Wybór opowiadań Żeromski wstęp BN

Wybór opowiadań

Stefan Żeromski

Wstęp Artur Hutnikiewicz

I. Osobowość pisarska i etapy rozwojowe twórczości

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że w przypadku Żeromskiego mamy istotnie do czynienia z osobowością z naj­głębszych, organicznych skłonności wybitnie samotniczą.Dzienniki potwierdzają to nieomal na każdej stronie. Kilkunastoletni chłopiec potrafił błąkać się całymi dniami samotnie po bezdro­żach i pustkach swoich „gór domowych”, obywając się doskonale bez towarzystwa kolegów. Później, gdy Żeromski zdobył rozgłos i sławę, wyrósł w nim jakby ktoś drugi, oficjalny i reprezentacyj­ny, ale w gruncie nieautentyczny. Temu nieprzystosowaniu do życia w świecie i wśród ludzi towarzyszyła niesłychana wrażliwość i uczuciowość.

Tak uformowana osobowość psychiczna z natury rzeczy determinowała wiele istotnych rysów samej twórczości. Żeromski był lirykiem i patetykiem, ale nie dlatego, że liryczna i patetyczna była Młoda Polska, i że to było ówcześnie modne, lecz po prostu z najgłębszych, osobniczych predyspozycji.

Wszystko, co odczuwano zawsze w dziele Żeromskiego jako jego indywidualną i osobniczą własność — słynne „mroki Żeromskiego”, jego otchłanny i przytłaczający pesymizm, i ustawiczne wahania pośród skrajności i przeciwieństw dobra i zła, negacji i aprobaty, dysonansowość, ekstremizm uczuciowy, maksymalizm moralny, ekstatyczny patriotyzm i żarliwe społecznictwo miały swoje organiczne determinanty w strukturze osobowo­ści niezwykle wewnętrznie skomplikowanej, udręczonej sprzecz­nościami, przeżywającej życie i świat wśród niesłychanego na­pięcia wszystkich władz umysłu, woli i serca.

Tak uformowana osobowość psychiczna wypowiedziała się w twórczości wyjątkowo intensywnej, bogatej rodzajowo, obej­mującej bez mała czterdziestolecie. Twórczość ta dzieli się wy­raźnie na cztery, pod względem rozpiętości chronometrycznej, niemal identyczne okresy. Podstawę periodyzacji stanowią pewne narzucające się uwadze znamiona tego pisarstwa, których prze­mienny rytm nadawał poszczególnym etapom drogi twórczej pi­sarza swoiste piętno. Owe wyznaczniki ewolucji pisarskiej to realistyczna, krytyczna obserwacja społeczna; komentarz lirycz­ny, przybierający zazwyczaj formę impresjonistycznie traktowa­nego krajobrazu; bohater-medium, nosiciel ideowych poglądów pisarza; wreszcie tendencja, przybierająca najczęściej kształt utopijnego marzenia, a zatem nie zawsze wynikająca logicznie z przedstawionego w utworze układu rzeczy.

Okres I -— od debiutu pisarskiego w 1889 r. do mniej więcej 1898 r. — jest okresem dominacji literackich miniatur, nowel, szkiców, opowiadań, obrazków, zebranych w tomach: Rozdzióbią nas kruki, wrony... (1895), Opowiadania (1895), Utwory powieściowe (1898). Dzieł większego formatu przyniosło to dziesięciolecie niewiele: szkic powieściowy Promień (1898), napisany w tym czasie, choć nigdy za życia autora nie publikowany, dramat Grzech (1897) i jedną tylko „normalną” powieść Syzyfowe prace (1897). Cechuje go ostry i demaskatorski realizm o wyraźnym naturalistycznym zacięciu; bezkompromisowość moralna w nazywaniu brzydoty i okrucieństwa życia; płomienny, żarliwy patriotyzm.

Okres II (1898-1910) przyniósł przede wszystkim wielkie powieści. A więc Ludzi bezdomnych (1899), książkę, która dla pokolenia ówczesnego i dla kilku bodaj następnych stała się jakby ewangelią społecznictwa, a jej bohater, rozdwojony wewnętrznie między „urodą życia” a imperatywem obowiązku i przezwyciężający ostatecznie ową pokusę szczęścia w imię idei, uczłowieczonym symbolem i drogowskazem. Dalej Popioły (1904), wielki, panoramiczny obraz życia polskiego w epoce napoleońskiej, ukazujący zaczątkowe porywy i usiłowania narodu, zmierzające ku dźwignięciu się i odrodzeniu z katastrofy rozbiorów. Charakterystyczną cechą tego okresu jest wyraźne załamanie ideowej i artystycznej równowagi. Mimo zawsze namiętnych akcentów społecznych zakres obserwacji realistycznej jakby się zwęził przy jednoczesnym zwiększeniu się nacisku tendencji naturalistycznych, które w Dziejach grzechu zdają się panować niemal totalnie nad wizją świata. Wzmaga się udział i rola liryczno-emocjonalnych komentarzy krajobrazowych, pełniących funkcję istotnych współczynników ideowej sugestii i gatunkowej swoistości „lirycznej” powieści Żeromskiego. Powściągliwość uczuciowa, tak znamienna dla okresu pierwszego, wydatnie słabnie. Pojawia się skłonność do po-sługiwania się nastrojową symboliką, mającą działać swym emocjonalnym ładunkiem (rozdarta sosna, róża). Ustala się definitywnie charakterystyczny dla Żeromskiego typ bohatera, autorskiego sobowtóra (Judym, Czarowic), którego samotnicza działalność, a w jeszcze wyższym stopniu retoryczne deklaracje miały wyrażać ideową intencję dzieła. Zaczyna się na koniec właśnie w tym okresie wszechwładne panowanie utopii.

Okres III (1910-1919) odznacza się jak poprzedni zdecydowaną przewagą wielkich form powieściowych. W 1912 r. ukazały się Uroda życia i Wierna rzeka, w latach wojny trylogia Walka z szatanem (Nawracanie Judasza i Zamieć w 1916 r., Charitas w 1919 r.). W dziełach tego okresu ujawniła się ponownie tak znamienna dla początków twórczości Żeromskiego dociekliwość realistycznego spojrzenia, choć jest to raczej realizm drobnych szczegółów, a nie szerokich ujęć całościowych. Bohater „pozytywny” odgrywa nadal rolę i decydującą jako głównyspiritus movens akcji powieściowej.

Okres IV to schyłek życia (1919-1925). W zakresie prozy I przyniósł jedną tylko powieść — Przedwiośnie (1924), kilka opowiadań, zebranych w tomie Pomyłki (1923). Zjawiskiem zaskakującym jest niezwykła aktywność dramatopisarska, która na przestrzeni lat pięciu przyniosła aż cztery nowe dramaty: Ponad śnieg bielszym się stanę... (1920), Białą rękawiczkę (1921), Turonia (1923) i komedię Uciekła mi przepióreczka... (1924), najbardziej artystycznie udały i najbar­dziej uroczy ze wszystkich teatralnych utworów pisarza jeszcze jeden wariant nieśmiertelnego motywu o wyrzeczeniu się miłości w imię idei i w imię heroicznie pojętej powinności moralnej. Najwybitniejszym dziełem okresu było niewątpliwie Przedwiośnie, powieść-dyskusja i pytanie o przyszłą drogę i o wielką ideę Polski niepodległej; powieść nie przynosząca żadnej konkretnej odpowiedzi i niczego nie rozstrzygająca, której celem było jedynie przebudzenie zbiorowego sumienia i nakazu wielkości. W powieści tej ujawniła się, jak bodaj w żadnej innej, realistyczna dociekliwość i spostrzegawczość autora, zdolność wychwytywania nie tylko dobrze zaobserwowanych szczegółów, ale i zasadniczych dążeń i procesów społecznych. Milknie w niej niemal zupełnie nastrojowo-liryczny komentarz krajobrazowy; bohater jako medium autorskich poglądów egzystuje tylko w formie szczątkowej, bo w rozmaitych sytuacjach różne postaci służą pisarzowi do wypowiadania jego własnych refleksji i niepokojów.

II. Geneza i źródła opowiadań

Żeromski czerpał tworzywo i budulec do swych utworów nie tyle z fantazji i wyobraźni, ile z najbardziej własnych, konkretnych, autentycznych doświadczeń. Przyroda, środowisko, sceneria akcji opowiadań Żerom­skiego to nieomal z reguły stare, ukochane kąty domowe, tyle że literacko przetworzone, innym słowem nazwane. Tradycje patriotyczne były w rodzie Żeromskich żywe i trwałe i z pokolenia niejako w pokolenie przekazywane.

Po klęsce powstania styczniowego nastały dla Królestwa Pol­skiego najcięższe lata. Zniszczone zostały resztki dawnej autonomii, nawet nazwę zmieniono, zastępując nomenklaturę dotychczasową określeniem „kraj przywiślański”. Polacy jako naród mieli przestać istnieć. Szczególnie ponurym wspomnieniem zapisały się rządy generał-gubernatora Józefa Hurki i osławionego kura­tora warszawskiego okręgu naukowego Aleksandra Apuchtina, jako wyjątkowo konsekwentnych i systematycznych tępicieli pol­skiego życia narodowego. Zasadą i dyrektywą polityki oświatowo-kulturalnej władz zaborczych stało się doszczętne ogłupienie Polaków.

Szkolnictwo średnie, przekształcone na modłę rosyjską, stało się karykaturą szkoły jako podstawowy instrument antypolskiej po­lityki eksterminacyjnej rządu. W murach szkolnych nie wolno było odezwać się głośno po polsku; naukę języka ojczystego, jedyne ustępstwo władz wobec uprawnionych aspiracji podbitego narodu, zepchnięto na ostatni plan jako przedmiot nadobowiąz­kowy, wykładany ponadto w najbardziej niedogodnych godzi­nach, aby i tym sposobem odciągnąć od niego i zniechęcić. Nauka ograniczała się do tłumaczenia tekstów polskich, oczywiście odpowiednio dobranych, tj. wyjałowionych z najlżejszych choćby śladów patriotyzmu narodowego, na rosyjski, a literaturę i grama­tykę polską objaśniano wyłącznie w obowiązującym urzędowym języku. Olbrzymią rolę w tym systematycznym ruszczeniu odgrywało nauczanie historii.

Koledzy Żeromskiego z lat gimnazjalnych zaświad­czają w swoich wspomnieniach, że wraz ze swym najbliższym podówczas przyjacielem Strożeckim, jako najlepiej w klasie znający historię Polski, często oponowali obaj gorąco przeciw kłamstwom i fałszerstwom szkalujących jej przeszłość nauczycieli-rusyfikatorów. Tak więc już w latach szkolnych miało swe źródło to szczególne uczulenie przyszłego pisarza na najszerzej pojętą problematykę wolności i niepodległości jednostek i naro­dów. Z idei walki o niepodległość uczyni od początku motyw pierwszy i naczelny całej swej twórczości.

Z plątaniny poglądów wybierał te, które odczuwał jako własne, jako najbardziej zgodne z jego patriotycznym i moralnym odczuciem rzeczy — ideę walki czynnej o wyzwolenie narodowe, nakaz pracy oświatowej wśród ludu i w środowiskach robotniczych, pełne zrównanie w prawach chłopa polskiego. Najdonioślejszą jednak w skutkach szkołą wychowania ideo­wego miał się stać kilkuletni pobyt w Raperswilu. Żeromski nie związał się organizacyjnie z żadną z tych orientacji, ale pewne elementy marksowskiego myślenia, bardzo wyraźnie dostrzegalne w jego prymicjach literackich, przeniknęły do nich zapewne z owych właśnie sporów i kontrowersji ideologicznych, których bywał z reguły biernym jedynie i milczącym świadkiem i słuchaczem.

Raperswil udostępnił też Żeromskiemu — jak to już poprzednio wspomniano — nie znany mu dotychczas, a imponujący dorobek ideowy Wielkiej Emigracji polistopadowej. Na nich przede wszystkim oprze podsta­wowe założenia i zręby swej ideologii polityczno-społecznej: postulat reformy rolnej jako zasadniczego fundamentu przyszłej nieuniknionej przebudowy ustrojowej; zasadę pracy jako jedyne­go kryterium moralnej i obywatelskiej wartości człowieka; ideę wszechwładztwa ludu jako klasy, z której wyjdzie odrodzenie narodu; pojęcie bezkrwawej rewolucji społecznej, dobrowolnego wyrzeczenia się przez szlachtę mienia i ziemi na rzecz chłopa, który ziemię tę uprawia i swoim znojem użyźnia; rozległe pro­jekty pracy oświatowej; śmiałe marzenia o komunie agrarnej, o przyszłej wspólnej, gromadzkiej uprawie roli; wreszcie to wy­bitnie moralistyczne zabarwienie wielu swych poglądów, przesu­wanie punktu ciężkości z walki politycznej w sferę sumienia.Dawne, młodzieńcze, uczuciowe powiązania ze świa­tem doświadczeń religijnych zaczęły się rozluźniać, a w ich miejsce formować się zarysy i wyobrażenia nowej, laickiej „religii” humanitaryzmu, kult utrudzonego, skrzywdzonego czło­wieka, który wespół z miłością ziemi ojczystej miał zastąpić Żeromskiemu nazbyt abstrakcyjną ideę Boga.

Wychował się na Jeżu, Kraszewskim, Sienkiewiczu, Orzeszkowej, Prusie, Święto­chowskim i Wiktorze Hugo, Zoli, Maupassancie, Puszkinie, Turgieniewie, Dostojewskim, Tołstoju. Fascynuje go i niepokoi zarazem naturalizm; jego drapieżność i bezwzględność wydają się tak doskonale odpowiadać prawdzie owego okrutnego życia „na dnie”, którego młodociany adept literatury doświadczył tak dotkli­wie na samym sobie w latach studiów warszawskich. Ale budzi zarazem zastrzeżenia naturalistyczna kamienna obojętność, tak zasadniczo sprzeczna z całą jego najgłębszą, namiętną, impulsyw­ną naturą, pojmującą sztukę pisania jako formę spowiedzi, bez­pośredniego wyrażania „tego co w nas się mieści i tego, co boli głęboko”. Ostatecznie odda pierwszeństwo pisarzom, którzy ostrość obserwacji łączą z idealnym polotem i głęboko osobistym odczuciem rzeczy.

III. Tematyka opowiadań

Już pierwsze opowiadania Żeromskiego ujawniły osobowość pisarską o wyraźnie określonych predyspozycjach tematycznych. Problematyka narodowa jest ośrodkiem tematycznym całej pokaźnej grupy najświetniejszych opowiadań, należących tak do wczesnego, jak i do późniejszych okresów działalności pisarskiej Żeromskiego. Niedobitek, Pocałunek, Ananke, opowiadania podlaskie Do swego Boga i Poganin, „Rozdzióbią nas kruki, wrony...”,Echa leśne, Mogiła — stanowią ciąg utworów jednolitych tematycznie.

Osobny zespół wśród utworów, których dominantę treściową stanowi sprawa polska, przedstawiają opowiadania o tematyce powstańczej. Silna, namiętna uczuciowość Żeromskiego wyjątkowo wiernie i trwale przylgnęła do tej bolesnej, ale pięknej i promiennej legendy jego dzieciństwa, czyniąc z niej jeden z głównych i przewodnich motywów całej twórczości od owego młodzieńczego obrazka z „ziemi mogił i krzyżów”- od „Rozdzióbią nas kruki, wrony...” (1894), poprzezEcha leśne (1905), Wierną rzekę i Urodę życia (1912), aż po przedmowy do Kryjaków Marii J. Wielopolskiej (1913) i do książki Karoliny Firlej-Bielańskiej Nullo i jego towarzysze z 1923 r. Problematyka powstańcza traktowana jest w opowiadaniach jakby w dwu aspektach. Z jednej strony są to liryczne i głęboko nastrojowe obrazy heroicznej walki: bezimiennych bojowników niepodległości, bolesnych tragedii rodzinnych i osobistych, jak w owym wspomnieniu Echa leśne, w którym dowódca rosyjski, Polak z pochodzenia, wydaje wyrok śmierci na zbiegłego do szeregów powstańczych rodzonego bratanka, z drugiej zaś strony usiłuje pisarz jak gdyby szukać przyczyn i źródeł katastrofy oraz zwalczać pełną obłudy i przewrotnej sofisterii strategię oportunizmu politycznego, przeciwstawiającą idei czynu zbrojnego „rozsądną” i „rozważną” taktykę i ugody. Ta tendencja do jak najbardziej wszechstronnego ujęcia problematyki powstania ujawniła się już w pierwszym, najgłośniejszym i klasycznym niejako dla tematyki tego rodzaju opowiadaniu tytułowym pierwszego książkowego zbioru nowel pisarza „Rozdzióbią nas kruki, wrony...”. Temat ukazany tu został w sposób skrótowy i metaforyczny w epizodzie śmierci Winrycha, ostatniego z niezłomnych, który dowożąc broń dla partii powstańczej, przyłapany przez tropiący „buntowników” oddział kozaków, ginie pod ciosami żołdackich lanc. Problematyka narodowa od pierwszych wystąpień literackich wiązać się będzie u Żeromskiego z jak najszerzej pojętą kwestią społeczną.

Przedstawiając np. przeobrażenia strukturalne w społeczeństwie polskim po 1864 r. pokazuje je pisarz w czterech jakby wersjach. Wariant pierwszy to los Dominika Cedzyny z Doktora Piotra, przykład generacji nazbyt głęboko tkwiącej w obyczajowości szlacheckiej i zaawansowanej wiekiem, by mogła się zdobyć jeszcze na rewizję swych poglądów i by starczyło jej energii na rozpoczynanie życia od początku, od nowa. Wariant drugi to ów Jules Polichnowicz, reprezentant pokolenia, które oporów i trudności, zrozumiałych poniekąd i wytłumaczalnych w generacji pana Cedzyny, mieć właściwie nie może i nie powinno. Jest dostatecznie wykształcony i dostatecznie młody, aby się mógł odważnie zmierzyć z sytuacją. Jeśli mimo to przegrywa i utonie zapewne w szarym, bezbarwnym tłumie „wysadzonych z siodła”, plasując się na nędznej, lichej posadce, to dlatego, że atawistyczne narowy kasty szlacheckiej — lekkomyślność, niedołęstwo, lenistwo, wzgarda dla rzetelnej, wytrwałej pracy — okazały się silniejsze. Wariant trzeci to ów nowy dziedzic ze Zmierzchu, wyróżniający się raczej wyjątkową w swojej warstwie zdolnością asymilowania się do zmienionych warunków życia. Wariant czwarty, to historia młodego doktora Piotra.

Społeczno-humanitarne zainteresowania początkującego pisa­rza ujawniły się jednakowoż najpełniej i najostrzej w jego nowelach chłopskich. Z wsią zrośnięty był od dzieciń­stwa, potem konieczność wygnała go na wieś za chlebem. Ko­lejne postoje guwernerskie stwarzały doskonałe warunki pilnej, wnikliwej obserwacji. Z niej to właśnie powstały pierwsze korespondencje, które ostrością oskarżenia tak wzburzyły opinię oleśnickich szlagonów, oraz ludomańskie, idealizujące obrazki w rodzaju Elegii czy owej „prawie idylli”Ach, gdybym kiedy dożył tej pociechy..., w których lud ukazany został poprzez trochę upiększające rzeczywistość spojrzenie idealisty-marzyciela.

IV. Struktura artystyczna

1. Prezentacja postaci i obrazów

Długoletnie terminowanie w szkole realistów i naturalistów przyniosło znako­mite rezultaty, nauczyło powściągliwości i obiektywizowania własnych myśli i wzruszeń w znakach i obrazach o zdumiewająco czystym i wyraźnym rysunku. Swoje postaci literackie prezentuje Żeromski w rozmaitych ujęciach w zależności od zadań, jakie tym postaciom wyznacza — rzeczowo-obiektywnym, idealizującym i deheroizującym, alego­rycznym i naturalistycznym, karykaturalnym, komicznym, iro­nicznym. Przeważa ujęcie rzeczowe, obiektywne, jako że więk­szość opowiadań powstała niewątpliwie w szkole realizmu, który patronował widomie pierwszym poczynaniom literackim pisarza.

Aby pogłębić awersję do niemiłej sobie postaci, narrator wy­dobywa w niej ze szczególną, ujemną satysfakcją pewne anty­patyczne nawyki i właściwości zachowania. Żeromski potrafi opisywać krajobraz jak renomowany realista, z pełnym i wszechstronnym użyciem swojej literackiej palety. Krajobraz — i to jest poniekąd indywidual­nym wynalazkiem tego pisarza — spełnia najczęściej funkcję jakby swoistego rodzajuLeitmotivu muzyczno-nastrojowego, któ­ry w toku narracji ustawicznie powraca, stając się istotnym i efektywnym współczynnikiem sugestii ideowej i emocjonalnej utworu.

2. Budowa i kompozycja

Istotnie, na tle całokształtu twórczości opowiadania Żerom­skiego ujawniają szczególną strukturalną klarowność. Powielają przeważnie klasyczny model budowy trójdzielnej, wyodrębniają­cej wyraźnie część ekspozycyjną, rzecz właściwą i zakończenie. Owa część wstępna wprowadza zazwyczaj bohatera przygody, zaznajamia z jego przeszłością i z jego aktualną społeczną i ideową sytuacją, przygotowując jednocześnie grunt pod rzecz właściwą. Zrąb zasadniczy, owa część centralna i najszerzej rozbudowana, wypełniona jest zdarzeniem, stanowiącym temat opowiadania. Zakończenie, wyodrębnione zazwyczaj pauzą nar­racyjną, przybiera dość często jakby charakter epilogu, przyno­szącego rozwiązanie i wyjaśnienie wątków oraz akcentującego dobitniej intencję ideową utworu.

W niektórych wczesnych opowiadaniach ujawniła się jedno­cześnie pewna maniera, która miała w przyszłości bardzo istotnie zaciążyć nad większymi kompozycjami powieściowymi Żeroms­kiego — pasja erudycyjna, swoisty, jakby z praktyki pisarskiej naturalistów przejęty scjentyzm literacki, przesadna dokładność i pedanteria w technice opisu.

W opowiadaniach Żeromskiego zwraca szczególną uwagę wielkie bogactwo środków dynamizujących przebiegi zdarzeń, tak iż utwory te ujawniają niezwykłą zdolność interesowania, podtrzymywaną w toku całej percepcji poprzez odpowiednio dozowane napięcia emocjonalne. Owe zabiegi dynamizujące to inwersje, przesunięcia planów czasowych, sytuacje zaskoczenia i wyczekiwania, to wikłanie biegu wydarzeń i stwarzanie mo­mentów niepewności, to niedopowiedzenia, kontrasty, perypetie, to wreszcie nieoczekiwane, zaskakujące zakończenia o dysonan­sowym dość często charakterze. Skutecznym sposobem dynamizacji bywa też u Żeromskiego dość często opóźnianie czy też w ogóle stawianie niejako pod znakiem zapytania spodziewanego lub pożądanego obrotu rzeczy.

3. Formy podawcze

Wspomniano już poprzednio, że młodzieńcze Dzienniki, prowadzone wytrwale na przestrzeni dziewięciu bez mała lat, stanowiły dla Żeromskiego jakby szkołę literacką, na nich się wprawiał przede wszystkim w przyszłym zawodzie. Z Dzienników przejął Żeromski pewną sobie tylko właściwą formę narracji, która w jego wczesnych opowiadaniach wyraźnie i zdecydowanie przeważa, choć występuje w rozmaitych modyfikacjach. Formę tę stanowi relacja w pierwszej osobie, włożona w usta postaci ani z wyglądu, ani z imienia i nazwiska nie określonej, która jednak należy w pewnym sensie do owego świata przedstawionego, pilnie go obserwuje, odczuwa, ocenia i wyniki swych spostrzeżeń do wiadomości podaje.

Występuje narracja również w pierwszej osobie, w której jednak opowiadający określony jest wyraźnie z imienia, nazwiska i z profesji. Mogiła ma podtytuł „listy i notatki”. Są to listy, jakie odbywający jednoroczną służbę wojskową Maurycy Zych pisuje do swego przyjaciela w Warszawie. Forma listów i notatek in­tymnych, pisanych dla własnego użytku i z wewnętrznej potrze­by, posiada swe ograniczenia, ale jednocześnie otwiera pewne szczególne możliwości. Jej ograniczenie polega na tym, że dość istotnie zwęża pole widzenia. Atrybut wszechwiedzy, będący przywilejem narratora anonimowego, snującego opowiadanie w trze­ciej osobie, nie może przysługiwać temu komuś, kto będąc jedną tylko z wielu osób świata przedstawionego może widzieć i wie­dzieć tyle tylko, ile w danych warunkach widzieć i wiedzieć może.

Ten typ narracji, jawnej czy kryptosubiektywnej, utrzymuje się w opowiadaniach dość długo nawet wówczas, gdy w zasadzie przechodzi Żeromski do formy trzecioosobowej i w założeniu obiektywistycznej. Tak jest np. w Siłaczce. Dialogi Żeromskiego spełniają przede wszyst­kim w stopniu nieomal doskonałym wysuwany przez poetykę realistyczną postulat swoistej współmierności charakteru języko­wego wypowiedzi ze stylistyką autentycznej, potocznej konwer­sacji.

4. Indywidualne znamiona stylu i języka

Realistyczna proza pragnęła przedstawiać rzeczywistość bez upiększeń i bez retuszu. Wydawało się przeto, że do podobnych celów będzie się nadawać język świadomie i w maksymalnym stopniu wyzbyty cech literackości. Słownictwo pospolite, zwyczajne, składnia utrzymana w rygorach gramatycznej poprawności. Język tak absolutnie pozbawiony pretensji, podporządkowany wyłącznie sprawie wyrażania i nazywania stawał się nieomal niedostrzegalny, przeźroczysty i prawie zupełnie wyjałowiony z aktywnych estetycznie wartości, sprowadzony bez reszty do swej funkcji instrumentalnej.

Na tle tej dość szeroko rozpowszechnionej konwencji stylistycznej język Żeromskiego zwrócił od początku uwagę jako coś niezwykłego, co przełamywało zdecydowanie wszystkie szablony i nawyki. Uderzał wyjątkowym bogactwem słownictwa, fenomenalną wydolnością i umiejętnością znajdywania wyrazów jakby absolutnie w danym miejscu koniecznych i nieodwołalnie trafnych. Co jednak szczególnie narzucało się uwadze i co owemu bogactwu językowemu nadawało niepowtarzalną i osobniczą fizjonomię, to znamienne stylistyczne perseweracje.

Na odrębną uwagę zasługuje również doskonała obiektywiza­cja stylu w zależności od tego, kto opowiada i co jest przed­miotem opowiadania. W utworach, w których występują postaci przynależne do różnych kategorii społecznych, język narracji jest wyraźnie środowiskowo zróżnicowany.

Dążność do obiektywizacji stylu ujawnia się jeszcze wy­raźniej w tych opowiadaniach, w których narratorem jest postać przynależna do świata przedstawionego. Wtedy język narracji całą swą strukturę dostosowuje do pozycji socjalnej i do formacji umysłowej opowiadacza.

V. Tonacja

Tonacja opowiadań Żeromskiego odznacza się niezwykle szeroką amplitudą nastrojów — od ironii i drwiny aż po patos i tragizm. Ignorując jak gdyby niewzruszone kanony i przykazania epickiego obiektywizmu, Żeromski bardzo często ulirycznia swą prozę, wprowadza nawet całe odrębne wstawki pisane prozą poetycką, jak np. w Doktorze Piotrze, w dygresji o śpiewie starego, poczciwego zegara.

Sztuka Żeromskiego rozpięta jest na przeciwieństwach, jego świat nie jest spokojny, zrównoważony, osadzony mocno na niewzruszonych fundamentach — jest rozdarty, dramatyczny, pełen bolesnego napięcia.

Streszczenia

Siłaczka

Streszczenie:

Akcja utworu rozgrywa się w niewielkim miasteczku o specyficznej nazwie – Obrzydłówek. Wydarzenia dzieją się również we wsi, w której pracowała bohaterka noweli – Stanisława Bozowska.

Doktor Paweł Obarecki, główna postać noweli, oddaje się rozmyślaniom, które są komentowane przez narratora. Bohater akurat wrócił do domu, wcześniej grał w karty. W rozrywce tej towarzyszyła mu lokalna elita, mianowicie: ksiądz, aptekarz, naczelnik poczty oraz sędzia. Sześć lat temu doktor osiadł w Obrzydłówku, aby w zgodzie ze swoimi ideałami udzielać pomocy najbardziej potrzebującym. Chce także uczyć ociemniałych ludzi higieny. Miał świadomość tego, że chłopi żyją w wielkiej nędzy. W związku z tym chciał oferować swoje usługi zupełnie za darmo. Już kiedy kupił podręczną apteczkę, podpadł aptekarzowi i felczerowi, którzy sami produkowali „leki” i pobierali za nie opłaty. Staraniom Obareckiego towarzyszył wielki zapał, ale trudne okoliczności szybko go ugasiły. Ponadto w okolicy zaczęto plotkować, że doktor ma kontakty z duchami oraz nie posiada odpowiedniego przygotowania do wykonywania zawodu. Ludzie wybijają mu nawet szyby. Młody lekarz stopniowo traci swój entuzjazm, w końcu ostatecznie kapituluje.

Nowy sposób bohatera na życie polega na kompromisowości i uległości. Stara się nawet choć na pozór zaprzyjaźnić z aptekarzem i felczerem. Zaczyna zarabiać pieniądze, jednak przez cały czas po prostu się nudzi. Rezygnując zupełnie z ambicji zawodowych, a także swoich pieczołowicie pielęgnowanych ideałów, ma coraz mniejszy apetyt kulturalny, czuje wstręt nawet do czytania. Całkowicie pogrąża się w nudzie. Dom prowadzi mu młoda, dwudziestoczteroletnia gospodyni.

Kiedy niespodziewanie spotyka swoją dawną sympatię, Stanisławę Bozowską, nadzwyczaj szybko przypomina sobie czasy studiów oraz dawne ideały, w tym duży entuzjazm do pracy. Poproszony o pomoc, jedzie do oddalonej o trzy mile wsi, bowiem zachorowała tamtejsza nauczycielka. Doktor szybko rozpoznaje w kobiecie swoją Stasię, która jest w bardzo ciężkim stanie, choruje na tyfus. Sołtys wioski pomaga zwerbować parobka, który za kwotę w wysokości trzydziestu rubli zgadza się przywieźć z Obrzydłówka chininę, lekarstwo które może pomóc chorej. Dodatkowym utrudnieniem jest pogoda – wietrzna, śnieżna zamieć. W tym czasie doktor dowiaduje się, że kobieta uczy tu już trzy lata. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że Stasia żyje w wielkiej biedzie. Pozostała bowiem wierna swoim ideałom i udzielała bezpłatnych nauk ubogim mieszkańcom wsi.

Kiedy doktor Obarecki czeka na lek, w sąsiedniej sali lekcyjnej oddaje się rozmyślaniom – o czasach studiów, o młodości, o odłożonych na bok planach związanych z małżeństwem. Zarówno Stasia jak i doktor żyli w biedzie. Dziewczyna, wówczas siedemnastoletnia panna z bujnym warkoczem, pragnęła – tak jak Paweł, studiować medycynę. Jednak po ukończeniu gimnazjum, w związku z brakiem pieniędzy, rozpoczęła pracę nauczycielki. Paweł poznał Stasię w domu znajomego młodego małżeństwa, zaprzyjaźnionych społeczników – ludzi wprawdzie biednych, ale w pełni znających i rozumiejących problemy innych. Dziewczyna nie zgodziła się wyjść za doktora, własne szczęście poświęcając dla innych.

Po sześciogodzinnym oczekiwaniu na parobka zaniepokojony doktor sam wyrusza po chininę. W południe, kiedy wraca, kobieta już nie żyje. Paweł strasznie rozpacza, ale to już niczego nie zmieni. Obarecki poleca stolarzowi zrobić skromną trumnę z czterech nieheblowanych desek.

Jeszcze przed śmiercią Stasia napisała list do swojej koleżanki, Heleny. Doktor odnajduje go i dowiaduje się, że nauczycielka jest autorką podręcznika Fizyka dla ludu. Prosiła znajomą o przygotowanie wersji książki do druku, sama była już zbyt słaba.

Parobek wysłany po lekarstwo dla Stasi nie mógł dotrzeć do Obrzydłówka, ponieważ koń nie miał sił na dotarcie do Obrzydłówka. Chłopiec wrócił do wsi pieszo, ostatkiem sił. Przybył również zwrócić książki, które pożyczyła mu nauczycielka. Widzimy w tym miejscu, jak solidna była Stanisława, jak bardzo poświęcała się dla ubogiej młodzieży.

Po śmierci kobiety doktor bardzo rozpaczał. Żegnając się ze zmarłą, szeptał na jej uczczenie najpiękniejsze wyrazy, po czym, rozpaczając, odjechał saniami. Po tym wydarzeniu Obarecki na jakiś czas zmienił tryb życia, swoje przyzwyczajenia. Nie grywał już w karty, zaczął natomiast czytać Dantego. Odesłał także swoją gospodynię. Potem jednak czytamy: „Obecnie ma się znakomicie: utył, pieniędzy worek uczciwy nazbijał”…

Cieszył się z faktu, że lokalna elita, dzięki jego zaleceniom zaczęła palić papierosy w bezpieczniejszych dla zdrowia, niesklejanych gilzach. Opowiadanie kończy się kpiącym komentarzem autora: Nareszcie!...

Ze wstępu:

Autor połączył w tym utworze analizę konkretnego i dość typowego zdarzenia z sytuacją zapewne wyimaginowaną, ale o zniewalającej sile oddziaływania, przeciwstawiając zjawisku ideowej dezercji konsekwencją życia na miarę prawdziwie bohaterską. Domagał się tego maksymalizm moralny Żeromskiego. Ktokolwiek powstaje przeciw przewinieniom i grzechom świata, musi być gotowy na wszystko, tak jak ta młoda, piękna dziewczyna, co samotnie mocowała się z potęgą ciemnoty, pokonywała ją z wolna, z uporem, niezłomną wolą aż do ostatniego momentu. I oto kunszt pisarza dokonał cudu; ta tragiczna historia jest zarazem swoiście, choć zapewne w sposób trudny, optymistyczna. Niepodobna zaprzeczyć, że epilog Siłaczki jest bardzo smutny. Panna Stanisława przecież umarła, dzieło jej krótkiego życia, owa Fizyka dla ludu kto wie, czy się ukaże kiedykolwiek w druku. I któż by ją zresztą poniósł między ów lud tak przez zmarłą umiłowany, gdy Obareckich jest milion, a „siłaczek” i „siłaczy” liczba tak znikoma. Wieś, na którą ongiś przyszła ta dziewczyna z płomykiem swego społecznego entuzjazmu, powróci zapewne jak dawniej do stanu patriarchalnej ciemnoty. O parę kilometrów opodal doktor Paweł Obarecki będzie obrastał w sytość małomiasteczkowego sybaryty. Nie ten przecież sens dosłowny określa wartość i wymowę opowiadania, wyznacza je zawarta w nim energia moralna, zdolna przeobrażać świadomość ludzką zawsze i wszędzie. Ów społecznie i moralnie fascynujący czar opowiadania mieści się w urzekającym pięknie idei, jakie pokazał Żeromski i tak wymownie podkreślił na szarym i smutnym tle pospolitości życia. Wzniosłość tego piękna, ucieleśnionego widomie w życiu i w śmierci bohaterskiej dziewczyny, na przekór zwątpieniom dźwiga nas wewnętrznie i wyzwala wszystkie najlepsze siły woli i uczucia.

Wszystkie elementy treściowe silnie skoncentrowane są tu wokół jednego wydarzenia z dość szeroką perspektywą w prehistorię przygody i węższą w przyszłość nadają opowiadaniu postulowaną przez wymogi gatunku zwartość i oszczędność. W rozłożeniu elementów składowych widać dobrze i mądrze przemyślaną współmierność. Zgodnie z pierwszoplanową pozycją Obareckiego (panna Stanisława jest tylko postacią tytułową) jego historii, doświadczeniom i przeżyciom psychicznym poświęcono najwięcej miejsca. Postać Siłaczki jest potraktowana nie tak wszechstronnie, ale bo też nie leżało to w intencjach pisarza i nie było konieczne dla osiągnięcia celu; siła przeciwstawienia między nią a jej literackim partnerem gra i tak pełnią swej ideologicznej wymowy. Postaci pozostałe trwają w polu widzenia i rozwinięte są o tyle, o ile to potrzebne dla uwydatnienia problemu i dla oświetlenia charakterów i postaw kreacji planu pierwszego. Podobnie przyroda i obrazy środowiska prowincjonalnego ukazane zostały w granicach i wymiarach określonych przez konieczność i logikę wewnętrzną pomysłu jako realny i aktywny współczynnik ewolucji ideowej doktora Pawła i jako element motywujący przebieg wydarzeń. Dzięki mocnemu związaniu wszystkich elementów składowych spoiwem wewnętrznej konieczności obraz świata przedstawionego nabiera znamion kreacji o wysokim walorze i współczynniku prawdopodobieństwa.

Obok narratora obiektywnego, anonimowego i obdarzonego w stosunku do postaci opowiadania przywilejem wszechwiedzy, istnieje ponadto jakby w formie szczątkowej narrator drugi, a właściwie już nie tyle narrator, bo nie on prezentuje nam zdarzenia, ile komentator owych wydarzeń. Jego obecność obok narratora pierwszego ujawnia się bądź w strukturach wtrąconych typu: „Doktor Paweł w epoce jego życia, o której mówię, zjedzony był już przez Obrzydłówek”, „wszystko to, r o z u m i e s i ę, nie prowadziło do żadnej zmiany na lepsze...”, „Szczerze mówiąc — trudno nawet wymagać...”, bądź w obszerniejszych wstawkach przybierających charakter jakby swoistych komentarzy, interpretujących przedstawione zdarzenia czy stany rzeczy z pozycji kogoś, kto istnieje jak gdyby nad narratorem, zajmuje nadrzędne w stosunku do niego stanowisko.

Rozdzióbią nas kruki, wrony...

Streszczenie:

Jesiennym, ponurym i deszczowym świtem Andrzej Borycki, znany jako Szymon Winrych, kieruje się w stronę Nasielska. Właśnie mija trzeci dzień jego wędrówki. Nocami czuwa i pilnuje wozu, w którym przewozi ukryte pod chrustem i sianem karabiny. Jest bardzo ubogo ubrany, ma dziurawe, przemoknięte obuwie. Nie sposób rozpoznać w nim prezesa stowarzyszenia śrubstaków, wesołego i zabawnego Jędrka, jakim był dawniej. Wóz ciągną dwa konie dobrej rasy pociągowej, Winrych zwykle w ukryciu wynajmuje je od ich posiadacza.

Mimo że powstanie już dogorywa, bohater nieustannie pragnie walczyć, do ostatniej chwili jest lojalny wobec idei niepodległości. Chociaż jest w pełni świadomy następstw ciągle trwającej niewoli narodowej, do ostatniej chwili nie poddaje się.

Niespodziewanie na horyzoncie pojawiają się Moskale. Winrych podejmuje bezskuteczną próbę ucieczki. Nie udaje mu się również uwolnienie koni. Zostaje napadnięty przez ośmiu rosyjskich ułanów, którzy natychmiast zauważają, że bohater posiada ukrytą broń. Oprawcy zadają mu szereg pytań, na które ten odpowiada jednym słowem: Głupiś!

Prosi, by darowali mu życie. Moskale jednak pozostają bezduszni i w okrutny sposób mordują Winrycha - przebijają mu pierś i brzuch bagnetami, potem pada strzał w głowę, który rani Andrzeja oraz zabija jednego konia. Ułani przeszukują też kieszenie bohatera, denerwują się, że wypił całą wódkę. Ze złości rozbijają butelkę o jego czaszkę, odłamkami szkła kaleczą mu policzki. Krople deszczu sprawiają, że Andrzej na moment odzyskuje przytomność i wypowiada słowa modlitwy Ojcze nasz. Zwraca się do Boga z prośbą o odpuszczenie win, potem umiera w przekonaniu nieśmiertelności.

Drugi koń obwąchuje głowę powstańca i czuje, że ten nie żyje. Wystraszony bezskutecznie stara się uciec. Niestety, łamie nogę niechcący wetkniętą między szprychy w kole wozu. Zwierzę męczy się, bardzo cierpi.

Koń zaczyna głośno rżeć, widząc stado zlatujących się w kierunku wozu wron. Jedna z nich zaczyna dziobać głowę zabitego zwierzęcia, za chwilę dołączają do niej kolejne. W tym momencie nadchodzi ubogi chłop, mieszkaniec pobliskiej wioski. Zobaczywszy zabitego człowieka odmawia pacierz, potem z rozkoszą przeszukuje kieszenie zmarłego, a następnie zdejmuje z niego resztki garderoby. Owija nimi część karabinów i oddala się.

Po godzinie wraca, towarzyszy mu para koni. Wyprzęga cierpiące zwierzę. Stwierdza, że jest zbyt słabe, by się do czegoś przydać, więc postanawia je udusić; to mu się jednak nie udaje. Zaprzęga więc konie i odjeżdża. Po południu ponownie powraca, by zedrzeć skórę z martwego konia. Ma również nadzieję, że drugie zwierzę padnie z wyczerpania. Zakopuje zwłoki Winrycha oraz obdartego ze skóry konia w pobliskim dole kartoflanym. Wracając do domu odczuwa zadowolenie i wdzięczność Opatrzności za „tyle żelastwa i rzemienia”.

Nagle ciszę przerywa końskie rżenie. Chłop dostrzega konia, który zwraca łeb w stronę grobu powstańca. Nad tym miejscem zlatują się także stada wron.

Ze wstępu:

Tendencja do jak najbardziej wszechstronnego ujęcia problematyki powstania ujawniła się już w pierwszym, najgłośniejszym i klasycznym niejako dla tematyki tego rodzaju opowiadaniu tytułowym pierwszego książkowego zbioru nowel pisarza „Rozdzióbią nas kruki, wrony...”. Temat ukazany tu został w sposób skrótowy i metaforyczny w epizodzie śmierci Winrycha, ostatniego z niezłomnych, który dowożąc broń dla partii powstańczej, przyłapany przez tropiący „buntowników” oddział kozaków, ginie pod ciosami żołdackich lanc.

W tę opowieść o śmierci ostatniego powstańca wpleciona jest zarazem próba określenia przyczyn przegranej. Wytłumaczenie to zawarte jest w strumieniu refleksji, przepływającym przez świadomość Winrycha, we fragmencie z chłopem odzierającym trupa oraz w obrazie zlatujących na pobojowisko kruków i wron (obrazie podwójnie metaforycznym, bo spełniającym zarówno funkcję symbolu, jak i politycznej aluzji). Przyczyn katastrofy dopatruje się Żeromski przede wszystkim w niskim morale społeczeństwa, które w sytuacji krytycznej nie potrafiło sprostać trudnym wymogom położenia, poddając się panicznej trwodze i nastrojom niewiary w sens dalszego oporu. Szczególną rolę w tym oskarżeniu spełnia obraz owych kruków i wron, które przywiedzione nadzieją żeru krążą ponad miejscem tragedii i obsiadają zwłoki Winrycha, usiłując dotrzeć do wnętrza jego czaszki, „do tej ostatniej fortecy polskiego powstania”. „Wrony z wielką rozwagą, taktem, statkiem, cierpliwością i dyplomacją zbliżały się, przekrzywiając głowy i uważnie badając stan rzeczy” („Rozdzióbią nas kruki, wrony...”). Żeromski określa poczynania i ruchy tych drapieżców przy pomocy szeregu znamiennych i wymownych epitetów („takt”, „statek”, „rozwaga”), przypominających w nieodparty sposób frazeologię polityczną obozu oportunistycznej ugodowości.

Pisarz nie poprzestaje jednak na takiej tylko diagnozie i motywacji klęski powstania. Sprawa walki o niepodległość wiązała mu się zawsze nierozerwalnie z wyzwoleniem społecznym. Przegrana 1863 r. miała swe źródło nie tylko w przewadze militarnej wroga i nie tylko w wygodnictwie i serwilizmie warstw posiadających, lecz ponadto i przede wszystkim w głuchej, tępej obojętności ludu wiejskiego, który jeśli nie stawał po stronie władzy zaborczej przeciw powstańcom, to zajmował co najwyżej postawę niezainteresowanego obserwatora. Powstanie musiało upaść, ponieważ dla najliczniejszego odłamu społeczności narodowej stanowiło rzecz obcą. Był to zasłużony, choć tragiczny w skutkach odwet historii za wielowiekowe „niewolnictwo, za szerzenie ciemnoty, za wyzysk, za hańbę i za cierpienie ludu”. Myśl tę wyraził pisarz poprzez postać chłopa-nędzarza, który zwabiony nadzieją nieoczekiwanej zdobyczy skrada się pod osłoną nadciągającej nocy i w całkowitej niewiedzy okropności moralnej swego czynu obdziera Winrychowego trupa z wszystkiego, co na tym nieszczęśniku jakąkolwiek choćby mizerną przedstawiało wartość. Żeromski przedstawia ową scenę grabieży beznamiętnie, z absolutnym obiektywizmem, nie ma w tym obrazie ani jednego słowa, w którym by się błąkał choćby cień potępienia. Ów chłop jest taki, jakim go ukształtowały historyczne warunki, wielowiekowa niewola, pańszczyźniana nędza i ciemnota celowo przez jego panów i patronów pielęgnowana.

Doktor Piotr

Streszczenie:

W ciemnym i cichym pokoju leży Dominik Cedzyna. Wieczór wydaje się zupełnie zwyczajny, jednak bohater toczy walkę wewnętrzną ze swoimi myślami i uczuciami. Rozważa wciąż na nowo wieści, które przed chwilą otrzymał w liście. Tylko odgłosy dochodzące z zewnątrz przynoszą mu niejaką ulgę: „gdyby nie te dwa litościwe szmery, rozszarpałby mu chyba serce tłok i burza uczuć i odebrała mu rozum nawałnica ponurych myśli”.

Przyczyną tego stanu jest treść listu, jaki Dominik dostał od swojego syna Piotra, studiującego na politechnice w Zurychu. Młody człowiek donosi w nim, że ze względu na szczególne zdolności i pilność został wyróżniony awansem. Dostał propozycję rozpoczęcia pracy jako asystent Jonatana Mundsleya, chemika, byłego profesora w jednym z uniwersytetów angielskich. Dobre zarobki, doskonale wyposażone laboratorium, swoboda pracy - to warunki, które skusiłyby każdego. Jednak Piotr nie jest szczęśliwy. Wspomina w liście swoje dotychczasowe niepowodzenia związane z poszukiwaniem posady w Polsce - próbował już wielu możliwości, zdobywał kolejne kwalifikacje, obniżał wymagania, ale żadne z tych zabiegów nie przyniosły skutków.

Jego wyjazd do Anglii oznacza dalszą rozłąkę z ojcem i Polską.Piotr snuje wspomnienia z dzieciństwa - przed oczami stają mu znajome miejsca i zdarzenia sprzed lat, przez słowa przebija tęsknota i żal: Oto przejdzie nowa wiosna... Zobaczę ją we mgłach przydymionych sadzą fabryczną - a zarówno tam, jak tutaj będę niósł w sobie kły upiora, głęboko zapuszczone wduszę... I tak zawsze, bez końca.

Jedyną bliską Piotrowi osobą jest ojciec, z którym wciąż pozostaje w rozłące.

Dominik nie potrafi zrozumieć decyzji syna. Uważa, że stracił u niego posłuch, nie jest żadnym autorytetem, a jego życie układa się zupełnie inaczej, niż zaplanował ojciec. Dominik uważa, że ojciec to ten, który powinien pokazywać synowi świat, a przede wszystkim przekazywać mu rodzinne dziedzictwo - zarówno w sferze duchowej (doświadczenie życiowe) jak i materialnej (majątek, zawód). To jest, zdaniem Dominika, spoiwo rodziny. On sam utracił to wszystko. W tym dostrzega powód oddalenia się od syna. „To nowoczesny człowiek: uczyni z sobą, co chce i jak chce” – mówi.

Ta wolność Piotra i prawo do decydowania o sobie są dla Dominika czymś bolesnym, złym, niezrozumiałym i niedopuszczalnym. Ideałem jest dla niego syn spędzający całe życie u boku ojca i słuchający wszystkich jego nakazów. Taki był obyczaj szlachecki, który teraz upadł. Cedzyna rozmyśla o pozycji szlachty zajmowanej wcześniej w społeczeństwie: „My, członkowie szeroko rozpostartej rodziny szlacheckiej, stanowiliśmy odrębną społeczność, byliśmy cennym zbożem, rosnącym na pocie tłumu jak na nawozie. Czy nie tworzyliśmy postępu, nie piastowali cywilizacji, nie rozwijali prawidłowo naszej myśli?”.

Tak właśnie opisuje stan, do którego należy. Dostrzega również upadek szlachty: „Rozbiliśmy się na jednostki, zwyrodnieli i zgoła znikli”. Dominik przyznaje, że przystosował się do nowych warunków, podjął pracę zarobkową u osoby uważanej za niższą w hierarchii społecznej, musiał nagiąć swój sposób myślenia. Wciąż jednak za punkt honoru uważa fakt, że „nie stał się mieszczuchem”. Dominik cierpi z powodu rozstania z synem. Nie rozumie go. Uważa, że już nigdy go nie zobaczy, a jedyne, co jeszcze przyniesie mu życie, to śmierć. Jest przerażony myślą, że zapomni o nim własne dziecko, że Piotr odrzuci samą instytucję ojcostwa, jako niepotrzebne we współczesnym świecie. A może świat przyzna mu rację?

Starzec w rozmowie, która toczy się tylko w jego myślach, wyobraża sobie kolejne zarzuty syna i próbuje bronić się przed nimi. Targają nim sprzeczne emocje - od tęsknoty przez irytację, oburzenie, gniew, do rezygnacji i rozpaczy. W końcu cały swój żal i ból kieruje w stronę nauki. Nie może nienawidzić syna, więc przeklina coś, czemu Piotr poświęcił swoje życie.

***

W dalszej części poznajemy historię kolejnego bohatera - Teodora Bijakowskiego. Bijakowski pochodził z ubogiej rodziny. Zbieg okoliczności sprawił, że znalazł opiekunkę, która postanowiła płacić za jego naukę. Tym sposobem przeszedł przez kolejne stopnie edukacji i dostał się do Szkoły Głównej. Jako inżynier dorobił się sporego majątku.

Jednym z jego pracowników był Dominik Cedzyna. Teodor przedstawia swoje poglądy na temat Dominika. Uważa, że jest to osobliwa postać. Niejednokrotnie kpi sobie z byłego pana, który dziś jest tylko jednym z jego podwładnych. Dla Dominka jedyną pociechą są listy od syna. Kiedy jest obrażany, doznaje upokorzeń, sięga właśnie po nie.

Aktualnie Bijakowski kieruje budową kolei żelaznej. Niedaleko od wyznaczonego terenu prac znajduje się folwark Juliusza Polichnowicza. Bijakowski zamierza odkupić od niego wzgórze, z którego mógłby czerpać materiały budulcowe - glinę i kamień. Razem z Cedzyną udaje się do Zapłocia. Folwark znajduje się w opłakanym stanie. Kiedy przybyli pytają o „dziedzica”, nikt nie może nawet skojarzyć, o kogo chodzi.

Polichnowicz przyjmuje ich w jednym ze zrujnowanych pomieszczeń. Meble znajdują się w nieładzie. Prawdopodobnie wszystkie zostaną wyprzedane. Za oświetlenie służy jedna zakopcona lampka. Polichnowicz za odstąpienie cennego wzgórza żąda ośmiuset rubli. Jednak tę propozycję Bijakowski przyjmuje ze śmiechem. Ostentacyjnie zbiera się do wyjścia. Zrujnowany szlachcic natychmiast obniża cenę do 200 rubli. Transakcja kończy się na jeszcze niższej kwocie - 150 rubli. Polichnowicz zgadza się na każde warunki. Jego sytuacja jest beznadziejna. Niegdyś byli to panowie, posiadacze ziemscy. Dziś ich sytuacja radykalnie się zmieniła - nie mają nic. Bijakowski dostrzega ruinę gospodarstwa. Na fantastyczne opowieści Polichnowicza o metodach płodozmianu odpowiada lekceważącym śmiechem.

Mijają kolejne miesiące. Prace przy budowie kolei posuwają się naprzód. Polichnowicz sprzedaje ziemię Biajkowskiemu. Ten początkowo marzy o wielkiej posiadłości, pałacu, życiu na wsi z rodziną. Decyduje się jednak na rozparcelowanie ziemi. Przybywają wiec kolejni osadnicy. Powstają nowe miejsca pracy.

W posiadaniu Bijakowskiego pozostaje kawałek ziemi uprawnej i cegielnia. W jego majątku zjawiają się „bezspodniowcy”, chłopi pozbawieni ziemi, którzy do tej pory wraz z rodzinami głodowali w lesie. U Bijakowskiego znajdują stałe miejsce pracy. Sam Teodor wkrótce wyjeżdża, a zwierzchnictwo nad produkcją obejmuje Dominik Cedzyna. I popłynęły jednostajne, równe i bardzo długie dni rzetelnej pracy

Praca zajmuje Dominikowi większość czasu. Jednak w głębi serca pozostaje jeszcze ukryta ogromna tęsknota za synem. Kiedyś pewnego dnia śni o Piotrze. W sennym widziadle widzi chłopca tonącego w lodowatej grobli. Kiedy budzi się ze snu, dostrzega nie tylko złudność sennych widziadeł, ale też z nową siłą odczuwa brak syna. Nagromadzony ból odzywa się z wielką siłą. Jedyną ucieczkę przed nim widzi w śmierci. Wtem słyszy stukanie w okno. Ktoś chce go widzieć. Nadzieja wstępuje w serce starego ojca. Na progu stoi Piotr. Niewymowna radość nie pozwala panować nad słowami i działaniem - Dominik miota się po pokoju.

W końcu przygotowuje synowi miejsce do snu, a sam zajmuje się pilnowaniem ognia w kominku. Piotr, równie stęskniony, nie może wciąż uwierzyć, że wrócił do domu. Przebudziwszy się postanawia, że nie wyjedzie do Anglii, że zostanie tutaj, wraz z ojcem.

Piotrowi powierzona zostaje opieka nad rachunkami gospodarstwa. Ojciec chce szybko zapoznać syna z rodzajem pracy w takim majątku. Kiedy wraca do domu, zastaje Piotra smutnego, roztargnionego. Dowiaduje się o powziętym postanowieniu syna - decyzji o wyjeździe do Anglii. Powodem jest dług, jaki młody człowiek musi jak najszybciej spłacić. Dominik jest bardzo zaskoczony. Przyczyny takiego stanu rzeczy są następujące: Dominik, aby przesyłać pieniądze Piotrowi, obniżył pensje pracownikom, wiedząc, że zgodzą się na każde warunki. Fundusze na edukację syna pochodziły więc z wyzysku najbiedniejszych. Dominik nie widzi w tym nic złego. Dla swojego syna zrobiłby wszystko, a zastosowane rozwiązanie traktuje jak wypełnienia rodzicielskiego obowiązku. Piotr nie może tego znieść. Czuje się dłużnikiem, ale nie ojca, tylko wyzyskiwanych robotników: „To nie ojciec dawał mi na edukację i nie ojcu mam zwrócić ten dług gorzki i straszny...”. Dominik proponuje, by Piotr podjął pracę u Bijakowskiego, szuka kolejnych rozwiązań, które zatrzymałyby przy nim syna. Jednak taka współpraca dla młodego chemika nie wchodzi w grę: nie szanuje on Bijakowskiego i nie chce mieć z nim nic wspólnego. Mówi: „Nikt dobrowolnie nie zaraża się parchami...Toteż i mnie dobrze, pókim czysty...”.

Piotr natychmiast pakuje swoje rzeczy i wyjeżdża. Dominik jeszcze przez dłuższy czas ma nadzieję, że syn za chwilę wróci. Kiedy widzi postać nadchodzącą od stacji jest przekonany, że Piotr zmienił zdanie. Jednak to strycharz pracujący w cegielni, który odprowadził „młodego pana” na stację. Piotr na pewno opuścił Zapłocie. Zdruzgotany Dominik błąka się po okolicy. Znajduje w końcu ślady stóp syna. „Nad każdym z tych śladów zatrzymał się i macał go laską...Nad każdym z piersi jego wydzierał się cichy, nieprzerwany jęk, podobny do żałosnego skomlenia wiatru w mogiłach cmentarza”.

Ze wstępu:

Piotr jest właściwie „wysadzonym z siodła”, przymusowym uchodźcą z kasty szlacheckiej, węzłami wychowania i sentymentu związanym ze wspomnieniem odległe­go, nie istniejącego już, niestety, kraju dzieciństwa. Pozbawiony ojcowizny Piotr Cedzyna zdobywa jednakże wykształcenie, zasi­lając szeregi tworzącej się ówcześnie inteligencji. W kreacji bohatera, w przedstawieniu jego losów życiowych uchwycił Żeromski niezwykle trafnie, choć oczywiście w skrócie, dwa znamienne aspekty złożonego procesu socjologicznego. Aspekt pierwszy to szlachecko-ziemiańska genealogia pokaźnego odłamu inteligencji polskiej. Aspekt drugi to radykalizowanie się ideowo-polityczne tej szczególnie formacji w przeciwieństwie do inteligencji wywodzącej się ze środowisk drobnomieszczańskich. Młody pisarz, z przynoszącą mu zaszczyt dociekliwością anatoma zjawisk społecznych, różnicując subtelnie zachodzące przemiany, pokazuje w nieomal genialnych skrótach poprzez z finezją zarysowane biografie swych bohaterów, jak na miejsce opróż­nione przez zbankrutowaną szlagonerię ziemiańską wdziera się formacja nowa, zdobywcza, agresywna wszelakiego rodzaju doro­bkiewiczów, nuworyszów, nowobogackich, jak owi Wawelscy z neofitów z Oka za oko, jak ów pan Brzeszczotowicz z Mogiły, co to jeszcze niedawno — jak fama złośliwa głosi — „wieprze pędzał do granicy pruskiej”, a dziś jest bene natus iposses- sionatus, jak przede wszystkim ów majstersztyk analizy socjo­logicznej i charakterologii literackiej inżynier Bijakowski z Dok­tora Piotra, właściwie po prostu Bijak, bo to szlacheckie -ski jest dodatkiem przyczepionym do nazwiska w wieku dojrzałym przez wzbogaconego drobnomieszczucha. Żeromski nie upraszcza zja­wiska; ukazując wszystkie snobizmy porastających w bogactwa nuworyszów, ich podejrzane machinacje, z których rośnie fortuna Bijakowskich, nie odmawia im przecież bezspornych zalet - sprytu, inteligencji i pracowitości. Bijakowski nie potrafiłby żyć bez pracy, bez obmyślania i realizowania coraz to nowych, „bajecznych” interesów i bez pomnażania majątku dla samej po prostu satysfakcji zdobywania i robienia pieniędzy. W tej świetnie postawionej postaci uchwycił Żeromski z doskonałą precyzją najistotniejsze rysy tworzącej się ówcześnie burżuazji polskiej, jej drapieżną agresywność i jej rozmach życiowy. Losy Bijakowskiego to zarazem świetna satyra na ideologię i program pionie­rów i apologetów pozytywistycznej postępowości. Wszak pierw­szy impuls przyszłej działalności przedsiębiorczego inżyniera dała decyzja starej panny, entuzjastki pozytywizmu, która ugodzo­na kamykiem przez małego urwipołcia postanowiła go skierować na drogę wiedzy i nauki. Rozbieżność między tym szlachetnym w intencjach początkiem a ostatecznymi rezultatami wieloletniej edukacji odsłania wszystką naiwność owych pięknych złudzeń. Cywilizacyjna działalność Bijakowskichma bowiem również swoją stronę odwrotną. Jest nią rosnące błyskawicznie bogactwo cieniutkiej, wierzchniej warstwy plutokratów i jej inteligenckich eksponentów i mandatariuszy, tudzież nędza głodomorów, przy­wabionych „cywilizacyjną” działalnością inżyniera z dalekich wiosek i głębokich lasów. Ten to tłum niedożywionych nędzarzy, druzgocąc i krusząc skały w warunkach urągających elementarnym nakazom bezpieczeństwa i rozbójniczego wyzysku, opłaca koszty postępu i zawrotnego wzrostu stopy życiowej Bijakowskich.

Zapomnienie

Streszczenie:

Narrator wraz z dziedzicem, panem Alfredem, udają się przed świtem do gajowego Lalewicza, który ma ich zaprowadzić w miejsce gromadzenia się dzikich kaczek. Zanim dochodzi do polowania, gromada napotyka na skraju lasu wychudłego konia. Okazuje się, że to biedny, równie chudy jak szkapa, chłop – Obala, kradł drzewo. Lalewicz daje mu solidną nauczkę, przy pełnej aprobacie dziedzica. Chłop prosi o łaskę, twierdząc, że kradł, bo zmarł jego syn i nie ma nawet kawałka drewna, aby zbić mu trumnę.

Dziedzic ordynuje, żeby Obala zaprowadził ich do swojego domu, aby mogli sprawdzić, czy nie kłamie. W stodole leży faktycznie zmarły chłopak, tak chudy jak ojciec i szkapa. Obala wcześniej stracił też żonę, a Wojtek był jego jedynym synem. Jaśnie pan mimo tego stwierdza jednak, że chłop zostanie wezwany do sądu chyba, że zapłaci mu 4 ruble odszkodowania i dodatkowo ofiaruje rubla na kościół. Obala oczywiście takich (ani żadnych) pieniędzy nie ma.

Gdy dziedzic odchodzi, Lalewicz (który tak mocno przedtem go bił) zostaje w stodole i mówi biedakowi, żeby się nie martwił, bo on spróbuje jakoś wpłynąć na jaśnie pana, a za chwilę przyjdzie pomóc mu zbić i wyheblować trumnę.

Narrator traci z oczu polujących, kładzie się w trawie i obserwuje chłopców, którzy strącają pisklęta wrony z gniazd i zabijają je, albo obcinają im nogi (leśniczy płaci przecież 3 grosze za parę!).Matka-wrona próbuje obronić swoje dzieci. Opowiadanie kończą słowa narratora:

„Cóż mię to obchodzi? Wiem, że tam gdzieś biją pioruny uczuć, na jakie my, ucywilizowani, mamy lekarstwo w samobójstwie...

...Pozazdrościłem Obali i wronie. Obydwoje oni szybko zapomną. Czym by się ugasiła ich piekielna, niezgruntowana, okrutna, nieświadoma boleść, jakby przepędzili dzisiejszą noc sami w pustych swych gniazdach, gdyby nie to boskie, nie to wspaniałe, dobrotliwe, najlepsze z praw przyrody — mądre prawo zapomnienia? Dla nich „żyć” znaczy „zapomnieć” — i dobra przyroda pozwala im zapomnieć natychmiast...

Ach, jakże im zazdrościłem!...”.

Zmierzch

Streszczenie:

Dwoje ludzi pracuje w mokradłach. Tereny te należą do dworu. Dawny dziedzic jedynie polował i wycinał lasy, doprowadzając swój majątek na skraj upadku. Gdy wyjechał, posiadłość kupił inny człowiek. Ten stwierdził, że mokradła trzeba wybrać, by w miejscu torfowiska zrobić sadzawkę rybną. Do wywożenia torfu najął się Walek Gibała.

Kiedyś był fornalem, ale gdy przyszedł nowy dziedzic i dowiedział się, że podkrada żyto dla koni, został wyrzucony i nie miał szans na znalezienie jakiejkolwiek pracy. Został komornikiem – nie miał własnego domu – mieszkał u ludzi, po kątach, za pracę. Gdy dowiedział się o pracy przy torfie, długo się nie zastanawiał, szczególnie, że rządca obiecał 30 kopiejek za sążeń kubiczny. Gibała zabrał żonę do pracy i razem snuli plany, że dzięki temu jakoś przetrwają zimę, kupią trochę jedzenie, ubrań… Rządca jednak stwierdził, że skoro najęli się do tak parszywej roboty, to musi być im bardzo pilno do zarobku i nie mają innej pracy – więc zamiast 30, dał tylko 20 kopiejek. Gibała się spił, babę sprał, ale rady nie było. I tak kopią od rana do nocy, po 2 kubiki dziennie…Gibałowa martwi się jedynie o malutką córkę, która zostaje sama w kołysce na cały dzień i zapewne płacze. Prosi nie raz męża, żeby pozwolił jej zajść do chaty i zerknąć do dziecka, ten wie jednak, że we dwoje skończą szybciej i więcej zrobią. Zachęca ją więc do pracy czułymi słówkami – „Pchaj i ty swoje, próżniaku”.

I tak chyli się zmierzch dnia i zmierzch ich życia.

Ze wstępu (do Zapomnienia i Zmierzchu):

W tych drobiazgach literackich, których niekiedy nie można nawet nazwać opowiadaniami, potrafił autor zamknąć imponujący ładunek prawdy społecznej o istotnym położeniu ówczesnej wsi, o nędzy chłopa, o jego zacofaniu cywilizacyjnym i niepełnoprawności jego stanowiska wobec pańskiego dworu mimo formalnie zagwarantowanej prawem równości. Ten realizm socjologiczny przejawia się zarówno w rysopisach owych chłopskich bohaterów, portretowanych zazwyczaj fakturą ostrych naturalistycznych kontrastów, jak i w celowym aranżowaniu sytuacji, których brutalność i bezwzględność służą demaskacji i ujawnieniu rzeczywistej, wciąż w istocie trwającej niedoli chłopów. Każdy szczegół obrazu jest starannie wyważony i podporządkowany intencji poznawczej opowiadania. Nieszczęsny Obala z Zapomnienia jest właścicielem dwu morgowin lotnego piachu, a ten detal ekonomiczny staje się istotnym ogniwem motywacyjnym w konstrukcji losu bohatera. Posiadacz dwu morgowin jałowego ugoru jest i musi być od dworu równie zależny, jak za czasów sprzed reformy włościańskiej, a jego formalna wolność okazuje się iluzją. Młodociani oprawcy, którzy w finale opowiadania zabijają bestialsko nowonarodzone wronięta, czynią to nie z własnego tylko impulsu czy wrodzonego okrucieństwa, lecz za namową leśniczego, który każe ptakom obrzynać nogi i za każdą parę płaci trzy grosze. Nędza i chciwość choćby mizernego zarobku wdzierają się do każdej dziedziny życia, zamącają spokój natury, stając się przyczyną nowych form cierpienia.

W jeszcze gorszej sytuacji niż obity i sponiewierany Obala znajdą się Gibałowie z obrazka Zmierzch, boć oni nawet owych kilku morgowin lotnego piachu i ledwo dychającej szkapy nie mają, są jak za „najlepszych” czasów feudalnych poniekąd glebaeadscripti i do miejsca przykuci nieodwołalnie. Za podkradanie z nędzy pańskiego owsa wystawiono Gibale takie świadectwo, że nie miał po co się pokazywać z nim gdziekolwiek z propozycją usług. Miał go więc dwór teraz całego w swoim ręku, mógł zaproponować zatrudnienie na dowolnych warunkach. Nowy dziedzic wprowadza klasycznie kapitalistyczne formy gospodarzenia. Kapitalistycznej ekonomice towarzyszą kapitalistyczne sposoby eksploatacji. Majątek-przedsiębiorstwo musi być dochodowy. O stopie tej przychodowości decyduje rzecz jasna wysokość wartości dodatkowej. Należy ją powiększać kosztem siły roboczej. Dlatego nowy dziedzic zaprowadza zmniejszenie ordynarii i pensji, zaostrzenie kontroli oficjalistów, służby, robotników folwarcznych. Działający w myśl odgórnych dyrektyw rządca rozumuje ściśle wedle zasad kapitalistycznego ekonomizmu. Skoro Gibałowie tak ochoczo i bez targu pokwapili się do roboty wcale nie lekkiej, to znajdują się zapewne w położeniu bez wyjścia, a więc w sytuacji wprost idealnej, w której można i należy obniżyć oferowane im pierwotnie wynagrodzenie z kopiejek trzydziestu na dwadzieścia. Eksploatacja kapitalistyczna wyzyskuje nie tylko materialnie, ale i wyniszcza biologicznie. Nieoczekiwany niedobór usiłują Gibałowie wyrównać wzmożoną pracą, harują bez przerwy, bez spoczynku, prawie nie ludzie, lecz bydlęta.

Wiem, trochę dużo wyszło, wybaczcie. Mam nadzieję, że będzie za to przydatne. Części ze wstępu są wybrane dosłownie z BN-ki, streszczenia do Siłaczki, Doktorka i Rozdzióbią z klp, do Zmierzchu (tak, tego z wampirami :P) i Zapomnienia moje.

Mateusz


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wybór opowiadań Żeromski wstęp BN
Prus B , Opowiadania i nowele (wstep BN) (2)
Wybór nowel, H Sienkiewicz WSTĘP BN
Stefan Żeromski Wybór opowiadań BN
53 STEFAN ŻEROMSKI WYBÓR OPOWIADAŃ BN I203
Świętochowski A , Nowele i opowiadania+wstęp BN
Zaleski - Wybór poezyj (wstęp BN), Polonistyka studia, II ROK, Romantyzm, Opracowania BN
Mickiewicz A , Wybór poezyj (Wstęp BN If)
Kniaźnin Wybór poezji wstęp BN +, STAROPOLKA
Kniaźnin Wybór poezji wstęp BN +, STAROPOLKA
Krzysztof Kamil Baczynski Wybór poezji wstęp BN(1)
J Szaniawski Wybór dramatów Wstęp BN
Tadeusz Miciński Wybór poezji wstęp BN
Opowiadania i nowele, B Prus WSTĘP BN

więcej podobnych podstron