Na marginesie - sa kolejne pytania - po co latal nad Smolenskiem sowiecki samolot IL przed ladowaniem rzadowego TU 154 wojskowego samolotu z delegacja prezydencka, oraz czy w tym czasie przed pasem startowym stal sowiecki czolg z dzialkiem laserowym...?
Pułkownik Anatolij Murawiow, kierownik ruchu lotniczego w Smoleńsku, w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" potwierdza treść odwołanych przez rosyjską prokuraturę zeznań kontrolerów ruchu lotniczego Pawła Plusnina i Wiktora Ryżenki
Murawiow: Był Krasnokutskij i konsultacje z "Konwektorem"
Lotnisko Siewiernyj, na którym 10 kwietnia miał lądować Tu-154M z 96 osobami na pokładzie, w tym z prezydentem RP Lechem Kaczyńskim, nie sporządza lotniczych prognoz pogody ani nie przekazuje danych meteorologicznych dla innych jednostek. Dane o pogodzie przygotowywane są w odległej o 320 kilometrów jednostce wojskowej w Twerze. "Nasz Dziennik" dotarł do płk. Anatolija Murawiowa, kierownika ruchu lotniczego, który potwierdza, że służba meteo jest na Siewiernym tak słaba, iż nie korzysta z niej nawet samo lotnisko.
Lotnisko w Smoleńsku posiada stację meteorologiczną, ale nawet nie przekazuje danych do własnego Centrum Operacji Powietrznych. "Nasz Dziennik" dotarł do pułkownika Anatolija Murawiowa, kierownika lotów na lotnisku Siewiernyj, który pełnił służbę w krytycznym dniu 10 kwietnia 2010 roku. Jak wyjaśnia kierownik ruchu lotniczego na Siewiernym, własna służba meteo jest na to za słaba i nie ma odpowiedniego wyposażenia. Dlatego wszystkim zajmuje się odpowiednia jednostka w Twerze. A w Smoleńsku najwyżej nanosi się poprawki, gdyby okazało się, że mapa, którą przygotowują synoptycy z nadrzędnej jednostki, zbyt drastycznie odbiega od tego, co widać na niebie.
Twer leży 320 kilometrów na północny wschód od Smoleńska i chociaż oba miasta wyglądają podobnie, są położone w dolinach rzek (odpowiednio Dniepru i Wołgi), to pomiędzy nimi są Wzgórza Wałdajskie, wyżyna wpływająca na ruch mas powietrza, przebieg zjawisk atmosferycznych. Jednak to właśnie z Tweru wysłano informacje o sytuacji w Smoleńsku, którą białoruski kontroler lotu przekazał załodze polskiego tupolewa: "o 6.11 w Smoleńsku widzialność 400 metrów, mgła" (chodzi o 6.11 czasu uniwersalnego, czyli 10.11 moskiewskiego). Te informacje - teoretycznie - dyżurny synoptyk w Twerze powinien otrzymać ze Smoleńska. - Meteorolog z lotniska Siewiernyj był przesłuchiwany dwukrotnie w obecności polskiego prokuratora - powiedział nam kpt. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Czy przesłuchano odpowiedzialnego za służbę meteorologiczną na obu lotniskach oficera z Tweru? Nic na to nie wskazuje. - To, co mówi Murawiow, stoi w opozycji do stanowiska rosyjskiego. Potwierdza natomiast nasze przekonanie, że na tym lotnisku nie powinno się w ogóle lądować i jest to niedopatrzenie służb zarówno polskich, jak i rosyjskich - mówi mecenas Bartosz Kownacki, pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy. Jego zdaniem, wypowiedź Murawiowa jest tego kolejnym dowodem. - O niedostosowaniu lotniska do złych warunków pogodowych powinny wiedzieć polskie służby, na przykład BOR, już dawno i być na to przygotowane, mieć tam na wypadek złej pogody swoich ludzi i podobnie na lotniskach zapasowych - dodaje adwokat.
Na smoleńskim lotnisku wojskowym nie stacjonuje obecnie żadna jednostka lotnicza, od kiedy rozformowany został 103. pułk lotnictwa transportowego, a jego żołnierzy i sprzęt przeniesiono do innych baz 61. armii powietrznej, między innymi do Taganroga i Tweru. Właśnie to ostatnie miasto jest siedzibą dowództwa armii i macierzystą jednostką dla załogi Siewiernego. Do Tweru telefonował ppłk Paweł Plusnin, gdy miał wątpliwości, czy Tu-154M może wylądować w Smoleńsku. Także stamtąd przyjechał 10 kwietnia płk Nikołaj Krasnokutskij, którego rola na wieży kontrolnej "Korsarz" jest do dziś niewyjaśniona. Rosyjska prokuratura unieważniła pierwsze, kwietniowe zeznania dwóch rosyjskich kontrolerów, w których mowa była o obecności płk. Krasnokutskiego i konsultacjach z moskiewską "Logiką". Tymczasem w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" płk Murawiow potwierdził treść wycofanych zeznań ppłk. Pawła Plusnina i kierownika strefy startów mjr. Wiktora Ryżenki: Krasnokutskij był w czasie planowego lądowania Tu-154M na "Korsarzu". Mężczyzna potwierdza też kontakt z "Logiką". Co więcej, wieża nawiązywała też łączność z operatem we Wnukowie o kryptonimie "Konwektor".
- Jest to jeszcze jeden dowód na to, że "poprawione" przez rosyjską prokuraturę zeznania nie są w pełni wiarygodne i powinny być przez nas oceniane z ostrożnością - zauważa mec. Kownacki. Według niego, konieczne będą nowe przesłuchania, aby zweryfikować te nowe, poprawione zeznania kontrolerów z wieży. - Jeśli ostatnio przekazane zeznania okazałyby się fałszywe, jeśli wykażemy, że tam jednak ktoś jeszcze był, to jesteśmy w stanie postawić zarzuty tym, którzy składali fałszywe zeznania lub ich do tego nakłaniali - przestrzega.
Ił-76 na drugim kręgu. Dlaczego? "Nie wiem"
Ale płk Murawiow dysponuje znacznie szerszą wiedzą na temat tego, co działo się na lotnisku 10 kwietnia ubiegłego roku. Chętnie dzieli się informacjami m.in. na temat samolotu Ił-76, który 10 kwietnia dwukrotnie podchodził do lądowania. Zapotrzebowanie ze Strefowego Centrum Ogólnego Kierowania Ruchem Powietrznym na wykorzystanie przestrzeni powietrznej przez samolot, którego dowódcą był mjr Prołow, wpłynęło do Smoleńska o godz. 6.33. Maszyna miała określone tzw. meteominimum (minimum meteorologiczne) na "100 x 1", czyli podstawa chmur 100 metrów i 1 kilometr widoczności poziomej. Wskazanie meteominimum "100 x 1" w trybie obowiązkowym podlega przekazaniu do wiadomości kierownikowi lotów. Pułkownik Murawiow wydał zgodę na przyjęcie samolotu. Przy czym, co ciekawe, Murawiow zaznacza, że przy pierwszym podejściu do lądowania załoga iła widziała reflektory wariantu dziennego, ustawione przed pasem startów i lądowań. Mimo to samolot nie wylądował, wszedł na drugi krąg. Pytany o powody tego manewru Murawiow odpowiada krótko: nie wiem.
Meteominimum dla Tu-154M to podstawa chmur 120 metrów i 1,8 km widoczności. O godzinie 9.26 czasu moskiewskiego pogoda na Siewiernym przedstawiała się następująco: podstawa chmur 100 metrów, widoczność 1 kilometr. O 10.28 było to już 60 metrów podstawy chmur i 600 metrów widoczności. Mimo to, jak twierdzi płk Murawiow, o godz. 10.40 z odbiornika znajdującego się w punkcie dyspozytorskim grupy kierowania lotami, ustawionego na częstotliwości 124 MHz, usłyszał, że polski tupolew wykonał podejście do lądowania bez odchyleń od kursu i ścieżki zejścia. Chwilę potem kierownik strefy lądowania (Murawiow nie zna jego stopnia i nazwiska) wydał komendę dowódcy polskiej załogi: "101, wejście w ścieżkę zejścia" (kontynuuj podejście do lądowania). Od tej chwili - twierdzi Murawiow - w eterze nastąpiła cisza.
Plusnin miał obowiązek widzieć tupolewa
Murawiow wyraźnie wskazuje, że bezpośrednio kierownictwo nad lotami sprawuje kierownik lotów, 10 kwietnia ubiegłego roku był to ppłk Paweł Plusnin. To jemu bezpośrednio podlega kierownik strefy lądowania. Zezwolenie na lądowanie wydaje bezpośrednio kierownik lotów, przy czym obowiązkowym warunkiem otrzymania takiej zgody jest WIZUALNY KONTAKT z samolotem. Kierowanie lotami na Siewiernym odbywa się na podstawie Federalnego Regulaminu Lotnictwa Państwowego, zatwierdzonego rozkazem ministra obrony Federacji Rosyjskiej nr 275 z 2004 roku.
Jednostka wojskowa w Smoleńsku, ulokowana przy lotnisku, zajmuje się jego strzeżeniem i utrzymaniem sprawności technicznej. Oficerowie odpowiedzialni za kontrolę lotów mają mało obowiązków. Operacje lotnicze zdarzają się tu sporadycznie. Lotnicze zakłady remontowe położone tuż obok działają, ale pracują na ćwierć obrotu. Byłoby tu cicho i spokojnie, gdyby nie Polacy i ich zainteresowanie pobliskim Katyniem. Ranga tego miejsca nie jest do końca uświadomiona przez Rosjan, tym niemniej pogodzili się już z tym, że do Smoleńska przybywają tysiącami goście znad Wisły, nawiedzający ważne dla nich miejsca pamięci. Wśród nich od lat są najwyżsi przedstawiciele naszego państwa. Niezależnie od zmiany władzy w Warszawie kilka razy w roku do Smoleńska przylatywała delegacja z polskim prezydentem, premierem albo ministrem. Lotnisko musiało być na to przygotowane. Mieć odpowiednie wyposażenie i sprawne służby kontroli lotów, informacji lotniczej, meteorologii i łączności.
Pod tym względem Siewiernyj jest obiektem istotnie ułomnym. - Na lotniskach komunikacyjnych znajdują się lotniskowe stacje meteorologiczne, które przekazują informacje o stanie pogody w postaci zakodowanych depesz co pół godziny na wymianę międzynarodową. Na podstawie tych danych oraz szeregu innych informacji synoptycy przygotowują prognozy pogody dla lotnictwa - wyjaśnia Anna Kłokowska-Siejek z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Jednak Siewiernyj nie uczestniczy w międzynarodowym systemie wymiany informacji lotniczych AFTN. Stąd polskie służby ruchu lotniczego, w tym wojskowe, przygotowujące informacje dla załóg naszych samolotów nie dysponują danymi o sytuacji na obszarze tego lotniska i szeregu innych lotnisk rosyjskich. O braku właściwej współpracy w dziedzinie geografii wojskowej pisaliśmy już w "Naszym Dzienniku". Ta kwestia nie jest wciąż uregulowana. Od jesieni 2009 roku sprawę podnoszą polscy wojskowi, na razie bezskutecznie.
Piotr Falkowski
Całe lewe skrzydło wisiało na drzewie, ale nie na tym, które ściął polski samolot
Brzózka była cieniutka i już ją ścięli
Z Nikałajem Bodinem, lekarzem ze smoleńskiego pogotowia ratunkowego, świadkiem zderzenia z brzozą polskiego Tu-154M, rozmawia Piotr Falkowski Gdzie Pan był rano 10 kwietnia 2010 roku?
- Na daczy.
To jest miejsce, nad którym przelatują samoloty lądujące na lotnisku Siewiernyj?
- Tak. Często widzę tam samoloty wojskowe. Chociaż ostatnio rzadziej, od kiedy nie ma pułku.
Tego dnia była mgła...
- Tak, mamy często mgłę, przynajmniej raz w tygodniu. Od Dniepru, Wiazowienki [dopływ Dniepru, dolina tej rzeki tworzy szeroki jar na drodze podejścia do lądowania - przyp. red.], jezior.
I zobaczył Pan samolot...
- No właśnie. Ja już wracałem, byłem przy samochodzie. On wyleciał z mgły, z kierunku takiego, jak wszystkie. Tylko leciał o wiele niżej, sześć-siedem metrów nad ziemią. Mgła była taka, że widać było na dziesięć metrów, więc on jakby wyszedł z obłoku.
Widział Pan światła lotniska?
- Paliły się światła przy radiolatarni. Ale z mgły piloci nie mogli ich zobaczyć.
Co się stało potem?
- Samolot leciał tak nisko, że przeciął brzozę. I wtedy on raptem włączył silnik na dużą moc. Bo wcześniej leciał cicho, tak jak inne samoloty. Nawet się przewróciłem od podmuchu z silnika odrzutowego. Byłem wtedy około dziesięciu metrów od niej. Teraz ją ścięli zupełnie.
Czy od tego uderzenia w drzewo coś się stało? Może coś odpadło?
- Nie, to było cienkie drzewo. Samolot poleciał dalej. Tylko, że już z włączonym silnikiem. Można powiedzieć na gazie, z przyspieszeniem. A potem już go nie widziałem. I nie widziałem, jak uderzył w ziemię. Poszedłem tam zaraz, kiedy usłyszałem syreny. Jestem lekarzem, pracuję w pogotowiu ratunkowym i myślałem, że może będę mógł pomóc.
I co Pan zobaczył?
- Tam przechodzi szosa. A zaraz za nią na drzewie zobaczyłem skrzydło samolotu, więc już wiedziałem, że się rozbił...
Całe skrzydło?
- Tak, ono było w drzewach, wisiało. Całe, lewe skrzydło. Potem podszedłem bliżej do wraku. Ale widać było, że nie będzie rannych. Trochę było płomieni i strażacy je gasili. Oni byli pierwsi.
Rozmawiał Pan z nimi?
- Nie, zobaczyłem, że żywych nie ma i poszedłem. Oni byli zajęci. Wydawali sobie komendy, biegali. Nasze karetki pogotowia też tam zaraz pojechały, ale wróciły, bo nie było kogo zabierać.
Dziękuję za rozmowę.
NIE MA ZAPISÓW Z WIEŻY LOTÓW - TAŚMA SIĘ ZACIĘŁA...
wg, onet.pl, Polsat News, 07-01-2011 08:14
Rosjanie nie przekazali Polsce zapisów z radarów z wieży kontrolnej. Mówią, że tych zapisów w ogóle nie było. Fakt ten ujawnił w Polsacie News płk Edmund Klich, polski akredytowany przy komisji MAK - informuje Onet.pl. Podobno Rosjanie twierdzą, że zapisów nie ma, bo... "taśma się zacięła".
- Mam pewne wątpliwości, czy Rosjanie mówią prawdę, jeśli chodzi o to, czy mają te zapisy, czy nie, bo kontrolerzy w zeznaniach mówili, że urządzenia rejestrujące były sprawne i działały dobrze przed lotem. Tłumaczenie strony rosyjskiej
jest takie, że taśma się zacięła i nie ma żadnego zapisu - powiedział Klich.
W jego ocenie zapis ten pozwoliłby precyzyjnie określić sposób działania kontroli lotów 10 kwietnia ub.r., gdy rozbił się polski Tu-154M.
(wg, onet.pl, Polsat News)