I WTEDY ZNÓW SIĘ ZOBACZYMY
Dżoni Kuptor był leśnikiem, obserwował sarny i jeszcze zanim zmienił pracę, postanowił zerwać z Gizellą Weis.
Pewnego wieczoru, gdy kobieta leniwie, po wielu wspólnie spędzonych godzinach, szykowała się do drogi i sennym wzrokiem wypatrywała autobusu, którym miała odjechać do domu, leśnik powiedział: niedługo zmieniam pracę na
jeszcze bardziej poufną i nie będziemy się mogli dłużej spotykać.
— Ale jeśli chcesz, będziesz mogła mnie czasem zobaczyć — pocieszał Gizellę Weisz. — Dam ci lornetkę. Jedną z moich czterech lornetek. I stamtąd — tu leśnik wskazał niewielki wzgórek porosły krzaczkami jagód — z tamtego
pagórka będziesz mogła zobaczyć paśniki dla saren. Ale kto wie, gdzie ja wtedy będę.
Gizella Weis wzięła poczerniałą, wyświeconą lornetkę z porysowanymi soczewkami i próbowała wepchnąć ją do torby, obok kapci i ręcznika. Nie obraziła się wcale, w jej oczach malowało się raczej lekkie rozbawienie, jakby właśnie spotkała ją miła niespodzianka. Być może takie oddalenie okaże się nowym etapem miłości, może rozstanie nie będzie aż tak długie i ostateczne, może ta rzekoma nowa praca Dżoniego Kuptora — o czym on jeszcze nie wie — okaże się tylko krótkim epizodem, po którym skruszony wróci do niej?
Gdy jednak próbowała dowiedzieć się czegoś więcej o jego nowym zajęciu, Dżoni Kuptor przyjął kamienny wyraz twarzy.
— Wiesz, jak jest. Nowa praca i już. Nie mogę powiedzieć jaka.
Autobus zatrąbił na zakręcie w głębi doliny, oboje wiedzieli, że za chwilę tu będzie, zawróci i zabierze Gizellę Weis do miasta.
— Ja będę miał, rzecz jasna, trzy pozostałe lornetki — tłumaczył leśnik — i czasem też w którąś spojrzę. Może się zdarzyć, że oboje będziemy patrzeć w nie jednocześnie i wtedy znów się zobaczymy.
Autobus zabrał spod paśników dla saren tylko jednego pasażera; kierowca zobaczył we wstecznym lusterku pogodną twarz odprawionej kobiety. Uśmiechała się, bo co jakiś czas stukała o jej nogę torba z twardą lornetką w środku. Myślała też o pagórku, z którego widać paśniki i z którego, o ile czas
jej na to pozwoli, nie ruszy się, póki nie zobaczy, jak Dżoni Kuptor znika w gęstwinie lasu, objuczony tobołkiem, pełnym tajemniczych narzędzi potrzebnych w nowej pracy.
I jeśli Gizella Weis zejdzie z pagórka i szybko ruszy za nim, to wyśledzi, dokąd poszedł i gdzie teraz pracuje, a wtedy znajdzie sobie w pobliżu jakiś nowy punkt widokowy i będzie go stamtąd obserwować, aż wreszcie, któregoś dnia były leśnik też weźmie lornetkę do ręki i zerknie na okoliczne pagórki, a wtedy przez grube, porysowane soczewki znów popatrzą sobie w oczy. I znów będą szczęśliwi.
Przełożyła Małgorzata Komorowska-Fotek