Zwycięstwo Niepokalanej - Matki Dobrej Rady; lipiec 2012
Ks. Karol Stehlin, FSSPX, Zawsze wierni, str. 2, sierpień 2012 , 05.08.2012.
Ostatnie tygodnie były czasem szczególnej irytacji sił piekielnych. Nasz przełożony generalny pisał, że "diabeł atakuje wszędzie" według planu, a gdy
to nie pomagało, uderzał na oślep, wykorzystując wszystkie ludzkie małości i słabości, przywary, wady i ambicje. Sytuacja naszego Bractwa wydawała się coraz trudniejsza z powodu różnic w ocenach i wewnętrznych napięć.
Wiedzieliśmy o tym my, członkowie Bractwa, ale też wiedziały o tym osoby spoza Bractwa. Głęboki podział zaistniał i stawał się coraz większy. Jedni obawiali się kompromisu, drudzy braku miłości do Kościoła. Jedni czuli się świetnie na dotychczasowych, kanonicznie nieuregulowanych, ale jednak stabilnych pozycjach, drudzy twierdzili, że nie można być obojętnym na los całego cierpiącego w kryzysie Kościoła. U jednych był widoczny duch zamknięcia się w sobie, u drugich tendencja do zbytniego otwarcia i wyjścia na zewnątrz. Wydawało się, że ci, którzy reprezentują te sprzeczne postawy, już nigdy nie dojdą do porozumienia. Tym bardziej, że nad Bractwem szalała burza medialna. Rozwinęła się cała kampania prasowa i internetowa, co niczemu nie pomogło, a tylko spowodowało ogrom dezinformacji. Półprawdy przeplatały się z ćwierć-prawdami, a wszystkie razem ze zwykłymi kłamstwami.
Z ubolewaniem można było zobaczyć, jak wir manipulacji wciąga nawet mądrych i odpowiedzialnych ludzi, jeśli tylko dadzą się ponieść emocjom panującym w dyskusjach na forach i blogach internetowych. W tych przestrzeniach elektronicznych każdy może wyrazić swoją opinię bez brania za nią jakiejkolwiek odpowiedzialności. Mając do dyspozycji Internet jest dziś ogromnie łatwo rozsiewać po świecie niesprawdzone wiadomości. Plotki w mgnieniu oka ogarniają całe środowiska i przybierają tak wiarygodną postać, że doprawdy trudno im nie uwierzyć. Zasady etyki chrześcijańskiej dotyczące formułowania ocen przestają na blogach obowiązywać, a ludzie piszą to, co im ślina na język przyniesie. Czują się zwolnieni z ciężkich grzechów obmowy, oszczerstwa, zuchwałych osądów etc.
Dodatkowo sytuację komplikowały sprzeczne sygnały nadchodzące z samego Rzymu. Raz było stamtąd słychać zapowiedzi rychłego uznania Tradycji bez żadnych warunków, a drugi raz oświadczenia wykluczające przyjęcie "integrystów", dopóki nie uznają oni nauk ostatniego soboru oraz równorzędności tradycyjnej Mszy świętej i nowego rytu.
W takiej atmosferze rozpoczęła swe obrady kapituła generalna Bractwa. W przekonaniu wielu miała ona ostatecznie potwierdzić zapoczątkowany wcześniej rozłam, a może nawet koniec naszej duchowej rodziny. Nasi oponenci mówili o tym z pełnym oczekiwania zadowoleniem, a my sami - z bólem i wręcz przerażeniem. Z drugiej jednak strony w okresie bezpośrednio poprzedzającym rozpoczęcie prac kapituły płynęła z wielu miejsc świata szerokim korytem wielka rzeka modlitw do Niepokalanej, by nadchodzące wydarzenia przyniosły Kościołowi w ogólności i Bractwu w szczególności pożytek. Ufaliśmy w skuteczność krucjaty różańcowej, ale chyba nikt nie zdawał sobie sprawy z wielkiej intensywności próśb składanych u stóp Niepokalanej o Jej interwencję. I Ona zainterweniowała. My, uczestnicy obrad kapituły, nie mieliśmy widzeń, objawień ani wizji, ale widać było z dnia na dzień coraz wyraźniej, jak Ona kruszyła zastygłe w przekonaniu o swej wyłącznej słuszności serca. Ludzie zajmujący przeciwne stanowiska nagle zaczynali myśleć i mówić podobnie, a w końcu - Deo gratias! - tak samo. W rezultacie problem po problemie ulegał rozwiązaniu.
Niepokalana tym chętniej działa przez jakąś duszę, im więcej pokory w niej widzi. Oczywiście to nie były przypadki, że Maryja objawiała się najczęściej (a może wręcz zawsze!) dzieciom, bo w ich duszach dziecięcych znajdowała najwięcej pokory. Tak było choćby tylko w Guadelupe, Szydłowie, La Salette, Lourdes, Gietrzwałdzie, Fatimie, Beauraing, Banneux, Laus... W obradach kapituły nie uczestniczyły dzieci, ale uczestnicy obrad szeroko, właśnie po dziecięcemu otworzyli swe serca na lekcję pokory, jakiej im udzieliła Maryja, a Ona, widząc ich uległość, mnożyła udzielane im łaski. W ten sposób powstał pewien duchowy mechanizm, a mianowicie stan, w którym im więcej było ludzkiej uległości wobec woli Matki Bożej, tym więcej pojawiało się Jej łask potrzebnych człowiekowi.
Dzięki takiej atmosferze duchowej reprezentanci przeciwnych stron mogli spokojnie, do końca i bez przerywania sobie nawzajem wysłuchać swoich argumentów. Jednocześnie nie dawali ponieść się emocjom, co wynosiło wypowiedzi na wysoki poziom merytoryczny. Nie było więc na naszej kapitule tych lepszych i gorszych, tylko byli zainteresowani dobrem Kościoła i pokojem w Bractwie. To sprawiało, że każdy mówca mógł uderzyć się w piersi, bo wszyscy rozumieli, że trudno na świecie o spór, w którym jedna strona byłaby całkowicie biała, a druga całkowicie czarna. Przed każdym kolejnym posiedzeniem wzywaliśmy na pomoc naszej ludzkiej ułomności Matkę Bożą pod wezwaniem Matki Dobrej Rady. I Matka Dobrej Rady pokierowała nami, udzieliła nam. dobrych rad, pozwoliła nam. przezwyciężyć subiektywne przekonania i skupić się na tym, co dotyczy meritum problemu. I tak znikały z godziny na godzinę, jedna po drugiej, wiszące nad Bractwem czarne, zapowiadające burze i ulewy chmury. Duchowe niebo nad nami stawało się coraz jaśniejsze.
To Maryja sprawiła, że każdy z nas dawał z siebie to, co miał najlepszego, to, co dostał od Boga jako swój najcenniejszy talent. U jednego była to zdolność dogłębnej analizy zagadnień doktrynalnych. U drugiego był to zapał apostolski i opracowany plan "podboju świata dla Niepokalanej". U trzeciego było to wnikliwe dostrzeżenie i klarowne przedstawienie moralnych zagrożeń czy ukrytych niebezpieczeństw. Jeszcze u innego była to przejrzysta prezentacja wszystkich wrogich napaści oraz wskazanie odpowiednich środków zaradczych. I okazało się, że to, co wyglądało na przeszkodę nie do pokonania, zostało przezwyciężone. Piekło chciało, byśmy ugrzęźli w sporach - na szczęście te plany spełzły na niczym! Piekło radowało się na myśl o rychłym rozłamie w Bractwie. Musiało odejść wściekłe i zawiedzione. Okazało się, że wszyscy uczestnicy obrad kapituły kierowali się autentycznie szczerą troską o dobro wspólne. Tak więc wsparci przez ramię Niepokalanej, łatwo przemówili jednym głosem w służbie Kościołowi i katolickiej Tradycji.
Pisząc precyzyjniej mogę stwierdzić, że odnaleziono złoty środek i porozumienie między tymi, którzy mają obowiązek strzec wierności nauce katolickiej i czystej doktrynie oraz wskazywać na niebezpieczeństwa oraz ewentualnie ukryte w porozumieniu pułapki, a tymi, którzy chcieli dopomóc udręczonemu Kościołowi przez jak najszybsze zawarcie porozumienia, aby móc już oficjalnie działać intra muros. Na końcu obrad miał miejsce wzruszający gest biskupów i przełożonych dystryktów. Wszyscy wyrażali swą radość i wdzięczność za ocaloną jedność. Myślę, że żadne obrady kapituły generalnej w historii Bractwa nie zaczynały się tak trudno oraz niepokojąco i żadne jeszcze się tak wspaniale oraz radośnie nie zakończyły. To zasługa Niepokalanej.
Są jeszcze dwa inne ważne elementy charakteryzujące tegoroczne obrady naszej kapituły. Po pierwsze, przez dwa tygodnie (przed obradami odbyliśmy tygodniowe rekolekcje) uczestnicy kapituły byli praktycznie oderwani od świata. Byli wolni od "dobrych rad świata", czyli nacisku mediów. Mogli się skoncentrować na istocie rzeczy. I cieszyli się tym stanem, pragnąc, by ta wolność od nacisku mediów trwała też po zakończeniu obrad.
Niejeden z nas zauważył, jak w minionym okresie niepostrzeżenie uzależnił się od nadmiernego napływu informacji z Internetu. Te informacje wcale nie rozjaśniały obrazu, a jedynie odbierały pokój serca. Jeśli nawet chce się tylko obserwować to, co inni piszą, trzeba okupić tę ciekawość wielkim ubytkiem czasu i uszczerbkiem wewnętrznego pokoju. Fora i blogi internetowe można porównać do wirów rzecznych, które wciągają i topią nieostrożnego amatora kąpieli. Ludzie uczestniczący lekkomyślnie i pochopnie w internetowych dyskusjach przenoszą ich atmosferę do swych serc, osądzają i krytykują jednych, chwalą i gloryfikują drugich, wałkują argumenty i kontrargumenty, przewidują możliwości i ewentualności, a w rezultacie... coraz mniej się modlą i coraz bardziej odcinają od nadprzyrodzonego wpływu łaski. Dlatego wszyscy uczestnicy kapituły potwierdzili swe przekonanie, że włączanie się w jałowe dyskusje na rozmaitych forach jest nie tylko źródłem wyżej wspomnianych grzechów, ale także odbiera pokój serca, niszczy obiektywne, czyli przede wszystkim nadprzyrodzone, spojrzenie na rzeczywistość. Kończy się zaś tym, co w ostatnich miesiącach przeżywali liczni ludzie, a mianowicie zagubieniem się w niewyobrażalnych oskarżeniach, krytyką bez hamulców i bez żadnego respektu wobec autorytetu tych, których Bóg dał jako przełożonych, zajmowaniem się rzeczami, które przekraczają stanowczo posiadane kompetencje.
Kapituła generalna, oprócz wszystkich innych skutków, dała nam przykład, jak można i jak należy rozwiązywać najtrudniejsze sytuacje kryzysowe. A jak to należy robić? Oto odpowiedź:
. powrót do Boga w samotności i skupieniu;
· zdystansowanie się od wszystkich jałowych dyskusji, zwłaszcza internetowych;
· intensywna modlitwa do Niepokalanej jako ratunek w beznadziejnych sytuacjach;
· spokojne wysłuchanie wszystkich stron;
· merytoryczna i pokorna analiza i samokrytyka, aby oddzielić obiektywne argumenty od niesprawdzonych wiadomości, emocji i pychy;
· pokorne uznanie, że każdy popełnił jakieś błędy, przyznanie się do nich i łagodność wobec pomyłek innych;
· pojednanie na podstawie miłości do prawdy i katolickiej Tradycji, uwzględniające też inne aspekty, inne spojrzenie na sprawę, którego może osobiście nie uważa się za aż tak ważne...
Drugi, z dwóch wyżej wspomnianych, ważny element kapituły dotyczył naszego śp. Założyciela. Podczas obrad wiele razy odwoływano się do spuścizny abp. Marcelego Lefebvre'a. Przywoływano jego wypowiedzi, cytowano pisma, analizowano stanowisko w wielu analogicznych sytuacjach, a w przerwach między posiedzeniami modlono się gorliwie u jego grobu. Obradowaliśmy przecież w kolebce Bractwa, w Econe, tam gdzie znajduje się jego grób. Arcybiskup Lefebvre duchowo był wśród nas obecny. Jego cytowane wypowiedzi często stanowiły dla nas upomnienia z nieba, ostrzeżenia, a także wezwania, byśmy lepiej praktykowali kapłańskie cnoty. Znowu dostrzegaliśmy, że mamy w nim przed Bogiem obrońcę, orędownika, ojca, któremu leży na sercu przebieg kapituły oraz los Bractwa jako całości i każdego członka Bractwa z osobna. Prócz Niepokalanej mamy w niebie wielu przyjaciół. Takie jest nasze głębokie, wewnętrzne przekonanie. Mamy więc dostęp do wielkich duchowych skarbów, do skutecznych, duchowych środków zaradczych, do duchowych kół ratunkowych. Dzięki temu patrzymy w przyszłość z większą ufnością niż dotychczas. Jeśli Maryja nas uratowała w tak ciężkiej opresji, to czego moglibyśmy się obawiać w przyszłości? Jeśli nasz Założyciel czuwa nad nami z tak ojcowską troskliwością, to czego mamy się lękać? Chyba tylko naszej własnej pychy i niewierności.
Dlatego bardziej niż kiedykolwiek chcemy być pokornymi i wiernymi synami naszego Pana Jezusa Chrystusa, naszej Matki Maryi, Kościoła świętego i naszego Założyciela, śp. abp. Marcelego Lefebvre'a.