PUNCH
Grzegorz Mołda
Kraków
2014
WN. SALA BOKSERSKA - DZIEŃ
Stara sala bokserska. Wypełniają ją prawdziwi zapaleńcy tej sztuki. Woń potu wszechogarniająca, przez małe okienka wpada światło. Pomimo huku uderzeń i jęków przy wyprowadzaniu ciosów, panuje zupełna cisza. Potężny worek maltretuje DIVA (26 lat). Bije z werwą bez rękawic, dłonie tylko owinięte w taśmę. Diva to średniego wzrostu dziewczyna, o wysportowanej sylwetce i dłuższych, ciemnych włosach.
W tym samym budynku znajduje się niewielki kantorek. Większość jego powierzchni wypełnia duże zagracone papierkami biurko. Siedzi przy nim spocony brodaty STAN (45 lat) o bujnej, lecz już lekko łysiejącej czuprynie. Rozmawia z MARYLĄ (50 lat), kobitka to pospolitej urody, nie stroni od zmarszczek, na kolanach trzyma torebkę.
Maryla:
Ja bardzo chciałam podziękować, naprawdę wiele Pan robi dla Marysi.
Stan:
Skończmy z tym Panowaniem, Stanisław jestem. Maryśka to talent, nieoszlifowany diament. Ja wiem, że to zawsze kij ma dwa końce, ale może warto spożytkować tą energie.
Maryla:
No jakoś taki upust wydaje mi się faktycznie potrzebny jest. Dzieckiem nigdy łatwym nie była. Ja tam nie chce na dzieciństwo zwalać tego, starałam się jak mogłam zagwarantować spokój, ale wyszło jak wyszło. Na pewno to jakoś na nią wpłynęło.
Stan:
Droga Pani, diamenty to się szlifuje, a nie głaszczę. Niech Pani to zapamięta, każdy z nas jest do czegoś stworzony, a Maryśka właśnie do tego, żadna filozofia.
Maryla:
Szczerze to wolałabym, żeby trochę do czegoś innego była stworzona.
Stan:
Na przykład?
Maryla:
No nie wiem, jakiś lekarz albo chociaż prawnik.
Stan:
Maryśka? Serio?
Maryla:
No faktycznie, mało prawdopodobne.
Stan:
Nie jestem jej rodzicem, więc łatwo mi się tak mówi. Tak czy siak, jest talent i postaramy się z tym coś zrobić.
Maryla:
Byłabym Panu bardzo wdzięczna, nie tylko ja ale i na pewno Marysia także. Tak serio myśli Pan, Stanisław, myślisz, że ma szansę?
Stan:
Jak w takim tempie będzie się rozwijać, na pewno, no ale musi Pani przypilnować kilku rzeczy. Musi o siebie dbać, lepiej spać, jeść, jest kilka spraw o które trzeba zadbać. Ludzi z potencjałem jest cała masa, ale tylko niektórzy ten potencjał wykorzystują.
Maryla:
Myślę, że sama mogę sobie nie dać rady.
Stan:
Jeżeli ona nie będzie chciała, to nawet cały oddział dietetyków jej nie pomoże. Inicjatywa musi iść z jej strony. Gdy to zobaczę, będziemy działać. Zrobię naprawdę co w mojej mocy.
WN. SZATNIA - DZIEŃ
Opustoszała szatnia po której przechadza się pół naga Diva, świeżo po prysznicu. Przegląda się w lustrze oglądając ciało pokryte licznymi siniakami. Wchodzi starsza sprzątaczka (około 60 lat) i zmywa podłogę.
Sprzątaczka:
Ale sinioki, kobieta i taki siniory, tak trochę nie przystoi, po co to Pani?
Diva:
Szoruj torbo swoją podłogę, huj Ci do moich siniaków.
Sprzątaczka zrezygnowana kręci głową i wbija swój wzrok w podłogę.
Sprzątaczka:
Oj dziecko, dziecko… Daj Bóg Ci…
WN. MIESZKANIE W BLOKU - WIECZÓR
Mieszkanie w bloku. Mały salon, jeszcze mniejsza kuchnia, dwa pokoje i łazienka. Duży pokój wyposażony w meblościankę, jego wnętrze zajmują liczne kwiaty, paprocie, święte obrazki. Całość przypomina budownictwo postkomunistyczne, co nie zmienia faktu, że utrzymane wszystko w porządku, schludności oraz ładzie. W dużym pokoju siedzi na kanapie FELEK (8 lat) o ciemnych, przylizanych włosach. Ogląda telewizję razem Divą.
Diva:
To stary pijak, który i tak nic nie załatwi.
Maryla:
Maryś!
Diva:
Taka jest prawda, każdemu coś obiecuje, każdemu wmawia to samo. A w ogóle to po co z nim gadasz? Tak się bratasz z nim?
Maryla:
Pytałam o Ciebie i Twoje szanse, możliwości.
Diva:
Ta, i jakie są te szanse i możliwości?
Maryla:
Musisz zacząć dbać o siebie, lepiej jeść, więcej spać…
Diva:
I on Ci to powiedział? Tak Ci powiedział? A nie powiedział Ci, że to on powinien zacząć się lepiej prowadzić i przestań grzać wódę od rana do nocy? Tego Ci pewnie nie powiedział.
Maryla:
Nie gadamy o nim tylko o Tobie.
Diva:
Ciągle gadamy o mnie, co jest źle i jeszcze gorzej.
Maryla:
Marysiu nie jest źle cały czas, tak mówić nie możesz.
Diva:
Dobra bolku, czas spać
Felek:
A muszę już?
Diva:
Musisz!
Felek:
A obejrzymy jutro Tysona?
Diva:
Obejrzymy!
Felek:
Ale obiecujesz?!
Diva:
Jak mówię, że obejrzymy to obejrzymy.
Felek:
No…
Diva:
No…?
Felek:
Ok
Diva:
No właśnie. Idź spać.
Mały Felek wstaje z łóżka, przytula się do mamy i idzie do swojego pokoju. Matka siedzi z córką na kanapie przed telewizorem.
Maryla:
Musisz zacząć o siebie dbać, Marysiu. Moim zdaniem powinnaś zaufać Stanisławowi i dać sobie szanse.
Diva:
Stanisławowi?! A od kiedy on Stanisław? Szybko się dogadujecie, a może to coś więcej mamik?
Maryla:
Aleś wymyśliła…
Diva:
No co, może zwiększysz moje szanse i wskórasz co nieco u PROMOTORA?! Mam dać sobie szanse? Możliwości? A jakie to możliwości, gnieżdżę się jebane 26 lat w tej klitce, napierdalam codziennie kurewsko nudną robotę w cukierni i to mają być możliwości?
Maryla:
Nikt Ci tego nie kazał, mówiłam o studiach.
Diva:
Studia?! Są dla debili.
Maryla:
No tak, jak Twój ojciec. Nie ma mądrzejszego od Ciebie.
Diva:
Dobra spadam, nara.
Maryla:
Maryśka, gdzie? Marysia?! Klucze zostaw tam gdzie zawsze!
Diva wychodzi z mieszkania.
PL. OBSKÓRNE GARAŻE - NOC
Ciemne zaułki osiedla. Opuszczone garaże, noc w pełni, jedyne światło to promyki latarni. Przez okolicę pomyka dwóch gości dosyć elegancko ubranych. Naprzeciw im idzie zakapturzona postać, który trąca jednego z gości w bark. Nie czekają długo, odwraca się w ich stronę i zaczyna atakować pięściami. Jeden pada od razu, drugi próbuje się bronić ale nieudolnie aż pada na ziemię. Zostaje skopany przez zakapturzonego.
PL. OSIEDLE - PORANEK/SZARÓWKA
Ławka przed klatką na osiedlu. Siedzi na niej dwóch dryblasów - KOZIEŁ (20 lat) i SZTYLER (24 lata), popalając szlugi i sącząc browarka. Nie różnią się od siebie w zasadzie niczym, szeleszczące dresiwo, zgolone głowy. Sztyler jest zdecydowanie wyższy i potężniejszy. Podbija do nich zakapturzona postać. Jak się okazuję to Diva.
Kozieł:
No siemasz Diva.
Diva:
Co tam pedzie słychać?
Sztyler:
Spacerek poranny?
Diva:
W zasadzie już po spacerku. I to nie porannym ale całonocnym. Nie ma to jak spuścić komuś wpierdol.
Sztyler:
Czasami to się tak zastanawiam skąd Ty w ogóle jesteś.
Diva:
Z tego samego osiedla co Ty, tylko czasami mam ochotę po prostu rozjebać komuś porządnie ryj. Takie hobby.
Kozieł:
Podobno Adasia złapali z trawką dzisiaj w nocy.
Diva:
Koziołek jak zwykle lepszy od PAPu.
Kozieł:
Między tymi murami wieść rozchodzi się szybciej niż pierd z Twojej dupy. A ja po prostu lubię słuchać i nadstawiam ucho tu i tam.
Diva:
Dobrze, że ucho a nie dupę.
Sztyler:
Chociaż taki Koziołek to pewnie byłby ciasny. Taki drobny, mały, aż miło.
Kozieł:
Diva, zawsze się zastanawiałem czemu Ty taka kobieta bardziej nie jesteś w sumie.
Diva:
W sensie szpileczki, sukieneczki, makijażyki?
Sztyler:
No ale jest jakaś taka kobiecość chyba nie, no bo różnisz się od większości dupeczek które znam.
Kozieł:
No właśnie Ciebie trudno patrzeć jak na dupeczkę tylko bardziej taki kumpel.
Diva:
Bo jak chcę być kobieca to sobie jestem. Uwierz, że jakbym chciała to bym Ci szybciej postawiła Twoja małą pałkę niż myślisz.
Kozieł:
No jak patrzę na Ciebie to raczej mi się kurczy.
Diva:
Ja tam lubię nieogolone paszki, strupy na ryju, twarde pięści. No i piec ciasta. Zajebiste!
Kozieł:
Prawdziwa Pani domu.
Sztyler:
Tylko męża brak.
Kozieł:
W sumie Diva Ty to jakiego chłopa byś potrzebowała?
Diva:
Taki, który dałby radę spuścić mi wpierdol
Cała trójka się śmieje.
Kozieł:
No to ciężko Ci będzie kogoś znaleźć.
Diva:
Nie każdy Koziełku jest taką sierotą jak Ty, ktoś tam na pewno dałby mi radę. A nie chcę być poza tym kolejną głupią, słabą cipą. Dzisiaj takich paniuś mnóstwo.
Kozieł:
A właśnie co do cipek! Wczoraj poznałem u Jędrasa jedną taką studentkę…
Diva:
Ile ja tych opowieści już słyszałam Kozieł, mi szybciej między nogami kutang urośnie, niż Ty coś wyruchasz.
Sztyler wybucha śmiechem. W pobliżu pojawia się CIĘTAS (30 lat). Wysoki, krótko ścięty brunet o lekkim zaroście. Znany jest ze swojej mołojeckiej sławy na osiedlu. Porusza się w mocno ostentacyjny sposób, podkreślając swoją butę.
Sztyler:
Ciętas!
Diva:
Nie spinaj się tak, bo Cię jeszcze wyruchają.
Ciętas:
Jak tak patrzę na Ciebie, to mam wrażenie, że Tobie by się przydało, żeby Cię ktoś wyruchał. Cześć Kozieł.
Diva:
Chcesz? To możesz spróbować! Chociaż we mnie tylko kobiety, co w Tobie mężczyzny. Mogę się założyć, że mam większego kutasa niż Ty miedzy nogami.
Ciętas:
No zastanawiam się właśnie, czemu Bóg Ci nie dał kutasa. Byłby większy pożytek, bo może w końcu by Ci ktoś oddał i porządnie wpierdolił, a lasce to tak trochę nie wypada przyjebać.
Diva:
Też Cię kocham Ciętasku!
(wysyła buziaki w powietrze)
Ciętas się oddala. Trójka pozostaje w okolicach ławki. Siedzą tam jeszcze jakiś czas, aż nagle na okolicy pojawia się czwórka innych rosłych cwaniaków. Nie maja raczej przyjaznych zamiarów.
Kozieł:
O kurwa, Benio.
Sztyler:
No to będzie bomba.
Diva:
Ja biorę tego najbardziej napompowanego przyjebańca.
Benio podchodzi ze swoimi trzema kumplami. Diva staje twarzą w twarz z Beniem.
Benio:
Dobra, weźcie te cipę stąd, musimy pogadać o naszych chłopakach, bo ktoś im wpierdol spuścił na przejściu podziemnym po Waszej stronie.
Diva:
Bo nasza strona, to nasza strona, a jak się ktoś zapuści nie stąd za daleko, to dostaje wpierdol…
Benio:
Kozieł weź że ją…
Diva:
Tak jak teraz…
Diva jednym strzałem z bani kładzie Benia. Sztyler dopada swojego, Kozieł swojego, czwarty z bandy rzuca się na Divę. Napierdalanka aż miło. Kozieł dopada butelkę i rozbija nią łeb jednego z przeciwników, Sztyler walczy zaciekle z przeciwnikiem, który nie odstaje umiejętnościami, a Diva leży w parterze kopana przez typa. Na ratunek rusza jej Kozieł łapiąc typka, a Diva podrywa się, masakruje mu gębę, i sprowadza do parteru. Gdy typ leży ta trepuje mu głowę, rycząc diabelsko jak lew, na przemian śmiejąc się. Sztyler nadal walczy, a Kozieł dostrzegł grupę sześciu typów biegnących przeciw nim.
Kozieł:
Spierdalamy stąd! To od Benka!
Sztyler się zwija, za nim jego przeciwnik i kilku innych z nowej grupy, Kozieł odciąga Dive, która nadal kopie leżącego wcześniej typa. Rozdzielają się pomiędzy alejkami bloków, za Divą biegnie jeden typ. Wpadają w ślepy zaułek garażowy, typek bierze stojącą przy śmietniku butelkę i rozbija, żeby zrobić tulipana. Wymachuje na oślep w kierunku Divy, która zręcznie unika i sprzedaje mu kopa w krocze. Ten pada jak rażony piorunem, a Diva dokończa swojego dzieła. Kopie ile sił w nogach aż wreszcie przestaje. Typ stracił przytomność.
Diva:
Dobra pierdzielcu, idę spać, jutro mam do roboty. W zasadzie to już dzisiaj.
WN. CUKIERNIA - DZIEŃ
Cukiernia o PRLowskim wnętrzu. Czerwono - białe kafelki, stare pułki, duża waga, a za ladą Diva ubrana w biały trykot oraz białą czapeczkę. Jej usta pełne strupów, oczy podkrążone, kostki na dłoniach odrapane pokryte strupami. Pod ladą tak żeby klienci nie widzieli znajduje się kubeł z kawałkami lodu, gdzie Diva wkłada dłonie co jakiś czas.
PL. PRZED SZKOŁĄ - DZIEŃ
Pochmurny dzień. Przed szkołą na ławce siedzi z tornistrem Felek. Diva odbiera go ze szkoły.
Felek:
Marysia…
Diva:
Co jest?
Felek:
Bo ten Adam znowu mnie zaczepia. A dzisiaj mi ściągnął spodenki na WFie w szatni przy dziewczynach.
Diva:
Nie masz rąk, żeby go ustawić?
Felek:
No ale starszy on jest, weź mi pomóż.
Diva:
Powiedziałeś Pani o tym?
Felek:
Tak, rozmawiała z nim, ale on się śmiał potem że naskarżyłem na niego.
Diva:
Jest on jeszcze w szkole?
Felek:
Tak, grają na boisku w piłkę.
Diva:
Pokażesz mi go?
Diva i Felek idą za szkołę na boisko. Tam grupka chłopaków gra w piłkę nożną. Felek wskazując palcem na ADAMA (10 lat) wydaje na niego niemalże wyrok. Diva zostawia małego przed boiskiem razem ze swoim plecakiem. Wchodzi na boisko i łapie za włosy Adama.
Diva:
Słuchaj grubasie, widzisz tego tam? To jest mój brat, Felek, jeżeli jeszcze raz na niego chociaż krzywo spojrzysz, to Ci zajebie matkę i ojca i pójdziesz do domu dziecka. A jak powiesz komuś o tym co Ci teraz powiedziałam, to też to zrobię, rozumiesz?
Adam przerażony przytakuje.
Diva:
I do końca tygodnia przynosisz mu rogaliki czekoladowe, bo lubi.
Diva żegna Adama plaśnięciem w tył głowy.
Diva:
Grajcie, grajcie!
Diva podchodzi do Felka, łapie za rękę i opuszcza teren szkoły.
Diva:
To teraz co, lodziki czekoladowe? Mam dla Ciebie też kremówkę z pracy.
WN. MIESZKANIE - PÓŹNE POPOŁUDNIE
Na kanapie siedzi rozwalona Diva. Jest sama w mieszkaniu. Spokój przerywa telefon, który leniwie odbiera.
Głos z słuchawki:
Cześć Marysiu. Tutaj Ciocia Ewa.
Diva:
Ciocia? A co tam słychać, dawno nie gadałyśmy?
Głos:
Słuchaj… Wszystko w porządku ogólnie?
Diva:
Tak, jakoś leci, Felek też ok.
Głos:
Jest mama?
Diva:
Nie, mama z Felkiem pojechali na jakąś wycieczkę ze szkoły Felka z rodzicami, wracają…
Głos (przerywając):
Tata nie żyje.
Diva:
Jak to?
Głos:
No nie żyje. Zmarł wczoraj w nocy.
Diva:
Mama wie?
Głos:
No nie, teraz dzwonię dopiero. Jestem na proszkach, ciężko mi o tym myśleć, a gadać to już w ogóle. Jakoś tak się potoczyło, że mam nadzieję, nie masz mi za złe że zadzwoniłam co?
Diva odkłada słuchawkę i siada na kanapie. Nie płacze, nie śmieje się, kamienna twarz.
WN. SIŁOWNIA - NOC
Pusta siłownia, dopiero wysprzątana. Wpada do niej Diva tłukąc worek. Swoją energię przenosi na pięści, zamieniając je w dwa potężne młoty mające przywilej zmasakrowania wszystkiego i każdego. Po wyżyciu się Diva udaje się do szatni. Tam bierze prysznic, przebiera ciuchy. Wchodzi lekko napstrykany Stan, stoi w drzwiach
Diva:
A Ty najebany.
Stan:
A Ty tutaj tak sama?
Diva:
Może i sama.
Stan:
Mało tutaj bab mamy na bokserni. Taki unikat trochę jesteś.
Diva:
No to powinieneś się cieszyć, że taka podopieczną masz. I może zacząć coś naprawdę ogarniać, załatwić.
Stan:
Powiedz mamie, że zrobię co w mojej mocy.
Diva przytakuje z obojętnością, a Stan powoli zbliża się do niej, ta pakuje swoje rzeczy do szafki.
Stan:
A matce obiecałem, że pomogę. Bo sobie z Tobą nie radzi. Trzeba trochę utemperować.
Diva:
Myślisz, że dałbyś radę?
Stan:
Swoje wychowałem, to też tu dam radę. Ojca brakowało co, żeby od czasu do czasu ustawił
(łapie za pośladki Divę, ta energicznie odskakuje)
Diva:
Chyba Cię pojebało, wiesz że mnie łatwo wkurwić, uważaj.
Stan coraz śmielej.
Stan:
No co, przecież taki twardziel z Ciebie. A mnie to kręci, zawsze mi się podobałaś. Ty myślisz, że pozwoliłem Ci trenować, bo masz talent? Się na cycki i dupę mogę napatrzeć. Ale już nie chce mi się czekać, przejdźmy do sedna. Może umówmy się tak, że ja teraz ściągnę spodenki, a Ty zrobisz swoje, co? Podobno ból lubisz, to spróbujmy.
Stan rozpina pasek i niespodziewanie policzkuje Divę, ta długo nie czekają, odwdzięcza mu się kilkoma ciosami, rozwalając jego nos o ławkę przy szafkach. Diva zabiera swoje rzeczy i wychodzi.
Stan z rozbryzganym ryjem:
I tak Cię wyrucham! I Twoją matkę też!
PL. BLOKOWISKO/PUB - NOC
Diva snuje się sama po blokowiskach, popijając tanie wino. Trafia w końcu do pubu. Tam dostrzega RUDĄ (19 lat), piegowatą dziewczynę. Wymieniają kilka spojrzeń i uśmiechów.
WN. MIESZKANIE - PORANEK
W łazience bierze prysznic Diva. W dużym pokoju na kanapie w samych majtkach siedzi Ruda. Diva wychodzi w samym ręczniku owiniętym od pasa w dół. Pręży transparentnie swoje muskuły i karolyfer na brzuchu. Siada naprzeciw Rudej i zapala papierosa, przepijając browarka.
Diva:
Lubię takie delikatne jak Ty. Aż miło się patrzy na Ciebie. Ale ostatnio też miałam pewną sytuację.
RETROSPECKJA:
WN. SIŁOWNIA - DZIEŃ
Diva zaciekle bije w worek, ale ukradkiem spogląda na PATRYKA (20 lat). Wysoki o dłuższych włosach brunet, średnio zbudowany, po ruchach bokserskich można wnioskować, że początkujący.
Głos z offu:
Napierdalam w ten worek aż miło, a Patryczek taki bezradny, szkoda patrzeć. Pomyślałam, że trochę lekcji mu dam, przy okazji się poznamy i takie tam. No to podbiłam do niego, bo ten patrzy się, patrzy się i nic, a nie będę czekać nie wiadomo ile, pogodziłam się, że ja muszę inicjatywę przejąć, rozumiesz. W sumie, to rzadko który facet przy mnie inicjatywę bierze, no nieważne.
WN. RESTAURACJA - NOC
Restauracja przypominająca trochę amerykańskie przydrożne bary. Duże czerwony kanapy, stoliki, ściany pokryte oczojebną żółcią.
Głos z offu:
Poszliśmy zjeść cos, nie tego samego dnia, za jakiś czas. Tak po amerykańsku, wiesz, bekon, jajka, grzanki, kawusia. Potem siedliśmy przy barze i zaczęliśmy pić. On udawał, że się czymś interesuje, coś tam smęcił o zainteresowaniach, spocił się przy tym jak wieprz, strasznie zestresowany, a moje cycki już wołały o wolność z tego upijającego stanika, pończochy na moich nogach bardziej lśniły i błyszczały niż on ze swoimi gadkami. Fajnie byłam ubrana taka sukienka czarna obcisła, czarne szpilki, fajnie fajnie. No ale Znowu ja musiałam zrobić pierwszy krok. On poszedł do toalety to ja za nim…
WN. TOALETA - NOC
Przy pisuarze załatwia swoją potrzebę Patryk. Za nim staje Diva i zaleca się do niego.
Diva:
Dobra nie czekajmy już, lubię takich chłopców jak Ty delikatnych, ale musisz się postarać bo ja wymagająca jestem.
Patryk ciężko oddycha, ta sytuacja nie jest dla niego zbyt komfortowa, próbuje się wymigać.
Patryk:
Ale ja, właśnie
Diva:
Jesteś dziewicą?
Patryk:
Nie, broń Boże
Diva:
A masz cos do dziewic, że Boga w to mieszasz?
Patryk:
Nie, też nic.
Diva cały czas obmacuje Patryka i coraz bardziej przypiera go do ściany, pieszcząc jego włosy, co powoli przeradza się w szarpanie.
Diva:
Nie podobam Ci się? To nieważne, Ty mi się podobasz i cos zbudujemy na tym. Możesz mnie wyruchać. Chcę tego bardzo teraz, tutaj w kiblu, oprę się o ścianę a Ty działaj, co?
Diva łapie za krocze Patryka i policzkuje go kilka razy.
Diva:
Boisz się mnie?
Patryk:
Co Ty robisz?! Marysia!
Diva:
No tak czy nie? Mów!
Diva coraz mocniej trąca i uderza Patryka oczekując odpowiedzi, aż sprzedaje mu lekki cios w krocze. Ten zwija się z bólu.
Diva:
Ale z Ciebie cipa, nie facet.
Patryk:
No teraz to na pewno mi nie stanie.
Diva:
Stanie stanie, pomogę Ci.
Patryk bardzo stanowczo w końcu.
Patryk:
Weź mnie kurwa zostaw!
Diva:
No nareszcie trochę ikry.
Patryk podnosi się z ziemi i wychodzi z toalety.
KONIEC RETROSPEKCJI.
Diva:
A ja chciałam tylko się poruchać.
Ruda:
Trochę za mocno go potraktowałaś.
Diva:
Chyba żartujesz, ból to piękna sprawa, najlepszy nauczyciel.
(Gasi papierosa i siada obok Rudej na kanapie)
Ruda:
No widocznie nie dla Patryka.
Diva:
A dla Ciebie?
Ruda:
Tym bardziej…
Diva:
Czasami zazdroszczę takim jak Ty. Tak między nami.
(głaska włosy Rudej)
Tak delikatnie żyć. Ja nawet nie płaczę po śmierci swojego starego. Co to jest? Czuję, że mam być smutna, że to taki obowiązek bardziej, niż szczere uczucie. I co teraz? Chyba ludzie tak nie postępują co?
Ale twardym trzeba być, nie?!
(Diva śmieje się i dostawia pięści do głowy Rudej)
Ruda:
Chyba znajomym to Ty się tak nie wyżalasz co?
Diva:
Czasami obcym łatwiej się wygadać.
Ruda:
Może Ty taka twarda jesteś, ale wewnątrz to wiesz co?
Diva:
No?
Ruda:
Myślę, że teraz chcesz się do mnie przytulić.
Diva:
Teraz?
Ruda:
Tak, teraz.
Diva z uśmiechem całuje w czoło Rudą i przytula się do gołych piersi Rudej. Obie lekko muskając się po ciałach zasypiają.
WN. MIESZKANIE - DZIEŃ
Ten sam dzień. Diva i Ruda śpią na kanapie. Maryla z Felkiem wchodzą do mieszkania. Maryla zasłania młodemu oczy, a na jej słowa dziewczyny się budzą, Ruda jest ewidentnie speszona.
Maryla:
Maryśka, bój się Boga!
Felek:
Co?! Co?! Pokaż! Mamo!
Diva:
Ooo jezu, co Wy tak wcześnie, mieliście trochę później wpaść.
Maryla:
Ty się ubierz lepiej!
Diva zakłada pierwszy lepszy tishirt, wyciągając go z komody w dużym pokoju. Ruda w pośpiechu wychodzi z pokoju już ubrana i żegnając kiwa głową w kierunku Maryli.
Ruda:
Do widzenia.
Diva:
Hej!
Diva:
No co?
(w kierunku matki)
Maryla:
Ręce opadają. Felek idź do swojego pokoju.
Diva:
Siadaj. Trzeba pogadać trochę.
WN. MIESZKANIE - DZIEŃ
Diva i Maryla siedzą na kanapie. Oglądają Maryla sączy łzy co ciekawe na spokojnie, bez szlochania. Diva odpala telewizor.
Maryla:
Kiedy pogrzeb?
Diva:
Nie wiem
Maryla:
Jak to nie wiem.
Diva:
No nie wiem.
Maryla:
Nie mówiła ciotka?
Diva:
Nie.
Maryla:
To zadzwoniła, że zmarł, ale nie powiedziała kiedy pogrzeb?
Diva:
No nie wiem, skąd mam wiedzieć, rozłączyłam się…
Maryla:
A czy Ty coś kurwa wiesz?! Odpowiesz mi, aż tak Cię to nie obchodzi?!
(wrzeszcząc i szarpiąc Divę)
Diva:
Zostaw mnie, pojebało Cię?
Maryla:
Aż tak Cię to nie obchodzi?
(sprzedaje Divie siarczystego policzka)
Diva ewidentnie nie spodziewała się reakcji matki, która siada na kanapie i zaczyna lament. Diva stopniowo obejmuje matkę przytulając ją.
WN. MIESZKANIE - DZIEŃ
Mały Felek jest ubierany w garnitur przez matkę. Jej oczy zmęczone już od płaczu, odmawiają posłuszeństwa. Diva pogania matkę i brata. Przed blokiem czeka już taksówka, do której pakuje się cała trójka. Felek sprawia wrażenie, jakby jeszcze nie wiedział co się dzieje, przecież to jeszcze dziecko...
Powrót z pogrzebu, wieczór. Do mieszkania wchodzi najpierw Maryla, a za nią Diva niosąca śpiącego Felka na rękach. Kładzie go w swoim pokoju do łóżka.
PL. BLOKOWISKO - NOC
Przez blokowisko pomyka para ludzi trzymając się za ręce. Bliżej nieokreślony mężczyzna i kobieta w młodym wieku. Dwadzieścia parę lat oboje. Pomiędzy blokami atakuje ich od tyłu Diva, najpierw zadając potężny cios z rozpędu kopniakiem mężczyźnie, ten pada na glebę. Następnie Diva napastuje kobietę serią ciosów. Gdy ta już upadła kopie ją niemiłosiernie. Poprawia jeszcze facetowi kilkoma kopniakami i odchodzi jak gdyby nigdy nic. Diva tę noc kończy o poranku na dachu swojego bloku, oglądając wschód słońca.
WN. SIŁOWNIA - DZIEŃ
W siłowni zgiełk już nam znany. Diva wchodząc na salę jeszcze nie przebrana napotyka opór chłopaków już ćwiczących. Głównie stawia się DŁUGI (20 lat) i REKSIO (24 lata). Obaj podobnie zbudowani, krótkie włosy, na siłowni wzbudzają respekt.
Długi:
A Ty tu czego?
Diva:
W sensie?
Reksio:
Nie pierdol, bo ostatnia sobie u Lotosów ćwiczysz
Diva:
Jakich Lotosów?
Długi:
No Lotosy, nie wiesz gdzie są Lotosy? Na Betkowie siłownia. Dajesz dupy tam, to po huj tu przychodzisz?
Diva:
Pojebało Cię, że ja niby?
Reksio:
Dobra, a wiesz co ja proponuję? Proponuję, żebyś stąd spierdalała i już się nie pokazywała. To proponuję.
Długi:
A ja propozycję popieram.
Z kantorka wychodzi Stan uśmiechając się szyderczo w kierunku Divy, która już wie o co chodzi.
Diva:
A ja nie wiedziała Panowie, że Wy parówy jesteście?
Długi:
Jakie parówy?
Diva:
Ty Długi pewnie moczysz wora Stanisławowi, a Reksio sobie trzepie w trakcie co? Spoko, z frajerami nie mam zamiaru się zdawać.
Stan:
Wypierdalaj stąd szmato, jak zdradzasz barwy klubu to huj Ci w dupę!
Diva:
I Wy mu wierzycie?!
Długi:
No przecież nie Tobie, wypierdalaj stąd!
Diva wyciąga FUCKA z kieszeni i mocarnym krokiem wychodzi z siłowni, ale nagle robi szybką nawrotkę biegnąc w kierunku Stanisława. Powstrzymuje ją Długi, Reksio oraz jeszcze jeden obok stojący typ. Łapią ją próbując wyrzucić z siłowni, jednak nie jest to łatwe zadanie. Szarpie się jak opętana, z rozwścieczonymi oczami.
Diva:
A ja Ci kurwa ufałam Ty huju! Zajebię Cię, ludzi buntujesz na mnie Ty ćwoku?!
W końcu Panowie siłą wyrzucają przez drzwi Divę jak worek ziemniaków, zamykając za sobą drzwi. Diva już nie próbuje walczyć.
WN. CUKIERNIA - PÓŹNE POPOŁUDNIE
Diva boryka się z upierdliwą klientką, która co rusz zmienia swój wybór, czepia się krojenia, koloru ciastek. Uprzykrza pracę Divy, ale nie na tyle, żeby ta musiała jej przypierdolić. Kobieta w średnim wieku pod sześćdziesiątkę, taka Pani z kaskiem na głowie, złożonymi modlitewnie rączkami na brzuchu i leniwie zaciśniętymi ustami.
Kobieta:
I jeszcze 10 margaretek poproszę.
Diva:
Jaki smak?
Kobieta:
A jakie są?
Diva:
No pisze tu Pani przecież. Kakaowe, pistacjowe, malinowe i kokosowe.
Kobieta:
Niech będą cztery kakaowe i 3 pistacjowe.
Diva:
Ale Pani mówiła, że ma być 10, a wybrała Pani siedem.
Kobieta:
No to niech będą jeszcze 3 kokosowe.
Diva pakuje ciacha.
Kobieta:
Albo nie, może zamiast tych 3 kokosowych, dajmy 2 malinowe i jeszcze jedna pistacja.
Diva przepakowuje ciasteczka. W tym momencie dzwoni do niej telefon. Odbiera zdejmując foliowe rękawiczki z dłoni. Po kilku sekundach wybiega z cukierni jak pies spuszczony na wyścigach, spychając ze swej linii strzału kobietę.
WN. KORYTARZ SZPITALNY - WIECZÓR
Na krzesłach szpitalnych w korytarzu siedzi Maryla modląc się. Diva napierdala aż miło obok stojący automat z napojami. Nadal ma na sobie fartuch z cukierni, czapeczka zgubiła pewnie gdzieś po drodze. W końcu zwraca jej uwagę pielęgniarka, że tak nie można. O mały włos pielęgniarka nie podzieliłaby losu biednego automatu.
Diva naskakuje na matkę.
Diva:
To wszystko kurwa Twoja wina! Bo gdyby go na taką cipę nie wychowywała to by sobie dał radę! Czemu mu to zrobiłaś? Powiesz mi czy nie?!
Maryla:
Maryś Boże co Ty...
Po chwili przychodzi lekarz DROZDA (50 lat). Gość to o łysiejących włosach, dużej postury.
Drozda:
Zapraszam Panie...
Cała trójka staje przed szybą. Na sali za nią leży podłączony do całej masy kroplówek Felek.
Drozda:
Nie będę okłamywał, nie jest dobrze. Liczne złamania, oberwania narządów, mocne wstrząśnienie mózgu. Nie wspomnę o obrażeniach powierzchownych jak zadrapania, strupy, siniaki, no widzicie zresztą Panie same. Mało co pamięta, trochę potrwa zanim dojdzie do siebie.
Divy twarz przypomina zbierający na sile wulkan. Zaciśnięte pięści na barierce pod szybą sinieją. Lekko drżąca głowa sprawia wrażenie jakby miała wybuchnąć, matka płacze.
Drozda:
Jest jeszcze coś, o czym muszę poinformować. Mały nie ma czucia w nogach. Na razie nie jesteśmy w stanie określić, czy to obrzęk okresowy. Proszę mieć nadzieję. Przepraszam, ale muszę teraz Panie zostawić.
Diva:
Jak? Kiedy?
Maryla:
Po szkole, wracał sam ze szkoły, miałam go odebrać, ale chciał sam.
Diva:
Gdzie?
Maryla:
Znaleźli go na osiedlu po zsypem śmieci.
Diva:
Pod zsypem? Na śmietniku?! I u nas na osiedlu?!
Maryla:
Marysia zostań! On teraz nas potrzebuje!
Diva mocarnym krokiem który już znamy wychodzi ze szpitala, zostawiając matkę. Wchodzi do windy, a tam stoi wysoki młody chłopak. ABDUL (20 lat). Niech nie zmyli imię, to żaden Arab. Jego głowa i twarz pozbawione włosów sugerują leczenie chemioterapią. Za sobą ciągnie dużą kroplówkę. Na widok Divy uśmiecha się szczerze, pomimo prowadzenia rozmowy przez telefon. Nie opuszcza go ironia oraz dosyć specyficzny humor...
Abdul:
No u mnie wszystko w porządku, raka tylko mam, ale tak to ok... A u Ciebie? No to fajnie... Nie no ja wychodzę za jakieś 2, 3 lata albo wcale... Daj spokój, nie trzeba, ale jak bardzo chcesz to mogę Cię oprowadzić. Wizyty chętnie przyjmuję.
Słowa Abdula przyciągają uwagę Divy na zasadzie „co on pierdoli?”. A wydawało się, że w obecnym stanie nic nie jest rozproszyć Divy. Dziewczyna opuszcza windę, gdy ta zjeżdża na parter.
PL. BLOKOWISKO - NOC
Na ławce przed klatką inną niż zwykle siedzi Sztyler popijając browar. Diva niczym czołg.
Diva:
Gdzie jest Kozieł?
Sztyler:
Zaraz ma być, chciał się ze mną ustawić, mówił, że to ważne to przyszedłem.
Kozieł pojawia się w polu zasięgu wzroku. Na widok Diva zaczyna uciekać. Diva rusza za nim. Nic nie jest w stanie jej zatrzymać, nawet przebiegły Kozieł, dopada go raz dwa przy trzepakach sprzedając cios w nerki, ten zwija się z bólu.
Diva:
Co jest, chowasz się przede mną? Mój brat, mów mi Kozieł proszę Cię, nie chcę Cię krzywdzić.
Kozieł:
Ale co Twój brat?
Diva sprzedaje strzała w nos Koziełowi, ten momentalnie zalewa się farbą.
Kozieł:
Ja nic nie wiem, nie wiem kto go pobił.
Diva łapie za mosznę Kozieła i skręca z pełną parą. Kozieł wyje z bólu.
Diva:
A skąd wiesz, że ktoś go pobił? Kozieł kurwa nie pierdol, mów mi kto to zrobił.
Kozieł jęczy z bólu nie jest w stanie znieść, ale odpowiedzi Diva nie słyszy. Diva napina swój ucisk.
Kozieł:
To Ciętas!
Diva na słowa o Ciętasie zaciska mocniej dłoń, Koziełowi puszczają zwieracze, zlał się w pory. Dziewczyna go puszcza.
Diva:
Gdzie go teraz znajdę?
Kozieł:
Robi bibę dla jakiś pojebanych dresów na Krzemionkach.
Diva:
Dobrze Kozieł, już dobrze.
Na koniec Diva sprzedaje Koziełowi kopa w krocze. Takie ot dopełnienie dzieła zniszczenia moszny Kozieła.
WN. MIESZKANIE - NOC
Puste mieszkanie. Maryla u Felka w szpitalu. Diva przebiera się w odpowiednio pasujący trykot. Sportowy strój, adidasy, czapka z daszkiem. Goli łeb na zero, obwiązuje biust taśmą. W skarpetę pakuje kij teleskopowy.
PL. BARAKI - NOC
Teren obłożony wszelakiego rodzaju barakami, garażami, altankami. Jeden z baraków rozświetlony, ludzie się krzątają, drą mordy, słychać kibicowskie przyśpiewki. Przeważają łyse drechole, mało kobiet. Ogółem stężenie debilizmu powyżej średniej krajowej. Przy drzwiach głównych stoi kilku dresów kontrolujących kto wchodzi. Diva przechodzi selekcję bez żadnych podejrzeń. Jej strój, postura, łysy łeb i w dodatku czapka nie budzą żadnych podejrzeń, prawo partycypacji działa. Wewnątrz alkoholowa najebka. Słaba muza, cieszące ryje dresy. Diva pyta o Ciętasa. Pierwszy lepszy chłop mówi, że dyma jakąś dupę w kiblu. Diva długo nie czeka, wchodzi do ubikacji, a tam na pralce rżnie Ciętas jakąś dupę. Ta na widok Divy zbiera się z pralki nerwowo i wychodzi. Ciętas totalnie nie kuma kto wpadł mu na kwadrat, jego blada gęba, sine oczy, mogą sugerować zażycie jakiejś taniej fety.
Diva:
Cześć Ciętas. Mówiłam, że Cię wyruchają.
Ciętas:
Diva?
W tym momencie Diva częstuje strzałem w szczękę Ciętasa, kijem teleskopowym. Nie muszę mówić jakie szkody wyrządziła ta bomba.
Diva:
Mojego brata. Na śmietniku?
Diva łapie Ciętasa i rozbija jego łbem lustro. Krew płynie gęsto.
Diva:
Powiesz mi fiucie dlaczego?
Po tych słowach Diva dostaje potężny cios z tyłu w głowę. Wparował jakiś drechol pomóc Ciętasowi. Diva oszołomiona pada na ziemię. Ciętas wietrzy w tym swoją szansę.
Ciętas:
Dlatego kurwo, że dojebałaś nie tę osobę co trzeba. Ja Twojego braciszka? Dlaczego? Bo zmasakrowałaś moją siostrę Ty cipo! Ty jebana kurwo!
Ciętas trepuje Divę.
Ciętas:
I kto tu kurwa jest poszkodowany co? Leży ledwo żywa przez Ciebie suko, ja Ci pokażę. Mówiłem, że przyda Ci się mały wpierdol. Mówiłem, że się doigrasz.
Ciętas z pomocą dresa zabiera Divę. Impreza trwa w najlepsze.
WN. GARAŻ - NOC
Ta sama noc, opuszczony garaż, Diva zmasakrowana na twarzy przywiązana do starego kozła z sali gimnastycznej. Usta zatamowane ścierką. Dres poznany w łazience zdziera spodnie z Divy śmiejąc się głupkowato. Wyjątkowy zjeb, środki narkotykowe tylko podkręcają jego stan. Ciętas z obwiązanym łbem na czole przed Divą z przodu kozła.
Ciętas:
Małe ruchanko Ci się przyda. Pewnie jeszcze nie miałaś huja w dupie, co? Tak ból lubisz podobno, tak się chwalisz. Ale Ty jeszcze prawdziwego bólu nie doznałaś. Ja Ci pokażę, co to jest ból. W sumie taka zła nie jesteś. Duże cycki. Ładna cipka, tylko ta fryzura, ale damy radę.
Dres od tyłu zaczyna gwałcić Divę. Ta wyje przez tę ścierkę, a Ciętas siada naprzeciwko niej i śmieje się w twarz, zagrzewając do ostrzejszej zabawy dresa.
PL. SZROT - PORANEK
Na szrot podjeżdża stara skoda. Wychodzi z niej Ciętas oraz dres kompan. Wyciągają nagie ciało Divy z bagażnika i wyrzucają na śmieci. Odjeżdżają.
PL. BLOKOWISKO - PORANEK
Na blokowisku pustka. Dzień wstaje. Widzimy Divę, która w opłakanym stanie okryta kocem idzie boso przez osiedle, zmierzając do swojego mieszkania.
WN. MIESZKANIE - PORANEK
Diva bierze prysznic. Jej ciało obite, sposób chodzenia z szerzej rozstawionymi nogami. Twarz opuchnięta, posiniaczona pełna strupów i zadrapań. Spływająca woda zapewnia niemało bólu. Diva po ogarnięciu się siada w dużym pokoju, spogląda na zdjęcia brata. Wzruszona popłakuje, ale szybko unicestwia swój smutek, rozkłada się na kanapie i zasypia.
WN. MIESZKANIE - WIECZÓR
Ten sam dzień. Diva była bardzo zmęczona. Przespała praktycznie cały dzień. Ból nie minął, a nawet dodatkowo przybrał na sile. Ciało uczulone i tkliwe praktycznie na każdy ruch. Diva zbiera się w sobie piekąc ciasto czekoladowe. Zabiera wypiek, rusza do szpitala.
WN. SZPITAL - WIECZÓR
W sali u Felka siedzi cały czas Maryla. Wchodzi Diva z ciastem.
Maryla:
Jezu Marysia.
Diva:
Hej żołnierzu!
Felek:
Marysia! Co Ci jest?
Maryla:
Córuś...
Felek:
Co Ci się stało w głowę?
Diva:
Mamo przestań. Upiekłam Ci Feluś coś.
Diva kładzie ciasto na szafce. Felek chce się zabrać do niego.
Maryla:
Feluś, nie możesz takich ciężkich rzeczy. Zjesz potem.
Felek:
Ale mamo!
Maryla:
Słyszałeś lekarza, dieta synku.
Diva:
Potem zjesz.
Felek:
Ale się zepsuje.
Diva:
To Ci zrobię nowe.
Felek:
A to może poczęstujemy Franka mamo?
Maryla:
Feluś, nie dzisiaj już, późno już...
Diva:
Kto to Franek?
Maryla:
Kolega Felka nowy.
Diva:
Już zdążyłeś się z kimś zakumplować?
Felek:
Jest trochę starszy ode mnie, bo ma 10 lat. I ma takie włosy jak Ty. Mamo, może Franek przyjść do mnie teraz? No proszę! Pójdźcie po niego, proszę...
Diva:
Dobra pójdę po niego, gdzie on leży?
Maryla:
Maryś...
Diva:
Mamo. Pójdę, tak? Gdzie leży?
Maryla:
Na 6 piętrze.
Diva:
Zaraz wracam z Twoim funflem.
Diva wychodzi z sali i pakuje się do windy, gdzie spotyka Abdula, ten w towarzystwie sieci kroplówek.
Abdul:
O Jasny gwint, ale masakra.
Diva:
Co?
Abdul przypatruje się uważnie.
Abdul:
A my to się nie kojarzymy? A kojarzę Cię! Co Ty z fryzem zrobiłaś? Ja to rozumiem, ale Ty? Co Ty? Jakbyś pod tira wpadła.
Diva wciska szóstkę na klawiaturze. Uśmiecha się lekko do Abdula.
Abdul:
No to widzę, że w tym samym kierunku jedziemy! Szóste piętro! Najbliżej nieba!
Diva:
Jak jesteś stamtąd to pomożesz mi, szukam Franka?
Abdul:
Franio! Jasne, że tak! Leży na 125. Fajny dzieciak. Szkoda tylko, że poznałem go w takim miejscu.
Diva:
Zakumplował się z moim bratem, zaprowadzisz mnie do niego?
Abdul:
Jasne, że tak. Co mam innego do roboty tutaj.
Winda staje. Wychodzą. Wrażenie, jakie robi na Divie oddział jest druzgocące. Ludzie na chemioterapii, wiele osób skazanych na śmierć. Mina jej rzednie gdy widzi dzieci pozbawione włosów, uśmiechu, nadziei. Abdul to dostrzega i wykorzystuje bezlitośnie, prowadząc Divę do Franka.
Abdul:
Niezły cyrk, co? Najwięksi twardziele wymiękają...
Potok słów Abdula jest imponujący, ale Diva czuje się słabo. Wszystko się na to składa, wygląda jakby miała puścić pawia, blednie, oblewa ją zimny pot i siada na krześle przy automacie.
Abdul:
Ej Ty co jest? Wow, wow, będziesz rzygać? Będziesz? Cholera, ja to rzyganie od tej chemii mam non stop, rozumiem Cię, poczekaj. A się zaplątałem, te przewody...
(gestykulacja Abdula powoduje zaplątanie w przewody od kroplówki)
Co jest? Koleżanko?
Diva mięknie. Widzimy ją pierwszy raz w takim stanie.
Abdul:
Co? Zapach? Śmierdzi Ci tutaj, może chcesz się czegoś napić?
Diva:
Ja po prostu nie doceniam życia, co? Co ja pierdolę, jebać to. Gdzie ja jestem?! Popatrz na siebie MARYŚ, miękniesz, nie daj się, Maryś, Kurwa, nie daj się!! Agresor!
Diva wstaje z krzesła i żwawo napręża ciało.
Abdul:
Agresja? Agresja jest fascynująca, dziewczyno, powinnaś się cieszyć, to czysta ludzka natura, nieskrępowana niczym, czyste piękno, czysty odruch, czyste...
Diva:
Zamknij się kurwa! Proszę Cię!
Diva płacze i szybkim krokiem zmierza ku windzie.
Diva:
Nie dam się!
Abdul:
Czekaj, a Franek? A Franek, ej?!
Diva wchodzi do windy i zjeżdża w dół.
KONIEC