wiersze religijne, konspekty


Edward Stachura - Confiteor

Bosi na ulicach świata

Nadzy na ulicach świata

Głodni na ulicach świata

Moja wina

Moja wina

Moja bardzo

wielka wina!

Zgroza i nie widać końca zgrozy

Zbrodnia i nie widać końca zbrodni

Wojna i nie widać końca wojny

Moja wina

Moja wina

Moja bardzo

wielka wina!

Zagubieni w dżungli miasta - moja wina

Obojętność objęć straszna - moja wina

Bez miłości bez czułości - moja wina

Bez sumienia i bez drżenia - moja wina

Bez pardonu wśród betonu - moja wina

Na kamieniu rośnie kamień - moja wina

Manna manna narkomanna - moja wina

Dokąd idziesz po omacku - moja wina

I nie słychać końca płaczu - moja wina

Jedni cicho upadają - moja wina

Drudzy ręce umywają - moja wina

Coraz więcej wkoło ludzi - moja wina

O człowieka coraz trudniej - moja wina

- moja wina

- moja bardzo wielka wina!

Joanna Kulmowa- Człowiek żeby patrzał

Kiedy Bóg stworzył niebo z pląsającym obłokiem
i ziemię
różową o świcie
i czarno-białą srokę
i brzozę która tak ślicznie jesienią staje się ruda
to zapragnął w swojej miłości
żeby ktoś z Nim oglądał te cuda.
Wtedy stworzył człowieka
żeby patrzał i radował się do łez
jak On sam
który ciągle się dziwi
że świat jest
jaki jest.

Anna Kamieńska DROGA

Panie nasz
Jak szedłeś sam
przez ciasto życia
przez Matkę i Józefa
Annę Symeona
Jana Szymona
Martę Marię Łazarza
przez ślepych opętanych
trędowatych
przez Nikodema
Judasza
Piłata
łotrów obu
Szawła
Jak idziesz wciąż
przez nasze ciała
Tak ja niech pójdę
Przez spotkanego na wąskiej kładce
przez tego co biegł za mną brzegiem morza
tego co pryskał śliną gadulstwa
i nieśmiałego który mówił nic nie mówiąc
przez czyste oczy małego chłopca
przez babkę obok której klękam
nawet przez tego pana na ulicy
który nieznacznie sięga ręką w śmietnik
szukając niedopałków
przez tego co pożycza pieniądze na wódkę
tego któremu się ręki nie podaje
także któremu wszystkie ręce klaszczą
przez niemądrą dziewczynę o fioletowych paznokciach
przez kłótliwą zacietrzewioną urodę
i przez cienistą brzydotę
przez matkę
matkę matki
i przez syna
Do Ciebie

Anna Kamieńska - Powrót Hioba

Nie umarł Hiob
nie rzucił się pod pociąg
nie zdechł za drutami
nie wywiał go komin
rozpacz nie dobiła
Dźwignął się ze wszystkiego
z nędzy brudu
świerzbu samotności

Ileż bardziej prawdziwy byłby Hiob umarły
jeszcze po śmierci Bogu bólu pięściami grożący
Lecz Hiob ocalał
obmył ciało z krwi potu wrzodów
i legł we własnym odzyskanym domu
Biegli już nowi przyjaciele
Nowa żona nową miłością chuchała mu w usta
nowe
dzieci rosły z miękkimi włosami
by Hiob kładł na ich głowach ręce
ryczały nowe woły owce osły
tłukły nowymi powrozami w stajniach
klękały na słomie

Lecz Hiob szczęśliwy nie miał siły być szczęśliwy
bał się że wtórym szczęściem zdradza szczęście
bał się że wtórym życiem zdradza życie
Nie lepiej by ci było Hiobie
gnić w utraconym raju z umarłymi
niż teraz czekać na ich nocne nawiedziny
we snach przychodzą zazdroszczą ci życia
Nie lepiej było szczęśliwy Hiobie
zostać ochłapem jak jesteś ochłapem
wrzody twych dłoni i twarzy obmyte
w głąb się przeżarły do serca wątroby

Umrzesz Hiobie
Nie lepiej ci było umierać
z innymi w jednym bólu i żałobie
niż teraz z szczęścia nowego odchodzić
Wśród nowych ludzi zbędny jak wyrzut sumienia
w ciemności chodzisz ciemnością owinięty
ból przecierpiałeś przecierp teraz szczęście

A Hiob szeptał uparcie Panie Panie

Anna Kamieńska - Modlitwa Hioba


Panie naucz mnie milczeć
naucz milczeć mój język
i moje wargi
Naucz milczeć moje serce
Naucz mnie nie odpowiadać
na źle postawione pytania
i fałszywe oskarżenia
Naucz mnie milczeć
nawet kiedy mówię

Naucz mnie milczeć
kiedy chcę krzyczeć
kiedy milczenie boli
Naucz mnie nie skarżyć się
nie mówić o zmienności życia
jak ciężkie ono
jak mało w nim wszelkiego sensu

Naucz mnie sensu milczenia
i milczenia sensu

Naucz mnie abym i w śmierci milczał
bo są tacy których śmierć
krzyczy zawczasu do samego nieba

Naucz mnie modlitwy
która jest tęsknotą
i o nic nie prosi

Naucz mnie milczeć
zwłaszcza wobec tych
których kocham
niech nigdy słowo
od nich mnie nie rozdzieli

Naucz mnie milczenia
chorego zwierzęcia
milczenia chmury deszczu trawy
milczenia wieczoru i nocy
milczenia dobroci
i wdzięczności
Panie naucz mnie milczenia snu
milczenia wszystkich moich umarłych

Naucz mnie Panie
swojego
najgłębszego milczenia


Jan Lechoń  - Święty Antoni

Ty masz wysoko oczy
Tam, gdzie śpiewa skowronek,
Więc widzisz, gdzie sie toczy
Zagubiony pierścionek.
A że trzymasz na ręku
Maleńkiego Chrystusa,
Dojrzysz, kto kona z lęku
I skąd czyha pokusa.
Twój brunatny samodział
Widzę: idziesz po niebie.
Popatrz, gdziem się zapodział,
Bo zgubiłem sam siebie.
"Niech się święci chwała Twoja,
Niech się znajdzie zguba moja!"
Amen!

Kazimiera Iłłakowiczówna - Kain i Abel

 Było nas dwóch braci na pustym globie:
Kain i Abel.
Jeden baranki pasał, drugi na roli robił,
jeden był mocny, drugi - słaby.

Było nas dwóch braci i dwie różne miłości
do Boga Stwórcy:
jeden baranki mu składał zarżnięte,
drugi - pszenicę, kukurydzę i miętę,
słodkie ogórki.

Było nas dwóch braci, któryś z nich pozazdrościł
- Abel? Kain?
pokłóciliśmy się u ofiarnych ołtarzy,
słaby silnego zabił... To się powtarza...
I nie wiem dalej.


Święty Franciszek - Pochwała stworzenia

Najwyższy, wszechmogący, dobry Panie,
Twoja jest sława, chwała i cześć, i wszelkie błogosławieństwo.
Tobie jednemu, Najwyższy, one przystoją,
i żaden człowiek nie jest godny wymówić Twego Imienia.

 Pochwalony bądź, Panie mój, ze wszystkimi Twoimi stworzeniami,
szczególnie ze szlachetnym bratem naszym słońcem,
przez które staje się dzień i nas przez nie oświecasz.
I ono jest piękne i świecące wielkim blaskiem:
Twoim, Najwyższy, jest wyobrażeniem.

 Pochwalony bądź, Panie mój, przez brata naszego, księżyc
i nasze siostry gwiazdy;
ukształtowałeś je na niebie jasne, i cenne, i piękne.

Pochwalony bądź, Panie mój, przez brata naszego, wiatr
i przez powietrze, i chmury, i pogodę, i każdy czas,
przez które Twoim stworzeniom dajesz utrzymanie.

 Pochwalony bądź, Panie mój, przez siostrę naszą, wodę,
która jest bardzo pożyteczna i pokorna, i cenna, i czysta.

 Pochwalony bądź, Panie mój, przez brata naszego, ogień,
którym rozświetlasz noc:
a jest on piękny, i radosny, i krzepki, i mocny.

 Pochwalony bądź, Panie mój, przez siostrę naszą matkę ziemię,
która nas żywi i chowa,
i rodzi różne owoce z barwnymi kwiatami i ziołami.

 Pochwalony bądź, Panie mój, przez tych,

co przebaczają dla miłości Twojej
i znoszą słabość i utrapienie.
Błogosławieni, którzy wytrwają w pokoju,
gdyż przez Ciebie, Najwyższy będą uwieńczeni.

Roman Brandstaetter "Biblio, ojczyzno moja ..."


Biblio, ojczyzno moja,
Biblio, moja ziemio polska,
Galilejska
I franciszkańska,
O wy, Księgi mojego dzieciństwa,
Pisane dwujęzyczną mową,
Polską hebrajszczyzną,
Hebrajską polszczyzną,
Dwumową
Świętą
I jedyną.

Gdy ma się ku zachodowi
I z lipy przed moim domem opadają liście,
Siedzę nad Tobą,
Biblio,
I wywołuję z Twoich wersetów
Wszystkich najlepszych,
Którzy są dla mnie niedościgłym wzorem,
Wszystkich najpiękniejszych,
Których podziwiam,
Wszystkich szlachetnych,
Którym nie umiem dorównać,
Biblio,
Mówiąca do mnie głosem napomnienia
I głosem nagany,
I głosem gniewu,
I głosem kary,
I głosem potępienia,
I głosem przestrogi,
I głosem sumienia,
Biblio,
Sprawująca nade mną
Sąd.
Gdy ma się ku zachodowi,
A z lipy przed moim domem opadają liście,
Patrzysz na mnie
Oczami Ojca i Syna, i Ducha Świętego,
Oczami moich praojców,
Oczami mojego dziadka,
Oczami mojej żony,
Oczami moich umiłowanych poetów,
Oczami Jana z Czarnolasu, Skargi i Anhellego.

Wołasz do mnie z głębokości
Psalmem krematoriów,
Płaczem nad ruinami walczącej Warszawy,
Lamentem nad zwłokami spalonego getta,
Pamięcią Oświęcimia,
Treblinki,
Majdanka,
Jeremiaszowym jękiem
Moich w dwójnasób umęczonych
Dziejów.

Wszystko jest w Tobie,
Cokolwiek przeżyłem.
Wszystko jest w Tobie,
Cokolwiek kochałem.

Wszystko.

Cały żywot własny
Człowieka,
Żyjącego w nawiedzonym przez szatana
Wieku.

Zaplątany w jego sprzecznościach,
W szaleństwach
I w kłamstwach,
Jak Absalom w gałęziach wisielczego dębu,
Na Tobie uczyłem się żyć.
Na Tobie uczyłem się czytać,
Na Tobie uczyłem się pisać,
Na Tobie uczyłem się myśleć,
Na Tobie uczyłem się prawdy,
Na Tobie uczyłem się prosić o odpuszczenie grzechów,
Na Tobie uczyłem się kochać,
Na Tobie uczyłem się mądrości,
Na Tobie uczyłem się przebaczenia,
Na Tobie uczyłem się pokory,
Na Tobie uczyłem się modlić.

Jeżeli jednak nie nauczyłem się żyć,
Jeżeli nie nauczyłem się czytać,
Jeżeli nie nauczyłem się pisać,
Jeżeli nie nauczyłem się myśleć,
Jeżeli nie nauczyłem się prawdy,
Jeżeli nie nauczyłem się prosić o odpuszczenie grzechów,
Jeżeli nie nauczyłem się kochać,
Jeżeli nie nauczyłem się mądrości,
Jeżeli nie nauczyłem się przebaczać,
Jeżeli nie nauczyłem się pokory,
Jeżeli nie nauczyłem się modlić,
Moja wina,
Moja wina,
Moja bardzo wielka wina.

Już ma się ku zachodowi,
Z lipy przed moim domem opadają liście.
Ludzie z mojego życia bezpowrotnie odchodzą,
Grobów jest więcej niż żywych przyjaciół,
Nawet spłowiał atrament na matczynych listach,
Pisanych do mnie nocą z dzielnicy pogromu.

A ja siedzę nad Tobą,
Biblio,
I uczę się śmierci.

Może tego jednego w końcu się nauczę.


Roman Brandstaetter

Litania do Świętego Antoniego


Świat jest wozem z sianem,
Jak na tryptyku Hieronima Boscha,
Święty Antoni.
Zagubiliśmy sens życia,
Wiarę,
Nadzieję,
Miarę wszelkich wartości
I samych siebie.
Jak mamy siebie odnaleźć
Święty Antoni?
Jak?
Gdzie?
Szukamy się w złocie,
W brylantach,
W książeczkach oszczędnościowych,
Na giełdach przypominających domy obłąkanych,
W sejfach bankowych,
W zagraconych szufladach,
W pełnych spiżarniach,
W ciemnych piwnicach naszych pożądań,
W narkotykach,
W wódce,
W porywaniu ludzi,
W mordowaniu ludzi,
W biurokracji,
W przybijaniu bezwartościowych pieczątek,
W upajaniu się władzą.
Jedzie wóz z sianem.
Jedzie...
Każdy chce z niego uszczknąć
Źdźbło słomy.
Największe źdźbło...
Święty Antoni,
Święty znalazco igły w stogu siana,
Naucz nas odnaleźć sumienie nasze,
Które zgubiliśmy,
Nic nawet o tym nie wiedząc.
Jedzie wóz z sianem,
Jedzie,
Jak na tryptyku Hieronima Boscha...


Roman Brandstaetter
Hymn do Trójcy Świętej


Z otchłani wołam do Ciebie,
Ojcze i Synu, i Duchu Święty

Ufającym Tobie
I czekającym na Ciebie
Przebacz grzechy i nieprawości,
I Użycz nam
Bezskrzydłym,
Upadłym
I niespełnionym
Mocy ciążenia
Ku niebu,
I zbaw dusze nasze,
Które szeleszczą jak nietoperze
W rozpadających się domach
Naszych kalekich ciał.

Pozwól nam z naszych modlitw
Zbudować dla Ciebie katedrę
Zastygłą
W kształcie strzelistych dłoni
Złożonych
W gotyckim geście,
Błagalnym,
W którym lęk idzie w zawody z zachwytem
Nad Twoją wszech doskonałością,
Trójco nieprzenikniona.

Wszystko, co jest odsłonione,
Przeczy Tobie,
Wszystko, co jest na powierzchni,
Jest zwątpieniem o Tobie,
Wszystko, co jest ujawnione,
Jest urojeniem o Tobie,
Pustym nazwaniem,
Które nas mami
Swoją zwodniczą mielizną,
O, Trójco,
Potrójny Tronie Mądrości!

Z otchłani naszej niewiedzy
Wołamy do Ciebie,
Dziękując za wszystko,
Czego nie ujawniłaś,
I co zakryłaś,
I co utaiłaś
Wcielona i nieodgadniona
Tajemnico,
Pocieszycielko zmęczonych.

Oto jest owoc modlitwy.


Roman Brandstaetter

Litania do Ducha Świętego


Spójrz,
Duchu Święty,
Na ludzi idących przed siebie
Drogą nieskończonego Postępu,
Na mędrców,
Którzy ulepili golema
Na własne podobieństwo
I na własną zgubę.

Spójrz,
Duchu Święty,
Na rozpad atomu,
Na rozpad moralności,
Na rozpad ładu,
Na rozpad porządku,
Na rozpad sztuki,
Na rozpad cywilizacji,
Na rozpad słów,
Na rozpad prawa,
Na rozpad harmonii,
Na rozpad rozsądku,
Na rozpad logiki,
Na rozpad wszystkich wartości.

Z głębokości wołamy do Ciebie,
Duchu Święty,
Albowiem jesteśmy bezwolnym narzędziem
W rękach naszych lekkomyślnych dzieł.

Jesteśmy jak ci, którzy nie wiedzą, co czynią.

Zstąp
Na ziemię samounicestwienia,
Na rakowate miasta i wsie,
Na trędowate domy,
Na zatrute zboża, ogrody i sady,
Na martwe rzeki i morza,
I krąż nad nami,
Ludźmi chaosu,
Kłamstwa
I obłędu.
Krąż,
Jak ongiś krążyłeś w genezyjskim locie
Nad chaosem niepokornych żywiołów.

Krąż nad nami,
Poskromicielu zamętu,
Nad pobojowiskiem naszych klęsk,
Nad rzeźnią tego świata,
Nad śmietnikami pełnymi
Nie donoszonych płodów,
Nad ziemią cuchnącą swądem palonych ciał,
Nad górami atomowych odpadków
I wybaw nas od głupoty udającej mądrość,
Od kłamstwa udającego prawdę,
Od ślepoty udającej dalekowzroczność,
Od chamstwa udającego obrażoną godność,
Od fanatyzmu udającego wiarę,
Od brudu udającego czystość,
Od nienawiści udającej miłość,
Od niewoli udającej wolność,
Od obłudy udającej szczerość,
Od pychy udającej pokorę,
Od warcholstwa udającego odwagę,
Od szatana, który mówiąc 'nie',
Myśli 'tak',
A mówiąc 'tak',
Myśli 'nie'.

Przybywaj, Duchu Święty,
Wielousty,
I otwórz nasze głuche uszy,
Wołający Płomieniu!

Przybywaj
Z wnętrza wieczności wiejący wichrze,
Który nigdy nie burzysz
I nigdy nie niszczysz,
I nigdy nie łamiesz,
Który chwiejne - umacniasz,
Stare - odnawiasz,
Martwe - ożywiasz,
Starte z powierzchni ziemi - budujesz od podstaw,
Stworzycielu,
Wywołujący z kości i popiołów -
Ludzi zmartwychwstałych i przemienionych,
Z pomordowanych ludów - żywe ludy,
Wszechświat - z nicości,
Istnienie - z nieistnienia,
Źródło - z pustyni,
Wszystko - z niczego,
Ojcze Pisma Świętego,
Wichrze wiejący z wnętrza wieczności!
Daj nam słuch doskonały,
Abyśmy wśród niezliczonych wezwań i nawoływań,
Które nas nawiedzają
We wszelkim czasie i miejscu,
Umieli rozpoznać
Twój Głos, Muzyko Mądrości,
Zrodzona z Ojca i Syna,
Trójdźwięczna!

Zdejm z nas kamień,
Jak go zdejmują ze studni
Pasterze
W porę pojenia owiec.

Zdejm z nas kamień,
Jak go zdejmują z grobów
Aniołowie Twojego Oblicza,
Mocarzu,
Burzo niedocieczona,
Odwalająca kamienie!

A potem twórz nas,
Otwartych,
Słyszących
I słuchających.
Twórz nas codziennie od nowa,
Czujny Strażniku naszych uszu,
Abyśmy nieustannie odnawiani
I odradzani,
I tworzeni,
Stali się Twoimi głosicielami,
Podobnym do tych,
Których pochylone czoła
Raczyłeś namaścić olejem Twojej Mądrości!
Oświeć nas i prowadź
Z ziemi mroku i rozpaczy
Do Królestwa Bożego,
Do stolicy stawianej z kryształu i światła.
Ojcze i Synu, i Duchu Święty,
Słowo,
Drogowskazie
Wbity na rozstajnych drogach kosmosu!
Przybywaj,
Nadziejo nieogarniona,
Zawsze obecna
I zawsze nadchodząca,
Przybywaj, Boże,
Zaczynie własnego człowieczeństwa,
I uczłowiecz człowieka
Jak uczłowieczyłeś siebie!


Roman Brandstaetter - Madonna ateistów


Czuwam nad tymi,
Którzy nie wierzą
W mojego Syna.

Pragnę im pomóc.

Są moimi dziećmi.

Jak wszyscy.

Chociaż nic o tym
Nie wiedzą.

Modlę się.

Modlę się
Za tych,
Którzy się nie modlą.

Gdy krwawią,
Moją modlitwą
Jak bandażem
Owijam ich rany.

Gdy toną,
Rzucam im
Moją modlitwę
Jak pas ratunkowy.

Gdy umierają,
Z mojej modlitwy
Czynię wezgłowie
Dla ich zmęczonej
Skroni.

A potem biorę do ręki
Ich syczące popioły.

I kładę je
U stóp mojego Syna.

I błagam Go
O miłosierdzie
Dla próchna.

Dla przeczących

Dla niewierzących.

Dla nie istniejących.

Mówię:
Stwórz ich,
Mój Synu najukochańszy.

Wypełń ich
Swoją treścią.

Natchnij ich
Swoją wiecznością.

Rozpal ich
Swoją męką.

Niech będą
Twoim cierniem.

Niech będą
Twoim krzyżem.

Umrzyj za nich.
Umrzyj jeszcze jeden raz.
Jeszcze raz.

Ostatni raz,
Mój Synu najukochańszy.

Błaga Cię o to
Twoja Matka.

Błaga Cię o to
Madonna ateistów.


Roman Brandstaetter - Modlitwa Łazarza

Po co wskrzesiłeś mnie, Panie?

Bym był radosnym dowodem Twojej Wszechmocy?
Bym sprawił radość moim siostrom?
Bym znowu codziennie umierał?

A teraz muszę wszystko zaczynać od nowa,
Znów się borykać z ziemskim zamętem,
Żyć wśród ludzi biegających nie wiadomo dokąd,
Opędzać się od ciekawej gawiedzi
Wołającej za mną natrętnie:
'Jakże się tam czułeś w wieczności, Łazarzu?',
Tłumaczyć się brakiem pamięci
I milczeć o tym, że dobrze mi było
W ciele wyzwolonym z ciała,
Które z siebie z ulgą zrzuciłem
Jak ciężki, wielbłądzi płaszcz.

Po co wskrzesiłeś mnie, Panie?

Roman Brandstaetter

Modlitwa zaduszna

Wieczne odpoczywanie
Racz dać,
Panie,
Wszystkim, którzy umarli
Śmiercią sprawiedliwą.

Jest jesień.
Powiew jak ślepiec błądzi pośród grobów.

Bije godzina spełnionych obietnic.

Na ścieżce leży zwiędła chryzantem,
Którą dłoń nieuważna zgubiła w pośpiechu.

Roman Brandstaetter

Panie, dlaczego kocham zmierzch...


Panie,
Dlaczego kocham zmierzch,
Jesień
I przeszłość?

Dlaczego kocham wszystko, co zmierzcha,
I wszystko, co dobiega kresu,
I wszystko, co przemija?

Daj mi, Panie,
Wieczność o smaku zmierzchu,
Jesieni
I odchodzącej przeszłości.

Psalm bezsilności

Ja kamień
Leżę przy drodze.

Panie,
Jesteś nieskończony i wieczny,
Ale równocześnie jesteś
Drobną kroplą deszczu,
Padającą w miarowych odstępach czasu
Na mnie,
Na kamień.

Jestem cierpliwy.

Mimo niezliczonych zabiegów
Niczego dotychczas nie umiałem poznać,
A przede wszystkim wciąż nie rozumiem,
Po co porzuciłeś mnie,
Panie,
Przy drodze,
Przy której leżę
I trwam,
Zawsze ten sam mimo upływu tysiącleci,
Ten sam,
Ten sam.

Więc jakże mam się rozeznać
W tym labiryncie zdarzeń,
Z których każde samemu sobie
Zuchwale urąga?
Nadaremne są moje wysiłki,
Twórco Złożoności i Celowości,
Których nikt nie odczyta.
Zamknięty w ciemnych murach
Mojego trwania,
Ja,
Niewolnik Twej woli,
Leżę przy drodze.

Padaj na mnie nieustannie
I w równych odstępach czasu,
Aż mnie przedrążysz na wylot,
Boże,
Wcielony w kroplę deszczu.

Ja kamień
Jestem cierpliwy.

I bardzo, bardzo bezsilny...


Roman Brandstaetter

Wyznanie męża, który nie poszedł za Panem


Panie,
Przed wielu, wielu laty
Spotkałem Cię na drodze do Jeruzalem.

Była wczesna wiosna.

Kwitły drzewa migdałowe.

Pamiętam tę chwilę, gdy podszedłszy do Ciebie,
Spytałem, co mam czynić,
Aby być doskonałym.

Odparłeś, że powinienem sprzedać
Całą swoją majętność,
Pieniądze rozdać ubogim
I iść za Tobą.

Ogarnął mnie smutek.

Stchórzyłem.

Powróciłem do domu.

A teraz jestem już starcem,
Mam liczną rodzinę,
Mój majątek pomnożył się w dwójnasób,
Ludzie uważają mnie za szczęśliwego,
Ja jednak czuję w sobie dotkliwą pustkę,
Niedosyt
I beznadziejność,
Które nawet moim najbliższym
Ujawnić się boję,
Na pewno by mnie wyśmiali.

Minęły lata,
A ja wciąż zapomnieć nie mogę
Tamtej wiosny,
Mojego pytania
I kwitnących drzew migdałowych.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
001 Arka 4.05.2011, wiersze religijne
poezja religijna, konspekty
ZBIÓR WIERSZY RELIGIJNYCH ANTOLOGIA WŁOCŁAWEK, wiersze religijne
Lermontow wiersze, poezja konspekty id 267241
politologia religii konspekt id Nieznany
filozofia religii konspekt id 1 Nieznany
Wiersz do konspektu, Konspekty dla 5-6 latków
Wiersze religijne
Konspekt antropos (III), Religijne, Katechezy, Materiały katechetyczne i duszpasterskie, Katecheza,
konspekt Interpretacja wiersza Wisławy Szymborskiej Utopia
konspekt kl.1-godność, Religijne, Katechezy, Materiały katechetyczne i duszpasterskie, Katecheza, Do
Konspekt wprowadzenie wiersza Kaczka dziwaczka

więcej podobnych podstron