MOTYWY RELIGIJNE I METAFIZYCZNE W LITERATURZE XX WIEKU.
BÓG W POEZJI SKAMANDRYTÓW
Bóg nie był najlepszym tematem literackim dla Skamandrytów – nowoczesnych, wyzwolonych poetów, nie oznacza to jednak, że tematyka metafizyczna nie była w ogóle obecna w ich twórczości. Tematy religijne pojawiają się u Antoniego Słomińskiego, Jarosława Iwaszkiewicza czy Julina Tuwima.
Antoni Słonimski
Antoni Słmiński: „Romans astralny” – kwintesencja poglądów na Boga zawarta w jego poezji, widać tu wpływ teorii „Śmierci Boga” Nitzschego, sprowadza się to do stwierdzenia „człowiek ciemny wierzy w Boga, człowiek światły jest wyzwolony z przesądów”
„Pomyśl, jasna istoto, która żyjesz w blasku,
Że wśród nas, ciemnych, wszędzie czaiła się trwoga,
Że ludzie czasów naszych jeszcze ,mieli boga,
Aby móc przed nim łatwo dopraszać się łaski”.
Słonimiskie w swojej poezji przedstawia Boga jako kogoś, kto zagraża autonomii człowieka, upokarza go. W podobnym tonie mówi o Bogu np. w wierszu „Prawo łaski”.
Ateistyczny Bóg jest u Słonimskiego pustką rozumianą nihilistycznie, taka koncepcja jest charakterystyczna dla całej międzywojennej twórczości Słonimskiego, napisał on jednak kilka wierszy utrzymanych w modlitewnej tonacji: „Potop”, „Modlitwa o słowo”.
Jarosław Iwaszkiewicz
Jego poezja jest dużo bardziej metafizyczna. Iwaszkiecz jest „niezdecydowany” w wierszu „Zima” pisze:
„Nie ma, nie ma, ach nie ma – zima serca mroczy,
I śnieg całunem wieje – nie ma zmartwychwstania”
Ale w innym wierszu „Amore profano” z równym przekonaniem pisze: „Smuga słońca nam powie, że jest nieskończoność”.
U Iwaszkiewicza pojawia się też motyw utożsamiania Chrystusa z Dionizosem „Piosenka dla zmarłej”, ale co ważne także przeobrażenie elan vital w „elan de la mort” czy wręcz „elan dans le mort” – zauroczenie śmiercią, śmierć determinuje w jego poezji większość wyobrażeń Boga.
Julian Tuwim
O il poezja Iwaszkiewicza była w swym metafizycznym wymiarze zdeterminowana przez śmierć, o tyle w poezji Tuwima czynnikiem przedstawiającym Boga jest życie. Bóg Tuwima jest rzeczywistością niezmienną, nieruchomą, pojmowaną jako nieskończona siła, jako wieczny Ruch, wyzwalający przemiany.
„Boże Święty! Nie rób ze mnie posągu!
jak chorągiew wiej mną, wietrze Boży!
(Krzyczę)
LITERATURA WOJENNA
Zdążyć przed Panem Bogiem HANNY KRALL
Tytuł oznacza starania lekarzy o zatrzymanie kogoś w ostatniej chwili: "Pan Bóg już chce zgasić świeczkę, a ja muszę szybko osłonić płomień, wykorzystując Jego chwilową nieuwagę. Niech się pali choć trochę dłużej, niż On by sobie życzył"- mówił Marek Edelman, do niedawna jeszcze pracujący, bardzo szanowany, kardiolog. Książka ma formę reportażu, opowiadającego o rzeczywistych wydarzeniach i faktycznych postaciach. Przedstawia ona życie w warszawskim getcie, w którym dla wielu ludzi śmierć była wybawieniem. O jednym z tamtejszych szpitali pisze autorka: "[…] chorzy leżeli na podłodze, czekając na załadowanie do wagonu, a pielęgniarki wyszukiwały w tłumie swoich ojców i matki i wstrzykiwały im truciznę. Tylko dla najbliższych tę truciznę chowały […]". Dalej zamieszcza komentarz do samobójstwa Czerniakowa, który był prezesem Gminy Getta Warszawskiego: "Właściwie tylko o to mamy do niego pretensję. Ja i moi przyjaciele. Ci nieżyjący. O to, że uczynił swoją śmierć własną, prywatną sprawą. My wiedzieliśmy, że trzeba umierać publicznie, na oczach świata […] chodziło tylko o wybór sposobu umierania". Dlatego panowały wówczas nastroje bardzo mieszane. I religia chwilami przestawała być ukojeniem: "Jakie niebo? Jaki Bóg? Ty nie widzisz, co się dzieje? Ty nie widzisz, że Boga już dawno tu nie ma? A jeżeli nawet jest […] to on jest po ICH stronie". Nie ma już romantycznych porywów, pretensjonalnych zachowań, walki w obronie wiary. Zbyt wiele krwi przelało się z tego powodu: ginący średniowieczni rycerze, mordy chrześcijan, rzezie innowierców, samobójstwa… Bo kiedy na Ziemi panuje piekło, nikt już nie staje się Hiobem, każdy przypomina sobie wtedy o swoim ciele - jak zawsze, kiedy boli. Mając zdrowe zęby, nie pamiętamy o ich istnieniu, ale u dentysty wydaje nam się, że jesteśmy jednym wielkim zębem, pozbawieni jakichkolwiek innych części ciała. Nie była to więc piękna walka i cudowna śmierć, bo śmierć zawsze jest straszna - tylko literatura może ją ubierać w różne stroje, ozdabiać bibelotami. Hanna Krall tymczasem podsumowuje: "Nad grobami Michała Klepfisza, Abramy Bluma i tych z Zielonki - stoi pomnik. Wyprostowany mężczyzna z karabinem w jednej i granatem w drugiej wzniesionej ręce, u pasa ma ładownicę, u boku torbę z mapami, a przez pierś rzemień. Żaden z nich nigdy tak nie wyglądał, nie mieli karabinów, ładownic ani map, poza tym byli czarni i brudni, ale na pomniku jest tak, jak pewnie być powinno. Na pomniku jest jasno i pięknie".
Przypowieść KRZYSZTOFA KAMILA BACZYŃSKIEGO
Krzysztof Kamil Baczyński
"Przypowieść"
Matce
Pan Bóg uśmiechnął się i wtedy powstała ziemia,
podobna do jabłka złotego i do zwierciadła przemian.
Po niej powoli się sączą zwierząt dojrzałe krople
wstępując z wód w powietrza - drgające srebrem - stopnie.
A śpiew najcichszego z ptaków zamienia się w miękki obłok
i wtedy powstają chmury do ziemi i gwiazd podobne.
Więc knieje do mórz podchodzą i kładą włosy na wodę
i wtedy fale się barwią na kolor dojrzałej jagody.
Światło przenika do ziemi, a ziemia blask przygarnia;
bory wrastają w powietrze, powietrze od lasów - czarne.
Zwierzęta wnikają w korę, a kora porasta życie
i niewidzialne, w przestrzeni, wiruje ziemi odbicie.
Wtedy są wszystkie kolory, każdy od innych różny,
które są wszystkie te same pod szklaną kopułą próżni.
I zafrasował się Bóg, że sam swych dzieł nie ogarnie,
więc cisza złożyła się w fałdy, a światło stało się czarne
i z ciężkich kowadeł gór rosły łodygi ogniste,
a gromy w wysiłku kuły zmarszczone w groźnym namyśle,
aż się wykrzesał z kuźni pod niebo od huku białe
z chmur i ziemi ulany - człowiek ciemny i mały.
Teraz uśmiechnął się Bóg i we śnie znużony oniemiał,
i do dziś błądzi wśród grozy człowiek ciemny jak ziemia.
"Przypowieść" to poetycka wizja stworzenia świata, na pierwszy rzut oka podobna, ale jakże odmienna w rzeczywistości od swojego biblijnego pierwowzoru.
Wiersz ten składa się z dwóch części, różniących się od siebie konwencją literacką. Pierwsza część, opisująca powstanie wszelkiego życia. Pierwsza część opisuje powołanie natury do życia. Jak więc powstało to wszystko? "I rzekł Bóg: 'Niechaj się stanie światłość'" - czytamy w Księdze Rodzaju, pierwszej księdze Biblii. Nie, nie. To nie tak. Bóg po prostu... uśmiechnął się. To wszystko - wystarczyło. Nie trzeba było niczego więcej, by sprawy potoczyły się we właściwym kierunku, żadnych zbędnych słów.
I oto powstała ziemia "podobna do jabłka złotego i zwierciadła przemian".
Zmiana nastroju następuje w momencie, w którym rozpoczyna się proces tworzenia człowieka. Łagodność krajobrazu zamienia się w ekspresjonistyczną surowość i złowieszczość. Pastelowe kolory stają się teraz ogniste, błękitne obłoki są "niebem od huku białym" a uprzedni blask zamienia się w czarne światło. Coś musi się wydarzyć. I oto z górskich kuźni wykrzesany zostaje człowiek. Wszystko w tej sytuacji jest posępne i złowrogie (np. groźny namysł gromów, łodygi ogniste czy ciężkie kowadła).
Przyroda w wierszu poddana zostaje animizacji, ożywa, a Bóg pozbawiony zostaje tu przewodnictwa nad stwarzaniem świata. Czy to jest obraz stwarzania świata? Czy może raczej... Apokalipsa?
Nic w tym wierszu nie jest tak jak być powinno. Obrazu stwarzania świata z dzieła Baczyńskiego nie da się porównać z biblijnym pierwowzorem, gdyż odbiega od niego całkowicie.
Pierwszą i chyba najbardziej rzucającą się w oczy różnicą jest rola, jaką odgrywa w tym wspaniałym procesie tworzenia Bóg. Biblia przedstawia Go jako wielkiego Architekta i Kierownika, który wydaje rozkazy, silnym, nie znającym sprzeciwu głosem i czuwa nad porządkiem na tym wielkim palcu budowy. Natomiast u Baczyńskiego jest On zaledwie inicjatorem, który z boku, lękliwie przygląda się owej budowie i nie jest w stanie zapanować nad rodzącym się w niej Chaosem. Zostaje zdegradowany do najniższego stopnia, nie ma żadnej władzy, może tylko czekać, na to, do czego doprowadzi ewolucja, którą zapoczątkował.
Ciekawy wydaje mi się również sposób, w jaki doszło do stworzenia człowieka. W poetyckiej wizji nie powstał on wcale na obraz i podobieństwo Boga, jak ma to miejsce w Księdze Rodzaju. Co więcej, nie jest nawet boskim dziełem - to gromy kuły go w górskich kuźniach. Ale ostatecznie to nie owe gromy, ani nie Bóg wykrzesali go "pod niebo od huku białe", tylko on sam "się wykrzesał z kuźni". Metafora ta może sugerować nam, że w każdej sytuacji, już od momentu stworzenia, istota ludzka sama jest kowalem własnego losu i ani Bóg, ani żaden inny żywioł nie może mieć wpływu na jego los, ma jedynie możliwość nadania mu pewnego kierunku.
Bolesne, wojenne doświadczenia pokazały Baczyńskiemu niezwykle wyraźnie jak bardzo Bóg odległy jest od maleńkiego, ciemnego człowieka. Baczyński nie twierdzi, że Boga nie ma, lecz, że to ludzie nie umieją już z nim rozmawiać.
FRANCISZKANIZM I INNE MOTYWY RELIGIJNE U KS. TWARDOWSKIEGO
Twórczość księdza Jana Twardowskiego należy do poezji o tematyce religijnej, lecz jest to propozycja oryginalna, propagująca model wiary radosnej, bliskiej człowiekowi i, co dodać należy, w dzisiejszych czasach modna i popularna. Jeśli szukać źródeł czy odwołań koncepcji ks. Twardowskiego, to odpowiednia wydaje się filozofia św. Franciszka z Asyżu, który tak samo w centrum ludzkich wartości stawiał miłość i radość życia. Ksiądz Twardowski ma już dziś ponad siedemdziesiąt lat, debiutował zaś jeszcze przed wojną, uczestniczył w powstaniu warszawskim. Jego tomiki to: Wiersze, Znaki ufności, Niebieskie okulary, Sumienie ruszyło, Stukam do nieba. Popularność tej poezji bierze się chyba głównie stąd, że ksiądz-poeta podaje dogmaty wiary religijnej bez patosu, bez surowości nakazów i zakazów, bez lęku, głosząc, że ma być ona pomocą i oparciem człowieka.
- Bóg - to u księdza Twardowskiego Bóg z ludzką twarzą, przyjaciel, rozumiejący i kochający człowieka, bliski mu, opiekun-niesędzia.
- Wiara -to radość życia i uśmiech, źródło szczęścia i umiejętność kochania świata z prostotą i szczerością.
- Świat - a zatem bogactwo przyrody, zwierzęta, roślinność to wielkie dzieło Boga, które człowiek winien kochać i umieć się nim cieszyć i z nim współistnieć. Poezję Twardowskiego cechuje afirmacja świata - prawdziwy zachwyt nad cudem, jakim jest Ziemia.
- Człowiek - to ukochane dziecko Boga, bywa ułomny i grzeszny, jest przywiązany do swego świata i jestto naturalne.
Ksiądz Twardowski operuje w swojej poezji prostotą języka, humorem, używa często anafor, stwarza klimat pogody ducha, radości i optymizmu, tym samym zupełnie odmienia tradycyjny model pisania o Bogu i o dogmatach wiary. Okazuje się, że ta właśnie forma jest najbardziej nośna znaczeniowo i bliska ludziom. Znany jest także ksiądz Twardowski z dowcipnych aforyzmów i licznych sentencji, zaś ostrze jego krytyki nigdy nie tępi ludzkich błędów, lecz raczej traktowanie religii i Boga z fałszywą pobożnością. Mówi wprost w wierszu Nie: "nie posypujcie cukrem religii, nie wycierajcie jej gumą". Piękny jest List do Matki Boskiej, w którym w zwykłej relacji w formie listu do zupełnie zwykłej osoby, donosi o pięknie i harmonii natury, ptaków, ryb, zwierząt i lasu. Z kolei wiersz O maluchach posiada fabułę, opowiada o rozrabiających w kościele dzieciach, podczas kazania, które musiało być zaiste nudne. Ta sytuacja: fałsz zasłuchanych, nudzących się dorosłych i rozbrykanych, szczerych maluchów wyznacza pewne wartości, bo Jezus wybacza "niegrzecznym" dzieciom ich szczerość.
Ważne miejsce w tej poezji zajmuje uśmiech: "uśmiechnij się nade mną "mówi poeta do Boga w Suplikacjach, a warto też przytoczyć jego słowa : "Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą zostaną po nich buty i telefon głuchy..."
BÓG W UTWORACH POETÓW WSPÓŁCZESNYCH
WITOLD GOMBROWICZ
Sens religijny dzieła Gombrowicza polega na wskazaniu właściwego miejsca człowieka znajdującego się w pustej przestrzeni opuszczonej przez Boga. Jego radykalny agnostycyzm działa oczyszczająco w dwu kierunkach: przepala swym płomieniem zadufany ateizm i naiwną wiarę religijną Stawia chrześcijaństwu pytania zasadnicze i przeważnie dokonuje trafnej krytyki wielu form życia chrześcijańskiego. Gombrowicz nie jest jednak tylko krytykiem wiary, jest także jej apologetą. Obrońcą jak zawsze paradoksalnym, bo negującym współczesną negację religii. Gombrowiczowskie zaprzeczenie zaprzeczenia świata bez Boga najwyraźniej dochodzi do głosu w Ślubie, Kosmosie i licznych fragmentach Dziennika. Generalnie rzecz ujmując, zarzuca on współczesnemu ateizmowi antyhumanizm. Na miejsce osobowego Boga chrześcijan wprowadzono doktryny i organizmy społeczne, rzadziej ludzi. W efekcie, zamiast wyswobodzenia człowieka, ateizm oddaje go we władanie spłyconych wiar i zdegradowanych „kościołów”. Gombrowicz oczyszczony z wszelkich dogmatyzmów, wstrzymuje się od jakichkolwiek sugestii tyczących obiektywnej prawdy o zagadce istnienia. Autor widzi powszechność i rozmaitość zachowań religijnych, sądzi, że wiara jest wartością, a być może odpowiada jakiejś realnej rzeczywistości.
Kosmos WITOLDA GOMBROWICZA
niewątpliwie można odczytywał jako powieść wręcz przesiąkniętą metafizyką. Powieść płynie wartko na pozór chaotyczną narracją, w której mkną zdarzenia i wrażenia. Ta książka jest samym niepokojem twórczym, jest tym uczuciem towarzyszącym pisaniu, tworzeniu, artystom – to jak poszukująca historia o poszukiwaniu. Najistotniejsze jest chyba jednak przez ogłuszające niewinną otoczką barbarzyństwo w punkcie kulminacyjnym: zabić dla zyskania sensu. Choć śmierć z góry wyklucza szukanie sensu, to jednak wszystko dąży tu w jej kierunku – to jak wszechobecny w rzeczywistym świecie brak logiki w opanowaniu cywilizacji wojnami. Książka jest tworzeniem historii na oczach czytelnika, ale nie samym w sobie – historia tworzy się tu jak rzeczywistość, jak świat mroczny, czarny, inny, nierealny – jak zaświat. Czyli „Kosmos”, bo w chaosie rodzi się historia, a w niej śmierć, jak nieustające perturbacje uciekających galaktyk i gasnących gwiazd. „Kosmos”, bo to niezupełnie realny świat gdzieś obok, jakaś rzeczywistość trochę fantastyczna, bo sens niepewny. I „Kosmos”, bo mrok i groza w tej historii. Przez wątek erotyczny Gombrowicz studiuje człowieka; każde słowo i ruch muszą mieć znaczenie – jak ręce Leny na stole – obok rąk mężowskich czy też pod spojrzeniem Witolda drgnęły? Pisarz szuka logiki w pozornym bezładzie wszelkich gestów. Nie ma w „Kosmosie” pustki znaczeniowej, jest chaos, z którego odgadujemy z narratorem kształty. Napięcie wątku detektywistycznego – kwestia, kto powiesił i co zawiśnie następne – rośnie w książce, żeby w końcu zdruzgotać czytelnika brutalnie prostym stwierdzeniem: „Ja oczywiście już od dłuższego czasu zaglądałem sobie do takiej myśli, że ewentualnie będę musiał powiesić... albo siebie, albo ją.” A wszystko dla nadania biegowi wydarzeń sensu; tak po prostu trzeba, żeby dopełnić układankę tej historii. W chaosie rodzi się sens: jak bezsensownie najpierw powieszony wróbel potem „wzmocniony” powieszonym patykiem... w końcu jednak wszystko znów traci kształt i trzeba szukać nowego wzmocnienia, sensu. Jest eskalacja wrażeń, ale nie ma ostatecznego finału. Nawet zabicie Leny nie doprowadziłoby do rozwiązania... pytanie – czego? – też otwarte. Czego szukamy? Sensu istnienia czy może zabijania. Śmierć Leny byłaby tylko krokiem dalej w układance; największym, bo w tym kierunku historia podążała, ale czy ostatnim? Chyba że rzecz w tym, że uświadomiłaby, że szukanie sensu zakończy się śmiercią – ale to tylko świadomość, nie rozwiązanie.Śmierć Leny byłaby finałem, gdyby chodziło tylko o miłość tragiczną, ale narrator jest uwikłany w coś więcej – wszechświat istnienia i poszukiwanie jego istoty. Gdyby rzeczywiście to miało Wicia ostudzić, musiałoby być prawdziwym uczuciem, a jest jak eksperyment. Narrator traktuje swoje uczucia jak przypadek kliniczny i studiuje go. Być może w naiwności swojej w czystość tych uczuć nie wierzę, bo zdaje mi się, że je interpretacją brudzi, a niechże miłość będzie jedynie nieskalana, prosta, nielogiczna i naiwna... A może to dowód, że Wicio ma rację doszukując się drugiego dna wszędzie – chcę coś ocalić od logiki, bo ona zabija.Gdyby za powieszonym wróblem nie musiało coś nastąpić, ocalałaby Lena. Miała zginąć, żeby nadać sens przeżyciom Wicia. Więc eksperyment. Tym bardziej, że obecność Ludwika wydawała się na rękę Wiciowi – nie chciał więcej, tylko ten niemożliwy flirt. Do tego – chęć skalania wzniosłego uczucia do Leny szpetnymi ustami Katasi. Narrator więc szuka doznań i wyjaśnienia żądań, które tkwią w naturach ludzkich. Rozlicza się z każdego impulsu i każde drgnienie innych ma znaczenie – jakby świat nie był serią przypadków, ale misternie knutą intrygą. Jakby bardzo chciano, żeby nie był przypadkiem rządzony. Jakby chaos był zalążkiem do cna precyzyjnej machiny, w której każdy trybik porusza czymś dla wyższego celu i tylko go odkryć... W czytelniku wynurza się też misja, opętanie – poszukiwacz sensowności.Usta Leny kojarzone z Katasinymi – jakby od początku coś strasznego nad Leną wisiało, jakby narrator od początku chciał czy tylko przewidywał fatalny koniec. Czemu „trzeba było ją powiesić...”? Nie tylko dlatego, że taka jest konsekwencja „wróbel – patyk...” ale, że narrator szuka głębszej głębi we wszystkim: wróbel nie może wisieć ot tak, musi prowadzić do czegoś; dłonie na stole znaczą mgnieniem ruchu stosunki międzyludzkie, a flirtu się po prostu nie zaniechuje. Jej śmierć nada rangę jego uczuciom. Wszystko musi mieć znaczenie i łączyć się w logiczną całość. Musi, inaczej znów zapadnie się w chaos. Dlatego połączył usta z wieszaniem. Jednak klęska przychodzi ze świadomością, że odnaleziony sens to śmierć. Wicio przyznaje się do porażki „bergując” z panem Leonem, z zadowolonym w rozdrabnianiu Leonem, gdy sam narrator tak usilnie próbował opanować rozproszenie. Jest więc tragiczna świadomość: poszukiwanie sensu prowadzi do śmierci, a drugą stroną medalu jest szukanie samozadowolenia i zatracanie się w nim, zamykanie jak w więzieniu, bez świadomości szerszej istoty bytu. Nie ma więc sensu? Jest konsekwencja: niepokój-chaos-śmierć i porządek-sens-śmierć. Jaka więc istota bytu? Po prostu być i dać ponieść się czaso-przestrzeni? Bo próby zapanowania nad nią nieudane – ani bergowanie nie daje satysfakcji, ani śmierć nie jest pożądanym rozwiązaniem. Jest kosmos, czyli chaos z nadziją na sens jeszcze nieodszukany.
BRZOZOWSKI
W Filozofii romantyzmu polskiego znaleźć można poglądy współcześnie dopiero wysuwające się na należne im miejsce w myśli chrześcijańskiej, a dotyczące relacji transcendencja-historia, uniwersalistycznej i społecznej koncepcji Kościoła, uświęcania materii i życia we wszystkich jego przejawach. Prawda religii nie może być tylko poznawana i kontemplowana, lecz musi być wcielana, obecna w życiu. Jest ona podstawą, praktyką życiową, a nie systemem. Bóg istnieje obiektywnie, ale rozumie go człowiek tylko cząstkowo, ponieważ nade wszystko jest on Tajemnicą i treść jego nie jest w pełni dostępna. Dzieje człowieka są kontynuacją dzieła stworzenia, dążeniem do coraz pełniejszej realizacji Boga w ludzkości.. Poza kościołem nie ma zbawienia. Brzozowski opowiada się za koncepcją Kościoła otwartego, cierpiącego i błądzącego z całą ludzkością i całą ludzkość odkupującego. Krytycznie natomiast odnosi się do społecznej działalności Kościoła początków XX wieku, konserwatywnego i tkwiącego w izolacji wobec żywotnych problemów swego czasu. Bliska Brzozowskiemu jest podstawowa intuicja chrześcijańskiej metafizyki, mianowicie przekonanie o ostatecznej sensowności bytu. Konsekwencją takiego podejścia jest afirmacja własnego istnienia. Chrześcijanin przyjmuje hipotezę, że świat jest taki właśnie, ponieważ Bóg być może nadaje mu sens, a przez to czynnie szuka tego sensu czyli wnosi porządek w bezład, usiłuje maksymalnie usensowić życie.
WIERZYŃSKI
Wiersze poety były lirycznym komentarzem wydarzeń przeżywanych przez zbiorowości polskie, a ich najczęstsze tematy to zachęta do walki, opłakiwanie strat, wspominanie szczęśliwej przeszłości, potępianie zbrodni. Ocalenia sensu istnienia szukał na różnych drogach, również religijnej. Poszukuje on Boga i rozmawia z Bogiem rozumiejącym cierpienie, rodzi się wspólnota krzyża. Bóg w wojennej liryce Wierzyńskiego jest nie tylko solidarnym towarzyszem ciężkiej woli człowieczej. Czasem staje się On znakiem nadziei wskazującym jakiś ukryty sens bolesnych wydarzeń. A może przede wszystkim jest stwórcą natury, która zawsze była w twórczości autora schronieniem człowieka, siłą oczyszczającą i ożywiającą. Wiersz Ewangelia jest niemal modlitewną pochwałą „ziemi samej w sobie”. Stosował gatunki nawiązujące do tradycji religijnej, moralnej i filozoficznej takie jak: Modlitwy (Modlitwa żałobna w katedrze nowojorskiej, Modlitwa za zmarłych w Warszawie), czy litanie (Litania ziemi lwowskiej, Do moich zmarłych),peryfrazy psalmów (Z księgi psalmów, Z Izajasza) hymny religijne, regularne ody(Do Finlandii, Do poetów), klechdy, przypowieści, naśladowania Ewangelii.
Dolina Issy CZESŁAWA MIŁOSZA
W „Dolinie Issy” pisarz stworzył obraz mitycznej Krainy Jezior, w której dostrzec można wyraźne cechy kraju dzieciństwa samego autora. Głównym bohaterem powieści jest młody chłopak o imieniu Tomasz. Utwór opowiada o inicjacji w dorosłość, o poznawaniu świata przyrody, a także – skontrastowanej z naturą – historii. Wszystko zanurzone jest w bardzo dokładnie odmalowanych realiach społeczno-kulturowych (ogromna rola tzw. kolorytu lokalnego). Centrum świata przedstawionego stanowi dom, oczywiście – „prowincjonalny”.
Powieść rozpoczyna się „panoramicznym” opisem Krainy Jezior. Czytając partie wprowadzające, bez trudu możemy opisywaną krainę zlokalizować na mapie Europy. Przekonujemy się przy tym, jak doskonale Miłosz zna tajniki geografii i przyrody litewskiej, pokazując odmienność przyrodniczego ukształtowania Litwy i Polski (pojawiają się informacje o gatunkach drzew, w tym m.in. o usytuowanej daleko na południe linii występowaniabuku).
Najciekawsze z naszego punktu widzenia okazują się jednak wyprawy Tomasza na polowania w głąb puszczy. Z jednej strony, obserwujemy wraz z bohaterem różnorodność gatunkową świata roślin i zwierząt (na uwagę zasługują przede wszystkim olśniewające i pouczające opisy storczykowatych oraz ptactwa), z drugiej strony zaś, w scenach polowania, a więc – zabijania, ujawnia się istota inicjacji. Polowanie staje się „obrzędem przejścia”, a śmierć – miejscem nowych narodzin (tak w sensie symbolicznym, jak i biologicznym). Kończy się jedna forma istnienia, lecz Życie trwa nieprzerwanie. Podniesiony do rangi metafizycznej obieg atomów, komórek, materii – w tym streszcza się w „Dolinie Issy” istota życia i różnorodności.
Sklepy cynamonowe BRUNO SCHULZA
warto zwrócić uwagę na motyw księgi w opowiadaniu Schulza, księga jest autentykiem, dążeniem do prawdy, jest to rodzaj pełni złożonej z różnych kart, to summa wiedzy, zawiera odpowiedzi na wszystkie pytania, księga nie istnieje w sensie fizycznym, jest pragnieniem odnalezienia harmonii, pierwotnego ładu.