Rozdział XVII Sposób, w jaki rozmawiał Poeta


Dochodziła już trzecia w nocy. Edward po raz pierwszy tego wieczoru, a raczej ranka zadał jakiekolwiek pytanie.
- Tamte dzieciaki... Kai i Joy... Co się z nimi stało?
- Joy zmarła prawie dwa lata temu po długich miesiącach spędzonych w szpitalu. - powiedziała cicho Bella. - Kai miał niecały rok temu wypadek samochodowy. Zginął na miejscu.
- I tak czuję się jakbym ich zabił. - westchnął Chris. - To głupie, ale pomimo że nic nie zrobiłem... Czuję że to moja wina.
- Nasza. - poprawiła Bella. - Nie twoja, tylko nasza.
- Mam nadzieję, że to był zwykły przypadek.
- Nie ma na tym świecie przypadków. Jest tylko przeznaczenie...
- Daj spokój. - szepnął już chłopak ze spuszczoną głową. - Może gdybyśmy... - urwał.
- Chyba powinnam pojechać do Phoenix. - oznajmiła Bella siadając na łóżku i kładąc głowę na ramieniu chłopaka. - Dawno nie byłam na cmentarzu.
- Dlaczego... Uważacie że to wasza wina? - spytał powoli Cullen.
Christopher podniósł głowę i spojrzał na niego znacząco. Koniec rozmowy. Nie chcemy mówić na ten temat.
Po policzku dziewczyny natomiast spłynęła samotna łza.
Edward nadal nie rozumiał. Powód dla którego tak sądzili... Nie było go wśród myśli chłopaka. Był tylko smutek.
- Chyba powinniśmy już pójść spać, chéri. - szepnął brunet.
- Spać czy śnić? - spytała natychmiast dziewczyna spoglądając przez okno.
- Śnimy śpiąc.
- Śnić można na jawie. - odpowiedziała spokojnie, melancholijnie. - Albo spać bez snów.
- Mówisz jak Sztuka.
- To zacznę jak Poeta. Co ty na to?
- Zaczynaj. - Chris się uśmiechnął. Edward spojrzał na nich zaciekawiony.
Sztuka... Na tamtą dziewczynę ze szpitala, Joy, mówili Sztuka.
Poetą musiał być Kai.
- Sen supły płaskie
najpierw szeleścił jak oset,
aż wykuł niedźwiedzia czy wilka.
Wilk był tobą, szedł bosy
przez drogę zadymioną jak szkło,
drogę dłużącą przez usta.
Zresztą
wzbierało już i szło,
szło zewsząd,
przez krzywe, wypukłe lustra:
jakieś krucjaty przeciw słońcu.
Scho
... - mówiła to tak, jakby powtarzała to tysiące razy. Jakby nie wymagało to od niej myślenia, nawet odrobiny skupienia. Pewnie by kontynuowała, ale Christopher położył palec na jej ustach.
- Jesiennych liści, twoich włosów zapach,
brzęczy trwogi pęknięty zegar.
Od gwiazd wieje chłód, zgasł świecznik lata
i mój żal
czarnym psem co wieczór do rąk ci przybiega.
- Wypowiadał te słowa od niechcenia, pojawiały się w jego umyśle w momencie, w którym już opuściły usta. Tak jakby należały do kogoś zupełnie innego...
Kontynuował.
- Czy umiesz zasnąć? Płacz umarłej olchy
długo wyje po nocy - kopule echa.
Płyniemy, nie ma portów, nie ma dla nas kolchid,
wiersz: smutek - zaczajony patrol - tylko czeka.
Dobry smok w bajce, teraz sen zastygły,
sen upiorów - upływa nocy pomnik niebosiężny.
Tylko krzyk widma, które chłop nabił na widły,
 tylko krzyk kotów duszonych przez księżyc.
Czy umiesz zasnąć? Dziś obłąkany Poeta
powiesił się w czarnym krzyku zamiejskich sosen,
 a trupa kukły woskowej przy wiatru fletach
deszcz po ulicach długo ciągnął za włosy.
- urwał na chwilę, chwycił kosmyk włosów Belli w dwa palce by po chwili wpleść je z powrotem w te samo miejsce.
- Śpij, przecież cicho.
Noc urasta deszczowa na szybach
 i wiatr ślepy jak ja przed domem przyklęka...
Kto nam ten czas wolny od trwogi wydarł -
maleńka?
- ostatnie słowa wyszeptał, jakby naprawdę zadawał jej nurtujące go pytanie.
- Może... Ta noc bez pożegnania, noc bez gwiazd, noc bez ruchu... - Znowu położył jej palec na ustach, a ona znowu urwała.
- Dni wymyślone w półciemnych pokojach
(drżą ciemną krępą firanki wiejące)
 i w szarym pyle zgęstniałego kurzu
 tarza się ciemne, zmierzchające słońce...
Cicho brzęczące, stare fortepiany
grają dostojnie, cicho i powoli,
a po portretach w ścianę wprasowanych
łzy kapią szare...
łzami serce boli...
Pod wieczór świece się palą w lichtarzach,
 żółte jak tego dnia (którego? nie wiem)
i ręce, noce witające bladzią,
brodzą po kurzu nieustannym siewie.
Potem przychodzi długi cień po ścianie,
w szarym cylindrze gość nieokreślony,
przyjdzie znów bębnić noc na fortepianie
i wstawiać kwiaty japońskie w wazony.
- Podczas gdy on mówił na jej twarzy pojawił się uśmiech. Przy wersie przyjdzie znów bębnić noc na fortepianie Edward mógłby przysiąc, że zerknęła na niego znacząco.
- A potem jeszcze pola jak pokład
 schły pod niebem martwym.
Była droga, czarna, namokła,
była droga kół czarnych,
 manifesty rozwieszone na chmurach.
To świt
już -
srebrny palec katedry wytknął kurant
ostry jak nóż:
awemaria.
- powiedziała powoli Bella, delikatnie zdezorientowana. Podniosła dłoń i zakryła nią usta. - Skąd... - zaczęła, ale Chris znowu jej przerwał.
- A potem weźmiesz księgę wybraną:
Czytaj mi piosnkę swą ukochaną,
I - niby zapach - w rymy poety
Wlej czarodziejstwo głosu kobiety.
- odpowiedział jej patrząc dziewczynie prosto w oczy.
- Z nas rodzi się muzyka, - Zaczęła niepewnie, cicho. Wsłuchana we własne słowa, jakby wypowiadał je ktoś zupełnie inny.
- Nam marzą się marzenia,
W samotnej fali, która w dal umyka,
W odległej ciszy wartkiego strumienia.
Straceńcy świata i świata zbawiciele,
Na których księżyc blady rzuca cień,
Lecz my napędem, lecz my ruszeniem
Świata, tak będzie po ostatni dzień.
Piękną pieśnią nieśmiertelną
Budujemy wielkość miast.
A baśniową przypowieścią
Mocarstwom damy chwały kształt.
Jeden człowiek z marzeniami,
Pójdzie naprzód, by koronę brać.
Trzech, pieśni nowy dając takt,
Imperium może zwalić gmach.
W wiekach czasu pogrążeni,
W pogrzebanej minioności ziemi,
Szeptem zbudowaliśmy Niniwę,
Wieżę Babel - radości okrzykiem.
I zburzyliśmy je proroctwami
O dawności świata, który nowy.
Każdy wiek swój martwy sen posiada,
Każdy wiek ma sen, co jeszcze się narodzi.

- Wcale nie jest za późno,
By szukać świata ze snów...
A planów mam tak wiele
- powiedział z uśmiechem. Tak, to do niego pasowało. Do pana StoPomysłówNaSekundę.
- Ot, choćby przepłynąć horyzont wszerz,
potem wzdłuż...

Zachichotała cicho.
- Nigdzie cię nie puszczę... - mruknęła, by po chwili zacząć kolejny wers.
- Gdybyśmy zbłądzili, my cienie
Rzecz się cała wraz ocali,
Tylko myślcie, żeście spali,
Gdy się snuło to marzenie.

Podniósł się z miejsca i ruszył w stronę drzwi, położył rękę na klamce po czym się odwrócił i odezwał:
- I ciągle śnimy. Dobranoc, Bello. Dobranoc, Edwardzie. - oznajmił wychodząc powoli na korytarz.
- Chris! - zawołała.
- Tak?
- Skąd... Od kiedy my tak rozmawiamy?
- Wiesz... Mam dziwne wrażenie, jakbyśmy na moment oboje przejęli sposób rozmawiania Kai'a. Pamiętasz? Doprowadzał nas tym do szału...
- O tak...
- Połóż się. Będziesz jutro nieprzytomna. - westchnął jeszcze i poszedł do pokoju przydzielonego mu wcześniej przez Edwarda.
Cullen natomiast podniósł się lekko zdezorientowany.
- Ma rację. Powinnaś pójść spać. Jak chcesz pójdę bębnić noc na fortepianie, jak sobie tego życzysz...
Zachichotała cicho nadal siedząc na łóżku, ale jak Christopher wyszedł z pokoju oczy od razu zaczęły się jej zamykać.
- Tak mi się tylko skojarzyło...
- Domyśliłem się. - uśmiechnął się zawadiacko. - Dobranoc... - dodał po chwili wyciągając pościel z pod dziewczyny i przykrywając ją nią po szyję. Coś przypuszczał, że jeszcze tej nocy powróci do tego pokoju i to bynajmniej nie bezcelowo...



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII
ROZDZIAL XVII - TRZUSTKA
Kierkegaard i filozofia egzystencjalna, 17-ROZDZIAŁ XVII
rozdzial XVII
dodatki, miejsce nauki, W procesie nauki ważny jest nie tylko sposób, w jaki to robimy, ale też wiel
Polskie prawo administracyjne, ADMINI4, Rozdział XVII
Rozdział XVII
CZĘŚĆ II. K. WYBRANOWSKI - Dziedzictwo Rozdziały X - XVII, Polityka polska, Dmowski
ROZDZIAL XVII Nessie
Skrypt KPA, Rozdział XVII - Wzruszenie decyzji ostatecznych w ramach nadzwyczajnych trybów postępowa
siwz, ROZDZIAŁ 5 - OPIS SPOSOBU PRZYGOTOWANIA OFERTY
4 Rozdzial2 Jest Sposob
Najprostszy sposób w jaki można zrobić linki na WooGoo (3)
Rozdział XVII
Prawo Humanitarne SM III rok ROZDZIAŁ XVII
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII
Rozdział XVII

więcej podobnych podstron