Agnieszka Uryga
Przedmiot:
Współczesne problemy psychologii rozwojowej i społecznej
Temat:
„Posłuszni do końca”
Wstęp
Autorytet, czyli to z czym spotykamy się już od najmłodszych lat, podporządkowywanie się pewnym autorytetom zaczyna się już w takim podstawowym, można by rzec pierwotnym środowisku jakim jest rodzina. To właśnie w niej po raz pierwszy poznajemy czym jest ów autorytet, a jest nim nie kto inny jak rodzic, któremu dziecko musi być posłuszne. Kolejnymi autorytetami, z którymi spotykamy się w życiu są nauczyciele, policjanci, szefowie, dyrektorzy, czy lekarze, którym ze względu na nasze zdrowie również musimy być posłuszni. Jak widać w ciągu całego naszego życia wielokrotnie spotykamy się z ludźmi, którzy ze względu na pewne cechy, stają się dla nas autorytetami. Jak pisze w swojej książce Bogdan Wojciszek: „Posłuszeństwo wobec autorytetów zapewnia utrzymanie porządku społecznego, sprawność działania różnych grup i instytucji. (…) Jest też postępowaniem wygodnym, ponieważ posłuszeństwo autorytetom zwalnia nas od podejmowania licznych decyzji, których podjąć nie chcemy, lub nie potrafimy, a także zwalnia nas
z odpowiedzialności za realizację owych nie swoich decyzji”1 Takie pojmowanie autorytetu może jednak prowadzić do zdarzeń katastrofalnych w skutkach. Weźmy pod uwagę np. obozy koncentracyjne, mimo iż zginęły w nich miliony ludzi, żaden z zabójców dokonujących egzekucji - czy poprzez rozstrzelanie, zamykanie w komorach gazowych, czy po prostu poprzez zmuszanie do morderczej pracą ponad siły – nie poczuwał się do winy, oni jedynie wypełniali polecenia przełożonych. Gdyby tak dziś zapytać przypadkowo spotkane osoby, czy byłyby zdolne do takiego okrucieństwa, z całą pewnością większość odpowiedziałaby że nie. Jednak czy możemy być tego tacy pewni?, co rożni nas od owych „zbrodniarzy”, czy aby na pewno, w obawie przed mogącą spotkać nas, lub nasze rodziny okrutną karą, nie bylibyśmy w stanie zabić? Jaka jest przyczyna ślepego posłuszeństwa wobec zbrodniczych rozkazów, które doprowadziły zwyczajnych wydawałoby się ludzi do ludobójstwa? Nad tymi pytaniami zastanawiał się amerykański psycholog Stanley Milgram.
Eksperyment Milgrama
Stanley Milgram urodził się 15 sierpnia 1933 roku, zmarł 20 grudnia 1984, amerykański psycholog społeczny na uniwersytetach Yale, Harvarda oraz Nowojorskim. Z wykształcenia politolog. Wychował się w Nowym Jorku.
W roku 1950 ukończył szkołę podstawową imienia Jamesa Monroe’a, razem
z przyszłym psychologiem społecznym – Philipem Zimbardo. Absolwent Queens College. W trakcie studiów na Harvardzie, uczył się pod okiem Gordona Allporta, który wywarł silny wpływ na jego późniejsze prace oraz Solomona Ascha.2
Stanley Miligram starał się zbadać mechanizmy zbrodniczego ulegania autorytetom, w tym też celu skonstruował laboratoryjną sytuację, w której badani mieli rzekomo wziąć udział w badaniach dotyczących mechanizmów zapamiętywania, uczenia się, oraz wpływu kary na te czynności. Uczestnicy eksperymentu brali w nim udział dobrowolnie i otrzymywali za to zapłatę (4,5$, dzisiaj warte ok 30$), przy czym badani mieli świadomość, iż do otrzymania zapłaty wystarczyło samo przyjście do laboratorium, przebieg eksperymentu nie wpływał w żaden sposób na zatrzymanie, lub odebranie „zarobku”.
Na wstępie badani, oraz podstawieni aktorzy (badani nie wiedzą o tym iż ich towarzysze są aktorami, uważają, że tak samo jak oni przyszli do laboratorium w celu odpłatnego uczestniczenia w eksperymencie) brali udział
w wyreżyserowanym wcześniej losowaniu, podczas którego miało zostać ustalone, który z badanych miał być „uczniem”, a który „nauczycielem”,
w rzeczywistości, losowanie zostało przygotowane w taki sposób, aby badany był zawsze „nauczycielem”, a podstawiony aktor „uczniem”. Następie „ucznia” prowadzono do osobnego pomieszczenia, gdzie zostawał przywiązany do specjalnie skonstruowanego w tym celu krzesła, osoba znajdująca się na nim zostawała podłączona do elektrod, które z kolei łączyły się z generatorem wstrząsów znajdującym się w osobnym pomieszczeniu, z którego co prawda nie widać co dzieje się w pokoju z krzesłem, natomiast wszystko stamtąd słychać, co pozwała na obserwowane reakcji „ucznia”. Generatorem wstrząsów elektrycznych nazwano specjalny aparat z trzydziestoma przyciskami wyskalowanymi co 15 volt – od 0 do 450V, z napisami od „nieznaczny szok” do „niebezpieczeństwo! Ciężki szok!”.
Przed przystąpieniem do badania zarówno „uczniowi” jak
i „nauczycielowi” dokładnie wyjaśniono na czym będzie polegało ich zadanie. Zadaniem „ucznia” było wyuczenie się par słów z przygotowanej wcześniej listy, zadaniem „nauczyciela” było odpytywanie „ucznia”, oraz karanie go gdy odpowie źle, lub wcale nie udzieli odpowiedzi. Formą kary było aplikowanie „uczniowi” wstrząsów elektrycznych za każdą złą odpowiedź lub jej brak, przy czym każda kolejna pomyłka karana była wstrząsem o 15V silniejszym od poprzedniego. Oprócz „nauczyciela”, w pomieszczeniu znajdował się również „eksperymentator”, pilnujący prawidłowości prowadzenia badania, który gdy zadający ból „nauczyciel” zaczynał się wahać, powtarzał z naciskiem: „To absolutnie konieczne, żebyś kontynuował”, albo „Nie masz wyboru, musisz iść dalej”3. Symulacja była odegrana w tak realistyczny sposób, że żadna z osób biorących udział w eksperymencie nie zorientowała się, iż żadnych wstrząsów nie było, a dźwięki przez nich słyszane były odgrywane z taśm.
Cała intryga polegała na tym, że tylko „nauczyciel” był tu badanym, to co brał za eksperyment mający badać wpływ kar na naukę i zapamiętywanie, było
w rzeczywistości badaniem jego posłuszeństwa względem autorytetu, jakim była w tej sytuacji osoba w białym kitlu – „eksperymentator”. Pomiar posłuszeństwa rejestrowany był przy pomocy generatora wstrząsów, dźwignia, która została spuszczona tuż przed odmówieniem przez badanego dalszego udziału
w eksperymencie, wskazywała moc wstrząsu do jakiego badany doszedł. Ponieważ składał się on z 30 dźwigni, wynik pomiaru zapisywany był w skali 30 stopniowej, od 0 do 30 pkt. Ci z badanych którzy dochodzili do najwyższych dźwigni otrzymywali status „badanych posłusznych”, ci którzy kończyli wcześniej „badanych buntowniczych”.
Wyniki eksperymentu
„Czy badani posłusznie wykonywali polecenia eksperymentatora? Do jakiego poziomu napięcia doszli? Jak sądzisz?”4 Od takich pytań zaczyna jeden
z podrozdziałów w swojej książce Roger Hock. Po przeczytaniu ich, sama zaczęłam się nad tym zastanawiać, postawiłam na to, iż większość z badanych była posłuszna eksperymentatorowi, lecz tylko do pewnego momentu, do pewnej siły wstrząsu, zwłaszcza, że widzieli oni napisy nad dźwigniami, i słyszeli ludzi którym zadawali ból. Siła wstrząsu, którą uznałam za najwyższą było 150V, oznaczoną nazwą „silny wstrząs”, podczas którego „nauczyciel” miał słyszeć słowa „ucznia”: „AAuuuu! Eksperymentatorze! Już dosyć, Proszę mnie stąd zabrać. Mówię panu mam kłopoty z sercem. Serce zaczyna mi już dokuczać. Proszę mnie stąd zabrać. Serce zaczyna mi dokuczać. Odmawiam dalszego udziału w tym. Pozwólcie mi wyjść”5. Uznałam to, iż „uczeń” informuje
o problemach z sercem, chce przerwać eksperyment i z całą pewnością cierpi, będzie wystarczającym czynnikiem do przerwania eksperymentu, bez względu na to co nakazuje ów autorytet. Uznałam również, że najwyżej 1% spośród 40 badanych osób dojdzie do najwyższej mocy, czyli do 450V. Po przeczytaniu dalszej części podrozdziału ogromnie się więc zdziwiłam, widząc jakie wyniki uzyskano podczas prowadzenia eksperymentu.
Eksperyment Milgrama zaszokował nie tylko mnie, lecz również wielu spośród ówczesnych uczonych, łącznie z samym inicjatorem tego przedsięwzięcia. Stanley Milgrama zakładał, że ten, kto dopuści się wstrząsu
o napięciu 450V musi mieć poważne zaburzenia osobowości. „Przed rozpoczęciem badania, poprosił grupę profesorów i studentów z Uniwersytetu
w Yale (gdzie eksperyment przeprowadzono) o zapoznanie się ze scenariuszem badania i oszacowanie, ile ludzi dojdzie do zadawania wstrząsu o sile maksymalnej (450V). Liczbę tę oceniano niezmiennie na 1-2 procent. Odrębna grupa 39 psychiatrów oceniła, że podobne zachowanie pojawi się u jednego człowieka na tysiąc. Nikt więc nie potrafił przewidzieć faktycznego zachowania ludzi w tych warunkach”.6 Jakże więc niesamowity dla Milgrama musiał być więc fakt, iż aż 65% (26 osób) spośród badanych doszło do wstrząsu
o najwyższej mocy 450V, oznaczonego jako XXX i podczas którego z pokoju,
w którym znajdował się „uczeń” nie dochodziły już żadne dźwięki, „nauczyciel” nie miał już wtedy pewności, czy badany przez niego „uczeń” jeszcze żyje. Żaden z badanych nie wycofał się z eksperymentu, gdy ofiara wyraźnie o to prosiła, ani podczas gdy zaczęła wołać o pomoc, nawet wtedy gdy wydawała okrzyki pełne bólu. 80% uczestników kontynuowało wstrząsy mimo tego, że uczeń wspominał, że ma kłopoty z sercem i krzyczał „Pozwólcie mi stąd wyjść!” (300 V). Wyniki badania mogą się wydać szokujące, ale mimo kilkakrotnego powtarzania badań w różnych grupach wiekowych, badając przedstawicieli różnych płci i zawodów wyniki badań były porównywalne. Zmieniły się one nieznacznie podczas zmiany nie samych badanych, lecz formy przeprowadzania badania (cierpiący „uczeń” znajdujący się w tym samym pomieszczeniu (40% badanych dochodzi do końca skali), samodzielne podtrzymywanie ręki „ucznia” na płytce emitującej wstrząsy (30%), „uczeń” nie jest widziany ani słyszany przez „nauczyciela” (93%)). Wskazuje to na fakt, iż cechami sytuacyjnymi nasilającymi uległość są: wielkość autorytetu, stopień w jakim ów autorytet nadzoruje wypełnianie poleceń, jak również brak sygnałów wskazujących na cierpienie ofiary. Uległość spada natomiast w takich sytuacjach jak: obserwowanie innych, nieuległych osób, obecność w trakcie badana dwóch autorytetów u których występują sprzeczne polecenia, lub w przypadku gdy na „nauczyciela” spada odpowiedzialność za jego postępowanie.
Po przeanalizowaniu wyników eksperymentu stwierdzamy, iż osoby biorące w nich udział są okropnymi barbarzyńcami, skoro byli w stanie zadać tak niewyobrażalny ból człowiekowi, tylko dlatego, że ktoś im to nakazał. Jednak badani nie robili tego bez oporów, większość z nich broniła się, a na pewno żadna z badanych osób nie czerpała przyjemności z zadawania bólu drugiej osobie. Miligram tak opisuje jednego z badanych: „ Dojrzały i początkowo zrównoważony przedsiębiorca wszedł – z pewnością siebie i uśmiechem na ustach – do laboratorium. W ciągu 20 minut obrócony został w trzęsący się
i jąkający wrak człowieka na skraju załamania nerwowego. Stale pociągał się za ucho i nerwowo wykręcał sobie palce. W pewnym momencie przyłożył zaciśniętą pięść do czoła ze słowami <Boże! Niech to się już skończy>. A jednak nadal reagował na każde słowo eksperymentatora ulegając mu aż do końca”7. Wszystkie spośród biorących w badaniu osób (nauczycieli) w pewnym momencie pytały o to, czy aby na pewno należy aplikować kolejny wstrząs elektryczny, skoro „uczeń” ewidentnie cierpi. Widać było, iż badani męczyli się z powodu cierpień ofiary. Większość prosiła badacza o przerwanie eksperymentu, jednak wystarczyło kilka ponaglających słów badacza, aby nadal kontynuowały eksperyment. Osoby te trzęsły się, pociły, jąkały, obgryzały paznokcie, niekiedy wybuchały nerwowym śmiechem. To wszystko wskazuje na to jak wielkie znaczenie miał dla nich ów autorytet, byli mu „posłuszni do końca”. Część z badanych próbowało oszukiwać podczas badania, aplikując mniejsze wstrząsy gdy badacz nie patrzył, część odmówiła przyjęcia pieniędzy, mimo iż wiedzieli, że dostali je za samo przyjście do laboratorium, a nie za uczestnictwo w eksperymencie.
Wszystko to wskazuje na to, iż w rzeczywistości badani nie chcieli zadawać bólu drugiej osobie, dlaczego więc to robili? Miligram przedstawił kilka możliwych wyjaśnień dlaczego w tej konkretnej sytuacji poziom posłuszeństwa był tak wysoki, uznał on, iż z punktu widzenia badanego największe znaczenie miało to, że:
1). Jeżeli badania są prowadzone przez Uniwersytet Yale, to są w dobrych rękach, a kim jestem żeby kwestionować działania tak świetnej instytucji;
2). Cele eksperymentu zdają się ważne, dlatego skoro już się zgłosiłem, to wykonam, co do mnie należy, żeby osiągnąć te cele;
3). W końcu „uczeń” też się zgłosił na ochotnika, i ma wobec projektu jakieś zobowiązania;
4). Hej, to tylko przypadek, że ja jestem nauczycielem, a on uczniem – ciągnęliśmy losy i mogło być odwrotnie;
5). Płacą mi za to, więc powinienem wykonać tę pracę;
6). Nie znam się na prawach psychologa i jego badaniach, więc oddaje decyzję
w tej sprawie w jego ręce;
7). Powiedzieli nam, że wstrząsy są bolesne, ale nie niebezpieczne.8
3. Krytyka eksperymentu
Jak każde przedsięwzięcie mające tak ogromny wpływ na dalsze losy nauki, również eksperyment miligrama znalazł swoich przeciwników, krytykujących ideę pomysłu. Krytycy zarzucali Milgramowi wysoko nieetyczne zachowanie w stosunku do badanych osób. Mimo, iż podczas prowadzenia eksperymentu w sposób fizyczny nikt nie ucierpiał, to badanie mogło mieć bardzo duży wpływ na zdrowie psychiczne osób uczestniczących w badaniu. Jeśli człowiek dowiaduje się , że do popełnienia przez niego morderstwa, wystarczy mu nakaz człowieka, którego uważa za autorytet, z całą pewnością nie pozostaje to bez echa na dalszym życiu osoby badanej.
Odpowiedzią Milgrama, na głosy krytyki, były badania ankietowe przeprowadzone wśród osób biorących udział we wcześniejszych eksperymencie, czyli wśród „nauczycieli”. Badania te wskazały, iż 84%
z pośród badanych było zadowolonych z tego, że brali udział w badaniach, co więcej uznali eksperyment za pouczający, natomiast przyjścia do laboratorium żałował jedynie 1% badanych.
Na co wskazują wyniki eksperymentu Milgrama
Eksperyment Milgrama ukazał jak ogromny wpływ ma na nas autorytet. Jak pisze Bogdan Wojciszek „polecenia przełożonego czy autorytetu działają jako automatyczne wyzwalacze posłuszeństwa – ponieważ zwykle im ulegamy, ulegamy im także wtedy, gdy są bezzasadne, błędne czy nawet niebezpieczne. Robimy to często zupełnie bezmyślnie i zapewne dlatego nie doceniamy częstości, z jaka to czynimy”9.
Autorytet jest pojęciem mającym kilka odmiennych, choć nakładających się często znaczeń.
Społeczne uznanie, prestiż osób lub grup bądź instytucji społecznych oparte na cenionych w danym społeczeństwie wartościach.
Osoba lub instytucja ciesząca się uznaniem, mająca kredyt zaufania co do profesjonalizmu, prawdomówności i bezstronności w ocenie jakiegoś zjawiska lub wydarzenia (taki rodzaj autorytetu widoczny jest w badaniach Milgrama, osoba prowadząca badanie była związana z uniwersytetem postrzeganym jako instytucja poważna).
W kontaktach międzyludzkich osoba mająca cechy przywódcze, z wysoką inteligencją emocjonalną lub charyzmą.
W teorii socjologicznej jeden z typów idealnych legitymizacji władzy. Zinternalizowane przeświadczenie o świętości i nadrzędności przywódcy.
W psychologii osoba, której jesteśmy skłonni ulegać, podporządkowywać się i wykonywać jej polecenia.10
Najczęściej autorytet postrzegany jest jako czynnik stabilizujący więzi społeczne i ma wydźwięk pozytywny. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, iż nadmierne zaufanie do autorytetów grozi skostnieniem poglądów a czasem nawet ich zwyrodnieniem, z tym właśnie spotykamy się w badaniach Milgrama, badani są w stanie zrobić wszystko, nawet wbrew swoim wartościom, aby tylko wykonać polecenie przełożonego (autorytetu).
Jak pisał sam Milgram (1974): „Głównym wynikiem tej serii badań jest stwierdzenie krańcowej skłonności dorosłych ludzi do uczynienia niemalże wszystkiego, by tylko spełnić polecenie autorytetu". Wynik ten jest pouczający dla tych, których troską napawa zdolność innego autorytetu – administracji państwowej - do wymuszania zastraszająco wielkiego posłuszeństwa na zwyczajnych obywatelach. Co więcej, wyniki te świadczą o ogromnej sile, z jaką autorytety oddziałują na nasze postępowanie. Trudno w tą siłę wątpić, po zapoznaniu się z psychicznymi katuszami ulegających autorytetowi badanych Milgrama.11
Badania te pokazują, jak silny jest w naszej kulturze nacisk na posłuszeństwo autorytetom. Wielu normalnych, psychicznie zdrowych ludzi wbrew własnej woli zadawało innemu człowiekowi bolesne i niebezpieczne wstrząsy elektryczne na polecenie osoby stanowiącej w danej sytuacji autorytet. Wg. Roberta Caldiniego skłonność do ulegania prawomocnym autorytetom ma swe źródło w praktykach socjalizacyjnych wykształcających w nas przekonanie, iż uległość taka jest pożądanym sposobem postępowania. Ponadto twierdzi on, że uległość ta często ma charakter adaptacyjny, ponieważ rzeczywiste autorytety cechują się zwykle wiedzą, mądrością i władzą. Z tych powodów uległość wobec autorytetów pojawiać się może w postaci zautomatyzowanej „drogi na skróty" przy podejmowaniu decyzji o stosownym w danej sytuacji sposobie postępowania. Automatyczne uleganie autorytetom oznaczać może uleganie jedynie symbolom czy oznakom autorytetu, nie zaś jego istocie. Istniejące badania, w tym eksperyment Milgrama, wskazują, że symbolami tymi są tytuły, ubrania i samochody. Osoby, zawłaszczające któryś z tych symboli, silniej mogą wpływać na innych, nawet jeżeli w istocie nie są one rzeczywistymi autorytetami. Ponadto, ludzie nie tylko często ulegają takim symbolom, ale też nie doceniają skali swojej własnej wobec nich uległości.12
Badania przeprowadzone przez Stanleya Milgrama wykazały, że ślepe posłuszeństwo nazistów wobec władzy nie było w dużym stopniu spowodowane cechami dyspozycyjnymi (osobowość, niemiecki charakter narodowy), jak wcześniej przewidywał, lecz wpływem sytuacji, która mogła pochłonąć każdego. Udowodnił w ten sposób tezę, iż zło w odpowiednich warunkach może czynić każdy, nawet ludzie dążący do celów uważanych za szlachetne.
.
Bibliografia:
1). Cialdini R., "Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka", GWP,
Gdańsk 2000.
2). Hock R.R., „40 prac badawczych, które zmieniły oblicze psychologii”, GWP, Gdańsk 2003.
3). Wojciszek B., „Człowiek wśród ludzi, zarys psychologii społecznej”, Wydawnictwo Naukowe „Scholar”, Warszawa 2004
B. Wojciszek, Człowiek wśród ludzi, zarys psychologii społecznej, Wydawnictwo Naukowe „Scholar”, Warszawa 2004, s. 252.↩
http://pl.wikipedia.org/wiki/Stanley_Milgram, [data dostępu: 29.11.12]↩
R.R. Hock, 40 prac badawczych, które zmieniły oblicze psychologii, GWP, Gdańsk 2003, s. 367-368.↩
Tamże, s. 368.↩
http://pl.wikipedia.org/wiki/Eksperyment_Milgrama, [data dostępu: 30.10.12]↩
R. Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka, WGP, Gdańsk 2000.↩
B. Wojciszek, Człowiek wśród ludzi, zarys psychologii społecznej, Wydawnictwo Naukowe „Scholar”, Warszawa 2004, s. 253.↩
R.R. Hock, 40 prac badawczych, które zmieniły oblicze psychologii, GWP, Gdańsk 2003, s. 370.↩
B. Wojciszek, Człowiek wśród ludzi, zarys psychologii społecznej, Wydawnictwo Naukowe „Scholar”, Warszawa 2004, s. 254.↩
http://pl.wikipedia.org/wiki/Autorytet [data dostępu: 29.11.12]↩
R. Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka, WGP, Gdańsk 2000.↩
R. Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i praktyka, WGP, Gdańsk 2000.↩