SZYMBARK - Legendy
Kapliczka Chrystusa Frasobliwego na Blichu - miejscem podniecającym fantazję ludzką
WERSJA A
Kto w Wielką Niedzielę podczas rezurekcji przyłoży ucho do ziemi koło Kapliczki Chrystusa Frasobliwego, znajdującej się w Szymbarku koło Zimnej Wody, usłyszy z głębi głos bijących dzwonów. Stał tam bardzo dawno temu kościółek, który zapadł się pod ziemię. Jego legendarna historia jest niezwykle ciekawa. Otóż, pewnego razu przechodziła w tym miejscu bogata pani. Z ciekawości wstąpiła do kościółka, by obejrzeć jego wnętrze. Wtenczas zgubiła drogocenny pierścień, którego już nie udało się jej odszukać. Rozgniewana, wypowiedziała słowa: - "Ażeby się zapadł". W niedługim czasie, drewniany kościółek zapadł się pod ziemię tam.
WERSJA B
Pewna szymbarska wieśniaczka szła na targ do Gorlic. W obydwu rękach niosła ciężkie kobiałki. W jednej z nich miała masło i sery, w drugiej koguta "głospodorza", któremu wcześniej nie zdążyła związać nóg. Po drodze wstąpiła do kościółka, by zmówić pobożnie pacierz. Rozmodlona, nie zorientowała się, że kogut wyskoczył z kobiałki i po chwili znalazł się na wieży kościelnej. Stamtąd piał. Na tenże głos, pełna rozpaczy i gniewu krzyczała: - "Ażeby się zapot". I w tym samym czasie zapadł się kościółek pod ziemię wraz z kobietą i kogutem.
WERSJA C
Pewna szymbarska wieśniaczka powracała z pola. W tejże chwili odezwał się dzwon na Anioł Pański. Postanowiła wstąpić do kościółka. W momencie przekroczenia wysokiego progu, uderzyła dużym palcem o niego. Uczuła ogromny ból. Paznokieć oderwał się od ciała, a z rany płynęła krew. Wtedy ona, w przypływie ogromnego gniewu zawołała: "Ażebyś się zapot". I powstała wielka szczelina, która pochłonęła i kościółek, i kobietę.
WERSJA D
Od Węgier, doliną rzeki Ropy, szli Tatarzy na Biecz. Wszyscy zdrowi i w sile wieku mężczyźni z tego grodu wyjechali w tym dniu na wojnę. W mieście pozostały tylko kobiety z dziećmi, starcy i nieliczne straże. Wiedzieli, że dostaną się w ręce haniebnego wroga. Uklękli, gdzie kto mógł i wznosili gorące prośby do Boga, ażeby ich ustrzegł od strasznej rzezi. Bóg zmiłował się nad niewinnymi. Tatarzy doszli do Szymbarku. W okolicy Zimnej Wody, gdzie jest największe zwężenie doliny Ropy, ukazała się im jasność z nieba, która stanowiła granicę nie do przejścia. Biecz został uratowany. Tatarzy wrócili z niczym na pamiątkę odwrotu dzikich hord, wystawiono tę oto kapliczkę.
Historia zabytku:
Kapliczka Chrystusa Frasobliwego, o której mowa, pochodzi prawdopodobnie z 1359 roku. Wybudowana z kamienia rzecznego w kształcie filara sięgającego około 4 metrów. U szczytu zwieńczona także kamiennym sklepieniem, wspartym na 4 kolumienkach (prześwit wnęki z 4 stron). W tejże wnęce była umieszczona figura Chrystusa Frasobliwego. Usunięto ją stamtąd w kwietniu 1975 roku podczas remontu. Kapliczka stała przy dawnym szlaku handlowym prowadzącym na Węgry. Obecnie znajduje się w obrębie pól Anieli Górskiej. Prowadzi do niej wąska dróżka, a raczej miedza. Uroczo wygląda ona latem wśród falujących dookoła niej zbóż.
Tam, gdzie w styczniu wyrósł spod śniegu liliowy kwiat - czyli o kaplicy na Dole
Za czasów Józefa Franciszka chłopi szymbarscy pracujący na dworze łężańskim byli bardzo gnębieni przez tegoż dziedzica. Częstokroć pisali skargi do cesarza. Pewnego razu sam władca, chcąc się osobiście przekonać o słuszności sprawy w Szymbarku, przyjechał tu w przebraniu za żebraka. Przez cały czas pobytu był niewłaściwie traktowany, wprost okrutnie. Uchodząc ze dworu, uchylił swój żebraczy płaszcz by pokazać się przed panem kim jest. Gdy powrócił na swój tron, wydał zarządzenie o mniej więcej podobnej treści: "W dniu niewiadomym dla pana, jeżeli chłopi szymbarscy pochwycą swego dziedzica jadącego z Gorlic, to w chwili pojmania go, mogą mu wymierzyć najsurowszą karę". Dzień, dla oczekujących zemsty, był korzystny. Dziedzic jechał z Gorlic. Był na granicy Ropicy Dolnej. Zaczajona grupa wieśniaków pochwyciła go i postanowiła natychmiast przeciąć jego ciało na pół piłą drewnianą. Zrozpaczony, prosił o łaskę. Jeden z wieśniaków, nazwiskiem Krupa, ujął się za panem. Przemówił do swoich współtowarzyszy i po chwili zmieniono karę na inną. Wszyscy weszli do pobliskiej karczmy, a panu rozkazali wejść pod stół i odszczekiwać psim głosem kierowane do niego słowa. Pan wyróżnił swego wybawcę w osobliwy sposób. Ofiarował mu ogromną sumę pieniędzy. I temu wieśniakowi śniło się gdzie w styczniu spod śniegu wyrośnie piękny, liliowy kwiat, to za te pieniądze ma wybudować kaplicę. Wybór padł w przysiółku Szymbark-Dół.
Historia zabytku:
Kaplica na Dole została wybudowana w 1907 roku. Fundatorami tego miniaturowego kościółka, z trzema ołtarzami, chórkiem oraz całym wyposażeniem wnętrza byli Agata i Józef Trybusowie, zamieszkali w tamtym przysiółku. Jest ona pod wezwaniem imienia Matki Bolesnej. Doroczny odpust przypada w II niedzielę września. To małe sanktuarium maryjne słynie z wdzięczności i łask
Skąd wzięło się zabite okienko na chórze szymbarskiego kościółka?
Wiedzą ludzie w Szymbarku, że w Palmową Niedzielę podczas podniesienia, nie powinno się oglądać na chór. W tym czasie są tam diabły i zapisują na byczej skórze wszystkich oglądających się. W pewną Palmową Niedzielę było bardzo dużo ludzi roztargnionych. Nie skupiali się na nabożeństwie, spoglądali tu i ówdzie, a najczęściej na chór. Zgraja czortów, która przyleciała z Kamionki, miała pełne ręce roboty. Co tchu zapisywali oglądających się ludzi. Wreszcie zabrakło im skóry. Zaczęli ją naciągać na wszystkie strony. Jeden z diabłów odczepił się od niej i uderzył rogami w ścianę. W tym samym miejscu powstała wielka dziura, która długo służyła za okienko. Obecnie, od zewnątrz, nie widać go, gdyż skryło się w facjacie dobudowanego później przedsionka.
Historia zabytku:
Szymbarski kościół drewniany, liczący ponad 200 lat, jest wybudowany w stylu późnego baroku (rokoko). Nieczynny od 1 VII 1984 roku, za wyjątkiem sezonu letniego. Wystrój wnętrz tak samo rokokowy. W lewym, bocznym ołtarzu widnieje liczny obraz Matki Boskiej Różańcowej, malowany na desce. Przez niektórych szymbarszczan zwana madonną "Księżną niebieską". Na ogołoconych ścianach widoczny brak 12 dużych obrazów, przedstawiających apostołów, które obecnie zdobią prezbiterium grybowskiego kościoła. Zabrane stąd bezprawnie przed II wojną światową.
O skarbach zamkniętych w piwnicy Rynioka
Od dworu obronnego Gładyszów do góry Kamionki, prowadzi ciemny loch - tunel - do którego nie miał nikt prawa wejść, jedynie w Palmową Niedzielę podczas podniesienia. U wylotu tunelu właściciele zamku zgromadzili skarby, aby je w ten sposób zabezpieczyć przed rabusiami. Nie raz szymbarczanie stawali z zapalonymi pochodniami i świecami przed tajemniczym lochem. Niestety wydobywający się stamtąd podmuch, gasił wszystkie zapalone pochodnie. W Palmową Niedzielę podczas podniesienia, jak nikt skarbów nie strzegł, wybrała się po nie w tym czasie szymbarska kobieta. Zabrała ze sobą dziecko bo nie miała je z kim zostawić. Ciorty byli na chórze w kościele. Jak nabrała pełny wór kosztowności, po podniesieniu zrobił się straszny huk bo wszyscy pilnujący wracali na swoje miejsce. Przerażona złapała skarby, a zapomniała o dziecku. Na drugi rok wybrała się po nie. Jak wzięła ciało do ręki, rozsypało się w proch, a w ręku pozostała jego pięta.
Historia zabytku:
Dwór obronny Gładyszów, zwany pospolicie zamkiem, pochodzi z II połowy XVI wieku /1559 roku/. Wybudowany w stylu renesansowym przez architektów włoskich nad brzegiem rzeki Ropy, z kamienia rzecznego, z czterema basztami narożnymi, na podstawie prostokąta.
Krew - świadkiem doskonałym
Kolejny dziedzic zamku Gładyszów miał bardzo złą żonę. Ta, w którąś noc zabiła go w jednej z baszt. Nie obeszło się bez śladu. Krew, która wytrysnęła z rany, splamiła jedną ze ścian i przez wieki nie traci swej barwy.
Skąd bierze swój początek widmo na koniu w baszcie szymbarskiego dworu?
Jeden z dziedziców szymbarskiego zamku miał cztery córki. Martwił się bardzo jaki posag ma dać każdej z nich. Kto doradził mu, by do prostych murów zamkowych dobudował cztery baszty narożne i z każdej z córek, gdy wyjdzie za maż, podaruje jedną. Tak też się stało. Za życia młode żony żyły bardzo swobodnie, w różnoraki sposób grzeszyły, dlatego ich dusze po śmierci wciąż błądzi po sieniach i lochach zamkowych. W jednej z baszt, północno-wschodniej, można zobaczyć widmo rycerza na koniu.
Ludowa historia Morskiego Oka na Szklarce
Bardzo dawno temu, w lesie na Szklarce, była huta szkła. Tamtejsi robotnicy prowadzili rozwiązły tryb życia, a ich żony dominowały w tym. Dopuszczały się potwornych zbrodni (mordowały nowonarodzone dzieci i topiły w bagnach leśnych). Gdy Bóg nie mógł więcej na to patrzeć, zesłał na wszystkich straszną karę. Pod wpływem ulewnych deszczów osuwało się wciąż strome zbocze góry, u podnóża którego stała huta. Nikt z życiem nie uszedł cało. Na miejscu największych zbrodni utworzyła się ogromna szczelina, która z biegiem lat napełniła się wodą. Tak powstało jeziorko, które później nazwano Morskim Okiem.
Historia jeziorka osuwiskowego:
Iłowate zbocze Maślanej Góry jest od ponad 200 lat narażona na ciągłe osuwanie. Jest to jedno z największych osuwisk w Europie, a jak nieliczni twierdzą, nawet i w świecie. Bagniste jeziorko o powierzchni około 0,3 ha, głębokie na 14 m, kryje w sobie wiele tajemnic i naukowych i legendarnych.
BAJANIA o Duchach:
Opowiadanie I - Na Niemcowym mostku
Na parceli Niemca mieszkała dawniej kobieta, którą nazywali "Dróźnicką". W czasie I wojny światowej żołnierze mieli w pobliżu jej domu obozowisko. Rwali jabłka z jej sadu, a Ona na nich krzyczała. Gdy dłużej nie mogła znieść tego widoku, poszła na skargę do dowódcy. Pytał się jej czy rozpoznała któregoś. Bardzo szybko wskazała na jednego żołnierza. Dowódca nie mogąc wymyślić kary, kazał jej to uczynić. Bez oddechu powiedziała, żeby go zabić. I tak za kilka jabłek żołnierz został zabity. Później ta kobieta nie spała nigdy spokojnie. Zawsze ją straszyło. To łóżko przewracało, to pierzynę zdzierało, a w piecu zapalały się drewna. Ona krzyczała i darła się czasami w niebogłosy. To przychodziło takie kosmate jak kot i głaskało jej stopy. Ludzie ciekawi przychodzili tam i obserwowali, ale nic nie widzieli. Do końca życia ją straszyło - i straszy do dziś!!!
/z opowiadania Helena Krupa; Szymbark-Górki/
Opowiadanie II - Człowiek ubrany na czarno pod cmentarzem wojskowym koło Folwarku
Wracałam z Dołu późną nocą. Przechodziłam koło cmentarza wojskowego. Pod śliwą siedział człowiek ubrany na czarno. Jak podchodziłam do niego, to On się odsuwał, a jak odeszłam to siadał. Nie wracałam się już, ani nie oglądałam. To był strach, pomyślałam. Człowiek ubrany na czarno ukazywał się wtedy, jak miała umrzeć jakaś starsza osoba z wioski. Jak kto widział dziecko, to wtedy miał umrzeć młody.
/z opowiadania Helena Krupa; Szymbark-Górki/
Opowiadanie III - Ciele na bielańskim mostku
Pracowałem w Gorlicach na Magdalenie. Akurat wypadła mi nocka. Około godziny jedenastej przyszedłem pod cmentarz wojskowy. Szedłem prawą stroną. Od cmentarza wyszło czerwone ciele i szło stroną przeciwną. Zaczął mnie ogarniać strach. Oglądnąłem się z tyłu i z przodu czy mi się wydaje, ale ciele nadal szło. Ogarnął mnie wielki strach. Jakoś doszedłem do bielańskiego potoka, ciele poszło pod mostek, a ja wtedy uciekłem ile sił w nogach.
/z opowiadania Franciszka Zastępy z Nadjazia/
Opowiadanie IV - Pies
Przed wojną, Józef Cetnarowski przezywany Gulą, szedł wraz z kolegą wieczór do domu. Droga wypadła im przez las. Ludzie mówili, że w potoku straszy. Mijając potok, ukazał im się mały biały piesek. W miarę oddalania się, pies podążał za nimi. Jeden mówił do drugiego, żeby się przeżegnali. Jak to zrobili i popatrzyli za siebie, widzieli ogromnego psa, który odwrócił się i poleciał w stronę potoka. A Oni jeden przez drugiego uciekli do domu. A jak wpadli, to drzwi chcieli wywalić.
/z opowiadań Zygmunta Centarowskiego z Roli/
Opowiadanie V - Tajemnicze światełko koło studni
Byłam małą dziewczynką i pamiętam jak nasza sąsiadka robiła nam krzywdę. Nabierała wodę ze studni tym wiadrem, w którym nosiła gnojówkę. Woda była ciągle śmierdząca, nie nadawała się do picia. Po śmierci sąsiadki, wieczorem i w nocy koło studni chodziło światełko. Zaciekawiony ojciec zebrał wszystkie dzieci ze sobą i ruszyliśmy ku studni. Światełko świeciło dalej. Ojciec domyślił się, kogo oznacza światełko i zapytał się: "Czego żądasz grzeszono duszo?" Światełko znikło i usłyszeliśmy właśnie głos złośliwej sąsiadki: "Daruj mi!". Ojciec odpowiedział: "Niech Ci Pan Bóg daruje i ja ci daruje". Odtąd nigdy światełko się nie pojawiło więcej.
/z opowiadania Marii Kiełbasa z Łęgów/
Opowiadanie VI - Widmo skąpca
Żył straszny skąpiec. Nigdy nikomu nic nie użyczył. Po jego śmierci nikt w domu jego nie chciał przenocować. Przychodził gospodarz i co noc tłuk się, przewracał stołki, garnki. Jednego wieczoru przyszedł podróżny i prosił o nocleg. Żona zmarłego powiedziała mu, że jej mąż przychodzi co noc i strasznie się tłucze. Ale podróżny zgodził się nocować. Przed północą przyszedł duch. Tłukł się okropnie. Podróżny zabrał swoje manatki i chciał wyjść. Strach usiadł na progu i nie wypuścił podróżnego. Ten złapał go za nogi i powiedział: "Bóg zapłać wam za nocleg". Wtedy duch krzyknął: "I tym jednym Bóg zapłać - wybawiłeś mnie z mąk czyśćcowych". Od tego czasu nigdy się już nie pokazał.
/z opowiadania Marii Kiełbasa z Łęgów/
Opowiadanie VII - Naga dama
Chodziłem na cegielnie na Magdalenkę. Przez 6 lat pracowałem u Wrońskiego. Chodziłem pieszo przez Ropice, na bystrzycki most, koło kapliczki przy Rumińskich. Wtedy, gdy widziałem zjawę, była jesień, listopad, zimno, mróz, a godzina to chyba przed północą. Pięknie świecił księżyc. Na rzece pod Rumińską, tam gdzie są te wielkie skały, kąpała się dama. Zeszłem z drogi i mówię do niej: "To teraz się kąpiecie? Wynosisz się stąd czy nie?". Ciało miała całe czerwone. Poczułem strach. Włosy mi rosły na głowie. Uciekłem stamtąd ile sił. A Anielka była w chołpie!
/z opowiadań Jana Obrzuta z Zalipia/
Opowiadanie VIII - Maryjki
Chodziłem na pajskie do Senkiewicza, a brat do księdza Wachowicza. Idziemy z wypłatą do domu koło cmentarza. W bramie rosły dwa wielkie świerki. A była to chyba północ. Pomiędzy tymi świerkami stały ubrane na biało dwie Maryjki ze świecami. I tak były wielkie jak te świerki, a im bliżej podchodziliśmy, to One stawały się większe i większe. Przestraszyliśmy się okropnie, ani bratu, ani mnie nic nie dało mówić. W domu przypomniałem sobie, że dziś jest Marii, ósmego grudnia. Miałem trzy siostry, które za młodu umarły: Marię, Dorotę i Stefę. I to chyba one nam się pokazały z tymi świecami.
/z opowiadań Jana Obrzuta z Zalipia/