SteinerR teozofia rozokrzyzowcow


0x01 graphic

RUDOLF STEINER

TEOZOFIA RÓZOKRZYZOWCÓW

[Die Theozophie des Rosenkreuzers / wyd. orygin.: 1951] Wyklady wygloszone od 22.05 do 06.06. 1907 r. w Monachium (tom GA 99 w katalogu Dziel Zebranych Rudolfa Steinera) ... Kto nie rozwinal w sobie zdolnosci duchowych, jasnowidzenia, nie moze samodzielnie dojsc do duchowych prawd w wyzszym swiecie. Dla zdobywania prawd duchowych jasnowidzenie jest warunkiem koniecznym. Ale tylko dla zdobywania; gdyz do chwili obecnej zaden prawdziwy prad rózokrzyzowiecki nie podawal nauk, których nie mozna zrozumiec zwyklym, powszechnym, logicznym rozumem. Jezeli ktos zarzuca teozofii rózokrzyzowców, ze do zrozumienia jej trzeba byc jasnowidzacym, to nie ma racji. Nie chodzi tu wcale o zdolnosc bezposredniego przezywania wyzszych prawd widzeniem i slyszeniem duchowym. Jezeli ktos nie moze pojac madrosci rózokrzyzowców na drodze czysto myslowej, to oznacza, ze jeszcze nie wyrobil w sobie dostatecznie umiejetnosci logicznego myslenia...

Rudolf Steiner Kalendarium

1861 Rudolf Steiner przychodzi na swiat 25 lub 27 lutego w Kraljevec (ówczesne Austro-Wegry, dzis Chorwacja) jako syn urzednika austriackiej kolei Johanna Steinera i Franciski Steiner z domu Blie. Dziecinstwo spedza niedaleko Wiener-Neustadt w Pottschach oraz Neudörfl (tam uczeszcza do szkoly wiejskiej). 1872 Rozpoczyna nauke w tzw. Realschule (szkole realnej), która konczy matura z wyróznieniem w 1879 r. 1879 Rozpoczyna studia na Politechnice Wiedenskiej. Studiuje poczatkowo matematyke i przyrodoznawstwo, ale pózniej poswieca sie równiez studiom literacko-historycznym i filozoficznym. W Wiedniu zaprzyjaznia sie z germanista i badaczem twórczosci Goethego, Karlem Juliusem Schröerem (1825-1900), pod wplywem którego zajmuje sie intensywnymi studiami nad cala twórczoscia Goethego. Schröer poleca dwudziestoletniego Steinera Josephowi Kurschnerowi, który pracuje dla wydawnictwa Deutsche National Literatur nad zbiorowym wydaniem dziel Goethego. 1881 Steiner zajmuje sie opracowaniem podstaw swiatopogladu Goethego w oparciu o jego teorie filozoficzno-poznawcze. 1886 Ukazuje sie w druku jego praca Grundlinien einer Erkenntnistheorie der Goetheschen Weltanschaung (Podstawy teorii poznania swiatopogladu Goethego). Dzieki tej rozprawie Steiner otrzymuje propozycje pracy w Weimarze przy opracowaniu popularnego wydania naukowych dziel Goethego w ramach tzw. Sophien-Ausgabe. 1890 Steiner przenosi sie do Weimaru, gdzie podejmuje prace w archiwum Goethego i Schillera. Kontynuuje swoje badania nad twórczoscia Goethego. W tym czasie pracuje równiez nad przedstawieniem swojego swiatopogladu opartego na intuitywnym poznaniu swiata nadzmyslowego. 1891 Uzyskuje doktorat z filozofii na Uniwersytecie w Rostocku. Jego rozprawa doktorska Die Grundfrage der Erkenntnistheorie mit besonderer Rücksicht auf Fichtes Wissenschftslehre ukazuje sie w 1892 roku w poszerzonej formie jako Wahrheil und Wissenschaft (Prawda a nauka). 1893 Wydaje swoje glówne dzielo filozoficzne Philosophie der Freiheit (Filozofia wolnosci). 1895 Ukazuje sie ksiazka Friedrich Nietzsche, ein Kämpfer gegen seine Zeit. 1897 Wieloletnie studia nad twórczoscia Goethego przedstawia w pracy Goethes Weltanschaung (Swiatopoglad Goethego). Steiner przenosi sie do Berlina, gdzie przez trzy lata redaguje Magazin für Literatur. W okresie tym staje sie znaczaca postacia w intelektualnym zyciu stolicy. 1899 Poslubia Anne Eunicke (1853-1911). Rozpoczyna wyklady na Berlinskiej Wszechnicy Robotniczej. 1901 Publikacja jego kolejnej rozprawy Welt - und Lebensanschaungen im 19. Jahrhundert oraz Die Mystik im Aufgang des neuzeitlichen Geistesleben. W tej oraz w nastepnych swoich pracach opisuje badania swiata duchowego, które oparte zostaly na racjonalnym postepowaniu prowadzacym do poznania nadzmyslowego metoda przyrodoznawcza. W nastepnych latach powstaja jego kolejne prace: 1902 - Das Christentum als mystische Tatsache (Chrzescijanstwo jako fakt mistyczny); 1904 - Theosophie (Teozofia); 1905 - Wie erlangt man Erkenntnisse der höheren Welten (Jak osiagnac poznanie wyzszych swiatów); 1908 - Aus der Akasha-Chronik (Z kroniki akasza), Die Stufen der höheren Erkenntnis (Stopnie wyzszego poznania); 1910 -Die Geheimwissenschaft im Umriss (Wiedza tajemna w zarysie). W latach 1910 - 1913 tworzy cztery dramaty sceniczne: 1910 - Die Pforte der Einweihung (Wrota wtajemniczenia); 1911 - Die Prüfung der Seele (Egzamin duszy); 1912 - Der Hüter der Schwelle (Straznik progu); 1913 - Der Seelen Erwachen (Przebudzenie duszy). 1902 Wstepuje do Towarzystwa Teozoficznego, z którym pozostaje zwiazany do 1913 r. 1912 Przy wspólpracy Marii von Sievers opracowuje podstawy eurytmii. 1913 Konczy sie okres jego dzialalnosci w Towarzystwie Teozoficznym. Steiner wystepuje z niego wraz z wiekszoscia niemieckich teozofów i zaklada Towarzystwo Antropozoficzne. Antropozofii poswieca cale swoje pózniejsze zycie. 1913 Poczatek pracy nad budowa pierwszego Goetheanum, osrodka ruchu antropozoficznego. Od 1913 roku Steiner wiaze swoja dzialalnosc z mala miejscowoscia Dornach, kolo Bazylei. Ta szwajcarska miejscowosc zostala wybrana na siedzibe Towarzystwa Antropozoficznego po odmowie wladz niemieckich na lokalizacje w okolicy Monachium. Pierwsze Goetheanum, budowla, w której R. Steiner zawarl wszystkie swoje doswiadczenia i cala wiedze duchowa byla wielkim dzielem artystycznym. Przy jej powstaniu realizowane byly nowe teorie barw i proporcji wywodzace sie z prac nad dzielami Goethego. Ta praca dal impuls do rozwoju nowych pradów w architekturze, rzezbie i malarstwie. 1914 Poslubia Marie von Sievers. Dornach staje sie centrum jego dzialalnosci. W okresie 1914-1922 kontynuuje prace nad budowa Goetheanum. Wszystkie projekty architektoniczne do tej wielkiej budowli wykonuje sam wedlug swoich zasad. W wyniku podpalenia w noc sylwestrowa 1922/23 prawie ukonczone dzielo doszczetnie plonie. Drugie Goetheanum budowano juz po smierci Steinera, ale wedlug jego projektów - z betonu. 1919 Swoimi wykladami o zasadach trójpodzialu spolecznego daje impuls do rozwoju pedagogiki opartej na nowych zasadach. Prowadzi wyklady dla wychowawców i rodziców. Zaklada w Stuttgarcie pierwsza Wolna Szkole Waldorfska (nazwa pochodzi od fabryki Waldorf-Astoria, gdzie prowadzil wyklady dla robotników). 1920 W Domach prowadzi pierwszy kurs medyczny dla lekarzy. Ten cykl dwudziestu wykladów rozpoczyna aktywna prace nad stworzeniem podstaw medycyny antropozoficznej. Pozostaje aktywny na polu pedagogiki. Zajmuje sie równiez naukami przyrodniczymi w swietle wiedzy duchowej. 1921 Tworzy podstawy eurytmii leczniczej, prowadzi wyklady dotyczace spojrzenia z punktu widzenia wiedzy duchowej na nauki przyrodnicze, historie, nauki scisle i spoleczne. 1922 Podobnie jak w poprzednich latach prowadzi setki wykladów. Wspóldziala przy zalozeniu Christengemeinschaft. Plonie pierwsze Goetheanum. 1923 Zniszczenie Goetheanum, jego wieloletniej pracy, przezywa Steiner bardzo ciezko. Pozostaje nadal aktywny. Rozwija podstawy medycyny antropozoficznej, kontynuuje prace pedagogiczna. Tematy jego wykladów rozszerzaja sie na wciaz nowe obszary zagadnien. Od 24.XII.1923 do 1.I.1924 uczestniczy w zalozeniu Powszechnego Towarzystwa Antropozoficznego i zostaje jego przewodniczacym. 1924 W Kobierzycach kolo Wroclawia 7-16 VI prowadzi kurs rolniczy, który staje sie impulsem i podstawa rozwoju rolnictwa biodynamicznego, opartego na wiedzy duchowej i traktujacego Ziemie jako zywe jestestwo duchowe. 1924 We wrzesniu ciezka choroba zmusza go do przerwania dzialalnosci publicznej. Pomimo to pozostaje aktywny. Razem z Ita Wegman pracuje w dziedzinie medycyny, kontynuuje prace z zakresu pedagogiki. Opracowuje plany i szkice do budowy drugiego Goetheanum. 1925 Jest juz bardzo ciezko chory. Wraz z Ita Wegman konczy ksiazke Grundlegendes für eine Erweiterung der Heilkunst nach geisteswissenschaftlichen Erkenntnissen (Podstawy sztuki leczenia poszerzonej wiedza duchowa). Pracuje do ostatnich dni zycia nad swoja biografia, opisana w niedokonczonej ksiazce Mein Lebensgang (Moja droga zycia) oraz nad dzielem Anthroposophische Leitsätze (Antropozoficzne mysli przewodnie). Umiera 30 III 1925 r. w swoim atelier przy Goetheanum.

I

Wyklady, które rozpoczynamy, nosza tytul: "Teozofia rózokrzyzowców". Jest to ta sama prastara, a jednak wiecznie nowa, madrosc ujeta w dostosowana do naszych czasów metode. W metode, która wlasciwie istnieje juz od XIV wieku. Nie bedziemy jednak zajmowali sie historia rózokrzyzowców. Wiecie wszyscy, ze dzis nawet w szkolach podstawowych wykladaja cos w rodzaju geometrii, do której nalezy równiez twierdzenie Pitagorasa. Dzieci ucza sie elementów geometrii niezaleznie od tego, w jaki sposób ta geometria powstala. Cóz bowiem wie dzisiaj uczen szkoly poczatkowej o Euklidesie? A jednak uczy sie wlasnie geometrii euklidesowej. Dopiero znacznie pózniej, kiedy zapozna sie juz z samym przedmiotem, z jego trescia, dowiaduje sie - np. na lekcji historii nauki - w jakiej formie, w jakiej postaci zjawilo sie pierwotnie w dziejach ludzkosci to, co dzisiaj dostepne jest dla wszystkich w szkolach podstawowych. Tak samo jak na poczatku nauki geometrii nie obchodzi ucznia, w jakiej formie przekazal ja kiedys ludzkosci Euklides, podobnie i my nie bedziemy sie ogladali na to, jaka byla w historii linia rozwojowa tzw. pradu rózokrzyzowców. I tak jak uczen zapoznaje sie z geometria, podchodzac do samej rzeczy, do jej tresci, tak i my rozwazac bedziemy sama tresc madrosci rózokrzyzowców. Kto zna zewnetrzna historie rózokrzyzowców, tak jak jest ona przedstawiana w literaturze, ten niewiele wie o istotnej tresci ich teozofii. To, co stanowi istote tej teozofii, zyje od XIV wieku jako prawda, niezaleznie od zewnetrznej historii tego ruchu; podobnie jak geometria jest prawdziwa i mozna ja poznac niezaleznie od jej historii. Dlatego tylko pobieznie dotkniemy tego, co najwazniejsze w historii rózokrzyzowców. W roku 1459, jako nauczyciel niewielkiego grona wtajemniczonych uczniów, wystapil Christian Rosenkreutz. Pod tym nazwiskiem znany byl swiatu czlowiek, który byl inkarnacja bardzo wysokiego jestestwa duchowego. W roku 1459, w scisle zamknietym kole bractwa o celach duchowych, zwanego Fraternitas Rosae Crucis, Christian Rosenkreutz zostal wyniesiony do godnosci Eques Lapidis Aurei, Rycerza Zlotego Kamienia. Ta wysoka indywidualnosc duchowa, która wcielila sie na planie fizycznym jako Christian Rosenkreutz, dzialala odtad w tym samym ciele jako przewodnik i nauczyciel pradu rózokrzyzowców. Znaczenie wyrazenia w tym samym ciele równiez wyjasnimy sobie w trakcie nastepnych wykladów, gdzie bedzie mowa o losie czlowieka po smierci. Madrosc, o której tu mówimy, prawie do konca XVIII wieku dostepna byla tylko dla czlonków zamknietego bractwa, obwarowana surowymi przepisami, które odcinaly ja od swiata zewnetrznego. W XVIII wieku misja tego bractwa stalo sie przelanie w ówczesna kulture Europy Srodkowej duchowej ezoterii; widzimy wiec tu i ówdzie zjawiska, które wprawdzie naleza do zewnetrznej, egzoterycznej kultury, sa jednak niczym innym, jak wyrazem madrosci ezoterycznej. W ciagu ubieglych stuleci niejeden czlowiek usilowal w taki czy inny sposób dotrzec do istoty madrosci rózokrzyzowców, ale to sie nie udawalo. I tak np. Leibnitz na prózno usilowal zblizyc sie do zródel tego pradu. Natomiast madrosc ta widoczna jest w pewnym dziele - egzoterycznym zreszta - które powstalo pod koniec ziemskiej drogi Lessinga. Jest to jego "Wychowanie rodu ludzkiego", tekst, który czytac trzeba miedzy wierszami. Po jej szczególnym ezoterycznym zakonczeniu mozna poznac, ze jest to zewnetrzny wyraz glebokiej madrosci rózokrzyzowców. Najwspanialej jednak przejawila sie ona u czlowieka, który skupial w sobie cala ówczesna kulture europejska - u Goethego. Goethe, jako stosunkowo mlody czlowiek, zblizyl sie do zródla inspiracji rózokrzyzowców i w pewnym sensie dostapil niezwykle wysokiego wtajemniczenia. Latwo powstac moga nieporozumienia, gdy mówi sie o wtajemniczeniu Goethego; dlatego moze lepiej bedzie wyjasnic to troche blizej. Bylo to w czasie, kiedy Goethe opuscil uniwersytet w Lipsku, zanim dostal sie do Strassburga. Zdarzylo sie wtedy cos w najwyzszym stopniu niezwyklego. Goethe doznal wstrzasajacego przezycia, którego zewnetrznym wyrazem byla ciezka, smiertelna choroba. To wazne przezycie, pewnego rodzaju wtajemniczenie, przyszlo wlasnie w czasie choroby. Goethe nie zdawal sobie z tego jasno sprawy, dzialalo ono poczatkowo w jego duszy w formie poetyckiego natchnienia, pradu, który w najprzedziwniejszy sposób przenikal do jego utworów. Taki wlasnie cudowny przeblysk mamy w wierszu "Tajemnice", który najblizsi przyjaciele Goethego zaliczali do jego najglebszych utworów. I rzeczywiscie, Goethe juz nigdy potem nie mógl zdobyc sie na zakonczenie tego poematu. W granicach ówczesnej kultury nie bylo jeszcze mozliwe znalezienie formy zewnetrznej dla oddania calej glebi, jaka zyje w tym wierszu. Mamy w tym utworze najglebsze tajemnice duszy Goethego, a dla wszystkich komentatorów Goethego niedostepna zagadke. Otrzymane wówczas wtajemniczenie z czasem stalo sie dla Goethego bardziej swiadome. Dzieki temu mógl stworzyc ów niezwykly utwór pisany proza: Bajka o zielonym wezu i pieknej Lilii. Jest to jeden z najglebszych utworów literatury swiatowej. Kto go dobrze rozumie, ten wie duzo o madrosci rózokrzyzowców. Kiedy madrosc ta miala przeniknac do ogólnej kultury, w pewien sposób zostala zdradzona - nie ma potrzeby wdawac sie w to blizej - i niektóre jej prawdy przedostaly sie w szeroki swiat w znieksztalconej formie. Ta wlasnie zdrada z jednej strony, z drugiej zas koniecznosc, jaka zachodzila, aby kultura zachodnioeuropejska rozwijala sie w ciagu XIX wieku bez zadnych ezoterycznych wplywów, te dwa powody sprawily, ze zródla madrosci rózokrzyzowców pozornie cofnely sie w glab, w ukrycie. W pierwszej polowie XIX wieku, a nawet jeszcze pózniej, wiedza ta byla w znacznej mierze niedostepna. Dopiero w naszych czasach stalo sie znowu mozliwe otwarcie zródla tej madrosci, aby mogla ona przeniknac do kultury zewnetrznej. Jezeli przyjrzymy sie kulturze wspólczesnej, to zrozumiemy powody, dlaczego musialo sie tak stac. A teraz chcialbym podac dwa charakterystyczne rysy, którymi odznacza sie madrosc rózokrzyzowców, a które wazne sa dla jej misji w swiecie. Pierwszy zwiazany jest z cala postawa czlowieka wobec madrosci, która jest nieco inna niz ezoteryczna forma madrosci chrzescijansko-gnostycznej. Musimy tu poruszyc, na razie pobieznie, dwa aspekty zycia duchowego, jezeli chcemy zdac sobie jasno sprawe z tego odrebnego stanowiska. Pierwszy z nich to stosunek ucznia do nauczyciela i tu musimy poruszyc dwie rzeczy. Musimy rozwazyc po pierwsze to, co nazywamy jasnowidzeniem, po drugie to, co nazywamy wiara w autorytet. Pod slowem jasnowidzenie - które wlasciwie nie jest dobrym wyrazeniem - rozumiemy nie tylko widzenie, ale takze i slyszenie duchowe. To sa dwa zródla wszelkich pouczen o ukrytej madrosci swiata i z zadnych innych zródel nie moze plynac prawdziwe poznanie. W metodzie rózokrzyzowców mamy jednak wazna, zasadnicza róznice miedzy dochodzeniem, zdobywaniem prawd duchowych, a ich pojmowaniem. Dla rózokrzyzowca istnieje ogromna róznica miedzy dochodzeniem, otrzymywaniem prawd duchowych, a ich pojmowaniem. Kto nie rozwinal w sobie zdolnosci duchowych, jasnowidzenia, nie moze samodzielnie dojsc do duchowych prawd w wyzszym swiecie. Dla zdobywania prawd duchowych jasnowidzenie jest warunkiem koniecznym. Ale tylko dla zdobywania; gdyz do chwili obecnej zaden prawdziwy prad rózokrzyzowy nie podawal nauk, których nie mozna zrozumiec poslugujac sie zwyklym, logicznym mysleniem. Jezeli ktos zarzuca teozofii rózokrzyzowców, ze do zrozumienia jej trzeba byc jasnowidzacym, to nie ma racji. Nie chodzi tu wcale o zdolnosc bezposredniego przezywania wyzszych prawd przy zaangazowaniu duchowego widzenia i slyszenia. Jezeli ktos nie moze pojac madrosci rózokrzyzowców na drodze czysto rozumowej, to oznacza tylko, ze jeszcze nie wyrobil w sobie dostatecznej umiejetnosci logicznego myslenia. Jezeli przyjmujemy to, co daje dzisiejsza kultura, jezeli nie zalujemy trudu, cierpliwosci, wytrwalosci, by sie uczyc, to z pewnoscia bedziemy w stanie pojac i zrozumiec to, co mówi nauczyciel rózokrzyzowej madrosci. Jezeli czyjs umysl odrzuca te prawdy i mówi: "Ja tego nie rozumiem", to powodem jest nie to, ze dla niego swiat ducha jest jeszcze niedostepny, tylko ze za malo wykorzystuje swoje mozliwosci logicznego myslenia, nie poglebia wystarczajaco przezyc oraz mysli, jakie mu daje zwykle, dzisiejsze wyksztalcenie. Pomyslcie tylko, jakie nieslychane spopularyzowanie wiedzy nastapilo w ciagu ubieglych dwudziestu stuleci i spróbujcie wyobrazic sobie chrzescijanski prad rózokrzyzowy w XIV wieku. Pomyslcie, jakze inny byl stosunek rozproszonych po swiecie ludzi do nauczycieli; dzialalo tutaj mówione slowo. Malo kto zdaje sobie dokladnie sprawe, jaka olbrzymia ewolucja dokonala sie od tamtych czasów. Wystarczy wspomniec o wynalezieniu druku. Dzieki temu wynalazkowi tysiacami, milionami dróg przedostaje sie dzisiaj do nurtu ogólnej kultury to, co wypracowujemy na wyzynach zycia duchowego. Poczynajac od ksiazki, a konczac na najmniejszej wzmiance w pismie codziennym mamy niezliczona ilosc dróg, którymi ogromna masa pojec przenika w zycie. Sa to jednak drogi, które otworzyly sie dopiero niedawno i sprawily, ze intelekt zachodnioeuropejski przyjal zupelnie inna forme. Od tego czasu dziala on zupelnie inaczej. Odwieczna madrosc, wystepujac w nowej postaci, musi sie z tym liczyc. Trzeba bylo stworzyc jej nowa postac, tak by mogla dotrzymac kroku temu postepowi. Madrosc rózokrzyzowców jest dzisiaj w stanie oprzec sie kazdemu zarzutowi ze strony zarówno popularnej wiedzy, jak i powaznej, glebokiej nauki. Ostoje przeciw ewentualnej krytyce ze strony wiedzy posiada madrosc rózokrzyzowa w sobie samej. Istotne zrozumienie wiedzy wspólczesnej, ale nie dyletanckie rozumienie, jakie zdarza sie czasem nawet u profesorów uniwersyteckich, lecz zrozumienie wolne od abstrakcyjnych teorii i fantastycznych wyobrazen materializmu, zrozumienie opierajace sie scisle na faktach, dostarcza wlasnie calego szeregu naukowych dowodów, wykazujacych prawdziwosc pogladów rózokrzyzowców. Drugi charakterystyczny aspekt tej madrosci dotyczacy stosunku ucznia do nauczyciela polega na tym, ze ten stosunek jest zasadniczo rózny niz w innych wtajemniczeniach. Sposób odnoszenia sie ucznia do nauczyciela w obrebie tego ruchu jest wlasnie czyms zupelnie innym niz wiara w autorytet. Postaram sie to wytlumaczyc na przykladach z zycia. Nauczyciel madrosci rózokrzyzowej pragnie byc dla swego ucznia tym, kim jest biegly matematyk dla swego ucznia. Czy mozna twierdzic, ze mamy tu do czynienia z wiara w autorytet? Nie! Czy mozna twierdzic, ze uczen nie potrzebuje nauczyciela matematyki? Niejeden powie, ze tak, bo poslugujac sie dobrymi ksiazkami mozna dojsc do tego samego przez samodzielne studia i tylko sposób poznania jest inny niz przy bezposrednim kontakcie z czlowiekiem. Podobnie tez kazdy, po osiagnieciu pewnego stopnia jasnowidzenia, móglby dojsc do wszystkich prawd duchowych; tylko ze nikomu nie wyda sie rozsadne, aby dazyc do celu dluzsza droga Podobnie nierozsadne byloby mówic: “Chce sam z siebie dojsc do wszystkich prawd duchowych". Gdy nauczyciel biegly w matematyce przekazuje uczniowi swa wiedze, to uczen nie potrzebuje uciekac sie do wiary w autorytet, bo slusznosc prawd matematycznych sama do niego przemawia i jego rzecza jest tylko starac sie zrozumiec. Podobnie jest z calym rozwojem ezoterycznym w ujeciu rózokrzyzowców. Nauczyciel jest przyjacielem, doradca, który prowadzi do przezyc ezoterycznych, opierajac sie na wlasnym doswiadczeniu. Gdy sie juz raz do nich dojdzie, to przyjmowanie prawd ezoterycznych na wiare jest tak samo zbyteczne, jak przy twierdzeniu matematycznym, ze suma katów w trójkacie wynosi 180°. To, co w szkole rózokrzyzowców spotykamy jako autorytet, nie jest autorytetem we wlasciwym znaczeniu tego slowa, tylko po prostu sposobem skrócenia drogi do najwyzszych prawd. Teraz trzeba omówic stosunek wiedzy duchowej do ogólnej kultury duchowej. Na podstawie tego, co poruszymy w kolejnych wykladach, zobaczycie, ze prawda moze przeniknac bezposrednio do zycia praktycznego. Nie chodzi o zbudowanie jakiegos oderwanego systemu na teoretyczny tylko uzytek, ale o cos, co prowadzic moze do poznania glebokich podstaw naszej wspólczesnej wiedzy, do przenikniecia prawdami duchowymi naszego zycia codziennego. Madrosc rózokrzyzowców przyjac trzeba nie tylko glowa, nawet nie tylko sercem, trzeba aby przeszla nam w rece, przeniknela wszystkie nasze umiejetnosci manualne. Trzeba wcielic ja w czyn. Bo nie sentymentalne oddawanie sie wspólczuciu, tylko skoordynowane i celowe dzialanie jest praca w sluzbie ludzkosci. Prosze sobie tylko wyobrazic np. towarzystwo, które postawiloby sobie za jedyny cel "braterstwo" i nie zajmowalo sie niczym innym, jak tylko prawieniem kazan na temat tej idei. To nie bylby prad rózokrzyzowy. Rózokrzyzowiec nie mysli w ten sposób. Przypuscmy, ze ktos lezy na ulicy ze zlamana noga, a wokól niego zbiera sie gromadka kilkunastu ludzi przejetych milosierdziem i wspólczuciem; wszyscy oni razem wzieci mniej znacza niz jeden czlowiek, który potrafi opatrzec rannego, ewentualnie zestawic noge; moze wcale nie jest sentymentalny, ale podejdzie i pomoze. To jest wlasnie nastrój, który zyje w duszy rózokrzyzowca; chodzi mu o poznanie, które prowadzi do czynu, o opanowanie zycia poprzez poznanie. Wszelkie twierdzenia o milosiernym wspólodczuwaniu sa w swietle madrosci rózokrzyzowców nawet czyms niebezpiecznym; to ciagle podkreslanie wspólczucia wydaje sie pewnego rodzaju szukaniem wrazen. Czym na planie fizycznym jest lubowanie sie we wrazeniach nizszego rzedu, tym w dziedzinie duszy, na planie astralnym, jest tendencja do przezywania wszystkiego jedynie uczuciem, a nie poznaniem. Poznanie prowadzace do czynu, które pozwala nam wziac w rece zycie - naturalnie nie w znaczeniu materialistycznym, tylko poznanie zdobyte w dziedzinach ducha - przeobraza nas w praktycznych, zyciowych ludzi. Z poznania prawdy wyplywa harmonia zycia; jest ona naturalnym, niezawodnym rezultatem poznania. Moze sie zdarzyc, ze czlowiek, który potrafi opatrzyc rannego, minie go obojetnie, jesli brak mu zwyklego ludzkiego wspólczucia i dysponuje on wiedza dotyczaca jedynie swiata fizycznego. Przy poznaniu duchowym jest to niemozliwe. Nie moze byc istotnego poznania duchowego, które nie przenikaloby w zycie codzienne, w prace. Jest to wiec ta druga strona madrosci rózokrzyzowej, która osiaga sie tylko droga jasnowidzenia, ale pojac ja mozna zwyczajnym ludzkim rozumieniem. Na pozór wydaje sie to bardzo dziwne; aby miec przezycia w swiecie ducha, trzeba byc jasnowidzacym, ale zeby zrozumiec to, co widzi jasnowidzacy, jasnowidzenie nie jest potrzebne. Gdy jasnowidzacy przynosi wiesci ze swiatów ducha o tym, co sie tam dzieje, dajac w ten sposób ludzkosci to, co jest jej potrzebne, to kazdy, kto chce zrozumiec, zrozumie. Przystapimy teraz do rozpatrzenia siedmioczlonowej natury czlowieka wedlug metody rózokrzyzowców. Rozwazmy cialo fizyczne, o którym wszyscy sadza, ze je znaja, chociaz wlasciwie wcale tak nie jest. Tak samo jak patrzac na wode nie widzimy tlenu, musimy dopiero oddzielic go od wodoru, zeby sie z nim zapoznac, podobnie, patrzac na czlowieka, nie poznajemy, czym jest samo cialo fizyczne. Czlowiek jest polaczeniem ciala fizycznego, eterycznego, astralnego i innych wyzszych czlonów, tak samo jak woda jest polaczeniem chemicznym tlenu i wodoru. Czlowiek stanowi jednosc jako polaczenie wszystkich tych czlonów! Jezeli chcemy rozpatrywac tylko cialo fizyczne, to powinnibysmy usunac cialo astralne; to wlasnie ma miejsce w czasie glebokiego snu; sen jest pewnego rodzaju wydzieleniem ciala astralnego wraz z wyzszymi skladnikami natury ludzkiej z ciala fizycznego i eterycznego. Ale i wtedy mamy jeszcze przed soba cos wiecej niz cialo fizyczne; dopiero z chwila smierci, gdy i cialo eteryczne opuszcza cialo fizyczne, pozostaje samo cialo fizyczne. Jest to fakt o bezposredniej, praktycznej donioslosci. Wyjasnijmy to na przykladzie. Wezmy cialo astralne. W pradawnej przeszlosci, kiedy czlowiek mial jeszcze mglista, przycmiona zdolnosc jasnowidzenia, obrazowosc jego przezyc w tej dziedzinie byla zupelnie niepodobna do tego, co mamy dzisiaj. Obrazy zapadaly najpierw w jego cialo astralne. Musimy zdac sobie sprawe, ze w ciele astralnym czlowieka odbily sie kiedys obrazy trzech wymiarów przestrzennych - dlugosci, szerokosci i glebokosci. Ten obraz trójwymiarowej przestrzeni, odcisniety w ciele astralnym w pierwotnych czasach mglistego jasnowidzenia, przeniesiony zostal na cialo eteryczne. Tak jak pieczec odciska sie w roztopionym laku, podobnie obraz astralny odbil sie w ciele eterycznym; stamtad zas modelowal z kolei fizyczna postac, cialo fizyczne czlowieka. W ten sposób obraz trójwymiarowej przestrzeni uksztaltowal w naszym ciele pewien okreslony organ. Pierwotnie w ciele astralnym byl to obraz trzech prostopadlych do siebie linii w przestrzeni; to odcisnelo sie niby pieczec w ciele eterycznym. Tym samym uruchomiona zostala pewna czesc ciala eterycznego, która poczela pracowac nad jednym z organów we wnetrzu ucha, a mianowicie nad trzema tzw. kanalami pólkolistymi. Wszyscy je mamy; jezeli ulegna uszkodzeniu, to czlowiek przestaje orientowac sie w przestrzeni, dostaje zawrotów glowy, nie moze utrzymac sie w pozycji pionowej. Taki jest zwiazek miedzy obrazami ciala astralnego, silami ciala eterycznego i organami ciala fizycznego. W ogóle cialo fizyczne, cala zewnetrzna postac czlowieka, wywodzi sie z obrazów ciala astralnego i ze wspóldzialania sil ciala eterycznego; dlatego nie zrozumie ciala fizycznego ten, kto nie pozna najpierw ciala astralnego i eterycznego. Cialo astralne "poprzedza" cialo eteryczne, cialo eteryczne zas "poprzedza" cialo fizyczne. Tak sie ta rzecz komplikuje. Kanaly pólkoliste sa tak samo organem fizycznym jak nos; nie ma na swiecie dwóch identycznych nosów, a jednak mozna dostrzec pewne podobienstwo miedzy nosami rodziców i dzieci. Gdybysmy mogli studiowac u ludzi kanaly pólkoliste, to okazaloby sie, ze zachodza tu podobne róznice i podobienstwa jak miedzy nosami. Mozna dziedziczyc po rodzicach ksztalty tych kanalów. Jedynie najglebsza, wieczna duchowa tresc czlowieka, która przechodzi poprzez kolejne wcielenia, nie podlega dziedziczeniu. To, co nazywamy talentami, okreslonymi zdolnosciami, nie zalezy od wlasciwosci mózgu. Z tej samej logiki korzystamy w matematyce, w filozofii i w zyciu praktycznym. Róznice uzdolnien wystepuja dopiero wtedy, gdy stosujemy logike w dziedzinach, dla których organem poznania sa np. kanaly pólkoliste. Tak np. wybitnymi matematykami beda ludzie, u których ten wlasnie organ jest specjalnie wyksztalcony; jako przyklad moze sluzyc rodzina Bernoullich, która wydala szereg znakomitych matematyków. Dusza ludzka moze przyniesc ze soba na swiat cala moc predyspozycji czy to do muzyki, czy tez w innych dziedzinach. Jezeli jednak nie znajdzie w ciele fizycznym odpowiednio uksztaltowanych organów, nie bedzie mogla rozwinac tych zdolnosci. W ten sposób widzicie, ze niemozliwe jest istotne poznanie swiata fizycznego, o ile nie rozumiemy, jak w nim wszystko powstaje. Zadanie rózokrzyzowca nie polega na odsuwaniu sie od swiata fizycznego, bylaby to zla sprawa. Jego misja jest wlasnie przeduchowienie swiata fizycznego. Musi sie on wznosic w najwyzsze sfery zycia duchowego i dysponujac wiedza, jaka tam zdobyl, czynnie brac sie do pracy w swiecie fizycznym, a przede wszystkim posród ludzi. To jest prawdziwy poglad rózokrzyzowca; bezposredni wynik jego madrosci. Zabieramy sie do rozwazania takiej madrosci, która pomoze nam w zrozumieniu nawet najmniejszych rzeczy. Pamietajmy, ze najmniejsza rzecz, gdy jest na wlasciwym miejscu, moze prowadzic do wielkiego celu!

II

Poprzednio mówilismy, w jakim stosunku do czlowieka i do calej kultury pozostaje swiatopoglad duchowy, zdobyty na drodze, która nazywamy wiedza rózokrzyzowców. Jakkolwiek prawdy wyzszych swiatów zdobywac moze tylko jasnowidzacy, który w znacznym stopniu rozwinal w sobie sily duchowe, to jednak dazeniem tego kierunku jest zrozumienie nauki, która plynie z ezoterycznego poznania, przy zastosowaniu zwyklej logiki. Zdobyc to poznanie moze rozwiniety zmysl duchowy jasnowidzacego, ale do zrozumienia objawionych tresci wystarcza zwykla logika. Nie nalezy jednak sadzic, ze tresc kazdego wykladu z osobna moze sie ostac wobec jakiejkolwiek dowolnej krytyki. Jest to mozliwe tylko wtedy, jezeli poruszone tu zagadnienia rozwazac bedziemy wszechstronnie. Podkreslilismy równiez w poprzednim wykladzie druga wlasciwosc tego kierunku. To mianowicie, ze metoda rózokrzyzowców dazy do przejscia w zycie praktyczne. Nasza praca równiez przenikac ma w zycie. Ale i pod tym wzgledem takze musimy byc cierpliwi. Niejedno wyda sie nam z poczatku niemozliwe do zastosowania w zyciu praktycznym. Kiedy jednak po jakims czasie ogarniemy wzrokiem calosc, to zobaczymy, w jaki sposób poszczególne prawdy moga miec bezposredni wplyw na codzienne sprawy zyciowe. Madrosc, która da sie zastosowac w zyciu - oto cel metody rózokrzyzowców. A teraz przystapimy do rozwazania natury czlowieka. Poszczególne czlony ludzkiej natury poznamy tylko wtedy gdy idac krok za krokiem, rzeczowo, niczego nie pomijajac zobaczymy, jak wszystko laczy sie w organiczna calosc. Potem zastanowimy sie nad losem czlowieka po smierci. Zastanowimy sie, co dzieje sie w czasie czuwania, snu i smierci w zwiazku ze zlozona struktura ludzkiej natury. Bedziemy musieli rozwazyc, jakie zadanie ma przed soba czlowiek pomiedzy smiercia a nowym narodzeniem. Bardzo rozpowszechnione jest dzisiaj przekonanie, ze ludzie w zyciu pozagrobowym sa bezczynni. Ale tak nie jest; oddani sa ustawicznej twórczej pracy, która ma znaczenie dla calego kosmosu. Nastepnie bedziemy musieli wytlumaczyc, co nazywamy reinkarnacja i karma oraz rozwazyc los w zwiazku z rozwojem czlowieka. Zastanowimy sie, jak biegnie linia rozwoju ludzkosci, poczynajac od zamierzchlych czasów i jakie perspektywy widzimy w przyszlosci. Naszym dzisiejszym zadaniem bedzie scharakteryzowanie istoty czlowieka. Mówiac o istocie czlowieka musimy sobie zdawac sprawe, ze ludzka natura jest znacznie bardziej skomplikowana dla tego, kto z wyksztalconymi organami poznania duchowego bierze sie do jej rozpatrywania niz dla tego, kto posluguje sie zwykla zewnetrzna obserwacja, kierujac sie rozumowaniem przystosowanym do swiata fizycznego i obejmujac zaledwie mala czesc rzeczywistosci. Z punktu widzenia wiedzy duchowej bledem jest jak to juz zaznaczylismy - nazywac cialem fizycznym to, co mamy ciagle przed oczami. Cialo fizyczne, na które patrzymy przenikniete jest cialem eterycznym i astralnym. Jest ono polaczeniem tych trzech cial i dopiero po usunieciu dwóch ostatnich mielibysmy rzeczywiscie przed soba tylko cialo fizyczne. Cialo fizyczne jest czyms, co czlowiek posiada na równi z otaczajaca go natura, z mineralami, roslinami i zwierzetami. Tylko wtedy prawidlowo rozwazamy cialo fizyczne czlowieka, jesli zauwazymy, ze siega ono tak daleko, jak daleko siega nasze pokrewienstwo z otaczajacym nas swiatem mineralnym. Musimy jednak zdawac sobie sprawe z tego, ze tej wlasnie czesci naszej istoty nie mozna rozwazac w oderwaniu od otaczajacego nas wszechswiata. Sily, które dzialaja w ciele fizycznym, dzialaja z kosmosu. Kto rozumie te zjawiska, ten rozmyslajac o ciele fizycznym czlowieka odnosi podobne wrazenie, jak przy rozwazaniu natury teczy. Aby powstala tecza, musza zaistniec okreslone warunki takie jak kat padania promieni slonecznych, rodzaj chmur itp. Jezeli konstelacja slonca i chmur jest odpowiednia, to tecza musi sie pokazac. Tecza jest wiec fenomenem wywolanym przez warunki zewnetrzne. Podobnie cialo fizyczne jest objawem sil, których musimy szukac w calym otaczajacym nas swiecie. Zachodzi teraz pytanie, gdzie znajduja sie w swej prawdziwej postaci sily, które sprawiaja, ze nasze cialo fizyczne przejawia sie tak wlasnie, jak sie przejawia? Jezeli rozwazac bedziemy cialo fizyczne, to sil, które je tworza, szukac trzeba w wyzszym swiecie, bo w swiecie fizycznym znajdujemy tylko to, co jest ich fizycznym objawem. Dlatego tez musimy przez chwile rozwazyc swiaty, jakie istnieja jeszcze poza naszym swiatem fizycznym. Wyzsze swiaty, o których mówi nam wiedza tajemna, znajduja sie wokól nas. Trzeba tylko miec dla nich otwarte zmysly duchowe, podobnie jak dla swiata barw musimy miec otwarte oczy. Gdy rozwiniemy pewne zmysly naszej duszy, zmysly o jeden stopien wyzsze niz fizyczne, wtedy dostapimy poznania swiata astralnego. Teozofia rózokrzyzowców nazywa ten swiat swiatem imaginacji lub imaginatywnym, przy czym jednak imaginacja oznacza cos o wiele bardziej rzeczywistego niz to, co zwykle tym slowem oznaczamy. Jest to niby fala naplywajacych i odplywajacych obrazów. Barwa, która w swiecie fizycznym jest przywiazana do przedmiotów, w swiecie astralnym podlega najrózniejszym przeobrazeniom. Z czasem poznamy to dokladniej. W spopularyzowanej metodzie rózokrzyzowców swiat ten nosi tez nazwe swiata elementarnego, tak wiec te trzy wyrazenia, swiat imaginatywny, astralny i elementarny uzywane sa przez rózokrzyzowców w tym samym znaczeniu. Poza tym istnieje jeszcze wyzszy swiat, do którego dostep otwiera rozwój jeszcze wyzszych zmyslów. Jest to swiat harmonii sfer, który wnika w swiat obrazów i swiat istot kolorów. Swiat ten nazywamy dewahanem, swiatem mentalnym albo tez rupa-dewahanem. Rózokrzyzowcy nazywaja go swiatem harmonii sfer albo swiatem inspiracji, gdyz to on wlasnie daje inspiracje, gdy wyzsze zmysly sa na to otwarte. Kontynuatorzy ruchu rózokrzyzowców nazywaja ten swiat takze niebianskim lub dewahanem nizszym. Swiat inspiracji, swiat dewahaniczny i swiat niebianski oznacza znowu jedno i to samo. I wreszcie mamy jeszcze wyzszy swiat, który otwieraja nam jeszcze wyzsze zmysly; metoda rózokrzyzowców okresla go jako swiat prawdziwej intuicji, przy czym intuicja jest czyms o wiele wyzszym niz to, co sie pospolicie pod tym slowem rozumie w zyciu codziennym; jest to pograzenie sie, zatracenie sie w innych istotach i poznawanie tych istot od wewnatrz. Swiat intuicji w ruchu, który nawiazuje do rózokrzyzowców, nazywa sie swiatem rozumu. Jest to sfera tak odlegla, ze tutaj, na Ziemi, jest tylko czyms w rodzaju cienia, odbicia. Nasze pojecia rozumowe sa zaledwie slabym odbiciem tego, co w swiecie intuicji jest zywa rzeczywistoscia. Musimy wiec prócz swiata fizycznego wymienic jeszcze trzy inne swiaty, jezeli chcemy wiedziec, co nas otacza. Gdy wzniesiemy sie w ten najwyzszy swiat, w swiat intuicji, to widzimy, ze kazdemu pojeciu, jakie wytwarzamy sobie tutaj o przedmiotach, odpowiadaja tam zywe istoty. To, co tu jest pojeciem, jest tylko cieniem, odbiciem istot tego najwyzszego swiata. Tak wiec nasz swiat fizyczny jest wynikiem sil, które w prawdziwej swej postaci znajduja sie w swiecie intuicji, w wyzszym dewahanie, arupa-dewahanie. Mozemy jeszcze lepiej wyjasnic sobie to wszystko, jezeli postawimy pytanie, co wynika z takiego wlasnie potraktowania swiata mineralnego? Czlowiek jest istota samoswiadoma. O minerale mówimy, ze nie ma swiadomosci, ale mamy wtedy na mysli to, co sie dzieje w granicach planu fizycznego, bo ma on swiadomosc w wyzszych swiatach. W swiecie elementarnym nie znajdziemy jednak jeszcze jazni mineralu. Znajdziemy ja dopiero w najwyzszym ze swiatów, jakie wyliczylismy przed chwila. Tak jak palec nie ma swiadomosci, tylko nalezy do swiadomej jazni czlowieka, podobnie i mineral wiedzie nas do swojej jazni poprzez prady, które trzeba przebyc, aby dotrzec do najwyzszej dziedziny bytu. Paznokiec jest czescia calego organizmu ludzkiego, który w jazni ma swoja swiadomosc; otóz paznokiec tak sie ma do calego naszego organizmu jak mineral do swiata ducha. Bo dopiero calosc organizmu ma jazn swiadoma, a mineral, podobnie jak paznokiec, jest najdalszym wyrazem zgeszczenia, stwardnienia tego zycia, które jest w calym organizmie. Podobienstwo miedzy fizycznym cialem czlowieka a mineralem polega na tym, ze temu fizycznemu cialu, temu, co w nim jest czysto fizyczne, odpowiada swiadomosc w najwyzszym swiecie duchowym. W zakresie czysto fizycznym cialo to ulega dzialaniu plynacemu z góry, z wyzszych swiatów. Nie panujemy nad tym, co ksztaltuje nasze cialo fizyczne. Tak jak ruch reki zalezy od naszej jazni, tak czysto fizyczny sklad naszego ciala i procesy w nim zachodzace zaleza od tej swiadomosci jazni naszego ciala fizycznego, która nim kieruje z najwyzszych swiatów. Tylko wtajemniczony, który wzniósl sie na stopien intuicji, opanowuje sam swe cialo fizyczne tak, ze zaden prad nie przebiegnie jego nerwami z pominieciem swiadomosci i wlasnie dopiero przez to staje na poziomie tych wyzszych swiatów, które z góry kieruja jego cialem fizycznym. Drugi czlon naszej natury pokrewny jest roslinom i zwierzetom; jest to tak zwane cialo eteryczne albo zyciowe. Jasnowidzacemu przedstawia sie ono mniej wiecej w granicach ciala fizycznego. Cialo eteryczne stanowi splot sil. Gdybysmy mogli na chwile calkowicie odwrócic mysli od ciala fizycznego i skierowac cala swiadomosc tylko na cialo eteryczne, to ujrzelibysmy cialo skladajace sie z sil, przenikniete silami, które utworzyly, zbudowaly cialo fizyczne. Serce ludzkie nigdy nie mogloby powstac w obecnej postaci, gdyby w ciele eterycznym, które przenika nasze cialo fizyczne, nie bylo eterycznego serca. Ono wlasnie zawiera w sobie prady i sily, które sa budowniczymi, architektami, twórcami serca fizycznego. Jest to mniej wiecej tak, jak gdybysmy wyobrazili sobie, ze mamy naczynie z woda i jezeli ochlodzimy wode, to powstanie zageszczenie, powstanie lód. Ten lód to jest woda, tylko zageszczona, stwardniala, a formy, jakie ten lód przybiera, istnialy w wodzie jako linie sil. Tak tez i serce fizyczne powstalo z eterycznego serca. Jest to tylko zgestniale, stwardniale serce eteryczne, a prady serca eterycznego nadaly fizycznemu sercu jego postac. Jezeli moglibysmy calkowicie odwrócic uwage od ciala fizycznego, tak aby dla nas na chwile nie istnialo, to mielibysmy przed soba tylko cialo eteryczne, które w górnej swej czesci jest dosyc podobne do ciala fizycznego. To podobienstwo zachodzi jednak tylko do polowy, potem cialo eteryczne wykazuje duze zróznicowanie. Zrozumiecie to, gdy wam powiem, ze mezczyzna ma cialo eteryczne zenskie, a kobieta meskie. Bez tej wiedzy wiele rzeczy w praktycznym zyciu pozostaje niezrozumialych. Poza tym, wyglada ono jak swietlna postac, która ze wszystkich stron troche wykracza - ale tylko niewiele - poza rozmiary ciala fizycznego. Sily, które wspólnie dzialaja w ciele eterycznym, znajdziemy w swiecie inspiracji, zwanym tez rupa-dewahanem albo swiatem niebianskim. Sily, które tworza i utrzymuja cialo eteryczne, znajdujemy o jeden stopien nizej niz te, które tworza i utrzymuja cialo fizyczne. Dlatego tez jazni swiadomej roslin szukac trzeba w swiecie inspiracji, w swiecie nizszego dewahanu. W tym swiecie harmonii sfer, w którym swiadoma jazn roslin ma swoja siedzibe, znajdujemy takze swiadoma jazn przenikajaca nasze cialo eteryczne, zyjaca w nas, chociaz bez naszej wiedzy. Teraz przechodzimy do trzeciej czesci naszej istoty, do ciala astralnego albo - wedlug okreslenia rózokrzyzowców - do ciala duszy. To cialo astralne wspólne jest juz tylko czlowiekowi i zwierzetom. Tam, gdzie wystepuje uczucie, radosc i ból, zadowolenie i smutek, afekty i namietnosci, tam wchodzi w gre cialo astralne jako teren, siedziba tych przezyc wewnetrznych danej istoty; tak samo pragnienie, pozadanie, wszystko to tkwi - jezeli mozna sie tak wyrazic - w ciele astralnym. Mozemy scharakteryzowac to cialo mówiac, ze ma ono w sobie to, co znajdujemy takze w swiecie zwierzat. Ale swiatu zwierzecemu takze odpowiada jakas swiadomosc. Astralnoscia czlowieka i zwierzecia kieruja sily, które znajduja sie w swiecie astralnym, imaginatywnym, albo - jak wyrazaja sie rózokrzyzowcy - w swiecie elementarnym. Sily, które tworza i utrzymuja to cialo astralne, które nadaja mu jego postac, znalezc mozna we wlasciwej formie w swiecie astralnym. Otóz i zwierzeta maja w tym swiecie swoja jazn swiadoma. U czlowieka mówimy o indywidualnej duszy, w przypadku zwierzat mówimy o duszy grupowej. Dusze te znalezc mozna na planie astralnym, z ta tylko róznica, ze nie kazde zwierze z osobna, lecz caly gatunek - np. wszystkie lwy, wszystkie tygrysy - ma jedna wspólna jazn. W ten sposób to, co widzimy tu jako zwierze, zrozumiec mozemy w pelni tylko wtedy, jezeli jestesmy w stanie uchwycic to, co laczy zwierzeta z planem astralnym. Spostrzegamy wtedy cos, niby promienie czy prady, które biegna np. od pojedynczych lwów i dopiero w swiecie astralnym lacza sie z ich wspólna dusza grupowa, ze zbiorowa dusza wszystkich lwów, jakie chodza po ziemi. Otóz w kazdym ciele astralnym zyje cos z takiej duszy grupowej. Ta jazn zwierzeca zyje tez w ludzkim ciele astralnym i wtedy dopiero czlowiek uniezaleznia sie od niej, gdy staje sie jasnowidzacym na planie astralnym, gdy staje na poziomie istot astralnych, gdy z duszami zwierzecymi w swiecie astralnym obcuje tak jak tu z pojedynczymi zwierzetami. Swiat astralny zamieszkuja istoty, które tylko rozszczepione na wieksza ilosc pojedynczych zwierzat schodzic moga na plan fizyczny. Gdy zwierzeta koncza zycie, lacza sie z powrotem z ta czescia swej istoty, która pozostawily na planie astralnym. Cala grupa zwierzat jest w swiecie astralnym, jezeli tak rzec mozna, pewna istota, z która rozmawia sie tak, jak tu z poszczególnym czlowiekiem. Wygladaja one troche inaczej niz w rzeczywistosci ziemskiej, ale nie bez racji okreslane sa w Apokalipsie (4.6-9.) w ten sposób, ze rozpadaja sie na cztery grupy: orzel, lew, byk i czlowiek (czlowiek, który nie zstapil jeszcze na plan fizyczny). Te cztery zwierzeta apokaliptyczne stanowia cztery rodzaje dusz grupowych, które na planie astralnym znajduja sie najblizej indywidualnej duszy ludzkiej. A teraz spojrzec musimy na to, co nie jest juz wspólne dla czlowieka i otaczajacego go swiata, na to, co znajduje swój wyraz w ludzkiej jazni. Dzieki tej czwartej czesci swej istoty czlowiek jest ukoronowaniem fizycznego ziemskiego stworzenia. Dopiero dzieki temu czwartemu czlonowi moze miec swiadomosc tutaj, na planie fizycznym. Tak jak swiadomosc mineralów znajduje sie w wyzszym swiecie duchowym - w arupa-dewahanie, swiadomosc roslin w nizszym, swiecie duchowym - rupa-dewahanie, swiadomosc zwierzat w swiecie astralnym, tak jazn swiadoma czlowieka znajduje sie na planie fizycznym, w tej wlasnie czwartej czesci skladowej jego istoty. Dopiero tu, w swej jazni, ma czlowiek cos, gdzie nie ma wstepu zadna inna swiadoma jazn. Zapoznalismy sie wiec z czteroczlonowa natura czlowieka skladajaca sie z ciala fizycznego, ciala eterycznego, ciala astralnego i jazni. Wszystko to nie wyczerpuje jeszcze natury czlowieka; te cztery czlony czlowiek mial juz przy pierwszej inkarnacji na Ziemi, a wedrówka przez szereg wcielen oznacza przeciez coraz wyzszy rozwój. Polega on na tym, ze czlowiek, opierajac sie na swojej jazni, opracowuje teraz trzy wczesniej wymienione czesci skladowe swojej istoty. Przezywajac w zamierzchlej przeszlosci swoja pierwsza ziemska inkarnacje ulegal wszystkim swoim afektom i namietnosciom. Mial on juz wówczas oprócz ciala fizycznego, eterycznego i astralnego takze jazn, a jednak zachowywal sie jak zwierze. Jezeli takiego czlowieka porównac ze szlachetnym idealista, to róznica polega na tym, ze w tym pierwotnym czlowieku jazn jeszcze nie pracowala nad cialem astralnym. Nastepny etap w rozwoju ludzkosci polega na pracy swiadomej jazni czlowieka nad cialem astralnym. Praca ta wyraza sie w tym, ze jazn opanowuje od wewnatrz pewne wlasciwosci ciala astralnego. Przecietny Europejczyk np. ulega pewnym popedom, innym popedom natomiast ulegac sobie zabrania. Otóz to wszystko, co czlowiek z pierwotnie zyjacych w jego ciele astralnym sklonnosci i popedów opanowuje swa jaznia, nazywamy duchem jazni albo Manas. Manas jest wynikiem przemiany, dokonanej w ciele astralnym przez jazn, która nad nim pracuje. Jezeli chodzi o substancje, to jest ona w Manas ta sama, co w ciele astralnym, tylko to, co dawniej stanowilo cialo astralne, teraz w innym ukladzie stanowi to wlasnie, co nazywamy Manas. Czlowiek, który w dalszym ciagu sie rozwija, dochodzi powoli do tego, ze opierajac sie na jazni, moze pracowac nie tylko nad swoim cialem astralnym, lecz takze nad eterycznym. Spróbujmy sobie wyjasnic, na czym polega róznica miedzy praca nad cialem astralnym oraz praca nad cialem eterycznym. Jezeli czlowiek zda sobie sprawe z tego, co wiedzial jako osmioletnie dziecko, a co wie teraz, to zobaczy, ze od tego czasu przybylo mu bardzo, bardzo wiele swiadomosci. Kazdy z nas przyswoil sobie olbrzymia ilosc pojec, które sprawiaja, ze nie ulega juz slepo afektom i namietnosciom. A jezeli ktos byl np. dzieckiem popedliwym, latwo unosil sie gniewem i zastanowi sie teraz, jak dalece swoja porywczosc przezwyciezyl, to spostrzeze, ze czasami dochodzi ona jeszcze do glosu. Albo tez inny przyklad; jak trudno jest czlowiekowi, który ma slaba pamiec, poprawic ja albo jak niewiele zmienic moze czlowiek swoje zasadnicze sklonnosci, wrazliwosc lub wrodzona tepote itd. Porównywalismy czesto te przemiane temperamentu, z powolnym przesuwaniem sie wskazówki godzinowej na zegarze. Na tym wlasnie przeobrazeniu polega istota wtajemniczenia, to, co uczen przechodzi na drodze wtajemniczenia. Nauka i studia sa tylko przygotowaniem. Daleko istotniejsza jest przemiana czlowieka, jego charakteru, temperamentu. Kto obdarzony z natury slaba pamiecia przemienia ja na dobra, z porywczego staje sie lagodny, z melancholika pogodny i zrównowazony, ten wiecej czyni, niz gdyby posiadl wieksza ilosc wiadomosci. W tym lezy zródlo wewnetrznych duchowych sil; w tym wyraza sie praca jazni, która jest w stanie opanowac cialo eteryczne, a nie tylko astralne. Przejawianie sie tych sklonnosci wiaze sie naturalnie takze z cialem astralnym, ale kto chce je przemienic u zródla, ten szukac ich musi w ciele eterycznym i tylko praca nad cialem eterycznym moze je zmienic. Ile ciala eterycznego opanujemy swa jaznia, tyle mamy w sobie tego, co nazywamy duchem zycia. W literaturze teozoficznej okreslane to bywa jako Buddhi. Substancja Buddhi jest tym samym, co przemieniona przez jazn czesc ciala eterycznego. Gdy jazn tak dalece sie wzmocni, ze potrafi przeobrazic juz nie tylko cialo eteryczne, ale równiez cialo fizyczne, najbardziej materialna czesc natury ludzkiej, której sily ksztaltujace siegaja najwyzszych swiatów, wtedy mówimy, ze czlowiek wytwarza w sobie najwyzsza czesc skladowa obecnej swej natury, to co nazywamy Atma albo duch-czlowiek. Sil, które przeobrazic moga cialo fizyczne, szukac musimy w najwyzszym swiecie. Przeobrazenie ciala fizycznego zaczyna sie od przemiany w procesie oddychania, slowo Atma ma znaczenie pokrewne slowu oddychac (po niemiecku: oddychac = atmen). Przemiana ta sprawia, ze zmienia sie sklad krwi, która pracuje nad cialem fizycznym, zbliza nas do najwyzszego ze swiatów. Musimy jeszcze rozróznic dwie formy takiej przemiany; jezeli chcemy je blizej okreslic, to mówimy o drodze nieswiadomej i swiadomej. Kazdy Europejczyk dokonal juz nieswiadomie pewnej pracy nad nizszymi czesciami skladowymi swej natury, pewnego przeobrazenia przez jazn. Swiadomie pracuje on w obecnym okresie rozwojowym tylko nad cialem astralnym, a jezeli chce swiadomie pracowac nad przemiana ciala eterycznego, to musi najpierw zostac wtajemniczonym. Mamy wiec trzy pierwotne czesci skladowe ludzkiej natury, jakie ma kazdy czlowiek, nawet na najbardziej pierwotnym stopniu rozwoju, a do tego jazn. Teraz zaczyna sie przemiana; przez dlugi czas dokonywala sie ona nieswiadomie. Ludzkosc zaczyna teraz przeksztalcac cialo astralne. Wtajemniczeni przeksztalcaja teraz swiadomie cialo eteryczne, w przyszlosci zas wszyscy ludzie beda swiadomie pracowali nad przeobrazeniem ciala eterycznego i fizycznego. Okreslilismy wiec trzy pierwotne czesci skladowe natury ludzkiej, cialo fizyczne, eteryczne, astralne oraz jazn. Jazn dziala, pracuje i przeksztalca czlowieka; widzimy, jak przeobraza trzy nizsze czesci skladowe naszej istoty. Dzieki temu procesowi, który juz mamy za soba, powstaly w nas nieswiadomie, jako zadatki na przyszlosc: Manas, Buddhi, Atma. W teozofii rózokrzyzowców rozrózniamy dusze odczuwajaca, dusze rozumowa i dusze samoswiadoma Dopiero przy duszy samoswiadomej rozpoczyna sie swiadoma praca nad przeksztalcaniem. Jazn zaczyna wtedy swiadomie pracowac nad dalsza przemiana; najpierw rozwija sie w duszy swiadomej duch-jazn; w duszy rozumowej rozwija sie duch-zycie jako odpowiednik ciala zyciowego - czyli eterycznego, potem zas w duszy odczuwajacej rozwinie sie wlasciwy duch-czlowiek - Atma. W ten sposób mamy dziewiec czesci skladowych natury ludzkiej. Dwie z tych czesci skladowych sa jakby polaczone z dwiema innymi, a mianowicie: dusza odczuwajaca i cialo astralne wygladaja jakby byly wsuniete jedna w druga, niby miecz w pochwe. Tak samo duch jazn i dusza swiadoma. Tak wiec te dziewiec czesci skladowych sprowadzic mozna do siedmiu. A wtedy mozemy je wyliczyc w ten sposób: cialo fizyczne cialo eteryczne, czyli zyciowe cialo astralne, w którym tkwi dusza odczuwajaca jazn i jako wyzsze czesci skladowe: duch jazn lacznie z dusza swiadoma (Manas) duch-zycie (Buddhi) duch-czlowiek (Atma) Takie to wewnetrzne zwiazki zachodza w naturze ludzkiej; w rzeczywistosci mamy do czynienia z dziewiecioma czesciami skladowymi, przy czym jednak dwie lacza sie dwa razy. Dlatego w teozofii rózokrzyzowców odrózniamy 3 razy po 3, czyli dziewiec czlonów, które dzieki temu laczeniu sie po dwie sprowadzaja sie do siedmiu. W siedmiu musimy jednak rozeznawac dziewiec, inaczej poglad nasz pozostanie czysto teoretyczny. 0x01 graphic
Jazn blyszczy w duszy, potem zaczyna sie praca nad cialem. Przejscie od teorii do zycia osiagamy jednak tylko wtedy, jezeli staramy sie docierac az do samej natury rzeczy. To, co tutaj tylko zaznaczylismy, bedzie nas prowadzic, kiedy przejdziemy do rozwazania czlowieka spiacego, czuwajacego i zmarlego.

III

Dzisiaj przejdziemy do rozpatrywania czlowieka w stanie czuwania, w stanie snu i w stanie tzw. smierci. Stan czuwania kazdy zna z wlasnego doswiadczenia. Gdy czlowiek pograza sie we snie, cialo astralne, jazn i to, co jazn wypracowala w ciele astralnym, opuszcza cialo fizyczne i eteryczne. Jezeli jasnowidzacy obserwuje spiacego czlowieka, ma przed soba cialo fizyczne i eteryczne. Te dwie czesci skladowe naszej natury pozostaja zwiazane ze soba tak jak zwykle, gdy tymczasem cialo astralne wraz z wyzszymi czlonami oddziela sie od ciala fizycznego i eterycznego. Jasnowidzacy moze obserwowac, jak u spiacego czlowieka cialo astralne oddziela sie od ciala fizycznego i eterycznego. Aby to jeszcze dokladniej opisac, trzeba powiedziec, ze cialo astralne wspólczesnego czlowieka przedstawia sie niby splot pradów i rozblysków swiatla, co w calosci wyglada jak dwie wzajemnie spinajace sie spirale; niby dwie szóstki wchodzace jedna w druga, z których jedna gubi sie w ciele fizycznym, a druga swym koncem siega daleko w kosmos. Obydwa te zakonczenia ciala astralnego staja sie bardzo szybko niedostepne dla obserwacji, to zas, co jasnowidzacy ma przed soba, mozna by porównac z ksztaltem jaja. Gdy czlowiek budzi sie, to czesc ciala astralnego wybiegajaca w kosmos sciaga sie i calosc wraca ponownie do ciala fizycznego i eterycznego. Senne marzenia sa czyms posrednim miedzy stanem snu i stanem czuwania. Powstaja one wtedy, gdy cialo astralne oddzieli sie juz calkowicie od ciala fizycznego, ale zachowa jeszcze pewna lacznosc z cialem eterycznym. Wtedy to pojawiaja sie obrazy, które nazywamy snami. Jest to rzeczywiscie stan posredni, kiedy cialo astralne nie ma juz zadnej lacznosci z cialem fizycznym, ale do pewnego stopnia zwiazane jest jeszcze z cialem eterycznym. Czlowiek spiacy zyje wiec jedynie w swoim ciele astralnym, poza swym cialem fizycznym i eterycznym. To, ze czlowiek musi co jakis czas pograzac sie w sen, ma swoje glebokie uzasadnienie. Nie powinnismy sobie wyobrazac, ze cialo astralne, gdy w czasie snu znajduje sie poza cialem fizycznym i eterycznym, jest bezczynne. W ciagu dnia, gdy znajduje sie ono w ciele fizycznym i eterycznym, podlega wplywom swiata zewnetrznego. Wplywy te dochodza do czlowieka wlasnie przez cialo astralne. Wrazenia zmyslowe, odczucia, wszystko to, czego czlowiek doznaje zyjac i pracujac w swiecie fizycznym, wszystko, co dziala na niego z zewnatrz, siega az do ciala astralnego. Tym wlasnie ogniwem swej istoty czlowiek czuje i mysli, zas cialo fizyczne, a nawet eteryczne, sa tylko jego narzedziami, posrednikami. To wszystko co jest mysleniem i chceniem, znajdujemy w ciele astralnym. Kiedy w ciagu dnia czynnie bierzemy udzial w zyciu zewnetrznym, nasze cialo astralne otrzymuje ciagle wrazenia z otaczajacego swiata. Z drugiej jednak strony nie wolno zapominac, ze to wlasnie nasze cialo astralne ksztaltuje cialo eteryczne i fizyczne. Podobnie jak cialo fizyczne ze wszystkimi swymi organami powstalo jako zageszczenie, stezenie ciala eterycznego, tak wszystko, co dziala w ciele eterycznym, urodzilo sie z ciala astralnego. A z czego powstalo cialo astralne? Pochodzi ono z calosci astralnego organizmu, który przenika nasz wszechswiat. Aby wyjasnic porównaniem ten stosunek malej czastki ciala astralnego w naszym organizmie do tego bezbrzeznego oceanu astralnosci, w którym unosza sie, i z którego rodza sie ludzie, zwierzeta, rosliny, mineraly, a takze planety, aby zdac sobie sprawe z tej relacji, wyobrazmy sobie krople wzieta z naczynia napelnionego plynem. Tak jak kropla pochodzi z calosci zawartej w naczyniu, tak i to, co stanowi nasze cialo astralne, bylo kiedys objete morzem astralnosci w kosmosie. Wydzielilo sie z niego i wiazac sie z cialem eterycznym i fizycznym wyodrebnilo, tak jak kropla z naczynia. Dopóki cialo astralne spoczywalo w lonie tej ogólnej astralnosci, podlegalo prawom kosmicznego ciala astralnego, zylo jego zyciem. Skoro sie jednak oddzielilo, to juz inne wrazenia ze swiata zewnetrznego staly sie jego udzialem. W ten sposób zycie naszego ciala astralnego sklada sie czesciowo z przezyc wyniesionych z tego morza astralnosci kosmicznej, czesciowo zas z wrazen naplywajacych ze swiata fizycznego, w którym przeznaczone nam teraz zyc i dzialac. Kiedys, gdy czlowiek osiagnie cel swojego ziemskiego rozwoju, te dwa czynniki dojda w nim do calkowitej harmonii. Ale dzis tak nie jest, dzis nie dzwiecza jeszcze razem. Tak wiec cialo astralne tworzy i ksztaltuje cialo eteryczne, a przez nie - poniewaz z kolei cialo eteryczne wytwarza cialo fizyczne - buduje równiez posrednio cialo fizyczne. Wszystko, co cialo astralne wytwarza w ciagu wieków, pochodzi wiec posrednio z tego morza astralnosci kosmicznej. A poniewaz wszystko, co stamtad pochodzi, jest harmonijne, prawidlowe i zdrowe, to i twórczosc ciala astralnego, które buduje cialo eteryczne i fizyczne, jest poczatkowo zdrowa i harmonijna. Jednak na skutek zewnetrznych wplywów swiata fizycznego, które naruszaja pierwotna harmonie ciala astralnego, powstaja w ciele fizycznym zaburzenia, które spotykamy u wspólczesnych ludzi. Gdyby cialo astralne pozostawalo przez caly czas w obrebie ciala fizycznego, to silny wplyw swiata zewnetrznego doprowadzilby w krótkim czasie do ruiny cala harmonie, która cialo astralne wynioslo z kosmicznego morza astralnosci. Choroba i zmeczenie zniszczylyby czlowieka bardzo szybko. W czasie snu cialo astralne usuwa sie od pelnych dysonansów wrazen swiata fizycznego i zanurza sie w harmonie kosmosu, z której sie narodzilo. Rankiem wraca odrodzone dzieki odnowie, jakiej doznalo w nocy. Jasnowidzacy dostrzega zwiazek miedzy morzem astralnosci a cialem astralnym spiacego czlowieka i widzi dokonywana prace, polegajaca na usuwaniu znuzenia powstalego pod wplywem dysharmonii swiata zewnetrznego. Wyrazem tej pracy jest uczucie pokrzepienia, z jakim budzimy sie rano. Poniewaz jednak cialo astralne po nocy spedzonej w morzu astralnosci ponownie musi przystosowac sie do swiata fizycznego, wiec uczucie pokrzepienia wystepuje najsilniej dopiero po paru godzinach od wstapienia ciala astralnego z powrotem w cialo fizyczne. A teraz przejdzmy do siostry snu, do smierci i spróbujmy wyjasnic sobie stan czlowieka po smierci. Róznice pomiedzy smiercia a snem mozna by ujac w ten sposób, ze w czasie snu jazn i cialo astralne oddzielaja sie od ciala fizycznego i eterycznego, po smierci zas cialo eteryczne opuszcza cialo fizyczne razem z cialem astralnym i jaznia, tak ze pozostaje tylko samo cialo fizyczne. Takie wystapienie ciala eterycznego z ciala fizycznego nie zdarza sie nigdy za zycia, od narodzenia az do smierci, chyba ze czlowiek przechodzi pewne stany wtajemniczenia. Bardzo waznym momentem dla zmarlego jest chwila nastepujaca bezposrednio po smierci. Trwa ona dluzszy czas, godziny, a nawet dni. W tym stanie przed dusza zmarlego przesuwa sie cale jego minione zycie w jednym wielkim obrazie, niby w jakiejs wielkiej panoramie wspomnien. Przezywa to kazdy czlowiek po smierci. Szczególna wlasciwosc tego obrazu polega na tym, ze dopóki trwa on w ten sposób, w jaki rozpostarl sie przed dusza bezposrednio po smierci, sa w nim jakby wymazane wszystkie te przezycia, które czlowiek w czasie swej ziemskiej wedrówki przezyl subiektywnie. Przechodzac przez zycie doznawalismy uczuc radosci i smutku, przyjemnosci lub bólu; wydarzeniom zewnetrznym towarzyszyly zawsze przezycia wewnetrzne. Otóz z radosci i smutków, których zawsze pelne sa nasze wspomnienia, nie ma w tym obrazie nic. Wobec panoramy naszych wspomnien odnosimy sie z tym obiektywnym spokojem, z jakim patrzymy np. na dzielo jakiegos malarza. Jezeli dzielo przedstawia czlowieka smutnego, cierpiacego, to patrzac spokojnie na obraz, mozemy wyczuwac jego smutek, ale nie przezywamy bezposrednio uczucia bólu, jakiego doznawala ta osoba. I tak jest wlasnie z tymi obrazami bezposrednio po smierci; mamy je przed soba i przez zadziwiajaco krótki okres widzimy wszystkie najdrobniejsze szczególy, jakie zdarzyly sie w naszym zyciu. Oddzielenie ciala eterycznego od fizycznego jeszcze za zycia moze miec miejsce tylko u wtajemniczonych. Sa jednak chwile, w których cialo eteryczne nawet nie wyszkolonych ezoterycznie ludzi oddziela sie na moment, niby szarpnieciem, od ciala fizycznego. Tak dzieje sie w chwilach wielkiego przerazenia, np. przy upadku ze znacznej wysokosci lub w chwili toniecia. Potezny wstrzas, jakiego wtedy czlowiek doznaje, wywoluje pewnego rodzaju rozluznienie spójnosci miedzy cialem eterycznym a fizycznym, dzieki czemu cale dotychczasowe zycie staje w takiej chwili przed dusza czlowieka jak jedno wspomnienie. Mamy tu analogiczne przezycie jak bezposrednio po smierci. Zdarza sie równiez czesciowe oddzielanie sie ciala eterycznego; mówimy wtedy, ze nam reka lub noga "zdretwiala" lub "usnela". Jasnowidzacy moze wtedy zauwazyc, ze czesc ciala eterycznego, która odpowiada zdretwialej rece, zwisa jak rekawiczka. Podobnie wyglada mózg eteryczny, gdy czlowiek znajduje sie w stanie hipnotycznym. Poniewaz cialo eteryczne laczy sie z fizycznym za posrednictwem mikroskopijnych polaczen, dlatego w zdretwialej czesci ciala fizycznego powstaje specyficzne uczucie znane powszechnie jako "mrowienie". Po uplywie tego pierwszego okresu po smierci, w czasie którego cialo eteryczne wraz z astralnym oddziela sie od ciala fizycznego, nadchodzi moment, kiedy cialo astralne ze wszystkimi wyzszymi ogniwami natury ludzkiej uwalnia sie z kolei od ciala eterycznego; cialo eteryczne oddziela sie, panoramiczny obraz zycia zaciera sie, rozplywa. Ale cos z niego pozostaje, czlowiek nie traci go calkowicie. To prawda, ze substancja zyciowa czy eteryczna rozprasza sie w kosmicznym eterze. Pozostaje z niej jednak cos, jakby esencja, która czlowiek zachowuje na cala swoja dalsza wedrówke zyciowa, której juz nigdy nie traci. Ten, jezeli sie tak mozna wyrazic, ekstrakt z obrazu wspomnien ubieglego zycia zabiera czlowiek ze soba, idzie z nim we wszystkie nastepne wcielenia, chociaz sam o tym nie pamieta. Z ekstraktu tego powstaje to, co nazywamy cialem przyczynowym albo kauzalnym. Po kazdym zakonczeniu zycia ziemskiego dochodzi do tej ksiegi nowa karta, przez co przybywa substancji cialu przyczynowemu i nastepne zywoty ksztaltuja sie wedlug tego, jaki owoc daly zywoty poprzednie. Tu lezy przyczyna, czemu dane zycie jest tak czy inaczej wyposazone w zdolnosci, talenty, warunki zewnetrzne itd. Aby zrozumiec, jak zyje cialo astralne po oddzieleniu sie od ciala eterycznego, musimy spojrzec znowu na stosunki w swiecie fizycznym. W czasie zycia na Ziemi cialo astralne raduje sie i smuci, zaspokaja swe zyczenia, popedy i pragnienia poslugujac sie w tym celu organami ciala fizycznego. Po smierci jednak brak mu tych narzadów fizycznych. Smakosz np. nie moze juz zaspokajac swego upodobania do wyszukanych potraw, bo nie ma jezyka ani podniebienia, odrzucil je razem z cialem fizycznym, pozostaje mu jednak pozadanie, którego siedziba jest wlasnie cialo astralne, dlatego tez powstaje - zwiekszone ciagle przez niemoznosc zaspokojenia - palace pragnienie, jakiego doznaje czlowiek w okresie kamaloki. Kama - oznacza pragnienie, pozadanie; Loka - znaczyloby miejsce, ale w rzeczywistosci nie chodzi tu o miejsce, tylko o stan. Kto juz tutaj, w czasie zycia na Ziemi, wyzwala sie z niewolniczej zaleznosci od ciala fizycznego, ten skraca swój okres kamaloki. Prawdziwym wyzwalaniem sie jest miedzy innymi kazda chwila zachwytu nad pieknem i harmonia; uczucia te rzeczywiscie juz za zycia wyprowadzaja nas ze swiata zmyslów w swiat ducha. O ile sztuka swiata zmyslów pociaga za soba trudniejsze przejscie okresu kamaloki, o tyle sztuka uduchowiona sprawia, ze okres ten przechodzimy latwiej. Wszelkie szlachetne, uduchowione, istotnie piekne wrazenia skracaja okres kamaloki. Dlatego juz za zycia powinnismy odzwyczajac sie od sklonnosci i pragnien, które zaspokoic mozna tylko przy pomocy fizycznych narzadów. Okres kamaloki jest wlasnie okresem odzwyczajania sie od zmyslowych sklonnosci i popedów. Trwa on mniej wiecej trzecia czesc ziemskiego zycia i w tym czasie czlowiek rzeczywiscie przezywa minione zycie jeszcze raz, ale w pewien szczególny sposób. O ile obraz, który stanal przed nim zaraz po smierci, byl wspomnieniem zycia, tylko ze pozbawionym radosci i cierpienia, o tyle teraz przezywa raz jeszcze cale cierpienie i cala radosc swego zycia, i to w sposób odwrotny, bo kazda radosc, kazde cierpienie, jakie sprawil innym za zycia, musi teraz przezyc w sobie samym. To powtórne przezywanie zaczyna sie od ostatnich chwil przed smiercia i ciagnie sie az do chwili narodzin, przy czym odbywa sie trzy razy szybciej, anizeli plynelo dane zycie. W chwili, gdy czlowiek na tej drodze powrotnej znajdzie sie w punkcie swych narodzin, ta czesc ciala astralnego, która jazn opracowala i przeksztalcila, dolacza sie do ciala przyczynowego, czyli kauzalnego, natomiast odpada jak cien to wszystko, czego czlowiek jeszcze nie przepracowal, i to sa zwloki astralne ludzi. Teraz wiec czlowiek odrzucil juz nie tylko zwloki fizyczne i eteryczne, lecz takze i astralne. Przezywa teraz inne stany, stany dewahanu. Dewahan otacza nas wszedzie tak samo jak swiat astralny. W chwili, kiedy czlowiek pozostawil cialo fizyczne, eteryczne i astralne, osiagnal to, co chcial wyrazic ewangelista mówiac: "Jezeli nie staniecie sie jako dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego". (Mat., 18,3). Dewahan - swiat ducha, to wlasnie jest w chrzescijanskim ujeciu Królestwo Niebieskie. Teraz musimy przystapic do scharakteryzowania tego swiata, który nazywamy dewahanem. Panuje w nim podobna róznorodnosc i bogactwo form, jak i w naszym swiecie fizycznym. Tak jak tutaj rozrózniamy lad staly, kontynent, który otoczony jest przez wody oceanu, ponad tym wszystkim unosi sie powietrze, a dalej mamy jeszcze subtelniejsze stany skupienia, tak i w dewahanie, w swiecie ducha, wystepuje podobna róznorodnosc. Przez analogie do stosunków, jakie mamy na Ziemi, oznaczamy dziedziny dewahanu podobnymi nazwami. Przede wszystkim mamy wiec tam sfere, która da sie porównac do naszych ladów stalych; jest to kontynent dewahanu. Wszystko, co na Ziemi stanowi byt fizyczny, odnajdujemy tam jako istoty duchowe. Wezmy np. fizyczna postac czlowieka; jezeli go obserwujemy w dewahanie, znika to wszystko, co postrzegane jest zmyslami fizycznymi, natomiast zaczyna on swiecic w tych miejscach, gdzie fizycznymi oczami w ogóle nic nie widzimy. W srodku, gdzie znajduje sie cialo fizyczne, mamy pusta przestrzen, cos w rodzaju negatywu, niby cien. Zwierze i czlowiek obserwowane w ten sposób ukazuja sie nam w negatywnym obrazie. Krew ukazuje sie w barwie przeciwnej, zielonkawej. W tej dziedzinie dewahanu znajduja sie prawzory tego wszystkiego, co tutaj ma byt fizyczny. Druga dziedzina, ale nie oddzielona scisle od tamtej, raczej drugi stopien bytu stanowi ocean dewahanu. Nie jest to naturalnie woda, tylko szczególnego rodzaju zywiol, który w miarowych rytmach przenika caly dewahan. Jego barwe mozna porównac do barwy kwiatu brzoskwini. Jest to zycie, ustawicznie przeplywajace i ozywiajace dewahan. Zycie, które tutaj rozdziela sie na pojedyncze istoty ludzkie i zwierzeta, tam istnieje jako pewnego rodzaju plynny zywiol. Mozemy wytworzyc sobie o tym pewne wyobrazenie myslac o obiegu krwi u czlowieka. Trzecia dziedzine dewahanu najlepiej scharakteryzujemy, jezeli powiemy, ze to, co na Ziemi jest zyciem wewnetrznym istot, a wiec radosc, smutek, ból i zadowolenie, stanowi tam wlasnie swiat zewnetrzny. Gdy tutaj rozgrywa sie np. bitwa, to karabiny i armaty sa na planie fizycznym, ale we wnetrzu istot bioracych fizycznie udzial w bitwie istnieje z obu stron zadza zemsty ból, namietnosc. Dwie armie stoja naprzeciw siebie z calym klebowiskiem skrajnych namietnosci. Jezeli teraz przelozymy sobie w mysli to wszystko na zjawiska swiata zewnetrznego, to otrzymamy obraz tego, co jednoczesnie dzieje sie w dewahanie. Niby straszliwa, rozszalala burza wyglada tam to wszystko, co dzieje sie w sercach ludzkich tu na polu walki. Otóz ta dziedzina to atmosfera dewahanu. Podobnie jak nasza Ziemie otacza warstwa powietrza, tak tam rozposciera sie na podobienstwo atmosfery wszystko, co na Ziemi wyraza sie w uczuciach, bez wzgledu na to, czy tutaj dochodzi do fizycznego przejawiania sie, czy nie. Czwarta dziedzina dewahanu zawiera prawzory, praformy tego wszystkiego, co wystepuje tu, na Ziemi, jako twórczosc oryginalna, samorzutna. Jezeli rozejrzymy sie wokól, jezeli spróbujemy rozwazyc wydarzenia swiata fizycznego, to zauwazymy, ze ogromna wiekszosc naszych przezyc wewnetrznych wywolana jest przez bodzce zewnetrzne. Radosc sprawia nam np. jakis kwiat czy zwierze; gdyby nie ten kwiat czy zwierze, nie odczuwalibysmy tej radosci. Ale nie wszystko powstaje na skutek bodzców zewnetrznych. Nowa mysl, dzielo sztuki, maszyna - wnosza w swiat cos, czego dotad jeszcze nie bylo, kazde w swojej dziedzinie stanowi twórczosc oryginalna. Od tego zalezy mozliwosc rozwoju swiata. Miedzy wysoce autentyczna twórczoscia wielkich artystów i wynalazców, a tym, co znaczy dla swiata kazdy samodzielny czyn, chociazby na pozór najskromniejszy, zachodzi jedynie róznica stopnia. Chodzi o to, aby cos nowego powstawalo wewnatrz nas. Nawet najdrobniejsze samodzielne oryginalne czyny maja swe prawzory, swe prototypy w dewahanie. Tam, jeszcze przed narodzeniem czlowieka, znajduje sie to wszystko, co jest jego samodzielnym, z wnetrza plynacym czynem. Tak wiec rozrózniamy w dewahanie cztery obszary którym na Ziemi odpowiada staly lad, woda, powietrze i ogien. Ladem stalym dewahanu bedzie to, co nazywamy kontynentem dewahanu, naturalnie w znaczeniu duchowym; potem ocean dewahanu, który odpowiada naszym masom wodnym; atmosfera dewahanu, to falowanie namietnosci, uczuc itd., bogata w piekno, ale tez i burzliwa sfera; wreszcie przenikajacy wszystko swiat prawzorów czy prototypów; wszelkie impulsy woli i samorzutne idee, jakie pózniej przeniosa ze soba istoty, powracajac do swiata fizycznego. Wszystko to dusza musi przezyc i przygotowac w czterech dziedzinach dewahanu, aby zebrac sily na nowe zycie.

IV

Ostatnim razem opisywalismy swiaty, przez które czlowiek przechodzi po smierci, gdy juz odrzuci w swiecie kamaloki - lub jak mówi sie w teozofii rózokrzyzowców w swiecie elementarnym - wszystko, co go jeszcze wiazalo z fizycznoscia tego swiata. Opisalismy nastepnie dziedzine zwana rupa-dewahan albo tez swiatem niebianskim, swiatem inspiracji. Widzielismy, ze i tam, w tej wlasciwej krainie ducha, odróznic mozna cztery zywioly, podobnie jak tu, w swiecie fizycznym. Mamy tam wiec kontynent, który przenikniety jest tym, co stanowi ocean i rzeki dewahanu, a co jeszcze lepiej da sie porównac z obiegiem krwi u czlowieka. Widzielismy takze, ze analogie do naszej warstwy powietrznej stanowi tzw. atmosfera dewahanu. Znajduje sie w niej wszystko, co przenika dusze zyjacych w swiecie fizycznym istot: radosci i smutki, uniesienia i udreki, jakie ludzie przezywaja. Sfera ta obejmuje duzo wiecej, zyja tam bowiem jeszcze zupelnie inne istoty, które nie sa wcielone w ciala fizyczne. I wreszcie w czwartej dziedzinie dewahanu znajduja sie prawzory tego wszystkiego, co jest oryginalne, od najprostszego codziennego pomyslu az do najwyzszych dziel artysty czy wynalazcy. To wlasnie stamtad plyna sily, które pchaja naprzód rozwój Ziemi. Ale oprócz tych stanów, tych czterech dziedzin wlasciwego swiata ducha, jest cos, co laczy nasza Ziemie z jeszcze wyzszymi swiatami. Dotychczas wspominalismy tylko o tym, co ma bezposredni zwiazek z naszym ziemskim rozwojem; o tym zas, co poza ten rozwój wybiega, nie mówilismy jeszcze. Kto dostepuje wtajemniczenia, poznaje pradawna przeszlosc i daleka przyszlosc Ziemi, a takze jej zwiazek z innymi swiatami, poza obrebem naszego systemu. Przede wszystkim spotykamy w swiecie dewahanu cos bardzo donioslego, co nazywamy zwykle kronika akasza. Nie oznacza to, ze kronika akasza powstaje w dewahanie. Pochodzi ona z jeszcze wyzszych swiatów, ale kto dostal sie do dewahanu, ten moze juz miec do niej pewien dostep. Czym jest kronika akasza? Najlepiej wytworzymy sobie o niej pojecie, jezeli zdamy sobie sprawe, ze wszystko, co dzieje sie na Ziemi, czy tez gdziekolwiek w swiecie, pozostawia w pewnej bardzo subtelnej esencji trwale odbicie, które wtajemniczony moze odnalezc. Nie jest to zwykla kronika, mozna by ja raczej okreslic jako kronike zywa. Jezeli np. ktos zyl w I wieku po Chrystusie, to jego mysli, impulsy, wszystko, co wyrazalo sie w jego czynach, nie zginelo bez sladu, lecz wlasnie zachowalo sie jako odbicie w tej niezmiernie subtelnej esencji. Jasnowidzacy moze to wszystko "zobaczyc". Nie tak, jak gdyby bylo napisane w ksiazce historycznej, ale tak, jak sie niegdys dzialo. W tych duchowych obrazach mozna zobaczyc, jak sie ktos poruszyl, co robil, jak np. odbyl podróz. Widzi sie tam równiez impulsy woli, uczucia i myslenia. Nie powinnismy jednak wyobrazac sobie, ze te obrazy wygladaja jak odbicie wprost z planu fizycznego. Wezmy prosty przyklad: jezeli porusza sie reka, to wola czlowieka przenika kazda najmniejsza czastke poruszajacej sie reki i wlasnie te sile woli, ukryta tutaj na planie fizycznym, moze widziec jasnowidzacy w kronice akasza. To, co w nas dziala, a w swiecie fizycznym tylko sie przejawia - tam, w swiecie ducha, staje sie bezposrednio widoczne. Szukamy w kronice akasza np. Cezara. Mozemy odnalezc wszystko, czego Cezar dokonal. Musimy jednak zrozumiec, ze znajdziemy tam raczej mysli Cezara; jezeli Cezar powzial jakis zamiar, to zobaczymy caly lancuch postanowien az do chwili, kiedy zamierzenie zostalo zrealizowane. Nie jest latwa rzecza sledzic w kronice akasza konkretne wydarzenia. Trzeba pomagac sobie nawiazywaniem do faktów, które sa znane. Jezeli jasnowidzacy chce sie czegos dowiedziec o Cezarze, to musi uswiadomic sobie jakas date historyczna jako punkt wyjscia, a wtedy juz bez trudnosci odslania sie reszta. Wprawdzie na danych historycznych nie zawsze mozna polegac; czasem stanowia one jednak pomoc. Jezeli jasnowidzacy zwróci wzrok wstecz az do Cezara, to rzeczywiscie ujrzy jego postac niby zywa, oczywiscie, w plaszczyznie duchowej, ale tak, jakby Cezar stal przed nim i mówil do niego. Jezeli jednak czlowiek, majacy pewien dar widzenia, niezbyt dobrze orientuje sie w wyzszych swiatach, to moga mu sie zdarzyc rózne rzeczy, gdy cofa swój wzrok w przeszlosc. Kronika akasza znajduje sie wprawdzie w dewahanie, ale siega nizej, az do swiata astralnego, gdzie czesto spotyka sie obrazy z kroniki akasza niby miraze fatamorgany. Sa one jednak porwane i niepewne; trzeba o tym dobrze pamietac, gdy rozpoczyna sie badania nad przeszloscia. Wyjasnimy sobie na przykladzie, jakie pomylki moga tutaj grozic. Jezeli idac za wskazówkami kroniki akasza cofamy sie do czasów istnienia Atlantydy, jeszcze zanim zaginela w kataklizmie wodnym, to mozemy obserwowac wydarzenia, jakie tam mialy miejsce. Powtórzyly sie one pózniej raz jeszcze w innej formie. Pólnocna czesc Niemiec, Europa Srodkowa na wschód od Atlantyku byla arena wydarzen, które byly powtórzeniem zdarzen z okresu Atlantydy, zanim z poludnia przyszlo chrzescijanstwo. Dopiero pózniej, pod wplywem tego, co przyszlo z poludnia, nastapil samodzielny rozwój narodów. Jest to przyklad, jak latwo narazic sie na pomylki. Jezeli ktos obserwuje wydarzenia zapisane w kronice akasza nie wedlug obrazów w dewahanie, lecz w swiecie astralnym, to latwo moze sie zdarzyc, ze wezmie to powtórzenie dawnych stanów za sama Atlantyde. I to wlasnie mialo miejsce w rewelacjach Scott-Elliota o Atlantydzie. Sa one zupelnie scisle, jezeli sprawdzac je wedlug obrazów astralnych, ale mylace, jezeli odnosic je do tego, co daje prawdziwa kronika akasza w dewahanie. Takie rzeczy nalezy wyjasniac. Jezeli zrozumie sie, gdzie lezy zródlo pomylki, to jest nam znacznie latwiej ocenic takie informacje. Innym zródlem bledów moze byc opieranie sie na przekazach medialnych. Media, jezeli tylko maja odpowiednia medialnosc, moga widziec kronike akasza, chociaz zwykle tylko w odbiciu astralnym. Kronika ta ma pewna szczególna wlasciwosc: jezeli znajdziemy tam jakiegos czlowieka, to zachowuje sie on jak zywa istota. Jezeli znajdziemy np. Goethego, to mówi on do nas nie tylko tymi slowami, jakie wypowiadal za zycia, ale takze odpowiada w duchu Goethego na zadane pytania i moze sie zdarzyc, ze Goethe bedzie mówil wiersze utrzymane w jego duchu i w jego stylu, a których nigdy nie napisal. Obrazy kroniki akasza sa tak zywe, ze zachowuja sie jak czlowiek, którego sa odbiciem. Dlatego moze sie zdarzyc, ze wezmiemy je za samych ludzi. Medium sadzi, ze ma do czynienia z duchem zmarlego, gdy tymczasem jest to tylko astralny obraz z kroniki akasza. Duch Cezara moze byc juz na nowo wcielony na Ziemi, a jednoczesnie jego obraz z kroniki akasza moze sie zjawic i przemawiac na seansach. Nie bedzie to oczywiscie wcale indywidualnosc Cezara, tylko trwale odbicie pozostawione niegdys w kronice akasza. Na tym polegaja tak czeste pomylki na seansach z mediami. Musimy rozrózniac to, co czlowiek zostawia jako zywy obraz, odbicie w kronice akasza, od tej wiecznej czastki swojej istoty, która postepuje naprzód w rozwoju jako indywidualnosc. Sa to wazne, bardzo wazne rzeczy. Gdy czlowiek opuszcza kamaloke, to odzwyczail sie juz od tego wszystkiego, do czego potrzebna mu byla fizycznosc. Wstepuje w opisany swiat dewahanu. Zaczyna sie teraz dla niego bardzo doniosly okres; spróbujemy wyjasnic sobie, co sie z nim tam dzieje. Wszystko, co czlowiek kiedykolwiek pomyslal, swoje uczucia i namietnosci, slowem wszystkie swoje przezycia spotyka w dewahanie jako otaczajace go rzeczy zewnetrzne. Najpierw widzi prawzór wlasnego ciala fizycznego. Tak jak na Ziemi chodzimy wsród skal, gór i kamieni, tak tam kroczymy wsród postaci; które odpowiadaja wszystkim przedmiotom naszego swiata fizycznego. Znajdujemy tam wiec takze nasze wlasne cialo fizyczne. Czlowiek po smierci widzi, ze jego cialo jest poza nim - tak samo jak inne przedmioty. Po tym poznaje czlowiek, ze z kamaloki przeszedl do dewahanu. Tutaj, na Ziemi, patrzac na swoje cialo czlowiek mówi: "To jestem ja"; tam patrzy na nie i mówi: "To jestes ty". Filozofia Wedanty zaleca swoim uczniom medytacyjne wnikanie w ten nastrój, aby cwiczac sie w tym kierunku zrozumieli, co to znaczy mówic do swego ciala: To jestes ty. Poza tym czlowiek widzi wokól siebie wszystko, co przezywal na Ziemi. Jezeli zywil zle uczucia, np. uczucie zemsty lub niecheci ku swoim bliznim, to wszystkie te zle uczucia wychodza mu naprzeciw, ukazuja mu sie poza nim samym niby chmura. Jest to dla czlowieka nauka. Uczy sie, jakie znaczenie i jaki wplyw maja te wszystkie uczucia. Spójrzmy na czlowieka na Ziemi, na planie fizycznym. Jak powstaly jego organy, np. oczy? Byly czasy, kiedy oko jeszcze nie istnialo; wyksztalcilo je dopiero swiatlo. Swiatlo uformowalo oko z naszej fizycznej organizacji, swiatlo jest przyczyna jego istnienia. W ten sposób wszystko, co nas otacza, stwarza narzady w fizycznych cialach i substancjach. Na Ziemi nasze otoczenie opracowuje materie, cialo fizyczne. To, co nas otacza w dewahanie, pracuje nad nasza dusza. Wszystkie dobre i zle uczucia, jakie czlowiek przyswoil sobie za zycia, stanowia tam jego otoczenie, pracuja nad jego dusza i tworza jej organy. Jezeli czlowiek byl za zycia dobry, to w jego otoczeniu w dewahanie zyja jego dobre cechy, pracuja w duchowym swiecie i "modeluja" organy jego duszy, które beda z kolei architektami, gdy przyjdzie do budowy nowego fizycznego ciala przy nowych narodzinach. W ten sposób zycie wewnetrzne czlowieka stanowi w dewahanie jego swiat zewnetrzny i pracuje dla jego przyszlej inkarnacji; przygotowuje sily które zbuduja mu nowe cialo. Nie nalezy jednak myslec, ze czlowiek nie ma w dewahanie nic wiecej do spelnienia, jak tylko myslec o sobie; ma on tam poza tym bardzo wazne zadania. Aby zrozumiec, na czym one polegaja, spróbujmy objac wzrokiem rozwój naszej Ziemi. Cofnijmy sie wstecz o pare tysiecy lat. Jakze inaczej wszystko wtedy wygladalo! Inne rosliny, inne zwierzeta, nawet inny klimat. Przyroda na powierzchni Ziemi ustawicznie sie zmienia. Np. w Grecji nie mogloby teraz wyrosnac to, co wydawala gleba starozytnej Grecji. Oblicze Ziemi ciagle sie zmienia i na tym polega jej rozwój. Gdy czlowiek umrze, to uplywa bardzo dlugi okres, zanim sie znowu narodzi. Gdy sie wiec zjawia na nowo na Ziemi, zastaje zupelnie zmieniony uklad warunków, bo ma przezyc cos zupelnie nowego. Nigdy nie rodzi sie dwa razy w takim samym uksztaltowaniu Ziemi. Czlowiek pozostaje w swiecie ducha tak dlugo, az Ziemia bedzie mogla dostarczyc mu zupelnie nowych terenów. Ma to swoje znaczenie; czlowiek moze nauczyc sie czegos nowego, a przez to zupelnie inaczej sie rozwinac. Wyobrazmy sobie np. rzymskiego chlopca; zyl on zupelnie inaczej niz chlopcy chodzacy do szkoly w naszych czasach. My zas, gdy ponownie sie narodzimy, równiez zastaniemy zupelnie inne warunki. Tak przechodzi czlowiek z jednego wcielenia w drugie, a kiedy przebywa w swiatach, które opisywalismy, oblicze Ziemi bez ustanku sie zmienia. Nasuwa sie teraz pytanie: kto sprawia, ze wyglad naszej planety tak sie zmienia? I jednoczesnie zblizamy sie do odpowiedzi na inne pytanie: co robi czlowiek miedzy jednym wcieleniem a drugim? Otóz bedac w swiatach duchowych pracuje on razem z wyzszymi istotami nad przeksztalceniem Ziemi. To ludzie spelniaja te prace pomiedzy smiercia a nowym narodzeniem. Gdy potem narodza sie znowu, zastaja wprawdzie zmienione oblicze Ziemi, ale jej nowe uksztaltowanie jest ich wlasnym dzielem. Wszyscy wykonalismy te prace. Jezeli pytamy o to, gdzie jest dewahan, gdzie znajduje sie swiat duchowy, to odpowiedz bedzie brzmiala: wokól nas. Tak jest naprawde. Wszystkie ludzkie dusze zyjace w tej chwili poza cialem sa wokól nas; pracuja tuz kolo nas. Gdy budujemy miasta i fabryki, gdy tworzymy dziela nauki czy sztuki, to obok nas pracuja ze swiata duchowego ludzie, bedacy pomiedzy smiercia a nowym narodzeniem. Jezeli czlowiek jasnowidzacy zwraca sie do swiatla, jezeli spoglada na swiatlo wzrokiem nie tylko zmyslowym, to w swietle tym odnajduje zmarlych. Otaczajace nas swiatlo buduje ciala tym zmarlym; maja oni ciala utkane ze swiatla. Swiatlo oblewajace Ziemie jest tworzywem dla istot zyjacych w dewahanie. Spójrzmy na rosline, która odzywia sie swiatlem slonecznym; bierze ona w siebie w rzeczywistosci nie tylko fizyczne swiatlo, lecz i dzialanie istot duchowych, a miedzy nimi sa takze ludzkie dusze. One promieniuja jako swiatlo na rosliny, unosza sie wokól roslin wraz z innymi duchowymi istotami. Jezeli wiec spogladamy oczami ducha na rosline, to widzimy, ze roslina raduje sie z oddzialywania zmarlych istot ludzkich, które sie wokól niej w tym swietle unosza, tworza i przeda. A jezeli teraz zwrócimy uwage, jakim zmianom ulega szata roslinna Ziemi i zapytamy, kto to sprawil, to musimy odpowiedziec: w swietle, które oblewa nasza Ziemie, dzialaja dusze zmarlych, przejawia sie prawdziwy swiat dewahanu. Wlasnie w to swietlne królestwo wchodzimy po uplywie okresu kamaloki; jest to konkretna prawda. Kto zna dewahan w znaczeniu teozofii rózokrzyzowców, ten moze wskazac, gdzie rzeczywiscie szukac zmarlych. Gdy w czlowieku rozwija sie wewnetrzny zmysl widzenia, dokonuje on czasem szczególnego spostrzezenia. Jezeli stanie pod Slonce, to jego cialo zatrzymuje swiatlo i czlowiek rzuca cien; otóz zdarza sie czesto, ze patrzac w zacienione miejsce, przezyje pierwszy moment postrzegania ducha. Cialo zatrzymuje swiatlo, ale nie zatrzymuje ducha; a w cieniu, który rzuca cialo, mozna dostrzec ducha. Dlatego ludy pierwotne, które zawsze mialy jakiegos jasnowidzacego, cien nazywaja dusza. Mówia oni: Pozbawiony cienia - pozbawiony duszy. To samo znajdujemy w opowiadaniu Adalberta von Chamisso, mówiacym o czlowieku, który zgubil swój cien, a wiec stracil tym samym swoja dusze i dlatego jest tak smutny. Tak wiec przedstawia sie dzialalnosc czlowieka w dewahanie pomiedzy smiercia a nowym narodzeniem. Nie jest to bynajmniej bezczynny spokój, gdyz dusze ludzkie pracuja z dewahanu nad biegiem ziemskiego rozwoju, który w ten wlasnie sposób posuwa sie naprzód. Zycie tych dusz nie jest wcale blogim spoczynkiem, czy snem, jak to sobie czesto wyobrazamy; jest o wiele bardziej czynne niz zycie na Ziemi. Gdy czlowiek doszedl do tego, ze spelnione czyny minionego zycia przetworzyl w sily duchowe, kiedy wszystkie jego przezycia znalazly sie juz w zewnetrznym swiecie dewahanu, jest wtedy juz dojrzaly do zstapienia z dewahanu do nowych narodzin w swiecie fizycznym. Wtedy sfera ziemska zaczyna go znowu przyciagac. Zstepujac z dewahanu czlowiek dostaje sie najpierw do swiata astralnego, czyli wedlug teozofii rózokrzyzowej do swiata elementarnego. Tutaj otrzymuje nowe cialo astralne. Jezeli na arkusz papieru nasypiemy opilki zelaza i umiescimy pod spodem magnes, to opilki uloza sie w linie i ksztalty odpowiadajace liniom sil pola magnetycznego. Tak samo sily duszy, powstale z opracowania jej poprzednich zywotów, przyciagaja i porzadkuja nieregularnie rozlozona substancje astralna. W ten sposób czlowiek sam buduje sobie cialo astralne. Otóz jasnowidzacy widzi tych dazacych do Ziemi ludzi, posiadajacych poczatkowo jedynie cialo astralne, jako istoty majace forme otwartych od dolu dzwonów. Przecinaja one z nieslychana szybkoscia plan astralny. Niepodobna wyobrazic sobie szybkosci, z jaka przemierzaja przestrzen. Teraz ci ludzie musza otrzymac jeszcze cialo eteryczne i fizyczne. To, co dzialo sie dotad, az do budowy ciala astralnego wlacznie, zalezalo od nich samych, od sil, jakie w sobie rozwineli. Jak uksztaltuje sie cialo eteryczne, zalezy juz na tym etapie rozwoju nie tylko od samego czlowieka, lecz od innych istot. Dlatego czlowiek ma wprawdzie zawsze dostosowane do swej indywidualnosci duchowej cialo astralne, natomiast nie zawsze to cialo astralne harmonizuje calkowicie z cialem eterycznym i fizycznym; stad czesty brak równowagi i niezadowolenie z zycia. Ci dazacy do fizycznego wcielenia ludzie przebiegaja plan astralny, gdyz musza sobie znalezc odpowiednich rodziców, którzy daliby im najlepsza mozliwosc otrzymania fizycznej i eterycznej cielesnosci, dostosowanej do ich ciala astralnego. Zawsze chodzi o znalezienie stosunkowo najlepszych, najodpowiedniejszych dla danej duszy rodziców. W poszukiwaniach tych pomagaja istoty, których zadaniem jest dolaczyc cialo eteryczne do ciala astralnego czlowieka, istoty podobne do tych, które czesto nazywamy duchami narodu. Duch narodu nie jest abstrakcyjnym, nieuchwytnym pojeciem, jak ludzie czesto sadza. Dla duchowego obserwatora swiata jest on czyms równie rzeczywistym jak nasza dusza wcielona w cialo. W ten sposób naród posiada wspólne cialo - wprawdzie nie fizyczne, ale astralne - oraz zawiazki ciala eterycznego. Naród zyje niby w astralnym obloku, który stanowi cialo jego ducha. Otóz podobne duchy kieruja budowa eteru skupiajacego sie wokól duszy ludzkiej; dlatego tez czlowiek nie zalezy juz wylacznie od siebie w tej pracy. A teraz zbliza sie bardzo wazny moment, równie istotny jak chwila bezposrednio po smierci, kiedy to widzimy obraz obejmujacy cale nasze minione zycie. Gdy czlowiek przyobleka sie juz w cialo eteryczne, ale jeszcze nie ma ciala fizycznego - jest to krótki moment, lecz nieslychanie wazny - staje przed nim na chwile jego przyszle zycie. To, co go czeka na Ziemi, nie jawi sie ze wszystkimi szczególami, lecz jedynie w ogólnej perspektywie. Widzi on wtedy - o czym przy wcieleniu znowu zapomina - czy ma przed soba zycie szczesliwe. Otóz zdarza sie, zwlaszcza jezeli czlowiek w poprzednich wcieleniach doswiadczal wielu cierpien, ze w chwili spojrzenia na nowe zycie doznaje szoku i nie chce wejsc w cialo fizyczne. Moze sie wtedy zdarzyc, ze nie zlaczy sie z tym cialem calkowicie, ze zwiazek miedzy cialem astralnym, eterycznym i fizycznym bedzie niedostateczny. Rezultatem tego jest tzw. niedorozwój - rodzi sie idiota. Nie zawsze taka jest przyczyna niedorozwoju, jednak czesto. Dusza broni sie jakby, cofa sie przed fizycznym wcieleniem. Taki czlowiek nie jest w stanie we wlasciwy sposób uzywac swojego mózgu, gdyz nie jest on odpowiednio zlaczony z wyzszymi ogniwami jego natury. Tylko wtedy, gdy czlowiek zgodzi sie - jezeli tak mozna powiedziec - we wlasciwy sposób wejsc przy wcieleniu w swoje narzedzie fizyczne, jakim jest cialo, jedynie wtedy jest w stanie uzywac go we wlasciwy sposób. Cialo eteryczne, które zwykle tylko w niewielkim stopniu wykracza poza obreb ciala fizycznego, nad glowa niedorozwinietego czlowieka czesto znacznie wystaje. Jest to jeden z wypadków nie do wytlumaczenia na drodze czysto fizycznego badania, a który daje sie wyjasnic przy pomocy wiedzy duchowej.

V

W rozwazaniach naszych doszlismy do punktu, gdy czlowiek, który zstepuje na Ziemie ze swiatów ducha, przyodziany jest w cialo eteryczne i dzieki temu przez chwile widzi ogólny zarys zycia, które go czeka. Poznalismy, jakie stany moze to wywolac. Zanim przejdziemy dalej, postarajmy sie jeszcze odpowiedziec na pytanie, które moglo powstac u niejednego z tych, którzy kieruja duchowe spojrzenie na dewahan. Czy istnieje jakies wspólzycie, obcowanie ludzi miedzy smiercia a nowym narodzeniem? Otóz nie tylko na Ziemi istnieje wspólne zycie ludzi, podobnie dzieje sie równiez w wyzszych swiatach. Tak samo jak praca ludzi siega z dewahanu az do swiata fizycznego, tak tez wszelkie stosunki istniejace tutaj miedzy ludzmi, wszelkie wzajemne powiazania i zwiazki zawarte na Ziemi siegaja do sfer dewahanu. Wezmy konkretny przyklad, stosunek matki i dziecka. Moze powstac pytanie: Czy istnieje miedzy nimi zwiazek, który bedzie trwal dalej? Tak, jest to relacja o wiele glebsza i mocniejsza niz wszelkie inne wiezy, jakie laczyc moga ludzi na Ziemi! Milosc macierzynska ma charakter pierwotny, jest raczej instynktem. Gdy dziecko podrasta, stosunek ten przeradza sie w zwiazek moralny, etyczny, duchowy. W miare jak matka i dziecko zaczynaja wspólnie myslec i miec wspólne odczucia, ten naturalny instynkt stopniowo ustepuje. Daje on tylko mozliwosc zawiazania tego pieknego wezla, polaczenia w najwyzszym sensie milosci matki z miloscia dziecka. Co rozwinelo sie z wzajemnego zrozumienia, z wewnetrznej milosci, przechodzi dalej w rejony swiata duchowego, równiez wtedy gdy smierc rozlacza ich pozornie na pewien czas. Ale po okresie rozlaki ich zwiazek odradza sie na nowo, jest równie zywy i gleboki. Sa znowu razem. Musza tylko odrzucic wszystko, co bylo pierwotne i instynktowne. Uczuc i mysli, które laczyly ich dusze, nie hamuja juz w swiecie ducha granice mozliwosci, w których zyjemy tu, na Ziemi. Poza tym wyglad, struktura dewahanu zalezy od tych nawiazanych na Ziemi stosunków. Wezmy teraz inny przyklad. Powstaje przyjazn, zazylosc plynaca z wewnetrznego pokrewienstwa dusz i przechodzi az do dewahanu. Tam zas ksztaltuje ona zwiazki spoleczne nastepnego zycia. W ten sposób zawiazujac na Ziemi wiezy dusz, pracujemy nad uksztaltowaniem dewahanu. Wszyscy pracujemy w ten sposób, laczac sie z ludzmi wezlami milosci; stwarzamy wtedy cos, co ma znaczenie nie tylko dla Ziemi, lecz wplywa takze na uklad stosunków w dewahanie. Milosc, przyjazn, wzajemne wewnetrzne zrozumienie sa jakby materialem budowlanym, z którego tam, w swiecie ducha, powstaje swiatynia; czlowiek musi czuc sie podniesiony na duchu, gdy wie, ze tym, co snuje tu od duszy do duszy, kladzie podwaliny pod rzeczy wieczne. Przypuscmy, ze na jakiejs innej fizycznej planecie zylyby istoty, których nie laczy sympatia, których nie wiaze najmniejsze uczucie milosci. Dewahan takich istot bylby niezmiernie ubogi. Bogaty, pelen tresci dewahan moze miec tylko taki swiat planetarny, w którym miedzy ludzmi istnieja wiezy milosci. Czlowiek, który juz jest w dewahanie, jakkolwiek zwyczajnym ludziom wydaje sie niedostepny, to jednak sam ma ciagle mniej lub bardziej wyrazna - zaleznie od stopnia swojego rozwoju - swiadomosc lacznosci z ludzmi, którzy zostali na Ziemi. Mozemy nawet sprawic, aby ta lacznosc stala sie silniejsza. Jezeli ku tym, którzy od nas odeszli, posylamy mysli pelne milosci, ale nie milosci egoistycznej, to wzmacniamy zwiazek, który nas z nimi laczy. Bledne byloby przekonanie, ze swiadomosc czlowieka w dewahanie jest przygaszona, stlumiona. Tak nie jest. Musimy podkreslic, ze czlowiek nie moze juz stracic tego stopnia swiadomosci, jaki osiagnal, chociaz w pewnych okresach przejsciowych moze zachodzic czasowe jej przytlumienie. Tak wiec czlowiek w dewahanie, dzieki swoim duchowym organom, ma jasna swiadomosc tego wszystkiego, co dzieje sie na ziemskim globie. Wiedza tajemna poucza nas, ze czlowiek zyjac w swiecie ducha, przezywa jednoczesnie wszystko, co rozgrywa sie na Ziemi. Widzimy wiec, ze zycie w dewahanie, gdy je rozwazac takim, jakim jest w istocie, zatraca wszystko, co pozbawione jest radosci. Jesli nie osadza sie go z egoistycznego, ziemskiego punktu widzenia, mozna odczuc, jak bezgranicznie jest szczesliwe i blogie; pomijajac juz to, ze samo uwolnienie od ciala fizycznego, od tych nizszych ogniw, którymi tutaj czlowiek jest skuty, daje niewymowne uczucie szczescia. Sam fakt, ze peta juz opadly, ze granice bytu ziemskiego nie krepuja juz czlowieka, daje poczucie wielkiego szczescia. Dewahan jest okresem swobodnego, wolnego, niczym nie skrepowanego bytowania, jakiego czlowiek na Ziemi nigdy nie doswiadczyl. A teraz wracamy znowu do losów duszy, która powraca na Ziemie po dluzszym pobycie w swiecie ducha. Widzielismy, ze czlowieka zblizajacego sie do nowych narodzin przyoblekaja w nowe cialo eteryczne istoty archanielskie, podobne randze duchów narodów. Nie zawsze bedzie ono calkowicie dostosowane do danego czlowieka; jeszcze gorzej jest z cialem fizycznym. Spróbujmy teraz objasnic w ogólnym zarysie, jak odbywa sie to wstepowanie czlowieka w swiat fizyczny. Wiemy, ze cialo astralne przygotowuje sobie czlowiek sam i to zaleznie od swoich wlasciwosci. Poprzez swoje cialo astralne sklania sie ku tym a nie innym poszczególnym istotom na Ziemi. Cialo eteryczne natomiast dazy w strone narodu i rodziny - w szerszym znaczeniu tego slowa - w której czlowiek pragnie sie narodzic. Sposób uksztaltowania ciala astralnego czlowieka, substancja, ustrój tego ciala, przyciagaja go do przyszlej matki. Natomiast jazn prowadzi go do ojca. Jazn czlowieka istnieje przeciez od zamierzchlych czasów, gdy dusza po raz pierwszy zstapila z lona Boga w ziemskie cialo. Jazn rozwinela sie przechodzac przez wiele kolejnych inkarnacji. U kazdego czlowieka jest ona inna. Ten indywidualny charakter danej jazni jest powodem dazenia ku ojcu. Cialo eteryczne pociaga do narodu, rodziny; astralne dazy zwlaszcza ku matce; jazn ku ojcu. Tak ukierunkowane sa poszukiwania dazacego do nowego wcielenia czlowieka. Moze sie zdarzyc, ze cialo astralne pociagniete zostalo do matki, ale jazn nie zgadza sie na danego ojca; w tym wypadku dusza wedruje dalej, az znajdzie odpowiednia pare rodziców. W dzisiejszym stanie rozwoju jazn przedstawia element woli, impuls odczuwania; w ciele astralnym sa wlasciwosci wyobrazni, wlasciwosci mysli. Totez myslenie i wyobraznie dziedziczymy po matce, natomiast element woli i odczuwanie po ojcu. Widzimy wiec, ze dazaca do wcielenia indywidualnosc dazy do wyboru rodziców, którzy powinni jej dac fizyczne cialo. To, co tutaj opisujemy, rozgrywa sie tak, ze w zasadzie do trzeciego tygodnia po poczeciu proces ten jest zakonczony. Wprawdzie czlowiek, którego duchowa struktura sklada sie z jazni, ciala astralnego i eterycznego, znajduje sie juz od chwili poczecia stale w poblizu matki, ale dziala z zewnatrz. Po krótkim jednak czasie, w trzecim tygodniu po poczeciu, cialo astralne i eteryczne ogarniaja i przenikaja zarodek; rozpoczyna sie praca nad cialem czlowieka. Dotychczasowy rozwój ciala lirycznego odbywal sie bez udzialu ciala astralnego i eterycznego; odtad wspóldzialaja one w rozwoju dziecka, same ksztaltuja dalej ludzki plód. Widzimy wiec, ze ustrój ciala fizycznego w jeszcze mniejszym stopniu niz ustrój ciala eterycznego dopasowany jest harmonijnie do naszej indywidualnosci. To nam wyjasnia wiele faktów spotkanych w swiecie. Wszystko to odnosi sie do normalnego rozwoju przecietnego wspólczesnego czlowieka. Troche inaczej to wyglada, jezeli czlowiek juz w poprzedniej inkarnacji rozpoczal prace nad swoim rozwojem ezoterycznym. Im wyzej zaszedl, tym wczesniej nastepuje chwila, gdy sam zaczyna prace nad swoim cialem fizycznym, aby je dzieki temu lepiej przystosowac do zadania, które ma wypelnic na Ziemi. Im pózniej nastapi polaczenie z zarodkiem czlowieka, tym mniej bedzie panowal nad swoim cialem fizycznym. U wysoko rozwinietych ludzi, którzy przewodnicza w rozwoju duchowym ludzkosci, to polaczenie odbywa sie dokladnie w chwili poczecia. Nic nie dzieje sie bez ich udzialu, sami kieruja swym cialem fizycznym az do smierci, a prace nad ksztaltowaniem nowego ciala zaczynaja od pierwszej chwili jego istnienia. Materia, z której sklada sie cialo fizyczne, zmienia sie ustawicznie; po okolo siedmiu latach odnawia sie wszystko, az do ostatniego atomu. Material wymienia sie, natomiast pozostaje forma. Od narodzin az do smierci musimy wciaz na nowo przeobrazac materie, zmienia sie ona ciagle. To, co rozwinelismy wyzej podczas zycia, jest trwale, nie ginie w momencie smierci, zyje dalej i buduje nowy organizm. To, co robimy nieswiadomie od narodzin az do smierci, wtajemniczony spelnia swiadomie od smierci do chwili nowych narodzin. Wypracowuje on swiadomie swoje nowe cialo fizyczne. Totez narodziny sa dla niego tylko radykalna przemiana. Stad wielkie podobienstwo zewnetrzne u takich ludzi miedzy jedna a druga inkarnacja, gdy tymczasem u ludzi mniej rozwinietych duchowo nie zachodzi zadne podobienstwo zewnetrzne miedzy poszczególnymi wcieleniami. Im wyzszy stopien rozwoju duchowego, tym wieksze podobienstwo kolejnych inkarnacji. Istnieje specjalne wyrazenie na oznaczenie tego stanu rzeczy. O mistrzu mówi sie, ze rodzi sie "w tym samym ciele"; uzywa go przez setki, nawet tysiace lat. Dotyczy to prawie wszystkich wiodacych indywidualnosci. Wyjatek stanowia mistrzowie, którzy maja specjalna misje. Zachowuja oni cialo fizyczne w ten sposób, ze smierc w ogóle nie nastepuje. Sa to mistrzowie, których zadaniem jest czuwac w okresach, gdy jedna rasa przechodzi w druga. Teraz nasuwaja sie dwa inne pytania: Jak dlugo przebywa sie w wyzszych swiatach oraz pytanie o plec w nastepujacych po sobie wcieleniach. Obserwacja w swiecie ducha pokazuje, ze czlowiek powraca na Ziemie po okresie mniej wiecej 1000 do 1300 lat. Dzieje sie tak dlatego, ze powracajac po uplywie takiego czasu, zastaje oblicze Ziemi przeobrazone i dzieki temu ma mozliwosc przezycia nowych doswiadczen. Zmiany, jakim podlega nasza planeta, pozostaja w glebokim zwiazku z konstelacjami Zwierzynca. Sa to fakty wielkiej donioslosci. Obecnie na poczatku wiosny Slonce wschodzi w konstelacji Ryby, natomiast 800 lat przed Chrystusem wschodzilo w znaku Barana; przedtem zas w sasiedniej konstelacji Byka. Musi minac 2160 lat, aby Slonce przeszlo przez jedna konstelacje Zwierzynca. Okres, w którym Slonce przebiega wszystkie 12 znaków i wraca na to samo miejsce, nazywamy w wiedzy tajemnej "Rokiem Swiata". W dawnych czasach ludzie gleboko odczuwali wszystko, co wiaze sie z wedrówka Slonca przez Zwierzyniec. Ze czcia patrzyli, jak wiosna Slonce podnosi sie na horyzoncie, jak sie wtedy odradza natura po zimowym spoczynku, jak bozy promien wiosennego slonca budzi sie z glebokiego snu. Mlodziencze sily wiosny laczyli z konstelacja, z której swiecilo wschodzace Slonce; odczuwali powracajace co roku do pelni swych sil Slonce jako jej dar - nowe, twórcze sily boze. Dla ludzi sprzed okolo 2000 lat Baranek byl wiec dobroczynca ludzkosci. W tym czasie powstaly wszystkie mity o Baranku. Z symbolem tym lacza sie boskie pojecia. Samego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, przedstawiano w pierwszych stuleciach naszej ery w symbolu Krzyza, a pod nim Baranka. Dopiero w szóstym wieku po Chrystusie w ikonografii pojawia sie postac Zbawiciela wiszacego na krzyzu. Znana legenda o Jazonie i jego wyprawie na poszukiwanie zlotego runa baranka tez osnuta jest na tym symbolu. Przed rokiem 800 p.n.e. Slonce przechodzilo przez konstelacje Byka. W tym czasie zaznaczyl sie w Egipcie kult Apisa, a w Persji kult Mitry. Jeszcze wczesniej przechodzilo Slonce przez znak Blizniat. W indyjskich i germanskich mitach napotykamy pochodzace z tego czasu wzmianki o blizniakach. Na koniec dochodzimy do czasów konstelacji Raka, do epoki atlantyckiego kataklizmu. Byl to przelom; zmierzch starej kultury, poczatek nowej; w wiedzy tajemnej mamy na to okreslony znak, mianowicie spirale; jest to jednoczesnie symbol konstelacja Raka, mozna go znalezc w kazdym kalendarzu. Tak wiec ludzie mieli w dawnych czasach dokladna swiadomosc tego, co dzieje sie na niebie, równolegle do ziemskich wydarzen. Kiedy wiec Slonce przeszlo przez jeden znak Zodiaku, to i wyglad Ziemi zmienil sie na tyle, ze nowe zejscie na Ziemie moze miec dla czlowieka wartosc. Dlatego rytm kolejnych wcielen zalezy od przesuwania sie w Zodiaku punktu, gdzie Slonce wschodzi w czasie wiosennego zrównania dnia z noca. W czasie, jakiego Slonce potrzebuje do przejscia przez jedna konstelacje Zodiaku, czlowiek ma dwa wcielenia; jedno meskie i jedno kobiece. Przezycia i doswiadczenia, jakie moze dac czlowiekowi inkarnacja w organizmie meskim lub kobiecym, sa dla duchowego zycia tak zasadniczo rózne, ze konieczne jest raz meskie, raz kobiece wcielenie sie duszy w tym samym uksztaltowaniu Ziemi. To wlasnie daje przecietny okres miedzy kolejnymi inkarnacjami okolo 1000 do 1300 lat. Zostala tu jednoczesnie wyjasniona sprawa plci. Regula jest zmiana plci. Zasada ta jest czesto lamana. Czasem trzy do pieciu, ale nigdy wiecej niz siedem razy pod rzad nastepuje inkarnacja o tej samej plci. Przeczy to jednak wszystkim ezoterycznym doswiadczeniom, jezeli mówi sie, ze siedem kolejnych wcielen tej samej plci stanowi regule. Zanim przejdziemy do studiowania karmy poszczególnego czlowieka, musimy sie zastanowic nad pewnym zasadniczym faktem. Oprócz karmy indywidualnej istnieje jeszcze karma zbiorowa, która nie jest okreslana przez poszczególnego czlowieka, jakkolwiek wyrównuje sie ona podczas jego inkarnacji. Rozwazmy konkretny przyklad. Gdy w sredniowieczu Hunowie ruszyli z Azji i zalali kraje Europy, wywolujac wojny i zniszczenie, wydarzenia te mialy takze swoje znaczenie duchowe. Hunowie byli zdegenerowana pozostaloscia dawnej ludnosci atlantyckiej, co wyrazalo sie pewnymi rozkladowymi procesami w ich ciele astralnym i eterycznym. Te substancje rozkladowe znalazly korzystne podloze w uczuciach panicznego przerazenia, jakie wywolywali wszedzie, gdzie sie pojawili. W ciala astralne napadnietych ludów wszczepial sie w ten sposób pierwiastek rozkladu, a w pózniejszych pokoleniach przeszlo to na cialo fizyczne. Skóra wchlonela przyjeta astralnosc, czego wynikiem byla rozpowszechniona w sredniowieczu choroba - trad. Oczywiscie, lekarz, przedstawiciel czysto fizycznej medycyny, bedzie przytaczal fizyczne przyczyny, które te chorobe wywolaly. Nie chodzi wcale o zwalczanie tego, co mówi lekarz. Zalózmy np. ze ktos w bójce zranil nozem czlowieka, do którego zywil od dawna uczucie zemsty. Jeden powie, ze powodem tej rany byla zadza zemsty, a drugi stwierdzi, ze to nóz spowodowal rane. Obydwaj maja slusznosc. Nóz byl ostatnim fizycznym ogniwem w lancuchu przyczyn, ale za nim znajduja sie duchowe powody. Kto szuka duchowych przyczyn, nie bedzie przeczyl zjawiskom fizycznym. Na podstawie tego, co mówilismy o tradzie, widzimy, jaki znaczacy wplyw na pózniejsze pokolenia maja wydarzenia historyczne i uczymy sie, jak mozemy wywrzec lepszy wplyw na odlegle pokolenia, az do zdrowia organizmu fizycznego. W ostatnich stuleciach, dzieki postepowi techniki, powstal wsród ludnosci europejskiej proletariat przemyslowy, a w zwiazku z tym nieslychanie rozwinela sie nienawisc klasowa i rasowa. Usadowila sie ona w ciele astralnym dzisiejszego czlowieka i objawia sie fizycznie jako gruzlica pluc. Zwiazek nienawisci z gruzlica wykazuja badania w dziedzinie ducha. Ludziom bioracym udzial w tej zbiorowej karmie czesto nie mozemy juz pomóc. Musimy patrzec z ciezkim sercem na cierpienia czlowieka, nie mogac wrócic mu radosci i zdrowia, gdyz zwiazany jest on ze zbiorowa karma. I tylko poprawiajac zbiorowa karme dopomóc mozemy poszczególnym ludziom; dlatego bardziej lezy nam na sercu praca, która ma na celu ratunek calej ludzkosci niz egoistyczne poprawianie losu tej czy innej jednostki. A oto inny przyklad, wziety bezposrednio z biezacych stosunków. Badania ezoteryczne wykazaly, ze miedzy istotami astralnymi, które braly udzial w walkach w czasie wojny rosyjsko-japonskiej, znajdowali sie zmarli Rosjanie, którzy dzialali na szkode swojego narodu; stalo sie tak dlatego, ze w ostatnich czasach wielu szlachetnych rosyjskich idealistów zostalo skazanych na smierc lub tez zginelo w wiezieniu. Byli to ludzie o wielkich idealach, ale jednak nie na tyle rozwinieci duchowo, aby mogli przebaczyc. Przechodzac przez smierc, zabrali ze soba zadze zemsty nad wlasnymi przesladowcami. Takie uczucie nienawisci musi sie przemienic w kamaloce. Gdyby juz znalezli sie w dewahanie, umieliby powiedziec: "Przebaczam tym, co mnie skrzywdzili". W dewahanie poznaliby, widzac ciagnace na nich z zewnatrz chmury wlasnej nienawisci i zemsty, jak straszliwe, jak niegodne sa takie uczucia. Tak wiec ezoteryczne badania pokazuja nam, jak cale narody sa nadal pod wplywem swoich przodków. Idealne dazenia naszych czasów nie zostana spelnione, jezeli beda chcialy dzialac jedynie fizycznymi srodkami, wylacznie na planie fizycznym, jak np. organizacje pacyfistyczne, które wylacznie fizycznymi srodkami chca zaprowadzic pokój. Gdy nauczymy sie dzialac takze na planie astralnym, dopiero wtedy poznamy, jakie srodki sa wlasciwe; dopiero wtedy potrafimy dzialac tak, aby czlowiek, gdy powróci na Ziemie ze swiata ducha, mógl owocnie dalej pracowac.

VI

Dzis przechodzimy do omówienia, jak przezycia czlowieka w swiecie fizycznym sa uwarunkowane jego poprzednim zyciem. Przede wszystkim trzeba podkreslic, ze nasze zycie zalezy nie tylko od przebiegu wczesniejszych wcielen, ale równiez, choc w niewielkiej mierze, od terazniejszego. Zasade, która staje obecnie przed nami, mówiaca o wzajemnym powiazaniu przeszlosci, terazniejszosci i przyszlosci czlowieka nazywamy prawem karmy. Jest to prawdziwe prawo losu czlowieka. Kazde zycie rozpatrywane oddzielnie jest tylko indywidualnym przypadkiem wielkiego prawa kosmicznego, gdyz to, co nazywamy prawem karmy, jest powszechnym prawem kosmicznym, a przejawianie sie karmy w zyciu czlowieka jest tylko szczególnym jego przypadkiem. Jezeli odkrywamy jakikolwiek zwiazek zachodzacy miedzy poprzednio istniejacymi stosunkami a ich skutkami w przyszlosci, to mysli nasze ida w kierunku tej zasady. Dlatego chce zaznaczyc, ze mówiac o ludzkim zyciu, rozpatrujemy jedynie szczególny wypadek dzialania tego prawa w kosmosie. Jezeli mamy przed soba dwa naczynia napelnione woda i do jednego z nich wrzucimy rozzarzona do czerwonosci zelazna kule, to woda zacznie syczec i zagrzeje sie. Wyjmijmy teraz kule i wrzucmy do drugiego naczynia; woda nie bedzie juz syczec i ogrzewac sie. Gdybysmy wrzucili te kule od razu do drugiego naczynia, mielibysmy to samo zjawisko, co w pierwszym - woda burzylaby sie, a kula ochlodzila. Teraz nie mozemy juz tego zjawiska wywolac, gdyz kula nie jest rozzarzona, bo wlasnie ochlodzila sie w pierwszym naczyniu. To, co dzialo sie z kula w pierwszym naczyniu, warunkuje jej zachowanie w drugim naczyniu. W ten sposób w fizycznym zyciu przyczyna zwiazana jest ze skutkiem. Od tego, co sie dzialo wczesniej z dana rzecza, zaleza jej pózniejsze losy. Innym przykladem moga byc pewne zwierzeta, u których wskutek osiedlenia sie w ciemnych jaskiniach organ wzroku ulegl zanikowi. Substancje które przedtem odzywialy ich oczy, kieruja sie teraz do innych czesci organizmu, gdyz dla oczu bylyby bezuzyteczne, skoro one juz nie pracuja. Rozwój narzadu wzroku ulegl w zwiazku z tym uwstecznieniu i we wszystkich nastepnych pokoleniach rodza sie juz zwierzeta z zanikajacymi oczami. Stworzenia te same wywolaly proces zaniku w swym organizmie, osiedlajac sie w miejscach pozbawionych swiatla. Los nastepnych pokolen okresla zachowanie sie ich przodków w przeszlosci. Przygotowaly sobie w ten sposób swój przyszly los. To samo zachodzi bez ustanku w zyciu ludzkim. Czlowiek okresla swoja przyszlosc przez to, jakim byl w przeszlosci, poniewaz najglebsza jego istota nie zamyka sie w ramach jednego zycia, lecz przechodzi przez szereg wcielen, wiec tez i przyczyn tego, co go w danym zyciu spotyka, szukac nalezy w zyciu dawniejszym. Zastanówmy sie teraz blizej nad lancuchem zaleznosci, który mozna zrozumiec, jezeli zaczniemy choc odrobine liczyc sie z nastepstwami ludzkich czynów, mysli i uczuc. W zyciu potocznym mówi sie czesto: "Mysl sobie, co ci sie podoba" - co znaczy, ze mysl nasza nie ma znaczenia, nic nikomu nie szkodzi w swiecie zewnetrznym. Dotknelismy waznego punktu, gdzie osoba przejeta prawdziwie duchowym impulsem rózni sie bardzo od materialistycznie myslacego czlowieka. Materialista wierzy, ze rzucajac w kogos kamieniem moze mu sprawic ból. Sadzi natomiast, ze mysli pelne nienawisci, jakie zywi ku ludziom, nie wyrzadzaja im krzywdy. Kto jednak rzeczywiscie zna swiat, ten wie, ze mysl przesycona nienawiscia dziala o wiele silniej niz rzucony kamien. Wszystko, co czlowiek mysli, przezywa i czuje, wywiera swój wplyw na otoczenie, a jasnowidzacy moze bardzo dokladnie sledzic, jak np. dziala pelna milosci mysl plynaca do czlowieka, a jak calkowicie inaczej oddzialuje mysl pelna nienawisci. Mysl przeniknieta miloscia przedstawia sie jasnowidzacemu niby ksztalt swietlny, przypominajacy forma kielich kwiatu; unosi sie ona wokól czlowieka, ogarnia z miloscia jego cialo eteryczne i astralne, ozywia i przenika je blogim uczuciem szczescia. Tymczasem mysli pelne nienawisci przeszywaja cialo astralne i eteryczne niby zatrute strzaly. Mozna dokonywac w tej dziedzinie róznych obserwacji. W swiecie astralnym stanowi ogromna róznice, czy wypowiadamy prawdziwa mysl, czy tez klamstwo. Mysl jest prawdziwa, gdy scisle odpowiada rzeczy, do której sie odnosi. Jezeli gdziekolwiek zachodzi pewien fakt, to jego dzialanie siega w wyzsze swiaty. Jezeli ktos o tym fakcie mówi zgodnie z prawda, promieniuje z niego ksztalt astralny, który laczy sie z odbiciem samego faktu w wyzszym swiecie i oba wzmacniaja sie nawzajem. Te wzmocnione astralne formy sluza takiemu zróznicowaniu i wzbogacaniu naszego swiata duchowego, jakie jest nam potrzebne dla dalszego rozwoju ludzkosci. Jezeli jednak przedstawiamy fakty tak, ze nasze slowa nie odpowiadaja temu, co sie istotnie wydarzylo, czyli klamiemy, wtedy przy spotkaniu powstalej w ten sposób formy myslowej z odbiciem samego faktu nastepuje zderzenie i wzajemne zniszczenie. Tego rodzaju niszczace wybuchy wywolane przez klamstwo dzialaja jak wrzód, który rozklada organizm. Tak klamstwo zabija formy astralne, które powstaja i musza powstawac - a tak, zniszczone i rozbite hamuja i niszcza rozwój swiata. Kazdy, kto mówi prawde, przyczynia sie rzeczywiscie do postepu ludzkosci, ten zas, kto klamie, hamuje go. Dlatego wiedza tajemna uwaza klamstwo za morderstwo w dziedzinie duchowej. Nie tylko zabija ono formy astralne, ale jest równiez samobójstwem. Kazdy, kto klamie, rzuca sam sobie przeszkody pod nogi; wszedzie w swiecie duchowym mozna zauwazyc tego rodzaju wplywy. Czlowiek jasnowidzacy spostrzega równiez, ze wszystkie mysli, uczucia i wrazenia maja wplyw na plan astralny. Wszystko, co stanowi sklonnosc, temperament, ustalone cechy charakteru czlowieka, nieprzemijajace mysli, promieniuje ustawicznie i siega nie tylko do swiata astralnego, lecz az do dewahanu. Czlowiek o pogodnym temperamencie jest zródlem, osrodkiem dla okreslonych procesów w dewahanie; czlowiek sklonny do przygnebienia dziala tak, ze pomnaza substancje zwiazane z nastrojem rezygnacji u ludzi. Wiedza duchowa pokazuje nam, ze nie jestesmy odosobnieni w swiecie, lecz z naszych mysli ustawicznie wytwarzaja sie formy, które przenikaja i róznicuja swiat dewahanu. Wszystkie obszary dewahanu podlegaja ciaglemu wplywowi mysli, uczuc i wrazen czlowieka. Wyzsze dziedziny, które maja zwiazek z kronika akasza, podlegaja natomiast wplywowi naszych czynów. Zewnetrzne wydarzenia siegaja swym dzialaniem az do najwyzszych regionów dewahanu, które nazwalismy swiatem rozumu. Bedziemy mogli teraz zrozumiec, jak czlowiek, zstepujac w nowa inkarnacje, tworzy sobie i przyjmuje cialo astralne. Wszystko, co pomyslal i odczul, pozostalo rozproszone w swiecie astralnym. Czlowiek pozostawil tam wiele sladów. Jezeli w jego myslach bylo duzo prawdy, to slady te tworza mu dobre cialo astralne. To, co zostawil w nizszym dewahanie jako swój temperament itd., tworzy teraz nowe cialo eteryczne, a to, czego dokonal swoimi czynami, oddzialuje teraz z najwyzszych czesci dewahanu, gdzie mozna juz odszukac kronike akasza, na uporzadkowanie i rozmieszczenie ciala fizycznego. Tu spoczywaja sily, które wioda czlowieka do okreslonego miejsca. Jesli wyrzadzilismy komus krzywde, bylo to dzialanie zewnetrzne, którego wplyw wznosi sie do najwyzszych sfer dewahanu, a przy tworzeniu nowego ciala fizycznego dziala jako pozostawiona przez czlowieka sila, która pcha go, oczywiscie pod kierunkiem wyzszych jestestw, do pokrewienstwa, do miejscowosci, gdzie moze teraz doswiadczyc oddzialywania skutków swojego czynu. Wszystko, czego doswiadczamy z zewnatrz, a co nie ma szczególnie glebokiego zwiazku z naszym zyciem wewnetrznym, dziala przy nastepnym wcieleniu na nasze cialo astralne, nadajac naszym uczuciom, przezyciom i myslom ich specyficzny charakter. Jezeli w zyciu niejedno widzielismy, zdobylismy duzo wiadomosci, to w przyszlym zyciu bedziemy miec cialo astralne szczególnie wyposazone w odpowiednie zdolnosci. Przezycia i doswiadczenia przejawiaja sie w nastepnym wcieleniu w ciele astralnym. Wrazenia radosci i bólu, wewnetrzne przezycia duszy maja wplyw w nastepnym wcieleniu na nasze cialo eteryczne i ksztaltuja ustalone sklonnosci. Kto przezyl duzo radosci, bedzie mial cialo eteryczne sklonne do radosnego temperamentu. Kto stara sie spelniac duzo dobrych uczynków, rozwija w sobie uczucia, które w nastepnym zyciu zaowocuja wrodzonym wprost talentem do dobrych czynów. Bedzie tez mial wrazliwe sumienie i bedzie czlowiekiem wybitnie moralnym. To, co zwiazane jest w obecnym zyciu z cialem eterycznym, a wiec charakter, usposobienie czlowieka itd., przy nastepnej inkarnacji wystepuje w ciele fizycznym. Czlowiek, który w jednym zyciu rozwinal w sobie zle upodobania czy namietnosci, w nastepnym rodzi sie z chorym cialem fizycznym. Natomiast czlowiek silny, odporny i zdrowy umial w poprzednim zyciu rozwinac w sobie dobre sklonnosci. Jesli ktos posiada sklonnosci do ciaglych chorób, wypracowal w sobie zle popedy. Od nas samych zalezy zdrowie czy sklonnosc do chorób w przyszlym zyciu, o tyle naturalnie, o ile to jest zwiazane z zalozeniami naszego fizycznego ciala. Wyzbywajac sie wszystkich naszych zlych sklonnosci, przygotowujemy sobie silne, zdrowe cialo na nastepna inkarnacje. Mozna obserwowac az do najdrobniejszych szczególów, jak to, co w zyciu przejawialo sie jako sklonnosci, dziala w nastepnym wcieleniu na cialo fizyczne. Czlowiek, w którego usposobieniu lezy milosc do wszystkiego, co go otacza, który odnosi sie do wszelkiego stworzenia w sposób pelen milosci, w nastepnym zyciu do póznego wieku zachowa mlody wyglad ciala fizycznego. Milosc, rozwiniete uczucie sympatii daje w nastepstwie cialo fizyczne, które dlugo zachowuje mlodosc. Zycie wypelnione nienawiscia, pelne antypatii do wszystkich stworzen, krytykujace i zgryzliwe, wycofujace sie najchetniej od wszelkiego kontaktu spowoduje, ze sklonnosci przez nie rozwiniete objawia sie w nastepnym wcieleniu starzejacym sie wczesnie i zwiedlym cialem fizycznym. W ten sposób sklonnosci i namietnosci jednego zycia przenosza sie na fizyczny organizm w nastepnej inkarnacji. Mozna to obserwowac w wielu poszczególnych wypadkach, i tak np. mozna zauwazyc, jak skrzetnosc, rozwinieta w namietnosc ustawicznego zbierania i gromadzenia, w nastepnym zyciu wywoluje sklonnosc ciala fizycznego do chorób infekcyjnych. Czesto mozna sprawdzic, ze taka wybitna sklonnosc do chorób infekcyjnych wiaze sie z silnie rozwinietym w poprzednim zyciu popedem gromadzenia rzeczy, którego siedziba jest przeciez cialo eteryczne. Natomiast praca, przy której czlowiek ma na uwadze dobro ludzkosci, a nie chec zagarniecia wszystkiego dla siebie, wyrabia w ciele eterycznym predyspozycje, które w nastepnym zyciu objawiaja sie wybitna odpornoscia wobec chorób infekcyjnych. Poznajac zwiazek pomiedzy swiatem fizycznym i astralnym, dochodzimy do donioslych prawd o tym, co dzieje sie w swiecie. Rózne sprawy wygladaja czasami zupelnie inaczej, niz sobie wyobrazamy. Jak czesto ludzie jecza i narzekaja pod ciezarem nieszczesc i cierpien. A jednak z wyzszego punktu widzenia nie ma zadnej podstawy do uzalania sie, bo kiedy przezwyciezymy ból i staniemy gotowi do nastepnej inkarnacji, to cierpienie stanie sie zródlem madrosci, rozwagi oraz zdolnosci do calosciowego ogarniania spraw. Nawet w jednym z nowszych pism, które powstalo z materialistycznych pogladów obecnej doby, znajdujemy powiedzenie, ze w twarzy kazdego mysliciela jest jakby skrystalizowany ból. To, co tutaj wypowiedzial materialistycznie myslacy pisarz, jest znana w wiedzy tajemnej prawda, gdyz najwieksza madrosc swiata zdobywa sie znoszac spokojnie ból i cierpienie. Kto ucieka od bólu, nie chce go znosic, nie stworzy w sobie nigdy podloza dla madrosci. Jezeli spojrzymy konsekwentnie dalej, stwierdzimy, ze nie powinnismy nigdy skarzyc sie równiez na choroby. Jezeli patrzymy na nie z punktu widzenia wiecznosci, objawiaja sie czestokroc w nastepnym zyciu jako niezwykle piekno fizycznej postaci. Uroda, jaka spotykamy u ludzi, zdobyta jest w wielu wypadkach przez chorobe w poprzednich wcieleniach. Takie zwiazki zachodza pomiedzy obrazeniami ciala, spowodowanymi choroba lub zewnetrznymi czynnikami w jednym zyciu, a uroda w nastepnym. Do tych przedziwnych zaleznosci i zwiazków mozna by zastosowac powiedzenie francuskiego pisarza Fabre'a d'Oliveta: "Gdy rozwazamy zycie czlowieka, to czesto przychodzi na mysl porównanie z perla dopiero dzieki chorobie powstaje w muszli perla". Tak rzeczywiscie jest w zyciu ludzkim; piekno zwiazane jest karmicznie z choroba, jest jej wynikiem. Jezeli przed chwila powiedzielismy, ze czlowiek, który rozwija w sobie zle sklonnosci, usposabia sie do choroby w przyszlym zyciu, to trzeba sobie jasno zdac sprawe, ze chodzi tutaj o wewnetrzna podatnosc na choroby. Jezeli ktos np. choruje, bo musi pracowac w zatrutym powietrzu, jest to zupelnie cos innego. Mozna równiez zachorowac na skutek zewnetrznych przyczyn, ale nie ma to zwiazku z predyspozycja fizycznego organizmu, uwarunkowana poprzednim zyciem. Wszystkie zewnetrzne fakty zyciowe, wszystko dokonane i wyrazone jako dzialanie w swiecie fizycznym, od poruszenia reki, az do najbardziej skomplikowanych czynnosci, jak np. budowa domu, wraca do czlowieka w nastepnej inkarnacji z zewnatrz jako wydarzenia, które go spotykaja w swiecie fizycznym. Zyjemy od wewnatrz na zewnatrz. Widzimy wiec, ze to, co zyje w naszym ciele astralnym jako radosc i smutek, rozkosz i ból, przejawia sie pózniej w ciele eterycznym, ze sklonnosci i popedy, których siedziba jest cialo eteryczne, odnajdujemy w ciele fizycznym jako predyspozycje organizmu, a czyny, przy których spelnieniu cialo fizyczne bylo narzedziem, przejawiaja sie w nastepnym wcieleniu jako zewnetrzne koleje losu. W ten sposób zycie i dzialanie ciala astralnego staje sie losem ciala eterycznego; cialo eteryczne tworzy los ciala fizycznego, zas skutki czynów ciala fizycznego wracaja do nas w swoim dzialaniu z zewnatrz jako fizyczna rzeczywistosc w nastepnym wcieleniu. Tutaj oto dotykamy waznego punktu, jakim jest w zyciu czlowieka przebieg jego zewnetrznych losów. To oddzialywanie losu moze sie czasem dlugo nie przejawiac, a jednak predzej czy pózniej musi nastapic. Sledzac przebieg losu czlowieka poprzez nastepujace po sobie wcielenia, widzimy, ze kazde zycie jest tak przygotowane w kolejnym wcieleniu przez istoty kierujace przyjmowaniem przez czlowieka ciala fizycznego, aby znalazl sie on w takim miejscu, w którym moze go dosiegnac przeznaczenie. Wezmy przyklad z zycia: w wiekach srednich zebrali sie sedziowie tajnego trybunalu, wydali na kogos wyrok smierci i wykonali go. Cofajac sie w dawniejsze wcielenie sedziów i skazanego, mozna bylo ustalic, ze wszyscy zyli w jednym czasie; ze ów stracony byl niegdys naczelnikiem plemienia i pózniejszych swoich sedziów skazal na smierc. Ten jego poprzedni czyn, wykonany na planie fizycznym, zwiazal tych wszystkich ludzi, wytworzyl sily siegajace swoim dzialaniem az do kroniki akasza. Gdy zas dusza dawnego naczelnika zstepowala ponownie na Ziemie, sily te sprawily, ze wcielila sie w tym samym miejscu i w tym samym czasie, co dusze jego obecnych sedziów, zwiazane z nia na tyle silnie, aby los mógl sie wypelnic. Kronika akasza jest zródlem takich sil, stanowi zapis wszystkiego, co jeden czlowiek uczynil drugiemu. Niektórzy wyczuwaja, ze cos takiego sie dzieje, ale malo kto zdaje sobie z tego jasno sprawe. Ktos np. pracuje na stanowisku, które mu pozornie odpowiada i daje zadowolenie. Nagle z jakiegos powodu prace te traci i nie znajduje zadnego innego zajecia w tym samym miejscu. Los przerzuca go daleko, moze do innego kraju, gdzie otwieraja sie dla niego nowe mozliwosci zatrudnienia. Spotyka tam inna osobe, z która w jakis sposób laczy go los. Cóz tutaj zaszlo? Kiedys, juz dawniej, spotkal on w zyciu tego czlowieka i ma wobec niego jakies zobowiazania. Zostalo to wniesione do kroniki akasza, a sily stamtad plynace doprowadzily go do miejsca, gdzie mógl go spotkac i wyrównac swój dlug. Od narodzin az do smierci znajdujemy sie ciagle w takim ukladzie sil, które z wszystkich stron dzialaja na nasza dusze i kieruja naszym zyciem. W ten sposób nosimy wlasciwie w sobie bez ustanku oddzialywanie dawnych wcielen, ciagle przezywamy skutki minionych inkarnacji. Musimy sobie zdac sprawe, ze w zyciu kieruja nami moce, których my sami nie znamy. Na nasze cialo eteryczne dzialaja formy, które niegdys sami wytworzylismy na planie astralnym; to zas, co dziala jako nasz los w zewnetrznych wydarzeniach, sa to istoty i sily z wyzszych sfer dewahanu, przez nas samych wpisane do kroniki akasza. Te sily lub istoty nie sa bynajmniej nieznane wtajemniczonemu. Musimy sobie zdac sprawe, ze cialo astralne, eteryczne i fizyczne czlowieka znajduje sie pod wplywem innych istot. Wszystkie czyny nie plynace bezposrednio z naszej woli, czyny, do których nas cos wewnetrznie popycha, sa wynikiem wplywu tych istot; nie biora sie one znikad. Poszczególne ogniwa natury ludzkiej sa rzeczywiscie ciagle przenikniete rozmaitymi istotami, a znaczna czesc cwiczen, jakie zaleca wtajemniczony nauczyciel, ma na celu uwolnienie czlowieka od nich, aby byl coraz bardziej wolny wewnetrznie. Istoty, które przenikaja cialo astralne, ograniczajac jego wolnosc, nazywamy demonami. W ciele astralnym czlowieka pelno jest takich demonów. Nasze wlasne mysli, falszywe czy prawdziwe, daja byt istotom, które z czasem wyrosnac moga na takie demony. Sa dobre demony, które powstaja z dobrych mysli, ale mysli zle, a przede wszystkim nieprawdziwe, klamliwe, daja zycie najokropniejszym postaciom, którymi cialo astralne jest - jesli sie tak mozna wyrazic - naszpikowane. Podobnie i cialo eteryczne przenikaja istoty, od których czlowiek musi sie uwolnic. Sa to tzw. widma. W koncu sa i takie, które przenikaja cialo fizyczne, sa to fantomy. Oprócz tych trzech rodzajów sa jeszcze inne istoty, takie, które usiluja zawladnac nasza jaznia. Sa to duchy, podobnie jak nasza jazn sama jest duchem. W rzeczywistosci czlowiek sam powoluje do zycia owe istoty, a przy ponownym jego zejsciu na Ziemie stanowia one o jego wewnetrznym i zewnetrznym losie. Ukladaja one bieg jego zycia tak, ze wyraznie mozna wyczuc, jakie demony wydalo jego cialo astralne, jakie widma wytworzylo cialo eteryczne, jakie fantomy powstaly w jego ciele fizycznym. Wszystkie one posiadaja pokrewienstwo z danym czlowiekiem, ciaza ku niemu, gdy wciela sie na nowo. Widzimy, jak jasno wypowiada te prawde Pismo Swiete; gdy w Biblii mowa jest o wypedzaniu demonów, nie jest to zadna abstrakcja, ale fakt rzeczywisty, który trzeba rozumiec doslownie. Co uczynil Jezus Chrystus? Uzdrowil opetanego przez demony, wygnal je z jego ciala astralnego. Bylo to wydarzenie najzupelniej realne i przyjac je trzeba doslownie. Takze Sokrates, ten jasny duch, mówi o swoim dajmonion, dzialajacym w jego ciele astralnym. Byl to dobry demon; nazwy tej nie nalezy kojarzyc wylacznie ze zlymi istotami. Bywaja jednak demony straszliwe, niszczycielskie! Wszelkie demony klamstwa maja taki wplyw, jak gdyby cofaly czlowieka w jego rozwoju. Istoty te w dziejach swiata powstaja zawsze z klamstw wielkich osobistosci, przeto slusznie mówi sie o duchach przeciwnosci. W tym sensie mówi Faust do Mefistofelesa: "Ty jestes ojcem wszystkich przeciwnosci!" Kazdy czlowiek, poniewaz powiazany jest z cala ludzkoscia, mówiac prawde lub klamiac dziala na caly wszechswiat; bo nie jest przeciez obojetne dla swiata, czy wytwarza sie dobre demony prawdy czy tez straszliwe demony klamstwa. Przypuscmy, ze istnieje naród skladajacy sie z klamców. Zaludnilby on plan astralny wylacznie demonami klamstwa, te zas znowu moglyby objawic sie w fizycznych sklonnosciach do epidemii. Sa bowiem pewne odmiany drobnoustrojów chorobotwórczych, które powstaja wskutek klamstw ludzi, sa po prostu fizycznym wcieleniem demonów klamstwa. Tak wiec widzimy, ze klamstwa z dawnych czasów wystepuja w losach swiata jako armia okreslonych istot niszczycielskich. Aby zrozumiec prawa karmy, musimy poruszyc jeszcze niektóre inne sprawy. Dzisiejszy ruch, dazacy do prawdziwego poznania duchowego, wzial poczatek z glebokiego poznania prawa karmy. Mówilismy, ze to, co zyje w naszym ciele eterycznym, dziala w nastepnym zyciu na cialo fizyczne. Caloksztalt pogladów, sposób myslenia wplywa na cialo fizyczne nastepnej inkarnacji, tak wiec nie jest obojetne dla przyszlych losów czlowieka, czy zywi on przekonania duchowe, czy materialistyczne. Czlowiek, który chociaz wierzy w istnienie wyzszych swiatów duchowych, bedzie mial w nastepnym zyciu organizm o spokojnie dzialajacym systemie nerwowym. Natomiast czlowiek, który nie dopuszcza nic poza tym, co istnieje w swiecie zewnetrznym, dostepnym dla zmyslów, przenosi ten poglad na swój organizm fizyczny i w nastepnej inkarnacji sklonny jest do chorób nerwowych. Bedzie mial niespokojne cialo fizyczne, bedzie mu brakowac silnego osrodka woli. Materialista rozpada sie niejako na czesci; duchowosc natomiast skupia i koncentruje. Tylko duch jest jednoscia. Fizyczna predyspozycja organizmu u poszczególnego czlowieka zjawia sie w nastepnej inkarnacji karmicznie i czesciowo przechodzi równiez dalej na nastepne pokolenia. Tak wiec dzieci i wnuki osób o przekonaniach materialistycznych musza za nich pokutowac, otrzymujac nieodporny system nerwowy i sklonnosc do chorób nerwowych. Czasy powszechnej nerwowosci sa wynikiem materialistycznego swiatopogladu ubieglych stuleci. Dla przeciwdzialania tym szkodliwym wplywom wielcy przewodnicy ludzkosci uznali za konieczne, aby pojawil sie prad dazen duchowych. Materializm dziala nawet i na religie. Bo czyz nie sa materialistami ci, którzy wprawdzie “wierza” w swiaty duchowe, ale nie chca dazyc do ich poznania? To jest wlasnie materializm w religii, który pragnie, aby tajemnica szesciu dni stworzenia swiata - wielka ewolucja kosmiczna, przedstawiona w Biblii jako szesc dni stworzenia - umknela nam sprzed oczu; albo tez mówi sie o Jezusie Chrystusie jako "osobistosci historycznej", a pomija sie Misterium Golgoty. Materializm w naukach przyrodniczych jest dopiero wynikiem materializmu religijnego. Nie byloby go, gdyby zycie religijne nie bylo przenikniete materializmem. Ci, którzy dzisiaj sa zbyt wygodni, aby dazyc do poglebienia religijnosci, sa sprawcami materializmu w naukach przyrodniczych, a wywolany przez ten materializm rozstrój systemu nerwowego dziala na cale narody, podobnie jak na pojedynczych ludzi. Jezeli prad duchowy nie zdobedzie tyle sily, aby objac takze ludzi wygodnych i leniwych, wtedy nerwowosc, karmiczny wynik ostatnich stuleci, bedzie miec coraz wiekszy wplyw na ludzkosc. Tak jak w wiekach srednich mielismy epidemie tradu, tak w przyszlosci, wskutek materialistycznego pogladu, doczekac sie mozemy ciezkich zaburzen nerwowych, wystepujacych masowo epidemii obledu ogarniajacych cale narody. Z poznania praw karmy wyplywa wiec inny, glebszy stosunek do wiedzy duchowej, do wyzszego poznania. Przestaje on byc tematem sporów, a staje sie srodkiem do uzdrowienia ludzkosci. Im bardziej ludzkosc angazuje sie w duchowosc, tym szybciej zniknie to wszystko, co moze wywolac nerwowe zaburzenia i choroby psychiczne.

VII

Aby lepiej zrozumiec prawo karmy w zyciu ludzkim, spróbujmy jeszcze opisac zjawisko, które nastepuje bezposrednio po smierci. Przypomnijmy sobie obraz wspomnien, który nastepuje w chwili, gdy czlowiek oswobodzony z ciala fizycznego zyje przez krótki czas w oslonie astralnej i eterycznej, zanim rozpocznie swa dalsza wedrówke przez swiat elementarny. Dla blizszego zrozumienia dzialania karmy pozwólcie mi okreslic to dziwne uczucie, które ogarnia czlowieka juz podczas przezywania wspomnien swojego zycia; uczucie ciaglego powiekszania sie, przerastania swych wlasnych granic. Doznanie to narasta, dopóki czlowiek zyje jeszcze w swoim ciele eterycznym. Z poczatku patrzy na obrazy ubieglego zycia niby na panorame, potem nastepuje chwila, niezbyt odlegla od momentu smierci - trwa to godziny lub dni w zaleznosci od czlowieka - kiedy ma wrazenie, ze on sam jest tymi obrazami. Czuje, ze jego cialo eteryczne rosnie, ogarnia okrag Ziemi, siega az do Slonca. Potem, gdy czlowiek opusci swe cialo eteryczne, doznaje innego, bardziej zadziwiajacego uczucia, które trudno jest opisac slowami fizycznego swiata. Mozna tylko powiedziec, ze czlowiek czuje sie rozciagniety w przestrzeni kosmicznej, ale tak, jak gdyby juz nie wypelnial soba wszystkich miejsc tej przestrzeni. Czlowiek ma wrazenie, jak gdyby jedna czescia swej istoty byl w Monachium, druga w Moguncji, trzecia w Bazylei, a czwarta w ogóle gdzies poza obszarem Ziemi, np. na Ksiezycu. Czlowiek czuje sie jakby pocwiartowany, przestrzenie zas odczuwa jako nie nalezace do niego. Jest to specyficzne poczucie astralne. Jestesmy rozprzestrzenieni w kosmosie, znajdujemy sie jednoczesnie w wielu miejscach, ale nie wypelniamy obszarów lezacych pomiedzy nimi. To uczucie trwa przez caly okres kamaloki, przez caly czas przezywania ubieglego zycia, od momentu smierci do chwili narodzin. Te przezycia w poszczególnych miejscach lacza sie w okresie kamaloki w jedno z calym zyciem czlowieka. Jest to wazne dla zrozumienia, w jaki sposób wlasciwie dziala prawo karmy. Podczas kamaloki najpierw przezywamy nasze zycie poprzez odczucia ludzi, z którymi bylismy na Ziemi zwiazani przed smiercia, potem przezywamy wszystkie istoty, z którymi w zyciu mielismy do czynienia, poczynajac od ostatnich lat zycia, az do najdawniejszych. Przypuscmy wiec, ze wyrzadzilismy komus krzywde w Moguncji. Czesc naszego ciala astralnego znajdzie sie po naszej smierci w Moguncji i sami przezyjemy ból, jaki komus zadalismy. Jezeli jednak czlowiek ten w miedzyczasie zmarl, to poczujemy sie tam, gdzie przebywa on w danym momencie w kamaloce. Naturalnie, mamy do czynienia z wieloma ludzmi rozproszonymi na Ziemi i w kamaloce. Jestesmy wiec wszedzie. Tym tlumaczy sie to charakterystyczne uczucie podzielenia ciala. Dzieki temu wszystko, co nas z ludzmi laczylo, mozemy przezyc w ich wnetrzu i ustanowic trwaly zwiazek ze wszystkimi, z którymi zetknelismy sie w zyciu. Z czlowiekiem, którego skrzywdzilismy, zwiazani jestesmy dzieki temu, ze zylismy z nim w okresie kamaloki. Idziemy potem dalej do dewahanu; z dewahanu zas powracamy do kamaloki. Tworzac sobie cialo astralne, dusza natrafia tam na wszystko, co laczy ja z ludzmi, z którymi zwiazala sie w poprzednim zyciu. Nici laczacych jest bardzo duzo, tak ze wszystko, co sie nam w zyciu wydarza, opiera sie na takich zwiazkach. Dokladne wyjasnienie tego zjawiska moze dac zdarzenie opisywane z punktu widzenia wiedzy ezoterycznej, o którym juz wspominalem. Jest to przyklad o pieciu sedziach, którzy skazali na smierc czlowieka. Czlowiek ten byl w poprzednim zyciu wodzem i skazal na smierc tamtych pieciu, po czym zmarl i wszedl w okres kamaloki. Wtedy to znalazl sie w miejscu, gdzie przebywali i przenikajac ich wnetrza musial przezyc to wszystko, co oni przezyli. To jest punkt wyjscia dla tych sil przyciagania, które przy nowej inkarnacji doprowadzaja ludzi do spotkania, aby wypelnilo sie prawo karmy. W ten sposób dziala karma. W ten sposób wydarzenia planu fizycznego sa wyrazem tego, co zaczyna sie juz na planie astralnym. W swiecie fizycznym dziala prawo ciaglosci substancji, natomiast na planie astralnym mozna odczuwac jako przynalezne do siebie takie czesci organizmu, które sa oddzielone od siebie. Jest to podobne przezycie, jak gdybysmy odczuwali swoja glowe, miedzy glowa a sercem nie odczuwali niczego, potem doswiadczali obecnosci serca, a dalej znów odczuwali dopiero nogi. Czesc naszej istoty moze byc w Ameryce, oddzielona od reszty naszej astralnosci, a jednak stanowic z nia jedna calosc. Inna czesc moze znajdowac sie na Ksiezycu, jeszcze inna na innej planecie i zwiazek pomiedzy tymi poszczególnymi czesciami nie musi byc widoczny na planie astralnym. Gdy rozwazamy prawo karmy, to rozumiemy, ze to, co nas spotyka w zyciu, jest wynikiem wielu przyczyn tkwiacych w poprzednich wcieleniach. Jak teraz pogodzic to, co wiemy o karmie, z prawami zewnetrznej dziedzicznosci? Slyszy sie czasem zdanie, ze istnieje wiele sprzecznosci pomiedzy karma a dziedzicznoscia. Mówiac o czlowieku z kultura moralna, niejeden sie wyrazi: "To na pewno potomek porzadnej rodziny, odziedziczyl to po przodkach". Ale patrzac na wydarzenia planu fizycznego z punktu widzenia wiedzy duchowej, wiemy, ze jest inaczej. Dziedziczenie cech i zdolnosci dokonuje sie jedynie w pewnym zakresie. Wyjasnimy to na przykladzie. Spójrzmy na rodzine Jana Sebastiana Bacha. W ciagu 250 lat urodzilo sie w tej rodzinie 29 muzyków, a pomiedzy nimi wielki Jan Sebastian Bach. Aby byc wielkim muzykiem, nie wystarczy tylko wewnetrzny talent muzyczny, potrzebny jest jeszcze odpowiednio rozwiniety organ fizyczny, w pewien okreslony sposób uksztaltowane ucho. Nie sa to rzeczy mozliwe do ujecia zewnetrzna obserwacja, trzeba na to spojrzec z punktu widzenia wiedzy duchowej. Róznice indywidualne w budowie ucha moga byc drobne i na pozór nic nie znaczace, niemniej konieczny jest pewien okreslony wewnetrzny ksztalt organu sluchu, by czlowiek mógl zostac muzykiem; ten ksztalt dziedziczy sie, przechodzi on z ojca na syna, tak jak dziedziczy sie ksztalt nosa. Przypuscmy, ze na planie astralnym znajduje sie jakas indywidualnosc gotowa do ponownego zstapienia na Ziemie i szukajaca odpowiedniego ciala fizycznego. Zdobyla ona przed setkami czy tysiacami lat wybitne zdolnosci muzyczne. Jezeli nie znajdzie sobie ciala z odpowiednio uksztaltowanym organem sluchu, nie bedzie mogla zostac muzykiem. Dlatego sklania sie ku rodzinie, która moze jej dac muzykalne ucho, w przeciwnym razie talent tej duszy nie bedzie mógl sie przejawic, gdyz i najwiekszy wirtuoz nie zrobi nic bez odpowiedniego instrumentu. Podobnie i talent matematyczny wymaga okreslonych cech. Wcale nie w budowie mózgu, jak sadzi wielu ludzi. Myslenie i logika sa u matematyka takie same jak u innych ludzi. Chodzi o trzy tzw. kanaly pólkoliste w uchu, tak usytuowane wzgledem siebie, ze zaznaczaja trzy kierunki przestrzeni. Szczególne uksztaltowanie tych wlasnie kanalów jest koniecznym warunkiem geniuszu matematycznego. Kanaly te sa oczywiscie fizycznym organem, który musimy dziedziczyc po przodkach. To tlumaczy, ze np. w rodzinie Bernoullich wcielilo sie osmiu wybitnych matematyków. Podobnie tez czlowiek o rozwinietej moralnosci musi znalezc rodziców, którzy by mu przekazali droga dziedzicznosci odpowiednie cialo fizyczne. Dlatego wlasnie ma tych, a nie innych rodziców, gdyz jest taka, a nie inna indywidualnoscia. To indywidualnosc sama wybiera sobie rodziców, jakkolwiek dzieje sie to równiez pod kierunkiem wyzszych istot. Niektórzy ludzie moga kwestionowac to z punktu widzenia milosci macierzynskiej, jakby obawiali sie, ze milosc matki i dziecka moze doznac uszczerbku, jezeli dziecko nie dziedziczy jakiejs cechy od matki. Ale prawdziwe poznanie tych stosunków poglebia jeszcze milosc macierzynska. Pokazuje nam bowiem, ze uczucie milosci, które doprowadzilo dziecko do matki, poprzedza chwile narodzin i poczecia. Dziecko pokochalo matke jeszcze przed zejsciem na Ziemie, a milosc matki jest odpowiedzia na jego uczucie. Widzimy wiec, ze zwiazek ten rozciaga sie poza moment narodzin i polega na wzajemnosci. Czesto zdarza sie jeszcze inne nieporozumienie. Ludzie wyobrazaja sobie, ze karma rzadzi nieodwolalnie losem czlowieka i niczego nie mozna zmienic. Posluzmy sie znów przykladem wzietym z zycia. Kupiec ma w swych ksiegach rachunkowych dwie rubryki - zobowiazania i naleznosci. Jezeli je podsumuje, to wynik okresli stan jego przedsiebiorstwa. Stan interesów kupca podlega nieublaganym prawom rachunkowym zobowiazan i naleznosci. Jezeli jednak podejmuje nowe sprawy, to moze wciagac do ksiag nowe pozycje i bylby glupcem, gdyby sie wyrzekl korzystnych interesów dlatego, ze juz zrobil bilans. W ksiedze karmy stoja po stronie naleznosci wszystkie czyny dobre, madre, prawdziwe i wlasciwe, po stronie zobowiazan wszystkie zle i glupie. Od czlowieka zalezy, do jakiej rubryki zapisze nowe pozycje w karmicznej ksiedze zycia. Dlatego nie trzeba sadzic, ze nasze zycie podlega jakiemus nieodwolalnemu fatum. Karma nie umniejsza w niczym wolnosci czlowieka, totez gdy o niej mowa, musimy brac pod uwage zarówno przeszlosc, jak i przyszlosc. Nosimy w sobie dzialanie naszych czynów z przeszlosci i w ten sposób jestesmy niewolnikami przeszlosci, ale panami przyszlosci. Jezeli chcemy dobrze na nia wplynac, powinnismy wciagac do naszej ksiegi zycia mozliwie korzystne pozycje. Mysl, ze nie czynimy nic nadaremnie, ze wszystko miec bedzie swoje znaczenie, swój wplyw na przyszlosc, daje nam uczucie wielkosci i potegi. Prawo to nie przygniata nas, lecz przeciwnie, napelnia nadzieja. Prawo karmy jest jednym z najpiekniejszych darów wiedzy duchowej, zródlem wielu radosci dzieki perspektywom przyszlosci, jakie przed nami otwiera. Wskazuje nam prace w harmonii z tym prawem, nie zawiera niczego, co mogloby uczynic czlowieka smutnym, co mogloby zabarwic pesymistycznie swiat, dodaje nam skrzydel przez mysl, ze stajemy do wspólpracy z silami, które kieruja rozwojem swiata. W takie uczucia przeobraza sie w nas poznane prawo karmy. Gdy jakis czlowiek cierpi, czesto mówi sie: "Zasluzyl na swoje cierpienie, niechaj dzwiga swoja karme. Jezeli mu zaczne pomagac, to narusze porzadek karmy". Naturalnie, ze takie stanowisko nie ma sensu. Jego nedza, jego nieszczescie sa wywolane poprzednim wcieleniem, ale jezeli mu pomoge, to moja pomoc wniesie nowy, korzystny czynnik w jego zycie. Pomagam mu tym samym pójsc do przodu. Tak samo przeciez byloby niemadrze powiedziec kupcowi, którego mozna by uchronic od bankructwa jakas suma pieniedzy: "Nie, to by naruszylo twój bilans!". Przeciwnie, to jest wlasnie powód, zeby dopomóc czlowiekowi, pomagac mu z cala ufnoscia, gdyz dzieki prawom karmicznym zaden czyn nie pozostanie bez znaczenia. Stad powinna plynac podnieta do prawdziwego dzialania. Sa ludzie, którzy zwalczaja prawo karmy z punktu widzenia chrzescijanstwa. Niektórzy teologowie mówia, ze nie moga uznac prawa karmy, bo przeczy zasadzie odkupienia przez smierc. Z drugiej zas strony sa takze teozofowie, którzy twierdza, ze prawo karmy stoi w sprzecznosci z zasada odkupienia. Twierdza, ze pomoc, która jedna, jedyna Istota Zbawiciela ludziom wyswiadcza, nie da sie pogodzic z karma. Ani jedni, ani drudzy nie maja slusznosci. Ani jedni, ani drudzy nie zrozumieli prawa karmy. Wyobrazmy sobie, ze spotkalismy jakiegos bardzo biednego czlowieka. Sami jestesmy w lepszym polozeniu i mozemy mu pomóc. Pomoc ta wnosi w jego rachunek zyciowy nowa pozycje. Ktos, kto rozporzadza jeszcze wiekszym zakresem mozliwosci, bedzie mógl pomóc dwojgu ludziom, bedzie mógl wplynac na karme dwóch osób. Jeszcze mozniejszy dopomoze dziesieciu czy stu, a najpotezniejszy niezliczonej ilosci ludzi. Nie ma w tym nic sprzecznego z zasada karmicznych zwiazków. Prawidlowosc i scislosc, z jaka dziala na czlowieka to prawo, pomaga nam zrozumiec, ze taka pomoc wplywa rzeczywiscie na los czlowieka. Mówilismy nieraz, w jakiej potrzebie byla ludzkosc w chwili, gdy Istota Chrystusa zstapila na plan fizyczny. Smierc Zbawiciela na krzyzu byla pomoca, która zmienila karme niezliczonej ilosci ludzi. Nie ma zadnych rozbieznosci pomiedzy dobrze rozumiana ezoteryka chrzescijanska a wlasciwie interpretowana wiedza duchowa. Miedzy prawami chrzescijanstwa i prawami wiedzy duchowej panuje gleboka harmonia i nic nie zmusza nas do porzucenia idei odkupienia. Wnikniemy w prawo karmy glebiej jeszcze niz dotad, gdy przejdziemy do rozwazania rozwoju ludzkosci i calej Ziemi. Przytaczalismy niektóre fakty, które mialy nam ulatwic zrozumienie tego prawa. Niejedno zrozumiemy jeszcze lepiej, gdy przejdziemy do ewolucji ludzkosci i to nie tylko w okresie istnienia naszego ziemskiego globu, ale takze przez inne stany planetarne, które stanowily inne wcielenia Ziemi. Cofajac sie w zamierzchla przeszlosc i równoczesnie spogladajac w bardzo daleka przyszlosc, bedziemy mogli uzupelnic nasze wiadomosci o karmie. Na poczatek poznamy jeszcze jeden wazny fakt. Wyjasnilismy sobie, ze postac ludzka, na która patrza nasze oczy, czyli cialo fizyczne, jest wytworem wyzszych czesci skladowych natury ludzkiej; ze cialo eteryczne, astralne, jazn, az do najwyzszego ogniwa, nazwanego Atma, pracuja nad naszym cialem. Otóz te czlony naszej natury nie stoja na jednym poziomie, nie maja tej samej wartosci w ludzkiej naturze. Juz zwykla obserwacja wystarcza, aby zrozumiec, ze cialo fizyczne jest w gruncie rzeczy najdoskonalszym ogniwem naszej natury. Wezmy np. kawalek kosci udowej. Nie jest to wcale twarda, zbita masa kostna, lecz kunsztowna budowla jakby przeplatajacych sie belkowan. Kto pograzy sie w zadumie nad ta czastka ludzkiego szkieletu, nie tylko rozumowo, ale takze uczuciem, tego ogarnie podziw nad ogromem madrosci, która sie tam przejawia. Zostala tu uzyta tylko niezbedna ilosc materialu, jakiej trzeba bylo uzyc, aby zgodnie z zasada maksymalnych momentów wytrzymalosci udzwignac ciezar tulowia. Najbardziej wyrafinowana sztuka inzynierska, najsubtelniejsze wyliczenia przy konstrukcji mostów nie dorównuja madrosci, która stwarza cos podobnego w naturze! Jezeli spojrzec na ludzkie serce nie tylko okiem anatoma i fizjologa, to i w nim widzimy wyraz wyzszej madrosci. Nie wyobrazajmy sobie, ze nasze cialo astralne doszlo juz obecnie w swoim rozwoju do tego poziomu co nasze fizyczne serce. Serce jest kunsztownym, przeniknietym madroscia organem; cialo astralne sklania czlowieka w swej zadzy do zalewania tego serca przez dziesiatki lat trucizna, a serce przez dziesiatki lat to wytrzymuje. Dopiero w przyszlosci, na dalszych stopniach rozwoju, cialo astralne znajdzie sie równiez na takim poziomie, na jakim dzisiaj znajduje sie cialo fizyczne, a potem bedzie wyzej rozwiniete niz cialo fizyczne. Ale dzis ono wlasnie jest najdoskonalsze. Mniej doskonale jest juz cialo eteryczne, a jeszcze mniej astralne. Najmlodszym zas "dzieciatkiem" z nich wszystkich jest jazn. Cialo fizyczne, w takiej formie, jaka obecnie stanowi, jest najstarszym ogniwem natury ludzkiej, najdluzej nad nim pracowano. Dopiero gdy osiagnelo okreslony stopien rozwoju, przeniknelo je cialo eteryczne. Przez pewien czas te dwa ciala dzialaly razem, potem dolaczylo sie cialo astralne a wreszcie i jazn, która jednak ma osiagnac w przyszlosci jeszcze nie przeczuwane dzisiaj wyzyny. Podobnie jak czlowiek inkarnuje sie wielokrotnie, tak i nasza Ziemia przechodzila przez szereg wcielen i czeka ja dalsza droga, bo prawu reinkarnacji podlega caly kosmos. Ziemia, a scislej to, co dzisiaj nazywamy Ziemia, jest reinkarnacja dawniejszych planet i mozemy odnalezc trzy takie inkarnacje Ziemi, które poprzedzily obecna. Zanim Ziemia stala sie tym, czym jest teraz, byla tym, co w wiedzy tajemnej - nie w astronomii - nazywamy Ksiezycem. Dzisiejszy Ksiezyc to niby wypalony zuzel, który Ziemia odrzucila, nie mogac go na razie uzyc. Gdybysmy mogli zlaczyc w jedno dzisiejszy Ksiezyc i dzisiejsza Ziemie, z wszystkimi substancjami i istotami, a potem wymieszac, to otrzymalibysmy ten dawny Ksiezyc znany wiedzy tajemnej - poprzednika Ziemi. To, co dzis stanowi Ziemie, jest wlasnie tym, co pozostalo z dawnego Ksiezyca po odrzuceniu dzisiejszego Ksiezyca jako niepotrzebnego w obecnym stadium rozwoju zuzlu. Tak jak dzisiejszy Ksiezyc jest odrzucona pozostaloscia dawnej ksiezycowej inkarnacji Ziemi, podobnie dzisiejsze Slonce, które widzimy na niebie, pochodzi z jeszcze wczesniejszego wcielenia Ziemi. Zanim Ziemia byla dawnym Ksiezycem, przeszla przez okres zwany w wiedzy tajemnej slonecznym. Ta ówczesna Ziemia, która nazywamy dawnym Sloncem, skladala sie ze wszystkich substancji i istot, które dzis stanowia Slonce, Ksiezyc i Ziemie. To pierwotne Slonce musialo uwolnic sie od elementów, których na wyzszym poziomie nie moglo w sobie zatrzymac, od istot i substancji, które stanowia dzisiejszy Ksiezyc i Ziemie. Dzieki temu stalo sie gwiazda stala. Badacz wiedzy duchowej nie sadzi, ze gwiazda stala byla juz taka od poczatku; Slonce dopiero po okresie, w którym bylo planeta, osiagnelo stopien gwiazdy stalej. Slonce, na które dzis spogladamy, bylo niegdys zlaczone z Ziemia i zawieralo w sobie wiele istot, stojacych wyzej niz ziemskie istoty, podczas gdy w obecnym Ksiezycu mamy znowu najgorsze czesci tego, co dawniej bylo wspólne. Dlatego jest on tym odrzuconym zuzlem. Ksiezyc jest planeta w upadku, Slonce zas planeta podniesiona o stopien wyzej. Wcielenie naszej Ziemi, zwane dawnym Sloncem lub okresem slonecznym, poprzedzal jeszcze inny okres bytu, zwany dawnym Saturnem. Mozna wiec wyodrebnic nastepujace po sobie wcielenia: Saturn, Slonce, Ksiezyc i wreszcie jako czwarty - Ziemia. Gdy nasi przodkowie rozwijali sie w okresie Saturna, dzialal w nich tylko pierwiastek fizyczny; w okresie slonecznym dolaczylo sie cialo eteryczne; w okresie ksiezycowym - astralne; na naszej Ziemi - jazn. Z wykladu pod tytulem "Krew to sok bardzo osobliwy" widzimy, jak gleboko zwiazana jest jazn z nasza krwia. Nie moglo byc krwi w organizmie ludzkim przed zainkarnowaniem sie jazni. Czerwona krew ludzka zwiazana jest scisle z rozwojem okresu ziemskiego. Nie moglaby jednak powstac, gdyby Ziemia w swoim rozwoju nie zetknela sie z inna planeta, a mianowicie z Marsem. Przedtem nie bylo na Ziemi zelaza, nie bylo zelaza we krwi - w ogóle nie bylo takiej krwi, jaka jest dzisiaj czlowiekowi niezbedna do zycia. W pierwszej polowie okresu ziemskiego wplyw Marsa jest miarodajnym czynnikiem w planetarnym rozwoju Ziemi, podobnie jak w drugiej polowie wplyw Merkurego. Mars obdarzyl Ziemie zelazem; Merkury stopniowo wyzwala dusze ludzka, czyni ja coraz bardziej niezalezna. Wiedza tajemna zaznacza to oddzialywanie obu planet, dzielac rozwój Ziemi na dwie polowy: Marsa i Merkurego. Inne nazwy planet oznaczaja cale planety, Ziemie natomiast nazywaja ezoterycy czesto Mars-Merkury. Nie maja przy tym, oczywiscie, na mysli cial niebieskich, znanych dzis pod tymi nazwami, tylko sily, które wywieraly swój wplyw na obydwie czesci ziemskiego rozwoju. W przyszlosci Ziemia ponownie sie wcieli; najblizsze wcielenie Ziemi nazywamy okresem Jowisza. Cialo astralne bedzie juz wtedy na takim poziomie rozwoju, ze nie bedzie wrogo przeciwstawiac sie cialu fizycznemu tak jak dzisiaj. Nie bedzie to jednak najwyzszy stopien rozwoju ciala astralnego. Dzisiejszy poziom fizycznego organizmu osiagnie wówczas cialo eteryczne. Bedzie ono miec wówczas poza soba trzy okresy planetarne, tak jak dzisiejsze cialo fizyczne. Cialo astralne dojdzie do stopnia rozwoju dzisiejszego ciala fizycznego dopiero w nastepnych okresach planetarnych, a mianowicie wtedy, gdy bedzie mialo za soba okres Ksiezyca, Ziemi, Jowisza i znajdzie sie w okresie, który wiedza duchowa oznacza nazwa Wenus. W ostatnim okresie planetarnym, w tzw. okresie Wulkana, jazn nasza osiagnie swój najwyzszy poziom. Tak wiec przyszle wcielenia Ziemi to: Jowisz, Wenus, Wulkan. Slady tych nazw odnajdujemy w nazwach dni tygodnia. Byl czas, kiedy nazwy wszystkiego, co ludzi obecnie otacza, pochodzily od wtajemniczonych. Dzis zatracilismy juz glebokie odczucie zwiazku, jaki zachodzi miedzy nazwa a rzecza nazwana. Otóz nazwy dni tygodnia mialy byc przypomnieniem ewolucji, jaka ludzie przechodza poprzez kolejne wcielenia Ziemi. Zacznijmy od soboty. Jest to dzien Saturna, czego slad zostal w jezyku angielskim - saturday. Niedziela, po niemiecku Sonntag (Sonnentag) - dzien Slonca. Poniedzialek, po niemiecku Montag (Mondtag) - dzien ksiezyca, po angielsku monday. Potem Mars i Merkury, dwa stany naszego ziemskiego rozwoju. Wtorek jest to dzien Marsa, po wlosku martedi, po francusku mardi. Sroda to dzien Merkurego, po wlosku mercoledi, po francusku mercredi. Tacyt mówi o dniu Wotana u Germanów. Wotan jest tylko inna nazwa Merkurego. Po angielsku mamy dzis jeszcze wednesday. Potem dzien Jowisza - czwartek, po wlosku giovedi, francuskie jeudi. Jowiszowi odpowiada w germanskiej mitologicznej terminologii Donar, stad Donnerstag. Potem dzien Wenus, wloskie venerdi, francuskie vendredi, niemieckie Freitag. Wenus to starogermanska bogini Freja. W nazwach dni tygodnia mamy wiec przypomnienie okresów rozwojowych Ziemi poprzez kolejne jej wcielenia.

VIII

Teraz rozpatrzymy kolejne wcielenia Ziemi - stan Saturna, Slonca i Ksiezyca. Musimy zdac sobie sprawe, ze te kolejne inkarnacje konieczne byly dla rozwoju zwiazanych z Ziemia istot, a szczególnie czlowieka, gdyz rozwój czlowieka zwiazany jest bezposrednio z rozwojem Ziemi. Wyrobimy sobie wlasciwe pojecie o tych kolejnych przeobrazeniach Ziemi, gdy zdamy sobie sprawe, jakim zmianom podlega w ciagu ewolucji czlowiek, którego znamy tylko w dzisiejszej postaci. Przede wszystkim rozwazymy, jakie zmiany zaszly w stanach swiadomosci czlowieka. Wszystko na swiecie podlega ewolucji, tak samo i nasza swiadomosc musiala rozwijac sie stopniowo. Nasza dzisiejsza swiadomosc nazywamy przedmiotowa albo dzienna swiadomoscia czuwania. Znamy ja wszyscy z codziennego doswiadczenia, jakie czynimy od chwili przebudzenia az do zasniecia. Na czym wlasciwie polega ten stan swiadomosci? Otóz czlowiek swoimi zmyslami zwraca sie ku swiatu zewnetrznemu i postrzega otaczajace go przedmioty. Dlatego mówimy o swiadomosci przedmiotowej. Czlowiek patrzy w otaczajaca go przestrzen i widzi pewne przedmioty, które posiadaja okreslone kolory. Slyszy w przestrzeni przedmioty, od których rozchodzi sie dzwiek. Moze ich równiez dotykac i spostrzega, ze sa cieple lub zimne; moze je wachac i smakowac. Nastepnie czlowiek mysli o tym, co postrzega zmyslami. Przy pomocy rozumu stara sie pojac te przedmioty. Te wlasnie postrzezenia i pojecia, jakie wytwarza sobie na ich podstawie, stanowia dzienna swiadomosc czuwania, ten wspólczesny stan swiadomosci. Nie zawsze mial czlowiek taka wlasnie swiadomosc. Wyksztalcila sie ona dopiero z biegiem czasu i nie pozostanie taka na zawsze, lecz przeobrazi sie w wyzsze stany swiadomosci. Przy pomocy srodków, jakimi dysponuje wiedza duchowa, przesledzmy najpierw siedem stanów swiadomosci. Nasza obecna swiadomosc znajduje sie posrodku. Poprzedzaja ja trzy inne stany, a w przyszlosci mamy przed soba równiez trzy dalsze. Moze to niektórych dziwic, ze znajdujemy sie w samym srodku. Otóz pierwszy z tych stanów swiadomosci byl poprzedzony przez inne, które jednak nie sa juz dostepne naszemu duchowemu ogladowi. Podobnie po siódmym nastapia inne, równiez niedostepne dla nas dzisiaj. Nasz wzrok siega wstecz równie daleko jak przed siebie. Gdybysmy znajdowali sie na stopniu poprzednim, moglibysmy wzrokiem ogarnac o jeden wiecej stan swiadomosci wstecz, ale tez o jeden mniej przed soba. Podobnie jak wyszedlszy w pole, mozemy dojrzec równie daleko w prawo jak w lewo. Spróbujmy okreslic te siedem stanów swiadomosci. Najpierw niezmiernie glucha, pierwotna swiadomosc, dzis prawie zupelnie nieznana czlowiekowi. Tylko ludzie o szczególnych zdolnosciach medialnych moga dzis przezywac ten stan swiadomosci, który niegdys, w okresie saturnowym, byl udzialem wszystkich. Dzisiaj wyjatkowo wrazliwe media dochodza do tego stanu wtedy, gdy wszelkie inne stany swiadomosci sa u nich w uspieniu, zamieraja. Gdy potem to wspominaja albo tez podczas tego stanu rysuja lub opisuja, wychodza na jaw jedyne w swoim rodzaju przezycia, niepodobne w niczym do czegokolwiek, co sie wokól nas dzieje. Rysunki powstale w tym stanie, chociaz bywaja dziwaczne i wypaczone, jednak w ogólnym zarysie zgodne sa z tym, co nazywamy w wiedzy duchowej kolejnym stanem kosmosu. Czesto sa bardzo znieksztalcone i niescisle, jednak i wtedy mozna poznac, ze ludzie ci znajdowali sie w stanie niezmiernie stlumionej, ale uniwersalnej swiadomosci. Widzieli ciala niebieskie i dlatego je rysuja. Taka wlasnie stlumiona swiadomosc, ale za to ogarniajaca caly kosmos, mial czlowiek w okresie pierwszego wcielenia Ziemi. Jest to tak zwana swiadomosc glebokiego transu. W otoczeniu naszym sa istoty, które dzis jeszcze maja taka swiadomosc, sa to mineraly. Gdybysmy mogli z nimi rozmawiac, dowiedzielibysmy sie, co dzieje sie na Marsie i w innych punktach kosmosu. Swiadomosc mineralu jest jednak zupelnie stlumiona. Drugi stan swiadomosci, który znamy, chociaz bardzo niedokladnie, to stan swiadomosci snu. Ten stan swiadomosci nie ogarnia tak wiele jak poprzedni. Jest to jeszcze bardzo glucha swiadomosc, mozna ja jednak nazwac jasna w porównaniu z poprzednia. W tym stanie snu pograzeni byli ludzie slonecznym okresie bytu Ziemi Mozna powiedziec, ze wówczas przodkowie nasi ciagle spali. Jeszcze dzis istnieje ten rodzaj swiadomosci. Maja go rosliny. Sa one istotami, które ciagle spia. Moglyby one - gdyby potrafily mówic - opowiedziec nam, co dzieje sie na Sloncu, gdyz maja one swiadomosc sloneczna. Trzeci stan, ciagle jeszcze niejasnej i stlumionej swiadomosci w porównaniu do tej, która mamy na jawie, to swiadomosc obrazowa, o której mozemy juz miec dokladniejsze pojecie, gdyz w marzeniach sennych mamy echo tego stanu, jakkolwiek sny sa tylko szczatkowa pozostaloscia tego, co w okresie ksiezycowym stanowilo swiadomosc wszystkich ludzi. Dobrze jednak odwolac sie do snu, aby otrzymac obraz swiadomosci ksiezycowej. W snach znajdujemy wprawdzie cos chaotycznego, nielogicznego, ale przy dokladnej obserwacji to zagmatwanie stwarza jednak pewna wewnetrzna prawidlowosc. Sen jest niezwykle symboliczny. W moich wykladach czesto przytaczalem wziete z zycia przyklady. Snicie, ze biegniecie za zielona zabka, aby ja zlapac, czujecie w dloni jej miekkie, gladkie cialo; budzicie sie i macie w reku róg poszewki od poscieli. Gdybyscie posluzyli sie dzienna swiadomoscia, widzielibyscie, jak wasza reka ujmuje posciel. Swiadomosc snu daje wam symbol zewnetrznej czynnosci, formuje obraz zmyslowy z tego, co dzienna swiadomosc widzi jako realny fakt. A oto inny przyklad. Pewien student sni, ze stoi u drzwi audytorium, ktos go popycha, wywiazuje sie sprzeczka i awantura. Od slowa - az do wyzwania. Dalsze wypadki rozwijaja sie blyskawicznie, az wreszcie w towarzystwie sekundantów i lekarza student udaje sie na miejsce pojedynku. Pada pierwszy strzal. W tym momencie budzi sie i widzi, ze przewrócil stojacy przy lózku stolek. Na jawie uslyszalby po prostu stuk padajacego krzesla; sen usymbolizowal to proste wydarzenie, nadajac mu dramatyczne cechy pojedynku. Widzimy na podstawie tego przykladu, ze we snie czas biegnie inaczej. Przez krótka chwile, gdy upadalo krzeslo, w swiadomosci sennej rozegral sie caly dramat; wszystko, co bylo potrzebne jako przygotowanie, nastapilo w jednej chwili. Sen cofnal sie w czasie, nie krepuja go warunki swiata zewnetrznego. Czas to jego zywiol, material, w którym sen tworzy. Sen potrafi usymbolizowac w ten sposób nie tylko zewnetrzne wrazenia, ale takze wewnetrzne procesy, jakie zachodza w organizmie. Czlowiek sni np., ze jest w jakims lochu, ze oblaza go wstretne pajaki; budzi sie z bólem glowy. Wlasna czaszka przedstawiala mu sie we snie symbolicznie jako loch, ból zas jako pajaki. Sen dzisiejszego czlowieka symbolizuje zarówno wydarzenia zewnetrzne, jak i wewnetrzne. Inaczej bylo w okresie ksiezycowym. W tym trzecim stanie swiadomosci zycie czlowieka uplywalo calkowicie wsród takich obrazów, jakie pojawiaja sie w dzisiejszych snach. Obrazy te byly jednak wyrazem rzeczywistosci. Wyrazaly rzeczywistosc zupelnie tak samo, jak dzisiaj realna jest np. blekitna barwa. Wówczas jednak barwa swobodnie unosila sie w przestrzeni, nie byla przywiazana do przedmiotów. Dzis czlowiek wychodzi na ulice, z daleka widzi innego czlowieka, przyglada mu sie, zbliza sie do niego - taka sytuacja nie byla mozliwa przy tamtym stanie swiadomosci, gdyz istot uksztaltowanych w ten sposób, ze sa niejako powleczone na powierzchni barwa, czlowiek nie mógl wówczas postrzegac; pomijajac juz to, ze nie mógl chodzic w taki sposób jak dzis. Ale przypuscmy, ze czlowiek w okresie ksiezycowym spotykal sie z innym czlowiekiem - w tej samej chwili powstawal przed nim obraz z unoszacych sie swobodnie w przestrzeni barw i ksztaltów. Jezeli ten obraz byl odpychajacy, czlowiek ustepowal z drogi, zeby sie z nim nie spotkac. Jezeli byl piekny, wtedy zblizal sie do niego. Odpychajacy obraz oznaczal, ze ten drugi czlowiek zywi ku niemu nieprzyjazne uczucia; piekny, ze go kocha. Przypuscmy, ze w okresie ksiezycowym istniala np. sól. Dzis widzimy ja jako przedmiot w przestrzeni, jako ziarnisty proszek o okreslonej barwie. Wtedy reagowalibysmy inaczej. Nie moglibysmy jej widziec. Natomiast wokól miejsca, gdzie znajdowalaby sie sól, unosilby sie w powietrzu obraz, splot barw i ksztaltów, oznaczajacy, ze sól jest pozyteczna dla czlowieka. W ten sposób cala swiadomosc czlowieka wypelniona byla przeplywajacymi obrazami barw i ksztaltów. Czlowiek zyl w morzu barw i ksztaltów. Obrazy form i barw okreslaly to, co dzialo sie wokól, przede wszystkim w dziedzinie duszy, co bylo dla niej pozyteczne lub szkodliwe. Wlasnie te obrazy umozliwialy czlowiekowi prawidlowa orientacje. Swiadomosc ta, w okresie gdy dawny Ksiezyc reinkarnowal sie jako obecna Ziemia, przeobrazila sie w stan, który nazywamy dzisiaj swiadomoscia dzienna. Pozostalosc poprzedniego stanu zachowala sie jedynie w sennych marzeniach. Jest to tylko pozostalosc, analogiczna do szczatkowych sladów, jakie pozostawiaja po sobie inne zjawiska. Tak np. mamy w okolicy ucha miesnie, które dzis wydaja sie bezcelowe. Dawniej mialy one znaczenie, sluzyly mianowicie do tego, aby dowolnie poruszac uchem; dzis malo kto potrafi tego dokonac. Istnieja tez u dzisiejszego czlowieka stany, które sa pozostaloscia dawnej normalnej organizacji. Obrazy, które dzis nic nie znacza, mialy dawniej swoje znaczenie, odpowiadaly wówczas swiatu zewnetrznemu. Dzisiaj podobna swiadomosc obrazowa maja jeszcze wszystkie zwierzeta, które nie moga wydawac glosu z wnetrza organizmu. Trzeba wiedziec, ze wiedza tajemna dzieli zwierzeta zupelnie inaczej niz zewnetrzna wiedza przyrodnicza; mianowicie na takie, które wydaja glos ze swego wnetrza i takie, które tego nie potrafia. Wprawdzie wiele zwierzat nizszych wydaje rózne odglosy, ale powstaja one w sposób mechaniczny, nie pochodza z wnetrza organizmu; nawet zaba nie wydaje dzwieków ze swojego wnetrza. Dopiero wyzsze zwierzeta, które powstaly wówczas, kiedy czlowiek umial juz dzwiekiem wyrazac ból i radosc, obdarzone zostaly mozliwoscia wyrazania glosem i krzykiem tych doznan. Otóz wszystkie zwierzeta pozbawione tej mozliwosci maja jeszcze swiadomosc obrazowa, nie widza one obrazu ograniczonego róznica barw, tak jak my. Jezeli do swiadomosci któregos z nizszych zwierzat, np. raka, dociera obraz, który sprawia na nim przykre wrazenie, to zwierze usuwa sie z drogi, nie widzac przedmiotu, od którego ucieka; szkodliwosc tego przedmiotu poznaje jednak po odpychajacym obrazie, który mu sie ukazuje. Czwarty stan swiadomosci jest dzis wlasciwy wszystkim ludziom. Barwy, poprzednio swobodnie unoszace sie w przestrzeni, ukladaja sie niejako na przedmiocie, oblekaja jak gdyby ten przedmiot, okreslaja jego granice. Dawniej unosily sie swobodnie, teraz objawiaja sie na przedmiotach. W ten sposób to, co bylo wewnetrznym przezyciem czlowieka, wyszlo na zewnatrz i przywarlo, jesli sie tak mozna wyrazic, do przedmiotu. Czlowiek zas zdobyl dzieki temu swoja dzisiejsza swiadomosc dzienna - swiadomosc jawy. A teraz rozwazmy cos innego. Wspomnielismy juz, ze praca nad utworzeniem fizycznego organizmu czlowieka rozpoczela sie w okresie dawnego Saturna. W okresie dawnego Slonca przylacza sie cialo eteryczne, czyli zyciodajne. Przeniknelo ono organizm fizyczny i pracowalo nad jego dalszym rozwojem. W okresie ksiezycowym przybylo cialo astralne, które znowu zmienilo postac ciala. W okresie Saturna cialo nasze bylo niezmiernie proste; w okresie slonecznym bylo ono juz bardziej zlozone, gdyz zostalo przepracowane dzieki dolaczeniu sie ciala eterycznego, które wspóldzialalo w jego rozwoju. W okresie ksiezycowym doskonalilo je w dalszym ciagu cialo astralne, na Ziemi zas - jazn. W epoce Saturna, kiedy cialo fizyczne nie bylo jeszcze przenikniete cialem eterycznym, nie bylo w nim tych wszystkich organów, które mamy dzisiaj. Nie bylo ani krwi, ani nerwów, ani zadnych narzadów wewnetrznego wydzielania. Czlowiek mial wówczas - i to dopiero w zalazku - te organy, które dzis sa najdoskonalsze, gdyz mialy czas, by dojsc w swym rozwoju do dzisiejszej doskonalosci. Sa to wspaniale zbudowane organy naszych zmyslów. Cudownie zbudowane oko ludzkie, wspanialy aparat ludzkiego ucha dopiero dzis osiagnely swa pelna doskonalosc. Wylonione z substancji dawnego Saturna, doskonalone byly kolejno przez cialo eteryczne, astralne i wreszcie przez jazn. Równiez krtan powstala w okresie Saturna, wówczas jednak czlowiek nie umial jeszcze mówic. W okresie ksiezycowym zaczal wydawac nieartykulowane tony i krzyki, ale dopiero dzieki dlugiemu, stopniowemu doskonaleniu krtan mogla dojsc do tego poziomu doskonalosci, w jakiej dzis wystepuje na Ziemi. Na dawnym Sloncu, gdzie doszlo cialo eteryczne, ksztaltowaly sie dalej wszystkie narzady zmyslowego postrzegania zapoczatkowane na Saturnie, poza tym przybyly jeszcze narzady wydalania i odbudowywania, które sluza odzywianiu i rosnieciu. Ich rozwój zapoczatkowany zostal na Sloncu, potem opracowywalo je cialo astralne na Ksiezycu i jazn na Ziemi. Sa to np. wszystkie gruczoly wydzielania wewnetrznego, narzady uczestniczace w procesach wzrostu. Nastepnie powstal na Ksiezycu, dzieki przylaczeniu sie ciala astralnego, zaczatek systemu nerwowego. Czlowiek mial wtedy swiadomosc obrazowa. Czynnikiem, który umozliwil rozwój swiadomosci przedmiotowej, co jednoczesnie pozwolilo czlowiekowi na wyrazanie radosci i bólu glosem ze swego wnetrza, a wiec czynnikiem ksztaltujacym jazn czlowieka, byla krew. W ten sposób caly wszechswiat bral udzial w budowie naszych organów zmyslowych; natomiast narzady hormonalne, organy sluzace odzywianiu i rozmnazaniu, powstaly dzieki cialu eterycznemu na dawnym Sloncu. Cialo astralne zbudowalo na dawnym Ksiezycu system nerwowy, a nasza jazn, juz na Ziemi, krew. Istnieje zjawisko nazwane niedokrwistoscia lub anemia. W krancowym wypadku krew dochodzi do takiego stanu, w którym nie moze juz utrzymac w czlowieku dziennej swiadomosci. Wpada sie wtedy w stan przycmionej, zamglonej swiadomosci, podobnej do tej, która posiadalismy w okresie ksiezycowym. A teraz spójrzmy jeszcze na trzy stany swiadomosci, które dopiero nastapia. Mozna zapytac, w jaki sposób mozna je dzisiaj poznac? Wtajemniczony juz dzis moze osiagnac te stany, wyprzedzajac ogólny rozwój ludzkosci. Nastepnym stanem jest swiadomosc psychiczna, laczaca w sobie swiadomosc obrazowa i dzienna swiadomosc jawy. W stanie swiadomosci psychicznej widzimy czlowieka tak, jak teraz na jawie widzimy jego ksztalty. Jednoczesnie to, co zyje w jego duszy, staje przed nami w obrazach w postaci obloku barw zwanego aura. Mamy wtedy pelna kontrole nad naszym przezyciem, tak jak stan dzisiejszej swiadomosci dziennej daleki jest od sennych marzen, które cechowaly swiadomosc okresu ksiezycowego. W okresie planetarnym, który nastapi po obecnym wcieleniu naszej Ziemi, w okresie Jowisza, swiadomosc psychiczna stanie sie udzialem wszystkich ludzi. Jest jeszcze szósty stan swiadomosci, który tez kiedys bedzie powszechny. Polaczy on dzisiejsza swiadomosc dzienna z tym, co obecnie zna tylko wtajemniczony jako swiadomosc psychiczna, a ponadto z tym wszystkim, co czlowiek przezywa dzisiaj spiac. Bedzie to swiadomosc inspiracyjna. Na tym etapie osiagnie glebokie zrozumienie natury róznych istot. Bedziemy nie tylko spostrzegac barwy i ksztalty. Otaczajace nas istoty przemówia jeszcze dzwiekiem i tonem. Kazda dusza ludzka uzyska swój indywidualny ton, a wszystko razem zlaczy sie w jedna symfonie. Taka swiadomosc beda miec ludzie, gdy nasza planeta przejdzie w stan Wenus. Ludzie przezywac beda wówczas harmonie sfer, która Goethe opisuje w prologu do "Fausta": Jak od przedwieczy, Slonca tony Wtóruja sfer siostrzanym grom, A obieg jego wyznaczony Zamyka swym gruchotem grom. (tlum. Artur Sandauer) Gdy Ziemia przechodzila okres slonecznej inkarnacji, do czlowieka dochodzily niejasno te dzwieki i tony, a w okresie Wenus beda one znowu dzwieczaly i graly "jak od przedwieczy". Siódmy stan swiadomosci czlowieka to swiadomosc duchowa, najwyzsza swiadomosc wszechswiata. Czlowiek bedzie widzial nie tylko nasza planete, ale cale otoczenie kosmiczne. Swiadomosc, która czlowiek mial juz na Saturnie byla wprawdzie przytlumiona, ale na swój sposób ogarniala juz wtedy caly kosmos. Te kosmiczna swiadomosc dolaczy czlowiek do wszystkich poprzednich w siódmym okresie inkarnacji naszej Ziemi, w okresie Wulkana. Przechodzac kosmiczne przeobrazenia czlowiek musi rozwinac te siedem stanów swiadomosci. Kazda inkarnacja Ziemi wytwarza warunki, które umozliwiaja takie stany swiadomosci. Tylko dlatego, ze na Ksiezycu powstal zalazek naszego systemu nerwowego, który rozwinal sie pózniej w mózg, mozliwy jest dzisiejszy stan dziennej swiadomosci. W trakcie rozwoju musza powstac organy, dzieki którym wyzsze stany swiadomosci, jakie dzis przezywa w duszy wtajemniczony, beda mogly przejawiac sie fizycznie. Przechodzenie przez kolejne okresy planetarne daje czlowiekowi mozliwosc rozwoju. Kazde kolejne wcielenie naszej planety zwiazane jest z rozwojem jednego z siedmiu stanów swiadomosci czlowieka. To, co dzieje sie w kazdym okresie, jest budowaniem fizycznych organów dla stanów swiadomosci. W okresie Jowisza ludzkosc bedzie mogla poslugiwac sie wysoko rozwinietym organem swiadomosci psychicznej. W okresie Wenus powstanie organ, dzieki któremu czlowiek bedzie mógl fizycznie rozwinac swiadomosc, która moze miec dzis wtajemniczony na planie dewahanu. Swiadomosc duchowa, która rozwinie sie w okresie Wulkana, odpowiadac bedzie tej, jaka dzis ma wtajemniczony w wyzszych sferach dewahanu - w swiecie rozumowym. Bedziemy rozwazac oddzielnie wymienione okresy planetarne, gdyz podobnie jak Ziemia miala wczesniej zupelnie inna postac np. w okresie atlantyckim i lemuryjskim - a jeszcze inaczej bedzie wygladala w przyszlych okresach rozwojowych - podobnie Ksiezyc, Slonce, Saturn, Jowisz, Wenus i Wulkan przechodza przez rózne stany. Poznalismy dzisiaj wielkie cykle planet, jutro zajmiemy sie zmianami zachodzacymi na tych planetach, kiedy byly one miejscem rozwoju czlowieka.

IX

Lepiej zrozumiemy rozwój ludzkosci w okresach planetarnych, jakie poprzedzaly nasza Ziemie, w okresach Saturna, Slonca i Ksiezyca, gdy raz jeszcze spojrzymy na czlowieka pograzonego we snie, w sennych marzeniach. Gdy czlowiek spi, jasnowidzacy widzi jego cialo astralne otaczajace jazn i unoszace sie nad cialem fizycznym. Cialo astralne znajduje sie wówczas poza cialem fizycznym i eterycznym, ale pozostaje z nimi polaczone. Wysyla ono w wielki organizm kosmosu promienie, prady, wychyla sie niejako w kosmos. W spiacym czlowieku rozrózniamy cialo fizyczne, eteryczne i astralne, ale cialo astralne rozprzestrzenia sie w wielki organizm astralny. Gdybysmy wyobrazili sobie sytuacje, ze ludzie na planie fizycznym maja ciala przenikniete tylko cialem eterycznym, a cialo astralne z jaznia unosza sie ponad nimi, mielibysmy stan, w jakim ludzkosc znajdowala sie w okresie ksiezycowym. Jednak w okresie dawnego Ksiezyca cialo astralne nie bylo tak bardzo oddzielone od fizycznego; równie silnie zanurzalo sie w cialo fizyczne jak i wybiegalo w kosmos. Jezeli jednak wyobrazimy sobie stan, jaki zachodzi dzisiaj we snie tak glebokim, ze nawet obrazy marzen sennych nie przenikaja do swiadomosci, to mamy stan swiadomosci w okresie dawnego Slonca. I jezeli teraz wyobrazimy sobie, ze czlowiek umiera, a jego cialo eteryczne lacznie z astralnym i jaznia opuszcza jego organizm, ale w taki sposób, ze lacznosc nie zostaje calkowicie przerwana, ze to, co przeszlo na zewnatrz, co pograzone jest w otaczajacym kosmosie, zsyla na Ziemie swoje promienie i pracuje nad cialem fizycznym, to zrozumiemy stan, w jakim ludzkosc znajdowala sie na Saturnie. Sam glob dawnego Saturna zawieral tylko to, co stanowilo nasza fizycznosc; otaczala go eteryczno-astralna atmosfera, w której pograzone byly ludzkie jaznie. Ludzie rzeczywiscie istnieli juz w okresie Saturna, ale stan ich swiadomosci byl nieslychanie przytlumiony. Zadaniem dusz ludzkich bylo ozywienie i utrzymanie aktywnosci tego, co nalezalo do nich na samym Saturnie. Pracowaly z góry nad swoim cialem fizycznym. Podobnie jak slimak, który wytwarza od zewnatrz swoja skorupe, tak i dusze pracowaly z zewnatrz nad zaczatkami organów ciala fizycznego. Opiszemy, jak sie ta praca przedstawiala, jak wygladal Saturn w tym czasie. Mówilem juz, ze uksztaltowaly sie tam w fizycznej cielesnosci zaczatki narzadów zmyslowych. Nad nimi to wlasnie pracowaly z zewnatrz, unoszac sie w atmosferze Saturna, dusze ludzkie. Przebywaly one w przestrzeni otaczajacej Saturna, w dole byla ich pracownia; tam wytwarzaly, dzialajac z zewnatrz, prototypy oka, ucha i innych narzadów zmyslowych. Jaka byla zasadnicza cecha zywiolu, który tworzyl glob Saturna? Trudno to opisac, bo w naszej mowie brak odpowiednich wyrazen. Nasza mowa jest obecnie calkowicie zmaterializowana, dostosowana tylko do planu fizycznego. Jest jednak wyrazenie, którym mozna do pewnego stopnia okreslic subtelna prace, jaka dokonywala sie na Saturnie: "odzwierciedlac sie". Zywiol stanowiacy glob Saturna mial wlasnosc odbijania cala masa tego, co przychodzilo z zewnatrz jako swiatlo, dzwiek, smak, zapach. Wszystko to Saturn odsylal z powrotem w kosmos, wszystko wracalo odbite jak w zwierciadle. Mozemy to porównac z malenkim odbiciem wlasnej postaci, jakie dostrzegamy w zrenicy innego czlowieka. Unoszace sie w otoczeniu Saturna dusze ludzkie postrzegaly wlasne odbicie nie tylko w postaci barwnych obrazów. Byly to wszelkiego rodzaju wrazenia: smakowe, wechowe, cieplne. Saturn dzialal jak zwierciadlo. Zyjacy w jego atmosferze ludzie promieniowali swa wlasna istota i z obrazów powstalych przez odbicie formowaly sie zaczatki narzadów zmyslowych; byly to bowiem obrazy, które dzialaly twórczo. Wyobrazmy sobie, ze stoimy przed lustrem. Widzimy nasze wlasne odbicie, które zaczyna tworzyc; nie jest jedynie martwym obrazem, jak dzisiejsze odbicie w lustrze. Daje to pewne wyobrazenie o twórczej dzialalnosci Saturna, o tym, jak ludzie zyli na Saturnie i dokonywali swej pracy. Na globie Saturna odbywal sie twórczy proces, a dusze ludzkie pograzone byly w górze w stanie glebokiej swiadomosci transu, i nie wiedzialy nic o odbiciach, które byly ich udzialem. Ich przytlumiona swiadomosc ogarniala jednak caly wszechswiat, który za posrednictwem nieswiadomych swego istnienia dusz ludzkich odzwierciedlal sie w substancji Saturna. One same byly w duchowej substancji i nie mialy samodzielnosci. Byly tylko czescia duchowosci otaczajacej glob Saturna, nie mogly postrzegac duchowo. Istnialy jednak wyzsze duchy, które mogly postrzegac przy ich pomocy. Dusze ludzkie stanowily jakby organy tych duchów. Saturna otaczal wówczas caly szereg wyzszych istot. Byly to duchy zwane w ezoteryce chrzescijanskiej poslancami Boga: Aniolami, Archaniolami, Prasilami, Potegami. Wszystkie znajdowaly sie w atmosferze Saturna. Tak jak reka jest czescia organizmu, tak nasze dusze nalezaly do tych istot. Nie mialy swojej wlasnej swiadomosci, podobnie jak reka nie ma wlasnej, odrebnej swiadomosci. Pracowaly swiadomoscia wyzszych duchów, wyzsza swiadomoscia kosmiczna i ksztaltowaly w ten sposób obrazy narzadów zmyslowych, które po odbiciu od Saturna dzialaly twórczo. Ksztaltowaly tez substancje Saturna. Nie powinnismy sobie wyobrazac, ze substancja ta byla równie gesta jak nasze dzisiejsze ciala. Stan najwiekszego zageszczenia w okresie Saturna byl znacznie rzadszy od naszego dzisiejszego fizycznego powietrza; a jednak Saturn mial tez swój byt fizyczny, tylko ze doszedl do stopnia zageszczenia, który nazywamy ogniem, cieplem, w którym dzisiejsza fizyka nie dostrzega zadnej materii. Dla wiedzy tajemnej cieplo jest jednak materia, tylko jeszcze subtelniejsza niz gaz; jego cecha jest tendencja do coraz dalszego rozprzestrzeniania sie. Glob Saturna utworzony byl wlasnie z takiej subtelnej materii, mial wiec zdolnosc do rozprzestrzeniania sie od wewnatrz, do wypromieniowania wszystkiego, odzwierciedlania. Takie cialo wypromieniowuje z siebie wszystko, nie dazy do tego, aby cokolwiek w sobie zatrzymac. Glob Saturna nie byl substancja jednolita, mozna w nim bylo dostrzec pewne zróznicowanie, pewna konfiguracje. Pózniej organy Saturna przybraly ksztalt kulistych komórek, tylko ze dzisiejsze komórki sa bardzo drobne, zas tamte kule byly wielkie, a skladajacy sie z nich Saturn przypominal troche olbrzymia maline lub jezyne. Na Saturnie nie mozna bylo jeszcze widziec, gdyz odzwierciedlajac odsylal on z powrotem wszystko, co docieralo do niego z zewnatrz jako swiatlo. Wewnatrz substancji Saturna panowala calkowita ciemnosc i dopiero w koncowej fazie swojego rozwoju zaczal sie troche rozjasniac. W otoczeniu jego atmosfery przebywaly pewne wyzsze duchy, które pomagaly w przygotowaniu powstajacych na Saturnie ludzkich narzadów zmyslów. Dusze ludzkie nie byly jeszcze na tyle rozwiniete, by same mogly pracowac; pracowaly pod kierunkiem wyzszych duchów. Tak samodzielnie jak dzisiaj pracuje czlowiek, pracowaly na Saturnie pewne istoty, które znajdowaly sie wówczas na stopniu rozwoju odpowiadajacym dzisiejszemu czlowiekowi. Nie mogly wygladac tak jak dzisiejszy czlowiek, gdyz jedyna materia na Saturnie bylo cieplo; jednak ich inteligencja i stan swiadomosci byly na poziomie dzisiejszego czlowieka, chociaz nie mogly utworzyc ani ciala fizycznego, ani mózgu. Przyjrzyjmy sie im troche blizej. Czlowiek na obecnym etapie rozwoju sklada sie z czterech czlonów: ciala fizycznego, eterycznego, astralnego i jazni. Jazn zawiera w zalazkach jeszcze wyzsze ogniwa: duch jazn, duch-zycie i duch-czlowiek (Manas, Buddhi i Atma). Najnizsze, chociaz i najdoskonalsze w swoim rodzaju ogniwo naszej istoty na Ziemi, to cialo fizyczne. Potem nastepuje cialo eteryczne, nastepnie astralne i wreszcie jazn. Sa jednak istoty, których najnizszym ogniwem jest cialo eteryczne. Cialo fizyczne nie jest im potrzebne, aby pracowac w swiecie zmyslów; maja za to inne, ósme ogniwo, wyzsze od siódmego elementu naszej natury. U innych znów istot cialo astralne jest najnizszym czlonem, a za to przybywa im cos wyzszego, ósme i dziewiate ogniwo. I wreszcie sa takie istoty, u których najnizszym czlonem jest jazn, a najwyzszym dziesiaty czlon. U istot, których najnizszym ogniwem jest jazn mamy wiec nastepujace czlony: jazn duch-jazn (Manas) duch-zycie (Buddhi) duch-czlowiek (Atma) Nastepnie dochodzi ósmy, dziewiaty i dziesiaty czlon. Ezoteryka chrzescijanska nazywa je: Duch Swiety Syn albo Slowo Ojciec W literaturze teozoficznej nazywa sie je równiez trzema Logoi. Istoty, których najnizszym ogniwem jest jazn, odegraly wazna dla nas role w okresie rozwojowym Saturna. Znajdowaly sie wówczas na stopniu rozwoju odpowiadajacym dzisiejszemu czlowiekowi. Warunki, które próbowalismy przedstawic opisujac byt Saturna, warunki tak niepodobne do obecnych, byly wlasnie terenem dzialalnosci ich jazni. Istoty te mozna by nazwac ludzmi Saturna. W tym znaczeniu byly one "przodkami" dzisiejszych ludzi. Promieniowaly na powierzchnie Saturna swa najbardziej uzewnetrzniona istota, jaznia. Zaszczepialy jazn w ciala fizyczne, które sie tam tworzyly. W ten sposób pracowaly one nad przygotowaniem ciala fizycznego, aby w przyszlosci moglo stac sie nosicielem jazni. Takie cialo fizyczne, jakim zostal obdarzony dzisiejszy czlowiek, moglo przyjac jazn dopiero na czwartym stopniu rozwoju, na Ziemi. Zdolnosc do przyjecia jazni musiala byc jednak zaszczepiona naszemu cialu fizycznemu na Saturnie. Te istoty jazni okresu dawnego Saturna nazywane sa równiez Duchami Egoizmu. Egoizm ma dwie strony: dodatnia i ujemna. Gdyby nie egoizm, ustawicznie zaszczepiany na Saturnie i w nastepnych epokach planetarnych, czlowiek nigdy nie stalby sie samodzielna istota, która moze mówic o sobie "ja". W naszej cielesnosci fizycznej istnieja sily zaszczepione jeszcze na Saturnie, które predestynuja nas na istoty samodzielne, rózniace sie od wszystkich innych istot. Musialy nad tym pracowac Asuras, Duchy Egoizmu. Sa dwa rodzaje tych duchów, jezeli pominiemy drobne odmiany. Jedne z nich ksztaltowaly egoizm w kierunku szlachetnej niezaleznosci - coraz wyzszej i pelniejszej wolnosci; jest to dodatni rodzaj egoizmu, niezaleznosc. Duchy te prowadzily ludzkosc przez wszystkie nastepne okresy planetarne; wychowywaly nas ku samodzielnosci. W kazdym okresie planetarnym sa jednak i takie duchy, które nie dotrzymuja kroku w ogólnym rozwoju, które cofaja sie, pozostaja w miejscu, nie chca rozwijac sie dalej. I tu rozpoznac mozna dzialanie pewnego prawa, które mówi, ze jesli to, co najwyzsze, upada, nie rozwija sie dalej, staje sie czyms najgorszym. Te zle duchy Saturna wypaczyly szlachetne poczucie wolnosci i przeobrazily je w cos przeciwnego. Sa to wlasnie duchy, które kusza, uwodza do szkodliwego, niskiego egoizmu. Jeszcze dzisiaj sa one w naszym otoczeniu. Wszystko, co jest zle, czerpie od nich sily. Kazda planeta po dojsciu do kresu swego rozwoju wraca do bytu czysto duchowego, znika niejako, wstepuje w okres snu, z którego wylania sie potem znowu do nowego wcielenia. Tak wlasnie bylo z Saturnem. Nastepna jego inkarnacja bylo dawne Slonce, które zawieralo w sobie wszystkie substancje oraz istoty duchowe stanowiace dzisiejsze Slonce, Ziemie i Ksiezyc. Rozwój czlowieka w okresie slonecznym zaznaczyl sie tym, ze cialo eteryczne przeniknelo przygotowane na Saturnie cialo fizyczne. Fizycznosc na Sloncu jest bardziej zageszczona niz na Saturnie, mozna by ja porównac ze stanem skupienia dzisiejszego powietrza. Formujaca sie fizyczna cielesnosc czlowieka zostala wiec w okresie slonecznym przeniknieta cialem eterycznym. Cialo fizyczne stanowilo pewnego rodzaju cialo powietrzne, gazowe, podobnie jak w okresie Saturna bylo cialem cieplnym. Cialo eteryczne czlowieka zstapilo na dól i zlaczylo sie juz z fizycznym, ale w atmosferze Slonca znajdowalo sie jeszcze nasze cialo astralne z jaznia, pograzone w wielkiej astralnosci slonecznej. Stamtad jazn i astralnosc oddzialywaly na cialo fizyczne i eteryczne, podobnie jak dzisiaj podczas snu, gdy cialo astralne pracuje nad fizycznym i eterycznym z zewnatrz. W ten sposób ksztaltowalismy zaczatki pózniejszych narzadów trawienia, wzrostu i rozmnazania; przeobrazalismy utworzone na Saturnie zaczatki narzadów zmyslów w ten sposób, ze jedne z nich zachowywaly swój poprzedni charakter, z innych zas powstawaly gruczoly wydzielania wewnetrznego i narzady pobudzajace wzrost. Wszystkie narzady rozmnazania i organy pobudzajace wzrost sa przeksztalconymi i opanowanymi przez cialo eteryczne narzadami zmyslów. Jezeli porównamy dawne Slonce z dawnym Saturnem, to znajdziemy pewna róznice. Saturn byl jeszcze czyms w rodzaju odzwierciedlajacej powierzchni; odbijal wrazenia smakowe, wechowe, wszelkie wrazenia zmyslowe. Inaczej bylo na Sloncu. Saturn natychmiast odsylal wszystko, nie zagarniajac nic dla siebie; Slonce natomiast przepajalo sie tym wszystkim i dopiero wtedy odsylalo z powrotem. Dzialo sie tak dlatego, ze Slonce mialo cialo eteryczne. Organizm przenikniety cialem eterycznym zachowywal sie tak jak dzisiejsze rosliny wobec swiatla slonecznego. Roslina wchlania swiatlo, przepaja sie nim i dopiero wtedy oddaje je z powrotem. Jezeli postawimy ja w ciemnym pokoju, to straci swe barwy i zwiednie. Bez swiatla nie byloby chlorofilu. Tak samo zachowywaly sie nasze ciala na Sloncu, przenikaly sie swiatlem i innymi skladnikami. Tak jak roslina odsyla swiatlo, kiedy sie nim wzmocni, podobnie i dawne Slonce odsylalo swiatlo po przepracowaniu go w sobie. I nie tylko swiatlo, ale równiez cieplo, wrazenia smakowe, wechowe, wszystko to pochlaniane bylo przez Slonce i dopiero potem wypromieniowywane. Dlatego mówimy ze nasze cialo w okresie slonecznym bylo na poziomie rosliny, w stanie roslinnym. Nie wygladalo tak jak dzisiejsze rosliny, bo te powstaly dopiero na Ziemi. Jednak nosimy w sobie wspomnienie tego roslinnego okresu rozwojowego, jest to nasz system gruczolów wydzielania wewnetrznego, którego rozwój zapoczatkowany zostal na Sloncu. Nasze narzady odzywiania i rozmnazania stanowily wtedy krajobraz Slonca, podobnie jak dzis na Ziemi otaczaja nas góry i skaly. My zas pracowalismy wówczas nad tymi organami tak jak dzisiaj uprawia sie i pielegnuje ogródek. Slonce swiecilo i promieniowalo, odsylajac przestrzeniom kosmicznym ich dary; lsnilo i mienilo sie najwspanialszymi barwami, wydawalo przedziwne tony, wspaniale aromaty. Dawne Slonce bylo cudowna istota w przestworzach swiata. Ludzie pracowali nad swymi wlasnymi cialami w ten sposób jak dzis niektóre zwierzeta, np. korale, pracuja od zewnatrz nad swymi budowlami. Odbywalo sie to pod kierunkiem wyzszych istot, które znajdowaly sie w atmosferze Slonca. Szczególna uwage musimy poswiecic pewnej grupie duchów, które wówczas osiagnely stopien czlowieczenstwa. Na Saturnie stopien czlowieczenstwa przechodzily Duchy Egoizmu, które zaszczepily w nas zmysl wolnosci i samodzielnosci. Na Sloncu przechodzily go inne istoty, których najnizszym pierwiastkiem nie byla jazn, ale cialo astralne. Posiadaly wiec nastepujace czlony: cialo astralne, duch jazn, duch-zycie oraz ósmy pierwiastek, który w ezoterii chrzescijanskiej nazywa sie Duchem Swietym, a wreszcie dziewiaty, którym jest Slowo, w znaczeniu, jakie ma na poczatku Ewangelii sw. Jana. Dziesiatego pierwiastka jeszcze nie mialy. Istoty te kierowaly na Sloncu wszelka praca astralna. Od dzisiejszych ludzi róznily sie tym, ze ludzie oddychaja powietrzem, bo w otoczeniu Ziemi maja powietrze; one zas oddychaly cieplem, czyli jak sie mówi w wiedzy tajemnej - "ogniem" . Samo Slonce utworzone bylo z pewnego rodzaju masy powietrznej; otaczala go substancja, z której przedtem utworzony byl glob Saturna - ogien, cieplo. W czesci, która ulegla zageszczeniu, powstal gazowy glob Slonca, to zas, co nie moglo sie zagescic, stanowilo wokól Slonca falujace morze "ognia". Otóz istoty, które znajdowaly sie wówczas na stopniu czlowieczenstwa i pracowaly w sluzbie ludzkosci, zyly na Sloncu wdychajac i wydychajac ogien, cieplo; dlatego nazywamy je Duchami Slonca albo Duchami Ognia. Czlowiek byl wówczas na stopniu swiadomosci sennej, swiadomosci glebokiego snu bez marzen; natomiast Duchy Ognia mialy juz swiadomosc jazni. Od tego czasu przeszly dalszy rozwój i osiagnely wyzszy stopien swiadomosci. Ezoteryka chrzescijanska nazywa je dzisiaj Archaniolami. Najwyzszym, najdoskonalszym duchem, który w okresie slonecznym byl Duchem Ognia, a który równiez dzis oddzialuje na Ziemie, jest Chrystus. Najwyzej rozwinietym duchem Saturna jest Bóg Ojciec. Dla ezoteryki chrzescijanskiej Jezus Chrystus byl wiec wcieleniem slonecznego Ducha Ognia, najwyzszego sposród Duchów Slonca. Aby mógl przybyc na Ziemie, musial uzyc fizycznego ciala. Aby móc dzialac na Ziemi, musial podlegac tym samym warunkom co czlowiek. Na Sloncu mamy wiec do czynienia z cialem planetarnego Slonca, ale równiez cialem Duchów Ognia i cialem panujacego na Sloncu Chrystusa. Gdy Ziemia byla dawnym Sloncem, Duch ten byl glównym Duchem Slonca. Gdy Ziemia byla dawnym Ksiezycem, rozwinal sie On jeszcze wyzej i pozostal przy Ziemi. Stal sie wiec najwyzszym planetarnym Duchem Ziemi. Dzisiaj Ziemia stanowi Jego cialo, tak jak niegdys Slonce. Musimy doslownie przyjac slowa Ewangelii sw. Jana: "Kto mój chleb spozywa, ten stapa po mnie nogami". Gdyz Ziemia jest cialem Chrystusa! Bo gdy ludzie jedza chleb, w którym zawarta jest substancja Ziemi, i chodza po Ziemi, to stapaja po ciele Chrystusa. Ujmijmy to doslownie, tak jak powinny byc przyjmowane wszystkie religijne nauki. Trzeba tylko najpierw znac prawdziwe znaczenie liter, a dopiero potem szukac Ducha. Na slonecznym globie nie wszystkie istoty doszly do tego stopnia rozwoju, o jakim mówilem. Niektóre pozostaly na poziomie bytu Saturna. Nie mogly one przyjac w siebie tego, co promieniowalo z przestrzeni swiata, a nastepnie odeslac z powrotem. Musialy odsylac te wrazenia natychmiast, nie mogly sie nimi przepoic. Te jestestwa byly na Sloncu ciemnymi fragmentami, które nie mogly wysylac wlasnego swiatla. Poniewaz byly zamkniete masa Slonca, majaca zdolnosc wysylania swiatla, dzialaly one jak ciemne miejsca. Musimy odróznic wiec takie miejsca na Sloncu, które promieniowaly tym, co odbieraly z przestrzeni swiata i takie, które nie mogly niczego wypromieniowac. Dzialaly jak ciemne wtracenia wewnatrz slonecznej substancji. Na Saturnie duchy te niczego sie nie nauczyly, nie postapily naprzód w procesie rozwojowym. Podobnie jak cialo ludzkie nie sklada sie z samych gruczolów, organów bezposrednio sluzacych utrzymaniu zycia, ale zawiera równiez substancje martwe, podobnie i Slonce mialo w sobie takie ciemne inkrustacje. Nasze dzisiejsze Slonce jest pozostaloscia dawnego sloneczno-ziemskiego globu; wyrzucilo z siebie Ziemie i Ksiezyc, a zatrzymalo tylko to, co bylo najdoskonalsze. To, co w okresie slonecznym bylo pozostaloscia Saturna, wystepuje na dzisiejszym Sloncu w formie szczatkowej jako tzw. plamy sloneczne. Te ciemne plamy wsród jasniejacej masy slonecznej sa ostatnia pozostaloscia z okresu Saturna. W ten sposób wiedza duchowa odslania ukryte, duchowe zródla zjawisk fizycznych. Astronomia i fizyka wyjasnia fizyczne przyczyny wystepowania plam na Sloncu, ale duchowe powody to wlasnie te pozostalosci dawnego Saturna. A teraz zadamy sobie pytanie, jakie królestwa istnialy juz na Saturnie? Istnialo tam tylko jedno królestwo, którego pozostalosci zawieraja dzisiejsze mineraly. Mówiac o tym, ze czlowiek przechodzil przez stan mineralny, nie mamy na mysli dzisiejszych kamieni. Ostatnich potomków saturnowego mineralu trzeba raczej widziec w naszych oczach, uszach i innych narzadach zmyslów. Jest to najbardziej mineralna czesc naszego organizmu. Nasze oko jest prawdziwym instrumentem fizycznym i nawet przez pewien czas po smierci pozostaje nie zmienione. To jedyne królestwo Saturna przeszlo na Sloncu do pewnego rodzaju roslinnej egzystencji. Nasze wlasne cialo zylo tam jak roslina. Wszystko, co nie nadazalo w procesie rozwoju i pozostalo na stopniu Saturna, stanowilo na Sloncu rodzaj królestwa mineralnego, mialo postac zanikajacych, nie uksztaltowanych narzadów zmyslowych. Ale zadne istoty na Sloncu, z których wyksztalcilo sie ludzkie cialo, nie mialy jeszcze w sobie systemu nerwowego; zostal on dolaczony dopiero na Ksiezycu przez cialo astralne. Rosliny równiez nie maja systemu nerwowego. Przypisywanie im systemu nerwowego jest nieporozumieniem. Ciala astralne, znajdujace sie w okregu slonecznym, posylaly pewien rodzaj pradów naszym fizyczno-eterycznym organizmom. Te swietlne prady rozgalezialy sie na ksztalt drzewa. Ostatnia ich pozostaloscia jest organ, który nazywamy "splotem slonecznym". Jest to ostatnie echo, ostatni slad zageszczenia pradów na dawnym Sloncu az do materii; stad nazwa "splot sloneczny", plexus solaris. Musimy sobie wyobrazic nasze ciala na Sloncu, jak z góry przenikaly je promienie rozgaleziajac sie na ksztalt drzewa. Slonce przedstawialo sie na powierzchni jako ogromna ilosc odgalezien slonecznych splotów. Te odgalezienia przedstawiane sa w mitologii germanskiej jako "jesion swiata", który czasem moze oznaczac jeszcze cos innego. Slonce przeszlo nastepnie w stan snu i przeobrazilo sie w to, co wiedza tajemna nazywa dawnym Ksiezycem. Jest to trzecia inkarnacja Ziemi, która znowu ukazala panujacego, przewodniego ducha. Najwyzszym wladca Saturna byl Duch Jazni, którego nazywamy Bogiem Ojcem, Najwyzszym na Sloncu byl Duch Sloneczny, Chrystus. Podobnie najwyzszym wladca ksiezycowego okresu Ziemi byl Duch Swiety ze swymi zastepami, które ezoteryka chrzescijanska nazywa poslami bozymi, Aniolami. W ten sposób przeszlismy dwa dni stworzenia swiata, które w ezoteryce nazywamy: Dies Saturni, Dies Solis. Teraz przejdziemy do Dies Lunae. Zawsze posiadano swiadomosc wiodacej boskosci Saturna, Slonca i Ksiezyca. Slowa: Dies = dzien i Deus = Bóg pochodza z tego samego zródla. Slowa Dies Solis równie dobrze mozna rozumiec jako Dzien Slonca albo jako Bóg Slonca, myslac równoczesnie - Chrystus.

X

Wczoraj mówilismy o róznych wcieleniach naszej planety, o wcieleniu Saturna i o dawnym Sloncu. Mówilismy, ze na dawnym Sloncu czlowiek mial juz cialo fizyczne i eteryczne, i wzniósl sie do stopnia bytu roslinnego. Mówilismy takze o tym, ze byt ten róznil sie znacznie od ziemskiego królestwa roslin, gdyz, jak pózniej zobaczymy, dzisiejsze rosliny powstaly dopiero na Ziemi. Opisywalismy tez, jak w okresie dawnego Slonca przodkowie czlowieka dzieki temu, ze mieli cialo eteryczne, ksztaltowali przede wszystkim te organy, które dzis znamy jako gruczoly wydzielania wewnetrznego, odpowiedzialne za wzrost, rozmnazanie i odzywianie. Organy te istnialy na Sloncu, tak jak skaly, kamienie i rosliny istnieja na Ziemi. Obok nich bylo drugie królestwo, które mozna nazwac zatrzymanym w rozwoju królestwem Saturna, a które mialo w sobie zadatki przyszlego królestwa mineralów. Nie byly to w zadnym razie mineraly w dzisiejszym znaczeniu. Byly to ciala, które nie osiagnely zdolnosci do zlaczenia sie z cialem eterycznym i wobec tego pozostaly na stopniu mineralów, na którym czlowiek znajdowal sie na Saturnie. Tak wiec mozemy mówic o dwóch królestwach dawnego Slonca. W literaturze teozoficznej spotyka sie czesto wyrazenie, ze czlowiek przeszedl przez swiat mineralny, roslinny i zwierzecy, ale nie jest to dokladne okreslenie. Swiat mineralny, przez który czlowiek przeszedl na Saturnie, mial zupelnie inna postac. Byly to jakby pierwsze zalazki naszych narzadów zmyslowych. I podobnie na Sloncu nie bylo takiej roslinnosci jak nasza dzisiejsza, a tylko to, co dzis zyje w czlowieku jako jego organy odpowiedzialne za wzrost. Wszystkie narzady wydzielania wewnetrznego naszego organizmu mialy na Sloncu nature rosliny, poniewaz byly przenikniete cialem eterycznym. A teraz musimy sobie wyobrazic, ze dawne Slonce wstapilo w stan snu, zaciemnienia, utajonego bytu. Ale nie sadzmy, ze taki okres jest dla planety okresem bezczynnosci, niebytu. Okres ten podobny jest do czasu spedzonego w dewahanie. Widzielismy, ze czlowiek przebywajac pomiedzy smiercia a nowym narodzeniem w wyzszych swiatach jest caly czas aktywny, ze spelnia prace o wielkiej donioslosci dla rozwoju Ziemi. Jedynie dla obecnej swiadomosci czlowieka stan ten wydaje sie pewnego rodzaju snem. Dla wyzszej swiadomosci jest to jednak zycie o wiele bardziej intensywne niz okresy inkarnacji. Te przejscia sa wedrówka przez niebianskie stany. Sa to okresy wielkiej donioslosci w rozwoju planety. Oznaczamy je teozoficznym wyrazeniem pralaja. A teraz musimy sobie wyobrazic, ze dawne Slonce dobieglszy swojego kresu wstapilo w taki stan snu, a potem przeobrazilo sie w to, co wiedza tajemna nazywa dawnym Ksiezycem, w trzecia inkarnacje naszej Ziemi. Gdybysmy mogli obserwowac te wydarzenia, to przedstawialyby sie one mniej wiecej tak: dawne Slonce przeszedlszy miliony lat trwajaca ewolucje znika, a po milionach lat znowu wylania sie z mroku. Jest to poczatek cyklu ksiezycowego. W pierwszym okresie po wylonieniu sie z mroków pozornego niebytu nie bylo jeszcze mowy o podziale na Slonce i Ksiezyc. Byly one jeszcze ciagle caloscia, tak jak w okresie dawnego Slonca. Wtedy nastapilo powtórzenie stanów poprzednich. Dzieje poprzednich okresów, dawnego Saturna i Slonca powtórzyly sie na wyzszym stopniu. Dopiero potem zaszla zdumiewajaca zmiana w rozwoju tego odrodzonego Slonca; odlaczyl sie Ksiezyc. Z tego, co przedtem stanowilo jedno cialo, powstaly dwie planety, a raczej gwiazda stala i planeta. Mamy wiec teraz dwa ciala o róznej masie: Slonce i Ksiezyc. Ksiezyc, o którym teraz jest mowa, zawieral nie tylko to, co zawiera dzisiejszy Ksiezyc, ale wszystkie substancje i istoty dzisiejszej Ziemi i dzisiejszego Ksiezyca: Gdybysmy to wszystko mogli razem zmieszac, otrzymalibysmy wlasnie dawny Ksiezyc, który wówczas oderwal sie od Slonca. Slonce stalo sie gwiazda stala dzieki temu, ze zatrzymalo w sobie najlepsza materie razem z najdoskonalszymi istotami duchowymi. Dzieki temu "awansowalo" na gwiazde stala. Oddajac odrebnej, samodzielnej planecie to, co mogloby duchy sloneczne zatrzymac w rozwoju, Slonce stalo sie gwiazda stala. Mamy wiec Slonce, które wznioslo sie na stopien gwiazdy stalej i krazaca wokól w przestrzeni planete, która jeszcze nie zaszla tak daleko jak Slonce - dawny Ksiezyc, czyli dzisiejszy Ksiezyc i Ziemia zlaczone w jedno cialo. Ruch ówczesnego Ksiezyca dokola Slonca byl wówczas zupelnie inny, niz dzisiejszej Ziemi. Dzisiejsza Ziemia obraca sie po pierwsze wokól Slonca, po drugie, wokól wlasnej osi. Wiemy, ze z obrotem, którego Ziemia dokonuje mniej wiecej 365 razy na rok, zwiazane sa kolejne zmiany dnia i nocy. Natomiast ruch Ziemi wokól Slonca zwiazany jest z porami roku. W okresie ksiezycowym bylo inaczej. Dawny Ksiezyc okrazajac Slonce zwracal sie don zawsze ta sama strona. W ciagu jednego obiegu dokola Slonca obracal sie tylko raz jeden wokól wlasnej osi. Tego rodzaju ruch mial bardzo doniosly wplyw na istoty rozwijajace sie na dawnym Ksiezycu. Spróbujmy opisac ten dawny Ksiezyc. Przede wszystkim musimy powiedziec, ze czlowiek posunal sie w rozwoju znowu o stopien wyzej. Skladal sie teraz nie tylko z ciala fizycznego i eterycznego, ale doszlo do tego jeszcze cialo astralne. Brakowalo mu jeszcze jazni. Dzieki temu czlowiek ksiezycowy osiagnal trzeci stan swiadomosci, swiadomosc obrazowa, której ostatnia, szczatkowa pozostalosc mamy w marzeniach sennych. Poza tym dolaczenie sie ciala astralnego do wczesniejszych czlonów natury ludzkiej spowodowalo w ciele fizycznym szereg przeobrazen. Wiemy, ze w okresie slonecznym najdoskonalsza, najbardziej opracowana czastka ciala fizycznego byly gruczoly wydzielania wewnetrznego. Poza tym organizm czlowieka przenikaly z zewnatrz prady, które zageszczajac sie daly dzisiejszy splot sloneczny. W okresie ksiezycowym, dzieki pracy, jakiej cialo astralne dokonalo nad cialem fizycznym, powstaly pierwsze zalozenia systemu nerwowego, dolaczyly sie nerwy, które do dzis jeszcze jako nerwy rdzenia kregowego - zachowaly pewne podobienstwo. Musimy zwrócic uwage na to, ze czlowiek nie mial jeszcze w tym okresie samodzielnej jazni, a tylko trzy nizsze czlony jego natury byly samodzielne. Jazn czlowieka znajdowala sie jeszcze w atmosferze Ksiezyca, podobnie, jak niegdys cialo astralne na Sloncu, a eteryczne na Saturnie. Jazn pograzona w boskiej substancji, pracowala nad cialem fizycznym. Jezeli teraz zastanowimy sie nad tym, ze wówczas nasza jazn towarzyszyla pracy boskich jestestw, ze jeszcze sie od nich nie wyodrebnila, nie wydzielila sie z tej duchowej substancji, ze swego boskiego zródla, to zrozumiemy, ze jazn czlowieka zblizajac sie do Ziemi cofnela sie w pewien sposób w swoim rozwoju, ale jednoczesnie rozwinela sie. Rozwinela przez to, ze stala sie samodzielna, zas cofnela w rozwoju dlatego, ze narazila sie na wszelkie bledy, na wszelkie zlo i wystepek. W okresie dawnego Ksiezyca jazn ludzka pracowala tkwiac jeszcze w boskim elemencie ducha. Dzisiaj jazn zbiorowa zwierzat dziala z planu astralnego na plan fizyczny. Jak dzis dusze zbiorowe pracuja nad zwierzetami, tak wówczas jazn ludzka pracowala z zewnatrz nad potrójnym cialem czlowieka. Mogla jednak wyksztalcic wyzsze ciala niz maja dzisiejsze zwierzeta, dzialala bowiem z boskich zródel bytu. Na dawnym Ksiezycu zyly stworzenia, które staly wyzej od najbardziej rozwinietych dzisiejszych malp, jednak nie tak wysoko jak dzisiejszy czlowiek. Stanowily królestwo stojace na pograniczu miedzy dzisiejszym czlowiekiem i zwierzeciem. Poza tym byly tam jeszcze dwa królestwa, które nie dotrzymaly kroku w rozwoju. Jedno z nich obejmowalo istoty, których ewolucja w okresie slonecznym nie doprowadzila do tego, aby mogly przyjac cialo astralne. Pozostaly one na stopniu, jaki system wydzielania wewnetrznego czlowieka osiagnal na Sloncu. To drugie królestwo ksiezycowe bylo czyms posrednim miedzy dzisiejszym zwierzeciem a roslina, bylo czyms w rodzaju roslinozwierza. Dzisiejsza Ziemia nie zna podobnych stworzen, tylko u tu i ówdzie rozpoznajemy ich szczatkowe slady. Jeszcze trzecie królestwo bylo na dawnym Ksiezycu, które na Sloncu zylo zachowujac stan bytu Saturna, na pograniczu rosliny i mineralu. W ten sposób mamy trzy królestwa na dawnym Ksiezycu; istoty roslinno-mineralne, zwierzeco-roslinne i zwierze-coludzkie. Tego, czym dzisiaj sa mineraly, czym jest skorupa ziemska, nie bylo jeszcze na dawnym Ksiezycu. Nie istnialy jeszcze kamienie, skaly ani grunt orny. Najnizsze królestwo ksiezycowe bylo czyms posrednim po miedzy mineralem a roslina. Z tego królestwa powstala cala substancja dawnego Ksiezyca. Powierzchnia Ksiezyca przypominala troche podloze torfowe, gdzie rosliny tworza miekka mase. Istoty ksiezycowe chodzily po powierzchni, która byla miekka masa mineralno-roslinna, która mozna porównac do gotowanej salaty. Skal takich jak dzisiaj nie bylo. Wystepowaly jedynie najwyzej stwardnienia przypominajace drewno lub kore niektórych drzew. Z takiej zdrewnialej masy powstawaly na Ksiezycu góry. Bylo to cos podobnego do zeschnietej starej rosliny. Z tego rozwinac sie mialo przyszle królestwo mineralne. Na tej masie roslinnej, na tym "gruncie" rosly istoty roslinno-zwierzece, które nie mogly poruszac sie samodzielnie, byly przytwierdzone do podloza jak dzis korale. W legendach i podaniach, w których kryje sie gleboka madrosc wtajemniczonych, zawarte jest wspomnienie tych odleglych epok rozwojowych; zwlaszcza w micie o smierci Baldura. Ten germanski bóg Slonca lub swiatla mial sen, który byl przepowiednia jego rychlej smierci. Zasmucili sie tym bardzo bogowie, Azowie, którzy go milowali i rozmyslali, jak go ocalic. Matka bogów, Freya (Frigg), wymogla na wszystkich ziemskich stworzeniach uroczyste przysiegi, ze zadne z nich nigdy go nie zabije. Wszystkie ziemskie istoty przysiegly, totez wydawalo sie rzecza niemozliwa, zeby smierc zagrozila Baldurowi. Pewnego razu, bawiac sie, bogowie rzucali w Baldura rozmaitymi przedmiotami, nie raniac go; wiedzieli ze jest w nim moc, która go broni od rany. Lecz Loki, przeciwnik Azów, bóg ciemnosci, przemysliwal, jak zgladzic Baldura. Uslyszal on od Freyi, ze wszystkie stworzenia Ziemi przysiegly jej nie zabijac Baldura. Tylko od jednej niepozornej roslinki, która byla nieszkodliwa, od jemioly, Freya nie brala przysiegi. Podstepny Loki wzial jemiole i podal ja slepemu bogowi Hödurowi. Ten zas, nie wiedzac co robi, zabil jemiola Baldura. W ten sposób zlowrózbny sen spelnil sie. W obyczajach i obrzedach ludu jemiola zawsze odgrywala okreslona role. Jest ona symbolem pewnych niesamowitych, pozaziemskich sil. To, czego niegdys uczono w starych misteriach druidów, przeszlo potem do obyczajów i podan ludowych. Na Ksiezycu grunt stanowila mineralno-roslinna masa, na której rosly ksiezycowe roslino-zwierzeta. Jedne z nich rozwinely sie i na Ziemi osiagnely wyzszy stopien bytu. Inne jednak pozostaly na ksiezycowym stopniu rozwoju, a gdy powstala nasza Ziemia, mogly wystapic tylko w niedoskonalej postaci; musialy pozostac przy zwyczajach z epoki ksiezycowej. Na Ziemi mogly zyc tylko jako pasozyty na roslinnym podlozu. I tak jemiola zyje na innych drzewach, jest bowiem zatrzymana w rozwoju pozostaloscia dawnych roslinno-zwierzecych istot z Ksiezyca. Baldur byl symbolem tego wszystkiego, co idzie naprzód w rozwoju, co przynosi Ziemi swiatlo. Loki natomiast byl przedstawicielem ciemnych mocy, uwstecznionych sil. Nienawidzil on tego, co sie rozwija i dlatego byl przeciwnikiem Baldura. Zadne ze stworzen Ziemi nie moglo byc wrogiem Baldura, boga, który obdarzyl Ziemie swiatlem, gdyz wszyscy razem z nim szli naprzód w rozwoju. Tylko to, co zatrzymalo sie na stopniu ksiezycowym, co czulo sie zlaczone z dawnym bogiem mroku, moglo zabic boga swiatlosci. Jemiola jest równiez waznym srodkiem leczniczym, tak jak inne trucizny, które moga dzialac równiez leczniczo. Tak wiec prawdy kosmiczne znajdujemy czesto ukryte gleboko w dawnych podaniach i zwyczajach ludowych. Przypomnijmy sobie istoty, których najnizszym cialem na Saturnie byla jazn, oraz takie, których najnizszym ogniwem na Sloncu bylo cialo astralne. Na Ksiezycu istnialy jestestwa, u których najnizszym ogniwem ich natury bylo cialo eteryczne. Ich istote stanowily nastepujace czlony: cialo eteryczne, astralne, jazn, duch jazn, duch-zycie, duch-czlowiek i jeszcze jeden pierwiastek, niedostepny dzisiejszym ludziom, Duch Swiety. Istoty te staly wówczas na tym stopniu rozwoju, co dzisiaj czlowiek. Ezoteryka chrzescijanska nazywa je Aniolami. Sa to istoty, które stoja bezposrednio nad czlowiekiem, a wzniosly sie w swym rozwoju az do stopnia Ducha Swietego. Nazywaja je takze Duchami Switu albo ksiezycowymi Pitri. Duchy Osobowosci, Duchy Jazni mialy jako przewodnika na Saturnie tego, którego nazywamy Bogiem Ojcem. Przewodnikiem Duchów Ognia na Sloncu byl Chrystus, Logos. Na Ksiezycu przywódca duchów zwanych Aniolami byl ten, którego chrzescijanska tradycja nazywa Duchem Swietym. Istoty, które na Ksiezycu przeszly stopien czlowieczenstwa, nie potrzebowaly na Ziemi zstepowac do postaci ciala fizycznego. Substancja planetarna stawala sie coraz bardziej zageszczona. Na dawnym Saturnie najgestszym elementem byla substancja cieplna; na Sloncu to, co mamy dzisiaj w postaci gazu, powietrza. Substancje te osiagnely jednak troche wiekszy stan skupienia niz dzisiejsze cieplo i gaz. Na Ksiezycu substancje gazowe dawnego Slonca doszly juz do takiego zageszczenia, ze powstala z nich miekka, na pól plynna masa, z której utworzone byly ciala wszystkich istot, nawet tych najwyzszych, istot zwierzeco-ludzkich. Jesli wyobrazimy sobie cos gestszego niz bialko kurzego jajka, bedziemy mieli substancje podobna do ksiezycowej. Z takiej substancji powstal w organizmie czlowieka system nerwowy. Ksiezyc otoczony byl pewnego rodzaju atmosfera, która jednak byla zupelnie inna niz atmosfera dzisiejszej Ziemi. Charakter tej substancji poznamy, gdy pomyslimy o fragmencie "Fausta" Goethego, w którym Faust chce przywolac duchy i wytwarza ogniste powietrze, tzn. powietrze rozpuszczone w wodnej, podobnej do mgly substancji, która umozliwia ucielesnienie duchowych istot. Tym powietrzem przeniknietym gesta mgla i klebami oparów oddychaly wszystkie stworzenia ha Ksiezycu. Nie mialy one jeszcze pluc, tylko rodzaj skrzeli, tak jak dzisiaj ryby. "Ogniste powietrze", które hebrajska tradycja nazywa Ruah, mozna sobie rzeczywiscie w pewien szczególny sposób przedstawic. Dzisiaj ludzie nie wiedza juz, co to znaczy, ale dawniej prawdziwi alchemicy umieli wytworzyc warunki potrzebne do powstania tej mgly ognistej. W ten sposób zaprzegali do sluzby istoty elementarne. Mgla ognista byla dawniej dobrze znana. Im dawniej, tym latwiej bylo ludziom ja wytwarzac. Taka wlasnie mgla ognista oddychali nasi przodkowie na Ksiezycu. Pózniej ulegla ona przeobrazeniu i na Ziemi zróznicowala sie na dzisiejsze powietrze z jednej strony, z drugiej zas na to wszystko, co powstalo na Ziemi pod wplywem ognia. Atmosfera Ksiezyca, podobna do mgly i dymu, byla goraca, przenikaly ja, czasem silniej, czasem slabiej, prady, które spuszczaly sie niby sznury z atmosfery na powierzchnie Ksiezyca i zanurzaly sie w ciala ludzkie. Czlowiek polaczony byl z atmosfera Ksiezyca takim jakby sznurem. Przypominalo to polaczenie plodu z organizmem matki za pomoca pepowiny. Z tego ognistego powierza dochodzila do czlowieka substancja, która porównac by mozna z tym, co dzisiaj czlowiek wytwarza wewnatrz swego organizmu, z krwia. Jazn byla na zewnatrz czlowieka i ta droga posylala wlasnie substancje przypominajace krew, które przyplywaly i odplywaly. Istoty nie dotykaly nigdy powierzchni Ksiezyca, unosily sie w jego plynnej, mglistej atmosferze, poruszajac sie w niej tak, jak dzisiaj rózne stworzenia w wodzie. Zadaniem Aniolów, Duchów Switu, bylo wlasnie kierowanie doplywem tych soków "krwi" do ludzkich cial. Te zupelnie nowe warunki rozwoju powodowaly jeszcze inne skutki. Na dawnym Ksiezycu rozpoczal funkcjonowanie pierwszy zarys obiegu krwi. Soki podobne do krwi doplywaly i odplywaly z kosmosu, tak jak dzisiaj powietrze, a jednoczesnie pojawila sie u ksiezycowych zwierzeco-ludzkich istot zdolnosc scisle zwiazana z krwia. Po raz pierwszy zabrzmial z ludzkiego wnetrza glos, który wyrazal przezycia wewnetrzne. Dopiero po dolaczeniu sie ciala astralnego mozliwe bylo odczuwanie. Te odczucia istota ludzka wyrazala teraz dzwiekami. Nie byly to jednak dowolnie wydawane tony. Stworzenia te nie mogly wyrazac swojej radosci ani bólu. Nie byly samodzielne w wydawaniu dzwieków, odpowiadaly one z góry okreslonym przezyciom. W pewnych porach roku przezywaly te istoty cos, co mozna by nazwac pierwszym zalazkiem instynktów rozrodczych. Przezycia wewnetrzne, jakie przy tym doznawaly, wyrazaly glosem, poza tym glosu nie wydawaly. W pewnym okreslonym polozeniu Ksiezyca w stosunku do Slonca, w okreslonej porze roku, dzwieczal ten dawny Ksiezyc w przestworzach kosmosu. Mieszkancy jego dawali wyraz swym przezyciom tonami, które plynely w swiat. Pozostaloscia tego sa dzis krzyki, jakie wydaja niektóre zwierzeta, np. jelenie. Glosy te byly raczej objawem ogólnych procesów anizeli dowolnie wyrazonym przezyciem jednostek. Znajdowalo w tym swój wyraz pewne wydarzenie kosmiczne. Wszystko to musimy traktowac jako przyblizony opis. Zwiazani bowiem jestesmy slowami uksztaltowanymi dla wyrazania takiego stanu rzeczy, jaki powstal dopiero na Ziemi. Aby opisac to, co otwiera sie przed jasnowidzacym, trzeba by najpierw wynalezc nowy jezyk. A jednak takie opisy maja swoje znaczenie, sa pierwszym krokiem na drodze do prawdy. Przez obraz, przez imaginacje znajdziemy droge do poznania. Nie powinnismy wytwarzac sobie zadnych oderwanych pojec, abstrakcyjnych schematów; pozwólmy tylko, aby w duszy naszej powstawaly obrazy, przezywajmy je. Jest to pierwszy stopien poznania. Bowiem jest prawda, ze sily, które dzis w nas zyja, braly juz wtedy udzial w wielkich wydarzeniach kosmicznych, a powracanie do nich mysla i wyobraznia prowadzi nas znowu do stanów, które wtedy przezywalismy. Gdy juz wszystkie istoty zwiazane z dawnym Ksiezycem dobiegly kresu swego ówczesnego rozwoju, przyszedl czas, ze Slonce i Ksiezyc zlaczyly sie znowu w jedno cialo i razem wstapily w okres pralai. I kiedy juz wspólnie przebyly ten okres utajonego bytu, wynurzylo sie z mroku nowe zycie, pierwsza zapowiedz naszego ziemskiego bytu. Teraz nastapilo na wyzszym stopniu krótkie powtórzenie poprzednich stanów. Najpierw byt Saturna, nastepnie byt Slonca, potem oddzielil sie Ksiezyc i poczal okrazac cialo, od którego sie oddzielil. Ksiezyc ten jednak, podobnie jak niegdys, mial w sobie jeszcze Ziemie. A teraz nastepuje kolejna bardzo wazna zmiana. Ksiezyc wyrzucil z siebie to wszystko, co stanowi dzisiejsza Ziemie. Najgorsze elementy i najgorsze istoty, to co hamuje rozwój, co przeszkadza w pracy zabral ze soba dzisiejszy Ksiezyc. To, co na dawnym Ksiezycu bylo wodnista, plynna masa, skostnialo, skamienialo na dzisiejszym Ksiezycu; to zas, co bylo zdolne do dalszego rozwoju, pozostalo jako Ziemia. Ziemia osiagnela wyzszy etap rozwoju dzieki rozdzieleniu sie dawnego Slonca na trzy ciala: Slonce, Ksiezyc i Ziemie. Podzial ten nastapil przed milionami lat, w zamierzchlym okresie lemuryjskim. Wtedy z istot ksiezycowych, które opisywalismy jako istoty mineralno-roslinne, roslinno-zwierzece i zwierzeco-ludzkie, rozwinely sie dzisiejsze mineraly, rosliny i zwierzeta, a wreszcie czlowiek zdolny juz teraz wziac w siebie jazn, która dotad unosila sie wokól niego i polaczona byla z boskoscia. Przyjecie jazni przez czlowieka nastapilo po rozdzieleniu sie Slonca, Ksiezyca i Ziemi. Od tego czasu czlowiek mógl wytwarzac w swoim organizmie krew i powoli wznosil sie do dzisiejszego stopnia rozwoju.

XI

W naszych rozwazaniach doszlismy do punktu, kiedy nasza Ziemia przeszla stan dawnego Ksiezyca. Mówilismy, ze po tym okresie nastapila faza "snu" calego systemu planetarnego. Przez taki okres snu przechodza wraz z planeta wszystkie zamieszkujace ja istoty, które wówczas przezywaja zupelnie inne stany niz w czasie zewnetrznego rozwoju. Spróbujmy wyjasnic, co robily te istoty w okresie przejsciowym, pomiedzy tzw. ksiezycowa inkarnacja, a wcieleniem obecnym, wlasciwym rozwojem Ziemi. Wiemy, ze na Ksiezycu zyly trzy rodzaje istot; byli to "przodkowie" tego wszystkiego, co dzisiaj zyje na Ziemi. Zyl tam pewien rodzaj istot roslinno-mineralnych, zwierzeco-roslinnych i zwierzeco-ludzkich. Czlowiek znajdowal sie tym okresie jeszcze w stanie nierozwinietej samoswiadomosci, jeszcze nie doszedl do stopnia, na którym jazn zamieszkuje ludzkie cialo. W okresie przejsciowym, pomiedzy wcieleniem dawnego Ksiezyca a Ziemia wlasciwa, zaszlo cos bardzo waznego w duchowosci czlowieka. Jezeli zdamy sobie sprawe z rzeczywistej postaci dawnego globu ksiezycowego, to mozemy nazwac go nie bez racji zywa istota, czyms podobnym do drzewa, na którym zyja przerózne stworzenia. Ksiezyc byl sam pewnego rodzaju mineralno-roslinnym organizmem. Skaly ksiezycowe stanowily tylko stwardnienia roslinno-mineralnej masy, z której wyrastaly ksiezycowe istoty roslinno-zwierzece; stworzenia zas, które nazwalismy istotami zwierzeco-ludzkimi unosily sie wokól Ksiezyca. Wszystko natomiast, co stanowilo swiadomosc jazni, zylo jeszcze przewaznie w atmosferze Ksiezyca, w ognistej mgle, jako czastka wchodzaca w sklad wyzszej istoty, obejmujacej wówczas te wszystkie jaznie, które dzis zamkniete sa w poszczególnych cialach, odgraniczonych skóra. Nie bylo wiec jeszcze w tym czasie takich ludzi jak dzis, obdarzonych swiadomoscia jazni. Ale za to co innego bylo wówczas znacznie silniej rozwiniete niz na Ziemi. Wiemy wszyscy, ze to, co sie powszechnie nazywa dusza narodu, dusza rasy, jest juz dzisiaj tylko abstrakcyjnym pojeciem, abstrakcja. Powszechny jest dzis poglad, ze rzeczywisty byt ma tylko indywidualna dusza ludzka, zamieszkala w ludzkim ciele. I kiedy mówi sie o niemieckiej, francuskiej czy rosyjskiej duszy narodu, to ludzie uwazaja to za abstrakcje, za ogólne pojecie, które okresla charakterystyczne cechy poszczególnych jednostek danego narodu. Ale wtajemniczony sadzi inaczej. Dla niego dusza narodu niemieckiego, francuskiego czy rosyjskiego jest czyms realnym w pelnym tego slowa znaczeniu, czyms, co posiada swój samodzielny i niezalezny byt. Tyle tylko, ze w dzisiejszym zyciu Ziemi nie przejawia sie bezposrednio na planie fizycznym. Mozna ja zobaczyc tylko w swiecie astralnym. Nikt nie moze zaprzeczyc jej egzystencji, bo tam dusza narodu jest rzeczywista, zyjaca istota. Mozemy ja spotkac na planie astralnym, tak jak tutaj, chodzac po planie fizycznym, spotykamy swoich przyjaciól. W okresie ksiezycowym nie przyszloby nam do glowy watpic w istnienie dusz zbiorowych, gdyz wówczas byly one bardziej realne niz dzisiaj. Dusze narodów i ras kierowaly z atmosfery Ksiezyca prad krwi w ciala unoszacych sie wokól Ksiezyca istot. Przeznaczeniem naszych czasów jest zaprzeczanie istnieniu istot, które na planie astralnym wioda swoje rzeczywiste zycie, a na planie fizycznym nie sa dostrzegane. Jestesmy wlasnie u szczytu materialistycznego rozwoju, który chce zaprzeczac istnieniu takich istot jak dusze narodów i ras. W ostatnim czasie ukazala sie poprzedzona wielka reklama ksiazka Mauthnera pt. "Krytyka mowy", która jest postrzegana i chwalona jako prawidlowy wyraz abstrakcyjnego i obiektywnego myslenia, gdyz napisana jest jakoby bezposrednio z duszy wspólczesnego czlowieka. Ksiazka taka musiala byc w koncu napisana. Zaprzecza ona wszystkiemu, czego nie mozna zobaczyc i dotknac. Z punktu widzenia wiedzy tajemnej jest to ksiazka skandaliczna, ale znakomita z punktu widzenia wspólczesnego sposobu myslenia! Taka ksiazka musi byc postrzegana przez nasze czasy jako koniecznosc. To nie jest zadna krytyka, tylko zaznaczenie sprzecznosci miedzy ezoterycznym sposobem myslenia i mysleniem wspólczesnych czasów. W ksiazce tej mozna poznac przeciwienstwo calego sposobu myslenia wiedzy tajemnej; jest to znamienity produkt z punktu widzenia zamierajacego pradu wspólczesnosci. Na dawnym Ksiezycu swiadomosc byla inna niz na Ziemi; byl to rodzaj wspólnej swiadomosci. Czlowiek na Ziemi czuje sie odrebna jednostka, ale na Ksiezycu bylo inaczej. Dusze zbiorowe zyly tak, jak teraz na Ziemi zyja duchy narodu. Glob ksiezycowy mial wiec istotnie swiadomosc zbiorowa, która odczuwala siebie jako istote zenska. Slonce zas, które oswiecalo dawny Ksiezyc, odczuwano jako istote meska. Zachowalo sie to w starym egipskim micie: Ksiezyc jako Izyda, Slonce jako Ozyrys. Brakowalo tylko zamknietej w ludzkim ciele swiadomosci jazniowej, która wtedy unosila sie jeszcze w atmosferze Ksiezyca. W okresie przejsciowym, pomiedzy inkarnacja ksiezycowa a ziemska naszej planety, róznorodne istoty pracowaly nad tym, aby cialo eteryczne i astralne czlowieka przygotowac do przyjecia swiadomosci jazniowej. Cóz wiec stalo sie w chwili, kiedy z mroku wylonilo sie cialo niebieskie, które zawieralo w sobie dzisiejsze Slonce, Ksiezyc i Ziemie? W otoczeniu tej przebudzonej ze snu planety znajdowaly sie istoty, które dzis ksztaltuja dusze ludzkie. Dzieki pracy, która odbyla sie w okresie przejsciowym, mogly one teraz laczyc swiadomosc jazni z cialem astralnym i eterycznym. Ale cialo fizyczne nie bylo jeszcze gotowe na jej przyjecie, pojawia sie ono z poczatku ponownie w formie zwierzeco-ludzkiej. Na Ksiezycu cialo harmonizowalo jeszcze z ówczesna dusza, ale teraz to, co jako jazn zanurzylo sie w ciele astralnym i eterycznym, nie harmonizowalo juz z caloscia. Aby dostosowac do siebie czesci skladowe natury ludzkiej, konieczne bylo powtórzenie stanów Saturna, Slonca i Ksiezyca na nowym stopniu. Najpierw wiec powtórzyl sie okres Saturna, ale ciala fizyczne zwierzeco-ludzkich istot nie byly juz tak proste jak na dawnym Saturnie. Wówczas byly to tylko zalazki narzadów zmyslowych. Teraz przybyly gruczoly hormonalne i system nerwowy. Wszystko to nie bylo jednak zdolne do polaczenia sie z dusza na jej obecnym stopniu rozwoju. Musialo nastapic krótkie powtórzenie okresu Saturna. Duchy Jazni musialy znowu pracowac nad cialem fizycznym, aby przystosowac je do przyjecia jazni. Podobnie musialo nastapic powtórzenie okresu slonecznego, aby narzady ciala fizycznego, które powstaly na Sloncu, mogly przygotowac sie do przyjecia jazni. I wreszcie powtórzyl sie okres ksiezycowy, aby mógl przystosowac sie system nerwowy. Najpierw powtórzyl sie wiec okres Saturna. Zwierzeco-ludzkie istoty epoki ksiezycowej bytuja na Ziemi, ale jedynie jako ciala fizyczne, poruszane i kierowane z zewnatrz niby maszyny. Potem nastapilo powtórzenie okresu slonecznego, w którym ciala ludzkie zyly jak spiace rosliny. I wreszcie powtórzyl sie okres ksiezycowy, w którym oddzielilo sie i wystapilo Slonce, a pozostalo wszystko to, co juz raz wyodrebnilo sie jako dawny Ksiezyc. Powtórzyl sie wiec jeszcze raz caly cykl ksiezycowy, z ta róznica, ze teraz wszczepiono istotom ludzkim zdolnosc do przyjecia jazni. To powtórzenie cyklu ksiezycowego bylo dla Ziemi ciemnym okresem jej rozwoju. W organizm ludzki, zlozony z ciala fizycznego, eterycznego i astralnego, wniknela jazn, ale jeszcze bez oczyszczajacego wplywu mysli. W czasie, kiedy Slonce bylo juz oddzielone, Ziemia zas miala jeszcze w sobie Ksiezyc, czlowiek znajdowal sie w stanie, w którym jego cialo astralne nosilo najdziksze namietnosci, mialo wszczepione wszystkie najgorsze sily. Nie bylo dla nich zadnej przeciwwagi. Byl to okres pomiedzy wystapieniem Slonca a oddzieleniem sie Ksiezyca, kiedy ludzie byli jeszcze duszami zbiorowymi, ale pelnymi najgorszych popedów. Przechodzac przez to prawdziwe pieklo, jakim bylo powtórzenie cyklu ksiezycowego, Ziemia pod wplywem oddzielonego, dzialajacego z zewnatrz szlachetnego Slonca - nie tylko Slonca fizycznego, ale takze i duchów slonecznych, które z nim odeszly - stopniowo osiagnela stan, w którym mogla wyrzucic z siebie dzikie popedy i straszliwie sily, a zatrzymac tylko to, co bylo zdolne do dalszego rozwoju. Razem z Ksiezycem odeszly najgorsze sily i dlatego w dzisiejszym Ksiezycu mamy pozostalosc tych wszystkich zlych wplywów, jakie wówczas dzialaly w czlowieku. Natomiast to wszystko, co pozostalo na Ziemi po oddzieleniu sie Slonca i Ksiezyca, bylo zdolne do dalszego rozwoju. Przypatrzmy sie najpierw samym zwierzeco-ludzkim istotom. Stopniowo dojrzaly one na tyle, ze mogly przyjac w siebie jazn. Teraz mamy wiec czlowieka, który sklada sie z czterech ogniw. Po raz pierwszy zaczyna sie zmieniac pozycja czlowieka; wczesniej plywal, unosil sie. Teraz zaczyna przechodzic stopniowo do pozycji pionowej. Jego kregoslup, a raczej struna nerwowa biegnaca wzdluz grzbietu, która w okresie ksiezycowym ustawiona byla poziomo, prostuje sie powoli. Równolegle z prostowaniem sie nastepuje rozszerzenie sie rdzenia kregowego w mózg. Nastepuje równoczesnie jeszcze jedna zmiana. Do tego unoszacego, plywajacego ruchu, jaki byl wlasciwy czlowiekowi zarówno na Ksiezycu, jak i podczas powtórzenia sie cyklu ksiezycowego na Ziemi, gdy atmosfera przeniknieta byla jeszcze ognista mgla, potrzebne bylo czlowiekowi cos niby pecherz plawny, podobny do tego, jaki dzisiaj spotykamy u ryb. Teraz jednak mgly ogniste (tradycja hebrajska nazywala je Ruah) zaczely opadac. Dzialo sie to powoli i stopniowo. Wprawdzie atmosfera wciaz pelna byla gestej pary, lecz najgestsze dymy juz opadly. W tym czasie czlowiek zamiast skrzelami, zaczyna oddychac plucami. Pecherz plawny przeobraza sie w pluca. Dzieki temu czlowiek stal sie zdolny przyjac wyzsze pierwiastki duchowe, które sa powyzej jazni, a mianowicie pierwszy zadatek ducha jazni. To przeobrazenie pecherza plawnego w pluca wyraza Biblia w slowach: "i tchnal Bóg w oblicze czlowieka dech zywota. I stal sie czlowiek dusza zyjaca". (Gen. 2-7) Slowa te oznaczaja przeobrazenie, jakie dokonywalo sie w naturze ludzkiej w ciagu milionów lat. Zadne ze stworzen, które dotad poznalismy, ani istoty roslino-zwierzece, ani zwierzeco-ludzkie dawnego Ksiezyca, ani tez ich potomkowie w ksiezycowym okresie Ziemi, zadne z nich nie mialo jeszcze czerwonej krwi. Ich soki zywotne przypominaly krew dzisiejszych nizszych zwierzat, która jeszcze nie jest czerwona. Byly to soki, które naplywaly z zewnatrz i znowu odplywaly. Aby we wlasnym organizmie wytwarzac czerwona krew potrzeba bylo czegos wiecej. Zrozumiemy to, gdy dowiemy sie, ze w rozwoju naszej planety, az do oddzielenia sie Ksiezyca, zelazo nie odegralo zadnej roli. Zelazo pojawilo sie na naszej planecie dopiero dzieki temu, ze planeta Mars przeszla, jesli sie tak mozna wyrazic, przez Ziemie i pozostawila jej zelazo. Z Marsa pochodzi wplyw zelaza we krwi. Echo tego zwiazku z Marsem zachowalo sie w micie o bogu wojny Marsie. Marsowi przypisuje sie te cechy, które zelazo zaszczepilo we krwi: sile i wojowniczosc. Wprowadzenie zelaza w nasz rozwój wzmocnilo zmiane w sposobie oddychania czlowieka. Zelazo stalo sie waznym czynnikiem rozwoju Ziemi. Pod wplywem tych zmian organizm ludzki udoskonalil sie tak dalece, ze mogla rozpoczac sie praca nad oczyszczeniem i uszlachetnieniem cial, które powstaly na Saturnie, Sloncu i Ksiezycu, zaczynajac naturalnie od ostatniego, które przybylo najpózniej, a mianowicie od ciala astralnego. W okresie wyksztalcania sie pluc i powstawania pierwszych zadatków czerwonej krwi czlowiek niepodobny byl do dzisiejszej postaci. Tak niepodobny, ze istotnie bardzo trudno go nawet opisac. Dzisiejszym ludziom, myslacym materialistycznie, móglby sie wydac groteskowy. Czlowiek znajdowal sie wówczas mniej wiecej na poziomie amfibii, plazów zaczynajacych oddychac plucami i powoli uczyl sie przechodzic od dawnych plywajaco-unoszacych ruchów do szukania punktów oparcia na ziemi. Mozna by powiedziec, ze czlowiek w epoce lemuryjskiej skakal - bo trudno jest nazwac ten ruch chodzeniem - potem znowu unosil sie w powietrzu; podobny sposób poruszania sie spotykamy u dawnych kopalnianych jaszczurów. Ówczesne cialo fizyczne czlowieka nie zachowalo sie w zadnych skamienialosciach ani sladach geologicznych, bylo ono bowiem zupelnie miekkie, pozbawione jeszcze calkowicie kosci. Jak przedstawiala sie Ziemia oswobodzona od Ksiezyca? Przedtem, otoczona mgla ognista, znajdowala sie niby w dymiacym, kipiacym kotle. Potem geste opary powoli ustepowaly. Ziemia miala tylko cienka, stwardniala skorupe, pod która znajdowalo sie kipiace, wrzace morze ognia, pozostalosc mgly ognistej, która dawniej stanowila atmosfere. Stopniowo wylanialy sie male wysepki, pierwsze zaczatki dzisiejszego królestwa mineralów. Na Ksiezycu mielismy jeszcze królestwo roslinno-mineralne; teraz wykrystalizowuja sie z tej ognistej substancji pierwsze zaczatki naszych obecnych skal i kamieni. Przedtem powstala dzisiejsza roslinnosc przeobrazona z dawniejszych istot roslinno-zwierzecych. Zas istoty zwierzeco-ludzkie, które zyly na Ksiezycu, podzielily sie teraz na dwie grupy; jedne z nich osiagnely wyzszy stopien rozwoju i przeobrazily sie w dzisiejszych ludzi, ale byly i takie, które nie dokonaly tego postepu. Sa to dzisiejsze wyzsze zwierzeta, które pozostaly na poprzednim stopniu. Poniewaz nie mogly wraz z innymi isc naprzód, pozostawaly coraz bardziej w tyle. Wszystkie wyzsze zwierzeta, a wiec ssaki, sa zdegenerowanymi potomkami ksiezycowych zwierzeco-ludzkich istot. Nie wyobrazajmy sobie jednak, ze czlowiek byl wtedy zwierzeciem jak dzisiejsze wyzsze zwierzeta. Ciala tych zwierzat okazaly sie wówczas niezdolne do przyjecia jazni, zachowaly ustrój przystosowany do duszy zbiorowej, jaka mialy na Ksiezycu. Te, które prawie nadazyly, a jednak potem okazaly sie za slabe, aby przyjac w siebie dusze indywidualna, to dzisiejsze malpy. Ale nawet ich nie mozna uwazac za rzeczywistych przodków czlowieka, tylko za istoty, które nie mogac dotrzymac kroku, cofnely sie w rozwoju. Tak wiec Ziemia w okresie lemuryjskim byla ognista masa, w której dzisiejsze mineraly znajdowaly sie jeszcze przewaznie w stanie plynnym. Z tego morza ognia wylonila sie pierwsza wyspa mineralna, a na niej poruszali sie na pól skaczac, na pól fruwajac przodkowie dzisiejszych ludzi. Duch Jazni troszczyl sie, aby stopniowo przeniknac tych ludzi. Musimy sobie wyobrazic te dawna epoke ognia jako czasy ostatnich na Ziemi przejawów sil ksiezycowych, które odtad powoli zamieraly. Ich wplyw przejawial sie w zdolnosci czlowieka do podporzadkowania sil natury swojej woli. Na Ksiezycu czlowiek byl jeszcze calkowicie zlaczony z natura. Dusza grupowa pracowala nad bytem czlowieka. Potem sie to zmienilo, ale mimo wszystko pozostal jeszcze pewien magiczny zwiazek pomiedzy jego wola a silami ognia. Jezeli czlowiek mial charakter lagodny, to jego wola dzialala uspokajajaco na zywiol ognia. Dzieki temu z ognistego morza mogly tworzyc sie lady. Czlowiek namietny wywieral swoja wola wplyw przeciwny i wzburzone, rozszalale masy ognia rozrywaly cienka skorupe Ziemi. Te namietne, dzikie moce, wlasciwe naturze ludzkiej na Ksiezycu i w czasie powtórzenia ksiezycowego okresu na Ziemi, wybuchly raz jeszcze z wielka sila w tych nowo powstalych indywidualnych duszach ludzkich. Namietnosci te rozpetaly istna burze w owym morzu ognistym i znaczna czesc ladu zamieszkalego przez Lemuryjczyków ulegla zniszczeniu; zaledwie niewielka czesc mieszkanców Lemurii zdolala sie uratowac, zachowujac w ten sposób ród ludzki od zaglady. Wy wszyscy zyliscie juz wtedy, wasze dusze sa tymi samymi duszami, które uratowaly sie z ognistej katastrofy Lemurii. Ta czesc ludzkosci, która przetrwala kataklizm, powedrowala do kraju, który nazywamy Atlantyda, lezacego pomiedzy dzisiejsza Ameryka a Europa. Ród ludzki rozwijal sie tam dalej. Powoli atmosfera Ziemi zmieniala sie. Resztki dawnej, ognisto-parnej substancji "Ruah" ustapily i jeszcze tylko geste mgly zalegaly powietrze. Podania germanskie zachowaly wspomnienie tych mgiel; kraj Nibelungów nazywa sie Nivelheim - czyli Nebelheim, tzn. kraj tonacy w gestych mglach. A teraz musimy postawic sobie pytanie, jakie duchy dzialaly z zewnatrz az do czasów lemuryjskich? W czasie powtórzenia okresu Saturna byly to Duchy Osobowosci lub Duchy Egoizmu; w czasie powtórzenia okresu Slonca - Duchy Ognia lub Archanioly; w ostatnim zas ksiezycowym okresie istoty, które byly dobrymi duchami dawnej epoki ksiezycowej - Anioly, czyli Duchy Switu. Najwiekszego przewodnika tych duchów nazwalismy Duchem Swietym; wladce slonecznych Duchów Ognia - Chrystusem; wladce na Saturnie - Duchem Ojcem. Ostatni wielki Duch, który dzialal na czele swoich zastepów, nazwany w ezoteryce chrzescijanskiej Duchem Swietym, byl przywódca okresu ksiezycowego - Duchem, który dzialal równiez, gdy okres ksiezycowy powtarzal sie na Ziemi. Ten wlasnie Duch dzialal z zewnatrz, jak gdyby promieniem swej wlasnej Istoty przenikajac czlowieka. Na poczatku lemuryjskich czasów mamy dwa rodzaje istot; z jednej strony duchy które przygotowywaly cialo czlowieka i zaszczepialy mu swiadomosc jazniowa; z drugiej strony duch, który sam wniknal w czlowieka, gdy zaczal on fizycznie oddychac. Jezeli teraz pomyslimy, ze wszystko, co stanowilo na Saturnie jeszcze mase ognia otoczona subtelniejsza atmosfera, bylo juz na Sloncu substancja gazowa, a potem w atmosferze Ksiezyca mgla ognista, to rozwój naszej planety przedstawi sie nam jako stopniowe oczyszczanie sie, podobnie jak sam rozwój ludzkosci jest oczyszczaniem. To, co dzis nazywamy powietrzem, musialo sie dopiero stopniowo i powoli oczyszczac z oparów i dymów, którymi dawniej bylo wypelnione. Musimy sobie zdac sprawe, ze to, co wydziela z siebie dawna atmosfera naszej planety, to substancje, z których zbudowane sa wszelkie ciala. Powietrze jest najczystszym obszarem z tego, co pozostalo; jest to najdoskonalsza materia, z której duchy przewodnie Ksiezyca, Anioly, moga sobie tworzyc ciala. Dlatego tez czlowiek odczuwal powietrze, które sie oczyscilo, oddzielilo, jako szate zewnetrzna nowych przewodników, Duchów Ziemi, odczuwal w nim ducha przewodniego Ziemi - Jehowe. W wiejacym wietrze odczuwano ducha, który prowadzil i kierowal Ziemia; w powietrzu, którym czlowiek oddychal, czul cialo Boga. Tak bylo do epoki atlantyckiej; lad Atlantydy stanowi dzisiaj dno Oceanu Atlantyckiego. Magiczny wplyw, jaki ludzie wywierali na morze ognia, na procesy Ziemi, powoli zanikal; pozostal natomiast zachowany w pierwszych czasach atlantyckich inny zwiazek z natura. Czlowiek mógl jeszcze wywierac magiczny wplyw na wzrost roslin. Kiedy nad roslina podnosil reke, która wówczas miala jeszcze inny ksztalt, byl w stanie dzialaniem swej woli przyspieszac wzrost rosliny. Czlowiek byl gleboko zwiazany z natura, co wyrazalo sie w calym jego zyciu. To, co dzis nazywamy inteligencja, mysleniem logicznym, wówczas jeszcze nie istnialo. Ale za to mial czlowiek w wysokim stopniu rozwiniete inne zdolnosci; np. pamiec rozwinieta byla tak bajecznie, ze trudno to sobie nawet wyobrazic. Ludzie nie umieli liczyc, nie byli w stanie policzyc, ze dwa razy dwa równa sie cztery, ale pomagala im pamiec, pamietali to ze wspomnien. Chociaz w okresie atlantyckim ludzie nie odczuwali tak bezposrednio grupowych dusz ras i ludów jak na Ksiezycu, to jednak czuli jeszcze wyraznie ich dzialanie. Bylo ono tak silne dla czlowieka, który nalezal do danego szczepu lub rasy, ze zwiazek z kims nalezacym do innej rasy bylby rzecza niemozliwa. Miedzy ludzmi nalezacymi do róznych grupowych dusz istniala gleboka niechec. Kochalo sie tylko tych, którzy zyli w obrebie tej samej duszy ludu. Mozna powiedziec, ze podstawa tej lacznosci byla wspólna krew, której zródlem byla w okresie Ksiezyca dusza ludu. Czlowiek pamietal wyraznie przezycia swych przodków i czul sie ogniwem w lancuchu rodowym, spojonym wiezami krwi, podobnie jak reka czuje sie czescia naszego organizmu. To poczucie przynaleznosci bylo w scislym zwiazku z rozwojem czlowieka, podobnie jak inna wazna przemiana, która dokonywala sie w okresie przejsciowym, gdy Ziemia opuszczona przez Slonce, wyrzucila z siebie Ksiezyc. Przemiana ta zwiazana jest bezposrednio z procesem twardnienia, który odbywal sie na Ziemi. Powstalo wówczas królestwo mineralne i jednoczesnie podobny proces twardnienia odbywal sie we wnetrzu ludzkiego organizmu. W miekkiej masie powstawaly stopniowo twardsze czesci, zgeszczone poczatkowo w chrzastki, a wreszcie w kosci. Dopiero z zarysowaniem sie ukladu kostnego czlowiek zaczal chodzic. Równolegle z powstaniem w organizmie masy kostnej odbywal sie jeszcze inny proces. Gdy Ziemia, aby móc sie rozwijac, wyrzucila z siebie wszystko, co dzis stanowi Ksiezyc, zostawiajac tylko zdolne do dalszego rozwoju elementy, w istotach zamieszkujacych Ziemie powstaly dwojakiego rodzaju sily. Slonce i Ksiezyc znajdowaly sie teraz poza Ziemia i dzieki temu sloneczne i ksiezycowe sily dzialaly na Ziemie z zewnatrz. Wspóldzialanie sil slonecznych i ksiezycowych, które dawniej byly wewnatrz Ziemi, a teraz wywieraly swój wplyw z zewnatrz, sprawilo, ze powstalo oddzialywanie rozdzielajace istoty ludzkie na dwie plci. W dawnych czasach, kiedy Slonce, Ksiezyc i Ziemia stanowily jeszcze jedno cialo, zyjace w nim sily sloneczne zapladnialy to wszystko, co w tym ukladzie mozna by oznaczyc jako element zenski. Slonce odczuwano jako element meski, Ksiezyc jako zenski. Po oddzieleniu sie Slonca nastapil rozdzial sil miedzy dwa powstale wówczas ciala. Istoty zamieszkujace Ziemie, az do wydzielenia sie z niej Ksiezyca, mozna by nazwac zenskimi, gdyz wszystkie sily zapladniajace naplywaly z zewnatrz, ze Slonca. Dopiero wówczas, gdy Ziemia odrzucila Ksiezyc i wszystko, co dzisiaj jest w nim zawarte, stajac sie przez to zupelnie innym cialem, dopiero wtedy dawny, niezróznicowany element "kobiecy" mógl sie rozdzielic na meski i zenski (w dzisiejszym znaczeniu); w ten sposób równoczesnie z procesem twardnienia Ziemi i powstawania kosci w organizmie ludzkim nastapilo zróznicowanie sie plci czlowieka. A tym samym otworzyly sie drogi do prawidlowego doskonalenia sie jazni.

XII

U istot zwierzeco-ludzkich na dawnym Ksiezycu nie bylo jeszcze zewnetrznego zróznicowania sie na dwie plci. Tak samo u ich potomków w okresie powtórzenia epoki ksiezycowej. Potem nastapilo pewnego rodzaju rozszczepienie ciala ludzkiego. Moglo sie to dokonac dzieki zageszczeniu materii. Dopiero gdy swiat mineralny wylonil sie w dzisiejszej formie, moglo powstac cialo ludzkie, w którym plec jest rozdzielona. Ziemia i cialo czlowieka musialy najpierw dojsc do dzisiejszego stanu zageszczenia, mineralizacji. W miekkich cialach ludzkich okresu ksiezycowego i pierwszych okresów Ziemi czlowiek byl istota dwuplciowa, mesko-zenska. Nie powinnismy zapominac, ze czlowiek w pewnej mierze i dzisiaj zachowal slad tego dawnego dwuplciowego ustroju. Dzisiaj mezczyzna ma cialo fizyczne meskie, eteryczne zas zenskie. Kobieta przeciwnie; jej cialo eteryczne jest meskie. Fakt ten rzuca ciekawe swiatlo na psychike mezczyzny i kobiety. Zdolnosc kobiety do poswiecenia i zaparcia sie siebie dla ukochanej istoty zwiazana jest z tym, ze jej cialo eteryczne jest meskie; natomiast próznosc mezczyzny staje sie zrozumiala, gdy wiemy, ze jego cialo eteryczne ma nature kobieca. Powiedzielismy juz, ze ten podzial ludzkosci na dwie plci wywolalo wspóldzialanie sil plynacych ze Slonca i Ksiezyca. Trzeba jeszcze wiedziec, ze u mezczyzny Ksiezyc dziala silniej na cialo eteryczne, Slonce zas na fizyczne; u kobiety przeciwnie, cialo fizyczne znajduje sie pod wplywem sil ksiezycowych, eteryczne zas pod wplywem Slonca. Ustawiczna wymiana substancji mineralnych w ciele fizycznym czlowieka mogla rozpoczac sie dopiero wtedy, gdy powstal dzisiejszy swiat mineralny; przedtem istnialy zupelnie inne formy odzywiania. W slonecznym okresie naszej Ziemi we wszystkich roslinach krazyly soki mleczne. Odzywianie odbywalo sie w ten sposób, ze czlowiek wysysal je, tak jak dzisiaj dziecko ssie pokarm matki. Rosliny, które dzisiaj maja w sobie tego rodzaju soki, sa ostatnimi potomkami czasów, kiedy wszystkie rosliny dostarczaly takich soków w wielkiej obfitosci. Dopiero pózniej odzywianie przybralo dzisiejsze formy. Aby zrozumiec sens zróznicowania sie plci czlowieka, musimy wyjasnic sobie, ze zarówno na Ksiezycu, jak tez i w czasie powtórzenia okresu ksiezycowego na Ziemi, wszystkie istoty wygladaly podobnie. Tak jak dzisiaj kazda krowa podobna jest do swej matki i do wszystkich innych krów, bo kazda reprezentuje dusze zbiorowa, tak tez i ludzie byli wówczas niezmiernie podobni do swoich przodków, co przeciagnelo sie az po okres atlantycki. Cóz wiec bylo powodem, ze teraz ludzie sa tak rózni? Przyczyna byl wlasnie podzial na dwie plci. Element kobiecy zachowal tendencje do nadawania potomkom podobnej postaci; element meski dziala inaczej; wywoluje on róznorodnosc, indywidualizacje. Przez to, ze sily meskie dolaczyly sie do kobiecych, powstalo coraz wieksze zróznicowanie. Dzieki wplywowi meskiego pierwiastka moze sie rozwijac indywidualnosc. Dawna dwuplciowosc miala jeszcze jedna szczególna wlasciwosc. Jezeli zapytalibysmy któregos z ludzi ksiezycowych o jego przezycia, zauwazylibysmy, ze traktuje je zupelnie tak samo, jak przezycia swych najdalszych przodków; wszystko to zylo przez pokolenia. Przygotowanie obecnego stanu swiadomosci, która siega tylko od narodzin do smierci, zwiazane jest z wyksztalceniem sie indywidualnosci czlowieka w dzisiejszym znaczeniu; równolegle zas pojawila sie mozliwosc takich narodzin i takiej smierci jak dzisiaj. Dawni ludzie ksiezycowi, którzy poruszali sie plywajac i unoszac sie w przestrzeni, zlaczeni byli ze swym otoczeniem, z którego przenikaly w ich organizmy owe strumienie krwi. Gdy taka istota umierala, nie byla to smierc duszy w dzisiejszym znaczeniu tego slowa, tylko jak gdyby obumieranie jednej czesci w zywym organizmie. Swiadomosc duszy zbiorowej w swiecie ducha pozostawala niezmacona. Spróbujmy sobie to wyobrazic - usycha reka, a na to miejsce wyrasta nowa. Ludzie w zamglonej swiadomosci odczuwali umieranie organizmów ludzkich niby stopniowe usychanie cial; jedne usychaly i wiedly, a inne wyrastaly, ale w duszy zbiorowej swiadomosc trwala bez przerwy, tak ze istotnie bylo to cos w rodzaju niesmiertelnosci. Potem pojawila sie dzisiejsza krew, czyli krew wytwarzana samodzielnie przez organizm czlowieka. Jej powstaniu towarzyszyl podzial czlowieka na dwie plci: meska i zenska. Jednoczesnie z tym podzialem wystapila jeszcze jedna wazna zmiana. Krew wywoluje ciagla walke pomiedzy zyciem a smiercia, a skutkiem tego istota, która wytwarza w sobie czerwona krew, jest terenem tych ustawicznych zmagan. Krew czerwona zuzywa sie bowiem ciagle i przemienia w krew blekitna, która nosi w sobie element smierci. Jednoczesnie z ta przemiana krwi nastapilo w czlowieku zaciemnienie swiadomosci, która dawniej siegala poza granice narodzin i smierci. Dopiero teraz, z nastaniem obecnej swiadomosci, utracil czlowiek dawne, niejasne poczucie niesmiertelnosci. Dzisiejsza niemoznosc wyjrzenia poza smierc i narodziny zwiazana jest z podzialem na dwie plci. Jeszcze cos innego laczy sie z tymi zmianami. Kiedy czlowiek mial dusze grupowa, pokolenia za pokoleniami nastepowaly bez przerw, bez przelomów wywolanych narodzinami i smiercia. Teraz jednak pojawily sie przerwy i w zwiazku z tym mozliwosc reinkarnacji. Dawniej syn byl bezposrednia kontynuacja ojca, a ojciec dziadka, swiadomosc nigdzie sie nie urywala. Teraz jednak nastal czas, gdy swiadomosc nie mogla juz siegac poza granice narodzin i smierci. Dzieki temu stal sie mozliwy pobyt czlowieka w kamaloce i w dewahanie. Te kolejne zmiany - pobyt w wyzszych swiatach nastepujacy po ziemskim zyciu - staly sie mozliwe dopiero wtedy, gdy czlowiek zostal istota indywidualna, po odrzuceniu Ksiezyca z Ziemi. Dopiero wtedy pojawilo sie to, co dzis nazywamy inkarnacja oraz okresy przejsciowe miedzy kolejnymi wcieleniami, które z czasem równiez ustana. Doszlismy wiec do czasów, gdy dawny organizm, który laczyl w sobie jeszcze dwie plci, organizm zalezny od duszy zbiorowej, podzielil sie na meski i kobiecy. Element kobiecy zachowuje podobienstwo, meski wprowadza róznorodnosc. Istotnie, w dzisiejszych stosunkach element kobiecy utrzymuje ciaglosc dawnych wiezów rodowych, rasowych, narodowych, element meski ustawicznie te ciaglosc przelamuje, rozszczepia i w ten sposób indywidualizuje ludzkosc. Pierwszy dziala jak echo dawnej duszy zbiorowej, drugi jako pierwiastek nowy, dazacy do indywidualizowania. Z czasem dojdzie do tego, ze wszelkie wiezy rasowe i rodowe zanikna. Ludzie coraz bardziej beda sie róznili miedzy soba i bedzie ich laczyc nie wspólna krew, ale to, co dusze wiaze z dusza. W tym kierunku zmierza rozwój ludzkosci. W poczatkowym okresie epoki atlantyckiej zwiazek w ramach poszczególnych ras byl jeszcze bardzo silny. Pierwsze podzialy ras róznily sie miedzy soba barwa skóry i ten slad dzialania duszy zbiorowej pozostal jeszcze do dzisiaj. Róznice te beda sie zacieraly, im bardziej element indywidualny bedzie przewazal. Przyjdzie czas, ze nie beda istnialy rasy o róznych zabarwieniach skóry, natomiast istniec beda olbrzymie róznice indywidualne miedzy ludzmi. Im dalej cofamy sie w przeszlosc, tym lepiej widzimy, jak przewaza element rasowy. Wlasciwy pierwiastek indywidualizujacy pojawia sie dopiero w pózniejszych czasach atlantyckich. W pierwszych czasach Atlantydy ludzie nalezacy od danej rasy czuli gleboka niechec w stosunku do innych ras; poczucie lacznosci, milosc plynely tylko ze wspólnoty krwi. Zwiazki malzenskie miedzy ludzmi nalezacymi do odrebnych rodów uwazane byly za niemoralne. Jasnowidzacy, który chcialby zbadac zwiazek ciala eterycznego z fizycznym u mieszkanców dawnej Atlantydy, spostrzeglby dziwne zjawisko. Czesc ciala eterycznego odpowiadajaca glowie nie pokrywala sie calkowicie z glowa fizyczna, tak jak dzisiaj. Dzis cialo eteryczne wykracza bardzo niewiele poza fizyczna glowe, wówczas jednak wystawalo bardzo daleko, szczególnie w okolicy czola. Pewien punkt mózgu, polozony miedzy brwiami, tylko ze o centymetr glebiej oraz odpowiadajacy mu dzisiaj punkt w ciele eterycznym byly wówczas jeszcze oddalone jeden od drugiego. Rozwój polegal miedzy innymi na stopniowym zblizaniu sie tych dwóch punktów. W piatym okresie epoki atlantyckiej cialo eteryczne glowy do tego stopnia wsunelo sie w cialo fizyczne, ze oba punkty spotkaly sie. Dzieki temu mogly rozwinac sie nasze dzisiejsze zdolnosci: liczenie, zdolnosc wydawania sadów, wytwarzanie pojec, inteligencja. Przedtem mieszkancy Atlantydy mieli tylko wspaniale rozwinieta pamiec, brak im jednak bylo zdolnosci rozumowania. I tu mamy punkt wyjscia powstawania jazni swiadomej. Przed zejsciem sie tych dwóch punktów nie moglo byc mowy o samodzielnosci ludzi, natomiast mogli oni zyc w o wiele glebszym zwiazku z natura. Mieszkania tworzyl sobie czlowiek w owych czasach z tego, co mu dawala przyroda; przeksztalcal on dowolnie kamienie, laczyl je z drzewami i w ten sposób mieszkanie ludzkie wyrastalo z zywej przyrody; bylo ono wlasciwie jej przeobrazeniem. Czlowiek zyl w malych grupach, spojonych jeszcze wiezami krwi, najsilniejszy zas z rodu byl wodzem i wywieral ogromny wplyw na innych. Wszystko zalezalo od jego autorytetu, który jednak rozumiany byl inaczej niz w naszych czasach. Na poczatku okresu atlantyckiego czlowiek nie znal jeszcze mowy artykulowanej; rozwinela sie ona dopiero w trakcie tej epoki. Wódz nie byl w stanie wyrazic slowami swych rozkazów; natomiast ludzie rozumieli mowe natury. Czlowiek dzisiejszy musi uczyc sie tego na nowo. Wyobrazmy sobie, ze patrzac w zródlo widzimy w nim swe odbicie; w duszy czlowieka znajacego wiedze tajemna powstaje szczególne uczucie; mówi on sobie: "Oto spoglada na mnie odbicie mej wlasnej postaci, ostatni slad tych odbic, które Saturn przed niepamietnym czasem wysylal w przestrzen". Gdy czlowiek taki widzi w zródle odbicie wlasnej postaci, w duszy jego wylania sie wspomnienie Saturna. Równiez echo budzi wspomnienie dzwieków, które odbite przez Saturna powracaly w przestworza wszechswiata. Albo fatamorgana, odzwierciedlenie obrazów, które powietrze przejmuje i znowu oddaje. Czlowiek znajacy wiedze tajemna widzi w niej wspomnienie utworzonego z gazów dawnego Slonca, które przyjmowalo w siebie wszystko, co plynelo z przestrzeni kosmicznych, przepracowywalo to, a potem odbijalo w promieniach, dodajac jeszcze cos ze swej wlasnej istoty. Gdybysmy znalezli sie na dawnym Sloncu, widzielibysmy, jak wszystko, co tam istnialo, przygotowane bylo z substancji gazowej Slonca niby jakies obrazy swietlne, jak fatamorgana. Nie potrzeba czarów, by uczyc sie poznawac swiat w tysiacach przeobrazen; jest to wazne dla czlowieka, który pragnie wzniesc sie w wyzsze swiaty. W bardzo dawnych czasach czlowiek gleboko rozumial nature. Jest to wielka róznica, czy zyje sie w dzisiejszym powietrzu, czy w takim, jakie bylo za czasów Atlantydy. Cala atmosfera przeniknieta byla wówczas gesta mgla. Slonce i Ksiezyc otoczone byly olbrzymimi teczowymi kregami. Byl czas, ze te mgliste opary przeslanialy gwiazdy, a Slonce i Ksiezyc byly zacmione. Dopiero powoli, stopniowo, stawaly sie widzialne dla ludzkich oczu. Ksiega Genesis opisuje wspaniale, jak Slonce, Ksiezyc i gwiazdy powoli stawaly sie widoczne. Wszystko, co czytamy jako dzieje stworzenia swiata, dzialo sie rzeczywiscie. Czlowiek z czasów atlantyckich mial wiec silnie rozwiniete rozumienie otaczajacej go natury. To, co slychac w szemraniu zródla, w huczacym wietrze, co dla nas dzisiaj jest nie zróznicowanym dzwiekiem, dla tamtych ludzi bylo zrozumiala mowa. Nie bylo jeszcze wówczas przykazan ujetych w slowa, ale Duch przemawial do czlowieka z tego powietrza nasyconego wodnymi oparami. Pismo Swiete wyraza to w slowach: "a Duch Bozy unosil sie nad wodami". We wszystkim slyszal czlowiek mowe Ducha; plynela do niego z gwiazd, ze Slonca i z Ksiezyca. Kazde slowo Ksiegi Genesis opisuje dokladnie i scisle to, co sie dzialo w otoczeniu czlowieka. Pózniej nadszedl okres, gdy u grupy ludzi bardziej zaawansowanych niz reszta, zamieszkalych w poblizu dzisiejszej Irlandii - na ziemi, która podobnie jak cala Atlantyda znajduje sie dzisiaj pod woda - nastapilo po raz pierwszy owo scisle zlaczenie sie ciala eterycznego z fizycznym. Dzieki temu mozliwy stal sie wzrost inteligencji. Kiedy potezne masy wodne zatapialy powoli lad Atlantydy, lud ten, pod wodza najbardziej zaawansowanych osób, rozpoczal wedrówke na Wschód. Najbardziej rozwinieta czesc tego ludu zawedrowala az do Azji i stworzyla tam centrum kultury. Stad promieniowala potem kultura, wywodzaca sie ze strumienia ludu, który pózniej przesunal sie jeszcze dalej na Wschód i w Azji Srodkowej, a mianowicie w Indiach, stworzyl pierwsza kulture poatlantycka, tzw. kulture hinduska. Wykazuje ona jeszcze silny wplyw kultury atlantyckiej. Dawny Hindus nie mial jeszcze takiej swiadomosci jak nasza dzisiejsza, ale byla ona juz mozliwa od chwili, kiedy zeszly sie te dwa punkty w mózgu, o których byla wczesniej mowa. Przed ich polaczeniem mieszkancy Atlantydy zyli jeszcze swiadomoscia obrazowa, dzieki której obcowali z duchami. Czlowiek ówczesny nie tylko slyszal w szemraniu strumyka wyrazna i zrozumiala mowe, ale widzial jeszcze wylaniajace sie z jego nurtów istoty wcielone w wode - undiny. W powietrzu, w jego powiewach, widzial sylfy, w trzaskajacym ogniu postrzegal salamandry. Wszystko to bylo realne i dlatego powstaly legendy i mity, które w najczystszej formie zachowaly sie w Europie, tam, gdzie osiedlila sie resztka ludnosci atlantyckiej, która nie zawedrowala do Indii. Germanskie legendy i mity sa odbiciem tego, co mieszkancy dawnej Atlantydy widzieli jeszcze w otaczajacej ich gestej mgle. Rzeki, jak np. Ren, zyly w swiadomosci dawnych Atlantów, jak gdyby zawarta w nich byla madrosc dawnej mgly Nibelungów. Ta madrosc zyla w rzekach jako jestestwa. W ten sposób zyly w Europie echa kultury atlantyckiej. W Indiach jednakze powstawala nowa kultura, w której inny oddzwiek znajdowalo echo dawnych ogladów. Same obrazy wyzszych swiatów znikly ale pozostala tesknota za tym wszystkim, co one wyrazaly. Mieszkaniec Atlantydy slyszal jeszcze madrosc swiata przemawiajaca do niego w przyrodzie; Hindusowi zostala juz tylko tesknota za zjednoczeniem z natura; totez cecha starohinduskiej kultury jest pragnienie powrotu do dawnych czasów. Ówczesny Hindus byl marzycielem. Wprawdzie mial przed soba to, co nazywamy rzeczywistoscia, ale swiat zmyslów uwazal za maje, ulude. Tego, co mieszkaniec Atlantydy widzial jeszcze jako unoszace sie wokól niego duchy, Hindus szukal w swej wlasnej tesknocie za boskim pierwiastkiem swiata, za Brahmanem. Ten impuls powracania do dawnej, pólsennej swiadomosci swiatów atlantyckich zachowal sie w ezoteryce wschodniej, która stara sie przywrócic dawna swiadomosc. Dalej na pólnoc mamy Persów i Medów, kulture staroperska. Kultura starohinduska odwracala sie od rzeczywistosci; Persowie natomiast zdawali sobie sprawe, ze nalezy sie z nia liczyc. Czlowiek byl w tym kraju przede wszystkim pracownikiem, który wiedzial, ze nie tylko po to ma sily duchowe, by dazyc do poznania, lecz takze po to, by z ich pomoca przeobrazic Ziemie. Poczatkowo przedstawiala sie ona jako element wrogi; ludzie czuli, ze musza ja zwyciezyc. Wyrazem tego stosunku jest przeciwstawienie Ormuzda i Arymana - dobrego i zlego boga, którzy toczyli odwieczny bój. Czlowiek pragnal coraz bardziej przenikac Ziemie tym, co plynie ze swiata ducha, ale nie byl jeszcze w stanie poznac madrej budowy, naturalnej prawidlowosci swiata zewnetrznego. Dawna kultura indyjska rzeczywiscie posiadala wiedze o wyzszych swiatach, nie wynikajaca jednak ze znajomosci natury, gdyz Ziemia byla dla Hindusa zluda, maja. Pers natomiast poznawal nature, swiat zewnetrzny, ale tylko jako swój warsztat pracy. Przechodzimy do kultury chaldejskiej, babilonskiej i ludów egipskich. Tutaj czlowiek uczy sie juz rozumiec prawidlowosci rzadzace natura. Podnoszac wzrok ku gwiazdom nie tylko szuka bogów stojacych ponad nim, ale tez bada prawa, kierujace ruchem gwiazd - i tak powstala owa cudowna wiedza chaldejska. Kaplan egipski nie traktowal swiata fizycznego jako czegos opornego, wrogiego. Duchowosc, do której dochodzil przez geometrie, zaszczepial w swoja glebe, w swój kraj, Rozpoznawane byly prawa zewnetrznej natury. Chaldejsko-babilonsko-egipska madrosc laczyla scisle zewnetrzna wiedze o gwiazdach z poznaniem bogów, którzy sa duchami tych gwiazd. I to jest trzeci etap rozwoju kultury. Dopiero na czwartym stopniu rozwojowym epoki poatlantyckiej czlowiek rozwinal sie na tyle, ze to, co sam w sobie przezywal jako duchowosc, zaszczepial kulturze. Tak wlasnie bylo w okresie grecko-rzymskim. Czlowiek wedlug swej wlasnej duchowosci ksztaltowal materie, stwarzajac dzielo sztuki plastycznej czy dramatycznej. Spotykamy tam poczatki budownictwa miejskiego w dzisiejszym znaczeniu. Jest ono inne niz w okresach poprzedzajacych epoke grecka, np. w Egipcie. Tam dawni kaplani spogladali ku gwiazdom, usilujac wykryc rzadzace nimi prawa. Odbiciem tego, co sie dzialo na niebie, byly wznoszone przez nich budowle. Ich budowle ukazuja siedmiostopniowy rozwój, który czlowiek najpierw odkryl w cialach niebieskich; podobnie cala struktura piramid wyraza prawdziwe stosunki kosmiczne. Przejscie od madrosci wtajemniczonych kaplanów do madrosci ogólnoludzkiej wyraza wspaniale tradycja rzymska w historii siedmiu królów rzymskich. Kim sa ci królowie? Przypomnijmy, ze zamierzchla historia Rzymu siega starozytnej Troi. Troje mozemy uwazac za ostatni wytwór dawnych spoleczenstw kaplanskich, które organizowaly panstwa wedlug praw wypisanych w gwiazdach. Gdy nastal czas przejscia w czwarty okres kultury, rozum ludzki, którego symbolem jest przebiegly Odyseusz, pokonal starodawna madrosc kaplanów. Jeszcze wyrazniej wyraza sie to zwyciestwo ludzkiej mysli nad madroscia kaplanów w rzezbie Laokoona i jego synów, duszonych przez weze. Waz byl zawsze symbolem ludzkiego rozumu; grupa Laokoona przedstawia wlasnie moment, gdy ziemski rozum w postaci wezów pokonuje pradawna madrosc kaplanów. A potem wola autorytetów kierujacych w ciagu tysiacleci wydarzeniami naszkicowala dalsze wypadki, wedlug których w przyszlosci musiala rozwijac sie historia. Ci, którzy stali u kolebki Rzymu, postanowili, ze jego dzieje obejma siedem okresów, jak to zostalo napisane w ksiegach sybilinskich. Jezeli to wszystko przemyslimy, odnajdziemy imiona siedmiu królów rzymskich jako odbicie siedmiu pierwiastków natury ludzkiej. Piaty król Rzymu, z kraju Etrusków, przyszedl z zewnatrz. Przedstawial czlon Manas, ducha jazni, który laczy trzy nizsze czlony z trzema wyzszymi. Siedmiu królów rzymskich wyobraza siedem pierwiastków natury ludzkiej, maluje rzeczywistosc duchowa. Rzym republikanski to nic innego jak tylko ludzka madrosc, która zajmuje miejsce madrosci kaplanskiej. W ten sposób trzecia epoka przeszla w czwarta. Wtedy czlowiek wydal z siebie to, co mial we wlasnej duszy, tworzac arcydziela sztuki, dramaty i system prawny. Dawniej wszelkie prawa czerpala ludzkosc z gwiazd. Rzymianie stali sie narodem prawa, dopiero tutaj czlowiek stworzyl wedlug wlasnych potrzeb prawo. My zyjemy w okresie piatym. Jak wyraza sie w naszych czasach rozwój ludzkosci? Znikl dawny autorytet; punkt ciezkosci we wszystkim, co dotyczy czlowieka, przesuwa sie coraz bardziej ku jego wnetrzu, a dzialalnosc zewnetrzna staje sie coraz bardziej odbiciem jego duchowosci. Rozpadaja sie wiezy przynaleznosci rodowej. Czlowiek indywidualizuje sie coraz bardziej, dlatego powoli rozumiec zaczyna religie, której ziarno ludzkosc nosi w sobie od 2000 lat; religie, która mówi: "Kto by z was nie porzucil ojca swego i matki swojej, siostry i brata, nie moze byc uczniem moim". To znaczy, ze milosc oparta na zwiazkach krwi musi ustac, czlowiek ma stanac wobec czlowieka, dusza przemówic do duszy. Zadaniem naszej epoki jest jeszcze silniejsze sprowadzenie na plan fizyczny tego, co w grecko-rzymskim okresie wyplynelo z ludzkiej duszy. W ten sposób czlowiek coraz glebiej pograza sie w materie. Grek w arcydzielach sztuki stworzyl wyidealizowany obraz swego zycia wewnetrznego obleczony w ludzkie ksztalty; Rzymianin stworzyl w prawodawstwie cos, co wyraza juz bardziej osobiste potrzeby; ale kulminacyjnym wynalazkiem naszych czasów jest maszyna, najbardziej materialistyczny wyraz calkowicie juz osobistych potrzeb czlowieka. Ludzkosc coraz bardziej oddala sie od nieba, zstepujac coraz to nizej i nizej, az wreszcie w obecnym piatym okresie zstapila najnizej, najsilniej zwiazala sie z materia. O ile w Grecji widzimy jeszcze czlowieka wzniesionego w twórczosci ponad swoje czlowieczenstwo, jak np. w wizerunkach Zeusa, który wyobraza czlowieka wznoszacego sie ponad wlasna miare, o ile w prawodawstwie rzymskim znajdujemy jeszcze cos z czlowieka, który przerasta siebie samego - bo Rzymianin wiecej ceni fakt, ze jest obywatelem rzymskim niz osobowoscia ludzka - to w naszych czasach czlowiek obraca sily swego ducha na zaspokojenie swych osobistych, materialnych potrzeb. Jakiz bowiem cel maja wszystkie maszyny, parowce, koleje, wszystkie skomplikowane wynalazki? Chaldejczyk odzywial sie w najprostszy sposób, jaki mozna sobie wyobrazic; dzisiaj nieprawdopodobny wprost zasób wiedzy, skrystalizowanej madrosci ludzkiej, pracuje nad tym, jak zaspokoic glód i pragnienie. Nie wolno nam zamykac oczu na to, co sie dzieje. Madrosc w ten sposób uzyta schodzi ponizej wlasnego poziomu, zstepuje w materie. Wszystko, co czlowiek wzial niegdys ze swiatów ducha, musialo zejsc ponizej wlasnego poziomu, aby znowu kiedys wzbic sie wyzej. Stad wyplywa zadanie dziejowe naszej epoki. Jezeli dawniej laczyla ludzi w obrebie rodu krew, która plynela w ich zylach, to dzisiaj te sily sa coraz slabsze, a milosc oparta na wiezach krwi ginie. Zastapic ja musi inna milosc - milosc plynaca z ducha, która umozliwi ponowne wzniesienie sie w swiat duchowy. Zejscie w materie bylo potrzebne, ludzkosc musiala to przejsc, aby o wlasnych silach znalezc droge z powrotem w swiat ducha. To wlasnie jest misja dzisiejszej wiedzy duchowej - wskazac ludziom te droge. Omawiajac dzieje ludzkosci doszlismy do czasów obecnych. Teraz musimy wskazac, jaki bedzie dalszy rozwój, i jak czlowiek, który przechodzi przez wtajemniczenie, juz dzisiaj moze osiagnac na drodze poznania pewien stopien, który w przyszlosci bedzie udzialem wszystkich ludzi.

XIII

Dzisiaj zobowiazani jestesmy omówic przyszly rozwój ludzkosci oraz to, co nazywamy wtajemniczeniem; jak dzieki wtajemniczeniu czlowiek wspólczesny moze juz dzisiaj przejsc stopnie rozwoju, które cala ludzkosc osiagnie dopiero w przyszlosci. Zacznijmy od pierwszego z tych zagadnien. Niejednemu z was moze sie wydac zuchwalstwem poruszanie sprawy przyszlych losów czlowieka. Inni znów sadzic beda, ze jest rzecza zgola niemozliwa cokolwiek o tym wiedziec. Jezeli jednak zastanowimy sie troche, to zobaczymy, ze poglad ludzi uznajacych mozliwosc poznania przyszlosci nie jest tak calkowicie pozbawiony podstaw. Porównajmy to z wiedza zwyklego uczonego, np. przyrodnika. Moze on z cala dokladnoscia powiedziec, ze jezeli zmiesza w danych warunkach tlen, wodór i siarke, to zawsze powstanie kwas siarkowy. Mozna tez dokladnie okreslic, co sie stanie, jezeli skupimy w zwierciadle promienie swietlne. Nie tylko takie drobne stosunkowo fakty mozemy przewidywac; obliczamy przeciez zacmienie Slonca i Ksiezyca na wiele lat naprzód. Dlaczego jest to mozliwe? Dlatego ze znamy prawa rzadzace fizycznym zyciem. Jezeli wiec ktos pozna duchowe prawa zycia, to na ich podstawie bedzie mógl w podobny sposób powiedziec, co musi zdarzyc sie w przyszlosci. Zazwyczaj jednak dreczy ludzi pewien problem. Niejednemu wydaje sie, ze mozliwosc przewidzenia tego, co sie wydarzy, zaprzecza wolnosci, zaprzecza wolnej woli czlowieka. Jest to bledne odczucie. Jezeli zmieszamy w pewnych okreslonych warunkach siarke, tlen i wodór, powstanie kwas siarkowy jako nieodzowny wynik tego, co zrobilismy mieszajac ze soba te substancje. To jednak, czy je zmieszamy, zalezy od naszej woli i podobnie jest z przebiegiem duchowego rozwoju czlowieka. To, co sie stanie, jest wolnym czynem czlowieka. Im wyzej bedzie stal w rozwoju, tym bardziej bedzie wolny. I nie nalezy sadzic, ze juz teraz z góry jest przesadzone, co czlowiek uczyni w przyszlosci, poniewaz mozna to przewidywac. Wiekszosc ludzi nie rozumie prawidlowo tych zagadnien, które rzeczywiscie naleza do najtrudniejszych. Od niepamietnych czasów filozofowie usilowali rozwiazac dylemat ludzkiej wolnosci i okreslonej prawidlowosci zjawisk, umozliwiajacej przewidywanie. Prawie wszystko, co na ten temat zostalo napisane, jest w najwyzszym stopniu niewystarczajace, gdyz malo kto rozróznia, ze co innego jest przewidywac, a co innego z góry zakreslic i postanowic. Z przewidywaniem przyszlosci jest podobnie, jak ze spogladaniem na jakis oddalony od nas punkt w przestrzeni. Jezeli patrzymy na druga strone ulicy i widzimy, ze jeden czlowiek podaje drugiemu dziesiec groszy, to czy my wywolalismy te czynnosc? Czy fakt, ze ja widzimy, ma cokolwiek wspólnego z jej przyczyna? Nie. My tylko z daleka widzimy, ze czynnosc ta zachodzi, lecz nie wywieramy przez to zadnego wplywu na jej przebieg. Stosunki w czasie podobne sa w pewnej mierze do tych, jakie zachodza w przestrzeni, tylko ludziom trudno to pojac. Przypuscmy, ze ktos wciela sie znowu po tysiacach lat. Jego czyny wynikna wtedy z jego wlasnej wolnej woli - zupelnie tak samo, jak w przykladzie z dziesiecioma groszami. Jasnowidzacy moze widziec to, co dzieje sie w dalekiej przestrzeni czasu i ten przyszly czyn czlowieka tak samo niezalezny bedzie od chwili obecnej, jak gest podania monety drugiemu czlowiekowi nie zalezy od oddalonego w przestrzeni punktu, z którego ktos obserwuje tych ludzi. Czesto sie mówi: "Jezeli mozna przewidziec, ze cos sie stanie, to wlasciwie takie wydarzenie musi juz byc z góry postanowione". Jest to mylenie przyszlosci z terazniejszoscia. Nie byloby zadnego przewidywania przyszlosci, gdyby wszystko juz bylo z góry ustalone; nie przewiduje sie przeciez czegos, co juz jest, ale cos, co sie dopiero stanie. Trzeba starac sie z cala scisloscia zrozumiec pojecie "wgladu w przyszlosc". Trzeba poglebiac je cierpliwym wielokrotnym medytowaniem, bo tylko wtedy bedziemy w stanie dojsc do wlasciwego zrozumienia. Po tych wstepnych uwagach przejdzmy do omówienia przyszlego rozwoju ludzkosci. Doszlismy do punktu, w którym ludzkosc pograzyla sie gleboko w materializmie, a swoje sily duchowe obraca na budowe i produkcje maszyn i narzedzi, które sluza osobistym celom w zyciu. Laczy sie z tym coraz dalej idace zageszczenie substancji ciala ludzkiego i calej Ziemi. Widzielismy, ze to, co dzis jest najbardziej geste i stale - a mianowicie mineraly - powstalo dopiero w pewnym okresie rozwoju naszej planety. I dopiero w tym momencie czlowiek wstapil w swój obecny okres ziemskiego rozwoju. Równolegle z wylonieniem sie pierwiastka mineralnego nastapil rozdzial plci oraz inne zjawiska. Zanim czlowiek wstapil w okres rozwoju, w którym fizycznosc Ziemi zgestniala az do mineralów, mial duzo subtelniejsze, bardziej miekkie cialo. Aby to sobie wyobrazic chociaz w przyblizeniu, spróbujmy opisac, jak w tych dawnych czasach, przed podzialem na dwie plci, odbywalo sie rozmnazanie rodu ludzkiego. Czlowiek, który laczyl w sobie jeszcze oba rodzaje, wydawal z siebie podobna sobie istote z wlasnego lotnego, subtelnego organizmu, jednak nie na sposób dzisiejszy, lecz tak, jak sie to dzieje na seansach spirytystycznych, gdy medium wysnuwa z siebie cialo eteryczne innej istoty. Tak mniej wiecej przedstawialo sie wydawanie na swiat potomstwa u dawnej ludzkosci. Widzimy wiec, ze ciagle zageszczanie ciala czlowieka w kosmosie zwiazane jest z jego zstapieniem w swiat materialny. Zwiazana jest z tym jeszcze inna sila, która nie moglaby sie rozwinac bez tego zstapienia na Ziemie. Ta sila jest egoizm. Ma on dwie strony: zla i dobra. Jest podlozem samodzielnosci i wolnosci czlowieka, z drugiej jednak strony staje sie zródlem wszelkiego zla. Aby czlowiek nauczyl sie czynic dobro z wlasnej wolnej woli, musial zetknac sie z sila egoizmu. Sily, które kierowaly nim przedtem, prowadzily go niezmiennie ku dobru; ale kiedys musiala mu zostac dana mozliwosc wyboru wlasnej drogi. I tak, jak niegdys zstapil w dól, tak teraz musi wzniesc sie z powrotem w swiat ducha. Zstepowanie w dól, w materie, laczy sie ze wzrostem egoizmu; ponowne wznoszenie sie, powrót w swiat ducha, zalezy od tego, czy altruizm, uczucie sympatii miedzy ludzmi bedzie sie wzmagac. Ludzkosc w swoim poatlantyckim rozwoju przechodzila przez szereg okresów: staroindyjski, staroperski, egipsko-chaldejsko-babilonski i grecko-rzymski, az doszla do naszego, piatego okresu. Po piatym zas nastapi szósty. Dazenie ludzkosci do kolejnego etapu polega wlasnie na przezwyciezaniu tego pierwiastka, który najsilniejszy byl w czasie ostatecznego zlaczenia sie ciala eterycznego z fizycznym, w czasie zejscia sie owych dwóch punktów, o których mówilismy ostatnio. Byl to czas najglebszego pograzenia sie w egoizm. W dawniejszych okresach rozwoju czlowiek tez mial pewna doze egoizmu, jednak innego rodzaju. Egoizm, który obecnie tak gleboko wnika w dusze, pozostaje w scislym zwiazku z materialistycznym pogladem naszych czasów i uduchowienie, które musi nastapic, bedzie jednoczesnie jego przezwyciezeniem. Dlatego chrzescijanstwo i wszelkie prady oparte na prawdziwym zyciu religijnym daza swiadomie do przelamania dawnych wiezów krwi. W krancowy sposób wyrazaja to slowa Chrystusa: "Kto nie porzuci ojca swego i matki, zony i dziecka, siostry i brata - nie moze byc uczniem moim". Na miejsce dawnych zwiazków krwi przyjsc musza wiezy duchowe, laczace dusze z dusza, czlowieka z czlowiekiem. Powstaje tylko pytanie, jakimi drogami i jakimi srodkami ludzkosc osiagnac moze uduchowienie, czyli przezwyciezyc materializm, a jednoczesnie dojsc do tego, co nazwac by mozna braterstwem wszystkich ludzi, do zrealizowania powszechnej, ogarniajacej cala ludzkosc milosci. Nie nalezy sadzic, ze wystarczy tylko mozliwie czesto i z naciskiem podkreslac znaczenie ogólnoludzkiej milosci, aby zjawila sie ona samoistnie. Albo tez, ze trzeba zakladac stowarzyszenia, które postawia sobie za cel szerzenie milosci blizniego. Wiedza tajemna nie podziela takiego pogladu. Przeciwnie, im wiecej ludzie mówia o powszechnej milosci i ogólnoludzkich idealach, upajajac sie swoimi slowami, tym wiekszymi staja sie egoistami. Tak jak istnieje sklonnosc do lubowania sie wrazeniami fizycznymi, tak i w dziedzinie moralnej zdarza sie taka tendencja. Powtarzanie sobie: "Wznosze sie moralnie coraz wyzej i wyzej", moze byc wlasnie taka wyrafinowana rozkosza. Jest to w gruncie rzeczy mysl, która moze latwo prowadzic nie do zwyklego, codziennego, ale do wyrafinowanego egoizmu. Przez ciagle mówienie o milosci i wspólczuciu nie sprowadzamy ich jeszcze na swiat. Nie ma innej drogi do powszechnego braterstwa, jak rozpowszechnienie poznania duchowego. Mówi sie ciagle o milosci i braterstwie, zaklada sie tysiace stowarzyszen - nie osiagna one celu pomimo najlepszych checi. Aby dobrze dzialac, trzeba wiedziec, jak zalozyc podwaliny braterstwa ludzkosci. Tylko ludzie, którzy zyja jedna, wspólna prawda, tylko ci odnajda sie i zlacza w tej prawdzie. Tak jak Slonce jednoczy wszystkie rosliny, które zwracaja sie ku niemu, choc kazda z nich jest osobna istota, podobnie ludzie zjednocza sie we wspólnym dazeniu do prawdy. Dopiero energiczne dazenie ku prawdzie otworzy przed ludzmi mozliwosc harmonijnego wspólzycia. Mozna postawic zarzut, ze przeciez wszyscy daza do prawdy, ale sa rozmaite punkty widzenia i stad biora sie nieporozumienia i spory. Jest to wlasnie nie dosc jeszcze gruntowne poznanie prawdy. Nie mozna powolywac sie na to, ze gdy chodzi o prawde, moga byc rózne punkty widzenia. Trzeba najpierw zrozumiec, ze prawda moze byc tylko jedna. Nie zalezy ona od zadnych narodowych glosowan, jest prawdziwa sama w sobie. Nikomu nie przyjdzie do glowy uchwalac przez glosowanie, ze suma katów w trójkacie równa sie 180 stopni. Czy sie na to zgadzaja tysiace ludzi, czy nikt sie nie zgadza, to wszystko jedno. Z chwila, gdy zrozumiecie, ze tak jest, staje sie to dla was prawda. Nie ma zadnej demokracji, jezeli chodzi o prawde. Nie wszyscy jednak doszli do prawdy - stad wszelkie spory o nia. Mozna by powiedziec: "Tak, ale nawet w wiedzy tajemnej jeden twierdzi tak, a drugi inaczej". W prawdziwej ezoterii tego nie ma. Naturalnie, ze moga sie zdarzyc zdania rozbiezne w zagadnieniach dotyczacych wiedzy duchowej. Podobnie w wiedzy o swiecie materialnym zdarza sie, ze jeden uczony sadzi tak, a drugi inaczej. Jedna z tych dwóch opinii bedzie jednak falszywa. Tak tez jest w prawdziwej wiedzy tajemnej; tylko ze tutaj ludzie pozwalaja sobie czesto na wyglaszanie sadów o tym, czego jeszcze nie rozumieja. Celem, misja szóstej epoki jest wlasnie rozpowszechnienie prawdy duchowej w najszerszym zakresie. Zadaniem towarzystwa, które laczy duchowo, jest niesienie tej prawdy wszedzie, stosowanie jej bezposrednio w zyciu. Tego wlasnie najbardziej brak naszym czasom. Na kazdym kroku widzimy, jak ludzie szukaja, ale nikt nie moze odnalezc prawidlowego rozwiazania. Mamy niezliczony szereg "kwestii": kwestie wychowawcza, kobieca, medyczna, spoleczna, kwestie odzywiania... Ludzie dyskutuja nad nimi i pisza mnóstwo prac. Kazdy mówi o swoim punkcie widzenia, niewielu jednak chce studiowac duchowa prawde. Nie o to chodzi, aby miec abstrakcyjne, teoretyczne wiadomosci z dziedziny wiedzy tajemnej, ale o to, aby je wniesc bezposrednio w zycie, w studiowanie zagadnien spolecznych i wychowawczych, zeby cale zycie ludzkie ujac z punktu widzenia rzeczywistej madrosci duchowej. "Alez w takim razie trzeba by posiasc najwyzsza madrosc" - móglby ktos zarzucic. Zarzut ten pochodzi z mylnego przekonania, ze trzeba zawsze koniecznie od razu znac i rozumiec wszystko, co sie stosuje w zyciu. To nie jest konieczne. Poznanie najwyzszych prawd przychodzi czesto znacznie pózniej niz ich praktyczne zastosowanie. Gdyby ludzkosc musiala czekac z trawieniem do chwili, kiedy zrozumie prawa trawienia, to nie zaszlaby daleko. Podobnie tez nie jest konieczna natychmiastowa znajomosc wszystkich praw duchowych i glebokich tajemnic, aby zaczac wprowadzac je w codzienne zycie. To jest wlasnie sposób, w jaki metoda rózokrzyzowców chce traktowac duchowosc. Mniej abstrakcji, wiecej praktyki. Nie chodzi o to, aby duzo mówic o wiedzy duchowej. Wazne, jak czlowiek wykorzysta ja w zyciu. Czy sadzicie, ze dziecko musi opanowac wszystkie prawidla gramatyczne, zanim nauczy sie mówic? Przeciez najpierw uczy sie mówic, a dopiero potem poznaje gramatyke. Dlatego tez trzeba dbac przede wszystkim o to, aby czlowiek dzieki pomocy duchowej nauki zwrócil sie do tego, co go bezposrednio otacza, zanim zacznie zajmowac sie sprawami najwyzszych swiatów, planem astralnym czy dewahanem. Tylko w ten sposób zrozumiemy to, co dzieje sie w naszym otoczeniu i do czego musimy bezposrednio sie wlaczyc. Dlatego tez nasze zadanie polega wlasnie na tym, by podzielona, rozbita, wyrwana z dawnych wiezów rodowych i rasowych ludzkosc znowu polaczyc jednoczaca wszystkich duchowa madroscia. W dalszym rozwoju coraz bardziej bedzie zanikac lacznosc krwi i szczepu. Ludzkosc miesza sie, aby laczyc sie na podstawie duchowych zapatrywan. Byla to wielka nieprawidlowosc, kiedy w teozofii mówiono o rasach, jak gdyby mialy one trwac bez konca. Pojecie rasy straci calkowicie - znaczenie juz w najblizszej przyszlosci (liczac ja co prawda w milionach lat). Mówienie o tym, ze swiat zawsze przechodzi w okresach rozwojowych przez siedem ras - to po prostu spekulacyjne, czysto teoretyczne rozciaganie pojecia, które da sie zastosowac tylko do naszych czasów. W jasnowidzeniu i wiedzy duchowej nigdy o tym nie mówiono. Tak jak wszystko powstaje, tak powstaly i rasy, i jak wszystko przemija, tak tez i rasy kiedys przemina. Ci zas, którzy podkreslaja trwalosc ras, beda musieli przyzwyczaic sie do zmiany myslenia, wynikajacego tylko z naszego wygodnictwa. Jezeli tylko troche wybiec wzrokiem w przyszlosc, to juz przestaja miec zastosowanie pojecia uzywane w przeszlosci i w obecnej chwili. Najwazniejsze, zeby czlowiek nie chcial uwazac za wiekuista madrosc tego, co raz udalo mu sie tak pieknie utrwalic w teorii. Trzeba sie przyzwyczaic do tego, ze pojecia musza byc plynne, trzeba poznac, ze moga sie one przeobrazac. Na tym opiera sie postep. Ludzie musza wyrobic w sobie umiejetnosc przejscia od pojec sztywnych i dogmatycznych do zywych i plynnych. Bo tak jak czasy sie zmieniaja, tak musza sie zmieniac i nasze pojecia, jezeli chcemy te czasy rozumiec. Dusze ludzkie zyja obecnie w cialach, które mozna obserwowac przy pomocy zmyslów. Ale jak powstaly te ciala? Dawniej, w czasach gdy czlowiek zaczynal swój byt na Ziemi, byly one zupelnie inne; dla naszych materialistycznych pogladów, przywiazanych do tego, co znamy, w komiczny sposób róznilo sie to dawne cialo od obecnego. W tym ciele zamieszkala dusza. Skad sie wiec wziela dzisiejsza postac czlowieka? Stad, ze dusza sama pracowala nad cialem przez szereg wcielen. Mozemy sobie wyrobic pewne pojecie o tej pracy, jezeli zwrócimy uwage, ze pewna niewielka mozliwosc ksztaltowania wlasnej postaci pozostala nam do dzis, chociaz w obecnym, materialistycznym okresie dusza tylko w niewielkim stopniu moze wplynac na swoje ciezkie, tak bardzo juz zgeszczone cialo. Pomyslmy jednak, jak dusza czlowieka wplywa na cialo, a szczególnie na wyraz twarzy. Przerazenie wywoluje nagla bladosc, wstyd oblewa nam twarz rumiencem. Prawda, ze stany te mijaja, ale nie ulega watpliwosci, ze sa to psychiczne przezycia, które odbijaja sie na ciele fizycznym. Dusza doznajac danego uczucia dziala na krew, przez krew zas na cialo fizyczne. Takie oddzialywanie duszy moze byc jeszcze silniejsze. Wiemy takze, ze ludzie, którzy prowadza zycie uduchowione, maja czasem w wyrazie twarzy odbicie swej pracy wewnetrznej. Czasem z wygladu mozna poznac, czy to czlowiek myslacy, czy ktos, kto bezmyslnie spedzil zycie. Tak wiec czlowiek ciagle jeszcze pracuje nad zewnetrznym wyrazem swej postaci. Czlowiek o szlachetnych uczuciach bedzie mial np. szlachetne ruchy. Sa to juz tylko pozostalosci pracy, jaka ludzkosc wykonala przez miliony lat. Dzisiaj mozemy tylko wywolac odplyw lub przyplyw krwi, który odbija sie na zabarwieniu twarzy; dawniej caly czlowiek ulegal wplywowi obrazów, które byly wyrazem swiata duchowego. Dzieki temu mógl w znacznie wiekszym stopniu niz dzisiaj dzialac na swój organizm, przeobrazac go. Cialo czlowieka bylo jeszcze wtedy bardziej miekkie. Byl czas, kiedy czlowiek mógl nie tylko wyciagnac reke czy wskazac palcem, ale przy pomocy swojej woli mógl te reke ksztaltowac, a palce rozciagac jak przedluzenia... Byl czas, kiedy nie mial jeszcze nóg na stale, a tylko w miare potrzeby wysuwal cos w rodzaju nóg z organizmu. I tak powoli, dzieki obrazom, które przemawialy do niego z otoczenia, ksztaltowal swe cialo. Dzis, w obecnym zmaterializowanym okresie, przemiany te odbywaja sie nieslychanie wolno, ale z czasem beda znowu przebiegaly szybciej. W przyszlosci czlowiek znowu bedzie mial silniejszy wplyw na swoja fizyczna cielesnosc. Gdy bedziemy mówili o wtajemniczeniu, zobaczymy, w jaki sposób czlowiek moze uzyskac ten wplyw; chociaz w ciagu jednego zycia nie dojdzie do tego, co daja wysokie stopnie wtajemniczenia, to jednak wiele, bardzo wiele mozna zrobic dla swego nastepnego wcielenia. W przyszlosci czlowiek sam bedzie twórca swej postaci. Ta droga rozwojowa polega na coraz wiekszym wysubtelnieniu materii stanowiacej nasze cialo, na stopniowym usuwaniu z organizmu najbardziej stalych, skrystalizowanych, najtwardszych czesci. Nastanie czas, gdy czlowiek, podobnie jak w ubieglych epokach, bedzie niejako unosic sie nad swa ziemska czastka. Stan ten da sie porównac z dzisiejszym stanem snu. Po nim nastapi inny stan, polegajacy na tym, ze czlowiek bedzie mógl dowolnie wysuwac swe cialo eteryczne z fizycznego. Gestsza, bardziej materialna czesc istoty ludzkiej znajdowac sie bedzie na Ziemi, czlowiek zas uzywac jej bedzie z zewnatrz, ze sfer ducha, niby narzedzia. Czlowiek nie bedzie juz mieszkal w swym ciele, nie bedzie go nosil na sobie niby szaty, lecz bedzie sie nad nim unosil. Cialo stanie sie subtelniejsze i lzejsze. Dzisiaj wydaje sie to fantastycznym pomyslem, ale znajac prawa rzadzace w swiecie ducha, mozna to przewidziec z taka sama scisloscia, z jaka oblicza sie przyszle zacmienie Slonca i Ksiezyca na podstawie znajomosci praw astronomicznych. Przede wszystkim przeobraza sie sily rozrodcze ludzkiego organizmu. Wielu ludzi nie moze sobie wyobrazic sil rozrodczych w innej formie niz dzisiaj. A jednak w przyszlosci bedzie to wygladac inaczej. Wszystko, co dzis ma zwiazek z rozmnazaniem i popedem plciowym, przejdzie w przyszlosci do innego organu. Narzadem, który juz dzis przygotowuje sie do tego, aby stac sie kiedys organem rozrodczym, jest krtan. Dzisiaj moze ona powodowac tylko falowanie powietrza; oddawac powietrzu tylko to, co zawarte jest w slowie. W przyszlosci bedzie to nie tylko slowo ze swym rytmem; w przyszlosci to, co wyda krtan, bedzie przeswietlone wnetrzem czlowieka, przenikniete jego wlasna fizycznoscia. Tak jak dzisiaj krtan wydaje slowo, które staje sie tylko fala powietrzna, tak kiedys, w przyszlosci, wychodzic bedzie na swiat z krtani czlowieka odbicie jego najglebszej istoty - jego wlasny wizerunek. Czlowiek wydawac bedzie z siebie potomstwo w ten sposób, ze bedzie tego drugiego, nowego czlowieka wypowiadal. Tak bedzie sie rodzil w przyszlosci - wypowiadany przez innego czlowieka. Takie sprawy rzucaja swiatlo na pewne zjawiska w naszym otoczeniu, których nie jest w stanie wyjasnic zadna wiedza przyrodnicza. Ta przyszla forma rozmnazania, oparta znowu na jednej plci, zajmie miejsce dawnych form rozrodczych. Dlatego w organizmie meskim zachodzi pewne przeobrazenie krtani w okresie dojrzewania plciowego; zjawisko to nazywamy mutacja glosu. Glos sie obniza. Jest to wyrazna wskazówka, ze zachodzi tu pewien zwiazek miedzy dwoma procesami organizmu. W ten sposób wiedza tajemna oswietla i wyjasnia zjawiska, których zewnetrzna wiedza czesto nie jest w stanie wytlumaczyc. I tak jak krtan czlowieka ulegnie przeobrazeniu, podobnie przeksztalci sie jego serce. Jest to organ scisle zwiazany z obiegiem krwi w organizmie ludzkim. Wiedza wspólczesna wyobraza sobie serce jako rodzaj pompy; jest to groteskowe i fantastyczne ujecie. Sila poruszajaca krew sa uczucia, które zyja w duszy czlowieka. Dusza wiec wprawia w ruch krew, a serce bije, bo krew je pobudza. W rzeczywistosci dzieje sie wiec wprost przeciwnie niz to podaje wiedza materialistyczna. Tylko ze dzisiaj czlowiek nie umie jeszcze dowolnie kierowac swoim sercem; pod wplywem strachu serce uderza coraz szybciej, gdyz uczucie to wplywa na krew, która z kolei przyspiesza bicie serca. To, co dzisiaj przebiega niezaleznie od woli czlowieka, bedzie kiedys, na wyzszym stopniu rozwoju, calkowicie w jego wladzy; czlowiek bedzie mógl dowolnie wprawiac w ruch swoja krew i poruszac sercem tak, jak dzis porusza np. muskulami reki. Szczególna budowa serca jest dla dzisiejszej nauki nierozwiazana zagadka. Ma ono bowiem wlókna miesniowe poprzeczne, co w organizmie ludzkim spotyka sie tylko w miesniach zaleznych od woli czlowieka. Dlaczego? Dlatego ze serce nie jest jeszcze u kresu swojego rozwoju, jest organem przyszlosci, ma dojsc do tego, ze stanie sie miesniem zaleznym od woli czlowieka. Stad tez jego struktura wykazuje zalozenia tego przyszlego rozwoju. W ten sposób wszystko, co dzieje sie w duszy, ma swój wplyw na budowe ciala fizycznego. Jezeli wyobrazimy sobie czlowieka, który stwarza podobne sobie istoty wypowiadajac slowo, czlowieka, którego serce stalo sie miesniem podleglym jego woli, który zdolal przeobrazic jeszcze inne organy to bedziemy mieli pewne pojecie o przyszlosci rodzaju ludzkiego w nastepnych inkarnacjach naszej planety. Na Ziemi czlowiek osiagnie to, co mozna osiagnac pod wplywem materii fizycznej zgeszczonej az do mineralu. Swiat mineralny chociaz powstal jako ostatni, to jednak pierwszy zniknie z powierzchni swiata, przynajmniej w dzisiejszej formie. Cialo czlowieka nie bedzie skladac sie wtedy z materii mineralnej, lecz z roslinnej. Zniknie wszystko, co dzisiaj w czlowieku ma nature mineralna. Swiat mineralny bedzie pokonany przez to, ze czlowiek rozwinie sie ponownie do bytu roslinnego. Przejscie w okres planetarny Jowisza zwiazane bedzie wlasnie z odrzuceniem wszelkich skladników mineralnych z organizmu czlowieka i przejsciem do stwarzania roslinnego. Potem czlowiek przejdzie do stwarzania zwierzecego, beda to jednak inne zwierzeta niz dzis. Gdy serce dojdzie do tego, ze bedzie moglo dzialac twórczo, wtedy czlowiek tworzyc bedzie w swiecie zwierzecym, tak jak dzis tworzy w zakresie swiata mineralnego. Wtedy znajdziemy sie w okresie planetarnym Wenus. I wreszcie, gdy bedzie mógl wydawac sobie podobne istoty wypowiadajac na swiat wlasne odbicie, wtedy znajdziemy sie u kresu naszego rozwoju, zadanie nasze bedzie dokonane. Wtedy wypelni sie slowo: "Pozwól nam stworzyc czlowieka". Czlowiek tylko wtedy rzeczywiscie pracuje nad przemiana rodzaju ludzkiego, jezeli przejmie sie prawda, ze dusza tworzy i ksztaltuje cialo, a z czasem zupelnie je przeobrazi. Tylko dzieki mysleniu duchowemu, ezoterycznemu, nastapi to, o czym mówilismy opisujac przemiane serca i krtani. To, co czlowiek dzisiaj mysli, tym w przyszlosci bedzie. Ludzie myslacy materialistycznie sprawiaja, ze w przyszlosci powstana straszliwe istoty; ludzkosc, w której zyja mysli pelne ducha, umozliwi w przyszlosci wcielanie sie w piekne ciala. Wplyw materialistycznego sposobu myslenia moze pójsc jeszcze dalej niz dzis. Dzis mamy dwa kierunki - materialistyczny, bardzo potezny, ogarniajacy cala Ziemie i duchowy, na razie jeszcze slaby, ograniczajacy sie do malej garstki ludzi. Trzeba zauwazyc róznice pomiedzy rozwojem dusz i rozwojem ras. Nie sadzcie, ze dusze, tak jak rasy, przejda w swoim rozwoju w jakies formy groteskowe. Wszystkie dusze myslace materialistycznie pracuja nad wyksztalceniem zlej rasy, wszelka zas praca zmierzajaca ku uduchowieniu przyczynia sie do wytworzenia rasy dobrej. Tak, jak produktem rozwoju czlowieka sa zwierzeta, rosliny i mineraly, zatrzymane na dawnym szczeblu i cofniete w rozwoju, podobnie i w przyszlosci oddzieli sie zla czesc ludzkosci. Cialo, które do tego czasu stanie sie w pewnym stopniu miekkie i plastyczne, bedzie zewnetrznie odzwierciedlac wewnetrzne zlo duszy. Bedzie to zalezec calkowicie od ludzi, czy pojedyncze dusze wcielac sie beda w ciala tej zlej rasy, czy tez przez prace ducha wzniosa sie na duchowy poziom dobrej. Sa to rzeczy, które musimy wiedziec, jezeli chcemy isc w przyszlosc z rzeczywista wiedza. W przeciwnym razie idziemy przez swiat z zawiazanymi oczami. Powinnismy poznac sily, które dzialaja w ludzkosci i liczyc sie z nimi. Poznanie dla samego tylko poznania byloby egoizmem. Kto dazy do poznania tylko po to, aby sie wedrzec w wyzsze swiaty, ten postepuje samolubnie. Kto jednak pragnie poznanie duchowe wniesc bezposrednio w praktyke zycia codziennego, ten pracuje dla przyszlego rozwoju ludzkosci. Widzimy wiec, ze duchowy prad ma scisle okreslony cel - uksztaltowanie przyszlej ludzkosci. Celu tego nie mozna osiagnac inaczej, jak tylko przez przyjecie duchowej wiedzy ezoterycznej. Zajmowanie sie wiedza duchowa jest wielkim i waznym zadaniem. Kto zadanie to wiaze z rozwojem, ten odczuwa je jako obowiazek, a nie zadze. Im lepiej to zrozumiemy, tym szybszym krokiem zblizac sie bedziemy do przeobrazen zwiazanych z przejsciem w szósty okres kulturowy. Tak jak w okresie Atlantydy, w poblizu Irlandii, grupka ludzi bardziej od innych rozwinieta rozpoczela wedrówke na Wschód, tak teraz naszym zadaniem jest usilne dazenie do przejscia w nastepny okres, który bedzie dzwignieciem sie ludzkosci na wyzszy duchowy szczebel. Musimy próbowac wydzwignac sie z materializmu i dlatego towarzystwa o podstawach duchowych powinny skupic wszystkie sily, aby spelnic swe istotne zadanie, byc przewodnikami ludzkosci w epoce przelomu. Nie z zarozumialosci lub pychy, ale z obowiazku. Pewna grupa ludzi musi zebrac sie do wspólnej pracy, aby przygotowac te przyszlosc. Nie chodzi tu o zgromadzenie sie w jakims okreslonym miejscu. Wszelkie pojecia czysto przestrzennego zblizenia sie stracily swoje znaczenie, gdyz nie chodzi tu juz o rodzinne lub narodowe pokrewienstwo, lecz o to, aby ludzie na calej Ziemi spotkali sie duchowo, aby pozytywnie ksztaltowac przyszlosc. Dlatego wlasnie w czasie najwiekszego pograzenia ludzkosci w materie, czterysta lat temu, bractwo rózokrzyzowców ocenilo tak wysoko praktyczna madrosc, która pragnie rzucic swiatlo na wszelkie zagadnienia zycia codziennego. Jest to rozwój, który zmierza naprzód, do zjednoczenia wszystkich ludzi w duchu, a nie w kierunku degeneracji. Stad nowa szkola wtajemniczenia, obliczona wprost na to, by przeprowadzic ludzi ze starego w nowy cykl rozwojowy. I tak wlasnie prawo rozwoju ludzkosci laczy sie z pojeciem wtajemniczenia.

XIV

Dzisiaj chcemy mówic o wtajemniczeniu, czyli o ezoterycznej drodze szkolenia czlowieka. Zajmiemy sie dwiema metodami, które oparte sa na znajomosci kolejnych etapów rozwoju ludzkosci. Trzeba sobie bowiem uswiadomic, ze w pewnej mierze prawdziwa madrosc mozna odnalezc poznajac wczesniejsze okresy rozwoju ludzkosci. Mówilismy juz, ze w czasach atlantyckich czlowiek widzial madrosc we wszystkim, co go otaczalo; im dalej siegniemy w zamierzchla przeszlosc, w dawne stany swiadomosci, tym wyrazniej widzimy, jak bezposrednio przezywal czlowiek sily twórcze przenikajace caly swiat, otaczajace go zewszad istoty duchowe. Wszystko co nas otacza, zawdziecza swój byt tym jestestwom. Widziec je - to wlasnie oznacza poznac. Gdy ludzkosc doszla w trakcie swojego rozwoju do obecnej formy swiadomosci - a stalo sie to dopiero w obecnym, piatym okresie poatlantyckim - zbudzila sie w duszach tesknota za powrotem do swiata duchowego. Wiemy z poprzednich wykladów, jak przejawiala sie u starozytnych Hindusów ta gleboka tesknota i pragnienie poznania duchowosci ukrytej za otaczajacym czlowieka swiatem zjawisk fizycznych. Jak powstal ów poglad, ze wszystko, co na nas Ziemi otacza, jest mara senna, zludzeniem, ze jedynym naszym zadaniem jest osiagniecie dawnej madrosci, która zyla i dzialala w zamierzchlych czasach. Uczniowie dawnych medrców, tzw. swietych Rischi, wstepowali na droge prowadzaca za pomoca jogi do ogladu swiatów, z których ludzie niegdys zstapili na Ziemie. Dazeniem ich byl powrót w swiat ducha, daleko od tego wszystkiego, co bylo dla nich maja. Jest to jedna z dostepnych czlowiekowi dróg rozwoju. Najnowsza jednak droga poznania - to droga rózokrzyzowców. Prowadzi ona czlowieka nie w przeszlosc, lecz w przyszlosc, ku stanom, jakie czlowiek bedzie przezywal w przyszlosci; uczy go, za pomoca scisle okreslonych zasad, rozwijac madrosc, która w nim drzemie. Te wlasnie droge wskazal twórca ezoterycznego pradu rózokrzyzowców, znany pod zewnetrznym imieniem Christiana Rozenkreutza. Mamy tu do czynienia ze scisle okreslona metoda - ale nie nalezy wyciagac stad wniosku, ze droga ta nie jest chrzescijanska. Jest to chrzescijanska droga wtajemniczenia, przystosowana do wspólczesnych warunków zycia, która lezy pomiedzy joga a tzw. wlasciwa chrzescijanska droga rozwoju. Ta droga rozwoju przygotowywala sie czesciowo juz dlugo przed nastaniem chrzescijanstwa. Jej prekursorem byl Dionizos Aeropagita, wielki wtajemniczony, który w ezoterycznej szkole Pawla w Atenach prowadzil szkolenie, z którego wyszla cala pózniejsza ezoteryczna madrosc. Obie drogi ezoterycznego szkolenia dostepne sa dla naszego Zachodu. Wszystko, co zwiazane jest z nasza kultura i zyciem, pod wplywem szkoly czysto chrzescijanskiej lub szkoly rózokrzyzowców podnosi sie i przeobraza w zasade wtajemniczenia. Droga czysto chrzescijanska jest dla dzisiejszych ludzi trudna i dlatego wlasnie istnieje druga droga, droga rózokrzyzowców, dla ludzi, którzy musza zyc w obecnych czasach. Kto dzisiaj chce isc dawna droga chrzescijanskiego wtajemniczenia, musi miec moznosc izolowania sie na jakis czas od zycia zewnetrznego, aby tym intensywniej wejsc potem w codzienne zycie. Tymczasem droga rózokrzyzowców moze isc kazdy, niezaleznie od swojego zawodu i sytuacji zyciowej. Spróbujmy scharakteryzowac droge czysto chrzescijanska. Metoda ta jest opisana w najglebszym z pism chrzescijanskich, choc najmniej rozumianym przez teologów, a mianowicie w Ewangelii sw. Jana. Nauke te znajdujemy równiez w Apokalipsie. Ewangelia sw. Jana to cudowna ksiega; trzeba nia jednak zyc, a nie tylko ja czytac. Zyc nia mozna wtedy, jezeli sie zrozumie, ze to, co w niej jest napisane, stanowi wskazówki i pouczenia dla zycia wewnetrznego. Chrzescijanska droga wtajemniczenia wymaga od ucznia, aby Ewangelia sw. Jana stanowila dla niego ksiege do medytacji. Zasadniczym warunkiem, który nie odgrywa takiej roli przy wtajemniczeniu rózokrzyzowców, jest bezwzgledna wiara w osobowosc Jezusa Chrystusa. Trzeba wierzyc, ze ten Najwyzszy Duch, który przewodzil Duchom Slonca w ciagu slonecznego okresu Ziemi, wcielil sie fizycznie w Jezusa z Nazaretu, ze postac Jezusa byla czyms duzo wyzszym niz skromny i cichy mieszkaniec Nazaretu, czyms innym niz taka indywidualnosc jak Sokrates, Platon czy Pitagoras. Trzeba rozumiec wielka, zasadnicza róznice miedzy Nim a wszystkimi innymi. Jezeli chce sie przejsc wtajemniczenie czysto chrzescijanskie, trzeba w Nim widziec Boga-czlowieka, jedynego w swej naturze. W przeciwnym razie w duszy ucznia zabraknie tego zasadniczego tonu uczuciowego, przy którym budza sie wyzsze wladze duszy. Dlatego tez uczen musi rzeczywiscie wierzyc w to, co glosi Ewangelia sw. Jana: "Na poczatku bylo Slowo (Logos), a Slowo bylo u Boga" itd., az do slów: "A Slowo (Logos) stalo sie Cialem i mieszkalo miedzy nami". Ten sam Duch, który byl wodzem duchów slonecznych i który zlaczyl sie z przeobrazeniami naszej planety, którego nazwac tez mozemy Duchem Ziemi, mieszkal posród nas w oslonach ludzkiego ciala, wcielony rzeczywiscie w cialo fizyczne. W to musi czlowiek wierzyc, jezeli zas na razie nie moze, to niechaj lepiej obierze inna droge wtajemniczenia. Kto jednak moze spelnic ten zasadniczy warunek i we wlasciwym medytacyjnym nastroju co rano, w ciagu tygodni i miesiecy, rozmysla poczatek Ewangelii sw. Jana, az do slów: "pelne poswiecenia i prawdy" - i to w taki sposób, ze je nie tylko rozumie, ale nimi zyje - ten poczuje w duszy sile rozbudzajaca tych slów; nie sa to bowiem zwykle slowa, budza one w duszy ozywiajace sily. Uczen musi miec jedynie cierpliwosc, aby ciagle na nowo do nich wracac, dzien po dniu; wtedy, pod wplywem pewnych scisle okreslonych uczuc, budza sie w nim sily potrzebne do tego, aby przejsc chrzescijanska droge wtajemniczenia. Jest to droga bardziej wewnetrzna, natomiast na drodze wtajemniczenia metoda rózokrzyzowców uczucia budza sie przez zetkniecie czlowieka ze swiatem zewnetrznym. Droga chrzescijanskiego wtajemniczenia jest droga siedmiostopniowego budzenia uczuc. Do tego dochodza jeszcze inne cwiczenia, które przekazac mozna tylko bezposrednio, w zaleznosci od charakteru danego czlowieka. Zasadniczym jednak cwiczeniem jest przezywanie trzynastego rozdzialu Ewangelii sw. Jana w sposób, który dalej opiszemy. Nauczyciel mówi do ucznia: “Musisz rozwinac w sobie pewne scisle okreslone uczucia. Wyobraz sobie rosline, która wyrasta z gleby; wzniosla sie ona ponad poziom mineralnej gleby, a jednak jej potrzebuje. Ona - wyzsza istota - nie moglaby istniec bez tej nizszej. Gdyby roslina mogla myslec, musialaby tak mówic do ziemi: wznioslam sie wprawdzie wyzej niz ty, a jednak nie moglabym istniec bez ciebie. I przejeta uczuciem wdziecznosci musialaby sie sklonic przed ziemia. I tak samo zwierze przed roslina, gdyz i ono nie mogloby istniec bez rosliny; i tak samo czlowiek przed zwierzeciem. Gdy zas czlowiek osiagnie wyzszy stopien rozwoju, musi powiedziec sobie: Nigdy bym tu nie doszedl, gdyby nie nizsze stopnie bytu. I pelen wdziecznosci sklonic musi glowe przed nimi, one to bowiem sprawily, ze mógl isc dalej. Zadna istota na swiecie nie moglaby istniec, gdyby nie nizsze istoty, którym winna jest za to wdziecznosc. Tak tez i Chrystus, Najwyzszy Duch, nie móglby istniec bez swoich najblizszych dwunastu uczniów. Jakze potezne jest uczucie wdziecznosci i czci, jakie bije z trzynastego rozdzialu Ewangelii sw. Jana: "On, Najwyzszy Duch, umywa nogi uczniom swoim". To wlasnie uczucie budzi sie w duszy, gdy uczen w ciagu tygodni i miesiecy kontempluje te chwile i coraz glebiej odczuwa, jak wszystko, co wznioslo sie na wyzszy poziom, z wdziecznoscia pelna czci spogladac winno ku nizszemu stworzeniu, które umozliwilo mu zycie. Jest to wlasnie pierwszy z siedmiu zasadniczych tonów uczuciowych. W momencie gdy czlowiek dostatecznie juz przepoi sie tym uczuciem, pojawia sie pewien objaw zewnetrzny oraz wewnetrzna wizja. Zewnetrzny objaw polega na tym, ze czlowiek czuje jakby stopy jego obmywala woda, w wizji zas, która pojawia sie w jego duszy, widzi siebie samego, jako Chrystusa obmywajacego stopy dwunastu swoim uczniom. Jest to pierwszy stopien obmywanie stóp. To, co opisuje trzynasty rozdzial Ewangelii sw. Jana, jest nie tylko wydarzeniem historycznym; przezyc to moze kazdy. Jest to zewnetrzny symptom oznaczajacy, ze czlowiek w swym zyciu uczuciowym doszedl do pewnego poziomu, i jezeli dojdzie do tego poziomu, to objaw ten musi wystapic. Drugi stopien to biczowanie. Przechodzi go uczen, zaglebiajac sie w nastepujace mysli: "Jak to bedzie, gdy ze wszystkich stron spadna na ciebie udreczenia i smagac cie bedzie ból? Musisz wytrwac i nie ugiac sie, musisz byc odporny na wszelkie cierpienia, jakie tylko zycie przyniesc ci moze i wszystko musisz zniesc". Jest to drugie uczucie, jakie uczen musi w sobie obudzic. Zewnetrzny objaw tego stopnia to uczucie swedzenia i drzenia na calej powierzchni ciala; wewnetrznym zas znakiem jest obraz, w którym czlowiek widzi siebie samego jako ofiare biczowania; poczatkowo widzi to we snie, potem w postaci wizji. Trzeci stopien to koronowanie cierniem. W ciagu tygodni i miesiecy pograza sie uczen w nastepujacych myslach i uczuciach: "Jak to bedzie, jezeli przyjdzie ci znosic w zyciu nie tylko ból i cierpienia, ale jezeli naigrawac sie beda z najwiekszych twoich swietosci, z twojej duchowej istoty?" I znowu nie wolno mu sie skarzyc, znowu musi wytrwac i nie ugiac sie. Dokonana praca wewnetrzna musi dac uczniowi sily, dzieki którym przetrwa szyderstwa i naigrywanie. Chocby wszystkie moce sprzysiegly sie przeciw jego duszy, on sie nie zachwieje. A wtedy w wizji pokazuje mu sie obraz jego wlasnej postaci w cierniowej koronie, i czuje zewnetrzny ból w glowie. Jest to znak, ze uczen dostatecznie daleko doszedl w swiecie uczuc, aby wzniesc sie znowu o jeden stopien. Czwartym stopniem jest ukrzyzowanie. Uczen znowu musi rozwinac w sobie okreslone uczucie. Dzisiaj czlowiek utozsamia swe cialo ze swoim ja. Kto chce przejsc wtajemniczenie chrzescijanskie, musi przyzwyczaic sie niesc swoje cialo przez swiat w taki sposób, jak niesie sie jakis obcy przedmiot, np. stól. Wlasne cialo musi stac mu sie obce; wnosi je do pokoju i wynosi jak kazdy inny przedmiot. Jezeli czlowiek dostatecznie rozwinie w sobie to czwarte uczucie, to przechodzi tzw. próbe krwi. Wystepuja u niego tzw. stygmaty. Na dloniach, stopach i prawym boku wystepuja zaczerwienienia skóry, bedace obrazem ran Chrystusa. Jezeli uczen dzieki sile tego uczucia doprowadzi do uzewnetrznienia sie tego objawu, wtedy zjawia sie i wewnetrzny objaw, astralny; czlowiek w duszy widzi sie ukrzyzowanym. Piaty stopien to smierc mistyczna. Czlowiek czuje sie coraz bardziej czastka calego swiata. Mysli: "Tak samo jak palec u reki, tak i ja nie jestem bynajmniej samodzielna istota. Czuje sie zlaczony z calym swiatem, przynaleze do calego swiata". A potem doznaje takich przezyc, jak gdyby wszystko wokól niego pograzalo sie w ciemnosci, jak gdyby ogarnial go zewszad czarny mrok, niby coraz gestsza zaslona. Na tym etapie wtajemniczony poznaje w calej rozciaglosci ból i nedze, zlo i utrapienie, jakie ciaza na wszelkim stworzeniu. I to jest zstapienie do piekiel, które kazdy musi przezyc. Potem nastepuje jakby rozdarcie zaslony i przed wzrokiem ucznia otwieraja sie swiaty ducha. To sie nazywa rozdarciem zaslony. Szósty stopien to zlozenie do grobu i zmartwychwstanie. Gdy uczen jest juz tak daleko, musi sobie powiedziec: "Nauczylem sie juz patrzec na moje cialo jak na cos obcego. Teraz jednak wszystko, co widze na swiecie, musze traktowac tak samo jak moje wlasne cialo! Sklada sie ono przeciez z tych samych pierwiastków co swiat zewnetrzny! Kazdy kwiat, kazdy kamien jest mi równie bliski jak moje wlasne cialo". Wtedy czlowiek pogrzebany jest w ziemskim globie. Ten stopien laczy sie zawsze z nowym obudzeniem sie do zycia; czlowiek czuje sie zjednoczony z najwyzszym duchem przewodnim naszej planety, z Duchem Chrystusa, który mówi: "Kto pozywa chleb mój, ten stapa po moim ciele". Siódmego stopnia, wniebowstapienia, opisac sie nie da. Trzeba by miec dusze, dla której mózg nie jest juz narzedziem myslenia. Aby odczuwac to, co przechodzi wtajemniczony na tym etapie, trzeba miec dusze, która moglaby to uczucie przezyc. Istota chrzescijanskiego wtajemniczenia polega wiec na przechodzeniu przez stany glebokiej pokory i oddania; kto je przejdzie w calej pelni, ten przezywa zmartwychwstanie w duchowych swiatach. Nie kazdy jednak moze tego dzisiaj dokonac, dlatego istnieje inna metoda prowadzaca w wyzsze swiaty. Jest to wlasnie metoda rózokrzyzowców. Opiszemy ja równiez w siedmiu stopniach, które dadza nam pewne wyobrazenie o przezyciach duszy w tym szkoleniu. Czesc tych wiadomosci mozna znalezc w ksiazce p.t. "Jak uzyskac poznanie wyzszych swiatów", czesciowo jednak sa to wiadomosci, które otrzymac mozna tylko bezposrednio od innego czlowieka. Nam chodzi jedynie o ogólne pojecie o tym, co daje czlowiekowi ta droga. Ma ona równiez siedem stopni, ale scisla kolejnosc w pokonywaniu ich nie jest konieczna, zalezy to raczej od indywidualnosci ucznia. Równiez i wskazówki, jakie daje nauczyciel, sa w kazdym wypadku dostosowane do danej indywidualnosci. Stopnie na drodze rózokrzyzowców sa nastepujace: studium, poznanie imaginatywne, czyli obrazowe, poznanie inspiracyjne, czyli czytanie pisma tajemnego, przygotowanie kamienia madrosci, powiazanie makrokosmosu z mikrokosmosem, wzycie sie w makrokosmos, boska szczesliwosc. Studium w tym znaczeniu, w jakim stanowi pierwszy stopien inicjacji rózokrzyzowców, jest to umiejetnosc zaglebienia sie w mysli, które nie odpowiadaja fizycznej rzeczywistosci, lecz pochodza z wyzszych swiatów, co nazwac by mozna "czysta mysla". Dzisiaj, co prawda, nawet filozofowie zaprzeczaja niejednokrotnie istnieniu "czystej mysli"; mówia, ze w kazdej mysli musi byc jakas pozostalosc wrazen zmyslowych. A jednak tak nie jest. Prawdziwego kola nikt nigdy nie widzial, trzeba je widziec w mysli. To, co widzimy, gdy narysujemy kolo na tablicy, jest jedynie skupieniem czastek kredy. Do prawdziwego kola dojsc mozemy tylko niezaleznie od wszelkich przykladów, jakich dostarcza nam fizyczna rzeczywistosc. Tak wiec matematyka daje nam przyklad myslenia ponadzmyslowego. W innych dziedzinach równiez musimy nauczyc sie takiego myslenia. Wtajemniczeni stosowali je zawsze, gdy chodzilo o nature czlowieka. Teozofia rózokrzyzowców jest wlasnie takim poznaniem nadzmyslowym, a studiowanie jej, tak wlasnie jak to wspólnie robimy, jest pierwszym stopniem szkolenia rózokrzyzowców. Ludziom zdaje sie czesto, ze zajmowanie sie natura czlowieka i jej skladnikami, zaglebianie sie w zamierzchle okresy rozwoju ludzkosci lub w kolejne okresy planetarne jest czyms niepotrzebnym; woleliby raczej rozwijac i hodowac w sobie piekne uczucia; nie maja natomiast ochoty naprawde powaznie studiowac. A jednak nawet najpiekniejsze uczucia rozbudzone w duszy nie wystarcza, nie dadza nam dostatecznej sily, aby wzniesc sie w swiat ducha. Droga rózokrzyzowców nie dazy bezposrednio do rozwijania uczuc, sprawia natomiast, ze zetkniecie sie z prawdziwa rzeczywistoscia wyzszych swiatów samo budzi uczucia. Jako pewnego rodzaju bezwstyd odczuwalby rózokrzyzowiec okazywanie swych uczuc przed innymi. Wprowadza on ludzi w bieg rozwoju ludzkosci wiedzac, ze wtedy uczucia budza sie same. Stawia ich wobec kolejnych przeobrazen naszej planety w przestrzeniach swiata, a gdy dusza przezyje te fakty, sama mocno ogarnia w sobie uczucia. Wszelkie opowiadanie, jakoby nalezalo odwolywac sie wprost do uczuc, plynie z wygodnictwa, z lenistwa myslowego. Wiedza duchowa rózokrzyzowców dazy do tego, aby rzeczywistosc mówila sama za siebie; jezeli te mysli przedostana sie do uczuc i opanuja je, bedzie to droga wlasciwa. Rózokrzyzowiec pragnie, aby do czlowieka mówily koleje wydarzen kosmicznych, aby przemówila prawda swiata. Jest to najbardziej bezosobisty sposób pouczania o swiatach duchowych. Nie ma znaczenia, kto jest nauczycielem, chodzi bowiem o to, co dany czlowiek moze powiedziec o najistotniejszych prawdach kosmicznych, a nie o to, kto o nich opowiada. Dlatego na ezoterycznej drodze rózokrzyzowców wykluczone jest wszelkie osobiste uwielbienie dla nauczyciela. Nie wymaga on tego i nie potrzebuje. Pragnie on mówic uczniowi o tym, co istnieje poza nim. Kto pragnie dotrzec do wyzszych swiatów, ten musi przyzwyczaic sie do sposobu myslenia, przy którym jedna mysl wyplywa z drugiej. O takim wlasnie mysleniu traktuja ksiazki pt. "Filozofia wolnosci" oraz "Prawda a nauka". Ksiazki te nie sa napisane tak, aby mozna bylo np. wziac z nich jakas mysl i wstawic w inne miejsce. Sa napisane w sposób podobny do powstawania organizmu: jedna mysl wyrasta z drugiej. Nie maja one nic wspólnego z czlowiekiem, który je pisal; autor zdal sie calkowicie na to, co mysli wypracuja w nim same przez sie, na to, jak same róznicuja sie i ukladaja w calosc. Tak wiec dla czlowieka, który na to studium zapatruje sie jak na cos w sobie samym skonczonego, okres ten bedzie zapoznawaniem sie z elementarnymi prawdami wiedzy duchowej; dla tego zas, kto chce isc dalej, bedzie to zaglebianie sie w konstrukcje myslowa, w której jedna mysl wyplywa z drugiej, w której mysl sama z siebie snuje swój watek. Drugi stopien na tej drodze to poznanie imaginatywne, które dolacza sie do tego, co czlowiek zdobyl w okresie studium droga myslenia. Studium daje wprawdzie podstawy, ale wymaga opracowania, dopelnienia przez wlasne poczucie imaginatywne. Tak np. w jednym z ubieglych wykladów wspomnielismy o tym, ze czlowiek slyszac echo, moze odczuc w nim podzwiek procesów, które w okresie Saturna byly codzienna rzeczywistoscia. Otóz istnieje mozliwosc, aby w podobny sposób odczuwac wszystko w naszym otoczeniu jako zewnetrzny wyraz wewnetrznych procesów duchowych. Ludzie chodza po Ziemi sadzac, ze jest ona jedynie zlepkiem skal i kamieni. Tymczasem nalezy zrozumiec, ze wszystko jest rzeczywiscie fizycznym wyrazem Ducha, który stanowi istote Ziemi. Podobnie jak dusza ozywia cialo, tak Duch zamieszkujacy nasza ziemska planete znajduje w niej dla siebie zewnetrzny wyraz. Gdy ludzie naucza sie patrzec na Ziemie jak na istote zlozona z duszy i ciala, wtedy dopiero zrozumieja to, co Goethe mial na mysli mówiac: "Wszystko doczesne jest tylko podobienstwem". Patrzac na czlowieka, któremu po twarzy splywaja lzy, nie dociekamy za pomoca praw fizyki, z jaka szybkoscia te lzy sie tocza, lecz traktujemy je jako wyraz smutku jego duszy. Podobnie jak usmiech jest dla nas wyrazem wesolego nastroju. Uczen musi dojsc do tego, aby idac laka odczuwac w kazdym kwiecie zewnetrzny wyraz zywej istoty, wyraz utajonego Ducha Ziemi. Niby perliste lzy przemawiaja do niego niektóre kwiaty inne znów sa radosnym usmiechem Ducha Ziemi. Kazdy kamien, kazda roslina, kazdy kwiat, wszystko jest zewnetrznym wyrazem utajonego Ducha Ziemi, jak gdyby wyrazem twarzy, który przemawia do niego. Do takiego przezywania dazyl uczen sw. Graala i rózokrzyzowiec. Nauczyciel mówil do ucznia: "Spójrz na kielich kwiatu, jak sie otwiera na przyjecie promieni slonecznych; promienie te budza w nim czyste sily twórcze, które drzemaly w roslinie. Dlatego promien sloneczny nazywamy swieta wlócznia milosci. A teraz spójrz na czlowieka: stoi on wyzej niz roslina, posiada podobne organy; co jednak w roslinie jest calkowicie czyste i nieskalane, w czlowieku przenikniete jest popedem i zadza. Przyszlosc naszego rozwoju polega na tym, ze kiedys znowu w niepokalanej czystosci bedzie czlowiek wydawal na swiat swój obraz i podobienstwo przez wypowiadanie za pomoca organu, który wówczas pelnic bedzie funkcje rozrodcze. I tak jak kielich kwiatu w nie zaklóconej, niepokalanej harmonii otwiera sie na przyjecie swietej wlóczni milosci, tak samo czlowiek w nastroju niezmaconej harmonii, wolny od popedów i zadz, zwracac sie bedzie ku promieniom duchowej madrosci, które zaplodnia go, aby mógl wydac podobna sobie istote. Tym organem bedzie w przyszlosci nasza krtan". Takie nauki odbieral uczen Graala: "Roslina na swym niskim stopniu bytu ma nieskalany kielich. Czlowiek go stracil, obnizyl wiec stopien swego rozwoju przez nieczysty element zadzy. Ale ten utracony kielich musi czlowiek odzyskac, musi go sobie stworzyc na nowo z uduchowionych promieni slonecznych, rozwinac i uksztaltowac w sobie to, co stanie sie w przyszlosci czara Graala". Tak wiec uczen nosil w swej duszy wysoki ideal. To, co droga powolnego rozwoju staje sie udzialem calej ludzkosci, wtajemniczony przezywa juz wczesniej. Pokazuje on nam w obrazach caly rozwój ludzkosci, obrazy te dzialaja zas zupelnie inaczej niz abstrakcyjne pojecia dzisiejszej doby materializmu. Jezeli wyobrazamy sobie rozwój swiata w tak wznioslych i poteznych obrazach jak np. sw. Graal, jestesmy pod innym wplywem niz wtedy, kiedy przyjmujemy zwykla wiedze, która nie jest w stanie wywrzec zadnego glebszego dzialania na nasz organizm fizyczny i duchowy. Poznanie imaginatywne dziala na nasze cialo eteryczne, przez nie zas na krew, krew zas jest posrednikiem, który z kolei przeobraza nasz organizm. Ludzie w coraz wiekszym stopniu beda mogli oddzialywac na swój organizm poprzez cialo eteryczne. Wszelkie poznanie imaginatywne oparte na prawdzie jest wiec jednoczesnie elementem uzdrawiajacym, leczacym; uzdrawia krazaca krew. Poznanie imaginatywne jest najlepszym wychowawca, jezeli tylko czlowiek ma w sobie tyle oddania dla prawdy, aby mogla ona dzialac na niego. Trzeci stopien to czytanie tajemnego pisma. Czytac pismo tajemne, to nie tylko ogladac poszczególne obrazy, ale poddac sie jeszcze dzialaniu, jakie wywiera ich wzajemny stosunek. Z wzajemnej relacji obrazów powstaje to, co nazywamy pismem tajemnym. Linie sil, które przenikaja twórczo swiat, uczen zaczyna poprzez imaginacje porzadkowac w pewne ksztalty oraz zespoly barw; zaczyna uczyc sie odczuwac ich wewnetrzny zwiazek; dziala to jak duchowy dzwiek, harmonia sfer, gdyz takie ksztalty odpowiadaja prawdzie, sa odbiciem rzeczywistosci kosmicznej. Nasze zwykle pismo jest ostatnia dekadencka pozostaloscia, nasladowaniem dawnego pisma tajemnego. Do czwartego stopnia, zwanego przygotowaniem kamienia madrosci, dochodzi sie przez cwiczenia zmieniajace proces oddychania. Jezeli czlowiek oddycha tak, jak mu kaze jego natura, nie moze obejsc sie bez roslin. Gdyby ich nie bylo, nie móglby w ogóle zyc, gdyz roslina dostarcza mu tlenu, a sama przyswaja dwutlenek wegla, który czlowiek wydycha. Roslina buduje z niego swój organizm, a oddaje tlen. W ten sposób czlowiek zawdziecza swiatu roslinnemu ciagla odnowe zapasów tlenu. Ludzkosc nie moglaby istniec bez swego otoczenia; wyeliminujmy swiat roslinny, a w krótkim czasie wymrze cala ludzkosc. Mamy wiec obieg: wdychamy tlen, który roslina wydycha, wydychamy dwutlenek wegla, który roslina wdycha i z którego buduje organizm. Roslina zwiazana jest z organizmem czlowieka, jest narzedziem utrzymujacym go przy zyciu. To, jak roslina buduje sobie organizm z wegla zawartego w dwutlenku wegla, widzimy na przykladzie wegla kamiennego, który jest przeciez zwlokami roslin. Metoda rózokrzyzowców prowadzi do okreslonego uregulowania procesów oddechowych, do wyksztalcenia w sobie organu, który moze w czlowieku przemieniac dwutlenek wegla w tlen. To, co dzisiaj dokonuje sie w roslinie, poza czlowiekiem, bedzie sie kiedys dokonywac wewnatrz organizmu ludzkiego za pomoca organu, który czlowiek moze juz teraz rozwijac w sobie poprzez prace ezoteryczna. Przez opanowanie i przeobrazenie procesu oddechowego czlowiek wyrobi w sobie we wlasnym wnetrzu narzedzie do wytwarzania tlenu; zmieni swa nature z mineralnej na roslinna. Bedzie zatrzymywac w sobie dwutlenek wegla i z niego tworzyc cialo; dlatego tez jego cialo bedzie kiedys bardziej podobne do rosliny, a wtedy bedzie sie moglo spotkac ze swieta wlócznia milosci. Wtedy udzialem wszystkich ludzi bedzie swiadomosc, jaka dzisiaj zdobywa wtajemniczony, wznoszac sie w wyzsze swiaty. Opisalismy przemiane ludzkiej materii w taka substancje, której podstawa jest dwutlenek wegla. To wlasnie jest alchemia, która prowadzi czlowieka do tego, aby budowal wlasne cialo w podobny sposób, jak to dzisiaj czynia rosliny. Nazywa sie to przygotowaniem kamienia madrosci, a wegiel jest zewnetrznym tego symbolem. Wegiel jednak dopiero wtedy staje sie kamieniem madrosci, gdy czlowiek potrafi go w sobie wytworzyc przez unormowanie procesu oddychania. Wskazówki dotyczace tego stopnia otrzymac mozna tylko ustnie; otacza je gleboka tajemnica i dopiero po gruntownym przygotowaniu i zupelnym oczyszczeniu uczen moze zblizyc sie do tego misterium. Gdyby nauka ta byla dostepna ogólowi, to ludzie nie oczyszczeni z niskiego egoizmu mogliby uzywac tych najwyzszych tajemnic dla zaspokajania najnizszych pragnien. Piaty stopien to zwiazek makrokosmosu z mikrokosmosem. Jezeli spojrzymy na rozwój ludzkosci, to widzimy, ze to, co dzisiaj jest w czlowieku, powstalo stopniowo i dolaczylo sie z zewnatrz. Z poprzednich wykladów wiemy ze gruczoly wydzielania wewnetrznego rosly w okresie slonecznym na powierzchni planety, tak jak dzis gabki. Cialo nasze jest mozaika tego, co dawniej rozposcieralo sie na zewnatrz. Kazda czastka naszego ciala fizycznego, eterycznego i astralnego, znajdowala sie gdzies poza nami i to jest wlasnie makrokosmos w mikrokosmosie. Nawet i dusze nasze przebywaly kiedys na zewnatrz, w boskosci. Kazdy szczegól naszego organizmu odpowiada czemus, co jest w kosmosie, poza nami. Powinnismy te zwiazki przezyc prawidlowo. Wiemy, ze punkt pomiedzy brwiami, u nasady nosa, moze byc dla nas symbolem procesu powolnego przenikania swiata zewnetrznego w mikrokosmos ludzkiego organizmu. Jezeli zaglebimy sie medytacyjnie w organ, o którym mowa, starajac sie przeniknac jego istote, mozemy dojsc do poznania tej czesci kosmosu, która odpowiada temu punktowi. W podobny sposób mozemy poznac, czym jest istotnie krtan oraz sily, które ja uformowaly. Tak oto poznajemy makrokosmos, zaglebiajac sie w poznanie wlasnego ciala. Nie chodzi o to, bysmy mówili. "Bóg mieszka w czlowieku - chce znalezc tego Boga w sobie", bo wtedy znalezlibysmy tylko malego czlowieczka, który puszy sie i nadyma, aby sie wydac bogiem. Przy takim sposobie myslenia nie doszlibysmy nigdy do prawdziwego poznania. Dazyc do poznania droga teozofii rózokrzyzowców jest znacznie mniej wygodnie i wymaga to konkretnej pracy. Ale swiat pelen jest cudów i nieopisanego piekna dla kazdego, kto sie w nim zaglebi. Trzeba znalezc Boga w niezliczonych Jego przejawach, a wtedy mozna Go znalezc równiez w sobie samym. Dopiero wtedy zaczynamy poznawac Go w pelni. Swiat jest jedna wielka ksiega. Wszelkie stworzenia to litery w tej ksiedze, odczytac je musimy od poczatku do konca, a wtedy potrafimy czytac tajemnice calej ksiegi mikrokosmosu i makrokosmosu. I nie bedzie to juz suchym, pojeciowym tylko rozumieniem, ale zjednoczy czlowieka z calym swiatem. Czlowiek odczuwac bedzie w kazdej rzeczy wyraz boskiego Ducha Ziemi. Gdy czlowiek dojdzie do tego, wtedy kazdy jego czyn wyplywac bedzie juz samodzielnie z woli calego kosmosu. I to wlasnie nazywamy boska szczesliwoscia. Jezeli jestesmy w stanie myslec w ten sposób, to idziemy droga rózokrzyzowców. Szkola chrzescijanska opiera sie bardziej na uczuciu, które czlowiek rozwija w swojej duszy. Szkolenie rózokrzyzowców poddaje czlowieka dzialaniu wszystkich sil duchowych Ziemi, które zyja w jego otoczeniu fizycznym. One to budza uczucie w jego duszy. Obie drogi sa dla kazdego otwarte. Czlowiek o wspólczesnym sposobie myslenia, który ma podejscie naukowe, moze zawsze pójsc droga rózokrzyzowców. Nauka wspólczesna moze nawet byc pomoca, jezeli koleje powstawania swiatów sledzic bedziemy nie tylko "litera po literze", ale jezeli bedziemy starali sie przeniknac do tego, co sie poza nimi ukrywa, podobnie jak w ksiazce nie poprzestajemy na przygladaniu sie tylko literom, lecz staramy sie wyczytac zawarty w nich sens. Szukajmy Ducha ukrytego poza nauka, a wtedy nauka bedzie dla nas jedynie litera, która tego Ducha wyraza. Wszystko, co mówilismy, nie obejmuje ani nie wyczerpuje zagadnien zwiazanych ze szkoleniem rózokrzyzowców. Stanowi jedynie wskazówki, które daja przyblizone pojecie o tym, co mozna znalezc na drodze poznania rózokrzyzowców. Jest to droga wtajemniczenia dla ludzi wspólczesnych, dzieki której moga oni oddzialywac na przyszlosc. Przytoczylismy tutaj stopnie tej drogi, aby ja scharakteryzowac, aby dac pewne pojecie o tym, jak dzieki tej drodze czlowiek zblizyc sie moze do tajemnic wyzszych swiatów. Wiedza duchowa jest konieczna dla dalszego postepu ludzkosci. To, co musi sie zdarzyc, aby nastapilo przeobrazenie ludzkosci, musi byc dzielem samych ludzi. Kto w obecnej inkarnacji przyjmuje w siebie prawde, przygotowuje sie do tego, aby w przyszlych wcieleniach zdobywac coraz to glebsze prawdy. W ten sposób tresc naszych wykladów laczy sie w jedna calosc. Mówilismy o tym, co ma byc twórczym pierwiastkiem dla kultury przyszlosci. Nauke te podaje sie dzisiaj do ogólnej wiadomosci, gdyz wymaga tego przyszlosc czlowieka. Ludzie, którzy nie chca przyjmowac tej prawdy o przyszlosci, zyja niejako na koszt innych. Kto ja przyjmuje, zyje dla innych, chociazby nawet pchala go do tego z poczatku egoistyczna tesknota do wyzszych swiatów. Jezeli tylko droga jest dobra, to sama wypleni z nas do szczetu egoizm i najlepiej nauczy poswiecenia. Rozwój ezoteryczny konieczny jest w obecnym rozwoju ludzkosci i dlatego musimy go zaszczepiac. Powazne, prawdziwe, rzeczowe dazenie do prawdy, które prowadzi do prawdziwego braterstwa, ma w sobie najpotezniejsza, czarodziejska wprost sile jednoczenia ludzi. Powinno ono byc srodkiem do wielkiego, ostatecznego celu; do zjednoczenia ludzkosci. Cel ten osiagniemy, jezeli rzeczywiscie bedziemy ksztaltowac w sobie to poznanie, jezeli bedziemy usilowali w najszlachetniejszy, najpiekniejszy sposób nad tym pracowac, dzieki temu bowiem mozliwe bedzie uswiecenie ludzkosci. Wiedza duchowa przedstawia sie nam nie tylko jako wielki ideal, ale równoczesnie jako sila, która nas przenika, a z sily tej plynie poznanie. Wiedza duchowa stawac sie bedzie coraz bardziej popularna, coraz glebiej przenikac bedzie wszystkie religijne i praktyczne dziedziny zycia, gdyz jest ona czynnikiem rozwoju ludzkosci. I z ta mysla prowadzone byly nasze wyklady na temat teozofii rózokrzyzowców. Jezeli te wiedze rozumiemy nie tylko jako szereg oderwanych od zycia prawd, ale tak, ze dzieki poznanym prawdom budza sie w naszej duszy uczucia, to wtedy moze ona dzialac bezposrednio na zycie. Jezeli prawdy, które tu poznalismy, nie pozostana jedynie w glowie, ale przedostana sie do serca, z serca zas w rece zajete codzienna praca, jezeli przenikna we wszystkie nasze czyny, wtedy mozemy powiedziec, ze posiadamy podstawy wiedzy duchowej. Wtedy rozumiemy to wielkie zadanie kultury, zlozone w nasze rece, a poznanie prawd ducha budzi w nas uczucia, które dzisiejsi wygodni ludzie chcieliby rozwijac wprost, bezposrednio. Lubowanie sie w rozkolysanych emocjach nie lezy w zadaniach teozofii rózokrzyzowców, dazy ona do tego, aby postawic przed naszymi oczami duchowa rzeczywistosc. Trzeba ja przyjmowac aktywnie, musi byc tworzona poprzez czyny; powinna budzic uczucia i przezycia. W tym znaczeniu teozofia rózokrzyzowców ma byc wlasnie poteznym impulsem dla swiata uczuc. Jednoczesnie jednak powinna wprowadzac nas bezposrednio w swiat postrzegania nadzmyslowego i prowadzic do wyzszych swiatów. Taka byla mysl przewodnia tych wykladów.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rudolf Steiner Teozofia Różokrzyżowców
Rudolf Steiner Teozofia Różokrzyżowców
Rudolf Steiner Teozofia różokrzyżowców
Steiner Rudolf Teozofia rozokrzyzowcow
Steiner Rudolf Teozofia różokrzyżowców
TEOZOFIA RÓZOKRZYZOWCÓW
SteinerR u bram teozofii
Rudolf Steiner U bram teozofii
Rudolf Steiner U bram Teozofii
Rudolf Steiner U bram Teozofii
Steiner Rudolf U bram teozofii
Steiner
H P B Klucz do teozofii t 1 (2)
Laboratorium podstaw fizyki spr Wyznaczanie momentu?zwładności i sprawdzanie twierdzenia Steinera
SteinerR Praktyczne ksztalcenie myslenia
moment bezwˆadno˜ci i tw steinera, MIBM WIP PW, fizyka 2, sprawka fiza 2, fizyka lab, fizyka
Sprawdzanie twierdzenia Steinera za pomocą wahadła fizycznego, Studia pomieszany burdel, FIZA EGZAMI

więcej podobnych podstron