet, jakie miało pierwotnie.
Parlamentarny język nie oznacza już elegancki czy wytworny. Przeciwnie. Debaty w Sejmie są brutalne, a w mediach przypominają wręcz rynsztok. Chamy, warchoły, złodzieje, mordercy, durnie, pachołki, dziady, hołota, małpy, szczekające kundelki  oto język nie tylko bywalców piwnych spelun, ale i polityków, księży, ludzi sztuki. Tak wyrażają się o przeciwnikach, konkurentach, wyborcach. Pyskówki zastępują merytoryczne dyskusje. Łatwiej zarzucić starość albo brzydotę niż wykazać brak wiedzy, błędy w rozumowaniu czy argumentacji. Bon mot został zastąpiony przez cham mot.
Politycy, nawet jeśli sami nie stronią od wulgaryzmów, mają je bardzo za złe innym. Oczywiście, pod warunkiem że takie pretensje nie zaszkodzą ich osobistym lub partyjnym interesom. Szczególnie czuły na jakiekolwiek symptomy znieważenia jest prezydent Lech Kaczyński, choć sam jako kandydat na włodarza Warszawy wsławił się okrzykiem: Spieprzaj, dziadu!, a jako Pierwszy Obywatel RP  małpą w czerwonym. Określeń tych nigdy nie uznał za niewłaściwe i nie przeprosił za ich użycie. Sam znajduje się pod specjalną ochroną. Zgodnie z artykułem 135 par. 2 kodeksu karnego: Kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. Policja i prokuratura poszukiwały już z tego paragrafu bezdomnego Huberta H. i doprowadziły go przed oblicze sądu. Wymiarowi sprawiedliwości umknął natomiast Rydzyk, choć prezydenta nazwał oszustem, jego pałac  szambem, a małżonkę  czarownicą, która powinna poddać się eutanazji.
Bezkarność Rydzyka zwiodła, a raczej zawiodła na manowce posła Palikota. Prawdopodobnie uznał, że skoro jest zamożny i wpływowy, a nie bezdomny, może działać niczym dyrektor Radia Maryja. Dla bezpieczeństwa zastosował wybieg z pytaniem. Na swoim blogu napisał: Czy prezydent Lech Kaczyński nadużywa alkoholu? Czy prawdą jest, że jego pobyty w szpitalach mają związek z terapią antyalkoholową? Czy ucieczki do Juraty i czerwone wino to nie środki terapeutyczne, stosowane przezeń w reakcji na problemy w relacjach rodzinnych z bratem i matką? Czy w takiej sytuacji, w takim kontekście, prezydent nie traktuje prowadzonej przez siebie polityki jako formy reagowania na osobiste urazy?.
Rozpętała się burza. Palikot, krytykowany nawet przez kolegów z PO, zagrożony utratą przewodniczenia Sejmowej Komisji Przyjazne państwo, przeprosił. Prezydent przeprosin od klauna nie przyjął. Zapowiada się proces. Na Palikocie będzie spoczywał ciężar przeprowadzenia dowodu prawdy. Czy ciągnięcie tej sprawy nie narazi jeszcze bardziej na szwank autorytetu urzędu i interesu państwa? Już się okazało, że Palikot na blogu równy Rydzykowi nie jest. Co się jeszcze okaże  zobaczymy.

JOANNA SENYSZYN



jaja jak birety

Się powiedziało (9)

Posłanka Nelly Rokita, czarny koń (kobyła?) PiS w minionych wyborach, znana jest z tego, że co pomyśli, to zaraz powie... No właśnie. O Jezu...


Jakubowska jest niesamowita. To taki typ kobiety, która nie popełnia samobójstwa.

Bardzo bym chciała poznać ojca Tadeusza Rydzyka.

On (Donald Tusk  przyp. red.) teraz jest jak wściekły pies, który teraz wszystkich gryzie.

Kobiety! Za każdą z was stoi jakiś mężczyzna. Nie byłybyście tak zadowolone, uśmiechnięte, gdyby było inaczej.

Smutno mnie jest, że nasze dzieci oglądają telewizję, gdzie występuje Donald ze swoim smutnym i groźnym wzrokiem i straszy nasze dzieci.

U nas je się na obrusach. Do tego serweteczki, świeczki i kwiaty, bo Jaś nie wyobraża sobie, żeby było inaczej.

Niesiołowski odgrywa rolę pajaca, a Komorowski chodzi na sznurku.

Mam słabość do chłopów.
Można powiedzieć, że Marek Jurek jest kobiecy.

Jestem dumna, że wybrałam sobie mężczyznę, który podoba się innym kobietom. Jaś ma tyle zalet, że ja to rozumiem.

Niektórzy nawet cytują mojego męża. Nie wiem, czy to efekt popularności, czy ludzie rzeczywiście wierzą w to, co mówi.

Żeby ktoś mi się podobał, musi wzbudzać we mnie zaufanie. Dlatego jestem zakochana w Zycie Gilowskiej.
Mój mąż świetnie gotuje, lubi nakrywać do stołu. Ja lepiej skaczę. Każdy robi to, co lepiej potrafi.

Nie jestem doskonała. Mój mąż mówi, że trafię do piekła.

Mam wrażenie, że prezydent Kwaśniewski wszędzie pije. I nie mam nic przeciwko temu, żeby była jasność.

Gabinet Donalda Tuska nie jest przygotowany do rządzenia, robi za to dużo szumu. On sam to taki funny boy, jeździ po Europie i wszystkim rozdaje prezenty, chce pokazać, że jest miły. Sam wepchnął się w taką rolę, a polityka polega przecież na odwadze (...). Dla Putina Tusk jest chłopcem na posyłki, dla Europy trochę też.

Najlepszą wiadomością dla Polski jest to, że Samoobrona i LPR nie wejdą do Sejmu. Tę zmianę zawdzięczamy Jarosławowi Kaczyńskiemu, który potrafił stworzyć z nimi rząd i pokazał, że nie nadają do rządzenia. To jest sukces PiS-u
i Jarosława Kaczyńskiego, a nie Donalda Tuska.

Wybrała PAR



jaja jak birety

Humor

Egzamin w szkole agentów CIA. Do sali wchodzi student. Instruktor mówi:

 W pokoju obok znajduje się twoja dziewczyna. Tu masz pistolet. Masz ją zabić w ciągu 30 sekund!
Po 30 sekundach student wraca i mówi:  Sorry, nie mogłem tego zrobić.
Kolejny student:  W pokoju obok znajduje się twoja narzeczona. Masz tu pistolet. Rozkaz: zastrzel ją. Czas: 30 sekund  nakazuje instruktor. Mija pół minuty, student wraca, prowadząc za rękę narzeczoną:  Sorry, nie mogłem tego zrobić...
Następny student:  W pokoju obok czeka twoja żona. Tu masz pistolet. Masz ją zabić w ciągu 30 sekund!  mówi instruktor.
Student wchodzi do pokoju obok. Słychać kilka strzałów, a potem niesamowity rumor. Po 20 sekundach student, lekko zziajany, wraca, poprawia ciemne okulary i mówi:  Jakiś kretyn wpakował mi ślepaki do pistoletu. Musiałem ją zaj...ć taboretem
.

Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
TI 03 03 08 T pl(1)
04 03 08 sem III
sieci lab 13 03 08
TI 03 08 14 T pl(1)
FiM 01 08
Plakat JELENIA GORA Przyjazdy wazny od 13 12 15 do 14 03 08
FiM 02 08
TI 03 08 29 T pl(2)
2011 03 08 WIL Wyklad 24
2006 03 08
11 03 08 sem IV
pdmf 2016 03 08
Komisarze kłócą się o klimat Nasz Dziennik, 2011 03 08
2010 03 08
FiM 05 08
18 03 08 sem V

więcej podobnych podstron