Autor: PaulinaK
Korekta: Karolcia955
MIŁEGO CZYTANIA
Czas akcji: Po New Moon, przed Eclipse.
PROLOG
Krew. Jej słodki zapach unosił się w pomieszczeniu, odurzał mnie. Gardło płonęło żywym ogniem, jak nigdy dotąd. Poczułem na języku smak uwalnianego jadu. Tak, ciało żądało jej krwi. Czułem to każdą jego cząstką. Mimowolnym ruchem wciągnąłem powietrze, czując, jak pragnienie rozdziera mi płuca. Zamknąłem oczy, próbując zapanować nad wewnętrznym potworem, wyrywającym się, łaknącym teraz tylko jednego - krwi Belli.
- Musimy to zrobić, Edwardzie. - jak przez mgłę usłyszałem głos Carlisle'a.
- Nie! - warknięcie wydarło się z mojej piersi. Tak naprawdę odpowiadałem nie tylko ojcu, ale i zwierzęcej części mojej natury, która próbowała przejąć nade mną kontrolę. Klęczałem obok dziewczyny, zaciskając zęby.
Ona umiera, Edwardzie. Co zrobisz? Pozwolisz jej na to? A może pomożesz?
Boże, ten zapach…
- Nie ma innej drogi, wiesz o tym. - oświadczył Carlisle. Jego głos był tak spokojny, taki cichy. Spojrzałem na niego czarnymi jak węgiel oczami, w których malować się musiał czysty obłęd. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że mój ojciec jest tak samo przerażony jak ja. Tyle, że on chciał uratować Bellę, a ja oprócz tego chciałem jej krwi…
- Nie - szepnąłem prawie niedosłyszalnie, przenosząc wzrok na ledwie oddychającą ludzką dziewczynę, leżąca w czerwonej kałuży, która z sekundy na sekundę była coraz większa. Zadrżałem, gdy ciepły płyn zaczął przesiąkać przez moje spodnie. Miałem ochotę płakać. Z bezsilności. Z rozpaczy.
To nie tak miało wyglądać, wyrzucałem sobie w duchu. To w ogóle nie miało się stać, a przynajmniej nie w taki sposób. Nie teraz.
Znowu dopadła mnie cudowna woń jej krwi. Dlaczego do tej pory się nie uodporniłem? Dlaczego po incydencie z Jamesem nadal jakaś część mnie chce zatopić zęby w jej pachnącej szyi? A jej rzekomy pogrzeb? Do tej pory pewny, że wiadomość o jej śmierci skutecznie wyleczyła mnie z palącego pragnienia, nie mogłem pojąć swoich reakcji.
Widać nie dość skutecznie.
- Edwardzie! - nawoływał mnie Carlisle, jakby chciał przywrócić mnie myślami do rzeczywistości, badając jednocześnie puls Belli. Słabł z każdym płytkim oddechem, czułem to. - Edward, odsuń się, proszę.
Znowu na niego spojrzałem, tym razem z pytaniem wypisanym na twarzy.
- Odsuń się - powtórzył. Wydawało mi się, jakby coś zrozumiał i w efekcie obawiał się o moje zachowanie. Co to było? Nie mogłem tego wychwycić, blokował swoje myśli.
Słuchając rady Carlisle'a, cofnąłem się o kilka kroków. Cały czas tępo wpatrywałem się w twarz ukochanej, mocno zaciskając pięści. Potwor ukryty we mnie warczał coraz głośniej, domagając się posiłku.
Zabij ją. To tylko mały, nic niewarty człowiek. Przecież tak bardzo chcesz jej krwi…
Obnażyłem zęby ociekające jadem, wyłączając wszelkie sygnały docierające ze świata zewnętrznego. Nie słyszałem nic, nic nie widziałem. Znikł Carlisle, znikł salon naszego domu, oświetlony jedynie blaskiem księżyca wpadającym przez szerokie okna. Znikło wszystko, co przeszkadzałoby mi w odczuwaniu przyjemnego podniecenia na myśl o nadchodzącym posiłku.
Wiem, że tego chcesz. Wiem, że chcesz to zrobić…
Wbiłem palce w drewnianą podłogę, robiąc w niej dziury, jednocześnie przenosząc ciężar ciała na nogi. Z mojego gardła wydobył się pełen zadowolenia charkot.
Dobrze Edwardzie, dobrze. Właśnie tego chcesz…
Kątem oka zobaczyłem, jak Carlisle nagle odwraca się, krzycząc coś do kogoś z przerażeniem. Przecież nikogo tu nie ma, zdziwiłem się. Reszta mojej rodziny była na polanie, daleko stąd. Czy nic im nie jest?
Nie obchodziło mnie to. Nie teraz, gdy moje płuca wypełniał ten wspaniały zapach. Zupełnie jak za pierwszym razem, przeszło mi przez myśl. Jak na lekcji biologii, gdy ta krucha istota usiadła obok mnie, nieświadoma walki, którą toczyłem sam ze sobą. Zabić ją? Teraz, czy poczekać na koniec lekcji? Na osobności, czy wśród przerażonego tłumu dzieciaków? Kogo pozbawić życia jako pierwszego?
Nie, to nie tak. Nie chcę jej śmierci, nigdy nie chciałem. Przecież ją kocham, przecież…
Jedyne, czego chcesz, to jej krwi. Zrób to!
Warknąłem po raz ostatni, odbiłem się i skoczyłem do przodu, wprost na Bellę i Carlisle'a.