Kiedyż znów się spotkamy

background image

Robert Hansen

Kiedyś znów się spotkamy

niedokończone

pobrane z http://chomikuj.pl/trujnik/inni

Taunton 2014

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

1.

- Alle raus... ja, ja, schneller... und gegen der Wand sich stellen... na aber schnell...
Staszek wywleczony siłą z tramwaju z drżącymi nogami podszedł pod ścianę i
posłusznie położył ręce na wilgotnym tynku. Chyba nawet nic nie myślał, wykonywał
polecenia mechanicznie, a że niemiecki znał słabo, robił po prostu to, co sąsiedzi
obok. W tej przejmującej ciszy, zmąconej jedynie stukotem obcasów oficerskich
butów i dźwiękowym tłem, które do niego nie docierało, czuł zbierający się na
plecach pot i łomotanie serca w klatce. Jak co dzień jechał na Kiercelak, zwykle
wpadło parę marek za noszenie skrzyń z owocami, czasem upolowało się coś
grubszego. Wychowany na Czerniakowie, on piętnastolatek, zazwyczaj dawał sobie
radę nawet z największymi cwaniakami Warszawy, to towarzystwo nawet go bawiło,
choć zdawał sobie sprawę, że jeździ tam głównie zarabiać. W łapance jednak nie było
wyg i cwaniaków. W milczeniu szedł za innymi rzędem do więźniarki. Po pierwszym
strachu przyszła fala gorączkowych myśli co dalej. Mógł jedynie przewidzieć, że
wiozą ich na aleje Szucha. W ciemności wnętrza ciężarówki usiłował szukać
pocieszenia w twarzach współtowarzyszy niedoli, ale gdy już jego wzrok oswoił się z
szarością, wyławiał tylko pojedyncze przestraszone spojrzenia.
- Du, still sitzen! Nicht bewegen! - doszło do niego szczeknięcie Niemca w
mundurze. W mig pojął, że komenda była adresowana do niego. W tej chwili
pomyślał o matce, o młodszej siostrze, o kolegach z Czerniakowskiej. Był jednak
zbyt sparaliżowany, by płakać. Gdy wysiadał, z rozdygotania nie mógł trafić na
stopień. Silne ramię mężczyzny w mundurze chwyciło go i wyciągnęło na ziemię.
Staszek spojrzał mu prosto w oczy. Wydawało mu się, że zobaczył coś w rodzaju
współczucia. Ale może mu się rzeczywiście tylko wydawało.

Koszmar nie skończył się na alei Szucha. Po kilku dniach w celi dowiedział się, że
jest przeznaczony na roboty do Niemiec.
- Jesteś młody, wyglądasz na zdrowego i silnego, ciesz się, że nie jedziesz gdzie
indziej - pocieszali go współlokatorzy ciasnej, śmierdzącej celi. Nikt nie wymawiał
nazwy tego miejsca, ale wszyscy wiedzieli o co chodzi. Był rok 1943, do Warszawy
już powoli docierały informacje, co to jest za miejsce.

Drewniany, cuchnący wagon skrzypiał i chwiał się przy każdym zakręcie, monotonne
stukanie kół o tory przerywał czasem czyjś szloch, pierdnięcie, chrapanie, kaszel czy
inny odgłos. Staszek, który czyścioszkiem bynajmniej nie był, coraz częściej musiał
hamować odruchy wymiotne. Mimo iż od aresztowania minęły już cztery dni, jeszcze
nie doszedł do siebie. Z uporem milczał zapytany o cokolwiek przez innych

1

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

aresztowanych a później współtowarzyszy podróży. Starał się zapamiętać nazwy
mijanych stacji, spostrzeżone przez szczeliny w wagonie. Łódź, Ostrowo, gdzie
odłączyli jeden wagon, szybko poszła plotka, że do miejscowego obozu pracy,
później Oels, Breslau, Waldenburg. Zaczął żałować, że nie przykładał się do geografii
w szkole. Kojarzył tylko, że Breslau to dawne śląskie miasto zwane po polsku
Wrocław, reszta brzmiała dla niego jak typowy szwabski bełkot.

Kolejny wagon odłączono na dużej stacji Königszelt i Staszek dowiedział się, że miał
sporo szczęścia, iż się w nim nie znalazł.
- Kamieniołomy - wyjaśnił mu starszy mężczyzna, jedyny, do którego był w miarę
przekonany i z którym zamienił więcej niż kilka konwencjonalnych zdań. Mężczyzna
miał na imię Marian, przed wojną był nauczycielem w szkole i miał wiedzę, która
Staszkowi mogła się przydać. - Na przedgórzu Sudetów znajdują się kamieniołomy
granitu, serpentynitu i innych kamieni budowlanych. Tu niedaleko jest miejscowość
Striegau, gdzie są wyjątkowo duże.

Po dwóch dniach pociąg zatrzymał się na stacji Metzdorf im Riesengebirge, po raz
pierwszy Staszek mógł wysiąść i rozprostować kości. Dotychczasowe postoje w
celach higienicznych odbywały się pod ścisłą obserwacją Niemców, tu mieli nieco
więcej swobody. Szybko gruchnęła plotka, że pociąg będzie podzielony, część
pojedzie na Liegnitz, Berlin i w głąb Rzeszy, część do pobliskiego Hirschberga. Co
dalej - nie wiadomo. Staszek po raz pierwszy w życiu widział góry. Wyglądały mniej
potężnie niż w jego książce od geografii, niemniej budziły w nim jakiś respekt. Góra
naprzeciw, zwieńczona trzema szczytami, prawie zapraszała do siebie. Czego nauczył
się przez te cztery ostatnie dni, to być uważnym i obserwować. Zaraz za Warszawą
we frajerski sposób stracił dwie kromki chleba, wystarczająco dużo by nauczyć się, że
nie ma współtowarzyszy niedoli a każdy walczy przede wszystkim o siebie. Nagle
spostrzegł, że stacja od jednej strony, właśnie od tej dziwnej góry, jest niestrzeżona
przez kordon żołnierzy. Gdyby tak schować się za wagonem a później... - myślał
gorączkowo. - Dobrze, ale co dalej? Jest na obszarze Rzeszy, wyhaltuje go pierwszy
lepszy patrol policji. Zresztą, za co żyć, jak dostać się do Polski? Żeby tak choć jakąś
mapę mieć... Warszawski rezon nie wystarczy, a na szczęście nie ma co liczyć.

Pozostawała jeszcze jedna rzecz. Rzecz, której nazwy bał się wymówić, a która
rozwijała się w nim od jakiegoś czasu. Był inny i wiedział to już w wieku trzynastu
lat. Zaczęło się od "świńskich" rozmów z kuzynem podczas wakacji u ciotki na wsi
pod Tłuszczem. Później były równie "świńskie" zabawy. Z rozmów z kolegami
wiedział, że to wyjątkowo zła rzecz i że za to idzie się do więzienia. Dowiedział się

2

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

też przy okazji, że różnych rzeczy można dopatrzyć się w krzakach nad Wisłą, a że z
Czerniakowa daleko nie miał, kiedyś w letni dzień powłóczył się po nadwiślańskich
zaroślach. Rzeczywiście, chłopacy mieli rację a on na tyle miał szczęścia, że
zaobserwował po raz pierwszy na oczy zakazany stosunek. Gdy stało się to
nieuchronne, przestraszył się, i starannie pilnując by go nikt nie zobaczył, przedostał
się na Mokotów, doznając mokrych potów przed każdym patrolem granatowych.
Przez pierwsze dni czuł się podle i obiecywał sobie, że nigdy więcej, aż zdał sobie
sprawę, że przywołuje tamte obrazy z przyjemnością i poszedłby jeszcze raz, gdyby
nie pechowe aresztowanie. Ale teraz? Jeśli Polacy za coś takiego wsadzają do
więzienia, Niemcy będą pewnie zabijać. Trzeba się kryć, kryć, kryć - wbijał sobie do
głowy, gdy po raz kolejny natura upominała się o swoje, kiedy obserwował
ukradkiem przebierającego się mężczyznę. Zawsze chciał być dorosły, teraz po raz
pierwszy zapragnął być znów małym chłopcem, wolnym od takich problemów. No i
nie aresztowaliby go.

Pod wieczór większa część pociągu rzeczywiście odjechała, zostały jedynie trzy
wagony, które, jak się mówiło, czekają na lokomotywę. Staszek pragnął by
przyjechała jak najprędzej. Obojętnie co się stanie, wszystko jest lepsze od czekania i
zawieszenia. Karmiono podle, suchy czarny chleb i wodnista zupa musiały
wystarczyć na cały dzień, ale jakoś nie odczuwał wielkiego głodu. Po biegunce, która
chwyciła go w okolicach Wrocławia, nie pragnął niczego oprócz spokoju. Jego
przyjaciel z musu na szczęście został w wagonie. Staszek zastanawiał się, czy nie
uczynić go powiernikiem swej tajemnicy, jednak po głębokim namyśle doszedł do
wniosku, że im mniej osób o tym wie, tym lepiej. Słyszał o metodach, jakimi Niemcy
podczas przesłuchania potrafią wydobyć z człowieka każdą tajemnicę i to
zadecydowało.

W środku nocy obudził go przeciągły gwizd a z prześwitów w belkach ścian
wagonów dochodziły promienie migocącego światła. Wkrótce doszedł do niego
charakterystyczny zapach pary zmieszanej z węglem i dymem. Parowóz przyjechał. I
choć linia była zelektryfikowana w sposób dość podobny do tramwaju, zauważył, że
jeżdżą głównie parowozy. Znów nastała względna cisza, irytowało go jedynie sapanie
i poruszanie się mężczyzny śpiącego po lewej. Mimo ciemności mógł zgadnąć, co
tamten robi, dopomógł w tym wyczuwalny rytm ruchów i zapach męskiego
podbrzusza i znów naszła go mocna żądza, którą dusił w sobie drapiąc się po rękach i
brzuchu. Musisz, musisz, musisz - dopingował się w myślach. - Przyjdzie koniec
wojny, pomyślę co dalej. Na razie nie ma tego tematu.

3

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

- Alle aufsteigen. Raus - obudziła go wywrzeszczana komenda i nagłe ostre światło,
które zaatakowało jego wyrwane z zamknięcia oczy. Poczuł, że są mokre, musiał
płakać przez sen. Nie zdążył się zdziwić, gdy wraz z innymi znalazł się na peronie. Z
przestrachem uzmysłowił sobie, że ciśnie go potężny poranny wzwód, a że nie musiał
się wstydzić wymiarów, bał się, że zostanie to zauważone i opacznie zrozumiane. Na
szczęście pozwolono im na poranną toaletę na dworcu, co zlikwidowało problem.
Następnie popchnięciami i szturchańcami utworzono z nich rząd. Później szli gdzieś
długo, poganiani przez Niemców z psami. Marsz trwał kilka godzin i Staszek czuł, że
jego siły starczą najwyżej na godzinę. Na szczęście wcześniej doszli do czegoś, co
wyglądało jak jednostka wojskowa - czworokątny plac otoczony barakami, częściowo
murowanymi, częściowo drewnianymi. Na czołowym miejscu stał maszt z flagą ze
swastyką.
- Teraz będą badania lekarskie a później zostaniecie przydzieleni do waszych
jednostek pracy - zakomunikowano na wstępie. - Stać tu i nie ruszać się.
Chwilę później przyszedł inny wojskowy, mówiący płynną polszczyzną, choć z
akcentem, z którym Staszek jeszcze się nie zetknął. Poinformował ich o tym, że od tej
chwili mają status Zivilarbeitera, po czym nastąpiła litania obowiązków i zakazów.
Staszek słuchał tego z przerażeniem. Do godziny policyjnej przywykł, nowością był
dla niego zakaz oddalania się z miejsca zakwaterowania bez zezwolenia, nie wolno
było również pojawiać się w miejscach publicznych, jeździć autobusami czy
pociągami. Była tego taka masa, że już w połowie zapomniał o części. Wreszcie
najgorsze na koniec: jakiekolwiek zbliżenie się do niemieckiej kobiety bądź
mężczyzny będzie karane śmiercią. Jeśli dotychczasowe zakazy wywoływały w nim
tylko uczucie niemego protestu, ten spowodował zwierzęcy wręcz strach - bo
wiedział, że akurat pod tym względem Niemcy pobłażliwi nie będą. Na zakończenie
rozdano wszystkim trójkątne naszywki z literą P, którą musieli nosić na ubraniach
roboczych, koniecznie na prawej piersi.

Później zapowiedziano badania lekarskie. Wchodzono pojedynczo do małego pokoju
śmierdzącego silnie chloroformem pomalowanego na zielono. Za biurkiem siedział
starszy, gruby lekarz.
- Name?
- Staszek Hurwicz.
- Gut. Ausziehen.
Był to drugi raz, kiedy kazano wykonać mu tę odzierającą z godności czynność, lecz
po raz pierwszy sam na sam z lekarzem. Ten nawet nie ruszył się z miejsca, a obrzucił
chłopaka przeciągłym spojrzeniem. Staszkowi wydawało się, że się nawet
uśmiechnął. Sparaliżowany strachem, zwłaszcza przed niewłaściwą reakcją

4

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

posłusznie spełnił rozkaz.
- Gut, gut, sehr gut. Zieh dich an. Oder... Warte mal.
O co mu chodzi? - myślał gorączkowo gdy lekarz wpatrywał się w niego przeciągle a
Staszek mógł tylko odgadnąć, na czym koncentruje swe spojrzenie. Na dodatek
poczuł niepokojące ciśnienie w członku. - Gut, jetzt zieh dich an.
Staszek nie wiedział o co chodzi, intuicyjnie wyczuwał. O stosunku do
homoseksualizmu w Rzeszy słyszał co nieco, lecz za mało, by sobie wyrobić
jakąkolwiek opinię. Nie to było codziennym zmartwieniem w Warszawie. mogło co
najwyżej stanowić temat plotek na Kercelaku. Prasa rzecz jasna nie informowała o
tym, co się dzieje w Rzeszy, zresztą Kurwar czytywało się głównie dla ogłoszeń.
- Du bist ein guter Junge - usłyszał na odchodnym. Czuł się poniżony, jednocześnie
głos lekarza brzmiał zaskakująco obiecująco i uspokajająco. Zresztą jedno poniżenie
więcej nie stanowiło już dla niego większego problemu.

I znów kwadratowy plac, który Staszek zdążył znienawidzić, zwłaszcza, że zaczęło
padać i wiatr nieprzyjemnie smagał policzki. Z placu znikali ludzie, dziesięciu wzięła
huta szkła, po czwórkę przyjechał bauer z sumiastym wąsem wozem konnym. Pod
koniec popołudnia na placu zostało kilkoro mężczyzn i on. Staszek przeżył dreszcz
zawodu, gdy jego nowy przyjaciel został zabrany przez jakiegoś bauera. Wreszcie
wywołano jego nazwisko.
- Ty pojedziesz pociągiem do Schreiberhau, a na dworcu odbierze cię twój
pracodawca.
Na dworzec odwieziono go gazikiem a do pociągu wsiadł z niemieckim żołnierzem.
- Tylko nie próbuj mi żadnych sztuczek bo zastrzelę. Zresztą powiem ci - ciesz się.
Masz z czego. Nic więcej ode mnie nie usłyszysz.

Mimo wszystko w mało radosnym nastroju wysiadał mocno po zmroku na małej
stacji. Odebrał go mężczyzna w średnim wieku, wysoki, szczupły i mało przyjemny.
- Herr Lemke? - zapytał żołnierz.
- Ja.
- Da haben sie ihren Knabe - powiedział żołnierz po czym strzelając obcasami oddalił
się. Staszek wsiadł do bryczki. Następną godzinę jechał w niewiadomym kierunku,
obserwując okolicę. Herr Lemke nie odezwał się do niego ani razu. Staszek
zastanawiał się, czy dlatego, że nie pozwalała mu na to jego niemiecka godność, czy
powód zgoła inny. Gdy już dotarli na miejsce, Lemke kazał mu się umyć, po czym
zaprowadził do stodoły.
- Tu będziesz spać. W zimie będziesz mieszkał w murowanej przybudówce do
chlewika. I spać, bo rano wstajesz o siódmej.

5

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

I wyszedł. Staszek nawet nie liczył na Gute Nacht, którego się nie doczekał.
Zastanawiał się raczej, czy ten mężczyzna może być okrutny. Różnie się mówiło o
robotach w Niemczech, przeważały opisy brutalności, nawet ponoć bywały
przypadki, że bauer zabił swojego sługę albo zgłosił w arbeitsamcie czy na policji, co
kończyło się wywozem do obozu. Staszek niejednokrotnie zastanawiał się, skąd
ludzie to wiedzą, stamtąd raczej się nie wracało a przynajmniej jemu taki przypadek
był nieznany. Przez ostatnie dni przyzwyczajał się do myśli, że teraz będzie musiał
walczyć o życie. Na razie rozkoszował się samotnością, tym, że obok nikt nie chrapie
i nie pierdzi, aromat siana dodatkowo go uspokajał, tak długo dokąd w gonitwie myśli
nie zahaczył o dom i rodzinę. Mimo swoich prawie szesnastu lat rozpłakał się.

Rano obudził go damski głos:
- Wach auf, es ist fast neun Uhr! Lass nicht meinen Mann kennenlernen, dass du so
lange geschlafen hast... Zum Glück ist er herausgefahren und kommt zurück morgen
früh...
Staszek mało rozumiał z tego niemieckiego szczebiotu, domyślił się jedynie, że
kobieta jest żoną pana Lemkego i że gospodarz gdzieś wyjechał. Po szybkim
śniadaniu dostał polecenie skopania tej części ogródka, która uwolniona już była z
płodów. Po zakończeniu kopania do wieczora korował pnie. Lemke był właścicielem
całkiem sporego lasu i sprzedawał z niego drewno, ponoć na potrzeby Wehrmachtu.
Gospodarstwo Lemkego składało się z lasu, całkiem sporej hodowli świń i pola z
drugiej strony wsi i od Staszka wymagano pracy przy tym wszystkim: zwózce
drzewa, karmieniu trzody, utrzymaniu ogrodu. Tego wszystkiego dowiedział się już
kilka dni po jego przybyciu. Praca była ciężka, pracował od szóstej rano do szóstej
wieczór a czasem nawet dłużej. Na jedzenie nie narzekał, było przyzwoite, choć
nigdy nie zasiadł do stołu z gospodarzami, podawano mu to na małym stoliku w
drewutni, a po ukończeniu posiłku Staszek musiał naczynia położyć na schodach
werandy. Do domu miał zresztą wstęp wzbroniony. Nie żeby ktoś mu powiedział to
dosłownie, po prostu zawsze na schodach był zatrzymywany gestem dłoni. Stosunki z
gospodarzami... Cóż, prawie ich nie było. Jedynie wykonywał suche polecenia
Lemkego, który miał na tyle oleju w głowie, by w przypadku nieporozumienia
językowego pokazać, co jest do zrobienia. Frau Lemke unikała chłopaka, choć
Staszek byłby w stanie przysiąc, że przynajmniej raz próbowała go podpatrzeć przy
kąpieli. O wiele szybciej przyszło mu ułożenie sobie stosunków ze zwierzętami, pies
go zaakceptował a rudy kot polubił go do tego stopnia, że spał z nim w stodole. Był to
zresztą jedyny partner do rozmowy, wieczorami wysłuchiwał długich monologów
Staszka, który czuł, że ma wdzięcznego słuchacza.

6

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

Dom miał jeszcze jednego mieszkańca: Alberta, syna państwa Lemke. Ten jednak nie
mieszkał na miejscu a w internacie w Dreźnie. Lemke był co prawda tylko bauerem,
ale na tyle bogatym, by sobie pozwolić na gruntowną edukację syna. Zresztą Staszek
zauważył, że we wsi Lemke traktowany był z respektem i szacunkiem a każdy, kto
zawitał do jego gospodarstwa witał go uchyleniem kapelusza. O istnieniu Alberta
Staszek został poinformowany raz i o temacie zapomniano.

Kiedyś Lemke przyłapał Staszka na czytaniu Völkische Beobachtera. O edukację
chłopca rzecz jasna nikt się nie troszczył, wystarczyło że rozumiał podstawowe
polecenia i je wykonywał. Rzecz jasna czytanie organu NSDAP nie było niczym
karalnym, jednak Staszek zauważył od razu, że Lemkemu się to nie spodobało.
- Rozumiesz to co czytasz? - zapytał.
- Tak...
- To tym bardziej to zostaw - powiedział i zabrał chłopcu czasopismo. Staszek, który
nie kojarzył dotąd faktów, bo i przesłanek miał mało, zdziwił się.
- Jak już musisz coś czytać, to przyniosę ci stare książki Alberta. Ale nikomu ani
słowa.
Po czym przyniósł kilka książek. Staszek ze zdziwieniem zauważył, że nie były to
żadne propagandowe wydawnictwa dla Hitlerjugend, których oczekiwał, a solidna
literatura: Goethe, Mann, Tołstoj w tłumaczeniu. Tołstoja polubił za to, że była to
jedyna książka pisana nie gotykiem a normalnym alfabetem łacińskim, który dopiero
był w Niemczech nowością, nie przez wszystkich tolerowaną. Co prawda jego
czytanie niemieckiego dalej polegało na tym, że bardziej musiał zgadywać i domyślać
się niż bezpośrednio rozumieć, jednak z dnia na dzień pojmował coraz więcej.

Oczywiście miejscowa policja się nim interesowała a Lemke musiał składać raporty o
tym, jak Staszek się zachowuje, czy nie przejawia chęci ucieczki, o którą w
Karkonoszach wcale nie było tak trudno, nawet jeśli miały to być okupowane Czechy,
jak przebiega jego proces zniemczania. Czasem sam musiał przechodzić
nieprzyjemne rozmowy z niemiecką policją. To wszystko wywoływało u Staszka
mieszane uczucia. Polaków w zasadzie nie spotykał, we wsi pracowało jeszcze kilku
ale nie miał z nimi większego kontaktu i nawet się nie starał. Po pół roku wiedział już
na pewno, że trafił dobrze, oczywiście przy zachowaniu proporcji. Brak mu było
informacji z kraju, nie wiedział, jak naprawdę przedstawia się sytuacja na froncie a
propagandzie nie do końca wierzył. Oczywiście czytał Beobachtera a nawet wściekle
antysemickiego Stürmera ale tak, by nie rzucać się w oczy Lemkemu, a to tylko
dlatego, że stanowiło to jedyne źródło jego wiadomości. O Polsce pisano niewiele i
tylko jako o części Rzeszy, nie mógł zatem dowiedzieć się o życiu w kraju. Kraju, za

7

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

którym tęsknił i w myślach zaczął go sobie coraz bardziej idealizować. Jednak jedyną
prawdziwą barierę stanowiła dla niego rodzina, nie mógł o nich myśleć bez bólu.
Jednak poza tym połykał kolejne dni spędzane na korowaniu drzew, karmieniu świń i
robocie w polu, nie czuł uciekającego czasu. Któregoś wieczoru zauważył spory
kawałek ciasta dodany do jego kolacji. Zdziwił się, bo karmiono go choć porządnie to
bardzo podstawowo, dopiero wieczorem skojarzył ten fakt ze swymi urodzinami.
Zastanawiał się, skąd o tym wiedzą, pewnie muszą mieś jakieś jego dokumenty.

Staszkowi wydawało się, że zniknął również jego podstawowy problem. Zwykle po
kilkunastu godzinach pracy był tak zmęczony, że nie miał sił na myślenie o, jak to
dalej w myślach nazywał, "świństwach". Nie było zresztą żadnych wewnętrznych
podniet, widział co prawda kilka razy gołego Lemkego w kąpieli, jednak ten go
zupełnie nie ruszał. Równie obojętnie reagował na świnie w chlewie. Jednak nie
wiedział, że jest tylko w pułapce stabilizacji. Na tydzień przed świętami z Drezna
przyjechał Albert. Był mniej więcej w wieku Staszka, jednak nieco bardziej masywny
choć nie gruby, z ciemną czupryną, dość flegmatyczny, poruszał się zazwyczaj
wolnym krokiem. Na dzień przed wigilią przyniósł mu kolację zamiast Lemkego.
- Wie heißt du ei'ntlich?
- Staszek. Und du bist Albert...
- Ja.
Staszek zaczął jeść i po kilku kęsach spostrzegł, że Albert nie odchodzi a przygląda
mu się uważnie. Nie podobało mu się to, jednak nie czuł się władny dać do
zrozumienia, że jest niepożądany. Nie w takiej sytuacji. Zaczęli rozmawiać. Staszek
nie lubił mówić po niemiecku, jednak nie miał innego wyjścia. Rozmawiali na ile
pozwalały im ograniczenia językowe, o tym kto skąd jest, co robi, co lubi.
- Opowiedz jak się tu dostałeś.
- Nie sądzę, byś chciał to wiedzieć.
- Doch...
Starannie dobierając słowa i maskując emocje Staszek opowiedział o łapance,
więzieniu, koszmarnej podróży.
- So ein Arschloch...
- Wer?
- Hitler...
Staszek przestraszył się tego co właśnie usłyszał, krytyka Hitlera po niemiecku
musiała wywrzeć wrażenie. Na dodatek usłyszał kroki na podwórzu zmierzające
nieuchronnie w stronę przybudówki. W drzwiach stanął Lemke.
- Albert, czekamy na ciebie... - po czym dodał jakby z rezygnacją - a gadajcie sobie.
Mimo to Staszek stropił się i zamknął w sobie, wracając z miejsca do stanu, w jakim

8

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

funkcjonował pół roku.
- Niepotrzebnie się boisz, tata ci nie nie zrobi.
- Pewny jesteś? Skąd wiesz?
- Nieważne. Po prostu się nie bój. Ale ja już idę, wpadnę jutro.

W świąteczny ranek Staszka zbudziło pukanie do drzwi. Zdziwił się, bo Lemke
obiecał mu, że w pierwsze święto nie będzie pracował. Na progu stał Albert.
- Wesołych świąt... wiem, że to brzmi kretyńsko ale niemniej jednak... - po czym
podał mu rękę. Staszek chłonął jej ciepło, sprawiało mu to rosnącą w mig
przyjemność. Zdał sobie sprawę, że trwa to o wiele dłużej niż powinno. Po czym
skonstatował, że wzrok Alberta jest jakiś dziwny, jeszcze nikt się na niego tak nie
patrzył.
- Mam też coś dla ciebie - rzekł wręczając mu prezent. - tylko schowaj to mocno i w
ogóle to ty tego nie masz - mrugnął porozumiewawczo.
Staszek rozpakował pakunek i z niedowierzaniem przypatrywał się trzymanej w ręku
książce. Przedwiośnie Żeromskiego, po polsku...
- Skąd ty to masz?
- Nieważne. Podoba się?
- Głupie pytanie...
- Poczekaj jeszcze chwilę.
Zniknął po czym przyszedł z koszykiem ubrań.
- Załóż to na siebie, zjesz z nami świąteczny obiad.
- Ale...
- Co: ale?
- Nie ma oznakowania.
- Na und? Nie gadaj tylko przebieraj się.
- To się odwróć...
- Niech ci będzie...
Obiad w domu, w którym Staszek był po raz drugi w życiu, mimo że mieszkał tu od
pół roku, przebiegł w zasadzie bez historii, starał się odzywać tak rzadko, jak tylko
mógł. Rozmawiano o sytuacji politycznej, o tym, że Niemcom nie poszło w Rosji a
propaganda stara się odwrócić kota ogonem tak bardzo jak to możliwe. Powoli
docierało do Staszka, że w tym domu nie przepada się za Hitlerem. Zresztą wszystko
powoli zaczęło mu się układać w większą całość. Zaraz po świętach zauważył, że
Lemke skrócił mu czas pracy do trzeciej pozwalając jednocześnie, by Staszek spędzał
czas z Albertem.

Na dzień przed powrotem Alberta do Drezna pozwolił im przebywać ze sobą cały

9

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

dzień. Wieczorem siedzieli w pokoju Alberta, na co wyjątkowo zgodzili się rodzice.
- Ale jak przyjedzie policja to natychmiast znikasz. Najlepiej bierzesz kosz do drewna
i idziesz do drewutni.
- Ja.
Rozmowa nie kleiła się. Jakby coś miało być powiedziane a jeszcze nie zostało.
- Staszek?
- Tak?
- Zdajesz sobie sprawę, że my... to znaczy ja...
- Powiedz wprost.
- Kocham cię.
Staszek, który gdzieś podświadomie oczekiwał właśnie takiej odpowiedzi,
zaniemówił. Ze zdwojoną siłą obiły mu się znów o uszy słowa usłyszane wtedy na
placu.
- No? - naciskał Albert.
- A skąd wiesz, że ja... no wiesz.
- To się wie. Nie wiem skąd ale wiem. A już na pewno wiem, że mnie bardzo lubisz...
Co, przeszkadza ci, że jestem Niemcem? Faszystowską świnią? No wyduś to z siebie
- jego słowa przeszły prawie w krzyk.
- Zwariowałeś? Wcale nie o to chodzi.
- A o co? Bo wyglądasz raczej na przestraszonego?
- A jak myślisz? Dla ciebie to nie jest jednoznaczne z wyrokiem śmierci... Zrozum
mnie, ja po prostu nie mogę. Jeśli nie daj Boże jakimś cudem się wyda...
- Śmierci? O czym ty chrzanisz?
Chcąc nie chcąc Staszek musiał opowiedzieć o wszystkich obwarowaniach, również
tych najgorszych.
- Rozumiesz chyba teraz, że ryzyko jest podwójne...
Albert zamilkł na długo.
- Wiesz co? Może rzeczywiście poczekajmy z tym do końca wojny...
- A jak będzie trwała pięć lat?
- Najwyżej do czterdziestego piątego i to bardziej do stycznia niż listopada. Wiesz,
Drezno to nie Hirschberg, tam jednak wiadomości rozchodzą się prędzej. Jest źle. My
z ojcem się zastanawiamy, czy w ogóle podejmę naukę w przyszłym roku.
Prawdopodobnie nie. Już jest niebezpiecznie a będzie gorzej. Ale rzeczywiście nie
można cię narażać. Możemy się najwyżej pocałować...
- Nie. Jeszcze przyjdzie na to czas.
- Cóż, może rzeczywiście.
- A może nam do tego czasu minie...
- Wykluczone.

10

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

- A jak wojna się skończy a Hitler przegra? Wrócę do Polski, ty zostaniesz tutaj...
- Musimy tak daleko wybiegać w przyszłość? Będzie co będzie. Wszystko jest
możliwe.
W tym momencie przed domem rozległ się warkot motoru. Albert spojrzał przez
okno.
- Policja. Rusz się...
Z policjantami Staszek zderzył się w drzwiach, gdy wychodził z koszem na drewno.
Nawet nie zwrócili na niego uwagi. Dopiero rano uzmysłowił sobie, że Albert już
wyjechał i nie zobaczą się do czerwca, bo na Wielkanoc miał zostać w Dreźnie.

Pozornie wszystko wróciło do normy. Czas Staszka znów przebiegał na wyrębie, w
chlewie i polu; Lemke był tak mrukliwy jak dotąd a jego żona go praktycznie nie
zauważała. Któregoś popołudnia powiedziała mu jednak:
- Masz pozdrowienia od Alberta. Rozumiesz, że nie może do ciebie napisać
oddzielnie i przeprasza.
Choć Staszkowi zrobiło się przykro, zrozumiał, że to tylko druga część gry, w której
obaj tkwią nie z własnej woli. O ile za rodziną tęsknił zawsze i cały czas tak samo i
nic nie mogło zamazać jego wspomnień, przybył mu dodatkowy powód do
zmartwień.

Któregoś majowego poranka Staszek wszedł do stajni i już w drzwiach zauważył, że
Lemke siedzi w nienaturalnej pozycji. Zaniepokojony podszedł bliżej i zauważył biel
twarzy, pot i objawy duszenia się. Do tej pory śmierć widział kilkukrotnie i to co
obserwował teraz było zgodne z jego dotychczasowym doświadczeniem. Wywlókł
mężczyznę ze stajni, zdarł z niego bluzę i koszulę i starannie ułożył na trawie po
czym instynktownie zbadał puls. Był słaby i nieregularny. Bez żadnej wiedzy,
wiedziony instynktem i wcześniejszymi obserwacjami zaczął rytmicznie, delikatnie
naciskać serce. Miał o tyle szczęście, że Frau Lemke zauważywszy coś podejrzanego
w podwórzu przybiegła zaniepokojona.
- Pani niech zadzwoni po lekarza, ale szybko!
Lekarz przybył po piętnastu minutach i podał jakieś lekarstwo.
- Powinien przeżyć, oddech się reguluje, tętno również. Ale oczywiście zabiorę go do
Hirschberga do szpitala. Kim jest ten chłopak? Akcja reanimacyjna była perfekcyjna.
- On? Zwangsarbeiter. Polak.
- To niech pani dziękuje Bogu, chłopak wykazał zadziwiającą przytomność umysłu.
Tego wieczora pani Lemke przychodząc z kolacją zapytała:
- A może będziesz spał w domu?
- Nie, dziękuję - odparł Staszek, choć doceniał intencje.

11

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

Lemke wyszedł ze szpitala w czerwcu, kiedy stało się jasne, że Albert na wakacje nie
przyjedzie.
- Jego szkoła została zmilitaryzowana.
- To znaczy?
- To znaczy, że jest w wojsku będąc jednocześnie w szkole.
To nie był zresztą jedyny cios, który spotkał ich tamtego lata. Najpierw podwyższyli
kontyngent, co oznaczało, że Lemke będzie musiał więcej swej produkcji oddawać
państwu. Lemke przestał się zresztą kryć ze swymi sympatiami, przynajmniej w
domu.
- I ja jeszcze mam karmić tych szaleńców i samobójców?
Któregoś wieczora przyjechał z miasta i przyniósłszy Staszkowi kolację, nie odszedł
od razu.
- Będziemy musieli chyba poważnie porozmawiać.
- Co się stało? - zaniepokoił się Staszek, pierwsze co przyszło mu do głowy, to
podejrzenie, że wydała się ich miłość z Albertem.
- Ty jesteś z Warszawy, prawda?
- Tak.
- Coś złego stało się w Warszawie. Nie wiem co, dochodzą jakieś informacje o
powstaniu, Beobachterowi nie można co prawda wierzyć, ale też coś pisze na ten
temat. Podobno dziesiątki tysięcy zabitych.. Przykro mi. Ja zdaję sobie sprawę, że
jesteśmy po dwóch stronach. Ale źle ci chyba u nas nie jest?
Staszek nie od razu odpowiedział.
- Wie pan co? Sam nie wiem, co o tym myśleć. Ja jestem zwykłym niewolnikiem.
- Przymusowym pracownikiem.
- Niech to pan nazywa jak chce. Z jednej strony korzysta pan ze mnie jako siły
roboczej, z drugiej - daj Boże, żeby wszyscy przeszli wojnę tak jak ja. Ale ja to
wszystko chromolę, ja muszę do Warszawy...
Lemke przyglądał mu się ze zdumieniem.
- Oszalałeś? przecież nawet nie wjedziesz do Generalnej Guberni, dorwą cię jeszcze
w Niemczech. Chyba domyślasz się, jak to się dla ciebie skończy? Ja na to nie
zezwalam. Póki co ja mam tu najwięcej do powiedzenia.
- Ja chcę tylko wiedzieć, czy moi żyją.
- Daj Boże. Nawet jeśli nie - tego nie zmienisz. Zacznij być realistą. Bo rozumu ci nie
brakuje. To ja wiem od momentu kiedy tu przyjechałeś...
- Tak? Niby skąd?
Lemke zapalił papierosa.
- Nie wolno panu... Drugi raz się może nie udać.

12

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

- Faktycznie. To teraz słuchaj. W zasadzie my nie chcieliśmy parobka a kogoś na
wychowanie i do pomocy. Najlepiej dwójkę. Nie dało się. Zostałeś polecony przez
kogoś z arbeitsamtu, nie wiem przez kogo ale powiedziano mi, żeby ciebie dobrze
traktować.
- Wystarczy, że ja się domyślam. Też na pewno nie wiem. Tamten lekarz...
- Kontrolują cię jak wściekłe psy. Większość wizyt policji jest z twojego powodu.
Teraz się trochę uspokoiło, bo mają inne problemy. Sytuacja jest dla armii niemieckiej
nieciekawa, biorą kogo się da na front. Aż się boję o Alberta.
- Ja też się boję...
- Lubicie się, wiem to. Jak się was widzi razem, to widać, że jest między wami jakieś
porozumienie, niezależnie od różnicy języka, wychowania, kultury. Nie mógł mieć
brata, niech ma przyjaciela. Na początku się buntowałem, sam wiesz dlaczego...
- Domyślam się.
- No nic, bądź dobrej myśli i nie rób głupot. Ja wracam do świń...

O klęskach Wehrmachtu mówiło się coraz głośniej. Jak również o powstaniu nowego
państwa polskiego, gdzieś na wschodnich rubieżach. Informacje pojawiały się i
znikały, jedna przeczyła drugiej. Kiedyś przed świętami zawołał Staszka.
- Chodź - mówił przyciszonym głosem. - Mówią po twojemu, posłuchaj.
Zaprowadził go do pokoju z radiem. Faktycznie transmitowano polską audycję. Z
Londynu, jak się później okazało. Staszek z przerażeniem słuchał o powstaniu, o
opanowaniu wschodu Polski przez Sowietów. Po raz pierwszy rozpłakał się przy
Lemkem.
- Schlechte Nachrichten?
Staszek streścił mu pokrótce co usłyszał.
- Cóż... Nic na to nie poradzimy.

Na dodatek zaczęła szwankować poczta. Ostatni list przyszedł od Alberta w
listopadzie. I nic nie dało, że starty Lemke przed świętami codziennie jechał na stację
po syna. Albert nie dotarł na święta. Na dodatek Staszka zaczął męczyć jeden,
powtarzający się sen. Że jest zima, stoją z Albertem nad jeziorem, w pewnym
momencie lód się pod nimi zapada, obaj stoją na krach, które odpływają od siebie.
Ostatni taki sen miał w nocy na trzynastego lutego.

13

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

2.

Staszek otworzył oczy i spostrzegł, że na dworze jest już jasno. Rzucił okiem na
kalendarz, który dostał w świątecznym upominku od Lemkego - czwartek, 15 lutego.
Niezbyt przytomnie zauważył, że niedziela była kilka dni temu i na następną za
wcześnie. Dlaczego nikt go nie obudził? Naciągnął kurtkę, wyszedł z przybudówki i
coraz bardziej nerwowymi krokami przemierzając zaśnieżone podwórze skierował się
w stronę domu. Dopiero na śniegu zorientował się, że nie nałożył butów.

Zapukał do drzwi, odpowiedziała mu cisza. Zapukał jeszcze raz, głośniej. Również
bez odzewu. Przy jego nodze piszczał pies Rudi, nacierając na zamknięte drzwi. Gdy
kolejne, trzecie pukanie nie przyniosło rezultatu, przeżegnał się w duchu i nacisnął
klamkę. Mieszkał już tu półtora roku i po raz pierwszy wchodził do środka bez
zezwolenia. Była to już duża niesubordynacja, gdyby teraz coś zginęło, nigdy w życiu
nie wytłumaczyłby się z tego. Nie przy Niemcach. Tak cicho jak to tylko możliwe
przeszedł przez sień i kuchnię. Były puste a piec wygaszony. Do głowy przyszło mu
tylko tyle, że śniadania dziś nie będzie. Delikatnie nacisnął klamkę do dużego pokoju.
W półmroku przy stole siedzieli milcząco Herr i Frau Lemke. Ich twarze były ponure,
zasępione.
- Wejdź - powiedział Lemke, przerywając kilkusekundowe milczenie, podczas
którego Staszek czekał na jakąkolwiek reakcję.
- Siadaj - mężczyzna wskazał mu krzesło. Staszek usiadł ciężko, acz w milczeniu.
Wiedział, że nie on teraz powinien mówić. W głowie kłębiły mu się możliwe powody
tej niepokojącej sytuacji.
- Od wczoraj trwają ataki lotnicze aliantów na Drezno - przerwał milczenie Lemke.
- Albert? - zapytał Staszek z grzęznącym w gardle głosem.
- Nie wiemy. Tam jest prawdziwa rzeźnia. Londyn mówi o dziesiątkach tysięcy
zabitych. Berlin tylko o nalotach, bez jakichkolwiek innych danych.

Staszek wstał, podszedł do radia, wziął stojące na nim zdjęcie Alberta oprawione w
ramki i przycisnął do policzka. Nie zastanawiał się co robi, jak to zostanie odebrane,
co będzie dalej. W tej chwili niewiele go to obchodziło, chłód szkła szybko przeszedł
w ciepło wspomnień. Ze zdjęcia Albert dalej spoglądał na niego tymi ciemnymi,
roziskrzonymi oczyma, ogolony niemal po żołniersku.
- Siadaj.
Usiadł znów i nagle ujrzał kuriozalność całej sytuacji. On, Polak na przymusowych
robotach, praktycznie w niewoli, opłakuje śmierć Niemca w jatce, która tym
pieprzonym faszystom wyjątkowo się należała i w każdej innej sytuacji poprawiłaby

14

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

mu niesamowicie humor. Ba, nie miałby nic przeciwko temu, by alianci zrównali
miasto z ziemią dokładnie tak samo jak naziści zrobili to z Warszawą.
Frau Lemke obserwując tę scenę znów zaszlochała spazmatycznie. Staszek sięgnął
bez pozwolenia po paczkę papierosów leżącą na stole i wyjął jednego. Nikt nie
zaprotestował.
- Pal. Zresztą, rób co chcesz, nam już jest wszystko jedno. Chcesz coś zjeść, idź do
spiżarni i sobie coś weź. Najchętniej odesłalibyśmy cię do Polski, Warszawa jest
przecież wolna, powinieneś poszukać swojej rodziny. Oficjalnie wojna się jeszcze nie
skończyła, ale łatwo powiedzieć, co będzie dalej. Wejdą tu Rosjanie i nie pozostanie
ze wsi kamień na kamieniu. Oni stosują taktykę spalonej ziemi, plądrują, rabują,
gwałcą. To dzicz.
Staszek na końcu języka miał uwagę, że przecież Niemcy robią dokładnie to samo,
ostatkiem zdrowego rozsądku powstrzymał się jednak.
- Państwo coś jedli? Zrobię śniadanie.
- Nie musisz. Nic już nie musisz.
Staszek wpatrywał się to w portret to w poszarzałą twarz Lemkego, to w wyłaniający
się zza chmur biały szczyt góry, którą Niemcy nazywali Reifträger. Kiedyś podczas
ich radosnych rozmów obiecali sobie, że wdrapią się tam razem. Staszek nie od razu
zrozumiał co to znaczy hinaufklettern, wypowiedziany przez Alberta brzmiał niemal
jak zaklęcie i zwiastował cudowną przygodę. Zaczął płakać, początkowo bezgłośnie,
później coraz bardziej spazmatycznie. Dopiero ręka Lemkego na jego głowie
uspokoiła go nieco.
- Bądź mężczyzną. Nie opłakuj obcych, mało ci że nie wiesz, co się dzieje z twoimi?
- Wie pan co? Wisi mi, co sobie pan w tej chwili pomyśli. Albert jest mi tak samo
bliski jak rodzina. I w dupie mam to, że jest Niemcem. Jest dokładnie takim samym
człowiekiem jak ja. To głupie pieprzenie o nadludziach, podludziach, rasach jest
jednym wielkim bełkotem od rzeczy. Panie Lemke, dla mnie ludzie dzielą się na dwie
grupy - dobrzy i źli, niezależnie od całej tej politycznej szmiry, którą nas się karmi.
Wy jesteście dobrzy, Albert jest dobry, moja sąsiadka z Warszawy to głupia pinda - i
nic tego nie zmieni. To Albert był pierwszym człowiekiem, któremu opowiedziałem
swoje największe tajemnice. Ba, Albert zrobił dokładnie to samo. Na wiele spraw
mam poglądy bliższe jemu niż mojej własnej matce. Wie pan co? Gdybym dzielił
ludzi na Niemców i Polaków, to wcale nie ratowałbym pana tamtego poranka. I nie
rozpaczał, kiedy Albert nie przyjechał na święta.
Cały ten zapalczywy monolog Staszek wygłosił prawie na jednym wydechu. Po czym
znów zapadła głucha cisza. Lemke nie zdjął ręki z ramienia chłopca.
- Co teraz? - zapytał uspokojony już Staszek.
- Nic. Będziemy czekać. Na Alberta, na koniec wojny, bo przecież kiedyś się musi

15

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

skończyć. Londyn mówi, że Rosjanie przesuwają się w naszym kierunku. Są już w
Polsce, w tej chwili odbijają Prusy Wschodnie ale kierunek marszu jest ewidentnie na
zachód. Jeśli z innymi miastami alianci zrobią to co z Dreznem, ani Armia Czerwona
ani alianci nie będą nawet musieli zdobywać Berlina...
- Panie Lemke, a gdybym tak dostał się jakoś do Drezna i próbował poszukać
Alberta?
- Wybij to z głowy. Nie potrzeba nam następnego trupa...

Spokojne dotąd dni zmieniły się nie do poznania. W gospodarstwie zaczęli bywać
ludzie, których Staszek dotąd widywał na wsi albo znał wyłącznie ze słyszenia.
Każdy zbliżający się warkot motoru wprowadzał w domu nerwową atmosferę. Frau
Lemke bladła i zaszywała się gdzieś głęboko w domu i z nerwów dziergała
szydełkiem. Herr Lemke, mężczyzna w końcu, hołdował zasadzie Augen zu und
durch i nieprzytomny ze zdenerwowania oraz przygotowany na najgorsze wychodził
na ganek wypatrywać gości. Dla Staszka najważniejsze było jednak to, że zupełnie
zmieniło się nastawienie do niego jego gospodarzy. Nie było już rozkazów a prośby,
nie pracował dwunastu godzin a osiem, w bezpiecznych momentach mógł bywać w
domu i jeść posiłki z gospodarzami.

Któregoś wieczoru przyszła do pani Hildy Lemke koleżanka na plotki. Staszek, który
akurat był w domu i palił w piecu, usłyszał fragment rozmowy.
- Syn Grubera też zginął na wojnie. Ciekawe rzeczy mówi się na wsi. Otóż tej nocy,
gdy umierał, wył jego pies. Stell dich vor, jakby czuł śmierć. Cała wioska to słyszała,
Gruber mieszka przecież przy kościele. A wasz pies jak?
- Był cicho - powiedziała z przekonaniem Hilda. - Zresztą śpi tam gdzie Staszek. A ty
- zwróciła się do Staszka, pochłoniętego grzebaniem w czeluściach pieca - słyszałeś
coś?
- Nie, był cicho. I czternastego i piętnastego. I później też.
- Jest więc nadzieja, meine Liebe - szczebiotała dalej sąsiadka.

Staszek nie mógł długo zasnąć. Owszem, on też próbował sobie wywróżyć swój los z
wielu przesłanek. To chyba nieuchronne w przypadku braku jakichkolwiek
wiadomości. Z reguły nie wierzył w takie rzeczy, nawet w istnienie Boga ksiądz nie
bardzo mógł go przekonać na religii, dla Staszka liczyło się to co mogło być
dotknięte, zliczone, zmierzone i zważone. Tyle że tutaj nie było czego liczyć ani
mierzyć. Jeśli policja się nim długo nie interesowała, tłumaczył sobie, że Szkopy
mają problemy na froncie i są zajęci czymś ważniejszym. Tak samo usiłował
interpretować sny. Ale wróżyć z tego czy pies wył czy nie... Tej nocy przyśnił mu się

16

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

Albert. Brudny, zabłocony, wyłaniający się gdzieś spod ziemi. A później kąpali się
razem w balii za drewutnią i po raz pierwszy kochali na sianie w stodole. Staszek
obudził się w środku nocy i trochę zawiedziony żałował, że to był tylko sen. Nawet
przecież nie widział Alberta nago. Z tego co zdążył zaobserwować, i w tych
miejscach Albert wyglądał obiecująco, a gruby członek rysował mu się wyraźnie na
spodniach. Ale to wszystko co wiedział.

Któregoś dnia, przebywając we wsi, zetknął się przypadkowo z pracującym u innego
bauera Polakiem, trzydziestoletnim mężczyzną, Józefem. O ile starał się nie
rozmawiać z Polakami, tej rozmowy żałował szczególnie. Wśród Polaków we wsi
gruchnęła plotka, że Staszek jest zniemczany w niemieckiej rodzinie, a izolowanie się
chłopca tylko pogłębiało podejrzenia i nadawało cech powodzenia tej akcji.
- Jakby ci było z nimi źle, to byś nam wcześniej czy później powiedział,
argumentował Józef. Kto wie, czyś ty bratku, volkslisty nie podpisał. A słyszałem, że
ty i rozmawiasz z nimi, i jesz... Poczekaj, niech no tylko Armia Krajowa wejdzie
tutaj, pierwszego cię rozstrzelą. Zlikwidują jak te kurwy, co się puszczają z
Niemcami.

Staszek z niedowierzaniem słuchał tych piramidalnych bzdur, ale od pamiętnej
podróży pociągiem wiedział, że nie ma co polemizować, nawet jak się posiada
racjonalne argumenty. Ba, im bardziej racjonalne, tym większy opór budziły. Wojenna
logika prędzej uznawała wydarzenia nieprawdopodobne ale zdobyte z pokątnych
źródeł niż bardziej prawdopodobne i widoczne gołym okiem a potwierdzone przez
ludzi wroga. Zresztą Staszek coraz bardziej był przekonany o względności tego kto
jest przyjacielem a kto wrogiem. Spotkanie z Józefem zakończyło się bardzo chłodno,
nawet nie podali sobie rąk na pożegnanie.

Dni dalej płynęły spokojnie, pies milczał albo szczekał a nigdy nie wył, a Staszek
słuchając potajemnie Londynu coraz bardziej był przekonany o zbliżającym się końcu
wojny. Któregoś popołudnia kopiąc ogródek na wiosnę zaciął się paskudnie łopatą w
łydkę. Co prawda po chwili przemył ranę pod studnią, jednak już następnego dnia
zaczęła puchnąć a on czuł się coraz gorzej.
- Wezwę lekarza - powiedział Lemke, który pierwszy zaobserwował, że ze Staszkiem
jest coś nie tak.
- Nie, niech pan tego nie robi, błagam pana - Staszek mimo wzbierającej gorączki
usilnie protestował. Wiedział, że w momencie, gdy dostanie się do szpitala,
automatycznie stanie się kawałkiem mięsa, z którym tamci nie będą się liczyć i zrobią
dokładnie to co będą chcieli: uśpić, wysłać do obozu, cokolwiek. Usiłował to jakoś

17

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

wytłumaczyć Lemkemu, jednak gorączka sprawiała, że nie mógł ułożyć żadnego
sensownego zdania w obcym dla niego języku. Wstał i niepewnym krokiem ruszył w
kierunku werandy prowadzącej na podwórze. Przy futrynie poczuł, że traci kontakt z
rzeczywistością.

18

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

3.

Podskakiwanie samochodu na wyboistej drodze, zapach benzyny i spalin, jakieś głosy
po niemiecku, czerń, w którą wgryzała się mdła żółć reflektorów i inne równie
bolesne bodźce tworzyły rwany, nieciągły obraz, który starał się zapamiętać w
odstępach między jednym omdleniem a drugim. Był jednak zbyt słaby by wyciągnąć
z tego jakiekolwiek konkretne wnioski, zorientować co się z nim dzieje. Później nie
było długo nic.

Gdy po raz kolejny otworzył oczy, był już bardziej przytomny. Leżał w ciemnym,
nieoświetlonym pokoju. Był dzień a przedmioty wywołane mdłym światłem zza
niestarannie zamkniętych zasłon tworzyły dziwne cienie, z których na początku starał
się zrekonstruować obraz rzeczywistości. Po mniej więcej godzinie udało mu się z
trudem odtworzyć przebieg ostatnich wydarzeń. Ba, żebym tylko wiedział, gdzie
jestem... - pomyślał i w tym momencie uczuł nieprzyjemne ciśnienie w pęcherzu.
Trzeba coś z tym zrobić - pomyślał i wykonał pierwszą próbę wstania, którą odpuścił
sobie w momencie, gdy doczołgał się na skraj łóżka a usiłowanie wstania przerwało
kręcenie w głowie i nagły silny pot. Spróbował raz jeszcze i czuł jak traci
równowagę. Kilka sekund później drzwi otworzyły się z piskiem i hałasem a pokój
zalało nie przyjemne światło. W drzwiach stanął mężczyzna, którego sylwetka wydała
mu się od początku znajoma.
- Leż, tobie nie wolno wstawać. Straciłeś masę sił - odezwał się mężczyzna po
niemiecku.
- Ale ja muszę...
- Nic nie musisz - powiedział kładąc Staszka z powrotem na łóżko. - Leż i mów,
czego ci potrzeba.
- Nic, tylko muszę do toalety...
Mężczyzna wyjął spod łóżka szklany przedmiot, który Staszkowi nie kojarzył się z
niczym, uchylił kołdrę i wykonał odpowiednie przygotowania. Staszek, świadom, że
w tak intymnej chwili jest obserwowany, odwrócił ze wstydu głowę. Ze zdwojoną
mocą wróciły do niego sceny z pociągu, gdzie nieraz tak intymne czynności trzeba
było wykonywać przy innych.
Zorientował się szybko, że obsługujący go mężczyzna wykonywał nieco więcej
ruchów niż absolutnie niezbędne minimum i celebrował czynność, która nie powinna
trwać dłużej niż dziesięć, góra piętnaście sekund. Ale wiedział, że nie jest w stanie się
sprzeciwić, że jest na z góry straconej pozycji. Tym bardziej, że po kilku sekundach
wstydu pomieszanego ze strachem zaczęło mu się robić przyjemnie.
Mężczyzna zniknął i pojawił się jakieś piętnaście minut później z talerzem mlecznej

19

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

zupy i kilku kromkami chleba.
- Nic więcej nie mam - powiedział, gdy Staszek odmówił zjedzenia. - Wmuś to w
siebie i nie wybrzydzaj. Gdybym zrobił to, co tak naprawdę do mnie należało, to
leżałbyś teraz w szpitalu w Grünbergu lub Landeshut. Raczej w tym drugim, a gdybyś
się zdecydował jednak wyzdrowieć, to zabraliby cię prosto do obozu.
- Właśnie... - przerwał Staszek. Mimo, że nie cierpiał mleka, zjadł co mu dano i
poczuł jak powoli wracają w nim siły.
- Cóż, masz więcej szczęścia niż rozumu. Po pierwsze, to jednak nie tężec a zwykłe
zakażenie. Organizm młody, wybronił się jakoś, choć osłabiony. Te penicylinę dla
ciebie udało mi się jakoś załatwić. Ale ogólnie nie mam dla ciebie dobrych
wiadomości, nie możesz tu być zbyt długo. Będę musiał cię odwieźć z powrotem jak
ci się tylko polepszy na tyle, że będziesz mógł sam chodzić.
Staszek dalej nie rozumiał w czym problem, nawet cieszył się, że wraca do państwa
Lemke, jest szansa, że dowie się czegoś o Albercie.
- Mnie nie wolno ciebie trzymać w domu. Jesteś Polakiem i gdyby tylko ktoś się
dowiedział, miałbym ogromne problemy. Nie wiem, czy pamiętasz, ale gdy cienie
wiozłem, zostałem zatrzymany przez gestapo...
Staszek z miejsca skojarzył sobie głosy, które w malignie słyszał w furgonetce. A
więc jednak nie wydawało mu się.
- Ewidentnie szukali kogoś, prawdopodobnie była ucieczka w KL Gebhardsdorf.
Udało mi się z najwyższym trudem ciebie obronić i oficjalnie jesteś w szpitalu.

Tego dnia nie zdarzyło się już nic godnego uwagi. Następnego dnia doktor pojawił się
w pokoju wcześnie rano.
- Jest niedziela i mam wolne. A ty, widzę, wyglądasz coraz lepiej. Wieczorem, jak
tylko się ściemni, odwiozę cię z powrotem do Friedeberga.
- Niech mi pan powie, dlaczego pan to robi... I... - chwilę trwało, zanim zebrał się na
odwagę - czego pan oczekuje.
Doktor nie od razu odpowiedział na pytanie.
- Sposób w jaki pytasz, wskazuje, że czegoś się domyślasz, nicht wahr? Mógłbym
teraz powiedzieć masę rzeczy, prawdziwych lub nie ale po prostu lubię cię. Podobasz
mi się... nie, nie tak, jak myślisz. Tak zresztą też. Ale niczego od ciebie nie chcę. Ja
już miałem kilka nieprzyjemności z tego powodu i kilka osób się domyśla, że wolę
facetów. Tyle, że nikt nie może mi niczego udowodnić, bo tak po prawdzie, niczego
udowodnić się nie da. Jestem sam, nie mam nikogo, nie ma problemu. Problemy
zaczęłyby się, gdybym był z kimś. Zresztą powiem ci, że gdy sobie już popijemy w
kasynie, to różne rzeczy się mówi. Że nawet sam führer...
- Po co mi pan to wszystko mówi?

20

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

Może dlatego, że chcę to w końcu komuś powiedzieć. Ty myślisz, że tylko Polacy
przeklinają wojnę. Nie, nie tylko. Wojnę przeklinają również Niemcy...
Staszek miał poważne wątpliwości, czy lekarz go nie prowokuje. Ciekawość jego
monologu przerywał raz po raz strach. Byłby on jeszcze większy, gdyby nie to, że
stary Lemke równie, a może bardziej nie nienawidził Hitlera.

Gdy rozmawiali, doktor siedział na łóżku Staszka w pasiastej piżamie z jakimiś
czerwonymi stemplami, ani chybi z jakiegoś szpitalnego kontyngentu. Staszek, mimo
strachu obserwował ciało lekarza i zauważył, charakterystyczny wzrost wybrzuszenia
na spodniach. Zastanawiał się, do czego prowadzi ta cała rozmowa. Czy nie jest to po
prostu inteligentny rodzaj podrywu. Sam czuł również, że powoli traci kontrolę nad
sobą. Albert Albertem, ale jego nie ma, może już nigdy nie będzie. Po raz pierwszy w
życiu poczuł prawdziwie dorosłą żądzę. Przystojny facet siedzi naprzeciwko niego,
ma na niego ochotę, a jemu też gotuje się w podbrzuszu. Że wróg? Jaki wróg, wróg
odesłałby go do szpitala. Dyskretnie, niemal niezauważalnie poprawił lichy koc tak,
aby dać temu drugiemu niemy acz dobitny znak. Ani doktorowi ani jemu nie będzie
zależało, by ujawnić to, co za chwilę może się stać. Co będzie to będzie...

Gdy już po zmroku ładował się z trudem do śmierdzącego ropą gazika, nie czuł nic
poza spełnieniem. Odrobił to, co tracił przez kilka lat. Wiedział, że teraz zasłużył
sobie na kulę w łeb i od jednych i od drugich, jednak niewiele go to obchodziło.
Wciąż czuł ciepło i miękkość palców, gorący oddech, lawinowe fale z siłą lawiny
mknące ze wszystkich stron do podbrzusza. Tego właśnie oczekiwał, ale od kogo
innego. Nie rozmawiali już, każdy po swojemu kontemplując to, co się stało. Gazik
kaszląc to wspinał się pod górę, to zjeżdżał ze stoku. Droga była wyludniona, poza
jednym pieszym konwojem więźniów obozu wracających zapewne z budowy drogi
nie minęli praktycznie nikogo. Dopiero w okolicach Petersdorfu mijało ich coraz
więcej aut, głównie wojskowych i policyjnych. W Petersdorfie przeszli nawet jedną
kontrolę, ale policjant rzuciwszy okiem na dokumenty doktora, puścił ich bez
zbytnich ceregieli. Dojeżdżali już do Schreiberhau, gdy zza stęknięć i kaszlnięć wozu
usłyszeli strzały.
- A tym co? Front jeszcze tu nie dotarł?
- Boję się - powiedział cicho Staszek. W tym momencie doktor z piskiem opon skręcił
ostro w drogę w prawo i wkrótce znaleźli się na bitej leśnej drodze prowadzącej pod
górę.
- Gdzie pan...
- Cicho. Znam teren i wiem co robię - przerwał i niewzruszony spokojnie jechał pod
górę.

21

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

22

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

4.

Jechali w milczeniu przez ciemny sosnowy las wyboistą bitą drogą. Żaden z nich nie
miał ochoty się odzywać. Przyjemność i nasycenie po tym co się stało dawno odeszły,
ustępując miejsca znużeniu i irracjonalnemu lękowi. Nie to, by Staszek był
strachliwy; z natury był odważny a wojna nauczyła go bać się jeszcze mniej. Jednak
sama świadomość, że zrobił coś, za co u nikogo nie mógłby liczyć na żadną litość,
tego uczucia jeszcze nie znał. Zastanawiał się, czy to on jest taki zły, czy też mszczą
się na nim okoliczności.

Ściemniało się. Gdzieś z oddali, przez warkot gazika, przebiło się wycie lokomotywy.
Przy którymś ze skrzyżowań doktor zatrzymał się. Wydawało mi się, że nie jest zbyt
pewny.
- Donnerwetter, an diesem Platz kann ich mich nicht überhaupt errinnern... Ze
schowka wyciągnął mapę, rozłożył ją po czym wpatrywał się w nią jakiś czas dość
bezradnie, po czym złożył i cisnął w kąt.
Zu dunkel, ich kann nichts dafür... Polecił chłopcu, aby został w aucie i pod żadnym
pozorem nie oddalał się, sam wyszedł i po chwili znikł za ciemnozielono-brązową
ścianą lasu. Staszek siedział w wozie i chyba o niczym nie myślał, a może o
wszystkim naraz. To zdarzyło się nagle; głośna eksplozja przecięła powietrze. Trudno
było powiedzieć, jak daleko od samochodu miała miejsce. Strach sparaliżował go
całkowicie. Co robić? Jeśli to ma jakikolwiek związek z doktorem, to powstaje nie
lada problem - zostać na miejscu czy wiać prosto przed siebie. Za oknem auta
panowała wieczorna szarówka, był początek kwietnia, mogło być około dziewiątej. W
tym momencie zrealizował sobie, że nie zna nawet dokładnej daty. Nic, jakby się
urodził na nowo. Po cichu, jak się tylko da, wyszedł z samochodu i wsłuchiwał się w
otoczenie. Żadnych głosów, kroków, przynajmniej na razie. Doktor również nie
wracał. nagle przyszła mu do głowy pewna myśl, zaczął się zastanawiać, czy da radę
prowadzić samochód. Nigdy tego nie robił, choć motoryzacja interesowała go nieco i
mógłby przysiąc, że po wielorazowych obserwacjach kierowców, w tym sąsiada
jeszcze z Warszawy, pana Alfonsa, potrafiłby uruchomić silnik a nawet przejechać co
najmniej kawałek. Jednak do tego musiałby trochę poeksperymentować. Ale gdzie?
Pod górę na leśnej drodze? Dalsze minuty przyniosły uspokojenie. Droga wydawała
się nieuczęszczana, wiedział jednak, że nie może pozwolić sobie na luksus spania w
samochodzie. Jeśli miałby jakoś spędzić tę noc to na pewno w jakichś krzakach. Z
drugiej zaś strony jeśli miałby gdziekolwiek ruszyć się tym autem to tylko w nocy...

Na razie zrobił najdokładniejsze jak się dało w takich warunkach przeszukanie wozu.

23

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

Oprócz mapy, która była w tych warunkach bezcenna, znalazł plik banknotów -
marek niemieckich, nóż, paczkę papierosów, zapałki i butelkę z wodą. Niewiele ale w
tych warunkach były to rzeczy niemal bezcenne. Na razie mógł skorzystać tylko z
papierosów. Palił u Lemkego, przez pewien czas obowiązywał go przydział i jakoś się
nauczył. Robiło się zimno, poza wypłowiałą kurtką Staszek nie miał ze sobą nic
więcej. Paląc gorączkowo myślał co dalej a każda następna myśl była głupsza od
poprzedniej. Mógł próbować wrócić do państwa Lemke. Mógł też dostać się jakoś do
tej części Polski, która już jest wolna. Nie miał najmniejszego pojęcia gdzie obecnie
jest front i - co ważniejsze - jak go ominąć. Mógł też dostać się jakoś do Czech, gdzie
rzekomo miało być spokojniej. Mógł również starać się dostać do Drezna.
Najprostsza w tej sytuacji myśl, by po prostu iść na pierwszy lepszy posterunek
policji przyszła mu do głowy jako ostatnia i odrzucił ją z miejsca. Wytłumaczenie
tego wszystkiego przerastało chwilowo jego możliwości a szansę, że ktoś to zrozumie
i uzna go za zupełnie przypadkową ofiarę zbiegu okoliczności - żadne. Zdał też sobie
sprawę. że jedyne, czego nie mógł to zostać w tym miejscu i czekać nie wiadomo na
co.

Z tego marazmu a chyba już nawet półsnu wyrwał go trzask gałęzi i narastający
szum. Po chwili milczenia powtórzył się, wydawało się, że nawet bliżej. Niewiele
myśląc wczołgał się pod samochód i nieruchomo czekał co będzie dalej. Noc była w
miarę księżycowa, mdłe światło dawało nieco widoku w ciemności. Mógł swobodnie
obserwować co dzieje się na zewnątrz. A krzaki zaszeleściły jeszcze raz, poruszyły się
i na środek skrzyżowania wyszedł piękny, dorodny jeleń, dokładnie taki sam jak w
jego szkolnym podręczniku biologii, z imponującym porożem. Kiedy już
niewidzialna żelazna obręcz uwolniła mu serce i płuca, zaczął się głupio śmiać.
Najpierw po cichu, później coraz głośniej. Jeleń po kilku minutach równie nagle jak
się pojawił, czmychnął w zarośla naprzeciw. Ośmielony i uspokojony, Staszek
wygramolił się spod samochodu. Zapalił następnego papierosa i w jego świetle
usiłował odczytać cokolwiek z mapy. Bezskutecznie. Zapałki, których - jak policzył -
było jeszcze siedemnaście, postanowił oszczędzać. Ale w tej chwili przyszedł mu do
głowy inny pomysł. Znalazł długi, dość gruby kij, po czym odkręcił wlew paliwa. Tak
przygotowaną mini pochodnię, a może łuczywo podpalił i przy jej świetle śledził
mapę. Mimo iż nie światła nie starczyło na długo, odnalazł mniej więcej swą pozycję,
główne drogi i pobliskie osiedla. Minęli właśnie Kiesewald i droga prowadziła do
wyraźnego skrzyżowania, które należało wziąć w prawo by dostać się do dużej
miejscowości Schreiberhau, tej samej w której na kolejowej rampie rozpoczął swoją
obecność.

24

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

Powoli nabierał pewności siebie. Gdy już pochodnia zgasła, postanowił wykonać
następny krok. Najpierw spakował swoje znaleziska do torby, którą ukrył przezornie
za najbliższym drzewem. Po czym wsiadł do samochodu i nie bez trudu odpalił silnik.
Był to mały opel P4, popularny wśród średniozamożnych Niemców i używany dość
często przez policję, typ, którego Staszek nie znał. Silnik zakaszlał i zamilkł.
Nerwowo wsłuchując się w reakcję otocznia, postanowił chwilowo nie podejmować
następnej próby. Po kilkunastu minutach odpalił silnik znów, tym razem skutecznie.
Udało mu się pokonać pierwsze metry, po czym zahamował. Skrzyżowanie było dość
spore, dawało możliwość wytrenowania podstawowych manewrów - skręcania,
poznania reakcji kierownicy, cofania, zatrzymania. Jeden z takich manewrów
zakończył na skraju rowu, co chwilowo ostudziło jego rosnącą pewność siebie. W
tym momencie zdał sobie sprawę, że samochód posiada światła i on nawet wie, jak je
uruchomić. Po pół godzinie treningu był gotowy wykonać swą pierwszą podróż w
życiu. Przejechawszy spokojnie kilkaset metrów zdał sobie sprawę, że za drzewem
zostawił wszystkie swoje skarby. Nie umiejąc cofać, zresztą na nierównej drodze było
to i tak bardzo trudne, wysiadł z wozu i puścił się biegiem na polanę, którą już zdążył
znienawidzić.
Rzeczy były na miejscu, jak również samochód, do którego powrócił, już nie tak
szybko, po jakichś dziesięciu minutach. Kontynuował swoją podróż. Podróż donikąd
bo minione godziny nie przyniosły odpowiedzi na pytanie co będzie dalej. Nie jechał
szybko, nie więcej jak trzydzieści kilometrów na godzinę. Mimo że z każdą chwilą
coraz lepiej czuł samochód, bał się jakiejś nieprzewidzianej przygody, która
pozbawiłaby go środka lokomocji. Ciemna ściana lasu zaczęła się powoli rozjaśniać a
w oddali zamajaczyły jakieś mdłe i niewyraźne światła. Staszek nie chciał ryzykować
na razie wjazdu do miasta. Wykręcił w jakąś boczną drogę i zdecydował, że na razie
tu zostawi auto i w dzień rozejrzy się w Schreiberhau a następnie zdecyduje co dalej.
Zwłaszcza, że nadmiar emocji osłabi jego siły, myślał już wyłącznie o spaniu. Oddalił
się znacznie od samochodu i przygotował posłanie na darni mchu. Prawie
natychmiast po położeniu się stracił kontakt z rzeczywistością.

Gdy się obudził, słońce było już wysoko na niebie. Po pierwszej fali, która uderzyła
mu do głowy, wszystkich wydarzeń z poprzedniego dnia, zdał sobie sprawę, że tak
naprawdę nie posunął się ani na krok. Po papierosie, który posłużył mu za śniadanie,
zdecydował, że pierwsze co zrobi, to uwolni się od znaków przymusowego robotnika.
Wiedział co ryzykuje, miał jednak do wyboru niewiele lepszą alternatywę - Polacy
byli wściekle kontrolowani nawet jeśli przebywali w przestrzeni publicznej zgodnie z
prawem. Dalsze myślenie przerwało uporczywe ssanie w żołądku. Zdał sobie sprawę,
że od wczorajszego obiadu, wcale nie obfitego bo składającego się z ziemniaków w

25

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

sosem z kostki maggi i smażonego jajka, nic nie miał w ustach. Obolały, ale już
wygrzany dopołudniowym słońcem ruszył się niechętnie i skierował na drogę do
Schreiberhau. Powoli mijał pierwsze zabudowania, które wydawały się być
opuszczone. Pierwszego przechodnia spotkał już prawie przy centrum. Była to
kobieta w podeszłym wieku, może sześćdziesięcioletnia, z chustą na głowie. Staszek
obserwował ją ostrożnie, ale kobieta, rzuciwszy okiem na przechodnia, szybko
oderwała od niego wzrok. Dobrze jest - pomyślał.

Również w centrum miasta nikt specjalnie nie zwracał na niego uwagi. Staszek
znalazł sklep, z którego ludzie wychodzili z gazetami. Przede wszystkim interesowała
go data. Sonnabend, 14 April - przeczytał. Z faktu, że jest sobota, nie wyciągał na
razie żadnych wniosków. W sklepie poza Beobachterem kupił bochenek niespecjalnie
świeżego chleba, kostkę margaryny, biały ser i cebulę. Ale i na półkach było niewiele
więcej, wszystko co cenniejsze szło w kontyngentach na front. Odpowiednio
zaopatrzony postanowił nie rzucać się w oczy i resztę dnia spędzić w lesie. Już i tak
dwa razy niemal nie zemdlał na widok policyjnego samochodu, jadącego główną
ulicą. Starał się nie patrzeć w jego kierunku a jedynie zachowywać się jak gdyby
nigdy nic, nie zwracać na siebie uwagi; dotychczas ta taktyka odnosiła pożądany
skutek. Jedyną osobę, która zaczepiła go w centrum, starszego mężczyznę, zbył
krótkim i niewyraźnym Verzeihen Sie, ich hab's eilig. Miał tylko nadzieję, że nikt nie
rozpozna akcentu...

Dzień spędził na lekturze mapy, gazety, zastanawianiu się co dalej. Na dodatek
wróciły do niego wszystkie emocje poprzedniego dnia, łącznie z tą najważniejszą, że
stał się mężczyzną. Nie tak to planował, nie tak to miało wyglądać, nie miało to być
owocem żadnej półprzymusowej sytuacji. W miarę przypominania sobie kolejnych
szczegółów, pożądanie brało górę nad wyrzutami sumienia. Ułożył się na boku,
ściągnął spodnie do kolan i rozładował pożądanie. Złapał się na myśli, że brak mu
tego drugiego człowieka obok, jego oddechu, ciepłej ręki. Już po wszystkim zdał
sobie sprawę, że tego człowieka już nie ma, że może go spisać na straty, że może
przestać nawet przez moment łączyć to z jakimikolwiek uczuciami.

Gdy już zaczęła się szarówka, naokoło, omijając główną ulicę, wracał na swoje
miejsce. Gdy był już przed ostatnim zakrętem, minął go policyjny samochód i jeszcze
dwa inne, których nie znał, a które wyglądały mu na gestapo lub inna równie ponurą
instytucję. Mogłoby to znaczyć, że nie ma już środka transportu. Postanowił więc
dalej nie ryzykować i zrealizować plan B - powrót pieszo do gospodarstwa państwa
Lemke. Co prawda mapa, którą miał w torbie, była w skali 1:200 000 i nadawała się

26

background image

Robert Hansen – Kiedyś znów się spotkamy

bardziej do samochodu niż pieszych wędrówek, dało się przy jej pomocy wyznaczyć
kierunek marszu. Postanowił odpuścić sobie Sudetenstrasse, wygodną co prawda ale
niosącą zbyt wiele zagrożeń drogę prowadzącą prawie na skraj jego wsi a przejść
łańcuchem górskim, turystyczną drogą niezbyt uczęszczaną podczas wojny. I lepiej
będzie zrobić to w nocy, od wsi dzieliło go nie więcej jak piętnaście kilometrów.

Gdy dotarł na skraj wsi, była jeszcze noc. Bezszelestnie, tylnymi ścieżkami przedarł
się do zagrody państwa Lemke. Na jego spotkanie wyskoczył Rudi, piszcząc i
machając ogonem. Później jednak spuścił głowę i udał się za Staszkiem, który wszedł
do budynku. Zastanowiły go otwarte drzwi wejściowe i do pokoi. W miarę gdy
wchodził do kolejnych pomieszczeń, narastał w nim lęk. W środku było pusto.

Nowe odcinki zawsze do pobrania z:

http://chomikuj.pl/trujnik/inni

Tam również

wszystkie odcinki powieści Zabójczy trójkąt

powieść Gra szwajcarska

wybór opowiadań

Kontakt z autorem:
Komentowanie nowych odcinków

http://www.gayland.fora.pl/opowiadania-rozpoczete-i-niedokonczone,60/

Można zostawić wiadomość na chomiku
e-mail:

piwaczek@o2.pl

27


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
KIEDY RĄCZKI SIĘ SPOTKAŁY, logopedia, Wierszyki
AiF, Anoreksja i Bulimia., Anoreksja i bulimia są terminami medycznymi z którymi coraz częściej może
Harmut Gagelmann Kaj znów się śmieje
34 I WTEDY ZNÓW SIĘ ZOBACZYMY
Spotkanie 11 Dziecko Maryi nie kłóci się, Spotkania Dzieci Maryi, Dzieci klas I-III
Tak niedawno zesmy sie spotkali
Kaj znów sie śmieje
Tak niedawno żesmy się spotkali poprawiony
Programy lojalnościowe w hotelach z którymi moge się spotkać pokazać czy dobre takie coś
Ojcze Święty, obawiamy się o spotkanie w Asyżu
Jeszcze sie spotkamy 02 Marc Levy
Poradnik Jak zachowywać się w spotkaniach z Policją
Pytania z jakimi możesz się spotkać
Levy Marc A jeśli to prawda 02 Jeszcze się spotkamy
I spotkamy się znów II Lepkowski
I spotkamy się znów IV Lepkowski
Kiredyś przecierz spotkamy się znów(2)
I spotkamy się znów I Lepkowski

więcej podobnych podstron