Rozdział 27


ROZDZIAA DWUDZIESTY SIÓDMY
SAM
Mechanicznie zagniotłem ciasto, uformowałem bochenek i wstawiłem chleb do piekarnika. W głowie
szumiało mi od słów zbyt szorstkich i abstrakcyjnych, żebym mógł z nich ułożyć piosenkę.
Był środek nocy, a ja stałem w tej samej starej dobrej kuchni Becka i zupełnie straciłem poczucie
czasu. W połowie byłem tu, a w połowie  gdzieś indziej.
Twarze widoczne na zdjęciach przyczepionych do szafek odwzajemniały mój uśmiech. Tysiące
różnych kombinacji przedstawiających mnie i Becka, Becka i Urlika, Paula i Dereka, Urlika i mnie. Twarze
czekające na to, aż ktoś ponownie w nich zamieszka. Fotografie wyglądały na stare i wyblakłe w świetle
kuchennym. Przypomniałem sobie, jak Beck przyklejał je tutaj, gdy były nowiuteńkie i stanowiły namacalny
dowód naszej więzi.
Pomyślałem o tym, jak łatwo moi rodzice podjęli decyzję, że nie będą mnie już dłużej kochać, tylko
dlatego, że nie potrafiłem utrzymać się w ludzkiej skórze. I o tym, jak odepchnąłem od siebie Becka, gdy
pomyślałem, że stworzył trzy nowe wilki wbrew ich woli. Niemal poczułem niedoskonałą miłość rodziców
płynącą w moich żyłach. Wszyscy pochopnie wydawaliśmy sądy o innych.
Gdy w końcu zauważyłem, że Cole zniknął, otworzyłem tylne drzwi i zabrałem jego ubranie z
podwórka. Stałem tam, trzymając zimny tobołek, i pozwalałem, żeby nocne powietrze mnie przenikało.
Pokonywało kolejne warstwy, które tworzył Sam-człowiek, i docierało do wilka, który  jak sobie
wyobrażałem  nadal czaił się wewnątrz mnie.
Odtworzyłem w myślach rozmowę z Cole em.
Czy on naprawdę prosił mnie o pomoc?
Podskoczyłem na dzwięk telefonu. Słuchawki nie było w kuchni, więc poszedłem do salonu.
Odszukałem ja i odebrałem, siadając na oparciu sofy.  Grace  modliłem się żarliwie.  Niech to będzie
Grace .
- Cześć.  Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, że gdyby Grace dzwoniła o tak póznej
porze, to oznaczałoby, że stało się coś złego.
Ale po drugiej stronie linii odezwał się głos nieznajomej kobiety.
- Kto mówi?
- Słucham?  powiedziałem zaskoczony.
- Ktoś dzwonił na moja komórkę z tego numeru. Aż dwukrotnie.
- A kto mówi?  zapytałem.
- Angie Baranova.
- A kiedy ten ktoś dzwonił?
- Wczoraj. Bardzo wcześnie. Nie zostawił wiadomości.
Cole. To musiał być on. Ckliwy drań.
- To musiała być pomyłka  skłamałem.
- Tak. Na pewno  zauważyła.  Zwłaszcza że ten numer znają może ze cztery osoby na świecie.
Skorygowałem swoja opinię o Cole u. Głupi drań.
- To musiała być pomyłka  upierałem się.
- Albo Cole  rzuciła Angie.
- Słucham?
Zaśmiała się brzydko, bez humoru.
- Kimkolwiek jesteś, wiem, że nie powiedziałbyś mi niczego, nawet gdyby on stał obok. Bo Cole
jest rzeczywiście niezły w te klocki, prawda? Zmusza cię, żebyś robił dokładnie to, czego on
chce. Cóż, jeśli on tam jest i to on do mnie dzwonił, to przekaż mu, że zmieniłam numer. Na
917-wynoś-się-z-mojego-życia. Dzięki.
I rozłączyła się.
Odłożyłem słuchawkę na stolik obok sofy i spojrzałem na leżącą na nim stertę książek Becka. Obok
stało oprawione w ramkę zdjęcie, które zrobił mu Urlik tuz po tym, jak Paul opryskał go musztardą w
trakcie grillowania burgerów. Beck patrzył na mnie, mrużąc oczy, a smugi obrzydliwej żółci przecinały jego
brwi i ściekały z rzęs.
- Wygląda na to, że naprawdę dokonałeś znakomitego wyboru  wyznałem mu.
GRACE
Tamtej nocy leżałam na łóżku i starałam się zapomnieć o tym, jak patrzyły na mnie wilki. Usiłowałam
udawać, że Sam jest ze mną. Zamrugałam w ciemnościach i przytuliłam się mocniej do jego poduszki, ale
nie było już na niej ani śladu jego zapachu; znowu stała się tylko jego rzeczą. Odrzuciłam ja i podniosłam
dłoń do nosa, sprawdzając, czy nadal cuchnę wilkiem. Przypomniałam sobie, jak wyglądała Isabel, gdy
mówiła:  Wiesz, że to ma coś wspólnego z wilkami , i starałam się zinterpretować wyraz jej twarzy.
Obrzydzenie? Jakby bała się, że mogę ją zarazić& A może jednak litość& ?
Gdyby Sam był tutaj, wyszeptałabym:  Czy myślisz, że umierający ludzie wiedzą, że odchodzą? .
Skrzywiłam się w mroku nocy. Wiedziałam, że melodramatyzuję.
Chciałam wierzyć, że tylko przesadzam.
Położyłam rękę na brzuchu i pomyślałam o dręczącym mnie bólu, który zadomowił się kilka
centymetrów pod moimi palcami. W tej chwili wydawał się tępy, uśpiony.
Wiem, że tam jesteś.
To wydawało mi się takie żałosne. Leżałam bezsennie w łóżku, rozważając w samotności kwestię
swojej śmiertelności, podczas gdy Sam znajdował się tak blisko  zaledwie kilkanaście minut jazdy
samochodem. Rzuciłam daremne spojrzenie na sufit, w stronę sypialni moich rodziców, poirytowana tym,
że pozbawili mnie jego obecności wtedy, gdy najbardziej go potrzebowałam.
Jeśli teraz umrę, nigdy nie pójdę do college u. Nigdy nie zamieszkam sama. Nigdy nie kupię ekspresu
do kawy (chciałam mieć czerwony). Nigdy nie wyjdę za Sama. Nigdy nie stanę się taką Grace, jaką miałam
być.
Przez całe życie byłam taka ostrożna.
Zaczęłam wyobrażać sobie własny pogrzeb. Nie ma mowy, żeby mamie starczyło zdrowego rozsądku,
żeby zaplanować coś takiego. Pewnie zrobiłby to tata, pomiędzy telefonami do inwestorów i członków
zarządu. Albo babcia. Ona z pewnością stanęłaby na wysokości zadania, gdyby się zorientowała, jak
gówniana pracę odwalił jej syn, wychowując córkę. Rachel by przyszła, i prawdopodobnie kilku moich
nauczycieli. Na pewno pani Erskine, która chciała, żebym została architektem. Isabel też, choć pewnie by
nie płakała. Przypomniałam sobie pogrzeb jej brata  pojawiło się na nim całe miasto, bo Jack zginął w tak
młodym wieku. Więc może mnie też przyszedłby pożegnać tłum, nawet jeśli nie byłam legendą Mercy Falls.
Bo umarłam zbyt wcześnie, żeby tak naprawdę zacząć żyć. Czy ludzie przynoszą na pogrzeby prezenty, tak
jak na śluby albo przyjęcia z okazji narodzin dziecka?
Usłyszałam skrzypnięcie. Trzask deski pod stopą. A potem drzwi do mojego pokoju cichutko się
uchyliły.
Przez sekundę myślałam, że może to Sam jakimś cudem zakradł się do środka. Ale zobaczyłam zarys
ramion i głowy mojego ojca. Udałam, że śpię, ale wciąż miałam lekko uchylone powieki. Tato zrobił kilka
pełnych wahania kroków; z zaskoczeniem pomyślałam:  On sprawdza, czy wszystko ze mną w porządku .
Ale potem delikatnie uniósł podbródek i spojrzał na miejsce tuż za mną, a ja uświadomiłam sobie, że
nie zjawił się tutaj, żeby sprawdzić, czy dobrze się czuję. Przyszedł tylko po to, żeby się upewnić, że nie ma
ze mną Sama.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
09 Rozdzial 27 30
rozdzial! (27)
rozdzial (27)
rozdzial (27)
dziewczyny z hex hall 3 rozdział 27
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 27
Laurell K Hamilton Anita Blake 11 Błękitne Grzechy rozdział 27 (nieof tłum Scarlettta)
rozdział 27 tryb egzystecji wg Asziaty Szyjemasza
Bestia Zachowuje się Źle Shelly Laurenston Rozdział 27
rozdzial (27)
rozdzial (27)
Kresley Cole Urok Rozdzial 27
Rozdział 27
Rozdział 27 Zagłada mieszkania numer pięćdziesiąt
28 Rozdział 27

więcej podobnych podstron