e-tam learning, czyli kolektywny rozwój zawodowy |
|
23 czerwca 2006
Szef Kowalskiego wprawdzie o szkoleniu e-learningowym wie, ale z tego tytułu nie zdejmuje z biedaka żadnych obowiązków. W przeciwnym razie zaprzeczyłby podstawowej zalecie tego rodzaju szkoleń.
Menedżer nie ma łatwego życia. Aż trudno uwierzyć, ile obowiązków na nim spoczywa. Jednym z nich, tuż obok motywowania pracowników, jest ich kształcenie. Nie dość, że grunt trudny i generujący tyle kosztów, ile ryzyka, to jeszcze z owym nieszczęsnym motywowaniem silnie powiązany.
Dylematy Hamleta
Ilekroć nieopatrznie zadamy naszym pracownikom pytanie, co jest najważniejszym elementem ich zadowolenia z aktualnie wykonywanej pracy, tylekroć otrzymamy niezmiennie ten sam wynik. Po pierwsze, ciekawa, wymagająca kreatywnego myślenia praca, po drugie możliwość dalszego rozwoju zawodowego. Celowo pominęłam tu trzeci, równie często wymieniany motywator, jakim jest wynagrodzenie. Ale o pieniądzach dziś rozmawiać nie będziemy. Skoncentrujmy za to naszą uwagę na problemie rozwoju zawodowego. Każda nowoczesna firma deklaruje stwarzanie wyjątkowych warunków do rozwoju i poszerzania kompetencji. Począwszy od edukacji prenatalnej, skończywszy na uniwersytetach trzeciego wieku, wszyscy powinni się nieustannie rozwijać! Problem w tym, że po pierwsze, kształcenie pracownika kosztuje, po drugie, absorbuje jego wliczony w pensum czas, a po trzecie, zwiększa wartość rynkową naszego wychowanka, a więc i nasze ryzyko utraty wartościowych ludzi. Dylemat jak z Hamleta: szkolić czy nie szkolić. Jeśli szkolić nie będziemy, pracownik będzie niezadowolony, być może nawet nie wykona należycie jakiegoś zadania. Jak zaczniemy szkolić pracownika, zamiast pracować, będzie się szkolił, a jak się już wyszkoli, to albo będzie chciał szkolić się dalej, albo zostanie podkupiony przez inną firmę, której właśnie taki wyszkolony bardzo by się przydał. Na szczęście z części dylematów pracodawca jest ustawowo zwolniony. Musi bowiem podnosić kompetencje w kilku ustawowo pracownikowi niezbędnych obszarach.
Ja was uczyć każę
Gdziekolwiek się spojrzy - wszędzie matnia. Znikąd pomocnej dłoni! Aż tu... światło w tunelu! Pomocna dłoń - e-learning! Panaceum na rosnące koszta kształcenia pracowników i ich rosnące w tym obszarze apetyty. Na pierwszy rzut oka cudo! Tanie, elastyczne, wygodne...
Nic, tylko kupić i być szczęśliwym. I firmy kupują i są szczęśliwe, bo w zasadzie wszystko się zgadza. Ludzie w elektronicznych dzienniczkach zbierają oceny z testów. Działy kadr i kształcenia zawodowego wykonują kolejne ambitne plany. A co w tym czasie robi pracownik? Zajrzyjmy na przykład do naszego ulubionego Kowalskiego. Firma Kowalskiego idzie z postępem i ma już serwer e-learningu. Kowalski został przez swojego przełożonego poddany dokładnemu przeglądowi i już wie, czego nie wie. Podobnie jak kilkuset innych pracowników naszej firmy Kowalski powinien odbyć obowiązkowy kurs BHP. Na szczęście kurs ten zrealizować można, nie ruszając się zza biurka. Miło i wygodnie, czyli poprzez e-learning. "Uważajcie, Kowalski, ja was uczyć każę" - mówi szef i po kilku dniach Kowalski otrzymuje zaproszenie na kurs BHP. Oczywiście, "zaproszenie" jest tu słowem równie odpowiednim jak zaproszenie do odbycia zasadniczej służby wojskowej. Mimo że sprawa wygląda na pozór zgoła inaczej, Kowalski cieszy się z tego zaproszenia jak z biletu na zimowy poligon. Otwiera bowiem Kowalski elektroniczny multimedialny podręcznik i już na wstępie zauważa, że liczy on 250 stron. Zaraz potem Kowalski znajduje uwagę, że część materiałów opatrzona jest multimedialnymi urozmaiceniami, więc Kowalski będzie musiał na najbliższe kilka tygodni ograbić dziecko ze słuchawek. Już próba przejścia pierwszej lekcji uświadamia Kowalskiemu, że aby uczciwie przynajmniej przejrzeć zaprezentowany materiał, musi poświęcić na to kilkanaście godzin. Godzin, które musi sobie sprytnie wygospodarować z czasu pracy, bo przecież dzięki elektronicznemu systemowi nauczania pracownik nie traci czasu na uczestnictwo w specjalnie organizowanych zajęciach, może zawsze pouczyć się po godzinach lub w czasie przerwy śniadaniowej. Bo przecież szef Kowalskiego wprawdzie o szkoleniu wie, ale z tego tytułu nie zdejmuje z biedaka żadnych obowiązków. W przeciwnym razie zaprzeczyłby podstawowej zalecie e-lerningu, czyli temu, że nikogo dokładnie nie obchodzi, kiedy Kowalski te 250 stron przeczyta. Oczywiście, wiemy dokładnie, kiedy Kowalski tego nie przeczyta. Nie przeczyta tego w domu w czasie weekendu, bo materiał nie daje się zapisać do użytku w trybie offline, że o wydruku już nie wspomnę.
Mijają dni. Mijają kolejne terminy. Aż pewnego dnia dzwoni stanowcza pani z działu szkoleń i informuje Kowalskiego, że jeśli nie zaliczy testu z BHP, to straci prawo realizacji powierzonych mu czynności, czyli strażnik nie wpuści go w poniedziałek do biura. Blady strach pada na Kowalskiego. Ale w takich przypadkach jak podczas katastrof żywiołowych i rozbiorów Polacy potrafią się zjednoczyć. Kowalski przy śniadaniu zbiera grupę spiskowców, którzy już pokrzepieni na ciele zbierają się w grupową konspiracyjną mądrość i staropolską metodą na chybił trafił usiłują zaliczyć za Kowalskiego nieszczęsny test. Jeden coś tam pamięta ze swojego testu, inny na sąsiednim komputerze online poszukuje odpowiedzi na co bardziej podchwytliwe pytania. Za czwartym podejściem Kowalski uzyskuje wymarzone minimum i wszyscy zgodnie umawiają się na celebrację tej wiktorii przy użyciu napojów fundowanych przez nowo przeszkolonego.
eee-tam nie strzelać
"Marudziliście, że zapracowani jesteście, Kowalski, a tu, proszę - test zaliczony w terminie. Brawo!" - chwali nazajutrz szef. "A powiedzcie no, Kowalski, co sądzicie o tej metodzie nauki?"
"Świetna rzecz, panie dyrektorze! Bardzo integruje zespól i podnosi poczucie przynależności do grupy" - odpowiada jeszcze nie do końca zdezintegrowany po wczorajszym Kowalski.
"To dobrze, Kowalski, bardzo dobrze. Bo wiecie, w przyszłym tygodniu muszę wyjechać służbowo na naradę w sprawie przyczyn rosnącej liczby wypadków przy pracy, a wiecie, w piątek upływa mi termin zaliczenia kursu BHP. Wy jesteście na bieżąco, świeżo po teście, więc z pewnością bez trudu pomożecie mi odpowiedzieć na te kilka pytań... Ile, mówicie? Siedemdziesiąt? O, to sporo... No tak, bezpieczeństwo i higiena pracy to rzecz bardzo ważna. Nie wolno jej lekceważyć". Kowalski wraca wolnym krokiem do biurka, a w głowie natarczywie powtarza się fraza: Nam strzelać nie kazano....* Zaraz, zaraz, jak się to kończyło... Zupełnie nie pamiętam, o co temu wieszczowi chodziło.
PS. Po wakacjach zaczynam kolejne studia. Jadwiga Gnybek mgr inż. studiów dziennych, absolwentka studium podyplomowego i 37 kursów podnoszących, moje wciąż niewystarczające, jak widać, kwalifikacje.
* Adam Mickiewicz, "Reduta Ordona"