M. Konopnicka, Na drodze. Obrazek grecki
Tymon Ateńczyk w podróży do Syrakuz spotkał rosłego, boskich niemal kształtów męża, który niosąc niewielki, prawie pusty mieszek, aż do ziemi się uginał pod jego ciężarem. Widok był dziwny i śmieszny.
- Co tak dźwigasz, Herkulesie? - zapytał Tymon drwiąco.
Mąż stanął, wierzchem potężnej dłoni otarł pot z czoła i z trudem oddech chwytając rzekł:
- Rzecz ciężką z najcięższych.
- Czy tak? - roześmiał się Tymon. - W takim razie będzie to pewno wymowa Klitiasza.
A był Klitiasz z zająkliwości i niewprawy w mowie w Atenach całych znany.
- Mylisz się - rzekł mąż. - Jego wymowa to piórko, które by nie zaciążyło w dzióbie wróbla lecącego słać gniazdko pod twoją strzechą.
- Ho! ho! - śmiał się Tymon - nie jesteś snadź tutejszy, na Agorze nie bywasz! Lecz jeśli twój mieszek tak jest ciężki, musisz w nim chyba dźwigać pychę Trazykula?
- I to nie - odrzekł Syrakuzanin, z trudnością się prostując - Trazykul razem z pychą swoją pęcherzem jest, który bym na końcu małego palca podjął się trzy razy trzykroć dokoła Helikonu obnieść, gdyby nie to, że piżmem trąci i musiałbym po nim w siedmiu wodach umywać ręce.
- Cha! Cha! Cha! - śmiał się Tymon. - Oratorem, widzę, jesteś. Lecz jeśli to nie pycha Trazykula, będzie to chyba cnota waszych Syrakuzanek, o których słyszę, iż mają tak wielkie zęby, że im je mąż przed pierwszym pocałunkiem pięścią wybijać musi.
- Nieroztropnie czyni - rzekł wędrowiec. - Albowiem zęby ich nie są większe, niż tego przyzwoita potrzeba wymaga, aby język ich utrzymać na właściwym miejscu. Co się zaś cnoty ich tyczy, to widziałem w Syrakuzach grające nią na ulicy niedorostki i przyznać muszę, iż był to jeden z najlepszych dysków, jakie kiedykolwiek Grek gibką ręką ciskał.
Tymon śmiał się.
- Ach! ty jadowity olbrzymie! - mówił wesoło.
A potem nagle spoważniawszy rzekł:
- Więc może są to rządy waszego tyrana, wielkiego Dionizjusza.
- I tym razem, przyjacielu - odparł Syrakuzanin - jesteś w błędzie. Gdyby rządy tak ciężkie jak mój mieszek były, wierzaj mi, jutro przestałyby być rządami, a wielki Dionizjusz Dionizjuszem. Demos ma w karku jedną taką chrząstkę, której sobie dotknąć nie pozwoli. Na tej chrząstce nie tacy jak ja i ty połamali zęby.
- Zaciekawiasz mnie! - rzekł Tymon przystępując bliżej. Wiem, że teraz po rynkach filozofy chodzą siejąc mądrość swoją, aby na kamieniach rosła. Brodacz taki jeden mówił niedawno w Atenach, że najcięższą rzeczą w Grecji są łzy helotów. Może to te łzy, bracie, w mieszku swoim niesiesz? To by się nadawało do zamysłów moich...
- To, co ja dźwigam - odrzekł mąż - jest cięższe jeszcze niż łzy helotów.
- Cóż to więc jest, na Zeusa?! - krzyknął Tymon, a oczy jego zabłysły.
- Śmiech helotów zebrany na rynku w Syrakuzach - odrzekł mąż. I poszedł dalej krocząc znojnie, schylony pod swoim ciężarem.