WIARA
Bracia i Siostry.
Kiedy w okresie Wielkiego Postu rozważamy mękę i śmierć Chrystusa, nic nam tak bardzo nie jest potrzebne jak wiara? Kościół ukazując nam dziś jej nieprzemijające wartości, pragnie nas przygotować na należyte i pełne zrozumienie prawdy o śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Kościół chce, aby nie załamały nas ani męka, ani śmierć, ani cierpienia, ani opuszczenie Chrystusa. Przeciwnie, Kościół bardzo pragnie byśmy przez pryzmat męki i śmierci Jezusa mocniej uwierzyli w Niego, jako Zbawiciela świata, Zbawiciela każdego nas. Rozpoczynając teraz rekolekcje wielkopostne rozważamy mękę Jezusa, pragniemy by ona przyczyniła się do wzrostu naszej wiary, abyśmy mimo wszystko uwierzyli Chrystusowi, abyśmy utwierdzili się w przekonaniu, że „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”.
Joseph Schultz był żołnierzem okupacyjnej armii niemieckiej w Jugosławii. Pewnego dnia dowódca wybrał ośmiu żołnierzy do specjalnego zadania, wśród nich znalazł się Schultz. Wzięli broń i wyruszyli w góry, nie wiedząc, jaką misję mają spełnić. Gdy dotarli na miejsce, poznali cel swego marszu. Nad wykopanym rowem stało 8 Jugosłowian: pięciu mężczyzn i dwie kobiety. Ośmiu żołnierzy ustawiło się w szeregu. Dowódca wydał rozkaz przygotowania się do wykonania egzekucji. Schultz na oczach osłupiałych kolegów, jak i zdumionych Jugosłowian, rzucił na ziemię karabin i poszedł w kierunku skazańców. Nie usłuchał wołania dowódcy. Stanął ze skazańcami trzymając ich za ręce. Rozwścieczony dowódca wrzasnął: „Ognia". Joseph Schultz zginął, a jego krew zmieszała się z krwią niewinnych ofiar.
Jak wygląda moja wiara? Czy ja nie jestem czasami podobny do ludzi, którzy odrzucili Jezusa?
Ale i tych, którzy przez grzechy odwrócili się całkowicie od Syna Bożego, Chrystus może z powrotem skierować na działanie Bożej łaski i przywrócić do nadprzyrodzonego życia. Nigdy nie jest za późno. Nieskończone i nigdy niewyczerpane jest miłosierdzie Chrystusa. Warto, zatem dziś, na początku rekolekcji postawić sobie kilka pytań: jak przeżywamy Wielki Post? Czy czasem nie uciekamy przed Bogiem i Jego łaską? Czy doceniamy to, że Pan Jezus cierpi i umiera na krzyżu po to, abyśmy mogli być zbawieni? Czy znalazłem czas, aby być, chociaż raz na drodze krzyżowej i nabożeństwie gorzkich żali? Czy mam zamiar uczestniczyć w rekolekcjach parafialnych dla odnowy mego ducha? Dla wielu tu obecnych odpowiedzi na te pytania okażą się porażką, ucieczką od światłości i przebywaniem w ciemnościach duchowych. Nikt z nas nie lubi ciemności, dlatego Bóg pragnie, abyśmy zawsze chodzili Jego drogami. Bóg pełen miłosierdzia daje jeszcze nam szansę polepszenia naszej wiary. Przykład?
Ks. Jan mówił o swoim uczniu Marcinie, który publicznie ogłosił się ateistą. Po kilku latach ks. dowiedział się, że jego były uczeń Marcin jest chory na raka. Postanowił go odwiedzić. Przy pierwszym spotkaniu -Marcin powiedział: „Kiedy doktor oznajmił mi, że zostało mi już niewiele życia, zrobiłem coś, czego nigdy wcześniej nie robiłem. Zacząłem się bardzo gorąco modlić. Ale nic się nie wydarzyło. Nikt mi nie odpowiedział. Przypomniałem wtedy sobie słowa księdza z lat szkolnych. Powiedział ksiądz wtedy, jak tragiczna jest śmierć tych, którzy nie doświadczyli miłości, ale jeszcze tragiczniejsza jest śmierć tych, którzy nie mają komu powiedzieć, że autentycznie go kochają. Wiele zastanawiałem się nad tym powiedzeniem. W pierwszej chwili pomyślałem o moim ojcu, którego bardzo kochałem. Pewnej nocy, gdy byłem tylko z nim, powiedziałem mu o swojej miłości do niego. Ojciec rozpłakał się na głos i przytulił mnie.
Rozmawialiśmy ze sobą całą noc. Później powiedziałem także mojej matce
oraz mojemu małemu bratu, jak bardzo ich kocham; podobnie jak ojciec, tuląc mnie łkali na głos. I wtedy zdarzyło się coś niespodziewanego. Bóg wszedł do mojego życia. Poczułem, jak wypełnia mnie swoją potęgą i siłą. Chrystus, który jest Panem życia i śmierci był przy mnie". Tomasz w krótkim czasie po tym spotkaniu zmarł.
Początki rekolekcji- ostatki wielkiego postu, przed nami całe życie by okazać Bogu, jaką miłością Go darzymy. On zawsze nas kocha i czeka na nas. Jeszcze dzisiaj możemy pokazać naszą miłość uczestnicząc w nabożeństwie Gorzkich Żali, a w najbliższy piątek będziemy mogli pokazać Bogu naszą miłość uczestnicząc w drodze krzyżowej. Zaprosić Chrystusa cierpiącego do swego serca.
Czy znajdę czas, czy będę miał chęci, czy coś się zmieni w moim życiu?
John Howard Griffin w czasie II wojny światowej w chwili wybuchu samolotu stracił kompletnie wzrok. Przez dwanaście lat otaczała go fizyczna ciemność. Po tych latach ciemności szedł pewnego razu ulicą i zobaczył przed sobą „czerwony piasek". Był to początek pełnego odzyskania wzroku. Po tym wydarzeniu Griffin powiedział reporterowi: „Ty nie wiesz, co to znaczy dla ojca zobaczyć swoje dzieci po raz pierwszy. Było to wspanialsze, aniżeli mogłem wyobrazić to sobie w najśmielszych marzeniach".
Wiara w Boga daje nowe spojrzenie na świat i życie. Oczyma wiary możemy dojrzeć świat, którego nie możemy wyobrazić sobie w najśmielszych marzeniach.
W Biblii, kiedy Jair przyszedł do Jezusa prosić o uzdrowienie ciężko chorej córeczki, usłyszał słowa: „Nie bój się, tylko wierz”. Być może podobny głos słyszała w swoim sercu kobieta od wielu lat chora na krwotok. Wydała już wszystkie pieniądze na lekarzy, ale ci nie byli w stanie jej pomóc. Chwyciła się więc płaszcza Jezusa jak ostatniej deski ratunku, ufając, że zostanie uzdrowiona. Na szczęście oba epizody zakończyły się pomyślnie: Jezus umierającej dziewczynce przywrócił życie, a chorej kobiecie — zdrowie.
Nie wiadomo, co w tych historiach bardziej podziwiać: wytrwałą wiarę, czy wielką cierpliwość. W przypadku chorej kobiety było to 12 lat poszukiwań, zmagań, walki o nadzieję. Również droga przełożonego synagogi do Jezusa nie była prosta. Nawet jeśli nie trwała zbyt długo, to z pewnością musiał on zaryzykować swoją pozycję społeczną i religijną, aby móc się z Nim spotkać. Pismo święte przytacza wiele podobnych historii, które pokazują, że wszystko, co w naszym życiu jest ważne, wymaga zaangażowania i walki. Często jedyną bronią, jaka pozostaje człowiekowi, jest wiara i zaufanie do końca Bogu.
Ks. Twardowski mówił: Wiara jest zaufaniem Bogu nawet w cierpieniach. Może więc warto zadać sobie pytanie, jak my się zachowujemy w obliczu trudności. Czy umiemy cierpliwie czekać albo — gdy jest taka potrzeba — aktywnie działać? Czy dla ratowania czyjegoś zdrowia i życia potrafimy zaryzykować wszystko? Żaden człowiek sam z siebie nie ma takiej mocy, ale wiara czyni cuda... Jaka jest twoja wiara?
NADZIEJA
Umiłowani w Panu,
Największym nieszczęściem człowieka nie jest upadek, zniewolenie, choroba – z tego Jezus może nas uratować, ocalić.
Największym nieszczęściem jest szczelne obmurowanie serca i pozamykanie go na głos Boga. Postawienie się na miejscu Boga, samowystarczalność.
Nieraz tak tłumaczymy: Radzę sobie, jest mi dobrze, nie potrzebuję się nawracać. Chodzę do kościoła, wypełniam przykazania, jestem porządna Panie Boże, dostaniesz wszystkie pozory i dziesięciny ale nie dam Ci mojego serca.
Wtedy słucham ale nie słyszę, patrzę ale nie widzę. Tak jak kiedyś tak i teraz, dziś, oddziela mnie od Boga grzech. Bóg posyła na ratunek Jezusa. Czy Jego słowa przecisną się przez mury, wybudowane dookoła serca. Czy została jakaś szczelina, jakieś przejście dla Boga? Tutaj jest potrzebna człowiekowi nadzieja, która jest jak powietrze, jak chleb. Wszystko cokolwiek człowiek przeżywa, tworzy, planuje, robi z nadzieją, widzi że to ma sens, że może coś nam tutaj na ziemi się zmieni, ulepszy, poprawi; że będzie lżej i pogodniej.
KKK powiada, że nadzieja zakotwiczona w Bogu jest cnotą, dzięki której pragniemy szczęścia królestwa niebieskiego i życia wiecznego, pokładając ufność w obietnicach Chrystusa i opierając się na naszych siłach, ale na pomocy łaski Ducha Świętego.
Człowiek ma zakodowane pragnienie szczęścia. Koniecznie chce być szczęśliwy, choć dopatruje się szczęścia przeważnie nie tam, gdzie ono rzeczywiście istnieje, dlatego jest ono raczej marzeniem człowieka. Cnota nadziei zakotwiczona w Bogu podpowiada człowiekowi, że jego ostatecznym szczęściem jest Królestwo Niebieskie i życie wieczne. Wynika z tego, że szczęście, o którym człowiek marzy, jest w życiu ziemskim nieosiągalne, można je zaplanować już w życiu doczesnym, gdy próbuje się realizować wskazania Jezusa, co prowadzi do osiągnięcia życia wiecznego.
Istotnym problemem człowieka jest jego śmierć. Świadomość, że ona nastąpi, nie pozwala być naprawdę szczęśliwym, gdy nie ma się nadzieji na życie po życiu.
W roku 1975 17-letni Charls Rumbaugh, cierpiący na depresję maniakalną ucieka ze szpitala dla psychicznie chorych. Wkrótce po ucieczce napada na sklep i niespodziewanym strzałem zabija właściciela. Schwytany, został skazany na karę śmierci. Na wykonanie wyroku czekał 10 lat. W tym czasie przeszedł ogromną przemianę duchową. Na początku jego serce przepełnione było nienawiścią do wszystkich. Nie zaznał spokoju. Kilka tygodni przed egzekucją mówi do swoich przyjaciół: „Przyszedł już czas, kiedy powinniśmy odpłacić dobrem za zło bez względu na cenę. Wiem, że w sercu miałem wiele nienawiści do każdego, ale to nie jest to, czego oczekuje ode mnie Chrystus". Następnie prosi przyjaciół o modlitwę, aby miał moc wybaczenia i przemiany. Otrzymał to. Wewnętrznie wolny idzie na spotkanie Boga.
Chrystus nie otworzył dla niego bramy więziennej, ale otworzył inną bramę, po przejściu której odnajdujemy wolność ducha i nadzieję zbawienia.
Gdy wywyższycie Syna Człowieczego wtedy poznacie, że JA JESTEM.
Skoro ludzie nie uwierzyli Jezusowi i nie uwierzyli w Jezusa; potrzebny był znak największy, ostateczny, śmierć krzyżowa Syna Człowieczego. Ukrzyżowanie Jezusa odkrywa prawdę o Nim, ukazuje że jest Bogiem.
Benedetta Bianchi Porro jako kilkunastoletnie dziecko zachorowała na paraliż dziecięcy, po którym pozostał niedowład nóg. Wraz z rozwojem
dziewczynki choroba coraz bardziej odziera jąz życia, zabiera słuch, wzrok i mowę. Była zdolną dziewczyną mimo tych ograniczeń osiąga dobre wyniki na studiach. W końcu przychodzi śmierć. W swym ogromnym cierpieniu napisała wiele listów. Oto fragment jednego z nich: „Osobiście jestem pogodna. Bóg chciał, abym była w takim stanie, w jakim jestem. Nie obawiam się Boga. Jesteśmy w Jego rękach. To najczulsze ręce, które prowadzą nas drogą miłości i pokoju. Jeżeli oddamy się im, nie będziemy nigdy, nawet przez moment opuszczeni. Bóg troszczy się o kwiaty na łąkach i ptaki w powietrzu. Tym bardziej otoczy opieką nas, jesteśmy o wiele więcej niż ziele i ptaki. Szukajcie Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane. Oto dlaczego jestem pełna radości"
Pytamy często: Kiedy Bóg będzie ze mną? Kiedy będę czynić to co się Jemu podoba. A co się podoba Bogu? Mogę być spokojny, nie każe mi kraść, oszukiwać, naciągać. Nie powie abym kogoś zniszczył słowem, uczynkiem, zaniedbaniem. Bym komuś dokopał, wyśmiał, wyszydził. Czyli to co się Bogu podoba jest dobre dla mnie i dla innych. To co się Bogu podoba sprawia, że noszę w sobie wewnętrzny pokój i harmonię. Na zewnątrz może być burza z piorunami, wzburzone morze a w środku, w sercu pokój i cisza.
Jezus przyszedł aby zawładnąć moim i twoim sercem, o to toczy się bój i cała awantura. Bóg nie chce porządności, nie chce dziesięciny z pozorów, chce szczerości, chce miłości. Mojej i twojej miłości.
Ten list znaleziono w kieszeni zabitego żołnierza. „Słuchaj mój Boże! Powiedzieli mi, że nie istniejesz. Ja jak głupiec uwierzyłem w to. Niedawno, wieczorem, w głębi okopu, zobaczyłem Twoje niebo. Zrozumiałem, że okłamali mnie. Jeżeli miałbym czas spojrzeć na to, co uczyniłeś, zauważyłbym, że ci ludzie nie nazywają rzeczy po imieniu. Zastanawiam się, Boże, czy zgodziłbyś się uścisnąć mi rękę... A jednak wiem, że zrozumiesz. Ciekawe, że trzeba mi było przybyć na to piekielne miejsce, nim przyszedł czas spojrzenia w Twoją twarz. Kocham Cię bardzo - oto, co chcę, byś wiedział. Będzie tu zaraz okropna walka. Kto wie? Możliwe, że przyjdę do ciebie nawet tego wieczoru... Nie byliśmy dotąd przyjaciółmi. Zastanawiam się, mój Boże, czy będziesz czekał na mnie u drzwi. Patrz, oto płaczę. Ja, wylewać łzy? Ach! Gdybym poznał Cię wcześniej... Trzeba, żebym odszedł. To śmieszne. Odkąd Cię spotkałem, nie boję się umierać".
Bracia i Siostry, Jezus jest nadzieją . On chce naszego zbawienia dlatego oddaje za nas życie na krzyżu, dlatego daje nam siebie w sakramentach, daje nam siebie całego
JA JESTEM
Twoim ratunkiem, pomocą, miłością, źródłem wody żywej.
Bo błogosławiony Jan Paweł II mówił: Niech nasza droga będzie wspólna. Niech nasza modlitwa będzie pokorna. Niech nasza miłość będzie potężna. Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
MIŁOSĆ
Co najważniejsze jest w życiu? Najważniejsza jest miłość. Ile razy słyszeliśmy to stwierdzenie. Kiedyś policzono, że słowo miłość powtarza się najczęściej we wszystkich językach świata, ale też wedle statystyk sądowych i naszego ludzkiego doświadczenia najczęściej zdarzają się wykroczenia przeciwko miłości. Nic nie jest bardziej sponiewierane jak miłość . W osobie Jezusa Chrystusa miłość została przybita do krzyża.
Zacznę od pewnej krótkiej historii o amerykańskim żołnierzu, który wracał do domu po wojnie w Wietnamie. Z San Francisco zadzwonił do swoich rodziców z radosną wiadomością: „Mamo, Tato, wracam do domu, ale chciałbym prosić was o przysługę… Mam przyjaciela, którego chciałbym zabrać razem ze mną.” „Oczywiście” odpowiedzieli rodzice „będziemy szczęśliwi mogąc go poznać.” „Jest jednak coś, co powinniście wiedzieć” kontynuował syn „podczas walki został on poważnie ranny. Nadepnął na minę i stracił rękę i nogę. Nie ma on się gdzie podziać, więc chcę go zabrać, by zamieszkał i żył z nami.” „Przykro mi to słyszeć, synu. Może pomożemy mu znaleźć jakieś miejsce do życia?!” „Nie, mamo i tato, ja chcę by on został razem z nami.” „Synu,” odpowiedział ojciec „nie wiesz o co prosisz! Ktoś z takim inwalidztwem byłby wielkim ciężarem dla nas. My mamy własne życie i własne problemy i nie możemy pozwolić sobie na takie dodatkowe trudności. Myślę, że powinieneś wrócić do domu i zapomnieć o tym człowieku. On znajdzie swoją drogę i pomoc dla siebie.” W tym momencie syn odwiesił słuchawkę... Rodzice nic więcej od niego nie usłyszeli! Kilka dni później, otrzymali telefon od policji San Francisco. Ich syn zmarł po upadku z wieżowca – tak im powiedziano. Policja uważała, że to samobójstwo. Rodzice z wielkim bólem polecieli do San Francisco i udali się do kostnicy zidentyfikować ciało syna. Rozpoznali go, ale odkryli także coś, o czym wcześniej nie wiedzieli – ich syn miał tylko jedną rękę i jedną nogę…
Coraz częściej słyszy się dzisiaj głosy, nawet wśród chrześcijan , że miłość jest utopią, marzeniem, czystą teorią, która nie zdała dotychczas egzaminu. Głosi się różne tezy: samorealizacji, zdrowym egoizmie, kompletnej wolności w ocenach ludzkich poglądów i zachowań, według których nie ma żadnych przykazań, obowiązków i zabawy w samarytan.
Przykazanie miłości Boga i bliźniego jest Bożym orędziem dla ludzi i świata. Jego treść nie jest pobożną fikcją, marzeniem , utopią czy wizją. Jego treść może stać się rzeczywistością, pod warunkiem , że człowiek ją dobrowolnie zaakceptuje i zrealizuje. Człowiek jest z woli Boga wolny, zdolny do wyboru miłości, do jej akceptacji i realizacji. Boży program jest jedynym programem godnym człowieka.
18 sierpnia 1948 roku jedna z sióstr opuściła bezpieczne mury klasztoru, żeby na ulicach miasta realizować największe przykazanie. Miała prawie 37 lat. Była całkowicie zdana na siebie, bez grosza, bez mieszkania, bez fachowego przygotowania. Jedynym jej kapitałem było ogromne zaufanie do Boga i pragnienie służenia najbiedniejszym.
Matka Teresa z Kalkuty- bo niej mowa- zmarła 5 września 1997 roku. Pozostawiła po sobie gigantyczne dzieło miłości: ponad 5000 sióstr na wszystkich kontynentach, 170 szkół, ośrodków dla bezdomnych, szpitali dla chorych na AIDS i wiosek dla trędowatych, nie licząc domów spokojnej śmierci i przeszło 1000 posiłków wydawanych biednym i bezdomnym w samej Kalkucie.
Życie i dzieło Matki Teresy z Kalkuty jest świadectwem, że miłość bliźniego motywowana miłością do Boga nie jest utopią. Miłość Boga i miłość bliźniego może stać się rzeczywistością. Jeśli jeden prawdziwy chrześcijanin jest w stanie dokonać tak wspaniałego dzieła, jak mógłby wyglądać świat, gdyby wszyscy chrześcijanie poważnie potraktowali największe przykazanie.
Matka Teresa mówiła: „Miłość zaczyna się w domu i rozwija się w domu. Tu nigdy nie brak sposobności, aby ją okazać.”
Tylko miłość jest w stanie rozwiązać ludzkie, skomplikowane problemy. Potrzeba miłości - w każdej dziedzinie życia- jest warunkiem dalszego rozwoju i trwania ludzkości.
Miłość to ofiara, miłość to rezygnacja z siebie, to otwarcie na drugich, gotowość do służenia. Tego wszystkiego może nas nauczyć jedynie Pan Jezus ze swego krzyża. Jeżeli więc chcemy w naszym życiu odpowiedzieć na Boże wezwanie, musimy iść do szkoły krzyża.
W widzialnym symbolu Krzyża (jako przedmiotu kultu) możemy dostrzec "…ogrom miłości Boga, który wydaje swojego Syna na śmierć". Jezus z pokorą przyjął wolę Ojca i oddał się w ręce nieprzyjaciół, którzy chcieli Go ukrzyżować. Wcześniej okrutnie biczowany musiał nieść na swoich ramionach ciężką belkę, na której miał zawisnąć. Po przez krzyż i mękę - Jezus odkupił świat. Dlatego właśnie Krzyż staje się dla nas symbolem zwycięstwa nad śmiercią. Krzyż również ma ogromne znaczenie w życiu codziennym. Każdy dzień zaczynamy i kończymy znakiem krzyża Chroni On od złego naszą duszę i ciało. Nie zależnie od tego, pod jaką postacią widzimy Krzyż, czy jako przedmiot czy też jako znak, który czynimy, ma on dla nas ogromne znaczenie, ponieważ: "Krzyż Chrystusa objawia nam sposób umierania, który nie jest sprzeczny z logiką życia. Od tej chwili rozumiemy, że krzyż i zmartwychwstanie to dwie strony, ciemna i jasna, jednej i tej samej Miłości, jednego i tego samego Życia".
Elie Wiesel w swoich wspomnieniach obozowych pisze: „SS-mani wyglądali na podekscytowanych i bardziej niespokojnych niż zwykle. Powieszenie młodego chłopca na oczach tysięcy więźniów to bardzo przygnębiający obraz. Komendant obozu przeczytał wyrok. Wszystkie oczy zwrócone były na to dziecko. Chłopiec był blady jak ściana, przygryzał wargi i milczał. Szubienica rzucała cień na niego. Blokowy odmówił wykonania wyroku. Trzech SS-manów zastąpiło go. Trzech skazańców postawiono na krzesła. Trzy pętle zarzucono równocześnie na szyje skazańców. „Niech żyje wolność" - krzyknęli dwaj dorośli skazańcy. Dziecko milczało. „Gdzie jest Bóg? Gdzie On jest?"- ktoś za mną pytał. Komendant obozu dał znak i trzy ciała zawisły na szubienicy. Głęboka cisza zapanowała w obozie. Słońce chyliło się ku zachodowi. „Podnieść głowy" - ryczał komendant obozu. Jego głos brzmiał okrutnie. My wszyscy płakaliśmy. „Przykryć głowy". Następnie przechodziliśmy przed skazańcami. Dwaj dorośli skazańcy byli martwi, świadczyły o tym sine, spuchnięte języki. Ale trzeci sznur ciągle się poruszał, mały chłopiec był zbyt lekki, ciągle jeszcze żył... Na naszych oczach, ponad pół godziny trwała jego agonia. Gdy przechodziłem obok niego, ciągle jeszcze żył. Jego język był różowy, a oczy jeszcze nie zaszły mgłą. Z tyłu usłyszałem tego samego mężczyznę, który zadawał to samo pytanie: „Gdzie jest teraz Bóg?" Usłyszałem wtedy wewnętrzny głos: „Gdzie On jest? On jest tutaj, On wisi na tej szubienicy..."
Chrystus solidarny w ludzkim cierpieniu umiera na szubienicy swoich czasów - krzyżu, ukazując przez to perspektywę zwycięstwa przez zmartwychwstanie, przez miłosierdzie, przez miłość- do której woła nas Bóg każdego dnia. Amen.