Mimo wyroku Trybunału Konstytucyjnego stwierdzającego, że tzw. wymiar sprawiedliwości Polskiego Związku Łowieckiego utracił podstawy prawny dla funkcjonowania a także wyraźnego stwierdzenia, że żaden organ lub władza PZŁ nie ma prawa stosować kar skutkujących choćby czasowa utratą możliwości wykonywania przez członków swoich państwowych uprawnień, jakimi są uprawnienia do wykonywania polowania - sądy łowieckie w dalszym ciągu serwują bezprawne "wyroki". Redakcja dziennika "Łowiecki" uzyskała nagranie "rozprawy" odbywanej przed Okręgowym Sądem Łowieckim w Olsztynie. Procedując już po tym, jak wyrok Trybunału Konstytucyjnego stał się znany wszystkim myśliwym Olsztyński sąd łowiecki w składzie: Wiesław Gintowt- prezes sadu, Janusz Zamojski i Witold Stępień rozpatrując sprawę z oskarżenia rzecznika dyscyplinarnego Józefa Kalińskiego wbrew intencjom Trybunału Konstytucyjnego ukarał obwinionego Grzegorza J. karą zawieszenia w prawach członka PZŁ na okres 1 roku. Oznacza to, ze myśliwy pozbawiony zostaje na okres jednego roku uprawnień do polowania nabytych w drodze egzaminu państwowego. W Polsce wykonywanie polowania przez osoby nie należące do PZŁ nie jest możliwe w świetle obowiązującej ustawy Prawo Łowieckie. Tylko członkowie PZŁ jako organizacji monopolistycznej mogą wykonywać prawa do polowania. Rzecznik i sędziowie podczas rozprawy występują w togach zwanych przez myśliwych sukienkami a przewodniczący składu ma łańcuch na szyi do złudzenia przypominający wygląd sędziów sadów powszechnych. Jak nam powiedział składający zeznania nie będący członkiem PZŁ doktor weterynarz był on przekonany, że zeznaje przed prawdziwym sądem. Z tego też względu ujawnił przed sędziami dane osobowe osób wykonujących u niego badania mięsa a nawet dał do wykonania odbitek dokumentację zawierająca newralgiczne dane osobowe osób korzystających z jego porad. Smaku sprawie dodaje fakt, że myśliwy "oskarżony" został w oparciu o właśnie tą dokumentację gdzie za podstawę oskarżenia wzięto zapis, że myśliwy dostarczył do badania na włośnie próbki tuszy dzika. Mimo, że inny myśliwy poświadczył, ze dał mu do dostarczenia do badań próbki strzelonego przez siebie dzika a naoczny świadek stwierdził, ze w dacie dostarczenia tej próbki polował razem z "oskarżonym" ale nic nie strzelili - sąd łowiecki wbrew intencjom Trybunału Konstytucyjnego pozbawił nieszczęśnika państwowych uprawnień do wykonywania polowania na okres jednego roku. Bodajże po raz pierwszy osoby nie mające kontaktu z łowieckim wymiarem sprawiedliwości będą mieli okazję zobaczyć jak przebiega rozprawa w której niby sędziowie wystrojeni w niby sadowe stroje i łańcuchy dowartościowują się ważnością i możliwością decydowania o losie innych oskarżonych przez niby prokuratora-rzecznika z zawodu pszczelarza.