Pracownik socjalny to profesja, która zakłada działanie na rzecz jednostek, rodzin, grup i środowisk społecznych, umożliwiające im realizację własnych potrzeb i pomoc w rozwiązywaniu problemów życiowych.
Pracownik służb społecznych musi dysponować rozległą wiedzą i umiejętnościami, by w sposób efektowny wspomóc i zaktywizować klienta ale czy chociaż jakiś procent z nich umie posługiwać się tą wiedzą.
Winna to być osoba aktywna, pełna inicjatyw z dużymi zdolnościami w zakresie nawiązywania kontaktu, umiejąca współpracować ze środowiskiem lokalnym, instytucjami rządowymi i pozarządowymi.
Zawód pracownika socjalnego należy do grupy zawodów od przedstawicieli której wymaga się nie tylko profesjonalizmu wynikającego z kwalifikacji formalnych (wykształcenia i praktyki zawodowej), ważne są cechy osobowości, które są środkiem i narzędziem pracy.
Pracownik socjalny działa na rzecz osób, które znajdują się w trudnej sytuacji życiowej. Klientami są więc najczęściej ludzie starsi, niepełnosprawni, osoby bezrobotne, uzależnione, bezdomne, a także dzieci specjalnej troski i rodziny dysfunkcjonalne.
Wobec takich cech pracownika socjalnego należy zadać sobie pytanie dlaczego ciągle słyszy się o zaniedbaniach czynności wynikających z ich pracy. Dlaczego nie wywiązują się oni ze zleconych im zadań.
Nie chodzi mi o jakieś błahe sprawy takie jak nie wypełnienie jakiejś rurki w arkuszu, chodzi mi o nie wywiązywanie się z podstawowych obowiązków jakim jest obserwacja dziecka w rodzinie którą się on opiekuje co w konsekwencji doprowadzić może nie tylko do trwałych uszkodzeń ciała ale nawet w dramatycznych sytuacjach do śmierci dziecka. W poniższej pracy postaram się przedstawić zaniedbania jakich dopuszczają się pracownicy socjalni wobec dzieci bitych przez rodziców i osoby, o których istnieniu teoretycznie nie wiedzą.
W moim mniemaniu osoba rozpoczynająca pracę w ośrodku pomocy społecznej jako pracownik socjalny ma za zadanie dbać o prawidłowe funkcjonowanie rodzin i osób samotnych jakimi się zajmują. Rozumiem, że po wielu latach osoba taka może wypalić się zawodowo, przestać w prawidłowy sposób reagować na ludzką krzywdę, ale nie rozumiem dlaczego w wyniku takiej sytuacji nie rezygnuje z zajmowanego przez siebie stanowiska i wykonywania tak odpowiedzialnej pracy. Zawód ten niesie ze sobą wielką odpowiedzialność nie tylko za poprawne wypełnienie papierów z których jest on rozliczany przez swoich przełożonych. Po pewnym czasie pracownik taki nie widzi lub nie chce widzieć ludzkiego cierpienia. Może dochodzi do wniosku, że ludzie w sile wieku mogą sobie poradzić z biedą jaka ich dotknęła, ale nie rozumiem jak nie można zauważyć krzywdy dziecka, katowanego przez swych rodziców, jego złego fizycznego wyglądu. W poniższej pracy postaram się przedstawić w jak dramatyczny sposób toczy się los dziecka, gdy pracownik socjalny nie wywiązuje się ze swoich zadań.
Zjawisko krzywdzenia dzieci jest problemem społecznym na całym świecie, również w Polsce. Przemoc wobec dzieci zdarza się wszędzie - w rodzinach bogatych i ubogich, w środowiskach marginesu społecznego i w tak zwanych dobrych domach. Najczęściej sprawcami przemocy są rodzice, ale także opiekunowie, krewni, wychowawcy, znajomi. Większość sprawców to ludzie ” normalni”, a tylko niewielu, to ludzie psychicznie niezrównoważeni lub chorzy.
Krzywdzenie dziecka to nie tylko jego bicie, ale także wykorzystywanie seksualne, zaniedbywanie, krzywdzenie psychiczne.
Oto jeden z reportaży przeprowadzony przez reporterów UWAGI.
poniedziałek 6 marca 2006 Oskar skatowany na śmierć
Artur N. zakatował na śmierć 4-letniego Oskara. Bezbronnego chłopczyka bił pięścią w brzuch i kopał. Jak zeznał oprawca, dziecko denerwowało go, bo za dużo jadło i moczyło się. Do znęcania nad chłopczykiem przyznała się również jego matka.
Do Oskara, który źle się poczuł, przyjechało pogotowie. Mimo reanimacji, chłopiec zmarł.
- Miał dużą ranę brody. Na klatce piersiowej były oparzenia skóry. Na lewym przedramieniu były rany cięte - mówi lekarz Tomasz Pniak.
- To dziecko miało liczne obrażenia, stare i nowe. Policjanci pomyśleli, że dziecko musiało być katowane od dłuższego czasu - powiedział Piotr Trzebski, naczelnik wydziału prewencji.
Do bicia chłopca przyznał się Artur N. Jak mówi robił to dlatego, bo Oskar go denerwował.
- Na początku wszystko było w porządku. Później zaczął mnie denerwować. Cały czas był głodny i uparty. Zacząłem go karcić. Na początku po tyłku, później były ciosy w brzuch, w głowę, kopniaki - tłumaczył Artur N.
Półtora roku temu złamał chłopcu rączkę.
- Pokłócił się z córką mojej siostry o zupę, że on ją chce zjeść. Ostatnio mnie denerwował, bo cały czas sikał w łóżko i majtki - mówił konkubent
Matka dziecka także przyznała do bicia chłopca. Prawdopodobnie mężczyźnie zostanie postawiony zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem.
Dziwi fakt, że nikt wcześniej nie zauważył znęcania się nad 4-latkiem. Nawet opieka społeczna.
- Nie było widać patologii. Konkubent głaskał chłopca po głowie. W czasie moich wizyt w domu było skromnie, ale czysto. Oni zachowywali się spokojnie, nie było żadnej agresji w stosunku do siebie ani do dzieci. Nie było żadnych sygnałów, że dziecko jest maltretowane. Gdybym miała sygnał, że dziecko jest bite, to bym wtedy je rozebrała i sprawdziła. A jak wszystko jest normalnie, to nie będę go rozbierać, bo matka mogłaby się obrazić - tłumaczy Wanda Włodarczyk, pracownik socjalny MOPS w Piotrkowie Trybunalskim.
Jeśli słyszymy takie tłumaczenie to aż się gorąco robi, jak można nie zauważyć widocznych na twarzy małego dziecka oznak maltretowania. Owszem opiekunka nie musiała rozbierać dziecka ale ślady na twarzy o czymś w końcu świadczą, nawet jeśli rodzice powiedzieli że chłopczyk się uderzył o coś twardego to takie uderzenie nawet nie wprawionemu oku wyda się inne od tego zadanego przez rękę opiekuna.
Ile bym nie słyszała takich tłumaczeń nie mogę pogodzić się z krzywdą, śmiercią niewinnego dziecka. Nikt nie wybiera sobie rodziny w jakiej ma się urodzić, ale człowiek wybiera sobie profesję jaką ma się z pełną odpowiedzialnością wykonywać do momentu przejścia na emeryturę lub zmiany zawodu.
Pracownik społeczny jeśli idzie w teren ma sprawdzić całą sytuację rodziny a nie wejść zapytać o coś i wyjść, on odpowiada za tą rodzinę, za każdą osobę. Owszem nie każda rodzina do której pracownik społeczny idzie z interwencją jest spokojna i oczekująca pomocy, są i takie w których może on być narażony na niebezpieczeństwo, pojawia się wtedy w asyście policji. Wiec pracownik społeczny ma ochronę jaką zapewnia mu państwo a jaką ochronę ma dziecko bite przez swych rodziców jak on nie zauważy jego krzywdy i nie wyjdzie mu z pomocą. W mojej pracy postaram się w gruncie rzeczy skupić na sytuacji dziecka w rodzinie korzystającej z pomocy społecznej.
We współczesnych, wielopłaszczyznowych przemianach, przy bezdyskusyjnym kryzysie polskiej rodziny, nie w każdej rodzinie dziecko ma zapewnioną możliwość wpajania mu wiedzy i ćwiczyć się w stabilności psychosocjalnej. Bardzo często jest tak, że pomagający mu jest jedyną, osamotnioną instancją, u której dziecko szuka pomocy, uciekając od kryzysu wytworzonego tylko i wyłącznie w domu rodzinnym. Do tego dochodzą rodziny w wiecznie nieobecnymi, zapracowanymi rodzicami, rodziny w których dzieci wychowuje samotnie matka lub ojciec, nie będący po prostu technicznie w stanie odpowiedzieć na wszystkie potrzeby dziecka, wreszcie rodziny alkoholików.
Pracownikowi socjalnemu trudno jest przekazać coś, co rzeczywiście daje sens i wytycza kierunek, wtedy, gdy jego klient po opuszczeniu ośrodka pomocy społecznej, poradni lub innej instytucji, pozostaje sam na sam ze swoimi wszystkimi problemami.
Trzeba sobie zdawać sprawę, że w społeczeństwie nastawionym na konsumpcję należy zaprezentować siebie samego jako producenta usług socjalnych, jako tego, kto ma coś przydatnego do zaoferowania. Rynek usług socjalnych będzie w coraz większym stopniu stawał się rynkiem. Rozwiązując złożone problemy społeczności, koniecznym staje się profesjonalna współpraca i to na wielu polach, z innymi profesjonalistami.
Ktoś chyba trafnie nazwał pracownika socjalnego " menedżerem ryzyka". Ryzykiem jest, bowiem kontakt z klientem, który może przyjąć, ale i odrzucić oferowaną pomoc. Menedżerem, to znaczy profesjonalistą wykonującym takie zadania, których nie jest w stanie podjąć nikt inny.
Pracownicy socjalni powinni w większym stopniu dbać o informowanie społeczeństwa o tym, jaką spełniają funkcję. Należy propagować myśl, że pracownik socjalny odgrywa w problemach socjalnych taką samą rolę, co lekarz w dolegliwościach psychosomatycznych. Pora też na to, by zniknął mit o działaniu ośrodka pracy socjalnej jedynie na rzecz marginesu społecznego. Jego oferta winna być, w pewnym sensie, dla wszystkich, choć oczywiście nie wszyscy będą z niej korzystać. Wśród tych " aktywności" dla wszystkich szczególnego znaczenia nabiera funkcja uczenia - wychowywania - informowania.
Prawdą jest że pracownik społeczny jest zobowiązany do zachowania tajemnicy, a przede wszystkim musi pamiętać o etyce własnego zawodu, dobrym przykładem będzie tu pewien cytat :
„Godność drugiej osoby to przede wszystkim atrybut człowieczeństwa, to godność przysługująca wszystkim i nie stopniowalna. Poszanowanie godności oznacza zaś szacunek bezwarunkowy dla drugiej osoby:
"szacunek dla drugiej osoby szeroko pojęty, bez względu na to, w jakich ta osoba jest warunkach, o jakim wyglądzie, w jakim stanie; to jest szeroko pojęty szacunek dla drugiej osoby, dla jej odrębności, dla jej prywatności, człowieczeństwa po prostu";
"my jako pracownicy socjalni musimy wiedzieć, że każdy człowiek, nawet ten, nie wiem, głodny, bosy, brudny, jest godny tego, żeby zająć się nim, podać mu pomocną rękę, szanować go tylko chociażby za to, że on jest człowiekiem".
Niewielki krok dzieli tego typu określenia od podstawy charakteryzowanej jako osobowy stosunek do klienta. Według E. Levinasa oznacza on uznanie odrębności, niezależności, godności drugiego człowieka, który jest wartością najwyższą nie jako członek społeczeństwa czy przedstawiciel ludzkości, lecz jako osoba, którą winniśmy darzyć szacunkiem i być za nią odpowiedzialni tylko dlatego, że jest inna od nas. Oto jeszcze jedna wypowiedź charakteryzująca tę sytuację dokładnie:
"jeśli na przykład rozmawiamy z klientem, nie mogę sobie nigdy na to pozwolić, żeby wytworzyć atmosferę, że ja jestem ktoś, a on jest nikt, tylko dlatego, że on się znalazł po tej drugiej stronie okienka. To jest niedopuszczalne. Jest on takim samym człowiekiem jak ja, tylko że różnimy się tym, że on jest potrzebującym pomocy, a ja tym dającym pomoc - taka jest między nami różnica tylko".
W. Kaczyńska: O etyce służb społecznych, Warszawa 1998.”
Gdyby wszyscy podchodzili w podobny chociaż sposób do tego jaki jest opisany na pewno nie byłoby aż tylu błędów w wykonywaniu zawodu pracownika socjalnego.
To co zwróciło moją uwagę to kilkanaście wskazówek metodycznych i wariantów praktycznego zachowania, wypisanych przez jedną z czynnych zawodowo pracownic pomocy społecznej, mówiących na ile można i wolno pracownikowi socjalnemu zachować szczególny priorytet w ochronie prywatności klienta:
Jeżeli osobisty problem podopiecznego wymaga tylko i wyłącznie poradnictwa, jeżeli możliwe jest jego rozwiązanie w cztery oczy, to mamy do czynienia z idealnymi uwarunkowaniami. Europejskie podręczniki dla pracowników socjalnych w takich wypadkach zalecają wręcz niesporządzanie notatek do akt, aby z jednej strony ograniczyć biurokrację, z drugiej zaś mieć przypadki, w których zakres dyskrecji wynosi dokładnie 100 procent.
Niekiedy pracownik socjalny może zasięgnąć informacji o kliencie z innych źródeł, jednocześnie zastrzegając sobie, że sam nie ujawni tym osobom/instytucjom swej wiedzy na temat klienta. Jeżeli jest znany wśród koleżanek i kolegów jako odpowiedzialny, rzetelny profesjonalnie pomagający, to w wielu wypadkach taka postawa dla nikogo nie jest zaskoczeniem i nie utrudnia pracy.
Jeżeli profesjonalnie pomagający zdany jest na kooperację z innymi osobami i instytucjami, na współpracę niezbędną do rozwiązania problemów klienta, to zwykle nie obejdzie się bez przekazywania danych, także tych rysujących go w niekorzystnym świetle. Trzeba to zrobić, gdyż celem jest rozwiązanie przypadku, a nie dogmatyczne utrzymywanie tajemnicy. Zwłaszcza, że zatajenie istotnych informacji może w ostatecznym rozrachunku poważnie zaszkodzić klientowi.
W pewnych okolicznościach trzeba będzie zmotywować klienta, aby samodzielnie ujawnił krępujące go fakty. W ten sposób przejmie on część odpowiedzialności i nie będzie mógł zarzucić pracownikowi socjalnemu braku dyskrecji, zwłaszcza jeżeli sprawa dotyczy urzędów lub instytucji mogących zastosować jakieś sankcje.
Sytuacje wątpliwe pojawiają się wtedy, gdy klient nie odbiera jednoznacznie pozytywnie pewnych działań fachowo pomagającego, a nawet traktuje je w kategoriach zdrady interesów i niedyskrecji. Kryterium do podjęcia decyzji powinno być wtedy rozważenie, jaki wariant profesjonalnego działania przyniesie największe dobro. Nie możemy na przykład zachowywać tajemnicy alkoholika, która w praktyce oznacza istotne szkody dla jego rodziny. Wciągnięcie do współpracy żony i dorosłych dzieci za cenę niedyskrecji jest uzasadnione i prawomocne, jeżeli w wyniku tego poprawi się sytuacja całej rodziny. Choć na początku uzależniony będzie traktował ten brak dyskrecji bez entuzjazmu, to jednak poprawa jakości życia rodziny przyniesie w końcu i jemu samemu wymierne i zwykle bardziej trwałe korzyści. Zachowanie tajemnicy nie może więc bronić egoizmu i egocentryzmu klienta.
Z pewnością zasada dyskrecji nie oznacza postawienia się przed wyborem "wszystko albo nic". Mogę dla dobra klienta uchylić rąbka tajemnicy, ale nie muszę go tym dyskredytować. Jeżeli na przykład podopieczny miał wielomiesięczny problem alkoholowy wywołany bezrobociem, to nowego pracodawcę trzeba poinformować, iż mogą się jeszcze zdarzyć jakieś "wypadki" w tym względzie - ale nie ma potrzeby wtajemniczać go we wstydliwe szczegóły całej historii (na przykład agresja klienta wobec żony i sąsiadów).
Część podopiecznych, zwłaszcza osoby, które zjawiły się dobrowolnie po pomoc, wyrażają zgodę na przekazywanie innym instytucjom lub fachowo pomagającym informacji o swych problemach, jeżeli wytłumaczy się im, że będzie to niezbędne dla ich dobra i jeżeli ograniczy się ten wywiad do niezbędnego minimum. W pewnych przypadkach nie trzeba nawet stawiać tej kwestii, gdyż cała postawa klienta demonstruje, iż akceptuje on bez żadnych warunków wstępnych strategię, jaką zaproponuje pracownik socjalny.
Niekiedy niezbędne będzie jednak dokładne wyjaśnienie, jakiego zakresu dyskrecji oczekuje klient. Przykład: Matka coraz gorzej uczącego się dziecka prosi pracownika socjalnego o rozmowę z wychowawczynią, ponieważ sama nie może udać się do szkoły, a zresztą nie wie czy sprosta intelektualnie rozmowie z nauczycielką (ukończyła tylko szkołę podstawową). Na męża nie może liczyć, bo jest on alkoholikiem. Osoba fachowo pomagająca słusznie przypuszcza, że problemy dziecka wynikają w znacznej mierze z trudnej sytuacji domowej, a zwłaszcza ze skutków uzależnienia ojca - i omawia to wyczerpująco z wychowawczynią. Po kilku dniach klientka przychodzi z pretensjami, że nagłośnione zostały jej prywatne problemy związane z alkoholizmem męża. Pracownik socjalny stawiając prawdziwą hipotezę tłumaczącą kłopoty dziecka, powinien był jednak najpierw porozmawiać o tym z jego matką i omówić z nią (jako inicjatorką procesu pomocowego) dalszy ciąg postępowania. Klient nie może się czuć zdradzony przez fachowo pomagającego.
Wraz ze wzrostem trudności przypadku zwiększa się prawdopodobieństwo, że nie unikniemy konieczności przekazywania o kliencie informacji, których ten raczej wolałby nie ujawniać. Ale i taki stan rzeczy nie musi implikować obnażania prywatności podopiecznego ponad miarę. Często można posłużyć się eufemizmem, czyli słowami zastępczymi, łagodzącymi drastyczność faktów; można przedstawić problemy klienta bardziej opisowo; można unikać tych informacji, które zasadniczo nie są przydatne dla obiektywnego zajęcia się przypadkiem, a ich przekazywanie byłoby świadomym kreowaniem negatywnego wizerunku osoby wymagającej pomocy. Prawdę da się również wyrazić łagodnie. Kultura wypowiedzi pracownika socjalnego jest dla osób trzecich podstawowym świadectwem o tym, jak traktuje on klienta, czy rzeczywiście chodzi mu o jego dobro, czy szanuje godność tego człowieka, czy prawdziwie troszczy się o niego.
Profesjonalizm demonstruje się również tym, że opinie, informacje, charakterystyki klientów przekazywane są słowami wyważonymi, suchymi, fachowymi; natomiast nie są wyrazem emocjonalnego wzburzenia lub subiektywnej krytyki podopiecznego. Zupełnie inaczej brzmi zdanie: To jest człowiek uzależniony od alkoholu i psychicznie labilny, co prowadzi u niego między innymi do utraty kontroli nad własnym zachowaniem po konsumpcji napojów alkoholowych, niż wypowiedź: Od najmłodszych lat zapowiadał się na pijaka, a po wódce zachowuje się jak szaleniec. Właściwie informacja ta sama, ale jakże inny sposób obchodzenia się z godnością klienta.
Dobrze jest unaocznić podopiecznemu, że traktuje się jego problemy odpowiedzialnie i dyskretnie. Można na przykład w jego obecności przeprowadzić rozmowę telefoniczną z inną osobą lub instytucją (treść tej rozmowy jest oczywiście związana z problemami klienta), posługując się przy tym takim słownictwem, aby klient musiał zauważyć, jak bardzo dba się o ochronienie jego prywatności. Inną szansą demonstracji zasady dyskrecji jest danie klientowi do przeczytania akt lub innych notatek na jego temat, na bazie których będzie mógł się przekonać, że fakty dokumentowane są nie tylko obiektywnie, ale również w wyważony sposób. Jeżeli z poprawnie umotywowanych przyczyn pracownik socjalny odmawia stronie trzeciej udzielenia informacji na temat podopiecznego lub wglądu w jego akta, to poinformujmy klienta o tym. Są to ważne elementy tworzące atmosferę zaufania, a uwiarygodnienie w oczach klienta przyszłych działań przyda się zwłaszcza wtedy, kiedy już nie będzie możliwe lub metodycznie wskazane pełne zachowanie tajemnicy o jego problemach.
Bardzo ważny w omawianym zakresie jest klimat pracy w naszej placówce.
- Dzielenie się w naszym gronie informacjami o klientach powinno mieć na względzie również zasadę dyskrecji.
- Jeżeli w zespole w analogiczny sposób rozumiemy nasze obowiązki, to nikt się nie obrazi, gdy indywidualny fachowo pomagający będzie w szczególny sposób chronił "swojego" podopiecznego.
- Nie ma dobrego pomagania bez przestrzegania etyki tej pracy. Z tego względu nie należy okazywać wyrozumiałości tym koleżankom i kolegom, którzy próbują zastępować sobie serial telewizyjny plotkami o klientach, nie szczędząc pikantnych szczegółów. Naganne jest zdradzanie bez potrzeby poufnie otrzymanych informacji, z zamiarem podkreślenia, jak wysoką mamy pozycję i jak bardzo klienci nam ufają.
- Jeżeli drogi urzędowe (sądy, prokurator, kurator, lekarz itp.) wymagają ujawniania informacji, to w wątpliwych przypadkach można się poinformować, jakie są podstawy prawne i obowiązujące modele w tym zakresie.
Niekiedy zasada dyskrecji zostaje zawieszona uzasadnionymi względami, przede wszystkim dobrem klienta, osób z nim związanych lub społeczeństwa. I tak, są przypadki, w których jedynie fachowo pomagający może obiektywnie stwierdzić, czy ojciec wykorzystuje seksualnie córkę lub czy nieletni sięga po narkotyki; czy prawdą jest, że żona angażuje osoby trzecie do aktu przemocy przeciwko własnemu mężowi itp. W żadnym z tych przykładów dyskrecja nie przyniesie nic dobrego. Jeżeli jednak pracownik socjalny ma wątpliwości, czy nie działa w ten sposób przeciwko ideałom zawodowym (i to nie tylko zasadzie dyskrecji, ale też na przykład zasadzie stronniczości na rzecz klienta), wtedy nie powinien borykać się samotnie z tymi dylematami, lecz musi poprosić o pomoc przełożonego, doświadczoną koleżankę, profesjonalnego superwizora bądź przeprowadzić proces grupowej ewaluacji.
Z europejskich doświadczeń pracowników socjalnych dotyczących udziału w postępowaniu sądowym (o czym dość często mówi się na międzynarodowych spotkaniach tej grupy zawodowej) wynika bezdyskusyjnie następujący wniosek: pracownik socjalny powinien bezwzględnie unikać angażowania się w charakterze świadka! Od zasady tej istnieją jedynie nieliczne wyjątki:
jeżeli obecność pracownika socjalnego w sądzie pomoże w rozwiązaniu problemu socjalnego (a więc nie prawnego),
jeżeli w roli świadka będzie mógł odciążyć podopiecznego - ale uczyni to za jego wiedzą i zgodą.
W każdym przypadku wskazana jest ostrożność. Dobrze jest dowiedzieć się wcześniej, na jaki temat będą zadawane pytania, aby w postępowaniu procesowym nie natrafić na dodatkowe trudności. Dzięki temu już na sali sądowej nie będzie się musiało podejmować istotnych decyzji o tym, czy zachować milczenie, czy też ujawnić pewne niełatwe do jednoznacznego zinterpretowania fakty. Niekiedy profesjonalnie pomagający stoi na rozdrożu pomiędzy interesami klienta, prawdomównością, etyką zawodową a powinnościami prawnymi. Te problemy można złagodzić poprzez konsultację z sądem, proponując, aby było się wezwanym nie w charakterze świadka, lecz biegłego w danej dziedzinie. Jest to ogromne poszerzenie pola manewru, likwidujące zasadniczo konflikt sumienia i presję bezwzględnego ujawniania wszystkich faktów. Biegły ma również możliwość znacznie szerszego niż świadek komentowania wypowiadanych opinii.
Wskazówki dobre nie tylko dla pracowników pomocy społecznej, ale dla każdego, kto pracuje z ludźmi i dla ludzi. Pracownik społeczny nie powinien iść za biurko, odsiedzieć swoje 8 godzin i do domku. Na stronie internetowej programu UWAGA znalazłam jeden z archiwalnych programów którego treść jest następująca:
poniedziałek 1 maja 2006 Niewidoczne dziecko maltretowane
Czym jest zespół dziecka maltretowanego? To pytanie, na które nie potrafi odpowiedzieć wielu pracowników socjalnych. Konsekwencje niewiedzy są poważne. Kończą się nawet śmiercią dziecka.
Pracownik socjalny nie zauważył, że 4-letni Oscar jest maltretowany. Chłopiec był regularnie bity przez konkubenta matki. Mimo to pracownik socjalny nie dostrzegł niczego niepokojącego.
Nikt nie zauważył również tego, że rodzice wyrządzają krzywdę Ani.
- Dostawałam za byle co. Najczęściej z pięści w twarz. Pracownik zadawał mi pytania czy jestem bita. Nigdy mu nie odpowiedziałam, bo nigdy nie byliśmy sami. Pytał przy rodzinie - wspomina Ania.
W rezultacie zdesperowana dziewczynka w wieku 15 lat sama zgłosiła się do domu dziecka. W podobnej sytuacji jak Ania, było jednak wielu wychowanków sierocińców. Dlaczego? Bo często pracownicy nie potrafią powiedzieć, czym jest zespół dziecka maltretowanego i nie potrafią go rozpoznać.
- Dziecko można maltretować fizycznie, psychicznie, seksualnie i zaniedbywać. To są cztery formy zespołu dziecka maltretowanego - tłumaczy prof. dr hab. Bibiana Mossakowska, chirurg dziecięcy, specjalista w zakresie tzw. syndromu dziecka maltretowanego.
Dlaczego fachowcy nie potrafią rozpoznać oznak przemocy w domu?
- Pracownik socjalny powinien zauważyć zespół dziecka maltretowanego. To jest podstawa jego pracy. To jest pierwszy człowiek, który ma kontakt z patologiczną rodziną. Ja rozumiem, że sąsiad może nie zauważyć, ale profesjonalista musi. Dzieci maltretowane to są dzieci, które milczą, które mają poczucie winy. Pracownik socjalny powinien diagnozować rodzinę i jeśli zachodzi potrzeba wkroczyć z interwencją - uważa Anna Chałubińska ze Stowarzyszenia na Rzecz Przeciwdziałania Patologii Społecznej ''Między ludźmi''.
Tak pewni nie są już sami pracownicy socjalni.
- Podczas wizyty w domu nie potrafimy powiedzieć czy dziecko jest bite. Pracuję 15 lat i w tym czasie nie miałam tu przypadku bitego dziecka - mówi Monika Martyn, pracownik socjalny Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kętrzynie.
Maltretowane dzieci są jednak innego zdania.
Przemoc widać. Tylko trzeba umieć na nią patrzeć - mówi dorosła kobieta, która w dzieciństwie była bita przez swoich rodziców.
Pracownik socjalny w większości przypadków zaczyna swoją profesję z chęcią niesienia pomocy osobom jej potrzebującym, a gdzie są ci ludzie kiedy krzywdzone jest dziecko, gdy nie może poprosić o pomoc najbliższych ponieważ to oni są ich oprawcami. Teoretycznie każdy z nich uczony jest objawów syndromu dziecka maltretowanego lecz gdy przychodzi do jego zdiagnozowania trudno jest powiedzieć czy osoby zainteresowane nie chcą czy po prostu nie widzą problemu.
Jak można powiedzieć, że pracuje się 15 lat i w historii swojej pracy zawodowej nie odnotowało się ani jednego przypadku dziecka maltretowanego. Ja osobiście uważam, że jeśli ktoś tak mówi to nie chce lub boi się przyznać do błędu jakim jest nieumiejętność rozpoznania syndromu dziecka maltretowanego. Dziecko bite nigdy przy swoim oprawcy nie powie nikomu, a tym bardziej obcej osobie, która kontroluje rodzinę, że mama czy tata je biją lub jeszcze gorzej, że zmuszają współżycia seksualnego. Przemoc widać, trzeba tylko patrzeć na dziecko jak na człowieka a nie jak na przedmiot. To, że dziecko jest ruchliwe i zdarzy się mu uderzyć po czym zostają ślady na ciele nie oznacza, że każdy siniak jest wynikiem zabawy. Należy zwracać uwagę na wygląd tych siniaków. A czy przypadków w których na dziecku gaszone są papierosy nie widać? Widać i to bardzo wyraźnie dlatego nie rozumiem dlaczego pracownicy socjalni nie zauważają najbardziej widocznych i oczywistych oznak katowania dzieci przez ich rodziców.
Cztery miesiące temu w miejscowości położonej 5 km od mojej spłoną dom w którym zginęło kilkoro dzieci. Pomoc społeczna z miejscowości Skórzec w wywiadach telewizyjnych stwierdziła, że to co się dzieje w domu rodzinnym to sprawa domowników i nie wolno się w nie mieszać. Rodzina ta od 6 lat objęta była opieką gminy, ale nikt kto wiedział o wielu jej trudnościach nie chciał podjąć żadnych działań mających na celu poprawę jej funkcjonowania. Po tragicznej śmierci dzieci ludzie mówili w telewizji o problemach rodziny i tym jak matka je „zapijała” ale oczywiście nikt nie chciał pomóc bo w środowisku wiejskim nadal istnieje mentalność, że to co się dzieje w rodzinie musi ona pokonać sama, nie wolno się w nie wtrącać. Jeśli ktoś zna sposób działania środowiska wiejskiego wie, że to tylko pozory, bo tak naprawdę to wszyscy w małych społecznościach lubią wiedzieć osobie wszystko i wścibiają nos we wszystkie, nawet błahe sprawy. Prawda jest taka że ludzie lubią interesować się życiem innych jeśli nie ma w nim rzeczy z którymi jest trudno sobie poradzić. Jak ktoś ma problem to niech go rozwiąże sam, tu nie wolno interweniować.
Krzywda dziecka jest chyba największym złem tego świata. Jeśli jest i istnieje możliwość pomocy dziecku maltretowanemu to należy podjąć wszystkie działania mające na celu usprawnienie i poprawienie jego życia. Dziecko nie poradzi sobie z tym całym złem, które dzieje się w jego otoczeniu, a tym bardziej maluch, który nie umie jeszcze mówić i chociażby słowem starać się obronić przed krzywdą jaką wyrządzają mu dorośli.
Nie umiem odpowiedzieć na pytanie dlaczego pracownicy pomocy społecznej nie umieją zauważyć krzywdy dziecka a cała sprawa wychodzi na jaw dopiero gdy dziecko z poważnymi obrażeniami ciała trafi do szpitala lub już nie żyje.
Ciągle nie mogę zrozumieć obojętności ludzi na krzywdę dziecka, nie wiem czym jest ona spowodowana. Jedno jest pewne, jeśli dziecko bite przez najbliższych będzie miało szczęście przeżyć ten cały horror dzieciństwa to nikt nie daje gwarancji, że w przyszłości to bite dziecko nie stanie się oprawcą dla swoich dzieci.
Jaki przykład z drugiej strony daje pracownik społeczny, temu studentowi, który w przyszłości przejmie jego zadania jeśli nie pokazuje jak należy w prawidłowy sposób postępować z podopiecznymi. Jeśli nauczyciel nie wpoi uczniowi prawidłowych zasad postępowania z podopiecznymi, z klientami pomocy społecznej to skąd on ma przejąć właściwe wzorce pracy.
Na studiach z zakresu pomocy społecznej nie wystarczy wyuczyć studentów regułek, definicji, najważniejsze jest podejście do człowieka jak do człowieka a nie jak do przedmiotu. Liczy się podejście indywidualne, ono jest najważniejsze w każdej pracy, nie tylko w pomocy społecznej.
Dziecko to nie przedmiot, który można odłożyć na miejsce gdy się znudzi. Jeśli jego rodzice lub opiekunowie doprowadzają do trudnych sytuacji w jego życiu a znajdują się pod opieką pomocy społecznej to powinni zostać powstrzymani przed dokonywaniem tak wielkiego okrucieństwa względem najmłodszych.
Każdy kto lekceważy tragiczną sytuację dziecka, jego bicie jest po części kolejnym jego oprawcą, nie w sposób bezpośredni ale zawsze milczenie można nazwać zgodą na to co się z nim dzieje.
Brak pomocy najuboższym, najbardziej dotkniętym przez los jest tragedią chyba najgorszą jaka może dotknąć człowieka ale brak uczuć w kierunku dziecka bitego to już zupełna znieczulica społeczna.
Dbajmy najbardziej o dzieci, bo jeśli wytworzymy w dziecku warunek do stosowania wobec niego przemocy to może ona albo być dzieckiem zupełnie skrytym albo nadmiernie dawać przyczyny do stosowania przemocy przez rodziców.
Troszczmy się o dzieci, a nie rozmawiajmy o ich tragedii dopiero gdy do niej dojdzie, rozmowa po fakcie nic nie da jeśli się nie podejmie działań mających na celu poprawienie ich sytuacji.
Skoro tak duże środki przeznaczamy na kształcenie pracowników socjalnych, nie żałujmy jeszcze pieniędzy na ich lepsze wykształcenie względem postępowania z dzieckiem krzywdzonym w rodzinie.
Dziecko jest najważniejsze bo to on wyrośnie na nowe pokolenie, jeśli nie zadbamy o odpowiednie wychowanie i opiekę nad dzieckiem nie możemy liczyć na że z bitego dziecka wyrośnie pełnowartościowy człowiek. Człowiek, który będzie umiał we właściwy sposób pokierować swoim życiem i w odpowiedni sposób pokierować i zaopiekować się swoim przyszłym potomstwem.