Rozdział IV Dom wariatów


Słońce już zachodziło kiedy znaleźli się z powrotem na podjeździe Cullenów. Niebo zabarwione na czerwono przywodziło jej na myśl krew.

Lekki uśmiech na twarzy chłopaka i smutne spojrzenie świadczyło o tym, że najchętniej by w ogóle nie odjeżdżał.

- Wiesz... Mam coś dla ciebie. Na cmentarzu spotkałem... Ich rodziców. Ucieszyli się, że mnie zobaczyli, mieli zamiar się z nami skontaktować. Powiedziałem im, że wyjechałaś. Kazali ci życzyć szczęścia oraz coś przekazać. Rodzice Poety znaleźli jego stary zeszyt. Część wierszy była opatrzona imionami. - mówił cicho, ze smutkiem, monotonnie, co zupełnie do niego nie pasowało. Ale zdążyła się przyzwyczaić. Zawsze o nich tak mówił.

Wyjął z kieszeni kurtki starannie złożoną kartkę i niedużego białego misia. To, że papier nawet nie był pognieciony mówiło, że był naprawdę ważny. Ważny dla niego i dla niej.

- Miś? - spytała biorąc ostrożnie oba przedmioty.

Na jego twarz powrócił zadziorny uśmiech.

- Ode mnie, żebyś nie zapomniała swoich przyjaciół.

- Jak znam życie nie dasz mi zapomnieć. - zaśmiała się.

- Już się żegnamy, prawda? - spytał.

- Chyba tak. Pamiętaj Chris, masz nie chodzić do szkoły, ignorować swoich rodziców, broń boże nie odwiedzać moich i strasznie się beze mnie nudzić. - oznajmiła jak najbardziej na serio.

- Zrozumiano. Będę chodzić do szkoły, opiekować się rodzicami i przyrzekam, że będę się dobrze bawił. A ty bądź taka jak zawsze.

- Nie wiem, czy to możliwe... Tutaj za rzadko widać gwiazdy.

- Jak się za nimi stęsknisz zapraszam do Phoenix.

Znowu rozległ się cichy śmiech.

- Do zobaczenia wkrótce, Bello. - powiedział po chwili wsiadając na swój motor.

- Do zobaczenia.. - odpowiedziała.

Przez chwilę patrzyła jeszcze jak odjeżdża. Kiedy zniknął już z pola widzenia odwróciła się i weszła do domu.

*

- Co dzisiaj robiłaś, Bello? - spytała Alice siedząc na podłodze u niej w pokoju. Znowu.

- Mój przyjaciel do mnie przyjechał. Pojechaliśmy na plażę.

- Do La Push?

- Chyba tak. - Nie wiadomo czemu na moment zrzedła jej mina, a może to Belli się coś wydawało.

- Nigdy nie wspominałaś o żadnych przyjaciołach z Phoenix. - powiedziała po chwili z wyrzutem.

- Bo nigdy nie pytałaś. - odparła po chwili brązowooka.

- Opowiesz mi o nich?

- Mogę opowiedzieć. Była nas czwórka. Ja, Chris, Joy i Kai. - powiedziała, ale dopiero po chwili. - Różniliśmy się niemal zupełnie. Chodziliśmy do tej samej szkoły, ale tam nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy.

- Dlaczego?

- To nie ważne. - uśmiechnęła się lekko do siebie. - Ten, co dzisiaj przyjechał, to był Christopher.

- Pozostali też kiedyś przyjadą?

- Nie. - odparła szybko.

Jej spojrzenie zatrzymało się na kartce leżącej na biurku. Nawet jej nie przeczytała.

- Aha... - umilkła na chwilę po czym powiedziała: - Mam nadzieję, że nie masz planów na jutro.

- Nie, a co?

- Bo zabieram cię i Rose na zakupy. - odpowiedziała Alice z uśmiechem. - W poniedziałek w końcu idziesz do szkoły.

No tak... Szkoła... Nie wiedziała, czy się śmiać, czy też płakać.

Czy ona powiedziała z Rose? Nie ma co, zapowiada się naprawdę miły dzień.

- No to ja już pójdę... Dobranoc Bello.

Czyżby zdołała przewidzieć, że zaraz zacznie protestować?

Została sama. Wzrok znowu padł jej na biurko.

Z westchnieniem schowała kartkę do szuflady, a misia położyła na poduszce, na łóżku. Nie bardzo wiedząc co ze sobą począć poszła po chwili spać.

W końcu jutro miał czekać ją ciężki dzień.

*

Który to już był sklep? Dziesiąty czy piętnasty? Jakiś czas temu przestała liczyć, jak również zwracać uwagę na rzeczy, które przymierzała. I tak przypuszczała, że większości z nich nigdy nie założy. Na pocieszenie nadal miała te ciuchy, które przywiozła z Phoenix...

- Ta kurtka ci pasuje. - usłyszała stwierdzenie swojego prywatnego kata, który zorganizował te męczarnie. Niech Alice nie sądzi że jej to zostanie łatwo wybaczone...

Podczas gdy tamta zniknęła przy kasach Bella zaczęła przyglądać się Rosalie. Ich spojrzenia się spotkały na moment, ale zaraz obie odwróciły wzrok. Niewiadomo czemu blondynka zachowywała się dzisiaj w stosunku do niej nadzwyczaj miło i nie eksponowała swojej niechęci każdym gestem.

Po chwili znalazły się z powrotem w aucie.

Czerwone BMW Rosalie robiło wrażenie, ale Bella osobiście wolała mniej ekstrawaganckie pojazdy. Według niej już motocykl Chrisa za bardzo zwracał na siebie uwagę.

- Alice... Powiedz mi, że już jedziemy do domu... - jęknęła błagalnie.

- Jeszcze w tylko jedno miejsce...

Zauważyła że siedząca za kierownicą blondynka zerknęła w lusterko, po czym nieznacznie się uśmiechnęła widząc jej minę.

Kolejny sklep. Bella nauczyła już w ciągu tych kilku godzin wyłączać, kiedy tylko Alice przynosiła jej pierwsze ciuchy do przymierzenia. Który to był już komplet z kolei? Piąty czy szósty?

- No to już chyba wszystko. - ta sadystka co ją tu przywlokła uśmiechnęła się zadowolona.

- A spytałaś może ją w którymkolwiek sklepie czy coś się jej podoba?

Dziewczyna podniosła zdziwiona głowę słysząc głos Rosalie.

- No w sumie nie... - druga przyznała jej rację. - Bello?

- Tak?

- Może tobie się coś podoba?

Rozejrzała się po sklepie. Jej wzrok na moment spoczął na błękitnej bluzie, ale po chwili prześlizgnął się dalej. Pokręciła głową.

- Możemy już jechać? - spytała błagalnie.

Jednak blondynka już ściągała bluzę z wieszaka.

- Przymierz to i jedziemy.

Alice prychnęła niezadowolona.

- Z gustami się nie dyskutuję. - zwróciła jej uwagę Rose. Tym razem spojrzała na Bellę.

- Edward miał rację. Ładnie ci w niebieskim.

Niechęć w jej oczach i miły ton dawały dziwny kontrast.

A tak w ogóle co ma do tego Edward Cullen?

*

Wracając do domu przez myśl jej przemknęło, że te zakupy były chyba stratą czasu. I tak większości tych rzeczy nigdy nie założy...

Tej myśli się trzymała dopóki nie znalazła się w swoim pokoju. Niestłumiony chichot Emmeta i Jaspera mówił sam za siebie. Nie ma co, jej mina na widok pustej szafy była pewnie przezabawna... No... Prawie pustej. Zostawili jej trzy koszulki, w tym tę która kiedyś należała do Chrisa i jedną parę dżinsów. Wychodziło na to że wybór ma niewielki. Ubrania wybrane przez Alice powróciły nagle do łask.

- Bello? - Ta mała terrorystka jeszcze miała czelność wejść do pokoju. I co tak bardzo śmieszyło chłopaków? No tak. Zapewne jej oczy wyraźnie mówiły że ma zamiar kogoś zamordować.

- Obudzić cię wcześniej żeby pomóc ci wybrać w co się ubrać do szkoły? - spytała nadzwyczaj niewinnym tonem. Czyżby nie zdawała sobie sprawy, że jest na celowniku?

- Nie musisz. Sama wstanę. - powiedziała starając się panować nad emocjami.

- Aha... - wyraźnie posmutniała, ale Bella w tym momencie nie zwracała na to uwagi.

- A z kim jutro pojedziemy do szkoły? Z Rose czy Edwardem?

- Zobaczymy, Alice. - odpowiedziała. O dziwo po chwili zostawili ją samą. Czyżby wyczuli, że nie ma ochoty już na towarzystwo?

- Czy ja wylądowałam w domu wariatów? - szepnęła cicho.

Dobry humor Rosalie wyparował jak tylko wysiadły z auta. Czyżby po prostu miała dzień dobroci dla zwierząt? Edward Cullen znowu ją ignorował. Pozostali traktowali ją jak urocze, zabawne zwierzątku (z wyjątkiem Alice. Jej zapewne przypominała nową lalkę barbie...).

I jeszcze kwestia z kim pojedzie jutro do szkoły... Które zło jest lepsze?

Jakoś najbardziej ją kusiło, żeby pójść pieszo.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Łobocki Rozdział IV, Pedagogika Przedszkolna i Wczesnoszkolna Uniwersytet Pedagogiczny Licencjat, Te
Rozdzial IV Nessie
ROZDZIAŁ IV
Rozdział IV
Makro4 , Rozdział IV
06. Rozdzial 4, ROZDZIAL IV
POJĘCIA ROZDZIAŁ IV
Rozdział IV Przyjaźń
Skuteczny terapeuta Rozdzial IV Jaimi ludymi sa skutecyni terapeuci
Rozdział IV KONTEKST PSYCHOLOGICZNY ZMIAN?UKACYJNYCH
Sri Chinmoy Rozdział IV Mądrość (1), Siri Chinmoy Dokumenty
Wybrane zagadnienia ps Rozdział IV
Wybrane zagadnienia ps Rozdział IV
rozdział IV ściąga, Prawo Administracyjne, Gospodarcze i ogólna wiedza prawnicza
Rozdział IV, Etnologia religii
Rozdzia³ IV, VII, VIII
Rozdzia³ IV, VII, VIII (2) , ROZDZIAŁ III - PRAWO I SĄD POD ZABORAMI

więcej podobnych podstron