Archiwum Gazety Wyborczej; Kłopotliwy krewniak (z prowincji)
WYSZUKIWANIE:
PROSTE
ZŁOŻONE
ZSZYWKA
?
informacja o czasie
dostępu
Gazeta Wyborcza
nr 118, wydanie waw (Warszawa) z
dnia 2000/05/22, dział
ŚWIAT, str. 12
ANDRIEJ GRACZOW; TŁUMACZYŁA IRENA LEWANDOWSKA
Kłopotliwy krewniak (z prowincji)
Europa chciałaby odsunąć problem z Czeczenią w przeszłość - cóż, nie ma siły, rosyjskiego
krewniaka nie da się wystawić za drzwi. Kremlowi nawet nie przychodzi na myśl,
żeby podziękować za te moralne cierpienia europejskich partnerów, kiedy starają
się przejść nad rozszarpaną Czeczenią do porządku
dziennego - pisze ANDRIEJ GRACZOW *
Wzajemne stosunki oficjalnej Europy (nie mylić z geograficzną, zgodnie z
którą Europa rozciąga się po Ural) z Rosją coraz bardziej przypominają sytuację
dostojnej rodziny, do której, rzecz jasna bez zaproszenia, znienacka przyjechał
krewny z głuchej prowincji. Gość zachowuje się raczej bezceremonialnie, wszędzie
rozkłada toboły i worki, buty zdjął, postawił na lśniącym parkiecie, rozwiesił
do suszenia onuce i rozsiadł się za stołem, oczekując poczęstunku. Naturalnie w
domu znalazł się poczęstunek, nalano mu kieliszek, jeden, drugi. I oto
rozluźniony, pod wpływem ciepła i życzliwości gospodarzy, pijanieje w oczach,
domaga się uwagi, intonuje jedną ze swoich ulubionych piosenek z czasów młodości
i jednocześnie szczypie pod stołem urodziwą sąsiadkę.
Dobrze wychowani gospodarze, jak wypada w takiej sytuacji, nieśmiało
odwracają oczy, sąsiadka surowo patrzy na gościa i łagodnie odsuwa jego
pożądliwe ręce, a wszyscy pozostali udają, że nic szczególnego się nie dzieje,
kontynuują dawno zaczętą rozmowę o pogodzie, koniunkturze, giełdzie i planach
urlopowych. Ponieważ o tym, żeby gościa wyrzucić za drzwi, nie może być mowy -
chociaż daleki, ale jednak krewny - domownicy z rozpaczą czekają, aż uspokoi się
sam, ktoś nawet mu jeszcze dolewa, licząc, że padnie szybciej.
Tak albo prawie tak wygląda zachowanie oficjalnych przedstawicieli Rady
Europy wobec Rosji w kwestii Czeczenii. Zaledwie
miesiąc temu pod wrażeniem dramatycznych zdjęć zburzonego Groznego i raportów
wpuszczonych do Czeczenii delegacji
międzynarodowych członkowie Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy oskarżyli
rosyjskie władze o rozległe "zorganizowane przez państwo" łamanie praw człowieka
w Czeczenii i ostrzegli je, przypominając o
konsekwencjach grożących za tego rodzaju politykę. Aby ochronić demokratyczne
dziewictwo swojej powszechnie szanowanej organizacji, wezwali na pomoc Komitet
Ministrów Państw Członków Rady Europy, proponując wszczęcie procedury
wykluczenia Rosji z tej organizacji.
Zebrani w Strasburgu na początku maja ministrowie (wielu z nich, nie chcąc
narażać reputacji uczestnictwem w dyskusji nad tak wątpliwą sprawą, uchyliło się
od udziału w pracach sesji przysyłając zastępców) dali do zrozumienia, że w
odróżnieniu od parlamentarzystów dziewicami już nie są i krygować się nie
zamierzają. Każda profesja ma swoją specyfikę. Politycy realiści (czy też
realpolitycy) wychodzili najwidoczniej z założenia, że ponieważ wybory w Rosji
już się odbyły, sezon przesyłania rosyjskiej władzy "nawołujących do rozsądku"
sygnałów można uznać za zakończony. Oprócz tego, jak zapewnia Moskwa, "militarne
stadium antyterrorystycznej operacji" w Czeczenii
jest zakończone i - jak z tego wynika - CNN oraz pozostałe stacje telewizyjne -
już nie będą miały czego pokazywać światowej społeczności. Więc rosyjskie
dossier można uznać za zamknięte.
Dla przyzwoitości ministrowie zalecili jednak Rosji dopilnowanie, aby
nastąpił "szybki i realny postęp w kwestii praw człowieka i poszukiwanie sposobu
pokojowego rozwiązania kwestii czeczeńskiej". A żeby urażeni niezbyt serdecznym
przyjęciem na sesji Zgromadzenia Parlamentarnego rosyjscy politycy nie mieli
żalu do Rady Europy za nietakty jej parlamentarzystów, w rezolucji znalazły się
nieomal wyrazy uznania dla Rosji za to, że z taką uwagą zareagowała na życzliwą
krytykę.
Na czym polegała ta zasługująca na pochwałę reakcja, ciężko zgadnąć. Czy na
tym, że Duma tupała nogami na Zgromadzenie i przy okazji na Siergieja Kowaliowa,
który poparł sankcje wobec Rosji? Czy na tym, że w wigilię kolejnej dyskusji nad
sprawą Czeczenii w Strasburgu w Moskwie
spontanicznie pojawiła się jednak "niezależna komisja" badająca fakty łamania
praw człowieka na Kaukazie, którą dosłownie wymodlili u Putina zachodni
przywódcy. A może do tej wysoko ocenionej reakcji należy zaliczyć zbieg
okoliczności, kiedy to jednocześnie z rozpoczęciem obrad Komitetu Ministrów
rozeszła się plotka, że były minister sprawiedliwości Paweł Kraszennikow spotkał
się z emisariuszem prezydenta Czeczenii Maschadowa
i rozmawiał o politycznym uregulowaniu konfliktu czeczeńskiego nie z własnej
inicjatywy, ale z inicjatywy Kremla. Plotkę, którą kiedy już dotarła do celu,
czyli do Strasburga - natychmiast energicznie zdementowali ci, którzy
rzeczywiście są upoważnieni do ostatecznego rozwiązania problemu czeczeńskiego -
generał Gennadij Troszew i rzecznik Siergiej Jastrzembski.
Ciekawe, że jeszcze energiczniej niż rosyjscy politycy na deklaracje i apele
Zgromadzenia Parlamentarnego zareagowali przywódcy czeczeńscy. Generał
Maschadow, nawiązując kontakt ze światem za pomocą telefonu komórkowego,
powiedział dziennikarzom światowej i rosyjskiej prasy, że oto osobiście nawołuje
do bezwzględnego wypełniania nawet tych rezolucji Zgromadzenia, które nie są
zobowiązujące dla europejskich polityków. Ale Komitet Ministrów na oświadczenie
Maschadowa nie zareagował - najwidoczniej prezydent Czeczenii nie jest tak bezspornym Europejczykiem jak
prezydent Rosji. Chociaż także został na swój urząd wybrany demokratycznie,
nawiasem mówiąc pod kontrolą Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie.
Do tego czeczeński prezydent jest generałem, a rosyjski tylko pułkownikiem.
Te wątpliwości Zachodu w pełnej mierze wykorzystał przemawiający w Strasburgu
rosyjski minister spraw zagranicznych Igor Iwanow. Zasadnicze wątki swojego
wystąpienia przedstawił w artykule opublikowanym następnego dnia we francuskim
"Le Figaro". Wyjaśnia tam, że w ostatnich latach Czeczenia "wystąpiła nie tylko z obszaru obowiązywania
rosyjskiej konstytucji i rosyjskich praw, ale i poza ramy wszelkich zasad i norm
obowiązujących w cywilizowanych społeczeństwach. Masowe porwania zakładników,
zwłaszcza cudzoziemców, niewolnicze warunki pracy, handel ludźmi, grabieże,
morderstwa i publiczne egzekucje stały się zjawiskiem powszechnym. Ponad pół
miliona ludzi musiało opuścić Czeczenię. Zbrojna
inwazja na sąsiedni Dagestan, wylatujące w powietrze domy mieszkalne w Moskwie i
innych miastach przepełniły kielich cierpliwości Rosjan..."
Zupełnie jak w znanym dowcipie: paskudny facet, może to jemu ukradli zegarek,
może to on ukradł, ale na pewno miał coś wspólnego z kradzieżą zegarka. Co
prawda, aby ukoić moralne cierpienia zachodnich polityków, i prezydent, i nawet
Troszew z Jastrzembskim potwierdzają, że całym sercem są zwolennikami
politycznego rozwiązania, ale dopiero wtedy "kiedy walka z terroryzmem na
terytorium Czeczenii zostanie doprowadzona do
logicznego końca". Logika jak widać jest stuprocentowo europejska. Ale nawet z
taką militarno-polową argumentacją Zachód właściwie gotów jest się pogodzić. Tak
czy inaczej zegarka już nie ma, a z Rosją i jej nowym prezydentem przyjdzie nam
żyć dalej.
Europa nawet chciałaby odstawić problem z Czeczenią w przeszłość - cóż, nie ma siły, rosyjskiego
krewniaka nie da się wystawić za drzwi, a on, jak na złość, za nic nie chce się
uspokoić. Kremlowi nawet nie przychodzi na myśl, żeby podziękować za te moralne
cierpienia europejskich partnerów, kiedy starają się przejść nad rozszarpaną
Czeczenią do porządku dziennego. Przeciwnie,
wystawia ich na kolejną próbę - atakuje niezależną prasę.
W oczach Zachodu terrorystyczny nalot na NTW i "Siewodnia" to sprawa równie
poważna jak wybuchy na moskiewskich ulicach. Na domiar złego trudno
odpowiedzialność w tym wypadku zrzucić na anonimowych Czeczenów: i metody, i zleceniodawca, i wykonawcy są
dobrze znani. Można oczywiście znowu opowiadać o tym, że prezydenta
"podstawiono", ale cóż, wszyscy znają tę opowieść na pamięć. Oprócz tego takie
tłumaczenie oznaczałoby doszczętne zniwelowanie wszystkich wysiłków nowego
prezydenta, których celem jest udowodnienie, że nie tylko wiekiem i formą
sportową różni się radykalnie od swojego poprzednika. Tym bardziej że w tym
konkretnym przypadku znakomite zdrowie prezydenta stanowi okoliczność nie
łagodzącą, ale przeciwnie - obciążającą. Przecież już raz wplątano go w
kompromitującą sprawę Andrieja Babickiego, niby powinien nabrać doświadczenia. A
tymczasem parę dni po "inauguracji" (prawda, jakie ładne słowo, a niektórzy
ośmielają się mówić, że nie jesteśmy Europejczykami) nowa władza głową w dół
skacze z Mostu prosto w potężny, głośny na cały świat skandal i jakby nie
rozumie, czym to pachnie - znaczy się obywatele, tak zobaczymy Europę jak własne
uszy bez lustra. Dlatego że jeśli od "antyterrorystycznej akcji" w Czeczenii pachnie Miloszeviciem, to od operacji
"anty-Most" pachnie Heiderem. A od tego zapachu wszystkim normalnym ludziom w
Europie włosy stają dęba na głowie.
* Andriej Graczow jest publicystą tygodnika "Nowoje Wriemia", był szefem
doradców Michaiła Gorbaczowa
(szukano: Czeczenia)
© Archiwum GW, wersja 1998 (1) Uwagi
dotyczące Archiwum GW: magda.ostrowska@gazeta.pl
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
54 19 Maj 2000 Czeczenia kona53 2 Maj 2000 Ludzie wśród gruzuPsalm 55 w 22 ZRZUĆ SWE BRZEMIĘ NA JEHOWĘ 255 (22)57 26 Maj 2000 Dlaczego nikt ich nie ściga52 22 Kwiecień 2000 Tak jest łatwiejPsalm 55 w 22 ZRZUĆ SWE BRZEMIĘ NA JEHOWĘ 158 29 Maj 2000 Minutka jest pustyniąStromlaufplan Passat 55 ABS mit EDS und ASR für Frontantrieb ab 10 200022 19 Luty 2000 Byle załopotała flagaUSTAWA O OCHRONIE OSÓB I MIENIA Z 22 SIERPNIA 1997 ROdpowiedzi do matury z fizyki maj 06?więcej podobnych podstron