Juliusz Słowacki
„GODZINA MYŚLI”
„Godzinę myśli” Słowacki pisze jeszcze w Paryżu pod koniec 1832 roku, lub w początku 1833 w Genewie (mając więc zaledwie 20 lat), kończąc tym samym młodzieńczy okres twórczy. Jest to poetycka autobiografia, napisana trzynastozgłoskowcem - „klasyczna w formie (...), romantyczna w treści”. Rzecz się dzieje w Wilnie, w latach ok. 1820-27, pełno w niej melancholii (i wszystkich spraw typowo romantycznych), ale także konkretnych faktów z życia dwóch chłopców razem się uczących. Miłosz widzi w niej dodatkowo „jakby powieść psychologiczną”... ;)
Godzina myśli rozpoczyna się tymi słowami:
Głuche cierpiących jęki, śmiech ludzki nieszczery
Są hymnem tego świata (...)
W sumie 8 pierwszych tym podobnych wersów mówi o tym, że ziemia jest poddana prawom walki o byt, przemijania i śmierci, na której cierpią niewinni. Potem następuje jakby zapomnienie o tym i przyzwyczajenie, ale jest moment, kiedy chłopiec czy dziewczyna odczuwa ten stan rzeczy ostro, jak coś co trudno znieść.
Godzina myśli mówi o dwóch chłopcach, którzy nie chcieli i nie mogli pogodzić się z rzeczywistością, czy zapomnieć. Szukają odpowiedzi na pytanie, co wtedy wybrać (przepis na życie?). Młodszy (czyli autor) wybiera „sny”, to znaczy rzeczywistość przemienioną w wyobraźni- twórczość artystyczną. Ta zaś jest możliwa pod pewnymi warunkami:
Trzeba życie rozłamać w dwie wielkie połowy,
Jedną godziną myśli - trzeba w przeszłość wrócić;
Tzn., że sztuka (tu konkretnie poezja) korzysta z materiału zachowanego w pamięci, bo tylko kiedy to, co przeżywamy, zostanie odsunięte w przeszłość, możemy o tym myśleć bezstronnie, w niezbędnym oderwaniu od tzw. „uczuć życiowych”. (nihil novi: matka Muz u Greków nazywała się Mnemosyne; Schopenhauer sformułował na nowo pogląd na sztukę jako umiejętność zdobycia dystansu) Młody Słowacki odkrywając bolesność istnienia szuka ratunku w rzeczywistości zmienionej, zachowanej w pamięci, która przepuszcza ją niejako przez filtr, a tym samym upiększa. „Godzina myśli” znaczy więc czas spotkania się z rzeczywistością oczyszczoną.
Następnie czytamy opis Krzemieńca (tam się urodził Słowacki). Białe domy porównane do pereł w oprawie ogrodów- szmaragdów, ruiny zamku na Górze Bony mają puste okna dawnych strzelnic, szczerby tych ruin przesuwają się niby wskazówki zegara po tarczy księżyca. Razem sporo smętnych i wielce literackich refleksji o szczęściu dzieciństwa. Ciekawe, że „małe dziecko z kołyski [się] uśmiecha, / ma sen całego życia”. Julek - prorok od małego. ;)
Następuje staranny rozbiór dwóch postaci: autora i jego przyjaciela Ludwika Spitznagela. Chodzą razem do szkoły, którą Słowacki skończy w wieku 16 lat i wstąpi na Wydział Nauk Moralnych i Politycznych Uniwersytetu Wileńskiego. Spitznagel natomiast pojedzie studiować języki orientalne w Petersburgu.
Słowacki opisuje siebie jako wyjątkowego („nie zmięszani w tłumie”) młodzieńca o czarnych oczach i włosach (siostry co dzień ten włos czesały), cierpiącego na początki gruźlicy. Miał on dane na szybki, może samobójczy, koniec, od którego miał go uchronić wcześnie dokonany wybór życia kontemplacyjnego. Natomiast niebieskooki i jasnowłosy jego przyjaciel żył marzeniem o czynie, tj. o przyszłych swoich sukcesach i podróżach po dalekich krajach.
Podobni i różni. Młody poeta umiał to, czego nie umiał jego przyjaciel. Umiał marzenia zamienić w obrazy i przeczuwał, że potrafi nadać tym obrazom kształt w słowach. „Przed sobą mial krainę duchów do zdobycia”. Jego starszy kolega „sprzągł razem i powiązał dwa niezgodne światy”, czyli żądał od rzeczywistości tego, czego dać mu nie mogła, i dręczyła go „niezupełność wrażeń”.
Słowacki zarysowuje swoją filozofię. Chyba najważniejszy w niej jest ruch - wstępujący i zstępujący, to znaczy, że cała przyroda, razem z człowiekiem, pojmowana jest ewolucyjnie i że energia, zarówno pchająca w górę jak w dół, jest duchowa (echo czytania Lamarcka, Hegla?) Łączy się tu filozofia przyrody z filozofią historii i wiarą w reinkarnację. Millenia rozwoju od najprostszych form życia po coraz bardziej złożone znajdują wyjaśnienie w dążeniu, które „dusza z iskry urodzona”, wcielając się w rybę, jaszczura, ptaka, przekazuje tej swojej cielesnej powłoce, zachęcając ją w ten sposób do wstępowania na wyższa szczeble bytu. Oglądając przyrodę musimy ją wartościować moralnie, bo np. Ssaki są „lepsze” od gadów i płazów, bo ją zamieszkuje „lepsza”, pracowitsza dusza. A historia to już dalsze wstępowanie w górę, tym razem poprzez myśl ludzką, aż dzieje ludzkiego gatunku zostaną „przebóstwione” i człowiek-anioł „będzie częścią Boga na żywiołów tronie”. Na tym jednak nie koniec. Bo światło absolutnego dobra, z którego wszystko się poczęło, ma też męty zła, stąd też bunt aniołów, „zgasłych dusz”, które „lecą na ziemię jak gwiazd zepchnięta lawina” i też przybierają ziemskie kształty, są „jadem w gadzie, a trucizną w kwiecie”. (zapożyczenie do Swedenborga, ale kiedy autor przytacza jego nazwisko, popełnia błąd, co wskazuje na to, że Słowacki musiał znać go z jakiś streszczeń)
Niestety, przyjaciele sądzili, że niektórzy ludzie noszą duszę upadłą, diabelską, są to „czuciem zardzewiałe twory”, i że oni sami potrafią takich rozpoznać. Niebezpieczne to zabawy, świadczące o znacznej dozie pychy. Mniej w każdym razie niewinne niż te ćwiczenia woli, o których opowiada poemat - kiedy umieli zmusić dziewczynę klęczącą w kościele, żeby się odwróciła.
Jeden z nich wybrał poezję, drugi życie czynne, ale bez chęci, przymuszony do tego, bo naprawdę chciał być poetą, tylko brakło mu talentu:
Niech świat da poezją - dać mu jej nie mogę.
Podróżował w wyobraźni po dalekich, egzotycznych krajach, przez co otaczające go rzeczy traciły zapach i barwę. Stąd decyzja wyjazdu z Wilna na trzyletnie studia arabistyki i egiptologii w Petersburgu.
W dwóch portretach widać silne utożsamienie się z Spitznagelem, tak że słuzy on niekiedy za lustrzane odbicie, a jego późniejsze samobójstwo (strzał z pistoletu w serce, co jest opisane w liście), z nieznanych przyczyn, spełnia jakby samobójcze zamiary przyjaciela. Podział na człowieka poezji i człowieka czynu nie jest, jako rzekłam, zupełny, skoro Spitznagel tez jest poetycką duszą i przeciwstawienie dwóch natur jest raczej pozorne.
Słowacki do opisu artystycznego tworzenia używa metaforyki zwierciadła. Młody poeta rzuca chwilę, którą przeżywa, na zwierciadło przyszłości, aby zobaczyć, jak lustro owe przeżycia zmienią, a tedy już wie, jak będą wyglądać we wspomnieniu.
Zagadkowy jest ustęp zawierający ocenę własnego działa, całkiem surową. Uskarża się na pożerającą uczucia wyobraźnię, cóż z tego, że ognistą i wspaniałą:
Lecz nie było w niej wiary w szczęście ani w Boga.
Ludzie w nim mieli druha, w myślach świat miał wroga.
Przyjazny ludziom, światu nie życzył dobrze. „Krzyk szczęścia daremny” sprawiał, że miał żal do Boga za to, że kazał mu cierpieć. (główny „bayroniczny” argument przeciw Bogu - cierpienie)
Nawiązuje w końcu do słów Mickiewicza o swojej twórczości (usłyszanej w Paryżu) jako „kościoła bez Boga”. Rozwija tę myśl: budowla stoi otworem, ale ludzie (krytycy?) nie kwapią się, żeby do niej wejść. Jeżeli wchodzą, to tylko zmieniając się w karłów, czyli wypowiadając o niej karłowate, głupkowate opinie. (ciągłe poczucie niedocenienia, duma, czy nawet pycha jest zdaje się powodem takowej interpretacji).
Oto jest romans życia nie skłamany w niczym...
I tu jeden myk: opis pierwszej miłości, piękna dziewica, wspólne konne przejażdżki, później rozstanie w scenerii jesiennego wiatru, ciemnych lasów.... Tak naprawdę historia mocno zmyślona, lub przynajmniej pokazana w bardzo krzywym zwierciadle.
Zabite głodem wrażeń jedno z dzieci kona,
A drugie z odwróconym na przeszłość obliczem
Rzuciło się w świat ciemny... powieść nie skończona...
Bibliografia:
Cz. Miłosz, Starajmy się zrozumieć [w:] J. Słowacki, Godzina myśli, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1996. (seria: lekcja literatury)