Arka Noego
Odkąd pamiętam, przemawiał do mnie Bóg. Jego słowa początkowo docierały do mych uszu w postaci lekkich szumów, dopiero później zacząłem je rozróżniać. Niestety nie nauczyłem się dotąd odpowiadać. Podejrzewam, że jestem, jako człowiek, istotą tak niedoskonałą, iż nie miałbym szansy, aby Bóg usłyszał me słowa. Ale mam nadzieję na uzyskanie od Niego także daru „mowy”.
Inni mi nie wierzą, nie wiedzą, że jestem wyjątkowy i mam dar. Są ślepi i głusi, i wcale nie dziwię się Stwórcy, iż to właśnie mnie wybrał na swego „emisariusza”. Oni chcieli mnie zamknąć w specjalnym zakładzie (takim dla mądrych inaczej), żebym nie mógł wykonać swej misji, ale uciekłem i nie znajdą mnie teraz, bo ja wcale nie chcę zostać złapany. Bóg też tego nie chce. Często w jego wypowiedziach da się zauważyć ogromne poczucie humoru i jednocześnie dwuznaczność niektórych wyrazów. Ale ostatnio powiedział mi coś bardzo ważnego. Takiego bardzo ważnego. Postanowił zgładzić cywilizację. Ale ciii - to sekret! A ja mam zadecydować o tym, kto przeżyje. Niestety mogę wybrać tylko „jedną osobę i po parze zwierząt” z kilku gatunków, które przetrwały krwawe rządy ludzkości na Ziemi.
I przede wszystkim mam na polecenie Stwórcy „zbudować Arkę podobną do Arki Noego”. Już nawet zacząłem, co prawda z pomocą przyjaciół - bezdomnych. Mój statek musi być solidny - Bóg powiedział, że rozpęta „burzę, jakiej jeszcze Świat nie widział”. Kataklizm ma nastąpić już w tym roku - wiem, co znaczą symbole Apokalipsy wg. Św. Jana - On mi to szczegółowo wyjaśnił. Dlatego prace posuwają się w tak błyskawicznym tempie. Ocalę ludzkość - będę przygotowany...
Jestem przygotowany - Arka skończona, każda deseczka na swoim miejscu. Teraz brakuje tylko ludzi i futrzaków. Ale o to się nie martwię, bo upatrzyłem już sobie dziewczynę, którą zabiorę ze sobą, a po zwierzaki pójdę do Zoo. Bezdomnym ładnie podziękowałem, ciekawskich przegoniłem, a uparciuchów troszeczkę obiłem - nie będzie mi się po mojej ślicznej łajbie jakaś hołota pałętała! Jeśli chodzi o paniusię, to po prostu wczoraj śledziłem ją aż do mieszkania, a tam lekko pokiereszowałem (co by się nie rzucała), związałem sznurem, wrzuciłem do wora, zamknąłem w kajucie - i gotowe. Najprostsze rozwiązania okazują się zawsze najlepsze. Nocą przyniosłem jej do towarzystwa kilka milutkich zwierzaczków i mogliśmy ruszać. Świetnie się czułem w roli Zbawiciela.
Następnego dnia był Ten Dzień. Arka stała na wzgórzu i mogłem wszystko obserwować: zaczęło się niewinnie - lekki wiatek muskał mi twarz. Potem był średni wiaterek, a potem mocny wiaterek, a potem bardzo mocny wiaterek i musiałem się schować. Czekałem i czekałem, ale nic się nie działo. Wicher dął, lecz poza tym nic nie słyszałem. Ponadto Arka powinna zacząć się unosić pod wpływem wody, a ona tymczasem niewzruszona stała w miejscu. Ubrałem się więc ciepło i wyszedłem. Wszystko było jasne. Bóg ma ogromne poczucie humoru.
Przewidziałem, że Arka będzie musiała być solidna; przewidziałem, że widok będzie straszny; przewidziałem, że wiatr będzie wprost niesamowity; przewidziałem nawet, że będę potrzebował ogromnych ilości jedzenia na zapas; ale nie przewidziałem jednego...
...że burza będzie piaskowa...
Anna Skiba Strona 1 01-06-07