Wywiad z Mickiewiczem


Mariusz Seklecki

Wywiad z Adamem Mickiewiczem

Panie Adamie, urodził się pan 24 grudnia 1798 roku w Zaosiu na Litwie, prawda? Jakie ma pan wspomnienia związane z miejscem narodzin?

Och, trudno mówić o jakichś wielkich wspomnieniach z dzieciństwa w Zaosiu. Tak naprawdę to wychowywałem się w pobliskim Nowogródku. Tam mój ojciec, Mikołaj, pracował jako obrońca sądowy. Najmłodsze lata pozostawiły dość przyjemny ślad w mojej pamięci. Bardzo lubiłem naszą służącą, panią Gąsiewską. To ona „zaraziła” mnie miłością do folkloru. Nauczyła mnie zarówno polskich, jak i białoruskich ludowych pieśni, baśni, podań i obrzędów. W tych formach ludowej kultury dostrzegłem później wyraz narodowej tradycji oraz źródło inspiracji do tworzenia nowego typu poezji. Literackim owocem mojej inspiracji stały się "Ballady i romanse" z 1822, "Dziadów część II i IV" oraz "Grażyna" z 1823.

Tak, najmłodsze lata mijały mi beztrosko… Dopiero później pojawiły się trudności. Choć moim herbem był Poraj, to niewiele on mi pomógł. Pochodziłem ze zdeklasowanej szlachty i nie mogłem liczyć ani na majątek, ani na rodowód…

A gdzie pobierał pan nauki?

Chodziłem do miejscowej szkoły prowadzonej przez dominikanów. W 1815 roku ją ukończyłem i wtedy trzeba było pomyśleć, co dalej? Wybrałem studia filozoficzno-historyczne w Wilnie. Z tamtego okresu szczególnie miło wspominam trzech profesorów: Ernesta Groddecka - filologa klasycznego, Leona Borowskiego, który wykładał historię i teorię literatury oraz historyka Joachima Lelewela. Nie ukrywam, że bardzo mi imponowali i mieli znaczny wpływ na rozwój mojej osobowości oraz światopoglądu. Tak… miłe studenckie lata. Ale potem trzeba było pracować. Na studiach utrzymywałem się ze stypendium, które potem musiałem odpracować jako nauczyciel szkoły powiatowej w Kownie.

O ile dobrze pamiętam, pracował pan tam przez cztery lata: od 1819 do 1823 roku. Czemu tak krótko? Nie pociągało to pana? A może…

Tak, wiem do czego pan zmierza. Przygotowałem się na tego typu pytanie. W roku 1811 wraz Tomaszem Zanem, Janem Czeczotem, Józefem Jeżowskim, Onufrym Pietraszkiewiczem i Franciszkiem Malewskim założyłem tajne Towarzystwo Filomatów, czyli Miłośników Nauki, a następnie Towarzystwo Filaretów, czyli Miłośników Cnoty. Stowarzyszenia te prowadziły zróżnicowane formy pracy samokształceniowej i miały na celu przygotowanie młodzieży do działalności w różnych dziedzinach życia naszego narodu, pozbawionego własnej państwowości, własnego terytorium. W młodzieżowym "związku bratnim" zdobywałem umiejętność kierowania tajną organizacją, pisania dokumentów programowych oraz posługiwania się literaturą i towarzyską zabawą w celach patriotyczno-wychowawczych. W tym okresie, w roku 1820 natchnęło mnie do napisania między innymi „Pieśni filaretów” oraz "Ody do młodości", mogącej być uznaną za najogólniejszy program ideowy Towarzystw.

Tak, ale to nadal nie wyjaśnia nam, dlaczego tak krótko pracował pan w Kownie.

Oczywiście, przepraszam, ale ten wstęp wydał mi się konieczny. Jak pan doskonale wie, władze carskie bynajmniej nie pochwalały działalności Filaretów i Filomatów, tak zresztą, jak każdej innej działalności patriotycznej Polaków. Dopóki udawało się utrzymywać istnienie stowarzyszeń w tajemnicy, Rosjanie nie mogli się nas czepiać. Jednak właśnie 1823 roku wykryto organizacje filomackie. Rozumie się samo przez się, że w zaistniałej sytuacji nie mogłem kontynuować pracy w szkole. Zostałem uwięziony w klasztorze bazylianów w Wilnie. Właściwie to klasztorem on już nie był - zamieniono go na więzienie. Potem proces i w 1824 wyrok. Wraz z kolegami wylądowaliśmy w głębi Rosji.

Wiem, że najpierw trafił pan do Petersburga, potem do Odessy i następnie do Moskwy. Wiem też, że właśnie tam zetknął się pan z literatami-spiskowcami: między innymi z Kondratijem Rylejewem, Aleksandrem Bestużewem, a także z Aleksandrem Puszkinem, Nikołajem Polewojem, Piotrem Wiaziemskim…

Och, „spiskowiec” to bardzo nieładne słowo. Ale to fakt. Znałem tych panów. Nie da się ukryć, że wpłynęli oni w jakimś stopniu na moją twórczość.

Tak. A to właśnie w Rosji zasłynął pan jako wybitny improwizator. Może dałby pan teraz próbkę swego talentu?

Hmm… Nie, wolę nie. Przepraszam, ale naprawdę nie mam ani nastroju, ani ochoty. Wszak to nie salon pani Zenaidy Wołkońskiej. Prawdę mówiąc, Rosja wcale nie kojarzy mi się dobrze. Mieszkałem tam przymusowo i mimo, że o wiele lepsze to było od wileńskiego więzienia, to jednak nadal pozostawałem więźniem. Nie mogłem opuścić Rosji.

Ale były przecież miłe chwile, prawda?

O tak. Doskonale pamiętam wspaniałą wycieczkę na Krym w roku 1825! Ach, orientalna kultura i ten przepiękny, egzotyczny krajobraz. Tak, ta wycieczka bardzo wpłynęła na poszerzenie mojej wyobraźni i wrażliwości jako literata. Jednak wciąż czułem na sobie jarzmo carskiego despotyzmu. Ech, potężna to była machina… i bardzo nieprzyjemna. To właśnie okres rosyjski uważam za osiągnięcie przeze mnie dojrzałości ideowej. To właśnie tam ukształtowałem się jako poeta narodowy. Wie pan, czułem, że mam jakąś misję. Jakąś samotniczą misję patriotyczną. Bo faktem jest, że wszędzie poza ojczyzną czułem się wyobcowany…

Może warto byłoby wspomnieć tu co nieco o pańskiej twórczości związanej z tym okresem. Myślę, że nie zaprzeczy pan, że "Sonety" z 1826, "Konrad Wallenrod" z 1828, później "Dziady część III" z nasyconym przecież właśnie rosyjskimi realiami "Ustępem" oraz wiersz „Do przyjaciół Moskali” z 1832 są właśnie owocami doświadczeń z pobytu w Rosji.

Rzeczywiście, nie mogę temu zaprzeczyć. Na szczęście, trzecią część „Dziadów” napisałem już w Polsce. Dzięki Bogu, udało mi się bowiem opuścić Rosję w 1829 roku. Rozpocząłem wtedy prawie dwuletnią podróż po Europie. Z Petersburga trasa prowadziła przez Hamburg, potem Berlin, gdzie słuchałem wykładów Hegla. Następnie udałem się do Drezna, później do Pragi i tam spotkałem czeskiego poetę Yaclava Hankę. Kolejnym przystankiem były Karlove Vary. Tu napotkałem Antoniego Odyńca, który towarzyszył mi w dalszej podróży. Jednym z najważniejszych wydarzeń podczas mej wędrówki była, słynna zresztą, moja wizyta u Goethego w Weimarze. W Bonn odwiedziłem Augusta W. Schlegla. Następnie dotarłem do Szwajcarii, skąd, przez przełęcz Splugen, udałem się do Wenecji, Florencji, Rzymu, Neapolu, na Sycylię, a stąd do Genewy na spotkanie z Zygmuntem Krasińskim oraz na wycieczkę w Alpy. Potem z powrotem do Rzymu. W tym mieście odnowiłem się duchowo. Niezwykle ciekawym doświadczeniem była taka bliskość prastarej kultury starożytnych oraz bliskość Ojca Świętego. W grudniu 1830 do Rzymu dotarła do mnie wiadomość o wybuchu powstania w Warszawie. Jakże byłem rozżalony, że nie ma mnie teraz w Polsce, że nie walczę razem z rodakami!

I właśnie dlatego zdecydował się pan na jak najszybszy powrót do ojczyzny. Chciał pan przyłączyć się do powstania.

Oczywiście, że chciałem. Jednak dostać się do Polski wcale nie było łatwo. Czekałem dość długo na okazję, jednak się taka nie nadarzała. Wreszcie, w czerwcu 1831 r. pojechałem do Paryża, a stamtąd pod przybranym nazwiskiem, Adam Muhl, zostałem skierowany przez przedstawicielstwo rządu powstańczego, czyli Legację Polską, do Warszawy. W sierpniu dotarłem do Wielkopolski. Jednak, niestety, klęska zbliżała się wielkimi krokami. Nie było sensu próbować dostać się do Królestwa. Jedynymi wyrazami mojej gotowości do wzięcia udziału w walce zbrojnej o niepodległość oraz związanych z tym przeżyć stały się między innnymi napisane w 1831 r. wiersze o tematyce powstańczej: "Śmierć pułkownika", "Nocleg" i "Reduta Ordona".

W Wielkopolsce pozostał pan do wiosny 1832 r.

Tak. Bawiłem wtedy w wielu ziemiańskich dworach, między innymi w dworze Skórzewskich w Kopaszewie, Górzeńskich w Śmiełowie, Turnów w Objezierzu i Grabowskich w Łukowle. Ach, tutaj po raz pierwszy "nadychałem się polszczyzny", cha, cha. I zebrałem też mnóstwo obserwacji, które mogłem potem spożytkować w „Panu Tadeuszu”…

Uwaga, mam dla pana niespodziankę! Tak oto opisał pański wygląd w tamtym okresie A. Turno: "brunet, oczy ciemnozielone, włosy czarne, nos piękny, w ustach częsty grymas, a że nosi po parysku brodę, więc się wydaje jak uczony Żyd. Fizjonomia nic nie pokazuje, często zamyślony, a rzadko wesoły, liberalista wielki, głęboko uczony". Tak właśnie mówi o panu notka w pamiętniku pod datą 25 grudnia 1831.

Cha, cha. No cóż, prawdopodobnie pan Turno nie mijał się wiele z prawdą. To fakt, że lubiłem paryską modę. A zresztą przecież dopiero, co wróciłem wtedy z Paryża. Proszę nie szukać rumieńca na mej twarzy. To, że lubiłem francuskie zwyczaje wcale nie oznacza, że przedkładałem je nad moje ukochane ojczyste!

„Często zamyślony, a rzadko wesoły…” Myślę, że będzie to najlepszy moment, by poruszyć kwestię pańskich spraw sercowych.

No tak, tego też się spodziewałem. Rzeczywiście. Miłość to także jeden z powodów mojej melancholii. Nie będę ukrywał, kochałem, może nawet nadal kocham, Marię Wereszczakównę. Niestety, w 1821 roku została ona żoną hrabiego Wawrzyńca Puttkamera. Cóż z tego, żeśmy się oboje kochali, skoro Maryla mogła być jeno moją najdroższą przyjaciółką! Ach, cierpiałem okropnie. Odbiło się to wyraźnie w mojej poezji. Jeśli ktoś jeszcze dotąd nie był pewien, że „Niepewność” mówi właśnie o Maryli, to już pewnym być może…

Ale to przecież nie wszystko! A co z rzymską miłością?

Czy chodzi panu o… hmm, że tak powiem, romans z hrabianką Ankwiczówną? Ach, to była tylko drobna miłostka. Jeśli mam być szczery, to aż do mojego ślubu jedyną prawdziwą moją ukochaną była Maryla W.

Dobrze, widzę, że niezbyt chętnie mówi pan o swych uczuciach, więc może zostawmy już ten temat. Po klęsce powstania z Wielkopolski wyjechał pan do Drezna. Tam stworzył pan, chyba można tak powiedzieć, swoje główne dzieło romantyczne - „Dziadów część III”. Później pojechał pan do Paryża.

Tak. Wyjechałem z Drezna 31 lipca 1832 roku. W Paryżu dość szybko udało mi się nawiązać bliskie stosunki z francuskim środowiskiem artystycznym i intelektualnym. Poznałem między innymi rzeźbiarza Dawida d'Angers, poetę Hugues Felicite Lamennais oraz Charlesa de Montalamberta. Odnowiłem też znajomość z Juliuszem Słowackim, którego poznałem jeszcze w Wilnie…

Z pańskiej barwy głosu i grymasu twarzy wnioskuję, że nie przepadał pan zbytnio za Słowackim. Dlaczego?

To fakt. Nie lubiliśmy się za bardzo. Ale wolę nie wspominać o powodach. O zmarłych mówi się albo dobrze, albo wcale. A pan wymaga, żebym mówił źle, więc lepiej przemilczę ten temat.

No dobrze. Więc wróćmy do pańskiej działalności w Paryżu. Włączył się pan w życie emigracji. Był pan członkiem Towarzystwa Literackiego, Towarzystwa Litewskiego i Ziem Ruskich, Towarzystwa Pomocy Naukowej, w Komitecie Narodowym Lelewela i w innych organizacjach. Był pan bardzo aktywnym człowiekiem. Gratulacje.

Och, naprawdę nie ma czego gratulować. Jestem po prostu patriotą i dla ojczyzny chętnie zrobię wszystko, co w mej mocy. Działając w tych wszystkich stowarzyszeniach chciałem pomóc przygotować emigrację polską do powrotu do kraju. Mieliśmy wtedy nadzieję na rychły wybuch ogólnoeuropejskiej rewolucji i sądziliśmy, że pobyt na obczyźnie już długo nie potrwa. To właśnie dlatego napisałem wtedy „Księgi narodu polskiego” i „Księgi pielgrzymstwa polskiego”. Pisałem też do „Pielgrzyma Polskiego”. Od kwietnia do czerwca 1833 roku byłem nawet jego głównym redaktorem.

Niestety, monarchistyczna Europa bardzo mnie rozczarowała. Szykanowano emigrację i poddawano nas różnym zakazom, jak na przykład zakaz przenoszenia się z miejsca na miejsca. Musiałem się trochę pocieszyć. Zresztą nie tylko siebie. Wtedy spróbowałem wskrzesić wartość narodowej historii i stworzyłem „Pana Tadeusza”, którego wydano w 1834 roku. Czytywałem też dzieła mistyczne i stąd w moim dorobku pojawił się też cykl uniwersalnych aforyzmów pod tytułem „Zdania i uwagi”. Wydawano je w latach 1833-1834.

W 1834 roku ożenił się pan z córką słynnej polskiej pianistki Marii Szymanowskiej, z Celiną Szymanowską. Kochał ją pan wtedy? O ile dobrze pamiętam, to twierdził pan o niej, że „w domu pojawił się panu nowy mebel”.

Proszę nie zadawać takich pytań. Mamy sześcioro dzieci! Celina jest chora! Czy ma jakieś znaczenie, jak odpowiem na to pytanie?

Przepraszam, nie chciałem pana urazić. Wróćmy do pańskiej biografii. Po ślubie nie przelewało się panu. Przyjął pan posadę profesora literatury łacińskiej w szwajcarskiej Lozannie.

Tak, to był rok akademicki 1839/1840. Stworzyłem tam cykl liryków lozańskich, na przykład „Gdy tu mój trup”, „Nad wodą wielką i czystą”, „Snuć miłość” czy „Polały się łzy”. Jednak nie zagrzałem długo miejsca w Szwajcarii. Uznałem, że o wiele bardziej potrzebny będę w Paryżu. Tam bowiem zaproponowano mi objęcie nowo utworzonej katedry literatur słowiańskich w College de France. Jeszcze w 1840 roku wróciłem do Francji.

W College de France pracował pan przez cztery lata jako profesor slawista. Pańskie wykłady cieszyły się ogromną popularnością zarówno wśród Polaków, jak i cudzoziemców. Dlaczego więc w 1844 roku władze francuskie zawiesiły pańską działalność profesorską?

Hmm… Razem z francuskimi historykami: Julesem Micheletem i Edgarem Quinetem reprezentowałem grono demokratycznej i raczej postępowej profesury. Studenci lubili mnie słuchać, bo przekazywałem nie tylko wiedzę o kulturach słowiańskich, ale także propagowałem antymonarchistyczne idee napoleońskie, a następnie również mistyczną naukę Andrzeja Towiańskiego. To było do przewidzenia, że władze nie będą mnie długo tolerować. Jednak uważałem, że tak trzeba.


O właśnie. Andrzej Towiański to bardzo ciekawa osobistość. Czy mógłby pan opowiedzieć nieco więcej o waszej znajomości?

Oczywiście. Andrzej przybył do Paryża z Litwy. Poznaliśmy się latem 1841 roku. Szybko przekonałem się do tego człowieka i jego, że tak powiem, tajemnej, mistycznej nauki. Towiański głosił rychłą odnowę Europy, a przed emigrantami otwierał perspektywę powrotu do kraju. Przyznaję, że nauki i proroctwa Andrzeja wychodziły naprzeciw najgorętszym pragnieniom emigracji i w wielu punktach były zgodne z moimi przemyśleniami i oczekiwaniami. Ponadto muszę przyznać, że Andrzej miał zbawienny wpływ na moją, niestety, psychicznie chorą żonę…

Nic w takim razie dziwnego, że wkrótce stanął pan na czele Koła Sprawy Bożej, które zrzeszało towiańczyków.

Niestety, Koło się rozpadło w 1846 roku. Wtedy założyłem własne, trochę radykalniejsze politycznie i społecznie.

Podczas Wiosny Ludów w 1848 roku udał się pan do Rzymu. Chciał pan tam stworzyć własną formację wojskową. Proszę o tym opowiedzieć.

Do Rzymu pojechałem, by stworzyć Legion Polski. Miał on wziąć udział w europejskich walkach ludów przeciwko monarchiom i tym samym przyczynić się do odzyskania przez Polskę niepodległości. Napisałem nawet dla Legionu  dość radykalny program, w którym opisałem, jak powinien wyglądać ustrój wyzwolonej Polski. Miał to być kraj republikańsko-demokratyczny. Chciałem uwłaszczenia chłopów i równouprawnienia kobiet i Żydów. Niestety, „Skład zasad” nie uzyskał poparcia papieża ani wpływowych emigracyjnych stronnictw politycznych. Wtedy uznaliśmy, że liczący wówczas kilkanaście osób Legion powinien przemaszerować manifestacyjnie z Rzymu do Mediolanu. W Mediolanie podporządkowano nas władzom Lombardii i przez rok musieliśmy walczyć z Austriakami.      

Ale pan nie walczył. Wrócił pan do Paryża, by podjąć kolejną akcję polityczną.

Skoro udało mi się uchronić od wcielenia do lombardzkiego wojska, to nie widziałem sensu w bezczynnym przypatrywaniu się sytuacji. W Paryżu wraz z grupą przedstawicieli różnych narodowości założyłem dziennik "Tribune des Peuples". W ogłaszanych tam artykułach wykładałem radykalno-rewolucyjny program społeczny i polityczny, budowany na fundamencie… hmm, swoistego socjalizmu. Niestety, władze francuskie i ambasada rosyjska naciskały na mnie. Moja działalność była dla nich niewygodna. Nie miałem innego wyjścia, jak wycofać się z redakcji. Wzięli mnie wtedy pod nadzór policyjny i ostatecznie zwolnili ze stanowiska profesora w College de France. To było upokarzające. I do tego mojej rodzinie zaczęła zagrażać nędza. Na szczęście udało mi się 1852 dostać pracę jako bibliotekarz w paryskiej Bibliotece Arsenału. Tam też dostałem służbowe mieszkanie.

Swoje nadzieje polityczne na odzyskanie przez Polskę niepodległości związał pan w końcu z Napoleonem III oraz rozpoczętą w 1854 roku tzw. wojną krymską między Francją, Anglią i Rosją.

Tak. Napoleon III był wielkim przeciwnikiem Prus i jeśli ktoś miał pomóc w wyzwoleniu Polski, to mógł to być tylko on.

Dziękuję za rozmowę. Moim gościem był Adam Mickiewicz, czołowy polski poeta okresu romantyzmu, doskonały improwizator określany mianem wieszcza. Dziękuję za opowiedzenie nam jakże interesującej historii swego burzliwego życia. A co zamierza pan zrobić w najbliższym czasie?

Najchętniej wyjechałbym do Konstantynopola. Chciałbym wziąć udział w formowaniu oddziałów pod dowództwem Michała Czajkowskiego. Również dziękuję za rozmowę. Było mi bardzo miło.


***

Po śmierci żony Mickiewicz zostawił nieletnie dzieci w Paryżu i jesienią 1855 r. wyjechał do Konstantynopola (Istambułu), by swoim autorytetem wesprzeć akcję formowania tutaj oddziałów tzw. kozaków otomańskich, którzy mieli wziąć udział w walce z Rosją. Dowódcą tej formacji był romantyczny powieściopisarz Michał Czajkowski (Sadyk Pasza). Monarchistyczne stronnictwo Czartoryskich (tzw. Hotel Lambert) usiłowało jednak podporządkować sobie powstające w Turcji polsko-kozackie oddziały. Zabiegom tym Mickiewicz zdecydowanie się sprzeciwiał. Rozgoryczony politycznymi tarciami, zmęczony psychicznie i fizycznie uległ niespodziewanie atakowi cholery. Zmarł 26 listopada 1855 r. Jego śmierć wywołała ogromną konsternację i żałobę wśród Polaków oraz wszystkich narodów słowiańskich, dostrzegających w nim swego duchowego przywódcę.
         Po upływie kilku miesięcy zwłoki poety przewieziono do Paryża i złożono na cmentarzu polskim w Montmorency. W roku 1890 sprowadzono je na Wawel i pochowano obok Juliusza Słowackiego. Dzieło poety stało się trwałą częścią naszej świadomości narodowej. Jego utwory towarzyszą nam od dzieciństwa. Są nieustannie wznawiane i komentowane. Przełożono je niemalże na wszystkie języki świata. W Nowogródku, Wilnie, Paryżu, Istambule, Śmiełowie i Warszawie otwarto także muzea lub stałe ekspozycje poświęcone jego twórczości i postaci.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wywiad poglebiony
UKŁAD MOCZOWY WYWIADY
Sem 3 Wywiad w chorobach układu oddechowego
Wywiad w chorobach układu pokarmowego
Wywiad psychologiczny
WYWIAD LEKARSKI
Agencja Wywiadu prezentacja
Dukaczewska Nałęcz Zogniskowane wywiady grupowe2
Homo agresja wywiad z dr Paulem Cameronem
Przykladowy wywiad obrazujacy prace z oporem, Wywiad psychologiczny i jakościowe metody diagnostyczn
Mickiewicz, TG, ściagii, ŚCIĄGI, Ściągi itp, Epoki, Epoki, 06. Romantyzm, 2
Wywiad, WUM, interna
POMOCE DO WYWIADU, szkoła semestr IV
wywiad
Informacje zwrotne, Wywiad psychologiczny i jakościowe metody diagnostyczne
TECHNIKA PROWADZENIA WYWIADY, materiały na UKW, metodologia badan
Kwestionariusz wywiadu z rodzicami

więcej podobnych podstron