20 Zdrada


20.

Zdrada

WSTĘP

Zdrada. Czyn potępiany, przynoszący hańbę temu, kto się go dopuścił. Człowiek, który zdradził, jest potępiony, wszyscy uczciwi i szlachetni się od niego odwrócą. Pozostanie mu straszliwa samotność lub towarzystwo takich samych jak on łajdaków.

Najbardziej znaną w naszym kręgu kulturowym postacią zdrajcy jest Judasz, który sprze­dał Jezusa za garść srebrników. Czyż człowiek, który dopuścił się takiej podłości, może zasłu­giwać na czyjekolwiek współczucie? A jednak los Judasza jest tragiczny; w jego postępku dostrzegamy coś nieodwołalnego. Zdrada - nawet tak oczywista - nie zawsze jest do końca jednoznaczna. Nie wszystko potrafimy ocenić.

Najłatwiej potępić tych, którzy zdradzili, by zdobyć władzę lub zrobić karierę. W. Szekspir ukazał w Hamlecie świat pełen fałszu i kłamstwa, w którym rządzą przemoc, chciwość i okru­cieństwo. Brat zabija tu brata, by odebrać mu wszystko: władzę, bogactwo, ukochaną kobietę. Żona sprzeniewierzy się pamięci męża. Książę, syn zamordowanego, cudem uniknie śmierci, wykrywając podstęp swoich wrogów; nie uchroni się jednak przed następną intrygą... Tego świata nie sposób naprawić, tu nawet nie piętnuje się zła; to dobro jest w Elzynorze czymś nienaturalnym.

Po władzę w Polsce usiłowali sięgnąć bohaterowie Na plebanii w Wyszkowie S. Żeromskie-go. Władzę tę miały zagwarantować im bagnety bolszewickiej armii. Dla Juliana Marchlew-skiego, Feliksa Dzierżyńskiego i Feliksa Kohna nie ma przebaczenia. Zdradzili ojczyznę, po­pełnili czyn haniebny: wystąpili przeciw własnemu narodowi.

Karierowiczów, dla których nie liczy się własny kraj, można odnaleźć w różnych miej­scach i w różnych czasach. Byli tacy i wśród Polaków. Portrety zdrajców, którzy wybrali karie­rę w carskiej służbie, ukazał A. Mickiewicz w III części Dziadów. Warszawska arystokracja czy służalczy profesorowie z Wilna stracili honor, sprzedali się wrogowi.

Czasem zdrada wydaje się czymś nieuchronnym i niezawinionym, jak sprzeniewierzenie się Tristana i Izoldy, złamanie przez nich wcześniej złożonych przysiąg. Straszliwa moc miło­snego napoju, który nie był dla nich przeznaczony, połączyła ich na zawsze. Nie zdradzili z własnego wyboru. Ich uczucie jest okupione udręką. Tracą godność, skazują się na życie w lęku i stałym zagrożeniu.

Natomiast z zimną precyzją przygotował swą zdradę Ganelon. By zdobyć bogactwa i po­zbyć się pasierba, który był mu przeszkodą, uknuł intrygę, której skutkiem była straszliwa klęska tylnej straży wojsk Karola Wielkiego, dowodzonych przez Rolanda. Ganelona, który zdradził swego suwerena i sprzymierzył się z poganami, słusznie spotkała straszliwa kara.

Zasady honoru rycerskiego złamał również Konrad Wallenrod. Nie zrobił on tego jednak, powodowany niskimi pobudkami. Nie kierowała nim żądza zysku czy władzy. Chciał jedynie ocalić swoją prawdziwą ojczyznę, Litwę; innego sposobu nie było. Zapłacił za to utratą godno­ści, spokoju sumienia, osobistego szczęścia. Przez lata żył pod przybranym nazwiskiem, uda­jąc człowieka, którego wcześniej musiał zabić. Jego życie było wypełnione bólem, rozpaczą i świadomością okrutnej konieczności.

Zdrada Wallenroda, choć popełniona ze szlachetnych pobudek, pozostaje jednak czynem nieetycznym. W innej sytuacji jest oskarżony o zdradę bohater Omyłki B. Prusa; niesprawiedli­wa, krzywdząca ocena jego postawy, która spowodowała jego śmierć, była efektem niedomó­wień, błędnych sądów, nieporozumień. Samotny człowiek, uważany za zdrajcę i szpiega, ni­czemu się nie sprzeniewierzył; ośmielił się tylko mieć inne zdanie niż ogół.

Różne są oblicza zdrady, ale nie zawsze jest tak, że odstępca można być jedynie potępiony. Nie tylko chęć zysku czy żądza władzy skłaniają ludzi do zdrady. Czasem postępują tak ci, którzy nie mają innego wyjścia albo nie potrafią pokonać własnej słabości. Czy zdradę można jednak wybaczyć? Na to pytanie nie sposób udzielić jednoznacznej odpowiedzi.

UTWORY

Biblia - Postać Judasza (ANTYK)

W refektarzu mediolańskiego klasztoru Santa Maria delia Grazie namalował Leonardo da Vinci jeden z najsłynniejszych obrazów świata. Jest to Ostatnia Wieczerza. Obraz przedstawia moment, w którym Chrystus wypowiada słowa: jeden z was Mnie zdradzi. Apostołowie zare­agowali gwałtownie na te słowa; ich gesty i mimika twarzy wyrażają zdziwienie, przerażenie, dramatyczne pytanie, chęć odsunięcia zarzutu od siebie... Jeden z nich jednak milczy, jakby wszystko było dla niego wiadome i oczywiste, a jego i Chrystusa łączyło tajemnicze porozu­mienie.

Ten milczący apostoł to Judasz - ten, który wydał Jezusa, sprzedał Go za trzydzieści srebr­ników. Judasz jest w naszej kulturze symbolem łotra i ohydnego, tchórzliwego zdrajcy. Czy taki portret tej postaci nie jest jednak zbytnim uproszczeniem?

Z całą pewnością nie można nazwać Judasza, syna Szymona Iskarioty, człowiekiem do- , brym i szlachetnym, gdyż nie jest dobrym i szlachetnym uczynkiem - zdrada. Ale nie jest on też człowiekiem szczęśliwym, nie jest również do końca łajdakiem, gdyż uświadamia sobie swoją winę:

Wina Judasza pozostaje jego sprawą, nikt jej z nim nie podzieli. Był to dlań ciężar nie do udźwignięcia - dlatego odebrał sobie życie. Wszak sam Nauczyciel powiedział, że byłoby dla niego lepiej, gdyby się nie narodził (Mt 26, 24).

Dlaczego Judasz wydał Jezusa?

Nie znamy odpowiedzi na to pytanie. Wiemy jedynie, że było w tej zdradzie coś nieuchron­nego, jakby działało tu antyczne fatum: aby zbawić ludzkość, wyzwolić z okowów śmierci i grzechu, Zbawiciel musiał ponieść haniebną śmierć na krzyżu. Musiał więc zostać pojmany, osądzony i skazany. I musiał znaleźć się ktoś, kto wskazałby Go Jego wrogom. Obrona nie była tu możliwa; jakże inaczej dopełniłoby się to, co dopełnić się musiało? Gdy Jezus modlił się w ogrodzie Getsemani, pełen lęku, będącego udziałem jego ludzkiego jestestwa, błagał: Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Ale to nie było możliwe. Musiała spełnić się wola Boga. Musiała zjawić się zgraja z mieczami i kijami i zawlec Jezusa przed sąd:

Gdy Nauczyciel ujawnił podczas Ostatniej Wieczerzy apostołom, którym przed chwilą umywał nogi, bolesną prawdę, że jeden z nich wyda Go wrogom, znal tożsamość zdrajcy. I mimo to nie zrobił niczego, by zdradzie zapobiec; wręcz przeciwnie, jak pisze św. Jan, napo­minał Judasza, by się pospieszył: Co chcesz czynie, czyń prędzej! Judasz nie został przez Zba­wiciela odtrącony ani pominięty, choć los zdrajcy został określony jako wyjątkowo trudny, okrutny.

Jak zatem powinniśmy widzieć Judasza? Jako podłego, pazernego tchórza, który chciał zarobić trzydzieści srebrników i sprzedał Jezusa wrogom? Czy jako człowieka przeżywające­go głęboką osobistą tragedię, którego zdrada była nieunikniona, a poczucie winy uniemożliwi­ło dalsze życie? Nie ma tu jednoznacznych odpowiedzi i łatwych ocen. Pewne jest jednak, że nie potrafimy zaakceptować zdrady. Jest to jedna z najgorszych rzeczy, których może dopuścić się człowiek. Zdrajca może z nami mieszkać, pracować, łamać się chlebem, odmawiać modli­twę... i oto pewnego dnia nas opuszcza, staje przeciw nam, sprzymierzony z naszymi wrogami:

Zanim jednak potępimy Judasza, wstrząśnięci ohydą jego czynu, rozważmy postępowanie innego apostoła, Szymona zwanego Piotrem, któremu Jezus powiedział: Ty jesteś Piotr [czyli Skala], na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą (Mt 16, 19).

Ujawniwszy wśród Dwunastu zdrajcę, Nauczyciel wyjaśnił im, że wszyscy przeżyją chwile zwątpienia, gdy przyjdzie tłuszcza, aby go pojmać. Apostołowie nie mogli się z tym pogodzić:

Piotr udał się za ludźmi, którzy ujęli Jezusa, na dziedziniec pałacu arcykapłana:

Zaparcie się Piotra mówi wiele o słabości i sile człowieka. Uświadamia nam też, że nie można ocenić jednoznacznie czyjegoś postępowania. Jezus, który wiedział o zdradzie Judasza, nie potępiał go, raczej bolał nad jego niegodnym istnieniem, a tego, który się Go wyparł, usta­la nowił najważniejszym z Dwunastu. Jest tu zawarta także głęboka prawda o miłości i przebaczeniu.

„Pieśń o Rolandzie" (ŚREDNIOWIECZE)

Pieśń o Rolandzie to arcydzieło francuskiej średniowiecznej epiki rycerskiej. Anonimowy autor prezentuje w utworze godne naśladowania postawy rycerza i władcy; wyidealizowane postacie Rolanda czy króla Karola Wielkiego były wzorami dla europejskiego rycerstwa cza-k: sów krucjat. Jednak choć uwaga odbiorcy skupia się właśnie na tych najszlachetniejszych po-; staciach, wielokrotnie przedstawiono w utworze także naj ohydniej szą zdradę i jej następstwa. Autor świadomie i celowo posłużył się metodą kontrastu: na tle podstępnych knowań króla Marsy la czy hrabiego Ganelona tym bardziej godne naśladowania wydaj ą nam się czyny pozy­tywnych bohaterów.

Pogański władca Hiszpanii ma powody, by obawiać się Karola i jego wojsk. Francuzi są ' potężni, Marsyl nie potrafi ich pokonać, dysponuje zbyt małymi siłami. By nie utracić panowa­li nią w Hiszpanii, postanawia za radąjednego ze swoich ludzi, Blankandryna, posłużyć się pod­li' stępem. Karol zostanie wprowadzony w błąd:

Marsyl ma tylko jeden cel: chce doprowadzić do wycofania się wojsk Karola z Hiszpanii. By zrealizować swój zamiar, nie waha się złożyć fałszywych przysiąg ani poświęcić życia zakładników. Król pogański łamie podstawowe zasady rycerskie; nie jest to jednak rycerz chrze­ścijański, więc takie metody działania mogą wydawać się nawet zrozumiałe - poganie nie byli traktowani jak równoprawni przeciwnicy, gardzono nimi, gdyż inność wiary wręcz odbierała im człowieczeństwo.

Karol Wielki jako doświadczony dowódca podejrzewa, że obietnice przeciwnika nie są szczere. Podobnie sądzi Roland, jego ukochany siostrzeniec, Marsyl bowiem już raz dopuścił się zdrady i kazał zabić dwóch posłów. Ale jest w obozie Franków ktoś, kto jest innego zdania i sądzi, że odrzucenie oferty Marsyla byłoby nieroztropne. To Ganelon, ojczym Rolanda. Jako rozsądny i doświadczony rycerz zostaje wysłany z poselstwem do Marsyla:

W tym momencie zarysował się wyraźnie konflikt między Rolandem i jego ojczymem, konflikt, który zakończy się tragicznie - zdradą Ganelona i śmiercią Rolanda:

Ganelon złamał podstawowe zasady kodeksu rycerskiego, sprzymierzył się z poganami przeciwko swemu chrześcijańskiemu władcy, dążąc do osłabienia jego armii, Rolanda zaś wy­dał na pewną śmierć. Obdarowany kosztownościami, wraca do swego obozu. Przekazuje Karo­lowi dary od Marsyla, zakładników i kłamliwe słowa. Oszukany władca zamierza opuścić Hisz­panię. Wieszcze sny ostrzegają króla; nie domyślił się jednak prawdy, choć pełen jest niepoko­ju. Rankiem wybiera dowódcę tylnej straży:

Honor nie pozwala Rolandowi odmówić wykonania niebezpiecznego zadania; rycerz nie może okazać strachu. Uważa się za kogoś lepszego od ojczyma, którego w podobnej chwili ogarnął lęk. Tak samo dumnie przyjmie bitwę z armią pogan, choć nie będzie miał nadziei na zwycięstwo. Polegną wszyscy Francuzi. Roland pozostanie wiemy złożonej królowi przysię­dze: Nie potrzebujesz lękać się nikogo, póki ja żyje!

Roland wie, czym jest wierność i dzielność rycerska. Jest pełen dumy i dba o swoją sławę. Sam najdalszy od zdrady i słabości, nie pozwala jednak mówić o zdradzie Ganelona:

Ganelon, którego nienawiść oślepiła tak dalece, że ośmielił się wręcz szydzić ze swojego króla, przegrał. Ujawniła się jego zdrada. Teraz czeka go już tylko hańba - i kara:

Dumny Roland nie wezwie pomocy, choć na dźwięk jego rogu zawróciłoby całe wojsko Karola:

Przyjdzie jeszcze chwila wahania. Zginęło wielu dzielnych rycerzy; Roland chce zadąć w róg, by ocalić pozostałych. Teraz Oliwier odwodzi go od tego, spierają się gorąco. Róg Rolan-da odezwie się w końcu. Karol powróci jednak nie po to, by ratować pozostałych przy życiu rycerzy; jego rolą będzie pomszczenie i pochowanie zabitych. Gdy rozległ się daleki dźwięk rogu Rolanda, zuchwały Ganelon przekonuje króla, że to tylko igraszka, któż bowiem mógłby wydać Francuzom bitwę? Ganelon jest niecierpliwy i stanowczo przynagla do pośpiechu, nie przekona jednak Francuzów:

Karol pomścił śmierć swoich rycerzy, rozgromił pogan i zdobył Saragossę. Roland, jego przyjaciel Oliwier i arcybiskup Turpin zostali pochowani w kościele św. Romana w Blaye.

Przychodzi wreszcie moment powrotu do Akwizgranu. Oda, siostra Oliwiera i narzeczona Rolanda, na wieść o jego śmierci umiera z rozpaczy. I jej sprawił król piękny pogrzeb. Teraz nadszedł czas, by osądzić zdrajcę Ganelona:

„Dzieje Tristana i Izoldy" (ŚREDNIOWIECZE)

Ze świata celtyckich legend wywodzi się jedna z najpiękniejszych opowieści o miłości:

Dzieje Tristana i Izoldy. Uczucie, które połączyło bohaterów, było skutkiem straszliwej omyłki - oboje wypili napój miłosny nie dla nich przeznaczony. I to tragiczne uczucie określiło ich los, , Izoldę zmusiło do zdrady męża, Tristana - do zdrady seniora. Nauczyło ich kłamstwa, a nawet i zapominania o wdzięczności należnej przyjaciołom. Izolda i Tristan kochaj ą głęboko i straszli-;' wie cierpią, ale potrafią też być podejrzliwi, okrutni czy posłużyć się zdradą... Nie oszczędza " ich też świat, w którym żyją, pełen fałszu, obłudy, intryg i podłości.

Tristan był dzieckiem smutku. Zanim przyszedł na świat, jego ojciec zginął, zabity pod­stępnie przez diuka Morgana. Zrozpaczona matka umarła, gdy tylko wydała na świat syna. i Tristan nigdy nie poznał swoich rodziców, wychował go marszałek Rohałt, który zadbał o to, i by starannie ukryć pochodzenie sieroty, w obawie przed nieprzyjaciółmi jego ojca.

Mijały lata. Los zawiódł młodego Tristana do Tyntagielu, zamku jego wuja. Król Marek go pokochał - a pewnego dnia wyjaśniło się pochodzenie Tristana i mógł on w dotychczasowym seniorze powitać także krewnego. Nie słyszeli jeszcze wtedy o Izoldzie, która miała stanąć pomiędzy nimi. Łączyły ich miłość i wzajemny szacunek. Tristan gotów był dla Marka do największych poświęceń; pokonał nawet groźnego rycerza Morhołta z Irlandii, który jak co roku zażądał od Konwalii haraczu.

Pokonany Morhołt był wujem Izoldy Jasnowłosej; znienawidziła ona Tristana za to, co uczynił, a przewrotny los chciał, by wkrótce uratowała mu życie. To ona bowiem zaopiekowała się znalezionym na łódce bez żagli i wioseł rannym nieznajomym; był nim właśnie Tristan, który zraniony przez Morhołta zatrutym mieczem, bez szans na uleczenie, błagał, by go puścić w łódce na morze, i trafił do Irlandii:

Tak więc gdy Tristan i Izolda ujrzeli się po raz pierwszy, ona pragnęła jego śmierci, on -kłamał, by ocalić życie... Siostrzeniec króla Marka nie był bezpieczny jednak i w Tyntagidu. Miał tam potężnych wrogów, ludzi zawistnych, którzy nie mogli znieść tego, że król był do Tristana głęboko przywiązany i bardzo mu ufał:

Wobec jawnego buntu swoich wasali król Marek obiecał rozważyć tę sprawę; po czterdzie­stu dniach udzielił odpowiedzi. Oto ożeni się jedynie z dziewczyną, której złoty włos przynio­sły jaskółki do jego komnaty... Tristan udaje się do Irlandii na poszukiwanie Pięknej o złotym warkoczu.

By zdobyć Izoldę, walczy ze straszliwym smokiem; ręka księżniczki jest nagrodą za poko­nanie potwora. Znamy z wielu baśni ten motyw; i tu, jak w wielu baśniach i legendach, pojawi się tchórz i zdrajca, który chce przypisać sobie zasługi kogoś innego. Tristan spotkał go, gdy ten umykał przed smokiem, na zmierzenie się z którym zabrakło mu odwagi:

I znów Izolda uratowała życie Tristanowi, który pokonał smoka, ale został ranny. Poznała też jego tajemnicę:

Wtedy Tristan opowiedział jej prawdę o sobie. O tym Jak raz już uratowała mu życie, i o jaskółkach, które przyniosły do Tyntagielu jej złoty włos... Przekonał piękną Izoldę, że choć bolesna jest dla niej śmierć jej wuja, walka, która stoczyli, była uczciwa - Morhołt nie został pokonany zdradą. Izolda pojednała się z nim i ocaliła go przed zemstą irlandzkich rycerzy. Tristan, tak jak obiecał, zdobył Piękną o złotym warkoczu:

Tristan złamał przysięgę. On i Izolda wypili zaczarowany napój miłosny, który zamiast wina podała im służąca. Nie pokonali uczucia, zrodzonego z czarów:

Miłość Tristana i Izoldy niosła ze sobą zdradę, rozpacz i cierpienie...

Królowa zawdzięczała poświęceniu Brangien życie, nie była jednak szczęśliwa:

Udręczona Izolda kazała zabić Brangien, na szczęście słudzy nie wykonali rozkazu. Kochankowie nie są bezpieczni; śledzą ich nienawistne oczy, zazdrośni baronowie chętnie oczernią Tristana przed królem Markiem:

Uwikłani w sieć intryg i zdrady, kochankowie też posługują się podstępem:

Zrozpaczona Izolda kłamie, by ratować życie Tristana, i składa przysięgę, której treść może zrozumieć tylko ona sama: wszak król Marek nie wie, że w noc poślubną trzymał w ramionach nie jasnowłosą piękność, ale wierną jej służebnicę, Brangien! Nie możemy jednak obwiniać kochanków za te zdrady i kłamstwa. Tłumaczy ich i usprawiedliwia tajemna moc uczucia, którego nie pragnęli, które zostało im narzucone.

Kochankowie stanęli jeszcze przed jeszcze jedną próbą. Nie zrezygnowali zawistni baro­nowie, uknuli kolejną zdradę. Tristan i Izolda mają spłonąć na stosie...

Nie zginęli jednak. Schronili się w lesie moreńskim. Aż nadszedł wreszcie dzień, w którym Izolda miała pojednać się z królem Markiem i opuścić Tristana. Gdy wróciła na dwór, znów przypomnieli o sobie ich wrogowie:

Izolda znów musi posłużyć się podstępem. Jej zdrada nie jest niegodna; jest skutkiem zagu­bienia i lęku. Królowa, będąc winną, wydaje nam się niewinna. Bezradna i przerażona, ma oparcie jedynie w Tristanie, który podejmie dla niej straszliwe ryzyko:

Dla Tristana i Izoldy nadszedł czas rozstania. Wytropiony przez zawistnych baronów ko­chanek królowej mści się na nich, ale potem musi opuścić ziemie króla Marka. Spotka jeszcze później Izoldę, lecz trudno mu będzie zbliżyć się do niej. Królowa, otoczona przez zdrajców i szpiegów, jest nieufna. By móc zobaczyć ukochaną, Tristan musi udawać szaleńca. I to prze­branie nie uchroniło go przed podejrzliwymi spojrzeniami, musi odjechać, wiedząc, że nie zobaczą się już nigdy.

Długie rozstanie, tęsknota, brak wiadomości powodują, że w kochankach narasta nieufność i niechęć. Za dużo było w ich życiu goryczy, za wiele cierpienia. Może dlatego, w chwili zapo­mnienia, Tristan pozwolił, by w jego życiu pojawiła się druga Izolda - siostra przyjaciela? Izolda o Białych Dłoniach została żoną Tristana. Nie była jednak szczęśliwa - w sercu rycerza było miejsce tylko dla jednej Izoldy, tej o złotym warkoczu. I znów Tristan musi kłamać. I znów zdradza:

Izolda o Białych Dłoniach nie była szczęśliwa. Domyśliła się wreszcie, że nie jest kochana;

podsłuchawszy rozmowę brata z Tristanem, który wobec Kaherdyna był całkowicie szczery,

poznała caiąprawdę. Ranny śmiertelnie Tristan błaga przyjaciela, by przywiózł do Karhenia Izol-dę Jasnowłosą, i wspomina, że dotrzymał przysięgi: nie pokochał nigdy nikogo - oprócz niej:

Tristan nie ujrzał już ukochanej; oszukany przez odtrąconą kobietę, umiera z rozpaczy.

Umiera również Izolda Jasnowłosa.

Miłość przyniosła Tristanowi i Izoldzie rozpacz i ból. Uczyniła ich ofiarami ludzkiej pod­łości i zdrady, ale i ich samych nauczyła kłamać i zdradzać. Unieszczęśliwiła nie tylko ich, ale i bliskie im osoby. Legło w gruzach życie Izoldy o Białych Dłoniach, rozpacz trawiła króla Marka, który nie mógł przestać kochać żony i siostrzeńca, ale czasem w odruchu nienawiści był gotów ich zabić... Prastara bretońska opowieść jest pełna smutku, los ludzki jest nieodgad-niony i jakże tragiczny. Przecież gdyby nie zaczarowany napój, Tristan pozostałby najwier­niejszym i najbardziej ukochanym rycerzem króla Marka, a Izolda byłaby szczęśliwą i uwiel­bianą żoną. Los zadrwił jednak z nich, odebrał im szczęście i sprawił, że unieszczęśliwili innych. To jednak zostaje im wybaczone, ich zdrada jest zdradą niezawinioną. Nie wybacza się natomiast tym, którzy posłużyli się fałszem i zdradą w odruchu zemsty lub z zawiści; tych spotka zasłużona kara, jak Andreta, Gwenelona Gondoina i Denoalena.

Wiliam Szekspir „Hamlet" (RENESANS)

Dramat Wiliama Szekspira Hamlet jest jednym z arcydzieł literatury światowej. Zachwy­cali się tym dziełem już romantycy; do dziś jest ono stałą pozycją repertuarową najlepszych teatrów, a niejeden aktor marzy o zagraniu roli młodego księcia Danii. Do motywów z tej sztuki nawiązują poeci, dramaturdzy, reżyserzy filmowi.

Jest to opowieść o żądzy władzy, zbrodni, zemście i nienawiści. Jest to także opowieść o zdradzie.

Młody książę duński, Hamlet, dowiaduje się od ducha swego ojca straszliwej prawdy: zo­stała popełniona zbrodnia, ten, kto dziś rządzi królestwem, stryj Hamleta, Klaudiusz, to nik­czemnik i zdrajca. Hamlet jest wrażliwym, inteligentnym młodym człowiekiem, który nie po­trafi pogodzić się z podłością świata, stąd często zastanawia się nad sensem życia i rozważa możliwość samobójstwa. Obowiązek pomszczenia ojca jest dlań oczywisty, ale jest jednocze­śnie ciężkim brzemieniem:

Wiliam Szekspir wykorzystał w Hamlecie motyw „teatru w teatrze"; odegrane przez akto­rów na dworze przedstawienie dzięki fragmentowi sprytnie dopisanemu przez Hamleta posłu­żyło do zdemaskowania zbrodni jego stryja:

Gdy Hamlet upewnił się już co do winy stryja, był gotów wypełnić swój obowiązek, choć nie do końca go akceptował, nie wierzył w to, że pokona zło świata [Ten czas jest kością, wyłamaną w stawie - /Jak można liczyć, że ja ją nastawię?]. Młody książę nie jest człowie­kiem, którego łatwo zrozumieć. Chwilami jawi się jako nieśmiały, wrażliwy marzyciel, który od podłości ludzkiej i nędzy tego świata najchętniej uciekłby w śmierć. Kiedy indziej wydaje się dzielny, zdecydowany, nawet zdeterminowany. Bywa złośliwy, okrutny i ironiczny. Czasem patrzy na ludzi jak na marnych aktorów grających w jakiejś sztuce, a czasem głęboko wzrusza go ich los. Teraz nadarza się okazja do zemsty: widzi Klaudiusza pogrążonego modlitwie.

Żyjąc w świecie zdrady, Hamlet musi nauczyć się okrucieństwa, jeśli chce wypełnić swoje zobowiązanie wobec ojca. Musi też nauczyć się sprytu - inaczej nie przetrwa wśród zdrajców, kłamców i niegodziwców, którzy go otaczaj ą w Elzynorze.

Gdy młody książę dowiedział się prawdy o śmierci króla, podjął ryzykowną grę; zaczął wobec matki, stryja i całego dworu udawać szaleńca. To mogło mu przez pewien czas zapew­nić bezpieczeństwo; prawdę znało jedynie kilku jego przyjaciół. Na dworze dociekano oczywi­ście przyczyn dziwnego zachowania się Hamleta, śledzono go, próbowano podstępnie wyba­dać. Nie zawahano się posłużyć jego ukochaną Ofelią, by dociec tajemnicy:

Przyjaciele, którzy odwiedzali księcia, byli szpiegami. Dworzanie obserwowali go i pod­słuchiwali:

Przyjrzyjmy się matce Hamleta, Gertrudzie. Jaki był jej udział w planowanej zbrodni? Syn nie może jej wybaczyć, że tak prędko zapomniała o poprzednim mężu, sprzeniewie­rzyła się jego pamięci:

Hamlet chciałby wpłynąć na postępowanie matki ze względu na pamięć drogiego mu ojca,

ale nie wierzy, że mu się to uda. Miłość do matki ściera się z pogardą i nienawiścią. Kobieta to według duńskiego księcia istota słaba, kłamliwa i podła, co zresztą powiedział już wcześniej Ofelii: Idź do klasztoru. Idź i bywaj zdrowa. A jeśli koniecznie musisz kogoś poślubić, wyjdź za durnia, bo mądrzy wiedzą aż za dobrze, w jakie potwory ich przemieniacie. Idź do klasztoru, idź, i to zaraz! Żegnaj, (akt III, scena I)

Hamlet żąda od matki rzeczy, które są dla niej za trudne. Pełen goryczy stwierdza, że nie potrafi ona naprawić swych błędów, za daleko zaszła w czynieniu zła, zbyt wielki wpływ ma bowiem na nią Klaudiusz. Już dawno zapomniała o Hamlecie, swym poprzednim mężu. Utraci­ła godność. Teraz uczy się być takąjak nowy władca - okrutna i zdradliwa. Syn nie sądzi, aby utrzymała w tajemnicy to, co jej wyznał - że jego obłęd jest tylko grą, udaniem, naprawdę nie jest szalony; jedyne, czego nie udaje, to smutek i przygnębienie z powodu straty ojca. Jego słowa są szydercze i pełne bólu:

Rosencrantz i Guildenstem, bo o nich tu mowa, byli dawnymi przyjaciółmi Hamleta, teraz

jednak służą królowi. Książę prędko przejrzał ich obłudną grę, co zresztą dał im wyraźnie do zrozumienia - bowiem chociaż był otoczony zdradliwymi kłamcami, sam posługiwał się pod­stępem jedynie wtedy, kiedy nie miał innego wyjścia. Żyjąc w świecie, który wydawał mu się więzieniem, świecie, w którym nie liczyły się uczciwość, szlachetność, honor i dobro, chciał ocalić resztki człowieczeństwa. Jego ostrzeżenie nie zostało jednak zrozumiane; ludzie nie doceniali intelektu Hamleta, nie potrafili rozszyfrować subtelnych aluzji zawartych w jego wypowiedziach, nie zauważali szyderstwa i ironii. Dla przenikliwego, błyskotliwego młodzieńca tchórzliwi prostacy i służalcy, którzy go otaczali, nie byli godnymi przeciwnikami:

Hamlet jest zafascynowany teatrem. Zaplątany w królewską intrygę, zmuszony do wyjaz­du do Anglii, teraz on odegra rolę reżysera:

Gra jednak toczy się dalej. Hamletowi tylko wydaje się, że jest reżyserem spektaklu. Wszak człowiek może odegrać w teatrze świata wiele ról - jest wśród nich i rola zwycięzcy, i rola pokonanego, i rola błazna... Fascynacja sylwetką królewskiego błazna Yoricka, którego czasz­kę, wykopaną z grobu, trzyma Hamlet przez chwilę w dłoni, jest znacząca wobec faktu, że świat jest niedorzeczny i absurdalny; prawdziwą mądrość trzeba umieć dostrzec w błazeń­stwie, a szaleństwo uznać za skuteczny sposób zmierzenia się z taką rzeczywistością. Nie ozna­cza to jednak wygranej człowieka; dopóki bowiem sztuka trwa, nie zna on jej zakończenia.

Hamlet, który rozprawił się z fałszywymi przyjaciółmi i udaremnił knowania stryja, zmie­niając treść królewskiego pisma i uciekając ze statku, na chwilę tylko oszukał podstępny los. Nie wie, że ma straszliwego wroga: jest to Laertes, który stracił z powodu księcia dwie najbliż­sze osoby - ojca i siostrę. Poloniusza zabił Hamlet w komnacie swej matki; odrzucona przez księcia Ofelia popadła w obłęd i utonęła. Nietrudno namówić nieszczęśliwego Laertesa do zemsty; nie dziwi nas również to, że zgadza się on, w rozpaczy, użyć środków niegodnych. Laertes i Hamlet są obaj biegli w szermierce. Klaudiusz chce sprawić, by książę zmierzył się z synem Poloniusza, wymyśla warunki zakładu, ale tak naprawdę zwycięzca jest z góry ustalo­ny: ostrze floretu Laertesa ma być bowiem zatrute, a zmęczonemu Hamletowi poda się do wypicia nasycone trucizną wino...

Reszta jest milczeniem. Władzę przejmie Fortynbras. Poseł oznajmi jeszcze, że zgodnie z rozkazem Rosencrantz i Guildenstem zostali straceni. Okrutny spektakl dobiegł końca. Nie odkryto prawdy wśród omamień, złud i pozorów. Hamlet nie zrozumiał sensu absurdalnej go­nitwy za władzą, bogactwem, użyciem. Nie pojął fenomenu zbrodni, która miała doprowadzić jego stryja na szczyty, a zawiodła - do grobu. Własne istnienie też pozostało dla niego zagadką i trudnym do udźwignięcia ciężarem, od którego uwolniła go śmierć.

W posłowiu do Hamleta Willard Famham napisał:

Adam Mickiewicz „Konrad Wallenrod" (ROMANTYZM)

Bohater powieści poetyckiej A. Mickiewicza to średniowieczny rycerz, który musiał w imię tego, co było dla niego najświętsze - ojczyzny - wyrzec się godności i honoru, stać się

nikczemnym zdrajcą, podstępnie gubiącym tych, którzy mu zaufali. Poświęci wszystko, także miłość ukochanej żony, wybierze dramatyczną samotność, codzienne kłamstwa, obcą, niena­wistną osobowość, tęsknotę. Kiedy dokona już zemsty, wyrzeknie się także życia, które stało się zbyt dużym ciężarem.

Nie znamy prawdziwego imienia bohatera, tego imienia, którym wołała go matka. Jako dziecko został on bowiem porwany przez Krzyżaków i na wiele lat utracił więź ze swój ą ojczyzną:

Porwanemu dziecku nadano imię Walter i nazwisko Alf; chłopiec żył śród Niemców jak Niemiec, traktowany jak syn przez starego mistrza, Winrycha. Ale choć imię było niemieckie, dusza litewska została; Walter słucha opowieści starego wajdeloty, tłumacza Krzyżaków, o Litwie, wraz z nim z brzegu Niemna patrzy na mile góry ojczyste, wypuszcza się w tajemnicy łódką na litewskie brzegi. Stary Halban świadomie podsyca w Walterze tęsknotę. Litwa wiele lat już opiera się atakom krzyżackim. Może jednak nadejść dzień, gdy nie starczy sił do obrony;

wówczas potrzebny będzie ktoś, kto zna Niemców i komu oni ufają, ktoś, kto uśpi ich czujność i przywiedzie do zguby. Nadzieją Halbana - i Litwy - był właśnie wychowanek Winrycha:

Przyszłość potwierdziła słuszność przewidywań starego wajdeloty. Walter Alf już jako mąż Aldony, księżniczki litewskiej, wraz z jej ojcem walczył w obronie ojczyzny, której go pozbawio­no, gdy był dzieckiem, i do której teraz wrócił, przechodząc w czasie bitwy na stronę Litwinów:

Książę Kiejstut nie zdawał sobie sprawy z powagi grożącego niebezpieczeństwa. Był to dzielny rycerz, ale nie polityk; za mało wiedział o Zakonie, by uzmysłowić sobie, że w starciu z nim Litwini tak naprawdę nie mają szans. Dopiero Walter, który znał technikę wojenną i możliwości Krzyżaków, uświadomił mu przerażającą prawdę, że własnemu narodowi nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa, że kraj ulegnie; los Prus był straszliwą przestrogą. Przyjdzie moment, kiedy nie będzie się już gdzie schronić, nie będzie dokąd uciekać... A wtedy okaże się, że:

Tajemniczy sposób, który ma umożliwić osłabionej Litwie skruszenie potęgi krzyżackiej, to zdrada. Naród jest już zbyt osłabiony, by skutecznie odeprzeć wroga, a klęskę ostateczną ponoszą Litwini na błoniach Rudawy; niewielu ich ocalało, Kiejstut i Walter z garstką mężów przebili się w góry, / Z wyszczerbionymi szablami, z porąbanymi tarczami... W tej to właśnie przeklętej godzinie zapadła nieodwołalna decyzja, która miała zniszczyć życie Waltera i Aldo­ny, ale ocalić - Litwę. Walter rozmawiający po niemiecku z wajdelotą i Kiejstutem pozostawił już dawne życie za sobą. Teraz zrealizuje to, do czego od dawna przygotowywał go Halban.

Walter pamięta, że uczciwa, rycerska walka - to przywilej silnych. On nie może być lwem. Będzie lisem; użyje podstępu, wkradnie się między Krzyżaków, wykorzysta znajomość ich języka, obyczajów, strategii - i zniszczy. Klęska Zakonu to zwycięstwo jego prawdziwej oj­czyzny. Dla niego jednak będzie ono zgubne: jako zdrajca utraci to, co najcenniejsze dla ryce­rza - honor.

Pisząc o zdradzie jako metodzie walki z silniejszym przeciwnikiem odwołał się A. Mickie­wicz do myśli N. Machiavellego; mottem swego utworu uczynił słowa Macie bowiem wiedzieć, ze dwa są sposoby walczenia - trzeba być lisem i lwem. Poruszony przez poetę problem był szczególnie aktualny właśnie w tym czasie; zaczęły powstawać organizacje spiskowe, Polacy uczyli się, jak można odzyskać niepodległość, nie mogąc walczyć otwarcie. A. Mickiewicz zastanawia się, jakie są moralne konsekwencje przyjęcia takiej postawy. Zdrada jest przecież czymś haniebnym. Czy usprawiedliwia j ą miłość do ojczyzny?

Dzieje bohatera utworu i jego głęboka życiowa tragedia uprzytomnia nam, że zdrada pozo­staje czynem nieetycznym, a ten, kto się jej dopuścił, nie odzyska już spokoju sumienia. Ko­nieczność wyboru między dwiema wartościami dla rycerza jednakowo istotnymi - miłością do ojczyzny i honorem - powoduje silny konflikt wewnętrzny, konflikt, który nosi znamiona tra­gizmu. Tak więc utwór A. Mickiewicza nie zachęca do spiskowania, nie jest podręcznikiem skutecznej walki z zaborcą. Mówi natomiast o tragicznej sytuacji młodych ludzi, którzy muszą wybierać zło i nikczemność, gdyż nie mają innego wyjścia. Nie wszyscy potrafili zauważyć prawdziwy sens Konrada Wallenroda. O ileż łatwiej było odczytać ten utwór wyłącznie jako pochwałę spisku i zachętę do podjęcia takiej formy walki. Unikało się wtedy pytań, rozterek wątpliwości.

Rycerskie zasady walki odeszły dziś w przeszłość. W czasach międzynarodowego terrory­zmu, prowokacji i zamachów politycznych, ludobójstwa - mogą one wydawać się anachro­niczne i śmieszne. W czasach A. Mickiewicza jednak mentalność była inna. Uświadomienie sobie, że można posłużyć się podstępem, zdradą, szlachetnemu człowiekowi nie przychodziło łatwo. A rezygnacja z dumy i honoru była ogromną tragedią. Jednak potępiona zostaje w utwo­rze jedynie zdrada popełniona z egoistycznych pobudek, dla osobistych korzyści, wygody czy po prostu ze strachu. Dla takich ludzi nie ma usprawiedliwienia; bohaterowi Konrada Wallen­roda przysługuje prawo do dumnej rozpaczy. Dla zdrajców ojczyzny jest tylko pogarda:

W jaki sposób Walter Alf skruszy/ potęgę Zakonu?

W utworze występuje on także pod drugim imieniem, Konrad Wallenrod, imieniem, które sobie bezprawnie przywłaszczył:

Jako Wallenrod Walter Alf został wybrany Mistrzem. Przyjął fałszywą, obcą osobowość na długi czas. Były to dlań bardzo trudne lata:

Wallenrod jest człowiekiem bardzo samotnym. Dręczą go wątpliwości, których nikomu nie może ujawnić. Niewiele trzeba, by go poruszyć; choć stara się ukrywać swoje uczucia, nietrud­no dostrzec, że coś go dręczy. Rzadko zdarzają mu się chwile zapomnienia, czasem ogarnia go szaleństwo, przeklina wtedy, miota się, unosi gniewem. Jedynie Halban potrafi go uspokoić;

wajdelota litewski ma ogromny wpływ na Mistrza.

A. Mickiewicz nakreślił portret człowieka straszliwie udręczonego, szukającego zapomnienia w alkoholu, czasem - w grze na lutni, w czym całkowicie się zapamiętywał, tak że tracił na chwilę poczucie rzeczywistości. Konrad cierpi jednak nie tylko z powodu tego, że musi ukry­wać swoją prawdziwą tożsamość, a jego dotychczasowe życie zostało przekreślone. Najgorsze jest przed nim: teraz, gdy ma w ręku władzę, przyszedł czas, by zrealizować straszliwy zamiar. Zakon musi zostać zniszczony.

Wallenrod boi się chwili, kiedy będzie musiał podjąć ostateczną decyzję i dokonać tego, co tak dawno już zaplanował Halban. Zwleka. Przyjdzie jednak moment, kiedy nie będzie już miał wyboru; wajdelota uświadomi mu to podczas uroczystej uczty. W pieśniach, które zaśpie­wał zebranym starzec, Wallenrod wysłuchał prawdy o swoim losie - i o swoim przeznaczeniu:

bo jest mąż wielki, żywy, niedaleki / o nim zaśpiewam, uczcie się. Litwini! Słowa wajdeloty zawierają ukryty sens, który rozumiej ą tylko oni dwaj:

Zaśpiewana przez wajdelotę pieśń, nie do końca zrozumiała dla słuchaczy, nie mogła być taką dla Konrada. Wysłuchał przecież opowieści o własnym życiu, opowieści na razie pozba­wionej zakończenia. Zrozumiał jednak, że dalsze odwlekanie decyzji nie ma sensu, że byłoby to tchórzostwem, sprzeniewierzeniem się ojczyźnie, Aldonie, której miłość poświęcił, wręcz samemu sobie. Nie znaczy to, że wypełnienie tego zadania będzie dla Konrada łatwe. Kiedy zaśpiewa już swoją balladę, będącą odpowiedzią na wezwanie Halbana, zacznie urywanymi, chaotycznymi zdaniami mówić o swoich zamiarach, podnosi głos, rozmawia z widmami -Konrad, jak mu się to zdarza czasem w trudnych dla niego chwilach, jest pijany:

O czym śpiewał Wallenrod na uczcie? Ballada A Ipuhara opowiadała o oblężeniu Grenady;

sytuacja była beznadziejna dla obleganych, w twierdzy panowała zaraza, nie było jak bronić się przed Hiszpanami. I wtedy dowódca, Almanzor, posłużył się okrutną zdradą: pojednał się z przeciwnikami, obiecał im hołd lenny i zapowiedział przyjęcie chrześcijaństwa. Gdy pobratał się ze wszystkimi, objawił im straszliwą prawdę:

Wojska hiszpańskie wyniszczyła zaraza; krzyżackie - celowa nieudolność wodza. Wojna zakończyła się klęską Zakonu. Konrad dopełnił przysięgi;

Nieudolnie prowadzona wojna musiała doprowadzić do klęski. Kolejna zdrada Witolda, który tym razem opuścił swych sojuszników i przeszedł z powrotem na stronę litewską, jeszcze pogorszyła sytuację. Wallenrod, któremu Niemcy ufali, zawiódł ich; zamiast zwycięstw, sławy i łupów dal im głód, cierpienie, gorycz klęski i śmierć. To była zemsta Litwina; nie uczyniła ona jednak mściciela szczęśliwym. On również tego nie oczekiwał. Zemsta nie mogła mu dać takiej satysfakcji, jak zwycięstwo w otwartej walce, gdyż była tragiczną koniecznością, a jeżeli przez moment chełpił się, cieszył swym czynem, to tylko dlatego, że chciał nadać swojemu zmarno­wanemu życiu sens, choć w części ocalić swoje poczucie godności. Wallenrod dla ojczyzny poświęcił wszystko, nawet spokój sumienia.

Jeżeli cokolwiek mogło jeszcze go cieszyć, to fakt, że uwolnił się od zobowiązania, wypeł­nił to, co było konieczne, upokorzył dumny Zakon, pomścił krzywdy swojej ojczyzny i dopeł­nił w pewnym sensie dziejowej sprawiedliwości. Ma jednak świadomość, że jego zemsta przy­niosła cierpienie i zło:

Wallenrod to człowiek wewnętrznie wypalony. Dopóki miał przed sobą cel - zemstę na Zakonie - potrafił odnaleźć wolę do działania. Teraz jest to już niemożliwe. Powrót do normal­nego życia również - choć przez chwilę bohater rozważa taką możliwość. Dla niego jednak nie ma już powrotu, wydarzyło się zbyt wiele, za wiele wartości zostało podeptanych, zbyt dużo zła popełniono. Jedyne, co mu pozostało, to czara z zatrutym winem - samobójstwo popełnia nie ze strachu przed krzyżacką sprawiedliwością, lecz dlatego, że tylko tak, odbierając ludziom prawo sądzenia go, może ocalić swą dumę:

Ze swojej odwagi Wallenrod jest dumny. Ma do tego prawo. Zasłużył na sławę wyrzecze­niem się wszystkiego, co w jego życiu było ważne, dramatem samotnego życia wśród wrogów poświęceniem. Musi jednak pogodzić się z tym, że choć jego czyn z pewnością był wielki, to metody, którymi musiał się posłużyć, były niegodne. Dlatego nie zazna za życia sławy, zapew­ni mu ją dopiero pieśń Halbana:

Adam Mickiewicz ..Dziady" część III (ROMANTYZM)

Dziady część III to dramat osadzony w realiach lat 1823-24. Osnową utworu jest proces filomatów w Wilnie, choć część scen rozgrywa się gdzie indziej, na przykład w Warszawie czy domu wiejskim pod Lwowem; postaci to osoby autentyczne, występujące pod własnymi lub nieco zmienionymi nazwiskami. Spotkamy w dramacie uwięzionych filomatów, urzędników carskich (w tym słynnego senatora Nowosilcowa), wykładowców z Uniwersytetu Wileńskie­go, literatów warszawskich, polskich i rosyjskich arystokratów, spiskującą młodzież, choćby Piotra Wysockiego czy dekabrystę Bestużewa. Utwór Mickiewicza łączy w swojej konstrukcji sceny czysto realistyczne z fantastycznymi, w których pojawiają się elementy metafizyczne;

podziału tego nie można jednak przeprowadzić w sposób ścisły, obie sfery przenikają się, a zdarzenia niejednokrotnie uzyskują podwójną motywację (tak na przykład zostanie wyjaśnio­na śmierć Doktora od uderzenia pioruna). Zarówno w planie metafizycznym, jak i realistycz­nym występuje bardzo wyraźne przeciwstawienie dwóch sił, dobra i zła. Anioły i diabły toczą spór o ludzkie dusze, bohaterowie mogą być kuszeni, a nawet opętani przez szatana, zasługi­wać na zbawienie lub na potępienie, popełniać czyny chwalebne lub niegodne. Warto zauwa­żyć, że podział na „dobrych" i „złych" w scenach realistycznych nie odpowiada podziałowi

narodowościowemu; poeta daleki był od tego, aby to Rosjanom przypisywać wszystkie nega­tywne cechy a usprawiedliwiać i idealizować Polaków.

Oprócz narodowej sprawy męczenników występują w dramacie także lojaliści oraz zdrajcy i serwiliści ludzie, dla których własna kariera i bezpieczeństwo są ważniejsze od ojczyzny. Portrety zdrajców nakreślone zostały w sposób mistrzowski; poeta nie ograniczył się do potę­pienia tych ludzi, przedstawił.-także dokładnie przyczyny ich odstępstwa oraz jego skutki. Słu­gusi carscy stanowią dość precyzyjnie określoną grupę ludzi o ustabilizowanej pozycji spo­łecznej (na przykład pochodzą z arystokracji lub należą do środowiska akademickiego), w dojrzałym wieku, o zachowawczych poglądach. Spotkać ich można w salonach; w dramacie występują dwie takie sceny, SALON WARSZA WSKI oraz PAN SENATOR.

...W pewnym warszawskim salonie zebrało się liczne towarzystwo. Zwróćmy uwagę na grupę siedzącą przy stoliku; jest tu kilka wytwornych dam, paru urzędników i oficerów, znajdą się także literaci. Wszyscy rozmawiają po francusku. O czym dyskutują z takim ożywieniem?

Trzeba przyznać, że omawiane są tu sprawy doniosłej wagi. Kim natomiast jest ów senator Nowosilcow, którego nieobecność w Warszawie tak bardzo daje się we znaki miejscowej ary­stokracji?

W tym czasie na tronie rosyjskim zasiadał car Aleksander I, którego polityka przez pewien czas cechowała się pewnym liberalizmem; pod wpływem jednak zaostrzenia się sytuacji poli­tycznej w Europie i narastania nastrojów rewolucyjnych kierunek ten uległ zasadniczej zmia­nie. Zwolennikiem surowego traktowania Polaków był właśnie senator Nowosilcow. Był to człowiek chciwy, ambitny, okrutny i nie liczący się z niczym. Miał swoich szpiegów i ludzi zaufanych, ale skupiało się wokół niego także wielu karierowiczów i zdrajców, których wyko­rzystywał, jednocześnie nimi gardząc. Zależało mu bardzo na wykryciu tajnych organizacji spiskowych; by dowieść, że takowe istnieją, gotów był przeinaczyć fakty, przeprowadzić okrutne śledztwo, posłużyć się prowokacją. Dla niego filomaci, którzy wcale nie uważali się za konspi­ratorów, jak najbardziej nimi byli; jedną z osób, do których Nowosilcow żywił szczególną niechęć, był kurator wileńskiego okręgu naukowego, książę Czartoryski. Ukazując Senatora w otoczeniu współpracowników, charakteryzuje poeta metody jego działania:

Senator Nowosilcow to człowiek potężny i niebezpieczny. W jego otoczeniu znajduje się wielu ambitnych ludzi, zdecydowanych na wszystko, by tylko zrobić karierę. Niestety, są tam

także Polacy. Doktor i Pelikan to postacie autentyczne; Wacław Pelikan był rektorem Uniwer­sytetu Wileńskiego, Doktora utożsamia się z Augustem Becu, drugim mężem Salomei Słowac­kiej, ojczymem Słowackiego. Postać Doktora ukazana w dramacie jest wyjątkowo odstręczają-ca; autentyczny Becu nie był tego typu zdrajcą i serwilistą, ale Mickiewiczowi taka postać była potrzebna ze względu na artystyczną koncepcję dramatu. Relację między postacią Doktora a autentycznym Augustem Becu opisała w jednym z komentarzy zawartych w książce Mickie­wicz - słowo i czyn A. Witkowska:

Doktor wykazuje się wyjątkową gorliwością w śledzeniu spisku młodzieży wileńskiej -przekracza wręcz swoje kompetencje:

Współpracownikom Senatora wydaje się, że są bezpieczni; jest to tylko iluzja, o czym świadczy los nadgorliwego Doktora. Słowo NowosilcowaJak widać, warte jest niewiele; w atmosferze ciągłych po­dejrzeń i wzajemnej zawiści nikt nie może być pewien swojego losu. Sam Senator nie ma pojęcia, czy lada moment nie popadnie w niełaskę u cara (dlatego diabły, by udręczyć jego duszę, zesłały mu taki właśnie sen); to samo dotyczy jego współpracowników. Podstęp i zdrada sąw tym środowisku na porząd­ku dziennym - jako skuteczne metody działania. Bardzo wyraźnie widoczna jest również hierarchia;

Pelikan gardzi Doktorem, stara się odsunąć go od Nowosilcowa, przerywa jego wypowiedzi, wyraźnie starając się wysunąć na plan pierwszy, ale kiedy to Doktor odnosi sukces (pozorny, co prawda), zachowa­nie Pelikana zmienia się, staje się grzeczny, wręcz uniżony W środowisku zdrajców i służalców nie można być szczerym i uczciwym. Silnym trzeba się Uaniać, słabych można traktować z pogardą:

Współpracownicy Senatora, by się wykazać i zasłużyć na jego uznanie, zdolni są do naj­większej podłości. Nie wahają się uderzyć w twarz księdza czy upozorować samobójstwo po­bitego podczas śledztwa więźnia.

Senator jest człowiekiem wyjątkowo podłym i obłudnym; matce chłopca obiecywał, że

rozpatrzy jego sprawę, dając jej tym samym nadzieję - tylko dlatego, że chciał wywrzeć lepsze wrażenie na damie. Przed swoimi podwładnymi odsłania prawdziwe oblicze. Oni są tacy sami:

okrutni, fałszywi, skłonni dla kariery popełnić największą podłość, wręcz prześcigają się w czynieniu zła, byle tylko Senator zwrócił na nich uwagę. Przyjmują w milczeniu jego złośliwe uwagi pod ich adresem, znoszą pokornie poniżenia. Zapomnieli nie tylko o swojej narodowo­ści, ale wręcz o człowieczeństwie.

Gdy Doktor polecił Pelikanowi, by wymierzył policzek Ks. Piotrowi (co miało go nauczyć szacunku dla Senatora), ten przepowiedział mu bliską śmierć. Już wkrótce Doktor zauważył, że zatrzymał mu się zegarek:

Dotarliśmy do kresu tego, co może osiągnąć zło. Przywrócenie ładu w wymiarze metafi­zycznym nastąpi w momencie uderzenia pioruna:

Senator próbuje wyjaśnić wypadek prayczynami naturalnymi [wiosną idą chmury, /Z chmury piorun wypada: - taki bieg natury], ale ludzie dostrzegają w tym zdarzeniu dopełnienie się nadludzkiej sprawiedliwości. Wiadomo było, że Doktor wysługiwał się Rosjanom. Niejednego ogarnęła groza. Senator nie pojął wymowy tego, co się stało; jemu cała ta historia jedynie zepsuła bal. Los Doktora niewiele go obchodzi; gdy zginął, jego gorliwość przestała być nie­bezpieczna.

Po śmierci spotkała Doktora straszliwa kara:

W społeczeństwie polskim było więcej ludzi, którzy w sprzyjających okolicznościach mogliby stać się tacy jak Doktor. Arystokraci, których opisał Mickiewicz w scenie VII swojego dramatu, są wystarczająco tchórzliwi, małoduszni i egoistyczni, by zacząć postępować tak samo. Potrafią wy­rzec się godności, płaszczyć się przed Rosjanami, boją się wysłuchać opowieści o polskim spiskow­cu [O takich rzeczach słuchać nie bardzo bezpiecznie] i... uważają, że oni -jako arystokracja - są najważniejsi w kraju. Piotr Wysocki, mówiąc o nich, określił ich jako wystygłą, martwą skorupę zastygłej lawy, pod którą wre płomień; tam dopiero ukryte są prawdziwe wartości narodu:

Bolesław Prus ..Omyłka" (POZYTYWIZM)

W 1884 roku, dwadzieścia lat po upadku powstania styczniowego, w czasopiśmie „Kraj" ukazało się opowiadanie B. Prusa Omyłka. Utwór ten, zawierający gorzki rozrachunek z nie­udanym powstańczym zrywem, nie obudził jednak czujności cenzury; rzeczywistość politycz­ną pierwszej polowy lat 60. ukazał bowiem pisarz, posługując się narratorem dziecięcym. Mały Antoś opowiada o tym, czego był świadkiem, w sposób naiwny, co wynika z jego niewielkiej jeszcze wiedzy o świecie. Wykorzystując specyfikę postrzegania rzeczywistości przez dziec­ko, mógł pisarz zawrzeć w swoim utworze prawdy gorzkie i dramatyczne, stwierdzenia bardzo trudne do zaakceptowania, budzące niechęć Polaków. B. Prus, rozsądny pozytywista, odważył się bowiem zakwestionować sens powstań, potępić kierunek polskiej polityki i naiwną wiarę w pomoc Francji - a więc według swoich rodaków podniósł rękę na narodowe świętości, wręcz otarł się o zdradę... Pisarz znał doskonale stan świadomości współczesnych, toteż zawarł w swoim utworze nie tylko ocenę powstania styczniowego, ale i mentalności ludzi oraz popełnia­nych przez nich błędów. Służą temu celowi zarówno symboliczny tytuł opowiadania, jak i ukształtowanie fabuły oraz przeciwstawienie dwóch niejednoznacznych bohaterów, kasjera i samotnego mieszkańca zaniedbanej chaty.

Pana kasjera poznajemy jako odważnego młodego człowieka, śpiewającego przy akompa­niamencie gitary zakazane patriotyczne piosenki:

Samotny mieszkaniec chaty, o której ludzie wspominali z niechęcią, a niekiedy z przekleń­stwem, budził lęk i wstręt. Kiedy pan kasjer śpiewał w gronie mieszkańców miasteczka swoje patriotyczne ballady, zawsze starannie sprawdzano, czy / e n... nie podsłuchuje pod oknem..., starego człowieka uważano bowiem powszechnie za zdrajcę i szpiega (słowo „szpieg" wypisa­no zresztą kiedyś na drzwiach jego chaty). Ludzie nie zastanawiali się, skąd wzięła się ta opi­nia, co złego uczynił potępiony przez nich samotnik. Takie było powszechne przekonanie, tak sądzili wszyscy - to wystarczyło. B. Prus ukazał tu, jak potężną siłą może być opinia publicz­na, ów głos ludu, vox populi - nawet jeśli się myli (znamienne jest, że pierwotnie zamierzał pisarz zatytułować swoje opowiadanie właśnie Szpieg i Vox populi). Stosunek mieszkańców miasteczka do „szpiega i zdrajcy" był jednoznaczny i zdecydowanie negatywny:

Jedynym wyjątkiem jest stary nauczyciel, Dobrzański; wie on o samotnym starcu więcej

niż inni, ale nie staje w jego obronie, raczej okazuje zrozumienie sytuacji:

Niechęć do tajemniczego starca była tak silna, że nawet kiedy potrzebował pomocy, gdyż omal nie zamarzł w czasie burzy śnieżnej, ludzie nie potrafili pokonać odrazy i zabobonnego lęku

Gdy gość już odszedł, gamczek, z którego pił, wyrzucono ze wstrętem. B. Prus pozwolił nam jednak poznać prawdziwe oblicze swoich bohaterów. Pan kasjer oka­zał się tchórzem, który zamiast przystąpić do powstania - siedzi w domu, a panny, dotychczas nim zafascynowane, przysyłają mu regularnie zajęczą skórkę i kądziel. Kim okazał się być samotnik? Jego prawdziwe oblicze poznajemy, gdy przyprowadza do domu bohatera jego ran­nego brata, powstańca, którego uratował, ukrywając go przed Rosjanami:

Znamienne jest, że stary człowiek mógł uratować życie powstańca tylko dzięki temu, że wszyscy uznali go za zdrajcę - nawet oficer carski odsunął się od niego z pogardą:

Kim naprawdę był człowiek, przez wszystkich odtrącony z pogardą, szykanowany i wykli­nany, zawsze samotny, gdyż odsunął się od niego nawet przyjaciel - Dobrzański? Czy był rzeczywiście tchórzem i zdrajcą? Gdy trzeba było ratować życie młodego powstańca, nie za­wahał się przecież. Dlaczego narażał własne życie, by mu pomóc, zamiast wydać go żołnie­rzom carskim lub po prostu zostawić na pastwę losu?

Odpowiedź na te pytania może być tylko jedna - zarzut zdrady postawiono mu niesłusznie. Dlaczego tak się stało, wyjaśnia nam rozmowa starego człowieka z przyjacielem. Samotnik z chaty pod lasem i nauczyciel walczyli kiedyś razem w powstaniu listopadowym. Obaj byli na emigracji we Francji i dzielili niepewny los wygnańców. Łączyła ich nędza tułaczego życia i świadomość poniesionej klęski, dzieliły natomiast wyraźnie - poglądy polityczne. Dobrzań­ski, jak większość Polaków, niezachwianie wierzył w to, że kolejne powstanie przyniesie Pol­sce wymarzoną wolność, a Francja udzieli pomocy. Jego przyjaciel tego poglądu nie podzielał:

I choć wypowiadać swoje przekonania jest obowiązkiem obywatelskim, naszemu bohatero­wi nie tylko nie przyznano racji (wbrew temu, że jego opinie były bardzo rozsądne i świadczy­ły o dobrej znajomości realiów politycznych), ale wręcz okrzyczano go zdrajcą. Ogół nie zaak­ceptował odmienności, w dodatku odmienności niewygodnej, bo ukazującej bezzasadność, a nawet wręcz głupotę romantycznych porywów. Szlachetne, aczkolwiek nierozsądne mierzenie sił na zamiary i tym razem zwyciężyło. Doszło do wybuchu kolejnego powstania, styczniowe­go, w którym bohatersko walczyli i ginęli bez szansy zwycięstwa tacy ludzie jak brat bohatera, Władek, student, którego wykształcenie kosztowało matkę bardzo wiele; zaprzepaszczenie tej szansy byłoby nie tylko jego sprawą, byłaby to klęska całej rodziny. Władek po prostu nie mógł zginąć: był innym potrzebny.

B. Prus wyraźnie pokazuje tu, jaką drogą powinno pójść społeczeństwo polskie: potrzebuje ono lekarzy, nauczycieli, inżynierów, ekonomistów - nie martwych bohaterów. Nie jest to dro­ga łatwa do zaakceptowania dla ludzi o romantycznej duszy. Ten, kto potępia koncepcję po­wstania, wydaje się nie być patriotą, wszak odrzuca to, co najświętsze -jeśli mierzy się miłość ojczyzny tylko poświęceniem dla niej życia. Nie dziwi więc fakt, że tak skwapliwie okrzycza­no zdrajcą tego, kto ośmielił się powiedzieć, że powstanie nie ma sensu, Francja nie pomoże, chłopi nie pójdą walczyć, broni nie ma... tym bardziej, że sam dawał powody do pewnych podejrzeń:

Dla starego człowieka nie ma już nadziei, nie tylko dlatego, że opinia ludzka to potężna sita i nie sposób jej zmienić. Jako ten, który przepowiedział klęskę, stanie się ludziom tym bardziej nienawistny: im dokładniej spełni się przepowiednia, tym większa niechęć do proroka... Tym, czego pragnie on najbardziej, jest - śmierć.

Śmierć nadeszła. Los pozwolił panu kasjerowi wykazać się wreszcie bohaterskim czynem:

wskazał dowódcy oddziału powstańczego, który poniósł klęskę w bitwie, chatę samotnika-szpiega. „Sprawiedliwości" stało się zadość; „zdrajcę" powieszono, tchórz poczuł się bohate­rem... Popełniono kolejną straszliwą omyłkę:

Prawda o drugim człowieku nigdy nie jest dla nas w pełni dostępna. Łatwo ulec presji opinii publicznej, bezmyślnie powtórzyć za innymi: „Zdrajca!". Popełnić omyłkę. Nie jest rów­

nież trudno źle zinterpretować czyjeś postępowanie, dostrzec zdradę tam, gdzie w rzeczywisto­ści - nigdy jej nie było... Jakie to proste - okrzyknąć zdrajcą tego, kto wypowiada prawdy dla nas zbyt trudne, bolesne, niemożliwe do zaakceptowania... Zachwycić się udawanym bohater­stwem i egzaltacją „panów kasjerów", a nie zauważyć dumnego heroizmu ludzi cichych, zapo­mnianych, nieraz - odrzuconych przez społeczność.

Symboliczny tytuł opowiadania B. Prusa odnosi się nie tylko do sytuacji naszego bohatera. Wielką omyłkąjest również według autora przyjęcie niewłaściwej koncepcji naszego polskie­go losu, założenie, że odzyskamy niepodległość dzięki pomocy obcych, że męstwo i wiara w zwycięstwo wystarczą, by pokonać wroga... Ale choć w rzeczywistości popowstaniowej zde­cydowanie należałoby przyznać pisarzowi rację, postawiono mu zarzut - braku patriotyzmu!... Czy nie czuł się on wówczas tak jak bohater jego opowiadania, gdy stwierdził, że głos rozsąd­ku jest ludziom nienawistny, gdy mówi on, że nie ma nadziei? Chcemy mieć nadzieję wbrew wszystkiemu. Jak łatwo potępić tych, którzy chcą nam ukazać prawdę...

Omyłka nie jest opowiadaniem łatwym i nie przekazuje stwierdzeń jednoznacznych. Jeżeli chcemy jednak zrozumieć sens naszej historii, powinniśmy ten utwór przeczytać i głęboko przemyśleć. Jest to głos człowieka, który odważył się wypowiedzieć pogląd niepopularny, wie­dząc, jak może to zostać przyjęte przez ogół. Jest to głos prawdy.

Stefan Źeromski ..Na plebanii w Wyszkowie" (XX-LEC1E MIĘDZYWOJENNE)

Nie wznawiane po 1945 roku (poza drugim obiegiem) opowiadanie S. Żeromskiego Na plebanii w Wyszkowie pochodzi z powstałego w 1920 roku cyklu Inter arma. Utwór ma charak­ter dokumentu; dwa tygodnie po bitwie pod Radzyminem, zwanej „cudem nad Wisłą", autor dociera do Wyszkowa. W mijanych po drodze miejscowościach widać ślady niedawnych walk:

Na plebanii w Wyszkowie przebywali przez pewien czas członkowie „ rządu polskiego " z ramienia Rosyjskiej Republiki Rad, złożonego z rodaków naszych - dr. Juliana Marchlewskie-go, Feliksa Dzierźynskiego i Feliksa Kohna. Kiedy panowie ci wycofywali się w pośpiechu, pozostawili na plebanii... cukier, który potraktowany został jako „łup wojenny":

W typowy dla siebie sposób dostrzega pisarz akcenty komizmu w sytuacjach dramatycz­nych, unikając dzięki temu nadmiernej emocjonalności i patosu. Innym motywem, który uroz­maica początek opowiadania, jest obraz trudności komunikacyjnych wynikających z niesprzy­jającej aury oraz występujących wszędzie zniszczeń. Po fabularnym wstępie, opowiadającym dość szczegółowo, w jakich okolicznościach i w czyim towarzystwie dotarł pisarz do Wyszko-wa, nastąpi dłuższy fragment poświęcony refleksji na temat wymienionych wyżej „gości" i ich roli w naszej historii. Przemyślenia te mogą być bardzo pomocne w zrozumieniu idei powieści Przedwiośnie, a w szczególności problematyki stosunku pisarza do rewolucji i komunizmu oraz problemów odrodzonego państwa.

S. Żeromski jednoznacznie ocenia rolę Marchlewskiego, Dzierżyńskiego i Kohna. Są to zdrajcy własnego narodu, którzy mając wsparcie obcych bagnetów, nie zastanawiając się nad tym, jaką potwornością będzie wojna dla Polaków, którzy właśnie odzyskali wolność po ponad stuletniej niewoli, sięgnęli po władzę w kraju.

Trzej niedoszli władcy Polski nie sąjedynymi obwinionymi w tym utworze. Pojęcia zdra­dy, sprzeniewierzenia się, odstępstwa uzyskują tu szerszy wymiar. S. Żeromski pisze o odpo­wiedzialności, o krzywdzie ludzkiej, o konieczności uświadomienia sobie, że nie walka o po­zycję i stanowiska, ale dążenie do poprawy sytuacji kraju powinny zaprzątać Polaków. Tak jednak nie jest, toteż pisarz z goryczą stwierdza:

W czasie gdy na szczycie toczyła się walka o władzę, wielu ludzi cierpiało nędzę, nie mając niczego - pracy, domu, możliwości zdobycia wykształcenia. Według pisarza to do nich przyjechali w goście trzej komisarze wyszkowscy.

Wydziedziczeni, ci, o których zapomniano, dla których nie znalazło się godne miejsce w wyzwolonym kraju - obronili ten kraj przed najeźdźcą. To stawia przed Polakami ogromne zobowiązanie. Tym ludziom należy się nie ochłap łaski, ale oddanie wszystkiego, co jest w ojczyźnie. Kraj wymaga reform. Potrzebuje też wielkiej idei. Zapominanie o tym i zamykanie się w kręgu własnych egoistycznych interesów także jest zdradą.

S. Żeromski uświadamia Polakom, że stoją dopiero u początku drogi. Wiele jest jeszcze spraw nie załatwionych, dramatycznie zaniedbanych, wiele trzeba zmienić na polskiej ziemi... i w polskiej duszy:



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Zawal serca 20 11 2011
20 Rysunkowa dokumentacja techniczna
Prezentacja 20 10
20 2id 21226 ppt
20 H16 POST TRANSFUSION COMPLICATIONS KD 1st part PL
20 Tydzień zwykły, 20 środa
3 Analiza firmy 2015 (Kopia powodująca konflikty (użytkownik Maciek Komputer) 2016 05 20)
Prezentacja 20
plik (20)
20
20 Księga Przypowieści Salomona
01 Top 20 ports
cw 20 Instrukcja
chojnicki 1999 20 problemy GP
20 12id 21221
24 gold & 20's
Podstawy Teorii Okretow Pytania nr 4 (20) id 368475
20 Stosowanie zasad projektowan Nieznany (2)

więcej podobnych podstron