O GLOBALIZACJI GOSPODARCZEJ I JEJ ROZUMIENIU
[notatka uzupełniająca do W-1]
Globalizacja jest pojęciem używanym nader często, ale rozumianym w różny sposób. Niejednokrotnie dyskusje na jej temat prowadzi się nawet bez wprowadzenia jakiejkolwiek formalnej definicji. Zastanówmy się, jaki może być jej zakres znaczeniowy.
Globalizację można uznać za daleko idące nasilenie się międzynarodowych kontaktów gospodarczych na wielu płaszczyznach, jakie wystąpiło w czasach nowożytnych, nasilając się w II połowie oraz pod koniec XX wieku. Można ją także potraktować jako okres historyczny rozpoczynający się z chwilą zakończenia zimnej wojny. Pojęcie to jest łatwo zawęzić do tworzenia się w skali całego świata zintegrowanego rynku ze swobodnym, trans-granicznym przepływem dóbr, usług, kapitału i pracy, czyli towarów i czynników wytwórczych. Takie rozumienie globalizacji cechuje praktyczna konkretność, ponieważ pozwala budować w miarę precyzyjne oceny, na ile ciąg zmian na rzeczywistym rynku światowym zbliża go do tak wyznaczonego punktu docelowego.
Nazwą tą opatruje się również upowszechnianie się na wszystkich kontynentach reguł demokracji i gospodarki rynkowej. Definiowanie omawianego pojęcia w ten sposób idzie po linii głośnej, choć dyskusyjnej, teorii Francis’a Fukuyamy z 1989 roku o końcu historii, zgodnie z którą ludzkość doszła do kresu swego rozwoju po upadku systemu komunistycznego.
Globalizacja jest też odczytywana jako sposób rozumienia demokracji i gospodarki rynkowej w Stanach Zjednoczonych; dla niektórych to po prostu ekspansja amerykańskiego stylu życia gospodarczego i politycznego. To podejście dało się zauważyć zwłaszcza w latach prezydentury Bill’a Clintona.
Jeszcze inna definicja sprowadza się do akceptacji tzw. Konsensusu waszyngtońskiego (o czym będzie mowa osobno), czyli platformy programowej bardzo wielu zachodnich ekonomistów broniących koncepcji gospodarki rynkowej, określającej warunki uznane za najlepsze dla szybkiego wzrostu gospodarczego.
Globalizacja bywa również widziana w kategoriach technicznych, jako czas szybkiego obiegu informacji i pieniądza, możliwego pod koniec XX wieku dzięki postępowi w informatyce i technice bankowej. O globalizacji mówią nie tylko ekonomiści, lecz również socjologowie, badacze kultury, politologowie; w tej pracy ograniczono się do analiz ekonomicznych.
Od strony ściślej gospodarczej, najbardziej trafna wydaje się definicja wskazująca na proces powstawania ogólnoświatowego rynku towarów i czynników wytwórczych. Jest to sformułowanie pozwalające prowadzić liczbowy pomiar prędkości pogłębiania się tego zjawiska i ustanawiać jasne kryteria jego oceny.
Wybierając tę definicję trzeba jednak zaznaczyć, że przed I wojną światową handel międzynarodowy, także między krajami, które podjęły ze sobą walkę, był bardzo intensywny, a istniejące wówczas ograniczenia celne niewiele go utrudniały. Wielu barier poza-taryfowych w tamtych czasach po prostu - nie znano. Pod koniec XIX wieku Wielka Brytania, kraj wówczas najsilniejszy gospodarczo, inwestowała za granicą 40 procent swoich oszczędności. W przypadku inwestycji portfelowych niemały wtedy przepływ kapitału nie był jednak tak szybki, jak obecnie. Lata międzywojenne przyniosły znaczące zmniejszenie się siły międzynarodowych związków gospodarczych, które po II wojnie światowej w krajach niekomunistycznych ponownie stopniowo się nasilały.
Globalizacja przyjmuje postać instytucjonalną lub samoczynną. W pierwszym przypadku postęp w tworzeniu się jednolitego rynku globalnego wymaga zgody rządów, co następuje w formie umów dwustronnych, ustaleń na forum Światowej Organizacji Handlu lub inicjowania procesów integracyjnych.
Globalizacja samoczynna polega na wykorzystywaniu przez podmioty ekonomiczne możliwości wynikających z zanikania barier granicznych. Wykorzystują ją zwłaszcza korporacje transnarodowe, prowadzące działalność w wielu krajach świata. Współczesny rynek międzynarodowy pozostaje jednakowoż ciągle daleki od jednolitego rynku globalnego, a gdyby taki kiedyś powstał, co obecnie trudno sobie wyobrazić, straciłyby rację istnienia regionalne bloki integracyjne.
Istnieją próby pomiaru stopnia, w jakim dany kraj uczestniczy w procesie globalizacji. Ranking czasopisma „Foreign Policy" bierze pod uwagę cztery kryteria oceny: zaangażowanie polityczne w świecie, technologię, głównie informacyjną, kontakty osobiste mieszkańców oraz interakcję gospodarczą. W początkowych latach obecnego stulecia na pierwszych dziesięciu miejscach znalazły się Irlandia, Szwajcaria, Szwecja, Singapur, Holandia, Dania, Kanada, Austria, Wielka Brytania i Finlandia, na ostatnich - Arabia Saudyjska i Iran. Nie jest to jednak próba pomiaru natężenia procesu globalizacji, mającego wymiar uniwersalny, a tylko określenia, jak bardzo poszczególne kraje są związane ze światem.
Sposób włączenia się poszczególnych krajów w proces globalizacji stał się kryterium ich uproszczonego podziału na trzy grupy. Pierwszą tworzą kraje zajmujące już w gospodarce światowej, zważywszy na ich potencjał, ważne miejsce. Są to Stany Zjednoczone, Kanada, państwa członkowskie Unii Europejskiej, Japonia, Australia, Nowa Zelandia, a także Hongkong, Tajwan, Korea Południowa, Izrael i Chile. Grupa ta (zwana także Triadą, od USA, Europy i Japonii) rosła najszybciej, skupiając ostatnio ponad 60 gospodarek krajowych, w tym – Polskę. Grupa ta ma swoje miary ilościowe.
Do grupy drugiej zalicza się tzw. rynki wschodzące; (ang.: emerging markets), gdzie instytucje gospodarki rynkowej jeszcze nie rozwinęły się w pełni. Należą do nich kraje postkomunistyczne i niektóre kraje zaliczane do rozwijających się, znacząco umacniające swą pozycję, przede wszystkim Chiny i Indie.
W ostatniej grupie znajdują się pozostałe kraje rozwijające się; (mówiąc inaczej,”klasyczne” kraje Trzeciego Świata), w małym jeszcze stopniu uczestniczące w procesie globalizacji (ang.: surviving markets). Podział ten, zbudowany według kryterium jasnego i ważnego, okazuje się jednak w niektórych przypadkach dyskusyjny. Czy kraje postkomunistyczne należące do Unii Europejskiej wypada umieścić w pierwszej grupie; czy powinna znaleźć się tam Grecja? Do której grupy - drugiej czy trzeciej - należy zaszeregować kraje Bliskiego Wschodu, ważne z uwagi na zasoby ropy naftowej, która okazuje się często jedynym, chociaż bardzo istotnym, ich łącznikiem z gospodarką światową?
Proces globalizacji wzbudza wiele kontrowersji. Jego oceny okazują się skrajne: od uznania go za ogromną szansę przyspieszenia rozwoju całego świata, zwłaszcza biedniejszej jego części, po oskarżenia o przyczynianie się do zwiększenia rozmiarów biedy. W dyskusjach o globalizacji nie brakuje emocji, które utrudniają prowadzenie analizy i dochodzenie do pogłębionych wniosków. Co gorsze, nie zawsze uczestnikami sporów są osoby o umysłach otwartych, szukające prawdy, działające na zasadzie bona fides. Dodatkowym utrudnieniem jest brak sprecyzowania, czym jest globalizacja, spory na jej temat łatwo przeradzają się w potyczki o niemal wszystkie problemy współczesnego świata.
Spróbujemy wskazać problemy podnoszone w dyskusjach o omawianym zjawisku. Po pierwsze, zadaje się pytanie, kto i w jakim stopniu zyskuje lub traci z powodu procesu globalizacji? Szukając rozstrzygnięcia tego zagadnienia trzeba pamiętać, że na świecie zachodzi - jednocześnie i równolegle - wiele zjawisk i procesów, a globalizacja jest tylko jednym z nich. O tym, jakie podmioty gospodarcze w danej chwili poprawiają swą pozycję, decyduje przede wszystkim stan koniunktury, także u najbliższych partnerów, a w mniejszym stopniu to, czy osłabły kolejne bariery handlowe w skali powszechnej.
Po drugie, jak należy oceniać działalność przedsiębiorstw ponadnarodowych, które są wielkim, wiodącym - chociaż nie jedynym - motorem globalizacji? Po trzecie, jaka powinna być polityka gospodarcza państwa w warunkach zmniejszania się barier dla przepływu towarów i czynników wytwórczych w skali świata? Czy jest prawdziwe twierdzenie, że globalizacja oznacza ujednolicenie się poziomu płac w skali światowej, (a więc ich realny spadek w krajach wysoko rozwiniętych)? Czy była trafna sugestia zawarta w pytaniu zadanym przez ekonomistę amerykańskiego R. Freemana (jeszcze w ostatnich latach ubiegłego wieku) w tytule artykułu: „Czy wysokość twojej płacy ustala się w Pekinie?”* Skąd biorą się obawy, że proces globalizacji osłabia skuteczność polityki prowadzonej przez poszczególne państwa? Czy można uważać go za przyczynę erozji państwa narodowego? Na te pytania można znaleźć odpowiedź w wielu miejscach tego wykładu, a zwłaszcza – w zalecanej literaturze.
Zastanowimy się w tym miejscu nieco bliżej nad kwestią ewolucji państwa narodowego. Dyskusja na ten temat pojawia się często przy omawianiu spraw globalizacji i miejsca państw członkowskich w ugrupowaniach integracyjnych. Przede wszystkim należy zauważyć, że pojęcia narodu i państwa narodowego nie są rozumiane jednorodnie. Można je rozumieć co najmniej dwojako. Zgodnie z definicją, (którą w uproszczeniu nazwać by można niemiecką), naród jest grupą ludzi związanych ze sobą tradycją, kulturą, językiem, miejscem zamieszkania, a także przekonaniem o istnieniu „związku krwi". Dla odmiany definicja, (znowu rzecz upraszczając), „francusko-amerykańska” uznaje naród za wspólnotę polityczną, zbiorowość ludzi mieszkających w jednym państwie, wobec którego mają oni obowiązki, a które wykonuje na ich rzecz konkretne zadania i stanowi dla nich główny wyróżnik ich odrębności w stosunku do ludzi w innych krajach.
Oba te określenia różnią się od siebie sposobem umiejscowienia w społeczności danego kraju mniejszości narodowych, potraktowaniem ich jako grupy spoza narodu zamieszkującego dany kraj lub za jego część składową. Sięgając po wyrażenie z preambuły do polskiej konstytucji powiemy, że problem zawiera się w tym, czy naród polski jest tym samym, co wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, czy też są to tylko osoby narodowości polskiej. We współczesnej Polsce i dużej części Europy naród rozumiemy na ogół na sposób „niemiecki". Nie zawsze tak było: w przedrozbiorowej Rzeczypospolitej narodem była cała szlachta, licząca około dziesięciu procent społeczeństwa. Tworzyli ją Polacy z Korony, ówcześni Litwini, czyli obecni Litwini i Białorusini, Rusini z Ukrainy, wyróżnieni szlachectwem przybysze z innych krajów, katolicy, prawosławni, ewangelicy - ludzi tych łączyło państwo i zajmowana w nim pozycja.
Odmienność sposobu widzenia narodu przenosi się na rozumienie państwa narodowego. W pierwszym znaczeniu będzie to struktura polityczna o tożsamości związanej z konkretnym narodem zdefiniowanym „po niemiecku". Na przykład państwo słowackie, w którym żyje spora grupa Węgrów, charakteryzuje tożsamość słowacka. Taka postać państwa nie musi prowadzić do naruszenia praw mniejszości. Trzeba podkreślić, że celem europejskich inicjatyw integracyjnych, wbrew temu, co twierdzą ich wrogowie, nie było nigdy odrzucanie lub modyfikowanie tożsamości narodów i państw. Przeciwnie, Unia była zawsze wyczulona na respektowanie praw mniejszości i przeciwstawiała się nacjonalizmowi.
Jest jednak drugie rozumienie państwa narodowego. Aby je opisać, wprowadzimy pojęcie podstawowych regulacji politycznych. Składają się na nie główne rozwiązania polityczno-instytucjonalne wyznaczające działalność państwa: system sprawowania władzy, zakres swobód obywatelskich, najważniejsze kierunki polityki zagranicznej i obronnej oraz zasadnicze rozwiązania ekonomiczne. Tradycyjnie podstawowe regulacje polityczne pozostawały przedmiotem decyzji podejmowanych wewnątrz kraju, którego dotyczyły. Kraj posiadający pełną swobodę ich kształtowania można było nazwać państwem narodowym, bowiem to właśnie naród, czyli ogół mieszkańców danego państwa, był suwerenem. Niekiedy suwerenne prawa narodu „przejmował" dyktator, ale także wtedy kształt państwa rozstrzygał się w jego granicach.
W drugiej połowie XX wieku rozwinęły się, wcześniej mniej ważne, instytucje o zasięgu światowym. Są nimi powszechne umowy międzynarodowe, struktury integracyjne oraz przedsiębiorstwa transnarodowe. Do pierwszych instytucji zaliczymy, na przykład, standardy wymienialności walut Międzynarodowego Funduszu Walutowego, reguły fair play w handlu międzynarodowym wypracowane w Światowej Organizacji Handlu, konwencje o ochronie własności intelektualnej, Międzynarodowe Pakty Praw Obywatelskich i Politycznych oraz Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych, porozumienia wojskowe o ograniczeniu arsenałów sprzętu wojskowego lub o wyrzeczeniu się niektórych systemów broni, porozumienia o ochronie środowiska. Powszechne umowy międzynarodowe ograniczają samodzielność państw, niezależnie od tego, czy przemawiają za nimi względy etyczne i merytoryczne. Struktury integracyjne istotnie pogłębiają ustalenia zawarte w powszechnych umowach międzynarodowych. Na dodatek powstają tu ponadnarodowe organy władzy, prowadzące w wybranych dziedzinach politykę wspólną dla całego ugrupowania. Groźba przeniesienia przez przedsiębiorstwa transnarodowe produkcji do innych krajów zmusza rządy do prowadzenia korzystnej dla nich polityki, zbieżnej z przyjętymi za granicą rozwiązaniami w dziedzinach podatków, pracy lub ochrony środowiska.
Istnienie instytucji o zasięgu światowym powoduje, że we współczesnych państwach, nie tylko należących do bloków integracyjnych, wiele podstawowych regulacji politycznych pochodzi z zewnątrz. Skutkiem tego w celu uregulowania swych spraw wewnętrznych nawet najsilniejsze kraje podejmują zabiegi, przynajmniej w niektórych sprawach, na forum międzynarodowym. Z tego powodu można uznać, że państwo narodowe, zdefiniowane w drugi, podany wyżej sposób zastępuje powoli, a być może już zastąpiła, konstrukcja polityczna, którą można nazwać państwem otwartych granic. Nic nie wskazuje na to, by państwa otwartych granic rezygnowały z artykułowania własnych interesów. Ich realizacja dokonuje się jednak inaczej niż w okresach wcześniejszych.
Paradoksalnie, pogłębiająca się globalizacja zmniejszyła koszty konieczne do poniesienia przez terytoria zamierzające odłączyć się od istniejących organizmów państwowych. Wobec małych ograniczeń dla przepływu towarów i czynników wytwórczych nie trzeba już płacić za ogłoszenie niepodległości wysokiej ceny w postaci utraty rynków zbytu z powodu silnych barier handlowych, na jakie dawniej musiały natrafiać nowe państwa. W niektórych państwach Unii Europejskiej występują tendencje separatystyczne. Gdyby pojawiły się nowe państwa, co wydaje się mało prawdopodobne, nie musiałyby one, dzięki istnieniu już dzisiaj instytucji o zasięgu światowym lub regionalnym, zmieniać znacząco swej sytuacji ekonomicznej.
Na zakończenie tych wstępnych uwag o globalizacji gospodarki światowej powtórzymy, że jest ona procesem wielowarstwowym i wymyka się jednoznacznym ocenom. Siła efektów negatywnych jest mniejsza na krótką metę, niż w długim czasie. Rozwój handlu i przepływ kapitału trudno jest zahamować, globalizacja jest zjawiskiem, którego nie da się zahamować, a będzie ono zachodzić prędzej lub wolniej. W ocenie Światowej Organizacji Handlu, po II wojnie światowej 3 miliardy ludzi wyszły ze stanu biedy dzięki rozwojowi handlu międzynarodowego. To bardzo dużo, zważywszy, że obecnie ludność świata wynosi około nieco ponad 7 miliardów.
Globalizacja niesie sobą duże i ciągłe zmiany w gospodarce, które przekształcają ludzką pracę i sposób życia. Zmiany te następują znacznie częściej, niż działo się to kiedykolwiek w przeszłości. Do szybkich przekształceń otaczającego nas świata i naszego w nim miejsca nie jest łatwo się przystosować i dlatego skutki globalizacji wykraczają poza sferę czysto ekonomiczną. Globalizacja stała się także wyzwaniem moralnym.
Osobnym, specyficznym nurtem jest podejście znane jako anty-globalizm. Do podstawowych ekonomicznych haseł wysuwanych przez antyglobalistów należy, przykładowo, wprowadzenie tzw. podatku Tobina, (który mógłby spowodować duże zmiany w działaniu rynku walutowego; o merytorycznej stronie tej propozycji będzie mowa osobno przy okazji kursu „finanse międzynarodowe”). W tym miejscu zauważymy tylko, że autor tego projektu, James Tobin, z całą pewnością nie był anty-globalistą, a mimo to, jego pomysł jest ciągle rozważany, i to nie tylko przez ekonomistów kontestujących globalizację. Wśród płomiennych postulatów głoszonych przez antyglobalistów jest to jedna z nielicznych propozycji konkretnych, umożliwiających prowadzenie merytorycznej dyskusji.
W 1999 roku nie rozpoczęła się w Seattle w USA Runda Milenijna Światowej Organizacji Handlu, kolejna tura wielostronnych negocjacji w sprawie powszechnej liberalizacji handlu. Przedstawiciele rządów poszczególnych krajów nie potrafili jednakowoż uzgodnić planu rokowań, w istocie okazali się niezdolni przezwyciężyć rozbieżności zajmowanych stanowisk. W oczach milionów telewidzów przyczyną fiaska rozmów były uliczne bitwy policjantów z antyglobalistami. Ci ostatni okazali się użyteczni jako zasłona kryjąca rzeczywiste przyczyny porażki i dostawcy alibi politykom nieskłonnym do zawierania kompromisów. (Dojazd antyglobalistów do ówczesnej konferencji WTO w Seattle ułatwiły między innymi amerykańskie związki zawodowe, przeciwne liberalizacji handlu).
*
R. Freeman, „Are your wages set in Beijing?, w: G.M. Meier (red.): The World Beyond the Firm, Oxford University Press, Oxford, 1998.