21. „Każdy z nas jest Odysem, co wraca do swej Itaki” (L. Staff „Dziewięć muz”). Co według Ciebie znaczą słowa poety? Rozważania na podstawie własnych przemyśleń i literatury.
Jedną z zalet poezji jest - w moim odczuciu - możliwość jej różnorakiej interpretacji. Każdy człowiek, ze względu na swe osobiste skłonności, nosi w sobie własną wizję odbioru konkretnych słów poety, a ich odczuwanie uzależnione jest dodatkowo od nastroju, okoliczności, okresu życia. Interpretacja poezji jest zatem zjawiskiem zdecydowanie subiektywnym. Nie dość tego, interpretować można bowiem na dwóch płaszczyznach: dosłownej i głębszej - uniwersalnej, opartej na odszukiwaniu metaforyczno-symbolicznego sensu słów.
Podobnie rzecz się ma z przytoczonym wyżej cytatem Leopolda Staffa. Spróbujmy przedstawić kilka możliwości odczytania znaczenia tego fragmentu, rozpoczynając od wyjaśnienia dosłownego sensu słów.
Przypomnijmy sobie zatem postać Odyseusza - bohaterskiego wojownika spod Troi, któremu wędrówka do rodzinnej Itaki po zdobyciu okupowanego miasta zajęła aż 10 lat. Przez ten długi czas dzielny heros, powodowany tęsknotą za ojczyzną, żoną i synem, musiał znosić szereg niebezpieczeństw, które były skutkiem gniewu Bożego. I tak między innymi stawiał czoła cyklopowi i czarodziejce Kirke, uniknął zwodzącego głosu syren, więziony był przez zakochaną nimfę Kalypso, błądził po Hadesie i znosił gniew Zeusa za jedzenie mięsa świętego wołu Heliosa. Upór i determinacja pomogły jednak Odysowi przezwyciężyć te wszystkie przeszkody i zrealizować marzenie ujrzenia domu.
Życie Odyseusza - wygnańca i tułacza - odnieść można do losów wielu Polaków w czasie naszej burzliwej historii. Podczas II wojny światowej naszych rodaków wywożonych na roboty lub do obozów (sowieckich i niemieckich) przy życiu trzymała jedynie nadzieja powrotu do domu. Gustaw Herling-Grudziński w Innym świecie mówi, iż myśl ta - podobnie jak mitycznemu Odysowi - dawała siłę, by przetrwać. Wspomnienie bliskich osób, znajomych miejsc, ulubionych sprzętów oraz sposobu życia, jakie niegdyś się wiodło, dawały więźniom moc przetrwania. Wiara, że nastąpi dzień, w którym powróci się do tamtego życia, była motywacją do znoszenia cierpienia, męki i okrucieństwa ze strony wroga.
Pragnienie powrotu do normalności, do rodziców i cywilizowanego świata motywuje do walki o życie małego chłopca z powieści Jerzego Kosińskiego pt. Malowany ptak. Tułając się po wsiach, osamotniony w wojennej zawierusze, nieludzko doświadczony przez ciemnych i zacofanych chłopów, robi wszystko, aby przetrwać i odnaleźć dom. W podobnych temu przypadkach należy zastanowić się, jak wpływa na psychikę człowieka walka o życie, prowadzona za wszelką cenę, jak zmienia ona wizję świata. Czy Odys także stać się musiał malowanym ptakiem - odrzuconym, wyalienowanym i zadziobanym przez inność, którą reprezentuje, aby powrócić do Itaki? Czy warto znosić piekło poszukiwań, jeśli istnieje możliwość, że nie dla każdego znajdzie się miejsce w wymarzonej Itace?
Powrót do własnej Itaki wcale nie musi odbywać się w sposób dosłowny. Przypomnijmy sobie sytuację polskiej emigracji dziewiętnastowiecznej, dla której Mickiewiczowski Pan Tadeusz był przypomnieniem rodzinnych stron. Geneza tego eposu ściśle wiąże się z wszechobecną nostalgią Polaków za ojczyzną i gorącym pragnieniem powrotu do niej. Owa droga do domu, do ojczyzny, czyli Itaki, odbywać się więc może za sprawą literatury, jak w przypadku Mickiewicza lub Konwickiego, który - można powiedzieć - powracał na Kresy Wschodnie na kartach powieści Bohiń.
Motyw życia jako wiecznej tułaczki w poszukiwaniu miejsca dla siebie odnajdujemy także w Ludziach bezdomnych Stefana Żeromskiego. Każdy człowiek potrzebuje odnaleźć w świecie swą własną, symboliczną Itakę, czyli dom, ciepło, do którego zawsze będzie mógł powracać. Ów dom możemy rozumieć jako budynek, w którym mieszkamy, rodzinę, którą kochamy, ale także jako pozycję i funkcję, jaką pełnimy w społeczeństwie. Dopiero gdy człowiek zapewni sobie te trzy podstawowe warunki, może czuć się w pełni ustabilizowany, szczęśliwy. Bohaterowie Żeromskiego, doktor Judym i Joasia Podborska, są ciągle jakby „w drodze”, czyli wciąż poszukują. Oni nie powracają do znanego i ukochanego miejsca jak Odys, lecz dopiero takiego miejsca szukają.
Inaczej rozumiane słowa Staffa mogą, jak już wspomniałam, wyrażać prawdy bardziej ogólne, uniwersalne, stanowią bowiem odniesienie do życiowych ideałów. Ważne jest to, by pozostać wiernym sobie, swojemu systemowi wartości. Oczywisty jest fakt, że człowiek ulega zmianom i weryfikuje swoje poglądy wraz z pogłębieniem wiedzy o świecie, wraz z rosnącym doświadczeniem. Istotne jest jednak, by naprzód iść śmiało, pracować nad sobą i dążyć do samorealizacji, a jednocześnie pozostawać wiernym wewnętrznym priorytetom, którym winny być podporządkowane wszelkie drogi rozwoju. W tym rozumieniu ową Itaką, do której każdy z nas wraca, są nasze serce i rozum. One bowiem nie podlegają dewaluacji bez względu na warunki, czego dowiedli bohaterowie literatury wojennej. Zachowanie własnego światopoglądu i moralności w obliczu zagrożenia życia jest bardzo trudne, ale utwierdza człowieka w jego wartości i daje siłę przetrwania.
Słowa Staffa interpretować można także jako nawiązanie do starożytnej szkoły filozoficznej - stoicyzmu. Itaka wzrasta w takim rozumieniu do symbolu spokoju, do miejsca, które pozostaje poza emocjami. Czy jest to nasze serce czy dom, którego ściany odgradzają nas od ziemskich namiętności - zaznajemy tam harmonii, łagodności i odpoczynku.
Powrót do Itaki, wędrówka Odysa oznaczać może także ludzkie zmagania z życiem i powrót w nicość, jaką jest śmierć. Być może jest to wyraz zamkniętej, nieodwracalnej i dla wszystkich nas nieuniknionej cyrkulacji natury - od narodzin do umierania. Wszak to śmierć czyni nas równymi wobec siebie - każdego z nas prędzej czy później zabierze z tego świata. W metaforycznym rozumieniu całe nasze życie stanowi wędrówkę, której ostatecznym celem jest Itaka. Każdy z nas nosi w sobie wizję własnego kraju wiecznej szczęśliwości, jednak niezależnie od obrządku, ideologii i wiary większość ludzi na Ziemi wierzy gorąco i z całego serca pragnie, by po śmierci połączyć się z własnym Bogiem i doświadczyć zbawienia. Czyżby dopiero gdzieś w innym świecie istniała prawdziwa Itaka?
Wydaje mi się, że występuje tu analogia do naszego ziemskiego życia. Doświadczamy wielu przyjemności i radości życia codziennego, nieraz obserwujemy miłość i piękno, ale - powtarzając słowa Platona - stwierdzić należy, że choć raz ujrzy człowiek prawdziwe piękno, jakim jest Bóg, nie chce on już więcej oglądać ziemskich błyskotek. W moim odczuciu miejscem oglądania piękna, o którym mówił Platon, jest właśnie Itaka, przez chrześcijan nazwana rajem.
Każdy człowiek jest indywidualnością, inaczej odbiera poezję, ma swój cel w życiu. Itaka może zatem oznaczać po prostu sens istnienia, a wędrówka do niej stanowić może symbol poszukiwań owego sensu.
W swojej pracy usiłowałam przedstawić kilka możliwych sposobów interpretacji fragmentu wiersza Staffa podanego w temacie. Kolejność prezentacji owych sposobów nie jest przypadkowa. Uważny czytelnik powinien zwrócić uwagę na prawidłowość polegającą na swego rodzaju hierarchii - od interpretacji dosłownej, konkretnej i logicznej, do coraz bardziej metaforycznych, symbolicznych i abstrakcyjnych.
Na koniec moich rozważań proponuję zestawienie słownych ambiwalentów Itaki dla poszczególnych sposobów interpretacji. I tak Itakę określa się kolejno jako: ojczyznę, dom, rodzinę, serce i rozum, raj, aż wreszcie sens życia. To wyliczenie unaocznia jeszcze jedną ważną kwestię. Itakę postrzegamy jako cel. W zależności od tego, co dla konkretnej osoby jest życiowym celem, będzie on nadawał różne znaczenia Itace. Dla patrioty będzie to ojczyzna, a dla kochającej matki - dom i rodzina. Nie dane jest nam rozsądzać o tym, czy któreś z tych znaczeń, czyli celów życia jest ważniejsze, nadrzędne. Jednak nie o klasyfikację tu chodzi. Istotny jest fakt, że Itaka zawsze kojarzona jest z czymś najważniejszym, najbardziej znaczącym. Mam tylko nadzieję, że nie będzie musiała pozostawać w sferze mitycznych wyobrażeń, marzeń.
Chciałabym, aby każdemu udało się, podobnie jak Odysowi, kiedyś do niej dotrzeć. A jeśli zmuszeni będziemy pokonać podobną ilość przeszkód - ujrzenie Itaki da nam więcej satysfakcji.
22. Literackie obrazy okrucieństwa wojny w literaturze dawnej i współczesnej.
Z obrazami wojny możemy się spotkać w wielu utworach literackich różnych epok, od starożytności aż po czasy współczesne. Związane jest to z tym, że wojny toczyły się od najdawniejszych czasów, zaś literatura była jak gdyby „zwierciadłem” rzeczywistości. Wojny możemy podzielić na zaborcze i obronne.
Zgadzam się ze słowami A. Frycza-Modrzewskiego, wielkiego publicysty czasów renesansu, że: Ci, którzy dają się popchnąć do wojny, nie jakąś inną koniecznością, ale żądzą sławy i rozszerzenia swego panowania, najmniej troszczą się o sprawy ludzkie. Bo podczas, gdy chcą rozsławić swoje imię, narażają na niebezpieczeństwo mienie i głowy obywateli, napełniają wszystko rzezią i nie kończącymi się klęskami obu stron, a sami przy tym nie dość sobie zdają sprawę z tego, czego tak bardzo pożądają. A więc rzezie, okrucieństwo - oto co cechuje, według Modrzewskiego, każdą wojnę.
Najstarszą wojną w dziejach Europy, ukazaną przez starożytnego pisarza Homera, była wojna trojańska z XII wieku p.n.e. Jak podają stare mity, przyczyną jej było porwanie przez Parysa, królewicza trojańskiego, Heleny, żony króla Sparty. Grecy w pełnym uzbrojeniu przepłynęli Morze Śródziemne, otoczyli Troję, nie mogąc zdobyć jej przez 10 lat. W ostatnim roku wojny, kiedy toczy się akcja Iliady, Homer opisuje liczne pojedynki pomiędzy wojownikami i bitwy toczące się wokół miasta. Poeta szczegółowo opisuje pojedynki sławnych rycerzy, ich uzbrojenie, a przede wszystkim podkreśla ich odwagę, zarazem jednak i okrucieństwo. Szczególnie widoczne jest ono w czasie słynnego pojedynku Hektora, syna króla Troi, i Achillesa, najdzielniejszego z greckich wojowników. Okrucieństwo, zwłaszcza Achillesa, nie ma miary. Mści się on bowiem za śmierć przyjaciela nawet na zwłokach dzielnego Hektora. Homer oddaje hołd wojownikom zarówno jednej, jak i drugiej strony, ale zarazem ukazuje wielkie straty, jakie powoduje wojna. Ginie bowiem nie tylko Hektor, ale i jego bracia: Parys i Deisob. Okrucieństwo jej jest więc ogromne.
Średniowieczna Pieśń o Rolandzie również przedstawia nie tylko cele, dla jakich wojna była prowadzona, ale również jej okrucieństwo. Roland był dowódcą straży tylnej króla Karola Wielkiego. Podczas powrotu z krucjaty został zaskoczony przez Saracenów w wąwozie górskim. Autor pieśni maluje bitwę, która rozegrała się w wąwozie i wielką przegraną chrześcijan - Francuzów. Obraz bitwy jest niezwykle plastyczny, zaś pisarz podkreśla okrucieństwo, zwłaszcza pogan. Ginie również Roland raniony w głowę, jak i cały kwiat rycerstwa francuskiego. Wojna ta miała charakter religijny. Autor pieśni podkreśla męstwo chrześcijan i okrucieństwo pogan.
Najciekawszym utworem polskim ukazującym okrucieństwa wojny jest Transakcja wojny chocimskiej W. Potockiego. Utwór przedstawia słynną bitwę pod Chocimiem z 1721 roku, w której Sarmaci odnieśli wielkie zwycięstwo nad Turkami, poganami. Jest to również wojna religijna, ponieważ Polska w owym czasie była przedmurzem chrześcijaństwa. Poeta w sposób niemal naturalistyczny przedstawia bitwę, podkreślając nie tylko odwagę chrześcijan, ale również ich okrucieństwo. Autor jest przekonany, że sam Bóg pomagał Polakom, ponieważ walczyli w słusznej sprawie za wiarę i zagrożoną ojczyznę.
Obrazy bitew zawarte są również w Pamiętnikach J. Ch. Paska. Wiek XVII w Polsce to czasy wojen z Turkami, Szwedami, Moskwą. Pasek służył pod Czarnieckim i zawędrował z nim aż do Danii. W swoim dziele rysuje obraz żołnierza-Sarmaty, który jest odważny i zachowuje się mężnie w bitwach, ale o tym decyduje bardziej przywiązanie do wodza, ambicje osobiste i chęć zdobycia łupów niż świadomy patriotyzm. Bierze on udział w wojnach obronnych, jest więc zacięty w walce. Szczególne okrucieństwo zachowuje wobec pogan, którzy napadli na jego rodzinny kraj.
Kolejnym utworem, który powstał w II połowie XVII wieku, był Potop H. Sienkiewicza, pisany „ku pokrzepieniu serc” Polaków znajdujących się pod zaborami. Przedstawia on wojnę obronną, polsko-szwedzką w XVII wieku. Najwspanialszym opisem jest obrona klasztoru na Jasnej Górze, którą dowodził ksiądz Kordecki, a brał w niej udział główny bohater powieści A. Kmicic-Babinicz. Polacy bronili Częstochowy z wielkim poświęceniem, gdyż była ona ostoją wiary i polskości. Ale i tu odnajdujemy sceny pełne okrucieństwa, mrożące krew w żyłach czytelnikowi. Po wysadzeniu szwedzkiej kolubryny Kmicic zostaje przez Szwedów wzięty do niewoli i zdrajca Kuklinowski mści się na nim, przypalając mu rozpalonym żelazem boki. H. Sienkiewicz przedstawia w powieści wiele okrutnych scen, jednak ponieważ Polacy bronili swojego kraju i swojej wiary, ich postępowanie jest usprawiedliwione.
Obrazy okrucieństwa wojny odnajdujemy w wielu utworach literatury powojennej. Cechą charakterystyczną II wojny światowej było to, że toczyła się nie tylko na frontach. Hitlerowcy podejmowali walkę z ludnością cywilną, ponieważ faszyzm zakładał wyniszczenie podludzi. Planował podporządkować sobie ludność krajów okupowanych i zmusić do pracy dla Wielkiej Rzeszy. Temu służyły obozy koncentracyjne, w których gazowano większość ludzi, zaś silnych i młodych zmuszano do pracy.
Pisarze, którzy przeżyli wojnę: Z. Nałkowska, T. Borowski i G. Herling-Grudziński byli wstrząśnięci zbrodniczą działalnością hitlerowców i sowietów, toteż zaraz po wojnie napisali utwory poświęcone tym zagadnieniom. Utworem, który szczegółowo przedstawia wojnę w okupowanej Warszawie, było opowiadanie T. Borowskiego Pożegnanie z Marią. Obrazy Warszawy z tego okresu są pełne okrucieństwa; autor ukazuje bombardowania, zaciemnienia, godziny policyjne, a także łapanki uliczne. W takiej właśnie łapance została zatrzymana Maria, narzeczona Tadeusza i wywieziona następnie do obozu koncentracyjnego. Borowski opisuje sposoby zdobywania żywności w owym czasie czy wykupywania ludzi z więzień. Z warszawskiego getta do dzielnicy aryjskiej przedostają się uciekinierzy żydowscy, którzy szukają schronienia u Polaków. Jednak Tadeusz i Maria starają się żyć normalnie, w tym „nienormalnym” świecie, w którym śmierć czyha na każdym kroku.
Kwintesencją II wojny światowej były obozy koncentracyjne, tak zwane obozy pracy i piece krematoryjne, w których gazowano wielu, zwłaszcza starych, słabych ludzi czy dzieci. Opisała ten fakt Z. Nałkowska w Medalionach oraz T. Borowski w swoich opowiadaniach obozowych, np. U nas w Auschwitzu czy Proszę państwa do gazu. W scenach opisanych przez T. Borowskiego tkwi prawdziwe okrucieństwo faszystów, którzy inne nacje traktowali jak podludzi. Przedstawia transporty ludzi przeznaczonych na zagładę, selekcje, gazowanie słabych i chorych i ciężką pracę silnych i młodych. Racje żywnościowe dla więźniów były tak małe, że po kilku tygodniach zaczynali chorować i umierali z wycieńczenia. Pisarz ukazuje spekulacje żywnością, ponieważ ludzie usiłowali przeżyć za wszelką cenę. Okres II wojny światowej słusznie został nazwany epoką pieców, ponieważ taka zbrodnia w naszej cywilizacji nigdy jeszcze nie miała miejsca.
Inną zbrodnią była wytwórnia mydła z trupów ludzkich, założona przez profesora Spanera. Obrazy, które pisarka tam zobaczyła po wojnie i opisała, pracując w Komisji do Badania Zbrodni Hitlerowskich, wstrząsają do dzisiaj. Gdy Komisja weszła do Akademii Medycznej, oczom jej ukazały się szczątki ludzkie w kadziach, przygotowane do przetworzenia na mydło.
Powstało jeszcze wiele utworów przedstawiających okrucieństwa ostatniej wojny na wielu jej frontach. Jedną z takich książek jest A. Fiedlera Dywizjon 303, która przedstawia bitwę o Anglię i udział w niej Polaków. Od 50 lat na szczęście na terenie Polski i w jej najbliższych okolicach nie toczą się żadne wojny. W lokalne konflikty mające miejsce daleko od Polski nie jesteśmy bezpośrednio zaangażowani. Jest to więc okres wyjątkowo szczęśliwy dla Polski, w którym dorastające pokolenia wojnę i okrucieństwo, jakie ona niesie, znają tylko z utworów literackich, dokumentów i opowiadań dziadków.
23. Literatura i sztuka wobec ludzkiego cierpienia.
Ale ten płacz Antygony,
Co szuka swojego brata,
To jest zaiste nad miarę
Wytrzymałości
(Czesław Miłosz)
Jesienią 1846 roku ulicą Petersburga szedł młody, dwudziesto-kilkuletni człowiek. Gdy zobaczył idącego z przeciwnej strony Turgieniewa, krzyknął: Nikt mi niestraszny, nikt, dajcie mi tylko czasu, a ja was wszystkich wdepczę w błoto! Dostojewski, bo to on był owym młodym człowiekiem, pytany potem o ten gwałtowny wybuch, odpowiedział, iż jego celem i największym marzeniem jest ukazanie tragizmu ludzkiego losu, jakiegoś wewnętrznego rozdarcia i cierpienia, które są udziałem każdego z nas.
Gdy przeczytałam o tym incydencie, to (choć sama postać Dostojewskiego jest niewątpliwie postacią fascynującą) uwagę moją zwróciło nie zachowanie pisarza, a fakt nieco inny. Otóż pewnym zaskoczeniem stała się dla mnie świadomość, iż największym marzeniem jednego z najdoskonalszych, według mnie, twórców było oddanie pełni ludzkiego cierpienia. Wniknięcie w jego przyczyny, głęboka analiza, próba odnalezienia jego sensu - oto zadanie, które postawił przed sobą Dostojewski, ale chyba nie tylko on... Słowa przez niego wypowiedziane są dla mnie bowiem swoistym symptomem zjawiska pojawiającego się w literaturze i sztuce wszystkich epok. Problem ludzkiego cierpienia w twórczości wielu artystów jawi się jako niezwykle istotny, czasem wręcz fundamentalny. Warto więc go przeanalizować.
Patrząc na to, czym jest dla twórcy cierpienie, w jaki sposób stara się je udokumentować, zrozumieć, wyjaśnić, dość wyraźnie dostrzegamy pewną ewolucję patrzenia na ten problem, jakby kolejne etapy na drodze poznawania i przedstawiania cierpienia. Odczuwanie cierpienia z pewnością nie jest obce nikomu. Nieważne, czy jest to „ból istnienia” Wertera czy „dramat bezideowości” Kordiana, ból Antygony czy nie mniej bolesna samotność pani Bovary. Jakimkolwiek to cierpienie by było, to oprócz lęku i bólu niesie ze sobą pragnienie nazywania go, zarysowania choćby jego konturów. U twórców pragnienie to jest tak silne, że często jak gdyby zagłusza samą istotę cierpienia. Tak więc artysta, człowiek wrażliwy, z pewnością na cierpienie nie pozostaje obojętny, podejmuje próbę poznania go, przekazania poprzez swoje dzieło. Niejednokrotnie ta próba okazuje się trudna i dramatyczna. Wystarczy wspomnieć wypowiedź Tuwima szukającego słów dla żywego świata:
Boże dobry moich lat chłopięcych
Moich jasnych świtów Boże święty
Czy już nigdy nie będzie więcej
Szumiącej nad słowem mięty
Czy to już tak zawsze i wszędzie
Będą słowa wyrywał z rozpaczy
I sitowia, sitowia zwyczajnego
Nigdy zwyczajnie nie zobaczę.
Być może spostrzeżenia podmiotu lirycznego są subiektywne, ale nie ma dla mnie w całej literaturze słów dobitniej mówiących o cierpieniu. Co prawda, mowa tu jest o odczuciach twórcy nie znajdującego słów, by nazywać to uczucie, ale jednak przecież o cierpieniu. Istotny jednak wydaje mi się tutaj jeszcze jeden fakt - ukazanie ludzkiego cierpienia poprzez literaturę i sztukę jest co najmniej niełatwe, a być może w ogóle nie jest do zrealizowania.
Jednakże wobec ogromu cierpienia, o którym wspomniałam wcześniej, próba ta będzie, moim zdaniem, na nowo podejmowana. I w tym momencie rozpoczyna się jakby kolejny etap. Artysta zaczyna szukać przyczyn cierpienia, analizować motywy postępowania, konsekwencji czynów człowieka, chce dotrzeć do najgłębiej ukrytych zakamarków jego duszy. W efekcie powstaje swoiste studium cierpienia. Wystarczy tu wspomnieć chociażby rozterki Raskolnikowi czy Makbeta. Od twórcy tylko zależy, na ile dokładnie i na ile doskonale odda to, co dzieje się w jego wnętrzu. Nie sposób nie odwołać się tutaj do (moim zdaniem) jednej z najdoskonalszych, najbardziej udanych realizacji tego zamierzenia, mianowicie do Niepokojów wychowanka Törlessa Roberta Musila. Opisy cierpień i rozterek bohatera czującego między swoim najwewnętrzniejszym „ja” a tym, co wypowiada i nazywa - jakąś odległość nie do pokonania, mur nie do rozbicia - są wręcz mistrzowskim zapisem ludzkiego cierpienia. Tak głęboka analiza, obecna przecież u wielu twórców, prowadzi także do poznania różnych rodzajów cierpienia, specyfiki takiego stanu. Różni się przecież bardzo cierpienie Syzyfa czy Prometeusza od cierpienia Hioba. Inaczej czuje się opuszczona małżonka św. Aleksego, inaczej Justyna Bogutówna. Cierpień Lorda Jima nie można porównać z przeżyciami Wertera.
A więc potrafi artysta w większym lub w mniejszym stopniu, dokonując analizy zachowań, reakcji, sposobu myślenia, dotrzeć do „środka duszy” swojego cierpiącego bohatera. I w tym momencie możliwe są dwie drogi. Temat wymaga, abym przedstawiła obie, choć jedna z nich wydaje mi się bardziej warta uwagi. Gdy stwierdzimy bowiem, że znamy człowieka, jego pragnienia, ograniczenia, cele, z których wypływa cierpienie (bo w zasadzie literatura i sztuka wykazały, iż cierpienie to nic innego, jak dramat bezideowości lub niemożności realizacji tejże), to jedynym, co nam pozostaje, jest poszukiwanie wyjścia z tego swoistego labiryntu bólu i lęku. Pomijam oczywiście modernistyczną rezygnację z wszystkiego i chęć „zanurzenia się w nirwanie”, gdyż koncepcja ta, według mnie, jest raczej ucieczką od problemu niż próbą jego rozwiązania. Poszukiwanie drogi do szczęścia w zasadzie znane jest chyba każdemu człowiekowi, więc jest ono niezwykle istotne. W artystyczny sposób powinno być cenne i niezastąpione.
I po raz kolejny słuszne wydaje mi się nawiązanie do Zbrodni i kary Dostojewskiego, a mianowicie do postaci Soni, która sugeruje Raskolnikowowi, by przyjął cierpienie i tym sposobem odkupił swoje winy. Jest to chyba pewien fenomen - zarówno w prozie, w poezji, dramacie, jak i malarstwie. Sposobem na wyjście z kryzysu, na zrozumienie cierpienia staje się etyka chrześcijańska. Nieprzypadkowo bowiem obok „przegranego”, wydawałoby się, Raskolnikowa pojawia się Sonia. W pewien sposób do niego podobna, bo oboje „sprzedali siebie”, staje się jednak swoistym cudem, który (tak jak w przypowieści o Łazarzu) pozwala odzyskać wiarę, nadzieję, oddalić smutek, cierpienie i rozpacz.
Piszę tak dużo o tej sytuacji, gdyż jest ona charakterystyczna dla wielu twórców. Wystarczy przypomnieć treny Kochanowskiego, wizję Pankracego w ostatniej scenie Nieboskiej komedii czy hymny Kasprowicza, by zobaczyć, jak istotne miejsce zajmuje etyka chrześcijańska. Warto przypomnieć niezawinione cierpienie Hioba, który z pokorą poddał się woli Boga, choć nie rozumiał, dlaczego Stwórca tak okrutnie go karze (bogobojny Hiob utracił rodzinę, majątek i zdrowie). Hiob rozumiał, że plany Boga nigdy nie będą zrozumiałe dla człowieka i że jedyne, co może zrobić, to cierpliwie czekać na boskie miłosierdzie.
Cierpienie nierozerwalnie złączone jest z miłością i wiarą, dzięki którym człowiekowi łatwiej jest je znosić. To zagadnienie ukazane jest w filmie Kieślowskigo Niebieski. Kiedy cierpienie staje się doświadczeniem większym niż cokolwiek, dane nam było poznać w życiu (bohaterka filmu Julie traci w wypadku męża i dziecko), a na dodatek zabiera nawet wspomnienia, mogące przecież stać się - jak pisał o tym Borges - swoistym „rajem utraconym” (Julie nie zostają nawet wspomnienia, bo małżeństwo, które wydawało się jej szczęśliwe, było złudą i jakimś totalnym fałszem, jedynie iluzją - jej mąż związany był jeszcze z inną kobietą), to okazuje się, że tylko niezwykle silna wiara, wielka nadzieja i ogarniająca wszystkich miłość mogą stać się większe niż cierpienie.
Próby odnalezienia sensu cierpienia, jego wyjaśnienia, zwykle zakończone zostają sukcesem, bo człowiek potrafi chyba jednak rozwiązywać każdy problem. Lecz napisałam wcześniej, że kiedy człowiek pozna swoje cierpienie, to zwykle są dwie możliwości działania. Dokładna analiza, wyciąganie wniosków, swojego rodzaju „wyzwalanie się” dokonywane przez twórców jest na pewno trudne, ważne, ale czy... potrzebne? Moja ocena jest oczywiście subiektywna, ale przyznam, że czasami czuję przesyt, nuży mnie zbyt drobiazgowa analiza, zbyt boleśnie i dramatycznie przeżywane życie. Czytając Antygonę, nie mogłam oprzeć się dziwnemu wrażeniu, iż jej ból, rozpacz są trochę sztuczne, trochę „nad miarę wytrzymałości”. Jej trwanie w podjętej decyzji ocierało się czasem o jakąś przekorę, a nawet wręcz fanatyzm. Jej płacz nie wzbudzał we mnie współczucia, a drażnił i irytował, to jej dziwny upór (a nie istnienie dwóch równorzędnych, lecz przeciwstawnych racji) był dla mnie przyczyną zaistniałej tragedii.
Celowo dopiero w tym momencie nawiązałam do fragmentu wiersza Czesława Miłosza - dopiero teraz bowiem mogę pokazać to, wcale nie tak rzadkie, zjawisko przedstawienia ludzkiego cierpienia tak, iż jest ono „zaiste nad miarę wytrzymałości”. Bolesław Prus w jednym z wywiadów porównał kiedyś dzieło literackie do obrazu, na którym jest las. Powiedział, że czasami widać dokładnie wszystkie drzewa, a nie widać... lasu. Tymczasem zadaniem artysty, i to nie tylko literata, jest przede wszystkim ukazanie owego lasu. I trochę podobnie jest z przedstawieniem ludzkiego cierpienia - widać mnóstwo detali, tymczasem zatarta zostaje sama istota takiego stanu. Postacie (jak chociażby Antygona) stają się zbyt sztuczne, zresztą chyba dlatego, że ich twórca chce, by były jak najbardziej naturalne.
A więc wręcz ciśnie się na usta pytanie: czy taki sposób przedstawienia, obrazowania ludzkiego cierpienia jest sposobem najdoskonalszym? Otóż, moim zdaniem, nie! Jest bowiem jeszcze owa druga możliwość, o której już wspomniałam, dużo bardziej pociągająca i atrakcyjna, bo przynosząca znacznie lepsze efekty.
Jest taki obraz Muncha, który artysta zatytułował Krzyk - kilka barwnych plam, nieskomplikowana linia, a jednak... A jednak krzyk ukazanej postaci jest na tyle przejmujący, że gdy patrzę na ten obraz, to mam wrażenie, iż to ten potworny wrzask wręcz „niebo w pasy drze”, sprawia, że wszystko zamiera w bezruchu. A owa postać, mimo prostej przecież linii, ma na twarzy wypisane więcej niż gdyby była namalowana realistycznie. Jej nieme cierpienie (nieme - bo swoistym paradoksem tego obrazu jest, według mnie, to, że zawiera on w sobie jednocześnie najpotworniejszy krzyk, jak i najbardziej upiorną, przerażającą ciszę, łączy dynamikę i statystykę) wyraża dużo więcej niż potrafi zrobić jakikolwiek inny obraz. Krzyk jest jednym z moich ulubionych obrazów, bo stanowi swoisty symbol tego, o co (według mnie) chodzi w sztuce.
Realne i wierne oddanie cierpienia nie jest możliwe, tak więc dużo doskonalsze i dojrzalsze artystycznie będzie przyjęcie nieco innej konwencji. Mam na myśli wykorzystanie tylko pewnego symbolu, niedomówienia, niejasności, by wyrazić to, co teoretycznie niewyrażalne. I nie jest konieczne posługiwanie się, tak jak Munch, techniką symbolizmu i ekspresjonizmu. Przed oczami stają mi bowiem także grafiki Bruna Schulza, którego o ekspresjonizm trudno posądzić. Jednakże grafiki, na których pokazywał Edzia czy Adelę i jej adoratorów (będące, notabene, ilustracjami do utworów), mimo zupełnie innego charakteru, są czasami równie wymowne jak obrazy Muncha. Wobec pewnego ciepła, pogody, które zawsze niesie ze sobą twórczość Schulza, niekiedy jeszcze brutalniej potrafią obnażyć ludzką samotność.
Co jednak będzie się działo, gdy droga artystyczna pójdzie właśnie w kierunku owej umowności i symboliczności w ukazywaniu cierpienia? Od symbolu niedaleko chyba do karykatury i groteski, do czegoś, co dla mnie jest szczytem artyzmu w pokazywaniu ludzkiego bólu.
Widziałam niedawno reprodukcję obrazu, który podobno obejrzał Beckett, zanim napisał Czekając na Godota. Obraz niezwykle prosty - noc, droga, księżyc, dwie postacie zaznaczone dość grubą kreską. Skojarzenie z Estragonem i Vladimirem jest natychmiastowe. W zasadzie, znając ten obraz, sztukę Becketta, jak i liczne interpretacje sceniczne, można zastanawiać się, czy „to” w ogóle jest o cierpieniu, przecież bohaterowie są śmieszni, karykaturalni, nie mają żadnej idei (bo trudno potraktować czekanie jako ideę - jeśli nawet, to nie mają szansy realizacji), nie poszukują - próba samobójstwa kończy się ze złamaniem jedynej uschniętej gałęzi - a jednak... A jednak jest to chyba „rzecz o cierpieniu”, i to bardziej wymowna niż analizy Dostojewskiego czy Szekspira, niż rozpacz Kochanowskiego w trenach czy porywy namiętności Wertera. Taki człowiek najpierw budzący śmiech, najwyżej litość, staje się swoistym fenomenem literatury, bo litość szybko przeradza się w coraz głębsze współczucie, aż w pewnym momencie, nagle, ukazuje się nam ktoś, czyja sytuacja jest o wiele trudniejsza i bardziej tragiczna niż rozpaczającej Antygony czy Hioba. Gdy czytamy jedną z powieści Dostojewskiego, autor przygotowuje nas w pewien sposób do tego, iż ukaże cierpienie; nasza świadomość takiego stanu rośnie stopniowo, u Becketta jest ona szokiem. Przypomina mi to trochę ekranizację powieści Homo Fa-ber Maxa Frischa. O ile czytając książkę, ma się świadomość rozgrywającej się tragedii, o tyle oglądając film, w pewnym momencie czuje się zaskoczenie. Cierpienie pokazane jest w ten sposób, że właśnie szokuje, ma dużo istotniejszą moc przekazu. Pusta scena w sztukach Becketta (uschłe drzewko w Czekając na Gogota lub góra piasku w Radosnych dniach stanowią jedyny jej wystrój) dużo więcej powiedziała o cierpieniu niż przebogata czasami scenografia dramatów szekspirowskich. Są jednak sytuacje, których ująć w ramy przedstawionego przeze mnie schematu nie można.
Dotychczas rozważałam jedynie problem cierpienia jednostki, co jednak robić, gdy cierpią miliony? Myślę o twórcach okresu wojny i okupacji. To, co działo się wtedy (obojętne czy opisane jest to w Innym świecie czy Dzienniku pisanym nocą G. Herlinga-Grudzińskiego, czy w chaotycznej relacji w Pamiętniku z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego), przekracza ludzką wyobraźnię. Każdy z ludzi, który doświadczył cierpienia, jakie niesie ze sobą wojna, mógłby powtórzyć za Krzysztofem Kamilem Baczyńskim:
Boże mój ja przed Tobą
Ołtarz ciała rozdarty
Jedynym sumieniem zrodzony
Dymię tysiącem martwych
I każdy taki zapis będzie dokumentem ludzkiego cierpienia. Dokumentem w pewien sposób doskonałym, bo nie wymagającym jakiejkolwiek analizy; każdy komentarz, analiza takiej literatury czy sztuki będzie tylko jej spłyceniem.
Ludzie zawsze cierpieli. Motyw cierpienia pojawia się więc literaturze i sztuce od zawsze. Myślę, że artysta nigdy na ból nie zareaguje obojętnością, jednak każdy przedstawia ten motyw w sposób bardzo różny. Artystycznym rozważaniom o cierpieniu towarzyszyć musi zawsze nadzieja, bo tak naprawdę tylko ona jest silniejsza niż samo cierpienie. Dlatego też chciałabym zakończyć te rozważania fragmentem wiersza Adama Asnyka:
Miejcie nadzieję nie tę lichą naszą Co rdzeń spróchniały w wątły kwiat ubiera Lecz tę niezłomną, która tkwi jak ziarno Przyszłych poświęceń w duszy bohatera.
24. Literatura lat powojennych jako próba oceny systemu totalitarnego.
Państwa o charakterze totalitarnym istniały na długo przed sprecyzowaniem pojęcia „totalitaryzm” i jednoznacznym określeniem cech podobnego ustroju. Sam termin po raz pierwszy został użyty w 1934 roku przez Gentile'a na oznaczenie państwa, któremu przysługuje pełna władza nad obywatelami. W tym sensie totalitaryzm był odrzuceniem idei społeczeństwa obywatelskiego, postulował zarówno rozszerzenie dziedzin władzy państwowej, jak i jej zakresu. Państwo totalitarne to zatem takie, w którym nic nie jest obojętne organom rządowym i w którym nic nie powinno dziać się bez ich wiedzy i oddziaływania. Jeżeli za większością badaczy przyjmiemy Włochy Mussoliniego za pierwsze państwo o ustroju totalitarnym, pozostaje pytanie: czym w takim razie był starożytny Rzym z centralną i autokratyczną władzą cesarza oraz Egipt za czasów faraonów? Być może tego rodzaju pytania skłoniły część naukowców zajmujących się tym problemem do poszukiwań sięgających daleko wcześniej niż pierwsze 30 lat naszego stulecia. Analiza starożytnej myśli politycznej nasuwa spostrzeżenie, że genezy totalitaryzmu można szukać w rozważaniach Platona. Inna teoria głosi, iż korzenie totalitaryzmu tkwią w filozofii Hegla, Machiavellego, Rousseau oraz Marksa.
O ile totalitaryzm jako koncepcja polityczna rozwinął się we Włoszech, o tyle powszechnie uznawana jest teoria, że reżim faszystowskich Włoch w rzeczywistości nie miał charakteru totalitarnego. Za egzemplifikację tegoż ustroju zdecydowanie uważa się reżim hitlerowskich Niemiec, stalinizm w ZSRR i niektórych państw Europy Zachodniej (do 1956 r.) oraz państwo Czerwonych Khmerów w Kampuczy. Totalitaryzm postrzegany jest jako syndrom sześciu elementów:
monopolu oficjalnej ideologii
monopolu jednej masowej partii
terrorystycznej kontroli policyjnej
monopolu środków komunikacji społecznej
monopolu centralnie sterowanej gospodarki
monopolu wszelkich środków przemocy
Polska, z racji swego położenia geograficznego, generalnie stykała się z dwoma systemami totalitarnymi, czyli stalinizmem i hitleryzmem. Ingerencja dwóch państw: Niemiec i ZSRR (a wcześniej Rosji Radzieckiej) wywarła ogromne piętno na Polsce i Polakach, czego odbicie odnajdujemy w literaturze, która wielokrotnie podejmowała ów temat.
Stanisław Ignacy Witkiewicz już w pierwszych latach naszego stulecia odczuwał obsesyjny lęk przed Rosją, obawiał się „czerwonej zarazy” i imperialistycznej zaborczości rosyjskiej. Był to okres tuż po rewolucji październikowej, czyli czas, kiedy w Rosji zachodziły ogromne zmiany - rodził się system komunistyczny. Obsesją Witkacego stało się przeświadczenie, że wschodni sąsiedzi „zaleją” Polskę, a tym samym zabiją nasze indywidualności. Rozwój cywilizacji, urbanizacja i uprzemysłowienie budziły w nim niepokoje, które znalazły odbicie w jego twórczości. Uosobieniem swoich lęków uczynił Witkacy Hiperrobociarza - silnego, bezkompromisowego robotnika, prostaka z dramatu Szewcy. Hiper-robociarz jest posiadaczem hochexplosiv bomb - symbolu postępu cywilizacji, który ma ułatwić mu dokonanie przewrotu. Chce on rewolucji przemysłowo-naukowej, stawia na postęp i pracę. Planuje zastraszenie społeczeństwa i podporządkowanie sobie jego reprezentantów poprzez terror. Autor wyraża niechęć i strach przed robociarzem, a w warunkach jego władzy dostrzega przyczynę rychłej śmierci wszelkiej indywidualności. Witkacy jako jeden z pierwszych jakby intuicyjnie wyczuwa zamiary Rosji, co napawa go lękiem przed zniewoleniem człowieka przez system totalitarny.
Niepokoje Witkiewicza znacznie wyprzedzały bieg historii. Zanim bowiem Rosja stała się faktycznym katem Polaków, zmierzyć się musieliśmy z hitleryzmem. Ideologia faszystowska oparta o koncepcje filozoficzne Nietzschego, a realizowana za sprawą totalitaryzmu, jest niewątpliwie bestialskim zaprzeczeniem jakichkolwiek idei humanizmu. Wywarła ona krwawe piętno na niezliczonej ilości osób - wypaczyła nie tylko wojenne ofiary Niemiec, ale także tysiące członków NSDAP. Zniewolenie przez hitleryzm było zatem dwojakie - bezpośrednio atakował on Polaków, a w sposób nieco złagodzony Niemców. Moczarski w swojej książce Rozmowy z katem w dokładny sposób ukazuje wewnętrzne struktury partii NSDAP oraz zasady jej funkcjonowania. Jürgen Stroop stanowi obraz typowego wzorowego hitlerowca. Jako mało wykształcony i niezbyt błyskotliwy młody człowiek, był dla partii doskonałym materiałem na działacza. SS rekrutowało bowiem na swoich członków ludzi nie zepsutych wykształceniem i zdolnością samodzielnego myślenia. Hitlerowiec miał być wierny, oddany i miał sumiennie wypełniać rozkazy führera, a nie zastanawiać się nad ich sensem. Mózgiem był sam Hitler i jego zausznicy, a jemu poddani stanowili tylko bezwolną masę, zręcznie wykorzystywaną do realizowania określonych zamierzeń. Jeśli ktoś wykazywał się oddaniem partii, czyli w rzeczywistości był wyjątkowo zaślepiony i omamiony, a przy tym dostatecznie reprezentacyjny jako aryjczyk i okrutny jako Germanin, mógł wówczas (jak Stroop) zajść wysoko. Potęga faszystów tkwiła właśnie w bezwolnej i zastraszonej „szarej masie”, zdolnej do najstraszliwszych czynów. Moczarski przytacza także teorię czystości rasy germańskiej i jej przewagi nad innymi ludźmi. Założenia systemowe NSDAP głosiły potrzebę poszerzania przestrzeni życiowej „nadludzi”, czyli zdobycia całej Europy jako terytorium, na którym powinna panować rasa panów - czystych Germanów. Hasła Hitlera były swego rodzaju kokieterią narodu, w tradycji którego leży waleczność i wojskowe wychowanie. Ideałem Hitlera było mocarstwo na wzór starożytnego Rzymu, uwodził więc Niemców wizją powrotu do średniowiecznych czasów świetności Prus, łechtał próżność społeczeństwa, obiecywał realizację dawnych nie spełnionych ambicji narodu.
Naszą wiedzę o hitleryzmie w Niemczech uzupełnia także swoim utworem Początek A. Szczypiorski. Bohater powieści Stückler, także Niemiec, jest - podobnie jak Stroop - wiernym hitlerowcem. Jego rozważania przybliżają czytelnikowi mechanizm funkcjonowania III Rzeszy. Hitler wymagał absolutnego podporządkowania, lojalności wobec partii i zdyscyplinowania, w zamian za co obiecywał stworzenie kraju potęgi, w którym każdy prawdziwy Niemiec będzie miał zapewnione godne Germanina warunki życia. Udało mu się w pełni pozyskać społeczeństwo, częściowo ze względu na wrodzone zamiłowanie Niemców do „ordnungu” oraz ich dumę z bycia narodem panów, a częściowo ze względu na ambicje poszczególnych członków NSDAP do posiadania majątków i wysokich stopni partyjnych.
Stosunkowo obiektywne spojrzenie Moczarskiego i Szczypiorskiego na totalitaryzm niemiecki uświadamia czytelnikom istnienie drugiej, równie okrutnej strony faszyzmu. Za sprawą ich powieści Polak jest w stanie dostrzec w kacie ofiarę. Ofiarę nie w sensie fizycznej porażki, ale psychicznej manipulacji, która doprowadziła do sytuacji, w której nastolatkowie z „Hitler Jugend” z zimną krwią mordują ludzi.
O ile w samych Niemczech rzadko dostrzegamy ofiary hitleryzmu, o tyle przyzwyczajeni jesteśmy do oskarżania ich za zbrodnię dokonaną na naszym narodzie. Opowiadania Borowskiego, proza Szczypiorskiego i Nałkowskiej nie pozwalają bowiem zapomnieć o okrucieństwie i ogromnej winie hitlerowców za losy tysięcy istnień. Reakcje ludzi w bezpośrednim zagrożeniu śmiercią z rąk faszystów świadczą o tym, iż totalitaryzm niemiecki zbierał znacznie bardziej krwawe żniwo poza swą ojczyzną. Jego niszcząca siła została skierowana daleko poza granice III Rzeszy - zabijała niewinnych ludzi lub niszczyła ich psychiki. Hitlerowcy zamordowali miliony osób, a drugie tyle doprowadzili do psychicznej ruiny. Ten, kto uniknął kaźni, resztę życia spędzał bowiem z napiętnowanym sercem i sumieniem. Warunki, jakie stworzyli hitlerowcy Polakom, wymagały od nich wyboru między zgodnością z własnym kodeksem moralnym a zatraceniem człowieczeństwa ułatwiającym przetrwanie. Postawa czystości moralnej wiązała się najczęściej z wydaniem na siebie wyroku śmierci. W obozach koncentracyjnych następowała najtrudniejsza z możliwych prób dla ludzkości. Był nią ów wybór, dokonywany w obliczu szerzącej się śmierci - między godnością a życiem.
Totalitaryzm niemiecki wychował okrutne i wypaczone potomstwo. Ze względu na szeroki zasięg wpływów Hitlera i ich intensywność jeszcze długo po wojnie żyli i żyją nadal ludzie skażeni faszyzmem. Polskie pokolenie Kolumbów - wychowane w afirmacji pokoju na świecie, miłości i szacunku - pokolenie, które tworzyć miało nową niepodległą Polskę, przeżyło to chyba najsilniej. Dowodem może być przepełniona bólem i cierpieniem poezja Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.
I mnie przecież jak dymu laska
wytryskała gołębia młodość;
teraz na dnie śmierci wyrastam
ja - syn dziki mego narodu - mówi młody poeta we wzruszającym liryku Z głową na karabinie. W innym wierszu oskarża wojnę, a pośrednio hitleryzm, za upośledzenie, jakie stało się udziałem młodych Polaków. Tym upośledzeniem nazywa bezduszność, brak litości, sumienia, serca i miłości, a wszystko po to, by przeżyć. Jednak jakie to życie, jeśli człowiek nie czuje się człowiekiem?
Nas nauczono. Trzeba zapomnieć,
żeby nie umrzeć rojąc to wszystko.
Wstajemy nocą. Ciemno jest, ślisko.
Szukamy serca - bierzemy w rękę,
nasłuchujemy wygaśnie męka,
ale zostanie kamień - tak - głaz.
(wiersz Pokolenie)
Po wojnie, czyli zderzeniu się z niemieckim totalitaryzmem, Polacy nie przestają walczyć. Powojenna sytuacja naszego kraju przypomina zdarzenia, opisywane przez Herberta w wierszu Raport, z oblężonego miasta:
oblężenie trwa długo wrogowie muszą się zmieniać
nic ich nie łączy poza pragnieniem naszej zagłady
Goci Tatarzy Szwedzi [...] Cesarza pułki Przemienienia
Pańskiego
kto ich policzy
kolory sztandarów zmieniają się jak las na horyzoncie od delikatnej ptasiej żółci na wiosnę przez zieleń czerwień do zimowej czerni.
dla Polaków okupacja nie kończy się wraz z klęską Niemiec.
Trwa nadal - zmienia się tylko okupant. Rozpoczynają się czasy stalinizmu, kiedy okrucieństwo porównywalne jest do hitlerowskiego. Wciąż giną ludzie, wciąż są poniżani, głodzeni i maltretowani, tyle że dzieje się to w sposób zakamuflowany, skrywany pod przykrywką dobra publicznego. Zasady funkcjonowania radzieckiego totalitaryzmu i jego prawdziwe oblicze ujawniają nam: George Orwell, Ryszard Kapuściński, Gustaw Herling-Grudziński i Zbig-niew Herbert.
Utopijny obraz Orwella - Folwark Zwierzęcy - jest odkryciem prawdy na temat sfer rządzących w ZSRR. Autor poprzez metaforę przyrównującą ludzi do zwierząt ukazuje manipulację, intrygi i nadużywanie władzy przez elitę. Powszechnym zjawiskiem jest okłamywanie społeczeństwa i naciąganie prawa do własnych wygód. Regulamin zapisany na drzwiach obory folwarku zmienia się w zależności od zachcianek wodza - Napoleona. Kiedy on przeprowadza się do domu pana Jonesa i zaczyna sypiać w jego łóżku, do prawa zwierzę nie będzie nigdy spało w łóżku dodane zostaje: w pościeli. Napoleon, podobnie jak Stalin, ewidentnie nadużywa swojej władzy. Pomocne w tym procederze jest zastraszanie zwierzęcej społeczności i odbieranie jej osobistej wolności. Nad porządkiem w folwarku czuwają wściekłe psy, a zwierzęta w obawie przed nimi wypełniają wolę przywódcy. W ludzkich społecznościach takie zjawisko określamy mianem terroru i tymże było ono w ZSRR i innych państwach podległych Stalinowi. „Obywatelom” folwarku odebrany jest wolny czas - w chwilach wolnych od pracy organizowane są wiece, zebrania, marsze lub prace społeczne. Dla przywódców takie działanie ma swój głęboki sens - podczas odpoczynku zwierzęta mogłyby rozmyślać i analizować sytuację, czego konsekwencją byłby bunt.
Kolejną typowo radziecką cechą folwarku jest nagminne fałszowanie statystyki w celu zatuszowania opłakanej sytuacji ekonomicznej. Komunikaty ogłaszają wzrost średniej liczby pożywienia przypadającego na każdego obywatela, podczas gdy w rzeczywistości wycieńczone coraz dłuższym dniem pracy zwierzęta dostają minimalne racje żywieniowe. W obawie przed buntem Napoleon organizuje pokazowe procesy, podczas których bestialsko morduje odstępców od uznawanych zasad. Celem owych rozpraw jest zastraszenie mieszkańców i przestrzeżenie ich przed ewentualnym naśladownictwem. Jako żywo przypomina to wyreżyserowane procesy w ZSRR, o których szerzej pisał G. Herling-Grudziński. Stosunek do „przodowników pracy” bijących rekordy efektywności i wydajności działania w imię dobra partii jest taki sam w folwarku i państwach komunistycznych. Przodownicy są hołubieni tylko w momencie, kiedy wyrabiają 300% normy, ale gdy zaczynają chorować z przepracowania, zapomina się o nich. Losy ofiarnego idealisty Boksera - konia folwarcznego - kojarzą się z tytułowym bohaterem filmu Andrzeja Wajdy pt. Człowiek z marmuru. Rzeczywistość, w jakiej żyją i pracują zwierzęta, znacznie odbiega od wizji, którą niegdyś roztaczał przed nimi Major. Podobnie działo się w Rosji Radzieckiej - hasła rewolucji z 1917 roku nigdy nie zostały zrealizowane.
Lektura Folwarku Zwierzęcego, a także innych książek Orwella, pośród których szczególne miejsce wyznaczyć trzeba powieści pt. Rok 1984, nasuwa refleksję, że totalitaryzm opiera się na kłamstwie, bladze, udawaniu, wykorzystywaniu i terrorze. W takim systemie człowiek jest zniewolony przez władzę, nie może rozwijać się, swobodnie żyć i pracować. Podczas gdy jedni opływają w luksusy, wykorzystując swoje stanowiska - inni biednieją mimo coraz cięższej pracy.
Totalitaryzm radziecki wytworzył ideologię, której realizacja bliska jest absurdowi. Nonsens niektórych decyzji władz ZSRR na drodze do budowania potęgi ojczyzny w doskonały sposób uchwycił Ryszard Kapuściński w swoich reportażach. Dowodem na bezmyślność rządzących może być przykładowo historia cerkwi Chrystusa Zbawiciela, zabytku klasy zerowej, sąsiadującego z Kremlem. Owa cerkiew padła ofiarą ateistycznej polityki Stalina. Była najbardziej okazałym budynkiem w okolicy Kremla, a że stanowiła przybytek sakralny - Stalin postanowił ją zniszczyć, gdyż godziło to w jego wizję boskiego wymiaru partii. Społeczeństwo, dla którego cerkiew stanowiła duchowe sacrum, nie reaguje na decyzję Stalina. Pozostaje całkowicie bierne, co świadczy o jego zastraszeniu i niemocy w obliczu potęgi partii. Działanie Stalina jest ewidentnym ciosem w narodową tradycję i historię. Zburzenie zabytku, pozbawienie wierzących miejsca kultu i plan wybudowania na jego miejscu pałacu Sowietów w rzeczywistości kłócą się z interesami społeczeństwa. Znamienny dla radzieckiej mentalności jest także fakt, iż planowany pałac Sowietów miał być wyższy od największych „drapaczy chmur” w USA. Pałac miał stanowić dowód świetności ZSRR, według zasady, że to, co radzieckie, jest najlepsze. Do zbudowania pałacu oczywiście nie doszło, a zabytkowe ruiny cerkwi rozkradziono. Rabowanie mienia państwowego - oto kolejna specyficzna cecha narodu radzieckiego, a liczenie planów na zamiary, nie zaś środki - jego przywódców.
Interesującą, metaforyczną wizję życia człowieka w totalitaryzmie przedstawia Herbert w wierszu Sprawozdanie z raju.
Na razie w sobotę o dwunastej w południe
Syreny ryczą słodko
i z fabryk wychodzą niebiescy proletariusze
pod pachą niosą niezgrabne swe skrzydła jak skrzypce
ironicznie puentuje poeta refleksje na temat rozbieżności między deklarowaną przez władze wizją warunków życia w państwie totalitarnym a stanem rzeczywistym.
Szczególnie istotną kwestią w ocenie totalitaryzmu radzieckiego jest funkcjonowanie sowieckich obozów pracy na Syberii. Temat ten wyczerpująco podejmuje Herling-Grudziński w swej powieści Inny świat, w której przedstawia paradoksalne zasady funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości w ZSRR i okrutne metody resocjalizacji więźniów.
Skazanym może być każdy, a dowodem przeciw niemu stać się może nawet fakt posiadania zachodnich kaloszy lub czytanie dzieł zachodnioeuropejskich autorów w oryginale. Śledztwo jest jedynie grą pozorów, winy - zmyślone od początku do końca. Oskarżony jest bity, źle karmiony i dręczony psychicznie, wskutek czego przełamuje się i przyznaje do zupełnie abstrakcyjnej winy. Procedura śledztwa jest przerażającym cyklem absurdów, ale prawdziwa kaźń to resocjalizacja więźniów. Wysyłani są oni na dzikie tereny północy, aby rozpocząć zabójczą dla zdrowia pracę w łagrach. Łagry są doskonałą inwestycją dla ZSRR z punktu widzenia ekonomiczno-gospodarczego. Na dalekim i prawie nie zamieszkanym Sybirze więźniowie wykonują pracę, której żaden normalny człowiek nie podjąłby się. Skazani pracują zaś po kilkanaście godzin na dobę. Władze ZSRR nie zapewniają im nawet minimalnych warunków socjalnych - są niedożywieni, brudni, chorzy i wciąż narażeni na śmierć. Położenie geograficzne łagrów pozwala na rezygnację z większej ilości strażników pilnujących skazanych. Od obozu do najbliższej stacji kolejowej dzieli więźniów odległość, na pokonanie której przeznaczyć trzeba kilka tygodni, co w syberyjskim klimacie grozi zamarznięciem. Jeśli więc nawet pośród skazanych znajdzie się śmiałek, który spróbuje uciekać, istnieje bardzo małe prawdopodobieństwo, że uda mu się przeżyć.
W obozach nie funkcjonują żadne zasady dotyczące wyroków. Kary są ponadto przedłużane bez uzasadnienia; w prawodawstwie panuje chaos. Prawda o obozie, w którym pracują na wpół żywe istoty, jest pilnie strzeżona. Podobnie jak w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu przyjeżdżających Żydów łudził napis Arbeit macht frei, tak i w sowieckich łagrach jest zachowany pozór humanitaryzmu. Istnieje bowiem specjalny, pokazowy budynek, przeznaczony dla oczu ludzi z zewnątrz. W tym budynku jest tzw. pokój dla odwiedzających (niekiedy któremuś z więźniów dopisze szczęście i władze obozu zgodzą się na odwiedziny kogoś z bliskich) - schludne i przytulne pomieszczenie, będące jakoby normalnym miejscem zamieszkania skazanego. Podczas gdy na co dzień skazańcy chodzą w łachmanach i śpią na zawszonych pryczach - na spotkanie z rodziną dostają świeże i całe ubranie, a na noc przebierają się w pidżamy i kładą do łóżka pod kołdrę. Jest to kolejny przykład na to, że władze radzieckie - wbrew szarej i okrutnej rzeczywistości - zachowują pozory dobrobytu.
Mnogość bezsensownych, ale niszczących człowieka działań władz totalitarnych - początkowo niemieckich, a później radzieckich - doprowadziły Polskę i jej naród niemalże do ruiny. Zabita zostaje - zgodnie z przepowiedniami Witkacego - indywidualność, co w drastyczny sposób ukazuje Tadeusz Konwicki w Małej Apokalipsie. Bohater Konwickiego skazany jest na twórczą bezpłodność, tylko ona bowiem zapewnia mu wolność. Warszawa pod władzą totalitaryzmu jest obskurna, szara i zniszczona. Społeczeństwo jest notorycznie okłamywane, do tego stopnia, że nikt nie zna prawdziwej daty. Obywatele są bezustannie kontrolowani przez milicję i tajne służby. Nawet opozycja sterowana jest przez partię. W takich warunkach ludzie prowadzą podwójne życie, które jest jedyną możliwością walki z systemem, o czym pisał Czesław Miłosz w Umyśle zniewolonym.
25. Literatura romantyczna - relikt przeszłości czy wciąż żywa tradycja?
Romantyzm polski porównać można do wielkiego przełomu, rewolucji wynoszącej nowych bogów na piedestał. To nurt samoistnie wytworzony na ojczystym gruncie, różniący się znacznie od założeń romantyzmu ogólnoeuropejskiego. Nie dość, że na tle innych państw odrzuca oryginalność, to jeszcze stanowi zaprzeczenie i podważenie dotychczasowych norm i schematów.
Podobnie jak Mitologia (formułująca wizerunek człowieka, charakteryzująca jego złożoną naturę) i Biblia (określająca abstrakcyjne pojęcia dobra i zła), literatura romantyczna ogółem wyznacza nowe formy i wartości. Zerwane zostają więzy krępujące artystę, pozostawiona mu zostaje swoboda twórcza. Literatura wyrywa się spod jarzma klasycyzmu, uwalnia od uciążliwych zasad; dóbr formy i środków jest dowolny. Powszechne staje się zjawisko synkretyzmu, brakiem czystości rodzajowej charakteryzują się między innymi Dziady Adama Mickiewicza lub Beniowski Juliusza Słowackiego. Powstają nowe gatunki literackie: Mickiewicz, tworząc Ballady i romanse, daje początek polskiej balladzie, sprowadza na rodzimy grunt powieść poetycką (Konrad Wallenrod), rozwija sonet oraz poemat epicki (Pan Tadeusz). Słowacki natomiast przyswaja literaturze polskiej poemat dygresyjny, poprzez swój utwór pt. Beniowski, a także tworzy wiersz polemiczny, odpowiadając na Psalmy przyszłości Zygmunta Krasińskiego. Twórcy zaczynają poszerzać zasób środków artystycznych - operują symbolami, szerzej rozumieją pojęcie metafory. W ich utworach często fikcja łączy się z realizmem, metafizyka z rzeczywistością, nie kolidując wzajemnie. Wywodzi się to z tendencji romantyków do czerpania wzorów z poezji ludowej. Uznawano ją bowiem za skarbnicę kultury narodowej, podstawę odmienności Polaków na tle Europy. Rozpowszechniano ludowe zasady moralne, a ludowe pojęcie sprawiedliwości i wartości przyjęto za pewnik. Od ludu przejęto skłonność do integrowania się z naturą, zgodnie z pierwotnymi zasadami. Człowieka uznano za jej cząstkę, a co za tym idzie, element składowy wszechświata. Współgranie z przyrodą umożliwiało człowiekowi bliższe poznanie własnej osoby, wniknięcia do wnętrza duszy.
Wszystkie przekonania romantyków odnajdywały odbicie w ich twórczości. Przypomnijmy sobie osobę podmiotu lirycznego z Sonetów krymskich Mickiewicza. Stan ducha, jakim obdarzył go autor, jest obrazem jego własnych uczuć podczas bezpośredniego kontaktu z przyrodą. Ballady i romanse są praktycznie zbiorem zasad moralnych propagowanych przez wieszcza.
W dziedzinie teorii literatury romantycy jakby otwierają zamknięte dotychczas drzwi. Przecierają nowe szlaki, burząc stary porządek klasycyzmu. W tej kwestii z całą pewnością kontynuujemy ich dzieło, korzystamy z form, jakie wytworzyli dla siebie i potomnych. W tym momencie należy oddać hołd panu Cyprianowi Norwidowi, który poprzez swoją twórczość stworzył podwaliny poezji intelektualnej, a którego eksperymenty w tej dziedzinie kontynuował Miron Białoszewski. Czyż nie był on mistrzem neologizmów i ekonomiki słowa?
kosmatyka
zjawisk
Tysk
Tysk
kosmotronia
Czy obecnie poeci, podobnie jak Słowacki w Beniowskim, nie lubują się w ironii?
Belzelub kocha sztukę. Chełpi się, że jego chóry, jego poeci
i jego malarze przewyższają już prawie niebieskich. Kto ma
lepszą sztukę, ma lepszy rząd - to jasne. Niedługo będą
się mogli zmierzyć na Festiwalu Dwu Światów. I wtedy
zobaczymy, co zostanie z Dantego, Fra Angelico i Bacha
ironizuje Herbert o pozycji artystów we współczesnym świecie.
Wykorzystują też literaturę do wypowiedzenia osobistych dygresji, jak to na wzór Słowackiego czynił Julian Tuwim w Kwiatach polskich.
Zajmijmy się teraz głównymi treściami twórczości romantyków i spróbujmy znaleźć współczesne odpowiedniki świadczące o istnieniu pewnej ciągłości, ponadczasowości i niezniszczalności niektórych wartości. Poezja romantyczna praktycznie „wyrosła” na problemie walki o niepodległość, a w wyrażaniu pragnienia wolności i potrzeby walki osiągnęła prawie doskonałość.
Obecnie żyjemy w wolnym kraju i raczej próbujemy dołączyć do całej Europy, aniżeli się od niej odseparować. Wspomnijmy jednak czasy bezpośredniego zagrożenia bytu państwa - okres II wojny światowej. Wówczas propagowane były, jak u romantyków, określone wzorce zachowań i postaw obywatelskich. W miejsce walczących studentów z III części Dziadów pojawili się młodzi harcerze, ryzykujący życie dla Ojczyzny. Rollisona i jemu podobnych Aleksander Kamiński zastąpił Zośką, Rudym lub Czarnym. Próbę charakterystyki i obrazu psychologicznego wroga zawiera dramat Leona Kruczkowskiego pt. Niemcy.
W obliczu zniewolenia poeta był w romantyzmie przewodnikiem wskazującym drogę, wskrzesicielem nadziei i żołnierzem „walczącym piórem”. Poezja była wszechpotężną siłą, absolutną i wieczną. Poeta, według Mickiewicza, to przewodnik duchowy i w jego kompetencjach leży utwierdzanie ludzi w narodowej tożsamości, rozbudzenie ich świadomości. Trafia głęboko do psychiki i świadomości, porusza i inspiruje człowieka.
Sądzę, że obecnie rola poety zmieniła się niewiele, natomiast znacznie zmalało grono odbiorców gotowych podążyć za słowami wieszcza. Sami twórcy wciąż są bowiem świadomi swojej funkcji, czują się odpowiedzialni za przekazywanie pewnych wartości. Przytoczmy fragment wiersza Czesława Miłosza pt. W Warszawie, w którym poeta wypowiada się na temat własnej postawy twórczej:
Nie chciałem kochać tak,
Nie było to moim zamiarem.
Nie chciałem litować tak,
Nie było to moim zamiarem.
Moje pióro jest lżejsze
Niż pióro kolibra. To brzemię
Nie jest na moje siły [...]
Nie mogę nie napisać, bo pięcioro rąk
Chwyta mi moje pióro
I każe pisać ich dzieje,
Dzieje ich życia i śmierci.
Poezja istotnie opiewa dzieje bohaterów, wspomina ważne wydarzenia historyczne, dlatego romantycy traktowali ją jako niezastąpione źródło informacji. Jest przy tym nienaruszalna, jak powiedział Mickiewicz, w trudnych warunkach ucieka w góry, do gruzów przylega / I stamtąd dawne opowiada czasy. Dwieście lat później ze słowami wieszcza zgadza się Czesław Miłosz, czego wyraz daje w wierszu Który skrzywdziłeś:
Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.
Możesz go zabić - urodzi się nowy
Spisane będą czyny i rozmowy.
Zauważmy także pewną zbieżność światopoglądów konkretnych twórców romantycznych i współczesnych. Należy przypomnieć krytyczne nastawienie Słowackiego do miernych poetów, gryzipiórków, oczekujących jedynie na przychylność krytyki. Podobnie odczuwa Herbert, określając to nawet w bardziej obrazowy sposób:
Kura jest najlepszym przykładem, do czego doprowadza bliskie współżycie z ludźmi.
Zatraciła zupełnie ptasią lekkość i wdzięk [...] Jej rzadkie dwoiste uniesienia [...] są wstrząsająco obrzydliwe.
I w dodatku ta parodia śpiewu,
poderżnięte suplikacje nad rzeczą
kiedy powiedziane śmieszą [...]
Kura przypomina niektórych poetów.
Krytyka konformizmu, bezmyślnego przystosowania się i zatracenia osobowości stanowiła także temat rozważań Norwida. W wierszu Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie zwraca on uwagę na silne indywidualności, oryginalne jednostki, które - ze względu na swą osobowość - nie były akceptowane w środowisku szarych ludzi. Niektórzy, jego zdaniem, są zbyt szokujący, awangardowi i wyprzedzający epokę, by mogli być tolerowani i rozumiani w społeczeństwie. Poruszając temat nieprzeciętnych jednostek, ciśnie mi się na papier piękny cytat Herberta z liryki Tren Fortynbrasa:
Tak czy owak musiałeś zginąć Hamlecie nie byłeś do życia
wierzyłeś w kryształowe pojęcia a nie glinę ludzką
żyłeś ciągłymi skurczami jak we śnie łowiłeś chimery
łapczywie gryzłeś powietrze i natychmiast wymiotowałeś
nie musiałeś żadnej ludzkiej rzeczy nawet oddychać nie
musiałeś
Przykłady na podobieństwo poruszanych problemów, analogiczne światopoglądy i przesłania do czytelnika prawdopodobnie można by było mnożyć w nieskończoność. Cytatów jest bowiem wiele, jednak wydaje mi się, że to nie wyliczanie słów, ale jakiś przewspaniały związek, który łączy świat cały, według słów Broniewskiego, stanowi kwintesencję moich rozważań.
Romantycy pokazali nowy sposób postrzegania świata. Wskazali wartości uczucia i intuicji na drodze poznania, przedłożyli serce i metafizykę nad mędrca szkiełko i oko. I choć od czasów romantyzmu światopoglądy i filozofie zmieniły się niejednokrotnie, to jednak pewien szlak został przetarty, jak sądzę, na wieczność. Indywidualną jest rzeczą, jaką postawę przyjmie człowiek w życiu, lecz od czasów Mickiewicza do wyboru ma również szalenie subtelną i uczuciową drogę romantyka. Podobna zasada dotyczy artystów, którzy może, będąc bardziej wrażliwymi, nieco częściej podążają śladami zbuntowanych idealistów sprzed lat dwustu i kontynuują ich dzieło.
26. Małżeństwa literackie - od św. Aleksego do Ziembiewiczów.
Małżeństwo to związek dwojga ludzi - kobiety i mężczyzny. Religia chrześcijańska dowodzi, iż pierwsze małżeństwo ustanowił Bóg, stwarzając Adama i Ewę - pierwszych rodziców. Dwie osoby, które winna łączyć miłość, wzajemny szacunek, zrozumienie..., nie tyle istotne jest zalegalizowanie związku w odpowiednim urzędzie, co uczucia, które decydują o jego trwałości i szczęściu. Zawarcie małżeństwa równa się założeniu rodziny, zasadzeniu winnej latorośli, która wyda owoce. Dzieci są radością, troską, lecz przede wszystkim wielkim szczęściem rodziców - małżeństwo bezdzietne to często wielki dramat.
Początkowa fascynacja kobiety i mężczyzny ulega z czasem uspokojeniu - istnieje miłość, ale nie szaleńcze zapatrzenie, które rozjaśniało pierwsze chwile znajomości. W takim momencie w małżonkach rodzi się potrzeba czegoś nowego, co zapobiegłoby stopniowemu popadaniu w rutynę. Zmianą, która ożywia i często na nowo spaja dwoje ludzi, są dzieci - początek dużych radości i dużych kłopotów.
Przedstawiony przeze mnie obraz małżeństwa jest niewątpliwie wizją piękną, lecz to niestety tylko ogólny zarys związku, który w rzeczywistości jest sprawą bardziej skomplikowaną i trudną. Aby pełniej przeanalizować podany temat, warto sięgnąć do literatury, gdyż małżeństwo jest częstym motywem zarówno w epice, liryce, jak i w dramacie.
Już w średniowieczu bezimienny twórca, opiewając św. Aleksego, wspomniał o tym, że bohater, realizując swą ascezę, opuścił rodziców i żonę. Ów czyn daje dużo do myślenia, gdyż sugeruje, że istnieją prawa i zasady, które są ważniejsze od nierozerwalności związku małżeńskiego. Lecz czy rzeczywiście tak jest? To kwestia dyskusyjna. Aleksy porzucił młodą żonę, aby dążyć do zbawienia. Miłość do kobiety poświęcił na rzecz miłości do Boga i samorealizacji. Niewątpliwie jego pobudki były bardzo szczytne i wzniosłe, ale w jego działaniu dostrzegam cień egoizmu. Biorąc ślub, Aleksy zdeklarował się żyć z małżonką i troszczyć się o nią aż do śmierci. Odchodząc od niej, pozostawił ją samą sobie i skupił się jedynie na własnej osobie. Jego dalsze losy świadczą o tym, że Bóg przyjął ten czyn jako część poświęcenia i samoumartwiania się Aleksego i bohater dostąpił zbawienia.
Moim zdaniem decyzja zawarcia małżeństwa powinna nieść za sobą konieczność uwzględniania dobra małżonka przy każdym życiowym wyborze. Wynika to z dbałości o szczęście drugiej osoby i z szacunku dla niej. Wiążąc się świętym węzłem małżeństwa, dwoje ludzi ma tworzyć „jedno ciało”. Często nawet w mowie potocznej mąż lub żona nazywani są „drugą połową”.
Jak Kochanowski w Pieśni X pisał: Dobra żona - to męża korona, a Mikołaj Rej w Żywocie człowieka poczciwego podkreślał, że małżonkowie, którzy wspólnie pracują, a każde z nich wypełnia swoje obowiązki, żyją w dostatku, szczęściu i harmonii. Rej doskonale zilustrował także oddziaływanie małżeństwa na otoczenie, przypominał, że jest to zalążek podstawowej komórki społecznej, czyli rodziny. Z tej małej cząstki rodzą się szersze wspólnoty, które na drodze do samoistnego rozwoju tworzą społeczeństwo danego państwa. Charakter rodziny, sposób, w jaki wychowywane są w niej dzieci, ma przy tym ogromny wpływ na losy narodu, gdyż właśnie w tych podstawowych komórkach wzrastają przyszli królowie i przywódcy.
W tym momencie moich rozważań warto chyba wspomnieć o Janie i Helenie Skrzetuskich, których losy znane są z pewnością czytelnikom Trylogii Henryka Sienkiewicza. Skrzetuski był cenionym rycerzem, znał swój obowiązek wobec Rzeczpospolitej, ale nie zapominał przy tym o obowiązku wobec żony. Według słów poety Ojczyzna to zbiorowy obowiązek, ale pogodzenie spraw osobistych i obywatelskich nie jest często łatwe, szczególnie gdy w grę wchodzą uczucia. W takich okolicznościach odezwać się powinna w człowieku życiowa mądrość, która pozwala pogodzić uczucie i powinność. Jan Skrzetuski walczył u boku króla, opuszczał dom, Halszkę, dzieci, lecz wszystko to czynił w porozumieniu z żoną i za jej aprobatą.
Kilka wersów wcześniej wspomniałam o mądrości życiowej. To cecha niezwykle ważna w małżeństwie, dlatego między innymi do jego zawarcia wymagany jest określony wiek. On i ona to już nie dzieci. To dorośli, którzy sami decydują o swoim losie. Rola ich rodziców powinna ograniczać się jedynie do porad i sugestii. Wielkim dramatem jest sytuacja, w której rodzice wywierają wpływ na postanowienia małżonków, lub - co gorsza - wybierają dzieciom towarzysza życia. Ginie wówczas istota związku - uczucie, które ma łączyć. Gdy rodzice narzucają dziecku wybór współmałżonka, związek najczęściej oparty jest na biernym przyzwoleniu lub skrywanej niechęci. Na tej zasadzie zawierano małżeństwa w średniowieczu i chyba dopiero emancypacja kobiet przyniosła ważne w tej kwestii zmiany. Wcześniej zdarzały się jedynie wyjątki od tej reguły.
Julian Ursyn Niemcewicz w Powrocie posła obnażył perfidię paktów małżeńskich. Starosta Gadulski chce wydać córkę za Szarmanckiego, gdyż ten nie żąda posagu. To, ile panna otrzyma od rodziców po ślubie, decydowało często o jej wartości. Jan Chryzostom Pasek w Pamiętnikach wspomina, iż ożenił się z kobietą z powodu jej majętności. Pan Piotr z satyry Ignacego Krasickiego Żona modna zawarł związek, gdyż panna miała cztery wsie dziedziczne. Owe wsie były mu chyba osłodą w trudach małżeńskiego życia.
Sprowadzanie małżeństwa do układu handlowego jest karygodne. Czy człowiek to maszyna, przedmiot, który nie ma duszy, nie czuje? Sądzę, iż o istocie człowieczeństwa decydują między innymi stany duchowe, to, jakim uczuciem jesteśmy w stanie obdarzyć drugiego człowieka. Takiej istoty nie można zniewolić i do niczego przymuszać. Nie ma bowiem przyzwolenia na ignorowanie cudzych myśli i uczuć, jeżeli z daną osobą współżyjemy.
Przedstawiając w Panu Tadeuszu ślub Zosi i Tadeusza, Adam Mickiewicz pokazał, ile radości daje połączenie się z osobą kochaną, jak piękna może być wzajemna harmonia dwojga ludzi. Są razem, gdyż tego właśnie pragną, i kochają się, a co będzie dalej - pokaże przyszłość. Podobnie romantyczny początek miało małżeństwo przedstawione przez Zygmunta Krasińskiego w Nieboskiej komedii. Hrabia Henryk - Mąż - zachwyca się swoją młodą żoną, która jawi mu się jako ideał. Początkowa sielanka Marii i Męża przerodziła się jednak w koszmar. Między nimi stanęła poezja, ta nierealna zjawa, która zajęła miejsce Marii. Jest to małżeństwo tragiczne - Mąż okazał się samolubny i zniszczył, unieszczęśliwił kobietę, którą dawniej uwielbiał. Jeden błąd, a tyle uczynił zła - czy można szukać usprawiedliwienia? Tworząc ten dramat rodzinny, Zygmunt Krasiński chciał przestrzec przed romantycznym idealizowaniem i nieuwzględnianiem szarej rzeczywistości jako zagrożeniami dla małżeńskiego szczęścia i stabilizacji.
Podobnie rzecz się miała w przypadku Emilii i Benedykta Korczyńskich - bohaterów powieści Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej. Ona - romantyczka i sentymentalistka, on - niegdyś romantyk, a potem realista. Różnice w podejściu do życia stały się podstawą niezrozumienia. Małżonkowie żyją w dwóch różnych światach, mówią różnymi językami - na tym polega problem ich związku. Z każdym dniem przepaść pomiędzy nimi pogłębia się, stają się dla siebie coraz bardziej obcy. Dopóki mieszkają z dziećmi, one stanowią pewien łącznik i pocieszenie, ale w którymś momencie dzieci dorosną i opuszczą dom, w którym pozostanie dwójka nie rozumiejących się ludzi.
Zupełnie inaczej zapowiada się związek Justyny Orzelskiej i Jana Bohatyrowicza. Wkraczają oni w nowe życie z miłością i realnymi oczekiwaniami. Być może to oni będą właśnie godnymi następcami dzieła legendarnego Jana i Cecylii, którzy dzięki miłości i wspólnej pracy dali początek rodowi Bohatyrowiczów. To takie piękne, gdy dwoje ludzi zespolonych w jedność jest w stanie dokonać tyle dobrego.
Małżeństwa literackie poznajemy zwykle w jakimś momencie ich dziejów bądź też narrator opisuje ich całą historię w zarysie. Od tej reguły odbiega powieść Marii Dąbrowskiej Noce i dnie, która jest obszerną panoramą małżeństwa Barbary Ostrzeńskiej i Bogumiła Niechcica. Autorka epopei przeanalizowała psychikę bohaterów, ukazała blaski i cienie ich współżycia, radości i smutki - słowem wszystko, co jest udziałem życia zwyczajnych ludzi. Niechciców od początku nie łączyła gorąca miłość; było to częściowo małżeństwo z rozsądku. Sądzę, że przede wszystkim łączyła ich chęć wzajemnego „budowania”, więź oparta na sympatii, mimo braku pełnego zrozumienia. Bogumił i Barbara reprezentują zupełnie odmienne osobowości. Ona jest niespokojną w uczuciach romantyczką, często niepewną swego, ale jednocześnie pełną dobroci; widzi świat jako miejsce tworzenia, chce ulepszać, poprawiać... Jej działania często nie znajdują zrozumienia, poparcia u Bogumiła. On został bowiem inaczej wychowany, stąd jego prostoduszność i skrytość. Małżonkowie mają inne ideały, inaczej widzą przyszłość swoich dzieci.
Powstaje zatem pytanie: co zadecydowało, iż wytrwali razem tyle lat i razem zestarzeli się? Barbara - często zalękniona i zagubiona - znalazła w Bogumile stabilizację, ostoję. W zamian za to do jego życia wprowadziła odrobinę kolorytu, radości i piękna. Chociaż nie kochała Bogumiła, dobrze wypełniała obowiązki żony. Bardzo wiele uwagi poświęcała domowi i dzieciom. Ona troszczyła się o dom, on pielęgnował gospodarstwo - obrazek jakby wprost ze Zwierciadła Mikołaja Reja. Niewątpliwie łączyła ich wspólna praca o zapewnienie bytu i wspólna troska o dzieci. Oboje chcieli, aby wyrosły one „na porządnych ludzi”, ale nie zgadzali się co do realizacji tych planów. Skłonni byli do rezygnacji z własnych ambicji, aby zadowolić partnera i dać szansę dzieciom. Możliwość zrezygnowania z własnych dążeń wynikająca z rozumnej kalkulacji jest bardzo ważna w małżeństwie. Niechcicowie z pewnością wiele jej zawdzięczali; dzięki kompromisom wytrwali razem. Zrozumieć drugiego człowieka, oznacza poznać jego duszę, ideały, dążenia i uczucia. Barbara dopiero po śmierci Bogumiła zrozumiała, ile dla niej znaczył i jaka pustka wytworzyła się po jego odejściu. To uczucie pustki świadczy o tym, jak wiele dla siebie znaczyli, kim dla siebie byli. Ideały nie istnieją, więc ich małżeństwo także miało usterki. Osobiście widzę w nim jednak wiele dobrego - potrafili wspólnie tworzyć i osiągnęli wiele.
Tragiczny przykład zupełnie nieudanego małżeństwa ilustruje Zofia Nałkowska w Granicy. Państwo Ziembiewiczowie mieszkają w Boleborzy, gdzie pan Walery jest rządcą. Jest on nieudolnym gospodarzem i niewiernym małżonkiem. Stwarza jedynie pozory „porządnego męża”. W ich domu panuje obłuda i zakłamanie. Ten „schemat boleborzański” jak fatum wisi nad Zenonem Ziembiewiczem. Nie chce on powtarzać błędów ojca, ale los okazuje się nieubłagany. Jego małżeństwo z Elżbietą jest powtórzeniem związku rodziców. Chora roślina wydała swoje owoce. Zenon przekroczył granicę moralną - unieszczęśliwił siebie i rodzinę, zniszczył swoje małżeństwo i doświadczył tragicznie Justynę Bogutównę. Zapomniał, iż należy kontrolować swoje postępowanie i pamiętać o relatywnej ocenie człowieka. Poszedł drogą własnych dążeń, do których nie włączył żony.
Małżeństwa literackie są różne, jak różne są losy człowieka - czasami mniej, a czasami bardziej udane. Zawsze są jednak nauką dla innych. Mimo upływu lat, nie zmieniły się czynniki decydujące o istnieniu prawdziwego związku, a za taki uważam ten, w którym on i ona dopełniają się wzajemnie i tworzą wspólne dobro. Musi istnieć miłość, musi być szacunek, zrozumienie i wzajemne wspieranie się na trudnej drodze życia. Często nie jest łatwo zapomnieć o samolubnych ideałach, niełatwo przyjmuje się cudze racje, gdy ma się świadomość słuszności własnych. Małżeństwo to wielka sztuka dwóch aktorów w roli głównej, ale są chwile dla których żyć i umrzeć warto, które każdy przechowuje jak perełki w szkatułce wspomnień.
27. „Miasto - przestrzeń znacząca, miejsce destrukcji, szansa rozwoju...” Jaki sens nadała literatura temu motywowi?
Od wieków miasta wydawały się ludziom synonimem lepszego, łatwiejszego życia, awansu społecznego, nobilitacji. Ucieczka do miasta stwarzała możliwość zdobycia wykształcenia, osiągnięcia sukcesu. Ogromne skupiska ludności zdawały się oznaczać nieograniczone możliwości rozwoju, często jednak realia okazywały się zgoła odmienne.
Początek kariery miasta na szerszą skalę to druga połowa wieku XVIII, kiedy to zaczyna się ono stawać kolebką cywilizacji, miejscem narodzin wielkich wynalazków, daje szansę rozwoju twórczej myśli. Epoka „oświeconych umysłów” widzi w nim prognostyk świetlanej przyszłości, choć są i tacy, którzy zaczynają przeczuwać związane z nim zagrożenia. Boją się zagubienia jednostki w wielkiej masie, utraty indywidualizmu, skoncentrowania się na materialnym aspekcie życia. Dlatego też rodzi się pewna sprzeczność cywilizacja - natura; niektórzy uważają, że najlepszym lekarstwem na pojawiające się problemy jest powrót do tego, co pierwotne, naturalne.
Znakomitą ilustracją tego zagadnienia jest twórczość Jana Jakuba Rousseau, który za przyczynę większości nieszczęść ludzkości uznał cywilizację. Tymczasem tempo życia w mieście wzrasta, wielka rewolucja przemysłowa przynosi wytwory niewyobrażalne dotychczas dla człowieka. Cywilizacja staje się zjawiskiem coraz bardziej kontrowersyjnym, w związku z czym coraz częściej staje się przedmiotem literackich rozważań. Motyw miasta w literaturze to jednak nie tylko analiza i diagnoza problemów z nim związanych; środowisko miejskie było wykorzystywane również do prezentacji innych problemów.
Jednym z pierwszych polskich autorów, którzy umieścili swojego bohatera w środku wielkiego miasta, był Adam Mickiewicz. W III części Dziadów więzień Konrad przygląda się Petersburgowi. Obraz stolicy imperium to jednocześnie wizerunek zmęczonego, zniewolonego okrucieństwem i tyranią cara społeczeństwa rosyjskiego. Charakter wzniesionego na bagnach miasta-kaprysu jest dla Konrada przerażający. Zewnętrzny blichtr nie robi na nim wrażenia, wie, że fundamentem Petersburga są krew i cierpienie tysięcy ludzi, dlatego mówi o samotności wśród świeżo małpowanych budowli.
W tym samym czasie na zachodzie rozwija się kapitalizm, wielkie miasta rosną i potężnieją, coraz bardziej przytłaczając małego człowieka. Coraz częściej tłem panoramicznym powieści XIX wieku są europejskie metropolie. Paryż ukazany w najbardziej znanej z powieści Balzaca - Ojcu Goriot - to środowisko ludzi, których jedyną pasją jest bezwzględne pomnażanie majątku, którzy wszystkie dziedziny życia podporządkowują temu celowi. Za motyw przewodni całej Komedii ludzkiej obrał autor żądzę bogactwa, swoistą „hipnozę pieniądza” i towarzyszący jej zanik indywidualizmu. Historia Rastignacka pokazuje, w jaki sposób jednostka zatraca własną tożsamość na rzecz tej „wyznawanej” przez większość. Miasto w Ojcu Goriot to obszar panowania mamony, przestrzeń ujednolicania się ludzkich postaw.
Rozważając sens, jaki nadała literatura motywowi miasta, warto również zwrócić uwagę na Zbrodnię i karę Fiodora Dostojewskiego. Miejscem akcji tej powieści jest Petersburg; autor nie porusza wątku wspaniałości miasta, nie zachwyca się nim, ale „schodzi niżej”, tam, gdzie można ujrzeć jego prawdziwe oblicze. Stolica potężnej Rosji jawi się nam jako miasto ciasnych uliczek, krętych zaułków, ciasnych bram i brudnych schodów. Raskolnikow, spacerując przez plac Sienny, zmierza do dzielnicy szynkarzy, prostytutek, lumpenproletariatu - właśnie w takiej okolicy mieści się jego obskurna klitka. Wreszcie mieszkańcy Petersburga to nie wysoko postawieni urzędnicy, arystokracja, ale głównie zwykli, biedni, cierpiący ludzie, tacy jak rodzina Marmieładowów. Jednym ze źródeł patologii czynu Raskolnikowa jest właśnie dramatyczna sytuacja socjalna tych, dla których kapitalizm nie okazał się łaskawy. Dostojewski pokazuje drugie oblicze wielkiego rozwijającego się miasta - oblicze nędzy i cierpienia.
Dość szybko dostrzegli ten problem polscy pozytywiści, którzy jeszcze kilka lat wcześniej głęboko wierzyli w kreatywną siłę cywilizacyjnego postępu. Zafascynowani myślami europejskich ewolucjonistów, nie potrafili o rozwoju myśleć inaczej niż jako o sile pozytywnej, kierującej świat ku dobremu. Okazywało się jednak, że nie wszyscy są beneficjentami przemian. Bardzo wyraźnie, niemalże z kronikarską pasją, uwidacznia to Bolesław Prus w Lalce - powieści ukazującej Warszawę w dobie przemian cywilizacyjnych. Widzimy walczącą o utrzymanie majątku i pozycji arystokrację, zacięcie i bezwzględność rywalizujących ze sobą kupców, wreszcie beznadziejną sytuację najbiedniejszych, którzy walczą o przetrwanie. Warszawa w Lalce to również miejsce bankructwa dotychczasowych ideologii - wobec nowych zjawisk wyznaczających rozwój świata.
Mówiąc o negatywnych zjawiskach towarzyszących przemianom związanym z rozwojem kapitalizmu, nie sposób pominąć pierwszej powieści naszego „narodowego sumienia” - Ludzi bezdomnych Stefana Żeromskiego. W powieści tej pisarz daje świadectwo wielkiej wrażliwości na nędzę. Sytuacja robotników pracujących w przerażających warunkach, mieszkających w ruderach przy ulicy Ciepłej wydaje się być bez wyjścia; jedynym ratunkiem okazuje się emigracja.
Miasto to jednak nie tylko kariera i pieniądze jednych obok nędzy i ubóstwa drugich, lecz również zwykła szara egzystencja tych przeciętnych - szeroko rozumianego mieszczaństwa. Literatura modernizmu bardzo gwałtownie krytykuje fasadową moralność, egoizm i obłudę tej grupy społecznej. Miasto dla artystów moderny to przede wszystkim siedziba filistrów i prostaków, których podstawowym zajęciem jest dorabianie się. Taka właśnie jest geneza buntu artysty przeciw społeczeństwu. Wiersze Koniec wieku XIX i Evviva l'arte Kazimierza Przerwy-Tetmajera mówią o dramacie dekadenta, który nie może funkcjonować wśród ludzi, u których fałsz zastępuje cnotę, a miejsce prawdziwych wartości zajął pieniądz. Gabriela Zapolska w dramacie pt. Moralność pani Dulskiej demaskuje degradację moralną w rodzinie mieszczańskiej. Autorka pokazuje rozdźwięk między deklarowanym przez rodzinę Dulskich przywiązaniem do wartości a ich faktycznym dniem codziennym, rządzącym się zupełnie innymi zasadami.
Niosąca nowe nadzieje sztuka awangardowa prezentuje miasto zupełnie inaczej - jako przestrzeń znaczącą, szansę rozwoju. Rozwijający się tuż przed pierwszą wojną światową na zachodzie futuryzm chce zerwać z dotychczasową tradycją, wartościami, uznając je za przyczynę ogólnego kryzysu kultury. Urbanizacja, industrializacja, postęp i spychany na margines społeczny w „starym” układzie społecznym proletariat miał doprowadzić do powstania nowego, lepszego świata. W Polsce, na fali euforii związanej z odzyskaniem niepodległości, wyznawcami podobnych teorii stali się poeci z kręgu Awangardy Krakowskiej. Znajdowały one wyraz w haśle „miasto, masa, maszyna”. Przedstawiciele Awangardy, między innymi Tadeusz Peiper i Julian Przyboś, apoteozowali życiowy pęd, rozwój miast, cywilizacji, techniki. Poeta miał być wykrzyknikiem ulicy. Optymizm nie trwa jednak długo, wielu twórców dwudziestolecia pisze o groźbie umasowienia i zaniku wszelkiej indywidualności. Julian Tuwin w utworze Mieszkańcy wraca do tematu bezrefleksyjnej egzystencji mieszczan. Jarosław Iwaszkiewicz w wierszu Jesień w Warszawie boi się, że zatraci własną osobowość, że podda się masie, tłumowi. Literatura znowu zaczyna dostrzegać zagrożenia dla człowieka w stylu życia generowanym przez miasto, cywilizację, postęp. Twórcy zwracają uwagę fakt, iż ciągły wzrost tempa życia, konieczność podporządkowania się tendencjom, jakie narzuca świat, w konsekwencji prowadzą do utraty części osobowości.
Miasto - „przestrzeń znacząca”, od początku XIX wieku odgrywające zasadniczą rolę w naszej cywilizacji, budziło i będzie budzić kontrowersje. Związane z nim szanse i zagrożenia dla człowieka idealnie dają się streścić w formule „szansa rozwoju, miejsce destrukcji”, jednak przyglądając się literaturze i obserwując nasze współczesne miasta, zauważamy, iż o rozwoju można mówić raczej tylko w odniesieniu do nauki i techniki.
28. „Miasto - przestrzeń znacząca, miejsce destrukcji, szansa rozwoju...” Jaki sens nadała literatura temu motywowi?
Miasto jest wielką szansą rozwoju nie tylko dla ludzi mieszkających w nim, ale także z prowincji. Od kiedy dochody z rolnictwa stały się niewystarczające, ogromne rzesze ludzi, szlachty i chłopstwa, postanowiły wyruszyć do ośrodków miejskich w poszukiwaniu lepszych warunków życia. Tym, których stać było na naukę, miasto stwarzało warunki kształcenia w wybranym zawodzie. Tym, którzy mieli oszczędności, pozwalało na rozwinięcie własnego interesu i nawiązanie nowych znajomości, a nawet szybszego awansu. Dzięki częstym kontaktom między ludźmi łatwiej było również w nim spotkać przyszłą wybrankę swojego życia.
Ale miasto stało się również przyczyną destrukcji. Jego
mieszkańcy stawali się anonimowi w tłumie, łatwiej było im ukryć się z nałogami, takimi jak pijaństwo, złodziejstwo, łobuzerstwo. Podobnie i ci, którzy przyjeżdżali do miasta bez oszczędności, często bezskutecznie poszukiwali stałej pracy i dachu nad głową. Kiedy znajdowali pracę, była bardzo ciężka i wykonywanie
jej łączyło się nierzadko z utratą zdrowia. Tak więc miasto było dla jednych szansą rozwoju, zaś dla innych miejscem biedy i destrukcji.
Obraz życia w mieście ukazuje Bolesław Prus w powieści Lalka. Przykładem człowieka, który wykorzystał szansę stworzoną mu przez miasto, był Stanisław Wokulski. Po przyjeździe ze wsi do Warszawy zaczyna pracę jako chłopak na posyłki w winiarni Hopfera. Jest on młodzieńcem ambitnym, zdolnym, chce się uczyć dalej. Jednak wybucha powstanie i to nie pozwala mu kontynuować nauki, ponieważ jako jeden z pierwszych bierze w nim udział. Po powrocie z Syberii bez skutku szuka pracy w Warszawie, ale dzięki znajomościom żeni się z wdową po Janie Minclu, właścicielką dużego sklepu w Warszawie. Wykorzystuje szansę, jaką daje mu miasto, i staje się kupcem z prawdziwego zdarzenia. Wciąga go praca w handlu i choć marzył, żeby być naukowcem, staje się kupcem z powołania. Po śmierci żony zapragnął arystokratki - Izabeli Łęckiej. Po to jednak, aby wejść do jej sfery, musi zdobyć duże pieniądze. Po powrocie z Bułgarii postanawia zbliżyć się do wybranki swojego serca i pojąć ją za żonę. Kiedy był już bliski celu i zaręczył się z panną Izabelą, przekonał się, że jego wybranka nie jest idealną istotą, za jaką ją uważał. Spotykając się z Wokulskim, stwarzała pozory zainteresowania jego osobą, ukrywając, że zależało jej jedynie na jego pieniądzach i pozycji. Z jednej strony miasto stworzyło Wokulskiemu wielkie możliwości rozwoju, które wykorzystał, z drugiej strony stało się przyczyną destrukcji - spotkał tam kobietę, która go zraniła.
Nie wszystkim bohaterom powieści Lalka powiodło się w życiu tak jak głównemu bohaterowi. Na Powiślu mieszkało tysiące ludzi, którzy przywędrowali z odległych wsi, aby znaleźć jakiś zarobek i szansę na przeżycie. Z powodu braku stałego zajęcia ludzie ci mieszkali na śmietnikach, bieda powodowała, że imali się nieuczciwych zajęć. Nękały ich różne choroby, które były nierzadko przyczyną przedwczesnej śmierci. Tak więc nie dla wszystkich Warszawa stała się upragnionym rajem i nie wszystkim dała szansę rozwoju. Ogromne rzesze ludzi żyły w biedzie, na przedmieściach, ulegając demoralizacji.
Obraz miasta - Warszawy przedstawia również Maria Konopnicka w swojej noweli Mendel Gdański. Tytułowy bohater to stary, 67-letni Żyd, który mieszka w Warszawie od dzieciństwa i prowadzi od 27 lat zakład introligatorski. Czuje się bardzo związany z tym miastem, w którym się urodził i spędził całe swoje życie, pracując uczciwie w swojej małej firmie. Miasto to uczyniło go człowiekiem szczęśliwym, umożliwiło mu znalezienie domu, pracy, a nawet prowadzenie własnego interesu, bez którego kształcenie jego wnuczka, po zmarłej córce, byłoby niemożliwe. Jednak pewnego dnia miasto to się zmieniło, a powodem były szerzące się pogłoski o pogromie Żydów. Narastały uliczne napady i wybijanie szyb w oknach zakładów, sklepów i domów żydowskich. Wszyscy sąsiedzi, a szczególnie student z facjatki ostrzegają go, aby uciekał, ponieważ biją Żydów. Mendel był zdziwiony, gdyż w tym mieście się urodził, w tym domu wychował swoje dzieci i nigdy tu nikogo nie skrzywdził. Wkrótce pojawia się przed domem starego Żyda uliczna zgraja i zaczyna obrzucać kamieniami zakład, przypadkowo trafiając w głowę wnuczka - Jakuba. Chociaż sąsiedzi stanęli w obronie Mendla i jego wnuczka, a rana chłopca nie okazała się groźna, w starym Żydzie „umarło serce” do tego miasta. Miasto to było związane z jego całym życiem i dało mu wszystko - pracę, dom, a jednak okazało się miejscem destrukcji, w którym panowała nienawiść i szerzący się wciąż antysemityzm.
Innym pisarzem, który przedstawia zalety i wady życia w mieście, jest Stefan Żeromski. Tomasz Judym, bohater jego powieści Ludzie bezdomni, wykorzystał szansę stworzoną mu przez miasto, ale również odczuł je w dzieciństwie jako miejsce destrukcji. Wychowywał się w Warszawie pod opieką ojca - szewca, który wiecznie chodził pijany, i matki wiecznie chorej. Mieszkali w suterenie, która była źródłem wilgoci i wielu chorób. Złe warunki życia przyczyniły się do szybszej śmierci jego matki. Na wychowanie wzięła go ciotka. Była ona kobietą lekkich obyczajów i dzięki temu mogła wyrwać się ze swojego środowiska. W pierwszych latach Tomasz był u niej chłopcem na posyłki, czyścił podłogi i mył naczynia, ale ciotka wynajęła tanio pokój studentowi, który miał obowiązek przygotowywać go do gimnazjum. Sypiał on jednak w przedpokoju na sienniku, który wolno mu było rozłożyć dopiero wówczas, gdy goście opuścili mieszkanie ciotki. Był bity przez ciotkę, służącą, a nawet stróża, musiał znosić humory opiekunki, która go nieraz wypędzała ze swego domu. On zaś na klęczkach błagał ją, aby mu pozwoliła pozostać. W dzieciństwie był skazany na poniewierkę i ciągłą niepewność losu, a w młodości na samotność. Mimo takich trudnych warunków, miasto dało Judymowi szansę ukończenia szkoły średniej, a nawet wyższych studiów.
Po zdobyciu zawodu wyjeżdża do Paryża, na praktykę lekarską, gdzie zaczyna interesować się i pogłębiać wiedzę dotyczącą sztuki. Miasto daje mu szansę nawiązania nowych znajomości, np. poznaje tam panią Niewadzką i jej wnuczki oraz ich opiekunkę, Joannę Podborską. Po upływie roku Judym powraca do Warszawy, gdzie pierwsze kroki kieruje do rodzinnego domu.
Mimo że miasto dało Judymowi szansę kształcenia się i zdobycia dobrze płatnego zawodu, to nie zapomniał on o swoim pochodzeniu. Postanowił poświęcić się pracy społecznej w celu poprawy losu biedoty warszawskiej, do której kiedyś należał. Rozpoczyna walkę z nędzą najbiedniejszych od wystąpienia w gronie lekarzy warszawskich z odczytem, w którym opisuje całą sytuację biedoty. Wystąpienie Judyma spotyka się z krytyką wszystkich tam zgromadzonych lekarzy i powoduje, że nikt nie przychodzi leczyć się do jego prywatnego gabinetu. Tym razem miasto nie daje szansy Judymowi spełnienia marzeń i rozwinięcia własnej praktyki lekarskiej. Tak naprawdę miasto dla Judyma było miejscem, w którym przeżył całe swoje dzieciństwo, spotykając się z nędzą, brudem i chorobami. Jedynie umożliwiło mu kształcenie się i zdobycie zawodu, bez którego nie mógłby marzyć o lepszym życiu.
Niecodzienny obraz miasta ukazuje nam Tadeusz Borowski w jednym ze swoich opowiadań pt. Pożegnanie z Marią. Akcja opowiadania toczy się w Warszawie, w czasie niemieckiej okupacji. Miasto jest tu miejscem destrukcji, zaś kłamstwo, oszustwo i szachrajstwo jest jedyną szansą na przeżycie. Rzeczywistość stworzona przez okupanta zmusza ludzi do kombinowania i działania na lewo, bo inaczej nie dałoby się żyć. Żandarmi handlują ludźmi uwięzionymi w szkole, a sklepikarz sprzedaje towary spod lady, bez kartek, oszukuje na wadze, bo musi jakoś żyć, mając na utrzymaniu żonę, syna i córkę, która uczęszcza na tajne komplety. Prowadzone przez właściciela firmy interesy z Niemcami czy lewe transakcje kierownika z woźnicami, jego handel z gettem, stają się czymś normalnym i pozwalającym na przetrwanie okupacji. Człowiek staje się towarem, jego los nie jest istotny, liczą się tylko interesy, które zapewniają byt i chleb. Mimo tak trudnych warunków, jakie przyniosła ostatnia wojna, miasto Warszawa nadal dawało pewne możliwości.
Tylko tu można było kształcić się na tajnej polonistyce, jak również debiutować w pisemkach konspiracyjnych czytywanych przez warszawiaków. Łatwiej było o książkę i spotkanie towarzyskie. Mimo pozytywów miasto stało się miejscem destrukcji, w którym okupanci starali się zniszczyć polską kulturę i edukację.
Ogromne rzesze ludzi odnalazły się jednak w nowych, miejskich warunkach: znalazły tu pracę, dom i możliwości kształcenia. Nie mogła im tego dać przeludniona polska wieś. Jednym miasto pozwoliło więc na znalezienie dobrej pracy czy otwarcie własnego interesu, co wiązało się z większymi zarobkami i lepszym życiem. Dobra sytuacja materialna dała z kolei szansę na kształcenie dzieci w szkołach średnich, a nawet wyższych. Dla innych miasto stało się miejscem destrukcji, w którym nie mogli się odnaleźć i zapewnić należytych warunków egzystencji sobie czy swojej rodzinie.
29. Męczennicy, prorocy, karierowicze, kanalie, błazny... Galeria postaci i postaw ludzkich w III cz. „Dziadów” lub „Lalce”.
XIX wiek był bardzo trudnym okresem w dziejach naszego kraju. Polska znajdowała się wówczas w ciężkiej sytuacji zarówno politycznej, jak i gospodarczej. Ciągłe represje i prześladowania szerzyły strach wśród społeczeństwa. Postawy ludzi wynikały głównie z cech charakteru, jakimi obdarzył ich Stwórca. Jedni ulegali przemocy i bezwzględnemu terrorowi, drudzy zaś mężnie stawiali opór. Niektórzy, widząc zagrożenie własnego bytu, zrywali z ogólnie przyjętymi zasadami moralnymi, takimi jak: miłość, oddanie, poświęcenie i wkraczali w szeregi wroga. Nie wszyscy jednak byli osobami tak głęboko zdemoralizowanymi. Dla wielu szczęście, dobro i wolność Ojczyzny, jak i ogółu obywateli, znaczyło więcej niż korzyści jednostkowe. W myśl hasła Tyrtajasa: Rzecz to piękna zaprawdę, gdy krocząc w pierwszym szeregu, ginie człowiek odważny, walczący w obronie ojczyzny... stawali do walki, spiskując mimo represji zaborcy.
Utworem, który doskonale ukazuje nam tamtejszych ludzi i ich postawy, są I i III część Dziadów Adama Mickiewicza. W dziele tym dostrzegamy następujące typy bohaterów: męczenników, proroków, karierowiczów, kanalie i błaznów. Przykładem pierwszej postawy jest cały naród polski, którego cierpienia autor przedstawił w sposób analogiczny do męki Chrystusa. Kiedy miara cierpień się wypełni, Polska - podobnie jak Syn Boży - zmartwychwstanie i zbawi ujarzmione narody, przynosząc im wolność. Męczennikiem jest także Konrad, główny bohater utworu, który, przebywając w więzieniu w Klasztorze Bazylianów, dostrzega cel życia, zrywa z rolą tragicznego kochanka Gustawa i staje do walki narodowo-wyzwoleńczej. Gustaw umarł, narodził się Konrad. Jest on człowiekiem o wielkiej indywidualności, cierpi z powodu ojczyzny, na skutek wielu przemyśleń dostrzega ogromny tragizm narodu. Buntuje się, pragnie walczyć, jego wielka miłość do ojczystej ziemi sprawia, że zwraca się do Boga. Szuka ratunku w ufności religijnej, a jednocześnie oskarża Pana o obojętność wobec losu Jego poddanych. Żąda, aby Bóg dał mu władzę nad światem, wówczas będzie rządził ludźmi czystym aktem woli - uczuciem. Jak mityczny Prometeusz, chce sam podjąć walkę z zaborcą. Niestety, jego intencje zawodzą. Poszczególne jednostki są zbyt słabe, aby odnieść zwycięstwo.
Mickiewicz w Wielkiej Improwizacji wskazywał na przyczyny klęski listopadowej, która wynikała z tego, że spiskowcy samotnie podjęli walkę, zapominając o ludzie.
Postawy męczenników reprezentuje także cała młodzież wileńska, będąca jak wewnętrzna lawa, której sto lat nie wyziębi - pełna patriotyzmu i zaangażowania. Tomasz Zan, jeden z jej przedstawicieli, chce całą winę skierować na siebie. Jego przyjaciel Frejend mówi, że dałby się powiesić, żeby tacy ludzie jak Tomasz mogli żyć choć chwilę dłużej. Pięknie zachował się także Janczewski, który - mimo cierpienia i bólu - zachowuje trzeźwość umysłu i głęboki patriotyzm. Stojąc w odjeżdżającej na Sybir kibitce, krzyknął trzy razy: Jeszcze Polska nie zginęła. Takich młodych ludzi było znacznie więcej. Na uwagę zasługują: Ciechowski, Wasilewski i syn pani Rollison, który, choć został dotkliwie pobity i zniszczono totalnie jego psychikę, mimo to nie wydał swoich współtowarzyszy. Zginął w imię miłości, braterstwa i oddania bliźnim. To zdrajcy i kanalie doprowadzili do jego śmierci. Do takich ludzi należą Doktor i Pelikan, będący na usługach senatora Nowosilcowa, człowieka nie lepszego od nich obu. Na uwadze mają oni jedynie własne korzyści, płynące ze zdradzieckiej służby. Losy ojczyzny są im obce, dołożą się nawet do jej zguby, jeśli przyniesie im to pożytek. Głównym ich celem jest pomnażanie własnego majątku i robienie kariery, przy boku wroga.
Wśród społeczeństwa dostrzegamy także błaznów, którzy, korzystając ze swego bogactwa, bawią się w towarzystwie senatora, nie dbając o losy kraju. Należą do nich urzędnicy, oficerowie, spędzający beztrosko czas w salonie warszawskim, dyskutując o balach wyprawianych przez Nowosilcowa.
Piotr Wysocki, działacz powstania, tak mówi o nich:
Nasz naród jak lawa, z wierzchu zimna
i twarda, sucha i plugawa...
Są więc oni ludźmi bezwartościowymi, których cechuje oziębłość i oschłość uczuć. Niczym plugawe stwory pełzają po ziemi, ignorując otoczenie.
Nieco optymizmu przynosi uciskanemu ludowi Widzenie księdza Piotra. Widzi on młodzież wileńską, straszliwie umęczoną, którą w kibitkach wywożą na Sybir. Wśród nich dostrzega także dziecko, któremu udało się przeżyć i uciec. Wyrośnie ono na obrońcę, mściciela narodu i zapewni stabilny byt przyszłym pokoleniom. Ksiądz Piotr reprezentuje proroka. Jawi mu się wizja Polski, kraju umęczonego, okrutnie cierpiącego. Wie, że Bóg wybrał Polskę na odkupiciela ujarzmionych narodów (Polska Chrystusem narodów). Od owych cierpień kraj może uwolnić wyżej wspomniane dziecię, które zdobędzie siłę, wciągając do walki całą ludzkość.
Zło musi kiedyś minąć! Przyszłość ludzkości związana jest wyłącznie z pokojem. Jestem przekonana, że nadejdą takie czasy, kiedy miłość zwycięży nienawiść, dobro pokona zło, a ludzie nauczą się wzajemnie kochać i szanować. Dlatego też należy uczynić wszystko, aby słowo „człowiek” brzmiało dumnie!
30. Motyw biesiady (uczty, wesela, zgromadzenia) i jego funkcja w dziełach literatury polskiej.
Motyw biesiady pojawiał się często w utworach literatury polskiej zarówno starych, jak i nowych. Pełnił on w nich wielorakie funkcje, w zależności od czasów, w jakich one powstawały. Biesiada, zwłaszcza wesele, to święto radosne - uwieńczenie miłości. Śmiało więc może stać się pretekstem do zaprezentowania optymistycznego spojrzenia w przyszłość, nadziei na zgodę narodową. Bywa też opisane dla prezentacji obyczajów związanych z tym świętem, bywa tematem parodii lub ukazywania przemian dziejowych.
Wiersz Słoty O zachowaniu się przy stole z XV wieku przedstawia biesiadę zamożnych warstw społeczeństwa polskiego: rycerzy, giermków, dam dworu. Ukazuje obyczaje biesiadne, które przenikały w owym czasie do Polski z zachodu. Biesiada ta pełni więc w utworze Słoty funkcję religijną, towarzyską i kulturalną, a także wzmacnia więzi między ludźmi.
Zupełnie inne funkcje spełnia biesiada w II i III cz. Dziadów Adama Mickiewicza. W cz. II poeta przedstawia biesiadę cmentarną, urządzaną przez żywych zmarłym przodkom w dniu ich święta. Wskazuje ona na ścisłe reakcje pomiędzy światem żywych i umarłych oraz jedność tych dwóch światów w wymiarze pozaziemskim. Uczy również żyjących niesienia sobie wzajemnej pomocy i przypomina, że zło zostanie ukarane. Zgromadzenie w kaplicy cmentarnej pełni funkcję filozoficzną, moralną, a nawet społeczną (przypomina, że panom nie wolno znęcać się nad chłopami).
W III cz. Dziadów, która powstała po upadku powstania listopadowego, dostrzegamy już nie tylko funkcje omówione wyżej. W scenie I zgromadzeni więźniowie w Wigilię Bożego Narodzenia dzielą się dobrym słowem. Opowiadają o sprawach związanych z procesem Filomatów i Filaretów. To wigilijna uczta pełniąca obok funkcji religijnych również filozoficzne i polityczne. W scenie pt. „Salon warszawski” poeta przedstawia spotkania towarzyskie warstw wyższych. Mimo iż kraj w tym czasie cierpi z powodu represji politycznych, na tym spotkaniu mówi się tylko o balach i dokonaniach literackich. Tylko nieliczni Polacy mówią - szeptem - o sprawach dotyczących wyzwolenia kraju. Spotkanie towarzyskie ukazane w tej scenie służy Mickiewiczowi do scharakteryzowania społeczeństwa polskiego doby listopadowej.
W scenie „Bal u senatora” ukazany jest autentyczny bal, nie tylko spotkanie towarzyskie. Ksiądz Piotr przepowiada doktorowi Becu śmierć, a kiedy ten ginie, rażony piorunem, zło moralne zostaje ukarane. Nastrój zgrozy ogarnia rozbawione przedtem towarzystwo, zaś aria Komandora z Don Juana zapowiada katastrofę. Muzyka ta jest zapowiedzią rozprawy ze złem - zdrajcami, którzy poszli na współpracę z zaborcą. Bal ten pełni więc znów funkcję zarówno metafizyczną, jak i polityczną.
W Panu Tadeuszu z biesiadą, spotkaniem towarzyskim, weselem spotykamy się niemal w każdej księdze. Uczta odbywająca się na zamku w I księdze ukazuje staropolskie tradycje i obyczaje związane z biesiadowaniem. Rodzi ona więzi patriotyczne, łączy Polaków i uświadamia im ich odrębność narodową w trudnych czasach niewoli. Ostatnia księga epopei kończy się wspaniałą ucztą staropolską z okazji zaręczyn Zosi Horeszkówny z Tadeuszem Soplicą. Wojski wydobywa z tej okazji staropolski serwis, zaś Jankiel gra melodie narodowe, związane z historią Polski. Przy stołach zasiedli żołnierze, również i w polskich mundurach. Jest to więc uczta nadziei na zmiany polityczne w Polsce, które mają nastąpić wraz ze zwycięstwem Napoleona.
W powieści Nad Niemnem Eliza Orzeszkowa przedstawia dom polski jako ostoję tradycji i patriotyzmu w trudnych latach niewoli narodowej. Imieniny pani Emilii to nie tylko wspólny posiłek i spotkanie towarzyskie z rodziną i sąsiadami, ale również okazja do dyskusji nad realizacją programu pozytywistycznego na wsi. Wesele w Bohatyrowiczach charakteryzuje zaścianek, ukazuje jego obyczaje i mentalność.
Wesele wiejskie przedstawione jest również w dramacie Stanisława Wyspiańskiego Wesele. Na nim miało dojść do zjednoczenia różnych warstw narodu we wspólnej walce o wolność. Widzimy więc, że i w tym utworze biesiada, jaką było wesele dziewczyny wiejskiej z inteligentem z miasta, pełni funkcje wielorakie: towarzyskie, kulturalne, społeczne, a przede wszystkim polityczne. Niestety, rozwiewa nadzieje Polaków na wspólne wystąpienie zbrojne.
Chłopi Władysława Reymonta to epopeja chłopska, mówiąca o życiu gromady wiejskiej w końcu XIX w. Tym razem opisane mamy wesele typowo wiejskie, Jagny z Boryną. Bogaty chłop żeni się z dziewczyną średnio zamożną. Na takie wesele zaproszeni są oczywiście najbogatsi gospodarze z całej wsi. I znów mamy okazję do poznania barwnych obyczajów i poglądów, które różnią ich całkowicie od innych warstw. Młodzież i starzy zbierali się także na wspólne darcie pierza czy szatkowanie kapusty. Razem wykonywana praca staje się okazją do bliższego poznania, zwrócenia na siebie uwagi ładnym wyglądem czy ubiorem, zacieśnienia więzi międzyludzkich. Wspólna zabawa, opowieści i śpiewy zacierają nieco różnice społeczne i powodują, że gromada wiejska powoli staje się jednością. Również karczma była miejscem spotkań mieszkańców wsi i różnych uroczystości. Tu odbywały się także dyskusje nad rozwiązaniem wiejskich konfliktów. Ale wieś polska zawsze związana była przede wszystkim z tradycją chrześcijańską i dlatego w powieści odnajdujemy spotkania rodzinne z okazji świąt Bożego Narodzenia czy Wielkiejnocy. Biesiady i zgromadzenia z okazji świąt religijnych nawiązywały do tradycji staropolskiej w trudnych czasach niewoli. Pełniły funkcje nie tylko religijne czy towarzyskie, ale również polityczne.
Motyw biesiady - uczty, wesela, zgromadzenia - pełnił wielorakie funkcje w utworach literatury polskiej. W czasach niepodległości były to funkcje: religijne, kulturalne i towarzyskie. Zaś w czasach zaborów doszły jeszcze funkcje polityczne, ponieważ tylko ucieczka w sferę życia prywatnego dawała możliwość zachowania i pielęgnowania polskich tradycji.