04 Sen


Bohaterowie Sanctuarium

część czwarta - „Sen”

Tak, Masu. On przybędzie niebawem. Nie. Nie chcemy go zabić. On jest jednym z nas. Nie wolno ci go skrzywdzić. Inaczej odpowiesz przed nami. A przecież tego nie chcesz. My też tego nie chcemy ale nie będziemy tolerować nieposłuszeństwa. Pamiętaj. On ma sobie przypomnieć. Przypomnij mu. Uświadom. Nazwij to jak chcesz. Ale pamiętaj. On jest twoim bratem. My wszyscy jesteśmy braćmi. Łączy nas jedno. Coś co jest unikalne. Musisz mu pomóc. On tego potrzebuje. Potrzebuje nas. A my potrzebujemy jego...........Przypomnij mu............

Wąska ścieżka wiła się pomiędzy drzewami. Grube korzenie drzew przecinały ją, wiły się w najdziwniejszych układach i czekały zapewne na kogoś nieostrożnego, kto tylko nierozstropnie postawiłby nogę a wtedy zacisnęły by się wsłuchując się w wołanie o pomoc. Tak, las żył. Nitk o zdrowych zmysłach nie odważył by się przechodzić przez ten las przy pełni księżyca. A jednak..............

Ścieżką szedł nekromanta. Zręcznie omijał lisie nory, parowy oraz inne przeszkody.Jego białe włosy rozrzucane były przez szalejący wiatr. Szedł pewnie. Ale nie wiedział dokąd iść. Coś wewnątrz jego umysłu kazało mu tu przyjść. Nagle nekromanta zatrzymał się. Wyczuł na sobie czyjś wzrok. Chwycił mocniej swoją laskę. Powietrze przeciął metaliczny pogłos który towarzyszył wysuwającemu się ostrzu. Kane zmrużył oczy. Jego ręka wykonała nieznaczny gest. Przed nekromantą pojawiły się setki małych języków ognia które zaczęły wokół siebie wirować po czym przeistoczyły się w wysokiego, płonącego stwora. Nekromanta rozejrzał się po okolicy. Nie widział nikogo. Zdziwił się także że golem nawet nie drgnął. Na ogół w sytuacjach zagrożenia każde przywołane stworzenie reagowało błyskawicznie. A teraz nic. Sytuacja stawała się nadmiernie dziwna. Kane starał się nawiązać kontakt wzrokowy ze swoim przeciwnikiem. Daremnie. Jednak czuł że coś się zbliża.

Nekromanta błyskawicznie odwrócił się ale nikogo nie ujrzał.

Nekromanta tracił powoli cierpliwość. Niedbałym ruchem ręki odesłał golema. Wiedział że nic on tu nie pomoże. Chciał zebrać myśli a kontrolowanie golema wyczerpywało go psychicznie.

Nekromanta odwrócił się. Niebo przecięła błyskawica. Rozświetliła ona niebo i pokaźną cześć lasu. W tym dwa drzewa. Na obydwu z nich przybite były dwa ciała. Tana Białego oraz Yennefer. Były okrutnie zmasakrowane. Twarz paladyna wykrzywiona była w dzikim krzyku, zapewne w błaganiu o litość. Yennefer miała spuszczoną głowę. Jej długie czarne włosy mieszały się krwią wypławajacą z rany ciągnącej się przez całą twarz.

Jego krzyk rozniósł się echem. Mistyczny głos zaśmiał się straszliwie..........

Niebo przecięła błyskawica. Nekromanta zerwał się z krzykiem z łóżka. Ciężko oddychał. „Kolejny koszmar. Coś w tym musi być” - pomyślał i ponownie zwalił się na łóżko. Lecz nie zasnął już do samego rana. Za oknem szalała wichura......Z samego rana do drzwi ktoś zapukał.

Drzwi się otworzyły i nekromanta przeszedł przez próg. Minął Yennefer i bez słowa skierował się schodami na dół. Czarodziejka zaklęła siarczyście i dosyć głośno.

Otworzyły się kolejne drzwi i wychylił się zza nich zaspany Tan Biały.

Paladyn wzruszył ramionami, po czym odwrócił się na pięcie i trzasnął drzwiami. Yennefer poczerwieniała ze wściekłości.

W karczmie zaczęli zbierać się goście. Wszędzie unosił się zapach przypraw. Karczmarz krzątał się przy szynkwasie i był cały w skowronkach. Wiadomo, dzień targowy. Koniunkturę dawało się wyczuć z daleka. Kane zszedł powoli ze schodów, zamiatając stopnie swoim czarnym płaszczem z którym nigdy się nie rozstawał. Gdy właśnie zszedł z ostatniego schodka, dopadł go karczmarz.

Kane nie miał w zwyczaju wdawać się w dyskusje ze zbyt natarczywymi karczmarzami, tak więc pokiwnał głową co miało znaczyć zapewne : Dobrze, jakoś leci , spadaj. Oberżysta w sposób iście inteligentny odczytał gest nekromanty i oddalił się. Kane natomiast zaczał obserwować ludzi na zewnątrz gospody. Uliczką ciągnęły chmary osób zmierzając na główny plac miasta gdzie odbywał się festyn. Po około piętnastu minutach do nekromanty dołączyli jego przyjaciele. Czarodziejka jak zwykle była wystrojona ponad wszelką miarę. Natomiast paladyn siłował się z paskiem który odmawiał zapięcia się. Po krótkiej szarpaninie paladyn dopiał swego. Przyjaciele wyruszyli na spotkanie z burmistrzem. Mijali stragany, ludzi zachwalających swoje towary oraz wielu, wielu innych. W oddali majaczył budynek ratusza. Yennefer oraz Tan Biały delektowali się muzyką graną przez ulicznych grajków oraz całym tym przepychem. Natomiast Kane był niespokojny. Wydawało mu się że wszyscy go obserwują i wpatrują się w niego. Ta myśl nie dawała mu spokoju. Wiedział że się wyróżnia z tłumu. Wiedział że ludzie wiedzą kim on jest i że czują do niego odrazę. Bo co można czuć do kogoś kto poświęcił swoje życie studiowaniu czarnej magii. Nic więcej niż tylko nienawiść. Nagle powietrze przeciął przeciagły wrzask:

Pomiędzy straganami mignał cień. Nekromanta to zauważył. W jego głowie pojawiła się myśl: „Zabij !!” Kane nie zastanawiał się długo. Odwrócił się błyskawicznie i niespuszczając oczu z biegnącego rabusia podążył za nim. Ogromnym susem przesadził kilka straganów, potrącając sprzedawców którzy zareagowali wyzwiskami. Nie wiadomo kiedy z laski nekromanty wysunęło się ostrze. Złodziej skręcił nagle pomiędzy stragany starając się zmylić pościg. Nekromanta nie dał się na to nabrać. Gdy tylko zobaczył że rabuś skręca, wskoczył na stragan, odwinał się i potężnym zamachem próbował skrócić złodzieja o głowę. Zabrakło milimetrów. Ostrze zawyło w powietrzu ale nie sięgnęło człowieka. Zahaczyło natomiast za paliki wspierające baldachim straganu i z niebywałą łatwością przecieło je. Stragan runął. Właściciel złapał się za głowę i zaklął. Tymczasem zdawało się że złodziej wymknie się nekromancie. Wszelkie uliczki, zakamarki świetnie nadawały się do tego by się w nich skryć. I złodziej doskonale wiedział o tym. Wiedział że ścigający go „szaleniec” prędzej czy późnie zgubi się w tym labiryncie. Jakże się mylił. Kane nie zamierzał się poddać. Nie wiedzieć czemu ta jedyna myśl pchała go naprzód. Pragnienie zemsty, krwii było silniejsze od rozsądku. Szaleństwo. Nekromanta przyspieszył. Był coraz bliżej. Bliżej. W pewnym momencie zawinął kosą i podciał złodzieja. Ten wpadł wprost w kosz z rybami, pośliznał się i runał na pysk. Gdy ujrzał nekromantę który był na wyciągnięcie ręki, próbował jeszcze wstać i zwiać. Nie zdążył. Nekromanta kopnął go tak mocno w brzuch, że chłopak rzygnał krwią i padł na ziemię. Zawył z bólu. Kane poprawił mu jeszcze uderzeniem w twarz druzgocąc prawdopodobnie szczękę. Po tym chwycił chłopaka za ubranie i przyparł do muru. Odsunał się o krok. W słońcu błysnęło ostrze. W umyśle jedno słowo: „Ku chwale Trag'Oula !! Zabij !!”. Ostrze zaczeło opadać. Chłopak zapłakał. Powietrze zatrzeszczało. Nie wiadomo skąd wystrzelił piorun który uderzył nekromantę w plecy. Kane padł na ziemię. Laska spadła na bruk. W uliczke wpadła Yennefer wraz z Tanem. Za nimi spora grupa gapiów. Nekromanta lezał na ziemi. W umyśle pulsowała mu dziwna myśl : „Zawiodłeś. Jak zwykle. Przynosisz nam wstyd.” Kane zemdlał. Yennefer podbiegła do nekromanty. Oparła go o mur. Wiedziała że szok może trochę potrwać. Tymczasem paladyn zajmował się rozpraszaniem tłumu.

Stróże porządku podbiegli do złodzieja, chwycili za kaftan i powlekli za sobą. Tan dalej rozpraszam tłum, który nie miał najmniejszego zamiaru ustapić.

Tymczasem Kane odzyskał przytomność.

Yennefer pomogła nekromancie wstać. Podeszli do paladyna.

Paladyn skinał głową i razem z nekromantą podążyli przed siebie.........

Niewielki pająk spuścił się po pajęczynie na stół. Lecz natychmiast uciekł przed ręką która uderzyła w stół. Wysoki, starszy mężczyzna podszedł do stołu i rozłożył księgę. Jego oczy nie zdradzały żadnych emocji. Mężczyzna miał krótko przyciete, czarne włosy. Nie miał lewego oka. Jego miejsce zasłaniała jasna błona. Przejechał palcem po stronie. Zamyślił się. Po czym odwrócił się i usiadł na rzeźbionym fotelu. Izba w której znajdował się ów mężczyzna mogła przyprawić o zawał. Wszędzie unosił się dziwny zapach sączący się ze świec powtykanych w ludzkie czaszki. Cała komnata była zawalona wszelkiego rodzajami księgami które zapełniały stare regały. Nagle przed meżczyzną pojawiła się pulsująca kula. Mężczyzna wstał i dotknał kuli energii. Ta błysnęła białym światłem i sformowała się w płaską taflę. Z tej dziwnej powierzchni popłynał głos:

Tafla zniknęła. Nekromanta zaśmiał się.

Nekromanta podszedł do stołu gdzie leżała wielka księga. Spojrzał na stronę. Powoli, bez pośpiechu wypowiedział zaklęcie. Dotknał rękoma swojej skroni.

Paladyn pokiwał głową. Czarodziejka zblizyła ręce do skroni Kane'a. Wymamrotała zaklecie. Po chwili wzdrygnęła się jakby przez jej ciało przeszedł prąd o wysokim napięciu. Na czole wystąpiły jej krople potu. Po chwili oderwała ręce od skroni Kane'a. Jej twarz ukazywała przerażenie.

Inatekoz oderwał ręce od skroni. Był bardzo wyczerpany.

Nekromanta wyjał z kieszeni malutki medalion. Przedstawiał on czarnego smoka. Przytknał amulet do czoła i przytrzymał go palcami wskazujacymi. Zamknał oczy. Ponownie wymamrotał zaklęcie.

Kane leżał cały czas na łóżku. Miał zamknięte oczy. Paladyn chodził nerwowo wokół łóżka, zerkając co chwila na nekromantę. Yennefer myślała.

Nagle nekromanta otworzył oczy. Paladyn to zauważył.

W tym samym momencie paladyn otrzymał cios w sam podbródek. Zachwiał się potężnie. Kane zeskoczył zwinnie z łóżka i rzucił się w kierunku swojej laski opartej o ścianę. Yennefer krzyknęła.

Kane cały czas uśmiechając się nie zwolnił kroku. Odepchnął brutalnie czarodziejkę która ze względu na swoją kruchą figurę straciła równowagę i upadła na ziemię. Gdy już miał chwycić laskę, został przewrócony przez paladyna który rzucił się na niego i przygniótł go do ziemi. Następnie wykręcił mu ręce.

Nekromanta wił się trochę na ziemi próbując uwolnić się z żelaznego uścisku. Po chwili przestał się ruszać, po czym padł bezwiednie na ziemię. Zemdłał. Paladyn położył nekromantę ponownie na łóżku ale tym razem związał mu ręce. Yennefer podniosła się z ziemi. Podeszła do łóżka i usiadła obok nekromanty. Spojrzała na niego.

Założyła nekromancie na szyję medalion w dziwnym kształcie.

Księżyc świecił jasno na niebie. Przez las szedł nekromanta. Ubrany był w zbroję zbudowaną z ludzkich kości. W ręku dzierżył swoją laskę z rozłożonym ostrzem zwanym „Szponem Trag'Oula”. Kane wyszedł na brzeg lasu. Zobaczył małą wioskę. Płonące domy, ludzi walczących z potworami. Zaczął biec. Na pierwszego spotkanego stwora zamachnał się „szponem”. Ostrze zawyło w powietrzu w uderzyło w potwora. Jak w mgłę. Kane zdziwił się. Spróbował na kolejnym stworze. To samo. Potwory były jak duchy. Nagle Kane ujrzał młodego chłopaka biegnacego przez środek wioski. Chłopak minął go dosłownie o wyciagnięcie ręki nie zwracając na nekromantę najmniejszej uwagi. Następnie młodzieniec zaczął walczyć razem z innymi mężczyznami przeciwko potworom. Jeden z nich uderzył go w głowę. Chłopak upadł na ziemię. Kane spojrzał na niego. Chłopak także spojrzał na nekromantę. Jego oczy płonęły. Młodzieniec rzekł do Kane'a :

Nagle okolica rozpłyneła się. Znikneła wioska. Nekromanta stał przez chwilę zdezorientowany. Po chwili ponownie stał na w środku wioski. Wszędzie leżały trupy. Gdzie okiem sięgnąć było pełno krwi. Nekromanta dostrzegł tego samego chłopaka oraz dwóch ludzi w habitach. Młodzieniec wyciąga do nich rękę.......Nagle odezwał się mistyczny głos:

Okolica ponownie rozpłynęła się. Kane nie wiedział co się dzieje. Nagle pojawił się na małym wzgórzu. Pełnia księżyca. Znów usłyszał dziwny głos:

Nekromanta spojrzał przed siebie. Ujrzał dwóch ludzi. Chłopaka i dziewczynę. Kłócili się.

Dziewczyna zaśmiała się szyderczo.

Dziewczyna splunęła mu na twarz, odwróciła się i odeszła. Chłopak nie zareagował. Stał bezwiednie. Sam.

Głos zaśmiał się zdradliwie.

Okolica ponownie zawirowała. Kane znalazł się w małej izbie. Przy łóżku siedzieli paladyn oraz czarodziejka. Na łożku leżał nekromanta.

Kane złapał się za głowę.

Kane przyjrzał się „sobie” leżącemu na łóżku. Jego oczy zapłonęły.

Pokój zawirował. Niebo przecięła błyskawica. Kane stał naprzeciw dwóch drzew. Do ich pni przybite były zwłoki czarodziejki i paladyna. Były okrutnie zmasakrowane.

Głos zaśmiał się złowrogo. Uderzyła błyskawica. Nagle przed Kane'em pojawił się nekromanta. Ubrany był w podobną zbroję jak Kane tyle że jego głowę zdobił hełm zrobiony ze ludzkiej czaszki. W oczodołach czaszki świeciły się dwa rubiny. Obcy podszedł do Kane'a i zdjął hełm. Nie miał lewego oka. Uśmiechnał się.

Inatekoz odwrócił się i podniósł ręce do góry.

Ostrze wbiło się w pierś Inatekoza. Nekromanta zachwiał się i padł na ziemię. Odwrócił się z trudem i spojrzał na Kane'a. Nekromanta stanął nad Inatekozem.

Masu Inatekoz zniknał. Otaczający Kane'a świat także. Nekromanta zerwał się z łóżka.

Jednooki nekromanta otworzył oczy. Podszedł do fotela i usiadł ciężko. Westchnał.

Masu Inatekoz spojrzał na amulet przedstawiający czarnego smoka. Wziął go do ręki i zacisnął dłoń. Uśmiechnał się. Po czym zaczął się śmiać. Śmiać strasznie i złowrogo. Śmiech rozniósł się w po komnacie i nie milkł przez dłuższą chwilę.............

** KONIEC **

13



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wykład 04
04 22 PAROTITE EPIDEMICA
04 Zabezpieczenia silnikówid 5252 ppt
Wyklad 04
Wyklad 04 2014 2015
04 WdK
04) Kod genetyczny i białka (wykład 4)
2009 04 08 POZ 06id 26791 ppt
2Ca 29 04 2015 WYCENA GARAŻU W KOSZTOWEJ
04 LOG M Informatyzacja log
04 Liczby ujemne i ułamki w systemie binarnym
UE i ochrona srodowiska 3 04 2011
04 QueryByExample Access

więcej podobnych podstron