Niedostateczna pomoc dla uchodźców
Rozmawiał Marcin Wojciechowski
2009-12-16, ostatnia aktualizacja 2009-12-15 20:44
- Każdego uchodźcę trzeba traktować indywidualnie. Urząd ds. Cudzoziemców wychodzi zzałożenia, że sytuacja w Czeczenii się stabilizuje. To uproszczenie - rozmowa z Aleksandrą Chrzanowską
Fot. Lukasz Giza / Agencja Gazeta
Policja i straż Graniczna przed pociągiem w Zgorzelcu
Marcin Wojciechowski: Czy uchodźcy w Polsce - a większość z nich stanowią Czeczeni - mają się na co skarżyć?
Aleksandra Chrzanowska*: Formalnie są pod taką samą ochroną jak w innych krajach UE. Problem w tym, że programy integracyjne dla uchodźców w Polsce są często nieefektywne, a środki pomocowe niedostateczne. W związku z tym uchodźcy jest trudno samodzielnie ułożyć sobie życie w nowym kraju. Wsparcie dla nich w Polsce jest mniej kompleksowe niż w innych krajach UE.
Na jaką pomoc może liczyć w Polsce uchodźca?
- Do czasu rozpatrzenia wniosku o status uchodźcy, co trwa zazwyczaj blisko rok, uchodźca ma zagwarantowane miejsce w ośrodku albo ekwiwalent pieniężny na wynajęcie mieszkania wynoszący po 375 zł miesięcznie na osobę w czteroosobowej rodzinie (w sumie 1500 zł). W praktyce ciężko jednak wynająć lokum za taką cenę i jeszcze się utrzymać, zwłaszcza w Warszawie. Większość z nich w trakcie postępowania o nadanie statusu uchodźcy nie może legalnie podjąć pracy, ale w domyśle zakłada się, że jakoś sobie dorobią, poprawiając swoją sytuację. To skazuje ich na szarą strefę, co pogłębia ich frustrację.
Co się dzieje z uchodźcą, gdy dostanie już wymarzony status?
- Po jego przyznaniu lub ochrony uzupełniającej uchodźcy muszą opuścić ośrodki. Przez rok mają prawo do indywidualnego programu integracyjnego. W założeniu to nie tylko pomoc finansowa, ale także pomoc pracownika socjalnego, który pomaga mu się zaadaptować, rozwiązywać problemy, załatwiać sprawy urzędowe, pomaga w znalezieniu mieszkania. Często jednak jest to fikcją, bo brakuje pieniędzy na etaty dla takich pracowników i działania integracyjne ograniczają się do wypłaty pieniędzy. Po programach uchodźcy mogą korzystać z pomocy opieki społecznej jak wszyscy inni obywatele, ale ona też nie rozwiązuje wielu problemów, nie uwzględnia specyfiki sytuacji uchodźców. Ich największą bolączką są problemy mieszkaniowe. Nie mają dostępu do tanich mieszkań, na których utrzymanie byliby w stanie zarobić. Muszą wynajmować na wolnym rynku za wygórowaną cenę. Dodatkowo Polacy niezbyt chętnie wynajmują cudzoziemcom, zwłaszcza niezbyt dobrze sytuowanym. W trakcie programu integracyjnego jakoś udaje się wynajmować na wolnym rynku, później wielu uchodźców staje w obliczu bezdomności. Rok mało efektywnych działań integracyjnych to po prostu za mało, by mogli znaleźć stałą i wystarczająco płatną pracę.
Główną grupą uchodźców w Polsce są Czeczeni. Rosja twierdzi, że sytuacja w Czeczenii stabilizuje się. Tymczasem uchodźcy stamtąd wciąż napływają do Polski. Mają się czego bać czy poszukują lepszego życia?
- Jedno i drugie. Dlatego każdą sprawę trzeba traktować bardzo indywidualnie. Urząd ds. Cudzoziemców wychodzi z założenia, że sytuacja w Czeczenii stabilizuje się. Tymczasem jest to bardzo duże uproszczenie. Jest wciąż sporo osób, którym ze względu na zaangażowanie w ruch oporu, działalność opozycyjną czy po prostu obywatelską może coś grozić. Z drugiej strony nie każdy Czeczen przyjeżdżający do Polski zasługuje na ochronę.
*Aleksandra Chrzanowska działa w warszawskim Stowarzyszeniu Interwencji Prawnej pomagającym uchodźcom www.interwencjaprawna.pl
Źródło: Gazeta Wyborcza
Więcej... http://wyborcza.pl/1,76842,7368767,Niedostateczna_pomoc_dla_uchodzcow.html#ixzz0opf1rj10
Czeczeńskie błędne koło
Rozmawiała Magdalena Olga Olszewska
2009-12-22, ostatnia aktualizacja 2009-12-22 18:16
Program integracyjny dla uchodźców powinien zaczynać się od razu po przyjęciu do ośrodka. Pewna kobieta bezczynnie spędziła w nim dwa lata, aż nagle słyszy: Znajdź pracę i mieszkanie, a potem cię zaczniemy integrować. To nonsens - mówi
Fot. Lukasz Giza / Agencja Gazeta
Podróż na Zachód uchodźcy zakończyli w Zgorzelcu
Małgorzata Olga Olszewska: Kiedy dowiedziałam się o proteście Czeczenów z ośrodka w Radomiu, pomyślałam: Czego oni jeszcze, u diabła, chcą? Dostali od Polski dach nad głową, wikt i opierunek, a narzekają. A pani co pomyślała?
Małgorzata Klepacka*: Że to dziwne, jak im się w ogóle udało razem coś zorganizować. Ale rozumiem, o co ci chodzi. Ludzie pracujący z uchodźcami też często mają dość ich postawy roszczeniowej. Nieraz ma się ochotę powiedzieć do słuchu jednemu czy drugiemu: Człowieku, ogarnij się! Weź los we własne ręce! Bo jak długo można ciągle robić coś za kogoś. Potem przychodzi refleksja, że to jest jednak znacznie bardziej skomplikowane.
Mówimy o ludziach, którzy porzucili wszystko, co mieli, i wyruszyli w ciężką drogę, żeby oszczędzić swoim dzieciom cierpień wojny. Przecież na taki krok nie decyduje się osoba bierna życiowo, lecz raczej aktywna, walcząca o byt.
- Ale później pojawia się syndrom wyuczonej bezradności. Oni rzeczywiście walczą, dopóki mogą. Tylko że po przyjeździe do Polski zostają zamknięci w gettach, jakimi są ośrodki. Latami czekają na urzędową decyzję o nadaniu statusu uchodźcy lub ochrony uzupełniającej, które pozwalają zacząć normalne życie. Bez niego nie mają prawa do pracy i są skazani na bezczynność. Śpią do południa, snują się po ośrodku i nawet nie wiedzą, jaki jest dzień tygodnia. Popadają w marazm i depresję. Przyzwyczajają się, że nic już od nich nie zależy. Nie wiedzą, co i jak załatwić, a do tego nie znają polskiego. Muszą opierać się na pomocy państwa i takich organizacji jak nasza. Wyciągają rękę po tę pomoc raz, drugi, a potem już nie potrafią inaczej.
Wreszcie przychodzi szczęśliwy dzień i otrzymują status uchodźcy
- W tym właśnie problem, że wedle naszych przepisów dopiero wtedy zaczyna się program integracyjny. A najczęściej jest już za późno, żeby coś zmienić. Są kompletnie nieprzygotowani do tego, żeby opuścić ośrodek i zacząć żyć tak jak my, a muszą to zrobić z dnia na dzień. Ostatnio przez przypadek spotkałam kobietę, która mieszkała wcześniej z dziećmi na Bielanach, w ośrodku, gdzie pracujemy. Było jej wyjątkowo ciężko, bo męża jeszcze w Czeczenii zamordowano na jej oczach, a Czeczenki tradycyjnie zajmują się wyłącznie domem i dziećmi. Ale w końcu dostała status, przeszła program, pomogliśmy jej wynająć mieszkanie. Byliśmy dobrej myśli, szczęśliwi, że wszystko udało się poukładać.
Historia z happy endem?
- Niestety, nie. Kiedy się spotkałyśmy, była w fatalnym stanie. Okazało się, że właściciel tego mieszkania wrócił z zagranicy i musiała się wyprowadzić. Nie mogła znaleźć kolejnego, słabo zna polski, a poza tym Czeczeńcom nikt nie chce wynająć. Przez kilka dni nocowała z dziećmi na Dworcu Centralnym. Potem trafiła do schroniska dla samotnych matek. Dla mnie to jest dramat, że ktoś przeszedł program integracyjny, znalazł mieszkanie, a później ląduje na ulicy Wiesz, co zrobiłam?
?
- Zakupy. Zaniosłam im zakupy. Tylko tyle mogłam. Ta kobieta niedługo potem wyjechała na Zachód, chociaż jej dzieci już świetnie mówiły po polsku. Ale nie widziała szansy na życie w Polsce.
A więc program integracyjny jest nieskuteczny?
- Przede wszystkim powinien zaczynać się od razu po przyjęciu do ośrodka. Ta kobieta bezczynnie spędziła w nim dwa lata, aż nagle powiedziano jej: Znajdź pracę i mieszkanie, a potem cię zaczniemy integrować. To nonsens. Dla obopólnego dobra trzeba od nich wymagać aktywności już na początku. W tej chwili obie strony są stratne. Oni są wyrzutkami, a my ich utrzymujemy. Pomoc, jaką otrzymują, powinna zależeć od tego, czy podejmują faktyczne starania w celu poprawy swojej sytuacji. A tak wsparcie jest pozorne i nieefektywne. Tym ludziom niezbędna jest intensywna nauka języka i stała terapia psychologiczna, bo poza depresją wynikającą z ogólnej niemocy, mają za sobą traumatyczne przeżycia z wojny.
Zatrudnienie profesjonalnych doradców dla takiej rzeszy ludzi jest bardzo kosztowne. Może Polski po prostu na to nie stać?
- Marzą mi się małe kilkurodzinne ośrodki z wykwalifikowanym personelem. Takie rozwiązanie jest oczywiście nierealne ze względów finansowych. Ale nawet te ograniczone kwoty przeznaczone przez państwo na uchodźców w dużej mierze się marnują. Choćby to, co wydaje się na wyżywienie. Czeczeńcy nie znoszą polskiego jedzenia. Ośrodek wydaje posiłki, które lądują w śmieciach, bo oni i tak wolą gotować sobie sami. Dalej nauka polskiego. Nauczycielka jest na Bielanach codziennie, ale przecież jedna osoba nie jest w stanie nauczyć języka kilkuset. Przez to jej praca nie przynosi rezultatów, jakby wcale jej nie było. Z kolei psycholog pojawia się raz w tygodniu na cztery, pięć godzin. Zdecydowanej większości mieszkańców nawet nie kojarzy z widzenia. Teoretycznie potrzeby uchodźców zostają zaspokojone. Szkoda, że w praktyce to fikcja. Pieniądze wyrzuca się w błoto.
Czyli błędne koło?
- Właśnie. Bo w ośrodku uchodźca dostaje wszystko, co jest mu niezbędne do przeżycia. A potem nadchodzi katastrofa. Zostaje bez niczego. Coś tam może duka po polsku, ale to wszystko. Nie może znaleźć pracy, więc nie stać go na mieszkanie, nawet jeśli jakimś cudem je sobie załatwi. Wielu z nich z braku innych możliwości wraca do ośrodka i wynajmuje tam pokój. Ci ludzie, jeśli nie wyjadą, zasilają na ogół szeregi stałych klientów naszej pomocy społecznej. Przy obecnych rozwiązaniach Polska niejako na własne życzenie produkuje sobie margines społeczny. Bez dobrego programu integracji szanse na wyrwanie się z błędnego koła są niewielkie.
*Małgorzata Klepacka - prezes Centrum Inicjatyw Międzykulturowych, organizacji pozarządowej, która działa bezpośrednio na terenie ośrodków dla uchodźców
Centrum Inicjatyw Międzykulturowych - powstało w 2006 r jako studencka inicjatywa Koła Etnologii UW. Potem przekształciło się w stowarzyszenie. Wolontariusze CIM organizują uchodźcom lekcje polskiego, pomagają w załatwianiu spraw urzędowych i bytowych. Organizują dzieciom uchodźców pomoc w odrabianiu lekcji, wycieczki i inne zajęcia.
Więcej... http://wyborcza.pl/1,75515,7392927,Czeczenskie_bledne_kolo.html#ixzz0opfVB1UA
Dalej chcą do Strasburga
Grzegorz Lisicki
2009-12-19, ostatnia aktualizacja 2009-12-19 12:17
Protest uchodźców w podwarszawskim Dębaku. Nie korzystają z pokoi. Koczują na korytarzach. Niektórzy prowadzą głodówkę
Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta
Jeden z Czeczenów przywiezionych do ośrodku w Dębaku
W Dębaku przebywało wczoraj 57 Czeczenów przywiezionych ze Zgorzelca, gdzie usiłowali przekroczyć granicę, by - jak twierdzili - dojechać do Strasburga i poskarżyć się na złe traktowanie w Polsce. Początkowo grupa liczyła 103 osoby, ale część uchodźców (główne Gruzinów) nie chciała kontynuować protestu i została odwieziona do ośrodków, w których wcześniej przebywali.
- Pozostali w Dębaku w dalszym ciągu koczują w stołówce - mówi Ewa Piechota, rzeczniczka Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców. Jej zdaniem wyrywkowo prowadzą głodówkę: - Raz jedzą, raz nie.
Dyrekcja ośrodka ściągnęła dodatkowych pracowników, którzy obserwują cudzoziemców. To dlatego, że dzień wcześniej grozili nawet popełnieniem samobójstw jeśli nie zostaną spełnione ich postulaty. A domagają się m.in. wypuszczenia zatrzymanych w Zgorzelcu 36 osób (według straży granicznej przebywały u nas nielegalnie) oraz opłacenia podróży do Strasburga, gdzie nadal chcą się skarżyć, że w Polsce sa łamane ich prawa do pracy, edukacji, opieki medycznej. Na spełnienie żądań czekają 72 godziny.
- Decyzji w sprawie żądań jeszcze nie ma - mówi Ewa Piechota.
Wiadomo natomiast, co dalej z aresztowanymi w Zgorzelcu.
- 16 z nich decyzją sądu pojedzie do strzeżonych ośrodków dla uchodźców, 20 będzie czekać w areszcie na wydalenie z Polski - mówi Anna Galon, rzeczniczka nadodrzańskiego oddziału SG. Urzędnicy zajmujący się uchodźcami są przekonani, że powodem próby ucieczki była chęć uniknięcia deportacji z Polski grupy osób, które już po raz drugi dostały odmowę przyznania statusu uchodźcy.
Dlaczego im go odmówiono? Urzędnicy zasłaniają się tajemnicą postępowania. - Każdy z nich otrzymał uzasadnienie na piśmie. Nie spełniali wymogów. To może być np. podanie jako powód opuszczenia Czeczenii niemożność utrzymania rodziny. A status uchodźcy dostają tylko ci, których mogą spotkać prześladowania z powodu rasy, religii, narodowości czy przynależności do grupy społecznej - uzasadnia Ewa Piechota. - Odmowę dostaje np. ten, kto usiłuje np. "sprzedać" wymyśloną legendę albo to co mówi jest niewiarygodne. Muszą też być poszlaki, że jest prześladowany. Często jesteśmy w stanie to ustalić dzięki wiedzy o danym kraju.
Kilka lat temu ze względu na rozpowszechnione naruszenia praw człowieka w Czeczenii uciekinierzy stamtąd dostawali status uchodźcy niemal automatycznie. Jednak sytuacja na północnym Kaukazie poprawiła się - jak wskazuje Ernest Zienkiewicz z biura ds. uchodźców ONZ - i każdy wniosek uciekinierów z tamtego rejonu rozpatrywany jest indywidualnie.
Zdaniem Roberta Krzysztonia ze stowarzyszenia Wolnego Słowa Polska "mechanicznie i bez refleksji" wykonuje ustalenia ONZ.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Więcej... http://wyborcza.pl/1,75478,7382235,Dalej_chca_do_Strasburga.html#ixzz0opg0nCzt