Immanuel Kant
Niewątpliwie Immanuel Kant jest jednym z najważniejszych filozofów świata zachodniego, a można nawet postawić tezę, iż jest owego świata swego rodzaju duchowym patronem. Choć można by się spierać, czy to nie raczej np. kartezjańsko-leibnizjański racjonalizm czy też locke`owsko-humowski empiryzm wraz z wyrastającym z nich utylitaryzmem w większym stopniu nadały kształt współczesności, wydaje mi się, że to właśnie w Królewcu biją źródła kultury umysłowej i duchowej postawy nowożytnego Zachodu. Jest tak z kilku powodów, dla których zresztą filozofia kantowska jest nie tylko wciąż aktualna, ale po prostu żywa w filozofii współczesnej, a Kant bywa traktowany jako partner we współczesnych debatach epistemologicznych, etycznych i politycznych.
Jak poznajemy?
Po pierwsze, kantowska teoria poznania, biorąc rozbrat z metafizyką, jest jednocześnie krytyką władz poznawczych skończonego podmiotu poznającego i jako taka przeciwstawia się wszelkim teoriom poznania uprawianym “z boskiego punktu widzenia”, tzn. takim, w których relacja między podmiotem i przedmiotem poznania jest determinowana przez pozapodmiotowe czynniki. Innymi słowy, by sparafrazować znane stwierdzenie Kanta z przedmowy do drugiego wydania Krytyki czystego rozumu, na gruncie takich epistemologii to władze poznawcze dopasowują się do przedmiotu poznania, a nie na odwrót. Kant, zmieniając paradygmat, pokazuje, że w procesie poznania przedmiot jest nie tyle odzwierciedlany, co konstruowany dzięki apriorycznym czynnikom, tkwiącym w poznającym podmiocie. Zmienia to oczywiście samorozumienie nauki: celem badacza jest odtąd nie tyle odkrywanie prawd o świecie, co stawianie coraz to nowych hipotez wyjaśniających zjawiska. Niechęć naukowców do posługiwania się zbyt metafizycznym słowem „prawda” i powściągliwość w ocenie prawdziwości rezultatów swoich dociekań pośrednio stanowi wyraz tego kantowskiego podejścia do problematyki poznania.
Wraz z klasycznym pojeciem prawdy znika też pojęcie istoty rzeczy: skoro umysł tyle z rzeczy poznaje a priori (czyli niezależnie od doświadczenia), ile sam w nie włoży, a doświadczenie dostarcza jedynie poznania zjawisk, dostęp do istoty rzeczy staje się niemożliwy. Nauka nie ukazuje więc świata takiego, jakim jest on naprawdę (cokolwiek by to znaczyło), a zatem nie rości sobie pretensji do ostatecznego wyjaśnienia rzeczywistości; pozostawia miejsce dla innych dziedzin racjonalnej aktywności człowieka, równie jak ona ważnych, jeśli nie ważniejszych.
Rozum - źródło prawa
Po drugie, filozofia moralna Kanta zastępuje wygnaną ze sfery rozumu teoretycznego metafizykę. Określa uniwersalne prawo moralne jako jedyny godny wyznacznik woli. Źródłem tego prawa nie jest nic, co transcendentne wobec rozumu jednostki (Bóg, natura, obyczaj). To autonomiczna jednostka stanowi prawo, które jest powszechnie obowiązujące i konieczne. Moralność ma pierwszeństwo także przed religią, co oznacza, ze istnienie Boga jako jeden z postulatów rozumu praktycznego, nie sankcjonuje moralności; jest wprost na odwrót - to istnienie moralności, wyrastającej z wolności rozumianej jako niezależność od wszystkiego innego niż prawo moralne, czyli od tego, co zewnętrzne wobec podmiotu, skłania do przyjęcia tezy o istnieniu Boga.
Uniwersalna formuła prawa moralnego - imperatyw kategoryczny - ma kilka sformułowań, m.in. nakazuje postępowanie według zasad, które dają się uogólniać na wszystkie racjonalne istoty oraz traktowanie drugiego człowieka nie tylko jako środek do celu, ale także jako cel sam w sobie, czyli w taki sposób, jakby jego cele były moimi własnymi celami. Przyswojenie moralnej doktryny Kanta daje podstawy do równego traktowania wszystkich istot ludzkich przez siebie nawzajem, powstrzymuje przed wydawaniem osądów w sprawie naszych bliźnich (któż bowiem wie, jakie intencje kierują drugim człowiekiem, czy jego wola determinowana jest przez szacunek dla prawa moralnego, czy przez inne pobudki) i kładzie moralność zasad - uczciwość intencji - na pierwszym miejscu wśród osiągnięć, na jakie może zdobyć się racjonalna istota.
Wieczny pokój
Po trzecie wreszcie, filozofia polityczna wyrastająca z etyki kantowskiej kształtuje obraz społeczeństwa jako składającego się z wolnych autonomicznych jednostek, podejmujących decyzje w swojej sprawie i w sprawie całej wspólnoty, umiejących ważyć racje i racjonalnie kierować swoimi działaniami. Ponieważ jedynym warunkiem przynależenia do wspólnoty politycznej jest racjonalność, żadne inne względy (tożsamość etniczna, pochodzenie, status społeczny, cechy osobowości i umysłu, czy indywidualne preferencje) nie powinny być brane w rachubę. Kantowska racjonalność jest zaś racjonalnością uniwersalną i jako taka wyklucza to, co partykularne, właściwe grupom społecznym czy jednostkom ze względu na szczególny czas i miejsce, w jakich przyszło im egzystować. Rozum tworzy instytucje, których racjonalność wyraża się właśnie w ich uniwersalności. Jeśli nie może być ona osiągnięta tu i teraz, jest ona przynajmniej postulowana jako cel, do którego należy dążyć. Takim celem jest np. “wieczny pokój”, ustanawiający globalną harmonię.
Rzecz jasna filozofia kantowska napotyka na liczne trudności, z których dwie w obecnym kontekście wydają mi się godne rozważenia. Pozwolę sobie postawić socjologiczną diagnozę, że owe trudności kantyzmu stanowią zarazem nieprzezwyciężalne aporie nękające od środka świat zachodni.
Wewnętrzne aporie
Po pierwsze, zarówno pojęcie prawa moralnego, jak i pojęcie wolności - a na gruncie omawianej tu filozofii są to pojęcia wzajemnie się definiujące - takie, jakie oferuje nam filozofia praktyczna Kanta, są czysto formalne, a mozna nawet wysunac zarzut, że - puste, beztreściowe. Przedmiotem imperatywu kategorycznego jest wola, która jako jedyna rzecz na świecie może być bezwarunkowo dobra, tzn. dobra nie jako środek do celu (jak dobre jest pożywienie, które które dostarcza niezbędnych składników do organizmu), lecz dobra jako cel sam w sobie. Jednak dobra wola to taka, której nadrzędną determinantą jest imperatyw kategoryczny, czyli prawo moralne, to zaś odnosi się nie do czego innego, lecz do woli właśnie. Z tego błędnego koła można wyjść jedynie ustanawiając przedmiot woli, dobro moralne poza podmiotem - w świecie. Na gruncie etyki kantowskiej oznacza to jednakże popadnięcie w heteronomię (przeciwieństwo autonomii). Kantowska świadomość okazuje się zatem, by użyć terminu Hegla, “świadomością nieszczęśliwą”: zamkniętą w sobie i wycofaną ze świata. Rozum praktyczny, który nakazuje liczyć się z drugim człowiekiem, z tym, co ma wymiar powszechny, okazuje się być niezdolny do przekroczenia swoich własnych granic, a świat zostaje ogołocony z wartości. Rozwiązanie tego dylematu oczywiście należy do Hegla; jest ono zresztą proste - przynajmniej do pomyślenia, jeśli nie do zrealizowania: przywrócić podmiotowość światu i świat podmiotowości. Wartości moralne stanowiące racje mojego działania są w świecie, ale ich przyjęcie nie odbiera mi autonomii: są to bowiem moje wartości - wartości, z którymi się utożsamiam.
Po drugie, pojęcie wspólnoty politycznej jako królestwa celów, do której przynależy każda rozumna istota, jest również pojęciem znacznie zubożonym, niosącym za sobą niewiele treści. Jasne jest, że wspólnota taka nie definiuje w sposób określony tożsamości należących do niej jednostek: muszą one tę tożsamość albo jakoś wcześniej zdobyć, albo jakoś ją sobie wytworzyć. Problem tożsamości czy to jednostek, czy grup jest obecnie problemem wielu zachodnioeuropejskich społeczeństw wielokulturowych, wywołującym wyczuwalne “podskórnie” napięcia. Pozostaje sprawą do rozstrzygnięcia, czy chcemy realizować uniwersalne - w naszym mniemaniu - cele ludzkości, czy też własne partykularne wartości wcielać w życie, niemniej zawsze będzie istniało pewne napięcie między tymi dążeniami. Podobnie jak będzie istnieć napięcie między przestrzenią prywatną a publiczną; co ciekawe, mamy skłonność - kolejny przykład kantowskiego dziedzictwa - tę pierwszą utożsamiać ze sferą moralności, tę drugą - ze sferą polityki. Zupełnie niesłusznie, gdyż interes moralny jest interesem ogólnoludzkim i dlatego społecznym; to przestrzeń publiczna, na którą składa się wielość relacji międzyludzkich i wzajemnych współzależności, jest tą sferą, w której realizujemy się jako istoty moralne i z której czerpiemy moralne racje dla naszych działań.
Neutralność nieneutralna?
Warto zatem postawić pytanie, czy rzeczywiście przestrzeń publiczna powinna być aksjologicznie neutralna? Czy neutralność - tzn. fakt, że nie pozwalamy wychodzić naszym przekonaniom z domowego zacisza, w którym skrycie je żywimy - pociąga za sobą tolerancję? A może właśnie owa tolerancja - osiągnięcie bliżej nieokreślonej co do swoich celów zgodności przekonań na poziomie uniwersalnym (“rób, co chcesz i pozwól innym robić to, na co mają ochotę”) - jest właśnie najgorszą formą “oświeconej” przemocy i piętnem zachodniego partykularyzmu? Przemocy - gdyż nie oznacza afirmacji różnorodnych punktów widzenia w ich wzajemnej konfrontacji, lecz zniesienie wszelkich punktów widzenia i stłamszenie wszelkich różnic. Krótko mówiąc, taka tolerancja promuje nijakość.
Pozostawię powyższe pytania bez odpowiedzi. Jakkolwiek by było, trudno się nie zgodzić, że wyrastająca z oświecenia duchowość Zachodu, jak i jej najlepsza wyrazicielka - filozofia Immanuela Kanta - pełna jest niejednoznaczności i dychotomii wewnętrznych, które być może właśnie utrzymują ją przy życiu.