Z kolei Krystian Widenka, przewodniczący Rady Gminy (też z rodziny, która mieszka w tej części Śląska od zawsze), w spisie podał polską identyfikację i przy niej pozostanie. Energetyk z wykształcenia, do emerytury związany z Elektrownią Rybnik, której załogę w znakomitej większości stanowiła ludność napływowa. Jeden z liderów rybnickiej Solidarności. – Wtedy nie rozgraniczało się, kto jest skąd, choć z dystansu widzę, że rdzenni Ślązacy nie garnęli się do Solidarności – wspomina. To była polska sprawa. – Dopiero kilka lat temu, już na emeryturze, zacząłem zastanawiać się, kim ja właściwie jestem?
Z tożsamością nie mają problemu córki Widenki (po studiach jedna została w Krakowie, druga w Warszawie): – Narodowość, autonomia, nasza godka i inne odgrzebywane teraz śląskie sprawy nie mają dla nich znaczenia. Są Polkami, których rodzice mieszkają na Śląsku. Widenka uważa, że na poziomie gminy sprawy tożsamości nie są istotne.
Lyski to w tej części Śląska przeciętna gmina. Ani biedna, ani bogata. Wszystkie sprawy urzędowe można tutaj załatwić, jak ktoś chce, w gwarze określanej jako odmiana raciborsko-rybnicka. – Ale to nie efekt jakieś specjalnej akcji językowej RAŚ – tłumaczy wójt. – Gwara pielęgnowana była w domu, a teraz wyszła na zewnątrz, bo ludzie przestali się jej wstydzić.
Oskubać Warszawę
Bez względu na to, czy RAŚ będzie w koalicji z PO, czy z niej wypadnie, to i tak już wywołał lawinę: dyskusję o wielkiej decentralizacji państwa. O autonomistach głośno w całym kraju. Co mają do zaoferowania i czy powinniśmy się tego obawiać?
W tegorocznym lipcowym marszu z okazji 90 rocznicy uchwalenia statutu organicznego dla Śląska (a więc autonomii w ramach II RP), RAŚ rozwinął transparenty „Autonomia 2020”. Cel, ujęty w projekcie nowego statutu, został więc nakreślony. Tylko z kim go osiągnąć?
Historyczne granice Górnego Śląska wyglądają mniej więcej tak, jakby od dzisiejszych odłączyć ziemię częstochowską, Zagłębie, Żywiecczyznę, i nawet Śląsk Cieszyński, a w zamian przyłączyć prawie całą Opolszczyznę. Dominuje w nich polska większość i ci rdzenni Ślązacy, którzy nie chcą słyszeć o autonomii, separatyzmie, odgrodzeniu się od kraju. Czy to znaczy, że RAŚ maszeruje donikąd? Niekoniecznie. Jeżeli autonomiczne hasła przykryje się tezami regionalnymi i decentralizacyjnymi, to pomysł RAŚ jest do przełknięcia – chodzi przecież o to, by podskubać Warszawę z władzy i pieniędzy.
Stąd razem z założeniami autonomicznej konstytucji lansowany jest projekt Polska Regionów, który zakłada reaktywację działającej w latach 90. Ligi Regionów. W optymistycznych wizjach RAŚ wyznacza już przełomowe daty. 2015 r.: Marsz Regionów w stolicy, 2019 r.: referendum i zmiana konstytucji.
Rok temu Jerzy Gorzelik spotkał się ze studentami w Sosnowcu, w stowarzyszeniu Forum dla Zagłębia Dąbrowskiego, a więc w tej części Śląska, gdzie na autonomiczne hasła reaguje się z niechęcią. Zachęcał tam do szukania tożsamości zagłębiowskiej. – To sygnał, że autonomiści będą grali na odrębnościach kulturowych i historycznych – ocenia prof. Jacek Wódz, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego. A więc nie jest to gra Górny Śląsk – reszta kraju, ale reszta kraju kontra stolica, scentralizowana władza. To w wielu regionach może się spodobać.
Gdyby regiony skorzystały ze śląskiego wzorca, Warszawie pozostałaby obronność, bezpieczeństwo i polityka zagraniczna. Gorzelik podkreśla: – Chcemy, by prawo w większości dziedzin stanowił regionalny parlament i by nasze podatki obficiej pozostawały w regionie.I uspokaja przeciwników: – Wszystko w ramach Rzeczpospolitej Polskiej.