Tu i teraz [Nenya]


Tu i teraz

Autor: Nenya

Obudził mnie jakiś nieokreślony ból całego ciała. Pulsujący i tępy zdawał się nie mieć centrum. Pękał mi łeb - o tak! - ale to nic w porównaniu do tego, co mnie obudziło...

Zaschło mi w gardle... czułem w ustach nieprzyjemne pieczenie, a na dodatek kręciło mi się jeszcze w głowie...

Starałem się przypomnieć sobie wydarzenia poprzedniego wieczoru. Chwila... Kuba urządzał imprezę... Była wódka, duuużo wódki... Ile wypiłem? Hm... Po czterech piwach, w przypływie głupoty, wychlałem chyba z pół litra na gwinta... Potem wariowałem, tańczyłem jak idiota, a kiedy się zmęczyłem, zacząłem gadać z jakimś chłopakiem. Nie pamiętam jego twarzy, ale zdaje się, że miał ciemne loki i takie ciemne oczy... Rozmawialiśmy, pochylaliśmy się ku sobie, on trzymał mnie za rękę i patrzył na mnie tak... inaczej... A potem... potem... Ekhm... Nie pamiętam co było potem... film się mi urwał...

Ale widać jakoś dotarłem do domu, bo oto leżałem we własnym łóżku. Hola, hola, czy oby na pewno? Przełknąłem głośno ślinę. Była niedziela, a w niedzielę zawsze mama zrywała się najwcześniej i piekła coś smakowitego. W kuchni zawsze grało radio, szczekał Lucyfer (mój terierek). A tutaj nic. Cicho... Nie tak znowu cicho, bo wyraźnie słyszałem swój przyspieszony, wystraszony oddech.

W moim pokoju zawsze unosiła się lekka woń mojego Adidasa, a tu... pachniało z lekka... markowo... I... męsko?

No i pościel... moja miękka i puchowa, z wielką poduchą, a ja leżałem chyba na zmiętym prześcieradle, przykryty od pasa w dół jakimś kocem. Po policzkiem miałem goły materac (spałem na brzuchu)...

Otworzyłem oczy. Miałem widok na róg pokoju w którym byłem. I zdecydowanie nie był to mój pokój. Nie z tym kolorem ścian i nie z tą podłogą. A właśnie, co to na niej leży? Czyżby mój czarny podkoszulek z podobizną Good Charlotte? I moja jedna, popielata skarpetka? I czyje to spodnie zawisają z zielonego fotela pod ścianą?

Jęknąłem zrezygnowany...

Drgnąłem i spiąłem się pod wpływem czyjegoś dotyku. Syknąłem z bólu, który nagle umiejscowił się w jednym, dość... szczególnym miejscu... Ktoś położył mi zimną dłoń tuż nad pośladkami, akurat troszkę nad miejscem, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę...

- Jak się spało? - usłyszałem elektryzujący szept tuż przy uchu, po czym zostałem w nie pocałowany...

Krzyknąłem przerażony i przeturlałem się na bok, byle dalej od tego... mężczyzny, który leżał cały czas przy mnie!

Spadłem na zimną podłogę z głośnym plaśnięciem nagich pośladków. Jęknąłem i uderzyłem głową o drewno.

Zorientowałem się, że jestem całkiem nagi i ściągnąłem w dół prześcieradło na którym leżałem, po czym przykryłem się nim.

- Matko Boska... - szepnąłem wstrząśnięty. Zamknąłem powieki. Starałem się nie wyć z bólu. - Mój tyłek...

- Nie dziwię się, że cię boli... - powiedział ktoś. Spojrzałem na niego i wręcz utonąłem w głębi oczu które zafascynowały mnie wczorajszego wieczora. Był to ten sam chłopak. Z ciemnymi kędziorami i rozbrajającym uśmiechem. - Też by mnie bolał. - dodał z rozbawieniem.

- Nie ma się z czego śmiać... - zauważyłem krzywiąc się boleśnie. - To nie jest zabawne. Ja cholera nic nie pamiętam! - poniosło mnie. Ale miałem prawo się trochę powkurwiać, nie?

- Nic nie pamiętasz? - spytał chłopak z zawiedzioną miną. - A to szkoda...

- Nic! Kompletnie nic. Jezu, zrobiłem coś głupiego?

- Boże, jesteś tak naiwny i niedoinformowany, że się nie domyślasz co się stało w nocy? - o kurwa... musiałem chyba zrobić dosyć... niemądrą minę, bo on pokiwał głową i stwierdził. - No tak. Po TAKIEJ ilości alkoholu można się był spodziewać, że będziesz miał dość opóźnione kapowanie...

- Chcesz powiedzieć - wykrztusiłem wstrząśnięty patrząc na niego wielkimi oczami. - że my... ten, no... yyyy... że ty... eee...

- Jeśli pytasz, czy cię zgwałciłem, to odpowiedź brzmi: nie. - chłopak wzruszył ramionami i uśmiechnął się. - Jedynie cię... rozdziewiczyłem... - jęknąłem i zakryłem twarz dłońmi.

- Jezu... - szepnąłem patrząc między palcami na... mojego "kochanka". - No ale... Jak to się stało?

- Za dużo wypiłeś. Zacząłeś wariować, więc uznałem, że bezpieczniej będzie odprowadzić cię do domu. Myślałem, że Kuba będzie miał coś przeciwko, ale nie. Zgodził się bez wahania... Też był pijany. No to poszliśmy i tak jakoś wyszło, już nie pamiętam z czyjej inicjatywy, że zaczęliśmy się całować i ostatecznie wylądowaliśmy w moim mieszkaniu. Co tu dożo mówić, przykleiliśmy się do siebie. - uśmiechnął się krzywo - I mało brakowało, a bylibyśmy się nie odkleili. Ale w końcu oboje mieliśmy dość. Padliśmy ze zmęczenia. Znaczy się ja na pewno, ale ty chyba bardziej z bólu...

- No cóż... - westchnąłem - Masz racje. Po tym, jak się czuję, jasne jest, że nie próżnowaliśmy. - skrzywiłem się. - Czuję się jak szmata. Jak pijak który dał się zgwałcić, bo wypił za dużo wódki. Jezu... - chłopak zasmucił się kiedy usłyszał moje słowa. - To nie twoja wina... Ale ja po prostu...

- Wiem co chcesz powiedzieć. Nie ulega wątpliwości, że cię wykorzystałem. Ciebie i sytuacje. Byłeś pijany. Oboje byliśmy. Spodobałeś mi się... A że nadarzyła się okazja... Przepraszam. Nie powinienem był. Ale wiesz co? Ta noc należy do najlepszych jakie udało mi się przeżyć. Nie było ich wiele, ale w porównaniu do nich, wczoraj byłem w siódmym niebie...

Uśmiechnąłem się.

- Ale chyba po raz pierwszy byłeś... hm... Tym, który prowadził grę, że tak powiem... - zapytałem z krzywiąc się lekko.

- No tak. Pierwszy. Zawsze to ja byłem "na dole". A teraz role się odwróciły. Tylko szkoda, że odbyło się to w taki sposób...

- A... - zacząłem z wahaniem. - To zawsze tak boli?

- Nie... - uspokoił mnie z delikatnym uśmiechem. Kto ja kto, ale on miał pod tym względem doświadczenie. - Tylko na początku.

- Szkoda, że nic nie pamiętam... - westchnąłem patrząc w sufit. - Ale sądzę, że było warto. Nawet jeśli przez tydzień nie będę mógł siedzieć.

- Przecież nie pamiętasz...

- Wiem, ale gdzieś tam, głęboko w mojej podświadomości pamiętam rozkosz jaką mi dałeś... Rozkosz i ból. Choć dominujący jest ten drugi.

- Przejdzie za jakiś czas.

Leżeliśmy jakiś czas w milczeniu. Ja na podłodze, przykryty prześcieradłem, a on wsparty na łokciach, patrzący na mnie z góry. Nadal spoczywał na łóżku.

- Mój telefon... - rozglądnąłem się. - Nie wiesz, gdzie on jest?

- Czekaj... W spodniach. - odpowiedział.

- A gdzie są spodnie?

- Chyba... Już ci przyniosę... - zerwał się z łóżka.

Miałem okazje na własne oczy zobaczyć jego ciało. Nagie. Przeszedł mnie dreszcz. Chłopak chwycił koc i pociągnął go za sobą. Zanim zniknął za drzwiami, wpatrywałem się jak urzeczony w jego ciało. W umięśnione, zgrabne pośladki, długie, szczupłe nogi, zgrabną sylwetkę, ciemne włosy opadające lokami na ramiona...

- Są... - stanął oparty o futrynę. Koc miał owinięty w pasie. - Były przy drzwiach frontowych... - uśmiechnął się.

- Przy drzwiach frontowych? - zdziwiłem się. Musieliśmy nieźle brykać, hehe...

Zdążyłem się już ułożyć inaczej. Wyprostowałem nogi i oparłem się plecami o łóżko. Ta pozycja była bardziej bolesna, ale przynajmniej nie czułem się jak głupek.

Chłopak rzucił mi spodnie i usiadł na fotelu, przedtem ściągając z nich swoje ubranie. Z kieszeni wyciągnąłem komórkę. Ledwo chwyciłem ją w dłoń, a już się rozdzwoniła. "Kuba". Odebrałem.

- Słucham? - spytałem starając się, by mój głos brzmiał jak najbardziej sennie. Ziewnąłem jakbym właśnie się obudził.

- Gdzie ty jesteś? - grzmiał przez słuchawkę mój najlepszy kumpel. - Ja myślałem, że ty dotarłeś do domu i śpisz sobie smacznie we własnym łóżeczku, a tu dzwoni twoja mama i pyta, gdzie jesteś? No i co sobie myślisz, co? Kurwa, kryje cię, powiedziałem, że się kąpiesz i oddzwonisz jak wyjdziesz z łazienki, więc jak tylko skończysz ze mną rozmawiać, to bierz telefon i zadzwoń! - przełączyłem rozmowę na głośną. Teraz i mój towarzysz miał okazję posłuchać Kuby. - No, a teraz gadaj gdzie jesteś!

- Ku... - zacząłem, żeby mu wyjaśnić, ale nie zdołałem, bo mi przerwał.

- Darek... - jęknął nagle zbity z tropu. - Powiedz mi, że jesteś u jakiejś laski, albo w barze, albo gdziekolwiek, nawet w foliowym worki z wypatroszonymi wnętrznościami...

- Co?

- Tylko nie mów mi, że jesteś u NIEGO... - dokończył. Usłyszałem głośne, bolesne westchnienie. To mój... kochanek (o Boże, w życiu nie przypuszczałem, że to powiem o jakimkolwiek facecie...) zakrył twarz dłońmi.

- O czym ty mówisz?

- O Karolu. To mój kuzyn. Nie powinienem był go zapraszać, nie powinienem... Za dużo wypiłem i kiedy podszedł do mnie i oświadczył, że zabiera cię do domu, przystałem na to ochoczo, ale to był błąd. Jezu, Darek, przepraszam. Bo widzisz, Karol... - właśnie sobie uświadomiłem, że przespałem się w kimś nawet nie znając jego imienia. On patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Jakby chciał powiedzieć, że mam go nie słuchać. No a przecież kto jak kto, ale ja wiedziałem o tym, że Karol - ...jest homoseksualistą. Pedałem. Gejem. - mimo to określenia, które słyszałem bolały mnie i raniły. Bo jakby na to nie patrzeć, Kuba mówił także o mnie...

- Nie jesteś u niego, prawda? - spytał po raz kolejny mój kumpel. Otworzyłem usta by mu odpowiedzieć a Karol kręcił gwałtownie głową.

- A właśnie, że jestem. - odpowiedziałem beztrosko. Miałem wielką ochotę odgryźć się jakoś Kubie. Mój towarzysz plasnął otwartą dłonią w czoło. Po drugiej stronie linii zapadło milczenie. - Słuchaj, ja się na tobie zawiodłem.

- Co? - wykrztusił Jakub wstrząśnięty.

- No bo ja całe życie myślałem, że ty jesteś bardzo tolerancyjny człowiek. No a widać, myliłem się.

- Dlaczego? - mrugnąłem do Karola.

- Co z tego, że on jest homoseksualistą? To nie znaczy, że jest obywatelem drugiej kategorii. Jest taki sam jak ty i ja, tylko zakochuje się w swoich kumplach a nie kumpelach. No i co na to poradzi? Taki już jest. A poza tym to twoja rodzina. Kuzyn, jak sam powiedziałeś. Rodzinę się wspiera, kocha, a nie nienawidzi i dyskryminuje. Wiesz o tym? To jest bardzo wartościowy człowiek, nie skreślaj go na samym początku. Powiem jeszcze, że Karol wykazał się dobrą wolą. Ponieważ byłem zalany w trzy dupy i ledwo się trzymałem na nogach, nie zaryzykowaliśmy pójścia do domu, bo to by się dla mnie skończyło półrocznym szlabanem. Poszliśmy do Karola mieszkania i tu sobie trzeźwieje. A tak w ogóle, obudziłeś mnie.

- Eee... - wykrztusił zaskoczony Kuba.

- I wiesz co? Bardzo dobrze, że go zaprosiłeś. - posłałem promienny uśmiech Karolowi.

- Boże... Dobra. Jak chcesz. Eee, sorki. Wyskoczyłem tak jak Filip z konopi... Masz racje. W dzieciństwie zawsze z Karolem bawiliśmy się razem. On jest od nas pięć lat starszy, ale nam to nie przeszkadzało... Ech, gdzie się podziały tamte szczęśliwe lata mojej wczesnej młodości? Pozdrów go ode mnie. Jeszcze raz przepraszam. no, to ja już nie przeszkadzam... Kuruj się i nie zapomnij zadzwonić do mamy! Na razie!

- Cześć Kuba! - rozłączył się.

- Okłamałeś go... - zauważył Karol.

- Ta? - uśmiechnąłem się. - Od początku do końca mówiłem prawdę. Na serio uważam, że jesteś bardzo wartościowym człowiekiem. Pomimo tego, że jesteś gejem. I że się przespaliśmy ze sobą... A poza tym wina Kuby, wcale nie pytał, czy do czegoś doszło. No, ale ja musze zadzwonić do mamy, bo będzie się niepokoić.

- Darek... - zaczął nieśmiało chłopak. Spojrzałem na niego. - Może ty lepiej nie idź jeszcze. Nie ujdziesz do domu w takim stanie. Z doświadczenia wiem, że nawet ze wstawaniem będziesz miał kłopoty. Może ty powiedz, że zostaniesz u mnie jeszcze na chwilkę, ja ci zrobię coś dobrego na kaca a i nie zaszkodzi ci gorąca kąpiel... Co ty na to?

- Wspaniały pomysł! - przytaknąłem bez namysłu. Wiedziałem, że Karol ma racje, a ja sam nie chciałem się tak mamie pokazywać, bo jeszcze zaczęłaby zadawać nieprzyjemne pytania...

- No, to ty dzwoń, a ja idę napuścić wody do wanny. Zaraz wracam...

Pokręciłem głową i wykręciłem numer do domu.

- Mamo? To ja, Darek. Słuchaj mamuś, ja jeszcze nie wrócę do domu.

- No a dlaczego? - spytała zawiedzona mama. - I co z obiadem?

- Mama... Byłem na imprezie, naprawdę sądzisz, że będę mógł coś jeść? A poza tym pójdę zaraz do kumpla który jutro wyjeżdża, a ja się z nim już dawno nie widziałem...

- No nie wiem... A nie możesz pierwsze przyjść do domu przebrać się?

- Mamuś... On mieszka daleko od nas. Bliżej mam od Kuby niż z domu. Mam takie kilosy robić? Dobrze wiesz, że ja nie lubię chodzić dwa dni w tych samych ciuchach, więc zawsze biorę coś na zmianę...

- A o której wrócisz?

- Tak koło... no nie wiem... wczesnym wieczorem...

- Ale Darek, ja chce mieć syna od czasu do czasu przy sobie...

- Obiecuję, że będę na pewno przed 20, dobrze?

- Dobrze...

- Dzięki mamuś, pa! - pożegnałem się i westchnąłem.

W międzyczasie wrócił Karol i przyglądał mi się uważnie. Podszedł do mnie i uklęknął. Patrzył na mnie z rozmarzonym uśmiechem na twarzy. Pochylił się i wziął mnie na ręce. Zdziwiłem się, ale nie oponowałem. Objąłem go za szyję i oparłem głowę o jego ramie. Byłem nieziemsko zmęczony... Skutek naszej szalonej nocy...

Karol zaniósł mnie do łazienki. Ku mojemu zaskoczeniu wanna pełna była parującej wody i pachnącej piany.

Spojrzałem na chłopaka zaskoczony, ale on tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się tajemniczo.

Pochylił się i włożył mnie do wanny. Westchnąłem z rozkoszą... Było mi jak w niebie. Przymknąłem powieki. Z lekkim zaskoczeniem zauważyłem fakt, że ktoś wsuwał się za mnie! Nie "ktoś", bo Karol, ale i tak...

Usiadł za mną. Oparłem się o niego wygodnie. Jego kolana wystawały lekko ponad pianą, czułem wyraźnie... "coś" przy pośladkach. Zanurzyłem dłonie i położyłem je Karolowi na udach. Czułem jego nieśmiałe, delikatne pocałunki na włosach, objął mnie w pasie i przytulił.

- Miałeś zrobić mi coś na kaca... - mruknąłem opierając głowę o jego bark.

- No... masz... - podał mi kubek z... jakimś czymś w środku.

- Co to? - zmarszczyłem nos. Nie pachniało zbyt zachęcająco...

- Według przepisu mojej mamy. Niezbyt dobre, ale skuteczne w stu procentach. To ci gwarantuje. Po godzinie będziesz się czuł jak nowonarodzony... Wypij duszkiem, to nie będzie takie okropne. No nie módl się do tego! Pij! - zawołał głaskając dłonią mój brzuch.

Postanowiłem się zastosować do jego rady, ale i tak skrzywiłem się i zadrżałem z obrzydzenia.

- O fuj! - zauważyłem ucierając usta. - Ohydztwo. Chcesz mnie otruć?????

- No co ty! - oburzył się z figlarnym błyskiem w oku.

- Ty diable... - syknąłem.

Poczułem jego dłoń na moim podbrzuszu. Jeżeli zsunąłby ją jeszcze niżej, dotknąłby najczulszego punktu mojego ciała, które teraz odezwało się do życia, pulsując przyjemnie.

Oparłem ręce o jego kolana, ale on chwycił jedną i położył ją nisko na swoim udzie. Z drugą ja zrobiłem to samo.

Poczułem jego dłoń na swojej piersi. Pieścił ją delikatnymi ruchami. Jęknąłem kiedy stało się to, czego się najbardziej bałem (a może na co czekałem z utęsknieniem...?).

Kamil objął delikatnie moją męskość. Westchnąłem i spojrzałem na niego. Jednocześnie czułem palce błądzące po moim ciele. Uniosłem twarz wyżej i pocałowałem go tam, gdzie miałem najbliżej. Czyli w szczękę. Na chwile zatrzymał pieszczotę i wpatrzył się we mnie.

- Pocałujesz mnie w końcu, czy będziemy tak sobie leżeć do końca świata? - spytałem niecierpliwie. Uśmiechnął się promiennie i zrobił to, o co go prosiłem. Poczułem jego gorące wargi na swoich, rozchyliłem usta, by pogłębić pocałunek. Całował mnie długo i namiętnie, aż zabrakło mi tchu i zakręciło się w głowie od wszystkich tych doznań.

W międzyczasie zdążył zacząć głaskać i ściskać mojego nabrzmiałego członka. Po moim ciele rozlewała się fala rozkoszy... Chłonąłem każdy jego ruch, napawałem się jego obecnością. Pieścił mnie mocniej i zachłanniej, czułem, że też jest rozpalony... Zagryzłem wargi, by nie krzyczeć, gdy wszystko osiągnęło apogeum. Całe napięcie ustąpiło w chwili, gdy doszłem z głośnym jękiem. W momencie opuściły mnie wszystkie siły. Rozluźniłem się i spojrzałem na Karola. Oparłem głowę o jego pierś i leżałem rozmyślając...

Siedzieliśmy w wannie póki woda nie ostygła. Wtedy mój kochanek opłukał nas i wyciągnął mnie z wanny. Już po chwili odezwał się ból, który był jakby w spoczynku przez ostatnią godzinę.

Karol wytarł mnie ręcznikiem i położył na łóżku. Odpoczywałem z policzkiem na prześcieradle (znowu leżałem na brzuchu). Chłopak wrócił i pochylił się nade mną. Pocałował mnie i ucho i szepnął:

- Mam tu maść która złagodzi ból. Postaraj się maksymalnie rozluźnić. Ostrzegam, że to jest zimne...

Pokiwałem głową nieznacznie. Przymknąłem powieki.

Karol rozchylił moje pośladki. Nie sprawiło mi to zbytniej przyjemności, ale to dlatego, że byłem zbyt zmęczony by zareagować w jakikolwiek sposób. Poczułem jakąś zimną maź, która chłopak najdelikatniej jak tylko był w stanie rozsmarowywał w pobliżu obolałego miejsca. Syknąłem, bo zapiekło trochę.

Wsunął koniuszek palca zewnątrz mnie, a ja zadrżałem. Uśmiechnąłem się, ale jednocześnie zapragnąłem uciec z tego mieszkania i nie wracać nigdy... Stłumiłem w sobie tą myśl.

- No, gotowe... - powiedział w końcu Karol.

- Fajnie... - szepnąłem wyzuty z wszelkich uczuć. I sił. - Ale jestem zmęczony... Chyba pójdę już do domu...

Chłopak zasmucił się, ale przytaknął.

- No to się ubierz, ja poszukam kluczyków i odwiozę cię. - odwrócił się szybko i wyszedł z pokoju. Podniosłem się z trudem i wciągnąłem nieśpiesznie majtki. Skarpetki były ponad moje możliwości.

Chłopak wszedł do sypialni i pokręcił głową patrząc, jak się męczę z jedną z nich.

- Daj to, pomogę ci... - powiedział w końcu. Wsunął je na moje stopy i sięgnął po podkoszulek. Po chwili byłem całkowicie odziany i stałem na drżących nogach. Nie miałem kaca, mniej bolał mnie tyłek, tylko byłem nieziemsko zmęczony... Zapragnąłem rzucić się do łóżka i spać, spać, spać...

- Słuchaj... Ja wiem, że ty teraz jesteś trochę otumaniony, ale może zgodziłbyś się na kolejne spotkanie? - zapytał Karol nieśmiało jadąc ulicami naszego miasta.

- Jasne... - powiedziałem starając się, by zabrzmiało to jak najbardziej przekonująco. - Kiedy i gdzie?

- Co powiedz na... czwartek?

- Odpada. W ogóle, ten tydzień mam przekichany. Może w poniedziałek? W przyszłym tygodniu?

- Dobra! - ucieszył się Karol. - No to w poniedziałek, o godzinie... na przykład... siedemnastej... i może... pod Domem Kultury?

- Jasne! Dobra, ja już tu mieszkam. Dzięki za podwózkę i... za wszystko... Było cudownie. Zwłaszcza w wannie, bo tylko to pamiętam! - roześmiałem się szczerze. Chłopak zawtórował mi. Otworzyłem drzwiczki samochodu. - Dzięki jeszcze raz! Cześć! Do poniedziałku!

- Pa! - zatrzasnąłem drzwi i zbolałym krokiem ruszyłem do domu...

Czas mijał niepostrzeżenie. Ani się spostrzegłem, a już była niedziela, a ja denerwowałem się coraz bardziej. Zacząłem mieć poważne wątpliwości. Dobrze zrobiłem? Nie powinienem był dać się... Ech, trudno, stało się...

Nadszedł ten nieszczęsny poniedziałek. W ostatniej chwili zdecydowałem, że jednak idę na to spotkanie. Wyciągnąłem spodnie i zacząłem się przebierać. Nagle spadła na mnie przerażająca myśl.

Umówiłem się z CHŁOPAKIEM. Ponadto kochałem się z nim... i... i podobało mi się to, co ze mną robił. Sprawiało mi to przyjemność... Czy to znaczy, że ja jestem... homoseksualistą...? Gejem? O Boże... Jezu. Maryjo Przenajświętsza... Święty Józefie, wszyscy Święci Pańscy...

- Ja pierdole... Nie, w życiu! Nie idę. Nie, nie jestem gejem. Nie. Nie. Byłem pijany, tak tego się trzymaj... - szeptałem gorączkowo ściągając spodnie i rzucając je w kąt. Byłem zdecydowany. Nie idę. No i nie poszedłem.

Była godzina siedemnasta trzydzieści. Od pół godziny powinienem być z Karolem. Ale nie byłem. Miałem wyrzuty sumienia. Uratowała mnie mama. Zawołała, że jedzie do swojej siostry i pytała, czy jadę z nią. Ciotka miała dwójkę małych dzieci, więc stwierdziłem, że się z nimi pobawię i zagłuszę trochę sumienie...

- Słucham? - odebrałem telefon.

- Cześć Darek, tu Kuba. Słuchaj, może wpadłbyś do mnie, co? Jestem chory, przyniósłbyś mi na weekend zeszyty, żebym potem nie miał takich zaległości.

- Ile jeszcze nie będziesz chodzić do budy? - spytałem.

- Bo ja wiem? Jak dobrze pójdzie, to tydzień. Jak nie, to... to nie wiem co. No to jak, przyjdziesz? Bo ja jeszcze muszę z tobą pogadać o czymś...

- Ta? A o czym?

- O niczym przyjemnym, uwierz mi. To ja na ciebie czekam! O której przyjdziesz?

- Będę do pół godziny, okey? Pójdę na nogach, zrobię sobie spacerek.

- Dobra, tylko streszczaj się. Na razie!

- Cześć!

W wyśmienitym humorze wszedłem do ogródka. Minęły prawie dwa tygodnie od mojego nieudanego spotkania i trzy od tej pamiętnej imprezy. To wspomnienie nadal pozostawało żywe w mojej pamięci.

Nacisnąłem dzwonek. Usłyszałem stłumiony głos mamy Kuby, która wołała:

- Karol, bądź tak miły i otwórz drzwi! - Ka... Karol??

- Jasne! - odpowiedział chłopak. Cofnąłem się o krok. Karol? Tu? Ale... no tak, przecież Kuba mówił, że to rodzina... Ale... Karol!

Postąpiłem następny krok w tył, kiedy drzwi się otwarły, a ja stanąłem prawie oko w oko z... Karolem. Boże drogi... Kiedy mnie poznał, uśmiech spełzł z jego twarzy, i wykrzywił się w bolesnym grymasie. Patrzył na mnie z mieszaniną wyrzutu, złości, smutku i bliżej niezidentyfikowanym uczuciem...

- Kto przyszedł? - obok mojego "kochanka" stanęła mama Kuby. - O! Darek! Jak miło, że nas odwiedziłeś! Rozerwij trochę Kubusia, bo on się nudzi niemiłosiernie!

Przemknąłem obok Karola, ocierając się lekko o niego. Przeszedł mnie dreszcz.

- Ach! - zawołała jeszcze kobieta, kiedy wychodziłem już po schodach. - Znasz Karola? - phi... - Mój siostrzeniec...

- Ta... - mruknąłem patrząc na niego. - Mieliśmy okazję się poznać.

Wbiegłem do pokoju Kuby.

- Cześć stary.

- Cześć. - odwrócił się od okna i spojrzał na mnie oskarżycielsko. - Dlaczego mnie okłamałeś?

- Co? - zdziwiłem się.

- Chodzi mi o Karola. Okłamałeś mnie.

- Nie. Nie okłamałem. Ty nie pytałeś czy coś było między nami, a ja nie czułem potrzeby mówienia ci. - wzruszyłem ramionami.

- Ale mogłeś mi łaskawie powiedzieć!

- Nie! Nie mogłem! Jezu, bałem się. przecież pamiętam jakim tonem mówiłeś mi, że Karol jest gejem. Pamiętam. Jesteś moim przyjacielem, nie chciałem czymś takim wszystkiego zniszczyć!

- No właśnie! Choćby dlatego, że jestem twoim przyjacielem, to powinieneś był mi powiedzieć, że jesteś...

- Nie jestem! - przerwałem mu. - Byłem pijany! Ja nic nie pamiętam! Równie dobrze on mógł to wszystko wymyślić!

- Ale nie wymyślił i dobrze o tym wiesz! Jezu, Darek... No ale dlaczego nie pisnąłeś nawet słówka?

- Boże, Kuba... Myślisz, że to takie cholernie proste? Co niby miałem ci powiedzieć? "Sorry stary, ale przespałem się z twoim kuzynem. Nie masz mi tego za złe?"

- No a dlaczego nie? - spytał niewinnie mój najlepszy kumpel. Prychnąłem w odpowiedzi.

- Tu kurwa nic nie rozumiesz... - westchnąłem zrezygnowany. - Nic a nic. - wiedziałem, że ma ochotę zapytać "a co tu jest do rozumienia?", ale ja i tak bym mu nie odpowiedział.

- Jezu... Nie wiesz jak to jest, kiedy budzisz się w łóżku obok obcego, nagiego chłopaka, obolały i zmęczony. Nie wiesz co czułem, kiedy powiedział mi do czego doszło w nocy... Ja... ja byłem zagubiony... Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim sądzić. Byłem jak... dziecko we mgle...

- Ale w takim razie po co się z nim umawiałeś? Mogłeś do niego przynajmniej zadzwonić! Wyjaśnić mu!

- Ja chciałem pójść... - jęknąłem kryjąc twarz w dłonie. - Do ostatniej chwili. Ale kiedy nadszedł poniedziałek, uświadomiłem sobie, że coś tu jest nie tak... Że to nie jest normalne. - potrząsnąłem głową i spojrzałem ze smutkiem na Kubę. - Ale ty nie zrozumiesz... Ty nie wiesz jak to jest...

- Ale nie możesz ze mną o tym porozmawiać? Ja... Martwię się o ciebie... - nagle zatrząsł mną gniew zacisnąłem pięści.

- Nie musisz... - prychnąłem.

- W takim razie martwię się o Karola. On się w tobie po prostu zadurzył! Mało ci? Nawet nie wiesz jaki jest przez to wszystko rozgoryczony i smutny...

- Jezu, Kuba, proszę cię... - otworzyłem drzwi. Miałem zamiar wyjść.

- Pogadaj ze mną! - jęknął mój kumpel.

- Nie! Nie chcę! Nie chcę o tym rozmawiać! Nie z tobą! Rozumiesz? NIE! To jest tylko i wyłącznie mój problem i nic ci do tego!

- A właśnie, że to nie jest tylko i wyłącznie... - zbiegłem ze schodów. Po drodze minąłem lekko zaskoczonego Karola. Trzasnąłem drzwiami. Stojąc na progu szepnąłem, kończąc zdanie Kuby:

- ...twój problem. - a w myślach dopowiedziałam: "Także i Karola..."

- Czego ty się boisz Darek?! - wrzasnął Kuba, kiedy dotarłem do bramki. Nawet się nie odwróciłem. Włożyłem ręce w kieszenie i zacząłem się powoli oddalać. - Stchórzysz? Nie mogę w to po prostu uwierzyć! Darek! Nie uciekaj! - wiedziałem, że mówił to i w przenośni i dosłownie. Nie zareagowałem. Byłem kompletnie roztrzęsiony.

Kiedy doszedłem do domu, zamknąłem się w swoim pokoju, usiadłem na fotelu, podkuliłem nogi, oplotłem je ramionami, po czym oparłem brodę o kolana.

Zacząłem rozmyślać o swoim życiu. Analizować wszystko po kolei. Jakie były mojej stosunki z dziewczynami? Hm... Miałem w życiu dwie dziewczyny. W gimnazjum i do tego w drugiej klasie. Z żadną z nich się nie całowałem. Nie ciągnęło mnie do tego, nie odczuwałem jakiejś palącej potrzeby. Mam siedemnaście lat i jestem prawiczkiem pod każdym względem. Ups... Byłem. Do czasu...

Jakoś moje związki w dziewczynami nie dały mi tyle satysfakcji ile powinny, więc moją karierę podrywacza zakończyłem bardzo szybko i nie mam jej zamiaru z powrotem rozpoczynać. Chociaż, trzeba przyznać, wiele dziewczyn próbowało mnie poderwać. Żadnej się nie udało. Jestem twierdzą nie do zdobycia. I niech tak pozostanie...

Jakoś nigdy nie zastanawiał mnie fakt, że miałem dużo dobrych kumpel wśród osobników płci przeciwnej. Chłopaki czasem się ze mnie śmiali, ale mi to zwisało. Po prostu - lubiłem ich towarzystwo, zawsze mogły wypłakać się mi na ramieniu, zawsze im doradzałem w różnych kwestiach. Byłem ich podporą. Ile razy słyszałem, że jestem niesamowitym człowiekiem, niezastąpionym przyjacielem... Zawsze wtedy uśmiechałem się i mówiłem, że nikt nie jest niezastąpiony.

Co się zaś tyczy kumpli... Hm... Odkąd poznaliśmy smak piwa, wódki i papierosów (ale JA nie pale!), wszystko robimy razem. Razem na imprezy, biwaki, całonocne popijawy i inne takie... Od tego czasu (czyli od gimnazjum) wręcz chorobliwie szukałem ich towarzystwa. Teraz dopiero zdałem sobie z tego sprawę. Kiedy nie widziałem się z chłopakami, wariowałem. Sam nie wiem dlaczego...

Może... Może jednak... Kuba ma... racje? Nie! Nie, nie, nie, nie, nie! Nie możliwe! Ja się nie czuję... inny! Ja... Po prostu... Przecież zawsze się śmiałem w dowcipów o pedałach. Nigdy mnie to nie raziło, nigdy nikogo nie dyskryminowałem pod tym względem... No tak... Nie dyskryminowałem, bo nie znałem nikogo "kochającego inaczej"...

Boże, dlaczego to spotyka właśnie mnie?

Z tego wszystkiego aż się pochorowałem. Byłem już wcześniej przeziębiony i dowaliłem sobie tym wyjściem do Kuby. W rozpiętej kurtce... Bez czapki na łbie... Jest LISTOPAD człowieku... nie czerwiec...

Kuba się nie odezwał od tamtego czasu. Pewnie się obraził. Była środa. Miałem przymusowe wakacje co najmniej do końca tygodnia. Boże, jak dłużą się te dni... Jak wloką godziny... Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane? Przecież mogłoby być o wiele prostsze...

- Darek! - zawołała mama z dołu. - Kolega do ciebie! - serce podskoczyło mi do gardła. Z duszą na ramieniu otworzyłem drzwi i zaglądnąłem na korytarz. Odetchnąłem z ulgą, kiedy spostrzegłem Kubę w trakcie ściągania butów.

Podniósł na mnie wzrok i westchnął przeciągle. Wymamrotał coś na kształt powitania.

- Cześć... - odpowiedziałem mu z równie wielkim entuzjazmem.

- Pewnie jesteś zaskoczony tym, że przyszedłem. - zauważył, kiedy wszedł do mojego pokoju. - Ale widzisz... Ja zrozumiałem, że ci niełatwo. Myślałem nad twoją sytuacją praktycznie bez przerwy. A jeszcze na dodatek Karol mnie zrąbał za to, że na ciebie naskoczyłem. Ale ty nawet nie wiesz jaki ja byłem wściekły, rozgoryczony i zdezorientowany. Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. Przepraszam, że cię zawiodłem. Powiewem cię wesprzeć, a tylko pogorszyłem sprawę... Ale widzisz, ja przestałem się na ciebie gniewać dopiero wtedy, kiedy Karol opowiedział mi jak to z nim było. Nie pytaj mnie o to, mnie to przez gardło nie przejdzie, ale możesz pogadać o tym z nim... O ile chcesz...

- Chcę... - szepnąłem cicho. - Ale boję się. Miałeś rację. - schowałem twarz w dłoniach. - Jestem tchórzem. Boję się. Ale... Jak wyzdrowieję, to pójdę do niego do mieszkania. Chyba pamiętam gdzie mieszka...

- Hm... To ci się chyba nie uda. - powiedział Kuba z tajemniczym uśmiechem na twarzy.

- A dlaczego? - spytałem zawiedziony.

- Bo Karol zmienia adres. - jego uśmiech stał się triumfujący.

- Nie chcesz chyba powiedzieć... - szerzej otworzyłem oczy ze zdziwienia.

- Tak! Właśnie tak! Niedawno zwolnili go z roboty, a wiesz jaki drogi jest czynsz. A on jeszcze studiuje zaocznie. Więc wspaniałomyślnie przekonałem mamę, że powinniśmy Karola przygarnąć. Zdziwisz się pewnie gdzie są jego rodzice. Wyjechali do Stanów. Na stałe. Trzy lata temu. On miał wtedy dziewiętnaście lat. Ciocia z wujkiem mieli wyjechać tylko na pół roku, ale wiesz jak jest. Załatwili jego starszej siostrze prace i ona też wyjechała. Rok po rodzicach. Czyli Karol jest dwa lata zdany tylko na siebie. Ale wiesz, sądzę, że teraz będzie wszystko dobrze. Bo on ma nas; swoją rodzinę i ma ciebie. Nie zmarnuj swojej szansy.

Już wyzdrowiałem. W poniedziałek wróciłem do szkoły. Już z samego ranka oświadczyłem Kubie, że do niego przychodzę po południu. Uśmiechnął się i skinął głową. Miałem dobry humor. Gdybym wiedział, jak potoczą się wypadki tego przedpołudnia, raczej nie wyszedłbym z domu.

Na godzinie wychowawczej ktoś poruszył temat homoseksualizmu. Rozwinęła się ożywiona dyskusja, a ja miałem ochotę zawyć z rozpaczy. Po mojej głowie kołatała się jedna myśl. Czy wszystko się sprzysięgło przeciw mnie?

- Ja tam nie lubię homoseksualistów. - zauważył w pewnej chwili jeden z chłopaków. "No to i mnie nie lubisz..." pomyślałem. Ale chwila, chwila, czy JA jestem gejem...?

- A ja ci się nie dziwie. - przytaknęła jakaś dziewczyna. - No bo wyobraźcie sobie taką sytuacje. Spotykacie jakiegoś homoseksualistę i od razu wymyślacie sobie, że się mu podobacie. No ba patrzy na was inaczej i mówi inaczej do was. I od razu panika no bo jak to tak może być!

I jeszcze kilka tak nieprawdopodobnych zarzutów, że aż mi się słabo zrobiło. W końcu Kuba postanowił ukrócić moje męki i wstał z miejsca zamierzając strzelić małe kazanko.

- Hola, hola, moi drodzy. Zachowujmy się jak kulturalni ludzie. Nie przekrzykujcie się, proszę. I proszę mi nie przerywać podczas mojej wypowiedzi. - mogłem się tego spodziewać... Kuba nie ukróci moich mąk. Nawet je przedłuży... - A co byście zrobili, gdyby nagle ktoś wam powiedział, że wasz przyjaciel albo przyjaciółka jest homoseksualistą? I ma chłopaka zamiast dziewczyny albo na odwrót; spotyka się z śliczniutką blondyneczką z równoległej klasy? - wszyscy ryknęli śmiechem. - Ale ja pytam tak na serio-serio. Co byście zrobili?

Posypały się wypowiedzi. Większość z jednym przesłaniem: zerwać wszystkie więzy. Jęknąłem i opuściłem głowę na blat stolika. Nie przewidziałem jednak tego, że jest on troszkę wyższy niż się spodziewałem, i uderzyłem się boleśnie.

- Darek? Czy wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej. - zmartwiła się wychowawczyni.

- W rzeczy samej proszę pani. To był zły pomysł. Mogłem siedzieć w domu i się kurować. Jestem jeszcze chory. - chory, zdołowały, zdezorientowany i rozgoryczony.

- W takim razie ja cię zwolnię do domu. Wygląda na to, że masz gorączkę. Weź swoje rzeczy, pójdziemy do sekretariatu.

- Ja chciałbym coś jeszcze dodać odnośnie waszej ekstra inteligentnej dyskusji. - tym razem to ja podniosłem się z miejsca. - Nie rozumiem. Skreślilibyście najlepszego kumpla tylko dlatego, że ma chłopaka a nie dziewczynę? Nie uważacie, że to chore? Zmarnowalibyście kilkanaście lat przyjaźni dla... czegoś takiego? Rodząc się nie wybieramy sobie orientacji. To nie jest takie proste. Ona w nas jest. Niezależnie od tego, czy się to nam podoba, czy nie. Możemy z nią walczyć, ale nie pokonamy jej. Homoseksualistom jest trudno nie tylko z powodu swojej inności, ale też i przede wszystkim dzięki ludzkiej nietolerancji. Dzięki osądowi ludzi, którzy każdy przejaw inności uważają za coś złego i niemoralnego. Sęk nie tkwi w tym, żeby nauczyć się żyć z czyjąś innością, ale zaakceptować ją. Po prostu zaakceptować. Postawcie się w sytuacji homoseksualistów. Wyklęci przez społeczeństwo, rodzinę, przyjaciół zostają zepchnięci poza margines. Zostają postawieni na równi z narkomanami, pedofilami i gwałcicielami. Uważa się ich za pospolitych zboczeńców. A wielu z nich jest bardziej bogatych emocjonalnie niż większość z was. Jeżeli tak się tego boicie, tak nie chcecie mieć do czynienia z gejami i lesbijkami, to lepiej zamknijcie się w domach, odizolujcie od wszystkich, bo nigdy nie wiadomo, kto może być homoseksualistą. Może wasz brat? A może sąsiadka? Kuzyn? Samotna ciocia? To by wyjaśniało, dlaczego nie znalazła męża. Jesteście głupi i ograniczeni. Nie miałem pojęcia, że otaczają mnie sami nietolerancyjni ignoranci. A teraz wybaczcie, idę do domu, bo nie mogę znieść myśli, że ktoś z was może być inny... - warknąłem na nich i bez słowa wyszedłem z sali. Wychowawczyni po krótkiej chwili pobiegła za mną.

Odczuwałem zimną satysfakcję... Utarłem nosa tym idiotom... Tylko czy było warto?

Kiedy tylko dotarłem do domu, położyłem się na łóżku i zasnąłem. Obudziłem się po kilku godzinach. Była godzina szesnasta. Przeciągnąłem się, westchnąłem, po czym zawołałem:

- O kutwa! - przecież miałem iść do Kuby!

Zerwałem się i szybko ubrałem. Biegłem całą drogę na złamanie karku tylko po to, żeby drzwi otworzył mi Kuba i oświadczył, że Karola nie ma. Pojechał na zakupy.

- Ale chłopie! - zawołał Kuba z zachwytem po raz n-ty. - Jakbyś zobaczył ich miny... Po prostu czysta poezja. Nie da się do niczego porównać! Strzeliłeś takie kazanie, że mucha nie siada! Ja byłem z szoku. To było genialne Darek. Po prostu i zwyczajnie G-E-N-I-A-L-N-E!!

W tym momencie zadzwonił dzwonek. Kuba spojrzał na mnie wymownie i zbiegł na dół. Już po krótkiej chwili usłyszałem słaby, zmęczony głos Karola. Ścisnęło się mi serce.

Kuba wrócił do pokoju z zrąbanym humorem. Usiadł i zamyślił się.

- Wiesz... - zaczął po długiej chwili milczenia. - Karol ma gitarę. Często sobie na niej brzdękoli. Raz stanąłem sobie przy jego drzwiach. Były przymknięte. Miałem widok akurat na niego, jak siedział na fotelu i trzymał swoje cacko uderzając raz po raz w struny. Już sam dźwięk muzyki wprawił mnie w smutek, ale ja... zobaczyłem jego łzy. Płakał. Serce mi pęka jak o tym myślę. On kiedyś był takim radosnym człowiekiem! Pełnym życia i entuzjazmu. Ale... zmienił się. To się zaczęło dawno. Przed tobą. Ale przez ten czas od mojej imprezy zmienił się jeszcze bardziej. Z nikim nie rozmawia, przesiaduje tylko w swoim pokoju. No i czasem wychodzi. Po zakupy i na wykłady, co drugi weekend. Tak mi go żal, że mam ochotę cię zabić. Ale wiem, że to nie twoja wina. Bo to niczyja wina. Ech...

- Idę do niego. Najwyżej... najwyżej nie będzie chciał mnie więcej widzieć. Będę wiedzieć, że to moja wina.

- Powodzenia... - mruknął bez entuzjazmu.

Zszedłem ze schodów. Starałem się stąpać jak najciszej. Zaglądnąłem do kuchni. Tam znalazłem to, czego szukałem. Karol stał przy oknie, kompletnie nieruchomo, wpatrzony gdzieś daleko. Podszedłem bliżej i spojrzałem na niego uważnie. Nic się nie zmienił. Wyciągnąłem ramiona i objąłem go nimi w pasie. Wystraszył się. A ja przytuliłem się do niego całym ciałem. Przycisnąłem policzek do jego karku i wyszeptałem:

- Czy ty mi kiedyś wybaczysz? - poczułem jego dłonie na swoich.

- A mam się na co gniewać? - spytał niepewnym głosem.

- Na mnie. Na to, jak się wobec ciebie zachowałem. Przepraszam. Nie powinienem był.

- Nie mów, że żałujesz tego, do czego między nami doszło.

- Nie, no jasne, że nie! Tyle że... w tym wszystkim zapomniałem o tobie. I tak mi strasznie głupio z tego powodu...

- Mną się nie przejmuj... Ja wiem, że tobie było trudno...

- Chciałbym ci to jakoś wynagrodzić... - powiedziałem pewnie, mocniej przytulając Karola.

- Już to robisz. Samą swą obecnością. Jeszcze o tym nie wiesz?

- Nie, ale dobrze wiedzieć... Nawet sobie nie wyobrażasz, jak za tobą tęskniłem... Nawet ja o tym nie miałem pojęcia... A jeszcze jak sobie pomyślę, że mogłem cię stracić... Jestem głupek, mogłem zniszczyć najlepszą rzecz jaka się mi w życiu przytrafiła...

- Naprawdę? Uważasz mnie za najlepszą rzecz jaka ci się przytrafiła?

- No jasne... - uśmiechnąłem się i pocałowałem Karola w szyję. - A wiesz co jest najśmieszniejsze? Słuchaj mnie uważnie, bo nie będę się powtarzać...

- Zamieniam się w słuch...

- Kocham cię... - Karol drgnął na dźwięk moich słów. A ja się uśmiechnąłem z zadowoleniem. No to cię mam, mój kochany...

- I naprawdę nie masz zamiaru mi tego już mówić? - spytał z wyrzutem.

- Jeżeli zechcesz, mogę ci tak mówić codziennie aż do końca świata... Cały czas z takim samym entuzjazmem... Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie...

- Wobec tego cieszę się... Mamy przed sobą całą wieczność... - odwrócił się do mnie. Odetchnąłem z ulgą, widząc wyraz jego oczu. Malowała się w nich miłość, czułość, troska, namiętność i pożądanie. Ta mieszanka dała wybuchowy efekt. Karol objął mnie mocno w pasie. Patrzył na mnie długo i intensywnie. Pochylił się, a kiedy już miał zamiar pocałować mnie, do naszych uszu doszedł czyjś krzyk. Był to Kuba, z nieco rozbawioną miną, a ten jego krzyk był TROSZKĘ zbyt teatralny.

- Odsunęlibyście się od tego okna! - zawołał ze zgrozą, ale widać było, że jest blisko wybuchnięcia śmiechem. - Oszczędzilibyście sąsiadom widoku całujących się facetów. Miejcie trochę wstydu, ludzie...

- A ty się jak zwykle czepiasz... - mruknął Karol.

- No przepraszam. Nie moja wina, że staliście naprzeciw okna. Możecie sobie okazywać swoją miłość - westchnął teatralnie - ale róbcie to gdzieś indziej...

- Proszę bardzo! - warknąłem na niby rozzłoszczony. W rzeczywistości bardzo mnie rozbawiła ta cała sytuacja. - Wedle życzenia. - chwyciłem zaskoczonego Karola za rękę i pociągnąłem go w stronę jego pokoju.

- Z deszczu pod rynnę. - westchnął Karol kręcąc głową i patrząc, jak znikamy w pokoju.

Tym razem byłem całkowicie trzeźwy, przytomny i świadomy tego, co się działo. A działo się wiele.

Kiedy tylko zamknąłem za sobą drzwi, Kuba krzyknął do nas:

- Ja może wam nie będę przeszkadzał. Idę się przejść, albo coś takiego. A mamą się nie przejmujcie, ona wróci dopiero wieczorem. Miłego... ekhm, "wypoczynku". - zaznaczył to ostatnie słowo w taki sposób, że nie mogłem się powstrzymać od śmiechu.

Jednak po chwili zachłysnąłem się powietrzem, bo Karol podszedł do mnie, chwycił mnie za ramiona, przycisnął do drzwi, oparł się o mnie biodrami i patrzył na mnie. Ale takim wzrokiem, że aż zadrżałem. Pochylił się nade mną i pocałował mnie. Ale nie namiętnie, czy delikatnie, ale łapczywie, zachłannie, brutalnie i z pasją. Z każdą chwilą pogłębiał pocałunek. Mocniej rozchyliłem wargi. Rozpływałem się z rozkoszy. Miałem wrażenie, jakby coś miało mnie rozerwać od środka. Dziwnie znajome i pociągające napięcie zaczęło ogarniać całe moje ciało.

- Ty zwierzaku... - mruknąłem, kiedy oderwał się ode mnie. Wsunąłem mu palce we włosy i przechyliłem głowę.

- "Zwierzaku", ta? - wziął mnie na ręce i rzucił na łóżko.

- Czy ja wyglądam jak worek ziemniaków? Jakim prawem tak mną rzucasz? - spytałem, kiedy usiadł na mnie okrakiem i zaczął rozpinać moją koszulę. Ściągnął ją ze mnie i powiedział:

- Sam nazwałeś mnie zwierzakiem. Może miałeś racje? Może jestem niewyżytym seksualnie maniakiem?

- Nie... ja dziękuję... - szepnąłem czując pocałunki na swojej klatce piersiowej. Jednocześnie Karol rozpinał mi rozporek. - To ja nie będę już na ciebie tak mówić. Od dziś będziesz... - wziął w usta mój sutek. Drażnił go językiem, a ja nie mogłem powstrzymać głośnego jęku rozkoszy. - ...moim ko-kochaniem... - wykrztusiłem po chwili będąc pozbawianym spodni.

- No, to mi pasuje... - szepnął mi do ucha. - Kocham cię maleńki... - pocałował mnie w czubek nosa. Zarzuciłem mu ręce na szyję i przyciągnąłem do siebie.

- Też cię kocham. - cmoknąłem go w policzek, ale on chciał więcej. Znowu zmiażdżył moje wargi swoimi. Nie miałem nic przeciwko. Całował cudnie.

- Wiesz, że pójdziemy za to do piekła? - spytał Karol w pewnym momencie.

- Ta... - mruknąłem w odpowiedzi, ściągając z mojego kochanka podkoszulek. - Grzech sodomski. Jesteś wierzący?

- Byłem. - poinformował mnie, zrzucając buty. - Ale przestałem wierzyć w Boga, który coś tak pięknego jak miłość (co z tego, że między osobami tej samej płci) uważa za coś niemoralnego, złego i gorszącego. Więc stwierdziłem, że nie będę wierzyć w kogoś tak próżnego, że stworzył człowieka na swoje podobieństwo. Widać, On nie jest taki idealny jak się nam wydaje, skoro...

- Karol... - jęknąłem. - Znam już twoje zdanie na temat Boga. Może byś w końcu zrobił to, na ca mam ochotę? - uśmiechnąłem się i zacząłem ściągać bokserki. Moje kochanie zawtórowało mi i po chwili pochylało się nade mną pytając, czy na pewno tego chcę.

- Gdybym tego nie chciał, czy dałbym się rozebrać? I leżałbym teraz w twoim łóżku, napalony jak nigdy? Zrób coś dla mnie. Nie zadawaj głupich pytań. - Karol roześmiał się. Wiedziałem, że był szczęśliwy. Dam mu tą chwilę rozkoszy. Co z tego, że będzie boleć? W końcu przestanie...

Już po wszystkim. Nie było tak źle... Szczerze mówiąc, było przecudownie...

Leżałem na łóżku, obejmując w pasie Karola, a głowę złożywszy ja jego piersi. On trzymał dłonie na moich plecach. Zamknąłem oczy i rozmyślałem. Ale nie zajęło mi to dużo czasu, ponieważ byłem bardzo zmęczony.

Wsłuchany w bicie serca mego skarbu, kołysany jego równomiernym oddechem, uspokajany przez ciepłe dłonie głaszczące moje plecy, usnąłem w przekonaniu, że prawdziwy raj jest na ziemi... Tu i teraz...



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Tu i teraz
TOLERAZIZM szaleje, 00 - TU i TERAZ
Tu i Teraz
Czy wiesz, że Bóg jest zawsze tu i teraz
Tu i teraz
Sukces tu i teraz Osiagniesz wszystko czego chcesz szybciej niz sie spodziewasz sutute 2
Sukces tu i teraz Osiagniesz wszystko czego chcesz szybciej niz sie spodziewasz sutute
Wyjście z matriksa cz 3 ego cd , postrzeganie świata, radość życia, moment Tu i Teraz
Ja wierzę że to Jezus Wierzę że jest tu teraz z akord
2012 09 16 Kongres kobiet Zabrakło tu i teraz
Sukces tu i teraz Osiagniesz wszystko czego chcesz szybciej niz sie spodziewasz sutute 2
być tu i teraz
Sukces tu i teraz Osiagniesz wszystko czego chcesz szybciej niz sie spodziewasz
2012 09 17 Kongres Kobiet Zabrakło tu i teraz
Sukces tu i teraz Osiagniesz wszystko czego chcesz szybciej niz sie spodziewasz sutute(1)
Sukces tu i teraz Osiagniesz wszystko czego chcesz szybciej niz sie spodziewasz sutute
Sukces tu i teraz Osiagniesz wszystko czego chcesz szybciej niz sie spodziewasz sutute

więcej podobnych podstron