Recenzja książki pt. „Kaj znów się śmieje” Hartmuta Gagelmanna
Wspomnianą w temacie książkę po prostu "pochłonęłam", co nie znaczy jednak, że nie zastanowiłam się nad tym, co czytam. Wprost przeciwnie. "Kaj…" zmusza do myślenia, do spojrzenia na niektóre sprawy inaczej, do zastanowienia się nad ważnymi sprawami. Czytałam wiele książek mówiących o tego typu tematyce i byłam nimi naprawdę wzruszona... Kiedy zabrałam się za "Kaj znów się śmieje" byłam ciekawa, czy jest ona w stanie dorównać chociażby "Poczwarce" Doroty Terakowskiej i „Celi” Anny Sobolewskiej . I naprawdę byłam wielce zaskoczona! Powieść ta była powalająca, tym bardziej, że interesuję się tym na co dzień. Książka równie głęboka jak "Poczwarka". Podejmuje próbę wytłumaczenia nam ludziom, trudny temat. Temat dość powszechny i od jakiegoś czasu aktualny. Temat tolerancji. Pisząc tą recenzję chciałabym podzielić się swoimi wrażeniami, po przeczytaniu tej książki.
Opowieść pt. „Kaj znów się śmieje” Hartmuta Gagelmanna jest historią prawdziwą opartą na autentycznych przeżyciach narratora. Autor dzieli się z nami, swoim doświadczeniem z pracy w zakładzie opiekuńczym dla dzieci upośledzonych. Autor jako 19- letni student muzyki, pewnego dnia dostaje powołanie do wojska. Jednak Hartmut nie jest z tego zadowolony i odmawia służby wojskowej, w takim wypadku zobowiązany zostaje do odbycia służby zastępczej w wybranej placówce opiekuńczej: szpital, dom starców, zakład opiekuńczy dla dzieci i inne placówki specjalne. Wybrał zakład opiekuńczy dla dzieci upośledzonych.
Tą książką pragnął podzielić się z czytelnikami swoim doświadczeniem i nauczyć prawdziwej, pełnej miłości, (cierpliwej, nie biorąc nic dla siebie, cieszącej się szczęściem osoby kochanej i bolejącej z nią w cierpieniu).
W zakładzie opiekuńczym Hartmut otrzymał pod opiekę grupkę dzieci z różnymi niepełnosprawnościami. Z każdym wychowankiem zawarł szybką z konieczności znajomość. Pielęgnował i pomagał im we wszystkich sferach codziennego życia: mył, ubierał, prał ubranka i pościel, sprzątał nieczystości i pomieszczenia, karmił przy stole, czuwał w nocy (gdy zaistniała taka konieczność), odprowadzał na zajęcia. Każdemu z nich poświęcił wiele życzliwej uwagi, czyniąć podopiecznych bohaterami opowieści. Zwracał się do nich szczerze, otwarcie i z uśmiechem. Wzbudzał ich zaufanie, a w sobie motywację do podjęcia opieki nad pensjonariuszami.
Lektura emanuje ciepłem, jest nasycona pozytywnymi emocjami, ukazując jednocześnie chłód i skamieniałość ludzkich serc. Historia Kaja i Hartmuta może być dla jednych potwierdzeniem siły, jaką daje miłość, dla innych stać się bariera niemożliwą do przekroczenia. Gagelmann wskazując na niepełnosprawność swoich podopiecznych, ich ogromne trudności w wykonywaniu najprostszych, codziennych czynności, równocześnie podkreśla ich niewiarygodną, wewnętrzną siłę i wolę walki.
Pobyt w zakładzie dla dzieci upośledzonych pozwolił mu doznać tego, co w życiu najważniejsze - prawdziwego szczęścia. W zamian za nieprzespane noce oraz łzy bezradności i niemocy dostał bezgraniczną miłość i zaufanie - wartości bardzo cenne, otrzymane od dzieci porzuconych, niechcianych i zmagających się w codziennym trudzie z najprostszymi czynnościami. Odbycie zastępczej służby wojskowej zmieniło na zawsze nie tylko życie Hartmuta. Jego wizyta pozostała na pewno tez w sercach i umysłach dzieci, którym towarzyszył każdego dnia i nocy.
Myślę, że czas już przedstawić głównego bohatera opowieści i określić wartości płynące ze wzajemnych kontaktów dziecka i opiekuna. Hartmut szczególnie mocno emocjonalnie związał się z Kajem - 10-letnim chłopcem mongoloidalnym i jednocześnie cierpiącym na autyzm. Jest to sprzeczność sama w sobie i to stanowi w jego przypadku istotę problemu. Pierwsze kilkanaście dni ich współpracy były bardzo męczące dla nich obydwóch. Kaj w ogóle nie mówił, zachowywał się agresywnie względem każdego, kto się zbliżył, drapał, bił, ciągnął za włosy, krzyczał, płakał, pluł jedzeniem, załatwiał się pod siebie, moczył się i rozbierał do naga. Nie ważne jest to jak bardzo był uciążliwy dla otoczenia, ale to jak strasznie cierpiał pogrążony w samotności. Agresją walczył o odrobinę miłości, krzykiem błagał o chwilę zainteresowania swoją osobą. Nie pozwalał się dotknąć, ale tak naprawdę bardzo marzył, aby go ktoś przytulił. Efekty pracy z Nim w zakładzie były znikome - stosowano wobec niego przymus, krępowano kaftanem bezpieczeństwa. Hartmut długo nie mógł zrozumieć, gdzie tkwi przyczyna zachowania chłopca. Kluczem do zrozumienia i uzyskania tych efektów była akceptująca zgoda na sposób istnienia Kaja, przyjęcie go takim, jakim jest i podążanie za nim, tuż obok, wspólnym rytmem.
Kaj potrzebował prawdziwego opiekuna i wychowawcę, kogoś, kto starał się go zrozumieć i w miarę swoich możliwości jak najlepiej mu pomóc, który podchodził do niego z prawdziwą miłością - bardzo mocno to odczuwał. Zbiegiem lat chłopiec zaczął się trochę bardziej uzewnętrzniać. Przedtem była zawsze ściana, w ogóle nie dawało się do niego zbliżyć. Najczęściej osoba, która zbyt blisko do niego podeszła, była natychmiast łapana za włosy, drapana albo szczypana. Kaj bardzo mocno przywiązuje się do swojego opiekuna, bardzo potrzebuje zwykłego ludzkiego uczucia, by rozwijać się w ramach swoich jakże niewielkich możliwości. Szuka poczucia bezpieczeństwa, którego tak bardzo mu potrzeba. Kiedy nastąpił przełom? Kiedy Hartmut zrozumiał, że nie może odpowiadać na agresję chłopca tym samym. Kaja nie można zmuszać, trzeba mu pozwolić działać samemu, ponieważ niezależnie od tego jak bardzo przymus będzie słuszny i stosowany w dobrej wierze, zawsze wywołuje u Kaja ponowną ucieczkę w zahamowania. On jest na tyle upośledzony na ile go takiego chcemy widzieć. Każdy krok Kaja do przodu zależy tylko i wyłącznie od naszego zaufania. Największym jego upośledzeniem jest po prostu nasz strach.„Ta historia ma swój ciąg dalszy. Kaj przebywa dziś w jednym z ośrodków pod Monachium. Po przejściu okresu dojrzewania zrobił się spokojniejszy i może wykonywać lżejsze prace pomocnicze w warsztatach ośrodka. Sprawia mu to przyjemność.”
Książka pokazuje walkę o każdy nowy dzień, jaką musiało przebyć dziecko i towarzyszący mu dorosły. Chociaż stan, który udało im się razem osiągnąć, nie był całkowicie trwały - zdarzały się bolesne nawroty to dzięki determinacji i pracy najbliższych dokonał się cud: Kaj został zrozumiany, zaakceptowany i co najważniejsze pokochany. To co, się wydarzyło i o czym opowiada ta książka, daje ogromną nadzieję, ze warto podejmować się rzeczy niemożliwych.
Autor przyznaje, że przeszedł w zakładzie szkołę życia. Nie raz się załamał, zwątpił, by potem szybko podnieść się silniejszym i sprawniejszym do walki z przeciwnościami. Był to dla niego czas bardzo ważnych doświadczeń i przeżyć, które określa jako niezbędne dla pojęcia sztuki zrozumienia drugiego człowieka, tolerancji i akceptacji dla „inności”. Hartmut spisując swoje doświadczenia miał dwa cele, przede wszystkim chciał podziękować dziecku („rzekomo normalny człowiek dziękuje upośledzonemu”), ponieważ dzięki Niemu stwierdził, że tzw. normalni ludzie mają swoje gotowe wyobrażenia na temat innych, a tych którzy nie spełniają tych norm, czyli w jakiś sposób nie pasują do ich wyobrażeń - odsuwają od siebie z niechęcią. Według Hartmuta to oni są „upośledzeni”, ponieważ „wszyscy przecież zaczynamy nasze życie od krzyku, nie umiemy, chodzić, nie umiemy mówić. Długo trzeba nas karmić, długo trzeba nas myć. I kiedy po wielu latach nauczymy się już chodzić, mówić i pisać, nadal potrzebujemy pomocy innych ludzi. Bez rodziców, nauczycieli i przyjaciół nie bylibyśmy zdolni do życia. I jeśli szczęśliwie dożyjemy sędziwego wieku, to być może nadejdzie taki dzień, kiedy znów będziemy potrzebowali ludzi, którzy będą nas karmić i myć. Może nadejdzie taki dzień, kiedy znów nie będziemy umieli mówić ani chodzić”. Ludzie zapomnieli, że dary, które otrzymali od losu (sprawność, zdrowie, intelekt), nie są wcale wieczne.
Drugą potrzebą do jakiej przyznaje się autor, jest chęć do upowszechnienia doświadczeń i zniesienia bariery między ludźmi, podziałów na lepszych i gorszych, zdrowych i ułomnych. Zdaniem Hartmuta - nie wolno wstydliwie ukrywać niepełnosprawnych w zakładach, udawać, że ich nie ma, nie istnieją, byleby nie zakłócali rytmu życia „normalnym”. „Kaj - ty i wszyscy upośledzeni musicie stanąć twarzą w twarz z tak zwanymi normalnymi” - pisze autor i dodaje: „Piszę tę książkę dla chłopca imieniem Kaj oraz dla wszystkich upośledzonych, żeby choć trochę przyczynić się do przyśpieszenia tego spotkania”.
Czytając, możemy dokładnie przyjrzeć się emocjom bohaterów, spróbować postawić się w ich sytuacji. Książka uczy szacunku i zrozumienia dla niepełnosprawności. Autor sugeruje, że na każdego człowieka, także tego głęboko upośledzonego, należy patrzeć jako na cudowną istotę, ponieważ tak naprawdę nie wiemy, co dzieje się w jego duszy. Nigdy nie możemy być pewni, ile z naszych słów, gestów czy czynów trafia do świadomości takich osób. Praca z dzieckiem autystycznym daje przede wszystkim dużo satysfakcji, ponieważ gdy widzi się nawet drobne postępy, każdy następny kroczek, mały gest czy nową czynność, jest to niesamowita radość. Zwłaszcza gdy się wspomni to, co było kilka miesięcy wcześniej. Niestety należy zaznaczyć, że dzieci autystyczne zupełnie nie mają kontaktu - ani z ludźmi, ani z domem, ani nawet z samym sobą. „W przypadku, kiedy ucieka dziecko autystyczne, może się zdarzyć, że znajdziemy je gdzieś na drzewie albo co gorsza, pod samochodem. Nie zdarza się by same wróciły. Idą gdzieś przed siebie, ślepe na wszystko, także na niebezpieczeństwo.”
Dzięki tej książce możemy lepiej poznać chorobę oraz życie ludzi, którzy się z nią zetknęli. Czytelnik może zapoznać się z rzeczywistością panującą w zakładach opiekuńczych dla dzieci niepełnosprawnych i z zasadami jakie tam obowiązują. Uczy nas tolerancji dla osób chorych na Autyzm oraz wyrozumiałości dla ich rodzin. Widzimy świat, który dla ludzi bez takich problemów jest zupełnie obcy. Sprawia, że zaczynamy patrzeć inaczej na niektóre sprawy. W naszym społeczeństwie nadal istnieją dwa światy: dla zdrowych i chorych. Trwają obok siebie, a nie razem. Powieść pokazuje nam, że zdrowi powinni wyciągnąć rękę do chorych i zamiast wyśmiewać ich i nazywać "gorszymi", powinni zaakceptować ich i pomóc im, ponieważ wszyscy chorzy również są normalnymi ludźmi, czującymi ciepło i dobroć tak jak każdy zdrowy człowiek, bo w „gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy tacy sami, wszyscy walczymy z własnymi ułomnościami, z naszymi słabościami, z naszym własnym upośledzeniem”.
Uważam, że tę książkę powinno się brać pod uwagę w kanonie lektur, w szkół średnich. Nauczyciel powinien ją dokładnie z klasą omówić w każdym kontekście, po to by w ten sposób zmusić młodego człowieka do zastanowienia się nad sensem życia oraz nad tym czym jest tolerancja wobec osób chorych.
Anna Nowak
Pedagogika lecznicza rok II