Marcin Świetlicki
POEZJA
Odciski
Nno. Proszę sobie wyobrazić:
Druga połowa lat osiemdziesiątych.
(Dlaczegóż by nie druga połowa lat osiemdziesiątych?
Dlaczegóż by nie?)
Miesiąc - powiedzmy - grudzień.
Tuż przed południem była jeszcze wiosna.
Tuż po południu zapadł mrok.
Nnno. Proszę sobie wyobrazić:
Mężczyzna w obskurnym mieszkaniu.
Kobieta, która wchodzi do bramy.
(Dlaczegóż nie mężczyzna i kobieta
Dlaczegóż by nie?)
On w obskurnym mieszkaniu, a ona na schodach.
On pali papierosa, ona puka do drzwi.
On w ciemnym korytarzu, ona poprawia włosy.
(Dlaczegóż by nie miała poprawiać?
Dlaczegóż by nie?)
I on ją widzi. I zaciska zęby.
I przez ściśnięte zęby pyta, bowiem jest
Wychowany niezgorzej: - Napijesz się kawy?
A ona: "Tak, tak" - odpowiada.
(Dlaczegóż by nie miała się napić?
Dlaczegóż by nie?)
Nno. Proszę sobie wyobrazić:
Druga połowa lat osiemdziesiątych.
On stoi w kuchni. I nalewa wodę
Do zielonego czajnika. Zastanawia się
I wylewa część wody. Uzywszy zapałek
Podpala gaz pod czajnikiem. Ona jest w pokoju.
On pali papierosa. Odciski mu się robią
Od papierosów na ustach. Stoi nad czajnikiem
I mówi do wody w czajniku,
Mówi tak:
Gotuj się, kurwo, gotuj
Wypije i pójdzie
Gotuj się, kurwo, gotuj
Wypije i pójdzie
W mrok.
Ja nie mam telefonu.
Ona nie ma telefonu.
Wyłączę domofon.
Założę drugi zamek.
Wyrzucę klucz. Wyjadę.
Gotuj się, kurwo, gotuj
Wypije i pójdzie
W mrok
Nno, Proszę sobie wyobrazić:
Ona jest w pokoju.
Stoi w płaszczu. Dotyka
Jego rzeczy, które
Nigdy nie będą jej.
On w kuchni. Pali papierosa.
Dotyka czajnika.
Czajnik jest zimny.
Dotyka ponownie.
Zagląda. Płomień płonie.
Wszystko w porzadku. Sprawdza.
Czajnik jest zimny. Pali papierosa.
Odciski robią mu się na ustach od tych papierosów
Odciski robią mu się na sercu od takich historii.
Więc
Mówi do wody.
Więc:
Gotuj się, kurwo, gotuj
Wypije i pójdzie
Gotuj się, kurwo, gotuj
Wypije i pójdzie
W mrok.
Nno. Proszę sobie wyobrazić.
Godziny mijają.
Ona zasnęła w fotelu, w płaszczu.
Wygląda pewnie ślicznie.
(Dlaczegóż by nie miała wyglądać ślicznie
Dlaczegóż by nie?)
On stoi w kuchni i patrzy bezsilnie.
Patrzy bezsilnie na czajnik.
Dotyka czajnika.
Pali papierosa.
Odciski mu się robią.
Robią mu się odciski.
(Dlaczegóż by nie miały się robić?
Dlaczegóż by nie?)
Ona w pokoju, on w kuchni.
Gotuj się, kurwo, gotuj
Wypije i pójdzie
W mrok.
"Palenie"
Pytam: dlaczego niepalący
wsiadają bez skrupułów do przedziałów
dla palących? Czemu chcą dominować? Czemu
są wiecznie urażeni?
Mój mały przyjacielu, papierosie.
Spędziłem z tobą więcej czasu niż z kimkolwiek.
Niszczymy się nawzajem, czule
zobowiązani.
Pytam: dlaczego niepalący
nie doceniają naszej samotności,
naszej niemądrej odwagi, naszego
żaru, popiołu?
"Pod wulkanem"
Po zdjeciu czarnych okularów
ten świat przerażający jest tym bardziej.
Prawdziwy jest. Własciwe barwy
wpełzają we właściwe miejsca.
Wąż ślizga się po wszystkim, co napotka.
Właśnie nas dotknął.
Niczego o nas nie ma w Konstytucji.
Śnieg spadnie i zakryje wszystko.
Na razie widać jednak miasto
- czarną kość rozjaśnianą niekiedy światłami
maleńkich samochodów, usiadłem wysoko
i patrzę. Wieczór. Już zamknięte
wszystkie wesołe misteczka.
Niczego o nas nie ma w Konstytucji.
Po zdjęciu czarnych okularów
ten świat przerażający jest tym bardziej.
Szedł z nami pies i śmierdział. Wszystkie dokumenty
uległy rozkładowi. Wszystko, co kochałem,
uległo rozkładowi. Jestem zdrów i cały.
Pod wulkanem
urodziło się
DZIECKO!
"Listopad, niemal koniec świata"
Listopad, niemal koniec świata, kilka minut przed zmierzchem.
Schroniłem się w kawiarni, siadłem tyłem do światła.
Wolne? Zajęte - odpowiadam, rzucam kurtkę na to drugie krzesło.
Och, gotów jestem już wyjść z tego miasta, ręce wytrzeć o
liście, cały ten kurz, tłuszcz miasta
wytrzeć o liście, wyjdz ze mną, zobaczysz.
Znudzimy się i pozabijamy po tygodniu, ale pomyśl o tych
łunach, które pozostawimy za sobą, o tych wszystkich miejscach
i kobietach, mężczyznach; pomyśl - z jaka ulgą
będziemy krzyczeć w hotelowym pokoju, na najwyższym piętrze,
a nasze krzyki dotrą na pewno aż na
portiernię. Wolne? Już, już za chwilę będzie wolne - odpowiadam. Zmierzch.
"Korespondencja pośmiertna"
Otóż: w jakiś tam sposób nie byłem ci wierny;
istniał świat. A to rozprasza. Ja budziłem się
i żyłem, dotykałem, jadłem, rozmawiałem,
piłem wino i grałem w ludzkie gry, jezdziłem
koleją i pozowałem do zdjęć, rozproszyłem się,
wybacz.
Otóż: w jakiś tam sposób nie byłam ci wierna,
byłam zajęta w innych miejscach, w innych
ludziach, prócz ciebie miałam pory roku,
zwierzęta, drzewa, wojny, dzieci, wielką przestrzeń
do ogarnięcia. Dopiero teraz zostanę przy tobie,
wybacz.
I teraz będzie wszystko? Nie będzie niczego.
Kapelusze i dachy, korony drzew, wieże,
drogi i tory kolejowe, rzeki - stąd widziane
rozpłyną ci się zaraz. Pozwoliłam sobie
zrobić dopisek na twojej kartce poczowej
wybacz.
"79"
Oczywiście, że nie ma miłości.
Nie ma i nigdy nie było.
Nawet to, cośmy robili
w żadnym calu nie zahacza
o miłość.
Oczywiście, że nie ma miłości.
Pomyliłem się, pomyliłem się.
Oczywiście, że nie ma miłości.
Można już odetchnąć, można wetchnąć
resztki swojego ciepła
w resztki ciepła świata.
"Pięc wierszy religijnych"
1
Maciek Świetlicki mówi:
- Ja wiem, to ten pan,
którego ojciec zabił.
Cały Nowy Testament
w jednym zdaniu.
Co dalej?
2
Maciek Świetlicki wie również o piekle.
Ktoś mu musiał nagadać.
Pójdę do piekła, tatusiu.
Nie pójdziesz. Jestem niegrzeczny.
Wiem, że pójdę. Nie pójdziesz. Na pewno.
A pamiętasz, jak cie kopnąłem? Pamiętasz?
3
Boże Ciało, pół Rynku lub trzy czwarte Rynku
oblepione wiernymi. Czemuś jestem wierny,
więc czuję się u siebie.
4
Jeśli to prawda,
że mówi przeze mnie szatan
- Bóg się zlituje
i wyrwie mi język.
5
Odstąpią wody.
Odsłonią wzgórze łotrów
zawieszonych głowami w dół.
Odsłonią niebo
pełne szarych roślin.
"Pogo"
Spałem zle. Ona spała zle. Pełne
porozumienie - spało nam się zle w tym kraju,
w którym wciąż więcej i wiecej palantów
nosi przy sobie broń (zażartowałem,
że są to dla nich namiastki penisów,
choć chodzi o coś grozniejszego). yle spałem.
Spałem zle. W tym kraju,
w którym wzorcem mężczyzny jest ksiądz albo handlarz.
Spałem zle. W tym kraju,
w którym znów ojczyznę a nie wiosnę zobaczę. (Jak ci się
nie podoba - to wypierdalaj!). yle spałem.
Spałem zle. Chociaż się zdarzają
jakieś jaśniejsze momenty - na przykład:
czarne oliwki, wino Sophia-Riesling,
22 grudnia 91
oraz efekty owej rewolucji
seksualnej, z których skorzystałem
wyjątkowo skwapliwie, ponadto ty jesteś,
a ciebie nikt mi nie zabroni. yle spałem.
Spałem zle
i przyśniła mi się Idea, przysnił mi się Działacz,
przyśniły mi się Obowiązki i konieczność Skruchy.
Kolaboruję z pismem katolickim,
nie mając nawet kościelnego ślubu,
nawet nie będąc bierzmowany!
Jakaż perwersja! Zawsze zdradzam, w tym
szczególnie pozostaję sobie wierny
- i przelatują przez te Muzea, Biblioteki, Banki,
a one ścian już niemal nie mają, nie warto się skupiać
na tych obcych detalach, mam w sobie gorący
detal, teraz cię muszę znalezć, przejdziemy przez siebie
w lepsze, gorące kraje, bo istnieją, skoro
ty zaistniałaś i ja już istnieję...
I co? I pożar. To bardzo powoli
się zaczynało. Najpierw mnóstwo znaków,
zapachów, trzasków, drobnych świateł. Teraz
płonie. Poważnie. Ogień stawia swoje
stopy ostrożnie. Ja to sobie tańczę.
Siedzę przed lustrem, zupełnie nieruchomo, z zamkniętymi oczami,
tańczę to sobie, ja to sobie tańczę.
Wyjąc bezgłośnie, postępując tuż za
ogniem, powoli,
powoli,
powoli.
Tańczę to
sobie.
"Henryk Kwiatek"
Henryk Kwiatek przyjaznił sie z gościem ze świętego obrazu.
To był jedyny facet, z którym mógł to robić.
Wracał do domu - zaparzał herbatę,
a wtedy święty obraz doń z obrazu schodził.
I rozmawiali. Henryk Kwiatek mówił
o wszystkim, co mu się zdarzyło tego dnia a święty
milczał i świętymi oczami na Henryka patrzył.
Henryk Kwiatek przyjaznił sie z gościem ze świętego obrazu.
Bo z kim się miał przyjaznić? No przecież nie z księdzem,
co raz do roku po kolędzie chodził.
Bo z kim się miał przyjaznić? Przecież nie z listonoszem,
co raz na miesiąc mu rentę przynosił.
Henryk Kwiatek...
Henryk Kwiatek przyjaznił sie z gościem ze świętego obrazu.
Któregoś dnia wrócił z miasta - zaparzył herbatę.
A obraz zszedł z obrazu i usiadł przy stole,
a listonosz nie przyszedł i renty nie przyniósł.
Następnego dnia także listonosz nie przyszedł.
Henryk Kwiatek co chwilę do swych drzwi podchodził.
inął tydzień czekania - listonosz nie przyszedł.
Henryk Kwiatek do gościa z obrazu powiedział:
- Ja dotychczas nie chciałem niczego od ciebie.
Wiem doskonale, że ty możesz wiele.
Ja do tej pory niczego od ciebie nie chciałem,
więc teraz o pożyczkę chciałbym cię poprosić.
Henryk Kwiatek...
Święty gość długo milczał i patrzył świętymi
oczami na Henryka - Henryk Kwiatek znowu
poprosił o pożyczkę. A gość palec uniósł,
popatrzył na Henryka i powiedział:
- MIAOŚĆ...
Teraz kamera opuszcza mieszkanie
i widać blokowisko przerazliwie czarne
i widać czarne niebo - i na niebie czarnym
WIELKIE I BLADE PRZERAyLIWIE SERCE.
"Synek"
Nie umiemy
dać mu imienia.
No bo to niezupełnie możliwe. Najprościej
było by go nazwac Chłopczykiem
lub Zajaczkiem
albo Zasranym Kaftanikiem. Jest.
Pojawił się
w miejsce Rzeczywistości.
"Kierowca nocnej ciężarówki"
Kierowca nocnej cieżarówki
na kierownicy ma litery
gorącej prośby: BOŻE PROWADy STASIA!
Cała kabina jest małą kapliczką.
Wysiadam w szczerym polu czarnych ulic
maleńkiego miasteczka i mylę kierunki,
klne bezgłośnie. A chodnik jest ruchoma krą.
"Pułapka"
Śnieg. Deszcz.
sy osaczają.
Rozpoznaję niektóre z nich.
"Uwodzenie"
Sto razy prościej byłoby na pewno,
gdybym się mylił. Ale sie nie mylę:
jesteś najlepszym miejscem tego miasta,
centralnym punktem.
Kiedy wracam do miasta - to do ciebie wracam.
Miasto po prostu nie istnieje, kiedy
nie ma w nim ciebie. Rozpadają sie
dekoracje. Są zgliszcza. Rumowisko jest.
Nocą na moście ze zgubionych kluczy,
piór wiecznych, dokumentów - odnajdujesz sie.
Miasto istnieje, jeżeli ty zechcesz.
Miasto odpływa, jeśli chcesz.
"Państwo von Kleist"
Tak. A ponadto donosimy, ze
leżymy zastrzeleni - i jeszcze w tej chwili
można nas tu odnalezć. Bardzo staromodnie
leżymy - przytuleni, a trawy zwyczajnie
ruszają się - i drzewa, bo wszystko jest w ruchu:
państwowe trawy i państwowe drzewa,
nawet i nasze ciała, wyjątkowo martwe
(gdyby popatrzeć na nie z pewnej odległości,
jak pewnie to uczynisz, widać że falują
w te sama stronę, co wszelka natura,
wiatr jest po prostu). List ci
przyniosą we śnie. Otwieraj go wolno.
Wszystko należy robić cicho i powoli,
ponieważ miłość jednak jest. Tak.
"McDonald's"
Znajduję ślad twoich zębów w obcym mieście.
Znajduję ślad twoich zębów na swoim ramieniu.
Znajduję ślad twoich zębów w lustrze.
Czasami jestem hamburgerem.
Czasami jestem hamburgerem.
Sterczy ze mnie sałata i musztarda cieknie.
Czasami jestem podobny śmiertelnie
do wszystkich innych hamburgerów.
Pierwsza warstwa: skóra.
Druga warstwa: krew.
Trzecia warstwa: kości.
Czwarta warstwa: dusza.
A ślad
twoich zębów
jest najgłębiej,
najgłębiej.
Z tomiku "Wiersze wyprane".
Marcin Świetlicki:
"Tygrysia piosenka"
Napotkany rok po wojsku były kapral zaprosił mnie na wódkę.
Powiedziałem nienie obywatelu kapralu,
dla mnie obywatel kapral pozostanie na zawsze obywatelem kapralem,
z kapralami nie piję, pierdolę.
Napotkana była wielka miłość powiedziała:
wpadnij do nas na kawę.
Powiedziałem: nienie ukochana, jeżeli nawet wpadnę,
wpadnę tylko po to, by cię ze sobą zabrać.
Nie muszę wcale robić z tym, co mnie okrada, ale to robię, przerzucam ten gnój.
To jeszcze chwilę potrwa, a kiedy się skończy, to nie podam mu ręki i wyjadę stąd,
choć to nie jest złe miejsce.
Miłosierdzie należy do was...
"Parasolki"
Mówię coś. Wolałbym, żeby samo się mówiło. Żeby samo się grało.
Żeby samo się zaczęło. Żeby samo się skończyło.
Mówię coś, ale w głowie mam stare numery telefonów, nieaktualne adresy,
mnóstwo BARDZO wulgarnych wyrazów.
Nie wychodz bez PARAsolki,
NIE Wychodz bez PARASOLki.
Aaaa wszystko to jest identycznie trwałe jaaaak numer telefonu na pudełku zapałek,
aaaa wszystko to jest identycznie trwałe jaaaaak numer telefonu na pudełku zapałek
aaaa
"Upiór"
Minęło kilka dni. Od kilku dni jeżdżę na drugi koniec miasta.
Pamiętałem po co jeszcze przedwczoraj. Dzisiaj nie pamiętam.
Przez park, po wielkich wyświechtanych liściach, pod drzwi.
Zadzwonić, zapukać, postać, pomedytować, odwrócić się, odejść.
To już nie jest cierpliwość, to jest religia.
To już nie jest religia - dzisiaj ktoś poruszył się wewnątrz.
Jutro będzie wiosna i będę dłużej pukać.
"Olifant"
Zobaczyłem światło więc przyszedłem. Zadzwoniłem i otworzyłaś.
Nie przyszedłem rozmawiać, nie przyszedłem się kłócić,
nie przyszedłem prowadzić odwiecznej wojny.
Ja przyszedłem się kochać.
Mam już jeden nóż w plecach i nie ma tam miejsca na następne.
Odpada dylemat: kawa - herbata?
Przyszedłem się kochać.
Zobaczyłem światło więc przyszedłem. Zadzwoniłem i otworzyłaś.
Nie przyszedłem rozmawiać. Nie przyszedłem namawiać.
Nie przyszedłem zbierać podpisów. Nie przyszedłem pić wódki.
Ja przyszedłem się kochać.
"Słonidarność"
Widziano na mieście kobietę ciężarną. Dziecko przewraca się w wyrku.
Dzień dzisiaj jest kreatywny bardzo. Słoń zrobił kupę w cyrku.
Widziano na mieście kobietę ciężarną. Dziecko przewraca się w wyrku.
Wszystkiemu winna jest SOLIDARNOŚĆ. Słoń zrobił kupę w cyrku.
"Przed wyborami"
Dzisiaj kupiłem dwa pory na kolację.
Niosłem je za plecami, trzymając jak kwiaty.
Lato się gryzie z jesienią. Forma ocalała i wychodzi z podziemia.
Wszystko się układa w jeden wyrazny doskonały kształt:
OGRÓD KONCENTRACYJNY.
Dzisiaj kupiłem dwa pory na kolację.
Niosłem je za plecami, trzymając jak krzyż.
Jestem tak bardzo martwy, że aż chodzę, czuję.
Widzę jak wszystko się układa w jeden wyrazny, doskonały kształt:
OGRÓD KONCENTRACYJNYYYYY!
"Opluty (44)"
Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie.
Na razie chodzę, na razie patrzę, na razie swój nóż ostrzę,
wkładam, zdejmuję kastet.
Opluty.
Opluty.
Napluli mi na plecy.
Nic o tym nie wiem.
Chodzę po mieście. Chodzę po mieście.
PLANTY SZEWSKA RYNEK.
Chodzę po mieście.
RYNEKSZEWSKAPLANTY.
Opluty.
Oplutyoplutyoplutyopluty.
Puuu.
Któregoś dnia to miasto będzie należeć do mnie.
Na razie chodzę, patrzę. Na razie nic.
Któregoś dnia rzeką Wisłą przypłynie statek piratów.
O pięciu masztach. Dwudziestu armatach.
I zapytają: - Który to Świetlicki?
A ja wtedy stanę na samym środku rynku - i będę wskazywać:
TEGO, TEGO, TAMT, TEGO, TEGO,
WSZYSTKICH!!!!
Opluty. Opluty.
Ooooopluty.
Kraków i Nowa Huta - Sodoma z Gomorą -
z Sodomy do Gomory jedzie się tramwajem.
Chodzę po mieście.
Chodzę po mieście.
Opluty.
"Casablanca"
Niekochany nie zdradza,
niekochany chodzi dzwoniąc w kieszeni niepotrzebnym kluczem.
Z bramy wychyla się staruszek niepokojąco podobny do Bogarta.
Celuję prosto w twoje serce synu.
Przecież wiesz, że to najmniej czuły we mnie punkt.
W sąsiedniej bramie znaleziono siedemdziesięcioletnią Marilyn Monroe.
Potrafiła wykrztusić jedynie PU PU PI DU.
Niekochany nie zdradza,
niekochany chodzi dzwoniąc w kieszeni niepotrzebnym kluczem.
- Jaka jest pańska narodowość?
- Jestem pijakiem.
Jestem nieślubnym dzieckiem Bogarta i MM.
To wszystko na ten temat.
"M - Morderstwo"
A ona leży z nożem w plecach.
Troszeczkę na dywanie, troszkę na podłodze.
Skromnie skulona. O tak.
Jest wrzask.
Świadkowie są jak ryby, które przed chwilą nauczono mówić..
A ona leży z nożem w plecach.
Morderca idzie wolno korytarzem.
Otwiera drzwi wejściowe i wychodzi w ogród.
Mija klomby. Wychodzi przez furtkę na ulicę.
Wsiada do tramwaju. Jedzie tramwajem, jedzie, czyta gazetę,
dojeżdża do pętli, wraca do domu, przekręca klucz w zamku,
a ona leży z nożem w plecach.
A ona leży z nożem w plecach.
Troszeczkę na dywanie, troszkę na podłodze.
Skromnie skulona. O tak.
Jest wrzask (...) świadkowie są jak ryby, które przed chwilą nauczono mówić.
A ona leży z nożem w plecach.
A ona wstaje, otrzepuje się.
Wkłada panterkę, przewiesza przez ramię karabin.
Wychodzi na ulicę, wytacza haubicę.
Wsiada do tramwaju, jedzie tramwajem, jedzie, czyta gazetę, dojeżdża do pętli,
PUKA DO JEGO DRZWI..........................
"Pobojowisko"
Leży przy moim boku udaje że śpi czy coś ładnego zostanie z tych zniszczeń?
już zabiliśmy wszystko jasne ćmy szyb dotykają z obu stron
tym czasem cicho sto razy zaznaczała że mnie nie chce
wypróbowałem jednak wszystkie męskie sposoby
jest
jest przy moim boku na cudzym tapczanie
przegrała zwyciężyła
zwyciężyłem przegrałem
leży
ubrany usiadłem daleko siedzę i palę papierosa patrzę przewrócone
stłuczone dwie szklanki z herbatą popielniczka a w niej dwa długie niedopałki
kiedy otworzy oczy ja otworzę ogień!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
"...ska"
Dlaczego twój niepokój tak obraca się wokół wyrazów:
niepodległość - wolność - równość - braterstwo - Polska
od morza do morza - bezrobocie - podatki - Gazeta Wyborcza?
Czy nie wiedziałeś, że są to małe wyrazy?
Czy nie wiedziałeś, że są to wyrazy najmniejsze?
Dlaczego właśnie o nie zahacza twój język?
Czy nie wiedziałeś, że tym wszystkim rządzi ta szczupła dziwka,
ta którą kochasz a raczej masz na nią ochotę?
która wybiera sobie tego, którego akurat ty nienawidzisz?
Który znęca się nad nią i wbija w nią gwozdzie?
Przez nią siedzisz w więzieniu! Przez nią jesteś głodny!
Przez nią!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
"Pod wulkanem"
Po zdjęciu czarnych okularów ten świat przerażający jest tym bardziej.
Prawdziwy jest.
Właściwe barwy wpełzają na właściwe miejsca.
Wąż ślizga się po wszystkim co napotka, właśnie nas dotknął.
Niczego o nas nie ma w Konstytucji.
Śnieg spadnie i zakryje wszystko. Na razie jednak widać miasto - czarna kość,
rozjaśniona niekiedy światłami maleńkich samochodów.
Usiadłem wysoko i patrzę.
Wieczór. Już zamknięte wszystkie wesołe miasteczka.
Niczego o nas nie ma w Konstytucji.
Po zdjęciu czarnych okularów świat przerażający jest tym bardziej.
Szedł z nami pies i śmierdział.
Wszystkie dokumenty uległy rozkładowi - jestem zdrów i cały.
POD WULKANEM URODZIAO SI DZIECKO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
"Karol Kot"
Śnieg w kościołach, śnieg w bramach, śnieg pod kopcem Kościuszki.
Mam cień, widziałem - obejrzałem się.
Mam cień siny na śniegu.
Mam płaszcz, za duży, ciemniejszy od spodni.
Mam w płaszczu narzędzie.
Nie, nie zasłaniaj, nie zasłonisz, zostaw.
No, jeszcze trochę odkryj.
Lubię jak krwawisz, bo stare kobiety nie.
Plecy, dzwonek, dzwonki.
Dzwonki w kościołach, dzwonki w bramach, dzwonki pod kopcem Kościuszki.
Guzik z orzełkiem. Trener sekcji strzeleckiej stwierdził,
że nie mogę reprezentować.
Wziąłem duży rozmach i ściąłem jednocześnie - chłopca, śnieg, powietrze,
swój kręgosłup, łodygę.
Śnieg pada, śnieg pada.
Maszeruję przez sen.
Mnożę się.
"Opluty 2"
Pomyliłem się.
Pomyliłem się.
Pomyliłem się.
To miasto nigdy nie będzie należeć do mnie.
Pomyliłem się.
To miasto nigdy nie będzie należeć do mnie.
Pomyliłem się
to miasto należy raczej do
Grzegorza.Turnaua, Zbigniewa Preisnera i księdza Tischnera
Pomyliłem się.
To miasto nigdy nie będzie należeć do mnie.
Pomyliłem się.
To miasto należy raczej do gołębi do wycieczek.
Pomyliłem się.
Pomyliłem się.
Ja już nie chodzę, ja jeżdżę.
Jeżdżę taksówką
(....)
Pomyliłem się.
Pomyliłem się.
Proszę na mnie nie patrzeć.
Proszę na mnie nie patrzeć, ja wychodzę.
Proszę do mnie nie mówić, ja wychodzę.
Pomyliłem się.
To miasto jest wszędzie.
To miasto nigdy nie będzie moje
Pomyliłem się........
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
j ginter, polska współczesność w poezji marcina świetlickiegoMARCIN ŚWIETLICKI Wybór wierszyLermontow wiersze, poezja konspektyPoezja polska średniowieczaKomunikacja w świetle wymagań normy ISO 9001(1)Ekspiacja Marcin WolskiRola laboratoriów w świetle wymagań systemów zarządzania jakosciąKAWA Poezja smakuWSZECHŚWIAT W ODLEGŁOŚCI 12,5 ROKU ŚWIETLNEGO NAJBLIŻSZE GWIAZDYrola poety i poezji w świetle wybranych tekstów romantyzmu (2)FIJZOLOGIA UKLADU POKARMOWEGO od dr Świetlikwięcej podobnych podstron