PAMI臉TNIKI
FILIPA PAW艁A de S脡GURA
ADIUTANTA NAPOLEONA
L'HISTOIRE DE NAPOL脡ON
ET
DE LA GRANDE ARM脡E EN 1812
EDYCJA KOMPUTEROWA: WWW.ZRODLA.HISTORYCZNE.PRV.PL
MAIL TO: HISTORIAN@Z.PL
MMIII漏
TOWARZYSZE MOI!
Postanowi艂em skre艣li膰 dzieje Wielkiej Armii i jej wo-
dza w ci膮gu roku 1812.
Dzie艂o to po艣wi臋cam tym spo艣r贸d was, kt贸rych 艣niegi i
lody P贸艂nocy pozbawi艂y si艂 i zdrowia i kt贸rzy dzi艣 s艂u偶y膰
mog膮 ojczy藕nie jedynie wspomnieniem przecierpianych
nieszcz臋艣膰 i minionej chwa艂y! Gdy los zmusi艂 was do
porzucenia waszego szlachetnego rzemios艂a, 偶yjecie
raczej przesz艂o艣ci膮 ani偶eli chwil膮 obecn膮; wolno jednak
偶y膰 wy艂膮cznie wspomnieniem, gdy wspomnienia takiej s膮
miary. Nie obawiam si臋 tedy, 偶e wskrzeszaj膮c okropne te
czasy zak艂贸c臋 wam tak drogo okupiony spok贸j. Wiemy
przecie偶 wszyscy, 偶e w艣r贸d najgorszych przeciwno艣ci
wzrok zepchni臋tego na dno otch艂ani cz艂owieka zwraca si臋
mimo woli ku 艣wietno艣ci minionych dni nawet w贸wczas,
gdy blask ten ogarnia r贸wnie偶 ska艂臋, o kt贸r膮 roztrzaska艂
si臋 jego okr臋t, i gdy o艣wietla szcz膮tki najwi臋kszej z
katastrof!
Przyznam si臋, i偶 osobi艣cie czuj臋 nieprzeparty poci膮g ku
tej smutnej epoce naszych publicznych i prywatnych
nieszcz臋艣膰. Bolesn膮 rozkosz sprawia mi rozpami臋tywanie
i odtwarzanie poszczeg贸lnych epizod贸w tych wszystkich
okropno艣ci. Czy偶by dusza ludzka pyszni艂a si臋 r贸wnie偶
ilo艣ci膮 i g艂臋boko艣ci膮 blizn i obna偶a艂a je z upodobaniem?
Czy jest to jej w艂asno艣膰, kt贸ra nape艂nia j膮 dum膮? A mo偶e
raczej — poza ch臋ci膮 poznania — cz艂owiek odczuwa
przede wszystkim potrzeb臋 dzielenia si臋 z kim艣 swoimi
wra偶eniami? Czy偶 zdolno艣膰 odczuwania i budzenia uczu膰
w bli藕nich nie stanowi najpot臋偶niejszego czynnika duszy
naszej?
Jakiekolwiek wszak偶e by艂yby kieruj膮ce mn膮 pobudki,
ulegam potrzebie odtworzenia wra偶e艅, jakich doznawa-
艂em w ci膮gu tej nieszcz臋snej wojny. Korzystaj膮c z do-
wolnych wczas贸w, pragn臋, uporz膮dkowa膰 zatarte i chao-
tyczne wspomnienia, zebra膰 je i stre艣ci膰. Starzy druho-
wie, odwo艂uj臋 si臋 i do waszej pami臋ci! Niby cennego
skarbu strze偶cie bohaterskich wspomnie艅, kt贸re tak dro-
go okupili艣my, a kt贸re b臋d膮 jedyn膮 po nas pu艣cizn膮,
jedyn膮 pozosta艂o艣ci膮 minionych dni. Pora偶ka wasza
chlubniejsza by艂a ani偶eli zwyci臋stwo wrog贸w! Umiejcie
wi臋c znosi膰 kl臋sk臋 bez sromu! Podnie艣cie z dum膮 szla-
chetne czo艂a, o kt贸re obija艂y si臋 gromy ca艂ej Europy! Nie
spuszczajcie oczu, kt贸re widzia艂y tyle stolic zdobytych,
tylu w艂adc贸w pokonanych!... Niew膮tpliwie godnymi
byli艣cie lepszej doli, od was wszak偶e zale偶y, aby z reszty
偶ycia uczyni膰 szlachetny u偶ytek. W ciszy i osamotnieniu
niedoli, kt贸re sprzyjaj膮 takim zatrudnieniom, dyktujcie
historii wasze wspomnienia, a jasny blask prawdy niechaj
przy艣wieca wam w bezsenne noce, kt贸re oby nie okaza艂y
si臋 bezowocne!
Ja za艣 skorzystam z przywileju — niekiedy tragicznego,
cz臋艣ciej zaszczytnego — opisania wszystkiego, com
widzia艂, odmalowania ze zbytni膮 mo偶e skrupulatno艣ci膮
najdrobniejszych nawet szczeg贸艂贸w. S膮dz臋 jednak, i偶
pewna drobiazgowo艣膰 nieodzowna jest dla nale偶ytego
zrozumienia geniuszu cesarza i gigantycznych czyn贸w,
bez kt贸rych nie dowiedzieliby艣my si臋, dok膮d si臋gn膮膰
mo偶e pot臋ga, s艂awa i niedola cz艂owieka!
Pocz膮wszy od roku 1807 znik艂a przestrze艅 dziel膮ca Ren
od Niemna; rzeki te sta艂y si臋 rywalkami. Przez swoje
ust臋pstwa poczynione w Tyl偶y kosztem Prus, Szwecji i
Turcji Napoleon pozyska艂 sobie Aleksandra. Traktat 贸w
by艂 wynikiem pora偶ki Rosjan i oznacza艂 poddanie si臋
tego imperium pod wp艂ywy systemu kontynentalnego.
Przynosi艂 ujm臋 narodowej godno艣ci Rosjan — rzecz
zrozumia艂a dla nielicznych tylko jednostek — i nara偶a艂
kraj na znaczne straty materialne, co zrozumieli wszyscy.
Utworzeniem systemu kontynentalnego Napoleon wy-
powiedzia艂 Anglii walk臋 na 艣mier膰 i 偶ycie; zaanga偶owa艂
w ni膮 s艂aw臋 swoj膮 i honor, losy Francji i w艂asny byt
polityczny. System ten nie dopuszcza艂 na kontynent za-
r贸wno towar贸w angielskich, jak i tych, kt贸re op艂aca艂y
Anglii jakiekolwiek c艂o. M贸g艂 to osi膮gn膮膰 tylko przy
powszechnej zgodzie, kt贸r膮 mu zapewni膰 mog艂o jedynie
panowanie wy艂膮czne i powszechne.
Francja tymczasem zrazi艂a sobie ludy zwyci臋stwami
swymi, w艂adc贸w za艣 krwaw膮 rewolucj膮 i za艂o偶eniem
nowej dynastii. Nie mog艂a mie膰 sprzymierze艅c贸w ani te偶
rywali, lecz tylko poddanych, gdy偶 sprzymierze艅cy
byliby fa艂szywi, a wsp贸艂zawodnicy bezlito艣ni. Musia艂a
tedy albo wszystkich pokona膰, albo te偶 w tym zmaganiu
ulec.
Jakkolwiek wysoko wzni贸s艂 si臋 by艂 Napoleon ponad
ludy Po艂udnia i Zachodu Europy, zawsze dostrzega艂
w艣r贸d 艣nieg贸w i lod贸w P贸艂nocy wiecznie gro藕ny tron
Aleksandra. Na dalekich rubie偶ach Europy, sk膮d p艂yn臋艂y
niegdy艣 obfit膮 fal膮 dzikie hordy naje藕d藕c贸w, widzia艂
zbiorowisko nieokie艂znanych 偶ywio艂贸w, gotuj膮cych si臋
do nowego zalewu. Dotychczas Austria i Prusy stanowi艂y
dostatecznie siln膮 tam臋 ochronn膮 od wschodu; ale
w艂a艣nie on tam臋 t臋 przerwa艂 lub os艂abi艂. Sta艂 wi臋c teraz
samotnie jako jedyny obro艅ca cywilizacji, dobrobytu i
zdobyczy kulturalnych Po艂udnia przeciw ciemnocie i
chciwo艣ci ubogich mieszka艅c贸w P贸艂nocy, przeciw
zaborczym instynktom ich cesarza i arystokracji.
Widocznym by艂o, 偶e tylko wojna zdo艂a rozstrzygn膮膰
nami臋tny ten sp贸r, t臋 odwieczn膮 walk臋 n臋dzarza z bo-
gaczem, sk膮din膮d jednak, z naszego punktu widzenia,
wojna ta nie by艂a ani og贸lnoeuropejsk膮, ani nawet na-
rodow膮. Europa by艂a jej niech臋tna, gdy偶 ewentualne
zwyci臋stwo jeszcze wzmog艂oby pot臋g臋 Napoleona. Fran-
cja, wyczerpana, 艂akn臋艂a pokoju: wybitne osobisto艣ci,
wchodz膮ce w sk艂ad dworu cesarskiego, z l臋kiem spogl膮-
da艂y na nowe przygotowania wojenne, na rozproszone
mi臋dzy Kadyksem a Moskw膮 wojska, a jakkolwiek
u艣wiadamiano sobie nieuchronno艣膰 tego zatargu, nikt nie
by艂 przekonany, 偶e powinien on nast膮pi膰 ju偶 teraz.
Cesarz wszak偶e — zar贸wno z pobudek politycznych,
jak i ulegaj膮c wrodzonej sobie przedsi臋biorczo艣ci — po-
wzi膮艂 tytaniczny zamiar ca艂kowitego opanowania Europy
przez pogn臋bienie Rosji i odebranie jej zagarni臋tych
ziem polskich. Jednak偶e wbrew jego woli i ch臋ci ta-
jemnica sta艂a si臋 publiczn膮. Olbrzymie przygotowania,
jakich wymaga艂a tak daleka wyprawa, stosy prowiantu i
amunicji, szcz臋k broni, turkot 艂adownych woz贸w i fur-
gon贸w, przemarsze tak licznego wojska, to powszechne
poruszenie, majestatyczny i straszliwy poch贸d wszyst-
kich si艂 Zachodu przeciwko Wschodowi — wszystko to
zwiastowa艂o Europie bliskie starcie dw贸ch gigantycznych
wsp贸艂zawodnik贸w.
Aby dosi臋gn膮膰 granic Rosji, trzeba by艂o przej艣膰 przez
ziemie pruskie i omin膮膰 terytorium austriackie, maj膮c z
jednej strony Szwecj臋, z drugiej za艣 Turcj臋. Koniecznym
wi臋c by艂o zawarcie przymierza zaczepno-odpornego z
czterema tymi pa艅stwami. Austria podlega艂a w贸wczas
wp艂ywom Napoleona, Prusy za艣 l臋ka艂y si臋 Francji. Od
razu te偶 projekt cesarza zyska艂 sobie w Wiedniu akces
dobrowolny, w Berlinie przymusowy. Prusy 艣ci艣ni臋te jak
w kleszczach umow膮 z 24 lutego 1812 roku zobowi膮za艂y
si臋 dostarczy膰 dwadzie艣cia do trzydziestu tysi臋cy ludzi
oraz odda膰 wi臋kszo艣膰 swych fortec i magazyn贸w do
dyspozycji armii francuskiej.
Wsp贸艂udzia艂 Austrii wyrozumowany by艂 jednak i na
艣cis艂ej oparty rachubie. Le偶膮c w 艣rodku, mi臋dzy olbrzy-
mim obszarem Rosji a imperium Napoleona, Austria
przyklasn膮膰 mog艂a tylko walce; bez wzgl臋du na rezultat,
obaj zapa艣nicy musieli w ko艅cu wzajemnie si臋 os艂abi膰 ku
jej bezsprzecznej korzy艣ci. Austria 14 marca 1812 roku
przyobieca艂a da膰 Francji trzydzie艣ci tysi臋cy ludzi;
potajemnie jednak udzieli艂a dow贸dcom ogl臋dnych
instrukcji. Jako indemnizacj臋 za poniesione koszty otrzy-
ma艂a mglist膮 obietnic臋 rozszerzenia swego terytorium
oraz gwarancj臋 posiadania Galicji. Na wypadek za艣
gdyby cz臋艣膰 tej prowincji odda膰 mia艂a Kr贸lestwu Pol-
skiemu, otrzyma艂aby tytu艂em odszkodowania prowincje
iliryjskie (tajna umowa art. 6).
Pomy艣lny wynik wojny nie by艂 wi臋c w niczym zale偶ny
ani od ust膮pienia, ani te偶 od wzgl臋d贸w, jakich domaga艂a
si臋 zawistna i drobiazgowa dyplomacja austriacka. Z
chwil膮 tedy wej艣cia do Wilna Napoleon m贸g艂 by艂
obwie艣ci膰 wyzwolenie ca艂ej Polski, zamiast zwleka膰,
os艂abiaj膮c tym samym zapa艂 i ofiarno艣膰 narodu.
A jednak by艂 to w艂a艣nie jeden z tych najwa偶niejszych
moment贸w, kt贸re graj膮 decyduj膮c膮 rol臋 w ka偶dym
przedsi臋wzi臋ciu politycznym czy te偶 militarnym, jeden z
tych moment贸w, z kt贸rymi wszystko si臋 wi膮偶e, od kt贸-
rych wszystko zale偶y. Lecz Napoleon b膮d藕 zbytnio liczy艂
na przewag臋 w艂asnego geniuszu, na pot臋g臋 i sprawno艣膰
swojej armii i na niemoc Aleksandra, b膮d藕 pami臋taj膮c, co
zostawia poza sob膮, uwa偶a艂, i偶 zbyt ryzykownym by-
艂oby powolne i systematyczne prowadzenie tak dalekiej
ekspedycji, b膮d藕 te偶, jak sam do tego si臋 przyzna艂, nie
by艂 pewny wygranej — do艣膰, 偶e nie og艂osi艂 wyzwolenia
kraju, kt贸ry oswobodzi艂, albo raczej nie mia艂 jeszcze od-
wagi tego uczyni膰.
Nie stara艂 si臋 nawet oczy艣ci膰 po艂udniowych prowincji
polskich z nielicznych oddzia艂贸w nieprzyjacielskich, kt贸-
re obecno艣ci膮 swoj膮 hamowa艂y patriotyzm Polak贸w, i
zapewni膰 sobie dzi臋ki ich dobrze zorganizowanemu
powstaniu — solidnej bazy dzia艂a艅 wojennych. Przy-
zwyczajony do szybkiego dzia艂ania, do b艂yskawicznych
manewr贸w, na艣ladowa膰 chcia艂 samego siebie, mimo za-
sadniczej r贸偶nicy warunk贸w i okoliczno艣ci. W u艂omnej
naturze ludzkiej le偶y bowiem potrzeba na艣ladownictwa;
wielcy za艣 ludzie, zwyk艂膮 przerastaj膮cy miar臋, z nawy-
knienia na艣laduj膮 samych siebie i gin膮 zazwyczaj od
broni, kt贸r膮 wojowali; gin膮 za wcze艣nie od tego w艂a艣nie,
co stanowi艂o najelementarniejsze zalety ich geniuszu!
Napoleon zawierzy艂 艣lepo szcz臋艣liwej swojej gwie藕-
dzie. S膮dzi艂, i偶 sze艣膰kro膰 stutysi臋czna armia w zupe艂no-
艣ci zapewnia mu zwyci臋stwo. W niej te偶 wszystkie po-
k艂ada艂 nadzieje. Zamiast d膮偶y膰 do zwyci臋stwa drog膮
wszelakich ofiar i po艣wi臋cenia, przeciwnie, przez zwy-
ci臋stwo otrzyma膰 chcia艂 wszystko: to, co mia艂o by膰 ce-
lem, stawa艂o si臋 jeno 艣rodkiem do celu prowadz膮cym. Na
zwyci臋stwo liczy艂 tak bardzo, obci膮偶a艂 je takim brze-
mieniem odpowiedzialno艣ci, 偶e potrzeba przekszta艂ci艂a
si臋 z wolna w nieuchronn膮 konieczno艣膰. Tym t艂umaczy
si臋 nadmiernie przyspieszona akcja, tym — nami臋tna
ch臋膰 jak najszybszego wydostania si臋 z krytycznej sy-
tuacji.
Nie nale偶y jednak wydawa膰 zbyt pochopnych s膮d贸w o
tak pot臋偶nym i uniwersalnym geniuszu. Nied艂ugo wy-
s艂uchamy jego w艂asnych s艂贸w; przekonamy si臋, 偶e w
znacznej mierze zniewolony zosta艂 do tego przedsi臋wzi臋-
cia szczeg贸lnym zbiegiem przemo偶nych okoliczno艣ci, a
je偶eli nawet zuchwa艂y by艂 spos贸b prowadzenia tej
kampanii, ostateczne jej wyniki by艂yby niew膮tpliwie
pomy艣lne, gdyby przedwczesne za艂amanie si臋 si艂 fizycz-
nych w pewnej mierze nie pozbawi艂o tego wielkiego
cz艂owieka owej mocy, jak膮 zachowa艂 jego duch.
Traktaty zawarte z Austri膮 i Prusami otwiera艂y Na-
poleonowi drog臋 do Rosji. Lecz je艣li mia艂 wedrze膰 si臋 w
g艂膮b tego pa艅stwa, musia艂 jeszcze upewni膰 si臋, jakie
b臋dzie stanowisko Szwecji i Turcji. W owym czasie
wszystkie kombinacje militarne do tak olbrzymich do-
sz艂y rozmiar贸w, 偶e uk艂adaj膮c plany wojenne, nie wy-
starcza艂o wzi膮膰 pod uwag臋 konfiguracji pojedynczych
prowincji, biegu rzek lub 艂a艅cuch贸w g贸rskich. Gdy tacy
potentaci, jak Aleksander i Napoleon, ubiegali si臋 o
zwierzchnictwo nad Europ膮, nale偶a艂o ogarn膮膰 ca艂okszta艂t
og贸lnej sytuacji wszystkich pa艅stw oraz wzajemny ich
stosunek; polityka ich winna by艂a kre艣li膰 swoje plany
wojenne nie na mapach poszczeg贸lnych kraj贸w, lecz
ca艂ego globu ziemskiego!
Ot贸偶 Rosja panuje nad t膮 po艂aci膮 Europy, gdzie morza
z p贸艂nocy i po艂udnia naturaln膮 jej stanowi膮 granic臋.
Nie艂atwo osaczy膰 i zmusi膰 do uk艂ad贸w jej rz膮d na tych
prawie niezmierzonych przestrzeniach, gdzie podb贸j
wymaga艂by d艂ugich kampanii, utrudnianych przez ostry
klimat. Konieczna wi臋c by艂a pomoc Turcji i Szwecji, aby
uderzy膰 na imperium, ugodzi膰 je w samo serce przez
zaj臋cie jego nowoczesnej stolicy i obej艣膰 daleko z
lewego flanku jego wielk膮 armi臋 nadnieme艅sk膮 —
zamiast atakowa膰 wojska rosyjskie od czo艂a w艣r贸d roz-
leg艂ej r贸wniny, gdzie armii nie grozi rozsypka i gdzie
zawsze znajdzie si臋 mn贸stwo dr贸g na wypadek odwrotu.
Wszyscy wi臋c, nawet pro艣ci 偶o艂nierze, z dnia na dzie艅
oczekiwali wie艣ci o r贸wnoczesnym pochodzie Wielkiego
Wezyra na Kij贸w i wkroczeniu wojsk Bernadotte'a do
Finlandii. O艣miu monarch贸w zaci膮gn臋艂o si臋 ju偶 pod
sztandary Napoleona, lecz wahali si臋 dotychczas ci dwaj,
na kt贸rych najwi臋cej mu zale偶a艂o. Zaiste, godnym wiel-
kiego cesarza by艂oby zjednanie sobie, dla urzeczywi-
stnienia tych kolosalnych zamiar贸w, wszystkich mo-
carstw, wszystkich narod贸w, ca艂ej Europy.
Zwyci臋stwo mia艂by w贸wczas zapewnione. Gdyby za艣
by艂o zabrak艂o nowoczesnego Homera, aby unie艣miertel-
ni膰 bohatersk膮 epopej臋 w艂adcy nad w艂adcami, spi偶owy
g艂os XIX stulecia — wielkiego stulecia chwa艂y — go-
dnie by艂by go zast膮pi艂 i okrzyk zdumionej ludzko艣ci,
d藕wi臋cz膮c pot臋偶nie i rozg艂o艣nie, przenikn膮膰 m贸g艂 z po-
kolenia w pokolenie, a偶 do najdalszej przysz艂o艣ci!
Nie by艂 nam wszak偶e s膮dzony taki ogrom s艂awy...
Bezgranicznym tedy by艂o zdumienie nasze, gdy na
ziemi rosyjskiej dosz艂y nas wreszcie wie艣ci o zawarciu
przez Aleksandra wrogich nam traktat贸w z Turcj膮 i ze
Szwecj膮. Z niepokojem spogl膮dali艣my na prawe nasze
skrzyd艂o — ods艂oni臋te, lewe — znacznie os艂abione, na
zagro偶on膮 teraz powrotn膮 drog臋.
Cesarz Francuz贸w — przeciwnie — mniema艂, i偶 pot臋ga
jego geniuszu i olbrzymia, sze艣膰kro膰 stutysi臋czna armia
przewa偶y na szali; 偶e zwyci臋stwo, odniesione nad
Niemcami, przetnie spl膮tany w臋ze艂 dyplomatycznych
trudno艣ci, kt贸re mo偶e zbytnio sobie lekcewa偶y艂; 偶e w贸w-
czas wszyscy monarchowie europejscy, ol艣nieni 艣wie-
tnym blaskiem gwiazdy cesarskiej, uchyl膮 przed nim
czo艂a, 偶e b臋dzie gorza艂 jako s艂o艅ce w otoczeniu satelit贸w.
9 maja 1812 roku Napoleon — dotychczas zawsze
zwyci臋ski — opu艣ci艂 pa艂ac cesarski, do kt贸rego powr贸ci膰
mia艂 w niedalekiej przysz艂o艣ci zwyci臋偶ony i zn臋kany.
Z Pary偶a do Drezna droga jego by艂a nieustaj膮cym
triumfem. Pokonani Niemcy — b膮d藕 to dla ratowania
mi艂o艣ci w艂asnej, b膮d藕 te偶 wskutek upodobania do nie-
zwyk艂ych zjawisk, gotowi byli uzna膰 Napoleona za istot臋
nadprzyrodzon膮. Ulegaj膮c z pewnym zdziwieniem
og贸lnemu pr膮dowi, te poczciwe ludy szczerze stara艂y si臋
uwierzy膰 w narzucone im zewn臋trzne objawy nie istnie-
j膮cych uczu膰.
T艂umnie ci艣ni臋to si臋 wzd艂u偶 drogi, kt贸r膮 przebywa艂
cesarz. Ksi膮偶臋ta opuszczali stolice swoje, wype艂niaj膮c po
brzegi miasta, w kt贸rych mia艂 si臋 zatrzyma膰, cho膰by
tylko na kr贸tko, pot臋偶ny arbiter wsp贸lnych ich los贸w.
Cesarzowa towarzyszy艂a Napoleonowi wraz z licznym
dworem. Barwny ten i 艣wietny poch贸d przypomina艂 ra-
czej triumfalny powr贸t zwyci臋zcy, ani偶eli w臋dr贸wk臋 ku
niepewnej przysz艂o艣ci, ku dalekim i straszliwym pobo-
jowiskom rozstrzygaj膮cej walki. Nie w ten spos贸b Na-
poleon gotowa艂 si臋 by艂 niegdy艣 do boju.
呕yczenie jego, i偶by cesarz austriacki, kilku kr贸l贸w i
liczni udzielni ksi膮偶臋ta powitali go w Dre藕nie, spe艂nione
zosta艂o w zupe艂no艣ci; przybyli wszyscy, b膮d藕 to z
wyrachowania, b膮d藕 te偶 z obawy; jedyn膮 za艣 pobudka,
kt贸ra kierowa艂a Napoleonem, by艂a ch臋膰 upewnienia si臋 o
swojej wszechmocy i zadokumentowania jej w oczach
Europy.
Ambicji jego dogadza艂o, aby to jego zbli偶enie ze starym
domem Habsburg贸w zyska艂o w oczach Niemc贸w
charakter uroczysto艣ci rodzinnej. Napoleon s膮dzi艂, 偶e
艣wietno艣膰 tego zjazdu stanowi膰 b臋dzie ra偶膮c膮 sprzecz-
no艣膰 z osamotnieniem cara, kt贸ry mo偶e zl臋knie si臋 swe-
go opuszczenia, 偶e nadto obecno艣膰 w Dre藕nie sprzymie-
rzonych monarch贸w upewni wszystkich, i偶 zamierzona
wojna jest istotnie wojn膮 og贸lnoeuropejsk膮.
Tam wi臋c — w sercu Niemiec — zatrzyma艂 si臋 nieco
d艂u偶ej z ma艂偶onk膮 swoj膮 — c贸rk膮 imperatorskiego rodu.
Na wie艣膰 o jego przybyciu zbieg艂y si臋 zewsz膮d nieprze-
brane t艂umy: magnaci i n臋dzarze, szlachta i lud, przy-
jaciele i wrogowie. Ruchoma ludzka fala, gnana cieka-
wo艣ci膮, zala艂a drogi, ulice i place. Z nami臋tnym uporem,
ze wzrokiem utkwionym w okna i bramy kr贸lewskiego
pa艂acu, wyczekiwano dniem i noc膮. Niczym by艂 dla tego
t艂umu ol艣niewaj膮cy blask korony cesarskiej, niczym
艣wietno艣膰 i przepych dworu. Napoleona jedynie chciano
ogl膮da膰, by zapami臋ta膰 na zawsze nieprzeniknione jego
oblicze, by m贸c p贸藕niej opowiada膰 o nim mniej szcz臋-
艣liwym rodakom, dzieciom i wnukom.
W teatrach przypochlebni poeci czynili ze艅 p贸艂boga,
ludy ca艂e sk艂ada艂y mu korne ho艂dy.
Bardziej jeszcze zdumiewaj膮cy widok przedstawia艂y
rankiem antykamery cesarskie. Na r贸wni z innymi cze-
kali na audiencj臋 udzielni ksi膮偶臋ta, tak wymieszani z
wojskowymi, 偶e nieraz oficerowie musieli przestrzega膰
si臋 wzajemnie, by nie urazi膰 mimo woli tych dworak贸w-
nowicjuszy. Obecno艣膰 Napoleona, przewaga jego nad
wszystkim i wszystkimi — niwelowa艂a wszelkie r贸偶nice.
By膰 mo偶e, i偶 藕le hamowana buta wojskowa niekt贸rych
naszych genera艂贸w zrazi艂a w贸wczas obecnych w Dre藕nie
kr贸l贸w i ksi膮偶臋ta; ci 偶o艂nierze czuli si臋 im r贸wni,
zwyci臋zca bowiem zawsze r贸wny jest zwyci臋偶onemu,
bez wzgl臋du na dostojno艣膰 jego i znakomite pochodzenie.
Tymczasem rozwa偶niejsze jednostki w艣r贸d nas przy-
gl膮da艂y si臋 z pewnym zaniepokojeniem temu osobliwemu
widowisku. Szeptano po cichu, 偶e trzeba si臋 uwa偶a膰 za
nadprzyrodzon膮 istot臋, aby tak wszystko zmienia膰 i
przekszta艂ca膰 bez obawy, 偶e z kolei zostanie si臋 wch艂o-
ni臋tym przez og贸lny chaos; 偶e jadem nienawi艣ci d艂awi膮
si臋 ju偶 ci monarchowie i opuszczaj膮 pa艂ac Napoleona; 偶e
poufne, nocne narady z ministrami i zausznikami
niejednokrotnie przeplatane by艂y objawami 偶alu i obu-
rzenia. Ka偶dy najdrobniejszy nawet szczeg贸艂 zwi臋ksza艂
rozgoryczenie. Jak偶e偶 natr臋tnym wydawa艂 si臋 tym kr贸-
lom i ksi膮偶臋tom t艂um, otaczaj膮cy zwartym ko艂em pa艂ac
Napoleona, podczas gdy ich w艂asne rezydencje opusto-
sza艂e by艂y i samotne, gdy odbie偶eli ich wszyscy, w艂asne
nawet ludy. Nie rozumiano, 偶e g艂osz膮c jego szcz臋艣cie,
l偶ono ich niedol臋. Przyjazd ich do Drezna zwi臋kszy艂 jeno
wp艂yw i urok Napoleona, uwydatni艂 艣wietno艣膰 gwiazdy
cesarskiej, gdy偶 nad nimi on triumfowa艂: ka偶dy okrzyk
uwielbienia i podziwu dla cesarza d藕wi臋cza艂 dla nich jak
wyrzut z艂owrogi — jego wielko艣膰 by艂a ich poni偶eniem,
jego zwyci臋stwo — ich pora偶kami. Na pewno nie
ukrywali swojej goryczy i z dniem ka偶dym pog艂臋bia艂a si臋
ich nienawi艣膰. Niebawem wyjecha艂 nagle jeden z
dostojnych uczestnik贸w zjazdu, nie mog膮c znie艣膰 ju偶
d艂u偶ej niewypowiedzianie przykrej dla niego sytuacji.
W艣r贸d pozosta艂ych szczeg贸ln膮 nienawi艣ci膮 — nieumie-
j臋tnie skrywan膮 — pa艂a艂a cesarzowa austriacka, wnuczka
w艂adc贸w zdetronizowanych niegdy艣 we W艂oszech przez
genera艂a Bonapartego. Przejrza艂 j膮 Napoleon i z
u艣miechem na ustach rozbraja艂 przeciwnika, niemniej
jednak wdzi臋k i dowcip cesarzowej jedna艂 jej coraz
wi臋cej zwolennik贸w, kt贸rym udziela艂a si臋 jej nienawi艣膰.
Maria Ludwika mimo woli przyczyni艂a si臋 r贸wnie偶 do
zaostrzenia ju偶 i tak napi臋tych stosunk贸w. Przepychem
toalet i klejnot贸w stara艂a si臋 za膰mi膰 macoch臋, a
jakkolwiek Napoleon nieraz sk艂ania艂 偶on臋 do pewnych w
tym kierunku ogranicze艅, ostatecznie pod wp艂ywem
uczucia i zm臋czenia ust臋powa艂 zawsze wobec pr贸艣b, a
nawet i 艂ez. Poza tym, jak gdyby zapominaj膮c o w艂asnej
narodowo艣ci, Maria Ludwika kilkakrotnie zrani艂a
podobno mi艂o艣膰 w艂asn膮 Niemc贸w przez nietaktowne po-
r贸wnywanie los贸w swojej dawnej i obecnej ojczyzny;
Napoleon strofowa艂 j膮 z obowi膮zku raczej ani偶eli z prze-
konania; w g艂臋bi duszy cieszy艂 si臋 bowiem z uczu膰 pa-
triotycznych cesarzowej, cho膰 sutymi darami — pozornie
przynajmniej — okupywa艂 pope艂nione przez ni膮 b艂臋dy.
Jedynym zatem rezultatem tego zjazdu by艂a og贸lna
ch臋膰 i rozgoryczenie. Napoleonowi, kt贸ry tak stara艂 si臋
wszystkim podoba膰, wydawa艂o si臋, 偶e tego dokaza艂; cze-
kaj膮c na ostatnie oddzia艂y olbrzymiej swojej armii, kt贸ra
maszerowa艂a jeszcze przez terytorium mocarstw
sprzymierzonych — zajmowa艂 si臋 ze szczeg贸lnym zain-
teresowaniem sprawami bie偶膮cej polityki.
Genera艂 Lauriston, ambasador francuski przy dworze
petersburskim, otrzyma艂 rozkaz, aby uzyska艂 u cara
zgod臋 na przedstawienie mu w Wilnie decyduj膮cych
propozycji. Genera艂 Narbonne, adiutant Napoleona, uda艂
si臋 do g艂贸wnej kwatery rosyjskiej, aby zapewni膰 Ale-
ksandra o pokojowych zamiarach Francji i, jak fama
niesie, 艣ci膮gn膮膰 go do Drezna. Arcybiskupowi z Malines
powierzono spraw臋 kierowania patriotycznymi porywami
Polak贸w. Kr贸lowi saskiemu, kt贸ry l臋ka艂 si臋 utraty
Ksi臋stwa Warszawskiego, obiecano sowitsze odszkodo-
wanie.
Od pierwszych dni dziwiono si臋 wszelako nieobecno艣ci
kr贸la pruskiego na dworze cesarskim. Wkr贸tce jednak
rozesz艂a si臋 pog艂oska, 偶e w艂a艣ciw膮 tego przyczyn膮 mia艂
by膰 niemal偶e wyra藕ny zakaz cesarza. W艂adca 贸w za-
trwo偶y艂 si臋 tym bardziej, im mniej by艂 winien. Obecno艣膰
jego widocznie mog艂aby by膰 niewygodna. Wobec gro-
偶膮cej mu nie艂aski, ulegaj膮c namowom genera艂a Nar-
bonne'a, Fryderyk przyby艂 jednak偶e do Drezna. Gdy go
oznajmiono, w pierwszej chwili Napoleon — zirytowany
— wzdraga艂 si臋 go przyj膮膰. „Czego chce tutaj ten kr贸l?
Czy ma艂o jeszcze da艂 mu si臋 we znaki zasypuj膮c go
listami i ci膮gle o co艣 molestuj膮c? Dlaczego na dobitk臋
chce go prze艣ladowa膰 swoj膮 obecno艣ci膮? Kto go tu
potrzebuje?" Dopiero na skutek perswazji Duroca, kt贸ry
przypomnia艂 cesarzowi konieczno艣膰 pozyskania sobie
Prus przeciw Rosji, otwar艂y si臋 przed kr贸lem bramy
cesarskiego pa艂acu. Przyj臋ty zosta艂 z wszystkimi nale偶-
nymi mu honorami. Wys艂uchano 艂askawie zapewnie艅
jego o szczerym oddaniu, kt贸rego dowody, w rzeczy
samej, da艂 niejednokrotnie.
Podobno obiecano mu w贸wczas rosyjskie prowincje
nadba艂tyckie, kt贸re okupowa膰 mia艂y wojska pruskie.
Nadto Napoleon mia艂 jakoby zgodzi膰 si臋 na projekt ma艂-
偶e艅stwa jednej ze swoich siostrzenic z pruskim nast臋pc膮
tronu. Mia艂o to by膰 nagrod膮 za us艂ugi, jakie mia艂y by膰
oddane przez Prusy w ci膮gu zamierzonej wojny. Tym
sposobem Fryderyk jako aliant Napoleona m贸g艂 utrzyma膰
si臋 przy w艂adzy. Brak sk膮din膮d dowod贸w, kt贸re by
stwierdza艂y, 偶e koligacja z rodzin膮 cesarza by艂a istotnie
r贸wnie pon臋tna dla kr贸la pruskiego, jak niegdy艣 dla
nast臋pcy tronu hiszpa艅skiego.
Napoleon wszak偶e wyczekiwa艂 jeszcze na rezultat ne-
gocjacji Lauristona i genera艂a Narbonne'a. 艁udzi艂 si臋
nadziej膮, 偶e pokona i zjedna sobie Aleksandra groz膮 nie
zwyci臋偶onej dotychczas armii swojej i gro藕nym urokiem
艣wietnego zjazdu drezde艅skiego. Kilka dni p贸藕niej, w
Poznaniu, zwierzy艂 si臋 niejako z tych z艂udze艅 genera艂owi
Dessoles: „Skoro zjazd drezde艅ski nie sk艂oni艂 Alek-
sandra do zawarcia pokoju, sk艂oni go do tego wojna".
Preliminaria te i pertraktacje by艂y w gruncie rzeczy nie
tyle usi艂owaniem zawarcia pokoju, ile raczej podst臋pem
wojennym. Napoleon pragn膮艂 w ten spos贸b albo u艣pi膰
czujno艣膰 Rosjan i doczeka膰 si臋 dyslokacji pu艂k贸w
rosyjskich — a wtedy zgnie艣膰 je i rozbi膰 doszcz臋tnie,
albo te偶 podsyci膰 ich but臋 i zarozumia艂o艣膰 i od razu
przej艣膰 do walnej rozprawy. Tak w jednym, jak i w
drugim wypadku — drog膮 zwyci臋stwa czy te偶 podst臋pu
— wojna by艂aby wnet uko艅czona. Lecz misja Lauristona
spe艂z艂a na niczym, natomiast Narbonne po powrocie
oznajmi艂, co nast臋puje: „Nie zauwa偶y艂 w obozie
rosyjskim ani przygn臋bienia, ani te偶 czczej fanfaronady.
Z odpowiedzi cara wywnioskowa艂, 偶e Rosja godzi si臋
raczej na wojn臋 ani偶eli na haniebny pok贸j; 偶e Rosjanie
unika膰 b臋d膮 rozstrzygaj膮cej bitwy z tak gro藕nym prze-
ciwnikiem; 偶e wreszcie ca艂y nar贸d got贸w jest do naj-
ci臋偶szych ofiar, aby tylko wojn臋 przed艂u偶y膰 i zniech臋ci膰
do niej Napoleona".
Cesarz — w owej chwili u szczytu pot臋gi i s艂awy —
lekce sobie wa偶y艂 zawart膮 w tej odpowiedzi przestrog臋.
Je艣li mam by膰 zupe艂nie szczerym, doda膰 musz臋, i偶 pe-
wien magnat rosyjski przyczyni艂 si臋 r贸wnie偶 niema艂o do
ugruntowania mylnych zapatrywa艅 Napoleona; b膮d藕 to
sam by艂 w b艂臋dzie, b膮d藕 te偶 rozmy艣lnie upewni艂 cesarza,
偶e Aleksander 艂atwo upada na duchu, 偶e cofa si臋 przed
lada przeciwno艣ci膮. Na nieszcz臋艣cie, wspomnienie licz-
nych ust臋pstw cara w Tyl偶y i Erfurcie utwierdzi艂o jeno
Napoleona w fa艂szywym tym mniemaniu.
Pobyt w Dre藕nie przeci膮gn膮艂 si臋 do 29 maja.
W ko艅cu znudzony ho艂dami Niemc贸w, pragn膮c co
rychlej pokona膰 Rosj臋, Napoleon z Drezna uda艂 si臋 do
Poznania, gdzie zabawi艂 tylko tyle czasu, aby uj膮膰 sobie
Polak贸w; stamt膮d pod膮偶y艂 za艣 nie do Warszawy, kt贸ra w
danym momencie le偶a艂a poza g艂贸wnym terenem za-
mierzonej akcji, i gdzie zn贸w czeka艂y go sprawy poli-
tyczne, lecz do Torunia, w celu obejrzenia fortyfikacji,
magazyn贸w i za艂ogi. W Toruniu ozwa艂y si臋 po raz
pierwszy skargi miejscowej ludno艣ci polskiej, niemi艂o-
siernie ograbianej i l偶onej przez naszych aliant贸w. Na-
poleon nie szcz臋dzi艂 kr贸lowi Westfalii nagany, a nawet
i pogr贸偶ek. Lecz jak wiadomo, zar贸wno nagany, jak i
pogr贸偶ki mija艂y bez echa przy jego tak niespokojnym
trybie 偶ycia; zreszt膮 wybuchy gniewu cesarza, jak
wszelkie inne jego porywy, by艂y zazwyczaj kr贸tkotrwa艂e:
och艂on膮wszy, 偶a艂owa艂 zawsze uniesienia i z w艂a艣ciw膮
sobie dobroci膮 niejednokrotnie stara艂 si臋 nagrodzi膰 wy-
rz膮dzon膮 przykro艣膰; zreszt膮 — sam ponosi艂 do pewnego
stopnia odpowiedzialno艣膰 za nie艂ad i nadu偶ycia, gdy偶 o
ile zapasy 偶ywno艣ci obfite by艂y i doskonale rozlokowane
na przestrzeni mi臋dzy Odr膮, Wis艂膮 i Niemnem, o tyle
dotkliwie odczuwano brak paszy i fura偶u, trudniejszych
do transportu. Ju偶 w owym czasie kawaleria nasza
zmuszona by艂a kosi膰 zielone 偶yta i zrywa膰 z dach贸w
strzech, albo jako tako wy偶ywi膰 konie. Co prawda, nie
wszystkie pu艂ki na tym poprzesta艂y; skoro jednak
dozwolono na jedno nadu偶ycie, w jaki偶 spos贸b zapobiec
innym?
Opu艣ciwszy Toru艅, Napoleon jecha艂 brzegiem Wis艂y.
Poniewa偶 Grudzi膮dz by艂 w r臋kach pruskich, omin膮艂 go.
By艂a to twierdza wa偶na dla bezpiecze艅stwa jego armii,
przeto cesarz wys艂a艂 oficera artylerii z kilkunastu arty-
lerzystami, rzekomo dla robienia naboi, w rzeczy samej
za艣 z innym zupe艂nie, tajnym celem. Ekspedycja spe艂z艂a
wszak偶e na niczym wobec niezwyk艂ej czujno艣ci licznej
za艂ogi.
W Malborku cesarza powita艂 marsza艂ek Davout. B膮d藕
to przez pych臋, b膮d藕 te偶 z innych pobudek marsza艂ek nie
uznawa艂 nad sob膮 nikogo pr贸cz Napoleona. Wyj膮tkowo
wytrwa艂y i uparty, o silnej, nieugi臋tej woli, nie poddawa艂
si臋 ani okoliczno艣ciom, ani ludziom. W roku 1809
Davout, pozostaj膮cy w贸wczas chwilowo pod dow贸dz-
twem Berthiera, wygra艂 bitw臋 i ocali艂 armi臋 tylko dzi臋ki
temu, i偶 nie us艂ucha艂 rozkaz贸w swego wodza. St膮d
艣miertelna nienawi艣膰, wzrastaj膮ca w dniach pokoju nie-
ustannie, lecz bez zewn臋trznych objaw贸w, dla tej prostej
przyczyny, 偶e Berthier mieszka艂 wtedy w Pary偶u, a
Davout w Hamburgu. Ot贸偶 kampania rosyjska postawi艂a
oko w oko obu przeciwnik贸w. Berthier starza艂 si臋.
Pocz膮wszy od roku 1805 wstr臋t budzi艂a w nim wszelka
wojna. Militarny talent jego polega艂 g艂贸wnie na nie-
zmordowanej pracowito艣ci i niezwyk艂ej pami臋ci. Nie
myl膮c si臋 nigdy, m贸g艂 odbiera膰 i rozsy艂a膰 — o ka偶dej
porze dnia i nocy — najr贸偶norodniejsze wie艣ci i rozkazy.
Lecz w tym wypadku s膮dzi艂, i偶 przys艂uguje mu
prawo wydawania rozkaz贸w samodzielnych. Davout po-
czu艂 si臋 tym ura偶ony. Przy pierwszym tedy spotkaniu w
obecno艣ci cesarza, kt贸ry dopiero co przyby艂 do Mal-
borka, dosz艂o pomi臋dzy nimi do gwa艂townej sprzeczki.
W uniesieniu Davout nie cofn膮艂 si臋 nawet przed za-
rzutami nieudolno艣ci i zdrady. Pad艂y obel偶ywe s艂owa. A
gdy Berthier wyszed艂, Napoleon — ulegaj膮c mimo woli
podejrzliwym insynuacjom marsza艂ka — zawo艂a艂:
„Zdarza mi si臋 niekiedy w膮tpi膰 o wierno艣ci najdawniej-
szych moich towarzyszy broni; w贸wczas jednak takim
偶alem 艣ciska mi si臋 serce, 偶e odpycham czym pr臋dzej te
bolesne my艣li".
Podczas kiedy Davout nieopatrznie rozkoszowa艂 si臋
poni偶eniem swego przeciwnika, cesarz pod膮偶y艂 ku Gda艅-
sku wraz z pa艂aj膮cym zemst膮 Berthierem. Od tej chwili
datuje si臋 niepomy艣lny zwrot w karierze Davouta, wbrew
po艣wi臋ceniu jego, niezaprzeczonej s艂awie i oddanym
czasu tej wojny us艂ugom. Niech臋膰 do Davouta pog艂臋bia艂a
si臋 i mia艂a wyda膰 zgubne owoce. Sprawi艂a ona, 偶e cesarz
straci艂 zaufanie do tego m臋偶nego, wytrwa艂ego i m膮drego
偶o艂nierza, a bardziej pocz膮艂 faworyzowa膰 Murata,
kt贸rego zuchwa艂o艣膰 wi臋ksze rokowa艂a mu nadzieje.
Napoleon
wszelako
nie
martwi艂
si臋
tym
wsp贸艂zawodnictwem swoich marsza艂k贸w; by艂aby go ra-
czej niepokoi艂a ich zbytnia jedno艣膰.
12 czerwca cesarz wyruszy艂 z Gda艅ska do Kr贸lewca. W
Kr贸lewcu, kt贸ry by艂 drugim punktem zbornym armii
francuskiej, uko艅czona wreszcie zosta艂a inspekcja
olbrzymich magazyn贸w, zawieraj膮cych nieprzebrane
wprost zapasy 偶ywno艣ci. Nie zaniedbano niczego, a偶 do
najdrobniejszych nawet szczeg贸艂贸w. Tw贸rczy i nami臋tny
geniusz Napoleona skupi艂 si臋 wtedy ca艂kowicie nad t膮
jedn膮, niezmiernie wa偶n膮 i bodaj czy nie najtrudniejsz膮
cz臋艣ci膮 przygotowa艅 wojennych. Jak 艣wiadczy jego
korespondencja, nie szcz臋dzi艂 ani szczeg贸艂owych zlece艅,
ani rozkaz贸w, ani pieni臋dzy; godzinami ca艂ymi, dniem i
noc膮 dyktowa艂 odno艣ne instrukcje. W ci膮gu jednego
tylko dnia pewien genera艂 otrzyma艂 z kancelarii cesar-
skiej a偶 sze艣膰 depesz, tego samego tycz膮cych si臋 przed-
miotu.
W jednej z nich czytamy: „Wobec ogromu armii
zbrakn膮膰 musi koni, je艣li nie zostan膮 przedsi臋wzi臋te na-
le偶yte ostro偶no艣ci". W drugiej za艣: „Wszystkie furgony,
pr贸cz tych, kt贸re potrzebne s膮 przy ambulansach, po-
winny by膰 zu偶ytkowane do przewozu m膮ki, chleba, ry偶u,
jarzyn i w贸dki. Wynikiem dotychczasowej mojej akcji
b臋dzie zgromadzenie w jednym punkcie czterystu tysi臋cy
ludzi. W贸wczas za艣 nie mo偶emy liczy膰 na mieszka艅c贸w
danej okolicy, jeno na siebie i na w艂asne zapro-
wiantowanie". Zawiod艂y jednak wszelkie rachuby: zbra-
k艂o wkr贸tce 艣rodk贸w przewozu, a i cesarz sam da艂 si臋
niebawem unie艣膰 w艂asnemu zapa艂owi.
I
PRZEJ艢CIE NIEMNA
apoleon skoncentrowa艂 wojska swoje w
Polsce i Prusiech Wschodnich, mi臋dzy
Kr贸lewcem i G膮binem. Pod koniec wiosny
roku 1812 odby艂 przegl膮d niekt贸rych
korpus贸w. Przemowy jego do 偶o艂nierzy by艂y
weso艂e, cz臋stokro膰 szorstkie i rubaszne;
wiedzia艂 bowiem dobrze, 偶e w stosunku do
tych prostych, a jak stal hartowanych ludzi szorstko艣膰 jest
szczero艣ci膮, rubaszno艣膰 — si艂膮, wynios艂o艣膰 —
pa艅sko艣ci膮; 偶e przeciwnie, salonowe formy i wykwint
obej艣cia uwa偶ane s膮 przez nich za objawy s艂abo艣ci i
zniewie艣cia艂o艣ci; 偶e miodowe s艂贸wka brzmi膮 w ich
uszach jak obca, r贸wnocze艣nie niezrozumia艂a i 艣mieszna
gwara.
Przyj臋tym przez si臋 zwyczajem, pieszo obchodzi sze-
regi. Pami臋ta doskonale, kiedy i w jakich kampaniach
bra艂 udzia艂 ka偶dy pu艂k. Interpeluje najstarszych 偶o艂nierzy,
przypominaj膮c im ubieg艂e lata: Piramidy, Marengo,
Austerlitz, Jen臋, Friedland. Ze wspomnieniem 艂膮czy nie-
kiedy szorstk膮 pieszczot臋, za艣 stary wiarus — wzruszony
pami臋ci膮 cesarza — dumny spogl膮da z g贸ry na m艂od-
szych, mniej zas艂u偶onych, a zazdroszcz膮cych mu kamra-
t贸w!
Napoleon za艣 idzie dalej, nie pomijaj膮c nikogo, a偶 do
najm艂odszych rekrut贸w, kt贸rym szczeg贸lnie okazuje za-
interesowanie; znane mu s膮 najdrobniejsze ich potrzeby;
wypytuje si臋 o wszystko: o 偶o艂d i zwierzchnik贸w, o po-
偶ywienie i ubranie, przegl膮da nawet zawarto艣膰 ich tor-
nistr贸w.
Dotar艂szy wreszcie do 艣rodkowych szereg贸w — infor-
muje si臋 o najgodniejszych kandydatach na wakuj膮ce
stopnie. Sam wypytuje kandydat贸w: „Ile lat s艂u偶by? Ile
odbytych kampanii? Wiele razy ranny? Gdzie si臋 odzna-
czy艂?" Po czym niezw艂ocznie mianuje ich oficerami,
asystuj膮c osobi艣cie przy odno艣nych formalno艣ciach.
Wszystko to podnosi jego urok i zjednywa mu serca 偶o艂-
nierzy. Szepc膮 w艣r贸d szereg贸w, 偶e ten mocarz nad mo-
carzami, kt贸ry ca艂膮 ujarzmi艂 Europ臋 i wszystkim ludom
przewodzi, interesuje si臋 dobrotliwie ka偶d膮 drobnostk膮,
losu 偶o艂nierzy dotycz膮c膮; 偶e oni s膮 jego najdawniejsz膮,
jego prawdziw膮 rodzin膮. W ten spos贸b powstawa艂 kult
wojny i s艂awy, i osoby cesarza!
Tymczasem armia posuwa艂a si臋 od Wis艂y ku Niem-
nowi.
Si臋gali艣my ju偶 granicy rosyjskiej. Armia ca艂a rozci膮g-
ni臋ta by艂a wzd艂u偶 Niemna na znacznej przestrzeni. Na
skraju prawego skrzyd艂a sta艂 trzydziestoczerotysi臋czny
korpus Austriak贸w Schwarzenberga, kt贸ry przyby艂 tu z
Galicji przez Drohiczyn; na lewym jego flanku, id膮cy od
Warszawy na Bia艂ystok i Grodno — korpus kr贸la
Westfalii, z艂o偶ony z siedemdziesi臋ciu dziewi臋ciu tysi臋cy
dwustu Westfalczyk贸w, Sakso艅czyk贸w i Polak贸w; obok
niego, w pobli偶u Mariampola i Pilony, sta艂 wicekr贸l
W艂och na czele siedemdziesi臋ciu dziewi臋ciu tysi臋cy pi臋-
ciuset Bawarczyk贸w, W艂och贸w i Francuz贸w; dalej je-
szcze — sam cesarz i dwie艣cie dwadzie艣cia tysi臋cy ludzi
pod dow贸dztwem kr贸la Neapolu, ksi臋cia Eckm眉hl, oraz
ksi膮偶膮t Gda艅ska, Istrii, Reggio i Elchingen. Przyby艂e z
Torunia, z Kwidzynia i z Elbl膮ga korpusy te zesz艂y si臋 23
czerwca nie opodal Nogaryska, o mil臋 powy偶ej Kowna.
Na skraju lewego skrzyd艂a, na wprost Tyl偶y, sta艂 korpus
Macdonalda, trzydzie艣ci dwa tysi膮ce pi臋ciuset ludzi —
Prusak贸w, Bawarczyk贸w i Polak贸w.
Wszystko by艂o w pogotowiu. Od brzeg贸w Gwadalki-
wiru i Zatoki Kalabryjskiej a偶 po Wis艂臋 艣ci膮gni臋to
sze艣膰kro膰 siedemna艣cie tysi臋cy ludzi, z kt贸rych czterysta
osiemdziesi膮t tysi臋cy sta艂o ju偶 wzd艂u偶 linii nadnie-
me艅skiej; pr贸cz tego — sze艣膰 kompletnych park贸w pon-
tonowych, z kt贸rych jeden obl臋偶niczy; kilkana艣cie ty-
si臋cy woz贸w z 偶ywno艣ci膮; nieprzeliczone stada wo艂贸w;
tysi膮c trzysta siedemdziesi膮t dwa dzia艂a oraz mn贸stwo
jaszczyk贸w z amunicj膮 i furgon贸w ambulansowych.
Wielka Armia d膮偶y艂a tedy ku Niemnowi trzema od-
dzielnymi partiami.
Kr贸l Westfalii, na czele osiemdziesi臋ciu tysi臋cy ludzi,
posuwa艂 si臋 ku Grodnu; wicekr贸l W艂och, z siedemdzie-
si臋ciopi臋ciotysi臋cznym korpusem — ku Pilonie; Napo-
leon, z dwustu dwudziestu tysi膮cami ludzi — w stron臋
Nogaryska, folwarku po艂o偶onego o trzy mile powy偶ej
Kowna. Dnia 23 czerwca kolumna cesarska dosz艂a przed
艣witem do Niemna, kt贸ry w tym miejscu kry艂 si臋 w艣r贸d
wzg贸rz i g臋stego pilwiskiego lasu.
U godzinie 2 z rana Napoleon, jad膮cy dot膮d powozem,
dosiad艂 konia. Pi臋膰 miesi臋cy p贸藕niej, noc膮 r贸wnie偶, lecz
zn臋kany, zwyci臋偶ony — przep艂yn膮膰 mia艂 zn贸w t臋 sam膮
pami臋tn膮 rzek臋 i przekroczy膰 rosyjsk膮 granic臋. Ow贸偶
gdy doje偶d偶a艂 do Niemna, ko艅 nagle zwin膮艂 si臋 pod nim
i wysadzi艂 go z siod艂a. Jaki艣 g艂os zawo艂a艂: „Z艂a to
wr贸偶ba; Rzymianin cofn膮艂by si臋!" Nie wiadomo, kto
wyrzek艂 te s艂owa: sam cesarz czy te偶 kto艣 ze 艣wity ce-
sarskiej?
Uko艅czywszy rekonesans, wyda艂 rozkaz tycz膮cy si臋
budowy most贸w: nazajutrz, o zmierzchu, trzy mosty
stan膮膰 mia艂y w pobli偶u wsi Poniemo艅. Reszt臋 dnia sp臋-
dzi艂 cesarz w swojej kwaterze, b膮d藕 to w namiocie, b膮d藕
te偶 pod go艣cinnym dachem polskiego dworu, szukaj膮c na
pr贸偶no spoczynku, odr臋twia艂y, znu偶ony niewywczasem i
niezwyk艂ym upa艂em.
Z nadej艣ciem nocy skierowa艂 si臋 zn贸w nad rzek臋. Naj-
pierw przeprawi艂o si臋 艂贸dk膮 kilku saper贸w. Zdziwieni
panuj膮c膮 dooko艂a cisz膮, wyl膮dowali na rosyjskim brzegu
bez 偶adnej przeszkody. Z tamtej strony Niemna panowa艂
spok贸j; to na ich brzegu toczy艂a si臋 wojna, pok贸j za艣
spowija艂 t臋 ziemi臋, kt贸r膮 malowano im w tak gro藕nych
barwach. Po chwili dopiero zjawi艂 si臋 m艂ody oficer
kozacki, dowodz膮cy patrolem. Zjawi艂 si臋, jak gdyby nic
nie zagra偶a艂o pokojowi, jak gdyby nie艣wiadom tego, i偶
tam — za rzek膮 — stoj膮 w bojowym szyku nieprzebrane
hufce wszystkich niemal lud贸w Europy. „Kto idzie?" —
zapyta艂. „Francuzi" — brzmia艂a odpowied藕. „Czego
chcecie? W jakim celu przekroczyli艣cie granic臋?" —
„Czego chcemy?... Bi膰 si臋 z wami!... Zaj膮膰 Wilno!...
oswobodzi膰 Polsk臋!" — krzykn膮艂 jeden z saper贸w.
Kozak zawr贸ci艂 konia i znik艂 wkr贸tce w le艣nej g臋stwinie.
W贸wczas uniesieni zapa艂em i ciekawi, co kryje si臋 w
lesie, trzej nasi 偶o艂nierze zdj臋li z ramion karabiny.
Hukn臋艂y trzy strza艂y, a s艂abe ich echo by艂o jedyn膮 za-
powiedzi膮 rozpoczynaj膮cej si臋 nieszcz臋snej a wiekopom-
nej kampanii!
To pierwsze has艂o bojowe zirytowa艂o mocno cesarza.
Skarci艂 surowo niewczesny wybryk 偶o艂nierzy, nie wia-
domo, czy by艂a to z jego strony przezorno艣膰, czy te偶
z艂owieszcze przeczucie. Natychmiast trzystu wolty偶er贸w
przeprawi艂o si臋 przez rzek臋 dla ochrony most贸w. W贸w-
czas z lasu i z w膮woz贸w wysun臋艂y si臋 r贸wnocze艣nie
wszystkie kolumny francuskie. Sz艂y w milczeniu, nie-
widoczne pod os艂on膮 nocy. Zakazano rozpalania ognisk,
niecenia najdrobniejszych nawet 艣wiate艂ek. Odpoczywa-
no z broni膮 w r臋ku, jak w obliczu nieprzyjaciela. Mokre
od rosy, zielone 偶ytnie 艂any 艂o偶em by艂y dla ludzi, straw膮
dla koni.
Przenikliwy, budz膮cy ze snu ch艂贸d d艂ugiej nocy, mrok,
kt贸ry smutkiem zasnuwa dusze ludzkie, wreszcie blis-
ko艣膰 niebezpiecze艅stwa — wszystko to wzmaga艂o ponu-
ry nastr贸j. Otuchy dodawa艂a jedynie nadzieja zwyci臋-
stwa. Szeptem powtarzano sobie najcelniejsze urywki
ostatniej proklamacji Napoleona, a geniusz wojny p艂o-
miennym swoim tchnieniem rozpala艂 wszystkie wy-
obra藕nie!
Przed nami le偶a艂a granica rosyjska. Nasze chciwe
spojrzenia, przebijaj膮c ciemno艣ci, pr贸bowa艂y wedrze膰 si臋
w krain臋, kt贸rej podb贸j okry膰 nas mia艂 nie艣mierteln膮
chwa艂膮. Zdawa艂o nam si臋, 偶e s艂yszymy ju偶 radosne
okrzyki Litwin贸w witaj膮cych swoich oswobodzicieli, 偶e
widzimy za rzek膮 tysi膮ce b艂agalnie wyci膮gni臋tych ku
nam d艂oni. Tutaj wszystkiego nam brakowa艂o, tam op艂y-
wa膰 b臋dziemy we wszystko. Oni zatroszcz膮 si臋 o nasze
potrzeby, przyjm膮 nas z serdeczn膮 a g艂臋bok膮 wdzi臋cz-
no艣ci膮. Czym偶e by艂 wobec tego trud bezsennej nocy?...
Niebawem zbudzi膰 si臋 mia艂 dzie艅, a wraz z nim jego
dobroczynne ciep艂o i wszystkie jego uroki. Lecz 艣wiat艂o
dzienne ukaza艂o nam pust膮 jeno, piaszczyst膮 wydm臋 i
pos臋pne, g膮szczem podszyte lasy! Oczy nasze spocz臋艂y
ze smutkiem na postaciach kamrat贸w, a wtedy imponu-
j膮cy widok olbrzymiej naszej armii now膮 nape艂ni艂 nas
dum膮 i pokrzepi艂 otuch膮.
W odleg艂o艣ci trzystu krok贸w od rzeki, na najwy偶szym
pag贸rku, bieli艂 si臋 namiot cesarza. Dooko艂a za艣 wszystkie
wzg贸rza, stoki pag贸rk贸w, jary i w膮wozy roi艂y si臋 od
ludzi i koni. Gdy pierwsze promienie s艂oneczne pad艂y na
te ruchome masy, po艂yskuj膮ce broni膮, ozwa艂y si臋 tr膮bki i
trzy olbrzymie kolumny ruszy艂y ku trzem mostom. Jak
potworne cielska ogromnych w臋偶贸w wi艂y si臋 i pe艂za艂y
po艣r贸d niewielkiej piaszczystej r贸wniny,
dziel膮cej je od Niemna, wyd艂u偶a艂y si臋 i zacie艣nia艂y coraz
bli偶ej rzeki i most贸w, a po chwili pierwsze szeregi roz-
wija艂y si臋 ju偶 na tej obcej ziemi, kt贸r膮 mia艂y spustoszy膰,
a nast臋pnie zas艂a膰 w艂asnymi krwawymi szcz膮tkami.
Tak wielki by艂 zapa艂, 偶e dosz艂o niemal do utarczki
mi臋dzy dwiema dywizjami przednich stra偶y, ka偶da z nich
bowiem usi艂owa艂a pierwsza dosta膰 si臋 na przeciwleg艂y
brzeg. Z trudem zdo艂ano zaledwie u艣mierzy膰
wzburzonych 偶o艂nierzy. Napoleon r贸wnie偶 po艣pieszy艂
postawi膰 stop臋 na ziemi rosyjskiej. Bez l臋ku i wahania
czyni艂 ten pierwszy krok na drodze prowadz膮cej do
zguby.
Pocz膮tkowo nawet osobi艣cie dogl膮da艂 przeprawy,
obecno艣ci膮 swoj膮 zagrzewaj膮c 偶o艂nierzy, kt贸rzy witali go
zwyk艂ym okrzykiem. Wydawali si臋 bardziej rozentu-
zjazmowani od niego: mo偶e w owej chwili pad艂 mu na
dusz臋 mroczny cie艅 zw膮tpienia; mo偶e os艂ab艂 chwilowo,
znu偶ony bezsenno艣ci膮 i upa艂em, albo te偶 dziwi艂 si臋, i偶 nic
wi臋cej nie ma ju偶 do zdobycia.
Wreszcie — zniecierpliwiony — 艣ci膮gn膮艂 cugle i pom-
kn膮艂 w las nad rzek膮. Zdawa艂o si臋, 偶e w swym zapale
chce sam uderzy膰 na wroga. Przejecha艂 tak samotnie
przesz艂o mil臋. W ko艅cu zawr贸ci艂 ku rzece i brzegiem
Niemna pod膮偶y艂 wraz z gwardi膮 ku Kownu.
G艂uchy huk wstrz膮sn膮艂 nagle powietrzem. Id膮c na-
s艂uchiwali艣my, w kt贸rej stronie rozpoczyna si臋 bitwa.
Lecz z wyj膮tkiem lu藕nych oddzia艂贸w kozackich, zar贸wno
tego dnia, jak i nast臋pnych, walczy艂y z nami jedynie
偶ywio艂y. Zaledwie bowiem cesarz przeprawi艂 si臋 przez
rzek臋, rozleg艂 si臋 daleki huk. Niebawem 艣ciemni艂o si臋;
zerwa艂a si臋, zawy艂a wichura, a z ni膮 z艂owr贸偶bne pomruki
grom贸w. Otaczaj膮ca nas pustka i brzemienne czarnymi
chmurami niebo pos臋pny wytwarza艂y nastr贸j. Najwi臋ksi
nawet zapale艅cy spogl膮dali z zabobonn膮 trwog膮 na
zbli偶aj膮c膮 si臋 nawa艂nic臋. Zdawa艂o si臋, 偶e te rozdzierane
b艂yskawicami chmury, co gromadz膮 si臋 nad naszymi
g艂owami, opadn膮 na ziemi臋, aby broni膰 jej przed naszym
najazdem.
Burza ta dor贸wnywa艂a wielko艣ci膮 naszemu przedsi臋-
wzi臋ciu. W ci膮gu wielu godzin, na przestrzeni pi臋膰dzie-
si臋ciu mil nadci膮ga艂y zewsz膮d czarne i g臋ste chmury.
Niebo pra偶y艂o ogniem, a ch艂osta艂o ulew膮. Woda poza-
lewa艂a drogi i pola, straszliwy upa艂 przemieni艂 si臋 nagle
w przejmuj膮cy ch艂贸d. Pad艂o wtedy dziesi臋膰 tysi臋cy koni,
cz臋艣ciowo podczas marszu, lecz g艂贸wnie na postojach.
Wzd艂u偶 piaszczystego wybrze偶a porzucono mn贸stwo
woz贸w. Dzie艅 ten wielu ludzi przyp艂aci艂o zdrowiem, a
nawet i 偶yciem.
Na pocz膮tku burzy cesarz schroni艂 si臋 do pobliskiego
klasztoru. Wkr贸tce jednak ruszy艂 dalej, ku Kownu, gdzie
panowa艂 zupe艂ny bez艂ad i rozprz臋偶enie. B艂yskawice i
pioruny nie przestrasza艂y ju偶 nikogo, nie zwracano na nie
偶adnej uwagi. Burza — zwyk艂e o tej porze zjawisko —
zatrwo偶y艂a nieliczne jednostki, og贸艂
natomiast
zachowywa艂 si臋 oboj臋tnie. Powszechna niewiara b膮d藕 to
wyrozumowana, b膮d藕 te偶 prostacka i bezmy艣lna, gwa艂-
towne 偶膮dze i nami臋tno艣ci, wzrastaj膮ca coraz bardziej
ilo艣膰 nieodzownych potrzeb, wszystko to oddala艂o dusz臋
ludzk膮 od nieba, kolebki jej i ostatniego przytu艂ku. Tote偶
straszliwa owa burza na nikim w艂a艣ciwie nie wywar艂a
g艂臋bszego wra偶enia; widziano w niej jedynie niefortunny,
ale naturalny przypadek, i armia nie umiej膮c dostrzec w
niej pot臋pienia tak srogiego najazdu, za kt贸ry zreszt膮 nie
ponosi艂a odpowiedzialno艣ci, znajdowa艂a tu pow贸d do
gniewu przeciw losowi lub niebiosom, kt贸re t膮 drog膮
ostrzega艂y w贸wczas — mimowolnie lub 艣wiadomie —
przed straszliw膮 przysz艂o艣ci膮.
Tego偶 dnia do og贸lnej niedoli przyby艂o jeszcze jedno
niepowodzenie. Opodal Kowna kozacy zburzyli na Wilii
most, uniemo偶liwiaj膮c tym samym przej艣cie korpusowi
Oudinota. Napoleon zirytowany nieoczekiwan膮 prze-
szkod膮, lekcewa偶膮c j膮 tak, jak lekcewa偶y艂 wszystko, co
stawa艂o mu na zawadzie, rozkaza艂 szwadronowi Polak贸w
przeby膰 wp艂aw rzek臋. Bez wahania skoczyli dzielni
偶o艂nierze w spienione nurty.
Pocz膮tkowo p艂yn臋li szeregami, niebawem jednak, gdy
zdwoiwszy wysi艂ki znale藕li si臋 na g艂臋binie, znios艂a ich
fala. Przestraszone konie, szarpi膮c si臋, na pr贸偶no usi艂o-
wa艂y walczy膰 z wartkim pr膮dem. Je藕d藕cy dobywali
ostatka si艂, by dop艂yn膮膰 i rozkaz spe艂ni膰, lecz wkr贸tce i
oni r贸wnie偶 zanurzali si臋 coraz bardziej, coraz wido-
czniej szli na dno. Nieuchronn膮 by艂a ich zguba, lecz 偶e
na ojczystej gin臋li ziemi, za spraw臋 wsp贸lnej Matki, za
jej zbawc臋, wi臋c zwr贸ciwszy nadludzkim wysi艂kiem g艂o-
wy w stron臋 Napoleona, z okrzykiem: „Niech 偶yje ce-
sarz!" — znikn臋li pod wod膮. Trzej zw艂aszcza okrzyk ten
powt贸rzyli kilkakrotnie, nim poch艂on臋艂a ich wzbu-
rzona topiel. Tysi膮ce oczu spogl膮da艂o na nich ze zgroz膮 i
uwielbieniem.
Co si臋 tyczy Napoleona, to wyda艂 wprawdzie szybko i z
ca艂膮 precyzj膮 odpowiednie polecenia i zarz膮dzi艂 akcj臋
ratunkow膮, nie zna膰 by艂o jednak na nim 偶adnego wzru-
szenia: albo tak umiej臋tnie panowa艂 nad sob膮, albo pod-
czas wojny uwa偶a艂 wszelkie wzruszenia za karygodny
objaw s艂abo艣ci, albo wreszcie przewidywa艂 wi臋ksze nie-
szcz臋艣cia, wobec kt贸rych niczym by艂a utrata jednego
szwadronu.
Z Kowna w dwa dni dotar艂 Napoleon do w膮woz贸w,
okalaj膮cych w pewnej odleg艂o艣ci Wilno. Przed wkrocze-
niem do miasta oczekiwa艂 wiadomo艣ci od przednich
stra偶y. S膮dzi艂, 偶e Aleksander broni膰 b臋dzie stolicy Litwy.
Ju偶 par臋 strza艂贸w obudzi艂o w nim nadziej臋 walki, gdy
oznajmiono mu, 偶e bramy Wilna s膮 otwarte. Roz-
czarowany i chmurny, nie szcz臋dzi艂 nikomu wym贸wek;
oskar偶a艂 genera艂贸w z awangardy o rozmy艣lne wypusz-
czenie z pu艂apki armii rosyjskiej; w uniesieniu nie waha艂
si臋 grozi膰 nawet jednemu z nich, dzielnemu Mont-
brunowi. Zar贸wno gniew ten, jak gro藕by, kt贸re zreszt膮
nie poci膮ga艂y za sob膮 偶adnych skutk贸w, u tego cz艂owieka
czynu godne s膮 raczej uwagi ani偶eli pot臋pienia,
stwierdzaj膮 bowiem niezbicie, jak wielk膮 wag臋 przy-
wi膮zywa艂 cesarz do rych艂ego zwyci臋stwa.
Mimo gniewu cesarz zaj膮艂 si臋 osobi艣cie ceremonia艂em
wjazdu do Wilna: na czele i w ariergardzie armii sz艂y
pu艂ki polskie. Bardziej jednak poruszony nag艂ym od-
wrotem Rosjan ani偶eli objawami rado艣ci i wdzi臋czno艣ci
Litwin贸w, szybko przejecha艂 przez miasto, kieruj膮c si臋
czym pr臋dzej ku przednim stra偶om.
Armia rosyjska cofn臋艂a si臋, trzeba by艂o pod膮偶a膰 jej
艣ladem.
II
BITWA POD OSTROWNEM, WZI臉CIE
WITEBSKA I SMOLE艃SKA, BITWA POU
WALUTYN膭, PO艁OCKIEM I WIA殴M膭
ocz膮wszy od Niemna, armia nasza nie ustawa艂a
w po艣cigu za Rosjanami. Dnia 25 lipca Murat,
pod膮偶y艂 na czele swojej jazdy ku Ostrownu. O
dwie mile od tej wioski, szerokim traktem
ocienionym brzozami, jecha艂 ra藕no 8 pu艂k
huzar贸w pod dow贸dztwem oficer贸w: Do-mona, du
Co毛tlosqueta i Carignana. Droga wiod艂a na szczyt
pobliskiego wzg贸rza, na kt贸rym sta艂, w cz臋艣ci tylko
widoczny, korpus nieprzyjacielski, z艂o偶ony z trzech
gwardyjskich pu艂k贸w kawalerii z sze艣cioma dzia艂ami.
Linia rosyjska ca艂kowicie by艂a ods艂oni臋ta.
Oficerowie 8 pu艂ku s膮dzili, i偶 poprzedzaj膮 ich dwa
regimenty tej偶e samej dywizji, maszeruj膮ce na prze艂aj
polami z. prawej i z lewej strony drogi, a zas艂oni臋te
pniami i ga艂臋藕mi brz贸z. Lecz w ci膮gu marszu oba te
oddzia艂y zatrzyma艂y si臋, za艣 8 pu艂k, kt贸ry poprzednio
znacznie ju偶 wysun膮艂 si臋 naprz贸d, oddala艂 si臋 coraz bar-
dziej, mniemaj膮c, 偶e widniej膮ce w odleg艂o艣ci stu pi臋膰-
dziesi臋ciu krok贸w szeregi s膮 szeregami bratnimi.
Nieruchomo艣膰 Rosjan do reszty zmyli艂a dow贸dc贸w 8
pu艂ku. Rozkaz atakowania wydawa艂 si臋 im pomy艂k膮,
wys艂ali wi臋c na zwiady jednego oficera, a pu艂k jecha艂
dalej. Nagle widz膮, 偶e ich oficer pod ciosami szabel wali
si臋 z konia, a kilku po艣r贸d towarzysz膮cych mu 偶o艂nierzy
ginie od armatniej kuli. Nie wahaj膮c si臋 ju偶 d艂u偶ej,
morderczym pra偶ony ogniem, pu艂k pogna艂 w cwa艂 na
bateri臋. Stratowano i wybito kanonier贸w, zabrano dzia艂a,
roznosz膮c na szablach centrum linii nieprzyjacielskiej. W
zamieszaniu tego pierwszego zwyci臋stwa widz膮, za-
skoczony tym spotkaniem, drugi pu艂k rosyjski, kt贸ry
niedawno min臋li. Uderzaj膮 na艅 od ty艂u i roznosz膮. Od-
ni贸s艂szy to drugie zwyci臋stwo spostrzegaj膮 trzeci pu艂k z
lewego skrzyd艂a nieprzyjaciela, kt贸ry — wyl臋k艂y —
cofa膰 si臋 zacz膮艂 z pola bitwy; nasi, zebrawszy ile si臋 da艂o
偶o艂nierza, szybko zwracaj膮 si臋 ku trzeciemu wrogowi,
zaskakuj膮c go w marszu i rozbijaj膮c w puch.
Zach臋cony pomy艣lnym wynikiem walki, Murat przy-
par艂 nieprzyjaciela do las贸w ostrownickich, lecz gdy po-
d膮偶y膰 chcia艂 jego 艣ladem, nieoczekiwany napotka艂 op贸r.
Pod ka偶dym wzgl臋dem Ostrowno znakomit膮 by艂o po-
zycj膮. Wie艣 le偶a艂a przy trakcie, na wzg贸rzu, z kt贸rego
roztacza艂 si臋 szeroki widok. Z lewej strony ci膮gn膮艂 si臋
rozleg艂y i g臋sty b贸r, z prawej — D藕wina; z frontu broni艂
dost臋pu g艂臋boki par贸w. Nie opodal zreszt膮 wznosi艂y si臋
cenne dla Rosjan magazyny, a trakt prowadzi艂 do
Witebska, stolicy tej po艂aci kraju. Czym pr臋dzej te偶
nadci膮gn膮艂 do Ostrowna Ostermann ze swoim korpusem.
Tymczasem Murat — r贸wnie waleczny dzisiaj, jak i
niegdy艣, r贸wnie nieopatrznie nara偶aj膮cy w艂asne 偶ycie —
postanowi艂 za wszelk膮 cen臋 prze艂ama膰 op贸r nie-
przyjaciela i zdoby膰 las, ustawicznie ogniem ziej膮cy.
Lecz niebawem zrozumia艂, 偶e walka d艂uga b臋dzie i za-
wzi臋ta. Rosjanie atakowali z kolei pozycj臋 zaj臋t膮 po-
cz膮tkowo przez 8 pu艂k huzar贸w; z konieczno艣ci zatem
czo艂o kolumny francuskiej, sk艂adaj膮ce si臋 z dywizji
Bruy膷res'a i Saint-Germaina oraz 8 pu艂ku piechoty, od-
piera膰 musia艂o ca艂膮 armi臋 nieprzyjacielsk膮.
Broniono si臋 tak, jak zwykli broni膰 si臋 zwyci臋zcy —
atakuj膮c. Na pr贸偶no wysuwa艂y si臋 z lasu szar偶uj膮ce
korpusy nieprzyjacielskie: kawaleria musia艂a wnet cofa膰
si臋 pod os艂on臋 drzew; piechota, ci臋ta szablami, ucieka艂a
w pop艂ochu. Znu偶enie ogarn臋艂o ju偶 wszak偶e nasze pu艂ki,
gdy nadci膮gn臋艂a dywizja Delzonsa. Murat skierowa艂 j膮
niezw艂ocznie ku prawemu skrzyd艂u, aby uniemo偶liwi膰
odwr贸t nieprzyjacielowi, kt贸ry zatrwo偶y艂 si臋 i zaniecha艂
dalszej walki.
Wspomniane powy偶ej w膮wozy i jary ci膮gn膮 si臋 na
przestrzeni kilku mil. Tego偶 samego dnia, wieczorem,
wojska wicekr贸la po艂膮czy艂y si臋 z korpusem Murata, ale
ju偶 nazajutrz sytuacja Rosjan si臋 zmieni艂a. W ci膮gu nocy
si艂y Ostermanna wzros艂y bowiem w tr贸jnas贸b dzi臋ki
przybyciu korpus贸w Pahlena i Konownicyna. Zabezpie-
czywszy si臋 od lewego skrzyd艂a rosyjskiego, obaj ksi膮-
偶臋ta francuscy wyznaczali ju偶 swojemu prawemu skrzy-
d艂u pozycj臋, z kt贸rej pu艂ki ruszy膰 mia艂y do boju i kt贸ra
mia艂a by膰 jednocze艣nie dla nich punktem oporu, gdy
wtem nagle ozwa艂a si臋 z lewego flanku g艂o艣na wrzawa;
patrz膮: to Rosjanie — o艣mieleni dwukrotnym odparciem
kawalerii i piechoty naszego skrzyd艂a — t艂umnie wysy-
pywali si臋 teraz z lasu, dzikie wznosz膮c okrzyki. W owej
chwili zapa艂 i m臋stwo o偶ywia艂y szeregi rosyjskie, zw膮t-
pienie i bezradno艣膰 ogarn臋艂y zawsze i wsz臋dzie zwy-
ci臋skich dotychczas Francuz贸w.
84 pu艂k i batalion Kroat贸w na pr贸偶no usi艂owa艂y oprze膰
si臋 przewa偶aj膮cym si艂om; topnia艂y jeno coraz bardziej,
za艣cielaj膮c ziemi臋 stosami trup贸w i rannych; pod
pozorem ratowania i przenoszenia rannych, cz臋stokro膰
rany symuluj膮c, zdrowi i silni licznie opuszczali szeregi.
Widmo pora偶ki unosi艂o si臋 nad nami. W艣r贸d og贸lnego
rozprz臋偶enia, przez nikogo nie podtrzymywana, cofa膰 si臋
ju偶 zaczyna艂a artyleria, najwytrwalsza i najbardziej
doborowa bro艅. Chwil臋 jeszcze, a wszystkie pu艂ki, roz-
bite i zdezorganizowane ucieczk膮, spotka艂yby si臋 w cia-
snej gardzieli w膮skiego jaru, w贸wczas za艣 pr贸偶nymi
by艂yby gro藕by i nawo艂ywania oficer贸w, bezcelowym —
najwi臋ksze nawet m臋stwo.
W owym momencie Murat — wzburzony przebiegiem
walki — stan膮艂 osobi艣cie na czele pu艂ku u艂an贸w polskich,
kt贸rzy zar贸wno pod wp艂ywem ognistej przemowy kr贸la,
jak i nieprzejednanej nienawi艣ci wzgl臋dem Rosjan
cwa艂em ruszyli za nim do ataku. Podobno Murat chcia艂
jedynie poprowadzi膰 ich w wir walki; nie wypada艂o mu
bra膰 w niej czynnego udzia艂u, gdy偶 jako naczelny w贸dz
obowi膮zany by艂 wszystko widzie膰 i wszystkim kierowa膰;
lecz na znacznej przestrzeni lance u艂an贸w po艂yskiwa艂y za
nim zwart膮 g臋stwin膮, a konie mkn臋艂y jak wiatr. Nie m贸g艂
wi臋c ani usun膮膰 si臋 na bok, ani zatrzyma膰. Pierwszy tedy
wpad艂 na szeregi rosyjskie i bi艂 si臋 na r贸wni z innymi,
niepomny godno艣ci swojej, ze zwyk艂膮 sobie zuchwa艂膮
odwag膮.
R贸wnocze艣nie genera艂 d'Anthouard zagrzewa艂 do walki
swoich kanonier贸w, a genera艂 Girardin poprowadzi艂 106
pu艂k przeciw prawemu skrzyd艂u rosyjskiemu i wypar艂 je
z pozycji, zabieraj膮c mu dwa dzia艂a. Z przeciwleg艂ej
strony genera艂 Pir膷 obszed艂 nieprzyjaciela z lewego
flanku i zmusi艂 do odwrotu. Rosjanie cofn臋li si臋 w mroki
le艣ne.
Mimo to wszak偶e bronili uparcie na swoim lewym
skrzydle g臋stego lasu, kt贸rego nader wysuni臋ta pozycja
przerwa艂a ci膮g艂o艣膰 naszej linii bojowej. Zaskoczony zie-
j膮cym z lasu ogniem 92 pu艂k, wci膮偶 gradem kul zasy-
pywany, sta艂 nieruchomo, nie 艣miej膮c ani atakowa膰, ani
te偶 cofa膰 si臋. Sercami 偶o艂nierzy targa艂y dwojakie, naj-
zupe艂niej sprzeczne uczucia: trwoga przed niebezpie-
cze艅stwem i obawa ha艅by. Lecz genera艂 Belliard, w 艣lad
kt贸rego pod膮偶y艂 wkr贸tce genera艂 Roussel, tak umiej臋tnie
podni贸s艂 ducha w 偶o艂nierzach s艂owami i w艂asnym
przyk艂adem, 偶e po kr贸tkiej walce las zdobyto.
Dzi臋ki temu znaczny oddzia艂 nieprzyjacielski, kt贸ry
stara艂 si臋 obej艣膰 prawe nasze skrzyd艂o, sam zosta艂 2 kolei
otoczony. Dostrzeg艂szy to Murat ruszy艂 pierwszy ze
wzniesion膮 szabl膮 w d艂oni, wo艂aj膮c: „Za mn膮, wiara!".
Liczne jednak jary i parowy u艂atwi艂y Rosjanom odwr贸t:
cofn臋li si臋 wszyscy w g艂膮b rozleg艂ego lasu, kt贸ry ci膮gn膮艂
si臋 na przestrzeni dw贸ch mil i by艂 ostatni膮 zas艂on膮
kryj膮c膮 przed nami Witebsk.
Po tak uci膮偶liwej i za偶artej bitwie, gdy zar贸wno kr贸l
Neapolu, jak i wicekr贸l W艂och obawiali si臋 i艣膰 dalej,
nadci膮gn膮艂 cesarz. Wys艂uchawszy z艂o偶onego mu przez
obu ksi膮偶膮t raportu, Napoleon uda艂 si臋 przede wszystkim
na szczyt najwy偶szego i najbardziej wysuni臋tego ku
nieprzyjacielowi wzg贸rza. Z wynios艂o艣ci tej geniusz jego
wzlecia艂 ponad wszystkie te przeszkody, przenikn膮艂
tajemniczy g膮szcz pos臋pnych las贸w i zwarto艣膰 sinawych,
dalekich wzg贸rz i nie wahaj膮c si臋, odno艣ne wyda艂 roz-
kazy. Lasy, o kt贸re poszczerbi艂a si臋 moc Murata i wi-
cekr贸la, zosta艂y niebawem przebyte, i tego偶 jeszcze dnia
o wieczornym mroku mieszka艅cy Witebska z podw贸j-
nego swego wzg贸rza dojrze膰 mogli na okalaj膮cej miasto
r贸wninie naszych strzelc贸w.
Powstrzyma艂a tutaj cesarza noc, tysi膮ce ognisk nie-
przyjacielskich biwak贸w na r贸wninie, nieznajomo艣膰 te-
renu, potrzeba wywiad贸w dla nale偶ytego rozlokowania
dywizji, wreszcie zw艂oka spowodowana w膮sko艣ci膮 jaru,
przez kt贸ry pu艂ki kolejno wydostawa艂y si臋 na r贸wnin臋.
Zatrzymano si臋 wi臋c, aby odetchn膮膰, zbada膰 teren, skon-
centrowa膰 si艂y, od偶ywi膰 si臋 i przygotowa膰 bro艅 na dzie艅
nast臋pny. Napoleon sp臋dzi艂 noc pod namiotem, na pa-
g贸rku, po艂o偶onym z lewej strony traktu, opodal wsi Ku-
kowicze.
Nad ranem 27 ukaza艂 si臋 cesarz na forpocztach. Dzien-
ny blask dozwoli艂 mu ujrze膰 wreszcie armi臋 rosyjsk膮
na p艂askowzg贸rzu, kt贸re g贸ruje nad wszystkimi drogami
wiod膮cymi do Witebska. Rzeka 艁uczesa, g艂臋bokim p艂y-
n膮ca korytem, okala艂a t臋 niezwykle siln膮 pozycj臋. W pe-
wnej odleg艂o艣ci od rzeki dziesi臋膰 tysi臋cy jazdy i nieco
piechoty zdawa艂o si臋 broni膰 do niej przyst臋pu: piechota
ustawiona by艂a cz臋艣ciowo w centrum, w poprzek traktu,
cz臋艣ciowo w lesie na g贸rze, na lewym skrzydle; ca艂a za艣
kawaleria — na prawym skrzydle, o D藕win臋 oparta.
Czo艂o armii rosyjskiej nie godzi艂o ju偶 wprost w nasz膮
kolumn臋, lecz nieco na lewo, a zmieni艂o kierunek, id膮c
brzegiem rzeki, kt贸ra w tym miejscu oddala艂a si臋 od nas
nag艂ym skr臋tem. Przeszed艂szy po w膮skim mo艣cie w膮w贸z,
kt贸ry dzieli艂 j膮 od tego nowego pola walki, kolumna
francuska musia艂a zatem zwr贸ci膰 si臋 na lewo, wysun膮膰
ku przodowi prawe skrzyd艂o tak, aby utrzyma膰 1 tej
strony kontakt z rzek膮 i stan膮膰 naprzeciw szereg贸w
nieprzyjacielskich. Na skraju tego w膮wozu w pobli偶u
mostu, a na lewo od drogi, odosobniony pag贸rek zwr贸ci艂
by艂 od razu uwag臋 cesarza: z pag贸rka tego obserwowa膰
m贸g艂 obie armie, stoj膮c sam na uboczu jak sekundant
podczas pojedynku.
Najpierw wysun臋艂o si臋 na p艂askowzg贸rze dwustu wol-
ty偶er贸w, wchodz膮cych w sk艂ad 9 paryskiego pu艂ku pie-
choty liniowej. Skierowano ich niezw艂ocznie na lewo,
obok D藕winy, wprost ca艂ej jazdy rosyjskiej, tworz膮cej
lewe skrzyd艂o w nowej konfiguracji. Z ty艂u, za wolty-
偶erami, szed艂 16 pu艂k konnych szaser贸w oraz kilka lek-
kich dzia艂 polowych. Rosjanie przygl膮dali si臋 oboj臋tnie
defiladzie naszych szereg贸w i czynionym przez nas
przygotowaniom do ataku.
Bezczynno艣膰 ta by艂a dla nas pomy艣lna. Lecz kr贸l Ne-
apolu upojony tyloma spojrzeniami, ulegaj膮c wojennemu
animuszowi, skierowa艂 szaser贸w 16 pu艂ku przeciw ca艂ej
je藕dzie rosyjskiej. Z przera偶eniem spogl膮dano na
nieliczny oddzia艂 francuski, kt贸ry poprzez wyrwy i usy-
piska z trudem przedosta艂 si臋 ku nieprzyjacielowi. Nie-
ch臋tnie szli nieszcz臋艣ni 偶o艂nierze, oci膮gaj膮c si臋 wobec
niechybnej zguby. Tote偶 przy pierwszym natarciu u艂a-
n贸w gwardii rosyjskiej — podali ty艂y; lecz przebyte
dopiero co jary utrudnia艂y ucieczk臋: gdy wr贸g dopad艂
ich, stoczyli si臋 w rozpadliny, gdzie wielu 艣mier膰 po-
nios艂o.
Murat — zrozpaczony — z szabl膮 w d艂oni rzuci艂 si臋
w贸wczas w odm臋t walki, a za nim run臋艂o oko艂o sze艣膰-
dziesi臋ciu je藕d藕c贸w: oficer贸w i 偶o艂nierzy. Stan臋li zdu-
mieni zuchwa艂ym tym czynem u艂ani rosyjscy. Murat
wyszed艂 ca艂o tylko dzi臋ki swemu forysiowi, kt贸ry 艣ci膮艂
wrogie rami臋 wzniesione nad g艂ow膮 kr贸la, a tymczasem
szcz膮tki nieszcz臋snego regimentu szaser贸w zdo艂a艂y
schroni膰 si臋 pod opieku艅cze skrzyd艂o 53 pu艂ku.
艢mia艂a szar偶a u艂an贸w rosyjskich dozwoli艂a im dotrze膰
a偶 do st贸p wzg贸rza, z kt贸rego Napoleon kierowa艂
przebiegiem bitwy. Wed艂ug przyj臋tego zwyczaju, broni艂o
cesarza kilkudziesi臋ciu spieszonych szaser贸w gwardii
francuskiej. Celnymi strza艂ami odparli oni atak nie-
przyjaciela. Cofaj膮c si臋, u艂ani napotkali owych dwustu
wolty偶er贸w z pu艂ku paryskiego, kt贸rzy po ucieczce 16
pu艂ku pozostali sami na placu boju. Zawrza艂a walka.
Wszystkie spojrzenia zwr贸ci艂y si臋 w t臋 stron臋.
Mniemano zobop贸lnie, i偶 nieuchronn膮 jest zag艂ada
szczup艂ej garstki piechur贸w. Oni wszak偶e nie zw膮tpili o
sobie. Dow贸dcy cofn臋li si臋 przede wszystkim ze swoimi
kompaniami pobok D藕winy na teren wyboisty, g臋stymi
poros艂y krzakami, pe艂en dziur i rozpadlin. Obyci z wojn膮
i jej fortelami, zbiegli si臋 wnet wszyscy na kr贸tk膮, a
decyduj膮c膮
wobec
gro藕nego
niebezpiecze艅stwa
rozpraw臋. I wszyscy — od najm艂odszego go艂ow膮sego
rekruta do starych, w s艂u偶bie osiwia艂ych wiarus贸w, ofi-
cerowie i 偶o艂nierze — spojrzeli po sobie, staraj膮c si臋
wyczyta膰 wzajemnie we w艂asnych oczach to, co ka偶dy z
nich kry艂 na dnie duszy. Lecz wszystkie twarze spokojne
by艂y. Og贸ln膮 widz膮c ufno艣膰, ka偶dy 艂acniej zawierzy艂
w艂asnym si艂om.
Wykorzystano umiej臋tnie w艂a艣ciwo艣ci terenu. Pr贸偶nymi
by艂y wszelkie usi艂owania u艂an贸w rosyjskich: krzaki i
rozpadliny zatrzymywa艂y ich co chwila, d艂ugie lance
przeszywa艂y jeno powietrze. Przy wt贸rze 艣wistu i war-
kotu kul, kt贸rymi pra偶yli ukryci za krzakami wolty偶e-
rowie, coraz g臋艣ciej pada艂y ludzkie i ko艅skie trupy, nowe
tworz膮c przeszkody. Zniech臋ceni i zdziesi膮tkowani,
Rosjanie zawr贸cili wreszcie i pognali ku swoim. Uciecz-
ka ich, radosne okrzyki naszej armii, honorowe odznaki
natychmiast przes艂ane przez cesarza najwaleczniejszym,
s艂owa jego pe艂ne uznania, kt贸re po ca艂ej rozbrzmia艂y
Europie — wszystko to zwiastowa艂o tym walecznym
偶o艂nierzom zdobyt膮 przez nich chwa艂臋, kt贸rej oni sami
nie oceniali jednak dostatecznie: pi臋kne czyny zazwyczaj
wydaj膮 si臋 rzecz膮 naturaln膮 tym, kt贸rzy je spe艂niaj膮.
Bliscy 艣mierci lub co najmniej niewoli, w tej samej
prawie chwili zwyci臋偶ali blaskiem s艂awy promienni!
Tymczasem armia w艂oska i jazda Murata, id膮ca za
trzema dywizjami pierwszego korpusu, kt贸rymi od Wil-
na dowodzi艂 hrabia Lobau, atakowa艂y drog臋 i lasy, gdzie
znalaz艂o oparcie lewe skrzyd艂o nieprzyjacielskie. Po-
tyczka by艂a ostra, ale trwa艂a kr贸tko. Rosyjska stra偶
przednia szybko wycofa艂a si臋 za w膮w贸z rzeki 艁uczycy,
aby jej tam si艂膮 nie zepchni臋to. W ten spos贸b armia
nieprzyjacielska po艂膮czy艂a si臋 na drugim brzegu i liczy艂a
teraz osiemdziesi膮t tysi臋cy ludzi.
Zuchwa艂a buta Rosjan, zajmuj膮cych obronn膮 pozycj臋 u
bram gubernialnego miasta, zwiod艂a Napoleona. S膮dzi艂
bowiem, i偶 poczucie honoru nie dozwoli im cofa膰 si臋 bez
walnej bitwy. Mimo wczesnej pory — min臋艂a zaledwie
jedenasta — kaza艂 zaprzesta膰 walki, aby m贸c objecha膰
spokojnie front ca艂ej linii bojowej i wszystko przygoto-
wa膰 na dzie艅 nast臋pny do decyduj膮cej rozprawy. Nim
jednak ucich艂y strza艂y, ulokowa艂 si臋 na niewielkim pa-
g贸rku — po艣r贸d strzelc贸w — i tam spo偶y艂 napr臋dce
艣niadanie. Z tego samego wzg贸rza ciekawie obserwowa艂
nieprzyjaciela, gdy zb艂膮kana kula zrani艂a stoj膮cego przy
nim 偶o艂nierza. Reszta dnia up艂yn臋艂a na szczeg贸艂owych
zwiadach i na wyczekiwaniu nie nadesz艂ych jeszcze kor-
pus贸w.
Napoleon zapowiedzia艂 bitw臋 na dzie艅 nast臋pny. 呕e-
gnaj膮c Murata, zawo艂a艂: „Jutro — o pi膮tej — zab艂y艣nie
zn贸w s艂o艅ce spod Austerlitz". S艂owa te t艂umacz膮 nag艂e
zaprzestanie walki w chwili, gdy zwyci臋stwo zdawa艂o si臋
na nasz膮 przechyla膰 stron臋, gdy pu艂ki nasze, zniech臋cone
i wyczerpane nieustannym po艣cigiem, dopad艂y wreszcie
nieuchwytnej dotychczas armii rosyjskiej. Murat, kt贸ry
na pr贸偶no wygl膮da艂 co dnia walnej rozprawy — wbrew
opinii cesarza — utrzymywa艂, 偶e Barclay dlatego jedynie
przygotowywa艂 si臋 rzekomo do walki, aby uj艣膰 spokojnie
pod os艂on膮 nocy. Nie mog膮c jednak przekona膰
Napoleona, roz艂o偶y艂 si臋 obozem nad samym brzegiem
艁uczesy, niemal wpo艣r贸d wojsk rosyjskich. Pozycja ta, z
kt贸rej obejmowa艂 ca艂e p艂askowzg贸rze, z kt贸rej m贸g艂
ewentualnie uczyni膰 wycieczk臋 na przeciwleg艂y brzeg i
zak艂贸ci膰 Rosjanom odwr贸t, odpowiada艂a najlepiej
awanturniczemu jego usposobieniu.
Murat by艂 w b艂臋dzie, a jednak mia艂 racj臋; Napoleon
trafnie rozumowa艂, a jednak omyli艂 si臋. Cz艂owiek bo-
wiem jest zawsze igraszk膮 losu. Cesarz Francuz贸w prze-
nikn膮艂 w zupe艂no艣ci zamiary wodza rosyjskiego. Istotnie,
Barclay s膮dz膮c, i偶 Bagration znajduje si臋 ko艂o Orszy i
niebawem nadci膮gnie pod Witebsk, zdecydowa艂 si臋 na
(waln膮 bitw臋. Lecz otrzymane wieczorem wie艣ci o wy-
cofaniu si臋 Bagrationa przez Nowy Bych贸w na Smole艅sk
zmieni艂y ca艂kowicie jego plany.
W rzeczy samej 28 o 艣wicie Murat zawiadomi艂 cesarza,
i偶 puszcza si臋 w pogo艅 za Rosjanami, o kt贸rych ju偶 s艂uch
zagin膮艂. Napoleon wszak偶e nie da艂 si臋 od razu przekona膰,
twierdz膮c uparcie, 偶e ca艂a armia nieprzyjacielska jest w
pobli偶u i 偶e wobec tego dzia艂a膰 nale偶y z wielk膮
ostro偶no艣ci膮. Spowodowa艂o to, oczywi艣cie, znaczn膮
zw艂ok臋. Wreszcie cesarz dosiad艂 konia. Po trochu
rozwiewa艂y si臋 jego z艂udzenia, a pierzch艂y zupe艂nie, gdy
stan膮艂 po艣rodku opuszczonego przez Rosjan obozu.
Ob贸z ten zdradza艂 niepospolit膮 znajomo艣膰 sztuki wo-
jennej, zar贸wno doborem terenu i symetri膮 poszczeg贸l-
nych kwater, jak 艣cis艂ym i absolutnym przestrzeganiem
obowi膮zuj膮cych przepis贸w, wzorowym porz膮dkiem i
czysto艣ci膮; nic nie zostawiono, o niczym nie zapomniano.
Poza granicami obozu nie by艂o 偶adnych 艣lad贸w, nic, co
by wskazywa艂o kierunek, w jakim zwr贸cili si臋 Rosjanie.
W pora偶ce ich wi臋cej by艂o 艂adu ani偶eli w naszym
zwyci臋stwie. Cofaj膮c si臋, 艣wiecili przyk艂adem, z kt贸rego,
niestety, zwyci臋zcy nigdy nie korzystaj膮: b膮d藕 to dlatego,
偶e powodzenie za艣lepia, b膮d藕 te偶, 偶e niedola dopiero
uczy rozumu.
Jedynym zyskiem owego dnia, kt贸ry mia艂 by膰 decy-
duj膮cym, by艂o uj臋cie 偶o艂nierza rosyjskiego, kt贸rego zna-
leziono 艣pi膮cego pod krzakiem. Wkr贸tce potem szeregi
nasze wchodzi艂y do Witebska, kt贸ry okaza艂 si臋 r贸wnie
wyludniony, jak ob贸z Rosjan.
Przeszukano na pr贸偶no wszystkie drogi. Nikt nie m贸g艂
dociec, dok膮d udali si臋 Rosjanie: w kierunku Smole艅ska
czy te偶 brzegiem w g贸r臋 D藕winy. Ney pod膮偶y艂 ze swoim
korpusem ku Smole艅skowi, reszta za艣 armii 艣ladem
dojrzanego w oddali lu藕nego oddzia艂u kozak贸w. Brodz膮c
po kostki w grz膮skim piasku, w艣r贸d tuman贸w kurzu, w
s艂o艅cu i spiekocie, uszli艣my sze艣膰 mil. Noc zasta艂a nas w
pobli偶u wsi Agaponowszczyzny.
Podczas kiedy zmordowane i spotnia艂e pu艂ki gasi艂y
pragnienie m臋tn膮 wod膮 z b艂otnistych ka艂u偶, na wzg贸rzu,
obok traktu, toczy艂y si臋 pod cesarskimi namiotami o偶y-
wione obrady, w kt贸rych bra艂 udzia艂 cesarz, kr贸l Ne-
apolu, wicekr贸l i ksi膮偶臋 Neuch芒telu.
„Zn贸w tedy, jak pod Wilnem, wymkn臋艂o mi si臋 z r膮k
tyle upragnione, tak bardzo oczekiwane i nieodzownie
potrzebne zwyci臋stwo. Dosi臋gn臋li艣my wprawdzie tylne
stra偶e, lecz by艂y偶 one nimi istotnie? A mo偶e Barclay
cofn膮艂 si臋 raczej ku Smole艅skowi przez Rudni臋? Czy偶
d艂ugo jeszcze trzeba b臋dzie 艣ciga膰 Rosjan, zanim zmusi
si臋 ich do rozstrzygaj膮cej rozprawy? Konieczno艣膰 zor-
ganizowania oswobodzonej Litwy, stworzenia magazy-
n贸w i szpitali, ustanowienia nowego punktu zbornego,
gdzie mog艂yby zgromadzi膰 si臋 i wypoczywa膰 strudzone
oddzia艂y, wreszcie ogrom linii bojowej, kt贸ra rozwija艂a
si臋 w spos贸b wr臋cz zatrwa偶aj膮cy — czy偶 to wszystko nie
powinno nak艂ania膰 do zatrzymania si臋 u granic starej
Rosji?"
W czasie narady Murat pokry艂 milczeniem utarczk臋,
kt贸ra rozegra艂a si臋 nie opodal Agaponowszczyzny. For-
poczty nasze zosta艂y rozbite: cz臋艣膰 je藕d藕c贸w zmuszona
by艂a ucieka膰 pieszo, inni za艣 zaledwie uchroni膰 zdo艂ali
zmordowane i os艂ab艂e konie. Interpolowany przez cesarza
genera艂 Belliard o艣wiadczy艂 bez ogr贸dek, 偶e pu艂ki wy-
czerpane s膮 doszcz臋tnie; 偶e po sze艣ciu dniach r贸wnie
forsownych, jak dotychczas, marsz贸w — wygin臋艂yby
wszystkie konie; 偶e wypoczynek nieodzownie jest po-
trzebny.
Straszliwy upa艂, 偶ar bij膮cy od rozpalonych piask贸w —
przewa偶y艂y szal臋. Cesarz, zm臋czony i wyczerpany, uleg艂
wreszcie rozumnym perswazjom. Armia francuska roz-
艂o偶y艂a si臋 wzd艂u偶 D藕winy i Dniepru oraz na zawartej
mi臋dzy tymi rzekami przestrzeni: Poniatowski na czele
pu艂k贸w polskich w Mohylowie; korpus Davouta w
Orszy, Dubrownie i Lubowiczach; Murat, Ney, armia
w艂oska i gwardia — mi臋dzy Orsz膮 i Dubrown膮 z jednej
strony a Witebskiem i Sura偶em z drugiej; forpoczty w
Ladach, Jankowie i Wieli偶u na wprost korpus贸w
Barclaya i Bagrationa; obie bowiem armie rosyjskie, z
kt贸rych jedna, przeprawiwszy si臋 przez D藕win臋, ucieka艂a
przed Napoleonem na Dryss臋 i Witebsk, a druga
przebywszy Berezyn臋 i Dniepr, uchodzi艂a z r膮k Davouta
na Bobrujsk, Bych贸w i Smole艅sk — zdo艂a艂y wreszcie w
jedn膮 po艂膮czy膰 si臋 ca艂o艣膰.
Pojedyncze wielkie korpusy, od艂膮czone od g艂贸wnej
armii, rozlokowane by艂y w nast臋puj膮cy spos贸b: na pra-
wo, wprost Bobrujska, kt贸rego broni艂 dwunastotysi臋czny
oddzia艂 Haertela — genera艂 D膮browski.
Na lewo, na trakcie wiod膮cym do Petersburga, a bro-
nionym przez trzydziestotysi臋czny korpus Wittgensteina,
w Po艂ocku i Bia艂yczanach — ksi膮偶臋 Reggi i genera艂
Saint-Cyr.
U skraju lewego skrzyd艂a, wprost Rygi i nieco na
prawo, ku Dynaburgowi, wzd艂u偶 rzeki Aa — Macdonald
i trzydzie艣ci osiem tysi臋cy Prusak贸w i Polak贸w.
R贸wnocze艣nie — Schwarzenberg i R茅gnier, na czele
korpus贸w saskiego i austriackiego, zajmowali w kierunku
S艂onimia przestrze艅 mi臋dzy Niemnem a Bugiem,
os艂aniaj膮c Warszaw臋 i ty艂y Wielkiej Armii, niepokojone
przez Tormasowa. Ksi膮偶臋 Belluno nadci膮gn膮艂 od Wis艂y z
czterdziestotysi臋czn膮 rezerw膮, a Augereau gromadzi艂 w
Szczecinie nowy, jedenasty z rz臋du korpus.
W Wilnie, otoczony przedstawicielami kilku dwor贸w
europejskich, rz膮dzi艂 ksi膮偶臋 Bassano. Czynnie zajmowa艂
si臋 sprawami Litwy, prowadzi艂 korespondencj臋 z wszyst-
kimi wodzami, przesy艂a艂 im otrzymywane od Napoleona
instrukcje, posuwaj膮c nieustannie w g艂膮b kraju nad-
chodz膮ce wci膮偶 do Wilna zapasy 偶ywno艣ci, oddzia艂y
rekrut贸w i maruder贸w.
Z chwil膮 gdy cesarz zdecydowa艂 si臋 na powy偶szy plan,
powr贸ci艂 wraz z gwardi膮 do Witebska. Wchodz膮c wie-
czorem 28 lipca do swojej kwatery, odpasa艂 szpad臋, a
rzuciwszy j膮 porywczo na st贸艂, mapami okryty, zawo艂a艂:
„Zatrzymuj臋 si臋 tutaj, chc臋 pozna膰 miejscowe warunki,
skupi膰 ca艂膮 moj膮 armi臋, aby wypocz臋艂a, i zorganizowa膰
Polsk臋. Kampania roku 1812 jest ju偶 uko艅czona! Rok
1813 dokona dzie艂a!"
Wraz z zaj臋ciem Litwy cel wojny zosta艂 ju偶 w艂a艣ciwie
osi膮gni臋ty, a jednak zaledwie rozpocz臋ta by艂a kampania,
zdobyto bowiem ziemi臋, lecz nie pokonano ludzi. Armia
rosyjska nie by艂a dotychczas naruszona: oba jej skrzyd艂a,
rozdzielone gwa艂towno艣ci膮 pierwszego natarcia, po-
艂膮czy艂y si臋 ponownie. Wbrew wszelkim przewidywa-
niom, mimo 艂agodnej, najpi臋kniejszej pory roku, Napo-
leon postanowi艂, rzekomo nieodwo艂alnie, zatrzyma膰 si臋
nad brzegami Dniepru i D藕winy. Tym 艂acniej za艣 m贸g艂
innych w b艂膮d wprowadzi膰 odno艣nie plan贸w swoich i
zamiar贸w, 偶e sam siebie zwodzi艂.
Nakre艣lono ju偶 na mapach lini臋 obronn膮 Francuz贸w:
artyleria obl臋偶nicza w pobli偶u Rygi, o kt贸r膮 opiera艂o si臋
lewe skrzyd艂o armii, Dynaburg i Po艂ock siln膮 obsadzone
za艂og膮. Witebsk i okalaj膮ce go lesiste wzg贸rza, nader
艂atwe do ufortyfikowania — zaj臋te przez centrum. Od
Witebska za艣 ku po艂udniowi, od Berezyny a偶 po Dniepr,
w艣r贸d trz臋sawisk i moczar贸w — pojedyncze Oddzia艂y,
broni膮ce nielicznych przej艣膰. Olbrzymi膮 t臋 lini臋 zamyka艂
od po艂udnia Bobrujsk, twierdza pozostaj膮ca dot膮d w r臋ku
Rosjan, kt贸r膮 teraz miano zdoby膰. Ostatnim atutem w
grze by艂 projekt masowego powstania ludnych prowincji
po艂udniowych; bitne oddzia艂y partyzanckie wyp臋dzi膰
mia艂y Tormasowa i przy艂膮czy膰 si臋 do armii
Schwarzenberga. Jeden z najmocniejszych w艂a艣cicieli
ziemskich tych prowincji, pan z dziada pradziada, dusz膮 i
cia艂em przysta艂 by艂 od razu do zbawc贸w swojej ojczyzny.
Jemu te偶 z ramienia cesarza przypad艂o kierownictwo
zamierzonej insurekcji.
W tym stanie rzeczy niczego nie powinno by艂o za-
brakn膮膰: Kurlandia wy偶ywi膰 mia艂a Macdonalda, 呕mud藕
— Oudinota, 偶yzne r贸wniny Bia艂orusi — cesarza, pro-
wincje po艂udniowe — reszt臋 armii. G艂贸wne magazyny —
skoncentrowane w Gda艅sku nie by艂y zreszt膮 zbytnio
oddalone, wielkie sk艂ady znajdowa艂y si臋 w Wilnie i
Mi艅sku. Tym sposobem armia 艣ci艣le by艂aby zwi膮zana z
oswobodzon膮 przez si臋 krain膮; wszystko za艣 zgodnie by z
ni膮 wsp贸艂dzia艂a艂o: gleba, rzeki, moczary, produkty i
mieszka艅cy.
Taki by艂 plan Napoleona. Cz臋stokro膰 przebiega艂 cesarz
Witebsk i jego okolice, jak gdyby chc膮c pozna膰
dok艂adniej miejscowo艣ci, w kt贸rych zamierza艂 osiedli膰
si臋 na d艂ugo. Ros艂y w mie艣cie budowle, powstawa艂y
r贸偶norodne przedsi臋biorstwa i zak艂ady. Wzniesiono
mi臋dzy innymi trzydzie艣ci sze艣膰 piekar艅, kt贸re wypieka艂y
jednorazowo dwadzie艣cia dziewi臋膰 tysi臋cy funt贸w
chleba. Potrzeba upi臋ksze艅 przy艂膮czy艂a si臋 niebawem do
艣ci艣le realnej i praktycznej dzia艂alno艣ci. Poniewa偶 stare
kamienne domy psu艂y harmoni臋 placu zamkowego,
cesarz nakaza艂 gwardii zburzy膰 je i gruzy z placu usun膮膰.
Projektowa艂 ju偶 rozrywki na sezon zimowy:
sprowadzenie z Pary偶a aktor贸w, a z Wilna i z Warszawy
uroczych spektatorek.
Jasno 艣wieci艂a w贸wczas przewodnia gwiazda cesarza. I
nie by艂aby zagas艂a, gdyby nie p贸藕niejsze niecierpliwe
odruchy, kt贸re cesarz uwa偶a艂 za chwile
genialnego natchnienia.
Tego偶 samego dnia wobec licznego audytorium zwr贸ci艂
si臋 do jednego z administrator贸w z tymi znamiennymi
s艂owy: „Niechaj pan stara si臋 wy偶ywi膰 nas tutaj, gdy偶 —
doda艂 g艂o艣no do swoich oficer贸w — nie mam zamiaru
wst臋powa膰 w 艣lady Karola XII". Niebawem wszak偶e
czyny zada艂y k艂am s艂owom i wszyscy dziwili si臋
oboj臋tno艣ci cesarza dla tak wa偶nego i trudnego
przedsi臋wzi臋cia.
Umiarkowany ton pierwszych przem贸wie艅 Napoleona
nie zwi贸d艂, co prawda, najbli偶szego jego otoczenia. Przy-
pominano sobie, 偶e gdy na widok opustosza艂ego obozu
rosyjskiego i otwartych bram Witebska oficerowie sztabu
cieszyli si臋 z r贸wnie 艂atwej zdobyczy, on nagle zwr贸ci艂
si臋 ku nim i zawo艂a艂 z gniewem: „Czy s膮dzicie, i偶
przyby艂em z tak daleka po to jedynie, aby zaj膮膰 t臋
ruder臋?" Wiedziano zreszt膮, 偶e o ile cesarz mia艂 cel
zawsze jasno wytkni臋ty, o tyle plan zmienia艂 si臋 zale偶nie
od warunk贸w i okoliczno艣ci, z szybko艣ci膮 w艂a艣ciw膮 ge-
niuszowi cesarza.
Napoleon 艂udzi艂 si臋 nadziej膮, i偶 otrzyma wkr贸tce od
Aleksandra nowe propozycje pokojowe. Poza tym absor-
bowa艂 go stan armii, og贸lna jej n臋dza i wyczerpanie.
Trzeba by艂o czeka膰 cierpliwie, nim liczni chorzy i maru-
derzy zdo艂ali dotrze膰 — jedni do szpitala, drudzy do
odno艣nych korpus贸w, a r贸wnocze艣nie zwi臋ksza膰 liczb臋
szpitali, gromadzi膰 zapasy 偶ywno艣ci, zakupywa膰 konie,
czeka膰 wreszcie na ambulanse, artyleri臋 i pontony, posu-
waj膮ce si臋 z trudem w艣r贸d piaszczystych r贸wnin Litwy.
Du偶o czasu poch艂ania艂a Napoleonowi r贸wnie偶 korespon-
dencja z Europ膮. Ostatni膮 za艣 wa偶n膮 przyczyn膮, kt贸ra
zatrzymywa艂a cesarza u granic w艂a艣ciwej Rosji, by艂o
niezwykle skwarne lato. Bo dziwny ten klimat nie zna w
niczym miary: wysusza albo zalewa, pali albo mrozi
ziemi臋 i jej mieszka艅c贸w, cho膰 wydaje si臋, 偶e powinien
im sprzyja膰; zdradziecka ta atmosfera lata P贸艂nocy,
upalna, obezw艂adniaj膮ca, czyni艂a organizmy tym wra偶-
liwszymi na bliskie ju偶 mrozy.
Cesarz odczuwa艂 zapewne na r贸wni z innymi ujemny
wp艂yw klimatu. Lecz gdy wypocz膮艂 nale偶ycie, gdy dzie艅
mija艂 za dniem nie przynosz膮c 偶adnych wie艣ci z g艂贸wnej
kwatery rosyjskiej, gdy wydane zosta艂y najwa偶niejsze
rozkazy, j膮艂 niecierpliwi膰 si臋 i traci膰 zwyk艂y niewzru-
szony spok贸j — b膮d藕 to, 偶e jako cz艂owiekowi czynu
ci膮偶y艂a mu bezczynno艣膰 i 偶e przedk艂ada艂 raczej niebez-
piecze艅stwo nad nud臋 wyczekiwania; b膮d藕 te偶, 偶e uleg艂
w owej chwili w艂adzy instynktu zaborczego, kt贸ry u
wielu jednostek silniejszy jest ani偶eli wszelkie inne
uczucia: ani偶eli rado艣膰 posiadania lub nawet obawa zu-
pe艂nej zag艂ady.
Wtedy to zw艂aszcza prze艣ladowa艂a go ze szczeg贸lniej-
szym uporem wizja zdobytej i ujarzmionej Moskwy: taki
by艂 cel marze艅 jego, kres wszelkich obaw i trud贸w.
Nale偶a艂o spodziewa膰 si臋, i偶 p艂omienny a niespokojny
geniusz cesarza, do szybkiego nawyk艂y dzia艂ania, nie
zechce wyczekiwa膰 osiem miesi臋cy na zaj臋cie miasta, do
kt贸rego mo偶na by艂o dotrze膰 w niespe艂na trzy tygodnie.
Nikt wszelako nie powinien wydawa膰 zbyt pochopnych
s膮d贸w o r贸wnie niepospolitej jednostce, przypisuj膮c jej
og贸lnoludzkie s艂abostki. Niebawem us艂yszymy w艂asne
jego s艂owa, ujrzymy, do jakiego stopnia zewn臋trzna
polityka cesarza utrudnia艂a i komplikowa艂a militarn膮 jego
akcj臋. Mniej godne pot臋pienia wydadz膮 si臋 nam jego
decyzje, gdy ujrzymy, 偶e o losach Rosji zadecydowa艂
jeden dzie艅 zdrowia, kt贸rego zabrak艂o Napoleonowi na
polu bitwy pod Borodino.
Pocz膮tkowo jednak — nawet przed samym sob膮 — nie
przyznawa艂 si臋 do tak zuchwa艂ych zamiar贸w. Lecz
powoli j膮艂 nad nimi rozmy艣la膰, wa偶y膰 wszelkie pro i
contra, w膮tpi膰 i waha膰 si臋, ulegaj膮c stopniowo coraz
wi臋kszemu rozdra偶nieniu. Godzinami ca艂ymi b艂膮ka艂 si臋
bez celu z k膮ta w k膮t, dr臋czony nieprzepart膮 pokus膮. Nic
nie by艂o w stanie d艂u偶ej go zaj膮膰: rozpoczyna艂 jak膮艣
prac臋, po chwili rzuca艂 j膮 i zn贸w do niej powraca艂; b艂膮-
dzi艂 bez celu, pyta艂 si臋 o godzin臋, obserwowa艂 niebo,
stawa艂, bezmy艣lnie nuci艂 co艣 pod nosem i zn贸w zaczyna艂
chodzi膰 — zadumany, chmurny.
Pod wp艂ywem wewn臋trznej rozterki, spotkawszy ko-
gokolwiek, stawia艂 mu kilka szorstkich, urywkowych
pyta艅: ,,No i c贸偶? Zostaniemy tu? Czy p贸jdziemy dalej?
Czy nale偶y zatrzyma膰 si臋 na drodze chwa艂y"? I, nie
czekaj膮c na odpowied藕, odchodzi艂; poza w艂asnym „ja"
zdawa艂 si臋 szuka膰 spokojnej, wyrozumowanej decyzji.
Upadaj膮c wreszcie pod brzemieniem zw膮tpienia i nie-
pewno艣ci, zmo偶ony — mimo lekkiego odzienia — upa-
艂em i nat臋偶eniem umys艂u, rzuca艂 si臋 na twarde polowe
艂贸偶ko, kt贸re kaza艂 rozstawia膰 w swojej kwaterze. W ten
spos贸b sp臋dza艂 w Witebsku znaczn膮 cz臋艣膰 dnia.
Lecz gdy cia艂o wypoczywa, tym usilniej pracuje za-
zwyczaj umys艂. „Tyle pobudek sk艂ania艂o go do zaj臋cia
Moskwy! Takim bezmiarem nudy przera偶a艂a ewentual-
no艣膰 sp臋dzenia w Witebsku d艂ugich siedmiu zimowych
miesi臋cy! Czy偶 istotnie on, zdobywca 艣wiata, zamiast
atakowa膰, zmuszony b臋dzie broni膰 si臋? Czy偶 istotnie
mia艂aby przypa艣膰 mu w udziale rola niegodna go, do
kt贸rej nie nawyk艂, kt贸ra nie odpowiada 偶adn膮 miar膮
zasadniczym cechom jego geniuszu?"
W ko艅cu, nagle zdecydowany, unikaj膮c refleksji i
g艂臋bszego zastanowienia, zrywa si臋 czym pr臋dzej z 艂贸偶ka.
I poch艂oni臋ty ju偶 ca艂kowicie nowym planem, pochyla si臋
nad mapami. A mapy ukazuj膮 mu Smole艅sk i Moskw臋,
wielk膮 Moskw臋, 艣wi臋te miasto — nazwy, kt贸re powtarza
z upodobaniem i kt贸re zdaj膮 si臋 podsyca膰 jeszcze
gorej膮c膮 w duszy jego 偶膮dz臋 podboju. Na ten widok
cesarz, porwany swoim gro藕nym zamys艂em, daje si臋
op臋ta膰 geniuszowi wojny: jego g艂os spi偶owymi brzmi
tony, oczy p艂on膮, gro藕ne 艣ci膮gaj膮 si臋 brwi. Ludzie usu-
waj膮 mu si臋 z drogi, ogarni臋ci zar贸wno l臋kiem, jak
Czci膮; ale wreszcie plan jest gotowy, powzi臋te postano-
wienie, wyznaczona marszruta! Natychmiast widoczna
nast臋puje zmiana: uwolni艂 si臋 od straszliwych my艣li,
rozja艣nia si臋: 艂agodnieje jego twarz.
Zwraca si臋 w贸wczas do najbli偶szego otoczenia, szu-
kaj膮c uznania i aprobaty dla powzi臋tej decyzji. Wsz臋dzie
jednak napotyka op贸r, r贸偶norodnie objawiaj膮cy si臋, za-
le偶nie od charakteru i usposobienia. Berthier perswa-
dowa艂, prosi艂, nawet p艂aka艂. Lobau i Caulaincourt wy-
powiedzieli si臋 szczerze i otwarcie; pierwszy — z w艂a艣-
ciw膮 mu ch艂odn膮 i wynios艂膮 szorstko艣ci膮, usprawiedli-
wion膮 u tak dzielnego 偶o艂nierza, drugi — z uporem, za-
palczywie, niemal gwa艂townie. Wobec og贸lnego protestu
cesarz nie tai艂 niezadowolenia swego i gniewu, a spogl膮-
daj膮c chmurnie zw艂aszcza na Berthiera i jednego z adiu-
tant贸w zauwa偶y艂: „偶e zanadto wzbogaci艂 swoich genera-
艂贸w, kt贸rzy my艣l膮 teraz jedynie o rozkoszach 艂owiectwa i
艣wietnych kawalkadach po ulicach Pary偶a, a kt贸rym
zbrzyd艂a ju偶 snad藕 wojna!" Na takie o艣wiadczenie nie
by艂o odpowiedzi. Ka偶dy spuszcza艂 g艂ow臋 i rezygnowa艂 w
milczeniu. Jednemu z genera艂贸w gwardii powiedzia艂
cesarz w chwili rozdra偶nienia: „Urodzi艂e艣 si臋 na biwaku i
umrzesz na biwaku!"
Duroc r贸wnie偶 przeciwny by艂 projektowi cesarza; po-
cz膮tkowo milcza艂 uparcie, nast臋pnie za艣 przem贸wi艂 jasno
i zwi臋藕le, czyni膮c kr贸tkie, lecz nader trafne i rzeczowe
uwagi. Napoleon odpar艂: „I偶 zdaje sobie doskonale spra-
w臋 z zamiar贸w Rosjan, kt贸rzy pragn膮 wci膮gn膮膰 go w
g艂膮b kraju; lecz 偶e mimo to dotrze膰 jeszcze musi do
Smole艅ska, na zimowe le偶e; 偶e o ile na wiosn臋 roku
1813 Rosja nie zawrze pokoju, b臋dzie niechybnie
zgubiona; 偶e Smole艅sk stoi na stra偶y dw贸ch dr贸g: drogi
do Petersburga i drogi do Moskwy; 偶e nale偶y zaj膮膰 ten
niezmiernie wa偶ny posterunek, stamt膮d za艣 wyruszy膰
r贸wnocze艣nie ku obu stolicom: wszystko zburzy膰 w
jednej z nich, a wszystko zachowa膰 w drugiej..."
„呕e zwr贸ci nast臋pnie or臋偶 sw贸j przeciwko Prusom,
kt贸re zap艂ac膮 koszta wojny."
Z kolei pyta艂 cesarz o zdanie ministra Daru, cz艂owieka
niezwykle prawego, o nieugi臋tym i jak stal hartownym
charakterze. W obecno艣ci jednego tylko Berthiera
wszcz臋to spraw臋 pochodu na Moskw臋. Narady trwa艂y
przesz艂o osiem godzin. Nagabywany przez Napoleona, co
my艣li o tej wojnie, Daru odpowiedzia艂: „呕e wojna taka
by艂aby wojn膮 narodow膮; 偶e ani import towar贸w
angielskich do Rosji, ani nawet odbudowanie Kr贸lestwa
Polskiego nie stanowi膮 dostatecznie wa偶nych przyczyn
do podj臋cia r贸wnie dalekiej i ryzykownej wyprawy; 偶e
zar贸wno 偶o艂nierze, jak i oficerowie nie uznaj膮
konieczno艣ci takiej wojny; 偶e wszystko przemawia za
tym, aby zatrzyma膰 si臋 w Witebsku".
Cesarz 偶achn膮艂 si臋:
„Krew nie zosta艂a jeszcze przelana, a Rosja zbyt jest
pot臋偶na, aby podda膰 si臋 bez walki. Aleksander rozpocz膮膰
mo偶e preliminaria dopiero po walnej bitwie. Je艣li zajdzie
tego potrzeba, dotr臋 a偶 do 艣wi臋tego miasta i tam
2wyci臋偶臋. Pok贸j czeka na mnie u bram Moskwy. A je艣li
w贸wczas jeszcze Aleksander trwa膰 b臋dzie w uporze,
uk艂ada膰 si臋 b臋d臋 z bojarami lub te偶 z ludno艣ci膮 Moskwy,
kt贸ra o tyle liczn膮 jest i o艣wiecon膮, aby zrozumie膰 do-
brodziejstwo swobody i w艂asny interes". Po czym doda艂:
„Zreszt膮, Moskwa nie cierpi Petersburga; podobne za艣
wsp贸艂zawodnictwo — w skutkach wprost nieobliczalne
— 艂atwo b臋dzie wyzyska膰".
Podniecony rozmow膮, cesarz zdradzi艂 zatem mimo woli
swoje nadzieje. Daru powiedzia艂: „偶e dotychczas, b膮d藕 to
na skutek decyzji, b膮d藕 te偶 chor贸b i g艂odu, kontyngens
armii zmniejszy艂 si臋 ju偶 o jedn膮 trzeci膮".
„呕e je艣li w Witebsku odczuwano ju偶 znaczne braki, co
b臋dzie dalej?"
Po Daru zabra艂 g艂os Berthier: „Je艣li posuniemy si臋 w
g艂膮b kraju, Rosjanie szarpa膰 b臋d膮 mogli do woli oba,
nazbyt wyd艂u偶one, flanki naszej armii; gn臋bi膰 nas b臋dzie
g艂贸d, a zw艂aszcza sroga zima. Przeciwnie zatrzymuj膮c si臋
nadal w Witebsku, cesarz uczyni艂by zim臋 swoim
sprzymierze艅cem i sta艂by si臋 panem sytuacji, teren wojny
z konieczno艣ci musia艂by si臋 przybli偶y膰, zamiast oddala膰
si臋 coraz bardziej w podst臋pn膮, mroczn膮, nieuj臋t膮 dal".
Cesarz s艂ucha艂 uwa偶nie wywod贸w Berthiera i Daru;
przerywa艂 im niekiedy subtelnym argumentem, stawiaj膮c
kwesti臋 w my艣l pragnie艅 swoich lub te偶 uchylaj膮c si臋
przed zbyt trafnym zarzutem. Mimo 偶e przykre by艂y te
prawdy, cierpliwie ich wys艂ucha艂 i cierpliwie na
wszystko odpowiada艂. Zar贸wno za艣 w s艂owach jego, jak
w wyrazie twarzy, w spojrzeniu, jak w ruchach — prze-
bija艂a si臋 owa niezr贸wnana dobroduszno艣膰 i prostota,
kt贸rymi odznacza艂 si臋 prawie zawsze w 偶yciu prywat-
nym, a kt贸re t艂umacz膮, dlaczego — mimo tylu nieszcz臋艣膰
— dot膮d kochany jest przez tych wszystkich, kt贸rzy
otaczali go niegdy艣 z bliska.
Niezbyt zadowolony z wyniku dyskusji, cesarz radzi艂
si臋 jeszcze kilku innych genera艂贸w; lecz pytania, jakie im
zadawa艂, brzmia艂y tak ostro i rozkazuj膮co, 偶e wszyscy
niemal, 偶o艂nierze z krwi i ko艣ci, nawykli s艂ucha膰 艣lepo
rozkaz贸w swego wodza, r贸wnie ulegli byli w obradach,
jak na polu bitwy.
Wszyscy doskonale rozumieli, 偶e sprawy zasz艂y ju偶
zbyt daleko; pojmowano nieodzown膮 konieczno艣膰 rych-
艂ego zwyci臋stwa i to tak偶e, 偶e zwyci臋偶y膰 m贸g艂 tylko
cesarz. Niedola uszlachetni艂a zreszt膮 armi臋: pozosta艂y
najlepsze, najt臋偶sze jednostki, tak pod wzgl臋dem fi-
zycznym, jak duchowym, krzepkie i hartowne. Ile偶
znie艣li przeciwno艣ci, aby tu si臋 znale藕膰! Dzielnych tych
偶o艂nierzy gn臋bi艂a niepomiernie nuda oczekiwania i nie-
wygody n臋dznych kwater. My艣l o dalszym pobycie na
dotychczasowych le偶ach przejmowa艂a ich wstr臋tem: od-
wrotu nie brali nawet w rachub臋; jedynie zatem mo偶na
by艂o posuwa膰 si臋 naprz贸d.
Nie przerazi艂y nikogo gro藕ne nazwy Smole艅ska i Mo-
skwy. 脫w niezmierzony przestw贸r dalekiej, nieznanej
krainy, przez obce ludy zamieszkanej, by艂by, niew膮tpli-
wie, zatrwo偶y艂 i odstr臋czy艂 innych ludzi, wyros艂ych w
innych czasach i w艣r贸d innych warunk贸w. Ci jednak
lubowali si臋 w niezwyk艂ych sytuacjach, w trudach i nie-
bezpiecze艅stwach; spr贸bowawszy ju偶 w 偶yciu wszystkie-
go, 艂akn臋li nowych, silnych a podniecaj膮cych wra偶e艅.
Bezbrze偶n膮 by艂a w贸wczas duma i pycha, 偶膮dza s艂awy,
godno艣ci i dostoje艅stw. Zaiste, nieprzepartym i pot臋偶nym
musia艂 by膰 wp艂yw cz艂owieka, kt贸ry po bitwie pod
Austerlitz zwr贸ci艂 si臋 do 偶o艂nierzy z tymi s艂owy: „Po-
zwalam wam nadawa膰 moje imi臋 dzieciom waszym: a
je艣li wyro艣nie spo艣r贸d nich kto艣 godny tego, uczyni臋 go
spadkobierc膮 moim i nast臋pc膮".
Po艂膮czenie si臋 obu skrzyde艂 armii rosyjskiej nie opodal
Smole艅ska zmusi艂o jednak Napoleona do przybli偶enia ku
sobie poszczeg贸lnych korpus贸w. Wprawdzie nie pad艂o
jeszcze has艂o bojowe, lecz wojna kr膮偶y艂a ju偶 w pobli偶u,
kusz膮c jego geniusz zwyci臋stwem i podniecaj膮c go
przeciwno艣ciami losu.
R贸wnocze艣nie niemal dowiedziano si臋 w Witebsku o
zwyci臋stwach forpoczt wicekr贸la pod Sura偶em i o po-
ra偶ce Sebastianiego, kt贸ry — zaskoczony przez nieprzy-
jaciela w Jankowie nad Dnieprem — uleg艂 przewa偶a-
j膮cym si艂om.
Napoleon pos艂a艂 wtedy do ksi臋cia Bassano pismo od-
r臋czne z poleceniem codziennego komunikowania Turcji
wiadomo艣ci o 艣wietnych zwyci臋stwach armii francuskiej,
bez wzgl臋du na istotn膮 prawd臋. Chodzi艂o bowiem o
zerwanie pokojowych stosunk贸w mi臋dzy Petersburgiem a
Konstantynopolem. Osobi艣cie dogl膮da艂 jeszcze tej
sprawy, gdy zjawili si臋 w Witebsku przedstawiciele Rusi
Czerwonej i uwiadomili Duroca o zawarciu mi臋dzy
Turcj膮 a Rosj膮 traktatu w Bukareszcie. Traktat ten pod-
pisany zosta艂 przez Kutuzowa, a ratyfikowany przez obu
monarch贸w.
Wie艣膰 o traktacie, kt贸r膮 przekaza艂 Duroc, niepomiernie
zmartwi艂a Napoleona. Nie dziwnym mu ju偶 by艂o
milczenie Aleksandra. Tym bardziej nieodzown膮 stawa艂a
si臋 potrzeba rych艂ego zwyci臋stwa. Rozrzucane po ca艂ej
Rosji proklamacje rozwia艂y ostatnie z艂udzenia. Przyta-
czam tu niekt贸re ich urywki: „Chytry i podst臋pny nie-
przyjaciel grozi nam ca艂kowit膮 zag艂ad膮. Waleczni 偶o艂-
nierze pragn膮 rzuci膰 si臋 na jego bataliony i roznie艣膰 je na
szablach: lecz nie chcemy po艣wi臋ci膰 ich na o艂tarzu tego
krwawego Molocha. Wszystkie ludy powsta膰 powinny
przeciwko swemu ciemi臋zcy. Ze zdrad膮 w sercu, a
uk艂adnym u艣miechem na ustach, na czele niewolniczych
legii swoich przychodzi oto zakuwa膰 nas w dyby. Wy-
p臋d藕my to plemi臋 szara艅cze! W krzy偶 wpatrzeni, dzier-
偶膮c w d艂oniach or臋偶, wybijmy k艂y temu rycz膮cemu lwu!
Obalmy tyrana, kt贸ry spustoszy膰 chce ziemi臋 ca艂膮!"
Zar贸wno obelgi te, jak zwyci臋stwa i przeciwno艣ci po-
budzaj膮 energi臋 i aktywno艣膰 cesarza. Posuwanie si臋
trzech kolumn Barclaya ku Rudni, kt贸r膮 ods艂oni艂a po-
ra偶ka pod Jankowem, i obronna pozycja Wittgensteina,
waln膮 zapowiada艂y bitw臋. Pozostawa艂o zatem do wybo-
ru: albo bitwa, albo te偶 defensywa, niezwykle utrudniona
przez znaczne przestrzenie, d艂uga, przykra, krwawa,
korzystna jedynie dla Rosjan.
Ot贸偶 Napoleon decyduje si臋. Decyzja jego, 艣mia艂a i
wielka, lecz bynajmniej nie szalona, godn膮 jest tyta-
nicznego tego przedsi臋wzi臋cia. Cesarz oddala si臋 wpraw-
dzie od Oudinota, lecz uprzednio wzmacnia go korpusem
genera艂a Saint-Cyra oraz nakazuje mu po艂膮czy膰 si臋 z
ksi臋ciem Tarentu. Sam za艣, je艣li d膮偶y ku nieprzy-
jacielowi, to r贸wnocze艣nie, ocieraj膮c si臋 niemal o pu艂ki
rosyjskie, w najwi臋kszej wszak偶e tajemnicy, przenosi
centrum linii operacyjnej z Witebska do Mi艅ska. Manewr
cesarza tak znakomicie by艂 obmy艣lony, oficerowie jego
przyzwyczajeni do tak wielkiej punktualno艣ci i precyzji,
偶e w niespe艂na cztery dni, podczas kiedy zdumiona armia
rosyjska na pr贸偶no wypatrywa膰 b臋dzie przed sob膮
Francuz贸w, Napoleon — na czele stu osiemdziesi臋ciu
pi臋ciu tysi臋cy ludzi — uka偶e si臋 nagle na ty艂ach i na
lewym flanku nieprzyjaciela, kt贸ry o tyle by艂 zuchwa艂y,
i偶 s膮dzi艂, 偶e uda mu si臋 zaj艣膰 znienacka zwyci臋zc臋 spod
Wagram i Austerlitz.
10 sierpnia Napoleon wyda艂 rozkaz wymarszu. Cztery
dni p贸藕niej ca艂a armia stan膮膰 mia艂a na lewym brzegu
Dniepru, oko艂o Lad贸w. 13 sierpnia opu艣ci艂 Witebsk, po
dwutygodniowym tam pobycie.
15 sierpnia o godzinie trzeciej ukaza艂o si臋 na widno-
kr臋gu Krasne, miasto o niskich, wy艂膮cznie drewnianych
zabudowaniach, kt贸rego postanowi艂 broni膰 jeden z pu艂-
k贸w rosyjskich. Po kr贸tkiej utarczce rozbito go dosz-
cz臋tnie i marsza艂ek Ney zaj膮艂 Krasne. Nieco p贸藕niej,
poza miastem, ujrzano cofaj膮ce si臋 dwie kolumny ro-
syjskiej piechoty — og贸艂em sze艣膰 tysi臋cy ludzi i kilka
szwadron贸w jazdy, kt贸re os艂ania艂y odwr贸t. By艂 to korpus
Niewierowskiego. Mimo bohaterskiego oporu musia艂 w
ko艅cu ust膮pi膰, pozostawiaj膮c na placu boju tysi膮c dwustu
zabitych, tysi膮c je艅c贸w i osiem dzia艂. W dniu tym
kawaleria francuska okry艂a si臋 niespo偶yt膮 chwa艂膮; atak
okaza艂 si臋 r贸wnie zaci臋ty, jak upart膮 by艂a obrona; zas艂uga
naszej kawalerii by艂a tym wi臋ksza, i偶 偶elazem walczy艂a
przeciwko 偶elazu i kulom.
Po tej pora偶ce Niewierowski schroni艂 si臋 do Smole艅s-
ka, pozostawiaj膮c za sob膮 gar艣膰 kozak贸w, aby niszczyli i
palili po drodze wszelki fura偶. Oszcz臋dzano jedynie
domy mieszkalne.
Podczas kiedy Wielka Armia posuwa艂a si臋 lewym
brzegiem Dniepru w g贸r臋 rzeki, Barclay i Bagration —
roz艂o偶eni obozem mi臋dzy Dnieprem a Jeziorem Kas-
pli艅skim, w pobli偶u Jankowa — s膮dzili, i偶 znajduj膮 si臋
nadal w blisko艣ci wojsk francuskich. Obaj wahali si臋;
dwukrotnie, ulegaj膮c namowom genera艂a kwatermistrza
Tolla, postanowili wtargn膮膰 poza lini臋 obronn膮 Fran-
cuz贸w i dwukrotnie, zdumieni i przera偶eni r贸wnie 艣mia-
艂ym zamiarem, zatrzymywali si臋 wp贸艂 drogi. Zbyt
chwiejni, aby w艂asnym zaufa膰 si艂om, zdawali si臋 wy-
czekiwa膰 dalszego przebiegu wojny wzgl臋dnie ataku z
naszej strony.
Widok Smole艅ska rozpali艂 w duszy marsza艂ka Neya
偶膮dz臋 walki i zwyci臋stwa. B膮d藕 to, i偶 przypomnia艂 sobie
nie w por臋 cuda wojny pruskiej, w ci膮gu kt贸rej przed
szablami naszych 偶o艂nierzy otwiera艂y si臋 bramy warow-
nych fortec, b膮d藕 te偶, i偶 pocz膮tkowo chcia艂 jeno przyj-
rze膰 si臋 dok艂adnie tej pierwszej twierdzy rosyjskiej, do艣膰,
偶e zbytnio si臋 przybli偶y艂 i ugodzony zosta艂 kul膮 w szyj臋.
Podra偶niony, mimo morderczego ognia, jakim zion臋艂a
cytadela, skierowa艂 przeciw niej jeden ze swoich
batalion贸w, pad艂o niebawem trzy czwarte 偶o艂nierzy, po-
zostali przy 偶yciu walecznie szli naprz贸d i dotarli a偶 do
mur贸w; lecz wkr贸tce musieli ust膮pi膰, g臋stym trupem
za艣cielaj膮c ziemi臋. O wielkim cho膰 bezcelowym ich
bohaterstwie kr贸tk膮 zaledwie uczyniono wzmiank臋. Z
winy dow贸dcy na pr贸偶no pola艂a si臋 krew ludzka.
Zniech臋cony t膮 niefortunn膮 pr贸b膮, Ney cofn膮艂 si臋,
opodal rzeki, na piaszczyste, lasem poros艂e wzg贸rze.
Obserwowa艂 stamt膮d miasto i okolic臋, gdy nagle na
przeciwleg艂ym brzegu Dniepru zamajaczy艂y w oddali
niewyra藕ne kontury maszeruj膮cych pu艂k贸w. Pobieg艂
czym pr臋dzej po cesarza i doprowadzi艂 go na szczyt
wzg贸rza, chroni膮c si臋 w艣r贸d drzew i krzew贸w przed
strza艂ami za艂ogi fortecznej.
Z wynios艂o艣ci, w艣r贸d tumanu kurzu, ujrza艂 Napoleon
d艂ugie, czarne kolumny, od luf i bagnet贸w po艂yskliwe, a
kt贸re sz艂y tak szybko, 偶e zdawa艂y si臋 biec. By艂 to Barclay
i Bagration, razem oko艂o stu dwudziestu tysi臋cy ludzi,
czyli ca艂a niemal armia rosyjska.
Widz膮c to, uszcz臋艣liwiony Napoleon klasn膮艂 w d艂onie i
zawo艂a艂: „Nareszcie! Mam ich w r臋ku!" Nie ulega艂o
偶adnej w膮tpliwo艣ci, 偶e nieprzyjaciel, kt贸ry d膮偶y艂 w艂a艣nie
do Smole艅ska, bezpiecznego szukaj膮c schronienia,
zaskoczony znienacka zmuszony b臋dzie stoczy膰 wreszcie
pod murami fortecy tyle upragnion膮 przez nas bitw臋.
Nadesz艂a wi臋c chwila, w kt贸rej rozstrzygn膮膰 si臋 mia艂y
losy Rosji.
Bezzw艂ocznie obje偶d偶a cesarz front swojej linii, ob-
sadza wszystkie pozycje. Davout i hrabia Lobau staj膮 na
lewym flanku korpusu Neya; w centrum — gwardia jako
rezerwa; nieco dalej — armia w艂oska; obok niej — Junot
i Westfalczycy; lecz mylnie obrawszy drog臋, Junot
zab艂膮dzi艂 i nie stawi艂 si臋 na oznaczonym posterunku.
Murata i Poniatowskiego, kt贸rzy tworzyli prawe skrzyd艂o
armii i powa偶nie zagra偶ali ju偶 miastu, odsun膮艂 na skraj
pobliskiego lasu, tak 偶e mi臋dzy lasem a Dnieprem
pozosta艂a pusta przestrze艅, r贸wna i rozleg艂a, przez-
naczona na pole walki. Armia francuska, w ten spos贸b
rozlokowana, opiera艂a si臋 na wszystkich niemal punktach
o jary i przepa艣cie. Napoleon nie my艣la艂 wszak偶e o
odwrocie, jeno o zwyci臋stwie.
Bagration i Barclay biegli tymczasem co tchu do Smo-
le艅ska; pierwszy z nich — aby ocali膰 miasto, waln膮
staczaj膮c bitw臋; drugi — aby os艂oni膰 uciekaj膮cych w po-
p艂ochu mieszka艅c贸w i przeprowadzi膰 ewakuacj臋 maga-
zyn贸w; obaj zdecydowani byli obr贸ci膰 raczej Smole艅sk
w perzyn臋, ani偶eli wyda膰 go w r臋ce Francuz贸w. Wodzo-
wie rosyjscy stan臋li niebawem na wynios艂o艣ciach,
wznosz膮cych si臋 na prawym brzegu Dniepru, tu偶 nad
rzek膮 — i skonstatowali z rado艣ci膮, i偶 s膮 jeszcze panami
most贸w, kt贸re 艂膮czy艂y oba brzegi i obie po艂owy miasta.
W owej chwili Napoleon, ukrywszy za krzakami od-
dzia艂y strzelc贸w, w tyralierk臋 rozsypanych, j膮艂 szarpa膰
nieprzyjaciela. Tym sposobem chcia艂 przyci膮gn膮膰 go na
lewy brzeg i zapewni膰 sobie decyduj膮c膮 rozpraw臋 na
dzie艅 nast臋pny. Wie艣膰 niesie, 偶e Bagration by艂by istotnie
da艂 si臋 wci膮gn膮膰 w pu艂apk臋, lecz 偶e Barclay, oszcz臋-
dzaj膮c mu pokusy, wys艂a艂 go do Jelni, sam za艣 podj膮艂 si臋
obrony miasta.
Wed艂ug Barclaya wi臋kszo艣膰 naszych wojsk d膮偶y艂a do
Jelni, aby stan膮膰 na ty艂ach armii rosyjskiej i zagrodzi膰 jej
drog臋 do Moskwy. Jak wielu zreszt膮 wodz贸w, myli艂 si臋
wszelako, przypisuj膮c nieprzyjacielowi zamiary wr臋cz
przeciwne jawnym jego planom i manewrom; cz臋stokro膰
bowiem armia atakowana — pod wp艂ywem trwogi i
niepokoju — sk艂onna jest do przesady i widzi niebez-
piecze艅stwo tam nawet, gdzie ono nie istnieje. Mo偶liwe
jest tedy, 偶e Barclay, zmuszony stawi膰 czo艂o gro藕nemu
przeciwnikowi, gotowa艂 si臋 do odparcia niezwyk艂ej, gi-
gantycznej akcji.
Sami Rosjanie wypominali p贸藕niej Napoleonowi, 偶e nie
zdecydowa艂 si臋 w贸wczas na wykonanie tego manewru.
Lecz czy rozwa偶yli dostatecznie, 偶e cofaj膮c si臋 poza
rzek臋, poza twierdz臋 i armi臋 nieprzyjacielsk膮, aby odci膮膰
Rosjanom odwr贸t, cesarz by艂by pozbawi艂 si臋 wszelkiej
komunikacji z Europ膮, by艂by odgrodzi艂 si臋 od reszty
swojej armii, od sk艂ad贸w i magazyn贸w? Snad藕 niepoj臋te
s膮 dla nich olbrzymie trudno艣ci przedsi臋wzi臋cia tego
rodzaju, je艣li w og贸le dziwi膰 si臋 mog膮, i偶 nie zosta艂o ono
dokonane w przeci膮gu dw贸ch dni, nad nieznan膮 rzek膮
w艣r贸d nieznanej okolicy, z armi膮 tak ogromn膮, wobec
innej ju偶 rozpocz臋tej, a jeszcze nie uko艅czonej akcji.
Jakkolwiek b膮d藕, wieczorem tego偶 samego dnia Ba-
gration wyruszy艂 w kierunku Jelni. Napoleon kaza艂 roz-
bi膰 namioty cesarskie po艣rodku pierwszej linii, na skraju
w膮wozu okalaj膮cego miasto, niemal偶e w promieniu
strza艂贸w fortecznych. Po czym wezwa艂 do siebie Da-
vouta i kr贸la Neapolu. Murat, kt贸ry pocz膮wszy od brze-
g贸w Niemna, 艣ciga艂 wci膮偶 na pr贸偶no Rosjan, twierdzi艂
uparcie, 偶e dostrzeg艂 na przeciwleg艂ym brzegu ruch
zapowiadaj膮cy odwr贸t, 偶e wobec tego spodziewana
bitwa nie dojdzie zn贸w do skutku. Davout przeczy艂 mu;
cesarz za艣 nie chcia艂 nawet w膮tpi膰 o tym, co by艂o
najwi臋kszym jego 偶yczeniem. Nazajutrz 17, nadzieja
rych艂ego zwyci臋stwa zbudzi艂a
Napoleona przed 艣witem, lecz g艂ucho by艂o i pusto na
r贸wninie, przeznaczonej przeze艅 na pole bitwy.
Niemniej jednak 艂udzi艂 si臋 w dalszym ci膮gu. Davout
podziela艂 ca艂kowicie zdanie cesarza. Dalton, jeden z
genera艂贸w marsza艂ka, widzia艂 pu艂ki nieprzyjacielskie, jak
wychodzi艂y z miasta i stawa艂y w bojowym jakoby szyku.
Wiadomo艣膰 ta utwierdzi艂a Napoleona w powzi臋tym
mniemaniu, mimo usilnych perswazji Murata i Neya.
Podczas gdy cesarz waha si臋 i wyczekuje, genera艂
Belliard — zniecierpliwiony zw艂ok膮 i niepewno艣ci膮 —
zebrawszy gar艣膰 je藕d藕c贸w, spycha w nurty Dniepru od-
dzia艂 kozacki. Dostrzega w贸wczas na przeciwleg艂ym
brzegu, na trakcie wiod膮cym ze Smole艅ska do Moskwy,
oddalaj膮c膮 si臋 po艣piesznie armi臋 rosyjsk膮 wraz z ar-
tyleri膮. Nie ulega艂o tedy 偶adnej w膮tpliwo艣ci, 偶e Rosjanie
cofali si臋. Wie艣膰 o odwrocie dosz艂a natychmiast uszu
cesarza, ale doniesiono mu r贸wnie偶, i偶 poprzez Dniepr
baterie nasze mog艂y jeszcze zak艂贸ci膰 wsteczny ruch nie-
przyjacielski.
Belliard proponowa艂 nawet, aby cz臋艣膰 armii przepra-
wi艂a si臋 wp艂aw przez rzek臋 i odci臋艂a odwr贸t tylnym
stra偶om rosyjskim, kt贸re obowi膮zane by艂y broni膰 Smo-
le艅ska. Lecz 偶o艂nierze wysiani na wywiad — szukaj膮c
brodu — ujechali na pr贸偶no dwie mile i utopili kilka
koni. A jednak — o mil臋 powy偶ej miasta — istnia艂 sze-
roki i wygodny br贸d. Napoleon, kt贸ry osobi艣cie bra艂
udzia艂 w poszukiwaniach, zwr贸ci艂 by艂 nawet konia w tym
kierunku, niebawem wszak偶e, przebywszy kilka wiorst,
zm臋czy艂 si臋 i zawr贸ci艂.
Od tej chwili j膮艂 odnosi膰 si臋 do Smole艅ska jako do
przej艣ciowego tylko etapu, kt贸ry nale偶a艂o zaj膮膰 niez-
w艂ocznie, jakimkolwiek b膮d藕 kosztem. Lecz Murat, os-
tro偶ny i przezorny, ilekro膰 nie dzia艂a艂a na艅 bezpo艣rednio
obecno艣膰 nieprzyjaciela, i nie mog膮c zreszt膮 bra膰 ze
swoj膮 kawaleri膮 偶adnego udzia艂u w projektowanym
szturmie, stara艂 si臋 odwie艣膰 cesarza od tego zamiaru.
R贸wnie gwa艂towny wysi艂ek wydawa艂 mu si臋 zb臋dnym,
skoro Rosjanie ust臋powali bez walki. Co si臋 tyczy艂o
dalszego po艣cigu — by艂 mu najzupe艂niej przeciwny:
,,Skoro nie chc膮 bitwy, nie warto ich 艣ciga膰 dalej, a
wielki ju偶 czas zatrzyma膰 si臋".
Cesarz nie zgodzi艂 si臋 z nim. Ale nie znamy dalszego
przebiegu rozmowy. S艂yszano jednak, jak opowiada艂
p贸藕niej kr贸l Neapolu, i偶 "rzuci艂 si臋 do n贸g bratu i b艂aga艂
go o zaniechanie po艣cigu, lecz 偶e Napoleon Moskw臋 jeno
mia艂 przed oczyma, w Moskwie — kt贸ra b臋dzie nasz膮
zgub膮 — obiecywa艂 sobie znale藕膰 zaszczyty, s艂aw臋 i
wypoczynek", z czego 艂atwo wywnioskowa膰, jaki by艂
przedmiot sporu.
Pewnym natomiast jest fakt, 偶e bezpo艣rednio po burz-
liwej rozmowie ze szwagrem zas臋piona i poblad艂a twarz
Murata nosi艂a 艣lady ci臋偶kiej zgryzoty; gwa艂towne ruchy i
powtarzana kilkakrotnie nazwa Moskwy — dopowie-
dzia艂y reszty.
Niedaleko na lewym brzegu Dniepru, w miejscu, sk膮d
Belliard dostrzeg艂 cofaj膮ce si臋 szeregi rosyjskie, usta-
wiono pot臋偶n膮 bateri臋. W odpowiedzi Rosjanie wytoczyli
dwie baterie, liczniejsze i pot臋偶niejsze od naszych,
druzgoc膮c co i raz celnymi strza艂ami nasze armaty,
wysadzaj膮c w powietrze p臋kaj膮ce z hukiem jaszcze. W
owo piek艂o — dymami zasnute, ogniem ziej膮ce —
zwr贸ci艂 konia kr贸l Neapolu, zsiad艂 i sta艂 bez ruchu.
Belliard t艂umaczy艂 mu, 偶e zginie tu bez chwa艂y i po偶ytku,
ale ten za ca艂膮 odpowied藕 posuwa si臋 jeszcze dalej.
Zw膮tpi艂 ju偶 snad藕 o wszystkim, a przewiduj膮c blisk膮
kl臋sk臋, szuka艂 艣mierci, a偶eby unikn膮膰 poni偶enia i sromu.
Jednak偶e Belliard nalega i zwraca uwag臋 jego na to, i偶
przez szalony up贸r nara偶a na niechybn膮 zgub臋 tych
wszystkich, kt贸rzy mu towarzysz膮. „Wracajcie zatem —
odpar艂 Murat — i zostawcie mnie samego". Lecz gdy nikt
nie drgn膮艂 nawet, kr贸l — cho膰 gniewny i roz偶alony —
opu艣ci艂 wreszcie jak pod przymusem to krwawe pole
艣mierci.
Wydano w艂a艣nie rozkaz szturmu na ca艂ej linii. Ney
atakowa膰 mia艂 cytadel臋; Davout i Lobau — przedmie艣cia,
os艂aniaj膮ce mury miejskie. Poniatowski, stoj膮cy tu偶 nad
Dnieprem, posun膮膰 si臋 mia艂 z sze艣膰dziesi臋cioma dzia艂ami
w d贸艂 rzeki, do nadbrze偶nego przedmie艣cia, zburzy膰
mosty i odci膮膰 za艂odze odwr贸t. R贸wnocze艣nie Napoleon
rozwali膰 chcia艂 g艂贸wne mury przy pomocy artylerii
gwardii,
kt贸ra rozporz膮dza艂a
jedynie
dwuna-
stocalowymi, czyli nie do艣膰 silnymi dzia艂ami. Artyleria
nie us艂ucha艂a wszak偶e rozkazu; pra偶膮c natomiast nie-
ustannym ogniem kryte przej艣cia, oczy艣ci艂a je zupe艂nie.
Wszystko powiod艂o si臋 pr贸cz ataku Neya, kt贸ry w艂a艣-
ciwie najwa偶niejsz膮 powinien by艂 odegra膰 rol臋, a kt贸rego
nie poparto nale偶ycie. Nieprzyjaciel, zewsz膮d osaczony,
cofn膮艂 si臋 w pop艂ochu w obr臋b mur贸w, gin膮艂
ka偶dy, kto nie zd膮偶y艂 schroni膰 si臋 pod os艂on臋 dzia艂 for-
tecznych, lecz podczas tego szturmu, 艣ladem atakuj膮cych
pu艂k贸w naszych, ziemia sp艂yn臋艂a krwi膮 i pokry艂a si臋.
mn贸stwem rannych i zabitych.
W jednym z batalion贸w, kt贸ry zwr贸ci艂 si臋 by艂 flan-
kiem do baterii rosyjskich, od jednego kartacza pad艂 od
razu ca艂y rz膮d dwudziestu dw贸ch ludzi.
Tymczasem armia, rozlokowana amfiteatralnie na po-
bliskich wzg贸rzach, przygl膮da艂a si臋 w trwo偶nym mil-
czeniu swoim dzielnym towarzyszom broni; lecz gdy
ujrza艂a ich, jak biegli do ataku w艣r贸d 艣wistu i warkotu
kul w r贸wnych szeregach nieustraszeni, chwa艂y 偶膮dni i
boju — nieopisany zapa艂 ogarn膮艂 p艂omieniem wszystkie
serca: zerwa艂a si臋 burza oklask贸w. A echo tej radosnej
wrzawy obi艂o si臋 o uszy walcz膮cych, nios膮c im ho艂d za
trudy i przelan膮 krew. I jakkolwiek wielkimi by艂y straty,
jakkolwiek w jednej tylko brygadzie, brygadzie Daltona i
w艣r贸d kanonier贸w Reindre'a pad艂 genera艂, pi臋ciu szef贸w
batalionu i tysi膮c pi臋ciuset ludzi, ci jednak, kt贸rzy
pozostali przy 偶yciu, m贸wili nieraz, 偶e dos艂yszany
w贸wczas rozg艂o艣ny objaw uznania i podziwu
wynagrodzi艂 ich sowicie za wszystko, co wycierpieli.
Zdobycie aproszy i fort贸w zewn臋trznych dozwoli艂o
szeregom naszym schroni膰 si臋 przed strza艂ami dzia艂
fortecznych. Strzelanina wszak偶e nie ustawa艂a; ci膮g艂y
huk, odbity od mur贸w, zdawa艂 si臋 wzrasta膰. Wreszcie
cesarz, znu偶ony, zaprzesta膰 chcia艂 walki, lecz Davout
usilnymi namowy nak艂oni艂 go do ponownego ataku. Tym
sposobem powt贸rzona zosta艂a przez ca艂膮 armi臋
karygodna przewina, jakiej dopu艣ci艂 si臋 poprzedniego
dnia Ney: pierwsza pozbawi艂a 偶ycia trzystu do czterystu
ludzi, druga pi臋膰 do sze艣ciu tysi臋cy.
Wraz z nadej艣ciem nocy Napoleon usun膮艂 si臋 do swego
namiotu, kt贸ry rozbito tym razem w bezpieczniejszym
miejscu ni偶 wczoraj, a hrabia de Lobau, kt贸ry uprzednio
zaj膮艂 by艂 fos臋, lecz nie m贸g艂 utrzyma膰 si臋 przy niej,
bombardowa膰 zacz膮艂 miasto, aby zmusi膰 nieprzyjaciela
do ucieczki. Ujrzano wtedy, w kilku naraz punktach,
wznosz膮ce si臋 s艂upy czarnego dymu, p贸藕niej snopy
iskier, wreszcie krwaw膮 czerwie艅 licznych p艂omieni.
Niebawem sk艂臋bione morze ognia zala艂o Smole艅sk;
gorza艂o ca艂e miasto: ze z艂owieszczym trzaskiem wali艂y
si臋 p艂on膮ce budowle.
Mniemaj膮c, i偶 jest sprawc膮 po偶aru, hrabia de Lobau
spogl膮da艂 z trwog膮 na rzekome dzie艂o swoje. Nieco dalej,
wsparty o por臋cz ustawionego przed namiotem krzes艂a,
cesarz przypatrywa艂 si臋 w milczeniu rozszala艂emu
偶ywio艂owi. A 偶e niewiadoma by艂a zar贸wno przyczyna,
jak i ostateczny wynik po偶aru, przeto sp臋dzono ca艂膮 noc
pod broni膮.
Oko艂o godziny trzeciej z rana podoficer z korpusu
Davouta podpe艂zn膮艂 do muru i wdrapa艂 si臋 na艅 cicha-
czem. O艣mielony panuj膮c膮 wsz臋dzie cisz膮, wszed艂 do
miasta. Wtem ozwa艂o si臋 kilka g艂os贸w, o wybitnie s艂o-
wia艅skim akcencie, i Francuz, zaskoczony znienacka,
poleci艂 ju偶 dusz臋 Bogu. Lecz dzienny blask o艣wietli艂
znane mu i przyjazne twarze Polak贸w Poniatowskiego,
kt贸rzy zaj臋li pierwsi miasto, opuszczone przez Barclaya.
A gdy usuni臋to wreszcie gruzy i otwarto bramy Smo-
le艅ska, wojsko wkroczy艂o w jego mury. Przy d藕wi臋kach
kapeli hardo i bu艅czucznie mija艂 pu艂k za pu艂kiem krwa-
we i dymi膮ce zgliszcza! By艂o to widowisko bez spek-
tator贸w, bezowocne niemal zwyci臋stwo, krwi膮 zbryzga-
ne, wawrzyny osnute po偶arnymi dymami, kt贸re wyda-
wa艂y si臋 jedyn膮 nasz膮 zdobycz膮, a stanowi艂y a偶 nazbyt
prawdziw膮 wr贸偶b臋.
Po zaj臋ciu miasta i ca艂kowitym niemal ugaszeniu po-
偶aru, wobec niezbitych dowod贸w, kt贸re przekona艂y ce-
sarza, i偶 zar贸wno tutaj, jak nad brzegami Niemna, jak
pod Wilnem i Witebskiem, zwodnicza wizja zwyci臋stwa
— pon臋tna a nieuchwytna — raz jeszcze usz艂a r膮k jego,
Napoleon postanowi艂 艣ciga膰 j膮 w dalszym ci膮gu.
Nieco powy偶ej Smole艅ska trakt, wiod膮cy do Peters-
burga, nagle oddala艂 si臋 od rzeki; dwie b艂otniste drogi —
jedna w odleg艂o艣ci dw贸ch, druga — czterech mil od
Smole艅ska — przecina艂y go z prawej strony i, za-
kre艣liwszy wielkie kolisko, poprzez rozleg艂e lasy, 艂膮czy艂y
si臋 z traktem moskiewskim; jedna w Bredyszynie, o dwie
mile od Walutyny, druga dalej jeszcze — w S艂obniewie.
Przez jary te i w膮wozy nie waha艂 si臋 ucieka膰 genera艂
Barclay. D艂uga i ci臋偶ka kolumna jego, obci膮偶ona nadto
setkami woz贸w i furgon贸w, musia艂a tedy przeby膰 oba
艂uki koliska, kt贸rego ci臋ciw膮 by艂a droga ze Smole艅ska do
Moskwy, zaatakowana niebawem przez Neya. Tysi膮ce
drobnych a nieuniknionych przeszk贸d — przewracaj膮cy
si臋 w贸z, grz臋zn膮cy w b艂ocie ko艅 lub zerwana uprz膮偶 —
zatrzymywa艂o co chwila ca艂y poch贸d. R贸wnocze艣nie
ryk dzia艂 francuskich coraz bli偶szy by艂, coraz wyra藕-
niejszy; zdawa艂 si臋 ju偶 niekiedy wyprzedza膰 kolumn臋
rosyjsk膮, rozlega膰 si臋 grzmotem u wylotu w膮wozu,
kt贸ry przebywa艂y w艂a艣nie pu艂ki Barclaya.
Wreszcie, po uci膮偶liwym marszu, czo艂o kolumny ro-
syjskiej wydosta艂o si臋 na trakt, podczas gdy Francuzi
mieli jeszcze do zdobycia wy偶yn臋 Walutyny i przej艣cie
przez Ko艂owdni臋. Ney zaj膮艂 przebojem przej艣cie przez
Stubni臋, lecz Korff — zmuszony cofn膮膰 si臋 ku Walu-
tynie — przyzwa艂 na pomoc poprzedzaj膮c膮 go kolumn臋.
Kolumna, ta bez艂adna, przez lichego prowadzona
dow贸dc臋 — waha艂a si臋 podobno; zawr贸ci艂a jednak
dzi臋ki perswazjom Woroncewa, kt贸ry ocenia艂 nale偶ycie
donios艂o艣膰 utraconej pozycji.
Rosjanie bronili si臋, chc膮c ocali膰 wszystko: dzia艂a,
rannych i baga偶e. Francuzi atakowali w celu zagarni臋cia
wszystkiego. Napoleon zatrzyma艂 si臋 w odleg艂o艣ci
p贸艂torej mili od Neya.
S膮dz膮c, i偶 tocz膮ca si臋 walka jest jeno utarczk膮 przed-
nich stra偶y, wys艂a艂 Gudina, aby wspar艂 marsza艂ka, sam
za艣 zebra艂 pozosta艂e dywizje i powr贸ci艂 do Smole艅ska.
Tymczasem utarczka przemieni艂a si臋 niebawem w waln膮
bitw臋, w kt贸rej kolejno bra艂o udzia艂 przesz艂o trzydzie艣ci
tysi臋cy ludzi. Bili si臋 wszyscy bez wyj膮tku: genera艂owie
pospo艂u z 偶o艂nierstwem. Walka krwawa by艂a i zaciek艂a,
a przeci膮gn臋艂a si臋 do p贸藕nej nocy. Zdobywszy wreszcie
wzg贸rze, kosztem wielu ofiar, os艂ab艂y, krwi膮 zlany,
otoczony zewsz膮d stosami trup贸w i rannych, kt贸rych
j臋ki i 偶a艂osne skargi rozlega艂y si臋 ponuro w艣r贸d nocnych
mrok贸w — Ney kaza艂 zaprzesta膰 strza艂贸w. Milcz膮ce
szeregi nastawi艂y ostrza bagnet贸w. Rosjanie, zdumieni
nag艂膮 cisz膮, umilkli r贸wnie偶 i cofn臋li si臋 powoli pod
os艂on膮 nocy.
Pora偶ka ich niemal r贸wnie chlubn膮 by艂a, jak nasze
zwyci臋stwo. Obaj wodzowie spe艂nili sw贸j obowi膮zek:
jeden zwyci臋偶y艂, drugi zosta艂 wprawdzie pokonany, zdo-
艂a艂 jednak uratowa膰 artyleri臋, baga偶e i rannych.
Jeden z genera艂贸w rosyjskich, samotny w po艣rodku
tego krwawego pola 艣mierci, usi艂owa艂 wydosta膰 si臋 spo-
mi臋dzy naszych szereg贸w, powtarzaj膮c s艂owa francus-
kiej komendy; poznano go wszak偶e przy odblasku nie-
ustannych wystrza艂贸w i wzi臋to do niewoli. Zgin臋艂o
wielu wybitnych oficer贸w rosyjskich, lecz Wielka Ar-
mia stokro膰 ci臋偶sz膮 ponios艂a strat臋. Przy przej艣ciu 藕le
naprawionego mostu na Ko艂owdni, w chwili gdy genera艂
Gudiri, kt贸rego rozumne m臋stwo unika艂o bezcelowego
nara偶ania si臋 i kt贸ry zreszt膮 nie 偶ywi艂 do koni zbytniego
zaufania, zsiad艂 ze swego wierzchowca, by pieszo przej艣膰
rzek臋, zab艂膮kany tu偶 przy ziemi kartacz urwa艂 mu obie
nogi. Gdy smutna ta wiadomo艣膰 dosz艂a do cesarskiej
kwatery, szczery 偶al 艣cisn膮艂 wszystkie serca; usta艂y
narady i zwyk艂e kancelaryjne czynno艣ci; 偶a艂obny cie艅
pad艂 na odniesione pod Walutyn膮 zwyci臋stwo.
Rannego Gudina przewieziono do Smole艅ska. Sam
cesarz czuwa艂 u jego 艂o偶a. Lecz mimo stara艅 i troskli-
wo艣ci genera艂 wkr贸tce 偶ycia dokona艂. Zw艂oki jego zo-
sta艂y pochowane w obr臋bie cytadeli miasta, kt贸remu
przynosz膮 zaszczyt, w grobowcu godnym walecznego
偶o艂nierza, dobrego obywatela kraju, zacnego rn臋偶a i ojca,
nieustraszonego genera艂a, kt贸ry r贸wnie sprawiedliwym
by艂, jak 艂agodnym, r贸wnie uczciwym, jak zr臋cznym;
zalety cenne, a nader rzadko kojarz膮ce si臋 w艣r贸d spo-
艂ecze艅stw, w kt贸rych zr臋czno艣膰 wyklucza najcz臋艣ciej
uczciwo艣膰!
Przypadek zdarzy艂, i偶 godnego pozostawi艂 po sobie
nast臋pc臋; G茅rard, najstarszy w dywizji genera艂 brygady,
obj膮艂 dow贸dztwo, a nieprzyjaciel, kt贸ry nie dostrzeg艂
poniesionej przez nas bolesnej straty, nie zyska艂 nic na
艣mierci nieszcz臋snego Gudina.
Rosjanie, zdumieni taktyk膮 Francuz贸w, atakuj膮cych
jedynie czo艂o kolumny rosyjskiej, mniemali, i偶 kombi-
nacje militarne Murata polega艂y jedynie na posuwaniu si臋
w g艂膮b kraju traktem przez nich zaj臋tym. Przezwali go te偶
ur膮gliwie „genera艂em dr贸g i trakt贸w", zapominaj膮c, 偶e
niejednokrotnie fakty wprowadzaj膮 raczej w b艂膮d, ani偶eli
ucz膮 i o艣wiecaj膮.
W rzeczy samej, r贸wnocze艣nie z akcj膮 Neya, Murat
usi艂owa艂 na pr贸偶no dotrze膰 ze sw膮 kawaleri膮 do flank贸w
nieprzyjacielskich: z lewej strony — g臋sty las, z prawej
— trz臋sawiska broni艂y dost臋pu do traktu. Obaj jednak
czekali niecierpliwie na wyniki marszu flankowego
Westfalczyk贸w, kt贸rymi dowodzi艂 Junot.
Pocz膮wszy od Stubni, omijaj膮c trz臋sawiska utworzone
przez rozmaite drobne dop艂ywy Dniepru, trakt skr臋ca艂 na
lewo, ku wy偶ynie, z dala od rzeki, do kt贸rej zbli偶a艂 si臋
zn贸w nieco dalej na sposobniejszym terenie. Istnia艂a
nadto boczna droga, mniej wprawdzie wygodna, lecz, jak
to bywa, znacznie bli偶sza, przecinaj膮ca ow膮 bagnist膮
przestrze艅 pomi臋dzy Dnieprem a traktem, z kt贸rym
艂膮czy艂a si臋 w pobli偶u wzg贸rz Walutyny.
T膮 w艂a艣nie boczn膮 drog膮 nadci膮ga艂 Junot, przepra-
wiwszy si臋 przez Dniepr w Prudziszach. Dopad艂 nieba-
wem ty艂贸w lewego skrzyd艂a rosyjskiego oraz flanku
nadbiegaj膮cych z odsiecz膮 kolumn. 艢mia艂y atak by艂by
niew膮tpliwie przechyli艂 w owej chwili szal臋 zwyci臋stwa
na nasz膮 stron臋. S艂ysz膮c poza sob膮 strza艂y i wrzaw臋,
Rosjanie stawiaj膮cy czo艂o Neyowi byliby utracili pew-
no艣膰 siebie; nieobliczalnymi za艣 by艂yby skutki pop艂ochu,
je艣li zwa偶ymy niewielk膮 przestrze艅 i t艂ocz膮ce si臋 na niej
setki ludzi, koni i woz贸w. Lecz Junot, waleczny jako
偶o艂nierz, chwiejnym by艂 wodzem; przestraszy艂a go
ci膮偶膮ca na nim odpowiedzialno艣膰.
Tymczasem, pewnym b臋d膮c nadej艣cia Westfalczyk贸w,
Murat dziwi艂 si臋 niepomiernie ciszy panuj膮cej na ty艂ach
rosyjskich. Wszelako op贸r, stawiany przez czo艂o kolum-
ny nieprzyjacielskiej Neyowi, coraz wyra藕niej pot臋pia艂
Junota. Przedzieraj膮c si臋 samotrze膰 przez lasy i bagna,
kr贸l Neapolu bie偶y w贸wczas do Junota i gorzkie czyni
mu wym贸wki. Junot usprawiedliwia si臋, twierdz膮c: ,,偶e
nie otrzyma艂 rozkazu atakowania; 偶e powolna i ci臋偶ka
jazda wirtemberska symuluje jeno szar偶臋; 偶e nie zdecy-
duje si臋 cna uderzy膰 na nieprzyjacielskie szeregi".
Murat odpowiada czynami na puste frazesy genera艂a.
Staje osobi艣cie na czele Wirtemberczyk贸w, kt贸rzy pod
innym wodzem staj膮 si臋 innymi 偶o艂nierzami; w艂asnym
poci膮ga ich przyk艂adem, prowadzi w ogie艅, a rozbiwszy
szeregi strzelc贸w rosyjskich, zwraca si臋 do Junota z tymi
s艂owy: „Doko艅cz tego dzie艂a; tam s艂awa twoja i
marsza艂kowska bu艂awa". Lecz gdy opu艣ci艂 go Murat,
Junot, oszo艂omiony — stan膮艂 zn贸w bezczynnie. Ulegaj膮c
ca艂kowicie w ci膮gu d艂ugich lat przemo偶nemu wp艂ywowi
Napoleona, kt贸rego genialny umys艂 obejmowa艂 wszystko
i o wszystkim pami臋ta艂, do 艣lepego jeno nawyk艂
pos艂usze艅stwa; zbywa艂o mu na determinacji i do艣wiad-
czeniu; poza tym nieustanne trudy i liczne rany starga艂y
przedwcze艣nie si艂y jego i zdrowie.
Wyb贸r Junota na dow贸dc臋 korpusu nie dziwi艂 wszak偶e
nikogo: wiedziano powszechnie, 偶e cesarz lubi艂 go i
przywyk艂 do niego jako do najdawniejszego swego
adiutanta, 偶e ze wzgl臋du na prze偶yte razem dni szcz臋艣-
cia i chwa艂y niech臋tnie by艂by si臋 z nim rozsta艂. Mo偶liwe
jest, i偶 r贸wnocze艣nie pochlebia艂 mi艂o艣ci w艂asnej cesarza
widok uczni贸w jego na stanowisku samodzielnych wo-
dz贸w. Niew膮tpliwie zreszt膮 bardziej m贸g艂 ufa膰 im i wi臋-
cej na nich polega膰 ani偶eli na innych — mniej wypr贸-
bowanych — oficerach swoich i genera艂ach.
Niemniej gdy ogl膮da艂 nazajutrz pobojowisko, kt贸rego
sam widok zdradza艂 prawd臋, gdy ujrza艂 most, na kt贸rym
pad艂 Gudin — zrozumia艂, i偶 nie tam powinny by艂y
ukaza膰 si臋 pu艂ki francuskie; gdy ogarn膮艂 nast臋pnie pa艂a-
j膮cymi oczyma pozycj臋, kt贸r膮 zajmowa艂 Junot, zawo艂a艂:
„Tu zapewne mieli atakowa膰 Westfalczycy! Od tej po-
zycji zale偶a艂y losy bitwy! Co u licha robi艂 tutaj Junot?"
W uniesieniu niepohamowanej irytacji nie pozwoli艂 sobie
nic t艂umaczy膰; przywo艂a膰 kaza艂 niezw艂ocznie Rappa i
wykrzykn膮艂: „偶e odbiera ksi臋ciu d'Abrant膷s powierzone
mu dow贸dztwo i usuwa go z armii! 偶e bezpowrotnie
utraci艂 Junot marsza艂kowsk膮 bu艂aw臋! 偶e pope艂niona
przeze艅 omy艂ka zamkn臋艂a prawdopodobnie drog臋 do
Moskwy! 偶e na miejsce Junota mianuje dow贸dc膮 korpusu
Westfalczyk贸w jego, Rappa, pragn膮c, aby co rychlej
przem贸wi艂 do nich ich j臋zykiem i poprowadzi艂 ich do
boju!" Lecz Rapp nie przyj膮艂 ofiarowanego mu do-
w贸dztwa po swoim starym towarzyszu broni, a rozumn膮
perswazj膮 zdo艂a艂 uspokoi膰 wkr贸tce cesarza. Gniew Na-
poleona bywa艂 zreszt膮 zazwyczaj kr贸tkotrwa艂y, zw艂asz-
cza je偶eli wybuch艂 gwa艂townie i wy艂adowa膰 si臋 m贸g艂 w
s艂owach.
Pr贸cz lewego skrzyd艂a rosyjskiego, kt贸re omal nie
zosta艂o rozbite, prawe skrzyd艂o na wi臋ksze jeszcze na-
ra偶one by艂o niebezpiecze艅stwo. Morand, jeden z gene-
ra艂贸w korpusu Davouta, wys艂any w tym kierunku
poprzez lasy i lesiste wzg贸rza, od pocz膮tku rozprawy
znajdowa艂 si臋 na flanku kolumny nieprzyjacielskiej.
Jeszcze kilka krok贸w, a by艂by dopad艂 ty艂贸w prawego
skrzyd艂a rosyjskiego. W贸wczas za艣 rozstrzygn臋艂yby si臋
niew膮tpliwie losy bitwy. Lecz Napoleon, nie艣wiadom
terenu, kaza艂 mu cofn膮膰 si臋 na pozycj臋 zajmowan膮 pier-
wotnie przez niego i przez Davouta.
Zastanawiano si臋 w szeregach, dlaczego tam, gdzie
czynnych by艂o trzech wodz贸w, wzajemnie od siebie nie-
zale偶nych, cesarz nie stan膮艂 na ich czele, aby wytworzy膰
akcj臋 jednolit膮, niemo偶liw膮 do urzeczywistnienia bez
jego wsp贸艂udzia艂u. Lecz cesarz powr贸ci艂 ju偶 do
Smole艅ska, b膮d藕 to z powodu znu偶enia, b膮d藕 to, i偶 nie
spodziewa艂 si臋 r贸wnie zaciek艂ej walki, b膮d藕 te偶 wreszcie
— 偶e zmuszony zajmowa膰 si臋 r贸wnocze艣nie wszystkim i
o wszystkim pami臋ta膰, nie m贸g艂 podo艂a膰 nadmiarowi
pracy. W rzeczy samej, z konieczno艣ci zaniedbywane dla
dzia艂a艅 wojennych, mno偶y艂y si臋 z dniem ka偶dym
zar贸wno wewn臋trzne interesa cesarstwa, jak i sprawy
og贸lnoeuropejskie. Trzeba wi臋c by艂o przegl膮da膰 akta i
papiery, za艂atwia膰 nagromadzone ju偶 sprawy cywilne i
polityczne, poza tym mo偶no艣膰 datowania list贸w ze
Smole艅ska schlebia艂a mi艂o艣ci w艂asnej cesarza. Tote偶 gdy
Borelli — zast臋pca szefa w sztabie Murata — przywi贸z艂
mu wie艣ci o starciu pod Walutyn膮, cesarz waha艂 si臋, czy
go przyj膮膰 i tak dalece poch艂oni臋ty by艂 prac膮, 偶e tylko
dzi臋ki interwencji jednego z ministr贸w Borelli
dopuszczony zosta艂 do kwatery cesarskiej. Z艂o偶ony
przeze艅 raport poruszy艂 do g艂臋bi Napoleona: „Czy by膰
mo偶e? — zawo艂a艂 — nie jeste艣cie zatem do艣膰 liczni?...
Nieprzyjaciel ma sze艣膰dziesi膮t tysi臋cy ludzi! Ale偶 to nie
utarczka, lecz bitwa!" — I gromi膰 j膮艂 porywczo
samowol臋 i bezczynno艣膰 Junota. Wtedy Borelli
uwiadomi艂 go o 艣miertelnej ranie Gudina. Szczery i
serdeczny by艂 偶al Napoleona, kt贸ry wyrazi艂 si臋 w
niezliczonych pytaniach i okrzykach. Wkr贸tce jednak z
w艂a艣ciw膮 mu si艂膮 charakteru cesarz opanowa艂 偶al i
niepok贸j, st艂umi艂 gniew. Wobec zapadaj膮cego zmierzchu
odroczy艂 do nast臋pnego dnia trosk臋 o przebieg bitwy,
zabieraj膮c si臋 ze zdwojon膮 gorliwo艣ci膮 do przerwanej
pracy. Lecz snad藕 dr臋czy艂a go my艣l o bliskiej bitwie,
gdy偶 nazajutrz, wraz z dziennym brzaskiem, ukaza艂 si臋
na polach Walutyny.
Stali tam 偶o艂nierze Neya i osierocona dywizja Gudina
— w艣r贸d drzew na po艂y zdruzgotanych, na pod艂o偶u
bratnich i nieprzyjacielskich trup贸w, na ziemi zdeptanej
nogami, pooranej przez kule i kartacze, pstrej od
szcz膮tk贸w ludzkich, od poszarpanej odzie偶y, strzaskanej
broni, poprzewracanych i po艂amanych dzia艂. Takimi
bowiem s膮 trofea wojenne, takie pi臋kno pobojowisk!
Zdziesi膮tkowane bataliony Gudina z dum膮 prezen-
towa艂y bro艅. Unosi艂a si臋 jeszcze nad nimi ostra wo艅
prochu, wo艅, kt贸r膮 przesi膮kni臋ta by艂a ziemia i mundury
偶o艂nierzy; twarze ich czarne by艂y od potu i sadzy. Id膮c
wzd艂u偶 frontu, cesarz zmuszony by艂 co chwila orni-
ja膰 lub depta膰 po艂amane i pogi臋te od gwa艂townego na-
tarcia bagnety i sztywne ju偶 zw艂oki ludzkie.
Blaskiem s艂awy pokry艂 jednak wszystkie te okropno艣ci.
Wdzi臋czno艣膰 jego przeobrazi艂a to straszliwe pole 艣mierci
w pole chwa艂y i triumfu. Oddana zosta艂a cze艣膰 m臋stwu i
wierno艣ci.
Czu艂, 偶e nale偶膮 si臋 od niego tym walecznym 偶o艂nierzom
nagrody i s艂owa uznania. Nigdy te偶 wzrok cesarza nie by艂
bardziej dobrotliwy, bardziej 艂askawe s艂owa jego: „Bitwa
ta stanowi najpi臋kniejsz膮 kart臋 w dziejach walk naszych i
zwyci臋stw; na czele 偶o艂nierzy, takich jak wy, podbi膰
mo偶na 艣wiat ca艂y; ci za艣, kt贸rzy polegli, nie艣mierteln膮
zdobyli chwa艂臋". M贸wi膮c to, wiedzia艂 dobrze, 偶e
zw艂aszcza w dniach kl臋ski i pogromu dusza ludzka
zwraca si臋 najch臋tniej ku temu, co wieczyste jest i
nie艣miertelne.
Obficie posypa艂y si臋 nagrody, 12, 21 i 127 pu艂k piecho-
ty liniowej oraz 7 pu艂k lekkiej jazdy otrzyma艂y osiem-
dziesi膮t siedem krzy偶贸w i awans贸w. By艂y to regimenty
Gudina; 127 pu艂k nie mia艂 jeszcze dotychczas or艂a, gdy偶
w owym czasie ka偶dy sztandar musia艂 by膰 zdobyty na
polu bitwy, na dow贸d, 偶e nast臋pnie pu艂k potrafi strzec go
i broni膰. Osobi艣cie wr臋czy艂 cesarz pu艂kowi z艂otego or艂a.
Nagrodzi艂 r贸wnie偶 korpus Neya.
Spos贸b rozdawania nagr贸d zwi臋ksza艂 w dw贸jnas贸b ich
warto艣膰. Kolejno ka偶dy pu艂k niby rodzina cesarza otacza艂
go zwartym koliskiem. Cesarz interpelowa艂 g艂o艣no
oficer贸w, podoficer贸w i 偶o艂nierzy, wypytywa艂 o naj-
waleczniejszych spo艣r贸d tych walecznych lub o najbar-
dziej przez los faworyzowanych i rozdawa艂 natychmiast
krzy偶e i awanse. Oficerowie wskazywali kandydat贸w,
偶o艂nierze potwierdzali, cesarz aprobowa艂. Zgodnie z jego
zapowiedzi膮 wyboru dokonywano w ka偶dym kr臋gu na-
tychmiast, w艣r贸d oklask贸w ca艂ego pu艂ku.
Ojcowski ton przem贸wie艅 tego w艂adcy 艣wiata, kt贸ry
odnosi艂 si臋 do prostych 偶o艂nierzy jak do bliskich sercu
towarzyszy broni, obej艣cie pe艂ne prostoty, przypomina-
j膮cej nieod偶a艂owane czasy Republiki — wszystko to
wzbudzi艂o w szeregach niewypowiedziany zapa艂. By艂 to
monarcha zapewne, lecz monarcha, kt贸ry wyszed艂 z 艂ona
Rewolucji, kochali tego w艂adc臋 — parweniusza, kt贸ry
rozdawa艂 hojn膮 d艂oni膮 godno艣ci i tytu艂y; wszystko w nim
ich poci膮ga艂o, nic nie razi艂o.
Nigdy mo偶e pole walki r贸wnie wielk膮 nie zaja艣nia艂o
chwa艂膮. Nadanie owego sztandaru, krwi膮 okupionego,
uroczyste nominacje, radosne okrzyki, s艂uszna duma
偶o艂nierzy wyr贸偶nionych przez cesarza natychmiast tam,
gdzie si臋 odznaczyli, s艂owa uznania i podziwu wyrze-
czone g艂osem wielkiego wodza, podchwycone skwapli-
wie przez zas艂uchan膮 i zapatrzon膮 Europ臋, uwiecznione
w biuletynach, kt贸re czytane by膰 mia艂y chciwie przez
wszystkie narody, zw艂aszcza za艣 hen, daleko, pod b艂臋kit-
nym niebem Francji przez uspokojone i dumne rodziny
— ile偶 by艂o w tym g艂臋bokiej, z niczym nie daj膮cej
por贸wna膰 si臋 rado艣ci. Pocz膮tkowo nawet sam Napoleon
uleg艂 og贸lnemu uniesieniu.
Lecz gdy min臋艂a radosna chwila, gdy wys艂ucha艂 ra-
port贸w Neya, Murata i Poniatowskiego, kt贸ry r贸wnie
szczery by艂 i roztropny w naradzie, jak m臋偶ny w boju,
gdy zm臋czony upalnym dniem dowiedzia艂 si臋, 偶e wys-
艂any za nieprzyjacielem po艣cig ujecha艂 na pr贸偶no osiem
mil, rozwia艂y si臋 w贸wczas z艂udzenia. W powrotnej dro-
dze do Smole艅ska niedogodno艣膰 jazdy w powozie, chy-
bocz膮cym si臋 co chwila wskutek wyboi i porozrzucanych
wsz臋dzie szcz膮tk贸w walki, widok 偶a艂obnej procesji oka-
lecza艂ych postaci, kt贸re wieziono lub te偶 kt贸re wlok艂y si臋
z trudem przy wt贸rze skarg i j臋k贸w, w samym wreszcie
Smole艅sku wymijanie w贸zk贸w nape艂nionych po brzegi
odci臋tymi po szpitalach cz艂onkami — wszystko to, co
straszliwe jest i ohydne z dala od pola walki, zgn臋bi艂o go
do reszty. Smole艅sk ca艂y by艂 jednym, olbrzymim
szpitalem, a unosz膮cy si臋 ponad miastem j臋k b贸lu
zag艂usza艂 ca艂kowicie radosne okrzyki, kt贸re d藕wi臋cza艂y
jeszcze nad wzg贸rzami Walutyny.
Sprawozdania lekarzy brzmia艂y ponuro: w Rosji za-
miast wina i koniaku u偶ywana jest powszechnie w贸dka z
ziarna p臋dzona, z domieszk膮 mniej lub wi臋cej odurza-
j膮cych zi贸艂. Ow贸偶 m艂odzi 偶o艂nierze nasi, zmo偶eni g艂odem
i trudami, s膮dzili, i偶 zdradziecki ten nap贸j doda im si艂,
wkr贸tce jednak, gdy opad艂o chwilowe podniecenie, wielu
spo艣r贸d nich ci臋偶ko zaniemog艂o.
Inni, mniej wstrzemi臋藕liwi lub te偶 mo偶e s艂absi, p贸艂-
przytomni, senni, przysiadali wzd艂u偶 drogi i w rowach;
spogl膮daj膮c dooko艂a os艂upia艂ym, bezmy艣lnym wzrokiem,
oczyma wp贸艂 przymkni臋tymi i l艣ni膮cymi od 艂ez, konali
cicho, bez j臋ku.
W Wilnie szpitale pomie艣ci膰 mog艂y tylko sze艣膰 tysi臋cy
chorych. Cierpi膮ce, okalecza艂e t艂umy gnie藕dzi艂y si臋 tedy,
gdzie kto m贸g艂: w ko艣cio艂ach, klasztorach, w synagogach
i starych spichlerzach miejskich. W smutnych tych
przytuliskach, kt贸re cz臋stokro膰 by艂y niezdrowe, stale za艣
przepe艂nione, chorym zbywa艂o na wszystkim: na lekarst-
wach, na 艂贸偶kach i po艣cieli, niekiedy nawet na po偶y-
wieniu i na gar艣ci s艂omy. Liczba lekarzy niedostateczna
by艂a, a warunki leczenia tak op艂akane, 偶e zamiast wy-
gasa膰, choroby szerzy艂y si臋 coraz bardziej.
W Witebsku Rosjanie pozostawili czterystu swoich
rannych na pobojowisku, trzystu — w mie艣cie; a ponie-
wa偶 uszli wraz z armi膮 wszyscy niemal mieszka艅cy,
przeto w ci膮gu trzech dni ci nieszcz臋艣liwi konali w艣r贸d
najokropniejszego zaduchu, wszelkiego pozbawieni
ratunku; 偶ywi pospo艂u z trupami. P贸藕niej dopiero
zabrano ich i siedmiuset pozosta艂ych przy 偶yciu prze-
niesiono do naszych ambulans贸w, gdzie zgromadzili si臋
w takiej samej liczbie nasi ranni. A偶eby opatrzy膰 im
straszne, zaropia艂e rany, chirurdzy nasi podrze膰 musieli
na banda偶e w艂asne i 偶o艂nierskie koszule, brakowa艂o ju偶
bowiem 艣rodk贸w opatrunkowych.
A gdy wreszcie podgoi艂y si臋 rany tych nieszcz臋艣nik贸w,
gdy odpowiednie od偶ywianie si臋 mog艂o przywr贸ci膰 im
najzupe艂niej utracone si艂y i zdrowie — gin臋li w贸wczas z
g艂odu. Ma艂o kto ocala艂, bez wzgl臋du na to, czy by艂
Francuzem, czy te偶 Rosjaninem. Ci, kt贸rym utrata r臋ki
lub nogi albo os艂abienie nie dozwala艂o ukra艣膰 lub wy-
prosi膰 nieco jad艂a, wymierali pierwsi. Okropne te sceny
powtarza艂y si臋 wsz臋dzie, gdzie cesarz by艂 nieobecnym,
gdy偶 w 艣lad za nim d膮偶y艂o wszystko, a jedynie w jego
zasi臋gu 艣ci艣le spe艂niane by艂y wszelkie zarz膮dzenia i roz-
kazy.
Zdawa艂o si臋, 偶e w Smole艅sku szpitali by艂o pod dos-
tatkiem. Uratowano od ognia pi臋tna艣cie obszernych mu-
rowanych budynk贸w; znaleziono do艣膰 znaczne zapasy
w贸dki, wina i lekarstw; nadci膮gn臋艂y r贸wnie偶 zapasowe
nasze ambulanse. Niebawem jednak zabrak艂o wszyst-
kiego do pomocy. Lekarze pracowali bez wytchnienia,
lecz wkr贸tce nie by艂o ju偶 czym opatrywa膰 rannych:
zamiast p艂贸tna u偶ywa膰 musiano papieru znalezionego w
archiwach, zamiast 艂ubek i szyn do z艂amanych ko艣ci —
pergaminu, a zamiast szarpi — paku艂 i brzozowego 艂yka.
Dzia艂y si臋 rzeczy straszne. Mi臋dzy innymi zapomniano
o szpitalu, w kt贸rym stu rannych boryka艂o si臋 ze
艣mierci膮. Przypadek jedynie ods艂oni艂 przed Rappem po
trzech dniach t臋 otch艂a艅 n臋dzy i niedoli. Dzi艣 jeszcze,
mimo ubieg艂ych lat, wzdrygam si臋 na wspomnienie tych
scen, groz膮 przejmuj膮cych; takie bowiem wra偶enia ryj膮
w duszy ludzkiej g艂臋bokie, niczym nie zatarte bruzdy.
Wydelegowany ze sztabu genera艂 Rapp nie oszcz臋dzi艂
Napoleonowi 偶adnych, najokropniejszych nawet szcze-
g贸艂贸w. Cesarz napoi膰 kaza艂 w艂asnym winem i obdarowa膰
z艂otem wyrwanych z tego piek艂a 偶o艂nierzy, kt贸rzy oparli
si臋 zwyci臋sko 艣mierci b膮d藕 to dzi臋ki silnemu
organizmowi, b膮d藕 te偶 dlatego, 偶e podtrzymywali gas-
n膮ce 偶ycie ohydn膮, trudn膮 do nazwania straw膮.
Lecz opr贸cz silnych wra偶e艅, jakich doznawa艂 cesarz
s艂uchaj膮c sk艂adanych mu raport贸w, sercem jego targa艂y
inne niepokoje i w膮tpliwo艣ci. Wed艂ug niego po偶ar Smo-
le艅ska nie by艂 dzie艂em przypadku — fatalnym a nie-
przewidzianym, nie by艂 nawet czynem zrodzonym z
rozpaczy, lecz wynikiem spokojnej i ch艂odnej
determinacji. Niszcz膮c i burz膮c, Rosjanie dok艂adali tych
samych stara艅, tego samego przestrzegali 艂adu i porz膮d-
ku, jakich przestrzega si臋 zazwyczaj w celach ochrony,
konserwacji.
Tego偶 dnia 艣mia艂e odpowiedzi ksi臋dza prawos艂awnego,
jedynego, kt贸ry pozosta艂 w Smole艅sku, u艣wiadomi艂y
jeszcze lepiej cesarza o nieprzejednanej nienawi艣ci, jak膮
pa艂a艂 ku nam ca艂y lud rosyjski. Ksi臋dza owego przywi贸d艂
przed oblicze cesarza przyboczny jego t艂umacz,
przera偶ony ujawniaj膮c膮 si臋 na ka偶dym kroku niech臋ci膮.
Zacny kap艂an zrazu gorzko mu wyrzuca艂 rzekomo
pope艂nione 艣wi臋tokradztwo; nie wiedzia艂, 偶e to genera艂
rosyjski kaza艂 podpali膰 magazyny handlowe i 艣wi膮tynie,
a nas oskar偶a艂 o te zbrodnie, aby kupcy i ch艂opi nie
zechcieli dzia艂a膰 na w艂asn膮 r臋k臋, lecz trzymali si臋
szlachty.
Cesarz wys艂ucha艂 go cierpliwie, wreszcie zapyta艂: „Czy
ko艣ci贸艂 wasz sp艂on膮艂 r贸wnie偶?" — ,,Nie, Najja艣niejszy
Panie" — odpar艂 duchowny. „B贸g pot臋偶niejszy b臋dzie od
Waszej Cesarskiej Mo艣ci i opiek膮 swoj膮 otoczy ko艣ci贸艂,
albowiem w murach jego znale藕li schronienie n臋dzarze,
kt贸rych po偶ar pozbawi艂 dachu". Napoleon, wzruszony
odpowiedzia艂: „Dobrze m贸wisz, ksi臋偶e. B贸g czuwa膰
b臋dzie nad niewinnymi ofiarami wojny i na-
grodzi ci臋 za twoj膮 odwag臋. Wracaj zatem, dobry dusz-
pasterzu, do swoich owieczek. Gdyby wszyscy duchowni
byli poszli za twoim przyk艂adem, gdyby nie sprzenie-
wierzyli si臋 nikczemnie danemu im od Boga pos艂an-
nictwu, misji zgody i mi艂o艣ci, gdyby nie opu艣cili 艣wi膮ty艅,
nietykalnych pod ich stra偶膮, 偶o艂nierze moi niew膮tpliwie
uszanowaliby ko艣cio艂y wasze i o艂tarze. Wszak wszyscy
jeste艣my chrze艣cijanami, a B贸g jest jeden!"
Z tymi s艂owy odprowadzi膰 kaza艂 ksi臋dza pod eskort膮 do
owej cerkwi. Na widok 偶o艂nierzy otwieraj膮cych cer-
kiewne wrota rozleg艂y si臋 przera藕liwe krzyki. Oszala艂y z
trwogi t艂um kobiet i dzieci j膮艂 cisn膮膰 si臋 z p艂aczem u st贸p
o艂tarza. W贸wczas ozwa艂 si臋 dono艣ny g艂os duszpasterza:
„Uspok贸jcie si臋! Widzia艂em Napoleona i rozmawia艂em z
nim! Haniebnie oszukano nas, dzieci moje! Cesarz
Francuz贸w nie jest takim, jakim nam go odmalowano!
Zar贸wno on, jak i jego 偶o艂nierze wyznaj膮 tego samego
Boga, co i my. Tocz膮ca si臋 wojna nie jest bynajmniej
wojn膮 religijn膮, lecz politycznym zatargiem z carem
naszym. 呕o艂nierze Napoleona walcz膮 jedynie z naszymi
偶o艂nierzami. Nie krzywdz膮 i nie morduj膮 ani starc贸w, ani
kobiet, ani te偶 dzieci. Uspok贸jcie si臋 przeto, wszyscy za艣
podzi臋kujmy Bogu, i偶 uwolni艂 nas od ci臋偶kiego
obowi膮zku nienawi艣ci do Francuz贸w jako pogan,
bezbo偶nik贸w i podpalaczy!" I ksi膮dz zaintonowa艂
dzi臋kczynn膮 pie艣艅, kt贸r膮 wszyscy z p艂aczem podchwy-
cili.
Drobne to zdarzenie najlepszym jest dowodem, jak
dalece ok艂amywany i oszukiwany by艂 贸w nar贸d. Wszyscy
niemal mieszka艅cy Smole艅ska uszli wraz z wojskiem.
Odt膮d wi臋c nie tylko armia, lecz i ludno艣膰, lecz ca艂a
Rosja cofa艂a si臋 przed nami. I cesarz czu艂, 偶e wraz z lud-
no艣ci膮 wymyka艂 mu si臋 z r膮k jeden z najpot臋偶niejszych,
naj偶ywotniejszych czynnik贸w podboju.
Istotnie, z Witebska jeszcze pr贸bowa艂 Napoleon prze-
nikn膮膰 dusz臋 tego ludu, pragn膮艂 bowiem pozyska膰 go dla
idei wolno艣ciowej i zespoli膰 z w艂asn膮 swoj膮 dzia艂alno艣ci膮
przez zorganizowanie mniej lub wi臋cej og贸lnego
powstania. Lecz wszelkie pr贸by agitacji rozbija艂y si臋 o
nieufno艣膰 nielicznych ch艂op贸w, kt贸rych Rosjanie
pozostawiali zapewne jako szpieg贸w. Jedynym za艣 wy-
nikiem owych usi艂owa艅 by艂o ujawnienie skrytych za-
miar贸w cesarza, przeciw kt贸rym Rosjanie odpowiednio
si臋 zabezpieczyli.
Napoleon zreszt膮 — sprzyjaj膮cy raczej g艂owom uko-
ronowanym ani偶eli szaremu t艂umowi — od razu nie-
ch臋tnie i niedbale odnosi艂 si臋 do tej sprawy. P贸藕niej, w
Moskwie otrzyma艂 wiele pism od w艂o艣cian. Skar偶yli si臋
tam, 偶e panowie traktuj膮 ich jak stado byd艂a, kt贸re
dowolnie mo偶na sprzedawa膰 i wymienia膰. Prosili, aby
Napoleon og艂osi艂 zniesienie podda艅stwa. Chcieli mu
s艂u偶y膰 jako przyw贸dcy lokalnych insurekcji, kt贸re, jak
obiecywali, mia艂y wkr贸tce przerodzi膰 si臋 w og贸lne pow-
stanie.
Napoleon propozycje te odrzuca艂. Par臋 rewolucji o
ograniczonym zasi臋gu pokaza艂o ju偶 niegdy艣, czym w艣r贸d
barbarzy艅skiego ludu staje si臋 barbarzy艅ska wolno艣膰,
rozpasana, przera偶aj膮ca swoboda. Szlachta rosyjska,
podobnie jak koloni艣ci na San Domingo, by艂aby
zgubiona. Ta obawa przewa偶y艂a w umy艣le Napoleona;
wyrazi艂 j膮 w s艂owach, ona sprawi艂a, 偶e nie usi艂owa艂
wywo艂a膰 poruszenia, nad kt贸rym p贸藕niej nie m贸g艂by
zapanowa膰.
Panowie w Rosji nie ufali swoim niewolnikom. Spo艣r贸d
tylu gro偶膮cych im niebezpiecze艅stw to uznali za
najwi臋ksze i najbli偶sze. Podzia艂ali najpierw na ducha
swoich nieszcz臋snych poddanych, upodlonych przez
wszelkiego rodzaju niewolnictwo. Ich duchowni, kt贸rym
ch艂opi przywykli wierzy膰, oszukali ich k艂amliwymi ka-
zaniami: wm贸wiono ludowi, 偶e jeste艣my zast臋pami dia-
belskimi pod wodz膮 antychrysta, demonami, kt贸rych sam
widok sieje zgroz臋, 偶e nasze dotkni臋cie kala. Nasi je艅cy
spostrzegli, 偶e naczy艅, kt贸rymi si臋 pos艂u偶yli Francuzi,
biedacy ci nie 艣mieli ju偶 u偶ywa膰 i przeznaczali tylko dla
najpodlejszych zwierz膮t. My jednak偶e zbli偶ali艣my si臋 do
nich i wszystkie te prostackie bajki mia艂y si臋 okaza膰
k艂amstwem. Dlatego szlachta cofa艂a si臋 ze swoimi
poddanymi w g艂膮b kraju niby w ucieczce przed zaraz膮.
Dobytek, budynki, wszystko, co mog艂o lud zatrzyma膰
albo nam pos艂u偶y膰, zosta艂o unicestwione. Odgrodzili si臋
od nas g艂odem, ogniem i pustyni膮; wielkie to
przedsi臋wzi臋cie kierowali w tej samej mierze przeciwko
swoim poddanym, co przeciw Napoleonowi. Mia艂a si臋
wi臋c toczy膰 nie wojna kr贸l贸w, lecz wojna klasowa,
wojna partii politycznych, wojna religijna i narodowa —
wszelkie rodzaje wojen naraz. Cesarz w贸wczas dopiero
zdaje sobie nale偶ycie spraw臋 z ogromu zamierzonego
przedsi臋wzi臋cia; im bardziej za艣 posuwa si臋 w g艂膮b
kraju, tym bardziej rosn膮 i olbrzymiej膮 rozmiary tego
przedsi臋wzi臋cia. Do niedawna zwyci臋stwa, odnoszone
nad monarchami, kt贸rych przerasta艂 o g艂ow臋, dziecinn膮
nieledwie by艂y igraszk膮. Teraz jednak walczy nie z mo-
narch膮, lecz z ca艂ym narodem, i wobec tej drugiej Hisz-
panii, ale le偶膮cej u kres贸w Europy, olbrzymiej, bez-
p艂odnej, na wp贸艂 dzikiej — zdumiony, waha si臋 i za-
trzymuje.
Niezale偶nie od decyzji powzi臋tej w Witebsku zaj臋cie
Smole艅ska sta艂o si臋 niejako konieczno艣ci膮. Mo偶liwym
jest, i偶 w Smole艅sku w艂a艣nie zamierza艂 cesarz rozstrzy-
gn膮膰 ostatecznie o dalszych losach kampanii. Lecz tutaj
r贸wnie偶 — po raz wt贸ry — waha si臋 i w膮tpi. Po偶ar
miasta, szerz膮ce si臋 choroby, t艂umy rannych, straszliwe,
groz膮 przejmuj膮ce sceny — wszystko to zwi臋ksza jesz-
cze wewn臋trzn膮 jego rozterk臋. Zgor膮czkowany, spogl膮da
kolejno na Kij贸w, Petersburg i Moskw臋.
Przez zdobycie Kijowa, kt贸rego broni艂 korpus Czycza-
gowa, cesarz by艂by oswobodzi艂 prawy flank i ty艂y Wiel-
kiej Armii i os艂oni艂 prowincje polskie, dostarczaj膮ce naj-
wi臋kszej ilo艣ci ludzi, koni, strawy i fura偶u; warowne za艣
obozy w Mohylowie, Smole艅sku, Witebsku, Po艂ocku,
Dynaburgu i Rydze stanowi艂y dostateczn膮 lini臋 obronn膮.
Pod os艂on膮 tej linii podczas zimowych miesi臋cy zorga-
nizowa艂by og贸lne powstanie wszystkich ziem dawnej
Rzeczypospolitej, aby wraz z nadej艣ciem wiosny prze-
ciwstawi膰 je Rosji. Tym sposobem szans臋 wojny by艂yby
mniej wi臋cej r贸wne: nar贸d walczy艂by z narodem.
W Smole艅sku stan膮艂 jednak na rozstaju dw贸ch dr贸g:
drogi do Petersburga i drogi do Moskwy, w odleg艂o艣ci
dwudziestu dziewi臋ciu dni marszu od jednej stolicy, a
pi臋tnastu od drugiej. Petersburg jako o艣rodek rz膮du, jako
centrum wszystkich organ贸w pa艅stwowych, jako m贸zg
Rosji, morski i l膮dowy arsena艂 kraju, wreszcie jako
jedyny 艂膮cznik pomi臋dzy Rosj膮 a nienawistn膮 cesarzowi
Angli膮 — bardziej by艂 pon臋tnym. 艢wie偶e wie艣ci o
zwyci臋stwie pod Po艂ockiem przemawia艂y r贸wnie偶 za tym
projektem. 艁膮cznie z korpusem Saint-Cyra cesarz
osaczy艂by Wittgensteina i u艂atwi艂 Macdonaldowi zaj臋cie
Rygi.
W Moskwie za艣 skupia艂a si臋 szlachta, ca艂y nar贸d, on
za艣 zagrozi艂by ich w艂asno艣ci, ich u艣wi臋conemu tradycj膮
honorowi. Droga do Moskwy — kr贸tka, mniej niebez-
pieczna, a bardziej zasobna, broniona na znacznej prze-
strzeni przez cofaj膮ce si臋 wci膮偶 pu艂ki rosyjskie, kt贸rych
nie nale偶a艂o lekcewa偶y膰, kt贸re trzeba by艂o unicestwi膰 —
艂udzi艂a nadto nadziej膮 walnej rozprawy i zwyci臋stwa.
Ugodzony w sarno serce nar贸d rosyjski zmuszony by艂by
zaniecha膰 dalszego oporu.
Mimo nadci膮gaj膮cej jesieni z tych trzech projekt贸w
ostatni tylko wydawa艂 si臋 cesarzowi mo偶liwym do urze-
czywistnienia. Znane mu by艂y wszelako dzieje Karola
XII: nie w opracowaniu Woltera, kt贸re cesarz odrzuci艂 z
gniewem, twierdz膮c, i偶 zbyt romantyczne jest i z prawd膮
niezgodne, lecz pod postaci膮 pami臋tnik贸w Adlerfelda.
Zawarta w ksi膮偶ce tej przestroga przebrzmia艂a bez echa.
W zestawieniu obu kampanii cesarz wynajdowa艂 tysi膮ce
r贸偶nic i na tych r贸偶nicach opiera艂 chwiejny gmach pla-
n贸w swoich i nadziei. Kt贸偶 bowiem mo偶e by膰 s臋dzi膮 we
w艂asnej swojej sprawie? — I jak膮偶 ma warto艣膰 przyk艂ad
— wzi臋ty z przesz艂o艣ci — w 艣wiecie, w kt贸rym nie
spotyka si臋 nigdy absolutnie jednakowych ludzi, jedna-
kowych dw贸ch spraw ani te偶 sytuacji?
A jednak w owym czasie Napoleon cz臋stokro膰 wspo-
mina艂 Karola XII.
Podobnie jak w Witebsku, nadsy艂ane zewsz膮d wie艣ci
dzia艂a艂y na艅 podniecaj膮co. Wydawa艂o mu si臋, 偶e wodzo-
wie jego zdzia艂ali dot膮d wi臋cej ni偶 on; bitwy pod Mo-
hylowem, Mo艂odecznem i Walutyn膮 by艂y walnymi roz-
prawami, a zwyci臋zcy genera艂owie — Davout, Schwa-
rzenberg i Ney — now膮 okryli si臋 chwa艂膮. Z prawej
strony linia bojowa Napoleona zdawa艂a si臋 by膰 nale偶ycie
os艂oni臋ta; wprost niego cofa艂a si臋 armia nieprzyjacielska;
na lewym za艣 skrzydle, w S艂awni, ksi膮偶臋 Reggio
zaatakowany zosta艂 17 sierpnia przez Wittgensteina, kt贸-
rego uda艂o mu si臋 przyci膮gn膮膰 pod Po艂ock. Gwa艂towny
atak Wittgensteina nie da艂 wprawdzie Rosjanom po偶膮-
danych wynik贸w, zapewni艂 im wszak偶e ofensyw臋. Pod-
czas ataku raniony zosta艂 marsza艂ek Oudinot. Dow贸dz-
two armii jego, z艂o偶onej z niespe艂na trzydziestu tysi臋cy
Francuz贸w, Szwajcar贸w i Bawarczyk贸w — obj膮艂 w za-
st臋pstwie genera艂 Saint-Cyr. Nast臋pnego zaraz dnia
Saint-Cyr, kt贸remu li tylko rola samodzielnego wodza
przypada艂a do gustu, skorzysta艂 z chwili niezale偶no艣ci,
aby wydoby膰 na jaw swoje zdolno艣ci militarne i da膰 si臋
we znaki nieprzyjacielowi, nie unosz膮c si臋 ani te偶
zapalaj膮c, ze zwyk艂ym sobie, ch艂odnym a wyrachowa-
nym spokojem.
Pocz膮wszy od 艣witu a偶 do godziny pi膮tej po po艂udniu,
w celu zabrania rannych z pobojowiska, zwodzi艂 nie-
przyjaciela propozycj膮 uk艂ad贸w, zw艂aszcza za艣 ostenta-
cyjnym przygotowywaniem si臋 do odwrotu. R贸wnocze-
艣nie, pod os艂on膮 domostw wioski 艢wi臋tego Spasa i oko-
licznych pag贸rk贸w, 艣ci膮ga艂 cichaczem wszystkie swoje
pu艂ki, podzieliwszy je na trzy kolumny.
O godzinie pi膮tej, gdy wszystko by艂o ju偶 gotowe, a
Wittgenstein u艣piony, ozwa艂y si臋 tr膮bki: w tej偶e chwili
rykn臋艂y nasze dzia艂a, biegiem ruszy艂y niewidoczne
dotychczas kolumny. Na pr贸偶no bronili si臋 zaskoczeni
znienacka Rosjanie, niebawem lewe ich skrzyd艂o zosta艂o
rozbite, a centrum zmuszone do ucieczki; pozosta艂o na
placu boju wielu zabitych, tysi膮c je艅c贸w i dwadzie艣cia
dzia艂. Saint-Cyr zaj膮艂 nadto pozycj臋 zaczepn膮, lecz zbyt
s艂aby, 偶eby atakowa膰, pozorowa艂 ofensyw臋 jedynie w
celu skuteczniejszej obrony.
W ci膮gu tego kr贸tkiego, lecz gwa艂townego i krwawego
starcia prawe skrzyd艂o rosyjskie, opieraj膮ce si臋 o
D藕win臋, gwa艂towny stawi艂o op贸r. W艣r贸d nieustannej
strzelaniny, zasypywane gradem kul nieprzyjacielskich
pu艂ki nasze ruszy艂y na bagnety. Atak powi贸d艂 si臋, lecz w
chwili, gdy piechota Wittgensteina zacz臋艂a ust臋powa膰 i
rozprasza膰 si臋, wszystko wyda艂o si臋 stracone: dragoni
rosyjscy — zdaniem jednych, wed艂ug drugich — ka-
walergardzi run臋li cwa艂em na jedn膮 z baterii Saint-Cyra.
Zapasowa brygada francuska, kt贸ra w razie potrzeby
os艂ania膰 mia艂a bateri臋, wysun臋艂a si臋 naprz贸d, po czym
nagle zawr贸ci艂a i j臋艂a ucieka膰 w pop艂ochu wprost na
dzia艂a, kt贸re z konieczno艣ci musia艂y umilkn膮膰. Rosjanie
nadbiegli jak burza, roznie艣li na szablach naszych ka-
nonier贸w i poprzewracali dzia艂a; zderzenie tak nag艂e
by艂o, tak gwa艂towne, 偶e je藕d藕cy nasi, coraz bardziej wy-
straszeni, wpadli na g艂贸wnodowodz膮cego i jego sztab,
wszystko po drodze roztr膮caj膮c i tratuj膮c. Genera艂 Saint-
Cyr ucieka膰 musia艂 pieszo. Schroni艂 si臋 przed t膮 nawa艂-
nic膮 w g艂臋bi mrocznego jaru. Dragoni rosyjscy dosi臋gali
ju偶 przedmie艣膰 Po艂ocka, gdy zr臋czny a podst臋pny ma-
newr Berckheima oraz 4 pu艂ku kirasjer贸w francuskich
po艂o偶y艂 kres walce. Rosjanie znikli w g膮szczu pobliskich
las贸w.
Nazajutrz Saint-Cyr zorganizowa艂 po艣cig, g艂贸wnie w
celach wywiadowczych, po cz臋艣ci za艣 dlatego, a偶eby za-
znaczy膰 odniesione zwyci臋stwo i pomno偶y膰 zebrane plo-
ny. W ci膮gu nast臋pnych dw贸ch miesi臋cy, a偶 do 18 pa藕-
dziernika, Wittgenstein trzyma艂 si臋 na uboczu, a Saint-
Cyr, pilnie obserwuj膮c wszelkie poruszenia nieprzyja-
ciela, zaj膮艂 si臋 gorliwie utrzymaniem 艂膮czno艣ci z Mac-
donaldem, Witebskiem, Smole艅skiem, wzmocnieniem
zajmowanych w Po艂ocku pozycji, przede wszystkim
jednak gromadzeniem jak najwi臋kszych zapas贸w 偶yw-
no艣ci.
Podczas pami臋tnej owej bitwy czterech genera艂贸w,
czterech pu艂kownik贸w i wielu m艂odszych oficer贸w od-
nios艂o mniej lub wi臋cej ci臋偶kie rany.
Odznaczyli si臋 zw艂aszcza dwaj genera艂owie bawarscy:
Deroy i Liben. Zmarli oni cztery dni p贸藕niej, 22 sierpnia.
Obaj w jednym byli wieku, w jednym s艂u偶yli niegdy艣
pu艂ku, te same odbyli kampanie, jednakowo, mniej wi臋-
cej, awansowali i w jednym dniu jednakow膮 艣mierci膮
chlubnego dokonali 偶ywota. Jedna te偶 mogi艂a przygar-
n臋艂a lito艣nie na wieczny sen tych nieustraszonych 偶o艂-
nierzy i wiernych przyjaci贸艂, kt贸rych 艣mier膰 nawet nie
zdo艂a艂a roz艂膮czy膰.
Na wie艣膰 o tym zwyci臋stwie cesarz przys艂a艂 genera艂owi
Saint-Cyr lask臋 marsza艂kowsk膮, 偶o艂nierzy nagrodzi艂
znaczn膮 liczb膮 krzy偶贸w, zatwierdzi艂 wreszcie wi臋kszo艣膰
proponowanych awans贸w.
Jednakowo偶 — mimo tych zwyci臋stw — projekt dal-
szego posuwania si臋 w g艂膮b kraju, poza Smole艅sk, zbyt
by艂 ryzykowny, a偶eby Napoleon sam odwa偶y艂 si臋 roz-
pocz膮膰 akcj臋. Chcia艂 on by膰 do tego zmuszony. Po bitwie
pod Walutyn膮 miejsce os艂ab艂ych i znu偶onych pu艂k贸w
Neya zaj膮艂 korpus Davouta. Murat — jako kr贸l i
szwagier cesarza — uprzednio jeszcze obj膮艂 by艂 z jego
rozkazu naczelne dow贸dztwo przednich stra偶y. Ney pod-
da艂 si臋 zwierzchnictwu Murata nie tyle przez uleg艂o艣膰, ile
na skutek zgodno艣ci usposobie艅. 艁膮czy艂o ich wsp贸lne
umi艂owanie tej samej sprawy.
Lecz Davout — ch艂odny i systematyczny, przeciwie艅-
stwo Murata, pyszni膮cy si臋 nadto wspomnieniem dw贸ch
wielkich zwyci臋stw, kt贸rym zawdzi臋cza艂 otrzymane god-
no艣ci i tytu艂y — nie m贸g艂 znie艣膰 takiej zale偶no艣ci. Dwaj
ci wodzowie, kt贸rzy w r贸偶nym b臋d膮c wieku, r贸wnocze艣-
nie dobijali si臋 zaszczyt贸w i awans贸w, nawykli s艂ucha膰
genialnych jeno zarz膮dze艅 i rozkaz贸w samego Napole-
ona, 偶adn膮 miar膮 nie mogli wzajemnie sobie przewodzi膰
— Murat zw艂aszcza, kt贸rego zapalny temperament zbyt
cz臋sto unosi艂 na bezdro偶a.
Davout s艂ucha艂 wprawdzie rozkaz贸w, lecz niech臋tnie i
niezupe艂nie, tak jak s艂ucha膰 zwyk艂a obra偶ona duma.
Zaprzesta艂 natychmiast wszelkiej bezpo艣redniej kores-
pondencji z cesarzem. Cesarz, zdziwiony, kaza艂 nawi膮za膰
j膮 ponownie, motywuj膮c sw贸j rozkaz brakiem 艣cis艂o艣ci w
raportach Murata. Davout skorzysta艂 z tego wyznania,
aby odzyska膰 utracon膮 niezale偶no艣膰. Od tej chwili przed-
nie stra偶e mia艂y a偶 dw贸ch wodz贸w. Cesarz zm臋czony,
chory, obci膮偶ony nadmiarem pracy i trosk wszelkiego
rodzaju, wobec intryg i wsp贸艂zawodnictwa pomi臋dzy ge-
nera艂ami, zmuszony liczy膰 si臋 z nimi, wbrew zasadom
swoim i tradycji lat ubieg艂ych — dzieli艂 w艂adz臋 i roz-
drabnia艂 poszczeg贸lne cz臋艣ci armii. Warunki i okolicz-
no艣ci, kt贸rym tylekro膰 w艂asn膮 narzuca艂 wol臋, z kolei
silniejszymi sta艂y si臋 od niego i jemu przewodzi艂y.
Tymczasem Barclay cofn膮艂 si臋 bez oporu a偶 do Dro-
hobu偶a i Murat nie potrzebowa艂 ju偶 pomocy Davouta;
brak艂o przeto powod贸w do zatargu. Kilka wiorst od tego
miasteczka, 23 sierpnia oko艂o godziny jedenastej przed
po艂udniem, w cieniu niewielkiego lasku zawrza艂a
uporczywa walka. Dwukrotnie odpierali Rosjanie atak,
dwukrotnie Murat zdobywa膰 musia艂 zajmowane przez
nich pozycje.
Zdumiony niespodziewanym oporem o tak wczesnej
godzinie, Murat zawzi膮艂 si臋, a gdy zaj膮艂 wreszcie lasek,
ujrza艂 poza nim ca艂膮 armi臋 rosyjsk膮 pod broni膮. 艢rod-
kiem p艂yn臋艂a w膮skim jarem rzeczka 艁u偶a. Dochodzi艂o
po艂udnie. Rozci膮g艂o艣膰 linii rosyjskiej, osobliwie w kie-
runku naszego prawego skrzyd艂a, poczynione przygoto-
wania, godzina, miejsce — w tym punkcie zesz艂y si臋 po-
nownie armie Barclaya i Bagrationa — oraz odpowiedni
teren, wszystko zdawa艂o si臋 przemawia膰 za waln膮 roz-
praw膮. Murat zawiadomi艂 o tym cesarza.
R贸wnocze艣nie za艣 wys艂a艂 na przeciwleg艂y brzeg rzeki
genera艂a Montbruna i jego jazd臋 w celu rozpoznania i
obej艣cia lewego skrzyd艂a nieprzyjacielskiego. Montbruna
os艂ania艂a piechota marsza艂ka Davout: pi臋膰 dywizji
wy膰wiczonego 偶o艂nierza. Pragn膮c — jak wie艣膰 niesie —
podtrzyma膰 w ten spos贸b flankowy manewr Montbruna,
Murat kaza艂 im cofn膮膰 si臋 na trakt i atakowa膰 czo艂o
kolumny rosyjskiej.
Lecz Davout odpowiedzia艂, 偶e „by艂oby to zaprzepasz-
czeniem naszego prawego skrzyd艂a, wskro艣 kt贸re nie-
przyjaciel dotar艂by do traktu i zagrodzi艂 nam jedyn膮
drog臋 do odwrotu. Tym sposobem zmusi艂by nas do de-
cyduj膮cej bitwy, kt贸rej on — Davout — ma unikn膮膰 w
my艣l otrzymanych z g贸ry rozkaz贸w i kt贸rej uniknie, nie
maj膮c po temu dostatecznych si艂 ani te偶 do艣膰 obronnej
pozycji, pozostaj膮c nadto pod komend膮 wodza, do
kt贸rego ma艂o czuje zaufania". Napisa艂 r贸wnie偶 nie-
zw艂ocznie do Napoleona list z pro艣b膮 o jak najrychlejsze
przybycie, o ile cesarz 偶yczy艂by sobie wzi膮膰 udzia艂 w
bitwie projektowanej przez Murata.
Szczer膮 rado艣ci膮 przej臋艂a Napoleona powy偶sza wiado-
mo艣膰, odebrana w nocy z 24 na 25 sierpnia. Niepewno艣膰
by艂a m臋k膮 dla przedsi臋biorczego i stanowczego umys艂u
cesarza. Przybieg艂 wi臋c co rychlej na czele gwardii swo-
jej, uszed艂szy bez wytchnienia dwadzie艣cia mil. Lecz po-
przedniego jeszcze dnia, wieczorem, armia nieprzyjaciel-
ska znik艂a bez 艣ladu.
Francuzi przypisywali odwr贸t ten poczynaniom Mont-
bruna; Rosjanie — Barclayowi i b艂臋dnej pozycji zaj臋tej
przez jego szefa sztabu, kt贸ry zamiast wykorzysta膰
w艂a艣ciwo艣ci terenu, zwr贸ci艂 je przeciwko sobie. Bagra-
tion spostrzeg艂 to pierwszy i w uniesieniu napomkn膮艂
nawet o zdradzie.
Zar贸wno w艣r贸d naszych przednich stra偶y, jak i w obo-
zie rosyjskim szerzy艂y si臋 niesnaski. Dotkliwie dawa艂 si臋
we znaki brak zaufania do g艂贸wnodowodz膮cego, za-
ufania, kt贸re jest si艂膮 i sp贸jni膮 wszelkiej armii: ka偶dy
krok by艂 tedy fa艂szywym, ka偶da decyzja najgorsz膮.
Utrata Smole艅ska zaostrzy艂a sytuacj臋, a po艂膮czenie si臋
obu korpus贸w pog艂臋bi艂o jeszcze wzajemn膮 niech臋膰 i roz-
goryczenie. Im silniejsz膮 by艂a liczebnie armia rosyjska,
tym s艂abszym i uleglejszym by艂 wobec niej naczelny
w贸dz. Niebawem pomruk niezadowolenia w g艂o艣ne prze-
szed艂 okrzyki: domagano si臋 jednomy艣lnie innego wodza.
Dzi臋ki jednak interwencji kilku rozwa偶niejszych
jednostek zapowiedziano przyjazd Kutuzowa i upoko-
rzeni w swej dumie Rosjanie oczekiwali go w nadziei
walki.
Sk膮din膮d cesarz, kt贸ry dotar艂 ju偶 do Drohobu偶a, nie
waha si臋 d艂u偶ej. 艢wiadom tego, i偶 wsz臋dzie p贸jd膮 za nim
sprawy ca艂ej Europy, 偶e miejsce pobytu jego b臋dzie
zawsze punktem, w kt贸rym wa偶y膰 si臋 b臋d膮 i roz-
strzyga膰 losy narod贸w, 偶e mo偶e posuwa膰 si臋 w g艂膮b kraju
bez l臋ku o gro藕ne skutki odst臋pstwa Szwecji i Turcji —
lekcewa偶y sobie armi臋 nieprzyjaciela: korpus Essena w
Rydze, Wittgensteina pod murami Po艂ocka, Hoertla ko艂o
Bobrujska, Czyczagowa — na Wo艂yniu, a wi臋c armi臋
licz膮c膮 og贸艂em sto dwadzie艣cia tysi臋cy ludzi, kt贸rej
liczba mog艂a jeno wzrasta膰. Wyprzedziwszy j膮, patrzy
oboj臋tnie na osaczaj膮ce nas poszczeg贸lne oddzia艂y,
przekonany najmocniej, 偶e 艂oskot pioruna, kt贸ry dzier偶y
w d艂oni, wstrz膮艣nie ziemi膮 ca艂膮, 偶e run膮 w贸wczas
wszelkie przeszkody: militarne i polityczne.
A jednak bojowa kolumna cesarza, licz膮ca jeszcze przy
jego wyje藕dzie z Witebska sto osiemdziesi膮t pi臋膰 tysi臋cy
ludzi, liczy ju偶 tylko sto pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy. Os艂abiona
jest o dwadzie艣cia osiem tysi臋cy, z kt贸rych po艂owa
zajmuje Witebsk, Orsz臋, Mohyl贸w i Smole艅sk, reszta za艣
b膮d藕 to pad艂a na pobojowiskach, b膮d藕 te偶 —
zdezorganizowana, z wszelkiej wyzuta karno艣ci — wlo-
k膮c si臋 艣ladem armii, rabuje wszystkich bez wyj膮tku,
zar贸wno sprzymierze艅c贸w, jak i rodak贸w.
Ale nawet zredukowana armia ta dostateczn膮 by艂a, aby
rozbi膰 ca艂kowicie wojska rosyjskie i zaj膮膰 Moskw臋,
zw艂aszcza 偶e mimo gro藕by owych stu dwudziestu tysi臋cy
Rosjan nasza linia operacyjna zdawa艂a si臋 by膰 naj-
zupe艂niej os艂oni臋ta. Macdonald na czele trzydziestu
dw贸ch tysi臋cy ludzi strzeg艂 lub te偶 mia艂 strzec w pobli偶u
Rygi i Dynaburga — Litwy, D藕winy, Dniepru i Smo-
le艅ska; Saint-Cyr z trzydziestu tysi膮cami 偶o艂nierzy broni艂
Po艂ocka; Victor i czterdzie艣ci tysi臋cy ludzi — Witebska,
Smole艅ska i Mohylowa; genera艂 D膮browski z dwu-
nastotysi臋czn膮 legi膮 — Bobrujska; Schwarzenberg i
R茅gnier — czyli czterdzie艣ci pi臋膰 tysi臋cy ludzi — linii
Bugu. Napoleon liczy艂 nadto na dywizje Loisona i
Durutte'a, razem dwadzie艣cia dwa tysi膮ce ludzi —
zbli偶aj膮ce si臋 ju偶 do Kr贸lewca i Warszawy, oraz na
osiemdziesi臋ciotysi臋czne korpusy zapasowe, kt贸re wkro-
czy膰 mia艂y na terytorium rosyjskie w pierwszej po艂owie
listopada.
Wraz z nowozaci臋偶nymi pu艂kami polskimi i litewskimi
rezerwa stanowi艂a dwie艣cie osiemdziesi膮t tysi臋cy ludzi,
do czego doda膰 trzeba jeszcze sto pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy.
A偶eby wi臋c dokona膰 inwazji na przestrzeni dzie-
wi臋膰dziesi臋ciu trzech mil, gdy偶 tak膮 jest odleg艂o艣膰 od
Smole艅ska do Moskwy, cesarz rozporz膮dza艂
kolosaln膮 liczb膮 przesz艂o czterystu tysi臋cy 偶o艂nierzy.
Lecz rezerwa ta, na poszczeg贸lne podzielona korpusy,
podlega艂a komendzie sze艣ciu dow贸dc贸w wzajemnie od
siebie niezale偶nych, z kt贸rych najstarszy, zajmuj膮cy cen-
trum, obowi膮zany by艂 ujednolica膰 dzia艂alno艣膰 pi臋ciu
pozosta艂ych. Niestety, by艂 on raczej rzecznikiem pokoju
ani偶eli 偶o艂nierzem.
Te same zreszt膮 przyczyny, jakie ju偶 o jedn膮 trzeci膮
uszczupli艂y t臋 cz臋艣膰 armii francuskiej, kt贸ra pierwsza
wkroczy艂a do Rosji, wyt臋pi膰 mia艂y lub te偶 rozproszy膰 —
znacznie pr臋dzej i doszcz臋tnie — wszystkie pu艂ki zapa-
sowe. Podzielone na prowizoryczne bataliony, pod wo-
dz膮 obcych oficer贸w, kt贸rzy lada dzie艅 mogli by膰 od-
wo艂ani, apatyczne, niekarne — pu艂ki te przebywa艂y
bezmierne, ogniem i mieczem spustoszone przestrzenie,
pod szarym niebem zbli偶aj膮cej si臋 z dniem ka偶dym
jesieni.
Tymczasem Napoleon ogl膮da艂 po raz wt贸ry po偶ar ca-
艂ego miasta. Na wz贸r Smole艅ska sp艂on膮艂 Drohobu偶, w
pierwszym za艣 rz臋dzie dzielnica kupiecka, zamieszkana
przez ludzi bogatych, kt贸rzy z racji stanowiska zajmo-
wanego w spo艂ecze艅stwie, jako klasa po艣rednia, zacz膮tek
stanu trzeciego, bardziej byli wra偶liwi na urok swob贸d i
wolno艣ci i 艂atwiej mo偶e ni偶 inne warstwy daliby si臋
zjedna膰 i pozyska膰.
Cesarz zupe艂nie jasno zdaje sobie spraw臋 z tego, i偶
zaj臋cie Smole艅ska by艂o w艂a艣nie bezcelowe i 偶adnych nie
da艂o wynik贸w. Jakkolwiek decyduj膮ca bitwa jeszcze raz
od艂o偶ona zosta艂a wskutek wahania si臋 genera艂贸w
rosyjskich i niesnasek panuj膮cych w obozie nieprzyja-
cielskim, powzi臋ta przez cesarza decyzja niez艂omna jest i
niewzruszona. Uporczywie 艣ciga nieprzyjaciela, coraz
艣mielej posuwaj膮c si臋 w g艂膮b kraju; ostro偶no艣膰 ich zowie
tch贸rzostwem; odwr贸t — ucieczk膮; lekcewa偶y ich —
aby nie utraci膰 nadziei i wiary we w艂asne si艂y!
Tak szybko przyby艂 cesarz do Drohobu偶a, 偶e zmuszony
by艂 czeka膰 na reszt臋 armii, gdy tymczasem Murat 艣ciga艂
nieprzyjaciela. Opu艣ci艂 Drohobu偶 24 sierpnia. Armia
posuwa艂a si臋 r贸wnomiernie trzema wielkimi kolumnami:
cesarz, Murat, Davout i Ney po艣rodku traktem
moskiewskim; Poniatowski z prawej strony; armia
w艂oska — z lewej.
D膮偶膮c 艣ladem swoich przednich stra偶y, kt贸re zaledwie
zdo艂a艂y wy偶ywi膰 si臋 ze sk膮pych resztek pozostawionych
przez Rosjan, 艣rodkowa kolumna — najliczniejsza —
sz艂a po艣piesznie drog膮 zupe艂nie pust膮, z kt贸rej zboczy膰
nie mog艂a dla braku czasu. Zreszt膮, tak pu艂ki z prawej
strony, jak i oddzia艂y z lewej strony pustoszy艂y do-
szcz臋tnie ca艂膮 okolic臋. Dalsze za艣 nocne wycieczki po
prowiant i fura偶, op贸藕niaj膮ce z konieczno艣ci codzienny
wymarsz, by艂y wykluczone, zar贸wno ze wzgl臋du na blis-
kie s膮siedztwo z wojskiem nieprzyjacielskim, jak na
znaczn膮 a nieuniknion膮 zw艂ok臋.
Trzy dni p贸藕niej — 27 sierpnia — z kwatery cesarskiej
w S艂awkowie, kilka mil poza Drohobu偶em, wyszed艂
rozkaz, powo艂uj膮cy marsza艂ka Victora znad brzeg贸w
Niemna pod Smole艅sk. Lewe skrzyd艂o marsza艂ka zaj膮膰
mia艂o Witebsk, prawe — Mohyl贸w, centrum — Smo-
le艅sk. Victor podtrzyma膰 mia艂 w razie potrzeby Sain-
Cyra, os艂aniaj膮c ty艂y armii d膮偶膮cej ku Moskwie, oraz
utrzyma膰 艂膮czno艣膰 z Litw膮.
W ci膮gu pochodu tego z wiosek i miasteczek g艂臋bokiej
Rosji wysy艂a艂 Napoleon rozliczne zarz膮dzenia i dekrety,
kt贸re dociera艂y do najbardziej zapad艂ych zak膮tk贸w
Francji; wsz臋dzie bowiem pragn膮艂 by膰 obecnym,
wszystkim rz膮dzi膰, we wszystko wgl膮da膰. Niesyty s艂awy
i pot臋gi, coraz 艣mielsze, coraz zuchwalsze i bardziej
niedo艣cig艂e snu艂 marzenia: imieniem swoim wype艂ni膰
chcia艂 ziemi臋 ca艂膮.
Murat pod膮偶y艂 艣ladem armii rosyjskiej a偶 poza Osm臋,
rzek臋 w膮sk膮, lecz g艂臋bok膮 i g艂臋bokim p艂yn膮c膮 korytem.
jak wi臋kszo艣膰 rzek tamtejszych, dzi臋ki czemu w okresie
dorocznego topnienia 艣nieg贸w nadbrze偶ne okolice mniej
nara偶one s膮 na zalewy i powodzie. Tylne stra偶e rosyjskie,
rzek膮 odgrodzone, roz艂o偶y艂y si臋 obozem na wzg贸rzach
przeciwleg艂ego brzegu. Murat niezw艂ocznie szuka膰 kaza艂
brodu, a gdy br贸d znaleziono — ze zwyk艂膮 sobie, szalon膮
a nieopatrzn膮 odwag膮, ruszy艂 w膮skim jarem ku pozycjom
nieprzyjacielskim, odcinaj膮c sobie odwr贸t i czyni膮c ze
zwyk艂ej utarczki rozpaczliw膮 walk臋. W rzeczy samej
pu艂ki rosyjskie, wpad艂szy na nas z g贸ry z impetem,
stara艂y si臋 zepchn膮膰 nasz膮 jazd臋 w nurty rzeki. Lecz
Murat broni艂 si臋 tak walecznie, z takim uporem ponawia艂
ataki, 偶e w ko艅cu zwyci臋偶y艂; 4 pu艂k u艂an贸w zdoby艂
upragnion膮 pozycj臋, Rosjanie za艣 cofn臋li si臋 opodal,
uszcz臋艣liwieni, i偶 tak drogo okupi膰 nam kazali
膰wier膰milowy zaledwie k臋s ziemi, kt贸ry i tak —
bez krwi rozlewu — byliby opu艣cili w ci膮gu
nocy.
W chwili najwi臋kszego niebezpiecze艅stwa jedna z ba-
terii ksi臋cia Eckm眉hl dwukrotnie odm贸wi艂a pos艂usze艅-
stwa. Dow贸dca baterii zas艂ania艂 si臋 otrzyman膮 instrukcj膮,
kt贸ra grozi艂a mu degradacj膮, w razie gdyby o艣mieli艂 si臋
strzela膰 bez wyra藕nego rozkazu Davouta. Rozkaz ten
nadszed艂 — zdaniem jednych — w por臋, wed艂ug drugich
za艣 — poniewczasie. Przytaczam zaj艣cie to dlatego, i偶
nazajutrz — w Semlewie — by艂o ono powodem gwa艂-
townej sprzeczki mi臋dzy Muratem a Davoutem, sprzecz-
ki, kt贸rej nawet obecno艣膰 cesarza nie zdo艂a艂a za偶egna膰.
Kr贸l wypomina艂 ksi臋ciu nadmiern膮 ostro偶no艣膰, a
szczeg贸lniej dawn膮 niech臋膰 si臋gaj膮c膮 jeszcze kampanii
egipskiej. W uniesieniu nie waha艂 si臋 napomkn膮膰 o pry-
watnym za艂atwianiu uraz osobistych, z powodu kt贸rych
ani tocz膮ca si臋 kampania, ani te偶 armia nie powinny
ucierpie膰.
Davout, zirytowany, oskar偶a膰 j膮艂 kr贸la o zuchwa艂膮,
szalon膮 odwag臋, kt贸ra — wed艂ug niego — „nara偶a艂a
ustawicznie armi臋, przyprawiaj膮c j膮 wci膮偶 o znaczne a
bezcelowe straty w ludziach, koniach i amunicji".
Wreszcie zauwa偶y艂: „偶e w ten spos贸b wyginie ca艂a
kawaleria; 偶e o ile Murat rozporz膮dza膰 mo偶e dowolnie
swoimi pu艂kami, to nie ma prawa szafowa膰 bez potrzeby
piechot膮 pierwszego korpusu, kt贸rej on — Davout —
obowi膮zany jest strzec i chroni膰".
Przemowy tej Murat nie pozostawi艂 oczywi艣cie bez
odpowiedzi. Cesarz s艂ucha艂 spokojnie sprzeczki, potr膮-
caj膮c nog膮 na wp贸艂 przysypany piaskiem granat rosyjski.
Zdawa艂o si臋 nawet, i偶 gwa艂towny sp贸r obu zacie-
trzewionych wsp贸艂zawodnik贸w sprawia mu pewn膮 przy-
jemno艣膰. Wzajemn膮 t臋 niech臋膰 przypisywa艂 jedynie ich
zapa艂owi wojennemu, wiedz膮c z do艣wiadczenia, jak bar-
dzo wszechw艂adn膮 i zazdrosn膮 jest 偶膮dza s艂awy.
Podoba艂 mu si臋 burzliwy zapa艂 kr贸la Neapolu. Brak
paszy i 偶ywno艣ci nagli艂 do jak najrychlejszego zwy-
ci臋stwa, po kt贸rym — nie zwlekaj膮c — nale偶a艂o w dalsz膮
ruszy膰 drog臋. Kryzys og贸lnoeuropejski by艂 zreszt膮 zbyt
silny, sytuacja zbyt krytyczna, a cesarz zanadto
niecierpliwy, 偶eby wyczekiwa膰 i na jak膮kolwiek d艂u偶sz膮
godzi膰 si臋 zw艂ok臋.
Krewko艣膰 Murata zrozumialsz膮 dla艅 by艂a od syste-
matycznej i spokojnej rozwagi ksi臋cia Eckm眉hl, zwr贸ci艂
si臋 te偶 w ko艅cu do Davouta z tymi s艂owy: „Nikt nie
mo偶e by膰 doskona艂o艣ci膮; ty jednak lepiej umiesz stoczy膰
waln膮 bitw臋, ani偶eli poprowadzi膰 przednie stra偶e". Po
czym odprawi艂 obydw贸ch, radz膮c im zaniecha膰 na przy-
sz艂o艣膰 podobnych niesnasek.
Z niewygas艂膮 w sercach nienawi艣ci膮 powr贸cili obaj
wodzowie do swoich korpus贸w, a poniewa偶 walka to-
czy艂a si臋 li tylko na forpocztach, nadal wi臋c wydzierali
sobie wzajemnie ka偶d膮 sposobno艣膰 do wyr贸偶nienia si臋.
28 sierpnia armia nasza przekroczy艂a granice wia-
ziemskiej guberni. Uszykowana w kr贸tk膮 a szerok膮 i
zwart膮 kolumn臋, sz艂a po艣piesznie na prze艂aj polami,
w艣r贸d rozleg艂ej r贸wniny. Traktem posuwa艂a si臋 artyleria,
furgony i ambulanse. Cesarz, konno, osobi艣cie
wszystkiego dogl膮da艂. Raporty Murata i blisko艣膰 Wia藕-
my 艂udzi艂y go raz jeszcze nadziej膮 decyduj膮cej rozprawy;
jad膮c oblicza艂 tedy, ilu tysi膮cami strza艂贸w armatnich
b臋dzie m贸g艂 zasypa膰 i zdruzgota膰 wojska nieprzy-
jacielskie.
Lecz Barclay ogranicza艂 si臋 jedynie do utarczek z na-
szymi forpocztami, i to o tyle tylko, a偶eby op贸藕ni膰 in-
wazj臋, nie zniech臋caj膮c nas ca艂kowicie.
Znamienna ta decyzja Barclaya, znu偶enie i os艂abienie
armii, intrygi i wsp贸艂zawodnictwo dow贸dc贸w, wreszcie
zbli偶anie si臋 rozstrzygaj膮cego momentu — wszystko to
niepokoi艂o i trapi艂o Napoleona. W Dre藕nie, w Witebsku,
nawet w Smole艅sku oczekiwa艂 na pr贸偶no listu od
Aleksandra. Podczas postoju w Rybkach oko艂o 28
sierpnia po艣rednio da艂 do zrozumienia, i偶 pismo takie
by艂oby po偶膮dane; nieciekawy poza tym list Berthiera do
Barclaya ko艅czy艂 si臋 nast臋puj膮cym zdaniem: „Za moim
po艣rednictwem Cesarz prosi Pana o przes艂anie w jego
imieniu Cesarzowi Aleksandrowi wyraz贸w szczerej
偶yczliwo艣ci, gdy偶 ani zmienne koleje tocz膮cej si臋 wojny,
ani te偶 jakiekolwiek b膮d藕 zewn臋trzne warunki i
okoliczno艣ci nie umniejszaj膮 w niczym serdecznej jego
przyja藕ni".
Tego偶 28 sierpnia forpoczty nasze dotar艂y 艣ladem Ro-
sjan a偶 do bram Wi膮偶my. Spocone i zakurzone szeregi
nie mia艂y nawet czym ugasi膰 pragnienia. Pi臋艣ciami to-
rowano sobie drog臋 do kilku wi臋kszych ka艂u偶; zm臋tnia艂a
niebawem wod臋 z nielicznych strumyk贸w wyczerpano
wnet do dna. Sam cesarz zadowoli膰 si臋 musia艂 kubkiem
p艂ynnego b艂ota.
W ci膮gu nocy nieprzyjaciel zniszczy艂 mosty na Wia-
藕mie, miasto za艣 spl膮drowa艂 i podpali艂. Murat i Davout
rzucili si臋 niezw艂ocznie w kierunku ognia i mimo oporu
Rosjan, dzi臋ki temu, 偶e w pobli偶u zniszczonych most贸w
mo偶na by艂o wygodnie przeprawi膰 si臋 wp艂aw przez rzek臋,
jedna cz臋艣膰 awangardy zdo艂a艂a odeprze膰 podpalaczy, a
druga ugasi膰 po偶ar.
Uprzednio odkomenderowano do forpoczt贸w doboro-
wego 偶o艂nierza z rozkazem nacierania z bliska na nie-
przyjaciela i wytropienia istotnych sprawc贸w po偶aru.
Wobec z艂o偶onego nazajutrz raportu rozwia艂y si臋 ostatnie
z艂udzenia cesarza co do Rosjan i powzi臋tej przez nich
rozpaczliwej decyzji.
W magazynach Wi膮偶my znaleziono nieco zapas贸w,
niebawem wszak偶e rabunek wszystko roztrwoni艂 i za-
przepa艣ci艂. W przeje藕dzie przez miasto Napoleon do-
strzeg艂 nie艂ad i 艣lady nadu偶y膰; zirytowany wpar艂 konia w
zwarte szeregi 偶o艂nierzy, bij膮c i tratuj膮c, a przy艂apanego
na kradzie偶y wiwandiera kaza艂 natychmiast stawi膰 przed
s膮d i rozstrzela膰. Wiedziano jednak dobrze, jakie by艂o
w艂a艣ciwe znaczenie tego rodzaju pogr贸偶ek i rozkaz贸w;
wiedziano i to tak偶e, 偶e im gwa艂towniejszy by艂 wybuch
gniewu, tym wi臋ksza p贸藕niej pob艂a偶liwo艣膰 i wy-
rozumia艂o艣膰. Poprzestano wi臋c na tym, i偶 nieco dalej
skazany przed chwil膮 wiwandier oczekiwa艂 na kl臋czkach
przejazdu cesarza, a obok niego jaka艣 kobieta i kilkoro
przygodnie zebranych dzieci. Cesarz — uspokojony ju偶
— zapyta艂 oboj臋tnie: „Czego chcecie?" — i kaza艂
uwolni膰 skaza艅ca.
Nie zd膮偶y艂 jeszcze zsi膮艣膰 z konia, gdy ujrza艂 nadje偶-
d偶aj膮cego co ko艅 wyskoczy Belliarda, od lat pi臋tnastu
towarzysza broni Murata, a w owym czasie szefa jego
sztabu. Zdumiony s膮dzi艂, i偶 sta艂o si臋 co艣 z艂ego. Lecz
Belliard uspokoi艂 go, po czym doda艂: „偶e w pobli偶u
Wia藕my poza g艂臋bokim jarem, w nader obronnej pozycji,
ukaza艂y si臋 liczne gotowe do walki pu艂ki nieprzy-
jacielskie; 偶e r贸wnie偶 ruszy艂a z obu stron jazda; 偶e po-
trzebuj膮c nieodzownie wsparcia piechoty, kr贸l osobi艣cie
stan膮艂 na czele jednej z dywizji Davouta i poprowadzi艂 j膮
w ogie艅, gdy wtem nadbieg艂 marsza艂ek i kaza艂 zatrzyma膰
si臋 swoim szeregom, gania膰 g艂o艣no taktyk臋 kr贸la i
niesubordynacj臋 swoich genera艂贸w; 偶e w贸wczas Murat
na pr贸偶no powo艂ywa艂 si臋 na piastowan膮 przez siebie
godno艣膰 i na wa偶ny, nie cierpi膮cy 偶adnej zw艂oki moment
walki; 偶e wobec tego o艣wiadcza cesarzowi, i偶
zniech臋cony ju偶 jest okazywan膮 mu ustawicznie niena-
wi艣ci膮 i lekcewa偶eniem i 偶e cesarz wybiera膰 musi po-
mi臋dzy nim a Davoutem."
Wys艂uchawszy raportu Napoleon zawrza艂 gniewem i
wo艂aj膮c: „偶e Davout zapomina o wszelkiej subordynacji i
lekcewa偶y w osobie Murata cesarskiego szwagra i
zast臋pc臋!" wys艂a艂 Berthiera z rozkazem natychmiasto-
wego oddania dywizji Compansa — tej w艂a艣nie, kt贸ra
zatarg spowodowa艂a — pod bezpo艣redni膮 komend臋 kr贸la.
Davout przyj膮艂 w milczeniu uwagi, dotycz膮ce u偶ytych
przez si臋 zewn臋trznych form i wyra偶e艅, lecz broni艂
uporczywie tre艣ci ca艂ego zaj艣cia, b膮d藕 to dlatego, i偶
odnosi艂 si臋 do kr贸la z nie tajon膮 niech臋ci膮 i uprzedze-
niem, b膮d藕 te偶, 偶e istotnie lepiej oceni艂 w艂a艣ciwo艣ci
terenu i odpowiedni膮 do nich taktyk臋.
Tymczasem walka ucich艂a i Murat rozpami臋tywa膰
m贸g艂 bez przeszk贸d wszystkie szczeg贸艂y sprzeczki z Da
voutem. Zamkni臋ty w namiocie, sam na sam z nieod-
st臋pnym Belliardem, w miar臋 jak odtwarza艂 w pami臋ci
ca艂e zachowanie si臋 marsza艂ka, rumieniec gniewu i wsty-
du oblewa艂 mu czo艂o, a krew burzy艂a si臋 w 偶y艂ach.
„Zosta艂 zignorowany, zel偶ony publicznie, a Davout 偶y艂
jeszcze i 偶adnej nie poni贸s艂 kary! Oboj臋tny mu jest
gniew cesarza i powzi臋ta przeze艅 decyzja, gdy偶 krwi膮
tylko zmaza膰 mo偶na podobn膮 zniewag臋! Szpadzie swojej
wszystko zawdzi臋cza i ze szpad膮 w d艂oni szuka膰 b臋dzie
zado艣膰uczynienia za krzywd臋 i obelgi!" I chwyta艂
ju偶 za or臋偶, by szuka膰 marsza艂ka, gdy Belliard j膮艂 po
wstrzymywa膰 go i uspokaja膰, powo艂uj膮c si臋 na wy-
j膮tkowe okoliczno艣ci, na armi臋, kt贸rej nale偶a艂o 艣wieci膰
przyk艂adem, na uchodz膮cego coraz dalej nieprzyjaciela,
kt贸rego mog艂y jeno cieszy膰 i radowa膰 tego rodzaju
niesnaski i k艂贸tnie.
Kr贸l — jak m贸wi艂 genera艂 — przeklina艂 swoj膮 koron臋 i
stara艂 si臋 prze艂kn膮膰 obraz臋, ale 艂zy b贸lu i gniewu sp艂yn臋艂y
mu po licach na galony i hafty munduru. Podczas kiedy
Murat tak ci臋偶ko prze偶ywa艂 te chwile, Davout
najspokojniej siedzia艂 w swojej kwaterze i w dalszym
ci膮gu twierdzi艂 z uporem, i偶 cesarz oszukiwany by艂 i
rozmy艣lnie w b艂膮d wprowadzany.
Napoleon powr贸ci艂 do Wi膮偶my, gdzie winien by艂 ogar-
n膮膰 ca艂okszta艂t tej nowej zdobyczy oraz zwi膮zane z ni膮
korzy艣ci. Wiadomo艣ci otrzymane z g艂臋bi Rosji 艣wiad-
czy艂y o tym, i偶 rz膮d rosyjski sobie przypisuje nasze
sukcesy i stara si臋 przekona膰 nar贸d, 偶e utrata tylu pro-
wincji by艂a wynikiem powzi臋tego z g贸ry planu cofania
si臋 na ca艂ej linii. Przej臋te w Wia藕mie papiery stwierdza艂y
nadto, 偶e w Petersburgu, z racji rzekomych zwyci臋stw
pod Witebskiem i Smole艅skiem, od艣piewano po
cerkwiach uroczyste Te Deum. Zdziwiony i oburzony
tym Napoleon zawo艂a艂: „Uroczyste Te Deum!... Ok艂amu-
j膮 tedy r贸wnie bezczelnie Boga, jak ludzi!".
l wrze艣nia oko艂o po艂udnia Murat stan膮艂 tu偶 w pobli偶u
G偶acka. Niewielki lasek sosnowy odgradza艂 jazd臋 nasz膮
od miasta. Obecno艣膰 kozak贸w zmusi艂a kr贸la do na-
tychmiastowego dzia艂ania. Posz艂o w ogie艅 kilka pu艂k贸w.
Niebawem jednak, zniecierpliwiony zbyt przewlek艂膮
wed艂ug niego walk膮, Murat skrzykn膮艂 kilkudziesi臋ciu
je藕d藕c贸w i wypar艂szy Rosjan z lasku, znalaz艂 si臋 u bram
G偶acka. Widz膮c to Francuzi natarli ze zdwojonym ani-
muszem i zaj臋li wnet miasto a偶 po rzek臋, kt贸ra dzieli艂a je
na dwie cz臋艣ci. Lecz mosty na rzece sta艂y ju偶 w p艂o-
mieniach.
W G偶acku, tak jak w Smole艅sku i w Wia藕mie, b膮d藕 to
przypadkowo, b膮d藕 te偶 na skutek dawnych obyczaj贸w
tatarskich, targ i bazary znajdowa艂y si臋 od strony
wschodniej, na przeciwleg艂ym nam brzegu. Tylne stra偶e
rosyjskie os艂oni臋te rzek膮 mia艂y zatem do艣膰 czasu, aby
spali膰 ca艂膮 t臋 dzielnic臋. Reszta miasta ocala艂a li tylko
dzi臋ki zwinno艣ci i odwadze Murata.
Przep艂yni臋to rzek臋 G偶ack jak kto m贸g艂: na tratwach, na
belkach i wp艂aw. 艢ladem uciekaj膮cych Rosjan 偶o艂nierze
nasi docierali do p艂on膮cych dom贸w, gdy wtem nagle
wybieg艂 na ich spotkanie jaki艣 cz艂owiek, wo艂aj膮c g艂o艣no,
偶e jest Francuzem. Zar贸wno rado艣膰 jego, jak i akcent
zdradza艂y rodaka. Zaprowadzono go natychmiast do
Davouta, kt贸ry skorzysta艂 ze sposobno艣ci, aby zasi臋gn膮膰
j臋zyka.
W 艂onie armii rosyjskiej zasz艂y, prawi艂 贸w cz艂owiek,
wielkie zmiany. Szemrano i powstawano przeciwko
Barclayowi, zar贸wno w szeregach, jak i w艣r贸d szlachty i
mieszcza艅stwa. Zgodnie pot臋pia艂a go ca艂a Moskwa.
„Barclay zdrajc膮 jest i zaprza艅cem! Przyczyni艂 si臋 do
cz臋艣ciowego rozbicia wszystkich niemal dywizji! Ha艅b膮
i sromot膮 okry艂 armi臋, cofaj膮c si臋 nieustannie, podczas
gdy p艂on臋艂y miasta, a nieprzyjaciel coraz bardziej po-
suwa艂 si臋 w g艂膮b kraju! Je艣li konieczn膮 by艂a ofiara bo-
gactw i mienia, nar贸d uczyni膰 j膮 chcia艂 dobrowolnie,
aby tym sposobem ocali膰 przynajmniej honor i godno艣膰
narodow膮; lecz ofiara taka — z艂o偶ona r臋kami
cudzoziemca — by艂a zag艂ad膮 wszystkiego, nie
wy艂膮czaj膮c honoru i godno艣ci".
,,I dlaczego cudzoziemiec zajmowa膰 mia艂 r贸wnie wa偶ne
i odpowiedzialne stanowisko? Wszak 偶y艂 jeszcze to-
warzysz broni i wsp贸艂zawodnik Suworowa! Tylko Ro-
sjanin ocali膰 mo偶e Rosj臋". I wszyscy jednomy艣lnie do-
magali si臋 nominacji Kutuzowa i walnej rozprawy.
Francuz doda艂, 偶e Aleksander uleg艂 偶yczeniu og贸艂u, 偶e
niesubordynacja Bagrationa i powszechny protest od-
nios艂yby skutek, 偶e wreszcie — wyci膮gn膮wszy armi臋
francusk膮 tak daleko — cesarz rosyjski uznawa艂 sam
nieodzown膮 potrzeb臋 gwa艂townego starcia.
Ziomek nasz upewnia艂 nadto, 偶e w dniu 29 sierpnia
mi臋dzy Wia藕m膮 a G偶ackiem, w miejscowo艣ci Carewo-
Zajmiszcze, Kutuzow entuzjastycznie witany by艂 przez
wojsko rosyjskie, 偶e nadzieja rych艂ej bitwy o偶ywia艂a
wszystkie serca i 偶e nie zwlekaj膮c armia ruszy艂a w stron臋
Borodina, tym razem nie aby si臋 cofa膰, lecz stan膮膰 mu-
rem na granicy guberni moskiewskiej, by ojczystej bro-
ni膰 ziemi i zwyci臋偶y膰 lub zgin膮膰.
Pewien incydent, ma艂o zreszt膮 wa偶ny, a mianowicie
przyjazd parlamentarza rosyjskiego, zdawa艂 si臋 potwier-
dza膰 te nowiny. Parlamentarz niewiele mia艂 do powie-
dzenia, jasne by艂o, 偶e zjawi艂 si臋 na przeszpiegi. Zachowa-
nie jego nie spodoba艂o si臋, zw艂aszcza Davoutowi, kt贸ry
widzia艂 w tym co艣 wi臋cej ni偶 zwyk艂膮 pewno艣膰 siebie.
Gdy jeden z genera艂贸w francuskich niebacznie zapyta艂
go, jaki jest najg艂贸wniejszy etap mi臋dzy Wia藕m膮 a Mos-
kw膮: „Po艂tawa" — odpar艂 wynio艣le Rosjanin. Odpowied藕
ta zwiastuj膮ca waln膮 rozpraw臋 podoba艂a si臋 Francuzom,
kt贸rzy lubi膮 takie s艂贸wka i ch臋tnie potykaj膮 si臋 z godnym
ich przeciwnikiem.
Odprowadzaj膮c parlamentarza, po raz wt贸ry 偶adnych
nie zachowano ostro偶no艣ci. Widzia艂 tedy, 偶e bez
przeszk贸d mo偶na by艂o dotrze膰 a偶 do g艂贸wnej kwatery; 偶e
na forpocztach ani jeden 偶o艂nierz nie sta艂 na warcie; 偶e
wsz臋dzie i we wszystkim ujawnia艂o si臋 karygodne
niedbalstwo oraz w艂a艣ciwa Francuzom i zwyci臋zcom
zuchwa艂a pewno艣膰 siebie. Wszyscy spali: nigdzie ani
hase艂, ani patroli. 呕o艂nierze nasi jak gdyby lekcewa偶yli
sobie zwyk艂y obozowy 艂ad i regulamin. Po co tyle
ostro偶no艣ci? Wszak oni atakowali, oni odnosili zwy-
ci臋stwa; nie oni wi臋c, lecz Rosjanie obowi膮zani byli
broni膰 si臋 i rygoru wojskowego przestrzega膰! Ten偶e sam
oficer mawia艂 p贸藕niej, i偶 by艂by wykorzysta艂 niezw艂ocz-
nie nasz膮 nieogl臋dno艣膰, lecz w pobli偶u nie by艂o ani jed-
nego korpusu rosyjskiego.
Przy spiesznym podpalaniu most贸w na G偶acku
nieprzyjaciel zostawi艂 na przeciwleg艂ym brzegu
zap贸藕nion膮 garstk臋 kozak贸w; wys艂ano ich do cesarza,
kt贸ry nadjecha艂 konno. Napoleon postanowi艂 sam ich
wypyta膰; wezwa艂 t艂umacza i kaza艂 przyprowadzi膰 sobie
dw贸ch owych Scyt贸w, dziwi膮c si臋 ich osobliwemu
odzieniu i dzikim twarzom. Wraz z nimi wkroczy艂 do
G偶acka i przejecha艂 przez miasto. Odpowiedzi kozak贸w
brzmia艂y zgodnie z informacjami owego Francuza, a
raporty przys艂ane z forpoczt贸w w nocy z l na 2 wrze艣nia
potwierdzi艂y niezbicie prawdom贸wno艣膰 naszego rodaka.
Barclay zatem wbrew wszystkim i wszystkiemu broni艂
uparcie do ostatniej chwili planu cofania si臋 na ca艂ej linii,
planu, kt贸ry wys艂awia艂 przed jednym z naszych
genera艂贸w w roku 1807 jako jedyn膮 desk臋 ratunku,
jedyny spos贸b ocalenia zagro偶onej Rosji. W艣r贸d nas
chwalono go og贸lnie za dotychczasowe utrzymanie roz-
wa偶nej defensywy, mimo zaczepnego stanowiska armii
naszej i protestu dotkni臋tego w swojej dumie narodu.
Zb艂膮dzi艂 niew膮tpliwie daj膮c si臋 zaskoczy膰 w Wilnie i
nie oceniwszy b艂otnistej Berezyny jako nader korzystnej
granicy naturalnej; nast臋pnie jednak pod Witebskiem i
Smole艅skiem ubieg艂 Napoleona, a zar贸wno nad 艁uczes膮,
nad brzegami Dniepru i pod Walutyn膮 op贸r jego
najzupe艂niej odpowiada艂 warunkom i okoliczno艣ciom. O
ile za艣 podjazdowa ta walka odbi艂a si臋 najfatalniej na
armii francuskiej, o tyle korzystna by艂a dla Rosjan; w
miar臋 jak Napoleon oddala艂 si臋 od rezerwowych naszych
korpus贸w, Barclay zbli偶a艂 si臋 coraz bardziej do swoich
rezerw i magazyn贸w. Zawsze wi臋c i wsz臋dzie
odpowiedni膮 zachowywa艂 taktyk臋, bez wzgl臋du na to,
czy atakowa艂, czy te偶 broni艂 si臋 lub cofa艂.
Mimo tych zalet 艣ci膮gn膮艂 na siebie tylko og贸ln膮 nie-
ch臋膰, kt贸ra jednak w naszych oczach by艂a najwy偶sz膮 dla
niego pochwa艂膮. Lekcewa偶膮c sobie opini臋 publiczn膮 z
chwil膮, gdy j臋艂a zbacza膰 na manowce, poprzesta艂 na
bacznym 艣ledzeniu najdrobniejszych ruch贸w armii nie-
przyjacielskiej, aby wykorzysta膰 je i, jak to bywa naj-
cz臋艣ciej, ocali膰 nar贸d wbrew jego woli.
P贸藕niej za艣, gdy odj臋te mu zosta艂o naczelne dow贸dz-
two, genera艂 ten i minister okaza艂 jeszcze wi臋kszego
ducha: przeszed艂 dobrowolnie pod komend臋 Kutuzowa i
艣wieci艂 a偶 do ko艅ca przyk艂adem wzorowej subordynacji i
karno艣ci.
III
BITWA POD MOSKW膭
areszcie wi臋c armia rosyjska zatrzyma艂a
si臋! Mi艂oradowicz, szesnastotysi臋czny korpus
rekrut贸w i t艂umy ch艂op贸w z krzy偶em w d艂oni
i okrzykiem na ustach: „B贸g tak chce!"
nadbiega艂y po艂膮czy膰 si臋 z wojskiem. Wie艣膰
nios艂a, 偶e nieprzyjaciel okopywa艂 si臋 na r贸w-
ninie okalaj膮cej Borodino, jakby chcia艂 zapu艣ci膰 tu ko-
rzenie i nie ust膮pi膰 ju偶 ani kroku.
Napoleon waln膮 zapowiedzia艂 rozpraw臋. Udzielono
armii dwudniowego wypoczynku dla nabrania tchu,
oczyszczenia broni, przygotowania zapas贸w fura偶u i
偶ywno艣ci. Oddzia艂y wys艂ane nieco dalej za fura偶em i
traw膮 uprzedzono, „aby powr贸ci艂y nazajutrz, w prze-
ciwnym bowiem razie pozbawi膮 si臋 zaszczytnego wsp贸艂-
udzia艂u w walce".
Cesarz zapragn膮艂 w贸wczas pozna膰 swego nowego
przeciwnika. Odmalowano mu Kutuzowa jako starca,
kt贸ry przed laty wyp艂yn膮艂 na widowni臋 dzi臋ki osobliwej
ranie. P贸藕niej umiej臋tnie korzysta艂 z warunk贸w i okolicz-
no艣ci. Pora偶ka pod Austerlitz, kt贸r膮 przewidzia艂 i prze-
powiedzia艂, zwi臋kszy艂a jeszcze s艂aw臋 jego, zar贸wno jak
ostatnie kampanie przeciw Turcji. M臋stwo Kutuzowa
bezsprzeczne by艂o i niew膮tpliwe, wymawiano mu jednak
zbytni膮 interesowno艣膰 i wyrachowanie. Geniusz jego
powolny, m艣ciwy i zw艂aszcza podst臋pny — z i艣cie ta-
tarsk膮 chytro艣ci膮, drog膮 uk艂adnej i cierpliwej dyplomacji,
przygotowywa膰 umia艂 bezlitosn膮, nieub艂agan膮 walk臋.
Poza tym wytrawniejszy jeszcze jako dworak ani偶eli
genera艂, gro藕ny by艂 dzi臋ki swej s艂awie, dzi臋ki zr臋czno艣ci,
z jak膮 j膮 pomna偶a艂, i dzi臋ki umiej臋tno艣ci, z jak膮 u偶ywa艂
do tego innych. Pochlebstwem pozyska艂 sobie sympati臋
ca艂ego narodu i ka偶dej jednostki, od genera艂a do pros-
tego szeregowca.
M贸wiono te偶, 偶e w zewn臋trznym jego wygl膮dzie, w
mowie, w odzieniu, nawet w podesz艂ym wieku oraz w
przes膮dnych praktykach i wierzeniach by艂o co艣 z Su-
worowa, 偶e wciela艂 charakterystyczne narodowe cechy
Rosjanina starej daty, kt贸re czyni艂y go drogim sercu
rodak贸w. Tote偶 w dniu nominacji Kutuzowa Moskwa
ca艂a szala艂a z rado艣ci: 艣ciskano si臋 i ca艂owano po ulicach,
najpomy艣lniejsz膮 wr贸偶膮c sobie przysz艂o艣膰.
Po wys艂uchaniu powy偶szych informacji, gdy wydane
ju偶 zosta艂y wszelkie rozkazy i zlecenia, Napoleon ocze-
kiwa膰 j膮艂 bitwy ze spokojem hartownych i niepospoli-
tych jednostek. Objecha艂 jak zwykle posterunki i po-
bliskie miejscowo艣ci. Murat wyprzedzi艂 go o kilka mil.
Od chwili przybycia Kutuzowa czo艂a kolumn naszych
musia艂y op臋dza膰 si臋 nieustannie od lu藕nych oddzia艂贸w
kozackich. Murat zirytowany by艂 ci膮g艂ym op臋dzaniem
si臋 od tak s艂abego przeciwnika. Podobno dnia tego, w
porywie godnym 艣redniowiecznego rycerza, zdar艂 konia i
pogna艂 przeciwko ca艂emu oddzia艂owi, tak gro藕nie po-
trz膮saj膮c obna偶on膮 szpad膮, 偶e zdumieni przeciwnicy
cofn臋li si臋 pos艂usznie. Zdarzenie to opowiedziane nam
na gor膮co nie spotka艂o si臋 z niedowierzaniem.
Rycerska posta膰 kr贸la, s艂awa jego, 艣wietno艣膰 kapi膮cego
od z艂ota i haft贸w munduru, wreszcie zuchwa艂o艣膰
podobnego czynu t艂umacz膮 nam ow膮 chwilow膮 przewa-
g臋, prawdziw膮, cho膰 nieprawdopodobn膮. Takim by艂 bo-
wiem Murat: kr贸l teatralny, je艣li s膮dzi膰 go zechcemy po
dziwacznym i jaskrawym stroju — i prawdziwy mo-
narcha, je艣li we藕miemy pod uwag臋 istotn膮 warto艣膰 jego i
niezmordowan膮 energi臋; 艣mia艂y do szale艅stwa, zawsze
dumny, zawsze pe艂en zaczepnej odwagi, kt贸ra stanowi艂a
jego najniebezpieczniejsz膮 bro艅.
Pu艂ki nasze zaj臋艂y niezw艂ocznie okoliczne wsie i lasy. Na
lewym skrzydle i w centrum — armia w艂oska, dywizja
Compansa i Murat; na prawym skrzydle — Po-
niatowski. Atak by艂 og贸lny, gdy偶 zar贸wno armia w艂oska,
jak korpus Poniatowskiego ukaza艂y si臋 jednocze艣nie po
obu stronach wielkiej kolumny cesarskiej, spychaj膮c w
kierunku Borodina tylne stra偶e rosyjskie. Walka kon-
cetrowa艂a si臋 zatem w jednym punkcie. Ods艂oni臋to tym
sposobem pierwsz膮 redut臋 nieprzyja-
cielska. Zbyt wysuni臋ta ku przodowi — na skutek fa-
listo艣ci terenu — reduta broni艂a lewego skrzyd艂a ro-
syjskiego, nie b臋d膮c w zamian przez nie bronion膮.
Compans wykorzysta艂 umiej臋tnie warunki terenu: z
niewielkich pag贸rk贸w zagra艂y wnet dzia艂a, ostrzeliwuj膮c
redut臋, a pod ich os艂on膮 formowa艂a si臋 do ataku piechota.
Pierwszy ruszy艂 na bagnety 61 pu艂k: reduta zdobyta
zosta艂a od razu, lecz nades艂ane przez Bagrationa posi艂ki
odebra艂y j膮 niebawem. Trzykrotnie szed艂 61 pu艂k do
ataku i trzykrotnie musia艂 cofa膰 si臋, wreszcie wdar艂 si臋 na
sza艅ce — zdziesi膮tkowany i krwi膮 zbroczony.
Gdy nazajutrz cesarz odbywa艂 rewi膮 pu艂ku tego, na
zapytanie: „Gdzie podzia艂 si臋 trzeci batalion?" — „Jest
tam, w reducie" — odpar艂 pu艂kownik. Lecz nie do艣膰
tego. Pobliski las roi艂 si臋 od jegr贸w rosyjskich, kt贸rzy co
chwila wynurzali si臋 spo艣r贸d drzew, aby ponawia膰 atak,
podtrzymywany przez trzy dywizje. W ko艅cu jednak
natarcie Moranda na Szewardino, a Poniatowskiego na
lasy Jelni zniech臋ci艂o do reszty armi臋 Bagrationa; jazda
Murata dokona艂a dzie艂a. M臋stwem i zawzi臋to艣ci膮
odznaczy艂 si臋 zw艂aszcza pu艂k Hiszpan贸w. Zewsz膮d party,
nieprzyjaciel ust膮pi艂 ostatecznie z reduty.
R贸wnocze艣nie cesarz wyznaczy艂 pozycj臋 ka偶demu z
tych trzech korpus贸w, reszta za艣 armii posuwa艂a si臋
naprz贸d i og贸lna strzelanina, przerywana od czasu do
czasu salwami armatnimi, trwa艂a do p贸藕na, tak d艂ugo,
p贸ki wszystkie oddzia艂y nie zaj臋艂y oznaczonego stano-
wiska.
Jeden z pu艂k贸w Davouta, zb艂膮dziwszy po nocy, min膮艂
nasz膮 pierwsz膮 lini臋 bojow膮 i znalaz艂 si臋 nagle w艣r贸d
kirasjer贸w. Zawrza艂a walka. Rosjanie zabrali nam trzy
dzia艂a i zabili lub wzi臋li do niewoli trzystu ludzi.
Wkr贸tce jednak pu艂k uformowa艂 si臋, tworz膮c czworobok,
niekszta艂tny wprawdzie, lecz bagnetami naje偶ony i og-
niem ziej膮cy. Pr贸偶ne by艂y dalsze zakusy nieprzyjaciela.
Pu艂k — cho膰 mocno przetrzebiony — zdo艂a艂 cofn膮膰 si臋
na w艂a艣ciw膮 pozycj臋.
Cesarz roz艂o偶y艂 si臋 obozem na ty艂ach armii w艂oskiej,
po lewej stronie traktu. Stara gwardia zwartym otoczy艂a
go pier艣cieniem. Gdy tylko ucich艂y strza艂y, zap艂on臋艂y
wnet ogniska. Po stronie rosyjskiej pali艂y si臋 jasno,
szerokim p贸艂kolem, po naszej stronie — nik艂ym migota艂y
p艂omieniem, mniej liczne, nier贸wno rozrzucone, bo-
wiem znu偶one i senne pu艂ki nadci膮ga艂y p贸藕no, okolica
by艂a nieznana, a paliwo w niedostatecznej ilo艣ci, gdy偶
brak艂o tam las贸w, zw艂aszcza na lewym skrzydle i w cen-
trum.
Cesarz spa艂 藕le i kr贸tko. Zbudzi艂o go przybycie gene-
ra艂a Caulaincourta, kt贸ry przywi贸z艂 wie艣ci ze zdobytej
reduty. Ani jeden jeniec nie dosta艂 si臋 w nasze r臋ce.
Napoleon zdumiony wypytywa艂 si臋 o szczeg贸艂y. „Czy
szar偶a kawalerii sp贸藕nion膮 by艂a? Czy istotnie Rosjanie
postanowili zwyci臋偶y膰 albo zgin膮膰?" — Odpowiedziano
mu, 偶e wojska nieprzyjacielskie „sfanatyzowane przez
swoich dow贸dc贸w, nawyk艂e do walk z Turkami, kt贸rzy
dobijaj膮 zazwyczaj rannych i morduj膮 je艅c贸w, wola艂y
raczej gin膮膰, ani偶eli podda膰 si臋." Cesarz wpad艂 w贸wczas
w g艂臋bok膮 zadum臋. Nast臋pnie za艣, s膮dz膮c, i偶 naj-
pewniejsz膮 b臋dzie akcja oparta na artylerii, kaza艂 przy-
bywa膰 co rychlej tym parkom artyleryjskim, kt贸re nie
zdo艂a艂y jeszcze nadci膮gn膮膰.
Tej偶e nocy przy wt贸rze gwa艂townej wichury j膮艂 pada膰
drobny i zimny deszcz. Zbli偶a艂a si臋 jesie艅, nowy i gro藕ny
wr贸g, tym gro藕niejszy, 偶e dostosowany do wieku, w jaki
wkracza艂 Napoleon; wiadomo za艣, jaki pot臋偶ny wp艂yw
wywieraj膮 pory roku na odno艣ne fazy ludzkich istnie艅!
Ile偶 r贸偶norodnych trosk i niepokoj贸w kry艂o si臋 w
mrocznym 艂onie tej d偶d偶ystej, pos臋pnej nocy! Krz膮tali
si臋 oficerowie i 偶o艂nierze, czyszcz膮c bro艅, naprawiaj膮c
mocno ju偶 wyszarza艂e i podniszczone mundury, walcz膮c
z ch艂odem i g艂odem. 呕ycie ich bowiem by艂o ci膮g艂膮 wal-
k膮; genera艂owie — a nawet i cesarz — pod wp艂ywem
z艂owr贸偶bnych przepowiedni Murata z l臋kiem wygl膮dali
艣witu, obawiaj膮c si臋, 偶e Rosjanie — zniech臋ceni pora偶ka
poprzedniego dnia — umkn膮 zn贸w pod os艂on膮 nocy.
Kilkakrotnie zdawa艂o im si臋, i偶 bledn膮 i malej膮 ogniska
nieprzyjacielskie, 偶e s艂ycha膰 gwar wyruszaj膮cego wojs-
ka. Lecz dopiero o dziennym brzasku przygasa膰 zacz臋艂y
blaski biwak贸w nieprzyjacielskich.
Tym razem nieprzyjaciel znajdowa艂 si臋 w pobli偶u. Dnia
6 wrze艣nia blade promienie s艂o艅ca pad艂y z ukosa na obie
armie, kt贸re na tych samych co wczoraj sta艂y pozycjach,
pe艂ne zapa艂u, radosne. Dobiega艂a nareszcie kresu ta
dziwaczna wojna, nieokre艣lona i nieuchwytna, w kt贸rej
na marne sz艂y nasze wysi艂ki, w kt贸rej bez ko艅ca
brn臋li艣my przed siebie; oczekiwana bitwa roz-
strzygn膮膰 mia艂a wszystko i postanowi膰 o dalszych lo-
sach kampanii!
Cesarz skorzysta艂 by艂 z pierwszych cieni贸w zapada-
j膮cego zmierzchu, aby wydosta膰 si臋 mi臋dzy obie linie
bojowe i — z pag贸rka na pag贸rek — objecha膰 ca艂y front
nieprzyjacielski.
Powr贸ciwszy z tego rekonesansu, u艂o偶y艂 og贸lny plan
bitwy. „Eugeniusz b臋dzie osi膮 i o艣rodkiem walki; prawe
skrzyd艂o ruszy najpierw w ogie艅, a gdy zajmie pod
os艂on膮 lasu przeciwleg艂膮 mu bateri臋, zwr贸ci si臋 nagle na
lewo i zaatakuje flank armii rosyjskiej, spychaj膮c j膮 na
prawo, ku mostom Ko艂oczy".
Uj膮wszy ca艂okszta艂t, zaj膮艂 si臋 niezw艂ocznie opraco-
waniem szczeg贸艂贸w. W ci膮gu nocy trzy baterie — po
sze艣膰dziesi膮t dzia艂 ka偶da — stan膮膰 mia艂y r贸wnolegle do
redut rosyjskich: dwie baterie wprost lewego skrzyd艂a,
jedna wprost centrum. Korpus Poniatowskiego zredu-
kowany do pi臋ciu tysi臋cy ludzi wyruszy膰 mia艂 o 艣wicie
starym traktem smole艅skim i obej艣膰 las, o kt贸ry opiera艂o
si臋 prawe skrzyd艂o francuskie i lewe rosyjskie. W ten
spos贸b mia艂 os艂ania膰 jedno, a niepokoi膰 drugie. Szar偶a
Polak贸w mia艂a by膰 has艂em do boju.
Zagraj膮 w贸wczas wszystkie dzia艂a, grad kul i kartaczy
posypie si臋 na lewe skrzyd艂o i na reduty Rosjan, ryj膮c w
szeregach krwawe bruzdy, w kt贸re runie piechota
Davouta i Neya, podtrzymywana przez Junota i jego
Westfalczyk贸w, przez kawaleri臋 Murata, wreszcie przez
cesarza i dwudziestotysi臋czn膮 gwardi臋. Przeciwko tym
dwom redutom skierowane b臋d膮 pocz膮tkowo wszystkie
usi艂owania, gdy偶 zaj臋cie tych nader wa偶nych po-
sterunk贸w dawa艂o przyst臋p do okalecza艂ej, zewsz膮d oto-
czonej armii nieprzyjacielskiej.
Zwa偶ywszy wszelako, 偶e silnie obsadzone centrum i
prawe skrzyd艂o rosyjskie zagra偶a艂o traktowi moskiews-
kiemu, kt贸ry by艂 jedyn膮 lini膮 operacyjn膮 Wielkiej Armii i
偶e przez skierowanie wszystkich niemal pu艂k贸w swoich
— nie wy艂膮czaj膮c w艂asnego korpusu — przeciwko
lewemu skrzyd艂u nieprzyjaciela, Napoleon dobrowolnie
odgradza艂 si臋 i odcina艂 od traktu nurtami Ko艂oczy —
postanowi艂 on wzmocni膰 zajmuj膮c膮 ten偶e trakt armi臋
w艂osk膮 dwiema dywizjami Davouta i kawaleri膮
Grouchy'ego. Dywizja piechoty w艂oskiej, Bawarczycy i
jazda genera艂a Ornano, razem oko艂o dziesi臋ciu tysi臋cy
ludzi, os艂a-
nia膰 mieli lewy flank francuski. Takimi by艂y plany
Napoleona.
Dzie艅 poprzedzaj膮cy t臋 wielk膮 bitw臋 up艂yn膮艂 niezwykle
spokojnie, jak gdyby na skutek wzajemnego po-
rozumienia. Po c贸偶 by艂o dokucza膰 sobie, skoro nazajutrz
rozstrzygn膮膰 si臋 mia艂y losy obu armii. Zreszt膮 zaj臋ci byli
wszyscy. Zar贸wno we francuskim, jak w rosyjskim
obozie przygotowywano si臋 do walki: poszczeg贸lne kor-
pusy opatrywa艂y bro艅, mundury i amunicj臋, staraj膮c si臋
uzupe艂ni膰 braki spowodowane d艂ugim i forsownym mar-
szem. Genera艂owie studiowali gorliwie wydane im roz-
kazy i zlecenia, aby m贸c nast臋pnie zastosowa膰 si臋 do
w艂a艣ciwo艣ci terenu i do porusze艅 innych korpus贸w i jak
najmniej zdawa膰 si臋 na przypadek.
W przeddzie艅 wi臋c straszliwej walki obaj pot臋偶ni za-
pa艣nicy obserwowali si臋 uwa偶nie, przygotowuj膮c si臋 w
milczeniu do wiekopomnego starcia.
Cesarz, pewny tym razem bitwy, powr贸ci艂 do swego
namiotu, a偶eby odpowiednie wyda膰 rozkazy i rozwa偶y膰
w skupieniu wszelkie szans臋 walki. Obie armie r贸wnymi
mniej wi臋cej rozporz膮dza艂y si艂ami: tak w jednej, jak w
drugiej by艂o oko艂o stu dwudziestu tysi臋cy ludzi i sze艣膰set
dzia艂. Znajomo艣膰 terenu, jednolito艣膰 j臋zyka, mundur贸w i
narodowo艣ci, zgodno艣膰 cel贸w i idea艂贸w niew膮tpliwie
dawa艂y przewag臋 Rosjanom. Z drugiej strony znaczna
cz臋艣膰 wojsk rosyjskich sk艂ada si臋 z lu藕nych, nie
wy膰wiczonych oddzia艂贸w i z nie obytego z wojennym
rzemios艂em rekruta. Francuzi za艣 mieli tyle偶 wojska —
lecz wi臋cej 偶o艂nierzy.
Mimo tysi臋cznych przeciwno艣ci, kt贸re od pocz膮tku
kampanii przetrzebi艂y znacznie szeregi, byli to ludzie
zdrowi, silni i spr臋偶y艣ci, jakimi bywaj膮 dojrzali m臋偶-
czy藕ni.
A jednak od kilku dni nie rozlega艂 si臋 zwyk艂y gwar
obozowy; armia milcz膮ca by艂a i cicha, t膮 cisz膮, kt贸ra
poprzedza w przyrodzie burz臋, a w 偶yciu wielkie nie-
bezpiecze艅stwo.
Wszyscy bez wyj膮tku — od genera艂a do prostego 偶o艂-
nierza — 艂akn臋li spokoju i wypoczynku, chocia偶by nawet
spokoju mogi艂y, warunki za艣 u艂o偶y艂y si臋 w ten spos贸b, 偶e
trzeba by艂o zwyci臋偶y膰 albo zgin膮膰. Cesarz zdawa艂 sobie
doskonale spraw臋 z niebezpiecze艅stwa i nale偶ycie ocenia艂
groz臋 sytuacji. Wiedzia艂 wszelako, i偶 zuchwalstwo jest
wad膮, kt贸r膮 Francuzi wybaczaj膮 naj艂atwiej, i偶
mimo wszystko, mimo przebytych nieszcz臋艣膰 armia
艣lepo jest mu oddana, ufa w艂asnym si艂om i bez trwogi
spogl膮da w przysz艂o艣膰.
Oko艂o po艂udnia Napoleon dostrzeg艂 w obozie nieprzy-
jacielskim niezwyk艂y ruch. W rzeczy samej ca艂a armia
rosyjska stan臋艂a pod broni膮. Przed frontem ukaza艂 si臋
Kutuzow w otoczeniu kleru i 艣wity. Przodem szli popi i
archimandryci w bogatych wschodnich szatach, nios膮c
czczone powszechnie obrazy i pos膮gi, przede wszystkim
cudowny obraz Matki Boskiej Smole艅skiej, opiekunki i
kr贸lowej tego miasta, cudem rzekomo uratowanej ze
艣wi臋tokradzkich r膮k Francuz贸w.
A gdy na ten niezwyk艂y widok jednakim wzruszeniem
rozko艂ysa艂y si臋 wszystkie serca, zabra艂 g艂os Kutuzow,
wskazuj膮c na niebiosa jako na jedyn膮 ojczyzn臋
uciemi臋偶onych, niewolniczych t艂um贸w. W imi臋 religii,
kt贸ra nie zna hierarchii ani klas spo艂ecznych, w imi臋
cudownego obrazu, kt贸ry znalaz艂 schronienie pod
opieku艅czymi skrzyd艂ami sztandar贸w rosyjskich, nawo-
艂uje tych ciemnych pa艅szczy藕nianych ch艂op贸w do walki
z naje藕d藕c膮, do obrony zagro偶onego mienia pan贸w, usi-
艂uje rozpali膰 w tych p贸艂dzikich duszach p艂omie艅 zapa艂u i
nienawi艣ci.
Wed艂ug Kutuzowa: „Napoleon jest ciemi臋zc膮 wszyst-
kich narod贸w! m膮cicielem, tyranem ca艂ego 艣wiata! n臋dz-
nym p艂azem i buntownikiem, kt贸ry burzy o艂tarze i kala je
krwi膮, kt贸ry skazuje prawdziw膮 Ark臋 Pa艅sk膮, jak膮 jest
cudowny obraz, na 艣wi臋tokradzki dotyk r膮k ludzkich, na
jesienny ch艂贸d i szarug臋".
Przypomina nast臋pnie 偶o艂nierzom spalone wsie i mia-
sta, 偶ony i dzieci, cesarza i ojczyzn臋 — i ko艅cz膮c, odwo-
艂uje si臋 do patriotyzmu i pobo偶no艣ci, do cn贸t wrodzonych
tym ludziom, kt贸rzy powoduj膮c si臋 nie refleksj膮, lecz
uczuciem, tym gro藕niejszymi s膮 przeciwnikami.
Rozumowanie nie ogranicza ich pos艂usze艅stwa; zamkni臋-
ci przez niewolnictwo w ciasnym kr臋gu ubogich wra偶e艅,
z nich jedynie czerpi膮 podniety, pragnienia, idee; pyszni z
braku por贸wnania, 艂atwowierni z powodu ciemnoty,
wielbi膮 艣wi臋te wizerunki, posuwaj膮c si臋 w idolatrii tak
daleko, jak tylko dozwala chrze艣cija艅stwo. Z tej religii
bowiem, uduchowionej, czysto intelektualnej i moralnej,
uczynili wiar臋 fizyczn膮 i materialn膮, bo tylko w ten
spos贸b sta艂a si臋 dost臋pna ich prymitywnemu i bezpo艣-
redniemu pojmowaniu.
Podnios艂e widowisko, uroczysta przemowa Kutuzowa,
nawo艂ywania oficer贸w, mod艂y i b艂ogos艂awie艅stwa kleru
po偶膮dane wyda艂y skutki. Wszyscy, nie wy艂膮czaj膮c ciur
obozowych, uwierzyli, i偶 sam B贸g powo艂a艂 ich do obro-
ny Ko艣cio艂a prawos艂awnego i ojczystej ziemi.
Zgo艂a inaczej up艂ywa艂 dzie艅 w obozie francuskim. Nie
by艂o ani rewii, ani uroczystego ceremonia艂u ko艣cielnego
i wojskowego; nie stosowano tu 偶adnych 艣rodk贸w pod-
niecaj膮cych. Nawet proklamacja cesarza wieczorem do-
piero zosta艂a rozes艂ana i odczytana nazajutrz tak p贸藕no,
偶e kilka korpus贸w wyruszy艂o nie wys艂uchawszy jej.
Podczas gdy Rosjanie tyle maj膮c pot臋偶nych impuls贸w do
dzia艂ania wzywali jeszcze ognistego miecza Micha艂a
archanio艂a i pomocy wszystkich pot臋g niebieskich,
Francuzi na w艂asnych polegali si艂ach, ufni w to, i偶
prawdziwa moc i prawdziwe kr贸lestwo Bo偶e jest w sercu
ludzkim.
Przypadek zrz膮dzi艂, i偶 tego偶 dnia cesarz otrzyma艂 z
Pary偶a portret kr贸la Rzymu, dzieci臋cia, kt贸rego naro-
dziny witane by艂y entuzjastycznie zar贸wno przez Na-
poleona, jak przez ca艂膮 Francj臋. Co dzie艅 w cesarskim
pa艂acu Napoleon odwiedza艂 syna i okazywa艂 mu naj-
tkliwsze uczucia. Teraz widok tej niewinnej twarzyczki
w艣r贸d obcej, nieznanej krainy w przededniu krwawej
bitwy przej膮艂 rycersk膮 dusz臋 cesarza osobliw膮 czu艂o艣ci膮 i
rozrzewnieniem. W艂asnor臋cznie ustawi艂 portret przed
swoim namiotem, po czym zwo艂a艂 oficer贸w, a nawet i
偶o艂nierzy starej gwardii, pragn膮c podzieli膰 si臋 z nimi
swoim wzruszeniem, pragn膮c im pokaza膰 w tej wielkiej
rodzinie jedyn膮 latoro艣l swojego rodu — 艣wietlany
symbol nadziei wobec grozy wielkiego niebezpiecze艅st-
wa.
Wieczorem przyby艂 do kwatery cesarskiej adiutant
Marmonta, wys艂any z raportem o pora偶ce pod Arapila-
mi. By艂 to ten sam Fabvier, kt贸ry zaznaczy艂 si臋 nast臋pnie
w dziejach wewn臋trznych naszych niesnasek. Cesarz
przyj膮艂 偶yczliwie adiutanta pokonanego genera艂a. W
przededniu ze wszech miar niepewnej walki pob艂a偶liwie
usposobiony by艂 dla innych. Wys艂ucha艂 wi臋c cierpliwie
szczeg贸艂owego raportu o rozdrobnieniu wojsk naszych w
Hiszpanii, o nadmiernej liczbie naczelnych wodz贸w;
wy艂uszczy艂 nast臋pnie kieruj膮ce nim pobudki, nad kt贸-
rymi nie b臋dziemy si臋 tutaj rozwodzi膰.
Nadesz艂a noc, a wraz z ni膮 obawa, aby armia rosyjs-
ka nie umkn臋艂a raz jeszcze z pola bitwy. Obawa ta
p艂oszy艂a sen z powiek Napoleona. Co chwila budzi艂 si臋,
pytaj膮c o godzin臋, nas艂uchuj膮c, czy nie dolatuje jaki gwar
z obozu nieprzyjacielskiego, czy wr贸g nie znikn膮艂. Tak
dalece niepewny by艂 los贸w nast臋pnego dnia, 偶e wraz z
proklamacj膮 wyszed艂 rozkaz odczytania jej dopiero
nazajutrz rano, w razie gdyby bitwa istotnie doj艣膰 mia艂a
do skutku.
Chwilowo uspokojony, niebawem jednak — dla wr臋cz
innych przyczyn — w pos臋pn膮 popada艂 zadum臋. Prze-
ra偶a艂a go n臋dza 偶o艂nierzy, ich znu偶enie i wymizerowane,
poblad艂e od g艂odu i trud贸w twarze. W krytycznym owym
momencie ogl膮da艂 si臋 przede wszystkim na gwardi臋,
dotychczas nie naruszon膮, kt贸ra zdawa艂a si臋 by膰 jedyn膮
ucieczk膮 i oparciem dla obu armii. Przywo艂ywany
kilkakrotnie marsza艂ek Bessi膷res, kt贸remu cesarz
powierza艂 najch臋tniej komend臋 nad gwardi膮, otrzyma艂
liczne rozkazy i zlecenia, dotycz膮ce wszelkich, najdrob-
niejszych nawet szczeg贸艂贸w. W my艣l instrukcji cesarza,
ka偶dy 偶o艂nierz dosta膰 mia艂 z zapasowych furgon贸w
trzydniow膮 porcj臋 ry偶u i suchar贸w. Obawiaj膮c si臋 nadto,
偶e rozporz膮dzenia jego nie zosta艂y mo偶e nale偶ycie spe艂-
nione, cesarz zerwa艂 si臋 z 艂贸偶ka i wypytywa艂 osobi艣cie
stoj膮cych u wej艣cia do namiotu grenadier贸w, czy otrzy-
mali oznaczon膮 porcj臋. Wobec twierdz膮cej odpowiedzi,
zadowolony, po艂o偶y艂 si臋 i zasn膮艂.
Lecz niebawem wo艂a zn贸w przybocznego swojego
adiutanta i z g艂ow膮 wspart膮 na d艂oni — g艂o艣no tym razem
— snuje prz臋dz臋 pos臋pnych my艣li. "Czym jest ta wojna...
Rzemios艂em, godnym barbarzy艅c贸w, bo ca艂a sztuka
polega na tym, aby w danym punkcie okaza膰 si臋
silniejszym."
Nast臋pnie b膮d藕 to skar偶y si臋 偶a艂o艣nie na zmienno艣膰
losu, zmienno艣膰, kt贸rej i on ju偶 zaczyna jakoby do艣wiad-
cza膰, b膮d藕 te偶 jakby na pociech臋 przypomina sobie
wszystko to, co s艂ysza艂 o Kutuzowie, o jego 艣lamazar-
no艣ci i niedo艂臋stwie, i dziwi si臋, 偶e nie zamianowano
naczelnym wodzem Bennigsena. W ko艅cu, rozmy艣laj膮c o
krytycznej sytuacji, jak膮 sam dobrowolnie wytworzy艂,
dodaje: „Dzie艅 jutrzejszy krwawo zapisze si臋 na kartach
historii; walka straszliwa b臋dzie i nieub艂agana". A gdy na
zapytanie: „Czy zwyci臋偶ymy jutro?", Rapp odpowiada:
„Niew膮tpliwie, lecz kosztem wielu ofiar" — Napoleon
podejmuje sw贸j monolog: „Wiem o tym, lecz
rozporz膮dzam obecnie osiemdziesi臋ciu tysi膮cami ludzi;
wejd臋 do Moskwy z sze艣膰dziesi臋ciu tysi膮cami; potem
nadci膮gn膮 maruderzy oraz zapasowe bataliony i liczniejsi
b臋dziemy ani偶eli przed bitw膮".
W obliczeniach tych nie bra艂 jednak wcale w rachub臋
ani gwardii, ani te偶 kawalerii. Chwil臋 p贸藕niej — pod
wp艂ywem obawy i niepokoju — kaza艂 zn贸w pilnie obser-
wowa膰
zachowanie si臋 Rosjan. Lecz ognie
nieprzyjacielskie wci膮偶 jasnym pali艂y si臋 p艂omieniem, a
wnosz膮c zar贸wno z ilo艣ci biwak贸w, jak i z widniej膮cego
w oddali ludzkiego mrowia, nie by艂y to jedynie tylne
stra偶e, ale ca艂a armia nieprzyjacielska. Obecno艣膰 Rosjan
uspokoi艂a Napoleona. Cisza zapanowa艂a w namiocie
cesarskim.
Forsowne marsze ubieg艂ych dni, nadmiar trud贸w, trosk
i k艂opot贸w odbi艂y si臋 ujemnie na zm臋czonym i
wyczerpanym organizmie cesarza. Do艂膮czy艂o si臋 do tego
przezi臋bienie, gor膮czka i suchy kaszel, g艂贸wnie za艣 silny
atak zadawnionego cierpienia nerek i p臋cherza. Na
pr贸偶no usi艂uje cesarz ugasi膰 pal膮ce go pragnienie. Reszta
nocy up艂ywa bezsennie, w gor膮czkowym podnieceniu.
Wybi艂a wreszcie godzina pi膮ta. Zjawi艂 si臋 — wys艂any
przez Neya — oficer z wiadomo艣ci膮, 偶e Rosjanie nie
cofn臋li si臋 i 偶e marsza艂ek pragnie rozpocz膮膰 akcj臋. Wie艣膰
ta przywr贸ci艂a cesarzowi utracone cz臋艣ciowo si艂y. Wsta艂
czym pr臋dzej i wyszed艂 w otoczeniu sztabu, wo艂aj膮c:
„Nareszcie mam ich w r臋ku! Id藕my teraz otworzy膰 bra-
my Moskwy!".
By艂o wp贸艂 do sz贸stej, gdy Napoleon dotar艂 do reduty
zdobytej 5 wrze艣nia. Postanowi艂 czeka膰 tam 艣witu i
pierwszych wystrza艂贸w korpusu Poniatowskiego. Powoli
rozwidni艂o si臋. Cesarz zawo艂a艂 w贸wczas rado艣nie: „Oto
s艂o艅ce spod Austerlitz". Lecz los nie sprzyja艂 nam:
o艣lepiaj膮ce promienie s艂oneczne pada艂y wprost na pu艂ki
nasze, u艂atwiaj膮c Rosjanom celno艣膰 strza艂贸w. Wtedy do-
piero spostrze偶ono, 偶e ustawione po nocy baterie zbyt
daleko s膮 od nieprzyjaciela. Co tchu wi臋c wysuni臋to je ku
przodowi. Pu艂ki rosyjskie sta艂y tymczasem nieporu-
szone.
Z艂owroga cisza zaleg艂a pole bitwy.
Uwaga cesarza skierowana by艂a wy艂膮cznie na prawe
skrzyd艂o, gdy wtem oko艂o si贸dmej — zawrza艂a na lewym
skrzydle walka, rykn臋艂y dzia艂a. Dowiedziano si臋 wkr贸tce,
偶e jeden z regiment贸w ksi臋cia Eugeniusza —
pu艂k 106 — zaj膮艂 wiosk膮 Borodino i most na rzece, 偶e
powinien by艂 most ten zburzy膰, lecz 偶e uniesiony zapa-
艂em, mimo rozkaz贸w i nawo艂ywa艅 dow贸dcy, przeszed艂
przez rzek臋 i zaatakowa艂 wzg贸rza okalaj膮ce wie艣 G贸rki
— pod morderczym ogniem Rosjan, kt贸rzy ostrzeliwali
go z frontu i z flank贸w.
Pad艂 genera艂, pad艂o wielu oficer贸w, a regiment zupe艂nej
uleg艂by zag艂adzie, gdyby nie to, i偶 92 pu艂k nadbieg艂 z
odsiecz膮 i dopom贸g艂 w odwrocie zdziesi膮tkowanym i
krwawym szeregom.
Odsiecz ta nadesz艂a na skutek wyra藕nego rozkazu
Napoleona. Mo偶liwe jest, 偶e cesarz s膮dzi艂, i偶 rozkaz jego
po艂owicznie tylko b臋dzie spe艂niony, lub te偶 chcia艂 skupi膰
na tym punkcie uwag臋 nieprzyjaciela. Jakkolwiek b膮d藕
— wysy艂a艂 rozkaz za rozkazem, wskaz贸wk膮 za
wskaz贸wk膮 i ostatecznie — zamiast na p贸艂kolistej toczy膰
si臋 linii, bitwa skoncentrowa艂a si臋 przede wszystkim u
czo艂a kolumn, zmieniaj膮c ca艂kowicie pierwotne plany
cesarza.
W trakcie tej utarczki cesarz — przekonany, 偶e Po-
niatowski jest ju偶 na starym trakcie moskiewskim — da艂
has艂o do ataku. Zako艂ysa艂a si臋 spokojna dotychczas
r贸wnina, ogniem i dymem zion臋艂y omglone wzg贸rza,
posypa艂 si臋 grad kul i kartaczy. W艣r贸d 艣wistu i warkotu
pocisk贸w ruszy艂 gwa艂townie na pierwsz膮 redut臋 nie-
przyjacielsk膮 Davout z dywizjami Compansa i Desaixa
wraz z trzydziestu dzia艂ami.
Na liczne salwy Rosjan odpowiadaj膮 tylko nasze dzia艂a.
Piechota biegnie nie strzelaj膮c, aby dopa艣膰 co rychlej
nieprzyjaciela i zmusi膰 go do milczenia. Lecz niebawem
pada ranny genera艂 Compans i najwaleczniejsi jego
偶o艂nierze; reszta oszo艂omiona zatrzymuje si臋 ju偶 pod
morderczym ogniem, 偶eby odpowiedzie膰 strza艂ami, gdy
Rapp w zast臋pstwie Compansa obejmuje komend臋, przy-
prowadziwszy te偶 swoich ludzi. B艂ysn臋艂a stal bagnet贸w...
Biegiem ruszyli 偶o艂nierze na redut臋.
Lecz w pobli偶u reduty kula ugodzi艂a Rappa w pier艣:
by艂a to dwudziesta druga rana, jak膮 otrzyma艂 w 偶yciu. Z
kolei raniony zosta艂 trzeci genera艂, wreszcie i sam
Davout. Rappa zaniesiono do cesarza, kt贸ry rzek艂 do-
brotliwie: „Zawsze niepoprawny jeste艣, Rapp! Co si臋 tam
dzieje?" Adiutant odpar艂, i偶 nale偶a艂oby pos艂a膰 w ogie艅
gwardi臋. „Nic z tego! — zawo艂a艂 Napoleon. —
Nie chc臋 zaprzepaszcza膰 gwardii! Wygram bitw臋 i bez
niej!"
Na czele trzech dywizji swoich, pod贸wczas
zredukowanych ju偶 do dziesi臋ciu tysi臋cy ludzi, pod膮偶y艂
z odsiecz膮 Ney. Nieprzyjaciel podwoi艂 ogie艅. Ney
przyspieszy艂 kroku. Widz膮c, i偶 idzie mu z pomoc膮 57
pu艂k Compansa, ostatkiem si艂 wdar艂 si臋 na szaniec.
Zawrza艂a bezlitosna walka, cz臋艣膰 Rosjan uciek艂a, ziemia
sp艂yn臋艂a krwi膮, lecz reduta zosta艂a zdobyta.
R贸wnocze艣nie Ney przypu艣ci艂 tak gwa艂towny szturm do
pozosta艂ych dw贸ch redut, 偶e wydar艂 je r贸wnie偶 z r膮k
nieprzyjaciela.
Dobiega艂o po艂udnie. Wobec pora偶ki lewego skrzyd艂a
rosyjskiego i cz臋艣ciowego zaj臋cia r贸wniny cesarz poleci艂
Muratowi dokona膰 dzie艂a. Chwil臋 p贸藕niej jazda Murata
ukaza艂a si臋 na pobliskich wzg贸rzach, oko w oko z t艂um-
nie powracaj膮cym nieprzyjacielem, druga bowiem linia
rosyjska i zapasowe bataliony — wiedzione przez Bag-
gowuta, przys艂ane przez Tuczkowa — nadbiega艂y od
Siemionowskiego na pomoc pierwszej linii w celu
odebrania utraconych redut. Francuzi — oszo艂omieni
jeszcze zwyci臋stwem — j臋li cofa膰 si臋 bez oporu.
Westfalczycy, wys艂ani przez Napoleona na pomoc Po-
niatowskiemu, przechodz膮c przez las, kt贸ry dzieli艂
ksi臋cia od reszty armii, w艣r贸d tuman贸w kurzu i dymu
ujrzeli cofaj膮ce si臋 szeregi nasze. Pewni, i偶 s膮 to
Rosjanie, zacz臋li strzela膰. Pomy艂ka ta, podtrzymywana
d艂u偶szy/ czas uporem Westfalczyk贸w, zwi臋kszy艂a jeszcze
nie艂ad i zamieszanie.
Ruszy艂a w贸wczas do ataku jazda rosyjska. Murat —
zewsz膮d osaczony — zdo艂a艂 zaledwie schroni膰 si臋 do
reduty. Lecz i tutaj panowa艂 pop艂och: wyl臋kli 偶o艂nierze
biegali bezradnie dooko艂a parapet贸w, szukaj膮c raczej
drogi do odwrotu ani偶eli 艣rodk贸w do obrony.
Wszelako obecno艣膰 kr贸la i nawo艂ywania jego
po偶膮dany wywar艂y wp艂yw. Ze szpad膮 w jednej d艂oni, a
pi贸ropuszem w drugiej, z go艂膮 g艂ow膮 i w艂asnym 艣wiec膮c
przyk艂adem, skrzykn膮艂 rozproszon膮 za艂og臋 i poprowadzi艂
j膮 na wa艂y. R贸wnocze艣nie Ney uformowa艂 ponownie
swoje dywizje. Celne strza艂y jego piechoty z艂ama艂y
wkr贸tce szyki nieprzyjacielskie: kirasjerzy cofn臋li si臋, a
Murat zaj膮艂 po raz wt贸ry wzg贸rze.
Natychmiast te偶, nie bacz膮c na gro偶膮ce mu niebezpie-
cze艅stwo, na czele jazdy Bruy膷res'a i Nansouty'ego
ruszy艂 w skok na nieprzyjaciela. Pod naporem ludzkich
piersi zachwia艂y si臋 szeregi rosyjskie, cofaj膮c si臋 ku
swemu centrum. Murat naciera艂 coraz zapalczywiej,
wreszcie zmusi艂 Rosjan do odwrotu, w ci膮gu godziny
ca艂kowicie rozbijaj膮c lewe ich skrzyd艂o. Lecz nie
naruszone by艂y jeszcze wzg贸rza zburzonej wsi
Siemianowskie, o kt贸r膮 opiera艂a si臋 lewica centrum
rosyjskiego oraz zapasowe bataliony, nadsy艂ane usta-
wicznie przez Kutuzowa z przeciwleg艂ego skraju kolum-
ny. Morderczy ich ogie艅 parali偶owa艂 ruchy Neya i Mu-
rata. Trzeba wi臋c by艂o za wszelk膮 cen臋 zdoby膰 t臋 po-
zycj臋. Najpierw ruszy艂 Maubourg z jazd膮 swoj膮; za nim
Friand — jeden z genera艂贸w Davouta, z oddzia艂em pie-
choty. 15 pu艂k z Dufourem na czele wdar艂 si臋 pierwszy
na szczyt stromego tego wzg贸rza, wypieraj膮c Rosjan z
wioski, kt贸rej ruiny niedostatecznie by艂y obwarowane.
Friand — jakkolwiek ranny — popar艂 gorliwie atak
Dufoura i dopom贸g艂 mu w odniesieniu zwyci臋stwa.
Nale偶a艂o poprze膰 co rychlej akcj臋 rozpocz臋t膮 tak po-
my艣lnie. Lecz Murat i Ney — wyczerpani doszcz臋tnie —
zatrzymuj膮 si臋 i do艂膮czaj膮c do swoich prosz膮 o posi艂ki.
Wbrew jednak przyzwyczajeniu i tradycji Napoleon
waha si臋 d艂ugo: kilkakrotnie wysy艂a i cofa rozkaz do
swojej m艂odej gwardii. Wreszcie, mniemaj膮c, i偶 nie nad-
szed艂 jeszcze decyduj膮cy moment, pozostawia Frianda i
Maubourga dla obrony wzg贸rz Siemionowskiego.
Kutuzow skwapliwie korzysta z niespodziewanej zw艂o-
ki: wszystkie bataliony rezerwowe, nie wy艂膮czaj膮c gwar-
dyjskich pu艂k贸w, d膮偶膮 z odsiecz膮 zagro偶onej lewicy.
Dzi臋ki posi艂kom tym Bagration formuje si臋 ponownie,
opar艂szy prawe skrzyd艂o o wielk膮 bateri臋, kt贸r膮 usi艂uje
zdoby膰 ksi膮偶臋 Eugeniusz, lewe o las zamykaj膮cy pole
bitwy w kierunku Psarewa. Ogniem artyleryjskim roz-
rywa nasze szeregi. Atakuj膮c r贸wnocze艣nie na ca艂ej linii;
piechota, artyleria i jazda id膮 z jednakowym m臋stwem i
zapa艂em. Nie my艣l膮c ju偶 o dalszych sukcesach, Ney i
Murat dobywaj膮 ostatka si艂, aby utrzyma膰 si臋 na
zajmowanych pozycjach.
Broni膮cy Siemionowskiego 偶o艂nierze Frianda odpieraj膮
pierwsz膮 szar偶臋, lecz niebawem, morderczym pra偶one
ogniem, 艂ami膮 si臋 i cofaj膮 zwarte ich szeregi; jeden z
pu艂kownik贸w nakazuje odwr贸t. W krytycznym owym
momencie Murat biegnie ku niemu, chwyta go za kark i
krzyczy ze z艂o艣ci膮: „Co robisz?". Wskazuj膮c w贸wczas
r臋k膮 na pi臋trz膮ce si臋 dooko艂a stosy trup贸w i rannych,
pu艂kownik odpowiedzia艂: „Wasza Kr贸lewska Mo艣膰 wi-
dzi, 偶e nie spos贸b d艂u偶ej tu pozostawa膰." „A jednak ja tu
zostan臋" — krzykn膮艂 kr贸l. Na te s艂owa oficer stan膮艂,
utkwi艂 w Muracie badawczy wzrok i rzek艂 po chwili:
„Wasza Kr贸lewska Mo艣膰 ma s艂uszno艣膰!... 呕o艂nierze, w
prawo zwrot! Gi艅my zatem!".
Tymczasem Murat po raz wt贸ry wys艂a艂 do cesarza
Borellego z pro艣b膮 o pomoc. Borelli domaga si臋 natar-
czywie posi艂k贸w, ukazuj膮c na zbli偶aj膮cych si臋 Rosjan, na
spowite k艂臋bami dymu wzg贸rza, dot膮d tak spokojne, i na
coraz liczniejsze pociski, z kt贸rych kilka kona z sykiem
niemal u st贸p cesarza. Wreszcie Napoleon obiecuje
pos艂a膰 m艂od膮 swoj膮 gwardi臋. Zaledwie jednak zako艂y-
sa艂y si臋 jej szeregi, g艂o艣nym okrzykiem cofa rozkaz.
Wszelako, pod pozorem zr贸wnania szereg贸w, hrabia de
Lobau nieznacznie wysuwa gwardi臋 naprz贸d. Lecz Na-
poleon dostrzeg艂 podst臋p i rozkaz powt贸rzy艂.
Na szcz臋艣cie w tej samej chwili wyruszy艂a ku zagro-
偶onym wzg贸rzom artyleria zapasowa pod wodz膮 Lau-
ristona, kt贸ry raczej wyjedna艂 sobie u cesarza pozwolenie
na ten manewr, ani偶eli us艂ucha艂 wydanych mu rozkaz贸w.
Wkr贸tce jednak potrzeba skoncentrowania w tym
punkcie znaczniejszej ilo艣ci dzia艂 wyda艂a si臋 cesarzowi
tak nieodzown膮, 偶e po raz pierwszy od pocz膮tku bitwy z
nie tajonym zniecierpliwieniem i niepokojem 艣ledzi膰 j膮艂
poruszenia Lauristona.
Nie wiadomo, czy 藕r贸d艂em owego niepokoju nie by艂a
troska o ostateczny wynik usi艂owa艅 Poniatowskiego i
ksi臋cia Eugeniusza, walcz膮cych na przeciwleg艂ych
dw贸ch skrzyd艂ach naszej armii; nie ulega wszak偶e naj-
mniejszej w膮tpliwo艣ci, 偶e cesarz obawia艂 si臋, aby Rosja-
nie ze skrajnego lewego skrzyd艂a, uszed艂szy r膮k Polak贸w
Poniatowskiego, nie zaj臋li pola bitwy poza Neyem i
Muratem. W ka偶dym razie by艂a to jedna z przyczyn, dla
kt贸rych zatrzyma艂 przy sobie gwardi臋. Na zadawane mu
pytania odpowiada艂: „呕e chce lepiej rozejrze膰 si臋; 偶e
w艂a艣ciwa bitwa, w kt贸rej on sam we藕mie udzia艂, nie jest
jeszcze rozpocz臋ta; 偶e walka d艂uga b臋dzie i za偶arta; 偶e
nale偶y by膰 cierpliwym; 偶e czas jest podstaw膮 i
zasadniczym sk艂adnikiem wszechrzeczy; 偶e z obecnej
sytuacji 偶adnych jeszcze nie mo偶na wysnuwa膰
wniosk贸w". A zapytawszy si臋 o godzin臋, dodawa艂:
„Jeszcze czas! Rozpoczn臋 dopiero za dwie godziny!".
Lecz nie rozpocz膮艂 wcale. Przez ca艂y niemal dzie艅
siedzia艂 lub przechadza艂 si臋 powoli, nieco na lewo od
reduty zdobytej 5 wrze艣nia, nad brzegiem g艂臋bokiego jaru
z dala od bitwy, kt贸r膮 zaledwie m贸g艂 dostrzec, kiedy
przesun臋艂a si臋 poza wzg贸rza. Nie wyzbywa艂 si臋 apatii,
gdy zn贸w m贸g艂 j膮 obserwowa膰, r贸wnie oboj臋tny
wzgl臋dem pu艂k贸w nieprzyjacielskich, jak i wzgl臋dem
w艂asnych szereg贸w. Wie艣ci o zgonie najlepszych, naj-
dzielniejszych genera艂贸w przyjmowa艂 ze smutn膮 rezy-
gnacj膮, bez 偶adnych jednak zewn臋trznych objaw贸w 偶alu.
Kilkakrotnie zrywa艂 si臋 i szed艂 brzegiem w膮wozu, lecz po
chwili siada艂 zn贸w bezsilny.
Wszyscy przygl膮dali mu si臋 ze zdumieniem. Dotych-
czas w chwilach istotnie wa偶nych cesarz imponowa艂
spokojn膮 a niezmordowan膮 energi膮, lecz w owym pa-
mi臋tnym dniu by艂 to spok贸j bez艂adu, bierna i apatyczna
艂agodno艣膰. Niekt贸rzy mniemali, i偶 przygn臋bienie cesarza
by艂o jedynie zwyk艂ym u niego nast臋pstwem prze偶ytych
gwa艂townych wzrusze艅, inni wyobra偶ali sobie, 偶e dusza
jego syta ju偶 by艂a wszystkiego, nie wy艂膮czaj膮c krwawych
wra偶e艅, jakich dostarcza艂o pole bitwy. Inni jeszcze
twierdzili, 偶e spokojna wytrwa艂o艣膰 i zimna krew wielkich
ludzi wobec niebezpiecze艅stwa przeobra偶a si臋 z wiekiem
w oci臋偶a艂o艣膰 i 艣lamazarno艣膰. Najgorliwsi motywowali
zachowanie si臋 cesarza niezwyk艂膮 rozleg艂o艣ci膮 linii
bojowej, kt贸ra domaga艂a si臋 sta艂ego punktu zbornego dla
dostaw, raport贸w i odbioru zlece艅 i rozkaz贸w. Inni
wreszcie — bardziej trafnie — przypisywali apati臋
cesarza nadw膮tlonemu zdrowiu, rozpoczynaj膮cej si臋
ci臋偶kiej i bolesnej, a tajonej chorobie.
Genera艂owie artylerii, kt贸rzy dziwili si臋 r贸wnie偶 swojej
bezczynno艣ci, skorzystali skwapliwie z danego im
pozwolenia na wsp贸艂udzia艂 w walce. Niebawem zady-
mi艂y si臋 wszystkie wzg贸rza. Zagra艂o osiemdziesi膮t dzia艂.
Pierwsza ruszy艂a na armaty kawaleria rosyjska, lecz
wkr贸tce musia艂a cofn膮膰 si臋 poza piechot臋.
W zwartych szeregach ros艂ych piechur贸w rosyjskich
pociski nasze ora艂y krwawe i g艂臋bokie bruzdy. Lecz
mimo to pu艂ki sz艂y wci膮偶 naprz贸d. Pod morderczym
ogniem naszych baterii pada艂y od razu ca艂e plutony. Na
pr贸偶no usi艂owali 偶o艂nierze utrzyma膰 ci膮g艂o艣膰 szereg贸w;
co chwila na stratowan膮 ziemi臋 wali艂y si臋 z j臋kiem coraz
to liczniejsze, straszliwe, okalecza艂e postacie.
W ko艅cu pu艂ki zako艂ysa艂y si臋 i stan臋艂y — b膮d藕 to, 偶e na
widok tylu okropno艣ci ow艂adn臋艂o nimi uczucie grozy,
b膮d藕 te偶 dlatego, i偶 w owej w艂a艣nie chwili Bagration
zosta艂 raniony, a genera艂owie jego — wobec niepowo-
dzenia — nie umieli tak jak Napoleon operowa膰 r贸w-
nocze艣nie kilkoma korpusami, z zachowaniem zupe艂nego
艂adu i jednolito艣ci dzia艂ania. Przez dwie godziny sta艂 bez
ruchu ten bezduszny t艂um, coraz g臋stszym padaj膮c
trupem. Bitwa zamieni艂a si臋 w rze藕. Kanonierzy nasi
pe艂ni 艣wiadomego siebie m臋stwa patrzyli z podziwem na
bezmy艣ln膮, 艣lep膮 i zrezygnowan膮 odwag臋 hufc贸w
rosyjskich.
Wreszcie znu偶enie ogarn臋艂o zwyci臋zc贸w. Gniewa艂a ich
opiesza艂o艣膰 tej walki armatniej. Zreszt膮 dobywano ju偶 z
艂adownic ostatnich naboi. Decyduj膮 si臋 przeto wodzowie:
Ney rusza naprz贸d, rozci膮gaj膮c swoje prawe skrzyd艂o tak,
aby obej艣膰 mog艂o co rychlej z lewej strony nowo
uformowan膮 kolumn臋 rosyjsk膮. Davout i Murat atak
podtrzymuj膮 i szcz膮tki korpusu Neya odnosz膮 zwy-
ci臋stwo nad szcz膮tkami armii Bagrationa.
Walka cichnie na r贸wninie, koncentruj膮c si臋 na wzg贸-
rzach zajmowanych przez nieprzyjaciela i dooko艂a wiel-
kiej reduty atakowanej przez ksi臋cia Eugeniusza, a bro-
nionej uparcie przez centrum i prawe skrzyd艂o rosyjskie
pod wodz膮 Barclaya.
Ca艂e tedy prawe skrzyd艂o francuskie — Ney, Davout i
Murat — odni贸s艂szy zwyci臋stwo nad wojskami Bagra-
tiona i po艂ow膮 linii nieprzyjacielskiej, stan臋艂o oko艂o
po艂udnia na wprost okalecza艂ego flanku armii rosyjskiej,
wprost szczerby, przez kt贸r膮 wida膰 by艂o pozosta艂e pu艂ki
nieprzyjacielskie, pozbawione wszelkiej os艂ony ty艂y, a
nawet drog臋 ewentualnego odwrotu.
Zbyt s艂abi wszelako, 偶eby run膮膰 do 艣rodka, poza po-
t臋偶n膮 jeszcze lini臋, trzej wodzowie domagaj膮 si臋 jedno-
g艂o艣nie pomocy gwardii: „M艂oda gwardia niechaj idzie za
nami! Niechaj tylko uka偶e si臋 i zluzuje nas na
wzg贸rzach! W贸wczas my sami dokonamy dzie艂a!".
Wys艂any do cesarza genera艂 Belliard o艣wiadcza: „呕e z
zajmowanych przez nich pozycji dostrzec mo偶na wy-
ra藕nie trakt wiod膮cy do Mo偶ajska, poza armi膮 rosyjsk膮;
偶e na trakcie tym wida膰 oddalaj膮c膮 si臋 zwart膮 kolumn臋
uciekinier贸w, rannych i woz贸w; 偶e nale偶a艂oby wprawdzie
przeby膰 jeszcze w膮w贸z i zagajnik, o kt贸rym zapomnieli
snad藕 zbici z tropu genera艂owie rosyjscy, lecz 偶e wszelkie
podj臋te w tym kierunku usi艂owania obfity wy-
da艂yby plon, decyduj膮c nieodwo艂alnie o dalszych losach
wojny i armii nieprzyjacielskiej".
Cesarz jednak waha si臋, w膮tpi, wreszcie wysy艂a Bel-
liarda z powrotem, ponownego 偶膮daj膮c raportu.
Zdziwiony i gniewny, genera艂 powraca niebawem z
wiadomo艣ci膮: „呕e nieprzyjaciel zdo艂a艂 ju偶 rozejrze膰 si臋
w sytuacji; 偶e batalion jegr贸w — rozsypany w tyralierk臋
— os艂ania ju偶 zagajnik; 偶e pierzchnie wnet bezpowrotnie
niezwykle korzystna sposobno艣膰; 偶e nie ma chwili do
stracenia, w przeciwnym za艣 razie trzeba b臋dzie stoczy膰
drug膮 bitw臋, 偶eby utrzyma膰 wyniki pierwszej".
Lecz Bessi膷res, kt贸rego Napoleon wys艂a艂 by艂 na wzg贸-
rze w celach rozpoznawczych, upewnia: ,,偶e Rosjanie
cofn臋li si臋 w najlepszym ordynku na inn膮 pozycj臋 i 偶e
zdaj膮 si臋 przygotowywa膰 gorliwie do ponownej walki".
Cesarz oznajmia w贸wczas Belliardowi, „偶e sytuacja nie
jest jeszcze do艣膰 jasna; 偶e zanim pchnie w ogie艅 swoj膮
rezerw臋, pragnie rozejrze膰 si臋 lepiej na szachownicy".
Wyra偶enie to powtarza kilkakrotnie, wskazuj膮c z jednej
strony na trakt moskiewski, kt贸rego nie zdo艂ali jeszcze
zdoby膰 Polacy Poniatowskiego, z drugiej strony — na
ty艂y naszego lewego skrzyd艂a, atakowane przez jazd臋
nieprzyjacielsk膮, wreszcie na wielk膮 redut臋, o kt贸r膮
rozbija艂y si臋 usi艂owania ksi臋cia Eugeniusza.
Belliard przera偶ony powraca do kr贸la i opowiada: „i偶
niepodobie艅stwem jest wydosta膰 od cesarza rezerw臋; 偶e
zasta艂 Napoleona na tym samym miejscu w takim samym
stanie przygn臋bienia i apatii, z zapadni臋t膮 twarz膮 i
przygas艂ym wzrokiem; 偶e cesarz robi wra偶enie cz艂owieka
chorego; 偶e zdaje si臋 by膰 najzupe艂niej oboj臋tnym na
wszystko, nawet na przebieg tocz膮cej si臋 bitwy".
Pop臋dliwy i szorstki Ney niepohamowanym wybucha
wtedy gniewem: „Czy偶 po to uszli艣my tyle mil, aby
poprzesta膰 na jednym pobojowisku? Co porabia cesarz
na ty艂ach armii? Czy s膮dzi, 偶e tam doczeka si臋 zwy-
ci臋stwa? Jaka jest jego rola w dzisiejszej bitwie? Skoro
nie chce osobi艣cie prowadzi膰 wojny, skoro nie jest ju偶
genera艂em, jeno cesarzem, niechaj powraca raczej do
Tuileries, a nam pozostawi dow贸dztwo".
Murat przyj膮艂 znacznie spokojniej raport Belliarda.
Przypomnia艂 sobie, i偶 poprzedniego dnia, w czasie objaz-
du linii nieprzyjacielskiej, cesarz zsiada艂 kilkakrotnie z
konia i z czo艂em wspartym o dzia艂a, z przymkni臋tymi
oczyma — cierpi膮cy sta艂 bez ruchu. Wiedz膮c nadto, jak
dalece niespokojn膮 i bezsenn膮 by艂a ubieg艂a noc, przery-
wana gwa艂townymi napadami kaszlu i dreszczy, kr贸l
rozumia艂, 偶e znu偶enie oraz ujemny wp艂yw pierwszych
szarug jesiennych podci臋艂y wyniszczony ju偶 organizm i
偶e w krytycznym momencie lotny geniusz cesarza by艂 jak
gdyby przykuty do ziemi przez niemoc cielesnej pow艂oki
uginaj膮cej si臋 pod potr贸jnym brzemieniem zm臋czenia,
gor膮czki i choroby, kt贸ra z wszystkich tych czynnik贸w
niew膮tpliwie najbardziej podcina zar贸wno fizyczne, jak
duchowe si艂y cz艂owieka.
Nie brak艂o mu wszelako zewn臋trznych podniet.
Wkr贸tce po odje藕dzie Belliarda, Daru — nagabywany
przez Dumasa, a zw艂aszcza przez Berthiera — p贸艂g艂osem
uwiadomi艂 cesarza, i偶 wszyscy domagaj膮 si臋 jednog艂o艣nie
wsp贸艂udzia艂u gwardii. „A czym wojowa膰 b臋d臋, je艣li
wypadnie stoczy膰 jutro drug膮 bitw臋?" — odpar艂
Napoleon. Minister nie nalega艂 d艂u偶ej, zdumiony niepo-
miernie tym, 偶e po raz pierwszy w 偶yciu cesarz odk艂ada艂
do nast臋pnego dnia chwil臋 decyduj膮c膮 o dalszych jego
losach.
Tymczasem Barclay, na czele prawego skrzyd艂a, sta-
wia艂 m臋偶nie czo艂o ksi臋ciu Eugeniuszowi, kt贸ry natych-
miast po zaj臋ciu Borodina przeby艂 Ko艂ocz臋 wprost wiel-
kiej reduty nieprzyjacielskiej. W tym zw艂aszcza punkcie
Rosjanie pewni byli wygranej, ufni w spadzisto艣膰 wzg贸-
rza, w grz膮skie dno g艂臋bokich jar贸w, w nasze wyczer-
panie, w obronno艣膰 sza艅c贸w swoich, naje偶onych
przesz艂o osiemdziesi臋ciu dzia艂ami, kt贸re okala艂y ca艂膮
redut臋 ognistym wie艅cem. Lecz zawiod艂y wszystkie te
rachuby; niedostatecznymi okaza艂y si臋 wszelkie —
zar贸wno naturalne, jak sztuczne — 艣rodki obrony. Nag艂y
podmuch s艂ynnej na 艣wiat ca艂y „furii francuskiej" powia艂
nad id膮cymi do szturmu 偶o艂nierzami Moranda. Reduta
zosta艂a zdobyta, a Rosjanie zmuszeni do odwrotu.
Bohaterskiego tego czynu dokona艂o tysi膮c o艣miuset
ludzi z 30 pu艂ku pod wodz膮 genera艂a Bonnamy.
Odznaczy艂 si臋 tam r贸wnie偶 Fabvier, 贸w adiutant Mar-
monta przyby艂y poprzedniego dnia z Hiszpanii; jako
ochotnik stan膮艂 na czele najbardziej wysuni臋tego ku
przodowi oddzia艂u strzelc贸w pieszych, jak gdyby chc膮c
udowodni膰 wobec Wielkiej Armii, i偶 w chwilach naj-
wi臋kszego niebezpiecze艅stwa 偶o艂nierze spoza Pirenej贸w,
o偶ywieni duchem wsp贸艂zawodnictwa, kt贸ry rodzi boha-
ter贸w, zawsze w pierwszym id膮 szeregu, oboj臋tni na
艣mier膰 i na rany.
Niebawem jednak pad艂 ranny na sza艅cach zaj臋tej
chwilowo reduty. Zwyci臋stwo trwa艂o bowiem kr贸tko,
b膮d藕 to wskutek zbytniego po艣piechu pierwszych sze-
reg贸w napastniczych, b膮d藕 te偶 wskutek opiesza艂o艣ci id膮-
cych za nimi batalion贸w. Nad brzegiem w膮wozu, kt贸re-
go g艂臋bina os艂ania艂a z tej strony dzia艂a nieprzyjacielskie,
zatrzyma艂o si臋 podobno kilku naszych oficer贸w. Morand
stan膮艂 tedy sam jeden wobec wojsk rosyjskich. Dobie-
ga艂a zaledwie dziesi膮ta. Z prawej strony — Friand go-
towa艂 si臋 dopiero do ataku na Siemionowskie; z lewej —
nie ukaza艂y si臋 jeszcze dywizje Gerarda i Broussiera oraz
gwardia w艂oska.
Zreszt膮 atak ten nie powinien by艂 przybra膰 takich
rozmiar贸w, chodzi艂o bowiem jedynie o przytrzymanie
Barclaya w pobli偶u reduty, gdy偶 wed艂ug pierwotnego
planu cesarza bitwa mia艂a rozpocz膮膰 si臋 na prawym
skrzydle, a p贸藕niej dopiero zwr贸ci膰 si臋 ku lewemu
skrzyd艂u. Trudno dociec, dlaczego w chwili gdy dosz艂o
do wykonania plan贸w, cesarz zmieni艂 je ca艂kowicie, on
to bowiem, gdy tylko zagra艂y dzia艂a, j膮艂 s艂a膰 do ksi臋cia
Eugeniusza oficera za oficerem, nagl膮c do coraz bardziej
stanowczej akcji.
Otrz膮sn膮wszy si臋 z pierwszego wra偶enia, Rosjanie
t艂umnie zewsz膮d nadbiegli. Kutaisow i Jermo艂ow obj臋li
dow贸dztwo; 30 pu艂k, sam jeden wobec ca艂ej armii, 艣mia-
艂o ruszy艂 na bagnety. Wkr贸tce jednak, pod naporem
stokro膰 liczniejszego nieprzyjaciela, zdziesi膮tkowany,
ust膮pi膰 musia艂 z reduty, pozostawiaj膮c na placu trzeci膮
cz臋艣膰 swoich 偶o艂nierzy oraz walecznego genera艂a Bonna-
my, kt贸ry pad艂 przeszyty dwudziestu kulami. Rozzuch-
waleni zwyci臋stwem Rosjanie morderczy rozp臋tali
ogie艅. Dooko艂a reduty zawrza艂a w艣ciek艂a walka; na niej
ze艣rodkowano ca艂y wysi艂ek, ca艂膮 znajomo艣膰 sztuki
wojennej. W ci膮gu czterech godzin, pod gradem kul i
kartaczy, utrzymywali si臋 Francuzi na stokach
straszliwego tego wulkanu. Dzia艂a艂 na nich podniecaj膮co
osobisty wp艂yw ksi臋cia Eugeniusza, ale przede
wszystkim, od lat zwyci臋scy, nie mogliby pogodzi膰 si臋 z
pora偶k膮.
Ka偶da dywizja kilkakrotnie zmienia艂a genera艂贸w.
Wicekr贸l biega艂 od jednej do drugiej, z pro艣b膮 lub
wym贸wk膮 na ustach, dawne przypominaj膮c zwyci臋stwa.
Uwidomi膰 kaza艂 cesarza o gro偶膮cym mu niebezpiecze艅st-
wie, lecz Napoleon odpowiedzia艂: „呕e w niczym nie
mo偶e mu dopom贸c; 偶e ksi膮偶臋 powinien raz jeszcze wyt臋-
偶y膰 wszystkie si艂y i zdoby膰 redut臋, gdy偶 od niej zawis艂y
losy ca艂ej bitwy". Wicekr贸l gromadzi艂 wi臋c ju偶 wszystkie
swoje pu艂ki, aby generalny przypu艣ci膰 szturm, gdy nagle
— na lewym jego skrzydle — w艣ciek艂e ozwa艂y si臋
okrzyki.
Uwarow — to znaczy kilkutysi臋czny oddzia艂 kozak贸w i
dwa pu艂ki jazdy — szarpa艂 nasze odwody. Zaczyna艂y
cofa膰 si臋 otoczone zewsz膮d szeregi. Lecz wicekr贸l, przy
wsp贸艂udziale genera艂贸w Delzonsa i Ornano, odpar艂
wkr贸tce owe bardziej ha艂a艣liwe ani偶eli istotnie gro藕ne
hufce nieprzyjacielskie, po czym stan膮艂 niezw艂ocznie na
czele wojsk swoich.
W tej samej chwili Murat — skazany na ca艂kowit膮
bezczynno艣膰 w艣r贸d zaj臋tej przez si臋 r贸wniny — po raz
czwarty wys艂a艂 do cesarza go艅ca z raportem o spus-
toszeniach, jakie szerzyli wpo艣r贸d jego kawalerii Rosja-
nie oparci o reduty przeciwleg艂e ksi臋ciu Eugeniuszowi.
Prosz膮c o nades艂anie ju偶 tylko jazdy cesarskiej, upewni艂,
i偶 przy tej pomocy obejdzie warowne te wzg贸rza, a
wybiwszy za艂og臋, zatknie na sza艅cach zwyci臋ski sztan-
dar francuski.
Cesarz, sk艂onniejszy tym razem do ust臋pstw, przywo艂a膰
kaza艂 Bessi膷resa, kt贸ry piastowa艂 godno艣膰 szefa konnej
jego gwardii. Lecz marsza艂ek, wys艂any z rozkazu cesarza
w kierunku tocz膮cej si臋 walki, powr贸ci艂 dopiero po
up艂ywie godziny. Napoleon czeka艂 cierpliwie, nie
powtarzaj膮c rozkazu, a marsza艂ka przywita艂 przyjaznym
u艣miechem, spokojnie wys艂ucha艂 z艂o偶onego przeze艅 ra-
portu, wreszcie napomkn膮艂 o Muracie i o przyobiecanych
posi艂kach, dozwalaj膮c marsza艂kowi dzia艂a膰 wed艂ug w艂as-
nego rozeznania.
Lecz by艂o ju偶 poniewczasie! Od tej chwili w膮tpliwym
si臋 sta艂o rozgromienie ca艂ej armii rosyjskiej, a mo偶e i
zaj臋cie ca艂ej Rosji, chodzi艂o ju偶 tylko o utrzymanie si臋 na
polu walki. Kutuzow zdo艂a艂 opami臋ta膰 si臋 i stosownie si臋
przygotowa膰: trudniejsze do zdobycia pozycje zosta艂y
umocnione, a liczna jazda rosyjska zala艂a ca艂膮 r贸wnin臋.
Tym sposobem, na oczach Neya i Murata, formowa艂 si臋
po raz trzeci lewy flank nieprzyjacielski. Murat
przywo艂uje w贸wczas jazd臋 poleg艂ego w poprzednim
starciu Montbruna. Dow贸dztwo obejmuje genera艂 Cau-
laincourt, a widz膮c, 偶e adiutanci nieszcz臋snego
Montbruna op艂akuj膮 go rzewnymi 艂zami, wo艂a: „Za mn膮,
wiara! Milsz膮 mu b臋dzie zemsta ani偶eli 艂zy!"
Kr贸l wskazuje genera艂owi nowy flank nieprzyjacielski,
kt贸ry zepchn膮膰 nale偶y w gardziel w膮wozu prowa-
dz膮cego do wielkiej baterii, a podczas gdy lekka jazda
naciera膰 b臋dzie na Rosjan, on — Caulaincourt — na
czele swoich kirasjer贸w zwr贸ci si臋 nagle na lewo i za-
atakuje ty艂y tej straszliwej reduty, kt贸rej dzia艂a dzie-
si膮tkuj膮 jeszcze wojsko wicekr贸la.
Caulaincourt odpowiada: „B臋d臋 tam zaraz 偶ywy lub
umar艂y!" — i rusza niezw艂ocznie, depc膮c i tratuj膮c sze-
regi nieprzyjacielskie. Po czym zwraca si臋 nagle na
lewo, po kr贸tkiej walce wdziera si臋 pierwszy do wn臋trza
krwawej reduty i pada ugodzony kul膮, okupuj膮c 艣mierci膮
swoj膮 zdobycz.
Uwiadomiono natychmiast cesarza o zwyci臋stwie i o
niepowetowanej stracie, jak膮 ponios艂a armia. Wielki
koniuszy dworu, brat nieszcz臋snego genera艂a, s艂ucha艂 w
milczeniu; zrazu ugi膮艂 si臋 pod ciosem 偶a艂obnej wie艣ci,
potem zaci膮艂 si臋 w b贸lu i gdyby nie 艂zy sp艂ywaj膮ce po
ogorza艂ych policzkach, s膮dzi膰 by mo偶na, i偶 oboj臋tnym
by艂 jeno s艂uchaczem. Szczerze zmartwiony cesarz zawo-
艂a艂 do niego: „Wszak s艂ysza艂e艣 pan wszystko? Mo偶e
chcesz usun膮膰 si臋 st膮d?" Lecz w tej samej chwili trzeba
by艂o ruszy膰 przeciwko nieprzyjacielowi; wielki
koniuszy, zamiast odpowiedzi, milcz膮c uchyli艂 tylko
kapelusza na znak podzi臋ki i odmowy i pozosta艂 przy
boku cesarza.
Podczas gdy kawaleria nasza atakowa艂a ty艂y reduty,
wicekr贸l na czele niezmordowanej piechoty swojej nie-
dalekim ju偶 by艂 sza艅c贸w. Nagle umilk艂y strza艂y, roz-
wia艂y si臋 k艂臋by czarnego dymu i po艂yskliwa stal
pancerzy kirasjer贸w rozb艂ys艂a na wa艂ach. Od krwi
czerwona, reduta dosta艂a si臋 nareszcie w r臋ce Francu-
z贸w! Wicekr贸l spieszy tam, by podzieli膰 triumf, doko艅-
czy膰 walki i umocni膰 si臋 na tej pozycji. Lecz mimo
pora偶ki Rosjanie wznawiali po kilkakro膰 uporczyw膮
walk臋. Pobici — wracali zn贸w pod wodz膮 swoich gene-
ra艂贸w — nieutrudzeni, gro藕ni, g臋stym 艣ciel膮c si臋 trupem
u st贸p sza艅c贸w, kt贸re w艂asnymi usypali d艂o艅mi. Na
szcz臋艣cie ostatnia kolumna rosyjska dotar艂a do Sie-
mionowskiego i do wielkiej reduty bez armat: okoliczne
jary i w膮wozy op贸藕ni艂y zapewne poch贸d artylerii. Bel-
liard zdo艂a艂 wytoczy膰 tylko trzydzie艣ci dzia艂, kt贸re jed-
nak tak morderczym zion臋艂y ogniem, 偶e piechota
nieprzyjacielska w pop艂ochu cofn臋艂a si臋 czym pr臋dzej,
pozostawiaj膮c wielu zabitych i rannych. Murat i Belliard
opowiadali p贸藕niej, i偶 w owym momencie pomoc dzie-
si臋ciotysi臋cznego korpusu piechoty by艂aby zapewni艂a im
niew膮tpliwie zupe艂ne i 艣wietne zwyci臋stwo, lecz 偶e roz-
porz膮dzaj膮c jedynie przetrzebion膮 ju偶 znacznie kawa-
leri膮, musieli stan膮膰 wp贸艂 drogi, szcz臋艣liwi, 偶e utrzymali
pole walki.
W znacznej mierze przyczyni艂 si臋 r贸wnie偶 do zwyci臋-
stwa Grouchy, kt贸ry wielokrotnie atakowa艂 wielk膮 redut臋
z lewego flanku i oczy艣ci艂 r贸wnin臋, nie szcz臋dz膮c krwi
ani ofiar. Lecz i on tak偶e nie m贸g艂 艣ciga膰 szcz膮tk贸w
wojska rosyjskiego: mroczne jary, a poza nimi warowne
reduty, os艂ania艂y odwr贸t nieprzyjacielski. W redutach
tych trzymali si臋 Rosjanie a偶 do nocy, z rozpaczliwym
uporem broni膮c ostatkiem si艂 drogi do Moskwy, 艣wi臋tej i
prastarej stolicy car贸w, serca i spichlerza Rosji.
Z wysoko艣ci tych drugich wzg贸rz ostrzeliwali usilnie
opuszczone przez siebie pozycje. Wicekr贸l zmuszony by艂
ukry膰 os艂ab艂e i przetrzebione szeregi swoje w jamach i
wykrotach oraz poza zburzonymi na po艂y sza艅cami.
Kl臋cz膮c w cieniu tych niekszta艂tnych parapet贸w, 偶o艂nie-
rze nasi sp臋dzili w ten spos贸b kilka godzin pod wzmo偶o-
nym ogniem nieprzyjacielskim.
Mniej wi臋cej oko艂o wp贸艂 do czwartej ucich艂a wrzawa
tego ostatniego zwyci臋stwa. A by艂o ich kilka. Bo w ci膮gu
pami臋tnej onej bitwy ka偶dy korpus walczy艂 i zwyci臋偶a艂
osobno, lecz nie poparty w odpowiednim momencie, nie
m贸g艂 przewagi swej wyzyska膰 i cofa膰 si臋 musia艂 w p贸艂
drogi, zdziesi膮tkowany i krwawy. Usuni臋to wszak偶e po
trochu najg艂贸wniejsze przeszkody. Strza艂y coraz rzadsze
by艂y i coraz cichsze. Zewsz膮d nadci膮gali oficerowie. Po
zawzi臋tej walce zwyci臋偶y艂y wreszcie korpusy
Poniatowskiego i Sebastianiego. Nieprzyjaciel nowe sy-
pa艂 sza艅ce — na nowej, obronnej pozycji. Dzie艅 mia艂 si臋
ku ko艅cowi, amunicja nasza wyczerpana by艂a, bitwa
uko艅czona.
W贸wczas, po raz trzeci, stan膮艂 przed cesarzem genera艂
Belliard. Cierpienia Napoleona zdawa艂y si臋 wzmaga膰
coraz bardziej. Z trudem dosiad艂 konia i skierowa艂 si臋
powoli ku siemionowskim wzg贸rzom, nad kt贸rymi,
mimo
zwyci臋stwa, przelatywa艂y jeszcze roje kul i kartaczy
nieprzyjacielskich.
Wszelako ani z艂owieszcze odg艂osy wojny, ani nie wy-
gas艂y jeszcze zapa艂 Neya i Murata nie zdo艂a艂y wyrwa膰 go
z odr臋twienia, g艂os mia艂 os艂ab艂y, ruchy oci臋偶a艂e. Dopiero
widok szereg贸w rosyjskich i przeci膮g艂y 艣wist kul
podzia艂a艂 na艅 o偶ywczo. Z bliska obserwowa膰 j膮艂 ostatni膮
ich pozycj臋 i wyrazi艂 ch臋膰 zdobycia jej. Lecz Murat,
ukazuj膮c na wybite niemal doszcz臋tnie pu艂ki nasze,
o艣wiadczy艂, i偶 nic nie wsk贸ra bez pomocy gwardii, na co
zn贸w Bessi膷res, kt贸ry nie omieszka艂 nigdy podkre艣li膰
warto艣ci i znaczenia doborowego tego 偶o艂nierza, odpar艂 z
naciskiem: „偶e zwa偶y膰 nale偶y znaczn膮 odleg艂o艣膰,
dziel膮c膮 nas od korpus贸w zapasowych i od ojczystej
ziemi; 偶e obowi膮zkiem naszym jest oszcz臋dza膰 i chroni膰
t臋 garstk臋 偶o艂nierzy, kt贸ra strzec ma ca艂o艣ci i
bezpiecze艅stwa osoby cesarskiej". A poniewa偶 dobiega艂a
pi膮ta, Berthier doda艂: „偶e jest za p贸藕no, 偶e nieprzyjaciel
zd膮偶y艂 ju偶 okopa膰 si臋 w ostatniej pozycji i 偶e ponowna
ofiara kilku tysi臋cy istnie艅 ludzkich by艂aby bezcelowa".
Cesarz popar艂 wtedy gor膮co zdanie obu marsza艂k贸w, a
zaleciwszy zwyci臋zcom ostro偶no艣膰 i umiarkowanie,
艣ci膮gn膮艂 cugle i zawr贸ci艂 ku namiotom swoim, kt贸re
wznosi艂y si臋 w cieniu zdobytej przed dwoma dniami
baterii, a przed kt贸rymi przesiedzia艂 ca艂y prawie dzie艅
jako milcz膮cy 艣wiadek poszczeg贸lnych epizod贸w tej
krwawej walki.
W powrotnej drodze z Siemionowskiego przywo艂a膰
kaza艂 Mortiera i poleci艂 mu „poruszy膰 nareszcie m艂od膮
gwardi臋, nie przekraczaj膮c jednak w膮wozu, kt贸ry dzieli
nas od pozycji rosyjskiej". Doda艂 po chwili: „i偶 jedynym
jego 偶yczeniem jest utrzymanie pola walki; 偶e niczego
wi臋cej nie pragnie i niczego nie 偶膮da." Wkr贸tce przywo-
艂a艂 go zn贸w, zapytuj膮c: „Czy dobrze zrozumia艂, o co cho-
dzi?", nawo艂uj膮c raz jeszcze do rozwa偶nej i ogl臋dnej
akcji, a przede wszystkim do utrzymania pola walki. W
godzin臋 p贸藕niej powt贸rzy艂 rozkaz, zabraniaj膮c surowo:
„atakowa膰 lub cofa膰 si臋 bez wzgl臋du na warunki i
okoliczno艣ci".
Kiedy znalaz艂 si臋 w swoim namiocie, do cierpie艅 i do-
legliwo艣ci fizycznych gn臋bi膮cych cesarza przy艂膮czy艂 si臋
niebawem g艂臋boki smutek. Ogl膮dane przed chwil膮 pobo-
jowisko, wymowny dow贸d straszliwych obustronnych
zapas贸w, okropn膮 g艂osi艂o prawd臋: owo zwyci臋stwo —
tak d艂ugo oczekiwane, tak drogo okupione — niezupe艂-
nym by艂o i nieowocnym. Czy偶 on to istotnie, on, kt贸ry
zawsze i we wszystkim stara艂 si臋 i umia艂 wykorzysta膰
ka偶d膮 pomy艣lniejsz膮 okazj臋, oboj臋tnym i ch艂odnym
wzrokiem spogl膮da艂 na ostatni 艂askawy u艣miech szczod-
rego dotychczas losu?!
W rzeczy samej straty by艂y niezmierne, przenosz膮ce
stokrotnie zyski i korzy艣ci. Pos臋pny cie艅 偶a艂oby pad艂 na
najbli偶sze otoczenie cesarza: op艂akiwano braci, krew-
nych i przyjaci贸艂, gdy偶 艣mier膰 ch艂odn膮 po艂o偶y艂a d艂o艅 na
najdostojniejsze g艂owy. Pad艂o czterdziestu trzech gene-
ra艂贸w, zabitych lub ci臋偶ko rannych! Ile偶 b贸lu i 艂ez dla
Francji, a triumfu i rado艣ci dla wrog贸w naszych! Jak
niebezpieczny temat do rozmy艣la艅 dla Niemiec! Tote偶
zar贸wno w szeregach, jak i pod purpur膮 namiot贸w ce-
sarskich pos臋pna zapanowa艂a cisza.
Umilkli nawet pochlebcy. Ci za艣, kt贸rych cesarz przy-
wo艂a膰 kaza艂 — Dumas i Daru — s艂uchali w milczeniu
wywod贸w Napoleona, lecz ich zachowanie, utkwiony w
ziemi臋 wzrok i ponuro艣膰 wymowniejsze by艂y od s艂贸w.
Mimo p贸藕nej godziny — min臋艂a ju偶 dziesi膮ta — nie-
strudzony Murat raz jeszcze domaga艂 si臋 od cesarza po-
mocy konnej gwardii: „Armia nieprzyjacielska, rozpro-
szona i zdezorganizowana, przeprawia si臋 co pr臋dzej
przez Moskw臋; nale偶a艂oby wi臋c zaskoczy膰 j膮 znienacka i
dokona膰 rozpocz臋tego dzie艂a!" Lecz cesarz odm贸wi艂
stanowczo, tonem nie dopuszczaj膮cym 偶adnej repliki,
nast臋pnie za艣 podyktowa艂 biuletyn ubieg艂ego znojnego
dnia.
Ci, kt贸rzy towarzyszyli mu nieodst臋pnie, ujrzeli w贸w-
czas, jak dalece ten zwyci臋zca tylu narod贸w os艂abiony
by艂 i chory, jak bardzo zbi艂a go z n贸g silna gor膮czka,
przede wszystkim za艣 powr贸t ci臋偶kiej i niezmiernie
bolesnej choroby, jaka wzmaga艂a si臋 zawsze wskutek
zbyt gwa艂townego ruchu i zbyt silnych wra偶e艅. Szeptem
przypominano sobie zdania wypowiedziane, a raczej na-
pisane we W艂oszech przed pi臋tnastu laty: „Zdrowie
niezb臋dne jest dla 偶o艂nierza i nic nie mo偶e go zast膮pi膰!",
oraz okrzyk spod Austerlitz, niestety! proroczy:
„Ordener ju偶 jest zu偶yty! 呕o艂nierzem mo偶na by膰 do
pewnego tylko wieku. Ja sam, za lat sze艣膰,
prawdopodobnie niezdatny ju偶 b臋d臋 na wodza!"
W ci膮gu nocy Rosjanie zak艂贸cali kilkakrotnie pos臋pn膮
i g艂uch膮 cisz臋. Nazajutrz rano dosz艂o nawet do starcia
tu偶 obok namiot贸w cesarskich; stara gwardia chwyci膰
musia艂a za bro艅, co, wobec 艣wie偶ego zwyci臋stwa, zakra-
wa艂o po prostu na drwiny i obelg臋. Armia nasza, a w艂a艣-
ciwie tylko forpoczty sta艂y bez ruchu do po艂udnia, os艂a-
niaj膮c nios膮cych ratunek rannym i konaj膮cym. Rannych
by艂o przesz艂o dwadzie艣cia tysi臋cy. Niesiono ich dwie
mile wstecz, do Ko艂ockiego Monastyru.
Naczelny chirurg Larrey wezwa艂 do pomocy wszyst-
kich bez wyj膮tku lekarzy pu艂kowych, nadci膮gn臋艂y r贸w-
nie偶 ambulanse, lecz wszystkiego by艂o ma艂o. Po wojnie
ju偶 Larrey skar偶y艂 si臋 w d艂u偶szym sprawozdaniu, i偶 nie
pozostawiono mu ani jednego regimentu dla dostawy
rzeczy najniezb臋dniejszych z okolicznych wiosek.
Cesarz obje偶d偶a艂 w贸wczas pobojowisko — straszliwe,
groz膮 przejmuj膮ce. Ka偶dy najdrobniejszy nawet szczeg贸艂
pot臋gowa艂 bezbrze偶ny smutek wiej膮cy z tej wielkiej,
szeroko rozwartej mogi艂y: ch艂贸d, szare niebo, plusk
deszczu, szum gwa艂townej jesiennej wichury, zgliszcza
domostw i zabudowa艅 gospodarczych, stratowana ziemia
pokryta najr贸偶norodniejszymi szcz膮tkami, daleko na
widnokr臋gu — smutna i ciemna ziele艅 las贸w p贸艂nocy,
wsz臋dzie, pomi臋dzy stosami krwawych, okalecza艂ych
trup贸w b艂膮kaj膮ce si臋 sylwetki 偶o艂nierzy, kt贸rzy prze-
trz膮sali nawet tornistry poleg艂ych kamrat贸w, szukaj膮c
bodaj okruch贸w jakiejkolwiek strawy, wsz臋dzie okropne,
poszarpane rany, gdy偶 kule rosyjskie wi臋ksze s膮 od
naszych, wsz臋dzie, na biwakach, na wp贸艂 wygas艂e ognis-
ka i g艂ucha, 偶a艂obna cisza, w kt贸rej s艂ycha膰 by艂o jeno
ci臋偶kie westchnienia!
Doko艂a sztandar贸w i or艂贸w pu艂kowych tuli艂a si臋 szczu-
p艂a garstka 偶o艂nierzy oraz kilku zaledwie oficer贸w i
podoficer贸w. Odzie偶 ich poszarpana na strz臋py, czarna
od prochu, krwi膮 zbryzgana. A jednak — mimo 艂ach-
man贸w, n臋dzy i rozpaczy — dumnie i hardo wznosi艂y si臋
wszystkie g艂owy; na widok cesarza zad藕wi臋cza艂y nawet
okrzyki, lecz mniej liczne i cichsze ni偶 zwykle, gdy偶 w
艂onie tej nie zwyci臋偶onej dotychczas armii ka偶dy zdawa艂
sobie doskonale spraw臋 z sytuacji i trafnie ocenia艂
przebieg i znaczenie wypadk贸w.
I nie mylili si臋 偶o艂nierze nasi: na tylu rannych i po-
leg艂ych nieprzyjaci贸艂 by艂o zaledwie o艣miuset je艅c贸w.
Wiadomo za艣, 偶e liczb膮 pojmanych je艅c贸w mierzono od
dawien dawna rozmiary zwyci臋stwa lub kl臋ski. Pi臋trz膮ce
si臋 zewsz膮d stosy trup贸w by艂y raczej dowodem
m臋stwa zwyci臋偶onych ani偶eli przewagi zwyci臋zc贸w.
Skoro reszta armii nieprzyjacielskiej cofa艂a si臋 w
porz膮dku, dumna i bynajmniej nie zn臋kana pora偶k膮,
jaka偶 by艂a istotna warto艣膰 zdobytego pola bitwy? Wobec
obszaru niezmiernych przestrzeni, czym by艂a dla Rosjan
utrata niewielkiego k臋sa ziemi?
D膮偶膮c 艣ladem Napoleona, po krwawym pod艂o偶u ze-
sztywnia艂ych zw艂ok ludzkich, ko艅 jednego z cz艂onk贸w
艣wity cesarskiej tr膮ci艂 kopytem konaj膮cego 偶o艂nierza,
dobywaj膮c z piersi rannego ostatni j臋k b贸lu i m臋ki.
Cesarz, dot膮d r贸wnie ponury i milcz膮cy, jak ponurym i
milcz膮cym by艂o odniesione przeze艅 zwyci臋stwo, zgn臋-
biony nadto doszcz臋tnie okropnym widokiem tylu i ta-
kich ofiar, nagle wybuchn膮艂 gniewem i 偶alem, nakazuj膮c
otoczy膰 dogorywaj膮cego 偶o艂nierza najtroskliwsz膮 opiek膮.
A偶eby u艂agodzi膰 wzburzenie cesarza, kt贸ry艣 z oficer贸w
zauwa偶y艂, 偶e ranny nie by艂 Francuzem, ale Rosjaninem.
Lecz Napoleon odpar艂 porywczo: „呕e po bitwie nie ma
ju偶 wrog贸w — jeno s膮 ludzie!" Po czym rozes艂a艂 towa-
rzysz膮cych mu oficer贸w wsz臋dzie, sk膮d tylko dochodzi艂y
偶a艂osne, b贸lem drgaj膮ce nawo艂ywania.
Rannych by艂o najwi臋cej na dnie mrocznych jar贸w,
dok膮d zostali zepchni臋ci lub te偶 dok膮d dowlekli si臋 z
trudem szukaj膮c schronienia przed wojskiem nieprzy-
jacielskim i szalej膮c膮, na r贸wninie wichur膮. Jedni, naj-
m艂odsi, wspominali z j臋kiem imi臋 ojczyzny lub matki,
inni oczekiwali 艣mierci z niewzruszonym spokojem lub
te偶 z drwi膮cym u艣miechem na ustach, nie prosz膮c o ra-
tunek i nie skar偶膮c si臋, jeszcze inni b艂agali, aby dobi膰 ich
natychmiast i skr贸ci膰 im niewypowiedziane m臋ki po-
wolnego konania. Mijano jednak czym pr臋dzej tych
nieszcz臋艣nik贸w, kt贸rych nic ju偶 i nikt nie m贸g艂 uratowa膰.
Jeden z nich, najbardziej okalecza艂y (urwane mia艂 obie
nogi i praw膮 r臋k臋), taki by艂 jeszcze silny, tak dalece pe艂en
nadziei, a nawet weso艂o艣ci, 偶e postanowiono ocali膰 go
koniecznie. Podczas przenosin biedak skar偶y艂 si臋 na b贸l
w nieobecnych cz艂onkach: objaw nader cz臋sty u kalek, a
kt贸ry zdaje si臋 przemawia膰 za niepodzieln膮 w艂adz膮 duszy
w dziedzinie wra偶e艅 i uczu膰, z ca艂kowitym pomini臋ciem
praw cielesnej pow艂oki.
Widziano Rosjan czo艂gaj膮cych si臋 z trudem ku bardziej
spi臋trzonym stosom trup贸w, w艣r贸d kt贸rych w rozpaczy
szukali schronienia. Podobno jeden z nich ukry-
wa艂 si臋 przez kilka dni we wn臋trzno艣ciach konia
powalonego od艂amkiem granatu i 偶ywi艂 si臋 ko艅skim
艣cierwem. Inni, umocowawszy jako tako strzaskan膮 nog臋
przy pomocy kija, bez j臋ku, bez skargi, widmom podobni
posuwali si臋 o lasce ku najbli偶szym wioskom lub do-
mostwom.
By膰 mo偶e, i偶 z dala od szereg贸w bratnich nie spodzie-
wali si臋 lito艣ci ani mi艂osierdzia; niew膮tpliwie jednak,
jako bardziej zahartowani wskutek ci臋偶kich warunk贸w i
ostrego klimatu, odporniejsi byli na b贸l ani偶eli Francuzi,
mniej wra偶liwi zar贸wno fizycznie, jak i duchowo.
Podczas tej smutnej rewii, 艂akn膮c bodaj odrobiny z艂ud-
nej nadziei, na pr贸偶no kaza艂 cesarz przeliczy膰 po raz
wt贸ry pojmanych je艅c贸w i zebra膰 kilka zagwo偶d偶onych
lub pogruchotanych dzia艂: siedmiuset kilkudziesi臋ciu
je艅c贸w i niespe艂na dwadzie艣cia niezdatnych do u偶ytku
armat stanowi艂o jedyne trofea tego niepe艂nego zwy-
ci臋stwa!
R贸wnocze艣nie 艣ladem tylnych stra偶y rosyjskich Murat
d膮偶y艂 drog膮 prowadz膮c膮 do Mo偶ajska. Rosjanie cofali si臋
w najwi臋kszym porz膮dku, nie zostawiaj膮c za sob膮 nic:
ani ludzi, ani woz贸w, ani nawet odzie偶y. Zmarli grzebani
byli niezw艂ocznie, mimo po艣piechu, gdy偶 lud rosyjski
otacza nieboszczyk贸w najg艂臋bsz膮 czci膮 i posza-
nowaniem.
Ujrzawszy w oddali Mo偶ajsk, Murat s膮dzi艂, i偶 miasto
jest ju偶 w jego mocy, zaprosi艂 tam nawet cesarza na
nocleg. Lecz tylne stra偶e rosyjskie najniespodziewaniej
roz艂o偶y艂y si臋 pod murami miasta, poza kt贸rym — na
do艣膰 znacznej wynios艂o艣ci — widnia艂a reszta armii ro-
syjskiej. Kutuzow os艂ania艂 tym sposobem drog臋 do Mos-
kwy i drog臋 do Ka艂ugi.
Zachowanie si臋 Rosjan dumne by艂o i wyzywaj膮ce, jak
w przededniu bitwy. Z wrodzon膮 mu gwa艂towno艣ci膮
Murat rozpocz膮艂 akcj臋 natychmiast.
Niebawem jednak poni贸s艂 now膮, a dotkliw膮 strat臋:
podczas rekonesansu lewego skrzyd艂a nieprzyjacielskie-
go raniony zosta艂 nieodst臋pny i d艂ugoletni towarzysz
kr贸la, genera艂 Belliard. Istotnie, z tej strony pozycja
rosyjska mniej by艂a obronna, 艂atwiejsza do zdobycia, lecz
Murat atakowa艂 jeno zapalczywie front nieprzyjacielski,
na nic wi臋cej nie zwracaj膮c uwagi.
Co si臋 za艣 tyczy cesarza, to przyby艂 on pod Mo偶ajsk
dopiero w nocy, wiod膮c za sob膮 nieliczne szeregi. By艂
jeszcze bardzo chory i os艂abiony, w takiej pogr膮偶ony
zadumie, 偶e zdawa艂 si臋 nie widzie膰 i nie s艂ysze膰 nic: ni
j臋k贸w, ni wrzawy, ni dolatuj膮cych a偶 do niego pocisk贸w.
Zatrzymano go, ukazuj膮c mu tyln膮 stra偶 nieprzyjacielsk膮,
kt贸ra broni艂a dost臋pu do miasta, a nieco dalej migotliwy
blask ognisk pi臋膰dziesi臋ciotysi臋cznej armii. Stanowisko
zaj臋te przez nieprzyjaciela potwierdza艂o raz jeszcze
niedostateczno艣膰 odniesionego zwyci臋stwa oraz ufno艣膰,
jak膮 Rosjanie we w艂asne pok艂adali si艂y. Lecz cesarz
spogl膮da艂 na wszystko jakim艣 t臋pym, przygas艂ym
wzrokiem; oboj臋tnie wys艂ucha艂 raport贸w, 偶adnej nie
daj膮c dyrektywy, i cofn膮艂 si臋 na nocleg do pobliskiej
wioski, le偶膮cej w promieniu strza艂贸w nieprzyjacielskich.
Zmog艂a go rosyjska jesie艅. Gdyby nie ona, mo偶e na
polu bitwy pod Moskw膮 zaw艂adn臋liby艣my ca艂ym tym
pa艅stwem, jej przedwczesna srogo艣膰 przysz艂a w pomoc
Rosjanom. Objawi艂a si臋 ju偶 6 wrze艣nia, w przeddzie艅
wielkiej bitwy. Zerwa艂 si臋 gro藕ny huragan, kt贸ry na
wskro艣 przenikn膮艂 Napoleona. W noc przed decyduj膮c膮
rozpraw膮 trawi艂a go silna gor膮czka, m膮c膮c spok贸j ducha i
umys艂u, i dlatego tak by艂 wycie艅czony podczas walki.
Cierpienie to, w po艂膮czeniu z innym, jeszcze okrutniej-
szym, p臋ta艂o jego ruchy i przez najbli偶szych pi臋膰 dni
trzyma艂o w okowach jego geniusz; te okoliczno艣ci
ocali艂y Kutuzowa od zupe艂nej kl臋ski pod Borodino i da艂y
mu czas na zebranie resztek armii i uchronienie ich przed
naszym po艣cigiem.
Rankiem 9 wrze艣nia dzienny brzask szeroko o艣wietli艂
rozwarte bramy Mo偶ajska; nieco poza miastem tylne
stra偶e nieprzyjacielskie strzeg艂y jeszcze wzg贸rz, kt贸re
zajmowa艂a poprzedniego dnia armia Kutuzowa. Wojska
nasze wtargn臋艂y do miasta. Niekt贸re pu艂ki natychmiast
ruszy艂y w dalsz膮 drog臋 艣ladami Rosjan, inne za艣 szuka艂y
wytchnienia i strawy, pilnie przetrz膮saj膮c strychy i piw-
nice. Ale miasto opustosza艂e by艂o, z wszelkich ogo艂ocone
zapas贸w. Po domach wala艂y si臋 jeno trupy, kt贸re wy-
rzucano oknami, aby zapewni膰 sobie przynajmniej dach
nad g艂ow膮 — i konaj膮cy, kt贸rych w jednym gromadzono
miejscu.
Rannych by艂o tylu, 偶e Rosjanie nie 艣mieli podpali膰
miasta. Lecz ta ich ludzko艣膰 nie osta艂a si臋 na widok
pierwszych szereg贸w francuskich; hukn臋艂y strza艂y, po-
sypa艂y si臋 bomby i kartacze, niec膮c po偶ar w艣r贸d drew-
nianych przewa偶nie domostw i zabudowa艅.
Znaczna liczba rannych zgin臋艂a w p艂omieniach.
Podczas gdy usi艂owano opanowa膰 rozszala艂y 偶ywio艂,
pi臋膰dziesi臋ciu wolty偶er贸w z 33 pu艂ku j臋艂o pi膮膰 si臋 pod
g贸r臋 stokiem wynios艂o艣ci, zaj臋tej jeszcze przez jazd臋 i
artyleri臋 nieprzyjacielsk膮. Armia francuska spogl膮da艂a ze
zdumieniem spod mur贸w Mo偶ajska na t臋 garstk臋
艣mia艂k贸w, kt贸rzy na tym ods艂oni臋tym stoku porywali si臋
na kilkutysi臋czn膮 konnic臋 rosyjsk膮. Jako偶 zi艣ci艂y si臋
wkr贸tce obawy nasze! Par臋 szwadron贸w nieprzyjaciels-
kich otoczy艂o zewsz膮d wolty偶er贸w, a jakkolwiek spraw-
ny i wy膰wiczony by艂 to 偶o艂nierz, z wojn膮 obyty, jakkol-
wiek w mgnieniu oka uszykowali si臋 w czworobok og-
niem ziej膮cy, bagnetami naje偶ony — by艂o ich tak ma艂o
wpo艣r贸d tak rozleg艂ej r贸wniny i tak wielkiej liczby ludzi
i koni, 偶e niebawem znikli zupe艂nie z oczu.
Okrzyk b贸lu i zgrozy wyrwa艂 si臋 ze wszystkich piersi!
Oficerowie i 偶o艂nierze chciwie 艣ledzili ka偶de poruszenie
nieprzyjaciela, staraj膮c si臋 odgadn膮膰, jaki b臋dzie los
nieszcz臋snych kamrat贸w. Jedni przeklinali odleg艂o艣膰
dziel膮c膮 ich od pola walki i bie偶y膰 chcieli z odsiecz膮,
inni nabijali machinalnie bro艅 lub wysuwali bagnety,
gro藕nym wzrokiem w dalekiego godz膮c wroga, inni
wreszcie — niepomni odleg艂o艣ci — g艂o艣no udzielali rad
i dodawali otuchy. Wszystkie 藕renice b膮d藕 to gorza艂y
gor膮czkowym blaskiem, b膮d藕 te偶 m臋tnia艂y i gas艂y jak
oczy konaj膮cych.
Smugi dymu unosz膮ce si臋 ponad sk艂臋bionym t艂umem
walcz膮cych przed艂u偶y艂y chwile bolesnej trwogi i niepo-
koju. Rozleg艂y si臋 g艂osy, 偶e nasi strzelaj膮, 偶e broni膮 si臋
jeszcze mimo w艣ciek艂ego naporu tylekro膰 liczniejszych
wrog贸w. Istotnie, w owym momencie z r臋ki komendanta
wolty偶er贸w pad艂 dow贸dca jednego ze szwadron贸w
rosyjskich. Strza艂 by艂 odpowiedzi膮 na wezwanie do pod-
dania si臋. Up艂yn臋艂o jeszcze kilka minut i przeci膮g艂y
okrzyk rado艣ci i podziwu wzbi艂 si臋 ku niebu. Konnica
rosyjska, zdumiona zuchwa艂ym oporem, morderczym
pra偶ona ogniem — powoli j臋艂a ust臋powa膰 i cofa膰 si臋.
Zwyci臋偶y艂a garstka bohaterskich szale艅c贸w, utrzymuj膮c
si臋 na ogromnym polu bitwy.
Gdy tylko Rosjanie dostrzegli, 偶e wojska nasze przy-
gotowuj膮 si臋 do ataku na ca艂ej linii, znikli bez 艣ladu, tak
jak po bitwach pod Witebskiem i Smole艅skiem.
Szczeg贸lny ten odwr贸t tym dziwniejszy by艂, 偶e nie zd膮-
偶y艂o jeszcze przebrzmie膰 echo 艣wie偶ej i krwawej kl臋ski.
Wielka Armia stan臋艂a na rozstaju dr贸g do Moskwy i do
Ka艂ugi, po czym Murat i Mortier ruszyli na wszelki
wypadek ku Moskwie.
11 wrze艣nia w pobli偶u Krymskoje ukaza艂y si臋 ponow-
nie hufce rosyjskie, w nader obronnej pozycji. Kutuzow
bowiem, tak jak Barclay, wi臋ksz膮 zwraca艂 uwag臋 na teren
ani偶eli na nieprzyjaciela. Pocz膮tkowo ksi膮偶臋 Treviso
przekona艂 by艂 Murata o niemo偶ebno艣ci jakiejkolwiek
akcji; wkr贸tce jednak wo艅 dymu i prochu upoi艂a kr贸la.
Lekkomy艣lnie wysia艂 w ogie艅 piechot臋 Dufoura i
Mortiera. By艂y to szcz膮tki dywizji Frianda oraz m艂oda
gwardia. Leg艂o tam bezowocnie dwa tysi膮ce ludzi z ba-
talion贸w rezerwowych, tak nierozwa偶nie oszcz臋dzanych
w dniu bitwy. Mortier — w艣ciek艂y i zrozpaczony —
uwiadomi艂 listownie cesarza, i偶 nie my艣li s艂ucha膰 nadal
rozkaz贸w Murata.
Genera艂owie przednich stra偶y listownie porozumiewali
si臋 z Napoleonem. Cesarz, zmuszony pozosta膰 w
Mo偶ajsku wskutek silnej gor膮czki, w ci膮gu trzech dni nie
opuszcza艂 mieszkania, os艂ab艂y i chory, uginaj膮c si臋 pod
brzemieniem troski i spraw wszelkiego rodzaju. Katar i
chrypka pozbawi艂y go zupe艂nie g艂osu. Zmuszony
wydawa膰 rozkazy i zlecenia wielu ludziom jednocze艣nie,
pisa艂 je na 艣wistkach papieru, a w razie jakich艣 trudno艣ci
porozumiewa艂 si臋 na migi. Gdy jednak Bessi茅res
wymienia膰 zacz膮艂 kolejno wszystkich genera艂贸w
ranionych podczas bitwy, cesarz pod wp艂ywem gwa艂-
townego wzruszenia odzyska艂 nagle g艂os i krzykn膮艂:
„Osiem dni pobytu w Moskwie, a wyzdrowiej膮
wszyscy!"
Jakkolwiek Napoleon zawsze przywi膮zywa艂 niezmiern膮
wag臋 do zaj臋cia tej stolicy, krwawe, a tak ma艂o owocne
zwyci臋stwo pod Borodino podkopa艂o rachuby jego i
nadzieje. Najlepszym dowodem istotnych uczu膰 cesarza
s膮 instrukcje, dane Berthierowi dla marsza艂ka Victora, w
dniu 11 wrze艣nia: „Nieprzyjaciel w serce ugodzony, nie
my艣li ju偶 o igraszkach. Prosz臋 wi臋c uwiadomi膰 ksi臋cia
Belluno, 偶e skierowa膰 ma czym pr臋dzej na Smole艅sk
zapasowe bataliony, szwadrony, artyleri臋, nawet
pojedynczych ludzi, aby pod膮偶y膰 stamt膮d w razie
potrzeby do Moskwy".
W艣r贸d tych cierpie艅 cia艂a i duszy, kt贸re cesarz starannie
ukrywa艂 przed armi膮, dotar艂 do niego Davout. Cho膰 chory
sam i raniony, prosi艂 raz jeszcze o powierzenie
mu dow贸dztwa przednich stra偶y; upewnia艂, 偶e maszero-
wa膰 b臋dzie dniem i noc膮, 偶e do艣cignie nieprzyjaciela i
zmusi go do bitwy, nie szafuj膮c wszelako — tak jak
Murat — 偶yciem i si艂ami 偶o艂nierzy. Lecz zamiast odpo-
wiedzi, Napoleon wychwala膰 j膮艂 przesadnie waleczno艣膰 i
nie gasn膮cy zapa艂 swojego szwagra.
Przed chwil膮 w艂a艣nie dosz艂y go wie艣ci o ponownym
ukazaniu si臋 armii nieprzyjacielskiej, kt贸ra wbrew prze-
widywaniom i obawom cesarza nie cofa艂a si臋 w kierunku
Ka艂ugi, lecz w kierunku Moskwy, i niedaleko ju偶 by艂a
stolicy. Imi臋 Moskwy i zwi膮zane z ni膮 nadzieje doda艂y
cesarzowi si艂 i otuchy, tak 偶e rankiem 12 wrze艣nia m贸g艂
ju偶 wyruszy膰 z Mo偶ajska 艣ladem naszych przednich
stra偶y.
IV
MOSKWA
esarz rosyjski nie wyst膮pi艂 przeciw swoim
wrogom jako wojownik, ale jego wewn臋trzna
polityka w rdzennie rosyjskich i nowo
nabytych prowincjach oraz wydane w Po-
艂ocku proklamacje do wojska, do mieszka艅-
c贸w Moskwy i do narodu niezwykle umiej臋tnie zastoso-
wane by艂y do ludzi i miejscowo艣ci, ujawnia艂y du偶膮 doz臋
energii i g艂臋bok膮 znajomo艣膰 ludzkiego serca.
Na Litwie, b膮d藕 to wskutek po艣piechu, b膮d藕 te偶 z wy-
rachowania — nic nie zburzono, niczego nie tkni臋to. Na
Bia艂orusi — wcze艣niej ju偶 przy艂膮czonej do imperium i
nawyk艂ej poniek膮d do niewoli pod 艂agodnymi rz膮dami —
bez przymusu ani trudu poci膮gni臋to za sob膮 ludzi, a wraz
z nimi wszelkie mienie ruchome.
W rdzennej Rosji natomiast, gdzie wszystko wsp贸艂-
dzia艂a艂o z rz膮dem — religia, patriotyzm, ciemnota i prze-
s膮dy — nie do艣膰, 偶e mieszka艅cy cofa膰 si臋 musieli razem
z wojskiem, ale wszystko, czego nie mo偶na by艂o zabra膰
albo zu偶ytkowa膰 niezw艂ocznie — ca艂kowitej ulega艂o za-
g艂adzie. M臋偶czy藕ni nie obj臋ci poborem — wchodzili w
sk艂ad milicji lub te偶 lu藕nych oddzia艂贸w kozackich.
Nieprzyjaciel zagra偶a艂 w owym czasie 艣rodkowym gu-
berniom cesarstwa, Moskwa wi臋c winna by艂a 艣wieci膰
przyk艂adem. Stolica ta, s艂usznie nazwana przez poet贸w
„Moskw膮 z艂otych kopu艂", by艂a rozleg艂ym i dziwacznym
zbiorowiskiem dwustu dziewi臋膰dziesi臋ciu pi臋ciu cerkwi i
ko艣cio艂贸w oraz tysi膮ca pi臋ciuset pa艂ac贸w magnackich
wraz z ogrodami i zabudowaniami. Pa艂ace te i ogrody,
przeplatane drewnianymi dworkami, a nawet chatami o
s艂omianych strzechach, rozrzucone by艂y na przestrzeni
kilku mil kwadratowych falistego terenu. Wszystkie tu-
li艂y si臋 pod opieku艅cze skrzyd艂a wysokiej tr贸jk膮tnej
fortecy, okolonej podw贸jnymi murami, w kt贸rych obr膮-
bie mie艣ci艂y si臋: kilka pa艂ac贸w i cerkwi, nieuprawne,
kamieniste ugory i obszerny bazar, dzielnica kupiecka,
niewyczerpana skarbnica wszelkiego rodzaju bogactw i
dostatk贸w.
Gmachy te, pa艂ace, nawet sklepy b艂yszcza艂y z dala
warstw膮 polerowanej i barwionej stali. Niezliczone cer-
kwie o mnogich z艂otych kopu艂ach, na kt贸rych szczycie
rysowa艂a si臋 kula ziemska, potem p贸艂ksi臋偶yc, a nad nim
krzy偶, wiernym by艂y odbiciem dziej贸w tego ludu: naj-
pierw Azja i wierzenia Wschodu, zrazu zwyci臋skie, po-
tem zwyci臋偶one, nast臋pnie p贸艂ksi臋偶yc Mahometa,
wreszcie krzy偶 Chrystusowy.
W s艂onecznym 艣wietle wspania艂e to miasto skrzy艂o si臋
tysi膮cem barw i odcieni, t臋czowymi migota艂o blaski.
Ol艣niony podr贸偶nik w niemym stawa艂 zachwycie. W pa-
mi臋ci jego od偶ywa艂y cuda czytanych w dzieci艅stwie
ba艣ni wschodnich. W obr臋bie miasta wzmaga艂 si臋 nieba-
wem podziw uwa偶nego obserwatora. Szlachta przyj臋艂a
niemal bez wyj膮tku zwyczaje, obyczaje i j臋zyki wsp贸艂-
czesnej Europy, mody jej i stroje. Kupcy natomiast i lud
zachowali wiernie d艂ugie brody ojc贸w i dawne bogate
wschodnie szaty. Ta sama r贸偶norodno艣膰 odzwierciedla艂a
si臋 w budynkach, we wszystkim jednak widna by艂a
domieszka cech lokalnych, nader wyra藕nych, nieco
prymitywnych — jak przysta艂o tym dalekim ziemiom.
Cz艂onkowie najs艂ynniejszych rod贸w rosyjskich, o偶y-
wieni duchem obywatelskim, wiedli tam patriarchalny
偶ywot, z dala od dworu i jego intryg. Tote偶 niech臋tnie
przebywali w艂adcy w tym „sercu Rosji", w tym gnie藕-
dzie chwa艂y i centrum handlu — w艣r贸d szlachty, kt贸ra
usuwa艂a si臋 do pewnego stopnia spod ich w艂adzy, a z
kt贸r膮 musieli liczy膰 si臋 dla r贸偶nych powod贸w.
Mus jedynie przywi贸d艂 Aleksandra do Moskwy. Po-
przedzony proklamacjami, niecierpliwie oczekiwany
przez og贸艂, ukaza艂 si臋 najpierw w艣r贸d zgromadzonej
licznie szlachty i arystokracji. Wszystko w harmonijn膮, a
imponuj膮c膮 zlewa艂o si臋 ca艂o艣膰: dob贸r zgromadzenia,
m贸wca oraz uchwalone wnioski i rezolucje. Zaledwie
bowiem przebrzmia艂y ostatnie s艂owa cesarza, dono艣ny,
wzruszenia pe艂en okrzyk wyrwa艂 si臋 ze wszystkich
piersi: „Najja艣niejszy Panie — wo艂ano zewsz膮d — 偶膮daj,
czego chcesz! Bierz wszystko! Wszystko ci dajemy!"
Aleksander zwr贸ci艂 si臋 nast臋pnie z kr贸tk膮 przemow膮 do
kupc贸w. Kaza艂 odczyta膰 im proklamacje, w kt贸rej
Napoleon opisany by艂 „jako przeniewierca, jako Moloch,
kt贸ry ze zdrad膮 w sercu a k艂aman膮 szlachetno艣ci膮 na
ustach przybywa艂, aby zetrze膰 imi臋 Rosji z powierzchni
艣wiata".
Na d藕wi臋k owych s艂贸w gniew odmalowa艂 si臋 na
wszystkich m臋skich, czerstwych twarzach, kt贸re dzi臋ki
d艂ugim brodom mia艂y w sobie co艣 jednocze艣nie antycz-
nego, majestatycznego i dzikiego. Gro藕nie zaci艣ni臋te
pi臋艣ci, p艂on膮ce oczy, przyt艂umione okrzyki i g艂uchy po-
mruk malowa艂y dosadnie uczucia zgromadzonych. Uch-
walono natychmiast rezolucj臋. Wybrany przez kupc贸w
przewodnicz膮cy nie zawi贸d艂 og贸lnego zaufania: pierw-
szy zdeklarowa艂 sum臋 pi臋膰dziesi臋ciu tysi臋cy rubli —
dwie trzecie swojego maj膮tku — i nazajutrz ja dor臋czy艂.
W Rosji klasa kupiecka dzieli si臋 na trzy gildie; posta-
wiono tedy wniosek, aby opodatkowa膰 ka偶d膮 z nich w
stosunku do mienia i dochod贸w. Lecz jeden z uczest-
nik贸w zgromadzenia, kupiec trzeciej gildii, o艣wiadczy艂,
偶e mi艂o艣膰 jego dla ojczyzny nie zna granic, i zdeklarowa艂
niezw艂ocznie sum臋 przenosz膮c膮 o wiele maksimum za-
proponowane przez wnioskodawc臋. Za jego przyk艂adem
poszli inni.
Z艂o偶ono og贸艂em blisko dwa miliony rubli. Inne guber-
nie powt贸rzy艂y — niby wierne echa — patriotyczny
okrzyk Moskwy.
Niebawem jednak upad艂 Smole艅sk, potem Wia藕ma.
Pop艂och wszcz膮艂 si臋 w Moskwie. Nie dosz艂o jeszcze do
decyduj膮cej bitwy, a opuszczano ju偶 gromadnie stolic臋.
R贸wnocze艣nie, w pobli偶u Moskwy, pirotechnik Nie-
miec kierowa膰 j膮艂 z rozkazu cesarskiego konstrukcj膮
olbrzymiego balonu, kt贸ry mia艂 wznie艣膰 si臋 ponad armi臋
francusk膮, a wy艣ledziwszy sztab i cesarza sypn膮膰 gradem
kul i pocisk贸w, lecz wskutek wadliwej budowy po-
wietrznego statku zawiod艂y najfatalniej wszelkie pr贸by.
Jednak偶e hrabia Rostopczyn, gubernator Moskwy —
jakoby kontynuuj膮c jego dzie艂o — sporz膮dzi膰 kaza艂
potajemnie znaczne zapasy sztucznych ogni i materia艂贸w
wybuchowych. Dzi臋ki tym przygotowaniom Moskwa
pogrzeba膰 mia艂a pod gruzami p艂on膮cych gmach贸w i do-
mostw swoich — cesarza i jego armi臋. Gdyby za艣 nie-
przyjaciel unikn膮膰 zdo艂a艂 niebezpiecze艅stwa, pozbawio-
ny by艂by ca艂kowicie dachu nad g艂ow膮 i wszelkich 艣rod-
k贸w do 偶ycia. A ohyda tak wielkiej kl臋ski, kt贸r膮 艂acno
przypisa膰 by mo偶na Francuzom, jak uczyniono to w
Smole艅sku, Drohobu偶u, Wia藕mie i G偶acku, podburzy-
艂aby niew膮tpliwie ca艂膮 Rosj膮!
Takim by艂 straszliwy zamiar potomka jednego z naj-
wi臋kszych zdobywc贸w Azji. Pocz臋ty bez wysi艂ku, sta-
rannie opracowany — wykonany zosta艂 bez wahania.
Widywa艂em p贸藕niej tego rosyjskiego magnata w Pary偶u.
Cz艂owiek stateczny, dobry m膮偶 i ojciec, w towarzystwie
mi艂y i sympatyczny, wykszta艂cony i kulturalny, jedno-
czy艂 wszelako, tak jak niekt贸rzy jego rodacy — cywi-
lizacj臋 wsp贸艂czesn膮 z 偶ywio艂ow膮 energi膮 dawno minio-
nych stuleci.
Obecnie imi臋 jego nale偶y ju偶 do historii. Jakkolwiek
jednak zapisa艂 si臋 niezatartymi zg艂oskami na jej kartach,
ogrom tej bezprzyk艂adnej wprost ofiary i po艣wi臋cenia
nie jest wy艂膮czn膮 jego zas艂ug膮. Smole艅sk by艂
pocz膮tkiem, Moskwa — epilogiem. Jak wszystko, co
wielkie i szczere, decyzja ta godna by艂a podziwu i uwiel-
bienia; pow贸d s艂uszny i nale偶ycie usprawiedliwiony po-
my艣lnym wynikiem; po艣wi臋cenie bezgraniczne, tak
wielkie, 偶e historyk zawiesi膰 musi tok opowiadania, aby
zg艂臋bi膰 je, zrozumie膰 i oceni膰!
Sam jeden po艣rodku wal膮cego si臋 imperium, Rostop-
czyn 艣mia艂ym wzrokiem obejmuje ca艂膮 groz臋 niebezpie-
cze艅stwa, trafnie ocenia je i, jakkolwiek mo偶e nie
powo艂any, sk艂ada bez wahania na o艂tarzu ojczyzny
mienie tysi臋cy jednostek, niezliczone interesy publiczne i
prywatne. Poddany cesarza — rozstrzyga o losach
pa艅stwa nie ogl膮daj膮c si臋 na sankcj臋 monarsz膮; rodowy
szlachcic — skazuje na zag艂ad臋 wszystkie pa艂ace mag-
nackie, bez wiedzy i zezwolenia szlachty; gubernator
jednej z najwi臋kszych i najruchliwszych stolic Europy, z
urz臋du opiekun bogatych kupc贸w — oddaje na pastw臋
p艂omieni nieprzebrane skarby, fabryki, ca艂e miasto, z
zimn膮 krwi膮 spogl膮da na po偶ar najpi臋kniejszej swojej
rezydencji i dumny, spokojny, zadowolony mimo og贸l-
nego wzruszenia czeka na wyniki bohaterskiej ofiary.
W krytycznym owym momencie Rostopczyn obawia艂
si臋 przede wszystkim dw贸ch ewentualno艣ci: jedn膮 z nich
by艂oby zawarcie w Moskwie haniebnego dla Rosji po-
koju; drug膮 — niebezpiecze艅stwo polityczne raczej
ani偶eli militarne, mianowicie bardziej l臋ka艂 si臋 wp艂y-
w贸w nieprzyjaciela ani偶eli jego or臋偶a, rewolucji bardziej
ni偶 kl臋ski.
Jako zagorza艂y przeciwnik pokoju przewidywa艂, 偶e w
stosunku do mieszka艅c贸w ludnej tej stolicy, kt贸r膮 sami
Rosjanie zowi膮 wyroczni膮 i przewodniczk膮 ca艂ego
narodu, Napoleon u偶yje broni rewolucyjnej, najodpo-
wiedniejszej, a偶eby dokona膰 rozpocz臋tego dzie艂a.
Dlatego te偶 krwaw膮 艂un膮 po偶ogi postanowi艂 odgrodzi膰
genialnego naje藕d藕c臋 od wszelkich s艂abostek ludzkich i
wszelkich warstw spo艂ecznych: od tronu, arystokracji i
szlachty, od utrzymywanego w podda艅stwie ludu, od
偶o艂nierzy, a wreszcie od wielotysi臋cznego t艂umu
rzemie艣lnik贸w i kupc贸w, tworz膮cych pod贸wczas w
Moskwie zacz膮tek klasy 艣redniej, klasy, w kt贸rej 艂onie
pocz臋艂a si臋 rewolucja francuska.
Dwuznacznie mo偶na t艂umaczy膰 sobie 贸wczesne zagad-
kowe milczenie Aleksandra. Dot膮d nie wiadomo, jaki by艂
istotny wsp贸艂udzia艂 jego w tej sprawie. Rosjanie —
zgodnie z wol膮 despoty — b膮d藕 tego nie wiedz膮, b膮d藕 te偶
milcz膮.
Dwa tygodnie przed naj艣ciem Francuz贸w wywiezienie
archiw贸w pa艅stwowych i skarbu oraz wyjazd szlachty i
znamienitszych kupc贸w, kt贸rzy zabierali wszystko, co
mo偶na by艂o zabra膰, da艂y has艂o do og贸lnej w臋dr贸wki. Gu-
bernator, kt贸remu zale偶a艂o niezmiernie na jak najszyb-
szym opr贸偶nieniu stolicy, osobi艣cie dogl膮da艂 emigracji.
3 wrze艣nia pewna Francuzka — niepomna niebezpie-
cze艅stwa gro偶膮cego jej od rozjuszonej czerni — odwa-
偶y艂a si臋 wyj艣膰 na ulic臋. Zdumiona panuj膮c膮 dooko艂a cisz膮
b艂膮ka艂a si臋 d艂u偶szy czas w艣r贸d pustych zupe艂nie dzielnic,
gdy wtem niby pogrzebowy hymn obumar艂ej stolicy
zabrzmia艂 w oddali pos臋pny 艣piew. Przystan臋艂a i ujrza艂a
nieprzebrany poch贸d m臋偶czyzn, kobiet i dzieci,
rozszlochany, 偶a艂obny. Na przodzie ob艂adowani 艣wi臋tymi
obrazami szli popi i zawodzili pokutne psalmy, z p艂a-
czem przez wszystkich powtarzane.
Doszed艂szy do bram miasta, t艂um zako艂ysa艂 si臋 i stan膮艂.
Raz jeszcze zalane 艂zami oczy zwr贸ci艂y si臋 ku Moskwie,
jak gdyby 偶egnaj膮c prastare „艣wi臋te miasto". Powoli
jednak zacz臋艂y oddala膰 si臋 艂kanie i 艣piew i umilk艂y
niebawem w艣r贸d bezkresu dalekich p贸l.
Rozlokowana w Filach, nieco przed Moskw膮, armia
rosyjska liczy艂a dziewi臋膰dziesi膮t jeden tysi臋cy ludzi, w
tym sze艣膰 tysi臋cy kozak贸w, sze艣膰dziesi膮t pi臋膰 tysi臋cy
wy膰wiczonego 偶o艂nierza — szcz膮tki studwudziestoty-
si臋cznej armii spod Borodina — oraz dwadzie艣cia
tysi臋cy rekrut贸w, uzbrojonych cz臋艣ciowo w karabiny, a
cz臋艣ciowo w piki.
Armia francuska — licz膮ca sto trzydzie艣ci tysi臋cy ludzi
w przededniu krwawej bitwy pod Borodino — zredu-
kowa艂a si臋 po bitwie do dziewi臋膰dziesi臋ciu tysi臋cy 偶o艂-
nierza. 艁膮cznie z nadci膮gaj膮cymi batalionami rezerwy
oraz dywizjami genera艂贸w Laborde i Pino liczy艂a jeszcze
u bram Moskwy sto tysi臋cy ludzi, sze艣膰set siedem dzia艂,
dwa tysi膮ce pi臋膰set jaszczyk贸w i pi臋膰 tysi臋cy furgon贸w.
Brakowa艂o natomiast amunicji; zawarto艣膰 jaszczyk贸w i
艂adownic starczy膰 mog艂a zaledwie na jednodniow膮 bitw臋.
By膰 mo偶e, 偶e Kutuzow ul膮k艂 si臋 przewagi naszej nad
niejednolit膮 i nier贸wnomiernie wy膰wiczon膮 armi膮
rosyjsk膮. Ale s膮 to jedynie hipotezy: odwr贸t sw贸j
motywowa艂 bowiem li tylko wymogami strategii.
Nie ulega wszelako najmniejszej w膮tpliwo艣ci, 偶e a偶 do
ostatniej chwili g艂贸wnodowodz膮cy zwodzi艂 gubernatora,
„przysi臋ga艂 mu na w艂asn膮 siw膮 g艂ow臋, 偶e broni膰 b臋dzie
Moskwy do upad艂ego". Niespodziank膮 by艂a te偶 wiado-
mo艣膰, 偶e zwo艂ana przez Kutuzowa rada wojenna uchwa-
li艂a cofa膰 si臋 dalej bez bitwy, pozostawiaj膮c stolic臋 na
艂up Francuzom.
W艣ciek艂y, lecz zdecydowany Rostopczyn przyst膮pi艂
niezw艂ocznie do dzie艂a, wydaj膮c rozkazy i zlecenia, do
jak najwi臋kszego nagl膮c po艣piechu. Nie tajnym ju偶 by艂
nikomu plan gubernatora. W stosunku do pozosta艂ej w
Moskwie ubogiej i ciemnej ludno艣ci odrzucono na bok
wszelkie wzgl臋dy; nale偶a艂o przecie偶 — dla w艂asnego jej
dobra — sk艂oni膰 j膮 do opuszczenia miasta.
Rozes艂ani noc膮 emisariusze pukaj膮 do wszystkich
drzwi, zwiastuj膮c po偶ar. We wszystkich bogatszych do-
mach, zw艂aszcza za艣 w opancerzonych stal膮 sk艂adach i
sklepach dzielnicy kupieckiej, rozrzucane s膮 obficie
sztuczne ognie i materia艂y palne. Zniszczono beczki i
sikawki, zasypano studnie. Wzmaga si臋 nie艂ad i zamie-
szanie, wzrasta rozpacz. Na placach i ulicach miasta
t艂oczy si臋 i b艂膮dzi wyl臋k艂y, strwo偶ony t艂um; padaj膮
g艂ucho pytania i odpowiedzi, ponuro brzmi膮 g艂osy.
Wreszcie opuszcza stolic臋 armia, ostatnia nadzieja i osto-
ja tego ludu; pu艂k idzie za pu艂kiem, zwartymi szeregami,
a w 艣lad za wojskiem pod膮偶a zrozpaczona ludno艣膰.
Niebawem ruchoma fala kobiet, dzieci i starc贸w mi-
n臋艂a bram臋 od strony Ko艂omny, zalewaj膮c podmiejskie
pola, drogi i 艣cie偶yny. Uciekano o g艂odzie, gdzie kto
m贸g艂 i kt贸r臋dy m贸g艂. Ka偶dy d藕wiga艂 ubogie swoje mie-
nie, cz臋stokro膰 rzeczy bezwarto艣ciowe i zb臋dne, w po-
p艂ochu zabrane. Wobec zupe艂nego braku m臋偶czyzn —
zaprz臋gni臋ci do w贸zk贸w sami ci膮gn臋li drobn膮 dziatw臋,
chore kobiety i kalekich starc贸w oraz najcenniejszy do-
bytek. Schroniwszy si臋 w g艂膮b las贸w, o zebranym chle-
bie, tu艂aczy p臋dzili odt膮d 偶ywot.
Pami臋tny 贸w dzie艅 zako艅czy艂 si臋 krwaw膮 tragedi膮.
Pragn膮c zatrzyma膰 i uzbroi膰 jak najliczniejsz膮 liczb臋
ludzi zdecydowanych na wszystko, Rostopczyn otworzy膰
kaza艂 wi臋zienia. Obdarty, obmierz艂y mot艂och z dzik膮 ra-
do艣ci膮 wyleg艂 t艂umnie na ulice. Dwaj ludzie — Rosjanin i
Francuz, oskar偶eni: jeden o zdrad臋, drugi o nieogl臋dno艣膰
polityczn膮, wy艂膮czeni zostali spo艣r贸d tej hordy i stawieni
przed oblicze gubernatora, kt贸ry z niezmiern膮
zaciek艂o艣ci膮 wznowi艂 przeciw Rosjaninowi zarzut zdra-
dy. By艂 to syn kupca, cz艂onek jednej z rozlicznych sekt
iluminist贸w niemieckich, znanych pod mianem marty-
nist贸w, uwi臋ziony za propagand臋 rewolucyjn膮 w艣r贸d
ludu. Kajdany nie zmieni艂y w niczym jego przekona艅.
Przez chwil臋 wydawa膰 si臋 mog艂o, 偶e duch r贸wno艣ci
przenikn膮艂 do Rosji. Wsp贸lnik贸w 偶adnych cz艂owiek ten
nie ujawni艂.
W tej偶e samej chwili nadbieg艂 ojciec wi臋藕nia. Lecz
wbrew og贸lnemu mniemaniu, domaga膰 si臋 j膮艂 nie u艂as-
kawienia, ale 艣mierci syna. Gubernator udzieli艂 mu
w贸wczas kilku minut na rozmow臋 i przed艣miertne b艂o-
gos艂awie艅stwo. „B艂ogos艂awie艅stwo zdrajcy?" — wrzas-
n膮艂 rozjuszony starzec i zwracaj膮c si臋 z gro藕nym gestem
do syna, przekl膮艂 go straszliwym g艂osem.
Przekle艅stwo sta艂o si臋 has艂em do egzekucji. Ci臋ty nie-
zr臋cznie pa艂aszem w g艂ow臋, ranny wi臋zie艅 zachwia艂 si臋 i
run膮艂; mo偶e ocali艂oby go nadej艣cie Francuz贸w, gdyby nie
rozszala艂y, krwi chciwy t艂um, kt贸ry wy艂ama艂 kraty
ogrodzenia, a rzuciwszy si臋 na nieszcz臋sn膮 ofiar臋, w
mgnieniu oka rozszarpa艂 j膮 na kawa艂ki.
Zwracaj膮c si臋 w贸wczas do przera偶onego Francuza,
Rostopczyn rzek艂: „Ty jako Francuz radujesz si臋 zapew-
ne zwyci臋stwem rodak贸w. Wracaj wi臋c do swoich, lecz
powiedz im, 偶e jedyny zdrajca, jaki znalaz艂 si臋 w Rosji,
zosta艂 ju偶 ukarany". Przem贸wi艂 z kolei do otaczaj膮cych
go n臋dznik贸w, a zowi膮c ich „dziatw膮 Rosji" nawo艂ywa艂
flo ekspiacji za pope艂nione winy przez wiern膮 s艂u偶b臋
ojczy藕nie. Opu艣ci艂 wreszcie Moskw臋 - ostatni — i po-
d膮偶y艂 艣ladem armii.
W tej chwili Moskwa, nie zaj臋ta jeszcze przez Fran-
cuz贸w, przesta艂a nale偶e膰 do Rosjan. Rz膮dzi艂 w niej nie-
podzielnie zbrodniczy mot艂och, kt贸rego furi膮 kierowa艂a
garstka policji i 偶andarmerii; zorganizowano go napr臋d-
ce, wydano rozkazy i zlecenia — i t艂um rozproszy艂 si臋,
nios膮c w najdalsze zak膮tki miasta zniszczenie, rabunek i
po偶og臋.
14 wrze艣nia w odleg艂o艣ci kilku mil od Moskwy Napo-
leon dosiad艂 konia. Jecha艂 powoli, ostro偶nie, rozgl膮daj膮c
si臋 na wszystkie strony, 艣l膮c rekonesans za rekonesansem
w g艂膮b las贸w i w膮woz贸w, na szczyty okolicznych
wzg贸rz. Spodziewano si臋 ujrze膰 lada chwila armi臋 nie-
przyjacielsk膮. Teren odpowiedni by艂 na pole bitwy, po-
zycja doskona艂a; wszystko jednak zosta艂o opuszczone,
wszystko wydane bez oporu w r臋ce wrog贸w.
Ju偶 tylko jedno wzg贸rze dzieli艂o nas od Moskwy: G贸ra
Pok艂onna — zwana tak dlatego, 偶e dostrzegaj膮c z jej
szczytu „艣wi臋te miasto", Rosjanie zwykli byli 偶egna膰 si臋
i bi膰 pok艂ony. Forpoczty nasze dotar艂y niebawem na
wierzcho艂ek. Dochodzi艂a druga. W s艂onecznym 艣wietle
miasto skrzy艂o si臋 tysi膮cem barw. Drgn臋艂y w贸wczas
wszystkie serca, ze wszystkich piersi wyrwa艂 si臋 pe艂en
zdumienia okrzyk: „Moskwa! Moskwa!". Ka偶dy przys-
piesza膰 j膮艂 kroku: szeregi zmiesza艂y si臋 i wnet ca艂a armia,
klaszcz膮c w d艂onie, wo艂a艂a rado艣nie: „Moskwa!
Moskwa!" — tak jak 偶eglarz wo艂a: „Ziemia! ziemia!" u
kresu d艂ugiej i uci膮偶liwej podr贸偶y.
Na widok olbrzymiego miasta, owej „Moskwy o z艂o-
conych kopu艂ach", kt贸ra jednoczy艂a w swoim 艂onie
zdobycze kulturalne Europy i tajemniczy urok Wschodu,
przepych, sztuk臋, zwyczaje i obyczaje dw贸ch najpi臋k-
niejszych cz臋艣ci 艣wiata — stan臋艂y wszystkie pu艂ki dum膮
zdj臋te. Czuli艣my wszyscy, 偶e dzie艅 ten niezapomniany
b臋dzie w dziejach 艣wiata, 偶e okryje chwa艂膮 imi臋 Francji;
czuli艣my, 偶e zwr贸cone s膮 na nas oczy ca艂ej Europy, 偶e
ka偶de, najdrobniejsze nawet poruszenie nasze przejdzie
do potomno艣ci!
Zdawa艂o nam si臋, 偶e na tym ogromnym teatrum
d藕wi臋cz膮 w oddali radosne okrzyki sprzymierzonych
lud贸w; byli艣my dumni, 偶e odblask chwa艂y naszej opro-
mienia bie偶膮ce stulecie i 艣ciele si臋 jasn膮 smug膮 na kar-
tach historii!
Niejednemu marzy艂 si臋 ju偶 gor膮co upragniony powr贸t
do Francji, entuzjastyczne powitania rodak贸w, 艂zy
szcz臋艣cia w oczach 偶on i matek, duma starych ojc贸w!
Otoczeni powszechnym podziwem i mi艂o艣ci膮, w aureoli
s艂awy i cierpie艅, 偶o艂nierze spod Borodino i Moskwy
zajmowaliby w spo艂ecze艅stwie stanowisko wyj膮tkowe
jako uciele艣niony symbol rycerskich tradycji narodu!
A gdy umilk艂 wreszcie g艂os pychy, szepta膰 j臋艂a roz-
waga, m贸wi膮c, 偶e oto kres trud贸w naszych i znoju, 偶e
wreszcie wolno nam si臋 zatrzyma膰, bo niepodobna prze艣-
cign膮膰 samych siebie, 偶e to nagroda za przelan膮 krew,
chlubny epilog kampanii, kt贸ra dor贸wnuje wyprawie do
Egiptu i najs艂ynniejszym wojnom staro偶ytno艣ci.
W owej chwili zapomniano o krwawym szlaku, kt贸rym
d膮偶y艂a armia, zapomniano o starganych si艂ach, o ranach i
b贸lu. Bo wszystko by艂o niczym wobec nabytego prawa
do tych kilku s艂贸w: „By艂em pod Moskw膮!".
Dzi艣 jeszcze — o towarzysze moi! — mimo niedoli
naszej i poni偶enia, czy偶 wspomnienie to, cho膰 zwi膮zane z
tym z艂owrogim miastem, nie jest na tyle 偶ywotnym, aby
pocieszy膰 nas i rozpali膰 p艂omie艅 dumy w oczach
naszych, przy膰mionych przez b贸l i 艂zy?
Nadjecha艂 r贸wnie偶 cesarz i stan膮艂 zdumiony, z rados-
nym okrzykiem na ustach. Od czasu bitwy pod Borodino
marsza艂kowie, zniech臋ceni, trzymali si臋 na uboczu, lecz
艣wietny widok le偶膮cej u st贸p naszych Moskwy oraz
wie艣膰 o przybyciu parlamentarza wzbudzi艂y rado艣膰 tak膮,
偶e chwilowo zapomniano o 偶alu i urazie. Wszyscy bez
wyj膮tku t艂oczyli si臋 doko艂a cesarza. Zgodnym ch贸rem
brzmia艂y s艂owa pochlebstwa, wynoszono pod niebiosa
geniusz, Napoleona, jemu usi艂uj膮c przypisa膰 zagadkowe
zachowanie si臋 cesarza w dniu 7 wrze艣nia.
Lecz w duszy Napoleona wszelkie odruchy uczuciowe
by艂y kr贸tkotrwa艂e. Wobec nawa艂u trosk i rozlicznych
zaj臋膰 sensacje i wra偶enia szybko mija艂y. W pierwszej
chwili zawo艂a艂: „Dotarli艣my wi臋c do s艂ynnej Moskwy!"
— wkr贸tce za艣 doda艂: „Nareszcie!".
Oczy jego zapatrzone w miasto wyra偶a艂y ju偶 tylko
zniecierpliwienie. W Moskwie widzia艂 ca艂e cesarstwo
rosyjskie, w jej murach zamkn膮艂 wszystkie nadzieje;
Moskwa zapewni膰 mu mia艂a korzystny pok贸j, sowit膮
kontrybucj臋 oraz nie艣mierteln膮 chwa艂臋! Chciwym wzro-
kiem ogarnia艂 te偶 wszystkie drogi wiod膮ce ku miastu.
Kiedy otworz膮 si臋 na o艣cie偶 bramy Moskwy? Kiedy
uka偶e si臋 deputacja, z艂o偶ona z mieszczan, senator贸w i
przedstawicieli rodowej szlachty rosyjskiej? Niebez-
pieczne to przedsi臋wzi臋cie, pomy艣lnie uko艅czone dzi臋ki
zuchwa艂ej, szalonej niemal akcji — sta艂oby si臋 w贸wczas
niedo艣cig艂ym wzorem wy偶szych kombinacji militarnych;
nierozwaga cesarza bvlaby jednym wi臋cej dowodem
niezr贸wnanej jego wielko艣ci, a krwawe i bezowocne
zwvciestwo pod Borodino — naipi臋kniejszym z jego
rycerskich czyn贸w! To, co zag艂ad膮 mia艂o by膰 i zgub膮 —
przemieni艂oby si臋 w promienn膮 aureol臋 s艂awy; pami臋tny
za艣 dzie艅 14 wrze艣nia rozstrzygn膮艂by o tym, czy cesarz
jest najgenialniejszym, czy te偶 jeno najzuchwalszym
cz艂owiekiem na 艣wiecie, o tym, czy wzni贸s艂 sobie o艂tarz,
czy te偶 — wykopa艂 mogi艂臋!
Powoli jednak zaczyna艂 go ogarnia膰 niepok贸j. Na obu
naszych skrzyd艂ach ksi膮偶臋 Eugeniusz i Poniatowski
okr膮偶ali ju偶 miasto: Murat, na czele forpoczt贸w, dosi臋ga艂
ju偶 przedmie艣膰, a tymczasem na pustych zupe艂nie
drogach nie by艂o wida膰 偶adnej deputacji. Ukaza艂 si臋 tylko
w charakterze parlamentarza oficer Mi艂oradowicza i
o艣wiadczy艂, 偶e genera艂 podpali miasto, je艣li Francuzi
utrudnia膰 mu b臋d膮 w czymkolwiek ewakuacj臋 stolicy.
Napoleon zgodzi艂 si臋 na wszystko. Tylko stra偶e jednej
armii i forpoczty drugiej zetkn臋艂y si臋 na chwil臋. Murat
poznany zosta艂 przez kozak贸w, kt贸rzy z bezceremonialn膮
prostot膮 lud贸w koczowniczych a 偶ywo艣ci膮 po艂udniow-
c贸w, zwartym otoczywszy go koliskiem, mimik膮 i okrzy-
kami wyra偶ali mu uwielbienie swoje i podziw dla
m臋stwa i odwagi. Kr贸l zabra艂 wszystkim swoim oficerom
zegarki i rozda艂 je tym p贸艂dzikim wojownikom. Otrzyma艂
za to miano „hetmana".
S膮dzi艂 mo偶e, 偶e znajdzie w艣r贸d kozak贸w nowego
Mazep臋 lub te偶 偶e sam podobn膮 odegra rol臋. Jakkolwiek
b膮d藕, cesarz tak bardzo pragn膮艂 si臋 艂udzi膰, 偶e to
chwilowe zawieszenie broni, w tych warunkach i oko-
liczno艣ciach, doda艂o mu otuchy i ubawi艂o go.
Lecz godzina mija艂a za godzin膮, czas up艂ywa艂, a Mos-
kwa milcza艂a wci膮偶 jak obumar艂a! Niepok贸j cesarza
wzrasta艂. Szemra艂y ju偶 i niecierpliwi艂y si臋 szeregi.
Wreszcie kilku oficer贸w wtargn臋艂o do miasta: „Moskwa
opustosza艂a jest i cicha!"
Zirytowany t膮 wiadomo艣ci膮, Napoleon opuszcza G贸r臋
Pok艂onn膮, kieruj膮c si臋 czym pr臋dzej ku Moskwie od
strony Dorogomilowa. Raz jeszcze zatrzymuje si臋 przy
rogatce, lecz na pr贸偶no. Murat nalega ponownie. „Wejd藕
zatem — odpowiada cesarz — skoro wojsko sobie tego
偶yczy!" R贸wnocze艣nie nakazuje surowo jak najwi臋ksz膮
zachowa膰 karno艣膰: „Mo偶e ludno艣膰 Moskwy nie wie
nawet, jak kapitulowa膰, gdy偶 wszystko w tym kraju
nieznane jest i obce: oni dla nas, my dla nich".
Wszystkie jednak p贸藕niejsze raporty brzmia艂y zgodnie
z pierwszym. Zamieszkuj膮cy Moskw臋 Francuzi, wy-
szed艂szy z kryj贸wek, kt贸re od paru dni chroni艂y ich od
w艣ciek艂ej nienawi艣ci rozjuszonego t艂umu, potwierdzili
z艂owrog膮 wie艣膰. Cesarz zwr贸ci艂 si臋 w贸wczas do ministra
Daru, wo艂aj膮c z gniewem: „Moskwa opustosza艂a! To
nieprawdopodobne! Trzeba przekona膰 si臋 o tym! Prosz臋
sprowadzi膰 tu niezw艂ocznie bojar贸w!" 艁udzi艂 si臋 bowiem
nadziej膮, 偶e pod wp艂ywem bole艣nie zadra艣ni臋tej dumy
lub te偶 trwogi mieszka艅cy stolicy pozamykali si臋 w do-
mach swoich i on, kt贸ry zawsze odnosi艂 si臋 nieufnie do
zbyt wielkiej uleg艂o艣ci zwyci臋偶onych, tym razem pragn膮艂
zaskarbi膰 sobie ich przychylno艣膰 i zaufanie.
W rzeczy samej, trudno by艂o uwierzy膰, 偶e wspania艂e te
pa艂ace, poz艂ociste cerkwie i bogate sklepy opuszczone
zosta艂y przez swoich w艂a艣cicieli na r贸wni z ubogimi
wioskami, jakie widzieli艣my po drodze. Nie powiod艂a si臋
wszelako misja marsza艂ka Daru. Cisza 艣mierci zalega艂a
wci膮偶 olbrzymie miasto: z 偶adnego komina nie unosi艂 Si臋
dym; nie ukaza艂, si臋 nikt, nikt si臋 nie odezwa艂 — jakby
jaki艣 z艂y czar sp臋ta艂 trzysta tysi臋cy mieszka艅c贸w tego
miasta. By艂o to g艂uche milczenie pustyni.
Tak wielkim by艂 jednak up贸r Napoleona, 偶e mimo
wszystko oczekiwa艂 jeszcze nadej艣cia deputacji. W
ko艅cu jeden z oficer贸w, pragn膮c przypodoba膰 si臋 czy te偶
mo偶e przekonany, 偶e spe艂nione by膰 musi ka偶de 偶yczenie
cesarza, konno zapu艣ci艂 si臋 w g艂膮b miasta i przyp臋dzi艂
niebawem pi臋ciu czy sze艣ciu obdartych w艂贸cz臋g贸w, jako
jedynych pozosta艂ych w Moskwie przedstawicieli naro-
du. Lecz po pierwszych ich s艂owach cesarz natychmiast
zrozumia艂, kogo ma przed sob膮, a nie w膮tpi膮c ju偶 d艂u偶ej
o ca艂kowitej ewakuacji stolicy, utraciwszy pok艂adane w
niej nadzieje, ruszy艂 wzgardliwie ramionami i zawo艂a艂 z
gniewem: „Rosjanie nie wiedz膮 jeszcze, czym b臋dzie dla
nich utrata Moskwy!".
Tymczasem od godziny ju偶, na czele d艂ugiej i zwartej
kolumny kawalerii, Murat wkracza艂 do ogromnego
miasta, kt贸re cho膰 jeszcze ca艂e, ju偶 by艂o martwe. Zdu-
mieni panuj膮c膮 dooko艂a pustk膮 偶o艂nierze nasi uroczystym
milczeniem odpowiadali na nie zm膮con膮 cisz臋 tych
nowoczesnych Teb, ws艂uchuj膮c si臋 z tajemnym, dla nich
samych niezrozumia艂ym dreszczem w 艂oskot tysi膮ca pod-
kutych kopyt ko艅skich d藕wi臋cz膮cych rozg艂o艣nie po bru-
ku wyludnionych dziedzi艅c贸w pa艂acowych. Nigdzie nie
zatrzymano si臋, niczego nie tkni臋to b膮d藕 to przez ostro偶-
no艣膰, b膮d藕 te偶 przez w艂a艣ciwe narodom cywilizowanym
poczucie godno艣ci, silniejsze jeszcze w nieprzyjacielskiej
stolicy wobec obcej, nieznanej kultury.
Milcz膮c obserwowali Francuzi rozleg艂e to miasto, kt贸re
niew膮tpliwie godne by艂oby uwagi nawet w艣r贸d ludnej i
bogatej krainy, tym ciekawsze za艣 i wspanialsze
wydawa艂o si臋 na tle okalaj膮cych go pustkowi: niczym
kwietna oaza w艣r贸d piask贸w Sahary! Niebawem jednak
dostrzegli ra偶膮c膮 sprzeczno艣膰 mi臋dzy przepychem
licznych pa艂ac贸w a n臋dz膮 niskich chat; sprzeczno艣膰, kt贸-
ra zdradza艂a brak r贸wnowagi w 艂onie spo艂ecze艅stwa i
wymownym by艂a dowodem, 偶e wbrew prawom nor-
malnej ewolucji przepych i zbytek wyprzedzi艂y tutaj
rozw贸j przemys艂u, zamiast by膰 logicznym jego nast臋pst-
wem.
Lecz mimo wo艂aj膮cej
o
pomst臋
niesprawiedliwo艣ci, kt贸ra jest nieszcz臋艣ciem ka偶dego
spo艂ecze艅stwa i z kt贸rej rodzi si臋 pycha jednych,
upodlenie drugich i zepsucie wszystkich — szlachetne
wyrzeczenie si臋 bogactw i mienia przemawia艂o za tym,
偶e przepych ogromny, ale jeszcze powierzchowny, nie
zdo艂a艂 pozbawi膰 szlachty dawnego jej hartu.
Sercami jad膮cych 偶o艂nierzy r贸偶norodne miota艂y uczu-
cia: zdumienie, lito艣膰, podziw i szczery zapa艂! Niekt贸rzy
wspominali wielkie podboje rzymskich cezar贸w, nie czy-
ni膮c wszak偶e 偶adnych por贸wna艅: uwa偶ali bowiem, 偶e
wy偶si s膮 ponad wszystko, 偶e przero艣li o g艂ow膮 najs艂yn-
niejszych wodz贸w staro偶ytno艣ci. Upojeni byli s艂aw膮,
kt贸ra po cnocie w najwy偶szej jest cenie. Inni za艣 w
sm臋tnej pogr膮偶eni zadumie, b膮d藕 to wskutek zm臋czenia i
nadmiaru silnych wra偶e艅, b膮d藕 te偶 w poczuciu
osamotnienia, jakie rodzi wielko艣膰 i pustka, w jakiej
znale藕li艣my si臋 na tych podniebnych wy偶ynach, smut-
nymi spogl膮dali oczyma na szar膮 rzeczywisto艣膰 i w艂asn膮,
dotkliwie odczuwan膮, nico艣膰.
W艣r贸d tych rozmy艣la艅, kt贸rym sprzyja艂 wolny poch贸d,
hukn臋艂y nagle strza艂y. Kolumna stan臋艂a. Ostatnie jej
szeregi znajdowa艂y si臋 jeszcze poza miastem, gdy cen-
trum posuwa艂o si臋 jedn膮 z najd艂u偶szych ulic Moskwy, a
czo艂o dotyka艂o ju偶 podn贸偶y Kremla. Bramy fortecy
zawarte by艂y, a na wa艂ach w艣r贸d dzikich wrzask贸w
kilkadziesi膮t os贸b, m臋偶czyzn i kobiet uzbrojonych w ka-
rabiny, gotowa艂o si臋 do obrony. Na pr贸偶no przemawia膰
kaza艂 do nich Murat. T艂uszcza g艂ucha by艂a na wszelkie
argumenty. Wytoczono w贸wczas dzia艂a. Kartacze otwo-
rzy艂y nam bramy cytadeli.
Przebojem wtargni臋to do 艣rodka. Otoczyli艣my wkr贸tce
dziwaczn膮 za艂og臋. Jeden z tych n臋dzarzy rzuci艂 si臋 na
jednego z oficer贸w Murata, usi艂uj膮c go zabi膰. Mimo 偶e
go rozbrojono, zamach powt贸rzy艂, a gdy zwi膮zano mu
r臋ce, j膮艂 k膮sa膰 na wp贸艂 zduszon膮 ofiar臋. Byli to jedyni
mieszka艅cy Moskwy, jacy nas oczekiwali. Zostawiono
ich zapewne jako dziki i barbarzy艅ski przyk艂ad
narodowej nienawi艣ci. W uczuciach tych nie by艂o wszak-
偶e ca艂kowitej jednolito艣ci. Pi臋ciuset rekrut贸w, pozosta-
wionych w cytadeli, przygl膮da艂o si臋 oboj臋tnie powy偶szej
scenie, a na pierwsze wezwanie podda艂o si臋 bez oporu.
Nieco dalej 偶o艂nierze eskortuj膮cy konw贸j 偶ywno艣ci ucie-
kali w pop艂ochu. Tym sposobem kilka tysi臋cy marude-
r贸w i dezerter贸w rosyjskich dosta艂o si臋 dobrowolnie w
r臋ce naszych przednich stra偶y. Lecz Murat, nie chc膮c
obarcza膰 si臋 tak wielk膮 liczb膮 je艅c贸w, odes艂a艂 ich dalej,
do nast臋pnych korpus贸w, kt贸re kolejno ich sobie prze-
kazywa艂y. Przez nikogo nie kr臋powani, pozostali w艣r贸d
nas dop贸ty, dop贸ki po偶ar i rabunek nie ukaza艂 im drogi
obowi膮zku i nie rozpali艂 w ich sercach p艂omienia nie-
nawi艣ci. W贸wczas dopiero pod膮偶yli do obozu Kutuzowa.
Murat, kt贸rego Kreml nie zdo艂a艂 zatrzyma膰 d艂u偶ej,
rozproszy艂 niebawem ten marny t艂um i p艂omienny, nie-
zmordowany, jak we W艂oszech i Egipcie, mimo dzie-
wi臋ciuset mil forsownych marsz贸w oraz sze艣膰dziesi臋ciu
bitew i potyczek, mija膰 j膮艂 oboj臋tnie wspania艂e ulice
miasta. 艢cigaj膮c w dalszym ci膮gu tylne stra偶e nieprzy-
jacielskie, ruszy艂 bez wahania szlakiem dawnych w艂ad-
c贸w moskiewskich.
Traktem tym cofa艂 si臋 w owej chwili kilkutysi臋czny
oddzia艂 kozacki oraz cztery dzia艂a. Zwa偶ywszy, 偶e za-
wieszenie broni obowi膮zuj膮cym by艂o jedynie w obr臋bie
miasta, Murat znudzony kilkugodzinn膮 cisz膮 wyda艂 roz-
kaz natychmiastowej szar偶y. Lecz 偶o艂nierze nasi s膮dzili,
i偶 wraz z zaj臋ciem Moskwy usta膰 mia艂a wojna. Tak Ro-
sjanie, jak Francuzi 艂akn臋li spokoju i wypoczynku. Tote偶
ponowny rozkaz przebrzmia艂 po raz wt贸ry bez echa.
Wreszcie zirytowany Murat osobi艣cie obj膮艂 dow贸dztwo!
Strza艂y, kt贸rymi zdawa艂 si臋 grozi膰 Azji, hucza艂y odt膮d
wci膮偶, nieprzerwanie — i umilk艂y dopiero pod brzegami
Sekwany!
P贸藕nym wieczorem wszed艂 Napoleon do Moskwy. Za-
trzyma艂 si臋 na nocleg w jednym z pierwszych dom贸w
Przedmie艣cia Dorogomi艂owskiego. Gubernatorem stolicy
mianowa艂 marsza艂ka Mortiera. „Przede wszystkim za-
pobiec trzeba kradzie偶om i rabunkowi. Odpowie pan za
to w艂asn膮 g艂ow膮! Broni膰 musimy Moskwy wbrew
wszystkim i wszystkiemu!"
Noc ta pos臋pna by艂a i smutna. Nadchodzi艂y zewsz膮d
z艂owrogie wie艣ci. Zamieszkali w Moskwie Francuzi, na-
st臋pnie za艣 oficer policji miejscowej, ostrzegali zgodnie
przed po偶arem, opowiadaj膮c szczeg贸艂owo o poczynio-
nych przygotowaniach. Cesarz, wzruszony i zaniepoko-
jony, na pr贸偶no usi艂owa艂 zasn膮膰. Co chwila zrywa艂 si臋 i
kaza艂 wo艂a膰 s艂u偶bowego oficera. Mimo wszystko jednak
nie dawa艂 jeszcze wiary okropnym wie艣ciom, gdy nagle,
oko艂o godziny drugiej po p贸艂nocy, w艣r贸d nocnych mro-
k贸w rozb艂ys艂y jaskraw膮 czerwieni膮 pierwsze s艂upy ognia.
Pali艂a si臋 dzielnica kupiecka, po艂o偶ona w centrum
miasta, ze wszystkich najbogatsza i najzasobniejsza. Ce-
sarz wyda艂 niezw艂ocznie odno艣ne rozkazy, a gdy roz-
widni艂o si臋, dotar艂 do ognia, nie szcz臋dz膮c Mortierowi i
m艂odej gwardii ostrych wym贸wek.
Lecz zamiast odpowiedzi marsza艂ek wskaza艂 domy
stal膮 opancerzone, szczelnie zamkni臋te, ca艂e jeszcze i nie
naruszone, a okolone ju偶 k艂臋bami g臋stego, czarnego dy-
mu. W g艂臋bokiej pogr膮偶ony zadumie wjecha艂 Napoleon
na Kreml.
Czarodziejski widok wspania艂ego, jednocze艣nie 艣red-
niowiecznego i nowoczesnego pa艂acu Romanow贸w i Ru-
rykowicz贸w, widok poz艂ocistego tronu, krzy偶a na wie偶y
Wielkiego Iwana i najpi臋kniejszej cz臋艣ci膮 miasta, nad
kt贸r膮 g贸ruje Kreml, a kt贸r膮 omija艂a dotychczas
skoncentrowana w Bazarze po偶oga, pokrzepia go i nowej
dodaje mu otuchy. „Wreszcie jestem w Moskwie,
w staro偶ytnym pa艂acu car贸w, na Kremlu!" Ogl膮da
wszystko z dum膮, ciekawo艣ci膮 i zadowoleniem.
Cierpliwie jednak wys艂uchuje sk艂adanych mu raport贸w
o znalezionych w mie艣cie zasobach, a ulegaj膮c chwilowo
wp艂ywom zbudzonej do 偶ycia nadziei, pisze do cesarza
Aleksandra przyjazny list, pokojowym owiany
tchnieniem. List ten wr臋czony zosta艂 pewnemu wysokiej
rangi oficerowi rosyjskiemu, kt贸rego znaleziono w jednej
z sal g艂贸wnego szpitala. Napoleon sko艅czy艂 sw贸j list przy
ponurym blasku p艂on膮cego Bazaru, kt贸ry te偶 o艣wietla艂
Rosjaninowi powrotn膮 drog臋. Zani贸s艂 on swemu w艂adcy
wie艣膰 o kl臋sce. Jedyn膮 wszelako odpowiedzi膮
Aleksandra by艂 po偶ar miasta.
W ci膮gu dnia ksi膮偶臋 Treviso zdo艂a艂 opanowa膰 rozszala-
艂y 偶ywio艂. Podpalacze ukrywali si臋 tak starannie, 偶e nie-
jeden w膮tpi艂 o ich egzystencji. A gdy wysz艂y ju偶 surowe
rozkazy, gdy przywr贸cono jaki taki 艂ad i spok贸j, pu艂ki
rozbieg艂y si臋 po mie艣cie, szukaj膮c po domach i pa艂acach
wygodnych kwater oraz zbytku, kt贸ry mia艂 by膰 s艂uszn膮
nagrod膮 za niezmierny trud i kilkumiesi臋czne niewy-
wczasy.
Dw贸ch dy偶urnych oficer贸w czuwa艂o w jednym z na-
ro偶nych budynk贸w Kremla, sk膮d obj膮膰 mogli wzrokiem
p贸艂nocn膮 i zachodni膮 cz臋艣膰 miasta. Zbudzeni ko艂o p贸艂-
nocy niezwyk艂膮 jasno艣ci膮, ujrzeli gnane ku Kremlowi
p贸艂nocnym wiatrem morze p艂omieni, w艣r贸d kt贸rych ry-
sowa艂y si臋 jeszcze tu i 贸wdzie szlachetne kontury pa艂a-
c贸w magnackich. W obr臋bie Kremla, opr贸cz cesarza,
mie艣ci艂a si臋 elita armii, sztab i generalicja, w okolicznych
za艣 domach rozlokowali si臋 偶o艂nierze nasi, tysi膮ce ludzi i
koni — zmordowanych i sytych, twardym 艣pi膮cych
snem. Ogniste j臋zyki i p艂on膮ce g艂ownie polatywa艂y ju偶
ponad dachami Kremla, gdy wiatr zmieni艂 kierunek i
zwia艂 p艂omienie ku zachodowi.
Nie troszcz膮c si臋 o pozosta艂e w艣r贸d po偶ogi korpusy,
jeden z tych oficer贸w zasn膮艂 zn贸w, m贸wi膮c: „Niechaj
k艂opocz膮 si臋 inni, to do nas nie nale偶y". Gdy偶 tak wielki
by艂 w贸wczas przesyt r贸偶norodnych wra偶e艅, tak bez-
litosny egoizm zrodzony z nadmiaru cierpie艅, zm臋czenia
i niedoli, tak bardzo st臋piona zdolno艣膰 odczuwania
nieszcz臋艣膰 i b贸l贸w bli藕niego, 偶e bez wyj膮tku niemal
ka偶dy dba艂 tylko o siebie, w艂asnych jedynie strzeg艂 praw.
Niebawem jednak po raz wt贸ry obudzi艂 ich o艣lepia-
j膮cy blask. Gnana wichur膮 ognista po偶oga sun臋艂a wprost
na Kreml. Jeszcze chwila, a p艂on膮膰 zacz臋艂y pobliskie
domy. Wystraszeni oficerowie przeklina膰 j臋li nierozwag臋
i brak karno艣ci armii naszej. Trzykrotnie wiatr zmienia艂
kierunek i trzykrotnie m艣ciwe p艂omienie, coraz bli偶sze i
coraz jaskrawsze, usi艂owa艂y dotrze膰 do kwatery
cesarskiej.
Nag艂e podejrzenie zrodzi艂o si臋 wtedy w duszach ofi-
cer贸w. Znaj膮c odwag臋 i niefrasobliwo艣膰 Francuz贸w,
czy偶by Rosjanie powzi臋li zamiar spalenia wraz z Moskw膮
pu艂k贸w naszych, upojonych winem, snem i znu偶eniem?
Czy te偶 mo偶e przekonani, 偶e warto okupi膰 zgon cesarza
utrat膮 stolicy, 偶e chc膮c osi膮gn膮膰 tak wielk膮 przewag臋, nie
nale偶y waha膰 si臋 przed najci臋偶sz膮 ofiar膮, 偶e olbrzym
sp艂on膮膰 mo偶e li tylko na olbrzymim stosie, 艂udzili si臋
nadziej膮, 偶e cesarz nie wyjdzie ca艂o z tej katastrofy?
Lecz snad藕 nie zblad艂a jeszcze przewodnia gwiazda
cesarza, skoro nie zi艣ci艂y si臋 owej pami臋tnej nocy plany
nieprzyjaciela. Istotnie, nie tylko 偶e magazyny Kremla
zawiera艂y znaczne zapasy prochu, przez nas nie zauwa-
偶one, lecz nadto — tej偶e samej nocy — zaspane i nie-
liczne warty dozwoli艂y ca艂emu parkowi artylerii roz艂o偶y膰
si臋 tu偶 pod oknami Napoleona.
W owej w艂a艣nie chwili po偶ar najbli偶szym by艂 Kremla, a
podsyca艂a go coraz bardziej szalej膮ca wichura. 呕ycie
cesarza i elity wojsk naszych przez wiele godzin wisia艂o
na w艂osku. Wobec nagromadzonej wielkiej ilo艣ci prochu,
ka偶da g艂ownia, ka偶da nieledwie iskra grozi艂a 艣mierci膮.
Wreszcie niebo zacz臋艂o bledn膮c i smutny, szary dzie艅
o艣wietli艂 p艂on膮ce zgliszcza. Wielu oficer贸w, mi臋dzy nimi
Mortier, oraz dow贸dcy korpus贸w i dvwizji wyczerpani
trzydziestokilkugodzinn膮 walk膮 ze straszliwym 偶ywio艂em
schronili si臋 na Kreml.
G艂uche, pe艂ne oskar偶e艅 milczenie zaleg艂o cytadel臋
Wszystkim niemal zdawa艂o si臋, 偶e bezpo艣rednim powo-
dem katastrofy by艂o pija艅stwo i niekarno艣膰 偶o艂nierzy
naszych, 偶e silny jesienny wicher dokona艂 jeno dzie艂a.
Wzajemnie spogl膮dali艣my na siebie ze wstydem, z pew-
nego rodzaju wstr臋tem! Przera偶a艂 nas okrzyk zgrozy, jaki
wyrwa膰 sie mia艂 niechybnie z piersi wszystkich bez
wyj膮tku lud贸w europejskich. Po偶ar Moskwy kala艂 pro-
mienny blask zdobytej przez nas s艂awy, czyni艂 bez-
owocnym krwawe zwyci臋stwo pod Borodino, utrudnia!
nam niezmiernie egzystencj臋 w艣r贸d opustosza艂ej krainy i
wrogiej, sfanatyzowanej ludno艣ci. Jako zbrodniarze,
kt贸rym s艂uszna nale偶a艂a si臋 kara, stan膮膰 mieli艣my przed
boskim i ludzkim s膮dem! Ogarn臋艂a nas w艣ciek艂o艣膰 na
niecnych podpalaczy. Powoli jednak, wobec nadchodz膮-
cych zewsz膮d dziwnych wie艣ci, otrz膮sn臋li艣my si臋 z tych
bolesnych wra偶e艅.
Wszystkie raporty brzmia艂y zgodnie, wszystkie oskar-
偶a艂y Rosjan o zbrodniczy zamach na w艂asn膮, odwieczn膮
stolic臋. W kilka godzin po wej艣ciu Francuz贸w do miasta,
w nocy z 14 na 15 wrze艣nia, ognista kula upad艂a na dach
pa艂acu ksi臋cia Trubeckiego, niec膮c po偶ar. By艂 to um贸-
wiony sygna艂. Podpalono niezw艂ocznie gmach gie艂dy. W
podpalaniu bra艂a czynny udzia艂 miejscowa policja.
Bomby, ukryte podst臋pnie w piecach, p臋ka艂y z hukiem,
rani膮c t艂ocz膮cych si臋 偶o艂nierzy. Zmuszeni szuka膰 innych
kwater ruszali po艣piesznie w kierunku pobliskich nie
tkni臋tych jeszcze dzielnic, lecz nim zd膮偶yli przekroczy膰
pr贸g pustych, szczelnie zamkni臋tych dom贸w, rozlega艂 si臋
g艂uchy, przyt艂umiony huk, a w 艣lad za nim bieg艂o sine,
nik艂e pasemko dymu, kt贸ry zwi臋ksza艂 si臋 i g臋stnia艂 coraz
bardziej, 偶贸艂k艂, czerwienia艂, wreszcie wybucha艂
p艂omieniem, wszystko ognist膮 zalewaj膮c fal膮.
Wstr臋tne, obdarte postacie pijanych m臋偶czyzn i roz-
w艣cieczonych kobiet b艂膮ka艂y si臋 w艣r贸d ognia i zgliszcz,
uzupe艂niaj膮c groz臋 i ohyd臋 straszliwego widowiska.
N臋dznicy upojeni winem i bezkarno艣ci膮 swoich zbrodni
przestali si臋 ju偶 ukrywa膰. Zbrojny w p艂on膮ce pochodnie
t艂um przebiega艂 niby hufiec pot臋pionych mar z trium-
falnym wrzaskiem ulice miasta, podpalaj膮c nie obj臋te
dotychczas po偶arem pa艂ace, domy i chaty. Trzeba by艂o
szablami obcina膰 im r臋ce, aby wypu艣ci艂y p艂on膮ce g艂ow-
nie. Nikt spo艣r贸d nas nie waha艂 si臋 twierdzi膰, 偶e ta
p贸艂dzika, wyj膮ca t艂uszcza rozp臋tana zosta艂a przez wo-
dz贸w rosyjskich, aby dokona艂a ca艂kowitej zag艂ady
Moskwy; nikt nie w膮tpi艂, 偶e tak wielka, tak bezcenna
ofiara, zrodzona z umi艂owania ojczystej ziemi, zbrodni-
cz膮 tylko d艂oni膮 mog艂a by膰 dokonana.
Wydano niezw艂ocznie rozkaz natychmiastowego s膮-
dzenia i tracenia wszystkich pojmanych podpalaczy.
Armia ca艂a stan臋艂a pod broni膮. Stara gwardia rozloko-
wana na Kremlu otoczy艂a kwater臋 cesarsk膮. Objuczone
konie i na艂adowane furgony wype艂nia艂y dziedzi艅ce zam-
kowe. Wszyscy przygn臋bieni byli i zrozpaczeni utrat膮
tak bogatego 艂upu. Ka偶dy my艣la艂 ze smutkiem o po-
nownej tu艂aczce, o g艂odzie, o noclegach pod go艂ym nie-
bem przy ogniu biwak贸w u bram zdobytej i r贸wno-
cze艣nie utraconej Moskwy.
Podczas kiedy 偶o艂nierze nasi krz膮tali si臋 jeszcze ko艂o
ognia, usi艂uj膮c umiejscowi膰 po偶ar i ocali膰 bodaj cz臋艣膰
miasta, Napoleon, kt贸remu nikt nie o艣mieli艂 si臋 zak艂贸ci膰
nocnego snu, z przera偶eniem ujrza艂 wczesnym rankiem
krwaw膮 艂un臋 olbrzymiej po偶ogi. Nawyk艂y rozkazywa膰
wszystkim i wszystkiemu, chcia艂 ujarzmi膰 r贸wnie偶 gro-
藕ny 偶ywio艂, wkr贸tce jednak pokonany ust膮pi膰 musia艂
wobec niepodobie艅stwa. Zamiast legn膮膰 w prochu u st贸p
cesarza, Moskwa, szybsza w dzia艂aniu, straszliwy zgo-
towa艂a mu odwet!
Zdobycz, kt贸rej wszystko po艣wi臋ca艂, kt贸r膮 okupi艂 krwi膮
i 偶yciem tysi臋cy, kt贸r膮 ju偶 niemal mia艂 w r臋ku, gin臋艂a oto
bezpowrotnie w dymie i ogniu! Dziwny niepok贸j
zaw艂adn膮艂 w贸wczas dusz膮 cesarza; zdawa艂o si臋, 偶e i jego
poch艂aniaj膮 te ognie. Nie mog膮c usiedzie膰 spokojnie,
wstawa艂 co chwila, chodzi艂, siada艂 zn贸w i zn贸w si臋 zry-
wa艂; mimo nie cierpi膮cych zw艂oki spraw i interes贸w,
porzuca艂 rozpocz臋t膮 prac臋 i bieg艂 ku oknu, sk膮d wida膰
by艂o szerz膮c膮 si臋 coraz bardziej po偶og臋. Gwa艂towne ru-
chy zdradza艂y wewn臋trzn膮 jego rozterk臋, kr贸tkie, wzru-
szeniem drgaj膮ce okrzyki wyrywa艂y si臋 z g艂臋bi 艣ci艣nio-
nej piersi: „Jaki偶 okropny widok! Oto w艂asne ich dzie艂o!
Tyle pa艂ac贸w! Jaka niezwyk艂a decyzja! Co za ludzie!
Istni Scytowie!"
Kreml odgrodzony by艂 od po偶aru pustym, nie zabu-
dowanym placem, rzek膮 i nadbrze偶nymi bulwarami. A
jednak — mimo znacznego oddalenia, mimo ci膮g艂ego
zlewania wod膮 偶elaznych dach贸w pa艂acu, zasypywanych
wci膮偶 ognistym rojem iskier i g艂owni — szyby, o kt贸re
cesarz opiera艂 p艂on膮ce czo艂o, rozpalone by艂y jak 偶u偶el.
W tej偶e chwili rozesz艂a si臋 pog艂oska, 偶e Kreml jest
podminowany: powiedzieli tak Rosjanie, potwierdzaj膮 to
jakie艣 pisma; wyl臋k艂e ciury obozowe kurczy艂y si臋 ze
strachu, 偶o艂nierze czekali spokojnie na rozkazy swego
wodza i na to, co los przyniesie, cesarz za艣 u艣miecha艂 si臋
tylko z niedowierzaniem.
Chodzi艂 jednak wci膮偶 z k膮ta w k膮t, od okna do okna, i
patrzy艂 na straszliwy a zwyci臋ski 偶ywio艂, kt贸ry po偶eraj膮c
jego wspania艂y 艂up, coraz szersze zatacza艂 kr臋gi,
coraz dalsze obejmowa艂 dzielnice, zalewa艂 ulice, place i
mosty, zacie艣nia艂 coraz bardziej ogniste ko艂o, otaczaj膮c
Kreml nieprzebytym morzem dymu i p艂omieni.
Ostry, gryz膮cy popi贸艂 zasypywa艂 nam oczy i tamowa艂
oddech. Coraz gwa艂towniej hucza艂a przychylna Ro-
sjanom wichura; nadchodzi艂a noc zwi臋kszaj膮c groz臋 sy-
tuacji. Murat, ksi膮偶臋 Eugeniusz i ksi膮偶臋 Neuch芒telu,
dotar艂szy do cesarza, na kl臋czkach j臋li b艂aga膰 go o za-
niechanie pierwotnego zamiaru i o jak najrychlejsze
opuszczenie Kremla. Lecz pr贸偶ne by艂y zar贸wno pro艣by
ich, jak i perswazje.
Napoleon dumny, 偶e wreszcie wtargn膮艂 do pa艂acu ca-
r贸w, upiera艂 si臋 przy swojej zdobyczy — wbrew wszyst-
kim i wszystkiemu — gdy wtem ponury, z艂owrogi
okrzyk: „Kreml pali si臋!" zbudzi艂 nas z odr臋twienia.
Cesarz sam wyszed艂, by oceni膰 niebezpiecze艅stwo. Dwu-
krotnie ogie艅 gaszono i dwukrotnie smugi sinego dymu
ukazywa艂y si臋 na dachu budynku, sk膮d cesarz obser-
wowa艂 po偶ar. Mimo ratunku p艂on臋艂a wie偶a arsena艂u.
Znaleziony w wie偶y policjant rosyjski zezna艂 w obec-
no艣ci cesarza, 偶e podk艂adaj膮c ogie艅, spe艂ni艂 dany mu
rozkaz. Wszystko wi臋c mia艂o by膰 zburzone, nawet pra-
stary, czczony jak 艣wi臋to艣膰 Kreml!
Cesarz jedynie gestem wyrazi艂 gniew i odraz臋. Podpa-
lacza niezw艂ocznie zawleczono na dziedziniec, gdzie wy-
zion膮艂 niebawem ducha pod bagnetami rozjuszonych
grenadier贸w.
Zaj艣cie to zdecydowa艂o ostatecznie o decyzji Napole-
ona. Opu艣ci艂 wreszcie Kreml od p贸艂nocnej strony scho-
dami, kt贸re ws艂awi艂y si臋 w historii przez rze藕 strzelc贸w, i
kaza艂 prowadzi膰 si臋 poza miasto, na trakt petersburski, w
kierunku oddalonej o mil臋 rezydencji cesarskiej w
Pietrowsku.
Lecz otaczaj膮cy nas zewsz膮d rozszala艂y 偶ywio艂 unie-
mo偶liwia艂 ewakuacj臋, blokowa艂 bramy, udaremnia艂
pierwsze pr贸by opuszczenia cytadeli. Po chwili dopiero
odnaleziono wykute w skale, w膮skie przej艣cie, kt贸re
wiod艂o ku rzece. Przej艣ciem tym Napoleon, oficerowie
jego i gwardia zdo艂ali wydosta膰 si臋 z Kremla. C贸偶 jednak
zyskali? Bli偶si po偶aru ni偶 przedtem, nie mog膮c ruszy膰
si臋 ani naprz贸d, ani te偶 wstecz, spogl膮dali ze zgroz膮 na
ogrom katastrofy: i tu, i tam hucza艂a po偶oga. Ci, kt贸rzy
usi艂owali przedrze膰 si臋 ku miastu, og艂uszeni trzaskiem
wal膮cych si臋 gmach贸w, o艣lepli od dymu i popio艂u,
z trudem torowali sobie drog臋 w艣r贸d ognia i dymi膮cych
zgliszcz!
Nale偶a艂o jednak 艣pieszy膰 si臋. Z ka偶d膮 chwil膮 wzrasta艂
doko艂a nas g艂uchy pomruk p艂omieni. Jedna tylko ulica —
kr臋ta, w膮ska, p艂on膮cymi okolona domami — wiod艂a
przez to piek艂o. Nie wahaj膮c si臋 d艂u偶ej, cesarz ruszy艂
pieszo. Szed艂 pr臋dko, w艣r贸d 艂oskotu wal膮cych si臋 艣cian i
dach贸w, po roz偶arzonych depcz膮c g艂owniach. Od艂amy
belek i desek, szcz膮tki cegie艂 i 偶elastwa utrudnia艂y po-
ch贸d. Ogie艅 szerzy艂 si臋 z przera偶aj膮c膮 szybko艣ci膮. Gnane
wiatrem przemo偶ne, zwyci臋skie p艂omienie zlewa艂y si臋,
tworz膮c ponad naszymi g艂owami ognist膮 powa艂臋.
Szli艣my po rozpalonej ziemi, pod ognistym sklepieniem,
mi臋dzy dwiema gorej膮cymi 艣cianami! Straszliwy 偶ar
wypala艂 nam oczy, kt贸re o艣lepia艂 jaskrawy blask, ale
niebezpiecze艅stwo kaza艂o szeroko je otwiera膰. Ci臋偶ko
dysza艂y ju偶 wszystkie piersi. Ognistym deszczem sypa艂
si臋 gor膮cy popi贸艂, iskry i drobne lotne p艂omyki. Pa-
rzyli艣my sobie d艂onie, usi艂uj膮c os艂oni膰 twarz i oczy. Z
odzienia trzeba by艂o zgarnia膰 wci膮偶 osiadaj膮ce rojem
iskry.
W krytycznym owym momencie, w贸wczas gdy szybka
ucieczka zdawa艂a si臋 by膰 jedyn膮 desk膮 ratunku,
przewodnik nasz, niepewny i zmieszany, zwalnia膰 j膮艂
kroku, wreszcie stan膮艂. Prawdopodobnie byliby艣my do-
konali wtedy burzliwego 偶ywota, gdyby nie pl膮druj膮cy
opodal 偶o艂nierze pierwszego korpusu, kt贸rzy, poznawszy
cesarza, nadbiegli czym pr臋dzej i poprowadzili nas w
kierunku dymi膮cych jeszcze zgliszcz spalonej nad ranem
dzielnicy.
W艣r贸d gruz贸w tych i rumowisk spotkali艣my ksi臋cia
Eckm眉hl. Ranny pod Borodino, mimo os艂abienia i znacz-
nego up艂ywu krwi, poprzez 艂uny po偶ogi Davout szuka艂
Napoleona, aby sk艂oni膰 go do opuszczenia Moskwy lub
te偶 zgin膮膰 razem z nim. Z okrzykiem rado艣ci rzuci艂 si臋 w
obj臋cia cesarza. Cesarz przyj膮艂 marsza艂ka 艂askawie, lecz
bez 偶adnych zewn臋trznych objaw贸w wzruszenia, ze
spokojem, kt贸ry nie opuszcza艂 go nigdy w chwilach
niebezpiecze艅stwa.
Tu偶 przed rogatk膮 musieli艣my jeszcze wymin膮膰 d艂ugi
konw贸j furgon贸w z prochem, cofaj膮cych si臋 r贸wnie偶
w艣r贸d po偶ogi poza miasto. Jakkolwiek gro藕ne, niebez-
piecze艅stwo to by艂o ostatnim. O zmroku cesarz dotar艂 do
Pietrowska.
Nazajutrz rano, 17 wrze艣nia, zaraz po przebudzeniu si臋
Napoleon j膮艂 obserwowa膰 pilnie widniej膮c膮 w oddali
Moskw臋. 艁udzi艂 si臋 jeszcze nadziej膮 cz臋艣ciowego ocale-
nia stolicy. Lecz wbrew 偶yczeniom jego i rachubom
straszliwy 偶ywio艂 z dawn膮 szala艂 moc膮. Jak olbrzymi,
gorej膮cy stos p艂on臋艂o ca艂e miasto, krwawa 艂una rozpo-
艣ciera艂a si臋 na niebie. Zgn臋biony tym okropnym wido-
kiem, poblad艂y cesarz wyrzek艂 wtedy prorocze s艂owa:
„Po偶ar Moskwy wr贸偶y wielkie nieszcz臋艣cie!"
Forsowne marsze oraz liczne bitwy i potyczki poprze-
dzaj膮ce zaj臋cie Moskwy wyczerpa艂y doszcz臋tnie militar-
ne zasoby cesarza. Moskwa mia艂a by膰 kresem nu偶膮cej
kampanii, celem wszystkich plan贸w i usi艂owa艅, nagrod膮
za trudy i krew — i gin臋艂a oto jak zwiewna mg艂a! Jak膮
p贸j艣膰 teraz drog膮? w jakim pod膮偶y膰 kierunku? Pod
wp艂ywem sprzecznych uczu膰 nieugi臋ty dotychczas ge-
niusz cesarza stan膮艂 na rozdro偶u. I on, kt贸ry w roku 1805,
mimo d艂ugich i kosztownych przygotowa艅 zaniecha艂 bez
wahania projektowanej inwazji na terytorium Wielkiej
Brytanii, on, kt贸ry z Boulogne-sur-Mer dokona艂
ca艂kowitego rozbicia armii austriackiej i zwyci臋skim
szlakiem powi贸d艂 wojska swoje od Ulm do Monachium,
ten sam cz艂owiek, kt贸ry rok p贸藕niej z t膮 sam膮 nieomyl-
no艣ci膮 podyktowa艂 z Pary偶a ca艂y plan pochodu na Berlin,
oznaczy艂 dzie艅 triumfalnego wjazdu swojego do stolicy
Prus i zamianowa艂 z g贸ry gubernatora — waha艂 si臋 teraz,
trwo偶ny i niezdecydowany! Nigdy przedtem wobec
najwierniejszych, najbardziej zaufanych ministr贸w nie
zdradza艂 w niczym najl偶ejszych w膮tpliwo艣ci, nie by艂o
dyskusji ani wsp贸lnych narad, jeno stanowcze, nie
cierpi膮ce 偶adnej opozycji rozkazy. W owej za艣 godzinie
zw膮tpienia i depresji pyta o zdanie, zasi臋ga rady, stara si臋
wybada膰 duchowe i fizyczne si艂y swojego otoczenia.
Zachowa艂 wszelako dawne formy. Tym samym co i
dawniej rozkazuj膮cym tonem uwiadomi艂 sztab i ge-
neralicj臋 o projekcie pochodu na Petersburg. Szczeg贸艂o-
wy plan pochodu oznaczony ju偶 by艂 na mapach — pro-
roczych, jasnowidz膮cych mapach, kt贸re nigdy jeszcze nie
omyli艂y si臋 i nie zawiod艂y; odno艣ne rozkazy wydane
zosta艂y szefom korpus贸w. Lecz z艂udn膮 by艂a stanowczo艣膰
cesarza, pozorny spok贸j jego i ufno艣膰 we w艂asne si艂y;
kry艂 si臋 pod nimi jego b贸l z powodu utraty Moskwy.
Tote偶 Berthier, zw艂aszcza za艣 Bessi膷res przekonali go
bez trudu, 偶e zar贸wno sp贸藕niona pora roku, jak fatalne
drogi i ca艂kowity brak fura偶u oraz 偶ywno艣ci uniemo偶-
liwia艂y tak odleg艂膮 i niebezpieczn膮 ekspedycj臋.
Jednocze艣nie dosz艂y cesarza wie艣ci, 偶e Kutuzow, cofa-
j膮cy si臋 dot膮d na wsch贸d, zwr贸ci艂 si臋 nagle ku po艂ud-
niowi i stan膮艂 mi臋dzy Moskw膮 a Ka艂ug膮. W my艣l argu-
ment贸w Berthiera i Bessi膷res'a wiadomo艣膰 ta nagli艂a do
natychmiastowego po艣cigu cz臋艣ciowo rozbitej armii
rosyjskiej; nale偶a艂o bowiem os艂oni膰 prawy nasz flank i
nasz膮 lini臋 operacyjn膮, zaj膮膰 Ka艂ug臋 i Tu艂臋 — spichlerz i
arsena艂 Rosji, wreszcie zapewni膰 sobie odwr贸t, kr贸tsz膮 i
bezpieczniejsz膮 drog膮 na Smole艅sk i Litw臋.
Pojedynczy jaki艣 g艂os doradza艂 odwr贸t na Witebsk i
Po艂ock, gdzie Rosjanami dowodzi艂 Wittgenstein.
Wobec wszystkich tych projekt贸w Napoleon waha si臋,
chmurny, niezdecydowany. U艣miecha mu si臋 jedynie
plan zdobycia Petersburga. Odsuwa natomiast wszelkie
inne projekty, zgodnie nak艂aniaj膮ce go do jak najrych-
lejszego odwrotu. Za 偶adn膮 cen臋 nie chce przyzna膰 si臋 w
oczach 艣wiata do pope艂nionej omy艂ki.
Pozosta艂a niespe艂na trzecia cz臋艣膰 olbrzymiej armii
cesarskiej i trzecia cz臋艣膰 prastarej stolicy. Ocala艂 Kreml i
osoba cesarza, nie umniejszy艂a si臋 w niczym s艂awa or臋偶a
francuskiego. W mniemaniu, niestety b艂臋dnym! 偶e
zjednoczone imiona Napoleona i Moskwy, jednakowo
wielkie i pot臋偶ne, dokona膰 powinny chlubnie rozpocz臋-
tego dzie艂a, cesarz postanawia powr贸ci膰 na Kreml, kt贸-
rego strzeg艂 i broni艂 batalion gwardii cesarskiej.
Ob贸z. kt贸ry przeby膰 musia艂 cesarz, d膮偶膮c ku Kremlowi,
dziwaczny przedstawia艂 widok. W szczerym polu na
b艂otnistej, rozmok艂ej r贸wninie pali艂y si臋 ogniska, podsy-
cane mahoniowymi meblami, szcz膮tkami z艂oconych
drzwi i ram okiennych. Doko艂a tych ognisk na pod艣ci贸艂ce
z wilgotnej s艂omy, sk膮po nakrytej deskami, na poz艂o-
cistych fotelach i kanapach, l艣ni膮cych at艂asem lub aksa-
mitem — siedzieli lub le偶eli oficerowie i 偶o艂nierze, ob-
darci, obryzgani b艂otem, czarni od dymu i sadzy. Pod
stopami ich wala艂y si臋 zwoje szal贸w kaszmirowych, naj-
cenniejszych futer syberyjskich, perskich brokateli i tyf-
tyk贸w; pi臋trzy艂y si臋 stosy srebrnych p贸艂misk贸w, talerzy,
na kt贸rych nie by艂o nic krom ciemnych, w popiele pie-
czonych podp艂omyk贸w i na wp贸艂 surowej, krwi膮 ocie-
kaj膮cej koniny: dziwne po艂膮czenie dostatku i g艂odu,
bogactwa i trudu, przepychu i n臋dzy.
Mi臋dzy obozem a miastem snu艂y si臋 gromady 偶o艂nie-
rzy, kt贸rzy b膮d藕 to sami d藕wigali bogate 艂upy, b膮d藕 te偶
poganiali przed sob膮 rosyjskich muzyk贸w, ob艂adowa-
nych jak juczne zwierz臋ta plonem kradzie偶y i rabunku.
Po偶ar wygna艂 bowiem z kryj贸wek blisko dwadzie艣cia
tysi臋cy mieszka艅c贸w, kt贸rzy nie mogli zdecydowa膰 si臋
na opuszczenie miasta. Niekt贸rzy z nich, zar贸wno m臋偶-
czy藕ni, jak i kobiety — ch臋dogo i dostatnio ubrani —
nale偶eli snad藕 do sfery kupieckiej. Strzeg膮c resztek oca-
lonego mienia, schronili si臋 pod os艂on臋 francuskich bi-
wak贸w i 偶yli czas jaki艣 pospo艂u z naszymi 偶o艂nierzami,
faworyzowani przez jednych, tolerowani lub te偶 igno-
rowani przez drugich.
Za ich przyk艂adem posz艂y lu藕ne oddzia艂y rosyjskie,
licz膮ce og贸艂em prawie dziesi臋膰 tysi臋cy ludzi. W ci膮gu
kilku dni b艂膮kali si臋 w艣r贸d nas, przez nikogo nie kr臋-
powani, niekt贸rzy nawet uzbrojeni. 呕o艂nierze nasi spo-
gl膮dali na nich bez gniewu i bez zawi艣ci, nie zdradzaj膮c
偶adnych nieprzyjaznych zamiar贸w, b膮d藕 to dlatego, 偶e
uwa偶ali wojn臋 za uko艅czon膮, b膮d藕 te偶 z tego powodu, 偶e
Francuzi, z natury niefrasobliwi i mi艂osierni, nie chcieli
ju偶 widzie膰 w nich wrog贸w. Ognie biwak贸w naszych
ogrzewa艂y zar贸wno Rosjan, jak Francuz贸w, jednoczy艂y
ich wsp贸lne wyprawy w celach kradzie偶y i rabunku
P贸藕niej dopiero, gdy zmniejszy艂 si臋 nie艂ad, gdy wodzo-
wie zorganizowali rabunek jako normalny 艣rodek zaopa-
trywania si臋 w 偶ywno艣膰 i fura偶, zauwa偶ono niezwyk艂膮
liczb臋 maruder贸w rosyjskich. Wyszed艂 w贸wczas rozkaz
wzi臋cia ich do niewoli, lecz nim rozkaz spe艂niono, blisko
osiem tysi臋cy Rosjan zdo艂a艂o umkn膮膰. Wkr贸tce mieli艣my
ju偶 z nimi walczy膰.
Dziwniejszy jeszcze i smutniejszy widok przedstawia艂o
miasto, a raczej zw臋glone szcz膮tki olbrzymiej stolicy.
Gdzieniegdzie tylko widnia艂y samotne domy, cudem
nieledwie ocala艂e. Przykra wo艅 spalenizny unosi艂a si臋 w
powietrzu. Jak okiem dojrze膰 — wsz臋dzie stosy
dymi膮cych jeszcze zgliszcz, wsz臋dzie gruzy i popi贸艂;
lini臋 plac贸w i ulic oznacza艂y jedynie na wp贸艂 rozwalone
艣ciany lub stercz膮ce tu i 贸wdzie smuk艂e filary pa艂acowe.
Na przedmie艣ciach tu艂a艂y si臋 w艣r贸d rumowisk gro-
madki m臋偶czyzn i kobiet — poblad艂e, wyn臋dznia艂e, w
brudnej, na po艂y spalonej odzie偶y. Jedni rozkopywali po
ogrodach grz膮dki, szukaj膮c jakichkolwiek jarzyn —
marchwi lub burak贸w; inni do sp贸艂ki z krukami szar-
pali resztki pozostawionej przez wojsko padliny; inni
wreszcie — mimo ch艂odu — wy艂awiali z nurt贸w Mos-
kwy ziarno, rzucone do rzeki z rozkazu Rostopczyna, i
po偶erali je 艂apczywie, chocia偶 sfermentowane ju偶 by艂o i
st臋ch艂e.
Ca艂a armia nasza, wszystkie bez wyj膮tku pu艂ki, roz-
pierzch艂a si臋 po mie艣cie. Cesarz napotyka艂 co chwila od-
dzia艂y maruder贸w, mniej lub wi臋cej ob艂adowanych, albo
ha艂a艣liwe zbiegowiska 偶o艂nierzy, t艂ocz膮cych si臋 przed
piwnicznymi oknami lub u wr贸t pa艂ac贸w, ko艣cio艂贸w i
bogatych sklep贸w, kt贸re usi艂owano otworzy膰, nim je
zaatakuje ogie艅.
Wsz臋dzie wala艂y si臋 szcz膮tki wszelkiego rodzaju mebli,
pot艂uczonych i pogruchotanych: wyrzucono je przez
okna, aby ocali膰 przed po偶arem. Wsz臋dzie bogate tka-
niny, przedmioty sztuki i zbytku — przez kapry艣nego
zostawione 偶o艂nierza. 呕o艂nierze bowiem z zasady rabuj膮
wszystko, wszystko zabieraj膮, nie bacz膮c, czy istotnie
wszystko b臋d膮 mogli ud藕wign膮膰. P贸藕niej za艣 zm臋czeni,
pod nadmiernym uginaj膮c si臋 brzemieniem, zostawiaj膮
po drodze przewa偶n膮 cz臋艣膰 zrabowanych bogactw.
Place i ulice, podobnie jak obozy, wygl膮da艂y niby ol-
brzymi targ. W艣r贸d i艣cie jarmarcznego zgie艂ku i wrzawy
wymieniano rzeczy zb臋dne na konieczne; najrzadsze,
najcenniejsze przedmioty sprzedawane by艂y za p贸艂 dar-
mo; inne, mniej warto艣ciowe, za drogie kupowano pie-
ni膮dze. Szczeg贸lniej z艂oto, 艂atwiejsze do ukrycia i prze-
niesienia, ch臋tnych znajdowa艂o nabywc贸w. Na stosach
pi臋trz膮cych si臋 skrzy艅 z cukrem i kaw膮, na beczkach
najlepszych win i likier贸w siedzieli 偶o艂nierze, radzi
sprzedawa膰 kosztowny sw贸j towar za bochenek czers-
twego chleba. Niekt贸rzy spo艣r贸d nich, g艂odem wycie艅-
czeni, oszo艂omieni w贸dk膮, staczali si臋 w hucz膮ce tu偶
obok p艂omienie i gin臋li w艣r贸d ognia i dymu.
Wszelako wi臋kszo艣膰 uratowanych wraz z dobytkiem
dom贸w i pa艂ac贸w, przeznaczona na kwatery dla oficer贸w
i generalicji wy艂膮czona zosta艂a z og贸lnego rabunku.
Wszyscy spogl膮dali ze smutkiem na ogrom katastrofy, na
n臋dz臋 i rozprz臋偶enie naszych szereg贸w. Wprawdzie kilka
wybitnych jednostek spotka艂o si臋 nast臋pnie z zarzutem
zbyt gorliwego gromadzenia cennych pami膮tek i
zabytk贸w, lecz by艂o ich tak niewiele, 偶e zarzut ten nie
mo偶e 偶adn膮 miar膮 stosowa膰 si臋 do og贸艂u. Wojna by艂a dla
tych ludzi t膮 nami臋tno艣ci膮, kt贸ra zag艂u-
sza wszystkie inne. Lekkomy艣lni — lecz nie chciwi, nie
zach艂anni — brali wszystko, a偶eby wszystko rozda膰,
s膮dz膮c, 偶e przelan膮 krwi膮 hojnie za wszystko zap艂acili.
W艣r贸d chaosu tego i rozprz臋偶enia po raz wt贸ry wje偶-
d偶a艂 Napoleon do Moskwy. Pocz膮tkowo patrzy艂 przez
palce na nadu偶ycia i rabunek w nadziei, 偶e staranne
przeszukiwanie gruz贸w i rumowisk nie b臋dzie bez-
owocne. Lecz gdy dowiedzia艂 si臋, 偶e nie艂ad wzrasta, 偶e
nawet stara gwardia idzie za przyk艂adem innych korpu-
s贸w, 偶e ch艂opi rosyjscy, kt贸rych 艣ci膮gn膮膰 kaza艂 z zapa-
sami 偶ywno艣ci i fura偶u, hojnie p艂ac膮c im za wszystko,
napadani s膮 i ograbiani przez zg艂odnia艂ych 偶o艂nierzy
naszych, gdy dowiedzia艂 si臋, 偶e niekt贸re pu艂ki przymie-
raj膮 g艂odem i ch艂odem, przemoc膮 wydzieraj膮 ka偶dy nie-
mal k臋s chleba, 偶e istniej膮ce jeszcze sk膮pe zapasy trwo-
nione s膮 przez bandy rabusi贸w — wyda艂 w贸wczas nader
surowe rozporz膮dzenie: gwardia ukarana zosta艂a czasowo
aresztem; opr贸偶niono cerkwie, zaj臋te dotychczas przez
nasz膮 kawaleri臋, rabunek za艣 — zorganizowany na wz贸r
innych czynno艣ci s艂u偶bowych — powierzany by艂 kolejno
wszystkim korpusom. Postanowiono wreszcie zaj膮膰 si臋
losem licznych maruder贸w rosyjskich.
Lecz by艂o ju偶 poniewczasie. Maruderzy umkn臋li,
ch艂opi, zra偶eni i wyl臋kli, omijali ob贸z nasz z daleka;
znaczna cz臋艣膰 zapas贸w zosta艂a roztrwoniona. Prawda, 偶e
armia francuska niejednokrotnie dopuszcza艂a si臋 grzechu
marnotrawstwa, tutaj wszak偶e straszliwy po偶ar t艂umaczy
i usprawiedliwia wiele rzeczy. Jakkolwiek b膮d藕,
zaznaczy膰 nale偶y, 偶e rozprz臋偶enie trwa艂o kr贸tko i 偶e
zapanowa艂 niebawem dawny 艂ad i dawna karno艣膰.
Opuszczaj膮c Moskw臋, Kutuzow poci膮gn膮艂 za sob膮 Mu-
rata w stron臋 Ko艂omny a偶 do punktu, w kt贸rym rzeka
Moskwa przecina drog臋. Pod os艂on膮 nocy cofn膮艂 si臋
w贸wczas przez Podolsk mi臋dzy Moskw臋 a Ka艂ug臋. No-
cny ten poch贸d Rosjan, doko艂a p艂on膮cej stolicy, pos臋pny
by艂 i tajemniczy niby 艣redniowieczne misterium. Szli
cicho w 艂unach po偶ogi, kt贸ra coraz szersze zatacza艂a
kr臋gi, zalewaj膮c ognist膮 fal膮 ten o艣rodek handlu ro-
syjskiego, czczone sanktuarium wiary ojc贸w, kolebk臋
pot臋偶nego mocarstwa! Groz膮 i nienawi艣ci膮 gorza艂y
wszystkie oczy. W g艂uchym milczeniu szed艂 pu艂k za pu艂-
kiem, a w oddali hucza艂y p艂omienie, zawodzi艂 zimny,
jesienny wiatr. Od czasu do czasu tu i 贸wdzie wybucha艂
nagle krwawy s艂up ognia, o艣wietlaj膮c zakrzep艂e w b贸lu
twarze 偶o艂nierzy. Tylko oczy pali艂y si臋 wci膮偶 gro藕nym
blaskiem, l艣ni艂y 偶膮dz膮 zemsty za przypisywan膮 nam
zbrodni臋 — zemsty, kt贸ra wkr贸tce obj膮膰 mia艂a p艂omie-
niem ca艂e imperium i kt贸rej ofiar膮 pa艣膰 mia艂o tylu
Francuz贸w.
W owej uroczystej chwili Kutuzow zawiadamia cesarza
o utracie stolicy. Szlachetnie i stanowczo brzmi jego
o艣wiadczenie ,,偶e, chc膮c zachowa膰 urodzajne gubernie
po艂udniowe oraz 艂膮czno艣膰 z Tormasowem i Czyczago-
wem, zmuszony zosta艂 opu艣ci膰 Moskw臋, ale 偶e wyda艂 j膮
w r臋ce wrog贸w bez jej ludu, poniewa偶 jednak nar贸d, nie
ziemia, stanowi pa艅stwo, wsz臋dzie gdzie tylko znajdzie
si臋 lud rosyjski — tam jest Moskwa, tam ca艂e imperium".
Pod wp艂ywem 偶alu przyznaje w贸wczas: „偶e cios ci臋偶ki
jest i niezatarte zostawi 艣lady", nie traci wszak偶e otuchy i
wiary w przysz艂o艣膰: „Utrata Moskwy jest utrat膮 jednego
tylko miasta, ofiar膮, kt贸ra ocali膰 powinna kraj i nar贸d.
Pu艂ki nasze, rozlokowane wzd艂u偶 niezmiernie d艂ugiej
linii operacyjnej Francuz贸w, strzec b臋d膮 ka偶dego
poruszenia
wojsk
nieprzyjacielskich,
os艂aniaj膮c
zasobniejsze ziemie cesarstwa, u艂atwia膰 rozszerzenie i
uzupe艂nienie przetrzebionych kadr w armii naszej". 16
wrze艣nia donosi ju偶 cesarzowi: „偶e Napoleon niebawem
zmuszony b臋dzie wyrzec si臋 drogo okupionej zdobyczy".
呕a艂obna ta wiadomo艣膰 wstrz膮sn臋艂a do g艂臋bi sercem
Aleksandra. Lecz wbrew rachubom Napoleona, kt贸ry
liczy艂 niew膮tpliwie na s艂abo艣膰 ducha swojego rywala,
wbrew tajemnym obawom 艣wiatlejszych Rosjan, kt贸rzy
spogl膮dali z l臋kiem w stron臋 Petersburga, car zni贸s艂
m臋偶nie bolesny cios. M臋stwem i spokojem tchnie jego
proklamacja do narodu zwr贸cona: „Nie rozpaczy nam
trzeba, lecz czyn贸w, lecz odwagi i wytrwa艂o艣ci.
Opustosza艂a i spalona Moskwa, w kt贸rej nie ma nic,
krom gruz贸w i popio艂u — grobem b臋dzie dla Francuz贸w.
Olbrzymia, trzystotysi臋czna armia francuska, sk艂adaj膮ca
si臋 z ludzi wszelkich narodowo艣ci i wszelkich wyzna艅,
stopnia艂a ju偶 oto w po艂owie od ran, g艂odu i trud贸w.
Moskwa le偶y w gruzach, Napoleon wtargn膮艂 w g艂膮b
kraju, lecz ani jedna g艂owa nie pochyli艂a si臋 kornie do
jego st贸p".
„Wzrastaj膮ce z dniem ka偶dym si艂y nasze otaczaj膮 go
zewsz膮d; wszystkie drogi s膮 osaczone, strze偶one wszyst-
kie przej艣cia. A偶eby g艂odowej uj艣膰 艣mierci, nied艂ugo
zmuszony b臋dzie przedziera膰 si臋 przez zwarte szeregi
m臋偶nych 偶o艂nierzy naszych. Czy cofniemy si臋 w贸wczas
w oczach sprzyjaj膮cej nam Europy? ... Za艣wie膰my jej
przyk艂adem i chwalmy Pana nad Pany, kt贸ry obra艂 nas za
rycerzy cnoty i wolno艣ci!" Proklamacja ko艅czy艂a si臋
wezwaniem do Wszechmocnego.
Rozmaicie oceniaj膮 Rosjanie 贸wczesne zachowanie si臋
Kutuzowa i cesarza. Co do nas, to s膮dzi膰 mo偶emy na-
szych wrog贸w jedynie na podstawie fakt贸w. Ow贸偶 czyny
odpowiada艂y w zupe艂no艣ci wyrzeczonym s艂owom.
Towarzysze moi, b膮d藕my sprawiedliwi! Ofiara ca艂kowit膮
by艂a, bez zastrze偶e艅, bez niewczesnych 偶al贸w. A gdy
wybi艂a p贸藕niej godzina odwetu, 偶adnej nie 偶膮dali zap艂aty,
偶adnego
odszkodowania;
uszanowali
odwieczne
pami膮tki, gmachy i skarby nadsekwa艅skiej stolicy. Tote偶
imi臋 ich czyste jest, niczym nie skalane. Z chwil膮 gdy
cywilizacja przeniknie g艂臋biej to spo艂ecze艅stwo, nar贸d
rosyjski doczeka si臋 pe艂ni rozkwitu i, tak jak inne ludy,
krzepk膮 d艂oni膮 ujmie z kolei z艂ote ber艂o s艂awy!
Manewr Kutuzowa, podyktowany wahaniem lub chy-
tro艣ci膮, powi贸d艂 si臋 w zupe艂no艣ci. W ci膮gu trzech dni
Murat szuka艂 na pr贸偶no 艣lad贸w nieprzyjaciela. Tym-
czasem Rosjanie przestudiowali teren i odpowiednio
obwarowali si臋. Forpoczty rosyjskie bliskie ju偶 by艂y
Woronowa, jednej z najpi臋kniejszych w艂o艣ci hrabiego
Rostopczyna, gdy wymin膮艂 ich gubernator, stale towa-
rzysz膮cy teraz armii. 呕o艂nierze s膮dzili, 偶e ujrze膰 chce raz
jeszcze swoj膮 rezydencj臋, gdy nagle buchn臋艂y k艂臋by
czarnego dymu. Pa艂ac i zabudowania dworskie znik艂y im
z oczu.
Kto 偶y艂, rzuci艂 si臋 do ognia, lecz Roztopczyn nikomu
nie pozwoli艂 nic z tego ratowa膰. Z u艣miechem na ustach
spogl膮da艂 na wal膮cy si臋 przepyszny gmach, a gdy zosta艂y
jeno zgliszcza, pewn膮 d艂oni膮 nakre艣li艂 na wrotach
cerkiewnych nast臋puj膮ce znamienne s艂owa, kt贸re Fran-
cuzi z dr偶eniem p贸藕niej czytali: „Przez osiem lat upi臋-
ksza艂em ten pa艂ac i 偶y艂em w nim szcz臋艣liwie na 艂onie
rodziny. Dzisiaj poddani moi — tysi膮c siedemset dusz —
opuszczaj膮 chaty i ziemi臋, ja za艣 podpalam w艂asnor臋cznie
dom m贸j, aby艣cie go nie splugawili wasz膮 obecno艣ci膮.
Francuzi! zostawi艂em wam na 艂up dwa domy
w Moskwie oraz za p贸l miliona rubli ruchomo艣ci. Tutaj
znajdziecie tylko gruzy i popi贸艂!"
W pobli偶u Woronowa do艣cign膮艂 Murat armi臋 rosyjsk膮.
29 wrze艣nia pod Czerikowem dosz艂o do gwa艂townego
starcia. Szwadrony nasze chwia艂y si臋 ju偶 i ust臋powa艂y,
gdy nadci膮gn膮艂 ksi膮偶臋 Poniatowski na czele trzech ty-
si臋cy Polak贸w. Przy wsp贸艂udziale genera艂贸w Paszkow-
skiego i Kniaziewicza Poniatowski podj膮艂 bez w膮chania
walk臋 z dwudziestotysi臋cznym korpusem jazdy rosyj-
skiej. W ci膮gu kilku godzin Mi艂oradowicz usi艂owa艂 na
pr贸偶no zgnie艣膰 s艂abszego liczebnie nieprzyjaciela. M臋-
stwo i zr臋czna taktyka polskiego ksi臋cia unicestwi艂y
wreszcie ostatni i najwi臋kszy wysi艂ek genera艂a rosyj-
skiego. Zewsz膮d otoczony, bezbronny wskutek nag艂ego
upadku, Poniatowski skrzykn膮艂 czterdziestu je藕d藕c贸w i
ruszy艂 w skok na wroga, atakuj膮c kolumn臋 nieprzyja-
cielsk膮, pejczem wprawdzie, lecz z tak wielkim impetem,
偶e pod naporem ludzkich i ko艅skich piersi j臋艂y wkr贸tce
cofa膰 si臋 przestraszone i zdziwione szeregi rosyjskie.
Tymczasem po偶ar, wzniecony w nocy z 14 na 15
wrze艣nia, chwilowo opanowany, szala艂 nast臋pnie bez
przerwy 16, 17 i 18: przygasa膰 zacz膮艂 19, usta艂 za艣 ca艂-
kowicie nazajutrz, 20 wrze艣nia. Tego偶 dnia Napoleon,
kt贸ry uszed艂 by艂 z Kremla przed po偶oga, powr贸ci艂 do
pa艂acu car贸w. Pewnym b臋d膮c, 偶e odniesione przeze艅
zwyci臋stwo doda otuchy wyczerpanym i os艂abionym
pu艂kom naszym, 偶e ka偶dy bie偶y膰 b臋dzie do Moskwy,
zn臋cony urokiem bogatych 艂up贸w, nie zaznanych jeszcze,
a silnych wra偶e艅, zw艂aszcza za艣 urokiem promiennej
s艂awy tego. kt贸ry podbi艂 ca艂膮 niemal Europ臋, kt贸ry tutaj
nawet, w艣r贸d zgliszcz i gruz贸w, gorza艂 jak morska
latarnia na samotnej skale — oczekiwa艂 aplauzu wszyst-
kich lud贸w Europy, oczekiwa艂 nadej艣cia zap贸藕nionych
konwoj贸w, 艣wie偶ych posi艂k贸w i t艂umu wlok膮cych si臋 za
wojskiem maruder贸w.
Dwukrotnie wszelako, 22 i 28 wrze艣nia, listy d膮偶膮cego
za Kutuzowem Murata o ma艂o co nie sk艂oni艂y cesarza do
opuszczenia Kremla, gdy偶 zapowiada艂y bitw臋. Lecz tak
w jednym, jak i w drugim wypadku, przygotowane ju偶 na
pi艣mie rozkazy zosta艂y spalone. Uwa偶aj膮c snad藕 wojn臋
za uko艅czon膮, cesarz wygl膮da艂 z dnia na dzie艅
odpowiedzi z Petersburga. Czy偶 teraz, w Moskwie, mia艂-
by mniejszy wp艂yw na Aleksandra? Poza tym wspo-
min膮艂 ustawicznie dawne czasy, Tyl偶臋 i Erfurt, jak
wszyscy wybra艅cy losu z przedziwnym uporem 艂udzi艂
si臋, 偶e spe艂nione b臋d膮 wszystkie jego 偶yczenia.
Posiada艂 zreszt膮 w najwy偶szym stopniu zdolno艣膰 do-
wolnego przerywania najbardziej skupionej refleksji,
najsmutniejszych my艣li. Wola g贸rowa艂a w nim zawsze
nad wyobra藕ni膮. R贸wnie dobrze panowa艂 nad samym
sob膮, jak nad drugimi.
Lecz cho膰 up艂yn臋艂o ju偶 jedena艣cie dni. 偶adna nie na-
desz艂a odpowied藕. Aleksander milcza艂, Napoleon wci膮偶
艂udzi艂 si臋, 偶e uporem i wytrwa艂o艣ci膮 pokona s艂abszego
przeciwnika. Traci艂 tym sposobem drogocenny czas,
dozwalaj膮c Rosjanom ponownie zorganizowa膰 si臋 i do
dalszej przygotowa膰 walki.
Od tej chwili — bardziej jeszcze ani偶eli w Witebsku —
ca艂a dzia艂alno艣膰, wszystkie rozporz膮dzenia cesarza
zwiastuj膮 Rosjanom, 偶e pot臋偶ny ich wr贸g zamierza osie-
dli膰 si臋 w centrum ich pa艅stwa. Szcz膮tki spalonej Mos-
kwy otrzymuj膮 intendenta i w艂adze miejskie. Wydany
zostaje rozkaz zaprowiantowania armii na zim臋. W ru-
inach powsta膰 ma teatr, obsadzony pierwszorz臋dnymi
si艂ami sceny paryskiej. W艂oski 艣piewak usi艂uje wskrzesi膰
w ponurych murach Kremla 艣wietne zebrania Tuileries.
艢rodki te podej艣膰 mia艂y i u艣pi膰 czujno艣膰 rz膮du rosyj-
skiego.
Niebawem jednak cesarz zdaje sobie spraw臋, 偶e rz膮d
ten, nawyk艂y do panowania nad ciemnym i oszukiwanym
narodem, podej艣膰 si臋 nie da. Min臋艂y tymczasem ostatnie
dni wrze艣nia, rozpoczyna艂 si臋 pa藕dziernik, a wraz z nim
zimna i s艂otna jesie艅. Zirytowany milczeniem
Aleksandra, po bezsennej, niespokojnej nocy, rankiem 3
pa藕dziernika przywo艂a膰 kaza艂 genera艂贸w swoich i mar-
sza艂k贸w. ,,Chod藕cie — rzek艂 — zaznajomi膰 si臋 z nowym
moim planem. Ksi膮偶臋 Eugeniuszu, prosz臋 czyta膰!
(Wszyscy s艂uchaj膮.) Trzeba spali膰 szcz膮tki Moskwy i
przez Twer ruszy膰 na Petersburg, dok膮d pod膮偶y za nami
Macdonald! Murat i Davout tworzy膰 b臋d膮 tyln膮 stra偶!"
Rzek艂szy to, ogarn膮艂 pa艂aj膮cym wzrokiem milcz膮cych i
zdumionych genera艂贸w. Wszystkie twarze ch艂odne by艂y i
niewzruszone, zaci艣ni臋te wszystkie usta.
Podniecaj膮c si臋 w贸wczas, a偶eby innych porwa膰 i roz-
p艂omieni膰, zawo艂a艂: „Czy偶by istotnie brak艂o ju偶 w du-
szach waszych ognia i zapa艂u? Czy kiedykolwiek
dokona艂 kto wi臋kszego czynu? Obecnie tylko taka
zdobycz jest
nas godna! Jak偶e偶 niezmierna otoczy nas chwa艂a, co
powie 艣wiat ca艂y, dowiedziawszy si臋, 偶e w przeci膮gu
trzech miesi臋cy zdobyli艣my dwie najwi臋ksze stolice P贸艂-
nocy?"
Lecz Davout i Daru zgodnie przeciwstawili mu „sp贸藕-
nion膮 por臋 roku, g艂贸d oraz bezludn膮, z wszelkich za-
sob贸w ogo艂ocon膮 drog臋".
Podobno przedstawili w贸wczas cesarzowi kilka innych
plan贸w i projekt贸w; by艂 to wszak偶e pr贸偶ny trud, gdy偶
geniusz Napoleona tak wysoko szybowa艂, 偶e 偶adne argu-
menty ani perswazje nie by艂yby go powstrzyma艂y, gdyby
istotnie powzi膮艂 by艂 stanowcz膮 decyzj臋 rozpocz臋cia
nowych krok贸w wojennych. Lecz plan pochodu na Pe-
tersburg by艂 jeno gniewnym porywem, odruchem za-
dra艣ni臋tej mi艂o艣ci w艂asnej wobec przypuszczalnego faktu
wyrzeczenia si臋, w obliczu ca艂ej Europy, wspania艂ej,
drogo okupionej zdobyczy.
Przede wszystkim za艣 by艂 gro藕b膮, kt贸ra przestraszy膰
mia艂a zar贸wno swoich, jak wrog贸w, i doprowadzi膰 do
negocjacji. Przedstawicielem cesarza mia艂 by膰 hrabia
Caulaincourt. Darzony szczeg贸lniejszymi wzgl臋dami
Aleksandra, on tylko spo艣r贸d dworak贸w Napoleona m贸g艂
mie膰 jaki艣 wp艂yw na cara; lecz od kilku miesi臋cy — jako
jeden z gor臋tszych przeciwnik贸w tocz膮cej si臋 kampanii
— stale odsuwany by艂 przez cesarza od poufnych narad i
dyskusji.
Do Caulaincourta wszelako odwo艂a艂 si臋 Napoleon w
owej krytycznej chwili. Sam na sam z wielkim koniu-
szym, d艂ugo waha艂 si臋 i chodzi艂 wzd艂u偶 i wszerz sali,
zmagaj膮c si臋 z w艂asn膮 niepohamowan膮 dum膮 i pych膮. W
ko艅cu j膮艂 m贸wi膰, ale w g艂osie jego by艂a pogr贸偶ka.
Chcia艂, aby 偶膮dano od niego pokoju tak, jakby on 艂aska-
wie si臋 na艅 godzi艂. Po paru prawie niezrozumia艂ych zda-
niach, rzek艂:
„Mam zamiar wyruszy膰 niebawem na Petersburg.
Wiem, 偶e zmartwi pana zniszczenie tej drugiej z rz臋du
stolicy. Rosja powstanie w贸wczas przeciwko cesarzowi,
uknuty zostanie spisek i cesarz padnie z r臋ki sprzysi臋-
偶onych. 艢mier膰 jego wielkim b臋dzie nieszcz臋艣ciem tak
dla Rosji, jak dla Francji, gdy偶 charakter Aleksandra
odpowiada nam w zupe艂no艣ci i nikt inny nie m贸g艂by
zasi膮艣膰 na tronie rosyjskim z r贸wn膮 dla nas korzy艣ci膮.
A偶eby przeto zapobiec katastrofie, pragn臋, panie hrabio,
wys艂a膰 ci臋 do Petersburga."
Lecz wbrew najelementarniejszym zasadom pochleb-
stwa, wierny przekonaniom swoim, ksi膮偶臋 Vicenzy od-
par艂: „呕e preliminaria te 偶adnych nie dadz膮 wynik贸w; 偶e
dop贸ki ostatni 偶o艂nierz francuski nie opu艣ci terytorium
rosyjskiego, Aleksander nie zaakceptuje 偶adnej propo-
zycji; 偶e Rosjanie zdaj膮 sobie spraw臋 z tego, i偶 w owej
porze roku przewaga jest po ich stronie: 偶e nadto ne-
gocjacje takie by艂yby szkodliwe, bo k艂ad膮c nacisk na
zawarcie pokoju, ods艂oni艂yby nieprzyjacielowi istot臋
smutnego naszego po艂o偶enia".
Doda艂: „偶e im znaczniejsz膮 b臋dzie osoba wys艂a艅ca ce-
sarskiego, tym wi臋kszy ujawni niepok贸j: 偶e wobec tego
on, Caulaincourt, najzupe艂niej nieodpowiedni jest, tym
bardziej 偶e jako przedstawiciel cesarza i Francji z g贸ry
przekonany by艂by o bezu偶yteczno艣ci powierzonej mu
misji". Cesarz zawo艂a艂 wtedy z gniewem: „Wy艣l臋 wi臋c
Lauristona!"
Lauriston upewnia, 偶e na r贸wni z Caulaincourtem
przeciwny by艂 rozpoczynaniu jakichkolwiek uk艂ad贸w,
doradzaj膮c natomiast, bez 偶adnej zw艂oki, odwr贸t w kie-
runku Ka艂ugi. Napoleon, zirytowany, odpar艂 z gorycz膮:
„呕e lubi tylko proste plany i proste drogi; 偶e szlak,
kt贸rym przyby艂 do Moskwy, najprostszym jest, lecz 偶e
nie p贸jdzie nim, dop贸ki nie zawrze korzystnego pokoju''.
Wskazuj膮c nast臋pnie na przygotowany list do cesarza
Aleksandra, poleci艂 Lauristonowi, aby wyjedna艂 sobie u
Kutuzowa odpowiednie glejty. W ko艅cu za艣 rzek艂 z na-
ciskiem: „Pragn臋 pokoju, koniecznie, za wszelk膮 cen臋!
Generale, wyjd藕 jeno z honorem!"
5 pa藕dziernika dotar艂 Lauriston do forpoczt贸w rosyj-
Bennigsen i Wo艂ko艅ski, adiutant cesarza. Wilson twier-
dzi, 偶e oficerowie i genera艂owie rosyjscy, obawiaj膮c si臋
skich. Wojna chwilowo usta艂a; genera艂owi udzielono 偶膮-
danej audiencji. Lecz zamiast Kutuzowa zjawi艂 si臋 tylko
starczej niemocy naczelnego wodza, tak g艂o艣no poma-
wiali go o zdrad臋, 偶e Kutuzow nie 艣mia艂 wprost opu艣ci膰
zajmowanej przez si臋 kwatery.
Instrukcje dane Lauristonowi, nakazywa艂y mu poro-
zumiewa膰 si臋 li tylko z samym Kutuzowem. Odrzuci艂
wi臋c ze wzgardliw膮 dum膮 wszelkie po艣rednictwo, a ko-
rzystaj膮c ze sposobno艣ci, aby przerwa膰 negocjacje, kt贸-
rym by艂 przeciwny, usun膮艂 si臋, mimo nalegania i per-
swazji Wo艂ko艅skiego. Nazajutrz wraca膰 mia艂 do
Moskwy. Napoleon, ura偶ony i zirytowany, niew膮tpliwie
by艂by
wyruszy艂 w贸wczas przeciw nie uzupe艂nionej jeszcze i nie
wy膰wiczonej armii rosyjskiej, by艂by rozni贸s艂 j膮 i zmusi艂
Kutuzowa do zawarcia pokoju. W razie za艣 mniej de-
cyduj膮cej Wiktorii by艂by m贸g艂 cofa膰 si臋 spokojnie na
zach贸d ku zapasowym pu艂kom naszej rezerwy.
Na nieszcz臋艣cie, Bennigsen po艣pieszy艂 prosi膰 Murata o
wsp贸艂udzia艂 w negocjacjach. Lauriston wyjazd odroczy艂.
Szef sztabu rosyjskiego — zr臋czniejszy jako dyplomata
ani偶eli jako w贸dz — postanowi艂 usidli膰 艣wie偶o
upieczonego kr贸la pochlebstwem i okazywanym mu
uwielbieniem; wzi膮艂 go na lep s艂odkich s艂贸wek, kt贸re
tchn臋艂y przesytem wojny i nadziej膮 rych艂ego pokoju.
Murat wreszcie znu偶ony nie ustaj膮c膮 wrzaw膮 wojenn膮,
pe艂en troski o dalsze losy kampanii i, jak m贸wi膮, o sw贸j
tron, skoro nie m贸g艂 spodziewa膰 si臋 lepszego, bez trudu
dozwoli艂 usidli膰 si臋, zwie艣膰 i oszuka膰.
Bennigsen przekona艂 r贸wnocze艣nie Kutuzowa i Murata.
Mimo sp贸藕nionej pory zawiadomi艂 Lauristona, i偶 otwarta
jest dla niego droga do kwatery naczelnego wodza, kt贸ry
mia艂 go oczekiwa膰 o p贸艂nocy. Konferencja rozpocz臋艂a si臋
do艣膰 burzliwie. Dotkni臋ty natarczywo艣ci膮 Wo艂ko艅skiego
i Konownicyna, Lauriston za偶膮da艂 rozmowy bez
艣wiadk贸w. Po kr贸tkim wahaniu przyj臋to ten warunek.
Lauriston przedstawi艂 wtedy Kutuzowowi cel swojego
przybycia i prosi艂 go o udzielenie mu odpowiednich
glejt贸w na drog臋 do Petersburga. Kutuzow odrzuci艂
wprawdzie pro艣b臋, zas艂aniaj膮c si臋 zupe艂n膮 w tym kie-
runku niekompetencj膮, zaproponowa艂 natomiast, aby
wys艂a膰 do Petersburga ksi臋cia Wo艂ko艅skiego z listem od
Napoleona. A偶 do powrotu ksi臋cia trwa膰 mia艂o czasowe
zawieszenie broni. Propozycji tej towarzyszy艂y wyrazy
szczerej, rzekomo, 偶yczliwo艣ci, powtarzane nast臋pnie
przez wszystkich genera艂贸w i wy偶szych oficer贸w
rosyjskich.
Niebawem jednak przekonali艣my si臋, jak dalece fa艂-
szywa by艂a owa 偶yczliwo艣膰. Rosjanie podeszli zar贸wno
Murata, jak cesarza. Uradowany przebiegiem negocjacji,
艂atwowierny wskutek nadmiaru z艂udze艅 czy te偶 mo偶e
zniech臋cenia i rozpaczy, pragn膮c uciszy膰 wewn臋trzny
niepok贸j i miotaj膮c膮 nim rozterk臋, Napoleon przywo艂a膰
kaza艂 wszystkich genera艂贸w i triumfalnie o艣wiadczy艂 im,
偶e pok贸j wkr贸tce zostanie zawarty.
Nie podoba艂o mu si臋 tylko proponowane przez Kutu-
zowa zawieszenie broni. Rozkaza艂 Muratowi zerwa膰 je
natychmiast, niemniej — dla nie znanych dotychczas
powod贸w — obustronnie wszelkich zaniechano utarczek.
A raczej zaniecha艂o ich jedynie czo艂o obu wrogich
sobie kolumn. Dziwaczne to armistycjum, kt贸re zarwa膰
mo偶na by艂o co dnia za trzygodzinnym wypowiedzeniem,
nie obowi膮zywa艂o ani flank贸w, ani ty艂贸w armii. Tak
przynajmniej interpretowali je Rosjanie. Ani jeden kon-
w贸j, ani jeden furgon z fura偶em lub zapasami 偶ywno艣ci
nie m贸g艂 przedosta膰 si臋 bez walki. Wojna trwa艂a wi臋c w
dalszym ci膮gu, toczy艂a si臋 wsz臋dzie, z wyj膮tkiem tych
w艂a艣nie punkt贸w, w kt贸rych or臋偶 nasz mia艂 najwi臋ksze
szans臋 powodzenia i przewagi.
Przez kilka pierwszych dni Murat dociera艂 ch臋tnie do
forpoczt贸w nieprzyjacielskich, ciesz膮c si臋 z dziecinn膮
nieogl臋dno艣ci膮 z podziwu, jaki wywo艂ywa艂 jego dziarski
wygl膮d, nieustraszona odwaga i kr贸lewska godno艣膰. Aby
tylko podtrzyma膰 te z艂udzenia, wodzowie rosyjscy nie
szcz臋dzili grzecznostek ani pochlebstw. Waleczny kr贸l
Neapolu rozkazywa膰 m贸g艂 zar贸wno rosyjskim, jak fran-
cuskim stra偶om; je偶eli spodoba艂 mu si臋 teren zaj臋ty przez
Rosjan, oni skwapliwie ust臋powali mu miejsca. Dow贸dcy
kozaccy posun臋li si臋 jeszcze dalej : udawali entuzjazm,
zapewniali, 偶e carem b臋dzie dla nich ten tylko, kto panuje
w Moskwie. Murat na chwil臋 uwierzy艂, 偶e nie zechc膮 ju偶
wi臋cej z nim walczy膰. Tak si臋 zagalopowa艂, 偶e Napoleon
czytaj膮c jego raporty, wo艂a艂: „Murat, kozacki kr贸l! Co za
bzdura!" Tak to ludziom, kt贸rym tyle si臋 ju偶 przydarzy艂o,
najdziwniejsze przychodzi艂y my艣li do g艂owy.
Co si臋 tyczy cesarza, kt贸ry nie da艂 si臋 oszuka膰, kr贸tko-
trwa艂膮 by艂a jego rado艣膰.
W rzeczy samej, dwa znaczne konwoje dosta艂y si臋
zn贸w w r臋ce nieprzyjacielskie: jeden przez niedbalstwo
komendanta, kt贸ry zastrzeli艂 si臋 z rozpaczy, drugi wsku-
tek pod艂o艣ci i tch贸rzostwa oficera, kt贸ry na surow膮 za-
s艂u偶ywszy kar臋, ocala艂 tylko dzi臋ki poczynaj膮cemu si臋
odwrotowi.
Ka偶dego ranka 偶o艂nierze nasi — kawaleria zw艂aszcza
— zmuszeni byli dalekie odbywa膰 wyprawy po co-
dzienn膮, sk膮p膮 straw臋. A poniewa偶 okolice Moskwy i
Winkowa wkr贸tce ogo艂ocone zosta艂y ze wszystkiego,
przeto wycieczki te z konieczno艣ci coraz dalsze by艂y i
coraz forsowniejsze. Ludzie i konie wracali wyczerpani
i os艂abieni, o ile wszyscy wr贸ci膰 zdo艂ali: ka偶d膮 bowiem
miar臋 偶yta i owsa, ka偶d膮 wi膮zk臋 siana zdobywa膰 trzeba
by艂o przemoc膮. Mno偶y艂y si臋 zasadzki, potyczki, straty.
Do walki wyst膮pili teraz ch艂opi. 艢mierci膮 karali tych
spo艣r贸d siebie, kt贸rych ciekawo艣膰 lub ch臋膰 zysku przy-
wiod艂a do naszego obozu z odrobin膮 偶ywno艣ci. Inni,
sprowadziwszy uprzednio kozak贸w, podpalali w艂asno-
r臋cznie chaty swoje i zabudowania, aby wygna膰 stamt膮d
naszych fura偶er贸w i wyda膰 ich na zgub臋.
Ch艂opi r贸wnie偶 zdobyli Werej臋, miasteczko, le偶膮ce w
pobli偶u Moskwy. Zamiar ten zrodzi艂 si臋 podobno w
umy艣le jednego z pop贸w miejscowych, kt贸ry przy
wsp贸艂udziale zbrojnych mieszka艅c贸w oraz otrzymanej od
Kutuzowa garstki wy膰wiczonego 偶o艂nierza rankiem 10
pa藕dziernika przypu艣ci膰 kaza艂 z jednej strony do sza艅c贸w
symulowany atak, podczas gdy sam wdziera艂 si臋 z drugiej
strony na wa艂y. Po kr贸tkiej walce miasteczko zosta艂o
zdobyte, a za艂oga wymordowana.
Wsz臋dzie zatem toczy艂a si臋 wojna: za nami, przed
nami, dooko艂a nas. Armia topnia艂a z dniem ka偶dym: z
dniem ka偶dym wzmaga艂o si臋 zuchwalstwo i przedsi臋-
biorczo艣膰 nieprzyjaciela. Podb贸j Rosji podzieli膰 mia艂,
niestety! los wielu innych r贸wnie 艣wietnych i wieko-
pomnych zdobyczy, kt贸re pr臋dzej czy p贸藕niej wymyka艂y
si臋 ze znu偶onej d艂oni zdobywcy.
Nawet niefrasobliwy, lekkomy艣lny Murat j膮艂 w ko艅cu
niepokoi膰 si臋 i z l臋kiem spogl膮da膰 w przysz艂o艣膰. Po艂owa
pozosta艂ych mu szcz膮tk贸w 艣wietnej niegdy艣 jazdy
wygin臋艂a w codziennych tych utarczkach. Na for-
pocztach, przy zetkni臋ciu si臋 z naszymi stra偶ami, ofice-
rowie rosyjscy — b膮d藕 to przez pych臋, b膮d藕 te偶 przez
nadmiern膮, brutaln膮 niemal szczero艣膰 — czarnymi barwy
malowali bliskie ju偶 podobno dni kl臋ski i niedoli.
Widniej膮ce w oddali tabuny p贸艂dzikich koni o d艂ugiej,
rozwianej grzywie 艣wiadczy膰 mia艂y o formowaniu si臋
licznych oddzia艂贸w jazdy, podczas gdy topnia艂y i gin臋艂y
resztki naszej kawalerii. W g艂臋bi linii nieprzyjacielskiej
nieustanny 艂oskot salw karabinowych zwiastowa艂 nam, 偶e
Rosjanie korzystaj膮 z chwilowego zawieszenia broni,
a偶eby wy膰wiczy膰 i obznajomi膰 ze s艂u偶b膮 zast臋py
rekrut贸w.
Cesarz 艣wiadom by艂 gro偶膮cego mu niebezpiecze艅stwa;
za wszelk膮 jednak cen臋 zachowa膰 pragn膮艂 bodaj z艂u-
dzenia. Lecz powoli wr贸ci艂 zn贸w niepok贸j, wr贸ci艂a wew-
n臋trzna rozterka i wzrasta艂a wci膮偶, ujawniaj膮c si臋 w
gniewnych i m艣ciwych rozporz膮dzeniach. W贸wczas to
ograbi膰 kaza艂 cerkwie Kremla z wszystkiego, co tylko
s艂u偶y膰 mog艂o Wielkiej Armii jako zwyci臋skie trofea.
„Przedmioty, przez samych Rosjan skazane na zag艂ad臋,
s艂usznie nale偶膮 do zwyci臋zc贸w na mocy podw贸jnego
prawa: zwyci臋stwa i po偶aru!"
Olbrzymi, poz艂ocisty krzy偶 z wie偶y cerkiewnej Wiel-
kiego Iwana — krzy偶, kt贸remu lud rosyjski szczeg贸l-
niejsz膮 oddawa艂 cze艣膰, z kt贸rym 艂膮czy艂y si臋, w my艣l
podania, losy monarchii — ozdobi膰 mia艂 kopu艂臋 parys-
kiego gmachu Inwalid贸w. Podczas gdy t艂um 偶o艂nierzy
pracowa艂 nad zdj臋ciem 艣wi臋tego znaku, 偶a艂obnym wian-
kiem otoczy艂y go wrony i kruki, kracz膮c tak rozg艂o艣nie,
tak uporczywie, 偶e Napoleon zm臋czony, zdenerwowany,
zauwa偶y艂 w ko艅cu: „Te czarne ptaszyska broni膰 chyba
chc膮 swojego krzy偶a!" Nikt nie wie, jakie my艣li, jakie
przeczucia gn臋bi艂y w owej chwili cesarza; wszyscy jed-
nak widzieli, 偶e smutny by艂 i cz臋sto wpada艂 w zadum臋.
Codzienne spacery oz艂ocone jesiennym s艂o艅cem, w kt贸-
rym on usi艂owa艂 dopatrzy膰 si臋 i innym ukaza膰 swoj膮
szcz臋艣liw膮 gwiazd臋, pot臋gowa艂y jego smutek: wsz臋dzie
g艂ucha, martwa cisza, wsz臋dzie zgliszcza i popio艂y, do-
oko艂a Moskwy pustynia, a za ni膮 nieznana dal w z艂o-
wrogim spowita milczeniu, kt贸re nasuwa艂o my艣l o jesz-
cze gro藕niejszym milczeniu Aleksandra. Odg艂os miaro-
wego st膮pania nielicznych patroli naszych, str贸偶uj膮cych u
wr贸t olbrzymiego tego grobowca, nie by艂 mocen wyrwa膰
cesarza z zadumy, z zakl臋tego koliska bolesnych
wspomnie艅 i bole艣niejszych jeszcze obaw o przysz艂o艣膰.
Bezsenne, trosk膮 brzemienne noce sp臋dza艂 sam na sam
z hrabi膮 Daru, na wsp贸lnych naradach nad groz膮 i
niebezpiecze艅stwem sytuacji.
Oceniaj膮c w贸wczas nale偶ycie urok nieomylno艣ci, kt贸ry
opromienia艂 go od szeregu lat, odrzuca艂 ze zgroz膮
wszelk膮 my艣l o odwrocie, o przyznaniu si臋 wobec Euro-
py do pope艂nionej omy艂ki. „Pierwszy krok wstecz b臋dzie
has艂em d艂ugoletniej, krwawej i morderczej walki!
Bezczynno艣膰 moja jest wi臋c uzasadniona. Czy偶 nie
wiem, 偶e pod wzgl臋dem strategicznym Moskwa 偶adnej
nie przedstawia warto艣ci? Posiada natomiast du偶e
znaczenie polityczne. Rz膮dz臋 tu nie jako genera艂, lecz
jako cesarz. W polityce nie nale偶y nigdy cofa膰 si臋, nigdy
do 偶adnego przyznawa膰 si臋 b艂臋du, nawet wtedy gdy b艂膮d
istotnie zosta艂 pope艂niony; mimo wszystko, wbrew
wszystkim i wszystkiemu trzeba d膮偶y膰 do celu."
Dlatego te偶 trzyma艂 si臋 pierwotnego planu z uporem,
kt贸ry by艂 niegdy艣 jego pierwszorz臋dn膮 zalet膮, w owej za艣
chwili najwi臋ksz膮 jego wad膮, straszn膮 pomy艂k膮.
Wzrastaj膮 tymczasem trudno艣ci, po艂o偶enie komplikuje
si臋 coraz bardziej. Armia pruska niepewnym jest sprzy-
mierze艅cem; wie艣ci z pewnego 藕r贸d艂a, jakie otrzyma艂
Berthier, zapowiadaj膮, 偶e armia austriacka cofnie si臋
r贸wnie偶 lada dzie艅. Kutuzow drwi sobie z nas. Cesarz
zdaje sobie z tego spraw臋, lecz bezsilny wobec wyj膮tko-
wych warunk贸w i okoliczno艣ci, nie mog膮c ani posun膮膰
si臋 w g艂膮b kraju, ani zosta膰 na d艂u偶ej w Moskwie, ani te偶
cofn膮膰 si臋 wstecz, pod wp艂ywem najr贸偶niejszych,
cz臋stokro膰 sprzecznych uczu膰 i refleksji — odk艂ada z
dnia na dzie艅 stanowczy moment powzi臋cia decyzji.
List cesarza wr臋czony Lauristonowi odej艣膰 mia艂 6 pa藕-
dziernika, nie nale偶a艂o wi臋c spodziewa膰 si臋 odpowiedzi
przed 20 tego偶 miesi膮ca. Mimo wszystko zatem, mimo
ca艂ej grozy po艂o偶enia — duma Napoleona, najistotniejsze
zasady jego polityki, a mo偶e i stan zdrowia, nak艂ania艂y go
do obrania najniebezpieczniejszej drogi, do bezcelowego
wyczekiwania na niepewn膮, zwodnicz膮 odpowied藕. Daru
pospo艂u z innymi oficerami szuka艂 na pr贸偶no dawnych
cech
cesarskiego
geniuszu,
dawnej
zdolno艣ci
natychmiastowego decydowania si臋, dawnej energii i
si艂y; wszyscy zgodnie krytykowali zawzi臋t膮 wytrwa艂o艣膰
cesarza, kt贸ra spowodowa膰 mia艂a upadek jego, tak jak
wynios艂a go niegdy艣 na wy偶yny tronu.
Wszelako wobec niezwykle utrudnionej i skompliko-
wanej sytuacji, zar贸wno militarnej, jak politycznej, wo-
bec 偶elaznej, nieust臋pliwej woli cesarza w膮tpliwym by艂o
rych艂e wyrzeczenie si臋 zamiaru, powzi臋tego jeszcze w
Witebsku.
Duch o偶ywiaj膮cy armi臋 podtrzymywa艂 nadzieje i pra-
gnienia Napoleona. Wi臋kszo艣膰 oficer贸w jak najlepszej
by艂a my艣li. Pro艣ci za艣 szeregowcy, dla kt贸rych chwila
obecna jest wszystkim, kwintesencj膮 ca艂ego 偶ycia, za-
chowali najcenniejsz膮 zalet臋 偶o艂nierza: rubaszn膮, 艣mie-
chem d藕wi臋cz膮c膮 niefrasobliwo艣膰. Wprawdzie nagrody,
kt贸rych nie sk膮pi艂 im cesarz, hojn膮 d艂oni膮 rozdaj膮cy przy
codziennych rewiach krzy偶e i awanse, przyjmowane by艂y
z niezwyk艂膮, na po艂y smutn膮, na po艂y radosn膮 powag膮, bo
kry艂y w sobie gro藕b臋, a luki w sze-
regach jeszcze krwawsze; wprawdzie wychodz膮c z Wilna
wielu pozby艂o si臋 zimowego ekwipunku, aby ob艂adowa膰
si臋 偶ywno艣ci膮, a w ci膮gu forsownych marsz贸w, licznych
bitew i potyczek — podar艂o si臋 odzienie, buty posz艂y w
strz臋py i niejeden 偶o艂nierz obdarty by艂 i bosy, lecz mimo
wszystko, mimo ca艂ej n臋dzy swojej, z dumnie
podniesion膮 g艂ow膮, prezentuj膮c b艂yszcz膮c膮 bro艅 — starali
si臋 ukry膰 przed cesarzem dziury i 艂aty. Na dziedzi艅cu
prastarego pa艂acu, osiemset mil od ojczyzny, po tylu
nadludzkich niemal trudach, pozbawieni wszystkich
wyg贸d, cz臋stokro膰 g艂odni — usi艂owali zado艣膰uczyni膰
wymogom 偶o艂nierskiej godno艣ci, utrzyma膰 wszystko w
nale偶ytym, wzorowym porz膮dku; chcieli budzi膰 podziw,
cz艂owiek bowiem dumny jest najbardziej z tego, co z
najwi臋kszym zdobywa wysi艂kiem.
Cesarz udawa艂, 偶e nic nie widzi, 偶e nie domy艣la si臋
nawet tych wzruszaj膮cych fortel贸w; do ostatniej chwili
nie chcia艂 traci膰 nadziei. Lecz gdy pierwsze spad艂y 艣niegi,
wobec straszliwej rzeczywisto艣ci rozwia艂y si臋 wszystkie
z艂udzenia. Zrozumia艂 wreszcie, 偶e odwr贸t jest nie-
unikniony, a cho膰 z ust jego nie pad艂y jeszcze s艂owa
rozkazu, cho膰 nic nie zdawa艂o si臋 zapowiada膰 bliskiego
wymarszu, powtarzano i komentowano w obozie ostatnie
rozporz膮dzenia cesarskie, dotycz膮ce zimowych le偶y i jak
najrychlejszej wysy艂ki ranionych. I tym razem Napoleon
w dumie swej nie chcia艂 si臋 niczego wyrzec. Bez wzgl臋du
na r贸偶norodne a dotkliwe braki, przede wszystkim na
brak koni, kt贸ry utrudnia艂 przew贸z artylerii, zbyt licznej
w stosunku do przetrzebionych kadr贸w armii naszej —
wszystko mia艂o by膰 zabrane. „Nie zostawimy nic
Rosjanom" — powt贸rzy艂 cesarz.
W tym opustosza艂ym i ze wszystkiego ogo艂oconym
kraju nakaza艂 kupno dwudziestu tysi臋cy koni; chcia艂 za-
opatrzy膰 si臋 w znaczne zapasy fura偶u i 偶ywno艣ci w oko-
licy, w kt贸rej dalekie, cz臋stokro膰 niebezpieczne wyprawy
zaledwie op臋dzi膰 mog艂y bie偶膮ce, najpilniejsze potrzeby.
Niewykonalno艣膰 zlece艅 tych i rozkaz贸w dziwi艂a jednych,
gniewa艂a i oburza艂a drugich. Niekiedy wszak偶e, dawnymi
jeszcze czasy, cesarz pos艂ugiwa艂 si臋 t膮 broni膮, aby
podej艣膰 i oszuka膰 nieprzyjaciela, cz臋艣ciej za艣 dlatego,
aby podkre艣li膰 nale偶ycie ogrom potrzeb i ogrom
wymaganych od wojska usi艂owa艅.
Teraz jednak sam nie wie, jak膮 p贸j艣膰 drog膮, jak膮 po-
wzi膮膰 decyzj臋. Waha si臋 wci膮偶 i wci膮偶 odk艂ada z dnia
na dzie艅 chwil臋 przyznania si臋 do kl臋ski. Jak gdyby na
ur膮gowisko wrogim 偶ywio艂om, pod lodowatym tchnie-
niem straszliwej zawieruchy w owych ostatnich dniach
pobytu na Kremlu cesarz prowadzi o偶ywione dyskusje
literackie lub te偶 opracowuje — w trzy wieczory —
szczeg贸艂y nowej ustawy dla Komedii Francuskiej w Pa-
ry偶u. Najbli偶sze otoczenie cesarza, 艣wiadome trosk jego i
niepokoju, z tym wi臋kszym podziwem obserwowa艂o
lotno艣膰 i g艂臋bi臋 cesarskiego geniuszu oraz nies艂ychan膮
艂atwo艣膰 dowolnego przenoszenia uwagi i skupiania jej na
jakimkolwiek b膮d藕 przedmiocie.
Zauwa偶ono tylko, 偶e wbrew przyzwyczajeniu i upo-
dobaniom swoim, pragn膮c zag艂uszy膰 czymkolwiek nur-
tuj膮cy go niepok贸j, cesarz coraz d艂u偶ej siadywa艂 przy
stole, 偶e godzinami ca艂ymi, wtulony w r贸g kanapy, czy-
tywa艂 b艂ahe romanse, biernie oczekuj膮c rozwi膮zania swo-
jej straszliwej historii. Doszed艂szy do szczytu s艂awy, wy-
trwa艂y, a nieugi臋ty, Napoleon przeczuwa艂 snad藕, 偶e
pierwszy krok wstecz b臋dzie has艂em upadku, i dlatego
bezczynny z trwog膮 spogl膮da艂 w przysz艂o艣膰, chc膮c jesz-
cze cho膰by par臋 chwil d艂u偶ej utrzyma膰 si臋 na szczycie.
Rozwia艂y si臋 wreszcie ostatnie z艂udzenia. Pewnego
dnia, w chwili gdy Murat ukaza艂 si臋 na forpocztach, od
strony kozackiej hukn膮艂 strza艂, gwizdn臋艂a kula. Murat,
zirytowany, o艣wiadczy艂 Mi艂oradowiczowi, 偶e gwa艂cone
ustawicznie zawieszenie broni przestaje by膰 obo-
wi膮zkiem i 偶e odt膮d tak Rosjanie, jak Francuzi polega膰
mog膮 li tylko na w艂asnych si艂ach.
R贸wnocze艣nie uwiadomi艂 cesarza, 偶e pag贸rkowaty i
lesisty teren sprzyja podst臋pnym napa艣ciom nieprzy-
jaciela na ty艂y jego i lewy flank; 偶e pierwsza linia
strzelc贸w naszych, stoj膮ca nad brzegiem g艂臋bokiego jaru,
艂atwo zepchni臋ta by膰 mo偶e na dno, w nurty strumienia;
偶e pozycja, kt贸r膮 zajmuje u wej艣cia w膮wozu,
niebezpieczna jest; 偶e wobec tego nale偶a艂oby cofn膮膰 si臋.
Lecz Napoleon odrzuci艂 plan Murata, jakkolwiek przed-
tem sam wskaza艂 by艂 Woronowo jako pewniejsz膮 i bar-
dziej obronn膮 pozycj臋. W ci膮gu ca艂ej tej wojny — we-
d艂ug niego politycznej raczej ani偶eli militarnej — oba-
wia艂 si臋 nade wszystko wszelkich, najl偶ejszych nawet
pozor贸w pora偶ki. Wola艂 ryzyko chocia偶by najwi臋ksze.
Wszelako 13 pa藕dziernika Lauriston wys艂any zosta艂 w
celu obejrzenia pozycji naszych forpoczt贸w. Co si臋 za艣
tyczy cesarza, to b膮d藕 przez up贸r i 偶ywotn膮 mimo
wszystko nadziej臋, b膮d藕 te偶 dlatego, 偶e ka偶da wzmianka
o odwrocie rani艂a bole艣nie dum臋 jego, sprzeciwia艂a si臋
zasadom jego polityki, pomija艂 oboj臋tnie wa偶n膮 spraw臋
przygotowa艅 do drogi. A jednak rozmy艣la艂 widocznie
nad opuszczeniem Moskwy, gdy偶 tego samego dnia
skre艣li艂 kolejno dwa plany odwrotu; drugi z nich mia艂 si臋
odbywa膰 w kierunku Smole艅ska. Junot, znajduj膮cy si臋 w
Ko艂ocku, otrzyma艂 rozkaz spalenia 21 pa藕dziernika
karabin贸w rannych 偶o艂nierzy i wysadzenia w powietrze
wszystkich zapasowych jaszczyk贸w z prochem i amu-
nicj膮. D'Hilliers zaj膮膰 mia艂 Jelni臋 i utworzy膰 tam tym-
czasowe magazyny. Lecz 17 dopiero, po raz pierwszy,
Berthier wyda膰 kaza艂 ze sk艂ad贸w pasy i rzemienie.
W owej krytycznej sytuacji szef sztabu g艂贸wnego wy-
kaza艂 nader ma艂y zas贸b energii i pomys艂owo艣ci. Wobec
nieznanej krainy i obcego a srogiego klimatu nie przed-
si臋wzi膮艂 偶adnych zgo艂a 艣rodk贸w ostro偶no艣ci, czekaj膮c ze
wszystkim na wyra藕ny rozkaz cesarza. A cesarz za-
pomnia艂 o niejednym. Fatalne by艂y skutki tego nie-
dbalstwa, czy te偶 mo偶e tylko braku przezorno艣ci. W ar-
mii, w kt贸rej na czele ka偶dego poszczeg贸lnego korpusu
sta艂 marsza艂ek, ksi膮偶臋 lub nawet kr贸l, ogl膮dano si臋 mo偶e
zbyt skwapliwie na cudze si艂y i cudz膮 dzia艂alno艣膰. Zresz-
t膮 Berthier nie wydawa艂 nigdy samodzielnych rozkaz贸w:
by艂 jeno dos艂ownym t艂umaczem woli i 偶ycze艅 Napoleo-
na, raczej zewn臋trznej ich formy ani偶eli istotnej tre艣ci.
Tymczasem Napoleon gromadzi dywizje i korpusy; co-
dziennie niemal na obszernych dziedzi艅cach zamkowych
czyni przegl膮d wojsk, formuje bataliony ze spieszonych
je藕d藕c贸w, rozdaje nagrody. Trofea wojenne i wszyscy
l偶ej ranni d膮偶膮 w kierunku Mo偶ajska, reszta, strze偶ona
niejako przez wsp贸艂towarzysz贸w niedoli — rannych 偶o艂-
nierzy rosyjskich — pozostaje w Moskwie, w obszernym
gmachu szpitala dla podrzutk贸w, pod opiek膮 francuskich
lekarzy.
Lecz by艂o ju偶 za p贸藕no. W艣r贸d przygotowa艅 tych, 18
pa藕dziernika, w chwili gdy Napoleon czyni艂 przegl膮d
przetrzebionych dywizji Neya, rozesz艂a si臋 nagle po-
g艂oska o bitwie pod Winkowem. Pocz膮tkowo nikt nie
艣mia艂 zawiadomi膰 o tym cesarza; ka偶dy waha艂 si臋, b膮d藕
to dlatego, 偶e uwa偶a艂 pog艂osk臋 za myln膮 i ba艂 si臋 pierw-
szego odruchu niecierpliwo艣ci cesarza, b膮d藕 te偶 偶e nie
chcia艂 narazi膰 si臋 na m臋cz膮c膮 jazd臋 w celu potwierdzenia
nieoczekiwanej wie艣ci.
Poinformowany wreszcie przez Duroca, cesarz drgn膮艂 i
poblad艂; wkr贸tce jednak opanowa艂 pierwsze wra偶enie i ze
zwyk艂ym spokojem odbywa艂 w dalszym ci膮gu rewi臋.
Nadjecha艂 w贸wczas adiutant kr贸la, m艂ody B茅ranger, z
wiadomo艣ci膮, 偶e pierwsza linia Murata, napadni臋ta
znienacka, zosta艂a rozbita; lewe jej skrzyd艂o — osaczone;
flank zaatakowany; odwr贸t odci臋ty; 偶e dwana艣cie dzia艂,
dwadzie艣cia jaszczyk贸w i trzydzie艣ci furgon贸w dosta艂o
si臋 w r臋ce nieprzyjacielskie; 偶e pad艂o trupem dw贸ch
genera艂贸w i trzy do czterech tysi臋cy ludzi; 偶e kr贸l, sam
ranny, uj艣膰 zdo艂a艂 ze szcz膮tkami swoich przednich stra偶y
tylko dzi臋ki ponawianym kilkakrotnie szar偶om na zwarte
szeregi rosyjskie, kt贸re zajmowa艂y ju偶 poza nim trakt,
jedyn膮 dla niego drog臋 odwrotu.
Ocala艂 wszak偶e honor. Czo艂o kolumny rosyjskiej, do-
wodzone przez Kutuzowa, do艣膰 niech臋tnie sz艂o w ogie艅;
w odleg艂o艣ci kilku mil korpus Poniatowskiego bohaterski
stawia艂 op贸r; Murat i strzelcy nasi nadludzkim niemal
wysi艂kiem powstrzymali na lewym flanku Baggowuta;
Clapar膷de i Latour-Maubourg wyparli ukrytych w
w膮wozie kozak贸w P艂atowa. Poleg艂o dw贸ch genera艂贸w
rosyjskich i znaczna liczba oficer贸w, by艂o wielu rannych.
Lecz mimo strat Rosjanie zwyci臋偶yli; zabrali nam
je艅c贸w, dzia艂a i zajmowan膮 dotychczas pozycj臋.
Z ca艂ej 艣wietnej niegdy艣 jazdy Murata pozosta艂y jeno
zg艂odnia艂e, 艣miertelnie znu偶one niedobitki: podczas za-
wieszenia broni wygin臋艂y setki ludzi, bitwa za艣 dokona艂a
dzie艂a. A w oddali — gromom podobne — hucza艂y zn贸w
dzia艂a!
Wobec kl臋ski Napoleon odzyskuje si艂y i zapa艂 m艂o-
do艣ci. Wydaje tysi膮ce r贸偶norodnych, a mimo to zgadza-
j膮cych si臋 ze sob膮 rozkaz贸w, tysi膮ce zlece艅 i wskaz贸wek.
Pot臋偶ny geniusz cesarza do nowych rwie si臋 lot贸w! Nie
zapad艂 jeszcze zmierzch, a ju偶 ca艂a armia nasza stan臋艂a
pod broni膮. A nim ranne rozb艂ys艂y zorze, cesarz opu艣ci艂
Moskw臋: „Id藕my na Ka艂ug臋 i biada tym, kt贸rzy wejd膮 mi
w drog臋!"
V
MA艁OJAROS艁AWIEC
po艂udniowej cz臋艣ci Moskwy jedno z naj-
wi臋kszych przedmie艣膰 stolicy ci膮gnie si臋
wzd艂u偶 dw贸ch szerokich trakt贸w, starego i
nowego, wiod膮cych do Ka艂ugi. Na starym
trakcie pobi艂 Kutuzow Murata i t膮 sam膮
drog膮, rankiem 19 pa藕dziernika, wyruszy艂 Napoleon z
Moskwy. Armia cofa膰 si臋 mia艂a ku granicom Polski przez
Ka艂ug臋 i Smole艅sk. Niebo pogodne by艂o, jasno 艣wieci艂o
s艂o艅ce. Napoleon zapyta艂 w贸wczas otaczaj膮cych go
oficer贸w: „Czy nie uwa偶acie, 偶e taka pi臋kna pogoda jest
dobr膮 wr贸偶b膮 na przysz艂o艣膰?". Lecz blada, zm臋czona
twarz cesarza i przygas艂y wzrok przeczy艂y tym pe艂nym
otuchy s艂owom.
Po bitwie pod Borodino Wielka Armia liczy艂a dzie-
wi臋膰dziesi膮t tysi臋cy ludzi zdatnych do boju oraz dwa-
dzie艣cia tysi臋cy chorych i rannych. W dniu ewakuacji
Moskwy Napoleon stan膮艂 na czele przesz艂o stu tysi臋cy
偶o艂nierzy. Tylko tysi膮c dwustu chorych pozosta艂o w mie-
艣cie. Mimo wi臋c codziennych niemal utarczek, mimo
licznych ofiar pobyt w Moskwie nie by艂 bezowocnym:
przyby艂o do szereg贸w przesz艂o dziesi臋膰 tysi臋cy ludzi;
strudzone regimenty piechoty zdo艂a艂y wypocz膮膰; zapasy
amunicji zosta艂y uzupe艂nione; chorzy przewiezieni lub
te偶 troskliw膮 otoczeni opiek膮. Lecz konnica i artyleria
smutny przedstawia艂y widok, brak koni dotkliwie dawa艂
si臋 we znaki, tote偶 coraz gorsze przeczucia n臋ka艂y ce-
sarza.
Ca艂膮 noc panowa艂 w obozie gor膮czkowy ruch. Pu艂k
szed艂 za pu艂kiem, korpus za korpusem. W tej olbrzymiej
kolumnie, z艂o偶onej ze stu czterdziestu tysi臋cy ludzi i
oko艂o pi臋膰dziesi臋ciu tysi臋cy wszelkiego rodzaju koni,
czo艂o kolumny — sto tysi臋cy sprawnego 偶o艂nierza, prze-
sz艂o pi臋膰set pi臋膰dziesi膮t dzia艂 i dwa tysi膮ce jaszczyk贸w
— przypomina艂o jeszcze karne, niezwyci臋偶one hufce
spod Wagram i Austerlitz. Lecz reszta podobna by艂a do
bez艂adnej hordy tatarskiej powracaj膮cej z 艂upieskiej
wyprawy. Kilkoma niesko艅czenie d艂ugimi rz臋dami wlo-
k艂y si臋 karety, furgony, zgrabne powoziki i ci臋偶kie
ch艂opskie wozy. Purpur膮 i z艂otem mieni艂y si臋 zdobyczne
sztandary: rosyjskie, tureckie i perskie, pob艂yskiwa艂 ol-
brzymi krzy偶 z cerkwi Iwana Wielkiego. Brodaci ch艂opi
rosyjscy poganiali juczne konie lub te偶 d藕wigali sami
ogromne tobo艂y. Ci膮gni臋to nawet taczki po brzegi na-
艂adowane, nie pomn膮c na czekaj膮cy armi臋 o艣miusetkilo-
metrowy marsz i bitwy. Bo chciwo艣膰 ludzka silniejsza
by艂a od wszystkiego, wszelkie przemog艂a wzgl臋dy.
Pstry ten, r贸偶norodny i r贸偶noj臋zyczny t艂um sk艂ada艂 si臋 z
ludzi wszelkich narodowo艣ci, obdartych i bezbronnych, z
prywatnej s艂u偶by i z ciur obozowych. W艣r贸d wrzask贸w,
przekle艅stw i nawo艂ywa艅 posuwa艂y si臋 w贸zki i karety,
pe艂ne zapas贸w 偶ywno艣ci, 艂up贸w lub fura偶u, byle jak
zaprz臋偶one w kuce lub kud艂ate, wyg艂odzone szkapy. Tu i
贸wdzie jecha艂y rodziny francuskie, zamieszkuj膮ce
niegdy艣 ludn膮 i bogat膮 Moskw臋, zmuszone teraz
uchodzi膰 w nieznan膮 dal przed nienawi艣ci膮, jak膮 najazd
艣ci膮gn膮艂 na ich g艂owy. Gromadki m艂odych, jasnow艂osych
Rosjanek dobrowolnie sz艂y r贸wnie偶 za wojskiem.
Nie wojsko to by艂o, lecz raczej karawana, koczowniczy
nar贸d czy te偶 staro偶ytna armia, co obr贸ciwszy w ruin臋
jaki艣 kraj, wraca艂a bogatymi obci膮偶ona 艂upami.
Mimo woli nasuwa艂o si臋 pytanie, czy i o ile w ci膮gu tak
d艂ugich i forsownych marsz贸w czo艂o tej kolumny zdo艂a
os艂oni膰 i poci膮gn膮膰 tak znaczn膮 liczb臋 艂adownych
woz贸w i furgon贸w.
Mimo szeroko艣ci traktu i nawo艂ywa艅 cesarskiej eskorty
Napoleon z trudem torowa艂 sobie drog臋 poprzez ten
zwarty, sk艂臋biony t艂um. Nag艂e ukazanie si臋 kozak贸w,
kilkudniowy forsowny marsz lub te偶 trudny do przebycia
w膮w贸z niew膮tpliwie by艂by oswobodzi艂 armi臋 od tego
uci膮偶liwego balastu; jednak偶e tylko los albo nie-
przyjaciel m贸g艂 tego dokona膰. Cesarz wiedzia艂 dobrze,
偶e nie mo偶na by艂o ani odebra膰, ani te偶 zakaza膰 偶o艂nie-
rzom zabrania tak drogo okupionych 艂up贸w. Zreszt膮 w
znacznej mierze 艂upy ukryte by艂y w g艂臋bi furgon贸w,
pod zapasami 偶ywno艣ci. Skoro za艣 intendentura nie
mog艂a wy偶ywi膰 armii, czy偶 godziwym by艂o w jakikol-
wiek b膮d藕 spos贸b kr臋powa膰 pod tym wzgl臋dem 偶o艂nie-
rzy? Wreszcie, wobec zupe艂nego braku woz贸w ambu-
lansowych, owe liczne podwody by艂y jedyn膮 desk膮 ra-
tunku dla chorych i rannych.
W milczeniu wymija艂 tedy Napoleon niesko艅czony ko-
row贸d woz贸w i bryczek i w milczeniu d膮偶y艂 starym
traktem ku Ka艂udze, zapowiedziawszy swoim oficerom
zupe艂ny pogrom Kutuzowa na 艣wie偶ym jeszcze pobojo-
wisku. Lecz oko艂o po艂udnia w pobli偶u zamku Krasna
Pachra niespodziewanie zwr贸ci艂 si臋 na prawo i, masze-
ruj膮c na prze艂aj polami, dotar艂 trzeciego dnia do nowego
traktu ka艂uskiego.
Na nieszcz臋艣cie pierwszego zaraz dnia j膮艂 pada膰 deszcz.
Rozmok艂y polne drogi i 艣cie偶yny, potworzy艂y si臋 ka艂u偶e i
wyboje, op贸藕niaj膮c poch贸d. Z trudem przedostawa艂a si臋
artyleria przez b艂otnist膮, grz膮sk膮 topiel.
Korpus Neya oraz szcz膮tki kawalerii Murata, pozosta艂e
w Woronowie i na przeciwleg艂ym brzegu Moszczy,
zas艂ania艂y przed nieprzyjacielem manewr cesarza. Pod-
czas gdy Kutuzow, ponownego oczekuj膮c starcia, strzeg艂
pilnie pozycji zaj臋tej poprzednio na starym trakcie i wy-
gl膮da艂 wci膮偶 ukazania si臋 Wielkiej Armii, wojska nasze,
dotar艂szy szcz臋艣liwie 23 pa藕dziernika do nowego traktu,
przej艣膰 mia艂y cichaczem opodal szereg贸w rosyjskich i
wyprzedzi膰 je na drodze ku Ka艂udze.
List Berthiera do Kutuzowa, pisany 19, by艂 jednocze艣-
nie podst臋pem wojennym i ostatni膮 pr贸b膮 nawi膮zania
pokojowych rokowa艅. Lecz dzie艅 mija艂 za dniem, 偶adnej
nie przynosz膮c odpowiedzi.
Wieczorem 23 cesarz zatrzyma艂 si臋 w Borowsku. Nie-
zw艂ocznie dosz艂y go wie艣ci, 偶e Delzons, id膮cy na prze-
dzie, nie zasta艂 nieprzyjaciela ani w Ma艂ojaros艂awcu, ani
te偶 w okolicznych lasach; w pobli偶u Kutuzowa by艂a to
jedyna obronna pozycja, jedyny punkt, w kt贸rym Ro-
sjanie mogli zast膮pi膰 nam drog臋 do Ka艂ugi.
Pocz膮tkowo cesarz osobi艣cie poprze膰 chcia艂 Delzonsa,
wyda艂 nawet rozkaz wymarszu, cofni臋ty nast臋pnie dla nie
znanych nikomu powod贸w. Mimo ulewnego deszczu do
p贸藕na sta艂 Napoleon na trakcie, opodal Borowska, i
studiowa艂 teren jak gdyby w przewidywaniu walnej
bitwy. Nazajutrz 24 w kierunku Ma艂ojaros艂awca zagra艂y
dzia艂a. Lecz cesarz tak dalece by艂 ufny we w艂asne
si艂y czy te偶 mo偶e tak bardzo chwiejny w powzi臋tych
pod贸wczas decyzjach i zamiarach, 偶e bez 艣ladu zaniepo-
kojenia ws艂uchiwa艂 si臋 w daleki, g艂uchy pomruk.
Nie 艣piesz膮c si臋 opuszcza艂 Borowsk, gdy nagle hukn臋艂y
w oddali g臋ste karabinowe i armatnie strza艂y. Za-
niepokojony stan膮艂 na szczycie przydro偶nego pag贸rka:
„Czy偶by Rosjanie uprzedzili nas? Czy偶by manewr m贸j
by艂 chybiony? Zbyt powolny i 藕le pokierowany?".
Istotnie, w owym kilkudniowym pochodzie mo偶na by艂o
zauwa偶y膰 pewn膮 oci臋偶a艂o艣膰, zwyk艂e zreszt膮 nast臋pstwo
d艂ugiego wypoczynku. Tylko sto dziesi臋膰 wiorst, czyli w
normalnych warunkach cztery dni marszu, dzieli Moskw臋
od Ma艂ojaros艂awca; tymczasem zamiast czterech dni
szli艣my dni sze艣膰. Armia, przeci膮偶ona nadmiern膮 ilo艣ci膮
艂up贸w i zapas贸w 偶ywno艣ci, posuwa艂a si臋 z trudem; drogi
by艂y rozmok艂e i b艂otniste. Ca艂y dzie艅 zeszed艂 na
przeprawianiu si臋 przez Nar臋 i nadbrze偶ne bagna. Przy
tym, wobec bliskiego s膮siedztwa z obozem rosyjskim,
pu艂ki musia艂y zwart膮 tworzy膰 kolumn臋, czeka膰 jedne na
drugie, a偶eby w razie napa艣ci nie wystawi膰 na ogie艅
nieprzyjacielski zbyt wyd艂u偶onego flanku. Jakkolwiek
b膮d藕, pobyt w Moskwie sta艂 si臋 niew膮tpliwie przyczyn膮 i
藕r贸d艂em wszystkich niepowodze艅, ca艂ej kl臋ski naszej i
niedoli.
Tymczasem wzros艂a wrzawa; cesarz wci膮偶 nas艂uchiwa艂.
„Czy偶by to by艂a bitwa?" — zawo艂a艂. Ka偶da salwa
szarpa艂a bole艣nie sercem jego, bo my艣la艂 ju偶 tylko o oca-
leniu, nie o zwyci臋stwie. Co rychlej wys艂any zosta艂 mar-
sza艂ek Davout na czele swojej piechoty. Lecz nim dotar艂
do pola walki, zapada艂 ju偶 zmierzch, milk艂y strza艂y, a
losy bitwy nieodwo艂alnie by艂y rozstrzygni臋te.
Z daleka widzia艂 cesarz rozpaczliw膮 obron臋 pu艂k贸w
wicekr贸la. Nie m贸g艂 jednak ani podtrzyma膰 go, ani
nades艂a膰 na czas posi艂k贸w. Oddzia艂 twerskich kozak贸w o
ma艂o co nie wzi膮艂 do niewoli jednego z oficer贸w 艣wity
cesarskiej.
Wraz z nadej艣ciem nocy genera艂 przys艂any przez ksi臋-
cia Eugeniusza szczeg贸艂owy z艂o偶y艂 raport.
„Istotnie, Delzons nie zasta艂 wczoraj nieprzyjaciela w
Ma艂ojaros艂awcu, s膮dzi艂 wszelako, i偶 nie nale偶a艂o roz-
mieszcza膰 ca艂ej dywizji w wy偶ej po艂o偶onej cz臋艣ci miasta,
poza rzek膮 i w膮wozem, na skraju przepa艣ci, kt贸ra w razie
nocnego napadu 艂atwo poch艂on膮膰 mog艂a naszych
偶o艂nierzy. Pozosta艂 wi臋c po tej stronie 艁u偶y, na niskim,
b艂otnistym brzegu, powierzywszy stra偶 nad miastem
i podmiejsk膮 wy偶yn膮 tylko dwom batalionom.
Oko艂o godziny czwartej z rana, gdy przygasa膰 ju偶
zacz臋艂y ognie biwak贸w Delzonsa, a ca艂y ob贸z pogr膮偶ony
by艂 jeszcze w g艂臋bokim 艣nie, na rubie偶y pobliskich las贸w
ukazali si臋 znienacka Rosjanie Dochturowa, wydaj膮c
przera藕liwe okrzyki. Forpoczty nasze zosta艂y rozbite,
owe dwa bataliony zmuszone do odwrotu. Atak snad偶
uplanowany by艂, bo nieprzyjaciel wytoczy艂 od razu
armaty. Ryk dzia艂 uwiadomi艂 oddalonego o trzy mile
wicekr贸la o tocz膮cej si臋 bitwie.
Ksi膮偶臋 Eugeniusz wyruszy艂 niezw艂ocznie z odsiecz膮 na
czele dywizji swoich i gwardii w艂oskiej, w otoczeniu
nielicznej 艣wity. W miar臋 jak zbli偶a艂 si臋 do pola bitwy,
przed oczami jego roztacza艂 si臋 rozleg艂y i nader urozma-
icony widok: rzeka 艁u偶a stanowi艂a o艣rodek walki, a na
obu jej brzegach czernia艂y ciemne sylwetki jegr贸w ro-
syjskich, w tyralierk臋 rozsypanych."
Stoj膮ce poza nimi przednie stra偶e nieprzyjacielskie
pra偶y艂y z g贸ry Delzonsa g臋stymi salwami, a z oddali, z
kra艅c贸w p艂askowzg贸rza, w dw贸ch zwartych i d艂ugich
kolumnach nadci膮ga艂a ca艂a armia Kutuzowa. Silniejsza
liczebnie, zaj膮wszy w p贸艂milowym promieniu na nagim
stoku nader dogodn膮 i obronn膮 pozycj臋, opanowa艂a nadto
stary trakt ka艂uski, kt贸ry jeszcze poprzedniego dnia le偶a艂
przed nami otworem, a kt贸ry odt膮d trzeba by艂o zdobywa膰
pi臋d藕 po pi臋dzi.
R贸wnocze艣nie artyleria nieprzyjacielska wykorzysta艂a
wzg贸rza, okalaj膮ce z tej strony rzek臋; grad kul i kartaczy
zasypa艂 kotlin臋, na dnie kt贸rej t艂oczy艂y si臋 pu艂ki
Delzonsa. Pozycja by艂a nie do utrzymania, wszelkie wa-
hania — zgubne. Trzeba by艂o wyj艣膰 co rychlej z kotliny,
b膮d藕 to cofaj膮c si臋, b膮d藕 te偶 nacieraj膮c z impetem na
wroga. Lecz odwr贸t by艂 odci臋ty; wicekr贸l nakaza艂 szar偶臋.
Po przej艣ciu 艁u偶y po w膮skim, chwiej膮cym si臋 mo艣cie
trakt ka艂uski wchodzi艂 w g艂臋boki par贸w i parowem tym
zwraca艂 si臋 ku Ma艂ojaros艂awcowi. Nieprzyjaciel broni艂
traktu. Osaczona zewsz膮d dywizja Delzonsa biegiem
ruszy艂a na bagnety, znios艂a szeregi rosyjskie i wdar艂a si臋
niebawem na wzg贸rza.
Pewien zwyci臋stwa Delzons g艂osem i w艂asnym przy-
k艂adem zagrzewa艂 wahaj膮cych si臋 偶o艂nierzy do zdobycia
ostatniej przeszkody — obsadzonych wojskiem zabu-
dowa艅 — gdy nagle zachwia艂 si臋 i run膮艂 ugodzony kul膮 w
czo艂o. Z okrzykiem zgrozy na ustach przypad艂 do
konaj膮cego brat jego i tul膮c w obj臋ciach stygn膮ce zw艂oki,
usi艂owa艂 d藕wign膮膰 je z ziemi, unie艣膰 z dala od wrzawy i
zgie艂ku, lecz przeszy艂a go druga kula i obaj razem
wyzion臋li ducha.
艢mier膰 Delzonsa niepowetowan膮 by艂a strat膮. Komend臋
obj膮艂 po nim genera艂 Guilleminot. W pobliskim ko艣ciele i
na cmentarzu, na pag贸rku i z lewej strony traktu ukry艂 stu
grenadier贸w, kt贸rzy dziesi膮tkowali celnymi strza艂ami
flank i ty艂y przechodz膮cych mimo pu艂k贸w nie-
przyjacielskich. W ci膮gu tego dnia pi臋ciokrotnie orga-
nizowali Rosjanie po艣cig i pi臋ciokrotnie musieli cofa膰
si臋, powstrzymywani morderczym ogniem walecznej
garstki starych wiarus贸w. A gdy nasi szli do ataku, wzi臋te
we dwa ognie rozsypa艂y si臋 niebawem wrogie szeregi.
Zaledwie zd膮偶y艂 Guilleminot wyda膰 powy偶sz膮 dyspo-
zycj臋, gdy j臋艂y szarpa膰 go nieprzebrane zast臋py rosyjskie.
Wkr贸tce zepchni臋ty zosta艂 w d贸艂, a偶 do mostu, z kt贸rego
wicekr贸l obserwowa艂 przebieg walki i wysy艂a艂 bataliony
zapasowe. Pocz膮tkowo posi艂ki nieliczne by艂y, zbyt s艂abe,
a偶eby wp艂yn膮膰 na ostateczny wynik walki — i wszystkie
niemal wygin臋艂y, 偶adnej nie osi膮gn膮wszy korzy艣ci.
Ruszy艂a wreszcie ca艂a 14 dywizja. Po raz trzeci zako-
t艂owa艂o si臋 na stokach wzg贸rz. Z chwil膮 jednak, gdy
Francuzi przekroczyli ogromn膮 lini臋 budynk贸w, gdy
oddalili si臋 od swej rezerwy i wtargn臋li na rozleg艂e,
zewsz膮d os艂oni臋te p艂askowzg贸rze, gdy hukn臋艂y wraz
armatnie i karabinowe salwy, a Rosjan nieustannie
przybywa艂o, g臋stym pra偶one ogniem, potykaj膮c si臋 na
nier贸wnym terenie, os艂ab艂e i krwawe szeregi nasze cof-
n臋艂y si臋 czym pr臋dzej w g艂膮b w膮wozu.
Lecz wznosz膮ce si臋 poza nimi, przewa偶nie drewniane
domostwa sta艂y ju偶 w p艂omieniach: odwr贸t by艂 odci臋ty.
Sfanatyzowani rekruci rosyjscy wznowili atak; zawrza艂a
bezlitosna, nieub艂agana walka przy wt贸rze okrzyk贸w,
jak贸w i przekle艅stw. W 艣miertelnym zwarci u艣cisku,
Rosjanie i Francuzi staczali si臋 w d贸艂, na dno przepa艣ci,
lub gin臋li w ognistym kolisku p艂on膮cych budowli, w
k艂臋bach czarnego, gryz膮cego dymu. Niebawem zosta艂y na
placu jeno trupy i ranni, a nieco dalej czarne i zw臋-
glone szkielety ludzkie, gro藕ne jeszcze mimo zniekszta艂-
cenia.
Nie wszyscy jednak r贸wnie uczciwie spe艂nili sw贸j
obowi膮zek: jeden z oficer贸w, wielki zwolennik rycers-
kich i kwiecistych przem贸wie艅, w rzeczywisto艣ci tch贸-
rzem podszyty, zamiast bi膰 si臋, przypad艂 ze swoj膮 kom-
pani膮 na dno zacisznego jaru, a chocia偶 艣wiadom by艂
ca艂ej grozy po艂o偶enia, cho膰 wiedzia艂, 偶e w pobli偶u wal-
cz膮 i gin膮 towarzysze broni, nie opu艣ci艂 bezpiecznego
schronienia.
Z kolei posz艂a w ogie艅 15 dywizja. Jedna brygada
zwr贸ci艂a si臋 na lewo, ku przedmie艣ciom, druga na prawo,
w g艂膮b miasta. Byli to sami W艂osi, rekruci z ostatniego
poboru. Szli ra藕nie i ochoczo, radosne wznosz膮c okrzyki,
niepomni gro偶膮cego im niebezpiecze艅stwa lub te偶 mo偶e
gardz膮c nim z w艂a艣ciw膮 m艂odemu wiekowi nieopatrzn膮
hojno艣ci膮, kt贸ra sprawia, 偶e mniej obawiamy si臋 tej
dalekiej 艣mierci w kwiecie lat ani偶eli u schy艂ku 偶ycia, 偶e
ka偶dej chwili gotowi jeste艣my wtedy w艂asn膮 przelewa膰
krew i szafowa膰 ni膮 tak, jak bogacz szafuje swoimi
bagactwy.
Uderzenie by艂o straszliwe. Po raz czwarty wszystko
zosta艂o zdobyte i wszystko stracone. Bardziej zapalczywi
od starszych kamrat贸w, pr臋dzej znu偶eni i zniech臋ceni,
rekruci cofn臋li si臋 w pop艂ochu pod os艂on臋 zapasowych
batalion贸w. Wkr贸tce jednak musieli szar偶臋 ponowi膰.
Rosjanie bowiem, o艣mieleni sw膮 wzrastaj膮c膮 liczeb-
no艣ci膮 i dotychczasowym powodzeniem, pragn膮c
uniemo偶liwi膰 nam odwr贸t, 艂aw膮 ruszyli w d贸艂, w stron臋
mostu. Ksi膮偶臋 Eugeniusz osobi艣cie stan膮艂 na czele
ostatniej swojej rezerwy — gwardii w艂oskiej. Widz膮c to,
szcz膮tki 13, 14 i 15 dywizji doby艂y ostatka si艂: po raz
pi膮ty hukn臋艂y strza艂y, zadymi艂y si臋 wzg贸rza. Peraldi i
szaserzy w艂oscy odparli bagnetami atakuj膮cych Rosjan i,
upojeni zwyci臋stwem, og艂uszeni hukiem i wrzaw膮, czarni
od dymu i prochu, ruszyli na widniej膮c膮 w oddali bateri臋
nieprzyjacielsk膮; lecz jedna z tych g艂臋bokich rozpadlin, w
jakie obfituj膮 ziemie rosyjskie, zatrzyma艂a ich w p贸艂
drogi, pod gradem kul i pocisk贸w za艂ama艂y si臋 ich
szeregi. Wysun臋艂a si臋 w贸wczas jazda nieprzyjacielska.
K艂uci i tratowani, szaserzy oparli si臋 dopiero o podmiej-
skie ogrody. Pod os艂on膮 drzew i parkan贸w 艣cie艣nili
przerzedzone szeregi i wszyscy wraz: Durrieu, Gifflinga i
Trezel, Francuzi i W艂osi, tak zaciekle bronili dost臋pu
do g贸rnej cz臋艣ci miasta, 偶e Rosjanie, pokonani wreszcie,
cofn臋li si臋 na trakt wiod膮cy do Ka艂ugi, pomi臋dzy Ma-
艂ojaros艂awcem a okolicznymi lasami.
Osiemna艣cie tysi臋cy W艂och贸w i Francuz贸w, st艂oczo-
nych na dnie w膮wozu, odnios艂o tedy zwyci臋stwo nad
pi臋膰dziesi臋ciu tysi膮cami Rosjan, kt贸rzy powy偶ej nas zaj-
mowali znakomit膮 pozycj臋, jak膮 tworzy艂o miasto na sto-
kach spadzistych wzg贸rz.
Armia patrzy艂a wszelako ze smutkiem na pobojowisko,
na kt贸rym pozosta艂o siedmiu genera艂贸w i cztery tysi膮ce
zabitych lub rannych W艂och贸w i Francuz贸w. Nie
cieszy艂y nikogo znaczne straty, jakie poni贸s艂 nie-
przyjaciel: stosunkowo mniejsze by艂y od naszych, a ranni
Rosjanie zapewnion膮 mieli troskliw膮 opiek臋 i pomy艣lne
warunki powrotu do si艂 i zdrowia. Przypomniano sobie
zreszt膮 pami臋tne s艂owa Piotra I, kt贸ry, okupiwszy w po-
dobnych okoliczno艣ciach dziesi臋ciu Rosjanami ka偶dego
zabitego Szweda, nie tylko 偶e nie uwa偶a艂 si臋 za po-
krzywdzonego, lecz s膮dzi艂 nawet, i偶 zarobi艂 na tym
krwawym targu. 呕al i smutek zwi臋kszy艂o przekonanie, 偶e
艂atwo mo偶na by艂o unikn膮膰 bitwy.
W rzeczy samej, w nocy z 23 na 24 migotliwy blask
dalekich ognisk obozowych po naszej lewicy uprzedzi艂
nas o zbli偶eniu si臋 Rosjan do Ma艂ojaros艂awca. A jednak
mimo tego ostrze偶enia pu艂ki nasze sz艂y powoli: jedna
tylko dywizja, wszelkiej pozbawiona pomocy,
lekkomy艣lnie wysuni臋ta zosta艂a naprz贸d, inne za艣
korpusy, rozmieszczone daleko jedne od drugich, 偶adnej
nie mia艂y z sob膮 艂膮czno艣ci. Gdzie podzia艂a si臋 lotno艣膰 i
energia genialnych zarz膮dze艅 spod Marengo, Ulm i
Eckm眉hl? Czym wyt艂umaczy膰, czemu przypisa膰
oci臋偶a艂o艣膰 i powolno艣膰 marszu w tak niezwyk艂ej, tak
krytycznej chwili? Czy to nasza artyleria i tabory
ponosi艂y win臋? To przypuszczenie wydawa艂o si臋
wszystkim najbli偶sze prawdy.
Gdy nadszed艂 szczeg贸艂owy raport o przebiegu bitwy,
cesarz znajdowa艂 si臋 o p贸艂 mili od Ma艂ojaros艂awca, mi臋-
dzy 艁u偶膮 a traktem, w w膮wozie na skraju wioski Horo-
dni, w n臋dznej smrodliwej chacie miejscowego tkacza.
Pod t膮 na po艂y zbutwia艂膮 strzech膮, w ciemnej, brudnej
izbie przedzielonej p艂acht膮 szarego p艂贸tna rozstrzygn膮膰
si臋 mia艂y dalsze losy armii, a wraz z nimi losy ca艂ej
Europy.
Do p贸藕na odbiera艂 cesarz raporty i sprawozdania.
Wszystkie brzmia艂y zgodnie, wszystkie ostrzega艂y przed
waln膮 rozpraw膮, do kt贸rej Kutuzow przygotowywa艂 si臋
na dzie艅 nast臋pny, a kt贸rej wszyscy woleliby unikn膮膰. O
godzinie 11 wieczorem zjawi艂 si臋 Bessi膷res, d艂ugoletni
wierny towarzysz i ulubieniec Napoleona. Wp艂ywy swoje
i marsza艂kowsk膮 lask臋 zawdzi臋cza艂 jednak nie zr臋cz-
no艣ci, ani pochlebstwu, lecz istotnym, znacznym zas艂u-
gom. Bo nikt nie m贸g艂 by膰 faworytem cesarza na tych
samych prawach, kt贸re rz膮dzi艂y dworami innych mo-
carstw europejskich; trzeba by艂o towarzyszy膰 wsz臋dzie
cesarzowi, ochoczo i bez wytchnienia pe艂ni膰 ci臋偶k膮 nie-
raz s艂u偶b臋, by膰 czym艣 wi臋cej ani偶eli biernym 艣wiadkiem
tylu i tak 艣wietnych zwyci臋stw; w ko艅cu cesarz przy-
zwyczai艂 si臋 patrze膰 oczyma jednostki, kt贸r膮 urabia艂 w
ci膮gu d艂ugich lat i o kt贸rej mniema艂, i偶 jest dzie艂em r膮k
jego.
Bessi膷res wraca艂 z rekonesansu czo艂a pozycji rosyjs-
kich. „Pozycja jest nie do zdobycia" — rzek艂. „O Bo偶e —
zawo艂a艂 cesarz za艂amuj膮c d艂onie. — Czy to istotnie
prawda? Czy trafnie oceniasz, panie marsza艂ku, sytua-
cj臋?" Bessi膷res potwierdzi艂 fataln膮 nowin臋, dodaj膮c, 偶e w
tym punkcie „trzystu sprawnych grenadier贸w mog艂oby
zagrodzi膰 drog臋 ca艂ej armii". Przera偶ony i zgn臋biony
Napoleon skrzy偶owa艂 w贸wczas r臋ce i spu艣ciwszy g艂ow臋,
w bolesnej pogr膮偶y艂 si臋 zadumie: „Oto pokonany jest
mimo odniesionego zwyci臋stwa! Kutuzow, ten
zgrzybia艂y starzec, ten Scyta, odgad艂 jego zamiary,
unicestwi艂 jego plany, zast膮pi艂 mu drog臋! A jednak
zdawa艂o si臋, i偶 przewodnia gwiazda cesarstwa jednakim
zawsze promienieje blaskiem! Wszak wczoraj jeszcze
sta艂a otworem droga z Ma艂ojaros艂awca do Ka艂ugi? Skoro
za艣 nie los ukrzywdzi艂 go, czy偶by on sam, w艂asnor臋cznie,
zgotowa艂 sobie kl臋sk臋?".
Pod wp艂ywem pos臋pnych rozmy艣la艅, rozpaczliwych
my艣li, przygas艂ym wzrokiem k臋dy艣 w dal zapatrzony, na
wszystko g艂uchy i oboj臋tny, przesta艂 odpowiada膰 na
wszelkie pytania; przynaglany, odpowiada艂 zaledwie
skinieniem g艂owy. Wreszcie po艂o偶y艂 si臋; lecz nie mog膮c
zasn膮膰 ani ule偶e膰 spokojnie, w ci膮gu tej okropnej, nieza-
pomnianej nocy co chwila wstawa艂, k艂ad艂 si臋 zn贸w i
zn贸w zrywa艂, przywo艂ywa膰 kaza艂 dy偶urnych oficer贸w, na
poz贸r spokojny, zdradzaj膮c jedynie nadmiern膮 ruch-
liwo艣ci膮 miotaj膮cy nim b贸l i niepok贸j.
Nad ranem, oko艂o czwartej, jeden z dy偶urnych ofice-
r贸w, ksi膮偶臋 Arenberg, przyni贸s艂 wiadomo艣膰, 偶e pod
os艂on膮 nocy, korzystaj膮c z le艣nej g臋stwiny i falisto艣ci
terenu, oddzia艂 kozak贸w przedosta艂 si臋 pomi臋dzy nasze
forpoczty a kwater臋 cesarsk膮. Cesarz tak dalece nie
spodziewa艂 si臋 z tej strony 偶adnego ataku, 偶e wysy艂aj膮c
Poniatowskiego na skraj naszego prawego skrzyd艂a, do
Kremienskoje, zaniecha艂 by艂 najzupe艂niej rekonesansu
prawego flanku. Zlekcewa偶y艂 te偶 sobie ostrze偶enie s艂u偶-
bowego oficera.
Dnia 25 pa藕dziernika o wschodzie s艂o艅ca dosiad艂 konia
i ruszy艂 traktem ka艂uskim w kierunku Ma艂ojaros艂awca.
Droga do mostu na 艁u偶y wiod艂a przez r贸wnin臋 d艂ug膮 i
szerok膮 na p贸艂 mili. Tylko szczup艂a garstka oficer贸w
towarzyszy艂a cesarzowi. Zwyk艂a eskorta — cztery szwa-
drony konnej gwardii — uprzednio nie zawiadomiona,
cho膰 nadci膮ga艂a w po艣piechu, pozostawa艂a jeszcze w tyle.
Traktem ci膮gn臋艂y setki woz贸w ambulansowych,
furgon贸w, jaszczyk贸w oraz wszelkiego rodzaju pojaz-
d贸w; pod os艂on膮 forpoczt贸w ka偶dy czu艂 si臋 bezpieczny,
nikt nie przewidywa艂 zasadzki.
Ujrzano najpierw w oddali na prawo kilka pojedyn-
czych pluton贸w, a za nimi dopiero szybko posuwaj膮c膮 si臋
ciemn膮 lini臋. Powsta艂 w贸wczas zgie艂k, zabrzmia艂y
trwo偶ne okrzyki. Od czo艂a kolumny bieg艂a co tchu gro-
madka wystraszonych kobiet i poblad艂ych ciur obozo-
wych, nie s艂ysz膮c nic, na 偶adne nie odpowiadaj膮c pytania.
R贸wnocze艣nie stawa膰 j臋艂y niekt贸re wozy, wszcz膮艂 si臋
nie艂ad i zamieszanie; jedni chcieli jecha膰 dalej, inni
zawraca膰; pl膮ta艂y si臋 uprz臋偶e, wywraca艂y pojazdy, wzra-
sta艂a ob艂臋dna trwoga.
Mniemaj膮c, i偶 alarm fa艂szywym jest, ubawiony og贸l-
nym pop艂ochem cesarz jecha艂 dalej. Wprawdzie przy-
boczni jego adiutanci przypuszczali po trosze, 偶e owa
czarna linia mo偶e by膰 oddzia艂em kozackim, do ostatka
jednak wahali si臋 i w膮tpili, zbici z tropu wzorow膮
sprawno艣ci膮 niekarnej zazwyczaj i bez艂adnej lekkiej
jazdy rosyjskiej. I gdyby nie zwyczajne dzikie wrzaski
id膮cych do ataku kozak贸w Napoleon nie by艂by prawdo-
podobnie wyszed艂 ca艂o z tej opresji. Groz臋 sytuacji
zwi臋ksza艂a fatalna omy艂ka, polegaj膮ca na tym, i偶 ro-
syjskie ,,uraa" — wzi臋to pocz膮tkowo za inny, znany
okrzyk: „Niech 偶yje cesarz!".
By艂 to P艂at贸w na czele sze艣ciu tysi臋cy kozak贸w, kt贸rzy
przedostawszy si臋 cichaczem poza lini臋 zwyci臋skich for-
poczt贸w naszych, postanowili przeby膰 wp艂aw 艁u偶臋 i do-
trze膰 do traktu, znosz膮c po drodze wszelkie przeszkody. I
w tej偶e samej chwili, gdy cesarz — bezpieczny w
po艣rodku armii swojej, os艂oni臋ty g艂臋bok膮 i rw膮c膮 rzek膮
— jecha艂 spokojnie, nie chc膮c da膰 wiary r贸wnie
zuchwa艂ej napa艣ci, napa艣膰 by艂a ju偶 faktem dokonanym!
Kozacy zbli偶ali si臋 tak szybko, 偶e Rapp zd膮偶y艂 jeno
wykrzykn膮膰: „To oni! Zawracajmy!". Cesarz jednak,
b膮d藕 to dlatego, 偶e w艂asnym nie dowierza艂 oczom, b膮d藕
te偶 przez up贸r, nie chcia艂 zawr贸ci膰 konia i niechybnie
zosta艂by ogarni臋ty, gdyby nie Rapp, kt贸ry zdar艂 przemoc膮
cugle cesarskiego rumaka, wo艂aj膮c: „W konie!". Istotnie
nale偶a艂o ucieka膰. Lecz mi艂o艣膰 w艂asna Napoleona nie
mog艂a pogodzi膰 si臋 z my艣l膮 o sromotnej ucieczce.
Zwolniwszy biegu, pewn膮 d艂oni膮 uj膮艂 szpad臋 i stan膮艂 w
pogotowiu z lewej strony traktu; Berthier i Caulaincourt
poszli za jego przyk艂adem. Tylko czterdzie艣ci krok贸w
dzieli艂o ich od kozak贸w. Rapp skoczy艂 w贸wczas naprz贸d,
lecz niebawem zwali艂 si臋 pod nim ko艅, przeszyty kozack膮
lanc膮. Pozostali adiutanci oraz kilku kawalerzyst贸w
gwardii ruszy艂o 艣ladami genera艂a. Waleczno艣膰 Rappa,
nadludzkie niemal wysi艂ki Lecoulteuxa, tudzie偶 garstki
oficer贸w i szaser贸w, a przede wszystkim kozacka
zach艂anno艣膰 na zdobycz ocali艂y cesarza.
Zguba wydawa艂a si臋 tym bardziej nieuchronna, 偶e w
jednej chwili kozacy zaleli ca艂膮 szeroko艣膰 traktu,
przewracaj膮c i tratuj膮c ludzi, konie i wozy, rani膮c i mor-
duj膮c 偶o艂nierzy trenu, kt贸rych wci膮gali do lasu, rabuj膮c
wszystko, co tylko mo偶na by艂o zrabowa膰, zabieraj膮c
konie i dzia艂a. Lecz kr贸tkotrwa艂ym by艂 triumf nieprzy-
jaciela, zwodnicze chwilowe zwyci臋stwo. Na prze艂aj, po-
lami, sadzi艂y rysi膮 szwadrony konnej gwardii. Przera偶eni
kozacy pierzchn臋li, zostawiaj膮c konie, wozy i 艂upy.
Tylko tu i 贸wdzie wala艂y si臋 trupy, j臋czeli ranni.
Nie wszyscy jednak podali ty艂y. Byli i tacy, kt贸rzy
cofali si臋 powoli pobok naszych szwadron贸w, nabijaj膮c
spokojnie kr贸tkie, lekkie karabinki. Liczyli snad藕 na
pewn膮 oci臋偶a艂o艣膰 doborowej jazdy francuskiej i na r膮-
czo艣膰 p贸艂dzikich, przynaglanych batem stepowych koni
swoich. Odwr贸t ich odbywa艂 si臋 w zupe艂nym porz膮dku:
parokrotnie stawiali nam czo艂o, nie czekaj膮c wszak偶e, a偶
zbli偶ymy si臋 na odleg艂o艣膰 strza艂u, tote偶 pozostawili
zaledwie kilku zabitych i rannych, lecz ani jednego
je艅ca. W ko艅cu schronili si臋 pod os艂on膮 dzia艂 rosyjskich,
ukrytych w g臋stwinie nad brzegami jaru. Kule i pociski
powstrzyma艂y dalszy po艣cig. Epizod ten zrodzi艂 powa偶ne
obawy i w膮tpliwo艣ci. Armia nasza wyczerpana by艂a
doszcz臋tnie, wojna za艣 wybucha艂a oto ponownie z nies-
po偶yt膮 moc膮.
Cesarz zdumiony niespodziewanym atakiem Rosjan,
dotrwa艂 na placu do ko艅ca bitwy, po czym zwr贸ci艂 si臋 ku
bramom Ma艂ojaros艂awca, gdzie wicekr贸l wskaza艂 mu
zdobyte poprzedniego dnia przeszkody.
Stratowana i krwi膮 przesi膮k艂a ziemia, dymi膮ce jeszcze
zgliszcza, gruzy i rumowiska, stosy sztywnych, w m臋ce
zastyg艂ych trup贸w, setki g艂贸w zmia偶d偶onych pod ar-
matnimi ko艂ami, straszliwe postacie rannych, kt贸rzy
czo艂gali si臋 w艣r贸d zgliszcz i popio艂贸w 偶a艂osne wydaj膮c
j臋ki, wreszcie pogrzebowe echa ostatniej pos艂ugi, jak膮
oddawali grenadierzy zw艂okom poleg艂ych pu艂kownik贸w i
genera艂贸w — wszystko to 艣wiadczy艂o o bezlitosnej,
nieub艂aganej walce, o gwa艂townym starciu si臋 dw贸ch
wrogich sobie pot臋g. Cesarz wszelako nie chcia艂 widzie膰
niczego krom s艂awy; wykrzykn膮艂 z zapa艂em, 偶s „ksi膮偶臋
Eugeniusz okry艂 si臋 wiekopomn膮 chwa艂膮!". Niebawem
jednak, pod wp艂ywem z艂owieszczego przeczucia, opu艣ci艂
pobojowisko, d膮偶膮c ku p艂askowzg贸rzu.
Czy pami臋tacie jeszcze, starzy towarzysze broni, t臋
r贸wnin臋, kt贸ra sta艂a si臋 grobem nie zwyci臋偶onej do-
tychczas Wielkiej Armii, grobem sn贸w naszych i dwu-
dziestoletniej rycerskiej kariery?... Czy pami臋tacie jesz-
cze to le偶膮ce w gruzach, krwi膮 zbryzgane miasto, te
g艂臋bokie jary i mroczne lasy, kt贸re okala艂y zewsz膮d owo
p艂askowzg贸rze i zamkni臋te w jego granicach pos臋pne,
milcz膮ce szeregi?... Francuzi szli od p贸艂nocy, uchodz膮c
przed srog膮, mro藕n膮 zim膮; Rosjanie bronili przej艣cia na
po艂udnie i zach贸d, ufni we w艂asne si艂y i wrogie
Francuzom warunki. Pomi臋dzy dwiema armiami, na
wielkiej r贸wninie, Napoleon zwraca艂 swe kroki i niespo-
kojne spojrzenia ku traktom wiod膮cym na Ka艂ug臋 i Me-
dy艅. Ale obie te drogi by艂y dla niego zamkni臋te. Na
trakcie ka艂uskim sta艂 Kutuzow i sto dwadzie艣cia tysi臋cy
偶o艂nierzy, zdecydowanych broni膰 do upad艂ego ka偶dej
pi臋dzi ojczystej ziemi. Od Medynia nadci膮ga艂a liczna
jazda: P艂atow i kozacy, ci sami, kt贸rzy przerwali pod-
st臋pnie nasz lewy flank i ruszyli wraz z 艂upami na
przeciwleg艂膮 stron臋 traktu pod os艂on膮 oczekuj膮cych tam
na nich dzia艂 i batalion贸w zapasowych. W tym kierunku
zwraca艂 si臋 najcz臋艣ciej chmurny wzrok cesarza, t臋 drog臋
艣ledzi艂 najpilniej na mapach, 艂owi膮c czujnym uchem
tocz膮ce si臋 dooko艂a niego narady i gwa艂towne dyskusje,
kt贸rych nie pow艣ci膮ga艂a ju偶 jego obecno艣膰. Wreszcie,
wci膮偶 milcz膮cy, w pos臋pnej pogr膮偶ony zadumie, ruszy艂 z
powrotem do Horodni.
Towarzyszy艂 mu Murat, ksi膮偶臋 Eugeniusz, Berthier,
Davout i Bessi膷res. Ubogi wiejski tkacz go艣ci艂 pod swoj膮
strzech膮 cesarza, dw贸ch kr贸l贸w i trzech s艂ynnych gene-
ra艂贸w. W n臋dznej izdebce rozstrzygn膮膰 si臋 mia艂y losy
Europy i losy armii, kt贸ra w ci膮gu dwudziestu lat zwy-
ci臋skim kroczy艂a szlakiem! Smole艅sk by艂 celem wypra-
wy! Lecz kt贸r臋dy i艣膰, jak膮 drog膮 doj艣膰 do tego celu?
Przez Ka艂ug臋, Medy艅 czy Mo偶ajsk?... Z twarz膮 ukryt膮 w
d艂oniach, wsparty o prosty sosnowy st贸艂, Napoleon
rozmy艣la艂...
Zaleg艂a g艂ucha cisza. Nikt nie 艣mia艂 przerwa膰 w膮tku
ci臋偶kich, bolesnych my艣li, gdy Murat, zniecierpliwiony
wahaniem si臋 i zw艂ok膮, ulegaj膮c jak zwykle impulsyw-
no艣ci zapalnego swojego temperamentu, powsta艂 z 艂awy i
zawo艂a艂: „呕e cho膰by go zn贸w miano nazwa膰 lekko-
my艣lnym, twierdzi, i偶 podczas wojny nie ludzie, ale
warunki i okoliczno艣ci decyduj膮 o wszystkim, wszystkie-
mu w艂a艣ciwe nadaj膮 miano; 偶e tam, gdzie wskazana jest
ofensywa, ostro偶no艣膰 staje si臋 zuchwalstwem, a zuch-
walstwo ostro偶no艣ci膮; 偶e dalszy pobyt na p艂askowzg贸rzu
jest wykluczony, odwr贸t — wielce niebezpieczny; 偶e
wobec tego 艣ciga膰 nale偶y Rosjan bez wzgl臋du na zaj-
mowan膮 przez nich pozycj臋 i ducha o偶ywiaj膮cego szeregi
nieprzyjacielskie; on nimi pogardza i 偶e je艣li cesarz po-
wierzy mu dow贸dztwo nad szcz膮tkami kawalerii oraz
komend臋 konnej gwardii, on, Murat, podejmie si臋 zdoby膰
okoliczne lasy, roznie艣膰 na szablach bataliony rosyjskie i
oczy艣ci膰 po raz wt贸ry drog臋 do Ka艂ugi!".
Lecz Napoleon ostudzi艂 niewczesny zapa艂 kr贸la, m贸-
wi膮c: „呕e do艣膰 ju偶 by艂o zuchwalstwa, do艣膰 rycerskich,
chlubnych czyn贸w, 偶e obecnie nale偶y my艣le膰 li tylko o
ocaleniu szcz膮tk贸w armii".
W贸wczas Bessi膷res, b膮d藕 to 偶e w dumie swej wzdraga艂
si臋 na my艣l o przej艣ciu pod komend臋 Murata, b膮d藕 te偶
dlatego, 偶e istotnie pragn膮艂 uchroni膰 od zag艂ady konn膮
gwardi臋, kt贸rej by艂 tw贸rc膮 i wodzem, za ca艂o艣膰 kt贸rej
odpowiada艂 wobec cesarza — czuj膮c nadto, 偶e Na-
poleon poprze jego zdanie, o艣mieli艂 si臋 doda膰: „呕e armia
ca艂a, nie wykluczaj膮c gwardii, w danej chwili nie
rozporz膮dza dostatecznym zasobem entuzjazmu; 偶e
w艣r贸d szereg贸w odzywa si臋 ju偶 tu i 贸wdzie g艂uchy pom-
ruk niezadowolenia, 偶e wojsko 艣wiadome jest niebezpie-
cze艅stwa i smutnej doli, jaka czeka maruder贸w i ran-
nych; 偶e wobec niezwykle obronnej pozycji nieprzyja-
ciela i zaciek艂o艣ci licho odzianych i 藕le wy膰wiczonych,
lecz, jak 艣wiadczy艂o wczorajsze pobojowisko, zdecydo-
wanych na wszystko rekrut贸w rosyjskich, szar偶a projek-
towana przez Murata 艂acno mog艂aby zamieni膰 si臋 w po-
ra偶k臋". Wzmiank膮 o odwrocie zako艅czy艂 marsza艂ek swo-
je przem贸wienie. Cesarz s艂ucha艂 w milczeniu wywod贸w
Bessi膷res'a.
Davout o艣wiadczy艂 z kolei: „偶e skoro jest mowa o co-
faniu si臋, proponuje odwr贸t na Medy艅 i Smole艅sk". Lecz
czy to pod wp艂ywem zawi艣ci, czy te偶 goryczy i
zniech臋cenia, Murat przerwa艂 ksi臋ciu Eckm眉hl w p贸艂
zdania, wyra偶aj膮c zdziwienie swoje: „呕e znalaz艂 si臋 kto艣
tak czelny, a偶eby doradza膰 cesarzowi tak dalece ryzy-
kowny manewr! Czy偶by Davout zaprzysi膮g艂 zgub臋 ar-
mii? Czy s膮dzi istotnie, 偶e d艂uga i zwarta kolumna nasza,
obci膮偶ona nadmiernym baga偶em, nie maj膮c prze-
wodnik贸w, mo偶e puszcza膰 si臋 bezkarnie nieznan膮 drog膮
w zasi臋gu armii Kutuzowa, nara偶aj膮c rozleg艂y flank sw贸j
na wszystkie bez wyj膮tku strza艂y nieprzyjacielskie? Czy
w贸wczas on, Davout, zdo艂a j膮 obroni膰? Dlaczego zreszt膮
szuka膰 innych dr贸g, skoro otwarty jest poza nami
bezpieczny szlak, wiod膮cy do Mo偶ajska przez Borowsk i
Werej臋? W Mo偶ajsku znajdziemy zapasy fura偶u i
偶ywno艣ci, rezerw臋 i ambulanse, i znan膮 nam ju偶 okolic臋;
tam 偶aden zdrajca w b艂膮d nas nie wprowadzi!".
Hamuj膮c z trudem wybuch gniewu, Davout odpar艂: „呕e
proponuje odwr贸t poprzez 偶yzn膮, zasobn膮 krain臋, w艣r贸d
ludnych i bogatych wsi, drog膮 ze wszystkich najkr贸tsz膮
— w tym celu, a偶eby wyprzedzi膰 Rosjan i uniemo偶liwi膰
im dost臋p do Smole艅ska; 偶e droga, wskazana przez
Murata, jest drog膮 pustynn膮, wiod膮c膮 przez zgliszcza i
piaszczyste wydmy, 偶e nie znajdziemy na niej nic, okrom
setek chorych i rannych, okrom krwi, trup贸w i g艂odu! 偶e
obowi膮zkiem jego, jako 偶o艂nierza, jest wypowiedzie膰 si臋
szczerze i bez ogr贸dek; 偶e jednak spe艂nia膰 b臋dzie
sumiennie wszystkie, nawet najbardziej sprzeciwiaj膮ce
si臋 jego przekonaniom rozkazy cesarza;
lecz 偶e tylko cesarz mocen jest nakaza膰 mu milczenie,
nie Murat, kt贸ry nigdy nie by艂 jego panem i nigdy nim
nie b臋dzie!".
Bessi膷res i Berthier j臋li uspokaja膰 wzburzonych
przeciwnik贸w. Co si臋 za艣 tyczy cesarza, to pogr膮偶ony
wci膮偶 w tej samej pos臋pnej zadumie, zdawa艂 si臋 by膰
g艂uchym na wszystko. W ko艅cu tymi s艂owy przerwa艂
milczenie swoje i po艂o偶y艂 kres dyskusjom: „Macie pa-
nowie racj臋; trzeba co艣 zdecydowa膰!".
W rzeczy samej postanowi艂 cofa膰 si臋 i to cofa膰 si臋
drog膮, kt贸ra od razu pozwala艂a mu oddali膰 si臋 od wojsk
nieprzyjacielskich: wszelako ostateczny rozkaz wymar-
szu, niebywa艂ego w dotychczasowych zwyci臋skich dzie-
jach Francji napoleo艅skiej, wydany zosta艂 dopiero po
d艂ugim i bolesnym zmaganiu si臋 z w艂asn膮 dusz膮, z w艂as-
n膮 dum膮 i pych膮! Walka tak ci臋偶ka by艂a, wysi艂ek tak
wielki, 偶e cesarz popad艂 w chwilowe omdlenie i bez-
przytomny osun膮艂 si臋 w ramiona otaczaj膮cych go stros-
kanych genera艂贸w. Podobno raport o nowej, a niepo-
my艣lnej utarczce z kozakami w pobli偶u Borowska, nieco
w tyle poza armi膮, by艂 ostatni膮 kropl膮 goryczy, kt贸ra
przepe艂ni艂a miar臋, sk艂aniaj膮c Napoleona do powzi臋cia tej
niefortunnej decyzji.
Zaznaczy膰 nale偶y, 偶e w chwili gdy Wielka Armia roz-
poczyna艂a odwr贸t ku p贸艂nocy, Kutuzow, strwo偶ony
gwa艂towno艣ci膮 starcia pod Ma艂ojaros艂awcem, cofa艂 si臋
ku po艂udniowi.
Tej偶e samej nocy podobny niepok贸j miota艂 sercami
Rosjan. Podczas bitwy pod Ma艂ojaros艂awcem Kutuzow
dzia艂a艂 z niezmiern膮 ogl臋dno艣ci膮, ustawicznie zatrzymu-
j膮c si臋, badaj膮c teren, jak gdyby w obawie, 偶e lada chwila
grunt usunie mu si臋 spod n贸g, pod naciskiem jedynie
wysy艂aj膮c w ogie艅 poszczeg贸lne korpusy, kt贸re poprze膰
mia艂y usi艂owania Dochturowa. Sam za艣 zagrodzi艂 drog臋
Napoleonowi dopiero pod wiecz贸r, gdy bitwa mia艂a si臋
ju偶 ku ko艅cowi.
Dotar艂 w贸wczas do niego Wilson, czynny i ruchliwy
Anglik, niegdy艣 uczestnik walk w Egipcie i Hiszpanii,
zagorza艂y wr贸g Francuz贸w i Napoleona. W 艂onie armii
rosyjskiej by艂 on przedstawicielem mocarstw sprzymie-
rzonych, cz艂owiekiem niezale偶nym, bystrym obserwato-
rem, poniek膮d nawet i s臋dzi膮, co oczywi艣cie wzbudzi膰
musia艂o niech臋膰 w duszy zgrzybia艂ego generalissimusa.
A 偶e nienawi艣膰 rodzi zazwyczaj nienawi艣膰, obaj wi臋c nie
cierpieli si臋, wzajemnie.
Wilson wyrzuca膰 j膮艂 Kutuzowowi niebywa艂膮 wprost
opiesza艂o艣膰, kt贸ra w ci膮gu tego jednego dnia, tak jak pod
Winkowem, 18 pa藕dziernika, pi臋ciokrotnie wytr膮ci艂a
zwyci臋skie wawrzyny z r膮k Rosjan. Istotnie bowiem dnia
tego Murat nie unikn膮艂by ca艂kowitej kl臋ski, gdyby
Kutuzow energicznie zaatakowa艂 Francuz贸w od czo艂a,
podczas gdy Bennigsen okr膮偶a艂 ich lewe skrzyd艂o. By艂a
to opiesza艂o艣膰 lub bezmy艣lno艣膰, przywary staro艣ci, czy
te偶, jak utrzymywa艂o wielu Rosjan, Kutuzow bardziej
zazdro艣ci艂 Bennigsenowi, ni偶 nienawidzi艂 Napoleona i
dlatego atakowa艂 za s艂abo, za p贸藕no i za kr贸tko?
Wilson interpeluje wi臋c 偶arliwie g艂贸wnodowodz膮cego,
偶膮daj膮c decyduj膮cej rozprawy na dzie艅 nast臋pny. A cho膰
rady jego i uwagi odrzucone zosta艂y z oburzeniem,
wszelako Kutuzow, zamkni臋ty, tak jak i Francuzi, w gra-
nicach ma艂ojaros艂awskiego p艂askowzg贸rza — zmuszony
by艂 wykaza膰 jak najwi臋ksz膮 pot臋g臋 militarn膮. 25 pa藕-
dziernika stan臋艂y tedy pod broni膮 wszystkie dywizje oraz
artyleria z艂o偶ona z siedmiuset dzia艂. Obustronnie s膮dzili
wszyscy, i偶 ostatnia wybi艂a godzina; uwierzy艂 w to nawet
Wilson. Zauwa偶y艂 on, 偶e linia rosyjska opiera艂a si臋 o
b艂otnisty, grz膮ski jar; 偶e na po艂y zbutwia艂y, chwiejny
most wystawiony na strza艂y i pociski nieprzyjacielskie
stanowi艂 jedyn膮 drog臋 w razie odwrotu; 偶e wobec tego
nieunikniona by艂a walna rozprawa; 偶e Kutuzow musi
zwyci臋偶y膰 albo zgin膮膰. Alternatywa ta u艣miecha艂a si臋
Anglikowi. Bez wzgl臋du bowiem na ostateczny wynik
bitwy, na pora偶k臋 czy te偶 zwyci臋stwo Napoleona, Anglia,
nic nie trac膮c, mog艂a tylko wykorzysta膰 krwawe zapasy
pot臋偶nych wsp贸艂zawodnik贸w.
Wraz z nadej艣ciem nocy, wci膮偶 niespokojny, raz jesz-
cze obszed艂 szeregi, s艂uchaj膮c z rado艣ci膮 zapewnie艅 i
przysi膮g Kutuzowa, 偶e tym razem dojdzie do walki,
przygl膮daj膮c si臋 pilnie czynionym wsz臋dzie przygotowa-
niom. Jeden tylko Bennigsen do ostatka w膮tpi艂, do ostat-
ka nie dowierza艂. Mimo to wszak偶e, w mniemaniu, 偶e
zaj臋ta przez Rosjan pozycja nie dozwoli艂aby im cofa膰 si臋,
Anglik zasn膮艂 wreszcie, gdy wtem oko艂o godziny trzeciej
z rana zbudzi艂 go niezwyk艂y gwar i wrzawa. Armia
gotowa艂a si臋 do odwrotu. Pr贸偶nymi by艂y wszelkie jego
perswazje i namowy. Kutuzow postanowi艂 nieodwo艂alnie
uj艣膰 ku po艂udniowi, najpierw do Gonczarewa,
nast臋pnie za艣 dalej poza Ka艂ug臋. Mosty na Oce sta艂y ju偶
w pogotowiu.
W lej samej chwili z ust Napoleona pad艂 rozkaz wy-
marszu na Mo偶ajsk i Smole艅sk. R贸wnocze艣nie wi臋c wy-
ruszy艂y obie armie: jedna ku p贸艂nocy, druga ku po艂ud-
niowi. Pozostawione na miejscu tylne stra偶e zobop贸lnie
zmyli膰 mia艂y wzajemn膮 czujno艣膰.
Wilson zapewnia, 偶e je艣li chodzi o armi臋 Kutuzowa,
wygl膮da艂o to na ucieczk臋 w pop艂ochu. Nad brzeg wspom-
nianego powy偶ej jaru, ze wszystkich stron, z centrum, od
prawego i lewego skrzyd艂a, nadci膮ga艂a ku mostowi
konnica, artyleria, piechota i furgony. Konie i ludzie
st艂oczyli si臋 w zwarty, rozko艂ysany t艂um, niezdolny do
偶adnej zorganizowanej akcji. Dopiero po kilku godzinach
zdo艂ano oczy艣ci膰 jako tako dost臋p do mostu. Kilka
zb艂膮kanych kartaczy francuskich zwi臋kszy艂o jeszcze bez-
艂ad i zamieszanie.
艁atwo by艂by m贸g艂 Napoleon odnie艣膰 w贸wczas 艣wietne
zwyci臋stwo nad st艂oczonym, bezradnym t艂umem. Naj-
wi臋kszy wysi艂ek bitwy pod Ma艂ojaros艂awcem mia艂 ju偶 za
sob膮. Tymczasem on, zamiast atakowa膰, cofa艂 si臋. Takie
bowiem s膮 zmienne koleje wojny: obaj zapa艣nicy,
zobop贸lnie nie艣wiadomi zamiar贸w swoich i plan贸w,
maskuj膮 si臋 forpocztami, forpocztami os艂aniaj膮 wszelkie
najdrobniejsze nawet poruszenie. Przepa艣膰 dzieli zawsze
dwie wrogie sobie armie!
By膰 mo偶e zreszt膮, i偶 przez nadmiern膮 ostro偶no艣膰 cesarz
naprawi膰 chcia艂 omy艂k臋, pope艂nion膮 pod Moskw膮;
znu偶ony organizm domaga艂 si臋 spoczynku, ostatnie dwie
utarczki z kozakami, groza krwawego pobojowiska, j臋ki i
krzyki rannych targa艂y a偶 do g艂臋bi dusz膮 cesarza;
obawiaj膮c si臋 za艣, 偶e zwyci臋stwo nie b臋dzie ca艂kowite,
postanowi艂 cofa膰 si臋 co rychlej.
Od tej chwili Pary偶 sta艂 si臋 celem i o艣rodkiem wszyst-
kich jego my艣li, tak jak niedawno jeszcze celem i o艣-
rodkiem by艂a Moskwa! 26 pa藕dziernika ruszy艂a Wielka
Armia spod Ma艂ojaros艂awca. Davout na czele dwudziestu
pi臋ciu tysi臋cy ludzi os艂ania艂 odwr贸t.
Kiedy wysun膮艂 si臋 troch臋 naprz贸d i, nic o tym nie
wiedz膮c, sia艂 postrach w艣r贸d Rosjan, Wielka Armia od-
wraca艂a si臋 do nich plecami. W milczeniu, z wzrokiem w
ziemi臋 utkwionym, sz艂y pos臋pne szeregi, a w艣r贸d nich
chmurny i milcz膮cy jecha艂 cesarz, l臋kaj膮cy si臋 teraz o
艂膮czno艣膰 ze swoimi szwadronami nad Wis艂膮.
Dotar艂 tak do Werei, gdzie oczekiwa艂 na niego Mortier.
Zaznaczy膰 tu musz臋, 偶e opisuj膮c tak gwa艂towne
wzruszenia i wiekopomne wypadki dziejowe, pomin膮艂em
milczeniem fakt godzien uwagi. 23 pa藕dziernika po p贸艂-
nocy, oko艂o drugiej, od straszliwego wybuchu zadr偶a艂o
powietrze, zakoleba艂a si臋 ziemia. W obu obozach kto 偶y艂,
zerwa艂 si臋 na nogi, cho膰 wtedy, niczemu ju偶 si臋 nie
dziwi膮c, przygotowani byli艣my na wszystko.
Mortier us艂ucha艂 rozkazu: Kreml zosta艂 zburzony. Po-
przednio ju偶 wtoczono sto osiemdziesi膮t trzy tysi膮ce
beczek z prochem do piwnic i loch贸w zamkowych; setki
takich beczek wype艂nia艂y wszystkie sale staro偶ytnego
zamku. Na czele o艣miu tysi臋cy ludzi strzeg艂 marsza艂ek
tego wulkanu, kt贸remu grozi艂 zag艂ad膮 ka偶dy kartacz,
ka偶dy pocisk rosyjski. Z Kremla czuwa艂 on nad armi膮
d膮偶膮c膮 do Ka艂ugi i nad konwojami, kt贸re posuwa艂y si臋 w
stron臋 Mo偶ajska.
W rzeczywisto艣ci jednak liczy膰 m贸g艂 zaledwie na dwa
tysi膮ce sprawnego, wiernego 偶o艂nierza. Pozosta艂e sze艣膰
tysi臋cy — je藕d藕cy bez koni, ludzie wszelkich wyzna艅 i
wszelkich narodowo艣ci, oddani pod komend臋 obcych
sobie dow贸dc贸w, nie maj膮cy ani jednakowych
przyzwyczaje艅, ani wsp贸lnych upodoba艅 i wspomnie艅,
niczym w艂a艣ciwie ze sob膮 nie zwi膮zani — by艂o to raczej
lu藕ne zbiorowisko ani偶eli spoista, zorganizowana ca艂o艣膰.
Wkr贸tce te偶 mieli rozpierzchn膮膰 si臋 na wsze strony.
Dow贸dztwo oddzia艂u in偶ynierii powierzono waleczne-
mu i uczonemu pu艂kownikowi Despr茅s. Przyby艂y dopiero
co z Hiszpanii, w pocz膮tkach wrze艣nia, pu艂kownik bra艂
czynny udzia艂 w odwrocie wojsk francuskich z Madrytu
do Walencji: teraz za艣 uczestniczy艂 w odwrocie z
Moskwy do Wilna. I tu, i tam or臋偶 nasz gi膮艂 si臋 pod
przemoc膮!
Wszyscy spogl膮dali na ksi臋cia Treviso jak na skaza艅ca,
jak na w艂asnowoln膮 ofiar臋 krwawego boga wojny. Starzy
towarzysze broni 偶egnali go ze 艂zami w oczach, cesarz
za艣 zwr贸ci艂 si臋 do niego m贸wi膮c: ,,偶e nie nale偶y nigdy
traci膰 nadziei, lecz 偶e podczas wojny ofiary by膰 musz膮
zawsze i wsz臋dzie". Mortier przyj膮艂 bez wahania
powierzon膮 mu misj臋. W my艣l rozkaz贸w cesarskich
broni膰 mia艂 Kremla, nast臋pnie, cofaj膮c si臋, podpali膰
szcz膮tki miasta i wysadzi膰 cytadel臋 w powietrze 21 pa藕-
dziernika z Krasnej Pachry, letniej rezydencji cesarskiej,
wys艂a艂 mu Napoleon ostatnie zlecenia i wskaz贸wki. Spe艂-
niwszy je, Mortier pod膮偶y膰 mia艂 niezw艂ocznie do Werei,
aby utworzy膰 tyln膮 stra偶 armii.
W li艣cie tym Napoleon poleca艂 mu przede wszystkim:
„Zu偶ytkowa膰 wszystkie furgony m艂odej gwardii, spie-
szonej kawalerii i wszelkie inne — dla przewozu pozo-
sta艂ych jeszcze po szpitalach chorych i rannych. Rzy-
mianie — pisa艂 dalej cesarz — wie艅czyli wawrzynem
skronie zas艂u偶onych m臋偶贸w; ksi膮偶臋 Treviso otrzyma膰
powinien tyle wie艅c贸w, ilu 偶o艂nierzy zdo艂a uratowa膰.
L偶ej ranni jecha膰 mog膮 konno, jak niegdy艣 podczas
odwrotu spod Saint-Jean d'Acre. Z chwil膮 za艣, gdy kon-
w贸j po艂膮czy si臋 z armi膮, oddane mu zostan膮 do dys-
pozycji wozy, opr贸偶nione tymczasem z zapas贸w 偶yw-
no艣ci. Uratuje si臋 w ten spos贸b pi臋ciuset ludzi. Pierw-
sze艅stwo winni mie膰 oficerowie, ze szczeg贸lnym uwz-
gl臋dnieniem narodowo艣ci francuskiej. Niechaj zatem
ksi膮偶臋 Treviso zwo艂a wszystkich podkomendnych swo-
ich, genera艂贸w i oficer贸w, a偶eby u艣wiadomi膰 im nale-
偶ycie znaczenie tej humanitarnej misji i zapewni膰 ich o
wdzi臋czno艣ci cesarza za ocalenie pi臋ciuset ludzi".
Lecz w miar臋 jak Wielka Armia oddala艂a si臋 od Mo-
skwy, kozacy zajmowa膰 j臋li przedmie艣cia i Mortier zmu-
szony by艂 cofn膮膰 si臋 poza mury Kremla. Podobnie w
chwili konania, gdy martwiej膮 ju偶 i stygn膮 ko艅czyny,
tlej膮ca jeszcze iskierka 偶ycia chroni si臋 i koncentruje w
sercu. Kozacv stanowili forpoczty dziesi臋ciotysi臋cznego
korpusu Rosjan, kt贸rym przewodzi艂 Wintzingeroda.
Niemiec rodem, nieprzejednany wr贸g Napoleona,
pragn膮c nami臋tnie odebra膰 Francuzom Moskw臋 i zdoby膰
sobie tym sposobem pe艂ne prawo do obywatelstwa ro-
syjskiego, Wintzinserode pu艣ci艂 si臋 samotrze膰 naprz贸d;
poprzez koloni臋 gruzi艅sk膮 i Kitajgorod pomkn膮艂 cwa艂em
ku Kremlowi, min膮艂 forpoczty nasze i dopiero w贸wczas,
gdy ujrza艂, i偶 odci臋to mu powrotn膮 drog臋, j膮艂 nasi臋
sygnalizowa膰 bia艂膮 chust膮 i o艣wiadczy艂, 偶e przybywa w
roli parlamentarza.
Zaprowadzono go niezw艂ocznie do kwatery ksi臋cia
Treviso. Oburzony zuchwalstwem Niemca, kt贸ry wni贸s艂
skarg臋 na gwa艂t, pope艂niony rzekomo na jego osobie,
Mortier odpowiedzia艂: „偶e naczelny w贸dz, kt贸ry nie umie
uszanowa膰 swojej godno艣ci, 偶adn膮 miar膮 nie mo偶e by膰
traktowany jako parlamentarz; 偶e wobec tego on,
Mortier, wzywa je艅ca do natychmiastowego oddania
szpady". Widz膮c wtedy, i偶 nie zdo艂a nikogo podej艣膰 i ni-
komu zaimponowa膰, genera艂 rosyjski uzna艂
w艂asn膮 nieogl臋dno艣膰 i bez oporu z艂o偶y艂 bro艅 w r臋ce
marsza艂ka.
Wreszcie po czterodniowej zw艂oce, zabieraj膮c ze sob膮
przesz艂o czterystu rannych, Francuzi opu艣cili na zawsze
to nieszcz臋sne miasto. Uprzednio jednak w bezpiecznej,
kilku tylko ludziom znajomej kryj贸wce, za艂o偶yli
olbrzymi, smo艂膮 i siark膮 nasycony lont, kt贸ry tli膰 si臋
mia艂 powoli, obliczon膮 z g贸ry ilo艣膰 godzin, a dotar艂szy
do olbrzymich zapas贸w prochu, powinien by艂 obr贸ci膰
Kreml w perzyn臋.
Czym pr臋dzej uchodzi艂 Mortier, r贸wnocze艣nie jednak
chciwi 艂upu kozacy i ch艂opi, o艣mieleni cisz膮 panuj膮c膮
pozornie w cytadeli, wtargn臋li na Kreml. Ku bogatym
sprz臋tom wyci膮ga艂y si臋 ju偶 d艂onie, gdy wtem ozwa艂 si臋
straszliwy huk, podziemia i lochy zion臋艂y ogniem, za-
trz臋s艂a si臋 w posadach ziemia. Deszcz kamieni, pogru-
chotanych lawet, po艂amanych karabin贸w i okropnie po-
szarpanych, krwawych szcz膮tk贸w ludzkich posypa艂 si臋
dooko艂a.
Ziemia zadr偶a艂a pod stopami Mortiera. Dziesi臋膰 mil od
Moskwy, w Fomi艅skiem s艂ycha膰 by艂o huk wybuchu.
Tak jak Kreml, p艂on膮膰 mia艂o odt膮d wszystko. Zdoby-
waj膮c, Napoleon pragn膮艂 wszystko zachowa膰, wszyst-
kiego strzec i broni膰: zmuszony cofa膰 si臋, niszczy膰 b臋-
dzie wszystko, wszystko burzy膰 i pali膰 b膮d藕 to z ko-
nieczno艣ci, a偶eby zrujnowa膰 doszcz臋tnie nieprzyjaciela i
utrudni膰 mu poch贸d, b膮d藕 te偶 przez zemst臋, t臋 wiern膮
towarzyszk臋 wszelkiego rodzaju najazd贸w, kt贸re z na-
tury rzeczy bardziej krwawe s膮 i okrutne od innych
wojen.
Nie Napoleon wszelako, lecz Rosjanie trzymali si臋
uparcie ofensywy. 19 pa藕dziernika napisa艂 Berthier do
Kutuzowa, nak艂aniaj膮c go „do uregulowania przebiegu
walki w ten spos贸b, a偶eby monarchia rosyjska ponosi艂a
tylko te straty, kt贸re nieod艂膮cznie zwi膮zane s膮 z wojn膮,
gdy偶 dewastacja Rosji r贸wnie szkodliw膮 jest dla kraju,
jak bolesn膮 dla Napoleona". Lecz Kutuzow
odpowiedzia艂: „偶e patriotyzm rosyjski nie da si臋 ju偶
niczym okie艂zna膰"; innymi s艂owy, pochwala艂
najzupe艂niej
post臋powanie
rosyjskiej
milicji,
upowa偶niaj膮c nas tym samym do represji.
Na podobie艅stwo Kremla posz艂a z dymem Wereja,
dok膮d 艣ladami cesarza przywi贸d艂 Mortier Wintzingero-
dego. Widok je艅ca rzuci艂 zarzewie gniewu w stroskan膮,
mroczn膮 dusz臋 Napoleona: „Kim pan jeste艣?" — zawo艂a艂
krzy偶uj膮c gwa艂townie ramiona, jak gdyby sam siebie
uchwyci膰 chcia艂 i powstrzyma膰. „Kim jeste艣? Cz艂owie-
kiem bez ojczyzny! Osobistym moim wrogiem, kt贸ry
walczy艂 przeciw mnie najpierw pod sztandarem aus-
triackim, a gdy Austria zawar艂a ze mn膮 przymierze,
przeszed艂 do s艂u偶by rosyjskiej i agitowa艂 najgorliwiej za
tocz膮c膮 si臋 obecnie kampani膮. A jednak urodzi艂e艣 si臋 pan
nad brzegiem Renu, w granicach Cesarstwa i jeste艣 moim
poddanym; nie jeste艣 wi臋c zwyk艂ym je艅cem wojennym,
lecz buntownikiem, kt贸ry podlega w艂adzy mojej!
呕andarmi, chwytajcie tego cz艂owieka!". Lecz 偶andarmi
stali nieruchomo, wiedzieli bowiem z do艣wiadczenia, jak
ko艅cz膮 si臋 takie gwa艂towne sceny; wiedzieli, i偶 w danym
wypadku niepos艂usze艅stwo najwi臋kszym jest pos艂uchem.
Cesarz za艣 ci膮gn膮艂 dalej: „Czy widzisz pan te dymi膮ce
zgliszcza, t臋 nieszcz臋sn膮, ze wszystkiego ogo艂ocon膮 krai-
n臋? Komu przypisa膰 nale偶y ca艂y ogrom kl臋ski? Pi臋膰dzie-
si臋ciu awanturnikom takim jak pan, kt贸rzy jak pan s膮 na
偶o艂dzie angielskim! Lecz srogie brzemi臋 tej wojny
spadnie niebawem na barki prowokator贸w; za p贸艂 roku w
Petersburgu s膮dzi膰 was b臋d膮 i kara膰!".
Zwracaj膮c si臋 nast臋pnie do adiutanta Wintzingerodego,
wzi臋tego do niewoli pospo艂u z genera艂em, rzek艂: ,,Co si臋
tyczy pana, hrabio Naryszkin, nie mam panu nic do
zarzucenia, jeste艣 rodowitym Rosjaninem, spe艂niasz sw贸j
obowi膮zek. Czym jednak wyt艂umaczy膰 fakt, 偶e potomek
jednej z najpierwszych rodzin w kraju zgodzi艂 si臋 zosta膰
przybocznym adiutantem najemnego cudzoziemca? Wo-
la艂by艣 pan raczej s艂u偶y膰 pod komend膮 rosyjskiego gene-
ra艂a? S艂u偶ba milsz膮 by艂aby i bardziej zaszczytn膮!".
W milczeniu s艂ucha艂 dotychczas Wintzingerode gniew-
nej przemowy Napoleona, wreszcie odpar艂 spokojnie:
„呕e cesarz Aleksander by艂 dobroczy艅c膮 jego i ca艂ej jego
rodziny; 偶e z r膮k cesarza otrzyma艂 wszystko; 偶e przez
wdzi臋czno艣膰 przyj膮艂 podda艅stwo rosyjskie, 偶e jego sta-
nowisko powierzone mu zosta艂o przez cesarza; 偶e spe艂ni艂
zatem sumiennie sw贸j obowi膮zek i nie poczuwa si臋 do
偶adnej winy".
Napoleon grozi艂 jeszcze i gromi艂; poprzesta艂 wszelako
na s艂owach, b膮d藕 to, 偶e istotnie och艂on膮艂 z gniewu, b膮d藕
te偶 dlatego, 偶e chcia艂 jeno przestraszy膰 tych wszystkich
Niemc贸w, kt贸rzy nosili si膮, by膰 mo偶e, z my艣l膮 o de-
zercji. Tak przynajmniej t艂umaczono sobie s艂owa cesarza,
kt贸re powszechny wzbudzi艂y niesmak. Nikt te偶 nie wzi膮艂
ich do serca, wszyscy za艣 jawnie okazywali genera艂owi-
je艅cowi 偶yczliwo艣膰 swoj膮 i sympati臋. Trwa艂o to a偶 do
granic Litwy, gdzie kozacy odbili Wintzingerodego i jego
adiutanta. Cesarz o tyle 艂askawym by艂 dla m艂odego
magnata rosyjskiego, o ile szorstkim i przykrym dla
genera艂a, co dowodzi, 偶e w owej chwili, nawet w
gniewie, nie zapomina艂 o przezorno艣ci i dyplomacji.
VI
WIA殴MA
wudziestego 贸smego pa藕dziernika ujrzeli艣my
po raz wt贸ry Mo偶ajsk. Miasto przepe艂nione
by艂o jeszcze rannymi: jednych zabrano,
drugich pozostawiono tak, jak w Moskwie,
na 艂ask臋 i nie艂ask臋 Rosjan. Zaledwie min膮艂 Napoleon
Mo偶ajsk, gdy spad艂y ogromne 艣niegi, od p贸艂nocy powia艂
mro藕ny, lodowaty wiatr. Po dziesi臋ciu dniach
forsownych marsz贸w i kontrmarsz贸w, krwaw膮
stoczywszy bitw臋, armia, kt贸ra zabra艂a z Moskwy
niespe艂na po pi臋tna艣cie porcji m膮ki na g艂ow臋 — usz艂a
zatem tyle tylko, ile w innych warunkach by艂aby usz艂a w
ci膮gu trzech dni. Sk膮pe zapasy mia艂y si臋 ju偶 ku ko艅cowi;
z niezmierzonych, 艣nie偶nych p贸l powstawa艂o straszliwe
widmo g艂odu!
Gin膮膰 j臋艂y s艂absze, mniej odporne jednostki. Pierwszego
niemal dnia odwrotu trzeba by艂o spali膰 cz臋艣膰 furgon贸w,
kt贸rych nie mog艂y uci膮gn膮膰 nieliczne i wychud艂e konie.
W贸wczas to wyszed艂 rozkaz palenia i burzenia
wszystkiego. Za pomoc膮 wyprz臋偶onych jaszczyk贸w z
prochem wysadzano w powietrze murowane domy i
wi臋ksze budynki. Wobec tego jednak, 偶e nieprzyjaciel nie
ukazywa艂 si臋 ponownie, mala艂a groza sytuacji, odwr贸t
nabiera艂 coraz wi臋cej cech przymusowej uci膮偶liwej
w臋dr贸wki. Napoleon za艣, na tej znanej mu drodze, coraz
lepszej by艂 my艣li, gdy tego偶 28 pa藕dziernika pod wiecz贸r
przyprowadzono do kwatery cesarskiej jegra rosyjskiego,
pojmanego i przys艂anego przez Davouta.
Lekcewa偶膮c sobie osob臋 je艅ca, cesarz zada艂 mu kilka
kr贸tkich, urywkowych pyta艅, lecz traf zrz膮dzi艂, 偶e jeniec
艣wiadom by艂 do pewnego stopnia nazw, dr贸g i dystan-
s贸w; odpar艂 wi臋c: „偶e ca艂a armia rosyjska d膮偶y przez
Medy艅 ku Wia藕mie". W贸wczas cesarz zacz膮艂 przys艂uchi-
wa膰 si臋 uwa偶nie odpowiedziom jegra. Czy偶by Kutuzow
wyprzedzi膰 go chcia艂 pod Wia藕m膮, jak pod
Ma艂ojaros艂awcem; tak samo zagrodzi膰 mu drog臋 do
Smole艅ska, jak drog臋 do Ka艂ugi; osaczy膰 go zewsz膮d
w艣r贸d pustynnej, ze wszystkiego ogo艂oconej krainy, w
po艣rodku powsta艅czych zast臋p贸w ludu rosyjskiego?
Zrazu odrzuci艂 wszelako ze wzgard膮 ostrze偶enie w
powy偶szych s艂owach zawarte, gdy偶 b膮d藕 to przez dum臋,
b膮d藕 te偶 na skutek d艂ugoletniego do艣wiadczenia
przyzwyczai艂 si臋 nie przypisywa膰 swoim przeciwnikom
zr臋czno艣ci, kt贸r膮 by艂by wykaza艂 na ich miejscu.
Tym razem jednak wchodzi艂y w gr臋 inne jeszcze po-
budki. Niefrasobliwo艣膰 cesarza zmy艣lona by艂a i
sztuczna, nie ulega艂o bowiem najmniejszej w膮tpliwo艣ci,
偶e armia rosvjska obra艂a drog臋 wiod膮c膮 przez Medy艅 te
sama kt贸r膮 doradza艂 Davout dla wojsk naszych; Davout
za艣, przez nieogl臋dno艣膰 czy te偶 pod wp艂ywem ura偶onej
mi艂o艣ci w艂asnej, zamiast poprzesta膰 na przes艂aniu
cesarzowi tajnej depeszy, dozwoli艂 rozej艣膰 si臋 tym
alarmuj膮cym wie艣ciom. Obawiaj膮c si臋 dla armii
zniech臋cenia i depresji, Napoleon lekcewa偶y艂 je
rzekomo, lecz r贸wnocze艣nie wyda艂 rozkaz, aby
nazajutrz, skoro 艣wit, gwardia ruszy艂a w kierunku
G偶acka i sz艂a nieprzerwanie a偶 do wieczora.
Wyprzedziwszy na tej linii Kutuzowa, w murach G偶acka
znale藕膰 mia艂a straw臋 i schronienie.
Nie wzi臋to natomiast w rachub臋 straszliwego klimatu
P贸艂nocy, kt贸ry jak gdyby postanowi艂 si臋 za to zem艣ci膰.
Nowy ten, a nieub艂agany wr贸g chy偶ymi zbli偶a艂 si臋 kro-
kami: na polach i roz艂ogach hucza艂a mro藕na wichura,
艣nie偶ny puch coraz szczelniej otula艂 zmarzni臋t膮 ziemi臋.
Poczuli艣my, 偶e w tym kraju zimy jeste艣my obcy i
niepotrzebni. Zaraz te偶 zmieni艂o si臋 wszystko: drogi,
twarze ludzkie, og贸lny nastr贸j i zewn臋trzny wygl膮d
armii. Umilk艂 gwar, pos臋pna cisza zaleg艂a szeregi, w
duszach kie艂kowa膰 j臋艂y l臋k i trwoga.
O kilka mil poni偶ej Mo偶ajska wypad艂o przeprawi膰 si臋
przez Ko艂ocz臋, niewielk膮 rzeczk臋, przez kt贸r膮 do艣膰 by艂o
przerzuci膰 dwa pnie, ze dwie poprzecznice i nieco desek,
aby przej艣膰 wygodnie na przeciwleg艂y brzeg. Tak wiel-
kim by艂 jednak bez艂ad i niedo艂臋stwo, 偶e przeprawa
przed艂u偶y艂a si臋 nadmiernie, przy czym utopiono kilka
dzia艂. R贸wnie偶 cesarz musia艂 si臋 zatrzyma膰. Ka偶dy kor-
pus o sobie tylko my艣la艂, na w艂asn膮 dzia艂a艂 r臋k臋, jak
gdyby nie by艂o ani sztabu g艂贸wnego, ani rozkaz贸w jed-
nakowo obowi膮zuj膮cych dla ca艂ej armii, ani 偶adnego
spoid艂a — nic, co by wi膮za艂o i 艂膮czy艂o ze sob膮 poszcze-
g贸lne oddzia艂y. W rzeczy samej, niezwyk艂e godno艣ci i
tytu艂y wszystkich niemal dow贸dc贸w wyklucza艂y po-
niek膮d konieczn膮 w wojsku karno艣膰 i subordynacj臋: nikt
nie chcia艂 by膰 zale偶nym od drugiego. Sam cesarz na
takich zawrotnych stan膮艂 wy偶ynach, 偶e przepa艣膰 dzieli艂a
go od armii i szczeg贸艂贸w 偶ycia obozowego. Berthier za艣,
jako 艂膮cznik i po艣rednik mi臋dzy cesarzem a dostojnym
t艂umem kr贸l贸w, ksi膮偶膮t i marsza艂k贸w, zbyt cz臋sto musia艂
liczy膰 si臋 z przer贸偶nymi wzgl臋dami. Nie odpowiada艂
zreszt膮 wymogom zajmowanego przez si臋 stanowiska.
Na widok niespodziewanej przeszkody cesarz wzruszy艂
pogardliwie ramionami, gniewnie spogl膮daj膮c na Ber-
thiera. Westchnienie pe艂ne rezygnacji by艂o jedyn膮 od-
powiedzi膮 marsza艂ka. Skoro naprawa, wzgl臋dnie budowa,
mostu nie zosta艂a wymieniona w rozkazie dziennym,
Berthier nie poczuwa艂 si臋 do 偶adnej winy. By艂 on tylko
wiernym echem cesarza, niczym wi臋cej. Tak w dzie艅, jak
w nocy niezmordowany i czujny, rozsy艂a艂 wydane mu
rozkazy i zlecenia, sam jednak o niczym nie stanowi艂,
nigdy nic nie zmieni艂, nic od siebie nie doda艂 — i to, o
czym Napoleon zapomnia艂, zapomniane by艂o bez-
powrotnie.
Po przej艣ciu Ko艂oczy armia sz艂a w milczeniu, gdy nagle
okrzyk zgrozy wyrwa艂 si臋 ze wszystkich niemal piersi! W
prawo i w lewo, przed nami i za nami, ziemia stratowana
by艂a, dziwnymi poryta bruzdy; drzewa potrzaskane, o
suchych ju偶, 偶a艂o艣nie stercz膮cych konarach; w oddali za艣
wznosi艂o si臋 kilka niekszta艂tnych wzg贸rz, 艣ci臋tych u
wierzcho艂ka. Najwy偶sze spo艣r贸d nich wygl膮da艂o jak
wulkan wygas艂y w艣r贸d gruz贸w i popio艂u. Doko艂a wala艂y
si臋 szcz膮tki kask贸w i pancerzy, przedziurawionych
b臋bn贸w, pogruchotanej broni, strz臋py mundur贸w i
osmolonych. krwi膮 zbryzganych sztandar贸w!
Trzydzie艣ci tysi臋cy na wp贸艂 zgni艂ych trup贸w zalega艂o to
偶a艂obne pole 艣mierci. Trupy, widne z daleka, zdawa艂y si臋
broni膰 jeszcze wzg贸rz. By艂a to owa straszliwa reduta,
zdobycz i mogi艂a Caulaincourta. Bolesny j臋k za-szemra艂
wzd艂u偶 szereg贸w: „Oto pole wielkiej bitwy" — i skona艂.
Szybko wymija艂 cesarz pobojowisko. Nikt
zreszt膮 nie zatrzyma艂 si臋: g艂贸d, zimno oraz blisko艣膰 nie-
przyjaciela nagli艂y do po艣piechu. Id膮c, odwracano jeno
g艂owy, aby po raz ostatni ogarn膮膰 smutnymi oczyma ten
olbrzymi grobowiec, w kt贸rym spoczywa艂o tylu wiernych
druh贸w, tylu nieod偶a艂owanych towarzysz贸w broni,
poleg艂ych na obczy藕nie w krwawej a bezowocnej walce!
Tam w艂a艣nie, u st贸p tej reduty, krwi膮 nasz膮 i or臋偶em
skre艣lili艣my jedn膮 z najs艂ynniejszych kart w dziejach
ludzko艣ci!
Lecz pod 艣nie偶n膮 i lodowat膮 pow艂ok膮 znikn膮膰 mia艂
wkr贸tce wszelki 艣lad walki i m臋ki! By膰 mo偶e, i偶 kiedy艣,
gdy czas wszystko zr贸wna i zniweluje, w臋drowny
przechodzie艅 minie oboj臋tnie pole to, podobne do wielu
innych, gdy jednak dowie si臋, czym ono by艂o przed laty,
wiedziony ciekawo艣ci膮 niew膮tpliwie zawr贸ci wstecz,
d艂ugo przygl膮da膰 si臋 b臋dzie okolicy, wreszcie zawo艂a:
„Co za ludzie! Co za w贸dz! Jaka dziwna, r贸wnocze艣nie
艣wietna i nieszcz臋sna dola! Oni to w roku 1799 przez
Egipt wtargn膮膰 chcieli na Wsch贸d. Odparci, przeszli
zwyci臋skim szlakiem ca艂膮 Europ臋, a gdy wszystkie ludy
kornie leg艂y u ich st贸p, gdy zdawa艂o si臋, 偶e nic nie zdo艂a
powstrzyma膰 tej przemo偶nej si艂y, ponowili od P贸艂nocy
niefortunn膮 pr贸b臋, stan臋li u wr贸t Azji i, tak jak niegdy艣,
musieli cofn膮膰 si臋 rozbici i zdziesi膮tkowani. Pod jakim
wp艂ywem, z jakich pobudek szukali wci膮偶 nowych
wra偶e艅, nowych a niezwyk艂ych przyg贸d? Nie byli to
barbarzy艅cy szukaj膮cy lepszego klimatu, dogodniejszych
siedzib, pi臋kniejszego otoczenia, wi臋kszych bogactw.
Urodzeni pod b艂臋kitnym niebem Po艂udnia, nawykli do
wyg贸d i wszelkiego rodzaju dostatk贸w, syci zaszczyt贸w i
godno艣ci bez wahania zostawiali wszystko i szli w
nieznan膮 dal o g艂odzie i ch艂odzie, niepomni na b贸l, na
kalectwo i 艣mier膰! Czym wyt艂umaczy膰, czemu przypisa膰
to niezrozumia艂e na poz贸r zjawisko? Dzia艂a艂 tak
nieprzeparty urok cesarskiego geniuszu, wiara w
nieomylnego dotychczas wodza, ch臋膰 dokonania chlubnie
rozpocz臋tego dzie艂a, nade wszystko za艣 upajaj膮ca, ze
wszystkich najpot臋偶niejsza 偶膮dza s艂awy, kt贸ra lekcewa偶y
nawet 艣mier膰, aby tylko zdoby膰 nie艣miertelno艣膰!".
W zbo偶nym milczeniu mija艂y szeregi pobojowisko, gdy
wtem dostrze偶ono w艣r贸d trup贸w straszliw膮, okalecza艂a
mar臋, kt贸ra g艂o艣ne wydawa艂a j臋ki. By艂 to 偶o艂nierz fran-
cuski. Raniony w obie nogi, zapomniany i opuszczony
w艣r贸d trup贸w, schroni艂 si臋 w krwawym kad艂ubie zabitego
konia, potem w ci膮gu pi臋膰dziesi臋ciu dni krzepi艂 si臋 m臋tn膮
wod膮 z pobliskiego strumienia, w kt贸ry si臋 stoczy艂, a
karmi艂 si臋 ohydn膮, trudn膮 do nazwania straw膮. Ci, kt贸rzy
zaj臋li si臋 nim, twierdz膮, 偶e ocala艂 i do zdrowia powr贸ci艂.
Nieco dalej, w Ko艂ocku, ujrzano po raz wt贸ry klasztor,
czy te偶 raczej olbrzymi szpital, nape艂niony po brzegi
ludzk膮 m臋k膮 i niedol膮. Pod Borodino panowa艂a
wprawdzie niepodzielnie 艣mier膰, lecz panowa艂a tak偶e i
cisza, g艂臋boka, bezbrze偶na cisza. W Ko艂ocku walka wci膮偶
trwa艂a: walczy艂y ze 艣mierci膮 nieszcz臋sne ofiary wojny,
mocowa艂y si臋 ostatkiem si艂 i tchu, pozbawione wszelkich
wyg贸d, wszelkich najniezb臋dniejszych nawet 艣rodk贸w
ratunku. Nie brak艂o tam jeno rozkaz贸w niewykonalnych,
je艣li zwa偶ymy dane warunki i okoliczno艣ci, id膮cych
zreszt膮 ze zbyt wysoka i ze zbyt daleka, aby istotnie
mog艂y by膰 wykonane.
Jednakowo偶 mimo g艂odu, zimna i n臋dzy — po艣wi臋ce-
nie kilku lekarzy i nie wygas艂a jeszcze iskierka nadziei
utrzymywa艂y przy 偶yciu znaczn膮 liczb臋 chorych i ran-
nych. Lecz gdy spostrzegli mijaj膮ce ich szeregi bratnie,
gdy zrozumieli, 偶e ich opuszczamy, 偶e znika wszelka
nadzieja, najmniej chorzy powlekli si臋 za pr贸g, wzd艂u偶
drogi, b艂agalnie wyci膮gaj膮c ku nam wychud艂e d艂onie.
Cesarz wyda艂 rozkaz, i偶by ka偶da bez wyj膮tku pod-
woda, ka偶dy w贸z i furgon zabiera艂 co najmniej po jed-
nym rannym; najs艂absi za艣 pozosta膰 mieli tak jak w
Moskwie pod opiek膮 rannych oficer贸w rosyjskich, kt贸rzy
dostawszy si臋 do niewoli, leczeni byli w ambulansach
francuskich. Osobi艣cie dogl膮da艂 cesarz wykonania tego
rozkazu. Wraz ze 艣wit膮 ogrza艂 si臋 przy ognisku,
podsycanym szcz膮tkami wyprz臋偶onych jaszczyk贸w. Od
rana ju偶 cz臋sto powtarzaj膮cy si臋 huk eksplozji 艣wiadczy艂
o licznych, a przymusowych ofiarach w prochu i
amunicji.
Podczas tego postoju pope艂niona zosta艂a ohydna zbrod-
nia. Kilku ci臋偶ej rannych oficer贸w i 偶o艂nierzy umiesz-
czono na w贸zkach wiwandier贸w, mimo protestu i szem-
rania tych n臋dznik贸w, kt贸rzy ob艂adowawszy si臋 w Mos-
kwie 艂upami, niech臋tnie nowy przyjmowali ci臋偶ar: wobec
gro藕by jednak — umilkli. Lecz gdy ruszy艂y szeregi, gdy
armia opuszcza膰 j臋艂a Ko艂ock, zwolnili kroku i zna-
laz艂szy si臋 z dala od wojska, wrzucili wszystkich chorych
do przydro偶nych, g艂臋bokich row贸w, na niechybn膮
艣mier膰. Jeden tylko spo艣r贸d nich, genera艂, 偶y艂 jeszcze tak
d艂ugo, 偶e doczeka艂 si臋 nadej艣cia pierwszych woz贸w i
zbrodni臋 ujawni艂. Okrzyk zgrozy wydar艂 si臋 w贸wczas ze
wszystkich ust, niebawem doszed艂 uszu cesarza, gdy偶 w
owaj chwili cierpienia nie by艂y jeszcze tak niezmierne i
tak powszechne, aby st艂umi膰 w duszach ludzkich
wszelk膮 lito艣膰 i mi艂osierdzie, aby znieczuli膰 je
ca艂kowicie na j臋ki i b贸l.
Wieczorem tego偶 dnia kolumna cesarska zbli偶y艂a si臋 do
G偶acka. Na trakcie g臋sto le偶a艂y liczne zw艂oki 艣wie偶o
pobitych Rosjan. Zauwa偶ono, 偶e wszystkie g艂owy roz-
艂upane by艂y w ten sam spos贸b, a m贸zg rozpry艣ni臋ty
dooko艂a. Wiedzieli wszyscy, 偶e dwa tysi膮ce je艅c贸w ro-
syjskich sz艂o przodem, pod stra偶膮 Hiszpan贸w, Portugal-
czyk贸w i Polak贸w. Zale偶nie od usposobienia ka偶dy re-
agowa艂 inaczej na t臋 bezlitosn膮 rze藕: jedni oburzali si臋,
inni aprobowali, inni wreszcie oboj臋tni byli i g艂usi na
wszystko. W najbli偶szym otoczeniu cesarza pos臋pna za-
leg艂a cisza. Jeden tylko Caulaincourt, nie mog膮c poha-
mowa膰 miotaj膮cych nim uczu膰, wykrzykn膮艂: „呕e jest to
nies艂ychane okrucie艅stwo! 呕e tak w艂a艣nie wygl膮da owa
cywilizacja, kt贸r膮 chcemy krzewi膰 w艣r贸d Rosjan! Co
powie na to nar贸d rosyjski? Czy偶 nie zostawiamy poza
sob膮 chorych i rannych? Kt贸偶 obroni ich, je艣li nieprzy-
jaciel zechce skorzysta膰 z prawa krwawego odwetu?".
Napoleon pos臋pny nie odpowiedzia艂 nic, lecz nazajutrz
zab贸jstwa usta艂y ca艂kowicie. Poprzestano odt膮d na za-
mykaniu nieszcz臋snych je艅c贸w w szopach, w kt贸rych
sp臋dzali zazwyczaj noc, a w kt贸rych kona膰 mieli z g艂odu
powoln膮, straszn膮 艣mierci膮. Niew膮tpliwie by艂o to r贸w-
nie偶 wielkie okrucie艅stwo. Po艂o偶enie by艂o wszak偶e bez
wyj艣cia. Nieprzyjaciel nie chcia艂 przysta膰 na wymian臋
je艅c贸w, cesarz za艣 obawia艂 si臋 pu艣ci膰 ich ze wzgl臋du na
n臋dz臋 wojsk naszych, kt贸ra nie powinna by艂a doj艣膰 do
wiadomo艣ci Kutuzowa; zreszt膮 przy艂膮czywszy si臋 do
swoich 艣cigaliby nas razem z nimi. W tej zaciek艂ej,
nieub艂aganej walce, walce na 艣mier膰 i 偶ycie — okru-
cie艅stwo spowodowane zosta艂o konieczno艣ci膮, wyj膮tko-
wo gro藕n膮 i niebezpieczn膮 sytuacj膮. Konieczno艣ci takiej
nie by艂o po stronie Rosjan, a jednak nie traktowali oni
lepiej naszych je艅c贸w.
O zmierzchu dotar艂a armia do G偶acka. Ten pierwszy
mro藕ny dzie艅 by艂 jednocze艣nie dniem smutku i bolesnych
wzrusze艅: 偶a艂osny widok pobojowiska i dw贸ch
opuszczonych szpitali, setki wysadzonych w powietrze
jaszczyk贸w, krwawe trupy pomordowanych Rosjan, nad-
mierna forsowno艣膰 marszu, g艂贸d i zimno — wszystko to
pos臋pny wytwarza艂o nastr贸j. Odwr贸t zaczyna艂 nabiera膰
wszelkich cech ucieczki, zadawa艂 k艂am bohaterskiej le-
gendzie cesarskich or艂贸w!
W艣r贸d sprzymierze艅c贸w naszych niekt贸rzy cieszyli si臋
w g艂臋bi duszy z pora偶ki nie zwyci臋偶onego dotychczas
wodza. Z ma艂ostkowo艣ci膮, wrodzon膮 ni偶szym moralnie
jednostkom, zazdro艣cili mu oni 艣wietnego losu, kt贸rego
wybraniec zazwyczaj nie umie zachowa膰 miary, godz膮c
w tak drog膮 ludziom r贸wno艣膰. Niebawem jednak umilk艂y
z艂o艣liwe szepty; wobec og贸lnej kl臋ski i niedoli pierzch艂a
zawistna rado艣膰.
Zraniona duma Napoleona wnikn臋艂a od razu w tajniki
my艣li tych ludzi. Podczas kr贸tkiego postoju w szczerym
polu, na grudzie, w艣r贸d rozsianych dooko艂a francuskich i
rosyjskich szcz膮tk贸w, pot臋g膮 wymowy swojej zrzuci膰
chcia艂 z siebie okropne brzemi臋 odpowiedzialno艣ci za
tyle i takich nieszcz臋艣膰. Tocz膮c膮 si臋 wojn臋 przypisywa艂 w
pierwszym rz臋dzie: ...„Wojn臋 sprowokowa艂 ten minister
carski, dusz膮 i cia艂em zaprzedany Anglii! On to podszed艂
zdradziecko Aleksandra i Francj臋! Na niego te偶 spa艣膰
powinna ca艂a ohyda wszystkich okropno艣ci tej
kampanii!".
Powy偶sze s艂owa, wypowiedziane w obecno艣ci dw贸ch
genera艂贸w francuskich, pozosta艂y bez odpowiedzi: s艂u-
chano ich w milczeniu, z poszanowaniem nale偶nym
w艂adzy i nieszcz臋艣ciu. Lecz ksi膮偶臋 Vicenzy, szczery zaw-
sze i gwa艂towny, gniewnie i niedowierzaj膮co pokiwa艂
jeno g艂ow膮, a cofn膮wszy si臋 natychmiast, przerwa艂 t臋
niezmiernie przykr膮 rozmow臋.
W dwa dni po opuszczeniu G偶acka wchodzi艂 cesarz do
Wi膮偶my na d艂u偶szy nieco wypoczynek. Celem pobytu w
Wia藕mie by艂o po艂膮czenie si臋 z korpusem ksi臋cia
Eugeniusza i Davouta oraz obserwacja drogi, wiod膮cej od
Modynia i Juchnowa, kt贸ra w tym w艂a艣nie punkcie
przecina trakt smole艅ski: t膮 boczn膮 drog膮 nadci膮gn膮膰
mia艂a od Ma艂ojaros艂awca armia rosyjska. Lecz l listo-
pada, po trzydziestu sze艣ciu godzinach ci膮g艂ego wypa-
trywania, nie doczekawszy si臋 nawet forpoczt贸w nie-
przyjacielskich, Napoleon ruszy艂 w dalsz膮 drog臋.
Dusza cesarza waha艂a si臋 mi臋dzy nadziej膮, 偶e Kutu-
zow zaprzesta艂 po艣cigu, a obaw膮, 偶e po to tylko omin膮艂
Wia藕m臋, aby wyprzedzi膰 Wielk膮 Armi臋 i zagrodzi膰 jej
drog臋 opodal Drohobu偶a. Zostawi艂 jednak Neya w Wia-
藕mie dla os艂ony czwartego korpusu i zluzowania zm臋-
czonych pu艂k贸w Davouta na tylnych stra偶ach.
Zbytnia jakoby powolno艣膰 i ogl臋dno艣膰 Davouta iryto-
wa艂a Napoleona, zarzuca艂 on mu nadmiar systematycz-
no艣ci, pedantyzm nie licuj膮cy bynajmniej z r贸wnie nie-
regularnym, na tysi膮czne przeszkody nara偶onym mar-
szem, z gniewem podkre艣la艂 te偶 przestrze艅 dziel膮c膮 mar-
sza艂ka od Wi膮偶my, kt贸ra zdaniem cesarza winna by艂a
wynosi膰 trzy, a nie pi臋膰 marsz贸w dziennych.
Zapomnia艂 snad藕, 偶e trakt, kt贸rym post臋powa艂y tylne
stra偶e, nier贸wny by艂 i b艂otnisty; 偶e wskutek go艂oledzi
wsz臋dzie, gdzie droga sz艂a w d贸艂, osuwa艂y si臋 i stacza艂y
wozy i dzia艂a; 偶e na stokach pag贸rk贸w po lodowatej
pow艂oce 艣lizga艂y si臋 藕le podkute kopyta ko艅skie; 偶e tak
konie, jak ludzie dyszeli wtedy ostatkiem tchu,
przewracaj膮c si臋 co chwila; 偶e gdy tylko pad艂 jaki ko艅.
zg艂odniali 偶o艂nierze r膮bali go natychmiast na 膰wierci i
piekli te krwawe och艂apy przy ogniu, podsycanym
szcz膮tkami woz贸w i furgon贸w.
W贸wczas artylerzy艣ci, kanonierzy i oficerowie — wy-
chowani wszyscv niemal w s艂ynnej na 艣wiat ca艂y szkole
wojskowej — przep臋dzali tych nieborak贸w i wyprz臋gali
konie z w艂asnych pojazd贸w i furgon贸w, a偶eby tylko
ocali膰 dzia艂a. A gdy brak艂o koni, zaprz臋gali si臋 sami i
ci膮gn臋li co si艂. nie szcz臋dz膮c trudu. Kr膮偶膮ce w pobli偶u
oddzia艂y kozackie, nie do艣膰 odwa偶ne, aby atakowa膰,
zwi臋ksza艂y nie艂ad i rozprz臋偶enie g臋stymi salwami z
lekkich polowych armatek, wiezionych na saniach.
Pierwszy korpus, utraci艂 ju偶 by艂 dziesi臋膰 tysiecy ludzi.
Jednakowo偶, dzi臋ki nadludzkim niemal ofiarom i wy-
si艂kom, wicekr贸l i ksi膮偶臋 Eckm眉hl stan臋li 2 listopada o
dwie mile od Wi膮偶my. Lecz pod os艂ona zwodniczych
mrok贸w tej偶e nocy. od stronv Ma艂ojaros艂awca. gdzie
nasz odwr贸t powstrzymywa艂 ich odwr贸t, nadci膮gn臋艂y
forpoczty rosyjskie: obesz艂y bokiem oba korpusy fran-
cuskie oraz korpus Polak贸w Poniatowskiego — a mi-
n膮wszy nasze biwaki, rozci膮gn臋艂y si臋 wzd艂u偶 lewego
flanku drogi, na owej dwumilowej przestrzeni mi臋dzy
Wia藕m膮 a wojskami Davouta i Eugeniusza.
Forpocztami dowodzi艂 Mi艂oradowicz, zwany „rosyjskim
Muratem". Niezwykle popularny w艣r贸d rodak贸w swoich,
by艂 to — zdaniem ich — 偶o艂nierz z krwi i ko艣ci, nie-
zmordowany i m臋偶ny, r贸wnie urodziwy jak Murat i tak
jak on stale przez los faworyzowany. Nie ima艂y si臋 go
kule ani pociski, nigdy 偶adnej nie odni贸s艂 rany, jak-
kolwiek ubito pod nim kilka koni. a tu偶 obok niego rozle-
ga艂y si臋 niejednokrotnie j臋ki konaj膮cych i rannych.
Gardz膮c zasadami sztuki wojennej, jako gor膮cy zwo-
lennik nie uplanowanej z g贸ry, cz臋stokro膰 zgo艂a nie
przewidzianej akcji, zwolennik zasadzek i napa艣ci, par-
tyzanckiej niejako walki, zale偶nej ca艂kowicie od wa-
runk贸w, terenu i okoliczno艣ci — Mi艂oradowicz walecz-
nym by艂 wodzem, lecz nie umia艂 rz膮dzi膰 sprawami ani
publicznymi, ani osobistymi, by艂 znanvm w kraju utra-
cjuszem, co dziwniejsze za艣, cz艂owiekiem r贸wnocze艣nie
rozrzutnym i uczciwym.
Na czele dwudziestu tysi臋cy 偶o艂nierzy Mi艂oradowicz i
P艂atow bronili nam dost臋pu do Wia藕my.
3 listopada przed 艣witem ruszy艂 ksi膮偶臋 Eugeniusz ku
miastu, poprzedzany przez artyleri臋 i tren, gdy wtem
dzienny brzask ukaza艂 mu pu艂ki nieprzyjacielskie na
ty艂ach naszych i na lewym flanku, z drugiej za艣 strony —
na r贸wninie poprzewracane wozy i maruder贸w
uciekaj膮cych w pop艂ochu przed lancami u艂an贸w ro-
syjskich. Jednocze艣nie ko艂o Wia藕my g艂uchy huk armat-
nich strza艂贸w 艣wiadczy艂 a偶 nadto wymownie, 偶e mar-
sza艂ek Ney, kt贸ry mia艂 so wesprze膰, zaniechawszy z ko-
nieczno艣ci wszelkiej akcji zaczepnej, broni艂 ju偶 tylko
miasta i zajmowanej przez si臋 pozycji.
Jako zdolny i do艣wiadczony w贸dz, kt贸rego nic za-
skoczy膰 nie zdo艂a, wicekr贸l rozejrza艂 si臋 natychmiast w
sytuacji i obmy艣li艂 plan defensywy. Stan臋艂a tedy ko-
lumna: dywizje zawr贸ci艂y wstecz i uszykowa艂y si臋 z pra-
wej strony traktu, a偶eby odeprze膰 szeregi rosyjskie, kt贸re
usi艂owa艂y nas zepchn膮膰 z drogi w szersze pole. Na
prawym skrzydle armii w艂oskiej Rosjanie byli opanowali
ju偶 w jednym punkcie trakt, gdy Ney wys艂a艂 przeciw nim
pu艂k jazdy, kt贸ry zaatakowa艂 ich z ty艂u i zmusi艂 do
ucieczki.
R贸wnocze艣nie Compans, jeden z genera艂贸w Davouta,
艂膮cznie z tylnymi stra偶ami wicekr贸la przedar艂 si臋 przez
szeregi nieprzyjacielskie i wpad艂 w najgor臋tszy wir
walki! Davout za艣 b艂yskawicznie cofn膮艂 si臋 poza nim
lew膮 stron膮 traktu, nast臋pnie trakt przekroczy艂,
wyprzedzi艂 naszych i stan膮艂 na lewym skrzydle, mi臋dzy
Wia藕m膮 a nieprzyjacielem. Ksi膮偶臋 Eugeniusz ust膮pi艂 mu
z kolei bronionej dot膮d pozycji i przeszed艂 na przeciw-
leg艂膮 stron臋 drogi. Nieprzyjaciel spr贸bowa艂 w贸wczas
osaczy膰 ich, obchodz膮c oba skrzyd艂a.
Dzi臋ki odwadze 偶o艂nierzy i talentom militarnym do-
w贸dc贸w oba korpusy, tak w艂oski, jak francuski, wpraw-
dzie nie zdo艂a艂y jeszcze zapewni膰 sobie dalszego od-
wrotu, w ka偶dym razie uzyska艂y mo偶no艣膰 skutecznej
obrony. Liczba 偶o艂nierzy zdatnych do boju wynosi艂a
jeszcze oko艂o trzydziestu tysi臋cy. Lecz w pierwszym
korpusie, korpusie Davouta, panowa艂 bez艂ad i
rozprz臋偶enie: po艣pieszny, zgo艂a nie przewidziany
przebieg walki, nag艂o艣膰 obrot贸w nieprzyjacielskich, g艂贸d
i wycie艅czenie, zw艂aszcza za艣 fatalny przyk艂ad
bezbronnych, pozbawionych koni je藕d藕c贸w, kt贸rzy
rozpierzchli si臋 na wsze strony na wp贸艂 ob艂膮kani ze
strachu — wszystko to podzia艂a艂o ujemnie, rozlu藕niaj膮c
karno艣膰 i dyscyplin臋.
W mniemaniu, 偶e Francuzi cofaj膮 si臋, nieprzyjaciel
ponowi艂 atak. Artyleria rosyjska liczniejsza i lepiej od
naszej obs艂u偶ona pogna艂a galopem, otaczaj膮c nas ze-
wsz膮d i morderczym pra偶膮c ogniem, podczas gdy baterie
francuskie, kt贸re zawr贸cono od bram Wia藕my, wlok艂y
si臋 powoli i z trudem. Tymczasem Davout i jego
genera艂owie wiedli w ogie艅 sprawne i nieustraszone
pu艂ki starych wiarus贸w. Liczni oficerowie z ranami nie
zagojonymi jeszcze od krwawego starcia pod Borodino,
jeden z r臋k膮 na temblaku, drugi z obanda偶owan膮 g艂ow膮
— nawo艂ywali do boju najdzielniejszych, krzepi膮c
s艂owem i przyk艂adem najs艂abszych. 艁aw膮 ruszyli te偶 na
baterie rosyjskie i zmusili je do odwrotu, zabrawszy im
trzy dzia艂a. Nieprzyjaciel ust膮pi艂, maruderzy zaniechali
ucieczki; szlachetna ofiara krwi w艂asnej i 偶ycia po偶膮dany
wywar艂a wp艂yw, zwalczy艂a z艂o w zarodku.
Czuj膮c w贸wczas, 偶e nieprzyjaciel wymyka mu si臋 z r膮k,
Mi艂oradowicz za偶膮da艂 posi艂k贸w. I tutaj r贸wnie偶 misji
wys艂annika podj膮艂 si臋 Wilson, obecny wsz臋dzie, gdzie
tylko mo偶na by艂o dzia艂a膰 na szkod臋 Francji. On to
po艣pieszy艂 uwiadomi膰 Kutuzowa. S臋dziwy feldmarsza艂ek
wypoczywa艂 tymczasem przy wt贸rze g艂uchych salw ar-
matnich i st艂umionych oddaleniem odg艂os贸w walki. Misja
Wilsona spe艂z艂a wszelako na niczym; pr贸偶nymi by艂y
namowy i perswazje nami臋tnego Anglika, kt贸ry, obu-
rzony, nazwa艂 Kutuzowa zdrajc膮 i grozi艂, 偶e natychmiast
wy艣le jednego ze swoich Anglik贸w do Petersburga, aby
o tej zdradzie powiadomi膰 Aleksandra i jego sprzy-
mierze艅c贸w.
Lecz ani rzeczowa argumentacja, ani nawet gro藕by nie
da艂y po偶膮danych wynik贸w: b膮d藕 to pod wp艂ywem po-
wszechnej niedoli, po偶arnymi dymami osnutej, b膮d藕 te偶
dlatego, 偶e ta najbardziej ponura i najostrzejsza pora roku
zwi臋ksza艂a starcz膮 niemoc znu偶onego organizmu,
nak艂aniaj膮c do nadmiernej ostro偶no艣ci tam, gdzie nie
by艂o nic do stracenia, i do zbyt wielkiej opiesza艂o艣ci w
chwilach istotnie wa偶nych, wymagaj膮cych szybkiej i
stanowczej decyzji — do艣膰 偶e w dalszym ci膮gu trwa艂
Kutuzow w swoim uporze. Tak jak pod Ma艂ojaros艂aw-
cem zdawa艂 si臋 wierzy膰 niezachwianie, 偶e sam tylko
klimat pokona膰 zdo艂a Napoleona, 偶e w owym czasie
zima nie dokuczy艂a jeszcze dostatecznie cesarzowi i
Wielkiej Armii, 偶e natomiast pr臋dzej czy p贸藕niej srogie
mrozy P贸艂nocy pomszcz膮 ruin臋 i krzywd臋 narodu ro-
syjskiego.
W艂asnemu pozostawiony losowi, Mi艂oradowicz usi艂o-
wa艂 przerwa膰 lini臋 bojow膮 Francuz贸w, dziesi膮tkuj膮c
g臋stymi strza艂ami mocno ju偶 przetrzebione szeregi Eu-
geniusza i Davouta. Echa walki, tocz膮cej si臋 w oddali na
ty艂ach ich prawego skrzyd艂a, zaniepokoi艂y obu do-
w贸dc贸w. S膮dzili bowiem, 偶e z tej strony drog膮, kt贸ra
wiod艂a do Juchnowa, a kt贸rej broni艂 Ney, nadci膮ga艂a
reszta armii rosyjskiej.
By艂y to tylko forpoczty. Poniewa偶 jednak ta bitwa na
ty艂ach trwa艂a ju偶 od siedmiu godzin i kr贸tki dzie艅
zimowy mia艂 si臋 ku ko艅cowi, w mniemaniu, 偶e baga偶e
zdo艂a艂y ju偶 cofn膮膰 si臋 poza Wia藕m臋, boj膮c si臋 nadto, aby
ich nie odci臋to, wicekr贸l i ksi膮偶臋 Eckm眉hl nakazali
odwr贸t. Widok ust臋puj膮cych regiment贸w francuskich sta艂
si臋 has艂em do ponownej szar偶y. Korpus Davouta ocala艂 li
tylko dzi臋ki os艂onie pobliskiego w膮wozu oraz
nieustraszonemu m臋stwu 偶o艂nierzy 25, 57 i 85 pu艂ku.
Mniej gwa艂townie zaatakowany ksi膮偶臋 Eugeniusz uszed艂
co rychlej poza Wia藕m臋. Niezw艂ocznie jednak ruszyli za
nim Rosjanie. Zaledwie weszli do miasta, gdy Davout,
艣cigany przez dwudziestotysi臋czn膮 armi臋, pra偶ony og-
niem osiemdziesi臋ciu dzia艂 ukaza艂 si臋 na przedmie艣ciach.
Przodem sz艂a dywizja Moranda. Nie艣wiadoma gro偶膮-
cego jej niebezpiecze艅stwa, s膮dz膮c, i偶 bitwa ca艂kowicie
jest uko艅czona, szybkim sz艂a krokiem, gdy wtem z bo-
cznych ulic run臋艂y znienacka pu艂ki rosyjskie. Zasko-
czenie by艂o zupe艂ne, zmiesza艂y si膮 szeregi. Aczkolwiek z
trudem, Morand zdo艂a艂 wszelako przywr贸ci膰 艂ad. Dy-
wizja uszykowa艂a si臋 ponownie, a odpowiadaj膮c celnymi
strza艂ami na salwy nieprzyjacielskie, przedar艂a si臋 po-
przez wrogie zast臋py.
Ostatnia z kolei sz艂a dywizja Compansa i ona dokona艂a
dzie艂a. Atakowany przez najwaleczniejsze oddzia艂y
kozak贸w Mi艂oradowicza, Compans bez wahania zawr贸-
ci艂, osobi艣cie stan膮艂 na czele swych ludzi, zni贸s艂 szeregi
rosyjskie, a gdy walka nieco przycich艂a, w dalsz膮 pu艣ci艂
si臋 drog臋. Bitwa ta przysporzy艂a s艂awy jednostkom, ale
szkodliwa by艂a i ujemna w skutkach dla og贸艂u wojsk
naszych. Zar贸wno rozprz臋偶enie, jak i brak jedno艣ci
wa偶n膮 odegra艂y tu rol臋. Zbyt wielka liczba samodziel-
nych wodz贸w rozlu藕ni艂a karno艣膰, a mno偶膮ce si臋 — cz臋-
stokro膰 sprzeczne — rozkazy i dyspozycje uniemo偶li-
wia艂y zwyci臋stwo. Dopiero oko艂o godziny drugiej po po-
艂udniu zebrali si臋 dow贸dcy na wsp贸ln膮 narad臋, lecz mimo
narady akcja niejednolit膮 by艂a i niezgodn膮.
A gdy zapad艂 wreszcie zmierzch, gdy rzeka, miasto,
obop贸lne zm臋czenie i korpus Neya odgrodzi艂y od nie-
przyjaciela zdziesi膮tkowane i krwawe regimenty, przy
migotliwym 艣wietle obozowych ognisk j臋to liczy膰 zabi-
tych i rannych. Ocala艂 wprawdzie honor, lecz straty by艂y
niezmierne: pad艂o blisko cztery tysi膮ce ludzi, zabrano
nam i zniszczono kilkana艣cie dzia艂, liczne wozy i
furgony. Chc膮c przywr贸ci膰 jaki taki 艂ad, trzeba by艂o
wszystko zmieni膰, wszystko przeinaczy膰. Z ka偶dego po-
szczeg贸lnego pu艂ku pozosta艂 zaledwie batalion, z ka偶-
dego batalionu — zaledwie pluton. Osowia艂ym wzrokiem
spogl膮dali 偶o艂nierze na nowe kadry, nowych kamrat贸w i
nowych, obcych sobie oficer贸w.
Przy艣wieca艂a tej pos臋pnej reorganizacji po偶arna 艂una
p艂on膮cej Wia藕my, wt贸rowa艂 jej daleki, jak gdyby pod-
ziemny huk armat Neya i Mi艂oradowicza, le艣ne budz膮cy
echa, d藕wi臋cz膮cy ponuro w nocnej pomroce. Kilka-
krotnie gra艂y na alarm tr膮bki, a 偶o艂nierskie d艂onie chwy-
ta艂y za bro艅. Nikt wszak偶e nie atakowa艂 i noc przesz艂a
spokojnie. Lecz gdy nazajutrz uformowa艂y si臋 szeregi,
wszyscy bez wyj膮tku dziwili si臋, 偶e tak nieliczni s膮, 偶e
brak tylu najdzielniejszych 偶o艂nierzy.
Mimo strat jednak, mimo n臋dzy i g艂odu — blisko艣膰
Smole艅ska i przyk艂ad, jaki dawali oficerowie, podtrzy-
mywa艂y ducha w armii. Dzia艂a艂 r贸wnie偶 o偶ywczo czysty
b艂臋kit pogodnego nieba i z艂oty blask s艂o艅ca, tego wie-
czystego 藕r贸d艂a nadziei i 偶ycia, kt贸re zdawa艂o si臋 prze-
czy膰 otaczaj膮cym nas zewsz膮d bolesnym scenom
艣mierci i rozpaczy.
Lecz 6 listopada, rankiem, b艂臋kit zasnuwa si臋 mg艂膮; od
p贸艂nocy nadci膮gaj膮 szare, ci臋偶kie chmury; grubymi
p艂atami pada膰 zaczyna 艣nieg. Sam B贸g 偶膮da snad藕 osta-
tecznej zguby naszej! Niebawem pod 艣nie偶n膮 pow艂ok膮
wszystko innych nabiera kszta艂t贸w, wszystko zmienia
si臋 i zlewa w bezkresie omglonych p贸l. Najmniejsza
przeszkoda ro艣nie i olbrzymieje, gin膮 艣cie偶ki i drogi.
Podczas kiedy 偶o艂nierz bierze si臋 za bary z zimnem i
szalej膮c膮 dooko艂a zawieruch膮, gnane wiatrem bia艂e
p艂atki 艣ciel膮 si臋 wsz臋dzie; zasypuj膮 jary, wyrwy i
rozpadliny; gotuj膮 setkom istnie艅 ludzkich ch艂odn膮
mogi艂臋. A gdy nie zna膰 ju偶 nic, gdy zasypane ju偶
wszystko, pod ci臋偶kim butem 偶o艂nierskim osuwa si臋
zdradziecka biel — na wieczny, nieprzerwany sen.
Na pr贸偶no odwracaj膮 si臋 kamraci: 艣nieg miecie prosto
w oczy, pod lodowatym tchnieniem nawa艂nicy wzbijaj膮
si臋 co chwila 艣nie偶ne tumany; straszliwa zima P贸艂nocy w
tej nowej postaci za偶arty toczy b贸j z 偶a艂obnymi
szcz膮tkami 艣wietnych niegdy艣 pu艂k贸w, przenika wskro艣
lekkie odzienie, ch艂odem 艣cina na wp贸艂 bose stopy.
Przemoczone mundury okrywa wnet szklista, lodowa
pow艂oka; dr臋twiej膮 wszystkie cz艂onki; silny wiatr tamuje
dech w piersiach; na brodach i w膮sach osiadaj膮 sople
lodu.
Dr偶膮c z zimna, nieszcz臋艣ni 偶o艂nierze id膮 wci膮偶. Wkr贸t-
ce jednak odmawiaj膮 pos艂usze艅stwa zesztywnia艂e nogi, a
pierwsza napotkana przeszkoda, kamie艅, le偶膮ca w po-
przek drogi ga艂膮藕 czy te偶 bratni trup — staj膮 si臋 przy-
czyn膮 zguby. Kto upad艂 raz, ten na pr贸偶no j臋czy: nie
podnosi si臋 ju偶 wi臋cej: bia艂e puchy otulaj膮 go szczelnie,
w cmentarne 艣ciel膮 si臋 mogi艂ki, coraz wy偶sze, coraz
liczniejsze. Najodwa偶niejsi, czy te偶 mo偶e najbardziej
oboj臋tni, przechodz膮 mimo, odwracaj膮c g艂ow臋. Lecz
przed nimi, za nimi, dooko艂a nich zaleg艂a jeno g艂ucha
cisza, jeno 艣nie偶ne tumany, jeno olbrzymi, 艣miertelny
ca艂un, kt贸rym przyroda zdaje si臋 okrywa膰 armi臋. Na tle
szarego nieba rysuj膮 si臋 ostre, smuk艂e sylwetki
艣wierk贸w, ich ciemna ziele艅, nieruchome, w d贸艂 opu-
szczone konary, kt贸re uzupe艂niaj膮 niejako bolesny widok
m臋ki ludzkiej i og贸lnej martwoty, kt贸rych szum jest
jedyn膮 pie艣ni膮, zawodz膮c膮 nad g艂owami tych zmar艂ych i
tych konaj膮cych!
Wszystko nawet w艂asna bro艅, nawet owe zwyci臋skie
karabiny, kt贸re pod Ma艂ojaros艂awcem raz jeszcze przy-
sporzy艂y nam s艂awy, a kt贸re odt膮d s艂u偶y膰 mia艂y li tylko
do obrony, wszystko j臋艂o zwraca膰 si臋 przeciw armii.
Skostnia艂e d艂onie nie mog艂y utrzyma膰 ci臋偶kich giwer贸w;
palce, pozbawione ruchu niezb臋dnego do zachowania
resztek 偶ycia i ciep艂a, przymarza艂y do kurk贸w. Ci, kt贸rzy
przewr贸ciwszy si臋 zdo艂ali jeszcze powsta膰, powstawali
zazwyczaj bezbronni; przy upadku bowiem gi臋艂y si臋 lufy,
p臋ka艂y kolby lub te偶 bro艅 gin臋艂a w 艣nie偶nych zaspach.
Wzrasta艂a nieustannie liczba maruder贸w, ci膮gn膮cych
gromad膮 lub pojedynczo, ludzi wszelkiej broni i wszel-
kiej narodowo艣ci, kt贸rych nie pod艂e tch贸rzostwo, lecz
g艂贸d i zimno przywiod艂y do decyzji. W tej beznadziejnej,
og贸lnej i indywidualnej walce, ulegaj膮c przemo偶nym
instynktom samozachowania — odbie偶eli pu艂kowych
Sztandar贸w i pokonani, bezbronni szli oto w nieznan膮
dal, na tu艂aczk臋, by膰 mo偶e na 艣mier膰!
Wielu spo艣r贸d nich zboczy艂o z traktu i rozpierzch艂o si臋
polnymi drogami po okolicy, w nadziei, i偶 zdo艂aj膮
znale藕膰 tam k臋s chleba i dach nad g艂ow膮. Lecz w pro-
mieniu siedmiu do o艣miu mil wszystko zburzone by艂o,
wszystko zr贸wnane z ziemi膮. Zamiast chleba i dachu,
straszliwa czeka艂a ich 艣mier膰 z r臋ki kozak贸w i uzbrojo-
nych ch艂op贸w, kt贸rzy obdzierali ich z odzie偶y i w艣r贸d
dzikiego 艣miechu porzucali nagich na 艣niegu. Ch艂opi
rosyjscy, podburzani przez Aleksandra i Kutuzowa, nie
umieli szlachetnie pom艣ci膰 ojczyzny, jak wprz贸d nie po-
trafili jej obroni膰; zorganizowani w lu藕ne partie, pod
Os艂on膮 le艣nych g膮szczy ci膮gn臋li za armi膮, po obu stro-
nach traktu. Wszyscy ci, kt贸rych nie dosi臋g艂y kozackie
lance lub ch艂opskie siekiery, musieli tedy wraca膰 na
trakt, na cmentarny, trupami usiany szlak.
Nadesz艂a w贸wczas noc, d艂uga, szesnastogodzinna noc!
Lecz w艣r贸d tych 艣nie偶nych, jednakowo bia艂ych
przestrzeni nie wiadomo, gdzie zatrzyma膰 si臋, gdzie
spocz膮膰, gdzie szuka膰 jakichkolwiek jadalnych jarzyn,
czym roznieci膰 ogie艅! W ko艅cu jednak znu偶enie, nocny
mrok oraz powtarzane kilkakrotnie rozkazy zatrzyma艂y
tych,
kt贸rym ich w艂asna si艂a ducha i cia艂a oraz przyk艂ad do-
w贸dc贸w dozwoli艂y utrzyma膰 si臋 w szeregach. Niedobitki
roz艂o偶y艂y si臋 obozem. Ale i tutaj r贸wnie偶 szalej膮ca wci膮偶
burza unicestwi艂a pierwsze przygotowania do noclegu.
Os臋dzia艂e 艣wierki zamiast p艂omienia dawa艂y jeno dym, a
grube p艂aty 艣niegu, kt贸ry w dalszym ci膮gu sypa艂 bez
przerwy, gasi艂y ognie biwak贸w i wraz z nimi tlej膮ce
jeszcze w duszach ludzkich nadziej臋, ostatki si艂 i odwagi.
Gdy rozgorza艂y wreszcie ogniska, oficerowie i 偶o艂nie-
rze pocz臋li krz膮ta膰 si臋 ko艂o 偶a艂osnej wieczerzy; pieczono
nad ogniem krwawe och艂apy chudej, 偶ylastej koniny;
niekt贸rzy, bardziej od innych przez los faworyzowani, na
wodzie ze stopionego 艣niegu warzyli 偶ytni膮 zacierk臋.
Nazajutrz rano dooko艂a wygas艂ych, 艣niegiem przysy-
panych palenisk le偶a艂y liczne zw艂oki zmarzni臋tych pod-
czas snu 偶o艂nierzy, okoliczne za艣 pola usiane by艂y tru-
pami kilku tysi臋cy koni.
Pocz膮wszy od tego pami臋tnego noclegu ka偶dy j膮艂 liczy膰
tylko na siebie, na w艂asnych jedynie polega膰 si艂ach. W
艂onie wra偶liwej, kulturalnej, rzec mo偶na nawet
przecywilizowanej armii, w艣r贸d jednostek o duszach
nami臋tnych, a p艂omiennej wyobra藕ni, szybko krzewi艂 si臋
bez艂ad, niesubordynacja i zniech臋cenie. Co dnia tedy, na
ka偶dym biwaku, przy ka偶dym trudniejszym przej艣ciu
umyka艂y coraz liczniejsze grupki dezerter贸w. Lecz ofi-
cerowie, podoficerowie i gar艣膰 wytrzyma艂ych, jak stal
hartownych szeregowc贸w, oparli si臋 zwyci臋sko tej za-
razie tch贸rzostwa i niekarno艣ci. Dzielni ci ludzie wza-
jemnie dodawali sobie otuchy, powtarzaj膮c nazw臋
Smole艅ska, kt贸ry coraz bli偶szy by艂, w kt贸rym wyn臋dz-
nia艂e szeregi dosta膰 mia艂y wszystko: straw臋, odzienie i
bro艅.
W艣r贸d 艣nie偶nej zamieci, kt贸ra zapowiada艂a jeszcze
wi臋ksze mrozy, bez wzgl臋du na godno艣膰 i rang臋, a za-
le偶nie od usposobienia, wieku i temperamentu, ka偶dy,
zar贸wno oficer, jak prosty 偶o艂nierz, zachowywa艂 lub
traci艂 wewn臋trzn膮 r贸wnowag臋, moc ducha, spok贸j i
energi臋. W艣r贸d wodz贸w naszych ci, kt贸rzy dotychczas
najwi臋ksz膮 odznaczali si臋 surowo艣ci膮, kt贸rzy przestrze-
gali najskrupulatniej obowi膮zuj膮cych przepis贸w, kt贸rzy
byli uosobieniem dyscypliny, porz膮dku i systematycz-
no艣ci, w owych dniach kl臋ski i pr贸by, zrozpaczeni og贸l-
nym rozprz臋偶eniem, najpr臋dzej podupadli na duchu,
a s膮dz膮c i偶 wszystko stracone bezpowrotnie, pierwsi
sk艂aniali si臋 do dezercji.
Mi臋dzy G偶ackiem a Michalewskiem, wiosk膮 le偶膮c膮 na
drodze z Drohobu偶a do Smole艅ska, w kolumnie cesars-
kiej nie zasz艂o nic godnego uwagi. Zanotowa膰 mo偶na
jedynie fakt masowego wyzbywania si臋 wszystkich 艂u-
p贸w z Moskwy wywiezionych. Liczne dzia艂a, starodaw-
na, cenna bro艅, srebra i tkaniny oraz olbrzymi, poz艂ocisty
krzy偶 z wie偶y Wielkiego Iwana zatopione zosta艂y w
nurtach Semlewskiego Jeziora. Owe zwyci臋skie trofea,
s艂awa i skarby, z takim trudem zdobyte wszystko to, co
zdobi i upi臋ksza 偶ycie, niezno艣nym zaci臋偶y艂o brze-
mieniem: jak okr臋t gin膮cy w morskich odm臋tach, w
przepastnej, bezdennej topieli, armia otoczona zewsz膮d
zakrz臋s艂膮 fal膮 艣nie偶nych zasp odrzuca艂a bez wahania
wszystko, co mog艂o op贸藕ni膰 i utrudni膰 odwr贸t!
Dzie艅 3 i 4 listopada sp臋dzi艂 Napoleon w S艂awkowie.
Zar贸wno wypoczynek, jak i obawa, 偶e odwr贸t ten po-
czytany b臋dzie za ucieczk臋, rozp艂omieni艂y wyobra藕ni臋
cesarza. Wyda艂 rozkazy, moc膮 kt贸rych nasze tylne stra偶e,
cofaj膮ce si臋 w pozornym nie艂adzie, wci膮gn膮膰 mia艂y
Rosjan w zasadzk臋, gdzie on zgnie艣膰 je mia艂 doszcz臋tnie.
Niebawem wszak偶e cesarz zaj膮艂 si臋 czym innym i rozkaz
cofni臋to. 5 listopada dotar艂 do Drohobu偶a. W magazy-
nach miejskich znalaz艂 znaczny zapas m艂ynk贸w r臋cz-
nych, obstalowanych niegdy艣 dla armii, a bezu偶ytecz-
nych teraz wobec zupe艂nego braku wszelkiego ziarna.
W贸wczas to powsta艂 plan zaj臋cia kwater naszych w Smo-
le艅sku.
Nazajutrz 6 listopada, opodal Michalewska, w chwili
gdy zrywa膰 si臋 poczyna艂y pierwsze podmuchy strasz-
liwej 艣nie偶ycy, nadjecha艂 hrabia Daru, a wkr贸tce liczne
widety otoczy艂y p贸艂kolem cesarza.
Tego偶 dnia pierwsza od dziesi臋ciu dni sztafeta, kt贸ra
zdo艂a艂a przedosta膰 si臋 do armii, przywioz艂a by艂a hrabie-
mu nieoczekiwane wie艣ci o dziwnym spisku uknutym w
Pary偶u, w g艂臋bi wi臋ziennej celi, przez nie znanego dot膮d
genera艂a. Jedynym sp贸lnikiem Maleta by艂a fa艂szywa
wiadomo艣膰 o ca艂kowitym pogromie Wielkiej Armii oraz
podrobiony rozkaz aresztowania ministra, prefekta policji
i komendanta Pary偶a. Wszystko powiod艂o si臋
najzupe艂niej, dzi臋ki energii spiskowc贸w, og贸lnej
nie艣wiadomo艣ci i zdumieniu. Zaledwie jednak rozesz艂a
si臋 wie艣膰 o istotnych celach spisku, uwi臋zieni zostali
wszyscy, tak konspiratorzy, jak i ci, kt贸rzy dali im wiar臋.
Napoleon r贸wnocze艣nie dowiedzia艂 si臋 o zbrodni i o
karze, jak膮 ponie艣li przest臋pcy. Wszystkie spojrzenia po-
bieg艂y wtedy w stron臋 cesarza, 艣ledz膮c chciwie wra偶enie,
wywo艂ane smutn膮 nowin膮. Lecz nic z twarzy jego nie
wyczytali. Si艂膮 woli t艂umi艂 w sobie cesarz niepok贸j, 偶al i
gniew, a zwracaj膮c si臋 do hrabiego z tymi s艂owy: „No, a
gdyby艣my byli pozostali nadal w Moskwie!" — wszed艂
czym pr臋dzej do otoczonej cz臋stoko艂em chaty, w kt贸rej
mie艣ci艂 si臋 poprzednio urz膮d poczty liniowej.
Dopiero gdy znalaz艂 si臋 w otoczeniu najwierniejszych,
najbardziej zaufanych oficer贸w, prys艂 sztuczny spok贸j,
wybuchn臋艂y na zewn膮trz gwa艂towne, z trudem pow艣ci膮-
gane wzruszenia! Wkr贸tce potem przywo艂a膰 kaza艂 kilku
innych wodz贸w, aby oceni膰 spos贸b, w jaki przyj臋ta zo-
sta艂a wiadomo艣膰 o spisku. Ze smutkiem ujrza艂 b贸l i
trwog臋, i zachwian膮 wiar臋 w trwa艂o艣膰 jego rz膮d贸w. Do-
wiedzia艂 si臋, 偶e konsternacja wielk膮 by艂a; 偶e oficerowie z
l臋kiem spogl膮dali w przysz艂o艣膰; 偶e obawiano si臋 wzno-
wienia krwawych dni Wielkiej Rewolucji, wznowienia
straszliwego okresu spo艂ecznych i politycznych przewro-
t贸w. Wojna otacza艂a nas zewsz膮d; zewsz膮d grozi艂o nam
niebezpiecze艅stwo, widmo kl臋ski i zag艂ady.
Byli wszelako i tacy, kt贸rzy cieszyli si臋 z otrzymanej
nowiny w nadziei, i偶 przy艣pieszy ona powr贸t cesarza do
Francji i po艂o偶y kres dalszym wyprawom. Niepok贸j
wewn膮trz kraju zapewni膰 mia艂 spok贸j na zewn膮trz.
Wkr贸tce jednak, wobec n臋dzy i g艂odu, umilk艂y szepty,
zaprzestano narad i dyskusji. Co si臋 za艣 tyczy Napoleona,
to celem i o艣rodkiem wszystkich my艣li jego by艂 obecnie
Pary偶; machinalnie te偶 pod膮偶a艂 ku Smole艅skowi, gdy
nag艂e przybycie adiutanta Neya przywr贸ci艂o mu
艣wiadomo艣膰 czasu i miejsca.
Pocz膮wszy od Wia藕my, Ney os艂ania膰 j膮艂 odwr贸t, ten
niezapomniany odwr贸t, kt贸ry okry艂 kirem 偶a艂oby tysi膮ce
rodzin, jego za艣 nie艣mierteln膮 otoczy艂 chwa艂膮! A偶 do
Drohobu偶a wojska nasze nie napotka艂y 偶adnej powa偶-
niejszej przeszkody; pr贸cz drobnych utarczek z koza-
kami, kt贸rzy jak z艂o艣liwe muchy dybali na naszych
gin膮cych 偶o艂nierzy i opuszczone wozy, a umykali, gdy
doj艣膰 mia艂o do starcia, nic nie przerywa艂o smutnej
jednostajno艣ci pos臋pnego marszu!
Nie tego wszak偶e dotyczy艂 raport Neya. Zbli偶aj膮c si臋
do Drohobu偶a, dostrzeg艂 on liczne 艣lady rozprz臋偶enia i
nadu偶y膰, jakich dopu艣ci艂y si臋 poprzedzaj膮ce korpusy.
艢lad贸w tych nie by艂 w stanie zatrze膰, a jakkolwiek
oswoi艂 si臋 ju偶 z my艣l膮 zostawienia nieprzyjacielowi
woz贸w i furgon贸w, widok pierwszych porzuconych ar-
mat wywo艂a艂 na twarzy marsza艂ka krwawy rumieniec
wstydu i upokorzenia.
Tu偶 pod miastem korpus jego roz艂o偶y艂 si臋 obozem. Lecz
gdy min臋艂a wreszcie d艂uga, straszna noc, w ci膮gu kt贸rej
rozpierzch艂a si臋 wi臋kszo艣膰 zg艂odnia艂ych i zzi臋bni臋tych
偶o艂nierzy, dzienny brzask, zazwyczaj tak niecierpliwie na
biwakach wygl膮dany, o艣wietli艂 艣nie偶n膮 zamie膰,
nadci膮gaj膮ce pu艂ki nieprzyjacielskie i opustosza艂e,
wygas艂e ogniska. Pr贸偶nymi by艂y usi艂owania Neya; bez-
owocnym nieustraszone jego m臋stwo. Mimo bohaterskie-
go oporu, garstka ofcerow i 偶o艂nierzy zmuszona zosta艂a
uj艣膰 czym pr臋dzej poza Dniepr, 眉 tym w艂a艣nie pragn膮艂
marsza艂ek uwiadomi膰 cesarza, nie taj膮c nic, nie szcz臋-
dz膮c 偶adnych, najprzykrzejszych nawet szczeg贸艂贸w.
Przyboczny adiutant Neya, pu艂kownik Da艂bignac, po-
wiedzie膰 mia艂 cesarzowi: „Ze, pocz膮wszy od Ma艂ojaro-
s艂awca, pierwszy krok wstecz zbi艂 z tropu 偶o艂nierzy,
kt贸rzy dot膮d nigdy jeszcze nie cofali si臋; ze bitwa pod
Wia藕ma rzuci艂a posiew zniech臋cenia i demoralizacji, a
straszliwa 艣nie偶yca, jako zapowied藕 srogiej i ci臋偶kiej
zimy, dokona艂a dzie艂a.
Wielu genera艂贸w, pu艂kownik贸w i kapitan贸w, oficer贸w
wszelkiej rangi i wszelkiej broni, utraciwszy wszystko,
plutony, bataliony, pu艂ki, nawet dywizje pomna偶a艂o
lu藕ne bandy maruder贸w i w艂贸cz臋g贸w, a brn膮c pospo艂u z
偶o艂nierstwem przez 艣nie偶ne zaspy, 艂膮czy艂o si臋 b膮d藕 to z
jedn膮, b膮d藕 z drug膮 gromad膮; 偶e wobec takiego bez艂adu i
rozprz臋偶enia nic osta膰 si臋 nie mog艂o; 偶e fatalny przyk艂ad
dzia艂a艂 ujemnie nawet na starych, w s艂u偶bie osiwia艂ych
wiarus贸w, nawet na te pu艂ki, kt贸re pami臋ta艂y jeszcze
wojny Wielkiej Rewolucji!
Najlepsi, najodwa偶niejsi 偶o艂nierze szemraj膮 g艂o艣no, py-
taj膮c, dlaczego oni tylko i wci膮偶 oni przelewa膰 musz膮
krew, a偶eby innym zapewni膰 odwr贸t; dlaczego 偶膮daj膮 od
nich nieustannego po艣wi臋cenia, nieustannej ofiary
W艂asnego zdrowia i 偶ycia, skoro ci, kt贸rzy niezdatni ju偶
s膮 do boju, konaj膮 w najsro偶szych m臋czarniach, wszel-
kiej pozbawieni opieki; skoro owe nieprzeliczone furgo-
ny chorych i rannych, kt贸rych wleczono za wo jskiem od
samej Moskwy, porzucano teraz na pewn膮 艣mier膰, skoro
okoliczne lasy i gaje rozbrzmiewaj膮 偶a艂osnymi j臋kami i
rz臋偶eniem konaj膮cych! Jaka偶 czeka ich dola? W dzie艅
nadludzkie wysi艂ki i trudy, forsowne marsze, ustawiczna
walka; w nocy — b贸l i n臋dza; nigdy dachu nad g艂ow膮;
biwaki bardziej s膮 mordercze od bitew; g艂贸d i zimno
sp臋dzaj膮 sen z powiek, a kto za艣nie, zmo偶ony zimnem i
g艂odem, ten nie obudzi si臋 wi臋cej. Z艂oty orze艂 cesarski
nie chroni ju偶, lecz zabija!
Po c贸偶 wi臋c nadal w艂asn膮 zas艂ania膰 go piersi膮? W ja-
kim celu gin膮膰 t艂umnie, za艣cie艂a膰 trupami drogi i pola?
Lepiej rozpierzchn膮膰 si臋 od razu, a skoro uciekaj膮 wszys-
cy, skoro nie ma innego ratunku, ucieka膰 wraz z nimi.
Tch贸rze nie b臋d膮 korzystali w贸wczas z krwawego znoju
walecznych; jednakowe prawa przys艂ugiwa膰 b臋d膮
wszystkim; dla wszystkich jedna b臋dzie m臋ka i jedna
niedola!" Na zako艅czenie Dalbignac podkre艣li膰 mia艂 i
uwydatni膰 ca艂膮 groz臋 sytuacji, za kt贸rej dalsze skutki i
wyniki Ney nie chcia艂 by膰 odpowiedzialnym.
Lecz Napoleon dostatecznie poinformowany by艂 o
wszystkim. To, co widzia艂 dooko艂a, na co patrzy艂 nie-
ustannie, dawa艂o mu miar臋 istotnego stanu rzeczy; czu艂
a偶 nadto dobrze, 偶e nic nie zdo艂a uratowa膰 armii; 偶e
gin膮膰 musi korpus za korpusem, pu艂k za pu艂kiem, 偶e
pr贸cz czo艂a kolumny nie ocaleje nikt. Przerwa艂 te偶 adiu-
tantowi w p贸艂 zdania, m贸wi膮c: „Pu艂kowniku, nie pyta艂em
ci臋 o te szczeg贸艂y!" Dalbignac umilk艂, zrozumiawszy, 偶e
wobec og贸lnej, w贸wczas ju偶 niechybnej kl臋ski, trzeba
by艂o oszcz臋dza膰 resztki si艂 ludzkich, 偶e cesarz obawia艂
si臋 wszelkich skarg, aby nie pog艂臋bia膰 depresji i znie-
ch臋cenia, r贸wnie dla obu stron szkodliwego.
Ca艂e zreszt膮 zachowanie si臋 Napoleona, jednakowe a偶
do ko艅ca, nakazywa艂o szacunek. Powa偶ny, milcz膮cy i
zrezygnowany, mniej mo偶e od innych nara偶ony na braki
i dolegliwo艣ci fizyczne, bardziej natomiast zbola艂y i
przygn臋biony, d藕wiga艂 bez szemrania straszliwe brzemi臋
niedoli i upokorzenia.
W owej chwili nadci膮gn膮艂 ze Smole艅ska konw贸j z
偶ywno艣ci膮, przys艂any przez genera艂a Charpentier.
Bessi膷res zagarn膮膰 chcia艂 wszystko dla gwardii, lecz
cesarz wyekspediowa膰 kaza艂 niezw艂ocznie wozy i fur-
gony do tylnych stra偶y, twierdz膮c: „偶e najpierw powinni
nasyci膰 si臋 ci, kt贸rzy os艂aniaj膮 i strzeg膮 innych".
R贸wnocze艣nie poleci艂 Neyowi „broni膰 si臋 tak d艂ugo, aby
armia mog艂a dotrze膰 do Smole艅ska, wypocz膮膰, od偶ywi膰
si臋 i zorganizowa膰".
Je艣li niekt贸rzy pokrzepili si臋 nadziej膮 rych艂ego wy-
poczynku, wi臋kszo艣膰 opuszcza艂a szeregi, aby dorwa膰 si臋
czym pr臋dzej do tego, co mia艂o by膰 kresem cierpie艅 ich i
n臋dzy. Co si臋 za艣 tyczy Neya, to czuj膮c, i偶 potrzebn膮 jest
ofiara i 偶e on w艂a艣nie ma by膰 po艣wi臋cony na o艂tarzu
ojczyzny, przyj膮艂 bez wahania niebezpieczn膮 misj臋
powierzon膮 mu przez cesarza. Od tej pory przesta艂
przywi膮zywa膰 zbytni膮 wag臋 do utraty furgon贸w i dzia艂,
kt贸re tylko zima mu wydziera艂a, i gdy podczas przeprawy
przez Dniepr cz臋艣膰 armat utkn臋艂a w艣r贸d 艣niegu i
lodowych zwa艂贸w, u st贸p stromych, o艣lizganych wy-
brze偶y, nie ogl膮daj膮c si臋 poza siebie przeszed艂 przez
rzek臋 i zaj膮艂 na przeciwleg艂ym brzegu stanowisko za-
czepne.
Rosjanie d膮偶yli tymczasem za nami pod os艂on膮 lasu i
pozostawionych przez nas woz贸w. Ostrzeliwali stamt膮d
偶o艂nierzy Neya, kt贸rzy pod wp艂ywem g艂odu i zimna, nie
mog膮c utrzyma膰 w skostnia艂ych d艂oniach ci臋偶kich
karabin贸w, coraz liczniej rzuca膰 pocz臋li bro艅 i ratowa膰
偶ycie ucieczk膮, cho膰 niedawno jeszcze poczytaliby to
sobie za nies艂ychan膮 ha艅b臋. Lecz Ney skoczy艂 w贸wczas
za nimi, porwa艂 pierwszy z brzegu karabin, a
skrzykn膮wszy uciekaj膮cych, po raz wt贸ry poprowadzi艂
ich w ogie艅. Sam bi艂 si臋 jak lew, niepomny rodziny,
bogactw swoich, tytu艂贸w i godno艣ci; pospo艂u z
szeregowcami walczy艂 z zaciek艂o艣ci膮 skaza艅ca, kt贸ry nie
spodziewa si臋 ju偶 niczego pr贸cz rycerskiej, chlubnej
艣mierci! Nie zaniedba艂 wszelako obowi膮zk贸w wodza;
wykorzysta艂 sumiennie w艂a艣ciwo艣ci terenu: stoki po-
bliskiego wzg贸rza i obszerny, cz臋stoko艂em otoczony
dom. Usi艂owania marsza艂ka poparli genera艂owie jego i
pu艂kownicy, w pierwszym rz臋dzie Fezensac; nieprzy-
jaciel, kt贸ry zamierza艂 艣ciga膰 nas, zosta艂 zmuszony do
odwrotu!
M臋stwo i po艣wi臋cenie Neya zapewni艂y armii dwudzie-
stoczterogodzinne wytchnienie i spokojny marsz na
Smole艅sk. Rosjanie ponowili jednak szar偶臋 i zar贸wno
nast臋pnego dnia, jak i p贸藕niej, w ci膮gu dni dziesi臋ciu, nie
ustawa艂a bohaterska walka, nie milk艂y echa wystrza艂贸w.
13 listopada, opodal Smole艅ska, dok膮d Ney dotrze膰
mia艂 nazajutrz, w chwili gdy marsza艂ek zawraca艂, a偶eby
raz jeszcze odeprze膰 atak pu艂k贸w nieprzyjacielskich,
wzg贸rza os艂aniaj膮ce jego lewe skrzyd艂o zaroi艂y si臋 nagle
od uciekinier贸w. Ob艂臋dn膮 chwyceni trwog膮, nieszcz臋艣ni
偶o艂nierze p臋dzili na o艣lep i staczali si臋 a偶 do st贸p Neya
po 艣nie偶nych, krwi膮 zbryzganych stokach. Oddzia艂 koza-
k贸w, widny z daleka w po艣rodku tego t艂umu, wyja艣nia艂
nale偶ycie przyczyn臋 pop艂ochu. Hukn臋艂y strza艂y. A gdy
rozpierzch艂a si臋 lotna jazda rosyjska, zdziwiony marsza-
艂ek ujrza艂 poza ni膮 zbiedzon膮, ze wszystkiego ogo艂ocon膮
armi臋 wicekr贸la.
Pocz膮wszy od Drohobu偶a, towarzyszyli jej stale kozacy
P艂atowa. Zaraz za miastem ksi膮偶臋 Eugeniusz zboczy艂 by艂
z traktu na drog臋 wiod膮c膮 do Witebska, t臋 sam膮, kt贸r膮
przed dwoma miesi膮cami sz艂y zwyci臋skie jeszcze pu艂ki
nasze. W贸wczas jednak rzeka Wop' by艂a w膮skim,
b艂otnistym strumieniem, obecnie za艣 toczy艂a m臋tne
wzburzone fale, kt贸re odbija艂y si臋 z szumem o urwiste
wybrze偶a. Rozkopano tedy zmarzni臋ty, 艣niegiem i lodem
okryty brzeg, po czym wyszed艂 rozkaz rozebrania w ci膮-
gu nocy s膮siednich drewnianych domostw, a偶eby
uzyska膰 materia艂 potrzebny do budowy mostu. Lecz
rozkaz wicekr贸la, kt贸ry wi臋ksz膮 cieszy艂 si臋 sympati膮
ani偶eli pos艂uchem, nie zosta艂 wykonany. Pontonierzy
zniech臋cili si臋 wkr贸tce napotykanymi trudno艣ciami i gdy
powr贸ci艂 dzie艅, a wraz z nim kozacy, most, dwukrotnie
zrywany przez lodow膮 kr臋, nie by艂 uko艅czony.
Pi臋膰 do sze艣ciu tysi臋cy karnego 偶o艂nierza, oko艂o dwu-
nastu tysi臋cy wszelkiego rodzaju maruder贸w, chorych i
rannych, przesz艂o sto dzia艂, jaszczyki z prochem i
amunicj膮 oraz liczne wozy i furgony t艂oczy艂y si臋 w
pobli偶u rzeki na znacznej przestrzeni. Mimo kry usi艂o-
wano przeprawi膰 si臋 wp艂aw przez szumi膮cy, gro藕ny po-
tok. Pierwsze armaty dotar艂y szcz臋艣liwie do przeciw-
leg艂ego brzegu, lecz woda wzbiera艂a nieustannie, a b艂ot-
niste 艂o偶ysko pog艂臋bia艂o si臋 coraz bardziej pod ci臋偶arem
dzia艂 i woz贸w. Utkn膮艂 niebawem jeden furgon, za nim
kilka innych i wszystko stan臋艂o.
Mija艂y tymczasem godziny. Najsilniejsze, najbardziej
muskularne d艂onie opada膰 j臋艂y bezw艂adnie; dokucza艂
g艂贸d i zimno, szarpali kozacy. 艢wiadom ca艂ej grozy i
beznadziejno艣ci po艂o偶enia wicekr贸l postanowi艂 w贸wczas
porzuci膰 artyleri臋 i wszystkie baga偶e. Nadbrze偶na r贸w-
nina sta艂a si臋 widowni膮 tragicznych, przejmuj膮cych scen.
W艂a艣ciciele mienia zawartego w wozach zdo艂ali
zaledwie Wybra膰 najniezb臋dniejsze przedmioty i obju-
czy膰 nimi pozosta艂e jeszcze konie, gdy zwarty, wyn臋dz-
nia艂y t艂um 偶o艂nierzy otoczy艂 co najbogatsze powozy,
rozbijaj膮c kufry i skrzynie, mszcz膮c si臋 niejako na tych
skarbach za n臋dz臋 swoj膮 i niedol臋, nie chc膮c pozostawi膰
ich kozakom, kt贸rzy obserwowali wszystko z daleka.
Szukano przede wszystkim zapas贸w 偶ywno艣ci. Zesch-
ni臋ty kawa艂ek chleba lub gar艣膰 m膮ki znacznie wi臋ksz膮
przedstawia艂y warto艣膰 ani偶eli hafty i z艂otog艂owia, ani偶eli
cenne br膮zy i dzie艂a sztuki. A gdy nadszed艂 wiecz贸r, gdy
zmierzch okry艂 sinaw膮 pomrok膮 艣nie偶ne pola, niezwykle
ostrymi kontury rysowa艂y si臋 na tym tle zdeptane i
pogardzane skarby, wykwit bogactwa i przemys艂u dw贸ch
najpot臋偶niejszych stolic 艣wiata!
R贸wnocze艣nie wi臋kszo艣膰 kanonier贸w zrozpaczonych
utrat膮 dzia艂 zagwa偶d偶a艂a armaty, rozrzuca艂a proch i
amunicj臋. Inni za艣, przytomniejsi, pragn膮c walczy膰 do
ostatka, usypali z prochu w膮sk膮, d艂ug膮 艣cie偶k臋, kt贸ra
wiod艂a w dal, poza baga偶e, ku zostawionym na ty艂ach
jaszczykom, a podpalona z chwil膮 ukazania si臋 liczniej-
szych oddzia艂贸w kozackich spragnionych grabie偶y,
w艣r贸d huku p臋kaj膮cych bomb i druzgotanych na drzazgi
jaszczyk贸w,
ponios艂a
straszliw膮
艣mier膰
w
nieprzyjacielskie szeregi: jedni zgin臋li, inni rozbiegli si臋
w pop艂ochu.
Kilkuset ludzi — szcz膮tki 14 dywizji — os艂ania膰 mia艂o
przepraw臋 a偶 do dnia nast臋pnego, broni膮c kamrat贸w
przed cisn膮cymi si臋 zewsz膮d kozakami. Pozostali za艣
偶o艂nierze, intendenci, kobiety i dzieci, chorzy i ranni pod
ogniem nieprzyjacielskim t艂oczyli si臋 na wybrze偶u, tu偶
nad rzek膮. Lecz widok wezbranych w贸d i pot臋偶nych
zwa艂贸w p艂yn膮cej kry odstrasza艂 wszystkich; ka偶dy oba-
wia艂 si臋 przezi臋bienia, ale bardziej jeszcze ka偶dego trwo-
g膮 przejmowa艂a my艣l o zetkni臋ciu si臋 z zimnem lodo-
watych fal.
Pierwszy wszed艂 do wody W艂och, pu艂kownik Delfanti.
Za jego przyk艂adem poszli 偶o艂nierze, za wojskiem —
t艂um. Tylko najs艂absi, najmniej zdeterminowani lub te偶
ci, kt贸rzy przez chciwo艣膰 nie chcieli rozstawa膰 si臋 ze
swoimi skarbami, pozostali przy wozach i furgonach. Ci,
co nie zdobyli si臋 na porzucenie 艂upu i nie wzgardzili
fortun膮, kt贸ra nimi wzgardzi艂a, drogo op艂acili t臋 chwil臋
s艂abo艣ci. Nazajutrz widziano, jak kozacy, kt贸rzy wci膮偶
niesyci 艂upu zapragn臋li jeszcze n臋dznego odzienia
swoich je艅c贸w, obdar艂szy ich do szcz臋tu, nagich p臋dzili
po 艣niegu, opornych poganiaj膮c drzewcami swoich lanc.
Rozproszona, g艂odna i przemok艂a armia w艂oska noco-
wa艂a na 艣niegu pod go艂ym niebem w pobli偶u wioski, w
kt贸rej na pr贸偶no sztab i generalicja szukali kwater,
偶o艂nierze bowiem oblegali drewniane chaty i domostwa.
Pod os艂on膮 nocy, kt贸ra mrokiem swym pokrywa艂a
wszystko, nie poznaj膮c dzi臋ki niej swoich dow贸dc贸w i
sami przez nich nie poznawani, pragn膮c za wszelk膮 cen臋
ogrza膰 skostnia艂e cz艂onki, t艂umnie rzucali si臋 na chaty,
wy艂amywali drzwi i okna, krokwie i belki z dach贸w,
niepomni tego, i偶 inni, starsi wiekiem i rang膮, tak jak oni
zmuszeni b臋d膮 poprzesta膰 na ogniu biwak贸w.
Na pr贸偶no odganiali ich oficerowie. L偶eni, nawet bici,
bez skargi, bez j臋ku wracali zn贸w nieprzerwanie, wracali
wszyscy, nie wy艂膮czaj膮c kr贸lewskiej i cesarskiej gwardii.
Co noc bowiem w ca艂ej armii powtarza艂y si臋 takie sceny.
Mimo gr贸藕b i zakaz贸w milcz膮ce postacie chwyta艂y
niestrudzenie belki, deski i bierwiona, rozbieraj膮c po
trochu chaty i zabudowania, z kt贸rych oficerowie musieli
w ko艅cu uchodzi膰, aby resztki nie run臋艂y im na g艂owy.
By艂a w tym dziwna mieszanina wytrwa艂o艣ci i poddania
si臋, uporu i poszanowania dla w艂adzy.
A gdy zap艂on臋艂y wreszcie ogniska, przy kt贸rych grza膰
si臋 zacz膮艂 i suszy膰 t艂ocz膮cy si臋 dooko艂a t艂um n臋dzarzy,
szeptom i westchnieniom wt贸rowa膰 pocz臋艂y krzyki, j臋ki i
przekle艅stwa zar贸wno tych, kt贸rzy zdo艂ali jeszcze prze-
prawi膰 si臋 przez rzek臋, jak i tych, kt贸rzy staczali si臋 w
d贸艂 z o艣liz艂ych wybrze偶y i gin臋li w spienionym odm臋cie.
Nie przynosi zaszczytu nieprzyjacielowi naszemu fakt, 偶e
w艣r贸d takiej kl臋ski kilkuset ludzi pozosta艂ych o p贸艂 mili
za wicekr贸lem i na drugim brzegu rzeki Wop' zdo艂a艂o
przez dwadzie艣cia godzin trzyma膰 na wodzy nie tylko
m臋stwo, ale i zach艂anno艣膰 kozak贸w P艂atowa.
By膰 mo偶e, i偶 przedtem jeszcze ataman przygotowa艂
wszystko, co zapewni膰 mia艂o nazajutrz ca艂kowite rozbi-
cie wojsk wicekr贸la. W rzeczy samej, gdy po
forsownym, cho膰 bez艂adnym marszu armia zbli偶a艂a si臋
nazajutrz do Duchowszczyny, miasteczka, kt贸rego nie
tkn臋艂a jeszcze d艂o艅 podpalaczy, z mur贸w miejskich
wychyn膮艂 na r贸wnin臋 znaczny oddzia艂 kozak贸w, zbrojny
w lekkie polowe dzia艂a.
Jednocze艣nie P艂atow zaatakowa艂 tylne nasze stra偶e i
oba flanki.
Nikt nie zdo艂a opisa膰 straszliwego pop艂ochu, jaki
wszcz膮艂 si臋 w owej chwili. Ciury obozowe, kobiety i
maruderzy przewracali si臋 i tratowali wzajemnie, roz-
pychaj膮c i 艂ami膮c szeregi. Pod wp艂ywem trwogi olbrzy-
mi, kilkunastotysi臋czny t艂um ko艂ysa艂 si臋 i przelewa艂 jak
wzburzona fala, g艂uchy na rozkazy i nawo艂ywania. Zda-
wa艂o si臋, i偶 wszystko ju偶 stracone. Lecz zimna krew
ksi臋cia i usi艂owania dow贸dc贸w ocali艂y armi臋. Doborowy
偶o艂nierz wysun膮艂 si臋 naprz贸d, ponownie uformowa艂y si臋
szeregi. I gdy armia ruszy艂a, odpowiadaj膮c strza艂ami na
salwy nieprzyjacielskie, Rosjanie, kt贸rzy g贸rowali nad
nami wszystkim pr贸cz m臋stwa, rozst膮pili si臋 przed nami i
cofn臋li, poprzestaj膮c na czczych demonstracjach. Droga
do Duchowszczyny by艂a zdobyta.
Zaj臋to w mie艣cie kwatery dopiero co opuszczone przez
nieprzyjaciela, kt贸ry roz艂o偶y艂 si臋 obozem w pobli偶u Du-
chowszczyny, aby odt膮d sprawia膰 nam podobne niespo-
dzianki na ca艂ej drodze do Smole艅ska; od tej chwili
bowiem kozacy postanowili 艣ciga膰 armi臋 cesarsk膮. Na-
brali odwagi i otoczyli 14 dywizj臋. Gdy ksi膮偶臋 Eugeniusz
ruszy膰 chcia艂 z odsiecz膮, oficerowie i 偶o艂nierze le偶膮cy
pokotem na ciep艂ym popiele ognisk obozowych odm贸wili
pos艂usze艅stwa. Dwudziestostopniowy trzaskaj膮cy mr贸z i
ostry wiatr P贸艂nocy przenika艂 wszystkie cz艂onki, odbiera艂
wszelk膮 si艂臋 i energi臋. Na pr贸偶no ukazywano im
otoczonych zewsz膮d kamrat贸w, zbli偶aj膮ce si臋 pu艂ki nie-
przyjacielskie i po艂yskliwy, coraz bli偶szy, coraz gro藕-
niejszy r贸j kul i kartaczy. Mimo nawo艂ywa艅 w zaci臋tym
trwali uporze, twierdz膮c, i偶 wol膮 raczej 艣mier膰 ani偶eli
ci膮g艂膮 m臋k臋. Nawet warty zbieg艂y z posterunk贸w. Ksi膮偶臋
zdo艂a艂 wszelako ocali膰 swoje tylne stra偶e.
W owej w艂a艣nie chwili, niedaleko Smole艅ska, ostatnie
szeregi wicekr贸la zepchni臋te zosta艂y przez kozak贸w w
stron臋 Dniepru ku wojskom Neya. Pop艂och ogarn膮艂
wszystkich. Nie my艣l膮c nawet o obronie, wyl臋k艂y t艂um
cisn膮艂 si臋 nad rzek臋, do mostu, gdy wtem szar偶a 4 pu艂ku
zatrzyma艂a Rosjan.
Komendant czwartak贸w, m艂ody Fezensac, energi膮 swo-
j膮 i zapa艂em o偶ywi艂 przygn臋bionych, na po艂y skostnia-
艂ych 偶o艂nierzy. Duch zdoby艂 przewag臋 nad cia艂em. I tam,
gdzie instynkt samozachowawczy doradza艂 bunt i uciecz-
k臋, gdzie wszystko si臋 zdawa艂o przemawia膰 przeciw
jakiejkolwiek walce, kr贸tka wzmianka o godno艣ci i ho-
norze sta艂a si臋 has艂em do najwaleczniejszych, najbardziej
bohaterskich czyn贸w.
Biegiem ruszy艂 4 pu艂k na nieprzyjaciela, krwi膮 w艂asn膮
skraplaj膮c 艣nie偶ne stoki zajmowanego przez Rosjan
wzg贸rza, borykaj膮c si臋 z mro藕nym wiatrem P贸艂nocy. Ney
zmuszony by艂 nawet poskramia膰 i hamowa膰 zbytni zapa艂.
Nag艂ej tej przemiany dokaza艂 Fezensac. Pod wp艂ywem
s艂贸w pu艂kownika 偶o艂nierze nie艣li w ofierze w艂asne zdro-
wie i 偶ycie, aby tylko nie uchybi膰 tradycjom swoim i
idea艂om, aby nie zej艣膰 z drogi m臋stwa i chwa艂y. S艂owa te
mo偶e wydaj膮 si臋 tutaj zbyt szumne, bo znikom膮 jest
s艂awa szeregowca, kt贸ry ginie samotnie na obcej dalekiej
ziemi, wspomniany z niech臋ci膮 czy te偶 z 偶alem przez
szczup艂膮 garstk臋 kamrat贸w. Lecz wszystko jest wzgl臋dne:
te same uczucia, te same nami臋tno艣ci wsp贸lne s膮
wszystkim ludziom, zar贸wno gromadce, jak gromadzie,
bez wzgl臋du na sfer臋 spo艂eczn膮, umys艂owo艣膰 i stano-
wisko; wsz臋dzie jednakie dzia艂aj膮 pobudki, jednakowe
rz膮dz膮 prawa i aprobata bratniego plutonu tak samo
dzia艂a na 偶o艂nierza, jak aplauz ca艂ej armii na genera艂贸w!
W oddali zamajaczy艂y nareszcie mury Smole艅ska, owej
ziemi obiecanej, kt贸ra mia艂a by膰 kresem cierpie艅 i
niedoli, g艂odu i niewywczas贸w, kt贸ra przygarn膮膰 mia艂a
lito艣ciwie ten t艂um steranych n臋dzarzy, ogrza膰 ich i na-
karmi膰, zaopatrzy膰 w zapasy 偶ywno艣ci, w obuwie i nowe,
do klimatu dostosowane, odzienie!
Jedynie gwardia oraz szczup艂a gar艣膰 starych wiarus贸w
pozosta艂y w贸wczas wierne pu艂kowym sztandarom; reszta
zbieg艂a, d膮偶膮c czym pr臋dzej ku miastu. Tysi膮ce ludzi,
przewa偶nie bezbronnych, t艂oczy艂y si臋 na obu stromych
brzegach Dniepru, tysi膮ce obieg艂y mury i bramy miasta.
Lecz wyn臋dznia艂e, od brudu i prochu czarne twarze,
podarte mundury i pokrywaj膮ce je dziwaczne r贸偶no-
barwne 艂achmany, wstr臋tny wygl膮d i nie mniej odra偶a-
j膮ca zaciek艂o艣膰 przerazi艂y za艂og臋 Smole艅ska. W obawie
grabie偶y i nadu偶y膰 bramy miejskie zosta艂y zamkni臋te!
S膮dzono r贸wnie偶, i偶 tym w艂a艣nie sposobem b臋dzie
mo偶na zapobiec rozprz臋偶eniu, rabunkowi i gwa艂tom. W
艂onie nieszcz臋snej, zdziesi膮tkowanej armii zawrza艂a
straszliwa walka mi臋dzy 艂adem a rozprz臋偶eniem. Na
pr贸偶no p艂aka艂, zaklina艂 i b艂aga艂 t艂um zg艂odnia艂ych n臋-
dzarzy, na pr贸偶no grozi艂 i usi艂owa艂 wy艂ama膰 bramy, na
pr贸偶no wyci膮ga艂 zmartwia艂e d艂onie i osuwa艂 si臋 z j臋kiem
u podn贸偶y mur贸w. Za艂oga g艂ucha by艂a na p艂acz i pro艣by.
Dezerterzy czeka膰 musieli na przybycie pierwszego nie
rozpierzchni臋tego jeszcze korpusu.
By艂a to stara i m艂oda gwardia. Za gwardi膮 dopiero
mia艂y wej艣膰 do miasta owe lu藕ne gromady. Zar贸wno
dezerterzy, jak i korpusy przyby艂e pod Smole艅sk mi臋dzy
8 a 14 listopada w mniemaniu, i偶 rozmy艣lnie op贸藕niono
otwarcie bram miejskich, a偶eby zapewni膰 gwardii lepsz膮
straw臋 i wygodniejsze kwatery, pocz臋li szemra膰 i
z艂orzeczy膰: „呕e ustawicznie podporz膮dkowani s膮 gwar-
dii, tej pr贸偶niaczej gwardii, kt贸ra w pierwszym szeregu
staje jedynie podczas rewii i uroczysto艣ci wojskowych,
kt贸ra m臋偶na jest tylko wobec rozdawanych krzy偶贸w i
awans贸w, 偶e armia poprzestawa膰 musi zawsze na reszt-
kach, zawsze czeka膰, a偶 gwardia nasyci si臋 i wypocz-
nie!". Zapomnieli wszelako, i偶 wobec og贸lnej kl臋ski
nale偶a艂o strzec i chroni膰 jedynego korpusu, kt贸ry zacho-
wa艂 si臋 w ca艂o艣ci i kt贸ry w razie nagl膮cej potrzeby
stanowi膰 mia艂 ostatni膮 ucieczk臋 gin膮cej armii.
Gdy odemkni臋to w ko艅cu bramy Smole艅ska, niepomny
setek trup贸w i konaj膮cych towarzyszy, kt贸rzy za艣cie艂ali
brzegi Dniepru i 艣liskie stoki wzg贸rz wiod膮cych do
g贸rnej cz臋艣ci miasta, t艂um pobieg艂 ku sk艂adom i ma-
gazynom. Lecz i tutaj r贸wnie偶 zawar艂y si臋 przed nimi
wszystkie wrota. „Sk膮d jeste艣cie? z jakiego korpusu? z
jakiego pu艂ku? Intendenci, odpowiedzialni przed w艂a-
dzami wojskowymi za zawarto艣膰 magazyn贸w, wydawa膰
mog膮 zapasy jedynie tym oficerom, kt贸rzy zaopatrzeni s膮
w odpowiednie legitymacje i kwity, tutaj za艣 nie ma
wcale oficer贸w, jeno 偶o艂nierze zbiegli spod sztandar贸w,
nie艣wiadomi losu w艂asnych pu艂k贸w." Tak膮 bowiem by艂a
w owej chwili dola dw贸ch trzecich ca艂ej armii.
Zewsz膮d odpychany, t艂um 偶膮dny grabie偶y rozpierzch-
n膮艂 si臋 po mie艣cie. Wsz臋dzie jednak, z ka偶dego k膮ta
wyziera艂y g艂贸d i n臋dza. Na ulicach wala艂y si臋 szkielety
pobitych koni, szcz膮tki powyrywanych drzwi i futryn
okiennych, kt贸rymi podsycano ogniska biwak贸w, setki
woz贸w i bryczek, z kt贸rych chorzy i ranni j臋cz膮c przy-
zywali pomocy. Nigdzie kawa艂ka chleba, nigdzie dachu
nad g艂owami ni drzewa na opa艂. Zawiod艂y rachuby,
prys艂y ostatnie z艂udzenia: zamiast ciep艂ych, wygodnych
kwater zwodnicze ruiny, zimniejsze jeszcze i bardziej
wrogie ani偶eli mroczny g膮szcz opuszczonych dopiero co
las贸w.
Dezerterzy szuka膰 j臋li w贸wczas pu艂k贸w swoich i dy-
wizji. Lecz nim dotrze膰 zdo艂ali do szereg贸w, nie sta艂o ju偶
chleba ani mi臋sa, ani te偶 suchar贸w. Przyobiecano im
nieco 偶ytniej m膮ki, suszonych jarzyn i w贸dki. Tylko
dzi臋ki nadludzkim niemal wysi艂kom stra偶y stoj膮cej u
wr贸t magazyn贸w obesz艂o si臋 bez bratob贸jczej walki. A
gdy po d艂ugich i nu偶膮cych formalno艣ciach wydzielono
nareszcie n臋dzn膮 straw臋, 偶o艂nierze nie odstawiali jej do
pu艂k贸w, lecz jak drapie偶ne zwierz臋ta rzucali si臋 na worki
z m膮k膮 i uchodzili z 艂upem, aby zaspokoi膰 w ukryciu
okropny, szarpi膮cy g艂贸d. Tak samo gin臋艂y bary艂ki z
w贸dk膮. Nazajutrz za艣 domy pe艂ne by艂y sztywnych,
wyn臋dznia艂ych zw艂ok ludzkich.
Smole艅sk, 贸w wy艣niony, z tak膮 t臋sknot膮 wygl膮dany
Smole艅sk, kres wszelkich cierpie艅 i wszelkiej n臋dzy, sta艂
si臋 pocz膮tkiem nowych niedoli! Przed nami ci膮gn膮艂 si臋
d艂ugi, 偶a艂obny, krwi膮 zbryzgany szlak, kt贸rym trzeba
by艂o przedziera膰 si臋 jeszcze czterdzie艣ci dni. Ponura
wizja beznadziejnej przysz艂o艣ci cieniem zasnu艂a wszyst-
kie 藕renice; s艂absze, bardziej sterane jednostki ul臋k艂y si臋 i
zgin臋艂y, inne za艣, w wewn臋trznym buncie moc czerpi膮c i
energi臋, postanowi艂y wszystko zwalczy膰, wszystko
przetrwa膰, wbrew przemo偶nej doli, za wszelk膮 cen臋
w艂asne ocali膰 偶ycie!
Zale偶nie od warunk贸w i okoliczno艣ci wydzierali odt膮d
przemoc膮 lub te偶 zabierali podst臋pem konaj膮cym
towarzyszom broni straw臋, odzienie, nawet z艂oto, kt贸rym
ci ob艂adowali si臋 zamiast 偶ywno艣ci. Po czym, a偶eby
ocali膰 plon nikczemnej grabie偶y, kryj膮c pod os艂on膮 niez-
nanego nazwiska, zdartego na strz臋py, trudnego do roz-
poznania munduru i ciemnej nocy swoj膮 zbrodni臋 i tch贸-
rzostwo, rzucali szeregi i uchodzili w dal! By艂bym
niew膮tpliwie przemilcza艂 te ohydy, gdyby nie to, 偶e
poprzednio ju偶 podano je do wiadomo艣ci publicznej, i to
w przejaskrawionej formie. Na szcz臋艣cie fakty te by艂y
nieliczne, a winowajcy zostali ukarani.
9 listopada przyby艂 cesarz do Smole艅ska, 14 za艣 w
dalsz膮 ruszy艂 drog臋. Liczy艂 na dwutygodniowy wypo-
czynek oraz na zaopatrzenie stutysi臋cznej armii w 偶yw-
no艣膰 i fura偶. Tymczasem mi臋sa nie by艂o wcale, a m膮ki,
ry偶u i w贸dki starczy膰 mog艂o zaledwie dla pi臋膰dziesi臋ciu
tysi臋cy. Gniew cesarza zwr贸ci艂 si臋 w贸wczas przeciw
jednemu z urz臋dnik贸w intendentury. D艂ugo kl臋cz膮c u
st贸p Napoleona nieszcz臋sny urz臋dnik zdo艂a艂 jako艣
wyprosi膰 si臋 od srogiej kary. By膰 mo偶e, i偶 przytoczone
przeze艅 powody bardziej wymownymi by艂y od 艂ez jego i
pr贸艣b.
„Przybywszy do Smole艅ska, zasta艂 ju偶 w mie艣cie liczne
bandy maruder贸w, kt贸rzy ci膮gn臋li 艣ladem armii jak stado
drapie偶nik贸w, wszystko po drodze niszcz膮c i pustosz膮c.
Ludzie marli tutaj z g艂odu tak samo, jak w g艂臋bi las贸w i
na pustych roz艂ogach. Gdy przywr贸cono nieco 艂adu,
呕ydzi pierwsi ofiarowali swoje us艂ugi dla zaopatrzenia
magazyn贸w w niezb臋dne zapasy. Szlachetniejsze
pobudki sk艂oni艂y p贸藕niej kilku magnat贸w litewskich do
czynnego wsp贸艂udzia艂u w tej akcji. Ukaza艂y si臋 wreszcie
pierwsze wozy konwoj贸w, id膮cych z Niemiec. Lecz
wi臋kszo艣膰 woz贸w utkn臋艂a w艣r贸d piaszczystych r贸wnin
Litwy, te za艣, kt贸re dosz艂y, zawiera艂y dwie艣cie pi臋膰dzie-
si臋ciokilogramowych miar m膮ki i ry偶u. Za wozami ci膮-
gn臋艂o kilkaset w艂oskich i niemieckich wo艂贸w."
„Tymczasem szerzy膰 si臋 pocz臋艂y choroby. Zmarli rzu-
cali w艣r贸d 偶ywych posiew 艣mierci. Straszliwa wo艅 roz-
k艂adaj膮cych si臋 trup贸w, kt贸re pi臋trzy艂y si臋 po domach,
ogrodach, i dziedzi艅cach, zatruwa艂a powietrze. Zar贸wno
urz臋dnicy, jak wojskowi dziwnej podlegali chorobie:
jedni jak gdyby postradali rozum, b膮d藕 to rzewnym
zanosili si臋 p艂aczem, b膮d藕 te偶 nieprzytomni spogl膮dali
dooko艂a os艂upia艂ym, bezmy艣lnym wzrokiem. Inni za艣 ze
zje偶onym, mokrym od potu w艂osem konali w艣r贸d j臋k贸w i
przekle艅stw, w艣r贸d okropnych konwulsji lub okrop-
niejszego jeszcze 艣miechu."
„R贸wnocze艣nie trzeba by艂o ubi膰 czym pr臋dzej wszyst-
kie niemal wo艂y przyprowadzone z Niemiec i z W艂och;
nie chcia艂y bowiem rusza膰 si臋 ani je艣膰; oczy ich g艂臋boko
zapad艂e bliski zapowiada艂y koniec. Zabijane nie stara艂y
si臋 nawet unikn膮膰 morderczych cios贸w. Potem przysz艂y
inne niepowodzenia: nieprzyjaciel przychwyci艂 wiele
konwoj贸w, z艂upi艂 wiele magazyn贸w, ostatnio za艣 w po-
bli偶u Karsnego zabra艂 nam osiemset wo艂贸w."
„Opr贸cz tego — doda艂 贸w cz艂owiek — nale偶a艂o r贸w-
nie偶 wzi膮膰 w rachub臋 znaczn膮 liczb臋 oddzia艂贸w, kt贸re
przesz艂y przez Smole艅sk, d艂u偶szy pobyt marsza艂ka Vic-
tora z dwudziestoo艣miotysi臋cznym korpusem oraz pi臋t-
nastoma tysi膮cami chorych i rannych, wreszcie olbrzymi
t艂um wolontariusz贸w i maruder贸w, chroni膮cych si臋 w
mie艣cie przed wojskami nieprzyjacielskimi. Wszystkich
tych ludzi trzeba by艂o wy偶ywi膰, magazyny wydziela艂y
co dnia oko艂o sze艣膰dziesi臋ciu tysi臋cy porcji. Poza tym
wys艂ano wielkie zapasy 偶ywno艣ci traktem moskiewskim
a偶 do Mo偶ajska i traktem ka艂uskim a偶 po Jelni臋."
Niekt贸re z przytoczonych fakt贸w istotnie zgodne by艂y z
prawd膮. Inne jeszcze magazyny wznosi艂y si臋 wzd艂u偶
drogi mi臋dzy Smole艅skiem, Mi艅skiem i Wilnem. Oba te
miasta, bli偶sze Wis艂y i korpus贸w rezerwowych, stano-
wi艂y jeszcze wa偶niejsze centra aprowizacyjne ni偶 Smo-
le艅sk. Nieprzebran膮 by艂a ilo艣膰 rozdawanej 偶ywno艣ci,
nadludzkimi wysi艂ki intendentury i trenu, rezultat za艣
niemal 偶e ujemny. Wszystko ton臋艂o w bezkresie nie-
zmiernych przestrzeni.
Tak gin膮 wielkie przedsi臋wzi臋cia w艂asnym przygnie-
cione ci臋偶arem! Chc膮c wznie艣膰 si臋 ponad czas, klimat i
przestrze艅, ludzk膮 przekroczywszy miar臋, geniusz Na-
poleona zb艂膮dzi艂 w przestworach i, jakkolwiek wielki, w
ko艅cu uleg艂!
Zreszt膮 porywy cesarza by艂y jeno wynikiem koniecz-
no艣ci. A偶 nadto dobrze zdawa艂 sobie spraw臋 z losu, jaki
czeka膰 m贸g艂 armi臋. Jedynie Aleksander zawi贸d艂 jego
rachuby. Nawyk艂y do b艂yskawicznych zwyci臋stw i trium-
falnych pochod贸w, s膮dzi艂, i偶 tutaj r贸wnie偶 nic nie zdo艂a
mu si臋 oprze膰 i wszystko na jedn膮 postawi艂 kart臋. Tkwi艂
w nim zawsze p艂omienny duch wodza spod piramid,
spod Marengo, Ulm i Esslingen; duch Korteza, rycerska
moc Wielkiego Macedo艅czyka, kt贸ry wbrew armii spali艂
swoj膮 flot臋, d膮偶膮c uparcie ku tajemnym urokom niez-
nanego Wschodu! Gestem godnym cezara wyzywa艂 do
walki przemo偶n膮 dol臋!
Tymczasem pora偶ka nasza pod Winkowem, 贸w nag艂y
atak Kutuzowa tu偶 pod Moskw膮, sta艂a si臋 has艂em do
straszliwego odwetu. Po偶ar zemsty ogarn膮艂 niebawem
ca艂膮 Rosj臋. Wojska nieprzyjacielskie zaj臋艂y stanowisko
zaczepne. Od razu zarysowa艂 si臋 wyra藕nie og贸lny plan
ich dalszej kampanii. Mapy wojskowe nabra艂y strasz-
liwej wymowy.
18 pa藕dziernika, w tej偶e samej chwili gdy baterie Ku-
tuzowa niweczy艂y sny o nie艣miertelnej s艂awie oraz po-
kojowe zamiary Napoleona, w odleg艂o艣ci stu mil od
naszego lewego skrzyd艂a Wittgenstein atakowa艂 Po艂ock,
w przeciwnym za艣 kierunku, dwie艣cie mil poza prawic膮
wojsk naszych, Czyczagow znosi艂 Schwarzenberga, po
czym obaj, jeden od p贸艂nocy, drugi od po艂udnia, usi艂o-
wali po艂膮czy膰 si臋 opodal Borysowa.
Oba te korpusy nieprzyjacielskie bliskie ju偶 by艂y tego
najobronniejszego punktu na drodze mi臋dzy Moskw膮 a
Wilnem, gdy Napoleon oddalony o 12 dni marszu
boryka艂 si臋 wci膮偶 jeszcze z zimnem, g艂odem i ca艂膮 nie-
mal armi膮 rosyjsk膮.
Do Smole艅ska dochodzi艂y zaledwie g艂uche wie艣ci o za-
gro偶eniu Mi艅ska, gdy oficerowie, kt贸rzy brali czynny
udzia艂 w bitwie pod Po艂ockiem, zgo艂a nieoczekiwane, a
zastraszaj膮ce przywie藕li nowiny.
Po bitwie stoczonej 18 sierpnia na rosyjskim brzegu
D藕winy, bitwie, kt贸ra przynios艂a Saint-Cyrowi marsza艂-
kowsk膮 lask臋 — wojska nasze zaj臋艂y Po艂ock tudzie偶 wa-
rowny ob贸z, broni膮cy dost臋pu do miasta. 10 pa藕dzier-
nika, po trzydniowej bohaterskiej rozprawie, podczas
kt贸rej czternastotysi臋czny korpus francuski, m臋偶ny sta-
wiaj膮c op贸r przesz艂o pi臋膰dziesi臋ciu tysi膮com nieprzyja-
ci贸艂 pod wodz膮 Wittgensteina i Steinheila, zabi艂 lub zra-
ni艂 dziesi臋膰 tysi臋cy Rosjan, a w tym sze艣ciu genera艂贸w,
Saint-Cyr, ci臋偶ko ranny, zmuszony by艂 ust膮pi膰 z placu
boju i cofn膮膰 si臋 w kierunku Smole艅ska.
Z jednej wi臋c strony: utrata Po艂ocka, D藕winy i Witeb-
ska oraz nadci膮gaj膮cy do Borysowa Wittgenstein. Z dru-
giej: pora偶ka Baraguay-d'Hilliers'a i rozbicie brygady
marsza艂ka Augereau, czyli otwarcie drogi do Jelni i
Krasnego, drogi, na kt贸rej Kutuzow 艂acno m贸g艂 nas
wyprzedzi膰, tak jak to uczyni艂 pod Wia藕m膮. Na ty艂ach
naszych: zniweczenie armii ksi臋cia Eugeniusza po prze-
prawie przez Wop'. Wreszcie niepomy艣lne wie艣ci od
Schwarzenberga, kt贸ry zawiadomi艂 cesarza, 偶e w my艣l
instrukcji z g贸ry p艂yn膮cych obowi膮zany jest os艂ania膰
Warszaw臋, ods艂aniaj膮c tym samym Mi艅sk i Borys贸w —
magazyny i lini臋 odwrotu Wielkiej Armii.
Cesarz austriacki zdawa艂 si臋 wsp贸艂dzia艂a膰 z Rosj膮 na
zgub臋 w艂asnego zi臋cia.
VII
KRASNE - DOMNIEMANA ZAG艁ADA KORPUSU
NEYA
d pi臋ciu dni przebywa艂 Napoleon w
Smole艅sku. Wiedziano, i偶 Ney otrzyma艂
rozkaz jak najp贸藕niejszego przybycia do
miasta, a Eugeniusz — dwudniowego pobytu
w Duchowszczynie. „Nie czekano zatem na
armi臋 w艂osk膮! Czemu wi臋c przypisa膰 ow膮 zw艂ok臋,
niepoj臋t膮 wobec og贸lnej n臋dzy i g艂odu, wobec srogiej
zimy i coraz bli偶szych, coraz bardziej natarczywych
korpus贸w nieprzyjacielskich?"
„Kiedy my si臋gali艣my ku sercu rosyjskiego kolosa, on
nie opu艣ci艂 pot臋偶nych ramion wyci膮gni臋tych ku Ba艂-
tykowi i Morzu Czarnemu. Czy teraz, kiedy nie zdo艂a-
li艣my ugodzi膰 go 艣miertelnie, lecz sami otrzymali艣my
cios morderczy, on pozostanie bierny? Czy偶 w tej tra-
gicznej dla nas chwili nie zdusi nas w tych gro藕nych
ramionach? 艁udzimy si臋, 偶e艣my go obezw艂adnili, prze-
ciwstawiaj膮c mu Austriak贸w na po艂udniu i Prusak贸w na
p贸艂nocy? Raczej w ten spos贸b skr臋powali艣my tych
Polak贸w i Francuz贸w, kt贸rym przysz艂o dzia艂a膰 wraz z
owymi niebezpiecznymi sprzymierze艅cami".
„Ale nie szukajmy 藕r贸de艂 z艂a tak daleko: czy Napoleon
nie dostrzeg艂, jak uradowali si臋 Rosjanie, kiedy przed
trzema miesi膮cami upiera艂 si臋 przy Smole艅sku, zamiast
skierowa膰 si臋 w prawo na Jelni臋 i odci膮膰 armi臋 rosyjsk膮
od jej stolicy? Czy obecnie, kiedy wojna przenios艂a si臋
znowu na te same tereny, Rosjanie, kt贸rzy dzia艂aj膮 tutaj
ze swobod膮, jakiej nam brakowa艂o, pope艂ni膮 ten sam b艂膮d
co my? Czy b臋d膮 trzyma膰 si臋 za nami, skoro mog膮 nas
wyprzedzi膰 i odci膮膰 nam odwr贸t?"
„Czy偶by Napoleon nie chcia艂 uzna膰 w Kutuzowie god-
nego sobie wsp贸艂zawodnika? Czy偶by warunki 偶adnej nie
uleg艂y zmianie? Czy偶 wszystko nie sprzyja艂o Rosjanom
tam, gdzie obecnie wszystko nam jest przeciwne? Czy偶
rozbita przez nieprzyjaciela brygada marsza艂ka Augereau
nie by艂a dla Rosjan dostateczn膮 wskaz贸wk膮? Jaki偶 jest
cel pobytu w spalonym i spustoszonym Smole艅sku, skoro
nie ma ani kwater, ani te偶 偶adnych zapas贸w?"
„Cesarz 艂udzi si臋 zapewne, 偶e ta pi臋ciodniowa zw艂oka
nada pora偶ce wszelkie pozory powolnego i chlubnego
odwrotu! Nie wiedz膮c, czy zdo艂a wyj艣膰 z miasta, udaj膮c,
偶e jeszcze tu wr贸ci, wydaje rozkaz zburzenia okalaj膮cych
je mur贸w i wie偶yc, aby, jak m贸wi, nie zatrzymywa艂y go
d艂u偶ej na miejscu."
„Czyni to w tym celu, a偶eby kanonierzy zd膮偶yli podku膰
odpowiednio konie swoje i przygotowa膰 zaprz臋gi? Jak
gdyby mo偶na 偶膮da膰 jakiejkolwiek pracy od ludzi
wyczerpanych g艂odem i forsownym marszem, zn臋kanych
n臋dz膮 i chorob膮; od nieszcz臋艣nik贸w, kt贸rych ku藕nie
zepsute s膮 lub opuszczone, kt贸rym brak zreszt膮 ma-
teria艂贸w potrzebnych do tak znacznego dzie艂a."
„A mo偶e cesarz spowodowa艂 ow膮 zw艂ok臋 dlatego jeno,
aby wypchn膮膰 ku przodowi, z dala od niebezpiecze艅stwa
i od szereg贸w, obci膮偶aj膮cy balast zdemoralizowanego
偶o艂nierstwa; dlatego, aby skupi膰 najlepsze, najhartow-
niejsze jednostki i ponownie armi臋 zorganizowa膰! Jak
gdyby mo偶liwym by艂o zaprowadzenie jakiegokolwiek
艂adu dooko艂a ognisk obozowych, w艣r贸d rozproszonych
niedobitk贸w wszelkiej broni i wszelkiej narodowo艣ci, jak
gdyby mo偶liwa by艂a reorganizacja dogorywaj膮cych,
niczym nie spojonych korpus贸w, kt贸re pod lada dot-
kni臋ciem rozsypa膰 si臋 mia艂y w proch."
Takie oto w najbli偶szym otoczeniu Napoleona by艂y
szepty i uwagi czy te偶 raczej tajemne rozmy艣lania ofi-
cer贸w. Mimo wszystko bowiem, w艣r贸d najwi臋kszych
nieszcz臋艣膰, w艣r贸d krwawej po偶ogi og贸lnego buntu, w
ci膮gu nast臋pnych dw贸ch lat pozostali oni wierni z艂otym
or艂om cesarskim!
Cesarz przedsi臋wzi膮艂 wszelako pr贸b臋, kt贸ra niezgorsze
da艂a wyniki: postanowi艂 zebra膰 pod komend臋 jednego
wodza szcz膮tki 艣wietnej niegdy艣 jazdy. Lecz z trzydziestu
siedmiu tysi臋cy je藕d藕c贸w, kt贸rzy tak niedawno
przeprawili si臋 przez Niemen, zaledwie tysi膮c o艣miuset
stan臋艂o do apelu. Reszta albo poleg艂a, albo od dawna
postrada艂a konie. Dow贸dztwo nad nimi obj膮艂 Latour-
Maubourg. B膮d藕 to pod wp艂ywem znu偶enia, b膮d藕 te偶
istotnego uznania dla zas艂ug genera艂a nikt nie pro-
testowa艂.
Co si臋 za艣 tyczy Latour-Maubourga, to przyj膮艂 on ten
zaszczyt — czy raczej brzemi臋 — bez rado艣ci i bez 偶alu,
ze zwyk艂ym siebie, niewzruszonym spokojem.
Szczeg贸lniejszy by艂 to cz艂owiek: zawsze got贸w do czynu,
spokojny i pracowity, uczciwo艣ci nieposzlakowanej, pro-
stych i surowych obyczaj贸w, ma艂om贸wny i skromny,
w艣r贸d najwi臋kszego rozprz臋偶enia cicho i sumiennie
spe艂nia艂 swoje obowi膮zki, na nikogo si臋 nie ogl膮daj膮c,
nigdzie nie szukaj膮c poparcia. Doda膰 nale偶y, ku tym
wi臋kszej chwale naszego stulecia, 偶e wbrew przewi-
dywaniom doszed艂 r贸wnie wysoko i r贸wnie szybko, jak
inni towarzysze broni.
Skromna ta reorganizacja, cz臋艣ciowe rozdawnictwo za-
pas贸w zawartych w magazynach, rabunek reszty, wzgl臋-
dny odpoczynek, jakiego za偶y艂 cesarz i gwardia, znisz-
czenie wi臋kszo艣ci artylerii i baga偶y, wreszcie wys艂anie
licznych a r贸偶norodnych zalece艅 i rozkaz贸w, oto mniej
wi臋cej jedyny plon tego nieszcz臋snego pobytu. Urzeczy-
wistni艂y si臋 ca艂kowicie z艂owieszcze przeczucia. G艂贸d roz-
proszy艂 wkr贸tce zebranych z niema艂ym trudem kilkuset
偶o艂nierzy. Wybuch min pod艂o偶onych pod mury 偶adnej
prawie nie wyrz膮dzi艂 szkody, wyganiaj膮c jedynie z mia-
sta maruder贸w i w艂贸cz臋g贸w, kt贸rzy uporczywie ci膮gn臋li
za wojskiem.
Porzucono maruder贸w, kobiety oraz kilka tysi臋cy cho-
rych i rannych. I w chwili gdy pora偶ka marsza艂ka Augs-
reau pod Jelni膮 wykaza艂a a偶 nadto dobitnie, 偶e Kutuzow,
przechodz膮c z kolei do ofensywy, rozci膮gn膮艂 j膮 nie tylko
na trakt, 偶e z Wi膮偶my przez Jelni臋 d膮偶y艂 prosto do
Krasnego, kiedy ju偶 艂atwo by艂o przewidzie膰, 偶e armia
b臋dzie musia艂a przedziera膰 si臋 przez zwarte i zwyci臋skie
szeregi rosyjskie, w贸wczas dopiero, 14 listopada,
szcz膮tki Wielkiej Armii — trzydzie艣ci sze艣膰 tysi臋cy ludzi
— opuszcza膰 pocz臋艂y Smole艅sk.
M艂oda i stara gwardia liczy艂y pospo艂u dziewi臋膰 do
dziesi臋ciu tysi臋cy piechoty i dwa tysi膮ce jazdy; Davout,
czyli pierwszy korpus, pi臋膰 do sze艣ciu tysi臋cy; ksi膮偶臋
Eugeniusz — pi臋膰 tysi臋cy, ksi膮偶臋 Poniatowski — o艣miu-
set ludzi; Junot — siedmiuset; Latour-Maubourg — pi臋-
ciuset. Do kadr贸w regularnej armii mo偶na by艂o zaliczy膰
jeszcze niespe艂na tysi膮c lekkiej jazdy i pi臋ciuset spie-
szonych kawalerzyst贸w.
W ci膮gu dwudziestu pi臋ciu dni od czasu wyj艣cia z
Moskwy stutysi臋czna armia zosta艂a tedy zredukowana do
trzydziestu sze艣ciu tysi臋cy ludzi! Artyleria utraci艂a ju偶
trzysta pi臋膰dziesi膮t dzia艂. A jednak owe znikome szcz膮tki
nosi艂y nadal miano o艣miu poszczeg贸lnych korpus贸w i
obci膮偶one by艂y olbrzymim, a bezbronnym t艂umem
sze艣膰dziesi臋ciu tysi臋cy maruder贸w i d艂ugim taborem
dzia艂 i baga偶y.
Nie wiadomo, czy ten nadmiar woz贸w i maruder贸w,
czy te偶 raczej — a to ostatnie bardziej jest prawdopo-
dobne — fa艂szywie poj臋ta pewno艣膰 siebie sk艂oni艂y ce-
sarza do jednodniowej zw艂oki mi臋dzy wymarszem jed-
nego korpusu a drugiego. Jakkolwiek b膮d藕, zar贸wno on
sam, jak Eugeniusz, Davout i Ney, kolejno opuszczali
Smole艅sk. Ney wyj艣膰 mia艂 z miasta dopiero 16 albo 17.
Otrzyma艂 rozkaz przepi艂owania i zakopania porzuconych
dzia艂, zniszczenia amunicji i wysadzenia w powietrze
naro偶nych wie偶yc twierdzy.
Tymczasem Kutuzow sta艂 pod broni膮 o kilka mil poza
miastem, gotuj膮c si臋 do ostatecznego rozbicia roz-
proszonych i odosobnionych korpus贸w.
14 listopada oko艂o godziny pi膮tej z rana kolumna
cesarska wyruszy艂a nareszcie ze Smole艅ska. R贸wnym i
szybkim jeszcze sz艂a krokiem, lecz milcz膮ca by艂a i po-
nura jak ta g艂ucha noc zimowa, kt贸ra leg艂a ca艂unem na
obumar艂ej, skostnia艂ej ziemi.
Milczenie przerywa艂 od czasu do czasu jedynie odg艂os
raz贸w spadaj膮cych na grzbiety i boki ko艅skie. P贸藕niej
dopiero na skraju jar贸w, gdy ludzie, konie i dzia艂a
pocz臋艂y w ciemno艣ci stacza膰 si臋 w d贸艂 po 艣liskich, ob-
marz艂ych stokach, ozwa艂y si臋 krzyki i przekle艅stwa. Po
dwudziestu dw贸ch godzinach forsownego marszu i nad-
ludzkich wysi艂k贸w artyleria gwardii zdo艂a艂a uj艣膰 za-
ledwie pi臋膰 mil.
Ta pierwsza kolumna dotar艂a jednakowo偶 bez wielkich
strat do Korytni, kt贸r膮 wymin膮艂 Junot na czele swoich
Westfalczyk贸w, niegdy艣 siedemdziesi臋ciu dziewi臋ciu
tysi臋cy — dzi艣 siedmiuset ludzi. Wys艂ano podjazdy w
kierunku Krasnego. Ranni i maruderzy bliscy byli ju偶
nawet L膮d贸w. Korytnia le偶y w odleg艂o艣ci pi臋ciu mil od
Smole艅ska, Krasne — pi臋膰 mil od Korytni,
Lady — cztery mile od Krasnego. Mi臋dzy Korytni膮 a
Krasnem, o dwie mile od traktu, z prawej jego strony,
p艂ynie Dniepr.
Opodal Korytni inna droga — wiod膮ca z Jelni do
Krasnego — zbli偶a si臋 do traktu. Drog膮 t膮 nadci膮gn膮艂
tego偶 dnia Kutuzow na czele dziewi臋膰dziesi臋ciu tysi臋cy
ludzi; otoczy艂 i wyprzedzi艂 Napoleona, bocznymi dro偶y-
nami, kt贸re 艂膮cz膮 drog臋 z traktem, liczne wysy艂a艂 for-
poczty.
Sam za艣 z reszt膮 wojska stan膮艂 poza forpocztami, ra-
duj膮c si臋 niepomiernie z wyniku dotychczasowych ma-
newr贸w, kt贸re by艂yby zreszt膮 chybi艂y celu, na skutek
jego opiesza艂o艣ci, gdyby nie nasza nieopatrzno艣膰. By艂 to
bowiem dzie艅 obustronnych pomy艂ek, jeno 偶e nasze
wi臋kszymi by艂y i dlatego zostali艣my pobici. W贸dz ro-
syjski mniema艂 tedy, 偶e ma w r臋ku ca艂膮 armi臋 francusk膮 i
偶e nikt mu nie ujdzie. Sta艂o si臋 jednak inaczej. Podesz艂y
wiek Kutuzowa upomnia艂 si臋 o swoje prawa. Po艂owicznie
tylko i 藕le wykonane zosta艂y m膮dre jego plany.
Podczas kiedy nas zewsz膮d otacza艂y gro藕ne pu艂ki nie-
przyjacielskie, w n臋dznej ch艂opskiej chacie, ostatnim
domostwie, jakie pozosta艂o z ca艂ej Korytni, Napoleon
wypoczywa艂 spokojnie, jak gdyby ignoruj膮c lub lekce-
wa偶膮c ow膮 ruchom膮 fal臋 ludzi, koni i dzia艂. Tak przy-
najmniej s膮dzi膰 nale偶y wobec faktu, i偶 偶aden z trzech
korpus贸w, przebywaj膮cych jeszcze w Smole艅sku, nie
otrzyma艂 nowych wskaz贸wek ani instrukcji. O 艣wicie
dopiero wyruszy艂 cesarz w dalsz膮 drog臋.
Na przedzie kolumny cesarskiej sz艂y lu藕ne bandy ma-
ruder贸w, chc膮c jak najszybciej dotrze膰 do Krasnego, a
tak dalece 偶adnych nie zachowywano ostro偶no艣ci, 偶e gdy
o dwie mile od tego miasta, po naszej lewicy, od
pobliskich wzg贸rz a偶 w poprzek traktu ukaza艂y si臋
szeregi kozackie, 偶o艂nierze nasi stan臋li zdumieni. Zda-
wa艂o im si臋 w pierwszej chwili, 偶e na 艣nie偶nym tle
dalekich p贸l zawistna jaka艣, a przemo偶na d艂o艅 skre艣li艂a t臋
d艂ug膮, czarn膮 lini臋, kt贸ra na zawsze odgrodzi膰 ich mia艂a
od Europy, niwecz膮c wszelkie z艂udzenia i wszelk膮
nadziej臋.
Niekt贸rzy zapatrzeni uporczywie w jeden jedyny cel, z
wzrokiem utkwionym w dal, g艂usi ju偶 i oboj臋tni na
wszystko, zar贸wno na rozkazy, jak na przestrogi, mimo
nawo艂ywa艅 poszli prosto na kozak贸w. Inni zbili si臋
w gromadki. Francuzi i Rosjanie obserwowali si臋 wza-
jemnie. Niebawem jednak nadci膮gn臋艂o kilku oficer贸w,
kt贸rzy jako tako uszykowali strwo偶ony t艂um i odpo-
wiednie wydali dyspozycje. Kilkunastu strzelc贸w roz-
sypanych w tyralierk臋 zmusi艂o kozak贸w do odwrotu.
U艣miechami skwitowali Francuzi zuchwalstwo nie-
przyjaciela, gdy wtem rykn臋艂y dzia艂a, zadymi艂y si臋 przy-
dro偶ne wzg贸rza. R贸wnocze艣nie spoza lewego naszego
skrzyd艂a wysun臋艂a si臋 jazda nieprzyjacielska, trzydzie艣ci
sprawnych szwadron贸w, zagra偶aj膮c korpusowi Westfal-
czyk贸w. Junot przera偶ony, straci艂 najzupe艂niej g艂ow臋.
Komend臋 obj膮艂 w贸wczas ranny, nie znany tym Niem-
com oficer, przypadkiem znajduj膮cy si臋 na polu walki.
Zar贸wno Junot, jak Westfalczycy 艣lepo poddali si臋 jego
rozkazom. Wobec niebezpiecze艅stwa znik艂y wszelkie
wzgl臋dy. Na czele stan臋艂a jednostka istotnie wy偶sza i
bardziej warto艣ciowa. Za jej g艂osem poszed艂 t艂um, a
w艣r贸d tego t艂umu w艂a艣ciwy w贸dz — niemy, os艂upia艂y —
potulnie uzna艂 cudz膮 wy偶szo艣膰, kt贸rej wprawdzie
zaprzeczy艂 p贸藕niej, ale nie usi艂owa艂 m艣ci膰 si臋, jak to
niestety nieraz bywa.
脫w ranny oficer nazywa艂 si臋 Exelmans. Podczas tej
bitwy by艂 on wszystkim: genera艂em, oficerem, 偶o艂nie-
rzem, nawet artylerzyst膮, w艂asnor臋cznie bowiem nabi艂
porzucon膮 armat臋, wycelowa艂 i wystrzeli艂. Co si臋 za艣
tyczy Junota, to smutny, a przedwczesny jego zgon
wkr贸tce po uko艅czeniu kampanii zdaje si臋 przemawia膰
za tym, i偶 w贸wczas ju偶 nadmierne trudy i ci臋偶kie rany
dokona艂y dzie艂a, podkopuj膮c nieodwo艂alnie wyczerpany i
zniszczony organizm.
Zdumiony sprawno艣ci膮 Westfalczyk贸w, nieprzyjaciel
nie 艣mia艂 atakowa膰 z bliska. Jeno z hukiem i warkotem
sypa艂y si臋 kartacze. Lecz i te niebawem przesta艂y. Z kolei
sz艂a teraz stara gwardia. Dumni z tego, i偶 w艂asn膮 piersi膮
zas艂ania膰 mieli cesarza, grenadierzy na kszta艂t ruchomej
fortecy otoczyli go zewsz膮d. Hardo i bu艅czucznie
grzmia艂a kapela. W chwili najwi臋kszego nie-
bezpiecze艅stwa kot艂y i tr膮by zawiod艂y znan膮, sercom
偶o艂nierskim drog膮 pie艣艅: „Gdzie nam lepiej by膰 mo偶e ni偶
w rodzinnym gronie?". Lecz cesarz, baczny na
"wszystko, zawo艂a艂 w贸wczas: „艢piewajcie raczej: Czu-
wajmy nad losami pa艅stwa!". W rzeczy samej, wobec
niezmiernej grozy po艂o偶enia s艂owa te w艂a艣ciwsze by艂y i
bardziej odpowiednie.
R贸wnocze艣nie, jako 偶e ogie艅 nieprzyjacielski wzmaga艂
si臋 nieustannie, cesarz wys艂a艂 znaczniejszy oddzia艂 prze-
ciwko baterii. Dwie godziny p贸藕niej wchodzi艂 do Kras-
nego. Na widok Sebastianiego i pierwszych grenadier贸w
„nie艣miertelnej gwardii" piechota rosyjska cofn臋艂a si臋
czym pr臋dzej poza miasto. Niespokojny, nie艣wiadomy
istotnych si艂 nieprzyjaciela, rozporz膮dzaj膮c zbyt szczup艂膮
jazd膮, a偶eby rozes艂a膰 po okolicy rekonesanse, zdecydo-
wany nadto czeka膰 na reszt臋 armii — o mil臋 od miasta
pozostawi艂 Napoleon na trakcie Mortiera i m艂od膮 gwar-
di臋. Lecz d艂o艅 podana id膮cym z ty艂u korpusom zbyt s艂ab膮
by艂a i zbyt dalek膮.
Przej艣cie kolumny cesarskiej obesz艂o si臋 wprawdzie
bez wielkiego krwi rozlewu; je艣li jednak ust膮pili ludzie,
nie ust膮pi艂a przyroda; droga by艂a g贸rzysta, spadki znacz-
ne; na ka偶dym niemal stromym stoku pozostawa艂y dzia-
艂a, kt贸rych nikt nie stara艂 si膮 zagwa偶d偶a膰, i wozy, kt贸re
wprz贸d rabowano doszcz臋tnie. Ze szczytu pobliskich
wzg贸rz Rosjanie mogli napatrzy膰 si臋 do woli wn臋trzu
armii, zniekszta艂ceniu jej i n臋dzy, temu wszystkiemu, co
zazwyczaj ukrywane bywa z najwi臋ksz膮 staranno艣ci膮.
Mi艂oradowicz nie o艣mieli艂 si臋 wszelako zaczepia膰 z
bliska tej starej gwardii, kt贸ra tak zazdro艣nie strzeg艂a
osoby cesarza, kt贸ra od tylu lat by艂a postrachem i le-
gend膮 Europy. Dopiero gdy znik艂y w oddali ostatnie
szeregi, pobliskie wzg贸rza zaroi艂y si臋 od kozak贸w: dwu-
dziestotysi臋czny korpus stan膮艂 w poprzek traktu, obronn膮
zajmuj膮c pozycj臋. Tym sposobem Mi艂oradowicz od-
gradza艂 od cesarza ksi臋cia Eugeniusza, Davouta i Neya i
zamyka艂 im drog臋 do Europy.
Eugeniusz usi艂owa艂 tymczasem zebra膰 swoje wojska,
rozproszone po polach i ulicach Smole艅ska, dooko艂a na
po艂y zrabowanych sk艂ad贸w i magazyn贸w. 15, oko艂o
po艂udnia, z niema艂ym trudem zgromadzi膰 zdo艂a艂 zale-
dwie osiem tysi臋cy ludzi, kt贸rych skusi艂a obietnica ob-
fitej strawy i jak najszybszego przedostania si臋 do granic
w艂a艣ciwej Litwy. Noc zatrzyma艂a ksi臋cia o trzy mile od
Smole艅ska. Przed wieczorem ju偶 po艂owa 偶o艂nierzy
opu艣ci艂a szeregi, a gdy dzienny brzask o艣wietli艂 nazajutrz
biwaki, liczne trupy otacza艂y 偶a艂obnym wie艅cem
wygas艂e, 艣niegiem przysypane ogniska.
Ucich艂y hucz膮ce poprzedniego dnia strza艂y armatnie. Z
trudem przedziera艂a si臋 kolumna wicekr贸la przez
艣nie偶ne, o艣liz艂e zaspy, w艣r贸d trup贸w, w艣r贸d pogruchota-
nych dzia艂 i po艂amanych woz贸w. Na przedzie, st臋pa, z
puszczonymi wolno cuglami, jecha艂 wicekr贸l wraz z
szefem swojego sztabu. Obaj w pos臋pnej pogr膮偶eni
zadumie, nieznacznie oddalili si臋 od wojska, a 偶e drog膮
wlok艂y si臋 lu藕ne kupy grasant贸w i maruder贸w, kt贸rych
nikt nie pr贸bowa艂 ju偶 nawet uj膮膰 w karby jakiejkolwiek
dyscypliny, przeto nie spostrzegli zgo艂a swojego
odosobnienia.
Pod Krasnem dopiero, o dwie mile od miasta, szcze-
g贸lniejsze poruszenie w艣r贸d ludzi id膮cych przed nimi
zwr贸ci艂o ich uwag臋. 呕o艂nierze j臋li przystawa膰, cofa膰 si臋 i
t艂oczy膰. Niebawem zwarty t艂um ko艂ysa艂 si臋 na trakcie jak
wzburzona fala. Wicekr贸l zdziwiony rozejrza艂 si臋
w贸wczas dooko艂a siebie i dostrzeg艂 z przera偶eniem, 偶e
blisko o godzin臋 marszu wyprzedzi艂 sw贸j korpus; 偶e 贸w
r贸偶norodny kolebi膮cy si臋 t艂um liczy niespe艂na tysi膮c
pi臋ciuset ludzi wszelkich stopni i wszelkich narodowo艣ci,
nie zorganizowanych i nie karnych; 偶e wi臋kszo艣膰 tych
ludzi jest bezbronna i 偶e nieprzyjaciel wzywa oto do
poddania si臋.
Okrzyk zgrozy i oburzenia by艂 jedyn膮 odpowiedzi膮
t艂umu. Lecz parlamentarz rosyjski, kt贸ry wysforowa艂 si臋
sam jeden, nalega膰 j膮艂 i perswadowa膰, twierdz膮c: „偶e
Napoleon zosta艂 pobity, a gwardia rozproszona; 偶e
dwudziestotysi臋czny korpus rosyjski stoi w poprzek
drogi; 偶e jedynym ocaleniem s膮 uk艂ady, proponowane
przez Mi艂oradowicza".
Na d藕wi臋k tych s艂贸w Guyon, jeden z owych licznych
genera艂贸w, kt贸rym nie pozosta艂 ani jeden 偶o艂nierz, wy-
sun膮艂 si臋 po艣r贸d t艂umu i g艂o艣no zawo艂a艂: „Wracaj czym
pr臋dzej, sk膮de艣 przyszed艂, i powiedz temu, kto ci臋 przy-
s艂a艂, 偶e je艣li on ma dwadzie艣cia tysi臋cy ludzi, to my
mamy osiemdziesi膮t tysi臋cy!". Zdumiony Rosjanin cof-
n膮艂 si臋 niezw艂ocznie.
W chwil臋 p贸藕niej zagra艂y dzia艂a; dymami zasnu艂y si臋
wzg贸rza po艂o偶one z lewej strony traktu. Grad kul i kar-
taczy straszliwe pocz膮艂 ora膰 bruzdy, a w oddali ukaza艂y
si臋 gro藕ne pu艂ki, po艂yskuj膮ce bagnetami.
W贸wczas wicekr贸l zawaha艂 si臋. 呕al mu by艂o porzuca膰
w takich terminach nieszcz臋sny oddzia艂, a obowi膮zek i
rozs膮dek powo艂ywa艂y go gdzie indziej. Zostawi艂 w ko艅cu
szefa sztabu swojego, genera艂a Guilleminota, sam za艣
zawr贸ci艂 ku w艂oskim dywizjom, a偶eby poprowadzi膰 je
w ogie艅, pokona膰 przeszkod臋, zanim stanie si臋 niepo-
konalna, i zwyci臋偶y膰 albo zgin膮膰, albowiem zar贸wno
kr贸lewska korona, jak 艣wietny blask tylu wiekopomnych
zwyci臋stw nie dopuszcza艂y my艣li o poddaniu si臋.
Guilleminot zwo艂a艂 tymczasem wszystkich oficer贸w,
jacy znajdowali si臋 w t艂umie. Kilku genera艂贸w i pu艂-
kownik贸w oraz znaczna liczba innych oficer贸w otoczy艂a
go niebawem, a po kr贸tkiej naradzie, uznawszy zwierz-
chnictwo Guilleminota, dzieli膰 j臋li na plutony ten spl膮-
tany, bez艂adny t艂um.
Organizowano si臋 pod morderczym ogniem nieprzyja-
cielskim. Wy偶si oficerowie stawali bez wahania z dumnie
podniesion膮 g艂ow膮 w szeregach, pospo艂u z 偶o艂nier-
stwem. Inny rodzaj dumy o偶ywia艂 szczup艂膮 garstk臋 ma-
rynarzy gwardii, kt贸rzy o艣wiadczyli zgodnie, i偶 s艂ucha膰
b臋d膮 tylko rozkaz贸w w艂asnego oficera, jakkolwiek
wszystkim innym plutonom przewodzili genera艂owie. W
regimencie tym sam cesarz piastowa艂 godno艣膰 pu艂-
kownika. A cho膰 艣mier膰 by艂a bliska, do ostatka bronili
tego przywileju. Jako偶 Guilleminot przychyli艂 si臋 do ich
偶yczenia.
Oddzia艂 ruszy艂 wreszcie w kierunku Krasnego. Min膮艂
ju偶 baterie nieprzyjacielskie, gdy wtem, na obu jego
flankach, wysun臋艂y si臋 kolumny Mi艂oradowicza i natar艂y
z tak膮 gwa艂towno艣ci膮, 偶e nasi musieli czym pr臋dzej
zawr贸ci膰 i szuka膰 obronnej pozycji. Ku nie艣miertelnej
chwale tej garstki gin膮cych, tego tysi膮ca pi臋ciuset Fran-
cuz贸w i W艂och贸w walcz膮cych jeden przeciwko
dziesi臋ciu, wyn臋dznia艂ych i 藕le uzbrojonych —
stwierdzi膰 nale偶y, 偶e wbrew wszystkim i wszystkiemu
przesz艂o godzin臋 bohaterski stawiali op贸r.
Lecz droga od strony Smole艅ska wci膮偶 cicha by艂a i
pusta. Wicekr贸l ze sw膮 armi膮 nie nadci膮ga艂. D艂u偶szy op贸r
stawa艂 si臋 niemo偶liwy. Mno偶y艂y si臋 wezwania do
kapitulacji, a gdy zacicha艂 gwar walki, w oddali, przed
nimi i za nimi, hucza艂y dzia艂a. Nieprzyjaciel atakowa艂
snad藕 r贸wnocze艣nie ca艂膮 armi臋: „Od Smole艅ska po Kras-
ne wrza艂a nieub艂agana walka! Je艣li wi臋c 艂akn膮艂 kto po-
si艂k贸w, nie nale偶a艂o czeka膰 na nie, lecz raczej szuka膰 ich!
W jakim wszak偶e kierunku? Krasne zbyt odleg艂e by艂o
zreszt膮, wed艂ug wszelkiego prawdopodobie艅stwa i tam
r贸wnie偶 艣ciera艂y si臋 dwa wrogie 偶ywio艂y. Nadto trzeba
by cofa膰 si臋 pod bokiem tych samych pu艂k贸w
Mi艂oradowicza, kt贸re tak gorliwie nawo艂ywa艂y teraz do
poddania si臋. A taki odwr贸t by艂by co najmniej ryzy-
kownym. Skoro wi臋c oddzia艂 zwr贸cony by艂 frontem w
stron臋 Smole艅ska, skoro stamt膮d w艂a艣nie nadci膮gn膮膰
mia艂 ksi膮偶臋 Eugeniusz, nasi — w zwart膮 uszykowani ko-
lumn臋 — powinni raczej zaatakowa膰 Rosjan, przedosta膰
si臋 poza lini臋 baterii, po艂膮czy膰 si臋 z wicekr贸lem i wraz z
nim powr贸ci膰, znie艣膰 Mi艂oradowicza i dotrze膰 w ko艅cu
do Krasnego".
Propozycja Guilleminota przyj臋ta zosta艂a z entuzja-
zmem. Szeregi zako艂ysa艂y si臋 i run臋艂y na nieprzyjaciela.
W pierwszej chwili umilk艂y strza艂y; zdumieni Rosjanie
mimo woli rozst膮pili si臋 przed garstk膮 nieustraszonych
偶o艂nierzy. Lito艣ci膮 zdj臋te i uwielbieniem, dziesi臋ciokro膰
liczniejsze bataliony nieprzyjacielskie st艂oczy艂y si臋 z obu
Stron traktu, nawo艂uj膮c do uk艂ad贸w i poddania si臋. Lecz
milcz膮ce, pos臋pne szeregi g艂uchymi by艂y na perswazje i
zakl臋cia. Huk wstrz膮sn膮艂 w贸wczas ziemi膮 — posypa艂y
si臋 kule i kartacze. Leg艂a po艂owa bohaterskiej kolumny.
Lecz z tych, kt贸rzy pozostali przy 偶yciu, ani jeden nie
cofn膮艂 si臋, ani jeden nie stch贸rzy艂 i niebawem ca艂y
oddzia艂 znikn膮艂 z oczu, nie powstrzymany ju偶 przez Ro-
sjan. Zaledwie kilkuset ludzi ujrza艂o ponownie wicekr贸la
i jego dywizje. W贸wczas dopiero prys艂y szeregi i ta gar艣膰
walecznych schroni艂a si臋 pod opieku艅cze skrzyd艂a
krwawych i poszarpanych bratnich sztandar贸w.
Od godziny ju偶 dzia艂a nieprzyjacielskie szerzy艂y spu-
stoszenie w艣r贸d szcz膮tk贸w armii w艂oskiej. Podczas gdy
cz臋艣膰 wojsk rosyjskich 艣ciga艂a oddzia艂 Guilleminota, Mi-
艂oradowicz, na czele swoich kozak贸w, zwr贸ci艂 si臋 prze-
ciw ksi臋ciu Eugeniuszowi. Prawe jego skrzyd艂o opiera艂o
si臋 o las i wzg贸rza, kt贸rych broni艂y pot臋偶ne baterie; lewe
dochodzi艂o wprawdzie do traktu, lecz przesuni臋te by艂o
nieco w ty艂, jak gdyby w obawie gwa艂towniejszego
starcia. Dyspozycje ksi膮偶臋ce dostosowane zosta艂y do pla-
n贸w nieprzyjaciela. Kolumna wicekr贸la rozwin臋艂a si臋 z
prawej strony traktu; prawe skrzyd艂o bardziej wysuni臋te
od lewego. Trakt, o kt贸ry miano walczy膰, le偶a艂 tedy
skosem, mi臋dzy jedn膮 armi膮 a drug膮.
Dzi臋ki niezwykle obronnej pozycji Rosjanie ograni-
czyli si臋 do defensywy. Tylko dzia艂a rosyjskie hucza艂y
nieprzerwanie, wyrzucaj膮c k艂臋by dymu i roje pocisk贸w.
Znu偶ony wreszcie i zirytowany takim przebiegiem walki,
ksi膮偶臋 Eugeniusz przywo艂a膰 kaza艂 14 dywizj臋, a prze-
szed艂szy wraz z ni膮 na lew膮 stron臋 traktu, wskaza艂 jej
centrum pozycji nieprzyjacielskiej — lesiste wzg贸rze,
kt贸re os艂ania艂o ty艂y Rosjan, a kt贸re trzeba by艂o zdoby膰 za
wszelk膮 cen臋. Atakuj膮c nie spodziewa艂 si臋 zwyci臋stwa,
wiedzia艂 jednak, 偶e tym sposobem odwr贸ci od traktu
uwag臋 nieprzyjaciela i 偶e w贸wczas 艂atwiej b臋dzie m贸g艂
przedosta膰 si臋 poza wrogie szeregi rosyjskie.
Tylko trzystu 偶o艂nierzy, podzielonych na trzy kompanie
zdecydowa艂o si臋 szturm ten przypu艣ci膰. Pod os艂on膮
jednej baterii gwardii w艂oskiej ofiarni ci ludzie szli ra藕no
przeciw licznym pu艂kom nieprzyjacielskim, ku stromej,
wyj膮tkowo obronnej pozycji. Niebawem wszak偶e baterie
rosyjskie zag艂uszy艂y nasze armaty, a pu艂k jazdy stratowa艂
i wybi艂 naszych kanonier贸w.
Morderczym pra偶eni ogniem, nasi dochodzili ju偶 do
pozycji rosyjskiej, gdy wtem zadudni艂y kopyta i spod
lasu run臋艂a z obu stron jazda. Nie osta艂 si臋 nikt. Wygin臋li
wszyscy co do jednego, unosz膮c ze sob膮 w lepszy 艣wiat
reszt臋 karno艣ci i odwagi!
W owej w艂a艣nie chwili ukaza艂 si臋 na trakcie genera艂
Guilleminot. Mimo ca艂ej grozy po艂o偶enia, mimo i偶 艣wie-
tny niegdy艣, czterdziestodwutysi臋czny korpus zreduko-
wany zosta艂 do czterech tysi臋cy znu偶onych i os艂ab艂ych
偶o艂nierzy, ksi膮偶臋 Eugeniusz nie upad艂 na duchu i nie
zaniecha艂 walki. Jest to rzecz膮 zrozumia艂膮, godn膮 szla-
chetnej duszy tego wodza; lecz 偶e widok pora偶ki naszej i
偶膮dza zwyci臋stwa nie zdo艂a艂y sk艂oni膰 Rosjan do bardziej
stanowczej akcji, 偶e nie starali si臋 przed nadej艣ciem nocy
ca艂kowitej osi膮gn膮膰 przewagi — jest to do dzi艣 dnia
faktem niepoj臋tym i niezrozumia艂ym. Zwyci臋stwo by艂o
dla nich czym艣 tak nowym, 偶e ju偶 maj膮c je w r臋kach, nie
umieli go wykorzysta膰 i do dnia nast臋pnego od艂o偶yli
ostateczn膮 rozpraw臋.
Wicekr贸l spostrzeg艂 wszelako, 偶e po owym nieudanym
ataku naszej piechoty wi臋kszo艣膰 pu艂k贸w rosyjskich
przesz艂a na lew膮 stron臋 traktu. Postanowi艂 tedy wyko-
rzysta膰 sytuacj臋 i gdy zapad艂a noc, ta wierna sojuszniczka
wszelkiej niedoli, pod os艂on膮 licznych ognisk, kt贸rych
jasny blask zwi贸d艂 czujne stra偶e nieprzyjacielskie, cofn膮艂
si臋 z dala od drogi, a mijaj膮c polami warty i forpoczty,
obszed艂 w najg艂臋bszym milczeniu lewe skrzyd艂o
Mi艂oradowicza. Genera艂 rosyjski, pewien wygranej, ma-
rzy艂 tymczasem o szpadzie, kt贸r膮 z艂o偶y膰 mia艂 nazajutrz w
jego r臋ce przybrany syn Napoleona.
W trakcie tego niebezpiecznego pochodu zaszed艂 wy-
padek, kt贸ry m贸g艂 zako艅czy膰 si臋 najfatalniej, grzebi膮c
we wsp贸lnej mogile te chlubne szcz膮tki tylu i takich
bitew. Mianowicie w najkrytyczniejszej chwili, gdy 偶o艂-
nierze dech t艂umili w piersiach tu偶 obok armii rosyjskiej,
a偶eby tylko przej艣膰 niepostrze偶enie, gdy wszystko
zawis艂o od jednego spojrzenia lub jednego okrzyku, na-
gle zza ciemnej chmury wytoczy艂 si臋 na niebo ksi臋偶yc.
Natychmiast rozlega si臋 g艂os jakiego艣 Rosjanina: wzy-
wa ich, by stan臋li, i pyta, kim s膮. Nasi ju偶 mieli si臋 za
straconych, gdy pewien Polak podbiega do Rosjanina i
cicho, ale 艣mia艂o odpowiada mu w jego j臋zyku: „Milcz,
g艂upcze! Czy nie widzisz, 偶e jeste艣my z korpusu Uwa-
rowa i mamy wype艂ni膰 tajne zadanie?". Rosjanin, oszu-
kany, zmilcza艂.
Co chwila jednak na obu flankach kolumny ukazywali
si臋 kozacy, jak gdyby pragn膮c rozpozna膰, kto idzie, po
czym wracali do swoich. Kilkakrotnie sun臋艂y tu偶 ku nam
szwadrony nieprzyjacielskie, lecz b膮d藕 to wskutek
niepewno艣ci — nie omieszkali艣my bowiem nadal utrzy-
mywa膰 ich w b艂臋dzie — b膮d藕 te偶 przez ostro偶no艣膰, bo-
wiem dywizje nasze przystawa艂y niezw艂ocznie, gro藕n膮
przybieraj膮c postaw臋, nie dosz艂o wcale do starcia.
Wreszcie po dw贸ch godzinach nu偶膮cego marszu armia
dotar艂a do traktu, traktem za艣 do Krasnego. I gdy na-
zajutrz, 17 listopada, Mi艂oradowicz opu艣ci艂 swoje wzg贸-
rza, zasta艂 na polu bitwy tylko maruder贸w, kt贸rych ani
namowy, ani perswazje nie zdo艂a艂y odci膮gn膮膰 po-
przedniego dnia od ognisk biwak贸w.
Cesarz r贸wnie偶 wyczekiwa艂 na ksi臋cia przez ca艂y dzie艅.
Odg艂osy walki tocz膮cej si臋 poza nim wzruszy艂y go
niepomiernie. Chcia艂 zawraca膰, a gdy wszelkie usi-
艂owania w tym kierunku podj臋te spe艂z艂y na niczym, w
miar臋 tego, jak mija艂y godziny, wzrasta艂 niepok贸j ce-
sarza. „Czy偶by Eugeniusz z armi膮 w艂osk膮 i ten nie-
sko艅czenie d艂ugi dzie艅 oczekiwania — razem zapadli si臋
w nico艣膰?". Pociesza艂 si臋 tym jedynie, 偶e wicekr贸l
odparty w kierunku Smole艅ska, po艂膮czy艂 si臋 prawdopo-
dobnie z korpusami Davouta i Neya, i 偶e nazajutrz
wszyscy trzej wsp贸lnymi dzia艂a膰 b臋d膮 si艂ami.
Pod wp艂ywem niepokoju Napoleon zwo艂uje pozosta-
艂ych marsza艂k贸w: Bertiera, Bessi膷res'a, Mortiera i Le-
febvre'a. Wprawdzie sko艅czy艂y si臋 ju偶 dla nich dni naj-
straszliwszej niedoli i Litwa stoi przed nimi otworem,
lecz czy偶 mo偶na tak zostawi膰 starych druh贸w w po艣rodku
armii rosyjskiej, w g艂臋bi tej obcej, wrogiej krainy? Nie,
po stokro膰 nie! I oto wszyscy zgodnie decyduj膮 si臋
powr贸ci膰 do Smole艅ska i oswobodzi膰 ich lub te偶 zgin膮膰
wraz z nimi!
Gdy rezolucja ta zosta艂a ostatecznie powzi臋ta, Napoleon
zaj膮艂 si臋 wydaniem odno艣nych zalece艅 i dyspozycji,
spogl膮daj膮c oboj臋tnie na mniej lub wi臋cej gro藕ne obroty
wojsk nieprzyjacielskich. Istotnie bowiem Kutuzow
zbli偶y艂 si臋 do Krasnego, a偶eby zagrodzi膰 cesarzowi
drog臋, poprzedniej za艣 nocy O偶arowski, na czele oddzia艂u
piechoty, wyprzedzi艂 go i stan膮艂 w Malewie, wiosce po艂o-
偶onej na ty艂ach naszego lewego skrzyd艂a.
Podniecony raczej ani偶eli przybity nieszcz臋艣ciem, ce-
sarz przywo艂a膰 kaza艂 Rappa i rzek艂: „Jecha膰 trzeba nie-
zw艂ocznie". Po chwili jednak doda艂; „Nie. Niechaj idzie
tylko Roguet i jego dywizja. Ty za艣 zostaniesz ze mn膮;
nie chc臋, aby艣 gin膮艂 tutaj; potrzebny mi b臋dziesz w
Gda艅sku".
Wr臋czaj膮c Roguetowi rozkaz cesarski, Rapp dziwowa艂
si臋, 偶e mimo ca艂ej beznadziejno艣ci po艂o偶enia, mimo tego,
i偶 otacza艂o nas zewsz膮d osiemdziesi膮t tysi臋cy wrog贸w,
kt贸rym przeciwstawi膰 mogli艣my zaledwie dziewi臋膰
tysi臋cy, Napoleon na chwil臋 nawet nie zw膮tpi艂 o przy-
sz艂o艣ci, roi艂 plany na Gda艅sk, na t臋 dalek膮, nadbrze偶n膮
fortec臋, od kt贸rej dzieli艂y go dwie armie nieprzyjaciel-
skie, zima, g艂贸d i olbrzymia odleg艂o艣膰 stu
osiemdziesi臋ciu mil.
Nocny atak na Chyrk贸w i Malewo powi贸d艂 si臋 w zu-
pe艂no艣ci. Z jaskrawej czerwieni licznych ognisk nieprzy-
jacielskich Roguet wywnioskowa艂, 偶e Rosjanie zajmo-
wali dwie wioski na p艂askowzg贸rzu bronionym przez
g艂臋boki jar. Dywizja zosta艂a tedy podzielona na trzy ko-
lumny: lewe i prawe skrzyd艂o dotrze膰 mia艂y w milczeniu
mo偶liwie najbli偶ej nieprzyjaciela, a na dane przez
centrum has艂o, nie strzelaj膮c, p贸j艣膰 od razu na bagnety.
M艂oda gwardia spe艂ni艂a sumiennie rozkazy genera艂a. I
podczas gdy Rosjanie, zaskoczeni znienacka, biegali
bez艂adnie mi臋dzy jedn膮 kolumn膮 a drug膮, Roguet wtar-
gn膮艂 na czele swoich grenadier贸w do obozu, zwi臋kszaj膮c
jeszcze og贸lny pop艂och i zamieszanie. Nieprzyjaciel
zd膮偶y艂 zaledwie zatopi膰 w pobliskim jeziorze znaczn膮
cz臋艣膰 broni i amunicji i podpali膰 dotychczasowe swoje
siedziby. Lecz zamiast przyczyni膰 si臋 do ich ocalenia,
p艂omienie tym lepiej o艣wieci艂y uciekaj膮cych i u艂atwi艂y
po艣cig.
Obezw艂adniaj膮c armi臋 rosyjsk膮 na dwadzie艣cia cztery
godziny, starcie to umo偶liwi艂o cesarzowi dalszy pobyt w
Krasnem, ksi臋ciu Eugeniuszowi za艣 po艂膮czenie si臋 z
kolumn膮 cesarsk膮 w ci膮gu nast臋pnej nocy. Z rado艣ci膮
powita艂 Napoleon wicekr贸la; tym bardziej jednak pocz膮艂
niepokoi膰 si臋 o losy Neya i Davouta.
Ob贸z rosyjski wygl膮da艂 podobnie jak pod Winkowem,
Ma艂ojaros艂awcem i Wia藕m膮. Co wiecz贸r przy namiocie
dow贸dcy wystawiano — otoczone p艂on膮cymi 艣wiecami
— relikwie 艣wi臋tych, przed kt贸rymi modlili si臋 偶o艂nierze,
swoim obyczajem kre艣l膮c niezliczone znaki krzy偶a 艣wi臋-
tego i bij膮c pok艂ony, popi za艣 podsycali ich fanatyzm
kazaniami, kt贸re naszym cywilizowanym ludom wyda-
艂yby si臋 barbarzy艅skie i 艣miechu warte.
Raport jednego ze szpieg贸w rosyjskich z艂o偶ony Kutu-
zowowi opiewa艂 podobno, 偶e w Krasnem stoi pod broni膮
olbrzymi t艂um srogich grenadier贸w i stary feldmarsza艂ek
ul膮k艂 si臋 rycerskiej tradycji tych niezwyci臋偶onych. Lecz
widok n臋dzy naszej i pora偶ki o艣mieli艂 Bennigsena, kt贸ry
wbrew woli i 偶yczeniu Kutuzowa wraz ze Strogonowem,
Golicynem i Mi艂oradowiczem, og贸艂em przesz艂o
pi臋膰dziesi膮t tysi臋cy 偶o艂nierzy i sto dzia艂, postanowi艂 za-
atakowa膰 o 艣wicie wojska nasze, czterna艣cie tysi臋cy
zg艂odnia艂ych, na po艂y przemarz艂ych Francuz贸w i W艂o-
ch贸w.
Napoleon rozumia艂, 偶e w tym w艂a艣nie najwi臋ksze
tkwi艂o niebezpiecze艅stwo. Lecz dzie艅 jeszcze nie nad-
szed艂. Cesarz m贸g艂 by艂 unikn膮膰 walki, uj艣膰 wraz z Euge-
niuszem i gwardi膮 do Orszy i Borysowa, po艂膮czy膰 si臋
tam偶e z trzydziestu tysi膮cami Francuz贸w Victora i Ou-
dinota, z D膮browskim, z Regnierem, ze Swarzenber-
giem, ze wszystkimi rezerwami — i wypocz臋ty, pot臋偶ny
powr贸ci膰 zn贸w razem z wiosn膮.
17 przed 艣witem rozsy艂a tedy instrukcje i rozkazy,
przygotowuje si臋, wychodzi, osobi艣cie staje na czele
starej gwardii, wyprawia pu艂k za pu艂kiem. Lecz nie do
granic Polski, wiernej i oddanej sojuszniczki, nie do
Francji, gdzie jeszcze uznaj膮 w nim g艂ow臋 dynastii i
w艂adc臋 Zachodu, d膮偶膮 zwarte szeregi wiarus贸w. Bior膮c
do r膮k szpad臋, z okrzykiem: „Do艣膰 d艂ugo by艂em cesa-
rzem, teraz b臋d臋 genera艂em!", zawraca w kierunku Smo-
le艅ska. Na siebie wy艂膮cznie pragnie 艣ci膮gn膮膰 uwag臋
osiemdziesi臋ciotysi臋cznej armii nieprzyjaciela, a偶eby
ocali膰 tym sposobem korpusy Davouta i Neya, osamot-
nione w艣r贸d bezkresu 艣nie偶nych, dalekich p贸l.
Dzienny brzask o艣wietli艂 w贸wczas: z jednej strony ba-
taliony i baterie rosyjskie, okalaj膮ce widnokr膮g przed
nami, za nami i pobok nas; z drugiej strony — Napo-
leona i sze艣膰 tysi臋cy grenadier贸w, maszeruj膮cych ra藕no
go艣ci艅cem ku 艣rodkowi tego gro藕nego kr臋gu. Nieco na
przedzie, na wprost ca艂ej armii rosyjskiej, stan膮艂 Mortier
na czele pi臋ciu tysi臋cy ludzi, tyle bowiem pozosta艂o z
ca艂ego korpusu.
Celem bitwy by艂a obrona prawego flanku go艣ci艅ca,
pocz膮wszy od Krasnego a偶 po Stach贸w, po uj艣cie sze-
rokiego w膮wozu. Batalion szaser贸w starej gwardii uszy-
kowany w czworobok na kszta艂t ruchomej fortecy, tu偶 w
pobli偶u traktu, os艂ania膰 mia艂 m艂od膮 gwardi臋 zajmuj膮c膮
nasze lewe skrzyd艂o. Na prawym skrzydle, w艣r贸d
rozleg艂ej bia艂ej od 艣niegu r贸wniny, kt贸ra dochodzi a偶 do
Krasnego, szcz膮tki konnej gwardii, kilka dzia艂 i tysi膮c
dwustu je藕d藕c贸w Latour-Maubourga — pi臋ciuset
bowiem wygin臋艂o ju偶 lub rozpierzch艂o si臋 — zaj臋艂y
miejsca nie istniej膮cych baterii i batalion贸w.
Do artylerii ksi臋cia Treviso przydzielono bateri臋, do-
wodzon膮 przez Davouta, jednego z rzadkich i nieskazitel-
nych ludzi, dla kt贸rych obowi膮zek jest wszystkim, kt贸-
rych 偶ycie, ca艂e jest jednym pasmem szczytnych i wiel-
kich ofiar sk艂adanych bez wahania na o艂tarzu ojczyzny!
Clapar膷de z gar艣ci膮 ludzi pozosta艂 w Krasnem dla
obrony rannych i baga偶y, a ksi膮偶臋 Eugeniusz cofa艂 si臋 w
dalszym ci膮gu w kierunku L膮d贸w. Forsowny nocny
marsz i stoczona poprzedniego dnia krwawa bitwa wy-
czerpa艂y ca艂kowicie nieszcz臋sn膮 armi臋: wyn臋dznia艂e, z
si艂 wyzute, chocia偶 na poz贸r sprawne jeszcze i karne, dy-
wizje wlok艂y si臋 z trudem, rych艂ej wygl膮daj膮c 艣mierci.
R贸wnocze艣nie Roguet odwo艂any zosta艂 z Malewa na
pole bitwy. Kolumny nieprzyjacielskie zalewa艂y drogi i
dro偶yny, coraz to szerszym p贸艂kolem stara艂y si臋 otoczy膰
nasze prawe skrzyd艂o. Zawrza艂a w贸wczas bitwa. Lecz
jaka bitwa! Pospolite starcie si臋 dw贸ch wrogich sobie
偶ywio艂贸w, krwawa rze藕 pozbawiona promiennych
przeb艂ysk贸w geniuszu, burza bez grom贸w i b艂yskawic,
bez tej piorunnej mocy, kt贸ra wstrz膮sn臋艂a 艣wiatem pod
Wagram i Austerlitz, kt贸ra tylekro膰 po zwyci臋skie si臋-
ga艂a wawrzyny, przed kt贸r膮 korzy艂y si臋 najdumniejsze,
najpot臋偶niejsze g艂owy! Tam gdzie wszystko sprzyja艂o
Rosjanom, ka偶dy nasz krok nieprzezwyci臋偶one
napotyka艂 przeszkody. Niestrudzony geniusz Napoleona
po raz pierwszy poprzesta膰 musia艂 na defensywie.
Tam r贸wnie偶 — mimo woli, a mo偶e i wbrew woli —
oddano nale偶n膮 cze艣膰 s艂awie; stwierdzono, i偶 nie jest ona
znikomym cieniem, lecz istotn膮, rzeczywist膮 pot臋g膮; 偶e
blask jej opromienia dum膮 nieugi臋t膮 g艂owy wybra艅c贸w,
a o艣lepia tych, kt贸rzy o艣mielaj膮 si臋 do nier贸wnej pory-
wa膰 walki. Nie strzelaj膮c nawet, dzi臋ki niezmiernej
przewadze wojsk swoich, Rosjanie mogli byli zgnie艣膰
Napoleona. Lecz nie porwali si臋 na to. Przera偶a艂 ich
zdobywca Egiptu i Europy. Nieprzeliczone zwyci臋stwa
— Piramidy, Marengo, Austerlitz, Friedland — wznosi艂y
si臋 jak pot臋偶ny mur pomi臋dzy nim a przeciwnikami; zda-
wa艂o si臋, 偶e dla tych lud贸w ujarzmionych i ciemnych tak
niezwyk艂a s艂awa mia艂a w sobie co艣 nadprzyrodzonego;
uwa偶ali, 偶e Napoleon jest niedosi臋偶ny, 偶e mog膮
atakowa膰 go i n臋ka膰 jedynie z daleka, 偶e wobec starej
gwardii, tej granitowej kolumny, jak j膮 nazywa艂 cesarz,
przeci臋tni 艣miertelnicy s膮 bezsilni — a tylko armaty
skuteczne.
Kule i kartacze pocz臋艂y worywa膰 si臋 w szeregi Rogue-
ta i m艂odej gwardii, lecz by艂a to masakra bez zwyci臋st-
wa. Co chwila trzeba by艂o 艣cie艣nia膰 szeregi; mimo to
jednak w ci膮gu trzech 艣miertelnie d艂ugich godzin ci
m艂odzi 偶o艂nierze, prawie 偶e bezbronni, bo dzia艂a ich zo-
sta艂y rozbite, a Rosjanie trzymali si臋 w znacznej odleg-
艂o艣ci poza zasi臋giem strza艂贸w karabinowych, nie obyci z
wojn膮, bo wielu spo艣r贸d nich nie w膮cha艂o jeszcze
prochu, stali spokojnie pod morderczym ogniem nieprzy-
jacielskim.
Lecz w miar臋 jak topnia艂y pu艂ki francuskie, Rosjanie
coraz wyra藕niejsz膮 zyskiwali przewag臋. Daleki huk ar-
matni i Clapar茅de ostrzegali Napoleona, 偶e poza nim,
poza Krasnem, Bennigsen bra艂 w posiadanie drog臋 wio-
d膮c膮 do L膮d贸w, jedyn膮 w owej chwili lini臋 odwrotu. Od
wschodu, zachodu i po艂udnia z licznych baterii wy-
kwita艂y nieustannie k艂臋by ciemnego dymu. Od p贸艂nocy
jedynie, od strony Dniepru, wolna by艂a niewielka wy-
nios艂o艣膰, g贸ruj膮ca ponad traktem i wojskami cesarza,
lecz i tam wszcz膮艂 si臋 ruch, b艂ysn臋艂y mosi臋偶ne gardziele.
Zdawa艂o si臋, 偶e nic ju偶 nie zdo艂a ocali膰 Napoleona.
Wszelako gdy uprzedzono go o nowym niebezpiecze艅st-
wie, zaledwie raczy艂 spojrze膰 w t臋 stron臋, a mrukn膮wszy:
„No to po艣lijcie tam batalion moich szaser贸w", zaj膮艂 si臋
wy艂膮cznie zagro偶onym Mortierem i jego lud藕mi.
W owej chwili ukaza艂 si臋 nareszcie w szybkim marszu
Davout, w po艣rodku kilku tysi臋cy atakuj膮cych go koza-
k贸w. Na widok Krasnego zwarte dotychczas szeregi
marsza艂ka rozlu藕ni艂y si臋 i rozpierzch艂y, biegn膮c na
prze艂aj polami ku skrajowi prawego skrzyd艂a rosyjskie-
go, zwr贸conego do nich ty艂em. W Krasnem dopiero Da-
vout i jego genera艂owie z niema艂ym trudem zdo艂ali
zebra膰 jako tako swoje dywizje.
Ocala艂 tedy pierwszy korpus. Lecz r贸wnocze艣nie dosz-
艂y wie艣ci, 偶e nasze tylne stra偶e nie mog膮 ju偶 utrzyma膰 si臋
nadal w Krasnem; 偶e Ney prawdopodobnie nie opu艣ci艂
jeszcze Smole艅ska; 偶e wobec tego d艂u偶sza zw艂oka staje
si臋 niemo偶liw膮. Napoleon waha艂 si臋 wszelako i na-
my艣la艂: ofiara zbyt ci臋偶ka by艂a i zbyt bolesna.
Ostatecznie jednak, widz膮c, 偶e armii grozi ca艂kowita
zag艂ada, decyduje si臋, a przywo艂awszy Mortiera, serdecz-
nie 艣ciska d艂o艅 jego i o艣wiadcza: „呕e nie ma chwili do
stracenia; 偶e nieprzyjaciel otacza go ze wszystkich stron;
偶e Kutuzow zagra偶a Ladom i Orszy; 偶e lada godzina
zaj膮膰 mo偶e ostatni zakr臋t Dniepru; 偶e wobec tego nale偶y
wyruszy膰 czym pr臋dzej i Rosjan uprzedzi膰; 偶e Davout
wspiera膰 b臋dzie Mortiera, lecz 偶e obaj powinni utrzyma膰
si臋 w Krasnem a偶 do wieczora i nazajutrz dopiero po艂膮-
czy膰 si臋 z gwardi膮 i cesarzem". Po czym zrozpaczony, i偶
opu艣ci膰 musi Neya i w艂asnemu pozostawi膰 go losowi,
cofa si臋 powoli z pola bitwy, przechodzi przez Krasne,
gdzie zatrzymuje si臋 jeszcze — i dociera a偶 do L膮d贸w.
Mortier us艂ucha膰 chcia艂 rozkazu, lecz w tej偶e samej
chwili regiment Holendr贸w gwardii utraci艂 wraz ze
znaczn膮 liczb膮 zabitych i rannych niezmiernie wa偶n膮 po-
zycj臋, kt贸ra natychmiast obsadzona zosta艂a przez arty-
leri臋 nieprzyjacielsk膮. Zasypywany gradem kul Roguet
zwr贸ci艂 si臋 w贸wczas przeciw tej baterii. Lecz pierwszy
pu艂k cofn膮艂 si臋 w p贸艂 drogi, a drugi — pu艂k wolty偶er贸w
— mimo bohaterskiej obrony, odpar艂szy dwukrotnie
szar偶臋 kawalerii rosyjskiej, leg艂 w ko艅cu na placu boju.
Roguet ocali膰 zdo艂a艂 zaledwie pi臋膰dziesi臋ciu 偶o艂nierzy i
jedenastu oficer贸w.
Wygin臋艂a po艂owa jego dywizji. S艂o艅ce pocz臋艂o ju偶 chy-
li膰 si臋 ku zachodowi, a Roguet, ku zdumieniu przeciw-
nika, jeszcze nie ust臋powa艂, gdy wtem na widok cofaj膮-
cej si臋 kolumny cesarskiej Rosjanie z tak wielk膮 natarli
gwa艂towno艣ci膮, 偶e m艂oda gwardia, zewsz膮d otoczona,
wkr贸tce nie mog艂a ani utrzyma膰 si臋 d艂u偶ej, ani te偶 cof-
n膮膰.
Na szcz臋艣cie kilka pluton贸w zebranych przez Davouta i
spory oddzia艂 jego maruder贸w zwr贸ci艂y na siebie uwag臋
Rosjan. Mortier nie omieszka艂 skorzysta膰 ze sposob-
no艣ci. Pozostali przy 偶yciu 偶o艂nierze, niespe艂na trzy
tysi膮ce ludzi, otrzymali rozkaz powolnego wycofania si臋
z pola walki. „Czy s艂yszeli艣cie, 偶o艂nierze! — wo艂a艂 gene-
ra艂 Laborde. — Marsza艂ek kaza艂 i艣膰 wolnym krokiem!
Wolnym krokiem, 偶o艂nierze!". Szeregi zako艂ysa艂y si臋 i
zabieraj膮c po drodze rannych, morderczy wstrzymuj膮c
ogie艅, nieszcz臋sna a tak waleczna dywizja cofn臋艂a si臋
powoli, jak gdyby owo krwawe pobojowisko by艂o zwy-
k艂ym placem 膰wicze艅.
Z chwil膮 gdy Mortier wymin膮艂 Krasne, wobec prze-
strzeni dziel膮cej go od Bennigsena, przesta艂o zagra偶a膰
mu bezpo艣rednio niebezpiecze艅stwo. Drogi wiod膮cej z
Krasnego do L膮d贸w broni艂y jedynie baterie nieprzyja-
cielskie, ustawione wzd艂u偶 lewego flanka go艣ci艅ca, na
pobliskich wzg贸rzach. Colbert i Latour-Maubourg os艂a-
niali przej艣cie pieszych regiment贸w. Podczas tego mar-
szu zdarzy艂 si臋 dziwaczny wypadek: mianowicie — kar-
tacz rozszarpa艂 na sztuki konia, w niczym nie uszko-
dziwszy je藕d藕ca, kt贸ry stoczy艂 si臋 z siod艂a na ziemi臋 i
najspokojniej pieszo ruszy艂 w dalsz膮 drog臋.
Nazajutrz armia sz艂a jeszcze wolniej, z wi臋kszymi
jeszcze przystankami. Zniecierpliwieni maruderzy wy-
sun臋li si臋 naprz贸d; min臋li gwardi臋 i cesarza. Napoleon
szed艂 pieszo, o lasce, co chwila ogl膮daj膮c si臋 i zatrzy-
muj膮c, jak gdyby ci膮gn臋艂o go co艣 wstecz, ku tej wrogiej
ziemi rosyjskiej, kt贸rej granice le偶a艂y tu偶 przed nami, ku
艣nie偶nym bezkresom i osamotnionej, dalekiej garstce
wiarus贸w Neya.
Ku wielkiej i powszechnej rado艣ci, zrozumia艂ej u ludzi,
kt贸rzy od trzech miesi臋cy ogl膮dali zgliszcza jeno i
popio艂y, dotarli艣my wieczorem do Dubrowny, miastecz-
ka o drewnianych mostach i zabudowaniach, zamieszka-
nego podobnie jak i Lady. Nareszcie wi臋c pozosta艂a za
nami stara Rosja, jej pola i roz艂ogi, jej mroczne, nie-
przebyte lasy i krwawa 艂una jej po偶ar贸w! Wsz臋dzie,
gdzie okiem si臋gn膮膰, kraj zamieszkany, 偶yczliwa nam,
spokojna ludno艣膰! R贸wnocze艣nie zel偶a艂
mr贸z,
z艂agodnia艂o powietrze, nadesz艂y zapasy 偶ywno艣ci i
fura偶u.
Ko艅czy艂a si臋 zatem zima, a z ni膮 dni najokropniejszej,
najsro偶szej niedoli. Lecz by艂o ju偶 poniewczasie. Cesarz
spogl膮da艂 ze smutkiem na rozbit膮 i zdezorganizowan膮
armi臋, na n臋dz臋 i wymizerowanie swoich 偶o艂nierzy. Z
b贸lem i rozpacz膮 wymawia艂 coraz to imi臋 Neya. A gdy
nadesz艂a noc, gdy wszystko umilk艂o dooko艂a, pocz膮艂 wo-
艂a膰 z j臋kiem: „呕e smutny los tych nieszcz臋snych 偶o艂-
nierzy rozdziera mu serce; lecz 偶e z 偶adn膮 nie mo偶e
przyj艣膰 im pomoc膮, dop贸ki sam nie ustali si臋 gdziekol-
wiek; 偶e w obecnych warunkach, przy zupe艂nym braku
dzia艂, amunicji i 偶ywno艣ci, znu偶one i wyczerpane dy-
wizje nie mog艂yby poci膮gn膮膰 z odsiecz膮; 偶e nale偶y zatem
dosta膰 si臋 jak najszybciej do Mi艅ska".
Zaledwie przebrzmia艂y s艂owa cesarza, gdy jeden z pol-
skich oficer贸w przyni贸s艂 偶a艂obn膮 wie艣膰, 偶e Mi艅sk, g艂贸w-
ny magazyn Wielkiej Armii, jej schronienie i ostatnia
nadzieja, dosta艂 si臋 w r臋ce Rosjan! 16 listopada Czycza-
gow zaj膮艂 by艂 miasto. W pierwszej chwili Napoleon
oniemia艂 ugodzony tym nowym ciosem, wkr贸tce jednak,
mierz膮c moc ducha swego na wielko艣膰 niebezpiecze艅st-
wa, odezwa艂 si臋 zwyk艂ym, spokojnym g艂osem: „Skoro
tak, nie pozostaje nam nic innego jak utorowa膰 sobie
drog臋 bagnetami".
Lecz a偶eby dopa艣膰 tego nowego wroga, kt贸ry umkn膮艂
Schwarzenbergowi lub zosta艂 mo偶e przez Schwarzenber-
ga wypuszczony, gdy偶 nie znane nam by艂y wypadki
ostatnich dni — a偶eby uj艣膰 r贸wnie偶 po艣cigu Kutuzowa i
Wittgensteina, trzeba by艂o przeprawi膰 si臋 przez Bere-
zyn臋 pod Borysowem. Dlatego te偶, z Dubrowny jeszcze,
Napoleon wysy艂a niezw艂ocznie (19 listopada) do D膮-
browskiego rozkaz odst膮pienia od korpusu Hoertela i jak
najrychlejszego zaj臋cia Borysowa. R贸wnocze艣nie ksi膮偶臋
Reggio pod膮偶y膰 mia艂 ku Berezynie, a nast臋pnie odbi膰
Mi艅sk, za艣 ksi膮偶臋 Belluno broni膰 mia艂 i os艂ania膰 po-
przedni korpus. Dopiero gdy wys艂ane zosta艂y instrukcje i
rozkazy, cesarz uspokoi艂 si臋 i zasn膮艂.
Przed 艣witem jeszcze g艂o艣ny obudzi艂 go zgie艂k. Niekt贸-
rzy opowiadali p贸藕niej, 偶e hukn臋艂o wprawdzie kilka
strza艂贸w, lecz 偶e to nasi dobijali si臋 w ten spos贸b, do
zamkni臋tych i przepe艂nionych kwater; inni za艣 utrzy-
mywali, 偶e nikt nie strzela艂, lecz 偶e wskutek nie艂adu
i zamieszania, nieod艂膮cznego w贸wczas od wszelkich bi-
wak贸w, w brzmieniu nazwiska Hausanne, kt贸rym jeden z
grenadier贸w przyzywa艂 kamrata, dos艂yszano z艂owieszczy
okrzyk: „Aux armes!", zwiastuj膮cy zazwyczaj nie-
przyjaciela i nieoczekiwan膮 napa艣膰.
Jakkolwiek b膮d藕, wszystkim zdawa艂o si臋, i偶 widz膮
kozak贸w; wok贸艂 Napoleona powsta艂a panika, wszystkie
r臋ce chwyta膰 j臋艂y za bro艅. Jak zwykle spokojny i nie-
wzruszony cesarz rzek艂 do Rappa: „Id藕 no, zobacz; praw-
dopodobnie to kozacy, kt贸rzy chc膮 zak艂贸ci膰 nam spok贸j
snu". Lecz wrzawa wzrasta艂a nieustannie i niebawem
zwarty, wyl臋k艂y t艂um koleba艂 si臋 na wszystkie strony,
wypatruj膮c w ciemno艣ciach nieprzyjaciela.
By艂a chwila, 偶e sam cesarz uwierzy艂 w mo偶liwo艣膰
ataku. Przez miasteczko p艂yn臋艂a niewielka, obmurowana
rzeczka, za kt贸r膮 kaza艂 by艂 wycofa膰 artyleri臋; dowie-
dziawszy si臋 teraz, 偶e rozkazu nie wype艂niono, osobi艣cie
pobieg艂 do mostu i dopilnowa艂 szybkiej przeprawy dzia艂.
Po czym powr贸ci艂 do starej gwardii, a zatrzymawszy si臋
przed frontem, zawo艂a艂: „Grenadierzy, nie zm贸g艂 nas
nieprzyjaciel, nie powinni艣my wi臋c sami siebie dobija膰!
Dajmy przyk艂ad armii! Spo艣r贸d was niekt贸rzy porzucili
ju偶 sztandary, a nawet i bro艅! Nie odwo艂uj臋 si臋 jednak w
tej mierze do praw wojskowych, lecz do serc waszych!
Sami wymierzcie sobie sprawiedliwo艣膰! Honorowi
waszemu powierzam karno艣膰 i subordynacj臋!".
To samo, mniej wi臋cej, powtarzano wszystkim oddzia-
艂om. Lecz wierni grenadierzy w istocie 偶adnej nie po-
trzebowali podniety, reszta za艣 armii, mimo wra偶enia,
jakie wywar艂y s艂owa cesarza, zapomnia艂a ich niebawem.
Co si臋 za艣 tyczy tylnych stra偶y, g艂贸wnego rzekomo 藕r贸d-
艂a nocnych niepokoj贸w, to cesarz, rozgniewany, udzieli艂
nazajutrz Davoutowi surowej nagany.
W Orszy znaleziono do艣膰 znaczne zapasy 偶ywno艣ci,
park pontonowy, z艂o偶ony z sze艣膰dziesi臋ciu 艂odzi, kt贸re
spalono wraz ze wszystkim, i trzydzie艣ci sze艣膰 oprz臋偶o-
nych dzia艂, kt贸re zosta艂y rozdzielone mi臋dzy Davouta,
Eugeniusza i Maubourga.
Po raz pierwszy ujrzano tam zn贸w 偶andarmeri臋 polo-
w膮, kt贸ra przy dw贸ch mostach, pod wodz膮 kilku ofice-
r贸w, usi艂owa艂a zatrzyma膰 nad Dnieprem maruder贸w i
nak艂oni膰 ich do powt贸rnego zaci膮gni臋cia si臋 w szeregi.
Lecz te same sztandary, kt贸re niegdy艣 promienny roz-
siewa艂y blask, dzi艣 postrachem by艂y, zapowiedzi膮
艣mierci i zag艂ady!
Ten bez艂adny na poz贸r, zdemoralizowany t艂um posiada艂
ju偶 w艂asn膮 organizacj膮 i w艂asnych, niekiedy bardzo
sprytnych przyw贸dc贸w. I tutaj wi臋c, pragn膮c przynagli膰
do po艣piechu tych, kt贸rzy szli pierwsi, bezimienni
prowodyrzy pocz臋li wykrzykiwa膰: „Kozacy id膮!
Kozacy!" A gdy wzmog艂o si臋 zamieszanie, skorzystali z
niego, a偶eby rabowa膰, co si臋 da艂o: odzienie, 偶ywno艣膰, a
nawet i bro艅. 呕andarmeria, kt贸ra od chwili kl臋ski ujrza艂a
t臋 armi臋 po raz pierwszy, zdumiona widokiem tak
wielkiej n臋dzy, zniech臋cona nie艂adem, usun臋艂a si臋
wkr贸tce. T艂um zala艂 oba mosty, popychaj膮c si臋 i t艂ocz膮c,
i gdyby nie gwardia oraz tych kilkuset ludzi, kt贸rzy
pozostali jeszcze ksi臋ciu Eugeniuszowi, ten pierwszy k臋s
litewskiej ziemi niew膮tpliwie spl膮drowany by艂by
doszcz臋tnie.
Napoleon wchodzi艂 do Orszy na czele sze艣ciotysi臋cznej
gwardii; Eugeniusz na czele tysi膮ca o艣miuset 偶o艂nierzy;
Davout z czterema tysi膮cami ludzi! Tyle tylko pozosta艂o
ze 艣wietnych niegdy艣 korpus贸w: z trzydziestu pi臋ciu,
czterdziestu dw贸ch i siedemdziesi臋ciu tysi臋cy 偶o艂nierzy!
Davout utraci艂 wszystko, nie wy艂膮czaj膮c osobistych
baga偶y, bielizny i odzienia. Obdarty by艂 i zg艂odnia艂y,
wyczerpany trudami i niewywczasem. 艁apczywie te偶 j膮艂
po偶era膰 bochenek suchego chleba, a gdy g艂贸d nasyci艂,
obtar艂szy po偶yczon膮 chustk膮 przemarz艂a, szronem okryt膮
twarz, zawo艂a艂: „呕e tylko ludzie ze stali i z 偶elaza
przetrwa膰 mog膮 tak膮 kampani臋; 偶e najsilniejsi nawet
musz膮 ulec; 偶e w tych warunkach dalszy odwr贸t jest
niemo偶liwy!".
On to pierwszy os艂ania艂 armi臋 a偶 do Wia藕my; stawa艂 u
wylotu ka偶dego jaru, ka偶dego w膮wozu i czeka艂, p贸ki nie
przejd膮 wszyscy, r贸wnaj膮c szeregi, zwalczaj膮c usta-
wicznie nie艂ad i dezorganizacj臋. Za jego to namow膮
偶o艂nierze l偶yli i ograbiali z 艂up贸w tych kamrat贸w, kt贸rzy
dla rabunku nie wahali si臋 rzuca膰 bro艅 i amunicj臋 —
niezawodny spos贸b powstrzymywania jednych, a karania
drugich. Mimo wszystkich jednak zas艂ug, mimo ca艂膮
systematyczno艣膰 Davouta i niezaprzeczon膮 warto艣膰 jego
talent贸w militarnych, znale藕li si臋 oszczercy, kt贸rzy za-
rzucali mu p贸藕niej je艣li nie tch贸rzostwo, to pewn膮 opie-
sza艂o艣膰 i l臋kliwo艣膰.
Na pr贸偶no usi艂owa艂 cesarz przeciwdzia艂a膰 apatii i znie-
ch臋ceniu. Sam wprawdzie rozwodzi艂 si臋 z 偶alem nad
niedol膮 偶o艂nierzy, lecz wobec drugich zawsze uchodzi膰
chcia艂 za niewzruszonego. Kaza艂 wi臋c obwie艣ci膰: "呕e
wszyscy bez wyj膮tku powr贸ci膰 maj膮 do szereg贸w; 偶e' w
przeciwnym razie oficerowie zostan膮 zdegradowani a
偶o艂nierze postawieni przed s膮d wojenny!".
Ale gro藕ba ta nie wywar艂a 偶adnego wra偶enia na lu-
dziach znieczulonych nadmiarem niedoli, na desperatach,
kt贸rzy uchodzili nie przed niebezpiecze艅stwy, lecz przed
cierpieniem, kt贸rzy mniej obawiali si臋 艣mierci ukazy-
wanej im jako najsro偶sza kara ani偶eli 偶ycia w tych
warunkach, w jakich wiedli je od kilku miesi臋cy.
Wraz z niebezpiecze艅stwem wzrasta艂a wszelako w du-
szy Napoleona ufno艣膰 we w艂asne si艂y. Dla niego ta garst-
ka wyn臋dznia艂ych 偶o艂nierzy wlok膮ca si臋 w艣r贸d 艣niegu i
b艂ota by艂a zawsze niezwyci臋偶on膮 Wielk膮 Armi膮, on sam
za艣 — pogromc膮 i panem wszystkich lud贸w Europy! I
tak wielk膮 by艂a moc tego niespo偶ytego ducha, 偶e bez
wahania, bez 艣ladu jakiegokolwiek przygn臋bienia lub
偶alu podczas pobytu w Orszy spali艂 w艂asnor臋cznie to
wszystko, co s艂u偶y艂o do osobistego jego u偶ytku, a co w
razie 艣mierci lub ca艂kowitej kl臋ski dosta膰 si臋 mog艂o w
r臋ce Rosjan jako zwyci臋skie trofea.
Tam r贸wnie偶 spalone zosta艂y wszystkie dokumenty,
zbierane przez cesarza jako materia艂 do autobiografii.
Opuszczaj膮c bowiem Pary偶, zdecydowany by艂 jako gro藕-
ny zwyci臋zca zatrzyma膰 si臋 jesieni膮 nad brzegami D藕wi-
ny i Dniepru, dok膮d powraca艂 teraz pobity i bezbronny, a
poniewa偶 贸w przymusowy wypoczynek wydawa艂 mu si臋
wtedy czym艣 niezmiernie przykrym i dokuczliwym,
postanowi艂 wi臋c, jak drugi Cezar, urozmaica膰 sobie d艂u-
gie miesi膮ce zimowe prac膮 historyka i pami臋tnikarza!
Tymczasem zmieni艂o si臋 wszystko: dwie armie nie-
przyjacielskie zagradza艂y mu drog臋. Nale偶a艂o tedy roz-
wa偶y膰, kt贸r臋dy przedziera膰 si臋, w kt贸r膮 pod膮偶y膰 stron臋.
A poniewa偶 nie znane mu by艂y lasy i puszcze litewskie,
kaza艂 wi臋c przywo艂a膰 tych oficer贸w swoich i genera艂贸w,
kt贸rzy przybyli do Orszy tym w艂a艣nie le艣nym szlakiem.
W rozmowie z nimi cesarz przyzna艂, „偶e nadmiar zwy-
ci臋stw sprowadza zbyt cz臋sto nadmiar niedoli, lecz 偶e
wszelkie 偶ale by艂yby niewczesne". Poruszy艂 potem spra-
w臋 upadku Mi艅ska, a podkre艣liwszy zr臋czno艣膰 i wytrwa-
艂o艣膰 manewr贸w Kutuzowa na prawym flanku, o艣wiad-
czy艂: „I偶 porzuci膰 zamierza lini臋 operacyjn膮 Mi艅ska,
po艂膮czy膰 si臋 z korpusami ksi臋cia Belluno i ksi臋cia
Reggio,
znie艣膰 wsp贸lnymi si艂ami Wittgensteina i dotrze膰 do Wil-
na, obchodz膮c 藕r贸d艂a Berezyny".
Powo艂uj膮c si臋 na obronn膮 pozycj臋 Wittgensteina, ukry-
tego w g艂臋bi d艂ugich w膮woz贸w, powsta艂 przeciw temu
projektowi genera艂 Jomini, Szwajcar rodem. Bez wzgl臋du
na to, jaki by艂by op贸r Rosjan, ka偶dy dzie艅 zw艂oki grozi艂
nam ca艂kowit膮 zag艂ad膮. Wobec og贸lnego rozprz臋偶enia,
g艂odu i zimna, wobec b艂otnistego terenu puszcz i las贸w
oraz z艂ego stanu bocznych dr贸g zmiana marszruty
poci膮gn臋艂aby za sob膮 fatalne nast臋pstwa. Na go艣ci艅cu
jedynie armia mog艂a zachowa膰 jak膮 tak膮 karno艣膰 i
spoisto艣膰. Skoro nieprzyjaciel nie zaj膮艂 jeszcze Bory-
sowa i mostu na Berezynie, w tym, a nie innym kierunku
nale偶a艂o zwr贸ci膰 si臋 co rychlej.
Genera艂 upewni艂 cesarza, i偶 na prawo od Borysowa
istnieje droga wiod膮ca poprzez litewskie bagna i trz臋-
sawiska, gdzie s膮 groble i drewniane mosty. T膮 drog膮
armia dotrze膰 mog艂a do Wilna przez Ziembin i Mo艂o-
deczno, pozostawiaj膮c za sob膮, nieco na lewo, Mi艅sk i
d艂u偶szy o ca艂odzienny marsz go艣ciniec mi艅ski oraz
wszystkie zburzone przez nieprzyjaciela mosty i korpus
Czyczagowa. Przechodzi艂o si臋 tym sposobem mi臋dzy jed-
n膮 armi膮 nieprzyjacielsk膮 a drug膮, omijaj膮c r贸wnocze艣nie
obie.
Argumenty Jominiego silne wywar艂y wra偶enie. Ponie-
wa偶 jednak duma cesarza burzy艂a si臋 na my艣l cofni臋cia
si臋 przed bitw膮, poniewa偶 opu艣ci膰 chcia艂 Rosj臋 nie jako
zwyci臋偶ony, lecz jako zwyci臋zca, przywo艂a膰 rozkaza艂 ge-
nera艂a in偶ynierii Dode, a widz膮c, i偶 znan膮 mu jest
dok艂adnie ca艂a ta cz臋艣膰 Litwy, z daleka ju偶 zawo艂a艂: „i偶
celem narady jest odwr贸t na Ziembin lub te偶 na Smolany
i rozprawa z Wittgensteinem", i pyta膰 j膮艂 o szczeg贸艂y
pozycji rosyjskiego genera艂a.
Dode odpar艂, 偶e w po艣rodku b艂otnistej r贸wniny Witt-
genstein zajmuje wzg贸rza, g贸ruj膮ce nad ca艂膮 okolic膮; 偶e
chc膮c dotrze膰 tam, trzeba by maszerowa膰 wzd艂u偶 jednej,
w膮skiej i kr臋tej drogi, w promieniu strza艂贸w nieprzy-
jacielskich, wystawiaj膮c na morderczy ogie艅 najpierw
lewy, p贸藕niej prawy nasz flank; 偶e z tej strony pozycja
jest istotnie nie do zdobycia; 偶e chc膮c obej艣膰 j膮, trzeba by
cofn膮膰 si臋 a偶 do Witebska i nad艂o偶y膰 olbrzymi k臋s drogi.
Napoleon porzuci艂 w贸wczas ostatnie rojenia o s艂awie i
zdecydowa艂 si臋 na Borys贸w. Prowadzony przez Jomi-
niego, genera艂 Ebl茅 wyruszy膰 mia艂 niezw艂ocznie wraz z
o艣miu kompaniami saper贸w i pontonier贸w i przygotowa膰
mosty na Berezynie.
Rozwia艂y si臋 tedy wszystkie z艂udzenia cesarza. W Smo-
le艅sku, dok膮d doszed艂 pierwszy i sk膮d pierwszy wyru-
szy艂, dowiadywa艂 si臋 raczej o pogromie, ani偶eli ogl膮da艂
go na w艂asne oczy. W Krasnem, gdzie ujawnia艂y mu si臋
po kolei szczeg贸艂y kl臋ski, niebezpiecze艅stwo stanowi艂o
niejak膮 rozrywk臋; lecz w Orszy dopiero ogarn膮膰 m贸g艂
dowolnie ca艂okszta艂t n臋dzy naszej i niedoli!
W Smole艅sku trzydziestotysi臋czna armia, rozporz膮dza-
j膮ca stu pi臋膰dziesi臋ciu dzia艂ami i nienaruszonym skar-
bem, mog艂a 艂udzi膰 si臋 jeszcze, 偶e poza Berezyn膮 czeka j膮
lepsza, ja艣niejsza przysz艂o艣膰. W Orszy szcz膮tki tej armii,
niespe艂na dziesi臋膰 tysi臋cy nagich prawie i bosych
偶o艂nierzy, t艂oczy艂y si臋 bezradnie w艣r贸d t艂umu umiera-
j膮cych, dooko艂a nielicznych dzia艂 i zrabowanych do-
szcz臋tnie woz贸w!
W przeci膮gu pi臋ciu dni sytuacja zmieni艂a si臋 do nie-
poznania: zniszczenie i dezorganizacja coraz szersze za-
tacza艂y kr臋gi! Mi艅sk zdobyty zosta艂 przez Rosjan! Od-
st臋pstwo Austrii by艂o faktem niemal偶e dokonanym, a
mog艂o by膰 has艂em buntu dla ca艂ej Europy! Nie wy-
poczynek tedy, nie wygodne, a zas艂u偶one wczasy, lecz
walka i znojny trud czeka艂y nas na przeciwleg艂ym brzegu
Berezyny.
Napoleon nie艣wiadom by艂 nawet tego, czy zdo艂a w
og贸le uprzedzi膰 w Borysowie niebezpiecze艅stwo wynik艂e
ze szczeg贸lnego zachowania si臋 艢chwarzenberga. Wi-
dzieli艣my, 偶e trzecia armia rosyjska, dowodzona przez
Wittgensteina, grozi艂a nam odci臋ciem od Borysowa i 偶e
cesarz przeciwstawi艂 jej korpus ksi臋cia Belluno, kt贸ry
otrzyma艂 rozkaz powetowania omy艂ki z dnia l listopada i
niezw艂ocznego podj臋cia ofensywy.
Rozkaz zosta艂 spe艂niony 14 listopada tego samego dnia,
kiedy Napoleon wyruszy艂 ze Smole艅ska, korpusy Victora
i Oudinota zepchn臋艂y w kierunku Smolan forpoczty
Wittgensteina, gotuj膮c si臋 r贸wnocze艣nie do walnej bitwy,
kt贸r膮 stoczy膰 mia艂y nast臋pnego dnia.
Wojska francuskie liczy艂y trzydzie艣ci tysi臋cy ludzi; ro-
syjskie — czterdzie艣ci tysi臋cy. I tutaj wi臋c, tak jak pod
Wia藕m膮, liczba 偶o艂nierzy by艂aby dostateczna, gdyby nie
to, i偶 zbyt wielu by艂o oficer贸w.
Obaj marsza艂kowie r贸偶nili si臋 w zdaniach i pogl膮dach.
Victor osaczy膰 chcia艂 lewe skrzyd艂o nieprzyjacielskie,
艂膮cznie z korpusem Oudinota wymin膮膰 Wittgensteina, a
nast臋pnie pod膮偶y膰 do Berezyny przez Boczejkowo, Ka-
mie艅 i Puszno. Oudinot natomiast przeciwny by艂 temu
projektowi, twierdz膮c, i偶 tym sposobem tak on, jak
Victor oddali艂by si臋 od Wielkiej Armii, kt贸ra przyzywa艂a
ich na pomoc.
Wobec tego za艣, i偶 jeden z dow贸dc贸w chcia艂 manewro-
wa膰, a drugi atakowa膰 z frontu, ani jedno, ani drugie nie
dosz艂o do skutku. Oudinot cofn膮艂 si臋 w nocy do Czerei, a
Victor, kt贸ry o 艣wicie dopiero dostrzeg艂 dezercj臋 ksi臋cia
Reggio, rad nierad wkr贸tce za nim pod膮偶y艂.
Zatrzyma艂 si臋 w pobli偶u Sienna, o jeden dzie艅 marszu
od 艁ukomli, w nale偶ytej odleg艂o艣ci od Wittgensteina.
Niebawem wszelako ksi膮偶臋 Reggio otrzyma膰 mia艂 z Du-
browny rozkaz wymarszu na Mi艅sk, a Victor — pozosta膰
mia艂 sam jeden, oko w oko z genera艂em rosyjskim. Mo-
偶liwym by艂o, i偶 Wittgenstein uzna w贸wczas przewag臋
ksi臋cia Belluno, nikt jednak nie m贸g艂 przewidzie膰 osta-
tecznych wynik贸w tak bardzo nier贸wnej walki. W rzeczy
samej, tego偶 20 listopada, gdy cesarz bola艂 nad
niechybn膮 zag艂ad膮 swoich tylnych stra偶y, r贸wnocze艣nie z
wie艣ci膮 o flankowych manewrach Kutuzowa i zatrzy-
maniu czo艂a kolumny naszej przez armi臋 wo艂y艅sk膮 tu偶
nad brzegiem Berezyny nadesz艂a wiadomo艣膰, 偶e Witt-
genstein na czele czterdziestu tysi臋cy ludzi gotuje si臋
zaatakowa膰 lada chwila nasz prawy flank, 偶e wobec tego
wskazany jest jak najwi臋kszy po艣piech.
Lecz Napoleon nie m贸g艂 zdecydowa膰 si臋 na opuszcze-
nie linii Dniepru. Tak jak w Ladach i Dubrownie pod
wp艂ywem gn臋bi膮cej go troski o los nieszcz臋snego Neya i
tutaj r贸wnie偶 zwleka z wymarszem, co chwila dopytuje
si臋 o marsza艂ka, do ostatka wyczekuje wie艣ci. Bo wbrew
oczywisto艣ci i prawdopodobie艅stwu, mimo i偶 od
czterech dni trwa艂a nieprzerwanie ponura cisza, mimo
tego, 偶e zgin膮艂 wszelki s艂uch o tej garstce walecznych —
cesarz ufa jeszcze i wierzy!
Zmuszony opu艣ci膰 w ko艅cu Orsz臋, pozostawia w mia-
steczku Eugeniusza, Mortiera i Davouta, sam za艣 zatrzy-
muje si臋 niebawem w odleg艂o艣ci dw贸ch mil i zn贸w czeka
na Neya. Armia ca艂a, a raczej szcz膮tki armii prze-
bywaj膮ce w Orszy dzieli艂y smutek i niepok贸j cesarza. W
chwilach wolnych od najpilniejszych, najbardziej na-
gl膮cych czynno艣ci wszystkie my艣li i wszystkie
spojrzenia bieg艂y w dal, poza rzek臋, na rosyjski brzeg.
Nas艂uchiwano, czy nie dochodz膮 stamt膮d odg艂osy walki,
zwiastuj膮ce przybycie Neya, czy te偶 raczej jego zgon.
Lecz nie by艂o wida膰 nic pr贸cz oddzia艂贸w
nieprzyjacielskich, kt贸re zagra偶a艂y ju偶 mostom na
Dnieprze! Jeden z trzech wodz贸w naszych chcia艂
zburzy膰 w贸wczas te mosty; napotka艂 wszelako
zdecydowany op贸r, motywowany niewygas艂膮 mimo
wszystko nadziej膮, serdecznym wsp贸艂czuciem dla Neya i
niech臋ci膮 do zerwania ostatniej 艂膮czno艣ci z tym
nieszcz臋snym towarzyszem broni.
Czwartego dnia o zmierzchu pierzch艂a wreszcie wszel-
ka nadzieja. Noc nie przynios艂a spoczynku. Wszyscy po-
czuwali si臋 do odpowiedzialno艣ci za zgub臋 Neya, jak
gdyby d艂u偶sze wyczekiwanie w po艣rodku rozleg艂ych
r贸wnin Krasnego mo偶liwe by艂o przy zupe艂nym braku si艂
i amunicji.
Dooko艂a postaci Neya starzy towarzysze i przyjaciele
snuli ju偶 偶a艂obn膮 prz臋dz臋 wspomnie艅. Davout rozsta艂 si臋
z nim ostatni. Wi臋c Mortier i wicekr贸l rozpytywali, jak
wygl膮da艂 i co m贸wi艂 przy po偶egnaniu. 15 listopada, gdy
hukn臋艂y pierwsze strza艂y nieprzyjacielskie, zwr贸cone
przeciwko Napoleonowi, Ney wyrazi艂 ch臋膰 natychmias-
towej ewakuacji Smole艅ska, 艣ladem wicekr贸la. Lecz
Davout sprzeciwi艂 si臋 temu, przypominaj膮c wyra藕ny roz-
kaz cesarza, zar贸wno co do ewakuacji, jak i co do zbu-
rzenia wie偶yc i mur贸w miejskich. Wynik艂a st膮d sprzecz-
ka, a poniewa偶 Davout upar艂 si臋 pozosta膰 w mie艣cie a偶
do nast臋pnego dnia, przeto i Ney, kt贸ry os艂ania膰 mia艂
ty艂y, zmuszony zosta艂 wymarsz od艂o偶y膰.
Wprawdzie nazajutrz rano Davout uprzedzi膰 kaza艂
marsza艂ka o gro偶膮cym mu niebezpiecze艅stwie, lecz b膮d藕
to dlatego, 偶e istotnie zmieni艂 zdanie, b膮d藕 te偶 na skutek
irytacji Ney odpowiedzia艂: „呕e wszyscy kozacy, jacy s膮
na 艣wiecie, nie zdo艂aliby odwie艣膰 go od spe艂nienia
otrzymanych rozkaz贸w".
Wyczerpa艂y si臋 wspomnienia i domys艂y, zapad艂o smut-
niejsze jeszcze milczenie, gdy wtem zatupota艂y ko艅skie
kopyta i rozleg艂y si臋 okrzyki: „Marsza艂ek Ney ocalony!
Korpus jego w pobli偶u! Oto u艂ani polscy, kt贸rzy wie艣膰 t臋
przywo偶膮!". Nadje偶d偶a艂 w rzeczy samej jeden z oficer贸w
Neya, kt贸ry zawiadomi艂 nas, 偶e marsza艂ek posuwa si臋
prawym brzegiem Dniepru i 偶e prosi o posi艂ki. Zapada艂
zmierzch. Dooko艂a ogrzanych, przytulnych
kwater roi艂y si臋 t艂umy 偶o艂nierstwa. Od czasu ewakuacji
Moskwy po raz pierwszy rozdane zosta艂y obfite zapasy
偶ywno艣ci; po raz pierwszy 偶o艂nierze spa膰 mieli w cieple,
syci i wypocz臋ci. Jak偶e偶 wi臋c przerwa膰 im t臋
niewypowiedzianie b艂og膮 cisz臋 pierwszej spokojnej no-
cy? Jak pozbawi膰 tych biedak贸w tak bardzo zas艂u偶onego
snu i spoczynku? Kt贸偶 zdo艂a sk艂oni膰 ich do opuszczenia
kwater, do nocnej wyprawy na rosyjski, mg艂膮 i mrokiem
zasnuty brzeg?
Zar贸wno Eugeniusz, jak Mortier kierowa膰 chcieli od-
siecz膮. W ko艅cu, po kr贸tkiej, lecz burzliwej rozmowie,
podczas kt贸rej wicekr贸l powo艂ywa膰 si臋 musia艂 na star-
sze艅stwo rangi, Mortier ust膮pi艂. Ciep艂o kwater oraz ob-
fito艣膰 strawy dokona艂y tego, czego nie by艂by dokona艂
偶aden przymus, 偶adne rozkazy ani gro藕by: maruderzy
wr贸cili do szereg贸w. Cztery tysi膮ce ludzi stan臋艂o nieba-
wem pod broni膮. W imi臋 zagro偶onych pu艂k贸w Neya
poszli wszyscy; lecz by艂 to ostatni ich wysi艂ek.
W艣r贸d nocnych mrok贸w, nieznan膮, wyboist膮 drog膮
uszli dwie mile, przystaj膮c i nas艂uchuj膮c co chwila. Nie-
pok贸j wzrasta艂. Czy偶by droga mylna by艂a, a odsiecz
sp贸藕niona? Czy偶by wygin臋li ju偶 wszyscy? Czy偶by napo-
tka膰 miano tryumfuj膮c膮, zwyci臋sk膮 armi臋 rosyjsk膮?
Miotany niepewno艣ci膮, ksi膮偶臋 Eugeniusz kilkakrotnie
wystrzeli膰 kaza艂 z armat. A gdy przebrzmia艂 huk wystrza-
艂贸w, w艣r贸d 艣nie偶nych, dalekich p贸l odezwa艂y si臋 liczne
sygna艂y: by艂 to trzeci korpus, kt贸ry w braku dzia艂 roto-
wym odpowiada艂 ogniem.
Natychmiast ruszy艂y ku sobie oba korpusy. Pierwszymi,
kt贸rzy dostrzegli si臋 wzajemnie, byli Ney i Eugeniusz.
Jeszcze chwila i obaj padli sobie w obj臋cia! Eugeniusz
p艂aka艂, Ney kl膮艂 i mrucza艂! W sercu jednego bujnie
rozkwita艂a rado艣膰 oraz uwielbienie dla rycerskich cn贸t
偶o艂nierza, kt贸rego przygarnia艂 oto do swojej m臋偶nej
piersi; drugi za艣 dr偶a艂 jeszcze od przebytych trud贸w i
m臋ki, kipia艂 gniewem na wspomnienie niebezpiecze艅-
stwa, jakie grozi艂o w jego osobie honorowi ca艂ej armii, i
z艂orzeczy艂 Davoutowi, kt贸rego nies艂usznie oskar偶a艂 o
dezercj臋.
Kilka godzin p贸藕niej, gdy Davout wyja艣ni膰 chcia艂
spraw臋 i wyt艂umaczy膰 swoje post臋powanie, nast臋puj膮c膮
szorstk膮 otrzyma艂 odpowied藕: „Nie stawiam panu, panie
marsza艂ku, 偶adnych zarzut贸w, B贸g widzi nas i s膮dzi".
Z chwil膮 gdy po艂膮czy艂y si臋 oba korpusy, prys艂a wszel-
ka dyscyplina: bez wzgl臋du na rang臋, genera艂owie, ofi-
cerowie i 偶o艂nierze serdecznie witali si臋 i 艣ciskali, nie
szcz臋dz膮c pyta艅 i radosnych okrzyk贸w. Dobywano z tor-
nistr贸w niedawno otrzymany chleb i manierki z w贸dka,
cz臋stowano znu偶onych i zg艂odnia艂ych kamrat贸w. Po
czym ruszyli wszyscy ku Orszy, zar贸wno spragnieni:
jedni wzruszaj膮cych opowie艣ci, drudzy szerszego ko艂a
pilnych s艂uchaczy.
Opowiadali tedy, jak w owym pami臋tnym dniu 17 lis-
topada; zmuszony opu艣ci膰 na 艂ask臋 i nie艂ask臋 losu pi臋膰
tysi臋cy chorych i rannych, wychodzi艂 marsza艂ek ze Smo-
le艅ska, wiod膮c za sob膮 sze艣膰 tysi臋cy bagnet贸w, trzystu
je藕d藕c贸w i dwana艣cie dzia艂. Opowiadali o g臋stych strza-
艂ach artylerii P艂atowa i straszliwej eksplozji min, kt贸ra
wystraszy艂a spo艣r贸d gruz贸w i zwalisk miasta siedmio-
tysi臋czny t艂um bezbronnych maruder贸w. Opowiadali i o
tym. 偶e mimo wszystkie troski i ca艂膮 groz臋 sytuacji Ney
otacza艂 najtkliwsz膮 opiek膮 chorych, kobiety i dzieci, i
tutaj r贸wnie偶 ten najwaleczniejszy by艂 jednocze艣nie
najbardziej ludzkim!
U bram miasta zaszed艂 wypadek, kt贸rego ohyda zgroz膮
przej臋艂a wszystkich. Wyrodna jaka艣 matka postanowi艂a
porzuci膰 pi臋cioletniego synka i, mimo krzyku i p艂aczu
dziecka, odpycha艂a je od przepe艂nionych sanek. Wo艂a艂a
przy tym dzikim, jak gdyby ob艂膮kanym g艂osem: „偶e
ch艂opiec nie widzia艂 nigdy Francji; 偶e nie b臋dzie jej
偶a艂owa艂; 偶e ona natomiast Francj臋 zna i pami臋tali chce do
niej powr贸ci膰!". Dwukrotnie, w my艣l rozkazu Neya,
oddawano matce nieszcz臋snego ch艂opaka i dwukrotnie
wyrzuca艂a go z sanek na zmarzni臋ty, stratowany 艣nieg!
Lecz zbrodnia ta, jedyna na szcz臋艣cie, w艣r贸d niezli-
czonych przyk艂ad贸w po艣wi臋cenia i szczytnej ofiarno艣ci,
nale偶yt膮 ponios艂a kar臋: niegodziwa matka opuszczona
zosta艂a na tym samym 艣niegu, z kt贸rego podniesiono jej
dziecko i powierzono opiece innej, lepszej matki. I
szorstkie od zimna, posinia艂e d艂onie wskazywa艂y sierot臋,
kt贸rego widziano nad Berezyn膮, potem w Wilnie, potem
w Kownie, i kt贸ry przetrzyma艂 bez szwanku wszelkie
trudy, ca艂膮 n臋dz臋 i niedol臋 odwrotu.
Interpelowani przez oficer贸w Eugeniusza, oficerowie
Neya opowiadali nast臋pnie o pochodzie na Krasne, po-
przez olbrzymie cmentarzysko wszelkiego rodzaju
szcz膮tk贸w; przed nimi bieg艂 zg艂odnia艂y t艂um, za nimi
ci膮gn臋li rozproszeni maruderzy.
Dno ka偶dego jaru, ka偶dego w膮wozu usiane by艂o set-
kami bermyc i kask贸w, porzucon膮 odzie偶膮, szcz膮tkami
skrzy艅, woz贸w i dzia艂, zaprz臋偶onych w zdychaj膮ce, na
po艂y rozszarpane konie. Opodal Korytni, pod koniec
pierwszego dnia, pot臋偶ny huk i warkot kilku przelatu-
j膮cych nad wojskiem kartaczy powszechn膮 obudzi艂 czuj-
no艣膰. Spodziewano si臋 bitwy. G艂o艣ny huk zdawa艂 si臋
zapowiada膰, 偶e dzia艂a s膮 blisko, przed nami, a jednak
nikt dojrze膰 nie m贸g艂 nieprzyjaciela. Ricard ruszy艂 nie-
zw艂ocznie przodem. Lecz nie znalaz艂 nic okrom dw贸ch
baterii francuskich, porzuconych na go艣ci艅cu wraz z
amunicj膮, i nielicznego oddzia艂u kozak贸w, kt贸rzy od-
wa偶yli si臋 wprawdzie podpali膰 jaszczyki, lecz zmykali
teraz co tchu, sadz膮c na prze艂aj polami.
W tym miejscu urwa艂a si臋 opowie艣膰. Podkomendni
Neya pytali z kolei o przyczyn臋 og贸lnego zniech臋cenia,
pytali, dlaczego zostawiono nieprzyjacielowi nie uszko-
dzon膮 bro艅, razem z prochem i amunicj膮. Czy偶 nie by艂o
do艣膰 czasu, a偶eby zagwo藕dzi膰 dzia艂a, zakopa膰 lub wysa-
dzi膰 w powietrze zawarto艣膰 jaszczyk贸w?
Dot膮d wszak偶e napotkane 艣lady — ci膮gn臋li dalej opo-
wie艣膰 — by艂y jeno 艣ladami niefortunnego marszu. Lecz
nazajutrz zi艣ci艂y si臋 najsmutniejsze przeczucia. Wszyst-
kie serca 艣cisn臋艂y si臋 偶alem na widok 艣nie偶nej, krwi膮
zbryzganej r贸wniny, na widok pogruchotanych dzia艂 i
krwawych, okaleczonych trup贸w. Za pomoc膮 tych stra-
sznych mogi艂 mo偶na by艂o odtworzy膰 sobie przebieg bi-
twy, zaciek艂o艣膰 walki i pozycje zajmowane przez po-
szczeg贸lne oddzia艂y. Tam sta艂a 14 dywizja, bo tu i 贸w-
dzie, na porwanych w strz臋py czakach, widniej膮 numery
pu艂k贸w. Tam dalej — to gwardia w艂oska, to znane
wszystkim mundury wiarus贸w wicekr贸la! Lecz gdzie偶
podzia艂a si臋 reszta, gdzie偶 s膮 ci 偶yj膮cy? Ponad krwawym
pobojowiskiem, w cmentarnej, g艂uchej ciszy na pr贸偶no
zadawali sobie te pytania... I nikomu spo艣r贸d tych,
kt贸rzy spogl膮dali w zbo偶nym milczeniu na to straszliwe
pole 艣mierci, nie by艂a znana ni dola kamrat贸w, kt贸rzy
st膮d uszli, ani w艂asny ich, nieszcz臋艣ciem brzemienny los.
Nast臋pnie bez przeszkody szli szybko a偶 do tego
punktu, gdzie droga schodzi w g艂膮b w膮wozu, p贸藕niej za艣
wznosi si臋 ku g贸rze i przecina rozleg艂膮 wy偶yn臋. By艂o to
p艂askowzg贸rze K膮towy, ten sam plac boju, na kt贸rym
przed trzema miesi膮cami, podczas tryumfalnego
pochodu na
Moskw臋, pokonali Niewierowskiego, na kt贸rym witali
Napoleona salwami z dzia艂 zabranych poprzedniego dnia
nieprzyjacielowi. Mimo odmiennej pory roku i 艣nie偶nych
zasp og贸lny widok terenu niewiele si臋 zmieni艂.
Oficerowie Mortiera zawo艂ali w贸wczas: „偶e w tym
samym punkcie, oganiaj膮c si臋 przed 膰m膮 rosyjsk膮, i ce-
sarz, i oni czekali 17 na Neya". „Miejsce cesarza — od-
parli tamci — zaj膮艂 teraz Kutuzow czy te偶 raczej Mi艂o-
radowicz, bo s臋dziwy generalissimus nie opu艣ci艂 jeszcze
Dobrego".
Maruderzy cofali si臋 ju偶, ukazuj膮c kamratom wy偶yn臋
czarn膮 od pu艂k贸w nieprzyjacielskich, gdy wtem wysun膮艂
si臋 naprz贸d oficer rosyjski, szybkim krokiem szed艂 ze
wzg贸rza i, stan膮wszy sam jeden przed marsza艂kiem, b膮d藕
to na skutek istotnej kultury, b膮d藕 te偶 przez
poszanowanie dla cudzej niedoli, b膮d藕 te偶 wreszcie z
obawy 艣ci膮gni臋cia na si臋 gniewu, w s艂owach pe艂nych
czci wezwa艂 Neya do poddania si臋.
„Przys艂a艂 go Kutuzow. Feldmarsza艂ek nie 艣mia艂by ni-
gdy uczyni膰 r贸wnie bolesnej propozycji tak wielkiemu,
tak s艂ynnemu genera艂owi, gdyby nie to, 偶e po艂o偶enie jest
bez wyj艣cia, a wszelka walka zupe艂nie beznadziejna.
Otacza go zewsz膮d osiemdziesi臋ciotysi臋czna armia ro-
syjska. Je艣li waleczny w贸dz Francuz贸w ma w tym
wzgl臋dzie jakiekolwiek w膮tpliwo艣ci, feldmarsza艂ek go-
t贸w jest pozwoli膰 na sprawdzenie wymienionej powy偶ej
cyfry."
Nie przebrzmia艂y jeszcze ostatnie s艂owa parlamentarza,
gdy od strony prawego skrzyd艂a nieprzyjacielskiego
ozwa艂 si臋 gro藕ny huk czterdziestu naraz salw armatnich.
Rojem sypn臋艂y si臋 kule i kartacze. Zdumiony i
przera偶ony oficer umilk艂. R贸wnocze艣nie, z okrzykiem:
„Biada zdrajcy!", rzuci艂 si臋 na艅 jeden z oficer贸w na-
szych, Ney za艣, jakkolwiek sam karz膮c膮 powstrzyma艂
d艂o艅, nie m贸g艂 pohamowa膰 gniewu i w najwy偶szym
uniesieniu zawo艂a艂: „Marsza艂ek cesarski nie poddaje si臋
nikomu; uk艂ady, strza艂ami popierane, s膮 niewa偶ne; jeste艣
pan moim je艅cem!". I nieszcz臋sny parlamentarz, roz-
brojony, sta膰 musia艂 w pierwszym szeregu, pod mor-
derczym ogniem bratnich regiment贸w. Wolno艣膰 odzyska艂
dopiero w Kownie, po dwudziestu sze艣ciu dniach nie-
woli. Oficerskim zwi膮zany parolem, dzieli艂 z nami do
ko艅ca g艂贸d, zimno i n臋dz臋.
Rosjanie strzelali bez przerwy. Okoliczne wzg贸rza,
przed chwil膮 jeszcze ciche i milcz膮ce, rozb艂ys艂y tysi膮cem
ogni, zasnu艂y si臋 dymami. Lecz niebezpiecze艅stwo zda-
wa艂o si臋 podnieca膰 tylko Neya. Nast臋pnie oficerowie
Neya, rozentuzjazmowani, ilekro膰 przysz艂o im wspom-
nie膰 imi臋 swego marsza艂ka, dodaj膮, i偶 jak b贸g wojny,
nieustraszony i nieugi臋ty, hardo i 艣mia艂o spogl膮da艂 w
艣nie偶n膮, od stali po艂yskliw膮 dal!
Kutuzow m贸wi艂 prawd臋. Z jednej strony sta艂a pot臋偶na
osiemdziesi臋ciotysi臋czna armia, zwarte szeregi wy-
pocz臋tej, dobrze od偶ywionej piechoty, liczne szwadrony
jazdy i setki dzia艂, broni膮cych znakomitej pozycji i...
艂askawa fortuna, kt贸ra sama jedna zast膮pi wszystko; z
drugiej — pi臋膰 tysi臋cy 偶o艂nierzy, wyczerpanych g艂odem
i trudami, 藕le odzianych i 藕le uzbrojonych.
Mimo to jednak, nie my艣l膮c nawet o poddaniu si臋 ani o
艣mierci, jak gdyby nie艣wiadom, i偶 do bohaterskiego
gotuje si臋 czynu, w贸dz Francuz贸w postanowi艂 przedrze膰
si臋 przez wojska nieprzyjacielskie, przebojem utorowa膰
sobie drog臋! Sam jeden wobec zawistnej doli, we w艂asnej
duszy moc czerpi膮c i si艂y, zapatrzony w legend臋
wiekopomnych, prawie 偶e nieprawdopodobnych zwy-
ci臋stw, bez wahania nier贸wn膮 podj膮艂 walk臋!
Armia — ku w艂asnemu zdziwieniu — okaza艂a si臋 god-
n膮 swojego wodza. Wszyscy bez wyj膮tku dzielnie sta-
wiali czo艂o. 呕o艂nierze i oficerowie zrozumieli w贸wczas,
偶e istot膮 wielko艣ci cz艂owieka nie s膮 ani wielkie zamiary,
ani uparte przedsi臋wzi臋cia, lecz wy艂膮cznie i jedynie po-
t臋偶ny wp艂yw wywierany na drugich!
Przodem bieg艂a dywizja Ricarda, tysi膮c pi臋ciuset ludzi.
Jego to pchn膮艂 Ney na nieprzyjaciela, reszta mia艂a i艣膰 w
jego 艣lady. Os艂oni臋ta najpierw stokami w膮wozu,
widoczna nast臋pnie na skraju wy偶yny, dywizja ta rozbita
i zdziesi膮tkowana przez pierwsz膮 lini臋 rosyjsk膮, brocz膮c
krwi膮 wkr贸tce si臋 cofn臋艂a.
Bynajmniej nie zniech臋cony losem Ricarda i podtrzy-
muj膮c na duchu pozosta艂ych, marsza艂ek zebra艂 niedo-
bitk贸w, utworzy艂 z nich rezerw臋, os艂aniaj膮c膮 ty艂y kor-
pusu, sam za艣 na czele trzech tysi臋cy ludzi, poci膮gn膮w-
szy za sob膮 genera艂贸w Ledru, Razouta i Marchanda,
ruszy艂 na nieprzyjaciela. Oddzia艂 piechoty iliryjskiej,
z艂o偶ony z czterystu ludzi, zaatakowa膰 mia艂 r贸wnocze艣nie
lewy flank rosyjski. Nie by艂o tam ani grzmi膮cej prze-
mowy, ani uroczystego odwo艂ywania si臋 do m臋stwa i ho-
noru 偶o艂nierzy, jeno 偶ywy przyk艂ad, jeno bohaterska
ofiara, kt贸ra zawsze i wsz臋dzie jest najwymowniejszym
ze wszystkich zwrot贸w retorycznych, najbardziej sta-
nowczym ze wszystkich rozkaz贸w! Za Neyem poszli
wszyscy. Zniesiono niebawem pierwsz膮 lini臋 nieprzy-
jacielsk膮. Lecz nim b艂ysn臋艂y po raz wt贸ry bagnety, po-
sypa艂 si臋 grad bomb i kartaczy. Pad艂a trupem wi臋kszo艣膰
偶o艂nierzy, wszyscy genera艂owie odnie艣li mniej lub wi臋cej
ci臋偶kie rany, okalecza艂a, nieomal doszcz臋tnie wybita ko-
lumna, zako艂ysa艂a si臋 i zawr贸ci艂a.
Ney uznaje w贸wczas, i偶 pokusi艂 si臋 o rzecz niewyko-
naln膮; cofa si臋 przez w膮w贸z, jedyn膮 os艂on臋, jaka mu
jeszcze pozosta艂a, bez nadziei, ale bez l臋ku formuje po
raz wt贸ry szcz膮tki swojego korpusu; przeciwstawia dwa
tysi膮ce ludzi osiemdziesi臋ciotysi臋cznej armii, ogniem
sze艣ciu dzia艂 odpowiada na pot臋偶ny ryk dwustu armat
rosyjskich, odwag膮 swoj膮 zadaje k艂am wyrokom zdra-
dzieckiej i p艂ochej Fortuny!
W tej jednak chwili ona to chyba porazi艂a bezw艂adem
Kutuzowa. 呕o艂nierze Neya dziwili si臋 temu rosyjskiemu
Fabiuszowi, co gorliwszy od rzymskiego pierwowzoru
— upieraj膮c si臋 przy tym, co nazywa艂 swoj膮 ludzko艣ci膮 i
przezorno艣ci膮, nie chcia艂 zrezygnowa膰 ze swoich
pompatycznych cn贸t, i nie pozwala艂 sobie, nie 艣mia艂
si臋gn膮膰 po zwyci臋stwo, jak gdyby zaskoczony w艂asn膮
przewag膮. Poniewa偶 Napoleon poni贸s艂 kl臋sk臋 przez
swoje zuchwalstwo, on unikn膮艂 tego偶 grzechu, popadaj膮c
w drug膮 ostateczno艣膰.
A przecie偶 jedno natarcie, jednego cho膰by z korpus贸w
rosyjskich, po艂o偶y艂yby kres wszystkiemu, lecz Rosjanie
bali si臋 decyduj膮cego kroku, biernie przywarli do swojej
ziemi, jak gdyby ca艂膮 ich odwag膮 by艂o wype艂nianie
rozkaz贸w, a ca艂膮 energi膮 pos艂usze艅stwo.
D艂ugo trwali w niepewno艣ci, nie wiedz膮c, z kim wal-
cz膮, s膮dzili bowiem, 偶e Ney uszed艂 ze Smole艅ska pra-
wym brzegiem Dniepru, a mylili si臋 dlatego, 偶e — jak
si臋 cz臋sto zdarza — mniemali, i偶 nieprzyjaciel to
uczyni艂, co by nale偶a艂o.
Jednocze艣nie z Neyem r贸wnie偶 rozbita i zdziesi膮tko-
wana cofa艂a si臋 piechota iliryjska. I tu zasz艂o zwyk艂e
zdarzenie: d膮偶膮c ku lewemu flankowi pozycji nieprzyja-
cielskiej, tych czterystu ludzi napotka艂o pi臋ciotysi臋czny
oddzia艂 rosyjski, kt贸ry powraca艂 z cz臋艣ciowej utarczki ze
zdobycznym sztandarem francuskim i kilkunastu je艅-
cami.
Oba oddzia艂y w jednym sz艂y kierunku, na tej samej
linii. Jedni wracali na swoje pozycje, drudzy gotowali si臋
do natarcia, lecz cho膰 iskrzy艂y si臋 wszystkie 藕renice, nikt
nie o艣mieli艂 si臋 rozpoczyna膰 bitwy. Byli tak blisko siebie,
偶e wzi臋ci do niewoli Francuzi ze 艣rodka szereg贸w
rosyjskich wyci膮gali do nich r臋ce, b艂agaj膮c o natych-
miastow膮 odsiecz; Iliryjczycy za艣 radzili im ucieka膰,
obiecuj膮c pomoc i opiek臋. W贸wczas to Ney zwali艂 si臋 jak
burza i, sam spychany w g艂膮b w膮wozu, wszystkich za-
garn膮艂 i poci膮gn膮艂 za sob膮.
Kutuzow wszelako, bardziej ufaj膮c swoim dzia艂om ni偶
wojsku, z daleka jedynie usi艂owa艂 zwyci臋偶y膰. Baterie
rosyjskie morderczym zion臋艂y ogniem, na teren zajmo-
wany przez Francuz贸w sypa艂o si臋 tyle kul i wszelkiego
rodzaju pocisk贸w, 偶e ten sam kartacz, kt贸ry szerzy艂
spustoszenie w pierwszym szeregu, rani艂 i zabija艂 na ty-
艂ach oddzia艂u kobiety, uchodz膮ce wraz z wojskiem.
艢cie艣niaj膮c co chwila przetrzebione, rozlu藕nione szere-
gi, zdziwieni gwa艂towno艣ci膮 strza艂贸w nieprzyjacielskich,
偶o艂nierze Neya spogl膮dali na swego wodza. Gotowi byli
na 艣mier膰, a jednak do tych prostych serc ko艂ata艂a
nieokre艣lona, w s艂owa nie uj臋ta nadzieja. Ko艂ata艂a za艣
dlatego, 偶e — jak wyrazi艂 si臋 jeden z oficer贸w — mimo
niebezpiecze艅stwa, mimo ca艂ej beznadziejno艣ci po艂o偶e-
nia, dusza tego wodza nie utraci艂a hartu ani spokoju.
Utkwi艂 w dal bystry, skupiony wzrok i w milczeniu
obserwowa艂 wojska nieprzyjacielskie, kt贸re w obawie
podobnego podst臋pu, do jakiego uciek艂 si臋 by艂 ksi膮偶臋
Eugeniusz, nauczone do艣wiadczeniem, zamyka艂y w zna-
cznej odleg艂o艣ci wszystkie drogi i przej艣cia.
Sko艅czy艂 si臋 tymczasem kr贸tki dzie艅 zimowy, wie-
czorny mrok pokrywa膰 j膮艂 wszystko. W tym jedynie
sprzyja艂a nam zima. Umilk艂y strza艂y, cisza zaleg艂a pole
bitwy. W贸wczas Ney wyda艂 rozkaz cofania si臋 z powro-
tem do Smole艅ska. Zdumieli si臋 wszyscy, nikt w艂asnym
nie chcia艂 wierzy膰 uszom. Nawet przyboczny adiutant
marsza艂ka, oniemia艂y ze zdumienia, zdawa艂 si臋 nie ro-
zumie膰 rozkazu. Lecz marsza艂ek rozkaz powt贸rzy艂 tak
stanowczym, tak spokojnym g艂osem, 偶e zrozumieli
wszyscy, i偶 powzi膮艂 ju偶 nieodwo艂alne postanowienie, 偶e
znalaz艂 艣rodek zaradczy, 偶e dzi臋ki niezachwianej ufno艣ci
we w艂asne si艂y, ufno艣ci, kt贸ra innym dodawa艂a si艂 i otu-
chy, zdo艂a艂 ogarn膮膰 i opanowa膰 gro藕n膮, prawie 偶e bezna-
dziejn膮 sytuacj臋. Bez wahania us艂uchali te偶 wszyscy
i, odwr贸ciwszy si臋 ty艂em do Wielkiej Armii, do Napole-
ona i Francji, ruszyli z powrotem ku 艣nie偶nym r贸wninom
Rosji. Godzin臋 trwa艂 ten wsteczny marsz. A gdy dotarli
wreszcie do pobojowiska, na kt贸rym czernia艂y 偶a艂obne
szcz膮tki wojsk wicekr贸la, kolumna stan臋艂a, a marsza艂ek,
dot膮d id膮cy w stra偶y tylnej, wysun膮艂 si臋 na czo艂o.
Wszystkie oczy 艣ledzi艂y pilnie ka偶de jego poruszenie.
Co zamierza艂 uczyni膰? Dok膮d zwr贸ci膰 si臋 bez przewod-
nika, w tym obcym, wrogim kraju? On jednak, kieruj膮c
si臋 instynktem 偶o艂nierza, nied艂ugo waha艂 si臋 i namy艣la艂.
Pobliski szeroki jar zwr贸ci艂 natychmiast jego uwag臋.
Rozgarn膮膰 kaza艂 艣nieg, przer膮ba膰 l贸d, kt贸rym skuta by艂a
p艂yn膮ca na dnie jaru rzeczka, a przyjrzawszy si臋 pilnie
biegowi wody, zawo艂a艂: „呕e jest to jeden z dop艂yw贸w
Dniepru! 偶e oto najlepszy, najpewniejszy przewodnik; 偶e
trzeba p贸j艣膰 za nim; 偶e doprowadzi nas niechybnie do
Dniepru, przez kt贸ry przeprawimy si臋! 偶e wtedy korpus
b臋dzie ocalony!". Niezw艂ocznie te偶 wyruszy艂 w tym
kierunku.
Wszelako w niewielkiej odleg艂o艣ci od traktu raz jeszcze
zatrzyma艂 si臋 w n臋dznej, nie znanej nikomu wiosce.
Zdaje si臋, 偶e by艂a to wie艣 Fomina albo Dunikowo. Pra-
gn膮c wyprowadzi膰 w pole id膮cych za nim kozak贸w, roz-
pali膰 tam kaza艂 liczne ognie, jak gdyby w przewidywaniu
noclegu. Fortel uda艂 si臋 niespodziewanie. Kozacy
uwiadomili snad藕 Kutuzowa o miejscowo艣ci, w kt贸rej
marsza艂ek francuski z艂o偶y膰 mia艂 nazajutrz bro艅, bo nie-
bawem daleki, g艂uchy huk wstrz膮sn膮艂 powietrzem.
„Czy偶by to by艂 Davout?" — zawo艂a艂 Ney nas艂uchuj膮c.
Lecz strzelano w r贸wnych odst臋pach: by艂y to salwy.
Zrozumiawszy w贸wczas, 偶e to Rosjanie 艣wi臋c膮 w ten
spos贸b spodziewane tryumfy, z przekle艅stwem i gro藕b膮
na ustach w dalsz膮 pu艣ci艂 si臋 drog臋.
Wys艂ani na zwiady Polacy Neya przetrz膮sali r贸wno-
cze艣nie ca艂膮 okolic臋. Kulawy, stary ch艂op, by艂 jedynym
mieszka艅cem, jakiego ku swej rado艣ci spotkali. Ten
obja艣ni艂 ich, 偶e Dniepr znajduje si臋 w odleg艂o艣ci jednej
mili, lecz 偶e nie jest zamarzni臋ty i 偶e nigdzie w pobli偶u
nie ma brodu. „Znajdzie si臋 br贸d!" — o艣wiadczy艂 mar-
sza艂ek, po czym, gdy jeden z oficer贸w napomyka膰 j膮艂 o
poczynaj膮cej si臋 odwil偶y, doda艂: „Wbrew wszystkiemu
musimy przej艣膰 i przejdziemy, bo nie ma innego ra-
tunku!".
Wreszcie oko艂o 贸smej wieczorem, opodal cichej, u艣pio-
nej ju偶 wioski na skraju w膮wozu, wed艂ug wszelkiego
prawdopodobie艅stwa mi臋dzy Syrokoreniem a Gusino-
wem, id膮cy przodem kulawy przewodnik zatrzyma艂 si臋 i
wskaza艂 na rzek臋. 艢ci臋ta mrozem, naje偶ona zwa艂ami kry,
rzeka po艂yskiwa艂a z daleka szklist膮, lodow膮 pow艂ok膮.
Lecz l贸d cienki by艂 i kruchy, a powy偶ej i poni偶ej szu-
mia艂a woda.
Rado艣膰 okaza艂a si臋 niewczesn膮, niepok贸j ogarn膮艂
wszystkich. Wszak zdradzieckimi mog艂y by膰 szkliste
okowy u艣pionej, wrogiej toni! Z nara偶eniem 偶ycia, poty-
kaj膮c si臋 i zapadaj膮c co chwila, jeden z oficer贸w dotar艂
do przeciwleg艂ego brzegu. Powr贸ciwszy o艣wiadczy艂, 偶e
przejd膮 mo偶e ludzie i cz臋艣膰 koni, lecz 偶e trzeba b臋dzie
pozostawi膰 dzia艂a i baga偶e, bo chwiejny, topniej膮cy l贸d
nie wytrzyma wi臋kszego ci臋偶aru. Nagli艂 przy tym do
po艣piechu.
Lecz w ci膮gu tego forsownego, ponurego marszu w
ciemno艣ci, mimo najwi臋kszych wysi艂k贸w kolumna, z艂o-
偶ona z garstki zdrowych i z wielu chorych i rannych, z
kobiet i dzieci, po trochu rozlu藕ni艂a si臋 i rozpierzch艂a,
pozostawiaj膮c za sob膮 coraz wi臋cej tych, kt贸rzy nie
mogli nad膮偶y膰 i gin臋li niebawem w nocnej pomroce. Nad
rzek膮 dopiero spostrzeg艂 marsza艂ek owe braki. M贸g艂
wprawdzie zaraz przeprawi膰 si臋 i, bezpieczny ju偶, oca-
lony, czeka膰 na przeciwleg艂ym brzegu. Lecz samolub-
stwo takie obce by艂o szlachetnej duszy Neya. Ze wzgard膮
te偶 i gniewem odrzuci艂 uczynion膮 mu w tym wzgl臋dzie
propozycj臋. Wyznaczy艂 trzygodzinn膮 zw艂ok臋 i, jak gdyby
nie艣wiadomy tego, i偶 ka偶da niemal minuta zwi臋ksza艂a
niebezpiecze艅stwo, szczelnie zawini臋ty w obszerny
p艂aszcz wojskowy, przespa艂 twardym snem te trzy
艣miertelnie d艂ugie godziny. Bo w tym zdrowym, silnym
偶o艂nierzu zdrowa mieszka艂a dusza, kry艂a si臋 niespo偶yta
moc wielkich ludzi, wielkich bohater贸w!
Nareszcie, oko艂o p贸艂nocy, rozpocz臋艂a si臋 przeprawa.
Wkr贸tce jednak ci, kt贸rzy pierwsi oddalili si臋 od brzegu,
j臋li wo艂a膰, 偶e l贸d ugina si臋 i zapada pod nogami, 偶e woda
si臋ga ju偶 po kolana. Straszliwy huk p臋kaj膮cej pow艂oki
lodowej zag艂uszy艂 niebawem wrzaw臋 i okrzyki.
Przera偶enie obezw艂adni艂o wszystkich.
W my艣l wyra藕nych rozkaz贸w Neya ludzie przechodzili
teraz po jednemu; szli ostro偶nie, kieruj膮c si臋 instynktem
raczej ani偶eli wzrokiem, omijaj膮c ostre kraw臋dzie pop臋-
kanej kry, dziury i rozpadliny. Coraz bowiem ponad
bezdenn膮, szumi膮c膮 topiel膮 trzeba by艂o przeskakiwa膰
szerokie, rozwarte szczeliny, z kt贸rych ch艂odna wyzie-
ra艂a 艣mier膰. I nikt nie m贸g艂 waha膰 si臋 ani oci膮ga膰, bo
id膮cy za nim naglili do po艣piechu.
A gdy przeszli wreszcie wszyscy, gdy skostnia艂e, prze-
mok艂e szeregi dotar艂y do przeciwleg艂ego, zbawczego
brzegu, w jedynym miejscu, gdzie l贸d twardy by艂 jeszcze
i gruby, na znacznej wysoko艣ci wznosi艂o si臋 str枚me, od
go艂oledzi l艣ni膮ce urwisko. Trzeba by艂o doby膰 resztek si艂 i
tchu, a偶eby pokona膰 t臋 now膮, a nieoczekiwan膮 prze-
szkod臋. Zgin臋艂o w贸wczas wielu ludzi: kto nie roztrzaska艂
g艂owy o l贸d, szed艂 na dno, rybom na po偶arcie. Zdawa艂o
si臋, 偶e ta rzeka i ten brzeg dziel膮 og贸ln膮 ku nam
nienawi艣膰, 偶e pod przymusem tylko, zaskoczone znie-
nacka, zgodzi艂y si臋 nie udaremnia膰 ca艂kowicie naszego
ocalenia.
Lecz co najstraszliwsze by艂o, co dot膮d jeszcze groz膮
przejmuje wszystkie serca, to przera偶enie i rozpacz ko-
biet i chorych, to 艂zy setek n臋dzarzy, zmuszonych po-
zostawi膰 resztki skromnego mienia, zapasy 偶ywno艣ci i
odzie偶y, wszelkie, jednym s艂owem, 艣rodki utrzymania,
kt贸re mia艂y zapewni膰 im przysz艂o艣膰. Dr偶膮ce, wychud艂e
postacie przetrz膮sa艂y zawarto艣膰 woz贸w, dzieli艂y, przebie-
ra艂y, dzieli艂y zn贸w i odchodzi艂y wreszcie, aby pa艣膰 po-
tem z wycie艅czenia i b贸lu, na oblodzonym brzegu. Po-
nad szumi膮c膮 g艂臋bin膮 przelewa艂 si臋 rozgwar zmieszanych
g艂os贸w, trzask p臋kaj膮cych lod贸w, krzyki ton膮cych, j臋ki i
艂kania rannych, kt贸rych obawiano si臋 zabiera膰 ze
wzgl臋du na krucho艣膰 lodu, a kt贸rzy z woz贸w wyci膮gali
ku towarzyszom b艂agalne d艂onie, lito艣ci wzywaj膮c i ra-
tunku.
Pragn膮c w贸wczas ocali膰 bodaj kilkudziesi臋ciu rannych,
marsza艂ek wjecha膰 kaza艂 na l贸d kilku mniej na艂ado-
wanym wozom; lecz na 艣rodku rzeki ze z艂owieszczym
trzaskiem rozwar艂a si臋 lodowa pow艂oka. Stoj膮cy na prze-
ciwleg艂ym brzegu us艂yszeli najpierw d艂ugi przera藕liwy
krzyk, potem przerywane, coraz s艂absze j臋ki, wreszcie
nic nie by艂o s艂ycha膰 pr贸cz szumu i bulgotania rzecznych
odm臋t贸w: znik艂o wszystko!
Przera偶onym wzrokiem spogl膮da艂 Ney ku otch艂ani, gdy
wtem w艣r贸d nocnych mrok贸w co艣 poruszy艂o si臋 z
j臋kiem. By艂 to oficer, niejaki Briqueville, kt贸remu ci臋偶ka
rana w pachwinie nie dozwala艂a utrzyma膰 si臋
na nogach. Od艂am lodu wyp艂yn膮艂 razem z nim na po-
wierzchni臋. Niebawem ujrzano go wyra藕nie, wlok膮cego
si臋 na czworakach poprzez lodowe zwa艂y, dziury i
szczeliny. Sam marsza艂ek dopom贸g艂 mu wydosta膰 si臋 na
brzeg.
W ci膮gu tej straszliwej doby wygin臋艂o cztery tysi膮ce
maruder贸w i trzy tysi膮ce 偶o艂nierzy, utracono nadto dzia艂a
i wszystkie baga偶e. Pozosta艂o Neyowi niespe艂na trzy
tysi膮ce karnego 偶o艂nierza i drugie tyle maruder贸w. Nad
ranem dopiero dywizja czy te偶 raczej szcz膮tki dywizji
uszykowa艂y si臋 i ruszy艂y. Pokonana, ujarzmiona rzeka
by艂a im odt膮d opiekunk膮 i przewodniczk膮.
Maszerowano oci臋偶ale, w niewiadomym kierunku, nie-
znan膮, pust膮 okolic膮, gdy wtem — przewr贸ciwszy si臋,
jeden z 偶o艂nierzy rozpozna艂 艣lady szerokiej, ubitej drogi;
r贸wnocze艣nie za艣 ci, kt贸rzy szli na przedzie, zbadawszy
drog臋 wzrokiem i dotykaj膮c jej r臋koma z trwog膮 pocz臋li
wo艂a膰: ,,偶e widz膮 zupe艂nie 艣wie偶e 艣lady licznych k贸艂
armatnich i ko艅skich kopyt!". Umkn臋li tedy przed jedn膮
armi膮 nieprzyjacielsk膮 po to tylko, aby zetkn膮膰 si臋
niezw艂ocznie z drug膮! Zn贸w wi臋c trzeba b臋dzie chwyta膰
za bro艅 i 艂ba nadstawia膰! Zn贸w broczy膰 krwi膮! Lecz Ney
zdawa艂 si臋 nie s艂ysze膰 szemrania i ruszy艂 natychmiast,
pilnie obserwuj膮c okolic臋.
艢lady wiod艂y do wsi Gusinowa, ludnej i bogatej, kt贸r膮
zaj臋to znienacka. W zamo偶nych, dobrze ogrzanych
chatach nasi znale藕li to wszystko, czego nie dostawa艂o im
od dawna: straw臋, spoczynek i je艣li nie 偶yczliw膮, to
przynajmniej biern膮 ludno艣膰. Znale藕li r贸wnie偶 oko艂o stu
kozak贸w, kt贸rzy obudzili si臋 je艅cami. Prowadzone w艣r贸d
nich 艣ledztwo oraz nieodzowna potrzeba wypoczynku
nieco d艂u偶ej zatrzyma艂y tu Neya.
Oko艂o dziesi膮tej korpus dotar艂 do dw贸ch, blisko siebie
po艂o偶onych, nie znanych nikomu wiosek. Wypoczywano,
gdy wtem zaroi艂y si臋 okoliczne lasy i, podczas kiedy nasi
t艂umnie 艣ci膮gali do tej wioski, kt贸ra bli偶sz膮 by艂a Dniepru,
tysi膮ce kozak贸w wy艂oni艂o si臋 z le艣nej g臋stwiny. Gdzie
okiem si臋gn膮膰, wsz臋dzie po艂yskiwa艂y stalowe ostrza pik i
mosi臋偶ne gardziele lekkich polowych baterii.
By艂 to P艂atow i wszystkie jego pu艂ki, posuwaj膮ce si臋
brzegiem Dniepru. Mogli byli nie zwlekaj膮c pu艣ci膰 wio-
sk臋 z dymem i rozbi膰 doszcz臋tnie bohatersk膮 garstk臋
r贸wnie walecznych, jak os艂ab艂ych i znu偶onych 偶o艂nierzy
Neya. Tymczasem, z niewiadomych przyczyn, przez trzy
godziny stali bezczynnie, nie staraj膮c si臋 nawet przeko-
na膰 o si艂ach nieprzyjaciela. Opowiadali p贸藕niej, 偶e nie
wydano im odpowiednich rozkaz贸w, 偶e w owej chwili
naczelny ich w贸dz znajdowa艂 si臋 na ty艂ach armii, w do艣膰
znacznej odleg艂o艣ci, a oni sami nie 艣mieli o niczym
decydowa膰.
Powstrzyma艂o ich 艣mia艂e zachowanie si臋 Neya. Wraz z
kilku 偶o艂nierzami marsza艂ek osobi艣cie stan膮艂 na stra偶y,
zaleciwszy uprzednio swoim ludziom spokojny wypo-
czynek. O zmierzchu dopiero wysz艂y rozkazy, szeptem
powtarzane przez oficer贸w, i ca艂y oddzia艂, cichy i mil-
cz膮cy, na kszta艂t upiornego hufca, w zwart膮 uformowany
kolumn臋 wyruszy艂 z wioski. R贸wnocze艣nie jednak
zagra艂y wszystkie dzia艂a nieprzyjacielskie, zako艂ysa艂y si臋
wszystkie szwadrony.
Przera偶ony hukiem, blisko czterotysi臋czny t艂um bez-
bronnych maruder贸w w pop艂ochu pocz膮艂 biega膰 tu i tam,
odpychany przez pierwsze szeregi nasze, kt贸re usi艂owa艂
rozerwa膰. Ney zdo艂a艂 utrzyma膰 ich mi臋dzy sob膮 a nie-
przyjacielem pod morderczym ogniem dzia艂 rosyjskich.
Tym. sposobem ci najtch贸rzliwsi, najbardziej zniech臋ceni
strzegli i bronili najwaleczniejszych.
Os艂aniany z prawego flanku przez nieszcz臋snych ma-
ruder贸w, marsza艂ek dotar艂 do Dniepru, kt贸ry kry艂 teraz
jego lewy flank, i maszeruj膮c pomi臋dzy rzek膮 a tym
偶ywym wa艂em, korzystaj膮c skwapliwie z ka偶dej, naj-
l偶ejszej nawet nier贸wno艣ci terenu, przemyka艂 si臋 od lasu
do lasu, od wzg贸rza do wzg贸rza. Cz臋sto jednak zmu-
szony by艂 oddala膰 si臋 od rzeki. W贸wczas P艂at贸w otacza艂
go zewsz膮d.
W ci膮gu dw贸ch dni, na przestrzeni dwudziestu mil,
sze艣膰 tysi臋cy kozak贸w harcowa艂o nieustannie na obu
flankach szczup艂ej, do tysi膮ca pi臋ciuset zbrojnych ludzi
zredukowanej kolumny.
Noc przynios艂a pewn膮 ulg臋. Zrazu powitano z rado艣ci膮
g臋sty, nieprzenikniony mrok. Lecz tym bardziej trzeba
by艂o przestrzega膰 艂adu i karno艣ci: ktokolwiek zatrzyma艂
si臋 bodaj na chwil臋, wzruszony ostatni膮 skarg膮 tych,
kt贸rzy padali z ran lub ze znu偶enia, ten nie m贸g艂 ju偶
odnale藕膰 ani dogoni膰 bratnich szereg贸w. Prze偶yli
niejedn膮 okrutn膮 chwil臋 m臋ki i rozpaczy. Nieprzyjaciel
zaniecha艂 jednakowo偶 po艣cigu.
Nieszcz臋sna kolumna, spokojniejsza ju偶 nieco, prze-
bywa艂a nieledwie po omacku mroczny las, gdy nagle tu偶
przed ni膮 b艂ysn膮艂 ogie艅, hukn臋艂y armatnie strza艂y. W naj-
wy偶szym przera偶eniu zmiesza艂y si臋 pierwsze szeregi; wy-
da艂o si臋 im, 偶e s膮 otoczeni, 偶e wszystko stracone. 呕o艂-
nierze g臋stym padali trupem, a za nimi wszczyna艂 si臋
pop艂och, na wszystko g艂uchy i oboj臋tny. Widz膮c, czym to
grozi, Ney biegnie przed front, rzuca doboszom bojowe,
porywaj膮ce has艂o, i tak spokojny, jak gdyby przy-
gotowany by艂 na t臋 napa艣膰, wo艂a: „呕o艂nierze, naprz贸d!
G贸r膮 nasza!". Na d藕wi臋k tego g艂osu nowy duch wst膮pi艂 w
偶o艂nierzy: pierzch艂a trwoga, ponownie uformowa艂y si臋
szeregi i wszyscy jak jeden m膮偶 skoczyli biegiem na
nieprzyjaciela, kt贸ry umyka艂 tymczasem co tchu, w le艣ne
zapadaj膮c g艂usze.
Maszerowali szybkim krokiem, ale oko艂o dziesi膮tej
wieczorem na dnie g艂臋bokiego jaru napotkali niewielk膮,
na po艂y tylko zamarzni臋t膮 rzeczk臋. Trzeba by艂o prze-
prawia膰 si臋 przez ni膮 tak jak przez Dniepr — w poje-
dynk臋. Nieodst臋pni kozacy i tutaj r贸wnie偶 usi艂owali sta-
n膮膰 w poprzek drogi, lecz Ney zmusi艂 ich niebawem do
ucieczki. Godzin臋 trwa艂a przeprawa, po czym g艂贸d i znu-
偶enie zatrzyma艂y korpus przez dwie godziny w ludnej i
bogatej wsi.
Od p贸艂nocy a偶 do nast臋pnego ranka, 19 listopada, ma-
szerowano bez przerwy poprzez g贸rzyst膮, jarami i stru-
mieniami poprzecinan膮 okolic臋. Lecz oko艂o dziesi膮tej
ukaza艂y si臋 ponownie pu艂ki P艂atowa. Ney cofn膮艂 si臋 czym
pr臋dzej w g艂膮b g臋stego, krzakami podszytego lasu, brak
armat uniemo偶liwia艂 bowiem walk臋 na otwartym polu.
Przez ca艂y dzie艅 hucza艂y tedy dzia艂a nieprzyjacielskie,
druzgoc膮c drzewa, zasypuj膮c ziemi膮 i mchem ukryte w
g臋stwinie biwaki francuskie.
Z nadej艣ciem nocy ozwa艂y si臋 s艂owa komendy i korpus
wyruszy艂 w kierunku Orszy. W ci膮gu dnia wys艂any zosta艂
tam偶e Przebendowski i pi臋膰dziesi臋ciu je藕d藕c贸w z pro艣b膮
o pomoc. Je艣li nieprzyjaciel nie zaj膮艂 jeszcze miasta,
odsiecz mog艂a ju偶 by膰 niedaleko.
Wed艂ug oficer贸w Neya reszta drogi, jakkolwiek ci臋偶ka,
jakkolwiek naje偶ona licznymi przeszkodami, niegodna
ju偶 by艂a wzmianki. Natomiast wszyscy jednog艂o艣nie
wynosili pod niebiosa m臋stwo i zas艂ugi marsza艂ka, a tak
wielkie, tak szczere by艂o powszechne uwielbienie, 偶e w
nikim, nawet w r贸wnych mu stopniem wodzach, nie
wzbudza艂o zazdro艣ci. Dominuj膮ca troska
i serdeczny 偶al za Neyem wypleni艂y z serc wszelk膮 za-
wi艣膰. Ney wzni贸s艂 si臋 zreszt膮 ponad z艂o艣膰 i s艂abostki
ludzkie. A tak dalece przekonany by艂, i偶 spe艂ni艂 jeno
prosty obowi膮zek, 偶e niemal ze zdziwieniem spogl膮da艂
na og贸lny zapa艂, ze zdziwieniem s艂ucha艂 radosnych, d艂u-
go nie milkn膮cych okrzyk贸w! Istotnie, rado艣膰 ogarn臋艂a
wszystkie serca. A cho膰 ka偶dy z tych wodz贸w niespo偶yt膮
otoczy艂 si臋 chwa艂膮 — Eugeniusz 16 listopada, Mortier 17
— wszyscy bez wyj膮tku proklamowali Neya bohaterem
naszego straszliwego odwrotu.
Pi臋ciodniowy niespe艂na marsz dzieli Orsz臋 od Smo-
le艅ska. A jednak na tak nieznacznej przestrzeni, w tak
kr贸tkim przeci膮gu czasu zdobyt膮 zosta艂a nie艣miertelna
chwa艂a! Jak膮偶 jest wi臋c istota wielkich czyn贸w, owa nie
uj臋ta, niewidzialna dla ludzkich oczu siejba, rzucona w
po艣piechu przez jedno ofiarne serce, a wydaj膮ca tak
wspania艂e, tak obfite plony, 偶e ni czas, ni 偶adna przemoc
nie zdo艂a umniejszy膰 ani zdepta膰 tych 偶yciodajnych
k艂os贸w!
Gdy wie艣膰 o odnalezieniu si臋 Neya dosz艂a do oddalonej
o dwie mile kwatery cesarskiej, wzruszony i rozradowany
Napoleon zawo艂a艂: „Ocala艂y wi臋c or艂y moje! Ch臋tnie
by艂bym da艂 z w艂asnej szkatu艂y trzysta milion贸w, a偶eby
ratowa膰 takiego cz艂owieka!".
Po raz trzeci i ostatni armia przeprawi艂a si臋 tedy przez
Dniepr, rzek臋 na po艂y rosyjsk膮, na po艂y litewsk膮, lecz z
rosyjskich wyp艂ywaj膮c膮 藕r贸de艂. Bie偶y ona od wschodu ku
zachodowi a偶 do Orszy i tu jakby chcia艂a wp艂yn膮膰 na
ziemie Polski, ale natrafiwszy na wzg贸rza Litwy, skr臋ca
nagle na po艂udnie i odt膮d ju偶 stanowi naturaln膮 granic臋
obu krain.
Dniepr zatrzyma艂 osiemdziesi臋ciotysi臋czn膮 armi臋 Ku-
tuzowa. Dotychczas by艂a ona raczej biernym 艣wiadkiem
ani偶eli przyczyn膮 naszej kl臋ski. Niebawem znik艂a nam z
oczu i los zaoszcz臋dzi艂 nam m臋ki patrzenia na rado艣膰
nieprzyjaciela.
W tej wojnie, i tak dzieje si臋 zawsze, charakter Kutu-
zowa odda艂 mu lepsze us艂ugi ni偶 jego talenty wojskowe.
Jak d艂ugo trzeba by艂o mami膰 i zwleka膰, jego przebie-
g艂o艣膰, oci臋偶a艂o艣膰 i podesz艂y wiek dzia艂a艂y niejako same
przez si臋, stary w贸dz sta艂 na wysoko艣ci zadania; ale
wszystko zmieni艂o si臋 z chwil膮, gdy nale偶a艂o dzia艂a膰
szybko, 艣ciga膰, uprzedza膰 i atakowa膰.
Wszelako, pocz膮wszy od Smole艅ska, P艂atow przeszed艂
by艂 ze swoimi kozakami na praw膮 stron臋 traktu, jak
gdyby w celu po艂膮czenia si臋 z Wittgensteinem. Oko艂o
tych dw贸ch korpus贸w skoncentrowa艂a si臋 tedy wojna.
22 listopada, mi臋dzy Orsz膮 a Borysowem, szerokim
go艣ci艅cem okolonym dwoma rz臋dami wynios艂ych topoli,
brodz膮c w g艂臋bokich ka艂u偶ach roztopionego 艣niegu i lep-
kiego, p艂ynnego b艂ota, sz艂y powoli znu偶one, zdziesi膮tko-
wane szcz膮tki Wielkiej Armii. Fatalny stan drogi utrud-
nia艂 i op贸藕nia艂 poch贸d. Podczas przeprawy przez ka艂u偶e i
strumienie najs艂absi padali i ton臋li, a spo艣r贸d chorych i
rannych ci wszyscy, kt贸rzy przed wyjazdem ze
Smole艅ska, s膮dz膮c, 偶e mrozy towarzyszy膰 im b臋d膮 w ca-
艂ej w臋dr贸wce, pozamieniali wozy i bryki na sanie, nie-
chybnie dostawali si臋 teraz w r臋ce kozak贸w.
W艣r贸d powszechnej martwoty i zniech臋cenia zaszed艂
wypadek godzien naj艣wietniejszych czas贸w staro偶yt-
no艣ci. Dwaj marynarze gwardii odci臋ci zostali od swoich
przez oddzia艂 Tatar贸w. Jeden z nich stch贸rzy艂 i chcia艂 si臋
podda膰; drugi natomiast, nie przestaj膮c walczy膰, zagrozi艂
mu, 偶e zabije go raczej, a do ha艅by nie dopu艣ci; i w
rzeczy samej, ujrzawszy towarzysza, jak rzuca艂 bro艅 i
wyci膮ga艂 ku nieprzyjacielowi bezbronne d艂onie, bez
wahania i bez 偶alu celnym po艂o偶y艂 go strza艂em. Ko-
rzystaj膮c nast臋pnie ze zdumienia kozak贸w, nabi艂 po-
nownie karabin i mierz膮c w najzuchwalszych j膮艂 cofa膰 si臋
od drzewa do drzewa, od krzaka do krzaka tak d艂ugo,
p贸ki nie do艣cign膮艂 swojej kolumny.
W贸wczas to w pobli偶u Borysowa rozesz艂a si臋 w sze-
regach wie艣膰 o utracie Mi艅ska. Nie tylko 偶o艂nierze, lecz
nawet oficerowie spogl膮dali po sobie wyl臋k艂ym wzro-
kiem: wyobra藕nia ich, znu偶ona widokiem tylu okropnych
scen, okropniejsz膮 jeszcze wr贸偶y艂a nam przysz艂o艣膰. W
poufnych rozmowach twierdzili niekt贸rzy: „偶e, zajmuj膮c
Moskw臋, Napoleon tak samo powi贸d艂 swoje wojska ku
niechybnej zgubie, jak niegdy艣 na stepach i roz艂ogach
Ukrainy Karol XII, kr贸l szwedzki!".
VIII
BEREZYNA
Wilnie snad藕 nie zdawano sobie nale偶ycie
sprawy z istotnego przebiegu walki, bo
podczas gdy na przestrzeni mi臋dzy
Berezyn膮 a Wis艂膮 garnizony nasze, a tak偶e
rezerwowe bataliony oraz dywizje
Durutte'a Loisona i D膮browskiego, bez
wsp贸艂udzia艂u Austriak贸w, przywie艣膰 mog艂y pod Mi艅sk
trzydzie艣ci tysi臋cy doborowego 偶o艂nierza, powierzono
obron臋 miasta nie znanemu zgo艂a genera艂owi i
trzytysi臋cznej za艂odze. Wiedziano nadto, 偶e ta szczup艂a
gar艣膰 m艂odocianych 偶o艂nierzy, zamiast stan膮膰 za rzek膮 i
stamt膮d dopiero odpowiada膰 na morderczy ogie艅
Czyczagowa, rozci膮gn臋艂a si臋 z tej strony Dniepru, tu偶
nad wod膮 — i w spienionych nurtach znalaz艂a, mogi艂臋.
Albowiem i tutaj r贸wnie偶 wielkie pomy艂ki poci膮gn臋艂y
za sob膮 szereg pomniejszych. Wyb贸r gubernatora Mi艅ska
okaza艂 si臋 niefortunnym: by艂 to jeden z tych ludzi, kt贸rzy
podejmuj膮 si臋 wszystkiego, za wszystko jakoby s膮
odpowiedzialni, a w rzeczywisto艣ci nigdy niczego nie
doka偶膮. 16 listopada utraci艂 on Mi艅sk, a wraz z
Mi艅skiem cztery tysi膮ce siedemset chorych, znaczne
zapasy amunicji oraz dwa miliony porcji 偶ywno艣ci. Mi-
n臋艂o zaledwie pi臋膰 dni od chwili, gdy 偶a艂obna wie艣膰 do-
tar艂a do Dubrowny, a ju偶 czyha艂y na nas stokro膰 gorsze
nowiny.
Cofn膮wszy si臋 do Borysowa, ten偶e gubernator nie po-
trafi艂 ani zawezwa膰 pomocy Oudinota, oddalonego od
Borysowa o dwa dni marszu, ani te偶 podtrzyma膰 D膮-
browskiego, kt贸ry nadci膮ga艂 od Bobrujska i Ihumenia. W
nocy z 20 na 21 D膮browski dosta艂 si臋 do mostu r贸w-
nocze艣nie niemal z wojskami Czyczagowa. Chocia偶 s艂ab-
szy liczebnie, zni贸s艂 przednie stra偶e nieprzyjacielskie,
most zaj膮艂 i utrzyma艂 si臋 na nim do wieczora; w ko艅cu
jednak, zasypywany przez baterie rosyjskie gradem po-
cisk贸w, atakowany przez dwakro膰 liczniejsze pu艂ki, us-
t膮pi膰 musia艂 poza rzek臋 na moskiewski trakt.
Napoleon nie spodziewa艂 si臋 tego nowego ciosu; s膮dzi艂,
i偶 zapobieg艂y temu w zupe艂no艣ci instrukcje wys艂ane z
Moskwy w dniu 6 pa藕dziernika na r臋ce marsza艂ka
Victora: „W przewidywaniu gwa艂townego natarcia ze
strony Wittgensteina albo te偶 Czyczagowa marsza艂ek
Victor winien trzyma膰 si臋 w pobli偶u Po艂ocka i Mi艅ska,
winien zachowa膰 kontakt z obozem Schwarzenberga za
po艣rednictwem inteligentnego i oddanego sobie oficera;
winien nadto prowadzi膰 sta艂膮 korespondencj臋 z Mi艅-
skiem i zorganizowa膰 we wszystkich wa偶niejszych
punktach tajn膮 s艂u偶b臋 wywiadowcz膮".
Z chwil膮 jednak gdy Wittgenstein uprzedzi艂 Czyczago-
wa, og贸lna uwaga skupi艂a si臋 na tym najbli偶szym, naj-
gro藕niejszym niebezpiecze艅stwie; Napoleon wa偶nych
swoich instrukcji z 6 pa藕dziernika nie ponowi艂, a Ber-
thier jak gdyby r贸wnie偶 o nich zapomnia艂. Zreszt膮 cesarz
nie s膮dzi艂 snad藕, 偶e Borys贸w w tak krytycznym znajduje
si臋 po艂o偶eniu, skoro wiedz膮c ju偶 o utracie Mi艅ska,
nast臋pnego dnia spali膰 kaza艂 w Orszy wszystkie pontony.
List, pisany przeze艅 do Victora pod dat膮 20 listopada,
potwierdza to w zupe艂no艣ci: wyra偶a supozycj臋, 偶e Oudi-
not nadci膮gnie do Borysowa 25, gdy tymczasem ju偶 21
miasto zosta艂o zaj臋te przez Czyczagowa.
Nazajutrz, 22, w odleg艂o艣ci trzygodzinnego marszu od
Borysowa, s艂u偶bowy oficer przywi贸z艂 Napoleonowi t臋
gro藕n膮 wiadomo艣膰. Uderzaj膮c lask膮 o ziemi臋, cesarz
zwr贸ci艂 w贸wczas ku niebu gniewne spojrzenie i zawo艂a艂:
„Czy偶by tam — w g贸rze — s膮dzone nam by艂y same
tylko pomy艂ki?".
艢ci艣le spe艂niaj膮c tymczasem rozkazy cesarza, nie艣wia-
dom kl臋ski, marsza艂ek Oudinot zatrzyma艂 si臋 21 mi臋dzy
Bobrem a Krupkami, gdy wtem zjawi艂 si臋 oko艂o p贸艂nocy
genera艂 Bronikowski z wie艣ci膮 o pora偶ce w艂asnej, o po-
ra偶ce D膮browskiego, o utracie Borysowa i o nast臋puj膮cej
z bliska armii rosyjskiej.
22 listopada, po forsownym marszu, Oudinot po艂膮czy艂
si臋 z resztkami korpusu D膮browskiego.
23 listopada, w odleg艂o艣ci trzech mil od Borysowa,
zetkn膮艂 si臋 z awangard膮 rosyjsk膮, kt贸r膮 pod gradem kul
zni贸s艂 i zepchn膮艂 a偶 do Berezyny, zabieraj膮c jej dzie-
wi臋ciuset ludzi i tysi膮c pi臋膰set furgon贸w. Lecz niedobitki
oddzia艂u Lamberta, przeprawiwszy si臋 przez t臋 rzek臋,
zniszczy艂y most.
Napoleon znajdowa艂 si臋 pod贸wczas w To艂oczynie. Ka-
za艂 opisa膰 sobie po艂o偶enie Borysowa. Wszystkie jednak
raporty opiewa艂y zgodnie, 偶e w tym miejscu Berezyna
tworzy szeroko rozlane jezioro, naje偶one ostrymi zwa-
艂ami ruchomej kry; 偶e zburzenie mostu, d艂ugo艣ci tysi膮ca
o艣miuset st贸p, jest niepowetowan膮 szkod膮, wobec kt贸rej
przeprawa staje si臋 niemo偶liw膮.
Przyby艂 w tej偶e chwili genera艂 in偶ynierii z korpusu
ksi臋cia Belluno. Zainterpelowany przez cesarza, o艣wiad-
czy艂, 偶e wed艂ug niego: „jedynym ratunkiem jest prze-
dostanie si臋 poprzez korpus Wittgensteina". Cesarz od-
powiedzia艂 na to: „偶e obra膰 chce taki kierunek, kt贸ry
dozwoli艂by mu wymin膮膰 r贸wnocze艣nie wszystkich: Ku-
tuzowa, Wittgensteina i Czyczagowa" — i palcem wska-
za艂 na mapie Berezyn臋, poni偶ej Borysowa: tam bowiem
zamierza艂 przeprawi膰 si臋 przez rzek臋. Zbity z tropu
wzmiank膮 o obecno艣ci Czyczagowa na prawym brzegu
Berezyny, cesarz wskaza艂 z kolei drugi punkt, poni偶ej
pierwszego, wreszcie trzeci jeszcze bli偶ej Dniepru. Czu-
j膮c w贸wczas, i偶 zbli偶a si臋 tym sposobem do dawnych
ziem kozackich, zaniecha艂 mapy i rzek艂 cichym g艂osem:
„Ach tak! to Po艂tawa!... to dzieje Karola XII!".
W rzeczy samej, sprawdzi艂y si臋 wszystkie najsmutniej-
sze nawet przeczucia Napoleona. Podobie艅stwo los贸w
Wielkiej Armii i los贸w nieszcz臋snych wojsk walecznego
kr贸la szwedzkiego by艂o tak wielkie i tak silnie oddzia艂a艂o
na cesarza, 偶e zapad艂 nagle na zdrowiu bardziej jeszcze
ani偶eli pod Ma艂ojaros艂awcem. Z tego, co m贸wi艂 w贸wczas
p贸艂szeptem, zapami臋tano te s艂owa: „Tak to bywa, gdy
pope艂nia si臋 same pomy艂ki".
By艂y to wszelako jedynie odruchy, os艂aniaj膮ce g艂膮b
duszy cesarza. Pr贸cz pokojowca, kt贸ry pospieszy艂 mu z
pomoc膮, nikt nie dostrzeg艂 w Napoleonie 偶adnej zmiany,
偶adnego niepokoju. Uszed艂 on oczom takich nawet
wiernych s艂ug, jak Duroc, Daru i Berthier. Cesarz tyle
mia艂 mocy i panowania nad sob膮, 偶e ukry膰 zdo艂a艂
wszystkie swoje obawy i zw膮tpienia. Najcz臋艣ciej bowiem
hart i si艂a ducha s膮 jeno pancerzem, pod kt贸rym kryje si臋
niemoc i zniech臋cenie.
脫w hart ducha zaja艣nia艂 w ca艂ej pe艂ni kilka godzin
p贸藕niej, podczas poufnej, a niezmiernie charakterystycz-
nej rozmowy. Dobiega艂a ju偶 p贸艂noc. Napoleon le偶a艂 w
艂贸偶ku. W tym samym pokoju pod oknem, w mniemaniu,
i偶 cesarz 艣pi, Duroc i Daru snuli szeptem najsmutniejsze,
najbardziej ponure my艣li, lecz cesarz przys艂uchiwa艂 si臋
tej rozmowie, a gdy obi艂y mu si臋 o uszy s艂owa „wi臋zie艅
stanu", zawo艂a艂: „Jak to? czy偶by si臋 o艣mielili?!".
Zdziwiony, nieledwie przestraszony, Daru odpowiedzia艂
po chwili: „呕e w razie ostatecznej kl臋ski nale偶y
spodziewa膰 si臋 wszystkiego, 偶e wspania艂omy艣lno艣膰 wro-
ga jest zazwyczaj co najmniej w膮tpliwa, 偶e wiadomym
jest, i偶 wszelka polityka szczeg贸lnymi chadza drogami i
nie uznaje ani moralno艣ci, ani te偶 偶adnych innych praw".
„Lecz Francja! — ozwa艂 si臋 cesarz. — Co by powiedzia艂a
na to Francja?" „Ach! co si臋 tyczy Francji — odpar艂 Daru
— mo偶na snu膰 w tym wzgl臋dzie r贸偶norodne, mniej lub
wi臋cej pesymistyczne domys艂y, nikt jednak spo艣r贸d nas
nie mo偶e przewidzie膰, co dzia艂oby si臋 w贸wczas w kraju."
Po czym doda艂, 偶e zar贸wno dla najwybitniejszych
oficer贸w cesarstwa, jak i dla samego cesarza,
jak膮kolwiek b膮d藕 drog膮 — wod膮 czy powietrzem, skoro
nie mo偶na l膮dem — najbardziej po偶膮danym by艂by powr贸t
Jego Cesarskiej Mo艣ci do Francji, sk膮d 艂atwiej ocali膰
m贸g艂by armi臋, ani偶eli pozostaj膮c tutaj razem z ni膮".
„Zatem przeszkadzam wam?" — zapyta艂 cesarz z
u艣miechem. „Tak jest, Sire." „Nie chcesz wi臋c by膰
wi臋藕niem stanu?" Daru odpowiedzia艂 w tym samym, na
po艂y 偶artobliwym tonie: „偶e wystarczy mu najzupe艂niej
godno艣膰 zwyk艂ego je艅ca wojennego". Zapanowa艂o chwi-
lowe milczenie. Wreszcie cesarz otrz膮sn膮艂 si臋 z zadumy i
z powag膮 ju偶 zapyta艂: „Czy zosta艂y spalone wszystkie
raporty moich ministr贸w?" „Wasza Ces. Mo艣膰 nie chcia艂a
dot膮d pozwoli膰 na to." „Wi臋c spalcie je teraz; trzeba
bowiem przyzna膰, 偶e znajdujemy si臋 w smutnym po艂o-
偶eniu." By艂o to jedyne wyznanie wewn臋trznych trosk i
niepokoj贸w. Cesarz niebawem zasn膮艂, odk艂adaj膮c do
nast臋pnego dnia i troski, i niepokoje.
Ten sam hart ujawnia艂 si臋 w jego rozkazach. Popar艂
gor膮co projekt Oudinota, kt贸ry zamierza艂 rozbi膰 dywizj臋
Lamberta oraz zaj膮膰 jakikolwiek punkt nad rzek膮, b膮d藕 to
powy偶ej, b膮d藕 te偶 poni偶ej Borysowa. 呕yczeniem ce-
sarza by艂o, a偶eby w dniu 24 listopada punkt ten zosta艂 ju偶
obrany, a przygotowania rozpocz臋te; a偶eby marsza艂ek
przys艂a艂 nadto do g艂贸wnej kwatery odpowiednie
wskaz贸wki, chcia艂 bowiem skoordynowa膰 swoje dzia艂a-
nia z jego posuni臋ciami. Daleki ju偶 teraz od wszelkich
plan贸w ucieczki z po艣rodka wojsk nieprzyjacielskich,
zastanawia si臋 jedynie nad sposobami rozbicia Czycza-
gowa i odzyskania Mi艅ska.
Prawd膮 jest r贸wnie偶 i to, 偶e osiem godzin p贸藕niej, w
drugim li艣cie pisanym do ksi臋cia Reggio godzi si臋 przej艣膰
Berezyn臋 pod Wiesio艂owem — i, unikaj膮c wszelkiego
zetkni臋cia z admira艂em rosyjskim, cofa膰 si臋 wprost do
Wilna, wzd艂u偶 Wilejki.
Ow贸偶 rankiem 24 dowiaduje si臋, 偶e tylko pod Stu-
dziank膮 mo偶liwa jest przeprawa; 偶e w tym miejscu rzeka
ma trzysta dwadzie艣cia cztery stopy szeroko艣ci, a sze艣膰
st贸p g艂臋boko艣ci; 偶e na przeciwleg艂ym brzegu grunt jest
moczarowaty i bagnisty; 偶e armia zmuszona b臋dzie
przeprawia膰 si臋 pod morderczym ogniem panuj膮cej nad
wybrze偶em, silnie obsadzonej pozycji nieprzyjacielskiej.
Pierzch艂a wi臋c nadzieja prze艣li藕ni臋cia si臋 pomi臋dzy
wojskami Kutuzowa i Wittgensteina; trzeba by艂o przej艣膰
Berezyn臋 w mo偶liwie najgorszych warunkach, pod groz膮
Czyczagowa i jego armii.
Pocz膮wszy od 23 Napoleon j膮艂 gotowa膰 si臋 do tej prze-
prawy tak, jak gotuj膮 si臋 ludzie do czyn贸w zrodzonych z
rozpaczy. Przede wszystkim przynie艣膰 kaza艂 i spali膰 przy
sobie wszystkie pu艂kowe sztandary. Z tysi膮ca o艣miuset
spieszonych kawalerzyst贸w gwardii, z kt贸rych tylko
tysi膮c stu pi臋膰dziesi臋ciu czterech uzbrojonych by艂o w
fuzje i karabiny, uformowa艂 dwa sprawne i karne
bataliony.
Ze 艣wietnej niegdy艣 jazdy pozosta艂o Latour-Maubour-
gowi tylko stu pi臋膰dziesi臋ciu ludzi. Cesarz zgromadzi艂
dooko艂a siebie wszystkich oficer贸w kawalerii, kt贸rzy nie
postradali jeszcze koni, blisko tysi膮c pi臋ciuset ludzi, i
nazwa艂 ten oddzia艂 swoim „艣wi臋tym szwadronem".
Grouchy i Sebastiani obj臋li dow贸dztwo. W szwadronie
tym genera艂owie dywizji pe艂nili swoje funkcje w randze
kapitan贸w.
Cesarz poleci艂 nadto spali膰 wszystkie zbywaj膮ce wozy i
furgony. Oficerowie mieli odt膮d prawo do jednego tylko
wozu. We wszystkich korpusach spalona by膰 mia艂a
po艂owa furgon贸w, a konie oddane do dyspozycji artylerii
cesarskiej. Oficerowie artylerii obowi膮zani byli zabra膰
raczej wszystkie konie, nie wy艂膮czaj膮c prywatnych
zaprz臋g贸w cesarza, ani偶eli zostawi膰 armat臋 albo
jaszczyk.
Przed id膮c膮 po艣piesznie armi膮 otwar艂y si臋 wnet ost臋py i
g艂usze olbrzymich, mrocznych las贸w, kt贸re ci膮gn膮 si臋 od
Mi艅ska a偶 po Berezyn臋, gdzieniegdzie tylko usiane
miasteczkami i wioskami. W oddali, na prawym flanku
gin膮cej kolumny naszej, hucza艂y armaty Wittgensteina.
Wittgenstein szed艂 od p贸艂nocy, a jego 艣ladem sz艂a sroga
zima, kt贸ra niedawno opu艣ci艂a nas razem z Kutuzowem.
Odg艂os wystrza艂贸w nagli艂 do po艣piechu. Oko艂o pi臋膰dzie-
si臋ciotysi臋czny t艂um m臋偶czyzn, kobiet i dzieci przedzie-
ra艂 si臋 przez le艣ny g膮szcz tak szybko, jak tylko dozwa-
la艂o mu na to os艂abienie i tworz膮ca si臋 ponownie go艂o-
led藕.
Te forsowne marsze, poczynaj膮ce si臋 przed 艣witem, a
trwaj膮ce do p贸藕na, rozproszy艂y ostatecznie i te pu艂ki,
kt贸re zachowa艂y jeszcze jak膮 tak膮 karno艣膰. Mrok d艂ugich
nocy zimowych, a za dnia mrok odwiecznego boru za-
snuwa艂y wszystko. Wieczorem zatrzymywano si臋; rano,
nie czekaj膮c na sygna艂y, przed dniem jeszcze, w dalsz膮
ruszano drog臋; szcz膮tki poszczeg贸lnych korpus贸w roz-
pierzch艂y si臋 do reszty; armia przekszta艂ci艂a si臋 w bez-
艂adny, r贸偶norodny t艂um.
W贸wczas to, nie opodal Borysowa, pod sklepieniem
prastarych drzew g艂o艣ne zabrzmia艂y okrzyki. By艂 to kor-
pus Victora, kt贸rego Wittgenstein, niezbyt zreszt膮 na-
tarczywy, zepchn膮艂 a偶 do drogi, i kt贸ry oczekiwa艂 tutaj na
cesarza. Ze wszystkich tych zdrowych jeszcze, silnych
piersi wyrwa艂 si臋 nami臋tny, od dawna ju偶 zapomniany
powitalny okrzyk.
Nie tylko 偶o艂nierze, lecz nawet oficerowie nie艣wiadomi
byli ca艂ego ogromu kl臋ski — ukrywano j膮 przed nimi.
Tote偶 przera偶enie ogarn臋艂o wszystkich, gdy zamiast
pot臋偶nej, wielotysi臋cznej zwyci臋skiej kolumny, widmom
podobny ukaza艂 si臋 spoza 艣wity cesarskiej t艂um na po艂y
bosych n臋dzarzy, odzianych w 艂achmany, w niewie艣cie
futra, w kawa艂ki ko艂der lub dywan贸w, albo te偶 w stare,
od ognia i kul podziurawione p艂aszcze. Spogl膮dano z
trwog膮 na ziemiste wyn臋dznia艂e twarze, zmierzwionym
obros艂e w艂osem; na obwis艂e bezbronne d艂onie; na
zgarbione plecy, pochylone g艂owy i milcz膮ce, zaci艣ni臋te
usta. Niezwyci臋偶ona armia sz艂a oto jak gro-
mada je艅c贸w, dla kt贸rych ju偶 wszelka zagas艂a na-
dzieja!
Zdumiewa艂 najwi臋cej widok oficer贸w, tych wszystkich
genera艂贸w i pu艂kownik贸w samotnych w艣r贸d t艂umu, za-
j臋tych wy艂膮cznie sob膮, w艂asnymi troskami i w艂asn膮 n臋-
dza, id膮cych pospo艂u z 偶o艂nierstwem, kt贸re zdawa艂o si臋
nie dostrzega膰 ich, kt贸remu nie mieli ju偶 nic do powie-
dzenia, po kt贸rym niczego ju偶 nie oczekiwali. Bo wobec
powszechnej kl臋ski porwa艂y si臋 wszelkie spoid艂a, znik艂y
wszelkie spo艂eczne r贸偶nice. Osta艂y si臋 tylko jeden g艂贸d,
jedna n臋dza i jedna bieda.
呕o艂nierze Oudinota i Victora w艂asnym nie wierzyli
oczom. Oficerowie za艣, zdj臋ci lito艣ci膮, ze 艂zami w
oczach zatrzymywali znajomych i przyjaci贸艂, dzielili si臋
z nimi straw膮 i odzieniem i pytali, gdzie s膮 ich pu艂ki,
gdzie dywizje i korpusy. A gdy w odpowiedzi zamiast
tysi臋cy 偶o艂nierzy ukazywano im w milczeniu garstk臋
oficer贸w i podoficer贸w, nie wierz膮c, szukali jeszcze.
Widok tak niezwyk艂ej kl臋ski wstrz膮sn膮艂 od razu II i IX
korpusem. Udzieli艂 im si臋 nie艂ad, ta najzara藕liwsza ze
wszystkich chor贸b; 艂ad bowiem wydaje si臋 wysi艂kiem
sprzecznym z natur膮.
A jednak, chocia偶 wiadomym by艂o, i偶 trzeba przej艣膰
rzek臋 i znowu przedrze膰 si臋 przez pot臋偶ne wojska nie-
przyjacielskie, nikt, nawet chorzy, nawet konaj膮cy nie
w膮tpili o zwyci臋stwie.
Bo ten znikomy cie艅 dawnej, 艣wietnej armii mimo
wszystko by艂 cieniem Wielkiej Armii! Czuj膮c si臋 poko-
nan膮 tylko przez wrogie 偶ywio艂y, przez nieub艂agan膮
przyrod臋, armia krzepi艂a si臋 obecno艣ci膮 cesarza, tego
samego genialnego wodza, kt贸ry od tylu lat prowadzi艂 j膮
promiennym szlakiem s艂awy. By艂a to pierwsza nie-
fortunna kampania. Lecz ile odniesiono przedtem zwy-
ci臋stw, ile narod贸w podbito! Nale偶a艂o jeno i艣膰 za nim.
On jeden poprowadzi膰 m贸g艂 偶o艂nierzy, on jeden utrzy-
ma膰 ich i ocali膰! By艂 wi臋c dla armii wci膮偶 jeszcze tym,
czym jest dla serca ludzkiego otucha i nadzieja!
Tote偶 w艣r贸d tysi臋cy istot, kt贸re mog艂y oskar偶a膰 go o
swoj膮 niedol臋, czu艂 si臋 najzupe艂niej bezpiecznym,
zwraca艂 si臋 do wszystkich z ca艂膮 naturalno艣ci膮, pewien
by艂 og贸lnej czci i poszanowania, wiedz膮c, 偶e nale偶y do
nas tak, jak my艣my do niego nale偶eli; wiedz膮c, 偶e s艂awa
cesarza jest s艂aw膮 ca艂ego narodu, wsp贸lnym mieniem
wszystkich. Ka偶dy by艂by raczej targn膮艂 si臋 na w艂asne
偶ycie, co w rzeczy samej zdarza艂o si臋 kilkakrotnie.
Niejeden, konaj膮c u st贸p cesarza, w przed艣miertnych
zjawach i wizjach nie oskar偶a艂, nie z艂orzeczy艂, jeno b艂a-
ga艂 i rozpacza艂. Nie by艂o w nikim nienawi艣ci, tylko b贸l i
smutek. Bo w istocie, czy偶 Napoleon nie dzieli艂 ze
wszystkimi n臋dzy i niebezpiecze艅stwa? Kt贸偶 nara偶a艂 si臋
bardziej od niego? Kto wi臋ksze ponosi艂 straty?
Zbli偶ono si臋 tymczasem do najkrytyczniejszego mo-
mentu. W awangardzie, tu偶 nad Berezyn膮, szed艂 Oudinot
i pi臋膰 tysi臋cy ludzi; na ty艂ach — Victor i pi臋tnastoty-
si臋czny korpus jego, w 艣rodku za艣 cesarz, a za nim
siedem tysi臋cy 偶o艂nierzy, czterdzie艣ci tysi臋cy ma-
ruder贸w i olbrzymi tabor dzia艂, woz贸w i furgon贸w,
kt贸rych wi臋kszo艣膰 nale偶a艂a do II i do IX korpusu.
25, gdy blisko ju偶 by艂 Berezyny, ogarn臋艂o go jak gdyby
wahanie, jak gdyby nowe skrupu艂y i w膮tpliwo艣ci.
Zatrzymywa艂 si臋 co chwila na go艣ci艅cu, co chwila przy-
stawa艂, czekaj膮c nocy, a偶eby ukry膰 przed nieprzyjacie-
lem przybycie swoje i u艂atwi膰 ksi臋ciu Reggio ewakuacj臋
Borysowa.
Wszed艂szy do miasta 23, Oudinot skierowa艂 si臋 przede
wszystkim nad rzek臋: most d艂ugo艣ci tysi膮ca o艣miuset
st贸p zerwany by艂 w trzech miejscach, a obecno艣膰 nie-
przyjaciela uniemo偶liwia艂a napraw臋. Poni偶ej miasta, w
odleg艂o艣ci dw贸ch mil, opodal Ucho艂ody, i o mil臋 po-
wy偶ej Borysowa, pod Stadhofem, istnia艂y wprawdzie
dwa brody, lecz zar贸wno jeden, jak i drugi niepewne
by艂y i g艂臋bokie. W Studziance wreszcie, o dwie mile
powy偶ej Stadhofu, by艂 trzeci, p艂ytszy i dogodniejszy
br贸d.
O tym trzecim przej艣ciu dowiedzia艂 si臋 marsza艂ek od
szefa brygady Corbineau. Genera艂 bawarski, de Wrede,
zabra艂 t臋 brygad臋 drugiemu korpusowi niedaleko Smo-
lan, a nast臋pnie odes艂a艂 spod Dokszyc do Borysowa. Lecz
Corbineau zasta艂 ju偶 w mie艣cie armi臋 Czyczagowa. Zmu-
szony cofa膰 si臋 w g贸r臋 Berezyny, poprzez nadbrze偶ne,
g臋ste lasy, nie mog膮c nigdzie znale藕膰 brodu, napotka艂 w
ko艅cu litewskiego ch艂opa, kt贸rego ko艅, mokry jeszcze,
otrz膮sa艂 si臋 z wody. Ch艂opa tego kaza艂 pochwyci膰, a
u偶ywszy go jako przewodnika, przeby艂 szcz臋艣liwie rzek臋
wprost Studzianki. Nast臋pnie za艣 po艂膮czy艂 si臋 z
Oudinotem, wskazuj膮c mu t臋 now膮, nie znan膮 dot膮d
drog臋 ocalenia.
A poniewa偶 Napoleon zamierza艂 cofa膰 si臋 wprost na
Wilno, marsza艂ek os膮dzi艂, 偶e przej艣cie to by艂o najbli偶sze i
najmniej niebezpieczne. W najgorszym za艣 razie, w贸w-
czas nawet, gdyby piechota i artyleria, zbyt gwa艂townie
atakowana przez Kutuzowa i Wittgensteina, nie zd膮偶y艂y
przeprawi膰 si臋 przez rzek臋 po mostach, cesarz i nieliczni
je藕d藕cy mogliby przep艂yn膮膰 j膮 wp艂aw i bezpieczni ju偶,
dotrze膰 tam, gdzie wojna jeszcze nie dosi臋g艂a, gdzie
cesarski orze艂 nabra膰 m贸g艂 si艂 do nowych, pot臋偶nych
lot贸w.
Tote偶 marsza艂ek nie waha艂 si臋 ani chwili. W nocy z 23
na 24 genera艂 artylerii, kompania pontonier贸w, regiment
piechoty i brygada genera艂a Corbineau zaj臋艂y Studziank臋.
Rozes艂ano r贸wnocze艣nie podjazdy w stron臋 Ucho艂ody i
Stadhofu. W obu miejscowo艣ciach brody pilnie by艂y
strze偶one. Wobec znacznej przewagi wojsk nieprzyja-
cielskich nale偶a艂o tedy u偶y膰 podst臋pu. W tym celu
rankiem 24 wys艂ano do Ucho艂ody trzystu 偶o艂nierzy i kil-
kuset maruder贸w, zaleciwszy im ha艂a艣liwe zbieranie
materia艂贸w potrzebnych do budowy mostu; nast臋pnie za艣,
tu偶 nad brzegiem, ruszy艂a ostentacyjnie ku Ucho艂odzie
ca艂a dywizja kirasjer贸w.
Nie do艣膰 tego. Szef sztabu Oudinota, genera艂 Lorenc茅,
sprowadzi膰 kaza艂 kilku 呕yd贸w i usilnie wypytywa艂 ich o
wszelkie szczeg贸艂y dotycz膮ce brodu oraz dr贸g, kt贸re
wiod膮 stamt膮d do Mi艅ska. Symuluj膮c nast臋pnie rado艣膰 z
powodu pomy艣lnych jakoby informacji, zatrzyma艂 kilku
tych zdrajc贸w rzekomo w charakterze przewodnik贸w,
pozosta艂ych za艣 wyprowadzono poza lini臋 naszych for-
poczt贸w. Pragn膮c nadto upewni膰 si臋 o ich przeniewier-
stwie, kaza艂 im przysi膮c, 偶e wyjd膮 na nasze spotkanie od
strony Berezyny Ni偶nej i 偶e uwiadomi膮 nas o ruchach
wojsk nieprzyjacielskich.
Podczas gdy usi艂owano 艣ci膮gn膮膰 tym sposobem na
Ucho艂od臋 ca艂膮 uwag臋 nieprzyjaciela, oddzia艂y wys艂ane do
Studzianki zaj臋艂y si臋 przygotowaniami do przeprawy.
Ow贸偶 genera艂 Ebl茅 dotar艂 do miejsca dopiero 25, o go-
dzinie pi膮tej po po艂udniu. Nieliczny oddzia艂 jego sk艂ada艂
si臋 z kilku zaledwie kompanii pontonier贸w, z dw贸ch
tylko woz贸w w臋gla oraz z sze艣ciu furgon贸w narz臋dzi i
gwo藕dzi. Z rozkazu genera艂a ka偶dy pontonier zabra艂 by艂
ze Smole艅ska nieco hak贸w i narz臋dzi.
Lecz prz臋s艂a zbijane ju偶 od kilkunastu godzin z belek
i bierwion, kt贸rych dostarczy艂y zburzone chaty ch艂op-
skie, tak s艂abe by艂y i chwiejne, 偶e pontonierzy poprawia膰
musieli wszystko, po raz wt贸ry wszystko ustawia膰.
Nocny mrok uniemo偶liwi艂 dalsz膮 prac臋. Most m贸g艂 by膰
wyko艅czony dopiero nazajutrz, 26, pod mniej lub wi臋cej
morderczym ogniem dzia艂 nieprzyjacielskich. Nie by艂o
ju偶 wszelako innej drogi.
O zmierzchu Napoleon zaj膮艂 Borys贸w, a Oudinot wy-
ruszy艂 z resztkami swego korpusu ku Studziance. Ciemno
by艂o i pochmurno. Pu艂ki sz艂y ra藕nie, w najg艂臋bszym,
przez nikogo nie przerywanym milczeniu.
O godzinie 贸smej wiecz贸r Oudinot i D膮browski zaj臋li
wzg贸rza wznosz膮ce si臋 w pobli偶u brodu, a obsadzone
dot膮d przez Ebl茅go. Ebl茅 za艣 stan膮艂 tu偶 nad wod膮 wraz ze
swoimi pontonierami i furgonem olbrzymich hak贸w,
kt贸re przeku膰 kaza艂 na wszelki wypadek z rozmaitego, tu
i 贸wdzie pozbieranego 偶elastwa. Po艣wi臋ci艂 wszystko,
偶eby zdoby膰 haki, i one to ocali艂y armi臋.
Pod koniec d艂ugiej, niezapomnianej nocy z 25 na 26
wbi膰 kaza艂 pierwsze prz臋s艂o w b艂otniste 艂o偶ysko rzeki.
Lecz na domiar niedoli nag艂y przyb贸r w贸d zatar艂 wszelki
艣lad brodu. Nieszcz臋艣ni pontonierzy, po szyj臋 w wodzie,
obijani i kaleczeni co chwila przez p艂yn膮c膮 kr臋, walczy膰
musieli jednocze艣nie z wszystkimi trudno艣ciami budowy,
z zimnem, z wichrem i z wrogim, nieokie艂znanym
偶ywio艂em. Tote偶 najsilniejsi tylko wyszli zwyci臋sko z tej
straszliwej pr贸by. Kto s艂abszy by艂, ten gin膮艂 z zimna lub
szed艂 na dno.
Wszystko zdawa艂o si臋 zwraca膰 przeciw nam — pr贸cz
nieprzyjaciela. Dotkliwy ch艂贸d przenika艂 do ko艣ci, je-
dnocze艣nie mr贸z nie by艂 na tyle silny, aby 艣ci膮膰 lodem
m臋tne nurty, aby uj膮膰 w okowy b艂otnisty, rozmok艂y
grunt. I tym razem zima okaza艂a si臋 gro藕niejszym dla nas
przeciwnikiem ni偶 Rosja.
Do rana pracowali Francuzi przy blasku ognisk nie-
przyjacielskich, kt贸re p艂on臋艂y jaskrawo na wzg贸rzach,
okalaj膮cych przeciwleg艂y brzeg, w promieniu armatnich i
karabinowych strza艂贸w dywizji Czaplica. 脫w, nie maj膮c
ju偶 偶adnych w膮tpliwo艣ci co do naszych intencji,
uprzedzi艂 swego zwierzchnika.
Obecno艣膰 dywizji nieprzyjacielskiej wyklucza艂a wszel-
k膮 nadziej臋 wyprowadzenia w pole rosyjskiego admira艂a.
Spodziewano si臋 us艂ysze膰 lada chwila basowy ryk,
warkot pocisk贸w, spadaj膮cych na naszych pontonier贸w,
krzyki i j臋ki rannych. A i w贸wczas nawet, gdyby p艂on-
nymi okaza艂y si臋 obawy nasze w tej mierze, nikt nie
艂udzi艂 si臋, 偶e most uko艅czony zostanie przed wschodem
s艂o艅ca. Przeciwleg艂y za艣 brzeg, niski i moczarowaty, zbyt
dobrze broniony by艂 przez Czaplica, a偶eby mo偶liwe by艂o
zaj臋cie go przebojem.
Tote偶 wychodz膮c z Borysowa o godzinie dziesi膮tej
wiecz贸r, na czele sze艣ciu tysi臋cy czterystu 偶o艂nierzy
gwardii, s膮dzi艂 Napoleon, 偶e czeka go rozpaczliwa, bez-
nadziejna walka. P贸藕n膮 ju偶 godzin膮 zatrzyma艂 si臋 w Sta-
rym Borysowie, maj膮tku ksi臋cia Radziwi艂艂a, po艂o偶onym
wp贸艂 drogi mi臋dzy Borysowem a Studziank膮, z prawej
strony go艣ci艅ca.
Reszt臋 tej decyduj膮cej nocy sp臋dzi艂 bezsennie, miotany
niepokojem, trosk膮 przybity. Co chwila wychodzi艂 na
dw贸r i nas艂uchiwa艂, w mniemaniu, i偶 ju偶 艣wita, zwraca艂
si臋 tam, gdzie mia艂y rozstrzygn膮膰 si臋 wkr贸tce losy armii.
Kilkakrotnie musiano przekonywa膰 go, 偶e dzie艅 jeszcze
daleko, a niebo zupe艂nie ciemne.
Przed 艣witem po艂膮czy艂 si臋 z korpusem Oudinota. W
obliczu niebezpiecze艅stwa powr贸ci艂 mu zwyk艂y, nie-
wzruszony spok贸j. Natomiast wszyscy genera艂owie, naj-
waleczniejsi nawet, tacy jak Rapp, Mortier i Ney, na
widok niezliczonych ognisk nieprzyjacielskich oraz zaj-
mowanej przez nich pozycji wykrzykn臋li wraz: „偶e je艣li
cesarz wyjdzie ca艂o z takich termin贸w, to znaczy, i偶 nie
zagas艂a jeszcze gwiazda napoleo艅ska!". Nawet Murat
os膮dzi艂, 偶e nadesz艂a stanowcza chwila i 偶e nale偶y zaj膮膰
si臋 przede wszystkim ocaleniem cesarza. Akcji tej podj臋li
si臋 Polacy.
Cesarz oczekiwa艂 wschodu s艂o艅ca w jednym z nad-
brze偶nych dom贸w, na skraju urwiska, kt贸rego strzeg艂a
artyleria Oudinota. Dotar艂szy tam, Murat o艣wiadczy艂
szwagrowi: „偶e, wed艂ug niego, plan przeprawy w tym
miejscu i w tych warunkach jest niewykonalny, 偶e cesarz
salwowa膰 winien osob臋 swoj膮, p贸ki jeszcze czas; 偶e o
kilka mil powy偶ej Studzianki bezpiecznie przej艣膰 mo偶na
przez Berezyn臋; 偶e za pi臋膰 dni mo偶e ju偶 by膰 w Wilnie; 偶e
waleczna i wierna jazda polska, kt贸rej znane s膮 wszelkie
drogi, ofiaruje cesarzowi s艂u偶by swoje, odpowiadaj膮c
krwi膮 w艂asn膮 i 偶yciem za bezpiecze艅stwo osoby
cesarskiej".
Lecz Napoleon odrzuci艂 ten plan jako ha艅bi膮cy, jako
nikczemn膮 ucieczk臋, dziwi膮c si臋, i偶 ktokolwiek m贸g艂
przypu艣ci膰, 偶e cesarz opu艣ci w niebezpiecze艅stwie swo-
ich 偶o艂nierzy. Nie 偶ywi艂 wszelako do Murata 偶adnej
urazy, b膮d藕 to dlatego, 偶e wielokrotnie mia艂 sposobno艣膰
przekona膰 si臋 o niepor贸wnanej odwadze kr贸la Neapolu,
b膮d藕 te偶 raczej dlatego, 偶e w propozycji tej dojrza艂 jeno
dow贸d serca i przywi膮zania, kt贸re w oczach ka偶dego
monarchy najcelniejsz膮 stanowi膮 cnot臋.
W tej偶e chwili dzienny brzask o艣wietla膰 j膮艂 przygasa-
j膮ce ognie nieprzyjacielskie. 呕o艂nierze chwycili za bro艅,
kanonierzy stan臋li przy dzia艂ach, genera艂owie przy艂o偶yli
do oczu lunety. W艣r贸d g艂uchego milczenia, kt贸re po-
przedza zawsze wielkie czyny i chwile wielkiego nie-
bezpiecze艅stwa, wszystkie oczy wpi艂y si臋 w przeciwleg艂y
brzeg.
Z wieczora jeszcze, gdy pontonierzy zabrali si臋 do
dzie艂a, ka偶de uderzenie wielkich m艂ot贸w, odbijaj膮c si臋
g艂o艣nym echem o lesiste wzg贸rza, niew膮tpliwie zwr贸ci膰
musia艂o na rzek臋 uwag臋 nieprzyjaciela. Spodziewano si臋,
偶e 26 o 艣wicie tedy ujrzymy wrogie bataliony i liczn膮
artyleri臋 wprost chwiejnego rusztowania, przy kt贸rym
Ebl茅 pracowa膰 mia艂 jeszcze osiem godzin. Czaplic
oczekiwa艂 prawdopodobnie dnia po to tylko, a偶eby tym
wi臋ksze szerzy膰 spustoszenie! Wreszcie rozwidni艂o si臋...
Ujrzeli艣my puste wybrze偶e, przygasaj膮ce ogniska, dalej
za艣, na wy偶ynie, cofaj膮c膮 si臋 bateri臋, z trzydziestu dzia艂
z艂o偶on膮. Jeden celny pocisk armatni by艂by zdruzgota艂
ostatni膮 desk臋 ratunku, kt贸ra po艂膮czy膰 mia艂a niebawem
oba brzegi. Lecz w miar臋 jak dzia艂a nasze stawa艂y na
pozycji, artyleria rosyjska oddala艂a si臋 coraz bardziej.
Nieco dalej wida膰 by艂o ty艂y drugiej kolumny, kt贸ra
maszerowa艂a w stron臋 Borysowa, nie ogl膮daj膮c si臋 nawet
poza siebie. Bli偶ej rzeki sta艂 bezpiecznie pu艂k piechoty i
dwana艣cie dzia艂, a tu偶 pod lasem snuli si臋 kozacy. By艂a to
tylna stra偶 sze艣ciotysi臋cznej dywizji Czaplica, kt贸ry
ust臋powa艂 oto, jak gdyby chc膮c u艂atwi膰 nam przepraw臋.
Francuzi w艂asnym nie wierzyli oczom. Po chwili
dopiero zabrzmia艂y okrzyki rado艣ci, d艂onie z艂o偶y艂y si臋 do
oklasku. Rapp i Oudinot wtargn臋li do kwatery cesarza,
wo艂aj膮c: „Sire, nieprzyjaciel zwin膮艂 ob贸z i ust臋puje z
zajmowanej dot膮d pozycji!". „Nie mo偶e by膰!" —
wykrzykn膮艂 cesarz. Lecz Ney i Murat potwierdzili
wkr贸tce powy偶sz膮 wiadomo艣膰. Napoleon wybieg艂 w贸w-
czas na dw贸r, a widz膮c, jak ostatnie szeregi kolumny
Czaplica pogr膮偶aj膮 si臋 i gin膮 w le艣nej, dalekiej g臋stwi-
nie, w uniesieniu rado艣ci, silnym zawo艂a艂 g艂osem:
„Zwiod艂em admira艂a!".
Wtem nagle zawr贸ci艂y ku rzece dwie armaty nie-
przyjacielskie. Hukn臋艂y dwa strza艂y. Natychmiast ka-
nonierzy nasi otrzymali rozkaz rozbicia tych armat kar-
taczami. Jedna salwa dostateczna by艂a, a偶eby sk艂oni膰
Rosjan do odwrotu. Wkr贸tce jednak zaprzestano strza-
艂贸w, w obawie, i偶by nie 艣ci膮gn臋艂y na powr贸t Czaplica.
Most bowiem zaledwie by艂 rozpocz臋ty. O godzinie 贸s-
mej wbijano jeszcze pierwsze prz臋s艂a.
Lecz cesarz zniecierpliwiony znaczn膮 zw艂ok膮, d艂oni膮
wskaza艂 najwaleczniejszym przeciwleg艂y brzeg. Jacqu-
eminot, przyboczny adiutant ksi臋cia Reggio, i Polak, hr.
Prze藕dziecki, pierwsi wskoczyli w spienione nurty i
mimo od艂am贸w kry, kt贸rej ostre kraw臋dzie kaleczy艂y
piersi i boki ko艅skie, dop艂yn臋li szcz臋艣liwie do brzegu.
Szef szwadronu, Sourd, oraz pi臋膰dziesi臋ciu szaser贸w z 7
pu艂ku i pi臋膰dziesi臋ciu wolty偶er贸w, siedz膮cych za
kamratami na ko艅skich zadach, posz艂o w 艣lady Jacque-
minota i Prze藕dzieckiego. Sklecone napr臋dce dwie tra-
twy przewioz艂y nadto w dwudziestu przejazdach czte-
rystu ludzi.
Us艂yszawszy poprzednio jeszcze, i偶 cesarz zasi臋gn膮膰
pragnie j臋zyka, Jacqueminot dopad艂 na przeciwnym
brzegu jednego z 偶o艂nierzy Czaplica, wytr膮ci艂 mu z r臋ki
bro艅, chwyci艂 za kark, przerzuci艂 przez siod艂o, rzek臋
ponownie przep艂yn膮艂 i stawi艂 przed oblicze cesarskie
wyl臋k艂ego je艅ca.
Oko艂o pierwszej most uko艅czony zosta艂, a przeciwleg艂y
brzeg oczyszczony z grasuj膮cych tu i 贸wdzie kozak贸w.
W艣r贸d okrzyk贸w: „Niech 偶yje cesarz!" — pierwsza
przesz艂a dywizja Legranda oraz cz臋艣膰 dzia艂. Napoleon
dozorowa艂 osobi艣cie przeprawy, zagrzewaj膮c 偶o艂nierzy
g艂osem i w艂asnym przyk艂adem.
Gdy dywizja stan臋艂a wreszcie na drugim brzegu, za-
wo艂a艂: „Zab艂ys艂a tedy zn贸w gwiazda moja!" — albowiem
wierzy艂 w przeznaczenie jak wszyscy zdobywcy, kt贸rzy
bardziej ani偶eli inni ludzie zawis艂ymi b臋d膮c od Fortuny,
wiedz膮 dobrze, ile jej zawdzi臋czaj膮, i kt贸rzy tak wysoko
wznie艣li si臋 ponad poziom zwyk艂ych 艣miertelnik贸w, o
tyle bli偶ej nieba, 偶e przez to samo ulegaj膮 bardziej
bezpo艣rednio jej wp艂ywowi.
R贸wnocze艣nie, w ch艂opskim przebraniu przyby艂 z Wil-
na jeden z magnat贸w litewskich z wie艣ci膮 o zwyci臋stwie
odniesionym przez Schwarzenberga nad korpusem Sac-
kena. G艂o艣no proklamowa艂 Napoleon to zwyci臋stwo, do-
daj膮c od siebie: „偶e Schwarzenberg zwr贸ci艂 si臋 nie-
zw艂ocznie w stron臋 Berezyny i 偶e obecnie, 艣ladami Czy-
czagowa, nadci膮ga z odsiecz膮", supozycja, kt贸r膮 zdawa艂
si臋 potwierdza膰 najzupe艂niej nag艂y odwr贸t Czaplica.
Wszelako pierwszy ten most, z takim trudem uko艅-
czony, s艂u偶y膰 m贸g艂 jedynie dla piechoty. Natychmiast te偶
rozpocz臋to budow臋 drugiego mostu, o sze艣膰 st贸p powy偶ej
pierwszego, dla przeprawy artylerii i baga偶y. Uko艅czony
zosta艂 dopiero o godzinie czwartej po po艂udniu.
Tymczasem reszta drugiego korpusu oraz dywizja
D膮browskiego d膮偶y艂y za genera艂em Legrand i za
ksi臋ciem Reggio.
Marsza艂ek zaj膮膰 mia艂 przede wszystkim drog臋 wiod膮c膮
do Ziembina, a bronion膮 przez nieliczne oddzia艂y
kozackie; nast臋pnie za艣 zmusi膰 nieprzyjaciela do cofania
si臋 w stron臋 Borysowa i trzyma膰 go mo偶liwie najdalej od
Studzianki.
Czaplic pos艂uszny by艂 admira艂owi a偶 do Stachowa,
wioski le偶膮cej w pobli偶u Borysowa. Tam jednak zawr贸ci艂
i stawi艂 czo艂o pierwszym szeregom Oudinota, dowo-
dzonym przez genera艂a Alberta. Zatrzymano si臋 r贸wno-
cze艣nie: Francuzi, widoczni na trakcie z do艣膰 znacznej
odleg艂o艣ci, zyska膰 chcieli na czasie, a genera艂 rosyjski
czeka艂 na rozkazy.
Czyczagow znalaz艂 si臋 w takich warunkach i okolicz-
no艣ciach, gdzie uwaga rozproszona by膰 musi jednocze艣-
nie na kilku punktach, gdzie w贸wczas nawet, gdy po-
wzi臋ta zostanie jakakolwiek decyzja co do jednego z tych
punkt贸w, og贸lna chwiejno艣膰 sytuacji wkr贸tce przewa偶a i
decyzj臋 zmienia.
Marsz Czyczagowa z Mi艅ska na Borys贸w i nie tylko
traktem, lecz r贸wnie偶 drogami od Antopola, 艁ohojska i
Ziembina, 艣wiadczy艂 wymownie, i偶 pocz膮tkowo ca艂a
uwaga genera艂a zwr贸cona by艂a na Berezyn臋 powy偶ej
Borysowa. Zabezpieczywszy w ten spos贸b lewy sw贸j
flank, odczuwa艂 jedynie usterki prawego flanku i na nim
te偶 ca艂kowit膮 skupi艂 uwag臋.
Omy艂ka, pope艂niona przez admira艂a, oparta by艂a na
innych jeszcze podstawach. Instrukcje Kutuzowa czyni艂y
go odpowiedzialnym za wszystko. Tymczasem Hoertel,
obozuj膮cy z dwunastu tysi膮cami ludzi w pobli偶u Bo-
brujska, wbrew przys艂anym mu rozkazom nie chcia艂
opu艣ci膰 dotychczasowych kwater ani te偶 pod膮偶y膰 艣ladem
D膮browskiego w g贸r膮 rzeki. Jako g艂贸wny pow贸d
niesubordynacji poda艂 epizooti臋, pow贸d nies艂ychany,
wprost nieprawdopodobny, a jednak prawdziwy, jak
stwierdzi艂 to osobi艣cie Czyczagow.
Ostrze偶ony przez Wittgensteina, w mniemaniu, i偶
obecno艣膰 tego genera艂a na prawym flanku Wielkiej
Armii, powy偶ej Berezyny, sk艂oni raczej Napoleona do
cofni臋cia si臋 poni偶ej miasta, zwr贸ci艂 szczeg贸lniejsz膮
uwag臋 na Berezyn臋 Ni偶n膮.
By膰 mo偶e, i偶 jedn膮 z kieruj膮cych nim pobudek by艂o
r贸wnie偶 wspomnienie s艂ynnej niegdy艣 przeprawy Karola
XII oraz przeprawy Davouta. Id膮c w tym kierunku,
Napoleon nie tylko 偶e m贸g艂by unikn膮膰 Wittgensteina,
lecz odzyska膰 nadto Mi艅sk i po艂膮czy膰 si臋 z korpusem
Schwarzenberga. Poniewa偶 za艣 Mi艅sk by艂 ostatni膮 zdo-
bycz膮 Czyczagowa, a Schwarzenberg pierwszym jego
adwersarzem, przeto admira艂 liczy艂 si臋 niew膮tpliwie z
tego rodzaju ewentualno艣ci膮. Ostateczny, wed艂ug
wszelkiego prawdopodobie艅stwa decyduj膮cy, wp艂yw
wywar艂y zwodnicze demonstracje Oudinota w kierunku
Ucho艂ody oraz raporty 呕yd贸w.
25 wieczorem, w tej samej chwili gdy Napoleon po-
stanowi艂 posun膮膰 si臋 w g贸r臋 Berezyny, z kwatery ad-
mira艂a ca艂kowicie omamionego, wyszed艂 rozkaz obsadze-
nia rzeki poni偶ej Borysowa. Rzec by mo偶na, 偶e to cesarz
francuski podyktowa艂 rosyjskiemu genera艂owi t臋 w艂a艣nie
decyzj臋, chwil臋, w kt贸rej decyzja ta mia艂a by膰 powzi臋ta,
oraz wszystkie, najdrobniejsze nawet szczeg贸艂y. Obaj
wyruszyli r贸wnocze艣nie z Borysowa: Napoleon do Stu-
dzianki, Czyczagow do Zabaszewicz; nie burz膮c nawet
dr贸g ani most贸w — z wyj膮tkiem nielicznego podjazdu,
kt贸ry pe艂ni膰 mia艂 s艂u偶b臋 rozpoznawcz膮 — admira艂 艣ci膮-
gn膮艂 ku sobie wszystkie wojska, znajduj膮ce si臋 powy偶ej
Borysowa.
Ow贸偶 zaledwie pi臋膰 czy sze艣膰 mil dzieli艂o Zabaszewi-
cze od Studzianki. Rankiem 26 Czyczagow wiedzia艂 ju偶
zapewne o wszystkim. W niespe艂na trzy godziny mo偶na
by艂o doj艣膰 z Borysowa do pierwszych szereg贸w fran-
cuskich. Pi臋tna艣cie tysi臋cy ludzi strzeg艂o w Borysowie
mostu na rzece. M贸g艂 wi臋c cofa膰 si臋 a偶 do tego punktu,
po艂膮czy膰 si臋 z Czaplicem w Stachowie, tego偶 jeszcze
dnia je艣li nie zaatakowa膰, to przygotowa膰 si臋 do walki,
nazajutrz za艣, 27, na czele osiemnastu tysi臋cy ludzi
znie艣膰 Oudinota i D膮browskiego, razem siedem tysi臋cy
ludzi, zaj膮膰 wreszcie naprzeciwko cesarza i Studzianki
pozycj臋, kt贸r膮 Czaplic opu艣ci艂 by艂 poprzedniego dnia.
Z rzadka jednak tak wielkie pomy艂ki tak szybko daj膮 si臋
naprawi膰, b膮d藕 to dlatego, i偶 prawie nikt nie chce
przyzna膰 si臋 od razu do winy, b膮d藕 te偶 dlatego, 偶e
zazwyczaj traci w贸wczas zaufanie do samego siebie, a w
rozterce i zw膮tpieniu w innych szuka oparcia.
W ten spos贸b na naradach, wyczekiwaniu i przygo-
towaniach zszed艂 admira艂owi dzie艅 26 i 27 listopada.
Ol艣niewa艂a go obecno艣膰 Napoleona i Wielkiej Armii, co
do kt贸rej stanu 偶adnych dok艂adnych nie posiada艂 in-
formacji. Widzia艂 cesarza wsz臋dzie: z prawej strony,
wskutek symulowanej przeprawy pod Ucho艂od膮; wprost
siebie, w Borysowie, dlatego i偶 istotnie ca艂a armia nasza,
przechodz膮c kolejno przez to miasto, wype艂nia艂a
szczelnie ciasne uliczki; wreszcie z lewej strony, pod
Studziank膮, gdzie cesarz znajdowa艂 si臋 w rzeczywisto艣ci.
27 tak dalece trwa艂 jeszcze w b艂臋dzie, 偶e kaza艂 zaata-
kowa膰 Borys贸w oddzia艂owi jegr贸w, kt贸rzy przeprawili
si臋 przez rzek臋, id膮c po belkach spalonego mostu, i od-
parci zostali przez dywizj臋 genera艂a Partouneaux.
Tego偶 dnia, o tej samej porze, oko艂o drugiej po po-
艂udniu, na czele sze艣ciotysi臋cznej gwardii i szcz膮tk贸w
korpusu Neya zredukowanego do sze艣ciuset ludzi, Na-
poleon przeszed艂 przez Berezyn臋, os艂oni艂 ty艂y Oudinota i
zabezpieczy艂 dost臋p do most贸w przed mo偶liw膮 napa艣ci膮
Czyczagowa.
Poprzedza艂 go i szed艂 za nim t艂um maruder贸w oraz
znaczna liczba woz贸w i wszelkiego rodzaju baga偶y.
Przeprawiano si臋 a偶 do wieczora. R贸wnocze艣nie armia
Victora zajmowa艂a opuszczone przez gwardi臋 wzg贸rza
Studzianki.
Dot膮d wszystko by艂o w porz膮dku. Lecz przechodz膮c
przez Borys贸w, Victor pozostawi艂 w mie艣cie genera艂a
Partouneaux, kt贸ry trzyma膰 mia艂 nieprzyjaciela w na-
le偶ytej odleg艂o艣ci poni偶ej miasta, wys艂a膰 w kierunku
Studzianki licznych maruder贸w, kt贸rzy si臋 tam schronili,
i po艂膮czy膰 si臋 pod wiecz贸r z Victorem. Po raz pierwszy
ogl膮da艂 tam Partouneaux n臋dz臋 i rozprz臋偶enie Wielkiej
Armii. Tak jak Davout w pierwszych dniach odwrotu, i
on ukry膰 chcia艂 艣lady tej n臋dzy przed oczami
id膮cych za nim kozak贸w Kutuzowa. Pr贸偶ne te usi艂owania
oraz ci膮g艂e utarczki z wojskami P艂atowa na trakcie
orsza艅skim i z wojskami Czyczagowa na spalonym
mo艣cie zatrzyma艂y go w Borysowie a偶 do wieczora.
Gotowa艂 si臋 wreszcie do wymarszu, gdy otrzyma艂 od
cesarza rozkaz przenocowania w mie艣cie. Napoleon s膮-
dzi艂 zapewne, i偶 tym sposobem skupi na Borysowie
ca艂kowit膮 uwag臋 wszystkich trzech genera艂贸w rosyjskich
i 偶e Partouneaux, zatrzymuj膮c tutaj nieprzyjaciela, u艂atwi
armii przepraw臋.
Lecz wbrew przewidywaniu cesarza, omin膮wszy jazd臋
P艂atowa, kt贸ra sz艂a 艣ladami Francuz贸w wzd艂u偶 traktu,
Wittgenstein zboczy艂 niebawem z go艣ci艅ca, nieco na
prawo, dotar艂 tego偶 wieczora do wzg贸rz, kt贸re g贸ruj膮 nad
Berezyn膮 mi臋dzy Borysowem a Studziank膮, zaj膮艂 drog臋
wiod膮c膮 z Borysowa i zagarn膮艂 wszystko, co wpad艂o mu
pod r臋k臋. T艂um maruder贸w, kt贸ry cofn膮艂 si臋 przed
nieprzyjacielem ku dywizji genera艂a Partouneaux,
uwiadomi艂 go, 偶e odci臋ty zosta艂 od reszty armii.
Nie wahaj膮c si臋, Partouneaux wyda艂 odpowiednie dy-
spozycje, a cho膰 dywizja jego liczy艂a niespe艂na trzy ty-
si膮ce pi臋ciuset 偶o艂nierzy, cho膰 rozporz膮dza艂 trzema tylko
dzia艂ami, postanowi艂 przedrze膰 si臋 przez szeregi nie-
przyjacielskie. W艣r贸d g臋stych mrok贸w ciemnej i zimnej
nocy szed艂 z trudem po 艣liskiej, wyboistej drodze, za-
pchanej wozami i t艂umem pieszych maruder贸w, bory-
kaj膮c si臋 z gwa艂town膮 wichur膮. Niebawem na wzg贸rzach
wznosz膮cych si臋 z prawej strony drogi, a obsadzonych
piechot膮 nieprzyjacielsk膮, wykwit艂y smugi ognia i dymu;
hukn臋艂y liczne strza艂y. Mimo to, p贸ki atakowano go z
boku, Partouneaux szed艂 dalej. Wkr贸tce jednak czo艂o jego
kolumny zaatakowane zosta艂o przez zbrojne, dobrze
okryte pu艂ki, kt贸rych celne pociski ry艂y w szeregach
naszych krwawe, straszne bruzdy.
Nieszcz臋sna dywizja znajdowa艂a si臋 w贸wczas w kotli-
nie; d艂ugi korow贸d pi臋ciuset do sze艣ciuset woz贸w kr臋-
powa艂 ka偶de poruszenie; siedem tysi臋cy wyl臋k艂ych, ob艂膮-
kanych trwog膮 maruder贸w pcha艂o si臋 do szereg贸w, 艂a-
mi膮c szyki, dezorganizuj膮c plutony, coraz to poci膮gaj膮c
za sob膮 mniej odwa偶nych czy te偶 s艂abszych 偶o艂nierzy.
Trzeba by艂o cofn膮膰 si臋, a偶eby sformowa膰 ponownie
kolumn臋 i lepsz膮 zaj膮膰 pozycj臋. Lecz podczas wstecz-
nego tego ruchu napotkano kawaleri臋 P艂atowa.
Wygin臋艂a ju偶 po艂owa naszych ludzi, a tych, kt贸rzy
pozostali jeszcze przy 偶yciu — tysi膮c pi臋ciuset 偶o艂nierzy
— otacza艂y zewsz膮d trzy armie nieprzyjacielskie i nurty
Berezyny.
Przyby艂 w贸wczas parlamentarz i w imieniu Wittgen-
steina wezwa艂 Francuz贸w do poddania si臋. Partouneaux
propozycj臋 odrzuci艂! Zdecydowany na wszystko, a偶eby
tylko ocali膰 honor armii, pragn膮c otworzy膰 sobie ku
mostom Studzianki trupami us艂an膮 drog臋, skrzykn膮艂 uz-
brojonych jeszcze maruder贸w, 艣cie艣ni艂 szeregi. Lecz lu-
dzie ci, niegdy艣 tak dzielni, upodleni obecnie przez n臋dz臋
i nadmierne trudy, odm贸wili pos艂usze艅stwa. R贸w-
nocze艣nie szef jego awangardy zawiadomi艂 go, i偶 pal膮 si臋
mosty w Studziance. Adiutant genera艂a, niejaki Rochez,
kt贸ry wie艣膰 t臋 przywi贸z艂, twierdzi艂, 偶e po偶ar widny jest z
daleka. Partouneaux uwierzy艂 tej fa艂szywej wiadomo艣ci,
gdy偶 niedola 艂atwowierna jest i raczej z艂ego ani偶eli
dobrego spodziewa si臋 od losu.
W mniemaniu, 偶e opuszczony jest, wydany na pastw臋
nieprzyjaciela, wobec ciemnej nocy, niezmiernego t艂oku i
konieczno艣ci walczenia na trzy strony, co nieustannie
odosabnia艂o szczup艂e brygady nasze, genera艂 wyda艂 roz-
kaz, a偶eby ka偶da z nich usi艂owa艂a przej艣膰 niepostrze偶enie
pobok wojsk rosyjskich. Sam za艣 na czele jednej z
brygad, zredukowanej do czterystu ludzi, j膮艂 pi膮膰 si臋 na
strome wzg贸rze z prawej strony traktu. S膮dzi艂, 偶e uda mu
si臋 przedrze膰 pod os艂on膮 nocnych mrok贸w przez armi臋
Wittgensteina, uj艣膰 po艣cigu i po艂膮czy膰 si臋 z Victorem lub
te偶 zapa艣膰 w lasy i u 藕r贸de艂 dopiero przeby膰 Berezyn臋.
Wsz臋dzie jednak wita艂 go morderczy ogie艅, setki po-
艂yskliwych, z warkotem lec膮cych kul. Wi臋c cofa艂 si臋
zn贸w i w ci膮gu kilku godzin, pod lodowatym podmu-
chem wichury b艂膮ka艂 si臋 przez 艣nie偶ne pola. Co chwila,
co krok niemal, nie ustaj膮ca w po艣cigu jazda rosyjska
chwyta艂a jego skostnia艂ych, g艂odem i trudami wyczer-
panych, na wp贸艂 martwych 偶o艂nierzy.
Nieszcz臋sny genera艂 walczy艂 jeszcze z przeznaczeniem,
z lud藕mi i z w艂asn膮 rozpacz膮, gdy nagle ziemia zacz臋艂a
usuwa膰 mu si臋 spod n贸g. W rzeczy samej by艂 to kruchy
jeszcze, chwiejny l贸d, pod kt贸rym otwiera艂a si臋 ch艂odna
topiel rozleg艂ego jeziora. W贸wczas dopiero Partouneaux
us艂ucha艂 wezwania i bro艅 z艂o偶y艂.
Podczas gdy spe艂nia艂 si臋 los tej garstki walecznych,
pozosta艂e trzy brygady, coraz cia艣niejszym otaczane
koli-
skiem, traci艂y stopniowo wszelk膮 mo偶no艣膰 ruchu. Zag艂a-
d臋 swoj膮 od艂o偶y艂y do nast臋pnego dnia, b膮d藕 to drog膮
m臋偶nego oporu, b膮d藕 te偶 drog膮 uk艂ad贸w; nazajutrz jed-
nak podzieli艂y one smutny los swego genera艂a.
Z ca艂ej tej dywizji uszed艂 ca艂o jeden tylko batalion —
ostatni, kt贸ry pozosta艂 by艂 w Borysowie. Korzystaj膮c z
zamieszania powsta艂ego z racji po艂膮czenia si臋 armii
moskiewskiej i mo艂dawskiej, przedar艂 si臋 przez szeregi
P艂atowa i Czyczagowa. Zdawa艂o si臋, i偶 ten w艂a艣nie
batalion, odosobniony, odci臋ty od dywizji, niechybna
czeka zguba: tymczasem dzi臋ki temu jedynie ocala艂.
Setki ludzi i woz贸w ucieka艂y kilkoma drogami ku Stu-
dziance. Porwany przez t艂um, zmyliwszy 艣lady, zosta-
wiaj膮c po prawej stronie drog臋, kt贸r膮 sz艂a armia, szef
batalionu tego dotar艂 bocznymi dr贸偶kami a偶 do Berezy-
ny: po czym, id膮c wzd艂u偶 rzeki, pod os艂on膮 nocy, nie-
r贸wno艣ci terenu oraz zaci臋tej walki mniej szcz臋艣liwych
kamrat贸w, zdo艂a艂 wymkn膮膰 si臋 pu艂kom nieprzyjaciels-
kim. On to przyni贸s艂 Victorowi wie艣膰 o utracie Partou-
neaux.
Dowiedziawszy si臋 o tym, Napoleon zawo艂a艂 z roz-
pacz膮: „Dlaczego w chwili, gdy zdawa艂o si臋, 偶e wszystko
ocalone cudem nieledwie, odst臋pstwo to wszystko niwe-
czy i psuje!". Ocena ta niesprawiedliw膮 by艂a i nies艂uszna,
lecz wywo艂a艂 j膮 偶al, b膮d藕 dlatego, 偶e cesarz przewidywa艂,
i偶 os艂ab艂y i znu偶ony korpus Victora nie b臋dzie m贸g艂
stawi膰 nazajutrz do艣膰 wytrwa艂ego oporu; b膮d藕 te偶
dlatego, i偶 wzi膮艂 sobie za punkt honoru nie zostawia膰 w
odwrocie nieprzyjacielowi nic pr贸cz woz贸w i maru-
der贸w. W rzeczy samej dywizja ta by艂a pierwsz膮 i ostat-
ni膮, kt贸ra z艂o偶y艂a bro艅!
Epizod ten o艣mieli艂 i zach臋ci艂 Wittgensteina. Tymcza-
sem dwudniowa pr贸bna akcja, zeznania pewnego je艅ca, a
zw艂aszcza ponowne zaj臋cie Borysowa przez P艂atowa,
dostatecznie wyja艣ni艂y sytuacj臋 Czyczagowowi. Trzy
tedy armie rosyjskie — p贸艂nocna, wschodnia i po艂ud-
niowa — j臋艂y odt膮d komunikowa膰 si臋 z sob膮. Wprawdzie
Wittgenstein i Czyczagow wzajemnie zazdro艣ni byli o
s艂aw臋, tytu艂y i zaszczyty, lecz bardziej jeszcze nie
cierpieli naje藕d藕c贸w. Nie przyja藕艅 zjednoczy艂a ich, ale
nienawi艣膰. Obaj ci genera艂owie, rzek膮 rozdzieleni, gotowi
wi臋c byli zaatakowa膰 z dwu stron jednocze艣nie mosty
pod Studziank膮.
By艂o to 28 listopada. Up艂yn臋艂o ju偶 dwa dni i dwie noce
od chwili, gdy uko艅czony zosta艂 pierwszy most. Wed艂ug
wszelkiego prawdopodobie艅stwa Rosjanie przej艣膰 mieli
poniewczasie. Lecz nie艂ad panoszy艂 si臋 w 艂onie Wielkiej
Armii; brak艂o materia艂贸w do budowy obu most贸w. Dwu-
krotnie w ci膮gu nocy z 26 na 27 przewraca艂 si臋 most
przeznaczony dla woz贸w i artylerii, a naprawa trwa艂a
siedem godzin; przerwa艂 si臋 wreszcie po raz trzeci, oko艂o
godziny 4 po po艂udniu. Sk膮din膮d maruderzy, rozproszeni
po lasach i okolicznych wioskach, nie skorzystali z
pierwszej nocy i dopiero 27, o 艣wicie, pocz臋li nadci膮ga膰 i
t艂oczy膰 si臋 nad rzek膮.
艢cisk wzm贸g艂 si臋 w贸wczas, zw艂aszcza gdy ruszy艂a
gwardia, kt贸rej chcieli si臋 trzyma膰. By艂o to jak gdyby
has艂em: w kilka minut p贸藕niej zwarty, rozko艂ysany t艂um
ludzi wszelkiej broni i wszelkiej narodowo艣ci, setki wo-
z贸w i koni oblega艂y wej艣cie na most. Ci, kt贸rzy szli
pierwsi, popychani przez tych, co cisn臋li si膮 za nimi,
wod臋 jeno maj膮c przed sob膮, gin臋li w t艂oku, pod nogami
oszala艂ego z trwogi mot艂ochu, lub te偶 pogr膮偶ali si臋 w
rzecznych odm臋tach mi臋dzy ostrymi zwa艂ami kry. T艂um
hucza艂 i koleba艂 si臋, wt贸ruj膮c g艂uchym pomrukiem
wrzaskom, j臋kom i przekle艅stwom.
Na pr贸偶no sam cesarz i najprzedniejsi jego oficerowie
usi艂owali ocali膰 tych ludzi, przywracaj膮c jaki taki 艂ad.
Tak wielkie by艂o zamieszanie, 偶e gdy oko艂o godziny 2 z
kolei cesarz doj艣膰 chcia艂 do mostu, przebojem musiano
torowa膰 mu drog臋. Z lito艣ci jedynie oddzia艂 grenadier贸w
gwardii oraz szcz膮tki jazdy pod wodz膮 Latour--
Maubourga nie uciek艂y si臋 do przemocy.
Cesarz roz艂o偶y艂 si臋 obozem w wiosce Zaniwki, po艂o-
偶onej w艣r贸d las贸w, o mil臋 od Studzianki. R贸wnocze艣nie
Ebl茅 uko艅czy艂 podzia艂 baga偶贸w, kt贸rymi brzeg ca艂kowi-
cie by艂 pokryty, i zawiadomi艂 cesarza, i偶 tak olbrzymi
tabor nie zdo艂a przej艣膰 nawet za sze艣膰 dni. Obecny przy
tym Ney zawo艂a艂: „偶e nale偶y zatem spali膰 je niezw艂ocz-
nie!". Lecz Berthier, opanowany przez z艂ego ducha, kt贸-
ry zamieszkuje dwory i pa艂ace monarsze, sprzeciwi艂 si臋
wnioskowi Neya, twierdz膮c, i偶 armia wcale nie jest,
zmuszona do takiej ostateczno艣ci. Cesarz przychyli艂 si臋
do zdania Berthiera, w cz臋艣ci dlatego, 偶e by艂o ono po-
chlebniejsze, g艂贸wnie za艣 dlatego, 偶e wozy owe
zawiera艂y ubogie mienie 偶o艂nierskie i zapasy 偶ywno艣ci
tysi臋cy ludzi, za kt贸rych n臋dz臋 i niedol臋 niew膮tpliwie
czu艂 si臋 odpowiedzialny.
Noc z 27 na 28 nowe przynios艂a zmiany. Mosty opusto-
sza艂y. Olbrzymi t艂um maruder贸w zwr贸ci艂 si臋 ku Stu-
dziance; w mgnieniu oka rozebrane zosta艂y chaty i za-
budowania; zap艂on臋艂y setki ognisk, dooko艂a kt贸rych sku-
pili si臋 zmarzni臋ci i wyg艂odniali ludzie. Ni gro藕by, ni
rozkazy nie zdo艂a艂y ruszy膰 ich z biwak贸w. Zmarnowali
tak ca艂膮 d艂ug膮 noc.
Tymczasem Victor na czele sze艣ciu tysi臋cy ludzi os艂a-
nia艂 ich jeszcze przed Wittgensteinem. Dopiero o 艣wicie
28, gdy ujrzeli, 偶e marsza艂ek gotuje si臋 do walki, gdy
jednocze艣nie rykn臋艂y tu偶 nad nimi dzia艂a Wittgensteina, a
na przeciwleg艂ym brzegu armaty Czyczagowa, w贸wczas
zerwali si臋 wszyscy, t艂umnie rzucili si臋 w stron臋 rzeki i
zn贸w oblega膰 j臋li mosty.
Uzasadniona by艂a ich trwoga; dla wielu bowiem ostat-
nia nadesz艂a godzina. Wittgenstein i P艂at贸w, czyli armia
p贸艂nocna i wschodnia — czterdzie艣ci tysi臋cy regularnego
偶o艂nierza — atakowali na lewym brzegu rzeki wzg贸rza,
kt贸rych broni艂 sze艣ciotysi臋czny korpus Victora. R贸wno-
cze艣nie z prawej strony Berezyny dwudziestosiedmio-
tysi臋czna armia po艂udniowa pod wodz膮 Czyczagowa ma-
szerowa艂a od Stachowa na przetrzebienie licz膮cego za-
ledwie osiem tysi臋cy ludzi korpusu Neya, Oudinota i D膮-
browskiego, kt贸re podtrzymywa艂 „艣wi臋ty szwadron" oraz
stara i m艂oda gwardia, zredukowana ju偶 w贸wczas do
o艣miu tysi臋cy bagnet贸w i dziewi臋ciuset szabel.
Obie armie rosyjskie zamierza艂y tedy jednocze艣nie
zaj膮膰 obydwa mosty i pochwyci膰 t臋 cz臋艣膰 wojsk naszych,
kt贸ra nie zdo艂a艂a jeszcze cofn膮膰 si臋 poza ziembi艅skie
bagna i trz臋sawiska. Przesz艂o sze艣膰dziesi膮t tysi臋cy dobrze
uzbrojonych, ciep艂o odzianych, zdrowych i silnych ludzi
atakowa艂o osiemna艣cie tysi臋cy na wp贸艂 nagich n臋dzarzy,
gin膮cych z g艂odu i zimna, rozdzielonych rzek膮,
otoczonych bagnami, kr臋powanych na ka偶dym kroku
przez ogromny t艂um maruder贸w, chorych i rannych,
przez setki woz贸w i wszelkiego rodzaju baga偶y. Od
dw贸ch dni tak wielkim by艂 g艂贸d, tak powszechn膮 n臋dza,
偶e stara gwardia utraci艂a trzeci膮 cz臋艣膰 swoich wiarus贸w,
a m艂oda gwardia — po艂ow臋.
Wraz z utrat膮 dywizji Partouneaux tym g艂贸wnie t艂u-
maczy si臋 zastraszaj膮ca redukcja korpusu Victora. A jed-
nak w owym pami臋tnym dniu 28 listopada do wieczora
wytrwa艂 marsza艂ek na stanowisku, mimo znacznej prze-
wagi wojsk Wittgensteina. Czyczagow za艣 poni贸s艂 pora藕-
k臋: marsza艂ek Ney bowiem, na czele o艣miu tysi莽cy
Francuz贸w, Szwajcar贸w i Polak贸w, opar艂 si臋 jego dwu-
dziestu siedmiu tysi膮com.
Baterie admiralskie zasypywa艂y wprawdzie drog臋 gra-
dem kul i kartaczy, lecz Czyczagow nie 艣mia艂 naciera膰 z
bliska na zdziesi膮tkowane i krwawe szeregi nasze.
Wszelako wprost prawego skrzyd艂a rosyjskiego cofn臋艂a
si臋 pod przemo偶nym naporem Legia Nadwi艣la艅ska, Ou-
dinot, D膮browski i Albert, a niebawem Clapar膷de i Ko-
sikowski odnie艣li mniej lub wi臋cej ci臋偶kie rany.
Niepok贸j pocz膮艂 ogarnia膰 wszystkich. Przyby艂 w贸wczas
z odsiecz膮 Ney. Poprzez las, wprost kolumny cesarskiej,
pchn膮艂 jazd臋 Doumerca, rozbi艂 szeregi nieprzyjacielskie,
wzi膮艂 do niewoli dwa tysi膮ce je艅c贸w, a rozni贸s艂szy reszt臋
na szablach, przechyli艂 ostatecznie na nasz膮 stron臋 szal臋
zwyci臋stwa.
Czyczagow, pokonany przez Neya, cofn膮艂 si臋 do Sta-
chowa. Ranni byli wszyscy niemal genera艂owie drugiego
korpusu, albowiem im mniej mieli wojska, tym 偶ywszy
brali udzia艂 w walce. Widziano oficer贸w, jak podejmo-
wali karabiny rannych 偶o艂nierzy i stawali na ich miejsca
w szeregach.
Mi臋dzy innymi ugodzony kul膮 poleg艂 tego dnia m艂ody
de Noailles, adiutant Berthiera, jeden z tych zas艂u偶onych,
a zbyt nami臋tnych i zapalnych oficer贸w, kt贸rzy szafuj膮
hojnie krwi膮 swoj膮 i 偶yciem, dla kt贸rych trud jest jedyn膮
podzi臋k膮, a 艣mier膰 jedyn膮 zap艂at膮.
Tymczasem w po艣rodku, mi臋dzy jednym polem bitwy a
drugim, bli偶szy wszelako Victora, Napoleon pozosta艂
wraz z gwardi膮 w Brylowie dla os艂ony most贸w. Zaata-
kowany przez czterokrotnie liczniejszego nieprzyjaciela,
w wyj膮tkowo niebezpiecznej pozycji, Victor dzielny sta-
wia艂 op贸r. Prawe skrzyd艂o korpusu, okalecza艂e wskutek
utraty dywizji genera艂a Partouneaux, opiera艂o si臋 o rzek臋.
Broni艂a go nadto do艣膰 znaczna bateria cesarza, ustawiona
na przeciwleg艂ym brzegu. G艂臋boki jar os艂ania艂 czo艂o
kolumny, lewy za艣 flank, odkryty ca艂kowicie, gubi艂 si臋
nieledwie w艣r贸d rozleg艂ego p艂askowzg贸rza powy偶ej
Studzianki.
28, o godzinie 10 rano, Wittgenstein zaatakowa艂 po raz
pierwszy trakt borysowski oraz lini臋 Berezyny, kt贸r膮
pragn膮艂 zdoby膰 a偶 po Studziank臋. Lecz powstrzyma艂o go
prawe skrzyd艂o francuskie, broni膮c dost臋pu do most贸w.
Na pr贸偶no rozci膮ga艂 Wittgenstein pu艂ki swoje, na
pr贸偶no usi艂owa艂 zdoby膰 w膮w贸z i znie艣膰 czo艂o kolumny
Victora.
Oko艂o po艂udnia wykorzysta艂 wreszcie swoj膮 przewag臋:
otoczy艂 i spycha膰 pocz膮艂 z zajmowanego stanowiska
lewe skrzyd艂o francuskie. Wszystko by艂oby wtedy
stracono, gdyby nie m臋stwo Fourniera i po艣wi臋cenie
Latour-Maubourga. Latour-Maubourg wraz z jazd膮 swoj膮
przeprawia艂 si臋 w艂a艣nie przez rzek臋; ujrzawszy jednak
niebezpiecze艅stwo, gro偶膮ce Victorowi,
zawr贸ci艂
niezw艂ocznie, Fournier za艣 skoczy艂 z odsiecz膮 na czele
dw贸ch pu艂k贸w: heskiego i bade艅skiego. Zwyci臋skie ju偶
prawie skrzyd艂o rosyjskie stan臋艂o jak wryte. Fournier
zaatakowa艂 je w贸wczas, trzykrotnie szar偶臋 ponawiaj膮c:
szeregi nieprzyjacielskie sp艂yn臋艂y krwi膮.
Noc zapad艂a, zanim czterdzie艣ci tysi臋cy Rosjan zdo艂a艂o
nadszarpn膮膰 sze艣ciotysi臋czny oddzia艂 ksi臋cia Belluno.
Marsza艂ek utrzyma艂 si臋 na wzg贸rzach Stud偶ianki, os艂a-
niaj膮c jeszcze mosty przed bagnetami 偶o艂nierzy Wittgen-
steina, nie mog膮c ju偶 natomiast ustrzec ich przed arty-
leri膮 lewego skrzyd艂a rosyjskiego.
W ci膮gu ca艂ego tego dnia po艂o偶enie IX korpusu by艂o
tym krytyczniejsze, 偶e w膮ski i chwiejny most stanowi艂
jedyn膮 drog臋 odwrotu, zapchan膮 nadto setkami woz贸w
oraz znaczn膮 liczb膮 maruder贸w. W miar臋 jak wzrasta艂a
zaciek艂o艣膰 walki, coraz wi臋ksza trwoga ogarnia艂a maru-
der贸w, coraz bardziej wzmaga艂 si臋 nie艂ad, podsycany
nieustannie najpierw widokiem rannych, nast臋pnie za艣
rykiem baterii rosyjskich i przera藕liwym 艂oskotem p臋ka-
j膮cych tu偶 nad g艂owami pocisk贸w.
Popychano si臋 i t艂oczono wzajemnie. I ten olbrzymi
t艂um, wraz z ko艅mi i wozami, tworzy艂 nad rzek膮 jak
gdyby potworne, drgaj膮ce cielsko. Oko艂o po艂udnia p臋ka膰
nad nim j臋艂y z hukiem straszliwe bomby, szrapnele i
kartacze. Rozpacz ogarn臋艂a wszystkich!
W贸wczas to, wobec grozy istotnego niebezpiecze艅stwa,
wysz艂a na jaw bezdenna pod艂o艣膰 lub te偶 wznios艂a szla-
chetno艣膰 serc ludzkich; w贸wczas to ujrzano czyny ohyd-
ne obok niesko艅czonej ofiarno艣ci. Zale偶nie od charakteru
i usposobienia — jedni, zdecydowani i w艣ciekli, ostrzem
szabli torowali sobie drog臋; inni, bardziej okrutni, a tak
chciwi i sk膮pi, 偶e baga偶e wi臋ksz膮 przedstawia艂y dla nich
warto艣膰 ani偶eli 偶ycie towarzyszy niedoli, mia偶d偶yli
nielito艣ciwie pod ko艂ami swoich woz贸w tych wszystkich,
kt贸rzy nie chcieli lub te偶 nie mogli
ust膮pi膰 im z drogi. Inni jeszcze, pod wp艂ywem ob艂臋dnej
trwogi, rzewnym zanosz膮c si臋 p艂aczem, przy wt贸rze
j臋k贸w i b艂agalnych okrzyk贸w gin臋li w odm臋tach tej
ludzkiej, wzburzonej fali. Niekt贸rzy za艣, zw艂aszcza cho-
rzy i ranni, dobrowolnie rezygnowali z 偶ycia, a usu-
n膮wszy si臋 na bok, spogl膮dali t臋pym, os艂upia艂ym wzro-
kiem na te 艣nie偶ne pola, kt贸re przygarn膮膰 ich mia艂y na
wieczny sen.
Wielu spo艣r贸d tych, kt贸rzy pierwsi rzucili si臋 w ten
zrozpaczony t艂um, a nie mog膮c przedosta膰 si臋 inaczej,
bokiem pr贸bowali wdrapa膰 si臋 na most, zepchni臋to do
wody, nie bacz膮c, czy s膮 to m臋偶czy藕ni, czy te偶 kobiety
lub dzieci. Pomi臋dzy ostrymi zwa艂ami kry widziano tam
matki, kt贸re do ko艅ca broni艂y 偶ycia swoich dzieci, kt贸re
ton膮c ju偶, ostatnim przeb艂yskiem 艣wiadomo艣ci wznosi艂y
je ponad wod臋 w skostnia艂ych, martwiej膮cych ramio-
nach!
Na domiar niedoli, w chwili najwi臋kszego 艣cisku i za-
mieszania za艂ama艂 si臋 most przeznaczony dla artylerii.
Na pr贸偶no usi艂owa艂a cofn膮膰 si臋 id膮ca przodem kolumna:
nie艣wiadom katastrofy, s艂ysz膮c jedynie krzyki tych, co
szli z ty艂u, t艂um zepchn膮艂 j膮 niebawem w g艂膮b m臋tnej
topieli, dok膮d sam z kolei zosta艂 zepchni臋ty.
Wszystko rzuci艂o si臋 w贸wczas w stron臋 drugiego
mostu. Nadci膮ga艂y zewsz膮d ci臋偶kie furgony, wozy i dzia-
艂a. Zje偶d偶a艂y p臋dem ze stromego, wyboistego zbocza,
wzajemnie zaczepiaj膮c si臋 i przewracaj膮c, mia偶d偶膮c i
tratuj膮c tych wszystkich, kt贸rzy nie zd膮偶yli w czas si臋
usun膮膰. Ca艂e szeregi wyl臋k艂ych, nieprzytomnych ze stra-
chu ludzi potyka艂y si臋 w贸wczas o te niespodziewane
przeszkody i gin臋艂y niebawem zduszone, zdeptane, pod
nogami nap艂ywaj膮cych nieustannie t艂um贸w!
Fala sz艂a za fal膮, wci膮偶, nieprzerwanie. Coraz g艂o艣niej
d藕wi臋cza艂y okrzyki b贸lu i w艣ciek艂o艣ci! W tym okropnym
t艂oku, deptani i tratowani n臋dzarze wili si臋 pod nogami
kamrat贸w, drapi膮c i k膮saj膮c. Tamci za艣 odpychali ich
bez lito艣ci jak wrog贸w.
W艣r贸d nich 偶ony i matki przyzywa艂y rozpaczy pe艂nym
g艂osem m臋偶贸w swoich i dzieci, od kt贸rych w jednej
chwili oddziela艂 ich bezpowrotnie oszala艂y t艂um; lecz na
pr贸偶no wyci膮ga艂y d艂onie, b艂aga艂y, aby dozwolono im
zbli偶y膰 si臋 do tych najdro偶szych: niebawem uniesione
tym straszliwym pr膮dem — i one r贸wnie偶 gin臋艂y nie-
postrze偶enie, na zawsze. Ponury 艣wist gwa艂townej wi-
chury, ryk armat, trzask wal膮cych si臋 drzew, huk p臋ka-
j膮cych pocisk贸w, z艂orzeczenia, krzyki i przekle艅stwa
t艂umi艂y wszystko: ob艂膮kany z trwogi t艂um nie s艂ysza艂
j臋ku w艂asnych ofiar!
Najszcz臋艣liwsi dotarli wprawdzie do mostu, lecz
dotarli dlatego jedynie, i偶 deptali niemi艂osiernie po
stosach konaj膮cych i rannych, nie szcz臋dz膮c nikogo —
ni kobiet, ni dzieci. A i w贸wczas nawet, gdy stan臋li na
mo艣cie, gdzie uwa偶ali si臋 ju偶 za ocalonych, przewraca-
j膮cy si臋 w贸z, za艂amana lub usuni臋ta deska zatrzymywa艂y
wszystko co chwila.
Na przeciwleg艂ym brzegu, opodal mostu, rozleg艂e bag-
nisko, usiane setkami na wp贸艂 zatopionych koni i wo-
z贸w, utrudnia艂o jeszcze i op贸藕nia艂o poch贸d. Na tej jedy-
nej desce ratunku, w艣r贸d tych najn臋dzniejszych spo艣r贸d
n臋dzarzy, zawrza艂a w贸wczas ohydna, pot臋pie艅cza walka,
w kt贸rej najsilniejsi spychali do wody najs艂abszych i nie
odwracaj膮c nawet g艂owy, oboj臋tni na pro艣by, j臋ki i
przekle艅stwa towarzyszy swoich lub dow贸dc贸w, o
w艂asnym tylko my艣l膮c ocaleniu — we w艣ciek艂ym za-
pami臋taniu torowali sobie drog臋.
Sk膮din膮d jednak, ile szlachetnych ofiar, ile przyk艂ad贸w
najwi臋kszego, najszczytniejszego po艣wi臋cenia, kt贸rego
brak czasu i miejsca nie dozwala mi nale偶ycie opisa膰!
Widziano tam 偶o艂nierzy i oficer贸w, jak zaprz臋gali si臋 do
sanek, a偶eby tylko wydrze膰 tej przekl臋tej krainie
krwawy jej 艂up — chorych i rannych towarzyszy broni.
Dalej nieco, poza t艂umem, wierni 偶o艂nierze stali nieru-
chomo na stra偶y przy konaj膮cych oficerach, kt贸rzy od-
dali si臋 pod ich opiek臋; na pr贸偶no ranni namawiali
wiarus贸w do ratowania w艂asnego 偶ycia: wierni do ko艅ca,
nie ruszali si臋 z miejsca, spokojnie oczekuj膮c 艣mierci lub
niewoli!
Powy偶ej pierwszego mostu, w chwili gdy m艂ody Lau-
riston wskakiwa艂 do wody, a偶eby wykona膰 jak najpr臋-
dzej rozkazy cesarza, posz艂a pod l贸d w膮t艂a brzozowa
艂贸deczka, w kt贸rej przeprawia艂a si臋 matka i dwoje dzieci.
Dostrzeg艂 to artylerzysta, t艂ocz膮cy si臋 wraz z innymi u
wej艣cia na most. Zapominaj膮c w贸wczas o sobie,
zeskakuje z mostu, walczy z fal膮 i kr膮, dobywa ostatka
si艂 i wy艂awia w ko艅cu jedn膮 z nieszcz臋snych ofiar. By艂o
to m艂odsze z owych dwojga dzieci. Z rozpaczliwym 艂ka-
niem biedactwo przyzywa艂o matk臋 i s艂yszano, jak pocz-
ciwy kanonier utula艂 je i pociesza艂: „Nie p艂acz, male艅st-
wo! Nie potom wyci膮ga艂 ci臋 z wody, a偶eby porzuci膰 ci臋
teraz na brzegu, na obcej ziemi. B臋d臋 ci odt膮d ojcem i
matk膮. Nie p艂acz!".
Noc z 28 na 29 zwi臋kszy艂a jeszcze ogrom kl臋ski.
Nocny mrok nie zdo艂a艂 os艂oni膰 maruder贸w przed
armatami rosyjskimi. Na bia艂ym tle 艣niegiem okrytych
brzeg贸w czarna, hucz膮ca, sk艂臋biona masa ludzi, woz贸w i
koni odcina艂a si臋 tak wyra藕nie, 偶e kanonierzy rosyjscy
celowa膰 mogli jak za dnia.
Pop艂och wzm贸g艂 si臋, gdy oko艂o dziewi膮tej wiecz贸r
Victor j膮艂 cofa膰 si臋, przebojem toruj膮c swoim dywizjom
straszliw膮, krwaw膮 drog臋 w艣r贸d tych, kt贸rych dotychczas
os艂ania艂. Mimo to jednak, jakkolwiek pozostawiono
jeszcze w Studziance oddzia艂y tylnych stra偶y, t艂um —
b膮d藕 to dlatego, 偶e skostnia艂y by艂 od zimna, b膮d藕 te偶 na
skutek nadmiernej chciwo艣ci i zbytniego przywi膮zania do
baga偶y — nie chcia艂 skorzysta膰 z tej ostatniej nocy,
a偶eby przeprawi膰 si臋 na przeciwleg艂y brzeg. Na pr贸偶no
podpalono wozy i furgony. Rankiem dopiero, poniew-
czasie ju偶, j臋li t艂oczy膰 si臋 wszyscy na most. By艂o wp贸艂 do
dziewi膮tej, gdy ujrzawszy zbli偶aj膮cych si臋 Rosjan —
Ebl茅 most podpali艂.
Kl臋ska dosz艂a do zenitu. Na rosyjskim brzegu pozosta艂
kilkutysi臋czny t艂um m臋偶czyzn, kobiet i dzieci, znaczna
liczba woz贸w i trzy dzia艂a. Nieszcz臋艣ni maruderzy
b艂膮kali si臋 gromadkami nad wod膮. Jedni usi艂owali prze-
by膰 j膮 wp艂aw; drudzy sadowili si臋 na p艂yn膮ce z pr膮dem
od艂amy kry; inni wreszcie p臋dzili na o艣lep, prosto w p艂o-
mienie pal膮cego si臋 mostu i zapadali w g艂臋bin臋 razem ze
szcz膮tkami zw臋glonych na po艂y desek i belek, straszliw膮,
podw贸jnie okrutn膮 gin膮c 艣mierci膮. Niebawem setki
sztywnych zw艂ok ludzkich sp艂ywa膰 j臋艂y na powierzchni臋
i wraz z kr膮 otacza膰 偶a艂obnym wie艅cem wszystkie prz臋s-
艂a mostu. Reszta maruder贸w dosta膰 si臋 mia艂a w r臋ce
Rosjan. Wittgenstein zaj膮艂 wzg贸rza Studzianki w nies-
pe艂na godzin臋 po odej艣ciu Ebl茅go, a jakkolwiek 偶adnego
nie odni贸s艂 zwyci臋stwa, zebra艂 wreszcie wszystkie jego
plony.
Wielka Armia, bez艂adnie st艂oczona na litewskim brze-
gu, cofa艂a si臋 tymczasem w kierunku Ziembina. Ca艂a ta
po艂a膰 kraju sk艂ada si臋 z rozleg艂ej, lasami poros艂ej wy-
偶yny, kt贸r膮 przecinaj膮 liczne, leniwo p艂yn膮ce rzeczki i
strumienie, tworz膮c w po艣rodku olbrzymie bagno. Zdu-
miona, r贸wnocze艣nie radosna i trwo偶na armia przesz艂a
przez bagna po trzech kolejno po sobie nast臋puj膮cych
mostach, z kt贸rych ka偶dy liczy艂 blisko tysi膮c osiemset
st贸p d艂ugo艣ci.
Wspania艂e te mosty, zbudowane z grubych sosnowych
bierwion, zaczyna艂y si臋 ju偶 w odleg艂o艣ci kilku wiorst od
rzeki. Ostatnio zajmowa艂 je Czaplic. U wej艣cia na pierw-
szy most powalone drzewa, olbrzymi stos wi贸r贸w i chru-
stu zdawa艂y si臋 wskazywa膰 mu, co czyni膰 nale偶a艂o. Lada
iskra by艂aby zreszt膮 wystarczaj膮ca, a偶eby wznieci膰 po偶ar.
A w贸wczas pr贸偶nymi by艂yby usi艂owania nasze, pr贸偶n膮
— przeprawa przez Berezyn臋. Uwi臋ziona mi臋dzy
bagnami a rzek膮, na niewielkiej, zupe艂nie pustej prze-
strzeni, pozbawiona wszelkiego schronienia i wszelkiej
mo偶no艣ci zaopatrywania si臋 w 偶ywno艣膰, Wielka Armia
niew膮tpliwie by艂aby zmuszona wraz z cesarzem podda膰
si臋 bez walki!
W tym istotnie beznadziejnym po艂o偶eniu, wobec grozy
ca艂kowitej zag艂ady, gdy wszystko zwraca艂o si臋 przeciwko
nam, a wychodzi艂o na korzy艣膰 Rosjan, dziwna niemoc
ogarn臋艂a wszystkich wodz贸w rosyjskich. Kutuzow
przyby艂 nad Dniepr, do Kopic, w贸wczas dopiero, gdy
Napoleon bliski ju偶 by艂 Berezyny; Wittgenstein nie po-
trafi艂 znie艣膰 tylnych stra偶y francuskich; Czyczagow zo-
sta艂 pobity. Z osiemdziesi臋ciu tysi臋cy ludzi cesarz ocali膰
zdo艂a艂 sze艣膰dziesi膮t tysi臋cy.
Na czele nielicznej ju偶, zdziesi膮tkowanej gwardii nie
maj膮cej dachu nad g艂ow膮, przy ruinach wsi Bry艂owa,
strzeg艂 do ostatka tych tragicznych brzeg贸w. W dzie艅
gwardia chwyta艂a za bro艅 i stawa艂a szeregami w bojo-
wym szyku, w nocy pali艂a ogniska, tworz膮c dooko艂a
cesarza spoisty, bagnetami wart naje偶ony czworobok:
skuleni na swoich plecakach, a偶eby mniej odczuwa膰 g艂贸d
i zimno, z 艂okciami na kolanach, a g艂ow膮 wspart膮 na
d艂oniach — drzemali przy ognisku starzy grenadierzy.
W ci膮gu tych trzech dni i tych trzech nocy, niezmor-
dowany, wci膮偶 czynny, staraj膮c si臋 ogarn膮膰 r贸wnocze艣nie
wszystko i wsz臋dzie by膰 obecnym — Napoleon energi膮
swoj膮 i rozkazami podtrzyma艂 II korpus, os艂oni艂 IX i
przepraw臋 artylerii i wraz z genera艂em Ebl茅 wszelkich
do艂o偶y艂 stara艅, a偶eby ocali膰 jak najwi臋ksz膮 liczb臋 ludzi,
woz贸w i armat. Osobi艣cie wyprawi艂 r贸wnie偶 szcz膮tki
Wielkiej Armii do Ziembina, gdzie wyprzedzi艂 go by艂
ksi膮偶臋 Eugeniusz.
Zauwa偶ono, i偶 w stosunku do tych marsza艂k贸w, kt贸rych
korpusy doszcz臋tnie zosta艂y rozbite, cesarz tak odnosi艂
si臋 i takie wydawa艂 rozkazy, jak gdyby rozporz膮dzali oni
jeszcze tysi膮cami sprawnego i karnego 偶o艂nierza. Jeden z
nich, z u艣miechem pe艂nym goryczy, zwr贸ci艂 na to uwag臋
Napoleona i natychmiast wylicza膰 j膮艂 szczeg贸艂owo straty
przez si臋 poniesione. Zdecydowany wszelako 偶adnych
nie przyjmowa膰 raport贸w, z obawy, i偶by nie
przekszta艂ci艂y si臋 niebawem w skargi i utyskiwania,
cesarz 偶ywo przerwa艂 mu: „Dlaczego chcesz pan
pozbawi膰 mnie spokoju?". A poniewa偶 marsza艂ek nie
zaprzesta艂 skarg, zmusi艂 go do milczenia, powtarzaj膮c po
raz wt贸ry: „Pytam pana, w jakim celu chcesz pozbawi膰
mnie spokoju?". To odezwanie si臋 cesarza w takiej chwili
zdradza tajemnic臋 owego spokoju, kt贸rego 偶膮da艂
zar贸wno od siebie, jak od innych.
W ci膮gu tych niezapomnianych, okropnych dni dzie-
si膮tki trup贸w otacza艂y codziennie mogilnym wie艅cem
ognie biwak贸w. Byli tam ludzie wszelkich narodowo艣ci,
wszelkich stopni i stanowisk, starzy i m艂odzi, ministro-
wie, genera艂owie, intendenci. Szczeg贸lniejsz膮 uwag臋
zwraca艂 jeden z ostatnich przedstawicieli magnaterii
ancien r茅gime'u, minionej bezpowrotnie epoki rycerskich
czyn贸w i niefrasobliwego wdzi臋ku. Zawsze weso艂y, z
niezm膮con膮 pogod膮 w bystrych 藕renicach, ten sze艣膰-
dziesi臋cioletni oficer sztabu siada艂 co rano na pniu zwa-
lonego drzewa i mimo hucz膮cych dooko艂a strza艂贸w ar-
matnich, mimo ryku rozpasanych 偶ywio艂贸w — fryzowa膰
kaza艂 i pudrowa膰 mlecznobia艂e w艂osy, pogardliwie
oboj臋tny na wszystko, co mog艂oby zagra偶a膰 mu osobi艣-
cie. Ko艂o niego 艣wiatlejsi oficerowie uczone prowadzili
rozmowy i jak gdyby niepomni cierpie艅, spowodowanych
przez mro藕ny wiatr p贸艂nocny, ci synowie epoki, kt贸r膮
r贸偶ne odkrycia zach臋ca艂y do naukowego wyja艣niania
wszystkiego, zastanawiali si臋 nad przyczyn膮 sta艂ego
kierunku tych lodowatych podmuch贸w.
Inni za艣 przygl膮dali si臋 z ciekawo艣ci膮 symetrycznej,
sze艣ciok膮tnej krystalizacji p艂atk贸w 艣nie偶nych, osiadaj膮-
cych na w艂osach i odzieniu.
Ciekawe zjawisko kilkakrotnych refleks贸w tarczy s艂o-
necznej, odbijaj膮cej si臋 w lotnych igie艂kach lodowych,
sta艂o si臋 przedmiotem pilnych bada艅, a jednocze艣nie roz-
rywk膮, kt贸ra dozwala艂a zapomnie膰 na chwil臋 o g艂odzie i
n臋dzy.
29, wraz z gwardi膮 i zdezorganizowanym ju偶 IX kor-
pusem, opu艣ci艂 cesarz brzegi Berezyny. Przed nim szli
maruderzy wszelkiej broni i narodowo艣ci. Poprzedniego
dnia II i IX korpus oraz dywizja D膮browskiego liczy艂y
jeszcze czterna艣cie tysi臋cy ludzi; obecnie za艣, z wyj膮t-
kiem niespe艂na sze艣ciu tysi臋cy, by艂 to bez艂adny, mil-
cz膮cy t艂um, w kt贸rym zgin臋艂y r贸偶nice broni, zgin臋艂y
dywizje, brygady i pu艂ki.
Noc, g艂贸d, zimno, 艣mier膰 wielu oficer贸w, utrata baga偶y
pozosta艂ych za rzek膮, ci膮g艂e dezercje, straszliwy widok
rannych, kt贸rych na obu brzegach zostawiono na pastw臋
kozak贸w, a kt贸rzy tarzali si臋 z rozpaczy na skrwawio-
nym 艣niegu — by艂y to niew膮tpliwie czynniki rozk艂adu i
dezorganizacji. Niedobitki spod Moskwy wch艂on臋艂y w
siebie karne dotychczas szeregi Victora i Oudinota.
Nie by艂a to ju偶 armia, jeno sze艣膰dziesi臋ciotysi臋czny
t艂um Francuz贸w, Niemc贸w i Polak贸w — je藕d藕c贸w, pie-
chur贸w i artylerzyst贸w. Wszyscy szli razem, bez 艂adu i
sk艂adu. Armaty i furgony toczy艂y si臋 艣rodkiem drogi,
mi臋dzy lud藕mi, nie otrzymawszy 偶adnych innych in-
strukcji pr贸cz rozkazu jak najszybszego posuwania si臋
naprz贸d.
Tote偶 w miar臋 jak go艣ciniec zw臋偶a艂 si臋 lub rozszerza艂,
na dnie mrocznych jar贸w i w艣r贸d rozleg艂ych, pustynnych
r贸wnin — wzajemnie mia偶d偶ono si臋 i tratowano, a偶eby
rozpierzchn膮膰 si臋 nast臋pnie po okolicy w poszukiwaniu
strawy i jakiegokolwiek schronienia. W ten spos贸b o
zmierzchu ju偶 dotar艂 Napoleon do Kamienia. Lokowano
si臋, gdzie kto m贸g艂. Je艅c贸w rosyjskich, wzi臋tych do
niewoli poprzedniego dnia, cesarz zamkn膮膰 kaza艂 w
ogromnych szopach, gdzie wygin臋li niemal doszcz臋tnie z
g艂odu i zimna.
30 stan膮艂 w Pleszczenicach. Ranny w ostatnim spotka-
niu, ksi膮偶臋 Reggio cofn膮艂 si臋 by艂 tam poprzedniego dnia,
z czterdziestu oficerami i 偶o艂nierzami. S膮dzi艂, i偶 w bez-
piecznym ju偶 znajduje si臋 schronieniu, gdy wtem znacz-
ny oddzia艂 rosyjski, z艂o偶ony ze stu pi臋膰dziesi臋ciu huza-
r贸w, czterdziestu kozak贸w, z dwoma dzia艂ami, wszed艂
do miasteczka pod wodz膮 genera艂a 艁a艅skoja.
S艂aba eskorta Oudinota rozproszona by艂a po mie艣cie.
Skrzykn膮wszy siedemnastu wiernych towarzyszy, mar-
sza艂ek zamkn膮艂 si臋 w drewnianym domu, zdecydowany
broni膰 si臋 do ostatniego tchu. I strza艂y tej szczup艂ej
garstki tak celnymi by艂y, obrona tak waleczna, 偶e zdzi-
wiony nieprzyjaciel opu艣ci艂 miasteczko, zaj膮艂 pobliskie
wzg贸rze i stamt膮d dopiero j膮艂 ostrzeliwa膰 miniaturow膮
redut臋. Traf zrz膮dzi艂, 偶e i w tej utarczce dzielny mar-
sza艂ek odni贸s艂 ran臋.
Ukaza艂y si臋 wreszcie id膮ce w awangardzie cesarskiej
dwa bataliony Westfalczyk贸w, kt贸rzy, nie mog膮c zo-
rientowa膰 si臋 na razie, kogo w艂a艣ciwie nale偶y broni膰,
dopiero po d艂u偶szym namy艣le i nie bez obawy oswobo-
dzili ksi臋cia Reggio.
Rankiem 3 grudnia przyby艂 Napoleon do Mo艂odeczna.
By艂 to ostatni punkt, w kt贸rym Czyczagow m贸g艂 go
uprzedzi膰. Pogoda pi臋kna by艂a, dzie艅 s艂oneczny, mr贸z
niewielki. Znaleziono tam obfite zapasy fura偶u i troch臋
偶ywno艣ci. R贸wnocze艣nie nadci膮gn臋艂y zewsz膮d od dawna
ju偶 oczekiwane sztafety. Polacy ruszyli natychmiast do
Warszawy przez Olit臋, spieszeni je藕d藕cy przez Merecz
do Niemna; reszta za艣 posuwa膰 si臋 mia艂a traktem, kt贸ry
wiedzie z Mo艂odeczna do Wilna.
Nic nie zdradza艂o dotychczas, 偶eby Napoleon powzi膮艂
by艂 projekt opuszczenia armii, gdy wtem, oko艂o po艂udnia,
o艣wiadczy艂 znienacka Durocowi i hrabiemu Daru, 偶e
wyje偶d偶a wkr贸tce i wraca do Francji.
Daru nie chcia艂 uzna膰 nieodzownej potrzeby tego wy-
jazdu, twierdz膮c: ,,偶e niebezpiecze艅stwo min臋艂o ju偶, a
komunikacja zosta艂a przywr贸cona, 偶e ka偶dy krok zbli偶a膰
nas b臋dzie ku posi艂kom, nadsy艂anym z Pary偶a i z
Niemiec". Lecz cesarz odpar艂: „呕e obecnie nie czuje si臋
na tyle silnym, a偶eby oddziela膰 si臋 Prusami od Francji.
Czy偶 obecno艣膰 jego istotnie potrzebna jest tam, gdzie
pogrom sta艂 si臋 faktem dokonanym? Do艣膰 b臋dzie Euge-
niusza i Murata, a偶eby armi臋 poprowadzi膰 — a Neya,
a偶eby j膮 os艂oni膰."
„呕e konieczny jest powr贸t jego do Francji, kt贸r膮
uspokoi膰 winien i uzbroi膰; 偶e stamt膮d 艂atwiej mu b臋dzie
utrzyma膰 w ryzach Niemc贸w, nast臋pnie za艣 zebra膰 nowe,
liczne wojska i wyruszy膰 na ratunek resztkom Wielkiej
Armii."
„Zanim jednak cel zostanie osi膮gni臋ty, czy偶 nie jest
bezpieczniej przeby膰 incognito terytorium mocarstw
sprzymierzonych, przesz艂o czterysta mil, tak, a偶eby po-
dr贸偶 ta przesz艂a niepostrze偶enie, a偶eby wie艣膰 o kl臋sce nie
zdo艂a艂a jeszcze rozej艣膰 si臋 po ca艂ej Europie, a偶eby mo偶na
by艂o uprzedzi膰 fataln膮 nowin臋 i zapobiec wszel-
kim jej skutkom? Nie ma zatem chwili do stracenia;
wybi艂a godzina odjazdu."
Waha艂 si臋 jedynie co do wyboru naczelnego wodza
mi臋dzy Muratem a Eugeniuszem. Ocenia艂 nale偶ycie ro-
zum i po艣wi臋cenie wicekr贸la. Lecz Murat 艣wietniejszym
by艂 reprezentantem, a chodzi艂o o to, a偶eby zaimponowa膰.
Eugeniusz pozosta膰 mia艂 przy boku kr贸la Neapolu; cha-
rakter jego, wiek oraz ni偶sze, b膮d藕 co b膮d藕, stanowisko,
dostateczn膮 by艂o r臋kojmi膮 subordynacji i poddania si臋
woli cesarskiej. Wicekr贸l 艣wieci膰 mia艂 przyk艂adem in-
nym marsza艂kom i genera艂om.
Pozosta膰 mia艂 nadto przy armii Berthier, nieodst臋pny
towarzysz cesarza, d艂ugoletni szafarz wszelkich 艂ask i
rozkaz贸w cesarskich. Nic wi臋c nie zmienia艂o si臋 ani w
formach zewn臋trznych, ani w organizacji, a wydane w
ten spos贸b dyspozycje, 艣wiadcz膮ce, i偶 cesarz zamierza
powr贸ci膰, jednocze艣nie utrzyma膰 mia艂y w ryzach pych臋
niekt贸rych genera艂贸w i zaszczepi膰 zbawienn膮 trwog臋 w
duszy jego najbardziej zagorza艂ych wrog贸w.
Takie by艂y pobudki kieruj膮ce Napoleonem. Caulain-
court otrzyma艂 niezw艂ocznie rozkaz przygotowania tego
wyjazdu, jak najwi臋ksz膮 zachowuj膮c tajemnic臋. Cesarz
wyjecha膰 mia艂 ze Smorgoni w nocy z 5 na 6 grudnia.
Jakkolwiek zgn臋biony wyjazdem cesarza, hr. Daru,
kt贸remu pozostawiono nadal ci臋偶kie brzemi臋 trosk ad-
ministracyjnych, milcz膮c wys艂ucha艂 rozkaz贸w; uwa偶a艂
bowiem, 偶e argumenty przytoczone przez Napoleona
do艣膰 wa偶ne s膮 i s艂uszne, a偶eby wykluczy膰 wszelki pro-
test. Odm贸wi艂 natomiast pos艂usze艅stwa stary, sterany
Berthier, kt贸ry od szesnastu lat nigdy nie roz艂膮cza艂 si臋 z
cesarzem i kt贸ry nie m贸g艂 pogodzi膰 si臋 z my艣l膮 rozstania.
Wynik艂o st膮d gwa艂towne starcie. Oburzony uporem
marsza艂ka, cesarz j膮艂 wypomina膰 mu z gniewem wszyst-
kie dobrodziejstwa, kt贸rymi obdarzy艂 go w ci膮gu d艂ugich
lat, wszystkie zaszczyty i ca艂膮 s艂aw臋, kt贸ra by艂a jedynie
odbiciem jego w艂asnej s艂awy, a kt贸r膮 zu偶ytkowa膰 chcia艂
obecnie dla dobra armii. W ko艅cu da艂 mu do namys艂u
dwadzie艣cia cztery godziny, po czym, w razie gdyby
marsza艂ek trwa艂 nadal w uporze, wr贸ci膰 mia艂 do Francji i
zamieszka膰 w dobrach swoich na wsi, z wyra藕nym
zakazem pojawiania si臋 kiedykolwiek w Pary偶u lub na
dworze cesarskim. Nazajutrz, 4 grudnia, Berthier
poda艂 si臋 ze smutkiem do dymisji, motywuj膮c to po-
desz艂ym wiekiem i z艂ym stanem zdrowia.
Lecz w tym samym czasie gdy Napoleon pocz膮艂 goto-
wa膰 si臋 do wyjazdu, przysz艂a znowu 艣nie偶yca i ostry,
trzaskaj膮cy mr贸z, jak gdyby zima P贸艂nocy, nie chc膮c
wypu艣ci膰 zdobyczy, podwoi艂a sw膮 srogo艣膰, aby jego po-
gn臋bi膰, a nas wytraci膰. Przy dwudziestu sze艣ciu stop-
niach mrozu dotarli艣my czwartego dnia do Bienicy.
Cesarz pozostawi艂 w Mo艂odecznie hrabiego Lobau oraz
kilkuset grenadier贸w gwardii. W Mo艂odecznie bowiem
droga, wiod膮ca od Ziembina, 艂膮czy si臋 z traktem mi艅sko-
-wile艅skim. Nale偶a艂o wi臋c strzec tego punktu a偶 do
nadej艣cia Victora, kt贸ry odda膰 go mia艂 z kolei pod opie-
k臋 Neya, gdy偶 wraz z II korpusem, dowodzonym przez
genera艂a Maisona, Ney os艂ania艂 po raz wt贸ry ty艂y Wiel-
kiej Armii.
Wieczorem 29 listopada, kiedy Napoleon opu艣ci艂
brzegi Berezyny, trzytysi臋czny oddzia艂 偶o艂nierzy II i III
korpusu przeby艂 pod wodz膮 Neya d艂ugie mosty wiod膮ce
przez bagna do Ziembina, pozostawiaj膮c za sob膮 dla
obrony tych偶e most贸w, nast臋pnie za艣 dla podpalenia ich
— genera艂a Maisona i kilkuset ludzi.
Atak Czyczagowa o tyle sp贸藕niony by艂, o ile gwa艂tow-
ny. Rosjanie poszli na bagnety. Mimo to jednak zostali
odparci. R贸wnocze艣nie Maison u艂o偶y膰 kaza艂 wzd艂u偶
most贸w kupy wi贸r贸w i chrustu, nie zu偶ytkowane przed
kilku dniami przez Czaplica. Gdy wszystko by艂o ju偶
gotowe, gdy nieprzyjaciel cofn膮艂 si臋, a noc zasnu艂a
mrokiem zar贸wno mosty, jak i ob贸z nieprzyjacielski,
Maison j膮艂 uchodzi膰 czym pr臋dzej, podpalaj膮c chrust i
wi贸ry. Ogie艅 strawi艂 niebawem belki, por臋cze i prz臋s艂a.
Zosta艂o jeno troch臋 偶u偶li i popio艂u, i grz膮skie
trz臋sawiska, kt贸re nie skrzep艂y jeszcze pod wp艂ywem
mrozu.
Trz臋sawiska te powstrzyma艂y Rosjan i zmusi艂y ich do
odwrotu. Tote偶 nazajutrz nic nie zak艂贸ci艂o spokoju Neya
i Maisona. Lecz trzeciego dnia, 1 grudnia, w pobli偶u
Pieszczenie ukaza艂a si臋 nagle ca艂a jazda nieprzyjacielska,
a przed ni膮, nieco na prawo, Doumerc i jego kirasjerzy.
W mgnieniu oka rozbieg艂y si臋 lotne pu艂ki rosyjskie,
otaczaj膮c naszych ze wszystkich stron.
R贸wnocze艣nie ujrza艂 Maison, 偶e wioska, przez kt贸r膮
mia艂 przechodzi膰, wype艂niona jest po brzegi t艂umem
maruder贸w. Na pr贸偶no ostrzega艂 ich przed gro偶膮cym im
niebezpiecze艅stwem. 艢lepy i g艂uchy na wszystko,
zg艂odnia艂y t艂um nie chcia艂 ruszy膰 si臋 z miejsca od kot艂贸w
ze straw膮, i w贸wczas dopiero, gdy Maison zepchni臋ty
zosta艂 do Leszczenic, gdy p臋ka膰 j臋艂y z hukiem bomby i
granaty, na widok pierwszych szereg贸w nieprzyjaciels-
kich nieszcz臋艣ni maruderzy rzucili si臋 do ucieczki i za-
pe艂nili wkr贸tce g艂贸wn膮 ulic臋 miasteczka.
Oddzia艂 Maisona znalaz艂 si臋 nagle w po艣rodku wyl臋k-
艂ego t艂umu, kt贸ry pcha艂 si臋 z takim impetem, 偶e 偶o艂nierze
utracili wszelk膮 swobod臋 ruch贸w, nie mog膮c nawet
w艂asn膮 pos艂ugiwa膰 si臋 broni膮. Bezsilny wobec ob艂膮ka-
nego trwog膮 mot艂ochu, Maison 艣cie艣ni膰 kaza艂 szeregi i
czeka膰, p贸ki nie przewali si臋 ta 偶ywa fala. Nadci膮gn臋艂a
w贸wczas kawaleria nieprzyjacielska, lecz i ona r贸wnie偶
nie zdo艂a艂a przedrze膰 si臋 i z wolna, ci臋偶kimi szablami
torowa艂a sobie drog臋.
Ujrzeli wreszcie Rosjanie Maisona i garstk臋 jego 偶o艂-
nierzy uszykowanych w zwart膮, bagnetami po艂yskuj膮c膮
kolumn臋. Na nieszcz臋艣cie, uciekaj膮c, ogarn臋li maruderzy
cz臋艣膰 naszych ludzi. Kolumna liczy艂a ju偶 tylko niespe艂na
o艣miuset 偶o艂nierzy. Sam jeden w艣r贸d rozleg艂ej r贸wniny,
wprost licznych pu艂k贸w nieprzyjacielskich, Maison
straci艂 od razu wszelk膮 nadziej臋 ocalenia; usi艂owa艂 jeno
dotrze膰 jakkolwiek do pobliskiego lasu, a偶eby drogo
sprzeda膰 tam 偶ycie, gdy wtem wysun膮艂 si臋 z le艣nej
g臋stwiny oddzia艂 Polak贸w, sk艂adaj膮cy si臋 z tysi膮ca
o艣miuset ludzi, a przyprowadzony przez Neya, kt贸ry na-
potka艂 go na drodze. Posi艂ki te powstrzyma艂y Rosjan i
os艂oni艂y nasz odwr贸t a偶 do Mo艂odeczna.
4 grudnia, oko艂o godziny czwartej po po艂udniu, Ney i
Maison dojrzeli miasteczko, kt贸re Napoleon opu艣ci艂 by艂
rankiem tego samego dnia. Czaplic szed艂 tu偶 za nimi.
Pozosta艂o Neyowi zaledwie sze艣ciuset ludzi. Liczebna
s艂abo艣膰 naszych tylnych stra偶y, zapadaj膮cy zmierzch
oraz widok bliskiego schronienia podnieci艂y zapa艂 ro-
syjskiego genera艂a. Hukn臋艂y strza艂y. Lecz Ney i Maison,
pewni, i偶 zgin膮 z g艂odu i zimna, je艣li dadz膮 zepchn膮膰 si臋
na trakt poza miasteczko, postanowili polec raczej.
ani偶eli ust膮pi膰.
Stan臋li wi臋c u wej艣cia g艂贸wnej ulicy, pod os艂on膮 do-
m贸w, a poniewa偶 wszystkie konie do armat zaprz臋偶one
dysza艂y ju偶 ostatkiem tchu, przeto wiedz膮c, i偶 nie uratuj膮
dzia艂, chcieli wyzyska膰 je jeszcze, i, ustawiwszy pot臋偶n膮
bateri臋, morderczy rozpocz臋li ogie艅. Zdziesi膮tkowana,
krwi膮 zbroczona kolumna Czaplica wkr贸tce sta-
n臋艂a. R贸wnocze艣nie jednak Czaplic rozporz膮dzaj膮cy wi臋-
kszymi si艂ami skierowa艂 cz臋艣膰 swoich ludzi ku innemu
wej艣ciu i ju偶 pierwsze szeregi rosyjskie wchodzi艂y do
Mo艂odeczna, gdy natkn臋艂y si臋 niespodziewanie na fran-
cuskie bagnety.
Traf zrz膮dzi艂, 偶e resztki IX korpusu, oko艂o czterech
tysi臋cy ludzi, pod wodz膮 Victora, zajmowa艂y jeszcze
przedmie艣cia. Zawrza艂a bezlitosna, nieub艂agana walka:
po kilkakro膰 wydzierano sobie wzajemnie pierwsze do-
my. Tak dla Rosjan, jak dla Francuz贸w celem wszystkich
usi艂owa艅 by艂o nie tyle zdobycie s艂awy, ile utrata czy te偶
zagarni臋cie
domostw,
stanowi膮cych bezpieczne
schronienie przed straszliwym mrozem. Dopiero o go-
dzinie jedenastej wiecz贸r zaniechali Rosjanie dalszej
walki i na wp贸艂 ju偶 zmarzni臋ci cofn臋li si臋 na nocleg do
pobliskich wiosek.
Ney i Maison s膮dzili, 偶e pocz膮wszy od Mo艂odeczna,
ksi膮偶臋 Belluno os艂ania膰 b臋dzie z kolei ty艂y armii. Lecz
nazajutrz, 5 grudnia, ujrzeli, 偶e wbrew przewidywaniu
ich, a w my艣l otrzymanych instrukcji, Victor wyszed艂 ju偶
by艂 z Mo艂odeczna i 偶e pozostali sami w miasteczku z
sze艣膰dziesi臋ciu lud藕mi. Pierzch艂o bowiem wszystko.
Klimat dokona艂 dzie艂a i ci sami 偶o艂nierze, kt贸rzy m臋偶nie
stawiali czo艂o wielekro膰 liczniejszym pu艂kom nieprzy-
jacielskim, pod wp艂ywem zimna rzucili bro艅, a偶eby zgi-
n膮膰 wkr贸tce gdzie艣 pod 艣nie偶n膮 zasp膮.
Maison, w kt贸rym si艂a ducha odpowiada艂a niezwyk艂ym
si艂om fizycznym, nie podda艂 si臋 losowi, lecz nie-
zw艂ocznie j膮艂 cofa膰 si臋 w dalszym ci膮gu a偶 do Bienicy,
zbieraj膮c po drodze wszelkiego rodzaju maruder贸w. Kil-
kudziesi臋ciu wiarus贸w, zbrojnych w karabiny, podtrzy-
mywa艂o do ko艅ca honor cesarskiej ariergardy. Lecz
chocia偶 szczup艂a, garstka ta dostateczn膮 by艂a, a偶eby
zniech臋ci膰 wrog贸w do ponownej walki. Rosjanie bo-
wiem, zmarzni臋ci tak jak i my, zmuszeni rozprasza膰 si臋
co wiecz贸r po wioskach i przysi贸艂kach, wychodzili tylko
za dnia i dniem szli za nami, nie o艣mielaj膮c si臋 wszelako
atakowa膰, gdy偶 mr贸z by艂 tak wielki, 偶e najmniejsza
zw艂oka grozi艂a 艣mierci膮, wykluczaj膮c tym samym
wszelk膮, zar贸wno zaczepn膮, jak odporn膮 akcj臋.
Zdumiony zachowaniem si臋 Victora, Ney do艣cign膮艂 go
niebawem i pocz膮艂 nak艂ania膰 do zatrzymania si臋, a gdy
ksi膮偶臋 Belluno odm贸wi艂 motywuj膮c to cesarskim rozka-
zem, Ney zaproponowa艂 mu w贸wczas, aby jemu odst膮pi艂
dow贸dztwo nad szcz膮tkami IX korpusu. Lecz Victor nie
chcia艂 zgodzi膰 si臋 ani na jedno, ani na drugie. Podobno w
trakcie tej rozmowy ksi膮偶臋 Moskwy uni贸s艂 si臋 szalonym
gniewem, kt贸ry nie podzia艂a艂 zreszt膮 zupe艂nie na
ch艂odnego i spokojnego Victora. Spraw臋 rozstrzygn膮艂 w
ko艅cu rozkaz cesarza: Victor os艂ania膰 mia艂 odt膮d armi臋, a
Ney powo艂any zosta艂 do Smorgoni.
Napoleon przyby艂 do Smorgoni w otoczeniu n臋dzarzy,
konaj膮cych z g艂odu i zimna, ale cho膰 sam ugina艂 si臋 pod
nadmiernym brzemieniem b贸lu i troski, nie zdradza艂
jednak 偶adnego wzruszenia na widok tych nieszcz臋snych
pu艂k贸w, kt贸re r贸wnie偶 nie burzy艂y si臋 i nie szemra艂y.
Wszelki bunt by艂, co prawda, niemo偶liwy, bo wsp贸lna
akcja wymaga zawsze pewnej sumy wysi艂k贸w, wymaga
jedno艣ci i zgody, nie istniej膮cej tam, gdzie si艂y wszyst-
kich bez wyj膮tku poch艂ania straszliwa walka z g艂odem,
zimnem i znu偶eniem, gdzie ogrom kl臋ski rozdrabnia t艂um
na tysi膮ce pojedynczych, w sobie zasklepionych istnie艅.
Widmom podobni, nieszcz臋艣ni 偶o艂nierze w ponurym szli
milczeniu, zachowuj膮c wszelkie fizyczne i umys艂owe
zasoby do walki z przyrod膮, zaabsorbowani wy艂膮cznie
jedn膮 my艣l膮, jednym cierpieniem. Potrzeby fizyczne
wch艂on臋艂y w siebie wszystk膮 moc ducha, ludzie 偶yli
bezmy艣lnie prawie, jak gdyby odruchowo, zachowuj膮c
dawn膮 karno艣膰 przez cze艣膰 dla pe艂nych chwa艂y
minionych lat, przez poczucie honoru i mi艂o艣膰 s艂awy,
kt贸r膮 podsyca艂o wspomnienie dwudziestoletniej ery try-
umf贸w i zwyci臋stw, kt贸ra gorza艂a jeszcze p艂omieniem w
ludzkich sercach i do bojowych zagrzewa艂a czyn贸w!
Dzi臋ki temu, 偶e oficer bywa艂 zazwyczaj ojcem swoich
偶o艂nierzy, 偶e dzieli艂 razem z nimi niebezpiecze艅stwa,
tryumfy i cierpienia, zachowa艂a si臋 r贸wnie偶 w ca艂o艣ci
dawna w艂adza dow贸dc贸w i dawny pos艂uch w艣r贸d pod-
komendnych. By艂a to zatem jak gdyby liczna, nie-
szcz臋艣ciem dotkni臋ta rodzina, kt贸rej g艂owa, wi臋cej mo偶e
ani偶eli ktokolwiek inny, godn膮 by艂a po偶a艂owania. Milcza艂
tedy cesarz, milcza艂a Wielka Armia. Smutek i szlachetna
duma po艂o偶y艂y piecz臋膰 na wszystkich ustach; duma
zakazywa艂a skarg, a do艣wiadczenie uczy艂o, jak dalece
by艂yby one bezowocne.
Tymczasem Napoleon wchodzi艂 po艣piesznie do osta-
tniej swojej kwatery. Spisano niebawem ostatnie jego
instrukcje i XXIX, a zarazem ostatni biuletyn Wielkiej
Armii. W prywatnych pokojach cesarza przedsi臋wzi臋to
nast臋pnie stosowne 艣rodki ostro偶no艣ci, a偶eby utrzyma膰
w tajemnicy zar贸wno sam wyjazd, jak i to wszystko, co
mia艂o go poprzedzi膰.
Lecz przeczucie nowego nieszcz臋艣cia zawis艂o nad oto-
czeniem cesarza: wszyscy pragn臋li i艣膰 za nim. Wszyst-
kich ogarn臋艂a nami臋tna t臋sknota za b艂臋kitnym niebem
Francji, za ciep艂em domowego ogniska, za kilkumie-
si臋cznym bodaj wypoczynkiem. Nikt jednak nie o艣mieli艂
si臋 g艂o艣no wyjawi膰 swoich pragnie艅, nikt nie zdradzi艂
miotaj膮cego nim niepokoju: honor i poczucie obowi膮zku
nakazywa艂y milczenie.
Nadesz艂a wreszcie noc, a wraz z noc膮 godzina, kt贸r膮
cesarz wyznaczy艂 by艂, a偶eby oznajmi膰 marsza艂kom i ge-
nera艂om ostateczn膮 swoj膮 decyzj臋. Wezwani zostali
wszyscy. W miar臋 jak przychodzili, zabiera艂 ich na po-
ufn膮 rozmow臋, i niebawem przekona艂 wszystkich po
kolei, i偶 t膮 tylko drog膮 b臋dzie mo偶na uratowa膰 reszt臋
Wielkiej Armii i zapobiec nast臋pstwom kl臋ski.
Ujrzawszy Davouta, powita艂 go serdecznie, pytaj膮c,
dlaczego od d艂u偶szego czasu marsza艂ek jest
niewidzialny, a gdy Davout odpar艂, 偶e obawia艂 si臋
narazi膰 swojemu monarsze, cesarz u艣miechn膮艂 si臋
dobrotliwie i d艂ugo rozmawia艂 z marsza艂kiem, zwierzaj膮c
mu si臋 z dalszych plan贸w i zamiar贸w, a nawet radzi艂 si臋
go, jak膮 ma jecha膰 drog膮.
艁askawym by艂 dla wszystkich. Przy stole za艣 podczas
kolacji chwali艂 ich za m臋stwo, za owe waleczne czyny,
kt贸re zdoby艂y im nie艣mierteln膮 chwa艂臋! O w艂asnej, nie-
ogl臋dnej 艣mia艂o艣ci powiedzia艂 tyle tylko: „Gdybym uro-
dzi艂 si臋 na tronie, gdybym by艂 Burbonem, 艂atwo m贸g艂-
bym unikn膮膰 takich pomy艂ek!".
Po wieczerzy kaza艂 przeczyta膰 ksi臋ciu Eugeniuszowi
sw贸j XXIX biuletyn, a oznajmiwszy wszystkim to, co
powierzy艂 poprzednio ka偶demu z osobna, o艣wiadczy艂:
„呕e tej偶e nocy wyje偶d偶a do Pary偶a razem z Durokiem, z
Caulaincourtem i z hrabi膮 Lobau; 偶e obecno艣膰 jego w
stolicy zar贸wno niezb臋dna jest dla Francji, jak i dla
szcz膮tk贸w nieszcz臋snej Wielkiej Armii; 偶e stamt膮d tylko
b臋dzie m贸g艂 powstrzyma膰 Austri臋 i Prusy, kt贸re nie-
w膮tpliwie waha膰 si臋 b臋d膮 z wypowiedzeniem wojny, gdy
ujrz膮 go zn贸w na czele narodu francuskiego i nowej
pot臋偶nej armii!".
O艣wiadczy艂 nadto: „偶e wysy艂a Neya przodem do Wilna
w celach reorganizacji; 偶e Rapp pomo偶e mu, a nast臋pnie
uda si臋 do Gda艅ska; 偶e Lauriston p贸jdzie do Warszawy, a
Narbonne do Berlina; 偶e sprawa nie jest jeszcze ca艂-
kowicie stracona; 偶e jego pu艂ki zostan膮 z armi膮, bo w
Wilnie trzeba b臋dzie chwyci膰 za bro艅 i odeprze膰 nie-
przyjaciela; 偶e w Wilnie jest Loison i de Wrede, s膮 po-
si艂ki, s膮 zapasy 偶ywno艣ci i amunicji; 偶e armia roz艂o偶y膰
si臋 ma na zimowe le偶e poza lini膮 Niemna; 偶e s膮dzi on, i偶
Rosjanie nie przekrocz膮 Wis艂y przed jego powrotem".
W ko艅cu rzek艂: „Mianuj臋 naczelnym wodzem kr贸la
Neapolu. Mam nadziej臋, 偶e b臋dziecie mu pos艂uszni, tak
jak i mnie, i 偶e panowa膰 b臋dzie w艣r贸d was jak najlepsza
zgoda!".
Wybi艂a dziesi膮ta. W贸wczas cesarz powsta艂, u艣cisn膮艂
serdecznie wszystkim d艂onie, wszystkich uca艂owa艂 — i
pojecha艂.
IX
ARMIA BEZ NAPOLEONA
rzyznaj臋, o towarzysze broni, 偶e zn臋kany
umys艂 m贸j odwraca艂 si臋 od straszliwych
wspomnie艅 tylu okropno艣ci! Doszed艂szy do
chwili, w kt贸rej Napoleon opu艣ci艂 armi臋,
s膮dzi艂em, i偶 nareszcie spe艂nione zosta艂o w
zupe艂no艣ci zadanie tej ksi膮偶ki. Za-
powiedzia艂em na wst臋pie, 偶e b臋d臋 si臋 stara艂 odtworzy膰 t臋
wielk膮 epok臋, w kt贸rej nar贸d nasz wzni贸s艂 si臋 na
najwy偶sze szczyty s艂awy, a偶eby run膮膰 nast臋pnie w prze-
pastna g艂臋bin臋 najwi臋kszej niedoli. Teraz wszelako, gdy
pozosta艂y mi jedynie opisy najokropniejszych cierpie艅 i
n臋dzy, dlaczego nie mia艂bym oszcz臋dzi膰 wam przykro艣ci
ich czytania, sobie za艣 偶a艂osnych wysi艂k贸w pami臋ci, kt贸-
ra porusza膰 b臋dzie li tylko popio艂y, liczy膰 tylko kl臋ski,
mogilnym tylko d膮偶y膰 szlakiem!
Poniewa偶 jednak by艂o nam sadzone doj艣膰 do ostatecz-
nych, niemal 偶e nieprawdopodobnych granic tak w
szcz臋艣ciu, jak w niedoli, postaram si臋 dotrzyma膰 wiernie
danego wam przyrzeczenia; a skoro historia notuje
skwapliwie ostatnie nawet chwile wielkich m臋偶贸w, jakim
prawem mia艂bym przemilcze膰 to ostatnie przed艣miertne
westchnienie Wielkiej Armii? Wielk膮 by艂a ona we
wszystkim: zar贸wno w szcz臋艣ciu, jak w niedoli, zar贸wno
w dniach zwyci臋stw i chwa艂y, jak w dniach kl臋ski i
rozpaczy! 艢wietno艣ci膮 s艂awy naszej i kirem 偶a艂oby
budzi膰 b臋dziemy po wsze czasy cze艣膰 i podziw! Jedyna
to, smutna pociecha, jaka nam jeszcze pozosta艂a;
niew膮tpliwie bowiem 艂oskot tak wielkiego upadku odez-
wie si臋 echem w艣r贸d przysz艂ych pokole艅, kt贸re otocz膮
nimbem nie艣miertelno艣ci zar贸wno wielk膮 niedol臋, jak
wielk膮 s艂aw臋!
Ze smutnym, wymuszonym u艣miechem na ustach Na-
poleon min膮艂 szybko t艂um oficer贸w, kt贸rzy ustawili si臋
rz臋dem u wej艣cia do kwatery cesarskiej, a偶eby raz
jeszcze po偶egna膰 go uroczystym milczeniem, wymow-
niejszym od s艂贸w. Cesarz i Caulaincourt wsun臋li si臋 w
g艂膮b pojazdu; nieodst臋pny Rustan oraz W膮sowicz, ka-
pitan gwardii cesarskiej, usiedli na ko藕le; Duroc i Lobau
mieli jecha膰 za nimi.
Eskortowali cesarza najpierw Polacy, nast臋pnie Ne-
apolita艅czycy z gwardii kr贸lewskiej. Opuszczaj膮c Wilno,
oddzia艂 ten liczy艂 sze艣ciuset ludzi, a zanim zn贸w tam
wr贸ci艂, wygin臋li wszyscy niemal 偶o艂nierze: zima by艂a
jedynym ich wrogiem. Tej偶e samej nocy Rosjanie zaj臋li i
opu艣cili Oszmian臋, miasteczko, przez kt贸re przechodzi膰
mia艂a eskorta. Wyjechawszy o godzin臋 wcze艣niej,
Napoleon by艂by wpad艂 w wir walki.
W Miednikach spotka艂 cesarz ksi臋cia Bassano i od razu
o艣wiadczy艂 mu: „呕e nie ma ju偶 armii; 偶e od kilku dni
rozpierzch艂y si臋 zupe艂nie pu艂ki, brygady i dywizje; 偶e
pozosta艂 jeno bez艂adny, wiecznie zg艂odnia艂y t艂um; 偶e
mo偶na by jeszcze zreorganizowa膰 go, rozdaj膮c chleb,
obuwie, mundury i bro艅, lecz 偶e intendentura wojskowa
nic nie zdo艂a艂a przewidzie膰, nie wykona艂a sumiennie ani
jednego rozkazu!". A gdy Maret uwiadomi艂 go o stanie
olbrzymich magazyn贸w wile艅skich, zawo艂a艂: „呕e spada
mu z serca ci臋偶ka troska! 偶e niezw艂ocznie przes艂a膰 nale偶y
Muratowi i Berthierowi rozkaz, w my艣l kt贸rego maj膮
zatrzyma膰 si臋 przez tydzie艅 w Wilnie, armi臋 zor-
ganizowa膰 i przywr贸ci膰 jej tyle si艂 i otuchy, a偶eby dalszy
odwr贸t mniej op艂akany by艂 ani偶eli dotychczas!".
Reszta podr贸偶y Napoleona odby艂a si臋 bez 偶adnych
przeszk贸d. Min膮艂 niepostrze偶enie Wilno i Wy艂kowyszki,
gdzie zamieni艂 pow贸z na sanki; zatrzyma艂 si臋 10 grudnia
w Warszawie, a偶eby zarz膮dzi膰 nowy, dziesi臋ciotysi臋czny
pob贸r, udzieli膰 w tym celu Polakom pewnego subsydium
i zapowiedzie膰 bliski powr贸t sw贸j na czele trzystu
tysi臋cy ludzi. Przeby艂 nast臋pnie 艢l膮sk, ujrza艂 po raz wt贸ry
Drezno i kr贸la saskiego, potem Hanau i Moguncj臋,
wreszcie Pary偶, w kt贸rym ukaza艂 si臋 niespodzianie 19
grudnia, w dwa dni po og艂oszeniu XXIX biuletynu.
Od Ma艂ojaros艂awca do Smorgoni ten w艂adca Europy
by艂 li tylko wodzem zdezorganizowanej, konaj膮cej armii.
Od Smorgoni po Ren by艂 jeno cudzoziemcem, podr贸偶u-
j膮cym incognito przez obce, wrogie terytorium. Poza
Renem za艣 odzyska艂 od razu dawn膮 moc, by艂 zn贸w pa-
nem i w艂adc膮 wszystkich niemal lud贸w Europy, zdo-
bywc膮, przed kt贸rym korzy艂o si臋 wszystko, kt贸rego wola
by艂a prawem, a 偶yczenie rozkazem.
Tymczasem w Smorgoniach genera艂owie aprobowali
najzupe艂niej wyjazd cesarza i nie tylko 偶e nie tracili
otuchy, lecz owszem, ca艂膮 pok艂adali w nim nadziej臋.
Nale偶a艂o jeno cofa膰 si臋 w dalszym ci膮gu, droga za艣 wolna
by艂a, a granica rosyjska niedaleko. Niebawem zreszt膮
otworzy膰 si臋 mia艂y bramy Wilna i podwoje olbrzymich
sk艂ad贸w i magazyn贸w; niebawem osiemnastotysi臋czny
korpus rezerwowy wzmocni膰 mia艂 i os艂oni膰 armi臋. Murat
i Berthier, zdani na siebie, s膮dzili wi臋c, i偶 zdo艂aj膮
pokierowa膰 odwrotem. Lecz w艣r贸d nie艂adu tego i
rozprz臋偶enia olbrzym tylko m贸g艂 podo艂a膰 zadaniu, a
olbrzym nikn膮艂 oto w oddali. Murat zbyt ma艂y by艂, a偶eby
zape艂ni膰 pozostawion膮 przeze艅 pustk臋.
Przekonano si臋 w贸wczas a偶 nadto dobrze, 偶e nikt nie
jest mocen zast膮pi膰 istotnie wielkiego cz艂owieka, b膮d藕 to
dlatego, 偶e duma jego podw艂adnych przed nikim innym
nie chce si臋 ukorzy膰 i do r贸wnie uleg艂ego nagi膮膰
pos艂usze艅stwa, b膮d藕 te偶 dlatego, 偶e zajmuj膮c si臋 oso-
bi艣cie wszystkim, o wszystkim my艣l膮c i wszystko prze-
widuj膮c, wychowa艂 jeno zr臋cznych, znakomicie wyszko-
lonych oficer贸w, a nie urobi艂 samodzielnych wodz贸w.
Ju偶 pierwszej nocy jeden z genera艂贸w odm贸wi艂 po-
s艂usze艅stwa. Marsza艂ek, komenderuj膮cy tyln膮 stra偶膮, do-
tar艂 nieledwie samotrze膰 do kr贸lewskiej kwatery. Ota-
cza艂a j膮 m艂oda i stara gwardia, razem oko艂o trzech tysi臋cy
ludzi. Tyle bowiem pozosta艂o z Wielkiej Armii. Lecz gdy
rozesz艂a si臋 wie艣膰 o odje藕dzie Napoleona, gdy nie sta艂o
ju偶 tego, kt贸ry przez d艂ugie lata osobi艣cie gwardi膮
kierowa艂 i kt贸remu ona z dum膮 s艂u偶y艂a, lekcewa偶膮c sobie
nowego wodza, weterani przestali surowej przestrzega膰
karno艣ci i rozpierzchli si臋 wkr贸tce tak, jak inne korpusy.
Wi臋kszo艣膰 pu艂kownik贸w, kt贸rzy szli dot膮d z wytrwa-
艂o艣ci膮 godn膮 podziwu, strzeg膮c do ko艅ca wraz z kilku
oficerami i 偶o艂nierzami pu艂kowych sztandar贸w, pocz臋艂a
wyzwala膰 si臋 spod wszelkich rozkaz贸w i na sobie tylko
polega膰. Niczym by艂a cudza n臋dza i cudza niedola: mi-
jano j膮, nie odwracaj膮c nawet g艂owy. Ka偶dy o siebie
tylko dba艂 i siebie jedynie pragn膮艂 ocali膰.
Wyjazd cesarza oraz nieudolno艣膰 kr贸la Neapolu nie
by艂y wszelako jedyn膮 przyczyn膮 tego rozproszenia si臋
szcz膮tk贸w armii; g艂贸wnym czynnikiem destrukcji by艂a
zima, straszliwy, trzaskaj膮cy mr贸z, kt贸ry pog艂臋bia艂 groz臋
sytuacji, kt贸ry zdawa艂 si臋 oddala膰 w niesko艅czono艣膰
Wilno i jego kwatery.
A偶 do Mo艂odeczna, do 4 grudnia, dnia, w kt贸rym
temperatura spad艂a nagle do 26 stopni, droga, jakkolwiek
ci臋偶ka, usiana by艂a znacznie mniejsz膮 liczb膮 trup贸w
ani偶eli przed Berezyn膮. Zawdzi臋czano to m臋stwu Neya i
Maisona, kt贸rzy powstrzymali nieprzyjaciela, zno艣niej-
szej temperaturze, jakim takim zasobom mniej spusto-
szonej i bogatej okolicy, temu wreszcie, 偶e tylko wy-
j膮tkowo zdrowi i silni ludzie zdo艂ali uj艣膰 艣mierci nad
brzegami Berezyny.
W owym bez艂adnym, r贸偶norodnym t艂umie powsta艂 i
utrzymywa艂 si臋 mimo wszystko pewien rodzaj orga-
nizacji. Maruderzy dzielili si臋 na setki drobnych grup,
z艂o偶onych z o艣miu do dziesi臋ciu ludzi. Niekt贸re z tych
gromadek posiada艂y jeszcze konia, kt贸ry b膮d藕 to d藕wiga艂
sk膮pe zapasy 偶ywno艣ci, b膮d藕 te偶 szed艂 luzem, b臋d膮c
przeznaczonym na spo偶ycie. Gar艣膰 艂achman贸w, kilka
garnk贸w, worek i kij — oto by艂o ca艂e odzienie i ca艂y
rynsztunek tych n臋dzarzy, kt贸rzy walczyli ju偶 tylko z
g艂odem i ch艂odem. Posz艂y w strz臋py mundury, porzucona
zosta艂a bro艅, zapomniana karno艣膰, lecz pozosta艂 dawny
hart, pozosta艂o d艂ugoletnie przyzwyczajenie do cierpie艅 i
niebezpiecze艅stwa i 偶ywy, szybko orientuj膮cy si臋 umys艂.
Na ostatek, w艣r贸d uzbrojonych jeszcze 偶o艂nierzy,
ur膮gliwe przezwisko, kt贸rym darzyli wszystkich
maruder贸w, wywiera艂o dotychczas niezaprzeczenie do-
datni wp艂yw.
Lecz pocz膮wszy od Mo艂odeczna i odjazdu Napoleona,
Z chwil膮 gdy j臋艂a si臋 sro偶y膰 mro藕na zima, wszystkim
r贸wnie dotkliwie daj膮ca si臋 we znaki, prys艂a organizacja,
rozpierzch艂y si臋 owe grupki, kt贸re walczy艂y przeciwko
niedoli. Ka偶dy siebie tylko broni艂, siebie strzeg艂 i
ratowa艂. Najlepsze nawet jednostki utraci艂y wszelk膮
godno艣膰 osobist膮; zatar艂y si臋 granice mi臋dzy z艂em a do-
brem; zagas艂a w duszach nadzieja, zagas艂a wiara w ja-
k膮kolwiek lepsz膮 przysz艂o艣膰; nie by艂o ju偶 s臋dzi贸w ani
nawet 艣wiadk贸w, by艂y jeno ofiary!
Znik艂y odt膮d wszelkie r贸偶nice spo艂eczne, rozlu藕ni艂y si臋
wi臋zi przyja藕ni i braterstwa broni. Nadmiar cierpienia
upodla艂 ludzi. G艂贸d straszliwy, nigdy nie nasycony
g艂贸d t艂umi艂 wszystko co szlachetniejsze, wszystkie le-
psze, wznio艣lejsze pierwiastki, rozwijaj膮c natomiast po-
t臋偶ny, brutalny instynkt samozachowawczy, ten jedyny
rozum najdzikszych drapie偶nik贸w. Pos臋pna, dzika przy-
roda zdawa艂a si臋 przelewa膰 w dusze ludzkie niepoha-
mowan膮 gwa艂towno艣膰 艣nie偶nych zawiei i mro藕nych wi-
chr贸w P贸艂nocy. Z wszelkiej wyzuci lito艣ci, silniejsi ob-
dzierali s艂abszych, rabowali konaj膮cych, cz臋stokro膰 nie
czekaj膮c nawet, a偶 ostatnie wydadz膮 tchnienie. Je艣li pad艂
gdzie ko艅, otacza艂 go zaraz zwarty, rozko艂ysany t艂um na
kszta艂t sfory zg艂odnia艂ych ps贸w, ludzie t艂oczyli si臋,
popychali, wyrywaj膮c chciwymi d艂o艅mi krwawe kawa艂y
艣cierwa, trac膮c w tych ohydnych b贸jkach reszt臋
cz艂owiecze艅stwa.
Wi臋kszo艣膰 偶o艂nierzy i oficer贸w zachowa艂a wprawdzie
do艣膰 si艂y ducha, a偶eby nie szuka膰 ocalenia kosztem cu-
dzej krzywdy, lecz by艂 to ju偶 ostatni wysi艂ek, ostatni
przeb艂ysk ich cnoty. Komu nogi odm贸wi艂y pos艂usze艅-
stwa, kto dosta艂 si臋 przypadkiem pod ko艂a armatnie, tego
niechybna czeka艂a zguba, bez wzgl臋du na wiek i rang臋.
Pr贸偶ne by艂y w贸wczas pro艣by i j臋ki, pr贸偶ne odwo艂ywania
si臋 do uczu膰 religijnych, do wsp贸lnej ojczyzny i
wsp贸lnych idea艂贸w; nikt nie spojrza艂 nawet w t臋 stron臋.
Bezlitosny ch艂贸d klimatu przenikn膮艂 wszystkie serca;
uczucia st臋偶a艂y i zakrzep艂y tak jak twarze. Wszyscy, z
wyj膮tkiem kilku oficer贸w, pogr膮偶eni byli w
rozpami臋tywaniu w艂asnych cierpie艅. Trwoga wykluczy艂a
lito艣膰!
Tedy nie z nadmiernego dobrobytu, jak si臋 podobno
zdarza, lecz z nadmiaru niedoli zrodzi艂 si臋 ten straszny
egoizm. Lecz w danym wypadku o tyle mniej zas艂ugiwa艂
on na pot臋pienie, 偶e by艂 poniek膮d wynikiem ko-
nieczno艣ci, 偶e 藕r贸d艂o jego tkwi艂o nie w sercu, lecz w 艣le-
pym odruchu instynktu samozachowawczego, 偶e istotnie
najkr贸tsza zw艂oka decydowa艂a nieraz o 偶yciu lub 艣mierci!
W tych warunkach, wobec ogromu og贸lnej n臋dzy,
podanie r臋ki towarzyszowi broni lub konaj膮cemu zwierz-
chnikowi by艂o dowodem niezwyk艂ego serca i niezwyk艂ej
dobroci. Najmniejszy objaw lito艣ci stawa艂 si臋 czynem
godnym najwi臋kszego uwielbienia.
Byli jednak i tacy — niestety! by艂o ich niewielu —
kt贸rzy wytrwali do ko艅ca wbrew wszystkim i wszyst-
kiemu, kt贸rzy os艂aniali i wspierali do ostatniej chwili
s艂abszych od siebie, chorych i rannych.
6 grudnia, nazajutrz po odje藕dzie Napoleona, mr贸z
zwi臋kszy艂 si臋 jeszcze; unosi艂y si臋 w powietrzu po艂yskli-
we lodowe igie艂ki, zmarzni臋te ptaki pada艂y co chwila.
G艂ucha cisza zaleg艂a ziemi臋; zdawa艂o si臋, 偶e usta艂 wszel-
ki ruch, wszelkie zamar艂o 偶ycie, 偶e nawet wiatr uj臋ty
zosta艂 w straszliwe okowy. Milczeli r贸wnie偶 i ludzie.
Nikt nie przem贸wi艂, nikt nie odezwa艂 si臋. Tylko oczy
szkli艂y si臋 艂zami rozpaczy.
Byli艣my jako hufiec 偶a艂obnych mar w tym pa艅stwie
ch艂odnej 艣mierci! Pos臋pn膮 cisz臋 przerywa艂 tylko mono-
tonny odg艂os naszych krok贸w, chrz臋st 艣niegu i s艂abe j臋ki
konaj膮cych. Usta艂y swary i k艂贸tnie. Umieraj膮c, nikt nie
przeklina艂 ju偶, nikt nie z艂orzeczy艂; nieraz nie sta艂o si艂
nawet do modlitwy. Wi臋kszo艣膰 gin臋艂a bez skargi, b膮d藕 to
wskutek os艂abienia albo rezygnacji, b膮d藕 te偶 dlatego, 偶e
skar偶ymy si臋 w贸wczas tylko, gdy otaczaj膮 nas bratnie,
wsp贸艂czuj膮ce serca.
Pocz臋li burzy膰 si臋 najsilniejsi, najbardziej dot膮d wy-
trwali 偶o艂nierze. Co chwila 艣nieg usuwa艂 si臋 im spod n贸g
lub te偶 艣wieci艂 z dala szklist膮, prawie 偶e niemo偶liw膮 do
przebycia pow艂ok膮; obca ziemia czyha艂a na nich co krok;
na dnie w膮skich, 艣niegiem przysypanych jar贸w i szczelin
czai艂a si臋 艣mier膰; wszystko zwraca艂o si臋 przeciw nam,
jak gdyby wsp贸艂dzia艂aj膮c z klimatem Rosji i 艣cigaj膮cymi
nas pu艂kami Kutuzowa, Czyczagowa i Wittgensteina.
W rzeczy samej, gdy znu偶eni, z ostatka si艂 wyzuci 偶o艂-
nierze zatrzymywali si臋 bodaj na chwil臋, zima wyci膮ga艂a
niezw艂ocznie lodowat膮 d艂o艅 po te nowe ofiary. Czuj膮c
w贸wczas, 偶e dr臋twiej膮 im wszystkie cz艂onki, ot臋piali,
niezdolni wydoby膰 ju偶 g艂osu ze 艣ci艣ni臋tej krtani, na
pr贸偶no d藕wigali si臋 jeszcze z ziemi, na pr贸偶no usi艂owali
dotrzyma膰 kroku innym kamratom; krew, 艣cinaj膮ca si臋
lodem w 偶y艂ach jak woda w strumieniu, coraz s艂abiej
nap艂ywa艂a do serca; g艂owy p艂on臋艂y gor膮czk膮. Ci konaj膮cy
zataczali si臋 wtedy jak pijani; z oczu zaczerwienionych
od bezsenno艣ci i od dymu ognisk obozowych p艂yn臋艂y
naprawd臋 krwawe 艂zy, pier艣 podnosi艂a si臋 ci臋偶kim
westchnieniem; os艂upia艂y, zamglony ju偶 wzrok bieg艂 w
艣nie偶n膮 dal ku towarzyszom lub w g贸r臋, ku niebu;
偶egnali tak m臋k臋 偶ycia i t臋 straszn膮, dzik膮 przyrod臋, kt贸ra
bezlito艣nie wtr膮ca艂a ich w mogilny mrok. Opadali
wkr贸tce na kolana, potem na r臋ce; chwil臋 jeszcze noc膮
zasnuta ju偶 g艂owa chwia艂a si臋 w prawo
i w lewo, a z otwartych szeroko ust dobywa艂 si臋 prze-
ci膮g艂y, coraz cichszy j臋k; wreszcie i g艂owa opada艂a na
艣nieg, barwi膮c go krwi膮... 艢mier膰 k艂ad艂a kres cierpie-
niom!
Towarzysze mijali ich, nie zbaczaj膮c nawet na krok, z
obawy na艂o偶enia drogi, nie odwracaj膮c g艂owy, gdy偶
broda, w膮sy i w艂osy okryte by艂y soplami lodu i najl偶ejsze
poruszenie dotkliwy sprawia艂o b贸l. Nie 偶a艂owali ich
nawet, bo w tych warunkach 艣mier膰 by艂a raczej
wyzwoleniem. Cierpienia by艂y tak wielkie, Francja tak
daleka! Wszystko doko艂a by艂o tak obce! Niedola wyssa艂a
wszelk膮 s艂odycz wspomnie艅, zgasi艂a ostatnie przeb艂yski
nadziei! Wi臋kszo艣膰 tych n臋dzarzy zoboj臋tnia艂a na
straszliwe sceny konania — z konieczno艣ci, z przy-
zwyczajenia, z rozpaczy — i widok martwych, sztywnie-
j膮cych natychmiast zw艂ok ludzkich budzi艂 raczej za-
zdro艣膰 ani偶eli 偶al: wszak nie mieli ju偶 偶adnych potrzeb,
nie odczuwali 偶adnego cierpienia, wypoczywali nareszcie
po trudach i m臋ce 偶ycia. W istocie 艂agodna, spokojna
艣mier膰 w zwyk艂ych warunkach budzi niew膮tpliwie l臋k,
jest okropnym kontrastem, wstrz膮saj膮cym zdarzeniem;
tutaj jednak, w gwa艂townym wirze burzliwego 偶ycia,
wobec ci膮g艂ego niebezpiecze艅stwa i nieustaj膮cych cier-
pie艅 — by艂a jedynie nieznaczn膮 zmian膮, prawie 偶e nie-
dostrzegalnym przej艣ciem do innego bytu. I nikt nie
dziwi艂 si臋 艣mierci, nikomu nie by艂a ona straszn膮!
Takimi by艂y ostatnie dni Wielkiej Armii. Ostatnie noce
by艂y jeszcze okropniejsze. Ci, kt贸rych mrok zasta艂 z dala
od ludzkich siedzib, zatrzymywali si臋 na skraju las贸w, a
rozpaliwszy ognisko — grzej膮c si臋 — siedzieli sztywno i
nieruchomo do rana. Zzi臋bni臋ci do szpiku ko艣ci, tak
blisko przysuwali si臋 do ognia, 偶e niebawem zaczyna艂o
tli膰 si臋 na nich odzienie, a odmro偶one cia艂a rozk艂ada艂y si臋
pod wp艂ywem ciep艂a. Straszliwy b贸l zmusza艂 ich
w贸wczas do zaj臋cia pozycji le偶膮cej; nazajutrz za艣 na
pr贸偶no usi艂owali d藕wign膮膰 si臋 z ziemi.
Tymczasem ci, kt贸rych zdrowie wytrzymywa艂o dot膮d
n臋dz臋 i trudy, kt贸rzy nie utracili jeszcze ca艂kowicie si艂 i
odwagi, przyrz膮dzali nad ogniem n臋dzn膮 straw臋.
Pocz膮wszy od Smole艅ska, 偶ywiono si臋 niezmiennie
och艂apami pieczonej koniny i podp艂omykami z 偶ytniej
m膮ki lub te偶 偶ytni膮 zacierk膮, gotowan膮 na wodzie ze
stopionego 艣niegu. W braku soli przyprawiano wszystko
prochem.
Przez ca艂膮 noc nadci膮gali do ognia inni n臋dzarze,
bezlito艣nie przez pierwszych odp臋dzani, i b艂膮kali si臋 tak
od jednego biwaku do drugiego, by wreszcie podda膰 si臋
strasznemu losowi. Dysz膮c w贸wczas ostatkiem tchu,
usuwali si臋 na 艣nieg, poza zwartym koliskiem szcz臋艣liw-
szych kamrat贸w — i bez skargi ju偶, bez j臋ku, gin臋li
wkr贸tce z g艂odu i zimna. Inni jeszcze, kt贸rym brak si艂 i
odpowiednich narz臋dzi uniemo偶liwia艂 nar膮banie drew, na
pr贸偶no usi艂owali podpali膰 od do艂u olbrzymie, s臋kate
sosny: ogie艅 gas艂 niebawem, a wraz z nim gas艂o 偶ycie.
Obszerne szopy, wznosz膮ce si臋 w niekt贸rych miejsco-
wo艣ciach opodal traktu, by艂y widowni膮 okropniejszych
jeszcze scen. Bez wzgl臋du na wiek i rang臋, 偶o艂nierze i
oficerowie jak stado bezdusznych bydl膮t t艂oczyli si臋 w
owych szopach dooko艂a sk膮pych ognisk, 偶ywi deptali po
zmar艂ych i oboj臋tni ju偶 na wszystko k艂adli si臋 na nich
bez wstr臋tu, aby z kolei s艂u偶y膰 za straszliwe 艂o偶e nowym
ofiarom. Niebawem nadci膮ga艂y dalsze zast臋py
maruder贸w, kt贸rzy, nie mog膮c dosta膰 si臋 do wn臋trza
przepe艂nionych szop, oblegali je nieraz godzinami.
Cz臋sto zdarza艂o si臋 r贸wnie偶, 偶e rozbierano owe szopy i
palono je, dorzucaj膮c suche deski do wilgotnych ko-
nar贸w i pni sosnowych. Gdzie indziej, zniech臋ceni bez-
owocn膮 walk膮, maruderzy rozk艂adali swoje ogniska tu偶
pod szop膮, chroni膮c si臋 tym sposobem od wiatru. Wkr贸t-
ce jednak p艂omienie obejmowa艂y drewniany budynek, i
ci, kt贸rzy nie skonali jeszcze z zimna, gin臋li w ogniu i
dymie. Ci za艣, kt贸rym noc up艂ywa艂a w tych schronie-
niach spokojnie, wyszed艂szy z nich nad ranem znajdo-
wali zazwyczaj stosy trup贸w i wygas艂e ogniska. Chc膮c
wydosta膰 si臋 z tych katakumb, trzeba by艂o depta膰 po tym
okropnym trupim wale, z kt贸rego wydobywa艂y si臋
jeszcze tu i 贸wdzie ciche j臋ki i westchnienia.
W 呕upranach, w tym samym miasteczku, w kt贸rym
cesarz o ma艂o nie dosta艂 si臋 w r臋ce partyzanta rosyjskie-
go Sies艂awina, 偶o艂nierze podpalili kilka dom贸w, a偶eby
ogrza膰 si臋 bodaj troch臋. Odblask po偶ogi poci膮gn膮艂 kil-
kunastu ludzi, ob艂膮kanych z zimna i b贸lu; zgrzytaj膮c
z臋bami, z pot臋pie艅czym 艣miechem na wykrzywionych
wargach, rzucili si臋 w ogie艅 i skonali wnet w straszli-
wych konwulsjach. Zg艂odnia艂y t艂um spogl膮da艂 na nich
bez l臋ku ni trwogi, a byli nawet i tacy, kt贸rzy wyci膮gali
z ognia oszpecone, zw臋glone zw艂oki i nic wahali
si臋, by膰 mo偶e, ponie艣膰 do ust tej ohydnej strawy!
Armia, reprezentuj膮ca jeden z najbardziej ucywilizo-
wanych narod贸w Europy, armia niegdy艣 tak 艣wietna,
tyloma zwyci臋stwami opromieniona, armia, kt贸rej imi臋
by艂o jeszcze wszechw艂adnym w tylu podbitych stolicach,
spad艂a na samo dno n臋dzy! Najdzielniejsi jej 偶o艂nierze,
kt贸rych czo艂a do niedawna s艂uszn膮 ja艣nia艂y dum膮, utracili
wszelk膮 szlachetno艣膰 wygl膮du: okryci 艂achmanami,
pokrwawieni i bosi, szli o kiju, jak 偶ebracy, uciekaj膮c z t膮
sam膮 wytrwa艂o艣ci膮 i energi膮, z jak膮 zwyci臋偶ali dawniej
nieprzyjacielskie zast臋py.
W tym stanie ostatecznego upadku fizycznego i mo-
ralnego dotarli pierwsi maruderzy do Wilna, g艂贸wnego
ich magazynu i g艂贸wnej bazy zaopatrzeniowej, pierw-
szego ludnego i bogatego miasta, jakie napotkali od
chwili opuszczenia granic Litwy. Wszak to blisko艣膰 Wil-
na krzepi艂a jeszcze i podtrzymywa艂a wiele jednostek.
9 grudnia ukaza艂y si臋 nareszcie w oddali mury starej
stolicy wielkich ksi膮偶膮t litewskich. Ruszyli natychmiast
wszyscy, jedni biegn膮c, drudzy wlok膮c si臋, i niebawem
ludzka fala wype艂ni艂a tak szczelnie ciasne przedmiejskie
uliczki, 偶e wszelki ruch zosta艂 zatamowany. Zwarta masa
ludzi, koni i woz贸w drga艂a jeno i koleba艂a si臋 na miejscu.
Wobec ciasnoty przej艣cia wiod膮cego ku miastu opr贸偶-
nienie przedmie艣cia sta艂o si臋 prawie niemo偶liwe. T艂um
wzrasta艂 nieustannie. Nap艂ywa艂a coraz to wi臋ksza liczba
maruder贸w, kt贸rzy t艂oczyli si臋 bezmy艣lnie, nie pr贸buj膮c
nawet dosta膰 si臋 do miasta inn膮 drog膮. Dr贸g tych by艂o
kilka, lecz tak wielki by艂 nie艂ad, tak bezmierne roz-
prz臋偶enie, 偶e w ci膮gu ca艂ego tego dnia nie pojawi艂 si臋 ani
jeden oficer sztabu, a偶eby wskaza膰 t艂umom w艂a艣ciwy
kierunek.
Podczas owych dziesi臋ciu 艣miertelnie d艂ugich godzin
oczekiwania przy 27, a nawet 28 stopniach mrozu, w
chwili gdy nikt nie w膮tpi艂 ju偶 o bliskim ocaleniu, tak jak
pod Smole艅skiem i nad brzegami Berezyny, zgin臋艂o
kilka tysi臋cy 偶o艂nierzy, uduszonych lub zmarzni臋tych.
Do sze艣膰dziesi臋ciu tysi臋cy ludzi, kt贸rzy przebyli Bere-
zyn臋 pod Studziank膮, przy艂膮czy艂o si臋 po drodze jeszcze
dwadzie艣cia tysi臋cy. Z tych osiemdziesi臋ciu tysi臋cy wy-
gin臋艂a tedy po艂owa, przewa偶nie w ci膮gu ostatnich czte-
rech dni, na przestrzeni mi臋dzy Mo艂odecznem a Wilnem.
Wilno nie艣wiadome by艂o jeszcze ca艂ego ogromu naszej
kl臋ski, gdy wtem, j臋cz膮c i krzycz膮c, wtargn臋艂o do miasta
czterdzie艣ci tysi臋cy wyg艂odzonych ludzi. Przera偶ona
ludno艣膰 pozamyka艂a wszystkie bramy. Op艂akany widok
przedstawia艂y w贸wczas te gromady rozw艣cieczonych lub
zrozpaczonych n臋dzarzy, kt贸rzy b艂膮kali si臋 po ulicach,
gro偶膮c albo b艂agaj膮c, kt贸rzy ko艂atali na pr贸偶no do pry-
watnych dom贸w, do magazyn贸w i szpitali.
W magazynach obowi膮zywa艂y formalno艣ci najzupe艂niej
niewczesne wobec tego, 偶e ca艂kowite rozpierzchni臋cie
si臋 dywizji, brygad i pu艂k贸w wyklucza艂o regularne
rozdawnictwo. Sk艂ady zawiera艂y czterdziestodniowe za-
pasy m膮ki i chleba i trzydziestosze艣ciodniowe zapasy
mi臋sa dla stu tysi臋cy ludzi. Nikt wszelako nie o艣mieli艂
si臋 wyda膰 odpowiednich rozkaz贸w. W艣r贸d urz臋dnik贸w
intendentury jedni obawiali si臋 odpowiedzialno艣ci, dru-
dzy nadu偶y膰, jakich zwykli dopuszcza膰 si臋 wyg艂odniali
偶o艂nierze, gdy wszystko stoi przed nimi otworem. Urz臋d-
nicy ci nie wiedzieli zreszt膮, jak dalece rozpaczliwe by艂o
nasze po艂o偶enie, i tam, gdzie zosta艂o zaledwie do艣膰
czasu, a偶eby sk艂ady opr贸偶ni膰 w ci膮gu kilku godzin, po-
zwolono nieszcz臋snym 偶o艂nierzom kona膰 z g艂odu u wr贸t
magazyn贸w, kt贸re nieprzyjaciel zagarn膮膰 mia艂 nazajutrz.
W koszarach za艣 i szpitalach panowa艂a niepodzielnie
艣mier膰, 艣mier膰 sta艂a na stra偶y tych olbrzymich grobow-
c贸w. Gdzieniegdzie dysza艂y jeszcze reszt膮 tchu 偶ywe
szkielety, 偶贸艂t膮 sk贸r膮 powleczone; wszyscy skar偶yli si臋,
i偶 od dawna pozbawieni s膮 艂贸偶ek, a nawet s艂omy i wszel-
kiej opieki. Podw贸rza, korytarze, nawet sale szpitalne
przepe艂nione by艂y stosami rozk艂adaj膮cych si臋 trup贸w;
straszliwa wo艅 zgnilizny zatruwa艂a powietrze.
Interwencja kilku wodz贸w, w pierwszym rz臋dzie Eu-
geniusza i Davouta, oraz mi艂osierdzie Litwin贸w otwo-
rzy艂y wreszcie niekt贸re podwoje. Wzruszaj膮cym by艂o
w贸wczas zdumienie tych n臋dzarzy, kt贸rzy po tylu ty-
godniach znajdowali si臋 po raz pierwszy w zamieszka-
nych, w sprz臋ty i straw臋 zasobnych domach. Jak偶e偶
smacznym wydawa艂 im si臋 wyro艣ni臋ty chleb! Jak bardzo
wygodnymi 艂awy i sto艂ki. Uwielbienie i podziw wywo-
艂ywa艂a ka偶da najszczuplejsza nawet garstka 偶o艂nierzy,
uzbrojonych jeszcze i odzianych jednakowo, w jednakie
p艂aszcze i mundury! Zdawa艂o si臋, i偶 powracaj膮 k臋dy艣 z
kra艅c贸w 艣wiata, tak dalece gwa艂towno艣膰 ci膮g艂ych
cierpie艅 wytr膮ca艂a ich ze zwyk艂ej kolei 偶ycia, z dawnych
upodoba艅 i przyzwyczaje艅, tak bezdenn膮 by艂a otch艂a艅, z
kt贸rej si臋 wydobyli.
Zaledwie jednak rozsmakowali si臋 w tych rozkoszach,
gdy rykn臋艂y w pobli偶u miasta dzia艂a rosyjskie. Basowy
ryk armat, krzyki i nawo艂ywania oficer贸w, warczenie
b臋bn贸w, g艂uchy pomruk wyl臋k艂ego, wci膮偶 nap艂ywaj膮cego
t艂umu nape艂ni艂y Wilno wrzaw膮 i zgie艂kiem. By艂y to
przednie stra偶e Kutuzowa i Czaplica, pod wodz膮
O'Rurke'a, 艁anskoja i Sies艂awina. Atakowali wszyscy
trzej dywizj臋 Loisona, kt贸ra os艂ania艂a r贸wnocze艣nie
miasto i kolumn臋 spieszonej jazdy, maszeruj膮cej przez
Nowe Troki do Olity.
Wbrew niepomy艣lnym warunkom usi艂owano z pocz膮tku
odeprze膰 nieprzyjaciela. Drog膮 od Naroczwira艅ska i
Niemenczyna nadci膮gn膮艂 de Wrede i jego Bawarczycy.
Za nim szed艂 Wittgenstein, kt贸ry pocz膮wszy od Kamienia
i Wilejki nie odst臋powa艂 naszego prawego flanku,
podczas gdy Kutuzow i Czyczagow pilnowali ty艂贸w ar-
mii. Z ca艂ej dywizji Bawarczyk贸w pozosta艂y tylko dwa
tysi膮ce ludzi. Co si臋 za艣 tyczy Loisona, dywizji jego oraz
za艂ogi Wilna, razem pi臋tna艣cie tysi臋cy 偶o艂nierzy, to wy-
szed艂szy naprzeciw nas a偶 do Smorgoni, pod wp艂ywem
straszliwego klimatu zredukowa艂y si臋 w ci膮gu ostatnich
trzech dni do trzech tysi臋cy ludzi.
De Wrede broni艂 Wilna od strony Rukoni. W ko艅cu
jednak musia艂 ust膮pi膰. Loison, bli偶szy miasta, powstrzy-
ma艂 nieprzyjaciela. Z niema艂ym trudem zdo艂ano zebra膰
dywizj臋 Neapolita艅czyk贸w, kt贸rzy do艣膰 ra藕no poszli w
ogie艅. Lecz wkr贸tce karabiny j臋艂y wysuwa膰 si臋 ze skost-
nia艂ych r膮k tych dzieci s艂o艅ca, przeniesionych spod
w艂oskiego nieba na 艣nie偶ne, lodowymi igie艂kami iskrz膮ce
si臋 pola. W niespe艂na godzin臋 powr贸cili wszyscy bez
broni; wi臋kszo艣膰 z nich z poodmra偶anymi ko艅czynami,
okalecza艂a na reszt臋 偶ycia.
R贸wnocze艣nie po ulicach miasta na pr贸偶no wzywa艂
werbel do broni. Nie stawi艂 si臋 nikt; g艂uch膮 pozosta艂a
nawet stara gwardia, zredukowana do kilku pluton贸w.
Wszyscy my艣leli raczej o zabezpieczeniu si臋 przed
g艂odem i zimnem ani偶eli o walce z nieprzyjacielem. Lecz
pad艂o w贸wczas jedyne has艂o, kt贸remu wi臋kszo艣膰 bywa艂a
zwykle uleg艂膮; rozleg艂y si臋 zrazu ciche, potem coraz g艂o艣-
niejsze okrzyki: „Kozacy id膮! kozacy!" i t艂um pocz膮艂
ucieka膰 w najwi臋kszym pop艂ochu.
By艂 to de Wrede, kt贸ry zjawi艂 si臋 niespodziewanie w
kwaterze kr贸lewskiej, wo艂aj膮c: „偶e nieprzyjaciel idzie
tu偶 za nim; 偶e Bawarczycy musieli cofn膮膰 si臋 do miasta;
偶e dalszy op贸r jest niemo偶liwy!". Jednocze艣nie dosz艂y
uszu kr贸la wrzaski oszala艂ego z trwogi t艂umu. Zw膮t-
piwszy o wszystkim, nie mog膮c ju偶 zapanowa膰 nad
sob膮, Murat opu艣ci艂 t艂um, jak gdyby w obawie przed
walk膮 w tak wielkim t艂oku jak dnia poprzedniego.
Zatrzyma艂 si臋 w jednym z ostatnich dom贸w
przedmie艣cia; stamt膮d porozsy艂a艂 rozkazy i zlecenia, tam
te偶 przep臋dzi艂 noc, zdaj膮c si臋 we wszystkim na Neya.
Mo偶na by艂o utrzyma膰 si臋 jeszcze w Wilnie dwadzie艣cia
cztery godziny i ocali膰 wielu ludzi. Pozosta艂o w mie艣cie
blisko dwadzie艣cia tysi臋cy 偶o艂nierzy, trzystu oficer贸w i
siedmiu genera艂贸w. Wszyscy byli chorzy, wszystkim
atoli zima daleko wi臋cej da艂a si臋 we znaki ani偶eli nie-
przyjaciel. Niekt贸rzy zdrowi byli na ciele, ale tak wy-
czerpani duchowo, tak najzupe艂niej wyzuci z wszelkiej
energii, 偶e nie sta艂o ju偶 im si艂 do dalszej walki. Poko-
nawszy tyle i takich trudno艣ci, bliscy ocalenia, przed
nowym cofn臋li si臋 trudem. W Wilnie odnale藕li wreszcie
kultur臋 Zachodu i woleli raczej zda膰 si臋 na los, ani偶eli
rozpocz膮膰 zn贸w w臋drowny, tu艂aczy 偶ywot. Ale los ob-
szed艂 si臋 z nimi okrutnie.
10 grudnia wyszed艂 z Wilna Ney, kt贸ry zn贸w dobro-
wolnie by艂 podj膮艂 si臋 komendy nad tylnymi stra偶ami.
Niezw艂ocznie zaj臋li miasto kozacy P艂atowa, morduj膮c
setki ofiar. W trakcie tej rzezi ukaza艂a si臋 nagle od
strony Wilii garstka Francuz贸w, trzydziestu 偶o艂nierzy, o
kt贸rych zapomniano snad藕, a kt贸rzy strzegli dot膮d
mostu na rzece. Ujrzawszy t臋 now膮 zdobycz, tysi膮ce
je藕d藕c贸w rosyjskich z krzykiem otoczy艂y szczup艂膮 garst-
k臋, atakuj膮c j膮 r贸wnocze艣nie ze wszystkich stron.
Lecz oficer francuski uszykowa艂 ju偶 swoich ludzi.
Zgodn膮 salw膮 hukn臋艂o trzydzie艣ci strza艂贸w, pochyli艂o
si臋 trzydzie艣ci karabin贸w: biegiem ruszyli 偶o艂nierze na
bagnety. Po chwili pierzch艂o wszystko, oficer za艣
korzystaj膮c z chwilowej przewagi, nie bardziej
zaskoczony tch贸rzostwem kozak贸w, jak wprz贸d ich
atakiem, zawr贸ci艂 natychmiast i, nie poni贸s艂szy 偶adnych
strat, zdo艂a艂 po艂膮czy膰 si臋 z ariergard膮.
W tej偶e chwili, pod groz膮 nowej katastrofy, kt贸rej na
pr贸偶no usi艂owa艂 zapobiec, Ney toczy艂 zawzi臋t膮 walk臋 z
forpocztami Kutuzowa.
W Wilnie, tak jak w Moskwie, Napoleon nie kaza艂
wydawa膰 偶adnych rozkaz贸w ani zlece艅 tycz膮cych si臋
odwrotu; nie 偶yczy艂 sobie, a偶eby kl臋ska nasza by艂a roz-
g艂aszana, pragn膮艂 bowiem zaskoczy膰 znienacka wszyst-
kich bez wyj膮tku aliant贸w i ich ministr贸w i zapewni膰 tym
sposobem niedobitkom Wielkiej Armii swobodne
przej艣cie przez terytorium mocarstw sprzymierzonych,
zanim zd膮偶y zawi膮za膰 si臋 jakakolwiek koalicja w celu
czynnego poparcia Rosji.
Tym t艂umaczy si臋 istotnie zdumiewaj膮ca nie艣wiado-
mo艣膰 zar贸wno Litwin贸w, jak cudzoziemc贸w, jak wszyst-
kich tych, kt贸rzy przebywali pod贸wczas w Wilnie, nie
wykluczaj膮c cesarskiego ministra. Uwierzono rozsiewa-
nym potajemnie g艂uchym wie艣ciom wtedy dopiero, gdy
ukaza艂y si臋 pierwsze szeregi n臋dzarzy powracaj膮cych z
Moskwy. I w tym wypadku niezachwiana, niemal
przes膮dna wiara lud贸w europejskich w nieomyln膮 ge-
nialno艣膰 Napoleona by艂a mu najwierniejsz膮 sojuszniczk膮.
R贸wnocze艣nie jednak w 艂onie generalicji i w艂adz admi-
nistracyjnych ta sama wiara, to samo zaufanie, tak w
Wilnie, jak poprzednio w Moskwie, wszelk膮 u艣pi艂y czuj-
no艣膰.
Magazyny Wilna zawiera艂y wi臋kszo艣膰 baga偶y i pie-
ni臋偶nych zasob贸w armii, zapasy 偶ywno艣ci, olbrzymi膮
ilo艣膰 furgon贸w przeznaczonych do osobistego u偶ytku ce-
sarza, znaczn膮 liczb臋 dzia艂 oraz jaszczyk贸w z prochem i
amunicj膮. Do Wilna r贸wnie偶 nadci膮ga艂y od pocz膮tku
kampanii tysi膮ce chorych i rannych. Kl臋ska nasza by艂a
dla nich gromem z jasnego nieba. Zale偶nie od tempe-
ramentu i usposobienia trwoga r贸偶norodny wywiera艂a
wp艂yw: jednych nagli艂a do po艣piechu, drugim 偶elazne
nak艂ada艂a p臋ta, uniemo偶liwiaj膮c wszelkie poruszenie.
Pokrzy偶owa艂o si臋 i pomiesza艂o wszystko; rozkazy,
ludzie, konie i wozy!
W艣r贸d nieopisanego zgie艂ku i wrzawy niekt贸rzy wo-
dzowie zdo艂ali wreszcie opr贸偶ni膰 cz臋艣ciowo miasto i
skierowa膰 w stron臋 Kowna wszystko, co tylko mo偶na
by艂o zmobilizowa膰. Lecz o mil臋 poza miastem ta ci臋偶ka i
bez艂adna kolumna napotka艂a wy偶yn臋 i w膮wozy
ponarskie.
Przed kilku miesi膮cami, w pierwszych dniach zwyci臋-
skiego pochodu na Moskw臋, husarzy nasi spogl膮dali na to
lesiste wzg贸rze jedynie jako na sprzyjaj膮c膮 nam falisto艣膰
terenu, z kt贸rej mo偶na by艂o ogarn膮膰 wzrokiem ca艂膮
r贸wnin臋 wile艅sk膮 i oceni膰 w przybli偶eniu si艂y
wojsk nieprzyjacielskich. Strome, lecz kr贸tkie zbocze nie
zwr贸ci艂o pod贸wczas niczyjej uwagi. Dla armii cofaj膮cej
si臋 w porz膮dku by艂oby ono znakomit膮 pozycj膮 obronn膮,
lecz dla tych, kt贸rzy uciekali teraz w pop艂ochu, w
szalonej, ob艂臋dnej trwodze, w艣r贸d najwi臋kszego nie艂adu i
rozprz臋偶enia, to samo wzg贸rze sta艂o si臋 nie-
przezwyci臋偶on膮 przeszkod膮, sta艂o si臋 ow膮 szklan膮 g贸r膮 z
bajki, o kt贸r膮 rozbijaj膮 si臋 wszelkie ludzkie usi艂owania. U
st贸p wzg贸rza utkn臋艂o wszystko: baga偶e, skarb i ranni.
Dzie艅 ten by艂 niew膮tpliwie jednym z najsmutniejszych
epizod贸w tej smutnej kampanii.
W rzeczy samej, utracono w贸wczas pieni膮dze, honor,
reszt臋 si艂 i karno艣ci. Po pi臋tnastu godzinach bezowocnych
wysi艂k贸w, gdy oficerowie i 偶o艂nierze trenu ujrzeli na
stokach wzg贸rza, powy偶ej siebie, kr贸la, a za nim zwarty,
od uci膮偶liwego marszu rozko艂ysany t艂um; gdy
zwr贸ciwszy wzrok tam, sk膮d dochodzi艂y coraz wyra藕niej
odg艂osy salw karabinowych i armatnich strza艂贸w, do-
strzegli Neya, nieustraszonego Neya, jak cofa艂 si臋 na
czele trzech tysi臋cy ludzi, szcz膮tk贸w korpusu genera艂a de
Wrede'a i dywizji Loisona; gdy spojrzawszy wreszcie po
sobie, ujrzeli, 偶e ca艂e zbocze pokryte jest setkami
poprzewracanych lub pogruchotanych woz贸w i dzia艂,
setkami ludzkich i ko艅skich zw艂ok; gdy ujrzeli, 偶e wni-
wecz obraca si臋 wszelki trud i wszelkie, najbardziej
krwawe usi艂owania, zaniechali wtedy wszystkiego, my-
艣l膮c jedynie o tym, a偶eby uprzedzi膰 nieprzyjaciela i zra-
bowa膰 przed jego nadej艣ciem zawarto艣膰 woz贸w i fur-
gon贸w.
P臋kni臋cie furgonu skarbowego sta艂o si臋 niejako has艂em
do grabie偶y. Rzucano si臋 t艂umnie do woz贸w, wszystko
艂ami膮c i druzgoc膮c, rabuj膮c najcenniejsze przedmioty.
Fatalny ten przyk艂ad podzia艂a艂 ujemnie na karnych do-
tychczas 偶o艂nierzy ariergardy, kt贸rzy pocz臋li rzuca膰 bro艅
i ob艂adowywa膰 si臋 艂upami z tak niepohamowan膮
zaciek艂o艣ci膮, 偶e nie s艂yszeli ani 艣wistu kul, ani te偶
nadci膮gaj膮cych pu艂k贸w kozackich.
Podobno nawet kozacy niepostrze偶enie wmieszali si臋
mi臋dzy naszych. Na kr贸tk膮 chwil臋 przeciwnicy po艂膮czyli
si臋 ogarni臋ci t膮 sam膮 偶膮dz膮 rabunku. Widziano, jak
Rosjanie i Francuzi, nie my艣l膮c o walce, rzucali si臋 na ten
sam zaprz臋g. Rozgrabiono dziesi臋膰 milion贸w w z艂ocie i
srebrze.
Lecz obok tych niegodziwo艣ci nale偶y r贸wnie偶 zanoto-
wa膰 szlachetne, w prostocie swojej wielkie czyny. Nie-
kt贸rzy wyrzekli si臋 wszystkiego, wszystko zostawiali,
a偶eby tylko unie艣膰 jak najdalej i ocali膰 nieszcz臋艣liwych
rannych; inni za艣, nie mog膮c wydoby膰 z t艂oku na wp贸艂
zmarzni臋tych kamrat贸w, gin臋li broni膮c ich przed bez-
wzgl臋dno艣ci膮 rodak贸w i razami wrog贸w.
Na stromej, najniebezpieczniejszej po艂aci wzg贸rza
jeden z oficer贸w cesarza, pu艂kownik hr. de Turenne,
powstrzyma艂 kozak贸w i mimo ich po偶膮dliwych
okrzyk贸w i g臋stych strza艂贸w, na ich oczach rozda艂
znajduj膮cym si臋 w pobli偶u grenadierom gwardii ca艂膮
zawarto艣膰 prywatnej szkatu艂y Napoleona. Bij膮c si臋 jedn膮
r臋k膮, a zgarniaj膮c drug膮 pe艂ne przygar艣cie z艂otych
napoleon贸w, poczciwi ci ludzie zdo艂ali ocali膰 je i
p贸藕niej, gdy min臋艂o ju偶 wszelkie niebezpiecze艅stwo,
ka偶dy z nich odda艂 wiernie powierzony mu depozyt: nie
zgin臋艂a ani jedna z艂ota sztuka!
Katastrofa, jakiej uleg艂a armia pod Ponarami, tym by艂a
sromotniejsz膮, 偶e 艂atwo by艂o przewidzie膰 j膮, a jeszcze
艂atwiej unikn膮膰 jej, obchodz膮c wzg贸rze bokami.
Pozostawione przez nas szcz膮tki tyle przynajmniej przy-
s艂u偶y艂y si臋, 偶e zatrzyma艂y nieco d艂u偶ej kozak贸w. Pod-
czas gdy rabowali oni i zabierali wszystko, co tylko
mo偶na by艂o zabra膰, Ney na czele kilkuset Francuz贸w i
Bawarczyk贸w os艂ania艂 odwr贸t a偶 do Jewi. Poniewa偶 by艂
to ostatni jego wysi艂ek, nale偶y przeto poda膰 do wia-
domo艣ci w艂a艣ciw膮 mu metod臋 cofania si臋, metod臋, kt贸r膮
pos艂ugiwa艂 si臋 pocz膮wszy od Wia藕my, od 3 listopada,
czyli od trzydziestu siedmiu dni i trzydziestu siedmiu
nocy.
Co dnia o godzinie pi膮tej po po艂udniu stawa艂 na
pozycji, zatrzymywa艂 Rosjan, pozwala艂 偶o艂nierzom zje艣膰
i wypocz膮膰, a o dziesi膮tej w dalsz膮 puszcza艂 si臋 drog臋.
Przez ca艂膮 noc pro艣b膮, gro藕b膮 i pi臋艣ci膮 gna艂 przed sob膮
t艂um maruder贸w. Nad ranem, oko艂o si贸dmej, zatrzy-
mywa艂 si臋 zn贸w, zn贸w stawa艂 na pozycji i wypoczywa艂
pod broni膮 do dziesi膮tej. Zazwyczaj ukazywa艂 si臋 wtedy
nieprzyjaciel i walczy膰 trzeba by艂o a偶 do wieczora, sta-
raj膮c si臋 cofa膰 mo偶liwie najwi臋cej lub te偶 najmniej:
pocz膮tkowo bowiem decydowa艂 w tym wzgl臋dzie
og贸lny plan odwrotu, p贸藕niej za艣 li tylko warunki i
okoliczno艣ci. Od dawna ju偶 tylna stra偶 liczy艂a niespe艂na
dwa tysi膮ce ludzi, p贸藕niej tysi膮c, potem pi臋ciuset,
wreszcie sze艣膰dziesi臋ciu 偶o艂nierzy. A jednak b膮d藕 to z
wyra-
chowania, b膮d藕 te偶 wskutek rutyny Berthier nie zmieni艂
w niczym przesy艂anych marsza艂kowi rozkaz贸w. Obej-
mowa艂y one zawsze dawny, trzydziestopi臋ciotysi臋czny
korpus; instrukcje wyszczeg贸lnia艂y niewzruszenie poste-
runki, jakie zaj膮膰 mia艂y i utrzyma膰 do nast臋pnego dnia
nie istniej膮ce ju偶 dywizje i pu艂ki. I co noc, gdy na skutek
nagl膮cych przestr贸g Neya szef sztabu budzi膰 musia艂
kr贸la i nak艂ania膰 go do wymarszu, jednakowe, bezmierne
zdumienie malowa艂o si臋 na steranej jego twarzy.
W ten spos贸b os艂ania艂 Ney odwr贸t od Wi膮偶my a偶 po
Jewie. Wed艂ug przyj臋tego ju偶 zwyczaju, kilka wiorst
powy偶ej Jewi, powstrzyma艂 by艂 Rosjan i po艣wi臋ci艂
wypoczynkowi pierwsze godziny nocy, gdy wtem oko艂o
dziesi膮tej wiecz贸r — zbudzony ze snu przez genera艂a de
Wrede ujrza艂 opustosza艂e biwaki i l艣ni膮c膮 w blaskach
ognia, porzucon膮 przez 偶o艂nierzy bro艅.
Lecz ten sam trzaskaj膮cy mr贸z, kt贸ry rozbi艂 ostatecznie
nasze szeregi, obezw艂adni艂 r贸wnie偶 nieprzyjaciela. Z
trudem dogoni艂 Ney swoj膮 kolumn臋 czy te偶 raczej bez-
艂adny ju偶 t艂um. Za t艂umem tym szli kozacy, nie zabijaj膮c
wszak偶e i nie bior膮c do niewoli nikogo, b膮d藕 to przez
lito艣膰, bo do艣膰 ju偶 mieli okrucie艅stwa, b膮d藕 to dlatego,
偶e bezmiar niedoli naszej przera偶a艂 nawet Rosjan, i wielu
spo艣r贸d nich, mo偶e uwa偶aj膮c, 偶e los pom艣ci艂 ich z na-
wi膮zk膮, okaza艂o godn膮 uznania wspania艂omy艣lno艣膰. By膰
mo偶e zreszt膮, 偶e nie dojrzeli w艣r贸d nocy, i偶 maj膮 do czy-
nienia z lud藕mi bezbronnymi.
Mr贸z, ten gro藕ny sprzymierzeniec Rosjan, drogo kaza艂
im p艂aci膰 za swoj膮 pomoc. Rozprz臋偶enie szerzy艂o si臋 w
ca艂ej ich armii. Spo艣r贸d branych do niewoli 偶o艂nierzy
naszych niekt贸rzy kilkakrotnie zdo艂ali uj艣膰 jak gdyby
obumar艂ej z zimna czujno艣ci nieprzyjaci贸艂. Szli najpierw
niepostrze偶enie w szeregach coraz mniej zwartej, coraz
lu藕niejszej kolumny nieprzyjacielskiej; korzystaj膮c z
pierwszej sposobno艣ci, rzucali si臋 na osamotnionych
chwilowo 偶o艂nierzy rosyjskich i wydzierali im 偶ywno艣膰,
mundury, nawet bro艅, po czym wracali w tym przebraniu
do szereg贸w swoich zwyci臋zc贸w; a tak wielk膮 by艂a
dezorganizacja, g艂upia lekkomy艣lno艣膰 i odr臋twienie tej
armii, 偶e je艅cy, przez nikogo nie poznani, maszerowali w
ten spos贸b przesz艂o miesi膮c. Studwudziestotysi臋czna
armia Kutuzowa stopnia艂a w tym czasie do trzydziestu
pi臋ciu tysi臋cy.
Z pi臋膰dziesi臋ciu tysi臋cy 偶o艂nierzy Wittgensteina pozo-
sta艂o zaledwie pi臋tna艣cie tysi臋cy. Wilson zapewnia, 偶e z
dziesi臋ciu tysi臋cy rekrut贸w, wys艂anych z g艂臋bi Rosji, z
zachowaniem tych wszystkich ostro偶no艣ci, jakich do-
maga si臋 ostry klimat tamtejszy, niespe艂na tysi膮c sied-
miuset 艂udzi dosz艂o do Wilna. Lecz nawet taki nieliczny
oddzia艂 dostateczny by艂, a偶eby zgnie艣膰 i wyt臋pi膰 bez-
bronnych 偶o艂nierzy naszych. Ney usi艂owa艂 na pr贸偶no za-
prowadzi膰 w艣r贸d nich jaki taki 艂ad, i on, kt贸ry kierowa艂
dotychczas odwrotem, zmuszony zosta艂 p贸j艣膰 za nim.
Doszed艂 tak do Kowna, ostatniego miasta na terytorium
rosyjskim; 13 grudnia, po czterdziestu sze艣ciu godzinach
forsownego marszu, ujrzano nareszcie granic臋 prusk膮.
W贸wczas wszyscy niemal, nie zatrzymuj膮c si臋, nie
ogl膮daj膮c nawet poza siebie, rozpierzchli si臋 i pogr膮偶yli
niebawem w g臋stych lasach nadgranicznych. Lecz byli i
tacy, kt贸rzy, przedostawszy si臋 na przeciwleg艂y brzeg
Niemna, raz jeszcze ogarn臋li wzrokiem t臋 ziemi臋
cierpienia, sk膮d pi臋膰 miesi臋cy temu wyruszy艂y na podb贸j
Rosji nieprzebrane, 艣wietne pu艂ki pod wodz膮
zwyci臋skich, s艂aw膮 opromienionych or艂贸w. I 艂zy 偶alu j臋艂y
sp艂ywa膰 po srogich, w trudzie i b贸lu steranych licach!...
„Oto wi臋c ten brzeg, tak niedawno jeszcze naje偶ony
po艂yskliw膮 g臋stwin膮 bagnet贸w! Te przyjazne jary i wz-
g贸rza, tak szczelnie pokryte setkami tysi臋cy ludzi, koni i
woz贸w, 偶e zdawa艂y si臋 by膰 olbrzymim jeziorem o roz-
ko艂ysanych, przelewaj膮cych si臋 falach! Oto te same
w膮wozy, z kt贸rych niby trzy rzeki wysun臋艂y si臋 w s艂o-
necznym blasku owe trzy d艂ugie, od stalowych kask贸w i
pancerzy l艣ni膮ce kolumny dragon贸w i kirasjer贸w! Znik艂o
tymczasem wszystko: ludzie, bro艅, sztandary, konie,
nawet s艂o艅ce, nawet ta graniczna rzeka, przez kt贸r膮
przeprawiono si臋 z takim zapa艂em i z tak膮 wiar膮 w
przysz艂o艣膰! Uj臋ty w szkliste okowy Niemen jest teraz
d艂ug膮 wst臋g膮 lodowatych, bez艂adnie st艂oczonych zwa艂贸w!
Zamiast trzech most贸w francuskich przywiezionych z od-
leg艂ej ojczyzny, a przerzuconych z tak膮 brawur膮 przez
naszych pontonier贸w, jeden tylko, rosyjski, most 艂膮czy
oba brzegi. Wreszcie zamiast owych niezliczonych pu艂-
k贸w, owych czterystu tysi臋cy towarzysz贸w broni, tyle-
kro膰 zwyci臋skich, wkraczaj膮cych z tak膮 rado艣ci膮 i dum膮
na terytorium rosyjskie, wy艂ania si臋 oto z bezkresu
艣nie偶nych, w z艂owrog膮 cisz臋 spowitych p贸l niespe艂na
tysi膮c uzbrojonych jeszcze piechur贸w i je藕d藕c贸w, dzie-
wi臋c armat i dwudziestotysi臋czny t艂um n臋dzarzy odzia-
nych w 艂achmany, ze schylon膮 na piersi g艂ow膮, z przy-
gas艂ym wzrokiem, wyn臋dznia艂膮 sin膮 twarz膮 i zmierz-
wionym, soplami lodu pokrytym zarostem; jedni t艂ocz膮
si臋 w milczeniu na mo艣cie, zbyt w膮skim dla uciekaj膮cej
gromady, drudzy, rozproszeni na ca艂ej szeroko艣ci rzeki,
przedostaj膮 si臋 z trudem przez o艣liz艂e, ostrymi iglicami
naje偶one zwa艂y kry. I to jest wszystko, co pozosta艂o z
Wielkiej Armii, z jej korpus贸w i dywizji, z jej pu艂k贸w i
szwadron贸w! A przecie偶 w艣r贸d uciekaj膮cych byli jeszcze
rekruci, kt贸rzy niedawno przy艂膮czyli si臋 do armii!
Dw贸ch kr贸l贸w, ksi膮偶臋, o艣miu marsza艂k贸w otoczonych
nieliczn膮 艣wit膮, kilku id膮cych pieszo genera艂贸w oraz kil-
kuset uzbrojonych jeszcze i karnych wiarus贸w starej
gwardii reprezentowa艂o Armi臋!
Lecz dusz膮 tej Armii, uciele艣nionym symbolem zwy-
ci臋skich jej tradycji by艂 niew膮tpliwie marsza艂ek Ney!
Towarzysze moi, a tak偶e wy, sprzymierze艅cy nasi i wro-
gowie! Wzywam tutaj waszego 艣wiadectwa! Oddajmy
pami臋ci nieszcz臋snego bohatera winn膮 mu cze艣膰! Su-
miennie zanotujmy jeno fakty! Komentarze s膮 zbyteczne!
Wszyscy uciekali w pop艂ochu, nie wy艂膮czaj膮c Murata,
kt贸ry, przeszed艂szy Kowno, podobnie jak Wilno, wyda艂,
nast臋pnie za艣 cofn膮艂 rozkaz pochodu na Tyl偶臋, a偶eby
zdecydowa膰 si臋 na G膮bin. Ney wszed艂 w贸wczas do
Kowna, sam jeden ze swoimi adiutantami, wszyscy
bowiem 偶o艂nierze jego rozpierzchli si臋 lub te偶 wygin臋li.
Pocz膮wszy od Wia藕my, czwarta to tylna stra偶 stopnia艂a w
stalowych jego d艂oniach. Wyt臋pi艂 je nie tyle wr贸g, co
g艂贸d i zimno. Po raz czwarty marsza艂ek stan膮艂 tedy
samotrze膰 wobec nieprzyjaciela i nie trac膮c odwagi,
zawsze nieugi臋ty, j膮艂 ogl膮da膰 si臋 za pi膮t膮 ariergad膮.
Znalaz艂szy w Kownie kompani臋 kanonier贸w, trzystu
Niemc贸w tworz膮cych za艂og臋 miasta i czterystu ludzi pod
wodz膮 genera艂a Marchanda, obejmuje nad nimi komend臋.
Obje偶d偶a najpierw miasto, a偶eby pozna膰 nale偶ycie
w艂a艣ciwo艣ci zajmowanej przez si臋 pozycji i pomno偶y膰
nieliczne swoje szeregi; lecz zamiast posi艂k贸w znajduje
tylko rannych, kt贸rzy, j臋cz膮c i p艂acz膮c, usi艂uj膮 pod膮偶y膰
za armi膮. I tutaj r贸wnie偶, po raz 贸smy od dnia ewakuacji
Moskwy, musiano zostawi膰 ich po szpitalach, tak jak
zostawiano ich wsz臋dzie wzd艂u偶 drogi, na wszystkich
pobojowiskach, na wszystkich naszych biwakach.
Na rynku i pobliskich ulicach, obok zrabowanych ma-
gazyn贸w z w贸dk膮, le偶a艂o pokotem kilka tysi臋cy 偶o艂niers-
kich trup贸w: znale藕li 艣mier膰 tam, gdzie s膮dzili, i偶 znajd膮
偶ycie. Tyle tylko zostawi艂 Neyowi kr贸l Neapolu. Mar-
sza艂ek pozosta艂 wi臋c w Rosji sam jeden, na czele sied-
miuset niemieckich rekrut贸w. W Kownie, tak jak pod
Wia藕m膮 i Smole艅skiem, jak nad brzegami Berezyny i
pod murami Wilna, jemu to powierzono raz jeszcze
honor armii i niebezpieczn膮 misj臋 os艂aniania odwrotu.
Ney misj臋 t臋 przyj膮艂.
Rosjanie zaatakowali 14 grudnia o 艣wicie. Podczas gdy
jedna z kolumn rosyjskich ukaza艂a si臋 znienacka na
trakcie wile艅skim, druga przesz艂a po lodzie Niemen
powy偶ej miasta i, dumna, 偶e pierwsza stan臋艂a na tery-
torium pruskim, zwr贸ci艂a si臋 ponownie w stron臋 Kowna i
mostu na rzece, a偶eby tym sposobem zagrodzi膰 Neyowi
jedyn膮 drog臋 odwrotu.
Pierwsze strza艂y hukn臋艂y z bramy Wile艅skiej. Lecz nim
Ney bramy dopad艂, a偶eby zorganizowa膰 obron臋 i
odeprze膰 armaty P艂atowa, ju偶 w艂asne jego dzia艂a by艂y
zagwo偶d偶one, a kanonierzy rozbici. Rozjuszony, rzuci艂
si臋 z obna偶on膮 szabl膮 na oficera, kt贸ry tam dowodzi艂, i
niew膮tpliwie by艂by go zabi艂, gdyby nie adiutant mar-
sza艂ka, kt贸ry cios odparowa艂 i u艂atwi艂 nieszcz臋snemu
oficerowi ucieczk臋.
Ney przywo艂a艂 w贸wczas piechot臋, lecz z dw贸ch nie-
licznych batalion贸w, z kt贸rych si臋 sk艂ada艂a, jeden tylko
stan膮艂 pod broni膮: by艂a to za艂oga miasta, trzystu Niem-
c贸w. Marsza艂ek wyznaczy艂 im pozycj臋, doda艂 otuchy,
lecz w chwili gdy zakomenderowa膰 mia艂 „ognia!" —
kartacz rosyjski zerwa艂 g贸rn膮 cz臋艣膰 palisady i strzaska艂
biodro niemieckiemu dow贸dcy. Oficer zachwia艂 si臋 i ru-
n膮艂, a wiedz膮c, i偶 nie ma dla艅 ratunku, najspokojniej
wyj膮艂 zza pasa pistolet i wobec wszystkich odebra艂 sobie
偶ycie. Przera偶eni 艣mierci膮 swojego dow贸dcy, 偶o艂nierze w
pop艂ochu rzucili bro艅 i uszli czym pr臋dzej.
Przez wszystkich opuszczony, Ney nie opu艣ci艂 jednak
posterunku, nie zw膮tpi艂 o sobie. A gdy pr贸偶nymi okaza艂y
si臋 wszelkie usi艂owania, a偶eby powstrzyma膰 uciekaj膮-
cych, chwyci艂 za nabit膮 jeszcze bro艅 i walczy艂 jak prosty
偶o艂nierz wraz z czterema oficerami, stawiaj膮c czo艂o za-
st臋pom Rosjan. R贸wnocze艣nie j臋li powraca膰 zawstydzeni
kanonierzy; adiutanci Heymes i G茅rard zdo艂ali tymcza-
sem skrzykn膮膰 trzydziestu 偶o艂nierzy i wytoczy膰 kilka
lekkich polowych armatek, a genera艂owie Ledru i Mar-
chand — zmobilizowa膰 pozosta艂y, ostatni batalion.
Lecz w tej偶e samej chwili poza Niemnem, od strony
kowie艅skiego mostu, rykn臋艂y dzia艂a rosyjskie. Docho-
dzi艂o wp贸艂 do trzeciej. Ney wys艂a艂 tam w贸wczas obu
genera艂贸w z ich czterystu lud藕mi, nakazuj膮c im odbi膰 i
obsadzi膰 to przej艣cie, sam za艣, nie ust臋puj膮c, nie trosz-
cz膮c si臋 d艂u偶ej o to, co los przygotowuje mu poza nim,
na czele trzydziestu ludzi utrzyma艂 si臋 a偶 do wieczora u
bramy zwanej Wile艅sk膮. O zmierzchu dopiero opu艣ci艂
Kowno i przeszed艂 przez Niemen, walcz膮c bez wytchnie-
nia, cofaj膮c si臋 w najwi臋kszym porz膮dku, broni膮c do
ostatniej chwili honoru naszego or臋偶a, nara偶aj膮c po raz
setny chyba 偶ycie swoje i wolno艣膰, a偶eby ocali膰 garstk臋
rodak贸w, wbrew wszystkim i wszystkiemu! Po czterdzie-
stu dniach i czterdziestu nocach bohaterskiej walki
opuszcza艂 ostatni to tragiczne dla nas terytorium rosyjs-
kie, wykazuj膮c 艣wiatu bezsilno艣膰 zawistnej Fortuny
wobec wielkiego m臋stwa, stwierdzaj膮c w艂asnym przy-
k艂adem, i偶 najwi臋ksze nawet kl臋ski przysporzy膰 mog膮
bohaterom nie艣miertelnej chwa艂y!
O 贸smej wiecz贸r dotar艂 nareszcie do przeciwleg艂ego
brzegu. Widz膮c wtedy, 偶e przewidywana kl臋ska jest ju偶
faktem dokonanym, 偶e Marchand odparty zosta艂 a偶 do
mostu i 偶e trakt wi艂kowyski, kt贸rym uszed艂 by艂 Murat,
ca艂kowicie zaj臋ty jest przez pu艂ki nieprzyjacielskie,
zwr贸ci艂 si臋 na prawo i znikn膮艂 niebawem w le艣nej
g臋stwinie.
Gdy Murat wszed艂 do G膮bina, zdziwi艂 si臋 niepomiernie
zar贸wno widokiem Neya, jak wie艣ci膮, 偶e pocz膮wszy od
Kowna armia pozbawiona by艂a os艂ony tylnych stra偶y. Z
chwil膮 jednak gdy艣my ostatecznie opu艣cili granic臋 im-
perium, Rosjanie nie mieli powodu do r贸wnie natar-
czywej pogoni. Murat skorzysta艂 z tego, a偶eby zatrzyma膰
si臋 kilka dni w G膮binie i skierowa膰 szcz膮tki posz-
czeg贸lnych korpus贸w do miast po艂o偶onych nad Wis艂膮.
Doprowadzaj膮c do skutku dyslokacj臋 armii, zwo艂a艂 na
narad臋 wszystkich dow贸dc贸w. Nie wiadomo, jaki z艂y
duch op臋ta艂 go w owej chwili. Chcia艂oby si臋 wierzy膰, i偶
to, co m贸wi艂 wtedy, by艂o jedynie wynikiem wstydu,
spowodowanego sromotn膮 ucieczk膮, i urazy do cesarza,
kt贸ry obarczy艂 go tak wielk膮 odpowiedzialno艣ci膮, lub te偶
wreszcie mimowiednym odruchem wodza, zwyci臋偶o-
nego w oczach narodu, kt贸ry jeden z pierwszych uzna艂
niegdy艣 przewag臋 francuskiego or臋偶a. Poniewa偶 jednak
odmiennym by艂o istotne znaczenie jego s艂贸w, a p贸藕niej-
sze czyny potwierdzi艂y je w zupe艂no艣ci, poniewa偶 by艂y
one pierwszym symptomem zdrady i przeniewierstwa,
nie nale偶y przeto pomin膮膰 ich milczeniem.
呕o艂nierz, kt贸ry wzni贸s艂 si臋 do wy偶yn tronu tylko drog膮
zwyci臋stw, wraca艂 oto zwyci臋偶ony! Zaledwie przest膮pi艂
granic臋 podbitej niegdy艣 krainy, wyda艂o mu si臋, i偶 ziemia
ca艂a dr偶y w posadach, a korona chwieje si臋 na jego
g艂owie. Po tysi膮ckro膰 w ci膮gu tej kampanii nara偶a艂 si臋
dobrowolnie na najwi臋ksze niebezpiecze艅stwa: jak-
kolwiek jednak got贸w by艂 w贸wczas zgin膮膰 ka偶dej chwili
w awangardzie jak prosty 偶o艂nierz, nie m贸g艂 pogodzi膰 si臋
teraz z my艣l膮 o ewentualnej utracie korony. I aby siebie
usprawiedliwi膰, pocz膮艂 wobec tych samych wodz贸w,
kt贸rymi kierowa膰 mia艂 z rozkazu i woli cesarza, oskar偶a膰
Napoleona o zuchwa艂e ambicje, kt贸re sam przecie偶
podziela艂. Wykrzykiwa艂: „偶e nie mo偶na s艂u偶y膰 nadal
sprawie szale艅ca; 偶e obecnie jest ju偶 sprawa przegran膮;
偶e 偶aden z w艂adc贸w europejskich nie wierzy ju偶 ani
s艂owom cesarza, ani jego traktatom! 呕e on, Murat, zroz-
paczony jest, i偶 odrzuci艂 propozycj臋 Anglii; 偶e gdyby nie
w艂asna nieogl臋dno艣膰, by艂by dot膮d wielkim monarch膮,
takim, jak cesarz austriacki i kr贸l pruski!".
„Kr贸l pruski i cesarz austriacki — przerwa艂 mu
szorstko Davout — s膮 monarchami z woli Boga i ludu, na
mocy odwiecznych praw i tradycji; lecz Wasza Kr贸-
lewska Mo艣膰 jeste艣 kr贸lem tylko z 艂aski Napoleona i
francuskiego or臋偶a! I kr贸lem pozosta膰 mo偶esz w tych
warunkach tylko jako wierny aliant cesarza i Francji!
Przez usta twoje czarna przemawia niewdzi臋czno艣膰!" I
o艣wiadczy艂 mu niezw艂ocznie, i偶 uwiadomi o tym cesarza.
Inni genera艂owie milczeli. Wszyscy niemal uspra-
wiedliwiali kr贸la, przypisuj膮c rozpaczy i niepohamowa-
nej zapalno艣ci temperamentu s艂owa, kt贸rych istotn膮 tre艣膰
poj膮艂 jedynie niech臋tny mu i podejrzliwy z natury
Davout.
Poczuwaj膮c si臋 do winy, Murat umilk艂 i straci艂 pewno艣膰
siebie. Tym sposobem ugaszona zosta艂a pierwsza iskierka
zdrady, kt贸ra zgubi膰 mia艂a z czasem cesarza i Francj臋!
Historia wspomina o tym niech臋tnie i z 偶alem, odk膮d
skrucha i niedola wielko艣ci膮 swoj膮 dor贸wna艂y
pope艂nionej zbrodni!
Dotarli艣my niebawem do Kr贸lewca. Wielka Armia,
kt贸ra od lat dwudziestu wchodzi艂a jako tryumfatorka do
wszystkich stolic Europy, po raz pierwszy ukazywa艂a si臋
bezbronna, okalecza艂a — tam, gdzie 艣wieci艂 niegdy艣
najja艣niej 艣wietny blask cesarskiej gwiazdy. Wyl臋ga艂y po
drodze t艂umy, a偶eby liczy膰 nasze rany, ocenia膰 straty,
cieszy膰 si臋 nadziej膮 odwetu. Trzeba by艂o napawa膰 nasz膮
n臋dz膮 chciwe ich spojrzenia, znie艣膰 jarzmo wstr臋tnej nam
ich nadziei — i, w艣r贸d objaw贸w tej 藕le skrywanej
rado艣ci, d藕wiga膰 bez skargi ci臋偶kie brzemi臋 niedoli, kt贸ra
teraz budzi艂a tylko nienawi艣膰.
Lecz szcz膮tki Wielkiej Armii nie ugi臋艂y si臋 pod tym
brzemieniem. Na po艂y zdetronizowany jej cie艅 zachowa艂
dawny majestat. Pokonana w walce z 偶ywio艂ami, zdzie-
si膮tkowana i krwawa — wobec ludzi by艂a zawsze t膮 sam膮
zwyci臋sk膮, w艂adcz膮 armi膮!
Sk膮din膮d Niemcy — b膮d藕 to wskutek obawy, b膮d藕 te偶 z
powodu wrodzonej powolno艣ci — przyj臋li nas bez
szemrania. Nienawi艣膰 ich przyoblek艂a si臋 w mask膮 obo-
j臋tno艣ci i ch艂odu, a poniewa偶 brak im zazwyczaj inicja-
tywy, wi臋c nim nadesz艂y jakiekolwiek has艂a, zmuszeni
byli tymczasem wspomaga膰 nasz膮 niedol臋. Kr贸lewiec
okaza艂 si臋 niebawem za ciasny. Sroga dotychczas zima
uleg艂a nag艂ej zmianie: w ci膮gu jednej nocy termometr
wzni贸s艂 si臋 o dwadzie艣cia stopni.
Skutki odwil偶y by艂y dla nas fatalne. Wielu 偶o艂nierzy i
genera艂贸w, kt贸rych mr贸z utrzymywa艂 dot膮d w stanie
ci膮g艂ego podniecenia, zmian臋 t臋 przyp艂aci艂o 偶yciem. Od-
mro偶one cz艂onki j臋艂y rozpada膰 si臋, okropne tworz膮c rany.
Zgin膮艂 w ten spos贸b La Riboisi膷re, g艂贸wnodowodz膮cy
artylerii; po nim za膰 Ebl茅, duma i chluba armii. Co dnia,
co godzina niemal coraz to nowe op艂akiwali艣my straty.
Lewe nasze skrzyd艂o, pod wodz膮 Macdonalda, z Tyl偶y
pod膮偶y艂o co pr臋dzej do Mitawy. Z tej strony wojna by艂a
jedynie rozwini臋ciem linii bojowej wzd艂u偶 rzeki Aa,
pocz膮wszy od jej uj艣cia a偶 do Dynaburga, oraz ustawicz-
n膮 obron膮 Rygi. Korpus Macdonalda sk艂ada艂 si臋 wy艂膮cz-
nie niemal z Prusak贸w. Nie zdradzi艂 wprawdzie, lecz
cofn膮艂 si臋, zajmuj膮c stanowisko neutralne. 3 stycznia
Macdonald wraz z garstk膮 wiernych mu 偶o艂nierzy zdo艂a艂
po艂膮czy膰 si臋 z Mortierem i os艂oni膰 Kr贸lewiec.
Na prawym skrzydle Schwarzenberg, jako 偶e przy-
mierze z Austri膮 jeszcze obowi膮zywa艂o, odsuwa艂 si臋 od
nas, lecz nieznacznie, stopniowo, z zachowaniem wszel-
kich form, jakich domaga艂y si臋 wzgl臋dy bie偶膮cej poli-
tyki, z chystro艣ci膮 i kurtuazj膮 wytrawnego dyplomaty.
3 grudnia Prusacy odparli raz jeszcze atak za艂ogi ro-
syjskiej. B膮d藕 to z obawy nara偶enia si臋 Francuzom, b膮d藕
te偶 przez sumienno艣膰, Yorck zachowywa艂 si臋 dot膮d
lojalnie. Macdonald zbli偶y艂 si臋 w贸wczas do niego. 19
grudnia, w dwana艣cie dni po wyje藕dzie Napoleona, w
tydzie艅 po zaj臋ciu Wilna przez Kutuzowa, gdy Macdo-
nald zacz膮艂 nareszcie cofa膰 si臋, armia pruska pozosta-
wa艂a jeszcze wiern膮.
Dopiero 22 stycznia oraz w nast臋pne dni dotarli Ro-
sjanie do Wis艂y. Tymczasem mi臋dzy 3 a 11 stycznia
Murat przebywa艂 w Elbl膮gu. Nie mog膮c opanowa膰 istot-
nie smutnego po艂o偶enia, miotany tu i 贸wdzie ci膮g艂ym
艣cieraniem si臋 zmiennych, cz臋stokro膰 wrogich 偶ywio艂贸w,
wznosi艂 si臋 na wy偶yny naj艣mielszych roje艅 po to tylko,
aby pogr膮偶y膰 si臋 niebawem w otch艂ann膮 g艂臋bin臋
najczarniejszej rozpaczy, zw膮tpienia i niepokoju.
Opuszcza艂 Kr贸lewiec w stanie zupe艂nego przygn臋bie-
nia, gdy niespodziewana przerwa w akcji wojennej Ro-
sjan, przybycie Macdonalda oraz po艂膮czenie si臋 szcz膮t-
k贸w lewego skrzyd艂a z oddzia艂ami Heudeleta i Cavaig-
naca — nagle rozbudzi艂y w nim niczym nie usprawie-
dliwion膮 nadziej臋. I chocia偶 poprzedniego dnia zw膮tpi艂
ju偶 o wszystkim, postanowi艂 podj膮膰 teraz ofensyw臋 i, w
rzeczy samej, rozpocz膮艂 niezw艂ocznie odno艣ne przygo-
towania. Lecz nazajutrz zmieni艂 ca艂kowicie zdanie, decy-
duj膮c si臋 ucieka膰 do Poznania.
Decyzja ta nie by艂a zreszt膮 bezpodstawna. Projekt
ponownego formowania si臋 resztek armii wzd艂u偶 linii
Wis艂y z艂udnym by艂 i spe艂zn膮膰 musia艂 na niczym: albo-
wiem m艂oda gwardia wygin臋艂a niemal doszcz臋tnie; stara
gwardia liczy艂a niespe艂na pi臋ciuset 偶o艂nierzy; I korpus —
tysi膮c o艣miuset; II korpus — tysi膮c; III — tysi膮c
sze艣ciuset; IV — tysi膮c siedmiuset 偶o艂nierzy. Nadto
wi臋kszo艣膰 tych ludzi — jedynych, jacy pozostali z sze艣膰-
kro膰 stutysi臋cznej armii — prawie 偶e niezdatna by艂a do
walki.
W tym stanie zupe艂nej niemocy, wobec jednoczesnego
odst臋pstwa Austrii i Prus, Polska, jako teren operacyjny,
traci艂a dla nas wszelk膮 warto艣膰. A Napoleon, kt贸ry nigdy
nie chcia艂 z niczego rezygnowa膰, nakazywa艂 broni膰 do
upad艂ego Gda艅ska. W Gda艅sku wi臋c trze-
ba by艂o skupi膰 wszystkie, jako tako odporne jeszcze, si艂y.
Nale偶y zreszt膮 stwierdzi膰, 偶e gdy Murat rozmy艣la艂 w
Elbl膮gu nad reorganizacj膮 armii i wznowieniem
ofensywy, a nawet marzy艂 o zwyci臋stwie, wi臋kszo艣膰 do-
w贸dc贸w, wyczerpana nadmiarem cierpie艅 i trud贸w,
odnios艂a si臋 niech臋tnie do tego projektu. 艢ladem niedoli,
trwoga i zw膮tpienie ogarn臋艂y wszystkie serca. Niekt贸rzy
troszczyli si臋 ju偶 o stanowiska swoje, o rangi i tytu艂y, o
maj膮tki, le偶膮ce na terytorium podbitych pa艅stw — i
jedynym ich marzeniem, jedynym pragnieniem — by艂
powr贸t do kraju.
Co si臋 za艣 tyczy nadci膮gaj膮cych rekrut贸w, by艂 to zlepek
kilku narodowo艣ci niemieckich. A偶eby po艂膮czy膰 si臋 z
nami, przej艣膰 musieli przez terytorium Prus, kt贸re
gorza艂y p艂omieniem nie tajonej ju偶 nawet nienawi艣ci.
Dotar艂szy do nas, ujrzeli zniech臋cenie, choroby i n臋dz臋.
W szeregach da艂 im si臋 dotkliwie we znaki brak starych,
do艣wiadczonych 偶o艂nierzy oraz ca艂kowita apatia tych,
kt贸rzy przede wszystkim powinni byli strzec i broni膰
wsp贸lnej sprawy. Tote偶 na pierwszym biwaku pierzch艂a
wi臋kszo艣膰 tych Niemc贸w.
Widok n臋dzarzy powracaj膮cych z Moskwy wstrz膮sn膮艂
nawet zahartowanymi pu艂kami Macdonalda, chocia偶 i
one powa偶nego dozna艂y uszczerbku. Wszelako i te pu艂ki,
i nie narodzona jeszcze dywizja Heudeleta zachowa艂y
wzorow膮 karno艣膰 i dawny 艂ad. Niebawem zebrano w
Gda艅sku wszystko, co przedstawia艂o jeszcze jak膮kolwiek
bojow膮 warto艣膰: razem trzydzie艣ci pi臋膰 tysi臋cy, w tym
siedemna艣cie r贸偶norodnych narodowo艣ci. Reszta
niedobitk贸w, w niewielkiej liczbie, 艣ci膮ga膰 mia艂a do
Poznania i na lini臋 Odry.
A偶 do tej chwili Murat nie m贸g艂 by艂 lepiej pokierowa膰
odwrotem. Lecz gdy mija艂 Kwidzyn w drodze do Poz-
nania, list, otrzymany z Neapolu, zniweczy艂 od razu
wszystkie plany jego i zamiary. Wra偶enie tak silne by艂o,
krew tak gwa艂townie pomiesza艂a si臋 z 偶贸艂ci膮, 偶e nim kr贸l
listu doko艅czy艂, dosta艂 偶贸艂taczki.
Podobno dotkn膮艂 go tak akt samowoli, jakiego dopu艣-
ci艂a si臋 kr贸lowa. Bynajmniej nie zazdrosny o 偶on臋, mimo
urody jej i wdzi臋k贸w, zazdrosny by艂 w najwy偶szym
stopniu o w艂adz臋 swoj膮 i nie dowierza艂 nikomu, przede
wszystkim za艣 kr贸lowej, jako siostrze cesarza.
Dziwnym wydaje si臋, 偶e cz艂owiek, kt贸ry 偶y艂 dot膮d
tylko s艂aw膮 i tylko dla s艂awy, uleg艂 nagle mniej szla-
chetnej nami臋tno艣ci. By膰 mo偶e jednak, 偶e tego rodzaju
charaktery zawsze podlega膰 musz膮 jakiemu艣 przemo偶-
nemu wp艂ywowi, 偶e zawsze przewodzi膰 musi nad nimi
jedna, od innych pot臋偶niejsza nami臋tno艣膰.
Pod r贸偶norodn膮 postaci膮 by艂a to zreszt膮 zawsze ta sama
bezgraniczna, nigdy nie nasycona duma i pycha. W owej
chwili l臋k o w艂adz臋 silniejszym by艂 ani偶eli mi艂o艣膰 s艂awy;
pod wp艂ywem tego l臋ku Murat po艣pieszy艂 do Poznania,
sk膮d umkn膮艂 niebawem, zostawiaj膮c armi臋 w艂asnemu jej
losowi.
Odst臋pstwo to sta艂o si臋 jawne 16 stycznia, dwadzie艣cia
trzy dni przed ostatecznym wycofaniem si臋 Schwarzen-
berga. Ksi膮偶臋 Eugeniusz obj膮艂 z kolei dow贸dztwo armii.
Wojska rosyjskie zatrzyma艂y si臋 w Kaliszu. Nieustanny,
za偶arty b贸j, kt贸ry toczyli艣my bez wytchnienia pocz膮wszy
od Moskwy, j膮艂 przycicha膰. Do wiosny jednak trwa艂a
beznami臋tna, powolna, przerywana walka. Mniemali
niekt贸rzy, 偶e wyczerpa艂a si臋 ju偶 do cna miara nienawi艣ci;
tymczasem nie sta艂o po prostu si艂; poza tym obustronnie
ju偶 gotowano si臋 do innej walki i ta chwilowa cisza by艂a
wytchnieniem — jeno akcj膮 wst臋pn膮 do nowych,
straszliwych zapas贸w!
Po zwyci臋skim okresie, trwaj膮cym tysi膮c pi臋膰set lat,
rewolucja IV stulecia, kt贸ra by艂a zwi膮zkiem monarch贸w i
magnaterii przeciwko ludom, zosta艂a pokonana przez
rewolucj臋 XIX stulecia, zwi膮zek lud贸w przeciw mo偶nym
tego 艣wiata. Z krwawych blask贸w tej po偶ogi pocz膮艂 si臋
Napoleon. I ow艂adn膮艂 ni膮 tak niepodzielnie, z tak膮 moc膮 i
pot臋g膮, 偶e zdawa艂o si臋, i偶 ca艂y ten przewr贸t dokona艂 si臋
jedynie po to, aby jego na 艣wiat wyda膰! Z niewzru-
szonym spokojem przewodzi艂 tej straszliwej zawierusze.
Jemu tylko podlega艂 ten krwawy 偶ywio艂; wstydz膮c si臋
swoich eksces贸w rewolucja uwielbi艂a w nim siebie i
wpatrzona w jego chwa艂臋, dla niego ujarzmi艂a inne ludy
Europy. I Europa — pos艂uszna — powsta艂a na dane
przeze艅 has艂o, aby zepchn膮膰 Rosj臋 w dawne jej granice.
Zdawa艂o si臋, 偶e z kolei P贸艂noc ujarzmiona zostanie a偶 po
najdalsze swoje kra艅ce.
A jednak nawet ten genialny w贸dz, takimi rozporz膮-
dzaj膮cy 艣rodkami, nie m贸g艂 pokona膰 przyrody! Kiedy z
ogromnym trudem wdar艂 si臋 w te lodowe krainy, zbrak艂o
mu si艂 i doszed艂szy ju偶 niemal do szczytu, run膮艂 w
otch艂a艅 niedoli i poni偶enia. I P贸艂noc zwyci臋ska w swej
obronnej wojnie z Po艂udniem, jak zwyci臋sk膮 by艂a w
zdobywczych swoich wyprawach w 艣redniowieczu, po-
czu艂a si臋 nietykalna i niezmo偶ona!
Ale wy nie wierzcie w to, moi towarzysze. Jak poko-
nali艣cie jej zbrojne zast臋py, tak te偶 pokona膰 mogli艣cie
jej ziemi臋, ogromne przestrzenie, klimat, srog膮 i pot臋偶n膮
przyrod臋.
Lecz zem艣ci艂y si臋 straszliwie pope艂nione przez nas b艂臋-
dy: kara stokro膰 ci臋偶sza by艂a od winy. Stara艂em si臋
wyja艣ni膰 nale偶ycie zar贸wno przyczyny, jak skutki; na ten
ocean cierpie艅 i niedoli rzuci艂em krwawe i pos臋pne
艣wiat艂o 偶a艂obnej pochodni, a je艣li d艂o艅 moja zbyt s艂aba
by艂a, a偶eby podo艂a膰 tak przykremu zadaniu, wy艂owi艂em
przynajmniej z bezdennej topieli szcz膮tki nasze, aby
przysz艂e pokolenia mog艂y pozna膰 to niebezpiecze艅stwo i
unikn膮膰 go.
Dzie艂o moje uko艅czone. Do was — starzy druhowie —
odwo艂uj臋 si臋 teraz, a偶eby艣cie dali 艣wiadectwo prawdzie!
Wobec wielkich, niczym nie zatartych wspomnie艅 tej
wielkiej epoki, bezbarwnymi zapewne wydadz膮 si臋 wam
wszelkie opisy! Lecz kt贸偶 z was nie艣wiadom jest tego, 偶e
czyn zawsze wymowniejszy bywa od s艂贸w i 偶e jak-
kolwiek wielcy historycy rodz膮 si臋 z wielkich ludzi, to
jednak mniej s膮 od nich liczni?