Innego końca nie będzie! Coraz trudniej jest czuć się w naszym świecie jak w domu. Zmiany następują tak szybko, że ledwie dajemy sobie radę z ich rejestracją. Dotyczy to również przekonań związanych z tym, co będzie "potem" - czy będzie i jakie będzie. Wyobraźnia nie nadąża za nauką, techniką czy nawet współczesną filozofią i teologią. Zadomowił się w niej średniowieczny obraz przyjścia Pana z trąbami archanielskimi. Nasze - czyli mieszkańców Europy – późniejsze doświadczenia zmąciły ten obraz. Przestało być oczywiste, że niebo, jako miejsce zamieszkania Boga, jest w górze, a potępieni smażą się w siarce. Wiele elementów, które tradycyjnie (zwłaszcza w malarstwie) kojarzą się z obrazem Sądu Ostatecznego, zostało zakwestionowanych jako naiwne i niepoważne, ale nie powstał żaden alternatywny sposób przedstawienia rzeczy ostatecznych. Tak więc kiedyśmy dorośli, odrzuciliśmy dziecinne wyobrażenia, ale nasza wyobraźnia nie otrzymała niczego w zamian. Ponieważ świat abstrakcji nie jest domem, w którym mieszka na co dzień większość ludzi, więc wraz z obrazem cały problem został zepchnięty w cień. Pogodziliśmy się z tym, ale gdzieś w głębi pozostało pragnienie posiadania klarownego obrazu świata, w którym wszystko jest na swoim miejscu. Nie tęsknimy za kataklizmami, ale potrzeba ładu zdaje się być większa od pragnienia życia w zgodzie ze wszystkimi osiągnięciami współczesnego świata. Mieszka w nas "Sąd Ostateczny" Memlinga, ale dla rozumu jest on już tylko muzealnym eksponatem. Stąd problemy i brak harmonii.
ESCHATOLOGIA WYPIERANA Szczególną rolę w destrukcji wrażliwości eschatologicznej odegrało Oświecenie, a zwłaszcza mit postępu. Oszałamiający rozwój nauki i techniki uczynił możliwymi rzeczy dotychczas niemożliwe i wręcz niewyobrażalne. Ta sytuacja odsłoniła słabość tego rodzaju chrześcijaństwa, które w niebie szuka tylko spotęgowanej możliwości realizowania przyjemności bez jakichkolwiek negatywnych konsekwencji. Kiedy wydaje się, że wszystko to będzie możliwe już tutaj, w doczesności - hipoteza nieba przestaje być potrzebna. Gorzkie owoce tych iluzji przeżyli prawnukowie tych, co w nie wierzyli. Tymczasem pragnienie zbudowania raju na ziemi, które nawiedzało ludzkość od niepamiętnych czasów, zachowuje swoją żywotność. Pokusa samozbawienia ofiaruje niezależność od zewnętrznego porządku. Rozwiążemy odwieczne problemy ludzkości na naszych warunkach i na naszą modłę. Domorośli mesjasze czynią najwięcej szkód, bo obiecują nadzieje, których nie są w stanie zrealizować. Pytania o miłość i śmierć, o sens nie dają się w sposób rozsądny zredukować do doczesności. Dążenie do nieskończoności i pełni jest w człowieku tak silne, że próby wyparcia go kończą się klęską albo przynajmniej zgodą na życie skarlałe i okaleczone. Słusznie św. Tomasz był przekonany, że naturalne pragnienie nie może być próżne, nie pojawia się bezpodstawnie. Namacalnie doświadczyliśmy tego ucząc się dopiero na własnych błędach. Może - w końcu - świat, który zaufał nauce i technice, tak zdecydowanie odrzuca wizję końca, bo wszystko, co dla niego jest drogie, w obliczu wieczności, obraca się w nicość. Technika nie wejdzie do Królestwa Niebieskiego.
JEDNAK APOKALIPSA Pobożne życzenia nie uchroniły ludzkości przed katastrofami i wojnami, a ich skutki pogłębił szok wynikający z kontrastu między wielkimi nadziejami, pokładanymi w rozwoju nowoczesnego świata, a dwudziestowiecznym totalitaryzmem, który pełnymi garściami czerpiąc z osiągnięć ówczesnej wiedzy, wykorzystał ją w sposób optymalny przeciwko ludziom. Doświadczenie takiego rozdźwięku między oczekiwaniami, a ich opaczną realizacją zachwiało wszelkimi wartościami. Dawne punkty odniesienia, konstytuujące kryteria odróżniania dobra od zła zostały wcześniej odrzucone, a nowe straciły rację bytu (niestety nie całkowicie, mit postępu wykazuje zdumiewającą żywotność, nawet w obliczu faktów stawiających go pod znakiem zapytania). Konsekwencją tego stanu rzeczy jest cynizm. Wobec upadku etyki technika staje się naczelną wartością. Sztuka życia polega na osiągnięciu celów możliwie najskuteczniej - i to zdaje sie być jedynym kryterium odróżniającym już nie dobro od zła, ale to, co warto robić, co się opłaca, od tego, co takim nie jest. Taka jest odpowiedź na kataklizm ludzi "mocnych" i zdecydowanych. Ludzie słabi tworzą sobie eschatologię uproszczoną i prymitywną. Oczekiwanie na cud i rezygnacja z własnej wolności oraz odpowiedzialności w kształtowaniu świata charakteryzują taką postawę.
CZEGO UCZY HISTORIA Idea końca świata nieco się więc zdewaluowała. Jako ludzkość przeżyliśmy już tyle obiecywanych końców, że kolejne zapowiedzi nie robią już na nas takiego wrażenia. Problemy to zresztą nie nowe. Gmina chrześcijańska w Tesalonikach oczekująca rychłego powrotu Mesjasza, Joachim da Fiore czy wreszcie najróżniejsze współczesne sekty millenarystów, aby zestawić zjawiska z różnych czasów i kręgów kulturowych - dają o tym świadectwo. Próby ustalenia dnia końca czasów nie powiodły się. Również wszelkie rodzaje historycyzmu skompromitowały się już wystarczająco. Nie da się - jak to doskonale ukazał CS. Lewis - przy pomocy rozumu i posiadając tak wycinkową wiedzę o rzeczywistości, jaka jest nam dana - ustalić, jaki sens w Planie Dziejów miało jakieś wydarzenie i na tej podstawie przewidywać dalszy przebieg wypadków. Z tego, co działo się kiedyś, tylko część została zapisana, z tych zapisów tylko część dotrwała do dzisiaj, z tego tylko część dało się odczytać - i tak dalej. Nie są to dane wystarczające do kompletnej rekonstrukcji przeszłości, a tym bardziej nie wystarczają do ustalania praw rządzących dziejami i przewidywania przyszłości. To jest domena wiedzy Boskiej, nam niedostępna. Cóż jednak przeszkadza przyjąć, jako fakt objawiony, że historia nie jest monotonnie obracającym się, ciężkim walcem, który cyklicznie wydobywa spod siebie i ukazuje na powierzchni te same konstelacje wydarzeń? Dlaczego historia nie miałaby się skończyć w jednym punkcie, który będzie jej wypełnieniem, po którym zacznie się zupełnie nowa rzeczywistość? Początkowo brzmi to jak herezja kulturowa. Tak jesteśmy przywiązani do konstytuującej nasz świat i nasze człowieczeństwo roli historii (w przeciwieństwie do światów rządzących się prawami mitu), że jej odrzucenie nie kojarzy się z wypełnianiem, ale z ruiną. Jednak również życie wieczne na ziemi, przynajmniej dla jednostki, wydaje się być nie do zniesienia. Można rozważać wieczność w sensie gatunkowym, ale to, rzecz jasna, nikogo nie satysfakcjonuje. Tak czy inaczej - wieczność wydaje się być monotonią pozbawioną ruchu. Tymczasem ta rzeczywistość, która tak bardzo różni się od naszej, historycznej, wcale nie musi być nudna, jeśli oznacza wieczne kontemplowanie Absolutu, którego głębi nigdy nie zdoła się wyczerpać.
WSPÓŁCZESNA ESCHATOLOGIA CZYLI FIN DE SIECLE O ile posttotalitarne eschatologie stały się karykaturą, o tyle przetrwało w Europie przekonanie, że czas zmierza w jakimś kierunku. Poczucie, że coś się kończy, towarzyszy nam i spędza (przynajmniej niektórym) sen z powiek. Trudniej jest powiedzieć co jest tym czymś. Raczej mamy do czynienia ze zjawiskiem schyłkowości niż eschatologią. Odkrycie Fukuyamy, że cywilizacje są śmiertelne - zdawałoby się tak oczywiste - wywołało pewien wstrząs. Wiele już napisano na temat kryzysu kultury zachodniej. Dominujące obecnie tendencje kulturowe mają wpływ destrukcyjny na całość naszego świata. Nie jest przesadą, że nosi on w sobie ziarna śmierci. Dotyczy to nie tylko sfery aksjologicznej, ale po prostu struktury cywilizacji, która podcina własne korzenie. Można zaryzykować stwierdzenie o swego rodzaju kulturowym AIDS. Świat zachodni (mam tu na myśli również Polskę) traci zdolność bronienia się przed agresją - nie tyle zbrojną, ile dotyczącą sfery kulturowej i mentalności. Bardzo silne stają się tendencje, które domyślane do końca i zrealizowane, wysadzą Europę w powietrze. Jeśli uznamy, że kultura, w której żyjemy, została ufundowana na skrzyżowaniu chrześcijaństwa i tradycji helleńskiej, to nurty obecnie dominujące, były dotychczas w tej tradycji marginalne. One również należą do tradycji europejskiej, ale nigdy dotąd nie stanowiły jej rdzenia. Wymieniać symptomy tego przełomu można by długo, więc spójrzmy pobieżnie tylko na kilka z nich. Hannah Arendt ukazała kilka klasycznych opozycji, które w XIX wieku uległy przewartościowaniu. Vita activa stało się ważniejsze niż vita contemplativą, absurd bardziej wyrazisty niż sens, tradycyjne wartości uległy zakwestionowaniu. Można by to uzupełnić o jeszcze kilka zjawisk. Prawda w nauce jest często jedynie rodzajem konwencji, a w sztuce formą swobodnej autoekspresji. Wiara jest coraz mniej przeżywana jako droga do wolności, a coraz bardziej jako wędzidło ograniczające swobodę ludzkich działań. Wiara nie tylko religijna, ale także rozumiana jako podstawowe zaufanie do świata, przekonanie, że jest on sensowny i mówi nam coś o rzeczywistości nie tylko materialnej. W miejsce wiary pojawia się przekonanie, że "gdzieś tam coś istnieje" (trudno nawet do tego "czegoś" odnieść określenie Absolutu - tak bardzo jest ono nieokreślone), ale wszelkie dogmaty są nie do przyjęcia. Mistrzowie podejrzeń święcą triumfy, a zdrowy rozsądek ze wstydem udaje się na wygnanie. W końcu staje pytanie: co jest bardziej wyraziste w rzeczywistości - aspekt demoniczny czy dobro, miłość czy trwoga? Wiadomo: niebo jest nudne. Cały ten obraz jest oczywiście wycinkowy i przejaskrawiony, ale daje do myślenia. Oczywiście jest problemem, jak zdefiniujemy Europę, bo może się okazać, że zjawiska kulturowe, które właśnie obserwujemy, są manifestacją inaczej rozumianej europejskości, a na utyskiwania niezadowolonych konserwatystów ludzie o innej wizji odpowiadają: jeśli ten świat jest zepsuty, to daj nam Boże do końca żyć w takim zepsuciu. Ten styl myślenia jest jednak postawą ślepca, który z głębokim zadowoleniem idzie prosto do przepaści, będąc przekonanym, że jest to droga realizacji jego wolności. Albo inaczej: kiedy wróbel przekonany, że jest rybą, usiłuje pływać, albo hipopotam, chcąc latać, skacze z wysokiej skały, efekty zawsze bywają opłakane (chociaż skądinąd doskonale rozumiem pragnienie latania). Nie można bezkarnie występować przeciwko naturze ani przeciwko kulturze, która w tej naturze jest zakorzeniona. Co to wszystko jednak oznacza? Czy świadomość kryzysu jest tylko niepokojem chrześcijan i szlachetnych konserwatystów zatroskanych o kulturę, w której jest zakorzeniona ich wiara? Czy są to znaki końca świata czy tylko degeneraci pewnej formacji kulturowej? A może wspólnym mianownikiem tych wszystkich zjawisk jest niezdolność widzenia celu, do którego zmierzamy? Właśnie oglądanie rzeczywistości z perspektywy ostatecznego celu jest istotą podejścia eschatologicznego. Takie spojrzenie umożliwia odczytanie sensu i ukierunkowanie działań. W niejednym trudnym momencie okazywało się, że Europa ma w sobie zdolności podnoszenia się z upadków i pokonywania kryzysów. Również doświadczenie schyłkowości może mieć swoje dobre strony. Może ono wyzwolić przekonanie, że na ziemi nie jesteśmy w stanie - jako ludzie, jako społeczeństwa - zapewnić trwałości temu, co wspólnymi siłami zbudowaliśmy i potrzeba innej siły, aby podtrzymać ład w świecie i zapewnić przetrwanie temu, co rzeczywiście wartościowe, co zasługuje na przetrwanie, a co tu, na ziemi, wiecznie trwać nie może. Jest to również doświadczenie oczyszczające dla samego chrześcijaństwa. Przeżycie kruchości konkretnej kultury, w której chrześcijaństwo było zakorzenione i w której znajdowało oparcie musi budzić przekonanie o transcendencji chrześcijaństwa. Jest niezwykle ważne, aby było ono zakorzenione w kulturze, ale jednocześnie nie może być przez nią zniewolone i traktowane instrumentalnie. Przez całe wieki obyczaj, wpływ (dla innych presja) społeczności podtrzymywały wiarę. Dawało to poczucie siły i stabilności, ale jednocześnie stanowiło zalążek możliwej klęski wiary, gdy zabraknie podparcia socjologicznego. Pozytywnym przykładem może tu być Kościół starożytny, który przetrwał upadek świata antycznego, choć był w nim głęboko zakorzeniony.
SZUKAJĄC ŹRÓDEŁ Na czym polega zatem istota przesłania chrześcijańskiego? Człowiek jest istotą znajdującą się na granicy: doczesności i wieczności, materialności i świata ducha. Ten sposób egzystencji ujawnia się również w biblijnych przekazach dotyczących rzeczy ostatecznych. W tekstach Ewangelii przemieszane są fragmenty mówiące o lokalnych kataklizmach i "apokalipsach" z zapowiedziami ostatecznego końca. W Apokalipsie św. Jana nawet Tysiącletnie królestwo znajduje się w głównym zrębie dotyczącym jeszcze doczesności, a dopiero ostatnie rozdziały różnią się, dając wizję radykalnie innego świata. Jest w Apokalipsie sporo aluzji historycznych, ale cała Księga jest głównie zapowiedzią drogi Kościoła do Niebieskiego Jeruzalem, drogi, która już się zaczęła i będzie trwała aż do końca. Teksty mówiące o kataklizmach wskazują na jedną zasadniczą prawdę: że świat, w którym żyjemy, nie jest trwały, że nie da się tu zbudować wiecznego miasta. To jest istotny element przekazu chrześcijańskiego - człowiek jest zawieszony między niebem a ziemią, ojczyzna nasza jest w niebie, a tu jesteśmy przechodniami. Tymczasem, kiedy wczytamy się uważnie w Ewangelię i przekazy wczesnochrześcijańskie, ze zdumieniem zobaczymy obraz inny niż popularna wizja średniowieczna. Wszystkie zwiastuny wypełnienia się czasów nie są złą nowiną. "A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie" (Łk 21,28). Nie jest zatem niczym dziwnym, że pierwsi chrześcijanie przyzywali przyjścia Pana - Marana tha - i było to wezwanie radosne, moment spełnienia się nadziei. Życie wieczne jest owocem miłości Boga, który nie stworzył ludzi ku śmierci, ale ku życiu, i obficie się dzieli tym, co posiada w pełni. Co więcej: życie wieczne nie jest rzeczą, darem, który ktoś może wziąć do ręki i odejść. Jego istotą jest zjednoczenie z Bogiem. On jest życiem ludzi i im bliżej Niego jesteśmy, tym bardziej nosimy już w sobie zaczątek przyszłej pełni radości. Jezus Chrystus jest życiem wiecznym chrześcijan i dlatego, w pewnym sensie, koniec świata dzieje się już teraz. On się rozpoczął wraz z przyjściem Chrystusa i będzie się wypełniał aż do ostatecznego końca. Natomiast tego, kiedy nadejdzie ów dzień, nie wie nikt, nawet Syn, tylko Ojciec, więc wszelkie próby określenia go muszą spełznąć na niczym. Wszystkie zapowiadane wydarzenia potwierdzają tylko, że ów dzień przyjdzie na pewno. Ważne są więc nie spekulacje i operacje na liczbach, ale gotowość na przyjście Pana w każdym momencie.
RADYKALNA TRUDNOŚĆ Święty Jan pisze o nowej ziemi i nowym niebie. Nasza niewiedza polega na nieznajomości proporcji. Czego będzie więcej w przyszłej rzeczywistości: owej "nowości" czy też "ziemi i nieba", czyli tego, co doświadczamy już teraz? Są to pytania, na które nie ma odpowiedzi. "Ani oko nie widziało ani ucho nie słyszało..." Paruzja jest wydarzeniem całkowicie odmiennym od wszystkiego, czego tu doświadczamy - rzecz dzieje się na pograniczu świata zanurzonego w historii i świata wolnego od niej. I - paradoksalnie - to właśnie owo zapowiedziane i pewne przyjście końca jest podstawą nadziei. Gdyby historia miała trwać zawsze, żylibyśmy w fatalistycznym kole czasu, z którego zmęczony świat nie mógłby się nigdy wydostać. Śmierć jest miłosierdziem, jest osiągnięciem celu (o czym mówi greckie słowo telos), co oczywiście nie łagodzi ani trochę jej dramatyczności. O tym innym, radykalnie nowym świecie, święty Jan mówi tylko przez metafory. Nowe Jeruzalem jest opisane w Apokalipsie jako miasto zbudowane z drogocennych kamieni, z których każdy ma swoje symboliczne znaczenie. Nie miejsce tu, aby analizować bogatą symbolikę Księgi. Dość, że wszystkie te symbole wskazują, iż po tamtej stronie odnajdziemy to wszystko, co w nas najlepsze i to, co w naszym świecie jest najbardziej Boże - niewiarygodnie zwielokrotnione i oczyszczone – a wreszcie samego Boga, którego już nie będzie trzeba poszukiwać w trudzie, bo całe życie będzie spotkaniem z Nim."(...) i będą oni Jego ludem, a On będzie BOGIEM Z NIMI. I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. (...) i odtąd już nocy nie będzie. A nie potrzeba im światła lampy i światła słońca, bo Pan Bóg będzie nad nimi i będą królować na wieki wieków" (Ap 21, 3-4; 22,5). Eschatologia nie powoduje alienacji. Ona daje dystans – możliwość zobaczenia tego, w czym tkwimy po uszy z odległości, pozwala lepiej odróżnić rzeczy ważne od nieważnych, rzeczy cenne od nic nie wartych, dobro o zła. Potrzeba tylko gotowości aby, kiedy Pan przychodzi, nie został odrzucony. Raz już tak się zdarzyło. Przyszedł jako ubogi wędrowiec i nie przyjęli Go. Zdzisław Szmańda OP
"PIERWSZA SPRAWA DELIKATNA: ROLA ŻYDÓW" Jest błędem wyobrażać sobie, że żydzi nowożytni są wyznawcami tej samej religii, w której wychowani byli ludzie Starego Testamentu,
OPOKA po raz siedemnasty Londyn Grudzien 1982 17 Pod redakcja Jedrzeja Giertycha (fragmenty)
… rysie przez stulecie (1815-1914) i polegający na wspólnym panowaniu angielskim i niemieckim nad światem; oraz po piąte, że mimo doprowadzenia Polski w 1939 roku do klęski wojennej i ponownego rozbioru przez manipulowaną przez wpływ niemiecki i angielski politykę Piłsudskiego i jego ucznia Becka, Polska nadal trwa i zniszczyć się nie dała. Stoją dziś w Polsce naprzeciwko siebie dwa obozy: obóz wierny Bogu i ojczyźnie i obóz laicki, złożony solidarnie zarówno z Partii jak z KOR-u. Nie ma wątpliwości, że na dalszą metę zwycięży w Polsce obóz tych, co chcą służyć Bogu i ojczyźnie, wyraża on, bowiem ducha polskiego narodu, kontynuuje tysiącletnie tradycje polskiej historii oraz odpowiada uczuciom przytłaczającej większości Polaków. Ale mogą być chwile, gdy rola jego może być pomniejszona i przygłuszona przez różne okoliczności przypadkowe i przez skuteczną propagandę. Nawet, jeśli takie chwile będą krótkie — w chwilach takich może dojść do wielkich, groźnych dla Polski katastrof. Obóz Partii i KOR-u jest w Polsce drobną mniejszością, — ale siłę jego pomnaża oparcie międzynarodowe, oraz uporczywość i bezkarność jego propagandy. A trzeba pamiętać, że także niektórzy fałszywie zorientowani polscy katolicy, mianowicie tak zwana katolicka „lewica", potrafią sympatyzować z o-bozem lewicy laickiej, a więc podpierać jego siłę i znaczenie. Jest zadaniem narodowców — nawet nie ,,o-bozu narodowego", bo nie może on wciąż stać się siłą zorganizowaną, ale narodowców jako poszczególnych samotnych jednostek, prowadzących swą pracę i walkę każdy z osobna — nie dopuścić do tego, by obóz wierny Bogu i ojczyźnie został w Polsce pokonany.
UWAGI KOŃCOWE. Muszę na końcu niniejszego listu poruszyć kilka spraw delikatnych. Dlatego delikatnych, że sprzeciwiających się niektórym, szeroko rozpowszechnionym zarówno poglądom, jak uprzedzeniom i stanowiących tematy, o których przyjęte jest uważać, że o nich nie wypada mówić.
PIERWSZA SPRAWA DELIKATNA: ROLA ŻYDÓW Muszę tu w sposób otwarty i szczery poruszyć sprawę, która w życiu polskim odgrywała w przeszłości bardzo wielką ro!ę, a która także i dzisiaj wciąż niejaką rolę odgrywa, mianowicie sprawę roli narodu żydowskiego. Przeciwnicy obozu narodowego głoszą i w Polsce i w świecie, że „endecy" to są antysemici. W istocie „endecy" nigdy nie byli antysemitami w tym znaczeniu, w jakim to słowo rozumiane jest w większości krajów świata. Natomiast byli w walce z siłą żywiołu żydowskiego mniej więcej w taki sam sposób, w jaki Grecy na Cyprze są w walce z wpływem tureckim w swoim kraju, albo w jaki ludzie mowy (francuskiej i mowy flamandzkiej zmuszeni są do walki ze sobą w mieście Brukseli. Aby wyłożyć istotę sprawy żydowskiej w Polsce i w świecie, trzeba zacząć od wymienienia aspektu religijnego tej sprawy. Jest błędem wyobrażać sobie, że żydzi nowożytni są wyznawcami tej samej religii, w której wychowani byli ludzie Starego Testamentu, a także większość tych, o których czytamy w Nowym Testamencie. Nowożytni żydzi wyznają całkiem inną religię, niż religia Starego Testamentu. Osią tej nowożytnej religii żydowskiej jest Talmud; a dla niektórych grup żydowskich także i Kabała. Ta nowa religia żydowska nie zna ani świątyni jerozolimskiej (co najwyżej opłakuje jej ruiny przy „ścianie płaczu"), nie zna Sanhedrynu, ani kapłanów, ani krwawych ofiar. Oraz treść jej pojęć jest inna. Owa nowa religia Talmudu już się rodziła za czasów Chrystusa; rodziła się zwłaszcza w formie poglądów, wypowiadanych ustnie, w obozie tzw. faryzeuszy. Co Chrystus Pan o rodzącym się nowym żydowstwie myślał, dowiadujemy się z Jego własnych słów: „Czemu mowy mojej nie rozumiecie? Bo nie możecie słuchać mowy mojej. Wy z ojca diabła jesteście i pożądania ojca waszego czynić chcecie". (Św. Jan, 8, 43-46). Oraz: „Kto z Boga jest, słów Bożych słucha; dlatego wy nie słuchacie, że z Boga nie jesteście". (Tamże, 8, 47). Naród żydowski odrzucił Pana Jezusa. Poszli za Nim poszczególni Żydzi, ale naród żydowski jako zbiorowość: świątynia, Sanhedryn, kapłani, saduceusze, faryzeusze dorzucili Go. Nie przyjęcie Mesjasza przez naród wybrany jest takim samym kataklizmem o skali kosmicznej, jak nieposłuszeństwo Ewy i Adama, oraz jak bunt szatana, to jest części aniołów. A potem Żydzi wołali: („Krew Jego na nas i na syny nasze" (św. Mateusz, 27, 25). Mieli wolną wolę — i skorzystali z niej, by zająć Stanowisko buntownicze. Tak samo i szatan, upadły anioł, miał wolną wolę — i skorzystał z niej by iść przeciwko Bogu. Drugi Sobór Watykański uznał, że dzisiejsze pokolenie zydów jest już zwolnione z odpowiedzialności za ów okrzyk, że krew Jezusa spada „na nas i na syny nasze". Jedna z uchwał tego Soboru brzmi: „Co się stało wczasie Jego męki, nie może obciążać wszystkich bez wyjątku żydów, którzy wtedy żyli, ani Żydów dzisiejszych". (Konstytucja soborowa „Nostra aetate" z dnia 28 października 1965 roku). Ale to nie zmienia faktu, że religia żydowska, religia Talmudu i Kabały, mimo punktów wyjścia wspólnych z chrześcijaństwem, jest religią całkowicie chrześcijaństwu obcą. Żydzi żyli przez blisko dwa tysiące lat w licznych gminach rozproszonych wśród świata chize-śc;ańskiego (także i wśród świata muzułmańskiego), w których pielęgnowali nie tylko swą odrębną religię, ale także i odrębną cywilizację, a także swoje własne, odmienne od chrześcijańskich pojęcia moralne, prawne, społeczne i inne. Dzisiaj także i Żydzi-ateiści, którzy od swojej religii odeszli, przechowują tradycje obce chrześcijaństwu i reprezentują kulturę, w której się wychowali, a która jest od chrześcijańskiej całkiem inna. Z reguły nie potrafią oni zrozumieć ducha narodów chrześcijańskich. Oraz instynktownie zachowują wobec chrześcijaństwa, religii chrześcijańskiej i cywilizacji chrześcijańskiej nienawiść, którą odziedziczyli po swoich przodkach. Nie jest antysemityzmem świadomość, że środowisko żydowskie zawiera w sobie pierwiastki zagrożeń wobec społeczeństwa chrześcijańskiego, jego ducha i jego cywilizacji. Obok powyższego wszystkiego, należy pamiętać, że Żydzi stanowili, a po części wciąż stanowią, poważne zagrożenie, szczególnie dla Polski. Zydzi przez długie wieki doznawali w Polsce gościny i korzystali z takiej wolności, z tylu urządzeń o charakterze autonomicznym, że gminy ich w Polsce stały się oazą, w której ich życie zbiorowe, także i ich kultura i religia, mogły bezpiecznie przetrwać, choć w innych krajach były prześladowane. Polska uchodziła wtedy za „raj dla żydów" (paradisus Iudaeorum) Papież Benedykt XIV uważał, że uprawnienia Żydów w Polsce są zbyt wielkie i wydał w roku 1751 specjalną encyklikę „A quo iprimum", zwróconą do episkopatn Polski, w której podnosił, że przywileje żydowskie w Polsce przynoszą szkodę ludności chrześcijańskiej. Żydzi nie okazali jednak Polsce wdzięczności za gościnę, z jakiej w Polsce w ciągu wieków korzystali i w okresie rozbiorów opowiedzieli się w znacznej większości po stronie mocarstw zaborczych przeciwko Polsce. Już tuż przed pierwszym rozbiorem okazywali wielkie poparcie antypolskiej akcji gospodarczej króla pruskiego Fryderyka Wielkiego. Po rozbiorach, duża część żydów [przerzuciła się na używanie języków mocarstw zaborczych: w zaborze pruskim i w wielu środowiskach w zaborze austriackim języka niemieckiego, na ziemiach wschodnich, a miejscami tek i w Królestwie Kongresowym, języka rosyjskiego. Rządy zaborcze spowodowały skoncentrowanie ludności żydowskiej z innych stron w polskich wielkich miastach, wskutek czego w miastach tych Żydzi stali się jedną trzecią lub blisko połową ludności. W Warszawie, stolicy Polski, w roku 1781, a więc jeszcze w czasach Polski niepodległej, Żydzi stanowili tylko 4.5 procent ogółu ludności. W 1897, po wielu latach rządów rosyjskich i pruskich, procent ten wzrósł do 33.9. W Łodzi, drugim co do wielkości polskim mieście, w roku 1793, w Polsce niepodległej Żydzi stanowili 5.7 procent, ale pod rządami rosyjskimi, w 1897 roku — 31.8 procent, a w roku 1910 — 40.7 procent. W Wilnie w roku 1897 Żydzi stanowili 45.0 proc. ludności. W takich miastach jak Białystok i Pińsk byli w większości. Żydzi uważali się za współgospodarzy ziemi polskiej. A czuli się, w znacznej większości, solidarni nie z narodem polskim lecz z państwami zaborczymi Prusami, Austrią i Rosją. Momentem politycznie zwrotnym w sprawie żydowskiej w Polsce był rok 1912. W roku tym odbyły się w zaborze rosyjskim wybory do Dumy (rosyjskiego parlamentu). W wyborach tych w Łodzi głosami żydowskimi przy poparciu głosów miejscowej ludności niemieckiej oraz garści liberałów — Polaków, obrany został żydowski liberał, uważający język jidysz za swój język ojczysty: dr Bomasz. W Warszawie wszyscy Żydzi (także i żydowska burżuazja), rzucili swoje glosy na polskiego komunistę, Jagiełłę, wskutek czego został on wybrany, a obaj pozostali polscy kandydaci przepadli. W Dumie, ani Bomasz, ani Jagiełło nie wstąpili do Koła Polskiego. Bomasz wstąpił do klubu rosyjskich konstytucyjnych demokratów („kadetów"), a Jagiełło do połączonego rosyjskiego klubu bolszewików i mieńszewików. Tak więc oba największe miasta w Królestwie Kongresowym były odtąd reprezentowane w Dumie przez członków stronnictw rosyjskich. (W Wilnie Żyd Lewin został o-brany w wyborach do I Dumy w roku 1906, ale w wyborach do II Dumy w 1907, III Dumy w 1907 i IV Dumy w 1912 r. obrani zostali w Wilnie Polacy). To naoczne zademonstrowanie, że Polacy nie są już w pełni gospodarzami na swojej ziemi, a dwa największe polskie miasta, w tym polska stolica, (reprezentowane są w rosyjskim parlamencie przez członków stronnictw rosyjskich, sprawiło, że zrodziło się w polskim narodzie poczucie, że Żydzi stanowią dla Polski zagrożenie. To zagrożenie wyrażało się obok tego także w ogromnym powiększeniu się żydowskiej przewagi w życiu gospodarczym w Polsce. To właśnie wtedy Dmowski, wódz „endecji", ogłosił, że nie ma rady ale Polacy musza z potęgą żydowską na swojej ziemi zacząć walczyć. W rzeczywistości wezwał do bojkotowana żydowskiego handlu i żydowskiej wytwórczości. Wkrótce potem, gdy wybuchła pierwsza wojna światowa, żydzi zajęli stanowisko nieprzyjazne Polsce w sensie politycznym. Słynny polityk żydowski o znaczeniu światowym, rabin Stephen S. Wise z Nowego Jorku napisał już 18 listopada 1914 roku, że „żydzi mają podstawy do obawiania się polskiego porządku rzeczy(. ..) Mającego zająć po wojnie miejsce starego porządku rosyjskiego"; to jest, że boją się nowego porządku w Europie środkowej, w którym główną rolę odgrywałaby Polska. W czasie rokowań pokojowych wersalskich w 1919 roku, amerykańskie i brytyjskie, żydowskie grupy nacisku starały się popchnać amerykańskiego prezydenta Wilsona i rząd brytyjski w kierunku nieprzyjaznym Polsce. W okresie międzywojennym Żydzi stanowili w Polsce opozycję nieprzyjazną Polsce i narodowi polskiemu. Dzisiaj żydzi, jako zorganizowana, odrębna siła narodowa w Polsce nie istnieją. Ale nadal trzeba się liczyć z ich rolą jako czynnika Polsce nieprzyjaznego i w świecie, i także i w Polsce.
Po pierwsze Żydzi są z niezrozumiałych powodów niechętnie usposobieni do Polski i prowadzą w świecie wielką, antypolską propagandę. Między innymi w sposób oszczerczy i najzupełniej bezpodstawny oskarżają oni naród polski o współwinę w wymordowaniu żydów przez Hitlera i zupełnie ignorują fakt, że w Polsce pomaganie żydom było przez Hitlera karane śmiercią winowajcy wraz z całą jego rodziną i że pomimo tego wielu Polaków pomagało Żydom, powodując się miłością chrześcijańską i zostało za to wraz z rodzinami wymordowanych.
Po wtóre, pozostała w Polsce, jako pozostałość po dawnej społeczności żydowskiej, a obok garści Żydów wierzących i także obok żydów rzeczywiście spolszczonych (często ochrzczonych), liczna klasa ludzi żydowskiego pochodzenia, zewnętrznie i językowo także spolszczonych, ale obcych Polsce duchem, nienawidzących polskich tradycji, polskiej kultury i wyznawanej przez większość Polaków religii, ateistów i kosmopolitów. Wyrazem ich wpływu jest KOR, są także niektóre ośrodki liberalno — masońskie. Klasa ta jest w życiu Polski zjawiskiem wysoce szkodliwym i destrukcyjnym. A jest ona całkiem liczna. Rzecz ciekawa, że do klasy tej należą też i niektórzy Polacy, pożenieni z Żydówkami. Jeden z moich znajomych, w jednym z krajów zachodniej Europy, usłyszał z ust takiego Polaka oświadczenie treści mniej więcej następującej: „Uważam się za członka społeczności żydowskiej. Żona moja jest żydówką. I dzieci moje należą w sposób bezsporny do społeczności żydowskiej. Ja jestem Polakiem czystej krwi, ale przez żonę i dzieci związany jestem ze społecznością żydowską, do której już teraz nieodwołalnie należę". Jest to zapewne wypadek wyjątkowy. Ale pewnie takich wyjątkowych wypadków jest więcej. A poza tym — pewnie są wypadki pośrednie, gdy Polak ożeniony z Żydówką nie uważa się za członka społeczności żydowskiej, ale jednak jest z tą społecznością rozlicznymi węzłami związany- Z drugiej strony sprawiedliwość każe wyznać, że istnieje wiele osób pochodzenia żydowskie-go, niektóre z nich nawet będące rasowo Żydami czystej krwi, które zrosły się z polskością całkowicie, przejęły się polskim patriotyzmem i polską kulturą i które zasługują na to, by je uwazać za całkowitych, prawdziwych Polaków. Jeśli się ich od polskości odtrąca — czyni się im krzywdę. Na zakończenie powiem jeszcze jedno. Żydzi są w całym świecie potężną, szeroko wpływami swoimi rozgałęzioną, zbiorową siłą, która reprezentuje dążenie do obalenia przeważającej roli chrześcijaństwa w świecie. Naród polski pod pewnymi względami przypomina tę siłę żydowską — będąc jej przeciwieństwem, Dlatego jest tak bardzo w świecie zwalczany i szkalowany; także i dlatego został w końcu XVIII wieku poddany rozbiorom przy aplauzie całego ówczesnego „filozoficznego" obozu w świecie — i dlatego tak łatwo został zdradzony w Jałcie: dlatego, że wrogowie chrześcijaństwa w całym świecie widzą w nim czołowy bastion chrześcijaństwa i gorąco pragną jego unicestwienia. Obiór polskiego Papieża zarówno wzmocnił tę rolę i znaczenie polskiego narodu w duchowym i po części także i politycznym zmaganiu w świecie, jak tę rolę w szczególniejszy sposób unaocznił. Na inny sposób, jesteśmy w świecie narodem podobnie ważnym, jak żydzi. Walczymy o wielkie idee — a mianowioie o zwycięstwo Kościoła i wiary. Tak jak Żydzi walczą o unicestwienie tego Kościoła i tej wiary. Prowadząc naszą walkę o narodowe istnienie, musimy zdawać sobie z tego sprawę, że musimy bronić się nie tylko przeciwko wrogom zagrażającym nam geograficznie i politycznie, ale przeciwko całemu, wielkiemu obozowi w skali światowej, nieprzyjaznemu nam ideowo. Obozowi temu przewodzą żydzi, zarówno ci, co sta-nową światowy obóz kapitalistyczny, jak i ci, co głoszą antychrześcijańskie, przeważnie lewicowe teorie wywrotowe.
DRUGA SPRAWA DELIKATNA: RENESANS PIŁSUDCZYZNY Godnym uwagi faktem dzisiejszego życia polskiego jest renesans piłsudczyzny. Jest to fakt wysoce dla Polski szkodliwy — i trzeba mu się przeciwstawić. Wielu Polaków — także i tych, co prawdę o Piłsudskim znają — nie może tej potrzeby zrozumieć. Powiadają oni, że spór o rolę Piłsudskiego jest sprawą przebrzmiałą i że nie należy tracić energii na objaśnianie ogółowi Polaków istoty tego sporu. Ale muszą oni lepiej tę sprawę przemyśleć. Sprawa moli Piłsudskiego jest wciąż aktualna, gdyż Piłsudski stanowi po dziś dzień sztandar dla poczynań wiodących Polskę do katastrofy. Wrogowie Polski posługują się Piłsudskim po to, by szerzyć w Polsce propagandę działań dla Polski szkodliwych, a służących celom antypolsfciim. Odrodzenie się w Polsce „legendy Piłsudskiego" ma, to prawda, jedną przyczynę samorzutną: jak wiadomo, Piłsudski reprezentował w narodzie polskim orientację antyrosyjską, a Rosja swoim postępowaniem wobec Polski zasłużyła sobie na zniecierpliwienie i nienawiść szerokich kół polskiego społeczeństwa. Ludzie nie znający nowożytnej historii wyobrażają sobie Piłsudskiego jako człowieka, który prowadził większej miary politykę polską, zwróconą frontem przeciwko Rosji i chcą go w tym naśladować. Najlepiej tę samorzutną postawę co prymitywniejszych przedstawicieli młodego polskiego pokolenia ilustrują słowa pewnego młodego Polaka w rozmowie z jednym z moich przyjaciół: „Jestem za Piłsudskim, bo on bił Ruchów". Ale główną przyczyną wyrośnięcia w Polsce w ostatnich czasach przekonania o wielkości i rzekomej zasłudze Piłsudskiego jest propaganda. A propaganda ta ma źródła antypolskie. Wielką propagandę przeprowadzono w Polsce w okresie dyktatury Piłsudskiego i piłsudczyków w latach 1926-1939; prowadzono ją przy pomocy fałszowania prawdy historycznej przez szkoły, przez sposób urabiania poglądów żołnierzy i oficerów, oraz przez konfiskaty wydawnictw głoszących prawdę. Dalszy ciąg tej propagandy uprawiany był później w dużych odłamach szeregów AK oraz w ośrodkach emigracyjnych, uzależnionych od obcych środowisk i obcych rządów. Propaganda ta miała źródło w inspiracji obozu proniemieckiego i także w inspiracji angielskiej. To ta propaganda sprawiła, że Polska poprowadziła przed rokiem 1939 politykę stawiającą sobie za cel obalenie systemu wersalskiego, co się wyraziło przede wszystkim w przyłożeniu ręki do zagłady Czechosłowacji i w zadaniu tej Czechosłowacji ciosu śmiertelnego, czego dalszym rezultatem stało się osamotnienie Polski oraz kampania wrześniowa i nowy rozbiór. Ale rzeczą ciekawą jest to, że propaganda na rzecz Piłsudskiego jest w istocie w dużym stopniu tolerowana, a nawet popierana także i przez rządy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. W ciągu 38 lat istnienia tej Rzeczypospolitej Piłsudski traktowany jest wprawdzie jako przeciwnik dążeń, którym ta Rzeczpospolita służy, ale jako przeciwnik, którego wielkość jest uznawana. Dmowski był w ciągu tych 38 lat zabijany milczeniem; nie wolno było o nim mówić nic, lub prawie nic. Natomiast Piłsudski to był wódz Polski antykomunistycznej i antyrosyjskiej, o którym mówiło się jako o niebezpiecznym wrogu. I wskutek tego szerokie zastępy tych, którzy przeciwstawiali się rządom komunistycznym oraz których nauczono nienawidzić Rosji, wychowywane były w przekonaniu,żePilsudski jest tym Polakiem, który wyraża ich własne uczuć a i dążenia. Co więcej, w pewnym zakresie tolerowano także i niektóre poczynania propagandowe pozytywne obozu stronników Piłsudskiego. Głoszono o Piłsudskim różne informacje — niektóre prawdziwe, a niektóre wyssane z palca —• które stwarzały jednostronny i fałszywy dodatni obraz jego postaci. W ostatnich kilku łatach propaganda na rzecz Piłsudskiego ogromnie się w Polsce wzmogła, w wyniku poczynań agitacyjnych i wydawniczych „bez cenzury", niby nielegalnych, a w istocie tolerowanych. A towarzyszyła tym poczynaniom kampania na rzecz Piłsudskiego, prowadzona zza granicy, mająca źródło w inspiracji niemieckiej, angielskiej i amerykańskiej i o-czywiśoie także w ośrodkach obozu piłsudczy-ków na emigracji, dobrze usadowionych i korzystających z potężnego poparcia. Celem tych wszystkich kampanii jest dopożenie do umieszczeńa Polski w sposób nieodwołalny w politycznym obozie antyrosyjskim, do popchnięcia Polski — jeśli to możliwe — do zbrojnego konfliktu z Rosją i do przeciwstawienia się wszelkim próbom zorganizowania się niezależnej opinii publicznej polskiej, świadomej rzeczywistych, grożących Polsce niebezpieczeństw. Dla tych poczynań, ze swej istoty wrogich Polsce i mających źródło w ośrodkach politycznych i propagandowych antypolskich, osoba Piłsudskiego jest znakomitym hasłem i sztandarem. Dobrze zamaskowana i kryjąca się za pozorami dążeń patriotycznych propaganda antypolska posługuje się Piłsudskim do rozszerzenia w Polsce błędnycr wyobrażeń o tym, co Polacy powinni teraz robić, a przede wszystkim dla uzasadnienia poglądu, że Polska koniecznie powinna wdać się w nową, samobójczą wojnę z Rosją poprzedzoną nowym powstaniem, równie klęskowym, jak powstania 1830, 1863 i warszawskie 1944 r., ale równie bohaterskim. Piłsudski jest tu traktowany, jako wzór i przykład, którego trzeba wychwalać i za którym trzeba iść. Piłsudski jest więc propagowany i podnoszony jako prorok polityki, która ma poprowadzić Polskę ku nowym katastrofom i ku unicestwieniu, a za to w interesie Niemiec i potęg anglosaskich. Przeciwstawianie się więc propagandzie na rzecz „legendy Piłsudskiego" nie jest tylko akademicką walką o historyczną prawdę, ale jest koniecznym postulatem politycznym, mianowicie postulatem zwalczenia niebezpiecznego elementu destrukcyjnej, niszczącej Polskę propagandy, wiodącej ku szkodliwym politycznym działaniom. Prawdę o Piłsudskim trzeba koniecznie znać. Istotną rolą historyczną Piłsudskiego było zadanie dopomożenia Niemcom do zwycięstwa w ich dążeniu do zapanowania nad Europą, a może nad światem. Już w XIX wieku Niemcy................. KSCark2006
Wezwanie do katolickiej ofensywy Z krakowskiego podwórka patrząc, trudno nie zadumać się nad tym, że na senatora Rzeczypospolitej został wybrany człowiek, pod którego rządami w resorcie obrony narodowej wydarzyły się dwie największe katastrofy w historii tegoż resortu (i powojennej Polski), drugim senatorem zaś został człowiek, który potrafił samobójczą śmierć człowieka skomentować “dowcipnym” wpisem na Twitterze: “miałeś chamie złoty róg…”. Dostaliśmy się w łapy humanistów już dawno. Teraz ich uchwyt jeszcze się wzmocni.
Zgubne skutki mediokracji Do głosu dochodzi pokolenie Janusza Palikota “zero” – pokolenie wyborców Janusza Palikota (wśród głosujących po raz pierwszy uczniów uzyskał podobno zdecydowanie największe poparcie). To pokolenie tych, którzy wedle badań stanu świadomości historycznej mają największe trudności z odpowiedzią na pytanie, kto kogo zabił w Katyniu (chyba Polacy Żydów?). Pokolenie, w którym media, światowa kultura masowa i lokalna szkoła – ostatnio minister Hall – starały się wyrobić przekonanie, że to właśnie im się należy: wolność bez odpowiedzialności, kasa bez pracy, życie bez obowiązków, chwila bez historii (ale i bez przyszłości). Oczywiście, nie wszyscy reprezentanci tego najmłodszego pokolenia wyborców podzielają ideały Janusza Palikota “zero”. Jednak nie powinniśmy się łudzić: to właśnie owe “ideały” dziś wygrywają. Niektórzy pocieszają się: kryzysu nie uda się ukryć, nawet za najgrubszym parawanem mediów. Zmiana musi w końcu nadejść. Wyborcy jednak zdecydowali, że nowy rząd będzie kontynuacją starego: PO – PSL. Mamy za to nową opozycję: Ruch Palikota. To ona będzie teraz wspierana przez media jako jedyna słuszna odpowiedź na oczywistą kiedyś potrzebę zmiany ekipy Donalda Tuska. Za cztery lata będzie jak znalazł: Masz już dość Tuska? – Głosuj na Palikota! On jeszcze nie rządził. On zagwarantuje jeszcze większą nowoczesność niż “stara” PO. W końcu “uwolnimy konopie”. Czy tak być musi? Nie. Wszystko będzie inaczej, niż planujemy, niż przewidujemy. Czy mamy jakiś wpływ na to, czy będzie inaczej? Na pewno powinniśmy postępować tak, jakbyśmy go mieli. Kiedy słuchałem ostatniego werdyktu wyborców, przypominały mi się natrętnie zdania z listu księcia Jeremiego Wiśniowieckiego do wojewody Adama Kisiela z Roku Pańskiego 1648: “Nam lepsza rzecz umierać, aniżeli by pogaństwo i hultajstwo miało nam panować”. Przecież jednak książę Jeremi nie poprzestał na tym. Ruszył ze swych Łubniów, by walczyć o ocalenie Rzeczypospolitej. Do rodzinnych Łubniów już nie wrócił, ale pomógł polskiemu Feniksowi odrodzić się raz jeszcze. I my nie powinniśmy rezygnować z naszej wyprawy. Musimy zachęcić więcej naszych współobywateli, żeby poszli z nami. Znowu do Zbaraża? Nie. Może jeszcze nie. Do następnych wyborów. Zmierzamy do nich w naszych codziennych wyborach i decyzjach. Wolności tych wyborów wciąż nam nikt nie zabrał. Jak mamy z tej wolności, która nam pozostaje, korzystać? Jak na nową fazę agresji przeciwko krzyżowi zareaguje Kościół? Czy to rzeczywiście nowa faza? Może to wciąż ta sama walka? Może powinniśmy z takiej, głębszej perspektywy spojrzeć na to, co dziś widzimy, co nas otacza, co nas przytłacza? Nie powinniśmy na pewno ograniczać się tylko do krótkowzrocznych rozrachunków i połajanek partyjnych. Nie powinniśmy traktować dzisiejszych szyderców – spod znaku czy to doktora Palikota, czy to profesora Sadurskiego, czy profesor Środy – jako odkrywców zła, którego wcześniej nie było. Nie powinniśmy siebie rozgrzeszać łatwym stwierdzeniem, że teraz nadeszły czasy wyjątkowe. Każde czasy są wyjątkowe: “byt nasz podniebny – bojowanie”.
Polski Popielec 2011 Zróbmy własny rachunek sumienia. Do tego potrzebne jest spojrzenie wstecz. Pomóc nam, zwłaszcza Kościołowi w Polsce, może w takim rachunku słowo, które chciałem przypomnieć. To słowo Prymasa Augusta Hlonda – pasterza Kościoła w Polsce niepodległej. II Rzeczpospolita to także nie był raj. Także byli czynni, jakże energicznie, wrogowie krzyża i wrogowie trwania polskiej wspólnoty historycznej. Kościół nie spał. Przyjął te wyzwania i potrafił przygotować Polskę do odpowiedzi na próbę najcięższą. Może warto sięgnąć do tamtej nauki, do tamtej diagnozy i do tamtej odpowiedzi? Na zakręcie naszej, także trudnej niepodległości, kiedy widzimy już inny zupełnie dorobek III Rzeczypospolitej, proszę, by Państwo wczytali się w te słowa. Słowa Prymasa Hlonda z listu opublikowanego na Środę Popielcową 1932 roku – listu “O zadaniach katolicyzmu wobec walki z Bogiem”. Spróbujmy w ich kontekście zrozumieć nasze wyzwania i nasze zadania, kiedy przyszła pora na polski Popielec roku 2011… Posłuchajmy:
“Niestety są w Polsce bezbożnicy i jest bezbożniczy ruch. Oczywiście nie pod tą nazwą, lecz pod wygodniejszą nazwą wolnomyślicielstwa. (…) Nie przebrzmiało jeszcze w świecie zmartwychwzbudzające tchnienie: Polsko, wynijdź z grobu (J 11,43), a już odbywa się w łonie wskrzeszonej ojczyzny śmierciorodne zatruwanie pierwiastków życia i walka z jego stwórczym początkiem: Chrystusem. (…) Dopiero zaczęliśmy rozumieć swoje nowe posłannictwo narodowe, a już stajemy się widowiskiem walki z własną przyszłością i z prawdą duszy polskiej, z twórczymi pierwiastkami postępu i z podstawami własnego rozwoju. Mówią, że to powiew Europy, a w rzeczywistości wieje tu woń przykra moralnego rozkładu tej Europy, która już cuchnie (J 11,39). (…) Jakżeż Polsce nie do twarzy ta wolteryańska mina bezbożnicza! Z wszystkich brzydactw, którymi fałszowano naszą psychologję, to jest najwstrętniejsze. Dusza polska, z gruntu religijna, łagodna, z samego przyrodzenia chrześcijańska (Tert. Apologeticus, c.17), nie jest zdolna do bluźnierstwa, a kto ją do bluźnierstwa wykrzywia, dopuszcza się potwornej perwersji. Bezbożnictwo to nie tylko nieznany w tradycjach polskich grzech przeciw Bogu, ale obraza Polski, jej duszy, jej imienia chrześcijańskiego i całej jej przeszłości. (…) To, co się w Europie rozgrywa, jest gwałtownym zmierzchem epoki, której ducha zatruto. Tę niemoc powoduje bezwładność duchowa. To przesilenie jest następstwem kryzysu moralnego. Ten wstrząs ogólny jest zapadaniem się wszystkiego, co zawisło w próżni, gdy z życia ludów usunięto Boga i Jego prawo. Ten ostry załom rozwoju ludzkości to dowód, że bez pierwiastka Bożego narody nie wytrzymują brzemienia własnych dziejów. Ten bezład, to gmatwanie się stosunków, to rysowanie i kruszenie się ustrojów jest bankructwem bezbożnictwa wszelkiego stopnia i wszelkich rodzajów, bankructwem bezbożnictwa w etyce, bankructwem bezbożnictwa w życiu prywatnym i zbiorowym, bankructwem bezbożnictwa w życiu publicznym i w stosunkach międzynarodowych. Ratunek? Przy rozpływaniu się autorytetów, nawet religijnych, tylko katolicyzm zachował pełną świadomość swego powołania. Wszyscy inni poczynili już ustępstwa na rzecz naturalizmu, zdają neopogaństwu obronne okopy wiary i obyczajów i idą w służbę tego, co modne, łatwe, władne i popłatne. Na szańcu pozostał katolicyzm. Na nim spoczął cały ciężar obrony prawa przyrodzonego, przyrodzonych praw jednostki i rodziny. (…) Błędnie pojmuje zadania katolicyzmu w chwili obecnej kto sądzi, że Kościół powinien dbać przede wszystkim o to, by się ostać, i że w tym celu powinien się jak najmniej narażać, ograniczać swą działalność do spraw najistotniejszych, a zresztą jak najdalej uciekać od złości dzisiejszych czasów. Błądzą i ci, którzy mniemają, że Kościół powinien dziś całą uwagę i siły kierować ku obronie pozycji, które ma w ręku, wylewając się w mniejszej mierze na inne akcje i odkładając na lepszą chwilę nowe przedsięwzięcia. Jedni chcieliby głos Kościoła tłumikiem oportunizmu przygłuszyć, aby oszczędzać tych, którzy zdrowej nauki nie cierpią (2 Tym 4,3), a drudzy pragnęliby go zamienić w wielki obóz warowny, odgrodzony zasiekami od świata, a tym jedynie zajęty, by napady odpierać i tak poprzez burzliwe czasy ocaleć. Kościół nie jest cieplarnianą roślinką, lecz drzewem, które Bóg zasiał na roli swojej (Mt 13,31), by się rozrosło na świat cały. Na jego gałązkach mieszkają ptaki niebieskie (Mt 13,32), ale i wichry szarpią jego konary. Katolicyzm był zamknięty na modlitwie w wieczerniku tylko do zesłania Ducha Świętego, a potem wyszedł zeń na zawsze i stał się wiekuistym apostolstwem, które dla pozyskania ludu niewiernego i sprzeciwiającego się (Rz 9,21) wychodzi z Chrystusem poza obóz, niosąc urąganie Jego (Hbr 13,13). Za wiele jest w pewnych kołach katolickich nastawienia na obronę, a za mało zrozumienia zdobywczych zadań Kościoła. Skoro wywrót i bezbożnictwo coraz śmielej uderzają w chrześcijaństwo, musi być i obrona, i to obrona zwarta, dostojna, mocna w dowodach, którymi walczy, potężna pierwotnym duchem ewangelicznym. Ale obrona to nie wszystko. Nie wystarcza zasłaniać się i ciosy odbijać. Kościół ma odnieść i ustalić zwycięstwo, które zwycięża świat (2J 5,4), a to zwycięstwo osiągnie tylko walną ofensywą na całym froncie katolickim. Naczelnym nakazem dzisiejszej chwili jest uruchomienie powszechnej ofensywy katolickiej”. Nie cofajmy się, nie chrońmy za zasiekami ostatnich okopów, nie rozpaczajmy, nie zadowalajmy się “chronieniem substancji”, która nam jeszcze została. Rozważmy te słowa. Prof. Andrzej Nowak
Prosto o syjonizmie: co oznacza żydowski nacjonalizm
Straight Talk About Zionism: What Jewish Nationalism Means
http://www.ihr.org/zionism0409.html
Autor: Mark Weber, tłumaczenie: Ussus Teodor Hertzl, twórca syjonizmu
Ważne jest by zrozumieć syjonizm nie tylko dlatego, że jest wpływową ideologią i potężnym ruchem sopołeczno – politycznym, ale również dlatego iż w jego powszechnym rozumieniu mieści się wiele ignorancji, błędów i celowej dezinformacji. Jeśli poszukasz słowa „syjonizm” w zwykłym amerykańskim słowniku, to co znajdziesz będzie bardzo prawdopodobnie nieścisłe, lub w ostateczności prowadzące do niewłaściwych wniosków. Np. popularny i rzekomo autorytatywny amerykański słownik w moim biurze definiuje syjonizm jako „Ruch niegdyś prowadzący do ponownego założenia, obecnie wspierający narodowe państwo żydów Izrael” (1). Definicja ta, typowa dla amerykańskich prac naukowych, jest gorzej, niż myląca. Jest kłamliwa. Założycielem nowoczesnego ruchu syjonistycznego był żydowski pisarz Teodor Herzl. W latach 90. XIX w. mieszkał w Paryżu, gdzie pracował jako dziennikarz dla wpływowej wiedeńskiej gazety. Był bardzo poruszony rozprzestrzeniającym się ówcześnie we Francji antysemityzmem i antyżydostwem. Wiele rozmyślał o typowych napięciach, braku zaufania i konfliktach pomiędzy żydami i nieżydami, które istniały przez stulecia. Doszedł do wniosku, że znalazł rozwiązanie tego starego problemu. Herzl wyłożył swoje poglądy w książce napisanej po niemiecku pt. „The Jewish State” (Der Judenstaat) [„Żydowskie państwo”]. Praca opublikowana w 1896 r. jest manifestem lub też podstawowymi założeniami ruchu syjonistycznego. Półtora roku później Herzl zwołał pierwszą międzynarodową konferencję syjonistyczną. Pięćdziesiąt jeden lat później, kiedy „państwo Izrael” zostało uroczyście proklamowane, na spotkaniu w Tel Avivie ponad mównicą konferencyjną, zawisł stosownie duży portret Herzla. W swojej książce Herzl wyjaśniał, że bez względu na miejsce zamieszkania oraz obywatelstwo, żydzi stanowią nie tylko wspólnotę religijną, ale są również wspólnotą nacyjną, narodem. Użył niemieckiego słowa „volk”. Gdziekolwiek wśród nieżydów żyje duża liczba żydów, twierdził, konflikt jest nie tylko prawdopodobny, jest nieunikniony. Napisał: „Kwestia żydowska powstaje gdziekolwiek żydzi zamieszkują w zauważalnej liczbie. Tam gdzie jej nie ma, tam zostanie przywieziona przez żydów… Wierzę, że zrozumiałem antysemityzm, który jest złożonym problemem. Rozważałem jego rozwój jako żyd, bez uprzedzeń i obaw.” (2) W swoich prywatnych i publicznych pismach Herzl wyjaśniał, że antysemityzm nie jest abberacją, ale raczej naturalną reakcją nieżydów do obcych im żydowskich zachowań, postaw. Antyżydowskich zapatrywań, powiedział, nie należy kojarzyć z ignorancją i fanatyzmem, tak jak wielu orzekło. W zamian skonkludował, że starożytny i wyraźnie trudny konflikt między żydami a nieżydami jest zupełnie zrozumiały, ponieważ żydzi są wyraźnie inni, mają interesy inne i często sprzeczne z interesami ludzi wśród których zamieszkują. Herzl uważał, że głównym źródłem nowożytnego uprzedzenia antyżydowskiego jest tzw. „emancypacja” żydów w XVIII i XIX w. z życia ograniczonego do gett w nowoczesne zurbanizowane społeczeństwo. Proces ten doprowadził to bezpośredniej walki ekonomicznej żydów z nieżydowską klasą średnią. Herzl pisze, że antysemityzm jest „zrozumiałą reakcją wobec żydowskich wad.” W swoim pamiętniku pisał: „Uważam, że antysemityzm jest w pełni usprawiedliwiony.” (3) Herzl utrzymywał, że żydzi muszą przestać udawać – zarówno wobec samych siebie jak i wobec nieżydów – że są jak wszyscy inni [Bujda! Nigdy żaden żyd nie twierdził czegoś takiego. W przeciwnym razie odżydziłby się – tłum.] [No, niekoniecznie "bujda" - Żydzi nagminnie wobec gojów udają, że są jak wszyscy inni! - Gajowy], natomiast muszą uczciwie przyznać, że są odmienną i oddzielną społecznością z własnymi interesami i celami. Jedyne skuteczne długofalowe rozwiązanie to uznanie przez żydów rzeczywistości, życia; ostatecznie „normalny” naród w oddzielnym, własnym państwie. W memorandum do cara Rosji Herzl napisał, że syjonizm jest „ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej.”(4) Po latach wielu żydów zaczęło podzielać poglądy Herzla. Louis Brandeis, przewodniczący Sądu Najwyższego USA i najbardziej wpływowy amerykański syjonista, powiedział: „Przyznajmy wszyscy, że żydzi stanowią wyróżniającą się narodowość, której bez względu na miejsce zamieszkania, pozycję czy wierzenia są członkami.” (5) Stephen S. Wise prezes American Jewish Congress [Amerykański Kongres Żydów] oraz World Jewish Congress [Światowy Kongres Żydów] na wiecu w Nowym Yorku w czerwcu 1938 r. powiedział: „Nie jestem amerykańskim obywatelem wyznającym judaizm. Jestem żydem … Hitler miał rację w jednym. Nazywa żydów rasą, my jesteśmy rasą.” (6) Chaim Wiezmann, pierwszy prezydent Izraela, napisał w swoich wspomnieniach: „Kiedy tylko stan żydowski w jakimś kraju osiągnie nasycenie, kraj ten reaguje przeciwko nim… (Ta) reakcja nie może być rozpatrywana jako antysemityzm w zwykłym czy wulgarnym znaczeniu tego słowa; jest to ogólna reakcja społeczno – ekonomiczna towarzysząca żydowskiej imigracji, i my nie możemy się jej pozbyć.” (7) Mający syjonistyczne poglądy, Ariel Sharon premier Izraela na spotkaniu z amerykańskimi żydami w Jerozolimie w lipcu 2004 r. powiedział, że żydzi z całego świata powinni przenieść się do Izraela tak szybko jak to tylko możliwe. I ponieważ antysemityzm był szczególnie rozpowszechniony we Francji, dodał, żydzi z tego kraju powinni natychmiast przenieść się do Izraela. Francuscy urzędnicy szybko i w możliwy do przywidzenia sposób odpowiedzieli odrzuceniem uwag Sharona jako „nie do zaakceptowania.”(8) Wyobraź sobie jednak liderów Francji, Stanów Zjednoczonych i innych państw odpowiadających potakująco na wezwania Sharona i innych syjonistów. Wyobraź sobie, że prezydent USA odpowiedział: „Ma pan rację, panie Sharon. Zgadzamy się z panem. Zgadzamy się, że żydzi nie są częścią Stanów Zjednoczonych. W rzeczywistości jesteśmy gotowi udzielić wsparcia, robiąc wszystko co możemy, by promować i wspierać wszystkich żydów w opuszczeniu naszego kraju i przeniesieniu się do Izraela.” Byłby to logiczny i uczciwy stosunek nieżydowskich liderów politycznych, którzy mówią iż wspierają Izrael i syjonizm. Jednak liderzy USA, Francji, Brytanii i innych krajów nie są dziś ani uczciwi, ani konsekwentni. W latach 30. XX w. jeden europejski rząd był uczciwy i konsekwentny w swoim stosunku do tego problemu – rząd Trzeciej Rzeszy Niemieckiej. Żydowscy syjoniści i niemieccy narodowi socjaliści mieli podobny pogląd na rozwiązanie, tego co Herzl nazwał „kwestią żydowską”. Zgadzali się, że żydzi i Niemcy byli wyraźnie różnych narodowości , i że żydzi nie są Europejczykami, ale raczej tzw. „ojczyzna” żydów jest w Palestynie. Na bazie wspólnych poglądów Niemcy i żydzi współpracowali w tym, co według jednych i drugich, było w ich własnym najlepiej pojętym narodowym interesie. Rząd Hitlera energicznie wspierał syjonizm i emigrację żydów do Palestyny od 1933 r. do 1940 – 1941 r., kiedy druga wojna światowa przeszkodziła dalszej, rozległej współpracy.(9) (W latach wojny stosunki ochłodły i polityka zmieniła się drastycznie. Niemiecka polityka współpracy z syjonistami i wspierania żydowskiej emigracji do Palestyny utorowała drogę do „ostatecznego rozwiązania”). W latach 30. XX w. główna gazeta SS – Das Schwarze Korps – wielokrotnie proklamowała wsparcie dla syjonizmu. Np. artykuł opublikowany w 1935 r.:(10) „Uznanie żydów za społeczność rasową opartą na krwi, a nie na religii, skłoniło rząd niemiecki do zagwarantowania im rasowej odrębności. Rząd w zupełności zgadza się z żydowskim wielkim duchowym ruchem tzw. „syjonizmem”, który jest wyrazem solidarności żydów z całego świata i odrzuceniem wszelkich asymilacyjnych pomysłów. Bazując na tym Niemcy podjęły starania, które odegrają znaczącą rolę w przyszłym rozwiązaniu problemu żydowskiego na całym świecie.” W końcu 1933 r. wiodąca niemiecka linia promowa rozpoczęła przewożenie pasażerów z Hamburga bezpośrednio do Haify; na pokładzie udostępniano „rygorystycznie koszerne jedzenie”. We wrześniu 1935 r. rząd niemiecki wprowadził „prawa norymberskie”, które zabroniły małżeństw i relacji seksualnych między żydami i Niemcami [ha! a to ci nowość! - tłum] – w efekcie czyniąc z krajowych żydów obcą mniejszość (11). W kilka dni po ogłoszeniu praw norymberskich, główna syjonistyczna gazeta niemiecka Jüdishe Rundschau w głównym artykule z radością powitała nowe porządki (12). „Niemcy … wychodzą naprzeciw postulatom World Zionist Congress [Światowy Kongres Syjonistyczny], kiedy zadeklarowały, że żydzi mieszkający w Niemczech stali się narodową mniejszością. Kiedy już żydzi uzyskali status narodowej mniejszości , staje się możliwe nawiązanie normalnych relacji między niemieckim narodem a żydami. Nowe prawa dają żydowskiej mniejszości w Niemczech własne życie kulturalne, własne życie narodowe. W przyszłości własne szkoły, teatry, związki sportowe. Krótko mówiąc, mogą utworzyć własne życie we wszelkich narodowych aspektach.” W latach 30. XX w. syjonistyczne grupy współpracowały z niemieckimi władzami organizując sieć około czterdziestu obozów i centrów gospodarczych w Niemczech, gdzie przyszli osadnicy byli szkoleni do podołania warunkom ich nowego życia w Palestynie. Najważniejszym aspektem kooperacji niemiecko – syjonistycznej w czasie rządów Hitlera było porozumienie transferowe – pakt dzięki któremu dziesiątki tysięcy niemieckich żydów wyemigrowało do Palestyny wraz ze swoim bogactwem. Porozumienie, zwane również Ha’avara – z hebrajskiego „transfer” – zostało zawarte w sierpniu 1933 r. podczas rozmów niemieckich urzędników z oficjelami Jewish Agency [Agencji Żydowskiej] i palestyńskim Center of the World Zionist Organization [Centrum Światowej Organizacji Syjonistycznej].(13) Między 1933 a 1941 r. około 60000 niemieckich żydów (tj. około dziesięć procent żydowskiej populacji w Niemczech w roku 1933) wyemigrowało do Palestyny dzięki Ha’avara i innym niemiecko – syjonistycznym porozumieniom. Niektórzy emigranci przetransferowali znaczne bogactwo z Niemiec do Palestyny. Żydowski historyk Edward Black: „Dla wielu z tych ludzi, szczególnie pod koniec lat 30. XX w., pozwolono transferować właściwe repliki ich domów i fabryk – w rzeczy samej niewybredne kopie ich prawdziwego życia.” (14) Porozumienie transferowe było najlepszym przykładem współpracy hitlerowskich Niemiec z międzynarodowym syjonizmem. Poprzez ten pakt hitlerowska Trzecia Rzesza zrobiła więcej niż jakikolwiek inny rząd w latach 30. XX w. we wspieraniu ruchu syjonistycznego i żydowskiego rozwoju w Palestynie. Esencją syjonizmu, lub żydowskiego nacjonalizmu, jest to, że wszyscy żydzi – bez względu na ich miejsce zamieszkania, bez względu na ich religię, bez względu na ich obywatelstwo – są członkami żydowskiego „narodu” lub „państwa”, wobec którego okazują pierwszorzędną lojalność i posłuszeństwo. Przytłaczająca większość żydów w Stanach Zjednoczonych identyfikuje się dziś i wspiera Izrael, jest członkami syjonistycznych grup i organizacji. Każda znacząca grupa i istotny związek żydów w Stanach Zjednoczonych, każdy znaczący amerykański polityk żydowskiego pochodzenia lub lider społeczny wspiera Izrael i syjonizm; w większości przypadków bardzo gorliwie. Z kilkoma wyjątkami, nawet amerykański żyd krytycznie nastawiony wobec pewnych działań Izraela również wyraża poparcie dla Izraela i nacjonalistycznej ideologii, na której syjonistyczne państwo bazuje. Syjonistyczny żyd, z definicji, przywiązuje lojalność do żydowskiej społeczności i do Izraela. Syjonizm nie licuje z patriotyzmem wobec jakiegokolwiek kraju, jakiegokolwiek innego bytu niż Izrael i światowa społeczność żydowska. Dlatego trudno zaakceptować, jako szczere, uczciwe, pobożne zapewnienia żydowskich liderów w USA, że amerykańscy żydzi są tak samo lojalni wobec Stanów Zjednoczonych jak każdy inny obywatel. W stanach Zjednoczonych prawie każdy ważny polityk – żyd czy nieżyd, demokrata czy republikanin – żarliwie wspiera Izrael i żydowską ideologię nacyjną, na której zasadza się te państwo. W Waszyngtonie politycy obu dużych partii wywierają presję, by USA wspierały Izrael, jako etniczne państwo żydów. Płomiennie wspierają i gorliwie szukają łaski wpływowych organizacji żydowsko – syjonistycznych takich jak American Israel Public Affairs Committee (AIPAC) [Amerykańsko – Izraelski Komitet Spraw Publicznych] i Anti – Defamation League (ADL) [Liga Przeciw Zniesławieniu]. Każdy – bez znaczenia czy żyd czy nie – kto twierdzi, że wspiera Izrael powinien, aby być uczciwym i konsekwentnym, podzielać punkt widzenia izraelskiego premiera Sharona i innych syjonistycznych liderów i wspierać migrację żydów z całego świata do Izraela. Ale oczywiście tak się nie dzieje. W odniesieniu do syjonizmu i Izraela, stosunek i działania niemal wszystkich amerykańskich polityków, żydów i nieżydów, są hipokryzją i fałszem. Mówiąc inaczej, syjonistyczni żydzi i ich nieżydowscy sojusznicy krzykliwie stosują podwójne standardy. Żydowsko – syjonistyczne organizacje wraz ze swoimi nieżydowskimi sojusznikami wspierają jedną społeczno – polityczną ideologię dla Izraela i światowej społeczności żydowskiej i zupełnie inną dla Stanów Zjednoczonych oraz pozostałych państw. Upierają się, że etniczny nacjonalizm jest zły dla nieżydów, a jednocześnie energicznie wspierają etniczny nacjonalizm – to jest syjonizm – żydowski. Twierdzą, że Izrael musi być nacjonalistycznym państwem żydowskim z uprzywilejowanym statusem dla żydowskiej populacji, włączając prawa imigracyjne dyskryminujące nieżydów. W tym samym czasie żydowsko – syjonistyczne grupy i liderzy, wraz ze wspierającymi ich nieżydami, nalegają, aby w Stanach Zjednoczonych, Brytanii, Francji, Niemczech i w innych krajach nie było przywilejów ze względu na rasę, etniczne pochodzenie, religię. Nasi polityczni liderzy mówią nam, że amerykańskich żydów powinno zachęcać się do myślenia o sobie jako o oddzielnej grupie narodowej z oddzielnymi interesami niż amerykańskie. Jednocześnie twierdzą, że syjonistycznym żydom należą się te same prawa jak amerykańskim obywatelom. Na bazie tych podwójnych standardów, żydzi posiadają uprzywilejowany status w amerykańskim życiu politycznym i kulturowym. Amerykanom każe się wierzyć w to że syjonizm jest życzliwym, altruistycznym, sprawiedliwym wspieraniem tzw. żydowskiej ojczyzny. W rzeczywistości jest to ideologia i ruch bazujący na żydowskim nacjonaliźmie, który wzmacnia tożsamość i samoświadomość żydów jako silnej i oddzielnej społeczności z własnymi interesami innymi niż interesy nieżydów i wzmacniający już i tak potężną światową społeczność żydowską.
Przypisy:
1. New World Dictionary of the American Language, Second College Edition (1978?), p. 1654.
2. Th. Herzl, Der Judenstaat. ( http://de.wikisource.org/wiki/Der_Judenstaat/Einleitung / http://www.zionismus.info/judenstaat/02.htm )
3. Kevin MacDonald, Separation and Its Discontents (Praeger,1998), pp. 45, 48.
4. Memo of Nov. 22, 1899. R. Patai, ed., The Complete Diaries of Theodor Herzl (New York: 1960), Vol. 3, p. 888.
5. Louis D. Brandeis, “The Jewish Problem and How to Solve It.” Speech of April 25, 1915. ( http://www.pbs.org/wnet/supremecourt/personality/sources_document11.html / http://www.law.louisville.edu/library/collections/brandeis/node/234 )
6. “Dr. Wise Urges Jews to Declare Selves as Such,” New York Herald Tribune, June 13, 1938, p. 12.
7. Chaim Weizmann, Trial and Error (1949), p. 90. Quoted in: Albert S. Lindemann, The Jew Accused (1991), p. 277.
8. “French Jews Must `Move to Israel’,” BBC News, July 18, 2004 ( http://news.bbc.co.uk/2/hi/middle_east/3904943.stm )
See also: “Sharon Urges Jews to Go to Israel,” BBC News, Nov. 17, 2003. ( http://news.bbc.co.uk/2/hi/middle_east/3275979.stm )
9. M. Weber, “Zionism and the Third Reich,” The Journal of Historical Review, July-August 1993 (Vol. 13, No. 4), pp. 29-37.
( http://www.ihr.org/jhr/v13/v13n4p29_Weber.html )
10. Das Schwarze Korps, Sept. 26, 1935. Quoted in: Francis R. Nicosia, The Third Reich and the Palestine Question (Univ. of Texas, 1985), p. 56-57.
11. Dziś prawa norymberskie są rutynowo przedstawiane jako wyjątkowo skandaliczna i nieludzka dyskryminacja żydów. Warto jednak spojrzeć na sprawę z dwóch aspektów. Po pierwsze: prawa norymberskie zakazywały małżeństw między żydami i nieżydami, co jest zgodne z dzisiejszym prawem w Izraelu, gdzie takie mariaże są zabronione – zakaz ten wywodzony jest z żydowskiego prawa religijnego (Zob. np. Księga Liczb 25: 6-8; Księga Powtórzonego Prawa 7:3; Księga Ezdrasza 9: 12; 10: 10-11; Księga Nehemiasza 10: 30; 13: 25.). Po drugie: w 1935 r. żydzi stanowili mniej niż jeden procent całej ludności w Niemczech, co oznacza iż prawa norymberskie zabraniające małżeństw żydowsko – nieżydowskich były nieistotne dla ogromnej większości ludności kraju. Dla kontrastu: w Stanach Zjednoczonych w latach 30. XX w., w większości stanów zabroniono małżeństw mieszanych rasowo. Ponieważ w USA mniejszości rasowe stanowiły dużo większą część niż w Niemczech, amerykańskie prawa rasowe uderzały w o wiele większą część mieszkańców niż niemieckie w Niemczech.
12. Jüdische Rundschau, Sept. 17, 1935. Quoted in: Y. Arad, and others, Documents on the Holocaust (Jerusalem: 1981), pp. 82-83.
13. W. Feilchenfeld, “Ha’avara,” New Encyclopedia of Zionism and Israel (Herzl Press, 1994), pp. 535-536; M. Weber, “Zionism and the Third Reich,” The Journal of Historical Review, July-August 1993, pp. 33-34.
14. Edwin Black, The Transfer Agreement (1984), p. 379.
Henryk Pająk – Roman Dmowski twórcą Polski Odrodzonej Skromny fragment książki Henryka Pająka pt: „Dwa pogrzeby jeden wstyd”. Wydawnictwo Retro, ISBN: 83-87510-72-6. Przypisy w oryginale.
Komitet Narodowy Polski w Paryżu. Siedzą (od lewej): Maurycy Zamoyski, Roman Dmowski, Erazm Piltz. Stoją: Stanisław Kozicki, Jan Rozwadowski, Konstanty Skirmunt, mjr Fronczak, Władysław Sobański, Marian Seyda, Józef Wielowieyski
W miarę narastania obłędnego kultu Józefa Piłsudskiego, rosła determinacja w zwalczaniu pamięci i zasług Romana Dmowskiego, rzeczywistego Rycerza bitwy ze światową żydomasonerią o kształt i granice Polski Odrodzonej, na Konferencji Pokojowej w Wersalu. Zawsze tak było i jest w dziejach dwudziestowiecznej Europy oraz na progu wieku XXI, że promowaniu wszelakich kanalii towarzyszy metodyczne „zamilczanie na śmierć” prawdziwych bohaterów narodowych. Historyczne relacje Piłsudski-Dmowski są tego wręcz szkoleniowym przykładem. Zwalczanie, „zamilczanie na śmierć” Romana Dmowskiego nie kończyło się na tymże „zamilczaniu na śmierć”. Tępiono pamięć o twórcy jedynej formacji politycznej propolskiej i katolickiej pod nazwą Narodowej Demokracji, toteż międzywojenne oczyszczanie propagandowego przedpola na rzecz Rycerza Kadosz (Piłsudskiego/admin)toczyło się na dwóch płaszczyznach – zwalczaniu patriotycznego programu Narodowej Demokracji i zwalczaniu zasług jej twórcy, zarazem twórcy Polski Odrodzonej. Wojna piłsudyzmu, tejże „sanacji” z „endecją” czyli z Narodową Demokracją, toczyła się przez cały okres międzywojnia. Nie słabła podczas wojny na emigracji, nieprzerwanie trwała w czasach PRL i trwa w obecnej PRL-bis. Dość powiedzieć, że skromny pomnik Romana Dmowskiego stanął w Warszawie dopiero w ostatnich latach i już dwa dni później został nocą oblany trudno zmywalnymi farbami. Istnieje wymowna paralela pomiędzy tzw. powstaniem w getcie warszawskim a Powstaniem Warszawskim. Pomnik powstania w getcie, żydobolszewicy panujący niepodzielnie nad zniewoloną powojenną Polską postawili tuż po wojnie – ale na pomnik Powstania Warszawskiego Polacy musieli czekać długie dziesięciolecia. Czy to także przypadek? Powracamy do tytułowego w tym rozdziale wątku, do roli Romana Dmowskiego jako niekwestionowanego nawet przez jego politycznych i ideologicznych wrogów, twórcy Odrodzonej Polski. Oto realia dzieła Romana Dmowskiego. Zbliża się czas Konferencji Pokojowej. Ma ona ustalić powojenne granice nie tylko nieistniejącej jeszcze Polski, ale również granice szeregu państw Europy Środkowej, a także nowe granice pokonanych Niemiec.Kto ma reprezentować Polaków na tej konferencji? Nie może tym kimś być „Tymczasowy Naczelnik” Józef Piłsudski, bo mocarstwa zachodnie doskonale wiedziały, że:
- był to zdeklarowany, płatny agent austro-niemiecki;
- agent Piłsudski wyruszył z zaboru austriackiego do zaboru rosyjskiego, aby tam wywołać polskie powstanie, które miało absorbować siły Rosji sprzymierzonej z Anglią i Francją przeciwko Austrii i Niemcom.
- agent Piłsudski wiedział doskonale, że zostałby z pałacu wersalskiego „wykopany” przez służby porządkowe na polecenie premiera Francji G. Clemenceau, jednego z trzech głównych rozgrywających ten historyczny poker o granice, obok prezydenta Wilsona i Lloyda George’a. Na konferencję wyrusza delegacja polska na czele z Romanem Dmowskim i Ignacym Paderewskim, „mianowanym” przez Piłsudskiego premierem. Delegacja występowała jako Polski Komitet Narodowydziałający w Paryżu. W skład kierownictwa wchodzili: Roman Dmowski, hrabia Władysław Zamoyski, S.Kozicki, E. Piltz, J. Rozwadowski, K. Skirmunt, mjr Fronczak, W. Sobański, M. Seyda. Piłsudski musiał zostać w Warszawie. Doskonale rozumiał, że Roman Dmowski może na konferencji podjąć działania, które byłyby w stanie skazać Piłsudskiego na polityczny niebyt jako byłego agenta państw centralnych, osadzonego w Warszawie przez Niemców dosłownie w ostatnich dniach ich panowania. Piłsudski napisał przymilny list do „Pana Romana”, w którym czytamy:
Drogi Panie Romanie, Poysyłając do Paryża delegację, która ma się porozumieć z Komitetem paryskim w sprawie wspólnego działania aliantów, proszę Pana, aby zechciał Pan wszystko uczynić dla ułatwienia rokowań /…/. Tylko jedno wspólne przedstawicielstwo może sprawić, że nasze żądania zostaną wysłuchane/…/. Opierając się na naszej starej znajomości [l-H.P.], mam nadzieję, że w tym wypadku i w chwili tak poważnej, najmniej kilku ludzi – jeśli nie cała Polska – potrafi się wznieść ponad interesy partyj, klik i grup. Chciałbym bardzo widzieć Pana między tymi ludźmi. Proszę przyjąć zapewnienia mojego wysokiego szacunku.61 Czuł pismo nosem? Dmuchał na zimne? Ale „Pan Roman” ani myślał mącić na arenie wersalskiej przeciwko socjalistycznemu agentowi Niemiec i Austrii, wygrywać nadwiślańskie spory. Był to polityk wielkiego formatu i wielkiego, polskiego ducha. Polacy na Konferencji reprezentowali naród, który był żywym ucieleśnieniem walk o wolność i wyrzutem sumienia europejskich hien mocarstwowych: naród i wielkie państwo Jagiellonów niszczone, najeżdżane, rabowane, fizycznie eksterminowane nie od ostatniego, trzeciego zaboru, tylko już od czasów saskich, od lat 1720-1730. Naród polski nigdy nie zapomniał o permanentnych zdradach wielkich tego świata, o ich prowokacjach powstańczych: kościuszkowskiej, listopadowej, styczniowej, a dwadzieścia lat później miał dopisać do swojej historii zdradę największą – zdradę w Jałtach, Teheranach i Poczdamach oraz kolejną krwawą prowokację – Powstanie Warszawskie. W 1908 roku zmarł ostatni powstaniec Listopadowy, 103-letni Józef Kownacki. Na cmentarz odprowadzał weterana tylko zarząd katolicko- patriotycznej organizacji „Czci i Wiary”, opiekującej się powstańcami weteranami. Jej prezesem był hrabia Władysław Zamoyski, wiceprezesem syn Adama MickiewiczaWładysław Mickiewicz. Zaraz potem zmarł powstaniec Styczniowy Władysław Wróblewski. Jego trumnę niesiono szlakiem walk i barykad Komuny Paryskiej - kolejnego tragicznego złudzenia polskich wygnańców. Kondukt stał się manifestacją Francuzów, Polaków i Włochów. Zdążali na paryski cmentarz Pere-Lachaise. Na pogrzeb Piłsudskiego w 1935 roku stawiło się kilku jeszcze żywych powstańców Styczniowych, /zob. dalej – fotografia/.
Na kolejne rocznice Powstania Warszawskiego stawia się coraz mniej jego uczestników. Wkrótce będą to już tylko chłopcy z „Szarych Szeregów”. W istocie Powstanie Warszawskie trwa nadal. Przeciwko Judeobolszewii przebranej w inne kostiumy, w inną mitologię… Czy już czas na kolejne powstanie, aby nasze pra-prawnuki miały kolejnych bohaterów do obwieszania ich medalami? Związek Narodowy Polski powstał w 1888 roku. Organizował on polskie życie narodowe i przywództwo ideowe wokół istniejącego Muzeum Polskiego w Rapperswilu wraz ze Szkołą Polską w Paryżu. Kierowali Związkiem powstańcy styczniowi Józef Gałęzowski i Eugeniusz Korytko. Wspomagał ich dyrektor Szkoły Polskiej Wacław Gosztowtt. Popularnie zwano ich „ batiniolczykami”. Łączył ich patriotyzm, antyrosyjskość i niechęć do straszliwie zażydzonej francuskiej III Republiki z powodu jej sojuszu z caratem. W 1892 roku odbył się zjazd założycielski Związku Zagranicznego Socjalistów Polskich, z którego wyłoniła się Polska Partia Socjalistyczna - partia Józefa Piłsudskiego. Szło nowe: socjalkomunistyczne, włącznie zFrakcją Rewolucyjną PPS Piłsudskiego. Nurt komunizujący, „robotniczy” wyłonił się już w 1864 roku, kiedy powstało Towarzystwo Pracujących Polaków oraz „Spójnia” – Stowarzyszenie Polskiej Młodzieży Postępowej powołane w 1886 roku. Ten nurt łączył wtedy aspiracje niepodległościowe z rodzącym się ruchem socjalistycznym, w istocie marksistowskim. Różnił się zasadniczo od programu narodowców z nurtu „batiniolczyków”.62 Przedstawiciele zwycięskich mocarstw, ale także pokonanych Niemiec postrzegali rolę Romana Dmowskiego i słynnego wirtuoza w roli premiera – Ignacego Paderewskiego, jako ważne postacie Konferencji Wersalskiej i niekwestionowanych przedstawicieli powstającej Polski. To jednak Roman Dmowski był postacią pierwszoplanową. Andrzej Garlicki63 cytował Stanisława Kozickiego, bliskiego współpracownika Dmowskiego. Wówczas to zrobił Dmowski największy wysiłek, by uzyskać spełnienie tego, co było w programie terytorialnym naszej Delegacji. Przygotowywał się do tego przez cały okres wojny, a w czasie pobytu na Zachodzie oddziaływał na rządy państw walczących z Niemcami. Wyzyskał też starannie zarówno to, co już zrobił w tym zakresie dawniej, jak i stosunki z politykami koalicji, którzy zasiadali w Radzie Najwyższej i w komisjach do spraw polskich. Praca ta nie pozostawiła śladu w dokumentach i archiwach. Mogli o niej świadczyć tylko ci, co na nią z bliska patrzyli. Do ich liczby należałem z racji swego stanowiska w Delegacji i muszę powiedzieć, że już wówczas budził we mnie podziw swą pracowitością, umiejętnością i stanowczością. Jeśli zabiegom i odpowiedniej polityce ze strony polskiej zawdzięczamy przyłączenie do państwa polskiego ziem dawnego zaboru pruskiego, to wymienić należy na pierwszym miejscu Dmowskiego, któremu jako doskonały znawca tamtejszych stosunków sekundował wytrwale i rozumnie Marian Seyda. Jaki był układ sił i wpływów za powrotem do Polski ziem zagrabionych przez prusactwo w ramach rozbiorów, a jakie siły starały się zakres tych rewindykacji ograniczać? Po stronie Polski stała Francja w osobie premiera-masona Clemenceau. Strategicznym francuskim interesem było maksymalne osłabienie Niemców jako odwiecznego przeciwnika niemiecko- -pruskiego i austro-węgierskiego na ich wschodnich obszarach. Francja widziała w powstającej Polsce ważnego wschodniego sojusznika. Po drugiej stronie stał międzynarodowy front syjonistów, którzy starali się na wszystkie sposoby osłabiać wewnętrznie i zewnętrznie powstające państwo polskie. Wspomagał syjonistów premier brytyjski LloydGeorge, który m.in. argumentował, że odrodzona Polska w ogóle nie jest zdolna do samodzielnego istnienia, ma bowiem za premiera pianistę I. Paderewskiego, a za prezydenta „idealistę” Piłsudskiego! Generałowie działają w wojsku na własną rękę – głosił Lloyd George – nie mają pojęcia w wyćwiczeniu żołnierzy, których powołują pod broń, ani o koordynacji różnych jednostek, z których składa się armia.64 Otwarcie obrad Konferencji Paryskiej nastąpiło 18 stycznia 1919 roku i niewielu historyków polskich zwracało uwagę na celowy wybór tej daty, miesiąca i dnia. Dokładnie w tym dniu jednoczące się Niemcy upokorzyły Francję. Rewanż nastąpił w słynnej salonce, w której Francuzi dyktowali Niemcom akt kapitulacji w przerwanej wojnie. Niemiecka „rekontra” nastąpiła także w tej samej salonce, kiedy Hitler zmusił delegację francuską do podpisania aktu kapitulacji. Roman Dmowski był podczas wojny szefem polskiej „dyplomacji bez państwa”. Podczas posiedzenia Rady Najwyższej 29 stycznia 1919 roku, Dmowski wygłosił przemówienie trwające kilka godzin, a tak długie m.in. dlatego, że przemawiając w języku francuskim, jednocześnie symultanicznie tłumaczył swoje wystąpienie na język angielski, co już samo w sobie stanowiło imponujące potwierdzenie wyjątkowości tego przedstawiciela Polski jeszcze nieistniejącej. Z kolei tłumacze otrzymali pośrednie ostrzeżenie, że ten Polak biegle zna dwa główne języki konferencji i nie pozwoli na przeinaczanie treści swoich wypowiedzi. Na sali obrad chyba nikt nie wiedział, poza Polakami, że Dmowski to syn warszawskiego brukarza. W trakcie brukowania ulic i chodników Warszawy, jego ojciec przynosił do domu wydobywane z ziemi cenne numizmaty. Z czasem zbiory numizmatyczne młodego Romana stały się imponującą kolekcją! Prezydent USA Wilson przybył na Konferencję jak faraon, a niektórzy porównywali go do Mojżesza.65 Dowodził delegacją liczącą ponad tysiąc osób: specjalistów różnych dziedzin, polityków, dziennikarzy, ale najważniejszymi byli wśród nich żydowscy finansiści. Podczas ceremonii składania podpisów pod traktatem „pokojowym”, premier Clemenceau zwrócił się do Romana Dmowskiego o podpisanie dokumentu. W tym momencie w ogrodach wersalskich rozpoczął się salut 101 wystrzałów artyleryjskich na cześć zwycięstwa. Wtedy Clemenceau powiedział do Dmowskiego:
- Piękny to znak dla waszej odrodzonej ojczyzny!
Była to ponura, bezwiedna przepowiednia niemieckich salw od Bałtyku po Czechosłowację, kończących dziewiętnastoletni żywot Drugiej RP. Francuski marszałek Foch równie profetycznie oznajmił, że ten pokój będzie tylko dwudziestoletnią przerwą w wojnie… Rzeczywiście, był to bowiem bezwzględny, upokarzający dyktat zwycięzców. Dyszący pragnieniem odwetu Niemcy hitlerowskie zbierały siły do rewanżu przez dziewiętnaście lat. Niemcy „utraciły” wszystkie kolonie. Ich mocarstwowość wywalczona przez Bismarcka w 1866 roku pod Sadową i w 1870 roku pod Sedanem, skurczyła się terytorialnie. Utraciły na rzecz Francji Alzację i Lotaryngię, zdobyte w wojnie francusko-pruskiej w 1870 roku. Na rzecz Belgii Niemcy „utraciły” okręgi Eupen i Malmedy zamieszkałe przez ludność Walońską. Zagłębie Saary zostało umiędzynarodowione: oddano ten region pod nadzór żydomasońskiej Ligi Narodów.Ten stan przetrwał do 1935 roku, kiedy przeprowadzono tam plebiscyt, wyraźnie wygrany przez Niemcy. Na rzecz Polski Niemcy „utraciły” zagrabione odwieczne terytoria polskie: Pomorze Gdańskie, które weszło w skład Polski bez żadnych plebiscytów. Odzyskanie Pomorza Gdańskiego było największym sukcesem Romana Dmowskiego. Niemcy utraciły także Wielkopolskę czyli Poznańskie, wywalczone przez Polaków w Powstaniu Wielkopolskim, któremu Piłsudski długo odmawiał pomocy militarnej / grudzień 1918 – luty 1919/. To polskie zbrojne odzyskanie Wielkopolski zostało zatwierdzone rozejmem w Trewirze w lutym 1919 roku, następnie potwierdzone w traktacie pokojowym. Na tzw. Górnym Śląsku miał się odbyć plebiscyt, ale w wyniku Trzeciego Powstania Śląskiego zwyciężyła koncepcja podziału tego terytorium. Najbardziej zasobna gospodarczo część tzw. Górnego Śląska przypadła Polsce, co było wynikiem dyplomatycznych zabiegów m.in. włoskiego ministra spraw zagranicznych Carlo Sforzy, ale przeważyło o tym zdecydowane poparcie Francji. W wyniku plebiscytu, na rzecz Danii Niemcy straciły północny rejon Szlezwiku. Niemcy „utraciły” także strategicznie ważną Kłajpedę - niewielka enklawę nad Niemnem, „umiędzynarodowioną” wraz z portem, przekazaną pod zarząd żydomasońskiej Ligi Narodów. W 1923 roku Kłajpeda została opanowana przez Litwę. W 1924 roku Liga Narodów nadała Kłajpedzie status tzw. Kraju Kłajpedzkiego. Była to decyzja wręcz groteskowa, wymuszona, świadcząca o bezradności tej żydomasońskiej organizacji i sztuczności tych terytorialnych podziałów, będących wynikiem pruskiej ekspansji na wschód wzdłuż południowych wybrzeży Bałtyku. Zredukowano niemieckie siły zbrojne do 100 000 żołnierzy. Pozbawiono armię niemiecką tych rodzajów uzbrojenia, które mogłyby umożliwić nową agresję: ciężkiej artylerii, bojowego lotnictwa i marynarki wojennej. Rozbrajanie miała kontrolować aliancka Komisja Wojskowa. Na wschodnim brzegu Renu wprowadzono zdemilitaryzowaną strefę o szerokości 50 kilometrów, uniemożliwiającą „nagły” atak piechoty i niemieckich czołgów, wtedy rozwijających prędkość do 10 kilometrów na godzinę. Miało to stanowić pas ochronny dla Francji. Ten status pasa ochronnego trwał do 1936 roku, kiedy to siódmego marca armia niemiecka z rozkazu Hitlera wkroczyła do Nadrenii, nie napotykając żadnych reakcji państw Europy, co w sumie sprawiło, że siódmy marca 1936 roku stał się datą symboliczną w kruszeniu postanowień Konferencji Pokojowej, w istocie konferencji nowo-wojennej, z przerwą na 20 lat. Europa zrozumiała to dopiero później. Zrozumieli to wreszcie piłsudczycy rządzący Polską, dryfującą ku przepaści, ale na to było już za późno. Sanacyjna „dyplomacja”, już pozbawiona dyktatu jej wodza spoczywającego od roku na Wawelu, opublikowała deklarację sojuszniczą złożoną na ręce francuskiego ambasadora w Warszawie Leona Noela.W deklaracji proklamowano, że jeżeli Francja zostanie zaatakowana przez Niemcy, to Polska przyjdzie jej z pomocą.66 Powróćmy do daty ratyfikacji Traktatu Pokojowego: 29 czerwca 1919 roku. Tego dnia przyjęto niezwykle dla nas dotkliwy w skutkach traktat o ochronie mniejszości narodowych. Pokonane Niemcy nie podpisały tego traktatu, podczas gdy powstająca Polska musiała podpisać. Niemcy wyjęli spod prawa mniejszość polską zamieszkującą ten kraj, natomiast my musieliśmy zapewnić prawa mniejszościom, głównie trzem milionom Żydów zamieszkujących Polskę, potem jeszcze dodatkowo ponad 600 000 Żydom – „litwakom”, uchodzącym z Żydobolszewii. W sprawie Polaków żyjących w Niemczech, Polska stała się petentem żydomasońskiej Ligi Narodów. Traktat zawierał w sobie „genetyczne” wirusy nowej wojny, gdyż w jego uchwaleniu nie uczestniczyły dwa największe państwa Europy – przegrane Niemcy i zwycięska Żydo-Bolszewia powstała na gruzach Rosji carskiej, sojusznika aliantów. To Niemcy w ostatniej fazie wojny obezwładniły Rosję carską eksportem żydokomunistycznej dżumy w postaci bandy „Lenina” – „Trockiego”. Rosja carska, wszak główny aliant zachodu niemal do końca wojny, nie brała udziału w Konferencji, gdyż już nie istniała. To właśnie mógł mieć na myśli francuski marszałek Foch mówiąc, że Traktat Pokojowy to tylko dwudziestoletnia przerwa w wojnie. Żydo-Bolszewia została proklamowana przez żydobolszewików 31 grudnia 1922 roku jako „Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich”. Polska stała się odtąd przeszkodą w parciu żydobolszewików na zachód do światowego zwycięstwa proletariatu, a dla Niemców taką samą przeszkodą w parciu na wschód.Znaleźliśmy się pomiędzy dwiema ruchomymi „płytami tektonicznymi”. Piłsudczycy rządzący nieszczęsną Polską próbowali stawiać na neutralność pomiędzy nimi, ale nic to dać nie mogło na tle fanatycznej determinacji hitleryzmu w drodze do obalenia Traktatu Wersalskiego. „Lenin” ogłosił, że „Pokój Wersalski uciska setki milionów ludności”. Jego następca „Stalin” nic nie odwołał z tej leninowskiej strategii i doktryny politycznej, tym samym i militarnej. Jedynym liczącym się państwem występującym w obronie status quo Traktatu była Francja, ale niepodzielnie rządzili nią Żydzi i francuskojęzyczna masoneria. Ich sternicy zza kulis już montowali ideę drugiej wojny światowej z trzech, jakie już w połowie XIX wieku przyjęli Żydzi w swoim programie podboju świata, bo już nie tylko Europy. Wielki Mistrz Masonerii, Iluminat G. Mazzini w listach do Alberta Pike’a(Najwyższego Zwierzchnika Masonerii) z 22 stycznia 1870 roku przedstawił mu plan trzech wojen światowych przewidzianych na wiek XX, aby w wyniku pierwszej z nich stworzyć w Rosji państwo komunistyczne. Zwróćmy uwagę – pisał to na 47 lat przed wybuchem rewolucji żydobolszewickiej w Rosji carskiej. Była to prosta realizacja skutków pierwszej wojny światowej. Skutków, bez których ta pierwsza wojna światowa byłaby jedynie międzynarodowym konfliktem zbrojnym, po którym do obrad Konferencji Pokojowej zasiadłaby Rosja carska i dyktowała warunki. Korespondencja Mazzini – Pike jest przechowywana do dziś w archiwach Temple House - siedzibie Masonerii Obrządku Szkockiego w Waszyngtonie, ale dostęp do niej jest nadal zakazany dla „profanów”.67 W tych listach pisanych w latach 1870-1871 Mazzini stwierdzał, że komunizm na gruzach Rosji carskiej jest niezbędny, aby (żydo-masonerii) udało się zaprowadzić komunizm na połowie obszarów Europy za pomocą drugiej wojny światowej. Wtedy jeszcze żydomasoneria nie planowała wymordowania kilku milionów wschodnio-europejskich Żydów, czego dokonał niemiecki hitleryzm w drugiej wojnie światowej. Hitler tylko zakłócił ten harmonogram.Jawnie to przyznał Szewach Weiss - ambasador Izraela w Polsce. Powiedział on 7 lipca 2007 roku w programie TV dokładnie o godz. 17,35 – gdyby ktoś miał wątpliwości czy to rzeczywiście powiedział i kiedy – że:
/…/ gdyby nie druga wojna światowa, w której zginęło sześć milionów Żydów [a tak naprawdę to około trzech milionów] to Żydzi dawno by już rządzili światem, ale to tylko przesunęło się w czasie i już rządzą. Państwo komunistyczne w Rosji – pisał Mazzini do Pike’a, musi być potężne politycznie i militarnie w oczekiwaniu na trzecią wojnę światową, która ma wybuchnąć pomiędzy syjonizmem politycznym, wliczając w to państwo Izrael, które musiało czekać na swoje powstanie prawie osiemdziesiąt lat. Mazzini już wiedział, że ono powstanie jako ważne ogniwo, impuls do trzeciej wojny światowej. Trzecia wojna światowa wybuchnie pomiędzy syjonizmem politycznym a islamem. Mają się one wzajemnie wyniszczyć, a narody uwikłane w tę wojnę będą wałczyć aż do całkowitego wyczerpania fizycznego, moralnego i ekonomicznego. Albert Pike dokładniej sprecyzował ten szatański plan, zgadzając się całkowicie ze strategią Mazziniego. Zapowiedział on następstwa tej trzeciej wojny światowej w liście do Mazziniego z 1871 roku:
Spuścimy z łańcucha nihilistów i ateuszy, i wywołamy niesłychany kataklizm społeczny, który jasno pokaże narodom, w całej jego potworności, skutki absolutnego ateizmu, pochodzenie barbarzyństwa i krwawej rewolucji. Wszędzie więc obywatele, zmuszeni bronić się przed światową mniejszością rewolucjonistów /…/ otrzymają prawdziwe światło poprzez powszechne objawienie czystej doktryny Lucyfera, wyjawionej wreszcie na widok publiczny, objawienie, po którym nastąpi zniszczenie chrześcijaństwa i ateizmu, jednocześnie pobitych i zmiecionych z powierzchni ziemi.
Pike poucza i zapowiada, że komunizm i ateizm, to tylko narzędzia na drodze do zwycięstwa Lucyfera, ich masońskiego Wielkiego Budowniczego Wszechświata. Trzecia wojna już trwa. To wojna „pełzająca”. Opóźniło jej formalny wybuch wynalezienie broni masowego zniszczenia. Posiadły ją państwa z przeciwstawnych obozów i krańców globu, trzeba więc tę wojnę pomiędzy islamem i chrześcijaństwem stymulować ostrożnie, punktowo, wybiórczo. Ona trwa, pełza zygzakami: Bałkany, Irak, Afganistan, obecnie Północna Afryka. Miliardy ludzkiego planktonu z rozdziawionymi gębami przyglądają się tym rzekomo przypadkowym konfliktom nie wiedząc, że zmierzają one ku wspólnemu celowi, zaplanowanemu już półtora wieku przedtem. Mają one jeden sztab dowodzenia i planowania. Ta dygresja i wycieczka na Olimp władców świata, ma nam posłużyć do następującej refleksji na temat Traktatu Wersalskiego, zwanego „Pokojowym”, którego stulecie będziemy obchodzić za osiem lat od czasu, gdy przypominamy te ponure prognozy. Niezależnie od tego, czy Niemcy były mniej lub bardziej pokrzywdzone w tym Traktacie; czy Polska i Francja zawarłyby prawdziwy sojusz militarny „na śmierć i życie”, a nie papierowy, jak się okazało w rzeczywistości – to druga wojna Mazziniego i Pike’a wybuchnąć musiała i przyjąć musiała taki a nie inny kierunek. Żydobolszewickie Imperium Szatana musiało zawrzeć pakt z Niemcami, aby te odważyłyby się rozpętać drugą wojnę światową; musiało następnie pokonać Niemcy przy wydatnej pomocy „Zachodu”, a na koniec „napoić swoje konie w Renie”. Niemcy krok po kroku obracały w ruinę kolejne zapisy Traktatu, a Europa trwała w bezruchu: Nadrenia, Austria, Czechosłowacja… Na przeszkodzie pozostała już tylko Polska. Jej los był przesądzony w każdym układzie papierowych traktatów militarnych. Ludobójczy żydomasoński determinizm musiał się potwierdzić w praktyce. W celu osiągnięcia takich sukcesów, jakie żydomasońscy wrogowie ludzkiej cywilizacji osiągnęli dotychczas, musieli przedtem wprawić miliardy ludzkiego planktonu w trans polegający na tym, że już od szeregu pokoleń wierzy on „święcie” w monstrualny idiotyzm, iż światem, państwami, mocarstwami, polityką międzynarodową rządzą ci którzy rządzą, a nie ci którzy rządzą tymi rządzącymi. W podręcznikach szkolnych piorących umysły kolejnych pokoleń uczniowskich a potem uniwersyteckich, mówi się o uczestnikach Konferencji Pokojowej jako suwerennych prezydentach i premierach tych krajów: że Wilson to „prezydent” USA, że Clemenceau to suwerenny premier z ramienia Francji; że Lloyd George to suwerenny przedstawiciel Wielkiej Brytanii. W rzeczywistości były to marionetki żydomasonerii, jej finansjery, jej tajnych „szarych eminencji”, sterowane podczas obrad. Wszyscy byli żydomasonami. Tylko Romanem Dmowskim i Ignacym Paderewskim nikt nie sterował. Oni byli suwerenami samych siebie.Nikt ich nie zaprogramował. Ignacy Paderewski był wprawdzie naiwnym artystą, politykiem z przypadku, idealistą jak każdy artysta, ale Dmowski był i pozostał twardym profesjonalistą, negocjatorem pozbawionym złudzeń, zwłaszcza co do roli światowego żydostanu. Na tym polega wielkość i zasługa tego najwybitniejszego Polaka i polityka polskiego całego XX wieku. Czy również XXI wieku? Chyba tak. Równego mu nie było i dotąd brak w Polsce ponownie zniewolonej.
http://stopsyjonizmowi.wordpress.com
Łukaszenka na temat operacji NATO w Libii: To akt wandalizmu XXI wieku. Prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka nazwał operację NATO w Libii „aktem wandalizmu XXI wieku”. Słowa te padły podczas konferencji prasowej 4 listopada 2011 r. Dziennikarze spytali szefa państwa białoruskiego o opinię nt. dalszego rozwoju sytuacji w Libii, w kontekście rozgrabienia ogromnych ilości broni. Spytano również o opinie na temat wprowadzenia w Libii prawa szariatu i przenikania organizacji terrorystycznych. Łukaszenko odpowiedział: „Jak możemy to ocenić? Oczywiście skrajnie negatywnie. Jak możemy ocenić działania wojsk NATO w Libii? Tylko jako naruszenie mandatu Rady Bezpieczeństwa ONZ. Nie wyolbrzymiam znaczenia bezmyślnej i bezładnej Rady Bezpieczeństwa. Organizacja Narodów Zjednoczonych przekształciła się w jakiś parawan. Popatrzcie: Irak, Afganistan, całe pasmo państw arabskich. Gdzie jest to ONZ? Dlaczego nie zapobiegło temu wszystkiemu?” Ponadto, zdaniem Aleksandra Łukaszenki, ONZ i bezpośrednio Rada Bezpieczeństwa akompaniowały agresorom. „Wydaje się, że mandat to jedno, a użycie siły przez NATO było całkowitym zaprzeczeniem tego mandatu”. Jak zaznaczył prezydent, o tym, że NATO złamało mandat ONZ, otwarcie mówi dziś wielu polityków, w tym minister spraw zagranicznych Rosji Sergiej Ławrow. „On otwarcie przyznał, że nie spodziewano się tego, że NATO złamie ten mandat. Całkowicie się z nim zgadzam” – stwierdził Łukaszenko. „Dokonano agresji, zabito przywództwo kraju, nie tylko Muammara Kaddafiego” – podkreślił Aleksander Łukaszenko – „Przy tym jak zabito? Gdyby zastrzelili go (Kaddafiego) w walce, zginąłby jak człowiek. Jednak został zatrzymany przy pomocy spec służb (nie myślcie, że Kaddafiego pojmali niewyszkoleni chłopcy, jak doskonale chroniona była głowa państwa libijskiego dobrze wiecie). Dokonały tego natowskie służby specjalne. Nad rannym Kaddafim się znęcano, szydzono z niego, strzelano, gwałcono, wykręcano i łamano mu ręce aż do całkowitego zamęczenia. Gorzej niż swego czasu faszyści”. „Broń Boże, żeby taka polityka, i takie działania zapanowały na naszej planecie. To będzie dla wszystkich nieszczęście” – przekonywał białoruski lider.Łukaszenko przytoczył przykład wydarzeń w Tunezji i Egipcie, gdzie, jak stwierdził znacznie wzmocniła się pozycja radykalnych islamistów. „W Libii będzie jeszcze gorzej. Dlatego, ze są tam kolosalne zapasy zasobów naturalnych. Na nie już wszyscy się rzucili” – uważa prezydent Białorusi. „Już nie mówię o tych, którzy do dziś są w posiadaniu libijskich pieniędzy (150 miliardów dolarów) czyli: USA, Włoch, Francji, Niemiec. To kraje, które są bardzo zainteresowane tym by przejąć te bogactwa. To pewnie jeszcze nastąpi”. Aleksander Łukaszenko zaznaczył również, że w Libii i innych krajach świata arabskiego, gdzie dokonały się rewolucje, do władzy dochodzą ludzie dla Zachodu nie pożądani. „Tym już kierować (Zachód) nie będzie w stanie. O co walczyli to będą mieć. To akt wandalizmu XXI wieku, czegoś takiego nie powinno być” – podkreślił polityk. „To pokazuje obraz naszych tak zwanych nauczycieli demokracji. Czy wam jest potrzebna taka demokracja?” – zapytał na koniec retoryczne prezydent. Materiał został przygotowany w ramach programu analitycznego ECAG – Libia 2011.
Źródło: geopolityka.org
Działania przygotowawcze do „ostatecznego rozwiązania” Wydarzenia i rozwój wypadków przebiegają ZAWSZE według pewnej logiki, i to pomimo przyciemniających pozorowanych zdarzeń i zagłuszającego dezinformacyjnego bębnienia mediów. Wystarczy spojrzeć w niedaleką przeszłość i zadać sobie pytanie: Czy te wypadki były chaotyczne? Czy też następowały według pewnego głównego planu który ktoś, gdzieś opracował, by później wcielać w rzeczywistość? Jeśli dojdziemy do wniosku że, rzeczywiście, przeszłe wydarzenia następowały według pewnego scenariusza, to z tego automatycznie wynikają następujące wnioski.
1). Skoro był plan to był też twórca planu.
2). Skoro twórca tego planu istniał to i istnieje obecnie.
3). Skoro był plan przeszły w dziedzinach które dostrzegamy, to prawdopodobnie były inne plany według których toczyły się wydarzenia w innych regionach świata.
4). Skoro powyższe jest prawdą to należy zakładać ze wydarzenia obecne, zarówno w Polsce jak i w świecie, przebiegają według pewnego scenariusza, który ktoś gdzieś opracował, i ktoś realizuje wcielając w życie.
A. Ekonomia Polski przemysł, pomimo przesadzonej propagandy rzekomego zacofania, był bardzo konkurencyjny względem przemysłu zachodniego ze względu na niskie płace czyli niskie koszty wytwarzania. Gdyby rzeczywiście chciano Polsce pomóc na początku lat 1990-tych, wystarczyło jedynie otworzyć rynki zachodnie dla Polskich towarów tak, jak to zrobiono dla towarów chińskich i ten przemysł sam by się unowocześnił, nawet pomimo niekompetencji i korupcji. W Chinach występowała i występuje jeszcze większa niekompetencja i korupcja w państwowych przedsiębiorstwach, a jednak obecnie państwowe firmy chińskie są w stanie wyprodukować światowej klasy myśliwce, broń i inne produkty. Należy zrozumieć, że wprowadza się lub forsuje określone przepisy nie po to, aby pomóc środowisku naturalnemu i ludziom, lecz po to aby zniszczyć konkurencję pod pozorem ochrony środowiska czy jakiegoś innego wymyślonego powodu. Wymyśla się więc obecnie przepisy w UE w taki sposób, aby uderzyły one w określony cel. W przypadku Polski, te przepisy miały/mają na celu zablokowanie zachodnich rynku zbytu dla Polskich towarów, które były konkurencyjne cenowo lub jakościowo (np: żywność) względem zachodnich. Przed przyjęciem do UE, wymyślono okres tzw: przygotowawczy ze swoimi „wytycznymi”, który miał na celu takie „poszatkowanie” (pocięcie dużych przedsiębiorsw na małe, wydzielenie kluczowego segmentu z korporacji itd) naszego przemysłu aby przestał być konkurencyjny. To obniżenie konkurencyjności można osiągnąć różnymi sposobami. Zwykle jest to kombinacja długu i płac. Polega to na tym, że najpierw podnosi się płace kadrze kierowniczej do nieuzasadnionego poziomu (według Polskich kryteriów), zatrudnia firmy konsultingowe (które pobierają astronomiczne wynagrodzenie) które niby mają znajdować rozwiązania konkurencyjne, choć często ich rozwiązania niszczą firmy (np: poprzez sugestię podzielenia konglomeratów na małe kawałki i ich sprzedaż). To z kolei, powoduje „wepchnięcie” takiej firmy w długi i uzależnienie od banku, zwykle obcego. Z biegiem czasu taka firma staje się bankrutem i jest przejęta za znikomą cenę lub zniszczona. Można zauważyć że takie działania były prowadzone w przeszłości względem wielu dobrych polskich firm i banków. Obecnie ta metoda wydaje się być stosowana względem kombinatu miedziowego KGHM gdzie, według informacji, które jakiś czas temu były podawane (być może jednak były błędne i mogę się tu mylić), zarobki w tej firmie są zadziwiająco wysokie jak na polskie warunki. Z tego, co było podawane (jeszcze raz zastrzegam że nie jest to informacja sprawdzona) średnie zarobki robotnika-górnika wynosiły 22 000 zł. Jeśli to prawda, to są one zadziwiająco wysokie w porównaniu np: z zarobkami górników węgla na Śląsku, a którzy wykonują podobną pracę. Należy przypuszczać że zarobki menadżerów i dyrektorów są również bezpodstawnie wysokie. Te płace nie są bowiem wynikiem pracy jaką wykonuja ci ludzie, ale skutkiem bogactwa naturalnego, jakim jest ruda miedzi, a która należy do całego społeczeństwa a nie tych zatrudnionych w KGHM. Tak więc kombinat ten, jak zresztą wszystkie firmy zajmujące się wydobyciem surowców ziemi (czyli bogactw naturalnych), powinny być obłożone cłem od ilości wydobytego surowca, a która to kwota powinna być odpowiednio dzielona i dawana każdemu Polakowi jako renta od bogactw naturalnych. Ten system rent i ceł od bogactw naturalnych powinien być stosowany zwłaszcza w przypadku, gdy te surowce lub półprodukty są eksportowane. Utrzymywanie tak wysokich nieuzasadnionych płac ma na celu w ostateczności zniszczenie tego koncernu lub przejęcie go za znikomą cenę, którą zwykle oblicza się na podstawie dochodów netto a które, przed przejęciem, są sztucznie zaniżane poprzez wygórowane płace. Pracownicy tej firmy mogą się tymczasowo cieszyć, lecz jest to radość krótkotrwała, gdyż po całkowitym sprywatyzowaniu większość będzie zwolniona, a płace zredukowane. Przejęcie koncernu KGHM jest niesamowicie ważne dla elity finansowej ze względu na to, że produkuje on duże ilości srebra, które może posłużyć jako rezerwowa waluta Polski w czasie kryzysu monetarnego, który będzie wywołany. Tak, więc w Polsce już od 30 lat celowo niszczy się przemysł i ekonomię pod różnymi fałszywymi powodami, zwykle niekonkurencyjności. Po 1990 roku następowała zarówno wyprzedaż majątku narodowego za bezcen jak i likwidacja firm, zwłaszcza przemysłu ciężkiego, czyli hut, stoczni, przemysłu obronnego i kopalń. Nie jest to przypadkowe, gdyż w ten sposób likwidowano podstawy niezależności ekonomicznej, czyli autarkii – i możliwości wytwórczych dla potrzeb obronnych w przypadku agresji z zewnątrz. Powstaje pytanie, dlaczego żydzi niszczą nasz przemysł. Odpowiedź możemy znaleść w Protokołach.
Protokół 3.5: Niewola ekonomiczna „Nędza przykuła do pracy narody mocniej, niż przykuwała je niewola i prawo pańszczyźniane. Od ostatnich można było uwolnić się w ten lub inny sposób, od nędzy zaś oderwać sie jest niemożliwe.” Chodzi, więc o to aby przykuć uwagę ludności do swego własnego przeżycia. Wtedy ludzie myślą i martwią się tylko o dzień następny, o zapewnienie utrzymania sobie i rodzinie w nalbliższej przyszłości. W takiej sytuacji człowiek nie myśli perspektywicznie i jest łatwym do manipulacji. Postrzega jedynie innych, takich jak on, jako konkurencję – a nie dostrzega organizatora tej klatki ekonomicznej. Te prawa dotyczą też narodów, tak więc jeśli Polska zostanie celowo zubożona i pozbawiona smowystarczalności w podstawowych sprawach (żywność, energia, broń, woda, odzież, itd), wówczas jest zdana na łaskę innych sił, ekonomicznych lub państwowych. W ekonomii nauczana jest tzw: „Piramida Masłowa”, która doskonale wyjaśnia zachowania ludzi w zależności od zamożności. Według tej teorii, gdy człowiek jest biedny, na nic mu prawa które przyznaje mu „demokracja” bo on i tak z nich nie jest w stanie korzystać. Mówią o tym protokoły.
Protokół 3.6: „Prawa Ludu” „W konstytucji zawarliśmy prawa, które dla mas są prawami fikcyjnymi, nie zaś rzeczywistymi. Wszystkie tak zwane „prawa ludu” mogą istnieć jedynie jako idea, niemożliwa do urzeczywistnieniea w praktyce. Jaką wartość dla proletariusza pracującego, zgiętego w pałąk pod ciężarem pracy nad siły, zgnębionego przez los – posiada otrzymanie przez gadułów prawa gadania, przez dziennikarzy – prawa pisania różnych głupstw, współrzędnie z rzeczami cennymi – jeśli proletariat nie ma z konstytucji innych korzyści ponad te marne okruchy, które rzucimy mu ze stołu naszego za oddanie głosów w myśl wskazań naszych kreatur i naszych agentów? Dla nędzarzy prawa republikańskie są ironią gorzką, bowiem potrzeba pracy omal że nie na dniówke, nie pozwala im w rzeczywistości korzystać z tych praw, ale za to odbiera gwarancję zarobku stałego i pewnego, uzależniając go od porozumienia między pracobiorcami lub towarzyszami pracy.” Komentarz jest zbyteczny dla każdego kto umie czytać ze zrozumieniem.
B. Odwracanie uwagi społeczeństwa Aby zmniejszyć opór ludności tubylczej przed podbojem, należy odwrócić jej uwagę od spraw ważnych i zapełnić umysł trywialnościami. W tym też celu w mediach nieustannie omawia się i prezentuje skandale obyczajowe „gwiazd” (które są zwykłymi k*rwami), mówi się wiele o seksie, tańcu z „k*rwami”, paradach homoseksualistów (tzw: „równości”), sporcie i konkursach, podaje się wiele sprzecznych informacji dotyczących ekonomii, i to w tym samym czasie, mających za zadanie wywoływać chaos mentalny itd. Ludzi należy zająć też ciągła pracą i myśleniem o przeżyciu następnego dnia ,aby w ten sposób wyeliminować wolny czas który może posłużyc do refleksji. Dlatego też promuje się pracę jako centrum, wokół którego obraca się życie człowieka. Jednak te prace które zostawiono Polakom nie są pracami twórczymi, lecz usługowymi, przez co „nagina się karki” i tresuje ludzi do bycia przyszłymi sługami. O odwracaniu uwagi społeczeństwa od spraw istotnych mówią też Protokoły:
Protokół 13.4: Odwracanie uwagi „W obawie, że ludzie owi dojdą do jakichś wniosków, odwracamy ich uwagę przy pomocy uciech, zabaw, namiętności, Domów Ludowych. Niezadługo przy pośrednictwie prasy zaczniemy ogłaszać konkursy w dziedzinie sztuki, sportu wszelkiego rodzaju: sporty te odwrócą statecznie umysły od kwestyi, w których zakresie musielibyśmy walczyć z nimi. Odzwyczaiwszy się stopniowo coraz więcej od myślenia samodzielnego, ludzie zaczną mówić „unisono” (jednym głosem)z nami, bowiem my jedynie zaczniemy propagować nowe kierunki myśli za pośrednictwem takich, rzecz prosta, osób z którymi o solidaryzowanie się nie możemy być pomawiani.” Osoby o większych możliwościach i ambicjach intelektualnych, należy zająć pozornie ważniejszymi sprawami, a więc sprawamy politycznymi lub ekonomią. W tym też celu “centrum” (o którym pisałem w części „Jak wygląda rzeczywista władza w Polsce”,
http://marucha.wordpress.com/2011/05/24/jak-wyglada-rzeczywista-wladza-w-polsce
utworzyło polityczny teatrzyk marionetek i partii które tańczą tak jak im zagra orkiestra. Walka jest pozorna w wyreżyserowanym spektaklu, który zachwyca publiczność, angażuje emocjonalnie, dzieląc sympatie i poparcie dla tego lub owego z głównych “bohaterów” spektaklu. Media, jako narrator, podsycają nastroje społeczne (poparcia lub krytyki), zwracając uwagę na te lub inne detale przedstawienia, i w ten sposób absorbując bardziej widownię. Robi się to tylko po to, aby przykuć jej wzrok do tego co dzieje się na scenie i w ten sposób zapewnić brak uwagi na to, co się rzeczywiście dzieje wokoło. Wokoło bowiem grasują złodzieje którzy kradną „biżuterię” narodu, „portmonetki” i ograbiają „szatnię”. “Centrum” przemyślało każdą reakcję widowni i niektórych jednostek. Choć, d czasu do czasu, ktoś się rozglądnie, a nawet pójdzie do szatni sprawdzić co się dzieje, a widząc to, próbuje zaalarmować resztę, to “centrum” zagłusza jego głos głośną muzyką przedstawienia i głos ten nie rozchodzi się daleko. “Centrum” ma też swoich “dystyngowanych” agentów wśród publiki, którzy ośmieszają lub oskarżają alarmistę, napuszczając publikę przeciw niemu i w ten sposób izolując go lub niszcząc. “Centrum” ma też odźwiernych regulujących ruch, ma też strażników którzy uciszają “natrętnego” delikwenta, często przy aplauzie publiki, lub zapewniają “zniknięcie” alarmisty, jak w przypadku dr. Ratajczaka. Choć jest to wyreżyserowany spektakl, to jednak aktorzy muszą często dać z siebie wszystko odgrywając swe role, a i tak czasem jeden lub drugi spadnie ze sceny doznając rzeczywistych obrażeń, co jednak tylko dodaje dramaturgii i realizmu całemu przedstawieniu. “Centrum” bowiem, tworzy pewne wydarzenia bez informowania o tym głównych aktorów, tylko po to aby stworzyć “efekty specjalne“. Często też występuje podwójny scenariusz, jeden pozorowany, a drugi rzeczywisty. Ten pozorowany jest dla aktora/aktorów i ma skończyć sie happy endem, jednak w rzeczywistym scenariuszu pod aktorem biegnącym z kwiatkiem do ukochanej, otwiera się klapa, tzw. smoleńska – i aktor rzeczywiście ginie. Jakże więc ktoś może przekonać publikę że spektakl jest fikcją, kiedy publika widzi na własne oczy, że czasem leje się rzeczywista krew? Ta klapa, tzw. smoleńska, przybiera różne formy i miejsca w przedstawieniu i jest zastawiana na tych aktorów, którzy już odegrali swoje role wykonując, często nadgorliwie i przedczasowo, polecenia “centrum”. Spodziewają się od “centrum” obiecanego poklepania po ramieniu i promocji do ścisłego grona niewidocznych sił, nie wiedząc że “centrum” przecięło ich scenariusz scenariuszem innym, w którym na plan wychodzą nowi aktorzy tylko po to, aby trzymać publikę w napięciu i nie zanudzać zbyt długo zgranymi twarzami. “Centrum” na aktorów wybiera zwykle megalomanów, którym się wydaje, że nie ma lepszych graczy od nich. Jednak to właśnie “centrum” ma jeszcze lepszych aktorów (grających jednak w rzeczywistej grze a nie przedstawieniu) którzy zaleją grób ofiary tonami wieńców, kwiatów i wiadrami medialnych łez, przekonując nawet najbliższych megalomana o rzeczywistej miłości i w ten sposób stawiając się poza wszelkimi podejrzeniami. Czego nie robi się dla odwrócenia uwagi publiczności… Czasem nawet swojego należy poświęcić dla wyższej sprawy.Talmud jednak na to pozwala. O tym że scena polityczna jest tylko sceną olbrzymiego teatru, z głupimi marionetkami, mającą absorbować uwagę społeczeństwa i w ten sposób odwracać uwagę od rzeczywistej zakulisowej władzy, mówią też Protokoły.
Protokół 2.2: „Administracja na pokaz i „tajni radcy”„Administratorzy, wybierani przez nas spośród tłumu, w zależności od ich zdolności niewolniczych, nie będą osobami przygotowanymi do rządzenia, dlatego też z łatwością staną się w grze naszej pionkami, kierowanymi przez uczonych naszych i doradców genialnych, specjalistów, kształconych od dzieciństwa w sztuce zarządzania sprawami świata całego. Jak wiadomo, specjaliści nasi wiadomości niezbędne do rządzenia czerpali z naszych planów politycznych, z doświadczenia historii, z badań każdej chwili bieżącej. Goje nie rządzą się wiadomościami praktycznymi, zdobytymi w drodze obiektywnych badań historycznych, lecz rutyną teoretyczną, pozbawioną wszelkiego poglądu praktycznego na jej wyniki. Toteż nie warto liczyć się z nimi. Niech się cieszą tymczasem, lub niech żyją nadziejami nowych uciech, albo wspomnieniami już przeżytych. Niech dla nich gra rolę najwyższą to, co nakazaliśmy im uważać za wskazania nauki (teorii). By osiągnąć cel powyższy, wzbudzamy przy pomocy pracy naszej ślepe zaufanie dla wskazań tych. Inteligencja gojów będzie dumna z posiadanych umiejętności i bez sprawdzenia logicznego zastosuje w praktyce wszystkie zaczerpnięte z nauki wiadomości, zestawione odpowiednio przez agentów naszych, w celu kształtowania umysłów w kierunku nas pożytecznym.” Każdy kto uważnie spojrzy na premiera Tuska zauważy że jest to człowiek mało inteligentny (co można zaobserwować po jego tępych wypowiedziach i odpowiedziach), próżny i absolutnie nie rozumiejący procesów politycznych. Podobnie jest z prezydentem Komorowskim. Obaj, jak większość przywódców i ich głównych postaci w pozostałych partiach, są zakulisowo sterowani przez specjalistów kształconych od dzieciństwa w sztuce zarządzania sprawami świata. Tusk, Komorowski, Kaczyński, Pawlak, Palikot, Miller zostali wypromowani nie dlatego, że nadają się do rządzenia, lecz na odwrót – jedynie dlatego, że całkowicie są nieprzygotowani do rządzenia, i dlatego że mają wielkie „zdolności niewolnicze”. Są ignorantami w tych sprawach i dlatego zostali pionkami kierowanymi przez zakulisowych „doradców”. Tą część społeczeństwa która ma większe ambicje, należy zająć sprawami ekonomicznymi. Aby to odciąganie uwagi było skuteczne, należy wytworzyć w tej dziedzinie totalny chaos i zamieszanie i w ten sposób wykreować zażarte i emocjonalne dyskusje pomiędzy wieloma różnymi poglądami. Te jednak poglądy i teorie są wcześniej sztucznie stworzone przez żydów (ekonomistów żydowskich) i mają jedną cechę wspólną, a mianowicie tą, że żadne nie są prawdziwe, lecz posiadają pozory słuszności. Ekonomia, wbrew pozorom, nie jest nauką skomplikowaną. Jest raczej nauką dość prostą w porównaniu do takich dziedzin, jak fizyka czy inżynieria. Została ona jednak sztucznie skomplikowana na przestrzeni ostatnich 150 lat. Tak więc makroekonomia jest najbardziej zakłamaną nauką w dzisiejszym świecie. Dodatkowo ten chaos w dziedzinie ekonomi potęguje się poprzez prezentowanie w tym samym czasie wielu sprzecznych przemysłowych czy finansowych informacji, przez co podgrzewa się atmosferę dyskusji i bardziej absorbuje uwagę. O tej metodzie odwracania uwagi mówią też protokoły.
Protokół 13.3: Odwracanie uwagi od spraw politycznych „Aby odciągnąć ludzi zbyt niespokojnych od debatowania nad kwestiami politycznymi, rzekomo przeprowadzamy obecnie nowe zagadnienia, a mianowicie – sprawy przemysłowe. Niech sobie szaleją na terenie tym. Masy zgadzają sie na próżnowanie, na odpoczynek po rzekomej dzałalności politycznej (której nauczyliśmy ich, aby przy pomocy tego walczyć przeciwko rządom gojów) – jedynie pod warunkiem posiadania nowego zajęcia, zawierającego, jak to im wskazujemy, również treść polityczną.”
C. Osłabianie rodzimego społeczeństwa Aby osłabić społeczeństwo jako grupę, należy wyeliminować jednostki przywódcze i przedsiębiorcze z grupy i zastąpić ich swoimi własnymi ludzmi. Promuje się więc wyjazdy do pracy na zachód, i/lub tworzy takie warunki ekonomiczne, które takie zachowanie wymuszają, a przez co najwartościowszych ludzi usuwa się z kraju, osłabiając w ten sposób opór. Tam, ludzie ci poddani są propagandzie demoralizacji i odchodzenia od konserwatywnych wartości, co jest dość łatwe ze względu na to, że są młodzi. W tym samym jednak czasie następuje imigracja do Polski żydów, którzy zajmują stanowiska kierownicze i dostają wsparcie w zakładaniu firm, które sami Polacy mogli utworzyć. Można zauważyć że od dłuższego czasu promuje się takie rozwiązania propagandowe, prawne, i ekonomiczne, aby ściągnąć jak największą liczbę żydów do Polski. W tym celu też nadano ponownie obywatelstwo polskie żydom i ich potomkom, którzy opuścili Polskę po 1958 roku, jak też tym którzy zrobili zadymę polityczną w 1968 roku w celu obalenia Gomułki i ponownego dojścia do całkowitej władzy nad Polską, tak jak było to w czasach stalinowskich. Choć żydzi, jacy opuścili Polskę po 1958 roku, byli częścią systemu stalinowskiego, który był zbrodniczy na równi z systemem nazistowskim, to obecnie przedstawia się ich jako ofiary. Ofiary systemu komunistycznego, nie dodając że to właśnie oni byli twórcami tego systemu, a więc prześladowcami i katami tych, których obecnie światowe i „polskie” żydowskie media, przedstawiają jako oprawców, czyli Polaków. Tak więc nadaje się to obywatelstwo ludziom którzy bezpośrednio lub pośrednio są zbrodniarzami i gdyby w roku 1956 miała miejsce rzeczywista zmiana władzy na Polską, to powinni zawisnąć na szubienicy. Prace na ściągnieciem większej liczby żydów do Polski trwały zarówno, gdy prezydentem był Aleksander Kwaśniewski z SLD, jak i Lech Kaczyński (łącznie z Jarosławem Kaczyńskim) z PiS, pod którego wpływem nawet ogromnie się nasiliły. Lech Kaczyński zmienił nawet prawo tak, aby wojewodowie nie mogli wyrażać sprzeciwów i prezydent, jednoosobowo, mógł decydować o nadawaniu obywatelstw. Takie rozwiązania nie spotkały się ze sprzeciwem żadnej partii „opozycyjnej”, ani PO, ani SLD, nie mówiąc już o PSL, którego liderzy chyba nawet nie mają pojęcia, o co toczy się gra. Już to ukazuje, że wszystkie główne (i pomniejsze) partie są tworem nadrzędnej władzy nad Polską, która te partie, ich programy i przywodców wykreowała i kontroluje. Z różnych źródel dochodziły informacje, że w ostatnich latach nadawano dziennie obywatelstwo Polskie od 150-200 żydom mieszkającym w Izraelu. Z innych źródeł dochodzą informacje, że dzienna liczba nadawanych obywatelstw dochodzi nawet do 1000. Dziwne więc wydają się ostatnie dane rządu RP jakoby, od początku tej kampanii, „przywrócono” obywatelstwo Polskie jedynie okolo 2000 żydom. Należy przypuszczać że jest to dezinformacja, lub informacja dotycząca specyficznej grupy, bez wzmiankowania że właśnie takiej to grupy dotyczy. W ten sposób, poprzez niedomówienie (a więc kłamstwo polegające na mówieniu cześci prawdy bez zaznaczenia że jest to tylko cześć całości), stwarza się pozory jakoby ta grupa była mała. O tym że zamierza się ściągnąć do Polski większą ilość żydów, swiadczą prace Yael Bartana, „artystki wizualnej”, w których nawołuje się „do powrotu” 3 mln żydów. Już w tym stwierdzeniu jest wiele przewrotności żydowskiej i kłamstw, bo nie można mówić o powrocie do kraju, gdy w tym kraju ani się nie urodziło, ani nie wychowało. Wiekszość nawet może nie mieć przodków, którzy żyli w Polsce. Jednak to ukazuje że żydzi traktują siebie, jako całą grupę, spadkobiercami jednostek żydowskich. Jest to więc nacjonalizm, i to nacjonalizm oparty na zasadach Talmudu, czyli rasizm. Dla porównania, polski nacjonalizm jest oparty o zasady Kościoła Katolickiego czyli miłości bliźniego. Jednak to nacjonalizm polski, który jest dobry, się zwalcza – a nie nacjonalizm żydowski który jest rasistowski. Ile jest zakłamania w grze żydów udających Polaków, może ukazywać wypowiedź Zbigniewa Zdrojewskiego, żyda, który mówi że: “w imieniu Polaków zaprasza żydów do ‘powrotu’ do Polski“, bo już mu się znudziło oglądanie na codzień podobnych twarzy”. Dziwne to, bo jeśli mu się znudziło oglądanie podobnych twarzy w środowisku, w którym się obraca, to powinien zaprosić Polaków o korzeniach słowiańskich do swojego środowiska, a więc środowiska władzy. Właśnie Polaków-Słowian tam praktycznie nie ma. Słowa Zdrojewskiego są jednak grą, bo teraz żydzi będą mogli twierdzić, że to nie oni pragneli “powrotu”, lecz to Polacy nawoływali ich do „powrotu”, a oni jedynie się na to zgodzili, aby Polakom “pomóc”, nie wzmiankując że Zdrojewski i reszta władzy, zapraszająca żydów, to również żydzi, choć udający Polaków czyli tzw: kryptożydzi.
Cała tzw: sztuka Yael Bartana jest antysztuką kobiety, która ewidentnie ma problemy psychiczne i już pierwszy rzut oka na jej twarz, posturę i ubiór, pozwala stwierdzić, że jej wnętrze jest „z piekła rodem”. „Mądre Pisma” mówią że odzwierciedleniem duszy jest twarz człowieka a szczególnie oczy: “Z wejrzenia można poznać męża, a z wyrazu twarzy można poznać roztropnego. Ubiór ciała i szczerzenie zębów w uśmiechu, i chód człowieka wydają go.” (Ekl 19:26-27) Jej jednak, twarz można porównać do tych które reprezentowały diabłów na starych obrazach. Aby niszczyć dolne warstwy społeczne, promuje się imigracje kolorowych, czyli Murzynów i Arabów, co wytworzy nowe konflikty na tle religijnym, rasowym, społecznym i ekonomicznym i w ten sposób zapewni bezpieczeństwo „inżynierom społecznym” tego zjawiska, czyli żydom. W ten sposób uwaga Polaków będzie odwrócona od rzeczywistego sprawcy tych problemów, czyli projektanta, którego bezpieczeństwo jak i zakamuflowanie wzrasta. Można wymyślić całą gamę pozornych powodów, dla których takich imigrantów powinniśmy przyjąć i trudno jest je tu wszystkie wymienić. Najczęściej wymianiane powody to tzw: „humanitarne”, czy też „budowania różnorodności” (bo, według propagandy żydowskiej, różnorodność zwiększa kreatywność, choć ją w rzeczywistości zmniejsza). Wszystkie jednak są kłamstwami, bo właściwym celem jest zniszczenie spójności etnicznej Polski, zniszczenie białej rasy poprzez wymieszanie i promocję kolorowych mężczyzn w środowisku białej kobiety, a przede wszystkim zniszczenie Kościoła Katolickiego w Polsce poprzez spodziewane konflikty na tym tle z przybyłymi imigrantami, wyznającymi wiarę wrogą chrześcijaństwu. Żydzi uważaja białą rasę za swojego największego przeciwnika na drodze do dominacji świata. Wiąże się to z wierzeniami kabalistycznymi a o czym można się przekonać z przemówienia Rabbiego Rabinovich’a na zjeździe w Budapeszcie.
http://marucha.wordpress.com/2010/11/16/przemowa-rabbiego-emanuel%e2%80%99a-rabinovich%e2%80%99a/
Polska jest terytorialnie małym krajem, nie ma więc obowiązku przyjmować imigrantów, zwłaszcza obcych kulturowo, religijnie i etnicznie, a właśnie takie imigracje się forsuje. Afryka ma olbrzymi obszar i to tam należy kierować imigracje Murzynów, pomagając im jedynie w nauce gospodarowania. Podobnie jest z Arabami na Bliskim Wschodzie i Połnocnej Afryce, gdzie jest wiele bardzo bogatych krajów (Arabia Saudyjska, Kuwejt, Emiraty Arabskie, RPA), które mogą przyjąć uchodzców z lokalnych społeczności np. Palestyńczyków czy Libijczyków. Tego jednak się nie robi, lecz promuje kierowanie ich do Europy i wymusza na krajach europejskich ich przyjęcie. Jest to więc świadome działanie poprzez siły nadrzędne, mające określony cel zniszczenia cywilizacji europejskiej, białej rasy, a przede wszystkim chrześcijaństwa ze Świętym Kościołem Katolickim na czele. Polska jest stosunkowo biednym krajem z pracowitą i utalentowaną ludnością. Jest jednak biednym krajem w wyniku wielokrotnego zniszczenia go poprzez wojny i ograbiania wojennego lub ekonomicznego. Jest to więc dobry argument, aby w ogóle nie uczestniczyć w żadnym procesie przyjmowania imigrantów. Jak to jest, że Arabia Saudyjska wydaje miliardy dolarów na budowę meczetów w Europie, Turcji (ok: 20 000 meczetów), a nie stać jej na przyjęcie imigrantów, którzy również są muzułmanami, lub pomóc im ekonomicznie w innych państwach muzułmańskich, które takich immigrantów mogą przyjać? Otóż, Arabię Saudyjska, stać na to, lecz tego nie robi, gdyż władza w Arabii Saudyjskiej jest w rękach kryptożydów, którzy współpracują w realizacji globalnego planu żydowskiego.
http://www.nationmaster.com/encyclopedia/Saudi-royal-family
http://www.fortunecity.com/boozers/bridge/632/history.html
Wojny, głody i niepokoje społeczne w Afryce i na Bliskim Wschodzie są celowo robione właśnie po to, aby cześć tej ludności przemieścić do Europy. W tym też celu inna gałąź tego samego plemienia, która wywołuje niepokoje, głód i rewolucje w Afryce i na Bliskim Wschodzie, naciska na kraje Europejskie (poprzez UE którą stworzyła i kontroluje) i zmusza do przyjęcia tych „uciekinierów”. Tak więc jest to celowa robota tych samych sił, które i obecnie kontrolują Polskę. W momencie, gdyby takie przyjmowanie zupełnie zablokowano, nie było by sensu robienia zamieszek w Afryce i które ustały by one. Tak więc przyjmowanie obcych z Afryki napędza koniunkturę i motywuje żydów do dalszego robienia takich rewolucji w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Inną metodą osłabiania społeczeństwa jest promowanie wszelkiego rodzaju zboczeń i ruchów społecznych, które niszczą kulturę i społeczeństwo od wewnątrz, zmieniają zdroworozsądkowy światopogląd na ten korzystny dla żydów i przez to stwarzają podziały w społeczeństwie oraz rozbijają spójność tkanki społecznej. Przykładem tutaj mogą być ruchy gejowskie i lesbijskie czy feministyczne, które zostały wykreowane przez żydów i są przez żydów wspomagane finansowo i medialnie.
http://radtrap.wordpress.com/2010/10/27/jak-rockefellerowie-przebudowali-wspolczesna-kobiete/
http://www.henrymakow.com/
http://www.savethemales.ca/001904.html
http://www.henrymakow.com/why_are_feminists_surprised_da.html
http://www.rense.com/general81/blue.htm
Przywódcami i twórcami ruchów gejowskich i lezbijskich, przynajmniej w początowym okresie, byli praktycznie wyłacznie żydzi, co jest dość dobrze udokumentowane:
http://iamthewitness.com/doc/Zionists.spreading.sin.and.sickness.through.America.like.a.wildfire.htm
Aby zrozumieć, jak działają żydzi w podboju narodów, należy sobie uzmysłowić, że polityka żydowska jest ponadnarodowa i ponadpaństwowa. To znaczy, że polityka żydowska jest ponad normalną polityką państw, którą to politykę oni kreują bądź nasilają lub osłabiają, dając tym państwom do ręki potężniejszy, lub tylko pozornie silny (ekonomia, fałszywe pakty)miecz, w zależności od tego, kto ma wygrać. Żydzi uważają się, jako naród, za boga, który poprzez swoją kontrolę ekonomiczną, zdobywa zakulisowo kontrolę polityczną. W ten sposób, budując ekonomicznie pewne kraje, wykorzystuje ich naturalną tendencję do prowadzenia wojny i niszczenia innych krajów, które żydzi już wczesniej osłabiają od środka. Jak to osłabianie od środka jest prowadzone jest najlepiej opisane w Jer. 51:20-24. „Tłuczesz ty mnie oręże wojenne, a ja potłukę w tobie narody i wytracę w tobie królestwa. Potłukę w tobie konia i jeźdzca jego, potłukę w tobie wóz i siadacza jego; potłukę w tobie męża i niewiastę, potłukę w tobie młodzieńca i pannę; potłukę w tobie pasterza i trzodę jego, potłukę w tobie oracza i sprzężaj jego, potłukę w tobie książąt i urzędników.” Choć słowa te pochodzą od Boga, i tak my je interpretujemy, to żydzi interpretują je zupełnie inaczej. A mianowicie w ten sposób, że oni, jako naród uważają się za boga i będąc wewnątrz innego narodu, np. polskiego, niszczą wszystko od środka. Są więc jak kwas, który wżera się i niszczy poszczególne elementy maszyny, powodując że przestaje pracować, rdzewieje i rozpada się. Tak więc żydzi uważają za swoją misję niszczyć narody w których mieszkają, niszczyć królestwa (państwa) i naturalnych królów. Niszczyć armię i zdolności obronne („Potłukę w tobie konia i jeźdzca jego, potłukę w tobie wóz i siadacza jego”). Niszczyć rodzinę („…potłukę w tobie męża i niewiastę…”) i demoralizować młodzież („…potłukę w tobie młodzieńca i pannę…”). Niszczyć rolnictwo („…potłukę w tobie pasterza i trzodę jego…”) i przemysł („…potłukę w tobie oracza i sprzężaj jego…”). Niszczyć (korumpować) system państwowy („…potłukę w tobie książąt i urzędników”), aby zniszczyć państwo jako instytucję. Spójrzmy teraz na Polskę. Czy nie zniszczono naszego królestwa pod koniec XVIII wieku? Czy nie zniszczono wtedy i nie niszczy się teraz naszej armii? Czy nie zdemoralizowano wtedy naszych książąt i magnatów (a nawet wyższych duchownych, zwykle arystokratycznego pochodzenia) którzy zwykle mieli żydowskich doradców? Czy nie skorumpowano naszego systemu władzy i sejmów poprzez system przekupstw? [Vide "sztadlani" - admin] Czy obecnie nie niszczy się rodziny? Czy nie zdemoralizowano wtedy (poprzez masonerię) i obecnie (poprzez liberalizm i pseudoedukację) naszej młodzieży? Czy nie niszczy się obecnie naszego rolnictwa poprzez niższe dopłaty i podatki? Czy nie zniszczono naszego przemysłu? Czy nie skorumpowano naszego systemu państwowego (elekcyjnego, wyborczego, partii politycznych), legislacyjnego i sądowniczego? Jaki więc jest wniosek z tej nauki? Jeśli więc ten kwas zżera od wewnątrz nasz naród i maszynę państwową, to czy nie jest oczywistym że należy ten kwas usunąć z tej maszyny? Marek S.
Po przeczytaniu powyższego nasuwa się jeden, nieodparty wniosek: Bóg używa plemienia dzieci Szatana do sprowadzenia na świat Apokalipsy. Ostatecznego rozwiązania.
Admin.
Jeszcze w Polsce, czy już w Polskiej SSR? Nie ma jak porządna polityczna analiza i to napisana przez jakiegoś porządnego politycznego urzędnika. Któż zaś nie zmajstruje takiej analizy lepiej i mądrzej, jak nie „dyrektor polityczny MSZ”, którym jest (znany z historii smoleńskiej
http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/06/woko-zeznan-bahra.html
Jarosław Bratkiewicz, absolwent Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych; „od 1992 r. w MSZ”? Na tę analizę natknąłem się zupełnie przypadkiem, ponieważ przeczytawszy post Andera http://ander.salon24.pl/359774,msz-smolensk-moskwa-rosja-cz-1
zawędrowałem na Czerską, gdzie opowiadano o wiekopomnym czerwcowym spotkaniu w Kaliningradzie http://wyborcza.pl/1,75477,9640852,W_Kaliningradzie_Sikorski__Westerwelle_i_Lawrow_krytykuja.html
na Czerskiej zaś zarekomendowano mi właśnie lekturę analizy „dyrektora politycznego MSZ” Bratkiewicza pod wszystko mówiącym, jak za najlepszych czasów „Trybuny Ludu”, tytułem „Historia dogania codzienność” http://wyborcza.pl/1,75515,9629939,Historia_dogania_codziennosc.html
I rzeczywiście, mile mnie ta analiza zaskoczyła, gdyż od długiego już czasu twierdzę, że dochodzi do rekonstrukcji Układu Warszawskiego i bloku sowieckiego, zaś zbrodnia z 10 Kwietnia stanowi jeden z kamieni węgielnych nowego porządku w (zajmowanej między innymi przez nas) części Europy. Bratkiewicz zaś pisze już w takiej tonacji, jakby ten nowy porządek już na dobre, (bo przecież nie na złe) nastał, a ludziom światłym, patrzącym w przyszłość, a niezawracającym Wisłę kijem, pozostaje jedynie wspomnieć z przekąsem, że kiedyś, dawno dawno temu, byli jacyś reakcjoniści porywający się z motyką na moskiewskie słońce: „Skądinąd Polskę i Rosję łączą, przy wszystkich różnicach, sprzeczności modernizacji w wymiarze autoidentyfikacyjnym, polityczno-kulturowym. U rosyjskich sąsiadów składają się na to dylematy, gdy idzie o kurs "europejski" i pozostałości myślenia "eurazjatyckiego". A już szczególnie gdy chodzi o zmagania destalinizacyjne. W Polsce zaś sprzeczności owe wyraziły się w ahistorycznych próbach (sprzed czterech, pięciu lat) krygowania się w "mocarstwowym", jagiellońskim kostiumie, co przyjmowano w Europie niczym groteskę krzywego zwierciadła.” „Groteska krzywego zwierciadła” - czy to jeszcze polski frazeologizm, czy już neosowiecki? Ale są i lepsze sformułowania, świadczące o tym, że z wybitnym intelektem mamy do czynienia – dorzucę garść cytatów:
„Tak jak RFN nie stanowi kontynuacji byłych Rzesz oraz Republiki Weimarskiej, tak i Federacja Rosyjska - gdy uwzględni się wszystkie czynniki: ustrój, zasięg terytorialny, podziały społeczne i mentalność polityczną, nie jest prostym przedłużeniem Rosji carskiej i Rosji sowieckiej ani wskrzeszeniem Republiki Rosyjskiej z 1917 r. Również obecnej Polski nie sposób uznać za piastowskiego spadkobiercę; repatriacyjny zastrzyk substancji ludzkiej z Kresów uczynił ze współczesnej Polski - acz w granicach bez mała jak za Piastów - twór pod względem historyczno-kulturowym zupełnie nowy. Zarazem jednorodność etniczna dzisiejszej RP, pomijając już kwestie ustrojowe, międzynarodowe itd., tym bardziej odróżnia ją od I i II RP, dystansuje od spuścizny jagiellońskiej.” Powrotu, więc do reakcyjnej jagiellońszczyzny nie ma, bo być nie może, zaś „Federacja Rosyjska”, mimo że rządzą nią na wszystkich politycznych, cywilnych, militarnych i biznesowych szczeblach ludzie sowieckich służb cywilno-mundurowych, nie jest przedłużeniem ZSSR, bo i być nie może. Takich pewnie geniuszy wydaje na świat właśnie Moskiewski Państwowy Instytut Stosunków Międzynarodowych. Miejmy nadzieję, że wnet otworzy filię w Polsce. Co jeszcze ciekawego powiada dyr. Bratkiewicz? „Fatalizm i ahistoryzm - dwie strony tego samego zjawiska - modelują postawę tradycjonalistyczną: wiarę w niezmienność "ról historycznych" i stereotypowe postrzeganie dziejów, próby przywrócenia "złotego wieku" z przeszłości i nieufność wobec przyszłości, pesymistyczny czy wręcz darwinistyczny "realizm" i natrętną podejrzliwość, (która, jak mawiał George B. Shaw, jest mądrością głupców).W oczach, więc polskiego tradycjonalisty zacieśnianie kontaktów z Rosjanami i Niemcami to zaprzaństwo i jurgielt [historycznie: pensja wypłacana przez obcych] w odniesieniu do "odwiecznych" rozbiorców i zaborców. Tyle, że trzeba ekstrawaganckiej wyobraźni, aby dopatrzyć się w dzisiejszych Niemczech i Rosji takiej symetrii, która łączyła rozbiorców Polski: absolutystyczne monarchie Katarzyny II i Fryderyki II, totalitarne imperia Stalina i Hitlera. Powyższa postawa obca jest obecnej polskiej polityce zagranicznej. Zakłada ona niefatalistyczne pojmowanie dziejów, choć oczywiście uwzględnia różnego rodzaju determinanty, w tym czynniki historyczno-kulturowe. Nie absolutyzuje ich jednak. Przede wszystkim zaś przyjmuje, że politycznie zorientowani ludzie, zdolni do ambitnego i przy tym racjonalnego podejścia, do otwartości na nowoczesność - nie trzymają się zaciekle opłotków myślenia stereotypowego, "swojskiego".” Tonacja ta, jako żywo przypomina mi teksty peerelowskie (i jak dobrze, że przy tej okazji nam Bratkiewicz wyjaśnił, co znaczy „jurgielt”), w których z jednej strony wyszydzano „przedwojenną pańską Polskę”, „polską martyrologię”, z drugiej zaś przestrzegano grożącym palcem rozmaitym „grupkom”, iż „odwrotu od postępowej, nowoczesnej, socjalistycznej drogi obranej przez ludową ojczyznę nie ma”, a kto rękę na ludową władzę podniesie, to... wiadomo. Problem tylko w tym, że gabinet ciemniaków, a mówiąc dokładniej, jego polityczno-bezpieczniacko-wojskówkowe zaplecze, nie wykształciło jeszcze dostatecznie nośnej ideologii, którą od świtu do nocy i od północy do świtania lansować mogłyby przeróżne autorytety moralne, ludzie „szołbiznesu”, artyści i kabareciarze, dziennikarze i komentatorzy, aktorzy serialowi i teatralni – słowem cała flora i fauna żyjąca z układania się z ciemniacką władzą. Szczególnie, że jeszcze kilka lat temu nie gdzie indziej, a w Ministerstwie Prawdy straszono nie tylko Putinem, ale i putinizacją, małe dzieci. W czym więc rzecz? W czasach „Polski Ludowej” była ideologia, którą na wszystkich piętrach zindoktrynowanej edukacji, we wszystkich obszarach sowietyzowanej, (czyli generalnie rusyfikowanej) kultury przekazywano dzieciom, młodzieży i dorosłym. W czasach neopeerelu takiej „porywającej tłumy” ideologii jeszcze nie wykształcono. Wprawdzie jak powiadają życzliwi esbecy „czas leczy rany”, mając na myśli to, że ofiary z czasem zapominają o pręgach na plecach po milicyjnych pałkach, no ale jednak tragedia z 10 Kwietnia wydarzyła się na ruskiej ziemi, a więc dość ciężko (mimo że jeszcze parę miesięcy, a dwa lata od niej miną) urządzić spektakularne bratanie się z Moskalami, tak by śmierć blisko stu osób z natowskimi dowódcami wojskowymi i ośrodkiem prezydenckim na czele zamieniła się w „pozytywną jakość” w „bilateralnych stosunkach”. Oczywiście, żeby nie było niejasności, w przypadku gabinetu ciemniaków nie mamy do czynienia z samodzielną polityką, tylko z wygibasami w rytm przygrywany przez kremlowską orkiestrę, tak, więc jest to radosne wykonywanie dyrektyw politbiura nie zaś jakaś „własna wizja” - tym niemniej aż się prosi, by jakąś „intelektualną oprawę” zbliżeniu neopeerelu z neo-ZSSR wyrychtować. Bratkiewicz, jak widać, robi, co może, może nawet za dwóch, jak kiedyś W. Pstrowski, ale co z tego, jak prawda „nie wzrusza”, „nie chwyta za serce”. Szkopuł rzecz jasna nie w tym, że nie miałby, kto takiej ideologii „zachwycającej masy” przygotować, wszak czerwonych i różowych intelektualistów mamy na pęczki, a od ich książek oraz luksusowo wydawanych czasopism uginają się księgarskie półki (proszę iść do najbliższego salonu i sprawdzić) – problem w tym jak tego wyczynu dokonać. Jak sprostać takiemu odpowiedzialnemu zadaniu? Głosić: „Lenin is not dead”? (na zasadzie parafrazy hasła „Punk's not dead?”). No, ale przecież nie ma dnia, by nam na łamach reżimowej prasy i z anten wszystkich nowoczesnych kołchoźników nie przypominano, że komunizm już przed ponad 20 laty został definitywnie obalony i śladu po nim nigdzie nie ma – zwłaszcza w neo-ZSSR, pardon, „Federacji Rosyjskiej”, w której 70 procent (jeśli nie więcej) stanowisk państwowych (i biznesowych) zajmują ludzie służb (ale to właśnie bardzo dobrze dla „młodej demokracji”, bo niewykluczone, że nad Wisłą jest dokładnie tak samo; tu zresztą leży pewnie klucz do całej zagadki warszawsko-moskiewskiego „zbliżenia posmoleńskiego”). No i nawet sam Bratkiewicz reakcjonistom przypomina, że już żadnego komunizmu nie ma. Widzimy zatem, że nie tak łatwo zarysować wizję, która twierdziłaby, iż sowietyzacja to zamierzchła przeszłość, rusyfikacja też, a dzisiejsza Ruś to nowy zupełnie twór, nawet jeśli jej dyplomatyczni przedstawiciele posługują się takimi zgrabnymi skrótami myślowymi jak „wydarzenia katyńskie” http://naszdziennik.pl/index.php?dat=20111107&typ=po&id=po21.txt
na określenie ludobójstwa dokonanego na polskich oficerach. W peerelu porządnym intelektualistom było o tyle łatwiej, że za ich plecami rozciągała się czerwona armia, jako argument nie do przebicia w żadnej dyskusji – dzisiejszy zaś, czyli neopeerelowski, intelektualista, musi poniekąd nadrabiać miną, bo jeszcze ruskie wojska nad Wisłę nie wróciły, a on już czuje się, jakby stał w cieniu bratniej armii, (co jest w stanie zdziałać ożywczy czerwcowy powiew z okręgu kaliningradzkiego. „Deklaracje przywódców rosyjskich o potrzebie przyspieszenia modernizacyjnego w Rosji świadczą o tym, że świadomi są oni bezperspektywiczności obecnego systemu ekonomicznego i jego socjopolitycznych ram. Głównie od determinacji Kremla zależeć będzie postęp modernizacyjny w Rosji. Będzie to zapewne kolejna w dziejach rosyjskichpróba modernizacji odgórnej, jednak zaangażowanie społeczne, zwłaszcza warstw średnich, walnie przyczynić się może do jej sukcesu” - pisze Bratkiewicz, nawiązując, być może nieświadomie do klasycznej myśli M. Gorbaczowa, który (jak to przypominałem w książce„Społeczeństwo zamknięte...”), tłumacząc światu meandry pieriestrojki, mówił nie, o czym innym, jak oodgórnej rewolucji, czyli właśnie odgórnej modernizacji, też, co zrozumiałe, wymagającej zaangażowania społecznego. Bratkiewicz jednak nie tylko patrzy w przyszłość (odgórna modernizacja), ale już też właściwym okiem lustruje przeszłość. Zauważmy, bowiem, jak ją precyzyjnie przedstawia w tym fragmencie:
„Kiedy 1 września 2009 r. na Westerplatte zebrali się szefowie rządów wielu państw europejskich, które 70 lat wcześniej ogarnęła pożoga wojenna, obecność kanclerz Angeli Merkel i premiera Władimira Putina nabrała rangi symbolu. Zwiastowała zbliżanie się trójki państw, które przecież w 1939 r. i w czasie wojny były krajami nieprzyjacielskimi - teraz zaś państwami gotowymi do gruntownego przełamania historycznej wrogości, do porozumienia i współpracy. Potwierdzała to narracja niemieckiej kanclerz na Westerplatte, stanowiąca rozwinięcie historycznych wystąpień prezydenta RFN Romana Herzoga i kanclerza Gerharda Schrödera z okazji 50 i 60 rocznicy Powstania Warszawskiego. W tym kierunku szły także enuncjacje rosyjskiego premiera - jego artykuł w "Gazecie Wyborczej" poprzedzający wystąpienie na Westerplatte, zwłaszcza zaś przemówienie w Katyniu 7 kwietnia 2010 r., a także późniejsze wypowiedzi prezydenta Dmitrija Miedwiediewa.” Wydawać by się mogło, że 1 września 2009 miał też bardzo ważne wystąpienie śp. Prezydent Lech Kaczyński, jako przedstawiciel jednego z „państw europejskich”, a zwłaszcza „trójki państw, które przecież w 1939 r. i w czasie wojny były krajami nieprzyjacielskimi” (no, tu się nieco w intelektualnym zapale Bratkiewiczowi karty historii posklejały i zapomniał o pewnym pakcie właśnie z 1939 r. między III Rzeszą a ZSSR, ale kto by miał głowę do wszystkiego); tenże sam Prezydent Kaczyński, który trzy dni po Putinowym historycznym „przemówieniu w Katyniu 7 kwietnia 2010” zginął w niewyjaśnionych jak dotąd okolicznościach wraz z wieloma innymi przedstawicielami polskiej elity wojskowej, politycznej, naukowej i kulturalnej – lecąc na katyńskie uroczystości. Najwyraźniej jednak w tej narracji, którą preferuje przedstawiciel neopeerelowskiego MSZ miejsce polskiego Prezydenta zostało zastąpione białą plamą. To też signum temporis. No, bo to, że Bratkiewicz w tym historycznym rozrachunku nie zauważył ruskiej inwazji na Gruzję, to oczywiste. Było, minęło. Tak jak z 10-tym Kwietnia. Było, minęło. FYM
07 listopada 2011 Kamienie leżą na dnie morza, bo ich siła ciężkości jest większa nad siłą wyporu. Zgodnie z Prawem Archimedesa. Siła wyporu działająca na ciało zanurzone w płynie jest równa ciężarowi płynu wypartego przez to ciało. A jak Prawo Archimedesa działa w polityce? Szczególnie w polityce demokratycznej? Siła wyporu na pewno jest duża, tak jak siła ciężkości. No i kamienie. Nimi rzucają w nas – wyborców - przy każdej uchwalonej ustawie.. A tych, demokratyczna koalicja Polskiego Stronnictwa Ludowego i Platformy Obywatelskiej, przepchnęła w zakończonej kadencji- prawie 1000(!!!!) Czy ktoś upadł na głowę uderzony kamieniem? Wyciągniętym przy pomocy sejmowej ustawy z dna morskiego? Pomimo siły ciężkości.. I potężnej siły wyporu.. Siła wyporu spowodowała, że nastroje tłumu wprowadziły do demokratycznego Sejmu ponad 130 nowych twarzy, nowych nie oznacza - o innych poglądach. Siła ciężkości wyrzuciła tyle samo za demokratyczną burtę. Mimo, że się starali.. Żeby utrzymać równowagę pomiędzy siłą ciężkości, a siłą wyporu.. Ale siła przyciągania do darmowych pieniędzy jest bardzo duża. Pokonuje siłę wyporu i siłę ciężkości jednocześnie.. Siła ciężkości spowodowała również, że prawdopodobnie w Sejmie pojawi się - jak to określił pan Janusz Palikot-‘ ”czarna sotnia pisowska”(!!!) Panu Palikotowi chodzi o frakcję „ziobrystów”, którzy odłupani od pisowskiego pnia, prawdopodobnie stworzą kolejny klub w Sejmie..? Czarna sotnia Palikota- już swój klub ma.. Pan Palikot twierdzi, że działacze SLD tysiącami przechodzą w demokratycznym terenie do Ruchu Palikota.(???) Jak mu tak dalej pójdzie to spuści całkowicie lewicową energię ze starych działaczy? I Prawo Archimedesa nie zadziała.. Siła wyporu nie zrówna się z ciężarem siły wypartych działaczy.. Cała ta antycywilizacyjna lewica być może przeniesie się do Palikota.. Część ucieknie do Platformy Obywatelskiej.. Z zapowiadających się sześciu” band”- pozostanie pięć.. Chyba, że…. Zbigniew Ziobro, którego poglądów gospodarczych tak naprawdę nie znam, okaże się….Konserwatywnym-liberałem.(???) W sprawie Traktatu Lizbońskiego był sceptyczny.. Co rokuje dobrze?. Nigdy nie wiadomo do końca, czego można się tak naprawdę spodziewać po ludziach. Jak to mówi ojciec Tadeusz-beczkę soli trzeba zjeść, żeby poznać człowieka?. A spróbuj człowieku zjeść beczkę soli..? Chyba, że zamierza zagrać konserwatywnego- liberała na drodze oszustwa, których wiele od dwudziestu dwu lat.. Bo czuje, że nadchodzi czas na ideę wolnego rynku.. Siła ciężkości przenosi się pod ciężarem siły naporu rzeczywistości.. I zbliża się” druga fala kryzysu”..(???) To znaczy rezultatu rządów, wszystkich ekip demokratycznych od 1989 roku.. Ciekawe, kogo wykluczy w następnej kolejności Komitet Polityczny Prawa i Sprawiedliwości? Po” czarnej sotni pisowskiej”? Siła uporu Komitetu Politycznego PiS jest zdumiewająca.. Siła ciężkości może przenieść się do czarnej sotni ”Zbior ”, wypierając rdzeń starej sotni Jarosława Kaczyńskiego.. Jak już SLD i Ruch Palikota- te prawdziwe” czarne sotnie, a właściwie” czerwone sotnie”” sceny politycznej, boją się „czarnej sotni” Zbigniewa Zbiory- to coś w tym jest.. Może najwyższy czas przetrącić jedną z nóg okrągłego stołu.. Złamać ją, żeby stół się przynajmniej zachwiał, zakolebał i w ostateczności przewrócił.. Jeśli pozostałe demokratyczne” bandy” będą bronić Jarosława Kaczyńskiego, przeciwko Zbigniewowi Ziobrze - to oznacza, że trwałość okrąglaka nadal istnieje.. I istnieje solidarność pomiędzy nimi.. Chyba, że to kolejne przemeblowanie- wszystko zmienić tak, żeby nic się nie zmieniło.. Żeby siła wyporu działająca na ciało zanurzone w okrągłostołowym porozumieniu ustalonym w Magdalence była równa ciężarowi głupoty wypartej przez to ciało.. Bo na naszych oczach tworzy się zgodnie z Prawem Archimedesa- Euroazjatycka Unia Gospodarcza, do której przystąpiły już : Ukraina, Armenia, Kirgistan, Mołdawia. Tadżykistan- a zastanawiają się Azerbejdżan, Uzbekistan, Turkmenistan.. Będzie Eurazjatycki Obszar Wolności Gospodarczej przeciwstawny sile ciężkości zdychającej Unii Europejskiej. Żeby siła wyporu biurokracji europejskiej wraz z tymi tysiącami regulacji zanurzona w nieznanej w historii głupocie działająca była mniejsza od ciężaru zdrowego rozsądku wypartego przez to biurokratyczne ciało.. Aż do zatonięcia.. I będzie nowa, jakość na Wschodzie, nie jakoś to będzie, ale nowa, jakość.. Z jednej strony Chińczycy ze swoim tanimi towarami. Indie, Brazylia- a z drugiej Euroazjatycka Unia Gospodarcza.. Jak taki biurokratyczny kolos o nazwie Unia Europejska może wytrzymać konkurencję dynamicznych krajów nieobciążonych dziedzictwem biurokracji i potężnego marnotrawstwa? Socjalizm zawsze na dłuższą metę przegra z normalnością, w której wytwarza się dobrobyt poprzez ciężką pracę.. Nawet gdyby to był socjaldemokratyczny socjalizm oparty o prawa nadczłowieka, zasiłki dla bezrobotnych Azjatów i Arabów, o demokrację socjalistyczną z kolei opartą o prawa mniejszości, w tym seksualnych. Opartą jak dziwka o płot. Idą nowe czasy, czy socjaliści europejscy tego chcą, czy nie. Zbudowali socjalistyczny raj dla biurokracji, a piekło dla zwyczajnych ludzi, którzy chcieliby pracować, ale przy tak wysokich kosztach pracy- nie są w stanie.. Siła wyporu nie równoważy się z siłą ciężkości.. Siła ciężkości jest większa od siły wyporu.. I europejski statek z napisem” Socjalizm ” tonie pod swoim własnym ciężarem. A ilość płynu zdrowego rozsądku wypartego przez to ciało chyba osiągnęła już apogeum.. Szkoda gadać, żeby taką wspaniałą kiedyś Europę doprowadzić do bankructwa.. Przeklęty rak socjalizmu i demokracji.. Utopijna instalacja happeningowa socjalizmu zainstalowana w Europie wali się na naszych oczach.. Tak jak instalacja happeningowa, zwana sztuką, zainstalowana w muzeum sztuki tzw. nowoczesnej w Dormundzie. Tytuł tej ekspozycji: „Kiedy zaczyna kapać z sufitu”(???) „Artysta” skonstruował instalację opartą o miski, które zbierały, sączącą się wodę, także po ścianach.. I co? I przyszła tamtejsza niemiecka sprzątaczka i nie będąc zorientowana w arkanach sztuki nowoczesnej posprzątała to wszystko, pozabierała miski, powycierała szmatą zasieki i mopem zaciągnęła to wszystko. I po sztuce, wartej podobno- 1 milion dolarów(!!!) Ho, Ho, ho.. Niezła sumka! Jakby to wszystko było w jakiś ramach przyczepione na ścianie, nawet zalanej deszczem, to nie byłoby problemu.. No, bo kto dzisiejszą” sztukę” odróżni od sztuki prawdziwej? Przecież nie sprzątaczka, bo to kobieta normalna, w przeciwieństwie do tzw. artystów, którzy żyją ze swojego artyzmu opartego o dotacje wyciągane z budżetów miast i państw.. I znowu zadziałało Prawo Archimedesa.. Zła sztuka wyparła dobrą, bo jej siła ciężkości pokonała siłę wyporu, a dodatkowo zadziałało Prawo Kopernika, na mocy którego gorszy pieniądz wypiera lepszy.. Ale znalazła się kobicina, która chciała to wszystko posprzątać po partaczach.. W sensie negatywnym. Bo partacz, to taki fachowiec poza cechem. Pozbierała miski, pousuwała zacieki i pociągnęła całość mopem.. I po sztuce! Gdyby znalazł się ktoś, kto mógłby posprzątać po socjalistach europejskich te wszystkie głupoty, których narobili przez ostatnie lata.. I cały ten socjalizm legnie na dnie morza obok innych kamieni, których siła ciężkości jest większa od siły wyporu.. Wygląda na to, że doczekamy takich czasów wcześniej niż nam się wydaje.. WJR
RUSZYĆ W POLSKĘ Trzeba rozpocząć pracę u podstaw” – taki postulat zgłaszało po przegranych wyborach większość środowisk niepodległościowych. Powszechna staje się świadomość, że bez działań „pozytywistycznych”, takich jak zapewnienie odpowiedniej edukacji, prowadzenie działalności wydawniczej, bez generowania postaw patriotycznych poprzez szeroko pojętą działalność kulturalną nie zmienimy duchowej kondycji naszych rodaków. A bez tej zmiany nie będzie możliwe wygranie kolejnych wyborów – w „sztuczkach piarowych” czy manipulacjach medialnych obóz niepodległościowy, przyjmujący prymat rzeczywistych wartości nad światem pozorów, nigdy nie będzie sprawniejszy od obecnie rządzącej partii.
Czytelnik zaangażowany Jedyną realną szansą na zmianę jest zatem odzyskanie inicjatywy, nauka samodzielnego myślenia, odbudowanie w Polakach poczucia tożsamości i dumy narodowej, przywrócenie w życiu publicznym prymatu podstawowych wartości. W myśl słów Prymasa Tysiąclecia: „Jeżeli zmienią się nasze serca, to i władza będzie musiała się zmienić”. Jedną z najważniejszych form pracy organicznej jest edukacja i działalność wydawnicza. Nierzadko bywa ona trudna i ryzykowna – czytelnictwo w Polsce spada, a media głównego nurtu niechętnie promują wartościowe pozycje i autorów. Można oczywiście narzekać na taki stan rzeczy i rwać włosy z głowy, zastanawiając się, dokąd nas to doprowadzi. Można także… ruszyć w Polskę. Tę drogę wybrało kilku autorów książek historycznych i socjologicznych – m.in. dr Sławomir Cenckiewicz i prof. Andrzej Zybertowicz. Trasy promocyjne ich najnowszych książek są imponujące. Naukowcy podkreślają, że wszystkie spotkania z czytelnikami były potrzebne i owocne. Dowiodły, że osób ciekawych świata, zainteresowanych zarówno historią, jak i przyszłością Polski jest wiele. Nie jesteśmy żadnym „gettem”, jak życzyliby sobie tego niektórzy. Nie jesteśmy także jednolitą masą ani „prawicowym betonem”. – W ramach obozu niepodległościowego istnieją różne nurty i różne poglądy na to, czym ma być patriotyzm. Widziałem to wyraźnie podczas spotkań autorskich – dzieli się refleksją prof. Zybertowicz, który odbył szereg spotkań w ramach promocji swojej najnowszej książki „Pociąg do Polski. Polska do pociągu”. W spotkaniach autorskich uczestniczyli przedstawiciele każdej grupy wiekowej, także – co szczególnie ważne dla autorów – ludzie młodzi. Czytelników publikacji o charakterze historycznym czy socjologicznym łączy wspólny mianownik – zaangażowanie. Są to ludzie ciekawi świata, wyrobieni, przygotowani do dyskusji, umiejący trafnie opisywać mechanizmy społeczne, świat wartości, procedur, instytucji etc. – Miłym zaskoczeniem było dla mnie to, że często osoby bardzo skromnie ubrane i na pierwszy rzut oka nieprzykuwające uwagi okazują się wspaniałymi, ciekawymi, nieźle wykształconymi osobami, posługującymi się dojrzałym językiem analizy problemów społecznych, którym często nie potrafią posługiwać się moi studenci – mówi autor „Pociągu do Polski”. Zdaniem profesora Zybertowicza, jest to owoc pewnej formacji kulturowej – m.in. prawicowej prasy. – Ludzie ci zamiast oglądać głupkowate teleturnieje, oglądają „Polski punkt widzenia” w Telewizji Trwam, czytają artykuły na konserwatywnych portalach, dzięki czemu na poziomie umiejętności rozumowania i samodzielności myślenia są często odporni na antypolskie manipulacje – podsumowuje prof. Zybertowicz.
Dyskusja i działanie Wydana niedawno książka dr. Sławomira Cenckiewicza poświęcona kulisom działania Wojskowych Służb Informacyjnych pt. „Długie ramię Moskwy” cieszyła się ogromnym zainteresowaniem czytelników. Trasa spotkań była imponująca, przebiegała przez Kraków, Łódź, Szczecin, Wrocław, Poznań, Bydgoszcz, Opole, Kielce i wiele innych miast. W samej Warszawie odbyły się trzy spotkania i w każdym z nich uczestniczyły tłumy. Podczas spotkań autorskich sprzedano około dwóch tysięcy książek, natomiast łącznie w ciągu miesiąca ponad 10 tys. egzemplarzy. – To rewelacyjny wynik. Każda z książek historycznych dr. Cenckiewicza sprzedaje się zresztą w nakładzie około 30 tys. egzemplarzy – komentuje Adam Zysk, dyrektor marketingu w wydawnictwie „Zysk i S-ka”, nakładem którego ukazała się pozycja. Kolejne spotkania odbędą się już wkrótce – m.in. na ścianie wschodniej, a także w Berlinie. – Każde spotkanie miało swoją specyfikę. Na pewno zapamiętam premierę książki w Warszawie w Clubie Traffic, nie tylko ze względu na niezmierzone tłumy, ale też ze względu na ciekawą dyskusję z Jackiem Karnowskim, Piotrem Pałką i Jerzym Jachowiczem. Bardzo lubię rozmawiać o książce z ludźmi, którzy ją przeczytali – mówi dr Cenckiewicz. Czytelników nurtowały głównie problemy związane z kulisami transformacji ustrojowej, powstaniem III RP, a więc również z aktywnością WSI. Często padały pytania dotyczące mniej znanych wątków z politycznej działalności prezydenta Bronisława Komorowskiego. Sporym zainteresowaniem czytelników cieszyły się fragmenty książki dotyczące afery FOZZ i roli tajnych służb w rabunku finansów państwa. Jak zauważa autor „Długiego ramienia Moskwy”, wiele osób nie tylko kojarzy tę sprawę, ale czuje się oszukana i zawiedziona kondycją państwa, które przez długie lata nie radziło sobie z pociągnięciem kogokolwiek do odpowiedzialności. Książka odsłoniła ukrytych aktorów afery FOZZ, którzy po 1989 r. z powodzeniem robili kariery w służbach wojskowych. Spotkania z autorami analizującymi ważne tematy z historii Polski nie mają jedynie charakteru „klubu ciekawej książki”, w którym odbywają się akademickie dyskusje. Ludzie przychodzą także po diagnozę aktualnej sytuacji politycznej, a także po sugestie dotyczące możliwości działania. – Zdarza się, że rozmawiam z kimś, kto uczestniczył w spotkaniu ze mną w zeszłym roku. Przychodzi i mówi: „Wie pan, rok temu powiedział pan, żeby na różnych portalach wstawiać linki do publikacji na dobrym poziomie – do „Naszego Dziennika” i innych portali sporządzających niezależne analizy. I ja to robię. Mam poczucie, że dzięki temu pokazuję, że nasz sposób myślenia jest w internecie obecny i żywy” – wspomina prof. Zybertowicz.
Przezwyciężyć defetyzm Owocami spotkań z czytelnikami są często refleksje na temat tego, co należałoby zmienić w nas samych. Profesor Zybertowicz zauważa, że słabością środowiska niepodległościowego jest często nadmierny defetyzm. Ten stosunek do rzeczywistości ujawnia się szczególnie podczas dyskusji o roli służb specjalnych w kształtowaniu polityczno-medialnej sceny naszego kraju. Niektórzy ludzie posługują się w tym kontekście wymówką: „Oni są silniejsi, więc my nic nie robimy”. – Odpowiadam wtedy – mówi prof. Zybertowicz – że musimy być świadomi, że agentura i obce służby są instrumentami polityki i my jako obywatele niewiele możemy na to poradzić. Z tym może zmierzyć się jedynie profesjonalny kontrwywiad. My, obywatele, możemy jedynie pomóc zdobyć władzę tym, którzy reprezentują polski interes narodowy. Wypływa z tego wniosek, że naszym zadaniem jest taka reorganizacja i samoorganizacja obozu niepodległościowego, która doprowadzi do zdobycia władzy przez ludzi zdolnych powołać profesjonalny kontrwywiad będący w stanie zwalczyć patologię oddziaływania agenturalnego. – Samo ekscytowanie się albo nawet dołowanie się faktem istnienia służb wpływu obcego mocarstwa często tylko paraliżuje naszą chęć do działania – konkluduje socjolog. Powtarzana często w prawicowych kręgach opinia, że „nic się nie da zrobić”, nie zawsze znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Podczas organizacji prawie dwudziestu spotkań promujących „Długie ramię Moskwy” wydawca książki tylko raz napotkał trudności związane z rezerwacją sali. Czasem zatem tym, co nas paraliżuje, jest własny strach i wynikająca z niego bierność. Oczywiste jest, że aby działać naprawdę skutecznie, należy stworzyć prężnie działające środowisko. Ważną rolę wspólnototwórczą mogą tu odegrać także spotkania autorskie. – Przekonałem się o tym po raz pierwszy w 2008 r., kiedy promowałem jedną ze swoich książek. Później objechałem całą Polskę z książką o Annie Walentynowicz. Ludzie tego potrzebują, szukają kontaktu z autorami, których znają głównie z mediów, chcą rozmawiać – zaznacza dr Cenckiewicz. Jego zdaniem, szczególnie ważne jest odwiedzanie mniejszych miast, nieco zapomnianych, niebędących ośrodkami akademickimi. Co ciekawe, to właśnie tam autorzy mogą liczyć na uwagę mediów. – Im bliżej centrum, tym gorzej – mówi dr Cenckiewicz. Z gazet centralnych o „Długim ramieniu Moskwy” napisały jedynie konserwatywne tytuły. Mimo że książka szybko osiągnęła status bestsellera i trafiła do ścisłej czołówki najlepiej sprzedawanych tytułów w Empiku i Matrasie, jej autor nie został zaproszony do zaprezentowania pozycji w telewizji publicznej ani w żadnej z telewizji komercyjnych.
Potrzeba otwarcia Brak równowagi w dostępie do mediów także może skutkować postawami defetystycznymi. Często okazuje się, że osoby o poglądach patriotycznych same zaczynają wierzyć propagandzie mediów głównego nurtu chcących zamknąć ich w skansenie. Przyjmują przez to postawy pesymistyczne, a czasem i wrogie. Jest to poważny błąd. – Jeżeli my, jako strona niepodległościowa, nie nauczymy się wyciągać ręki do osób zagubionych, nie będziemy w stanie zrealizować naszej wizji Polski – mówi prof. Zybertowicz. Wrogość nie zawsze bierze się z cynizmu, czasami jej źródłem jest zagubienie. Konieczne jest podjęcie wysiłku zrozumienia świata tych ludzi, odkrycia przyczyn, dla których wyznają oni określony światopogląd. Dotyczy to szczególnie młodzieży, która – jeśli zostanie pozostawiona sama sobie, zostanie wchłonięta przez kulturę konsumpcyjną. Wejście w świat ludzi młodych jest często niełatwe, co nie znaczy jednak, że niemożliwe. Wymaga wysiłku i zmiany optyki. – Część obozu patriotycznego nie umie rozmawiać ze „stroną przeciwną”, nie potrafi potraktować tych ludzi jako wątpiących rodaków, a nie zdrajców – uważa prof. Zybertowicz. Tymczasem ten podział nikomu, poza wąską grupą „trzymających władzę”, nie przynosi niczego dobrego. Służy jedynie tym, którzy nie chcą, żebyśmy byli zintegrowanym podmiotem zdolnym do sprawnego działania na przykład na arenie międzynarodowej. Autor „Pociągu do wolności” zawsze apeluje do swoich czytelników: „Przyprowadźcie tych, którzy myślą inaczej”. Autorzy szczególnie ciepło wspominają momenty, kiedy czytelnicy proszą ich o dedykację dla kogoś ze swoich bliskich, komu lektura ich książek może pomóc otworzyć oczy na inną perspektywę. Profesor Zybertowicz wspomina: – Zdarza się, że piszę dedykację dla czyjegoś dopiero co urodzonego syna lub córeczki i słyszę: „Wie Pan, chcę, żeby moje dziecko interesowało się Polską”. Agnieszka Żurek
Ostateczna rozgrywka w PO Donald Tusk chce ostatecznie upokorzyć Grzegorza Schetynę, ustępującego marszałka Sejmu. Do starcia „tuskowców” ze „schetynowcami” dojdzie dziś podczas posiedzenia zarządu partii i na jutrzejszym spotkaniu Rady Politycznej. W tym roku zmian w rządzie nie będzie – zgodnie twierdzą politycy PO i PSL-u. Ich zdaniem na rekonstrukcję gabinetu jest za mało czasu, nowych ministrów poznamy dopiero w styczniu. Opóźnienie zmian w rządzie to kolejny poważny cios w Grzegorza Schetynę. Stanowisko marszałka Sejmu straci na rzecz związanej z Tuskiem Ewy Kopacz. Na funkcję w rządzie musi poczekać do końca roku, być może nie dostanie jej wcale.
– Najgorsze jest to, że za dwa miesiące wszyscy o Grzegorzu zapomną – mówi sympatyzujący ze Schetyną polityk PO. – Tusk, jak na dyktatora przystało, chce ostatecznie zniszczyć wewnętrzną opozycję. W oficjalnych rozmowach politycy Platformy zaprzeczają, by wewnątrz ich ugrupowania miał miejsce jakikolwiek konflikt.
– Żadnej wojny nie ma, to wszystko medialne sensacje – mówi w rozmowie z „Codzienną” poseł Paweł Olszewski, rzecznik klubu PO. Jednak jak ustaliliśmy, do ostrego starcia dojdzie już podczas dzisiejszego posiedzenia zarządu partii. Na spotkaniu Tusk ma zaproponować wstrzymanie zmian w rządzie do końca roku. Według zastrzegających anonimowość polityków PO, zwolennicy Schetyny nie zaakceptują próby zmarginalizowania swojego lidera.
Do kontrataku przystąpią jutro, podczas Rady Krajowej. – W zarządzie i klubie parlamentarnym Donald Tusk ma miażdżącą większość. Jednak na „krajówce” proporcje są bardziej wyrównane – mówi poseł PO.
– Może być gorąco – dodaje.
Donalda po trupach droga do celu, czyli oni zostali „wycięci” z PO:
Maciej Płażyński – były marszałek Sejmu. Jeden z „trzech tenorów”, współzałożyciel Platformy Obywatelskiej, pierwszy przewodniczący partii. Odszedł po przegranej walce z Donaldem Tuskiem. Potem był senatorem i posłem niezależnym, liderem stowarzyszenia Wspólnota Polska. Zginął 10 kwietnia 2010 r. w katastrofie Tu-154M w Smoleńsku.
Paweł Piskorski – polityk liberalnej frakcji PO, były prezydent Warszawy, europoseł. Z partii usunięty przez duet Schetyna-Tusk. Obecnie lider nieliczącej się partii Stronnictwo Demokratyczne.
Prof. Zyta Gilowska – tworzyła program ekonomiczny PO, w kadencji 2001-2005 była jednym z najbardziej rozpoznawalnych i popularnych polityków partii. Usunięta przez Donalda Tuska przed kampanią wyborczą 2005 r. Potem była ministrem finansów w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego, od 2010 r. członek Rady Polityki Pieniężnej.
Andrzej Olechowski – drugi z trzech tenorów, razem z Płażyńskim i Tuskiem zakładał partię. Od 2004 r. zmarginalizowany, przez krótki czas poza PO. W ostatniej kampanii wyborczej poparł swoją dawną partię.
Jan Rokita – po aferze Rywina jeden z najważniejszych polityków PO. W 2005 r. kandydat tej partii na premiera.
Po przegranych wyborach skutecznie marginalizowany, w roku 2007 wycofał się z działalności politycznej.
Skrzydło konserwatywne, którego Rokita był nieformalnym liderem, w zasadzie przestało istnieć.
Przemysław Harczuk
Integracja kontra demokracja W Europie doszło do stłamszenia demokracji i suwerenności mniejszych państw przez sojusz ponadnarodowej oligarchii i rządy państw najsilniejszych – twierdzi publicysta Zapowiedź rozpisania w Grecji referendum w sprawie zaakceptowania bądź odrzucenia warunków ratowania jej przed niewypłacalnością przez głównych unijnych graczy wywołała burzę. I wprawdzie burza ta szybko ucichła, ale w ciągu kilku dni pokazała bardzo mocno, w co zabrnęła europejska wspólnota.
Rozlane mleko Grecki premier najprawdopodobniej nie spodziewał się tak gwałtownych reakcji na swój manewr, obliczony na politykę wewnętrzną. Wydaje się oczywiste, że nie miał zamiaru naprawdę pytać swych wyborców o zdanie w tak istotnej kwestii – chodziło raczej o zamknięcie ust opozycji, o uniemożliwienie jej czerpania politycznych korzyści z krytykowania rządu Papandreu, co w obecnej sytuacji stało się bardzo łatwe. Kto krytykuje, chciał powiedzieć Papandreu, niech się liczy z tym, że będzie musiał wziąć odpowiedzialność za katastrofę. Na wewnętrznym greckim poletku udało mu się zresztą znakomicie – przerażona reakcjami Europy opozycja poparła drastyczne oszczędności. Najwyraźniej jednak pomysł referendum nie był uzgadniany z unijnymi potęgami, bo te zareagowały bardzo nerwowo. Chyba nawet przesadnie nerwowo, bo przecież chwila namysłu wystarczyłaby do uświadomienia sobie, że spełnienie pogróżki Papandreu byłoby skrajnie trudne, choćby tylko ze względów technicznych. I przy okazji rozlało się trochę przysłowiowego mleka. Po pierwsze, kolejny raz w spektakularny sposób pokazano, że największym wrogiem integracji europejskiej stała się demokracja. Nerwowość europejskich przywódców na wieść, że grecki premier chce dopuścić swoich obywateli do głosu, łatwo bowiem zrozumieć. Rzecz nie w tym, co przegłosowaliby Grecy. Wiadomo, że – zgodnie ze starym szmoncesem – ich zadłużenie nie jest już od dawna problemem samego dłużnika, ale jego wierzycieli, i również cała akcja ratunkowe nie jest, wbrew zaklinaniu rzeczywistości przez media, ratowaniem Grecji, lecz europejskich banków, które wpakowały się w jej obligacje. W głosowaniu, czy oddawać pożyczone pieniądze czy nie, zawsze wygrywa opcja druga – przykładem modelowym jest splot wzajemnych pretensji Islandii, Irlandii i Wielkiej Brytanii. Ale nerwowość Europy nie wynika z przekonania, że strefa euro nie poradziłaby sobie bez Aten, bo to akurat nie jest wcale oczywiste. Nerwowość ta wynika z wiedzy, że każde z europejskich społeczeństw – może poza Polakami i Czechami – zapytane w tej chwili, czy życzy sobie dalszej integracji, czy w ogóle życzy sobie integracji, umocnienia wspólnych instytucji, pozostawania w strefie euro i w ogóle we Wspólnocie Europejskiej, odpowiedziałoby przecząco. Przypomnijmy sobie losy „europejskiej konstytucji", którą trzeba było wprowadzać cichcem i tylnymi drzwiami.
Brukselski Babilon Ewentualne referendum w Grecji i jej rezygnacja ze wspólnej waluty w taki sposób byłyby precedensem mogącym doprowadzić do kompletnego rozmontowania obecnego europejskiego ładu. A że taka perspektywa jest dla obecnie rządzących polityków czarnym scenariuszem, ludu dla jego własnego dobra już od dawna do głosu się w Europie nie dopuszcza. Piszę tu o przesadnej nerwowości i rozlanym mleku, bo przywódcy Francji i Niemiec tym razem nie zadbali o pozory, strofując niesfornego greckiego premiera osobiście i strasząc go odebraniem pomocy, którą faktycznie rozporządzają oni, ale którą formalnie przecież przyznało im gremium znacznie szersze. Może w chwili kryzysu zabrakło czasu, by przywoływanie do porządku Greków zlecić odpowiednim „wspólnotowym" organom? W każdym razie pokazano jasno Europejczykom, że cały ów niezwykle kosztowny Babilon utrzymywany przez nich w Brukseli, Strasburgu i Luksemburgu, wszystkie te niezwykle rozbudowane mechanizmy wyważania, ucierania i konsultowania wspólnych decyzji to zwykła atrapa. W istocie decyzje podejmują kanclerz Niemiec i prezydent Francji. A więc w istocie Unii nie ma czy raczej jest ona tylko skomplikowanym mechanizmem narzucania woli dwóch największych mocarstw całej reszcie. W polityce pozory mają swoje znaczenie. Co zyskali główni europejscy gracze, porzucając je tak otwarcie? Wydaje się, że zupełnie nic. W Grecji nie będzie referendum, a więc sprawa wróciła do punktu wyjścia. Ale nie do końca. Nie można już po niej podtrzymywać hałaśliwej propagandy sukcesu, jakoby europejski szczyt, na którym postanowiono umorzyć część greckich długów wobec banków prywatnych, był sukcesem i jakoby przybliżył rozwiązanie problemu. Poza tym – wystarczy przejrzeć bardzo liczne w ostatnich tygodniach publikacje ekonomistów – dość powszechna jest wśród fachowców opinia, że bankructwo Grecji w ten czy inny sposób jest i tak przesądzone, a jej wyjście ze strefy euro całkiem prawdopodobne, i nie to jest problemem, tylko sytuacja Włoch. Dość powszechny jest też pogląd, że kilkanaście miesięcy gadania o greckim kryzysie i odsuwania problemu w przyszłość za pomocą rozmaitych półśrodków tylko go spotęgowało. Że w związku z tym Europy nie stać na dalsze ślamazarne działania, dalsze trzymanie się polityki pozorów i iluzji. Potrzebne są śmiałe decyzje. Tylko że nie ma ich kto podjąć. Z tego punktu widzenia publiczne zbesztanie Grecji i pogrożenie jej palcem przez Merkel i Sarkozy'ego można uznać nie za przypadek, ale za próbę dania potęgom światowym mocnego sygnału, że w Europie jest jednak jakaś władza, może i nieformalna, ale gotowa zmusić opornych do trwania w założonym porządku, do cięć i równoważenia budżetów, w czym upatruje się jedynej metody przetrwania kryzysu. Jeśli tak, sygnał był chybiony. Przywódcy Niemiec i Francji zasygnalizowali, bowiem determinację w trwaniu na obecnym kursie i gotowość realizowania go bardziej rygorystycznie. Wymusiliśmy na bankach redukcję greckiego długu, a na Grekach przyjęcie drastycznych oszczędności, podwyżki podatków i prywatyzacji, umożliwiających im spłacanie tego, co po redukcji pozostało – powiedzieli Chinom, Brazylii i całej G20. A jeśli to nie wystarczy albo jeśli w kłopoty popadną następni, nie zabraknie nam woli, by zrobić to samo na jeszcze większą skalę. Jeśli posiadane narzędzia do tego nie wystarczą, wymusimy stworzenie nowych.
Narzucenie niemieckiej dominacji Innymi słowy – przywódcy europejscy pokazali, że jedynym branym pod uwagę sposobem rozwiązania problemu jest dla nich przyśpieszenie integracji, czyli odebranie zagrożonym, a w perspektywie wszystkim, unijnym państwom podstawowych i niekwestionowanych dotąd atrybutów suwerenności. Nawet jeśli narazi to europejski establishment na zarzut, iż „europejską solidarność" zastąpili po prostu podbojem Europy przez dwa główne mocarstwa. Myślę – i reakcje świata zdają się to potwierdzać – że taka droga wyjścia z kryzysu oceniana jest jako słabo rokująca. Integracja europejska miała w zamyśle zapobiec powrotowi piekła z przeszłości przez podniesienie demokracji na wyższy, ponadnarodowy poziom. Tymczasem w sposób definitywny jej skutkiem staje się – wręcz przeciwnie – stłamszenie demokracji i suwerenności mniejszych państw przez sojusz ponadnarodowej oligarchii i narzucające narodom swą wolę rządy państw najsilniejszych. Okazywaną w tej sprawie determinację nie tylko światowe potęgi, do których skierowano przekaz, ale też miliony Europejczyków podatnych na proste wytłumaczenia, widzą tak oto: Angeli Merkel, dzięki zastosowaniu sprytniejszych metod i wyeliminowaniu za ich pomocą tradycyjnego przeciwdziałania ze strony Francji, udaje się to, co kiedyś nie udało się Hitlerowi i kajzerowi Wilhelmowi: narzucenie dominacji niemieckiej „Kultur" całej Europie. Tym bardziej że choć Niemcy łożą na europejską jedność i podtrzymywanie wspólnej waluty ogromne kwoty, to łatwo można wskazać, że jeszcze więcej na nich zarabiają, i oskarżyć, że bezprzykładny wzrost dobrobytu, jakiego doświadczyli w ostatnich dziesięcioleciach, jest właśnie skutkiem obrócenia na pożytek Niemiec wysiłku i energii mniejszych narodów. A takie oskarżenia – co widać na greckich ulicach – trafią na podatny grunt. W efekcie upieranie się przy przyspieszaniu integracji rozpali nastroje, da początek fali konfliktów i skutecznie zaszkodzi zarówno europejskiej gospodarce, jak i integracji. W tej sytuacji trudno się dziwić Chinom i innym proszonym o pomoc potęgom, że nie widzą interesu w inwestowaniu w przyśpieszenie takiego scenariusza.
Odpowiedzialność za Europę Europa bowiem faktycznie potrzebuje przywództwa, i to silnego, ale akurat forsowanie za wszelką cenę recepty „europejskiego centrum" nie jest wcale jego oznaką, przeciwnie – jest polityką krótkowzroczną, po linii mniejszego oporu. Polityką odpowiedzialną byłoby dopuszczenie do bankructwa Grecji, i to już wiele miesięcy temu, i zamiast upartego trwania przy euro przemyślenie, czy wszyscy obecni uczestnicy wspólnego obszaru walutowego są w nim na swoim miejscu. Odpowiedzialność za Europę polega bowiem między innymi na tym, by zdawać sobie sprawę, że poza ważnym celem krótkoterminowym – wybrnięciem z kryzysu spowodowanego dziesięcioleciami rozrzutności na kredyt – ma ona jeszcze ważniejszy cel długofalowy: zachować konkurencyjność i tempo rozwoju cywilizacyjnego. Realizowanie zaś celu pierwszego przepychaniem na siłę przyśpieszenia integracji po prostu niweczy szanse realizacji drugiego. RAZ
Wzrost pierwszych podatków oficjalnie potwierdzony Sama tylko obsługa polskiego długu pochłania więcej pieniędzy niż budżet państwa jest wstanie pozyskać z podatku dochodowego od osób fizycznych (PIT). Wielkość polskiego zadłużenia humorystycznie zobrazowała Gazeta Prawna. Oficjalne 788 mld zł publicznego długu (są wyliczenia z których wynika, że w rzeczywistości zadłużenie jest o wiele większe!) to 20 tys. km nowych autostrad, samochód fiat panda w podstawowej wersji wyposażenia dla każdego Polaka (wliczając niemowlęta) albo… 600 stadionów narodowych (przy okazji proszę zauważyć jak wielkim marnotrawstwem jest budowa piłkarskiego molocha w Warszawie) Forum Obywatelskiego Rozwoju – organizacja pozarządowa założona z inicjatywy prof. Leszka Balcerowicza – wyliczyło, że przy obecnym tempie narastania zadłużenia (ok. 645 zł na sekundę!) polski dług zamknie się pod koniec roku kalendarzowego sumą 827,9 mld zł. Wzrost tempa zadłużenia to w znacznej mierze zasługa koalicji PO-PSL, która w ciągu 4 ostatnich lat zapożyczyła Polskę na ok. 300 mld zł. Co ciekawe również ekonomiści tzw. „głównego nurtu” wśród kluczowych przyczyn gwałtownego wzrostu przyrastania długu wymieniają „inwestycje unijne” (!), które choć są dotowane przez Brukselę to wymagają własnego wkładu finansowego („Polska w budowie” nie zbuduje się za darmo) Na powyższą przyczynę wskazał m.in. cytowany przez Gazetę Prawną prof. Stanisław Gomułka. Ekonomista związany z Business Centre Club podkreślił również zgubne skutki „znacznego wzrostu funduszu płac w sektorze publicznym”. Według Gomułki rozrost biurokracji powiększył zadłużenie Polski na przestrzeni 4 ostatnich lat o minimum 30 mld złotych. Jak w NCZ! wyjaśnił Marek Łangalis kreatywnej księgowości nie da się uprawiać w nieskończoność i prawdopodobnie wkrótce dobijemy (również na papierze!) do konstytucyjnego progu zadłużenia (55 proc w relacji do PKB). Ekipa Donalda Tuska będzie musiała zacząć ciąć wydatki albo podnosić kolejne podatki. Oczywiście żaden z naszych Czytelników nie ma wątpliwości na co zdecyduje się rząd. Takich wątpliwości zdaje się również nie mieć Jarosław Gowin (PO), który w wywiadzie udzielonym tygodnikowi Wprost (nr 42) szczerze stwierdził, że w „poglądach Donalda Tuska na politykę i na władzę zaszła głęboka zmiana”. Lider PO „odszedł od wolnorynkowych przekonań gospodarczych” i „opowiada się za filozofią trzeciej drogi, którą np. w Wielkiej Brytanii reprezentował Tony Blair”. Zdaniem nieformalnego lidera konserwatywnej frakcji Platformy Obywatelskiej Donald Tusk dostosował się do „liderów takich jak Merkel czy Sarkozy, których łączy odejście od polityki opartej na silnych wartościach (…) oraz podporządkowanie jej wymogom chwili”. Za sposobem rządzenia premiera stoi „głębokie zwątpienie we wszelkie ideologie” a „maksimum tego, do czego zdolni są politycy w czasach globalizacji to zarządzanie zmianą”. Póki co wiadomo na pewno, że od nowego roku rząd zwiększy akcyzę na olej napędowy i wyroby tytoniowe. Podwyżkę uwzględniono w opublikowanym w ostatni piątek projekcie ustawy okołobudżetowej na przyszły rok. Jak przypomniała Rzeczpospolita ustawa wymienia „wszystkie zmiany w różnych przepisach, które musi uchwalić nowy parlament, aby możliwa była planowa realizacja budżetu”. Oficjalnie wzrost akcyzy na olej napędowy to wymóg Unii. Polska zobowiązała się dostosować daninę do minimum obowiązującego w innych krajach Wspólnoty. Nie da się jednak ukryć, że wzrost podatku jest na rękę Jackowi Rostowskiemu. Przez daninę znacząco wzrośnie cena oleju napędowego (1196 zł za 1000 litrów zamiast obecnych 1048 zł) a w efekcie oczywiście koszt prawie wszystkiego (w tym produktów spożywczych) Jednak budżet państwa zyska nawet 2,2 mld złotych rocznie na łatanie budżetowej dziury. PO sięgnie również do kieszeni palaczy. Akcyza na wyroby tytoniowe wzrośnie o 4 proc. Cena jednej paczki papierosów wzrośnie o ok. 80 groszy ale budżet zyska 245 mln złotych rocznie. Blazej Gorski
B. funkcjonariusz KGB oskarżony ws. Litwinienki Brytyjska prokuratura zamierza wystąpić o ekstradycję byłego funkcjonariusza KGB, obecnie biznesmena, 46-letniego Dmitrija Kowtuna, ponieważ chce mu postawić zarzut w sprawie zabójstwa Aleksandra Litwinienki - twierdzi tygodnik "Sunday Times". Litwinienko był funkcjonariuszem rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa(FSB), a wcześniej KGB, pracującym początkowo w kontrwywiadzie wojskowym, a następnie w dziale zorganizowanej przestępczości. W 2000 r. zbiegł do Londynu wraz z żoną i synem, gdzie uzyskał azyl polityczny i ostro krytykował ówczesnego prezydenta Władimira Putina, m. in. za politykę w Czeczenii i prześladowania opozycjonistów. 1 listopada 2006 r. spotkał się w hotelu "Millenium" w Londynie z dwoma dawnymi znajomymi ze służby, którzy po wystąpieniu z niej przeszli do pracy w sektorze prywatnym: Andriejem Ługowojem i Dmitrijem Kowtunem. Wypił z nimi herbatę, a 23 listopada zmarł w wyniku otrucia polonem-210 najprawdopodobniej podanym mu w herbacie. Na łożu śmierci Litwinienko mówił, że to Putin kazał go zamordować, czemu Kreml konsekwentnie zaprzecza. Tezę tę podtrzymuje jego przyjaciel Aleksander Goldfarb w książce "Death of a dissident" i wdowa po Litwinience. "Sunday Times" twierdzi, iż prokuratura CPS (Crown Prosecution Service) zdecydowała, że wystąpi o ekstradycję Kowtuna po ponownej analizie materiału dowodowego dokonanej przez Scotland Yard i że skutkiem tego kroku będą nowe napięcia w stosunkach brytyjsko-rosyjskich. W 2007 r. władze brytyjskie wystąpiły o ekstradycję Andrieja Ługowoja, obecnie biznesmena i deputowanego Dumy (niższej izby rosyjskiego parlamentu), ale władze rosyjskie odrzuciły brytyjski wniosek. W grudniu 2006 r. Brytyjczycy z pomocą rosyjskiej prokuratury przesłuchiwali Ługowoja i Kowtuna w Moskwie. "Jeśli władze brytyjskie nieoczekiwanie postawią mi zarzuty po tak długim czasie, to będzie to tylko dowodem, że sprawa przeciwko mnie jest polityczna. Jeśli mają dowody, to dlaczego nie wysunęli wobec mnie zarzutów przed pięcioma laty. Ze śmiercią Litwinienki nie mam nic wspólnego" - cytuje gazeta Kowtuna. Rosjanin twierdzi, że jest niewinny i sam został napromieniowany. Przez pewien czas leczył się w moskiewskim szpitalu. Tłumaczy, że 1 listopada 2006 r. był w Londynie przez przypadek. Wcześniej pisano, że Kowtun, Ługowoj i trzeci Rosjanin, przedsiębiorca Wiaczesław Sokolenko, przylecieli do Londynu na mecz piłkarski. Według rzecznika prokuratury, CPS otrzymała od Scotland Yardu dodatkowe dokumenty w sprawie Litwinienki i właśnie zakończyła ich przegląd. Przeciwko Kowtunowi dochodzenie prowadziła również policja niemiecka, która znalazła ślady polonu w mieszkaniu jego byłej żony w Hamburgu, w którym Rosjanin zatrzymał się w przededniu podróży do Londynu, gdzie spotkał się z Litwinienką. Ślady polonu wykryto również w jego samochodzie. Niemcy uznali, że dowody przeciw Kowtunowi nie wystarczą, by mu postawić zarzut. Śledztwo przeciw niemu formalnie zamknęli ponad rok temu. "Moi niemieccy prawnicy pokazali mi list, który brytyjska policja przesłała niemieckiej prokuraturze, stwierdzający, że nie ma wystarczających dowodów, by mi przedstawić zarzuty. A teraz okazuje się, że dowody znaleziono. Wygląda to bardzo podejrzanie" - zaznaczył Kowtun. W ubiegłym miesiącu koroner zarządził dochodzenie w sprawie śmierci Aleksandra Litwinienki. Koroner to niezależny urzędnik sądowy posiadający kwalifikacje prawne lub medyczne prowadzący postępowanie w wypadku zgonu osób zmarłych śmiercią nienaturalną. Marek Nowicki
Dlaczego Kopacz kłamała? – pytają rodziny ofiar „Uważamy, że takim działaniem p. min. Ewa Kopacz wprowadziła w błąd nie tylko Rodziny Ofiar i polską opinię publiczną, ale używając autorytetu Ministra Rządu Rzeczypospolitej Polskiej, także organa Państwa Polskiego, w tym Prokuraturę, powołane do zbadania tej Tragedii" - napisali bliscy ofiar katastrofy smoleńskiej w liście do przewodniczącego parlamentarnego zespołu badającego przyczyny tragedii z 10 kwietnia. Przedstawiciele części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej zarzucają minister zdrowia Ewie Kopacz, że wprowadzała w błąd opinię publiczną ws. przebiegu ekshumacji, badania miejsca katastrofy i udziału w pracach przedstawicieli Polski. "Zadziwiający i oburzający jest zaś fakt, iż osoby odpowiedzialne za taki stan rzeczy, zamiast ponieść konsekwencje, pretendują do najwyższych stanowisk w Państwie" - cytuje TVN24.pl list do Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Katastrofy Smoleńskiej, pod którym podpisali się Dariusz Fedorowicz, Ewa Kochanowska, Andrzej Melak, Jadwiga Gosiewska i Zuzanna Kurtyka. "Dziś wiemy, że medialne zapewnienia p. min. Ewy Kopacz o uczestnictwie "polskich patomorfologów" w sekcjach były fikcją. Pani minister barwnie opowiadała, jak to "ubrani w fartuchy polscy lekarze stanęli do pracy ramię w ramię z rosyjskimi kolegami i nic więcej do siebie nie musieli mówić..." Te słowa usłyszała cała Polska... Chcielibyśmy się dowiedzieć co dziś czuje Pani Minister, gdy na jaw wychodzi fałszowanie dokumentacji medycznej?" – napisali autorzy listu. Bliscy ofiar zarzucają minister zdrowia, że wprowadziła w błąd zarówno ich, jaki i opinię publiczną. "Podczas pierwszego spotkania Rodzin z Premierem i częścią ministrów p. Kopacz "przyciśnięta do muru" przyznała: "taką informację otrzymałam od Rosjan". Chcielibyśmy zapytać na czym Pani Minister opiera swoje bezgraniczne zaufanie do strony rosyjskiej, skoro bez wahania podała tę informację jako własną. Uważamy, że takim działaniem p. min. Ewa Kopacz wprowadziła w błąd nie tylko Rodziny Ofiar i polską opinię publiczną, ale używając autorytetu Ministra Rządu Rzeczypospolitej Polskiej, także organa Państwa Polskiego, w tym Prokuraturę, powołane do zbadania tej Tragedii" - napisali przedstawiciele rodzin. Sygnatariusze listu wyrażają też swoje oburzenie: "Najbardziej zadziwiający i oburzający jest zaś fakt, iż osoby odpowiedzialne za taki stan rzeczy, zamiast ponieść konsekwencje, pretendują do najwyższych stanowisk w Państwie". TVN24.pl
PODGLADACZE W AKCJI Zła wiadomość jest taka, że „administrator internetowego bloga ponosi odpowiedzialność prawną za treści w nim rozpowszechniane” - orzekł niedawno Sąd w Tarnowie.Zdaniem Wysokiego Sądu, skoro bloger „podjął ryzyko, że na blogu mogą pojawiać się bezprawne treści, tj. komentarze dodawane bez obowiązku zalogowania się, czy też bez uprzedniej kontroli każdego wpisu, w ilościach, których sam nie był w stanie przefiltrować, to musi liczyć się z odpowiedzialnością za udostępnienie forum do publikacji każdej wypowiedzi”.
http://wyborcza.pl/1,75248,10409161,Sad__Blogerzy_moga_byc_karani_za_komentarze_internautow.html#ixzz1Zq2uIl2s
Dobra wiadomość jest taka, że na szczęście jest jeszcze Roman Giertych na świecie. Sąd w Warszawie oddalił jego pozew o ochronę dóbr osobistych wpisami na jednym z portali. „Wydawca nie jest odpowiedzialny za treść wpisów internautów na forach – uznał Wysoki Sąd.
http://wyborcza.pl/1,75248,10503863,Obelgi_w_sieci__porazka_Giertycha.html#ixzz1bM2TiLLG
Jest czy nie jest – będzie musiał zdecydować w Sąd Najwyższy. No chyba że przyjęta zostanie nowa ustawa, z której jasno będzie to wynikało. Obawiam się tylko, czy ustawodawca nie uchwali, że Giertycha i innych mu podobnych obrażać można, a niepodobnych nie można. Na razie, z uwagi na właściwość miejscową Sądu Warszawskiego w stosunku do niniejszego bloga możecie Państwo komentować sobie, co chcecie i jak chcecie. Żeby jednak woda sodowa nie uderzyła państwu za bardzo do głowy od tej wolności. Podsuchiwacze ze służb specjalnych nie mogą zaspokoić się samą fonią więc postanowili jeszcze popodglądać obrazki. MSWiA i ABW złożyły Narodowemu Centrum Badań i Rozwoju zlecenie na skonstruowanie „autonomicznych narzędzi wspomagających zwalczanie cyberprzestępczości”, które pozwolą na zdalne włamywanie się do komputerów oraz infiltrowanie przesyłanych plików. Podglądacze ze służby specjalnych chcą „niejawnie i zdalnie uzyskiwać dostęp do zapisu na informatycznym nośniku danych, do treści przekazów nadawanych i odbieranych oraz je utrwalać”.
http://wyborcza.pl/1,75248,10599922,Haker_panstwowy.html#ixzz1d0SF8tan
Co prawda, służby specjalne nie mają prawa zlecać tworzenia narzędzi hakerskich, dlatego MSWiA zamierza dopisać do ustawy o policji prawo do „stosowania środków elektronicznych” umożliwiających owo „niejawne i zdalne uzyskanie dostępu”. Oczywiście jak już MSWiA „dopisze” takowe uprawnienia do ustawy o policji, to Sejm z cała pewnością uchwali stosowną ustawę, bo do tego sprowadza się w zasadzie w Polsce rola Sejmu, ale póki, co MSWiA jeszcze ich nie „dopisało”. Jednak zdaniem Pana Sebastiana Serwiaka – dyrektora departamentu bezpieczeństwa publicznego w MSWiA – „nie ma nic dziwnego w budowaniu narzędzi, które będą legalizowane dopiero po stworzeniu. Najpierw powstał samochód, potem stworzono przepisy ruchu drogowego”. Szkopuł polega na tym, że gdy budowano samochód nie było to zakazane! Może by dyrektor departamentu bezpieczeństwa publicznego zechciałby w wolnej chwili od podglądania mojego komputera rzucić wzrokiem na art. 296b KK. Stoi tam jak wół:
„Kto wytwarza, pozyskuje, zbywa lub udostępnia innym osobom urządzenia lub programy komputerowe przystosowane do popełnienia przestępstwa określonego w art. 165, inne niebezpieczeństwa, § 1 pkt 4, art. 267, bezprawne uzyskanie informacji, § 3, art. 268a, niszczenie informacji w bazach danych, § 1 albo § 2 w związku z § 1, art. 269, uszkodzenie danych informatycznych, § 2 albo art. 269a, zakłócenie pracy systemu komputerowego, a także hasła komputerowe, kody dostępu lub inne dane umożliwiające dostęp do informacji przechowywanych w systemie komputerowym lub sieci teleinformatycznej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.” NCBR ma, więc dziś zakaz nie tylko udostępniania takich programów. Ale wręcz ich wytwarzania. Ale kto by się przejmował prawem w państwie prawa urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej…? Gwiazdowski
Polska uznawana za kraj wysokiego ryzyka Polska jest krajem bardzo zadłużonym wobec nierezydentów, o wysokim strukturalnym deficycie finansów publicznych, i ma małe małe rezerwy dewizowe w relacji do ilości kapitału portfelowego ulokowanego w obligacjach i akcjach. Zatem jak kryzys zadłużenia krajów osiągnie ekstremum po upadku Rzymu, Polska może być jednym z krajów, który najmocniej ucierpi. Poniżej wykres z raportu Roubiniego na podstawie danych Moodys. Lepiej żeby były jakieś reformy, bo może być niewesoło. Rybiński
Kulczyk Wejchert AG Spólka Kulczyk Family Office AG St., Moritz, Szwajcaria, została utworzona 14 lipca 2011. Czy przejmie ona zarządzanie częścią spadku po ś.p. Janie Wejchercie? Czy ma to jakiś związek z decyzją o sprzedaży TVN? Powstanie spolki Kulczyk Family Office AG jest zwiazane z zakupem przez Jana Kulczyka dwoch posiadlosci pod adresami 1575 i 1576 Via Marguns, St. Moritz. Dzialka o powierzchni 4000 m2 zostala zakupiona przez Jana Kulczyka za 45 milionow frankow szwajcarskich. Jan Kulczyk podaza za swoja byla malzonka, Grazyna Kulczyk, ktora osiedlila sie w komunie Tschlin, niedaleko wloskiej granicy. Z kolei za Janem Kulczykiem podaza Aldona Wejchert, ktora osiedlila sie tymczasowo w luksusowym hotelu Kulm w St. Moritz, o czym pisalismy juz wczesniej.
http://monsieurb.nowyekran.pl/post/16363,wdowa-z-st-moritz-dziedzic-z-danii
Wyglada na to ze St. Moritz to nowe polskie Zakopane. Tax-free. Spolka Kulczyk Family Office AG ma kapital 100 tys frankow szwajcarskich i jest prowadzona przez dwoch panow: pan Stefan Kriegelstein, austriacki kasjer struktur Kulczyka, oraz pan Leandro Testa, lokalny doradca ludzi waznych, poprzez swoja firme Latesta, Via Maistra 24, St. Moritz (adres pod ktorym umieszczona jest tez spolka Kulczyka). Pan Testa ma odpowiednie referencje, w przeszlosci pracowal dla takich biznesmenow jak pan Leonid Aleksandrowicz Winokurow, pan Konstantin Vasilenko czy tez pan Alexander Frolov, oligarcha z Evrazu. Jak Kulczyk stwierdzil niedawno w "Wyborczej" ze rezyduje i placi podatki w Londynie? Cytat:
"Wszyscy mają do pana pretensje, że nie płaci pan podatków w Polsce. Moje firmy płacą, i to ogromne. Zatrudniam tysiące ludzi - to też duże wpływy do budżetu i praca dla ludzi. Mieszkam na stałe w Anglii i tam płacę podatek osobisty."Po co wiec specjalna struktura do zarzadzania "rodzinnymi" aktywami w Szwajcarii? Plotkarze w knajpach w St. Moritz twierdza ze struktury Kulczyka otrzymaly kase Aldony Wejchert, ktora zostala zainwestowana w Afryce, w spolki Zanaga Iron Ore Company Limited (ZIOC) w Republice Konga (Brazzaville) oraz Strata. Wdowe Wejchert mozna czesto zobaczyc w Warszawie w towarzystwie Jana Kulczyka i jego girlfriend (obie panie na zdjeciu powyzej). Czy Kulczyk Family Office AG przejmie kontrole nad zarzadzaniem aktywami post-Wejchert? Czy ma to wplyw na decyzje Wdowy Wejchert, aby wyjsc z super biznesu, jakim jest TVN? Czy Dr. Jan Kulczyk wie cos na temat ITI i TVN, co stawia po znakiem zapytania przyszlosc tych struktur? Czy Wdowa Wejchert, ktora Polsce zawdziecza wszystko, bedzie placic zero podatkow w Polsce, tak jak Dr. Jan Kulczyk, ktory tez Polsce zawdziecza wszystko? Stanislas Balcerac
Anonymous atakują Izrael W niedzielę 6 listopada grupa hackerów znanych pod wspólną nazwą Anonymous zaatakowała strony internetowe izraelskiego rządu, wojska i służb specjalnych. Ucierpiały między innymi witryny IDF, Mossadu i Shin Bet (kontrwywiad Izraela). W oświadczeniu opublikowanym w Internecie czwartego listopada grupa podaje, że atak związany jest z blokadą nałożoną przez Izrael na Strefę Gazy. W jej wyniku izraelska flota nie przepuszcza między innymi zagranicznych okrętów utrzymując, że pomoc udzielana Palestyńczykom jest de facto pomocą kontrolującemu Strefę Hamasowi. Anonymous zadeklarowali, że “razem z 127 innymi krajami uznajemy Palestynę, jako kraj Palestyńczyków i takie działania, prowadzone przez was i wasze wojsko, są działaniami przeciwko suwerennemu narodowi”. Dodali, że ataki będą kontynuowane do czasu zakończenia przez Izrael blokady. Manifest pojawił się tego samego dnia co inny komunikatAnonymous, w którym oświadczono, że zapowiadany na 5 listopada atak na Facebooka okazał się fałszywą deklaracją, za którą stała osoba prywatna. Kolektyw odciął się od tych doniesień również za pośrednictwem kontrolowanego przez nich konta na Twitterze #AnonOps. Osobę, która opublikowała manifest ostrzeżono przed powtarzaniem podobnych akcji a w ramach odwetu ujawnili w sieci jego imię oraz dane kontaktowe, w tym numer telefonu. W filmie, który pojawił się w sieci w lipcu 2011 roku zapowiedziano, że grupa Anonymous w święto Guy’a Fawkesa zaatakuje i zniszczy najpopularniejszy portal społecznościowy w związku z naruszaniem prywatności użytkowników. Orwellsky
Ignorancja czy arogancja Ludwika Stommy – o handlu złotymi zębami w Sachsenhausen Ludwik Stomma zadaje pytanie w artykule „Nieczystości rzucane na szaniec” w „Polityce” z 10-23 października 2011: „Szkoda, ze autor nie podaje, po jakim kursie Żydzi w obozach sprzedawali strażnikom złoto i dlaczego praktyczni esesmani nie wybudowali kantorów, żeby proceder usprawnić?” Czy takie pytanie jest dowodem arogancji czy ignorancji? W czasie Drugiej Wojny Światowej Niemcy więzili osiemnaście milionów cywilów, w tym ponad pięć milionów Żydów. W perspektywie ludzkiego cierpienia można zauważyć, że masowe morderstwo 3,7 milionów jeńców sowieckich zamorzonych na śmierć dotyczy większej liczby ofiar niż na przykład liczba 3,06 miliona Żydów zamordowanych w komorach gazowych. Około 1,2 miliona Żydów było zastrzelonych przez Einsatzgrupen oraz pół miliona Żydów zginęło w obozach koncentracyjnych oraz pół miliona w gettach. Ofiary żydowskie były częścią 25 milionów cywilów nie kombatantów zabitych w czasie Drugiej Wojny Światowej. Niemieccy Żydzi byli przydzielani do obsługi krematoriów, ponieważ znali język niemiecki oraz z powodu degradacji zadawanej im przez Nazistów. Żydzi obsługujący krematoria mieli obowiązek oddawania władzom niemieckim wszystko złoto zebrane przez nich w krematoriach, takie jak złote zęby, obrączki ślubne etc. W ramach nielegalnego handlu ze strażnikami, Żydzi pracujący w krematoriach wymieniali złoto za jedzenie papierosy, narkotyki, etc. Złote zęby zebrane przez władze niemieckie w krematoriach i skonfiskowane przez Aliantów było klasyfikowane, jako „non-bullion gold” (złoto nie-monetarne) przez „Tripartite Gold Commission”, według „The Holocaust Education Trust” – listopad 1997 – drugie wydanie. W Oświęcimiu przy Krematorium III było laboratorium wyposażone w piece do topienia złota (Goldgiesseri) gdzie złote zęby, etc. były przetapiane w sztaby złota. Trzeba zaznaczyć, że większość złota zrabowanego przez Nazistów pochodziła z banków podbitych państw. W czasie procesów w Norymberdze ustalono, że 2 lutego 1945 roku, przed klęską Niemiec, budynek Reichsbanku w Berlinie był zbombardowany i urzędnicy bankowi ewakuowali rezerwy złota włącznie z dziełami sztuki i gotówką do kopalni soli w Merkers w Turyngii, 200 mil na południowy wschód od Berlina. Tam, 4 kwietnia 1945 wojsko amerykańskie rezerwy te znalazło i oceniło na 238 490 000 dolarów, co stanowiło 91% wszystkiego złota skonfiskowanego przez Niemców. W dniach od 14 do 15 kwietnia 1945 zawartość przedmiotów wartościowych w kopalni soli w Merkers przeniesiono do budynku Reischsbanku w Frankfurcie zdobytym przez Amerykanów 26 marca 1945. Łup znaleziony w Merkers był zawarty w ponad 200 walizkach oznaczonych SS. Był on skonfiskowany ofiarom obozów koncentracyjnych. Pamiętam jak z końcem 1942 roku byłem wezwany na komendę obozu żeby podpisać formularz zawiadamiający mnie o konfiskacie mego kożucha, w którym mnie aresztowali Niemcy w Przełęczy Dukielskiej w zimie 1939-1940. Konfiskata mego kożucha była w ramach akcji dostarczania ciepłej odzieży wojskom niemieckim walczących w zimie 1941-1942 w letnich mundurach, dzięki głupocie Hitlera (wybranego prezydentem Niemiec większością 88% głosujących wówczas Niemców.) Amerykański Pułkownik Berenstein opisuje łup przetopiony z zębów złotych i osobistych złotych przedmiotów takich jak obrączki i okulary wartości około 14,500,000 dolarów oraz 1,625 sztabek przetopionych ze złota nie-ustalonego pochodzenia, które stanowiły 18% złota znalezionego w kopalni soli w Merkers. Alianci zadecydowali żeby łup złota był proporcjonalnie zwrócony obrabowanym państwom na konto ich strat. Około 64% zrabowanego złota zwrócono. W obliczu wyżej wymienionych faktów dziwna jest reakcja Ludwika Stommy w Polityce z października 2011 w formie sarkastycznego dowcipu napisanego w obronie małżeństwa Grossów, autorów książki „Złote Żniwa” w odpowiedzi na mój artykuł zatytułowany: „Holocaust Profiteering By Literary Hoax”, w którym to artykule wspomniałem rolę złota w operacji krematoriów w obozie koncentracyjnym. Najwyraźniej mimo jego wiedzy antropologicznej, Stomma nie zna takich książek jak profesora Normana Finkelsteina „The Holocaust Industry: Reflections On The Exploitation of Jewish Suffering”. W czasie, kiedy byłem więźniem politycznym polskiej narodowości w niemieckim obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen koło Berlina, dowiedziałem się wielu szczegółów o nielegalnych obozowych transakcjach złotem z krematorium od mego znajomego Żyda, Paula Kaufmana, któremu jego znajomi z obsługi krematorium dawali jedzenie. Paul był ofiarą doświadczeń medycznych, które nabawiły go paraliżu stopy oraz obowiązku chodzenia na regularne sprawdziany lekarskie w okresie, kiedy Żydów ewakuowano z Sachsenchausen na wschód. Fakt, że w Sachsenhausen więźniowie nie mieli numerów tatuowanych na rękach pozwolił mi zaoferować Paulowi opaski z numerem zmarłego Polaka żeby za ich pomocą pozbył się gwiazdy Dawida i próbował przeżyć, jako Polak. Niestety Paul nie umiał mówić po polsku i bał się tortur na wypadek wykrycia zmiany numeru przez niego na numer Polaka więźnia politycznego. Mafia kryminalistów niemieckich w Sachsenhausen dokonała morderstwa Polaka Leonarda Krasnodębskiego przez powieszenie go na haku od lampy na izbie chorych w 1943 roku, ponieważ naraził się tym zawodowym zbrodniarzom, z których Niemcy tworzyli wewnętrzną administrację obozu. Krasnodębski przybył wraz ze mną do Sachsenhausen 10 sierpnia 1940 roku z więzienia w Tarnowie w transporcie 500 Polaków. Dla Stommy związanego z wydawnictwem Znak i Tygodnik Powszechny, korzystających z pomocy finansowej Fundacji Batorego stworzonej przez międzynarodowego spekulanta walutowego George’a Sorosa (Schwartz’a), nieprzyjemną wiadomością musi być zakaz publicznych wypowiedzi wydany w listopadzie 2011 księdzu Adamowi Bonieckiemu przez prowincjała zakonu Marianów ks. Pawła Naumowicza. Ks. Waldemar Chrostowski komentowal w wywiadzie dla “Naszego Dziennika”, odnosząc się do sytuacji, w której zwierzchnicy ks. Adama Bonieckiego zakazali mu wystąpień publicznych: “ta decyzja była spodziewana i w pewnym sensie oczekiwana”. Sam pamiętam haniebne artykuły publikowane przez „Tygodnik Powszechny”, takie jak artykuł profesora Szaroty, w którym fałszował historię pisząc, że „rozbestwiony tłum” obciął głowę 12 letniej Żydówce i grał tą głową w piłkę nożną. Ś.p. Profesor Strzembosz publicznie eksponował to kłamstwo wymyślone przez J. T. Grossa i opublikowane przez ks. Bonieckiego. Wracając do procesu zbierania przez Niemców łupów wojennych w formie złota: spowodował na marginesie handel złotymi zębami w obozie. Zauważyłem, że opisy łupów w formie „Nazi Gold” zawierały kategorię „Nazi Non Bulion Gold”, m.in. dotyczącej złotych zębów zbieranych przez Żydów zatrudnionych w obsłudze krematoriów. Jako były więzień obozu w Sachsenhausern wyrażam oburzenie z drwin i szyderstwa Stommy, który nie ma szacunku i zwykłej ludzkiej przyzwoitości w stosunku do prawdziwej tragedii więźniów obozów koncentracyjnych w czasie wojny, a popiera fikcje i antypolską propagandę w książkach J. T. Grossa. Iwo cyprian Pogonowski
"Oligarchia finansowa wykorzystuje mechanizmy dostępne w demokracji, żeby realizować swoje interesy kosztem ogółu społeczeństwa" Oligarchia finansowa wykorzystuje mechanizmy dostępne w demokracji, żeby realizować swoje interesy kosztem ogółu społeczeństwa. Jest ona obecnie największym zagrożeniem dla samej demokracji, ponieważ rozwinęła cztery groźne dla niej patologie. Pierwotnym źródłem tych patologii były Stany Zjednoczone, ale ich echa są coraz silniej obecne również w Europie Zachodniej.
Patologia 1: olbrzymia skala działania, w dużej mierze bezproduktywnego Nigdy w historii tak niewielu nie skomasowało tak olbrzymiego bogactwa kosztem tak wielu. Jak pisze Raghuram Rajan – profesor finansów Uniwersytetu Chicago, były główny ekonomista MFW i laureat pierwszej edycji Nagrody Fischera Blacka dla najlepszego profesora finansów – zarządzający funduszem arbitrażowym John Paulson zarobił w 2007 roku 3,7 miliarda dolarów (jako wynagrodzenie, a nie jako przyrost wartości majątku, jak w przypadku wielu miliarderów). Było to 74 000 razy więcej niż przeciętne wynagrodzenie gospodarstwa domowego w USA. W 1976 roku jeden procent najbogatszych Amerykanów otrzymywał 8,9 proc. wszystkich dochodów, a w 2007 roku – już 23,5 proc. Inaczej mówiąc: z każdego dolara wzrostu gospodarczego osiągniętego między 1976 a 2007 rokiem 58 centów trafiło do jednego procenta najbogatszych mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Znaczną część najbogatszych Amerykanów stanowią przedstawiciele sektora finansowego – i jest to zjawisko zupełnie nowe w historii. Od zakończenia II wojny światowej do początku lat osiemdziesiątych przeciętne wynagrodzenie w bankowości w USA było bliskie przeciętnemu wynagrodzeniu w sektorze prywatnym ogółem. W 2007 roku to wynagrodzenie było dwukrotnie wyższe. Można się zastanawiać, co takiego nowego oferuje sektor bankowy w USA, co uzasadniałoby tak wysokie wynagrodzenia. Wyjaśnienie jest oczywiste, w ciągu minionych dwóch dekad powstało wiele innowacji finansowych, które doprowadziły do zwiększenia skali działalności banków. Te bardzo zyskowne i powszechne innowacje (jak sekurytyzacja, CDS-y, CDO, model transferu ryzyka do osób, które go zupełnie nie rozumiały, kreatywne budżetowanie w specjalnych wehikułach finansowych w celu zwiększenia dźwigni finansowej itd. itp.) doprowadziły do największego od osiemdziesięciu lat kryzysu finansowego. Jak podsumował Bank Anglii w swoim raporcie, uwzględniając gwarancje i poręczenia, podatnicy musieli zaangażować ponad 10 bilionów dolarów w pomoc dla upadających instytucji finansowych na całym świecie. Dlaczego musieli? Dlatego, że banki stały się „zbyt duże, żeby upaść” (too big to fall), chociaż bardziej poprawnym stwierdzeniem jest: zbyt systemowo ważne, żeby upaść. W 1995 roku aktywa sześciu największych banków w USA wynosiły mniej niż 20 proc. dochodu narodowego USA. W 2007 roku wynosiły już 60 proc., a podczas kryzysu jeszcze wzrosły na skutek łączenia banków.
Patologia 2: podatnicy zakładnikami bankierów Przez stulecia biznes prywatny był motorem wzrostu gospodarczego. Przedsiębiorcy angażowali oszczędności swoje i rodziny, często się zapożyczali, żeby odnieść sukces i rozwinąć swoją firmę. Sukces był okupiony wysokim ryzykiem, ciężką pracą, wyrzeczeniami. Jeżeli biznes się nie powiódł, firma bankrutowała i przedsiębiorca tracił majątek lub jego część. Czasami firmy stawały się zbyt duże i stanowiły zagrożenie dla obywateli. Na przykład poprzez swoją wielkość i olbrzymie zyski mogły „kupować” sobie głosy, lub osiągać monopolistyczne zyski. Przez stulecia dbano o to, żeby firmy nie rozrastały się do takich rozmiarów. Działania prezydentów i parlamentów doprowadziły do podziału takich gigantów jak Standard Oil czy Nothern Securities Company na początku XX wieku. Jednak w przypadku sektora bankowego nie podjęto żadnych skutecznych działań, które przeciwdziałałyby rozrostowi tych instytucji do rozmiarów zagrażających gospodarce i demokracji. W wyniku działań podjętych przez banki w USA (opisanych w następnym paragrafie), banki mogły skutecznie prowadzić model rozwoju: jak mamy zyski, to zarabia oligarchia finansowa, a jak są straty – to płaci podatnik. Gdy pojawiały się jakiekolwiek problemy, bankierzy z Wall Street oraz powiązani z nimi akademicy, dziennikarze, parlamentarzyści i regulatorzy natychmiast wzniecali panikę, że jeżeli banki upadną, to rzekomo będzie wielki krach. Po wznieceniu paniki można było raz za razem przeznaczyć kolejne setki miliardów dolarów na ratowanie banków. Banki stają się coraz większe i patologia polegająca na uczynieniu podatników zakładnikami bankierów coraz bardziej narasta. Oczekuję, że w nowej odsłonie kryzysu, która szybko się zbliża, po raz kolejny przetestujemy głębokość kieszeni podatnika, tylko że tym razem trzeba będzie sięgnąć o wiele głębiej niż w 2008 i 2009 roku
Patologia 3: „nowoczesna korupcja” o niespotykanej skali W ciągu pierwszych siedmiu miesięcy urzędowania kalendarz sekretarza skarbu USA Timothy Geitnera wskazywał na ponad osiemdziesiąt kontaktów z prezesem Goldman Sachs Lloydem Blankfeinem, prezesem JP Morgan Jamie Dimonem i prezesem Citigroup Vikramem Panditem. Oczywiście sekretarz skarbu powinien rozmawiać z bankierami, gdy trwa kryzys finansowy. Jednak równowaga zostaje chyba zachwiana, gdy spotyka się on znacznie częściej z szefem Goldmana niż z przewodniczącym komisji bankowej Senatu, i znacznie częściej z szefem Citigroup niż z przewodniczącym komisji usług finansowych w Kongresie. Ta bliska współpraca, czy raczej bliskie związki bankierów i głównych decydentów politycznych oraz regulatorów wynikają z dwóch powodów. Po pierwsze, funkcjonuje model „drzwi obrotowych”, w ramach, którego członkowie zarządów banków obejmują ważne funkcje publiczne, zyskując wpływ na regulacje bankowe, a byli funkcjonariusze publiczni trafiają do banków, zarabiając miliony dolarów rocznie. Przykładów są setki, ale podajmy tylko niektóre: sekretarz skarbu Hank Paulson był byłym szefem banku Goldman Sachs, jego trzech ważnych doradców w czasach urzędowania – Robert Steel, Steve Szafran i Neel Kashari – zostało zrektutowanych w Goldmanie. Larry Summers, znany ekonomista i dyrektor zarządzający funduszu arbitrażowego D.E.Shaw, został szefem Narodowej Rady Ekonomicznej w administracji Baracka Obamy. Robert Rubin, Peter Orszag, wielu innych i nawet szef gabinetu Baracka Obamy Ram Emanuel byli wcześniej związani z bankami lub z funduszami arbitrażowymi. Wszyscy dbali przede wszystkim o interesy Wall Street i zapomnieli o losie przeciętnej rodziny, której realne dochody obniżały się przez minione dwie dekady. Ale to właśnie te rodziny musiały ponieść koszty ratowania systemu bankowego w 2008 i 2009 roku. Po drugie, banki są największymi dawcami środków finansowych na kampanię do Senatu i Kongresu USA. Przeprowadzone liczne badania pokazały, że kongresmani i senatorowie, którzy uzyskali największe pieniądze od banków, są potem bardzo aktywnymi i skutecznymi promotorami interesów tych banków. Deregulacja ryków finansowych, która dokonała się w minionych trzydziestu latach i która po części odpowiada za miniony i za nadchodzący kryzys finansowy, została przeprowadzona właśnie w ten sposób, rękoma i głosami parlamentarzystów, którzy otrzymywali pieniądze od banków na swoje kampanie. Mimo że wszystko odbywało się zgodnie z przepisami prawa, wielu autorów nazywa ten proceder „nowoczesną korupcją” na skalę o wiele większą niż pospolita korupcja spotykana powszechnie w bananowych republikach.
Patologia 4: pycha i chciwość Trzy powyższe patologie uzupełnia czwarta, czyli pycha. W 2008 roku, gdy walił się sektor finansowy i podatnicy musieli ratować banki kosztem setek miliardów dolarów, szef Citigroup Vikram Pandit zarobił 30 milionów dolarów, jako prezes banku oraz 165 milionów dolarów ze sprzedaży swojego funduszu arbitrażowego do… Citigroup. Szef Goldman Sachs Lloyd Blankfein publicznie powiedział, że wykonuje pracę Boga, ponieważ pożycza pieniądze firmom, które zatrudniają ludzi, żeby mogli coś produkować. Inny członek zarządu banku Goldman Sachs twierdził, że słowa Jezusa, aby kochać bliźniego jak siebie samego, oznaczają poparcie dla działań na własną korzyść. Powinniśmy, zatem tolerować olbrzymie rozwarstwienie dochodów, ponieważ jest to jakoby sposób osiągnięcia szybszego rozwoju i szansa dla wszystkich. Jak pokazują dane za minionych kilka dekad, była to jednak przede wszystkim szansa dla amerykańskiej oligarchii finansowej na zarobienie miliardów dolarów kosztem podatników. Przeciętna rodzina w najlepszym wypadku utrzymała swoje dochody. Kompleks bankierów z Wall Street i powiązanych z nimi polityków z Waszyngtonu dostrzegał ten problem, więc ponieważ konsumpcja przeciętnego Amerykanina nie mogła rosnąć z powodu stagnacji dochodów, dostarczono mu taniego kredytu i wypromowano styl życia na kredyt. Poziom zadłużenia Amerykanów, ale także Brytyjczyków czy Hiszpanów, osiągnął absurdalne rozmiary, niespotykane w historii ludzkości. Boom oparty na kredycie okazał się iluzją, podobnie jak iluzoryczna była własność domów dla milionów Amerykanów, które teraz są zajmowane przez banki. Bankierzy gromadzili niewyobrażalne fortuny, a przeciętni Amerykanie żyli złudzeniami. Bankierzy zarobili dwa razy, najpierw na klientach banków w minionych dwóch dekadach, a następnie na podatnikach podczas kryzysu w latach 2008-2009. Gdy bankierzy otrzymywali pomoc rządową po upadku Lehman Brothers, zapewnili sobie, żeby była na bardzo korzystnych warunkach, kilkakrotnie tańsza niż pomoc pozyskiwana przez banki w tym czasie od prywatnych inwestorów. Zachowanie banków podczas kryzysu, nieprawdopodobna pycha, wypłacanie sobie wielomilionowych bonusów, w czasie gdy miliony ludzi traciło pracę i domy, spowodowało olbrzymią niechęć, nawet nienawiść społeczeństwa do amerykańskiej oligarchii finansowej. Ale, pomimo tak dużej niechęci, kolejne ustawy, których celem była większa kontrola nad bankami w USA, były skutecznie rozwadniane, dzięki olbrzymim wpływom banków na proces legislacyjny w Waszyngtonie. Mechanizmy demokracji przestały działać.
Zdążyć przed rewolucją W minionych kilku latach ukazało się wiele książek traktujących o rosnącej roli oligarchii finansowej, głównie tej w Stanach Zjednoczonych. Najbardziej znane to „Superclass” Davida Rothkopfa z 2008 roku, „Too Big to Fail” Andrew Roskina z 2009 roku i „13 Bankers” Simona Jonsona i Jamesa Kwaka z 2010 roku. Te pozycje dokumentują faktograficznie, na podstawie konkretnych spotkań, nominacji, czy procesu uchwalania aktów prawnych, proces narastania czterech opisanych przeze mnie patologii. Zainteresowanym czytelnikom polecam lekturę tych książek, ponieważ zapoznanie się z zawartymi w nich faktami pozwala lepiej zrozumieć, dlaczego stawiam tak mocną tezę: oligarchia finansowa w USA jest największym zagrożeniem dla demokracji. Nie można zostać wybranym do Senatu ani Kongresu bez potężnych pieniędzy, a te pieniądze mają przede wszystkim banki. Nie można podzielić banków na mniejsze, ani zabronić im ryzykownej działalności, bo ich interesów bronią ludzie w Senacie i Kongresie, którzy pozyskali środki finansowe od banków, żeby dostać się na Capitol Hill. Nie można dopuścić do upadku banków w kryzysie, bo są „za duże”, czy „zbyt ważne dla systemu gospodarczego” – i mają wszędzie swoich ludzi, którzy na to nie pozwolą. Historia uczy, że wiele okresów, w których wąska grupa ludzi gromadzi nadmierny majątek kosztem ogółu społeczeństwa, kończy się tragicznie. Wybuchają rewolucje, wojny lub zamieszki, narody ubożeją, a demokracja i wolny rynek przeżywają potężny regres, często trwający wiele dekad. W mojej ocenie nadchodzi kolejny poważny kryzys, prawdopodobnie znacznie głębszy od tego z lat 2008-2009, który doprowadzi do potężnej recesji w Europie, a być może i na świecie. Wtedy rządy i parlamenty wielu krajów staną przed wyborem: czy znowu ratować bankierów, czy ratować same kraje przed bankructwem, czyli zwykłego obywatela. Oby podjęli mądre decyzje. Krzysztof Rybiński
Wo gehen Sie herr TUSK..? А вы куда товарищ Туск...? Do właściwego „rozegrania” sprawy Polski – strategicznie potrzebni są również „Polacy”. Działający od wewnątrz a jednocześnie mający mandat społeczny. Najlepiej uzyskany w „wolnych” wyborach. Jakie są plany dla Polski – administracji/koalicji rządowej na czele z Premierem Tuskiem? Według ich/tego scenariusza nasz kraj będzie się staczał - PO Platformie równi pochyłej, tzw. Obywatelskiej, w NIEBYT Unii, – ale tzw. Europejskiej (Niemieckiej Unii Europejskiej). Działania te odbywają się w imię pełnej demokracji, bezpiecznej, dostatniej przyszłości i najlepszym interesie wszystkich obywateli naszego kraju. Tymczasem… Polska staje się powoli, ale coraz bardziej, zakładnikiem UE Niemiec, realizujących plany odbudowy Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego -(rozpoczętej przez Bismarcka, kontynuowanej z różnymi skutkami przez Hitlera, Adenauera i kolejnych Kanclerzy Niemiec).A -„Wielkie Niemcy” to raczej polityczna „przykrywka” – Reorganizacji Finansowej świata – tj. wojny o całkowitą dominacje globu za i przy pomocy pieniądza.Proces ten rozpoczął się upadkiem struktur feudalizmu i rewolucją przemysłowo-socjalną Świata XVIII - XIX wieku. Do Reorganizacji Finansowej świata potrzebne były rewolucje i wojny zaborcze – te z kolei potrzebowały pieniędzy. Kto kontrolował pieniądze - ten kontrolował Świat - tzn. „wszystko”. Niemal 100% największych 17 „bankierów” świata pochodzi lub ma korzenie „niemieckie” - rodziny: Rothschild, Oppenheim, Bleichroeder, Warburg, Speyer, Mendelssohn, Schroder, Baring itd. To właśnie oni, „niemieccy” bankierzy rozpoczęli proces Reorganizacji Finansowej świata. Z czasem musieli powiązać się (często rodzinnie) oraz podzielić ryzyko i wpływy z innymi bankierami: Holenderskimi, Francuskimi i Angielskimi i USA – ale to był pragmatyzm dziejowy. Tzw. „Wszystko” pozostało i jest pod kontrolą wielkiej „rodziny” bankierów świata. Bismarck był ściśle powiązany właśnie z „niemieckimi” bankierami. To w porozumieniu z nimi i za ich pieniądze wygrał wojny (z Austrią, Danią, Francją) – w rezultacie zjednoczył Niemcy. "Żelazny Kanclerz” miał wizje odbudowy Wielkich Niemiec, dominujących kontynent Europy. Bismarck nigdy nie szedł na wojnę – nie mając koniecznych funduszy. Współdziałając z bankierami (Bleichroeder) - zrozumiał przewagi wojen za pomocą pieniądza (nad żelazem mieczem czy karabinem). Przewagę (i potencjał) kredytów nad zabijaniem i wyniszczeniem. Przecież można zabić wszystkich – ale cóż to za interes??? Lepiej, dać ludziom kredyt, żeby oni – ci ludzie – żyli i pracowali, no i… oczywiście spłacali całe życie długi…A komu? – NAM - Bankierom i zwycięzcom. To dopiero jest interes! (Współczesna bardzo rozwinięta technologia wojskowa, potrzebuje, czego?…- też - Pieniędzy)! Plany „Żelaznego kanclerza” – dominacji „starego” kontynentu są obecnie kontynuowane. Jesteśmy świadkami historycznego zdarzenia – POWSTANIA UNII EUROPEJSKIEJ NIEMIEC.
Niemcy nigdy nie miały tak łatwych i sprzyjających okoliczności do realizacji planów budowy Wielkich Niemiec i dominacji „starego” kontynentu – jak właśnie obecnie. Kanclerz Merkel potrzebowała i ma „namiestnika” w Polsce, który stopniowo wprowadza ogłupiony, zmanipulowany lub zobojętniały naród pod całkowitą kontrolę Wielkich Niemiec. Wszystkie metody i chwyty (propagowane przez własne media) dozwolone. Nawet preteksty wolności i pozory demokracji. Przecież to cele uświęcają środki. Premier Tusk – idealnie się do tej roli nadaje: pochodzenie właściwie niemieckie, imię i charakter wprost z Disneyland. Herr Tusk potrafi się medialnie sprzedać/prezentować, nieźle gra w piłkę nożna (tak popularną w Fatherland). W nagrodę - dostanie jakieś dożywotnie stanowisko w UE Niemiec. Prezydent Sarkozy, wypełnia również doskonale swoją rolę sojusznika (pożytecznego głupca), maskującego czy też uwiarygodniającego działania Pani Kanclerz. Korzenie również właściwe, (międzynarodowe), życiorys jak z Hollywood. Francja od wieków pretendująca do roli mocarstwa światowego, zawsze będzie odgrywać rolę „panny do wzięcia/na wydaniu” do tronu europejskiego i tak już pozostanie – dożywotnią kurtyzaną na usługach imperializmu Niemieckiego. Powstał więc duet strategiczny – „Merkozy” dla realizacji budowy UE Niemiec. Wielka Brytania oczywiście właściwie i przedmiotowo ocenia sytuacje – stojąc z „Euro-boku”. Anglicy zresztą to od wieków naród pragmatycznych handlarzy i marynarzy – patrzący na Europę/Świat z punktu widzenia wyłącznie własnych korzyści i interesów. Kraje „Beneluxu” dawno właściwie zostały zgermanizowane, tak samo jak zresztą Dania. Skandynawia nieliczna grupa ludzi północy, (na wymarciu) – będzie łatwa do przejęcia kilkoma sprytnymi zagrywkami finansowymi. Problemem może być Norwegia, ale… Wszystkie te kraje nie będą stanowić przeszkód dla planów budowy UE Niemiec. Tak samo jak „niemiecka” Austria. Szwajcaria, ten rozsądny finansowo „twór” Kongresu Wiedeńskiego – spełnia uczynnie swoją rolę, ściśle wg. scenariusza i tak ma pozostać. Ktoś musi być „niezależnym” bankierem, pełniącym ważną rolę „arbitrażu”.Grecja zaczęła wprawdzie coś kombinować – ale szybko zostanie spacyfikowana przez zdalnie sterowaną (żądną władzy) opozycję wewnątrz kraju. Włosi i Hiszpanie będą trochę podskakiwać, może nawet wyjdą na ulicę ale później rozejdą się po knajpach, napiją wina, dużo wina. I jak się obudzą, pozostanie ból głowy, kac - a w ostateczności „wezmą kasę” proponowaną przez UE Niemiec. I dalej będą się bawić. Jak w dowcipie. „Idzie Grek, Włoch, Hiszpan do knajpy na wino – a kto płaci? – Niemiec. Nikt chyba - nie bierze pod uwagę skutecznej -„zbrojnej” opozycji Grecji, Włoch czy Hiszpanii przeciwko planom Niemiec. Historycznie te kraje nigdy nie posiadały właściwej armii, czy siły zdolnej wygrać jakąkolwiek wojnę na kontynencie. Dawna Jugosławia, została skutecznie podzielona siłami NATO – i będzie „bazą” wakacyjną średnich klas zgermanizowanej Europy. Nie stanowi zagrożenia – rola na przyszłość zdefiniowana (i opłacalna dla wszystkich stron). Kraje Bałkańskie to liczna „bida z nędzą”, źródło taniej siły roboczej, (teraz i w przyszłości), które przyjmą jałmużnę i pracę u możnych UE Niemiec. Kwestia czasu, taktyki i priorytetów. Czechy były i będą pro-niemieckie, Węgry obecnie osamotnione, na uboczu – przyjdą po „niemiecki” rozum do głowy. Jeżeli nie będzie alternatywy! Pozostaje kwestia najważniejsza – jak rozegrać sprawę Polski. Tego się NIGDY tak naprawdę Niemcom nie udało. Jest to możliwe tylko przy pomocy i w sojuszu z Rosją. Polska to liczny, waleczny, choć niezdyscyplinowany kraj, o silnym poczuciu narodowym. Zdolny do stworzenia Armii, a w potrzebie bardzo skutecznej partyzantki. Niemcy, w X wieku popełniły jeden wielki, historyczny błąd. Poparły stworzenie silnego państwa polskiego, chcąc w ten sposób ochronić swoje wschodnie granice przed barbarzyńcami wschodu. Tymczasem…Polska z przeznaczonej jej obrońcy/wasala – stała się liderem słowiańszczyzny, a w rezultacie stanęła na drodze ekspansji Niemiec na wschód. Polska, z wielu powodów straciła swoją wielką historyczną szansę – budowy imperium słowiańskiego (zrobiła to Rosja) – ale to Polska właśnie, stała się dla Niemiec główną przeszkodą w dominacji Europejskiej. Istnieje „teoretyczne” zagrożenie. Polska może zawrzeć strategiczny sojusz z Ukrainą, Białorusią, Litwą, Słowacją i Węgrami – co przecież zdarzyło się już w historii. Taki scenariusz oczywiście jest sprzeczny z interesami zarówno Rosji i Niemiec. W przypadku tych ostatnich uniemożliwiając wprost budowę UE Niemiec. (Dlatego też w w/w krajach od lat z wielkim sukcesem promuje się anty-polską propagandę, używając właściwie przeszkolonych agentów niemieckich i rosyjskich). Patrząc z punktu widzenia Rosji, zabezpieczenie zachodnich granic imperium, w sojuszu z Niemcami (nawet kosztem zgody na dominację Europy kontynentalnej) jest bardzo istotne. Przecież przyszłość Rosji jest zagrożona na kresach wschodnich Azji (i Syberii) przez ekspansjonizm chiński. (Chiny to przecież rosnąca góra ludzi, która kiedyś musi się gdzieś „przewrócić” – a gdzie - jeśli nie do oceanu). Indie/Pakistan na południu oraz zamożny w zasoby, agresywny i fanatyczny Świat muzułmański – dodają wielu strategicznych problemów bezpieczeństwa imperium Rosyjskiego. Do właściwego „rozegrania” sprawy Polski – strategicznie potrzebni są również „Polacy”. Działający od wewnątrz a jednocześnie mający mandat społeczny. Najlepiej uzyskany w „wolnych” wyborach. Mamy przecież pozory demokracji. Trzeba tylko dać im pieniądze, media i wszystkie niezbędne narzędzia (sądownictwo, biurokracja). Dlatego potrzebna była i jest właśnie Platforma tzw. Obywatelska, z Premierem Tuskiem na czele wraz (przez nas namaszczonym), nieszkodliwym Prezydentem. Nawet razem z PSL lub SLD, którzy walcząc o dostęp do koryta stwarzają pozory demokracji. Nawet grupa Palikota dla wyborczej zmyłki. Partie i grupy „pro-polskie” należy rozbijać i demaskować oskarżeniami o agenturalność – tak na wszelki wypadek powstania siły Polskiej Narodowej – Anty Unijnej. Jesteśmy, więc świadkami kolejnej próby przejęcia kontroli nad Polską. Używając funduszy UE Niemiec oraz zasobów energetycznych Rosji - współdziałających, jako sojuszników. Jesteśmy świadkami ostatniej fazy budowy UE Niemiec – budowy Wielkich Niemiec – przy czynnym poparciu Rosji. Pieniądze są głównym narzędziem i atakującą „bronią” tej wojny. Dramat upadku Polski – pod dyktando UE Niemiec i Rosji - z udziałem Polaków? Co Wy na to Rodacy? Ryszard Opara
Bajkopisarz chce najechać Żydów? Pomysł może i dobry, zwłaszcza dokonany cudzymi rękoma. Do czasu kochaniutki, do czasu. W folwarku Jankiesa urodził się w bólach tekst, znanego i uznanego miłośnika napojów energetyzujących inaczej, który zbulwersował nawet starego kowboja. Czego dotyczy, ano wsparcia Polski w stronę tych, którzy mają ochotę osmalić Iranowi boczków. Coś na modłę Kuklinowskiego, tyle, że nowymi metodami. Pochodnię zawsze zamienić można na… stos atomowy, Najlepsze są powody! Nasz strateg pisze:
„Dlaczego zatem w polskim interesie leży, by do prewencyjnego uderzenia na Iran doszło jak najszybciej? To proste. Polska obrona powietrzna i przeciwrakietowa prawie nie istnieje (poza 48 F-16).A to oznacza, że nie będziemy w stanie skutecznie przeciwstawić się naruszaniu naszej przestrzeni powietrznej. Analizując doświadczenia Wojny Północnej i tego, co się po niej działo Clausewitz pisał o polskiej przestrzeni lądowej, jako o „wielkim stepie”, po którym hulał, kto chciał. Takim „wielkim stepem” w XXI wieku może stać się polska przestrzeń powietrzna. Odtworzenie środków ochrony polskiej przestrzeni powietrznej, to wielki wysiłek finansowy, który także wymaga czasu – ok. 10 lat. Rosja, po doświadczeniach wojen czeczeńskich, wojny gruzińskiej, ćwiczeń Ładoga i Zapad 2009 podjęła potężny wysiłek modernizacji swoich sił zbrojnych ( otrzymując tu wsparcie ze strony Niemiec i Francji w postaci sprzedaży okrętów Mistral i budowy centrum szkolenia w Mulino pod Niżnym Nowogrodem). Do zakończenia procesu modernizacji sił zbrojnych wsparcie Niemiec i Francji jest Rosji niezbędne. Trudno je sobie obecnie wyobrazić, gdyby doszło do naruszania suwerennego władztwa RP nad przestrzenią powietrzną. Po zakończeniu przez Rosję procesu modernizacji wzgląd na uwarunkowania współpracy ze strony Niemiec i Francji przestanie się liczyć. Dlatego należy sobie życzyć, by Opatrzność sprawiła, że do uderzenia na Iran dojdzie najszybciej jak to możliwe. Ale, jak mawiali starożytni Grecy, „Ateny wzywaj, ale i głową ruszaj”. Rzeczywiście, motywacje są aż nadto logiczne, rzekłbym nawet wstrząsające i cieszę się, że partia, do której nasza wyrocznia należy, popadła w ostateczne kłopoty. Przynajmniej w tej chwili część głupot rozwiązała się sama. Faktem jest, że nad polskim niebem lata dzisiaj, kto chce, jakby wziąć dobrą procę, kawał rzecznego kamlota i wystrzelić w górę, pewnie spadłby jakiś sowiecki transportowiec z odpadami nuklearnymi w drodze do USA, wszak „ichne” elektrownie atomowe funkcjonują dzięki tym śmieciom. W jakimś energetyzującym widzie, „politykowi”, nawet przez myśl nie przeszło, że w razie konfliktu ucierpią głównie cywile. Ale do tam, kto by się przejmował takim drobiazgiem, przecie to Żydzi, a ich pół świata nie lubi z zasady. Radzę pójść do łazienki i dokładnie przyjrzeć się fizjonomii. Nie wszystko da się wyjaśnić w sposób racjonalny, prawda? Mezalianse wpisane są w nasze życie, w niektóre… złotymi zgłoskami. Wojna, to w obecnej sytuacji konieczność, jednak motywacje są zgoła inne, wie o tym każdy, kto interesuje się rynkiem, a ten wysłał już dawno spreparowane S.O.S., limit skradzionych środków właśnie się wyczerpał i jedyni sprawiedliwi nie mają już, czego kraść, a podwyżki wszystkiego, to półśrodek wobec pieniądza wirtualnego, który nie ma oparcia w prawdziwym. Konflikt, najlepiej lokalny, byłby niezłym sposobem na odwrócenie uwagi i usprawiedliwienie wszystkich kryminogennych posunięć. Cały świat odetchnie, a Naród Wybrany jest niezłym katem i wykonawcą, więc się przyzwyczaił. Konflikt Izraela z Iranem jest pewny, wybuchnie być może już za chwilę. Oto, do czego prowadzi zaufanie tym, którzy specjalizują się w pisaniu bajek dla…, no właśnie..., dla idiotów?Tom Horn
Dlaczego politycy boją się złota? Złoto stoi na drodze politykom do konfiskaty majątku obywateli za pośrednictwem inflacji. Złoto jest śmiertelnym wrogiem wszystkich polityków. Dlatego, że jest go ograniczona ilość a zatem utrzymuje wartość. To oznacza, że pieniądz oparty na złocie również nie traciłby na wartości. Zobaczmy jak kształtowała się wartość dolara w czasach, kiedy miał on pokrycie w tym kruszcu.
ROK USD
1800 1000 pokrycie z złocie
1820 827 pokrycie w złocie
1840 587 pokrycie w złocie
1860 528 pokrycie w złocie
1880 567 pokrycie z złocie
1900 489 pokrycie w złocie
1920 1173 pokrycie w złocie
1933 760 pokrycie w złocie
1940 822 częściowe odejście od złota
1960 1738 częściowe odejście od złota
1971 2377 częściowe odejście od złota
1980 4846 całkowite odejście od złota
2000 10 096 całkowite odejście od złota
2010 12 653 całkowite odejście od złota
Jak należy czytać tę tabelkę? Na przykład za dobra i usługi, które w 1800 r. trzeba było zapłacić 1000 USD, w 1820 r. kosztowały już tylko 827 USD a w 1840 r. już tylko 587 USD. Czyli po 40 latach pieniądze zyskały na wartości prawie dwukrotnie! I to trzymane nawet w przysłowiowej skarpecie. Gdyby ktoś zdecydował się oddać je do banku, gdzie pożyczano by je na procent, ich wartość byłaby jeszcze wyższa. Ameryka w XIX w. była więc krajem w którym popłacało bycie oszczędnym. W przeciwieństwie do Polski w XXI w. gdzie większość zysków z lokat nie pokrywa nawet inflacji (nie mówiąc już o trzymaniu pieniędzy w domu). Zwróćmy uwagę, co się stało z wartością pieniądza w momencie, kiedy USA odeszły od standardu złota (częściowo miało to miejsce w 1933 r. a ostatecznie w 1971 r. ). Od 1933 r. do dzisiaj wartość dolara spadła o ponad 90 proc., chociaż przez poprzednie 140 lat trzymał on swoją wartość (długookresowo inflacji nie było). Otóż ma to silny związek z rozwojem państwa opiekuńczego oraz związanym z tym wzrostem podatków (jeszcze na początku XX w. w USA wynosiły tylko kilka procent, obecnie ponad 30 proc.). Kiedy bowiem zrezygnowano ze standardu złota pieniądze zaczęły silnie tracić na wartości. Ludzie zauważyli, że mimo iż nominalnie zarabiają coraz więcej, to w wcale dużo więcej nie mogą za te pieniądze kupić. I stali się stałą klientelą partii socjalistycznych, które mają pretekst, żeby podnosić podatki i łupić bogatych. Na braku standardu złota tracą jednak biedni, bo to w ich najbardziej uderza inflacja. Bogaci większość swojego majątku trzymają w nieruchomościach albo akcjach firm, których wartość rośnie wraz z inflacją. Natomiast osobom zatrudnionych na etatach trudno jest bez przerwy wymuszać podwyżki. Złoto to zatem jedyny prawdziwy pieniądz, bo został wybrany przez wolny rynek. Ludzie go akceptowali i płacili nim z własnej nieprzymuszonej woli. Tymczasem pieniądz papierowy został siłą narzucony przez polityków. Musimy go przyjmować, bo takie jest prawo. Najlepiej prawdę o złocie wyłożył Alan Greenspan, późniejszy szef amerykańskiego banku centralnego. W 1967 r. w artykule „Złoto i wolność ekonomiczna" pisał: „Złoto stoi na drodze politykom do konfiskaty majątku obywateli za pośrednictwem inflacji. I dlatego tak bardzo się bronią przed pieniądzem opartym na złocie. To ciemny sekret polityków państwa opiekuńczego, które po to, by istnieć, potrzebuje zbyt wiele pieniędzy. Kiedy pieniądz nie jest zabezpieczony złotem, nie ma możliwości uchronienia oszczędności przed ich konfiskatą przez inflację?. Aleksander Piński