Biblioteka Instytutu Historii UAM
Wojciech Kriegseisen
SEJMIKI RZECZYPOSPOLITEJ SZLACHECKIEJ
W XVII i XVIII WIEKU
Wydawnictwo Sejmowe
Warszawa 1991
Opracowanie graficzne
Krzysztof Racinowski
Na okładce wykorzystano fragment rysunku
Józefa Wahla, Sejmik w kościele OO. Augustianów
Wybór ilustracji
Urszula Augustyniak
Redaktor
Katarzyna Iwanicka
Redaktor techniczny
Witold Motyl
*«,¦•© Copyright by Wydawnictwo Sejmowe 1991
ISBN 83-7059-009-8
SPIS TREŚCI
Wstęp.......................................... 7
Część I. OBRAZ IDEALNY
I. Instytucja - definicja, geneza, „geografia"...15
II. Formalne podstawy działania. Kompetencje...36
Część II. PRAKTYKA SEJMIKOWANIA
I. Zasady i miejsce sejmikowania...51
II. Zakres zainteresowań...80
III. Uczestnicy sejmików...102
IV. Sejmikowa walka polityczna...137
V. Polityka sejmikowa poza granicami prawa...170
VI. Na pograniczu prawa i bezprawia. Sejmiki świętem „narodu szlacheckiego" 203
Część III. SCHYŁEK I PRÓBY NAPRAWY
I. Specyfika rządów sejmikowych na przełomie XVII i XVIII wieku...231 Reformy sejmikowania w czasach stanisławowskich...253
III. Sejmiki po utracie niepodległości...271
Wykaz skrótów...276
Słowniczek terminów staropolskich...277
Nota bibliograficzna...281
Indeks nazwisk...285
Źródła ilustracji...294
WSTĘP
W maju 1790 roku posłom obradującego już prawie dwa lata sejmu,
który wkrótce miał być nazwany Sejmem Wielkim albo Czteroletnim,
przedstawiono projekt „Prawa o sejmikach". W intencji autorów tego
projektu miała to być namiastka przygotowywanego od dłuższego
czasu zbioru zasad reformy państwa, który ostatecznie po wielu
zmianach i przeróbkach uchwalono w rok później jako Konstytucję
3 Maja. Nowe prawo sejmikowe uznano więc za wstęp do generalnej
reformy ustrojowej, kładło ono bowiem kres istnieniu sejmików szla-
checkich w tych formach, do jakich przez pokolenia przywiązani byli
szlacheccy obywatele Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Jednak ta gruntowna reforma sejmikowania, uchwalona ostatecznie
24 marca 1791 roku, tylko o parę lat poprzedziła upadek państwa i na
dobrą sprawę nie wiemy, jak funkcjonowałaby w praktyce życia
politycznego. Przez następne dwieście lat w świadomości Polaków
sejmiki nieodmiennie kojarzyły się z wadami ustrojowymi państwa
szlacheckiego, któremu kres przyniosły rozbiory.
W 1918 roku, na progu Niepodległości, krakowscy historycy
przygotowali i opublikowali cykl wykładów pod zbiorowym tytułem
„Przyczyny upadku Polski". Wśród najpoważniejszych przyczyn wy-
mieniono tam wady ustrojowe, a więc i system sejmikowy, który
stanowił istotną cechę tamtego ustroju. Tak więc szlacheckie sejmiki,
które usiłowano jeszcze reformować w przededniu utraty bytu państ-
wowego, wpisano ostatecznie do długiego rejestru negatywnych zjawisk
w dziejach ojczystych. Tę ujemną ocenę utrwaliły w świadomości
szerokich rzesz Polaków programy szkolne, szczególnie te układane po
drugiej wojnie światowej, które przydały samemu słowu „sejmik"
jednoznacznie negatywną konotację.
Nie jest naszym zadaniem rozstrzyganie, czy sejmiki szlacheckie to
zjawisko ustrojowe „postępowe" - a więc pozytywne, czy„reakcyjne"
- a więc negatywne. Jednym z celów tej pracy jest próba prze-
ciwstawienia się pochopnemu ferowaniu wyroków i przeklejaniu
wartościujących etykietek.
Oto od dawna utarła się niedobra maniera pisania o szlacheckich
sejmikach - mamy tu na uwadze przede wszystkim publicystykę
historyczną i polityczną różnych kierunków i ugrupowań ideowych,
choć i w pracach zawodowych historyków, nie wolnych przecież od
politycznych zaangażowań, dostrzec można jej wpływy. Maniera ta to
nieznośne nadużywanie określeń negatywnych, łatwe wyśmiewanie
takich zjawisk społecznych i ustrojowych, o których w gruncie rzeczy
wie się niewiele albo zgoła nic. Ten latami bezmyślnie powielany
stereotyp spowodował, że samo słowo „sejmik" ciągle jeszcze niesie
z sobą negatywne raczej skojarzenia, nie tylko zresztą w języku polskim.
Nie jest naszym celem beznadziejna zaiste walka z mitami i stereotypa-
mi myślowymi zaszczepianymi i podtrzymywanymi w świadomości
Polaków przez szkolne podręczniki i domowe tradycje, mamy tylko
nadzieję, że rzeczowa informacja oparta na źródłach historycznych
pozwoli czytelnikom wyrobić sobie zdanie w kwestii oceny systemu
sejmikowego, jak i jego funkcjonowania w praktyce ustroju Rzeczypos-
politej szlacheckiej.
Genezę powszechnego negatywnego stosunku do różnych instytucji
państwa szlacheckiego dostrzegamy już w oświeceniowej publicystyce
w XVIII wieku. Tezy te i opinie z upodobaniem powielano w nowej
formie po drugiej wojnie światowej bez oglądania się na wyniki badań
naukowych. Przekonanie, że ustrój pierwszej Rzeczypospolitej był zły
czy zacofany „w ogóle", jak każdy schemat myślowy, pociąga za sobą
następne uproszczenia. Jednostronny obraz życia sejmikowego do-
prowadził do powstania innego, jaskrawo już tym razem fałszywego
przekonania. Otóż w szerokich kręgach deklarujących zainteresowanie
historią (wiadomo zaś, że dyletanci szczególnie chętnie formułują
teorie) dość powszechnie utarła się opinia, że sejmiki szlacheckie
należały do osobliwości charakterystycznych dla staropolskiego ustro-
ju. Miały nas one odróżniać od reszty Europy, tak jak i inne
„sarmackie" osobliwości ustrojowe, obyczajowe i artystyczne.
Wbrew temu schematowi, który zresztą wiele cech charakterystycz-
nych dla życia sejmikowego w XVIII wieku zdaje się uznawać za normę
dla całych dziejów szlacheckiej Rzeczypospolitej, od dawna już wiado-
mo, że sejmik nie był polską osobliwością ani nie stanowi dowodu
anarchicznego charakteru narodowego. Nie tylko w Rzeczypospolitej
samorząd szlachecki odgrywał istotną rolę w drugich okresach dziejów.
Ustrój stanowy był powszechny swego czasu w całej Europie, od Polski
po Hiszpanię, i zwykle tworzył system szlacheckiej reprezentacji i samo-
rządu. Nie były więc wymysłem Polaków - szczególnie ponoć skłon-
nych do warcholstwa - ani sejmiki, ani nawet konfederacje, co dawno
już udowodnili Aleksander Rembowski i Władysław Konopczyński.
Podobne do polskich sejmów i sejmików instytucje reprezentacyjne
i samorządowe funkcjonowały u bliższych i dalszych sąsiadów pod
różnymi nazwami i bywały czasem widownią równie gorszących scen
jak te, które niżej wypadnie nam relacjonować. Osobliwością polską
było więc nie tyle samo istnienie sejmików, ile raczej ogromna liczba
osób cieszących się szlacheckimi przywilejami i całkowite odepchnięcie
przez nie mieszczan i chłopów poza nawias „narodu politycznego".
Szlachecki samorząd terytorialny w państwach sąsiadujących
z Rzeczpospolitą przybierał formy podobne do polskich. Dzięki
badaniom historyków Śląska wiele wiemy o tamtejszym sejmie,
istnieją też prace poświęcone lokalnym sejmikom śląskim. Brak
natomiast opracowań porównujących sejmikowy ustrój Rzeczypo-
spolitej z ustrojem samorządu komitatowego na Węgrzech. Od dawna
wiadomo, że w krajach Korony św. Stefana i w Siedmiogrodzie
wiele procesów społecznych i ustrojowych przebiegało podobnie
jak w państwie polsko-litewsko-ruskim. Wśród analogii najbardziej
frapujące są właśnie podobieństwa w zakresie ustroju sejmikowego
i samorządu szlacheckiego.
Instytucji funkcjonujących na zasadach podobnych do sejmiku
można z powodzeniem szukać i gdzie indziej, na przykład w krajach
uchodzących w naszej publicystyce za wzór centralizmu i porządku, jak
Prusy i Brandenburgia. To właśnie tam szlachta prowincjonalna,
gromadząca się na sejmikach w XVI i XVII wieku, przysparzała
elektorom niemałych kłopotów. Już tylko przykłady śląskie i węgierskie
wystarczą do zakwestionowania pochopnych tez różnych specjalistów
od wyszukiwania domniemanych osobliwości w ustroju Rzeczypos-
politej i charakterze narodowym jej mieszkańców, przy czym chętnie
zapomina się, ile naprawdę narodowości składało się na tę mozaikę
- tak nietrafnie nazwaną Rzeczpospolitą Obojga Narodów.
Tak więc zamiast rzetelnego obrazu życia społeczeństwa i fun-
kcjonowania ustroju, często z upodobaniem powiela się ten sam
wizerunek. Pijany jegomość z twarzą jak z portretu trumiennego,
koniecznie w czerwonym kontuszu, owinięty pasem słuckim i z karabelą
w ręku - oto nie najtrafniejszy obraz szlachcica polskiego na sejmiku,
utrwalany do dziś przez niedobrą literaturę i marną publicystykę.
Gromada osobników zataczających się pod kościołem to obraz rodzący
się w głowie przeciętnego Polaka na dźwięk słowa „sejmik". Rządy
sprawowane przez taką szlachtę na sejmikach możliwe były ponoć
tylko w anarchicznej Rzeczypospolitej, co musiało doprowadzić do
niesławnego końca. Najpierw władzę objęła magnacka oligarchia,
a gdy ta w obronie swych materialnych interesów szukała opieki
za granicą, doszło do rozbiorów i końca państwa kontuszowców
wymachujących karabelami po kościołach.
Inny stereotyp to przenoszenie obrazu życia sejmikowego z XVIII
wieku na epoki wcześniejsze. Takie anachronizmy dowodzą tylko
powszechnego braku znajomości genezy sejmiku i niezrozumienia
zasad jego funkcjonowania. Z przykrością trzeba zauważyć, że pewną
rolę w tworzeniu takiego, nie liczącego się z rozwojem w czasie, obrazu
odegrali swego czasu historycy prawa polskiego. Dążąc do odtworzenia
schematu i opisania funkcji instytucji ustrojowych, w tym sejmików,
często posługiwali się w swych pracach przykładami z różnych, czasem
odległych od siebie epok. Niekiedy wykazywali skłonności do brania
litery prawa za społeczną rzeczywistość, co tworzyło obraz życia
sejmikowego oderwany nie tylko od tej rzeczywistości, ale i od
politycznego tła, które w ogromnym stopniu kształtowało praktykę
sejmikowania.
Pisząc te słowa zdajemy sobie sprawę, że pewne uproszczenia
w popularyzacji wiedzy o sejmikach są nieuniknione, szczególnie
w książce o życiu sejmikowym od XVI po XVIII wiek. Posługiwanie się
zaczerpniętymi ze źródeł przykładami zawsze w pewien sposób znie-
kształca rzeczywistość historyczną, każdy bowiem autor stara się
dobrać przykłady i anegdoty najbarwniejsze i najciekawsze, a te nie
zawsze przecież muszą być najbardziej typowe. Opisując funkcjonowa-
nie systemu sejmikowego staraliśmy się trzymać rozsądnego środka
- nie popadać w historyczne czarnowidztwo, kiedy to dzieje Rzeczypos-
politej są ciągiem bezsensownych, nie związanych ze sobą scen prowa-
dzących do smutnego, ale zasłużonego końca - nie chcieliśmy też
znaleźć się po przeciwnej stronie, wśród tych, którzy nasze dzieje
społeczne i polityczne widzą jako tryumfalny pochód męstwa, mądrości
10
i tolerancji, zakończony katastrofą tylko przez przypadek i złą wolę
sąsiadów.
Jeśli nie zawsze udało się spełnić te założenia - odpowiedzialni za to
są pospołu: autor, stan badań historycznych i last but not least źródła,
z których czerpaliśmy przykłady do opisywanych procesów i faktów.
Autor - bo często nie potrafił uwolnić się od spoglądania na dzieje
sejmików z perspektywy najbliższego mu i najlepiej znanego okresu,
przełomu XVII i XVIII wieku. Stan badań - bo nie do końca
wyjaśniono niektóre interesujące zjawiska i fakty, choćby z tak jeszcze
mało znanej, a obfitej źródłowo epoki saskiej. Wreszcie źródła - bo
zachowało się w nich to, co wzbudzało sensację, a nie to, co traktowano
jako normę, a więc na przykład raczej opisy bójek i gwałtów niż relacje
ze spokojnych, żmudnych i solennych obrad sejmikowych, które
zapewne przeważały.
Mimo wszystko mamy nadzieję, że praca ta okaże się pożyteczna dla
tych czytelników, dla których historia jest polem intelektualnych
dociekań, a nie zbiorem osobliwości nadających się do efektownego
uzasadniania takich czy innych poglądów. Praktyki te mniej są szkod-
liwe, gdy badacze charakteru narodowego Polaków ograniczają się do
ogólnych, bardzo zwykle intelektualnych refleksji, gorzej, gdy his-
torycznego kostiumu używa się do dyskusji o współczesności, z uporem
godnym lepszej sprawy obstając przy prostacko odczytywanej zasadzie
historia magistra vitae.
Kończąc te wstępne uwagi autor chciałby jeszcze podziękować
wszystkim, dzięki którym rzecz ta mogła powstać. A więc przede
wszystkim licznym badaczom dziejów szlacheckiej Rzeczypospolitej,
z których ustaleń tu korzystano, a których nazwisk nawet w niewielkiej
części nie można by z braku miejsca wyliczyć. Podziękowania należą się
też wszystkim pracownikom bibliotek i archiwów, którzy cierpliwie
pomagali wyszukiwać materiały i mało znane źródła do dziejów
sejmików. Wreszcie szczególne zobowiązania autor ma wobec tych,
którzy krytycznymi uwagami przyczynili się do powstania ostatecznej
wersji tej książki, przede wszystkim wobec pani doc. dr hab. Anny
Filipczak-Kocur oraz pana prof. dr hab. Jacka Staszewskiego. Ich
łaskawe wskazówki pozwoliły uniknąć wielu błędów i zlikwidować
przynajmniej część niedociągnięć.
Warszawa, listopad 1988
11
Część I
OBRAZ IDEALNY
Maciej Rejchan, Personifikacja „gotowości obywatelskiej".
Fragment polichromii w kolegiacie w Opatowie
I. INSTYTUCJA - DEFINICJA,
GENEZA, GEOGRAFIA
Nim rozpoczniemy opisywać i analizować działanie instytucji tak
ważnej dla życia społecznego i politycznego dawnej, przedrozbiorowej
Rzeczypospolitej, warto się chwilę zastanowić nad tym, cóż to takiego
było to, co zwykło się krótko, a niekiedy i pogardliwie, nazywać
sejmikiem szlacheckim. Sejmiki, ich definicja, początki i działanie
obrosły sporą literaturą historyczną, której streszczenie mogłoby z po-
wodzeniem wypełnić ten tom. Nie to jest jednak naszym zadaniem,
spróbujmy więc ustalić krótką roboczą definicję instytucji będącej
głównym tematem tej książki.
\~Sejmik był dobrowolnym zgromadzeniem członków stanu uprzywi-
lejowanego - szlachty danej ziemi, województwa czy prowincji i pełnił
dwojaką rolę. Był podstawową instytucją szlacheckiego samorządu
lokalnego i jednocześnie głównym sposobem uczestnictwa szlachty
w życiu politycznym państwami warto pamiętać, że warstwa ta w wieku
XVII stanowiła zapewne około 10% społeczeństwa Rzeczypospolitej.
{Szlachecki samorząd lokalny, czyli samorząd ziemski, uformował
się w wyniku wzrostu znaczenia szlachty i ostatecznego zdominowania
przez nią innych warstw - chłopstwa, mieszczan, duchowieńg^a;
Znaczenie samorządu najlepiej wyrażało się w kontroli sprawowanej
nad ziemskim systemem fiskalnym, co doprowadziło do wytworzenia
skarbowości ziemskiej, a co za tym idzie w praktyce - do normowania
życia lokalnej społeczności. Zarządzenia wydawane przez sejmikującą
szlachtę nie ograniczały się do szlachty, obowiązywały wszystkich
zamieszkujących na terenie objętym sejmikową jurysdykcją.
Udział w życiu politycznym realizował się przede wszystkim na
sejmikach przedsejmowych, tzw. poselskich, \ kiedy to każdy szlachcic
mógł wziąć udział w wyborze repreżeńtanTów swojej ziemi do sejmu,
a także - teoretycznie rzecz biorąc - mógł zostać wybrany takim
reprezentantem, czyli posłem sejmowym.
15
Uczestnicy sejmików formułowali „instrukcję poselską" - rodzaj
zestawienia życzeń i postulatów pod adresem króla, ministrów i sejmu.
Obrani posłowie zobowiązani byli do stosowania się do tych instrukcji
podczas obrad w sejmie. Tak więc, przynajmniej w teorii, każdy
szlachcic mógł przedstawić sejmowi swe postulaty, o ile tylko wywalczył
pomieszczenie ich w instrukcji. Mógł też zażądać od posła ziemskiego
zdania sprawy z jego działalności po sejmie. W 1589 roku sejm uchwalił
nawet konstytucję nakazującą składanie relacji z sejmu na sejmikach
deputackich. Dla „rozliczania" posłów wytworzył się z czasem specjal-
ny rodzaj zjazdu sejmikowego, tzw. sejmik relacyjny, zwoływany po
zakończeniu sejmu.
Wokół sejmiku skupiło się życie polityczne na prowincji, od sejmiku
do sejmiku toczyła się egzystencja aktywnych politycznie członków
uprzywilejowanego stanu. Ile więc i jakie sejmiki odbywano? Wyżej
wspomniano już trzy ich rodzaje: poselskie, deputackie i relacyjne.
Zbierały się także inne zgromadzenia - obradowano na sejmikach
„elekcyjnych i gospodarskich, czyli boni ordinis.
Wszystkie sejmiki dawniejsi badacze ustroju Rzeczypospolitej stara-
li się opisywać, klasyfikować i rozgraniczać ich kompetencje. Powodo-
wało to nieporozumienia i nie kończące się dyskusje między specjalis-
tami. Ten gordyjski węzeł klasyfikacji sejmików ziemskich przeciął
dopiero niedawno badacz problematyki samorządu szlacheckiego,
Adam Lityński, stwierdzając po prostu, iż sejmik był jeden. Różne były
tylko rodzaje zgromadzeń sejmikowych, jak różne były cele obrad
i zadania stawiane przed obradującymi.
I tak gdy sejmik gromadził się dla obrania posłów na sejm
- nazwano go sejmikiem poselskim lub przedsejmowym. Gdy zbierano
się dla wysłuchania relacji posłów powracających z sejmu - było to
zgromadzenie relacyjne. Sejmik zwołany w celu wyboru sędziów do
najwyższego sądu szlacheckiego nazywał się sejmikiem deputackim
i obradował zawsze w pierwszy poniedziałek po święcie Narodzenia
Najświętszej Marii Panny (8 września), od 1768 roku - 15 lipca
w Koronie, zaś na Litwie w święto Matki Boskiej Gromnicznej (2
lutego), a od 1685 roku w dzień po nim.
Na sejmiku elekcyjnym wybierano kandydatów na wakujące nie-
które urzędy sądowe, lecz ostateczne ich zatwierdzenie należało do
króla. Jednym z najważniejszych zgromadzeń był sejmik gospodarski,
na którym regulowano sprawy porządkowe, a przede wszystkim
16
finansowe ziemi, tam też obierano komisarzy delegowanych w XVII
wieku do trybunału skarbowego. Wszystkie te sejmiki mogły niejako
prolongować swoje obrady, a takie zjazdy nazywano obradami „z
limity", samą tę, ważną i ciekawą formę, określano krótko „limitą".
Terminy sejmików „z limity" ustalali sami sejmikujący na poprzednim
zjeździe.
Wszystkie te nazwy określały różne funkcje sejmiku ziemskiego, nie
można więc twierdzić, że w ziemi czy powiecie istniały różne sejmiki
obok siebie - instytucja była jedna, zaś wiele rodzajów zgromadzeń.
Problemem dużo trudniejszym niż definicja sejmiku, do dziś w pełni
nie rozwiązanym, jest ustalenie jego genezy. W krajach europejskich,
które tak jak Polska wytworzyły w średniowieczu ustrój stanowy,
powstawały reprezentacje grup społecznych - stanów, posiadających
wspólny dla wszystkich członków status prawny. Omawiane tu zjawis-
ko nie jest więc charakterystyczne tylko dla Polski.
Spróbujemy przedstawić rozwój sejmiku ziemskiego aż do mo-
mentu, gdy uzyskał on ostateczną, znaną z historii Rzeczypospolitej
XVI-XVIII wieku formę. Jednocześnie musimy pamiętać, iż sejmiki
zrodziły się w Polsce, w Koronie, zaś na obszarach przyłączonych
później - w Wielkim Księstwie Litewskim, na Ukrainie, w Prusach
Królewskich - były instytucją powstałą pod wpływem polskich wzo-
rów.
Wydaje się, że sejmik ziemski ukształtował się na przełomie XIV
i XV wieku w Wielkopolsce. Było to w sposób oczywisty związane ze
wzrostem znaczenia szlachty, która w owym okresie poczęła zdobywać
kolejne przywileje. Nie miejsce tu na przedstawianie drugiej dyskusji
specjalistów, z których jedni dopatrywali się genezy sejmiku w przywile-
ju koszyckim Ludwika Węgierskiego z 1374 roku, inni upatrują
początków w roku 1404, gdy szlachta wezwana została na zjazdy
ziemskie, by uchwalić podatek na wykup ziemi dobrzyńskiej z rąk
Krzyżaków. Próbowano też udowadniać, iż początki tej instytucji
należy wiązać z przywilejami nieszawskimi z 1454 roku.
Jest rzeczą niewątpliwą, iż sejmiki miały poprzedników w wywodzą-
cych się jeszcze z wczesnego, piastowskiego średniowiecza wiecach.
Wiec, czyli zgromadzenie dorosłych mężczyzn decydując o spra-
wach plemienia i potem państwa, przekształcił się z biegiem wieków
17
w zjazd najwyższych dostojników, którzy w okresie rozbicia dziel-
nicowego obradowali i współdecydowali wraz z księciem. Za czasów
Ludwika Węgierskiego i po jego śmierci wiece dzielnicowe ograniczały
się do rozpatrywania spraw lokalnych, problemy ogólne pozostawiając
radzie koronnej lub zjazdom generalnym. Tak więc stara instytucja,
tracąc wiele ze swych kompetencji, zamienia się powoli w organ
samorządu lokalnego.
U- Wiece poczęły się dzielić na sądowe, gdzie rozpatrywano spory
i karano przestępców, oraz na zjazdy urzędników danej ziemi. Te
właśnie zgromadzenia, zwane w ówczesnej łacinie urzędowej conven-
ciones lub consilia dominorum seniorum z czasem uległy przekształceniu
w sejmiki ziemskie. Dokonywało się to powoli, nikt nigdy nie wydał
aktu prawnego powołującego do życia sejmik w Wielkopolsce - metodą
powtarzającej się praktyki zrodziło go prawo zwyczajowe.
Z powodu rosnącej roli szlachty, ograniczającej władzę królewską,
musiało dojść do wytworzenia forum, na którym również ziemianie,
a nie tylko dygnitarze ziemscy, mogliby formułować swe opinie
i postulaty. Jednocześnie potrzebny był organ dbający o interesy ziemi,
gdy władza królewska za pierwszych Jagiellonów osłabiła kontrolę nad
życiem wewnętrznym poszczególnych ziem.
Królowie zwoływali zjazdy całej prowincjonalnej szlachty wtedy,
gdy zmuszały ich do tego względy ogólnopaństwowe - tak jak w przy-
padku konieczności zgromadzenia gotówki na wykup ziemi dobrzyńs-
kiej w 1404 roku, czy też jak potrzeba potwierdzenia przez całą szlachtę
przywileju jedlneńskiego w 1430 roku, regulującego sprawę następstwa
tronu po Władysławie Jagiełłę.
Na prowincji - ziemiach wielkopolskich, a potem małopolskich
- szlachta korzystała z ustalonej od dawna praktyki zjazdów wiecowych
dla regulacji spraw ważnych, ale lokalnych. Na terminy tych zjazdów,
zwanych „roczkami", zjeżdżali licznie ziemianie nie należący do warst-
wy lokalnych dygnitarzy, ale cieszący się prawem obywatelstwa danej
ziemi i roszczący sobie prawo do decydowania ojej sprawach wewnętrz-
nych. Oto kilka przykładów.
Gdy w roku 1406 zmarł podsędek łęczycki Dersław i opóźniał się
wymiar sprawiedliwości, szlachta łęczycka zebrała się pod przewodem
swego starosty Szafrańca w Łęczycy i obrała na opróżniony urząd
Włodzimierza ze Sławoszowa. Akt ten stał się zaczątkiem późniejszych
sejmików elekcyjnych.
18
W sześć lat później w tej samej ziemi łęczyckiej dygnitarze i szlachta
zmuszeni byli poradzić sobie ze znacznie bardziej skomplikowaną
sprawą. Jesienią 1412 roku powołano przed sąd starosty łęczyckiego
w imieniu ogółu ziemian - Michała i Piotrasza ze Strykowa, synów
zmarłego miecznika łęczyckiego Mikołaja z Żelaznej. Oskarżenie głosi-
ło, że Mikołaj, obrany poborcą podatku z ramienia szlachty, wybrał 100
grzywien (4800 groszy) i zamiast się z nich rozliczyć, zebrane pieniądze
„zdził", czyli sprzeniewierzył.
Pozwanych, jako spadkobierców, miecznikowiczów i wdowy bronił
brat Mikołaja utrzymujący, że zmarły nie postąpił nieuczciwie, bo przed
wyjazdem na Węgry (gdzie zapewne dosięgnęła go śmierć) przekazał
zebraną sumę drugiemu poborcy - podsędkowi łęczyckiemu. Wobec
tego, że sprawa była skomplikowana, a zamieszane osoby związane
z wymiarem sprawiedliwości (podsędek), oddano ją do rozpoznania
i rozwiązania gromadzącemu się właśnie wiecowi łęczyckiemu.
Oskarżeni, postawieni przed zgromadzeniem ziemskim, przyznali
się do posiadania 11 grzywien pieniędzy podatkowych i jeden z braci,
Michał, potwierdził to przysięgą przed obliczem szlachty i dostojników
ziemskich. Gotówkę zwrócono, zaś synowie zmarłego a nie bardzo
skrupulatnego poborcy zwolnieni zostali od odpowiedzialności przez
sejmik łęczycki.
Mamy tu do czynienia z konfliktem charakterystycznym dla skar-
bowości ziemskiej. W następnych stuleciach, a szczególnie w XVII
wieku, uchwały sejmików gospodarskich pełne będą rozliczeń z uczci-
wymi i nieuczciwymi poborcami.
Uczestnikami zjazdów wiecowych przekształcających się właśnie
w sejmiki byli oczywiście dygnitarze ziemscy, ale w aktach zjazdów
znajdujemy wpisane również imiona szlachty nieurzędniczej. Należy
zakładać, że licznych, a mniej znanych uczestników, pomijano. Oto na
przykład nazwiska obecnych na sejmiku, odbytym przy okazji sesji
sądowej w Poznaniu 1 lutego 1420 roku: Sędziwój z Ostroroga starosta
generalny, Mikołaj z Baworowa wojewoda poznański, Paszko z Gogo-
lewa sędzia poznański, Mroczko z Pleszewa podsędek, Dobiesław
podsędek kaliski, Przybysław z Gryżyny podstoli poznański oraz
nieutytułowani: Mikołaj z Marki, Marko „de Zelandcho", Mikołaj
Radłowski, Dobrogost Poprawski i inni nie wymienieni z nazwiska.
Jednocześnie z sejmikami w poszczególnych ziemiach kształtowały
się sejmiki prowincjonalne, które później będziemy omawiać jako
19
* sejmiki generalne. Były to zjazdy szlacheckie pośrednie pomiędzy
zgromadzeniami ziemskimi a sejmem walnym. Dobrym przykładem
jest sejmik generalny szlachty wielkopolskiej odbyty w Poznaniu 26
stycznia 1403 roku. Wywołany nagłą potrzebą zabezpieczenia prowincji
przed wrogami zewnętrznymi zjazd odbył się pod nieobecność króla;
Jagiełło bawił bowiem w Małopolsce.
Kolebką sejmików ziemskich była zatem Wielkopolska. W Mało-
polsce instytucja ta ukształtowała się podobnie, lecz z pewnym opóź-
nieniem. Jednak już w 1447 roku działał np. sejmik chełmski w Kras-
nymstawie i regulował powinności chłopskie.
Ostatecznie znaczenie sejmików szlacheckich potwierdziły nadane
im przywileje: nieszawski (1454) dla Wielkopolski i w mniejszym
stopniu korczyński (1456) dla Małopolski - ustalały one, że nie wolno
bez zgody szlachty na sejmikach zwoływać pospolitego ruszenia ani
dokonywać zmian w prawie ziemskim. Połączyło to i zespoliło sejmiki
z sejmem walnym. Wzbogacono więc samorządowy raczej do tej pory
charakter sejmików o aspekt polityczny, a niektórzy historycy są nawet
zdania, że ciężar życia politycznego przeniósł się wtedy na sejmiki.
Znaczenie ich ugruntowała ostatecznie radomska konstytucja Nihil
* Novi (1505), która pośrednio uzależniła od ich zgody wszelkie działania
prawodawcze.
Poza terytorium Korony w dawnych jej granicach sejmiki rozwinęły
się stosunkowo szybko na Rusi Czerwonej. Rok 1435 jest datą
ostatecznego wprowadzenia prawa polskiego na teren późniejszego
województwa ruskiego, a zarazem datą nadania tamtejszemu zie-
miaństwu praw politycznych, które dotąd były udziałem szlachty
polskiej. Dla obrony nowo uzyskanych przywilejów szlachta ruska
zorganizowała w roku 1436 konfederację, czyli związek ziem ruskich
- Rusi Czerwonej, Podola, ziem chełmskiej i bełskiej. W akcie
tej konfederacji mowa jest o ruskich sejmikach ziemskich jako
0 instytucji już działającej.
Wśród sejmików odbywających się w XV wieku na terenie później-
szego województwa ruskiego, tj. ziem: lwowskiej, przemyskiej, halickiej
1 sanockiej, należy odróżnić generalne od partykularnych. Zjazdy
_ generalne zajmowały się sprawami całej Rusi, zjeżdżali się na nie
dygnitarze, urzędnicy i ziemianie tych wszystkich ziem, aby pode-
jmować uchwały, które miały obowiązywać całą Ruś Czerwoną. Poza
tym każda ziemia miała swój własny sejmik partykularny, który był dla
20
niej tym, czym generał (jak w skrócie nazwano sejmik generalny) dla
Rusi. W skład sejmiku partykularnego wchodzili urzędnicy i ziemianie
poszczególnych ziem.
Między sejmikami partykularnymi a zjazdem generalnym nie
zachodził stosunek podporządkowania, nie istniała też wewnętrzna
łączność - jeden sejmik istniał niezależnie od drugiego, tak więc
generał ruski był sumą czterech sejmików partykularnych. Od połowy
wieku XVI po 1773 rok działały stale na Rusi Czerwonej dwa
równorzędne sejmiki - ruski dla województwa ruskiego i osobno
halicki dla ziemi halickiej, powołany przez sejm w 1563 roku ze
względu na znaczną odległość między Haliczem a Sądową Wisznią,
gdzie gromadził się sejmik wojewódzki. Osobny sejm mieli również
obywatele ziemi chełmskiej.
Inaczej rzecz się miała w Prusach Królewskich, prowincji
przyłączonej do Korony w 1454 roku. Akt inkorporacji ziem
pruskich datowany w Krakowie 6 marca tr. stał się podstawą
prawną szerokiej autonomii i samorządu terytorialnego nowej
prowincji.
Wprowadzenie do Prus sejmików generalnych i partykularnych, na
podobieństwo sejmików polskich, przypada na czasy panowania Zyg-
munta I Starego. W statutach wydanych przez niego dla ziem pruskich
(Toruń 1521) zobowiązano wszystkich senatorów i urzędników do
zjeżdżania dwa razy w ciągu roku na sejmiki i sądy - do Malborka
w dniu św. Stanisława (8 maja) oraz do Grudziądza w dzień po św.
Michale (29 września).
W konstytucjach gdańskich z 1526 roku zawarto postanowienie
o sejmikach partykularnych w poszczególnych województwach prus-
kich. Przed każdym generałem winny się odbyć zjazdy szlacheckie
w województwach: chełmińskim, malborskim i pomorskim w celu
wyboru posłów do Malborka lub Grudziądza. Dwa pierwsze wojewó-
dztwa były małe i do połowy XVIII wieku nie dzieliły się na powiaty,
sejmik partykularny był tu zarazem sejmikiem wojewódzkim. Szlachta
chełmińska zbierała się w Kowalewie lub w Radzyniu, malborska
- zwykle w Sztumie. Inaczej wyglądała organizacja sejmików par-
tykularnych w województwie pomorskim. Tam każdy powiat miał
prawo urządzić własny zjazd, następnie odbywał się sejmik wojewódzki
w Starogardzie - dopiero tam wybierano posłów i przygotowywano
instrukcję na sejmik generalny.
21
Wpływowa rodzina Działyńskich usiłowała w pierwszej połowie
XVII wieku przekształcić wojewódzki sejmik pomorski w sejmik
niezależny od generału, posyłający posłów prosto na sejm. Zostało to
udaremnione uroczystym protestem stanów pruskich w 1632 roku.
Instytucją ciekawą, której warto poświęcić nieco uwagi, był generał
pruski, jedyny z sejmików prowincjonalnych, który przetrwał aż do
drugiej połowy XVIII wieku. Dzielił się on, inaczej niż inne generały, na
dwie izby. W wyższej, tzw. senacie pruskim, zasiadali: biskupi - war-
miński i chełmiński, wojewodowie - chełmiński, malborski i pomorski,
kasztelanowie - chełmiński, elbląski i gdański, podkomorzowie - cheł-
miński, malborski i pomorski oraz po dwóch przedstawicieli Torunia,
Gdańska i Elbląga. Izba niższa dzieliła się na dwa koła: szlacheckie
i mieszczańskie. W drugiej połowie XVII wieku mieszczanie z małych
miast pruskich przestali uczestniczyć w zjazdach prowincji pruskiej.
Aby zjazd mógł obradować, musiały dojść do skutku 3 sejmiki
wojewódzkie, konieczna była obecność przynajmniej jednego delegata
miejskiego, jednego senatora i posła królewskiego.
Sejmik obradował w ratuszach Malborka lub Grudziądza, zdarzało
się jednak w XVII wieku, że obradował w Toruniu, Gdańsku, Chełmie,
Tucholi i Radzyniu, zaś w 1710 roku generał z powodu zarazy
wędrował z Malborka do Oliwy, a z Oliwy do Szkotów pod Gdańskiem.
W 1735 roku ustalono, że co trzeci sejmik odbywać się będzie
w Gniewie.
Miasta specjalnie przygotowywały się do przyjęcia sejmikujących.
Zdarzyło się jednak w styczniu 1670 roku, że organizacja w Grudziądzu
zawiodła i trzeba było przenieść obrady do gmachu kolegium jezuic-
kiego - w ratuszu nie przygotowano opału i zimno wypłoszyło
obradujących. Czasem, gdy na generał zjechało się szczególnie wiele
osób, obrady przenoszono do kościoła.
Generał pruski był jedynym sejmikiem posiadającym potwierdzoną
przez króla w 1647 roku procedurę obrad, która nie ulegała zmianie aż
do końca istnienia Prus Królewskich jako części Rzeczypospolitej. Do
przepisów tych szczególną wagę przykładały miasta, choć i one nie
protestowały, gdy nagminnie łamano zasadę kończenia obrad w ciągu
trzech dni. W zjazdach uczestniczyło zwykle 100-120 osób, z których
najważniejszą rolę odgrywali: biskup warmiński - z urzędu prezydent
sejmiku, senatorowie i przedstawiciele wielkich miast. Głos zabierali na
sesjach także urzędnicy ziemscy, zaś pospolita szlachta z „koła rycers-
22
. Vv.'u;i.„ i.elriULoj t-l
pitet.-nt.-j
1. Obrady sejmiku generalnego Prus Królewskich.
Miedzioryt, XVIII w.
kiego" najmniej miała do powiedzenia. O takiej formie obrad decydo-
wał wzrost znaczenia zamożnego mieszczaństwa pruskiego, z którym
liczyć się musiały największe nawet tuzy magnackie, a i sam dwór
królewski.
Na Mazowszu, które stopniowo wcielano do Korony (1462
- ziemie rawska i gostyńska, 1476 - sochaczewska, 1495 - płocka),
dość szybko wprowadzono prawo i instytucje polskie, w tym i sejmiki,
które zresztą funkcjonowały tu na innych nieco zasadach już za
czasów książęcych. Gdy w latach 1524-26 wcielono resztę Mazowsza
po śmierci ostatnich książąt, przywilejem piotrkowskim z roku
1529 powołano organizację sejmików we wszystkich ziemiach ma-
zowieckich.
W Wielkim Księstwie Litewskim pozostającym do roku 1569 w unii
personalnej z Koroną Królestwa Polskiego samorząd lokalny i instytu-
cje przedstawicielskie mają nieco inną genezę. Ani szlachta, ani
duchowieństwo i miasta litewskie nie były pytane o zgodę, gdy
w pierwszej połowie XV wieku wielcy książęta nakładali podatki
nadzwyczajne na wszystkie warstwy społeczne.
Parlamentaryzm litewski kształtować się począł dopiero po 1447
roku, kiedy to król i wielki książę litewski Kazimierz Jagiellończyk
uwolnił bojarów od większości świadczeń. Przywilej ten porównuje się
z przywilejem koszyckim z 1374 roku. Od 1447 roku źródła przynoszą
informację o uchwaleniu podatków na Litwie, jednak większość tamtej-
szej szlachty nie korzystała z przysługujących uprawnień, tak więc
władza wielkiego księcia ograniczona była tylko przez grupę najzamoż-
niejszych panów i kniaziów litewskich.
Dopiero w XVI wieku nadzwyczajne podatki i świadczenia począł
uchwalać ogół bojarów z całego obszaru państwa, tzn. z Litwy, Rusi
Czarnej, Rusi Białej, Wołynia i Kijowszczyzny. Uprawnienia dotyczyły
także elekcji wielkich książąt - po śmierci Kazimierza Jagiellończyka
rada wielkoksiążęca wezwała bojarów, by przysyłali na sejm po 10-12
przedstawicieli z każdej dzielnicy.
Sejmiki jeszcze nie istniały, ale dzięki zacieśniającym się więziom
z Koroną szlachta Wielkiego Księstwa powoli uświadamiała sobie swe
prawa, widząc jak korzysta z nich szlachta polska. Jednocześnie
postępowało uaktywnienie się tej warstwy w życiu sejmikowym Litwy
- zapewne szczególną rolę odegrały tu sejmy obozowe w czasie wojny,
gromadzące znaczną liczbę ziemian.
24
Wreszcie pojawiły się sejmiki na wzór polskich - najwcześniejsze
0 nich dane pochodzą z Podlasia, do 1569 roku dzielnicy Wielkiego
Księstwa, która nie tylko graniczyła z Polską, ale w dużym stopniu była
zasiedlona przez ludność pochodzącą z Korony. Dla całego terytorium
Księstwa sejmiki wprowadzono aktem jednorazowym - powołał je do
życia przywilej wileński Zygmunta Augusta w 1565 roku.
O tym, że instytucja ta powstała na mocy jednorazowego aktu,
świadczy organizacja, odmienna od koronnej, gdzie sejmiki rodziły się
powoli, w sposób naturalny. Organizacja ta wiąże się z wielką reformą
sądownictwa litewskiego z 1564 roku. Całe Księstwo podzielono na 30
obwodów - powiatów sądowych - w każdym funkcjonowało sądownic-
two ziemskie, grodzkie, podkomorskie i każdy powiat miał swój sejmik
zbierający się w stolicy okręgu. Obierano tam dwóch posłów opat-
rywanych instrukcjami sejmowymi na wzór polski. Do udziału w ob-
radach sejmików miał prawo ogół szlachty danego powiatu; urzędnicy
1 członkowie rady wielkoksiążęcej zamieszkali na tym terenie byli
zobligowani do udziału pod karą grzywny.
Odgórnie nadany Litwie ustrój sejmikowy charakteryzował się dużą
systematycznością geograficzną - w odróżnieniu od Korony, gdzie sejmiki
gromadziły szlachtę z jednego, dwóch województw lub zasięgiem swym
obejmowały jedną tylko ziemię. Pamiętać też trzeba, że sejmiki litewskie
długo jeszcze pozostaną zdominowane przez tamtejszą potężną magnaterię.
Tak więc w drugiej połowie XVI wieku zakończył się proces
formowania ustroju sejmikowego w obu państwach, które na sejmie
lubelskim w 1569 roku połączyły się w jeden organizm tworząc
Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Jednak musiały minąć dziesięcio-
lecia, by system ten okrzepł - i w dalszym ciągu tej pracy, pisząc
o sejmikach w wieku XVI, mamy raczej na myśli schyłek stulecia.
Druga jego połowa to apogeum rządów szlacheckich, symbolizowa-
nych przez wprowadzoną właśnie wtedy zasadę elekcji viritim. Wraz ze
wzrostem znaczenia ziemiaństwa rosło też znaczenie sejmików, choć
szczyt „rządów sejmikowych" przypadnie na okres o 100 lat późniejszy.
Zanim przejdziemy do rekonstrukcji „geografii" sejmikowania
w Rzeczypospolitej, kilka słów o ich hierarchii - tak formalnej, jak
uznaniowej. Organizacja życia sejmikowego była dość trwała i jedynym
elementem, który uległ destrukcji, był szczebel najwyższy - sejmiki
25
generalne. Powstałe ze zjazdów generalnych w poszczególnych prowin-
cjach Korony, od końca XV wieku stały się zgromadzeniami przedsej-
mowymi dla senatorów i posłów na sejm walny.
Uczestnicy tych zgromadzeń (Wielkopolanie w Kole, Małopolanie
w Nowym Mieście Korczynie, Mazowszanie i Podlasianie w War-
szawie, Prusacy w Malborku lub Grudziądzu, Litwini w Wołkowysku,
a potem w Słonimiu) przygotowywali program, z jakim reprezentacja
prowincji miała wystąpić w sejmie. Głównym zadaniem było „uciera-
nie" postulatów sejmikowych, czyli łagodzenie niezgodności i ustalanie
wspólnej, kompromisowej linii działania.
Sejmiki generalne, zwane „generałami", funkcjonowały aż do pierw-
szej polowy XVII wieku. Wraz z osłabieniem roli sejmu spadła ranga
generałów, które zbierały się sporadycznie w drugiej połowie XVII wieku,
głównie w czasach bezkrólewi. Prawie całkowicie zanikały generały:
kolski, korczyński i słonimski. Częściej obradowały - pruski i mazowiec-
ki, przy czym ten pierwszy utrzymał swe znaczenie jeszcze nawet w XVIII
wieku, co wynikało ze specyficznej organizacji pruskiego sejmikowania.
Z upadkiem sejmików generalnych umacniała się pozycja stojących
0 stopień niżej w hierarchii - sejmików ziemskich, zwanych w Wielkim
Księstwie powiatowymi. I tu występowały różnice oraz pewne hierar-
chiczne porządki. Najprostsza była sytuacja na Litwie, najbardziej
skomplikowana - w Prusach Królewskich.
W Koronie bywało różnie - były sejmiki obejmujące swym zasię-
giem dwa województwa: sejmik radziejowski dla województwa brzes-
kokujawskiego i inowrocławskiego oraz średzki dla poznańskiego
1 kaliskiego z ziemią wschowską. Działają sejmiki obejmujące jedno
województwo: opatowski dla sandomierskiego, łęczycki dla łęczyc-
kiego, kamieniecki dla podolskiego i inne. Nieco niżej szacowano
sejmiki ograniczone do niewielkich ziem, np. w Lipnie dla ziemi
dobrzyńskiej, czy liczne zgromadzenia mazowieckie.
Bardziej skomplikowana sytuacja wytworzyła się tam, gdzie istniały
równolegle sejmiki ziemskie i sejmik wojewódzki. Na przykład w woje-
wództwie ruskim obradowały osobno dwie ziemie: halicka i chełmska,
pozostałe gromadziły sie w Sądowej Wiszni, a oprócz tego zbierały się
zgromadzenia partykularne w Sanoku, Przemyślu czy Lwowie. Obrady
sejmiku halickiego, od 1563 roku samodzielne, musiały się odbywać
przed sejmikiem wiszeńskim, aby umożliwić pobyt tam posłom ob-
ranym w Haliczu.
26
Podobnie sejmik księstw zatorskiego i oświęcimskiego w Zatorze na
mocy konstytucji z roku 1564 miał się odbywać przed sejmikiem
proszowickim województwa krakowskiego, aby poseł zatorski mógł
być tam obecny i razem z posłami krakowskimi udać się na sejmik
generalny do Nowego Miasta Korczyna, a potem na sejm. Podobnie,
mimo funkcjonowania sejmiku województwa lubelskiego - przeniesio-
nego z Urzędowa w roku 1532 do stolicy województwa - sporadycznie
obradował partykularny sejmik ziemi łukowskiej w Urzędowie lub
Łukowie.
Tak więc o miejscu w hierachii sejmikowej, jak się wydaje, decydo-
wały termin obrad i zasięg terytorialny. Najmniejsze znaczenie miały
sejmiki partykularne, nie posiadające prawa wyboru posła, wyżej stały
(sejmiki powiatowe czy ziemskie, podporządkowane w pewnym sensie
zgromadzeniom szczebla wojewódzkiego, jak halicki czy zatorski.
Największe znaczenie miały w pełni samodzielne sejmiki wojewódzkie,
ziemskie i powiatowe, wreszcie na szczycie znajdowały się zanikające
z czasem generały, a w Wielkim Księstwie Litewskim odbywane
niekiedy tzw. „konwokacje". O politycznym znaczeniu sejmiku decydo-
wała przede wszystkim aktywność szlachty danej ziemi oraz liczba
posłów sejmowych delegowanych przez sejmik.
Istniała też inna hierarchia ważności sejmików - dość dokładnie
odwzorowywał ją porządek zasiadania posłów w izbie poselskiej
w sejmie. Był on związany ze starszeństwem, dostojeństwem ziem
i województw Rzeczypospolitej. Wymieńmy najgodniejsze wśród nich,
Ic które określano jako województwa „górne". W Koronie zaliczano do
nich: krakowskie, sandomierskie, poznańskie i kaliskie, a w Wielkim
Księstwie - wileńskie. Wydaje się, że największym uznaniem cieszył się
w Koronie sejmik opatowski województwa sandomierskiego, a w Wiel-
kim Księstwie - sejmik oszmiański. Potwierdza to szlachecki kronikarz
/ początków XVIII wieku, tzw. Anonim Otwinowski, uznając oba te
sejmiki za pierwsze w faktycznej, a nie formalnej hierarchii. Nie
mniejsze znaczenie miały uchwały zjazdów średzkich, wiszeńskich,
proszowickich. Tak więc wśród formalnie równych wybijała się grupa
sejmików cieszących się największym autorytetem w opinii publicznej.
Przystępując do ukazania „geografii" życia sejmikowego zreasu-
mujmy podstawowe informacje. Sejmik ziemski był władzą dla teryto-
ii
rium, które obejmował swym wpływem. Zgromadzeni ziemianie wybie-
rali i opatrywali instrukcjami oraz wysyłali na sejmy posłów - sejmik
poselski, wybierali deputatów do trybunału - sejmik deputacki, typo-
wali kandydatów na elekcyjne urzędy ziemskie - sejmik elekcyjny. Na
sejmikach gospodarskich uchwalano tryb wybierania podatków, regu-
lowano całość spraw samorządu ziemskiego. Od roku 1588 na sej-
mikach relacyjnych wysłuchiwano posłów powracających z sejmów. Te
ostatnie zjazdy miały się odbywać w ciągu miesiąca od zakończenia
sejmu. Sejmiki poselskie miały miejsce na 6 tygodni przed sejmem
zwyczajnym i na 3 przed sejmem nadzwyczajnym. Sejmiki koronne
zbierały się wcześniej od litewskich, a zjazdy halicki i zatorski wy-
przedzały o tydzień wiszeński i proszowicki.
Na 44 sejmiki koronne 2 obejmowały swym zasięgiem dwa wojewó-
dztwa, 12 jedno województwo, 19 ograniczonych było do jednej ziemi,
a wiszeński gromadził szlachtę trzech ziem: lwowskiej, przemyskiej
i sanockiej; 5 sejmików gromadziło szlachtę jednego powiatu, a w Sta-
rogardzie obradowała szlachta powiatów gdańskiego, tczewskiego i, od
1641 do 1657 roku, bytowskiego oraz lęborskiego. W Urzędowie
gromadziła się szlachta ziemi łukowskiej, a w Wieluniu - ziemi
wieluńskiej oraz powiatu ostrzeszowskiego.
W Wielkim Księstwie Litewskim przez większość omawianego
okresu obradowały 24 sejmiki, z czego 19 powiatowych. Województwa
mścisławskie, połockie i księstwo żmudzkie nie wytworzyły powiatów
sądowych, a więc sejmiki gromadziły tu ziemian z całego obszaru
województwa lub księstwa. W zdobytej przez Zygmunta III, a ostatecz-
nie przyłączonej przez Władysława IV, ziemi smoleńskiej zorganizowa-
no dwa sejmiki: wojewódzki smoleński i powiatowy starodubowski.
Ziemianie z Inflant, wcielonych do Korony przez Zygmunta Augus-
ta, obradowali w Wenden (Kies), a gdy większość terytorium odpadła
od Rzeczypospolitej po traktacie oliwskim w 1660 roku, ustalono
miejsce sejmikowania tzw. Inflant polskich w Dyneburgu.
Schemat powyższy ulegał pewnym modyfikacjom wraz z kur-
czeniem się terytorium państwa w XVII wieku. Istotne jednak zmiany
przyniosła dopiero epoka rozbiorów, kiedy to duże obszary odpadły
bezpowrotnie, a reformy stanisławowskie przyniosły zmiany ustrojowe.
Omówimy je jednak dopiero w rozdziale poświęconym sejmikowaniu
w drugiej połowie XVIII wieku.
28
„GEOGRAFIA" SEJMIKÓW RZECZYPOSPOLITEJ
OD XVI DO PIERWSZEJ POŁOWY XVIII WIEKU
(układ alfabetyczny)
I. Korona
1. Wielkopolska właściwa:
- województwo brzeskokujawskie - sejmiki w Radziejowie wraz z inowrocławskim.
Elekcyjne osobno w Brześciu Kujawskim
- ziemia dobrzyńska - sejmiki w Lipnie, elekcyjne w Dobrzyniu. W latach 1768-76
deputackie z województwem płockim w Raciążu lub Rypinie
- województwo inowrocławskie - sejmiki w Radziejowie wraz z brzeskokujawskim.
Elekcyjne w Inowrocławiu
- województwo kaliskie - sejmiki w Środzie wraz z województwem poznańskim.
Elekcyjne w Kaliszu
województwo łęczyckie - sejmiki w Łęczycy
województwo poznańskie - sejmiki w Środzie wraz z województwem kaliskim.
Elekcyjne w Poznaniu. Elekcyjne ziemi wschowskiej we Wschowie
- województwo sieradzkie - sejmiki w Szadku, deputackie w Sieradzu
- ziemia wieluńska z powiatem ostrzeszowskim - sejmiki w Wieluniu
- sejmiki generalne w Kole
2. Mazowsze:
- ziemia ciechanowska - sejmiki w Ciechanowie
- ziemia czerska - sejmiki w Czersku
- ziemia gostyńska - sejmiki w Gąbinie. W latach 1667-73 relacyjne i poselskie wraz
z ziemiami rawską i sochaczewską w Bolimowie
- ziemia liwska - sejmiki w Liwie
ziemia łomżyńska - sejmiki w Łomży
ziania nurska - sejmiki w Nurze. W latach 1641-47 przeniesione do Ostrowi Mazowieckiej
województwo płockie — sejmiki w Raciążu
ziemia rawska - sejmiki w Rawie, deputackie w Bolimowie od 1578 roku. W latach
1667-73 wraz ze szlachtą sochaczewską i gostyńską poselskie i relacyjne w Bolimowie
ziemia różańska - sejmiki w Różanie
ziemia sochaczewską - sejmiki w Sochaczewie. W latach 1667-73 poselskie i relacyjne
w Bolimowie
ziemia warszawska - sejmiki w Warszawie
ziemia wiska - sejmiki w Wiznie
ziemia wyszogrodzka - sejmiki w Wyszogrodzie
ziemia zakroczymska - sejmiki w Zakroczymiu
sejmik generalny województwa mazowieckiego w Warszawie
1 Prusy Królewskie:
województwo chełmińskie - do lat 30. XVII wieku w Radzyniu następnie w Kowalewie.
Deputackie i gospodarskie w Radzyniu. Elekcyjne w miejscach sesji sądów ziemskich:
w Kowalewie, Brodnicy, Nowym Mieście Lubawskim
29
----------- granice województw
granice ziem
• stolice województw, ziem
o inne miasta
JS Z W E C 1 A
miejsce odbywania sejmików
L212 generalnych
= \= = = S>Mitawa.:
miejsce odbywania sejmików
partykularnych
Skróty:
B.K. - Brześć Kujawski
D. — Dobrzyń
— Gostynin
— Płock
— Raciąż
. — Różan
— Sochaczew
— Wyszogród
H
. MiHSbflWSl I Gdańsk
111 i i mmmmMmm
Opracował K. Chlapowski
SBURSKIE
Korona przed 1569 r.
ziemie inkorpowane do Korony w 1569 r.
(woj. czernihowskie 1648 t.)
granica miedzy Koroną a Wlk. Ks. Litewskim
województwo inflanckie
= | lenna
granica Rzeczypospolitej po rozejmie w Altmarku (1629 r.), pokoju w Pola nowie
M634 O. inkorporacji Lęborka i Bytowa (1637 r.)
Mapa sejmików koronnych i litewskich w XVI i XVII wieku
- województwo malborskie - do 1610 Sztum lub Dzieżgoń (Kiszpork). Następnie tylko
w Sztumie z wyjątkiem roku 1635
- województwo pomorskie - sejmiki wojewódzkie w Starogardzie. Zjeżdżała tam
bezpośrednio szlachta powiatów gdańskiego, tczewskiego i nowskiego, a w latach
1641-57 także lęborskiego i bytowskiego. Inne powiaty tego województwa obradowały
od 1605 roku na sejmikach powiatowych i do Starogardu przysyłały posłów. I tak:
- powiat świecki - w Świeciu
- powiat pucki - w Pucku
- powiat człuchowski - w Chojnicach
- powiat tucholski - w Tucholi
- powiat mirachowski - we wsi Strzepcz. W 1766 przeniesiony do Kościerzyny
- powiat kościerzyński powstał w 1764 roku - sejmik obradował w Kościerzynie razem ze
szlachtą mirachowską.
Od 2 połowy XVII wieku szlachta świecka ignorowała sejmik wojewódzki posyłając posłów
wprost na generał pruski. Sejmiki deputackie i gospodarskie województwa pomorskiego
odbywały się w Starogardzie, zaś elekcyjne w Tucholi, Kościerzynie, Świeciu, Starogardzie,
Pucku, Tczewie i Chojnicach. Pisarza ziemskiego wybierano na sejmiku w Starogardzie
- sejmik generalny w Grudziądzu lub Malborku. W 1735 ustalono, że co trzeci ma się
odbywać w Gniewie, co wobec permanentnego zrywania nie miało praktycznego
znaczenia.
II. Małopolska:
- województwo bełskie - sejmiki w Bełzie
- ziemia bielska - sejmiki w Brańsku
- województwo bracławskie - sejmiki w Bracławiu do 1598, następnie w Winnicy.
W 1659 jako egzulancki przeniesiony do Włodzimierza Wołyńskiego
- ziemia chełmska - sejmiki w Chełmie
- województwo czernihowskie - sejmiki w Czernihowie dla województwa z powiatem
nowogrodzkim-siewierskim do 1648. Po 1659 jako egzulancki we Włodzimierzu
Wołyńskim
- ziemia drohicka - sejmiki w Drohiczynie
- ziemia halicka - od 1563 w Haliczu
- województwo kijowskie - sejmiki w Kijowie, Żytomierzu i Owruczu. W 1659
przeniesione do Włodzimierza Wołyńskiego jako egzulanckie, następnie w Żytomierzu
- województwo krakowskie - sejmiki w Proszowicach
- województwo lubelskie - sejmiki przeniesione w 1532 roku z Urzędowa do Lublina.
Ziemia łukowska sporadycznie obradowała w Urzędowie
- ziemia lwowska - sejmiki wspólne z innymi ziemiami ruskimi w Sądowej Wiszni.
Elekcyjne i sporadycznie inne we Lwowie
- ziemia mielnicka - sejmiki w Mierniku
- województwo podolskie - sejmiki w Kamieńcu Podolskim. W latach 1673-98 z powodu
okupacji tureckiej przeniesione do Halicza, a po 1677 we Lwowie w kościele
franciszkańskim
- ziemia przemyska - sejmiki w Sądowej Wiszni. Elekcyjne i sporadycznie inne
w Przemyślu
32
- województwo sandomierskie - sejmiki na początku XVI wieku w Skrzynnie i San-
domierzu. W 1519 zlikwidowano zjazdy w Skrzynnie, a następnie sandomierskie
przeniesiono do Opatowa
- ziemia sanocka - sejmiki w Sądowej Wiszni. Elekcyjne i sporadycznie inne w Sanok
- województwo wołyńskie - sejmiki pierwotnie we Włodzimierzu Wołyńskim, od 1576
roku w Łucku
- księstwa zatorskie i oświęcimskie - sejmiki w Zatorze
- sejmik generalny w Nowym Mieście Korczynie.
III. Wielkie Księstwo Litewskie:
- powiat brasławski - sejmiki w Brasławiu. W 1659 przeniesione na czas okupacji
rosyjskiej do Szat
- powiat brzeskolitewski - sejmiki w Brześciu Litewskim
- powiat grodzieński - sejmiki w Grodnie
- powiat kowieński - sejmiki w Kownie. W 1659 przeniesione na czas okupacji rosyjskiej
do Gielnów
- powiat lidzki - sejmiki w Lidzie. W 1659 przeniesione na czas okupacji rosyjskiej do
Wasiliszek
- powiat miński - sejmiki w Mińsku
- powiat mozyrski - sejmiki w Mozyrzu. W 1659 przeniesione na czas okupacji rosyjskiej
do Kobrynia
- województwo mścisławskie - sejmiki w Mścisławiu. W 1659 przeniesione na czas
okupacji rosyjskiej do Krynek
- powiat nowogródzki - sejmiki w Nowogródku
- powiat orszański - sejmiki w Orszy. W 1659 przeniesione na czas okupacji rosyjskiej do
Mińska, a w razie zagrożenia Mińska - do Słonimia. Po 1773 część pozostała przy
Rzeczypospolitej wraz z egzulantami witebskimi obradowała w Chłopieniczach
- powiat oszmiański - sejmiki w Oszmianie. W 1659 przeniesione na czas okupacji
rosyjskiej do Grodna
- powiat piński - sejmiki w Pińsku
- województwo połockie - sejmiki w Połocku. W 1659 przeniesione na czas okupacji
rosyjskiej do Kobrynia. Od 1773 część pozostała przy Rzeczypospolitej sejmikowała
w Uszaczu
- powiat rzeczycki - sejmiki w Rzeczycy. W 1659 przeniesione na czas okupacji rosyjskiej
do Kiejdan
- powiat słonimski - sejmiki w Słonimiu
- województwo smoleńskie - sejmiki w Smoleńsku. W 1659 przeniesione na czas
okupacji rosyjskiej do Grodna. W 1667 jako egzulanckie na stałe przeniesione
do Wilna na zamek
- powiat starodubowski - sejmiki w Starodubie. W 1659 przeniesione na czas
okupacji rosyjskiej do Wierzbołowa. W 1667 jako egzulanckie na stałe przeniesione
do Wilna na zamek
- powiat trocki - sejmiki w Trokach. W 1659 przeniesione na czas okupacji rosyjskiej
do Siemna
- powiat upicki - sejmiki w Poniewieżu
33
- powiat wileński - sejmiki w Wilnie. W 1659 przeniesione na czas okupacji rosyjskiej do
Kamieńca Litewskiego
- powiat wiłkomierski - sejmiki w Wiłkomierzu
- województwo witebskie - sejmiki w Witebsku. W 1659 przeniesione na czas okupacji
rosyjskiej do Bezdzieża
- powiat wołkowyski - sejmiki w Wołkowysku
- księstwo żmudzkie - sejmiki w Rosieniach
- sejmik generalny w Wołkowysku następnie w Slonimiu.
IV. Inflanty:
Terytorium to należało zarazem do Korony i Litwy. Sejmiki zbierały się w Wenden (Kies).
W 1659 na czas wojny przeniesione do Dziewałtowa, a w 1673 na stałe do Dyneburga dla
ziemian z Inflant pozostałych przy Rzeczypospolitej. Po 1773 sejmiki zamarły, reak-
tywowały się w 1789 na lewym brzegu Dźwiny, naprzeciw Dyneburga dla egzulantów
inflanckich i kurlandzkich.
Powyższa „geografia" sejmikowa nie uwzględnia wszystkich zmian,
jakie przyniosła połowa XVIII wieku, a także tych oczywistych
odstępstw od zwyczajów, które były wywołane różnymi okolicznoś-
ciami. Często odbywano zgromadzenia poza miejscem ustalonym przez
zwyczaj lub prawo, chroniąc się od zagrożeń i klęsk elementarnych.
Zmieniano miejsce obrad wtedy, gdy w zwykłym miejscu grasowała
zaraza, a sejmik musiał się odbyć. Przenoszono obrady w miejsca
bezpieczne w czasie wojen, czasem na mocy konstytucji sejmowej, takiej
jak wyżej wzmiankowana konstytucja z 1659 roku. Odbywano również
sejmiki w pospolitym ruszeniu - koło sejmikowe gromadziło wtedy
teoretycznie całą szlachtę danej ziemi obowiązaną do służby w polu,
a działo się to często daleko od zwykłego miejsca sejmikowania.
Czasem wreszcie władza zwołująca sejmik (król) wyznaczała inne
miejsce niż przewidziane zwyczajem. Spotykało się to z protestami
szlachty, tak jak to miało miejsce w 1615 roku, kiedy Zygmunt III złożył
sejmik inflancki nie w Wenden, a w Rydze. Oburzona szlachta, mimo
uniwersału, przybyła do Wenden, założyła protest i wybrała 4 posłów.
Pozostałych dwóch posłów obrała w Rydze szlachta inflancka po-
chodzenia niemieckiego.
Generalnie rzecz biorąc wszelkie zmiany w zwyczajach, a szczegól-
nie ingerencje władzy państwowej, były widziane bardzo niechętnie.
Zgodnie z przekonaniem, iż wszelka zmiana jest szkodliwa, trzymano
się uporczywie ustalonych zwyczajem miejsc. Zmieniano je tylko wtedy,
gdy zajął je nieprzyjaciel, jak to miało miejsce w drugiej połowie XVII
34
wieku na stałe z Kijowem, Smoleńskiem, Czernihowem, Starodubem,
a z Winnicą, Kamieńcem Podolskim i licznymi stolicami powiatów na
Litwie przejściowo.
Tradycja regulowała też w dużym stopniu liczbę posłów delegowa-
nych na sejmy w Koronie. W Wielkim Księstwie Litewskim ustalono
ostatecznie ich liczbę na dwóch z każdego sejmiku. Sejmik wendeński
(dyneburski) wybierał sześciu posłów - 2 Polaków, 2 Litwinów,
2 Niemców. W Koronie liczba posłów wahała się od jednego do
nieograniczonej w teorii liczby w wypadku Prus Królewskich. W prak-
tyce liczbę posłów pruskich ograniczano uchwalając odpowiednią
wysokość diet poselskich na sejmikach generalnych, jednak szacunek
dla tradycji odrębności pruskich długo nie pozwalał wprowadzić limitu
posłów z Prus w sejmie.
Nieliczna szlachta uzależniona feudalnie pozostawała na marginesie
systemu sejmikowego Rzeczypospolitej. Istniały samorządy zależnego
od biskupów ziemiaństwa warmińskiego i siewierskiego, np. biskupi
warmińscy zwoływali sejmiki szlachty warmińskiej do Lidzbarka lub
Nowego Miasta, ale nie odgrywały one takiej roli, jak gdzie indziej,
i szlachta ta - jak i obywatele tzw. „powiatu szczebrzeskiego" uzależ-
nieni od ordynatów zamojskich - nie miała prawa delegować posłów na
sejm. Oczywiście ziemianie ci nie byli w praktyce wykluczeni z udziału
w sejmikach odbywających się zwykłym trybem i gromadzących ogół
s/lachty z okolicy, powiatu, ziemi czy województwa.
II. FORMALNE PODSTAWY DZIAŁANIA.
KOMPETENCJE
Rozpoczniemy od przeglądu przepisów i zwyczajów, które regulo-
wały zwoływanie, tak zwane „składanie", sejmików. Jest to problem
zasadniczy, jako że zgromadzenia zwołane zgodnie z prawem (legalne)
podejmowały uchwały, które oczywiście nie mogły być kwestionowane.
Najbardziej znane zgromadzenia sejmikowe - wybory posłów
sejmowych składane były przez władzę królewską. Sejmiki elekcyjne
zwoływał najwyższy rangą urzędnik danej ziemi - wojewoda lub
kasztelan. Sejmiki deputackie odbywały się na podstawie konstytucji
sejmowej zawsze w tym samym terminie. Sejmiki posejmowe, tzw.
(relacyjne na Litwie obradowały z mocy postanowień /// Statutu
{Litewskiego, a w Koronie uchwalał je każdorazowo sejm.
/- Inne rodzaje zgromadzeń: sejmiki komisarskie i gospodarskie
obradowały albo za uniwersałem królewskim albo składane były przez
lokalnego dygnitarza czy senatora, lub wreszcie łączono je z innym
sejmikiem. Na przykład w drugiej połowie XVII i pierwszej XVIII
wieku sejmik gospodarski, tzw. boni ordinis (dobrego porządku),
odbywał się często w dzień po sejmiku deputackim, niejako przy okazji
wyborów sędziów trybunalskich.
Sejmiki zwoływane były często przez prowincjonalnych dygnitarzy,
"a motywacją było zwykle zagrożenie: wojna domowa czy zewnętrzna,
rozbójnictwo, bunt żołnierzy itp. Jeśli zgromadzenie zwołane było dla
załatwienia spraw istotnie tak palących, że nie mogły one czekać na
uniwersał królewski, to ani dwór, ani miejscowa opinia publiczna nie
protestowały. Inaczej bywało, gdy pod pretekstem obrad samorządo-
wych kryła się akcja opozycji politycznej - wtedy zarówno władze
centralne, jak i miejscowi przedstawiciele stronnictwa dworskiego ostro
protestowali przeciw nielegalnym obradom i ich uchwałom.
Sprawa komplikowała się w okresie bezkrólewia, kiedy brakło
osoby uprawnionej do zwoływania sejmików. Rolę tę przejmował
36
na siebie interrex - prymas Rzeczypospolitej, pierwszy senator, ar-
cybiskup gnieźnieński. On wraz z senatem zwoływał sejmiki przed
sejmami konwokacyjnymi i elekcyjnymi. Zjazdy zajmujące się wy-
hicznie sprawami partykularnymi składane były często samodzielnie
przez przywódców ziemiaństwa i nie budziło to raczej wątpliwości
natury formalnej.
W połowie XVII wieku, w miarę przejmowania przez samorząd
odpowiedzialności za sprawy podatkowe i mnożenia liczby zgromadzeń
sejmikowych, wymienione wyżej metody składania zjazdów okazały się
niewystarczające. Ani zgromadzenia w terminach stałych, ani zjazdy za
specjalnie uzyskiwanymi w Warszawie uniwersałami nie były w stanie
rozwiązać wszystkich lokalnych problemów. Wytworzyła się wtedy
nowa forma zwoływania zjazdów, tzw. „limita" sejmików.
Polegała ona na tym, że sejmik mający legalną podstawę działania,
np. uniwersał królewski, ustalał termin następnego zjazdu. Uznawano,
że zawieszono tylko na pewien czas obrady, a następny zjazd jest
kontynuacją pierwotnego. Symbolem ciągłości był fakt, iż sejmiki
/ limity odbywały się zwykle pod kierunkiem, „pod laską" jak to wtedy
określano, tej samej osoby - marszałka pierwotnego zgromadzenia.
Szczególną popularnością cieszyła się limita w początkach XVIII
wieku, kiedy to w okresie wojny północnej, w zawierusze wojny
domowej i podczas częstych nieobecności w kraju obu zwalczających się
królów - była to jedyna możliwość obradowania bez narażania się na
zarzut nielegalnej działalności. Ciągi limit liczyły wtedy i po kilkanaście
zjazdów, a trwały całymi miesiącami. Była to praktyka niechętnie
widziana przez władze centralne, jako że uniezależniała zwoływanie
zjazdów szlacheckich od wpływu i decyzji dworu, co mogło być i bywało
wykorzystywane przez opozycję polityczną.
Od prawa zwoływania przejdźmy teraz do techniki składania
i terminów sejmików. Wiemy, że^jazdy sejmikowe podzielić można na
dwie grupy - o terminach stałych i niestałe^
(jkałe terminy miały w całej Rzeczypospolitej tylko sejmiki deputac-
kie. Od czasu utworzenia w 1578 roku Trybunału Koronnego corocznie
Odbywały się wybory sędziów - deputatów) Okręgi sejmików deputac-
Icich w zasadzie pokrywały się z obszarami objętymi przez sejmiki
przedsejmowe i inne. Tylko w kilku województwach szlachta zjeżdżała
się na wspólny sejmik deputacki - wojewódzki, a posłów sejmowych
obierała na sejmikach partykularnych. W zasadzie z każdego sejmiku
2. Laudum rokoszowe powiatu drohickiego z 1606 r.
Zapis w księdze grodzkiej
delegowano jednego sędziego, ale większe obszary cieszyły się przywile-
jem obierania dwóch deputatów.
<¦' W Koronie sędziów wybierano w pierwszy poniedziałek po święcie
Narodzenia Panny Marii wypadającym 8 września, tak więc sejmiki
odbywały się między 9 a 16 września. Wyjątkowo w województwie
podlaskim i ziemi dobrzyńskiej wybory te odbywano w poniedziałek
przed dniem św. Bartłomieja (24 sierpnia).
W Wielkim Księstwie Trybunał ustanowiono w roku 1582 i sejmiki
deputackie wyznaczone były na dzień Matki Boskiej Gromnicznej, czyli
2 lutego.
Gdy sejmik deputacki zbierający się z mocy prawa z jakiejś
przyczyny nie doszedł do skutku, mógł się odbyć powtórnie, w terminie
dodatkowym, ale już za królewskim uniwersałem/Deputatem wolno
było obrać każdego obecnego na sejmiku szlachcica, nie mającego
sprawy w trybunale i nie będącego jednocześnie posłem sejmowym.
Nie wolno było być deputatem rok po roku - między jednym
a drugim obiorem musiały upłynąć 4 lata. Prawo to, wprowadzone
na początku XVII wieku, zapobiegało" tworzeniu się grupy „za-
wodowych" sadowników i ze szkodą dla wymiaru sprawiedliwości
preferowało amatorstwo.
¦ (Drugim sejmikiem mającym prawny termin był sejmik relacyjny
w Wielkim Księstwie. /// Statut Litewski z 1588 roku stanowił, że
odbywać się on ma w 4 tygodnie po zakończeniu sejmuPSzlachta
zwoływana była przez wojewodów, starostów grodowych lub ich
zastępców za pośrednictwem woźnych. Bywało, że sejmik relacyjny
zwoływali posłowie powracający z obrad sejmowych.
<W Koronie terminy sejmików relacyjnych nie były ustalone i od
1591 roku terminy tych zjazdów uchwalał sejm^ Zwykle potwierdzano
to jeszcze uniwersałem królewskim. Na zgromadzeniach tych słuchano
relacji posłów i omawiano konstytucje sejmowe, szczególnie podat-
kowe. Wraz z upadkiem sejmu podupadły i związane z nim sejmiki
relacyjne. Gdy w czasach Augusta III sejmy całymi latami nie do-
chodziły do skutku, przerzedziły się i sejmiki relacyjne, nie było bowiem
uchwał sejmowych do relacjonowania.
(^Pozostałe rodzaje zgromadzeń sejmikowych nie miały stałych ter-
minów i ich zwołanie zależało od różnych okoliczności])
Najwięcej emocji i zainteresowania budziły sejmiki poselskie, któ-
rych zwoływanie zależało od decyzji monarchy. Tylko wtedy, gdy król
39
naruszył prawo i nie wydał uniwersału przed sejmem, mógł go w tym
zastąpić wojewoda lub starosta.
Uniwersały, które powinny dotrzeć do każdej ziemi i powiatu
w Koronie i na Litwie, zawierały doniesienie o zwołaniu sejmu
i sejmiku oraz terminy obrad. Poza uniwersałami rozsyłanymi według
formularza i szablonowymi w treści, kancelaria królewska przy-
gotowywała też listy - zamknięte i opieczętowane do senatorów
i nie zapieczętowane (tzw. „otworzyste") do znaczniejszej szlachty.
W pismach tych król zachęcał do przybycia na sejmik i prosił
zwykle o poparcie swych planów.
Uniwersały i listy pisane były (rzadziej drukowane) w kancelariach
koronnej i litewskiej, a do grodów dostarczane przez dworzan królews-
kich. Był to niebagatelny wysiłek organizacyjny, wystarczy podać dla
przykładu, że w burzliwym 1538 roku, a więc we wczesnym jeszcze
okresie, tylko dla trzech województw wielkopolskich: poznańskiego,
kaliskiego i sieradzkiego przygotowano i dostarczono 214 listów
i uniwersałów różnych w formie i treści; wszystkie były starannie
wykaligrafowane w kancelarii i podpisane osobiście przez Zygmunta
Starego.
Dostarczane do grodu uniwersały musiały być tam oblatowane,
tzn. wpisane do ksiąg grodzkich, a następnie publikowano je w mieście
- siedzibie sądu i urzędu grodzkiego - i w innych większych miej-
scowościach okolicznych. Publikacja polegała na „otrębywaniu" i „o-
bębnianiu" - odczytywano je głośno zapowiadając to dźwiękiem
trąb i bębnów, ogłaszano także z ambon, przybijano do drzwi ko-
ściołów.
Czasem przepisywaniem uniwersałów zajmowali się sekretarze
dygnitarzy, do których je kierowano, a dopiero potem, już w wielu
egzemplarzach, uniwersały wysyłano do grodów. W 1703 roku Jędrzej
Radomicki kasztelan kaliski donosił podkanclerzemu koronnemu Ja-
nowi Szembekowi, że otrzymane odeń uniwersały kazał przepisać i po
20 egzemplarzy posłał do grodów swojego województwa.
Czasem kontrowersje wywoływał sposób publikowania uniwersału.
W Bibliotece Czartoryskich w Krakowie zachował się list zrywacza
sejmiku, niejakiego Stanisława Gąsowskiego, który donosił kanclerzo-
wi wielkiemu koronnemu, że zerwał sejmik w Brańsku w 1724 roku
dlatego, że „nie jest promulgowany per parochiam (ogłoszony po
parafiach)1".
40
Sejmiki przedsejmowe zwoływano w różnych terminach, wyraźne
jednak było dążenie Zygmunta III Wazy do zwoływania ich w jednym
dniu w całej Koronie - uniemożliwiało to ziemianom porozumiewanie
sie między zjazdami. Sejmiki litewskie zbierały się też w jednym terminie
i wyprzedzały koronne. Powyższe zasady nie były ściśle przestrzegane
i znamy wiele odstępstw od nich.
Szczególne opóźnienia miały miejsce przy ekspedycji sejmikowej
tlo Prus Królewskich, czemu sprzyjała opieszałość kancelarii grodzkich,
np. w roku 1710 dwa razy uniwersały dla powiatu świeckiego
dotarły tak późno, iż nie zdążono odbyć sejmików. W 1718 roku
uniwersał dla szlachty chełmińskiej wydano z kancelarii grodzkiej
w Kowalewie na 3 dni przed terminem zjazdu wojewódzkiego,
ii na 6 dni przed generałem. Powodowało to oburzenie, protesty
ziemian oskarżających dwór o celowe dezorganizowanie kampanii
przedsejmowej przez zmuszanie do odbywania zjazdu i w pośpiechu,
i w obecności małej liczby osób.
W okresie, gdy zbierały się jeszcze sejmiki generalne, dwór prze-
strzegał zasady, iż jako pierwszy obradował generał litewski, potem
zbierał się małopolski, a tuż przed sejmem na swój sejmik zjeżdżali się
Wielkopolanie. Sejmiki partykularne miały odbywać się na 6 tygodni
przed sejmem w Koronie i 4 tygodnie na Litwie. W wypadku sejmu
nadzwyczajnego dopuszczalne było skrócenie tych terminów.
Terminy pozostałych rodzajów zjazdów ustalane były przez zwołu-
liicego tak sejmiki gospodarskie z uniwersału króla, jak i elekcyjne
/ uniwersału wojewody. Terminy sejmików z limity ustalane były
oczywiście przez samych sejmikujących.
Sejmikujący - użyliśmy wyżej określenia, które wymaga sprecyzo-
wania. Czy oznacza ono tylko tych, co czynnie uczestniczyli w obradach
zabierali głos? Czy dotyczy ogółu obecnych na zjeździe? A przede
wszystkim, kto miał prawo udziału w sejmiku ziemskim?
Lauda, czyli uchwały zjazdów, udzielają jednoznacznej odpowiedzi
iui to ostatnie pytanie. Na sejmik przybyć mógł każdy, „ktokolwiek
lylko klejnot szlachecki w osobie swojej nosi", czyli każdy, „co się
N/.lachcicem mieni", jako że nie prowadzono żadnych urzędowych
apisów szlachty w Rzeczypospolitej. Na sejmik przybywała głównie
n/Jachta z ziemi czy powiatu „przypisanego" do tego sejmiku, ale ani
41
prawo, ani zwyczaj nie bronił obecności ziemianom z innych, odległych
nawet okolic.
Próbowano konstytucjami sejmowymi i laudami ograniczać rolę
ubogiej, nie posiadającej ziemi szlachty i przybyszów z innych woje-
wództw, lecz wysiłki te spełzły na niczym. Nie udało się zamknąć
dostępu do koła sejmikowego i ograniczyć uczestnictwa tylko do kręgu
tzw. „terrigenów".
Należy jednak pamiętać, że przybycie na sejmik i obecność na nim
to nie to samo, co aktywny udział. Wyjąwszy burdy i zajścia, których
celem było zerwanie zgromadzenia, rej na sejmikach wodziła zamożna
i osiadła szlachta. Główną rolę odgrywali ci, których zwyczajowo
wymieniano na początku każdego laudum: „My rady koronne, urzęd-
nicy, dygnitarze", a dopiero potem pisano: „i wszystko rycerstwo",
mając na myśli szlachtę nieutytułowaną.
Nie ulega wątpliwości, że pierwsze miejsca w kole sejmikowym
zajmowali dygnitarze i urzędnicy, a gołota i obcy przybysze tłoczyli się
z tyłu i nie brali udziału w dyskusji. Zresztą i tych utytułowanych
wystarczyło, by w „pierwszych rzędach" było tłoczno. Niewielkie
województwo łęczyckie w drugiej połowie XVIII wieku samych urzęd-
ników ziemskich, nie licząc grodzkich, miało ponad siedemdziesięciu
i wszyscy oni mieli prawo do honorowych miejsc i do zabierania głosu.
Na szczęście nie wszyscy przybywali na sejmiki, podobnie jak senatoro-
wie, którzy niewiele sobie robili ze swego obywatelskiego obowiązku
i na zjazdach często byli nieobecni.
Ograniczenie prawa uczestniczenia aktywnego i biernego w sej-
mikach do szlachty miało jeden wyjątek. W Prusach Królewskich, gdzie
potęga i zamożność mieszczaństwa zmuszała do liczenia się z nim,
dopuszczono je do udziału w generałach.
Inne wielkie miasta Rzeczypospolitej, takie jak Kraków, Lwów czy
Wilno, nie miały prawa uczestnictwa na równych prawach ze szlachtą
- delegowały jednak na sejmiki swych przedstawicieli jako obser-
watorów. Wysłannicy Krakowa zasiadali więc jako goście w proszowi-
ckim kościele, tak jak delegaci Lwowa asystowali obradom w Sądowej
Wiszni. Jednak rola ich nie da się porównać ze znaczeniem mieszczan
Prus Królewskich.
Kończąc te rozważania, warto jeszcze zwrócić uwagę na to, że
o prawie uczestnictwa nigdy nie decydowała narodowość szlachcica czy
to w ówczesnym, czy dzisiejszym znaczeniu. Istotne było tylko prawo
42
obywatelstwa i szlachectwo. W sejmikach uczestniczyli wraz z Polakami
na południowym wschodzie Rusini (dziś powiedzielibyśmy Ukraińcy)
i na północy Niemcy (Inflantczycy oraz szlachta pomorska i pruska).
Nawet nieznajomość języka polskiego nie wykluczyła od uczestnictwa;
zbierały się w Rzeczypospolitej sejmiki, które nie obradowały po
polsku. Co prawda na większości mówiono i pisano po polsku, nawet
w Wielkim Księstwie, gdzie długo językiem urzędowym pozostawał
ruski. Tak w Prusach Królewskich, jak w Inflantach, na Białorusi
i Ukrainie obrady toczyły się w XVI wieku na ogół w językach
potocznie używanych przez większość obecnych, a więc po rusku i po
niemiecku. (W Prusach ze względu na niemieckojęzycznych przed-
stawicieli miast). Akta sejmikowe pruskie w oficjalnej wersji spisywano
po łacinie, choć prowadzono je także w wersji polskiej i niemieckiej, aby
/ nich mogli korzystać różni użytkownicy.
Podobnie względy wyznaniowe nie miały wpływu na prawo uczest-
nictwa w sejmiku. Dopiero w pierwszej połowie XVIII wieku polscy
ewangelicy w Małopolsce poczęli się skarżyć na próby usuwania ich
/. sejmików jako innowierców. Charakterystyczne jednak, że z prowin-
cji, gdzie protestantyzm nie podupadł tak jak w Małopolsce, to znaczy
/, Litwy, a przede wszystkim z Prus Królewskich informacje takie nie
dochodziły. Tylko bracia polscy, po pozbawieniu ich praw obywatels-
kich w 1658 roku, usunięci zostali tym samym od udziału w sejmikach
szlacheckich.
Powracając do spraw językowych trzeba stwierdzić, że nie tylko
praktyczne względy decydowały o języku obrad. Ekspedycja sejmikowa
ilu Prus Królewskich pisana była w kancelarii koronnej aż do czasów
Augusta II po łacinie. Za Augusta III pojawiają się uniwersały
królewskie dla województw pruskich pisane po polsku (co było tym
il/iwniejsze, że sam August III znał polski bardzo słabo). Po polsku
pisano też w XVIII wieku listy instancjonalne do urzędników i dyg-
nitarzy pruskich; tylko korespondencja z miastami odbywała się
w dalszym ciągu po łacinie. Sądzić można, że w tym też czasie obrady
sejmików i generału pruskiego toczyły się już po polsku. Nawet delegaci
na generał z wielkich miast znali często ten język, choć na co dzień
posługiwali się niemczyzną. Dopiero w czasach Stanisława Augusta
pisanie uniwersałów po polsku stało się regułą.
Akta sejmikowe ukraińskie w pierwszej połowie XVII wieku spisy-
wuno jeszcze po rusku. Uznać można bez ryzyka pomyłki, iż na
43
terenach wschodnich Rzeczypospolitej nawet w czasach, gdy wśród
tamtejszego ziemiaństwa przeważyła już tendencja polonizacjna, sej-
mikowicz zabierający w kole głos po rusku nie wzbudzał sensacji.
W wieku XVIII tego rodzaju przypadki należały zapewne do rzadkości,
ale sporadyczne wystąpienia sejmikowe uboższej szlachty ukraińskiej
czy polskiej odbywały się w języku ruskim lub w bardzo do niego
podobnej polszczyźnie, nie budząc niczyjego zdziwienia, a tym bardziej
oburzenia.
Spróbujemy teraz pokrótce przedstawić formalne ramy, w jakich
mogli działać i podejmować decyzje gromadzący się na sejmikach
ziemianie. Podkreślić trzeba jeszcze raz, że omawiamy tu tylko formalne
ograniczenia, a nie faktyczne granice sejmikowego stanowienia. Opiera-
my się na konstytucjach sejmowych, a nie na źródłach ukazujących
praktykę życia sejmikowego, czym zajmiemy się w następnych roz-
działach.
, W omawianym okresie należy wyróżnić trzy epoki. Lata 1572-1648
to czas, kiedy rola samorządu umocnionego w okresie walki o „egzeku-
cję praw" rosła, ale ograniczana była prerogatywami władzy królews-
kiej i sejmu.
Po roku 1648 zarówno centralna władza wykonawcza, jak i powoli
podupadający sejm, oddały samorządom wojewódzkim kontrolę nad
istotnymi sferami życia publicznego, m.in. sprawy skarbowe, a co za
tym idzie - wpływ na obronność państwa.
Stan ten istniał do 1717, a po części do 1764 roku i nazwano go
kiedyś okresem rządów sejmikowych. Dyskusyjna jest tylko odpowiedź
na pytanie, czy rządy te trwały do 1717, czy do 1764 roku.
Od tej ostatniej daty rozpoczęła się w dziejach samorządu
szlacheckiego epoka wielkiego porządkowania i powrotu do zasad
leżących u podstaw rozwoju samorządu w XVI wieku. Reformy
1717 roku i czasów stanisławowskich przywróciły równowagę, po-
ważnie w poprzednim okresie zakłóconą na rzecz samorządu lokalnego.
Teraz zaczęto dążyć do przywrócenia znaczenia władzy centralnej,
m.in. sejmu.
Wiemy już, że dla Korony nie istniał żaden akt ustanowienia
sejmików; przywilej wprowadzający je na teren Wielkiego Księstwa
Litewskiego też nie zawierał żadnego regulaminu precyzującego ich
44/
kompetencje. Od dawna było przyjęte, że sejmiki odpowiadały w formie
instrukcji poselskiej na „kwestionariusz", którym w pewnym sensie był
tekst królewskiego poselstwa na sejmik przedsejmowy. Początkowo
bardzo zabiegano o to, by instrukcje te nie krępowały woli posłów
w trakcie obrad w izbie.
W pierwszym okresie starano się też, aby uchwały, które podejmo-
wano na sejmikach bez związku z instrukcją, uzyskały jednak akceptac-
ję parlamentu. Tak postąpiło województwo podolskie, które na sejmiku
w Kamieńcu Podolskim uregulowało sprawy związane z bezpieczeńst-
wem publicznym w tej przygranicznej krainie. Mimo że była to sprawa
lokalna i samorządowa, przesłano ją do akceptacji sejmowi i ten w 1590
roku podjął uchwałę zatwierdzającą laudum kamienieckie konstytucją:
Aprobacyja postanowienia województwa podolskiego.
Podobne uchwały dotyczące sejmików relacyjnych i deputackich
/ lej epoki brzmią bardzo lakonicznie i upoważniają sejmikujących
lylko do wysłuchania relacji lub obrania sędziów - przykładem krótka
konstytucja: Dawanie sprawy posłów ziemskich o sprawach przeszłych
sejmowych z roku 1589.
Inaczej rzeczy się miały w następnej epoce, gdy za panowania Jana
Kazimierza władza królewska godziła się na dalszy wzrost znaczenia
Niwnorządu - mimo że starano się utrzymać pewną kontrolę sejmu nad
mejmikami i ich postanowieniami finansowymi, czego przykładem
konstytucja o sądach skarbowych, w której sejm potwierdził jednak
władzę sejmiku w sprawach podatkowych. Był to ogromny krok na
drodze do „rządów sejmikowych" - samorząd uzyskał kontrolę nad
nvrvus rerum, nad skarbem, więc i nad armią, a co za tym idzie - nad
polityką państwa. Powyższa konstytucja sankcjonowała ostatecznie
iNlnienie sądów skarbowych, czyli ziemskich „urzędów finansowych"
nadzorujących tryb wypłacania podatków.
Wzrost znaczenia samorządu, ugruntowany konstytucjami, począł
budzić wątpliwości już za panowania Augusta II Mocnego. Uchwały
Walnej Rady Warszawskiej - sejmu konfederackiego w 1710 roku
między innymi postanowieniami, mającymi uporządkować sytuację
w kraju po najeździe Karola XII i wojnie domowej ze Stanisławem
I eszczyńskim, zamieściły zakaz odbywania „sejmików bez uniwer-
ków naszych" (naszych, tj. królewskich). Celem uchwały było ograni-
czenie swobody działania samorządu sejmikowego, często w tej epoce
utożsamianego z opozycją antysaską.
45
Dalej jeszcze w tej tendencji posunął się Sejm Niemy, który w 1717
roku zabronił powtórnie odbywania sejmików bez zgody króla i zlik-
widował limitę, czyli odebrał samorządowi prawo gromadzenia się
i podejmowania uchwał bez kontroli władz. Sejm ten pozbawił też
sejmiki wpływu na wojsko i skarb państwa. Uchwalona wtedy „stała
płaca wojsku" pozostawiła samorządowi tylko wpływy z podatku od
wyszynku trunków. Osłabiło to poważnie władzę i znaczenie sejmików,
dotrwały jednak one w dawnym kształcie do czasu, gdy na tron wstąpił
Stanisław Poniatowski. Zmiany prawne z lat 1764-1793 omówimy
w rozdziale poświęconym specjalnie tym czasom.
Ustawodawstwo regulujące kompetencje sejmików było wątłe
i w praktyce decydowały względy zwyczajowe oraz fakty dokonane.
Sferę praktyki sejmikowania podzielić można na dwie części: aktywno-
ści politycznej i administracyjnej.
Kompetencje sejmiku jako części systemu reprezentacyjnego omó-
y wiono powyżej. Dużo szersze były kompetencje administracyjne. Na
sejmikach przede wszystkim zajmowano się podatkami, uchwalano
sposoby i terminy pobierania podatków państwowych, a także na-
kładano podatki lokalne, tzw. wojewódzki^. Powoływane przez sejmiki
sądy skarbowe, w drugiej połowie XVII wieku powszechne, zajmowały
się kontrolą sprawności i rzetelności szlacheckich poborców podat-
kowych i płatników. Działalność sądów skarbowych kontrolował
sejmik. Zajmował się też dystrybucją pieniędzy wpływających do
skarbu wojewódzkiego z tytułu podatków lokalnych. Wiele kłopotu
miał też samorząd z realizacją jednego z istotniejszych przywilejów
szlacheckich - z rozdziałem „soli suchedniowej", czyli taniej soli
przeznaczonej dla szlachty, a dostarczanej przez saliny w Wieliczce.
(^Nieobca była obradom sejmików sprawa bezpieczeństwa w danej
ziemi i problemy wojskowoścjLjSamorząd lokalny w praktyce od-
powiadał za stan bezpieczeństwa i decydował o użyciu w razie za-
grożenia lokalnego pospolitego ruszenia lub o zaciągnięciu „wojska
wojewódzkiego" - oddziałów na żołdzie sejmiku strzegących spokoju
w ziemi czy powiecie.
W latach bezkrólewi, kiedy wymiar sprawiedliwości ferowanej
w imieniu króla zamierał, cała odpowiedzialność spoczywała na samo-
rządzie, który organizował sądy „kapturowe" - specjalnie powoływane
w tym niespokojnym okresie do sądzenia przede wszystkim przestępstw
kryminalnych.
("46
Widzimy więc, że pod nadzorem sejmików pozostawał ogół spraw
łtilmimistracyjnych ziem i powiatów, szczególnie widoczne jest to
w latach 1648-1764. Praktyczną stronę działań sejmikowych przed-
stawimy niżej w części poświęconej praktyce sejmikowania w Rzeczypo-
spolitej i szerszej charakterystyce okresu „rządów sejmikowych".
Trzeba dodać, że wobec ogromnej różnorodności i wagi zagadnień,
jakie stawały przed sejmikującymi, często nie starczało czasu choćby na
ich omówienie. Problem ten próbowano rozwiązywać w dwojaki
Nposób, tak w jednym, jak i w drugim wypadku nie bez naruszania
prawa, szczególnie prerogatyw władzy królewskiej. Dla podejmowania
uchwał o znaczeniu samorządowym, co zresztą nie kłóciło się z aktami
0 /nuczeniu politycznym, wykorzystywano wszelkie możliwe preteksty,
np. zamieniano sesje sądowe w obrady samorządu. Na zjazdy takie,
c/yli „roki" sądowe grodzkie i ziemskie, zjeżdżało wielu ziemian i ich
obecność można było wykorzystać do podjęcia ważnych uchwał.
Bywało tak, że w okresie szczególnego napięcia i zamieszania
zwoływano sejmiki „dzikie", bez żadnego zezwolenia i pretekstu.
l'o/a tym w czasie konfederacji - czy to za życia monarchy, czy
w okresie bezkrólewia - obradowały liczne sejmiki konfederackie,
WCNio nie legitymujące się uniwersałem, czyli zezwoleniem na obrady.
Nawyk sejmikowania i społecznego podejmowania decyzji był tak
głęboki, że zgromadzenia odbywano nawet w czasie pospolitego
itiN/cnia, gdy ziemianie powołani zostali do służby wojennej - były
lo „sejmiki w polu". ¦—,
Rozwój instytucji samorządu w XVII wieku szedł nie tylko w kie- '
1 unku zwiększenia liczby zgromadzeń - ten swego rodzaju ekstensywny /
10/wój próbowano uzupełnić intensywnym. Stąd próby powoływania/
nrganów wykonawczych, które uwolnić miały ziemian od kłopotu/
ciągłych obrad i zjazdów. j
Znamy dwie takie instytucje: jako pierwsza powstała wyspec-
|*ll/.owana izba skarbowa, czyli sąd skarbowy. Drugim organem
wykonawczym sejmików miały być rady wojewódzkie, powoływane .
w różnych ziemiach Korony na początku XVIII stulecia, w okresie
" MH/du szwedzkiego i wojny domowej. Zanikły one, jak się wydaje, po \
¦ yllkacji 1717 roku razem z sądami skarbowymi, które straciły rację
iii po odebraniu ziemskiej skarbowości kompetencji w zakresie
> .'ymania wojska. Widać wyraźnie, że tendencje do intensyfikacji prac
norządu nie były silne i powstały pod naciskiem chwilowych potrzeb
47
i przemijających okoliczności. Gdy te ustały, znikła też potrzeba
intensywnej pracy administracyjnej i powrócono do starego systemu
obrad - od zjazdu do zjazdu. Nie wyłoniła się więc stała administracja
ziemska, choć wydaje się, że efemeryczna instytucja rad wojewódzkich
tworzyła taką szansę.
Można jednak zaryzykować tezę, że niedostatek stałej kadry ad-
ministracyjnej nie był tak dotkliwy, jak wydaje się to nam z dzisiejszej
perspektywy. Zarówno niedorozwój, jak przerost biurokracji bywa
szkodliwy i trudno wyrokować, co jest gorsze - brak urzędników czy ich
nadmiar. W czasach, które omawiamy, funkcję urzędników spełniali
ludzie zaangażowani dobrowolnie w prace samorządu. Nie tworzyli oni
żadnej sformalizowanej grupy, nie pracowali na „etacie", ale istnieli
i często traktowali swą działalność jako pomocną w karierze publicznej
i majątkowej. Sądzić też można, iż ta grupa szlacheckich administ-
ratorów czy działaczy samorządowych w pewnym stopniu wypełniała
lukę, jaką stanowił brak w Rzeczypospolitej struktury władzy w dzisiej-
szym rozumieniu tego terminu.
Przedstawiliśmy powyżej definicję i genezę, „geografię" i formalno-
prawne podstawy działania instytucji, która tak wiele miejsca zajęła
w naszej historii, i do dziś potrafi budzić emocje i kontrowersje. Jeszcze
raz należy podkreślić, że przedstawiony wyżej obraz lokalnego samo-
rządu - zarysowany przez prawo i zwyczaj, przez opisy i analizy
- ukazuje go w świetle niejako oficjalnym i nie oddaje całego bogactwa
rzeczywistości. W drugiej części tej pracy będziemy się starać tę
rzeczywistość zaprezentować w świetle źródeł mniej jednostronnych.
Na bok odłożymy tomy Yolumina legum i prawnicze opisy funkc-
jonowania idealnego ustroju Rzeczypospolitej szlacheckiej. Sięgniemy
do prywatnej korespondencji i danych nieurzędowych, do diariuszy
sejmikowych i zapisek szlacheckich, czasem do literatury oraz do
pamiętników, by ukazać to, co się na sejmikach działo naprawdę, tak
jak jesteśmy to w stanie dziś odtworzyć. Nie rezygnując oczywiście
z oglądania i opisywania fasady gmachu sejmikowego - posłużymy się
bogatymi w informacje tomami laudów, czyli uchwał sejmikowych,
i innymi oficjalnymi źródłami.
Rps B. Czart. 517.
Część II
PRAKTYKA SEJMIKOWANIA
i
Józef Wahl, Sejmik w kościele OO. Augustianów.
Rysunek piórem, 2 poł. XVIII w.
I. ZASADY I MIEJSCE SEJMIKOWANIA
Zasady i procedura obrad sejmikowych słabo są znane. Pod-
stawowe źródła badań nad samorządem ziemskim - lauda zjazdów
i instrukcje poselskie nie wnoszą wielu informacji; po prostu o rzeczach
tuk oczywistych dla współczesnych, jak formy obrad, nie warto było
wspominać. Informacje musimy rekonstruować na podstawie zwykle
dość lakonicznych wzmianek o przebiegu obrad rozproszonych w lau-
dach, diariuszach, relacjach sejmikowych i korespondencji.
Na pewno można stwierdzić tylko jedno/ćTile sejmy po prostu nie
przestrzegały uchwalonego w 1690 roku regulaminu obrad, tak też nie
posiadały go sejmiki, z jednym tylko wyjątkiem - generału pruskiego^)
do którego powrócimy jeszcze niżej. (Inne sejmiki, tak koronne jak
litewskie, obradowały w oparciu o pewne zasady zwyczajowe i nikt (do
polowy wieku XVIII) nie odczuwał potrzeby spisywania ich i for-
nuilizowania. W tym świetle wydaje się oczywiste, że wysiłki historyków
prawa, kuszących się o ustalenie wspólnej dla całej Rzeczypospolitej
procedury sejmikowania, skazane są na porażkę. Po prostu nie da się
takiej procedury odtworzyć dlatego, że jej nigdy nie było - każdy sejmik
wytwarzał własny obyczaj obrad i choć były one bardzo podobne, to
znajdujemy też w źródłach liczne szczegóły różniące formy obrad
poszczególnych sejmików. Na domiar złego obyczaje te nie były stałe,
zmieniały się i z czasem ewoluowały zupełnie niedostrzegalnie nawet dla
samych uczestników zjazdów. Poza tym trzeba pamiętać, że inaczej
wyglądały te sejmiki, na których dokonywano wyborów posłów,
deputatów czy komisarzy na trybunały skarbowe, a inaczej przebiegały
obrady zjazdów gospodarskich i innych, gdzie nie miały miejsca tak
ważne wybory.
Pokusimy się tu, mimo wszystko, o dokonanie rekonstrukcji po-
rządku obrad sejmiku „idealnego", ale z całą mocą należy podkreślić, że
będzie to zabieg sztuczny - rekonstrukcja oparta o dane z różnych
51
sejmików i mająca tylko pomóc w uporządkowaniu materiału. Przed-
stawimy opis sejmiku wyborczego, który bogatszy był o pewne elemen-
ty od innych zgromadzeń.
Zacznijmy od przygotowań do obrad. Omówiono już wyżej
kroki urzędowe, które wykonać musiały kancelarie koronna i litewska
oraz ziemscy dygnitarze i urzędy grodzkie przed sejmikami. Pamiętać
jednak trzeba, że pewne przygotowania musieli także wykonać ucze-
stnicy przyszłego zgromadzenia. Zjazdy odbywały się w miastach
- gdy sejmik miał obradować nad sprawami szczególnie ważnymi
i spodziewano się dużej liczby uczestników, powstawał oczywiście
problem zakwaterowania. Nieliczni zamożni ziemianie posiadali na
miejscu własne dworki, inni - a była ich większość - liczyli na
kwatery w domach mieszczan, reszta, szlachta najuboższa i tłumy
służby, obozowały często pod gołym niebem.
Jak ważny był to problem, uświadamiają nam liczne informacje
o sporach i burdach, do jakich dochodziło przy zajmowaniu kwater.
Czasem, z tego błahego wydaje się powodu, sejmiki ulegały zerwaniu,
czy raczej rozjeżdżały się bez podjęcia dyskusji i uchwał. Oto relacja
z awantury o kwatery, jaka wybuchła 3 czerwca 1632 roku w Pro-
szo wicach.
„A wprzód pocznę (pisał nieznany autor diariusza sejmiku) od jegomości wojewody
krakowskiego (Jan Tęczyński), który jeszcze wczora przyjechał a dziś rozgniewawszy się
na pana wojewodę ruskiego (Stanisław Lubomirski) z panem Firlejem (Mikołaj kasztelan
wojnicki) odjechał. Pan Firlej dom ten w którem zawsze pan wojewoda ruski stawał i izbę
obić kazał. Wczora zaś przyjechawszy słudzy pana wojewody ruskiego na obiciu jego
swoje obicie przybili, sługi pana Firlejowe od tej gospody odsądziwszy. Czego się pan
wojewoda dowiedziawszy, dziś z panem Firlejem odjechali"1.
A więc nawet najwięksi senatorowie miewali kłopoty z kwaterami,
próbowali je sobie podkupić, kłócili się i obrażali. Tym razem zresztą
skończyło się na obrazie, sejmik przed konwokacją zbyt był ważny, by
go zrywać. Jednak w początkach XVII wieku rodzina Stadnickich
notorycznie prowokowała awantury o kwatery („gospody" lub „stan-
cje") i odnosimy wrażenie, że był to tylko pretekst, za którym kryła się
destrukcyjna działalność opozycji politycznej.
Gdy już sprawy kwater uzgodniono i panowie zamieszkali w „gos-
podach" przygotowanych przez służbę, a reszta rozlokowała się, gdzie
kto mógł, nadchodził moment najważniejszy - ranek dnia wyznaczone-
go przez uniwersał na rozpoczęcie obrad. Zarówno publiczne, jak
52
prywatne życie ówczesne przeniknięte było elementami religijności.
Wszelkie ważniejsze wydarzenia łączono z praktykami religijnymi
i sejmiki nie były tu wyjątkiem. Obrady były poprzedzane na-
bożeństwami i modlitwami. Jeśli sejmik odbywał się w kościele,
co często miało miejsce, przed rozpoczęciem obrad słuchano mszy.
Jeśli obradowano w innym miejscu, uczestnicy sejmiku rano podążali
do kościoła. Pamiętać przy tym trzeba, że do połowy XVII wieku
duża część sejmikujących to nie katolicy, lecz wyznawcy prawosławia
i ewangelicy. Nie brali oni zapewne udziału w katolickich nabo-
żeństwach poprzedzających obrady w kościołach tego wyznania (a
nic znamy przykładu, by sejmik odbywał się w kościele ewangelickim
lub prawosławnym), ale sądzić można, że byli obecni, nie chcąc
demonstrować i podkreślać różnic.
Być może innowiercy w miastach takich jak Wilno, gdzie sejmiki
c/csto odbywały się w zamku, udawali się przed zgromadzeniem do
kościoła swego wyznania, skoro szlachta rzymskokatolicka szła do
k;iledry. W miasteczkach pozbawionych świątyń niekatolickich przed-
sejmikowe nabożeństwa ewangelickie odprawiać mogli przyjezdni du-
chowni, tak jak to miało miejsce przed sejmami w Warszawie.
Informacje o przedsejmikowych nabożeństwach posiadamy tak
/ XVI, jak z XVIII wieku - nie był to zwyczaj wprowadzony późno,
wraz z narastaniem dewocji. Modlono się najczęściej o jedność serc
i poglądów, o co wśród ziemian bywało trudno i interwencja Ducha
świętego była najpotrzebniejsza. Dewocja sejmikowa w wieku XVIII
przybierała wymiary przesadne - obrady poprzedzane były długimi
nabożeństwami, nierzadko mowa jest w źródłach o odprawianiu kilku
mszy dla zgromadzonych w kościele uczestników zjazdów (wtedy już
prawie wyłącznie katolików).
Między mszą a zagajeniem obrad miał miejsce, mało może istotny,
;ilc charakterystyczny moment. Duchowny wynosił z kościoła mon-
slrancję z konsekrowaną hostią, by nie stała się ona obiektem przypad-
kowej profanacji w czasie burzliwych niekiedy obrad. Niżej przekona-
my się, że zapobiegliwość ta była wynikiem smutnych doświadczeń.
Po wyniesieniu sanetissimum kościół stawał się niejako miejscem
bardziej świeckim, być może przenosiny takie symbolizowały rezerwę,
/ jaką duchowieństwo odnosiło się do tak bardzo doczesnej uroczysto-
ści. Nie było podobnych problemów tam, gdzie sejmiki zbierały się poza
kościołami, w budynkach nie poświęconych.
53
„Tandem po mszy św. i po wyniesieniu sanctissimi do zakrystyji zagaił wojewoda
brzeski (Karol Józef Sapieha) sejmik. Zaraz tumult się zaczął..."
- wspominał jeden z sejmików, w którym uczestniczył w Brześciu
Litewskim, Marcin Matuszewicz, pamiętnikarz, do którego informacji
przyjdzie nam jeszcze często się odwoływać. Sejmik „zagaił" wojewoda
- to znaczy rozpoczął oficjalnie obrady. Prawo do tego miał najstarszy
rangą na miejscu dostojnik: senator, dygnitarz lub urzędnik ziemski.
W okresie kiedy wyłoniła się już i ustabilizowała funkcja marszałka
sejmikowego, a więc w XVI wieku, rola zagajającego zmalała, choć
nigdy nie straciła całkiem na znaczeniu. Zabierając głos jako pierwszy,
mógł on proponować kandydata na marszałka, a wybór ten miał duże
znaczenie dla dalszego przebiegu obrad. Nieco inaczej było na Litwie,
gdzie marszałkowie urzędowali stale, nie trzeba ich było każdorazowo
wybierać - znamy jednak przypadki, kiedy litewski sejmik zagajał
urzędnik ziemski, a marszałkiem obierano senatora niejako w zastępst-
wie nieobecnego marszałka powiatowego.
Zagajenie przez senatora było reliktem dawnych uprawnień na
wiecach pierwszego dostojnika ziemskiego - wojewody. Po obiorze
marszałka, a propozycja zagajającego nie była dla obecnych wiążąca,
choć często się z nią liczono, kierownictwo obejmował nowo obrany,
a zagajający przekazywał mu symbol godności - laskę marszałkowską
i ustępował na miejsce, które wyznaczała mu jego godność urzędowa
lub tytularna.
Miejsce odpowiadające godności - to problem, który powraca
ciągle w diariuszach sejmikowych. Ziemianie wyczuleni byli ogromnie
na tzw. precedencję, czyli kolejność zajmowania miejsc w stallach czy
ławach. Kolejność ta miała oddawać hierarchię urzędniczą w ziemi, ale
cóż z tego, kiedy ciągle toczono spory o to, który dygnitarz ziemski
siedzieć ma wyżej, a który niżej.
Czas na wyjaśnienie tych wątpliwości następował zwykle po obiorze
marszałka i najczęściej radzono sobie sprawnie z tymi problemami,
chyba że dochodziło do sytuacji takiej, jaka wystąpiła w Wilnie 28 maja
1681 roku, kiedy to do miejsca podczaszego wileńskiego zgłosiło
pretensje aż trzech ziemian. Gdy przyszło do wyjaśniania, okazało się,
że wszyscy trzej legitymują się autentycznymi przywilejami królewskimi
na ten honorowy urząd. Skandal był wielki, potwierdziły się bowiem
oskarżenia od dawna wysuwane pod adresem kancelarii, a poprzez nią
dotyczące i samego króla Jana III Sobieskiego, że za odpowiednią
54
3. Johann Nepomucen Passini, Kościół w Środzie. Wyobrażenie sejmiku.
Staloryt, ok. 1857 r.
opłatą można było uzyskać dwa, a jak się okazało, i trzy przywileje
na jeden urząd. Nie mogąc sobie z tą sprawą poradzić, Wilnianie
postąpili zręcznie i rozstrzygnięcie, który z trzech pretendentów
może „zasiadać stallum" jako prawdziwy podczaszy wileński, odesłali
do sądów królewskich.
Czasem spfawa precedencji stawała się przyczyną zerwania sejmiku
- tak jak to miało miejsce w Środzie w roku 1724. Wtedy spór rozgorzał
nie o miejsce dla podczaszego, ale dla dygnitarza koronnego (niskiego
co prawda stopnia, ale zawsze chorążego nadwornego koronnego)
Macieja Myciełskiego, któremu zarzucono, że bezprawnie zasiadł przed
podkomorzym poznańskim. Była to oczywista szykana, podkomorzy
był, co prawda, najwyższym urzędnikiem szlacheckim, ale w wojewódz-
twie poznańskim, i stał niżej od dygnitarza koronnego, który formalnie
rzecz biorąc, stał niżej od każdego senatora, ale wyżej od wszystkich
dygnitarzy i urzędników ziemskich. Były oczywiście senatorie i dyg-
nitarstwa lepsze i gorsze i w tym wypadku, mając do czynienia
z koronnym dygnitarzem stosunkowo niskim w hieriarchii, szlachta
powołując się na jakieś stare precedensy domagała się od Myciełskiego
ustąpienia. Ten zaś, chcąc ratować sejmik, postanowił ustąpić i tu
rozpoczęła się scena iście komiczna - oddajmy głos protagoniście.
„Dałem się był nakłonić adpropositionem (do wniosku o ustąpienie podkomorzemu),
ale mniejsi urzędnicy ziemscy dato exemplo (za danym przykładem) na jegomości panu
podkomorzym, suo ordine (w swym porządku) jeden po drugim, tak się trzymali swego
miejsca, że żaden do najmniejszego, ani w poznańskim, ani w kaliskim dać mi nie chciał
precedencyji (pierwszeństwa)"2.
Mycielski znalazł się w beznadziejnej i śmiesznej zarazem sytuacji,
ustąpiwszy miejsca podkomorzemu usiłował usiąść za nim, ale tu
dotknięty poczuł się następny w hierarchii urzędnik ziemski, który nie
chciał być zdegradowany o jedno miejsce dalej i tak pan chorąży
nadworny koronny usiłował wcisnąć się choćby między najniższych
urzędników - skarbników i mieczników, a i na to mu nie pozwolono.
Każdy zajmujący już honorowe miejsce bronił go i tuląc się do sąsiada,
nie chciał wpuścić chorążego i tym samym dać się zdegradować. Walka
o miejsce dla spostponowanego dygnitarza trwała cały tydzień i skoń-
czyła się jego klęską. Powiedziano mu, że chorąży nadworny „nie ma
w prawie suum stallum" (swego miejsca honorowego) i zdesperowany
Mycielski - nie chcąc dać się wypchnąć do szeregów nieutytułowanych
ziemian, stojących za plecami urzędników - zerwał sejmik, o co
56
/tipcwne od początku szło organizatorom tej awantury. List chorążego
iiiulwornego opisujący całą aferę kończy się wzruszającym apelem do
luinelerza wielkiego koronnego: „abyś kochany dobrodzieju podał mi
lii kies dokumenta na utrzymanie honoru mego" - tak więc koronny
dygnitarz czuje się poniżony, ośmieszony i, co gorsza, bezsilny.
, Po uporaniu się ze sprawami natury formalnej - jak byśmy to dziś
określili - na sejmikach poselskich i czasem na innych, ale zawsze tych
/wołanych przez uniwersał królewski, następowało uroczyste wprowa-
dzenie posła królewskiego na sejmik i słuchanie tzw. „instrukcji
królewskiej". Stanowiła ona teoretycznie punkt wyjścia do dyskusji
i późniejszego formułowania uchwał w laudum. Instrukcję przywoził na
.f|inik poseł, którym często bywał miejscowy posesjonat cieszący się
wśród szlachty wpływami i mogący zapewnić postulatom królewskim
przychylne przyjęcie. Na tej właśnie zasadzie posłem królewskim na
•u-pnik opatowski był w 1576 roku poeta Jan Kochanowski - człowiek
/liany w całym kraju, a jednocześnie sąsiad i terrigena sandomierskich
ziemian.
Legat królewski wprowadzany był uroczyście do koła sejmikują-
t yih i witany stosownymi mowami. Po wysłuchaniu powitań i treści
(MNlrukcji odczytanej przez posła dziękowano mu kolejnymi perorami,
|u> czym przedstawiciel króla opuszczał koło sejmikowe w honorowej
nłtyście dygnitarzy ziemskich. To tzw. „odprawienie legacyji królews-
kiej" było jednym z najważnieszych punktów w procedurze obrad
/)n/.dów. Ziemianie zgromadzeni na sejmiku, na który legacja „ode
dworu" nie przybyła, czuli się zlekceważeni i upokorzeni - zwykle
mocno protestowali w laudach przeciw praktyce przesyłania do urzędu
gtodzkiego instrukcji królewskiej przez gońców razem z resztą eks-
pedycji sejmikowej. Ta prostacka forma pozbawiała bowiem sejmikują-
rych miłego złudzenia, że pertraktują z władzą jak równi z równymi.
Formalnie rzecz biorąc - rola posła kończyła się na doręczeniu
iiislrukcji, jego nieformalne obowiązki omówimy jeszcze poniżej, opisu-
|i|ce technikę i „kuchnię" sejmikowej polityki. W niektórych laudach
koronnych znajdujemy informacje o przyznawaniu posłom królewskim
niewielkich wynagrodzeń.
Po instrukcji królewskiej czytano listy, jeśli takowe wpłynęły „do
IttNki". Pisma owe pisali dygnitarze i ministrowie, magnaci i uboga
»/.luehta prosząc sejmik o popracie dla spraw prywatnych i przed-
Kluwiając swe poglądy w sprawach publicznych. Często listy miały
57
zastąpić glosy w dyskusji tych, którzy osobiście na sejmiku nie byli
obecni. Wiemy, że magnaci, mający po temu środki, potrafili obsyłać
swymi listami wiele sejmików i w ten sposób kształtować po swej myśli
opinię publiczną. Tak uczynił na przykład przed sejmem 1628 roku,
pomówiony przez Zygmunta III Wazę o zdradę, Krzysztof II Radziwiłł,
hetman polny litewski. Rozesłał na sejmiki listy, zapewniając o swej
niewinności, i część opinii publicznej sobie pozyskał. Inna sprawa, że
nie był tak winien, jak to przedstawiał dwór królewski i jak zdawał się
uważać Zygmunt III, który sam nie cieszył się szczególną miłością
poddanych.
Czytanie listów nie było bynajmniej obowiązkiem i wielokrotnie
zdarzało się, że sejmik odmawiał słuchania pisma niepopularnego
magnata lub odrzucał jego postulaty, jak to się zdarzyło w 1665 roku
osławionemu bohaterowi sienkiewiczowskiego Potopu, księciu Bogu-
sławowi Radziwiłłowi, do którego tak pisał jego wileński rezydent
i sługa, Krzysztof Dobkiewicz:
„List waszej książęcej mości kazałem oddać swemu czeladnikowi (słudze) i uczyniw-
szy go kozakiem waszej książęcej mości. Po którego przeczytaniu, nie tylko aby miała od
kogo być interpositia (wstawiennictwo) za waszą książęcą mością, ale cale krzyknęli
- „Żadnych prywat nie promować"3.
Inna sprawa, że zręczny Dobkiewicz łatwo sobie z niechętnymi
księciu koniuszemu litewskiemu poradził i sprawy swego pryncypała
załatwił na tym sejmiku pomyślnie - jakim sposobem, to znów
zagadnienie z zakresu taktyki sejmikowej, którą jeszcze przyjdzie nam
się zająć.
Czytaniu listów towarzyszyć mogło słuchanie poselstw. Przybywały
one do sejmików najczęściej od sąsiadów obradujących w ościennych
ziemiach, przysyłały je także miasta, duchowieństwo i wojsko - najczęś-
ciej w sprawie zaległego żołdu. Ta sejmikowa dyplomacja swój rozkwit
osiągnęła w pierwszej połowie XVIII wieku, kiedy to samorządy
ziemskie starały się wypracować wspólne stanowisko wobec różno-
rakich zagrożeń.
Po wysłuchaniu poselstw i odczytaniu listów przychodził wreszcie
czas na dyskusje. Zabierano głos, czyli wotowano (od łac. vołum
- życzenie, żądanie) w porządku określonym miejscem zasiadania
w kole, a więc godnością. Mimo to dyskusja przebiegała zwykle
chaotycznie; wotów pierwszych, najwyższych godnością i zwykle mają-
cych coś ciekawego do powiedzenia osób - senatorów i dygnitarzy
58
słuchano z uwagą. Natomiast wota niżej stojących urzędników
i s/lachty nieutytułowanej ginęły zwykle w hałasie i zamieszaniu.
W lody właśnie dochodziło najczęściej do „mieszania sejmików"
głośnych kłótni i przekrzykiwań, wreszcie sporów, w uciszeniu
których tylko energiczny marszałek, wspomagany przez miejscowe
iiwtorytety, potrafił sobie poradzić. W teorii każdy obecny szlachcic
mógł zabrać głos, w praktyce bywało z tym różnie - nie dla
każdego starczało czasu i cierpliwości zebranych, a nie znano jeszcze,
lakże obecnie wygodnej, praktyki składania głosów do protokołu,
lak zresztą i nie znano samego protokołu w ścisłym znaczeniu
lego terminu.
Do obowiązków marszałka i towarzyszącego mu zwykle przy
iloliku marszałkowskim sekretarza należało zapisywanie nie tyle może
wotów w całości, ile wynikających z nich postulatów, będących
Kołowymi projektami uchwał, gromadzonych potem w laudum sejmiku
i instrukcji poselskiej. Mowy bywały rozwlekłe i mało treściwe, często
dukano je z „karteluszów", nie najlepsza akustyka, ciągłe hałasy
wszystko to uniemożliwiało prowadzenie normalnego protokołu.
Po zakończeniu wotów przystępowano albo do proponowania
kandydatów na posłów, albo - jak na sejmiku wiszeńskim wo-
icwództwa ruskiego - do spisywania i „ucierania" artykułów laudum
i instrukcji.
Nieco inaczej rzecz wyglądała w Wielkopolsce, gdzie miejscowy
obyczaj kazał wszystkim wysłuchiwać w kościele średzkim wotów
uGiiatorskich, a potem dochodziło często do podziału sejmiku na dwa
koła: senatorskie pozostające i obradujące w prezbiterium kościoła
i N/.lacheckie „rycerskie", które z wotami urzędników przenosiło się na
cmentarz przykościelny lub, przy złej pogodzie, do głównej nawy tej
na mej świątyni. Obyczaj ten nie był wynikiem jakichś szczególnych
animozji między senatorami a szlachtą, choć nie można wykluczyć, że
niiiiny tu do czynienia z obyczajowym reliktem szesnatowiecznych
szlacheckich walk z senatem o „egzekucję praw". Wydaje się jednak, że
lakie postępowanie dyktowały po prostu warunki obrad: ciasny kościół
i często duża liczba zebranych, tak szlachty jak „braci starszych"
sejmik średzki gromadził przecież senatorów i ziemian z dwu dużych
województw wielkopolskich. W Środzie po wotach proponowano
kandydatów na posłów, a dopiero potem ustalano treść instrukcji-dłą
nich, choć taki porządek pracy sejmiku nie musiał być regułą/"A# **>
59 \% ttSr
Inaczej w Wiszni, gdzie zgromadzeni ziemianie województwa
ruskiego, obradując wspólnie z senatorami, najpierw „ucierali"
- czyli uzgadniali punkty instrukcji - a dopiero potem przystępowali
do wyborów. Podkreśla ten fakt relacja z sejmiku wiszeńskiego
z 1664 roku:
„Posły obieramy, bo u nas po utarciu artykułów aż ich obierają"4.
Taki tryb obrad przedłużał niewątpliwie trwanie sejmiku, ale
wykluczał też pokątne spisywanie instrukcji.
Niektóre sejmiki powoływały ze swego grona specjalne komisje do
redagowania uchwał i instrukcji. Konstytucja sejmowa z roku 1616
zatwierdziła taki obyczaj w województwie krakowskim, przyjęły go też
na pewien czas sejmiki średzkie.
Po ogłoszeniu przez marszałka zakończenia wotów i po „utarciu"
artykułów przystępowano do najbardziej emocjonującej części obrad
- do wyborów. Mimo że sejmiki bywały często manipulowane, a nawet
reżyserowane przez polityków, to jednak wybory mogły przynieść różne
niespodzianki i toczyła się tam ostra walka, tak jak na wyżej wspo-
mnianym sejmiku wiszeńskim, kiedy do walki o mandaty poselskie
stanęło piętnastu kandydatów, a każdy cieszył się poparciem grupy
klientów i przyjaciół.
Podobnie jak w sejmie, tak i na sejmikach panowało dążenie do
uzyskania jednomyślności, do „konkludowania unanimitatem". Gdy
jednak ideał decydowania jednomyślnego był nie do osiągnięcia,
przystępowano ad turnum, czyli do „kreskowania", oddawano głosy
- owe „kreski" - w kolejności godności i liczono je, przy czym
decydowała prosta większość. Obowiązek wyborów większością głosów
zaprowadziło u siebie wiele sejmików na przełomie XVI i XVII wieku:
m.in. mazowieckie, sieradzki, wieluński, chełmski, kijowski, krakowski,
pruskie (bez chełmińskiego), województwo podlaskie, rawskie, całe
Wielkie Księstwo Litewskie i wreszcie w 1685 roku województwa
kujawskie: brzeskie i inowrocławskie. Nie zawsze uchwały te były
stosowane w praktyce, a wyborów większością nie przyjęły tak ważne
sejmiki, jak średzki, opatowski czy wiszeński.
Gdy szczęśliwie udało się przebrnąć przez wybory, marszałek
uroczyście „nominował", czyli ogłaszał nazwiska wybranych, i w stoso-
wnej mowie żegnał zgromadzonych. Owo pożegnanie było oficjalnym
zamknięciem obrad sejmiku. Na tym nie kończyły się oczywiście
I. Zapis głosowania w wyborach na posłów na sejmiku w Proszowicach ok. 1689
/^obowiązki marszałka i aktywniejszych ziemian, np. w Proszowicach pełnili
V)ni rolę deputatów do instrukcji. Przystępowali do spisywania laudum
i instrukcji dla posłów - konstytucje sejmowe nakazywały marszałkom
spisywać te dokumenty na bieżąco i zaraz po sejmiku przedstawiać do
wglądu i podpisu obecnym. Chciano w ten sposób zapobiec nagminnemu
nadużyciu, polegającemu na wpisywaniu do akt sejmikowych spraw
publicznie nie dyskutowanych. Poza laudami i instrukcjami spisywano
czasem instrukcje wybierania podatków, pokwitowania dla poborców
podatkowych i szafarzy ziemskich, wywody szlachectwa i tzw. „instancje
sejmikowe", czyli prośby i interwencje w sprawach całkiem już prywatnych.
Po ukończeniu redagowania akt sejmikowych (w Środzie odbywało
się to tradycyjnie w „gospodzie" wojewody poznańskiego, a potem
starosty generalnego wielkopolskiego) wyznaczona przez sejmik grupa
osób składała pod nimi podpisy i przykładała pieczęcie dla ich
uwierzytelnienia. W wieku XVI dążono do tego, by akta podpisywali
wszyscy obecni, potem z tego nierealistycznego postulatu zrezyg-
nowano. W XVII i XVIII wieku ogół zgromadzonych podpisywał akta
sejmikowe tylko wtedy, gdy chciano im nadać szczególne znaczenie lub
obawiano się zakwestionowania ich ważności - dotyczy to akt sej-
mików „rozdwojonych", manifestów i protestacji oraz laudów sej-
mików konfederackich, kiedy to do podpisów zapraszano nawel
niepiśmiennych, stawiających pod aktem krzyżyki. Zawsze jednak
laudum i instrukcję podpisywał marszałek sejmiku.
Ostatnim aktem sejmikowej procedury było „oblatowanie" i opub-
likowanie dokumentów. Oblata, czyli „aktykowanie" było to wpisanie
uchwały do ksiąg grodzkich, co nadawało jej cechę prawomocności
i broniło przed próbami podważenia. Wpis ten odpowiadał dzisiej-
szemu publikowaniu aktów prawnych przez ogłaszanie w dziennikach
urzędowych. Od momentu obiaty każdy zainteresowany mógł zapoz-
nać się z treścią uchwały w urzędzie grodzkim a nawet, za niewielka
opłatą, otrzymać kopię aktu. Poza tym urzędy grodzkie, w których
oblatowano akty sejmikowe, mogły je publikować, najczęściej w stresz
czeniu - dopominały się tego czasem same sejmiki. Publikacja polegała
na wywieszeniu kopii aktu w urzędzie grodzkim lub na obwołaniu go
w miejscach publicznych. Na oblatowaniu aktów kończyła się procedu
ra działań sejmikowych. Czasem tylko, gdy doszło w trakcie obrad dc
bijatyki i „zakrwawienia kościoła", ciąg dalszy miał miejsce w izbie
sejmowej.
62
( Konstrukcje sejmowe, dla zapobieżenia przelewowi krwi na zjaz- -y
ilnch szlacheckich, zabraniały przybywania na nie z bronią palną: „coby
"•no strzelbą nazywać a rozumieć mogło". Sprawców zabójstw na
lach dokonywanych bronią palną lub z łuku karać miano śmiercią
ile oczywiście dali się złapać. Kanclerz wielki litewski, Albrycht
i /iwiłł, zanotował w swym diariuszu pod dniem 25 lutego 1645 roku
>i .i./y ciąg sprawy, która rozpoczęła się na sejmiku ziemi nurskiej
w miasteczku Ostrów, gdzie 2 stycznia 1645 roku doszło do strzelaniny
w kościele. Było trzech zabitych i około 50 rannych spośród zgroma-
dzonej szlachty. Sprawą zajął się sąd sejmowy i w wyniku postępowania
mjduwego uwięziono prawie dwudziestu szlachty, a zamieszany w spra-
wę strzelania do posła królewskiego na ten sejmik podkomorzy
lozański Walerian Petrykowski, nie czekając na wyrok - a groziła mu
kura śmierci - „schronił się pod habit św. Dominika", tzn. wstąpił do
/tikonu dominikanów w Warszawie.
O ile przybycie na sejmik z rusznicą, a tym bardziej użycie jej, mogło
grozić wyjątkowo surowymi konsekwencjami, o tyle nikt nikomu nie
/Mhruniał pojawiać się na zjazdach z szablą przy boku, a jak się jeszcze
|ii/.ekonamy, szlacheckie szerpentyny były doskonałym narzędziem
it»/.strzygania nierozwiązywalnych w inny sposób problemów.
Powróćmy jeszcze na chwilę do spraw procedury, aby przypomnieć,
>e istniał w Rzeczypospolitej jeden sejmik, który cieszył się wydanym za
pilnowania Władysława IV, uroczyście przez króla zatwierdzonym,
icmilaminem obrad. Mamy tu na myśli oczywiście sejmik generalny
h us Królewskich.1 Generał rozpoczynano od wysłuchania mszy w któ-
lyniś z miejskich kościołów, następnie uczestnicy udawali się na
mtilborski lub grudziądzki ratusz, gdzie do obowiązków biskupa
wiirmińskiego należało zagajenie sejmiku. Po zagajeniu nie obierano
iniirszałka, lecz dalszym obradom przewodniczył właśnie ten kościelny
dostojnik jako prezydent stanów pruskich. Następnie odbierano przy-
<icgc od nowo mianowanych senatorów pruskich - o ile tacy byli
i wprowadzano posła królewskiego, który zasiadał na honorowym
miejscu po prawej ręce prezydenta. Instrukcję królewską odczytywał
-ckretarz delegacji Torunia. Po odprowadzeniu posła do jego kwatery
w mieście sekretarz toruński kontynuował lekturę pism, które wpłynęły
ilo sejmiku, i odbywało się rozłączenie izb generału.
Izba szlachecka udawała się do osobnej sali na obiór marszałka
izlucheckiego i na obrady - do tej chwili przewodniczył jej marszałek
63
„starej laski", czyli poprzedniego sejmiku, albo miecznik pruski. Do
roku 1660 istniało koło delegatów małych miast pruskich i obradowało
ono osobno w trzeciej sali, łącząc się z izbą szlachecką tylko dla ułożenia
wspólnego stanowiska. Po obraniu marszałka i doniesieniu o tym
senatorom, którzy wraz z delegatami wielkich miast pozostawali w sali
głównej, w kole rycerskim rozpoczynały się wota. Po ich zakończeniu
(do roku 1660 po połączeniu z delegatami małych miast) koło rycerskie
powracało do pierwszej sali, aby ponownie połączyć się z senatem.
Odbywała się wtedy wspólna dyskusja, układano odpowiedź dla posła
królewskiego, treść laudum oraz spisywano instrukcję dla posłów
sejmowych. Wszystko to notowali na gorąco pisarze miejscy, a uzgod-
nione punkty odcztywano głośno, by po akceptacji obecnych polecić
przepisywanie ich „na czysto". Na zakończenie jeszcze raz wprowadza-
no posła królewskiego i wręczano mu odpowiedź stanów pruskich na
królewską instrukcję. Na tym kończyły się posiedzenia generału - na
przepisanych w siedmiu egzemplarzach aktach (3 dla wojewodów, 3 dla
wielkich miast, 1 do archiwum stanowego) przystawiano pieczęć
stanów przechowywaną na kwaterze Elblążan.
Wszystkie te czynności miały zakończyć się w ciągu trzech dni, tak
stanowiła uchwała z 1648 roku. Jak jednak stwierdził Stanisław
Achremczyk, z którego ustaleń tu korzystamy, nieliczne tylko generały
kończyły się w ustawowym terminie. Problem ten prowadzi nas do
ostatniego zagadnienia w tej części rozdziału, do pytania, jak długo
trwały szlacheckie sejmiki.
Odpowiedź na powyższe pytanie wydaje się prosta - zachowała się
przecież duża liczba laudów sejmikowych. Otóż szkopuł w tym, że daty
podane w laudach odnoszą się zwykle do zakończenia obrad, a nie ich
rozpoczęcia. Aby ustalić czas trwania zgromadzenia, trzeba by porów-
nać datę zakończenia z datą podaną w uniwersale zwołującym, przy
założeniu, niesłusznym jak wiemy, że sejmiki zbierały się zawsze
w wyznaczonym dniu. Gdyby nawet tak było, to tą drogą można
ustalać czas trwania sejmików zwoływanych uniwersałami - wszystkie
inne pozostają poza kontrolą; zresztą uniwersałów zwołujących za-
chowało się dużo mniej niż laudów.
W dotychczasowych publikacjach nie omawiano dokładnie tego
problemu - przyjmowano zwykle, że sejmiki trwały jeden dzień.
64
Sugerowano się chyba obyczajem dotyczącym sejmiku deputackiego,
Ktunowiącym, że powinien on być unius diei, czyli że powinien skończyć
nic jednego dnia. Ostatnio autorka monografii sejmiku sandomiers-
kiego w Opatowie, Zofia Trawicka, zwróciła uwagę na tę sprawę
i skonstatowała, iż sejmiki opatowskie, szczególnie przedsejmowe
w latach 1615, 1661, 1666, 1685 i 1722, trwały kilka dni. ,
Otóż(z_diariuszy i relacji sejmikowych wynika wyraźnie, że sejmik •
Uwający dłużej niż jeden dzień nie był żadnym ewenementem. Oczy-
wiście dotyczy to sejmików ważniejszych, wzbudzających większe
zainteresowanie, omawiających sprawy, których nie udało się załatwić
w jeden dzień)- z takich też sejmików pisano zwykle relacje i spra-
wozdania.
Oto na początek cztery przypadkowo dobrane informacje o czasie
l rwania obrad. Pierwsza z roku 1600, kiedy to na styczniowy sejmik
Ńrcdzki wybrał się w charakterze obserwatora proboszcz płocki, And-
i/ej Opaliński. W znanym liście donosił on biskupowi warmińskiemu
Piotrowi Tylickiemu o bałaganie i działaniach opozycji (w tym in-
nowierców) na forum zjazdu. Zdegustowany ksiądz Opaliński doniósł,
/e wota trwały przez piątek i sobotę, obrady przeciągnęły się na
niedzielę i z wielkim trudem udało sieje zakończyć w poniedziałek 17
nlycznia 1600 roku. W tym okresie tak długo trwający sejmik budził
pewną niecierpliwość, skoro Opaliński wspominał, że:
„Ta sejmiku przewloką wielu ludzi dobrych, spokojnych odsądziła, którzy wczas
"iljechali..."5.
W 52 lata później kuzyn księdza Andrzeja Opalińskiego, Krzysztof
Opaliński, zawarł w liście do brata Łukasza lakoniczną i pozbawioną
komentarza informację:
„Sejmik bawił półtrzecia dnia. Posłów nie obierano, bo są obrani na przeszłym
wjmiku..."6.
W połowie XVII wieku sejmik, na którym nie odbywały się wybory
u który mimo to trwał dwa i pół dnia, nie budził już zdziwienia.
W następnej relacji, dotyczącej sejmiku oszmiańskiego w lutym
1683 roku, też nie wyczuwa się żadnego zniecierpliwienia. Poczo-
hut-Odlanicki po prostu informuje:
„Dnia 2 miesiąca februarii (lutego) byłem na sejmiku w Oszmianie, który się
ic»pektem dwóch elekcyji przez trzy dni odprawował"7.
65
Podobnie w relacji Tomasza Ignacego Gintowta dla Karola Stanis-
ława Radziwiłła z sejmiku lubelskiego zaczętego 24 września 1703 roku:
„Pierwszy dzień preliminaris materia (sprawy wstępne) to jest listów i suplik czytanie
zabrała. [...] Nazajutrz 25 et subseąuenter (a następnie) aż do piątku 28 septembris
(września) materiał o obieraniu komisarza i poborcy i ich konkurencyja [...] zabrała"8.
A więc w XVII i XVIII wieku sejmik dłuższy niż jeden dzień nie
budził sensacji, dopiero bardzo długie obrady uważano za anormalne.
W rękopisie Biblioteki PAN w Krakowie zachowała się interesująca
relacja z sejmiku wiszeńskiego, który trwał pełne dwa tygodnie.
Relacjonujący obrady marszałkowi wielkiemu koronnemu, Jerzemu
Lubomirskiemu, chorąży przemyski Jan Wojakowski nie ukrywał, że
zaskoczony jest tak długimi obradami - dopiero więc zjazd trwający tak
długo uważano za niezwykły. Rozumiemy teraz, że wojewoda kaliski
Stefan Leszczyński miał się czym chwalić kanclerzowi Janowi Szem-
bekowi w roku 1720, gdy donosił, że sejmik średzki:
„Nie trwał tylko 3 dni, bom się o to starał wszelkiemi siłami, prosząc ichmościów
wszystkich, aby na niem długo nie bawili..."9.
W porównaniu z wiszeńskim, sejmik średzki odbył się wprost
błyskawicznie.
Przyczyny tak długo ciągnących się sejmików leżały chyba: po
pierwsze w rozszerzaniu się zakresu zainteresowań i kompetencji
samorządu, a po drugie w barokowym wielomówstwie, które w XVII
wieku powoli ogarniało sejmikowiczów. Przesławne polsko-łacińskie
„quamquam" - obyczaj wygłaszania długich, ozdobnych a często
beztreściowych przemówień tryumfował. Głos zabierano niezależnie od
tego, czy było coś nowego do powiedzenia, czy nie. Perorowano dla
popisu, dla błyśnięcia erudycją, wreszcie dla przyjemności wygadania
się - a czas płynął. Z jednej z relacji Krzysztofa Dobkiewicza dla
Bogusława Radziwiłła dowiadujemy się, że na sejmiku w lutym 1666
roku jeden tylko mówca - kanclerz wielki litewski, Krzysztof Pac:
„Cztery godziny continue (bez przerwy) mówił"10.
A poza nim wotowali jeszcze: biskup żmudzki, ksztelan nowogró-
dzki, sufragan wileński i wielu innych urzędników i obywateli. Nic
dziwnego, że sejmik ten trwał pięć dni i skończył się późną nocą.
Kończąc rozważania nad procedurą i długością trwania zjazdów,
należy stwierdzić wbrew utartym poglądom, że parodniowe sejmiki nie
66
hyty niczym wyjątkowym - zdziwienie budziły raczej zjazdy odbywane
uprawnię i szybko, lub też obrady parotygodniowe.
Odpowiedziawszy w miarę możliwości uzyskania informacji źród-
łowej na pytanie postawione na wstępie: -jak obradowano, spróbujmy
*if teraz zastanowić nad odpowiedzią na pytanie - gdzie obradowano?
I znów, jak poprzednio, porównanie dotychczasowych obiegowych
poglądów ze źródłami doprowadza do wniosku, że nad tymi pierwszymi
ini/.ą stereotypy powielane od końca XVIII wieku. Przyjęło się bowiem
ii/nawać, że sejmiki odbywały się w małych miasteczkach, co tłumaczo-
no różnie - najczęściej animozjami szlachecko-mieszczańskimi. W wy-
jpndku małego miasteczka, jak Proszowice, Szadek, Środa czy Raciąż,
ylaehta nie musiała liczyć się z radą miejską. Inaczej byłoby w Krako-
vic, Poznaniu czy Lwowie. Historycy byli też skłonni sądzić, że sejmiki
ibicrały się tam, gdzie można uniknąć nadzoru starostów grodowych
przedstawicieli władzy królewskiej. Uznając wagę tych argumentów,
jr/.ynajmniej dla wieku XVI, przyjrzyjmy się jednak uważnie, jak to
jylo naprawdę z sejmikowaniem w owych małych miasteczkach.
Przede wszystkim nasuwa się pytanie, co to znaczy w Rzeczypos-
politej XVI-XVIII wieku określenie „miasteczko"? Wiadomo powsze-
chnie, że ta część Europy nigdy nie należała do najbardziej zur-
bimizowanych i przytłaczająca większość miast odpowiada kategorii
u^ólnej „małe". Nie tylko zresztą w granicach Rzeczypospolitej - rzad-
ko się pamięta, że stołeczny Berlin w czasach Wielkiego Elektora
w roku 1680 liczył (wraz z garnizonem wojskowym) raptem 10 tysięcy
mieszkańców i w skali europejskiej też nie zaliczał się do miast wielkich.
To prawda, że sejmiki nie obradowały w największych miastach
Rzeczypospolitej, ale odnosi się to do Prus Królewskich i do Małopol-
tki, a i to z wyjątkiem Lublina, który w naszej skali zaliczał się do
tlużych miast. W ogóle wydaje się, że sądy na ten temat przyjęło się
Cerować uogólniając małopolską praktykę sejmikowania. W zachodniej
i/cści tej prowincji tylko szlachta lubelska obradowała w stolicy
województwa. Ale już bardziej na wschód często napotykamy sejmiki
obradujące w stolicach ziem i województw. A że te miasta, obiektywnie
t/ccz biorąc, były małe - trudno. Oto przykłady: sejmik województwa
bełskiego obradował w Bełzie, ziemi chełmskiej w Chełmie, ziemi
halickiej w Haliczu, województwa podolskiego w Kamieńcu
67
jyftffr
V.
5. Józef Wahl, Sejmik w małym miasteczku.
Rysunek piórkiem i pędzlem, 2 poł. XVIII w.
Podolskim, czernihowskiego w Czernihowie, wołyńskiego w Łucku.
Nawet sejmiki ziem podlaskich, też przecież zaliczanych do Małopolski,
obradowały w swych miastach stołecznych, jak Drohiczyn czy Mielnik;
nie były to rzeczywiście metropolie, ale powtarzamy - większych miast
nie było.
Przenieśmy się do Wielkopolski: w części zachodniej w stolicy ziemi
obradowali tylko Łęczycanie, ale czy w ówczesnych kategoriach
Szadek, Środa czy Radziejów to były takie małe miasteczka? Na owe
czasy były to całkiem przyzwoite miasta i wiele można było znaleźć
w tamtej okolicy miejscowości będących najwyżej nędznym oppidum,
a szczycącym się dumnym tytułem civitas w wyniku ambicji miasto-
twórczych szlacheckiego właściciela.
68
Schemat sejmików w miasteczkach łamie się już na Mazowszu, gdzie
miastami sejmikowymi bywały stolice województw: Rawa i Warszawa
(Iii ostatnia w XVII wieku liczy się już do miast dużych) oraz stolice
/icm w województwie mazowieckim.
Z teorią obrad sejmików poza dużymi miastami rozstać się musimy
ostatecznie w Wielkim Księstwie Litewskim, gdzie sejmiki obradowały
konsekwentnie w stolicach powiatów, będących jednocześnie siedzibami
wludz starościńskich. Były to najczęściej największe miasta w okolicy - od
Klołecznego Wilna poczynając, a na Starodubie czy w błota zapadłym
I'i lisku kończąc. I znowu pióro się wzdraga, by pisać o Rzeczycy, Pińsku,
Slarodubie czy nawet stolicy województwa - Nowogródku w kategoriach
wielkomiejskości, kwalifikować je jako duże miasta. Taka była jednak
rzeczywistość i porównanie Słonimia z Gdańskiem nie ma żadnego sensu,
można go ostatecznie porównywać z Lida czy Trokami. Skala tu była inna
niż w Koronie i zupełnie nieporównywalna ze Śląskiem czy Pomorzem.
Trzeba więc z żalem zrezygnować z patrzenia na całość problemu
/ perspektywy zachodnich połaci Korony, zrezygnować z takich czy
innych uzasadnień, by uznać, że Iviększość sejmików w Rzeczypos-
politej odbywała się w miastaehjT~to - toutes proportion gardees
((Tużycli^Zresztą i w Krakowie, i we Lwowie, co prawda sporadycznie,
również gromadziły się sejmiki. Wydaje się, że jakiekolwiek próby
N/ulladkowania są w wypadku życia sejmikowego skazane na porażkę,
lak samo jest przy ustalaniu miejsc sejmikowania - o tym decydowała
wygoda, tradycja, przypadek, a dopiero potem inne, wyrozumowane
w/ględy. Tylko wobec samorządów w zachodniej części Korony
postawić można hipotezę, że miejsce ich obrad związane było ze starą
tradycją zjazdów i sądów wiecowych, tradycją jeszcze średniowieczną.
Aż tam chyba należałoby szukać przyczyn wyboru na miejsce
zjazdów Środy, Szadku czy Radziejowa. Wydawać by się mogło, że do
lej teorii najbardziej pasuje Opatów ze swą dwunastowieczną kamienną
kolegiatą pod wezwaniem Św. Marcina, która znakomicie nadawała się
na miejsce zjazdów wiecowych. Jest to jednak przykład uczący ostro-
żności w wyciąganiu pochopnych wniosków z apriorycznych założeń
- wiadomo na pewno, że pierwsze sejmiki sandomierskie miały miejsce
nic w Opatowie, lecz w Wiślicy, też szczycącej się wielkim jak na owe
c?.asy i murowanym kościołem, fundowanym przez Kazimierza Wiel-
kiego, gdzie odbywały się wiece i zjazdy ogólnopolskie, potem w San-
domierzu, a nawet w malutkim dziś Skrzynnie.
69
6. Jacąues-Adrien Lavieille, Kościół kolegiacki pw. Św. Marcina w Opatowie.
Drzeworyt, 1849 r.
W opatowskiej romańskiej kolegiacie sejmikujący pojawili się
dopiero na przełomie XV i XVI wieku, a w 1519 roku wyznaczono
sejmikom miejsce w Sandomierzu - właśnie po tej uchwale, jakby mi
przekór, zaczęły się one coraz częściej gromadzić w Opatowie. Trudno
dziś udzielić odpowiedzi na pytanie, dlaczego właśnie tam?
Kolegiata w Opatowie i związane z nią problemy łączą się z następ
nym zagadnieniem z zakresu sejmikowej „topografii". Mianowicie
z próbą odpowiedzi na pytanie, w jakich budynkach i wnętrzach toczył)
się obrady? I kolejny raz przyjdzie polemizować z tradycją powtarzany
przez literaturę przedmiotu, tradycją zresztą stosunkowo wczesną, bo
osiemnastowieczną. Jest to problem ogólniejszy, dotyczący nie tylko
70
nnmorządu i życia sejmikowego szlachty, wiele bowiem aspektów
egzystencji społeczeństwa staropolskiego widzimy przez okulary osiem-
miNtowiecznych i dziewiętnastowiecznych krytyków sarmackiego zaco-
liuiia. Za moralistami, pamiętnikarzami, za sugestywnymi rysunkami
Norblina zwykło się przyjmować, że: „Wszystkie prawie w Polsce
wjmiki zbierały się w kościołach" -jak ujęła to Zofia Trawicka w swej
monografii sejmiku sandomierskiego.
Z tezą tą zgodzić się możemy tylko częściowo, zastanówmy się więc
itrtd tym frapującycm „prawie" z cytowanego wyżej zdania. Rzeczywiś-
vic, I większość zgromadzeń sejmikowych odbywała się we wnętrzach
kościelnych z przyczyn dość oczywistych - nawy i kaplice już w średnio-
wieczu służyły za miejsca obrad zjazdów, były to zwykle największe
I nnjfunkcjonalniejsze budynkTj7 Tak było w Polsce i tak samo było
w średniowiecznej Francji, gdzie wnętrza słynnych gotyckich katedr też
»łu/yły różnym, niekoniecznie świątobliwym celom.
Poza wielkością i funkcjonalnością miały kościoły tę jeszcze zaletę,
^e były niejako terenem neutralnym, a gospodarze - duchowieństwo
ktilnlickie, przynajmniej ex definitione - nie powinni ingerować w bieg
ind publicznych. Inaczej rzecz mogła się przedstawiać w innych
budynkach, np. w zamkach, gdzie gospodarzami czuli się miejscowi
łlmostowie królewscy lub ich oficjaliści, i fakt ten mógł być nie bez
CMitc/enia dla wolności szlacheckiego głosu.
Mimo iż kościoły jawią się jako najwygodniejsze (z wielu przyczyn)
miejsce sejmikowych spotkań, nie wszystkie sejmiki w Rzeczypospolitej
giomadzily się w ich wnętrzach. Wymieńmy tylko te, co do których
mttmy dane źródłowe dokumentujące odbywanie się (stałe lub okreso-
»vr) obrad poza kościołami. Regionem, gdzie obyczaj ten utrzymywał
ile (Hugo, były Prusy Królewskie. Sejmik województwa chełmińskiego
tfinmadził się na zamku w Radzyniu do lat trzydziestych XVII wieku,
kiedy to przeniósł się do kościoła w pobliskim Kowalewie. Aż do
pierwszego rozbioru sejmiki powiatowe województwa pomorskiego
•hrmlowały w budynkach nie poświęconych: sejmik świecki na ratuszu
»v kwieciu, pucki na ratuszu w Pucku, człuchowski na ratuszu w Choj-
nicach, a tucholski na ratuszu w Tucholi. Ten ostatni jednak gromadził
ile c/asem w tucholskiej karczmie, gdzie na swych regularnych sesjach
-naiudał tamtejszy sąd ziemski. Po pożarze miasta w 1730 roku sejmiki
mrholskie odbywały się przez jakiś czas w ocalałym domu jednego
» mieszczan. Jedynie powiat mirachowski w województwie pomorskim
sejmikował w kościele - był to jedyny w Rzeczypospolitej sejmik w wiejskim
kościele we wsi Strzepcz. By jednak za bardzo nie odstawać od sąsiedzkiej
normy, szlachta mirachowska sejmiki elekcyjne potrafiła odbywać w domu
burmistrza Kościerzyny, jak to miało miejsce w 1730 roku.
W prowincji małopolskiej sejmiki poza kościołami zdarzały się
na Ukrainie; szlachta bracławska obradowała czasem w Winnicy
na zamku, choć nie stroniła też od tamtejszego kościoła. Podobnie
na Wołyniu, gdzie sejmik łucki gromadził się w kościele jezuickim
lub na zamku.
W Wielkim Księstwie Litewskim w województwie brzeskolitewskim
obradowano w zamku nad Muchawcem, lecz często dla wygody
przenoszono sejmik do któregoś z licznych kościołów w Brześciu
Litewskim, do jezuitów, bernardynów lub augustianów. W powiecie
słonimskim w XVII wieku miejscem obrad był kościół bernardynów,
ale w XVIII wieku, jak świadczy Matuszewicz, zamek słonimski
- przyczyn tej przeprowadzki nie znamy.
Szczególna sytuacja panowała w stolicy Wielkiego Księstwa Litews-
kiego, gdzie od drugiej połowy XVII wieku odbywały się trzy sejmiki:
miejscowy wileński oraz dwa „egzulanckie" - smoleński i starodubow-
ski. Wszystkie one odbywać się miały w zamku wileńskim, jednak
wiadomo z wcześniejszych relacji, iż w pierwszej połowie XVII wieku
sejmik wileński gościł w kościołach miejskich. Jak daleka istniała tu
dowolność, świadczy zamieszanie w maju 1627 roku, kiedy to zgroma-
dzeni na sejmik wileński dygnitarze udali się do różnych kościołów,
a w wyznaczonym na miejsce obrad kościele Św. Stanisława znalazła się
mniejszość przybyłych11.
Z innych relacji dowiadujemy się, że miejscem obrad na zamku
wileńskim w 1681 roku była „grodowa izba", a więc pomieszczenie sądu
czy urzędu grodzkiego. W tym właśnie roku „izbę grodową" re-
staurowano i przystosowano jakoś zapewne do roli pomieszczenia dla
sejmikujących. Podobnie rzecz się miała w Brześciu Litewskim, gdzie
w pierwszej połowie XVIII wieku panowało przekonanie, iż właściwym
„placem sejmikowania" jest zamek. Z relacji dowiadujemy się nawet, iż
starosta brzeski remontował przed sejmikiem most wiodący na zamek
i kazał na dziedzińcu ustawić ławy drewniane dla szlachty: „nim izba
sądowa i sejmikowa wybudowane będą"12.
Z dowodów na lokowanie zjazdów w komnatach zamkowych, czy
to wileńskich czy brzeskich, daje się wyciągnąć jeszcze jeden in-
72
\J
lercsujący wniosek - nie mogły one być zbyt liczne, skoro mieściły się
w szczupłych zwykle pomieszczeniach zamkowych. Do problemu
liczebności sejmikowych zgromadzeń przyjdzie nam jeszcze wrócić.
Z paru przytoczonych powyżej przykładów zdaje się wynikać jedno:
imiki w Rzeczypospolitej nie musiały obradować w kościołach. Tam
Izie tak czyniono, a była to większość ziem i powiatów, wypływało to
ilogodności wnętrz kościelnych. Często jednak obradowano w budyn-
ich świeckich. Na przykład sejmik generalny pruski, który z zasady
•midował w ratuszach, też czasem przenosił się do kościoła, jak to
mło miejsce w 1710 roku. Ewangelicy pruscy żądali jednak zawsze
ipewnień, iż te przenosiny do świątyni katolickiej będą aktem wyjąt-
>wym i nie naruszą na przyszłość obyczaju obrad w „wyznaniowo
neutralnym" ratuszu miejskim.
Stosunkowo najmniej zachowało się przekazów dotyczących zwy-
i /.ujowej „topografii" obrad w kościelnych wnętrzach. Są to zwykle
lukic ciekawostki, jak przekazany przez Kazimierza Jarochowskiego
obyczaj zamykania pisarza sejmiku średzkiego w bocznej kaplicy
kościoła, skąd spokojny i bezpieczny za kratą mógł notować przebieg
"iMiid toczących się w głównej nawie. Skądinąd jednak wiemy, że
icmianie w Środzie obradowali na cmentarzu^ co przy tłumnych
m/dach naśladowały też inne sejmiki. Cmentarze przykościelne były
białym miejscem obrad w Proszowicach i Opatowie, gdzie na murach
kościoła do dziś pozostały ślady po szlacheckich szablach, które
/gromadzeni ostrzyli o kamienne narożniki.
Wydaje się też, że pewnych elementów wyposażenia wnętrz baro-
kowych kościołów, które mogły być przydatne w trakcie obrad, nie
wykorzystywano. Myślimy tu przede wszystkim o ambonach, z których
chyba nie wygłaszano mów sejmikowych, choć wyśmienicie się do tego
nadawały. Uznawano zapewne, że kazalnice zastrzeżone są dla głoszą-
cych Słowo Boże, a nie dla sejmikowych popisów retorycznych. I choć
mi rysunkach Norblina widzimy mówców sejmikowych na ambonach,
In w źródłach pisanych nie znaleźliśmy o tym ani jednej wzmianki.
Pod koniec XVI wieku koło sejmikowe województwa krakowskiego
zbierało się w lewej nawie proszowickiego kościoła, dowiadujemy się
¦t tym z relacji o strzelaninie, która wybuchła w tym kościele 26 stycznia
1587 roku:
„A tymczasem w kościele panowie Stadniccy kaplicę nad lewem, w którym koło
#wyklo bywać hajduki i strzelbą osadzili..yl"13.
73
7. Ślady po szablach szlacheckich na murach kolegiaty w Opatowie
Można też sądzić, że wykorzystanie wnętrza kościoła zależało od
liczby szlachty i długości obrad oraz od poziomu emocji zebranych.
Gdy dochodziło do takich ekscesów, jak wyżej wspomniana akcja
Stadnickich, wszelki porządek w kościele znikał i mało kto już pamiętał,
gdzie się znajduje.
Władze kościelne starały się przeciwdziałać i nie dopuszczać do zajść
mogących budzić zgorszenie, a nawet stać się powodem zamknięcia
kościoła, co musiało mieć miejsce w wypadku jego „okrwawienia" lub
zabójstwa tam dokonanego. Ponowne poświęcenie budynku i przy-
wrócenie mu funkcji kultowych związane było z szeregiem kosztownych
i kłopotliwych zabiegów. Mimo tych starań do profanacji świątyń
dochodziło, a czasem przykład dawali sami duchowni, jak biskup
74
Wojciech Baranowski, ordynariusz płocki, którego protestacja ziemian
województwa płockiego oskarżała w 1592 roku takimi m.in. słowami:
„ ksiądz biskup wszedł do kościoła racięskiego, którego przed sobą żadnemu otworzyć
nic kazał. Tu kiedy ichmość panowie wojewodowie, kasztelani, dygnitarze, urzędnicy
i mszak rycerstwa wielgi jegomości przywitać i w rzeczach konferowaciechmy chcieli, quo
msu (dlaczego) nie rozumiemy [...] na miejscu Bożem w kościele, na miejscu Rzeczypos-
politej traktatów spokojnych, właśnie od ołtarza strzelać z rusznic tuż od formy jegomości
(l/.ii. osoby biskupa) poczęto, aklamacyje ludzi różnych wielkie czynić, podobno in
dlsturbmionem (na zamieszanie) aktu tak potrzebnego"'4.
Nie wiemy, ile jest prawdy w oskarżeniach wymierzonych w biskupa
i jego orszak, ale jeśli rzeczywiście biskup Baranowski, znany zresztą ze
nwych politycznych zaangażowań, dopuścił się podobnego występku, to
jnkiego zachowania spodziewać się można było po innych, często
niekatolickich uczestnikach obrad w kościołach?
Nie mamy jednak żadnych źródłowych danych, by podejrzewać, iż
obrady w świątyniach katolickich dawały pretekst do nieporozumień,
r/y choćby zadrażnień, na tle religijnym. Przeciwnie, ostre dyskusje
w sprawach religii toczyły się swobodnie między duchownymi senatora-
mi katolickimi a przedstawicielami ewangelików i prawosławnych
właśnie we wnętrzach kościelnych pełnych symboli kultu obcego liturgii
i obyczajowości protestanckiej. Jednak do połowy XVII wieku nikt nie
próbował niekatolikom zabraniać głoszenia swych poglądów w spra-
wach polityki religijnej we wnętrzach katolickich świątyń i wobec
katolickich ołtarzy.
Uznać jednak trzeba, że tam gdzie zjazdy gromadziły się we
wnętrzach kościelnych, ich specyfika, rodzaj wywoływanych skojarzeń,
czytelny dla wielu charakter wystroju manierystycznych i barokowych
wnętrz, nie mogły pozostawać bez wpływu na zachowanie obecnych, na
ich reakcje emocjonalne, nawet na sposób wypowiedzi, choć w znanych
nam mowach sejmikowych nie znajdujemy bezpośrednich nawiązań do
sakralnego miejsca obrad.
Mimo, że charakter wnętrz kościelnych wpływał na postawę obec-
nych, nie znaczy, by zawsze pamiętali o powadze miejsca. Wystarczy
przytoczyć tu jedną z wielu relacji o zachowaniach nie licujących
zupełnie z tą powagą. W tym wypadku rzecz działa się zresztą nie na
mało ważnym sejmiku w odległym od centrum powiecie, lecz w stołecz-
nym mieście Warszawie, na sejmiku ziemi warszawskiej w kościele tzw.
„Marcinków", czyli w świątyni pod wezwaniem Św. Marcina na
75
staromiejskiej ulicy Piwnej, gdzie zbierały się zwykle warszawskie
sejmiki.
10 stycznia 1697 roku odbył się tu zjazd...
„[...] na którym chciał królewicz Jakub (Sobieski) dokazać żeby było dano eksklusią
(wykluczenie od udziału w elekcji) księciu de Conti. Artykuł napisano żeby pan poseł
francuski był relegowany, jako domowi królewskiemu niebezpieczny, ex quo (z tego
powodu) że kandydat którego promowuje (książę de Conti) grzeczny i żołnierz bogaty,
czego wszystkiego nie masz u innych. Do skarbu swego sprowadził (królewicz Jakub)
kilkunastu szlachty prosząc i do nóg upadając, aby przy nim stawali. Biegał po tym
Wolski i inni po kościele dając po kilka talerach i temu i owemu, aby przy nim potężnie
stawali, bo już i sam nie chce być królem, byle tylko nie Francuz"15.
Widzimy tu kandydata na tron Rzeczypospolitej, Jakuba Sobies-
kiego i jego dworzan, jak zabiegają o przychylność „panów braci" nie
wstydząc się rozdawać łapówek i to nie tylko przed sejmikiem, ale
i w trakcie, już wobec ołtarzy kościoła Św. Marcina. Otóż nie wchodząc
w rozważania nad ewentualną i bardzo prawdopodobną tendencyjnoś-
cią powyżej cytowanego tekstu, który wyszedł zapewne z kręgów
zbliżonych do forsującej kandydaturę księcia de Conti francuskiej
ambasady, uznać trzeba, iż oddaje ona dobrze sejmikową atmosferę.
A przecież obrady toczyły się wobec ołtarzy i w gronie wyłącznie
prawowiernych katolików - rzecz działa się w stolicy ortodoksyjnego
Mazowsza. Na marginesie warto też zwrócić uwagę na wysokość owych
„korupcji", które rozdawał pan Wolski - na owe „kilka talarów" ze
skarbca Sobieskich.
Kończąc te rozważania należy poświęcić chwilę uwagi formie
i miejscu obrad w sytuacjach nadzwyczajnych, w okresach szczególnych
zagrożeń, które tak często w wieku XVII nękały prowincje Rzeczypos-
politej. Wielokrotnie zdarzało się, że sejmik ziemski odbywał się poza
miejscem swych zwyczajnych obrad. Czasem były to wręcz zjazdy „w
polu", to znaczy poza budynkami, na powietrzu, pod gołym niebem.
Trzy były podstawowe tego przyczyny: zaraza, czyli „morowe powiet-
rze", zagrożenie ze strony zbrojnego nieprzyjaciela oraz związane
z wojną pospolite ruszenie.
Fale epidemii różnego rodzaju nawiedzały Rzeczpospolitą, jak
i inne kraje europejskie, regularnie i występowały w mniejszym czy
większym zasięgu terytorialnym w całym interesującym nas okresie.
Sądząc z doniesień, główne nasilenie „morowego powietrza" miało
miejsce w pierwszych latach XVIII stulecia w czasach wojny północnej.
76
lalyną skuteczną metodą obrony i profilaktyki było izolowanie cho-
i vch i unikanie przez zdrowych większych skupisk ludności. Tak więc,
gdy na terytorium objętym zarazą zebrać się miał sejmik, a nie można
Itylo odroczyć jego obrad, starano się przynajmniej uniknąć niebez-
piecznego pobytu w mieście, które w świadomości ówczesnych ziemian
było siedliskiem wszelkiego zła, a więc i choroby.
Odbywano zatem sejmiki „w polu" - na wsi, poza murami miast
I miasteczek. Z czasem w niektórych ziemiach wytworzyły się na tym tle
jwyezaje i powstały stałe, niejako awaryjne miejsca sejmikowania. Na
przykład Krakowianie ze strachu przed zarazą w drugiej połowie XVII
*vicku zjeżdżali się pod Brzeskiem Słomianym, a Lublinianie odbywali
sejmiki za miastem: „w polu nad rzeką Bystrzycą" lub w podlubelskich
llronowicach. Były to zwykle te same miejsca, które wykorzystywano
tllu zjazdów sejmikowych w pospolitym ruszeniu i dla odbywania
popisów szlacheckich.
VGdy epidemia obejmowała cały kraj, wtedy przenosiny sejmików
ftu wieś odbywały się w wielkiej skaH^Przed sejmem warszawskim
l(>2h roku, z przełomu lat 1625/26 zachowały się liczne informacje
n sejmikach gromadzących się poza zwykłym miejscem obrad. I tak
np, sejmik lubelski obradował tym razem w Chodle, sieradzki w Ty-
u/ynie (choć część ziemian zjechała do Szadku i podejrzewać można,
to to rozbicie przyczynę swą miało w konkurencji politycznej, a nie
W strachu przed chorobą), wileński w Radoszkowicach, kowieński
w Kormiałowie, nowogródzki we wsi Rebanska Horodczyna, osz-
miański w Żupranach.
Czasem zaraza była pretekstem do odbycia sejmiku w gronie
/u u lanych osób, poza zwyczajnym miejscem, co służyło wymanew-
inwaniu politycznej konkurencji. Miało to miejsce w 1604 roku w ziemi
łęczyckiej, gdzie poseł królewski Wojciech Krzykowski, powołując się
im zarazę, zgromadził szlachtę i odbył szybko sejmik w odległym
•i kilkanaście kilometrów od Łęczycy Dzierzbiętowie. Nic o tym nie
wiedzący opozycjoniści oczekiwali posła w łęczyckim tumie, a dowie-
dziawszy się o podstępie ogłosili protestację, z której dowiadujemy się
n całej sprawie.
Podobnie rzecz się miała w czasie licznych w XVII wieku wojen
Hdy zwykłe miejsce sejmikowania było zagrożone, przenoszono
obrady w bezpieczniejsze okolice. W czasie, gdy duża część Wielkiego
Knięstwa Litewskiego i Ukrainy zajęta była po 1655 roku przez wojska
77
I
Y
rosyjskie, konstytucja sejmowa wyznaczyła licznym sejmikom kreso-
wym nowe „place sejmikowania". Również sejmiki białoruskie i ukraiń-
skie, z ziem ostatecznie odpadłych od Rzeczypospolitej w drugiej
połowie XVII wieku, obradowały stale jako „egzulanckie", czyli
uchodźcze. Gdy po 1673 roku Podole zajęte było przez Turcję, sejmik
podolski obradował jako egzulancki w Haliczu, a następnie po 1677
roku w kościele franciszkanów we Lwowie. Wiemy na pewno, że sejmiki
te odbywały się w nowych miejscach aż do ustania zagrożenia.
W 1660 roku los uchodźców dotknął nawet szlachtę podlaską, która
zagrożona przez zbliżające się wojska rosyjskie, odbyła 27 lutego tr.
sejmik we wsi Jędrzejów koło Węgrowa, na samym już pograniczu
Podlasia i Mazowsza.
Ostatnim sejmikiem egzulanckim w dziejach Rzeczypospolitej był
sejmik bełski utworzony na Sejmie Czteroletnim dla resztek tego
województwa pozostałych w granicach Korony po pierwszym roz-
biorze. Odbywać się miał w Dubience i raz przynajmniej się odbył,
bowiem na sejmie grodzieńskim zasiadali posłowie bełscy. Sejm ten
zlikwidował zresztą problem, wcielając resztki Bełszczyzny do nowych
województw - wołyńskiego i chełmskiego.
(^Częściej poza granicami ziem zdarzało się obradować sejmikom
zbierającym się w czasie wojny, przy okazji pospolitego ruszenia.
Gromadziło ono, przynajmniej teoretycznie, całą szlachtę z terenu, dla
którego było ogłoszone, a więc było doskonałą okazją do „zatoczenia
koła" sejmikowego i podjęcia uchwał. Znane są liczne przykłady takich
sejmików obradujących daleko poza granicami macierzystych ziem.
Rusinom zdarzało się obradować pod Warszawą, a Mazowszanie
odbywali sejmiki w Małopolsce, co nie miało żadnego znaczenia dla
prawomocności uchwał - o tym decydowały uprawnienia uczestników,
a nie miejsce obrad.
Znając już zasady i miejsca obrad spróbujmy na podstawie za-
chowanych a dostępnych obecnie relacji z obrad i zapisów postanowień
zgromadzeń szlacheckich odpowiedzieć na pytanie o zakres zaintereso-
wań sejmikujących.
Tematem kolejnego rozdziału będą problemy omawiane i eks-
cytujące szlachtę w czasie sejmików, a nie zaś to, co było w polu jej
zainteresowania i uwagi na co dzień.
78
1 ASWK, t. II, s. 145.
2 Rps B. Czart. 517.
3 Rps AGAD, AR V nr 3089.
4 Rps BPANKr. 1065.
5 H. Malewska, Listy staropolskie z epoki Wazów, Warszawa 1977, s. 60.
6 Listy Krzysztofa Opalińskiego do brata Łukasza 1641-1653, wyd. pod red.
Ił. Pollaka, Wrocław 1957.
7 Jan Władysław Poczobut-Odlanicki, Pamiętnik 1640-1684, oprać. A. Rachuba,
Warszawa 1987.
8 Rps AGAD, AR V nr 4204.
9 Rps B.Czart. 517.
111 Rps AGAD, AR V nr 3089.
" Rps AGAD, AR V nr 6956.
l: Rps BJ nr 1151, rps AGAD, APP nr 55, t.II.
1' Rps AGAD, APP nr 6.
14 Scriptores rerum polonicarum, t. XXI, Kraków 1911, s.135.
'¦ Rps B. Czart. 188.
II. ZAKRES ZAINTERESOWAŃ
Chcąc zwięźle przedstawić to, co było przedmiotem dyskusji
na sejmikach, jesteśmy w niemałym kłopocie. Łatwiej bowiem wyliczyć
te sprawy, którymi się sejmiki nie zajmowały, niż te, które były
dyskutowane i wpisywane do instrukcji posłom na sejmikach przed-
sejmowych.
Generalnie można twierdzić, ii.różnorodność i zakres problematyki
omawianej na sejmikach rosły - szczególnie w drugiej połowie XVII
i w początkach XVIII wiekiD Zawsze przy tym pamiętać trzeba
0 zasadzie sformułowanej swego czasu przez Józefa Andrzeja Gierows-
kiego, który badając sejmiki mazowieckie doszedł do wniosku, że:
„życie sejmikowe było przede wszystkim wyrazem poglądów i nastawień małej grupy
rodzin, których pozycja w ziemi zapewniała wpływ na szlachtę".
Sądzimy, iż zasadę tę, odnoszącą się do Mazowsza, bezpiecznie
uogólnić można na wszystkie sejmiki Rzeczypospolitej1.
Tak jak funkcje sejmiku dzieliły się na polityczne i administracyjne,
tak i jego zainteresowania w pierwszym zakresie koncentrowały się
wokół wyboru posłów, zaopatrzenia ich w instrukcje, a następnie
wysłuchania relacji z sejmu. Zakres drugi obejmował sprawy ziemi i jej
mieszkańców - była to domena sejmików gospodarskich, choć sprawy
te poruszano na wszystkich niemal zjazdach. Zaliczyć tu można
następujące zagadnienia: skarbowość - podatki sejmowe i sejmikowe,
czyli wojewódzkie, taryfy, czyli wykazy obciążeń podatkowych, pub-
likowanie, czyli podawanie zainteresowanym do wiadomości uchwał
podatkowych, pobór podatków i jego kontrolę. Ponadto zajmowano
się: kontrol§__wydatków skarbu wojewódzkiego oraz rozdzielaniem
taniej soli szlacheckiej „suchedniowej". Ważnym działem były sprawy
wiijskowości - przede wszystkim troska o żołnierza powiatowego
1 odpowiedni przebieg pospolitego ruszenia, a także problemy związane
80
' wymiaiem_.spraw4edliw«ŚGi - elekcje deputatów i kandydatów na
ilnnowiska w sądach ziemskich i podkomorskich oraz nadzór nad
powoływanym niekiedy sądownictwem specjalnym.
Spróbujemy teraz wyjaśnić, co kryje się w powyższym schemacie
pod pojęciem „pierwszy zakres", co omawiano na sejmikach poselskich
I co wpisywano posłom do instrukcji. Nie mamy oczywiście możliwości
przedstawienia obrazu całościowego, opartego na badaniach nad
WK/.ystkimi aktami sejmikowymi - dokonać tego nie można ze
względu na znikome źródła informacji. Posłużymy się tu przykładami
Ink dobranymi, by dawały jak największe gwarancje reprezenta-
tywności.
Zaczniemy od przedstawienia instrukcji wręczonej przez szlachtę
województwa krakowskiego, zgromadzoną na sejmiku w Proszowicach
ł czerwca 1632 roku, posłom na sejm konwokacyjny po śmierci
Zygmunta III Wazy. Rozpoczynamy od instrukcji na sejm konwokacyj-
tiy dlatego, iż wydaje się oczywiste, że w czasach bezkrólewia szczególną
wilgę przywiązywano do spraw politycznych i problemów zasadni-
iyycli. Zagadnienia lokalne schodziły wtedy siłą rzeczy na dalszy plan.
I'o długoletnim i burzliwym panowaniu Zygmunta III nadszedł czas na
uregulowanie wielu problemów, które nagromadziły się za życia króla.
Instrukcja wręczona posłom krakowskim: Marcjanowi Chełms-
kiemu chorążemu krakowskiemu, Hieronimowi Przyłęckiemu stol-
nikowi krakowskiemu, Markowi Stadnickiemu podczaszemu krakows-
kiemu, Franciszkowi Dębińskiemu, Zygmuntowi Tarle oraz Stanis-
ławowi Zielińskiemu składała się z 13 punktów. Już w pierwszym
powołano się na dawny zwyczaj ograniczania obrad na konwokacji do
•tprnw elekcji nowego władcy i ta wytyczna określiła kształt instrukcji
krukowskiej. Punkt drugi postulował sprawne i szybkie odprawienie
«jmu konwokacyjnego oraz ułożenie programu sejmu elekcyjnego.
Punkt trzeci domagał się, aby przed elekcją dokonana została
„rewizja", to znaczy inwentaryzacja skarbu i archiwum koronnego
mieszczącego się na Wawelu. To samo w punkcie czwartym postulowa-
no w stosunku do floty i „armaty", czyli artylerii przechowywanej
w ursenałach.
W punkcie piątym domagali się Krakowianie stwierdzenia, czy
/murły władca wypełnił wszystkie obietnice i warunki zawarte w aktach
jego elekcji. Był to projekt udzielenia Zygmuntowi III rodzaju „po-
imiertnego absolutorium". Punkt szósty dotyczył spraw podatkowych,
81
JLAVDVM PROSZOWSKIE
WOIKWODZTWA KRA Iv
Ni picrrfeymScymikii,
Po śmierci K.lM.Swiętcy pkmięći
ZyGMVNTAiII-
Lic 4 Mat;, i 6 p.
Approbovanc G>n(a:deracyą
fciwPą Generalna,
At> Offieiitm Ik Aft* p
!kcr vi-!iie«es,tirntf ofi, Masmtfenus fa
C.hon\,okt;!crwm Mitem Oibtio pf*fffi:C*W«-6:C.*jśi?p.'Vit«»wfl:
foo, 8f to«iw KobSkai: P*lbłinMwiCr*coi>kfl: in C łVi
«t<rm ! .afiiiim z fc ofłrtmtAiu»<uići|-i, St ht AtlajwrfeniHi iiAtJ rt. jd.
* p, te
fb d
3
nie/ pilnw
p j;
trAr*
8. Laudum proszowskie województwa krakowskiego.
Druk, 1632 r.
n siódmy proponował przygotowanie porozumienia między stanem
duchownym a szlachtą, zwanego compositio inter status; miało ono
dotyczyć głównie finansowych świadczeń kleru.
Punkt ósmy wyznaczał termin zbrojnego „okazowania" szlachty
k rakowskiej, a dziewiąty wzywał hetmana wielkiego koronnego, Stanis-
ława Koniecpolskiego, by na czas elekcji wyprowadził wojsko koronne
im Ukrainę.
W punkcie dziesiątym Krakowianie postulowali zobowiązanie pod-
ukurbiego wielkiego koronnego, Jana Daniłowicza, by przejął dochody
/ dóbr stołowych zmarłego króla i przeznaczył je na potrzeby Rzeczy-
pospolitej. W punkcie jedenastym proponowali wyznaczenie komisji do
imprawy i udoskonalenia żup wielickich i bocheńskich. Punkt dwunasty
ilotyczył bezpieczeństwa publicznego w państwie, a trzynasty zastrze-
gał, że wszelkie sprawy związane z obiorem nowego monarchy mają być
omawiane na elekcji.
Była to, jak widać, instrukcja krótka i zawierająca punkty od-
noszące się wyłącznie do spraw ogólnopaństwowych. Tylko fragment
poświęcony żupom solnym zamieszczony na prośbę podkomorzego
krakowskiego, Kaspra Wielopolskiego, z trudem może być uznany za
oprawę lokalną, choć troska o kopalnie soli była problemem ważnym
nic tylko dla Krakowian.
Rzecz inna - to jakość tej instrukcji. Szlachta zgromadzona
w Proszowicach, mimo zainteresowania polityką, dowiodła braku
politycznej kompetencji, gdy, zresztą zgodnie z literą prawa, domagała
•le - w czasie bezkrólewia - ograniczenia wydatków na wojsko; działo
»ie to w przeddzień wojny z Moskwą o Smoleńsk.
Porównajmy teraz omówiony wyżej dokument z instrukcją sejmiku
lego samego województwa krakowskiego, ale o 56 lat późniejszą,
uch waloną 5 listopada 1688 roku. Wręczono ją w Proszowicach
imstępującym posłom: Marcjanowi Chełmskiemu oboźnemu koron-
nemu, Przecławowi Szembekowi staroście bieckiemu, Adamowi Lubo-
wieckiemu staroście oświęcimskiemu, Jędrzejowi Żydowskiemu chorą-
żemu krakowskiemu, Franciszkowi Lanckorońskiemu staroście stop-
nickiemu i Michałowi Jordanowi staroście dobczyckiemu.
Instrukcja ta liczy 97 punktów - nie będziemy ich tu szerzej
umawiać, spróbujemy tylko pogrupować materiał i scharakteryzować
główne zagadnienia interesujące sejmikujących Krakowian w pełnym
politycznego napięcia roku 1688.
83
I tak 4 pierwsze punkty to kurtuazyjne wyrazy szacunku i wdzię-
czności dla króla Jana III i hetmanów - pamiętajmy, że trwała
wojna z Turcją. Punktów, które uznać możemy za dowodzące
istnienia wśród szlachty krakowskiej zainteresowania polityką za-
graniczną, znajdujemy 3 - dosłownie trzy, a i to jeden z nich
odnosił się do obecności ambasadorów państw obcych, których
ziemianie uznawali za zbędnych.
Więcej znajdujemy tu zagadnień z zakresu polityki wewnętrznej,
dotyczy to głównie trybu wymiaru sprawiedliwości -jest tych punktów
aż 26. Skarbowość i sprawy celne omówiono w 19 miejscach, wojskiem,
a szczególnie dyscypliną żołnierską, zajęto się 5 razy. Reszta tej
instrukcji to sprawy drobne i lokalne - 10 postulatów oraz sprawy
prywatne - 30 punktów.
Spotykamy się tu z dwoma zaskakującymi zjawiskami: z brakiem
zainteresowania polityką międzynarodową oraz ze znaczną ilością
spraw lokalnych czy wręcz prywatnych ziemian krakowskich. Porów-
nanie tej instrukcji krakowskiej z poprzednio omówioną wykazuje, że
zainteresowania sejmikujących uległy dużemu zróżnicowaniu, przy
jednoczesnym zawężeniu do problematyki wewnętrznej, a nawet pry-
watnej, partykularnej.
By nie zostać posądzonym o celowe dobranie przykładów skraj-
nych, podamy tu proporcje występowania spraw prywatnych i publicz-
nych w instrukcjach krakowskich z lat dwudziestych XVII wieku. Na
sejm 1622 roku przygotowano: spraw publicznych 29, lokalnych
i prywatnych 11; na sejm 1624: odpowiednio 46 i 10; na sejm 1625: 37
i 20; na sejm 1627: 44 i 16; na sejm 1628: 39 i 14; na sejm 1629: 10 i 5;
wreszcie na sejm 1630 roku: publicznych 50 i prywatnych 13.
Różnica między sejmikami z lat dwudziestych i osiemdziesiątych jest
wyraźna - we wszystkich instrukcjach z lat dwudziestych dominują
sprawy wagi ogólnopaństwowej. W końcu XVII i w pierwszej połowie
XVIII wieku proces dominowania instrukcji przez problematykę lokal-
ną będzie narastać. Pojawią się w nich tzw. „petita", czyli sprawy
drobne, najczęściej właśnie prywatne prośby i interesy wpisane do
instrukcji na wyraźne, a często poparte szantażem, życzenie zaintereso-
wanych osób. Znaczy to oczywiście, że problemy te nie były nawel
dyskutowane na sejmiku, a o wpisaniu zadecydować mógł marszałek.
Były jednak i takie sprawy prywatne, które budziły powszechne
zainteresowanie, jak skandale obyczajowe, czasem tak głośne, że
84
musiały być na sejmikach omawiane, jeśli nie oficjalnie, to na pewno za
kulisami. Przykładem może tu być budząca namiętność w ziemi bieckiej
;iwa o pobicie wytoczona na sejmiku przeciw oficjałowi bieckiemu,
1,-dzu Szmoniewskiemu. Duchownego tego oskarżył tamtejszy zie-
niin o to, że pod jego nieobecność naszedł dwór i ciężko pobił żonę
i rżącego.
Podobny do sprawy księdza Szmoniewskiego casus miał miejsce na
iniku wiłkomierskim 29 listopada 1670 roku. Zacytujmy pamięt-
ni kurza Jana Poczobuta-Odlanickiego:
„Przez trzy dni traktowała się materyja niesłychana sprawy takowej. Iż pan
Mtmsalski młody syn podkomorzego szołohumnego (?) grodzieńskiego, wziąwszy szlach-
» u lak dobrego, jako sam nigdy nie był lepszym, pana Samuela Szołkowskiego z domu
'Iwinego, kańczugiem, w białym odzieniu (tzn. w bieliźnie - WK) zostającego, dał plag
set, czyli też batogami, ni precz, ni zacz. O co to się cały powiat ujął...".
Szlachta wiłkomierska, oburzona gwałtem, podjęła przeciw pod-
i "tnorzycowi uchwałę, a wykrywszy wśród obecnych w kościele sługę
i issalskiego, niejakiego Kurowskiego, postanowiła zbrodnię pana
mścić na słudze. Tylko interwencja obecnego na miejscu kuchmistrza
•Ikiego litewskiego, Kazimierza Dowmonta Siesickiego, uratowała
ic domniemanemu szpiegowi Massalskich. Zresztą sprawa ta i lau-
¦ ni wiłkomierskie nie bardzo zaszkodziły karierze krewkiego pod-
morzyca, który z biegiem lat został chorążym, a następnie marszał-
in grodzieńskim.
Równie drastyczna sprawa zatamowała bieg obrad sejmiku relacyj-
no w Wilnie 28 lutego 1681 roku, kiedy to marszałek oszmiański,
inuel Hieronim Kociełł, domagał się od sejmiku interwencji i obrony
¦ed komisją królewską, która wyjaśnić miała sprawę spalenia w dob-
h pana marszałka Żydówki posądzonej o czary.
Takie i podobne sprawy prywatne, zatargi lokalne, konflikty,
¦wżdy, bójki stawały się często przedmiotem obrad na sejmikach
\ pisywane były do instrukcji poselskich. Oczywiście w dalszym ciągu
był to margines i nikt poważnie nie liczył na to, by sejm miał się
ujmować sprawą księdza Szmoniewskiego i podobnymi. Uznać trzeba
(wlnak, że sejmiki przedsejmowe - poselskie - nie do końca dały się
dominować przez sprawy lokalne i prywatę. Ich uczestnicy pamiętali
o tym, że na sejmiku muszą przede wszystkim odpowiedzieć na pytania
zwarte w królewskim piśmie sejmikowym, a nie zajmować się sprawa-
mi lokalnej administracji i wymiaru sprawiedliwości.
85
Bywały czasem i takie instrukcje, które spraw prywatnych nie
zawierały, ale punkty dotyczące spraw publicznych były tak sfor-
mułowane, iż trudno było znaleźć chętnych do poselstwa. W korespon-
dencji wybitnego reformatora szkolnictwa, pijara księdza Stanisława
Konarskiego, znajdujemy relację z sejmiku wielkopolskiego w Środzie
w 1740 roku.
Do instrukcji - wrogowie Augusta III i ministra Heinricha Bruhla,
zapewne związani z opozycyjnymi akcjami rodu Potockich - wsunęli
takie postulaty, że już obrani posłowie odmówili zabrania jej na sejm,
bojąc się widocznie zemsty ze strony partii dworskiej. Rzeczywiście
propozycje te były bardzo ostre i mogły posłów narazić na królewski
gniew. Domagano się tam m.in. zapewnienia, że synowie Augusta III
nie będą się starać o koronę Rzeczypospolitej, podpisania nowych
paktów konwentów oraz przypomniano okoliczności elekcji Augusta
III, sugerując, iż była ona nielegalna.
Nie wiemy na pewno, czy opozycja liczyła na poruszenie tych
spraw na sejmie; jeśli tak, to mocno się zawiodła - nie znalazł
się na sejmiku sredzkim odważny, który by taką instrukcję przedstawił
izbie sejmowej. Sejmik więc zerwano i być może o to właśnie
tylko chodziło autorom tej oryginalnej odpowiedzi na królewski)
„ankietę".
Inaczej bywało na innych zgromadzeniach ziemskich, tam gdzie
posłów nie wybierano, gdzie wielka polityka nie odrywała obecnych od
tego, co ich naprawdę interesowało. Tam z zapałem zajmowano sie
lokalną administracją, przede wszystkim skarbową i wojskową. Im
dalej w wiek XVII, tym więcej w laudach sejmików deputackich,
komisarskich i gospodarskich znajdujemy uchwał regulujących te
sprawy, naprawdę dla prowincjonalnych ziemian najważniejsze.
Teoretycznie była to domena powstałych późno, bo dopiero w dru-
giej połowie XVII wieku, sejmików gospodarskich, ale sprawy te
omawiano przy każdej możliwej okazji. I trudno się dziwić - dla
przeciętnego ziemianina litewskiego czy małopolskiego dużo ważniejsza
była wiedza o tym, jak wysokie trzeba będzie płacić podatki i czy
w dobrach jego nie zagoszczą budzący strach i niechęć żołnierze
Rzeczypospolitej, niż to, kto z „wielkich ludzi" zostanie posłem,
dygnitarzem, senatorem lub ministrem. A już związku pomiędzy
sejmikową codziennością a polityką międzynarodową nie rozumieli
tacy obywatele zupełnie.
86
Znakomicie za to rozumiano realia dnia powszedniego i one właśnie
wzbudzały równie wielkie emocje, jak wybory posłów sejmowych.
Sięgnijmy znowu do laudów sejmiku krakowskiego - 12 września 1690
toku szlachta krakowska zebrała się w Proszowicach, aby wybrać
delegatów województwa do trybunałów skarbowych we Lwowie i Ra-
domiu. Po wyborach przystąpiono do obrad nad ekonomicznymi
problemami województwa. Podjęto uchwały, ale na tym się nie skoń-
ivyło - wyraźnie problemy gospodarcze domagały się trwalszej regula-
cji, Już 9 grudnia tego roku posłowie sejmowi z województwa krakows-
kiego złożyli w grodzie na Wawelu uroczysty protest przeciwko
niektórym, właśnie dotyczącym spraw ekonomiki, uchwałom przyję-
tym na zakończonym właśnie sejmie 1690 roku.
Wiosną następnego roku - 20 kwietnia ogłoszony został kolejny
inunifest, tym razem starosty brzeźnickiego, Marcina Mieleckiego.
/.» powiadał on rozpoczęcie sesji sądu skarbowego województwa krako-
wskiego i wzywał poborców podatków do rozliczenia się z zebranych
Mim. Obwieszczenie to musiało zaniepokoić poborców zalegających
/ rozliczeniami, skoro przysłowiowe „nożyce" wkrótce się odezwały
i rzecz stała się nieco jaśniejsza. Czwartego maja, a więc w dwa tygodnie
po manifeście Mieleckiego, dwaj poborcy krakowscy: Adam Wierzbięta
i .Inn Wiktor zaprotestowali manifestami złożonymi w grodzie w Bieczu
przeciwko obradom sądu skarbowego, którego nota bene sami byli
członkami. Odpowiedział na to marszałek sądu skarbowego, onże
Marcin Mielecki, składając w towarzystwie innych osób - sędziów sądu
skarbowego - kontrmanifest w urzędzie grodzkim na Wawelu, gdzie
protestował przeciw opozycji Wierzbięty i Wiktora.
Nie wiemy, jak zakończyła się ta wojna na manifesty, która swym
zasięgiem objęła znaczną część województwa, i nie jest dla nas istotne,
kto miał rację - marszałek sądu skarbowego czy poborcy? Roznamięt-
uiujacy Krakowian spór jest natomiast śladem tego, jak ogromną wagę
przykładano ówcześnie do mało dla nas dziś zrozumiałych spraw
gospodarczych i finansowych ziemiańskiego samorządu.
Przed rokiem 1572 udział sejmików w administracji skarbowej
polegał tylko na obiorze poborców. W pierwszej połowie XVII
wieku obserwujemy szybki wzrost tak zainteresowań, jak i kompetencji
cjmików w tym zakresie. Uchwalanie podatków zaczęto przenosić
sejmu na sejmiki, wreszcie wytworzyły się zarządzane przez samorząd
karby wojewódzkie, do których wpływały pieniądze z lokalnie
/uchwalanych podatków. Na sejmikach ustalano też rozdział rycza-
I łtowych sum przydzielanych na sejmie ziemiom i województwom.
i Decydowano, ile i jak mają płacić poszczególne kategorie dóbr.
/ Sejmik też odpowiadał za dostarczenie tych sum do skarbu centralnego,
j co spowodowało konieczność powołania organów kontroli finansowej
oraz przymusowej egzekucji od opornych podatników - powstały
sądy skarbowe.
Na początku drugiej połowy XVII wieku zaczęły też sejmiki
uczestniczyć w szafowaniu pieniędzmi skarbu publicznego - za asyg-
nacjami podskarbiego i hetmana wypłacano pieniądze bezpośrednio
wojsku ze skarbu wojewódzkiego, omijając w ten sposób pośrednictwo
skarbu centralnego - koronnego czy litewskiego.
U schyłku panowania Zygmunta III Wazy sejmiki poczęły przy-
właszczać na swe potrzeby niektóre rodzaje podatków. „Ulubionym"
podatkiem wojewódzkim było czopowe - opłata wymierzana od
wyszynku i sprzedaży alkoholu, głównie piwa. Za panowania Włady-
sława IV Wazy stało się to normalną praktyką - w 1642 roku sejmik
ziemi czerskiej na Mazowszu żądał, aby czopowe było „w wolnej
dyspozycji sejmiku", a więc nie było odsyłane do skarbu koronnego.
W 1650 roku województwa pruskie „w dyspozycją swoje czopowe
brały". Brały w dyspozycję, a więc zarządzały podatkami - zobaczymy
jak to wyglądało w sejmikowej praktyce początku XVIII wieku.
W Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie zachowały się
relacje jednego z administratorów dóbr radziwiłłowskich na Wołyniu.
Jakuba Hulanickiego. W tych drobiazgowych sprawozdaniach z czyn-
ności zarządcy, przesyłanych do przebywającego często w swym
starostwie człuchowskim lub w Gdańsku księcia kanclerza wielkiego
litewskiego, Karola Stanisława Radziwiłła (dziada sławnego Karola
Radziwiłła „Panie Kochanku"), znajdujemy też sprawozdanie z sej-
mików wołyńskich, a w nich sprawy podatkowe. Seria relacji o sej-
mikowych kłopotach z fiskusem zaczyna się 16 października 1702 roku,
kiedy to rozpoczął się sejmik wołyński w pospolitym ruszeniu - na
Ukrainie zbuntowali się właśnie Kozacy pod wodzą Palija, a więc
obrady odbywały się nie w Łucku, lecz „w polu" pod Zasławiem. Gdy
przyszło do rozdziału obciążeń podatkowych, było wiele protestów,
więc obrady solwowano (odłożono) na dzień następny.
„Nazajutrz jedne ustali (protestować) a gdy drugie nastali, tych nie mógłszy inaczej
uspokoić - item solwowano do dnia 21 (października)".
Sejmikujący dali sobie trzy dni na rozwiązanie konfliktów, co
niewiele pomogło, bo gdy wznowiono obrady, znowu zaszły kontrower-
<|e, Przekładano sejmik raz jeszcze, wreszcie go zerwano
i umysłu dla niektórych ichmościów panów szlachty".
Sporów wokół rozkładu podatków nie dało się rozwiązać i sejmik
ikończył się niczym. Nie był to jednak koniec problemów. Już na
początku stycznia 1703 roku zebrał się następny sejmik wołyński
i Ilulanicki doniósł, że ustalenie sposobów wydobycia pieniędzy na
»>>|sko, to jest na wyprawę wojewódzką, zabrało półtora tygodnia,
w rezultacie i tak ziemianie nie doszli do porozumienia.
Kolejny więc sejmik zebrał się w Łucku 13 marca i też nic na nim nie
¦ ' lalono, odkładając dalsze obrady do 18 maja. Charakterystyczne
pi/y tym, iż z relacji Hulanickiego wyraźnie wynika, że równolegle
zwoływane w sprawach nie związanych z finansami sejmiki szły gładko
I uprawnię. Tak było, gdy w Łucku 18 marca zebrał się i skończył
Mikccsem w ciągu jednego dnia sejmik, którego celem było wybranie
ilodiitkowego przedstawiciela województwa wołyńskiego do rady kon-
Imleracji sandomierskiej. Widać więc, że czasem łatwiej szły sejmiki
•lekcyjne niż te, na których rozważano sprawy administracyjne i pora-
tt(i się ze skarbowością.
Nie wiemy, jak odbył się ów sejmik 18 maja - list Hulanickiego
łrtgmął - mamy za to jego sprawozdanie z następnego zgromadzenia
w sprawach podatkowych: z sejmiku relacyjnego łuckiego z dnia
16 sierpnia 1703 roku. Na zjeździe tym ustalono sposoby wydobycia
podatków uchwalonych przez sejm, który w trakcie obrad w Lublinie
/decydował się rozpisać pobór dużych sum na wojnę ze Szwecją
nnnia Karola XII przebywała już przecież w Rzeczypospolitej
ml dłuższego czasu.
()brady w Łucku trwały cztery dni, nie powzięto żadnych decyzji, bo
wątpliwości obecnych wzbudził sposób pobierania innego podatku od
alkoholu, tzw. szelężnego. Największe zaś oburzenie na sejmiku wzbu-
dził dyskutowany w Lublinie projekt prawa, które pozwalałoby nie
uwzględniać sprzeciwów sejmików, a nawet zapobiegać ich zrywaniu
ł powodów podatkowych. Ten zamach na wolności obywatelskie
odparto z wielkim hałasem, ale podatków nie uchwalono, a sejmik
piolongowano na 7 września. Nawet ta zwłoka była sukcesem; z listu
wynika wyraźnie, że sejmik zagrożony był zerwaniem - zrywaczem
89
chciał być sam Hulanicki, uznał bowiem, że wymiar obciążeń administ-
rowanych przez niego dóbr ołyckich jest niesprawiedliwy.
Nasz informator pisze otwarcie:
„Chciałem był na tym sejmik rwać, bo inaczej być nie mogło, ale mi nie życzy)
jegomość pan wołyński".
Tak więc administrator radziwiłłowski tylko na interwencję kasz-
telana wołyńskiego, Franciszka Ledóchowskiego, powstrzymał się od
uniemożliwienia Wołynianom wypełnienia postanowień sejmu lubels-
kiego 1703 roku.
Nie wiemy, jak ostatecznie wybrnięto w Łucku z tego kłopotu.
Relacje Hulanickiego mają luki. Wystarczy jednak i tych informacji
- przez prawie rok sejmik wołyński męczył się z problemem podatków
na wojsko i nie mógł wybrnąć, a trzeba pamiętać, że trwała wojna
i każdy dzień był ważny.2
W Łucku przynajmniej próbowano rozwiązywać problemy finan-
sowe, bywało jednak tak, ze sejmikujący nawet nie podejmowali takiej
próby. Regent kancelarii koronnej, Jakub Dunin, donosił 4 kwietnia
1713 roku z Opatowa swemu szefowi - kanclerzowi wielkiemu koron-
nemu, Janowi Szembekowi:
„Zaczęliśmy dnia wczorajszego szczęśliwie cursum (przebieg) sejmikowania naszego
z wielkim oporem, bo żadną miarą nie tylko na dalszych obrad progres (postęp), ale i n;i
obranie marszałka pozwolić nie chciano ob metum (z obawy) uchwały podatków"3.
Z relacji Dunina wynika, że obradujący w Opatowie Sandomierza-
nie tak bali się podatków i związanych z nimi kłopotów, że usiłowali nie
dopuścić do obrad sejmiku. Przynajmniej część obecnych uważała
najwyraźniej, że lepiej zerwać zgromadzenie sandomierskie, niż wdawać
się w sprawy finansowe i ryzykować zgodę na nowe obciążenia.
Dobraliśmy tu przykłady w pewnym sensie skrajne, reakcje szcze-
gólnie jaskrawe, ilustrują one jednak dobrze problemy, jakie stały przed
sejmikową administracją skarbową w drugiej połowie XVII i na
początku XVIII wieku. Jakoś jednak dawano sobie radę, dokonywano
repartycji - czyli rozdziału sum podatkowych na poszczególne dobra
ziemskie, wyznaczano poborców, powoływano sądy skarbowe, ścigano
retentorów, czyli zalegających z płaceniem sum podatkowych.
Jak zawsze jednak, tak i wtedy powyższe działania dawały jedno-
stkom nieuczciwym ogromne pole do nadużyć. Dotykamy tu kolejnego
ważnego problemu, który ciągle absorbował sejmiki gospodarskie.
90
•tałym kłopotem byli nieuczciwi podatnicy, zdarzali się też nieuczciwi
poborcy - o jednej z takich spraw wspominaliśmy już wyżej. Nawet
>virńd osób obdarzonych zaufaniem sejmikujących i powołanych
• In kontroli ziemskich finansów zdarzali się nadużywający tego
W latach dwudziestych XVIII wieku wsławił się np. w Małopolsce
matactwami Franciszek Tarło, staroście, a potem starosta
|ill/neński, wywodzący się ze znakomitej magnackiej rodziny. Staroście
pil/neński był chyba osobą dość niesympatyczną, około 1713 roku
łliiiiił się o urząd starosty pilznenskiego i został posłusznym narzędziem
dworu Augusta II - odgrywał wtedy w województwie sandomierskim
tolc mocno dwuznaczną. Cieszył się jednak początkowo zaufaniem
/Irmian i w 1714 roku został komisarzem do repartycji sum podat-
kowych w województwie sandomierskim. Popisał się tu wyjątkową
nierzetelnością - zwalniając od podatków dobra swych przyjaciół i tych,
klór/.y mu się opłacili, a nadmiernie obciążając tych, którzy nie chcieli
płacić mu łapówek lub byli jego wrogami.
W związku z tą działalnością na marcowym sejmiku w Opatowie
w 1715 roku doszło do awantury - pokrzywdzeni przez Tarłę,
głośno zgłaszali pretensje i zarzucali mu korupcję. Uniesiony honorem
p«n staroście nie widział innego wyjścia, jak tylko zerwać sejmik,
ro zresztą było w tym wypadku bardzo na rękę jego dworskim
mocodawcom. Tylko interwencja wojewódzkich „wielkich ludzi" i ar-
gument że: „ta labes (hańba) na imieniu tarłowskim nie była,
teby kiedy sejmik rwać mieli" powstrzymała go od zniszczenia
obrad. Na wszelki wypadek próbował jednak Tarło w parę dni
później oblatować w grodzie w Bieczu manifest przeciw postano-
wieniom sejmiku, który tak mu dokuczył. Miała to być też forma
wywiązania się z obowiązków wobec dworu, za co też uzyskał
wkrótce upragniony urząd starosty pilznenskiego.4
Tarło był postacią dość typową, może tylko działał zbyt otwarcie
i złodziejstwo grosza publicznego łączył z polityką, stąd właśnie
/uchowały się informacje o jego działalności na samorządowej niwie.
Na podstawie źródeł sądzić można, że podobnych większych i mniej-
szych „działaczy" było w sejmikowej administracji wielu. Pewną tamę
lego rodzaju nadużyciom położyły dopiero reformy Sejmu Niemego
w 1717 roku, które ograniczając dostęp do publicznych pieniędzy,
ograniczyły też pole do najjaskrawszych nadużyć.
91
Tak jak w opisanym powyżej przykładzie, szczególne pole de
ladużyć, z którymi walczyły sejmiki, stwarzał zwyczaj przyznawania
/zwolnień od płacenia podatków w uzasadnionych przypadkach. Zainte
'resowani, aby uniknąć kar za nieuiszczanie w terminie sum należnych
z ich dóbr, przedstawiali poborcom tak zwane „libertacje", czyli właśnie
zwolnienia od przymusu płacenia.
— Podstawą do uzyskania libertacji mogły być straty spowodowani'
przez klęski elementarne, działania wojenne, a najczęściej starano sii;
o zwolnienie powołując się na straty wywołane pożarem. Dotknięci
tymi nieszczęściami właściciele dóbr ziemskich lub nieruchomości
miejskich składali oświadczenie poparte przysięgą i otrzymywali czaso-
we zwolnienie od opłat. Zwyczaj przyznawania libertacji podatkowych
na cztery lata potwierdziła w 1635 roku specjalna konstytucja sejmowa,
W myśl tego prawa pogorzelcy starali się o ulgi i zwykle je otrzymywali.
Czteroletnie libertacje podatkowe bywały lepsze lub gorsze, mogły
dawać zwolnienie od jednego lub od wszystkich rodzajów podatków.
Łatwo sobie wyobrazić, jakie powstawało pole do nadużyć, gdy
prawo wydawania libertacji dostało się w ręce nieuczciwych administ-
ratorów sejmikowych, takich jak Franciszek Tarło. Wiele mieli też
kłopotów ci uczciwi komisarze i poborcy, delegowani przez sejmiki,
z ustaleniem faktycznego stanu w miasteczku czy wsi, które prosiły
0 libertacje. Mimo niedoskonałości, prawo to stosowano dość szeroko:
sejmik radziejowski na przykład zwolnił w 1711 roku hurtem 21 wsi
w obu województwach kujawskich na cztery lata od wszelkich opłai
- była to rekompensata za zniszczenia spowodowane przez pożary
1 maszerujące wojska.
Czasem libertacji udzielano na krótsze okresy, jak to miało miejsce
w 1733 roku z miasteczkiem Kowal, które sejmik zwolnił od podatków
na rok, motywując to dość oryginalnie. Mianowicie uznano, że ulgi
konieczne są wskutek zniszczeń, których dopuściła się w mieście
szlachta gromadząca się tam na pospolite ruszenie. Przyznać trzeba, że
uchwała ta dobrze świadczy o zdolności sejmikujących do samo-
krytycyzmu, co było wtedy zjawiskiem dość wyjątkowym.
Czasem libertacje podatkowe były formą nagrody za zasługi dla
ziemi. Adolf Pawiński w swej fundamentalnej pracy o sejmiku kujaws-
kim przytacza przykłady zwolnień z tego terenu. Znajdujemy między
nimi bardzo oryginalną libertacje podatkową inowrocławskiego miesz-
czanina, Pawła Nowackiego, z roku 1766. Nagrodzony, „który z niedo-
'). Kościół parafialny pw. Matki Boskiej i św. Jana Chrzciciela w Proszowicach
- wg rysunku Szatkowskiego (?) z końca XIX w. (fot. ok. 1920 r.)
winrstwa żydowskiego chrzest święty przyjął", zasłużył sobie tym
ittmym na specjalne względy sejmikowego fiskusa. Mamy tu do
ynienia z konwertytą i czymś w rodzaju „bodźców materialnego
i interesowania".
Nie tyle konwertyci, ale przede wszystkim kler katolicki, klasztory
' kościoły korzystały ze zwolnień od opłat. Czasem podstawą do
ml/ielenia zwolnień są rzeczywiste szkody, czasem jest to wynik
powodowania się sejmikujących zelo divino (świętym zapałem). Przy-
kłady tego można by mnożyć w dziesiątki i setki tylko na podstawie
93
wydanych drukiem laudów sejmikowych. Przytoczymy tu tylko jeden
doprowadzi on nas bowiem do następnego zagadnienia, kolejnego
zakresu zainteresowań sejmików. Z laudów kujawskich dowiadujemy
się, że szlachta sejmikująca w 1691 roku uwolniła na cały rok od
wszelkich podatków klasztor w Strzełnie. Nie ten jednak fakt przyciąg-
nął naszą uwagę - oryginalna i rzadka była motywacja tej libertacji:
udzielono jej jako zasiłku na utrzymanie kapeli, czyli muzyków
kościelnych.
Wkraczamy tu na grunt bardzo słabo zbadany - sejmikowy
mecenat nad kulturą, opiekę nad szkolnictwem, szereg zagadnień
z pogranicza spraw ducha i ciała. Wiąże się z tym także stosunek
sejmików do duchownych, problematyka wyznaniowa i tym podobne
trudno uchwytne problemy. Lepiej znany jest tylko, tak żywo od-
czuwany przez polskich i litewskich ziemian, problem przechodzenia
dóbr szlacheckich w ręce duchowne drogą zapisów i fundacji. Wiemy,
że takim praktykom sejmiki przeciwstawiały się silnie, tak w okresie
żywych prądów reformacyjnych, jak i potem, po zwycięstwie kontr
reformacji katolickiej.
Najłatwiej zauważyć ślady kulturalnych zainteresowań sejmików n;i
polu oświaty. Wyniesiony z doby renesansu szacunek dla wyksztal
cenią, jako wartości samej w sobie, długo trwał w świadomości ziemian
mniejsząjuż uwagę zwracano na jakość tego wykształcenia^ Najbardziei
troszczyły się sejmiki o dobro funkcjonujących w Rzec^ypospoliUi
wyższych uczelni - akademii, przede wszystkim Akademii Krakows
kiejyktóra w swym siedemnastowiecznym sporze z jezuitami o monopol
nauczania w Krakowie liczyć mogła na przychylność małopolskich
sejmików.
Podobną - choć zwykle do werbalnych deklaracji ograniczon.i
- opieką otaczano inne wyższe zakłady naukowe: jezuickie akademi*
w Wilnie i Lwowie, Akademię Lubrańskiego w Poznaniu oraz Akadc
mię Zamojską. Realna pomoc sejmików dla uczelni stopnia najwy/
szego ograniczała się zwykle do pomocy w staraniach szkół o zatwiei
dzenie przez sejm uczynionych na ich rzecz fundacji lub wyegzek
wowania płynących z nich dochodów. Na tej właśnie zasadzie ciekaw;i
inicjatywę poparł w roku 1671 sejmik wiszeński - zwrócił się on do
sejmu z prośbą o zatwierdzenie projektowanej przez wojewodę kijows
kiego, Jędrzeja Potockiego, akademii, która miała być powołań;'
w Stanisławowie, stolicy ruskich dóbr Potockich. Z inicjatywy tej nic nn
94
wyszło, czasy były niespokojne, szczególnie w tamtych stronach, ale
*ttm zamiar dobrze świadczył o kulturalnych aspiracjach wojewody
kijowskiego i popierających go uczestników sejmiku.
Konkretniejszej pomocy udzielały sejmiki szkołom średnim - głów-
nie kolegiom jezuickim, które rychło po powołaniu stały się ulubionymi
^/kołami katolickiej szlachty. Jak ulubionymi - świadczą liczne w lau-
'liteh informacje o dotacjach i libertacjach. Główną w oczach ziemian
/•iletą tych uczelni było to, że nauka w nich była bezpłatna. Początkowo
poparciem sejmików cieszyły się szkoły jezuickie, potem do łask trafili
Itłkże księża pijarzy, którzy skutecznie przełamywali jezuicki monopol
mu kształcenie synów szlacheckich.
Zupełnie inaczej układały się stosunki ze szkolnictwem pozos-
-' mcym w rękach innowierców - tak prawosławnych, jak ewangelików.
prezentujące wysoki poziom gimnazja miast pruskich: Gdańska,
i unia, Elbląga, szkoły ewangelickie w Koronie i na Litwie oraz
iwosławne na Ukrainie - nie cieszyły się zainteresowaniem i popar-
m sejmików, zwłaszcza w okresie narastającej w XVII wieku fali
nlrreformacji i łączącej się z nią ksenofobii wyznaniowej i narodowej.
iwcl generał pruski nie zajmował się szczególnie pilnie szkolnictwem
Prusach, wychodząc zapewne z założenia, że jest to sprawa miast,
irc i tak są bogate, nie trzeba więc ich wspomagać w utrzymywaniu
i ół o jednoznacznie mieszczańskim i protestanckim charakterze.
(Jromadzący się na sejmikach ojcowie rodzin przejawiali także żywe
interesowanie sprawą tak zwanej „szkoły rycerskiej". Wiemy, że
¦'.lulat zorganizowania takiej szkoły był stary, powtarza się on
liuidach sejmikowych przez cały XVII wiek, wpisywano go także
pukla konwenta poszczególnych władców -jednak zrealizował go
picro Stanisław August Poniatowski. W rozumieniu sejmikującej
lemnastowiecznej szlachty szkoła rycerska miała przygotowywać
¦tów szlacheckich do zawodu wojskowego, a jednocześnie na wzór
11 od nich uczelni tego typu - kształcić w językach i nadawać dworską
Mile. Powołanie jej w kraju miało ułatwić sytuację tym, którzy
i/yli o takim wykształceniu dla synów, a nie mogli posłać ich do
¦•runicznych uczelni, jak najbliższa Akademia Rycerska w śląskim
¦ i'Hii. czy chętnie odwiedzane przez ziemiańskich synów z Polski
XVIII wieku stołeczne saskie Drezno.
Sejmiki popierały i zabiegały o sejmowe zatwierdzenie różnych
fundacji prywatnych, przychodzących z pomocą ubogiej uczącej się
95
młodzieży. Tylko sejmik w Sądowej Wiszni w sześćdziesiątych latach
XVIII wieku popierał dwie takie fundacje: biskupa hebrońskiego
i sufragana lwowskiego, Samuela Głowińskiego, dla „22 szlachty
uboższej" oraz tegoż filantropa dla „30 młodzi szlacheckiej". Nie-
przypadkowo chyba sejmik tak pilnie popierał inicjatywy dotyczące
wyłącznie ubogich synów szlacheckich.
Poza opieką nad szkolnictwem, i to szlacheckim, trudno znaleźć
w laudach dowody świadczące o kulturalnych zainteresowaniach czy
ambicjach wykraczających poza przypadki jednostkowe, a więc mówić
o jakiejś sejmikowej polityce kulturalnej. Nie można przecież uznać za
świadomą formę mecenatu mnożących się uchwał o dotacjach na
budowę, rozbudowę i remonty kościołów i klasztorów. Był to raczej
wyraz dbałości o stan, odgrywających niebagatelną rolę w życiu
ówczesnego społeczeństwa, instytucji religijnych oraz objaw naras-
tającej - aż po znane z XVIII wieku karykaturalne formy - dewocji
szlacheckiego społeczeństwa prowincji ówczesnej Rzeczypospolitej.
Znajdujemy w laudach nieco rozsianych uchwał popierających
zakładanie drukarń czy troszczących się o rozpowszechnianie książki.
Dobrym tego przykładem jest podjęta przez sejmik średzki w 1712 roku
uchwała:
„Bacząc znaczny upadek p. Kielera mieszczanina i bibliopoli (księgarza) poznańs
kiego przez rozbieranie dworca jego i insze ruiny, pozwalamy mu piwowara jednego
z cechu poznańskiego do lat dwóch"5.
Sejmikujący w Środzie ziemianie wykazali się tu rzadką trosk;|
o interesy księgarza-mieszczanina i przyznali mu, tytułem odszkodowa-
nia za straty poniesione w czasie wojny, podatek płacony przez jednego
z licznych poznańskich piwowarów. W rozumieniu sejmikujących suma
ta miała iść na odbudowę księgarni i pomoc w zaspokojeniu popytu na
książki, gazety i kalendarze, którymi - obok innych artykułów - hand-
lowali ówcześni księgarze, dumnie nazywający się bibliopolami.
Przykład Wielkopolski bardzo dobrze mógłby świadczyć o kultural-
nych potrzebach tamtejszego ziemiaństwa, gdyby nie to, że istnieje
podejrzenie, iż uchwała ta była wynikiem usilnych starań samego
zainteresowanego.
Gorszego wyobrażenia o pojęciach kulturalnych szlachty ruskie i
nabieramy po lekturze laudów wiszeńskich, gdzie w uchwale po
chodzącej z 1645 roku znajdujemy żądanie wprowadzenia i ścisłego
96
przestrzegania cenzury druków. Podobne smutno brzmiące dla dzisiej-
szego ucha uchwały znajdujemy w laudach wiszeńskich ponad 100 lat
później, kiedy to na tle aktualnych wtedy nieporozumień w gminach
Żydowskich, związanych z ruchem tak zwanych frankistów przyj-
mujących chrześcijaństwo, szlachta domagała się zakazu druku, a na-
wet palenia wszystkich książek tłoczonych „hebrajskim albo żydows-
kim stylem". Bezsensownego tego projektu na szczęście nie potwierdziły
konstytucje sejmowe i nie został on wprowadzony w życie.
Reasumując - zainteresowania kulturalne sejmikujących były bar-
tl/o wątłe i tylko troska o oświatę ratowała nieco honor samorządu
R/.lncheckiego. Lepiej przedstawiała się sprawa z instytucjami szeroko
pojętej opieki humanitarnej czy filantropii. Tu znajdujemy liczne
ilowody zainteresowania sejmików pracą na rzecz ubogich: szpitalami,
¦ichroniskami, zwanymi ówcześnie „xenochodiami". Wiązało się to
/ zamierzoną przez lokalny samorząd dbałością o ład i porządek
w ziemiach.
Regulowano więc uchwałami zgromadzeń szlacheckich sprawy tak
lulolne a jednocześnie drobne, jak ilość miejsc w schroniskach dla
ubogich, ale interesowano się też budową mostów, brukowaniem ulic
miejskich, wytyczaniem traktów i dbałością o nie. Zabiegano o regula-
c|c w tak nieszlacheckich wydawałoby się sprawach, jak miary i wagi
uniż. przepisy handlowe na targach miejskich i jarmarkach. Ustalano
wreszcie przepisy porządkowe w miastach, co było już bardzo wyraźną
ingerencją szlacheckiego samorządu w uprawnienia rad miejskich.
Najciekawszą może inicjatywą, podejmowaną przez sejmiki w tym
zakresie, była dbałość o regularny dopływ informacji do ziem i woje-
wództw oddalonych od centrów politycznych. Sejmiki gospodarskie
finansowały, a czasem nawet organizowały systemy pocztowe, których
głównym zadaniem było oczywiście przewożenie korespondencji. Wia-
domo jednak, że poczta ówczesna zajmowała się też przesyłaniem
i rozpowszechnianiem tak zwanych „gazet pisanych", zastępujących
d/isiejsze drukowane dzienniki i tygodniki. Nim w XVIII wieku
drukowane gazety nie przestały być w Rzeczypospolitej rzadkością,
gn/ety pisane przynosiły swym prenumeratorom informację polityczną
I towarzyską z kraju i z zagranicy.
Szczególnie w okresach niepokojów i wojen na czas dostarczona
informacja miewała dużą wartość - stąd sejmikowa dbałość o skuteczne
d/iułanie już istniejących poczt i organizacja doraźnych połączeń
pocztowych, jak to miało miejsce w Małopolsce w drugiej połowie XVII
wieku czy w Wielkopolsce w latach wojny północnej, kiedy to sejmik
średzki udzielał specjalnych dotacji zarządzającym pocztą poznańską:
wdowie Barczewskiej i mieszczaninowi poznańskiemu Winklerowi.
p" Czas podsumować to, mimo wszystko wybiórcze i skrótowe,
1 przedstawienie rzeczywistych problemów i zainteresowań sejmikującej
vw Rzeczypospolitej szlachty. Nasuwa się nieodparty wniosek, że
Zainteresowania te kształtowała przede wszystkim praktyka dnia po-
wszedniego ziemiańskiego partykularza. Najpierw codzienność - spra-
wy gospodarcze, samorządowe, administracyjne, skarbowość, porzą-
dek i bezpieczeństwo publiczne, a dopiero potem była wielka polityka.
Zapewne błędny jest stereotypowy obraz sejmiku, na którym szlachta
sieka się szablami w obronie takich czy innych programów politycznych,
nie mówiąc już o ideowych. Jedyne różnice ideologiczne - to różnice
wyznaniowe, a one właśnie najmniej powodowały napięć i konfliktów na
zjazdach prowincjonalnych. Co do reszty, to od początku XVII po połowę
XVIII wieku konfliktów ideowych trudno się w laudach doszukać.
Różnice polityczne, owszem, wzbudzały emocje i czasem dochodziło do
sejmikowych walk programów i stronnictw, były to jednak najczęściej
rozgrywki taktyczne, w które zaangażowana była w drugiej połowie XVII
wieku naprawdę stosunkowo nieliczna szlachta. Polityka stawała się
powoli w tym stuleciu domeną magnaterii i związanych z nią grup szlachty,
czyli klienteli magnackiej. Żywiołem średniej szlachty pozostał samorząd
lokalny i „polityka powiatowa", a tylko sporadycznie aktywność na tym
polu wiodła do awansu i zaangażowania w „wielką politykę".
Zresztą i okazji do owego politycznego zaangażowania było coraz
mniej. Wraz z upadkiem sejmu podupadło i znaczenie sejmików
poselskich, tak jeszcze ważnych w pierwszej połowie XVII stulecia.
Pozwoliliśmy sobie proces ten przedstawić wycinkowo na przykładzie
województwa sandomierskiego, uważanego za pepinierę szlacheckich
polityków, województwa, w którym tradycje ziemiańskiego zaangażo-
wania w politykę - wyniesione z okresu walki o „egzekucję praw" - było
niewątpliwie najsilniejsze w Koronie.
Otóż z lat 1572-1696 (wiek XVII uległ tu pewnemu przesunięciu
i rozszerzeniu) zachowały się informacje o 223 zgromadzeniach szlache-
ckich województwa sandomierskiego. W latach 1572-1649, a więc
w ciągu 77 lat, odbyto 97 zjazdów sejmikowych, z tego 42 były to
sejmiki poselskie.
98
W latach 1659-1696, w ciągu tylko 46 lat, liczba sejmików san-
domierskich wzrosła do 124, ale sejmików poselskich odbyto w tym
okresie tylko 32. Mniej istotny jest może spadek liczby sejmików
przedsejmowych - odbywały się one przecież zawsze po ogłoszeniu
/wołania sejmu, zjeżdżano na nie nawet za panowania Augusta III,
kiedy to sejm praktycznie nie działał - ile ważny jest wzrost liczby
zgromadzeń innego typu, zwoływanych w sprawach luźno lub w ogóle
mc związanych z ogólnopaństwową polityką. Po prostu coraz rzadziej
przyjeżdżał na sejmiki poseł królewski z instrukcją rzeczywiście ważną
w pojęciu ziemian i coraz rzadziej mieli oni nadzieję, że wyrażone przez
mdi w instrukcji poselskiej postulaty zostaną zrealizowane.
O całkowitym braku prawdziwie politycznych zainteresowań szla-
t lily w późnym okresie rządów sejmikowych świadczy dobitnie fakt, że
/ukazane przez prawo „sejmiki prywatne", zwoływane bez uniwersału
kiólewskiego (a była to na początku XVIII wieku naprawdę częsta
|uiiktyka), nie zajmowały się prawie wcale zagadnieniami stricte
politycznymi. Zupełnie inaczej niż to miało miejsce jeszcze sto lat
wcześniej na nielegalnych zjazdach za czasów Zygmunta III Wazy,
klóre nosiły charakter w oczywisty sposób opozycyjny.
Nielegalne zjazdy z czasów Augusta II Mocnego zwoływane były
pod naciskiem okoliczności i nie zawsze kryły się za tym polityczne
Intrygi antysaskiej opozycji. Najczęściej organizowali je doprowadzeni
ilo desperacji ziemianie, jak to miało miejsce w roku 1708 w województ-
wie wołyńskim. Szlachta zjechała do Łucka na sesję sądów skarbowych
i y września zamieniła ją w sejmik - wystraszona wkroczeniem na
Wołyń oddziałów armii litewskiej pod komendą Hrehorego Ogińs-
kirgo, wycofującego się przed spodziewanym wtargnięciem armii
i/wcdzkiej maszerującej na Rosję. Zgromadzeni na tym sejmiku
ziemianie nie zajęli żadnego stanowiska politycznego, wysłali tylko
prośbę do hetmana wielkiego koronnego, Adama Sieniawskiego, by
•¦ubrał sobie z ich dóbr żołnierzy litewskiego komputu.
W początkach XVIII wieku jedna tylko sprawa angażowała napra-
vde szlachecki ogół - problemy wymiaru sprawiedliwości. Sądy i trybu-
nały Rzeczypospolitej poddawały się powolnej erozji, której ulegał też
łp|m. Poddawały się nieco wolniej i choć walki koterii magnackich
pi/rnosiły się powoli z izby sejmowej na sesje trybunalskie, to jednak
wliahta średnia w dalszym ciągu wiązała z trybunałami nadzieję na
rozwiązanie trapiących ją problemów wymiaru sprawiedliwości.
99
Siad też zdarzały się zjazdy sejmikowe poświęcone specjalnie
wymiarowi sprawiedliwości i jego niedomaganiom. Zachowała się
charakterystyczna informacja w „gazecie pisanej" z Lublina z lipca
1711 roku:
„Województwo lubelskie w tym tygodniu nie sejmik, ale prywatne miało conven-
ticulum (zgromadzenie) na którym mieli uformować protestacyje przeciwko translacyjej
(przeniesieniu) Trybunału Koronnego do Jarosławia..."6.
Tak więc przeniesienie obrad trybunalskich do Jarosławia, wywoła-
ne pojawieniem się w Lublinie oznak epidemii, tak przestraszyło
miejscową szlachtę, że odważyła się zwołać w mieście ogarniętym
zarazą nielegalny sejmik po to, by przeciw tej przeprowadzce protes-
tować. Lublinianie obawiali się zapewne, że Trybunał Koronny, ra/
zagościwszy w Jarosławiu, pozostanie tam na dłużej, a może i na zawsze
- jako że prowizorki i wtedy były w Rzeczypospolitej bardzo trwałe,
łatwo stając się zwyczajem.
Za to sejmiki w sprawach mniej dla ziemian ważnych odbywały sie
w tych właśnie czasach z dużymi oporami i niechętnie były widziane.
Wspominaliśmy już wyżej o sejmiku poselskim, na którym nie możn;i
było znaleźć chętnych na posłów. O podobnym przypadku doniósł
w roku 1713 Tomasz Ignacy Gintowt informujący regularnie kanclerz;!
Karola Stanisława Radziwiłła o lubelskich nowościach. Na sejmiku
lubelskim, odbywającym się zgodnie z prawem za uniwersałem Augusl.i
II we wrześniu 1713 roku, powstała tak skomplikowana sytuacja, że-
marszałek tego zjazdu, pan Pszonka, załamał się i wycofał z obrad
zasłaniając się chorobą - zapewne przypadłością rzędu tzw. dyp-
lomatycznych. Okazało się, że na jego miejsce nie ma chętnych, nikt sia-
nie kwapił, by objąć to prestiżowe stanowisko. Czy był to dowód apatii
i zupełnego politycznego marazmu, czy po prostu bojkot sejmiku ze
strachu np. przed nowymi podatkami - nie da się już pewnie nigdy
ustalić. Fakt pozostaje faktem, że w roku 1713 w Lublinie nie było
chętnych do zajmowania się polityką; oczywiście odstręczały uwarun-
kowania zewnętrzne, ale samo zjawisko uznać trzeba za interesujące,
Podobna w skutkach sprawa miała miejsce w województwie sierad/
kim w latach dwudziestych XVIII wieku. Tam wojewoda Franciszek
Wielopolski doszedł do wniosku, że nie ma po co zwoływać sejmikóu
jesienią 1724 roku. Prywatne animozje pewnych rodzin w wojewód/i
wie dominowały wszelkie obrady i nie zostawiały miejsca na spraw\
100
ll/l«yę, że porożu skarżac się kanclerzowi koronnemu miał na-
W()jewództwa mom'enie CUm Promoribus (z pierwszymi dostojnikami)
<fh właściwą funk? JfrZCZe uratować sytuację i przywrócić sejmikom
lM"i sieradzkieeo ^ razie Jednak odradzał posyłanie do wojewódz-
'erwane7. uniwersałów na sejmiki, które i tak musiały być
'""Heresowań^noTr' ^ CZasÓW' w których sejmiki odchodzące od
Personalnych zaste y°Znych ~ powoli wyradzające się w arenę walk
il() Problemów sam P^ rywaIizacJC polityczną, ograniczające się
'ułatwiać sprawy • ~ staiy sie forum, gdzie próbowano już tylko
dominowane prze "ajP°trzebnieJsze i najważniejsze, a one często były
"""adorów. Tak wf^^^ WOJny wi^szych i mniejszych lokalnych
111 wie w latach c ^"^ Jak tO miało miejsce w Sieradzkiem czy na
''owoli sejmiki ,ta e5ych i P^^siątych XVIIJ wieku-
"M deklaracji o z S1? karykatura samych siebie, mimo głoś-
""*• ich uczestników S°WaniU J°Sem °Jczyzny, prawdziwa aktyw-
..pnnów". Obraz • tO °Sraniczała się do picia i jedzenia na koszt
"""orską i oświer"' Jaskrawymi barwami podkreślony przez refor-
•'""¦wał niestety bez^ ^^W? drugiej połowy XVIII wieku,
'ło omówieniu rod SZy°h retuszów d° naszych czasów,
nia przyszedł cza 3?W' mie-jsc zJazdów oraz procedury sejmiko-
'torzonymi ponoć n ł ^'^ Się ich uczestnikami, owymi ob-
*»rln,ożnymi, a takż fWanackimi animuszami" jaśnie wielmożnymi,
¦'P'i'iiirni braćmi" szlachetnymi i urodzonymi ichmościami
H-nni
•' ¦ A. GicrowsJci c ¦
*'" Mazowsza Wrocfaw f^ralny
Mazowieckiego na tle ustroju sej-
s B. Czart. 5962.
Jarochowski / j
**......""'" Augusta II AtenlLPO/%CZOnyc/t woJewództw kaliskiego i poznańskiego
:KAGeUS3'2-3'1884-
za
AD,AR
s B. Czart. 517.
III. UCZESTNICY SEJMIKÓW
„W kilka niedziel, na parę dni przed nadchodzącym sejmikiem, ojciec mój, ja z nin
wraz ze starszym bratem jechaliśmy w jednym pojeździe do Lublina. Wyjechawszy z;.
Wrotków spostrzegliśmy gęste dymy tułające się ponad rzeką na łąkach. Zbliżywszy siv
i przebywszy most na grobli lubelskiej uderzył nasz wzrok na łąkach po prawej stronic
grobli ku Tatarom niezmierny obóz jak koczowisko hordy Tatarów, którym siv
zbłękitniała cała ogromna przestrzeń. Ujrzeliśmy białe namioty - szatry na kijach
płachtami okryte, budy z gałęzi, przed nimi gorejące płomieniem ogniska, przy których
zarzynano i pieczono na rożnach całe ćwierci wołów. A w środku to przy stołach, to przy
zydlach, to na ziemi w kuczkach siedzące tłumy pożerające strawę. Inni przy beczkach
piwa i miodu, przy kufach gorzałki, z wrzaskiem i hałasem, szklankami, garnkami,
dzbankami raczący się trunkiem i wykrzykujący wiwaty. Były i koła próbujące pałaszów
i ścinające się w nie. Tabor kilkuset koni pasł i wałęsał między tą zgrają, a rozstawione
powózki podlaskie w liczbie kilkuset, jednokonne, hołoblami do góry otaczały po bokach
i formowały tabor. (...) Ledwieśmy wjechali na przedmieście ku dominikanom, spotkaliś-
my taczające się po drodze tłumy szlachty w kapotach, opończach przy szablach; ledwie
z trudnością dostać się mogliśmy przed kamienicę"1.
Tak wspominał przygotowania do sejmiku lubelskiego i jego
uczestników Kajetan Koźmian w rozdziale VI pierwszego tomu swych
Pamiętników. Opis ten, odnoszący się do sejmiku przed sejmem 178K
roku i przygotowań stronnictwa Czartoryskich, którzy sprowadzili dc
Lublina gromady szlachty zaściankowej z okolic Łukowa, jest jedn;i
z najbardziej znanych relacji o życiu sejmikowym w Rzeczypospolitej
Przytoczyliśmy ten długi a znany fragment na początku rozdziału
poświęconego uczestnikom sejmików dlatego, że na podstawie (q
i podobnych wypowiedzi kształtuje się niestety od lat wiedza i opinii
o uczestnikach zjazdów szlacheckich, obraz - powiedzmy to od ra/u
- karykaturalny.
Jak wiele innych elementów życia codziennego i kultury staropol;.
kiej, tak i sejmiki postrzegamy zwykle poprzez relacje oświeconych
moralistów i dziewiętnastowiecznych pamiętnikarzy, a czasem z cal,i
powagą traktujemy przekazy cudzoziemskich podróżników, którzy p<
102
10. Jan Piotr Norblin, Zebranie sejmikowe.
Ołówek, sepia, 1794 r.
t ml kim pobycie w Rzeczypospolitej publikowali opisy pełne pomyłek
¦ il/iwactw.
Czytamy więc o „koczowisku hordy Tatarów" i „taczających się po
bigach tłumach szlachty", oglądamy znakomite, lecz z zacięciem
i uykaturzysty robione rysunki Norblina i łatwo zapominamy, że
iMHiny tu do czynienia z obrazem tak samo tendencyjnym, jak siedem-
hhnI o wieczne apologie złotej wolności i rządów sejmikowych.
W opisie moralizującego Koźmiana sejmik staje się na wpół
wnicsznym a na wpół strasznym reliktem zamierzchłych i nieco bar-
łmi/yńskich obyczajów przodków. Otóż na pewno nie wszystkie sejmiki
mlbywały się tak, jak to zapamiętał pamiętnikarz z czasów wczesnej
młodości, a już zdecydowanie nie wszystkie były zdominowane przez
llumy niepiśmiennych „panów braci" z zaścianków, zwiezionych za
103
pieniądze magnata i służących mu gardłem, a czasem i szablą, jak to
miało miejsce w Lublinie w 1788 roku.
Rozważania o uczestnikach rozpocznijmy od spraw formalnych,
choć zasadniczo omówione zostały one w części pierwszej. Ważni)
barierą mogącą uniemożliwić udział w sejmiku był brak terrigenatu,
czyli osiadłości w ziemi, w której zwołano właśnie zjazd. „Terrigeni"
to ci, którzy w województwie czy powiecie posiadali mały choćby
kawałek ziemi, współobywatele, ziemianie. Jak wykazują liczne przy-
kłady, znane z relacji i laudów sejmikowych, terrigenat obejmował
nie tylko właścicieli, ale również zastawników i dzierżawców, a nawel
tych posiadaczy, których vox populi uznawał za swoich. Ten ostatni
wypadek miał miejsce wtedy, gdy komuś zaprzeczano prawa ter-
rigenatu - tak jak przy dowodzeniu szlachectwa - wystarczyło
wtedy świadectwo paru osób, aby uznać pomówionego pełnoprawnym
współziemianinem. Procedura ta otwierała szeroko możliwości ucze-
stnictwa w sejmiku ludziom pochodzącym z różnych stron kraju
Do końca istnienia szlacheckiej Rzeczypospolitej nie stosowano w ża-
dnej formie rejestrów szlachty - projekty i postanowienia z czasów
Sejmu Czteroletniego w praktyce nie zdążyły wejść w życie - nit-
prowadzono „ewidencji ruchu ludności szlacheckiej". Wszystko oparte
było na znajomości, pokrewieństwie, sąsiedztwie - kryteria to bardzo
płynne i pozwalające na duże, choć nie takie, jak gotowiśmy sobie
dziś wyobrażać, dowolności.
Przyjąć jednak trzeba za pewnik, że czynne i decydujące ucze-
stnictwo w sejmiku ograniczało się do wspólnoty „rodowych" sąsiadów
z danej ziemi. Inaczej traktowano biernych, stojących poza urzę-
dniczym kołem, ubogich i mało znanych „panów braci". Tych
zwykle nikt nie pytał, ale i nie kwestionował ich terrigenatu. Gdyb\
sprawdzić prawa szlacheckie w tym tłumie tłoczącym się w kościele,
to mogłoby się okazać, że wielu wśród owej „milczącej większości"
sług i pańskich klientów jest „mieszczańskich i chłopskich synków"
Tak jak plebejusze „szrubowali się" do stanu szlacheckiego, tak
gołota, a nawet podejrzana szlachta, wciskała się na obrady sejmików
bo było to jedno z nielicznych miejsc, gdzie łatwo i tanio mogłu
potwierdzić swą stanową wyższość. Nim jednak omówimy rolę „szła
checkiego proletariatu" na sejmikach, nieco uwagi należy poświęcił
szczytom hierarchii społecznej - „radom, dygnitarzom i urzędnikom"
- jak elitę zjazdów określały lauda.
104
Istniała pewna kategoria ziemian, co do której nie było wątpliwości
In potwierdzały to konstytucje sejmowe), _ŻL__ma ona obowiązek
uczestniczyć w sejmikach - byli to lokalni świeccy i duchowni senatoro-
wie. Oczywiście nie wszyscy członkowie senatu mający osiadłość np.
w województwie poznańskim, lecz tylko biskup, wojewoda i kasztelan
poznańscy oraz wszyscy kasztelanowie tego województwa.
Jak wyglądała frekwencja senatorów, na początek - duchownych?
ltcv przeprowadzenia żmudnych badań specjalistycznych trudno udzie-
lić całkowicie pewnej odpowiedzi. Utarta w literaturze historycznej
inia, jak i wyrywkowe dane źródłowe skłaniają do twierdzenia, że
t,v.a biskupi nadmiernie się w życie sejmikowe nie angażowali;'
wrzało im się bywać na bardzo ważnych zjazdach w bezkrólewiu
• w czasie zaburzeń wewnętrznych, a także wtedy, gdy przychodziło
Itronić praw i interesów Kościoła. Zarówno obrona materialnych
interesów kleru, jak i obowiązek przeciwstawiania się zwolennikom
irlormacji zmuszał biskupów (głównie zresztą w XVI wieku) do
uczestniczenia w obradach, w których powaga ich i autorytet łatwo
mogły być narażone na szwank.
W cytowanym już wyżej liście Andrzej Opaliński pozostawił nam
i"11111/. senatora duchownego w sejmikowych opałach:
„Ho jegomość ksiądz biskup in publico artes et conspirationes (publicznie sztuki
> «|t(/ysieżenia) ich odkrywał, finem ąuam spectabant (cel przez nich zamierzony)
-liti/ywał, i summa cum laude (z najwyższą chwalą) TważdA ich artykuły i racje
"lundował"2.
luk to dzielnie na sejmiku średzkim stawiał czoła ewangelickim
¦|to/.ycjonistom - domagającym się w 1600 roku przepisów wykonaw-
i-#ych do sławnej, ale powoli stającej się martwą literą konfederacji
*«rN/,awskiej - biskup poznański, Jan Tarnowski.
Zdarzało się też biskupom osobiście apelować do szlachty w obronie
•iilrrcsów Rzeczypospolitej, tak jak czynił to na sejinikach proszowic-
'i w 1652 roku biskup krakowski, Piotr Gembicki. Ale bywały też
miale sejmikowe z udziałem biskupów, jak opisany powyżej, które-
iiiechlubnym bohaterem był kolega Jana Tarnowskiego - biskup
iMoiki, Wojciech Baranowski.
W miarę postępów kontrreformacji w drugiej połowie XVII stulecia
• diibilizacji majątkowej Kościoła, wizyty biskupów na zjazdach
¦rheckich ograniczały się do specjalnych okazji - wiązały się z po-
/.nym zaangażowaniem hierarchów. Dobrym przykładem takich
105
działań na poziomie lokalnym, ale i ogólnokrajowym, była aktywność
krewkiego eks-żołnierza i partyzanta, Krzysztofa Żegockiego, biskupa
chełmskiego, który wraz ze swym poznańskim kolegą, biskupem
Hieronimem Wierzbowskim, był podporą szlacheckiego ruchu w obro-
nie Michała Korybuta Wiśniowieckiego - konfederacji gołąbskiej
Były to jednak wyjątki w ówczesnych czasach - biskupi angażowali
się raczej w „wielką politykę", sejmiki i sprawy samorządu pozostawiali
innym.
Nieco inaczej rzecz się miała z senatorami świeckimi, tak większymi
i mniejszymi, tzw. „drążkowymi", jak też z koronnymi i litewskimi
dygnitarzami, którzy, co prawda, do senatu nie wchodzili, ale często
traktowani byli na równi z pośledniejszymi senatorami. Ci bywali n;i
sejmikach i to chyba częściej, niż sądzić można po narzekaniach na ich
absencję w laudach sejmikowych, które zresztą przepełnione są licznymi
skargami „na wyrost".
Dopiero niedawno, nieżyjący już znakomity znawca przedmiotu
Józef Leszczyński zwrócił uwagę, że w sprawie aktywności senatorów
świeckich istniały duże rozbieżności pomiędzy poszczególnymi sej
mikami. Absencja senatorów była duża tam, gdzie ich wpływy byl\
decydujące, a magnaterii w pełni udało się opanować samorząd
i kierować nim z pomocą oddanej klienteli. Tam gdzie panowie nic
potrafili tego dokazać, np. na sejmikach średzkich czy opatowskicli
udział ich w obradach bywał częsty i aktywny.
Przykładem takiego magnata-senatora regularnie bywającego n.i
zjazdach średzkich był Krzysztof Opaliński, wojewoda poznański
który deklarował w listach do brata, że woli jeździć na sejmiki niż n.i
sejm. Na sejmikach bowiem - jego zdaniem - decydowały się spraw\
które na sejmie były już tylko potwierdzane. Na sejmiku być trzeba, b>
„już ten przegra, co nie stanie" - pisał w 1644 roku do brata Łukasza
Na sejmikach opatowskich często bywali i odgrywali znaczną roli
senatorowie mniejszej rangi - kasztelanowie „drążkowi" tego wojewo
dztwa. Pojawiali się też i bywali marszałkami i posłami przedstawiciele
magnackich rodów Oleśnickich, Ossolińskich czy Firlejów. Nie było
tam rzadkością spotkanie kilku senatorów świeckich. Podobnie bywało
na Litwie, gdzie ważniejsze sejmiki - wileński czy oszmiański - leł
często gościły przedstawicieli senatu.
Nawet w okresie uznanym za klasyczny dla magnackiej dominacji,
w pierwszej połowie XVIII wieku, znajdujemy informacje o sejmikach
106
licznie nawiedzanych przez senatorów. W Środzie 13 września 1701
roku byli obecni i głos zabierali: wojewoda poznański Stanisław
Leszczyński (od 1704 król Stanisław I), wojewoda łęczycki i starosta
Hcneralny wielkopolski, Rafał Leszczyński, kasztelan kaliski Maciej
Rudomicki, kasztelan gnieźnieński Hieronim Adam Poniński, kasz-
Iclan nakielski Adam Gruszczyński. Jeszcze większy zjazd „jaśnie
wielmożnych" miał miejsce 4 kwietnia 1713 roku w Opatowie, gdzie
/juwili się: wojewoda sandomierski Stanisław Morsztyn, kasztelan
kijowski Feliks Czermiński, kasztelan wiślicki Franciszek Aleksander
S/,cmbek, kasztelan zawichojski Karwicki, kasztelan żarnowski Miko-
łaj Ścibor Marchocki, kasztelan połaniecki Jerzy Ossoliński. A trzeba
dodać, że poza senatorami obecni byli także dygnitarze i to tak
/nuczący, jak Stanisław Denhoff, miecznik koronny i marszałek kon-
federacji sandomierskiej, oraz autor relacji, którą tu wykorzystujemy,
Jakub Dunin, regent koronny.
Wreszcie trzeci i ostatni przykład, tym razem z województwa
niskiego, gdzie na sejmik wiszeński 12 listopada 1696 roku przybyli
następujący senatorowie i dygnitarze koronni: wojewoda podolski
1'innciszek Dzieduszycki, wojewoda bełski Adam Mikołaj Sieniawski,
podskarbi wielki koronny Hieronim Augustyn Lubomirski, kasztelan
lwowski Bogusław Fredro, cześnik koronny Jan Sobieski, chorąży
nadworny koronny Jan Stadnicki. Obok wymienionych tłoczyło się
w kole sejmikowym mnóstwo starostów i dygnitarzy ziemskich.
lak bywało na sejmikach ważnych, w czasach politycznego napię-
• Ih, wtedy gdy magnateria osobiście kaptowała sobie stronników przed
Mi/ującym się ważnym sejmem czy nawet elekcją, jak to było w 1696
i u. Na zjazdach mniej ważnych, zajmujących się sprawami samo-
ilowymi, bywało pusto i na pierwszych miejscach zasiadali wcale nie
miazynowi" ziemianie. Bywały nawet kłopoty ze znalezieniem
i»owiedniego godnością kandydata na dyrektora sejmiku. Oddajmy
. ii u torowi relacji z takich właśnie zapomnianych przez senatorów
¦ i\'Hiiitarzy obrad.
.1 )nia 2 miesiącafebruarii (lutego) byłem na sejmiku w dzień gromnic w Wiłkomierzu
i Nit którym, że się przebrało urzędników ziemskich i mnie upraszali na dyrektora. Nie
•uległszy się, wymówiłem się, czegom potem żałował"4.
lak wspominał z melancholią w swym Pamiętniku Jan Władysław
| jlHa/obut-Odlanicki zaprzepaszczoną okazję z 1674 roku. W 36 lat
107
później Jakub Hulanicki donosił z Ołyki Karolowi Stanisławowi
Radziwiłłowi o podobnej sytuacji na sejmiku województwa wołyńs-
kiego w Łucku 9 grudnia 1710 roku.
„Na sejmik die (dnia) 9 w Łucku przypadłym, gdy żaden z ichmościów urzędników
starszych nie przybył, ledwie szlachta uprosili jego mości pana Pepłowskiego podstaroś-
ciego grodzkiego łuckiego za dyrektora"5.
Na obradach tych „absencją świecili" nie tylko senatorowie, ale
i urzędnicy wyżsi powiatowi, więc marszałkostwo proponowano nasze-
mu pamiętnikarzowi, który do karmazynowej szlachty się nie zaliczał,
a w Łucku dano je nie urzędnikowi wysokiej rangi, tylko podstaroś-
ciemu grodzkiemu, a więc zastępcy starosty łuckiego.
Ukazujemy tu celowo sytuacje ekstremalne: sejmiki zdominowane
przez senatorów i zjazdy, na których z trudem znajdowano utytułowa-
nego ziemianina na funkcję marszałka. Pomiędzy tymi skrajnościami
mieściła się zapewne większość zgromadzeń, gdzie rej wodziła średnia
szlachta, reprezentowana przez dygnitarzy i urzędników ziemskich.
W tym samym 1674 roku, kiedy w Wiłkomierzu marszałkiem omal
nie został Poczobut-Odlanicki, w Warszawie na powtórnym (po
pierwszym zerwanym) sejmiku pokonwokacyjnym w kościele poci
wezwaniem Św. Marcina zjawił się komplet urzędników grodzkich
i ziemskich warszawskich - spośród nich wybrano reprezentację posels
ką tej ziemi na zbliżający się sejm elekcyjny.
Poza tymi, którzy na sejmikach mogli bywać i bywali, istniały
w Rzeczypospolitej duże i znaczące grupy społeczne w sejmikach formalnie
nie uczestniczące, ale pośrednio w życiu sejmikowym biorące udział. Byli
też i tacy, którzy ze swych uprawnień sejmikowych prawie zupełnie nie
korzystali, choć je mieli, i na życie samorządów wywierali duży wpływ
Ci ostatni to magnateria polska, litewska i ruska. Byli to ludzie
majątkami, ambicjami, a czasem i horyzontami wyrastający ponad
sejmikowy partykularz. Ta ogromnie interesująca warstwa społeczna
nigdy sejmików nie lekceważyła, ale też nie poświęcała im zbyt wiele
osobistego czasu. Prowadząc politykę często na skalę ogólnopolska,
a czasem i międzynarodową, nie mieli wielcy tamtego świata czasu n;i
zbyt częste pojawianie się na zjazdach. Mając zwykle dobra rozrzuconr
na dużych przestrzeniach Rzeczypospolitej magnaci uprawnieni byli dn
czynnego głosu na wielu sejmikach, ale z prawa tego korzystali rzadko
posługując się w sejmikowych kampaniach licznymi klientami, dworza
108
11. Jan Piotr Norblin, Magnat i jego klienci.
Sepia, 1802 r.
i i sługami szlacheckiego zwykle, a czasem i karmazynowego
piichodzenia. I tylko wtedy, gdy na największych panów i dostojników
H/cezypospolitej przychodziły „ostatnie termina", zjawiali się na sej-
mikach, by szukać tam szlacheckiej pomocy w walce z zagrożeniem,
ii IiSrym zwykle bywał dwór królewski.
W len właśnie sposób odwoływał się do „braci szlachty" książę
Krzysztof Radziwiłł, hetman polny litewski, pan na Birżach i Dubin-
109
kach, gdy pod koniec lat dwudziestych XVII wieku popadł w niełaskę
na dworze Zygmunta III Wazy. I tak samo udał się do łaski ziemian
Jerzy Sebastian Lubomirski, marszałek wielki koronny, gdy król Jan
Kazimierz Waza na sejmiku proszowickim kazał ogłosić pozew przeciw
niemu, oskarżając go o zdradę stanu i obrazę majestatu monarszego.
/^^Zwykle stosunki magnat - samorząd były dużo chłodniejsze i odleg-
lejsze. Na zjazdach bywali magnaccy klienci i dworzanie; czytano
przywożone przez nich listy od ich pryncypałów. Czasem nawel
okazywało się, że większość zgromadzonych to ludzie tak czy inaczej
związani z miejscowym potentatem, choćby byli to tacy panowie
szlachta, jak opisywani przez Koźmiana w cytowanym na początku
tego rozdziału fragmencie Pamiętnika. Bywało wreszcie, że „panowie"
podporządkowywali sobie sejmikujących siłą, z użyciem wojsk nadwor-
nych lub specjalnie do tego celu zaciągniętych oddziałów. Wszystkie te
techniki sejmikowego politykowania postaramy się omówić w następ-
nych rozdziałach. Tu, zajmując się uczestnikami zjazdów, przypomina-
my tylko, że to uczestnictwo nie musiało być dosłowne i osobiste.
-' Poza magnaterią o wielkich nazwiskach i jeszcze większych mająt-
kach, która swą rolę na sejmikach odgrywała per procura, zakulisowymi
wpływami cieszyły się też inne grupy. Myślimy tu o wojskowych ora/
0 duchowieństwie Kościoła Rzymskokatolickiego, a także o różnowier
cach, mieszczanach i Żydach.
Wojskowi i duchowieństwo - dwie specyficzne i właściwie do dziś
mało znane grupy staropolskiego społeczeństwa - oficjalnie w sej-
mikach nie uczestniczyli. Przede wszystkim dlatego, że samorząd byl
instytucją stanową, szlachecką, a przynależność do obu tych grup nii
była ograniczona do szlachty, choć zarówno wyższe stanowiska ducho
wne, jak i wojskowe były zastrzeżone dla herbowych. Było to jednak
ograniczenie formalne - wspominaliśmy wyżej o udziale biskupów jaku
senatorów, nikt też nie bronił uczestniczyć w obradach ziemia
nom-oficerom. Tak biskupi, jak sejmikujący towarzysze husarsc\
1 pancerni bez wątpienia w trakcie obrad reprezentowali interesy swoich
konfratrów i towarzyszy broni.
Zresztą wojsko miało - poza nieoficjalnym reprezentowaniem go ru
sejmikach przez oficerów -jeszcze jeden, wspomniany już wyżej, sposól'
docierania do sejmików. Pojawiały się na nich i były oficjalnie przyj
mowane poselstwa „od wojska". Sejmik lubelski rozpoczęty 6 maj.i
1704 roku w drugim dniu obrad udzielił żołnierzom audiencji:
110
„wiedząc za tym o posłach wojska skonfederowanego, posłano zapraszając ichmościów
ild congressum"6.
Lauda i relacje sejmikowe roją się od tego typu informacji i uznać
trzeba, że choć wojsko nie brało oficjalnie udziału w sejmikach, to
0 sprawy swoje mogło dbać bez przeszkód, tak jak duchowni, którzy
choć poselstw nie wysyłali, to innymi metodami zapewniali sobie wpływ
na sejmikujących ziemian.
Do jakiego znaczenia doszli wojskowi w XVIII wieku świadczy
nieoceniony znawca „biegów i praktyk sejmikowych", Marcin Matu-
¦./ewicz. Oddajmy głos pamiętnikarzowi:
„Jechał zaś brat mój pułkownik pod Grodno na popis wojska litewskiego (w 1764
mku - WK), gdyż tymże sposobem jak na sejmiki przed sejmem convocationis
(konwokacyjnym) ordynanse wszystkim wojskowym dane były, aby oficerowie i towarzy-
ilwo przy chorągwiach znajdowali się. I którym wojskowym książęta Czartoryscy nie
ililliili, tych przy chorągwiach zatrzymywali, którym zaś dufali, tym egzempta (zwol-
nienia) hetman wielki litewski podawał, że byli na sejmikach. Tak podobnie i podczas
wirników przedelekcyjnych wojskowymi dysponowali, naznaczywszy podczas samych
wirników popisy"7.
Jeśli skłonny do przesady i niechętny Czartoryskim pamiętnikarz
nic wyolbrzymił tego problemu, to mamy tu dowód znaczącej roli
.rycerstwa" na sejmikach - skoro politycy uciekali się do takich
podstępów dla wyeliminowania opozycjonistów spośród „oficerów
1 towarzystwa" komputowego.
Inną ciekawą grupą o swoistym charakterze i znaczącej roli w sa-
morządzie byli polscy ewangelicy, tworzący w wieku XVII wyraźne
„lobby" sejmikowe. O ile w wieku XVI protestanci polscy stanowili
po prostu część szlacheckiej wspólnoty „panów braci", często grupę
»litarną i wyrażającą postulaty ideologiczne całego stanu, to w wieku
XVII - szczególnie po wojnach szwedzkich, w dobie narastającej
knenofobii tak narodowej, jak przede wszystkim religijnej - byli
powoli spychani na margines stanu szlacheckiego. Postrzegani jako
linio obce i sami się po trosze separujący, nie stracili przecież ewan-
(eliey-szłachta prawa do udziału w zgromadzeniach sejmikowych.
Nic stracili prawa uczestnictwa, lecz utracili przodujące stanowisko.
Nic byli już ani koryfeuszami ruchu średnioszlacheckiego, ani nawet
Hrupą znaczącą w samorządzie. Przykłady takich wybitnych przy-
wódców średniej szlachty, jak Stanisław Dunin Karwicki, pisarz
polityczny i podkomorzy sandomierski, należały na początku XVIII
111
wieku do wyjątków. A jednak protestanci potrafili, na niektórych
przynajmniej sejmikach, utrzymać swą pozycję, co było zaskakujące
w dobie jawnej nietolerancji i upadku kultury politycznej.
W czasie gdy na sejmikach mazowieckich do stałego repertuaru
należały napastliwe filipiki antyróżnowiercze katolickich zelantów,
w rodzaju sławnego w drugiej połowie XVII wieku podkomorzego
różańskiego Petrykowskiego, gdy ostatni poseł-dysydent wyrzucony
został z izby sejmowej w 1718 roku - na sejmikach litewskich,
w Środzie, a czasem nawet na niektórych małopolskich, dysydenci
okazywali się siłą, z którą należało się liczyć.
Działający tam przedstawiciele ewangelickiej, reformowanej czy
luterańskiej szlachty reprezentowali w XVIII wieku interesy tak swoje,
jak swych mieszczańskich współwyznawców. Narastająca ze strony
katolickiego duchowieństwa presja powodowała zbliżenie interesów
ziemiańskich z mieszczańskimi. Nie bez znaczenia był też fakt, że nie
dopuszczani do samorządu ziemskiego mieszczanie dysponowali znacz-
ną często gotówką. Takie szlacheckie rody ewangelickie, jak Goltzowie
i Unrugowie na Pomorzu i w Wielkopolsce, Chrząstowscy, Karwiccy,
Stanowię, Suchodolscy czy Rożyccy w Małopolsce, czasem odgrywali
ze swymi klientami rolę języczka u wagi w sejmikowych przetargach.
Pozwalało im to nawet w początkach XVIII wieku bronić interesów
zagrożonych współwyznawców.
Przykładem takiego znaczenia dysydentów na jednym z najważniej-
szych sejmików jest uchwała podjęta w Środzie 19 sierpnia 1720 roku
pod laską Franciszka Ponińskiego, starosty kopanickiego.
„Obligujemy ichmościów panów posłów naszych, aby się o to serio starali i tu
utrzymywali, żeby bracia nasi ichmość panowie dysydenci in religione christiana (w wierze
chrześciańskiej) przy dawnych prawach byli inviolabiliter konserwowani (niewzruszenie
zachowywani)"8.
Zostało to napisane - przypominamy - w dwa lata po usunięciu
z sejmu ostatniego w tej dobie posła-ewangelika: miecznika wieluńs-
kiego i starosty buczniowskiego, Andrzeja Kromno Piotrowskiego. Nic
bez znaczenia jest tu też osoba marszałka - Franciszek Poniński znany
był ze swego pragmatycznego i tolerancyjnego stosunku do różnowier-
ców - osadzał w swych dobrach kolonistów niemieckich-luteran,
z czego spodziewał się ciągnąć spore zyski materialne.
O solidarności i skuteczności działania ewangelików w Wielkim
Księstwie Litewskim, gdzie znajdowali oni oparcie w bogatych fundac-
112
juch magnackich z XVI wieku, świadczy zachowany do dziś, choć
niestety nie wydany drukiem fragment diariusza jednego z ich świeckich
przywódców - Stanisława Niezabitowskiego.
Mieszczanie - choć symboliczne ich reprezentacje uczestniczyły
w obradach sejmików, np. proszowickiego czy wiszeńskiego - musieli,
podobnie jak ewangelicy, korzystać z pośrednictwa szlachty, która
niebezinteresownie podejmowała się popierania interesów „łyków" na
Hcjmikach. Drukowane i nie drukowane akta sejmikowe zawierają
często postulaty, które wyrażały dążenia i interesy mieszczan. Wpisy-
wano posłom do instrukcji punkty dotyczące ceł i stanu dróg oraz
Iwzpieczeństwa na nich, zdarzały się postulaty dotyczące miejskich
przywilejów, a nawet popierano mieszczańskie wnioski o ulgi lub
uwolnienia podatkowe. Mimo zasadniczej sprzeczności interesów mię-
dzy zawodowo trudniącą się kupiectwem elitą majątkową miast a dora-
biającą się na podobnym handlu szlachtą, w praktyce jednak miało
miejsce współistnienie, a nawet współdziałanie. Często wspólnota
partykularnych interesów danego terytorium górowała nad stanowymi
ttntagonizmami. Sejmiki ujmowały się za „swoimi" miastami i popierały
Ich wnioski, dysponujący zaś gotówką mieszczanie znajdowali od-
powiednie formy, by wyrazić swą wdzięczność wiecznie poszukującym
„gotowego grosza" ziemianom.
Inna była sytuacja w Prusach Królewskich, gdzie, jak już wspomi-
naliśmy, przedstawiciele dużych miast, a do połowy XVII wieku
I małych, mieli obowiązek uczestniczyć w sejmiku generalnym. Zresztą
rola i znaczenie mieszczan Gdańska, Torunia czy Elbląga były tak
znaczne, iż nie potrzebowali oni pośrednictwa sejmików, by dotrzeć do
»cjmu czy dworu królewskiego.
Ostatnią grupą mającą na sejmikach pewne, w tym wypadku
wyłącznie zakulisowe wpływy, byli Żydzi. Nim jednak przejdziemy do
umówienia ich działań na szlacheckich sejmikach, godzi się przypom-
nieć, że w Rzeczypospolitej Żydzi mieli własne sejmiki. Były to organa
mimorządu stojące pomiędzy gminami a zjazdem generalnym, tzw.
wjmem krajowym waadarba aracot. To pośrednie ogniwo żydowskiego
wimorządu ma w pewnym sensie wspólną z sejmikami szlacheckimi
genezę - powstało około 1519 roku dla właściwego rozdziału podatków
pobieranych od Żydów. Oczywiście „sejmiki" te zasadniczo różniły się
od szlacheckich - nie było tu mowy o powszechnym prawie uczestnict-
wa. I tak na przykład żydowski sejmik prowincji wielkopolskiej liczył
113 ,
od 6 do 11 uczestników, na jego czele stał marszałek; sejmik wybierał
urzędników: wiernika, pisarza, szacownika, szkolnika, czyli szamesa,
i woźnego krajowego.
Do kompetencji tego ciała należało, poza rozdziałem obciążeń
podatkowych, dbanie o przywileje żydowskie, odpieranie ataków ze
strony chrześcijan, kontakty z sejmikami innych prowincji, wybór
delegatów na waad arba aracot. Sejmik nadzorował też żydowskie
sądownictwo, handel, administrację poszczególnych gmin, tzw. kaha-
łów, szkolnictwo, dobroczynność publiczną, a nawet obyczajność życia
prywatnego.
Posiadanie własnego samorządu było dla społeczności żydowskiej
w Rzeczypospolitej bardzo ważne. Jednak co najmniej równie istotne
było wpływanie na uchwały samorządu szlacheckiego, a nawet sejmu.
Sejmik żydowski i sejm krajowy dzieliły podatki, sejm Rzeczypospolitej
i sejmiki ziemskie decydowały o tym, jak wysoki będzie ten podatek.
Publicystyka polityczna, szczególnie osiemnastowieczna, przynosi
trochę informacji o tym, iż wpływ Żydów na uchwały sejmu i sejmików P
nie był tajemnicą. Wszystko tu jednak obraca się w sferze plotki
i pomówienia o korupcję, dopiero sięgnięcie do źródeł żydowskich
przyniosło nieco konkretnego materiału 9. Przede wszystkim dowiadu
jemy się z ksiąg kahałów, że próby wpływania na uchwały sejmików
miały miejsce już na początku XVII wieku, a można się domyślać, /i
zdarzały się wcześniej. Z biegiem lat w samorządzie żydowskim
wyłoniła się specjalna funkcja, obieralny urząd tzw. „sztadlana" - by);i
to osoba ciesząca się autorytetem w środowisku i mająca wpływy wśród
szlachty. Do jej obowiązków należało pośredniczenie między organami
władzy państwa szlacheckiego a społeczeństwem żydowskim. Istniah
dwie kategorie sztadlanów: niżsi obsługiwali sejmiki, wyżsi reprezen-
towali interesy Żydów w czasie sejmów. Znamy np. imiona trzech
sztadlanów sejmowych obranych w 1628 roku w Prużanie na zjeździe
gmin żydowskich Wielkiego Księstwa Litewskiego - byli to Szajn
z Wilna, Bejrach z Brześcia Litewskiego oraz Mordoch z Łomży.
Sztadlanów niższych było oczywiście więcej - musieli oni obsłużyć
większość sejmików i byli obierani przez lokalne gminy żydowskie. Ich
zabiegi dotyczyły przede wszystkim sejmików przedsejmowych, n;i
których miano pisać instrukcje na sejm, oraz gospodarskich, gdzie
ustalano wymiar podatków. W protokołach zjazdów przedstawicieli
gmin litewskich zachował się obraz aktywności tych żydowskich
114
„ipecjalistów od sejmików", pozwalają one wglądnąć dość dokładnie
w ich działalność. Już w 1623 roku znajdujemy uchwałę kanałów
pińskiego i brzeskiego, której treścią jest postanowienie, iż przełożeni
¦min mają dbać, by na sejmikach nie uchwalono niczego złego dla
Żydów. Dotyczyło to gmin mających siedziby w miejscach sejmikowa-
niu. Gmina nie dbająca o sejmiki i nie wyznaczająca sztadlana miała
/u płacić 100 czerwonych złotych grzywny.
Uchwała z 1628 roku nieco otwarciej stawiała sprawę:
„Na trzy albo cztery tygodnie przed sejmikiem powinni przełożeni krajowi w każdej
wielkiej rezydencji rozsyłać pisemne wezwania do przebywających w pobliżu zbierania się
ir|miku mężów, by czuwali ażeby broń Boże nie postanowiono czegoś nowego i by
#«nulzili, czemu się jeszcze da zaradzić. Posłom zaś do sejmu, którzy zostaną wybrani
iiHlc/y złożyć podarunki i prosić ich, aby nam byli na sejmie przychylni (...)".
„Złożyć podarunki" i „prosić o przychylność" - można to interp-
retować dowolnie, ale źródła pozostałe po kahałach uzasadniają
podejrzenie, że mamy tu do czynienia ze śladami stałego przekupywania
ł/lacheckich „decydentów". Nie zawsze zresztą były to zabiegi skutecz-
ne, w tymże 1628 roku, mimo starań i korupcji, sejm uchwalił wysokie
„pogłówne żydowskie". Wiele było wokół tego procederu rozgłosu, na
i'o nakładał się żywy w niektórych warstwach społeczeństwa Rzeczypo-
ipolitej antyjudaizm, poprzednik nowoczesnego antysemityzmu. Chęt-
nie w XVIII wieku oskarżano Żydów o dawanie łapówek, ale łatwo
/upominano o winie tych, którzy je brali. A wiadomo, że karać należy
raczej biorącego, bo często wymusza on datek... Na ile staropolscy
„działacze" domagali się opłat od Żydów, a na ile oni sami nastręczali
«ic /. gotówką - nie wiemy. Znamy za to wysokość datków, zachowały
tlę odpowiednie zapisy w pinkasach, czyli w księgach gmin żydowskich.
Nie zawsze były to sumy duże, np. w 1627 roku starszyzna gminy
poznańskiej oświadczyła, że wydała na dwa ostatnio odbyte sejmiki
iredzkie sumę 130 złotych. Nie jest to suma wielka, choć niebagatelna;
gurniec drogiego wina w Polsce kosztował wtedy około złotówki, więc
m pieniądze wyłożone przez kahał poznański można sobie było nieźle
„zaprószyć głowę". Z dalszych zapisek kahalnych wynika, że apetyty
icjmikujących rosły, choć warto pamiętać, iż inflacja nie jest wynalaz-
kiem XX wieku i mocno dawała się już we znaki w tamtych czasach.
len sam kahał poznański wydał w roku 1646 już 1500 złotych;
pieniądze przeznaczono dla osób liczących się na sejmiku średzkim oraz
11 Iii posłów sejmowych.
115
Prawdziwie wielkie pieniądze wchodziły w grę dopiero wtedy, gdy
szło o przeciwstawienie się zwiększeniu podatków od Żydów, tzw.
„pogłównego żydowskiego". W 1688 roku sztadlani na sejmiku w Śro-
dzie kosztem 8000 złotych osiągnęli odrzucenie projektu podwyżki tego
podatku. Nie udało się powtórzyć tego w sprawie podymnego i „nie
pomogły żadne skarby". Łapówki żydowskie powoli stawały się stałym
ubocznym źródłem dochodów aktywistów politycznych. Pinkas kahału
opatowskiego zawiera w dziale rozchodów wiele pozycji, które wskazu-
ją na to, że opłaty sejmikowe stały się normalnym elementem budżetu
Zapisywano, że w czasie sejmiku zapłacono marszałkowi, wicemarszał-
kowi, pisarzowi, dwóm deputatom, sługom marszałka, obrońcom
w komisji i tak dalej.
Wreszcie dowiadujemy się ze źródeł żydowskich, że istniał ogólno-
krajowy fundusz korupcyjny - w 1627 roku wydatki sejmikowe
rozliczano już centralnie i powstawały spory o parytet świadczeń
poszczególnych gmin i okręgów na ów fundusz sejmikowy - nacaoi
sejmiks. W 1670 roku zjazd gmin litewskich w Sielcu ustalił, że gminy
duże płacić miały 50 złotych, a małe 30 kóp groszy litewskich.
Poświęciliśmy tu nieco więcej uwagi korupcji sejmikowej, choć do
tematu tego jeszcze powrócimy, by zwrócić uwagę na to, iż na sejmiku
liczyć się mogły też wpływy środowisk oficjalnie nie mogących sobie
rościć najmniejszych do tego pretensji. Trudno znaleźć grupę bardziej
odległą od naszego wyobrażenia o życiu sejmikowym, a jednak nic
można nie uznać, że lekceważeni „starozakonni" wiele miewali n;i
sejmikach do powiedzenia, oczywiście ustami opłaconych przez siebie
„panów braci".
Wróćmy jednak do tych, którzy w sejmikach uczestniczyli bezpo-
średnio i których były one domeną - do szlachty średniej. To socjo-
graficzne pojęcie jest często używane, ale pozostaje bardzo nieprecyzyj-
ne. Do dziś badacze szlacheckiego społeczeństwa spierają się, kogo do
owej średniej szlachty zaliczyć, a kogo nie. Podobnie zresztą jesl
z magnaterią, o której wiemy na pewno, że istniała, ale ściśle wyznaczyć
ram tej grupy nie potrafimy. Łatwiej dziś powiedzieć, kto do szlachty
średniej, owego jądra stanu sejmikującego, nie należał. Z jednej strony
„panowie" - większa i mniejsza magnaterią, z drugiej drobiazg szlache-
cki: szlachta gołota, zaściankowa, „brukowcy" - osiedli w mieście,
służba magnacka i ziemiańska, wreszcie zdeklasowani i grawitujący
w kierunku grupy tzw. ludzi luźnych i marginesu społecznego byli
116
12. Jan Piotr Norblin, Głosujący szlachcic. Fragment sejmiku w kościele.
Sepia, 1808 r.
ziemianie, powoli gubiący nawet świadomość przynależności do „naro-
du szlacheckiego".
Pomiędzy tymi dwiema grupami plasuje się liczna warstwa średnio-
zamożnych właścicieli ziemskich, mających w całym tu opisywanym
okresie silną świadomość swej roli społecznej, choć nie zawsze stan
świadomości odpowiadał rzeczywistym możliwościom realizacji teore-
tycznych założeń ustrojowych. Tak czy inaczej, czy to w XVI wieku,
kiedy średnia szlachta odgrywała rzeczywiście znaczną rolę, czy w wie-
ku XVIII, kiedy zdominowana została przez magnaterię, sejmiki były
jej żywiołem. Panowie królowali na swych prowincjonalnych dworach
lub bawili w stolicy przy dworze monarszym, gołota pracowała lub
wieszała się u pańskiej klamki, a dobrze się mający prowincjonalny
ziemianin miał akurat tyle czasu i pieniędzy, by bywać na sejmikach
- podróż na sejm do odległej Warszawy czy Grodna przekraczała
czasem jego możliwości.
Nie będziemy się rozpisywać na temat politycznego znaczenia owej
szlachty „miernie się mającej" w XVI i na początku XVII wieku. Wzrósł
znaczenia tej warstwy w XV i XVI wieku, efekty ruchu egzekucyjnego,
wreszcie zmierzch szlacheckiej świetności za panowania Wazów - wszy
stko są to sprawy znane i wielokrotnie opisywane. Ciekawszy wydaje siv
problem następujący: czy spadek znaczenia ziemianstwa w XVII wieku
i pełna, jak się wydaje, preponderancja magnaterii w wieku XVIII
osłabiły powagę średniej szlachty na sejmikach, czy może to same
sejmiki straciły na ważności w politycznym krajobrazie Rzeczypos
politej? Wydaje się, że przeciwnie - rola ziemian na zjazdach sej
mikowych nie uległa drastycznemu ograniczeniu, a znaczenie samych
zjazdów być może wzrosło. Adolf Pawiński upowszechnił nawet dl;i
końca XVII wieku nazwę „epoka rządów sejmikowych", a znawca
problematyki ustrojowej Rzeczypospolitej, Henryk Olszewski uważa,
że rządy sejmikowe rozpoczęły się w 1669 roku.
Rządy sejmikowe były ograniczone do spraw lokalnych i silnie
kontrolowane przez magnaterię, która ochoczo wzięła na siebie role
stanu pośredniczącego między szlachtą a dworem królewskim. Jedna
z podstawowych przyczyn tej sytuacji, kiedy pozory władzy miało
sejmujące i sejmikujące ziemiaństwo, a prawdziwa polityka odbywała
się ponad jego głowami, leżała w tym, że władcy Rzeczypospolitej
w XVI i XVII wieku bywali zwykle „królami senatorskimi". Jeden tylko
Zygmunt August dostrzegł i przez pewien czas wykorzystywał politycz-
118
uy potencjał szlachty przeciwstawionej magnaterii. Rychło jednak, już
m Zygmunta III Wazy, utrwalił się sojusz szlachecko-magnacki,
w którym ta ostatnia grupa, jako silniejsza, dyktowała warunki.
Symbolem takiego stanu rzeczy może być to, że na czele szlacheckiego
przecież rokoszu sandomierskiego stali tacy „prości szlachcice", jak
Janusz Radziwiłł i Mikołaj Zebrzydowski.
Gdy za panowania Jana Sobieskiego - magnata przecież - zaryso-
wały się pewne możliwości konstruktywnego wykorzystania szlachty,
hurzącej się na małopolskich sejmikach przeciw wrogom monarchy,
było już chyba za późno. Panowie, wyrastający wysoko ponad teorety-
cznie równy stan szlachecki, wytworzyli tak skuteczne mechanizmy
kontroli, że nawet najaktywniejsi intelektualnie ziemianie głównego
wroga widzieli w monarsze, który niejako z natury niechętny był
wolnościowemu ustrojowi Rzeczypospolitej.
Władza magnatów nie była oczywiście wszechwładzą, grubo uproś-
cili sobie sprawę ci badacze, którzy w Rzeczypospolitej szlacheckiej
doszukali się władzy oligarchii magnackiej. Władzę „panów" ograni-
czały różne elementy: prerogatywy monarchy, a przede wszystkim jego
prawo rozdawnictwa dóbr i urzędów, konkurencja między „fakcjami"
magnackimi i wreszcie to, co interesuje nas najbardziej - konieczność
liczenia się z opinią sejmików, która była zwykle opinią średniej
szlachty.
Antymagnackie wystąpienia w czasie konfederacji gołąbskiej i tar-
nogrodzkiej wykazały, że szlachtą można manipulować bezpiecznie
lylko wtedy, gdy nie lekceważy się kilku świętych dla niej zasad. Nie
wolno było przekraczać granic przyzwoitości politycznej, rozumianej
|nko utrzymywanie obowiązującego decorum, i lekceważyć jawnie
opinii publicznej.
Owo decorum, do którego społeczeństwo było tak przywiązane, to
właśnie sejmiki, na których trzeba było dać się ziemianom wygadać
i wykrzyczeć oraz zachować stosowny umiar w narzucaniu im projek-
lów i poglądów. Gdy się tę konwencję lekceważyło, uczestnicy sej-
mikowych zgromadzeń z własnej inicjatywy lub z poduszczenia polity-
cznej konkurencji boleśnie potrafili dać odczuć „panom", że są granice,
kiórych przekroczyć nie wolno.
Wespazjan Kochowski pozostawił przejmujący opis takiego sej-
miku, na którym bardzo gwałtownie ujawniły się skrywane w głębi
tluszy animozje. Przytoczymy tu tekst Kochowskiego w polskim
119
tłumaczeniu, choć traci on trochę z powagi i napięcia dominującego
w łacińskim oryginale. Rzecz dzieje się przed drugim sejmem
w 1670 roku:
„Przedsejmowe po prowincyjach zjazdy zwołane pod złą gwiazdą, w krytycznych
okolicznościach nie skończyły się bez zamieszek. Jakoż widząc przybycie do Proszowk
magnatów otoczonych takim dworem, że stek zbrojnych i służby zajmował wszystkii
gospody w mieście, jako też po wsiach przyległych, można by wnioskować iż przyjdzie do
zaciętej walki, jeżeli ci, nie słuchając sprawiedliwości i przepisu praw, zechcą, wsparci
mnóstwem posłusznych sobie rębaczów, sprawy publiczne podług siebie rozstrzygać. N;i
pierwszej tedy sesyji szlachta, która tam i liczna i śmiała, zapytywała magnatów w jakim
zamiarze naprowadzili tłum uzbrojonych ludzi oraz dlaczego przybywszy na obrady
wojewódzkie nie zachowali spokojnej postawy, co byłoby zgodne z przyjętymi zwyczaja-
mi i nie podawałoby w wątpliwość ich gorliwości o dobro Rzeczypospolitej. Jeżeli zas
- mówiła szlachta - magnaci przyprowadzili z sobą zbrojnych popleczników w celu
zgwałcenia naszych wolnych głosów, niechajże zaprobują. Wtem zamknięto podwoji-
kościoła - krok ten dał przewagę nie tym, co ufali w pomoc cudzego żelaza i cudzych rąk.
lecz tym co sami byli silni gorącą miłością Ojczyzny.
Byłem tam kiedy się to działo, pamiętam twarze a nade wszystko uważałem oczy
obecnych magnatów wówczas, gdy po zamknięciu podwoi ujrzeli wzbroniony popiec/
nikom swoim wstęp do kościoła. Wielu z nich niepróżny strach ogarnął, niejeden rażony
szlachetnym głosem podnoszonym w obronie praw krajowych oniemiał z osłupienia..."l0.
Incydent ten zdarzył się w 1670 roku, w przededniu szlacheckiej
i antymagnackiej konfederacji gołąbskiej. Zawiązano ją w obronie
jedynego może w XVII wieku króla naprawdę „szlacheckiego" - Mi-
chała Korybuta Wiśniowieckiego. Pech i ironia losu chciały, że energići
szlacheckiego protestu kierowała się wtedy w obronie monarchy
niewielkiego formatu a przeciwko hetmanowi wielkiemu koronnemu,
Janowi Sobieskiemu, późniejszemu królowi Janowi III. Coś z nastrojów
gołąbskich trwało jeszcze w Małopolsce w latach panowania tego
wybitnego władcy, lecz nie mógł się on zdecydować na wykorzystanie
ziemian przeciwko magnackiej opozycji. Być może obezwładniały króla
wspomnienia z czasów, kiedy sam był potężnym magnatem i zwalczał
Michała Korybuta na czele „fakcji" malkontentów?
Doniesienia o „wyzwalaniu się" szlachty średniej spod magnackiej
preponderancji trafiają się w korespondencji także w pierwszej połowie
XVIII wieku, w czasach uznanych za klasyczną niemal dobę rządów
„oligarchii". Na "przykład w cytowanym już liście Macieja Myciels-
kiego, pechowego chorążego nadwornego koronnego tak spostpono-
wanego w Środzie, znajdujemy informację, że w 1724 roku sejmik
średzki opanowany był przez dwie rodziny: Kowalskich i Potockich - ci
120
ostatni nic poza nazwiskiem nie mieli wspólnego z małopolskim rodem
mugnackim herbu Pilawa. Obie rodziny nieznane, najwyżej średnio-
w.lacheckie, a jednak potrafiły uzyskać wpływy na jednym z najważniej-
n/.ych sejmików koronnych. Co więcej - w czasach, kiedy krzyżowały się
im nim konkurencyjne tendencje potężnych rodów z góry wykluczające
znaczenie średniaków.
Na czele owych wielkopolskich Potockich złączonych z Kowalskimi
(nie da się ustalić z którymi, bo nazwisko to już w XVII wieku było bardzo
popularne - herbarze znają kilkanaście rodzin szlacheckich tego
iiuzwiska) stał ów Andrzej Potocki, który zapisał się w historii jako
oskarżyciel Zygmunta Unruga. Była to bardzo znana sprawa - oskarżenie
Potockiego zmusiło domniemanego „bluźniercę", luterańskiego wyzna-
nia ziemianina wielkopolskiego, starostę obornickiego do emigracji.
Zapewne ów Potocki był na miarę swych czasów epigonem grupy,
która w dziejach szlacheckiego parlamentaryzmu odegrała znaczącą
mle. Myślimy o tak aktywnych i twórczych w drugiej połowie XVI
wieku przywódcach szlacheckich, jak Sienniccy, Kazimirscy czy Pękos-
luwscy. Jedni zrobili olśniewające kariery, drudzy powoli tracili powagę
i wpływy angażując się ciągle w walkę inter maiestatem et libertatem.
Wiek XVII, szczególnie pierwsza jego połowa, zna jeszcze wybit-
nych przywódców średniej szlachty, parlamentarzystów, którzy na
forum sejmowym potrafili składnie reprezentować jej stanowisko,
odrębne jeszcze czasem od interesu „panów". Być może jednym
/ ostatnich takich „wybitnych średnich" był Stanisław z Brzezia
('hrząstowski, wielokrotny poseł na sejm z województwa krakowskiego
I putron zborów ewangelicko-reformowanych w Małopolsce. On to,
obok młodszego, choć nie tak popularnego i wpływowego Stanisława
I >unin Karwickiego, łączył jeszcze tak charakterystyczne dla szesnasto-
mecznych „popularystów" cechy - nonkonformizm religijny oraz
polityczne zaangażowanie w służbę własnej warstwie, ziemiaństwu.
Następcą ich był właśnie Andrzej Potocki - człowiek na miarę
epoki, która go wydała - pieniacz, łowca kaduków, prześladowca
olkiej nieprawowierności. Ale w tym smutnym obrazie pozostał
n rys interesujący - potrzeba demonstrowania niezależności. Poto-
był niesympatyczny, ale był sobą na własny rachunek. Jego
¦>dolne i nieudane próby wyzwolenia sejmiku średzkiego spod
wagi magnaterii stanowią charakterystyczny gest, typowy dla
<>w i działań pewnej grupy ówczesnej średniej szlachty.
121
P^^I
Każda epoka idealizowała swoich własnych „popularystów". Dl;i
Marcina Matuszewicza - po uszy siedzącego w bagnie sejmikowych
intryg i intryżek w województwie brzeskolitewskim, wysługującego
się jaśnie wielmożnym - takim ideałem był marszałek kowieński
Mikołaj Zabiełło, któremu pamiętnikarz zazdrościł domniemanti
niezależności. Oto obraz idealnego ziemianina-obywatela w pierwszej
połowie XVIII wieku:
„Od nikogo tenże wielki człowiek nie był dependujący (uzależniony). O królewsz-
czyzny się nie starał. Żył swoją intratą umiarkowanie. Na sejmiki zawsze gromadnie się
stawiał [...]".
Gdy w Kownie na sejmiku doszło do bijatyki:
„skoro się odezwał marszałek sam kowieński, ganiąc te tumulta Krzywkowskiemu, zara/
ten ferwor, jak mówią, jakby po uchu dał, ucichł. Taka była jego powaga"11.
Co składało się na ten obraz niezależnego przywódcy szlacheckiego'
Cztery elementy: niezależność od magnatów (niedependujący), niezale-
żność od dworu (nie starał się o królewszczyzny), mierność ziemiańska
(żył intratą) oraz autorytet u szlachty. W oczach mającego świadomośe
swej zależności Matuszewicza był to wzór obywatela realizującego n;i
kowieńskich sejmikach staropolskie ideały ustrojowe.
Nam jednak skądinąd wiadomo, że Zabiełło Katonem nie był i te/
„dependował" - był tylko bardzo dobrym pasem transmisyjnym, który
niedostrzegalnie a skutecznie przenosił na sejmiki idee polityczne
tworzone wysoko ponad głowami kowieńskiego ziemiaństwa.
Tacy właśnie Zabiełłowie byli najskuteczniejszym narzędziem maj.'
nackiej dominacji wżyciu sejmikowym. Wystarczy sięgnąć do kore-
spondencji wielkich panów z różnych lat, aby przekonać się, /i-
najlepszą metodą panowania nad sejmikami było korzystanie z usłut-
takich pseudo-niezależnych. Oto fragment listu magnata - starosta
wilkowski Jerzy Sapieha pisał do innego wielkiego pana, Jerzego
Radziwiłła, 27 lipca 1733 roku:
„Dnia wczorajszego stanąwszy u siebie zastałem jego mości pana Żeleńskiego
skarbnika mozyrskiego, który był ode mnie tam destinatus ut imigilet (posłany dl.i
nadzoru) tam temu sejmikowi dla jego mości pana Oskierki starosty" n.
Dowiadujemy się z tego jednego zdania, że Jerzy Sapieha, nie chcąc
osobiście interweniować na sejmiku powiatu mozyrskiego, posłał tani
skarbnika Żeleńskiego, by pilnował interesów sapieżyńskich przeciw
122
tturoście mozyrskiemu Gerwazemu Ludwikowi Oskierce. Ten zaś
iwlntni, wiadomo to z innych źródeł, nie reprezentował na sejmiku
wyłącznie siebie, był w tym okresie na usługach Czartoryskich. I tak
polityczna walka między magnackimi rodzinami, Sapiehami z jednej
« Czartoryskimi z drugiej strony, przybrała na sejmiku mozyrskim
formę konkurencji pomiędzy dwoma ziemianami - Żeleńskim i Oskier-
kil Tylko wtajemniczeni w polityczne arkana wiedzieli, o co tu chodzi,
icitzla szlachty mogła się tylko domyślać, że za plecami obu konkuren-
tów stoi ktoś mocniejszy - decorum było jednak zachowane.
Narzędziem Sapiehów w powiecie mozyrskim był skarbnik - urząd
nic najwyższy. Zajrzyjmy jednak do Małopolski, gdzie na sejmiku
opatowskim podobną rolę pełnił w 1719 roku nie kto inny, jak sam
wojewoda sandomierski Stanisław z Raciborska Morsztyn. Tu jednak
l mocodawcą był ktoś znacznie możniejszy niż starosta wilkowski.
W Opatowie jaśnie wielmożny wojewoda intrygował na zlecenie same-
go dworu królewskiego, reprezentowanego w tym wypadku przez
ministra Rzeczypospolitej, kanclerza wielkiego koronnego Jana Szem-
!>rka. Przeciwnikiem Morsztyna był inny jaśnie wielmożny - oboźny
koronny Jerzy Aleksander Lubomirski.
Oto jak relacjonował Morsztyn przebieg interesującego nas sejmiku:
„Nie mogę tylko naprzód nie zaszczycić się wielką łaską jegomościów panów
•emitorów tego województwa mnie wielce miłościwych panów - oprócz jegomości pana
lnu/iclana sandomierskiego, bo ten nie był - i urzędników wszystkich tudzież wielu civem
i obywateli) tego województwa. Ale jegomość pan oboźny koronny wzniecał foment
» nicktóremi - których nad kilkanaście nie było więcej - podpoiwszy wprzód. Tak tedy
niinult ten cały dzień wziął, że i do zagajenia nie przyszło. W kościele jednak byliśmy aż do
mroku i nikt z ichmościów mnie wielce miłościwych panów zagajać me presente (w mej
obecności) nie chciał, lubo z wrzaskiem i hałasem reąuisiti (żądano). Nazajutrz sejmik
-.podarski pariter (podobnie) nie doszedł, alem ja już nie był i podobno moi dobrzy
yjaciele tego nie dopuścili cum hac expressione (z tym wyjaśnieniem), że jeżeli dzień
orajszy zszedł bez zagajania, toć i dzisiejszy nie może być [...] póki go ten zagajać nie
. i/.ie cui competit (kto powinien - tzn. Morsztyn) z łaski pana naszego miłościwego..."l3.
Widzimy dwie rywalizujące ze sobą na sejmiku grupy: jedną pod
komendą Morsztyna, drugą - Lubomirskiego. Wojewoda sandomier-
iki, odmawiając zagajenia sejmiku deputackiego, popsuł szyki oboź-
ncmu koronnemu i na następnym sejmiku, gospodarskim, nie musiał
już być obecny. „Dobrzy przyjaciele" wojewody sami załatwili sprawę,
nic dopuszczając do obrad pod nieistotnym pretekstem. Interesów
Lubomirskiego próbowali wtedy bronić przedstawiciele rozrodzonej
123
w Sandomierskiem rodziny Borowskich, którzy za pretekst do ataków
na swego wojewodę wybrali leżącą w jego gestii sprawę wyznaczania
podwojewodzich, czyli zastępców wojewody, w poszczególnych powia-
tach województwa sandomierskiego.
„Podwojewodzych i po dziesiąci małoby było po powiatach, jako się napierają
Osobliwie jegomoście panowie Borowscy excitati (wzburzeni) o podwojewództwo
pilzneńskie".
Taki złośliwy dopisek znajdziemy na marginesie listu wojewody,
który wobec kanclerza wielkiego Szembeka grał rolę posłusznego
klienta i wykonawcy dworskich poleceń.
Liderem szlacheckim pośredniczącym między magnaterią a dworem
królewskim mógł być równie dobrze drobny urzędnik powiatowy, jak
jeden z pierwszych senatorów świeckich. Wszystko zależało od jakości
kontaktów z ziemiaństwem, ową szlachtą średnią. Wyjątkowo uzdol
niony krętacz, jakim był Stanisław Morsztyn, miał duży kredyi
zaufania u szlachty swego województwa, mógł więc wobec dworu grai
rolę wpływowego „popularysty" i próbować sprzedawać swe usługi
W tym samym okresie równą jak Morsztyn estymą cieszyli się wśród
ziemian inni dygnitarze, jak starosta kopanicki Franciszek Poniński
w Wielkopolsce, podkomorzy krzemieniecki Stanisław Ledóchowski
- wkrótce kasztelan i wojewoda wołyński, na Rusi Stefan Humiecki
wojewoda podolski. W Małopolsce, poza Morsztynem, liczyli siv
wtedy: kasztelan sądecki Franciszek Dembiński, pisarz grodzki krako
wski Franciszek Frezer, a także najmniej zamożny Franciszek Dezydc
riusz Jagniątkowski, który pod koniec życia dobił się stanowisk ;i
kasztelana czechowskiego.
Mniejszą rolę przywódcy średniej szlachty odgrywali na Litwie
gdzie tradycyjnie uzależnienie od magnaterii było większe i gdzie łatwiei
dochodziło do takich wynaturzeń życia sejmikowego, jakich opisy
pozostawił Matuszewicz. Oczywiście rola tych „działaczy" szlacheckich
na przełomie XVI/XVII i w pierwszej połowie XVIII wieku byhi
zupełnie inna. Pozostały podobieństwa formalne, a miejsce niezależny
polityki, wyrażającej interesy własnej grupy, często zajmowały sterowa
ne przez magnackich protektorów rozgrywki personalne. Polityka
szlacheckich „popularystów" robiona w skali państwa zamieniła si</
w politykę samorządową ograniczoną do sejmikowego partykularni
w najlepszym razie w skali prowincji. Nieliczne i bardzo nieporadni
124
liyły próby przywrócenia szlachcie wpływu na bieg wypadków poza
własnym podwórkiem. Konfederaci gołąbscy, litewscy „ichmościowie"
/ końca XVII wieku czy konfederaci tarnogrodzcy nie potrafili
pr/.ywrócić znaczenia grupie, która sama nie żywiła autentycznych
ambicji, wychodzących poza problemy sejmików gospodarskich i są-
dów skarbowych.
Powtórzmy jednak jeszcze raz - średnia szlachta, ziemianie „dobrze
ile mający" byli podstawową grupą decydującą o charakterze rządów
icjtnikowych.
Powyższej tezie wydaje się przeczyć tak często podkreślana rola
„gołoty" szlacheckiej, która „czapką i papką" niewolona, rozstrzygała
lejmikowe batalie na korzyść więcej i zręczniej dającego patrona.
W dyskusjach historyków przewijała się nawet teza, że tłumny udział
gołoty w zgromadzeniach sejmikowych organizowany przez magnatów
był praktyką późną, osiemnastowieczną, wynikającą z daleko posunię-
tej degeneracji staropolskich zasad ustroju i kultury politycznej. Wyda-
|r się, że zbyt pochopnie postawiono tę tezę. Zwożenie tłumów gołoty,
/miciankowców, klienteli i dworzan magnackich na sejmiki nie było
wynalazkiem XVIII wieku. Obrazki podobne do cytowanego na
początku tego rozdziału opisu można było obejrzeć i w XVII wieku.
Kzecz nie w tym, kto i kiedy pierwszy wpadł na pomysł przeparcia
uwych kandydatów i postulatów przy pomocy tłumów zwiezionej
a/lnchty, lecz w tym, jakie okoliczności decydowały o masowym
nnpływie gołoty na sejmikowe zgromadzenia.
Nim odwołamy się do źródła najkompetentniejszego, do relacji
Mutuszewicza - specjalisty od takiego organizowania sejmików - sięg-
nijmy do relacji wcześniejszych niż pochodzące z połowy XVIII wieku.
W aktach tzw. Metryki Litewskiej, przechowywanej w Archiwum
(Jłńwnym Akt Dawnych w Warszawie, zachowały się informacje
ii prawdziwej wojnie, jaka na przełomie lat 1602-1603 rozgorzała
w ziemi sochaczewskiej. Przedmiotem sporu była godność podkomo-
uego sochaczewskiego. Po śmierci starego podkomorzego, Hieronima
Irzeińskiego, wojewoda rawski Zygmunt Grudziński zwołał sejmik
elekcyjny, na którym wybrano zgodnie z prawem czterech kandydatów
mi opróżniony urząd - ostatecznego wyboru podkomorzego dokonać
mini król. Rychło okazało się jednak, że nie był to jedyny sejmik
elekcyjny - wrogowie wojewody zwołali własny zjazd pod laską
kusztelana sochaczewskiego Stanisława Plichty. W rezultacie doszło do
12D
waśni, w której role głównych antagonistów grali: starosta sochaczew-
ski Stanisław Radziejowski i stolnik sochaczewski Trzciński. Oto
niewątpliwie stronnicza relacja Radziejowskiego z sejmiku, na którym
doszło do strzelaniny:
„[...] bacząc że pan stolnik przyjechał gromadno, zbrojno, ludzi obcych z sob;|
nabrawszy namniej do naszego sejmiku należących, prosili ichmościów o dwie rzeczy. 1"
Aby żaden prywat nie ważył się mieszać z prawami Rzeczypospolitej na co otrzymali
upewnienie. 2° Aby rusznice doma zostawili, albo w zakrystyji zamknęli [...]".
W trakcie obrad stolnik Trzciński nie dotrzymał ponoć obu
warunków i wyciągnął „prywatę", tzn. sprawę elekcji podkomorskiej,
na co Radziejowski przypomniał warunki umowy.
„Za tą mową moją już tamta strona, jako na to zgotowana poczęła się niechętnie ruszać
Pan stolnik do broni a jego powodem na to już zasadzony Ojrzanowski powinny jego,
wymierzywszy z pułhaku do mnie strzelił a za niem i wszelka fakcyja strzelać poczęła.[..,)
W tem zamieszaniu, tak ten co naprzód strzelił, jako i kilku inszych zostało zabitych [...]""
Jak tam było naprawdę, nie da się już ustalić, frapuje tylko, że
przedstawiający się jako ofiara zamachu i spisku starosta sochaczewski
nie doznał żadnego uszczerbku, a zabici zostali jego przeciwnicy - prze
kogo? Ważniejsze od ustalenia winy jest jednak to, że opis Radziejows
kiego jest historią jakby żywcem wyjętą z osiemnastowiecznych źródeł
Rywalizujące fakcje spierają się o prestiżowy urząd podkomorzego
dochodzi do rozdwojenia sejmików, na kolejny zjazd konkurent i
przybywają w otoczeniu licznych orszaków, pojawiają się w nich ludzii
którzy dotąd na sejmikach nie bywali. Mamy tu do czynienia /•
schematem, który choć użyty w 1603 roku, stosowany będzie przez cal\
wiek XVII, a w następnym stuleciu jego użycie będzie tak częste, /
zostanie uznany za typowy właśnie dla tej epoki. W Sochaczew
w początkach XVII wieku przygotowywano się do sejmików tak, .
nawet Matuszewicz byłby zadowolony. Z jednym tylko, ale jak.
charakterystycznym wyjątkiem - rodzaju broni. W czasach Trzcin
kiego i Radziejowskiego często na sejmiku były w robocie rusznu
i „pułhaki", wiek XVIII - to raczej czasy stosunkowo niegroźn
rąbaniny szablami, do użycia broni palnej posuwano się tylko w ostał
czności. Do tego „technicznego" problemu wrócimy jeszcze w nastep
nych rozdziałach.
Nie wiemy, ilu ludzi przyprowadził do Sochaczewa Trzcińsl
przeciwko Radziejowskiemu. W niecałe 80 lat później generał wielk.
126
polski Piotr Opaliński miał do swej dyspozycji na sejmiku średzkim
w 1681 roku kilkuset szlachty. Tak relacjonował to Stefan Niemirycz,
wojewoda kijowski, w liście do króla Jana III Sobieskiego:
„Po śniadannych godzinach wczora, gdy z różnych stron flaszami i kuflami różnymi
likworami zagrzano i bez tego dosyć ciepłe głowy, niektórzy głosami swemi sejm zerwany
uprobującemi adeam impatientiam (do tej niecierpliwości) przywiedli byli jegomości pana
wojewodę łęczyckiego (Piotra Opalińskiego), że na te wypadł słowa:
- Gdyby to nie pan Przyjemski z którymi mi sanguinis intercedit nexus (nie pozwala
/wiązek krwi) zerwał sejm, ale kto inszy, tedybym szablę moje w nim utopił. - Na co pan
Morawski odezwał się temi słowy:
- Że pan Przyjemski sejm rozerwał to mu to uchodzi, ale gdyby to był który inszy
t nas uczynił, toby w nim szable topiono. A takoż to między nami ma być aeąualitas
(lowność)? Sisto (zatrzymuję) na tym activitatem (czynności sejmiku - właśnie ta formuła
nfiuiczała skorzystanie z prawa wolnego głosu, czyli liberum \eto i mogła w wypadku
nlcwycofania oznaczać zerwanie obrad - WK).
Stąd się wziął huczek i tumult, tak że się aż do szabel brać poczęto i kilkuset szlachty
iln pana generała wielkopolskiego skupiwszy się temi go excitabant (zachęcała) słowy:
- Zaczni jeno dobrodzieju a my już nie głosami, ale szablami zerwany sejm będziemy
wlndykowali (tu: mścili).
Co usłyszawszy pan kasztelanie młodszy (Przyjemski -zrywacz sejmu w 1681 roku)
utlwował się do zamku, czym tumult uśmierzony"15.
Owi skupiający się przy Opalińskim w momencie kryzysu w sej-
mikowych obradach „panowie bracia" - to zapewne dworzanie, klienci
i /mobilizowana uboga szlachta, którzy samą swą liczbą i wyglądem
li odstraszyć i obezwładnić wrogów i konkurentów. Nie znaleźli się
w Środzie przypadkiem - atmosfera polityczna w tym czasie, po
vanym sejmie, była bardzo napięta. Opozycja w Wielkopolsce,
owana przez wojewodę poznańskiego Krzysztofa Grzymułtows-
r.o, była dość aktywna i Piotr Opaliński zabrał ze sobą na sejmik,
lągnął", jak przez analogię do wojskowej terminologii wówczas
viono, kogo tylko mógł - spodziewał się bowiem zamieszania
•potów.
/wożono na sejmiki różną szlachtę, ale dość wyjątkowym przypad-
mi było sprowadzenie na sejmik chłopów. Mówi o tym relacja
imiku żmudzkiego w Rosieniach zapewne w 1695 roku.
.Me Sfebruarii (dnia 5 lutego) wjechał jegomość pan starosta żmudzki (Piotr Michał
i icgomość pan stolnik litewski (Jerzy Sapieha) z południa w kilkaset koni kawalkaty
/ swoich dworskich asystencyji a ksiądz Kirszensztein (Jan Hieronim Kryszpin
cnstein biskup żmudzki) we 400 koni w kopieniakach, oprócz chłopów szawelskich
inijiłr płongiańskich"16.
127
Oczywiście chłopi z królewskiej ekonomii szawelskiej nie mieli
w intencji biskupa żmudzkiego uczestniczyć w sejmiku. Byli mu
potrzebni jako siła zbrojna i ochrona przed ludźmi sprowadzonymi do
Rosień przez jego wrogów - Sapiehów. Kryszpinowie - magnaterki
stosunkowo świeżej daty - wyrośli za panowania Jana III i uciekać siv
musieli do chłopskiej pomocy, widać brakowało im szlacheckich słuy
i klientów, a na zaciągnięcie zbrojnych zbrakło funduszów.
O tym, jak mobilizowano i organizowano owe tłumy szlacht \
szaraczkowej, informuje nas niezawodny Matuszewicz, który wielo
krotnie korzystał z usług „szlachty braci" i w którego pamiętnikach
znajdujemy materiał z pierwszej ręki. Tak oto przygotowywano w woje
wództwie brzeskolitewskim sejmik deputacki w 1743 roku:
„Nie dufałem wprawdzie sobie, nieprzyjaciele całe ziemstwo, koligacyji żadnej nic
było. Przecież kogo rozumiałem, że gdy mu kiedy usłużyłem, może być na mnie łaskaw,
rozpisałem listy zapraszając na sejmik, a sam do Rusieckiego, kasztelanka mińskiego
(Franciszek Rusiecki tytułował się kasztełanicem mińskim, a był prawnukiem kasztelami
mińskiego) pobiegłem, z nim chcąc przyjaźń zawrzeć et unum sentire (i działać jednomyśl
nie), który mi przyjaźń swoją przyrzekł i także począł zbierać przyjaciół. Byłem w Kodniu
iniocando auxilium (prosząc o pomoc) kanclerza (Jan Fryderyk Sapieha) [...]. Potem
w Tokarach szlachtę częstowałem i tak, rozesławszy trochę pieniędzy na msze święte i im
szpitale, wybierałem się do Brześcia na sejmik. [...]
Tandem zgromadziwszy tokarzewską szlachtę do Minkowicz jak Włodek, mó|
przyjaciel i jakoby wódz szlachty pisał do mnie, że z kawalerią przyjedzie do Minkowio,
a infanteria, to jest szlachta bracia nie mająca koni, prosto ciągnie na Terebuń,
wyjechałem do Brześcia. Gdzie gdy stanąłem, a ze wszystkich stron za prośbami mymi
napłynęła wielka liczba szlachty, tedy nad nadzieję moją obaczyłem się populariorem (lu
potężniejszy) nad wszystkich. Chodziłem bardzo gromadnie z wizytami do wszystkich,
oprócz ziemskich urzędników. A nazajutrz po zagajeniu podkomorskim wszysik.*
szlachta okrzyknęła mię marszałkiem sejmikowym i gwałtem wziąwszy, zanieśli iih<
i posadzili na krześle marszałkowskim"17.
Tak organizował dla siebie i dla swoich kandydatów tłumu'
poparcie sejmikujących Marcin Matuszewicz w latach czterdziestyi i
XVIII wieku, polityk jeszcze powiatowego szczebla. Posługiwał m
podległymi sobie organizatorami, którzy tłumy ubogiej szlachty grom
dzili, karmili i poili, a wreszcie prowadzili na obrady. Tam ii
dyrygowali działaniami „kawalerii i infanterii" szlacheckiej aranżuj,
takie sceny, jak niby spontaniczne sadzanie Matuszewicza na krzo
marszałkowskim. Wodzami drobnej szlachty na usługach polityki
bywali ziemianie mniejszego znaczenia, w tym przypadku Rusieci
i Włodek.
128
Bywało i tak, że politycy większego kalibru niż ci dwaj, osobiście
prowadzili podległą sobie nieformalnie szlachtę na sejmiki, pełnili rolę
„duktorów" szlacheckich, czyli przewodników, tak bowiem tych spec-
jiilistów od organizowania mas szlacheckich nazywają źródła. Zarówno
Rusiecki, jak i Włodek, byli tylko ogniwem, trybem w wyborczej
maszynie sejmikowej, podobnie zresztą jak sam Matuszewicz, który dla
większych od siebie jaśnie wielmożnych panów organizował publicz-
ność na sejmikach.
Tak właśnie krzątał się on w 1764 roku, kiedy to w szeregach
stronnictwa radziwiłłowskiego usiłował przeciwstawić się Czartorys-
kim, których maszynerię sejmikową w województwie brzeskim tak
opisuje:
„A najprzód, że strona przeciwna (Czartoryscy) rzuciła najmniej dwa tysiące
i wrwonych złotych, jak miarkujemy z różnych pewnych wiadomości, co któremu ex
ilucloribus populi (z przywódców szlachty) dano. Namiestnikowie ekonomiczni wszyscy,
Ink/c namiestnicy kodeńscy, rateńscy z ziemi chełmskiej i międzyrzeccy dóbr księcia
wojewody ruskiego (Aleksander August Czartoryski) z Podlasia i z ziemi łukowskiej, ile
lylko mogli, naprowadzili szlachty.
Przy tym ruszono całą szlachtę sielecką, szlachtę ekonomiczną (tzn. z dóbr stołu
kiólcwskiego - WK), okolice Huszczą, Tuczną, Wiski, Chmielów, Przewlokę i inne,
klńr/.y przedtem do sejmikowania nie bywali dopuszczani, że nie w grodzie brzeskim, ale
w dworach swoich sądzą się. Nawet ksiądz rektor brzeski jezuicki Wyganowski (Józef),
lii nI pisarza grodzkiego brzeskiego, słyszeliśmy, że kazał, czy też dozwolił, studentom
ilmoślejszym poprzypasowywać szable i być w partyji Flemingowskiej (Jerzy Detlov
Mrming podskarbi wielki litewski i starosta brzeski był szefem czartoryszczyków
* brzeskim - WK) na sejmiku. Słowem ta partia rachowała w regestrze swoim osób 996,
» w samej rzeczy mogło ich być więcej 800. My zaś prawdziwych patriotów województwa
ln/cskiego osiadłych rachowaliśmy czterysta trzydzieści osób..."18.
Widzimy więc, jak w momencie szczególnego napięcia związanego
i bezkrólewiem i planami reform, następowała generalna moblizacja
lVi'h wszystkich, którzy mogli rościć sobie prawo do udziału w sejmiku,
>ćby to nawet była tak wątpliwa szlachta, jak owi ziemianie sieleccy
szlachta - poddani z ekonomii królewskich. Duktorzy otrzymywali
bagatelne sumy na koszta transportu i wyżywienia, bowiem sej-
mikujących do Brześcia prowadzono nawet spod Łukowa czy Ratna
w ziemi chełmskiej. Oczywiście cała suma 2 tysięcy dukatów nie może
hyi1 uznana za fundusz korupcyjny - były to pieniądze przeznaczone na
luiH/.ta, a przede wszystkim wynagrodzenie owych duktorów szlachec-
kich. Czartoryscy zainwestowali 2 tysiące dukatów i za tę sumę
przyprowadzono na sejmik prawie 1000 ludzi, czyli koszt jednego
129
wyborcy wynosił około 2 czerwonych złotych, a więc 36 złotych
polskich. Być może różnica pomiędzy liczbą wykazaną w regestrzc
a liczbą rzeczywiście obecnych stanowiła dodatkowy zarobek or-
ganizatorów tego zjazdu.
Szlachta gołota służyła swymi głosami, a czasem i szablami, za
możliwość najedzenia się, a przede wszystkim napicia na koszt or-
ganizatorów. Jeżeli wchodziły tu w grę jakieś datki pieniężne, były to
sumy tak niewielkie, iż trudno mówić o korupcji. Sądzić można, żi
większości ziemian obecnych na sejmiku dość obojętne były spon
magnackich pryncypałów, a o programach politycznych mieli nadei
mętne pojęcie. Atrakcją zaś był sam udział w sejmiku, podkreślenie-
swych praw stanowych, otarcie się o „wielki świat" Brześcia Litews
kiego. Wszystko to traktowano zapewne jako organizowaną na kos/i
panów rozrywkową wycieczkę, która ubarwiała i przerywała mono
tonie wiejskiej egzystencji zagrodowego szlachcica, niewiele różniącci
się od życia chłopskiego.
Poza akcjami organizowanymi przez polityków, uboga szlacht;)
rzadko pojawiała się na sejmikach w większej liczbie. Być może wyjątek
stanowiły zgromadzenia sejmikowe w dużych miastach, takich jak
stołeczna Warszawa. Gromadziło się tu wokół dworu królewskiego
i rezydencji magnackich wielu zdeklasowanych ziemian, żyjących
w mieście z resztek kapitału czy pełniących służbę, lub wreszcie po
prostu pracujących. Istnieją dane, że ta „brukowa" szlachta bywała n;i
sejmikach w kościele pod wezwaniem Św. Marcina na ulicy Piwnej, ni<
odgrywała jednak jakiejś szczególnej roli w sejmikowych rozgrywkach
Osiadłym na miejskim bruku stołecznej Warszawy eks-ziemianom c/\
egzystującym czasem od pokoleń w mieście szlacheckim „kapitalistom
wystarczało samo pokazanie się wśród sejmikujących dla podkreśleni!
swej przynależności do stanu rządzącego. Uczestniczenie w sejmiku
nawet bierne, odróżniało przecież od sąsiadów-mieszczan, którzy nawi i
jeśli bywali zamożniejsi i lepiej wykształceni, w dniu sejmiku nie mii li
czego szukać u Św. Marcina.
Szlachta-mieszczanie czy wieszający się u pańskiej klamki byl
właściciele ziemscy nie cieszyli się szczególną estymą prawdziwy^
ziemian-posiadaczy. Oto jak, z nie ukrywaną pogardą, donosił księciu
Bogusławowi Radziwiłłowi o obecności na warszawskim sejmiku i<
kategorii szlachty jego stołeczny korespondent. (Był nim Szczęsn
Morsztyn, też klient magnacki, ale właściciel ziemski, a w lata< i
130
13. Jan Piotr Norblin, Pijany szlachcic. Fragment sejmiku w kościele.
Sepia, 1785 r.
1673-1683 nawet dygnitarz - podkoniuszy Wielkiego Księstwa Li-
tewskiego).
„Dnia wczorajszego (19 lutego 1665 roku - WK) odprawił się tu sejmik
iimfowiecki zwyczajnie w kościele u Marcinków. Szlachty znaczniejszej mało co
Mo, miśków (od viris - mieszkańcy) i zgubikordzików z wyciętymi na krzyż
Utwmi ze sto"19.
W dwóch ostatnich cytowanych relacjach Matuszewicza i Morsz-
tyna znalazły się liczby - prowadzi nas to do ostatniego już w tym
iti/il/iale zagadnienia, do próby odpowiedzi na pytanie, jak liczne
hywuły sejmiki, ilu ludzi uczestniczyło, tak biernie jak czynnie, w ob-
mdiich. Oczywiście podane wyżej przez obu autorów relacji liczby nie
131
mogą stanowić żadnej podstawy do uogólnień, warto się jednak chwilę
zatrzymać nad tymi przykładami, nim sięgniemy do innych danych.
Tak jak u MatuszewiczaCliczbę uczestników sejmiku podawano
zwykle wtedy, gdy była onaTuezwyczajna, a więc bardzo duża lub
bardzo małaT)Pewniejsze dane pochodzą z tych sejmików, na których
uczestnicjTByli na czyimś „regestrze", a więc byli policzeni - w Brześciu
Litewskim, jeśli wierzyć pamiętnikarzowi, było w 1764 roku około 1200
szlachty, czyli liczba bardzo pokaźna - była to jednak sytuacja zupełnie
nadzwyczajna, stąd i taka frekwencja oraz dane o niej.
Informacje Morsztyna znowu sprawiają wrażenie mało pewnych,
nie liczył on obecnych - „zgubikordzików" było „ze sto", a więi
wszystkich razem zapewne stu kilkudziesięciu. Liczba to jednak, tak jak
wiele innych danych szacunkowych, bardzo mało wiarygodna. Musimy
więc pamiętać, że dokładniejsze dane o liczebności zjazdów mamy
z okresów szczególnego napięcia politycznego, kiedy często organizo-
wano sejmiki, a liczba uczestników rosła.
Na przykład w aktach średzkich znajdujemy taką informacji,
o liczebności sejmikujących 2 stycznia 1618 roku:
„Na tym sejmiku beł konkurs ludzi wielki nad zwyczaj inszych sejmików a mianowi
de panów ewangelików, którzy prawie wszyscy beli z tych dwóch województw [...]""
Gremialne przybycie protestantów, którzy przyjechali, by broni*
swych zagrożonych przez politykę Zygmunta III praw, uczyniło sejm i \
średzki 1618 roku wyjątkowo licznym. Jednak taki zjazd sejmikowy byi
zwykle imprezą jednorazową, zdarzał się co jakiś czas.
Próbowano obliczać liczebność sejmików na różne sposoby: wedłu
ilości majątków szlacheckich w danej ziemi, lub na podstawie podpisó\
pod aktami sejmikowymi. Wszystkie te metody okazały się bard/
zawodne i historyk uzbrojony we wszelkie narzędzia badawczej'
warsztatu do dziś nie jest w stanie odpowiedzieć precyzyjnie na pytam
o liczbę uczestników szlacheckich zgromadzeń. Być może ten bnii
odpowiedzi wynika ze źle postawionego pytania. Nie można bowiem
zakładać istnienia jakiegoś „przeciętnego" sejmiku, którego „przecie
na" liczebność oddawałaby „przeciętną krajową". Żadne próby staty
tyk nie mają sensu, gdy mamy*do czynienia z materiałem tak różnorod
nego pochodzenia, jak akta i źródła do historii sejmików.
Dane zawarte w monografiach sejmików poszczególnych ziem
oparte o nieprecyzyjne informacje źródłowe, zdają się wskazywać, >
132
r
sejmikujących bywało zwykle od kilkudziesięciu do 200-300 osób na
dużych sejmikach koronnych i ważnych litewskich. Kresowe zjazdy
białoruskie i ukraińskie, a także mniejszych ziem Korony, gromadziły
na pewno mniejszą publiczność. Starsi autorzy, Pawiński i Siemieński,
mieli tendencję do wyolbrzymiania liczby sejmikujących, opierając się
na danych dotyczących zjazdów wyjątkowych, np. przedelekcyjnych.
Już jednak prowadzone po II wojnie badania Wacława Urbana
i Jerzego Włodarczyka skorygowały ten obraz. Dla sejmiku proszowic-
kiego ustalenia ich mówią, iż zjazdy kilkusetosobowe uważano w końcu
XVI wieku za bardzo liczne i wyjątkowe. Tak właśnie traktowano
Mjjmik deputacki województwa krakowskiego w Proszowicach odbyty
K września 1590 roku, a było na nim zapewne około 150 uczestników. -
<vZa wyjątkowo wielki zjazd, tak wielki, że nawet żywności w Pro- ~"
»Aowicach zabrakło, uznano sejmik rozpoczęty 31 marca 1593 roku, na
klórym było około 500 ziemian^Zbliżone wielkości podają autorzy
monografii innych dużych sejmików - średzkiego i opatowskiego.
Największa liczba uczestników zanotowana kiedykolwiek w Hali-
czu to 130 osób w 1615 roku. W tym samym jednak okresie bywały
Ncjiniki tłumne; Anna Filipczak-Kocur odnalazła dane mówiące o tym,
to np. na sejmiku elekcyjnym pisarza sieradzkiego w 1603 roku
głosowało aż 781 wyborców. Czterech było kandydatów do urzędu
pimirza i każdy z nich przywiódł ze sobą na zjazd wyborczy wszystkich
iwych krewnych i znajomych.
Im mniejsze i mniej ważne sejmiki, tym liczba uczestników była
mniejsza. Zdarzały się zjazdy, które trzeba było przekładać lub zamy-
k ttć bez obrad z powodu małej frekwencji uprawnionych do uczestnict-
i Bywało tak często w czasach wojen i zamieszek wewnętrznych na
t/,atku XVIII wieku. 13 stycznia 1710 roku na sejmik do Łucka
i hało tylko kilkanaście osób i marszałek, podkomorzy nowogrodzki
<K;ski, zamknął obrady. Jeszcze mniej uczestników stawiło się na zjazd
ichty do Krakowa w kwietniu 1704 roku, choć ten miał się odbyć
v okazji popisu, a więc był obowiązkowy. Obrady przełożono, „bo
nikli tylko zjechało się ichmościów". /_
Jcdnak(wydaje się, że w XVIII wieku liczba uczestników zjazdów '
i»|itiikowych rosła. Częściej zdarzały się sejmiki organizowane przez
kiwkurujące ze sobą magnackie fakcje, tak za panowania obu Sasów,
luk m Stanisława Augusta.^uż na początku tego stulecia sejmik
lubelski, na który zjechało tylko 40 osób, uznano - według relacji
133
przechowywanej w Bibliotece Czartoryskich - za odbyty przy malej
frekwencji. Inna sprawa, że w tym województwie liczba osób upraw-
nionych do uczestnictwa w obradach była znaczna, większa zapewne
niż gdzie indziej w Małopolsce. Wszelkie więc generalizowanie w spra-
wie liczby uczestników zjazdów na podstawie źródeł jest bardzo
zawodne.
Zastanówmy się jeszcze przez chwilę nad przyczynami słabej fre-
kwencji szlachty na zjazdach. O ile szczególnie gromadne obrady
dają się zwykle łatwo wytłumaczyć, o tyle absencja wytłumaczalmi
jest trudniej. Najprościej można złą frekwencję usprawiedliwić nie-
bezpieczną sytuacją wojenną, zamieszkami itp. Często jednak przy-
czyny nagłej i znaczącej absencji ziemian leżały w sferze, dziś po-
wiedzielibyśmy, technicznej.
„Popis odprawiony w małej frekwencyjej ludzi, gdyż z naszych Podgórzanów żaden
przeprawiać się nie mógł...".
„(Sejmik) ruski w Wiszni, na którym tylko sami lwowianie byli, bo z przemyskie i
i sanockiej ziemi zjechać nikt nie mógł dla złych bardzo dróg i wód inwazyji, limitowam
ad 9 maii..."21.
To tylko dwie wzmianki wyjęte z korespondencji i obrazujące fakl,
iż o uczestnictwie w zjeździe decydowały często siły wyższe. Wiosenni-
powodzie, stan gościńców wiosną i jesienią, odległość od miejsca obrad
- były to bardzo ważne elementy, z którymi liczył się każdy ziemianin
Czasem przybycie na zjazd było wręcz niemożliwe, zapewne dlatego nic
znalazły poparcia podnoszone w XVII wieku projekty uczynieni;;
z obecności na sejmiku obowiązku każdego szlachcica - obywatelu
danej ziemi. Przekształcenie prawa do udziału w samorządzu
w obowiązek udać się mogło tylko na papierze, tak jak w sfer/r
teorii pozostawało stawiennictwo na obowiązkowe popisy czy udzi;il
całej szlachty w pospolitym ruszeniu.
Uczestniczyli czynnie - często z pożytkiem dla Rzeczypospolitą
i ziemi, czyli „ojczyzny bliższej" - ci, którzy mieli czas, pieniądze
a przede wszystkim ochotę i potrzebę kształtowania społecznej rzec/y
wistości. Jedni angażowali się z wewnętrznej potrzeby aktywności, inni
wiedzieli, że przez sejmik prowadzi jedna z dróg awansu. Udam
wystąpienia w kole braterskim, pełnienie funkcji marszałka, a przed'
wszystkim posła i deputata trybunalskiego było dla jednostek ambii
niejszych, szczególnie w XVI i XVII wieku, szansą wybicia się z prowin
cjonalnego partykularza do „wielkiej polityki".
134
Kariera rozpoczęta w ziemskim samorządzie zakończyć się mogła
różnie, ważny był przecież poziom startu: majątek, koneksje, koligacje.
Czasem było to wejście w szeregi politycznej elity Rzeczypospolitej,
czasem krzesło w senacie, wreszcie mogła to być kariera majątkowa
dzięki uzyskaniu dochodowych królewszczyzn. Wszystkie te nęcące
możliwości niosło z sobą aktywne uczestniczenie w życiu sejmikowym
i motywacji tych nie należy lekceważyć.
Poczucie obowiązku obywatelskiego, silne w XVI wieku, w później-
szych stuleciach osłabło, wpływ na rzeczywistość polityczną też często
okazywał się iluzoryczny. Pozostawały zatem dwie motywacje najistot-
niejsze: konieczność dbania o własny interes, choćby finansowy, np.
przy rozdziale obciążeń podatkowych, oraz szansa na karierę i zrobie-
nie majątku.
Wielu z uczestników życia sejmikowego, którym poświęciliśmy
powyższy rozdział, uważało że „brać udział" po prostu się opłaca.
Opłacało się zawsze magnaterii, często szlachcie średniej, najrzadziej
/agrodowcom i gołocie - wszyscy oni jednak uważali instytucję sejmiku
/u swoją.
1 K. Koźmian, Pamiętniki, Wrocław 1972, t. I, s. 132.
2 H. Malewska, op. cit., s. 61.
' Listy Krzysztofa Opalińskiego, wyd. cyt. s. 245 (Pozostałe cytaty z listów
Opalińskiego podajemy za tym wydaniem).
* J. W. Poczobut-Odlanicki, Pamiętniki, s. 273.
1 Rps AGAD, AR V nr 5533.
6 Rps B. Czart. 532.
7 M. Matuszewicz, Diariusz życia mego, opr. B. Królikowski, Z. Zieliński, War-
1986, t. II, s. 555. (Pozostałe cytaty za tym wydaniem).
* IC. Jarochowski, Lauda połączonych..., loc. cit., s. 434.
'' Korzystamy tu z ustaleń I. Lewina, Z historii i tradycji. Szkice z dziejów kultury
tydowskiej, Warszawa 1983.
111 W. Kochowski, Roczników polskich klimakter IV, wyd. J. N. Bobrowicz, Lipsk
IIW. s. 79.
" M. Matuszewicz, Diariusz..., t. I, s. 114-115.
" Rps AGAD, AR V nr 13841.
" Rps B. Czart. 517.
14 Rps AGAD, ML IX 55 - za zwrócenie uwagi na to źródło dziękuję pani Jolancie
• holńskiej.
n Rps. BJ 1151.
1(1 Rps BN. BOZ 1809/2.
135
17 M. Matuszewicz, Diariusz..., t. I, s. 203.
18 Ibidem, t. II, s. 435^36.
19 Rps AGAD, AR V nr 10038.
20 ASPK, t. I, nr 206, cyt. za S. Płaza, Sejmiki i zjazdy szlacheckie województw
poznańskiego i kaliskiego. Ustrój i funkcjonowanie (1572-1632), Warszawa 1984, s. 89.
21 Rps B. Czart. 5966 i 467.
IV. SEJMIKOWA WALKA POLITYCZNA
„Jeszcze my tu sejmikujemy a to dla nieszczęsnych, których sam u nas pełno fakcyji.
Atoli dziś już kończymy i posły obieramy, bo u nas po utarciu artykułów aż ich obierają.
[...] Pan sędzia rodzony mój posłem także pewnie będzie, grożą się rugować go na sejmie,
ale tymczasem aut bos, aut asinus (albo wół, albo osioł, tzn. wóz albo przewóz - WK),
piętnaście ich jest co się pną na poselstwo wielkim gwałtem - szachmet (awantura) będzie
jak do kresek przyjdziem. Pan starosta lubelski zakłóciwszy chełmski sejmik po toż i tu
przyjechał, ale aza się niepowiedzie. Waszmości mnie wielmożnemu panu dobrym się
opowiada być przyjacielem, jego cooperatione (z jego przyczyny) kładziono nam
mandaty, ma membranów (akt in blanco) na nie jeszcze kilkanaście..."1.
Tak informował rokoszanina Jerzego Lubomirskiego, marszałka
wielkiego koronnego i hetmana polnego, o przebiegu sejmiku wojewó-
dztwa ruskiego w Wiszni jego klient, chorąży przemyski Jan Wojakow-
ski, w liście z dnia 30 października 1664 roku.
Tekst ten wprowadza nas w sam środek sejmikowej rozgrywki
o czysto politycznym charakterze. Analizą podobnych źródeł będziemy
»ic w tym rozdziale posługiwać dla zilustrowania mechanizmów walki
politycznej na zjazdach szlacheckich. Istotny jest tu przymiotnik
„politycznej" - wszystkim bowiem, co wykracza poza dzisiejsze pojmo-
wanie walki politycznej, a więc bezprawiem, przymusem i przemocą,
/ujmiemy się w następnym rozdziale.
Polityka była w Rzeczypospolitej Obojga Narodów zajęciem szla-
iheckim - „naród polityczny", zgodnie z rozwijaną w XVII wieku
ideologią sarmatyzmu, był powołany do rządzenia państwem na mocy
wywalczonych przez mitycznych przodków zasług i przywilejów, pie-
r/olowicie pielęgnowanych i przekazywanych kolejnym pokoleniom
potomków starożytnych, bohaterskich Sarmatów. Teoria wykluczająca
ud polityki - pojmowanej jako sztuka rządzenia państwem - plebeju-
iaów nie mogących się wywieść od sarmackich przodków, jak każda
«sada ogólna, w praktyce dopuszczała sytuacje wyjątkow^rTBywali
w Rzeczypospolitej politycy pochodzenia nieszlacheckiego, zwykle
137
K
jednak nie odgrywali zasadniczej roli i im dalej w głąb wieku XVII, tym
rzadziej ich spotykamy^
Politycy o plebejskim rodowodzie to zwykle specjalistyczny per-
sonel „średniego szczebla", skupiający się w wieku XVI wokół dworu
i kancelarii monarszej oraz działający w służbie dyplomatycznej. Często
kariera takiego „klerka", pochodzącego z mieszczaństwa lub nawet ze
wsi, kończyła się nobilitacją i jego potomstwo, uznając się za rodowitą
szlachtę, mogło uczestniczyć w życiu politycznym bez ograniczeń.
Pojawiali się więc na sejmach i sejmikach „mieszczańscy i chłopscy
synkowie" - było to jednak zjawisko marginalne.
Sukcesy ruchu egzekucyjnego ogromnie podniosły polityczne zna-
czenie zjazdów sejmikowycłtTDopóki Jagiellonowie - królowie senator-
scy - rządzili przy pomocy mianowanego senatu, dopóty rola ziemskicli
zgromadzeń sejmikowych była nieznaczna. Gdy jednak za panowania
Zygmunta Augusta wzrosła rola izby poselskiej, musiało to pociągnąć
za sobą wzrost znaczenia zgromadzeń, na których obierano posłów
i przygotowywano im instrukcje.^;
Samorządowe funkcje sejmików ulegały rozszerzeniu proporcjonal-
nie do znaczenia sejmu, a gJy w połowie XVII wieku rozpoczęła się
degeneracja rządów sejmowych, sejmiki przejęły wiele z prerogatyw
władzy centralnej i nie tylko nie straciły, ale nawet zyskały na znaczeniu.
Sejmiki były niejako „z góry skazane" na polityczną wielkość, wynikało
to z logiki systemu. Choćby dlatego, że były owe zjazdy właściwie
jedynym forum dla kształtowania wspólnych poglądów, opinii w spra
wach publicznych ziemian na prowincji ogromnie rozległego państw,i
polsko-litewsko-ruskiego.
7 (_Sejmiki powiatowe, ziemskie, wojewódzkie, wreszcie zanikając
w XVII wieku generały były dla większości szlachty jedyną szansą czynnep
uczestniczenia w życiu politycznym w XVI i XVII wieku, w czasach, kied
warstwa ta przeżywa apogeum swego znaczeniayW okresie późniejszyn>
- wraz z powrotem magnaterii do utraconej w XVI wieku roli warstw
decydującej o polityce państwa - rola sejmików i formy uprawiania na nici ¦
polityki ulegną zmianie. W XVIII stuleciu będzie już często oczywiste, że i ¦
nie szlachta na sejmiku decyduje o sprawach ziemi czy województw
- rozstrzygano o wszystkim na magnackich dworach. Wiedza o tyn¦
w orbicie którego z prowincjonalnych wielmożów konkurujących ze soli
pozostawał dany sejmik, ma zasadnicze znaczenie dla zrozumiem
wewnętrznych dziejów chylącej się do upadku Rzeczypospolitej.
138
Wiadomo od jakiegoś czasu, że prawdziwa polityka, to polityka
personalna. Walka idei i programów zdarzała się na sejmikowym
partykularzu, szczególnie w XVI wieku, kiedy renesansowe ożywienie
intelektualne wydawało jeszcze swoje owoce. W latach późniejszych,
w miarę postępującego upadku kultury politycznej, tryumfować po-
częła zasada (o wiele później zresztą sformułowana) ograniczająca sens
polityki do pytania „kto kogo". Nie tak ważne było więc to, co się
mówiło na sejmiku, raczej kto to mówił, a zwłaszcza przeciwko komu.
W całym okresie - i we wspaniałych początkach i na smutnym końcu
najwięcej emocji i zainteresowania wzbudzały te zgromadzenia, które
połączone były z wyborami. I choć często istotniejsze były dla ziemian
sprawy omawiane na sejmikach gospodarskich, to wydaje się, że
wybory - przedsejmowe, deputackie i na urzędy - gromadziły najwięk-
h/ą publiczność.
One też w pierwszej fazie rządów sejmikowych najczęściej stawały
się miejscem zaciętej rywalizacji stronnictw, coraz częściej kończącej się
hurdami i zrywaniem obrad. Już w drugiej połowie XVII wieku
współzawodnictwo fakcji, częściej reprezentujących osoby niż pro-
gramy polityczne, przenosić się poczęło na nowe sejmiki samorządowe.
Zrywano więc obrady już nie tylko w walce o funkcję posła na sejm, ale
dla niedopuszczenia rywali do znacznie mniej prestiżowych stanowisk.
Na przełomie XVII i XVIII stulecia prym w tej zażartej konkurencji
o każdy urząd i stanowisko wiedli Lublinianie. Oto parę doniesień
* sejmiku lubelskiego, pierwsze z czerwca 1693 roku:
„Sejmik lubelski zagaiwszy się 4 praesentis (bieżącego miesiąca) przy powadze jaśnie
wielmożnego jegomości pana podkomorzego lubelskiego, zerwał się 6 eiusdem (tegoż
mieniąca) na rotmistrzostwie łanowym, które gdy jegomość pan stolnik łukowski
Ko/wadowski intebatur in partes suorum asserere (zamierzał uzyskać dla siebie) drudzy
kimlradykując temu zerwali. Tamże 2 eiusdem na rotmistrzostwie potkał casus (przypa-
iłfk) jegomości pana starostę żytomierskiego, gdy w nocy pan Woliński instygator
Itukurżyciel) trybunalski z jegomościa panem Molskim, synem jegomości pana vi-
iłinarszałka nadszedłszy, posiekali w rękę razy kilka i coś w głowę..."2.
Konkurowano tu o stanowisko niewysokie, ale dochodowe - dowó-
dcy oddziału wojskowego zaciąganego na koszt województwa; w walce
o lc synekurę doszło do bójki, w której dostało się samemu staroście
»Vlomierskiemu, a jeden z wojewódzkich matadorów, Andrzej Roz-
*«dowski stolnik łukowski, tak parł do stanowiska, że aż konkurenci
musieli zerwać sejmik, by nie dopuścić go do funkcji.
139
,4
14. Daniel Chodowiecki, Bójka dwóch senatorów polskich.
Akwaforta, 2 poł. XVIII w.
W dziesięć lat później rywalizacje podobne trwały nadal i do-
prowadziły do podjęcia przez sejmik lubelski iście kuriozalnej uchwały.
Oddajmy głos radziwiłłowskiemu korespondentowi w Lublinie, Toma-
szowi Ignacemu Gintowtowi, który tak zrelacjonował rzecz całą swemu
chlebodawcy:
„Nazajutrz 25 et subseąuenter (i dalej) aż do piątku 28 septembris (września) materia
0 obieraniu komisarza i poborcy i ich konkurencyja [...] cały czas zabrała. Tandem
(wreszcie) tegoż dnia jest skończona za obraniem na komisarstwo do trybunału
radomskiego jegomości pana Kiełczewskiego, na poborstwo jegomości Stoińskiego,
którym iniungebat (polecono) wykonanie przysięgi u stolika jegomości pana marszałka,
luko się o to nie starali. [...] Na co jegomość pan chorąży lubelski odpowiedział, że
województwo zabiegając emulacjom (rywalizacjom) to prawo postanowiło, bo kto
hałasów, rwania sejmików przyczyną, jeżeli nie staranie...?"3.
Z przekazanej przez Gintowta wypowiedzi chorążego lubelskiego
wynika, że postanowiono owym „emulacjom i hałasom" zapobiec,
odbierając od starających się o funkcje i godności elektów przysięgę,
>.c... wcale się o nie nie starali. Mamy tu do czynienia z anachronicznym
1 graniczącym z aberracją polityczną przekonaniem, że zabiegi o urząd
mi|. w rzeczy samej podejrzane i uwłaczające, a obiór powinien na-
Mcpować w uznaniu zasług i niejako wbrew woli zainteresowanego,
którego szlachta powinna „upraszać" o przyjęcie godności. Tego typu
naiwne próby regulowania sejmikowego mechanizmu ułatwiały tylko
przemianę go w pole walk stronnictw i jednostek ubiegających się już
i/csto nie o godność posła, mogącą być wstępem do szerszej politycznej
kariery, ale o urząd rotmistrza powiatowego czy poborcy ziemskiego.
11 rzędy te dawały niewielkie polityczne wpływy, ograniczone do ziem-
*kiego partykularza, stwarzały za to szansę wzbogacenia się kosztem
skarbu ziemskiego i państwowego.
Jakąż bowiem zaporę dla pozbawionych skrupułów powiatowych
polityków per fas et nefas prących do dochodowych funkcji był
obowiązek złożenia ustnej przysięgi, że im na tej godności nie zależało?
Kozdźwięk pomiędzy rzeczywistością sejmikowej codzienności a naiw-
nie idealistyczną tendencją sejmikowej uchwały o przysiędze był tak
duży, że musiał odbierać jej w oczach współczesnych całą powagę
I / góry czynił ją martwym i niepoważnym aktem formalnym.
W tej jednak atmosferze zewnętrznego legalizmu i dbałości o za-
chowanie fasadowych, a rzadko w praktyce realizowanych ideałów
rozkwitała sejmikowa polityka. Ukształtowała się od początku XVII
141
wieku praktyka sejmikowania, na którą w równej mierze składał się
szumny frazes przywołujący chętnie „cnoty i zasługi przodków" (gdy
brakło własnych), jak i całkiem niecnotliwe kombinacyjki, jak prywata,
korupcja, protekcjonizm, czyli zwykłe wady każdego systemu demo-
kratycznego.
Spróbujmy wrócić teraz do analizy owej sejmikowej polityki,
w której arkana wprowadza nas cytowany na początku rozdziału
fragment listu Wojakowskiego do Lubomirskiego. Już w wieku XVII,
w czasach, gdy znaczne były jeszcze wpływy szlachty średniej - a jej
domeną, jak to wyżej staraliśmy się wykazać, były sejmiki - rolę
przywódców politycznych, którzy chętnie brali na siebie obowiązek
wyrażania postulatów szlachty, pełnili „bracia starsi" albo po prostu
„panowie" - magnateria o senatorskich ambicjach. Wraz z przej-
mowaniem przez nią roli wyraziciela interesów szlachty jako całości,
kończyło się znaczenie sławnych w XVI stuleciu trybunów i parlamen-
tarzystów szlacheckich. Ordo intermedius - stan pośredniczący, senato-
rowie, którzy już za Zygmunta III Wazy poczęli przyswajać sobie
tajniki polityki sejmikowej, wkrótce owładnęli też umysłami sejmikują-
cych. Tak zakończyły się czasy walk programów politycznych, a roz-
poczęła się epoka polityki ograniczonej do rozgrywek personalnych,
programy - jeśli je w ogóle formułowano - były zwykle pretekstami.
Wkrótce też więksi i mniejsi panowie przestali grać rolę pośred
ników i bez ogródek poczęli wykorzystywać wpływy na sejmikach dl;i
swych prywatnych, czasem żadnym frazesem już nie osłoniętycli
interesów. Listy nadsyłane na zjazdy przez owych personatów zawierał?
często prośby o poparcie przez zgromadzonych spraw najzupełnk-i
z celem zjazdu nie związanych. Leży przed nami opis sejmiku relacyi
nego województwa wileńskiego, rozpoczętego 28 lutego 1681 roku
Czasy to były na Litwie burzliwe, rywalizacja wielkich rodów: Paców
Sapiehów, Radziwiłłów doprowadzić miała do wojny domowej, sejm 11
był liczny, zjechał nań sam wojewoda wileński Michał Kazimierz Pćh
Na ręce marszałka nadesłano wiele listów, m.in. nadszedł od marszałk.i
powiatu oszmiańskiego Kociełła - osoby znanej i cieszącej się znacznym
autorytetem. Być może zgromadzeni liczyli, iż marszałek oszmiańsk
przedstawi w liście swoje stanowisko w sporach rozdzierających pn>
wincję. Jakież więc musiało być zaskoczenie, gdy dowiedziano się, i
sprawa, która skłoniła Kociełła do wysłania listu, nie ma nic wspólnej"
z polityką. Pisał on:
142
„prosząc o instancyję do jego królewskiej mości, aby komisyja nie była w majętności tego,
od jego królewskiej mości naznaczona, o spalenie Żydówki"4.
Za sprawą tą kryje się zapewne tragedia kobiety oskarżonej o czary
czy może o mord rytualny, ale jest to także jaskrawy przykład
^yk^rzy^tyjwajńajejmjku^pbrad w sprawach_p_ublicznych - do obrony >,
prywatnych interesów, w tym wypadku zagrożonych interwencją króle-
wską i karą za samowolne wymierzenie sprawiedliwości. Kociełł nie
uzyskał poparcia sejmiku - nie dlatego jednak, iżby jego prośbę uznano
za niestosowną, ale dlatego, że w ferworze dyskusji nad sprawami
wojskowymi i skarbowymi rzecz cała umknęła uwadze zgromadzonych
na zamku wileńskim. Zresztą Kociełł nie przywiązywał do tej sprawy
większej wagi, skoro ograniczył się do listu. Bardziej od niego zapobieg-
liwi lepiej potrafili dbać o swe interesy na sejmikach. Przyjrzyjmy się,
jak to robił znany wielu z kart Potopu, osławiony książę Bogusław
Radziwiłł, koniuszy wielki litewski.
Zasadniczą sprawą dla magnata, który sam przecież nie mógł być
obecny na wszystkich sejmikach pozostających w orbicie jego zaintere-
sowań, było mieć na nich swoich ludzi. Zachowała się korespondencja
Bogusława Radziwiłła z Krzysztofem Dobkiewiczem, który w latach
sześćdziesiątych XVII wieku był jego agentem in rebus w Wilnie.
W sprawach sejmikowych był odpowiedzialny za dostarczanie księciu,
rezydującemu wtedy głównie w pruskim Królewcu, informacji o sytua-
cji na sejmikach. Poza tym przekazywał tam listy radziwiłłowskie i, co 1
najważniejsze, starał się, by znalazły one wśród sejmikującej szlaehty^J
właściwy oddźwięk.
Nie były to zadania łatwe. Jak wynika z listów Dobkiewicza, musiał
«ic on czasem mocno napocić, by zadowolić swego mocodawcę. Oto na
przykład w lutym 1665 roku listy książęce na sejmik lidzki i wiłkomier-
iki dotarły do Wilna 18 lutego, a zgromadzenia rozpoczęły się w dzień
później.
„Atoli przecież starałem się o takich, co zbiec mogli na dzień 19 do Wiłkomierza
11 .idy. Rozsyłając te listy pisałem do tych, na których waszej książęcej mości zależy, sam
ml siebie, aby desideria (postulaty) waszej książęcej mości były promowane, bo bez tego
(mi przeczytaniu listu nic by nie było. [...] List waszej książęcej mości (na sejmik wileński
W K) kazałem oddać swemu czeladnikowi, uczyniwszy go kozakiem (posłańcem) waszej
kiln>.ccej mości. Po którego przeczytaniu nie tylko aby miała być od kogo interpositia
IW»Uiwiennictwo) za waszą książęcą mością, ale cale krzyknęli: - Żadnych prywat nie
promować.
143
kl
X
Czekałem [...], aż kiedy poczęto promować mniszki i jezuitów i inszych [...], sam się
odezwałem i kontradykowałem (sprzeciwiłem się) temu [...]. Okrzyknęli mnie, że dla tych
prywat sejmy rwą - powiedziałem, że książę jegomość dobrodziej mój nie dlatego prosi
0 instancyją, aby nią o całość Rzeczypospolitej koncernujące (starające się) rady przez
delegatos suas (przedstawicieli swych) rwać i impediować (zakłócać) miał, ale abyście
tylko, jako za tejże synem Ojczyzny i współbratem swoim interponowali (wstawili się)
w słusznej rzeczy. Gdy tedy nie było na to żadnej kontradykcyji jegomość ksiądz biskup
(Jerzy Białłozor biskup wileński, prowadzący obrady - WK) rzekł: - Dobrze, każę
napisać"5.
Widzimy więc, że Dobkiewicz nie ograniczał się do bycia „okiem
1 uchem" książęcym, ale występował w jego interesach na sejmiku; nie
wahał się nawet szantażować zerwaniem obrad w celu uzyskania
poparcia dla swojego zleceniodawcy. Takie [grożenie liberum veto dla
uzyskania ustępstw należało zresztą do najpopularniejszych metod
walki politycznej na sejmikach^ W tym wypadku wiemy, że Dobkiewicz
odniósł sukces w Wilnie i udało mu się też umieścić dezyderaty
radziwiłłowskie w instrukcjach lidzkiej oraz wiłkomierskiej, mimo
opóźnienia poczty z Królewca. Wiemy o tym z listów „ludzi Radziwił-
ła" w Lidzie i Wiłkomierzu: Macieja Olszewskiego podsędka lidzkiego
i Jana Kościałkowskiego pisarza ziemskiego wiłkomierskiego, którzy
wypełnili prośby Dobkiewicza. Kościałkowski domagał się tylko, aby
na przyszłość książę zwracał się doń bezpośrednio - widać zależało mu
na awansie do grupy klientów bezpośrednio związanych z patronem,
a nie podległych jednemu z jego pełnomocników.
Sytuacja pełnomocnika radziwiłłowskiego w tym okresie była tym
trudniejsza, że reprezentował on interesy magnata o małej popularno-
ści, wyznawcę kalwinizmu; a i sam Dobkiewicz zaliczał się do ciągle
malejącej w sile i znaczeniu grupy ewangelików w Wielkim Księstwie
Litewskim. Mimo to radził sobie i utrzymał się na tym stanowisku aż tln
śmierci Bogusława Radziwiłła w 1669 roku. Dbał nie tylko o przepływ
informacji sejmikowej, ale starał się ciągle forsować interesy książęce,
a nawet próbował wysuwać radziwiłłowskich kandydatów do funkii
poselskich.
Tak oto w styczniu roku 1666 instruował księcia koniuszego:
„Na blisko następujące sejmiki chciej wasza książęca mość panie mój wielmożny
wcześnie listy swe ekspediować i o tym pomyśleć abyś też wasza książęca mość swoje miin'
mógł subiecta (posłusznych ludzi) w izbie poselskiej [...]. Tu jeżeli jegomość pan kanclni
(Krzysztof Pac) nie będzie na sejmiku naszym wileńskim, jakoż ma odjechać pewnie, lcd»
będziemy się starać żebyśmy jegomości pana podkomorzego wystawili, lubo wiem, że pwt
144
kanclerz ma naznaczonych jegomości pana referendarza (Cyprian Paweł Brzostowski)
i jegomości pana pisarza Poźniaka. Jegomość pan Zienowicz marszałek oszmiański
pewnie posłem będzie, nie wadzi go waszej książęcej mości udać listem swoim, bo tego
człeka godność nie jest tajna waszej książęcej mości"6.
Jakże wyraźnie przedstawił autor tych listów swą rolę w działaniach
politycznych na sejmiku wileńskim, robionych przecież na rachunek
Bogusława Radziwiłła. Warto też zwrócić uwagę, że z listów
łych daje się odczytać charakter wzajemnych stosunków między
księciem a jego wileńskim sługą. Dobkiewicz miał mocne poczucie
własnej godności, pisał do księcia koniuszego grzecznie, ale nie
uniżenie i pozwalał sobie czasem na pouczenia i instrukcje. Dość
I o wszystko odległe od popularnych wyobrażeń na temat stosunków
pomiędzy magnackim patronem a szlacheckim sługą w drugiej
połowie XVII wieku.
Inny list Dobkiewicza wprowadza nas głębiej w tajniki sejmikowej
konkurencji personalnej. Zacytujmy więc jeszcze jeden fragment, tym
razem pochodzący z 13 stycznia 1669 roku.
„Atoli i ja odjeżdżając stąd na sejmik do Wiłkomierza daję znać, że się potężnie ligują
(icdnoczą) niechętni domu waszej książęcej mości z różnymi, przeciwko waszej książęcej
mości i księciu jegomości panu podkanclerzemu (Michał Kazimierz Radziwiłł). Dnia
piątkowego była konsulta (narada) sekretna u jegomości księdza biskupa wileńskiego
(Aleksander Sapieha) na której wszytka starszyzna co tu na ten czas była w Wilnie
wsiadała i tam podobno uczyniwszy między sobą koniuratią (spisek), w sobotę rozesłano
wojskowych do wszystkich powiatów i województw z instrukcyjami..."7.
Ostatnie zdania tego listu przenoszą nas od stosunkowo niewinnych
/ubiegów o przychylność sejmików i obieranych na nich posłów, do
«praw dużo bardziej skomplikowanych. W relacji tej dostrzegamy
bowiem część mechanizmu staropolskiej „maszyny wyborczej", która
im bliżej XVIII stulecia, tym lepiej funkcjonowała pod nadzorem swych
magnackich konstruktorów i kierowników.
Nim spróbujemy opisać działanie takich mechanizmów, tworzo-
nych często dla potrzeb centrów dyspozycyjnych polityki w skali całego
puństwa - dworów magnackich i dworu królewskiego, które w XVIII
wieku często zamieniały wybory sejmikowe w farsę - zastanówmy się,
juk rzecz się miała wcześniej, w początkach XVII wieku. Historyk,
/nawca mechanizmów władzy rządzących staropolskim społeczeńst-
wem w czasach Zygmunta III, tak charakteryzował warunki walki
politycznej w tym okresie.
145
„Co sprawiało, że społeczeństwo szlacheckie desygnowało na swoich przywódców,
wybierało posłami, proponowało kandydatury na urzędy tych a nie innych ludzi1'
Decydował o tym przede wszystkim autorytet osobisty. [...] Przy analizie szlacheckiej
polityki personalnej wyłania się pytanie, czy była ona rezultatem woli szlachty, czy te/
raczej wynikiem układów politycznych. Wspomniany wojewoda poznański Hieronim
Gostomski chełpił się, iż bez jego zgody nikt nie zostanie posłem na sejmiku średzkim
Jednak wypowiedź ta charakteryzowała jedynie zamiary Gostomskiego a nie realia
polityczne panujące w województwach poznańskim i kaliskim"8.
Zacytowaliśmy tu fragment książki Edwarda Opalińskiego, aby
zwrócić uwagę na szybko zachodzące w tej materii przemiany. Autor
tych słów dowodzi dużej jeszcze niezależności sejmiku średzkiego
w końcu XVI i na początku XVII wieku. W kilkadziesiąt lat później
obraz ten nie będzie już tak sielankowy, a za czasów cytowanego wyżej
Dobkiewicza rozwiną się mechanizmy, które w wieku XVIII w dużym
stopniu odbiorą podjętym na sejmikach decyzjom personalnym wiary-
godność. Próbie przedstawienia tego procesu poświęcimy kilka następ-
nych stron. Po polityku małego formatu - Dobkiewiczu, teraz oddamy
głos wielkim tego świata, którzy osobiście angażowali się w sejmikowa
walki i rywalizacje.
Starania o uwzględnienie własnych postulatów przez sejmik, próbii
wprowadzenia ich na forum sejmowe za pośrednictwem przychylnych
posłów - wszystko to musiało prowadzić do starań o takie podporząd-
kowanie sejmikujących, aby obrady przebiegały po myśli dworskiego
lub magnackiego dysponenta. Zdarzało się, że owo posłuszeństwo
wymuszano po prostu siłą, jednak bywało tak rzadko, szczególnie
w pierwszej połowie XVII wieku.
W wydanej w 1957 roku korespondencji wojewody poznańskiego
Krzysztofa Opalińskiego z bratem Łukaszem z lat 1641-1653 znaj
dujemy wiele materiału obrazującego metody, jakimi ambitny możno
władca w czasach panowania Wazów zabiegał o utwierdzenie swci
pozycji, m.in. poprzez aktywność na sejmikach. Krzysztof Opaliński
o wpływy na zjazdach średzkich rywalizował z drugim wielkopolskim
potentatem tej epoki - starostą generalnym wielkopolskim, Bogu
sławem Leszczyńskim. Dość szczegółowo relacjonował wojewoda po
znański swemu stroniącemu od polityki bratu Łukaszowi sposoby,
jakich imał się dla zdobycia zaufania i poparcia licznej wielkopolskie i
szlachty, a przede wszystkim powiatowych, średnioszlacheckich per
sonatów.
(146
cPodstawowe zasady polityczne Opalińskiego zawierały się w niewie-
lu punktach:
po pierwsze - nigdy nie opuszczać sejmików,
I po drugie - znać i zwalczać intrygi wrogów,
po trzecie - promować konsekwentnie „swoich ludzi",
po czwarte - „listami, prezencikami, ludzkością eta, eta" zabiegać
o przychylność opinii publicznej.)
Obecność na sejmikach w "Środzie wiązała się z nieuniknionymi
nakładami finansowymi i wysiłkiem organizacyjnym. Pan wojewoda
zwykł był stawać w miasteczku w klasztorze dominikanów i tam też
organizował „centrum dowodzenia" partii Opalińskich. Skarżył się
wo
ewoda w 1644 roku:
„W klasztorze stołów, ław i inszych rzeczy potrzeba, bo tego mniszy nie mają"9
Na meblowaniu klasztoru się nie skończyło, ale gdy w 1649 roku
Krzysztof zachęcał swego brata do przybycia na sejmik średzki,
zapewniał go o niewielkich kosztach tych przygotowań.
„O sumpt (wydatek) na sejmiku nic a nic się waszmość nie kłopoc. Srodze to sam już
imlało. Bankieciku ani pytaj. Ja też będę miał z sobą assystencyją przystojną i piechotę.
Wołu którego kazawszy z Poznania przywieść a wiadro jedno i drugie wina odprawisz to
wnszmość..."10.
Były to jednak tylko próby zwabienia na sejmik brata-mizantropa.
Hliższe prawdy wydają się być relacje z 1641 roku, kiedy to wojewoda
hołdował w Środzie zasadzie „zastaw się a postaw się" i każdego
ilnia zapraszał na śniadania i bankiety. Obok dworzan i żołnierzy
lowarzyszyły mu wszędzie tłumy klientów, a dla efektu sprowadził
niiwet na zjazd własną „muzykę", która przygrywała w kościele
i na bankietach.
Zapraszani listami prywatnymi, częstowani na ucztach „panowie
hiacia" potrzebni byli magnatowi do przeforsowania własnych kan-
dydatur na posłów i do umieszczenia w aktach sejmiku własnych
postulatów.
,.[...] pan Witosławski, pan Niegolewski którychem porobił posłami, tak że sam
Wilosławski miał 103 głosy. Gdybym był i Proskiego chciał mieć posłem, dokazałbym był
l»go, bo go wszystkie fakcyje miały na kartkach, tylko że wolał poborcą zostać..."11.
Taki sukces był skutkiem przezornego przestrzegania zasad sej-
mikowej polityki tej doby.
147
15. Jan Piotr Norblin, Grupa szlachty.
Ołówek, sepia, pędzel, 1802 r.
Ale czasem ani obecność magnata, ani stronnicy kaptowani listami
i „bankiecikami" nie byli dostateczną gwarancją zwycięstwa. Najtrud-
niej było przewidzieć intrygi przeciwników. Taki zawód przeżył Krzysz-
tof Opaliński na początku 1643 roku. Jeszcze w grudniu roku poprze-
dniego donosił bratu, że doskonale orientuje się w działaniach Bogu-
sława Leszczyńskiego, a tu na styczniowym sejmiku średzkim okazało
się, że wróg przechytrzył pana wojewodę „cudowne czyniąc praktyki".
Gdy w trakcie obrad tego zjazdu przyszło do zasadniczej kont-
rowersji, stronnicy Opalińskiego zawiedli:
„[...] aż owi panowie, którzy ode mnie pobrali wielkie jurgielty (pensje), jedni milczą,
drudzy płaza a trzeci aperte (otwarcie) za generałem..."12
Opuszczonego przez przekupionych klientów wojewodę poparli
lylko krewni i przyjaciele domu, ale pokonać Leszczyńskich się nie
udało i trzeba było iść na niekorzystny kompromis albo rwać sejmik.
Ponieważ w tej epoce rwanie nie należało jeszcze do metod powszechnie
stosowanych a nigdy chluby nie przynosiło, Opaliński zdecydował się
ustąpić dla ocalenia obrad.
Opisywane wyżej praktyki dotyczyły tylko jednego sejmiku, co
pniwda bardzo ważnego - średzkiego. Wyraźnie jednak widzimy, że
jeszcze w końcu pierwszej połowy XVII wieku magnat tak bogaty
i cieszący się taką popularnością, jak wojewoda Opaliński, z dużym
wysiłkiem podporządkowywał sobie obrady.
W następnym stuleciu apetyty autorów-wlelkiej polityki wyraźnie
w/rosły, stosownie do możliwości. Szczególnie w Wielkim Księstwie
Litewskim - gdzie, jak już wspomniano, średnia szlachta zawsze
t IcN/.yła się mniejszą niezależnością - kampanie sejmikowe planowano
nic w skali jednego powiatu, lecz w skali całej prowincji.
W zbiorach radziwiłłowskich w Archiwum Głównym Akt Dawnych
echował się list, w którym Jerzy Sapieha starosta wilkowski przed-
iluwiał Annie z Sanguszków Radziwiłłowej plan akcji sejmikowej
ułożony w styczniu 1733 roku. Ustalono między innymi osoby od-
|H)wiedzialne za właściwy przebieg sejmików gromnicznych. Nadzór
I odpowiedzialność tak była podzielona: największy ciężar spoczął na
kobiecie, Annie Radziwiłłowej kanclerzynie wielkiej litewskiej, wdowie
po Karolu Stanisławie Radziwille, która troszczyć się miała o zgodny
t interesami tego stronnictwa przebieg zjazdów w Upicie, Kownie,
Utl/ie, Nowogródku, Brześciu i Mińsku. Łatwiejsze zadanie zlecono,
149
\
przewidywanemu na marszałka sejmu, generałowi artylerii litewskiej
Kazimierzowi Leonowi Sapieże, który odpowiadał za wyniki sejmików:
wileńskiego, oszmiańskiego, wiłkomierskiego, trockiego, smoleńskiego
i starodubowskiego. Zadanie było o tyle prostsze, że trzy z tych
zjazdów, tj. wileński, smoleński i starodubowski, odbywały się w jed-
nym miejscu - w Wilnie - co znacznie obniżało koszta działania
generała.
Pozostali nadzorcy zająć się mieli mniejszą liczbą sejmików; czasem
dzielili się pracą z kolegami. I tak starosta skirstymoński Eperyeszy
(Michał lub Antoni) zajmował się sejmikiem żmudzkim w Rosieniach
i pomagał klientom radziwiłłowskim w Upicie. Podkomorzy brasławski
Antoni Rudomina odpowiadał za przebieg wyborów w Brasławiu
i pomagał w organizowaniu obrad w Połocku, którymi zająć się miał
również wojewoda witebski Marcjan Ogiński, nadzorujący poza tym
jeszcze zgromadzenia w Witebsku, Orszy i Mścisławiu. Starosta merę-
cki Ignacy Sapieha miał dbać o wybory w Słonimiu, Wołkowysku.
Mozyrzu i Rzeczycy, a podskarbi nadworny litewski Józef Franciszek
Sapieha zająć się miał Grodnem, Pińskiem i, w spółce z poprzednikiem,
zjazdem wołkowyskim.
Ten całościowy „dyspartyment" Wielkiego Księstwa pomiędzy
matadorów fakcji sapieżyńsko-radziwiłłowskiej, tuż przed śmierci;|
Augusta II Mocnego, ukazuje nam poziom ambicji, o jakim sto lal
wcześniej nawet marzyć nie mógł Krzysztof Opaliński. Inna rzecz, iż
brak nam danych, by stwierdzić, czy ten podział sejmików i tak
pieczołowicie zaplanowana opieka dały rezultat. Rychła zresztą śmieri
króla i przygotowania do elekcji przetasowały karty, a stare układy
przestały być istotne.
Sama jednak^ząsada „układania sejmików" pozostała w mocy
i stosowana była z powodzeniem do końca ich istnienia. Układano
nawet bardzo szczegółowe plany kampanii, z listami osób mających
zostać posłami^W 1764 roku Marcin Matuszewicz uczestniczył w nara
dzie, na której postanowiono obsadzić ważniejsze sejmiki litewskie
następującymi politykami: w Wilnie posłami dać się mieli obnu
- podstoli litewski Ignacy Pac i podkomorzy wileński Jan Antoni
Horain, sejmik lidzki obrać miał starostę wilejskiego Józefa Paca
a kowieński - Antoniego Michała Paca pisarza wielkiego litewskiego
Kolejny Pac - Michał Jan starosta ziołowski - miał być wybrany na
sejmiku mińskim, a z sejmiku brzeskiego posłem miał zostać Józel
150
Sosnowski, pisarz litewski. Najważniejsze sejmiki na Litwie mieli
obsadzić czterej Pacowie w towarzystwie Horaina i Sosnowskiego,
a o stosunku do całej tej kombinacji narratora, Matuszewicza, świadczy
pełna żalu uwaga:
...,,a mnie, abym był jego kolegą (Sosnowskiego „kolegą" - drugim posłem z Brześcia
- WK) zapomniano"13.
Najzabawniejszy zresztą jest tu fakt, że cały ten tajny podział
sejmikowych stref wpływów i mandatów poselskich był intrygą „o
podwójnym dnie" - miał bowiem oszukać i zneutralizować patrona
Matuszewicza, wojewodę wileńskiego Karola Radziwiłła „Panie Ko-
chanku", którego przyjaciółmi byli Pacowie.
Po tych przykładach, obrazujących udane i nieudane próby pod-
porządkowywania sobie przez „wielkich ludzi" życia sejmikowego,
przejdźmy do przedstawienia techniki walki politycznej na szlacheckich
/jazdach. W całym okresie ich funkcjonowania istniały pewne, czasem
powielane z pokolenia na pokolenie mechanizmy, zwyczaje, a nawet
podstępy czy „kruczki", które współcześni nazywali „skokami sej-
mikowymi". Wytworzone stosunkowo wcześnie - wraz z ukształ-
lowaniem się pisanego i zwyczajowego prawa sejmikowego - owe
ogólnie znane i często akceptowane techniki politykowania ograniczały
nic tak naprawdę do paru stosowanych w różnych kombinacjach
ohwytów.
W XVII stuleciu, a pewno i wcześniej, najczęstszym zabiegiem było
Pozyskiwanie sobie liderów szlacheckich i wpływanie przez nich na tok
obrad. Wspominano już o tym, jak przez cieszących się autorytetem
ti|współziemian przywódców średniej szlachty można było doprowadzić
ilf) uchwalenia potrzebnych - z punktu widzenia danego centrum
politycznego - punktów laudum czy instrukcji poselskiej, jak również
tlo obrania odpowiednich ludzi na posłów sejmowych czy sędziów
Irybunalskich. ^.
Metoda ta, najprostsza i wymagająca najmniejszych nakładów,
była jednak o tyle niebezpieczna, że oddawała losy zgromadzenia
w ręce ludzi kierujących się często własnymi interesami i ambicjami.
1'owodować to mogło sytuacje, kiedy działający w imię własnych
ittcji prowincjonalni politycy odmawiali wypełniania poleconych im
/tidań. Podobna rzecz zdarzyła się właśnie Opaliriskiemu na wyżej
opisywanym przez niego sejmiku. Gdy zawiedli wykonawcy planów,
i 151
cała gra była przegrana, nie było bowiem przez kogo dotrzeć do
sejmikujących.
„Wielcy ludzie" powiatowej polityki bywali przekonywani do
programu dworu lub opozycji nie tylko przez wyłożenie racji. Nic
zawadziło nigdy wywodów i retoryki poprzeć „brzęczącym argumen-
tem", choć i to nie zawsze gwarantowało wierność „jurgieltników".
(^ Zdobywanie stronników lub neutralizowanie ludzi działających dla
politycznych przeciwników odbywało się zwykle tuż przed zjazdem i nic
ograniczało się do prostego przekupstwa mniejszą lub większą sum;)
pieniędzy, przekazywaną „na koszta" urabiania opinii. Można też było
działać metodą „bezgotówkową55?^?
„Siła tu panowie partyzanci króla Stanisława in partes suas (na swoją stronę)
obietnicami, przywilejami ludzi ppdementowali" (tu: poprzeciągali)M
donosił hetmanowi Sieniawskiemu z województwa krakowskiego Jerzy
Lubomirski, oboźny wielki koronny, w roku 1708. Prosił też, by hetman
przyznał cześnikowi rawskiemu Stefanowi Wielogłowskiemu
„list przypowiedni na frajkompanię dragońską, aby mu gembą zatkać bo jest to
wielki na sejmiku huczek".
Spodziewając się „huków" Wielogłowskiego na sejmiku, chciał go
oboźny listem zneutralizować.
Jak tego rodzaju przedsejmikowe zabiegi korupcyjne wyglądały
niejako z zewnątrz, od strony konkurencji, świadczy sprawozdanie
kasztelana kijowskiego Feliksa Czermińskiego, który relacjonował
również Sieniawskiemu działalność marszałka konfederacji sandomier-
skiej, Stanisława Denhoffa, przed lipcowym sejmikiem lubelskim
w 1714 roku.
„Wiesz waszmość pan dobrodziej dobrze, że jegomość pan miecznik koronny
(Stanisław Denhoff) z przywilejami ziemskimi lubelskimi na sejmik tutejszy dla robienia
machinacyji i fakcyji zjechał.[...] Robił przez te obligowane sobie subiekta (narzędzia)
osobliwie przez jegomościów panów Kiełczewskich molimina (starania) i fabryki do czego
jegomość pan wojewoda czernihowski (Mikołaj Krosnowski) maximam partem contribuit
(najbardziej się przyczyniał). Nihil (nic) jednak ta impreza effecit (nie dała) i owszem
konfuzyję odniosła"15.
Kasztelan kijowski, który trudnił się identyczną jak Denhoff
działalnością na małopolskich sejmikach, potępił konkurencję, okreś-
lając jej akcję słowami o wyraźnie pejoratywnym znaczeniu: „machina-
cje, fakcje, fabryki". Nie dziwimy się Czermińskiemu - działał z ramie-
152
ma hetmana Sieniawskiego, a Denhoff - na polecenie dworu, stąd ten
ustatni mógł kaptowac sobie stronników przywilejami królewskimi na
lytularne urzędy lubelskie. Jego konkurent nie miał takich „środków
perswazji" na podorędziu.
Mimo tej przewagi miecznika koronnego, Czermińskiemu udało się
pokrzyżować szyki i nie dopuścić do opanowania przezeń sejmiku
województwa lubelskiego. Było to jednak osiągnięcie czysto destrukcyj-
ne, rodzaj pyrrusowego zwycięstwa - nie pozwolił podporządkować
ubrad ludziom realizującym polecenia dworu, ale i sam nie mógł
przeprowadzić swoich postulatów.
Sejmik zdominowany przez „swoich" ludzi, którzy zdobyli przy-
chylność zgromadzonych, politycznie nieobytej i niedoświadczonej
szlachty prowincjonalnej, „swój" człowiek marszałkiem oraz laudum
i instrukcja zgodne z założeniami - to było marzenie człowieka
parającego się polityką w „terenie" szlacheckiej Rzeczypospolitej.
Czasem te starania, by wszystko szło zgodnie z planem, posuwano za
daleko - dochodziło do absurdów, do obrad zgromadzeń od początku
do końca wyreżyserowanych, włącznie z przygotowanymi uprzednio
i skontrolowanymi wystąpieniami mówców.
Relacja z takiego zgromadzenia, wypranego z wszelkich cech
spontaniczności, zachowała się w korespondencji księcia koniuszego
wielkiego litewskiego, Bogusława Radziwiłła. Jego warszawski agent
i korespondent, cytowany już tu Szczęsny Morsztyn, tak opisał
stołeczny sejmik u „Marcinków" zaczęty 18 lutego 1665 roku.
„Pan podkomorzy tuteczny (warszawski) w absentacyji kasztelana Marcina Obor-
skiego onego pieniacza - zaczynał. Marszałkiem obrano pana Pigłowskiego człowieczka
małego i młodego, który musiał we wszystkim wprzód brać lekcyje od pana pisarza
grodzkiego Prazmowskiego, dlaczego przy nim siedział z szpakowatą brodą, jak bakałarz
przy żaczku. Posłem od króla był pan Wiszowaty Aleksander, który nadsługuje księdzu
kanclerzowi koronnemu (Mikołaj Prażmowski), który gdy instrukcyję królewską prze-
czytał, naprzód ozwał się pan podkomorzy różański (Walerian) Petrykowski i długo nie
perorował poglądając coraz w pugilares na punkta ponotowane. Po panu Petrykowskim
«den nie wotował, tylko się wszyscy na jego mowę referując posłów mianowali"16.
Obrady te, mimo że odbywały się w początkach drugiej połowy
XVII wieku, żywo przypominają opisywane przez Matuszewicza sej-
miki z połowy XVIII wieku. Zupełna bierność zgromadzonych, reżyse-
rowana niby-dyskusja, w której zasadniczy głos odczytywany był
z kartki, wybory przez aklamację, brak jakiejkolwiek opozycji - wszyst-
153
ko to dowodzi nieautentyczności tego zgromadzenia. Fakt takiego
właśnie wczesnego wystąpienia paraliżu sejmikowego mechanizmu,
który kojarzyć zwykliśmy z upadkiem kultury politycznej w czasach
saskich, skłonni jesteśmy w tym wypadku tłumaczyć miejscem akcji
Warszawa, miasto rezydencjonalne króla, siedziba dworu monarszego
i związanych z nim urzędów centralnych - wszystko to powodowało, że
pozostający w służbie dworskiej panowie Prażmowcy i Petrykowscy
łatwo opanowali zgromadzenie szlacheckie.
Jakże charakterystyczny jest ten ładnie przez Morsztyna zarysowa-
ny obrazek - marszałek sejmiku, niedoświadczony pan Pigłowski
i siedzący obok „jak bakałarz", posiwiały w sejmikowych bojach
urzędnik warszawskiego grodu, pan Prażmowski. Marszałek - figurant
wysunięty na pierwszy plan - przykryć miał swym nazwiskiem i opinią
niezbyt czystą grę innych, ważniejszych i bardziej doświadczonych
polityków. Nieprzypadkowo młodemu Pigłowskiemu przypadł
w udziale honorowy właściwie urząd marszałka sejmikowego, a po-
słami na sejm zostali inni - drugi, obok Prażmowskiego, reżyser obrad
podkomorzy różański Petrykowski i jeszcze jeden stołeczny urzędnik,
sędzia warszawski Kotowski.
Opisywany wyżej sposób radzenia sobie z problemem tak trudnym,
jak sejmikowe wybory, był tym właśnie ideałem, do którego wielu
lokalnych matadorów wzdychało, ale niewielu tylko zakosztowało. Do
podstawowych zalet tej metody należała oszczędność środków - wy-
starczyło pozyskać parę osób, a one już radziły sobie z resztą szlachec-
kiej publiczności. Ważna była też sprawność samego aktu sejmikowego
- wyreżyserowany trwał krótko, nie trzeba było wysłuchiwać mów
opozycji, a i same wybory przez aklamację były szybkie, bo nie bawiono
się w liczenie głosów.
Gdy jednak nie udało się sejmiku właściwie przygotować i kon-
kurujące ze sobą strony przyjeżdżały z zamiarem wywalczenia zwycię-
stwa dla swych kandydatów w czasie obrad - wtedy liczyć się
należało z większymi wydatkami czasu i energii, a przede wszystkim
gotówki.
Wiemy z pamiętników Matuszewicza, że w połowie XVIII wieku
koszta organizacji sejmiku wahać się mogły od 100 do 400 dukatów,
w zależności od wagi spraw będących przedmiotem zbliżających się
obrad. W pierwszym wypadku 100 czerwonych złotych rozdzielić mieli
pomiędzy szlachtę - według „notacyji" Matuszewicza - wyspecjalizo-
154
wani w organizowaniu takich zjazdów w Brzeskiem panowie Jan
i Hieronim Dąbrowscy, rotmistrzowie wojewódzcy, oraz pułkownik
Piotr Paszkowski.
400 dukatów kosztowały wybory deputackie w tym samym 1758
roku, na które Matuszewicz wyasygnował osobiście pieniądze do
dyspozycji organizatorów korupcji: Piotra Paszkowskiego i strażnika
brzeskiego Antoniego Borzęckiego.
Nie znamy źródeł relacjonujących dokładnie koszta życia sej-
mikowego w XVII wieku. Musiały one jednak rosnąć tam, gdzie
0 zwolenników walczyć trzeba było otwarcie już w czasie obrad
zgromadzenia czy w przerwach między nimi. Starania te przebiegały
różnie i rozmaitych imano się sposobów przeciągnięcia do własnego
obozu większości obecnej szlachty.
Najpospolitszą techniką były wspomniane już przez Krzysztofa
Opalińskiego „bankieciki". W zbiorach rękopisów Biblioteki Ja-
giellońskiej zachowała się, cytowana już wyżej, relacja bardzo
ciekawej postaci: wojewody kijowskiego Stefana Niemirycza, wy-
wodzącego się ze znanej, do niedawna jeszcze ariańskiej rodziny
magnackiej z Wołynia. Niemirycz relacjonował samemu królowi
Janowi III Sobieskiemu przebieg sejmiku w Środzie Wielkopolskiej
17 lipca 1681 roku. Na zjeździe doszło do ostrych sporów za-
kończonych tumultem, choć jednak udało się sejmik doprowadzić
do szczęśliwego końca. Bystry obserwator, jakim był niewątpliwie
autor tej relacji, nie pozostawia nam jednak żadnych wątpliwości
co do sposobów, jakimi posłużyli się ci, którzy „skleili" rozlatujące
się obrady średzkie.
Wydawało się już, że (po wspomnianym wyżej tumulcie) sejmiku nie
uda się uratować. Co prawda, szlachta uspokoiła się po ucieczce
z kościoła oskarżonego o zerwanie sejmu Przyjemskiego, ale protest
Morawskiego, urażonego wypowiedzią wojewody łęczyckiego, nadal
obowiązywał. W tak napiętej atmosferze nawet jednostkowy sprzeciw
mógł doprowadzić do zerwania obrad.
Jednak następnego ranka, 17 lipca, w średzkim kościele farnym
1 wśród zgromadzonej na cmentarzu szlachty panowała już zupełnie
inna atmosfera. Groźby i łajania ucichły, „zgoda stała się między
wszystkimi". Czemuż przypisać tak zaskakującą metamorfozę na-
strojów, że nawet zaperzony wczoraj pan Morawski odwołał protest
i sejmik toczyć się mógł gładko do szczęśliwego końca?
155
Nasz sprawozdawca Stefan Niemirycz wyjaśnił rzecz całą:
„sprawił to kulig nocny pana kuchmistrza koronnego (Franciszek Gałecki), który
z kupą szlachty i z szałamajami zastawszy nas u pana wojewody łęczyckiego (Pioti
Opaliński) dał okazyją żebyśmy wesoło tę noc strawili jedno do drugich chodząc
i namawiając każdego na prędką i szczęśliwą sejmiku naszego konkluzyją, co dobrze
successit (nastąpiło)..."17.
Sejmik uratowany został dla dobra stronnictwa dworskiego prze/
dostojnika, który zainicjował całonocne powszechne pijaństwo. Jedna
noc spędzona przy kielichach oraz muzyce wystarczyła, aby rano
w zmęczonych i obolałych głowach sejmikujących tkwiło tylko zawoła-
nie „kochajmy się" i nadzieja na rychłe zakończenie bardzo tera/
męczących obrad.
C_Metoda zdobywania sobie stronników przez wyprawianie uczi
i pijatyk była bardzo kosztowna, ale zwykle dawała dobre skutki,
ponieważ na zjazdy sejmikowe przybywało dużo takich „panów braci",
dla których walki stronnictw były bez znaczenia, a liczyła się tylko
sposobność do darmowego opilstwa.\Feśli więc przeciwnicy mieli węż;i
w kieszeni i skąpili kosztu na beczki piwa oraz antałki wina, wted\
zręcznie zaaranżowany „kulig nocny" mógł fundatorom przysporzyć
mnóstwo wdzięcznych stronników, a nawet - jak w wyżej opisanym
wypadku - zneutralizować wrogów.
Często też stosowano inną metodę - zamiast gotówki na szale
rzucano w ostatniej chwili autorytet któregoś z „wielkich ludzi''
Senator czy dygnitarz o głośnym nazwisku, najlepiej związany z lokal
nymi układami i popularny w ziemi, przybywszy na sejmik w odpowied
nim momencie mógł wiele zdziałać. Szlachta prowincjonalna łasa była.
mimo wszystkie deklaracje o równości, na zbliżenie z wielkimi tego
świata i imponowało jej obcowanie z możnymi.
Jak ważna bywała czasem obecność panów na sejmikach, świadczy
historia, która wydarzyła się w kwietniu 1701 roku na przedsejmowym
zjeździe ziemi bielskiej w Brańsku. Wobec licznie zgromadzonej szlach-
ty podlaskiej zatamowała obrady konkurencja do laski marszałkows-
kiej - spierało się o nią dwóch miejscowych matadorów. Gdy wyczer
pano inne możliwości pogodzenia - „pokombinowania przeciwników'
- wypadło odwołać się do łaski wojewody podlaskiego Stefana Branie
kiego. Magnat przybył nagle na sejmik i, wobec jego autorytetu, obaj
zacietrzewieni konkurenci skapitulowali, a wojewoda objął przewód
nictwo obrad.
156
16. Jan Piotr Norblin, Magnat z klientami. Fragment sejmiku przed kościołem.
Ołówek, sepia, 1790 r.
„Uprosiwszy tedy ichmoście zgodnie jegomości pana wojewodę podlaskiego Branic-
kiego za marszałka [...] przystąpiono do sejmikowania"18.
Oczywiście Branicki w Brańsku nie zjawił się przypadkowo, spo-
dziewał się takiej sytuacji i przybył, by pomóc swoim stronnikom
i klientom.
Podobnie postąpił w 10 lat później książę wojewoda krakowski
Janusz Wiśniowiecki, kiedy osobiście zjawił się na ważnym dla jego
stronnictwa sejmiku proszowickim przed walną radą warszawską.
7 stycznia 1710 roku obrady w Proszowicach odbywały się pod
157
dyktando magnatów-opozycjonistów, bowiem na zjeździe obok Wiś-
niowieckiego pojawili się też, ku ogólnemu zaskoczeniu, aż dwaj
Lubomirscy: podkomorzy koronny i oboźny koronny.
„Po skończonym sejmiku książę jegomość Wiśniowiecki zaprosiwszy do siebie
urzędników et nobilitatem (szlachtę) lautissime (ochoczo) traktował..."19.
Zapewne opijano sukces i wybór właściwych ludzi na deputatów
województwa krakowskiego na walną radę warszawską.
Opozycjoniści sami chodzili koło swoich politycznych interesów.
Gorzej bywało w szeregach stronnictwa dworskiego - niektórych
senatorów trzeba było wręcz przynaglać, by w kryzysowych sytuacjach
fatygowali się osobiście na szlacheckie zgromadzenia. Takim zanied-
bującym swe obowiązki człowiekiem dworu w Wielkopolsce był w po-
czątkach XVIII wieku kasztelan śremski Adam Naramowski, którego
kanclerz wielki koronny Jan Szembek musiał „animować" w 1711 roku
surowymi ponagleniami do wyjazdów na sejmiki średzkie, gdzie akcje
dworskie gwałtownie spadały.
W rezultacie jaśnie wielmożny kasztelan tak raportował do
Warszawy:
„[...] dniem i nocą z przyjaciółmi memi zbiegałem in locum consiliorum (na miejsce
obrad). Ale że mnie pridie (w przeddzień) tegoż niedoszłego popisu doszedł ordynans, nic
mogłem tylko na samą limitę sejmiku na miejscu stanąć. Co się jednak ad praesens (n;i
teraz) opóźniło, infuturum (na przyszłość) z koligatami i przyjacioły memi omni possibih
modo et conatu (wszelkimi możliwymi sposobami i wysiłkiem) starać się będę..."20.
Wskutek opieszałości nie udało się wypełnić dworskich poleceń
i w liście Naramowskiego do kanclerza słyszymy wyraźnie skruchę
i obietnicę poprawy.
Nadrabianie autorytetem obecnego na sejmiku senatora czy dyg
nitarza miało i swoje złe strony. Przede wszystkim niejako pospolitowa
ło, zużywało autorytet wielkich ludzi, a poza tym był to sposób, któr)
nie mógł jednak zastąpić regularnej pracy przygotowawczej na niższych
szczeblach hierarchii stronnictw i ugrupowań.
Czytając korespondencję Stanisława Denhoffa, marszałka kon
federacji sandomierskiej, który przed wybuchem konfederacji tarno
grodzkiej objeżdżał małopolskie sejmiki starając się zapobiec konflik
towi, widzimy jak wielkiego wysiłku fizycznego wymagała taka praca
od jednego, nawet wpływowego i zamożnego polityka. Na przykład
latem 1714 roku Denhoff musiał w ciągu paru tygodni być obecny n;i
158
czterech sejmikach (każdy trwał po parę dni) oraz korespondencyjnie
nadzorować akcję stronnictwa dworskiego na pozostałych zjazdach
małopolskich.
Rozumiemy więc doskonale rezerwę innego magnata-polityka,
Hieronima Augustyna Lubomirskiego, który 20 maja 1695 roku tak
z Kolbuszowej pisał do Adama Sieniawskiego:
„Na sejmiku wisińskim(!) jeżeli być, albo nie - deliberować jeszcze będę i w tych
dniach zniosę się z przyjaciółmi memi, jaka dyspozycyja tego przyszłego sejmiku speratur
(jest spodziewana). Będzie u mnie w Rzeszowie w te święta jegomość pan chorąży sanocki,
z nim i inszymi ichmość obywatelami tego województwa naradziwszy się de circumstantiis
(o okolicznościach) interesów sejmikowych miarkować się będę jeżeli expediet (wypadnie)
mi być na sejmiku - będę, sin secus (jeśli nie) to tylko ześlę kogo..."21.
A więc Lubomirski obecność na sejmiku w Wiszni uzależniał od
opinii swych klientów - polityków niższej rangi. Gdyby uznali oni, iż
obecność podskarbiego wielkiego koronnego może być konieczna,
musiałby się pofatygować na zjazd, na co wyraźnie nie miał chęci - była
to z jego punktu widzenia strata czasu i pieniędzy, zło konieczne.
Choć obecność senatora czy nawet ministra znacznie wzmacniała
popieranych przez niego sejmikowych polityków, to bywało czasem
i tak, że emocje okazywały się silniejsze niż urok magnackich splen-
dorów i poczęstunków. W roku 1708 w województwie lubelskim
rywalizacja o funkcję deputata na trybunał koronny zaszła tak daleko,
że nawet osobista interwencja i zabiegi wojewody lubelskiego Adama
Tarły nic nie dały.
O politycznej klęsce wojewody tak donosiła do Warszawy wdowa
po pocztmistrzu lubelskim, Anna Maria Schultzowa, w liście wysłanym
tuż po zakończeniu sejmiku deputackiego 10 września tego roku.
„Sejmik dzisiejszy deputacki rozchwiał się, nie będziemy ich (deputatów) mieli tego
roku z województwa lubelskiego. Jedni chcieli konfirmować dawniejszych: jegomości
pana Bielskiego podstarościego naszego i jegomości pana Jezierskiego. Drudzy zaś chcieli
aby inszych obierano. Jegomość pan wojewoda lubelski traktował szlachtę i to nie
pomogło, niejaki pan Soból wyszedł z protestacyją..."22.
Zdecydowanie jednego tylko szlachcica wniwecz obróciło zabiegi
wojewody, który wobec weta pana Sobola pogodzić się musiał z poraż-
ką i zerwaniem obrad.
Podstawową metodą, stosowaną zwykle dla dojścia sejmiku, był
kompromis. Osiągano go na podobnej, jak w czasie obrad sejmowych,
drodze - tak długo „ucierano" postulaty konkurentów, aż stanowiska
159
uległy możliwemu do zaakceptowania zbliżeniu. W wypadku rywaliza-
cji personalnych zawsze możliwy był podział mandatów. Skoro wybie-
rano paru posłów i po dwóch deputatów trybunalskich, można było
podzielić stanowiska i funkcje pomiędzy konkurujące ugrupowania.
Sztuka dochodzenia do kompromisu należała do podstawowych cech
staropolskiej kultury politycznej. Trudności z jego osiągnięciem, a po-
tem dążenie do bezwzględnej dominacji lub uniemożliwienia aktywnoś-
ci przeciwnikom przez zerwanie obrad, było jednym z objawów upadku
w epoce saskiej tej kultury, która w XVI wieku osiągnęła swe apogeum.
Oczywiście fałszywe byłoby twierdzenie, że wiek XVI i początki
XVII to epoka kompromisu doskonałego, wynikającego ze zrozumie-
nia przez szlachtę nadrzędności spraw ogólnych nad partykularnymi,
a druga połowa XVII i XVIII stulecie to czasy zupełnej zatraty
zdolności do rozumnego politycznego kompromisu.
I Dla zilustrowania tezy, że różnie bywało w praktyce, odwołajmy się
do korespondencji biskupa płockiego, Stanisława Łubieńskiego. Tak
oto wspominał on sejmik elekcyjny, na którym wybrać miano pisarza
ziemskiego dobrzyńskiego:
„Szesnastu stanęło elektorów (kandydatów) - żaden drugiemu ustąpić nie chciał
a najuporczywiej ten, który zawołał, że ma obietnicę od dworu i że już drogo zapłacił"
Podobnie w tym samym 1634 roku przebiegała elekcja pisarzu
ziemskiego drohickiego:
„Ci którzy przed tym albo nadzieję mieli, albo już sobie przywilej uprosili, chcą nam
za powodem pana wojewody podlaskiego (Paweł Szczawiński lub Stanisław Niemira)
wichrzyć elekcyję"23.
W obu tych przypadkach osiągnięcie kompromisu było utrudnione
z powodu dużej liczby konkurentów i wykorzystywania personalnych
animozji przez wojewodę podlaskiego, prowadzącego swą własn;i
politykę.
Inne przyczyny uniemożliwiły zawarcie kompromisu na sejmiku
w czasie bezkrólewia w 1733 roku w województwie ruskim. Doszło tam
do konfliktu interesów politycznych i prywatnych ziemian ruskich
Politycy - w tym wypadku stronnicy „familii" Czartoryskich z księciem
wojewodą ruskim, Aleksandrem Augustem Czartoryskim na czek
- chcieli na zbliżającą się warszawską elekcję wyprawić jak najwięks/i
liczbę szlachty i dlatego usiłowali przeforsować pospolite ruszeń n
obowiązujące wszystkich ziemian.
160 \
Większość szlachty chciała się wykręcić od udziału w zjeździe
wyborczym, co łączyło się z kosztowną i męczącą podróżą do odległej
stolicy, protestowali więc przeciwko obowiązkowej wyprawie na elekcję
pospolitym ruszeniem. Doszło do impasu w obradach w dniach 15 i 16
lipca - drugiego dnia obradowano już w dwóch grupach w dwóch
wiszeńskich kościołach, u reformatów i w farze. Kompromisowe
propozycje urzędników ziemskich oraz podobny projekt mediującej
delegacji szlachty halickiej spełzły na niczym:
„coraz większe dysenzyje i kolizyje wszczęły się, że ledwie do tumultów wielkich nie
przyszło"24.
I tak sejmik ten rozszedł się bez uchwał - walczący o swe interesy
Rusini nie byli skłonni pójść na żaden kompromis.
Po przykładach obrazujących trudności związane z próbami kom-
promisowego wybrnięcia z sejmikowych potyczek, przytoczmy parę
przykładów porozumień udanych, które pozwoliły doprowadzić ob-
rady do szczęśliwego końca. Wróćmy więc do korespondencji Krzysz-
tofa Opalińskiego, który z wzruszającą szczerością zwierzał się bratu ze
swych sejmikowych „biegów i praktyk". W 1641 roku zawarł on przed
wyborami deputackimi „dżentelmeńskie porozumienie" ze swymi wro-
gami, Leszczyńskimi. Nie mogąc się wzajemnie wyeliminować, ustalili
podział mandatów deputackich i przyrzekli popierać wzajemnie swych
kandydatów. Opalińskiego wsparł nawet
„pan Tuczyński, którego zawzięli się Leszczyńscy promovere (popierać) i hoc conditione
(pod tym warunkiem) na moich pozwalają"25.
Bywały też takie kompromisy, które stanowiły dla obserwatorów
zaskoczenie i powód do żartów. W Proszowicach na sejmiku poselskim
w ostatnich dniach kwietnia 1672 roku:
„Owo zgoła przez te dwa dni albo trzy wielka się stała metamorphosis w województwie
naszym, bo ab Ula die (od tego dnia) jako sąfacti amid (uczynieni przyjaciółmi) wszystkie
consilia (obrady) zgodnie in fraternitate (po bratersku) odprawują się. Co nam dnia
wczorajszego okazyją dało do śmiechu, gdy dwóch nieprzyjaciół głównych, pana starostę
oświęcimskiego (Stanisław Odrowąż Pieniążek) z panem podstolim sandomierskim (Michał
Chehnski), widzieliśmy z sobą po społu siedzących i bardzo się z sobą ofiarujących"26.
Obaj przywódcy wrogich partii przyjechali do Proszowic z zamia-
rem przeprowadzenia wyboru własnych kandydatów na posłów, a gdy
okazało się to niemożliwe, zawarli porozumienie, które pozwoliło
dokończyć obrady.
161
Czasem konkurenci nie mogli dojść do zgody aż do ostatniej chwili,
a mimo to obrady sejmiku kończyły się sukcesem. Bywało tak, gdy
ostateczną decyzję, kto ma obsadzić wakujące stanowisko czy mandat
posła lub deputata, odsyłano do decyzji sejmu lub trybunału. Stanisław
Niezabitowski, wybitny działacz ewangelicki w Wielkim Księstwie
Litewskim, zanotował w swym diariuszu takie właśnie wydarzenie. Na
sejmiku deputackim nowogródzkim o mandat konkurowali ze sobą
panowie Mirski i Wołk. 11 lutego
„rano dla podpisów do zamku się zszedszy, gdy się nie mogli konkurentes do deputacyji
pan Mirski z panem Wołkiem pogodzić, przyszło obiema partiom do szabel. Przecie Bóg
z łaski swej zachował, że do wylania krwi nie przyszło. Tandem stanęło obu contro\ersos
do dyscernencyji (przeciwników do rozsądzenia) odesłać na trybunał wileński"27.
Bywało, że przeciwnik był tak silny, iż nie udało się go w trakcie
obrad wyeliminować ani dojść z nim do porozumienia na zasadzie
podziału korzyści. Najgorszym wyjściem w takiej sytuacji, jednak
zwykle stosowanym, było zerwanie obrad po to, aby nie dopuścić do
triumfu wrogów. Nim jednak zdecydowano się na zerwanie, dobrze
było jeszcze popróbować szantażu dla wymuszenia choćby drobnej
koncesji na pewnych wygranej przeciwnikach. Zaczynała się ta często
stosowana gra od zatamowania obrad pod byle pozorem. Jeden
z przygotowanych uprzednio „swoich ludzi" wykrzykiwał sakramental-
ną formułę prawa liberum. veto: „sisto activitatem..." i rozpoczynały się
zakulisowe przetargi. W ten sposób nawet słaba mniejszość mogła
wymusić ustępstwa, na które godziła się większość, chcąc ocalić sejmik
i wprowadzić do sejmu czy trybunału przynajmniej część politycznych
przyjaciół. W wypadku bowiem braku zgody na rokowania ze zrywa-
czami, groziła większości sejmikowej utrata wszystkiego, co już udało
się osiągnąć.
Opis klasycznej sytuacji tego typu zachował się w korespondencji
kanclerza wielkiego koronnego, Jana Szembeka, z czasów Augusta 11
Mocnego. Wojewoda kaliski Stefan Leszczyński donosił kanclerzowi,
że na nadzorowanym przezeń w interesie partii dworskiej sejmiku
średzkim, odbywającym się 20 sierpnia 1720 roku, pojawiła się grup;i
szlachty ewangelickiej, tzw. dysydentów. Przyjechali oni z zamiarem
wprowadzenia jednego ze swoich współwyznawców do grona posłów
sejmowych. Działo się to po sejmie 1718 roku, kiedy to usunięto z izby
poselskiej ostatniego przez długie lata posła niekatolika, miecznik;!
wieluńskiego Andrzeja Piotrowskiego, i szlachta protestancka starała
f 162
się bardzo o wybranie posłem przynajmniej jednego ewangelika, by
potwierdzić tym samym swe prawa polityczne. Próbę taką podjęto
właśnie w Środzie przed sejmem 1720 roku.
„Unicus (jeden) tylko metus (strach) jest, żeby ichmość panowie dysydenci per
ambitum (przez dążenie) na poselstwo in ąuantumby (w razie gdyby) ich, albo którego
z ichmościów nie obrano za posła, nie chcieli interturbare consiliapublica (zakłócać obrad
publicznych)".
Tak więc jeszcze przed rozpoczęciem obrad spodziewano się, że
nieliczni dysydenci będą wymuszali obiór jednego z nich posłem, grożąc
zerwaniem sejmiku. W parę dni potem wiadomo jednak było, że sejmik
doszedł, bowiem ewangelicy wielkopolscy ograniczyli się do szantażu
i nie odważyli się zerwać obrad średzkich, mimo że posłem nie został
nikt z ich grona. Zasługę doprowadzenia obrad do szczęśliwego końca
przypisał sobie oczywiście wojewoda kaliski:
„Multum contribuit (wiele dała) bytność moja w Środzie, że ten sejmik stanął, bo
gdybym tam był nie był, to niepochybnie zerwałby się był, a najbardziej z okazyji
ichmościów panów dysydentów, którychem przecie umolifikował (ułagodził), że lubo
żadnego z nich województwa za posła nie obrały, przecie pokazali w tym suant
equanimitatem (swą wielkość), że tak potrzebnego Ojczyźnie sejmiku nie zerwali..."28.
Stefan Leszczyński trochę się tu pochwalił - skądinąd wiemy, że
protestanci zrezygnowali z forsowania własnego posła wtedy, gdy
marszałek zjazdu, starosta kopanicki i stolnik poznański Franciszek
Poniński, zaproponował przyjęcie uchwały potwierdzającej prawa
i przywileje szlachty niekatolickiej w Rzeczypospolitej.
^Zdarzało się też, że grożono zerwaniem sejmiku dla celów zupełnie
prywatnych i przyziemnych. Bezczelność niektórych sejmikowych „hu-
czków" posuwała się w poczuciu bezkarności tak daleko, że szan-
tażowali oni zgromadzonych zerwaniem obrad dla uzyskania datku
w gotówce tytułem odczepnegCyW połowie XVIII wieku w tego rodzaju
działalności wyspecjalizował się na sejmach i sejmikach niejaki Michał
Franciszek Dylewski stolnik smoleński, stały bywalec sejmików litew-
skich i poseł na sejmy. Tak wspomina go Matuszewicz:
„A tak sejmik z wielkim wszystkich aplauzem i ukontentowaniem doszedł. Zaniósł
był manifest contra actum (przeciw sejmikowi) Dylewski stolnik smoleński, ale i ten
wziąwszy złotych dwieście od swego manifestu odstąpił"29.
Podobne wymuszenia zdarzały się częściej wtedy, gdy przeciwnika
usiłowano z walki sejmikowej wyeliminować przez zastosowanie kon-
163
demnaty. Ten właśnie wybieg wspominał w swym liście cytowany na
początku rozdziału Wojakowski. Kondemnata, czyli wyrok sądu po-
zbawiający praw publicznych, uniemożliwiała pełnienie funkcji polity-
cznych. Prawo staropolskie dopuszczało wniesienie pozwu i uzyskanie
takiej kondemnaty bardzo łatwo, w trybie prawie zaocznym, szczegól-
nie w pierwszej instancji. W niczym to nie wpływało na los zaocznie
skazanego, poza tym że uniemożliwiało mu bycie posłem lub deputa-
tem. Z tego właśnie korzystali ci, którzy chcieli swych wrogów
pozbawić czynnego prawa wyborczego.
Ale bywali i tacy biegli w jurystowskich sztuczkach, którzy celowo
uzyskiwali kondemnaty na polityków pod błahymi pozorami, by ich
potem szantażować. Tuż przed lub w trakcie obrad sejmiku ogłaszali, że
mają kondemnatę i proponowali zaangażowanemu ziemianinowi rezy-
gnację z walki wyborczej w zamian za odpowiednie odszkodowanie.
Aktywny polityk szlachecki musiał więc wiedzieć nie tylko, co słychać
na sejmikach, ale i dowiadywać się, czy w którymś z sądów ziemskich
lub grodzkich nie zapadł przeciwko niemu dekret, uzyskany prze/
politycznych przeciwników lub zwykłych naciągaczy.
Dla utrudnienia życia politycznym przeciwnikom - już w trakcie
obrad szlacheckiego zgromadzenia, gdy nie chciano się posunąć aż do
zerwania - „zagadywano" zgromadzenia. Na kolejnych sesjach zabierali
głos przygotowani mówcy i godzinami pletli o niczym, aż do wyczerpania
cierpliwości partii przeciwnej. Jej przedstawiciele widząc, że sejmik sie
„rozłazi", że szlachta znużona gadulstwem opuszcza miejsce obrad, co
groziło utratą popleczników, załamywali się i proponowali czasem
kompromis wyborczy czy programowy. Technika ta, sama w sobie dosyć
skuteczna, warunkowana była tylko jednym - po stronie dokonującej
akcji obstrukcyjnej musiał stać marszałek, bo to on w dużej mierze
wpływał na przebieg obrad i mógł nie udzielić głosu obstrukcjonistom.
W zachowanej w Bibliotece Ossolińskich relacji ze zjazdu średzkiego
w 1702 roku znajdujemy informację o tego rodzaju rozpasanym
gadulstwie*, które zmusiło obradujących do zalimitowania się:
„Zasiedli tedy o godzinie ósmej na której ante omnia (przede wszystkim) upominano
się relationem panów posłów do króla jegomości, ale zabranie częste głosów wlekło
relacyją do kilku godzin, a tak wiele ichmościów głosów zabierało, że circiter (blisko) prze/
trzy godziny trwały, aż po kilka razy jegomość pan sędzia poznański (Jan Malechowski i
eiuravit (narzekał). Po uczynionej relacyji jeszcze gęstsze głosy nastąpiły, lubo drudz>
domawiali się żeby solito morę (zwykłym obyczajem) podziękować, nic nie pomogło..."3"
164
17. J. P. Norblin, Szlachcic przemawiający.
Ołówek, koniec XVIII w.
18. J. P. Norblin, Krzykacz sejmikowy.
Sepia, koniec XVIII w.
I tak sejmik spełzł na gadaniu - nie dopuszczono do uchwał. —>
Być może najrzadziej stosowanym w taktyce walk sejmikowych
wybiegiem było manipulowanie informacją. Granie na nastrojach
zgromadzonych, zręcznie dawkując i komentując wiadomości, wyma-
gało dużego kunsztu i nie każdy z prowincjonalnych matadorów
zdobywał się na takie subtelności. Wiemy jednak na pewno, że
skutecznie posługiwano się podstępami na dużych sejmikach oraz
w sytuacjach, kiedy o wyniku miała przesądzić opinia publiczna. Na
przykład w diariuszu sejmiku średzkiego, zaczętego 13 grudnia 1672
roku, znajdujemy opis takich właśnie praktyk. W trakcie obrad ważył
się stosunek szlachty wielkopolskiej do konfederacji gołąbskiej i szcze-
brzeszyńskiej. Stronnicy Michała Korybuta Wiśniowieckiego i kon-
federacji gołąbskiej nie mogąc pokonać oporu tzw. malkontentów, czyli
opierających się o zawiązaną w Szczebrzeszynie konfederację wojskową
165
polityków spod znaku antydworskiej opozycji, w pewnym momencie
zręcznie rozpuścili w kole sejmikowym wieść, że chorągwie kwarciane
skonfederowane pod Szczebrzeszynem rozpędzają szlacheckie zaciągi
wojskowe popierające króla.
Autor diariusza twierdził, że:
„ [...] arte (sztucznie) wiadomość tę przypuszczano, kilka dni towarzysza tego
przytrzymawszy, co chorągwi tej (szlacheckiego zaciągu) rozgromienia relacyję czynił.
Przeniknęła nie pomału braciej relacyja i to zakrwawienie hostilitatem (wrogość)
pokazujące i ta absanguindencyja (przesiąknięcie krwią) sukien jego, jako w kole
prezentował, co towarzysza wedle niego zabito a krew na suknie jego pluszczała. I wziął
ich niemały ferwor..."31.
O ten właśnie ferwor chodziło tym, którzy w odpowiednim
momencie wprowadzili w koło zwiastuna bratobójczych zbrodni,
a dodatkowo jeszcze dla powiększenia wrażenia pokazywali zakrwa-
wioną odzież. Takie teatralne efekty zawsze skutkują w podnieconym
tłumie i na relacjonowanym sejmiku zwolennicy konfederacji gołąbskiej
odnieśli sukces.
Inną nieco sytuację wspomina Matuszewicz, który w 1761 roku
organizował na rzecz partii radziwiłłowskiej wybory deputackie w Brze-
ściu Litewskim. Tuż przed rozpoczęciem sejmiku dowiedział się od
komisarza radziwiłłowskiego z Białej, Jana Bogumiła Jasińskiego, że:
„skomponował sobie [...] nowinę fałszywą [...] że książę Adam Czartoryski, wojewo-
dzie ruski zapewne jest na Terespolu u Fleminga, podskarbiego wielkiego litewskiego,
ukryty i że nazajutrz ma się starać o deputacją. Nie chciałem wierzyć tej nowinie, ale kiedy
się Jasiński pod przysięgą asekurował, tedy konkludowaliśmy, że jutrzejszy sejmik zerwać
potrzeba..."32.
Nowina okazała się rzeczywiście fałszywa, a wieść o ukrytym
Adamie Czartoryskim rozpuszczona została zapewne przez samych
czartoryszczyków, którzy w ten sposób pomieszali szyki partii radziwił-
łowskiej, zmuszając Matuszewicza do gwałtownej zmiany planów
i poniechania walki o przeforsowanie własnych deputatów, na rzecz
niedopuszczenia do obioru Czartoryskiego. Strach przed opanowaniem
sejmiku przez przybyłego z Warszawy księcia i jego popleczników
popchnął klientów radziwiłłowskich do podjęcia decyzji najgorszej
i ostatecznej. Lepiej było zniszczyć wszystko - zerwać sejmik - niż
dopuścić do zwycięstwa rywala.
Praktyka rwania sejmików tak zagęściła się na początku XVIII
wieku, że na niektórych zgromadzeniach poczęto zastanawiać się, jak
166
temu liberum rumpo przeciwdziałać. Gdzieniegdzie podejmowano
uchwały uznające każdego rwacza z pobudek prywatnych - już z góry
za wroga Ojczyzny. Czasem podejmowano kroki radykalne i na
początku obrad zapowiadano potencjalnym zrywaczom natychmias-
towe rozsiekanie w kole za próbę zatamowania obrad.
Najciekawszą jednak metodę stosowano w początkach tamtego
stulecia na sejmiku opatowskim, gdzie wiele już razy próbowano
przeciwdziałać chorobom toczącym ustrój Rzeczypospolitej.
„Po obraniu marszałka zaraześmy sobie obwarowali, że jeżeliby nam chciano rwać
sejmik lub tamować, tedy pod konfederacyją go kontynuować będziemy"33.
Tak wspominał opatowskie obrady w czerwcu 1708 roku miecznik
koronny, Stanisław Denhoff, dumny z faktu, że rzeczywiście udało mu
się nie dopuścić do zerwania obrad tego zjazdu.
Inna rzecz, że zachowały się też głosy uznające ten zjazd za nieważny
- bo zerwany. Bowiem mimo ogłoszenia konfederacji sejmikowej,
dwóch protestujących wyszło z kolegiaty opatowskiej, manifestując
swój sprzeciw wobec dalszych obrad i podejmowania wszelkich uchwał.
Wśród raczej neutralnych w tych sporach klientów rodu Sobieskich
- dworzan i urzędników synów Jana III, zarządzających małopolskimi
dobrami rodowymi - krążyła następująca opinia:
„Prawdę rzekłszy że się zerwał, tylko że pierwszego dnia po obraniu marszałka zaszła
deklaracyja, że in hoc casu (w tym wypadku) pod konfederacyją kończyć go zdało się"34.
Mamy tu potwierdzenie relacji Denhoffa przez osoby postronne,
które jednak zdawały się wątpić w prawomocność tak obronionego
sejmiku.
Można tu zaryzykować sąd, żcjak jak na sejmie, tak i na sejmiku
- o uznaniu protestu za ważny decydował marszałek. Wtedy gdy była to
osoba zdecydowana doprowadzić obrady do końca, rwacze mieli ciężki
orzech do zgryzienia, bowiem ich protesty bywały ignorowane i po
prostu przechodzono nad nimi do porządku dziennego^ ^/
Na zakończenie kilka słów o rezultatach udanych obrad, szczegól-
nie tych połączonych z wyborami. Jak dalece wybrani bywali ludźmi
przypadkowymi wtedy, gdy sejmik zdominowany był przez magnaterię,
do jakiego stopnia posłowie tacy zależni byli od swych mocodawców
zapewniających im wybór, świadczy relacja -jedna z wielu podobnych
- z sejmiku wileńskiego z lutego 1681 roku.
167
„Tandem do obrania posła przystąpili, którego po propozycji jegomości pana
wojewody wileńskiego (Michał Kazimierz Pac) jako dyrektora, zgodnie cum aclamationf
(z powszechnym poparciem) obrali do jego królewskiej mości, privatum kominem
(zwyczajnego człowieka) pana Bielskiego, który nie wiem jeśli sufficiet tanto oneri (podoła
takiemu obowiązkowi). Nie chciano mu dać nic na drogę, ale widzę deklarował się
jegomość pan wojewoda wileński obmyślić mu suknie i prowizyją (zasiłek) na drogę..."35.
Wojewoda Pac polecił zapewne do „funkcyji" swego klienta,
któremu potem musiał zapewnić środki na wypełnienie misji. Nic
można się dziwić, że tak wybierani i ekwipowani delegaci samorządu
często uważali się raczej za posłów magnackich i zapominali o właściwej
reprezentacji interesów tych, którzy przynajmniej formalnie powierzali
im funkcje i godności. Jak dalece posłowie ziemscy wierni byli instruk-
cjom sejmikowym, a na ile ściśle podporządkowywali się dyrektywom
stronnictw, które dopomogły w ich wyborze -jest to już raczej problem
należący do dziejów sejmu.
Zakończywszy rozważania, których celem było zilustrowanie legal-
nych metod walki politycznej na sejmikach, w kolejnym rozdziale
spróbujemy przedstawić te mniej legalne, a za to bardziej znane sposoby
radzenia sobie na zjazdach. Ilustrując rzecz przykładami z diariuszy
sejmikowych, starać się będziemy przybliżyć te barwne fragmenty życia
sejmikowego, które są dziś najbardziej spopularyzowane, choć może nie
najlepiej poznane.
1 Rps BPANKr.1065.
2 K. Sarnecki, Pamiętniki z czasów Jana Sobieskiego. Diariusz i relacje z lat
1691-1696, oprać. J. Woliński, Wrocław 1958, s. 243.
3 Rps AGAD, AR V nr 4204.
4 RpsBJ 1151.
5 Rps AGAD, AR V nr 3089. ,,
6 Ibidem.
7 Ibidem.
8 E. Opaliński, Elita władzy w województwach poznańskim i kaliskim za Zygmunta
III, Poznań 1981, s. 73.
9 Listy Krzysztofa Opalińskiego..., s. 238.
10 Ibidem, s. 451.
11 Ibidem, s. 62-53.
12 Ibidem, s. 113.
13 M. Matuszewicz, Diariusz..., t. II, s. 432.
14 Rps B. Czart. 5874.
15 Rps B. Czart. 2899.
168
s. 12.
16 Rps AGAD, AR V nr 10038.
17 RpsBJ 1151.
18 Rps B. Oss. 233.
i " Rps AGAD, AR II księga 25.
20 Rps B. Czart. 459.
21 Rps B. Czart. 2518.
22 Rps AGAD, AR V nr 14100.
23 Rps B. Oss. 157.
24 Rps B. Oss. 2620.
25 Listy Krzysztofa Opalinskiego..
26 Rps BPANKr. 368.
27 Rps BN. BOZ. 911.
28 Rps B. Czart. 517.
29 M. Matuszewicz, Diariusz..., t. I, s. 625.
30 Rps B. Oss. 233.
31 Rps BN. BOZ. 1188.
32 M. Matuszewicz, Diariusz..., t. II, s. 130.
33 Rps B. Czart. 5790.
34 Rps AGAD, AR V nr 14159.
35 Rps BJ 1151.
V. POLITYKA SEJMIKOWA
POZA GRANICAMI PRAWA
Jednym z popularniejszych terminów w staropolskim języku polity-
cznym było słowo „exorbitancje" - czyli to, co uległo zepsuciu, co
„wypadło z kluby starego, dobrego prawa". W licznych laudach
i instrukcjach sejmowych domagano się likwidacji owych exorbitancji
przez cały wiek XVII i jeszcze w wieku XVIII, nim w umysłach
oświeconych nie powstała wreszcie rewolucyjna myśl, że nie wystarczy
naprawa i powrót do idealnej formy ustroju, lecz konieczna jest reforma
i poszukiwanie nowego, lepszego „systematu".
Exorbitancji pełne były sejmiki, a im bliżej oświeceniowego przeło-
mu, tym częściej się o nich mówiło i pisało. Tym właśnie bolączkom
życia sejmikowego poświęcony jest niniejszy rozdział. Przedstawiamy
go z pełną świadomością, iż nie uda się ukazać wszystkich, mniej czy
bardziej karygodnych, a często zupełnie bezkarnie stosowanych, metod
zdobywania sobie posłuszeństwa czy blokowania inicjatywy innych na
sejmikowych zjazdach. Źródła stosunkowo często wspominają o za-
kłóceniach w normalnym trybie funkcjonowania zgromadzeń szlachec-
kich, ale rzadko znajdujemy w nich szczegóły, nazwijmy to techniczne.
Po prostu o sprawach powszechnie znanych i oczywistych nie wspomi-
nano, bo nie było warto, a jedyny pamiętnikarz, który w swych
wspomnieniach zamieścił wiele owej technicznej informacji - Marcin
Matuszewicz - jest dziś aż do znudzenia cytowany wszędzie tam, gdzie
mówi się i pisze o polityce sejmikowej. Nie uda się nam obejść bez relacji
pana kasztelana brzeskolitewskiego. Staraliśmy się jednak większość
przykładów zaczerpnąć z innych, rozproszonych często i trudniej
dostępnych źródeł po to, by wspomnienia Matuszewicza nie zdomino-
wały tekstu i by uniknąć niebezpieczeństwa uogólnienia zjawisk z lat
czterdziestych i pięćdziesiątych XVIII wieku, występujących w zachod-
nich połaciach Wielkiego Księstwa Litewskiego, na całą Rzeczpospolitą
i na cały omawiany tu okres. Obejmuje on przecież nie tylko czasy
170
degeneracji i upadku życia sejmikowego, ale i czasy jego świetności
w epoce, która nawet dla Matuszewicza była już na poły legendarną
- myślimy tu o końcu XVI wieku.
Relację z sejmikowych exorbitancji rozpoczniemy od próby analizy
praktyki najgłośniejszej, od zrywania sejmików. Co prawda, już w po-
przednim rozdziale pisaliśmy o zrywaczach i ich procederze, ale tu
zajmiemy się tym nie jako metodą walki politycznej, lecz omówimy na
kilku przykładach techniczną stronę zagadnienia.
Zacząć należy od tego, że czasem łatwiej było nie dopuścić do
rozpoczęcia, niż zerwać już toczące się obrady. Ta szczególna forma
destrukcji stosowana była na sejmikach wcześnie, znacznie wcześniej
niż na sejmie, który w XVIII wieku też zrywano jeszcze przed
formalnym rozpoczęciem obrad, tj. przed obiorem marszałka. .....Z"
CjN celu niedopuszczenia do rozpoczęcia obrad zrywacze lub
ich mocodawcy zwykle wyszukiwali przyczyn natury formalnej - mógł
to być błąd urzędnika kancelarii w uniwersale, opóźnienie w jego
opublikowaniu itd) Najoryginalniejszy z pretekstów, jakie zastosowano
i o jakich udało nam się odszukać informację, to wątpliwość natury
prawnej, którą posłużył się w maju 1686 roku bliżej nam nie
znany pan Żółtowski nie dopuszczając do rozpoczęcia obrad sejmiku i
poznańskiego, zgromadzonego w stolicy województwa dla obioru j
podkomorzego.
6 maja tego roku zjawił się w Poznaniu spory zastęp szlachty
gotowej wybierać pierwszego godnością urzędnika województwa i gdy
kasztelan międzyrzecki Melchior Gurowski usiłował zagaić obrady,
jeden z obecnych - pan Krzyszkowski - wysunął wątpliwość natury
czysto formalnej. Zapytał on, czy ważny jest uniwersał zwołujący ten
sejmik, skoro datowany jest spoza granic Rzeczypospolitej. (Wojewoda
poznański Krzysztof Grzymułtowski bawił w misji dyplomatycznej
w Rosji i stamtąd nadesłał zapewne inkryminowany uniwersał). Pretek-
stu tego uczepił się następny ziemianin, poparł Krzyszkowskiego i uznał
sejmik za bezprawny, a następnie wyszedł z kościoła cum protestatione.
Opuszczenie koła sejmikowego przez „protestanta" jeszcze przed
zagajeniem sejmiku stworzyło ciekawy casus prawny, rozpoczęto więc
dyskusję nad prawomocnością tego protestu. Uznano w końcu, że
należy odszukać Żółtowskiego i przedyskutować z nim sprawę jeszcze
raz. Wysłana na poszukiwania delegacja wróciła oczywiście z niczym,
bowiem zrywacz albo dobrze ukrył się w mieście, albo po prostu już
171
wyjechał, by uniknąć nagabywania. Nie udało się przywrócić sejmiku
przez odwołanie protestu i, po kolejnych wielogodzinnych rozważa-
niach, szacunek dla „głosu wolnego" zwyciężył zdrowy rozsądek.
Zgromadzeni rozeszli się uznając sejmik za niebyły.
Wybory powtórzono w jesieni tego samego roku, tym razem
rywalizacja między chętnymi na urząd nie uniemożliwiła wyborów.
Zwyciężył Andrzej Gembicki, ale po jego rychłej śmierci w 1688 roku
„konkurencja wielkich imion i ludzi" do tytułu podkomorzego poznań-
skiego przez wiele lat nie dopuściła do wyborów. Następny pod-
komorzy, Franciszek Radzewski, został wybrany dopiero 18 grudnia
1719 roku.
Nie mamy wątpliwości, że akcja Krzyszkowskiego i Żółtowskiego
była przygotowana przez tych, którym sejmik ten był niewygodny, zaś
miejsce datowania uniwersału było tylko nic nie znaczącym pretekstem.
W osiem lat później w Małopolsce też nie dopuszczono do roz-
poczęcia obrad, a informacja o przyczynach zachowała się w cytowanej
już wyżej poufnej korespondencji podskarbiego wielkiego koronnego,
Hieronima Augustyna Lubomirskiego, z wojewodą bełskim Adamem
Sieniawskim. Oto jak instruował podskarbi swego politycznego sojusz-
nika w liście datowanym w Rzeszowie 28 grudnia 1694 roku, a dotyczą-
cym mających się odbyć obrad powtórnego (po zerwanym już raz)
sejmiku województwa ruskiego w Wiszni.
„[...] tedy wiele proszę racz waszmość pan mieć a latere sui (u boku swego) dobrych
przyjaciół kilku, na ten przypadający sejmik aby się imieniem waszmości pana i moim
odezwali przy zagajeniu pomienionego sejmiku tymi słowy: - Ponieważ po pierwszym
rozerwanym sejmiku tak jegomość wojewoda bełski, jak i jegomość pan podskarbi
koronny na powtórny nie pozwalali, na to i my nie pozwalamy i solennie się protestujemy,
aby ten sejmik skutku żadnego nie wziął.
Niech wynidą cum protestationibus (z protestami) z kościoła, racz ich waszmość pan
informować, aby co praeiudiciosum in absentia nostri (niesłusznego w nieobecności naszej
w instrukcyją nie weszło, bo ten uniwersał powtórny do naszego województwa ad
sinistram (wedle fałszywej) jego królewskiej mości informationem (informacji) jesl
wydany..."1.
W liście tym interesujące jest nie tylko zlecenie niedopuszczenia do
sejmiku wbrew woli obu magnatów, ale przede wszystkim zamiesz-
czona tam przez Lubomirskiego drobiazgowa instrukcja dla zrywacza.
któremu wystarczyło się już teraz nauczyć na pamięć słów pana
podskarbiego i wyrecytować je w wiszeńskim kościele. Jak widać,
ingerencja w sprawy sejmikowe, wtedy gdy uznano ją za niezbędną.
19. Jan Piotr Norblin, Sejmik w kościele.
Sepia, 1785 r.
bywała bardzo głęboka, nawet wręcz drobiazgowa. Minister Rzeczypo-
spolitej osobiście ułożył tekst nie dopuszczający do rozpoczęcia obrad
jednego z wielu sejmików ziemskich. W tym wypadku zagrała urażona
ambicja magnata, który na terenie uznanym za jego strefę wpływów nie
chciał tolerować żadnej niezależnej inicjatywy politycznej.
Nie zawsze jednak niedopuszczanie do rozpoczęcia sejmikowych
obrad szło tak łatwo, często protest i wyjście cum manifestatione
nie wystarczało. Dla zilustrowania prawdziwej batalii stoczonej o nie-
dopuszczenie do dyskusji i wyborów odwołamy się do przykładu
sejmiku brzeskolitewskiego i zaszłych na nim w 1756 roku perturbacji.
173
Dla uzyskania pełnego obrazu konfliktu nie ograniczamy się do
relacji Matuszewicza, ale konfrontujemy ją z zachowanym w Archiwum
Publicznym Potockich w AGAD sprawozdaniem rękopiśmiennym
autorstwa, spowinowaconego z naszym pamiętnikarzem, Świejko-
wskiego.
Na sejmik deputacki zjechało się do Brześcia Litewskiego wielu
ziemian z dwu przeciwstawnych stronnictw. Jednemu przewodził obec-
ny na zjeździe wojewoda brzeski Karol Sapieha - jego współpracow-
nikami byli Matuszewicze, w tym konkretnym wypadku dwaj bracia
pamiętnikarza Marcina. Już w przeddzień sejmiku stronnictwo an-
tysapieżyńskie - ziemianie i sprowadzona do Brześcia szlachta za-
grodowa - ostro protestowało przeciw forsowanym przez wojewodę
i Matuszewiczów kandydatom.
Gdy w wyznaczony na wybory poniedziałkowy ranek Sapieha
usiłował zagaić sejmik w kościele bernardynów w Brześciu, opozycja
zażądała obrad na zamku i uniemożliwiła zagajenie.
„A w tym urzędnicy, dowiedziawszy ^się o zamysłach jegomości pana wojewody,
z całym województwem więcej tysiąca szlachty zebranym, szli do bernardynów i tam mszy
odprawiającej się dosłuchawszy, prosili jegomości pana wojewody, żeby praeiudicium
(bezprawia) nie czynił województwu i na zamek razem szedł sejmikować. W tym czasie
księża bernardyni wyszli z remonstracyją (oświadczeniem), że sejmikować nie pozwolą
w swoim kościele. [...] Jegomość pan wojewoda u księży bernardynów bawiąc się, na
prezencyją sacratissimi (obecność najświętszego sakramentu), na msze święte jedne po
drugich wychodzące i odprawujące się, śpiewanie kursów nabożeństwa nie zważając, po
kościele przechadzał się, bo szlachta, ani siedzieć nie dopuszczała, ani zagajać, ani nawel
mówić głośno jegomości panu wojewodzie nie dopuszczała..."2.
Tak więc jedno stronnictwo chciało odbyć sejmik w kościele,
a drugie do tego nie dopuszczało, domagając się sejmiku na zamku.
Oczywiście spór o miejsce obrad krył dużo ważniejszy konflikt między
zwolennikami Sapiehów i Radziwiłłów z jednej, a występującymi tu
w roli opozycji stronnikami Czartoryskich z drugiej strony. Rezultat byl
łatwy do przewidzenia. Sapieha, widząc swych przeciwników zdeter-
minowanych i gotowych nie dopuścić do obrad nawet siłą - Matusze-
wicz twierdzi, że zachęcano szlachtę do użycia szabel przeciw stron-
nikom wojewody - zrezygnował z wyborów i rozwiązał zgromadzenie.
Ani strona sapieżyńska, ani czartoryszczycy nie przeforsowali w tym
roku swoich deputatów do trybunału litewskiego z województwa
brzeskiego. Łatwo jednak wyczytać z obu relacji napięcie i emocje, jakie
panowały wśród zgromadzonych przedstawicieli obu magnackich „par-
174
f.
tii". Obie przybyły, by przeprowadzić wybór „swoich ludzi" i obie
musiały zrezygnować, kontentując się połowicznym sukcesem - niedo-
puszczeniem do triumfu konkurencji.
Podobne metody blokowania inicjatyw przeciwników były w woje-
wództwie brzeskim stosowane często - nie wiemy, czy była to osob-
liwość tego regionu, czy sejmiki rwano przed rozpoczęciem obrad
równie często gdzie indziej. W dwa lata po opisanym starciu w kościele
bernardynów, w tej samej świątyni uniemożliwiono podobną metodą
obrady sejmiku gospodarskiego.
Oddajmy tym razem głos samemu Matuszewiczowi:
„Gdy przyszedł Sosnowski (Józef, pisarz wielki litewski, potem hetman polny
litewski i niedoszły teść Tadeusza Kościuszki), siadł przy mnie i zaraz ostatnia msza przed
sejmikiem wyszła [...]. Tandem po mszy świętej i po wyniesieniu Sanctissimi do zakrystii
zagaił wojewoda brzeski (Karol Sapieha) sejmik. Zaraz tumult się zaczął. Zaraz szlachta
Buchowieckiego (Franciszek), koniuszego brzeskiego, junaka wołczyńskiego (tj. stron-
nika Czartoryskich z Wołczyna), zaczęła szarpać, a Sosnowski pisarz zaraz z kościoła
wyszedł do zakrystii. Skoczyłem do szlachty szarpiącej Buchowieckiego. Ledwo z wielką
pracą ich umitygowałem. Na resztę tumult ucichł, gdy głośno zacząłem mówić, że te jest
fałszywe rozgłoszenie o podatku na Moskwę (na utrzymanie wojsk rosyjskich) i tak
wojewoda brzeski, choć z nieukontentowaniem, pożegnał sejmik gospodarski jako
zerwany"3.
Bezpośrednią przyczyną zerwania tych obrad przed obraniem
marszałka było wzburzenie szlachty, wśród której rozpuszczono fał-^
szywą wieść o obłożeniu województwa podatkiem na koszta utrzyma-
nia armii rosyjskiej. W ten sposób całą niechęć ziemian, zmęczonych
ciągłymi marszami i kwaterunkami wojsk sąsiedniego mocarstwa,
zwalono na głowy klientów Czartoryskich - znanych jako notorycz-
nych zwolenników orientacji rosyjskiej.
W tym województwie podobne wypadki często miały miejsce
dlatego, że było tu duże nasilenie walk stronnictw w połowie XVIII
wieku. O wpływy konkurowali ustawicznie Radziwiłłowie, Sapiehowie,
Czartoryscy, a i mniejsi „panowie" - Suzinowie, Paszkowscy, Sosnow-
scy, Matuszewicze - robili co mogli, by zjazdy szlacheckie nie przebie-
gały w spokoju. W tych czasach łatwo można było przewidzieć, który
sejmik ma szansę dojścia, a który z góry skazany jest na zerwanie.
Gdzie indziej jednak zdarzały się niespodzianki -^zrywano sejmiki
z zaskoczenia i w nieprzewidzianych okolicznościach. Bywało i tak, że
wszystko na zjeździe układało się pomyślnie, obrady rozpoczęte bez
kłopotów toczyły się szybko i spokojnie, aż nagle jeden z uczestników,
175
z bliżej nie wyjaśnionych przyczyn, wychodził z protestem uniemoż-
liwiając zakończenie. Dzisiaj możemy się już tylko domyślać, że
pobudkami takich działań bywały prywatne animozje, personalne
rozgrywki pomiędzy prowincjonalnymi politykami, zupełnie dla nas
nieczytelne i nie dające się odtworzyć. W wielokrotnie już cytowanej
korespondencji kanclerza wielkiego koronnego, Jana Szembeka, znaj-
dujemy ślad takiego właśnie, zaskakującego dla wszystkich zaintereso-
wanych wydarzenia na sejmiku żmudzkim w 1724 roku.
Starosta upicki Krzysztof Dominik Puzyna zwrócił się do kanclerza
o uniwersał na powtórny sejmik, ponieważ pierwszy został niespodzie-
wanie zerwany. Zaskoczony Puzyna pisał:
„Niespodziewany przybył do nas na sejmik elekcyjny poselski gość, jegomość
pan Kościuszko oberburgraf kurlandzki, który przez subtelny instrument zerwał
sejmik [...]"".
Nie wiemy jednak, jakiego to „instrumentu" użył pan Kościuszko,
by nie dopuścić do obioru posłów żmudzkich na sejm 1724 roku.
Znamy natomiast powody, dla których usiłowano zerwać sejmik
ziemi bielskiej województwa podlaskiego w tym samym roku. Za-
chowała się do naszych czasów relacja zrywającego, przesłana również
do Szembeka w formie informacji o powodach działania, czy też może
raczej w formie usprawiedliwienia. Takie sprawozdania osób, które
osobiście zerwały obrady, są w źródłach stosunkowo rzadkie. Mimo
wszystko nie" był to chlubny proceder i nie chciano się nim chwalić. Stąd
częstsze relacje mocodawców i inspiratorów zrywaczy, takie jak wspo-
mnienia Matuszewicza, zaś rzadsze informacje bezpośrednie od tych,
którzy wykrzykiwali owo sakramentalne „sisto activitatem", a potem
wychodzili z koła, by do najbliższego urzędu grodzkiego zanieść
manifest o przyczynach swego protestu.
We wrześniu 1724 roku w Brańsku, gdzie zgromadził się powtórny,
po pierwszym zerwanym, sejmik bielski, pojawił się niespodziewanie
Stanisław Gąsowski i usiłował przerwać obrady. Oddajmy głos samemu
panu Gąsowskiemu, który w liście do Szembeka skarżył się, że:
•»[¦••] Je8° wielmożność jegomość pan chorąży koronny (Jan Klemens Branicki)
obrany posłem z ziemi bielskiej za powtórnym uniwersałem jego królewskiej mości, który
że nie jest promulgowany per parochiam i omnem adacta (ogłoszony po parafiach i cały do
akt) tego dnia podany, kiedy ichmość panowie zjechali ad locum (na miejsce) obrad
publicznych i ci tylko byli, którzy są per litteras prhatis con\ocati (wezwani prywatnymi
listami). Ja casualiter (przypadkowo) jadąc do mego folwarku pod Brańskiem (gdzie zjazd
176
do obrad publicznych bywa) zostającego, dowiedziałem się i tam zjechałem. Że szlachty braci
wielu nie było, protestowałem się i wyszedłem z protestacyją, którejże ichmość panowie
7. jegomościa panem podstarościm grodzkim nie słuchając i owszem postponując sobie
ubogiego szlachcica głos wolny jego, zaniosłem protestacyją osobliwie na jego wielmożność
sędziego grodzkiego brańskiego, który w ziemi naszej arbitriam potestatem (decydującą
władzę) uzurpuje sobie in contemptum (ze zniewagą) szlachty. Co donosząc suplikuję
wielmożnego waszmość pana i dobrodzieja, abyś pupillam libertatis (źrenicy wolności) głosu
wolnego szlacheckiego na osobie mojej contemnare (lekceważyć) nie pozwolił"5.
Zacytowaliśmy ten dłuższy fragment listu Gąsowskiego dlatego, że,
jak wyżej powiedziano, rzadkie są osobiste relacje zrywaczy, a także i po
to, by na tym przykładzie wskazać różne okoliczności towarzyszące
sejmikowemu liberum veto. Przede wszystkim nie wiemy, czy autor tego
listu działał w dobrej wierze. Być może jego oburzenie jest sztuczne,
a był on narzędziem wrogów Branickiego pragnących nie dopuścić go
do izby sejmowej.
Załóżmy jednak, że rzeczy się miały tak, jak je opisał „prosty
szlachcic" pan Gąsowski. Co było przyczyną jego protestu? Zasadniczo
to, żeCsejmik zwołany został nieformalnie, bez ogłoszenia uniwersału ">-•
zwykłą metodą per parochiam(zi obecni zjechali sproszeni prywatnymi
listami oraz że szlachty było mało, I trudno mu odmówić pewnych racji,
skoro wyraźnie mamy tu do~~ćzynienia z przypadkiem tzw. „kradzieży
sejmiku" -jednej z technik eliminacji konkurencji na zjazdach, o czym
pisać będziemy jeszcze w tym rozdziale. Przyczyny były więc poważne,
protestujący był terrigeną (folwark pod Brańskiem), spodziewać się
więc należało jego sukcesu i rozejścia się zjazdu. A jednak nie - Branicki
został obrany, protestu Gąsowskiego nie wzięto pod uwagę i dopiero
listownie (nota bene z Lublina) zamawiał on sobie poparcie kanclerza
Szembeka. Być może było to przygotowanie do usunięcia Branickiego
z izby sejmowej, w trakcie tzw. „rugów poselskich", przez wykazanie
nieprawomocności jego obioru.
Historia ta wskazuje, jak różne mogły być okoliczności rwania
i jak różne były na to reakcje - od rozejścia się bez protestu,
gdy było to na rękę większości obecnych, aż po zignorowanie
prawomocnego sprzeciwu opartego o, tak wielbioną w teorii, zasadę
liberum veto. To właśnie okoliczności, a nie norma prawna, dyktowały
każdorazowo reakcję szlachty na protest, a w sytuacji takiej jak
w Brańsku zrywacz nie miał wielkich szans uzyskania natychmia-
stowego posłuchu u zgromadzonych na sejmiku klientów i przyjaciół
potężnych na Podlasiu Branickich.
177
Wspominaliśmy już wyżej, jak wiele w takich momentach zależało
od marszałka sejmiku. W sprawie pana Gąsowskiego marszałek nie
miał wyboru. Pikanterii tej historii dodaje bowiem fakt, że marszałkiem
owym był podstarości grodzki brański, a protest godził w Jana
Klemensa Branickiego, który był nie tylko chorążym wielkim koron-
nym, ale i starostą brańskim, a więc zwierzchnikiem oraz pracodawcą
marszałkującego podstarościego. Widzimy więc, że pobudki przewod-
niczącego sejmikowym obradom były praktycznej natury, choć trudno
mieć do niego pretensję, skoro do obowiązków marszałka należało
doprowadzenie sejmiku do szczęśliwego końca.
Nie zawsze jednak tak bywało - czasem marszałek robił „dobrą złą
robotę" i starał się jak mógł o zdezorganizowanie obrad, a nawet
zerwanie sejmiku. W korespondencji magnackiej z lat trzydziestych
XVIII wieku znaleźliśmy nawet przykład zupełnego już sprzeniewierze-
nia się sejmikowego dyrektora swoim podstawowym obowiązkom.
Zdarzyło się bowiem tak, że sejmik mozyrski w Wielkim Księstwie
Litewskim zerwany został przez samego marszałka.
Działo się to, co prawda, w wyjątkowo burzliwym czasie, bo przed
elekcją nowego króla, po śmierci Augusta II Mocnego. Z koresponden-
cji zwolenników syna zmarłego monarchy, a więc i przeciwników
kandydatury Stanisława Leszczyńskiego, dowiadujemy się, że na sej-
miku mozyrskim w lipcu 1733 roku zdecydowaną przewagę zdobyli
klienci Czartoryskich, popierający Leszczyńskiego. Na szczęście dla
partii saskiej, udało się jej na początku obrad wprowadzić na funkcję
marszałka swojego człowieka, pana Bohusza. Ten już drugiego dnia
obrad widząc, że znikąd nie ma ratunku i szykuje się przygniatające
zwycięstwo czartoryszczyków, szukał okazji do uznania zgromadzenia
za nieważne. Jednak, jak wynika z zachowanej relacji, nie było chętnego
do rwania w interesie stronników saskich, bowiem:
„[...] marszałek zasiadając dwa dni, sam widząc extra orbitom (poza granicami) że się
działo dawnych praw, porzuciwszy laskę, publico ore (mową publiczną) manifestował się
i za nim cały sejmik gdy wyszedł [...], pars malevolorum (partia nieżyczliwych, tu;
zwolennicy Leszczyńskiego) do domów swoich rozjechali się..."6
Rzeczywiście, zaskoczonym takim obrotem spraw stronnikom „fa-
milii" nie pozostało nic innego, jak zrezygnować, skoro sam marszałek
opuścił miejsce obrad, a bez niego trudno było utrzymać działalność
zgromadzenia. W tym wypadku mamy do czynienia z sytuacją, kiedy
o sukcesie mniejszości decydowała pozycja i determinacja jednego
178
człowieka. Gdyby marszałkiem został zwolennik Leszczyńskiego, zape-
wne żadne pojedyncze protesty, manifestacje i inne próby zakłócenia
obrad nie byłyby tolerowane. Trudno jednak było zignorować protest
samego przewodniczącego obrad.
Przedstawiony wyżej wypadek był jednak wydarzeniem szczegól-
nym. Podobne wystąpienia marszałków nie zdarzały się często, tak jak
i samo zrywanie sejmików. Zapewne większość zerwanych sejmików
były to zgromadzenia wyborcze, gdzie ważyły się losy karier, choć nie
mamy takiej pewności, nie da się przecież, z braku pełnych danych,
sporządzić żadnej statystyki. Można jednak z jakąś dozą pewności
postawić hipotezę, że częściej ofiarą liberum veto padały sejmiki
poselskie i deputackie, a rzadziej rwano zgromadzenia gospodarskie czy
relacyjne, choć i takich przykładów znajdujemy w źródłach wiele.
Dla ukazania zakresu występowania zjawiska destrukcji szlachec-
kiej samorządności sejmikowej - przedstawiamy relację z przebiegu
sejmików litewskich, zwołanych na styczeń 1685 roku. Był to okres,
w którym napięcie walki politycznej można uznać za duże - konflikt
dworu z magnacką opozycją szczególnie silnie przebiegał właśnie na
Litwie, ale daleko jeszcze było do stanu permanentnego kryzysu,
charakterystycznego dla początków panowania Augusta II, następcy
Jana III Sobieskiego.
Oto jak wyglądała kampania sejmikowa w Wielkim Księstwie
w dwa lata po triumfie wiedeńskim:
„Z Wilna die 10 ianuarii (dnia 10 stycznia) 1685. Sejmik wileński w niedzielę po
Trzech Królach szczęśliwie się skończył. Stanęli posłami jegomość pan Czyż podkomorzy
wileński i jegomość pan marszałek, podwojewodzy wileński. Z Oszmiany jegomość pan
starosta i jegomość pan marszałek oszmiański. Z Lidy jegomość pan starosta lidzki
i jegomość pan podkomorzy lidzki. Wiłkomierski sejmik zerwał się i posiekli się, jegomość
pan Komorowski z jegomościa panem Zienowiczem kasztelanicem nowogródzkim
powadzili się i nieladajako z obu stron poranili. Z Brasławia jeszcze wiadomości nie masz.
Na trockim sejmiku stanął posłem jegomość pan Ogiński starosta stokliski i jegomość pan
Remer starosta sumiliski. Jegomość pan wojewoda trocki teraźniejszy (Cyprian Paweł
Brzostowski) ustanowił urząd grodzki na sejmiku trockim [...] Grodzieński sejmik zerwał
się i posiekli się - naszli na jegomości pana kasztelana trockiego, bywszego marszałka
trockiego (Jan Kazimierz Kierdej), tamże z obu stron było rannych niemało, ale więcej
z inwazorów strony.
Kowieński sejmik zerwał się. Także księstwa żmudzkiego zerwał się. Smoleński
sejmik stanął, posłem na nim jegomość pan starosta boryszewski (Jerzy Sapieha), syn
starszy jegomości hetmana Wielkiego Księstwa Litewskiego stanął, ale jegomość pan
hetman ex quo (ponieważ) pan starosta chory, podał na to miejsce jegomości pana
179
Dąbrowskiego podstolego wileńskiego za posła, którego akceptowano. Także jegomości
pana Ciechanowicza pisarza ziemskiego smoleńskiego posłem obrano. Ze Starodubn
jegomość pan Giełgud (Andrzej Kazimierz) pisarz Wielkiego Księstwa Litewskiego
i jegomość pan marszałek rzeczycki Pogirski. Nowogródzki rozerwał się, bo jegomość pan
starosta słonimski, cum protestatione (z protestem) wyszedłszy, nie wrócił się. Miński,
mozyrski, słonimski zerwały się, o drugich jeszcze nie masz wiadomości"7.
Z tej niemal dziennikarsko skrótowej relacji wynika, że nagminnie
wtedy zrywano zgromadzenia elekcyjne. Jak wyżej wspomniano, wiąza-
ło się to z dużym napięciem w polityce wewnętrznej. Na 14 przedsej-
mowych zjazdów, wymienionych w przytoczonym doniesieniu z Wilna,
doszło - to znaczy zakończyło się obraniem posłów - tylko 6 sejmików.
Aż 8 uległo zerwaniu, a na dwóch: wiłkomierskim i grodzieńskim
dopuszczono do rozlewu krwi. Charakterystyczne przy tym, że 3 sej-
miki odbywające się w stolicy Litwy: wileński, smoleński i starodubow-
ski doszły. Skłonni jesteśmy przypisywać to wpływom i staraniom
szefów antykrólewskiej opozycji - Sapiehom: Kazimierzowi Janowi,
hetmanowi wielkiemu litewskiemu oraz jego bratu Benedyktowi Paw-
łowi, podskarbiemu wielkiemu litewskiemu. Obaj ministrowie prze/
utrzymanie sejmików w stołecznym Wilnie i przez obsadzenie ich
własnymi stronnikami demonstrowali wpływy i potęgę na prowincji, co
miało być zapewne znaczącym sygnałem dla dworu królewskiego i jego
litewskich stronników.
Nie wiemy, kto w 1685 roku był odpowiedzialny za zerwanie tak
wielu zjazdów szlacheckich na Litwie. Zrywać mogli równie dobrze
klienci Sapiehów, jak ludzie dworu - symptomatyczne jest to, że
zrywanie poczęło zastępować starania o kompromis. Tak niegdyś
popularne „ucieranie" programów i postulatów zastąpiła zasada:
wszystko albo nic. Gdy było to możliwe, dominowano wrogów na
sejmiku i zbierano wszystkie korzyści, gdy niemożliwe, zrywano go
i niweczono wszystko. To zjawisko bezkompromisowości w polityce
znamionuje zaawansowany już stan upadku kultury politycznej w Rze-
czypospolitej, który łatwiej był dostrzegalny na wschodnich obszarach
państwa polsko-litewsko-ruskiego.
Przyjrzyjmy się teraz mechanizmom rządzącym sejmikiem, o któ-
rym z góry było wiadomo, że jest zagrożony zerwaniem. Przede
wszystkim pamiętać trzeba o tym, że im kto miał silniejszą intencje
niedopuszczenia do szczęśliwego końca, tym bardziej podkreślał swe
starania o dojście i potępiał potencjalnych zrywaczy. Sztuka polegahi
18'
na tym, aby sprowokować do zerwania stronę przeciwną i na nią zwalić j
całe odium za szkodzenie dobru publicznemu. Następną zasadą było to, '
że osoba rzeczywiście decydująca o zerwaniu pozostawała w cie-
niu., ,Sisto activitatem" wykrzykiwał wynajęty lub, co było tańsze,
namówiony prostaczek. Jednak i od tej reguły, jak od każdej, bywały
wyjątki.
Sejmik zagrożony zerwaniem miał zwykle pewne cechy chara-
kterystyczne - obrady szły jak po grudzie, a konflikty powstawały
w najmniej spodziewanych momentach. Każdy pretekst był bowiem
dobry, by przeciwników prowokować do nie kontrolowanej reakcji.
Taki właśnie zjazd toczył się z trudem w Zatorze w 1729 roku.
Obrady rozpoczęto rano 8 grudnia i od razu zaczęły się kłopoty.
Sejmik próbowano zniszczyć przed obraniem marszałka - niejaki
pan Starowieyski nie zgadzał się na dalsze obrady, a nawet na
wystąpienia passive, tzn. bez prawa stanowienia i zgłaszania wniosków
pod głosowanie.
Nim usunięto tę trudność i ponownie zagajono obrady, upłynął
dzień i zapadł wczesny zimowy zmierzch. Obecni na sejmiku doświad-
czeni ziemianie zdawali sobie sprawę z tego, że obrady są zagrożone, ale
jeszcze w tym dniu udało się wybrać marszałkiem Stanisława Russoc-
kiego, a poseł królewski, kasztelanie sandomierski Czerny przeczytał
instrukcję, przesłaną przez kancelarię koronną w imieniu Augusta II.
Gdy nie udało się od razu przystąpić do obierania posłów, limitowano
obrady na następny dzień.
9 grudnia radzono od rana, aż do godziny drugiej po południu
udawało się zabawić zgromadzonych sprawami proceduralnymi i od-
wlekać wybory. Powoli stawało się jasne, iż uformowały się dwie grupy
prące do uzyskania mandatów poselskich. Na czele jednej stał oboźny
koronny Jerzy Ożarowski, drugiej przewodził starosta stopnicki Waw-
rzyniec Lanckoroński. Obaj udawali jednak, że nie są zainteresowani
wyborami, a Lanckoroński deklarował nawet głośno swe poparcie dla
kandydatury Ożarowskiego.
Tak „dysymulując" obaj konkurenci starali się krzyżować sobie
szyki przy pomocy oddanych klientów. Aby odwlec wybory i jeszcze
bardziej skomplikować sytuację, wywleczono wygodną sprawę czytania
listów, które napłynęły na sejmik. Odgrywający rolę porte parole
Lanckorońskiego, młody podstolic sandomierski, Łodziński, wdał się
w tej sprawie w długi spór z braćmi Jaklińskimi.
181
Wreszcie wieczorem Ożarowski zdecydował się użyć podstępu
i zgłosił takie kandydatury, które były do przyjęcia dla Lanckorońs-
kiego i jego stronników. Gdy tylko uzyskano zgodę na tych kan-
dydatów, obaj jednocześnie zrzekli się głosów na rzecz Ożarowskiego,
którego jego klienci i zdezorientowany tłum okrzyknęli posłem. W imie-
niu zaskoczonej opozycji natychmiast zaprotestował podczaszy oświę-
cimski, grożąc nawet opuszczeniem koła, co byłoby jednoznaczne
z zerwaniem obrad. Wobec tej groźby partia oboźnego koronnego
powróciła do taktyki przewlekania. Powrócono do sprawy listów
i zażądano czytania pisma prymasa, arcybiskupa gnieźnieńskiego
Teodora Potockiego. Na czytaniu posłania prymasa zakończył się drugi
dzień obrad.
Dnia trzeciego, 10 grudnia, koło rozpoczęło prace po południu,
już pacatius (spokojniej), jak wyraził się był autor relacji, na
której się opieramy. Sądzimy, że przed południem prowadzono
rokowania dotyczące obsadzenia mandatów poselskich. Nie doszło
chyba do ostatecznego porozumienia, skoro wkrótce po wznowieniu
obrad głos zabrał Jakliński i powtórzył swe wczorajsze żądania,
grożąc zerwaniem w razie ich nieuwzględnienia. Okazało się, że
tym razem domaga się on wpisania do instrukcji proponowanych
przez siebie punktów w dosłownym brzmieniu. Marszałek ustąpi!
i osobiście zapisał dezyderaty Jaklińskiego, ale to nie zaspokoiło
malkontentów - tym razem wysunęli żądanie wydelegowania do
prymasa Potockiego specjalnego poselstwa, zaopatrzonego w in-
strukcję sejmiku.
Wokół tego projektu rozpętała się prawdziwa awantura, nikt już nic
wiedział, kto stoi po czyjej stronie i w czyim działa interesie. Zamiesza-
nie trwało do późnego wieczora, kiedy to wreszcie grupa szlachty pod
wodzą Jaklińskich opuściła kościół i już na cmentarzu ogłosiła manifesi
o zerwaniu sejmiku:
„[...] turmatim (tłumnie) z kościoła wyszedłszy, zaraz contrarium (przeciwnie) ogłosili, />
na te punkta nie było zgody"8.
Nie wdając się w dalsze targi „protestanci" pojechali do grodu, ab\
tam złożyć i obiatować manifest o zerwaniu. Trzy dni trwał sejmik
w Zatorze, nim politykom lokalnym udało się tak zagmatwać sytuację
że wielu z obecnych uznało ją za beznadziejną i pogodziło się z akcj;i
zrywaczy.
182
w.
Opisywane powyżej skomplikowane „biegi i praktyki" nie zdarzały
się oczywiście zawsze na sejmikach. Sam fakt, iż je współcześnie
relacjonowano z upodobaniem, jako swego rodzaju sensację, dowodzi,
że ciągle jeszcze sejmik pełen kunsztownych intryg był osobliwością. Być
może wynikało to z faktu, że w tej schyłkowej epoce częściej zrywano
zjazdy przy użyciu brutalnej siły, niż stosując „subtelne instrumenta".
Nim przejdziemy do innych metod sejmikowej destrukcji i walki,
wyjaśnić należy poruszaną już parę razy sprawę manifestu zrywającego
obrady. Zarówno przy zrywaniu sejmu, jak i sejmiku, zasadą było, że
protestujący uzasadniał swój sprzeciw na piśmie i polecał go wpisać do
akt publicznych w najbliższym urzędzie grodzkim, nadając tym samym
manifestowi o zerwaniu obrad moc prawną. W zachowanych do dziś
aktach grodzkich i ziemskich znajdujemy trochę tego rodzaju oświad-
czeń zrywających sejmiki lub uznających ich uchwały za nieważne.
Manifest mógł być aktem indywidualnym lub wyrazem woli zbioro-
wej i wtedy (a miało to miejsce w czasie lub tuż po zakończeniu obrad)
podpisywało go kilku lub więcej zrywających i protestujących de
nullitate uchwał.
Spośród dostępnych manifestów tego rodzaju wybraliśmy jeden,
dobrze, jak się wydaje, reprezentujący formę takiego dokumentu,
a jednocześnie wyróżniający się niebanalną treścią. Oto najważniejszy
fragment manifestu uznającego sejmik województwa nowogródzkiego
za nieważny. Rzecz oblatowano w grodzie w Nowogródku 10 czerwca
1689 roku:
„My urzędnicy ziemscy, grodzcy, obywatele szlachta województwa nowogródzkiego,
którzyśmy się adfamampublicam (za wieścią powszechną) zjechali na sejmik relacyjny po
sejmie zerwanym warszawskim za uniwersałem jego królewskiej mości pana naszego
miłościwego, czynimy wiadomo tą manifestacyją naszą, iż gdyśmy przed obraniem
dyrektora sejmikowego, fraterne expostulowali (po bratersku przedkładali) niezależną
tego uniwersału jego królewskiej mości przed jegomościa panem Janem Uniechowskim
wójtem nowogródzkim, jakoby surrogatorem (urzędnik grodzki) nowogródzkim a nie
w grodzie nowogródzkim, jako uczynić należało i według prawa uczynić trzeba było,
aktykacyją (wpisanie do akt). Actus (obecny) tam jegomość pan Bogusław Uniechowski,
przeszły pisarz ziemski nowogródzki, mianując się być wojewodą - raz trockim, drugi raz
nowogródzkim, sejmiku tego przeciw braciej szlachty kontradykcyji, dyrekcyją sobie
przywłaszczył a jako nas urzędników grodzkich, którzyśmy przy jurysdykcyji naszej
zaprzysiężonej i offlcium (obowiązku) naszego należycie postrzegali, dowodząc nienależ-
nej i nieprawnej przez surrogatoryją już aktykacyji, tak i wielu z nas szlachty obywatelów
województwa nowogródzkiego, słowy uszczypliwymi i honorowi szlacheckiemu detk-
liwemu lżył i łajał, grożąc zabiciem i przez okno wyrzuceniem.
183
Nie mogąc tedy swobodnie, według praw i wolności naszych ojczystych, sejmiku tego
odprawować i relacyji słuchać, gdy uniwersał jego królewskiej mości pana naszego
miłościwego nie był należycie w grodzie nowogródzkim publikowany, ale u jegomości
pana wójta nowogródzkiego aktykowany był. Gdy jegomość Uniechowski przeszły pisar?
ziemski nowogródzki przeciw kontradykcyji nas wielu braciej dyrekcyją sobie przywłasz-
czył i wsparty sposobionym na to hukiem i ludźmi sporządzonemi na to nad prawa
i wolności postępował. Manifestujemy się de nullitate (o nieważności) dyrekcyjej
jegomości pana Uniechowskiego, de nullitate sejmiku tego et de expressione libertatis et
securitatis publicae (i o ucisku wolności i bezpieczeństwa publicznego) w osobach naszych
poniesionej..."9.
Pod aktem powyższym znajduje się kilkanaście podpisów, m.in.
cytowanego już wyżej autora diariusza, podstolego kaliskiego Stanis-
ława Niezabitowskiego.
Spróbujmy przeanalizować powyższy tekst, aby z plątaniny stylis-
tycznej i pomieszania faktów dowiedzieć się, co się stało w Nowogród-
ku. Zacznijmy od ustalenia stron. Z jednej mamy tu Bogusława
Aleksandra Uniechowskiego, w manifeście tytułowanego konsekwent-
nie „przeszłym pisarzem nowogródzkim", który przedstawia się raz
jako wojewoda nowogródzki, raz jako trocki. Przeciwnikami jego byli
urzędnicy grodu w wojewódzkim mieście Nowogródku, którzy przecież
podlegali wojewodzie, jako że na Litwie większość wojewodów łączyła
swój tytuł z urzędem starosty w mieście wojewódzkim. Tak więc albo
Uniechowski podszywał się pod tytuł wojewody, albo jego podwładni
zbuntowali się przeciw niemu i nie chcieli uznać jego praw.
Sytuacja była bardziej skomplikowana. Oficjaliści nowogródzcy nie
chcieli uznać sejmiku zagajanego przez Uniechowskiego, bo tym
samym musieliby go uznać nowym wojewodą nowogródzkim i pogo-
dzić się z utratą stanowisk, które w urzędach grodzkich nie były
dożywotnie. Każdy nowy starosta mógł usuwać personel mianowany
przez swego poprzednika. Dlaczego personel grodu, urzędnicy jurys-
dykcji niskiego przecież szczebla ośmielali się negować prawo Uniecho-
wskiego do sprawowania wysokiego, senatorskiego urzędu pochodzą-
cego z osobistej nominacji królewskiej?
Otóż uczepili się oni zapewne tego, że w danym momencie,
w czerwcu 1689 roku, pan Uniechowski posiadał jednocześnie dwie
królewskie nominacje senatorskie, wykluczające się wzajemnie. Naj-
pierw mianowany został wojewodą nowogródzkim, a zaraz potem - po
śmierci wojewody trockiego Jerzego Radziwiłła - awansował na woje-
wództwo trockie. Ponieważ w Rzeczypospolitej nie można było dzier-
184
żyć jednocześnie dwóch urzędów senatorskich, urzędnicy nowogródz-
cy, zagrożeni na swych posadach, nie uznawali Uniechowskiego w ogó-
le senatorem, tytułując go tylko „bywszym pisarzem ziemskim".
Odmówili oni przyjęcia do akt grodzkich uniwersału sejmikowego
i nie chcieli uznać obiaty tego dokumentu, dokonanej u krewnego
wojewody, wójta nowogródzkiego Jana Uniechowskiego, szybko teraz
awansującego na surrogatora grodzkiego. Gdy mimo to Uniechowscy
ze swymi stronnikami rozpoczęli obrady, protestujący opuścili koło
i wpisali w pozostające pod ich opieką akta grodzkie manifest uznający
sejmik za nielegalny. Nie wiemy, jakie były dalsze losy zbuntowanych
przeciw zwierzchności urzędników. Na to, że nie spotkały ich żadne
represje wskazuje fakt, że Bogusław Uniechowski ostatecznie został
wojewodą trockim, a nie nowogródzkim. Rządy zaś w Nowogródku
objął Stefan Tyzenhauz, który nie miał chyba powodów do niechęci
wobec oficjalistów, którzy tak bardzo narazili się jego poprzednikowi.
Zwróćmy jeszcze uwagę na „poetykę" tego manifestu. Tak jak inne
staropolskie akta sądowe został on sformułowany przesadnym języ-
kiem, zarzucającym przeciwnej stronie mnóstwo przewinień, których
być może nie popełniła. Charakterystyczna i wzbudzająca podejrzenie
na pierwszy rzut oka jest tu maniera nadużywania przymiotników.
Zarówno przy lekturze tego rodzaju manifestów, jak i akt sejmikowych,
zalecać należy szczególną ostrożność. W powyższym tekście mamy np.
zabawny skądinąd opis zachowania wojewody, który: „słowami uszczy-
pliwymi i honorowi szlacheckiemu dotkliwemi, lżył i łajał grożąc
zabiciem i przez okno wyrzuceniem". Zapewne w kole sejmikowym
doszło do ostrych kontrowersji, ale daleko było do rozlewu krwi
- w rezultacie nic się nikomu nie stało i protestujący odeszli spokojnie,
przez nikogo z ludzi wojewody Uniechowskiego nie napastowani.
Jest to jeszcze jeden przykład tego, jak nieskuteczne były próby
rwania, gdy przeciwstawiano im się energicznie. Mimo, że część
obecnych opuściła koło, to jednak sejmik odbył się, a manifest
skierowany był zarówno przeciw sejmikowi, jak i jego uchwałom.
W tym wypadku zrywacze mieli łatwy dostęp do akt grodzkich i nikt im
nie bronił wpisania owego manifestu.
Bywało jednak tak, że nie tylko ignorowano protest przeciwko
dalszym obradom wygłoszony w kole, ale i odmawiano zrywaczom
prawa wpisania ich manifestu do akt grodzkich. Było to ważne przede
wszystkim dla dalszych losów wybranych na takim sejmiku posłów czy
185
deputatów. Obłatowany bowiem legę artis manifest, sprzeciwiający się
ich wyborowi, mógł służyć za podstawę do niedopuszczenia ich do izby
sejmowej czy koła trybunalskiego.
Taka właśnie sytuacja miała miejsce w marcu 1715 roku w Małopols-
ce. Agent dworski, staroście pilzneński Franciszek Tarło, wspomniany
już wyżej jako rozbijacz sejmików w tej prowincji, usiłował zerwać obrady
województwa sandomierskiego w Opatowie, do czego nie dopuszczono.
Zaskoczenie Tarły było tym większe, gdy okazało się, że urzędnicy
grodzcy w Nowym Mieście Korczynie nie chcieli przyjąć do akt jego
manifestu przeciw sejmikowi. Powtórzyło się to w grodzie w Bieczu - oba
urzędy opanowane były przez urzędników-opozycjonistów, którzy nie
chcieli nadać mocy prawnej manifestowi notorycznego zrywacza.
Zdesperowany staroście, obawiając się narazić swym mocodawcom,
postanowił udać się do Krakowa - słusznie liczył na to, że oficjaliści
znajdującego się na Wawelu urzędu grodzkiego będą się bali odmówić
słudze dworskiemu. Tak więc manifest przeciwko sejmikowi opatow-
skiemu oblatowano na Wawelu po paru tygodniach od zakończenia
obrad oprotestowywanego sejmiku - mocno to osłabiło znaczenie
i wymowę tego dokumentu. Szybko zresztą o całej sprawie zapom-
niano, konfederacja tarnogrodzka odwróciła uwagę od Tarły i jego
podstępnych działań, a i on sam, rychło nagrodzony przez Augusta II
urzędem starosty pilzneńskiego, przestał tak pilnie zabiegać o łaski
dworu królewskiego.
Walki na papierowe argumenty, wojny manifestów i uniwersałów,
protestacji i reprotestacji, zamieniały się czasem w prawdziwe starcia
zbrojne, w których błyskały szable i w kościołach grzmiały muszkietowe
strzały. W momentach przełomowych szlachtę na sejmikach zastępowa-
li żołnierze i obrady odbywały się pod dyktando ich dowódców - aureu
libertas szła w kąt, a o wyborach i uchwałach decydowała naga siła
szlacheckich szabel i żołnierskich bagnetów.
To, co źródła zwykły nazywać oprymowaniem sejmików oraz
burdami i tumultami, nie było wynalazkiem czasów saskich. Siła była
elementem życia sejmikowego zapewne tak starym, jak sama instytucja
sejmiku, lecz może w początkach funkcjonowania szlacheckiego samo-
rządu rzadziej się nią posługiwano. Warto pamiętać, iż ustawy za-
braniające pojawiania się z bronią na zjazdach pochodzą z wczesnego
okresu, zaś opisy krwawych zajść we wnętrzach kościołów posiadamy
zarówno z XVIII, jak i z XVI stulecia.
186
rs
r$
20. Jan Piotr Norblin, Bójka szlachty na sejmiku. Fragment sejmiku w miasteczku.
Tusz, sepia, 1803 r. (Bronice)
Początkowo, gdy przychodziło do użycia siły, bywała to zwykle
demonstracja mająca na celu upewnienie przeciwników o zdecydowa-
niu opozycji. Manifesty z przełomu XVI i XVII wieku często wspomi-
nają o „krwie rozlaniu", ale rzadko podają bliższe szczegóły, np.
nazwiska poszkodowanych. Wnosić można, że na ich treści ciążyła
wspomniana już wyżej maniera stylistyczna, wyolbrzymiająca małe
incydenty przy użyciu wielu przymiotników. By nie wpaść w pułapkę,
której nie uniknął autor tak popularnych do dziś książek, jak Życie
polskie w dawnych wiekach czy Prawem i lewem, Władysław Łoziński,
trzeba te opisy i oskarżenia czytać bardzo uważnie, tak by oddzielić
prawdę od afektacji stylistycznej.
Tak właśnie rzecz się ma w przypadku opisu sejmiku proszowic-
kiego z 1592 roku. W związku z napiętą sytuacją - nie bez przyczyny
sejm, przed którym odbywał się ten sejmik, nazwany został później
187
sejmem inkwizycyjnym - doszło tam do starcia opozycji z prokrólewsk;)
mniejszością, usiłującą bronić stanowiska Zygmunta III, oskarżonego
0 knowania z dworem cesarskim w Wiedniu.
Manifest stronników dworu oskarża opozycję o to, że:
„[...] ichmoście niektórzy różnego od nas zdania, przygotowawszy się na to z domów
swoich i osadziwszy osoby swe gwardyją wielką, sługami i hajduki cudzoziemskiemi n;i
króla jegomości pana naszego praktyki kładli [...]. Gdyśmy broniąc dignitatem (dostojeńs-
twa) jego królewskiej mości pana naszego miłościwego, naprzód strzelaniem po mieście,
potem aklamacyjami (okrzykami) i porywaniem się do broniej głosy nasze wolne
oprymowali, przywodząc bracią nasze do rozlania krwie [...]. Naszych racyji strona
przeciwna przypuścić nie chciała i owszem im dalej tym więcej z pośrodka koła per
acclamationes i fuki byliśmy wyciśnieni, w czym wszystkim oświadczamy się Panu Bogu
1 waszmościom wszytkim..."10.
Ten oblatowany 22 sierpnia 1592 roku w grodzie w Bieczu manifest
podpisało 25 osób i na pierwszy rzut oka wydaje się on dowodzić, iż na
proszowickim zjeździe doszło do walki w dosłownym znaczeniu. Po
dokładniejszej analizie tekstu dochodzimy jednak do nieco innych
wniosków. Prawdopodobnie była to skarga usuniętej z sejmiku opozy-
cyjnej mniejszości, która chcąc usprawiedliwić czymś swą polityczną
przegraną, oskarżyła przeciwników o użycie siły.
Wyraźnie widzimy, że zwolennicy Zygmunta III ustąpili z koła pod
naciskiem „aklamacyji i fuków", a zwrot o rozlewie krwi sformułowany
jest tak dwuznacznie, że nie wiemy, kto ją naprawdę rozlewał. Być może
do krwawych zajść w ogóle nie doszło i wzmianka o tym miała służyć
tylko udramatyzowaniu opisu prześladowań stronników, ostro wtedy
atakowanego, dworu królewskiego. W tekście oskarżenia nie padają
żadne nazwiska, ani napastników ani poszkodowanych, i mamy
wrażenie, że dokument powstał, by usprawiedliwić tych, którzy nie
potrafili w Proszowicach obronić honoru monarchy. Oblatowany
w Bieczu manifest miał stanowić w takim razie rodzaj alibi wobec ich
dworskich mocodawców.
Z burzliwych czasów sejmu inkwizycyjnego przenieśmy się w lata
panowania Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Był to okres równie
obfity w napięcia i sejmikowe walki pomiędzy dworem, mającym za
sobą tym razem większość szlachty, a opozycją reprezentowaną przez
magnatów, na czele której stali: prymas Mikołaj Prażmowski oraz
hetman wielki koronny Jan Sobieski. Były to czasy, do których już
w pełni odnosi się wprowadzony przez Adolfa Pawińskiego termin
188
„rządy sejmikowe". Na zgromadzeniach szlacheckich toczyła się zażar-
ta walka pomiędzy zwolennikami króla „szlacheckiego" i jego proaust-
riackiej polityki a „malkontentami", pozostającymi w związkach poli-
tycznych z dworem Ludwika XIV.
Najgłośniejsze starcie miało miejsce 20 maja 1670 roku na sejmiku
średzkim. Opisy nie pozostawiają żadnej wątpliwości - szable były
w robocie i kościół średzki zakrwawiono. Między innymi ofiarą tłumu
padł sam pan kasztelan poznański Krzysztof Grzymułtowski, który
poraniony, z trudem ocalił życie. Relacja zachowana w rękopisach
Biblioteki Ossolińskich potwierdza wersję, że tumult był sprowokowa-
ny przez wrogów Grzymułtowskiego i celem jego było chyba usunięcie
z areny politycznej tego zdolnego, choć pozbawionego zasad, politycz-
nego arrywisty. Pretekstem, który zwrócił opinię tłumu przeciwko
kasztelanowi poznańskiemu, było przedstawienie w kole przejętej
korespondencji jego z Janem Andrzejem Morsztynem, lepiej zresztą
zapisanym w historii literatury niż w dziejach politycznych. Okazało się,
że fragmenty listów Morsztyna były szyfrowane - rozbudziło to
ciekawość szlachty, nie lubiącej tego rodzaju „utajniania" informacji.
Zdaniem ówczesnych, sam fakt korzystania z „cyfry" dowodził nie-
cnych intencji i nieczystego sumienia.
Oliwy do ognia dolał jeszcze sprzeciw Grzymułtowskiego, zupełnie
przecież zrozumiały, dotyczący wydania sejmikującym szkatuły z osobi-
stymi papierami, m.in. z kluczami do szyfrów. Zgodził się tylko na
udostępnienie klucza do inkryminowanego szyfru, wydelegowanej
przez sejmik komisji, w gospodzie, w której stanął na czas obrad.
Upewniło to szlachtę o udziale kasztelana w antykrólewskim spisku
wraz ze skompromitowanym już doszczętnie w szlacheckich oczach
Morsztynem. Bezpośrednim sprawcą zajść był kasztelan śremski, Piotr
Przyjemski, który wygłosił ostrą mowę przeciwko malkontentom,
oskarżając ich o „mieszanie w województwach i na sejmikach". Obok
Grzymułtowskiego, pomówił o należenie do spisku zasiadającego także
w kole łowczego koronnego, Jana Żelęckiego. To podnieconej i zapew-
ne nie najtrzeźwiejszej szlachcie wystarczyło.
„Za takową mową zaraz stał się huczek, sunął się wprzód pan Grąbczewski i pan
Błeszyński (Jakub?) i tamta wszystka od kruchty ławica ku panu poznańskiemu
z obuchami, z dobytemi szablami na które umknął się pan poznański z koła a za nim ci, co
się porwali z furią poszli i tam cięty w lewą stonę w gębę i w głowę z tyłu raz i w głowę
obuchem. Kość przetrącono i cięto go w bok prawy przez żebra aż do wnętrzności
189
i w nogę nad kolanem, na podwórzu plebaniji. Aż go ledwie hajduk uprowadził
i młodziana jednego w rękę zacięto. W tym tumulcie skoczywszy pan wojewodzie
kaliski do pana łowczego koronnego dał mu w gębę, aż mu peruka spadła, mówiąc:
- Dla ciebie mój brat cierpi, pogański synu. - Pan Krzycki (Stanisław) podkomorzy
kaliski, zasłoniwszy pana łowczego do kruchty wepchnął, gdzie kratę ksiądz otworzył
i zamknął per fugunt (dla ucieczki). W kościele, gdzie tumult chciał go dobywać,
ale powiedziano, że już z kościoła uszedł inszemi drzwiami. Pan Cikowski przez
mur uszedł, pan Smogulecki starosta lipiński (Marcin Franciszek?), pan starosta
osiecki (Franciszek Bieliński) także uszedł z panem chorążym łęczyckim. Pana starostę
pobiedziskiego pan podkomorzy kaliski zastawił. Po krótkiej konfuzyji artykuły napisali
[...], protestacyją, jeżeliby kto chciał przeciwko sejmikowi czynić, w żadnym grodzie
nie przyjmować"''.
Rolę narzędzia usuwającego z sejmiku malkontentów wzięła na
siebie tym razem podburzona masa szlachecka, owa „ława" cisnąca się
w kruchcie, daleka zwykle od prezbiterium, gdzie zasiadało senatorskie
i urzędnicze koło sejmikowe. Być może wśród napastujących Grzymuł-
towskiego i Żelęckiego znajdowały się też osoby do udziału w sejmikach
nie upoważnione, np. służba ich politycznych przeciwników. Jednak
w relacjach z tego zjazdu głucho o użyciu „środków zewnętrznych", tj.
wojska - nadwornego i komputowego. W innych sprawozdaniach z tej
epoki pojawiają się dane o użyciu ludzi, którzy nie byli do udziału,
a nawet do obecności na sejmikach upoważnieni.
Obecność w sejmikowych starciach często wspominanych nadwor-
nych hajduków, czy nawet żołnierzy, ułatwiał silnie zakorzeniony
w Rzeczypospolitej, szczególnie w XVII wieku, zwyczaj utrzymywania
przez magnaterię wojsk nadwornych, a przez zamożnych ziemian
-licznej i dobrze zbrojnej służby, nierzadko szlacheckiego pochodzenia.
Te oddziały, często uzbrojone i wyszkolone nie gorzej od zawodowców,
zjawiały się wraz ze swymi panami na sejmikach czasem ze względów
reprezentacyjnych, a czasem z przyczyn bardzo prozaicznych.
Jedną z rodzin najzamożniejszych w Koronie i utrzymujących
najliczniejsze oddziały prywatne byli w drugiej połowie XVII wieku
Lubomirscy. Co prawda większość ich oddziałów służyła na Ukrainie,
chroniąc tamtejsze majątki, ale wystarczało im zbrojnych i na to, by
szarogęsić się na małopolskich sejmikach. W 1672 roku dwaj braci;i
Lubomirscy: starosta sądecki Aleksander Michał i kawaler maltański,
znany nam już z korespondencji, Hieronim Augustyn - synowie
rokoszanina Jerzego - zerwali sejmik w Proszowicach przy użyciu
swego wojska nadwornego.
190
I
Przyczyna była natury osobistej, choć starano się to uzasadnić
względami politycznymi - obaj Lubomirscy byli malkontentami a kra-
kowski samorząd stał po stronie króla Michała. Były to jednak
okoliczności dla tej sprawy drugorzędne. Przyczyną konfliktu i ze-
rwania sejmiku w dniu 16 stycznia 1672 roku była uchwała samorządu,
zobowiązująca stryja młodych magnatów - wojewodę krakowskiego
Aleksandra Lubomirskiego - do zapłacenia zaległych od 1633 roku
podatków z tytułu dzierżawienia dóbr królewskich, tzw. ekonomii
sandomierskiej. Ta prywata zmusiła solidarnych Lubomirskich do
zerwania sejmiku, by nie dopuścić do powtórzenia uchwały lub, co nie
daj Boże, do wpisania jej do sejmowej instrukcji.
Operacja rwania styczniowego zjazdu w Proszowicach przebiegła
w dwu etapach. Najpierw, przed sejmikiem, przygotowano grunt:
„Chium bene meritorum (obywateli dobrze zasłużonych) honory listownie i ustnie
przez mowę jegomości pana starosty sądeckiego obelżyli i strzelania gwałtowne
sprowadziwszy gromadne piechoty na ustraszenie wolnych głosów i inne przegróżki
i postrachy..."
Tak opisali to w swej protestacji przeciwnicy Lubomirskich do
których zaliczał się też poeta Wespazjan Kochowski, natenczas sędzia
skarbowy krakowski. W przeddzień obrad „piechoty" Lubomirskich
ostrzelały gospodę przyjaciół Jana Pieniążka, starosty oświęcimskiego,
przywódcy stronnictwa dworskiego.
Gdy zastraszono już bojaźliwych a rozjątrzono odważnych, po
zagajeniu i obraniu marszałkiem koła przyjaciela magnatów, stolnika
koronnego i starostę krakowskiego Jana Wielopolskiego, Aleksander
Michał Lubomirski zażądał skasowania uchwały wymierzonej w jego
stryja i imiennika. Wniosek spotkał się z burzliwą opozycją zwolen-
ników Pieniążka: panów Gołuchowskiego, Dembińskiego, Oraczows-
kiego, Korycińskiego, Męcińskiego i innych, wywodzących się ze
znanych i szanowanych w województwie rodzin. Wobec tego starosta
sądecki zaprotestował przeciw dalszym obradom, a jego sojusznik
Wielopolski bez oporu pożegnał sejmik. Zgromadzeni, wobec takiej
postawy marszałka, a przede wszystkim licząc się z interwencją goto-
wych „piechot" Lubomirskich, zrezygnowali z oporu na miejscu.
Jednak rozsierdzeni strzelaniną i obecnością wojska, postanowili doku-
czyć magnatom, przenosząc sprawę na forum sejmu - w tym celu
delegacja szlachty udała się do Krakowa, by w urzędzie grodzkim na
191
Wawelu oblatować protest z opisem „\iolencyji", jakich dopuścili sie
żołnierze.
Na Wawelu wydelegowanych ziemian przyjął sam starosta i wielko
rządca krakowski, onże marszałek sejmikowy Jan Wielopolski i grzecz
nie, ale stanowczo, odmówił przyjęcia do akt manifestu. Przepełniło lo
kielich goryczy i działacze krakowskiego samorządu wysmażyli jeszcze
jeden manifest protestacyjny. Zorganizowali zbieranie podpisów - ze
brali 76 - i oblatowali ten solenny akt aż w grodzie w Nowym Mieście
Korczynie. Dzięki tej właśnie protestacjil2, zawierającej szczegóły
sprawy, jesteśmy dziś w stanie prześledzić bieg wypadków i dojść do
prawdziwych przyczyn tak brutalnego rwania krakowskich sejmików
w tym czasie.
Prawdziwą kopalnią informacji o opresjonowaniu sejmików szla-
checkich przez zorganizowane grupy magnackiej klienteli i wojsk ;i
nadworne są źródła dotyczące wojny domowej na Litwie w latach
dziewięćdziesiątych XVII stulecia. Konflikt ten, słabo jeszcze zbadany
przez historyków, współcześni nazywali „wojną Sapiehów z ichmoś-
ciami". Potem przyjęło się mówić o „wojnie olkiennickiej", a to od
krwawego, bratobójczego starcia pod Olkiennikami na Litwie, gdzie
w 1700 roku walcząca o wyzwolenie się spod magnackiej dominacji
szlachta litewska - owi pogardzani „ichmościowie" - rozbiła armię
sapieżyńską. Nim jednak pod Olkiennikami okrutnie rozprawiono się
z potęgą Sapiehów, przez wiele lat sejmiki Wielkiego Księstwa były
widownią zajść, w których o palmę pierwszeństwa w bezwzględności
walczyli tymi samymi metodami sapieżyńscy i ich przeciwnicy.
Spośród wielu relacji, ukazujących zbrutalizowanie ówczesnego
życia politycznego, wybraliśmy dwie: obie ilustrują metody, jakimi
Sapiehowie, trzęsący od lat Litwą wbrew polityce Jana III, panowali
nad tutejszym samorządem ziemskim. Obie przedstawiają sejmiki, na
których opozycja antysapieżyńska przegrała, bo tak zwykle bywało.
Jednak pierwsza ukazuje konflikt pomiędzy Sapiehami a ludźmi dworu,
zaś druga - walkę tych pierwszych z opozycją wewnętrzną, szlachecką.
Relacja pierwsza dotyczy sejmiku gromnicznego (lutowego) księst-
wa żmudzkiego w Rosieniach, dokładna data trudna jest do ustalenia.
Wszystko wskazuje jednak na to, że działo się to w 1695 roku, a więc
w końcu panowania Jana III, zaciętego wroga Sapiehów. Narzędziem
królewskiej polityki na Litwie stała się wtedy m.in. rodzina Kirchs-
tein-Kryszpinów, pisząca się czasem też Kryszpin-Kirszenstein; jednego
192
/ jej przedstawicieli zobaczymy tu w akcji. Opis wypadków jest
lakoniczny, autor stał raczej po stronie Sapiehów, ale wyraźnie stara się
zachować obiektywizm. Być może mamy tu do czynienia z opisem
naocznego świadka, a więc niejako reportażem z pierwszej ręki.
Po opisie wjazdów dygnitarzy otoczonych orszakami sług i żoł-
nierzy autor relacji przechodzi do opisu sejmikowania.
„[...] Rano przysłał ksiądz biskup (Jan Hieronim Kirchstein-Kryszpin biskup nominat
/mudzki) do jegomości pana starosty (Piotr Michał Pac starosta żmudzki) księdza Lwowicza
i księdza Mongalego z wizytą, chcąc i sam być. A że już jegomość pan starosta wyjeżdżał do
kościoła, wymówił się, że czekać w stancyji nie może. [...] Po mszy zaraz ruszyli się i on także,
.ile się żaden z urzędników do niego nie przygarnął i tak samowtór z księdzem Lwowiczem
wsiadszy, jechali do koła w pole. Po zagajeniu sejmiku przez pana sędziego, prosili unanimi
voce (jednogłośnie) za dyrektora jegomości pana starostę (P.M. Paca), sam tylko ksiądz
biskup bronił dyrekcyjej jegomości panu staroście. Od którego spytany dlaczego by nie chciał,
odpowiadał biskup tymi słowy: - Bo ja nie chcę, żebyś waszmość pan był.
Pan Narkiewicz szlachcic udał się do Statutu, dowodząc, że prerogatywy nie powinny
być dawane takim, którzy indygenatu nie mają [...]- A że waszmość księże biskupie nie
jesteś indygeną, nie możesz być biskupem, pogotowiu (a zatem) u nas mieć activitatem
(głosu czynnego).
Podziękował mu (biskup), że mu to zarzucił i prosiwszy do siebie rękę jego pocałował.
On odpowiedział: Kiedy będziesz biskupem i ja twoją w ten czas pocałuję.-
A gdy jegomość pan starosta począł mówić, już przyjąwszy na się dyrekcyją, biskup
protestował się, ale nie odchodził. Pan Stankiewicz podkomorzyc i pan Iwaszkiewicz
poczęli panu Narkiewiczowi odpowiedać (grozić), że ty marnie za to zginiesz. Ten
wspomniawszy laudum o to na nich formowane, że się przy Kryszpinie wiązali, rzucił się
do nich i z drugą szlachtą, aż na nich z koła wyjechali.
Ledwie się po tym w pół godziny uspokoił ten hałas. Obrano tedy deputatów: pana
Gieździa, pana Kęsztorta, i pana Gurskiego a biskup siedział. Aż po tym z jego partii
zrazu kamieniami poczęli do koła ciskać ku jegomości panu staroście i jegomości panu
stolnikowi litewskiemu (Jerzy Sapieha). Kilkaset po tym na pana Narkiewicza dobyto
szabel a jeden z nich z muszkietu, czy to do pana Narkiewicza, czy to do starszych strzelił
i z swojejże partyji szlachcica zabił. Drugiego w tym tumulcie porąbano, pewnie by się
i biskupowi dostało, do którego się wszystek tumult rzucił, gdyby go nie wyprowadził
jegomość pan stolnik litewski i jegomość pan marszałek wiłkomierski do wozu jego, ale go
szlachta kijami okładali a jeden z nich mucet (pelerynkę) z niego zdarł..."13.
Przebieg tego sejmiku daje się sprowadzić do trzech etapów:
zbrojnego wjazdu stron, który zbudował atmosferę spotkania, słow-
nych potyczek w kole, kiedy to biskup nominat żmudzki zdobywał się
na gesty - owo całowanie rąk przeciwnika - ale nie zdecydował się na
wyjście z koła i zerwanie obrad; wreszcie wybory sapieżyńskich
deputatów, którym stronnicy Kryszpinów usiłowali przeszkodzić i w re-
zultacie zostali przegnani już na dobre z pola obrad.
193
O atmosferze i poziomie tej walki najlepiej świadczy obicie
kijami biskupa. Takie fakty nie zdarzały się na sejmikach nawet
za czasów najzaciętszych sporów religijnych i przewagi różnowierców.
W końcu XVII wieku katolicka przeważnie szlachta żmudzka obiła
katolickiego biskupa żmudzkiego, senatora i kapłana. Można się
tu doszukiwać różnych przyczyn, odwoływać się do ciągle wśród
ziemian żywego antyklerykalizmu, szukać uzasadnień w reakcjach
tłumu - fakt jednak pozostaje faktem. W arcykatolickiej Rzeczy-
pospolitej z sejmiku „świętej" Żmudzi kijami przegnano biskupa
żmudzkiego.
Zdziwienie budzi też bierność i niezdecydowanie stronnictwa Krysz-
pinów i samego biskupa. Wiemy jednak dziś, dlaczego zachowywał się
on tak ospale. Po prostu ciągle czekał na posiłki, które na sejmik miał
przyprowadzić jego brat, Andrzej Kirchstein-Kryszpin, niedawno mia-
nowany wojewodą witebskim. Ten jednak na czele szlachty i kilkuset
ludzi nadwornych nie zdążył na czas, zatrzymał się o 4 mile od pola
sejmikowego. Gdyby nie to opóźnienie, można sądzić, że zwycięstwo
nie przyszłoby sapieżyńcom tak łatwo, a rozlew krwi byłby dużo
większy.
Przemoc tak na stałe zagościła na zjazdach szlacheckich tej epoki, że
fiie budziła już niczyjego zdziwienia, tak jak nie dziwił nikogo widok
duchownego senatora udającego się na zjazd w otoczeniu tłumów
zbrojnych żołnierzy, dworzan i klientów. Wiadomo było, że bez tego
rodzaju asysty nie ma po co przyjeżdżać na sejmiki - przeciwnicy też
zjawiali się uzbrojeni, a zwycięstwo należało do tego, który potrafi!
zmobilizować więcej ludzi. Argumenty prawne i racje rozumu powoli
przestawały się liczyć.
~~ Druga relacja, pochodząca z lutego 1697 roku, jest dużo obszerniej-
sza i sporządzona została przez stronników Sapiehów, a więc jest też
nieobiektywna. Jednak oddaje dość dobrze przebieg wypadków, bo
autor jej nie wstydził się użycia przemocy przez własne stronnictwo
i z pewnym zadowoleniem opisywał krwawy tumult, do jakiego doszło
4 lutego na sejmiku brzeskolitewskim.
Konflikt między stronnictwami przebiegł na sejmiku szybko i ostro
jednak przygotowania trwały dość długo. Po stronie spieżyńskici
działali: podkanclerzy litewski Karol Stanisław Radziwiłł (wkrótce
opuścił on szeregi tego stronnictwa) oraz strażnik wielki litewski Michu!
Józef Sapieha - obaj obecni na zjeździe.
(194,
Opozycję animowali głównie Słuszkowie: Józef Bogusław, kasztelan
wileński, który posłał swe wojska nadworne do Brześcia, i jego żona
Teresa z Gosiewskich, która osobiście zjawiła się Błotkowie (dziś
Terespol) i organizowała opozycję. Przeciw Sapiehom na sejmiku
stawał przede wszystkim podkomorzy brzeskolitewski Ludwik Kon-
stanty Pociej, osoba bardzo interesująca; zrobił on na walce z Sapieha-
mi wielką karierę - zmarł w 1730 roku jako wojewoda wileński i hetman
wielki litewski. Na marginesie warto przypomnieć anegdotę, ilustrującą
metodę, jaka posłużyła do zrobienia tej kariery. Nim Pociej został
hetmanem, był podskarbim wielkim litewskim, a na monetach bitych
pod jego nadzorem znajdował się monogram L.P. W pieniądzach tych
tak niewiele było srebra, że litery tłumaczono sobie wtedy jako „ludzki
płacz". Temu, znajdującemu się wtedy u początków drogi, politykowi
sekundowali w Brześciu: Krzysztof Dunin Rajecki oraz panowie
Sadowscy.
Już na początku obrad, odbywających się w brzeskim zamku nad
Muchawcem, doszło do starcia, gdy Pociej, jako najstarszy obecny
urzędnik, chciał zagaić dyskusję. Ostro przeciwstawił mu się inny
Brześcianin, Ambroży Kościuszko, i jak zapisał autor relacji:
„Pan podkomorzy tak pokorną minę złożył się, żeby się zdało quasi mundus corde et
rectus animi esset (jakoby był człowiekiem najserdeczniejszym i najprostoduszniejszym
w świecie), ale panowie Sadowscy, którzy to po Kobryńszczyźnie od domu do domu
z pieniędzmi i z puzdrem gorzałki do szlachty jeżdżąc buntowali, właśnie paszkwilując
dom sapieżyński i radziwiłłowski - ufając tedy tej piechocie i rajtaryji, którą na to
jegomość pan wileński (Józef Bogusław Słuszka) w Brześć wprowadził krzyknęli [...]. Po
tym pan Chrzanowski Zygmunt towarzysz jegomości pana wileńskiego husarski,
obywatel tutejszy, na pana Kościuszkę wsieść chciał za pana podkomorzego, ale pan
Kościuszko jak prędko do szabli porwał się, pan Chrzanowski i on też nie żałując ręki
począł [...]".
Bójka ta smutno skończyła się dla przeciwników Sapiehów. Sam
Chrzanowski musiał się ratować ucieczką przyparty dosłownie do
muru, bo przez
„dosyć wał wielki w zamku brzeskim i wysoki, obces na głowę z wału w Muchawiec
•koczył. W tym się też szlachta porwała do szabel, na pana podkomorzego i panów
Sadowskich tak natarli, że choć stary Sadowski i chromy, przed synami z kopyta umknął
lie na most, ale nadal z jegomościa panem podkomorzym młodzi Sadowscy tak darli, że
nicladajaki dogoniłby ich. Wszystka partia, która za pryncypałami swemi pierzchnęła, bo
jedni z wałów do bernardynów, drudzy z wałów do Błotkowa, insi na most. Pan
podkomorzy chybiwszy mostu stłukł dużo głowę o czyjąś karabelę, toż panu Sadows-
195
I
kiemu staremu i młodym bez folgi dostało się, że czupryny z mięsem po moście walały się
Zafarbowali most i Muchawiec [...].
Nie było tej tragedyji i kwadransa, pan podkomorzy dużo w głowę raniony. Panu
Zaklikę, który u jegomości pana wileńskiego pisuje, letaliter (śmiertelnie) porąbano
Także pana Białłozora, ten iusto Deo iudicio (sprawiedliwym wyrokiem Bożym), bo
zawsze paszkwilowa! wyuzdaną gębą ichmościów panów Sapiehów - wziął plag kil
kadziesiąt, nie wiem, czy dotąd żyje?".
Po krwawym przepędzeniu opozycji sapieżyńscy od nowa roz-
poczęli obrady i oczywiście wszystkie uchwały skierowane były przeciw
stronnictwu szlacheckiemu, a w interesie magnackiego domu. Po
krótkich obradach syci chwały zwycięzcy pospieszyli świętować triumf.
„[...] szlachta na dwoje rozeszła się do księcia jegomości podkanclerzego (K.S.
Radziwiłł) i do jegomości pana strażnika (M. J. Sapieha), tam znowu przy dobrej myśli mi
szable poprzysięgali ciż wszyscy i sam książę jegomość. Jedni drugich kulikiem ob-
chodzili, tam też w Błotkowie jejmość pani wileńska swoje rozproszone, jako maciorka
kuropatwy, zwabiała nie bez lamentów i płaczów..."14
Oba wyżej przytoczone opisy nie wymagają szerszego komentarza
- w obu wypadkach strony zjawiły się w miejscu sejmikowania
uzbrojone i gotowe do starcia. Trudno tu doszukiwać się winy po
stronie Sapiehów, skoro ich przeciwnicy - co prawda w obu wypadkach
przegrani - posługiwali się analogicznymi metodami. Gdy wreszcie
w roku 1700 pod Olkiennikami szlachta litewska zdobyła się na
desperacki wysiłek i pokonała Sapiehów stojących na czele oddziałów
wojskowych, sceny, jakie miały miejsce na pobojowisku i w noc po
bitwie, dowodziły wyjątkowego bestialstwa tłumów walczących prze-
cież w słusznej intencji wyzwolenia się spod ucisku domu możnowład-
czego, trzęsącego od lat całym Wielkim Księstwem.
Nim przejdziemy do relacjonowania kolejnego stopnia w hierarchii
przemocy stosowanej na sejmikach, przez chwilę warto się zastanowić
nad przyczynami, jakie prowokowały wybuch tumultów. Poza pobud-
ką generalną, którą była rywalizacja o władzę, pieniądze, wpływy
i zaszczyty, były jeszcze przyczyny mniej uchwytne a ważne. W pamięt-
niku Jana Władysława Poczobuta-Odlanickiego znajdujemy opis jego
zatargu na sejmiku relacyjnym w Wiłkomierzu, 20 sierpnia 1669 roku,
z cześnikiem wiłkomierskim Władysławem Białłozorem. Z narracji
pamiętnikarza wynika, że spór wybuchnął przypadkowo, obaj panowie
tak naprawdę nic przeciwko sobie nie mieli, ale dali się ponieść
temperamentom. Przyszło do szabel, na szczęście bójkę przerwano
196
i konflikt rozpłynął się w groźbach i wyjaśnieniach, lecz błahy ten
incydent, bez żadnego politycznego „drugiego dna", omal nie do-
prowadził do zerwania ważnego - wybierającego posłów na sejm
koronacyjny - zjazdu.
Bywało, że powodem burdy była obecność na sejmiku osoby
szczególnie niechętnie przez szlachtę widzianej. Tak było w 1753 roku
w Brześciu Litewskim z podskarbim wielkim litewskim, Jerzym Det-
lovem Flemingiem. Nie był on popularny wśród ziemian litewskich;
z pochodzenia Niemiec i ewangelik, niedawno naturalizowany, śmieszył
i złościł Litwinów swą mową i obyczajami.
W pamiętnikach Matuszewicza zachował się kapitalny opis sejmiku,
na którym niezręczny minister oburzył szlachtę, traktując ją pogard-
liwie i zwracając się do każdego po imieniu. Zezłościwszy obecnych,
doczekał się Fleming tego, że przyciśnięty do stołu marszałkowskiego
musiał z zagrożeniem zdrowia wysłuchiwać obelg i niewybrednych
anegdotek o „skurwysynach Sasach". j
Częstą też i równie „niepolityczną" przyczyną tumultów było
zachowanie licznej a niezdyscyplinowanej służby szlacheckiej, która
pobyt na sejmiku traktowała jako okazję do wyszumienia się. Wiemy,
że np. w Opatowie do stałego repertuaru „zabaw" w XVIII wieku
należało napastowanie Żydów. Tłumy czeladników szlacheckich, wed-
ług „starego obyczaju", rabowały kramy i domy żydowskie. W 1713
roku doszło na tym tle do krwawych zajść, a nawet zabójstwa.
„W Opatowie sejmik nie doszedł deputacki, na którym sejmiku jegomości pana
Romera zabito z tej przyczyny. Chłopcy sejmikowi Żydów napastowali, którym Żydom
dał protekcyję jegomość pan miecznik koronny (Stanisław Denhoff) i rajtaryję swoje in
tuitionem (dla ochrony) Żydom przydał. Rajtaryja chłopców gromiąc, złapała chłopca
pana Romera i ocieli go (wychłostali). Jegomość pan Romer zebrawszy sobie szlachty
niemało na rajtaryję uderzył, rajtaryja ognia dała i sam pan Romer tamże na placu poległ,
którego ciało szlachta wziąwszy zanieśli do jegomości pana miecznika o co fremitus
(hałas) między szlachtą na jegomości pana miecznika..."15.
Przypadkowa śmierć ziemianina zbrojnie występującego w obronie
swego sługi dała asumpt do wzniecenia niechęci wobec Denhoffa i łatwo
mogła się zmienić w konflikt polityczny na skalę całej prowincji.
A przyczyną było przestępstwo owego „chłopca" brutalnie, ale zgodnie
z obyczajem epoki, ukaranego za rabunek. ~ -,
Ostatnią wreszcie pozycją w katalogu przyczyn zajść i burd na!
sejmikach była odwieczna sprawa gospod. Wspominaliśmy już, jakim
4
197)
problemem w małych miasteczkach było zakwaterowanie zjeżdżaj ącycli
na obrady „panów braci". Kłócili się oni i spierali o lepsze gospody
; i stancje; często w obronie zdobytych kwater dochodziło do zwad
\ między służbą i nawet samymi panami. Spory o gospody i honorowe
| urazy bywały też znakomitym pretekstem do rwania niewygodnych
| sejmików. W końcu XVI wieku w tych konfliktach o gospody niejako
I „wyspecjalizowała się" w Małopolsce rodzina Stadnickich, osławiona
I przez jednego z najbardziej znanych staropolskich awanturników
i - „łańcuckiego diabła", starostę zygwulskiego Stanisława Stadnickiego.
^~ To właśnie Stadniccy wywołali sławną awanturę, niemalże formaln;|
bitwę, w kościele w Proszowicach 26 stycznia 1587 roku, w czasie
bezkrólewia po śmierci Stefana Batorego. Już w dzień przed sejmikiem
zjawili się oni w Proszowicach i wyrzucili z zajętej uprzednio gospody
służbę starosty krakowskiego, Mikołaja Zebrzydowskiego. Próba inter-
wencji podjęta przez samego wojewodę krakowskiego, Andrzeja Te-
czyńskiego, spełzła na niczym, jego słudzy:
„[...] z tym się wrócili, że nie mieli z kim sprawy mieć, bo jako u pijanych perswazyjc
miejsca nie miały. Ten tylko pretekst postępku swego niesłusznego najdowali, że ich
siostra Włodkowa (Katarzyna ze Stadnickich zamężna za Krzysztofem Włodkiem) ma na
tym domu kilkadziesiąt złotych i za tym prawem do niego wjechali [...]".
Tak rozpoczął się ten zjazd i wrogość między stronnictwami ora/
napięcie wśród gromadzących się na przedkonwokacyjny sejmik rosło.
„Stadniccy (Samuel i Stanisław, być może też Andrzej i Marcin) onę wszystką noc
pijąc, strzelając, wszetecznym a uszczypliwym z gospod wołaniem, tak króla świętej
pamięci zmarłego, jako i wiele inszych znacznych ludzi szkalowali
Rano w
;go, jaiŁU i wicie mszycn zuacinycii luun sznaiowan [...j .
proszowickiej farze rozpocząć się miały obrady:
isem w kościele (StadniccvY kanlice nad lewem w którvm k(
„A tymczasem w kościele (Stadniccy), kaplicę nad lewem w którym koło zwykło
bywać, hajduki i strzelbą osadzili, a zebrawszy sobie towarzystwo z ludzi lekkicli
i z banitów do koła niezbrojnego wszyscy z rusznicami przyszli. Zaczym poszli wszyscy do
kościoła, do którego drzwi gdy przychodzili, wyszedł jeden przeciwko jegomości panu
staroście krakowskiemu (Mikołaj Zebrzydowski) z temi słowami:
- Prawię waszmości [...] jest zasadzka na górze a w chórze we zbrojach z rusznicami
rozsadziwszy się na wszytkie strony, siedzą.
A on na to: - Si Dens pro nobis, quis contra nos? (Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko
nam - cytat z Listu św. Pawia do Rzymian 8,31)
Szedł pan starosta sądecki (Spytek Jordan) do onych strzelców i pospołu z nimi
wszedł drugimi drzwiami a jegomość pan starosta krakowski temi szedł, które beły prawu-
przeciwko kaplicy onej, gdzie zasadzka beła, nic się takowego a przynajmniej tak prędko
nie spodziewając. W tym, gdy napośród kościoła beł, ku chórowi przychodząc, tam gdzie
198,
21. Scena sejmikowa. Fragment ryciny ze zbiorów Pawlikowskich.
Miedzioryt (?)
najlepiej strzelba z kaplicy strzela, jeden z tamtej strony k'niemu (na to tam beł
postawiony) w tyle za jegomościa strzelił, dawając znak o nim, co na kaplicy beli, którzy
zaraz ku jegomości strzelać poczęli także z chóru.
Jakoż Samuel Stadnicki do pana Oleśnickiego (Mikołaja), mniemając go być
jegomościa panem starostą krakowskim, bo też beł tak ubrany, strzelił aż mu wąs kulą uciął
i twarz prochem opalił. W tym też hajducy zaraz do onych, co z kaplicy strzelali, strzelać
poczęli a owi, co w chórze beli wszyscy na ziemię upadli i tak onę złą chwilę przeleżeli. Za
tym jegomość panowie starostowie (Zebrzydowski i Jordan) widząc, że tam braciej i ludzi
niewinnych siła w chórze między nimi beło, iść się pomścić mogli i słuszność mieli, jednak
wszystkim swoim z kościoła czem prędzej wychodzić kazali i one wyganiali..."16.
Oczywiście prawdziwy konflikt przebiegał tu wokół spraw przyszłej
elekcji, zaś gospody były tylko pretekstem. Stadniccy reprezentowali
stronnictwo wrogów Jana Zamoyskiego, a Zebrzydowski i Jordan
byli stronnikami kanclerza wielkiego koronnego. Jednak walka zaczęła
się od gospod, a zakończyła usunięciem zamoyszczyków z pro-
szowickiego kościoła, co jasno wynika nawet z tej relacji, sporządzonej
przez wroga Stadnickich, być może sługę Zebrzydowskiego. Oba
ugrupowania przywiodły na ten zjazd zastępy uzbrojonych ludzi
- „hajduków i strzelców". Podobnie wyglądały przygotowania do
następnego sejmiku województwa krakowskiego 8 maja tego roku.
Tym razem jednak kasztelan biecki Mikołaj Firlej uzyskał tyle,
że konkurenci pozostawili zbrojne orszaki pod Proszowicami i po-
wtórny zjazd przebiegł spokojnie.
Te zbrojne gromady służby i hajduków, bliskie w charakterze
wojskom nadwornym, prowadzą nas do kolejnego zagadnienia: do
opresji wojskowej na sejmikach. Ci, którzy dysponowali zbrojnymi
oddziałami armii koronnej lub litewskiej, i ci, którzy liczyć mogli na
wojska obce - często używali żołnierzy do podporządkowywania sobie
uczestników szlacheckich zjazdów.
Praktyka ta była szczególnie popularna na przełomie XVII i XVIII
wieku. Wojna domowa na Litwie pozostawiła wiele przykładów użycia
armii Wielkiego Księstwa, pozostającej pod komendą Sapiehów, prze-
ciw nieposłusznym samorządom ziemskim. Podobnie w okresie wojny
północnej i walk na terenie Rzeczypospolitej - stronnictwo szwedzkie
posługiwało się oddziałami Karola XII w interesie Stanisława Lesz-
czyńskiego, a zwolennicy Augusta II odwoływali się do pomocy armii
koronnej, wojsk saskich i rosyjskich.
Już w czasie konfliktu po podwójnej elekcji 1696 roku głośna stała
się sprawa interwencji wojskowej na sejmiku krakowskim. Ukazało si^
200
nawet pisemko ulotne, wydrukowane przez popleczników księcia de
Conti i opisujące saskie gwałty w Proszowicach, na co stronnicy
Augusta II odpowiedzieli rękopiśmiennym zaprzeczeniem.
Po wkroczeniu armii szwedzkiej Karola XII sejmiki odbywały się
pod lufami muszkietów szwedzkich, a nawet armat - szczególnie lata
1706-1708 pełne były takich przykładów.
„[...] Po odbyciu się sejmiku krakowskiego in favorem (na rzecz) wojewody
poznańskiego (Stanisław Leszczyński), Szwedzi udali się do Sandomierza, gdzie gwałtem
chcieli tego samego dokonać. Już byli dopięli celu swego, bo szlachta rada nie rada czyniła
co żołdactwo chciało. Już sejmik się agitował (odbywał), aż tu pan Śmigielski (Adam
starosta gnieźnieński) wpadł do miasta i bramy osadził. [...] Zabrano instrukcyje
i wszystkie akta sejmiku. Całą tę zdobycz pan Śmigielski odesłał do Brześcia a sam rozbił
trzysta ludzi kawaleryji szwedzkiej, która miasta bronić miała..."17.
Tak opisywał sejmik sandomierski podkanclerzy koronny Jan
Szembek. Szwedom tylko dlatego nie udało się tam wymusić uznania
Leszczyńskiego królem, iż interweniował partyzant Augusta II na czele
oddziałów wiernych Sasowi.
Już jednak w parę tygodni później, w sierpniu 1706 roku, Szwedzi
odnieśli sukces w Lublinie.
„[...] Sejmik lubelski, jakom miał relacyją, w małej frekwencyjej odprawować się miał,
bo nie było nad 40 osób [...] jednak pro tunc (wobec) wielu będących na sejmiku Szwedów
i zda mi się, że się do konfederacyjej wielkopolskiej (antysaskiej) musiał schylić..."18.
Doszło wtedy do tego, że senatorowie i dygnitarze, tak jednej jak
i drugiej strony, obawiali się pojawiać na zjazdach szlacheckich bez
wojskowej asysty.
„Sejmik opatowski zerwany z instynktu (za sprawą) pana miecznika koronnego
(Stanisław Denhoff), który był przyjechał armata manu (zbrojnie) w kilkuset rajtaryji
i dragoniji, oprócz towarzystwa [...] bo się obawiał konsekwentiej z przykładu niegdyś
jegomości pana wojewody kaliskiego (Feliks Aleksander Lipski rozsiekany został przez
szlachtę w kole pod Sandomierzem w 1702 roku - WK) [...]"".
Czasem ta wojskowa asysta nosiła zupełnie symboliczny charakter,
ale i to wystarczyło, by przypomnieć zgromadzonym, kto naprawdę
decydował. Na sejmik lubelski w lipcu 1708 roku wojewodzie lubels-
kiemu, Adamowi Tarle, towarzyszyło tylko kilkunastu dragonów
z oficerem - ich obecność powstrzymała zapały ziemian lubelskich.
Podobnie przeciwna strona - stanisławczycy - przybywali na sejmiki
z wojskiem, jak to miało miejsce w Brzesku Słomianym we wrześniu
tego samego roku. Na zjazd szlachty krakowskiej przybyli: Jerzy
201
Aleksander Lubomirski oboźny koronny i Michał Jordan łowczy
koronny w asyście dragonów. Sejmik przebiegł spokojnie i żołnierze nie
musieli interweniować - wystarczył ich widok, aby ostudzić gorliwość
zwolenników Augusta II Mocnego.
Po roku 1717 i Sejmie Niemym tego rodzaju ekscesy stały się
rzadsze. Wojsko na sejmikach pojawiło się ponownie w czasie bez-
królewia i walk po śmierci Augusta II; na dłużej powrócono do takich
praktyk w początkach panowania Stanisława Augusta. Było to już
jednak wojsko obce - rosyjskie - i działało nieco innymi metodami.
Sprawy te omówimy w rozdziale poświęconym życiu sejmikowemu za
panowania ostatniego monarchy Rzeczypospolitej.
Rps B. Czart. 2518.
Rps AGAD, APP nr 55, t. II.
M. Matuszewicz, Diariusz..., t. II, s. 10..
Rps B. Czart. 517.
Ibidem.
Rps AGAD, AR V nr 13841.
Rps AGAD, AR II nr 1733.
Rps BN. III. 6655.
9 Rps AGAD, AR II nr 1766.
10 Scriptores Rerum Polonicarum, loc. cit.
11 Rps BN. Oss. 245.
12 Rps BPANKr. 368.
13 Rps BN. BOZ. 1809/2.
14 Rps AGAD, AR II nr 1827.
15 Rps AGAD, AR V nr 4204.
16 Rps AGAD, APP nr 6.
17 Archiwum tajne Augusta II, wyd. E. Raczyński, Wrocław 1843, t. I, s. 124—5.
18 Rps B. Czart. 450.
19 Rps AGAD, AR V nr 4204.
VI. NA POGRANICZU PRAWA I BEZPRAWIA.
5EJMIKI ŚWIĘTEM „NARODU SZLACHECKIEGO"
W dwóch poprzednich rozdziałach opisywaliśmy techniki walki
ejmikowej prowadzącej często aż do destrukcji. Próbowaliśmy analizować
rodła mówiące o metodach podporządkowywania sobie przez polityków
przybywającej na sejmiki szlachty, wreszcie staraliśmy się odtworzyć realia
oddać atmosferę zgromadzeń, na których decydowała przemoc.
Ten rozdział poświęcony jest dwom, w pewnym tylko sensie
łączącym się problemom. Jako pierwsze będziemy się starali omówić
- stojące na niewyraźnej granicy prawa i bezprawia - techniki polityko-
rania połączone ze specyficzną sejmikową obyczajowością. Następnie
spiszemy barwną oprawę sejmikowych zgromadzeń.
Każda kultura polityczna wytwarza swoiste, mniej lub bardziej
sryginalne formy, w których objawia własną odrębność. Musiała je
item wytworzyć i kultura Rzeczypospolitej szlacheckiej. W miarę
popularyzowania się ideologii sarmatyzmu, obejmowania przez nią
coraz szerszych kręgów ziemiaństwa nie tylko Korony, ale i Wielkiego
Lsięstwa Litewskiego oraz Ukrainy, rodziły się obyczajowe cechy
skreślane później jako „charakter sarmacki". Szczególne przyspiesze-
lie tego procesu nastąpiło w drugiej połowie XVII wieku, dokładniej na
jrzełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych tego stulecia, co dość
wyraźnie nakładało się na początek i rozwój zjawiska rządów sej-
likowych, wywołanych gwałtownym załamaniem się sprawności sej-
iu. Powstało w ten sposób nieuniknione skojarzenie, obecne w wielu
sracach poświęconych kulturze polskiego baroku: ideologia sarmatyz-
iu - rządy sejmikowe. Związek ten pogłębiany jest jeszcze przez to, że
barokowej kulturze ogromną rolę odgrywało oratorstwo, a wyma-
Irzonym polem do popisu dla szlacheckich mówców były właśnie zjazdy
(sejmikowe.
Tak więc do dziś żywy jest w naszej świadomości stereotypowy obraz
staropolskiego Sarmaty - kontuszowego i po tatarsku podgolonego
203
szlachcica perorującego w kole sejmikowym. Nie jest to jednak wizja
powstała współcześnie, ani nawet produkt dziewiętnastowiecznej ideali-
zacji barokowej kultury.
Już w wieku XVIII, w ustach oświeconych, „sarmatyzm" nie oznaczał
popularnej szlacheckiej ideologii odwołującej się do legendarnych
dziejów plemienia dzielnych Sarmatów, którzy podbiwszy tereny później-
szej Rzeczypospolitej, zamienili się w szlachtę polską, roszczącą sobie
prawo do politycznej dominacji w państwie. W oczach ludzi pokolenia
Stanisława Augusta - Sarmata był to najczęściej nieokrzesany jegomość,
mówiący strasznym językiem pełnym makaronizmów, upijający się do
nieprzytomności na sejmikach i rąbiący się tam szablą z sąsiadami. Te
uproszczenia, funkcjonujące do dziś - przyjęte od Bohomolca, Niemcewi-
cza, Koźmiana - być może bliższe są prawdy niż romantyczne idealizacje
poetów i pisarzy tworzących „ku pokrzepieniu serc". Warto jednak
podjąć próbę oderwania się od tych schematów, by obejrzeć własnych
przodków - wiadomo przecież powszechnie, że wszyscy Polacy wywodzą
się ze szlachty - w działaniu, które dziś nazywalibyśmy „społecznym".
Nie będą to już jednak sytuacje ekstremalne, ale charakterystyczne
dla tej kultury politycznej metody pośrednie, półśrodki często skutecz-
niejsze od „akcji bezpośrednich", opisywanych w poprzednim roz-
dziale. Owe sejmikowe sposoby i sposobiki wymanewrowywania prze-
ciwników bez odwoływania się do ostateczności - rwania czy tumultu
- które pozwalały jednocześnie większości zgromadzonych traktować
zjazdy jako rodzaj dość specyficznej formy rozrywki.
Nie mamy wątpliwości, że wielu uczestników traktowało sejmiki jak
święta - okazję do spotkania z ludźmi na co dzień nie widywanymi, do
darmowego często obżarstwa i opilstwa, a wreszcie do wyżycia się
w „prawdziwej" polityce. Rozrywką bowiem było obserwowanie celo-
wo aranżowanych wystawnych uroczystości, świeckich i kościelnych,
łączonych z obradami. Podobnie jak rozrywką bywało obserwowanie,
a nawet uczestniczenie w zmaganiach stronnictw.
Zacznijmy jednak od „małej polityki" sejmikowej. Na kilku przy-
kładach postaramy się przedstawić metody zwalczania przeciwnika
- techniki stojące na pograniczu pomiędzy prawem i zwyczajem
a nadzwyczajnymi działaniami, wymagającymi specjalnych przygoto-
wań i dużych nakładów.
/ Najbardziej znanym wyjściem z często powstającej w trakcie obrad
sytuacji kryzysowej, w której animozje personalne czy programowe nie
V
204
22. Jan Piotr Norblin, Sejmik przed kościołem.
Ołówek, sepia, 1790 r.
dawały się przezwyciężyć, było rozdwajanie sejmiku. „Rozdwoić ob-
rady" znaczyło to zwykle zrezygnować z dążenia do zdominowania
przeciwników. Obie konkurujące na zjeździe grupy zakładały, a wła-
ściwie „zataczały" odrębne koła sejmikowe, w których obrady szły
łatwiej, skoro panowała już względna jednomyślność. Pamiętać zresztą
trzeba, że tradycja takich podziałów była stara i szacowna - dzieliły
się na osobne, konkurujące ze sobą koła nie tylko sejmiki, ale
r sejmy elekcyjne. Do najbardziej znanych sejmów tak obradujących
należał zapewne zjazd elekcyjny z 1587 roku. Wtedy właśnie wzajemna
niechęć stronnictw - zamoyszczyków i maksymilianistów - była tak
wielka, a nadzieja na porozumienie tak nikła, że szlachta i senatorowie
bojąc się, by sobie konkurenci „po łbie nie dali" - jak to sformułował
diariusz sejmu - postanowili obradować w osobnych kołach. Większe
z nich gromadziło stronników kandydata austriackiego pod kierunkiem
205
Zborowskich, drugie, zwane „czarnym" od żałoby noszonej po królu
Stefanie Batorym, skupiało przyjaciół i zwolenników polityki kanclerza
i hetmana wielkiego koronnego, Jana Zamoyskiego.
Mimo tego podziału, na polu elekcyjnym omal nie doszło do
regularnej bitwy między obozami Zamoyskiego i Zborowskich. Tak też
bywało na sejmikach - gdy nie dawało się przekonać lub przymusić do
posłuchu inaczej myślących, dzielono się na koła obradujące osobno, co
nie znaczy jednak, że nie dochodziło do nieporozumień i zajść. Zwykle
konkurencyjne koła obradowały w pewnym od siebie oddaleniu, np.
jedni w kościele, drudzy na cmentarzu, lub też w różnych kościołach.
Obierano osobno marszałków, powstawały osobne akta sejmikowe:
laudum, a w wypadku zjazdu przedsejmowego - także instrukcja.
Wreszcie gdy w grę wchodziły wybory, obierano po dwa komplety
posłów czy deputatów na trybunały.
Pozostawał oczywiście problem ustalenia, który sejmik i który
komplet posłów jest tym właściwym, upoważnionym do zasiadania
w izbie sejmowej. Jak już wspominaliśmy wyżej, kłopot ten pozos-
tawiano samym zainteresowanym - musieli oni bronić prawidłowości
swego obioru przed obliczem izby w trakcie tzw. „rugów sejmowych",
lub w trybunale w trakcie formowania kompletu sędziów, od których
odbierano potem przysięgę deputacką. Oczywiście dla udowodnienia
prawomocności obioru nie bez znaczenia były okoliczności rozdwoje-
nia sejmiku - a więc fakt, czy posłowie lub deputaci obrani zostali ;'//
loco soliło, czyli w zwykłym, tradycyjnym miejscu obrad, czy też
wypchnięci przez konkurencję sformowali koło w jakimś niezwyczaj-
nym miejscu.
Ważne było też to, czy przeciwko rozpatrywanemu obiorowi zaszły
jakieś podważające go manifesty konkurencji, która podkreślała, jak
tylko mogła, wszelkie formalne i proceduralne uchybienia aktów
wyborczych - jeśli przy okazji staropolskich elekcji w ogóle możn;i
mówić o takich zasadach. Najmniejsze chyba znaczenie miała liczbu
głosów, które padły na poszczególnych, rywalizujących kandydatów.
Nie wiemy nawet, czy takim argumentem się posługiwano, choć
przechowywano karty z zapisanymi przez marszałka i asesorów „kres-
kami", oznaczającymi liczbę głosów.
Różne bywały przyczyny obradowania sejmików w rozdwojeniu.
Wśród wielu takich przypadków znajdą się i motywy poważne,
programowej wręcz natury, jak te, które doprowadziły do rozdwojenia
206
obrad sejmiku w Proszowicach 26 stycznia 1587 roku, opisywanego już
w poprzednim rozdziale. Bywały i pobudki banalne - niechęci osobiste,
przypadkowe nieporozumienia, partykularne intrygi powiatowego lo-
tu. Spośród zachowanych przykładów wybraliśmy do omówienia jeden,
o tyle interesujący, że przyczyną rozdźwięku były tu różnice wy-
znaniowe, co w wielonarodowej i wielowyznaniowej Rzeczypospolitej
wcale nie należało do zjawisk najczęstszych.
Do rozbicia obrad i powstania dwóch konkurencyjnych kół doszło
w roku 1641, w dalekim Witebsku na sejmiku deputackim. Relacja
z tych wydarzeń, pióra stolnika witebskiego Krzysztofa Chrapowic-
kiego, ewangelika, zachowała się w papierach Radziwiłłów w Ar-
chiwum Akt Dawnych w Warszawie. Chrapowicki, opisując przebieg
wypadków swemu politycznemu i wyznaniowemu protektorowi - het-
manowi wielkiemu litewskiemu Krzysztofowi Radziwiłłowi, również
ewangelikowi reformowanemu, czyli tzw. kalwiniście - nie ukrywał, że
powodem rozbicia sejmiku były niechęci wyznaniowe.
Stolnik witebski - wypełniający funkcje zlecone mu w pewnym
sensie przez Radziwiłła, który nie życzył sobie, by deputatem z Witebs-
ka został katolik - zachęcał do przyjazdu na sejmik jak największą
liczbę szlachty ewangelickiej i prawosławnej. Niestety, w wyznaczonym
dniu pojawiło się w wojewódzkim Witebsku tylko trzech ziemian
kalwinistów i „Ruś stara przy nich", tzn. prawosławna szlachta
białoruska. Większą frekwencję prawosławnych uzasadniał Chrapowi-
cki tym, że ci właśnie cierpią szykany i „nabożeństwa wolnego nie
mają". Na marginesie warto więc zauważyć, że kalwiniści nie uważali
się widocznie za prześladowanych, skoro nie przybyli bronić swych
praw - w przeciwieństwie do wyznawców dyzunickiego prawosławia,
którym, co prawda, polityka panującego Władysława IV przywróciła
formalną tolerancję, ale gorzej zapewne było z praktyką w tym zakresie.
Wobec oczywistych wśród zgromadzonych animozji, i to przebiegają-
cych właśnie wzdłuż linii dzielącej wyznawców rzymskiego katolicyzmu
od „religii greckiej", nie próbowano nawet zagaić wspólnych obrad.
„Rzymianie" udali się do gospody podwojewodziego witebskiego
Kazimierza Horodyskiego - klienta protegującego witebskich katolików,
wojewody miejscowego Krzysztofa Kiszki; było to „miejsce niezwyczaj-
ne", co podkreślił w swej relacji Chrapowicki. „Ruś stara" i nieliczni
obecni ewangelicy spotkali się we dworze sędziego ziemskiego Samuela
Starosielskiego, „gdzie sądy odprawują i sesje wielkie publiczne".
207
Mimo, że do dworu tego udał się nawet poprzedni deputat witebski,
Samuel Sanguszko, i garść szlachty katolickiej, to nie przybył żaden
urzędnik wyższy rangą od Chrapowickiego, który w takim stanie rzeczy
obrany został dyrektorem obrad. Sprawnie wybrano deputatów: pana
Krzysztofa Żabę, skarbnego witebskiego - ewangelika oraz pana
Siemiona Pysznickiego - prawosławnego, „Rusi starej człowieka,
poczciwego i prawa dobrze umiejętnego", jak podkreślał autor relacji
z Witebska.
W konkurencyjnym kole marszałkiem wybrano, oczywiście, pod-
wojewodziego Kazimierza Horodyskiego i szybko wysłano delegację do
urzędu grodzkiego, gdzie złożył on przysięgę. Wybrano też konkuren-
cyjnych deputatów, w tym również Jana Wasilewskiego, zięcia pisarza
grodzkiego witebskiego, Bazylego Szapki-Chotolskiego, którego Chra-
powicki uważał za „papistę oszalałego, jadowitego Rzymianina" i uznał
za głównego winowajcę niesnasek religijnych w województwie. Ten to
właśnie pisarz grodzki wraz z zięciem Wasilewskim miał być głównym
prześladowcą prawosławnych, którym nie pozwalał budować cerkwi na
placu będącym własnością szlachty „ruskiej" w stolicy województwa.
Nie wiemy, który komplet deputatów witebskich utrzymał się
ostatecznie przy funkcji, katolicki czy różnowierczy. Sprawa ta jest
jednak swego rodzaju signum temporis - nadchodziły lata, gdy coraz
częściej o karierze i możliwościach działania obywatela Rzeczypos-
politej decydować miało to, do jakiego kościoła chodził w niedzielę:
katolickiego, ewangelickiego czy prawosławnego.
Powracając jednak do obrad w Witebsku - podział na osobne koła
szedł tu tak sprawnie i bezkonfliktowo, że autor relacji nie wspomina
o żadnych zajściach czy komplikacjach. Oczywiście poszukiwanie
głębszych czy ubocznych motywów tego konfliktu nie pozostało bez
efektu, a konfrontacja relacji Chrapowickiego z listem Bazylego Sza-
pki-Chotolskiego do wojewody witebskiego Krzysztofa Kiszki wyjaś-
niła, że poza motywacjami wyznaniowymi pewną rolę odegrała tu
rywalizacja o stanowisko podwojewodziego witebskiego.
Klienci Krzysztofa Radziwiłła uważali, że stanowisko to im się
należy, a słudzy nowo mianowanego wojewody Krzysztofa Kiszki
chcieli ich wykluczyć z podziału korzyści i stanowisk. Sprawę kom-
plikował fakt, że był to niejako spór „w rodzinie", bowiem Kiszka był
bratankiem żony Krzysztofa Radziwiłła, Anny. Animozje rodzinne
przeniosły się na środowisko klientów i sług magnackich. Stąd ludzie
208
1
WKi:
iszki, Jarosz Mackiewicz i Bazyli Szapka-Chotolski, psuli szyki
Chrapowickiemu i Żabie - klientom bezpośrednio zależnym od hetmana
Radziwiłła. Skądinąd wiadomo, że rywalizację ostatecznie wygrali ludzie
starszego i potężniejszego Radziwiłła, a podwojewodzim wileńskim został
nie aspirujący do tego Szapka-Chotolski, ale protegowany radziwiłłows-
ki, ewangelik Jan Wilbutowicz Papłoński. Okazuje się, że mimo sukcesów
katolickiej kontrreformacji, jeszcze w połowie XVII wieku gdzieniegdzie
w Rzeczypospolitej ciężko szło robienie sejmikowej i politycznej kariery
„papistom oszalałym". Zawiedziony w swych nadziejach Szapka-Chotol-
ski nie doczekał się nagrody po 20 latach służby Kiszkom, których
wspomagał nawet swymi skromnymi zasobami pieniężnymi.
Podobnie jak w Witebsku miała się na pozór rzecz w Oszmianie
w 1678 roku. Na listopadowym sejmiku doszło do sporu o funkcję
dyrektora obrad, awanturę sprowokował kasztelan nowogródzki, Mi-
kołaj Władysław Przeździecki, któremu wyraźnie zależało na jej spra-
wowaniu. Ponieważ chętnych było więcej, nie doszło do porozumienia
i sejmik uległ podziałowi. Jednak powstały nie dwa, ale aż trzy
obradujące równolegle koła, pod dyrekcją trzech różnych marszałków.
Nie można tu więc mówić o rozdwojeniu sejmiku, a raczej o jego
„roztrojeniu". Takie wypadki nie zdarzały się zapewne często i wyraźną
przyczyną tej kuriozalnej sytuacji na zjeździe oszmiańskim były ambicje
lokalnych wielkości politycznych, pragnących osiągnąć zaszczyt prze-
wodniczenia obradom „koła rycerskiego" na tym najważniejszym
litewskim sejmiku powiatowym.
Szczególnie liczne przypadki rozdwojonych sejmików miały miejsce
po śmierci Augusta III Sasa, przed sejmem konwokacyjnym w 1764
roku. Czytając relacje z tych sejmików odnosi się wrażenie, że kon-
kurujące strony, a więc Czartoryscy i stronnictwo sasko-hetmańskie,
zawarły rodzaj niepisanego porozumienia i starały się sobie nie prze-
szkadzać. Klasycznym przykładem takiego rozdwojenia, z zachowa-
niem pewnej kultury obrad, był zjazd średzki, na którym wrogowie
„familii" zatoczyli koło na cmentarzu po jednej stronie kościoła farnego
i obradowali pod kierunkiem wojewody poznańskiego Antoniego
Jabłonowskiego oraz kuchmistrza koronnego Adama Ponińskiego,
podczas gdy po przeciwnej stronie tego samego kościoła rozpoczęli
obrady czartoryszczycy pod wodzą biskupa poznańskiego Teodora
Kazimierza Czartoryskiego oraz starosty czerwonogrodzkiego Kazi-
mierza Raczyńskiego.
209
Podobnie odbył się sejmik przedkonwokacyjny województwa płoc-
kiego w Raciążu. Miejscowi senatorowie - wojewoda Józef Podoski
i kasztelan płocki Ignacy Zboiński - zasiadali ze swymi stronnikami we
wnętrzu kościoła, a ich przeciwnicy spod znaku „familii" odbyli sejmik
oraz wybrali posłów obok kościoła. Też nie doszło do żadnych
gwałtów, mimo bezpośredniej bliskości konkurentów.
Mniej kurtuazyjnie, ale równie skutecznie, poczynano sobie w woje-
wództwie sieradzkim. W Szadku pojawiły się dwa stronnictwa: Czar-
toryskich reprezentowali starosta piotrkowski Jacek Małachowski
i starosta sieradzki Stanisław Kossowski, a po stronie opozycji, wrogiej
planom koronacyjnym „familii", rej wodził wojewoda sieradzki Kazi-
mierz Dąmbski, którego spotkać tu miała przykra niespodzianka.
Małachowski i Kossowski uznali, że przeciwników nie należy dopuścić
do obrad w kole i udali się do kościoła wcześniej, zamknęli się tam ze
swymi stronnikami i odbyli sejmik. Oczywiście zmusiło to konkurencję
do obradowania na zewnątrz i oprotestowania obrad we wnętrzu
kościoła jako nieważnych. Ten zastosowany w Szadku wybieg uznać
można za połączenie metody rozdwojenia sejmiku z równie popular-
nym chwytem - zwanym „kradzieżą" zjazdu. Inne jeszcze przypadki
takich „kradzieży" obrad sejmikowych omawiać będziemy niżej.
Ze szczególnym przypadkiem rozdwojenia sejmiku spotykamy się
w opisie Matuszewicza dotyczącym obrad w Wilnie w 1764 roku. Tam
przyjaciel Czartoryskich, biskup wileński Ignacy Massalski:
„[...] tak ludnie postawił się sam jako senator na sejmiku, że Pac, podstoli litewski
(Ignacy), ze swoją mniejszą partią nie mógł być na sejmiku [...]. Bawili się na sejmiku
(stronnicy Massalskiego) aż do trzeciej po południu, aż póki wszystko nie zrobili, a gdy
biskup z swoją partią wyszedł z zamku ex loco consiliorum (z miejsca obrad), tedy dopiero
Pac, podstoli litewski, z swoją partią poszedł na sejmik"1.
W tym więc wypadku oba sejmiki odbyły się w tym miejscu, ale
w różnym czasie. Częściej jednak rozdwojone obrady odbywały się
w tym samym czasie w różnych miejscach.
/"Zajmijmy się teraz kolejną, wspomnianą już wyżej, metodą wy-
prowadzania w pole przeciwnika sejmikowego, bez konieczności dziele-
nia uczestników na dwa koła, co łatwo mogło się zamienić w tumult.
/Myślimy tu oczywiście o najsubtelniejszym „instrumencie" w arsenale
/sejmikowych graczy, o „kradzieży" sejmiku. Na czym ta metoda
polegała? Otóż mówiąc najogólniej na odbyciu sejmiku tak, by wrogo-
się o tym nie dowiedzieli, a więc i nie zjawili się w kole.
1
I
Jak jednak można było zatrzymać dla siebie i swych przyjaciół
informację o zjeździe, jego terminie i miejscu, skoro były to wiadomości
publikowane, czyli ogłaszane publicznie np. w kościołach parafialnych?
Najczęściej stosowany fortel był dość prymitywny. Wiemy przecież, że
kancelarie koronna i litewska przesyłały uniwersały z wieścią o sejmiku
pośrednio lub bezpośrednio do urzędów grodzkich na prowincji. A więc
wystarczyło dojść do porozumienia z personelem kancelarii grodzkiej
i uzyskać „zagubienie" uniwersału lub tylko opóźnienie jego publikacji.
Pisarze i inni oficjaliści grodzcy Katonami najczęściej nie byli i „brzę-
czące argumenty" łatwo ich przekonywały.
Po uzyskaniu zatajenia informacji o sejmiku wystarczyło pocztą
pantoflową powiadomić o miejscu i terminie spotkania krewnych
i przyjaciół, aby sprawa była na najlepszej drodze. Wrogowie, nawet
jeśli w ostatniej chwili gród dla przyzwoitości opublikował uniwersał,
byli bez szans - zaskoczeni i beznadziejnie spóźnieni.
Trudniej przychodziło radzić sobie wtedy, gdy wieść o zwołaniu
zjazdu już się rozeszła, a zwarta i gotowa konkurencja pojawiła się
w wyznaczonym miejscu. Pozostawała wtedy „kradzież" przez za-
skoczenie porą odbycia obrad. Zwykle koło sejmikowe zataczano
- przynajmniej pierwszego dnia, kiedy to dokuczliwe skutki nocnych
uczt i kuligów mniej jeszcze odczuwano - wczesnym przedpołudniem,
a więc posługując się dzisiejszą miarą, około godziny dziewiątej.
Sprawni i wprawni „złodzieje" sejmikowi w takiej sytuacji po prostu
wstawali wcześniej, budzili stronników i cicho, by nie pobudzić
przeciwników, przemykali się na zwykłe miejsce obrad. Tam w pośpiechu
zagajano sejmik np. o godzinie szóstej, szybko wybierano czy uchwalano
to, co już przedtem było ustalone, i zamykano obrady. Wtedy dopiero, na
znak zwycięstwa i w podzięce Duchowi Świętemu, rozpoczynały się
głośne śpiewy religijne, potem wiwaty, okrzyki, czasem kanonada.
Wszystko oczywiście po to, by obudzeni przeciwnicy, zaspani i w dezabi-
lu wpadający na miejsce obrad, mogli oglądać triumfatorów. Tym zaś
animuszu dodawała myśl o bezkarności, nie było bowiem ustalonych
prawem godzin rozpoczynania obrad i trudno było uznać za nielegalny
sejmik rozpoczęty właśnie o szóstej, a nie o dziewiątej.
Jak takim „kradzieżom" zapobiegano? Oddajmy jeszcze raz głos
Marcinowi Matuszewiczowi, który na podobnych „zabawach" zjadł
zęby i we wspomnieniach swych wiele wyjaśnił. Był rok 1755, Matusze-
wicze przyjechali do Brześcia Litewskiego na sejmik deputacki:
211
23. Jan Piotr Norblin, Głosujący szlachcic. Fragment sejmiku w kościele.
Tusz, sepia, 1801 r.
„[...] Ja z bratem moim pułkownikiem (Józef Matuszewicz) stałem u augustianow
w klasztorze. Całą prawie noc pilnowała nas strona przeciwna, abyśmy sejmiku tamże
u augustianow, gdzie sejmiki bywali, nie zrobili. My wzajemnie ich, mających przy sobie
najpierwszego urzędnika, chorążego brzeskiego Wereszczakę (Felicjana), pilnowaliśmy.
Tandem nazajutrz zebraliśmy się na sejmik do kościoła augustiańskiego, gdzie radziłem
chorążemu brzeskiemu, aby, unikając tumultu, w jednym że głosie [...], zagaił i pożegnał
sejmik..."2.
Widzimy, jak w obawie przed „kradzieżą" sejmiku, oba stronnictwa
pilnują się wzajemnie tak skutecznie, że powstał rodzaj pata w tej
rozgrywce - ani jedni, ani drudzy nie mogą uczynić ruchu, w rezultacie
Felicjan Wereszczaka obawiając się tumultu, którym wyraźnie groził
Matuszewicz, zakończył obrady, nim się jeszcze zaczęły.
Przyjrzyjmy się teraz z bliska technice „kradzenia" na kilku
wybranych przykładach. Cytowano już wyżej, przy omawianiu przy-
czyn zrywania zjazdów, list Stanisława Gąsowskiego do kanclerza
wielkiego koronnego, Jana Szembeka. Gąsowski zerwał sejmik, który
był typowym zjazdem „ukradzionym". Jan Klemens Branicki - or-
ganizator powtórnego sejmiku ziemi bielskiej województwa podla-
skiego - chcąc zostać posłem, uzyskał od dworu powtórny uniwersał
Ha sejmik poselski, po pierwszym zerwanym. Następnie nie dopuścił
lo opublikowania tego uniwersału, a na zjazd zwołał swoich klientów
prywatnymi listami. I rzecz cała udałaby się zapewne znakomicie,
gdyby nie ów pan Gąsowski, który zgodnie z własną, nie potwierdzoną
fco prawda wersją, zupełnie przypadkiem usłyszał o owych obradach
w Brańsku i natychmiast - posłuszny obywatelskiemu instynktowi
- postanowił je zerwać.
Wydaje się, że szczególnie często próbowano takiej metody wtedy,
gdy szło o sejmiki wyborcze: poselskie, deputackie, a przede wszystkim
elekcje na urzędy. Zwoływanie tych ostatnich leżało w gestii wojewo-
dów i ci dość często przymykali oczy, gdy ich faworyci dokonywali
przedziwnych manipulacji w walce o tytuł podkomorzego czy urzęd-
nika sądu ziemskiego, a na Litwie - marszałka czy chorążego.
W kolekcji rękopisów Biblioteki Czartoryskich w Krakowie za-
chowała się drobiazgowa relacja opisująca taką „kradzież" sejmiku
elekcyjnego podkomorskiego w ziemi sochaczewskiej. Zaczęło się od
tego, że urząd podkomorzego dłuższy czas w Sochaczewie wakował,
a był to urząd prestiżowy. Podkomorzy, jako princeps nobilitatis,
tytułowany był „jaśnie wielmożnym" i wielu było gotowych ubiegać się
o ten zaszczyt. Wakans ten nie był jednak w pierwszej połowie XVIII
213
wieku niczym szczególnie dziwnym - urzędy sądowe ziemskie i pod-
komorskie wakowały latami, elekcji nie zwoływano, bo zwykle koń-
czyły się one zerwaniem.
Tę właśnie sytuację postanowili wykorzystać urzędnicy ziemscy
sochaczewscy i zdecydowali się przeprowadzić elekcję podkomorzego
metodą „kradzionego" sejmiku. Przede wszystkim postarali się o in-
notescencje wojewody, czyli uniwersał zwołujący sejmik. Wydał go
wojewoda rawski Aleksander Załuski, którego jurysdykcji podlegała
ziemia sochaczewska jako część województwa rawskiego. Jednak
wojewodzińskie oznajmienie o sejmiku nie zostało oblatowane we
właściwym tu grodzie sochaczewskim, lecz w leżącym poza granicami
tego województwa urzędzie wyszogrodzkim. Wpisano je do akt w urzę-
dzie grodzkim, bo tego domagało się prawo, ale uniwersału nie
opublikowano, tzn. nie podano do wiadomości powszechnej ogłaszając
w kościołach na terenie zainteresowanej ziemi.
Tak przygotowawszy teren, spiskowcy przystąpili do działania, tzn.
do „kradzieży" sejmiku i obioru czterech, jak tego wymagało prawo,
kandydatów do urzędu podkomorzego - jednego z nich miał wybrać
i mianować podkomorzym sochaczewskim król. Oddajmy głos oburzo-
nemu tymi praktykami autorowi relacji datowanej 29 stycznia 1718
roku. Rzecz działa się tuż przed Bożym Narodzeniem 1717 roku, a więc
porę też wybrano odpowiednią:
„[...] W kilka dni potem sędzia ziemski sochaczewski (Wilkowski) zmówiwszy siv
z jegomościa panem Izbińskim stolnikiem, jegomościa panem Łaźniewskim podczaszym,
jegomościa panem Goiszewskim podsędkiem, urzędnikami sochaczewskimi, zjechali się
we czwartek na noc pod sam Sochaczew do Trojanowa, wioski jegomości pana sędziego.
Tam przybrawszy sobie in societatem (do towarzystwa) jegomości pana Rusieckiego
i marszałkiem electionis (sejmiku elekcyjnego) postanowiwszy, laudum electionis sfor-
mowawszy (ułożywszy laudum sejmiku elekcyjnego), nazajutrz w piątek, to jest w wilii)
Bożego Narodzenia, przededniem zjechali do Sochaczewa. I tam rzecz prywatnie
sformowaną w kilku osobach, sine minima notitia (bez jakiegokolwiek powiadomienia)
ziemi obywatelów i innych oficjalistów sochaczewskich, authorisarunt (oficjalnie przep-
rowadzili) i siebie samych za kandydatów na podkomorstwo obrawszy, actum electionis in
privato formatum constituerunt (postanowili akt elekcji prywatnie ułożony). Laudum
pomienionej elekcyji v; et violenter (siłą i przymusem - zwrot typowy dla retoryki
prawniczej - WK) panu regentowi grodzkiemu sochaczewskiemu ad acta (do akt) przyjąć
kazali...".
Na tym się jednak zabiegi spiskowców nie zakończyły, postanowili
oni zdobyć potwierdzenie faktu dokonanego u osoby bardzo w Socha-
214
czewskiem wpływowej - sędziego grodzkiego pana Zembrzuskiego.
Zdecydowali chyba, że najlepszą obroną będzie atak i udali się do
sędziego przebywającego w majątku.
„[...] Tegoż samego dnia ekspediowawszy się (załatwiwszy sprawę) w Sochaczewie,
jegomość pan sędzia ziemski z jegomościa panem podczaszym, z jegomościa panem
Rusieckim i jegomościa panem Mikołajewskim zjechali do jegomości pana Zembrzus-
kiego, na ten czas sędziego grodzkiego sochaczewskiego. W domu którego zastawszy,
w osłabłym zdrowiu, po uczynionym komplemencie, żaląc się niby na to, że tenże
jegomość Zembrzuski nie dopomógł kompaniji na tejże elekcyji. [...] Na co jegomość pan
Zembrzuski reposuit (odparł), jeżeli o innotescencyjach żadnej, lubo oficjalista grodzki,
nie miał wiadomości, daleko bardziej o elekcyji i o takowej, jaka się stała akcyji, mniej
wiedzieć chce.
Tandem po długich susceptacyjach i racyjach ab utrinąue (wywodach i argumentach
z obu stron), jegomość pan Wilkowski iactantur (pochwalił się) przywilejem i demonst-
rował go, złożony trzymając w ręku, że się inaczej stać nie mogło, kiedy po kilka razy
składana elekcyja non succesit (nie doszła do skutku). Musiało się na ostatek et per hac
media (i tym sposobem) postąpić. Na ostatek ten, jegomość pan Wilkowski a sędzia
ziemski sochaczewski, importunitate et molestia (usilnie i z naciskiem) z ichmościami
przytomnymi, stimulavit (nakłaniał) tegoż jegomości pana sędziego grodzkiego do pisania
extractu laudi (wyciągu z laudum), które między sobą wyżej wyrażeni ichmościeformarunt
(ułożyli)..." \
Poza interesującym opisem „kradzieży", i to skutecznej, sejmiku
elekcyjnego znajdujemy w tym opisie przedstawienie argumentów
organizatorów akcji. Gdy nie udało się im zmusić sędziego grodzkiego
Zembrzuskiego do uznania faktu dokonanego, spiritus movens akcji
- sędzia ziemski Wilkowski - powołał się na przywilej królewski, zresztą
nielegalny, przyznający mu z góry urząd podkomorzego. Tak więc rzecz
cała zaaranżowana była po to, by formalności stało się zadość
i Wilkowski mógł wreszcie objąć urząd, który mu obiecano, a na który
nie mógł się doczekać obioru. Historyjka ta odsłania kulisy polityki
nominacyjnej dworu, gdzie za gotówkę można było nabyć dyplom na
wakujący urząd ziemski, a potem już samemu należało zorganizować
pseudoelekcję.
Na marginesach cytowanego rękopisu znajdujemy jeszcze dwa
dopiski, dodające całej sprawie pikanterii. Otóż nieznaną ręką umiesz-
czono tam informację, że elekcja na zwolniony przez Wilkowskiego
urząd sędziego ziemskiego (nie mógł on być jednocześnie sędzią
ziemskim i podkomorzym) zorganizowana została w taki sam sposób,
a więc była to już stała praktyka. Nie wiemy zresztą, czy Wilkowski
utrzymał się na tak per nefas zdobytym urzędzie. Zapewne tak, zaś fakt,
215
że cytowana relacja nie była niczym innym, jak rodzajem staropols-
kiego donosu, i to kierowanego do prymasa Stanisława Szembeka,
wskazuje na bezsilność wrogów nowo kreowanego podkomorzego. Być
może prymas, rezydujący często w Łowiczu, sam był zainteresowany
obsadą urzędów w sąsiednim Sochaczewie.
Kończąc te rozważania, nie możemy się powstrzymać od jeszcze
jednego odwołania się do wspomnień Marcina Matuszewicza. Jego
opisy sejmikowego życia na litewskiej prowincji w połowie XVIII wieku
pełne są mimowolnego czasem komizmu. Autor z powagą opisuje fakty
głęboko przeczące deklarowanemu przez niego samego systemowi
wartości, nie dostrzega większych rozbieżności między teorią ustrojową
państwa szlacheckiego a codzienną praktyką. Nawet jednak tam, gdzie
Matuszewicz widział ten rozdźwięk i starał się go usprawiedliwiać
ukazywaniem pozytywnych przykładów funkcjonowania prawdziwej
szlacheckiej demokracji, tam też mylił się i popadał w zabawne wręcz
idealizacje.
Wzorem prawdziwego szlacheckiego, od magnatów „nie depen-
dującego", polityka był dla pamiętnikarza, zmarły w 1739 roku,
marszałek kowieński Mikołaj Zabiełło. Była to ideałizacja całej rodziny
Zabiełłów, którzy Matuszewiczowi, jako trochę nuworyszowi, im-
ponowali zasiedziałością i pozycją wśród litewskich rodów. Wszystko,
co robili Zabiełłowie, wzbudzało respekt i podziw naszego pamięt-
nikarza - nawet jeśli były to budzące wątpliwość akcje. Bezkrytycznie
też zrelacjonował „kradzież" sejmiku, której dopuścił się w Kownie
w 1761 roku Antoni Zabiełło, też marszałek kowieński, bratanek
i dziedzic „wielkiego człowieka" - Mikołaja Zabiełły.
Ten sejmik deputacki postanowił zerwać kanclerz wielki litewski,
Michał Fryderyk Czartoryski, wbrew Zabiełłom. Wobec tych przygoto-
wań Czartoryskich, musiał się pan marszałek kowieński zdobyć na
fortel i przyznać trzeba, że udało mu się wybrnąć bardzo zręcznie. Oto
pełna podziwu relacja Matuszewicza:
„[...] Tak tedy Zabiełło, marszałek kowieński, postąpił sobie, że gdy się ruszył
z kamienicy swojej z kasztelanem witebskim [Szymon Siruć] na sejmik, tedy umyślnie
powoli szedł, a tymczasem partia księcia kanclerza [Michał Fryderyk Czartoryski]
przodem dla zabrania wygodniejszego miejsca poszła do kościoła bernardyńskiego, gdzie
się ordynaryjnie sejmiki odprawują. Zwyczaj jest, że przed marszałkiem niosą laskę
marszałkowską podniesioną na sejmik, a że kościół bernardyński jest pod tym samym
zamkiem i jak idą do drzwi kościelnych, między murem a kościołem jest niewielka ulica,
przez które obmurowanie jest forta na zamek kowieński, chociaż już in ruderibus [w
216
ruinie] będący, zaczym ta laska już na wejściu do kościoła zatrzymana, prędko potem ową
fortą na zamek wniesiona była, gdzie marszałek kowieński spiesznie zagaił, deputatów
nominował, deputaci podziękowali i to zrobiwszy, wszedł marszałek z całą partią do kościoła.
Partia księcia kanclerza o niczym nie wiedziała. Wyszła według zwyczaju msza święta przed
wielki ołtarz, po mszy świętej wyszli bernardyni i według sekretnej marszałka kowieńskiego
informacji zaśpiewali Te Deum laudamus na podziękowanie Panu Bogu za szczęśliwie doszły
sejmik. Po skończonym tym hymnie marszałek kowieński, w krótkich słowach doniósłszy
0 doszłym sejmiku i obranych deputatach, zaprosił do siebie wszystkich na obiad.
Dopiero partia księcia kanclerza jak ze snu obudzona i zadumiona nie wiedziała, co
czynić, a gdy się zaczęli już po sejmiku, po mszy świętej, po Te Deum laudamus
z protestacją odzywać, tedy najpierwszego śmiałka odzywającego się z protestacją, osobę
dosyć ogromną, Koziorowskiego, porwała partia marszałkowska, w pyski nabiła
1 wyczubiła. Dostało się toż samo i Mejerowi. Drudzy ucichli i tak nawet protestacji nie
zanieśli ani w grodzie kowieńskim, ani w drugim pobliższym..."4.
Tak zachwycająca Matuszewicza zręczność Zabiełły była raczej
dowodem jego sprytu w prowincjonalnych potyczkach stronnictw, niż
przejawem jakichkolwiek wyższych politycznych kwalifikacji. Podstęp,
tak zręcznie użyty w Kownie, był sprytną sztuczką, ale tylko na raz
- niczego nie rozwiązywał i o niczym nie decydował. Dalsze polityczne
dzieje Zabiełłów zaprowadziły jednego z nich - Józefa - najpierw
w szeregi konfederacji targowickiej, a potem na szubienicę w czasie
insurekcji kościuszkowskiej. Zapewne nie ma bezpośredniego związku
między „kradzieżą" sejmiku w 1761 a szubienicą w Warszawie w 1794
roku - wspólny był tylko żałosny poziom kultury politycznej prowinc-
jonalnych „wielkich ludzi" obu epok.
Wracając do spraw bezpośrednio związanych z techniką sejmikowej
polityki, na zakończenie chcemy zwrócić uwagę na jeszcze jeden
interesujący, a często pomijany, aspekt tej sprawy. Myślimy tu o szla-
checkiej skłonności do uzyskiwania zgody - problem ten poruszany był
już wyżej i przewijał się przez cytowane teksty. Idea powszechnej zgody
była jednym z podstawowych elementów ideologii szlacheckiej Rzeczy-
pospolitej, to z niej przecież wypływała osławiona zasada liberum veto,
czyli honorowanie każdego, nawet pojedynczego protestu. Na sej-
mikach zaś bardzo popularna była mediacja, próba doprowadzenia
- w zakulisowych czasem lub oficjalnie prowadzonych rokowaniach
- do kompromisu pomiędzy rywalami. Podejmowano je nawet wtedy,
gdy szansę porozumienia były znikome, a strony wykazywały wyraźną
złą wolę. Inicjatywy mediacyjne były rodzajem alibi, dowodem na to, że
wyczerpano wszystkie możliwości porozumienia i niejako konieczne
jest chwycenie się innych, radykalniejszych środków.
217
Mediacyjność, skłonność do kompromisu - bardzo często fał-
szywego - była też charakterystyczna dla wszystkich sporów, zarówno
cywilnoprawnych jak i kryminalnych. Właśnie dlatego tak wielki)
popularnością cieszyły się „sądy kompromisarskie". Pochodzące z wy-
boru stron, sądziły bez prawa apelacji, a swą powagę opierały na
autorytecie członków - sędziów. Bywały oczywiście sytuacje, kiedy
usiłowano nadużywać autorytetu owych sądów lub adhoc wyłanianych
delegacji do „kompozycji" zwaśnionych stronnictw sejmikowych. Ta
irracjonalna skłonność do osiągania zawsze pełnej zgody ze wszystkimi,
utopijna w założeniu i demoralizująca w praktyce, wyradzała się
w XVIII wieku w karykaturę samej siebie. Często ignorowano zasad-
niczą przyczynę sporu, kompromisowość posuwano aż do rezygnacji
z podstawowych zasad, aby tylko dopiąć doraźnie ważnego celu, jakim
było np. dojście sejmiku.
Taką przedziwną sytuację opisuje pochodząca ze zbiorów Os-
solineum relacja rękopiśmienna z czernihowskiego sejmiku w 1733
roku. Nim przejdziemy do opisu wydarzeń na tym ważnym, przedkon-
wokacyjnym zjeździe we Włodzimierzu Wołyńskim, kilka informacji
wprowadzających, bez których obejść się nie można.
W latach trzydziestych XVIII wieku wśród ziemian i ustosun-
kowanej szlachty wołyńskiej na czoło wysuwały się dwie rodziny:
Orańscy z przydomkiem Woyna i Cieszkowscy. Nie aspirując jeszcze do
odgrywania roli prowincjonalnej magnaterii, co pozostawiali Czackim,
Krasickim czy Ledóchowskim, obie te rodziny posiadały znaczne
majątki i poważne wpływy wśród średnio zamożnego ziemiaństwa.
Liczono się więc z nimi i zabiegano o ich względy nie tylko w rezydenc-
jach magnackich, ale nawet w stolicy.
Pierwszy akt dramatu, który chcemy zrelacjonować, odegrano
właśnie w Warszawie, jeszcze za życia powszechnie znienawidzonego,
ale i podziwianego, króla-diabła Augusta II. Stałym punktem w reper-
tuarze zarzutów, wysuwanych przeciwko temu monarsze i jego otocze-
niu, był handel nadaniami i przywilejami królewskimi oraz bardzo stara
praktyka wystawiania przez kancelarię wielu nadań na ten sam urząd
- i to często za życia aktualnego posiadacza godności. Nazywano to
wydawaniem ekspektatyw na urzędy i majątki. Formalnie było to
zakazane, choć machina kancelaryjna, grubo zwykle smarowana,
funkcjonowała w najlepsze nie przejmując się zakazami i narzekaniami.
I rzeczywiście, często były to głosy pełne hipokryzji, narzekania tych,
218
którzy już wcześniej tylną furtką, właśnie przez kancelarię, „załatwili"
sobie dumny tytuł lub dochodowe nadanie, a teraz podnosili krzyk dla
odstraszenia naśladowców i konkurentów.
Podobny konflikt na początku lat trzydziestych posiał śmiertelną
prawie nienawiść pomiędzy Orańskimi a Cieszkowskimi. Zaczęło się po
śmierci podkomorzego czernihowskiego, Manieckiego. Wojewoda
zwołał sejmik elekcyjny i pierwszym kandydatem do podkomorstwa
czernihowskiego inpartibus infidelium został Aleksander Orański, do tej
pory cieszący się równie pustym tytułem podkomorzego nowogrodz-
kiego. Trzeba pamiętać, że tak województwo czernihowskie, jak będący
jego częścią powiat nowogrodzki-siewierski, już od 1667 roku leżały
poza granicami Rzeczypospolitej. Wszystkie tytuły tych ziem, w tym
i podkomorskie, były zupełnie honorowe, dawały tylko prawo do
zasiadania na pierwszych miejscach w kole sejmikowym czernihowskim
we Włodzimierzu Wołyńskim.
Obrany kandydatem na urząd podkomorzego pan Orański udał
się był do Warszawy, aby uzyskać potwierdzenie królewskie i wydobyć
z kancelarii koronnej dyplom potwierdzający nadanie godności. Jakież
było jego zaskoczenie, kiedy w stolicy dowiedział się, że dyplom
na podkomorstwo czernihowskie wydano już wcześniej panu Sta-
nisławowi Cieszkowskiemu, staroście kleszczelowskiemu. Oszukany
i oburzony Orański powoływał się przede wszystkim na to, że jego
konkurent nie był obecny na sejmiku elekcyjnym, nie został obrany,
a więc wciska się na urząd bezprawnie. Jednak z Wołynia do Warszawy
daleko i nikt w kancelarii jakoś nie brał pod uwagę przedłożeń
podkomorzego elekta. Widać od racji prawnych silniejsze okazały
się wymierne argumenty, którymi bronił swej sprawy starosta kle-
szczelowski.
Aleksander Orański, w ostatecznej desperacji, postanowił uciec się
do pośrednictwa brata swego współzawodnika, do chorążego nowo-
grodzkiego Cieszkowskiego. Ten nawet próbował przekonywać swego
brata, że się przy wyłudzonym tytule nie utrzyma, ale jednocześnie
wpadł na lepszy pomysł.
„Bierze przez usilną perswazyję służący wielmożnemu jegomości panu staroście
kleszczelowskiemu przywilej pomieniony. Jegomość pan chorąży nowogrodzki (brat
okradzionego - WK) skrobie we czterech miejscach [...], w tychże zeskrobanych
miejscach, gdzie było Stanisławowi, Stanisława, Cieszkowskiemu, Cieszkowskiego et
similiter (i podobnie), pisze Aleksandrowi, Aleksandra, Orańskiemu, Orańskiego etc...".
219
Fałszując w ten sposób dokument, chorąży nowogrodzki Cieszkow-
ski skomplikował sprawę o tyle, że dokonał tego fałszerstwa na rzecz
Orańskiego, który był w swoim prawie. Żeby jednak nie wyjść z niej
z gołymi rękami i jeszcze bardziej ją zagmatwać, postarał się chorąży
nowogrodzki o przywilej na opuszczone przez swego wspólnika pod-
komorstwo nowogrodzkie. Cała rzecz była oczywiście robiona w poro-
zumieniu z Orańskimi, którzy doszli do wniosku, iż prościej będzie
wykraść i sfałszować nieuczciwie zdobyty przywilej, niż formalną drogą
zabiegać o jego skasowanie, a potem dopiero wydanie nowego dla
prawowitego podkomorzego czernihowskiego. Coś jednak musiało
zajść między wspólnikami, bowiem gdy fałszerz chorąży nowogrodzki
Cieszkowski oblatował w grodzie włodzimierskim oba przywileje: na
podkomorstwo czernihowskie dla Aleksandra Orańskiego (podskroba-
ny) i na podkomorstwo nowogrodzkie dla siebie (autentyczny) - Orańs-
cy zaprotestowali i całą rzecz wyjawili.
Na Wołyniu aż się zatrzęsło. Tak się złożyło, może nieprzypadkowo,
że ujawnienie całej afery fałszersko-łapówkarskiej zbiegło się z począt-
kiem bezkrólewia po śmierci Augusta II. Na sejmiku poselskim przed
konwokacją pojawiło się wielu dygnitarzy i oba rywalizujące rody
w otoczeniu stronników. Cóż się wtedy okazało? Mimo jawnej zbrodni
fałszerstwa dokumentu królewskiego, rodzina i przyjaciele fałszerza,
a i on sam, nic nie stracili na autorytecie i popularności w województ-
wie. Prowincjonalni matadorowie, zabiegający o „właściwy" przebieg
sejmików, starali się również o względy panów Cieszkowskich.
Siły rodzin były równe, od przyjaciół i stronników zależało, kto
weźmie górę, choć wydawać by się mogło, że wobec jawnego przestępst-
wa, pozycja Cieszkowskich była słaba. O przegranej Orańskich zadecy-
dowali jednak nieuczciwi mediatorzy, którzy interes postawili ponad
prawem - podczaszy koronny Seweryn Rzewuski, kasztelanice chełms-
cy Feliks i Jacek Krasiccy, Franciszek Ledóchowski, generał Antoni
Bekierski oraz stolnik wołyński Michał Czacki.
Wszyscy oni zjechali do Włodzimierza Wołyńskiego po to, by dać
się obrać posłami na konwokację, a konflikt Orańscy versus Cieszkows-
cy psuł im plany. Przed rozpoczęciem formalnych obrad - a były z tym
kłopoty, bo nie było wiadomo, kto jest najstarszym urzędnikiem
czernihowskim - postanowiono pro publico bono pogodzić przeciw-
ników. Ta decyzja już była zwycięstwem klanu Cieszkowskich, bowiem
milcząco przechodzono do porządku dziennego nad ich przestępst-
220
I wami. Zgromadzeni „wielcy ludzie" prowincjonalnego Wołynia po-
stanowili dalej mediować. Oto jak to wyglądało w świetle relacji
źródłowej:
„[...] Ci tedy ichmościowie, chcąc niby amicu persuasione (przyjacielską perswazją)
złączyć roztrychnione i w dyferencyji zostające serca, dość perswadując co od jednej
usłyszeli strony, to drugiej cum rhetorice hiperboli (z retoryczną przesadą) donosili"...
Pierwszy próbował godzić generał Antoni Bekierski i wrócił: „z
napełnionym cholerą responsem", potem próbowali inni, ale cały ich
wysiłek skierowany był nie na rozwiązanie, a na załatanie sprawy, tak
by Orańscy nie przeszkadzali w wyborach. Wywierano na nich naciski,
straszono nawet. Pośrednicy napomykali, że Cieszkowscy zgromadzili
zbrojnych i gotowi są siłą usunąć przeciwników z włodzimierskiej
cerkwi katedralnej obrządku greckokatolickiego (unickiego), gdzie
odbywał się sejmik.
Wreszcie mediatorzy uznali, iż zrobili co mogli i spokojnie udali się
do koła, zostawiając Orańskich i ich popleczników samych sobie.
Obrady zagaił chorąży czernihowski Cieszkowski, brat fałszerza, a gdy
wreszcie stolnik nowogrodzki Orański odważył się stanąć w kole
i zaprotestować, akt ten zignorowano. Wobec tego cały klan protes-
tując poszedł do grodu i złożył solenny manifest przeciwko sejmikowi.
0 to tylko szło zgromadzonym w cerkwi politykom - pod pretekstem
obrony tak ważnego a zagrożonego sejmiku - ogłoszono konfederację.
„W tym jegomość pan Jasitkowski [...] dobywszy głosu i oręża, wielu innym, którym
kotły miód warzące nabiły głowę, ad strepitum armorum (do zbrojnego tumultu),
pełniejszy pustego krzyku, aniżeli poważnych słów, głosem pobudziwszy, wybiegł
z cerkwi zapraszając na konfederacyję. I tym sposobem zamąciwszy bene sententium
(dobrze myślącym) zbawienne koło dobra pospolitego obrady, jegomości panu Cieszkow-
skiemu chorążemu nowogrodzkiemu piscandi in turbido prebuit beationem (łapiącemu
ryby w mętnej wodzie wyrządził przysługę)..."5.
Najszczęśliwsi byli zapewne Rzewuscy, Czaccy i Krasiccy, którzy
nie dość, że bez kłopotów obrani zostali przez stronników Cieszkows-
kich posłami, to jeszcze popisali się swoją gotowością do mediowania
1 zgody w imię - dość oryginalnie, co prawda, pojętego - dobra
publicznego.
Cała ta skomplikowana historia nie świadczy oczywiście o cał-
kowitej nieprzydatności mediacji w staropolskiej polityce. Wielokrotnie
bywało inaczej i można by wyliczać pozytywne przykłady osób cieszą-
cych się ogólnym poważaniem właśnie dlatego, że potrafiły uczciwie
221
pośredniczyć w głośnych sporach. Generalnie rzecz jednak ujmując,
w ostatnim okresie istnienia samorządu szlacheckiego zgoda powszech-
na - mediacja pojmowana jako lekarstwo na wszystko - była groźną
fikcją. Póki bowiem mniejszość ustępowała większości dla „kochanej
zgody", było dobrze, choć nie zawsze owa mniejszość nie miała racji.
Wtedy, gdy dla zachowania pozorów zgody, większość mająca słusz-
ność musiała ustępować mniejszości, wykorzystującej bez pardonu
straszak liberum veto, zaczęło się dziać źle.
Nieprzeparta skłonność do „ucierania" stanowisk - to rys z po-
granicza kultury politycznej i obyczajowości, tak jak szlachecki
legalizm i demokratyzm wewnątrzstanowy. Te trzy słowa, rozumiane
oczywiście na szlacheckich sejmikach inaczej niż dziś przywykliśmy
je pojmować, zakreślały w pewnym sensie ramy akceptowanych
tam zachowań. Naganne było więc i „niepolityczne" dążenie do
honorów i godności - trzeba było „dysymulować", czyli stwarzać
pozór obojętności na zaszczyty. Rys to nieobcy i dzisiejszym czasom,
kiedy niejeden żądny władzy i godności daje się „upraszać" i obłudnie
się wykręca. Legalizm pojmowano jako wymóg wypełniania wszystkich
zasad, nawet najmniej istotnych, w procedurach opisanych prawem
i tych ustalonych przez zwyczaj. Do środków nadzwyczajnych uciekano
się często, ale zawsze z naciskiem podkreślano, że zwyczajne zostały
już wyczerpane, lub też obarczano przeciwników zarzutem prze-
kroczenia prawa.
Wreszcie ów szlachecki demokratyzm stanowy wyrażany popular-
nym, lecz w oczywisty sposób nieprawdziwym, porzekadłem o szlach-
cicu na zagrodzie, co miał być równy wojewodzie. Równy wojewodzie
bywał czasem inny wojewoda, ale dygnitarze i najwięksi nawet magnaci
- za nic mający szaraczkowych „ichmościów" - strzegli się głośnego
wyrażania swej pogardy wobec tłumów sejmikowych. Niewielu senato-
rów odważało się wprost zanegować ową równość, tak jak uczynił to
w pisemku Skrupuł bez skrupułu..., ciężko doświadczony w politycznych
i sejmikowych bojach, wojewoda ruski Jan Jabłonowski na początku
XVIII wieku.
W tak zakreślonych ramach toczyło się sejmikowe życie i one
kształtowały zachowania, zmuszając magnatów do pospolitowania sic
ze szlachtą, do zabiegania o jej przychylność, do podkreślania równości.
Tworzyło to atmosferę stanowego święta szlacheckiego na zjazdach,
gdzie - na co dzień oddzieleni trudnymi do przebycia barierami -
222
1
24. Jan Piotr Norblin, Sejmik w kościele.
Sepia, 1808 r.
spotykali się we wzajemnej komitywie szarak z magnatem, urzędnik
ziemski z ministrem. Było to zapewne jedną z największych atrakcji
zjazdów sejmikowych przez cały czas ich istnienia.
Atmosferę święta „panów braci" kształtowały też przyjemności
mało wybredne i czasem dla nas niezrozumiałe. Spróbujemy, korzys-
tając ze źródeł, dać próbę krótkiego katalogu sejmikowych rozrywek,
dostępnych wszystkim obecnym herbowym.
Zaczynało się od przyjazdów, a właściwie wjazdów na sejmik. Słowo
„wjazd" brzmi dziś banalnie, wtedy były to jedne z najbarwniejszych
i najpopularniejszych uroczystości. Wszyscy słyszeli o uroczystych
wjazdach dyplomatów polskich do Rzymu czy Paryża. Trzeba wiedzieć,
że podobne, choć nieco skromniejsze, lecz jednak kapiące bogactwem
parady odbywały się przy okazji ważniejszych sejmików. Gdy na
obrady przyjeżdżał magnat, musiał roztaczać takie splendory, jakie
przywiązane były do jego społecznego stanowiska. Oczekujący po
223
prostu spodziewali się barwnego widowiska i wjazd bez atrakcji
przyjęty byłby jako wyraz lekceważenia.
Dla wielu magnatów godne pokazanie się w otoczeniu licznych
przyjaciół, klientów i sług, w orszaku poprzedzanym przez nadwornych
żołnierzy, pełnym drogich koni i ekwipaży, było punktem honoru.
Krzysztof Opaliński tak wspominał swój wjazd na sejmik średzki
w 1642 roku:
„[...] Naprzód wjechałem srogą kupą, jaką ani pan poseł wjechał. Wjeżdżało gwałl
paniąt, szlachty etc. eto."
Po powitaniach i zakończeniu uroczystości wjazdu, parady nic
kończyły się - przecież magnat wchodził i wychodził z kościoła czy
zamku, odwiedzał innych panów - wszędzie towarzyszył mu barwny
orszak i tłumy gapiów. Zadowolony z siebie Opaliński tak pisał:
„Do kościoła każdego dnia sroga trcia (tłum) prowadziła mię i pan poseł także'"1.
Tylko najmożniejsi i najwyżej utytułowani mogli sobie pozwolić na
unikanie tych kosztownych i w gruncie rzeczy męczących popisów.
Udało się to, co prawda nieomal podstępem, kanclerzowi wielkiemu
litewskiemu, księciu Dominikowi Mikołajowi Radziwiłłowi, gdy 12
listopada 1696 roku przybył na sejmik do Opatowa. By uniknąć
uroczystości Radziwiłł:
„[...] ruszył się nad wieczór unikając najbardziej tego, że ichmoście panowie obywateli-
tameczni, całym prawie województwem, spotykać księcia jegomości gotowali się, ak
książę jegomość nie chcąc tej fatygi ichmościów, zmrokiem dobrym wjechał do Opatowa
Jednak więcej 30 koni o ćwierć milę od miasta spotkali książęcia jegomości. Wysiadł tedy
do stancyji swojej w rynku i tych wszystkich ichmościów, którzy go wprowadzili, mini
u siebie na wieczerzy. Nazajutrz [...] chciał być u jegomości podkanclerzego koronnego
(Karol Tarło), ale jegomość pan podkanclerzy i wielu z nim ichmościów witało książęciii
jegomości winszując adventum (przybycia) onego. Ruszyli się hurmem z stancyji księciu
jegomości i szli do kościoła...".
Unik taki darowano Radziwiłłowi, ale jak widać już rano roz-
poczęły się korowody, a dzień zakończono wielką ucztą, wydaną prze/
kanclerza wielkiego litewskiego dla wszystkich obecnych na sejmiku.
„Książę jegomość wszystkich ichmościów prosił na bankiet do siebie, jakoż wszyscy
zaraz szli z księciem piechotą. Częstował solenissime (najuroczysciej) na kilku stancyjach,
wina dawano dostatkiem, przy kapeli, trębaczach, fajfrach, kozłach trwała ochota..."7
Ta uczta naprawiła wszystko, i żal tych, którzy nie obejrzeli wjazdu
ministra, wyparował. Oczywiście uroczystość ta i jej kosztowne przygo-
224
towania wiązały się z polityką - zbliżała się elekcja i Radziwiłł skarbił
sobie stronników w Małopolsce.
Uczta wydana w Opatowie i jej opis prowadzi nas do kolejnej
atrakcji sejmikowania. Wieczerze, uczty, bankiety, bale - wszystko to
synonimy tego samego - obżarstwa i opilstwa, które w świadomości
naszych przodków, ale może jeszcze bardziej w naszej, łączą się
z pojęciem sejmikowania. Wacław Potocki pisał:
„Rzekę, bom wolny szlachcic, że dla pijatyki
Większa nas połowica jeździ na sejmiki;"8
Może to prawda, może licentia poetica - nie wiemy dla ilu
z regularnych bywalców zjazdów były one okazją tylko do wypitki. Na
pewno dla wielu, a zapewne większość uważała bankiety za miłe
urozmaicenie i uzupełnienie świątecznego dnia.
Nim oddamy głos źródłom, jedno tylko zastrzeżenie. Wbrew
tradycji utartej od XIX wieku, włóżmy między bajki opisy uczt
gargantuicznych, na których setki szlachty zajadały się wyszukanymi
potrawami i wypijały beczki wina. Ani żołądki gości, ani mieszki
gospodarzy nie były przystosowane do konsumpcji w takich ilościach
i takiej jakości, jak to sobie wyobrażali ich potomkowie. Oczywiście
niejeden Sarmata potrafił zjeść dobrze, a jeszcze lepiej wypić, ale
niekoniecznie musiały być to dania wyszukane. Czasem wystarczyć
musiał bigos lub kiełbasa z grochem, a i ¦ winem nie częstowano
bez umiaru, pośledniejsi goście zadowalali się piwem i miodem.
Dobre wino węgierskie, nie mówiąc już o francuskim, było zawsze
napojem bardzo drogim. Gdy podawano je szlachcie na bankietach
sejmikowych, to w ograniczonej ilości, i darujmy sobie opowieści
o tym, jak to jedna osoba na jednym posiedzeniu wypijała kilku-
: dziesięciolitrowe antałki wina.
Czasem popisywano się jednak wykwintem na najwyższym pozio-
mie wiedzy kulinarnej. Wiadomo, że jedyną gałęzią tej ezoterycznej
sztuki, która stała w dawnej Polsce na dobrym poziomie, było
przyrządzanie ryb. Oczywiście słodkowodnych, bo śledź nie aspirował
jeszcze do potraw elitarnych. Bankietem rybnym, wydanym w piątek,
zadziwił sejmik średzki Krzysztof Opaliński:
„Ale ąuod waszmość pan miraberis (czym będziesz zdziwiony), że walny bankiet
w piątek rybami szumnemi odprawiłem z podziwieniem wszystkich, którzy wiedzą
o odległości wiosek moich. [...]"'.
225
Takich kosztownych wystąpień bywało niewiele, przeważały takie
bankiety, których opisy znajdujemy w Pamiętnikach Koźmiana, gdzie
szlachta zaściankowa karmiona jest flakami, pierogami i bigosem,
a pojona piwem i gorzałką. Tak często u Potockiego wspominane wino
rezerwowano dla elity.
Poza okazją do darmowego najedzenia się i napicia, sejmikowe
bankiety przyciągały jeszcze jedną atrakcją - wielu uczestnikom przyje-
mność sprawiało zasiadanie do stołu z dygnitarzem, senatorem, minist-
rem. Szlachta, hurtowo goszczona przez Radziwiłła w Opatowie, mogła
potem do końca życia opowiadać, że bywała na książęcych ucztach.
Wydaje się, że była to rzecz co najmniej tak samo ważna, jak jakość
i ilość potraw.
O innych przyjemnościach ciała nie wiemy wiele. Ze źródeł sądo-
wych wiadomo, co prawda, że większe zjazdy szlacheckie „obsługiwa-
ne" były przez wędrowne prostytutki, ale śladu tego rodzaju uciech nie
zawierają relacje ze zjazdów sejmikowych. Być może dlatego, że owe
„amory z małpami" nosiły, z natury rzeczy, nieco bardziej intymny
charakter, niż szeroko opisywane wjazdy i bankiety.
Mało też wiemy o uciechach ducha. W relacji z pobytu Dominika
Radziwiłła w Opatowie zachowała się wzmianka o muzyce. Wspominał
też o niej Opaliński:
„Na mszy dopiro czytanej muzyka moja u dominikanów litaniją i koncerty cum eo
applausu (z takim powodzeniem) odprawowała, że wszyscy ją nad biskupią przedkładali,
a w kościele nie było gdzie i stąpić dla pełności ludzi. [...]"10.
A więc w Środzie jednocześnie koncertowały dwie kapele nadworne:
Opalińskiego i biskupa poznańskiego Andrzeja Szołdrskiego. I znów
pamiętać trzeba, że dla wielu z obecnych była to jedyna okazja
posłuchania muzyki instrumentalnej na profesjonalnym poziomie.
Zwykle muzyczne doświadczenia i gusta ziemian kształtowała muzyka
organowa w kościołach oraz występy chóralne czy instrumentalne na
poziomie, który dziś kwalifikowalibyśmy do tzw. folkloru. Zjeżdżające
na sejmiki magnackie kapele, stojące czasem na dobrym poziomie
i konkurujące z muzykami kościelnymi nieco bardziej świeckim reper-
tuarem, musiały robić duże wrażenie, i nie dziw, że ścisk na koncertach
bywał wielki.
Swego rodzaju rozrywką były też towarzyszące sejmikom nabożeń-
stwa. Uroczyste msze śpiewane z muzyką, a przede wszystkim kaz-
226
nodzieje silący się przy tej okazji na interesujące kazania - wszystko to
było niemałą atrakcją dla monotonnie żyjącej wiejskiej szlachty.
Podobnie rozrywkowe, jeśli można użyć tego słowa, znaczenie miały
sejmikowe popisy retoryczne. Retoryka była sztuką najwyżej może
cenioną w staropolskim społeczeństwie. Dziś, w dobie zupełnego
upadku kultury słowa, trudno zrozumieć ludzi godzinami z przyjem-
nością słuchających przemówień. A tak bywało na sejmikach, gdzie
mówcy prześcigali się w retorycznych popisach, chcąc tym udowodnić
swe polityczne kwalifikacje. Oczywiście w miarę upadku tej formy
barokowej kultury, sejmikowe popisy olśniewające słuchaczy zamienia-
ły się w dziwaczne a nudne ąuamąuam. W XVIII wieku forma
zdecydowanie przerosła treść, a mimo to na ważniejszych zjazdach
pojawiali się ciągle mówcy, którzy potrafili słuchaczy zainteresować
swymi - wypowiadanymi z pamięci, lub też częściej czytanymi „z
kartelusza" - mowami. Domagano się długich mów, wręcz uważano, że
dobry polityk powinien mówić „wbród", a nie ograniczać się do
konkretów, co było oceniane jako dowód braku kultury.
Trzeba też pamiętać, że sejmikowe wystąpienia mówców przybyłych
specjalnie z daleka pełniły rolę informacyjną. To z nich prowincjonalny
ziemianin usiłował się dowiedzieć, co słychać w wielkim świecie, na
dworze królewskim i za granicami. Tak jak sejmy, trybunały i jarmarki,
zjazdy sejmikowe były targowiskiem informacji, najczęściej zresztą
plotkarskiej, ale ta właśnie najlepiej zaspokajała głód wiedzy o tym „co
słychać".
Z czasem, gdy w XVIII wieku sejmiki, szczególnie te poselskie, wiele
straciły na znaczeniu, strona obyczajowa zgromadzeń zaczęła górować
nad treścią polityczną. Zjazdy stały się przede wszystkim miejscem
spotkań towarzyskich, okazją do bezpiecznego oddawania się politycz-
nym namiętnościom, imprezą bez praktycznego wpływu na funkc-
jonowanie państwa i społeczeństwa. A jednak to właśnie wtedy
dochodziły do szczytu rozgrywki stronnicze i ukształtowały się te formy
sejmikowania, które w karykaturalnym zniekształceniu poznajemy za
pośrednictwem literatury, niemiłosiernie do dziś piętnującej sarmackie
zdziczenie obyczajów.
W połowie XVIII wieku sejmikowa obyczajowość nabrała rysów
tak charakterystycznych, jak nigdy dotąd. Niektóre praktyki, łączące
barokowe parateatralne formy z działaniami z pogranicza magii,
budziły zdziwienie ludzi nawet tak pilnie praktykujących życie
227
sejmikowe, jak Marcin Matuszewicz. Zostawił on np. taki opis
przygotowań do sejmiku deputackiego w Kownie w 1762 roku:
„[...] ruszyliśmy się w niedzielę na noc do Kowna, gdzie także różne przeciwko
Niesiołowskiemu (Józef, starosta cyryński, podkomorzy nowogródzki) były opozycje,
osobliwie Skorulskiego, pisarzewicza grodzkiego kowieńskiego, który tracąc fortunę,
miał gromadę przyjaciół i wjeżdżając do Kowna, trumnę z sobą publicznie prowadził, że
albo być zabitym, albo deputatem miał koniecznie zostać. Wziął przy tem patynę
z kościoła kolacji swojej Skorulskiego i trzymał ją za nadrą.[...]"".
O tym, że wszystko to było na pokaz, stanowiło rodzaj zabawy
- w niezrozumiałej dla nas, co prawda, a często niesmacznej konwencji
- świadczy fakt, że ów Skorulski łatwo zrezygnował z ambicji deputac-
kich pod wpływem obecnych na sejmiku dygnitarzy i wraz z trumną
i pateną wrócił do rodzinnych Skorul na Żmudzi.
Sądzimy, że wiele z tak dla nas dziś niepojętych zachowań brało się
właśnie z atmosfery świątecznej, z potrzeby zwrócenia na siebie uwagi
„panów braci", z chęci pokazania się i „postawienia a zastawienia się"
w dosłownym i przenośnym znaczeniu. Temperament, tamowany przez
długie miesiące monotonnej egzystencji w dworach i dworkach, wybu-
chał na sejmikach. Tam dokazywano po to, aby było co wspominać
przy kolejnych okazjach towarzyskich. To, co z perspektywy stolicy czy
magnackich dworów - Białychstoków, Nieświeżów czy Łańcutów
- było grą polityczną, z perspektywy żyjących na głębokiej prowincji
„panów braci" stawało się podniecającą zabawą.
1 M. Matuszewicz, Diariusz..., t. II, s. 449.
2 Ibidem, t. I, s. 467.
3 Rps B. Czart. 519.
4 M. Matuszewicz, Diariusz..., t. II, s. 136.
5 Rps B. Oss. 290.
6 Listy Krzysztofa Opalińskiego.. ., s . 59-60.
7 Rps BN. II 6900.
8 W. Potocki, Moralia (w:) Dzieła, oprać.
III, S. 67-68.
9 Listy Krzysztofa Opalińskiego.. ., s . 59.
10 Ibidem, s. 60.
11 M. Matuszewicz, Diariusz..., t. II, s. 189.
L. Kukulski, Warszawa 1987, t.
Część III
SCHYŁEK I PRÓBY NAPRAWY
Maciej Rejchan, Personifikacja Polski z portretem Stanisława Augusta.
Fragment polichromii w kolegiacie w Opatowie
I. SPECYFIKA RZĄDÓW SEJMIKOWYCH
NA PRZEŁOMIE XVII I XVIII WIEKU
Tytuł tego rozdziału przywołuje wielokrotnie już cytowaną książkę
I Adolfa Pawińskiego wydaną w 1888 roku. Był to obszerny wstęp do
I opublikowanych jednocześnie tzw. laudów kujawskich, czyli uchwał
instrukcji sejmiku obu województw kujawskich w Radziejowie.
opinii Pawińskiego rządy sejmikowe trwały bardzo długo, bo od
|czasu pierwszej wolnej elekcji, aż po utratę niepodległości.
Wkrótce jednak czas trwania rządów sejmikowych poczęto zawężać
li obecnie kojarzy sieje, dość zresztą paradoksalnie, z epoką tzw. rządów
[oligarchii magnackiej, a więc z drugą połową XVII i pierwszą XVIII
[wieku. Tak zakreślone ramy chronologiczne zjawiska „sejmikokracji"
[budzą poważne wątpliwości, tak jak i istnienie owej władzy oligarchii
[magnackiej, której trudno się w dziejach Rzeczypospolitej dopatrzyć.
IW naszym przekonaniu, opartym zresztą na najnowszych pracach
[specjalistów^^rządy sejmikowe rozpoczęły się w końcu lat sześćdziesią-
Itych XVII wieku, a zakończyły po wejściu w życie ograniczających
|władzę sejmików ustaw Sejmu Niemego z 1717 roku.
Czasy, które będziemy tu omawiać, to okres szczególnej aktywności
Iszlachty i jej instytucji samorządowych w latach pomiędzy szwedzkim
[„potopem" a okresem rekonstrukcji po wojnie północnej. Przedstawi-
my zarys rozwoju samorządu sejmikowego, cechy charakterstyczne
j władzy sprawowanej przez szlacheckie zgromadzenia, a także metody,
jakimi te bardzo niedoskonałe rządy były sprawowane. Nim rozpocz-
iniemy opis funkcjonowania sejmikowej władzy, spróbujmy najpierw
¦zastanowić się, jak doszło do takiego wzrostu znaczenia samorządu
(szlacheckiego.
Zaryzykować można stwierdzenie, że była to prosta konsekwencja
Jrozwoju systemu demokracji szlacheckiej stworzonego w XVI wieku.
miarę jak szlachta średnia, a potem i magnateria, osłabiły znaczenie
yładzy centralnej - w obawie przed zagrożeniem, w dużej mierze
231
zmistyfikowanym, królewskim dążeniem do absolutum dominium
- rosło znaczenie wszelkich ośrodków władzy lokalnej. W połowie
XVII wieku obserwujemy nawet, jak władza prawodawcza - sejm
- poczęła zrzekać się części swych uprawnień na rzecz przedstawicielstw
lokalnych, czyli właśnie sejmików. Niczym innym nie był, przestrzegany
co prawda tylko formalnie, nakaz realizowania przez posłów sejmowych
zaleceń zawartych w instrukcjach sejmikowych. Wiemy, że posłowie
pod naciskiem okoliczności wielokrotnie działali w izbie wbrew in-
strukcjom. Jednak formalny przymus, ograniczający aktywność usta-
wodawczą do ram zakreślonych na sejmiku, funkcjonował.
Co więcej, od momentu powołania do życia sejmików relacyjnych
każdy poseł wiedział, że może być pociągnięty do politycznej odpowie-
dzialności za przekroczenie instrukcji firmowanej przez wyborców. Ta
świadomość, jeżeli nie blokowała jego sejmowej aktywności w sensie
pozytywnym, to na pewno bywała dogodną wymówką, furtką, pozwala-
jącą pod pretekstem instrukcji uniemożliwić niewygodne z partykularne-
go punktu widzenia sejmowe inicjatywy. Od spraw wyznaniowych do
problemów podatkowych - wszędzie i zawsze można się było powołać na
brak poleceń w instrukcji, po prostu odmówić dyskusji. W ten sposób
sejmiki decydowały o tym, co może być omawiane w sejmie. Oczywiście
zręczni politycy omijali te przeszkody; król Zygmunt III i jego
ministrowie znani byli z tego, że przeprowadzali skutecznie na sejmach
postanowienia, na których im zależało, a ignorowali postulaty sejmikowe.
Jednak ta praktyka, posuwana aż tak daleko, wedle oskarżeń
opozycji, że wpisywano między konstytucje uchwały, o których w ogóle
nie było mowy na posiedzeniach, była działalnością krótkowzroczną.
W dłuższej perspektywie prowadziła do większej jeszcze utraty zaufania
społecznego wobec władzy centralnej.
W tych właśnie czasach, za panowania pierwszego Wazy, pojawił się
/ obyczaj - im dalej w wiek XVII, tym częściej stosowany - przekazywa-
nia ostatecznej decyzji z sejmu na sejmiki. Nazywano go „braniem
uchwał do braci", a dotyczył spraw finansowych. Wyglądało to tak, że
posłowie, którym zaproponowano „od tronu" uchwalenie podatków,
odmawiali podjęcia decyzji, odwołując się do opinii sejmików relacyj-
nych, na których zobowiązywali się rzecz przedstawić. Rezultat był
taki, że na uchwały o najważniejszych dla państwa sprawach wpływ
miały lokalne zgromadzenia szlacheckie, które z natury rzeczy cecho-
wała mocno zawężona perspektywa widzenia.
232
Po raz pierwszy w początkach XVII stulecia sejmiki wyłamały się
w ten sposób spod powagi sejmu. Wraz z decentralizacją decyzji
podatkowych szło osłabienie administracji skarbowej. Powoli sprawy
wymiaru podatków, ich podziału na poszczególne dobra, rozliczanie
tak podatników, jak i poborców, wzięły na siebie samorządy. Powstały
wreszcie skarby wojewódzkie, bowiem niektóre rodzaje podatków były
uchwalane bezpośrednio przez sejmiki i zatrzymywane w skarbie
lokalnym. I tak kontrola dochodów powoli wymykała się władzy
centralnej, dostając się w ręce samorządów, a więc i lokalnych „wielkich
ludzi" - magnatów prowadzących zwykle własną politykę, niekoniecz-
nie zgodną z zamierzeniami dworu.
System ten, mimo że niebezpieczny, odpowiadał właściwie wszyst-
kim. Szlachta cieszyła się przekonaniem, że pozbawiła przyrodzonego
wroga wolności - monarchę - środków służących mu do podstępnego
ograniczania „złotej wolności". Magnateria uzyskała znakomite narzę-
dzie nacisku na dwór dzięki kontrolowaniu uchwał zgromadzeń sej-
mikowych, a i samej władzy centralnej było na rękę pozbyć się
kłopotów z organizacją coraz trudniejszego podatkowania.
Ostatecznie w latach pięćdziesiątych ugruntowało się przekonanie
o kompetencji sejmików w sprawach administracji skarbowej na
swoim terytorium i w stosunkach z tymi oddziałami wojska, które
opłacano z pieniędzy podatników danego terytorium. Był to czynnik
najważniejszy, bowiem lwią część budżetu Rzeczypospolitej szlache-
ckiej stanowiły koszta utrzymania wojska. Wreszcie w roku 1658
władza królewska chętnie pogodziła się z kompetencjami samorządu
w sprawach finansowych.
Kryzys rozpoczęty w 1648 roku wybuchem powstania Chmielnic-
kiego - a pogłębiony zbrojnymi konfliktami najpierw z Moskwą,
a potem ze Szwecją - obnażył wszystkie słabości ustroju Rzeczypos-
politej. Zachwiana została równowaga między królem, szlachtą-zie-
miaństwem a magnateria lokującą się w senacie. Władza centralna
okazała się niezdolna do wypełniania swych obowiązków i zapewnienia
społeczeństwu bezpiecznych warunków egzystencji. Z kryzysu władzy
wyłoniła się więc potrzeba zastąpienia jej - początkowo doraźnie,
a potem już na stałe - działaniem na poziomie partykularnym, a więc
sejmikowym.
W pierwszym etapie sejmiki wspomagają i wyręczają niewydolną
administrację skarbową i starościńską, potem, w kryzysach lat
233
siedemdziesiątych XVII wieku i w pierwszych kilkunastu latach
wieku XVIII, często zastępują władzę, przejmując jej prerogatywy.
Tymi okresami „stanu wyjątkowego" w państwie szlacheckim za-
jmiemy się niżej, by próbować odpowiedzieć na pytanie: jak radziły
sobie szlacheckie samorządy w skrajnie trudnych sytuacjach?
Na początek krótka charakterystyka kryzysów. Opisanie ich, nawet
pobieżne, przerastałoby ramy tej książki. Posłużymy się tylko, mamy
nadzieję dostatecznie wymownymi, przykładami.
Okres 1655-1717 rozpoczął się wojną szwedzką, która dołączywszy
swą grozę do trwającego już od paru lat powstania na kresach
wschodnich, ogarnęła całe terytorium kraju. Konflikt trwał do 1660
roku, a wojna na ^Ukrainie toczyła się właściwie bez przerwy. Walki
polsko-tureckie z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ograniczone
były, co prawda, do terytorium Podola i Rusi, a potem toczyły się za
Dniestrem, ale wysiłek finansowy, materiałowy i ludzki wycieńczał całe
państwo. Czasy po zakończeniu wojny szwedzkiej i odparciu najazdu
siedmiogrodzkiego nie stały się latami odbudowy. Rzeczpospolitą
rujnowały walki wewnętrzne, konfederacje wojskowe, rokosz Lubomir-
skiego, konfederacje gołąbska i szczebrzeszyńska z początku lat siedem-
dziesiątych.
Gdy po zwycięstwie wiedeńskim niebezpieczeństwo tureckie od-
sunęło się od południowych granic Korony, zaczął nabrzmiewać
konflikt wewnętrzny na Litwie, który pod koniec stulecia przemienił się
w wojnę domową. Zamieszki litewskie, wojna między zwolennikami
Augusta II i księcia de Conti, rywalizujących o koronę, ucichły na
chwilę, by po rozpoczęciu wojny północnej rozgorzeć na nowo.
Okres, nazywany epoką rządów sejmikowych, zamyka wielka
wojna północna, która na terytorium Polski, Litwy i Ukrainy
trwała do 1709 roku. Po niej nastąpiło jeszcze 7 lat zamieszek
wewnętrznych, zakończonych konfederacją tarnogrodzką i Sejmem
Niemym w 1717 roku.
Dwie wojny, w których obok Rzeczypospolitej uczestniczyły jeszcze
Szwecja i państwo moskiewskie, nie licząc Saksonii, zamykają okres
pełen konfliktów wewnętrznych, kryzysów władzy politycznej i per-
manentnego kryzysu gospodarczego. Dość dokładnie zbadano straty
i zniszczenia, jakie przyniosła wojna lat 1655-1660. Mniej wiemy
o stratach spowodowanych działaniami zbrojnymi w latach 1702-1709;
były one co najmniej tak samo znaczne, a wojna trwała dłużej.
234
Wojna ówczesna to nie tylko starcia zbrojne - najbardziej wynisz-
czyło gospodarkę utrzymywanie potężnie rozbudowanych armii włas-
nych i cudzych. Wyniszczenie gospodarki przez maszerujące, stac-
jonujące i walczące wojska - polskie, litewskie, szwedzkie, kozackie,
rosyjskie, austriackie, siedmiogrodzkie, tureckie i tatarskie, które
w różnych latach nawiedzały obszary państwa - było tak wielkie, że np.
straty ludności po 1660 roku oblicza się na 40 do 70% w różnych
rejonach. Podobne straty (przy mniejszej już podstawie wyjściowej)
przyniosły zapewne działania wojenne następnego stulecia.
Wojna - to rujnujące ludność podatki na utrzymanie własnych
wojsk, kontrybucje wymuszane przez wrogów i sojuszników, a także
zniszczenia i rabunki. Maszerujące armie to także groza morowego
powietrza, które ciągnęło się za wojskiem. Największa z periodycznie
nawiedzających Rzeczpospolitą epidemii miała miejsce w latach
1707-1711 i dosłownie wyludniła niektóre okolice, szczególnie w Koro-
nie. Mniejszej skali fale morowego powietrza rozchodziły się po kraju
w latach wojny z Turcją, kiedy to choroby przywlekane były przez
oddziały walczące na Podolu czy w Mołdawii, od dawna uważanej za
teren, z którego „mór" rozchodził się najczęściej.
Choroby powodowały wymieranie i ucieczki chłopów pańszczyź-
nianych, co uniemożliwiało właścicielom ziemskim wywiązywanie się
z obowiązków podatkowych i z nałożonych arbitralnie kontrybucji.
Zaleganie z opłatami pociągało za sobą egzekucję wojskową, która
niszczyła to, co jeszcze pozostało w majątkach i wsiach. Błędne koło
przemocy i przymusu, wyzysku fiskalnego i zwykłego rabunku kręciło
się z niewielkimi przerwami przez cały ten okres.
Z jednej strony lokalne samorządy miały do czynienia z wymagania-
mi wojska, równie dokuczliwymi czy były to armie swoje, sojusznicze
czy wrogie, a z drugiej strony - z odruchami zniecierpliwienia społe-
czeństwa szlacheckiego, które w chwilach desperacji gotowe było do .
- z góry skazanych na porażkę - działań protestacyjnych i obronnych.^
Zestawmy dwa skrajne przykłady tendencji, między którymi musia-
ły działać samorządy i ich organa wykonawcze w czasach szczególnego
natężenia kryzysów. W archiwum rodziny Wodzickich w Bibliotece
Ossolińskich zachował się uniwersał niemieckiego generała w służbie
rosyjskiej, nazwiskiem von Behme, który na czele swych oddziałów
posiłkował w roku 1707 zwalczających Stanisława Leszczyńskiego
konfederatów sandomierskich w Małopolsce. Rozzuchwalony bezkar-
(235
nością oficer pozwolił sobie wydrukować i rozesłać uniwersał, żądający
- pod karą egzekucji wojskowej - dostarczenia do Krakowa na-
stępujących produktów:
„Mąki żytniej z dymu krakowskiej półtora korca, mąki pszennej z dwóch dymów
jeden korzec, grochu zdymów czterech jeden korzec, wół jeden z dziesięciu dymów, kaszy
korzec jeden z dwóch dymów, owsa korcy dwa z dwóch dymów, słodu z czterech dymów
półtora korca, baran jeden z czterech dymów, połeć słoniny z sześciu dymów, 6 funtów
masła z czterech dymów, siana z jednego dymu wóz czterokonny, drzewa fura jedna
z dymu czterokonna, oleju garniec z dwóch dymów, ryb co można z dymu. Kapusty
beczka z czterech dymów, lub inszej jarzyny, soli garniec z dymu, beczka piwa z sześciu
dymów, gorzałki garniec z trzech dymów, kura jedna i kapłon jeden z dymu, gęś jedna
z dwóch dymów, sieczki z dymu korcy trzy, słomy kłociastej pęk a prostej snop
z dymu..."1.
Kuriozalność tego dokumentu polega na jego drobiazgowości. Inni
oficerowie żądali porcji mąki, piwa, gorzałki, czasem słoniny czy oleju.
Generał von Behme, zapewne wyrafinowany smakosz, życzył sobie
różnych gatunków mięs, drobiu, kaszy, różnych tłuszczów i jarzyn,
a wręcz rozczulające jest zamówienie „ryb co można". Rok 1707 byl
rokiem klęski nieurodzaju i morowego powietrza w wyniszczonej wojną
Małopolsce. Nie wiemy, jak dużo pan generał dostał owych ryb,
baranów i kapłonów, ale sądzić można, że miał z tym trudności.
Szlachta i jej poddani, którym przedstawiano tego rodzaju zamó-
wienia, coraz częściej uważali, że jedynym ratunkiem jest zbrojny opór,
opędzanie się szablą przed egzekwującymi świadczenia w gotówce
i naturze wojskowymi. Dochodziło do konfliktów, prób zbrojnego
oporu, gdzie przewaga znajdowała się oczywiście po stronie wojska,
z łatwością radzącego sobie z nie skoordynowanymi wybuchami.
Konsekwencją było represyjne zwiększanie obciążeń spadających na
całe okolice i województwa.
Tak postępowali z broniącymi swego dobytku Szwedzi w latach
wojny północnej. Największym wśród nich specjalistą od terrorystycz-
nych egzekucji był generalny kwatermistrz armii Karola XII, generał
Magnus Stenbock. Tak też ze szlachtą radzili sobie Sasi Augusta II,
którzy stacjonując w Koronie po powrocie elektora saskiego na tron
polski, doprowadzili małopolskich ziemian do desperacji i zbrojnego
oporu, zakończonego względnym sukcesem konfederacji tarnogrodz-
kiej w 1716 roku.
Jak wyglądały stosunki w województwie bełskim na rok przed
wybuchem tam konfliktu, relacjonował wojewoda bełski Adam Alek-
236
sander Łaszcz w listach do hetmana wielkiego koronnego, Adama
Sieniawskiego. Łaszcz donosił, że szlachta bełska, nie mogąc znieść
opresji ze strony stacjonujących w małym województwie regimentów
saskich, „wsiadła na koń", co znaczy, że zwołano pospolite ruszenie
wojewódzkie. Podobnie czynić chciało województwo wołyńskie, od
którego ziemianie bełscy spodziewali się pomocy. Sasi zaś zdecydowali
się ściągnąć nowe siły z okolic Lublina i stłumić ruch w zarodku.
Wojewoda próbował wyperswadować swym krajanom akcję zbrojną,
ale nie było to łatwe:
„[...] bo wiesz waszeć jaka jest trudna perswazyja, kiedy idzie o ostatnie pożywienie,
tu w polu cale się nie urodziło a tu koniecznie daj. Starać się przecie będę wszystkimi
siłami, aby wszystko się ad mentem (po myśli) waszeci dobrodzieja stało. Lubo wierz mi
dobrodzieju, że taka jest w szlachcie rezolucja, że gwałtem śmierci szukają, bo już ostatnia
bida dokuczyła..."2.
Sytuację samorządu komplikował jeszcze fakt, że w tych latach
sejmikowy mechanizm ulegał dalszej dezorganizacji. Rwano sejmiki ze
strachu przed uchwałami podatkowymi. Relację z takiego zjazdu
cytowaliśmy już wyżej, miało to miejsce w 1713 roku. Był to dość
[jaskrawy przykład, ale dezorganizacja sejmików rozpoczęła się już
: w latach sześćdziesiątych XVII wieku, a pierwszy szczyt osiągnęła
w początkach lat siedemdziesiątych. Zadaniem stojącym przed działa-
S czarni samorządu było stworzenie forum podejmowania decyzji w waż-
! nych sprawach lokalnych. Rozpoczęto więc oddolne niejako przeciw-
[ działanie rwaniu zjazdów, chwytając się początkowo środków iście
I desperackich.
W Opatowie, w ogniu walki stronnictwa królewskiego z opozycją
1 w lipcu 1672 roku, rozpoczęto zgromadzenie sejmikowe od uchwały, że
kto nawet „najmniej na rwanie ciągnąć będzie, takiego rozsiekać".
Ostrzegano potencjalnych zrywaczy i z góry grożono im śmiercią.
Chwytano się też przemyślniejszych metod - bywało, że dla dojścia
j sejmiku ogłaszano go w trakcie obrad zjazdem skonfederowanym, co
j wykluczało zerwanie przez mniejszość lub pojedyncze osoby.
Zabieg ten z powodzeniem zastosowano już 18 maja 1688 roku na
! sejmiku opatowskim, gdzie stronnictwo królewskie i miejscowa elita nie
I dopuścili do zerwania ważnego sejmiku relacyjnego. Podobnie przeciw-
j działano w drugiej połowie XVIII wieku zrywaniu sejmików, jednak
I pomysł ten narodził się prawie sto lat wcześniej w Opatowie. Kon-
' federacje zawiązywane dla dojścia jednego sejmiku były praktyką
237
wyjątkową, stosowaną wtedy, gdy nie było innej możliwości podjęcia
uchwały ważnej dla lokalnej społeczności.
Stałą tendencją było natomiast zabieganie o zwiększenie liczby
zgromadzeń sejmikowych dla podejmowania uchwał w sprawach
skarbowych, administracyjnych i związanych z wewnętrznym bez-
pieczeństwem. Obradowano pod różnymi pretekstami: podejmowano
uchwały na popisach pospolitego ruszenia, na „rokach" sądowych,
zwoływano zjazdy tzw. prywatne. Wyżej już wspominaliśmy o sposo-
bach szukania nowych form obrad dla załatwiania spraw samo-
rządowych. Tak właśnie w XVII wieku powstał sejmik gospodarski,
obradujący często in crastinum - w dzień po deputackim.
Z czasem i sejmiki gospodarskie nie mogły podołać potrzebom, gdyż
coraz częściej je rwano. Szukano więc ciągle nowych okazji do
podejmowania decyzji. I tak w województwie ruskim w 1708 roku
zerwano sejmik deputacki, a mimo to szlachta ponownie zgromadziła
się w kościele pod pretekstem tzw. „dedukcji nobilitacji", czyli wywie-
dzenia szlachectwa osób podejrzanych o podszywanie się pod szlachtę.
W trakcie tego zgromadzenia podjęto ważne decyzje, nic wspólnego nic
mające z wywodem szlachectwa. Uchwały tego zgromadzenia podpisał,
niejako je sankcjonując, senator Stanisław Józef z Pleszewie Fredro,
kasztelan lwowski.
Rok wcześniej w Proszowicach odbyto jednego dnia dwa sejmiki.
Na jednym obierano deputatów, a obrady drugiego poświęcone były
kłopotom, jakich samorządowi krakowskiemu przysporzyły oddziały
wojskowe spod komendy podkomorzego litewskiego, generała Bogu-
sława Ernesta Denhoffa. Rozdzielono w ten sposób sprawy wyborcze,
zawsze bardziej narażone na rwanie, od samorządowych. Tym razem
jednak, dziwnym trafem, oba zgromadzenia zakończyły się szczęśliwie.
Niejasna podstawa prawna niektórych zgromadzeń sejmikowych
budzi wątpliwości nie tylko wśród historyków. Ówcześni świadkowie
meandrów życia sejmikowego też mieli podobne wątpliwości. Często
nie wiedzieli, na jakiej właściwie podstawie odbywają się obrady i czy
w ogóle przysługuje im nazwa sejmiku. W takiej sytuacji znalazł sie
biskup krakowski, Kazimierz Łubieński, relacjonując kanclerzowi
Janowi Szembekowi prace krakowskiego samorządu szlacheckiego.
„Czy sejmik, czy kongres, czy konferencyja województwa krakowskiego nazajutrz po
sejmiku deputackim była..."3.
238
Nieformalne zjazdy i podejmowane na nich uchwały budziły też
wątpliwości ziemian, dla których było to znakomitym pretekstem, by
odmówić podporządkowania się takim postanowieniom. Dlatego też
dużo skuteczniejszą metodą zapewnienia potrzebnej liczby zjazdów
w czasach zagrożeń i kryzysów okazała się limita, o której wspominano
już wyżej.
Co do genezy limity między specjalistami trwają spory. Sporadycz-
nie limitowano sejmiki, czyli odkładano obrady do innego spotkania,
już w pierwszej połowie XVII wieku. Jednak rozkwit limity przypadł na
drugą połowę tego stulecia. W czasach, kiedy przed samorządem
stanęły liczne i trudne zadania, niewykonalne w zwykłym trybie obrad,
musiały ukształtować się formy pozwalające odbywać w praktyce
dowolną liczbę zgromadzeń.
Oczywiście limitowano sejmiki z różną częstotliwością w różnych
prowincjach i ziemiach, w zależności od natężenia kryzysu. Henryk
Olszewski wyliczył, że dla całej Korony sejmiki „z limity" były pięć razy
liczniejsze niż sejmiki zwoływane uniwersałami. Limitę uchwalano
przez głosowanie, a w laudum umieszczano motywację. Przyczyny
podawano bardzo różne - od małej frekwencji szlachty, po ogólne
sformułowania typu: „ponieważ potrzeba nam rady".
Na przełomie wieku, kiedy limita bardzo się rozwinęła, normalnym
zjawiskiem stały się łańcuchy limit. W ziemi halickiej jeden sejmik
limitował się aż 19 razy. Znaczy to, że raz limitowane obrady
wznawiano - w różnym oczywiście składzie osobowym - 18 razy.
Powodowało to chaos, łańcuchy limit plątały się, jednocześnie bowiem
odbywały się sejmiki z uniwersału, które też się limitowały.
Odkładając obrady i tworząc fikcję ich ciągłości, którą symbolizo-
wał ten sam marszałek, ustalano zwykle termin kolejnego zjazdu.
Czasem ustalenie terminu pozostawiano wyznaczonym osobom lub
uzależniano od zewnętrznych okoliczności. Być może zdarzały się
sejmiki z powołaniem na fikcyjną limitę, ale w zamieszaniu wojny
północnej nikt nie dochodził prawnego tytułu obrad.
Cios praktyce limitowania zadały uchwały Sejmu Niemego, surowo
jej zakazując. Limita pojawiła się jeszcze w zamieszaniu przedostat-
niego bezkrólewia - w latach 1734-1735 - było to już tylko echo jej
dawnej świetności. Próbowano z limita walczyć już wcześniej. Głów-
nym przeciwnikiem tej praktyki był dwór królewski, bowiem limita
godziła bezpośrednio w prerogatywy monarchów w stosunku do
239
zjazdów szlacheckich. Widziano w niej też narzędzie działań opozycji
politycznej - szczególnie za czasów Augusta II, choć i Jan III nie by)
Unitom przychylny. W instrukcji danej posłowi królewskiemu Stanis-
ławowi Dowgialle, jadącemu na sejmik wileński w 1680 roku, umiesz-
czono zapowiedź konstytucyjnego zakazu limit. W enuncjacjach dworu
za Augusta II znalazły się twierdzenia, że limita zakazana jest prawem.
Byc może dwór tak interpretował konstytucje z czasów Zygmunta III,
zakazujące samowolnych zjazdów szlacheckich.
Mimo grymasów, a nawet zakazów dworskich, limita cieszył;!
się popularnością i wtedy, gdy nie popadano w przesadę w jej
użyciu, zawsze odgrywała dodatnią rolę. Usprawniała działanie sa-
morządu szlacheckiego, umożliwiając podejmowanie decyzji w spra-
wach lokalnych bez czekania na królewski uniwersał czy termin
sejmiku deputackiego.
W okresie panowania Augusta II limita doczekała się nawet uznania
za jednasz ważniejszych prerogatyw szlacheckich w obronie „złotej
wolności". Wybitny działacz krakowskiego samorządu, poseł sejmowy
i marszałek sejmiku proszowickiego w 1710 roku, Stanisław Łętowski
(zmarły w 1735 roku jako chorąży krakowski) pozostawił w swej sylwie
dwie mowy sejmikowe gloryfikujące praktykę limity. W jednej z nich
czytamy, że:
„[...] limitować sejmik dla uczynienia porządku w województwie, obmyślić internam
etexternam securitatem (bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne), zabiegać różnym
intconwemencyjom (nieporządkom) a któż broni wolnemu jeszcze sobie radzić o sobie
narodowi - wszak i sam Bóg nie łamie liberum roluntatem (wolnej woli) człowiekowi
i radzie pozwala o sobie..."4.
W latach wojny północnej liczba zgromadzeń sejmikowych bardzo
wzrosła, doszło do tego, że w jednym roku odbywano kilkanaście
sejmików, a więc przypadały co kilka tygodni. Zdarzały się też
nadzwyczajne i nonsensowne zbitki terminów obrad, tak że w ciągu
paru dni wypadało odbyć kilka zjazdów. Miało to miejsce m.in.
w województwie wołyńskim we wrześniu 1711 roku. Cześnik wołyński
Jakub Hulanicki donosił o tym kanclerzowi wielkiemu litewskiemu
Karolowi Stanisławowi Radziwiłłowi:
„Sejmików circa 14 et 18 septembris (około 14 i 18 września) trzy przypadało-
pierwszy deputacki we Włodzimierzu - ten zerwano. Drugi w Łucku za uniwersałem
mtymującym (wzywającym) do prędkiego wydania podatków na radzie uchwalonych
i prędkiego wyprawowania żołnierza, jako i gotowości samego województwa. Ten
240
złączywszy się z sejmikiem trzeciem ex prorogatione (z odroczenia, tzn. z limity)
przypadłym, uchwalili..."5.
W ciągu pięciu dni trzy sejmiki - było to oczywiście niewygodne
i prowadziło do dewaluacji znaczenia zgromadzeń. Większość ziemian,
szczególnie zamieszkałych na ogromnych obszarach Wołynia czy
Ukrainy, nie mogła sobie pozwolić na spędzanie czasu w ciągłych
podróżach. Frekwencja była więc mała, pojawiali się ciągle ci sami
ludzie, szczególnie zainteresowani w podejmowaniu decyzji. Musiało to
doprowadzić do powołania sejmikowych organów wykonawczych
- ograniczonych co do liczby uczestników, a za to sprawniej działają-
cych. Skupiały one samorządową elitę, ludzi typu cytowanego wyżej
Stanisława Łętowskiego.
Opis samorządowych instytucji wykonawczych podległych sej-
mikowi rozpoczniemy od najdłużej i najskuteczniej działających sądów
skarbowych. Gdy w połowie XVII stulecia zakończył się proces
usamodzielniania się sejmików w dziedzinie skarbowości, okazało
się, że marszałek przestał już wystarczać jako jedyna władza wy-
konawcza. Nowe kompetencje i różnorodne obowiązki, jakimi poczęto
obciążać samorząd, zmusiły do powołania specjalnych komisji do
spraw skarbowych.
Początkowo działały one pod nazwą „deputacji do rozliczeń" lub
„deputacji skarbowych". W latach pięćdziesiątych XVII wieku w Koro-
nie pojawiły się - jako kontynuacja działalności tych komisji - sądy
skarbowe. Znawca problematyki samorządu Adam Lityński ustalił, że
w ostatecznej postaci sądy powstały najpierw na Mazowszu, gdzie już
bardzo wcześnie, bo w 1635 roku próbowano je powołać.
Pierwszy sąd skarbowy powstał dopiero w 1652 roku w ziemi
łomżyńskiej, a w roku następnym w wiskiej, liwskiej, sochaczewskiej
oraz w bardzo od Mazowsza odległej - ziemi lwowskiej. W 1655
roku, uzyskawszy aprobatę sejmu, Sandomierzanie powołali sądy
i stały się one potem wzorcem dla innych ziem i województw.
Ostatecznie dopiero w 1690 roku konstytucja sejmowa powołała
sądy skarbowe w całym państwie; widać nie wszyscy naśladowali
przykład sejmiku opatowskiego.
Głównym zadaniem nowo powstałych jurysdykcji było rozliczanie
i sądzenie poborców podatkowych. Poza tym obiektem zainteresowa-
nia sądów byli „retentorzy", czyli płatnicy zalegający z podatkami.
W zależności jednak od sytuacji sąd skarbowy, w oparciu o prawną
i 241
delegację sejmiku, podejmował samodzielne decyzje w sprawach nale-
żących nie tylko do sfery skarbowej. Poza rozliczaniem poborców
i podatników sejmiki zlecały sądom, zwanym także często fiskalnymi
lub komisarskimi, różne sprawy administracyjne. Były to: przede
wszystkim stała regulacja zobowiązań finansowych ziemi wobec opła-
canych z jej podatków oddziałów komputowych wojska, a także
zawieranie umów z dzierżawcami podatków od alkoholu, tzw. czopo-
wego i szelężnego, jak też sporządzanie taryf podatkowych.
Sądy udzielały pomocy obywatelom dotkniętym klęskami elemen-
tarnymi, rozdzielały diety dla posłów sejmowych i wynagrodzenia za
różne prace w służbie samorządu, tzw. salaria. Powierzano im też
dbałość o stały dopływ należnej szlachcie „soli suchedniowej" - taniej
soli z królewskich salin w Wieliczce. W kompetencji sądów leżało nawet
udzielanie ulg podatkowych, np. właścicielom dóbr ziemskich zruj-
nowanych przez maszerujące wojska. Trudno rozdzielić sprawy skar-
bowości od administracji i stwierdzić, które z nich górowały w zajęciach
sądów skarbowych.
Zapewne najaktywniejsze były w swej działalności sądy w Małopol-
sce, jako że prowincja ta w omawianym okresie najboleśniej przeżywała
kryzysy polityczne i gospodarcze. Mazowsze i Wielkopolska, przynaj-
mniej w drugiej połowie XVII wieku, znajdowały się w lepszej kondycji
gospodarczej i ich sądy koncentrowały się raczej na działalności w sferze
finansów ziemskich. Nic prawie nie wiemy o aktywności tych instytucji
w Wielkim Księstwie Litewskim.
W sądach zasiadali urzędnicy i dygnitarze ziemscy - osoby
cieszące się zaufaniem społeczności lokalnych. Zdarzali się w kom-
pletach sądów skarbowych lokalni mniejsi senatorowie, zwykle też
dołączano urzędników reprezentujących sąd grodzki i starostę. Skłonni
jesteśmy przypuszczać, że działalność tych izb prowadziła do wy-
łonienia się grupy szczególnie aktywnych w sprawach skarbowości
i kompetentnych w rozliczeniach „finansistów" staropolskich. Wie-
lokrotnie spotyka się w źródłach ślady aktywności ludzi podobnych
do wymienionego już Stanisława Łętowskiego, zasiadającego przez
całe życie w różnego rodzaju ciałach wykonawczych krakowskiego
samorządu szlacheckiego.
Ostatecznie w zamieszaniu wojny północnej kompetencje sądów
skarbowych bardzo się rozwinęły - prowadziły one nawet w imieniu
sejmików rokowania z dowódcami obcych wojsk stacjonujących w Rze-
242
czypospolitej oraz wysyłały poselstwa. Na Sejmie Niemym dokonano
zmiany systemu opłacania wojsk komputowych, co pociągnęło za sobą
reformę ziemskiej skarbowości.
Zlikwidowano zatem sądy skarbowe uznając, że były one szkodliwe,
a w nowych warunkach są niepotrzebne. Opinia o nadużyciach
i bałaganie, która zadała śmiertelny cios sądom w 1717 roku, oparta
była zapewne na doświadczeniach kilku ostatnich lat ich funkcjonowa-
nia. Kiedy działały w normalnych warunkach, były przydatne i pożyte-
czne; świadczy o tym fakt, iż po 1717 roku odrodziły się pod starą
nazwą „deputacji do rozliczeń" i bywały powoływane przez sejmiki
w razie potrzeby.
Podobny los spotkał po 1717 roku rady wojewódzkie, mniej znane,
ale może najciekawsze z instytucji powoływanych przez sejmiki w cza-
sach, gdy potrzebne było operatywne działanie. Był to rodzaj stałych
komisji sejmikowych, a ponieważ zwykle zasiadali w nich najpoważ-
niejsi lokalni politycy i działacze samorządu, uznać je można za swego
rodzaju prezydia sejmików.
Opisanie rad wojewódzkich nastręcza wiele trudności, nie za-
chowały się bowiem żadne źródła bezpośrednio relacjonujące ich
działalność. Przez długie lata uważano rady wojewódzkie za mało
interesujący epizod w życiu sejmikowym początków XVIII wieku.
Była to opinia Pawińskiego - wbrew jego ustaleniom dotyczącym
Kujaw, wydaje się że rady wojewódzkie, szczególnie aktywne w Ma-
łopolsce, były niedoceniane.
Wiemy, że powstały one na Kujawach oraz w województwach:
krakowskim, sandomierskim i ruskim. Jakże charakterystyczny jest
fakt, że pierwszeństwem wykazało się województwo sandomierskie. Na
początku 1707 roku na sejmiku opatowskim powołano organ, który
miał dbać o interesy całego województwa, a jego facultatem ograniczo-
no do okresów pomiędzy sejmikami. Laudum sandomierskie ustalało
system organizacji tego ciała wykonawczego, odwołując się do sposobu:
„w całej Rzeczypospolitej praktykowanego" - a więc w przekonaniu
sejmikujących było to posunięcie zgodne z ogólną tendencją. W skład
rady sandomierskiej weszli z urzędu wszyscy senatorowie województwa
i 17 osób ze stanu rycerskiego, głównie urzędnicy grodzcy, oraz
podkomorzy sandomierski jako princeps nobilitatis.
Rada krakowska miała swą genezę w instytucji sejmikowych
komisarzy do rokowań z dowódcami wojsk stacjonujących w Krakow-
243
skiem. Sądzimy, że zaczęła ona funkcjonowanie już jesienią 1707 roku,
a znamy jej skład z początków 1708 roku. W odróżnieniu od sandomier-
skiej był tu tylko jeden senator - bardzo aktywny na lokalnej niwie
kasztelan sądecki (od 1709 - wojnicki) Franciszek Dembiński. Obok
niego zasiadało 15 utytułowanych „karmazynów" z najlepszych rodów
od dawna osiadłych w ziemi krakowskiej.
Obie rady „odnowiono" w 1710 roku, po powrocie Augusta II na
tron Rzeczypospolitej. W nowym kształcie działały one aż do czasów
konfederacji tarnogrodzkiej. Sejmikowa reforma uchwalona przez
Sejm Niemy położyła kres istnieniu tych bardzo interesujących ciał,
skupiających elitę średniego ziemiaństwa, i w pewnych momentach
odgrywających znaczącą rolę polityczną.
Być może gruntowniej sze badania nad aktami sejmikowymi innych
dzielnic, np. Wielkopolski, pozwoliłyby ustalić, czy w tych wojewódz-
twach samorządowa elita potrafiła pod naciskiem okoliczności wy-
tworzyć organa wykonawcze na podobieństwo rad małopolskich.
Przejdźmy do najbardziej charakterystycznych form, w jakich
działał samorząd w epoce rządów sejmikowych. Ulubioną metodą
pracy była dyplomacja - sejmikowe poselstwa. Autor diariusza opisują-
cego życie dworu Jana Sobieskiego zanotował taką historię, która
wydarzyła się w Żółkwi w kwietniu 1694 roku.
„Die 1 aprilis (kwietnia). Jegomość pan Lazowy (Samuel Lazowy, wojski grodzień-
ski, potem kasztelan smoleński) i Jezierski cześnik (grodzieński) posłowie grodzieńscy
przyjechali. [...].
Die 4 eiusdem. (Dnia 4 tegoż miesiąca). [...] Gdy tedy do pokoju królowej
przyprowadziliśmy królestwo ichmościow, zaraz do króla jegomości ichmoście pomienie-
ni z swoją prowincyją pospieszyli się. Chciał tedy jegomość pan Lazowy mówić oracyją,
król jegomość na to, zadyszawszy się po schodach, niby z furyją rzekł do nich:
- Nie mogę ja tu waszmościów słuchać, bo nie jesteście debite (z obowiązku) obrani,
praecise (właściwie) ten sejmik należał do obierania deputatów na trybunał, nie do
takowych legacyji i senatus consilium (rada senatu) zakazało onych przyjmować.
- Jegomość pan Lazowy na to odpowiedział królowi jegomości:
- Nie pierwszy raz mi tu bywać na tej funkcyjej i odbierać łaskawe ucho pańskie
waszej królewskiej mości. -
Na to król jegomość: - Gdy waszmość debite do mnie przyjedziesz, zawsze będę rad. -
Tak tedy na tym zakończywszy oddali instrukcyję jegomości panu referendarzowi, który
nie chciał odebrać, mówiąc do króla jegomości: - Miłościwy królu, oto oddają instrukcyją. -
Obróciwszy się tedy król jegomość odebrał onę od ichmościow i zaraz poszedł do
gabineciku królowej jejmości i tam obiad kazał dać sobie, ichmoście zaś panowie posłowie
do jegomości pana podskarbiego (podskarbi nadworny koronny - Atanazy Miączyński)
poszli na obiad..."6.
244
Ta dworska scenka obrazuje dole i niedole sejmikowych dyplo-
matów, którzy w różnych misjach i do różnych potentatów wysyłani,
spotykali się czasem z gościnnym przyjęciem i wracali nagrodzeni,
a czasem byli witani - tak jak pan Lazowy - „z furyją" i liczyć mogli
tylko na obiad u dworzanina, jako jedyną nagrodę trudów.
Sejmiki i ich organa rozsyłały posłów na wszystkie strony. W trud-
nych czasach starano się zabiegać o interwencję i protekcję króla,
prymasa, ministrów i senatorów - wszystkich, którzy mieli coś do
powiedzenia. Żywy posłaniec lepiej przemawia do przekonania niż
najlepsze pismo, stąd przyjęło się wysyłać najczęściej dwuosobowe
delegacje ze sformułowanymi na piśmie postulatami-instrukcjami.
Posłów od sejmików wybierano na zjazdach i tam też ustalano
treść instrukcji, które zawieźć mieli do adresata. Z efektów misji
zdawali oni sprawę na sejmikach lub informowali o nich sejmikowe
organa wykonawcze: sądy skarbowe, rady. Cele takich misji bywały
różne, od próśb o powtórne uniwersały sejmikowe, które kierowano
do monarchów, po rokowania finansowe z komendantami wojsk.
Obok dworu najczęstszymi adresatami poselstw sejmikowych byli
hetmani, którzy musieli wysłuchiwać skarg na niekarność podko-
mendnych.
Najstarszą i najciekawszą formą dyplomacji sejmikowej były poro-
zumienia pomiędzy poszczególnymi samorządami ziemskimi w skali
prowincji, a nawet Rzeczypospolitej. Tak zwane sejmiki górne chętnie
informowały o swych uchwałach sąsiednie ziemie i zachęcały do
podjęcia podobnych postanowień. Była to stara praktyka, datująca się
co najmniej od czasów Zygmunta III i rokoszu Zebrzydowskiego, kiedy
to opozycja w porozumieniu ziem i województw widziała znakomite
remedium na absolutystyczne zakusy dworu królewskiego.
Tworzenie takich porozumień było stałą praktyką opozycji, prze-
ciwstawiającej sojusze pacyfistycznie nastawionej szlachty, dworskim
planom politycznym.
Cytowany już wielokrotnie Tomasz Ignacy Gintowt donosił
w 1711 roku:
„Województwa krakowskie, sandomierskie, lubelskie posłów z sejmików do siebie
posyłając unanimiter (jednolicie) trzymają, nie pozwalając na wojnę turecką bez sejmu..."
Była to reakcja samorządów małopolskich na pogłoskę o szykowa-
nej przez Augusta II wojnie z Turcją, popierającą interesy Karola XII.
245
W latach wojny północnej samorządy posuwały się nawet dalej
i pozwalały sobie na prowadzenie dyplomacji zagranicznej. Znamy
przykłady poselstw sejmikowych kierowanych w tych czasach wprost
do króla Szwecji Karola XII i do ministrów Piotra I. Prezentowano
w nich, co prawda, sprawy lokalne, proszono o ulgi i ochronę przed
wojskami „gospodarującymi" w dobrach szlacheckich. O tym jednak,
że sejmiki uznawano za zdolne do prawdziwych rokowań dyplomatycz-
nych, świadczy plotka zanotowana w 1715 roku przez autora kroniki,
tzw. Anonima Otwinowskiego:
„Tak dalece się była bytność Sasów naprzykrzyła w Polsce, że województwa
krakowskie i sandomierskie posłali potajemnie ex medio sui (od siebie) do Wiednia
i poddawały się domowi rakuskiemu, aby owego jarzma saskiego mogły pozbyć. Płocha
to była w prawdzie desperacyja...".
kończy kronikarz, ale sam fakt umieszczenia wiadomości świadczy, że
uznawano tego rodzaju posunięcie za możliwe, niezależnie od oceny
samego pomysłu7.
Gdy prośby i interwencje zawodziły, pozostawiony samemu sobie
samorząd musiał się udawać do prowadzonych bezpośrednio działań
obronnych. Powoływano zwykle oddziały samoobrony terytorialnej,
organizowane i opłacane siłami miejscowego ziemiaństwa. Szlachecka
obrona terytorialna miała wiele kształtów i w różnych okresach
uciekano się do różnych form jej organizacji.
Najczęściej organizowano zaciągi tzw. żołnierza powiatowego.
Robiono to albo klasyczną metodą zaciągu, tzn. wyznaczony rotmistrz
ziemski za pieniądze podatników formował chorągiew, lub też ziemia-
nie zamiast podatków dostarczali uzbrojonych pachołków w wy-
znaczonej liczbie. Zwykle tak sformowane chorągwie powiatowe pod-
porządkowywano hetmanom lub łączono z pospolitym ruszeniem
szlacheckim. Ale zdarzało się, że oddziały te pozostawały na terenie
ziemi, która je wystawiła, i służyły interesom obrony lokalnej.
Chorągwie nie były liczne, a ich bojowa przydatność też wydaje się
problematyczna. Na największy wysiłek zdobywano się w momentacli
jaskrawego kryzysu państwowości. Na przykład w 1655 roku, wobec
najazdu szwedzkiego, oba małe województwa kujawskie wystawiły
kontyngenty 620 ludzi: 400 kawalerzy stów i 220 piechurów, którzy mieli
być utrzymywani kosztem Kujawian przez „jedną ćwierć", czyli kwartał.
Podobne oddziały zaciągano w okresach zagrożeń dla ochrony
wewnętrznej. W czasie bezkrólewia 1632 roku województwo san-
246
domierskie uchwaliło w Opatowie dwa pobory łanowe i podatek od
Żydów w wysokości 9 tysięcy złotych na zaciąg 650 żołnierzy pod
dowództwem rotmistrzów, wyznaczonych osobno dla każdego powia-
tu. Rotmistrzami bywali przedstawiciele najznaczniejszych rodów.
W powiecie sandomierskim setką husarzy dowodził Michał Tarnowski,
podobne chorągwie husarskie objęli: w powiecie radomskim Jan
Oleśnicki, wojewodzie lubelski, w pilzneńskim Jan Karol Tarło, staro-
sta zwoleński, w wiślickim Abraham Gołuchowski, starosta stężycki
i wiślicki. W powiatach Chęcińskim i opoczyńskim chorągwiami kozac-
kimi dowodzili Jan Branicki starosta Chęciński i Adam Strzembosz,
a w ziemi stężyckiej pięćdziesięcioma kozakami komenderował Stanis-
ław Łęcki.
Liczba zaciąganego wojska zależna była od potrzeb i zamożności
ziemian opłacających oddziały obrony terytorialnej, pozostające w dys-
pozycji samorządu. W zamożnym i dużym województwie krakowskim
w 1702 roku wystawiono przeciw Szwedom 300 koni jazdy i 130
piechoty, a więc niewiele. Byli to jednak żołnierze przeznaczeni do
obozu, pod komendę króla lub hetmana. Gdy w 1705 roku uchwalano
zaciąg oddziału powołanego dla obrony dóbr ziemskich przed rabun-
kiem chorągwi Jerzego Dominika Lubomirskiego - liczebność tego
wojska ziemiańskiego ustalono aż na 1000 głów. W województwach
mniej zamożnych lokalne wyprawy, przeznaczone do obrony teryto-
rium, były mniej liczne i oczywiście rzadziej powoływane.
Konieczność nadzwyczajnych wydatków na wojska wojewódzkie
często wywoływała na sejmikach duże emocje. Wybory rotmistrzów
przebiegały w atmosferze ostrej rywalizacji, jako że było to stanowisko
dochodowe. Czasem sprzeciw dotyczył samej idei powoływania
własnego wojska, które mogło dostać się pod kontrolę władz
niezależnych od szlacheckiego samorządu. Tak było w kwietniu
1716 roku w momencie organizowania konfederacji tarnogrodzkiej
w Wielkopolsce. W kole szlacheckim, zwołanym pod Kościan
przez przybyłego z Małopolski regimentarza konfederacji Jana
Chryzostoma Gniazdowskiego, doszło do niesłychanego incydentu.
Niektórzy obecni, być może stronnicy królewscy, byli przeciwni
akcesowi Wielkopolski do konfederacji i wydatkom na oddziały
przeznaczone do zwalczania Sasów. Dyskusję przeciął brutalnie
Gniazdowski, zabijając wystrzałem z pistoletu na oczach zgro-
madzonego ziemiaństwa głównego oponenta, dziedzica Łagowic
247
Wojciecha Sczanieckiego. Wobec takich „argumentów" opozycja
ucichła, a zjazd kościański uchwalił zaciąg dla wzmocnienia oddziałów
Gniazdowskiego. Ten zresztą okazał się dobrym żołnierzem, zdo-
bywając na czele oddziałów konfederackich ufortyfikowany i broniony
przez wojska saskie Poznań.
Ostatnią ucieczką bywało pospolite ruszenie. Źródła zawierają wiele
informacji o tym, że na sejmikach w momentach kryzysowych roz-
ważano możliwość zwołania lokalnego pospolitego ruszenia. Choć
formalnie zwoływanie zastrzeżone było dla sejmu, a dowodzenie dla
króla, to jednak w okresie rządów sejmikowych powoływano częściowe
lub lokalne pospolite ruszenie szlachty dla przeciwstawienia się miej-
scowym niebezpieczeństwom. Staropolskie prawo przewidywało nawet
egzekwowanie wyroków sądowych przy udziale lokalnego pospolitego
ruszenia - nazwano to mota nobilitate.
Z tą też sprawą wiąże się spoczywający na samorządzie problem
bezpieczeństwa w okresie, gdy cała lub prawie cała szlachta wyruszała
na wyprawę, wezwana przez wici na pospolite ruszenie, tak jak to miało
miejsce parokrotnie w XVII wieku.
W normalnym czasie dbałość o publiczne bezpieczeństwo spoczy-
wała na urzędzie grodzkim i jego szefie staroście. Gdy cała szlachta
ruszyła na wojnę, nawet uwolnienie urzędników grodzkich od po-
spolitego ruszenia nie zabezpieczało w pełni pozostawionych bez
gospodarzy dworów i majątków. Istniał osobny urząd powołany do
ochrony dóbr i rodzin uczestników pospolitego ruszenia - funkcja
Wojskiego.
Zwykle wojskich bywało kilku, w niektórych województwach
była nawet hierarchia, potwierdzona ostatecznie w 1765 roku dla
całej Rzeczypospolitej - wojscy mniejsi i więksi. Jednego z nich
sejmik wyznaczał gospodarzem terenu opuszczanego przez szlachtę,
czasem dawał mu do pomocy kontyngent oraz upoważniał do
łapania przestępców i sądzenia ich. Wojski powinien rezydować
w stolicy ziemi czy powiatu, gdzie wraz z sądem grodzkim zasiadał
w jurysdykcji, zwanej sądem wojskim, i nadzorował ściganie prze-
stępców aż do powrotu pospolitego ruszenia, kiedy to ze stanowiska
pierwszego w powiecie dygnitarza spadał znów do rzędu mniej
znacznego urzędnika ziemskiego.
Specyficzną formą obrony terytorialnej, wartą bliższego scharak-
teryzowania, była - występująca tylko na południowym i południo-
248
wo-wschodnim pograniczu - policja ziemska, której głównym za-
daniem było zwalczanie zbójnictwa. Samorządy księstw śląskich,
województwa krakowskiego, powiatu pilzneńskiego województwa san-
domierskiego oraz ziem ruskich w całym okresie istnienia szlacheckiej
Rzeczypospolitej borykać się musiały ze zjawiskiem, które dziś na-
zywamy zbójnictwem góralskim, a ówcześnie zwano ruchem be-
skidników, opryszków, tołhajów, hultajów, a czasem po prostu
„licencyją chłopską".
O przyczynach i formach karpackiego zbójnictwa napisano już
wiele i do dziś potrafi ono budzić emocje. Tu zajmiemy się tylko drugą
stroną medalu, a więc metodami, jakimi szlachecki samorząd lokalny
radził sobie z chłopskim zbójowaniem. Podstawową metodą przeciw-
działania było powoływanie w wyżej wymienionych ziemiach lokalnej
policji. Oddziały te - ich członków zwano smolakami lub harnikami
- były nieliczne, sejmiki wyznaczały im dowódców i płace.
Cechą charakterystyczną tej służby było jej ograniczenie do letniej
połowy roku. Zimą harnicy nie byli potrzebni, bowiem zbójnicy
zawieszali swą działalność. Piesi, nieliczni i słabo opłacani ziemscy
policjanci radzili sobie jak mogli, często jednak byli bezsilni wobec band
rabujących chaty, szałasy i dwory po polskiej stronie granicy, a chronią-
cych się na terenie Górnych Węgier, czyli w dzisiejszej Słowacji.
Tamtejsi ziemianie węgierscy, oskarżani przez stronę polską o współ-
pracę i czerpanie korzyści z rozbójniczego procederu beskidników,
odbijali piłeczkę, oskarżając właścicieli i administratorów po polskiej
stronie o wspomaganie zbójów rabujących na Słowacji.
W oskarżeniach tych musiało być ziarno prawdy, obie strony wolały
zapewne kierować swoich „chłopców" do sąsiadów. Rozwojowi zbój-
nictwa sprzyjała też niestabilna sytuacja polityczna. Zbójnictwo od
„ściany węgierskiej" narastało wyraźnie w latach walk wewnętrznych za
południową granicą. Oczywiście kryzysy wewnętrzne w Rzeczypos-
politej też wpływały na aktywność bezpieczniej się wtedy czujących
góralskich tołhajów.
W 1685 roku doszło do tego, że sejmik proszowicki uznał swą
bezsilność i zamiast wyznaczyć pieniądze na zaciąg „prezydium" do
podgórskich powiatów, wyznaczył czterech komisarzy. Mieli oni zor-
ganizować gospody dla:
„braci naszych powiatów podgórskich od ściany węgierskiej, aby w pobliższych fortycach
bracia reclinatorium et depositorium commodius (wygodne oparcie i schronienie) mieli...8.
249
Tak więc osoby wyznaczane poprzednio do ścigania opryszków zająć
się teraz musiały przygotowywaniem schronienia dla ich ofiar. W No-
wym Sączu zlecono to burgrabiemu Janowi Skrzetuskiemu i rotmistrzo-
wi załogi zamkowej Pawłowi Miłkowskiemu, a w Bieczu komornikowi
ziemskiemu Olbrachtowi Jurkowieckiemu oraz Janowi Wiktorowi.
Jednak w zwykłych czasach prezydia ziemskie, złożone z doświad-
czonych i znających teren górali, dawały sobie radę lepiej, czasem nawet
zbyt dobrze, skoro zachowały się oskarżenia o ściganie zbójników tylko
w celu odbicia im łupów. W takich wypadkach, schwytani przez
żądnych dopuszczenia do udziału w zyskach harników, przestępcy nie
trafiali oczywiście w ręce okrutnej dla nich sprawiedliwości, reprezen-
towanej przez „magdeburgie" podgórskich miasteczek.
Sprawy finansowe i bezpieczeństwo publiczne były to najważniejsze
problemy dla ziemskiego samorządu, czasem bardziej absorbujące niż
udział w życiu politycznym, którego symbol - wybory posłów sej-
mowych - tracił wiele ze swej powagi i znaczenia. Gdy jednak te
problemy nie absorbowały całkowicie ludzi aktywnych w samorządzie,
zajmowano się i innymi zagadnieniami. Sądy skarbowe uzurpowały
sobie prawo do ingerencji w życie stanu mieszczańskiego, wydawały
bowiem rozporządzenia porządkowe dla miast królewskich. Samorząd
próbował też zajmować się sprawami, które dziś należą do zagadnień
kultury i oświaty. Ograniczało się to, co prawda, do finansowego
wspomagania szkół przeznaczonych dla szlachty, tzn. kolegiów jezuic-
kich, a potem pijarskich, ale czasem sejmiki poważniej angażowały się
w problemy szkolnictwa. Tak jak to miało miejsce w pierwszej połowie
XVII wieku, kiedy sejmik proszowicki zdecydowanie poparł Akademię
Krakowską, zagrożoną przez rozwój szkolnictwa jezuickiego i próbę
powołania w Krakowie uczelni zakonnej.
Na pograniczu troski o bezpieczeństwo i kulturę stały też starania
organów samorządu o zorganizowanie poczt lokalnych, których głów-
nym zadaniem było sprawne przekazywanie - cennej w latach szybko
zmieniających się koniunktur - informacji politycznej. Poczty te
przewoziły (lub przenosiły, bo bywały organizowane też poczty ob-
sługiwane przez pieszych „kursorów") listy prywatne, broszury i ksią-
żki, a przede wszystkim rozchwytywane gazety - te rzadkie jeszcze
w XVII wieku drukowane i te droższe, pisane. Wszystko to, poza
zaspokajaniem naturalnej ciekawości prowincjonalnego społeczeństwa,
pełniło też ważną rolę kulturotwórczą.
250
Wymienione wyżej główne nurty działania samorządów lokalnych
na przełomie XVII i XVIII wieku nie wyczerpują oczywiście całokształ-
tu zagadnienia. Sejmiki i ich instytucje wykonawcze pełniły też swego
rodzaju służbę interwencyjną - zgromadzenia szlacheckie zajmowały się
czasem najdziwniejszymi rzeczami: od spraw małżeńskich monarchów,
po prywatne, rodzinne kłopoty współobywateli. Od spraw polityki
zagranicznej przechodzono do problemów spływu rzecznego i zaopa-
trzenia w sól. Wszystko, co niosło życie społeczeństwa Rzeczypos-
politej, trafiało pod obrady zgromadzeń, a te jeśli nawet nie pode-
jmowały decyzji, to czuły się uprawnione do dyskusji. Stąd też lauda
i relacje sejmikowe są, obok korespondencji prywatnej, najlepszym
źródłem poznania wszystkiego, czym żyło społeczeństwo szlacheckie
i jakie prezentowało poglądy wobec różnorodnych spraw będących
obiektami sejmikowych roztrząsań.
Samorząd szlachecki przeżył rodzaj wstrząsu w 1717 roku. Tę datę
uznaliśmy za końcową dla okresu nazwanego epoką rządów sej-
mikowych. Jest to uzasadnione przede wszystkim tym, iż spod kom-
petencji sejmików wyjęto wtedy sprawy finansowe. Zabroniono powo-
ływania sądów skarbowych, konfederacji, potępiono limitę. Oczywiście
respektowanie tych zakazów, jak wielu innych w Rzeczypospolitej,
zależało od dobrej woli szlachty. Ponieważ jednak równocześnie
wprowadzono system stałego finansowania wojska i rozpoczął się okres
stabilizacji politycznej trwający aż do czasów przedostatniego bez-
królewia, ziemianie łatwo pogodzili się z ograniczeniami, tym bardziej
że, po części słusznie, przedstawiano je jako powrót do „starych,
dobrych praw".
Reasumując - przełom XVII i XVIII wieku to etap rozwoju systemu
sejmikowego, będący kulminacją procesu rozpoczętego w pierwszej
połowie XVII wieku i zakończony w 1717 roku. To epoka, w której pod
pozorami żywiołowego rozkwitu różnorodnych form i funkcji, kryły się
degeneracja i upadek. Nieprzypadkowo rozdział powyższy znalazł się
w części trzeciej naszej książki - apogeum życia sejmikowego było
jednocześnie początkiem końca. Po roku 1717 nierealna okazała się
tendencja powrotu do „dawnych, dobrych czasów". Zbyt wiele się
zmieniło, by marzenie o odbudowie życia sejmikowego w formach
sprzed wojen połowy XVII wieku mogło się spełnić.
Druga połowa panowania Augusta II i rządy jego syna to
w życiu sejmikowym epoka najsmutniejszego upadku. Atrofia funkcji
251
samorządowych, nasilenie walk stronnictw - wszystko to ilustrują
wspomnienia Marcina Matuszewicza. Tak więc od opisu upadku
i degeneracji systemu przejdziemy bezpośrednio do prób reorganizacji
i naprawy niesprawnego i, w czasach Augusta III, wegetującego
organizmu.
Prawdziwa reforma życia sejmikowego przyszła wraz z panowaniem
ostatniego króla Rzeczypospolitej. Wstępem do panowania tego mona-
rchy, który w swych pamiętnikach zaświadczył, jak bardzo obca była
mu staropolska obyczajowość sejmikowa, stała się reforma sejmikowa-
nia - panowanie to zakończyło się po przeprowadzeniu ostatniej
zmiany w systemie zgromadzeń szlacheckich. Jest to już jednak temat
kolejnego rozdziału.
1 Rps B. Oss. 11916.
2 Rps B. Oss. 5825.
3 Rps B. Czart. 460.
4 RpsB. Oss. 701.
5 Rps AGAD, AR V nr 5533.
6 K. Sarnecki, Pamiętniki..., wyd. cyt., s. 225.
7 tzw. Anonim Otwinowski, Dzieje Polski pod panowaniem Augusta II, Kraków 1849.
8 ASWK, t. V, Kraków 1984, s. 45.
II. REFORMY SEJMIKOWANIA
W CZASACH STANISŁAWOWSKICH
Długie, prawie trzydziestoletnie panowanie Augusta III Sasa,
lata rządów zręcznego intryganta, ale miernego polityka, ministra
Heinricha Bruhla - to okres największego upadku instytucji sejmiku
szlacheckiego zarówno w politycznym, jak i w samorządowym aspe-
kcie. Politykę zdominował gabinet drezdeński, a w kraju zwalczające
się bezwzględnie koterie magnackie uporczywie walczyły o osiągnięcie
władzy i ustabilizowanie prawdziwych rządów oligarchicznych. Sa-
morządowe działania ziemiańskich elit ograniczały uchwały Sejmu
Niemego, choć przyznać trzeba, że w tym właśnie zakresie kołatało
się trochę życia.
Jak każdy kryzys, tak i anarchia czasów Augusta III nosiła w sobie
zarodki poprawy, była jednocześnie początkiem odrodzenia. Odrodze-
nie w upadku czasów saskich to przede wszystkim refleksja nad tym, co
jest, i próby formułowania recept ratujących gasnące życie państwowe.
Nie miejsce tu na drobiazgowe omawianie refleksji poświęconych
sejmikom, znajdujemy je u pisarzy politycznych tej doby, tych najbar-
dziej znanych i tych prawie zapomnianych, jak podkomorzy poznański
Franciszek Radzewski, który pod koniec życia publikował interesujące
myśli o formach sejmikowania.
Radzewski był aktywnym politykiem, pisząc wykorzystywał kilka
| dziesiątków lat doświadczeń zdobytych podczas działalności w Wielko-
polsce. Mimo to nad doświadczenie praktyka przełożymy myśli teorety-
ka, człowieka, który na sejmikach mógł bywać tylko jako obserwator.
Mamy tu oczywiście na myśli księdza Stanisława Konarskiego, zapew-
ne najbardziej znanego teoretyka reformy politycznej w Rzeczypos-
politej przed Sejmem Czteroletnim. Konarski znany jest jednak bardziej
jako „specjalista od sejmu". Najczęściej wymieniany jego traktat
poświęcony jest „skutecznemu rad sposobowi", czyli metodom ratowa-
nia nagminnie nie dochodzących w czasach Augusta III sejmów. Jednak
253
zainteresowanie sejmem prowadzić musiało do problematyki sejmiko-
wej i mało kto pamięta, że w czwartym tomie O skutecznym rad
sposobie... znajdujemy trzy rozdziały poświęcone głównie sejmikom.
Stanisław Konarski, którego idee reformy sejmikowej były tak
przekonywające, że zostały zaakceptowane przez stronnictwo reformy,
doczekał się największej satysfakcji, jaka może spotkać pisarza po-
litycznego - widział, jak niektóre jego pomysły wprowadzane były
w życie. Swą reformę sejmikowania chciał ksiądz Konarski rozpocząć
od uregulowania liczby posłów sejmowych wysyłanych przez wo-
jewództwa i powiaty. Słusznie zauważył, że jedne wysyłały liczne
delegacje poselskie, a inne po dwóch posłów. Zaradzić temu miało
zwiększenie liczby sejmików tak, aby każdy powiat wybierał swych
przedstawicieli na osobnym zjeździe. Liczba sejmików w wojewó-
dztwach koronnych znacznie by wzrosła, w tych przede wszystkim
województwach małopolskich i wielkopolskich, które dzieliły się na
liczne powiaty.
Konarski tak daleko posuwał program zwiększenia liczby zgroma-
dzeń wyborczych, że projektował nawet podział dużych powiatów
litewskich, np. oszmiańskiego, na kilka mniejszych okręgów.
Nowe sejmiki powiatowe obierać miały raz na dwa lata czterech
posłów i dwóch zastępców. Wybory deputatów i komisarzy do trybuna-
łu skarbowego odbywać się miały kolejno - na poszczególnych sej-
mikach powiatowych w całym województwie. Aby zaś szlachta całego
obszaru mogła się co jakiś czas spotkać, projektował Konarski powrót
do zupełnie już anachronicznej praktyki - popisów wojewódzkich
ziemian obowiązanych do służby w pospolitym ruszeniu.
Kolejną propozycją niemal rewolucyjnej zmiany był pomysł, aby
wszystkich spraw wyborczych i administracyjnych nie załatwiać na
wielu zjazdach, a na jednej dłuższej sesji sejmiku - zaczynać się ona
miała 16 sierpnia, tuż po żniwach. Obradami miał kierować dożywotni
marszałek, którego funkcję chciał projektodawca przeszczepić z Litwy
do Korony. Marszałkowi pomagać mieli czterej asesorzy mianowani
przez najwyższego obecnego na sejmiku senatora.
Projektował też Konarski wprowadzenie rejestrów sejmikujących,
spisywać je miano w przeddzień obrad, spóźnialscy mieli się zapisywać
zaraz po przyjeździe, a przyjeżdżający po rozpoczęciu pozbawieni
byliby głosu w wyborach. Od udziału w obradach chciał też Konarski
odsunąć szlachtę nieposesjonatów, czyli tzw. gołotę. Rejestry upraw-
254
INSTRUKCYA
MOWACH
Na Seymikadi y Seymach *
w krótkie Punkta
Dla wiadomości) poiytku j h
Jzej MOIP m C&nęręjPu
tlahraM
Zaczynający, albo«
Publikę traktom
UŁO 7
Zadającym mieć
P
g
Infor
Doup
ODA
EOKW PAŃSKIEGO
w W I L N I
25. Instrukcja o mowach na sejmikach i sejmach.
Strona tytułowa druku SJ, Wilno 1742 r.
nionych do głosowania miały być w czasie sejmiku do wglądu u mar-
szałka, a pomiędzy sejmikami - w urzędach grodzkich.
W rozdziale trzydziestym traktatu O skutecznym rad sposobie... omówił
autor przede wszystkim procedurę obrad zreformowanych sejmików.
Dopuszczał wybory jawne przez wpisywanie się do zeszytów - „sekster-
now" założonych przez marszałka dla każdego kandydata. Wybory tajne
odbywać się miały przy użyciu kartek z nazwiskami kandydatów,
przygotowywanych przez wyborców i wrzucanych publicznie
„w otwartą szufladę, przed wotowaniem próżną, tak aby każdy widział, że elektor
spuszcza jedną, potym drugą, potym trzecią, potym czwartą etc. kartę"1.
Jak widzimy, projektodawca przewidywał możliwość jednoczes-
nego głosowania na wiele funkcji będących do obsadzenia, stąd jeden
elektor wrzucał po kilka kartek.
Publicznie wyjmowane i liczone głosy miały być wpisywane do
seksternow, powtórnie liczone, a zwycięzcy od razu ogłaszani. Oficjalną
formą było zaproponowane tu głosowanie per discessionem, czyli przez
rozejście się. Można je było stosować tylko wtedy, gdy głosowanie
odpowiedzieć miało „tak" lub „nie" na jasno sformułowane pytanie.
Było to więc swego rodzaju referendum, w którym sejmikujący głosują-
cy „za" ustawiać się mieli po jednej stronie, a przeciwnicy po drugiej.
Warto może w tym miejscu przytoczyć ze wspomnień Matuszewicza
jeszcze jeden fragment, który świadczy o tym, że dzieło uczonego pijara
trafiło pod strzechy poleskich dworków, ale z jego zrozumieniem
ziemianie miewali kłopoty. Narracja odnosi się do brzeskiego sejmiku
poselskiego z 1764 roku.
„[...] Druga zatem ex limitatione sesja daleko żwawsza była. Partia utrzymująca
jegomości pana Wisłoucha in confuso (w zamieszaniu) krzyczała. Potem jegomość pan
Sosnowski marszałek i poseł dał głos jegomości panu Wisłouchowi, który proponował
kreskowanie się i zwyczajem Rzymian z książki księdza Konarskiego wyczytanym, co
miał mówić „per discessionem in partes" (przez rozejście się na strony), powiedział: „per
secessum" (przez odejście), i ruszył się z całą Flemingowską partią siebie utrzymując;)
tłumem przed wielki ołtarz..."2.
Wszystkie proponowane przez autora traktatu formy wyborów
z góry zakładały, że na sejmikach musi obowiązywać decydowanie
większością, co w dotychczasowej praktyce wcale nie było takie jasne.
Szczególne znaczenie systemu większościowego podkreślone zostało
w tym rozdziale traktatu, który był projektem konstytucji sejmowej,
czyli prawa ustalającego organizację obrad według nowych zasad.
256
Konarski proponował, aby instrukcje poselskie spisywać zawsze
przed wyborem posłów - jak wiemy praktyka bywała odwrotna
i spisywano je często już po sejmiku. Projekty do instrukcji miały być
przyjmowane albo przez aklamację, albo per pluralitatem. Sesje sejmi-
kowe zaczynać się miały rano, nie wolno ich było poprzedzić „trakta-
mentami", a obecni na obradach nietrzeźwi mieli być odsuwani od
uczestnictwa. „Po sesjach dość czasu na uczty" - zakończył kostycznie
ten fragment projektu reformy sejmikowej jej duchowny autor.
Końcowa część rozdziału poświęcona jest metodom przekonywania
szlacheckiej opinii publicznej do nowego prawa sejmikowego. Autor
dość optymistycznie zakładał, że aby przekonać przeciwników więk-
szościowego głosowania, wystarczy braterska perswazja i prawo za-
braniające przyjmowania do grodów minifestów zrywaczy. Reszty
miało dokonać samo życie, wykazując wyższość nowego systemu
sejmikowania.
Radykalne, jak na tamte czasy, projekty Konarskiego nigdy oczywi-
ście nie weszły w życie w całości, choć członkowie oświeconej elity
politycznej chwalili autora i jego pomysły. Z relacji Matuszewicza
dowiadujemy się nawet, iż próbowano niektóre pomysły wcielać w życie
z zabawnym skutkiem.
Jednak autor doczekał się realizacji niektórych przynajmniej ze
swych postulatów. Ogłoszone w wydanym w 1764 roku ostatnim
tomie traktatu projekty dotyczące sejmików, wprowadzono w życie
na odbytym w maju tego roku sejmie konwokacyjnym po śmierci
Augusta III.
Forsujący reformy ustrojowe Czartoryscy, którzy opanowali ten
sejm, musieli je ukrywać przed nadzorującymi sytuację wewnętrzną
w Rzeczypospolitej sojusznikami: dyplomatami rosyjskimi - przed-
stawicielami Katarzyny II, której nie zależało na zbyt daleko idących
zmianach, mogących wzmocnić państwo polsko-litewskie. Stąd też
ważne zmiany ustrojowe starano się przemycać niejako między
wierszami niewinnie dla ucha rosyjskiego brzmiących postanowień.
Tak właśnie ukryto zasadę głosowania większością w sejmie w spra-
wach skarbowych, nazywając ją wotowaniem figura iudiciaria (spo-
sobem sądowym), czyli na wzór trybunału, który wyroki ferował
większością głosów.
Podobnie postanowienie o głosowaniu większością na sejmikach
deputackich i elekcjach na urzędy umieszczono w konstytucji
257
reorganizującej trybunały koronne. Postanowienie głosowania per
pluralitatem na sejmikach poselskich i wprowadzenie spisów szlachty
uprawnionej do głosowania umieszczono w konstytucji formalnie
dotyczącej tylko województwa bracławskiego, choć w zamyśle
autorów prawa miał to być wzorzec dla wszystkich sejmików
Rzeczypospolitej. Poza tym na sejmie konwokacyjnym w 1764
roku ograniczono liczbę posłów z Prus Królewskich do dwóch
z każdego powiatu, ujednolicono terminy sejmików halickich oraz
oświęcimskich i zatorskich z resztą sejmików poselskich Korony,
a także potwierdzono obyczaj odbywania sejmiku gospodarskiego
w dzień po deputackim.
Tak jak zawsze, tak i w czasach stanisławowskich, teoria i praktyka
życia politycznego lubiły chodzić różnymi drogami. Wprowadzenie
w 1764 roku reform nie znaczyło jeszcze, że zaczną one natychmiast
funkcjonować w praktyce. Przeciwnie - pierwsze dziesięciolecie pano-
wania ostatniego króla Rzeczypospolitej pełne było takich napięć,
kryzysów i walk wewnętrznych, że o autentycznej reformie w praktyce
życia samorządu szlacheckiego mówić jest bardzo trudno. Wertując
relacje sejmikowe z tego właśnie okresu, przede wszystkim z lat
1764-1768 (bowiem w latach konfederacji barskiej o normalnym
funkcjonowaniu sejmików nie było mowy), łatwo dojść do wniosku, iż
właśnie wtedy praktyka sejmikowania przechodziła największy kryzys.
W roku 1767 odbyć się miał kolejny sejm skonfederowany, sejmiki
poselskie odbywano również pod węzłem antykrólewskiej, antyrefor-
matorskiej i sterowanej przez ambasadora rosyjskiego, Mikołaja Re-
pnina, konfederacji radomskiej. Wbrew poprzednim uchwałom stały się
one widownią niesłychanych nadużyć, wynikających z bardzo skom-
plikowanej sytuacji politycznej, w której taktyka ambasady rosyjskiej
polegała na wygrywaniu antagonizmów w trójkącie: Stanisław August
- Czartoryscy - opozycja skonfederowana w Radomiu.
Sejmiki zwołano uniwersałem królewskim oraz osobnym manifes-
tem marszałka konfederacji radomskiej, Karola Radziwiłła „Panie
Kochanku", w sierpniu 1767 roku. Odbywały się pod dyktando
oficerów delegowanych przez Repnina, grożących przy próbach oporu
użyciem siły zbrojnej przeciw sejmikom. Atmosfera tych zjazdów, jako
żywo, przypomina lata wojny północnej i obrady sejmików pod saskimi
czy szwedzkimi bagnetami. O ile jednak na początku XVIII wieku
oprymowanie zgromadzeń siłą zbrojną zdarzało się na terenie paru
258
województw czy w jednej prowincji, o tyle w 1767 roku dyktat
ambasadorski objął cały kraj.
Dla zobrazowania praktyki sejmikowania w tych latach odwołamy
się do rękopiśmiennych relacji z sejmików sierpniowych przed sejmem
delegacyjnym 1767 roku.
Na niektórych zgromadzeniach polecenia Repnina nie napotykały
żadnego oporu, tak było np. na sejmiku województwa czernihowskiego,
odbytym 24 sierpnia we Włodzimierzu Wołyńskim.
Tak informował nieznanego adresata uczestnik tego sejmiku:
„Dnia wczorajszego stanęliśmy późno w noc we Włodzimierzu z jegomościa panem
Złotnickim podczaszym i Tyborowskim miecznikiem. Żądał tego jegomość pan pułkow-
nik Szyrkow abyśmy się z nim jak najprędzej widzieć mogli. Będąc u niego, pokazał nam
punkta do instrukcji księcia Repnina takie, jakieśmy od Pana mieli, przydał zaraz, że
najmniejszej litery odmienić nie dopuści. Przyłączył i to, że ma wyraźny rozkaz księcia
jegomości Repnina, aby nie dopuścić żadnych listów czytać, in speciali (szczególnie)
biskupa krakowskiego (Kajetan Sołtyk) i hetmana wielkiego koronnego (Jan Klemens
Branicki). [...] Dnia dzisiejszego zaś (24.08.1767), otworzywszy instrukcyją, jaśnie
wielmożnemu kasztelanowi czernihowskiemu (Józef Ludwik Podhorodeński), aby zasia-
dłszy nie bawił długo..."3.
O ile we Włodzimierzu Wołyńskim pułkownik Szyrkow nie miał
kłopotów ze szlachtą, to z relacji marszałka sejmiku chełmskiego
wynika, że delegowany przez Szyrkowa do Chełma, nie znany z nazwis-
ka major, z trudem radził sobie z ziemianami protestującymi przeciw
krępującym wolność zaleceniom Repnina.
„Także tu jaśnie wielmożny pisarz litewski (Józef Sosnowski), ichmościów panów
urzędników i szlachty, zastał dla siebie jakoś zajątrzone serca (z rozkazu Repnina miał być
posłem z Chełma - WK), że żadną miarą pozwalać na niego nie chcieli. Pół dnia
chodziłem koło tego i zabierałem głosy po kilkakrotnie ustępując. Żadną miarą, ale tylko
jeżeli nie ja, to kogo inszego ż jegomościa panem starostą drohobyckim chcieli obrać.
Tak widząc dnia pierwszego już ku nocy taką zaciętqść, zalimitowałem sejmik do
dnia drugiego, spodziewając się, że [...] pisarz litewski weźmie się do sposobu najpewniej-
szego, to jest na szlachtę powiatową rozrzucenia pieniędzy. I tak na dniu wczorajszym ad
vota przystąpiłem, ale że nic dać nie chciał szlachcie, bardzo mało miał votów a jegomość
pan major tutejszy szlachtę animował, aby poważali księcia Repnina instancyje. Żadną
miarą na to uważać nie chcieli z oświadczeniem, że i zginąć gotowi. Jam prosił, obligował
- nic wskórać nie mogłem. [...] Wieczorem pan major tutejszy, odebrawszy ordynans od
swego pułkownika, postawił warty w okolicy, odwachy dwa w mieście i opowiadał, że
nikogo nie wypuści, póki koniecznie jegomości pana Sosnowskiego nie obiorą..."4.
W Chełmie wybory wskazanych w instrukcjach Repnina posłów
odbywały się z oporem - trzeba było grozić i naciskać, ale szlachta nie
259
sprzeciwiała się zbyt zdecydowanie uroszczeniom opiekunów i or-
ganizatorów konfederacji radomskiej. Już jednak w niedalekim Łucku
doszło do czynnego oporu i w kościele błysnęły szable. Oto fragment
relacji sporządzonej dla Krzysztofa Olizara, starosty łojowskiego:
„W poniedziałek za powtórnym wniesieniem, aby jaśnie wielmożnego podczaszego
koronnego (Feliks Czacki) podać posłem, jegomość pan sędzia łucki dopominał się
o nominacyją. Gdy zasiadł jaśnie wielmożny marszałek, po zagajeniu i przeczytaniu
kandydatów, zaraz jegomość pan sędzia ziemski łucki począł prosić o głos [...], jegomość
pan kasztelaniec Stępkowski począł fomentować szlachtę, którzy pana majora od-
stępować poczęli a nareszcie pan sędzia ziemski, Maniecki podstoli wołyński i drugi
Maniecki, Potocki podwojewodzi, Jałowicki regent ziemski krzemieniecki porwali się do
szabli. Obskoczyli jegomości pana majora, przecie jak można salwowaliśmy go.
To jest najgorsze, że ci którzy nie przystąpili do konfederacji równie się implikowali
(mieszali) i wota dawać chcieli. Po uspokojonym tym hałasie jaśnie wielmożny marszałek
przeczytawszy pierwszy punkt instrukcyji, gdy widział do podobnego rozruchu aparen-
cyja (skłonność) - pożegnał. W tym żegnaniu kilku we drzwiach z szablami stanęli
odgrażając, że nie wypuścimy jaśnie wielmożnego marszałka i koło wielkiego ołtarza
także kilku dobyło szabel, lecz jaśnie wielmożny marszałek, gdy się ruszył z miejsca, ode
drzwi stojący umknęli się i marszałek spokojnie poszedł na obiad do siebie ze wszystkimi
dobrze rozumiejącymi..."5.
Wynika jasno z tych relacji, że warunki, w jakich odbywały się
skonfederowane sejmiki na Wołyniu i na Rusi, nic nie miały wspólnego
z reformami sejmowymi omówionymi powyżej - po prostu nie mogły
one wejść w życie.
Przenieśmy się teraz do Wielkopolski i zobaczmy, co działo się
w tym samym czasie na jednym z najważniejszych sejmików Rzeczypos-
politej, odbywającym się w Środzie. Nie tylko nie szanowano tam zasad
wypływających z ducha reformy sejmikowej, ale otwarcie pogwałcono
wszelkie utarte formy obradowania.
„W niedzielę w nocy, die 23 augusti (dnia 23 sierpnia), przyszedł jaśnie wielmożny
kasztelan gnieźnieński (Józef Starzenski) do jaśnie wielmożnego marszałka (podkomorzy
poznański Michał Skórzewski). Ten mu w głos odpowiedział przy wszystkich, że: - Ja nie
mam się z czym znosić, boja mam 12 posłów podanych i gotową instrukcyję, przeczytam
je i kończę.
- Na to wszyscy: - A po coć my tu na sejmik, kiedy nam ani instrukcyji układać nie
wolno, ani posłów obierać?
- Na to odpowiedź: - Chcecie bądźcie, chcecie jedźcie, ja choć tylko w pięć osób, to
swoje zrobię. - [...]
W poniedziałek ceremonie się zaczęły, przyjęty poseł jego królewskiej mości,
przeczytany uniwersał na sejmiki w kościele, po tym udaliśmy się do koła (na cmentarz
przy kolegiacie - WK), gdzie obejmującego jaśnie wielmożnego marszałka gospodarstwo,
260
wielmożny jegomość pan Kożuchowski (Franciszek) cześnik i konsyliarz konfederacyji
województwa kaliskiego, upraszał o czytanie uniwersału jaśnie oświeconego księcia
jegomości marszałka konfederacyji generalnej (Karol Radziwiłł „Panie Kochanku").
Na to jaśnie wielmożni ichmoście: Poniński (Adam) kuchmistrz, Gurowski (Włady-
sław) pisarz koronny, Raczyński (Kazimierz) czerwonogrodzki, Radoński (Michał?),
Dąbski (Ludwik? Stanisław?) starostowie odezwali się z kontradykcyją, że nie masz zgody
na to, bo my za dwoma uniwersałami sejmikować niepowinni. [...]
Nastąpiła ceremonia czytania listów na sejmiki, zaczyna się od czytania listu jaśnie
oświeconego księcia jegomości Repnina, pełnomocnego posła protegującej nas monar-
chini najjaśniejszej imperatorowej jejmości całej Rosji. Po przeczytanym tym liście
dopiero się jaśnie wielmożny marszałek pyta:
- Jestże zgoda waszmość panów na czytanie listu? (Chodziło tu o list biskupa
krakowskiego Kajetana Sołtyka, głównego obrońcy staroszlacheckiej wolności i wroga
Stanisława Augusta - WK).
Na to wszyscy wykrzyknęli: - Prosiemy, prosiemy...!
Podnoszą się już wzmiankowani ichmoście z kontradykcyją, a widząc oburzenie
wszystkich na siebie, olijem ogień zalewają, oświadczając, że:
- Jak waszmość panowie będziecie chcieli czytania listów, tedy jegomość pan generał
Apraksin (Piotr - generał major rosyjski) ma ordynans sprzeciwić się temu i z całą tu
komendą przybędzie obaczymy kto się oprze. -
Wszyscy mieli to za pogróżkę płonną, ani się tego spodziewali - w tym limitowali
sesyją nazajutrz.
We wtorek sesyja zaczęła się od proszenia o czytanie listów. Ciż ichmoście znów
kontradykują i kiedy nie mogą wszystkim wyperswadować, posyłają do jaśnie wielmoż-
nego grafa Apraksina, żeby przybywał z całą komendą. Przypadają Kozacy i dragonija,
na ostatku piechota z armatami, zapalają lonty, czyniąc co tylko do zastraszenia mogli,
przytomnych (obecnych) ostatnia rozpacz bierze. [...]
Tandem (wreszcie) w piątek Moskwa koło sejmikujących obtoczyła, strzelbę publicz-
nie nabijała, armaty na koło sejmikujące wyrychtowała. Na końcu marszałek kon-
federacji (Michał Skórzewski) widząc, że się nie dała ustraszyć szlachta, nie mianując
posłów, ani instrukcji czytawszy wychodził z koła z swemi przyjacioły. Któremu, gdy
obywatele od wrót i drzwi cmentarza zastąpili, tedy przez mur cmentarza przechodzić
chciał, wołając, że żegna i posłów nominuje. Szlachta go tedy nie puszczała, aby wychodził
i lazł przez mur a Moskwa rozpychając szlachtę do góry go windowała.
I tak sejmik zakończył się bez nominacji w kole i bez ułożenia instrukcji. Potem
instrukcyja i laudum prywatnie są złożone..."6.
Tak zakończył się ostatni średzki sejmik w dawnym kształcie,
bowiem decyzją sejmu dełegacyjnego z przełomu lat 1767/1768 - w mar-
cu 1768 roku utworzono nowe województwo gnieźnieńskie z powiatów
gnieźnieńskiego i kcyńskiego województwa kaliskiego. Sejmik przedsej-
mowy, już teraz trzech województw wielkopolskich: poznańskiego,
kaliskiego i gnieźnieńskiego, przeniesiono do Poznania, a w Środzie
odbywać się miały tylko wybory deputatów.
261
Uchwały sejmu delegacyjnego nie ograniczały się do zmian w Wiel-
kopolsce. Uchwalona w drugiej fazie obrad tego sejmu konstytucja pt.
Porządek sejmikowania wprowadziła przepisy obowiązujące na terenie
całej Rzeczypospolitej. Ustalono wreszcie zasadę większości głosów na
wszystkich zgromadzeniach sejmikowych - większością wybierać też
miano marszałków i asesorów, posłów, deputatów i elekcyjnych urzęd-
ników ziemskich. Większością głosów miano też uchwalać instrukcje
sejmikowe i lauda.
Zakazano sejmikom podejmowania uchwał podatkowych, czyli
zlikwidowano podatki ziemskie, które wpływały do skarbu samo-
rządowego w województwie. Prawa wyborcze ograniczono cenzusem
wieku - czynne od 18 roku życia, bierne od lat 23 i to tylko do
szlachty-posesjonatów, a więc tych, którzy wykazać się mogli posiada-
niem własności nieruchomej.
Nie udało się natomiast usunąć ze zgromadzeń szlachty-gołoty, która
mogła uczestniczyć po uznaniu przez sejmik za „dawnych familiantów",
a więc niejako byłych obywateli ziemskich, którzy choć utracili posesję, nie
utracili praw. Sprawa ta nabrała nowego znaczenia wobec wprowadzenia
zasady głosowania większością i żmudnego „kreskowania". Stronnictwo
liczniej na zjeździe reprezentowane miało zapewnione zwycięstwo,
a opozycja nie mogła zerwać obrad. Stąd w latach osiemdziesiątych
powrócono do praktyki zwożenia na ważne sejmiki ubogiej szlachty, której
jedynym zadaniem było zapewnienie kresek kandydatowi popieranemu
przez organizatorów takiej wyborczej „wycieczki".
Tak ostatecznie wyglądała reforma sejmikowania z początków
panowania Stanisława Augusta. Pierwsze dziesięciolecie jego rządów
tak zdominowane było przez walki - najpierw polityczne, a potem
zbrojne - że nie było szans na wprowadzenie w życie pozytywnych
pomysłów naprawy rozregulowanych od dawna mechanizmów życia
sejmikowego. Dopiero lata pacyfikacji po pierwszym rozbiorze - sej-
miki przed sejmami skonfederowanymi, a przede wszystkim wolnymi
drugiej połowy lat osiemdziesiątych - przyniosły powolną ewolucję
ku porządkowi i powrót sejmików do zadań zgodnych z ich prze-
znaczeniem. Ostatecznie pozbawione resztek uprawnień w sferze
podatkowej, co automatycznie osłabiało znaczenie samorządu, w dobie
odrodzenia sejmu - mogły sejmiki zrezygnować z rozwiązywania
problemów, które niegdyś spadły na ich barki wraz z upadkiem
staropolskiego parlamentu.
262
Przed Sejmem Czteroletnim sejmiki pełne były oczywiście nadużyć
i ekscesów, całymi arkuszami można by cytować ich źródłowe opisy,
jednak sejmikowy środek ciężkości wyraźnie przeniósł się teraz na
wybory - przede wszystkim sejmowe. Zwykłym zaś obrazkiem stawało
się głosowanie, które ówcześni nazywali wotowaniem, kreskowaniem
lub najczęściej „turnusem" - od kolejnego oddawania głosów na
projekt lub kandydata.
Porządek sejmikowania, zatwierdzony w 1768 roku, z niewielkimi
zmianami dotrwał do czasów Sejmu Czteroletniego i dzięki niemu
właśnie ukształtowały się te obyczaje i odruchy, które po dwudziestu
latach umożliwiły dalszą reformę systemu. Paradoksem niewątpliwie
stało się to, że sejm delegacyjny, jeden z najgorzej zapisanych w naszej
historii - zdominowany przez rosyjski dyktat, naznaczony aktami
brutalności, z których najgłośniejsze było porwanie i wywiezienie
opozycyjnych wobec Repnina senatorów - stworzył warunki pozwala-
jące później reformować szlacheckie życie sejmikowe.
Istotne przemiany nastąpiły natomiast w „geografii" sejmików.
Spowodowały je zmiany terytorialne, które przyniósł pierwszy rozbiór.
Tak więc już w 1773 roku nie odbywały się sejmiki przed „sejmem
Ponińskiego", te które zebrać się miały na terenach zajętych przez
zaborców. Poseł rosyjski Otto Magnus Stackelberg sprzeciwił się też
odbywaniu sejmików egzulanckich - na wzór zgromadzeń szlacheckich
z ziem odpadłych po traktacie Grzymułtowskiego w 1686 roku.
W wyniku sporów przed sejmem 1776 roku obrano posłów z zakor-
donowanych Inflant, nie pojawili się natomiast w izbie posłowie
z sejmików: generalnego pruskiego - zabór pruski, witebskiego i mścis-
ławskiego - zabór rosyjski, oraz bełskiego, halickiego, zatorskiego
i wiszeńskiego - zabór austriacki. Sejmiki tych województw, których
tylko część dostała się pod obce panowanie, odbywały się normalnie
- dotyczyło to zjazdów: połockiego (w Uszaczu), sandomierskiego,
krakowskiego i kujawskiego.
Kampania sejmikowa przed tym sejmem zapisała się zresztą w pa-
mięci bardzo szczególnie. Powszechnie wtedy uważano, że opresja
wojskowa była jeszcze brutalniejsza niż w 1767 roku. Na niektórych
zjazdach doszło do otwartej interwencji wojsk rosyjskich, zwalczają-
cych antykrólewską opozycję. Szeroko kolportowano opisy starć
z użyciem broni palnej na sejmiku w Ciechanowie, gdzie wśród
sejmikującej szlachty były ofiary śmiertelne.
263
Sejm 1776 roku prawie się sprawami sejmików nie zajmował.
Uchwalono tylko konstytucję, na mocy której przeniesiono na powrót
z Poznania do Środy wspólny sejmik poselski dla trzech województw
wielkopolskich.
Tak jak i w wielu innych sprawach, tak i w sprawie reformy
sejmikowania, posłowie na Sejm Czteroletni długo nie mogli dojść do
porozumienia. Obradując od jesieni 1788 roku, prawo o sejmikach
uchwalili dopiero 24 marca 1791 roku. Streścimy pokrótce najważniej-
sze postanowienia tej konstytucji.
Ustalono stałe miejsca i czas obradowania zgromadzeń powiato-
wych. Sejmiki poselskie odbywać się miały co dwa lata, w dniu 18
sierpnia, gospodarskie i deputackie rokrocznie 14 lutego, sejmiki
relacyjne w ciągu dwóch miesięcy po sejmie. Zjazdy elekcyjne na urzędy
ziemskie odbywać miano tak jak dotychczas - wedle potrzeby.
Ustalono sztywne ramy czasowe obrad - od godziny 9 rano do 3 po
południu. Skrócenie lub wydłużenie czasu obrad wymagało jednomyśl-
nej zgody obecnych.
Od udziału w sejmikach wyłączono, co zresztą przyszło nie bez
trudu: nieposesjonatów, a więc gołotę i szlachecką służbę magnacką,
szlachtę zależną od właścicieli ziemskich, np. tzw. ordynacką, czyli
trzymającą ziemię w zamian za obowiązek służby na rzecz właściciela
ordynacji. Wyłączono też dzierżawców trzymających dobra w dzier-
żawie terminowej, a zastawników (tzn. dzierżących dobra w zastaw za
pożyczoną gotówkę) i dzierżawców dożywotnich dopuszczono pod
warunkiem płacenia co najmniej 100 złotych podatku dziesiątego
grosza, tzn. 3 grosze od każdej złotówki dochodu (staropolska złotów-
ka liczyła tylko 30 groszy). Tak jak poprzednio - wyłączeni byli skazani
lub uwikłani w procesy i nieletni poniżej 18 roku. Wybieralność na
funkcje i urzędy ograniczona była do osób, które ukończyły 23 lata
i płaciły podatki z dóbr ziemskich, a więc były posesjonatami.
Wprowadzono też bardzo skomplikowane przepisy proceduralne,
które zakładały tworzenie przez urzędników na początku obrad sej-
miku tzw. koła porządkowego, potem następowały wybory marszałka
i asesorów oraz procedura zgłaszania kandydatów, a potem dopiero
wybory spośród nich.
Procedura wyborcza dopuszczała aklamację. W wypadku braku
oczywistej jednomyślności wszystkich obecnych, obowiązkowe były
wybory tajne przy użyciu gałek oraz „naczynia elekcyjnego", czyli urny
264
wyborczej - bardzo wymyślnej, podzielonej na dwie komory, malowanej
na dwa kolory i wymagającej od głosujących wprawy i zręczności. Nie
wchodząc w szczegóły dość skomplikowanego systemu tajnego głosowa-
nia, przy użyciu urny i gałek, uznać trzeba, że był on zbyt wymyślny i, jak
się jeszcze dowiemy z relacji, w praktyce sprawdzał się nie najlepiej.
Największą może osobliwością tego systemu było to, że przy tajnych
głosowaniach niezbędne było „dziecię", jemu to prawodawcy - z całą
powagą i w stylu epoki - powierzali funkcję osoby losującej kolejność
kandydatów, na których miano głosować gałkami. Podobnie przez
losowanie wybierać miano marszałka i asesorów i tu również rolę
narzędzia losu odgrywało „dziecię".
Po wyborach posłów i funkcjonariuszy samorządowych następować
miały, według nowego prawa, obrady nad treścią instrukcji, zaś
głosowanie nad przedstawionymi projektami odbywać miano jawnie.
Spośród innych przepisów szczególnie ważny wydaje się ten, który
zabraniał nakładania przez sejmiki jakichkolwiek podatków i opłat na
ziemian, co zresztą nie wykluczało zbierania dobrowolnych składek.
Powtórzenie tego zakazu świadczyło o utrzymaniu się antysamorządo-
wego kursu ustawodawstwa w tym zakresie, co było oczywiście zgodne
z ideałami epoki, a na pewno było reakcją na decentralizację władzy
w czasach saskich.
Nowe przepisy procedury wyborczej zabezpieczały przed naduży-
ciami opisywanymi wyżej. Prawodawcy starali się z góry wykluczyć
wszelkie możliwe zakłócenia i nieporządki. Niewątpliwie najważniej-
szym osiągnięciem tej reformy było usunięcie goło ty i szlachty zależnej,
a największą wadą - wprowadzenie zbyt skomplikowanych procedur
wyborczych.
Drugą, być może ważniejszą, zmianą w życiu sejmikowym schyłku
Rzeczypospolitej było wprowadzenie nowej „geografii" obrad. Mimo
że reforma ta nie zdążyła utrwalić się w praktyce - sejmiki w nowym
układzie i wedlej nowej procedury odbyły się tylko raz, w lutym 1792
roku - to jej kształt wskazuje wyraźnie na tendencje i drogi, którymi
rozwijać się miało zmodernizowane życie sejmikowe Rzeczypospolitej
rządzonej przez „oświeconych".
Prawo, uchwalone również w 1791 roku, pt. Rozkład województw, ziem i powiatów
z oznaczeniem miast a w nich miejsc konstytucyjnych dla sejmików w prowincjach
koronnych i Wielkiego Księstwa Litewskiego, wprowadziło następującą „geografię"
obierania posłów:
265
I. Małopolska
1. Województwo krakowskie:
a) powiat krakowski i księstwo siewierskie w Krakowie w kościele pw. Św. Anny
b) powiat proszowski w Proszowicach w kościele famym
c) powiat księski w Żarnowcu w kościele farnym
d) powiat lelowski w Starej Częstochowie w kościele farnym
2. Województwo sandomierskie:
a) powiat sandomierski w Opatowie w kolegiacie
b) powiat radomski i ziemia stężycka w Radomiu w kościele farnym
c) powiaty wiślicki i pilzneński w Stopnicy w kościele farnym
d) powiaty opoczyński i Chęciński w Opocznie w kościele farnym
3. Województwo kijowskie:
a) powiat kijowski w Pawołoczy w kościele farnym
b) powiat żytomierski w Żytomierzu w kościele farnym
c) powiat owrucki w Owruczu w kościele bazyliańskim
d) powiat naddnieprski w Bohusławiu w kościele farnym
4. Ziemia chehnska z powiatem krasnostawskim: - w Chełmie w kościele pijarskim
5. Województwo wołyńskie:
a) powiat łucki w Łucku w kościele katedralnym
b) powiat krzemieniecki w Krzemieńcu w kościele franciszkańskim
c) powiat włodzimiersko-czernihowski - sejmik m.in. dla potomków „egzulów" z Czer-
nihowszczyzny - we Włodzimierzu w katedrze grekokatolickiej
d) powiat włodzimiersko-nowogrodzki - sejmik m.in. dla potomków „egzulów" z powia-
tu nowogrodzkiego - w Rafałówce w kościele farnym
e) powiat horyński w Równem w kościele farnym
f) powiat nadsłucki w Krasiłowie w kościele farnym
6. Województwo podolskie:
a) powiat kamieniecki w Dunajowcach w kościele farnym
b) powiat czerwonogrodzki w Grodku w kościele farnym
c) powiat latyczowski w Latyczowie w kościele dominikańskim
d) powiat rowski w Barze w kościele bazyliańskim
7. Województwo lubelskie:
a) ziemia lubelska w Lublinie w kościele dominikańskim
b) ziemia łukowska w Łukowie w kościele bernardyńskim
c) powiat urzędowski w Urzędowie w kościele farnym
8. Województwo bełskie:
- sejmik dla resztki województwa reaktywowano w Dubience w kościele farnym,
prawo udziału mieli obywatele ziemi chełmskiej i województwa wołyńskiego
9. Województwo podlaskie:
a) ziemia drohicka w Drohiczynie w kościele farnym
266
b) ziemia mielnicka w Mielniku w kościele zamkowym
c) ziemia bielska w Brańsku w kościele farnym
10. Województwo bracławskie:
a) powiat braclawski w Bracławiu w kościele farnym
b) powiat winnicki w Winnicy w kościele dominikańskim
c) powiat zwinogrodzki w Zwinogrodce w cerkwi parafialnej
d) powiat nadbohski w Granowie w kościele farnym
11. Wielkie Księstwo Litewskie
1. Województwo wileńskie:
a) powiat wileński w Wilnie na zamku
b) powiat oszmiański w Oszmianie na zamku
c) powiat zawilejski w Postawach w kościele
d) powiat lidzki w Lidzie w kościele
e) powiat ejszyski w Ejszyszkach w kościele
f) powiat wiłkomierski w Wiłkomierzu w „zamkowym budynku"
g) powiat braslawski w Brasławiu na zamku
2. Województwo trockie:
a) powiat trocki w Trokach na zamku
b) powiat merecki w Mereczu w kościele parafialnym
c) powiat grodzieński w Grodnie w kościele pojezuickim
d) powiat kowieński w Kownie w kościele parafialnym
e) powiat preński w Prenach w kościele parafialnym
f) powiat upicki w Poniewieżu w kościele pijarskim
3. Księstwo żmudzkie:
a) powiat rosieński w Rosieniach w kościele pijarskim
b) powiat szawelski w Szawlach w kościele parafialnym
c) powiat telszewski w Telszach w kościele bernardyńskim
4. Województwo smoleńskie i powiat starodubowski: sejmiki egzulanckie
- egzulanci smoleńscy w Olicie w kościele parafialnym
- egzulanci starodubowscy w Żyżmorach w kościele parafialnym
5. Województwo połockie (część pozostała po I rozbiorze przy Rzeczypospolitej):
- w Czasznikach w kościele dominikańskim (poprzednio po 1773 roku w Uszaczu)
6. Województwo nowogródzkie:
a) powiat nowogródzki w Nowogródku na zamku
b) powiat słucki w Słucku w kościele parafialnym
c) powiat słonimski w Słonimiu w kościele bernardyńskim
d) powiat wołkowyski w Wołkowysku w kościele pojezuickim
7. Województwo witebskie (sejmiki egzulanckie):
a) powiat witebski w Czerei w kościele parafialnym
b) powiat orszański w Chłopieniczach w izbie sądowej
267
8. Województwo brzeskolitewskie:
a) powiat brzeski w Brześciu Litewskim w kościele pojezuickim
b) powiat kobryński w Kobryniu w kościele parafialnym
c) powiat piński w Pińsku w kościele parafialnym
d) powiat pińsko-zarzeczny w Płotnicy w kościele parafialnym
9. Województwo mińskie:
a) powiat miński w Mińsku w kościele pojezuickim
b) powiat mozyrski w Mozyrzu na zamku
c) powiat rzeczycki w Bobrujsku w kościele pojezuickim
10. Księstwo inflanckie (sejmiki egzulanckie):
a) szlachta inflancka i kurlandzka w Iłhikszcie w budynku sejmikowym
b) powiat piltyński w Hasenpot w kościele parafialnym
III. Wielkopolska
1. Województwo poznańskie:
a) powiat poznański w Poznaniu w kościele pojezuickim
b) powiat kościański w Kościanie w kościele famym
c) powiat międzyrzecki w Międzyrzeczu w kościele famym
d) ziemia wschowska we Wschowie w kościele famym
2. Województwo kaliskie:
a) powiat kaliski w Kaliszu w kościele kanoników regularnych
b) powiat koniński w Koninie w kościele farnym
c) powiat pyzdrski w Pyzdrach w kościele farnym
d) powiat średzki w Środzie w kościele farnym
3. Województwo gnieźnieńskie:
a) powiat gnieźnieński w Gnieźnie w kościele famym
b) powiat kcyński w Wągrowcu w kościele famym
4. Województwo sieradzkie:
a) powiaty sieradzki i szadkowski w Szadku w kościele famym
b) powiaty piotrkowski i radomszczański w Piotrkowie w kościele famym
c) ziemia wieluńska z powiatem ostrzeszowskim w Wieluniu w kościele famym
5. Województwo łęczyckie:
a) powiaty łęczycki i orłowski w Łęczycy w kościele famym
b) powiaty inowłodzki i brzeziński w Brzezinach w kościele farnym
6. Województwo brzeskokujawskie:
- w Brześciu Kujawskim w kościele famym
7. Województwo inowrocławskie:
- w Radziejowie w kościele famym
8. Ziemia dobrzyńska."
- w Lipnie w kościele parafialnym
268
9. Województwo płockie:
a) powiaty płocki, bielski, sierpecki w Bielsku w kościele parafialnym
b) powiaty raciąski i płoński w Raciążu w kościele parafialnym
c) powiaty szreński, niedzborski, mławski w Mławie w kościele pw. Św. Trójcy
10. Województwo mazowieckie:
a) ziemie czerska w Czersku w kościele parafialnym (14 lutego 1792 roku sejmik
obradował w Górze Kalwarii)
b) ziemia warszawska w Warszawie w kościele bernardyńskim na Krakowskim
Przedmieściu
c) ziemia wiska w Wiźnie w kościele parafialnym
d) ziemia wyszogrodzka w Wyszogrodzie w kościele bożogrobców
e) ziemia zakroczymska w Zakroczymiu w kościele farnym
f) ziemia ciechanowska w Ciechanowie w kościele farnym
g) ziemia łomżyńska w Łomży w kościele pw. Św. Michała
h) ziemia różańska w Różanie w kościele parafialnym
i) ziemia liwska w Liwie w kościele parafialnym
j) ziemia nurska w Ostrowi w kościele parafialnym
11. Województwo rawskie:
a) ziemia rawska w Rawie w kościele pojezuickim
b) ziemia sochaczewska w Sochaczewie w kościele dominikańskim
c) ziemia gostyńska w Gąbinie w kościele farnym.
Według takiego układu odbywać się miały sejmiki w zreformowanej
Rzeczypospolitej, w której obowiązywała już ustawa z 3 maja 1791
roku. W praktyce szlachta zebrała się w nowych miejscach tylko raz 14
lutego 1792 roku. Obrady wyglądały różnie, dochodziło do nieporozu-
mień, ziemianie, szczególnie licznie przybywający na sejmiki mazowiec-
kie, sarkali na system głosowania, który przedłużał obrady. Na
Podlasiu na przykład sejmiki rozpoczęte 14 lutego, kończyły się
w marcu - sejmik ziemi bielskiej skończył się 2 marca, ziemi drohickiej
dopiero 10 marca, a więc prawie po miesiącu.
Lepiej z nowymi procedurami radzono sobie na mniej tłumnych
zgromadzeniach wielkopolskich - w Piotrkowie skończono obrady już
17 lutego, w Wieluniu 19 lutego, a w Sieradzu 27 lutego. Zaskoczeni
katastrofą drugiego rozbioru urzędnicy ziemscy nie zdążyli nabrać
wprawy i opanować nowego sposobu obrad i wyborów. Sądzić można,
że z czasem uległby on uproszczeniu i zracjonalizowaniu, przynajmniej
w części dotyczącej tajnego głosowania.
Obradujący w Grodnie ostatni sejm Rzeczypospolitej rozpoczął obrady
17 czerwca 1793 roku i miał zatwierdzić przede wszystkim drugi rozbiór.
Wobec znacznego okrojenia terytorium Rzeczypospolitej zmodyfikowano
269
na nim „geografię" sejmikowania. Podzielono terytorium pozostałe po
drugim rozbiorze na 18 województw (10 koronnych i 8 litewskich), a każde
z nich na 3 ziemie. W województwie istnieć miał jeden sejmik obierający po
dwóch posłów z każdej ziemi (razem 6 z województwa). Na Mazowszu,
Podlasiu i Litwie pozostawiono odrębne sejmiki dla każdej ziemi. W ten
sposób izba poselska, według ustaw grodzieńskich, składać się miała ze 108
posłów: 60 z Korony i 48 z Litwy. Ten schemat sejmikowania pozostał na
papierze. Insurekcja i trzeci rozbiór nadeszły tak prędko, że odbyto na
początku 1794 roku tylko sejmiki wyborcze deputatów i komisarzy
cywilno-wojskowych. Były to ostatnie sejmiki Rzeczpospolitej.
Koniec Rzeczypospolitej był też ostatecznym kresem staropolskiego
systemu reprezentacyjnego i samorządowego, a więc też kresem sej-
mików takich, jakie staraliśmy się tu opisywać. Nie był to jednak koniec
funkcjonowania samej nazwy, którą po utracie niepodległości często
określano różne formy wyborczych i samorządowych instytucji pod
zaborami. Tak więc w pewnym sensie sejmiki przeżyły Rzeczypospolitą,
której służyły jako jedna z najbardziej charakterystycznych instytucji.
Krótkie omówienie najciekawszych zgromadzeń, działających pod
nazwą sejmików w XIX wieku, przedstawimy w ostatnim rozdziale tej
książki.
1 Stanisław Kotlarski, O skutecznym rad sposobie albo o utrzymywaniu ordynaryjnych
sejmów. Część czwarta i ostatnia, Druk anastatyczny, Warszawa 1923, s. 275 i n.
2 M. Matuszewicz, Diariusz..., t. II, s. 439.
3 Rps B. Oss. 714.
4 Ibidem.
5 Ibidem.
6 Ibidem.
III. SEJMIKI PO UTRACIE NIEPODLEGŁOŚCI
Krótkie omówienie instytucji samorządowych i wyborczych, które
w XIX wieku nawiązywały do tradycji sejmikowania z czasów Rzeczy-
pospolitej, rozpoczniemy, nieco wbrew chronologii, od ustroju Księst-
wa Warszawskiego. Należałoby zacząć od charakterystyki sytuacji
w zaborze rosyjskim po powstaniu kościuszkowskim - tam bowiem,
szczególnie w dawnym Wielkim Księstwie Litewskim, zachowało się
najwięcej z dawnego ustroju szlacheckiej wolności - jednak rzecz tę
pozostawiamy chwilowo na boku.
Podstawowe zasady systemu ustrojowego Księstwa Warszawskiego
przejęte zostały oczywiście z Francji, która w tej epoce służyła wzorem
wielu organizmom państwowym pozostającym w orbicie wpływów
napoleońskich. Nadana przez cesarza Francuzów konstytucja Księstwa
przewidywała dwa rodzaje zgromadzeń wybierających posłów do
sejmu: sejmiki i zgromadzenia gminne. W odniesieniu do tych pierw-
szych stwierdzić trzeba, że najmocniej nawiązano tu do żywej jeszcze
tradycji z czasów Rzeczypospolitej szlacheckiej.
Namiastka państwowości polskiej, powstała po traktacie w Tylży,
podzielona została na departamenty, a te składały się z powiatów.
W każdym z nich szlachta osiadła i posiadająca prawa polityczne
wybierała na sejmiku jednego posła sejmowego. O prawie udziału
w sejmiku decydował podwójny cenzus: tradycyjny cenzus urodzenia
i nowoczesny - posiadania. Uczestniczyć w sejmiku powiatowym
Księstwa mogli tylko ci spośród szlachty, którzy zostali umieszczeni
przez prefekta departamentu na liście sejmikowej na podstawie ksiąg
obywatelskich. Znaleźć się na niej mogli jedynie: właściciele dóbr
ziemskich - szlachta, ich dorośli synowie oraz trzymający majątki
prawem zastawu. Posiadanie jednak takich dóbr przez osoby po-
chodzenia nieszlacheckiego nie uprawniało do uczestniczenia w sej-
mikach powiatowych.
271
To nawiązywanie do ustawodawstwa Sejmu Czteroletniego i wpro-
wadzenie w życie nowoczesnej zasady, że urodzenie, co prawda, czyni
szlachcicem, lecz dopiero posiadanie czyni obywatelem, wyeliminowało
z udziału w sejmikach Księstwa Warszawskiego znaczną liczbę szlach-
ty-nieposesjonatów. Posesjonaci zjeżdżali się na sejmiki, których liczbę
ustalono w 1808 roku na 60. Po przyłączeniu części zaboru austriac-
kiego, tzw. Nowej Galicji, liczba powiatów i sejmików wzrosła do 100.
Zupełną nowością były, wprowadzone konstytucją napoleońską,
zgromadzenia wyborcze dla obywateli Księstwa- nieszlachty. Nazywa-
no je zgromadzeniami gminnymi i uczestniczyć w nich mogli właściciele
nieruchomości lub przedsiębiorstw o wartości co najmniej 10 tysięcy
złotych. Do udziału w zgromadzeniach gminnych na pełnych prawach
dopuszczano także: duchownych różnych wyznań chrześcijańskich,
artystów i uczonych, kupców i specjalistów różnych dziedzin, np. z tzw.
wolnych zawodów. Przewidywano też udział emerytowanych żołnierzy
i podoficerów oraz żołnierzy i podoficerów w służbie czynnej - posiada-
czy odznaczeń. Zarówno w sejmikach, jak i w zgromadzeniach gmin-
nych brali udział oficerowie, z tym jednak zastrzeżeniem, że zabroniono
im głosowania tam, gdzie pełnili służbę czynną.
O uprawnieniach do udziału w zgromadzeniach gminnych de-
cydowały władze miejskie - magistraty, które układały listy upra-
wnionych, kontrolowane następnie i zatwierdzane przez władze ska-
rbowe i państwowe.
Każde gminne zgromadzenie wybierało jednego deputowanego,
a minimalna liczba uczestników upoważniająca do rozpoczęcia wybo-
rów miała wynosić 600 osób - warunku tego jednak nie przestrzegano.
W dużych miastach, takich jak Warszawa, gdzie obradowało 8 dziel-
nicowych zgromadzeń, liczyły one i po kilka tysięcy uprawnionych, zaś
w małych miastach bywały zgromadzenia liczące mniej niż 600 upraw-
nionych, jednak i one wybierały deputowanych.
W 1808 roku obradowało w Księstwie Warszawskim 40 zgroma-
dzeń gminnych, a w 1810 liczba ich zwiększyła się o 24 zgromadzenia
z terenów Galicji i tyluż tamtejszych deputowanych zasiadło w sejmie.
Tak więc sejm Księstwa, w czasie gdy terytorium państwa było
największe, liczył 100 posłów szlacheckich i 64 deputowanych.
Zarówno sejmiki, jak i zgromadzenia gminne zwoływał uniwer-
sałami król saski, będący jednocześnie księciem warszawskim. Pod-
pisane przez ministra spraw wewnętrznych uniwersały rozsyłano do
272
prefektów departamentów, którzy mieli je publikować co najmniej
na 15 dni przed terminem zgromadzeń wyborczych. Od roku 1812
prawo wydawania uniwersałów uzyskała Rada Ministrów Księstwa,
czyli jego rząd.
Na sejmikach powiatowych, oprócz posłów, obierano także kan-
dydatów do rad departamentowych i powiatowych oraz kandydatów
na sędziów pokoju. Dowodem obioru posła było wręczane mu po
zakończeniu obrad laudum sejmikowe. Zgromadzenia gminne wybiera-
ły najpierw deputowanych do sejmu, a potem kadydatów do rad
municypalnych, czyli miejskich, tam gdzie owe rady zostały powołane.
W trakcie obrad sejmików i zgromadzeń zabronione były wszelkie
„roztrząsania". Ograniczać się miano do wyborów i spraw objętych
uniwersałem królewskim. Za przebieg obrad odpowiedzialny był,
mianowany przez króla saskiego, na sejmiku - marszałek i na zgroma-
dzeniu gminnym - przewodniczący. Sejmik odbyć się musiał w ciągu
trzech dni, a zgromadzenie, jako liczniejsze, obradować mogło przez dni
sześć. Posiedzenia obu ciał były zamknięte dla publiczności. Nie można
ich było oczywiście zerwać, obowiązywało bezwzględnie głosowanie
i decydowała większość. Jedyną instytucją mogącą unieważnić obrady,
a więc i wybory, był senat Księstwa Warszawskiego.
W porównianiu z postanowieniami Sejmu Czteroletniego system
wyborczy Księstwa był ogromnym krokiem naprzód, dopuszczał do
wyborów i do sejmu mieszczan, a nawet zamożnych chłopów, uczest-
niczących i wybieranych - przynajmniej w teorii - na zgromadzeniach
gminnych. W praktyce nad wyborami ciążyła tradycja sejmu szlachec-
kiego i takich sejmików. Liczba plebejuszów w sejmie Księstwa była
niewielka - pamiętać jednak należy, że państwo to funkcjonowało
krótko, a wybory odbyto tylko parokrotnie w przedziale lat 1808 i 1812.
Stosunkowo niewielkie zmiany w organizacji systemu wyborczego
wprowadziła - nadana przez cesarza i króla polskiego Aleksandra I
w 1815 roku - Konstytucja Królestwa Polskiego i rozwijający jej
postanowienia Statut Organiczny. Znaczącą zmianą było tylko ode-
branie praw wyborczych wojskowym, a przyznanie ich nauczycielom
i profesorom szkół i uczelni.
Tak jak za czasów Księstwa, tak i w Królestwie Polskim przed
obradami sejmu nowej kadencji odbywano sejmiki i zgromadzenia
gminne. Utrzymała się przewaga ziemian w sejmie, bowiem sejmików,
a więc i posłów, było po 1815 roku aż 77, a zgromadzeń gminnych
273
tylko 51. Przewagę szlachty zwiększało jeszcze częste obieranie osób
pochodzenia szlacheckiego deputowanymi na zgromadzeniach gmin-
nych, czego prawo nie zabraniało. Podobną przewagę mieli członkowie
stanu szlacheckiego w radach wojewódzkich, które powstały w miejsce
rad departamentalnych.
Różnicę pomiędzy posłem obieranym przez szlachtę na sejmiku
a deputowanym wybieranym głównie przez mieszczan na zgromadze-
niu gminnym uważano - wedle określenia senatora-wojewody Królest-
wa Polskiego, Antoniego Ostrowskiego - za „nic nie znaczącą i chyba
tylko ostatnią dla klejnotu szlacheckiego koncesyję".
Jak dalece zmieniła się praktyka życia publicznego w tej dobie, niech
zaświadczy fakt, iż w latach dwudziestych XIX wieku w Warszawie
jednym z przewodniczących zgromadzeń gminnych bywał duchowny
ewangelicko-reformowany (kałwinista), pastor Karol Diehl. A więc nie
tylko plebejusz, ale i dysydent - ewangelik występował w roli od-
powiadającej funkcji marszałka sejmikowego. Była to rzecz jeszcze
kilkadziesiąt lat temu nie do pomyślenia, a w tej epoce, zbierającej
owoce myśli i edukacji oświeceniowej, nie budziła już emocji ani nawet
niczyjego zdziwienia.
Czasy Królestwa Polskiego to lata, w których nie tylko nazwa
„sejmik" była już tylko szacownym echem przedrozbiorowej Rzeczypo-
spolitej, ale i samo słowo „szlachic", tak z instytucją sejmiku związane,
zaczęło tracić ostrość znaczeniową. Ostatecznie przestaną one funkc-
jonować w starym znaczeniu w epoce po Powstaniu Listopadowym,
kiedy to na ziemiach zaboru rosyjskiego skończyła się epoka szlachec-
kiego samorządu: zlikwidowano sejm, sejmiki i zgromadzenia gminne.
Przez parę jeszcze lat istniały sejmiki szlacheckie w tzw. zachodnich
guberniach Cesarstwa Rosyjskiego, tzn. na ziemiach dawnego Wiel-
kiego Księstwa Litewskiego i Ukrainy. System sejmikowy na tych
ziemiach reaktywowano wcześniej i na innych nieco zasadach niż
w zachodniej, koronnej części dawnej Rzeczypospolitej. Po trzecim
rozbiorze najmniejsze zmiany w sytuacji szlachty nastąpiły w zaborze
rosyjskim. Katarzyna II zezwoliła na przykład na zachowanie sądow-
nictwa ziemskiego, z prawem obioru przez szlachtę sędziów i pisarzy,
a więc utrzymano tu namiastkę sejmików elekcyjnych.
Wkrótce po wstąpieniu na tron Pawła I przywrócono w zaborze
rosyjskim cały system szlacheckiego samorządu wraz z sejmikami.
W sądownictwie, zorganizowanym według dawnych wzorów, obowią-
274
zywalo też prawo litewskie, tak jak za czasów Wielkiego Księstwa.
Wprowadzono jedynie dwustopniową apelację - na miejsce odwołania
do trybunału litewskiego zwracać się można było do sądów gubernial-
nych, a potem do Petersburga. Nic dziwnego, że w ówczesnych ocenach
zabór rosyjski i panujące w nim rządy uważano za najmniej przykre, zaś
największą nienawiścią darzono biurokratyczne rządy austriackie
w Galicji, które całkowicie zlikwidowały szlachecki samorząd.
W zaborze pruskim sejmiki, jako część systemu reprezentacyjnego,
pojawiły się po kongresie wiedeńskim w dobie Wielkiego Księstwa
Poznańskiego. W latach 1823-1824 powołano tu do życia sejm stano-
wy, złożony z przedstawicieli szlachty, mieszczan i bogatych chłopów.
W sejmie tym Polacy przeważali wśród reprezentantów ziemiaństwa,
mieszczanie i chłopi byli to zwykle osadnicy niemieccy. Sejm poznański
zbierał się co trzy lata - po raz pierwszy w 1827 roku - jako organ
doradczy rządu pruskiego, z prawem petycji do tronu królewskiego.
Aby umożliwić szlachcie w zaborze pruskim wyłonienie swych
reprezentantów, powołano do życia w Wielkim Księstwie Poznańskim
sejmiki powiatowe. Oprócz wybierania posłów, zgromadzenia te miały
pewien wpływ na lokalną administrację - sejmiki wypowiadały się
w sprawie mianowania landratów, czyli starostów powiatowych. Szla-
checkie zgromadzenia w Poznańskiem, tak zresztą jak i sejm stanowy,
całkowicie straciły na znaczeniu po Powstaniu Listopadowym, kiedy to
władze pruskie przestały liczyć się z ludnością polską i całkowicie
lekceważyły jej reprezentację. Generalne zmiany w ustroju tego zaboru
nastąpiły po 1848 roku, kiedy ruchy rewolucyjne zwane Wiosną Ludów
wstrząsnęły Europą.
WYKAZ SKRÓTÓW
AGAD - Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie
APP - Archiwum Publiczne Potockich w AGAD
AR - Archiwum Radziwiłłów w AGAD
ASPK - Akta sejmikowe województw poznańskiego i kaliskiego
ASWK - Akta sejmikowe województwa krakowskiego
B.Czart. - Biblioteka Czartoryskich w Krakowie
BJ - Biblioteka Jagiellońska w Krakowie
BN - Biblioteka Narodowa w Warszawie
BN.BOZ. - rękopisy Biblioteki Ordynacji Zamoyskich
w Bibliotece Narodowej w Warszawie
B.Oss. - Biblioteka Ossolińskich we Wrocławiu
BPANKr. - Biblioteka Polskiej Akademii Nauk w Krakowie
ML - zespół akt tzw. Metryki Litewskiej w AGAD
rps - rękopis
SŁOWNICZEK TERMINÓW STAROPOLSKICH
absentacja - nieobecność
agitować - odbywać
aklamacja - zgoda ogólna lub okrzyki
aktykacja - wpis do akt
animować - zachęcać
aparencyja - skłonność
armata - artyleria, broń
asesor - pomocnik marszałka sejmiku
assystencja - orszak
beskidnik - rozbójnik pogórski w Ma-
łopolsce
bibliopola - księgarz
branie do braci - praktyka odkładania
uchwał sejmowych do decyzji sejmików
relacyjnych
brukowiec - ubogi szlachcic żyjący
w mieście
civitas - miasto
cursum - przebieg
cyfra - szyfr
czerwone złote - dukaty
czopowe - podatek od wyszynku trun-
ków
dekret - wyrok sądu
dependencja - zależność
deputacja - delegacja, komisja
deputat - obierany na sejmiku deputac-
kim sędzia trybunalski
diariusz - chronologiczny zapis czynnoś-
ci, np. sejmu, sejmiku
dobra stołowe - majątki przeznaczone
na utrzymanie dworu królewskiego,
ekonomie
dom rakuski - Habsburgowie austriaccy
duktor - przewodnik
dyferencja - różnice w poglądach, spór
dygnitarze - dostojnicy koronni i litewscy
niżsi w hierarchii od senatorów, ale wyżsi
od urzędników i dygnitarzy ziemskich
dyrektor sejmiku - prowadzący obrady,
marszałek
dyscemencja - rozsądzenie
dysenzja - nieporozumienie
dyspartyment - rozdział, podział
dysymulować - udawać
egzekucja - realizacja aktu prawnego, np.
wyroku sądu czy nakazu podatkowego
egzulanci - uchodźcy z ziem odpadłych
od Rzeczypospolitej, zbierali się na
specjalnych sejmikach egzulanckich
ekonomia - majątki przeznaczone na
utrzymanie dworu królewskiego, dob-
ra stołowe
ekspedycja sejmikowa - oficjalna kore-
spondencja i dokumenty przygotowy-
wane z okazji sejmiku
ekspektatywa - obietnica nominacji na
urząd za życia jego posiadacza
ekstrakt - urzędowy wypis z akt ziems-
kich lub grodzkich
elekcja - wybory
elekcja viritim - wybór króla przy udziale
szlachty z całej Rzeczypospolitej
emulacja - rywalizacja
exorbitancja - przekroczenie prawa, pra-
ktyka niezgodna z prawem
fajfer - grający na flecie lub piszczałce
fakcja - stronnictwo
familiant - osoba znana i skoligacona
w danej ziemi
277
foment - zaburzenia, rozruchy
generał - sejmik generalny, urzędnik są-
dowy, tzw. woźny generalny, oczywiś-
cie także stopień oficerski
gołota - szlachta nieposesjonaci
gospoda - stancja
gród - sąd i urząd grodzki podległe staro-
ście królewskiemu
grzywna - obliczeniowa jednostka mone-
tarna
hajduk - nieregularny żołnierz, zwykle
pieszy, także służący szlachecki
harnik - zbrojny zaciągany do służby
policyjnej przeciw zbójnikom w Ma-
łopolsce
impediować - zakłócać
implikować - mieszać się
indygenat - uznanie szlachectwa zagra-
nicznego
infanteria - piechota
innotescencja - zaproszenie do odbycia
sejmiku, zawiadomienie
instancja - wstawiennictwo
instrukcja - oficjalny dokument określa-
jący uprawnienia posła
instygator - oskarżyciel
interponować - wstawić się
interrex - głowa państwa w bezkrólewiu,
arcybiskup gnieźnieński jako pierwszy
senator Rzeczypospolitej
jurgielty - pensje
jurysdykcja - urząd
kańczug - batog
kawalkata - orszak konny, kawalkada
klient - szlachcic zależny od magnata
komisarz - urzędnik nadzorujący sprawy
finansowe z ramienia sejmiku
koncernować - starać się
kondemnata - kara sądowa, utrata praw
publicznych
konfederacja - związek szlachty dla
obrony praw i wolności
konfirmacja - potwierdzenie np. przywi-
leju, urzędu
koniuracja - spisek
konkluzja - zakończenie obrad sejmiku
konstytucja - uchwała sejmu o randze
prawa
konsulta - narada
kontradykcja - sprzeciw
konwokacja - sejm obradujący przed ele-
kcją króla
kopieniak - gruby kaftan zastępujący
zbroję
kreska - głos
kreskować - głosować
kuban - łapówka
kursor - pieszy lub konny posłaniec po-
cztowy
landrat - starosta powiatowy pruski
laudum - uchwała sejmiku
libertacja - zwolnienie np. od podatku
czy kwaterunku
ligować się - jednoczyć
likwor - trunek
limita - praktyka prolongowania obrad
sejmików
magdeburgia - sąd miejski
małpa - prostytutka
mandat - pozew sądowy
manifestacja, manifest - oświadczenie
publiczne
marszałek sejmu - prowadzący obrady
z wyboru współsejmikujących
matador - ironicznie: polityk, osobistość
membran - blankiet, in blanco
mucet - pelerynka
namiestnik ekonomiczny - zarządca eko-
nomii
oblata - wpisanie dokumentu do ksiąg
wieczystych w urzędzie grodzkim lub
ziemskim dla nadania mu znaczenia
urzędowego, inaczej aktykacja
odwach - posterunek
okazowanie - doroczny popis pospolite-
go ruszenia szlachty
okolica - zaścianek
oppidum - miasteczko
ordynans - rozkaz
pakta konwenta - układ zawierany z no-
278
wo obieranym królem określający jego
zobowiązania
papista - katolik
partyzanci - stronnicy polityczni
per pluralitatem - większością głosów
petita - sprawy drobne
plagi - rózgi, baty
podementować - poprzeciągać, „skoło-
wać"
podstarości - urzędnik zastępujący staro-
stę grodowego w obowiązkach sądo-
wych i politycznych
podwojewodzi - urzędnik zastępujący
wojewodę w obowiązkach sądowych
podymne - podatek wymierzany od licz-
by zagród, czyli „dymów"
pogłówne - podatek wymierzany od licz-
by osób, czyli „od głowy"
popis - doroczny zjazd pospolitego ru-
szenia szlachty, okazowanie
popularysta - polityk cieszący się po-
wszechnym uznaniem szlachty
poseł królewski - delegat przedstawiają-
cy na sejmiku postulaty królewskie
poseł sejmowy - delegat szlachty na sejm,
obierany na sejmikach poselskich, czyli
przedsejmowych
praktyki - tajne działania polityczne,
knowania, intrygi
preponderancja - przewaga
promulgata - nominacja
prorogacja - prolongata
protestacja - sprzeciw
prywata - sprawa prywatna
publikacja - ogłoszenie dokumentu
pugilares - portfel dużego formatu na pa-
piery, portofolio
pułhak - ręczna, krótka broń palna
referendarz - sądowy dygnitarz koronny
regent ziemski - urzędnik sądu ziemskie-
go
regestr - spis
remonstracyja - oświadczenie
repartycja - rozdział np. obciążeń po-
datkowych
respons - odpowiedź
retenta - zaległość podatkowa
rezolucja - determinacja
roki, roczki - sesje sądów szlacheckich
rotmistrz łanowy - oficer dowodzący za-
ciągiem łanowym, czyli zbrojnymi
opłacanymi przez samorząd ziemski
rugi - procedura usuwania z izby sejmo-
wej lub trybunalskiej osób nieprawnie
obranych
salaria - zasiłki, pensje
salwować się - ratować się np. ucieczką
sąd grodzki - sąd szlachecki najniższego
stopnia kompetentny pierwotnie
w sprawach kryminalnych
sąd kapturowy - sąd szlachecki powoły-
wany w bezkrólewiu przez sejmik
sąd podkomorski - sąd szlachecki kom-
petentny w sprawach sporów o granice
dóbr ziemskich
sąd skarbowy - organ wykonawczy sej-
miku do nadzoru nad sprawami finan-
sowymi samorządu ziemskiego
sąd ziemski - sąd szlachecki kompetent-
ny w sprawach cywilnych
seksterny - zeszyty
składanie sejmiku - procedura zwoływa-
nia sejmiku
smolak - zbrojny zaciągany przez samo-
rząd ziemski do służby policyjnej prze-
ciw rozbójnikom podgórskim w Mało-
polsce, harnik
solwować - odkładać, prolongować
sól suchedniowa - tania sól przeznaczona
dla szlachty
srogi - wielki
starosta grodowy - przedstawiciel władzy
królewskiej w ziemi, w XVII i XVIII w.
dygnitarz szlachecki
subiekta - narzędzia
sumpt - wydatek
surrogator - urzędnik, zastępca urzędni-
ka
sylwa - zbiór zapisek różnych
szałamaja - instrument dęty
279
szelężne - podatek od produkcji i wy-
szynku trunków
szrubować - wciskać się
sztadlan - przedstawiciel społeczności ży-
dowskiej wyspecjalizowany w kontak-
tach z instancjami państwowymi
taler - talar
terrigena - szlachcic pochodzący z danej
ziemi i cieszący się w niej pełnią praw
politycznych
tołhaj - rozbójnik
traktament - poczęstunek, uczta
trcia - tłum
trybunał - najwyższy sąd szlachecki, oso-
bny dla Wielkopolski, Małopolski
i Wielkiego Księstwa Litewskiego
tumult - zamieszki
turnus - w XVIII wieku nazwa procedury
głosowania
ucieranie - procedura uzgadniania poglą-
dów i propozycji legislacyjnych na sej-
mach i sejmikach
umolifikować - ułagodzić
unanimitatem - jednogłośnie, bez sprze-
ciwu
uniwersał - urzędowe ogłoszenie
wiązać się - organizować się, stowarzy-
szyć się
windykować - odzyskiwać, mścić
wiolencja - użycie siły, gwałt
wotum - głos, mowa na sejmie lub sej-
miku
woźny - urzędnik sądowy niskiej rangi
wybieranie - procedura pobierania świa-
dczeń: opłat, podatków itp.
xenochodia - schronisko, szpital
zasiadać stallum - zajmować miejsce wła-
ściwe dla godności urzędowej
zelent - wierny stronnik
zgubikordzik - drobny szlachcic, gołota
ziemstwo - urząd ziemski, kancelaria są-
du ziemskiego
złoty - jednostka monetarna licząca 30
groszy
NOTA BIBLIOGRAFICZNA
Informacje poniższe nie roszczą sobie pretensji do wyczerpania zagadnienia. Ich
celem jest jedynie najkrótsze omówienie podstawowej literatury i wydawnictw źród-
łowych, których znajomość niezbędna jest wszystkim, poważniej interesującym się życiem
sejmikowym i samorządem szlacheckim w przedrozbiorowej Rzeczypospolitej.
Zacznijmy od omówienia podstawowych wydawnictw źródłowych. Są to zbiory
laudów i instrukcji sejmikowych niektórych ziem koronnych. Jako pierwsze ukazały się
wydane przez Franciszka Kluczyckiego Lauda sejmikowe ziemi dobrzyńskiej, w Acta
Historica Res Gestas Połoniae Illustrantia, t. X, Kraków 1887. W następnym roku Adolf
Pawiński wydał Dzieje ziemi kujawskiej oraz akta historyczne do nich służące, t. I-V,
Warszawa 1888.
Po dłuższej przerwie, w ukazującym się we Lwowie wydawnictwie źródłowym "Akta
grodzkie i ziemskie....", ukazały się Lauda sejmikowe wiszeńskie, wyd. A. Prochaska,
Lwów 1909-1914. W tej samej serii wydano Lauda sejmikowe halickie, t. 1 pod red. A.
Prochaski, t. 2 pod red. W. Hejnosza, Lwów 1931-1935. Mało znany jest fakt, iż wydawcy
przygotowali do edycji w tej serii następny komplet laudów i instrukcji, mianowicie Lauda
sejmikowe bełskie. Wybuch wojny w 1939 roku udaremnił ten zamysł, ale ocalały odbitki
tych laudów, przechowywane są obecnie w Bibliotece Ossolińskich we Wrocławiu.
Wspomnieć też trzeba, że lauda i instrukcje sejmików ukraińskich wydane zostały
przez historyków rosyjskich i znajdują się w trudno dziś dostępnym wydawnictwie
źródłowym Archiv Jugozapadnoj Russi izdavaemyj Vremennoju Kommisieju dlja rozbora
drevnich aktov, ć. II, t. I, II, Kijev 1861, 1888.
Po I wojnie z inicjatywy S. Kutrzeby rozpoczęto wydawanie Akt sejmikowych
województwa krakowskiego, tom I ukazał się w 1932 roku, edycja kontynuowana jest
obecnie pod redakcją A. Przybosia. Po II wojnie powrócono do idei publikacji laudów
i instrukcji sejmików koronnych. W. Dworzaczek rozpoczął w Poznaniu edycję Akt
sejmikowych województw poznańskiego i kaliskiego, doprowadzona ona została tylko do
roku 1632, tom pierwszy ukazał się w Poznaniu w 1957 roku.
Większość laudów i instrukcji sejmikowych spoczywa do dziś w rękopisach. Część
z nich zebrał w odpisach Adolf Pawiński i znajdują się obecnie w tzw. Tekach Pawińskiego
w Bibliotece PAN w Krakowie. Inne akta, szczególnie litewskie, rozproszone są po
licznych zbiorach rękopisów w różnych polskich i zagranicznych bibliotekach i ar-
chiwach.
Literatura dotycząca sejmików i samorządu szlacheckiego jest bardzo obfita
i przedstawimy tu tylko prace podstawowe. Genezą systemu sejmikowego zajmowali się
281
właściwie wszyscy badacze początków polskiego parlamentaryzmu w dobie Jagiellonów.
Prace dotyczące sejmików publikowali: H. Chodynicki, Sejmiki ziem ruskich w wieku XV,
Studia nad historią prawa polskiego, t. III, z. 1, Lwów 1906 oraz B. Soból, Sejm i sejmiki
ziemskie na Mazowszu Książęcym, Warszawa 1968.
Pierwszą dużą pracą poświęconą wyłącznie samorządowi szlacheckiemu w epoce
nowożytnej była książka Adolfa Pawinskiego, Rządy sejmikowe w Polsce 1572-1795 na tle
stosunków województw kujawskich. Dzieło ukazało się jako pierwszy tom wyżej wspo-
mnianego wydawnictwa Laudów kujawskich, a drugie wydanie w serii Klasycy historio-
grafii polskiej wyszło w Warszawie w roku 1978 pod redakcją H. Olszewskiego.
Wydawca klasycznej pracy Pawinskiego jest też autorem podstawowego opra-
cowania: Sejm Rzeczypospolitej epoki oligarchii 1652-1763. Prawo, praktyka, teoria,
programy, Poznań 1966. Rzecz poświęcona jest sejmowi, zawiera jednak wiele informacji
0 funkcjonowaniu systemu sejmikowego. Kolejną pracą o walorach syntetycznych
jest A. Lityńskiego, Szlachecki samorząd gospodarczy w Malopolsce (1606-1717),
Katowice 1974. W odróżnieniu od innych opracowań autor skupił się na przedstawieniu
działań samorządu w sferze gospodarczej, zagadnienia polityki pozostawiając na
drugim planie. Ten sam autor opracował ostatnio rozprawę poświęconą historii
reform sejmikowych za Stanisława Augusta; A. Lityński, Sejmiki ziemskie 1764-1793.
Dzieje reformy, Katowice 1988.
Obok stosunkowo nielicznych prac o ambicjach syntetycznych istnieje znaczniejsza
liczba opracowań monograficznych poszczególnych sejmików koronnych, tak książek jak
artykułów. Wymienimy najważniejsze: J. Siemieński, Organizacja sejmiku ziemi dobrzyńs-
kiej, Rozprawy Akademii Umiejętności, Wydział Hist.- Filolog., ser. II, t. XXIII, Kraków
1906; S. Sochaniewicz, Z dziejów sejmiku wiszeńskiego (1673-1732), Kwartalnik His-
toryczny, R. XXIX, 1915; S. Średniowski, Organizacja sejmiku halickiego, Studia nad
historią prawa polskiego, t. XVI, z. 3, Lwów 1938. Wszystkie wyżej wymienione prace
bazowały na wydawnictwach źródłowych laudów i instrukcji.
Trudniejsze zadanie mieli historycy opracowujący monografie sejmików, które nie
doczekały się wydania swych akt: J.A. Gierowski, Sejmik generalny Księstwa Mazowiec-
kiego na tle ustroju sejmikowego Mazowsza, Wrocław 1948 i J. Włodarczyk, Sejmiki
łęczyckie, Łódź 1973.
Ostatnio ukazały się: K. Przyboś, Sejmik województwa krakowskiego w czasach
saskich (1697-1763), Kraków 1981; S. Płaza, Sejmiki i zjazdy szlacheckie województw
poznańskiego i kaliskiego. Ustrój i funkcjonowanie (1572-1632), Warszawa 1984; tenże,
Sejmiki i zjazdy szlacheckie województwa sieradzkiego. Ustrój i funkcjonowanie
(1572-1632), część I, Warszawa 1987; oraz Z. Trawicka, Sejmik województwa sandomiers-
kiego w latach 1572-1696, Kielce 1985.
Obok całościowych ujęć monograficznych pojawiły się też prace zajmujące się
niektórymi tylko zagadnieniami życia sejmikowego. M.in. W. Urban, Skład społeczny
1 ideologia sejmiku krakowskiego w latach 1572-1606, Przegląd Historyczny, t. XLIV,
1953, z. 3; W. Śladkowski, Skład społeczny, wyznaniowy i ideologia sejmiku lubelskiego
(1572-1648), Annales UMCS, sec. F, vol. 12, Lublin 1957.
Pracą poświęconą po części działaniu systemu sejmikowego w Prusach Królewskich
jest S. Achremczyka, Reprezentacja stanowa Prus Królewskich w latach 1696-1772. Skład
społeczny i działalność, Olsztyn 1981. Sejmiki powiatowe województwa pomorskiego
282
w czasach sasakich i stanisławowskich (1696-1772) omówił w artykule opublikowanym
w zeszycie 4 Zapisków Historycznych w 1987 roku Jerzy Dygdała.
T. Kostkiewicz, Działalność kulturalna sejmiku ruskiego, Pamiętnik Historycz-
no-Prawny, t. XIII, z. 2, Lwów 1939 poświęcił wiele uwagi niedocenionym kulturalnym
i oświatowym zainteresowaniom samorządu sejmikowego, a A. Prochaska opublikował
m.in. dwie prace o samorządzie województwa ruskiego: A. Prochaska, Samorząd
województwa ruskiego w walce z opryszkami, Rozprawy Akademii Umiejętności, Wydział
Hist.-Filolog., t. XLIX, Kraków 1907 i Z dziejów samorządu ziemi chełmskiej, Przegląd
Historyczny, t. VI, 1908.
Najlepszym niewątpliwie opracowaniem sejmikowej polityki w XVIII wieku pozos-
taje artykuł Z. Zielińskiej, Mechanizm sejmikowy i klientela radziwiłłowska za Sasów,
Przegląd Historyczny, R. LXII, 1971, z. 3.
Opracowaniem ogólnym poświęconym sejmikom w XVIII wieku jest artykuł J.
Michalskiego, Les dietines polonaises au XVIIIe siecle, Acta Poloniae Historica, t. XII,
1965. R. Łaszewski, Sejmiki przedsejmowe w Polsce stanisławowskiej. Problemy or-
ganizacji i porządku obrad, Acta Univ. Nicolai Copernici, Nauki Hum.-Społ., z. 83, Prawo
15, Toruń 1977 oraz J. Sobczak, Sejmiki województwa podlaskiego po reformie w roku
1791, Studia Historyczne, R. XXIX, 1986, z. 4 przedstawili funkcjonowanie sejmików
w czasach Stanisława Augusta.
Zainteresowanych organizacją i działaniem parlamentu i sejmików na Śląsku odesłać
możemy do podstawowych prac K. Orzechowskiego, Ogólnośląskie zgromadzenie stano-
we, Warszawa 1979 oraz tegoż autora, Sejmik legnicki w opisie J. Schweinichena. Kilka
refleksji. Sobótka, t. XXVI, 1971, z. 2.
Krótki ten przegląd podstawowej literatury i źródeł pragniemy zakończyć uwagą
o rażącej dysproporcji powstałej w badaniach nad życiem sejmikowym Rzeczypospolitej.
Myślimy tu o prawie całkowitym braku (poza artykułem Z. Zielińskiej i przyczynkami H.
Wisnera) opracowań dotyczących sejmików Wielkiego Księstwa Litewskiego. Pub-
likowane w XIX w., przestarzałe już prace rosyjskie, nie są w stanie wypełnić tej luki.
O tym stanie badań decydują zapewne trudności w dotarciu do rozproszonych akt
sejmików tych ziem. Dalej więc podstawowym źródłem wiedzy o życiu sejmikowym
Wielkiego Księstwa w XVIII wieku pozostają, wielokrotnie w tej książce cytowane, opisy
Marcina Matuszewicza, którego opus magnum wznowione zostało ostatnio
w PlW-owskiej serii Biblioteki Pamiętników Polskich i Obcych: M. Matuszewicz,
Diariusz życia mego, t. 1: 1714-1757, t. 2: 1758-1764, oprać, i wstęp B. Królikowski,
komentarz Z. Zielińska, Warszawa 1986.
INDEKS NAZWISK
Aleksander I 273
Anonim Otwinowski 27, 246, 252
Apraksin Piotr, generał major ros. 261
Archemczyk Stanisław 64
August II Mocny 43, 45, 91, 99-101,
150, 162, 178, 179, 181, 186, 200-202,
218, 220, 234, 236
August III 39, 43, 86, 209, 252, 253, 257
Baranowski Wojciech, biskup płocki 105
Barczewska, mieszczka poznańska 98
Batory Stefan zob. Stefan Batory
Behme von, generał niem. w służbie
ros. 235, 236
Bejrach z Brześcia Litewskiego 114
Bekierski Antoni, generał 220, 221
Białłozor Jerzy, biskup wileński 144
Białłozor Władysław, cześnik wiłkomierski
196
Bieliński Franciszek, starosta osiecki 190
Bielski, podstarości lubelski 159, 168
Błeszyński (Jakub?) 186
Bobrowicz Jan Nepomucen 135
Bohomolec Franciszek 204
Bohusz 178
Borowscy, rodzina 124
Borzęcki Antoni, strażnik brzeski 155
Braniccy, rodzina 177
Branicki Jan Klemens, chorąży wielki ko-
ronny 176, 177
Branicki Jan, starosta Chęciński 247
Branicki Stefan, wojewoda podlaski 156,
157
Brzostowski Cyprian Paweł, wojewoda
trocki 145, 179
Bruhl Heinrich 86, 253
Buchowiecki Franciszek, koniuszy brzeski
175
Chełmski Marcjan, chorąży krakowski 82,
83
Chełmski Michał, podstoli sandomierski
161
Chodowiecki Daniel 140
Chmielnicki Bohdan 233
Choińska Jolanta 135
Chrapowicki Krzysztof, stolnik witebski
207-209
Chrzanowski Zygmunt 195
Chrząstowscy, rodzina 112
Chrząstowski Stanisław z Brzezia 121
Ciechanowicz, pisarz ziemski smoleński
180
Cieszkowscy, rodzina 218-221
Cieszkowski Stanisław, starosta kleszcze-
lowski 219
Cieszkowski, chorąży nowogrodzki 219,
220, 221
Cikowski 190
Conti, Franciszek Ludwik de Bourbon,
książę 76, 201, 234
Czaccy, rodzina 218, 221
Czacki Feliks, podczaszy koronny 260
Czacki Michał, stolnik wołyński 220
Czartoryscy, rodzina 40, 102, 111, 123,
129, 134, 160, 174, 175, 178, 209,
210, 213, 216, 257, 258
Czartoryski Adam, wojewodzie ruski 166
Czartoryski Aleksander August, wojewo-
da ruski 129, 160
285
Czartoryski Michał Fryderyk, kanclerz
wielki litewski 216
Czartoryski Teodor Kazimierz, biskup po-
znański 209
Czermiński Feliks, kasztelan kijowski
107, 152, 153
Czerny, kasztelanie sandomierski 181
Czyż, podkomorzy wileński 179
Daniłowicz Jan, podskarbi wielki koronny
83
Dąbrowski, podstoli wileński 180
Dąbrowski Hieronim, rotmistrz 155
Dąbrowski Jan, rotmistrz 155
Dąbski (Ludwik? Stanisław?) 261
Dąmbski Kazimierz, wojewoda sieradzki
210
Dembiński 191
Dembiński Franciszek, kasztelan sądecki
124, 244
Denhoff Bogusław Ernest, podkomorzy
litewski 238
Denhoff Stanisław, hetman polny litewski
107, 152, 153, 158, 167, 197, 201
Dersław, podsędek łęczycki 18
Dębiński Franciszek 82
Diehl Karol, pastor 274
Dobiesław, podsędek kaliski 19
Dobkiewicz Krzysztof 58, 66, 143-146
Dowgiałło Stanisław 240
Dowmont Siesicki Kazimierz, kuchmistrz
wielki litewski 85
Dunin Jakub, regent koronny 90, 107
Dunin Krawicki Stanisław, podkomorzy
sandomierski 111, 121
Dunin Rajecki Krzysztof 195
Dylewski Michał Franciszek, stolnik smo-
leński 163
Działyńscy, rodzina 22
Dzieduszycki Franciszek, wojewoda po-
dolski 107
Eperyeszy (Michał lub Antoni), starosta
skirstymoński 150
Filipczak-Kocur Anna 11, 133
Firlej Mikołaj, kasztelan wojnicki 52
Firlej Mikołaj, kasztelan biecki 200
Firlejowie, rodzina 106
Fleming Detlov Jerzy, podskarbi wielki
litewski 129, 166, 197
Flemingowie, rodzina 129, 256
Fredro Bogusław, kasztelan lwowski 107
Fredro Stanisław Józef z Pleszewie, kasz-
telan lwowski 238
Frezer Franciszek, pisarz grodzki kra-
kowski 124
Gałecki Franciszek, kuchmistrz koronny
156
Gąsowski Stanisław 40, 176-178, 213
Gembicki Andrzej, podkomorzy poznań-
ski 172
Gembicki Piotr, biskup krakowski 105
Giełgud Andrzej Kazimierz, pisarz litewski
180
Gierowski Józef Andrzej 80, 101
Gieźdź 193
Gintowt Tomasz Ignacy 66, 100, 141, 245
Głowiński Samuel, biskup hebroński, suf-
ragan lwowski 96
Gniazdowski Jan Chryzostom 247, 248
Goiszewski, podsędek 214
Goltzowie, rodzina 112
Gołuchowski 191
Gołuchowski Abraham, starosta stężycki
i wiślicki 247
Gostomski Hieronim, wojewoda poznań-
ski 146
Grąbczewski 189
Grudziński Zygmunt, wojewoda rawski
125
Gruszczyński Adam, kasztelan nakielski
107
Grzymułtowski Krzysztof, wojewoda po-
znański 127, 171, 189, 190, 263
Gurowski Melchior, kasztelan między-
rzecki 171
Gurowski Władysław, pisarz koronny 261
Gurski 193
286
Horain Jan Antoni, podkomorzy wileń-
ski 150, 151
Horodyski Kazimierz, podwojewodzi wi-
tebski 207, 208
Hulanicki Jakub, cześnik wołyński 88-90,
101, 108, 240
Humiecki Stefan, wojewoda podolski 124
Iwaszkiewicz 193
Izbiński, stolnik 214
Jabłonowski Antoni, wojewoda poznański
209
Jabłonowski Jan, wojewoda ruski 222
Jagiellonowie, ród 138
Jagniątkowski Franciszek Dezyderiusz,
kasztelan czechowski 124
Jaklińscy, bracia 181, 182
Jakliński 182
Jałowicki, regent ziemski krzemieniecki
260
Jan Kazimierz Waza 45, 110
Jan III Sobieski 54, 84, 119, 120, 127, 128,
155, 167, 168, 179, 188, 192, 240, 244
Jarochowski Kazimierz 11, 101, 135
Jasiński Jan Bogumił, komisarz radzi-
wiłłowski 166
Jasitkowski 221
Jezierski 159
Jezierski, cześnik grodzieński 244
Jordan Michał, starosta dobczycki, łowczy
koronny 83, 202
Jordan Spytek, starosta sądecki 198, 200
Jurkowiecki Olbracht, komornik ziemski
250
Karol XII 45, 89, 200, 201, 236, 245, 246
Karwiccy, rodzina 112
Karwicki, kasztelan zawichojski 107
Katarzyna II 257, 274
Kazimierz Jagiellończyk 24
Kazimirscy, rodzina 121
Kęsztort 193
Kieler, księgarz poznański 96
Kiełczewscy, rodzina 152
Kiełczewski, komisarz trybunalski 141
Kierdej Jan Kazimierz, kasztelan trocki 179
Kirchstein-Kryszpin Andrzej, wojewoda
Witebski 194
Kirchstein-Kryszpin Jan Hieronim, biskup
żmudzki 127, 193
Kirchstein-Kryszpinowie lub Kryszpin-
-Kirszensteinowie, rodzina 192, 194
Kiszka Krzysztof, wojewoda Witebski
207-209
Kiszkowie, rodzina 209
Kochanowski Jan 57
Kochowski Wespazjan 119, 135, 191
Kociełł Samuel Hieronim, marszałek osz-
miański 85, 142, 143
Komorowski 179
Konarski Stanisław 86, 253, 255-257, 270
Koniecpolski Stanisław, hetman wielki
koronny 83
Konopczyński Władysław 9
Koryciński 191
Kossowski Stanisław, starosta sieradzki
210
Kościałkowski Jan, pisarz ziemski wiłko-
mierski 144
Kościuszko, oberburgraf kurlandzki 176
Kościuszko Ambroży 195
Kościuszko Tadeusz 175
Kotowski, sędzia warszawski 154
Kowalscy, rodzina 120, 121
Koziorowski 217
Kożuchowski Franciszek, cześnik kaliski
261
Koźmian Kajetan 102, 103, 110, 135, 204,
225
Krasiccy, rodzina 218, 221
Krasicki Feliks, kasztelanie chełmski 220
Krasicki Jacek, kasztelanie chełmski 220
Kromno Piotrowski Andrzej, starosta bu-
czniowski 112
Krosnowski Mikołaj, wojewoda czerni-
howski 152
Kryszpinowie, rodzina 128
Krzycki Stanisław, podkomorzy kaliski
190
287
Krzykowski Wojciech, poseł 77
Krzyszkowski 171, 172
Krzywkowski 122
Kurowski, sługa Massalskiego 85
Lanckoroński Franciszek, starosta sto-
pnicki 83
Lanckoroński Wawrzyniec (syn), starosta
stopnicki 181, 182
Lavieille Jacąues-Adrien 70
Lazowy Samuel, kasztelan smoleński 244,
245
Ledóchowscy, rodzina 218
Ledóchowski Franciszek, kasztelan wo-
łyński 90, 220
Ledóchowski Stanisław, podkomorzy
krzemieniecki 124
Leszczyńscy, rodzina 149, 161
Leszczyński Bogusław, starosta generalny
wielkopolski 146, 149
Leszczyński Józef 106
Leszczyński Rafał, wojewoda łęczycki
i starosta generalny wielkopolski 107
Leszczyński Stanisław zob. Stanisław Le-
szczyński
Leszczyński Stefan, wojewoda kaliski
66, 162, 163
Lewin Izaak 135
Lipiński Feliks Aleksander, wojewoda ka-
liski 201
Lityński Adam 16, 241
Lubomirscy, rodzina 158, 190, 191
Lubomirski Aleksander, wojewoda kra-
kowski 191
Lubomirski Aleksander Michał, starosta
sądecki 190, 191
Lubomirski Hieronim Augustyn, podskar-
bi wielki koronny 107, 159, 172, 190
Lubomirski Jerzy Aleksander, oboźny wiel-
ki koronny 123, 152, 201
Lubomirski Jerzy Dominik 247
Lubomirski Jerzy Sebastian, marszałek
wielki koronny 66, 110, 137, 142, 190,
234
Lubomirski Stanisław, wojewoda ruski 52
Lubowiecki Adam, starosta oświęcimski
83
Ludwik XIV 189
Ludwik Węgierski 17, 18
Lwowicz, ksiądz 193
Łaszcz Adam Aleksander, wojewoda beł-
ski 237
Łaźniewski, podczaszy 214
Łęcki Stanisław 247 '
Łętowski Stanisław, chorąży krakowski
240-242
Łodziński, podstolic sandomierski 181
Łoziński Władysław 187
Łubieński Kazimierz, biskup krakowski
238
Łubieński Stanisław, biskup płocki 160
Mackiewicz Jarosz 209
Malechowski Jan, sędzia poznański 164
Malewska Hanna 79, 135
Małachowski Jacek, starosta piotrkowski
210
Maniecki 260
Maniecki, podkomorzy czernihowski 219
Maniecki, podstoli wołyński 260
Marchocki Mikołaj Ścibor, kasztelan żar-
nowski 107
Marko „de Zelandcho" 19
Massalski Ignacy, biskup wileński 210
Massalski, syn podkomorzego grodzień-
skiego 85
Matuszewicze, bracia 174, 175, 211
Matuszewicz Józef, brat Marcina 213
Matuszewicz Marcin 54, 72, 111, 122, 123,
125, 126, 128, 129, 131, 132, 135, 136,
150, 151, 153-155, 163, 166, 168-171,
174-176, 197, 202, 210, 211, 213, 216,
217, 228, 252, 256, 257, 270
Mejer 217
Męciński 191
Michał Korybut Wiśniowiecki 106, 120,
165, 188, 191
Michał ze Strykowa, syn miecznika łęczy-
ckiego 19
288
Mielecki Marcin, starosta brzeźnicki 87
Mięczyński Anastazy, podskarbi nadwor-
ny koronny 244
Mikołajewski 215
Mikołaj z Baworowa, wojewoda poznań-
ski 19
Mikołaj z Marki 19
Mikołaj z Żelaznej, miecznik łęczycki 19
Miłkowski Paweł, rotmistrz 250
Mirski 162
Molski 139
Mongali, ksiądz 193
Morawski 127, 155
Mordoch z Łomży 114
Morsztyn Jan Andrzej 189
Morsztyn Stanisław z Raciborska, woje-
woda sandomierski 107, 123, 124
Morsztyn Szczęsny 130-132, 153, 154
Mroczko z Pleszewa, podsędek 19
Mycielski Maciej, chorąży nadworny ko-
ronny 56, 120
Naramowski Adam, kasztelan śremski 158
Narkiewicz 193
Niegolewski, poseł 147
Niemcewicz Julian Ursyn 204
Niemira Stanisław (wojewoda podlaski?)
160
Niemirycz Stefan, wojewoda kijowski
127, 155, 156
Niesiołowski Józef, starosta cyryński, pod-
komorzy nowogródzki 228
Niezabitowski Stanisław, podstoli kaliski
113, 162, 184
Norblin Jan Piotr 71,73,103,109,117,131,
148, 157, 165, 173, 187, 205, 212, 223
Nowacki Paweł, mieszczanin 92
Oborski Marcin, kasztelan 153
Odrowąż-Pieniążek Stanisław, starosta
oświęcimski 161, 191
Ogiński, starosta stokliski 179
Ogiński Hrehory, chorąży wielki litewski
99
Ogiński Marcjan, wojewoda Witebski 150
Ojrzanowski 126
Oleśniccy, rodzina 106
Oleśnicki Jan, wojewodzie lubelski 247
Oleśnicki Mikołaj, kasztelan małogoski
200
Olizar Krzysztof, starosta łojowski 260
Olszewski Henryk 118, 239
Olszewski Maciej, podsędek lidzki 144
Opalińscy, rodzina 147
Opaliński Andrzej, proboszcz płocki 65,
105
Opaliński Edward 146, 168
Opaliński Krzysztof, wojewoda poznański
65, 79,106,135, 146,147,149-151, 155,
161, 168, 169, 224-226, 228
Opaliński Łukasz, brat Krzysztofa 65,
79, 106, 146
Opaliński Piotr, wojewoda łęczycki 127,
156
Oraczowski 191
Orańscy (z przydomkiem Woyna), rodzina
218-221
Orański Aleksander, podkomorzy nowo-
grodzki 219-221
Oskierka Gerwazy Ludwik, starosta mo-
zyrski 122, 123
Ossolińscy, rodzina 106, 189, 235
Ossoliński Jerzy, kasztelan połaniecki 107
Ostrowski Antoni, senator 274
Otwinowski Anonim zob. Anonim Otwino-
wski
Ożarowski Jerzy, oboźny koronny 181,
182
Pac Antoni Michał, pisarz wielki litewski
150
Pac Ignacy, podstoli litewski 150, 210
Pac Jan Michał, starosta ziołowski 150
Pac Józef, starosta wilejski 150
Pac Krzysztof, kanclerz wielki litewski 66,
144
Pac Michał Kazimierz, wojewoda wileński
142, 168
Pac Piotr Michał, starosta żmudzki 127,
193
289
Pacowie, rodzina 142, 151
Palij Semen, pułkownik kozacki 88
Passini Johan Nepomucen 55
Paszkowscy, rodzina 175
Paszkowski Piotr, pułkownik 155
Paszko z Gogolewa, sędzia poznański 19
Paweł I 274
Pawiński Adolf 92, 118, 133, 188, 231, 234
Pawlikowscy, rodzina 199
Pepłowski, podstoli grodzki łucki 108
Petrykowscy, rodzina 154
Petrykowski Walerian, podkomorzy ró-
żański63, 112, 153, 154
Pękosławscy, rodzina 121
Pieniążek Odrowąż Jan zob. Odrowąż-Pie-
niążek Jan
Pigłowski 153, 154
Piotr I 246
Piotrasz ze Strykowa, syn miecznika łę-
czyckiego 19
Piotrowski Andrzej, miecznik wieluński
162
Plichta Stanisław, kasztelan sochaczewski
125
Plaża Stanisław 136
Pociej Ludwik Konstanty, podkomorzy
brzeskolitewski 195
Poczobut-Odlanicki Jan Władysław 65,79,
85, 107, 108, 135, 196
Podhorodeński Józef Ludwik, kasztelan
czernihowski 259
Podoski Józef, wojewoda płocki 210
Pogirski, marszałek rzeczycki 180
Poniatowski Stanisław August zob. Stani-
sław August Poniatowski
Poniński Adam, kuchmistrz koronny 209,
261
Poniński Adam, podskarbi wielki koronny
263
Poniński Franciszek, starosta kopanicki
112, 124, 163
Poniński Hieronim Adam, kasztelan gnie-
źnieński 107
Poprawski Dobrogost 19
Potoccy, rodzina magnacka 86, 94
Potoccy, rodzina szlachecka 120, 121, 174
Potocki Andrzej 121
Potocki Jędrzej, wojewoda kijowski 94
Potocki, podwojewodzi 260
Potocki Teodor, prymas 182
Potocki Wacław 225, 226, 228
Poźniak, pisarz 145
Prażmowscy, rodzina 154
Prażmowski Mikołaj, prymas 153, 188
Prażmowski, pisarz grodzki warszawski
153, 154
Proski, poborca 147
Przeździecki Mikołaj Władysław, kaszte-
lan nowogródzki 209
Przybysław z Gryżyny, podstoli poznański
19
Przyjemski, kasztelanie młodszy 127, 155
Przyjemski Piotr, kasztelan śremski 189
Przyłęcki Hieronim, stolnik krakowski 82
Pszonka, marszałek sejmiku lubelskiego
100
Puzyna Krzysztof Dominik, starosta upi-
cki 176
Pysznicki Siemion 208
Raczyński Kazimierz, starosta czerwono-
grodzki 209, 261
Radłowski Mikołaj 19
Radomicki Jędrzej, kasztelan kaliski 4C
Radomicki Maciej, kasztelan kaliski 107
Radoński (Michał?) 261
Radzewski Franciszek, podkomorzy po-
znański 172, 253
Radziejowski Stanisław, starosta socha-
czewski 126
Radziwiłł Albrycht Stanisław, kanclerz
wielki litewski 63
Radziwiłł Bogusław, koniuszy wielki litew-
ski 58, 66, 130, 143-145, 153
Radziwiłł Dominik Mikołaj, kanclerz wiel-
ki litewski 224-226
Radziwiłł Janusz, kasztelan wileński 119
Radziwiłł Jerzy, wojewoda trocki 122, 184
Radziwiłł Karol „Panie Kochanku" 88,
151, 258, 261
290
Radziwiłł Karol Stanisław, kanclerz wielki
litewski 66, 88, 100, 108, 149, 194,
196, 240
Radziwiłł Krzysztof II, hetman polny lite-
wski 58, 109, 207-209
Radziwiłł Michał Kazimierz, podkanc-
lerzy 145
Radziwiłłowa Anna z Sanguszków, wdo-
wa po Karolu Stanisławie 149
Radziwiłłowa Anna, żona Krzysztofa 208
Radziwiłłowie, rodzina 142, 174, 175, 207
Rajecki Dunin Stanisław zob. Dunin Raje-
cki Stanisław
Rejchan Maciej 14, 230
Remer, starosta sumilski 179
Repnin Mikołaj, ambasador rosyjski 258,
259, 261, 263
Romer 197
Rozwadowski Andrzej, stolnik łukowski 139
Rożyccy, rodzina 112
Rudomina Antoni, podkomorzy brasław-
ski 150
Rusiecki 214, 215
Rusiecki Franciszek, kasztelanie miński
128, 129
Russocki Stanisław 181
Rzewuscy, rodzina 221
Rzewuski Seweryn, podczaszy koronny
220
Sadowscy, rodzina 195
Sadowski 195
Sanguszko Samuel, deputat Witebski 208
Sapieha Aleksander, biskup wileński 145
Sapieha Benedykt Paweł, podskarbi wielki
litewski 180
Sapieha Ignacy, starosta merecki 150
Sapieha Jan Fryderyk, kanclerz 128
Sapieha Jerzy, starosta boryszewski 179
Sapieha Jerzy, starosta wilkowski 122,149
Sapieha Jerzy, stolnik litewski 127, 193
Sapieha Józef Franciszek, podskarbi na-
dworny 150
Sapieha Karol Józef, wojewoda brzeski
54, 174, 175
Sapieha Kazimierz Jan, hetman wielki
litewski 180
Sapieha Kazimierz Leon, generał 150
Sapieha Michał Józef, strażnik wielki lite-
wski 194, 196
Sapiehowie, rodzina 123, 128, 142, 174,
175, 180, 192-196, 200
Sarnecki Kazimierz 168, 252
Sasi, dynastia 133, 197, 236, 237, 246, 247
Schulzowa Anna Maria, wdowa po pocz-
mistrzu lubelskim 159
Sczaniecki Wojciech, dziedzic Łagowic 248
Sędziwój z Ostroroga, starosta generalny 19
Siemieński Józef 133
Sieniawski Adam, hetman wielki koronny
99, 152, 153, 159, 237
Sieniawski Adam Mikołaj, wojewoda beł-
ski 107, 172
Sieniccy, rodzina 121
Siruć Szymon, kasztelan witebski 216
Skorulski 228
Skórzewski Michał, podkomorzy poznań-
ski 260, 261
Skrzetuski Jan, burgrabia 250
Słuszka Józef Bogusław, kasztelan wi-
leński 195
Słuszkowa Teresa z Gosiewskich 195
Smogulecki (Marian Franciszek?), staro-
sta lipiński 190
Sobiescy, rodzina 76
Sobieski Jakub, królewicz 76
Sobieski Jan, cześnik koronny 107
Sobieski Jan zob. Jan III Sobieski
Soból 159
Sołtyk Kajetan, biskup krakowski 259,261
Sosnowscy, rodzina 175
Sosnowski Józef, pisarz wielki litewski
151, 175, 259
Sosnowski 256
Stackelberg Otto Magnus, poseł rosyjski
236
Stadniccy, rodzina 52, 73, 74, 198, 200
Stadnicki Andrzej 198
Stadnicki Jan, chorąży nadworny koronny
107
291
Stadnicki Marcin 198
Stadnicki Marek, podczaszy krakowski 82
Stadnicki Samuel 198, 200
Stadnicki Stanisław, zw. „Diabłem łańcuc-
kim", starosta zygwulski 198
Stanisław August Poniatowski 43, 46, 95,
133, 202, 204, 230, 258, 261, 262
Stanisław Leszczyński 45, 107, 152, 178,
179, 200, 201, 235
Stankiewicz, podkomorzyc 193
Stanowię, rodzina 112
Starosielski Samuel, sędzia ziemski 207
Starowieyski 181
Starzeński Józef, kasztelan gnieźnieński 260
Staszewski Jacek 11
Stefan Batory 198, 206
Stenbock Magnus, kwatermistrz armii
szwedzkiej 236
Stępkowski, kasztelanie 260
Stoiński, poborca trybunalski 140
Strzembosz Adam 247
Suchodolscy, rodzina 112
Suzinowie, rodzina 175
Szafraniec z Łęczycy 18
Szajaz Wilna 114
Szapka-Chotolski Bazyli, pisarz grodzki
Witebski 208, 209
Szatkowski 93
Szczawiński Paweł (wojewoda podlaski?)
160
Szembek Franciszek Aleksander, kaszte-
lan wiślicki 107
Szembek Jan, podkanclerzy, a potem kan-
clerz wielki koronny 40, 66, 90, 123,
124, 158, 162, 176, 177, 201, 213, 238
Szembek Przecław, starosta biecki 83
Szembek Stanisław, prymas 216
Szmoniewski, ksiądz 85
Szołdrski Andrzej, biskup poznański 226
Szyrkow, pułkownik 259
Śmigielski Adam, starosta gnieźnieński
201
Świejkowski, powinowaty Matuszewicza
174
Tarło Adam, wojewoda lubelski 159, 201
Tarło Franciszek, staroście pilzneński
91, 92, 186
Tarło Jan Karol, starosta zwoleński 247
Tarło Karol, podkanclerzy koronny 224
Tarło Zygmunt 82
Tarnowski Jan, biskup poznański 105
Tarnowski Michał 247
Teczyński Andrzej, wojewoda krakowski
198
Teczyński Jan, wojewoda krakowski 52
Trawicka Zofia 65, 71
Trzciński Hieronim, stolnik, podkomorzy
sochaczewski 125, 126
Tuczy ński 161
Tyborowski, miecznik 259
Tylicki Piotr, biskup warmiński 65
Tyzenhauz Stefan, wojewoda nowogródz-
ki 185
Uniechowski Bogusław Aleksander, pisarz
ziemski nowogródzki 183-185
Uniechowski Jan, wójt nowogródzki
183-185
Unrugowie, rodzina 112
Unrug Zygmunt, starosta obornicki 121
Urban Wacław 133
Wahl Józef 50, 68
Wasilewski Jan 208
Wazowie, dynastia 79, 117, 146
Wereszczaka Felicjan, chorąży brzeski
213
Wielogłowski Stefan, cześnik rawski 152
Wielopolski Franciszek, wojewoda siera-
dzki 100, 101
Wielopolski Jan, starosta krakowski i stol-
nik koronny 191, 192
Wielopolski Kasper, podkomorzy krako-
wski 83
Wierzbięta Adam, poborca krakowski 87
Wierzbowski Hieronim, biskup poznański
106
Wiktor Jan, poborca krakowski 87, 250
Wilbutowicz Papłoński Jan 209
292
Wilkowski, sędzia ziemski sochaczewski
214, 215
Winkler, mieszczanin poznański 98
Wisłouch 256
Wiszowaty Aleksander 153
Wiśniowiecki Janusz, wojewoda krakow-
ski 157, 158
Wiśniowiecki Michał Korybut zob. Mi-
chał Korybut Wiśniowiecki
Witosławski, poseł 147
Władysław Jagiełło 18
Władysław IV Waza 28, 63, 88, 207
Wlodarczyk Jerzy 133
Włodek 128, 129
Włodek Krzysztof 198
Włodkowa Katarzyna ze Stadnickich 198
Włodzimierz ze Sławoszowa 18
Wodziccy, rodzina 235
Wojakowski Jan, chorąży przemyski 66,
137, 142, 164
Woliński, instygator trybunału koronnego
139
Wolski, dworzanin Jakuba Sobieskiego 76
Wołk 162
Wyganowski Józef, ksiądz rektor brzeski
129
Zabiełło Antoni, marszałek kowieński,
bratanek Mikołaja 216
Zabiełło Józef, hetman polny litewski 217
Zabiełło Mikołaj, marszałek kowieński
122, 216, 217
Zabiełłowie, rodzina 122, 216, 217
Zaklika 196
Załęski, podkomorzy nowogrodzki 133
Załuski Aleksander, wojewoda rawski 214
Zamoyski Jan, kanclerz i hetman wielki
koronny 200, 206
Zboiński Ignacy, kasztelan płocki 210
Zborowscy, rodzina 206
Zebrzydowski Mikołaj, starosta krakow-
ski 119, 198,200, 245
Zembrzuski, sędzia grodzki sochaczewski
215
Zieliński Stanisław 82
Zienowicz, kasztelanie nowogródzki 179
Zienowicz, marszałek oszmiański 145
Złotnicki, podczaszy 259
Zygmunt I Stary 21, 40
Zygmunt II August 25, 28, 118, 13?
Zygmunt III Waza 28, 34, 41, 58, 82, 88,
99, 110, 118, 132, 142, 145, 168, 188,
232, 240, 245
Żaba Krzysztof, skarbny witebski 208,209
Żegocki Krzysztof, biskup chełmski 106
Żeleński, skarbnik mozyrski 122, 123
Żelęcki Jan, łowczy koronny 189, 190
Żółtowski 171, 172
Żydowski Jędrzej, chorąży krakowski 83
ŹRÓDŁA ILUSTRACJI
Ze zbiorów:
Archiwum Instytutu sztuki PAN w Warszawie (ilustr. nr 9)
Archiwum Głównego Akt Dawnych w Warszawie (ilustr. nr 2)
w: Księgi grodzkie drohickie, S. II, 13.
Zbiorów Ikonograficznych Biblioteki Narodowej w Warszawie (ilustr. nr 6) w: T. A.
Działyński, Liber geneseos illustria Familiae Schidloviciae, s. przed tab. II (negatyw);
ilustr. nr 3, w: E. Raczyński, Kościoły ze wspomnień wielkopolskich, Poznań 1857
(negatyw).
Zbiorów Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego:
- Gabinet Rycin - ilustr. na II karcie działowej i nr 5 (negatyw),
- Stare Druki - ilustr. nr 1, w: G. P. Schultz, Historia interregni novissimi et comitiorum in
Prussia Palona anno 1733, Gedani 1738.
Zbioru prywatnego B. Mackiela - ilustr. nr 7.
Z książek:
M. Karpowicz, Sztuka sejmikowa w kolegiacie opatowskiej, w: Władza i społeczeństwo
w XVI i XVII w. Prace ofiarowane Antoniemu Mączakowi w 60 rocznicę urodzin.
Warszawa 1989 (ilustr. na I i III karcie działowej)
A. Kępińska, Sejmiki w rysunkach J. P. Norblina, Warszawa 1958 (ilustr. nr 10,
11, 12, 13, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 22, 23 i 24)
W. Łoziński, Prawem i lewem. Obyczaje na Czerwonej Rusi w pierwszej połowie XVII
wieku, wyd. 5, Kraków 1957, t. 1 (ilustr. nr 21)
J. Maciszewski, Szlachta polska i jej państwo, wyd. 2, Warszawa 1986 (ilustr. nr 4)
A. Pawiński, Rządy sejmikowe w Polsce 1572-1795 na tle stosunków województw
kujawskich, wyd. 2, Warszawa 1978 (ilustr. nr 8, 14, 25)
^' Reprodukcje ilustracji (poza zdjęciami na II karcie działowej i o numerach 2, 3, 5, 6, 7 i 9)
/j§ CIMW*]"-' wykonał Andrzej Bodytko.
1 *» llł*^feap|' sejmików koronnych i litewskich w XVI i XVII w. opracował Krzysztof
\ HW* Shłapowski.
\\
294
i
KANCELARIA SEJMU
Wydawnictwo Sejmowe
Wydanie 1
Arkuszy wydawniczych 19,4
Arkuszy drukarskich 18,5
Druk ukończono w grudniu 1991
Łódzka Drukarnia Dziełowa
Zam. nr 395/1100/91