04 WYBÓR TEKSTÓW PATRYSTYCZNYCH O GNOSTYKACH IFAŁSZYWEJ GNOZIE


WYBÓR TEKSTÓW PATRYSTYCZNYCH O GNOSTYKACH IFAŁSZYWEJ GNOZIE

Proponowany zestaw tekstów nie jest kompletnym zbio­rem patrystycznych cytatów czy świadectw gnostyckich, lecz jedynie wyborem wypowiedzi Ojców Kościoła ilustru­jącym ich stosunek do nurtu heterodoksyjnego, jakim była gnoza. Przytoczono, najbardziej reprezentatywne tek­sty czołowych obrońców ortodoksji sprzeciwiających się wpływom gnostyckim w Kościele.

Wybrane teksty podzielono na dwie grupy tematyczne. W pierwszej grupie zebrano cytaty, które są raczej pre­zentacją poglądów poszczególnych gnostyków — twórców poszczególnych odłamów gnozy, w drugiej zaś te, które przybliżają bardziej niektóre aspekty i problemy samej nauki gnostyckiej, zwłaszcza nauki moralnej gnostyków.

1. TWÓRCY GNOZY I ICH POGLĄDY

Gnostycy *

Są ludzie, którzy wyżej od prawdy stawiają puste ga­dulstwo i wymyślanie jakichś fantastycznych rodowodów, z czego — jak mówi Paweł apostoł — „więcej bywa spo­rów niż zbudowania w wierze" (1 Tm 1, 4). Chytrze spre­parowaną, na pozór poprawną argumentacją przewracają oni w głowach półinteligentom, łowiąc ich na przynętę słusznych w zasadzie, lecz poprzekręcanych lub fałszywie interpretowanych słów Pańskich. Pod pretekstem zdoby­wania niby to wyższej wiedzy sprowadzają wielu na bez­droża, odwodząc ich od Boga, który stworzył niebo i zie-

0x08 graphic
* Ireneusz z Lugdunum. Zdemaskowanie i odparcie fałszy­wej gnozy I. Wstęp. Przeł. M. Michalski. W: M. Michalski, Antologia literatury patrystycznej (ALP). Warszawa, IW PAK 1975 t. 1 s. 160—161.


188 Dodatek

mię ze wszystkim, co się na nich znajduje, a obiecując im pokazać coś znacznie wyższego i doskonalszego. Pięk­nymi, sprytnie dobranymi słówkami podniecają naiwnych, do zapuszczania się w gąszcz rozmaitych problemów, a kie­dy ich już całkiem oszołomią, tak że nie są zdolni odróżnić prawdy od błędu, wiodą bezradnych wprost na zatracenie, doprowadzając ich w końcu do bezbożnych i wręcz bluź-nierczych twierdzeń o Stwórcy wszechrzeezy {...).

Nie chcę ponosić odpowiedzialności za tych spośród bra­
ci, którzy mimo przestrogi Pana dają się niby owce po­
rwać wilkom, nie rozpoznając ich z powodu przywdzianej
skóry owczej, to jest z powodu używania przez nich tycłi
samych co my wyrażeń, lecz w zupełnie innym sensie.
Dlatego postanowiłem wyłożyć ci, mój drogi, ich prze­
dziwne tajemnice, rzekomo tak głębokie, że aż nie dla
wszystkich zrozumiałe; bo też istotnie, nie wszyscy jeszcze
zwariowali. Dowiedziałem się o nich częścią z komentarzy
uczniów 'niejakiego Walentyna, częścią zaś ż rozmowy
z pewnymi walentynianami, z którymi osobiście się ze­
tknąłem. Mam nadzieję, że po moim wykładzie będziesz
i ty także starał się otwierać oczy swym znajomym
i przestrzegał ich przed wpadaniem w tę otchłań głupoty
i bluźnierstw pod adresem Chrystusa (...). ,

Będę pisał po prostu i popularnie, ty zaś to, eo piszę, przyjmij z tą samą życzliwością, z jaką ci przekazuję. Jes­teś bardziej wykształcony, więc posiane przeze mnie ziarno rozwiń w swym głębokim umyśle, a potem to, co tutaj krótko tylko i nieudolnie kreślę, wyłóż obszernie i dobit­nie swym bliskim. Nie poprzestań na tym wykładzie, lecz tak jak ja tobie, tak i ty drugim staraj się również wska­zać sposób wykrywania fałszu w nauce gnostyków. Tą drogą, w miarę udzielonej ci przez Boga łaski, najlepiej uchronisz ludzi przed chwytaniem się na lep błędnowier-czych pseudoargumentów.

Szymon i Menander *

Łukasz, uczeń i towarzysz apostołów, -tak opowiada o niejakim Szymonie z Samarii, czarnoksiężniku: „Był

0x08 graphic
* Ireneusz z Lugdunum. Zdemaskowanie i odparcie fałszywej gnozy I, 23. Przeł. M. Michalski. W: ALP t. 1 s. 161—162.


Wybór tekstów patrystycznych 189

człowiek pewien imieniem Szymon, który przedtem czynił w onym mieście sztuki czarnoksięskie, a uwodząc lud sa­marytański ogłosił się być czymś wielkim. I słuchali go wszyscy, od najmniejszego do największego, mówiąc: za­prawdę, ten jest Siłą Boską, która zwie się wielka. I szli za nim, albowiem przez czas długi mamił ich czarami swy­mi" (Dz 8, 9—12) (...). Podobno nawet sam cesarz Klau­diusz, w którego czasach żył, otaczał go wielką czcią i wy­stawił mu posąg. Wielu uważało go wręcz za Boga. Bo też istotnie głosił o sobie, że wprawdzie pośród Żydó"w zjawia się jako Bóg Ojciec, w Samarii zstąpił z nieba jako Syn Boży, do innych zaś ludów przybył jako Duch Świę­ty, ale w rzeczywistości jest tylko jedną i tą samą Naj­wyższą Potęgą,'Ojcem wszechrzeczy, ponad którym nie ma już nic wyższego i którego można nazywać każdym dowolnym imieniem.

Otóż od tego to Szymona Samarytanina wzięły początek wszystkie herezje; jego zaś nauka sekciarska była nastę­pująca. Szymon kupił sobie niegdyś w Tyrze, w Fenicji, prostytutkę imieniem Helena. Wędrując z nią wszędzie głosił, że jest to wcielona pierwsza idea jego umysłu (ennoia), a zarazem matka wszechrzeczy. Dzięki niej rze­komo postanowił on niegdyś, na początku, stworzyć anio­ły i archanioły, za jej też pośrednictwem postanowienie swe wykonał. Ona bowiem wyłoniwszy się z niego na ze­wnątrz zstąpiła w niższe regiony i tam zrodziła owe anio­ły i moce niebiańskie; te zaś z kolei utworzyły nasz świat widzialny. Ponieważ jednak nie znały Najwyższego Ojca, a nie chciały uchodzić za potomstwo byle kogo, siłą zatrzy­mały swą rodzicielkę pośród siebie i uwięziły ją w świecie materialnym, nie pozwalając jej wrócić tam, skąd pocho­dziła. Co więcej, tak ją znienawidziły, że znieważały ją wszelkimi sposobami, zmuszając do przechodzenia z jed­nego niewieściego ciała w drugie, niby z naczynia w na­czynie. Między innymi przebywała przez pewien czas rów­nież w ciele owej Heleny, o którą wybuchła wojna tro­jańska (...). Tak wędrowała przez całe wieki wśród coraz gorętszych zniewag, aż wreszcie jako ewangeliczna „zgu­biona owieczka" wylądowała w ciele prostytutki z domu publicznego.

Wtedy on sam (Najwyższy Ojciec) zstąpił na świat. Zstą­pił przede wszystkim po to, by ją wyzwolić z więzów ciała


190 Dodatek

i wziąć do siebie, oprócz tego, by wszystkim ludziom dać się poznać i w ten sposób umożliwić im zbawienie. Anio­łowie źle rządzili światem, ponieważ każdy z nich usiłował zagarnąć władzę naczelną; musiał więc osobiście wkroczyć i wprowadzić wszystko na właściwe tory. Na świecie przy­bierał rozmaite postacie: mocy, siły, anioła, w końcu zja­wił się między ludźmi w postaci człowieka. Oczywiście tylko z wyglądu, gdyż nie był rzeczywistym człowiekiem; stąd też i męka jego, na jaką go skazano w Judei, była tylko pozorna, faktycznie nic nie cierpiał.

Prorocy Starego Zakonu przemawiali z natchnienia anio­łów, twórców świata. Nie trzeba więc zwracać uwagi na ich słowa; wystarczy wierzyć w niego, Szymona, i w He­lenę, a poza tym można postępować, jak się komu podo­ba. Zbawienie nie zależy bynajmniej od sprawiedliwych uczynków, lecz jest darem jego łaski. Żaden uczynek nie jest dobry sam przez się, lecz o jego dobroci stanowią wyłącznie okoliczności. Oczywiście inaczej nauczali anioło­wie, twórcy świata; nauczali tak jednak dlatego, że w ten sposób' mogli ludzi przy pomocy rozmaitych przykazań trzymać w swej niewoli. Gdy nadejdzie koniec świata, wszyscy ludzie, którzy tylko wierzą w niego, Szymona, zostaną ju-ż całkowicie wyzwoleni spod władzy aniołów.

Zgodnie z takimi zasadami, wtajemniczeni w misteria Szymonowe prowadzą życie rozpustne, w miarę zaś swych możliwości uprawiają magię; zaklinają i zamawiają napo­je miłosne lub środki odurzające, wywołują duchy, tłu­maczą sny i w ogóle wszelkim kuglarstwom oddają się z całą pasją. Modlą się też do posągu Szymona przedsta­wionego w postaci Zeusa i do posągu Heleny przedsta­wionej w postaci Minerwy. Od imienia swego założyciela zwą się szymonianami. O tym, że oni to właśnie zapo­czątkowali rzekomą gnozę, każdy może się przekonać na podstawie ich własnych twierdzeń.

Następcą Szymona był Samarytanin Menander, również mistrz w sztuce czarodziejskiej. Ten znów, w odróżnie­niu od swego poprzednika, twierdził, że najwyższej potęgi nikt w ogóle nie ma, jego zaś samego zesłały niewidzialne moce niebieskie jako zbawiciela ludzi. Z Szymonem zga­dzał się on w tym, że świat utworzyli aniołowie z Ennoi. Dodawał jednak, że sztuka czarnoksięska, jakiej naucza, daje człowiekowi moc nad owymi aniołami, twórcami świa-


Wybór tekstów patrystycznych 191

ta. Kto mianowicie z jego uczniów przyjmuje chrzest prze­zeń udzielany, ten rzekomo zmartwychwstaje, to znaczy nie podlega już odtąd śmierci i zniszczeniu, lecz pozostaje wiecznie młody, nieśmiertelny.

Szymon Mag, Menander, Safurnin, Bazylides i Nikolaus *

Jako pierwszego ze wszystkich wymieniam Szymona Ma­ga, który w Dziejach Apostolskich (Dz 8,20—23) zasłużył sobie na słuszną i sprawiedliwą ocenę Apostoła Piotra. Ośmielił się on mówić, że jest najwyższą mocą, że świat został stworzony przez jego aniołów. Twierdził, że zwró­cił się do demona, którym miała być mądrość, i zstąpił, by ją szukać. Mówił, że nie doznał cierpienia od Żydów, lecz cierpiał pozornie. Po nim następuje jego uczeń, Me-nander, podobnie jak on, mag nauczający tego samego, co Szymon. Cokolwiek Szymon powiedział o sobie, to mówił o sobie i Menander. Uważał, że nikt nie dostąpi zbawienia, jeśli nie będzie ochrzczony w jego imieniu.

Zwolennikiem tych samych poglądów jest Saturnin, któ­ry twierdził podobnie, że owa niepoznawalna moc, to zna­czy Bóg, pozostaje w największych, nieskończonych i naj­wyższych rejonach i że przebywający z dala od niego aniołowie stworzyli świat. A ponieważ jakaś chwała świa­tłości rozbłysła w niższych rejonach, aniołowie rozkazali utworzyć człowieka na podobieństwo owej światłości. Czło­wiek ten, powiada, został rzucony na ziemię, czołgał się. Mówi, że z powodu miłosierdzia wyższa siła tego człowie­ka jako iskra została ocalona, a jego reszta zaś zginęła. Saturnin twierdzi, że Chrystus nie istniał w cielesnej sub­stancji i że pozornie tylko cierpiał. Tak więc, powiada, nie będzie zmartwychwstania ciała.

Później wystąpił heretyk Bazylides. Ten nauczał, że istnieje najwyższy Bóg, imieniem Abraksas. Z niego pocho­dzi stworzony „Umysł", nazywany przez Greków „nous", od tego zaś pochodzi „Słowo", z niego zaś „Opatrzność", z „Opatrzności" „Moc" i „Mądrość". Z tych zaś następnie

0x08 graphic
* Pseudo-Tertulian. Przędzo yjszystkim herezjom 1. Przeł. W. Myszor. W: Tertulian. Wybór pism II. Warszawa, ATK 1983 s. 219—221 (PSP t. 29).


192 Dodatek

pochodzą władze, moce i aniołowie, a następnie nieskoń­czone ilości aniołów i emanacji. Za przyczyną tych aniołów, ustanowionych w 365 niebiosach, powstał świat ku czci Abraksasa, którego imię zawarte jest w rachunku tej licz­by. Wśród najbardziej oddalonych aniołów, którzy stworzy­li ten świat, umieścił Bazylides, jako ostatniego, Boga Ży­dów, to jest Boga prawa i proroków. Jednak odmawia mu bóstwa nazywając go aniołem. Jemu to miał być powie­rzony los pokolenia Abrahama. Dlatego to on — jego zdaniem — wyprowadził synów Izraela z ziemi egipskiej do ziemi kananejskiej. Będąc bardziej niespokojnym od innych aniołów wzbudzał częste bunty i wojny, ale przele­wał także ludzką krew. Chrystus zaś, według niego, był posłany nie od tego, który stworzył świat, lecz od owego Abraksasa. Przybył on jako zjawa, gdyż nie miał rzeczy­wistego \ ciała. Nie był umęczony przez Żydów, a zamiast niego ukrzyżowany został Szymon [Cyrenejczyk]. Dlatego też nie należy wierzyć w niego, że został ukrzyżowany, aby w ten sposób nikt nie wyznawał, że uwierzył w Szy­mona. Bazylides zaprzecza konieczności męczeństwa, zwal­cza zdecydowanie pogląd o zmartwychwstaniu ciała odrzu­cając związane z nim zbawienie.

Pojawił się również nowy heretyk, Nikolaus. Był jednym z siedmiu diakonów, o których czyta się w Dziejach Apo­stolskich (Dz 6,5). Twierdzi, że ciemności z pewnością wstrętne i brudne pożądały światła. Wstyd mówić, jakie z tego pomieszania powstały smrody i brudy. Są i inne nieprzyzwoitości. Mówi, że eony zrodzoną zostały z nie­czystości, mówi o świętokradczych związkach i pomiesza-niach, nieczystych połączeniach oraz o innych powstałych z nich jeszcze wstrętniejszych sprawach. Ponieważ wsty­dzimy się mówić o tych demonach, bogach, siedmiu du­chach, a jednocześnie rzeczach bezwstydnych, pomijamy je. Wystarczy nam, że całą herezję nikolaitów potępia Apokalipsa Pana najpoważniejszym autorytetem wyroku w słowach: „To pamiętaj, ponieważ znienawidziłeś dok­trynę Nikolaitów, i ja ją nienawidzę" (Ap 2, 6).


Wybór tekstów patrystycznych 193

Saturnin i Bazylides *

Zachęceni przez obu wymienionych, wystąpili z dwiema różnymi doktrynami: Saturnin, z Antiochii koło Dafne, oraz Bazylides. Pierwszy szerzył swą naukę w Syrii, drugi w Aleksandrii.

Saturnin głosił podobnie jak Menander, że jakiś niko­mu nie znany Ojciec wszechrzeczy stworzył aniołów, ar­chaniołów i inne moce niebiańskie. Siedmiu spośród anio­łów utworzyło świat, ze wszystkim, co się na nim znaj­duje. Ich dziełem był również człowiek. Gdy mianowicie ujrzeli raz świetlany obraz Najwyższej Potęgi (Ojca wszechrzeczy) ukazany im z wysokości, z tym jednak, że natychmiast zniknął z powrotem, oni, nie mogąc go za­trzymać, uradzili wspólnie: uczyńmy na podobieństwo te­go obrazu człowieka (por. Rdz 1,26). Niestety byli isto­tami zbyt słabymi, więc twór powołany przez nich do by­tu nie potrafił się wyprostować, lecz pełzał tylko po zie­mi niby robak. Litując się nad nim, Najwyższa Potęga tchnęła w niego ze swych wyżyn iskrę- życia, która czło­wieka wyprostowała, ukształtowała jego członki i ożywiła go. Gdy człowiek umiera, owa boska iskra wraca z po­wrotem w regiony, z jakich pochodzi, pozostałe zaś części człowieka ulegają rozkładowi.

O Zbawicielu^ twierdził Saturnin, że nie zrodził się On sposobem ludzkim, lecz był istotą bezcielesną i bezkształ­tną, a tylko z pozoru wydawał się człowiekiem; Bpga czczonego przez Żydów uważał tylko za jednego z anio­łów. Chrystus przybył, ponieważ wszystkie moce niebiań­skie zbuntowały się przeciwko jego Ojcu i chciały Go po­zbawić władzy; przybył zaś po to, by zniszczyć Boga ży­dowskiego, a zbawić tych, którzy w niego uwierzą, czyli tych, którzy posiadają w sobie iskrę jego życia. Dwa bo­wiem rodzaje ludzi stworzyli aniołowie: dobrych i złych; złych wspomagają demony. Zbawiciel przybył zniszczyć zarówno złych ludzi jak demony, a uratować ludzi do­brych.

Małżeństwo i rodzenie dzieci uważają zwolennicy Sa-turnina za dzieło szatana; wielu z nich wstrzymuje się także od jedzenia mięsa, uwodząc ludzi tą udaną wstrze-

0x08 graphic
* Ireneusz z Lugdunum. Zdemaskowanie i odparcie fałszywej gnozy I, 24. Przel. M. Michałski. W: ALP t. 1 s. 162—164.

13 — OriłOz;a


194 Dodatek

miąźliwością. Proroctwa pochodzą według nich albo od aniołów twórców świata, albo od szatana, to jest anioła będącego wrogiem tamtych, przede wszystkim zaś wrogiem Boga Żydów.

Bazylides chciał sprawić wrażenie, że odkrył coś jesz­cze większego i bardziej prawdopodobnego; dlatego roz­wlekał swe poglądy niemal w nieskończoność. Oto, czego nauczał:

Niezrodzony Ojciec wszechrzeczy wyłonił najpierw z sie­bie własny Rozum (Nous); z niego zrodziła się Myśl twór­cza (Logos), z niej Idea (Fronesis), z Idei Mądrość (Sofia) i Siła (Dynamis), z nich zaś Moce i Władza, i Aniołowie, zwani pierwszymi. Ci utworzyli pierwsze niebo, a następ­nie zrodzili innych aniołów, którzy utworzyli drugie nie­bo, podobne pierwszemu, po czym znów dali początek in­nym aniołom, twórcom trzeciego nieba i zarazem rodzi-cielom, twórcom nieba czwartego. Tak szło coraz dalej i dalej; jedne z drugich rodziły się jako coraz to nowe za­stępy anielskie i powstawały coraz to nowe niebiosa, aż osiągnęły łącznie liczbę 365, to jest liczbę dni w roku.

Aniołowie zapełniający ostatnie niebo, to, które widzi­my, stworzyli świat widzialny, ze wszystkim, co się na nim znajduje, oraz podzielili między siebie ziemię i ludy ją za­mieszkujące. Przywódca jednak owych aniołów, ten z nich, którego Żydzi uważają za swego Boga, usiłował własne­mu ludowi, czyli Żydom, poddać pod władzę wszystkie inne ludy. Wówczas podnieśli się przeciwko niemu po­zostali niebianie i oparli mu się — za czym poszło, że również ich ludy zajęły wrogie stanowisko wobec jego ludu.

Widząc powstałe stąd groźne zamieszanie, niezrodzony i niewypowiedziany Ojciec wszechrzeczy zesłał na świat swego Pierworodnego, to jest zrodzony z siebie Rozum (Nous), aby ludzi, którzy w Niego uwierzą, wyzwolił spod władzy aniołów twórców świata. On to właśnie zjawił się tutaj na ziemi w przybranej postaci ludzkiej, jako Chrys­tus, i czynił wiele cudów. Między innymi sprawił, że gdy go usiłowano zamęczyć, nie sam cierpiał, lecz zamiast nie­go niejaki Szymon Cyrenejeżyk, którego zmuszono, by Mu pomagał nieść krzyż. Zmienił mianowicie wygląd Szymo­na tak, że wydawał się być Jezusem, sam zaś przybrał jego postać. W rezultacie oprawcy przez pomyłkę ukrzy-


Wybór tekstów patrystycznych 195

żowali Szymona, gdy tymczasem Jezus stał na uboczu i śmiał się z nich wszystkich. Będąc bowiem — jako Ro­zum niezrodzonego Ojca — bezcielesną tylko siłą, mógł się dowolnie zmieniać, w co chciał, a następnie wrócić do swego Rodziciela, który go posłał, i kpić sobie ze wszy­stkich prób zatrzymania go, jako w istocie swej pozosta­wał dla wszystkich niewidzialny.

Ludzie, którzy o tym wiedzą, wyzwoleni są spod wła­dzy aniołów twórców świata, rozumieją bowiem, że nie tego należy wyznawać, który faktycznie został ukrzyżo-■wany, lecz tego, który miał tylko wygląd człowieka i o któ­rym błędnie mniemano, że umarł na krzyżu. On to wfaś-nie był rzeczywistym Jezusem, zesłanym przez Ojca, by zgodnie z jego zleceniem zniszczyć dzieło twórców świata. Kto wierzy w faktycznego, ten jest nadal niewolnikiem aniołów, którzy utworzyli świat materialny, i pozostaje w ich mocy; natomiast wolny jest od nich, kto się ukrzy­żowanego wyrzeka, zdając sobie sprawę, jak naprawdę wszystko urządził Ojciec. Oczywiście tylko dusza dostę­puje zbawienia, ciało zgodnie ze swą naturą ulega roz­kładowi.

Od aniołów twórców świata pochodzą — zdaniem Bazylidesa — także proroctwa Starego Zakonu, przede wszystkim zaś Prawo Mojżeszowe jest dziełem ich przy­wódców, on to bowiem wyprowadził lud izraelski z niewo­li egipskiej. Ofiary składane bożkom można sobie zupeł­nie lekceważyć i poczytywać za nie, a tym samym bez skrupułów z nich spożywać. Zresztą wszystkie w ogóle uczynki, łącznie z używaniem rozkoszy cielesnych, są pod względem moralnym obojętne.

Podobnie jak uczniowie Saturnina, tak i bazylidianie gorliwie uprawiają magię: wywołują duchy, zaklinają i za­mawiają oraz wszelkie inne praktykują kuglarstwa. Wy­myślają przy tym rozmaite imiona aniołów, umiejscawiając jednych w pierwszym, a innych w drugim niebie. Co więcej, usiłują nie tylko podać nazwy wszystkich 365 nie­bios, ale nawet określić ich początek oraz wyznaczyć, któ­re należą do każdego z nich. Zbawiciela, który zstąpił na świat i z niego odszedł, określają mianem „Kaulakau".

Kto się tego wszystkiego wyuczył, kto zna wszystkich aniołów i moce niebiańskie, ten dla nich wszystkich jest niewidzialny i niepoznawalny podobnie jak „Kaulakau".


198 > Dodatek

Co więcej, jak Syn (Boży) był w istocie swej dla wszystkich niepoznawalny, tak i oni powinni się starać, by ich nikt nie poznał: być dla wszystkich niewidzialnymi i niepo­znawalnymi, natomiast sami poznawać wszystkich i wszy­stkich przenikać. „Znaj wszystkich — powiadają — a sam bądź dla wszystkich nieznany." Rzecz jasna, iż ludzie tego rodzaju gotowi są wszystkiemu zaprzeczyć; nie mogą też nawet cierpieć za wiarę, gdyż niczym nie różnią się od otoczenia. Jednakże do takiej wiedzy dochodzi rzekomo tylko znikoma garstka; najwyżej jeden człowiek na tysiąc, a dwóch na dziesięć" tysięcy.

Bazylidianie podkreślają, że wprawdzie nie są już ży­dami, ale nie są też jeszcze chrześcijanami. Tajemnic swych nie tylko nie rozgłaszają, lecz przeciwnie, skrupulatnie je ukrywają. Topografię rzekomych 365 niebios wyobrażają sobie podobnie jak matematycy [pitagorejczycy], od któ­rych przeważnie zaczerpnęli swe poglądy, dostosowując je tylko do specjalnego charakteru swej nauki. Księcia wszy­stkich niebios określają imieniem „Abraxas", suma bowiem wartości liczbowej poszczególnych liter tego słowa wyno­si właśnie 365.

Bazylides *

Bazylides nauczał: „Był niegdyś czas, kiedy nie było niczego, co więcej, kiedy nie było nawet tego »niczego«, co by w jakiś sposób było między istniejącymi rzeczami, lecz mówiąc bez osłonek, szczerze i bez żadnego mata-ctwa: Nie było zgoła niczego. Choć w rzeczy samej, gdy mówię »było«, nie mam bynajmniej na myśli, że coś było naprawdę, lecz mówię tak tylko, żeby jasno wyrazić to, co chcę jasno wykazać, twierdząc mianowicie, że nie było zgoła niczego. Rzecz ta bowiem nie jest po prostu niewy-powiedzialna, którą tak nazywamy. My ją wprawdzie tylko tak nazywamy niewypowiedzialną, lecz z gruntu niewypo-wiedzialna ona nie ]est. Cokolwiek jednak nie jest nie-

0x08 graphic
* Hipolit Rzymski. Refutatio omnium haeresium VII, 20, 2—4; 1—5. Przeł. L. Joachimowicz. W: Filozofia starożytna Grecji i Rzymu. Teksty wybrał i wstępem poprzedził Jan Legowicz. Warszawa, PWN 1968 s. 449—450.


Wybór tekstów patrystycznych - 197

wypowiedzialne w rzeczywistości, niejnoże być nazywane niewypowiedzialnym, ale jest wyniesione ponad wszelkie nazwanie go właściwym imieniem. Wszak również dla na­zwania kosmosu nie wystarczają imiona, tak dalece jest on różnorodny w swojej postaci. Brak jest po prostu imion. Sił mi nie staje, powiada, abym dla wszystkich rzeczy wynalazł odpowiednie imiona, lecz muszę samym tylko umysłem, na niemo, pojmować właściwości przedmiotów, bez nadawania tymże imiennych określeń. (...)

Gdy zatem nie było niczego — ani materii, ani istoty, ani bezistoty, ani rzeczy złożonych, ani niezłożonych, ani widzialnych, ani niewidzialnych, ani człowieka, ani anioła, jednym słowem, niczego zgoła z rzeczy określanych imie­niem, i to ani spośród dostrzegalnych zmysłami, ani uchwytnych umysłem, lecz było tak, jak przedstawiłem w ogólnym zarysie, wówczas nieistniejący bóg, którego Arystoteles nazywa »myśleniem myślenia«, a oni określają mianem nieistniejącej istoty, nie chciał — bez namysłu, bez świadomości, bez woli, bez decyzji, bez czucia i pożą­dania — stworzyć kosmosu. To słowo jednak »chciał« wy­powiadam w przenośni, podobnie jak określeń „bez woli, bez namysłu, bez świadomości". W rzeczywistości bowiem nie stworzył kosmosu w tej jego rozciągłości i w takim układzie, jakie ten kosmos w dalszym rozwoju przybrał i do dziś zachowuje, lecz tylko samo nasienie kosmosu. To jednak nasienie zawierało w sobie wszystko, podobnie jak ziarno gorczycy w bardzo niewielkim zarodku ogarnia , i zawiera w sobie wszystko razem — i korzenie, i łodygę, i gałęzie, i niezliczone listowie, i nasiona ziarenek, które rodzi roślina i tą drogą obfitość nasion coraz to innych i innych -ziarenek roślin. Podobnie nieistniejący bóg stwo­rzył jeszcze nieistniejący kosmos z nieistniejącego tworzy­wa w ten sposób, że spuścił z góry i zatrzymał w locie jed­no jedynie nasienie, które zawiera w sobie wszechzalążki (panspermia) kosmosu. Abym jednak jeszcze jaśniej wyra­ził myśl zawartą w ich słowach, oto: Podobnie jak jajko pięknie upierzonego i wielobarwnego ptaka, na przykład pawia, albo jakiegoś innego, jeszcze bardziej wielokształt­nego i różnobarwnego, chociaż jest jedno, niemniej jednak zawiera w sobie liczne zalążki wielokształtnych i różno­barwnych istot, tak samo, powiada, owo spuszczone z gó-


198 Dodatek

ry przez nieistniejącego boga nieistniejące nasienie ogar­nia w sobie wszechzalążki kosmosu, wielokształtne, a za­razem wieloistotne".

Marcjon *

Ale całe to barbarzyństwo i cały ów smutek- Pontu jest i tak jeszcze niczym wobec najbardziej barbarzyńskiego i smutnego faktu, że w tym właśnie' Poncie urodził się Marcjon — warchoł gorszy od Scyty, włóczęga większy od Hamaksoba, dzikością przewyższający Masagetą, a zu­chwałością Amazonkę, ciemniejszy niż chmura, przykrzej-szy niż zima, więcej zwodniczy niż Ister, bardziej prze­paścisty niż Kaukaz.

I cóż się potem dziwić, że taki człowiek w bluźnierczy sposób wypruwa wnętrzności samemu prawdziwemu Pro-meteuszowi, to jest Bogu wszechmocnemu, okazując się dzikszym od dzikich bestii swego barbarzyńskiego kraju — bo niby jakiś bóbr kastruje ciało ludzkie, potępiając mał­żeństwo, bo niby żarłoczna mysz pontyjska gryzie na strzę­py Ewangelię. Może byś, Pontyjczyku, znalazł uznanie u filozofów, ale nigdy nie znajdziesz go u chrześcijan. Niby biedna psina chodził niegdyś Diogenes w południe ze świecą, starając się znaleźć człowieka; ty, Marcjonie, zna­lezionego już przez siebie Boga utraciłeś, gdyś zgasił świa­tło swej wiary.

Nawet sami uczniowie Marcjona nie zaprzeczają, że zra­zu wyznawał on wiarę taką jak my. Dowodzą tego rów­nież jego listy, pisane jak gdyby w tym właśnie celu, by go już bez zastrzeżeń można było uznać za heretyka, sko­ro wyrzekł się tego, czym wszak niegdyś był, a obrał to, czym dawniej nie był. Bowiem nie ulega wątpliwości, że herezją jest wszystko, co później zostało wprowadzone, natomiast prawdą wszystko, co jako prawda przekazywa­ne było od początku. Omówiłem to już zresztą dokładniej w specjalnej rozprawie przeciwko heretykom, w której bez wchodzenia w szczegóły ich nauki wykazałem im przy pomocy samego tylko argumentu z „preskrypcji", że są heretykami. Wartości tego argumentu nie umniejsza by-

0x08 graphic
* Tertulian. Przeciw Marcjonowi I 1—2. Przeł. M, Michalski. W: ALP t. 1 s. 226—228.


Wybór tekstów patrystycznych 199

najmniej okoliczność, że teraz podejmuję szczegółowe zba­danie nauki naszego przeciwnika; czynię to tylko dlatego, aby nie uszło czyjejś uwagi, w czym tkwi główne zagad­nienie sporne.

Przyjmuje mianowicie nasz Pontyjczyk istnienie dwóch Bogów, nie zdając sobie sprawy, że w ten sposób wpływa niejako między dwie Symplegady, które muszą spowodo­wać jego katastrofę. Jeden z tych Bogów to nasz Bóg--Stwórca, którego istnienia nie mógł zaprzeczyć •—■ drugi zaś to już jego własny bóg, którego istnienia nie potrafi udowodnić. Natchnienie do tego rodzaju pomysłu zaczer­pnął z fragmentu zupełnie jasnej wypowiedzi Pańskiej (Mt 7,18) o drzewie dobrym i drzewie złym, która to wy­powiedź odnosi się przecież nie do bogów, lecz do ludzi, i stwierdza tylko tyle, że dobre drzewo nie rodzi złych owoców ani złe drzewo dobrych, to znaczy, że kto dobrze myśli i wierzy, nie czyni źle, kto zaś myśli i wierzy źle, nie czyni dobrze. Gdy już zmęczył się bezustannym wałko­waniem kwestii pochodzenia zła, a do tego jeszcze stępił swój umysł chorobliwą ciekawością, nagle posłyszał, jak sam Stwórca oświadcza: „Jam jest, który stwarzam zło" (por. Iz 45, 7). Raz tedy uczepiwszy się myśli, iż Stwórca jest sprawcą zła, oraz rozważając inne jeszcze argumenty, które może nawet zdolne są przekonać kogoś, kto ma prze­wrócone w głowie, coraz bardziej począł się utwierdzać w przekonaniu, że owo złe drzewo, rodzące złe owoce — czyli zło — to nikt inny, tylko Bóg-Stwórca, a skoro tak, to musi istnieć jeszcze jakiś inny Bóg, który by odpowia­dał drzewu dobremu, rodzącemu dobre owoce. Ponieważ zaś u Chrystusa stwierdził rzekomo postawę duchową zu­pełnie odmienną od postawy Stwórcy, polegającą miano­wicie na samej tylko czystej dobroci, łatwo już z tego wy­ciągnął ostateczny wniosek, iż w Chrystusie objawiło się zupełnie nowe, nie znane dotychczas Bóstwo. W ten spo­sób za pomocą zaledwie odrobiny kwasu zaprawił here­tyckim posmakiem całe ciasto wiary. Pomocnikiem zaś je­go przy tym był niejaki Cerdon, właściwy twórca owego skandalicznego pomysłu. Wydawało się obu ślepcom, że we dwójkę łatwiej wypatrzą swoich dwóch Bogów, ale cóż się dziwić, że nie potrafili dostrzec, iż w rzeczywistości jest tylko jeden Bóg? Wszak ludziom o chorym wzroku jedno światło zawsze dwoi się lub troi w oczach.


200 Dodatek

Cerdon i Marcjon *

Za Hygina, dziewiątego z kolei następcy apostołów na biskupstwie rzymskim, przybył do Rzymu niejaki Cerdon. Nawiązując do nauki szymonian uczył, że Bóg głoszony przez Prawo i Proroków nie jest bynajmniej ojcem Pana naszego Jezusa Chrystusa. Pierwszy jest poznawalny, drugi niepoznawalny, pierwszy sprawiedliwy, drugi dobry.

Poglądy Cerdona kontynuował i rozwinął Pontyjczyk Marcjon. Ten już całkiem bezwstydnie bluźnił przeciwko Bogu Prawa i Proroków, twierdząc, że jest On sprawcą wszelkiego zła, inspiratorem wszelkich wojen, niestałym w swych postanowieniach, a często nawet zaprzeczającym sobie samemu. Jezus, zdaniem Marcjona, pochodzi od Ojca stojącego wysoko ponad Bogiem, Stwórcą świata; za rzą­dów Piłata Ponckiego, namiestnika cesarza Tyberiusza, przybył On do Judei i zjawił się Judejczykom w postaci ludzkiej, aby obalić Zakon i Proroków oraz zniszczyć wszy­stkie dzieła Boga, który stworzył świat, i włada nim niby tyran.

Okroiwszy Ewangelię Łukasza, a mianowicie usunąwszy z niej wszystko, co dotyczy narodzin Pana oraz skreśli­wszy z nauki Pańskiej ustępy, w których Pan, zgodnie z Pismem świętym (Starego Zakonu) najwyraźniej nazy­wa Stwórcę świata swym Ojcem, Marcjon wmawiał w uczniów, że podając im takie tylko szczątki Ewangelii zamiast jej całej, bardziej zasługuje na wiarę niż sami apostołowie, którzy nam Ewangelię przekazali. Podobnie też pookrawał on Listy apostoła Pawła, wyrzuciwszy z nich wszystkie zdania, w których apostoł przedstawia Boga Stwórcę jako Ojca Pana naszego Jezusa Chrystusa^ oraz wszystkie proroctwa uważane przez apostoła za zapowiedź przyjścia Pana.

Możliwość zbawienia przyznawał Marcjon tylko samej duszy ludzkiej, przy czym za warunek zbawienia uważał przyjęcie jego nauki; ciało, jako wzięte z ziemi, wykluczał od współudziału w zbawieniu. Nie poprzestawał jednak na samym bluźnieniu przeciwko Bogu, lecz szedł znacznie dalej. Niby jakiś rzecznik szatana,,,kpiąc sobie ze wszel­kiej prawdy twierdził, że zarówno Kain i jego naśladow­cy, jak Sodomici i im podobni, a nawet wszyscy w ogóle

0x08 graphic
* Ireneusz z Lugdunum. Zdemaskowanie i odparcie fałszy­wej gnozy I, 27. Przeł. M. Michalski. W: ALP t. 1 s. 164—165.


"Wybór tekstów patrystycznych 201

poganie, bez względu na bagno zła. w jakim się nurzali, zostali przez Pana wybawieni i wprowadzeni do Jego kró­lestwa, ponieważ gdy zstąpił do piekieł, wyszli naprze­ciwko Niego; natomiast Abel, Henoch, Noe i inni spra­wiedliwi, łącznie z patriarchami wywodzącymi się od Abra­hama, prorokami i innymi ludźmi miłymi Bogu, nie do­stąpili zbawienia. Tak miał rzekomo oświadczyć wąż sie­dzący w Marcjonie, uzasadniając to okolicznością, że ci ostatni, przyzwyczajeni do tego, iż Bóg zsyła na nich róż­norodne pokusy, podejrzewali, że również w tym wypadku wodzi On ich tylko na pokuszenie i nie biorąc za prawdę tego, co im głosił Jezus, nie wyszli Mu naprzeciw, wobec czego dusze ich pozostały nadal w piekle.

Kiedyś postaram się napisać, z pomocą Bożą, osobną rozprawę przeciwko temu Marcjonowi, jedynemu spośród .heretyków, który odważył się okrawać pisma apostolskie d bezwstydnie poniżać majestat Boży. Pokonam go wtedy argumentami z jego własnych pism oraz z tych wypowie­dzi Pana i apostołów, na które sam się powołuje. Niemniej wszakże już teraz uważałem za konieczne wspomnieć o nim, abyś mógł osobiście stwierdzić, że w gruncie rze­czy wszyscy fałszerze prawdy i wrogowie nauki Kościoła, bez względu na różnice panujące między nimi, są właści­wie tylko uczniami i następcami Szymona Samarytanina. Choć przemilczają oni dyskretnie imię swego mistrza, aby drugich w błąd wprowadzić, to jednak to, co głoszą, jest w rzeczywistości niczym innym, jak jego nauką. Jeśli przy tym mówią jeszcze o Chrystusie Jezusie, to czynią to tylko dla zamydlenia oczów ludzkich. Przemycając zaś bezbożną naukę Szymona pod postacią różnorodnych systemów, tym liczniejszych dokonują morderstw, gdyż wzniosłymi hasła­mi skierowują ludzi na zgubną drogę fałszu, a słodkim imieniem Jezusa przysłaniają podawaną im gorzką i za­bójczą truciznę węża, tego księcia wszystkich apostatów.

Kerdon, Marcjon, Lukcnus, Apelies i Tacjan *

W pewnym stopniu naśladuje ich niejaki Kerdon. Wpro-wadził on dwa początki, to jest dwu bogów, jednego do-

* Pseudo-TertuliańT Przeciw wszystkim herezjom 6—7. Przeł. W. Myszor. W: Tertulian, Wybór pism II s. 227—228.


202Dodatek

brego, a drugiego złego, dobrego jako wyższego i złego jako stwórcę świata. Odrzuca proroków i prawo, nie uzna­je Pana za stwórcę świata. Mówi, że Chrystus przyszedł jako syn Boga wyższego, zaprzecza, żeby miał cielesną substancję. Twierdzi, że istniał jedynie jako zjawa, i że w ogóle nie cierpiał, lecz cierpiał tylko pozornie. Za­przecza, że został narodzony z dziewicy, mówiąc, że w ogó­le się nie narodził. Przyjmuje w pewien sposób jedynie zmartwychwstanie dusz, odrzuca zaś zmartwychwstanie ciał. Przyjmuje tylko Ewangelię Łukasza, i to nie w całoś­ci. Nie przyjmuje także innych pozostałych, ani w całości listów św. Pawła. Odrzuca jako falsyfikat Dzieje Apostol­skie i Apokalipsę.

Po nim wystąpił jego uczeń, imieniem Marcjon. Pocho­dził on z Pontu i był synem biskupa." Został odrzucony od łączności z Kościołem z powodu zbezczeszczenia jakiejś dziewicy. I tu można powiedzieć: Każde dobre drzewo dobre owoce daje, źłe zaś złe owoce przynosi (Mt 7,17). Marcjon usiłował przyjąć i głosić herezję Kerdona, którą tamten starszy heretyk wcześniej wyraził. Po nim wystą­pił heretyk imieniem Lukanus. Był zwolennikiem Marcjo-na, a także jego uczniem. Nauczał on przyjmując tego sa­mego rodzaju bluźnierstwa, które głosili Marcjon i Ker-don.

Po nim wystąpił Apelles, uczeń Marcjona, który popeł­niwszy grzech cielesny został od niego odsunięty. Wyzna­wał on jedynego Boga, istniejącego w granicach wyższych rejonów. Bóg ten stworzył liczne moce i aniołów. Dlatego też inną moc, którą Apelles nazywa Panem, uważa jednak za anioła. Dlatego też chce, aby świat był uznany za twór uczyniony na podobieństwo świata wyższego. Ponieważ jednak nie został uczyniony tak doskonale, jak ów wyższy, sądzi Apelles, że do tego świata przyłączyła się pokuta. Odrzuca prawo i proroków. Nie uważa, tak jak mówi Marcjon, że Chrystus istniał jako zjawa, ani że miał prawdziwe ciało, jak uczy Ewangelia, lecz że w tym, w czym zstąpił z wyższych rejonów, w czasie samego zstępowania, tworzył sobie ciało gwiezdne, i eteryczne. Uczy, że poszczególnym sferom, wstępując w górę oddał poszczególne elementy (ciała), które przyjmował zstępując. I tak po rozproszeniu części swego ciała, w niebie oddał tylko ducha. Apelles zaprzecza zmartwychwstaniu ciała.


Wybór tekstów patrystycznych 203

mówiąc o samym tylko zmartwychwstaniu dusz. Uznaje Ltylko samego Apostoła, to znaczy w redakcji Marcjona, a więc nie w całości. Ma także własne, choć nieoficjalne pisma, które nazywają się „Fanaroseis" („Wizje") jakiejś dziewczyny o imieniu Filumene, którą traktuje jako proro­kinię. Ma także swoje księgi, które zatytułował „Syllogiz-my", a w końcu chce dowieść, że wszystko, co Mojżesz napisał o Bogu, nie jest prawdą, ale fałszem.

Do tych wszystkich heretyków dołącza się jeszcze jeden heretyk, jaiejaki Tacjan. Był on uczniem Justyna Męczen­nika. Po jego śmierci zaczął jednak myśleć inaczej. Myślał bowiem całkowicie jak Walentyn, dołączywszy swój po­gląd, mianowicie, że Adam nie mógł dostąpić zbawienia ja^ koby według tej zasady, że jeśli gałęzie drzewa nie dostę­pują zbawienia, to i korzeń nie jest zbawiony.

WaJentyn, Morcjon, Apdfes *

Jakimś tam -sposobem błądzono. I oczywiście błąd pa­nował tak długo, dopóki nie pojawili się heretycy! Prawda czekała na wolność otrzymaną z rąk niejakich Marcjoni-tów, Walentynian! Tymczasem na próżno głoszono ewan­gelię, na próżno wierzono, na próżno spełniano tyle uczyn­ków wiary, na próżno tyle cudów, tyle charyzmatów dzia­łało, na próżno tyle czynności kapłańskich, tyle posług sprawowanych, wreszcie na próżno tylu męczenników zo­stało ukoronowanych. Albo, jeśli już nie na próżno i nie na darmo, to jak to być mogło, by dary boże wcześniej przyjmowano, i sprawowano je zanim poznano, od któ­rego pochodzą Boga? Najpierw chrześcijanie, później Chrystus? Najpierw herezje, później prawdziwa doktryna? We wszystkich jednak rzeczach, prawda wyprzedza obraz, po rzeczy następuje podobieństwo. Zresztą wielką byłoby głupotą, aby pierwszą naukę uznać za herezję, skoro ta pierwsza zapowiada herezje, i stwierdza, że należy uni­kać przyszłych herezji. (...) owszem sama ta nauka pisze do Kościoła: „Jeśliby nawet anioł z nieba głosił wam in-

0x08 graphic
* Tertulian. Preskrypcja przeciw heretykom 29—30. Przeł. E. Stanula. W: Tertulian. Wybór pism. Warszawa, ATK 1970 s. 29—30 (PSP t. 5).


204 . Dodatek

ną ewangelię niż tę, którą wam przyniosłem, niech bę­dzie wyklęty".

Gdzie był wtedy Mar ej on, pontyjski żeglarz i uczeń sto­ików?" Gdzie platończyk Walentyn? Powszechnie bowiem wiadomo, że wówczas ich jeszcze nie było; że prawie za panowania Antonina pobierali początkowo naukę wiary ka­tolickiej, przebywali za episkopatu błogosławionego Eleu-tera w kościele rzymskim i_to tak długo, dopóki z powodu ustawicznie niepokojącej dociekliwości, która nawet bra­ciom się nie podobała, nie zostali dwa razy wyrzuceni ze społeczności kościelnej, Marcjon wprawdzie z dwustu ses-tercjami, które wniósł Kościołowi; na koniec zaś zostali skazani na dożywotnie wygnanie, gdzie rozsiewali truciznę swoich nauk. Po pewnym czasie Marcjon poddał się po­kucie i miał odzyskać- pokój pod warunkiem, że przy­wróci Kościołowi tych, których uwiódł swą nauką. Śmierć jednak go zaskoczyła. Potrzeba bowiem, by istniały he­rezje! Przez to jednak że muszą być, herezje nie są czymś dobrym! Wyglądałoby to tak, jakby i zło musiało istnieć. Pan musiał być wydany, ale biada zdrajcy! Niech nikt w ten sposób nie broni herezji. A gdy się rozważy ród Apellesa, okazuje się, że nie jest on starszy od Marcjona swego mistrza i nauczyciela. Gdy go kobieta doprowadziła do upadku, porzucił powściągliwość marcjonicką, udał się do Aleksandrii, porzucając najświętszego nauczyciela. Stąd po wielu latach znowu powrócił niewiele lepszy, poza tym, że już nie był msrcjonitą. Tu związał się z inną kobietą., ową osławioną dziewicą Filumeną, o której wspomnieliś­my. Następnie zaś, ta prostytutka tak go omotała, że pod wpływem tak zwanej jej siły wyższej, a zwłaszcza pozna­nia jej samej, napisał „Objawienie". Żyją jeszcze ci, którzy ich dobrze pamiętają; pozostali także ich uczniowie i na­stępcy. Nie można więc zaprzeczyć ich zbyt późnego po­chodzenia. Zresztą można ich pokonać, jak Pan powiedział, ich własnymi czynami. Jeśli bowiem Marcjon oddzielił No­wy Testament od Starego, to oczywistą jest rzeczą, że był późniejszy od tego, co rozdzielił, bo przecież nie mcżna czegoś inaczej rozdzielać, jak tylko co było na początku jednością. Jedność przed podziałem i fakt podziału wska­zuje na późniejszego sprawcę podziału. Również Walentyn "inaczej ucząc i chyba bez wątpienia poprawniej, wskazuje.


Wybór tekstów patrystycznych 205

że jest późniejszy, skoro poprawia to, co uważa, że na początku było fałszem. Wymieniamy tylko tych, jako naj­bardziej wyróżniających się i znanych fałszerzy prawdy. Zresztą i niejaki Nigidius i Hermogenes i wielu innych żyje jeszcze i burzy drogi Pańskie. Domagam się stanow­czo, by ci wszyscy wykazali mi, czyją cieszą się powagą. Jeśli przepowiadają innego Boga, to dlaczego posługują się rzeczami, pismami i imionami tego Boga, przeciwko któremu występują? Jeśli głoszą tego samego Boga, dla­czego inaczej? Niech udowodnią, że są nowymi apostołami, niech mówią: Chrystus ponownie zstąpił z nieba, ponow­nie sam nauczał, ponownie został ukrzyżowany, ponownie umarł i ponownie zmartwychwstał. A dalej, Chrystus w ten sposób powołał apostołów, że nadto dał im władzę czynienia takich cudów, jakie sam dokonywał. Domagam się przeto, aby mi przytoczyli na dowód swoje cuda, chyba że uznam za największy ich cud fakt, że naśladują od­wrotnie apostołów: tamci wskrzeszali umarłych, ci żyją­cych uśmiercają.

Walentyn, Ptolemeusz, Sekundus i Herakleon *

Walentyn, heretyk, wprowadził natomiast wiele kłamstw. Wyjaśnię krótko, w streszczeniu. Wprowadził pojęcie „Peł­ni" i trzydziestu eonów. Ustawił je w sysygiach, to jest w swego rodzaju parach. Powiedział bowiem, że na po­czątku była „Otchłań" i „Milczenie", z nich powstały „Ro­zum" i „Prawda", z których znów wyszły „Słowo" i „Ży­cie", a z nich znowu powstał „Człowiek" i „Kościół". Z tych ostatnich wyszło jeszcze dwadzieścia eonów. Jest to owa „Trzydziestka", która jest w „Pełni", która składa sią z ogdoady, dekady i dodegady.

Trzydziesty eon postanowił zobaczyć „Otchłań". Aby to uczynić odważył się wstąpić na wyższe rejony. Nie był jednak zdolny do zobaczenia jego wielkości, trwał bowiem -w braku i prawie że zostałby rozwiązany, gdyby nie zo­stał wysłany dla utrwalenia go ten, którego nazywają

0x08 graphic
* Pseudo-Tertulian. Przeciw wszystkim herezjom 4. Przeł. W. Myszor. W: Tertulłan, Wybór pism U, s. 225—226.


206 Dodatek

„Kresem", i gdyby nie wzmocnił go wypowiedzianym sło­wem „Jao". Eon ów, istniejący w braku, Aehamoth, trwał w namiętnościach owego pragnienia i ze swych namiętnoś­ci wydał byty materialne. Przeląkł się bowiem, powiada Walentyn, bał się bardzo i zasmucił i z tych właśnie na­miętności począł i zrodził. W ten sposób uczynił niebo, ziemię i morze i wszystko, cokolwiek w nich jest. Z tej przyczyny wszystkie zostały przez niego stworzone, ponie­waż on sam został poczęty i wydany na świat w stanie braku. Twierdzi jednak, że to „Kres" ustanowił ten świat z tych bytów materialnych, które mu dostarczył Aehamoth przez swój strach, bojaźń, smutek czy pragnienie. Z tego strachu, powiada, powstały ciemności, z bojaźni i niewie­dzy duchy nieprawości i złośliwości, ze smutku zaś i łez powstała wilgoć źródeł i rzek i substancja morza. Powia­da, że Chrystus został wysłany przez owego „Praojca", którym jest „Otchłań". Nie zaistniał on jednak w substan­cji naszego ciała, ale przyniósł jakieś — nie wiem — du­chowe ciało z nieba. Jak woda przez rurkę tak przeszedł przez dziewicę Marię, niczego przez to nie przyjął ani się sam nie zmienił. Zaprzecza zmartwychwstaniu jego ciała, tego drugiego. Prawo i proroków raz przyjmuje, raz od­rzuca, to znaczy faktycznie to odrzuca, skoro odrzuca ja­kieś prawdy. Posiada również swoją ewangelię, a poza tym także naszą (ewangelię).

Po nim wystąpili heretycy, Ptolemeusz i Sekundus, któ­rzy we wszystkim prócz jednego zgadzają się z Walenty-nem. Walentyn bowiem wylicza tylko trzydzieści eonów, a ci zaś podają jeszcze większą liczbę, dodając najpierw cztery, a następnie jeszcze cztery dalsze. To, co mówi Walentyn, że trzydziesty eon wyszedł z Pełni, ponieważ był w braku, odrzucają, ponieważ ten, który z powodu pragnienia zobaczenia praojca znalazł się w braku, nie po­chodził według nich ~z tej trzydziestki (eonów).

Następnie pojawił się inny heretyk, Herakleon, który myślał podobnie jak Walentyn. Ze względu na nowość swej nauki pragnął być uznany za takiego, co inaczej myś­li. Wprowadził najpierw to, co głosił Walentyn, z owej monady dopiero wyprowadził jednak dwa eony i dalsze dwadzieścia pozostałych eonów. Dalej wprowadził już (naukę) całego Walentyna.


Wybór tekstów patrystycznych 207

Marek, Koiarbasus *

Nie zabrakło później i takich, jak niejaki Marek albo Koiarbasus, co spekulują na greckim alfabecie. Uważają bowiem, że nie może istnieć prawda bez udziału tych liter. Cała pełnia i doskonałość prawdy zawarta jest w tych literach. Z tej bowiem przyczyny Chrystus powiedział: „ja jestem Alfą i Omegą". Sądzą, że ta moc zstąpiła wreszcie na Jezusa Chrystusa, to znaczy w postaci gołębicy zstąpiła na Jezusa, nazywają ją greckim słowem „peristera". Jest ona opatrzona liczbą 801. Analizują także różne litery jak „omega", „psi", „chi", „phi", „ypsilon", „tau", cały alfa­bet aż do „beta" i „alfa". Obliczając tak sądzą, że są to właśnie ogdoady, dekady i tak wywodzą wszystkie swe głupstwa, co jest rzeczą próżną i niepotrzebną. Jednakże jeden pogląd nie jest już bez znaczenia, lecz nawet jest niebezpieczny. Stwarzają sobie innego boga prócz stwórcy. Zaprzeczają zatem temu, że Chrystus istniał w substancji ciała oraz odrzucają zmartwychwstanie ciała.

Skutki działalności gnosiyka Marka **

Przez takie czyny i nauki zwiedli (gnostycy) również w naszych stronach nad Rodanem wiele niewiast, które mając napiętnowane sumienie swoje (1 Tm 4,2), jedne czynią za to publiczną pokutę, drugie wstydząc się tego, tracą w cichości swego serca nadzieję na życie w Bogu. Jedne odpadają całkowicie, drugie zaś są niezdecydowane między dwiema skrajnościami.

s, CerynI 96»

Następnie Karpokrates wprowadził taką oto sektę. Mó­
wi on, że^ istnieje jedna tylko moc najwyższa na wyso-
_____ i

* Pseudo-Tertulian. Przeciio wszystkim herezjom 5. Przeł. W. Myszor. W: Tertulian, Wybór pism II s. 226—227.

** Ireneusz. Adversus haereses I 13, 7. Przeł. A. Bober. W: A. Bober. Antologia patrystyczna. Kraków, Wydawnictwo Apo­stolstwa Modlitwy 1965 s. 31.

*** Pseudo-Tertulian. Przeciw wszystkim herezjom 3. Przeł. W. Myszor. W: Tertulian, Wybór pism II s. 33.


208 Dodatek

kościach. Z niej wyszli inni aniołowie i moce, którzy odda­leni bardzo od owych na wysokościach, stworzyli świat w niższych rejonach. Mówi, że Chrystus nie narodził się z dziewicy Marii, lecz że powstał z nasienia Józefa i uro­dził się tylko jako człowiek. Chrystus jednak jest dosko­nalszy od innych przez cnotę sprawiedliwości', nieskazi-telność życia. Sądzi, ze został on umęczony przez Żydów, ale do nieba została wzięta sama tylko jego dusza, od tego, co było od innych słabsze i bardziej nieokrzesane. Od nie­go też, jego zdaniem, zebrane są zachowane części dusz, gdyż tylko one będą zbawione, a nie będzie zmartwych­wstania ciała.

Po nim wystąpił heretyk Cerynt, który nauczał zresztą podobnie. I ten twierdził, że świat został stworzony przez aniołów. Utrzymywał, że Chrystus zrodzony został z aa-sienia Józefa i był jedynie człowiekiem bez połączenia z bóstwem, że także prawo dane było przez aniołów, po­nieważ Bóg Żydów nie był Panem, ale aniołem.

Cerynt i nikolaici *

W Azji szerzył swą naukę niejaki Cerynt. Głosił on, że
świat jest dziełem nie najwyższego Boga, lecz jakiejś Mo­
cy zupełnie odrębnej i o całą przepaść niżej od Pierwszej
Przyczyny wszechrzeczy, a przy tym w ogóle nie znajdu­
jącej transcendentnego Boga. Jezus nie zrodził się według
nich z dziewicy — gdyż to rzecz niemożliwa — lecz był
synem Józefa i Maryi, poczętym tak samo jak wszyscy
ludzie, przeważającym ich tylko sprawiedliwością-, roztrop­
nością i mądrością. Po chrzcie zstąpił na Niego w postaci
gołębicy Chrystus, pochodzący od Pierwszej Przyczyny
wszechrzeczy; pod jego wpływem Jezus począł opowiadać
o nieznanym Ojcu i czynić cuda. W końcu jednak ów
Chrystus opuścił Jezusa, a wówczas Jezus został umęczo­
ny i zmartwychwstał; sam Chrystus, jako istota duchswa,
nie podlegał cierpieniu. (...) l

Nikolaici uważają za swego mistrza niejakiego Mikoła­
ja, jednego z siedmiu mężów, wyświęconych przez aposto-
__j

* Ireneusz z Lugdunum. Zdemaskowanie i odparcie fałszy-•wej gnozy I 26. Przel. M. Michalski. W: ALP t. 1 s. 164.


Wybór tekstów patry stycznych % 209

łów na pierwszych diakonów. Żyją rozpustnie, twierdząc, że zarówno cudzołóstwo jak pożywanie pokarmów ofiaro­wanych bałwanom jest rzeczą bez znaczenia. O ich pro­wadzeniu się świadczy najlepiej Apokalipsa Janowa, gdy mówi: „To tylko cię ratuje, że nienawidzisz dzieł nikolai-tów, których i Ja nienawidzę" (2, 6).

Ofiei, kcmaiei i setianie

» Do tych wspomnianych dołączyli także inni heretycy, ci, którzy nazywali się Ofitami. Czcili bowiem węża w takim stopniu, że woleli go bardziej niż Chrystusa. „Ten bo­wiem — powiadają — dał nam początek wiedzy o dobru i złu". Widząc jego potęgę i majestat, Mojżesz — mówią — podwyższył miedzianego węża i ci, którzy na niego spo­glądali, odzyskali zdrowie. Uważają, że także Chrystus w ewangelii naśladuje świętą moc owego węża, gdy mówi: „Jak Mojżesz podwyższył węża na pustyni, tak trzeba, że­by i Syn człowieczy został podwyższony". Wprowadzają go do obrzędów poświęcających ich eucharystię. Lecz cała śmieszność i treść tego błędu wypływa stąd, że mówią, iż z owego pierwszego eonu pochodzą liczne inne eony niż­sze. Wszystkie one jednak stoją ponad owym eonem, któ­remu na imię Jaldabaoth. Ten zaś ostatni powstał z inne­go eonu, który pomieszany z jakimiś niższymi eonami, gdy chciał się przemieścić do wyższych rejonów, nie mógł tego uczynić ze względu na ciężar materii, która była z nim wymieszana. Pozostawszy w środku rozciągnął się cały i uczynił w ten sposób niebo. Uważają, że Jalda­baoth zszedł niżej i stworzył siedmiu synów, zamknął on wyższe sfery z powodu pychy po to, aby aniołowie nie mogli poznać tego, co jest wyżej, i jego tylko uznawali za Boga. Sądzą więc, że te moce i niżsi aniołowie stwo­rzyli człowieka. Człowiek, ponieważ został stworzony przez słabsze i pośledniejsze istoty, leżał czołgając się jak ro­bak. Twierdzą, że ów eon, od którego pochodzi Jaldabaoth, poruszony zawiścią posłał leżącemu człowiekowi jakąś iskrę, aby ten rozbudzony nią, został oświecony i dzięki

0x08 graphic
* Pseudo-Tertulian. Przeciw wszystkim herezjom 2. Przeł. W. Myszor. W: Tertulian, Wybór pism U s. 221—224.

14 — Gnoza


210 Dodatek

mądrości mógł poznać i rozumieć byty wyższe. Powiadają, że Jaldabaoth ponownie oburzył się i wydał z siebie moc na podobieństwo węża, że moc ta istniała w raju, to zna­czy była tym wężem, któremu Ewa uwierzyła jakoby sy­nowi bożemu. A ponieważ „zerwała owoc z drzewa" — po­wiadają — „dostarczyła rodzajowi ludzkiemu poznania do­bra i zła". Uważają, że Chrystus nie istniał z substancji cielesnej i absolutnie odrzucają zmartwychwstanie ciała.

Wybuchła także inna herezja, którą określa się jako he­rezję Kainistów. Jej zwolennicy bowiem czczą Kaina, któ­ry jakoby miał być poczęty z działania mocy, jak również, że moc ta w nim samym działała. Sądzą, że Abel został poczęty i stworzony z niższej mocy i dlatego pozostał niż­szy. Zwolennicy tej herezji czczą także Judasza, zdrajcę, uważając, że był on wspaniały i wielki dzięki korzyściom, jakie przyniósł rodzajowi ludzkiemu. Z tego powodu uwa­żają niektórzy z nich, że należy oddawać cześć Judaszo­wi. Judasz, powiadają, spostrzegając, że Chrystus chce zniszczyć prawdę, wydał go, aby prawda nie została znisz­czona. Inni sądzą inaczej i mówią: „Ponieważ moce tego świata nie chciały, aby Chrystus cierpiał i w ten sposób, żeby nie zostało przygotowane rodzajowi ludzkiemu zba­wienie przez jego śmierć". Judasz chcąc zbawienia ludz­kości, zdradził Chrystusa, aby zbawienie, któremu prze­szkadzały moce, gdyż starały się, aby Chrystus nie cierpiał, nie mogło doznać przeszkody i w ten sposób przez śmierć Chrystusa, aby nie mogło być żadnego opóźnienia zbawie­nia rodzaju ludzkiego.

Nadeszła również herezja, którą nazywa się herezją Se-tian. Jej przewrotność polega na takim oto nauczaniu. Aniołowie stworzyli dwu ludzi, Kaina i Abla. Z ich po­wodu pojawiają się liczne niesnaski i napięcia między aniołami. Z tej przyczyny owa moc, która jest ponad wszy­stkie moce, którą nazywają matką, gdy, jak powiadają, Abel został zabity, postanowiła, aby został poczęty i zro­dzony Set w miejsce Abla. Postanowiła tak, aby aniołowie, którzy stworzyli dwu pierwszych ludzi, zostali osłabieni, zaś miało się rodzić i powstać czyste pokolenie. Połączenia bowiem ludzi i aniołów, mówią, były nieprawe. Z tej przyczyny owa moc, którą nazywają matką, wprowadza dla kary potop, aby tym samym zostało zniszczone poko­lenie, pochodzące ze zmieszania, a pozostało zachowane


Wybór tekstów patrystycznych 211

w całości pokolenie, które było czyste. Uważają jednak, że tamci, którzy utworzyli ich z pierwszego pokolenia, po­tajemnie i skrycie, bez wiedzy owej mocy, matki, wysłali pokolenie Chama razem z owymi ośmioma duszami do arki, aby w ten sposób pokolenie zła nie zginęło, ale aby zostało zachowane razem z innymi, a po potopie, gdy wróci do ziemi, aby przykładem innych wzrastało i roz­szerzyło się na całą ziemię, wypełniło ją i zajęło. O Chrys­tusie zaś sądzą w ten sposób. Uznają go tylko za Seta, to znaczy, że Chrystus zaistniał zamiast owego właśnie Seta.

Ofici *

Zgodnie ze swą nauką jako początek wszystkich rzeczy czczą człowieka i syna człowieczego. Ten człowiek jednak jest męskożeńskiej natury i nazywa się Adam. Na jego cześć ułożyli sobie wiele różnorodnych hymnów. Te hym­ny, mówiąc w streszczeniu, wypowiadają się mniej więcej w sposób następujący: „Dla Ciebie, Ojcze, i przez wzgląd na ciebie, Matko, obydwa nieśmiertelne imiona, rodzicielu eonów, mieszkańcze niebios, człowiecze wielkiego imie­nia". Dzielą zaś tego człowieka, podobnie jak Geryona, na trzy części: jedna mianowicie w nim część jest umysłowa, druga duchowa, trzecia ziemska. Wierzą przy tym, że znajomość tego człowieka jest początkiem, by Boga móc poznać. Myśl tę wypowiadają w sposób następujący: „Po­czątkiem doskonałości jest poznanie człowieka, poznanie natomiast Boga je*st już w pełni osiągniętą doskonałością". Otóż te wszystkie trzy części — umysłowa, duchowa i ziemska, zstąpiły razem w jednego jedynego człowieka, w Jezusa, którego zrodziła Maria, i oznajmili w jednym czasie i w ten sam sposób owi trzej ludzie o właściwych sobie istotach, każdy o swej swoistej naturze. Według ich mianowicie nauki trzy są rodzaje wszelkiego jestestwa — anielski, duchowy i ziemski, i trzy kościoły: anielski, du-

•—• A

* Hipolit Rzymski. Refutatio omnium haeresium V, 6, 4—7; V, 7; V, 20. Przeł. L. Joachimowicz. W: Filozofia starożytna Grecji i Rzymu s. 436—440.


212 Dodatek

chowy i ziemski. Ich zaś imiona — Wybrany, Powołany, Uciemiężony. To są w istocie główne zasady rozlicznych nauk, jakie Jakub, brat Pana, miał przekazać, Mariam-me. (...)

Badają ponadto, czym w rzeczywistości jest duszami skąd pochodzi, i jaka jest natura, że wszedłszy w człowieka, w ruch go Wprawiła i ujarzmiła, i ukarała twór doskona­łego człowieka. Badają zaś nie na podstawie pisma, ale mą­drości misteriów. Dusza jednak, jak powiadają, jest rzeczą z gruntu niedostrzegalną i niepojętą, ponieważ nie pozo­staje w tej samej formie ani postaci, ani w jednym wy­łącznie stanie, tak aby mógł ktoś powiedzieć, że zdołał ją poznać bądź to w zewnętrznych przejawach, bądź też w istocie. Przemiany tego rodzaju, w dodatku różnorodne, mają zawarte w Ewangelii napisanej w Egipcie. Nie wie­dzą zatem, podobnie zresztą jak wszyscy inni ludzie wśród pogan, czy dusza wywodzi się z czegoś uprzednio istnie­jącego oraz samorodnego, czy też z* wynurzonego chaosu. I najpierw szukają wytłumaczenia w misteriach Asyryj-czyków, którzy przyznają trójdzielność człowieka. Pierwsi bowiem Asyryjczycy doszli do przeświadczenia, że dusza jest trójdzielna, zarazem •— jedna. Wszelka bowiem, jak powiadają, natura pożąda duszy, tylko że każda w odmien­ny sposób. Dusza bowiem ]est sprawczą przyczyną wszy­stkiego, cokolwiek się staje, ponieważ wszystko, jak mó­wią, cokolwiek się żywi i wzrasta, wymaga duszy. Żadna rzecz przecież nie jest w stanie tego dokazać, by się żywiła i rosła, jeżeli- nie ma w niej duszy. Wszak nawet kamienie ożywione są duszą, ponieważ mają zdolność do wzrostu. Wzrost jednak w żaden sposób nie może nastąpić bez pożywienia. Tylko przez dodatek wzrasta to wszystko, co się powiększa. Dodatkiem jednak jest pożywienie dla jestestwa, które się żywi. Wszelka zatem natura istot „nie­bieskich, ziemskich i podziemskich" pożąda duszy.

Rzecz tego rodzaju nazywają Asyryjczycy Adonisem lub Endymionem. I kiedy wołają Adonisa, wtedy, jak mówią, Afrodyta pożąda i pragnie duszy tego właśnie istnienia. Afrodyta zaś jest rodzeniem w ich rozumieniu. Kiedy na­tomiast Persefona, zwana też Korą, pożąda Adonisa, wte­dy, jak utrzymują, jakaś śmiertelna dusza wyszła z kręgu rodzenia Afrodyty. Jeżeli jednak nawet Selene wpada


Wybór tekstów patrystycznych 213

w żądzą i miłość do postaci Endymiona, wobec tego rów­nież hierarchia wyższych istot odczuwa potrzebę duszy. (...) Trzy były początki wszechrzeczy, dwa męskie, jeden żeń­ski. Z męskich pierwszy nazywa się Dobry i tylko on jeden nosi to miano. Drugi zwie się ojcem wszystkich rzeczy stworzonych. Jest nieprzewidujący, niepoznawalny i nie­widzialny. Trzeci ma żeńską naturę, jest nieprzewidujący i skory do gniewu, z podwójnym umysłem, z podwójnym ciałem, pod każdym względem podobny do owego stworu z opowieści Herodota: aż do podbrzusza jest on dziewicą, poniżej — wężem. Dziewica ta ma na imię Eden albo Izrael. Te są początki wszechrzeczy, korzenia i źródła wszelkiego istnienia. Innego początku nie było. Kiedy więc ujrzał ojciec tę półdziewicę Eden, będąc nieprzewidujący, zapłonął do niej żądzą. A zwał się ten ojciec Elohim. Nie-jnniejszą żądzą zapłonęła również Eden do Elohima i żą­dza ta zespoliła ich w jedność wzajemnej miłości.

Gnostycy nie sq chrześcijanami *

Niech sobie będzie i „trzeci rodzaj", ci mianowicie, któ­rzy jednych ludzi nazywają „zmysłowymi", a innych „du­chowymi". Chodzi* tu, jak sądzę, o uczniów Walentyna. Ale w jakim stopniu odnosi się to do nas, członków Koś­cioła, skoro potępiamy tych, którzy uważają, że niektóre istoty są z natury przeznaczone do zbawienia, a inne ska­zane na potępienie?

Niech sobie będą i tacy, którzy sami siebie nazywają gnostykami, tak jak epikurejczycy nazywają siebie filozo­fami. Lecz nie mogą być prawdziwymi filozofami ci, któ­rzy przeczą istnieniu Opatrzności, nie mogą też być chrześ­cijanami ci, którzy wymyślają absurdalne zmyślenia, nie aprobowane przez uczniów Jezusa. (...)

Mając w pamięci nazwy wielu naszych sekt powiada Cełsus dalej, że zna również jakichś szymonianow, którzy bywają również nazywani helenianami, albowiem czczą Helenę, albo jakiegoś nauczyciela Helenosa. Umknęło jed-nak jego uwadze, że szymonianie w żadnym razie nie

\

* Orygenes. Przeciw Celsusowi V61—62. Przel. St. Kalłnkow-ski. Wyd. 2. Warszawa, ATK 1986 s. 283—284.


214 Dodatek

uznają Jezusa za Syna Bożego, lecz twierdzą, że Szymon jest mocą Boga. Podobno Szymon sądził, że jeśli dokona czegoś podobnego do tego, czego dokazał Jezus, to będzie uchodził za takiego, za jakiego wśród szerokich kręgów uchodzi Jezus. Ale ani Celsus, ani Szymon n4e mogli zro­zumieć, w jaki sposób Jezus, dobry Rolnik Słowa Bożego, potrafił obsiać wielką Grecję i większość krajów barba­rzyńskich i napełnić je naukami, które odwodzą dusze od wszelkiego zła i wiodą ku Stworzycielowi wszystkich rze­czy.

Wie Celsus i o marcelianach pochodzących od Marcelłi-ny, i o zwolennikach Karpokratesa wywodzących się od Salome, i o innych sektach pochodzących od Mariamny i Marty.

Grsostycy twórcami herezji *

Do czasu Walentyna nie było walentynian, do czasu Marcjona marcjonitów i innych; słowem dopóki nie zja­wił się wynalazca i inicjator którejkolwiek z wymienio­nych herezji, nie było i wyznających ją heretyków. A prze­cież taki Walentyn przybył do Rzymu dopiero za papieża Hygina, wypłynął za Piusa, zmarł zaś za Aniceta. Cerdon, poprzednik Marcjona, za czasów tegoż Hygina, ósmego już z kolei biskupa rzymskiego, ilekroć przybywał do tamtej­szego Kościoła, składał za każdym razem wyznanie wia­ry, co oczywiście nie przeszkadzało mu potajemnie szerzyć własną naukę, aż wreszcie niektórzy z braci, przyparłszy go do muru, zdemaskowali go jako heretyka i spowodo­wali jego wykluczenie ze społeczności wiernych. Sam Mar-cjon zjawił się w Rzymie dopiero za Aniceta, dziesiątego biskupa rzymskiego. Inni zaś, tak zwani gnostycy, którzy podawali się za ojców i przedstawicieli wyznawanej przez siebie nauki, przejęli wprawdzie swe poglądy — jak wy­kazywaliśmy — od Menandra, ucznia Szymona, ale apo-stazjowali faktycznie dopiero znacznie później, po dłuż­szym już okresie istnienia Kościoła.

0x08 graphic
* Ireneusz z Lugdunum. Zdemaskowanie i odparcie fałszy­wej gnozy III, 4. Przeł. M. Michalski. W: ALP t. 1 s. 169.


Wybór tekstów patrystycznych 215

Rodowód nazw herezji gnostyckich *

Jeśli chodzi o herezje, to jedne biorą nazwą od swych założycieli, jak na przykład szkoła Walentyna, Marcjona czy Bazylidesa, chociaż chełpią się one, że głoszą poglądy Macieja. A przecież tylko jedna była zarówno nauka apo­stołów, jak treść ich przekazu. Inne herezje wzięły nazwę od miejsca, jak peratycy, jeszcze inne od kraju, jak he­rezja Frygów; inne biorą nazwę od swego postępowania, jak herezja enkratytów; inne jeszcze od treści swej nauki, jak dokeci i hajmatycy; inne jeszcze od swych podstawo­wych założeń i tego, co szczególnie czciły, jak na przykład kainici i tak zwani ofici, jeszcze inni wreszcie od swych czynów, sprzecznych z Prawem, jak na przykład zwolen­nicy Szymona, eutychici.

2. Niektóre problemy fałszywej gnozy Fałszywa gnoza **

Podobnie więc jak pycha i zarozumiałość filozofów zo­hydziły w opinii filozofię, tak samo prawdziwą gnozę fał­szywa gnoza, nosząca tę samą nazwę. O niej to pisząc Apostoł mówi tak: „O Tymoteuszu, strzeż tego, co ci po­wierzono unikając światowej pustej gadaniny i przeciw­stawnych twierdzeń domniemanej wiedzy, jaką niektórzy głosząc nie ostali się w wierze" (1 Tm 6, 20—21). Herety­cy więc odrzucają autentyczność listów do Tymoteusza, ponieważ słowa te ich oskarżają.

Fałszerze Ewangelii ***

Skoro sprawy tak się mają, to głupimi, niedouczonymi, a w dodatku bezczelnymi są ci wszyscy, co odrzucają

0x08 graphic
* Klemens Aleksandryjski. Kobierce VII 108, 7—12. Przeł. J. Niemirska-Pliszczyńska. Warszawa, IW PAX (w druku).

** Klemens Aleksandryjski. Kobierce II 52, 5—6. Przeł. J. Niemirska-Pliszczyńska.

*** Ireneusz. Adversus haereses III, 11, 9. Przeł. A. Bober. W: Bober, Antologia patrystyczna s. 44—45.


0x08 graphic
216 Dodatek

istniejącą formą Ewangelii i wprowadzają albo więcej, niż wymieniliśmy, albo mniej (niż cztery) postacie Ewan­gelii. Jedni w złudnym mniemaniu, że znaleźli więcej prawdy, niż jest w rzeczywistości, drudzy zaś, chcąc od­rzucić Boży plan zbawienia.

I tak Marcjon odrzucając Ewangelię jako całość, albo lepiej powiedziawszy, siebie odciąwszy od Ewangelii, chełp­liwie twierdzi, że ma część Ewangelii.

Inni znów, chcąc udaremnić dar Ducha Sw., który w osta­tnich czasach według upodobania Ojca wylał się na rodzaj ludzki, nie przyjmują Ewangelii w postaci Janowej, w któ­rej Pan obiecał zesłać Parakleta. Odrzucają więc jedno­cześnie i Ewangelię i Ducha proroczego. Nieszczęśni, bo nie chcąc przyjąć pseudo-proroków, wyganiają zarazem łaskę proroctwa z Kościoła (...)• Rozumie się, że tacy nie uznają również apostoła Pawła, albowiem w pierwszym swym Liście do Koryntian szczegółowo opisywał charyz­maty proroctw i wspominał mężów i niewiasty proroku­jące w Kościele. W tym grzeszą przeciw Duchowi Bożemu i popełniają niedopuszczalny grzech.

Wyzuci z wszelkiego wstydu zwolennicy Walentyna przy­chodzą ze swoimi piśmidłami, chełpliwie podając, iż mają więcej Ewangelii, niż jest w rzeczywistości. Posunęli się bowiem do' tego stopnia zuchwalstwa, iż niedawno skleco­ną przez siebie księgę nazwali „Ewangelią Prawdy", choć w niczym się ona nie zgadza z Ewangeliami apostołów, co więcej, nawet u nich samych nie może bez bluźnier-stwa uchodzić za Ewangelię. Jeżeli zatem napisana przez nich ewangelia jest ewangelią prawdy, a w niczym nie jest podobna do Ewangelii zostawionych przez apostołów, to każdy nieuprzedzony człowiek może na podstawie tek- j stów stwierdzić^że to już nie jest Ewangelia prawdy prze­kazana nam przez apostołów.

Tymczasem szeroko i dokładnie dowiedliśmy, że tylko Ewangelie apostołów są jedynie prawdziwe i wiarygodne i że nie ma ich więcej ani mniej, tylko tyle, ile wymie­niliśmy wyżej. Albowiem skoro Bóg dokonuje wszystkich dzieł według należytego porządku, "to trzeba było, żeby i postać Ewangelii miała należyty układ i należytą har­monię.


Wybór tekstów ■patrystycznyćh 217

* * *

Powiada (Celsus) * dalej, że „niektórzy chrześcijanie, ni­czym ludzie, którzy po pijanemu działają na własną zgu­bę, zmienili trzy, cztery czy więcej razy oryginalny tekst Ewangelii i sfałszowali go, aby mieć odpowiedź na stawia­ne zarzuty".

Nie znam innych ludzi, którzy zmieniali oryginalny tekst Ewangelii," poza zwolennikami Marcjona, Walenty­na i może Lukana. A zatem zarzut Celsusa nie stanowi oskarżenia nauki, lecz oskarżenie tych, którzy się odwa­żyli sfałszować Ewangelię. Jak nie stanowią powodu oskar­żenia filozofii sofiści, epikurejczycy, perypatetycy i ci wszyscy, którzy tkwią w błędzie, tak nie mogą być przy­czyną atakowania prawdziwej religii chrześcijańskiej lu­dzie, którzy zmieniają teksty Ewangelii i tworzą herezje obce nauce Jezusa.

Heretycy nie uznają ani Pisma Świętego ani Tradycji **

Kiedy zbija się ich Pismem św., wówczas zaczynają oskarżać samo Pismo św., że jakoby tekst miał być zepsu­ty, że Pisma nie mają powagi, że nie zgadzają się z sobą, że nie da się z nich wydobyć prawdy, jeżeli się nie zna tradycji. Albowiem — powiadają — prawda została prze­kazana nie przez Pisma, lecz żywym głosem i dlatego sam Paweł powiedział: Opowiadamy zaś mądrość między dos­konałymi, lecz mądrość nie z tego świata {1 Kor 2,6). Atoli każdy z nich ma na myśli tę mądrość, jaką sam z siebie wynalazł, tj. wytwór własnej fantazji. Skutkiem tego nie ma ich zdaniem nic w tym niestosownego, żeby raz była u Walentyna, kiedy indziej u Marcjona, kiedy indziej u Keryntosa, czy wreszcie u Bazylidesa, albo u te­go, co inne jeszcze teorie wygłasza, nie mogąc nic zba­wiennego powiedzieć. Albowiem każdy z nich będąc czło-

0x08 graphic
* Orygenes. Przeciw Celsusowi II, 27. Przeł. S. Kalinkowskł s. 108—109.

** Ireneusz. Adversus haereses III 2, 1—2. Przeł. A. Bober. W: Bober, Antologia patrystyczna s. 38.


218 Dodatek

wiekiem przewrotnym, wypacza regułę wiary i nie wstydzi się głosić samego siebie (2 Kor 4, 5).

Kiedy znów odwołujemy się do tradycji pochodzącej od Apostołów, a zachowanej dzięki następstwu prezbiterów w Kościołach, wówczas występują przeciw Tradycji twier­dząc, że są mądrzejsi nie tylko od prezbiterów, lecz nawet od Apostołów i że znaleźli szczerą prawdę. Apostołowie bowiem domieszali do słów Zbawiciela przepisy Prawa. I nie tylko Apostołowie, lecz także sam Pan Jezus mówił raz od Demiurga, raz od Sredniości, a czasem od Górnoś-ci. Tylko oni sami znają bez jakichkolwiek wątpliwości czystą, nienaruszoną i szczerą „zakrytą tajemnicę". To jednak jest bezwstydnym bluznierstwem Stwórcy.

Okazuje się zatem, że nie zgadzają się ani z Pismem św. ani z Tradycją.

B!qd nosi pozory prawdy *

Wysiłek ludzi przewrotnych, zwodniczych i obłudnych jest właśnie taki, jakiego podejmują się ci, co wywodzą się od Walentyna. To oni właśnie zwracają się z odpo­wiednimi mowami do tłumu, bacząc przy tym na tych, co przychodzą z Kościoła, tych sami nazywają „kościelnymi". I tak łapią prostaków i wabią ich udawaniem naszego wykładu nauki, aby ich częściej słuchano. Na nas skarżą się, że bez powodu powstrzymujemy się od łączności z ni­mi, choć (ich zdaniem) rozumieją rzeczy podobnie jak my. Skarżą się, że nazywamy ich heretykami, choć mówią to sarno i uznają tę samą naukę. A jednak tym, których' przez zwykłe pytania odwiedli od wiary i uczynili po­wolnymi sobie słuchaczami, opowiadają potem prywatnie swe niewypowiedzialne tajemnice Pełni. I mylą się ci wszyscy, co sądzą, że mogą odróżnić to, co jest podobne do prawdy od samej prawdy. Błąd (ich) jest bowiem ukry­ty, nosi pozory prawdy, jest upiększony, a prawda jest bez upiększenia. I dlatego błąd znajduje wiarę u dzieci.

0x08 graphic
* Ireneusz. Adversus haeresus III 15, 2. Przeł. W. Myszor. W: W. Myszor. Patrologia. Wybór tekstów źródłowych do ćwi­czeń. Katowice, Wyższe Śląskie Seminarium Duchowne 1934 s. 55—56.


Wybór tekstów patrystycznych 218

Ale jeśli ktoś ze słuchających zapyta o wyjaśnienie, albo sprzeciwi się irn, to uważają, że taki nie jest zdolny do przyjęcia prawdy i że nie posiada w sobie nasienia ich matki z wysokości, że jest kimś z rejonu środkowego, to jest, że jest psychikiem. I takiemu nie wyjaśniają w ogóle nic. Jeśli jednak ktoś oddał się im jak owieczka i przez naśladowanie ich otrzymał rodzaj ich zbawienia, to taki już się tak nadął, iż uważa, że już znajduje się w niebie, albo będąc na ziemi, że wszedł już do Pełni i ściska się ze swoim aniołem. Wpada w zuchwałość i wbija się w py­chę piejąc jak kogut. Niektórzy z nich mówią wprawdzie często, że należy się odznaczać dobrymi obyczajami czło­wieka, który pochodzi z góry. Dlatego zalecają powagę za­miast zuchwałości. Jednak większość odrzuca to, co rzeczy­wiste i uważa siebie za doskonałych. Żyją bez czci i wsty­du nazywając siebie doskonałymi, powiadają, że posiadają już to, co znajduje się w ich Pełni, to jest miejsca odpo­czynku.

Świadectwo samych gnostyków o Ewangslii *

Tak więc przedstawiają się początki Ewangelii. Podają one, że jest jeden Bóg, Twórca wszechświata, oznajmiony przez proroków. Przez Mojżesza nadał prawo. Ewangelie obwieszczają Ojca Pana naszego Jezusa Chrystusa, a oprócz niego nie znają drugiego Boga, ani drugiego Ojca. Siła dowodowa Ewangelii jest tak wielka, że nawet sami he­retycy dają im świadectwo i powołując się na nie, usi­łują dowodzić swojej nauki. (...)

Marcjon znów obciął Ewangelię'według Łukasza, a prze­cież nawet te części, jakie zostawił, wystarczą do udowod­nienia, że bluźmł jedynemu Bogu.

Ci zaś, którzy wyodrębniają Jezusa od Chrystusa i twier­dzą, że Chrystus pozostał niecierpiętliwy, a cierpiał Jezus, odwołują się do Ewangelii według Marka. Gdyby jednak zechcieli ją przeczytać z miłością prawdy, to mogliby się poprawić.

Walentynianie znów posługują się w szerokim zakresie

0x08 graphic
* Ireneusz. Adversus haereses III 11, 7. Przeł. A. Bober. W: Bober, Patrologia s. 42—43.


220 Dodatek

Ewangelią według Jana, celem uzasadnienia swoich „par", a przecież ona właśnie demaskuje ich kłamliwe twierdze­nia, jak to wykazaliśmy w księdze pierwszej.

Skoro zatem nasi przeciwnicy dają świadectwo naszym Ewangeliom i posługują się nimi, to nasz sposób dowo­dzenia w ich przedmiocie jest mocny i prawdziwy.

Zarozumiałość g nos tyko w w kwestii zrodzenia Syna *

Głupio nadęci twierdzicie, że znacie niewypowiedziane Boże tajemnice, a przecież sam Pan, Syn Boży, jawnie potwierdził, że dzień i godzinę sądu zna tylko Ojciec: A o dniu albo godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w nie­bie, ani Syn, tylko Ojciec (Mk 13,32). Jeżeli więc sam Syn nie wstydził się odnieść wiadomość' o tym dniu do Ojca, lecz powiedział prawdziwie tak, jak jest, "to i my nie powinniśmy się wstydzić zachować Bogu tych zagad­nień, które są ponad głowy nasze. Albowiem nikt nie jest nad Mistrza (por. Mt 10, 24). Gdyby więc kto zechciał nas zapytać: W jaki sposób Syn został wydany przez Ojca, wówczas odpowiemy mu, że to wydanie, czy zrodzenie, , czy wyniknienie, czy otworzenie, czy jakimkolwiek innym słowem określimy je — nikomu nie jest znane, bo jest niewysłowione. Nie zna go Walentyn, ani Mar ej on, ani Saturnin, ani Bazylides, ani aniołowie, ani archaniołowie, ani książęta, ani moce, lecz zna je tylko sam Bóg Ojciec, który go zrodził, i Syn, który został zrodzony. Skoro więc zrodzenie jego jest niewysłowione, to nie są przy zdrowych zmysłach ci, co próbują opisać jego narodzenie i wyda­nie, bo obiecują opowiedzieć w słowach to, co w słowach wyrazić się nie da.

Bóg Stwórca **

Że twórca świata jest Bogiem, to jest również jasne dla tych, co sprzeciwiają się mu na różny sposób i nazywają

0x08 graphic
* Ireneusz. Adversus haereses II 28. Przeł A. Bober. W? Bober, Patrologia s. 35—36.

** Ireneusz. Adversus haereses II 9, 1. Przeł. A. Bober. Wr Bober, Patrologia s. 34.


Wybór tekstów patrystycznych 221

go twórcą i aniołem. Pismo o nim mówi i Pan też naucza

0 tym Ojcu, który jest w niebie, a nie o innym, jak
w dalszym ciągu pokażemy. Tymczasem wystarczy nam
świadectwo nawet tych, co nie podzielają naszych po­
glądów, bo w tym wypadku wszyscy ludzie mają to samo
zdanie. Starzy zachowali najpierw tę wiarę z tradycji pra­
ojca i wielbili hymnami jednego Boga jako stwórcę nieba

1 ziemi. Następne pokolenia przejęły pamięć o tej praw­
dzie od bożych proroków, a poganie uczyli się jej ze sa­
mego dzieła stworzenia. Albowiem stworzenie świata wska­
zuje na tego, który go stworzył, a samo dzieło podsuwa
myśl o tym, który je wykonał, a harmonia świata ukazuje
nam tego, który ją zaprowadził. Kościół zaś wszystek na
całym świecie otrzymał tę naukę w spuściźnie od aposto-
łów.

Pochodzenie duszy według gnostyków *

Niektórzy uważają, że przybyli tu na ziemię z nieba; głoszą to z taką samą pewnością, z jaką zapowiadają, że tam znów kiedyś powrócą. Tak na przykład Saturnin, uczeń Menandra, utrzymuje, że człowiek został stworzony przez aniołów, że zrazu był tworem słabym i wątłym, niezdolnym stanąć o własnych siłach; że dopiero Najwyż­sza Istota, na której obraz został nie dość dokładnie uczy­niony przez zbyt pośpiesznie działających twórców, zlito­wała się nad nim i tchnęła w niego iskrę życia, która go podniosła, wyprostowała oraz silniej ożywiła; że wreszcie owa iskra powraca z chwilą śmierci człowieka do swej macierzy. Posiadanie wyższego elementu przypisuje sobie również Karpokrates. Uczniowie jego uważają swe dusze za równe duszy Chrystusa, nie mówiąc już o duszach apo­stołów, a nawet za zdolne wznieść się jeszcze wyżej, jako ze pochodzą one rzekomo wprost od Najwyższej Potęgi, która nie podlega mocom tego świata. Apelles głosi, że to jakiś ognisty anioł, którego tak Izraelici, jak my sami uważamy za Boga, wywabił przy pomocy ziemskich po­karmów duszę z ich siedzib niebiańskich, a następnie po-

0x08 graphic
* Tertulian. O duszy 23. Przeł. M. Michalski. W: ALP t. 1 s. 237.


222 Dodatek

2amykał i uwięził w grzesznych ciałSch. Według walen-tynian w każdej duszy tkwi nasienie boskiej Sofii (Mą­drości), wskutek czego potrafią one poznawać w transpa­rencie rzeczy widzialnych świat niebiańskich eonów, ze wszystkimi ich historiami i przygodami miłosnymi.

Szkoda, że to właśnie Platon stał się mimo woli źró­dłem dla tych wszystkich heretyków.

Gnosfyckie przyczepy duszy *

Zwolennicy sekty Bazylidesa zwykli nazywać namięt­ności „przyczepami" duszy. Są to, ich zdaniem, pod wzglę­dem swej istoty pewne duchy, które się przyczepiły do duszy rozumnej na skutek jakiegoś pierwotnego rozstroju i zamętu, a oprócz tego zrosły się z nią inne jakieś nie­autentyczne natury duchów odmiennych gatunków, jak na przykład: wilka, małpy, lwa, kozła. Zapewniają przy tym, że cechy specyficzne tych zwierząt, krążące wokół duszy w postaci ich wyobrażeń, upodabniają odpowiednią na­miętność ludzką do właściwego zwierzęcia. Których zaś zwierząt cechy charakterystyczne noszą ludzie z sobą, tych zachowanie naśladują, i nie tylko jednoczą się z instynk­tami i wyobrażeniami zwierząt nierozumnych, ale przej­mują także ruchy i piękno roślin przez to, że noszą z sobą, jak przyczepy, cechy specyficzne roślin, a nawet spe­cyficzne cechy ciał stałych, jak na przykład trwałość dia­mentu. Ale przeciw tej nauce wypowiemy się później, gdy będziemy rozpatrywać problem duszy (por. III 13, 3; V 88, 4). Teraz jedno należy zauważyć mimochodem, że człowiek taki, jakim go widzi Bazylides, istotnie przedstawia obraz drewnianego konia, o którym mówią poeci, gdyż we wnę­trzu jednego ciała przechowuje całe wojsko tylu różnych duchów. W każdym razie sam Izydor, syn Bazylidesa, w swym piśmie O duszy przyrośniętej, będąc w pełni obeznany z zasadami szkoły, pisze dosłownie tak, w for­mie jakby samooskarżenia: ,,Jeśli ty kogoś doprowadzisz do przekonania, że dusza nie jest jednolita, lecz że na skutek przemożnego nacisku przyczepów powstają w lu-

0x08 graphic
* Klemens Aleksandryjski. Kobierce II 112, 1—115, 2. Przeł. J. Niemirska-Pliszczyńska.


Wybór tekstów patrystycznych 223

dziach gorszego autoramentu namiętności, wtedy ludzie występni będą mogli^ powołać się na nietałahą wymówkę: »zostałem zgwałcony, uwiedziony, uczyniłem to wbrew woli, postąpiłem oto niechcący*. Aczkolwiek to oni sami z siebie popadli w złe namiętności i bynajmniej nie po­dejmują walki z naciskiem przyczepów. •

Lecz my, którzyśmy doznali umocnienia dzięki rozum­nej części naszej natury, winniśmy okazać się zwycięzca­mi nad niższą częścią stworzenia". Tenże zakłada istnienie w nas dwu dusz, wedle nauki pitagorejczyków, których poglądy rozpatrzymy później. Ale także Walentyn pisze w liście do pewnych przyjaciół na temat owych przy­czepów dosłownie w ten sposób: „Jeden tylko jest dobry (Mt 19,17) i jego szczerość w słowie objawiła się poprzez Syna i za Syna wyłącznym pośrednictwem serce zdoła uzyskać czystość, gdy wszelki duch zła zostanie z niego usunięty. Liczne bowiem zamieszkujące w sercu duchy nie dopuszczają do jego oczyszczenia, każdy duch realizuje w nim swe własne cele, często je nawet znieważając nie-przystojnymi pożądaniami. Wydaje mi się po prostu, że serce jest w takim stanie jak gospoda. I dziury w niej występują, i pęknięcia, i przekopy, i często zanieczyszczo­na bywa odchodami ludzi, którzy zachowują się w niej w sposób bezczelny i nie mają żadnego względu dla miej­sca, jako że należy do kogoś innego. Podobnie rzecz się ma i z sercem. Dopóki nie dozna ono opieki Opatrzności, nie ulegnie oczyszczeniu i stanowi schronienie dla wielu demonów (por. Mt 12, 45). Skoro zaś wejrzy na nie Ojciec, który Jeden tylko jest dobry, z tą chwilą doznaje pełne­go uświęcenia, rozbłyska światłem i wówczas doznaje szczęścia ktoś mający serce w takim stanie, ponieważ ujrzy Boga" (Mt 5, 8).

Dlaczego zatem dusza od początku nie doznaje opieki Opatrzności? No, niech nam odpowiedzą! Albo więc nie jest tej opieki godna — ale znowu jakże to? Sama Opa­trzność jakby doznawszy skruchy z powodu swego do­tychczasowego zachowania zstępuje na nią? — albo już natura jej uległa zbawieniu, jak utrzymuje sam Walentyn; ale przecież w takim razie musi^dusza doznawać tej opieki od początku z racji pokrewieństwa i nie może dawać żad­nego dostępu do siebie nieczystym duchom, chyba że uleg­nie gwałtowi albo okaże słabość. Jeśli z kolei Walentyn


224 . Dodatek

przyjmuje, że dusza sama żałuje za grzechy i w konse­kwencji wybiera to, co lepsze, to niechcący powiada on sam to, o czym zapewnia Prawda przez nas wyznawana, że zbawienie wynika ze zmiany opartej na posłuszeń­stwie, a nie z samej natury.

Różne natury dusz według gnostyków *

A zatem wedle naszej opinii świat jest różnorodny, a różnorodność ta jest, jak to wyłożyliśmy, dziełem Boga. Boga zaś nazywamy dobrym, prawym i w najwyższym stopniu sprawiedliwym. Ustosunkowując się do tych stwierdzeń bardzo liczni heretycy, przede wszystkim ci, którzy pochodzą ze szkoły Marcjona, Walentyna i Bazyli-desa i głoszą istnienie różnic między duszami, stawiają nam zazwyczaj takie zarzuty: Jak można pogodzić ze spra­wiedliwością Boga-Stwórcy świata fakt, że jednym bytom udziela on mieszkania w niebie i nie tylko lepszej siedzi­by, ale nawet przyznaje im wyższą i znakomitszą rangę; jednym nadaje godność „Zwierzchności", innym godność „Władzy", innym godność „Panowania", a jeszcze inne błyszczą niczym złoto i świecą gwiaździstym blaskiem, „in­na jest chwała słońca, inna chwała księżyca i gwiazd, gwiazda różni się od gwiazdy w chwale" (Por. 1 Kor 15, 41). Jednym zdaniem całe ich wątpliwości można zawrzeć w pytaniu: Jeśli Bóg pragnie stworzyć najwyższe i dobre dzieło i jeśli nie brakuje mu po temu możliwości, to jakiż mógł być powód, że tworząc istoty rozumne, czyli byty, dla których sam stanowił przyczynę sprawczą, jedne z nich uczynił wyższymi, a inne postawił na drugim czy trzecim miejscu, czy też stworzył je na wielu innych, niż­szych i gorszych stopniach? (...) My jesteśmy tylko ludźmi i żeby milczeniem nie podsycać pychy heretyków, spró­bujemy odpowiedzieć na ich zarzuty w miarę naszych możliwości. Niejednokrotnie w powyższych rozważaniach w miarę swych sił i na podstawie stwierdzeń Pisma Świę­tego dowodziliśmy, że Bóg jest dobry, sprawiedliwy i wszechmogący. On, „tworząc na początku" to, co chciał

0x08 graphic
* Orygenes. O zasadach II, IX 5—6. Przeł. S. Kalinkowski. Warszawa, ATK 1979 s. 175—177 (PSP t. 231.


Wybór tekstów patrystycznych 225

stworzyć, czyli istoty rozumne, nie posiadał żadnej przy­czyny tworzenia poza samym sobą, to znaczy poza swoją dobrocią. Ponieważ więc sam był przyczyną sprawczą te­go, co miało zostać stworzone, a nie było w nim ani nie­stałości, ani zmienności, ani niemożności, a zwłaszcza żad­nego powodu dla zmienności i niestałości, wszystkie stwo­rzenia swoje uczynił równymi i podobnymi. Stworzenia owe jednak, jak to już często dowodziliśmy i jeszcze w sto­sownym miejscu wykażemy, zostały obdarzone wolną wo­ła, i właśnie wolna wola pociągnęła każdą poszczególną istotę albo do rozwoju poprzez naśladowanie Boga, albo popchnęła ku upadkowi wskutek niedbałości. I to właśnie, jak już uprzednio stwierdziliśmy, stało się przyczyną róż­nic pomiędzy stworzeniami rozumnymi; przyczyna ta nie wywodzi się z woli albo z wyroku Boga, lecz z wolnej woli stworzeń. Bóg, zaś, któremu wydawało się rzeczą sprawiedliwą oceniać swoje stworzenia wedle zasług, wprowadził do harmonii jednego świata różnorodność umysłów, ażeby ozdobić świat różnymi naczyniami albo duszami czy umysłami tak jak jeden dom, w którym po­winny się znajdować „nie tylko naczynia złote i srebrne, ale również drewniane i gliniane, jedne dla użytku zasz­czytnego, a drugie dla niezaszczytnego". I w moim prze­konaniu świat przyjął to jako powód swojej różnorodności, bo opatrzność boża ocenia każdego stosownie do jego roz­maitych działań albo wedle różnorodności dusz i różnic w poczynaniach.. W takim rozumieniu ani Boga nie oceni­my jako niesprawiedliwego, bo wedle zasług i zgodnie z uprzednimi powodami rozmieścił poszczególne byty, ani szczęścia oraz wszelkiego stanu wynikającego z faktu na­rodzin nie uznamy za sprawę przypadkową, ani nie bę­dziemy wierzyć w różnych stwórców albo w różne natury dusz.

Argumenty heretyków za usprawiedliwieniem rozwiązłości*

Spośród zwolenników herezji wymieniliśmy oto Marcjo-fca z Pontu, który z powodu sprzeciwu względem Stwórcy

0x08 graphic
* Klemens Aleksandryjski. Kobierce III 25, 1—30, 1. Przeł. J. Niemirska-Pliszczyńska.

ls — Gnoza


226 Dodatek

odrzucił korzystanie z dóbr tego świata. A więc dla niego sam Stwórca jest bodźcem do wstrzemięźliwości, o ile ta jego postawa zasługuje na miano wstrzemięźliwości. Ten z Bogiem samym walczący gigant, będąc przekonany, że się Mu przeciwstawia, wbrew swej woli staje się wstrze­mięźliwy, atakując sam akt stworzenia świata i ukształ­towania człowieka. I jeśli posługują się słowami Pana, któ­ry mówi do Filipa: „Pozwól umarłym grzebać swych umarłych, a ty chodź ze mną" (por. Mt 8,22; Łk 9, 60), to jednak powinni wziąć pod uwagę, że Filip posiadał tę sa­mą budowę cielesną, a jednak nie został potraktowany ja­ko zepsuty trup. „Jakże więc mając ciało, miałby w końcu nie stać się trupem?" Tak. Oto bowiem z grobu, gdyż Pan uśmiercił jego namiętności, a on zaczął żyć dla Chrystu­sa (por. Koi 3,15; Rz 14, 8). Wspomnieliśmy też i o be-zecnej wspólnocie kobiet, praktykowanej przez sektę Kar-pokratesa (por. III 10, 1), aleśmy pominęli pewien szcze­gół przy referowaniu wypowiedzi Nikolaosa (por. II 118, 3). Otóż Nikolaos miał, jak powiadają, piękną żonę. Po Wniebowzięciu Zbawiciela apostołowie oskarżyli go o za­zdrość. Przyprowadził więc swą żonę na widok publiczny i upoważnił każdego, kto zechce, zawrzeć z nią związek małżeński. Tego rodzaju postępowanie, jak mówią, odpo­wiada owej wypowiedzi, że „należy nadużywać ciała". Zwolennicy jego sekty, idąc w ślad za tym, czynem i wy­rażeniem w sposób zupełnie dosłowny i nieprzemyślany, dopuszczają się rozpusty bez żadnych skrupułów.

Tymczasem Nikolaos, wedle moich pewnych zupełnie informacji, z żadną inną niewiastą nie miał związku seksu­alnego poza tą, którą poślubił, spośród zaś jego dzieci — córki zestarzały się jako panny, a syn pozostał w czystości. Wobec takiego stanu rzeczy wprowadzenie żony, o którą był zazdrosny, między apostołów świadczyło raczej o wy­rzeczeniu się namiętności. A wstrzemięźliwość w stosunku do najbardziej upragnionych rozkoszy wskazywała, jak należy „nadużywać ciała'1. Nie chciał bowiem, jak myślę, wedle słów Pana „dwu panom służyć" (por. Mt 6, 24; Łk 16,13): rozkoszy i Bogu. Podobno również Mateusz tak nauczał, że trzeba walczyć z ciałem i lekceważyć je, w najmniejszym zaś stopniu nie folgować jego pragnieniu rozkoszy, lecz stosować karę, duszę natomiast rozwijać za pośrednictwem wiary i poznania.


Wybór tekstów patrystycznych 227

Niektórzy nadają Afrodycie publicznej miano „wspólno­ty mistycznej", ubliżając samej nazwie. Mówi się wszak i o wyrządzaniu zła jako o działaniu i o pełnieniu dobra analogicznie jako o działaniu. Tak samo wspólnota jest czymś dobrym, jeśli dzielimy z innymi pieniądze, jedze­nie, ubranie. Ale ci ludzie nazwali w sposób bezbożny uściski miłosne wspólnotą. Powiadają oto, że jeden z nich spotkał jakąś naszą dziewczynę wielkiej urody i rzekł: „Napisane jest: proszącemu cię, daj!" (por. Łk 6, 30; Mt 5, 42), a ta z godnością odpowiedziała, nie zdając nawet so­bie sprawy z rozwiązłości propozycji mężczyzny: „W spra­wie małżeństwa z matką tylko rozmawiaj". O straszliwa bezbożności! Tak oto przekręcają słowa Pana ci wspólnicy rozpusty w lubieżności, stanowiący hańbę nie tylko filo­zofii, lecz całego życia, fałszerze prawdy; więcej jeszcze — jej burzyciele, w miarę swych sił. Ci po trzykroć nie­szczęśliwi ludzie uważają się za kapłanów misterium cie­lesnej wspólnoty miłosnej i dopuszczają myśl, że ta wspól­nota doprowadzi ich do królestwa Bożego.

Lecz tego rodzaju wspólnota prowadzi bezpośrednio do domów publicznych, a towarzystwem takich ludzi mogą być raczej wieprze i kozły; z nich mogą liczyć na powo­dzenie tylko dziewki wystające przed domami publicz­nymi i gotowe przyjąć każdego bez wyjątku, kto by tylko miał na nie ochotę. „A wy przecież nie tak nauczyliście się Chrystusa, o ileście o Nim słyszeli i w Nim zostali pouczeni tak, jak brzmi prawda w Jezusie Chrystusie, głosząca, żeby wyzbyć się dawnego człowieka poprzed­niego pokroju, człowieka zagubionego z powodu namięt­ności, kryjących fałsz. Poddajcie się natomiast odnowie w duchu waszego rozumu i zbudujcie w sobie nowego człowieka, stworzonego wedle modelu Bożego w sprawie­dliwości i zbożnej prawdzie" {Ef 4, 20—24) na podobień­stwo Boże. „Zostańcie więc naśladowcami Boga, jak dzie­ci umiłowane, i podążajcie w miłości, jak Chrystus umi­łował was i wydał samego siebie za nas na święty dar i krwawą ofiarę Bogu dla zapachu wonności" (Ef 5,1—2). „A nierząd i wszelka nieczystość, chciwość, czy sprośność lub niedorzeczna fanfaronada słowna, nie powinny nawet uzyskać wzmianki wśród was, jak przystoi ludziom, którzy już doznali uświęcenia" (por. Ef 5, 3—4). Apostoł uczy nas także przestrzegać religijnego obowiązku słownictwa:


0x08 graphic
0x08 graphic
228 Dodatek

„O tym powinniście dobrze wiedzieć, że żaden rozpu­stnik... — i tak dalej az do słów: „a raczej je zwalczaj­cie" (por. Ef 5, 5—11).

Sam pogląd zaczerpnęli (nikolaici) z jakiegoś apokryfu. Przytoczę więc treść pisma, stanowiącego inspirację dla ich rozwiązłości, bez względu na to, czy to oni są autora­mi tej książki (zwróć uwagę na ich szaleństwo, jeśli z bra­ku panowania nad sobą czują się zawiedzeni przez Boga samego), czy od innych je przejąwszy tak przewrotnie ro­zumieli, że ten „piękny" wymyślili pogląd. A tekst tego pisma brzmi następująco: „Wszystko było Jednym. Kiedy Jego Jedność postanowiła nie być jedyna, wyłoniła się z niego inspiracja w postaci tchnienia, z którą zawarł wspólnotę, oraz z nią razem powołał do życia umiłowane­go. Z niego znowu wyszła inspiracja w postaci tchnienia, pochodna od Jednego, z którą Umiłowany zawarł wspólno­tę i powołał do życia siły niemożliwe do oglądania ani do usłyszenia" — aż do słów: „każdą indywidualnie nazy­wając". Jeśli więc i ci, podobnie jak zwolennicy Walenty­na, zakładali możliwości duchowych wspólnot twórczych, to ewentualnie można by jeszcze taką hipotezę tolerować. Ale wyprowadzać wspólnotę cielesnej lubieżności ze świę­tego proroctwa — na to może sobie pozwolić tylko ktoś, kto już zrezygnował ze zbawienia.

Tego rodzaju nauki głoszą także zwolennicy Prodikosa, którzy fałszywie nazywają siebie gnostykami.. Zapewniają mianowicie, jakoby byli z natury synami pierwszego Bo­ga; nadużywając swego szlachetnego pochodzenia i wol­ności, żyją, jak chcą (a chcą używać rozkoszy), w tym przekonaniu, że nikt nie ma nad nimi władzy zwierzch­niej, że wszak są panami szabatu i(por. Mt 12, 8; Mk 2, 28; Lk 6,'5) i że są synami królewskimi wyższego pochodze­nia niż cała reszta rodzaju ludzkiego; a dla króla, powia­dają, nie spisano jeszcze praw.

Bazylides o wstrzemięźliwości i małżeństwie *

Zwolennicy Walentyna, którzy wprowadzają pary eo- j nów z Boskich emanacji, wręcz faworyzują małżeństwo,

* Klemens Aleksandryjski. Kobierce III 1, 1—3, 4. Przeł. J. Niemirska-Pliszczyńska.


Wybór tekstów patrystycznych 229

zwolennicy zaś Bazylidesa powiadają: „Gdy apostołowie zapytali Pana, czy nie byłoby lepiej nie zawierać mał­żeństw — Pan miał im odpowiedzieć: — Niech wszyscy wezmą do serca te słowa: niezdolnymi do małżeństwa by­wają ludzie z dwu przyczyn: jedni od urodzenia, drudzy z konieczności" (por. Mt 19,11—12). Zwolennicy Bazyli­desa wyjaśniają te słowa mniej więcej tak: Niektórzy ma­ją fizyczną niechęć do kobiet od urodzenia. Kto stosuje naturalną wstrzemięźliwość, czyni dobrze, nie żeniąc się. To są — ich zdaniem — ci eunuchowie od urodzenia. A znowu owymi eunuchami z konieczności nie są tamci pompatyczni asceci, którzy ze względu na urzekającą per­spektywę dobrej sławy utrzymują swe żądze na wodzy, lecz kastraci na skutek nieszczęśliwego wypadku. A więc owi niezdolni do małżeństwa na skutek konieczności nie są tymi nie zdatnymi do małżeństwa na skutek własnego przekonania. Którzy zaś ze względu na królestwo niebies­kie sami wyrzekli się małżeństwa, czynią to „postanowie­nie", jak oni mówią, „ze względu na trudne okoliczności życia małżeńskiego, to jest obawy przed trudem zdoby­wania środków utrzymania".

A przez słowa: „Lepiej jest ożenić się niż gorzeć" (1 Kor 7, 9) — ich zdaniem — rozumie Apostoł to: „Nie pogrążaj swej duszy w ogniu z tego powodu, że dniem i nocą prze­ciwstawiasz się obawie utraty wstrzemięźliwości. Oto du­sza, która popadła w stan potrzeby stawiania ciągłego opo­ru, wyzbywa się nadziei". Izydor zaś mówi dosłownie tak w swej Etyce: „Uczep się tedy jakiejś krzepkiej niewiasty, abyś nie postradał łaski u Boga, i ugaś najpierw płomień żądzy wyrzuceniem z siebie nasienia, a" potem módl się, mając czyste sumienie!". Dalej Izydor mówi: „A jeśli twoja modlitwa dziękczynna zmieni się w modlitwę błagalną i będziesz upraszał na przyszłość nie o możność doskona­lenia się etycznego, lecz o to, abyś nie upadł, to się żeń! Ale jakiś młody człowiek jest, powiedzmy, biedny lub chwiejny, a nie ma wielkiego przekonania do małżeństwa. Taki nie powinien się rozłączać z bratem. Niech powie: i,Oto wstąpiłem w krąg -spraw świętych i nic złego nie może mi się zdarzyć". A jeśliby zwątpił we własne siły, niech powie: „Bracie, podaj mi dłoń, abym nie zbłądził". I uzyska pomoc zarówno duchową, jak dostrzegalną. Niech


230 Dodatek

tylko pragnie realizować piękno moralne, a uda mu się to z pewnością.

Nieraz mówimy, ale tylko ustami: „Nie chcemy błądzić, a tymczasem nasza myśl skłonna jest do błędu. Taki jest człowiek, że nie czyni tego, co chce, tylko z obawy, aby mu nie została wymierzona kara. Ludzkość ma pewne potrze­by konieczne i naturalne, a inne znowu tylko naturalne. Konieczna i naturalna jest potrzeba odziewania się, natu­ralna jest też potrzeba rozkoszy seksualnej, ale nie nie­zbędna". Te poglądy przytoczyłem tutaj ku zawstydzeniu zwolenników "Bazylidesa oraz ich niewłaściwego trybu ży­cia. Mianowicie wydaje się im, że ze względu na swą do­mniemaną doskonałość mają również swobodę dopuszcza­nia się grzechu, albo że w każdym wypadku zostaną zba­wieni ze względu na swą naturę, choćby nawet teraz błą­dzili, a to dlatego, że należą do wybranego rodzaju ludzi, ponieważ twórcy ich doktryny nieraz pozwalają im na taki sposób zachowania. Nie powinni więc pni przyjmować imienia Chrystusa jako zwierzchniego płaszcza i przyno­sić Mu ujmy przez to, że żyją w sposób jeszcze bardziej niewstrzernięźliwy niż najbardziej niewstrzemięzliwi wśród pogan. „Tacy bowiem są fałszywymi apostołami, nieuczci­wymi robotnikami", aż do słów: „których koniec będzie odpowiadał ich czynom" (2 Kor 11,13.15).

Ima Karpokratesa i Epifanesa o wspólnocie kobiet *

Zwolennicy Karpokratesa i Epifanesa wysuwają żąda­nie wspólnoty kobiet. Oni to ponoszą winę za najcięższe oszczerstwo, jakie spadło na chrześcijan. Ten to Epifanes, którego pisma są w obiegu, był synem Karpokratesa i Aleksandry. Po ojcu był więc z pochodzenia Aleksan-dryjczykiem, po matce Kefaleńczykiem. Żył lat siedem­naście tylko i czczony był odtąd w Same na Kefalenii jak bóg. Tam mu wzniesiono i poświęcono przybytek z wielkich bloków skalnych, ołtarze, święte okręgi, mu-zejon. Mieszkańcy Kefalenii przybywają do tego przybytku w każdy nów księżyca, święcą ofiarami dzień, w którym

0x08 graphic
* Klemens Aleksandryjski. Kobierce III i, 1—11, 2. Przeł. J. Nierairska-Pliszczyńska.


Wybór tekstów patrystycznych 231

Epifanes został przyjęty między bogów, jako jego dzień urodzinowy, spełniają płynne libacje, ucztują i śpiewają hymny. Otrzymał od ojca staranne wykształcenie ogólne, szczególnie w zakresie nauki Platona; stał się nauczycie­lem gnozy monadycznej, od niego też bierze początek here­zja karpokratianów.

Tak oto mówi on w swym traktacie O sprawiedliwości: „Sprawiedliwość Boża jest jakąś wspólnotą opartą na równości. Niebo jednakowo ze stron wszystkich rozciąg­nięte otacza kołem całą ziemię; noc jednakowo pokazuje wszystkie gwiazdy; słońce, sprawcę dnia i ojca światła, Bóg zawiesił z góry nad całą ziemią jednakowo dla wszy­stkich bez wyjątku, zdolnych do patrzenia, którzy wszyscy wspólnie spoglądają na nie. Nie czyni On pod tym wzglę-, dem żadnej różnicy między bogatym a biednym, ludem a władcami, głupimi a mądrymi, kobietami a mężczyzna­mi, wolnymi a niewolnikami. Ale również w stosunku do stworzeń nierozumnych nie postępuje Bóg inaczej, lecz tak samo. Dopuszcza, aby na wszystkie istoty żywe światło słoneczne jednakowo wylewało się z góry, dobrym i złym sprawiedliwość zabezpiecza w tym względzie, gdyż nikt nie może więcej światła posiadać niż inny, ani pozbawić go bliźniego po to, aby dwakroć więcej od niego posiadać. Słońce pozwala wzrastać jednakowo pożywieniu dla wszy­stkich zwierząt. Sprawiedliwość bowiem powszechna wszy­stkim w równym stopniu została udzielona. I pod tym względem nie ma różnicy między całym gatunkiem krów a pojedynczymi krowami, między całym gatunkiem świń a pojedynczymi świniami, między całym gatunkiem owiec a pojedynczymi sztukami, tak samo jest z wszystkimi in­nymi. Sprawiedliwością bowiem w stosunku do nich oka­zuje się wspólnota. Następnie, wszystkie nasiona tak sa­mo gatunkami padają w ziemię. Wspólne pożywienie roś­nie dla wszystkich zwierząt, które się pasą na ziemi, i to dla wszystkich w równym stopniu. Nic tu nie podlega władzy prawa, a nigdy nie zabraknie pożywienia dzięki Temu, który daje i pozwala mu rosnąć w obfitości, zgodnie ze sprawiedliwością, dla wszystkich bez wyjątku.

Ale także dla płodzenia nie ma żadnych praw pisanych {wnet by musiały być zmieniane), wszystkie stworzenia płodzą i rodzą w równym stopniu, gdyż ze strony spra­wiedliwości dana im została wspólnota jako coś wrodzone-


232 Dodatek

go. Stwórca i Ojciec wszystkiego ustanowił i przydzielił wspólnie wszystkim i w równym stopniu organ wzroku do patrzenia mocą właściwej Mu sprawiedliwości, nie czy­niąc różnicy między kobietą a mężczyzną, między stwo­rzeniem rozumnym a nierozumnym, w ogóle między jedną istotą a drugą; co więcej, podarował zupełnie jednakowo,, bez żadnej indywidualnej różnicy, zdolność widzenia wszy­stkich w jednakowy sposób, jednym tylko rozkazem". Po­wiada Epifanes z kolei: „Prawa, nie mogąc karać głupoty ludzi, nauczyły ich postępować niepraworządnie. Właści­wość praw ludzkich rozerwała wspólnotę prawa Bożego i zniszczyła ją". Nie zrozumiał Epifanes słów Apostoła, który mówi: „Przez Prawo poznałem grzech" (por. Rz 7, 7). Zapewnia, że pojęcia tego, co moje i twoje, zjawiły się na świecie dopiero za pośrednictwem Prawa, gdy ani zie­mi, ani majętności nie używa się już wspólnie (chociaż są wspólne), ani też nie używa się już wspólnie małżeństwa. „Do wspólnego używania stworzył Bóg winną latorośl, któ­ra nie odmawia pożywienia ani wróblom, ani złodziejom, a także stworzył zboże i inne owoce." Naruszenie wspól­noty i równomierności podziału zrodziło pokusę kradzieży bydła i płodów ziemnych.

Oto więc Bóg wszystko bez wyjątku stworzył dla człowie­ka do wspólnego użytku i kobietę z mężczyzną też dla wspólnego użytku, podobnie ustanowił parzenie się bez różnicy wszystkich zwierząt. A sprawiedliwość swą dał po­znać jako wspólnotę w połączeniu z równością użytkowa­nia. Natomiast ci, którzy w ten sposób zostali spłodzeni, uchylili się jednak od kontynuacji wspólnoty, która wywo­łała ich urodzenie, i rzekli: „Ten kto zaprowadzi do swego domu jedną, niech ją ma w swym wyłącznym posiadaniu, choć mogliby ją posiadać wszyscy, jak świadczy życie resz­ty świata zwierzęcego". To powiedziawszy dosłownie, zno­wu tak samo dorzuca Epifanes: „Żądzę bowiem prężną i przełamującą wszelki opór tchnął Bóg w mężczyznę ku przetrwaniu gatunku. Uśmierzyć jej nie zdoła ani prawo, ani obyczaj i w ogóle nic z tego, co istnieje na świecie. Takie jest bowiem zarządzenie Boże". I w jaki sposób mo­że tego rodzaju człowiek być zaliczony do naszej wspólno­ty duchowej, jeśli przez te poglądy przelcreśla Prawo, prze­kreśla Ewangelię?! Prawo mówi przecież: „Nie będziesz cudzołożył" (Wj 20,13). Ewangelia zaś: „Każdy, kto spo-


Wybór tekstów patrystycznych 233

gląda pożądliwie, już popełnił cudzołóstwo" (por. Mt 5, 28). Ten zakaz oto: „Nie będziesz pożądał...", który wy­mienia Prawo, wskazuje wyraźnie na jednego i tego sa­mego Boga, zapowiadanego przez Prawo, przez proroków i przez Ewangelię. Mówi wszak: „Nie będziesz pożądał żo­ny bliźniego" (Wj 20,17). A bliźni to niekoniecznie Judej­czyk w stosunku do Judejczyka. To wszak brat w tożsa­mości ducha. Nic więc nie stoi na przeszkodzie przypusz­czeniu, że Prawo uznaje tu za bliźniego kogoś zupełnie obcej narodowości. Dlaczegóż by bliźnim nie miał być ten, kto potrafi utrzymać z nami wspólnotę w duchu? A zatem Abraham jest ojcem nie tylko Hebrajczyków, ale w rów­nym stopniu także pogan (por. Rz 4,16; Rdz 17, 5).

Jeśli jednak cudzołożnica i ten, kto ją przywiódł do nie­rządu, karani są śmiercią (por. Kpł 20,10; Pwt 22,22), to chyba jasne, że przykazanie, które mówi: „Nie będziesz pożądał żony bliźniego" odnosi się też do pogan o tyle, że ten, kto zgodnie z Prawem powstrzymał się od żony bliź­niego i siostry, usłyszał bezpośrednio od Pana: „A ja mó­wię, nie będziesz pożądał..." (por. Mt 5, 28). Dodanie słówka „Ja" wyraża bardziej osobisty akcent przykazania oraz to, że Karpokrates i Epifanes podejmują walkę z samym Bo­giem. Epifanes w swej głośnej książce, mam tu na myśli

0 sprawiedliwości, tak prawie dosłownie dodaje: „Na sku­
tek tego należy zdanie: »Nie będziesz pożądał...« traktować
w ten sposób, że prawodawca sili się tu po prostu na kiep­
ski dowcip i dorzuca coś jeszcze konieczniejszego: »dobra
bliźniego«. Jak to?! Ten, który sam udzielił pożądania,
jako siły utrzymującej ciągłość gatunku, poleca tę siłę
z życia wyrugować?! Przecież żadnego zwierzęcia jej nie
pozbawił. A przez dodatek: »żony błiźniego«, ograniczając
w drodze przymusu wspólnotę dotychczasową do zakresu
jednostkowego, wyraził się jeszcze śmieszniej".

Tego oto nauczają „szlachetni" karpokratianie. O nich

1 o innych jeszcze zwolennikach podobnie bezecnych po­
glądów krąży wieść, że gromadzą się na uczty (nie nazwał­
bym wszelako agapą takiego ich zebrania!) mężczyźni i ko­
biety razem. A kiedy już się nasycą jedzeniem do woli
(„Spożycia sytość przywołuje Kiprydę", jak się to mawia),
Pogasiwszy lampy usu-wają światło, demaskujące tę ich
nierządną „sprawiedliwość", i obcują z sobą cieleśnie, jak
chcą, z kim sobie życzą, przez tego rodzaju „agapę" uprą-


234 Dodatek

wiając wspólnotę, co więcej, już za dnia żądają od kobiet, od jakich im się podoba, powolności w stosunku do prawa Karpokratesa — bo przecież nie godziłoby się powiedzieć: w stosunku do prawa Bożego. Tego rodzaju prawa powi­nien był, moim zdaniem, Karpokrates stanowić raczej dla rui psów, świń, kozłów. Chyba też źle zrozumiał on, jak sądzę, Platona, który w Państwie żąda, by kobiety stały się wspólnym dobrem wszystkich (por. Platon, Respublica V 457 D.), i przez te słowa rozumie, że wprawdzie kobiety jeszcze nie zaślubione są wspólne dla tych, którzy zamie­rzają ubiegać się o nie, podobnie jak gdyby mówił, że teatr jest czymś wspólnym dla widzów, ale że każda należy tylko do tego jednego, który ją przedtem zdobył, oraz że nie jest już wspólna, gdy została poślubiona.

Ksantos w swym traktacie pod tytułem Magika powia­da: „Magowie za dopuszczalne uważają stosunki płciowe z matkami, córkami i siostrami oraz wspólnotę kobiet, ale nie w drodze przymusu i po kryjomu, natomiast za zgodą obu stron, jeśli jeden chce poślubić żonę drugiego" (por. Ksantos Lidyjczyk, frg. 28, FHG I, s. 43). O tych i 'innych herezjach powiedział, jak myślę proroczo, Juda w swym liście: „Podobnie więc ci jakby we śnie pogrążeni" — bo przecież nie w stanie pełnej świadomości pragną rozpoznać prawdę — aż do słów: „a usta ich głoszą słowa zbyt na­dęte" (Jud 8.18).

Marcjonici i niekórzy inni heretycy uważają rozmnażanie ludzi za rzecz złq *

Już zarówno sam Platon i pitagorejczycy, jak później zwolennicy Marcjona, zakładali, że rozmnażanie rodu ludz­kiego jest rzeczą złą — w każdym razie Marcjon był da­leki od aprobaty wspólnoty kobiet — gdyż natura czło­wieka jest zła, jako wynik połączenia złej materii i spra­wiedliwego Boga-Stworzycieła. Na skutek takiego poglądu nie chcąc dopuścić do tego, żeby się zaludnił świat, po­wstały z Boga-Stworzyciela, wolą się wstrzymać od mał­żeństwa. Ale w rezultacie przeciwstawili się własnemu

0x08 graphic
* Klemens Aleksandryjski. Kobierce III 12, 1—3, 3, Przeł. J. Niemirska-Pliszczyńska.


Wybór tekstów patrystycznych 235

Stwórcy i dążą do tego dobrego, który ich powołał, ale nie do tego, jak powiadają, Boga poprzedniego modelu. Nie chcąc więc na świecie tutaj zostawić niczego włas­nego, uprawiają wstrzemięźliwość nie z uprzedniego po­stanowienia, lecz z nienawiści do Stwórcy, odmawiając ko­rzystania z tego wszystkiego, co On stworzył. Lecz ci lu­dzie, którzy w bezbożnym buncie przeciw Bogu wypadli z toku rozumowania zgodnego z naturą oraz pogardzają pobłażliwością i dobrocią Bożą, to jednak — chociaż żenić się nie chcą — używają przez Boga stworzonych środków pożywienia i oddychają powietrzem Stwórcy świata ca­łego, gdyż są Jego dziełem i trwają w tym, co jest Jego własnością. Głoszą zaś gnozę „obcą", wedle ich własjiego określenia, jako swą ewangelię, i choćby dlatego winni żywić wdzięczność dla Pana tego świata, że tutaj mogli ogłosić swą „Dobrą Nowinę".

Ale przeciw tej herezji wypowiemy się wyczerpująco, podejmując kwestię zasad, na jakich się ona opiera. Ci więc wspomniani przez nas filozofowie, od których zaś zwolennicy Marcjona w sposób jak najbardziej wypaczony przyjęli jakoby pogląd o tym, że ciągłość fizyczna rodu ludzkiego jest czymś złym z natury, butnie przyznając się do pierwszeństwa w tej nauce, nie twierdzą, że jest to złe z natury, lecz że jest złe dla duszy, która przejrzała praw­dę. Utrzymują mianowicie, że dusza, będąc boskiego po­chodzenia, przywędrowała na świat jakoby do więzienia. Ale, według nich, dusze, które wstąpiły w ciało, muszą doznać oczyszczenia (Phaedrus 248, 249). Znowu ta część nauki nie odpowiada zwolennikom Marcjona. Lecz przeciw tym, którzy wierzą, że dusze są zamknięte w ciele, że to więzienie zmieniają i że przyjmują coraz to inne naczy­nie, przyjdzie właściwy czas wypowiedzi, gdy będziemy roztrząsać zagadnienie duszy.

Argumenty heretyka Juliusza Kasjana przsciw małżeństwu *'

Podobnymi argumentami posługuje się też założyciel herezji doketów, Juliusz Kasjan, W swym traktacie O po-

0x08 graphic
* Klemens Aleksandryjski, Kobierce III 91, 1—95, 3. Przel.

«*• Niemirska-Pliszczyńska.


236 Dodatek

wściągliwości, czyli o kastracji mówi dosłownie tak: „Niech nikt nie opowiada, jakoby pożycie płciowe zostało ustano­wione przez Boga, niby wnioskując z tego, że mamy takie części ciała, iż kobieta w ten sposób jest zbudowana, a mężczyzna inaczej, mianowicie kobieta do przyjmowa­nia, a mężczyzna do wprowadzania w nią nasienia. Gdyby bowiem taki plan obmyślił sam Bóg, do którego zdążamy, to nie oceniałby przecież rzezańców jako szczęśliwych, a prorok nie powiedziałby o nich, że »nie są drzewem nie przynoszącym owoców« (Por. Iz 56, 3), przeniósłszy obraz drzewa na człowieka, który pod wpływem takiego poglądu wyrzeka się męskości z własnego postanowienia*'. I jeszcze walcząc dalej w imię swego bezbożnego mniemania doda­je: „Jak można nie uznawać Zbawiciela za przyczynę sprawczą świata, jeśli nas przemienił, uwolnił od błędu i od związku płciowego części ciała męskich i żeńskich?" Pod tym względem głosi Kasjan zasady bliskie teorii Ta-cjana. Sam zaś wyszedł ze szkoły Walentyna. Dlatego mó­wi: „Gdy Salome dopytywała się, kiedy będzie wiadome to, czego usiłowała się dowiedzieć, rzekł Pan: gdy po-depczecie stopami zasłonę wstydliwości i gdy dwoje sta­nie się jednym, a męski pierwiastek z żeńskim nie bę­dzie ani męski, ani żeński".

Po pierwsze oto nie zostało' to powiedziane w czterech przekazanych ^nam Ewangeliach, lecz w tej, która jest zwrócona do Egipcjan [chodzi tu o pismo gnostyckie Ewan­gelia Egipcjan]. Po drugie Kasjan, wedle mego zdania, nie wie, że przez męską namiętność rozumiany jest gniew? a przez żeńską pożądanie. W konsekwencji ich działania występuje skrucha i wstyd. A jeśli nie pofolgował ani gniewowi, ani pożądaniu, które to afekty, nabierając siły pod wpływem złych przyzwyczajeń i niewłaściwego poży­wienia [por. Platon, Respublica VI 495 A.], zaciemniają i jakby zasłaniają działalność umysłu, lecz, wyzbywszy się zamroczenia przez nie wywołanego, dozna skruchy, a w ślad za nią wstydu, z kolei zaś zjednoczy ducha i du­szę w posłuszeństwie rozumowi, to wtedy, jak powiada Paweł, „nie ma w nas ani męskiego pierwiastka, ani żeń­skiego" (Ga 3,28). Mianowicie dusza oddaliwszy się od stanu, w którym daje się odróżnić, to, co męskie, od tego, co żeńskie, przechodzi w stan zespolenia, nie będąc już ani jednym, ani drugim (por. wyżej 69, 3). Zacny ów mąż


■Wybór tekstów patrystycznych 237

wyznaje pogląd platoński, mianowicie, że dusza wprawdzie boskiego jest pochodzenia, ale, na skutek pożądania staw-szy się żeńską, schodzi tutaj na świat ograniczony naro­dzinami i śmiercią (por. Platon, Phaedo 81 C).

Jednocześnie zadaje Kasjan gwałt Pawłowi taką inter­pretacją jego słów, jakoby Paweł uważał narodziny za wynik oszustwa: „Boję się jednak, żeby — jak ów wąż zwiódł Ewę dzięki swej przewrotności —• waszych myśli nie odwiedziono bałamutnie od szczerego oddania się Chrystusowi" (2 Kor 11, 3). Ale przecież przybył Pan też oczywiście do tego, co zbłądziło (por. Łk 19,10). Zbłą­dziło zaś nie stamtąd, z góry, na te tu narodziny (wszak narodziny są dziełem Stworzenia, a jest to stworzenie świa­ta przez Wszechwładcę, który przecież nie sprowadzałby czegoś z lepszego bytu do gorszego), lecz przybył Pan tab<-że do zbłąkanych pod względem myśli, do nas przybył Zbawca. A myśli nasze uległy znieprawieniu na skutek nieposłuszeństwa, gdyż zbytnio lubimy rozkosz; być może również dlatego, że nasz protoplasta wyprzedził właściwy czas, oto przed należną godziną zapragnął małżeństwa i popadł w grzech. Albowiem „każdy, kto spojrzy na nie­wiastę z pożądaniem, już z nią popełnia cudzołóstwo" (por. Mt 5,28), ponieważ nie wyczekał na moment właściwy dla zaspokojenia swego pragnienia.

A więc był to ten sam Pan, który również ongiś potępił pożądanie, wyprzedzając fakt małżeństwa. Gdy bowiem Apostoł mówi: ^Rozbudujcie w sobie nowego człowieka, stworzonego wedle Boga" (Ef 4,24), to zwraca się przez te słowa do nas, ukształtowanych przez wolę Wszechwład-cy tak, jak jesteśmy ukształtowani. Mówi zaś o dawnym (i o nowym) człowieku nie ze względu na narodziny lub powtórne narodziny, lecz ze względu na życie w nieposłu­szeństwie lub posłuszeństwie przykazaniom Bożym. „Ubra­nia ze skóry" (por. Rdz 3,21), wedle słów Kasjana, to cia­ło. Wykażemy później, że i on, i inni, podobnie naucza­jący, popełnili błąd. Ale to nie wcześniej, aż podejmiemy wyjaśnienie na temat pochodzenia człowieka na podsta­wie tego, co przedtem powinno być powiedziane. Jeszcze mówi Kasjan tak: „Ci, którzy podlegają władcom ziem­skim, rodzą się i są rodzeni, nasza zaś ojczyzna jest w nie-t)iesiech, skąd również oczekujemy Zbawiciela" (Flp 3, 20). I wiemy, że trafnie to zostało powiedziane. Winniśmy


238 Dodatek

bowiem zachować się tak jak „goście i wędrowcy" (por. Hbr 11,13), pozostający w stanie małżeńskim, a jakoby bezżenni; posiadający, a jednocześnie jakby nie posiada­jący; płodzący dzieci, a jakby rodzący śmiertelnych. Jed­nym ' słowem, jak ci, którzy gotowi są porzucić majątki, jak ci, którzy nawet i bez żony żyć będą, jeśli zajdzie potrzeba; używający tego, co zostało stworzone, bezna­miętnie, z pełną wdzięcznością oraz wielkodusznością (por. 1 Kor 7, 29—31).

Gnostycy przeciwnikami męczeństwa *

Wtedy, gdy nastaje dla wiary pora upału, gdy Kościół stoi w płomieniach na podobieństwo owego krzaku płoną­cego (por. Wj 3, 2), wtedy to przypuszczają ataki gnostycy, wtedy wyłażą walentynianie, wtedy pojawiają się wszy­scy przeciwnicy męczeństwa dysząc chęcią szkodzenia, -kłu­cia i zabijania. Wiedzą oni, że wielu ludzi prostych słabnie i że są ludzie, którzy są chrześcijanami tylko podczas sprzyjającego wiatru, gdy im to odpowiada być chrześci­janinem. Myślą słusznie, że właśnie słabym należy do­kuczać, tych właśnie należy nękać. Zwłaszcza wtedy, gdy strach ułatwia dostęp do duszy, a już szczególnie wtedy,, gdy okrucieństwo już przezwyciężone ozdobiło wiarę wień­cem męczenników. Jak dotąd nie stosują jeszcze żądła, wlokąc je za sobą, najwyżej wymachują nim nieco i po­wiadają: „że też niewinni ludzie muszą coś takiego cier­pieć?" „Takich można by uznać za chrześcijan", względnie chrześcijan przychylnych dla pogan. „Czy tak należy trak­tować wspólnotę, która nikogo nie krzywdzi". Ale potem dodają: „śmierć tych ludzi była niepotrzebna". „Zginąć". a nadto „niepotrzebnie" — to pierwsze przebicie. Ale po­tem uderzenie przychodzi mocniejsze,1 „te proste dusze nie wiedzą, co zostało napisane i jak to należy rozumieć, a mianowicie, gdzie, kiedy i przed kim należy wyznawać wiarę, to już nie zwykła głupota, ale tępota i szaleństwo umierać dla Boga, gdy ten chce mnie ratować. Czy ten ma zabijać, który miał zbawiać? Chrystus umarł raz na zaw-

0x08 graphic
* Tertulłan. Lekarstwo na ukłucie skorpiona 1, PrzeL W. Myszor. W: Tertulian, Wybór pism II s. 118—119.


Wybór tekstów patrystycznych 239

sze, został zabity, aby nas nie zabijano. A jeśli nawet żą­da od nas tego samego, to czy oczekuje również uwolnienia mnie od zbrodni? Albo, czy Bóg pragnie ludzkiej krwi, skoro odrzucił krew ofiarnych kozłów czy byków? (por. Ps 99,13; Ez 33,11). Z pewnością, woli pokutę grzesznika niż jego śmierć. A więc w żaden sposób nie pragnie śmierci grzeszników!"

Takie to i inne wymysły heretyckich trucizn, jeśli ko­goś nie doprowadzają do wątpliwości, jeśli nie uśmiercają, to otępiają jednak, choć nie sprowadzają śmierci. A ty jednak, jeśli twa wiara jest czujna, to zamiast rozdeptywa­nia anatemą, wyrzuć raczej skorpiona i pozwól niech zgi­nie w swojej truciźnie. Przeciwnie bowiem, gdy ranę wy­pełni trucizna, przedostanie się ona także do twoich wnę­trzności. Wtedy obumierają twoje wcześniejsze odczucia, życiodajna krew tężeje, ciało traci ducha, wzrasta niechęć do imienia chrześcijan. I już ów umysł szuka dla siebie miejsca, aby zwymiotować, i choroba, w ten sposób za­szczepiona jednym uderzeniem, tchnie już zranioną wiarę ku herezji albo pogaństwu.

Stanowisko gnostyków wobec męczeństwa *

Niektórzy gnostycy posunęli się do takiego stopnia zu­chwalstwa, że gardzą nawet męczennikami i oczerniają tych, co za wyznanie Chrystusa śmierć ponoszą i wytrzy­mują to wszystko, co Pan przepowiedział, i starają się we­dług tego iść w ślady męki Pana stając się męczennikami i świadkami cierpiącego Chrystusa. My jednak polecamy ich samym męczennikom* Bo gdy zażąda się ich krwi, a oni posiądą chwałę, wówczas tych wszystkich, co w po­gardzie mieli ich męczeństwo, zawstydzi Chrystus.

0x08 graphic
* Ireneusz. Adversus haereses III 18, 5. Ś>rzeł. A. Bobef. W: Bober, Patologia s. 49.


240 Dodatek

Pogląd Bazylideso, jakoby męczeństwo było rodzajem kary *

Bazylides w dwudziestej trzeciej księdze Egzegezy tak dosłownie mówi o ludziach karanych za świadczenie wia­ry: „Jestem przekonany, że wszyscy doznający tak zwa­nych prześladowań, widocznie zbłądziwszy w innych po­tknięciach w sposób nie ujawniony, doznają jednak takie­go przywileju, dzięki dobroci Boga, który nimi kieruje, ze są obwiniani o co innego, niż o co faktycznie powinni być obwiniani, aby nie cierpieli kary z wyroku za przestępstwa odpowiadające tej karze oraz żeby nie zostali narażeni na obelgi jako cudzołożnicy lub zabójcy, lecz żeby cierpieli ze względu na sam fakt, iż są chrześcijanami (por. 1 P 4, 15). To ich pocieszy i sprawi, że nawet nie poczują cier­pienia. Ale żeby ktoś zupełnie bez winy doznał prześlado­wania to wypadek zgoła rzadki. A nawet i taki człowiek nie będzie cierpiał na skutek'zasadzki ze strony władzy, lecz będzie cierpiał jak dziecko, które, zdaje się, nic nie zgrzeszyło jeszcze".

I w dalszym ciągu znowu dorzuca: „Podobnie jak dziec­ko, które jeszcze nie zgrzeszyło w ogóle albo czynem nie dopuściło się żadnego grzechu (choć już ma w sobie do niego dyspozycję), doznaje dobrodziejstwa, gdy poddane zostanie cierpieniu, a mianowicie przez to, że zyskało coś trudnego do zdobycia; tak samo człowiek bez skazy, choć­by nawet zdarzyło mu się nie zgrzeszyć czynnie, a cierpi to, co przypadło cierpieć, cierpi na podobieństwo dziecka. Mając bowiem w sobie samym dyspozycję do grzechu, a nie otrzymawszy żadnego impulsu do zgrzeszenia, tylko dlatego nie dopuszczał się grzechu. Nie należy mu więc zaliczyć jako zasługi jego bezgrzeszności. Bo jak pragnący cudzołożyć, już z intencji jest cudzołożnikiem (Por. Mt 5, 28), choćby mu nawet nie zdarzyło się dopełnić cudzołó­stwa, a pragnący dopuścić się mordu, intencjonalnie jest już mordercą, nawet gdyby nie udało mu się morderstwa dokonać, tak samo jeśli człowieka etycznie nagannego (o którym właśnie mówię) ujrzałbym poddanego torturom, to choćby nawet niczego złego nie uczynił, jednak nazwę go złym ze względu na jego chęć grzeszenia. Wszystko

0x08 graphic
*Klemens Aleksandryjski. Kobierce IV 81, 1—83, 2. Przeł. J. Niemirska-Pliszczyńska.


Wybór tekstów patrystycznych 241

gotów jestem raczej powiedzieć, niż przypuścić, że Opa­trzność może zawierać element zła".

W dalszym ciągu również i o Panu mówi jak o czło­wieku: „Jeślibyś przeszedł do porządku dziennego nad tymi wszystkimi rozumowaniami i zechciał mi przeciw­stawić się ze względu na konkretne przykłady mówiąc: »On więc chyba dopuścił się straszliwego grzechu, bo prze­cież przecierpiał rzeczy straszne?«, to, o ile pozwolisz, od­powiem: »Nie dopuścił się, to prawda, grzechu, ale po­dobny był do cierpiącego dziecka*. A gdybyś tak na siłę jeszcze gorliwiej kontynuował rozumowanie, to powiem wreszcie: »Choćbyś nie wiem jakiego wymienił człowieka, to zawsze jest on tylko człowiekiem, a sprawiedliwy jest tylko Bóg. Nikt nie jest czysty, jak powiedziano, kto po­wstał z błota«" (por. Hi 14,4). Lecz Bazylides przyjmuje hipotezę, że każda dusza dopuściła się grzechu w życiu po­przednim, a karę za niego cierpi tutaj; przy tym dusza wybrana — w sposób czcigodny, to jest przez męczeństwo, wszelka zaś inna doznaje oczyszczenia przez właściwą so­bie karę. Ale jakże to może być prawdziwe, jeśli od nas wyłącznie zależy przyznanie się do wiary i wyrażenie zgo­dy lub odmowa cierpienia za to prześladowanie. Albowiem w wypadku odmowy cała nauka Bazylidesa na temat Opa­trzności staje się nieaktualna.

Rozważania Walentyna na temat śmierci *

Na ten temat wiele byłoby do powiedzenia, co jednak gruntownie rozpatrzyć wypadnie później, gdy znajdziemy do opracowania moment właściwy. Walentyn w pewnej homilii dosłownie tak pisze: „Od początku jesteście nie­śmiertelni i synami jesteście życia wiecznego, a waszym było zamiarem podzielić śmierć między siebie, aby ją znisz­czyć i unicestwić oraz aby śmierć umarła w was i za wa­szym pośrednictwem. Gdy bowiem opuszczacie świat, sa­mi unicestwieniu nie ulegacie, "wręcz przeciwnie — panu­jecie nad stworzeniem i nad wszelkim zniszczeniem". On również przyjmuje, podobnie jak Bazylides, hipotezę

0x08 graphic
* Klemens Aleksandryjski. Kobierce III 89, 1—90, 3. PrzeŁ J. Niemirska-Pliszczyńska.

IS — Gnoza


242 Dodatek

istnienja rodzaju ludzi przeznaczonych do zbawienia przez naturę, że ten odmienny rodzaj ludzi przybył do nas z nie­bios, aby zniszczyć śmierć, i że śmierć jest dziełem Tego, który stworzył świat. Dlatego odczytuje również to miejsce z Pisnia Świętego: „Nikt nie ujrzy oblicza Boga i żyć bę­dzie" (por. Wj 33, 20) w ten sposób, jakoby Bóg sprawcą był śmierci. O tym właśnie Bogu snuje przypuszczenia w następujących słowach: „O ile mniej wyrazista jest podobizna od żywego oblicza, o tyle czymś słabszym jest świat od żywej wieczności, to jest od żywego Etiona". Cze­mu podobizna zawdzięcza powstanie? Majestatowi obli­cza, które użyczyło artyście wzoru, aby podobizna została uczczona nazwą oryginału. Jej wygląd zewnętrzny nie zo­stał utworzony w sposób całkowicie zgodny z rzeczywis­tością, ale sama nazwa uzupełnia to, czego brakowało dzie­łu sztuki. Współdziała także niewidzialność (por. Rz 1,20) Boga w uwiarygodnieniu tego, co na Jego obraz (por. Koi 1,15) zostało stworzone". Walentyn bowiem uznał Demiur­ga, o ile otrzymał On nazwę Boga i Ojca, za podobiznę prawdziwego Boga i za Jego proroka; za malarza zaś uznał Sofię, której dziełem jest podobizna ku uczczeniu Niewi­dzialnego, ponieważ to, co pochodzi z sydzygii, a więc z połączenia, to są pleromaty, to jest pełnie, natomiast to, co pochodzi od jednego elementu, są to tylko podo­bizny. A że to, co jest widzialne z Niego, nie jest duszą, pochodzącą z samego wnętrza, więc przybywa to, co na­daje znamię, odrębności, a tym jest tchnienie ducha wy­odrębnionego, i w ogóle to, co inspirowane jest duszys jako podobiźnie ducha.

Gnostycy odrzucają zmartwychwstanie *

Otóż niektórzy spośród tych, co sądzą, że przyjęli praw­dziwą wiarę pomijają porządek, według którego postępują sprawiedliwi i nie uznają stopniowego przechodzenia do niezniszczalności. Ich orientacja jest heretycka, gdyż właś­nie heretycy odrzucają stworzenie Boże i nie uznają zba-

0x08 graphic
* Ireneusz. Adversus haereses V, 31, 1, 2. Przeł W. Myszor. W: Myszor, Patrologia s. 64—65.


Wybór tekstów patrystycznych 243

wienia własnego ciała, okazują pogardę nie tylko wobec obietnicy Boga, ale również rozmijają się całkowicie w swym myśleniu z Bogiem. Powiadają, że natychmiast po śmierci przekraczają niebiosa oraz ich twórcę (demiur­ga) i przechodzą do matki, albo jak sobie wyobrażają do Ojca. Ci właśnie odrzucają całe zmartwychwstanie i zno­szą je, o ile ich dotyczy. Czyż można się dziwić, że nie uznają również porządku, który określa zmartwychwstanie? Nie chcą zrozumieć, jeśli tak się rzecz ma z ich poglądami, że Pan sam, w którego zdają się wierzyć, działał jeszcze przez trzy dni po zmartwychwstaniu, ale oddając ducha na krzyżu natychmiast miał według nich wstąpić na wy­sokości opuszczając swoje ciało na ziemi? A tymczasem przez trzy dni przebywał tam, gdzie znajdują się umarli, tak jak przepowiedział to prorok: „Wspomniał Pan na świętych zmarłych swoich, którzy zasnęli w ziemi grobu i zstąpił do nich, aby ich uwolnić i aby ich zbawić". A Pan sam powiedział: „jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach ryby, tak Syn Człowieczy będzie w łonie ziemi" (...) Jeśli więc Pan przestrzegał prawa dotyczącego umarłych, aby stać się pierworodnym spośród umarłych i przebywał przez trzy dni w głębokościach ziemi, a na­stępnie powstał w ciele, aby w ten sposób móc pokazać swym uczniom ślady gwoździ i dopiero po tym wszystkim wstąpił do swego Ojca, to jak nie wstydzą się utożsamiać ten świat, na którym teraz przebywamy, z otchłanią Hade-sa twierdząc, że ich „wewnętrzny człowiek" pozostawiając tu ciało, winien wstępować do miejsca ponad niebem? Sko­ro więc Pan udał się w miejsce cienia śmierci, tam gdzie znalazły się dusze zmarłych, a następnie zmartwychwstał w ciele i dopiero po zmartwychwstaniu został wzięty do meba, to oczywiste, że i dusze uczniów, z powodu których Pan tak postępował, odejdą najpierw na niewidzialne miejsce, przeznaczone przez Boga dla nich i pozostaną tam aż do zmartwychwstania wyczekując owego zmartwych­wstania, a następnie przyjmując ciało w sposób doskona­ły zmartwychwstania, to jest również w ciele, tak jak Pan zmartwychwstał i tak właśnie pójdą przed oblicze Boga.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
03 Wybór tekstów gnostyckich
Bibliografia polskich tłumaczeń tekstów patrystycznych
kultura e by III rok, Antropologia słowa, Antropologia słowa, zagadnienia i wybór tekstów
04 Opracowywanie tekstów, pism i dokumentów
05 Stylistyka polska. Wybór tekstów - całość - notatki, Filologia polska, Poetyka
Ekspresjonizm wybór tekstów
cytaty reportaż wybór tekstów z teorii, magisterka, magisterka, POZYCJE DO MAGISTERKI
FUTURYZM FORMIŚCI NOWA SZTUKA Wybór tekstów na podst ANTOLOGIA POLSKIEGO FUTURYZMU I NOWEJ SZTUK
Bibliografia polskich tłumaczeń tekstów patrystycznych
Historycy a socjalizm Polska lewica niepodleglosciowa spod znaku Klio Wybor tekstow
McLuhan wybór tekstów str 527 560

więcej podobnych podstron