Bohater literatury współczesnej jako homo pereginator poszukujący sensu
” cmentarze rosną liczba obrońców maleje a obrona trwa i będzie trwała do końca” Z. Herbert „Bez cierpienia nie rozumie się szczęścia”
To, co typowe dla człowieka żyjącego w wieku dwudziestym, to życie w zbiorowości, uzależnienia jednostki od innych. Konsekwencją tego stanu rzeczy są konflikty, frustracje, fobie z powodu różnic między oceną indywidualną, a oceną innych. Jednostka jest obciążona presją innych. Dawna cywilizacja zapewniała komfort egzystencji wśród swoich, myślących i wierzących podobnie. Oderwanie człowieka od życia wiejskiego w stronę miast - molochów, gdzie więź serdeczna jest niemożliwa, rodzi konsekwencję współzawodnictwa.
Jean Paul Sartre powiedział: „piekło - to inni”. Inni - inne jednostkowe byty pogłębiają naszą świadomość zagrożenia. W wieku dwudziestym dominuje psychologia zbiorowa, nie uznająca nikogo nie podlegającego tłumowi. Zwykły motłoch ma pogardę dla jednostek, rządzi się swoimi prawami. Zbiorowość ma własne, odmienne od indywidualnych cele: zmierza do zniwelowania różnic społecznych, do zaspokojenia potrzeb materialnych, do powszechnej, raczej bydlęcej niż ludzkiej szczęśliwości. Dzieje „ludzkiego stada” są absurdalne, gdyż ich bieg to „marzenie krwi”. Najbardziej powszechnym przejawem istnienia stanie się to, co popularne na zasadzie prymitywnej rozrywki. Kreuje ona bowiem człowieka jako nowoczesnego barbarzyńcę potrzebującego „chleba i igrzysk”. Motłoch, tłum jest „niewinnym” nosicielem energii, odbierając ją jednostce. Dlatego też walka o podmiotowość, o indywidualizm odgrywa tak ważną rolę w życiu człowieka. Lecz, niestety, rzeczywistość narzuca nam pewne wzory, schematy postępowania w sposób mechaniczny, na zasadzie powielania i odtwarzania utartych już formuł. Wzory te człowiek odczuwa jako formę, uniform przyswajanych tylko zewnętrznie i pozbawiający ożywczej energii. Niestety, nasze odczucia osobiste nie mieszczą się w tych wzorach. One deformują i fałszują człowieka.
Następstwem uwięzienia przez Formę jest rozpaczliwa próba odnalezienia owych „żywych źródeł” aktywności i twórczości ludzkiej, dających szansę na wyjście ze stanu wyjałowienia. Każdy człowiek posiada prawo do indywidualnego świata duchowego. Cała zastana tradycja kulturalna to rekwizytornia gotowych wzorców, stereotypów, narzuconych jednak nie tylko zewnętrznie, ale i określających najbardziej osobiste i intymne doznania, ów świat wartości „uwewnętrznionych” Według Witolda Gombrowicza człowiek nieustannie „stwarzany przez innych”, sam zaczyna się rozpoznawać takim, jakim jest w oczach innych ludzi. Ludzie spotykając się określają się wzajemnie: ja jestem taki, jakim ty mnie widzisz, jakim zbiorowość mnie widzi. Forma nas więzi, lecz jest niezbędna do zaistnienia w świecie. Jeżeli Formę traktujemy jako uwięzienie, to jest w człowieku pierwiastek, który zmieścić się w niej nie chce i domaga się wyzwolenia, pobudzając naszą aktywność, aby „stworzyć formę własną”. Przerzucić się na zewnątrz! Wyrwać się! Niech mój kształt rodzi się ze mnie, niech nie będzie zrobiony mi „. Istniejący wśród odwiecznego „stawania się” człowiek próbuje te kształty łamać, walczyć z nimi, szukać dróg wyzwolenia. Zachowanie to wydaje się z pozoru konieczne, ale najczęściej jest postrzegane jako dramat człowieczeństwa. Świat stanowi „System - system odbić prawie zwierciadlanych”. Człowiek żyje pośród innych, nie jest sam. Jego własne sumienie może i milczy, lecz nie da się tego powiedzieć o sumieniach zbiorowości. Sam nie jest i Raskolnikow wykreowany przez genialnego Fiodora Dostojewskiego. Raskolnikow popełnia zbrodnię, aby w końcu zgłosić się na policje i wyznać ją. Czy to sumienie jest tego przyczyną? Nie. To
” System. System odbić prawie zwierciadlanych.” Jego sumienie milczy, ale on postrzega siebie oczyma innych. To sumienie nie jest jego i on to czuje, bo „przegląda się” w drugim człowieku. A zbiorowość, która otacza go, czyni w miarę upływu czasu swoimi sędziami. „Poddaje się sztucznemu, międzyludzkiemu, zwierciadlanemu sumieniu, jak gdyby ono było jego prawdziwym sumieniem” . Żył on na katedrze ze spuszczonym wzrokiem oraz „wyczuwał w sobie i w swych przekonaniach głęboki fałsz”. I „zamiast dialektyki przyszło życie” i w świadomości Raskolnikowa musiało się wypracować zupełnie coś innego. „Pod poduszką Raskolnikowa biała Ewangelia. Wziął ją odruchowo...” Ów człowiek, „logiczny” zbrodniarz, w samotności stopniowo dorasta do spojrzenia na siebie oczami Boga. Odczuwa potrzebę zaczepienia swojego "„a"” o coś wyższego. A mianowicie o co ? Być może o „kościół międzyludzki', a może o Boga, lecz w każdym bądź razie o wyższą instancję. W systemie luster „ja” jest odbiciem formowanym przez innych. Walka z formą toczy się chyba tak naprawdę nie o siebie, a przeciw innym. „Być sobą” staje się marzeniem niezniszczalnym. Sam na sam z sobą wśród ludzi nie jest możliwe. „Człowiek stwarza się wciąż na nowo i z nim rośnie”. Przecież „człowiek rodzi się w okowach, lecz nie może stać się wolny”. Joseph Conrad powiedziałby, że staje się wolny nie wtedy, kiedy oddaje się w ręce przypadku i nie jest panem samego siebie, lecz kiedy podporządkowuje on swój kapryśny popęd nadrzędnemu celowi. Dla człowieka nie ma bowiem sprawiedliwości na tym skażonym świecie. Ustawicznie dążymy do prawdy, chcemy za wszelką cenę ją poznać, ale to jest niemożliwe. Prawda nie tkwi w teoriach, czy też dyktandach, złudnych tworach ludzkiego umysłu, ale w stosunku człowieka do samego siebie. Tragedią człowieka żyjącego w niezgodzie z własnymi pragnieniami nie jest to , że kłamie, ale że od kłamania uwolnić się już nie może, że życie jest jego szeregiem mitów, od których nie ma ucieczki. Świat dla Conrada jest groźnym widowiskiem i nie ma w nim miejsca na prawa czy zasady, bo „...świat ma być tylko widowiskiem. Widownią dla grozy, miłości, uwielbienia i nienawiści”, a „etyczny pogląd na świat wplątuje nas w mnóstwo okrutnych i bezsensownych sprzeczności gdzie, rzekłbyś, przepadają ostatnie szczątki wiary, nadziei, miłosierdzia i nawet rozumu”. Człowiek przychodzi na świat nie znając sensu swego przyjścia. Jedynym jego usprawiedliwieniem jest tylko to, że żyje. Ostateczną rzeczą podczas istnienia człowieka jakże często jest poczucie tragizmu, odosobnienia i nieuchronnie czekającej go klęski, ale nigdy rozpaczy i rezygnacji. Świat przecież nie może przytłaczać ludzi. Miernikiem naszej marności jest działanie. Do życia nie można stracić zaufania, trzeba się zgodzić z nim, jakiekolwiek by ono nie było. Nigdy nie można pozostać biernym wobec niego. Nic wielkiego na świecie nie narodziło się z refleksji. Trzeba więc działać, „zanurzyć się w niszczącym żywiole”(...) To jedyna właściwa droga. Iść za marzeniem i znowu za marzeniem...” W mierności siebie, życiu bez zakłamania, wyraża się wielkie zwycięstwo człowieka nad śmiercią i chaosem. „Jak” ważniejsze jest niż „dlaczego”. Zadanie jest proste : przetrwać burzę, doprowadzić swój statek do portu, walczyć aż do końca z przewrotną siłą morza. Nie można jednak zapominać, że heroiczny bohater, z uporem realizujący swe ideały, jest samotny. Samotny nawet wtedy, gdy ogarnia go miłość, ”najważniejsze ze złudzeń”. Nawet miłość, z istoty swojej uczucie przezwyciężające obcość ludzi względem siebie, kończy się klęską. Człowiek to wygnaniec, który albo wspomina swój raj utracony, albo do niego ustawicznie wraca, dobijając się do jego wrót. Naprawdę jest istotą z góry skazaną na śmierć, skłóconą wewnętrznie. Jego życie jest serią czynności zautomatyzowanych, którym usiłuje nadać jakiś wyższy sens, w rzeczywistości działania te pozbawione są sensu. Można przeżyć w ten sposób całe życie nie wiedząc, iż uczestniczyło się w przygodzie absurdalnej. Czasami jednak przychodzi moment przebudzenia - lunatyk odkrywa, że spacerował po skraju przepaści. Człowiek świadomy swej kondycji jest wygnańcem. „Czymże jest to niespodziewane uczucie, które wytrąca umysł ze snu tak koniecznego życiu. Świat, który można było widzieć od najgorszej strony, staje się światem znajomym. A na odwrót - we Wszechświecie pozbawionym złudzeń i świateł, człowiek staje się cudzoziemcem”. Samotny wyobcowany człowiek absurdalny rozpoczyna wędrówkę w stronę logicznego myślenia. Czy jego życie jest warte, aby zostało przeżyte? Jeśli nie, czyż nie jest podobne do egzystencji Syzyfa, który z rozkazu bogów wtacza na szczyt swój głaz wiedząc równocześnie, że jego trud jest i tak daremny. Samobójstwo wydawałoby się wyjściem najprostszym. Lecz przyjąć je, byłoby pójść na rękę siłom wrogim człowiekowi. „Efektowny sztych” byłby „częścią łatwiejszą”. Syzyf wie, że nie wtoczy swego głazu, ale świadomość swego losu może uczynić z niego istotę niepodległą, kto wie, może nawet szczęśliwą. Człowiek świadomy swej nieuniknionej przegranej może jednak, i powinien, zająć postawę aktywną i solidarną, stając w obronie innych zagrożonych przez „dżumę” . Jedyna godna przyjęcia postawa wobec „dżumy” to walka bez wytchnienia - w obronie życia ludzi i ich małego prywatnego szczęścia. „Dżuma” nie jest karą za grzechy - jest absurdem istnienia, jakiemu raz po raz stawia czoło człowiek. A absolutnego, jednoznacznego zwycięstwa nad „dżumą” nie ma, I jak powiedział Joseph Grand „...To jest życie, ot i wszystko”.
Co jednak znaczy - Dżuma?...” Przyczynę zła, absurdu, samotności widzi on przede wszystkim w sobie. Stać go na „milcząca cnotę” - tacy ludzie sprawdzają się najbardziej w sytuacji ostatecznej, uczą prawdziwego człowieczeństwa. Grand , w zderzeniu z trybami Sądu Ostatecznego, powie przekonany o doniosłości swojej pracy, iż „prawdziwy muzyk i tak by siedział przy pianinie”. „Sąd Ostateczny odbywa się codziennie”. Nasze spokojne, niczym nie zmącone życie, w każdej chwili może przyciągnąć .........ścigania. W absurdalnej sytuacji znalazł się i Józef K. - bohater „Procesu” Franza Kafki, który pewnego dnia niczego nie przeczuwając, zostaje postawiony w stan oskarżenia i aresztowany. Jaka jest jego wina? Kto go oskarża i sadzi? Jakie zarzuty stawia mu domniemany sąd? Na te pytania nie ma odpowiedzi. Co więcej, K. Najpierw przekonany o swojej niewinności, zaczyna coraz bardziej wierzyć w swoją „winę” , współpracować z sędziami, wreszcie bez sprzeciwu przyjmuje wyrok. Jakby w końcu utożsamił się z niezrozumiałym mechanizmem i poddał się wszechobecnej zasadzie, od której uciec nie sposób. Co to znaczy? Absurd to synonim czegoś nieracjonalnego, co wymyka się jednoznacznemu tłumaczeniu, co bardzo odbiega od doświadczenia. Świat wyszedł ze swoich ram, jest pozbawiony sensu „...sam w sobie nie jest rozumny”. Absurd rodzi się z konfrontacji, : ludzkie wołanie i milczenie świata. Również życie K. od momentu aresztowania jest pozbawione logiki. Także i on woła i napotyka na milczenie, stawia pytania i nie znajduje odpowiedzi. K. Jest bezsilny, nie ma żadnych praw wobec sadu, nie dowie się nigdy za co został skazany na śmierć. Wprawdzie stara się szukać pomocy u adwokatów, ale oni są jedynie „marną pociechą” odkładającą wyrok w czasie. Do Sensu, indywidualizmu trzeba dążyć w samotności. Ale jak, kiedy nasze starania ujawniają swoją jednoczesną bezsensowność. Pytanie o winę jest nieistotne, co więcej okazuje się, że wskutek naszych zabiegów wina dopiero powstaje. Sprawiedliwość jest tylko formułą, a nie rozgraniczeniem dobra i zła. Życie to „proces daremnego wyzwalania się człowieka”. Daremnego, bo wyzwolenie nie jest możliwe. Człowiek swoim istnieniem postawił się w stan oskarżenia i choć dobrowolnie składa się w ofierze, nic mu to nie daje, niczego nie przyspiesza. Józef K. najpierw jest przekonany , że aresztowanie to pomyłka, lecz z biegiem czasu odbywający się za jego plecami proces coraz bardziej przykuwa jego uwagę. W końcu myśli już tylko o nim, szuka w sobie winy. W finale już tylko czeka na egzekucję. Józek K. nie potrafi doprowadzić swego indywidualizmu do końca, do skrajności, ale byłoby to przecież wbrew naturze ludzkiej. Droga do indywidualizmu jest jednocześnie zjednoczeniem. Człowiek nigdy nie będzie sam. Jak mawiał Sartre :” człowiek mógłby żyć samotnie przez całe życie. Ale chociaż mógłby sam wykopać swój własny grób, musi mieć kogoś, kto go pochowa”. W kamieniołomie K. wciąż ma „nadzieję wbrew nadziei”, ustawicznie wierzy, choć jest pesymistą. Ale jak tu mieć nadzieję, skoro „pancerz ziemi pęka”, a na widnokręgach widać armie, powołane do wykonania gestu, jakim jest owo „marzenie krwi”. Czy możliwe jest, aby świat mógł być odkupiony? Czy jest szansa dla człowieka? Czy złożona w ofierze młodość ma szansę na ocalenie? Czy sensowne może być owo „kochać” ? Okazuje się, że są to wartości, które się już nie sprawdzają lecz nie z winy kochających „Pancerz ziemi” okazuje się być za ciasny. Dzieje ludzkości nie są już znakiem postępu. Postęp jako utopia ideologów oświecenia, będzie się jawił jako znak równania między człowiekiem dwudziestego wieku - troglodytą. Czy jest sens istnienia będącego „ziemią tragiczną”? Pytanie to lepi się do krwi. „Nitka krwi” została wpisana w naszą egzystencję od Kaina. Cały dorobek ludzkości to zdewastowany Akropol, zapomniana wina zarosła kępami traw. Znikła „instancja”, która dawała nam życie, czyniła zjawiska „czyimiś” i sprawiała, że stawały się przeżyciami. Ludzie powtarzają gesty, słowa, lecz powtarzając się po raz któryś z kolei mają świadomość działania w pustce, bowiem zanikł z nim głos wewnętrzny.
Świat się od nas oddala i przestaje być naszym światem. Człowiek nie „działa”, ale raczej „reaguje”, nie „wybiera”, tylko „naśladuje wzory”, nie „włada sobą”, tylko reaguje na bodźce”. Wrogość świata powoduje, że przestał człowiek czuć się „partnerem', „nosicielem powołania”, utracił samego siebie, przestał wiedzieć kim jest i ugrzązł w bezruchu :”Jak to się stało? Nie mogę zrozumieć. Byłem przecież i we mnie było dużo rzeczy, a teraz tu nic nie ma”... Niecały świat może być przez nas zawłaszczony. Nadzieja rodzi się z innej pewności, że to ,co nieosiągalne, jest również rzeczywiste, jak to, co doznane zmysłowo. I człowiek rozpaczliwie wierzy - bez wiary przecież żyć nie potrafimy. Jest rozpaczliwie przekonany, że Sens istnieje, że Bóg będzie stanowił gwarancję tej wiary. Jego dramat wartości polega na tym, że „ciężko Boga dźwigać”, a nad nim „puste niebo”. Najgorszy jest trud przyjęcia Boga, skoro śmierć jest masowa, anonimowa i pozbawiona swego majestatu. A jednak „szukam nauczyciela i mistrza”, niech przywróci mi wzrok, słuch i mowę, niech oddzieli światło od ciemności”.
Człowiek nie pada na duchu, nie godzi się z „dżuma” tego świata. Wprawdzie ma świadomość kryzysu wartości, ale nie potrafi żyć godząc się na „puste niebo'. Nie potrafi żyć sam, zawsze poszukuje znaku. Bez wiary istnieć nie potrafimy, bo nie jesteśmy tylko bytem „mieć”, ale i „pragnąć”. „Puste niebo” staramy się zapełnić i wierzymy, że uda się to zrobić. Bez znaku, Godota, istnieć nie można i właśnie dzięki niemu możemy rozumieć to, co nieuchronne. Wydaje się, że człowiek żyje absurdalnie, że jest irytująco pospolity, ale od czasu do czasu zastanawia się nad swoją egzystencją. Człowiek „każdy” jest kimś więcej niż tylko schematem, Formą, bo zadaje sobie pytania i zaczyna w nie wierzyć:
„-gdzie jest ten głos
powinien odezwać się
gdy na chwilę zamilknie
niezmordowany monolog ziemi”
Zamiast głosu słyszymy jednak tylko „niezrozumiałe bulgotanie”
Lecz, czy w tym oczekiwaniu nie jesteśmy najbardziej ludzcy? Czy sobą nie jesteśmy właśnie w szczegółach, drobiazgach, w przyziemności banalnych kłopotów. Całe nasze życie jest serią doświadczeń, uwikłań sytuacyjnych, wędrówką przez miejsca zagrożeń, zwątpień i niepewności, gdzie człowiek staje przed koniecznością uświadomienia sobie tego, co nieuchronne, przed pytaniem o zdolność sprostania pewnemu wzorowi człowieczeństwa. I wiele razy musimy poddać się losowi, powiedzieć : nie dopłynąłem musiałem zawrócić. Lecz tkwi w tym szansa zrozumienia, że w „podróż” konieczne jest „zabrać imię człowieka”. Trzeba sobie uświadomić nieuchronność zabiegów o wewnętrzną suwerenność, „posiadanie siebie”, że źródłem naszego myślenia jest każdy z nas indywidualnie. Musimy sami dla siebie stać się „instancją”, niezależnie od „oblężonego miasta”, być podmiotem w oszalałym świecie. Konieczne jest branie przykładu z Pana Cogito - podmiotu wiersza Zbigniewa Herberta, który swoich decyzji, kłopotów, rozterek nie przekazuje innym, lecz zachowuje je dla siebie. Słucha głosu wewnętrznego, który nie tyle wskazuje drogę, co przypomina, że pewien zakres naszej władzy nad samym sobą jest niezbywalny. Słuchać owego Dajmoniona, to znaczy żyć odrębnie, na własną rękę, obronić się przed „uduszeniem bezkształtem”. Człowiek nie może być nigdy nie ukształtowanym kształtem. Musi być wewnętrznie związaną konstrukcją osobową. Musimy też powtarzać wielkie słowa, powtarzać je z uporem, tak jak to czynili ci, co szli przez pustynię, ginąc w piasku. Bo wierność, aktywne uczestnictwo, potwierdzanie wartości ma doprowadzić do dobra, którego Pan Cogito nie zdobędzie. To paradoksalne stwierdzenie odsłania heroiczność i tragizm postawy wyprostowanej. Postawa wyprostowana nie daje się utrzymać w pionie pozostaje dla niej tylko wymiar horyzontalny. W tym metafizyczno - ironicznym stwierdzeniu mieści się cały trud etyki Herberta. Życiem trzeba stale dawać świadectwo, stąd ważny także ostatni gest, ostatnie słowo, tak jak zachowanie wspaniałego rycerza z „Pieśni o Rolandzie”, który umierając zwrócił się twarzą w kierunku ojczyzny. Chcielibyśmy stanąć na wysokości zadania, „wznieść się” ponad los, spojrzeć mu prosto w twarz, być odważnym nie zważając na współczesną rzeczywistość. „Człowiek zawsze czuje się czymś więcej niż tym, co osiągnął, więc cokolwiek by osiągnął, w niczym nie może znaleźć zadowolenia, ukojenia, szczęścia”. Należy jednak pamiętać, że „ Bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika” i zawsze może się ożywić. Może bowiem „przez dziesiątki lat pozostać uśpiony w meblach i bieliźnie, że czeka cierpliwie w pokojach w piwnicach, w kufrach, w chustkach i papierach i że nadejdzie dzień, kiedy na nieszczęście ludzi dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście”. Oblężenie trwa długo, „ale obrona trwa i będzie trwała do końca i jeśli miasto padnie a ocaleje jeden, on będzie niósł miasto w sobie po drogach wygnania - on będzie miasto...”
Życie- to jedyne, co mamy i nie możemy go zmarnować. I w pełni zgadzam się z „poetką wielkich spraw i zarazem mistrzynią specyficznie poetyckiego humoru „ - Wisławą Szymborską, iż: :
„ Nie znam roli, którą gram
wiem tylko, że jest moją, niewymienna.
O czym jest sztuka,
Zgadywać muszę wprost na scenie”
W przedstawienie życia zostaliśmy „wpisani” bez możliwości próby, powtórzenia sceny (ale to przecież teatr, a nie film, gdzie można powtarzać nakręcone już ujęcia). Prowadzi to nawet do swoistego buntu; „Czy to w porządku - pytam”.
Bo siła sprawcza tego, co dzieje się na scenie, znajduje się z boku, poza człowiekiem. Tempo akcji jest narzucone, życie człowieka zostało zdeterminowane. Ale pozostaje przekonanie o niezwykłym znaczeniu, jakie mają dla nas konsekwencje naszych czynów:
„ I cokolwiek uczynię,
zamieni się na zawsze w to, co uczyniłem”.
Oto właściwy wymiar ludzkiej egzystencji. Jednorazowość naszego życia powoduje, że nieustannie musimy dbać o konsekwencje naszego postępowania. Taka jest nasza rola w teatrze życia.
Próba dialogu z „romantycznym bohaterem przegranym” i jego spadkobiercami w innych epokach literackich.
Bohater literacki jest przede wszystkim wyrazicielem podstawowych idei epoki. Dlatego też bohater ów „umiera” wraz z końcem okresu, w którym był kreowany. Nie zawsze jednak tak właśnie się dzieje. Najbardziej żywotną postacią literacką jest bohater romantyczny, którego cechy powracają i są wciąż aktualne w późniejszych epokach Postać ta oczywiście ewaluuje, zmienia się, będąc wzbogacona o doświadczenia kolejnych epok.
Jednym z bohaterów literackich jest „Konrad Wallenrod”. Pochodził on z Litwy, ale jego rodzinę wymordowano, dom spalono a jego porwali Krzyżacy. Był wychowywany na dworze Wielkiego Mistrza Krzyżackiego - Winrycha. Jego litewskie imię to Walter, ale Krzyżacy nadali mu imię Alf.. Na dworze spotkał Halbana - wajdelotę, który powiedział mu, że jest Litwinem i podsycał jego nienawiść do Krzyżaków. Podczas nadarzającej się okazji znalazł się po stronie litewskiej, ożenił się z córką litewskiego księcia Kiejstuta - Aldoną. Jednak porzucił ją wkrótce, aby służyć ojczyźnie. Podczas jednej z wypraw krzyżackich wykorzystał zaginięcie Konrada Wallenroda, podszył się pod niego i wrócił do Krzyżaków pod tym nazwiskiem. U Krzyżaków zyskał przychylność, został wybrany Wielkim Mistrzem Zakonu, poprowadził wojska krzyżackie na wojnę z Litwą w taki sposób, aby Krzyżacy przegrali. Kiedy zauważyli zdradę, chcieli postawić go przed sądem, ale on popełnił samobójstwo.
Kolejnym bohaterem romantycznym przegranym jest Konrad, który buntuje się przeciwko Bogu. Na początku jawi się on jako poeta, nierozumiany przez otoczenie i pogardzający innymi poetami. Konrada łączy z Bogiem akt tworzenia, bo Konrad jest poetą i tworzy poezję a Bóg stworzył świat. W drugiej części Konrad utożsamia się z ojczyzną. Przemawiając do Boga mówi: „daj mi rząd dusz”(chciałby, aby Bóg podzielił się z nim władzą, a wówczas Konrad uszczęśliwi naród). Zarzuca Bogu, że Bóg nie jest miłosierny, a kiedy Bóg milczy, bluźni przeciwko Niemu mówiąc ”kłamca, kto Ciebie nazwał miłością, Ty jesteś tylko mądrością”. Kiedy Bóg nadal milczy on coraz bardziej się buntuje, przeradza się a bunt prometejski. Konrad przypomina Prometeusza, który w imieniu narodu żąda od Boga zlitowania. Bóg głuchy jest na słowa Konrada, który mówi;” Nazywam się Milijon, bo za miliony kocham i cierpię katusze”. Ostatnie bluźnierstwo wypowiada za Konrada Szatan przyrównując Boga do cara.
Kordian to typowy bohater romantyczny poszukujący sensu i celu w życiu. Przeżywa nieszczęśliwą miłość do Laury, która jest od niego o wiele starsza, odrzucenie przez Laurę jest powodem jego samobójstwa. Bohater romantyczny konfrontuje marzenia z rzeczywistością. Podróżuje po Europie, w Anglii uświadamia sobie, że światem rządzą pieniądze, za które można kupić tytuł szlachecki, miejsce w parlamencie a nawet na cmentarzu. We Włoszech spotkał Wiolettę, która bardzo kocha pieniądze Kordiana niż jego i porzuca go w momencie, kiedy dowiaduje się , że on nie ma pieniędzy. W Watykanie zawodzi się na papieżu. Ten zamiast udzielić mu duchowego wsparcia nakazuje, aby Polacy się modlili, czcili cara i wierzyli w Boga, a każdy zryw narodowy Polaków zostanie przez papieża potępiony. Na górze Mount Blanc wygłasza słynny monolog, poszukuje sensu i celu w życiu, ma myśli samobójcze, jest rozgoryczony otaczającą go rzeczywistością. Wreszcie odnalazł cel życia, jest nim walka o wolność. Rzuca hasło „Polska Winkelriedem narodów”. Winkelried to szwajcarski wojownik, który przyjął na siebie strzały wroga, ale dał drogę do zwycięstwa. Konrad występuje jako spiskowiec. Decyduje się na zamach na cara, którego musiał dokonać sam., gdyż wszyscy się wycofali. Jednak w decydującym momencie okazuje się zbyt słaby. Strach i imaginacja odbierają mu moc. Pada zemdlony przed komnatą cara. Znalazł się w szpitalu dla wariatów, gdzie doktor, próbuje mu uświadomić, iż jego czyn był nadaremny.
Również IV część „Dziadów” prezentuje nam typowego kochanka romantycznego. Jest nim Gustaw, który przedstawia historię swojej miłości w trzech symbolicznych godzinach: miłości, rozpaczy i przestrogi. Przychodzi do księdza i mówi, że niepotrzebnie pokazał mu utwory Goethego, Schillera, które nie pokazują całej prawdy o świecie. Mówi, że dobrze mu było przy boku swej ukochanej. Ta jednak porzuciła go dla bogatszego. Obserwował jej wesele, doznał obłędu i popełnił samobójstwo.
Charakter romantycznego bohatera został nieco zmodyfikowany przez Mickiewicza, w postaci Jacka Soplicy. Soplica nie był egotykiem , nie działał w osamotnieniu. Autor chciał w „Panu Tadeuszu” wykreować wzorzec osobowy, godny, a jednak nietrudny do naśladowania dla przeciętnego szlachcica, niepozbawionego wielu wad.
Cechy romantyczne ożywają w Wokulskim - bohaterze „Lalki” B. Prusa. Zarówno Wokulski jak i Rzecki są ludźmi, których charaktery zostały ukształtowane już w epoce romantyzmu, jednak przyszło im żyć w nowych czasach. W duszy Wokulskiego ścierają się dwie osobowości - „ja” romantyczne i pozytywistyczne. Po poznaniu Izabeli zdecydowanie dominuje to pierwsze. Właśnie miłość nie pozwoliła bohaterowi w pełni zrealizować się jako pozytywiście. Kochał Izabelę wielką, absolutną miłością. Często kierował się emocjami, postępował impulsywnie. Wokulskiego cechuje ambiwalencja uczuć. Bohater popada na przemian w stany apatii i euforii. Pogardza ludźmi pustymi, próżnymi. Pomaga biednym, lecz często czyni to powodowany wielkopańskim kaprysem albo w przypływie dobrego humoru, który spływa na niego pod wpływem chwilowej przychylności panny Izabeli. Bohater niemalże gardzi filantropią, z pewnością nie uważa jej za skuteczny sposób rozwiązania problemu biedy czy bezrobocia.
Wokulski przeżywał często wewnętrzne dylematy. Związane to było głównie z jego skłonnościami romantycznymi i pozytywistycznymi „Gdy los złamał w nim rycerza, obudził się uczony, gdy zrobił go wdowcem po starszej kobiecie, ocknął się kochanek”.
Postać ta nie była w pełni rozumiana przez otoczenie, nawet przez przyjaciela Rzeckiego.
Bohater podobnie jak romantycy postrzegał kobietę jako boginię. Istotę, którą należy czcić. Nie przeszkadzało mu to jednak w odtrąceniu zakochanych w nim: Kasi i pani Stawskiej. Jest więc Wokulski postacią nieobliczalną, zagadkową. Trudno jednoznacznie ocenić jego postępowanie. Bohater „znika ze sceny” po sprzedaniu sklepu, wtedy wszelki słuch po nim zaginął. Zdania krytyków literackich na temat dalszych losów Wokulskiego są podzielone. Budzyk stwierdził: „Wokulski musiał zginąć przywalony resztkami feudalizmu i nie podsuwajmy innego, lepiej rzekomo domyślanego do końca epilogu powieści”
Bohaterem posiadającym wiele cech romantycznych jest również Ignacy Rzecki. Pochodził on z proletariatu miejskiego, wychowany został w atmosferze kultu Napoleona. Miłości do wielkiego wodza pozostał Rzecki wierny do końca życia. Wierzył w możliwość powrotu epoki napoleońskiej, lecz jego marzenie nie spełniło się. Duszą bohatera władała również idea walki narodowowyzwoleńczej. Brał udział w kampanii węgierskiej w czasie Wiosny Ludów. Romantyczną cechą bohatera jest również zbytnia ufność w siłę przyjaźni z Wokulskim . Na rzecz swego przyjaciela Rzecki rezygnuje z wielkiej miłości do pani Stawskiej. Subiekt zawiódł się jednak na przyjaźni. Stach nawet nie poinformował go o tym, że sprzedaje sklep. Świat ideałów bohatera ostatecznie legł w gruzach, gdy oskarżono go o kradzież. Jego - najuczciwszego z uczciwych - posądzono o zbrodnię „którą się brzydził'.
Potwierdzeniem hołdowania dawnym ideałom był też ubiór Rzeckiego, który sprawiał, iż postrzegano go jako dziwaka. Rzecki to człowiek samotny, jednostka o bogatej osobowości. Jest idealistą minionej epoki, wielokrotnie ponosi klęskę.
Żywotność cech romantycznych w pozytywizmie potwierdza również kreacja Andrzeja Kmicica - Bohatera „Potopu” H. Sienkiewicza. Kmicic jest postacią dynamiczną, w jego życiu wyróżniamy trzy zasadnicze etapy. Poznajemy go jako hulakę, typowego szlacheckiego pieniacza żądnego przygód. Otaczają go ludzie wyjęci spod prawa, zdolni do nieprzemyślanych czynów. Ważnym momentem w życiu bohatera staje się poznanie Oleńki Billewiczówny. Dziadek Oleńki zapisał ją w testamencie Kmicicowi, młodzi pokochali się od pierwszego wejrzenia.
Wybuchowa natura bohatera staje się przyczyną wielu błędów. Zmazywanie win trwa niemal przez całe dwa tomy „Potopu”, aby w ostatecznym rachunku dokonała się całkowita rehabilitacja bohatera. Dopiero wówczas może on poślubić Oleńkę. Kmicic rehabilituje się poświęcając dla dobra ojczyzny. Zmienia swe nazwisko na „Babinicz”; walczy razem z konfederatami, wykazując się niezwykłą odwagą, męstwem. Na szczególną chwałę bohater zasługuje podczas obrony Jasnej Góry.
Można zauważyć wiele analogii między losem Andrzeja Kmicica a losem Jacka Soplicy. Obaj bohaterowie zmieniają nazwisko (Soplica - Robak, Kmicic- Babinicz) a zmiana ta związana jest też ze zmianą osobowości, stylu życia. Po przemianie są wielkimi patriotami, oddanymi bezgranicznie ojczyźnie. Obaj przeżywają wielką miłość, która ma decydujący wpływ na ich życie. Uczucie Kmicica było szczęśliwą rehabilitacją, umożliwiło mu powrót w rodzinne strony Oleńki, a ona sama - widząc w nim bohatera narodowego, przebaczyła wyrządzone przez niego krzywdy. Kreacja Kmicica potwierdza żywotność tradycji romantycznej w polskiej literaturze.
Żywotność bohatera romantycznego ujawniła się również w twórczości młodej Polski. Bohaterem jednego z najwybitniejszych dzieł tego okresu, powieści "Ludzie bezdomni" St. Żeromskiego, jest Tomasz Judym. Jest on lekarzem pochodzenia proletariackiego, buntującym się przeciwko tezie "lekarz jest dla bogatych". Doktor Judym, wychowany w nędzy, świadomy swego pochodzenia, czuje się zobligowany do spłacenia "przeklętego długu" wobec ludzi ubogich. Jednak lekarz napotkał na swojej drodze liczne przeszkody - opór środowiska zawodowego - lekarzy, stawiających sobie za główny cel zarobkowanie, zapominających o obowiązku niesienia pomocy cierpiącym. Inne przeszkody to zła wola i obojętność ludzi decydujących o sprawach ważnych dla innych. Ostatnia trudność to problemy osobiste, które bohater powieści musi pokonać. Judym jest zwolennikiem poglądu, że walka z krzywdą społeczną godna jest największych poświęceń, włącznie z rezygnacją z prawa do szczęścia osobistego. Dlatego też bohater zrywa z ukochaną kobieta - Joanną Podborską, uważając, że nie ma prawa sam być szczęśliwy, dopóki tak wiele ludzi żyje w nędzy, spotyka się z obojętnością i egoizmem tych, którzy powinni pomagać potrzebującym. Tak więc bohater postanawia samotnie walczyć o naprawę świata.
Doktor Judym posiada wiele cech romantycznych. Oprócz miłości odwzajemnionej ( do Joasi ) przeżył również głębokie zauroczenie Natalią Zawadzką. Było to uczucie nieszczęśliwe, Natalia poślubiła innego mężczyznę. Bohater życie swe podporządkował jednej idei - społecznikowskiej pasji, "spłacaniu przeklętego długu", co potwierdzają słowa: "Nie mogę mieć ani ojca, ani matki, ani żony, ani jednej rzeczy, którą bym przycisnął do serca z miłością, dopóki z oblicza ziemi nie znikną te podłe zmory, muszę wyrzec się szczęścia. Muszę być sam jeden".
Działa samotnie, jego poglądy nie zyskują szerszego poparcia. Bohater ma "rozdartą" duszę, staje wobec trudniejszych dylematów. Wewnętrzne rozterki Judyma symbolizuje "rozdarta sosna, ociekająca krwawymi kroplami żywicy". Bohater jest postacią tragiczną - nigdy w pełni nie osiągnie celu, który sobie wyznaczył, nigdy też nie będzie szczęśliwy.
Również Artur z "Tanga" Mrożka posiada cechy romantyka. Jak on buntuje się. Sprzeciwia się on brakowi norm. Pragnął przywrócić dawny porządek. Ale miał świadomość, że dążenie do formy w jego wieku jest nienaturalne: "nie mogę przecież być wciąż konformistą". Wierzy on jedynie, że rytualny gest przywróci porządek świata. Gdy okazuje się, że jest to niemożliwe Artur będzie musiał umrzeć. Zostaje zabity przez Edka.
Powyższe rozważania nasuwają jednoznaczny wniosek: rozdarty wewnętrznie samotnik, indywidualista, skłócony poszukiwacz prawdy i moralności, bohater --utopista, podporządkowujący swe życie jednej idei - to postać wiecznie żywa w literaturze. Począwszy od romantyzmu - epoki, w której narodził się ten typ bohatera, postać ta pojawia się w wielu utworach w późniejszych latach, będąc nadal żywą w czasach współczesnych.
Ponadczasowe wartości - motywy antyczne i chrześcijańskie w literaturze i sztuce.
Antyczne i biblijne postacie, wydarzenia, przypowieści i filozofie przyczyniły się do ukształtowania kultury europejskiej, ale także pomogły ludziom stworzyć prawa rządzące naszym światem. Biblia stała się cennym drogowskazem i zarazem skarbem postaw i wzorców osobowych. Jest nie tylko księgą świętą, zbiorem religijnych przykazań i norm etycznych. Pismo Święte traktuje się jako niewyczerpalny zbiór wątków literackich, inspirujących twórczość wielu artystów, nie tylko wierzących, ale również takich, którzy szukają w Biblii jedynie tematów i fascynacji artystycznych.
Jedną z najbardziej inspirujących ksiąg biblijnych jest Księga Koheleta. Księga ta zawiera rozważania całej ludzkości nad ludzkim istnieniem, zadaje pytanie czym jest ludzkie życie i człowiek. Odpowiedzią na pytanie jest następujący fragment: "marność nad marnościami, wszystko marność". Koncepcja w późniejszych wiekach była podejmowana m.in. przez Jana Kochanowskiego. We fraszce "O żywocie ludzkim" poeta rozważa problem destrukcyjnego wpływu czasu, który wszystko niszczy, zarówno dobra materialne jak i urodę i sławę. Człowiek jest marionetką w teatrze świata, którą po spektaklu można odłożyć na bok. Podobną tematykę podejmuje również i Daniel Naborowski w wierszu "Marność". Jest to problematyka filozoficzno-religijna. Już sam tytuł utworu nawiązuje do ks. Koheleta. Według poety, natura ludzka sprawia, że człowiek celem swego życia czyni bezustanne dążenia do zdobywania ziemskich dóbr. Takie rozmiłowanie w marności oddala ludzi od Boga. Marnością są sprawy ziemskie, materialne, doczesne, a przecież wszystko to w życiu przemija, wszystko ma swój szybki koniec. Na kruchość ludzkiego istnienia wskazuje "Krótkość żywota". Utwór ten jest przejawem fascynacji przemijaniem, nicością i śmiercią. Naborowski rozważa kwestię życia ludzkiego w perspektywie uniwersalnej, w wymiarze boskim. Ludzkie życie to tylko "dźwięk, cień, dym, błysk". Nic nie trwa wiecznie, nic się nie powtarza, wszystko przemija. W "Lalce" B.Prusa również nawiązuje do ks. Koheleta. Zabawki porównane do człowieka, funkcjonują jak mechanizmy, kiedy się zużyją, bądź pozbawione zostaną mechanizmu, tak jak człowiek duszy, stają się marnością. Prus nie używa słowa marność, lecz wszystkie dążenia, marzenia ludzkie okazują się być głupstwem. W epoce baroku słynny malarz Rembrandt namalował obraz "Lekcja anatomii". Nie liczą się w nim wartości, ludzka dusza, istotne jest jedynie ludzkie ciało jako przedmiot badań naukowych.
Słynna księga Hioba należy do pism mądrościowych. Podejmuje ona problem niezawinionego cierpienia, stara się dociec dlaczego człowiek cierpi, jeśli nie popełnił grzechów. W kulturze europejskiej istnieje przede wszystkim jako znak cierpienia i godności człowieka. Literatura współczesna pokazuje, że cierpienie nie uszlachetniło człowieka, a nawet prowadziło do psychicznej klęski.
Z kolei przypowieść o synu marnotrawnym znalazła swoje odzwierciedlenie w późniejszych epokach. Syn marnotrawny zszedł na złą drogę, ale potrafi zrozumieć swój błąd - umiejętność przebaczania i przyznawania się do winy. Obraz Rembrandta "Powrót syna marnotrawnego" nawiązuje do tego motywu. Obraz utrzymany jest w tonacji ciemnej, brązowo-czarnej. Na pierwszym planie widoczny jest tyłem odwrócony, syn klęczący przed ojcem, na znak pokory i wstydu za dotychczasowe postępowanie. Na twarzy stroskanego ojca widać radość. Trzyma ręce na ramionach syna, co wyraża przebaczenie. W tle widać postacie przyglądające się tej scenie.
Będący metaforyczną i symboliczną formą literacką mit, niesie ze sobą wielorakie, ponadczasowe i uniwersalne treści, pokazuje pierwotne wzory ludzkich zachowań i postaw. Starożytna mitologia dzięki swemu uniwersalizmowi odkrywana wciąż na nowo, reinterpretowana, od wieków fascynowała i poruszała ludzką wyobraźnią. Stała się niewyczerpanym źródłem tematów sztuk pięknych, z którego czerpano najobficiej w okresach, gdy do życia powoływano na nowo antyk. Wiele mitów po dziś dzień oddziaływuje na literaturę i sztukę. Mitem, do którego często nawiązywali twórcy, jest mit o Dedalu i Ikarze, których postacie w czasach nam współczesnych symbolizują dwie diametralnie odmienne postawy: marzyciela - fantasty oraz realisty. W swych literackich nawiązaniach korespondujących niekiedy ze znanym obozem Breugla "Upadek Ikara", eksponowali małość tragicznego upadku, jego znikomość, w porównaniu z trudem zwykłego codziennego życia. W jednym ze swych utworów również Ernest Bryll powrócił do ikaryjskiego motywu, nie będąc w stanie pojąć, dlaczego "wciąż o Ikarach głoszą choć doleciał Dedal". Do motywu lotu nawiązał także A.Mickiewicz w "Odzie do młodości", zwracając się do młodości, która zawierać powinna cechy przypisane Ikarowi: bunt, idealizm, niepodporządkowanie normom ograniczeń. Młodzi bowiem wznoszą się nad światem, pragnąc dokonać wielkiego czynu, nawet jeśli ceną miałoby być poświęcenie.
Kolejnym z mitów niejednokrotnie wykorzystywanym przez literatów był mit o Prometeuszu. Zwykle służył on w kreowaniu postawy określanej mianem prometeizmu, czyli zdolności do najwyższego poświęcenia w imię dobra ogółu ludzkości.
Szczególnie często motyw prometejskiej postawy propagowano w dobie romantyzmu. Wykorzystywał go Juliusz Słowacki, kreując "Kordiana", A.Mickiewicz "Konrada" z III cz. Dziadów, a także Zygmunt Krasiński w postaci Hrabiego Henryka z "Nie - Boskiej komedii". Tychże trzech romantycznych bohaterów pragnęło poświęcić się dla dobra innych, ojczyzny, nawet kosztem własnego życia.
'' Ja i ojczyzna to jedno . Nazywam się Milijon , bo za miliony kocha i cierpi katusze '' - mawiał Konrad , będąc umęczonym cierpieniem narodu . Buntuje się , niczym Prometeusz przeciw bożej obojętności , domagając się ''rządu dusz'' , wierząc , że jest mu pisane poprowadzić naród do wolności . Zbliżoną postawę reprezentuje Kordian mówiąc o sobie , że jest '' posągiem człowieka na posągu świata'' . Marzył podobnie jak Konrad, o przywództwie , z tą jednak różnicą , że ową władzę dobrowolnie powinni przekazać ludzie. Mógłby wtedy poprowadzić ich do celu , którym miałoby być wyzwolenie Europy monarchistycznego ucisku. Jego prometeizm okazał się bezcelowym , gdyż jedyne co oddał ludziom to własna samobójcza śmierć . Także i Hrabia poświęcił swe życie dla szanowanych przez siebie wartości stając na czele obozu arystokracji.
Z kolei "Prometej - Adam" z hymnu Jana Kasprowicza "Dies ire" buntuje się przeciwko losowi człowieka skazanego za grzech na wieczne potępienie w dniu Sądu Ostatecznego. Sprzeciwia się także Bogu, spokojnie obserwującemu walkę ludzi ze stworzonym przez niego złem i szatanem. Motyw prometejskiego buntu powraca także w "Hymnach" Jana Kasprowicza, gdzie podmiot liryczny, podobnie jak antyczny Heros, przeciwstawia się Boskim wyrokom. Spiera się o los człowieka, który w jego oczach stanowi tylko pustą i beznadziejną wędrówkę ku śmierci i zatraceniu. Postrzega bowiem, iż od chwili narodzin człowiek kopie sobie grób, podczas gdy Bóg pochłonięty innymi sprawami nie interesuje się biegiem wydarzeń na ziemskim padole.
Syzyfowa praca stała się dla współczesnego człowieka synonimem trudu bezsensownego, z góry skazanego na niepowodzenie, mimo włożonego w nią wysiłku i mozolnego powtarzania. "Syzyfowe prace" to tytuł powieści St. Żeromskiego, który użył mitologicznego zwrotu, aby w ten sposób nazwać pracę rusyfikatorów, którzy próbują zawładnąć duszą polskich uczniów.
Motyw nieśmiertelności twórcy poety i poezji wywodzi się z czasów antycznych i wiąże się również z osobą Horacego. Poezja daje poecie sławę i nieśmiertelność. Cytat "non omnis moriar" - "nie wszystek umrę" bo pozostanie po mnie sława poetycka. exegi monumentum rozwija Jan Kochanowski we fraszce " Ku Muzom " oraz w pieśni "Niezwykłym i nie lada piórem opatrzony". W pieśni tej poeta daje wyraz przekonaniu o nieśmiertelności jaką poecie zapewnia jego twórczość. Poeta ma dwoistą naturę - śmiertelną i nieśmiertelną. W pierwszej części jest stąpającym po ziemi człowiekiem, w drugiej części szybującym po niebie ptakiem. Śmierć wyzwoli tę drugą stronę natury, co sprawi, że artysta nigdy nie umrze. We fraszce "Ku Muzom" poeta zwraca się do Muz z prośbą o zapewnienie jemu i jego poezji nieśmiertelności. Pisze;
" ...niech ze mną zaraz me rymy nie giną,
Ale kiedy ja umrę, ony niechaj słyną."
Także Juliusz Słowacki w "Testamencie Moim" zawarł motyw horacjański . Poeta ma nadzieję, że jego poezja choć nie jest znana, to będzie zrozumiana przez przyszłe pokolenia. W twórczości Mickiewicza również pojawia się mit o nieśmiertelności poety i poezji. W utworze "Ajudah" opisuje widok ze szczytu góry . W dole widać morze jako '' spienione bałwany '' i jak "wojsko wielorybów" niesie ono ze sobą "muszle perły i korale", które zostawia na piasku. Bałwany morskie przypominają natchnienie poetyckie, a owoce morza są konsekwencją natchnienia. Porównuje morze do swego serca, które często targane jest namiętnościami, pozostałością po poecie będą "nieśmiertelne pieśni", które ozdobią skroń twórcy i zapiszą go w pamięci ludzkości.
Również Jan Kochanowski w "Odprawie posłów greckich" wykorzystał zaczerpnięty z "Iliady" Homera fragment mitu trojańskiego, opowiadający o uprowadzeniu przez Parysa pięknej Heleny, co stało się przyczyną wojny. Król Priam przedkładający dobro własnego syna nad interesy państwa, nie wyraził zgody na żądania Greków, jakoby miał zwrócić Helenę. Naród zapłacił zatem za błędy swego władcy . U Kochanowskiego mit ten stanowi jednak "historyczną maskę", pod którą ukryte jest rzeczywiste oblicze ówczesnej Rzeczypospolitej oraz jej obywateli. Owe nawiązanie do antycznej historii służyć miało ukazaniu stanu moralności szlacheckiej oraz krytyce słabego króla, podejmującego decyzje według woli sejmowej większości kierującej się prywatą, a niepokoje swoje wkłada w usta wieszczki Kasandry. Problemy ukazane w utworze mają wymiar ponadczasowy, aktualne pozostają we współczesnych nam czasach, co stanowi o jej uniwersalizmie .
Nike była grecką boginią zwycięstwa. Wiele miast posiada posągi tej bogini i Warszawa, Paryż. Najsłynniejszy posąg to "Nike z Samotraki" wyrzeźbiona w pierwszej połowie II wieku p.n.e. Obecnie rzeźba znajduje się w Luwrze. Bardzo często wspomina się ją w literaturze polskiej. Tak jest w "Nocy listopadowej" Wyspiańskiego w wierszu Adama Ważyka pt. "Nike" i w wierszu Z. M. Pawlikowskiej Jasnorzewskiej pt. "Nike, która się waha". W tym ostatnim Nike jest jednak inna, antycznej towarzyszyły bóstwa, natura jest jej zatem dwoista. W boskiej wydaje się drzemać coś ludzkiego. Odbywa się walka uczuć z mitem. Nike tak bardzo pragnęła pocałować chłopca w czoło, przegrywa jednak z odwiecznym wyobrażeniem rzeźbiarze wydali jej bowiem nieruchomą wyniosłość.
W utworze "Apollo i Marsjasz" Z. Herbert dopowiada dalszy bieg historii o Marsjaszu-sylenie, bóstwie przyrody o postaci półczłowieka- półkoniu. Układał on hymny na cześć bogów i miał bardzo wysokie mniemanie o własnym kunszcie. Zdobył się nawet na zuchwalstwo i wyzwał Apollina do zawodów muzycznych. Oczywiście wynik pojedynku był z góry przesądzony. Sędziowie przyznali zwycięstwo Apollinowi, ten zaś rozkazał nieszczęśliwego Marsjasza obedrzeć ze skóry. Nieludzki w swej doskonałości jest Apollo, ma nerwy "z tworzyw sztucznych", skoro nie wzrusza go krzyk cierpiącego męki.
W mitologii ukazany został motyw Arkadii, czyli krainy wiecznej szczęśliwości. Nawiązywał do niej Jan Kochanowski w "Pieśni świętojańskiej o Sobótce". Wieś to szczęśliwa, cudowna, rajska kraina. Bliskość z naturą przynosi człowiekowi ukojenie. Najgłośniej rozbrzmiewają tu słowa pieśni XII "wsi spokojna, wsi wesoła, jakiż głos twej chwale zdoła". Jest to wizja harmonii i ładu, dająca człowiekowi radość i rozrywkę.
Od poety Tyrteusza wywodzi się termin poezji tyrtejskiej. Był on starożytnym poetą, żyjącym w Grecji, w Sparcie w V wieku p.n.e. Pisał głównie pieśni wojenne i marszowe, zagrzewające spartan do walki z nieprzyjaciółmi. Poezja tyrtejska oznacza poezje czynu, opiewającą bohaterstwo tych, którzy gotowi są oddać życie dla dobra ojczyzny. Motyw tyrtejski ukazany jest w "Konradzie Wallenrodzie", kiedy to główny bohater pod wpływem pieśni i ballad śpiewanych przed Halbana, budzi w sobie poczucie narodowe i solidarności z dawno utraconą ojczyzną. W interesie ojczyzny posuwa się do zdrady tych, którzy mu zaufali a okazali się wrogami jego rodzinnego kraju. Poświęca swoje poczucie honoru, zasady moralne, ostatecznie życie, bo nie może żyć ze świadomością swego haniebnego czynu. Popełnia samobójstwo.
Cyprian K .Norwid również przedstawił swoje poglądy na temat poezji tyrtejskiej. W wierszu "Do obywatela Johna Brown"- tytułowy bohater poświęcił życie dla wzniosłego celu-wolność Murzynów. Jego śmierć przyniesie Amerykanom wstyd, a być może również opamiętanie.
Starożytnej Grecji zawdzięczamy też wiele tradycji sportowych. Idea olimpijska, igrzyska co cztery lata, wiele dyscyplin, a także spartakiady oraz znicz olimpijski wywodzą się ze starożytnej Grecji.
W tamtych czasach w V wieku p. n. e. żył Sofokles, uważany za jednego z trzech najwybitniejszych tragików starożytnej Grecji. Najistotniejszą cechą tragedii jest konflikt między dążeniem jakiejś jednostki a siłą wyższą, którą mogą być: przeznaczenie, prawa historii lub prawa moralne. Jednostka w tym konflikcie jest z góry skazany na przegraną, każda decyzja, którą podejmie jest zła i prowadzi do ostatecznej klęski.
Przytoczone ludzkie postawy, wartości, zarówno w oparciu o Biblię jak i literaturę antyczną obrazują i wskazują zarówno drogę, jak i uczucia, którymi wszyscy ludzie powinni kierować się we współczesnym życiu. Są to cechy uniwersalne, które od czasów twórców starożytnych nadal są aktualne i powinny funkcjonować.
Sytuacja II wojny światowej w szczególnie dramatyczny sposób postawiła pytanie: dlaczego tylu niewinnych ludzi tak okrutnie cierpiało, dlaczego tyle osób poniosło śmierć ? Ci wszyscy, Którzy dotknięci zostali niezasłużoną niczym męką i śmiercią, są Hiobami naszych czasów. O nich mówi literatura powojenna. Literatura ta szuka odpowiedzi na przyczynę zła. Przykładem mogą tu być takie utwory jak: "Początek" A. Szczypiorskiego, "Zdążyć przed Panem Bogiem" H. Kralla czy "Rozmowy z kotem" K. Moczarskiego.
Problem cierpienia przedstawia Tadeusz Różewicz w swoich utworach. W wierszu "Róża" podmiot liryczny mówi o niewinnej śmierci złotowłosej dziewczyny. Porównano ją z kwiatem-symbolem niewinności, piękna i bezbronności. Podmiot mówi o szaleństwie jej ojca, który, podobnie jak Hiob, stracił swoje dziecko. W wierszu "Ocalony" czytamy , że ocalał współczesny Hiob. Nie wiadomo tylko, czy w świecie, w którym "jednako waży cnota i występek", warto jeszcze żyć. Podmiot szuka jakby nowego Boga, aby wszystko naprawić.
Współczesny Hiob , podobnie jak jego symboliczny prototyp, jest dotykany ogromem cierpienia, którego nie da się zrozumieć, wytłumaczyć, pojąć . Z jego ust wyrywa się skarga i bluźnierstwo. Współczesnego Hioba cierpienie zniszczyło i powaliło, odebrało mu wszelką wiarę w dobro, prawdę, piękno.