Towarzysze antykomuniści
Dawno, przyznaję, nie zaglądałem do pisemka „Nasza Polska”, i pewnie długo jeszcze bym nie zajrzał, gdyby mnie nie poinformowano, że wydrukowali tam coś o mnie. Zerknąłem z ciekawości - rzeczywiście, jakiś baranek „zrecenzował” moją książkę odmownie, znając z niej tylko tytuł i krótki fragment zamieszczony przed drukiem w „Fakcie”. Nie żebym się przejął, pochwała na tych łamach zabolałaby mnie bardziej. Ale przy okazji wpadło mi w oko coś fascynującego: wywiad z profesorem Pawłem Bożykiem. Młodszemu czytelnikowi pewnie nic to nazwisko nie mówi, a swego czasu było głośne. Paweł Bożyk, najmłodszy profesor peerelu - otrzymał ten tytuł w wieku bodajże 34 lat - to główny architekt gierkowskiego „cudu gospodarczego”. Ni mniej, ni więcej, tylko ten właśnie facet, który wymyślił socjalistyczną „drugą Polskę”, opartą na kredytach i licencjach, kupowanych za te kredyty przez ciemnych partyjniaków, najczęściej na rzeczy przestarzałe lub zupełnie niepotrzebne, i oczywiście bez cienia troski z czego i jak je spłacić. W kraju normalnym taki Bożyk (zakładając, że jakimś sposobem zdołałby tam narozrabiać, co samo w sobie jest niepodobieństwem) po tej miary klapie swoich koncepcji musiałby zmienić zawód i nazwisko. Ale u nas nikt się nie wstydzi niczego, pan profesor (tytuł jest wszak dożywotni) w III RP wciąż kształci młode kadry ekonomistów, jak kształcił je w peerelu, i z pozycji autorytetu ekonomicznego wypowiada się w mediach. Najczęściej w „Trybunie”, ale, jak widać, nie tylko.
Myśl, jaką Paweł Bożyk dzieli się z „Naszą Polską” ku graniczącemu z orgazmem zachwytowi jej dziennikarki, jest prosta: wszystkie nasze nieszczęścia zawinione zostały przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i jego sługusa, doktrynalnego monetarystę Balcerowicza. Zachodowi bowiem zależy tylko na tym, żebyśmy spłacili mu długi (o tym, skąd się te długi wzięły, ani on, ani górnolotnie wplatająca do swych pytań cytaty z Herberta wywiadobiorczyni taktownie nie wspominają), dlatego właśnie zmusza nas, żebyśmy walczyli z inflacją, mieli stabilną walutę i wolny rynek. Z troski nie o nas, tylko o pieniądze, które w nas zainwestował. Jest w tej demaskacji logika: faktycznie, w interesie wierzyciela jest, żeby dłużnik stanął na nogi, tylko wcale nie widzę powodu, dla którego dłużnik miałby się o to gniewać, zwłaszcza gdy wierzyciel jest mu skłonny we wzbogaceniu się pomóc. Ale pan profesor uważa inaczej. Uważa, że co dobre dla państw bogatych i rozwiniętych, nie jest dobre dla państw biednych. Nie wspomina tylko, że państwa dziś bogate i rozwinięte zawdzięczają to właśnie temu, co nam dziś „narzucają” - wolnemu rynkowi i zdrowemu pieniądzowi, a nie socjalistycznym eksperymentom. A pani z „Naszej Polski” nie wpada do głowy, że gdyby pan Bożyk był mądrzejszy od ekspertów Międzynarodowego Funduszu Walutowego, którego politykę tak krytykuje, to dzisiaj Zachód wisiałby kasę nam, a on, Bożyk, pouczałby kapitalistów, że wzrost inflacji może być korzystny dla wzrostu gospodarczego, tudzież straszył ich, że jeśli nie odejdą od wolnorynkowej ortodoksji, wstrzymamy następną transzę kredytu.
No cóż, „Naszej Polski” czy „Głosu” z reguły nie czytuję, bo wolę oryginał od kopii - a pisemka te powtarzają tylko mądrości z „Naszego Dziennika”. A że „Nasz Dziennik” od dawna już w niemal wszystkich sprawach, poza aborcją i edukacją seksualną, przemawia jednym głosem z „Trybuną” towarzysza Barańskiego, ubogacając jedynie socjalistyczny bełkot patriotyczną frazeologią, to żadne odkrycie. Rzecz ciekawa, bo przecież kiedyś z ludźmi, którzy dziś zapełniają łamy wspomnianych pisemek, pracowaliśmy razem i wydawało się, że mamy wspólnego wroga - komunistów i tych, którzy chronią ich przed odpowiedzialnością za popełnione zbrodnie oraz utratą wyniesionych z peerelu przywilejów. Niestety, z czasem okazało się, że dla naszych byłych kolegów wrogami znacznie gorszymi od postkomunisty są Żyd, mason i liberał. A skoro tak, to przeciwko Żydowi, masonowi i liberałowi warto zawrzeć sojusz z każdym. Choćby i z towarzyszem Szmaciakiem. Szmaciak wszak Żyda, masona i liberała nienawidzi też, więc wszystko inne traci ważność.
Najbardziej mnie w tym śmieszy, że płaszczenie się „narodowych katolików” przed najgorszego sortu komuną jest oczywistym i wiernym powtórzeniem drogi, która do upadku przywiodła tych, których „Nasza Polska” i jej sojusznicy najostrzej w każdym numerze atakują - liberalną część dawnej opozycji, która po roku 1989 w komunistach dostrzegła sojuszników przeciwko „endeckiemu ciemnogrodowi”.
8 września 2004