O UDERZENIU „Z DEMOKRACJI” Układ rządzący niespecjalnie przejmuje się krytyką ze strony partii opozycyjnej i niezależnych mediów. Ujawnianie kolejnych afer, punktowanie błędnych decyzji czy prezentacja nieudolności rządzących, spotyka się zwykle z nonszalancją polityków PO-PSL i tradycyjnym przemilczeniem sprawy przez ośrodki propagandy. Zupełnie odmienną reakcję mogliśmy obserwować przed kilkoma dniami, gdy w jednym z wywiadów Jarosław Kaczyński wspomniał o lokatorze Belwederu i jego najbliższym otoczeniu. Dla każdego, kto zna sylwetkę Bronisława Komorowskiego, opinie prezesa PiS-u nie były niczym zaskakującym, jednak na tle powszechnego przemilczenia dokonań tej postaci, musiały zabrzmieć szczególnie mocno. Następnego dnia, w wywiadzie radiowym Kaczyński ponownie nazwał Komorowskiego „politykiem opcji bardzo lewicowej” i uznał, że powinien on pożegnać się z polityką. Na reakcję nie trzeba było długo czekać, bo już kilka godzin później pojawiły się histeryczne wypowiedzi urzędników kancelarii oraz komentarz szefowej prezydenckiego biura prasowego. Następnego dnia, sam Komorowski udzielił prezesowi PiS rady, by nie "posuwał się do inwektyw, podejrzeń, insynuacji". Występy dyżurnych ekspertów deliberujących nad „nadszarpniętym wizerunkiem” Kaczyńskiego oraz natychmiastowy spadek sondażowych notowań PiS-u, uzupełniały ten medialny spektakl. Słowa Jarosława Kaczyńskiego okazały się również inspirujące dla dziennikarzy, którzy nagle przypomnieli sobie o lokatorze Belwederu i zdobyli na odwagę napisania kilku słów na temat tej postaci. Tak szczególna reakcja na krytykę Komorowskiego, wydaje się potwierdzać, że osoba byłego marszałka jest dziś najważniejszym wspornikiem sił rządzących III RP, zaś środowisko Belwederu odgrywa rolę decydenta. Próba podważenia fałszywego wizerunku Komorowskiego oraz przypomnienie o rodowodzie urzędników prezydenckich, została trafnie odebrana jako realne zagrożenie. Naruszała dotychczasowe status quo, w którym przeszłość lokatora Belwederu i jego współpracowników jest uznawana za medialne tabu. Wywołując tak silne poruszenie, Jarosław Kaczyński najwyraźniej trafił w newralgiczny „punkt”. Od wielu miesięcy ośrodek belwederski stanowi centrum decyzyjne w sprawach kluczowych dla bezpieczeństwa Polski. Wszystkie projekty zmian systemowych w Siłach Zbrojnych, służbach specjalnych i przemyśle zbrojeniowym, powstały w środowisku Komorowskiego i są fundamentem budowy reżimu prezydenckiego. Trzeba sięgnąć do opracowań gen. Kozieja z roku 2009 oraz tzw. rekomendacji Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa Narodowego (SPBN), by dostrzec, że realizowane dziś przez urzędników Tuska „projekty rządowe” zostały opracowane przez ludzi związanych z Belwederem. Wyjątkowa pozycja Komorowskiego w polskim życiu politycznym została ustalona już na początku 2010 roku, gdy w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach doszło do nagłej rezygnacja Tuska z ubiegania o prezydenturę i wystawienia kandydatury marszałka Sejmu. Potwierdzenie tej pozycji przyniosły wydarzenia po 10 kwietnia 2010 roku, gdy Komorowski w sposób bezwzględny zawłaszczał prerogatywy prezydenckie i dokonywał przejęcia Kancelarii Lecha Kaczyńskiego. Wywołanie i eskalacja konfliktu wokół krzyża smoleńskiego ukazały z kolei prawdziwe oblicze „spokojnego konserwatysty”, a pierwsza inicjatywa ustawodawcza – nowela ustawy o stanie wojennym i rozpoczęcie SPBN, dały początek projektom legislacyjnym zmierzającym do budowy reżimu prezydenckiego. Powstałe w tym środowisku pomysły zmierzają do wzmocnienia lobby wojskowego, przejęcia nadzoru nad przemysłem zbrojeniowym, poszerzenia zwierzchnictwa nad armią oraz dogłębnej przebudowy służb specjalnych, dokonywanej pod hasłem „integracji i koordynacji”, której efektem będzie m.in. wyłonienie nowej formacji, jako „zbrojnego ramienia” reżimu. Prezydent sprawujący zwierzchnictwo nad Siłami Zbrojnymi, stanie się nie tylko faktycznym decydentem w kwestiach bezpieczeństwa, ale uzyska realny wpływ na działania potężnej służby specjalnej. Celem końcowym jest zmiana Konstytucji i stworzenie modelu rządów prezydenckich. Nietrudno zauważyć, że ośrodek belwederski odgrywa dziś zasadniczą rolę w kreowaniu „nowego rozdania”. W tle tych działań można dostrzec intencje Kremla, obliczone na pozbycie się niewygodnych wspólników kłamstwa smoleńskiego i zastąpienie obecnej ekipy ludźmi, którzy zadbają o strategiczne interesy Rosji i dominację Pałacu Prezydenckiego. Zwieńczeniem dzieła będzie kontrolowana wymiana ekipy, zaś rok 2015, ogłoszony już „rokiem Polski w Rosji i Rosji w Polsce” wydaje się datą graniczną obecnej akcji. Plan ten jest wymierzony wprost w dążenia całego obozu patriotycznego, ma bowiem zamknąć sprawę Smoleńska, „oczyścić” atmosferę polityczną i spacyfikować niezadowolenie społeczne. Pozorowane zmiany będą dokonywane pod mecenatem Komorowskiego, posłużą wzmocnieniu jego pozycji i na długo zamkną drogę do obalenia układu III RP. Opozycja może wygrać tylko wówczas, gdy główne wysiłki będą zmierzały do storpedowania planów Belwederu i pozbawienia Komorowskiego prezydentury. Wszelkie symulowane konfiguracje, w tym wymiana Tuska na narzuconą przez Pałac Prezydencki „ekipę techniczną”, nie mogą leżeć w interesie partii opozycyjnej. Bez zamknięcia Komorowskiemu drogi do reelekcji, nawet potencjalna wygrana w wyborach parlamentarnych nie zapewni PiS-owi przejęcia władzy. Obecne uprawnienia prezydenta (choćby w zakresie blokowania ustaw i prawa zatwierdzania składu rady ministrów) zapewniają mu pozycję umożliwiającą torpedowanie prac nowego rządu. Wywołany tym paraliż, doprowadzi do kolejnych wyborów lub wyłonienia koalicji PO-SLD. W sytuacji poważnego zagrożenia interesów układu, możliwe jest również wprowadzenie stanu wyjątkowego. Chciałabym wierzyć, że niedawne wystąpienie prezesa PiS-u niesie zapowiedź zmiany dotychczasowej taktyki partii opozycyjnej i jest sygnałem, że zaczęto dostrzegać wyjątkowo groźną pozycję Komorowskiego. Konsekwencją takiej zmiany powinno być przede wszystkim wskazanie silnego kandydata opozycji w wyborach prezydenckich i przejęcie inicjatywy w sferze informacyjnej. Kandydat oraz skupiona wokół niego grupa ekspertów, powinni już dziś przystąpić do zbilansowania obecnej prezydentury i sporządzenia rzetelnego raportu z działań ośrodka belwederskiego. Trzeba pokazać Polakom, nie tylko prawdziwą sylwetkę Komorowskiego i tragiczne saldo jego dokonań na zajmowanych dotąd stanowiskach, ale ujawnić realne zamysły Belwederu i zagrożenia związane z budową reżimu prezydenckiego. W miejsce fałszywego wizerunku „męża stanu” lub obrazu „miłego i niegroźnego safanduły”, trzeba pokazać postać o niewspółmiernych do potencjału ambicjach, człowieka tyleż nieudolnego, co owładniętego nienawiścią, powiązanego ze środowiskiem „ludowych” oficerów i ludzi komunistycznych służb. Bronisław Komorowski musi mieć świadomość, że jego działania są na bieżąco analizowane i opiniowane. Powinien być pozbawiony dotychczasowej osłony medialnej i – jak każdy polityk- poddany osądowi publicznemu i rzetelnej krytyce. Człowiek, który jeszcze w roku 2009 wykrzykiwał - „w demokracji nie ma świętych krów”, a dziś kreuje się na obrońcę pluralizmu i wolności obywatelskich – nie może odczuwać dyskomfortu w zderzeniu z realiami. Trzeba dać mu szansę potwierdzenia demokratycznego „sznytu” i sprawić, by przez ostatnie dwa lata swojej prezydentury znajdował się w centrum uwagi publicznej i doświadczał dobrodziejstw płynących z działalności opozycji i wolnych mediów. Aleksander Ścios
Wydyma nas „filantrop” Ładny interes! Jeszcze nie ochłonęliśmy z wesołości po wezwaniu sfederowanych central związkowych do zbierania podpisów pod wnioskiem o obalenie rządu, a tu okazało się, że co najmniej trzecią część koncesji na eksploatację w naszym nieszczęśliwym kraju gazu łupkowego „kontroluje” słynny „filantrop”, czyli finansowy grandziarz Jerzy Soros. Wesołość po groźnym kiwnięciu przez związkowców palcem w bucie bierze się stąd, że jeśli już zebraliby oni te podpisy, to co by z nimi zrobili? Ano - musieliby przekazać je rządowi, żeby się „odwołał”, no a rząd - wiadomo, co z tymi podpisami zrobi. Zaiste - jakieś proroctwa musiały wspierać Krzysztofa Teodora Toeplitza, kiedy jeszcze w latach 70-tych natrząsał się z Polaków, że zamiast wołać: „chcemy chleba”, popiskiwaliby: „poproszę pieczywko!” Proroctwa - albo znajomość rzeczy - boć przecież i sam KTT okazał się w końcu „Senatorem”, to znaczy - tajnym współpracownikiem bezpieki, która od 1980 roku nieprzerwanie okupuje nasz nieszczęśliwy kraj. Pewnie uważał, że nie jest odosobniony, więc i teraz dobrze byłoby wiedzieć, ilu obecnych senatorów i posłów, nie mówiąc o Umiłowanych Przywódcach z formacji „niezależnych i samorządnych”, tajnie współpracuje z którąś z siedmiu oficjalnie istniejących tajnych służb krajowych, żeby już nie wspominać o FSB, BND, CIA, czy Mosadzie? Skoro tyle pary ma pójść w gwizdek, to coś może być na rzeczy. Ale mniejsza z tym, bo ciekawsza wydaje się wiadomość o „filantropie”, co to „kontroluje” aż trzecią część wspomnianych koncesji. Pokazuje ona - po pierwsze - że solenne zapewnienia Umiłowanych Przywódców, jakoby system koncesjonowania i inne formy reglamentacji gospodarki chroniły państwo przed drenowaniem przez grandziarzy, można spokojnie włożyć między bajki. Te bajki Umiłowani Przywódcy opowiadają po to, by zyskać przyzwolenie skołowanej opinii publicznej na stworzenie złotej żyły sobie, a przede wszystkim - bezpieczniackim okupantom, którym Umiłowani wysługują się za ochłapki w postaci zewnętrznych znamion władzy. Zwłaszcza gdy - po drugie - Umiłowani Przywódcy z rządu wykonują zadania zlecone przez krajowych i zagranicznych mocodawców - a właśnie o to ich podejrzewam, w czym zresztą nie jestem odosobniony, bo podobnym podejrzeniom dał wyraz również pan prof. Mariusz Orion-Jędrysek. Wypada tedy przypomnieć, że w czerwcu 2009 r. odbyła się w Pradze konferencja „Mienie ery holokaustu”, której efektem było stworzenie „podstaw moralnych” do wyszlamowania przez bezcenny Izrael i żydowski przemysł holokaustu krajów Europy Środkowej. Premier Tusk wysłał tam Władysława Bartoszewskiego, z czego, ma się rozumieć, dla Polski nic dobrego wyniknąć nie mogło. Toteż od początku roku 2011 bezcenny Izrael porzuca pozory i wraz z Agencją Żydowską tworzy zespół HEART, którego celem jest przeprowadzenie operacji „odzyskiwania mienia żydowskiego w Europie Środkowej”. W lutym 2011 r. w Izraelu bawi delegacja polskiego rządu in corpore. W kwestii „odzyskiwania” nikt nie bąknął ani słowa, co może oznaczać, iż uradzono coś, czego tubylczy rząd boi się szczerze Polakom powiedzieć. Jedynie Władysław Bartoszewski w wypowiedzi dla izraelskiej prasy ujawnił, że „wszystkie” ugrupowania parlamentarne są niezmiennie usposobione do Izraela przyjaźnie, co przekładając na język ludzki, było w roku wyborczym w Polsce uspokajającą deklaracją, że bez względu na to, któremu ugrupowaniu bezpieka pozwoli wygrać, izraelski program rewindykacyjny nie będzie zagrożony. Wreszcie w maju 2001 roku do Warszawy przyjechał prezydent Obama, który w przeddzień wizyty... - ale poczytajmy, co pisałem o tym wtedy w felietonie dla „Nowego Ekranu” z 27 maja 2011 r. „Starsi i mądrzejsi instruują Drogiego Gościa”: „Oto Światowa Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego wezwała prezydenta Obamę, by podczas wizyty w Warszawie „wywarł presję” na tubylczy rząd w kierunku załatwienia sprawy „rekompensat” (...) Były ambasador Izraela w Warszawie Dawid Peleng, „wezwał” z kolei premiera Tuska do „wznowienia procesu legislacyjnego” na rzecz restytucji, wstrzymanego ze względu na „trudną sytuację budżetową państwa” - ale nie odwołaną. Niezależnie od tego kongresman Smith i senator Chardin, współprzewodniczący Komisji Helsińskiej przy Kongresie USA zaapelowali do prezydenta Obamy, by „wywarł presję” dając zarazem do zrozumienia, że niezałatwienie sprawy żydowskich roszczeń „osłabia nasze ważne dwustronne stosunki”.” W felietonie dla „Najwyższego Czasu” z tej samej daty dodawałem, że „mają odbyć się rozmowy na temat gazu łupkowego. Czy prezydent Obama zaproponuje oddanie złóż tego gazu w arendę bezcennemu Izraelowi w ramach bezgotówkowej obsługi roszczeń, nad którymi pracuje powołany 1 maja izraelski Zespół Zadaniowy, czy też zostaniemy wydymani w inny sposób - to się okaże z komunikatu końcowego, bo pewnie jakiś komunikat będzie?” Okazało się jednak, że nie, bo rozmowy „na tematy gospodarcze” odłożono do jesieni, co oznaczało tylko tyle, że „presja” będzie wywierana już na rząd, jaki wyłoni się po jesiennych wyborach. W tej sytuacji przewidywałem („Odrodzenie z gazów” „Ncz!” z 3 czerwca 2011 r.): „Jeśli bowiem te gazy są naprawdę coś warte, to nie ulega wątpliwości, że zainteresują się nimi starsi i mądrzejsi - no i oczywiście - również silniejsi, a w tej sytuacji będziemy mogli najwyżej je powąchać.” I wygląda na to, że tak się właśnie stało, a skoro tak, to nieomylny to znak, że na skutek „presji” Murzynka Bambo, pod nadzorem bezpieczniackich okupantów, rękoma Umiłowanych Przywódców i z udziałem „filantropa” - w naszym nieszczęśliwym kraju realizowany jest właśnie, zaplanowany 2 lata temu scenariusz rozbiorowy. SM
26/09/2013 „Lany poniedziałek” - tak warszawiacy nazywali poniedziałek w dniu 25 września 1939 roku, gdy Niemcy- dzisiaj zwani przez propagandę „ Nazistami” bombardowali w sposób zmasowany Warszawę. Prąc do zwycięstwa jako największa armia świata- ówcześnie. Nie mieliśmy z nimi żadnych szans posiadając ”owsianą armię” hołubioną przez towarzysza Ziuka, z Polskiej Partii Socjalistycznej- Frakcja Rewolucyjna. Był to prawdziwie „lany poniedziałek’- setki bomb spadły na Warszawę.. Jeszcze wtedy nie zadłużała jej pani Hanna Gronkiewicz- Waltz z Platformy Obywatelskiej Unii Europejskiej, Rynków Finansowych, Demokracji i Praw Człowieka. Uffff… Warszawa przedwojenna tętniła życiem.. Prezydent Starzyński Warszawy nie zadłużał…. Ale postawiliśmy się Niemcom w imię interesów Imperium Brytyjskiego, nad którym nigdy nie zachodzi Słońce. I mglistych gwarancji brytyjskich, że jak Niemcy – pardon- Naziści” na nas napadną- to Brytyjczycy przyjdą nam z pomocą.. Czy to nie dobry dowcip? To nie wiedzieliśmy, że armia brytyjska nie była przygotowana do wojny z Niemcami? Hitler wiedział i dlatego miał w nosie brytyjskie gwarancje dla Polski. To czym nagle mieliby nam pomóc? Co i jak przetransportować w okolice Polski? Musieli mieć co najmniej rok, może dwa, żeby do wojny się przygotować.. Ale Brytyjczycy najchętniej prowadzą wojny cudzymi żołnierzami.. No i poprowadzili.. Pułkownik Józef Beck wystawił na uderzenie największej armii świata- 40 milionowy naród.. To jest dopiero ohyda.. A sam czmychnął do Rumunii.. Mam podejrzenia- powtarzam mam podejrzenia, że „ nasz „ minister spraw zagranicznych był na usługach angielskiego wywiadu.. Taką robotę dla nich zrobił.. Anglicy nie ujawniają swoich agentów.. Nawet dokumenty dotyczące” wypadku” w Gibraltarze- utajnili na następnych 50 lat.. ONI pilnują swoich interesów, a my powinniśmy- swoich.. Każdy powinien pilnować swoich. A nie , że my pilnujemy cudzych- tak jak dzisiaj to się dzieje. Przed wojną Hitler kilkakrotnie proponował Polakom wspólne pójście na Wschód.. Polska taką propozycję odrzuciła.. A szkoda, bo nie przyjelibyśmy na siebie wielkiego uderzenia, nie tylko” lanego poniedziałku” nie zginęłoby na pewno 6 milionów obywateli polskich, nie byłoby prawdopodobnie Holokaustu, na wojnie z komunistycznym ZSRR- na pewno byśmy zyskali.. Polska nie byłaby okradziona ani zniszczona.. Wojna toczyłaby się na terytorium ZSRR.. Hitler obiecywał, że nas dozbroi i unowocześni fabryki zbrojeniowe.. Gdybyśmy poszli z nim na Wschód- Europa byłaby oczywiście zdominowana przez III Rzeszę Niemiecką Narodu Niemieckiego, a my bylibyśmy częścią III Rzeszy, tak jak dzisiaj IV Rzeszy Narodu Niemieckiego, ale na innych warunkach – i bez milionów ofiar.. No i nie byłoby takich zniszczeń i wielu homo sovieticus. Hitler był potworem, tak jak Stalin- ale jak twierdził Józef Mickiewicz, jeden z największych pisarzy politycznych- Niemcy łamali ciała, a komuniści – ciała i dusze.. Coś w tym jest!. Spotkało nas to gorsze, bo pułkownik Józef Beck stanął przeciwko narodowi, wystawiając go na uderzenie największej armii świata.. A jak postąpili Czesi? Mają dzisiaj niezniszczone miasta i ilu Czechów zginęło? Wczoraj była kolejna rocznica ” Lanego poniedziałku” ..”Naziści” bombardowali Warszawę aż do kapitulacji.. Czy jest taki naród jak” naziści”? W propagandzie – jest! W rzeczywistości – nie ma.. To członkowie lewicowej partii o nazwie Narodowo- Socjalistyczna Partia Robotnicza Niemiec.. Ale propaganda swoje, nazywając lewicowych „ nazistów”- „prawicą”. Chodzi o zmianę świadomości” obywateli, żeby” obywatele” wiedzieli, że źli „ naziści’ – to prawica.. Bo prawica to zło- a lewica..? Wystarczy przyjrzeć się co zrobiła z Europą przez ostatnie lata, no i z Polską.. Zadłużenie, bezrobocie, odzwyczajenie ludzi od pracy, biurokracja, tysiące przepisów paraliżujących ludzką energię.. Gdyby Hitler zajął ZSSR i Syberię- sytuacja byłaby inna.. A Polska swoją rację stanu powinna dostosowywać do okoliczności. Gdyby pokonał Brytyjczyków, zostałaby tylko USA na Zachodzie i cesarstwo Japonii. Gdyby szala zwycięstwa przechylała się na stronę USA- należałoby pomyśleć o zmianach sojuszy.. W interesie polskiej racji stanu.. Ale przede wszystkim należało zrobić wszystko, żeby odsunąć pierwsze uderzenie od siebie.. Na Francję i Wielką Brytanię.. Jak zdecydowaliśmy się nie pójść na Wschód.. To byłaby polska racja stanu.. Ale zadecydowano inaczej, inaczej w czasie okupacji, i potem.. Zawsze jakoś dziwnie przeciw polskiej racji stanu. .”Lany poniedziałek’ to nic w porównaniu z krwawą łaźnią 6 lat okupacji.. I niemieckiej- i sowieckiej.. Do ostatniej chwili wojny wydawane był idiotyczne rozkazy- na przykład w ramach akcji ”Burza”(???) Oddziały Armii Krajowej miały się ujawniać przed Sowietami i się z nimi dogadywać.. Dogadywać się z oprawcami, którzy- zaraz po libacjach- z oficerami AK, ładowali ich do wagonów i dawaj wywozić na Wschód.. Mieli mniej roboty z rozpracowywaniem struktur.. Głupota jakiej świat nie widział.. To są decyzje Bora – Komorowskiego.. Przecież mądrość podpowiadała, żeby się nie ujawniać.. Tym bardziej, że ciągle docierały sygnały, że aresztują żołnierzy podziemia i wywożą w nieznanym kierunku.. Był lany cały tydzień i lane całe miesiące.. I ciągle to lanie. A potem lane 63 dni powstania.. Znowu nonsensowna decyzja.. Przy bohaterstwie nieuzbrojonych żołnierzy.. A dzisiaj gdy nie toczy się wojna przy pomocy dział, czołgów i okrętów? Toczy się wolna cywilizacyjna z łacińską cywilizacją.. Jest powoli likwidowana w każdym aspekcie: kulturowym,. gospodarczym, mentalnym. .Atakowany jest Kościół- jako fundament cywilizacji łacińskiej.. Kłamstwo podnoszone do rangi cnoty, wszelkie dewiacje wciągane na postument, kolektywizm, wspólna własność- i coraz większa kontrola nad człowiekiem. No i wszechwładna demokracja oraz prawa człowieka, nie będące częścią cywilizacji łacińskiej.. To są wszystko obce elementy w naszym życiu wychwalane pod Niebiosa przez jej twórców i kontynuatorów.. Którzy nieźle z demokracji żyją.. A teraz uczepili się pana generała Waldemara Skrzypczaka, który odpowiedzialny jest za modernizację polskiej armii.. Inspiracja ataku na generała wyszła z kręgów Gazety Wyborczej.. Samo to już jest podejrzane. Już korupcja, nieodpowiedzialność,, walka z SKW. Dowódca wojsk lądowych z Iraku.. Wiceminister Obrony Narodowej.. Nie chciał kupić części uzbrojenia z izraelskiej firmy- to ma za swoje… I będzie miał jeszcze więcej- tak jak pan Romuald Szeremietiew.. Zgnoili człowieka- patriotę.. Dla patriotów nie ma miejsca w „polskim” systemie władzy.. Już sączone są informacje, że generał Skrzypczak wydaje więcej niż zarabia..(???) Realy? Nie może to być prawda.. Znaczy się bierze łapówki.. Ale rzecz jest udowodniona, czy tak się komuś wydaje? I znowu lany tydzień, lany miesiąc, lany rok, lana dekada.. I wcale nie potrzebny jest tylko „lany poniedziałek”.. Oblewają nas codziennie! WJR
Nie ma żadnej rządowej refleksji nad wydatkami na innowacyjność
1. Wczoraj w Sejmie odbyła się debata nad projektem ustawy o zmianie ustawy o niektórych formach wspierania działalności innowacyjnej, który ma na celu ułatwienia w wypłatach środków dla beneficjentów realizujących projekty z Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka (PO IG). Projekt ustawy został wniesiony do Sejmu przez posłów Platformy, żeby maksymalnie skrócić jej proces legislacyjny (ustawa ma wejść w życie następnego dnia po opublikowaniu go w Dzienniku Ustaw), ponieważ dotychczas obowiązująca właśnie się zdezaktualizowała. Pominięto w ten sposób cały proces przygotowania projektu w ramach Rady Ministrów, który wymaga konsultacji międzyresortowych, a także tych z organizacjami przedsiębiorców i związkami zawodowymi. W ten sposób posłowie rządzącej koalicji ratują „skórę” urzędnikom resortu gospodarki i rozwoju regionalnego, którzy zaspali i nie zauważyli, że dotychczasowe uregulowania prawne w tym zakresie kończą swój żywot.
2. Ustawa ma ułatwić beneficjentom wykorzystanie środków znajdujących się PO IG i generalnie należy ją uznać za rozwiązanie sprzyjające przedsiębiorcom tyle tylko, że dotychczasowe rezultaty realizacji tego programu są coraz częściej określane przez znawców tej problematyki zwyczajnym marnowaniem ogromnych pieniędzy (niektórzy z nich jak profesor Krzysztof Rybiński w pogłębionych analizach dowodzą, że wydatkowanie środków w ramach tego programu, wręcz zabija polską gospodarkę). Należy w tym miejscu przypomnieć, że PO IG na lata 2007-2013, to program opiewający na 10,2 mld euro w ramach którego do tej pory zatwierdzono już ponad 16 tysięcy projektów na ogólną sumę ponad 44 mld zł. Do września tego roku zrealizowano już ponad 20 mld zł płatności w ramach tego programu i jak najbardziej na miejscu są pytania o efektywność wydawania tak ogromnych środków finansowych.
3. Krytyczne oceny skutków realizacji PO IG, potwierdzają niestety statystyki i rankingi dotyczące innowacyjności w Polsce. Jak się wydaje rezultatem wydatkowania wspomnianych 44 mld zł (do tej pory jak już zaznaczyłem rozliczono ponad 20 mld zł) w ramach unijnego programu PO IG, jest zmniejszenie liczby innowacyjnych przedsiębiorstw przemysłowych z 23% w roku 2006 do 17% w roku 2012. Z kolei w rankingu innowacyjności Światowego Forum Ekonomicznego sporządzanego zresztą corocznie), w ciągu ostatnich kilku lat (a więc w okresie realizacji PO IG ), Polska spadła aż o 20 miejsc z 44 miejsca w 2007 roku na 63 w roku 2012.
4. Zabierając głos podczas wczorajszej debaty, chciałem uzyskać od przedstawicieli resortu gospodarki (rząd w debacie reprezentował wiceminister gospodarki wiceminister Mariusz Haładyj), co takiego dzieje się w ze środkami wydatkowanymi w ramach PO IG, że zamiast wyraźnej poprawy w zakresie innowacyjności w polskiej gospodarce, mamy niestety znaczące pogorszenie sytuacji. Niestety wiceminister gospodarki jak ognia unikał odpowiedzi na moje pytania, twierdził wręcz, że pozytywne rezultaty wydatkowania tak ogromnych pieniędzy na innowacyjność w latach 2007-2013, jeszcze przyjdą i jego zdaniem nie ma się czym niepokoić. Jak widać niestety rząd Tuska nie wyciąga żadnych wniosków z marnotrawienia ogromnych pieniędzy przeznaczanych na innowacyjność i wszystko wskazuje na to, że sposób kwalifikowania projektów w tej dziedzinie nie ulegnie zmianie także w przygotowanym nowym programie dotyczącym innowacyjności w ramach środków z unijnej perspektywy finansowej na lata 2014 -2020. Wygląda na to, że na razie zadowolone są tylko liczne firmy doradcze, które specjalizują się w odpłatnym przygotowaniu wniosków firm do PO IG, a także tzw. bliscy i znajomi królika, którzy uzyskują miliony na innowacje tylko z nazwy. Kuźmiuk
Amerykanie walczą z socjalistycznymi bandytami o przetrwanie Grzegorz Kostrzewa Zorbas „Cruz i Paul wraz z całą Tea Party przyjęli za taktyczny priorytet zniesienie powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego.”...” młodzi, ukształtowani już po zimnej wojnie radykalni Republikanie, związani z Tea Party – partią buntu przeciw podatkom. Nie patrzą na koszty społeczne chorób, epidemii i przedwczesnej śmierci ludzi. Odrzucają solidarność. Nazywają siebie „konstytucyjnymi konserwatystami”, co w USA oznacza redukcję państwa do funkcji przewidzianych w konstytucji z XVIII wieku – „....”Doktryną Tea Party jest libertarianizm: jak najmniej państwa i jak najmniej polityki zagranicznej. „.... Nie jest to partia w sensie ścisłym, lecz ruch społeczny i jednocześnie frakcja wewnątrz Partii Republikańskiej. Zbuntowała się także przeciw republikańskiemu kierownictwu. Senatora Johna McCaina uważa za mięczaka i zawalidrogę. Najwięcej uwagi medialnej przyciągają związani z Tea Party senatorowie Ted Cruz i Rand Paul.”.... „We wtorek 1 października wygaśnie budżet państwa. Brak nowego budżetu i brak prowizorium. Przestanie działać większość instytucji federalnych, na czas nieokreślony, aż Partia Demokratyczna porozumie się z Republikańską. „...”Dyplomacja, wojsko, wywiad i inne instytucje służące bezpieczeństwu narodowemu i sojuszom zagranicznym będą działać, lecz na wygasających obrotach. „....” Zaraz po kryzysie budżetowym – około 17 października – wyczerpie się limit federalnego długu publicznego. Po raz pierwszy w historii Ameryce zagrozi niewypłacalność. Wojna totalna nie robi wyjątków. Demokraci i Republikanie i w tej sprawie stawiają sobie nawzajem warunki zaporowe. Demokratyczny prezydent Barack Obama żąda podniesienia limitu i odrzuca samą ideę negocjacji z opozycją. Radykalni Republikanie odrzucają samą ideę nawet najmniejszego wzrostu długu, wydatków lub podatków federalnych. Na bezpieczeństwo i sojusze tak samo, jak na ochronę zdrowia albo pomoc społeczną. „....(źródło)
Katarzyna Pawlak „Donald Tusk skierował do MSW projekt zarządzenia przewidujący „użycie 11 listopada żołnierzy Żandarmerii Wojskowej do udzielenia pomocy policji”. Wojskowi mają zabezpieczać Marsz Niepodległości i odbywający się tego samego dnia szczyt klimatyczny. „....”W uzasadnieniu do projektu na uwagę zasługują słowa Tuska, który zastrzega: „Projekt ten będzie również testem dla służb odpowiedzialnych za stan bezpieczeństwa i porządku publicznego w zakresie właściwego zapobiegania i przeciwdziałania zidentyfikowanym ryzykom, a także likwidacji wszelkich źródeł napięć i niepokojów społecznych”. „...(źródło)
Grzegorz Kostrzewa-Zorbas „Naród grecki reaguje masową emigracją do Niemiec i innych krajów północy UE, oraz do dynamicznych państw reszty świata – od USA po Australię. Grecy zostający w ojczyźnie czują się ekonomicznie zmuszeni do rezygnacji z posiadania dzieci. Ostry spadek przyrostu naturalnego wskutek ubóstwa i pesymizmu jest najnowszym, najbardziej tragicznym i najgroźniejszym długoterminowo skutkiem programu oszczędnościowego dla Grecji. Liczba urodzonych dzieci spadła ze 118 tysięcy w 2008 roku – ostatnim, gdy jeszcze nie była mocno dotknięta recesją – do 101 tysięcy w 2012 roku. Przewidywany jest spadek o kolejne 10 tysięcy w roku 2013 – razem o 23 procent „...”Liczba mieszkańców maleje mimo masowej imigracji spoza Unii i spoza Europy. Według najnowszych prognoz Grecja do 2050 roku straci 14 procent ludności – ma 11,3 miliona, będzie mieć 9,7 miliona. „......”Jeden z głównych wskaźników innowacyjności i konkurencyjności w dzisiejszym świecie – procent PKB przeznaczany na badania i wdrożenia – od 2008 roku nie jest publicznie podawany w Grecji, prawdopodobnie dlatego, że dramatycznie spadł z już bardzo niskiego poziomu 0,6 procent w roku 2007, niższego nawet niż w Polsce. „....”O ponad 25 procent spadnie PKB Grecji w latach 2008-2013. Głównym powodem piorunującej recesji jest narzucony przez UE wspólnie z Międzynarodowym Funduszem Walutowym program oszczędnościowy, mający jasny priorytet: uratować euro „....(więcej)
Paweł Sztąberek „Biurokracja – studnia bez dna Państwowa biurokracja nie karmi się powietrzem. Żyje z tego, co przedsiębiorcy i pracownicy wypracują, czyli z ich dochodów konfiskowanych im w postaci podatków”..”liczba urzędników w III RP przekracza już 500 tysięcy. Wszystkich Polaków jest ponad 38 milionów. Okazuje się, że pół miliona ludzi w Polsce decyduje o tym, jak wydawane jest ponad 50 procent dochodu prawie 40-milionowego narodu! „...”Na historię III RP spojrzeć można jak na dzieje rozpędzającego się coraz bardziej fiskalizmu. Od 2004 roku Polakom poza rodzimą biurokracją doszło jeszcze utrzymanie biurokracji unijnej. Redaktor Stanisław Michalkiewicz wyliczył kiedyś, że za kwotę, którą Polska odprowadza rocznie jako składkę do unijnego budżetu (w 2012 r. 15 miliardów zł), można by wybudować 500 km autostrad i kupić wszystkie przylegające do niej grunty. Widać, jak potężna jest skala transferu pieniędzy z kieszeni polskich podatników do skarbców unijnych urzędników. „...”Mąż stanu, przywódca z prawdziwego zdarzenia, musi zdawać sobie sprawę, iż stosując nadmierne opodatkowanie własnych obywateli, łamie siódme przykazanie Boże – „Nie kradnij”. Zubaża on rodziny, zmuszając je do żebrania o państwową jałmużnę, i prowadzi do demoralizacji. Z wysokich podatków nie ma pożytku dla nikogo, ani dla obywateli, ani dla budżetu państwa, natomiast kradzież dokonywana choćby i w majestacie prawa, ustanowionego przez demokratyczną większość, nie przestaje być kradzieżą. Pamiętać o tym powinni zwłaszcza ci politycy, którzy mają w zwyczaju powoływać się na naukę Kościoła. „...(źródło )
Nowoczesna medycyna Bioniczne nogi ( źródło )
„priorytet zniesienie powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego.”...” młodzi, ukształtowani już po zimnej wojnie radykalni Republikanie, związani z Tea Party – partią buntu przeciw podatkom. „Socjalizm to nie tylko nędza , nędzna opieka zdrowotna, prymitywne szkolnictwo i nauka, i zacofanie technologiczne i cywilizacyjne , to również wcześniej czy później przemoc policyjna,wojskowa przeciwko buntującym się ,żyjącym w prymitywnym państwie ludziom . Proszę zobaczyć na link pokazujący najnowocześniejsza technologię pozwalająca ludziom niepełnosprawnym wrócić do normalnego życia. W państwie socjalistycznym w którym socjalistyczni i bandyci okradają ludzi haraczem zwanym przymusowymi ubezpieczeniami społecznymi takie protezy otrzyma tylko socjalistyczna nomenklatura. Reszta będzie oglądał normalne standardowe cywilizacyjne leczenie tylko w filach z krajów wolnorynkowych w których obywatel sam się ubezpiecza . W Polsce leki są najdroższe w Europie , wykonanie podstawowych , prymitywnych zabiegów tak drogi i nieefektywne ,że socjalistyczny , przeznaczony dla niewolników system opieki przestaje leczyć , a socjaliści rozważają masowe mordy , holokaust starych i schorowanych Polaków kryjący się pod nazwą eutanazja Kostrzewa Zorbas to bardzo pobożny wyznawca socjalizmu , który w sprawach swojej lewicowej wiary wyłącza mózg i zdolność racjonalnego myślenia. Przytaczam jego opis nędzy w jakiej znajdują się Grecy i procesu biologicznego wyniszczania całego narodu Dlaczego Grecy „ zdychają „ . Odpowiedź jest oczywista . Socjalizm . Przymusowe ubezp0eiczenia społeczne, bandyckie podatki , zadłużenie państwa , monstrualna biurokracja, prymitywne socjalistyczne szkolnictwo. I teraz profesor Kostrzewa Zorbas tego samego losu życzy Amerykanom .Aby zaczęli jako naród zdychać pod socjalistycznymi bandyckimi przymusowymi ubezpieczeniami społecznymi, bandyckim podatkami i bandyckim odsetkami płaconymi lichwiarzom Tusk szykuje wojski przeciwko Polakom . Przecież propaganda reżimowa przedstawia Polskę jako kraj socjalistycznego raju z geniuszem na czele rządu . To że Tusk szykuje się aby użyć wojska przeciwko Polkom świadczy ,że to kłamstwo . Ale tak się kończy , kiedy naród ulega kłamstwom , propagandzie socjalistycznych bandytów .Przemoc , krew rozlana na ulicach i okupacja kraju Nie bez powodu Obama i lewacy amerykańscy chcą odebrać bron Amerykanom . Bezbronnych łatwiej zniewolić i zabijać.
video „ Bismarck, Hitler, Adenauer, Kohl... Angela Merkel „ Jacek Sobala i Krzysztof Rak - co dla Polski oznacza wyborcze zwycięstwo Angeli Merkel?
do wywiadu Przybylskiego z Baderem Bader „ Wówczas narażają się na pozwy, i to nawet wtedy, gdy mówią o kimś bolesną prawdę. Na przykład pewien mężczyzna powiedział o swojej byłej żonie – która zdradzała go z innymi – że jest dziwką. Ta podała go do sądu, bo popsuł jej reputację, i Sąd Najwyższy uznał, że miała do tego prawo. Ryzyko procesu jest wysokie, bo Amerykanie uwielbiają się procesować. A w takich procesach pierwsza poprawka nie daje zbyt dużej ochrony. „....”Czy to podejście do wolności słowa zmieniło się w ostatnich latach?
Zakres wolności słowa został ograniczony w ciągu ostatnich dwóch dekad. Sąd Najwyższy zezwolił bowiem na pozywanie do sądu pracodawców z powodu tworzenia wrogiego środowiska pracy”...”Dużo mniej wolno też obecnie powiedzieć lub napisać uczniom w szkołach publicznych. W Wisconsin 15-letni chłopak, który napisał w szkolnej gazetce artykuł wyrażający jego sprzeciw wobec prawa do adopcji dzieci przez pary homoseksualne– który opublikowano obok tekstu popierającego adopcje przez gejów – został przez dyrektora szkoły nazwany ignorantem i podżegającym do przemocy chuliganem. Grożono mu nawet zawieszeniem w prawach ucznia. Szkoła przeprosiła zaś wszystkich za opublikowanie takiego tekstu. „....”Czy ta polityczna poprawność nie pozbawi za kilka lat dziennikarza zwykłej gazety prawa do napisania artykułu krytycznego wobec małżeństw gejowskich? Najpewniej tak. W Nowym Jorku, który jest kuźnią poparcia dla małżeństw gejowskich, prokurator zażądał wprowadzenia zakazu wywieszenia krytycznego wobec homoseksualistów billboardu. Jestem pewny, że mnóstwo nowojorskich prawników z zadowoleniem przyjęłoby też sprawę urażonego pracownika-homoseksualisty, który walczy o duże odszkodowanie. Kłopoty prawne czekają też instytucje religijne – np. katolickie sierocińce – które odmawiają uznania małżeństw gejowskich. I chociaż nie można pozwać Kościoła za odmowę udzielania małżeństw parom tej samej płci, to już pracownik kościelnego szpitala czy uniwersytetu może wnieść pozew przeciwko swojemu pracodawcy za krzewienie krzywdzących go poglądów. Dlatego moim zdaniem, chociaż w rankingu wolności prasy powinniśmy się znajdować w pierwszej dziesiątce, ewentualnie w pierwszej dwudziestce, to jeśli chodzi o wolność słowa, jesteśmy dopiero gdzieś w pierwszej pięćdziesiątce. Obawiam się, że w niedalekiej przyszłości wolność słowa w USA będzie jeszcze bardziej ograniczana.”.....”Jestem przekonany, że w takich stanach jak Nowy Jork czy New Jersey wolność słowa jest bardziej ograniczona niż w wielu krajach europejskich i gorliwy chrześcijan już powinien uważać, co mówi.„ „...(więcej Mojsiewicz
Wady państwa opiekuńczego Przystępując do omawiania wad państwa opiekuńczego, należy zacząć od opisu takiego państwa, a przynajmniej od przedstawienia charakterystycznych jego właściwości. Właściwości te bowiem, aczkolwiek w zamierzeniach inicjatorów miały być zapewne zaletami tego politycznego projektu, tzw. „zdobyczami”, stały się jego wadami i to wadami nieusuwalnymi bez zasadniczej zmiany nie tylko samego modelu państwa, ale i kreowanego przez nie, a w każdym razie sprzyjającego wytwarzaniu się pewnego sposobu myślenia. We współczesnych opisach państwa przeważają określenia postulatywne, mówiące o tym, czym państwo powinno, albo mogłoby być. Dzieje się tak ze szkodą dla poznania rzeczywistej jego istoty, a więc tego, co przesądza o nazwaniu jakiegoś zjawiska społecznego właśnie „państwem”. Naturalnie można przypisać państwu bardzo dużo cech i funkcji, ale nie zawsze będą miały one charakter konstytutywny, a więc taki, bez których opisywane zjawisko nie byłoby państwem. Państwa tworzone są przez ludzi, a wobec tego ich istnienie musi odpowiadać jakiejś właściwości natury ludzkiej. Wydaje się, że tą właściwością jest potrzeba dominacji, właściwa nie tylko gatunkowi ludzkiemu, ale i innym gatunkom, żyjącym w stadach hierarchicznych. Hierarchia w takich stadach tworzona jest na podstawie kryterium siły, Zatem – uwzględniając modyfikacje spowodowane rytualizacją zachowań nazywaną kulturą, powinniśmy pójść tym tropem przy badaniu istoty państwa, jako tworu charakterystycznego dla gatunku ludzkiego. Odrzucając cechy i właściwości niekonieczne dochodzimy do wniosku, że państwem nazywany jest ustanowiony i ogłoszony monopol na stosowanie przemocy. Przesłanki ustanowienia takiego monopolu mogą być oczywiście najróżniejszej natury, podobnie, jak jego uzasadnienia, ale przedmiotem naszego zainteresowania w tej chwili nie są one, tylko ten monopol. Ustanowienie i ogłoszenie takiego monopolu jest warunkiem sine qua non państwa, które oprócz tego może i na ogół posiada wiele innych cech i wiele innych funkcji. Na przykład wszystkie państwa ustanawiają prawa. Mogłoby się zatem wydawać, że ta funkcja również należy do istoty państwa. Kiedy jednak zwrócimy uwagę, że prawem nazywamy wyłącznie reguły zaopatrzone sankcją przymusu, to staje się oczywiste, że prawotwórcza funkcja państwa jest możliwa tylko dlatego, że uprzednio doszło do zmonopolizowania przemocy, która odtąd będzie używana do zapewniania ustanowionym przez monopolistę regułom należytego respektu. Podobnie przytłaczająca większość państw ustanawia i ściąga podatki, finansując w ten sposób swoje funkcjonowanie. Jednakże bez uprzedniego zmonopolizowania przemocy wykonywanie funkcji fiskalnej byłoby niemożliwe. Zauważył to Murray Rothbard, wyśmiewając teorię umowy społecznej, która istotę państwa upatruje właśnie w kontrakcie zawartym między członkami określonej społeczności. Zlikwidujmy przymus płacenia podatków – powiedział – a zobaczymy, czy istnieje jakaś społeczna umowa, czy nie. Wbrew bardzo częstym opiniom, mającym charakter raczej postulatu, niż opisu, monopol na przemoc zwany państwem wcale nie musi być nakierowany na realizowanie dobra wspólnego. Oczywiście może być w ten sposób ukierunkowany, ale jeśli nawet tak nie jest, państwo nie przestaje od tego być państwem. Jest państwem niesprawiedliwym, okrutnym, opresyjnym, niemniej jednak nadal pozostaje państwem. Na przykład zaplanowane wytępienie milionów chłopów podczas kolektywizacji w Związku Sowieckim trudno uznać za realizowanie dobra wspólnego, jakkolwiek by go nie pojmować. A przecież Związek Sowiecki i przedtem i potem pozostawał państwem. Podobnie zarządzenie taktyki „spalonej ziemi” przez Adolfa Hitlera w końcowej fazie wojny z pewnością nie było podyktowane żadnym dobrem wspólnym. Nawet Hitler nie udawał, że jest inaczej, tylko utrzymywał, iż przedsięwzięcia te są konieczne w sytuacji, gdy naród niemiecki okazał się słabszy od innych, w związku z czym powinien zginąć. Warto zwrócić co prawda uwagę, że samo zmonopolizowanie przemocy może być uznane za swego rodzaju realizację dobra wspólnego, gdyż wychodzi naprzeciw bardzo silnej u wszystkich ludzi potrzebie bezpieczeństwa. Wprawdzie przemoc, nawet zmonopolizowaną, trudno kojarzyć akurat z bezpieczeństwem, ale łatwiej zrozumiemy ten paradoks, kiedy przedstawimy sobie alternatywę takiego monopolu. Oznacza ona sytuację, w której zamiast jednego, jest wiele ośrodków stosujących przemoc. Świadomość istnienia konkurencji zmusza każdy z tych ośrodków do nieustannego potwierdzania swojej skuteczności, co czyni życie ludzi poddanych tym eksperymentom wręcz nieznośnym z powodu swej nieprzewidywalności. Z tego powodu anarchia jest alternatywą znacznie gorszą od państwa. Jeśli w tym postępie zechce ktoś upatrywać realizację dobra wspólnego jako warunku konstytutywnego państwa, to można się z tym zgodzić, ale wyłącznie w tym znaczeniu i w tym zakresie. To zastrzeżenie wydaje się konieczne tym bardziej, że przezwyciężaniu stanu anarchii przez państwo nie towarzyszy z reguły intencja altruistyczna, tylko całkiem egoistyczny i nikczemny zamiar utwierdzenia własnej monopolistycznej pozycji. Tygrys nie toleruje na swoim terenie innego tygrysa nie przez wzgląd na samopoczucie antylop, tylko w interesie własnym.
Pozwoliłem sobie przedstawić te uwagi o istocie państwa również dlatego, że pamiętając o niej, łatwiej będzie nam ocenić, czy państwo jest w stanie spełnić wszystkie, kierowane do niego oczekiwania, czy nie. Trzeba zwrócić na to uwagę zwłaszcza przy omawianiu właściwości państwa opiekuńczego, zwanego również państwem socjalnym, a nawet państwem dobrobytu. Państwo opiekuńcze, jak sama nazwa wskazuje, nie przestając być państwem, przyjmuje na siebie dodatkowe funkcje, mianowicie funkcje opiekuńcze wobec osób pozostających w jego zasięgu. Konkretnie oznacza to, że przyjmuje na siebie obowiązek zapewnienia wszystkim osobom pozostającym pod jego władzą, a zwłaszcza własnym obywatelom, określonego minimum środków utrzymania, nazywanego ochroną socjalną. Wykonywanie tego obowiązku odbywa się poprzez system ubezpieczeń i poprzez system zasiłków socjalnych. Przyjęcie przez państwo tej dodatkowej funkcji sprawia, że aparat państwowy, który dotychczas mógł zajmować się ściąganiem podatków i finansowaniem z uzyskanych w ten sposób środków przedsięwzięć związanych z zewnętrzną i wewnętrzną ochroną monopolu (utrzymanie wojska, policji, wymiaru sprawiedliwości i stosunków z innymi państwami), w coraz to większym stopniu usiłuje wpływać na procesy gospodarcze i kształtować je przy pomocy tzw. polityk, tzn. narzucanych podmiotom gospodarczym reguł postępowania, które bez przymusu państwowego raczej nie byłyby przestrzegane, przede wszystkim z uwagi na ich sprzeczność z ekonomicznym interesem każdego z tych podmiotów. Narzucanie tych reguł nazywane jest interwencjonizmem państwowym, który jest drugą istotną właściwością państwa opiekuńczego. Przyjmując na siebie zobowiązanie dostarczenia każdemu pozostającemu pod jego władzą określonego minimum środków utrzymania, nazywanego często minimum socjalnym, państwo opiekuńcze odpowiada tym samym na pytanie, w jaki sposób poszczególni ludzie mają uczestniczyć w podziale dochodu narodowego. Upraszczając rzecz dla lepszego jej zrozumienia możemy powiedzieć, że mamy tu do czynienia z dwoma sposobami rozwiązania tej kwestii. W gospodarce rynkowej podział dochodu narodowego dokonuje się dobrowolnie, tzn. w drodze kontraktów, poprzez rynek. W gospodarce nierynkowej, a taki jest właśnie efekt interwencjonizmu państwowego, podział dochodu narodowego dokonuje się pod przymusem poprzez budżet państwa. To jest najistotniejsza różnica między modelem socjalistycznym i rynkowym, twarde jądro wszelkich różnic ideologicznych i politycznych. Państwo opiekuńcze realizuje oczywiście model nierynkowy, będąc realizacją idei socjalistycznej. To jest kolejna właściwość państwa opiekuńczego, bez względu na częste próby zaprzeczania tym oczywistościom. Nałożenie funkcji opiekuńczej państwa na demokrację polityczną sprawia, że objęcie ochroną socjalną, a zwłaszcza jej rozmiar i warunki, stają się obiegową monetą na politycznym rynku, wskutek czego politycy demokratyczni licytują się wobec poszczególnych grup społecznych na przywileje. To postępowanie motywowane jest potrzebą usuwania nierówności społecznych, tzn. pewnych dysproporcji w statusie materialnym, poziomie wykształcenia, dostępie do stanowisk publicznych itp. Towarzyszy temu egalitarystyczna retoryka, której przedmiotem są grupy społeczne. W rezultacie państwo opiekuńcze przyjmuje kolektywistyczny punkt widzenia na zagadnienia społeczne. Konsekwencją rozbudowy przywilejów grupowych, które stanowią przedmiot nieustannej licytacji wśród demokratycznych polityków, jest pogłębiający się nieustannie fiskalizm, tzn. coraz większa część wytwarzanego bogactwa jest przechwytywana przez państwo w postaci podatków. I to są kolejne właściwości państwa opiekuńczego. Opisawszy pobieżnie charakterystyczne właściwości państwa opiekuńczego przechodzę teraz do zasadniczego tematu mego wystąpienia, mianowicie do przedstawienia wad. Ponieważ jest ich bardzo wiele, a manifestują się one w rozmaitej postaci, postaram się podzielić je merytorycznie na wady ekonomiczne, społeczno-polityczne i moralne. Od strony ekonomicznej państwo opiekuńcze przypomina węża pożerającego własny ogon. Przyjęcie obowiązku zapewnienia każdemu przez państwo minimum środków utrzymania sprawia, że z dnia na dzień poziom wydatków państwowych gwałtownie wzrasta. Żeby temu sprostać, państwo opiekuńcze musi podnosić podatki. Jednakże nie można czynić tego w nieskończoność, z uwagi na tzw. efekt Laffera. Chodzi o to, że podnoszenie podatków do pewnego momentu skutkuje zwiększeniem dochodów państwowych, ale po przekroczeniu pewnego poziomu opodatkowania, dochody nie tylko nie wzrastają, ale maleją. Przyczyna jest prosta: część podmiotów gospodarczych zachowująca rentowność przy poziomie opodatkowania x, traci rentowność przy poziomie opodatkowania x+1 i bankrutuje. Od tych podmiotów gospodarczych nie wpływają nie tylko większe podatki, ale w ogóle żadne. Po drugie, część ludzi, kierując się instynktem samozachowawczym dochodzi do wniosku, że musi ukrywać przed państwem swoje dochody i zatajać przedsięwzięcia gospodarcze. W ten sposób tworzy się tzw. szara strefa, z której nie tylko nie wpływają większe podatki, ale w ogóle żadne. Zatem, z uwagi na efekt Laffera, podnoszenie podatków dla sprostania konieczności pokrycia rosnących wydatków państwowych, nie może odbywać się w nieskończoność.
Przy przedstawieniu ekonomicznych wad państwa opiekuńczego nie możemy pominąć gospodarczych skutków fiskalizmu. Jedną z podstawowych kategorii ekonomicznych są koszty produkcji materialnej. Składa się na nie koszt kapitału niezbędnego dla wytworzenia danego dobra lub usługi, koszt niezbędnej w tym celu pracy oraz zysk producenta. Suma tych czynników tworzy cenę towaru lub usługi. Fiskalizm sprawia, że wszystkie te elementy powiększają się o kwotę podatku, jaki nałożony jest na kapitał (podatki majątkowe), na pracę (podatek dochodowy i „składki” ubezpieczeniowe) i na zysk (podatek od wartości dodanej, tzw. VAT), do czego dochodzą haracze w postaci np. akcyzy. W rezultacie wzrostu tych kosztów, odpowiednio rosną też ceny towarów. Wzrost cen towarów z kolei wywołuje dwojakie skutki. Po pierwsze, słabnie siła nabywcza konsumentów, którzy za posiadane pieniądze nie mogą już kupić teraz tylu towarów i usług, co poprzednio. W rezultacie podmioty gospodarcze zaczynają mieć coraz większe trudności ze zbytem swoich towarów i usług, wobec czego, dla uniknięcia strat, ograniczają produkcję. Towarzyszy temu zwalnianie pracowników, którzy z podatników, dostarczających dochodów budżetowych, stają się klientami państwa. Redukcja zatrudnienia staje się konieczna tym bardziej, że z powodu zmniejszenia się siły nabywczej, wzrasta nacisk na płace. Pracownicy najemni, organizowani przez związki zawodowe, domagają się podwyższania wynagrodzeń i wymuszają podwyżki. Państwo udziela przywilejów związkom zawodowym, bo od podwyższonych wynagrodzeń uzyskuje dodatkowe dochody z podatków i składek ubezpieczeniowych, wyrażanych w stawkach procentowych. W rezultacie bezrobocie, tzn. niemożność znalezienia zatrudnienia za wynagrodzeniem, ogarnia coraz to szersze kręgi pracowników najemnych i staje się zjawiskiem trwałym, ze wszystkimi tego konsekwencjami w postaci dalszego zmniejszenia się siły nabywczej społeczeństwa i rosnącej klienteli państwowego socjalu. Ponieważ nie wszystkie państwa na świecie są opiekuńcze, a nawet wśród opiekuńczych występują różnice w stopniu tej opiekuńczości, gospodarka państwa opiekuńczego staje się coraz bardziej wrażliwa na konkurencję z zagranicy. Napływ tańszych towarów zagranicznych wprawdzie wychodzi naprzeciw potrzebom zbiedniałych konsumentów, ale pogłębia trudności związane ze sprzedażą produkcji krajowej. W tej sytuacji na władze państwowe wywierana jest presja ze strony przedsiębiorców krajowych i miejscowych związków zawodowych, by zahamować napływ tańszych towarów z zagranicy przy pomocy ceł zaporowych. Państwo dość chętnie poddaje się tej presji, ponieważ wpływy z ceł zasilają napięty budżet. Nazywa się to „ochroną rynku wewnętrznego” ale tak naprawdę jest kolejnym podatkiem nałożonym na krajowych konsumentów. W rezultacie ceł zaporowych poprawia się konkurencyjność produkcji krajowej. Krajowi przedsiębiorcy mogą wprawdzie zbyć swoje droższe towary i usługi, ale krajowa konsumpcja dóbr i usług stale się obniża ze względu na rosnące ceny, których nie mogą dogonić wolniej rosnące wynagrodzenia. Warto zwrócić uwagę, że ograniczenia w handlu międzynarodowym spowodowane barierami celnymi uderzają w pierwszej kolejności w konsumentów, pogarszając ich sytuację ekonomiczną poprzez obniżenie zdolności konsumpcyjnych. Z uwagi na efekt Laffera, trudności krajowych przedsiębiorców, trwałe i rosnące bezrobocie oraz zmniejszenie konsumpcji spowodowane wprowadzeniem ograniczeń w międzynarodowej wymianie handlowej, państwo opiekuńcze ma trudności z zebraniem dochodów na poziomie odpowiadającym rosnącym wydatkom. Jedynym wyjściem z sytuacji wydaje się finansowanie bieżących wydatków poprzez zaciąganie długów. Państwo opiekuńcze finansuje deficyt budżetowy poprzez sprzedaż obligacji. Bez względu na to, czy obligacje są długo, czy krótkoterminowe, finansowanie deficytu budżetowego poprzez zwiększanie rozmiarów długu publicznego (aktualnie w Polsce – 400 mld zł) oznacza życie na koszt przyszłych pokoleń, tzn. ludzi, którzy jeszcze się nie urodzili, a w każdym razie – jeszcze nie głosują. Ponadto utrwalenie praktyki finansowania rosnących wydatków państwa zwiększaniem długu publicznego powoduje uzależnienie władz politycznych od finansistów, od których dobrej woli zależy zakup emitowanych przez państwo obligacji. Wskutek tego obsługa długu publicznego staje się dla państwa, czyli dla jego gospodarki coraz trudniejsza, ograniczając możliwości już nie tyle rozwoju, co przetrwania.
Zapewnianie ludziom minimalnego poziomu dochodów w stosunkowo niewielkim stopniu odbywa się poprzez system zasiłków socjalnych. Głównym strumieniem są ubezpieczenia społeczne. Cechą tych ubezpieczeń jest z jednej strony powszechność, a z drugiej – przymus. Samo ubezpieczenie społeczne przypomina zakład; ubezpieczalnia stawia na to, że ubezpieczony będzie żył krótko, a ubezpieczony ma nadzieję na życie jak najdłuższe. Ponieważ ubezpieczalnia należy do państwa, można bez obawy pomyłki powiedzieć, że w interesie państwa leży, by ubezpieczeni żyli krótko, zwłaszcza po osiągnięciu wieku uprawniającego do świadczeń z ubezpieczenia społecznego. Zapewne również z tego powodu regulacje dotyczące ubezpieczeń społecznych charakteryzują się znaczną tzw. płynnością. Gdyby ubezpieczenie emerytalne zawierane było w drodze umowy, wyglądałaby ona mniej więcej tak, że obowiązki ubezpieczonego określone byłyby w niej w sposób kategoryczny i jasny: od momentu podjęcia zatrudnienia lub rozpoczęcia zarobkowania na własny rachunek, ubezpieczony musi odprowadzać połowę swego miesięcznego dochodu jako „składkę” ubezpieczeniową. Obowiązki ubezpieczalni określone są już znacznie mniej precyzyjnie; kiedyś coś ubezpieczonemu wypłaci. Dlatego „kiedyś” i „coś”, że władza ustawodawcza może w każdej chwili zmienić istniejące warunki ubezpieczenia. Jeśli np. w przyszłym roku dług publiczny w Polsce przekroczyłby 60 proc. PKB, co może nastąpić wskutek uchwalenia przez Sejm kolejnego budżetu z deficytem, to w roku następnym budżet musiałby być zrównoważony, co oznacza konieczność zmniejszenia go o ok. 60 mld zł. Takie cięcia musiałyby doprowadzić do ograniczenia wysokości świadczeń z ubezpieczenia społecznego. Warto wspomnieć też o możliwości likwidacji państwa, które takie zobowiązania zaciąga, bo przecież historia Europy dostarcza wielu przykładów. Jeśli mieszkający, dajmy na to, w Krakowie dawny poddany cesarza Franciszka Józefa żył dostatecznie długo, to pierwsze składki opłacał w Cesarstwie Austro-Węgierskim. Po likwidacji tego państwa jego zobowiązania w odpowiednim zakresie przejęła Rzeczpospolita Polska, która oczywiście także pobierała składki. Od października 1939 roku zobowiązania z tego tytułu przejęło Generalne Gubernatorstwo, które, ma się rozumieć, też pobierało składki ubezpieczeniowe, a po klęsce III Rzeszy – Polska Rzeczpospolita Ludowa, która w końcu rozpoczęła wypłacanie naszemu ubezpieczonemu emerytury, oczywiście w wysokości całkiem innej od tej, którą obiecywało mu Cesarstwo Austro-Węgierskie. Ponieważ nikt przytomny i zdrowy na umyśle nigdy nie podpisałby tak niesymetrycznej umowy, państwa wprowadziły przymus ubezpieczeń społecznych.
Ubezpieczenia społeczne oparte są na przeświadczeniu, że życie w starości jest ważniejsze od życia w młodości. W imię tego przesądu państwo konfiskuje ubezpieczonemu obywatelowi w Polsce około połowy miesięcznego dochodu przez co najmniej 30 lat. Pozbawia go w ten sposób możliwości dysponowania częścią jego własności, co jest oczywistym ograniczeniem wolności, wcale nie koniecznym dla utrzymania bezpieczeństwa publicznego. Składka ubezpieczeniowa, będąca swego rodzaju podatkiem nałożonym na wynagrodzenia, wydatnie powiększa koszty pracy, a więc dodatkowo wpływa na podniesienie kosztów produkcji materialnej i usług. O ekonomicznych skutkach tego zjawiska już wspomniałem. Niezależnie od tego, powszechne i przymusowe ubezpieczenia powodują bardzo poważne konsekwencje społeczne, o których niżej. Już sam ten opis powinien, mam nadzieję, wystarczyć do spostrzeżenia, że pomysł państwa opiekuńczego jest, delikatnie mówiąc, niezbyt fortunny pod względem ekonomicznym, ponieważ sprowadza się w efekcie do administrowania rosnącym niedostatkiem. Żeby jednak przekonać się o tym, wcale nie trzeba przeprowadzać tego eksperymentu na żywym ciele. Wystarczy zwrócić uwagę na pewien charakterystyczny szczegół związany z obciążeniami fiskalnymi w Polsce. Według ostatnich danych, podatnicy płacący podatek dochodowy w I grupie podatkowej, stanowią ok. 95 proc. ogółu płatników podatku dochodowego od osób fizycznych. Przeprowadzone w roku 1995 przez Centrum im. Adama Smitha badania wskazują, że większość wpływów z podatku VAT (który obok akcyzy jest największym dostarczycielem wpływów do budżetu) również pochodzi od podatników, którzy w podatku dochodowym zaliczeni są do I grupy. Można określić to w przybliżeniu na podstawie struktury konsumpcji. W sytuacji, gdy źródłem dobrodziejstw państwa opiekuńczego jest budżet tego państwa oznacza to, że potencjalni podopieczni nie tylko muszą sami sobie sfinansować wszystkie dobrodziejstwa, którymi państwo opiekuńcze ich obdarza, ale także sfinansować armię swoich dobroczyńców. W ten sposób dochodzimy do drugiego kompleksu wad państwa opiekuńczego w sferze społeczno-politycznej. Wspomniałem już wyżej o uzależnieniu, jakie obecność długu publicznego wymusza na władzach państwowych wobec finansistów. Jednak zasadniczym problemem państwa opiekuńczego jest rosnąca rola państwowego aparatu biurokratycznego, który stopniowo podporządkowuje wszystko własnemu interesowi grupowemu. Sprawowanie opieki nad obywatelami wymaga bowiem wyspecjalizowanego aparatu zawodowych opiekunów. Im więcej państwo ma podopiecznych, tym więcej opiekunów musi stawić czoła tym zwiększonym zadaniom. Najlepszą ilustracją tego procesu jest przypadek opisany w książce Jakuba Goldsmitha „Pułapka”. Autor przedstawia tam rezultaty badań prof. Waltera Williamsa nad serią programów socjalnych „Wielkie społeczeństwo”, zainicjowanych w 1965 roku przez prezydenta USA Lyndona Johnsona. Badania przeprowadzone w 30 lat po uruchomieniu tych programów pozwoliły ujawnić, że zaledwie 28 proc. środków wyasygnowanych przez państwo trafiło do adresatów, tzn. do ubogich, według przyjętych tam kryteriów. 72 proc. tych środków zostało przechwycone przez aparaty biurokratyczne, które tymi programami administrowały i cały czas się rozrastały. Prof. Williams podał również w formie opisowej, jakie środki zostały przez 30 lat w ten sposób wydatkowane. Okazało się, że za pieniądze przekazane na sfinansowanie tych programów można by kupić majątek trwały 500 największych przedsiębiorstw amerykańskich i CAŁĄ ZIEMIĘ UPRAWNĄ W STANACH ZJEDNOCZONYCH! Oznacza to, że z gospodarki amerykańskiej zostały w ciągu 30 lat wyssane tak ogromne pieniądze po to, by 72 proc. tych środków przekazać aparatom biurokratycznym, które w innej sytuacji nie tylko byłyby zupełnie niepotrzebne, ale w ogóle by nie powstały! Tymczasem w państwie opiekuńczym aparat biurokratyczny coraz bardziej rozrasta się, czemu wcale nie towarzyszy poprawa sytuacji potencjalnych podopiecznych. Badania prof. Williamsa wyjaśniają, dlaczego tak się dzieje, a jeśli na domiar złego, lokalna biurokracja jest gorsza od amerykańskiej, to część przejadana przez nią też może być większa niż 72 proc. Tych kosztów można by uniknąć, gdyby zasad państwa opiekuńczego w ogóle nie wprowadzano, ale stanowią one tylko ekonomiczną część szerszego problemu. Jest nim bowiem rosnąca rola polityczna rozrastającej się biurokracji. Z uwagi na swoją pozycję w państwie, uczestniczy ona w tworzeniu prawa, w części stanowiąc tzw. merytokrację, czyli fachowy aparat, który opanował umiejętności administrowania. Ten aparat przygotowuje projekty ustaw przede wszystkim pod kątem własnych grupowych interesów, którym podporządkowuje interesy gospodarki i państwa. Wspomniany wyżej interwencjonizm państwowy oznacza w tej sytuacji, że podstawowe, a często i całkiem szczegółowe decyzje w dziedzinie ekonomicznej odjęte są podmiotom gospodarczym, a przekazane urzędnikom, którzy w biznesie z pewnością nie są specjalistami. Wystarczającym tego dowodem jest fakt, że sami nie prowadzą działalności gospodarczej, tylko utrzymują się z pensji. Krótko mówiąc, następuje przepływ kompetencji od mądrzejszego do głupszego. Nadrzędna rola biurokracji sprawia, że demokracja polityczna nabiera coraz bardziej fasadowego charakteru, a procedury demokratyczne kamuflują jedynie rzeczywistą władzę biurokracji, którą dzieli ona z finansistami, eksploatując do spółki ludność państwa opiekuńczego. Ta eksploatacja doprowadza znaczną część obywateli państwa opiekuńczego do stanu chronicznego braku samodzielności przede wszystkim w dziedzinie ekonomicznej. Według badań przeprowadzonych w roku 1995 przez Centrum im. Adama Smitha, aż 83 proc. rocznego dochodu rodziny pracowników najemnych zatrudnionych poza rolnictwem było przechwytywane przez władzę publiczną. W takiej sytuacji ludzie ci są skazani na pomoc państwową, która jednak uzależnia ich od aparatu biurokratycznego i zmusza do każdorazowego wypraszania świadczeń, finansowanych ze środków uprzednio tym właśnie ludziom skonfiskowanych. W ten oto sposób wyzucie z wolności ekonomicznej prowadzi niepostrzeżenie do utraty wolności politycznej, przy zachowaniu jej pozorów w postaci uprawnienia do wyboru pomiędzy rozmaitymi ciemiężycielami. Niektórych ludzi doprowadza to do stanu tzw. bezradności wyuczonej i oni właśnie stanowią żerowisko dla różnych urzędowych terapeutów. Inni, na szczęście, kierując się instynktem samozachowawczym, szukają schronienia w tzw. szarej strefie. Wydaje się, że mamy w Polsce do czynienia w masowym ruchem w tym kierunku, bo wg. ostatnich danych, aż 28 procent PKB wytwarzane jest właśnie w szarej strefie. Trudno o lepszy dowód na to, iż państwo opiekuńcze jest postrzegane przez pars sanior społeczeństwa polskiego jako twór pasożytniczy i groźny, wobec którego rozsądek nakazuje zastosowanie się do wskazówki Epikura: „żyj w ukryciu”. Niezależnie od dwojakich reakcji na te wyzwania, w społeczeństwie zachodzą procesy spowodowane narzuceniem powszechności przymusowych ubezpieczeń. Ubezpieczenia społeczne rozrywają bowiem istniejący przedtem związek między jakością życia ludzi starych, a posiadaniem dzieci i ich wychowaniem. O ile przedtem dzieci były traktowane jako inwestycja, o tyle, po narzuceniu powszechnych ubezpieczeń, zaczynają być traktowane jako obciążenie. Zgodnie ze spostrzeżeniem Garyego Stanleya Beckera, ludzie zachowują się tak, jakby kalkulowali, co widoczne jest zwłaszcza w dłuższych okresach. Skoro poziom życia ludzi starych nie zależy już ani od posiadania dzieci, ani od jakości ich wychowania, a tylko od wysokości płaconej składki, to motywacja do posiadania dzieci jest coraz słabsza tym bardziej, że i obowiązek opłacania wysokiej składki emerytalnej w okresie zakładania rodziny, również zniechęca do posiadania dzieci. To właśnie jest przyczyna, dla której społeczeństwa państw opiekuńczych zaczynają się starzeć, a proces ten w miarę upływu czasu nabiera coraz większego przyspieszenia. Brak motywacji do interesowania się wychowaniem dzieci przyczynia się do łatwości, z jaką rodzice powierzają wychowanie własnych dzieci instytucjom publicznym. Prowadzi to wreszcie do wrażenia, że dzieci w gruncie rzeczy stanowią coś w rodzaju własności państwowej i władza publiczna coraz śmielej zaczyna wykonywać w stosunku do nich uprawnienia właścicielskie. W rezultacie narastają objawy kryzysu rodziny, jako instytucji gwarantującej ciągłość i tożsamość społeczności. Stanowiący charakterystyczną cechę państwa opiekuńczego interwencjonizm państwowy jest przyczyną bardzo poważnej wady tego państwa, manifestującej się w dziedzinie moralnej. Mam na myśli korupcję, która w tym państwie przestaje być patologicznym marginesem, stając się podstawową zasadą sprawowania władzy. Jak już wspomniałem wyżej, nałożenie się na państwo opiekuńcze demokracji politycznej powoduje, że politycy licytują się wobec wyborców ofertami przywilejów. Polegają one na stworzeniu wybranym grupom obywateli możliwości życia na koszt współobywateli, realizowanej za pośrednictwem władzy publicznej, która w zamian za polityczne poparcie, nadaje temu pozory legalności, wspartej przemocą już naprawdę. Odwoływanie się do gorszej strony natury ludzkiej podczas kampanii wyborczych sprzyja promocji polityków coraz to gorszej jakości. Przejmując władzę realizują następnie rozmaite polityki interwencyjne, których istota sprowadza się do ustanawiania zakazów i pozwoleń, a następnie – na oczekiwaniu propozycji. Już pobieżna analiza ustawodawstwa polskiego (które zresztą nie różni się pod tym względem od ustawodawstwa innych państw europejskich) pokazuje, że prawo nakierowane jest na tworzenie tzw. okazji. Na przykład w roku 1999 koncesje, licencje, zezwolenia i pozwolenia obowiązywały w 202 obszarach działalności gospodarczej. Koncesja oznacza udzielenie jednemu podmiotowi pozwolenia na prowadzenie określonej działalności gospodarczej, np. obrotu paliwami i odmowie takiej zgody wszystkim pozostałym. Urzędnik wydający koncesję otrzymuje taką samą pensję bez względu na to, czy udzieli koncesji i komu jej udzieli. Musiałby być w tej sytuacji bardzo mało spostrzegawczy, by nie zauważyć takiej żyły złota, a skoro już zauważy – bardzo niezaradny, albo bardzo uczciwy, żeby z niej nie zaczerpnął. I chyba nikt specjalnie na to nie liczy, bo wszystkie znane mi programy „walki z korupcją” unikają jak ognia metody polegającej na likwidowaniu okazji, preferując wymianę ludzi z nieuczciwych na uczciwych. Jest to bardzo podobne do zasady przedstawionej w piosence Agnieszki Osieckiej w wykonaniu „Skaldów”, że „nie o to chodzi by złowić króliczka, ale by gonić go”. Inna rzecz, że w przypadku polikwidowania okazji, władza polityczna pozbawiłaby się instrumentów interwencjonizmu, wskutek czego musiałaby odejść od modelu państwa opiekuńczego, który, mimo wszystkich swoich wad, dostarcza jej tylu korzyści i satysfakcji. Spowodowana narzuceniem powszechnych ubezpieczeń społecznych niechęć do posiadania dzieci sprzyja forsowaniu ustawodawstwa legalizującego zabijanie dzieci nienarodzonych. Wspierana przez władze publiczne propaganda utrwala lękowe postawy młodzieży wobec rodziny i dzieci, deprecjonując zajęcia związane z prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci i ukazując alternatywę w postaci kariery pracownika najemnego lub przedsiębiorcy. Wiąże się to również z promowaniem postaw egoistycznych i konsumpcyjnych; świat ma być postrzegany jako żerowisko, z którego trzeba zjeść jak najwięcej, zanim wystąpią objawy niestrawności. Z kolei postępujące starzenie się społeczeństwa powoduje rosnącą rzeszę starców, którzy – jakkolwiek okrutnie by to nie zabrzmiało – nie są nikomu potrzebni. Natomiast koszty zapewnienia im jakiego takiego komfortu, już choćby z uwagi na ich rosnącą liczbę, ale także na nieustanny wzrost cen towarów i usług, rosną bardzo szybko. Z uwagi na dokonujące się siłą rzeczy i wskutek propagandy osłabienie więzi rodzinnych, w społeczeństwie słabnie opór przed legalizacją rozwiązań zmierzających do zredukowania liczby niepotrzebnych starców. Francuski specjalista chorób płucnych, prof. Lucjan Israel zauważył, że propaganda eutanazji pojawia się i nasila w tych państwach, w których system ubezpieczeń społecznych zbliża się do bankructwa. Taka właśnie sytuacja ma miejsce we wszystkich europejskich państwach socjalnych. Prof. Israel wyliczył, że wydatki ubezpieczalni na pielęgnację starca w ostatnich 6 miesiącach jego życia są równe wydatkom poniesionym przez ubezpieczalnię przez cały wcześniejszy okres życia tego człowieka. Rachunek ekonomiczny podsuwa w tej sytuacji rozwiązanie prowadzące do skrócenia tego najbardziej kosztownego okresu, a nawet całkowitej jego eliminacji. W ten oto sposób państwo pomyślane jako opiekuńcze, zaczyna domagać się ofiar z ludzi i otrzymuje je w coraz większej obfitości. SM
Warszawska Opera Kameralna - będzie miała swoją premierę, ale nie jak do tej pory opery, sztuki muzycznej opartej o muzykę Średniowiecza wspomaganej przez liczny chór, orkiestry, solistów- będzie to sztuka o pani posłance Annie Grodzkiej- transseksualistce z Ruchu Palikota. Wcześniej pani Ania nazywała się Krzysztof Bęgowski. Nie wiem czy w chórze wystąpi cały Ruch Palikota, czy też nieliczni posłowie tego demokratycznego ugrupowania politycznego promującego antyklerykalizm., „ nowoczesność” w domu i zagrodzie obyczajowej oraz Komisję Trójstronną powiązaną z Bilderberg Grup poprzez pana Janusza Palikota. Czego to ludzie demokracji nie wymyślą za nasze pieniądze? Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego , dzięki rozpustnym finansowym rządom pana Adama Struzika z Polskiego Stronnictwa Ludowego, który praktycznie doprowadził do bankructwa Mazowsze- ma obecnie 1 miliarda 517 milionów złotych długu(!!!) Ale na „ sztukę” w Operze Kameralnej- pieniądze jak najbardziej ma.. Porozumiał się z premierem i dostał kolejne pieniądze na promowanie dziwności.. Pani Ania- oprócz działalności politycznej- prowadzi Fundację zajmującą się losem transseksualistów.. Bardzo pożyteczne zajęcie… A ja pytam? Kto daje na to pieniądze?
Nie wiem jaki będzie tytuł” sztuki” i nie wiem, czy partię solową Giovaniego zaśpiewa pan Janusz Palikot, czy może pan poseł Rifiński przebrany za biskupa, ale zabawa będzie przednia, tłumy widzów będą waliły drzwiami i oknami Opery Kameralnej, chociaż nie bardzo.. Bo Opera mieści się w XVIII budynku przy Alei Solidarności.. I nie ma tam tylu drzwi i okien, żeby pomieściły się wszystkie tłumy.. I popatrzcie Państwo.. Pani Ania Grodzka będzie uwieczniona w „ sztuce”.. Jak się ma przed sobą taką sztukę, to naprawdę trudno zachować kulturę.. A będzie to wielkie wydarzenie kulturalne.. Przełamywanie stereotypów i takie tam różne sprawy obyczajności.. Libretto też będzie ciekawe, bo pani Anna Ryszard Grodzka przynależała w poprzedniej komunie do Związku Młodzieży Polskiej razem z panem posłem Ryszardem Kaliszem.. Popatrzcie Państwo.. Identyczność imion nie jest przypadkowa.. A może pan Ryszard Kalisz wcześniej nazywał się Anna Kalisz- bo jakoś ma słabość do różnych takich i można go oglądać na Platformie Obywatelskiej Parady Równości podczas uroczystych obchodów, jak wpatrzony w kamerę ,nie pilnuje co się dzieje z tyłu.. A z tyłu stoją geje i lesbijki – też na Platformie Obywatelskiej Miłości.. Nigdy nie wiadomo co może się zdarzyć- tak jak z psem, może ugryźć- może się przytulić.. Pan poseł Ryszard Kalisz szefuje – po wyrzuceniu go z Sojuszu Lewicy Demokratycznej- nowej formacji- Dom Wspólny Polska- czy coś podobnego równie śmiesznego brzmiącego w ustach pana Ryszarda Kalisza., i próbuje przytulić do tego Domu sobie podobnych.. Pani Anna Ryszard Grodzka też została wyrzucona z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, jak zdecydowała się startować z pierwszego miejsca wyborów demokratycznych do Sejmu z Listy Ruchu Palikota.. I dostała prawie 20 000 głosów(????) W Krakowie! !!!20 000 ludzi w Krakowie na pewno nie jest spełna rozumu.. Zresztą w demokracji to prawie norma.. Myślę sobie, że pan Ryszard Kalisz i pani Ryszard Grodzka – to byłaby bardzo udana para …. demokratyczna.. Mężczyzna paradujący z torebką po Sejmie- to jest wielkie wydarzenie medialne.. Solówkę koniecznie powinien zaśpiewać pan Janusz Palikot,. trzymając sztucznego penisa w dłoni, albo świński ryj.. No i w koszulce z napisem” Jestem, gejem”, a z tyłu-„Jestem z SLD”.. A na czole- Klub Bilderberg, albo Komisja Trójstronna Jest wielkim milionerem i stara się zaszczepić w Polsce niebywały ustrój nienormalności i ohydy.. Ustrój oparty o wszystko co do tej pory ludzkość uważała za amoralne i nienormalne.. W ramach” praw człowieka” i do tego obywatela.. To nie dość, że człowiek jest człowiekiem to jeszcze musi być obywatelem, czyli człowiekiem przywiązanym przepisami do państwa socjalistycznego do końca swojego życia.. Żelazny Marszałek, pan Adam Struzik nie widzi winnego w tym, że Mazowsze tonie w długach.. To ciekawa koncepcja, bo właśnie pan Marszałek rządzi Mazowszem tyle lat, bo aż od roku 2001- i to nie on jest winien. A kto?- przepraszam, że pytam.. Może Kongres Nowej Prawicy? Albo Młodzież Wszechpolska..? I nie wystarczy, że pan Marszałek przebiera się w ludowe stroje i stroi marsowe miny do telewizji.. Marszcząc czoło w zadumie.. Że niby dla nas takie ważne sprawy załatwia.. I tak po-myśli! Po swojej myśli i myśli Polskiego Stronnictwa Ludowego.. Nawet modlitwa w Modlinie nie pomogła.. Samoloty nie latały, a pan Marszałek rzeczywiście nie mieszał betonu.. Straty poszły w dziesiątki milionów złotych i nic.. Nikomu włos z głowy nie spadł- jak to w demokratycznym państwie bezprawia.. Wiecie Państwo, kto napisze tekst do opery opartej o biografię pana Ryszard Anny Grodzkiego? Pan Piotr Pacewicz z Gazety Wyborczej oraz pan Antoni Komasa-Łazarkiewicz. Naprawdę będzie to piękna opera.. Pozostanie w pamięci widzów przez długie lata.. Chyba, że komuś nie lata- to niech sobie przywiąże- jak twierdził w poprzedniej komunie, pan Jan Pietrzak.. Żelazny Marszałek Rozrzutny nawydawał tych naszych pieniędzy co niemiara.. Na samo mycie samochodów w latach 2008-2013- wydano 343 000 złotych(????) Tyle tysięcy- to urzędnicy nie mogli umyć tych samochodów sami? Lotnisko w Modlinie- 27 milionów złotych strat w 2012 roku, a w tym już- 40 milionów(!!!) I nic! Ile ONI marnują naszych pieniędzy? W latach 2007- 2011 na współpracę z rozgłośniami radiowymi- 979 000 złotych(!!) W 2012 roku pracowało w Urzędzie Marszałkowskim 1116 osób- i na to poszło 54 miliony złotych(!!!) Nowe samochody kosztowały 2,5 miliona.. Członkowie zarządu Mazowsza latali w podróże, Brazylia, Chorwacja, Chiny– przez 8 lat- – 3,6 miliona.. Na nagrody w latach 2008- 2012- 90 milionów złotych. Na wynajem biur w latach 2010-2012- też 90 milionów złotych(!!!) Lewicowi obywatele demokratycznego państw prawnego szastają pieniędzmi na Lewo.. Ile się tylko da, żeby jak najwięcej wydać.. Jakby im oddać pieniądze z Janosikowego- to wydaliby jeszcze więcej.. To już niech lepiej wydadzą na Podkarpaciu, też wiele zmarnują, ale może mniej.. Są bardziej oszczędni, wychowani w cesarstwie węgiersko- austriackim. Warszawka jest straszna.. Marmury, podróże, balangi…. Ochotnicze Straże Pożarne dostały- 38,8 miliona w ciągu czterech lat.. Dlaczego nazywają się „ochotnicze”? Może by tak wystawić operę żebraczą o Marszałku Mazowsza? Tekst napisze pan redaktor Piotr Pacewicz za 200 000 złotych.. Nie wiem ile weźmie za operę o posłance Grodzkiej. I wszystko będzie git! Tam na górze- będzie git! A co nami na dole? Niech zasypią nas w jakimś dole i poleją wapnem.. Po co nas tak męczą? I musimy na to patrzeć codziennie.. WJR
Rząd Tuska znowu przykłada rękę do likwidacji stoczni
1. Premier Tusk i ludzie z jego rządu (obecnego i tego poprzedniego), nie mają serca do polskiego przemysłu stoczniowego i to prawie od początku ich rządzenia w Polsce. Przypomnijmy tylko, że w sierpniu 2009 roku tuż po wygraniu przez Platformę wyborów do Parlamentu Europejskiego, ówczesny minister skarbu Aleksander Grad, poinformował stoczniowców ze stoczni w Gdyni i w Szczecinie, że ostatecznie nie udało się wyłonić inwestora dla tych stoczni i w związku z tym zostaną one zlikwidowane. Stało się to dokładnie w 29 rocznicę podpisania wywalczonych właśnie przez stoczniowców porozumień sierpniowych z 1980 roku, które jak się powszechnie uważa stanowią podwaliny obecnej wolnej i demokratycznej Polski. Wcześniej przy nacisku Komisji Europejskiej zdecydowano się na tzw. specustawę, która pozwoliła na pozbycie się z obydwu stoczni 8 tysięcy pracowników (wprawdzie po wypłaceniu im odszkodowań), a następnie na podzielenie majątku i jego sprzedaż w trybie przetargowym.
2. Zresztą sprawa stoczni w Gdyni i Szczecinie wydawała się przesądzona już w momencie kiedy Komisja Europejska, zażądała zwrotu wcześniej udzielonej im pomocy publicznej, i nie było sprzeciwu rządu Tuska wobec tej decyzji, czego wyrazem mogłoby być jej zaskarżenie do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Donald Tusk mimo tego, że swoją karierę polityczną zawdzięcza w jakimś sensie stoczniowcom Wybrzeża Gdańskiego, wtedy kiedy pojawiły się kłopoty z przyjęciem przez KE programów restrukturyzacyjnych stoczni, w gronie swoich najbliższych współpracowników stwierdził „niech szlag trafi te stocznie”. Później kiedy zaczął się już proces ich ostatecznej likwidacji w jednym z wywiadów radiowych pytany o sukcesy swojego rządu powiedział, że jednym z nich jest to, że nie dopłacamy już do stoczni.
3. Po terenach stoczni w Gdyni i Szczecinie hula już tylko wiatr (przepraszam na terenie stoczni w Szczecinie oddano niedawno do użytku wielkopowierzchniowy sklep sieci Biedronka), masowe redukcje zatrudnienia występują coraz częściej w przedsiębiorstwach pracujących na rzecz przemysłu stoczniowego (redukcje zatrudnienia tylko w Zakładach „Cegielskiego” w Poznaniu i Hucie Częstochowa dotyczyły kilku tysięcy pracowników), a okazuje się, że „tuskowa” sprawiedliwość, ma teraz dosięgnąć ostatniej z dużych stoczni-Stoczni Gdańskiej. Stocznia Gdańska pozyskała inwestora strategicznego w 2006roku (podczas rządów Jarosława Kaczyńskiego) i była to ukraińska spółka ISD, a obecnie spółka Shipypard Group, która ma 75% akcji, natomiast 25% akcji – Agencja Rozwoju Przemysłu (ARP). Wyraźne pogorszenie sytuacji finansowej Stoczni Gdańskiej nastąpiło kilka miesięcy temu i wtedy ukraiński większościowy właściciel zaproponował podwyższenie kapitału akcyjnego stoczni o 85 mln zł (64 mln zł mieli wyłożyć Ukraińcy, 21 mln zł ARP) ale jak się teraz okazuje Agencja nie jest tym zainteresowana.
4. Co więcej jak ustalili dziennikarze portalu trójmiasto.pl (którym ARP przez pomyłkę wysłała komplet dokumentów związanych z obecną sytuacją Stoczni Gdańskiej), ARP zamówiła w jednej ze znanych agencji PR-owej schemat kampanii informacyjnej, która ma zdjąć z niej odpowiedzialność za ewentualną upadłość Stoczni Gdańskiej. Według tego portalu w takich mediach jak Gazeta Wyborcza, Puls Biznesu czy TVN mają się ukazać artykuły i informacje, których myślą przewodnią ma być stwierdzenie, że nie można bez końca dosypywać pieniędzy ukraińskiemu właścicielowi.
Zresztą podobnego stwierdzenia użył już wczoraj sam premier Tusk, pytany na konferencji prasowej o przyszłość Stoczni Gdańskiej- odpowiedział „za jej przyszłość w pełni odpowiada prywatny właściciel”. Okazuje się, że stwierdzenie Donalda Tuska z 2009 roku „niech szlag trafi stocznie” dotyczy nie tylko upadłych już stoczni w Gdyni i Szczecinie ale także kolebki „Solidarności”- Stoczni Gdańskiej. Kuźmiuk
Liczenie baranów A dla kogo ten wywiad? Dla telewizji. Ło, to bez kozery powiem pińcset! - kto nie pamięta starego skeczu Laskowika i Smolenia? A komu się on przypomniał, gdy premier zapowiedział, że przedłuży warszawską półobwodnicę do stanu pełnej obwodnicy, kosztem wyjazdów z miasta na Janki i Łomianki? Innymi słowy, obiecał przesunąć na obwodnicę pieniądze (bo wyczarować ich na tym etapie rozkładu już nawet on nie umie) z tych autostrad, które nam obiecał na Euro 2012. Bo okazało się, że obwodnica jest "absolutnie priorytetowa". Dotąd nie była, teraz się zrobiła. Dlaczego się zrobiła absolutnie priorytetowa? Bo idioci od autostrad wybudowali kuriozum na skalę światową: drogę, która zbiera cały ruch tranzytowy i wstrzykuje go w i bez tego najbardziej zakorkowane miejsce Warszawy, na ulicę Puławską. Wybudowali i jeszcze dumnie przecięli na referendum wstęgi, najwyraźniej do ostatniej chwili kompletnie sobie nie zdając sprawy, że uruchomienie tego komunikacyjnego cudu kompletnie zakorkuje wyjazd z Ursynowa. A Ursynów to dzielnica w największym stopniu zamieszkana przez targetowy elektorat PO - świeżo przybyły do stolicy po wykształcenie, stanowisko, kredyt i awans społeczny. W wyborach 2007 tak licznie rzucił się on odsuwać od władzy PiS, że zabrakło kart do głosowania, a w samorządowych Hanna Gronkiewicz Waltz zdobyła tam 55 proc. Gdyby na Ursynowie dominowały nastroje pisowskie, to jestem dziwnie spokojny, że pani prezydent z panem premierem i panem ministrem pouczyliby jego mieszkańców, żeby zamiast rozbijać się samochodami przesiedli się do metra. No, ale w tej sytuacji premier musiał się rzucić osobiście naprawiać, to znaczy: przykrywać skutki nieudacznictwa mianowanych przez siebie nieudaczników. Jeśli pan premier mówi, że nie wybuduje się wspomnianych wyjazdów, ale za to już w roku 2019 gotowa będzie druga połowa obwodnicy, to jestem dziwnie spokojny, że połowa tej obietnicy zostanie spełniona. To i tak lepiej niż ze spółką Inwestycje Polskie, którą kiedyś zapowiedział premier jako nasz sposób na gospodarcze ożywienie. Słyszał ktoś potem o jej działalności i jakichkolwiek pożytkach, jakie przyniosła gospodarce? Słyszał ktoś, co wynikło z programów antykryzysowych, które z nie mniejszym hukiem odpalało PO w czasie kryzysu bankowego? Słyszał ktoś, jak skończyły wszystkie te obiecywane z wielkim przytupem "rewolucje legislacyjne"? Jeśli kogoś to interesuje, to owszem, doczyta się. Jest parę gazet, które w miarę regularnie ukazują rzetelne informacje. Na przykład - jak w dzisiejszej "Rzeczpospolitej" - o rozkwicie branży "dopalaczowej", z którą Tusk tak stanowczo i ostatecznie rozprawił się kilka lat temu, wprawiając w ekstazę zachwytu salony. Wynika z tego artykułu, że w tym roku zatruło się dopalaczami już najmarniej 500 osób. I co? I jajco. Jak to było panu premierowi potrzebne, to TVN, "Wyborcza" i tzw. media publiczne urządziły masową histerię z pięciu (pięciu!) przypadków takich zatruć, gdzie w dodatku okazało się potem, że jednego nie było w ogóle, a trzy nie były wcale spowodowane dopalaczami. Nieważne. Kto by tam sprawdzał - grunt, że na fali histerii pan premier "wielmożność woli swej okazał" i załatwił sprawę "w pełni i ostatecznie, chociaż nie do końca - a raczej, do końca i ostatecznie, ale nie w pełni". Świat propagandy jest światem "wiecznego teraz", jak to ujmował sławny badacz kultur prymitywnych. I nijak się ma do rzeczywistości. Z trzech wyrwanych z prokuratorskich protokołów zdań można wysiłkiem bandy medialnych pachołków zrobić histerię, która kilku milionom bezmyślnych ludzi wtłoczy do głów przesłanie "pseudoeksperci Macierewicza się skompromitowali". Albo "PIS profanuje symbol Powstania Warszawskiego". Śmiechu warte, doprawdy. Pseudoeksperci, bo nigdy nie badali katastrof lotniczych? Pan Lasek też nigdy nie badał. Pseudoeksperci, bo zajmowali się materiałoznawstwem, a nie lotnictwem? Główny ekspert pana Laska jest astrofizykiem (i słusznie - kto, jeśli nie facet od ciał niebieskich, mógł zbadać wrak na odległość kilkuset kilometrów?). W międzynarodowej bazie danych znaleźć można kilkadziesiąt prac opublikowanych przez Biniendę, Obrębskiego czy Rońdę, ale ani jednego śladu naukowej działalności pana Laska czy ludzi z jego ekipy. Wdawanie się w taką rozmowę nie ma oczywiście sensu. Są konkretne pytania, dotyczące toru lotu tupolewa i sposobu, w jaki się rozpadał. Może eksperci Macierewicza przeliczyli coś źle (opierają się przecież na tych samych danych co MAK i Miller, bo innych nie ma), ale tylko oni to przeliczali. Komisja Millera, jak przyznał jeden z jej uczestników, w ogóle się tymi sprawami nie zajmowała. Uznała, że uderzenie w brzozę jest prawdopodobne, a skoro tak, to i rozpad kadłuba jest prawdopodobny, i szlus. Nikt nie sprawdzał, nie liczył, bo kazali im szybko, szybko. A potem jest już tylko zmasowany ryk: wszystko zostało wyjaśnione, wszystko zostało wyjaśnione, psiakrew, a kto mówi, że nie, to go w mordę! Nieprawda, nic nie zostało wyjaśnione. Dla każdego zdroworozsądkowo myślącego człowieka jest oczywiste, że jeśliby profesorowie Macierewicza rzeczywiście byli ignorantami, nie byłoby lepszego żeru dla władzy niż przyjąć wyzwanie i zmiażdżyć ich publicznie argumentami "prawdziwych" ekspertów. Jeśli zamiast tego słyszymy chór Olbrychskich i podlizujących się władzy rektorów (prywatnie nawet nie kryjących, że, oczywiście, nie czytali), że absolutnie nie wolno z nimi rozmawiać, nie wolno ich słuchać, bo to pseudonaukowcy, i profesor Kleiber, i każdy, kto chce poznać argumenty obu komisji, też z punktu staje się skompromitowanym, ośmieszonym "pseudonaukowcem", to przecież sprawa jest jasna. Lasek nie będzie rozmawiał z nikim poza Moniką Olejnik, choć niby bierze za wyjaśnianie niewyjaśnionego drugą pensję, bo nie był w stanie odpowiedzieć nawet na pytania publiczności podczas otwartego spotkania w "Gazecie Wyborczej" - cóż dopiero gdyby zadali mu pytania profesorowie. Pani Gronkiewicz Waltz od wielu miesięcy lansuje się fotką na tle kotwicy Polski Walczącej. Kotwica, okazuje się, nie jest jednak symbolem Powstania. Symbolem powstania jest litera W, której "zawłaszczenie" przez opozycję wywołało kolejne wielodniowe spazmy oburzenia. Najsilniejsze u tych, którzy nigdy nie ukrywali, że Powstanie uważają za głupotę, której czcić w żadnym wypadku nie należy. Kilka lat temu, gdy padła propozycja, by 1 sierpnia o 17.00 dla uczczenia "godziny W" zatrzymywać w Warszawie na minutę ruch, cała ta salonowa mętownia kpiła niemiłosiernie, że znowu oszołomy obchodzą klęski, znowu to narodowe cierpiętnictwo, duszne opary polskiego mesjanizmu i bezsensowe utrudnienia w ruchu drogowym. Teraz, z tą samą gorliwością, z jaką zapewniali, że wszyscy kupują w Biedronce i wszyscy są Ślązakami, teraz nagle wszyscy są dziećmi powstańców oburzonymi sprofanowaniem świętego symbolu litery W! Cóż, to to samo towarzystwo, które kiedyś wykupywało z kiosków książeczki "100 kawałów o Wałęsie" oraz znaczki i koszulki "Bendem prezydentem", a teraz śpiewa ze wzruszeniem peany na cześć wodza, wiodącego nas ku zjednoczeniu z Niemcami (czyż nie o to walczyli profanowani dziś przez PiS Powstańcy?) W III RP, żeby się załapać do opiniotwórczych elit, trzeba się wykazywać giętkością dobrze spranej szmaty. Rozumiem, że ludziom się myśleć nie chce, rozumiem, że mają dość, że nie bronią się przed medialną papką zalepiającą im oczy i uszy, nie szukają rzetelnych wiadomości, choć dziś są one od nich na jedno kliknięcie. Nie rozumiem jednego - czy doprawdy zanikł już w Polakach elementarny zdrowy rozsądek? Przecież żeby zobaczyć, jak bardzo łżą Czerska i Augustówka, nie trzeba nic wiedzieć, wystarczy zadać sobie od czasu do czasu proste pytanie, w rodzaju: jeśli Wałęsa to nie Bolek, to dlaczego "zniknął" dowody swojej niewinności? Jeśli Jedwabne zrobili Polacy, to dlaczego w grobie znaleziono dziesiątki łusek, i dlaczego, jak je tylko zaczęto znajdować, natychmiast kazano przerwać ekshumację? Jeśli "pseudonaukowcy" plotą "oczywiste" bzdury, to czemu nie dacie im dostępu do kamer, żeby się ośmieszyli w sposób nie budzący wątpliwości, i nie pokażecie obliczeń, symulacji, dowodów sporządzonych przez prawdziwych specjalistów, od katastrof, a nie od astrofizyki? Establishment przywykł traktować Polaków jak baranów, których można dowolnie zapędzać w ten albo tamten kąt zagrody samym tylko straszeniem i pohukiwaniem. Czy się aby w końcu nie przeliczy? Oto jest pytanie warte lepszego życia. Rafał Ziemkiewicz
Goldman Sachs Marcinkiewicz liderem Zbieraniny Gowina Paweł Kowal „To będzie ruch społeczny”... „Marcinkiewicz mógłby wesprzeć tę inicjatywę. „...”To nie będą świeże nazwiska. Może Rokita? Podobno zgłasza się Giertych. Sam przyjąłbym wszystkich, którym się chce i mają dobra wolę.”... Gowin ma szansę pokazać, że w odróżnieniu od liderów PO i PiS jest wiarygodny „....”Albo inaczej: „partia podatników", czyli wszystkich, którzy utrzymują państwo i chcą mieć na nie świadomy wpływ. „...”Najważniejsza jest jednak duża reforma polityki społecznej na rzecz rodziny i zmiana w edukacji — najlepiej iść w kierunku bonu edukacyjnego i oddać dysponowanie środkami na szkołę w ręce rodziców. A zacząć należy od likwidacji gimnazjum. „...”Plan minimum to zebrać od posłów oświadczenia, ze nie podniosą reki za żadna podwyżka podatków „....”Gowin jest w dramatycznej sytuacji: jeśli jemu się nie uda, to długo już nikt w tym miejscu sceny politycznej nie zatańczy. Dlatego jestem ostatnią osobą, która będzie mu dyktowała plany, zgłaszając się na tenora. Za to pomogę i z przyjemnością zacznę owacje dla Gowina, gdy mu się uda. Z drugiej strony, jeśli chcemy połączyć siły, to trzech tenorów to za mało „....” Nie wykluczacie powyborczej koalicji z Kaczyńskim. To unikatowa deklaracja, bo wszystkie pozostałe partie odżegnują się od współpracy z PiS. Polityk patriota myśli o celach, i to jest dla niego ważniejsze niż niepowodzenie wyborcze Tuska czy Kaczyńskiego. Jeśli ktoś dzisiaj mówi, że nigdy nie zawrze koalicji z jednym albo drugim, a ma centroprawicowe zapatrywania to albo liczy, że zdobędzie od razu 231 miejsc w Sejmie albo daje sygnał, że jest gotów na rolę przystawki jednego odpowiednio PiS lub PO. To wtedy lepiej zapisać się do PiS lub Platformy.”..wywoad Andrzeja Stankiewicza z Pawłem Kowalem .(źródło)
Jan Piński podziela zdanie Haylan o „ umieszczają na najwyższych stanowiskach służących im skorumpowanym interesom kandydatów” i podaje fakty „Amerykański bank inwestycyjny Goldman Sachs stał się głównym graczem w Europie.Pracowali dla niego obecny szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi, nowy premier Włoch Mario Monti, a współpracował nowy premier Grecji Lucas Papademos. „....”Po zakończeniu kariery politycznej dla Goldman Sachs rozpoczął pracę były premier Kazimierz Marcinkiewicz. Na przełomie 2008 i 2009 okazało się, że Goldman Sachs uczestniczył w ataku spekulacyjnym na złotówkę (Marcinkiewicz zaprzeczał, aby jego praca była związana z tym działaniami banku) „...(więcej)
To co dzieje się wokół naszego banku na przestrzeni ostatnich tygodni mogę określić jedynie jako wielkie nieporozumienie - mówi Alex Dibelius „...”Co tak naprawdę w Goldman Sachs robi były premier Kazimierz Marcinkiewicz? Nie jest pracownikiem samego banku. Jest tzw. doradcą od danego kraju, w tym przypadku od Polski. W krajach, w których zaczynamy działalność, zatrudniamy doświadczonych ludzi, znających lokalną specyfikę, bo to ułatwiła funkcjonowanie w nie do końca poznanym środowisku. Czasem doradcami są byli politycy, czasem byli biznesmeni - tu nie ma reguły. Oczywiście nie mogą oni pełnić żadnych ważnych funkcji w swoim kraju, bardzo pilnujemy kwestii konfliktu interesów. W Czechach naszym doradcą krajowym jest były minister finansów, a we Włoszech nasz były doradca krajowy jest obecnie prezesem włoskiego banku centralnego. „...”Kilkanaście dni temu wybuchła burza wokół spekulowania złotym przez Goldman Sachs. Sprawa otarła się nawet o rząd i polityków wszystkich opcji. Tak jak było naprawdę - osłabiliście polską walutę, zarabiając duże pieniądze? „....”Ale wiele polskich firm może w skutek opcji walutowych upaść. Mówi się, że straty polskiego biznesu na tych transakcjach mogą sięgnąć nawet 15 mld zł. „...”Alex Dibelius Odpowiedzialny za działania banku w Niemczech, Austrii, Rosji i w Europie Centralnej i Środkowej. Pracuje w Goldmanie od 1992 roku”...(źródło)
Prezes PiS stał się narodowym socjalistą – twierdzi były premier Kazimierz Marcinkiewicz w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem. Czy będzie pan współtworzył partię Jarosława Gowina? Kazimierz Marcinkiewicz, były premier: (długie milczenie) Nie zdecydowałem o powrocie do polityki, więc nie. Nigdy też nie będę współtworzył ugrupowania, które nie wyklucza rządów i współpracy z partią Jarosława Kaczyńskiego. Nie mam zamiaru współtworzyć partii, która pomoże wrócić Kaczyńskiemu do władzy. Jeśli wrócę do polityki, to po to by nas wszystkich przed takim powrotem ustrzec.”..”Polska potrzebuje nowej partii trzech tenorów - Gowina, Kowala i Wiplera? Pytanie, czy to są ci tenorzy? Raczej słowiki, bo dość cienko pieją. Paweł Kowal i Przemysław Wipler to intelektualiści, którzy mogą pisać programy partyjne, ale niekoniecznie liderzy, którzy będą porywać tłumy. Obok Gowina mógłby stanąć Paweł Poncyljusz, który ma cechy przywódcze i dobrą komunikację społeczną.A trzecim tenorem będzie Kazimierz Marcinkiewicz? Nie wracam do polityki. Jeszcze.”...(źródło)
Nie wierzy pan w inicjatywę Giertycha, Michała Kamińskiego i Marcinkiewicza. Nie wierzę, bo zrobienie partii z niczego wymaga tytanicznej pracy, a tu są same syte, leniwe koty. Nikt z nich nie będzie harował w terenie. Gowin mógłby coś założyć, ale on chce jak najdłużej zostać w PO, żeby na fali zainteresowania po porzuceniu tej partii tuż przed wyborami wejść do parlamentu. Gowin odejdzie z PO? Nie będzie miał innego wyjścia. Wie jedno, że Tusk albo zabije jego samego, albo wytnie większość jego ludzi przed wyborami w 2015 roku. Bo despektu związanego z głosowaniem nad związkami partnerskimi Tusk na pewno Gowinowi nie wybaczy. „ Kurski w rozmowie z Elizą Olczak
http://naszeblogi.pl/36406-kurski-kaczynski-poprzez-ziobre-na-prezydenta
Jarosław Gowin „ W OFE odłożone jest 270 mld naszych oszczędności. 16 mln Polaków ulokowało tam swoje oszczędności. Co się z nimi stanie? One zostaną znacjonalizowane, jak za czasów PRL! One zostaną wykorzystane przez rząd do obniżenia długu. Obawiam się, że spora część tych pieniędzy zostanie przeznaczona do fundowania kiełbasy wyborczej dla wyborców. ..
http://naszeblogi.pl/40826-ofe-sfinansuja-powstanie-partii-zbieraniny-gowina
Kazimierz Marcinkiewicz, premier z kapelusza, niegdyś faworyt sondaży i dawny działacz ZChN potajemnie wziął ślub w Barcelonie” ….To jego prywatna sprawa – mówi Ryszard Czarnecki z PiS, który zna Marcinkiewicza od czasów Zjednoczenia Chrześcijańsko -Narodowego. – Chociaż uważam, że jest wiele miast w Polsce, równie pięknych jak Barcelona, w których można powiedzieć ukochanej kobiecie "tak" ….
http://mojsiewicz.salon24.pl/124435,czarnecki-aprobuje-porzucenie-dzieci-przez-marcinkiewicza
Wiktor Ferfeck ..”Najbardziej znanym przykładem są kłopoty byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza, który w styczniu 2009 roku ogłosił, że rozstaje się z żoną.Choć próbował otwarcie opowiedzieć o zmianach w swoim życiu, zgubiły go entuzjastyczne wypowiedzi o nowej narzeczonej, w których trudno było dopatrzyć się skruchy z powodu rozwodu „...
http://naszeblogi.pl/36872-oleksy-zaniepokojony-aferami-obyczajowymi-na-prawicy
2008 rok „Kazimierz Marcinkiewicz będzie twarzą PO w wyborach do europarlamentu? Grzegorz Schetyna nie zaprzecza, choć na konkretne deklaracje trzeba jeszcze zaczekać.”...”. Nieoficjalnie mówiło się również, że zostanie "twarzą" Platformy w Warszawie.”...(źródło)
Nowa partia , Zbieranina Gowina to kolejna po Platformie agentura Gowin staje w obronie w kolonialnych struktur jakimi są OFE. OFE są praktycznie kolonialnymi organizacjami przestępczymi, które przy pomocy kolaboracyjnych rządów eksploatują ekonomicznie Polaków. Drugim liderem Zbieraniny Gowina będzie wysługujący się lichwiarzom, właścicielom Goldman Sachs Marcinkiewicz Pamiętamy 3x 15 Tuska . Teraz do oszukania Polaków posłużą hasła wolnorynkowe typu bon edukacyjny, czy obniżka podatków. Sprawa lansowania Marcinkiewicza jest podobna do sprawy lansowania Sikorskiego. To by wyjaśniało mechanizmu budowy kolaboracyjnych rządów II Komuny Kluczową sprawa dla Polski jest zbudowanie suwerennego ośrodka władzy . I w stosunku do znaczenia jakim jest powstanie takiego ośrodka władzy drugorzędną sprawą są kwestie gospodarcze . Po prostu bez powstania suwerennej władzy nie ma żadnej szansy na budowani wolnego rynku , likwidację obecnego gospodarczego ustroju Polski jakim jest socjalizm niemiecki , czy zniszczenie religii politycznej jaką jest polityczna poprawność Przykład Węgier pokazuje ,że zbudowanie suwerennego ośrodka władzy, było rzeczą fundamentalną dla dekolonizacji i rozpoczęcia modernizacji gospodarczej , obyczajowej i aksjologicznej Węgier. Żal mi Kowala i Migalskiego , którzy dla koryta w Brukseli prostytuują się i zaczynaj karierę popychadeł wysługujących się lichwiarstwu i Niemcom Przecież muszą sobie zdawać sprawę że ich kolonialną partie sfinansują lichwiarze , właściciel e Goldman Sachs i OFE . A opowieści o programie wolnorynkowym Zbieraniny Gowina to robienei Polakom wody z mózgu. Węgierski premier ma kolejne powody do zadowolenia. Po przedterminowej spłacie pożyczki z MFW oraz kolejnych reform wprowadzanych w swoim kraju (między innymi obniżce opłat za gaz), tym razem na sukces Orbana wskazują wskaźniki tamtejszej gospodarki. A konkretnie dane dotyczące bezrobocia, które spadło na Węgrzech do poziomu jednocyfrowego. źródło )
Fedyszak Radziejowska „ Komentarze rozważające przyszłe losy Jarosława Gowina są przykładem grupowego myślenia wszystkich elit opiniotwórczych.Najpierw wspólnie przewidywano słaby wynik Gowina i miażdżące zwycięstwo Donalda Tuska.Mam satysfakcję, bo napisałam miesiąc temu, że wybory w PO to znacznie poważniejszy problem niż pokerowa rozgrywka w jaką w Chorzowie wszedł Tusk z PiS,aby pokazać „wyższość” demokracji w PO nad demokracją w PiS. Przyznam, że myślałam, że Gowin otrzyma więcej głosów. „.....”Teraz widać, że wybory w PO to tylko część problemu poważniejszego – jak utrzymać władzę w kraju w rękach Platformy.Dlatego wiele rzeczy może się jeszcze wydarzyć.Mówi się – grupowo - że Jarosław Gowin wyjdzie z PO i założy wspólną partię z Wiplerem. To jednak nie daje PO gwarancji utrzymania się u władzy. Więc może Gowin pozostanie w tej samej partii aby… nie tracić konserwatywnych wyborców a nawet ściągać dla niej elektorat PiS. „....Bomedialno bizmnesowe polityczno-towarzyskie zaplecze PO, powiązane ze służbami specjalnymi nie może ryzykować utraty stanu posiadania. To ono używa Platformy, do „trzymania władzy” i wpływów w swoich rękach. I może to sobie zapewnić, także kosztem D. Tuska, jeśli uzna to za konieczne.Utrzymanie władzy jest tu naprawdę o wiele ważniejsze, nich niż los Donalda Tuska, Jarosława Gowina czy przyszłość zwykłych wyborów PO„....(więcej )
Antoni Dudek „Jarosław Gowin zgodnie z oczekiwaniami przegrał wybory na lidera PO, ale wynik jaki uzyskał został powszechnie uznany za zaskakująco dobry. Można oczywiście przypuszczać, że jest on miarą nie tylko osobistej popularności Gowina, ale i zmęczenia osobą Tuska, które niepostrzeżenie wkradło się w szeregi jego własnej partii.Nie ulega wątpliwości, że czas będzie działał teraz na niekorzyść Tuska, zwłaszcza jeśli PO przegra „walkę o Stalingrad”, czyli październikowe referendum w Warszawie. Pytanie zatem brzmi, czy czas będzie teraz działał na korzyść Jarosława Gowina?Z pewnością pretorianie Tuska będą robili teraz wszystko by sprowokować Gowina do odejścia z PO. Do tego samego paradoksalnie będą go namawiali – obiecując Inflanty – politycy PiS, marzący o rozłamie w partii rządzącej, a także szukający kół ratunkowi politycy małych ugrupowań. Jeśli jednak Gowin nie chce podzielić losu Pawła Kowala, Marka Jurka czy Zbigniewa Ziobry to powinien wykorzystać wszystkie możliwości walki o przywództwo w PO jakie otworzą się w l. 2014-2015, gdy Polacy zaczną wystawiać Tuskowi rachunek za jego dotychczasowe rządy. Poparcie 20 proc. rzeczywistych członków PO, to znakomity punkt wyjścia do takiej walki. Pytanie tylko czy pretorianie Tuska do tego dopuszczą? „...(więcej )
„75 tysięcy mandatów na łączną kwotę prawie 40 milionów złotych, niemal 60 tysięcy zakończonych spraw o wykroczenia, gdzie kara może sięgnąć nawet 32 tysięcy złotych. „...”czasu trwania kontroli, który jest z góry ustalony i w zależności od rozmiaru firmy może trwać od 12 (w przypadku mikroprzedsiębiorstw) do 48 dni roboczych (jeśli chodzi o duże przedsiębiorstwa). Jednak w rzeczywistości potrafią się one ciągnąć miesiącami, a nawet latami. „...(źródło )
„Znaczenie tej polityki – tzn. idącej w tym kierunku, że przede wszystkim te głęboko zadłużone kraje są spychane na coraz bardziej przegraną pozycję, odbiera się im resztki powietrza, szanse ich młodzieży. (...) Te przegrane kraje w rezultacie rzeczywiście w efekcie tych działań zostaną doprowadzone do takiej sytuacji, że utracą suwerenność i na tej podstawie przez 2-3 partnerów zostanie zbudowana europejska, kolonialna hegemonia, w której Niemcy mieliby przewodzić. Powstaje ważne pytanie: gdzie tutaj jest rola Niemiec? „...”postaci niemieckiej kanclerz poświęcona jest książka „Matka chrzestna, czyli jak Angela Merkel przebudowuje Niemcy”. ...”System M jest politycznym novum w Niemczech, jak i polityce europejskiej. To system, który jednak zmienił podstawowe reguły demokracji, zawiera w sobie pewne elementy mafijne. (…) Charakteryzuje się również brakiem jakiegokolwiek powiązania z ideologią czy wartościami, które wpływałyby na politykę. Do tego dochodzą układy rodzinne zobowiązujące do milczenia na temat pewnych spraw. To przenika do legalnie utrwalonych struktur pewnych elementów z legalnością niemających wiele wspólnego „....”Höhler zwróciła uwagę, że Polska dzięki temu, że nie jest członkiem strefy euro, posiada poważne narzędzia, które pozwalają naszemu krajowi opierać się niemieckiej dominacji. Polska ma tę wielką korzyść, że nie jesteście w strefie euro i radzę wam przy tym pozostać. „...”Ważne jest to, co obserwujemy dziś, jak dokonują się sprawy w niemieckim krajobrazie politycznym. To co dokonało się w energetyce, czyli upaństwowienie całej struktury w Niemczech, z naruszeniem wielu ustaw i przepisów regulujących własność prawa kontraktowego… (…) Coraz mniej ceni się i rozumie znaczenie partii politycznych czy rolę parlamentu. Następuje zawłaszczenie pewnych kwestii przez partie rządzącą. Coraz bardziej postępuje ten trend w kierunku gospodarki planowanej i państwowej. (...) Działania pani kanclerz doprowadziły do tego, ze ograniczyła hasła, a w końcu i partie polityczne. Właściwie wszystko zmierzałoby do tego, do jednej partii, ogólnoniemieckiej, która miałaby na podorędziu dla każdego coś, co chciałby usłyszeć. Tą partią miałaby być CDU. Czy tak się stanie? Być może. „....”Jest pewien obszar, który trzeba traktować z wielką starannością i rozwagą. To obszar styku mediów i polityki. Gdy dochodzi do sytuacji, że dziennikarze są karani za to, że coś źle napisali – a tak właśnie dzieje się w systemie pani kanclerz - to mamy do czynienia z czymś niepokojącym. Następuje docieranie niezależności dziennikarskiej. To tworzy iluzję tej bardzo delikatnej równowagi między mediami a polityką „...(źródło)
Paweł Łepkowski „Śledztwo dziennikarskie „Washington Post” dowiodło, że system elektronicznej obserwacji wszelkiej aktywności publicznej obywateli został masowo wdrożony już w 1977 roku. Zatem nawet nie używając internetu i komputerów osobistych, można znaleźć się pod czujną obserwacją Wielkiego Brata. Ameryka jest krajem pionierskim w wynalazczości wielu metod podsłuchowych i obserwacyjnych. Hitler, Stalin czy Mao mogli jedynie marzyć o tak bajecznych możliwościach monitorowania życia codziennego swoich poddanych. Już w maju 1984 roku działanie amerykańskiego systemu opisał w niezależnym magazynie studenckim „The Post” znany publicysta Michael Schrage. Znamienne, że już 29 lat temu Schrage przewidział kierunek rozwoju technologii szpiegowskich i ostrzegał przed nimi Amerykanów. Już wtedy Michael Schrage alarmował, że rząd stworzył systemy mogące podglądać na przykład dane spisane na niezwykle popularnych wówczas dyskach miękkich (floppy disc). „...”Na dziesięć lat przed „wielką rewolucją komputerową” (tak zapewne będą nazywać ostatnie dwie dekady historycy w przyszłości) Michael Schrage ostrzegał: „W bardzo rzeczywisty sposób twój komputer osobisty może stać się teczką pełną najbardziej prywatnych, a nawet najintymniejszych informacji o tobie samym. Pamiętaj jednak, że Wielki Brat zawsze będzie miał dostęp do twojego komputera i wykorzysta twoją nieostrożność. Bądź naprawdę ostrożny” „....”Już w 1983 roku David Burnham opublikował książkę pt. „Powstanie państwa komputerowego” („The Rise of the Computer State”), w którym przedstawił ustrój polityczny sterowany przez centralny komputer, zarządzający wszystkim: od rozkładu jazdy pociągów po monitoring uliczny. Wydawałoby się, że Burnham był wizjonerem bojącym się nowych technologii. Ale jego książka wcale nie dotyczyła przeszłości, tylko opisywała system „szerokiej sieci” („wide net”) – programu wojskowego przejętego przez NSA w sierpniu 1945 roku i działającego do maja 1975 roku. „....”Dziennikarze, którzy poszukiwali odpowiedzi na pytanie, jak wojsko i NSA analizowały telegramy, trafili na tajemniczy program wojskowy o nazwie operacyjnej „Koniczyna” („SHAMROCK”). Jego skuteczność był tak duża, że wiadomość o jego funkcjonowaniu przeraziła włodarzy Kremla i przywódców innych państw świata. Wydawało się, że Amerykanie mają technologie o dekady bardziej zaawansowane od reszty świata. Jednak jak dowiedli dziennikarze „Washington Post”, tajemniczy program „Koniczyna” nie miał nic wspólnego z techniką informatyczną, ale polegał na tajnej, łamiącej konstytucyjne prawo do tajemnicy korespondencji, współpracy firm telegraficznych z NSA. Tajne śledztwo komisji kongresowej dowiodło później, że od 1945 roku do połowy lat sześćdziesiątych XX wieku wielkie kompanie telegraficzne były zobowiązane każdego tygodnia dostarczyć NSA zgromadzone na mikrofilmach wszystkie wysłane wiadomości telegraficzne „...”Rok wcześniej Jerry Knight ostrzegał na łamach „The Post”, że od 1976 roku NSA ma zdolność gromadzenia 13,6 mln telegramów wysłanych z i do USA, a od 1983 roku możliwość analizy milionów rozmów telefonicznych rocznie. „...(źródło)
„Zaskakujące słowa wypowiedział szef polskiego MSZ Radosław Sikorski w wywiadzie dla tygodnika „Die Zeit”. Zarzucił Niemcom ignorancję w sprawach historii. „Wstydzicie się za Holokaust, wiecie, że przegraliście pod Stalingradem, ale nie zadajecie sobie zbyt dużo trudu, żeby dowiedzieć się, jak Wasi ojcowie i dziadkowie się u nas zachowywali” – czytamy w Zeit-Online. Sikorski powiedział też, że film „Nasze matki, nasi ojcowie” przedstawia Polaków w sposób „skandaliczny”. Protestuje przeciwko stygmatyzowaniu Polaków jako antysemitów. „...(źródło) Marek Mojsiewicz
Buldogi na dywanie „Reżym komunistyczny w walce o lepszy dostęp do żłobu rozpada się” – głosiła anonimowa ulotka podrzucona w marcu 1968 roku przez SB w gmachu Wydziału Humanistycznego UMCS w Lublinie. Wtedy była to wiadomość przedwczesna i wskutek tego nazbyt optymistyczna. Co innego dzisiaj. Dzisiaj wiadomość o rozpadaniu się reżymu komunistycznego nabiera żywej aktualności, co potwierdza trafność słynnego spostrzeżenia, że co ma wisieć – nie utonie. Wprawdzie reżym komunistyczny, a ściślej biorąc jego najtwardsze jądro w postaci soldateski, nie tylko w roku 1980 przejęło ręczne sterowanie państwem, nie tylko w drugiej połowie lat 80. zainspirowało nomenklaturę do rozpoczęcia rozkradania majątku państwowego, co trwa aż do dnia dzisiejszego, nie tylko z pomocą „lewicy laickiej”, skupiającej elementy socjalnie i rasowo bliskie, przeprowadziło selekcję kadrową w strukturach podziemnych, w której następstwie wyłoniona „strona społeczna” z „wiernym synem Kościoła” oraz „drogim Bronisławem” na czele dogadała się w Magdalence z reprezentacją soldateski pod dyrekcją generała Kiszczaka co do podziału władzy nad mniej wartościowym narodem tubylczym, któremu z tej okazji zafundowano nawet telewizyjne widowisko pod tytułem „Obrady okrągłego stołu”. Ale ustaliła także, że na podstawie tej umowy soldateska kontynuuje okupację naszego nieszczęśliwego kraju, pozostawiając Umiłowanym Przywódcom, wśród których liczba konfidentów jest nieznana, tzw. zewnętrzne znamiona władzy, nazywane niekiedy „naszą młodą demokracją”. Aktualnie wyznaczony do piastowania tych zewnętrznych znamion jest pan premier Donald Tusk – oczywiście pod ścisłą kontrolą starannie dobranych jawnych współpracowników – który niedawno buńczucznie ogłosił zakończenie kryzysu. Oczywiście jak zwykle się myli, bo kryzys nie tylko się nie zakończył, ale najwyraźniej właśnie wchodzi w fazę ostrą – czego dowodem jest właśnie walka o lepszy dostęp do żłobu, jaką ostatnio możemy obserwować w łonie okupującej nasz nieszczęśliwy kraj soldateski.
Czy to ogłoszenie oszczędności w resorcie obrony, czy też rywalizacja między ulokowaną w naszej niezwyciężonej armii agenturą państw zaprzyjaźnionych, czy też i jedno, i drugie sprawiło, że walka buldogów przeniosła się spod dywanu na dywan, dzięki czemu możemy raz jeszcze potwierdzić trafność ulubionej teorii spiskowej. Jak pamiętamy, niedawno wiceminister obrony narodowej pan generał Skrzypczak miał być szantażowany przez „kręcącego sze” przy handlu bronią jakiegoś izraelskiego grandziarza, który się odgrażał, że jak go nie posłucha, to on pokaże mu „ruski miesiąc”. Już samo ujawnienie tego faktu było sygnałem, że ze spoistością reżymu komunistycznego nie jest najlepiej, ale dopiero zdymisjonowanie szefa wojskowej kontrrazwiedki pokazuje, jak głęboko sięgają korzenie konfliktu. Wydało się bowiem, że wojskowa kontrrazwiedka nie chciała wydać generałowi Skrzypczakowi certyfikatu dostępu do informacji niejawnych. Co to są te „informacje niejawne”? Na gruncie mojej ulubionej teorii spiskowej wyjaśniam, że chodzi o informacje, kto, na jaką skalę i jakimi sposobami doi czy wręcz okrada Rzeczpospolitą. Takie rzeczy lepiej utrzymywać w tajemnicy przed osobami niepowołanymi, a zwłaszcza – przed opinią publiczną, toteż są one starannie ukrywane, co w żargonie soldateski nazywane jest „ochroną kontrwywiadowczą”. Najwyraźniej tedy generał Skrzypczak nie należał do watahy objętej „ochroną kontrwywiadowczą”, co oczywiście nie znaczy, żeby sam był tej ochrony pozbawiony – chociaż oczywiście z ramienia kogoś innego. Dymisja szefa kontrrazwiedki oznacza w tej sytuacji, że jego wataha została chwilowo zmuszona do defensywy, ale to nie jest ostatnie słowo, bo wiadomo, że fortuna variabilis, Deus mirabilis, i już słychać, że niezależna prokuratura wszczęła przeciwko generałowi Skrzypczakowi śledztwo o „korzyści majątkowe” – co pokazuje, że grandziarz nie rzucał słów na wiatr, zaś wpływy Mosadu są w soldatesce tak samo silne, jak GRU i BND. Tak czy owak, przeniesienie walki buldogów spod dywanu na jego powierzchnię pokazuje, że żłób coraz bardziej pustoszeje, zaś w walce o lepszy do niego dostęp pęka spoistość komunistycznego reżymu. SM
28/09/2013 Forum Nowych Idei - odbywa się w Sopocie- od roku 2011. W tym roku również. Zaproszeni goście dyskutują zawzięcie co by tu zrobić, żeby w Europie było wszystkim lepiej.. Chociaż lepiej już było. Wszystkim Ma być lepiej-.w ramach budowy ”Europy socjalnej”. Jak można w ramach socjalizmu, ustroju redystrybucji i nie tworzenia dobrobytu-w ogóle rozważać, że się komuś poprawi, oprócz ma się rozumieć biurokracji socjalnej i pozostałej, która organizuje życie mieszkańcom Europy? Organizatorom biurokratycznym się poprawi ,ale niewolnikom socjalizmu się pogorszy. Poprawi się organizatorom socjalizmu, ale pogorszy się jego ofiarom.. Oczywiście poprawi się organizatorom socjalizmu do czasu, jak skończą się pieniądze i pożyczki. A dodrukowywanie pieniędzy spowoduje wielką depresję pustych banknotów.. Jak ktoś słusznie zauważył:” Wielkim grzechem akademizmu jest to, że bardziej interesuje się ideami niż myśleniem”. Przyjechało ponad 1000 gości (???). Wśród nich pani Henryka Bochniarz, Lech Wałęsa, Jerzy Buzek, Danuta Huebner, Magdalena Środa i Aleksandr Smolar. Był też pan premier Donald Tusk i ”profesor” Zygmunt Bauman. Czy w tym towarzystwie można w ogóle rozważać jakieś nowe idee? Czy ci ludzie w ogóle mają jakieś idee oprócz budowy socjalizmu- niektórzy spośród nich-budowali socjalizm poprzedni, który jak wiadomo zbankrutował? Na przykład pan Zygmunt Bauman.. Pan prezydent Bronisław Maria Komorowski jest całym sercem socjalisty za integracją socjalizmu polskiego z socjalizmem europejskim. I ma nadzieję, że z tej integracji wyniknie coś pozytywnego. Z żadnego socjalizmu nie wynika nic dobrego- tylko zło. Oczywiście obiektywnie. Subiektywnie niektórzy z socjalizmu korzystają.. I to oni nadają ton agitacji za socjalizmem europejskim.. Poświęcając pracowity naród.. Pan prezydent jest za integracją jak najszybszą, zarówno w aspekcie gospodarczym , jak i politycznym. .Gospodarczym znaczy się- będą centralnie rozdawać dotacje i granty, a politycznie- wezmą nas centralnie za mordę.. No bo co może oznaczać” integracja”? Podporządkowanie się centralizmowi demokratycznemu wymyślonemu jeszcze przez towarzysza Lenina.. Centralizm demokratyczny- czy to nie wspaniała wizja? Demokracja demokracją, ale ktoś tym wszystkim musi kierować.. Tak jak wolnym rynkiem! Może oczywiście być, ale ktoś tym wszystkim musi kierować. To jasne! ”Pomysł na Europę. Perspektywa biznesu”.(????) Uwolnić Europę od wysokich podatków i biurokracji. Zbierają się i ględzą.. Ględzą, żeby zaględzić socjalizm na śmierć. Bo socjalizm- albo śmierć! Socjalismo o muerte! Nie ma mowy o zmianie ustroju, Socjalizm tak- wypaczenia- nie! I będą spędzać te tłumy dyskutantów dyskutujących o niczym.. Żeby sztuka się zgadzała.. I żeby była ciągłość ględzenia. No i „ dialog motywacyjny”.. Pan Bóg stworzył Niebo i Ziemię- a socjaliści wypełniają wszystko pomiędzy Niebem i Ziemią swoimi głupstwami i „ dialogiem motywacyjnym”. Żeby zaględzić rzeczywistość laniem wody.. No i popisał się socjalista Lech Wałęsa. .Obalił komunizm przeskakując przez płot czy mur, którego nie było.. W tym czasie 950 000 Polaków musiało opuścić Polskę.. On to dopiero zyskał na „ przemianach”.?. Jak go stać na ufundowanie nagrody dla Chodorkowskiego w wysokości 100 000 dolarów(???), którego do tiurmy wtrącił „ zły” Putin.. Twardo rzuca wyzwanie Putinowi.. To jest dopiero chojrak.. Jaki odważny? Czy ktoś mu kazał? Czy jest to jego własna inicjatywa.? Znając życie ktoś mu kazał… I może dał 100 000 dolarów..,, Żeby dał Chodorkowskiemu… Może któryś z komisarzy europejskich? Bo w Federacji Rosyjskiej nie szanowane są prawa człowieka i obywatela- szczególnie prawa obywatelskich oligarchów.. Pan Lech Wałęsa postanowił pomóc Chodorkowskiemu- jako laureat pokojowego Nobla.. Chociaż Nobel takiej nagrody nie przewidywał.. Pokojowy Nobel? Znowu jakieś przekłamanie? Tak jak wiele innych przekłamań.. W świecie opartym na przekłamaniach nie można mieć nowych idei.. Najwyżej idee stare.. I takie Forum powinno się nazywać Forum Starych Idei.. To znaczy nie tak starych jak świat- ale tak starych jak socjalizm.. I co powiedział pokojowy noblista wyforowany na autorytet i zbawcę Polski przez Salon? Ano powiedział, że” masy pracujące będą żądać sprawiedliwości i równości. Spojrzą wszyscy wszystkim do kieszeni”(???)
Proszę zwrócić uwagę że pan Lech Wałęsa posługuje się określeniem ludzi jako –„ masy pracujące”.. Masy pracujące- to- masy pracujące – tamto.. On już z masami głosującymi, pardon-pracującymi nie ma wiele wspólnego.. Ale sądzi, że „masy pracujące” będą żądać sprawiedliwości i równości.. Oczywiście noblista pokojowy nie zdaje sobie sprawy, że równość jest zaprzeczeniem sprawiedliwości.. Jeśli na siłę władza foruje nienaturalny stan równości- to czyni niesprawiedliwość. A przy tym gwałci wolność.. A co znaczy, że” spojrzą wszyscy wszystkim do kieszeni”.(???) Pan Lechu często mówi coś, co nie ma ani ładu , ani składu, a kto słucha pana Lecha Wałęsy- sam sobie szkodzi… I to jego problem. Ja nigdy nie słuchałem noblisty, bo czego mógłbym się od niego nauczyć? Zawsze miałem o nim krytyczne zdanie- i tak pozostanie.. Mam w tym zakresie zdanie podobne do pana Waldemara Łysiaka.. Robotnik wysforowany na wielki autorytet. Socjalista, obalający socjalizm i biorący udział w budowaniu socjalizmu europejskiego. Czego można się od niego nauczyć? Że są plusy dodatnie i plusy ujemne….(???) Może i są! Tak jak minusy dodatnie i minusy ujemne. Albo, że można zrobić zwrot o 360 stopni(???). Albo, gdyby w jeziorze były ryby- to wędkarstwo nie miałoby sensu..(???) Takie ilości bzdur, które ten człowiek nawygadywał przez lata starczyłoby na kilka kabaretów. A to jest” mędrzec Europy”(???) Wielki Dyzma III Rzeczpospolitej. Jego nazwiskiem nazwano Port Lotniczy w Gdańsku. Strach pomyśleć co będzie się działo po jego śmierci..? Zabraknie ulic i placów.. No i lotnisk! Jak można wyforować takiego człowieka na wyjątkową wybitność? A jednak można.. Jak się chce i ma determinację.. I nie przeszkadza ten bełkot uprawiany od lat.. I na wszystkim się zna i wie o wszystkich wariantach wszystko! Szkodnik obok innych szkodników.. Jeden z ważnych twórców tego bałaganu europejskiego jakim jest III Rzeczpospolita.. Jeden z likwidatorów państwa polskiego. W ramach innego państwa o nazwie- Unia Europejska.. Europejskie Forum Nowych Idei w starych dekoracjach z tymi samymi aktorami w roli głównej od lat.. Ten sam hałas, ten sam ton, ten sam sposób myślenia.. I – jak zwykle- nic z tego nie wynika. Bo co może wynikać z tego samego towarzystwa wiernych – wiernych idei okrągłostołowej? Forum Starych Idei w Starych Dekoracjach… A lochy nowego socjalizmu są równie przepastne jak starego.. I żadna dekoracja tego nie zmieni! WJR
Czarna śmierć i czerwona zaraza W rocznicę wspólnej sowiecko-niemieckiej defilady zwycięstwa w Brześciu, symbolicznie kończącej Kampanię Wrześniową, działacze Ruchu Wolności i Ruchu Narodowego zorganizowali protest przeciwko obecności w Warszawie pomników sowieckiego okupanta. Odbył się on pod jednym z takich pomników − monumentu ku czci żołnierzy Armii Czerwonej w Parku Skaryszewskim. Pozwalam sobie zamieścić tu swoje wystąpienie podczas tego mityngu.
Szanowni Zebrani! We wrześniu 1944 roku, kiedy w miejscu, gdzie się w tej chwili znajdujemy, żołnierze sowieccy czekali aż Niemcy zniszczą do reszty lewobrzeżną Warszawę i wymordują jej ludność, w powstańczym szpitalu umierający z ran żołnierz-poeta napisał przejmujący wiersz, zaczynający się od słów: „czekamy ciebie, czerwona zarazo, byś wyzwoliła nas od czarnej śmierci”. Taka właśnie stała wtedy przed Polakami alternatywa: śmierć z rąk hitlerowców lub zniewolenie przez komunistów. Można powiedzieć, że jedno było warte drugiego. Jeśli brać pod uwagę zbrodniczość obu najeźdźców, bezwzględność z jaką realizowali swe imperialne plany i brak jakichkolwiek zahamowań w eksterminacji Polaków i niszczeniu Polski, na pewno tak. Można co najwyżej policzyć na plus Hitlerowi, że był mniej od Stalina perfidny − on przynajmniej nie udawał, że wkracza jako przyjaciel i że morduje nas po to, aby przekształcić podbitą Polskę w krainę dostatku i sprawiedliwości społecznej. Była jednak pomiędzy dwoma wrogami Polski jedna zasadnicza różnica, którą trafnie uchwycił jeszcze przed wojną polski minister spraw zagranicznych Józef Beck formułą: Niemcy chcą zabić nasze ciała, Sowieci chcą zabić nasze dusze. Hitler chciał Polaków wyniszczyć − karą za przeciwstawienie się jego planom miała być całkowita zagłada naszego narodu, począwszy od elit, aż po wyniszczane pracą nad siły klasy najniższe. Stalin natomiast chciał uczynić z nas swoich niewolników. Złamać w nas ducha oporu, wiarę, zniszczyć narodową i ludzką godność, aby ograbić nas z naszych zasobów i z owocoów naszej pracy. W jego planach komunistyczna Polska miała się stać jedną z licznych kolonii, zarządzanych z Kremla i eksploatowanych bezwzględnie na rzecz dalszego podboju przez komunizm całego świata, aż po krańce globu. Hitler swojego zamiaru spełnić nie zdołał. Stalin − tak. Na pół wieku Polska stała się sowiecką kolonią, rządzoną brutalną przemocą, kłamstwem i strachem, podporządkowaną w najdrobniejszych nawet sprawach Moskwie. Politycznie zdołaliśmy się spod tej okupacji wyzwolić ponad dwadzieścia lat temu. Mentalnie − nie. Polskie państwo, zabite wspólnie przez Hitlera i Stalina, odżyło. Polska dusza wciąż jeszcze nie. Monument, pod którym stoimy, jest tego dowodem. Wolne narody nie otaczają czcią tych, którzy je niszczyli, niewolili i wyzyskiwali. Narody wybijające się na niepodległość pomniki ustawione przez okupanta niszczą. Tak, jak nasi przodkowie w 1918 roku zniszczyli natychmiast materialne znaki zaboru, na czele z ówczesnym Pałacem Kultury, soborem na Placu Saskim. Dlaczego to paskudztwo za moimi plecami wciąż tutaj stoi? Kto je obronił, kto go potrzebuje? Polacy przecież nie, a okupant już sobie z Polski musiał pójść. Okupacja, zniewolenie, kolonializm, mają swoje niezmienne prawidłowości. Jeśli chce się kraj poddać długotrwałemu zaborowi, jeśli chce się eksploatować jego bogactwa i utrzymywać w stanie niewolnictwie masy mieszkańców, niezbędne jest do tego wychowanie kasty miejscowych kolaborantów. Stalin zrobił to samo, co wszyscy inni kolonizatorzy i okupanci we wszystkich krajach: wymordowawszy i zniszczywszy elitę narodu polskiego, zastąpił ją warstwą swoich kolaborantów, pieczołowicie wyhodowaną i w zamian za oddawane zaborcy usługi wynagrodzoną przywilejami. Przywilejami, pozwalającymi jej żyć na cudzy koszt, wyzyskiwać i eksploatować współobywateli. Ten skutek podboju zawsze okazuje się najtrwalszy. Kolonizator odchodzi, ale kolonialna, kolaborancka elita podbitego państwa − pozostaje. Częściowo dlatego, że po latach eksterminacji naród nie ma kim jej zastąpić, nie dysponuje fachowymi i wiernymi narodowej sprawie elitami, które byłby w stanie obsługiwać państwo i życie publiczne. Częściowo zaś dlatego, że kolaboranci są silni i zorganizowani, mają świadomość swych interesów i przewagę nad resztą obywateli, kontrolując żywotne punktu państwa. Okupant odszedł, ale ci, których rękami nas okupował − pozostali. Zagwarantowali sobie w Magdalence bezkarność i przywileje. Okaleczyli państwo tak, aby nie dawało Polakom równych szans i nie realizowało polskich aspiracji, bo jedno i drugie uważają za śmiertelne zagrożenie dla siebie. Na pytanie, komu potrzebny jest ten pomnik, pod którym stoimy, odpowiedź brzmi: im. Tej postsowieckiej, postpeereelowskiej nomenklaturze, która nadal okupuje Polskę, już nie na rzecz Kremla i światowego komunizmu, tylko na rzecz mafijnych interesów tworzonych przez siebie gangów i sitw. To oni bronią znaków sowieckiego podboju, bo te znaki dostarczają im historycznego rozgrzeszenia, usprawiedliwiają ich haniebne wybory, ale także dostarczają legitymizacji ich przywilejom i wyzyskiwaniu Polaków. Nie będziemy wolnym narodem, dopóki ślady zniewolenia, takie jak ten, wciąż zaśmiecają naszą przestrzeń publiczną. Dopóki otaczane są one opieką i czcią przez organa państwa polskiego, dopóki państwo polskie nie jest państwem Polaków. Bardzo serdecznie dziękuję organizatorom tego zgromadzenia i wszystkim, którzy przyszli tutaj. Wierzę, że sukces naszych starań o oczyszczenia Warszawy i polski z pozostałości po czerwonej zarazie jest tylko kwestią czasu. RAZ
“Newsweek” pisze, że były prezydent to TW “Bolek” Obrońcy Wałęsy się poddają. Nawet “Newsweek” pisze, że były prezydent to TW “Bolek” “W areszcie Wałęsa siedział cztery dni. Przed zwolnieniem podpisał papiery, na których podstawie został zarejestrowany jako tajny współpracownik SB o pseudonimie Bolek” – pisze historyk Andrzej Friszke w “Newsweek Historia”. Jeszcze niedawno Salon III RP, do którego należy zresztą sam Friszke, skazywał na ostracyzm ludzi stwierdzających oczywisty fakt rejestracji Wałęsy jako TW “Bolka”. Najnowszy “Newsweek Historia” publikuje sylwetkę Lecha Wałęsy, zatytułowaną “Człowiek z Grudnia”. W artykule znalazł się także rozdział zatytułowany “Bolek”. Czytamy w nim m.in.: W areszcie Wałęsa siedział cztery dni. Przed zwolnieniem podpisał papiery, na których podstawie został zarejestrowany jako tajny współpracownik SB o pseudonimie Bolek. [...] Dokumentacja sprawy “Bolek” zaginęła, najpewniej została zniszczona, stąd trudno dokładniej przedstawić historię kontaktów. Odnaleziono jednak kilka raportów, które dowodzą, że Wałęsa w 1971 r. spotykał się z oficerem SB i rozmawiał o nastrojach w stoczni, groźbie ponownego strajku i “nieodpowiedzialnych” demonstracji; wymieniano też nazwiska ewentualnych prowodyrów. Był przeciwny wystąpieniom, zaostrzaniu sytuacji, angażował się w związkach zawodowych, zawierzył Gierkowi. Oczywiście Friszke usprawiedliwia Wałęsę, twierdząc, że “esbecy nastraszyli go i podpisał papiery”. Historyk nie wspomina też nic o wynagrodzeniach, jakie “Bolek” dostawał za współpracę. W tekście nie ma też mowy o zniszczeniu esbeckich akt “wypożyczonych” przez Wałęsę-prezydenta, ani o haniebnych działaniach Wałęsy, który za stwierdzenie faktu o jego zarejestrowaniu jako TW pozywał do sądu (przykład Krzysztofa Wyszkowskiego). Ale i tak sytuacja zmieniła się na lepsze. Gdy w 1992 r. ujawniono, że Lech Wałęsa był zarejestrowany jako TW “Bolek”, obalono rząd Jana Olszewskiego. Wobec autorów i realizatorów ustawy lustracyjnej rozpętano – przy użyciu służb specjalnych i mediów – kampanię nienawiści. Zakaz mówienia o Wałęsie jako o TW “Bolku” trwał jeszcze wiele lat. Sam Friszke mówił w 2005 r. “Rzeczpospolitej”, że oskarżenia Wałęsy o współpracę z SB to “istny absurd”. “Wiem, że [Wałęsa] ma rację, gdy mówi, że fałszowano dokumenty dotyczące jego współpracy” – wypowiadał się Friszke w “Rzeczpospolitej”. W 2008 r. Adam Michnik pisał: Lech wierzył, że wszystkich potrafi wykiwać, także oficerów SB, którym coś tam podpisał. I nie mylił się. Potem wykiwał rządzących komunistów. Potem kolejnych przyjaciół politycznych. A na koniec wykiwał sam siebie. Jednak Lech Wałęsa, przywódca „Solidarności” i prezydent RP, nie był agentem SB. Gdy w 2009 r. ukazała się książka Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, ukazująca przeszłość Wałęsy, rozpętało się prawdziwe piekło. “Od początku IPN mamy do czynienia z nagonką na ludzi, którzy wywalczyli niepodległość. A szczególnie atakowany jest Lech Wałęsa. Wy chcecie wtłoczyć go do szamba” – mówił Andrzej Celiński. W obronie Wałęsy stanął m.in. Donald Tusk. Dziś – w obliczu niepodważalnych faktów – nawet Salon III RP nie może dłużej ukrywać już prawdy. Obecnie promuje więc wersję, według której Lech Wałęsa był TW “Bolkiem”, ale dlatego, że dał się zastraszyć. Inne niewygodne fakty z życiorysu byłego prezydenta starannie przemilcza. Niezależna
Coraz więcej „fajerwerków” rządu Tuska wokół zmian w OFE
1. Wczoraj przy pustawej sali plenarnej Sejmu, obyła się debata nad informacją rządu na temat aktualnej sytuacji finansowej systemu ubezpieczeń społecznych, która tak naprawdę przerodziła się w dyskusję nad zapowiedzianymi przez ekipę Tuska zmianami w Otwartych Funduszach Emerytalnych (OFE). Przyczynił się do tego zresztą sam rząd, który przygotował dla posłów informację zawartą w sejmowym druku 1735, przy czym jej najważniejszą częścią składową, okazała się ta poświęcona skutkom obciążeń związanych z utworzeniem OFE dla systemu finansów publicznych (zdaniem rządu OFE wygenerowały blisko 300 mld zł dodatkowego długu publicznego).Rząd reprezentowali wicepremier, minister finansów Jan Vincent Rostowski i minister pracy Władysław Kosiniak- Kamysz, przy czym to na tego ostatniego został zepchnięty obowiązek wyjaśniania licznych meandrów rządowych propozycji.
2. Co najmniej wątpliwy jest sposób procedowania ze zmianami w OFE. Projekt ustawy w tej sprawie wpłynie do Sejmu najprawdopodobniej dopiero pod koniec października, a rząd Tuska już dzieli przysłowiową „skórę na niedźwiedziu”. Otóż minister Rostowski chcąc za wszelką cenę pokazać, że sytuacja finansów publicznych nie jest wcale tak dramatyczna jak mówi i pisze wielu analityków, zaliczył do dochodów i wydatków budżetowych znaczące środki pochodzące z zapowiadanych zmian w systemie emerytalnym. I to jest pierwsza poważna wątpliwość, bo przecież nie ma gwarancji, że zmiany w systemie emerytalnym zaproponowane przez rząd, zostaną w takim kształcie przyjęte przez Parlament, co więcej że zostaną uchwalone na tyle szybko aby weszły w życie z dniem 1 stycznia 2014 roku.
3. Przypomnijmy tylko, że w projekcie budżetu na 2014 rok uwzględniono skutki zmian w systemie emerytalnym i oszacowano je na około 13 mld zł. Po pierwsze o 6,6 mld zł mniejsze mają być koszty obsługi długu publicznego (spadną z 42,7 mld zł w tym roku do 36,1mld zł w 2014 roku) przy czym ich spadek o 6,6% składa się jeszcze bardziej z wyraźnego spadku kosztów obsługi części krajowej długu, ponieważ koszty obsługi części zagranicznej wzrosną aż o 14%. A więc tak ogromny spadek kosztów obsługi długu publicznego wynika z zapowiedzianego przejęcia z OFE obligacji skarbowych na kwotę około 120 mld zł (wg propozycji rządowych mają zostać umorzone). Po drugie o kolejne 6,2 mld zł (czyli o 6,2%),ma być mniejsza dotacja budżetowa do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (zmniejszenie dotacji z 45,4 mld zł do kwoty 39,2 mld zł), który ma się wzbogacić o taką kwotę pochodzącą z przejęcia kapitałów pierwszych roczników ubezpieczonych, którzy w ciągu najbliższych 10 lat będą przechodzili na emerytury. To posunięcie jest szalenie ryzykowne, ponieważ dotyczy olbrzymiej kwoty około 13 mld zł, i wydaje się, że raczej powinno zostać zaproponowane Sejmowi w formie autopoprawki rządu ale dopiero wtedy kiedy ogłoszone przez rząd Tuska zamierzenia wobec OFE, zostaną przez Parlament uchwalone, a stosowna ustawa zostanie podpisana przez prezydenta. W tym duchu wypowiedziałem się w tej debacie, sugerując niekonstytucyjność takiego procedowania nad zmianami w OFE i budżetem na 2014 rok, czym wywołałem zaniepokojenie w ławach rządowych.
4. Drugą sprawą którą podniosłem w tej debacie, to poważne wątpliwości związane z wyborem, którego mają dokonać ubezpieczeni w OFE (powrót do ZUS albo zostanie w OFE). Otóż jeżeli takie rozwiązanie ma zostać obronione przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości (albo jeszcze innymi trybunałami gdzie Polska zostanie zapewne zaprowadzona przez zagraniczne PTE właścicieli OFE), to taki wybór musi być pełny tzn. przeniesienie do ZUS lub zostanie w OFE, musi być zrealizowane z całkowitym zgromadzonym na rachunku w OFE kapitałem zarówno obligacyjnym jak i akcyjnym. Wreszcie ostatnia poważna wątpliwość to skazanie tych, którzy zostaną w OFE, na tylko i wyłącznie „grę na giełdzie” o swoją przyszłą emeryturę. Takich propozycji nie może składać swoim obywatelom odpowiedzialne państwo (a rząd Tuska taką propozycję składa, ograniczając inwestycje OFE tylko do akcji przedsiębiorstw i obligacji korporacyjnych).
5. Widać więc, że propozycje rządu w sprawie zmian w OFE, nie są dokładnie przemyślane, a stosowna ustawa jest pisana na kolanie i co i rusz ulega zmianom. Taką poważną zmianę zgłosił zresztą sam premier Tusk tuż przed sejmową debatą w ostatni czwartek, mówiąc, że wpadł właśnie na pomysł, żeby wybór ZUS czy OFE, którego mają dokonać ubezpieczeni, nie był ostateczny ale mógł być na nowo dokonywany wręcz co dwa lata. Jakie jeszcze „fajerwerki” dotyczące zmian w OFE, urodzą się w głowie premiera Tuska przez najbliższy miesiąc, doprawdy nie wiadomo.
Kuźmiuk
Nie ma wojenki bez trupków, nie ma d... bez półd....ków
*”Handlarz bronią” przy pracy... *Debaty sejmowej nie będzie, bo i po co?
*Rząd udzielił nam obywatelskiej lekcji * Łupu-cupu- bęc!
Handel bronią to poważna sprawa, ho,ho! Pieniądze wielkie, a i konsekwencje polityczne dostawy broni tu czy tam bywają ogromne...Ot, użycie broni chemicznej przez „bezbronnych cywilów” w Syrii omal nie doprowadziło do konfliktu regionalnego na Bliskim Wschodzie. Trudno więc nawet wyobrazić sobie, żeby „handlarze bronią” nie tkwili po dziurki w nosie w służbach tajnych, żeby handlowali wedle swego widzimisię, a nie według ścisłych dyrektyw. Gdy zatem polska opinia publiczna dowiedziała się, że wiceminister obrony narodowej gen.Skrzypczak „był szantażowany” przez żydowskiego „handlarza bronią” – najważniejsze stało się pytanie nie czego dotyczył ów szantaż (zakupu jakiej broni u jakiej izraelskiej firmy), ale czym mianowicie wiceminister obrony RP był szantażowany?! Jeśli jest już narzędzie szantażu – to może zostać użyte do innego celu, niż wymuszeni zakupu tej czy innej broni... Poważne pytanie brzmi zatem: co żydowski „handlarz bronią” (czytaj Mossad) ma na generała Skrzypczaka, wiceministra obrony narodowej RP? Pytanie tym bardziej poważne, że w następstwie ujawnionego szantażu wiceminister obrony narodowej utracił „certyfikat bezpieczeństwa”, cofnięty mu przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego. Jakiś potworny smród roztoczył się dodatkowo wokół tej sprawy gdy premier Tusk postanowił zdymisjonować nie wiceministra obrony narodowej, ale szefa SKW, gen.Noska. Czyżby w wyniku wyjazdowych posiedzeń rządu Tuska w Izraelu i sam premier też?...Ale pst! „Zdrada, panowie, ale stójmy cicho” – jak pisał Szekspir w „Śnie nocy letniej”. Na żądanie tajnej debaty poselskiej w tej kwestii – rząd Tuska dał zdecydowany odpór. Jakże by inaczej... Najpierw wesołek Graś oświadczył, że wobec tak tajnej sprawy debata – nawet tajna – w gronie 560 posłów i senatorów byłaby niepożądana. Ale jakaż to „tajna sprawa”, gdy już wszyscy o niej mówią? Co mianowicie byłoby w tej sprawie „tajemniczego”? Chyba tyko to właśnie: czym izraelskie służby mogą szantażować wiceministra obrony. No ale jeśli to ma pozostać tajemnicą dla polskiej opinii publicznej, dla posłów i senatorów Najjaśniejszej Rzeczpospolitej – to czym właściwie powinien interesować się „świadomy obywatel demokratycznego państwa prawa, członka Unii Europejskiej”? Tym, z kim śpi poseł Biedroń czy posłanka Anna Grodzka?...Ten czy inny celebryta czy celebrytka?... Ale taka właśnie „lekcja obywatelska” płynie z decyzji rządu Tuska, zwłaszcza dla młodzieży. (Toteż „taka będzie Rzeczpospolita, jakie jej młodzieży chowanie”, ba – już jest taka, jak tresują ją politrucy politycznej poprawności. Wyrok wydany przez sędzinę Irenę Rybską na młodych ludzi w Białymstoku, którzy nie chcieli przepraszać za Jedwabne bo nie uznają odpowiedzialności zbiorowej – jest jaskrawym świadectwem tej postępującej, totalniackiej, demoralizujacej tresury.) Posłanka PO Radziszewska, stojąca na czele sejmowej komisji ds. służb specjalnych (z zawodu lekarka) niechętnie odniosła się nawet do zaproszenia na posiedzenie komisji szefa SKK, a i stojący na czele sejmowej komisji obrony poseł Niesiołowski (z zawodu biolog) też jakby stracił nagle zamiłowanie do „transparentności życia publicznego”. Na krótkiej smyczy chadzają te polityczne karzełki, chociaż nadymają się jak ropuchy. Zanim wybuchła sprawa szantażu wiceministra obrony narodowej, kilka miesięcy wcześniej, prezydent Putin kazał Rosyjskiej Służbie Federalnej „nawiązać stosunki” ze Służbą Kontrwywiadu Wojskowego w Polsce... „Nawiązywanie stosunków” w wydaniu rosyjskich służb specjalnych może przybierać rozmaite ciekawe postaci wyrafinowanych „gier operacyjnych”, w tym na przykład postać usunięcia niewygodnego szefa SKW. Odnotujmy i to, że rosyjskie i izraelskie służby specjalne, jakkolwiek koso na się spoglądające, mogą całkiem zgodnie i we wspólnym rozbiorowym interesie rozgrywać polskie sprawy. Na razie gen.Nosek „poleciał”, wygląda na to, że za uzasadnioną nieufność wobec gen.Skrzypczaka, ale i gen.Skrzypczak może „zostać zniszczony” – jak to zapowiedział mu Mossad ustami żydowskiego „handlarza bronią” – za ujawnienie próby szantażu i brak żądanego zakupu. Bo „niezawisła prokuratura” podjęła jednak „śledztwo”, chociaż tylko „w sprawie”, a nie przeciw generałowi. Czy dociecze, jaki był instrument szantażu?... O, będzie ruch w tej branży, a kto wie, może i padną jakieś nowe trupy („nie ma wojenki bez trupków, nie ma d... bez półdupków”), bo jest się o co bić: 130 miliardów na „modernizację armii” w najbliższych latach. Łupu-cupu – bęc! Można by powiedzieć, że w kolejnej sprawie rząd Tuska daje d..., ale właśnie tak powiedzieć nie można: co najwyżej daje półdupka, na którym siedzi, a może i to nawet nie? Nie odbywa się bezkarnie rządowych sesji wyjazdowych w Izraelu... Marian Miszalski
W sprawie „lektur obowiązkowych” Zapytany przez Sz. Redakcję – w związku z protestami przeciw usuwaniu polskiej klasyki z listy lektur szkolnych – co sądzę o tej akcji i kontr-akcji, i jakie są moje własne belferskie preferencje, odpowiem, że mamy tu w istocie dwa różnego kalibru problemy. Problem układania przez Ministerstwo Edukacji takich, czy innych „list lektur”, czy „programów nauczania” jest problemem wtórnym – nie bagatelnym bynajmniej, ale wtórnym. Problemem podstawowym i prymarnym jest SAMO ISTNIENIE centralnego urzędu, który kontynuuje złowrogie, antykatolickie i antypolskie dzieło podjęte ćwierć tysiąca lat temu przez Komisję Edukacji Narodowej. Wszakże głównym zadaniem, jakie w XVIII wieku stawiali sobie twórcy KEN, było właśnie wyrwanie dzieci i młodzieży spod wpływu Kościoła (alias „klechów”) i walka z polską tradycją (alias „sarmackim obskurantyzmem”) – Potoccy, Kołłątaj et consortes nigdy tego nie ukrywali (patrz choćby np.: „Walka o nauczycieli świeckich w dobie KEN” K. Mrozowskiej) – głównym ich zmartwieniem był ciągły niedostatek świeckich „zetempowców”, którymi mogliby obsadzać katedry szkolne i akademickie, rugując przede wszystkim znienawidzonych jezuitów. Kto sądzi, że dopiero w XX wieku orędownicy rewolucji światowej wpadli na pomysł „marszu przez instytucje”, niech zwróci uwagę na kariery luminarzy tamtej epoki. Na domiar złego, system KEN był nie tylko narzędziem walki ideologicznej i duchowej – jego wdrożenie stanowiło również pierwszy wielki krok w otchłań etatyzmu. Była bowiem KEN pierwszą w dziejach Polski tak rozległą i kosztowną biurokracją państwową. Dzieło rewolucyjnej transformacji polskich serc i umysłów podjęte zostało na dobre właśnie tam, w XVIII wieku – dzięki upaństwowieniu edukacji (KEN), kultury (vide: „obiady czwartkowe”, Teatr Narodowy etc.) państwo zyskało nieznane wcześniej instrumenty masowej transmisji propagandowej, które nb jak ulał pasowały później do celów, jakie wytyczały rządy zaborcze. Scentralizowany system edukacji uczy bowiem przede wszystkim lojalności względem samego systemu. Szkoła programowana przez władzę samym swoim istnieniem propaguje przede wszystkim konstytutywny dla nie-świadomości inteligenckiej zestaw przesądów: DEMOKRATYZM (w sferze ustrojowej), ETATYZM (w sferze gospodarczej), MODERNIZM (w sferze religijnej), INDYFERENTYZM (w sferze moralnej, stąd fetysze pochodne: pacyfizmu, tolerantyzmu etc.) i JUDEOIDEALIZM (w odróżnieniu od postulowanego przez niżej podpisanego judeorealizmu). Jest więc szkolnictwo państwowe, nie bójmy się tego słowa, MASONERIĄ DLA NIELETNICH – nie agitując dziś w sposób bezpośredni np. do wstąpienia do jakiegoś Komsomołu, Hitlerjugend, czy innego ZMP – zadowala się ona inicjacyjnym okaleczeniem świadomości i duchowości młodego człowieka, neutralizuje go i konformizuje, czyniąc organicznie niezdolnym do jasnego rozpoznania najwspanialszych skarbów i najpoważniejszych zagrożeń cywilizacyjnych. Tu z reguły żachnie się zawsze prawowierny polski inteligent i wyliczać zacznie pożytki, jakie mimo wszystko czerpał, jak mu się zdaje, z istnienia tego systemu. Na to odpowiadam, że to wszystko efekty uboczne: rzetelna wiedza i godziwe wychowanie, jeśli tu i ówdzie oferowane są przez państwową szkołę, to po prostu dlatego, że dobrych ludzi wciąż nie brak – i każdy z nas spotkał na pewno na swojej drodze niejednego dobrego nauczyciela. Ale cokolwiek zdołali oni zdziałać dla naszego dobra – udało im się to nie dzięki istnieniu ww. systemu, lecz pomimo. Odpieranie standardowych, kompletnie fałszywych zarzutów (że np. jeśli edukacja nie będzie państwowa, to „tylko dla bogatych”) i całkowicie chybionych argumentów (że jednak np. państwowej edukacji w II RP „zawdzięczamy patriotyczną formację pokolenia wojennego”, a za PRL „jednak zlikwidowano analfabetyzm”) itd. itp. – zostawię na inną okazję. Zwracam tylko uwagę, że utrzymywanie quasi-monopolu edukacyjnego państwa bynajmniej nie zabezpiecza interesów narodowych – jak się zdaje wychowanym w duchu KEN patriotom-etatystom. Właśnie tak długo, jak długo istnieje centralny rozdzielnik normy edukacyjnej, tak długo można jedną kretyńską decyzją administracyjną wywołać nieobliczalnie katastrofalne skutki – i to za jednym zamachem na obszarze całego kraju, i zapewne na pokolenia. A przecież gdyby nie ten kołłątajowsko-stalinowski system transmisji propagandowej (patrz: „kuratoria oświaty”) i państwowa kartelizacja szkolnictwa wyższego (patrz: „komisje akredytacyjne”), działający pod rygorem urzędowym, nie byłoby w niczyjej mocy nakłonić wszystkich na raz nauczycieli i dyrektorów szkół w całym kraju do zaakceptowania tak jawnie antypolskiej dyrektywy. Tak sądzę – bo nie będąc socjalistą po prostu wierzę w ludzi, a w Polaków w szczególności. Z całym szacunkiem zatem dla tych wszystkich, którzy w tych dniach dzielnie stają w obronie Mickiewicza, Sienkiewicza i wszystkich naszych narodowych świętości, biorąc udział w demonstracjach, pikietach i innych protestach przeciwko decyzjom MEN – to jednak, obawiam się, pewne nieporozumienie. Z szacunkiem – bowiem, jak przypuszczam, wśród protestujących przeważają świadomi patrioci, którym idzie o zachowanie tradycji narodowej i bytu państwowego. Ale jednocześnie jednak nieporozumienie – bo, jak przypuszczam, większość z nich błędnie mniema, że błąd tkwi w partykularnych decyzjach („zły” dobór lektur) i poszczególnych personaliach („zły” minister i jego „źli” urzędnicy) – a nie, jak to starałem się telegraficznie zasygnalizowć wyżej, w samym systemie, którego koroną jest ów centralny urząd. Nie wystarczy wymienić w nim „złych” na „dobrych” (bo zapewne „naszych” w odróżnieniu od „nienaszych”), jak nie da się wygrać walki ze śmiertelną chorobą podejmując doraźne leczenie objawowe – w tym przypadku: nie da się odwojować Polski staczając może nawet niejedną wygraną potyczkę o kosmetyczne szczegóły, ale nie atakując przy tym frontalnie ww. pryncypiów. Bo to, z czym mamy do czynienia, to nie żaden błąd – ale logiczna konsekwencja; nie eksces – a norma; nie kryzys – a rezultat.
Reasumując: oburzanie się na MEN, że wynaradawia polską młodzież (a przeczytałem, że niektórzy tam w Krakowie „są oburzeni”), jest podobnym nieporozumieniem, jak byłoby nim np. oburzanie się na dyrekcję kołchozu, że krowy w nim dają mniej mleka, a ludzie więcej piją, niż w wolnym świecie; albo oburzanie się na gauleitera Fischera za nędzny repertuar teatrzyków w okupowanej Warszawie. Bo podobnie jak kołchozy są od tego, by upadlały ludzi, a okupanci od tego, by nas wynaradawiać – tak i Ministerstwo Edukacji jest od dbania o to, by młodzi Polacy nie rozumieli i nie cenili tego, kim są i skąd się wywodzą, by od dziecka wdrażali się do respektowania aktualnej polit-poprawności, by nie byli zdolni stanąć na przeszkodzie budowie Nowego Wspaniałego Świata. Co uznałem za konieczne oświadczyć – by nie ryzykować zgorszenia, jakie mogłoby wyniknąć, gdybym od razu przystąpił do odpowiedzi na postawione przez Sz. Redakcję pytanie o moją prywatną „listę lektur” – mógłby wówczas ktoś utwierdzić się w fatalnym błędzie, że mianowicie wystarczy przywrócić pod strzechy pana Kmicica z panem Soplicą i przegonić Babę Jagę z MEN – a już będzie Polska „od pierwszego”. Niestety – nie obejdzie się bez kompletnej kontrrewolucji. Z pewnością więc warto piętnować antynarodową działalność aktualnego reżimu warszawskiego na odcinku edukacji, ale z pełną świadomością, że tego się nie da naprawić – to trzeba w całości obalić. Teraz zaś przechodzę do dzielenia się moimi sentymentami literackimi. Oto parę książek, które gorąco poleciłbym znajomym nauczycielom, gdyby mieli swobodę doboru materiału literackiego (a nie byli tłamszeni przez ministerialne „listy”, „pensa” i „programy”) ku większemu pożytkowi swych uczniów:
1/ Józef Mackiewicz, „Fakty, przyroda, ludzie” – z całej twórczości Mackiewicza ta książka zdaje mi się wprost idealnie skrojona do użytku szkolnego – zbiór krótkich tekstów, wśród których znajdziemy m.in. trzy bodaj najważniejsze w polskiej i światowej literaturze opisy zbrodni narodowego i międzynarodowego socjalizmu, których autor był naocznym świadkiem: „Ponary – Baza” i „Dymy nad Katyniem”, oraz „Zbrodnia w dolinie rzeki Drawy”;
2/ Anatol Krakowiecki, „Książka o Kołymie” – rzecz wydana na emigracji, w post-PRL pozostaje nadal prawie nieznana – stawiam ją wśród najważniejszych, najszlachetniejszych świadectw białego Oświęcimia, obok Szałamowa, a przedkładam nad Herlinga-Grudzińskiego;
2/ Florian Czarnyszewicz, „Losy pasierbów” – popularna w formule, wciągająca w lekturze opowieść o Polakach, którzy z dalekich kresów (zob. inną piękną powieść tegoż autora: „Nadberezyńcy”) w latach międzywojennych emigrują „za chlebem” aż do Argentyny – opowieść o walce polskiej rodziny o byt i zachowanie godności na obczyźnie, aktualna do bólu;
3/ Irena Bączkowska, „Podróż do Braiłowa”, opowiadanie z tomu pod tym samym tytułem – kapitalne arcydziełko polskiej literatury, powstałe (oczywiście) na emigracji, spopularyzowane niegdyś przez Radio Wolna Europa lekturą w odcinkach – mały „Pan Tadeusz” prozą;
4/ Ewa Kurek, „Zaporczycy” – póki nie napisze ktoś na ten temat godnej polecenia prozy fabularnej, ta dokumentarna, oparta na relacjach bezpośrednich świadków książka pozostaje bodaj najbardziej pasjonującą opowieścią o „żołnierzach wyklętych”;
5/ Zofia Reklewska-Braun, „Urodziłam się pomiędzy” – dokumentarna i poetycka zarazem książka wspomnień panieneczki z polskiego dworu (Mamy niżej podpisanego!), której oczy „sfotografowały” grozę wojny, niemieckiej okupacji i powojennego wypędzenia z „kraju lat dziecinnych” przez „władzę ludową”;
6/ Rafał Gan-Ganowicz, „Kondotierzy” – skromna narracja „psa wojny”, o wybitnym walorze literackim, napisana przez dzielnego Polaka, który skutecznie walczył z komunistami nie tylko piórem (bohatera filmu „Pistolet do wynajęcia” w reż. Piotra Zarębskiego);
7/ Ks. Władysław Nowobilski, „On namaścił moje dłonie” – bezpretensjonalna, pasjonująca relacja o tym, jak parafianie z Ciśca (w Żywieckiem), wbrew zakazom i prześladowaniom, w ciągu 24 godzin wznieśli sobie i na chwałę Bożą własny kościół - narratorem jest ich dzielny duszpasterz, a w roli drugoplanowej pojawia się abp krakowski Karol Wojtyła (!) – realia katolickiego życia w PRL w pigułce;
8/ Piotr Skórzyński, „Człowiek nieuwikłany” – nie doczekaliśmy się jeszcze prawdziwie wielkiej prozy, powieści, którą polska inteligencja rozliczałaby się z PRLem – ten nieduży, wstrząsający pamiętnik, bezlitośnie szczery, wręcz drastyczny w szczegółowej auto-wiwisekcji, pełni właśnie obowiązki takiej „auto-rozliczeniowej” prozy;
9/ „Czarna księga cenzury PRL” – niestety wciąż dostępna jedynie w emigracyjnym, lub podziemnym wydaniu (brak nowej edycji, to jedna z największych afer w kulturze i nauce post-PRL-u!) – najlepiej czytać wybrane „zapisy i zalecenia” GUKPPiW (Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk) wraz z komentarzem Tomasza Strzyżewskiego, człowieka któremu zawdzięczamy tę jedną z najważniejszych demaskacji systemu (patrz: jego książka „Matrix, czy prawda selektywna?”).
10/ Gabriel Maciejewski, „Nigdy nie oszczędzaj na jasnowidzu” – śmieszny do rozpuku i realistyczny do bólu, groteskowy i nostalgiczny zarazem „pitawal prowincjonalny” – najlepszy zbiór współczesych polskich opowiadań, jaki ostatnio czytałem; jak z obrazków, szkiców i nowelek Sienkiewicza, Prusa, Orzeszkowej, czy Konopnickiej wyłania się panorama współczesnej im Polski – tak też wiernie będzie można odtworzyć polskie realia przełomu XX i XXI wieku sięgając po te drastyczne, komiczne i liryczne zarazem krótkie teksty Maciejewskiego. Tyle na razie polskiej prozy. Ale cóż by to były za lekcje „polskiego”, bez poezji? Zbiory kunsztownych wierszy napisanych przez dwóch wybitnych poetów-pieśniarzy – uwaga: można je odtwarzać w formie audiowizualnej, bo do szeregu utworów powstały całkiem udane klipy filmowe – zawierają prawdziwe skarby, z których garściami korzystać może i powinien każdy polski nauczyciel:
11/ Jacek Kaczmarski, pieśni – zwłaszcza utwory z płyty „Sarmatia”, z których każdy inspirować może poważną dysputę – szczególnie polecam takiego np. „Warchoła”, znakomity materiał do analizy sztuki rymotwórczej najwyższej próby i piękne zaproszenie do pogłębienia świadomości historycznej;
12/ Jacek Kowalski, pieśni – wszystko jak wyżej: mistrzowski kunszt idzie o lepsze z wybitną erudycją – każdy z hitów takich jak „Sarmacja, psalm rodowodowy”, czy „Ignacego Skarbka Malczewskiego wyprawa na Warszawę” to rewelacyjny materiał na osobną lekcję języka i dziejów ojczystych; tegoż autora bezcenną pomocą dydaktyczną może okazać się książka „Niezbędnik sarmaty”. Po lekcji poezji kolej na lekcję teatru – w „spisie lektur” umieszczam dwa moje ulubione teksty sceniczne z ostatnich lat:
13/ Dorota Masłowska, „Między nami dobrze jest” – śmieszne i straszne dzieło autorki obdarzonej „słuchem idealnym” współczesnej polszczyzny; poprzednia, pierwsza jej sztuka, „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” była niewątpliwie najwybitniejszym polskim debiutem dramaturgicznym od czasu „Kartoteki” Różewicza (sic!) – tragi-farsowa i liryczna zarazam kondensacja współczesnego „konfliktu pokoleń”;
14/ Kazimierz Braun, „Cela Ojca Maksymiliana” – kapitalny monodram, dramat dla jednego aktora, który w ciągu kilkudziesięciu minut z faktograficzną wiernością i w poetyckim skrócie opowiada/odgrywa życie największego super-mena XX stulecia, św. Maksymiliana Marii Kolbego; autor tekstu (Ojciec niżej podpisanego!) napisał go w bliskiej współpracy z konfratrami Świętego; w oparciu o rozległą dokumentację - także w dalekiej Japonii; wyjątkowa sztuka: mówić o sprawach wiary językiem współczesnego teatru i jeszcze tak pasjonująco na dodatek. Wszystkie wymienione pozycje to lektura – czy w całości, czy w wyborze – zdecydowanie nadająca się raczej „dla klas starszych”. Ale mam coś i dla młodszych:
15/ Bronisława Ostrowska, „Bohaterski miś” – hit, przebój pokoleń wolnej Polski: przypadki pluszowego misia na wszystkich frontach walki o niepodległość (1914-1920); w dzieciństwie miałem w rękach egzemplarz przedwojenny (powojennego być nie mogło, bo przecież Miś bił się także z bolszewikami); potem widziałem emigracyjny reprint – aż wreszcie parę lat temu pojawiło się wznowienie krajowe. Ten „Miś” jest dziś może nieco zanadto, jak dla mnie, „piłsudczykowski” – ale lepszy taki Miś, niż żaden. Powyższe propozycje, jeszcze raz zastrzegam, to nie żadna kompletna lista – ot, po prostu szczera zachęta do dzielenia się z polską młodzieżą tymi akurat przeze mnie ulubionymi, a nie dość może szeroko docenianymi skarbami polskiej kultury. Broń nas zresztą, Panie Boże, przed tym, byśmy mieli w wolnej Polsce centralnie układać jakiekolwiek „listy lektur obowiązkowych”, które miałyby pod przymusem administracyjnym obowiązywać we wszystkich szkołach, które wolni Polacy zechcą sobie założyć i utrzymać. Polacy bowiem nie potrzebują żadnego systemu nakazowo-rozdzielczego, by samemu poznać się na tym, co dobre. I dobrze wiedzą, że nie znać „Pana Tadeusza” i „Trylogii” – wstyd. A żeby prawda ta mogła się upowszechniać, nie potrzebują centralnych „reform edukacji” – potrzebują wolnej przedsiębiorczości, na której bazie (marksowskiej, materialnej bazie) da się zrealizować prosty, oczywisty program: KOŚCIÓŁ – SZKOŁA – STRZELNICA. Czego sobie i Sz. Czytelnikom życzę – A.M.D.G. Grzegorz Braun
29/09/2013 „Słusznie! Bo to największa wartość” - powiedział w programie ”Jaka to melodia”, pan Robert Janowski- gospodarz programu. Rzecz dotyczyła wypowiedzi uczestniczki programu, która w sprawie rodziny, powiedziała, że” bez rodziny nie może żyć”. Oczywiście zgadzam się z panem Robertem Janowskim, i z tą panią ,że rodzina to największa wartość.. Obok Boga i Ojczyzny. Sam mam rodzinę, żonę i trzech synów i wiem jaka to wartość i radość.. Mam brata- i żyje jeszcze mama.. Osiemdziesiąt cztery lata.. Kilka ciotek, siostry i bracia cioteczni.. „Słusznie! Bo to największa wartość”. A skoro największa wartość, to trzeba wartości strzec.. Pan Robert Janowski oczywiście strzeże swojej rodziny, jak potrafi najlepiej, jak na gwiazdę przystało. W końcu jest częścią systemu jaki panuje w III Rzeczpospolitej, ale nie jako lekarz weterynarii- jako showmen, który organizuje milionom ludzi rozrywkę. Ładnie śpiewa, ładnie się zachowuje, ładnie prezentuje uczestników programu. .Oglądam ten program czasami w niedzielę. Z jednego powodu.: bywają w nim artyści Teatru Studia Buffo.. A to mój ulubiony teatr.. W piątek byłem w teatrze” Polonia” na Marszałkowskiej u pani Jandy na monodramie” Kalina”, poświęconym Kalinie Jędrusik.. Dostałem dwa bilety w prezencie od znajomych i postanowiłem z żoną przedstawienie zobaczyć.. Nie ma na razie jeszcze podatku od darowizny biletowej, więc jestem spokojny. W roli głównej wystąpiła aktorka, której nie lubię, pani Katarzyna Figura, zwana przez propagandę” Kasią”.. I wiecie Państwo co… Ludzie lewicy wszelakiej są jednak utalentowani. Nie mogę powiedzieć złego słowa o występie pani Katarzyny Figury- role odegrała dobrze i interesująco. Półtorej godziny minęło jak z bicza trzasnął. Wyszliśmy z teatru gdy padał deszcz.. Na podwórko- tam mieściło się kiedyś kino „Polonia”. Za poprzedniej komuny- jako student- tam bywałem. Pomyślałem, że pani Kalina Jędrusik też była utalentowana, ale zawsze kojarzy mi się z rozwiązłością.. Nie robiła na mnie nigdy wrażenia jako kobieta.. Bo przecież sam okazały biust nie może świadczyć o kobiecie.. Przecież nie on musi być miarą wartości kobiety.. Zresztą pani Kalina Jędrusik- moim zdaniem- do piękności się nie zaliczała.. Ale umiała śpiewać i grać.. Nawet konserwatywnemu Władysławowi Gomułce w sprawach obyczajowych, kojarzyła się z „kurwą”.. Szerzyła zgorszenie- tak uważał.. Jego zdanie- jego opinia..
Pani Kalina Jędusik była córką pana Henryka Jędusika, senatora w ;latach 1938-39.. Człowieka związanego z PSL ”Wyzwolenie”, a potem z OZON-em. Człowiek lewicy. Ugrupowaniem tworzonym od roku 1936 przez piłsudczyków.. Po śmieci” Marszałka” w 1935 roku rolę po nim miał przejąć generał Rydz- Śmigły. Bohater wojny bolszewickiej 1920, ale w 1939 roku uciekł za granicę zostawiając wojsko. Hańba! Nawet birbant i mason Wieniawa- Długoszowski- jako ambasador w Rzymie nie mógł w to uwierzyć.(???). A jednak! Uciekł- zostawiając upadające państwo polskie . Propaganda przedwojenna, tak jak dzisiaj usypiała czujność Polaków. Niemcy mieli tekturowe samoloty i czołgi.. A my mieliśmy koniki i kawalerię, na te tekturowe czołgi.. Towarzysz Piłsudski kochał konie – tak jak jego Wieniawa.. Trzy razy „K”. .”Kobiety, koniak i konie”.. W końcu popełnił samobójstwo, ale nie w fartuszku i z kielnią w dłoni..
Propaganda rozpowszechniała różne usypiające wierszyki, na przykład taki:
Nikt nam nie zrobi nic
Nikt nam nie weźmie nic
Bo nas prowadzi Śmigły
Marszałek Śmigły- Rydz
A potem pouciekali, na czele z głównym sprawcą przedwojennej katastrofy- Józefem Beckiem- człowiekiem Józefa Piłsudskiego.
W takim towarzystwie obracał się senator Jędrusik. -senator z kieleckiego. Miał jakieś idiotyczne pomysły na państwową szkołę, żeby mniej uczyć, mniej wymagać, rozluźnić dyscyplinę… Szkoła otwarta na postępowość.. Postępowy człowiek lewicy.. Edwarda Rydza Śmigłego, Stanisław Cat- Mackiewicz, przedwojenny konserwatysta, nazywał” bałwanem”(???), bałwanem” którego ludzie ulepili własnymi rękami, bo im był potrzebny, a potem wołali” Wodzu prowadź nas”, a on mógł tylko jeździć popychany na taczkach”. Taka była ocena Marszałka przez konserwatystę.. I wszędzie panował Kult Marszałka, ale tego poprzedniego- Piłsudskiego..
Można było dostać pięć lat więzienia za obrazę czci Marszałka Piłsudskiego.. Niektórzy czciciele Marszałka chcieli podnieść karę do 15 lat(!!!) Propozycja kary śmierci za obrazę czci Marszałka nie padała- na szczęście.. Marszałek był bogiem! Wielki i niezastąpiony. Miał swoją cześć.. W roku 1927- dekretem, a nie tak jak napisał w swojej książce pan Sławomir Koper” Polskie piekiełko’, którą akurat czytam- ustawą, zamiast orła w godle wprowadził masońskie gwiazdki.. Taki to był Marszałek.. To było zaraz po zamachu majowym… To nie była ustawa- to był dekret.
Ale dlaczego przytoczyłem słowa pana Roberta Janowskiego? Że rodzina to” największa wartość”. Bo pan Robert ma troje dzieci.. To znaczy z różnych związków.. Ma dwie córki , Anielę i Tolę., ze związku z panią Katarzyną Dańską oraz syna Makarego z małżeństwa z Katarzyną Kalicińską- Goczał.. 14 września pan Robert Janowski poślubił panią Monikę Glodek- ślub odbył się w Kazimierzu Dolnym.. To jest ta sam osoba, która z żoną pana ministra Drzewieckiego z Platformy Obywatelskiej- zatrzymana została przez amerykańską policję, za próbę wyniesienia ze sklepu na Florydzie- -futer..
Wygląda na to, że naprawdę rodzina dla pana Roberta Janowskiego to” największa wartość”(???) Próbuje i próbuje- może w końcu mu się uda… Szuka tej prawdziwej- bo ta poprzednia nie była prawdziwa.. Może następna będzie ta prawdziwa.. Szukajcie aż znajdziecie.. Musiał to być jakiś ślub w Kościele w Kazimierzu Dolnym- jeśli oczywiście dwa poprzednie były cywilne.. Może jeszcze będzie czwarty- w końcu pan Janowski to rocznik 1961.. Ma jeszcze czas..
Ale mnie najbardziej podobał się w roli homoseksualisty w propagandowym serialu telewizyjnym” Na dobre i na złe”. Propagowanie państwowego szpitala, jako najlepszego panaceum na leczenie człowieka.. Palce lizać- sam widziałem! Akurat byłem w domu i widziałem.. Naprawdę dobra rola. Można powiedzieć- oskarowa… Doskonale wpisuje się w propagandę homoseksualizmu.. Tak jak kilka miesięcy temu oburzenie pani Katarzyny Figury na przemoc w rodzinie, którą uprawiał jej mąż przeciw niej… Akurat zbiegło się jej wynurzenie z uchwaloną ustawą o przemocy w rodzinie.. Akurat w tym momencie pani Katarzyna Figura przypomniała sobie, że mąż ją bił… Bo chyba minęło z pięć lat jak go nie ma, bo wyjechał do USA.. Takie przypadkowe zbieżności….
I słusznie! Bo rodzina to największa wartość..
WJR
Projekt budżetu na 2014 rok czyli fikcja goni fikcję
1. W ostatni piątek Rada Ministrów przyjęła ostateczny projekt budżetu na 2014 rok i towarzyszące mu tzw. projekty ustaw okołobudżetowych, ponieważ już w najbliższy poniedziałek wszystkie te dokumenty muszą znaleźć się w Sejmie (zgodnie z Konstytucją RP , Rada Ministrów ma obowiązek przedłożyć projekt budżetu na rok następny do 30 września roku poprzedzającego rok budżetowy). Projekt ten został oparty o prognozę wynoszącego 2,5% wzrostu PKB i 2,4% inflację i w związku z tym w komunikacie Centrum Informacyjnego Rządu, został określony jako konserwatywny, a więc taki którego wykonanie może być lepsze od planowanego zarówno w zakresie dochodów jak i wydatków, a więc w konsekwencji pozwalające na osiągniecie niższego niż zaplanowano, deficytu budżetowego. Wydaje się jednak, że to określenie zdecydowanie na wyrost, zwłaszcza po przyjrzeniu się niektórym szczegółom, widać wyraźnie, że w tym projekcie budżetu niestety fikcja goni fikcję.
2. Pierwsza fikcja to wpisanie do dochodów i wydatków budżetowych konsekwencji zmian w OFE mimo tego, że projekt ustawy je wprowadzający wpłynie do Sejmu dopiero pod koniec października. Premier Tusk i minister Rostowski doskonale wiedzą, że taki sposób przygotowania projektu budżetu (czyli wpisywania fikcyjnych dochodów i ograniczania wydatków w oparciu o nieistniejące jeszcze akty prawne), jest niezgodny z Konstytucją RP, ale decydują się na takie posunięcie, bo bez tych dodatkowych środków pochodzących z rozmontowania OFE tego projektu budżetu, złożyć by się nie dało. Przypomnijmy więc, że w projekcie budżetu na 2014 rok rząd Tuska uwzględnił skutki zmian w systemie emerytalnym i oszacował je tylko w następnym roku na około 13 mld zł. Po pierwsze o 6,6 mld zł mniejsze mają być koszty obsługi długu publicznego (spadną z 42,7 mld zł w tym roku do 36,1mld zł w 2014 roku) przy czym ich spadek o 6,6% składa się jeszcze bardziej z wyraźnego spadku kosztów obsługi części krajowej długu, ponieważ koszty obsługi części zagranicznej wzrosną aż o 14%. A więc tak ogromny spadek kosztów obsługi długu publicznego wynika z zapowiedzianego przejęcia z OFE obligacji skarbowych na kwotę około 120 mld zł (wg propozycji rządowych mają zostać umorzone). Po drugie o kolejne 6,2 mld zł (czyli o 6,2%), ma być mniejsza dotacja budżetowa do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (zmniejszenie dotacji z 45,4 mld zł do kwoty 39,2 mld zł), który ma się wzbogacić o taką kwotę pochodzącą z przejęcia kapitałów pierwszych roczników ubezpieczonych, którzy w ciągu najbliższych 10 lat będą przechodzili na emerytury.
3. Druga prawdopodobna fikcja to podwyższone stawki VAT. Otóż Rządowe Centrum Legislacyjne twierdzi, że zakomunikowana już jakiś czas temu przez premiera Tuska i ministra Rostowskiego decyzja o przedłużeniu obowiązywania podwyższonych stawek VAT na kolejne 3 lata (2014-2016), może być niezgodna z Konstytucją RP. Przypomnijmy tylko, że wprowadzone przez rząd Tuska podwyższone stawki podatku VAT (z 22% na 23% oraz z 3% na 5% i z 7% na 8%), miały obowiązywać od 1 stycznia 2011 do 31 grudnia 2013 i z dniem 1 stycznia 2014 roku, miały automatycznie powrócić do stanu poprzedniego. Proponowane przez rząd przedłużenie obowiązywania tych stawek o kolejne 3 lata, zdaniem ekspertów Rządowego Centrum Legislacyjnego, może być niezgodne z konstytucyjną zasadą zaufania obywatela do państwa i stanowionego przez nie prawa. Konieczność powrotu do wcześniejszych stawek podatku VAT, oznaczałaby zmniejszenie dochodów z tego podatku o kwotę 5-6 mld zł (taki szacunek rocznego wzrostu dochodów z tego podatku zamieścił resort finansów w projekcie ustawy kiedy stawki te były podwyższane).
4. A przecież to nie wszystko. W założeniach do projektu budżetu przyjęto bardzo ryzykownie wzrost konsumpcji prywatnej w 2014 roku o 2,1% w sytuacji kiedy w 2012 roku ten wzrost wynosił zaledwie 0,8%, a w 2013 ma wynieść tylko1,1%. Jeszcze bardziej ryzykowne jest przyjęcie wzrostu inwestycji w 2014 roku aż o 4,4%, podczas gdy w 2012 roku nastąpił ich spadek o 0,8% , a w 2013 roku zakładany jest kolejny spadek tym razem o 0,7%. Zakładany na takim poziomie wzrost inwestycji w ujęciu rok do roku, jest tym dziwniejszy, że jest oparty o przewidywanym 7% wzroście inwestycji prywatnych, bo te publiczne mają spaść po raz kolejny także w 2014 roku. A więc fikcja goni fikcję, a premier Tusk i minister Rostowski w komunikacie CIR twierdzą, że przygotowali konserwatywny projekt budżetu. Papier jest cierpliwy i wszystko przyjmie ale akurat w tej sprawie szybko może się okazać, że „król jest nagi”.
Kuźmiuk
Pluralizm w działaniu Wyborcze zwycięstwo CDU w Niemczech stało się okazją do demonstracji siły Stronnictwa Pruskiego w naszym nieszczęśliwym kraju. Bo trzeba nam wiedzieć, że w naszym nieszczęśliwym kraju od drugiej połowy lat 80-tych panuje polityczny pluralizm. Kiedy okazało się, że istotnym elementem nowego porządku politycznego w Europie będzie ewakuacja imperium sowieckiego z Europy Środkowej, liczni bezpieczniacy zarówno z SB, jak i razwiedki wojskowej, postawili sobie pytanie, co mają w związku z tym uczynić, w jaki sposób zapewnić sobie bezpieczeństwo na wszelki wypadek. Ponieważ są to ludzie zdemoralizowani, gotowi służyć każdemu, kto zapewni im możliwość pasożytowania na mniej wartościowym narodzie tubylczym, ale przy tym inteligentni i spostrzegawczy, to domyślili się, że po ewakuacji sowieciarzy prędzej czy później nastąpi odwrócenie sojuszy. W takiej sytuacji, nie czekając aż to nastąpi, zawczasu przewerbowali się do przyszłych sojuszników w przekonaniu, że ci nie pozwolą swoim agentom zrobić najmniejszej krzywdy. Przykładem takiej metamorfozy jest przypadek Edwarda M. - którego jedna niezależna prokuratura nadal podejrzewa o sprawstwo kierownicze morderstwa generała Papały, mimo że w innej niezależnej prokuraturze jeden przez drugiego przyznają się do tego morderstwa złodzieje samochodowi, aż prokurator musi ich mitygować: panowie, nie wszyscy naraz, przyznawać mi się po kolei; porządek musi być! Otóż Edward M. za komuny funkcjonariusz kontrrazwiedki wojskowej, w 1987 roku jednym susem przewerbował się do FBI. Ponieważ sądy w Ameryce są tak samo niezawisłe, jak i u nas, toteż pod jakimś pretekstem nie został wydany, bo jużci - kto to widział, by wydawać obcym państwom własnych agentów? Z całą pewnością nie był to przypadek odosobniony, raczej przeciwnie - typowy. W rezultacie tych przewerbowań, które reprodukują się dzisiaj w drugim, a nawet i trzecim pokoleniu, bo mamy do czynienia ze zjawiskiem dziedziczenia pozycji społecznej, w następstwie czego dzieci aktorów zostają aktorami, dzieci piosenkarzy - piosenkarzami, dzieci lekarzy - lekarzami, to niby dlaczego potomstwo agentów nie miałoby zostawać dziedzicznymi agentami? Więc w rezultacie tych przewerbowań mamy w naszym nieszczęśliwym kraju polityczny pluralizm; jedni należą do Stronnictwa Pruskiego, inni - do Stronnictwa Ruskiego, jeszcze inni są szabesgojami Mosadu, a niektórzy pozostali przy CIA. Tych ostatnich jest chyba coraz mniej zwłaszcza od czasu, gdy prezydent Obama 17 września 2009 roku obwieścił, że wycofuje Stany Zjednoczone z aktywnej polityki w Europie Środkowo-Wschodniej, w następstwie czego stosunki polityczne w Europie Środkowej kształtowane są przez strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, od listopada 2010 roku wzmocnione strategicznym partnerstwem NATO - Rosja. Nawiasem mówiąc, warto przypomnieć, że deklaracja prezydenta Obamy nastąpiła zaledwie w miesiąc po spotkaniu izraelskiego prezydenta Szymona Peresa z rosyjskim prezydentem Miedwiediewem w Soczi, po którym prezydent Peres powiedział izraelskiej gazecie, że obiecał prezydentowi Miedwiediewowi, iż „przekona” prezydenta Obamę do wycofania elementów tarczy antyrakietowej ze Środkowej Europy. Najwyraźniej go „przekonał” i tylko nie wiemy, co i czyim kosztem obiecał mu za tę przysługę prezydent Miedwiediew. Ale chociaż nie wiemy, to przecież tego i owego możemy się domyślić. Jeszcze nie ucichły echa deklaracji prezydenta Obamy, a już z klasztoru św. Niła przybyli na Jasna Górę świątobliwi mnisi po kopię cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, co zapoczątkowało w stosunkach polsko-rosyjskich okres „dyplomacji ikonowej”, uwieńczonej podpisaniem „porozumienia o pojednaniu polsko-rosyjskim” przez jego Świątobliwość Patriarchę Moskwy i Wszechrusi Cyryla i JE abpa Józefa Michalika w sierpniu 2012 roku. Ano - jak „pojednanie”, to pojednanie - więc nic dziwnego, że w maju br. prezydent Putin nakazał rosyjskiej FSB nawiązanie współpracy ze Służbą Kontrwywiadu Wojskowego w Polsce - formacją, co to wraz ze Służbą Wywiadu Wojskowego wypączkowała z „długiego ramienia Moskwy”, czyli Wojskowych Służb Informacyjnych, których, jak wiadomo, „nie ma”. Kiedy już się tak „jednamy”, to przecież nie wypada dociekliwie wypytywać, kto tam kogo słucha i kto przed kim trzaska kopytami - chociaż i bez tego możemy się domyślić, że ruscy szachiści chyba jednak przed reprezentantami naszej niezwyciężonej armii chyba jednak kopytami nie trzaskają. Ten nieco przydługi wstęp wydaje się jednak potrzebny gwoli lepszego zrozumienia przyczyn, dla których w dniach ostatnich walka buldogów spod dywanu przeniosła się na dywan. Oto okazało się, że generał Nosek, dotychczasowy szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, odmówił wiceministrowi obrony narodowej generałowi Skrzypczakowi certyfikatu dostępu do informacji niejawnych, a więc wglądu w to, kto w jaki sposób i na jakie sumy doi i rozkrada Rzeczpospolitą, zaś SKW starannie ukrywa to przed osobami niepowołanymi, co w żargonie soldateski nazywa się „ochroną kontrwywiadowczą”. Za takową psotę minister obrony narodowej pan Siemoniak „za zgodą premiera” zwolnił generała Noska z posady. Dlaczego generał Nosek uznał generała Skrzypczaka za niegodnego dostępu do „informacji niejawnych”? Tego ma się rozumieć nie wiemy, ale pamiętamy, że niedawno pewien lobbysta, co to „sze kręczy” przy handlu izraelską bronią, publicznie odgrażał się, że generała Skrzypczaka „wykończy”, ponieważ nie chciał od niego kupić jakichści „dronów”, czy może innych narzędzi walki o pokój. Reakcja generała Noska skłania do podejrzeń, że ów lobbysta nie rzucał słów na wiatr, co pokazuje, że wpływy Mosadu w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego mogą być większe, niż nam się wydaje. I nic dziwnego, skoro szef Mosadu Meir Dagan dostał honorowe obywatelstwo od prezydenta Komorowskiego, tego samego, którego wyborczy sukces generał Dukaczewski z WSI, których, jak wiadomo, „nie ma” zapowiadał uczcić otwarciem butelki szampana. Aliści pluralizm polityczny doszedł do głosu, w następstwie czego generał Nosek stracił posadę. To znowu skłania do podejrzeń, że w Ministerstwie Obrony i w otoczeniu premiera może być sporo wpływowych osobistości, które służą, dajmy na to, BND, a nie jakiemuś tam Mosadowi. Ale widać, że i Mosad nie składa broni, bo wkrótce po dymisji generała Noska niezależna prokuratura poinformowała o wszczęciu śledztwa przeciwko generałowi Skrzypczakowi w związku z podejrzeniem „korzyści majątkowej”. Warto w tym miejscu przypomnieć, że sztandarowa, chociaż niestety tylko literacka postać naszego kapitalizmu, czyli Stanisław Wokulski z „Lalki” dorobił się majątku właśnie na dostawach wojskowych, chociaż ma się rozumieć, absolutnie uczciwie. Trochę inaczej, chociaż nie da się ukryć, że bardziej realistycznie podchodzi do tych spraw Pismo Święte, napominając by nie zawiązywać gęby wołowi młócącemu. Jeśli tedy komuś byłoby jeszcze mało dowodów czy choćby poszlak wskazujących na istnienie w naszym nieszczęśliwym kraju, to musi go przekonać wspomniana na wstępie demonstracja siły Stronnictwa Pruskiego po zwycięstwie wyborczym CDU w Niemczech. Oznacza ono nie tylko, że Nasza Złota Pani pozostanie Naszą Złotą Panią na kolejną kadencję, ale przede wszystkim - że kontynuowana będzie dotychczasowa polityka budowania IV Rzeszy środkami pokojowymi. Nic więc dziwnego, że wysunięty niegdyś przez starszych i mądrzejszych na prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju „wierny syn Kościoła” wystąpił z pomysłem przyłączenia Polski do Niemiec w ramach tak zwanego „pogłębiania” europejskiej integracji. Ja wprawdzie powtarzam, że kto słucha Lecha Wałęsy, ten sam sobie szkodzi, ale przypuszczam, że został on tylko instrumentalnie wykorzystany do puszczenia balonu próbnego, mającego przetestować reakcję opinii publicznej na ten zdradziecki pomysł. Chodzi o sprawdzenie, jaki poziom tej reakcji zarówno Stronnictwo Pruskie, jak przede wszystkim Nasza Złota Pani będzie mogła uznać za milczące przyzwolenie. W takim przypadku można będzie przejść do następnego etapu „pogłębiania integracji” w którą wepchnęła nas ratyfikacja traktatu akcesyjnego, w następstwie którego 1 maja 2004 roku dokonał się Anschluss Polski do Unii Europejskiej oraz ratyfikacja traktatu lizbońskiego, który pozbawia nas niepodległości i suwerenności politycznej. Wychodzi to naprzeciw potrzebom politycznego pluralizmu, bo zwróćmy uwagę, że Europa Środkowa jest podzielona na strefy wpływów prawie dokładnie wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow, która jeśli była dobra dla strategicznych partnerów w roku 1939, to dlaczego miałaby być niedobra w roku 2013? SM
O”Świeckim dekalogu wartości”
Dodano 30/09/2013, w Bez kategorii, przez Waldemar Jan Rajca
- wspominał pan Lech Wałęsa podczas swoich urodzinowych siedemdziesięciu lat, które obchodził właśnie.. Jak ten czas leci.. Już siedemdziesiąt, a od czasu obalenia” komunizmu” jest dopiero dwadzieścia cztery lata . Obalacze komunizmu przyjęli obalenie go w roku 1989.. A on- moim zdaniem- się jedynie przepoczwarzył.. Nadal mamy rządy biurokracji przeciw wolnemu rynkowi. Pojawiła się prywatna własność, ale obwarowana tysiącami przepisów czyniących prywatną własność fikcją.. Urzędnik- jak chce – może z właścicielem własności zrobić co mu się podoba, jak to w demokratycznym państwie prawnym i obywatelskim, a jego własność mu odebrać na różne przemyślne i prawne sposoby.. Pojawiła się wielka grupa „ kapitalistów kompradorskich”, którzy żyją ze stosunków personalnych z władzą… Można powiedzieć, że ze stosunków homoseksualnych z władzą.. Kto jest z nią bardziej zaprzyjaźniony- ten ma więcej. Nie dzięki wolnemu rynkowi , ciężkiej pracy i ryzyka- ale z kontaktów homoseksualnych z nią..
Propaganda uparcie powtarza, że mamy w Polsce wolny rynek i ustrój, o którym marzyło miliony Polaków, a który spowodował, że miliony z nich wyjechało w poszukiwaniu chleba, miliony cierpią niedostatek, a wielkie miliony pozostają w długach.. Nie tylko indywidualnych, ale również zbiorowych.. Bo socjalistyczne państwo- w ich imieniu- zaciągnęło potężne finansowe zobowiązania, które trzeba będzie spłacać, nie tylko w tym wieku, ale wieku następnym.. Już dzisiaj wierzytelności- moim zdaniem- nie są do spłacenia.. Przy narastającym długu..
Pan Lech Wałęsa, człowiek o lewicowych poglądach na gospodarkę, noszący uparcie Matkę Boską w klapie, dawny związkowiec- jest produktem mitycznym ludzi trzymających prawdziwą władzę w Polsce, czyli służb specjalnych. To one wykreowały Go na męża opatrznościowego narodu, to on kryje- swoją legendą- cały ten układ , który paraliżuje energię Polaków.. W końcu Okrągły Stół to wielki majstersztyk pana generała Czesława Kiszczaka.. Pousadzał swoich ludzi przy Stole i zrobił wielkie show jak to naród dogaduje się z władzą. pokojowo… Ale z Polski musiało wyjechać w jedną stronę 950 000 Polaków, którym poprzednie wcielenie socjalizmu się nie podobało.. Tak była cena ludzka utrzymania tak naprawdę status quo.. Wszystko zmienić, żeby nic się nie zmieniło- to wielki majstersztyk..
„Świecki dekalog wartości”(???) A co to takiego? „Dekalogu” lansowanego przez pana Lecha Wałęsę, człowieka z Matką Boską w klapie.. Nie wystarczy chrześcijaninowi zwykły Dekalog ofiarowany na Górze Synaj- Mojżeszowi.. Ten sam, który obowiązuje wiele wieków i się sprawdził.. Tylko potrzebny jest jakiś inny” świecki”- lepszy. Boski jest zły- potrzebny jest” świecki”.. I pan Lech Wałęsa lansuje taki” dekalog”.. I to chwaląc się Matką Boską w klapie marynarki. Tak było w masońskich legionach.. Niektórzy też nosili na czapkach Matkę Boską, ale nie przeszkadzało im to w wyrzynaniu w pień katolickich mieszkańców iberyjskich wiosek- przez pułk Konopki, gwałceniu zakonnic z Saragossy przez żołnierzy z pułku Legii Nadwiślańskiej czy rozstrzeliwaniu zakonników w ramach walki z katolickim zabobonem.
Pan Lech Wałęsa, albo nie zdaje sobie sprawy co głosi., albo zdaje sobie sprawę jak najbardziej- realizując masońską wizję walki z chrześcijaństwem, która między innymi[polega na zastępowaniu wszystkiego co ma ducha chrześcijaństwa- duchem wolnomularskim opartym nie o Prawa Boże, ale o Prawa Człowieka. Wygląda na to, że Lechu zwariował.. Za zaszczyty, sławę, pieniądze- sprzeniewierza się chrześcijaństwu, atakując go skrycie… I wciskając kit, o jakimś ” świeckim dekalogu wartości”.(???). W swoje siedemdziesiąte urodziny.. Czy „mędrzec” Europy wstąpił na służbę Sztuki Królewskiej? Takie pytanie zadaję sobie i Państwu? I do tego ma Matkę Boską w klapie marynarki..
Karta Praw Podstawowych, nazywana jest unijnym świeckim dekalogiem wartości.. Składa się z 54 artykułów w 7 rozdziałach o następujących tytułach.: ”Godność”,” Wolność”,” Równość” :,”Solidarność”,” Prawa obywateli”, ”Wymiar sprawiedliwości” oraz „Postanowienia ogólne”. Może to właśnie miał na myśli pan Lech Wałęsa- były prezydent III Rzeczpospolitej..?
Polska coraz bardziej pogrąża się w dekalogu cnót obywatelskich, pisanych przez wrogów cywilizacji łacińskiej. Bezinteresowność, szlachetne porywy, kaganek oświaty, braterstwo, solidarność. .Nie ma nic o Bogu. .Prawa natury zostały wymazane- zostaną prawa stanowione przez człowieka.. Dużo praw stanowionych przez człowieka.. I od tych stanowionych praw ma człowiekowi być lepiej.? Im więcej praw- tym oczywiście więcej bałaganu.. I chyba o to chodzi twórcom” świeckiego dekalogu wartości”.. Prawdziwy dekalog jest jeden.. Niepowtarzalny i Jedyny!
Panie Lechu Wałęsa..
I nie zastąpi go, żaden” świecki dekalog wartości”, Tym bardziej, że nie ma nim żadnych wartości.. Zwanych obecnie” europejskimi”..
WJR
Osłona medialna dla niszczenia polskiego przemysłu
30 września 2013
1. Na początku lat 90-tych poprzedniego stulecia kiedy niszczono polskie przedsiębiorstwa, nie potrzebna była osłona medialna, bo ten proceder był tak masowy, że większość z nas nie reagowała.
Panowało powszechne przekonanie tak musi być, socjalistyczną gospodarkę w tym przedsiębiorstwa, trzeba ofiarować na „ołtarzu” rodzącego się kapitalizmu, wszystkie media były pełne tego rodzaju argumentacji.
Nawet wtedy kiedy za przysłowiowe „psie pieniądze”, były sprzedawane duże polskie przedsiębiorstwa zagranicznym inwestorom, a ci po kilku- kilkunastu miesiącach, doprowadzali je do upadłości i okazywało się, że w ten sposób kupuje się pojemny polski rynek, też nie było jakiś wielkich protestów.
2. Dopiero teraz do Polaków, coraz mocniej docierają informacje, że bez realnej gospodarki w tym w szczególności przemysłu, trudno o rozwój kraju i stabilne, przyzwoicie opłacane miejsca pracy.
Dlatego przyzwolenie rządu Tuska na likwidację stoczni w Gdyni i Szczecinie tuż po korzystnych dla Platformy wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku (w kampanii wyborczej do PE Donald Tusk i jego ówczesny minister skarbu Aleksander Grad obiecali katarskiego inwestora dla tych stoczni, po wyborach jednak okazało się, że te deklaracje były fikcyjne), zostało bardzo negatywnie odebrane przez opinię publiczną.
Jeszcze większe negatywne emocje w społeczeństwie, powodują teraz informacje o kolejnych redukcjach zatrudnienia w dużych przedsiębiorstwach kooperujących ze stoczniami takich jak choćby Zakłady Cegielskiego w Poznaniu czy Huta Częstochowa, z których to spółek w ostatnim okresie musiało odejść kilka tysięcy pracowników.
3. W tej sytuacji kłopoty jakie przeżywa w ostatnich miesiącach ostatnia z wielkich polskich stoczni czyli Stocznia Gdańska, powinny być dla ekipy Tuska wyzwaniem, z którym w rozsądny sposób należy się zmierzyć.
Wprawdzie Stocznia Gdańska od 2007 roku w 75% należy do ukraińskiego inwestora (spółka Shipypard Group), a tylko w 25 % do Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) ale to jeszcze nie wystarczający powód, żeby ostentacyjnie odrzucać propozycje jej ratowania.
Wyraźne pogorszenie sytuacji finansowej Stoczni Gdańskiej, nastąpiło kilka miesięcy temu i wtedy ukraiński większościowy właściciel zaproponował podwyższenie kapitału akcyjnego stoczni o 85 mln zł (64 mln zł mieli wyłożyć Ukraińcy, 21 mln zł ARP) ale jak się teraz okazuje Agencja i jej prezes człowiek Platformy Wojciech Dąbrowski, nie byli tym zainteresowani.
Co więcej jak ustalili dziennikarze portalu trójmiasto.pl (którym ARP przez pomyłkę wysłała komplet dokumentów związanych z obecną sytuacją Stoczni Gdańskiej), ARP zamówiła w jednej ze znanych agencji PR-owej (agencja Profile pracująca dla kilku ministerstw rządu Tuska), schemat kampanii informacyjnej, która ma zdjąć z niej odpowiedzialność za ewentualną upadłość Stoczni Gdańskiej.
4. Na stronie wspomnianego portalu jest umieszczony 3 -stronicowy dokument pt. „Stocznia Gdańska- Plan działań komunikacyjnych i przekazy”, który nie zostawia żadnych złudzeń, że za publiczne pieniądze państwowa Agencja, zamówiła przygotowanie działań, które mają przekonać opinię publiczną, że upadłość Stoczni Gdańskiej jest jedynym możliwym rozwiązaniem, a jedynym winnym jest ukraiński inwestor.
Co więcej możemy się z niego dowiedzieć, że w takich gazetach jak Wyborcza, czy Puls Biznesu albo telewizjach jak TVN, można nie tylko umieszczać przecieki o podejmowanych decyzjach przez ARP, tak aby przyzwyczajać opinię do podjętej przez Agencję decyzji o upadłości ale w zasadzie każdy artykuł czy reportaż, który będzie zdejmował odpowiedzialność z rządzących za to co ze stocznią się stało.
Gdybyśmy byli naprawdę demokratycznym krajem, to premier Tusk na każdej konferencji prasowej musiałby się tłumaczyć z decyzji swoich urzędników w tej sprawie, a dziennikarze z wymienionych mediów ze swojej rzetelności i niezależności.
Ale ponieważ nie ma ani jednego ani drugiego, to o całej sytuacji można poczytać na kilku niezależnych portalach internetowych, w Gazecie Polskiej Codziennie czy w Naszym Dzienniku.
Oczywiście przygotuję także interpelację do ministra skarbu w tej sprawie ale zapewne po 30 dniach otrzymam odpowiedź z użyciem argumentów, które przygotowała dla ARP PR-owa agencja Profile.
Kuźmiuk
Sipowicz sugeruje że Tusk był dilerem narkotykowym ?
2013-09-30 15:21
”A co Kaczyński myśli o Tusku? „...”Jarosław przez lata nim gardził, mówił, że to chłoptaś, nie polityk. Powtarzał, że w latach 80., gdy jego żona z synkiem gnieździła się w akademiku, on przepuszczał pieniądze z kolegami na imprezach. Po upadku komuny to samo: balangi, alkohol, piłeczka. „.....(więcej )
Rozmowa Mazurka. Kamil Sipowicz, historyk filozofii, poeta. „ Chłopaki Tuska mieli najlepszą trawę w mieście”
Kamil Sipowicz „ Bo Donald Tusk palił marihuanę, a jego pokój w akademiku znany był z tego, że chłopaki mieli najlepszą trawę w mieście! On doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to żadna trucizna. „....”Mieliśmy wspólnych znajomych, nasze środowiska się przenikały i pobieżnie znałem Tuska, zanim jeszcze został politykiem. Dlatego sądziłem, że skoro wie, co to jest, to wróci do normalnej polityki, czyli niekarania za posiadanie i z czasem do legalizacji marihuany używanej do celów leczniczych „...”Platforma Obywatelska przestaje być obywatelska i dla mnie ideałem byłyby rządy Tuska z Europą Plus, która powstaje z partii Palikota. To wymusiłoby na Tusku niezbędne, liberalne zmiany: zalegalizowaliby marihuanę, in vitro, związki partnerskie.” ….(źródło )
„Co prawda Tusk sam kilka lat temu przyznał się do palenia „trawki”, ale sugerował, że był to jedynie incydent.Palił pan, ale się nie zaciągał?- pytali w 2008 r. dziennikarze „Newsweeka”.W życiu nie użyłbym tej obłudnej clintonowskiej formuły, ale naprawdę nie ma o czym mówić
- stwierdził wtedy Tusk.”...(źródło)
”Agent STASI Detlef Ruser / Henryk/ , który mieszkał w Polsce zbliżył sie do środowiska , które wydawało solidarnościowe pismo „Samorządność „ między innymi do Donalda Tuska .Spotykał sie z redaktorami pisma , przychodził na spotkania Klubu Myśli Politycznej im Konstytucji 3 Maja „...(więcej )
Wprost tak pisze panice , a raczej paranoi w jaką wpadł Tusk „Lider Platformy boi się porażkiw nadchodzących wyborach nie tylko dlatego, żemoże w ich wyniku stracić władzę.–To także strach fizyczny.Premier boi się, że, jeśli PiS wygra, to ludzie prezesapo niego przyjdą i zakują go w kajdanki–mówi „Wprost” jeden z polityków PO „..”....po Smoleńsku Donald zaczął odczuwać fizyczny strach przed Kaczyńskim.”....”A co Kaczyński myśli o Tusku? „...”Jarosław przez lata nim gardził,mówił, że to chłoptaś, nie polityk. Powtarzał, że w latach 80., gdy jegożona z synkiem gnieździła się w akademiku, on przepuszczał pieniądze z kolegami na imprezach. Po upadku komuny to samo: balangi, alkohol, piłeczka.„....(więcej )
video „Grzegorz Braun: Za kim do Polski przysłano ambasadora von Fritsch? „ ….(więcej )
-----
Mój komentarz
Sipowicz w wywiadzie ujawnił bardzo istotne ciemne momenty z historii Tuska . Po pierwsze palił regularnie marihuanę, czyli był narkomanem , co więcej Tusk i jego koledzy byli sławni z tego ze maja najlepsza marihuanę w mieście . Skąd Tusk zyskał taką sławę w mieście ,że jego towar jest najlepszy Skąd Tusk miał najlepszą marihuanę w mieście? Jaki handlarz narkotyków , czy gangster mu ja dostarczał . Czy Tuska sam hodował marihuanę ? . Czy Tusk tą najlepsza marihuanę w mieście sprzedawał , czyli czy był handlarzem i dilerem narkotykowym . Czy razem z kolegami z pokoju stworzył grupę przestępczą zajmującą się produkcja i handlem narkotyków ?Kim są inni narkomani , czyli jego koledzy z pokoju Tuska . Co teraz robią . Czy razem z Tuskiem „robią „ w polityce. Czy problemy psychiczne Tuska wiążą z jego uzależnieniem narkotykowym ? Czy jego bujne życie towarzyskie , narkotyki i alkohol wiążą się z jego kontaktami z werbownikiem agentów STASI Detlefem Ruserem ?
Profesor Żaryn „ Jesteśmy narodem , którego światlejsi przedstawiciele od wieków stali na straży systemu wartości , fundamentu Starego Kontynentu”...”Jesteśmy narodem, który musi fascynować, bo umiłował wolność i suwerenność. I Odnajdował te wartości z pokolenia na pokolenie dzięki sile jednostek, prawdziwie wolnych i suwerennych. Mieliśmy, rzecz jasna, zaprzańców i zdrajców w swych dziejach, pysznych i głupich. Póki jednak to nie im oddajemy cześć i honory, nadal jesteśmy. „....” unia horodelska z 1413 r, czyli cierpliwa próba łączenia się państw i społeczeństw szlacheckich, tak różnych z urodzenia, wiary, tradycji, prawa i cywilizacyjnych możliwości. Mimo olbrzymich tendencji odśrodkowych powstająca cierpliwie przez setki lat unia (od Krewa do Konstytucji 3 Maja) uchroniła wszystkie narody i grupy etniczno-wyznaniowe I RP od marginalizacji, bo szanowała niedoskonałości i wielobarwności każdego partnera (nawet, jak w przypadku kozaków. Jak wspominał Jan Paweł II, federacyjna koncepcja Polski Jagiellońskiej, staje się – dzięki rozpoznaniu przez Zachód – inspiracją dla dzisiejszych obrońców wartości, działających na rzecz rzeczywistej unii europejskiej; odsiecz wiedeńska (1683 r.) „.....” świadectwo celu wiedeńskiej wyprawy: obrony cywilizacji chrześcijańskiej wyrastającej ze starożytnego dziedzictwa; 1 i 17 września 1939 r., to nieudana próba obrony młodego państwa wyrastającego po 1918 r. z wieloletniego wysiłku pokoleń oraz krzywdy doznanej przez Polaków, szczególnie od sąsiadów: Niemców i Rosjan. „...(źródło )
video Geremek namawiający do likwidacji Solidarności - Dokument STASI
Marek Mojsiewicz
Osoby podzielające moje poglądy , lub po prostu chcące otrzymywać informację o nowych tekstach proszę o kliknięcie „lubię to „ na mojej stronie facebooka Marek Mojsiewicz
Twitte
Wywiad Gargas Z Paliwodą „„Tusk obecny pozostajetym samym prostym, niedojrzałym emocjonalnie, społecznie i politycznie dziewczynkowatym chłopaczkiem, jakim był w roku 1989.To nastroje elektoratu zindoktrynowanego medialnie na akceptacjępolitycznej tandety, łatwizny i podróbki wyniosły go na polityczne wyżyny. „....”W głośnym wywiadzie dla „Gazety Gdańskiej” z 1991 r. Tusk mówił o sobie, że woli być „macherem z zaplecza” niż pełnić rolę publiczną. Kiedy byłem doradcą Jana Krzysztofa Bieleckiego, Tusk często pojawiał się w Kancelarii Premiera właśnie jako cichy pośrednik. Kiedy Bielecki, nieco zirytowany tymi zabiegami, zaproponował mu przyjęcie jakiejś funkcji państwowej, która umożliwi mu jawne działanie we własnym imieniu – Tusk stanowczo odmówił.W tym czasie Bielecki nawet mnie ostrzegał przed Tuskiem i jego grupą – „Uważaj na nich”,co było dla mnie zdumiewające, bo byłem przekonany, że sam jest jednym z nich i dopiero wówczas dowiedziałem się, że nie jest członkiem KLD. To utwierdziło mnie w przekonaniu, żeTusk do eksponowanych funkcji politycznych się nie nadaje, wie o tym i na roli machera poprzestanie.„...(więcej)
Spółdzielnia Pracy „Świetlik”, bo tak brzmiała jej początkowa nazwa, powstała w czerwcu 1983 roku. Założyła ją grupa jedenastu studentów i absolwentów Uniwersytetu Gdańskiego: Maciej Płażyński, Roman i Jolanta Rojek, Tomasza Chodnikiewicz, Jarosław Czarniecki, Jerzy Hall, Ireneusz Gust, Zbigniew Gołębiewski, Stanisław i Jadwiga Marciszewscy i piszący te słowa Marek H. Kotlarz. Pierwszym prezesem zarządu został Maciej Płażyński, który sprawował tę funkcję do chwili objęcia stanowiska wojewody gdańskiego w 1990 roku, przewodniczącym rady nadzorczej wybrany został Roman Rojek. Przez pewien czas ratowała nas jeszcze studencka spółdzielnia „Techno-Service”, gdzie w roku 1982 rozpoczęliśmy prace przy czyszczeniu świetlików w zakładach „Polmo” w Tczewie. Świetlik jest fabryczną konstrukcją dachową, która umożliwia przedostawanie się do hali dodatkowego dziennego światła. „.....”Komunistyczne państwo chaotycznie poszukiwało możliwości przezwyciężenia kryzysu gospodarczego i jednym z pomysłów było nowa ustawa o spółdzielczości pracy umożliwiająca założenie spółdzielni dziesięciu osobom „.....”Pierwszym zleceniem było mysie szyb w Gdańskich Zakładach Elektronicznych „Unimor” przy ul. Rzeźnickiej. „....”Wkrótce do spółdzielni zaczęli się zgłaszać nasi znajomi, którzy albo potrzebowali zaświadczenia o zatrudnieniu (brak poświadczenia o zatrudnieniu w dowodzie osobistym, w przypadku kontroli, mógł sprowadzić sporo nieprzyjemności, z przymusową pracą przy oczyszczaniu rowów melioracyjnych na Żuławach włącznie) – do nich należał początkowo Mariusz Wilk, który w tym czasie wraz z Maciejem Łopińskim i Zbigniewem Gachem (występującym pod pseudonimem Marcin Moskit) realizowali swój projekt wywiadów z ukrywającymi się przywódcami „Solidarności”, który zaowocował książką „Konspira – rzecz o podziemnej Solidarności”; albo faktycznego źródła utrzymania, ponieważ, represjonowani za poglądy, stracili pracę. Nikomu nie odmawialiśmy, nie trzeba było nawet o tym dyskutować, czuliśmy, że to naturalne. W ten sposób w spółdzielni pojawili się działacze „Solidarności”, przedsierpniowej opozycji z Ruchu Młodej Polski, nasi rówieśnicy i koledzy z podziemia, którzy formowali dopiero ruch, który w przyszłości miał znaleźć organizacyjną formę jako Kongres Libralno-Demokratyczny, członkowie ruchu Wolność i Pokój i szereg ludzi, którzy wrodzy byli istniejącemu systemowi. „.....”Z biegiem kolejnych miesięcy zaczęło się rodzić niezwykłe środowisko, które stworzyło na mapie Wybrzeża i Polski szczególną wyspę wolności. W siedzibie firmy, która co jakiś czas była zmieniana, bo potrzebna była większa powierzchnia, gromadzili się pracownicy nie tylko po to, by pobrać sprzęt i uzgodnić wyjazd na kolejne zlecenie, ale by się spotkać i podyskutować z innymi, wymienić się ulotkami, wydawanymi w drugim obiegu książkami i wspólnie spędzać czas. W siedzibie firmy gwarno było niekiedy od rana do wieczora.Dla zarządu, którego obok Macieja Płażyńskiego i Jarosława Czarnieckiego byłem członkiem, rozrastające się przedsiębiorstwo przynosiło kolejne wyzwania, coraz więcej czasu spędzać musieliśmy w biurze radząc sobie z finansami, księgowością, podatkami, rozbudowaną do granic absurdu sprawozdawczością, ale też problemami zaopatrzeniowymi, od sprzętu alpinistycznego, który w Polsce w zasadzie był niemal niedostępny poczynając, po materiały potrzebne do pracy, takie jak farba czy narzędzia. Na szczęście wspomagali nas wspaniali pracownicy biura i brygadziści. Wkrótce firma prowadziła już coraz poważniejsze prace we wszystkich zakątkach Polski i dorobiła się kilku filii w większych miastach. Od czasu do czasu wyrywaliśmy się jednak na zlecenia, by pracować fizycznie. Zwłaszcza w początkowym okresie zarobki w biurze były niewielkie, więc prawdziwe pieniądze zdobywało się wisząc na linie. Począwszy od 1986 roku stało się to jednak w zasadzie już niemożliwe, zbyt dużo było pracy na miejscu, ale zasoby firmy pozwalały podnieść wynagrodzenia pracownikom zarządu.”......”Ciężka i ryzykowna praca w Świetliku” pozwalała jej członkom realizować swoje pasje i prowadzić działalność opozycyjną. Wszędzie, gdzie pojawiali się pracownicy spółdzielni, pojawiały się ulotki i nielegalne pisma. „. ..(więcej )
Karnowski w Rzeczpospolitej „Igor Ostachowicz „…” Czym się zajmuje? Ani słowa. Ot, jeszcze jeden urzędnik Kancelarii Premiera. Ale to pozór.W rzeczywistości w obecnym układzie władzy, w tym, co ludzie PO nazywają między sobą, a czasem i publicznie, projektem, jest jedną z kluczowych postaci.Kiedy lewicowy tygodnik „Przegląd” w maju sporządził swój ranking100 najbardziej wpływowych ludzi w Polsce, Ostachowicza umieścił nad Jackiem Rostowskim i Janem Kulczykiem. Uzasadnienie?Bo kreuje politykę Tuska. Bo dawno wyszedł poza rolę sztabowca.”…’Od 2007 roku nie odstępuje Donalda Tuska ani na krok.Oficjalnie doradza w sprawach medialnych – ale czy tylko?Powszechna w Sejmie opinia przypisuje mu niemal wszechwładzę. To on miał zdecydować o używaniu Janusza Palikota przeciw śp. Lechowi Kaczyńskiemu, tak by – jak mówił sam poseł z Lublina – „zniszczyć fundamenty godnościowe tej prezydentury”.To on miał wymyślić słynne „majówkowe” orędzie Donalda Tuska, w ogrodzie, na luzie, gdzie padła (niezrealizowana) obietnica uruchomienia programu, który dostarczy każdemu polskiemu dziecku darmowego laptopa.”….”Bez niego Tusk nie zrobi kroku– mówi jeden z naszych informatorów.”…” W kuluarach Platformy krążyły dość wiarygodne opowieści o użyciu tak zwanego coacha, trenera psychologicznego, który pomógł Tuskowi poradzić sobie z klęską, praktycznie zbudował jego osobowość na nowo. Wtedy narodził się dzisiejszy premier – twardy, zewnętrznie odporny na krytykę, zazwyczaj rozluźniony, a kiedy trzeba – brutalny. A przede wszystkim, potrafiący te emocje w sobie wywoływać zależnie od potrzeb. Tego trenera miał przyprowadzić Tuskowi właśnie Ostachowicz.Więcej – kiedy trzeba, ma go przyprowadzać i dzisiaj.”„....(więcej )
Piotr Adamowicz „Nazwisko Donalda Tuska pojawiło się jeszcze przed sierpniem na sporządzonej przez gdańską SB liście osób związanych z opozycją. „....”Po raz pierwszy Tusk wyjechał za granicę w lecie 1985 r. Ten wyjazd do Paryża był dla niego i środowiska skupionego wokół wydawanego w Gdańsku podziemnego kwartalnika „Przegląd Polityczny” (ukazywał się od marca 1983 r.) bardzo ważny.W aktach odnotowano, że występując o paszport, Tusk przedstawił wymagane wówczas zaproszenie od osoby prywatnej. Oficjalny cel wyjazdu był zatem turystyczny. Nieoficjalny był inny. Tusk miał się spotkać z przedstawicielami nowej, solidarnościowej emigracji – m.in. z Mirosławem Chojeckim, Maciejem Grzywaczewskim i Bronisławem Wildsteinem, ale przede wszystkim z reprezentującym paryską „Kulturę” Jerzym Giedroyciem. Miał nawiązać kontakty z paryskimi środowiskami emigracyjnymi, przedstawić „PP” i środowisko gromadzące się wokół tej inicjatywy oraz sprawdzić możliwości udzielenia mu wsparcia merytoryczno-finansowego.”.....”Zamieszkał u Grzywaczewskich, spotykał się z emigrantami. Rozmawiał z Giedroyciem, któremu zaprezentował „Przegląd Polityczny”. Lecz ostatecznie dla środowiska „PP” paryska wizyta Tuska nie przyniosła żadnych poważniejszych efektów. Musiało radzić sobie samo. „....”Ponownie Tusk otrzymał paszport wiosną 1988 r. Tym razem na wyjazd do RFN. Pracował wtedy jako „robotnik wysokościowy” w zatrudniającej wielu opozycjonistów Spółdzielni Pracy Usług Wysokościowych Gdańsk kierowanej przez Macieja Płażyńskiego. Do RFN miał wyjechać do pracy w ramach kontraktu zawartego przez warszawską firmę Instaleksport. Ta wyprawa jednak nie doszła do skutku.Po raz kolejny Donald Tusk dostał paszport w lecie 1988 r., ponownie do RFN, na zaproszenie osoby prywatnej. Natomiast rok później, latem 1989 r., obecny premier pojechał ze znajomymi do pracy w miejscowości Malangen koło Tromso w Norwegii. Praca miała charakter legalny.”.....”Otóż przed Sierpniem ,80 obecny premier uczestniczył w organizowanych w Gdańsku spotkaniach opozycyjnych środowisk studenckich i robotniczych. Takie spotkania odgrywały wtedy rolę klubów o charakterze dyskusyjno-samokształceniowym. „.....”Ten dokument to wniosek Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Gdańsku z 25 lipca 1983 r. o zatwierdzenie post factum przez prokuraturę przeszukania u Tuska w mieszkaniu przy ul. Ludowej w Gdańsku 22 lipca 1983 r „....”Sprawa wiąże się z zatrzymaniem w lipcu 1983 r. całej ówczesnej redakcji „Przeglądu Politycznego”. Najprawdopodobniej 20 lub 21 lipca w Łączyńskiej Hucie na Kaszubach miało się odbyć zakonspirowane spotkanie zespołu redakcyjnego „PP”, czyli Tuska, Wojciecha Dudy, Wojciecha Fułka i Jacka Kozłowskiego (Duda jest dziś redaktorem naczelnym „PP”, Fułek wiceprezydentem Sopotu, Kozłowski wojewodą mazowieckim). „....”Jak wynika z zachowanych materiałów z analiz prowadzonych przez Wydział Śledczy Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Gdańsku w 1988 (IPN GD 0046/ 520 t. 4) władza tolerowała taką półlegalną działalność klubu. Nie rozbijała przy pomocy SB jak w latach 70. spotkań opozycji, np. Uniwersytetu Latającego. Analizowała jednak możliwość zastosowania represji w postaci skierowania sprawy do kolegium ds. wykroczeń lub przeprowadzenia rewizji w mieszkaniach. „...(więcej )
Marek Mojsiewicz
Z profesorem Krzysztofem Rybińskim, rektorem Akademii Finansów i Biznesu Vistula, byłym wiceprezesem NBP, rozmawia Szymon Szadkowski.
Krzysztof Rybiński, rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula, b. wiceprezes NBP, fot. Piotr Tracz
Szymon Szadkowski, Gazeta Finansowa: Od wielu lat mamy niewydolną finansowo służbę zdrowia, w kraju przeprowadzono szczątkową modernizację armii (poza zakupem Rosomaków i kilku zużytych F-16 nie dzieje się nic), wiecznie klepiące biedę uniwersytety oraz ZUS zaciągający kolejne kredyty, żeby na bieżąco wypłacać emerytury, kolej i drogi jak za czasów króla Ćwieczka. Warto też przytoczyć niedawną wypowiedź skarbnika województwa mazowieckiego, który powiedział, że po wpłaceniu 127 tys. zł janosikowego (miał wpłacić ponad 5 mln zł) kasa jest pusta i w związku z tym rozważa zamknięcie lub sprzedaż kilku szpitali oraz ogłoszenie bankructwa. Dodatkowo zapaść w branży budowlanej, nie istniejący przemysł motoryzacyjny oraz jak podał GUS po raz pierwszy od 1945 r., w Polsce zarejestrowano więcej zgonów niż urodzeń. Jaki jest naprawdę stan finansów publicznych?
Krzysztof Rybiński: - Już od wielu lat przestrzegam, że skończy się to katastrofą finansów publicznych. Taką tezę wygłaszało bardzo wąskie grono ekonomistów, ale nasz głos ginął w szumie propagandy "zielonej wyspy". Więc teraz, kiedy okazało się, że deficyt w tym roku jest praktycznie dwukrotnie wyższy od zakładanego, większość Polaków zrozumiała, że coś niedobrego się dzieje, ale dotrze to jeszcze bardziej, kiedy zacznie się akcja skoku na ich oszczędności zgromadzone w II filarze. Za chwilę zacznie się przygotowanie ustaw, głosowanie, trzeba będzie pójść złożyć oświadczenie, pewnie część ludzi nie pójdzie.
- To pokazuje, że przed nami jest kryzys finansów publicznych o biblijnych proporcjach, który uderzy wszystkich po kieszeni z wielką siłą. On już się rozpoczyna. Za parę lat ludziom z wyżu powojennego trzeba będzie wypłacać emerytury i zobaczymy jeszcze, jakie to będą emerytury. Państwo polskie nie ma na to pieniędzy, bo ZUS-owi już dzisiaj brakuje 70 mld zł, tj. różnica między zebranymi składkami, a wypłacanymi emeryturami. Ta dziura rośnie o 5 mld zł rocznie i zasypywana jest z budżetu państwa - czyli z naszych podatków oraz z kredytów, które ZUS zaciąga. Już wkrótce przekroczy 100 mld zł.
Pomimo wielu dyskusji w mediach mało wspomina się o tym, że polski system emerytalny oparty jest na modelu, w którym młode pokolenie pracuje na tych, którzy odchodzą na emeryturę. Czyli za 30 lat nie ważne będzie, ile uzbieramy na emeryturę, a na tym się opiera większość dyskusji w mediach, tylko właściwie zadane pytanie brzmi: kto będzie, jeśli w ogóle ktoś będzie, pracował na te emerytury.
- To prawda, nadchodzi demograficzna katastrofa. Pół roku temu miałem wystąpienie przed senacką komisją, gdy toczyła się dyskusja na ten temat. Prezentowałem raport ONZ, który mówi, że według tych prognoz, jeżeli dzietność nie wzrośnie, Polaków będzie pod koniec tego stulecia nie 40 mln, a 16 mln. Ludzie muszą sobie zdać z tego sprawę. Na razie masowe media nie poruszają tego tematu, widocznie mają zabronione i boją się o słupki oglądalności.
- Ta katastrofa demograficzna spowoduje, że problemy finansowe, które mamy dzisiaj, to będzie pikuś, w porównaniu z tym, co będzie już za pięć lat. My musimy się do tego przygotować, a dzisiaj nie ma dyskusji, co należy z tym zrobić.
- Narracja narzucona Polakom przez media uniemożliwia dotarcie do świadomości ludzi z tym przekazem, to jest niemożliwe. Media są opanowane przez rządowe przekazy, które ogłupiają i otumaniają ludzi. Chyba najlepszym komentarzem do polityki rządu są słowa Roberta Gwiazdowskiego: "VAT na trumny 8 proc., VAT na ubranka dziecięce 23 proc. to przykład priorytetów polskiej polityki: umierajcie, bo macie tanio, ale jak dzieci się rodzą macie drogo".
- Nie jestem zwolennikiem spiskowej teorii dziejów, ale czasami kiedy patrzę na niektóre decyzje podejmowane przez polski rząd, wygląda to tak, jakby ktoś zaplanował i ustawił nas w roli narodu, który stopniowo wymiera i nie jest zdolny do robienia rzeczy wielkich, a jedynie służy jako tania siła robocza. I to jest smutne, że polskie elity ustawiają naród w takiej pozycji i sprowadzają go do takiej roli.
Czy Polska już jest bankrutem, czy niebezpiecznie zbliżamy się do zapaści finansowej?
- Uważam, że to, co się stanie w przyszłym roku (czyli skok na II filar), to objaw wewnętrznego bankructwa państwa. Polacy muszą przyjąć do wiadomości, że bez zabrania ich oszczędności państwo polskie nie byłoby w stanie na bieżąco regulować swoich zobowiązań. Mówiąc innymi słowy, gdyby nie było skoku na II filar, rząd polski musiałby złamać konstytucję, przekraczając zapisany tam 60-proc. próg długu w stosunku do PKB. Żeby uniknąć tym samym odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu, premier Donald Tusk i minister Sami Wiecie Który zabierają oszczędności Polaków. To jest przejaw dramatu finansów publicznych i de facto wchodzimy już w stan wewnętrznego bankructwa. Moim zdaniem taka sytuacja niczym nie różni się od tego, co stało się na Cyprze, gdzie w biały dzień ukradziono ludziom pieniądze z depozytów po to, żeby uratować tamtejszy system bankowy.
Dokąd możemy się tak zadłużać? Przecież życie na kredyt ma swoje granice.
- Konstytucja mówi, że państwo polskie może zadłużać się do poziomu 60 proc. PKB. To, co się stało, to absurdalne i nieodpowiedzialne zadłużanie państwa przez minione sześć lat. W tym okresie zaciągnięto 25 proc. PKB nowego długu, pomimo że były środki unijne i prywatyzacja. Pokazuje to problem, że tak duża skala zadłużenia Polski jest objawem skrajnej nieodpowiedzialności ekipy rządzącej, bo doszliśmy prawie do ściany - czyli 60 proc. zapisanych w konstytucji. W ten sposób nasz kraj będzie w gronie ciągle zadłużonych biednych krajów, z brakiem perspektywy na rozwój, bo z takim ciężarem długu nie da się w szybkim tempie rozwijać. Takie długi mogą mieć tak bogate kraje, jak: Niemcy, Francja, Japonia czy Stany Zjednoczone.
Rozumiem, że ich stać na obsługę tak potężnego zadłużenia, nas nie?
- Tak. W bogatych krajach to nie jest aż tak wielki problem. Podam przykład. Jeżeli nagle okazałoby się, że Włochy mają problem z obsługą swojego długu, to wystarczy obywatelom zabrać 10-15 proc. ich depozytów, żeby spłacić cały dług państwa. W przypadku Polski, gdyby się okazało, że trzeba spłacić 60 proc. długu publicznego, trzeba byłoby zabrać prawie 100 proc. depozytów. Inaczej mówiąc, 60 proc. długu to potężny ciężar, równoważący wszystkie oszczędności, jakie mają Polacy. W przypadku Włochów 130 proc. długu PKB to żaden problem, bo jest to bardzo majętne społeczeństwo. Dlatego uważam, że statystyki, którymi operuje minister Sami Wiecie Który, to robienie ludziom wody z mózgu. Polska, obok Węgier, to jedno z najbardziej zadłużonych państw w tej części Europy. Dodatkowo w takiej sytuacji wyłącza się bezpieczniki zapisane w ustawach, zadłuża się nadal oraz stosując kreatywną księgowość, przesuwa oficjalny dług z obligacji rządowych do ZUS, co jest fenomenem na skalę światową. Takich operacji, żeby 10 proc. długu publicznego wyjąć z oficjalnych statystyk i schować w księgach ZUS, nie ma w historii świata.
W tej chwili próg 55 proc. jest już przekroczony. Do 60 proc. zostało nam więc tylko 5 proc. W takim tempie lada moment osiągniemy konstytucyjny próg...
- Już mielibyśmy 60 proc., gdyby nie operacja skoku na II filar, dzięki której ów minister zyska 8 proc. PKB i schowa je w ZUS-ie. Tym skokiem PO kupi sobie czas do końca kadencji. W ten sposób będą mogli zadłużać się bez żadnych konsekwencji jeszcze dwa lata. Gdyby tego nie zrobiono, koniec kadencji skończyłby się dla kilku osób Trybunałem Stanu.
No dobrze, ale przyjdzie następny rząd i...
- Uważam, że następny minister finansów w następnej kadencji musi mieć świadomość, że najprawdopodobniej wyląduje przed Trybunałem Stanu, bo to już za następnego ministra finansów dług publiczny przekroczy konstytucyjne 60 proc. Odchodzący rząd uruchomił coraz szybciej kręcący się mechanizm zadłużania, którego nie da się zatrzymać w jednym roku. Dlatego siłą rozpędu przekroczy ten konstytucyjny próg. Przyszły rząd zostanie wsadzony na nieprawdopodobną minę.
Jeśli ktoś zdaje sobie z takiej sytuacji sprawę, to kto zaryzykuje w następnej kadencji? Nikt nie będzie chciał objąć teki ministra finansów, no chyba, że jakiś figurant, który nie będzie kompletnie zdawał sobie sprawy z istniejącej sytuacji...
- Ja już nie mam wątpliwości: idziemy w kierunku potężnego kryzysu w finansach publicznych. Społeczeństwo odczuje to jako potężny spadek poziomu życia. Dzisiejsza sytuacja to nic w porównaniu z tym, co przyjdzie za kilka lat, kiedy drastycznie wzrosną podatki i będą olbrzymie fale zwolnień w administracji publicznej oraz obniżki emerytur.
Czyli jednak będą podwyżki podatków...
- Oczywiście, że tak. Nie da się tego wszystkiego domknąć. Chyba że gospodarka zacznie się rozwijać w tempie 5 proc., co jest mało prawdopodobne, bo wciąż mamy do czynienia ze stagnacją w Europie.
Dlaczego w kryzysie podnosi się podatki, a nie obniża?
- W dobrych czasach wydatki publiczne należy ograniczać po to, że gdy przyjdą chude lata, wydatki trzeba zwiększać, by podtrzymać dobrą koniunkturę. Podniesienie podatków pogłębia i przedłuża recesję. W ostatnich latach polski rząd prowadził politykę potwornie wielkich deficytów. Jeżeli mamy politykę, która prowadzi do demograficznego wyniszczenia narodu, która prowadzi do spadku innowacyjności, to jaką perspektywę ma ten kraj?
- Od 1989 r. - czyli przez 24 lata Polska nie osiągnęła nic. Nie mamy dróg, nie mamy armii, reformy służby zdrowia i emerytalne okazują się bublami po paru latach, nie mamy silnych, znanych przedsiębiorstw, dających miejsca pracy i działających na globalną skalę - nasuwa się pytanie: co robiliśmy przez ten czas.
- Dla mnie jest to sygnał bardzo niepokojący. Jeżeli naród ze swoich własnych pieniędzy nie jest w stanie wygospodarować środków na ważne inwestycje publiczne, tylko musi czekać na jałmużnę z UE, żeby cokolwiek ruszyć i tak w żółwim tempie, to bylibyśmy nadal w czasach inwestycji, które zbudował Gierek. Na podstawie statystyk można wnioskować, że Polska nadganiała zachód w dochodach "per capita", co oznacza, że Polacy zarabiali coraz lepiej. Skutkowało to podniesieniem stopy życiowej, ale odbywało się kosztem zaciągania nowych długów. I to był duży błąd, bo kolejne polskie rządy w tym czasie nie zbudowały fundamentów silnego długofalowego rozwoju, bazującego na silnych dużych przedsiębiorstwach z polskim kapitałem, działających na światową skalę, tworzących dobre miejsca pracy.
- Przez te wszystkie lata ustawiano Polaków w roli rezerwuaru taniej siły roboczej, która powinna być szczęśliwa z tego, że ma w Polsce sieć tanich dyskontów, w których może sobie kupić byle jakie jedzenie i tanie ciuchy. A jeszcze jak sobie taki Polak weźmie plazmę i własne M2 na kredyt - to szczyt szczęścia.
Dochody Polaków są często porównywane do tych afrykańskich, za to wydatki do tych z zachodniej Europy, mówiąc innymi słowy: siła nabywcza polskiego złotego jest żadna, a szczęście, o którym pan wspomniał nierzadko kupowane jest na kredyt...
- No i dlatego zdolność uzyskiwania w ten sposób szczęścia Polaków się skończyła. Około dwa miliony z nich powiedziało: "ja w tym modelu nie chcę żyć" i wyjechało z Polski. Ci, którzy zostali - jak wynika z różnych badań - również przestali odczuwać zadowolenie. Uważam, że najbliższa dekada to nie będzie stagnacja, to będzie spadek w przepaść. Polacy odczują drastyczne pogorszenie i obniżenie stopy życiowej. Przez te 24 lata nie zbudowaliśmy silnych fundamentów gospodarki, opartych na polskich przedsiębiorstwach, a te firmy, które mieliśmy, przeważnie zostały zniszczone.
Po komunie odziedziczyliśmy wiele polskich marek: FSO, Waryński, Ursus, Społem czy polskie stocznie - dlaczego te firmy, zamiast dziś generować miejsca pracy i konkurować z niemieckimi czy francuskimi, nie istnieją lub zostały sprzedane? Na czym to polega?
- Niestety, nie wytrzymały konkurencji z wielkimi zachodnimi korporacjami. Mechanizm jest prosty. Firmy zagraniczne stać było na to, żeby wejść na rynek z bardzo tanimi produktami, po to, żeby wykończyć lokalną konkurencję lub ją przejąć, po to, żeby potem podnieść ceny i czerpać zyski. Otworzyliśmy się zbyt szybko na tę konkurencję, a budżetu państwa nie było stać wtedy na czasowe wsparcie tych firm. Podam przykład, jak eurokraci chcieli wykończyć polską branżę spożywczą. W czasie negocjacji umówiliśmy się, że po wejściu do UE po obu stronach cło na towary spożywcze spadnie do zera. No i spadło do zera, tylko my nie mieliśmy żadnych instrumentów do ochrony rynku, które miała tamta strona, o czym nie wiedzieliśmy podczas negocjacji. Zostaliśmy w wielu przypadkach brutalnie ograni. To jest świadoma polityka lobbingu korporacji po to, żeby wykończyć polskie firmy. Na szczęście akurat branża spożywcza się obroniła, ale w wielu sektorach przemysłu skończyło się to tragicznie.
Czesi prywatyzujący w tamtych czasach banki powiedzieli: dobrze, sprzedajemy pakiet akcji, ale my zachowujemy 51 proc. akcji. Polacy nie byli na tyle mądrzy nie tylko w bankowości?
- Zasadniczo nie ma na świecie sytuacji, w której kapitał zagraniczny miałby więcej niż 20-30 proc. kapitału banków. Tylko w takich krajach jak: Polska, Węgry czy kraje nadbałtyckie lokalni rządzący zgodzili się, żeby ponad 75-90 proc. sektora bankowego przeszło w ręce kapitału zagranicznego. Kapitał, który decyduje o finansowaniu sektora przedsiębiorstw jest bardzo ważny. Niech np. w Londynie albo Wiedniu jakiś bankier podejmie decyzję: "tej branży nie kredytujemy - zakręcamy kurek". I nagle okazuje się, że ta branża jest bardzo istotna dla rozwoju Polski.
W tym momencie nie ma dostępu do kapitału, bo ktoś poza Polską zadecydował o zakręceniu kurka z pieniędzmi. Ponadto dzisiaj widać, jak olbrzymie zyski generuje sektor bankowy. Dodam, że co roku 15 mld zł w postaci dywidend banków w większości wędruje za granicę. Gdybyśmy w tamtych latach, zamiast sprzedawać banki, zapłacili - powiedzmy - po milionie dolarów rocznie 40 managerom ze świata, w zamian za wdrażanie najlepszych rozwiązań i rozwijanie tych banków, te korzyści by zostały u nas i służyły polskiej gospodarce. Ale teraz jest już po fakcie.
Było już wiele dzwonków alarmowych, ale ten jest już chyba ostatni? Nie da się już zatrzymać tej lawiny?
- Jest już raczej za późno. Katastrofa demograficzna nadchodzi, a rząd upatruje jedynej szansy na rozwój w kolejnej jałmużnie, którą otrzymamy z Unii Europejskiej. A tymczasem Polska musi budować swoją siłę w oparciu o własne atuty, których mamy sporo, ale są one zupełnie niewykorzystane. Naszą siłą są polskie firmy, które zamiast kłód rzucanych im pod nogi w postaci absurdalnych przepisów, powinny mieć świetne warunki do działania i wsparcie państwa w ekspansji międzynarodowej. To ostatni moment na radykalne zmiany w polityce gospodarczej, ale niestety rząd ciągle tego nie rozumie.
Dziękuję za rozmowę.
Problem - i to podwójny Rzeczywiście - coraz częściej słyszymy o przypadkach pedofilii wśród duchowieństwa katolickiego, co oznacza, że niezależne media głównego nurtu zogniskowały swoją uwagę na duchowieństwie katolickim i starają się, by taka informacja pojawiała się każdego dnia. Wydaje się jednak, że przyczyna, dla której niezależne media głównego nurtu w Polsce, a także w innych krajach europejskich koncentrują swoją uwagę na przypadkach pedofilii wśród duchowieństwa, jest inna, niż przyczyna koncentracji uwagi mediów na takich incydentach w Stanach Zjednoczonych. O ile tam chodziło przede wszystkim o dogodny pretekst do uzyskiwania gigantycznych odszkodowań od diecezji, o tyle w Europie, a więc i w naszym nieszczęśliwym kraju, jest to element długofalowej strategii walki z Kościołem katolickim, jaka prowadzona jest w Unii Europejskiej, pozostającej pod przemożnym wpływem lewicy. Nigdy nie zrezygnowała ona z przeprowadzenia komunistycznej rewolucji - z tym, że obecnie próbuje ją przeprowadzić według recepty Antoniego Gramsciego, wynalazcy tzw. marksizmu kulturowego, znanego również pod nazwą politycznej poprawności. Zmierza ona do zniszczenia wszystkich norm i instytucji tworzących cywilizację łacińską, wśród których religia i rodzina zajmują miejsca czołowe, jako że wytwarzają struktury władzy autonomiczne względem totalniackiej władzy państwa socjalistycznego. Ponieważ media, podobnie jak państwowy monopol edukacyjny i przemysł rozrywkowy, są głównymi narzędziami realizowania tej strategii, koncentracja uwagi na duchowieństwie katolickim nie jest przypadkowa. Celem tej medialnej kampanii jest zepchnięcie Kościoła katolickiego do głębokiej defensywy, by w ten sposób doprowadzić go do stanu bezbronności wobec kolejnych etapów komunistycznej rewolucji, przez poderwanie zaufania katolickich mas do duchowieństwa, wskutek stworzenia wrażenia, iż jest to porażone priapizmem środowisko notorycznych hipokrytów i w ten sposób - jak to kiedyś opowiadał Ezop - pozbawić owce ochrony owczarków, by łatwiej uczynić je tak zwanym „nawozem Historii”. Warto zwrócić uwagę, że najbardziej w walkę z pedofilią w Kościele katolickim angażują się środowiska znane z propagowania rozwiązłego stylu życia, a zwłaszcza sodomii, co oczywiście potwierdza najgorsze podejrzenia. W tej sytuacji Kościół katolicki w Polsce ma z tym problem i to podwójny; raz dlatego, że jest obiektem tej wrogiej operacji, a po drugie dlatego, że po śmierci prymasa Stefana Wyszyńskiego dyscyplina w szeregach duchowieństwa wyraźnie się rozluźniła, co oczywiście nieprzyjaciele skwapliwie wykorzystują. SM
01/10/2013 W Socjalistycznej Republice Stanów Zjednoczonych - dzieją się znowu ciekawe rzeczy.. Socjalizm trzeszczy w szwach, ale przeszkadza to tylko Republikanom- i to nie wszystkim. W Ludowo Demokratycznej Republice Stanów Zjednoczonych redystrybucja dochodu osiągnęła swoje apogeum. Dług tzw. publiczny przekroczył 19 bilionów dolarów, a towarzysz Obama mieszkający obecnie w Baraku Obamy, dawniej Białym Domu, forsuje obowiązkowe ubezpieczenia dla wszystkich Amerykanów(????) U nas już dawno, bo socjalizm mieliśmy wcześniej, obowiązkowe ubezpieczenie są dla wszystkich.. A jak to funkcjonuje? Ano wystarczy pójść sobie rano do pierwszej lepszej przychodni państwowej i postać w kolejce po numerek.. Albo do ”niepublicznej” zasilanej państwowymi pieniędzmi.. I pójść sobie do prywatnego weterynarza- i porównać… Zwierzęta mają zdecydowanie lepiej.. Nie mają Narodowego Funduszu Zwierząt, Kas Regionalnych, tysięcy urzędników, którzy się nimi zajmują.. No i jakoś się leczą przy pomocy człowieka.. Strach pomyśleć jak człowieka zbraknie, kto będzie się zajmował zwierzętami.? Mam na myśli czas, w którym zwierzęta się wyzwolą spod panowania człowieka. przy pomocy lewicowych działaczy – obrońców praw zwierząt. Tyle lat upokorzenia .. Na początku powstanie Planeta Świń, a nie Planeta Małp- tak jak na znanym filmie.. Po prostu rządzącym nami ludziom- bliżej jest do świń.. Zresztą G. Orwell wyróżnił świnię pośród innych zwierząt.. Nie przypadkowo.. Bo to zwierzęta wyjątkowo inteligentne.. Jakie ważne wytyczne musi mieć pan prezydent Obama, że forsuje ten absurd za wszelką cenę, żeby się paliło waliło- ubezpieczenia obowiązkowe dla wszystkich muszą być. W wolnym kraju, wolnych kiedyś ludzi.. Teraz chce ich wszystkich przywiązać do państwa jak zwierzęta.. Chociaż u nas Platforma Obywatelska szykuje ustawę, żeby psy nie mogły być trzymane na łańcuchach.. No pewnie! To skandal, żeby psy w XXI wieku, wieku socjalizmu i zwierząt- były trzymane na łańcuchach.. Co innego ludzie.. Już towarzysz Alfred Lampe mówił, że ludzkie bydło powinno być trzymano na mocnych łańcuchach.. I tak trzeba! I sytuacja w Socjalistycznej Republice Stanów Zjednoczonych jest następująca: towarzysz Obama przepchnął ustawę o objęciu wszystkich „obywateli „ Ludowej Republiki USA obowiązkowymi ubezpieczeniami, ale budżet nie jest uchwalony.(???) Nie ma pieniędzy na ten eksperyment, który we wszystkich krajach socjalistycznych się nie udał- nie uda się również w Ludowej Republice USA.. Kupa darmojedzących urzędników federalnych nie dostanie pieniędzy.. I oczywiście dobrze dla pozostałych” obywateli”, bo przynajmniej przez chwilę nie będą ich utrzymywać.. Dopóki na powrót nie ruszy ta machina. Dobrze by było, żeby wielu urzędników w USA nie dostało pieniędzy, ale na stałe ,a nie tymczasem.. Można byłoby obniżyć podatki Amerykanom. Przestać dawać 50 miliomom, wolnych kiedyś ludzi karty żywnościowe, przestać rozdawać zasiłki, biurokrację zbędna polikidwować- no i wtedy Ludowa Republika Stanów Zjednoczonych- powróciłaby do swoich korzeni. Etosu pracy i odpowiedzialności.. Amerykanie wzięliby się za robotę i nie dali wyprzedzić Chińczykom.. A tak… Nie wesoło jest 200 milionom ludzi na równi pochyłej ku przepaści, a zresztą na każdą równię pochyłą każda przypadkowa koza skacze.. Obama i jemu podobni zrobili z Ameryki skansen socjalistyczny- i do tego zadłużony na ….Amen.
Ludowa Republika Stanów Zjednoczonych powinna iść śladem Związku Socjalistycznych Republik Europejskich, jeśli socjalizm ma być uratowany bo właśnie pani Merkel ogłosiła, że Europie potrzebne jest” uwspółodpowiedzialnienie długów”(????) Prawda, że niezły pomysł? Żeby wszystkie te państwa, które narobiły sobie długów, razem z innymi, które tych długów mają mniej- wspólnie i razem ponosiły odpowiedzialność za nieodpowiedzialność rządów socjalistycznych, które tych długów narobiły wiele. Wielka kupa długów na wielkim socjalistycznym stole zwanym jeszcze Europą.. To tak jakby ktoś narobił wielką kupę i chciał się z nią podzielić z innymi, którzy takie kupy mają- i owszem- ale i mniejsze. Ludowa Republika Stanów Zjednoczonych powinna się połączyć z innym ludowymi republikami tego typu, typu socjalistycznego., i wspólnie razem dzielić biedę.. I życie na wyrost! I poprowadzić jeszcze ze trzy wojny w interesie Izraela, żeby był Wielki- i wtedy wszystko będzie git.. Jeśli oczywiście Bank Centralny Ludowej Republiki Stanów Zjednoczonych nadąży drukować banknotów.. Skoro nie można ich wytworzyć pracą- to można za pomocą drukarskiej prasy.. I będzie git! Nawet nasze propagandowe media donoszą , że dodruk banknotów w USA idzie pełną parą- codziennie. Tak jak w socjalistycznej Europie, tyle, że nie codziennie i nie pełną parą.. Ale w Wielkiej kiedyś Brytanii wzięli się na sposób, żeby walczyć z socjalizmem.. To znaczy socjalizm nie będzie likwidowany- uchowaj Boże- ale poprawiany.. Będą walczyć z uwaga!-Kulturą uzależnianienia od zasiłków”(???) Czego socjaliści jeszcze nie wymyślą? Uzależnienie od zasiłków nazywają kulturą.. A czy to kulturalne, żeby brać cudze pieniądze niczego nie dając w zamian..? To obrzydliwe.. Miliony ludzi przyzwyczajonych do nieróbstwa, pozostają na stałe na obowiązkowym utrzymaniu innych.. To znaczy obowiązek ich utrzymania mają ci wszyscy, którzy jeszcze pracują w tym socjalistycznym gułagu.. I to się powoli kończy, bo eksperyment się nie udał. Socjaliści nie chcą się do tego przyznać, bo kto się przyzna, że marsz milionów ludzi skierowano w niewłaściwym kierunku.. Na drogę ku socjalizmowi, który ma jedną zasadniczą wadę.. Żeby istniał- ktoś musi do niego dopłacać! No i doi się od tych wszystkich, którzy jeszcze próbują żyć na własny rachunek przy jak najmniejszym udziale państwa socjalistycznego. To się ich jeszcze dodatkowo obkłada podatkiem, tak jak u nas od Nowego Roku, pan Jacek Vincent Rostowski szykuje ukryty domiar dla wszystkich tych, u których się stwierdzi- to znaczy stwierdzą urzędnicy urzędu skarbowego reprezentujący państwo socjalistyczne i prawne- że taki jeden z drugim uszczuplił zasoby państwa demokratycznego i prawnego, na przykład unikając opodatkowania.. Prawda , że niezłe? I z jakim humorem.. Teraz dopiero się zacznie rabunek- to co było do tej pory, to tak jak Auschwitz- wobec katowni uzbeckich- jak twierdził rotmistrz Pilecki. Te uzbeckie były gorsze niż gestapo.. Wszystko będzie zależało od widzi mi się urzędnika państwa demokratycznego i prawnego. To on będzie decydował kto ukrywa i uszczupla zasoby państwa demokratycznego i prawnego- a kto nie uszczupla. Ten oczywiście nie uszczupla, który da sowitą łapówkę do podziału pomiędzy kontrolerów demokratycznego państwa prawnego, który musi być przede wszystkim demokratyczne.. A dopiero potem prawne. Kiedyś było prawne- przynajmniej za poprzedniej komuny- teraz jest bardziej demokratyczne.. Mniej prawne.. Powiedzmy szczerze-: demokratyczne i prawne szanujące prawa człowieka.. To znaczy od rabunku nie ma żadnych praw człowieka.. Bo jak” złodziejowi”, który chowa przed demokratycznym państwem, prawnym swoje zasoby- nadać prawa człowieka? To jest człowiek? On na żaden szacunek nie zasługuje i mino człowieka nie zasługuje. Że nie chce podzielić się z państwem demokratycznym i prawnym, a przede wszystkim państwem urzędniczym opartym o biurokrację. Dlatego polowanie na „ złodziei ”zacznie się już od 1 stycznia Roku Pańskiego 2014.. Ludowa Republika III Rzeczpospolitej wymaga ofiar.. I jest nienasycona WJR
Niestety Rosjanie umacniają się w Grupie Azoty
1. Wczorajsza Rzeczpospolita przyniosła potwierdzenie, że rosyjska firma Acron, której właścicielem jest rosyjski oligarcha (także z izraelskim paszportem) Wiaczesław Mosze Kantor, nie odpuszcza i ciągle umacnia swoją pozycję w Grupie Azoty S.A. W wywiadzie udzielonym temu dziennikowi Kantor potwierdził, że Acron dąży do osiągnięcia w Grupie Azoty przynajmniej 20% udziałów, by móc wprowadzić do jej rady nadzorczej swojego przedstawiciela. Szef Acronu powiedział nawet więcej, że wejście przedstawiciela tej firmy do rady nadzorczej Azotów „umożliwiłoby nam blokowanie tych decyzji, które naszym zdaniem są szkodliwe dla Azotów”. Wydaje się wręcz pewne, że decyzje, które zdaniem Acronu byłyby szkodliwe dla Azotów, to głównie te „odpychające” Rosjan od polskiej spółki.
2. Przypomnijmy tylko, że już w lipcu 2012 roku, rząd Tuska, stawał murem aby nie dopuścić do przejęcia przez rosyjską firmę Acron, pakietu większościowego Azotów w Tarnowie. Jak donosiły wówczas media, determinacja rządu Tuska była wywołana opracowaniami ABW, które czarno na białym dowodziły, że zainteresowanie Rosjan zakładami w Tarnowie, stanowi zagrożenie dla interesów ekonomicznych naszego kraju, głównie z powodu wielkości zapotrzebowania na gaz przez tę firmę. W sytuacji kiedy Rosjanie ogłosili na giełdzie w Warszawie wezwanie do sprzedaży akcji Azotów i na 3 dni przed jego zakończeniem, podnieśli zaproponowaną przez siebie cenę do 45 zł z akcję (a więc sporo wyżej niż ówczesna wycena tych walorów na giełdzie), do kontrakcji ruszył resort skarbu. Ówczesny minister skarbu Mikołaj Budzanowski publicznie mówił o próbie wrogiego przejęcia Azotów przez Rosjan, prowadził poufne rozmowy z niektórymi PTE- właścicielami OFE aby nie odpowiadały na to wezwanie, wreszcie ogłosił zamiar połączenia Tarnowa z Puławami i tym samym zablokował możliwość zdobycia przez Acron większościowych udziałów w spółce. Ostatecznie za duże pieniądze Rosjanie wykupili wtedy tylko 12% akcji „Tarnowa” i rząd otrąbił odparcie wrogiego przejęcia.
3. Sprawa Azotów stała się głośna w maju tego roku kiedy Gazeta Polska Codziennie napisała o zaangażowaniu byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i szefa doradców premiera Tuska Jana Krzysztofa Bieleckiego w lobbowanie na rzecz rosyjskiej firmy. W Sejmie obyła się nawet debata na temat. Biorący w niej udział wiceminister skarbu Paweł Tamborski wielu wątpliwości niestety nie rozwiał. Posłowie dowiedzieli się, że Rosjanie mają już w skonsolidowanej grupie Azoty (a więc po połączeniu z Azotami Puławy) 15,34% akcji i są gotowi kupować kolejne pakiety akcji.
Minister mówił wprawdzie o zapisach w statucie spółki, które blokują możliwość wykonywania praw z akcji po przekroczeniu 20% udziału w kapitale dla wszystkich akcjonariuszy poza Skarbem Państwa ale ciągle nie jest jasne czy tego rodzaju ograniczenia są zgodne z prawem unijnym.
4. Mimo kolejnych zapewnień premiera Tuska i kolejnych ministrów skarbu (poprzedniego Budzanowskiego i obecnego Karpińskiego), że Rosjanie w swych dążeniach do przejęcia Grupy Azoty zostali zablokowani, rzeczywistość jest zgoła inna. Jeżeli Rosjanie osiągną wspomniane 20% akcji Grupy Azoty i w konsekwencji wprowadzą swojego przedstawiciela do rady nadzorczej, to nie tylko będą mogli blokować niewygodne dla siebie decyzje co publicznie zapowiadają ale także będą mieli wgląd do strategii spółki i to jej najpilniej strzeżonych tajemnic takich jak licencje, patenty czy technologie (z tą dotyczącą grafenu na czele). Wydaje się, że po majowym skandalu kiedy to pojawiły się publiczne oskarżenia, że były prezydent Aleksander Kwaśniewski i obecny szef doradców premiera Tuska Jan Krzysztof sprzyjają Rosjanom w przejęciu tarnowskich Azotów, teraz strategia jest inna, rząd Tuska jest zdecydowanie przeciwny, a Acron krok po kroku zdobywa kolejne przyczółki w polskiej firmie. Za kilka miesięcy pewnie się dowiemy, że niestety swoboda przepływu kapitału powoduje, że nabywania kolejnych pakietów akcji Azotów przez Rosjan, nie można było zablokować i w związku z tym mają już powyżej 20% akcji i swojego przedstawiciela w radzie nadzorczej polskiej spółki. Niestety to wszystko przez rynek, trudno co robić. Kuźmiuk
Wałęsy „Deutschland [+Polska] über alles” „bis an die Memel”? W takim razie dlaczego sukcesy gospodarcze Niemiec stają się porażką Europy? Debata w Polsce oceniająca konsekwencje europejskie wyborów w Niemczech jest wyjątkowo płytka i infantylna. Ponadto przepojona obawą wypowiadających się aby w czymkolwiek elitom niemieckim się nie narazić. Całość przesłonięta ponadto została szokującą wypowiedzią prezydenta Wałęsy o tym aby utworzyć państwo Niemiecko-Polskie, której konsekwencje wydają się dużo większe od meritum wypowiedzi. Wprawdzie później okazało się że Wałęsa miał na myśli dalszą integrację UE, w której Niemcy i Polska miałyby uczestniczyć, lecz niesmak związany z brakiem odcięcia się od tych pomysłów pozostał, a nawet się utwierdził po oskarżeniach dotyczących braku zrozumienia procesów globalnych (http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/walesa-dla-onetu-niektorzy-spoznili-sie-na-rewolucje-cywilizacyjna/pjcdx). O tym jak je należy rozumieć może też świadczyć wybranie jako laureata swojej nagrody w tych samych dniach Chodorowskiego, osoby więzionej w Rosji, ale też symbolu oligarchizacji, który w ramach prywatyzacji nagle został głównym właścicielem pól naftowych w tym kraju. Równie zaskakujące okazuje się że na równi ze swoimi adwersarzami to tak naprawdę wspólnie propagowana jest amerykańska polityka krępowania Niemiec, poprzez czy to tworzenia bardziej zdemokratyzowanego państwa UE, czy też wspólnego wojska pod dowództwem NATO. Plus to samo poparcie dla oligarchów z otoczenia Jelcyna. Nikt nie zauważa przy tym że przy osłabieniu wpływów USA na świecie, musi to oznaczać odrodzenie sojuszu Niemiecko-Rosyjskiego, który od XI wieku był groźny dla Polski. Poprzednio zawsze uważałem że krytyka Wałęsy ze względu na jego rolę w Solidarności jest antypaństwowa i częściowo związana z rywalizacją dotyczącą historycznych zasług. Na równi z jednostronnym wyciąganiem słabości ludzkich naszych królów, władców i prezydentów. Niemniej samobójcze działanie byłego prezydenta który umniejsza swoją rolę, rolę Solidarności z Janem Pawłem II w obaleniu komunizmu na rzecz samoistnego obalenia muru berlińskiego się nie spodziewałem. I zrobienia z Polaków masochistów którzy chcą żyć w jednym niezdefiniowanym państwie z byłymi okupantami, którzy nie wiedzieć czemu nie chcieli tego przed II Wojną Światową, jak i nie wiadomo dlaczego wolą żyć pod zaborem pruskim zamiast rosyjskim, lub może austriackim. Bo przecież Prezydent nawet nie zaprzeczył sobie, jak to wielokrotnie robił stwierdzając, że oczywiście stolica tego państwa będzie przeniesiona jeszcze dalej na wschód, oraz że nasi zachodni sąsiedzi z przyjemnością nauczą się nowego języka urzędowego. Całość jest smutna, gdyż jeśli chodzi o kwestie aksjologiczne to widać wyraźnie że Pan Prezydent wyniósł je z domu i są ugruntowane w kulturze polskiej, dlatego niczym w tym względzie nie szokuje. Ale na pomysły geopolityczne to brakuje mu sensownych doradców, a z przemyśleń lunch'owych konwersacji osób z którymi obcuje wychodzi wygodna dla podtrzymania swojego wizerunku historycznego poprawność polityczna, której zagrożeń nie jest w stanie objąć, a szkoda. Całość niefortunnie zbiegła się dość znaczącą zmianą polityczną w Niemczech, której w Polsce się nie komentuje. Gdyż pytaniem pozostaje w jakim celu Niemcy potrzebują aż tak stabilnej większości parlamentarnej u siebie zbudowanej z dwóch dominujących partii? Dlaczego kanclerz Merkel przed wyborami zaapelowała o drugi głos na CDU/CSU oznaczał w praktyce wcześniejszy wybór SPD na koalicjanta? Przecież wydawało się że mimo pewnych komplikacji spowodowanych wyrokiem niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego racjonalniej byłoby utrzymać FDP w parlamencie i nie tracić prawie 5% głosów oddanych na sojusznika. Nawet chęć przeprowadzenia bardziej prosocjalnych zmian zawsze można było uzasadnić obawą przed wzmocnieniem opozycji. A tak to pozostaje pytanie na które eksperci powinni starać się odpowiedzieć, czy to jest dążenie do likwidacji już niepotrzebnej partii – może o innych powiązaniach międzynarodowych, czy też co gorsze chęci przyciśnięcia śruby Europie i jej jeszcze większe podporządkowanie? Gdyż raczej nagłaśniane poszukiwania koalicjanta jak te w Financial Times’ie „Merkel begins search for coalition partner after election win” są w znacznym stopniu teatrem. Nikt nie likwiduje sobie koalicjanta jeśli wcześniej z innym nie jest wstępnie dogadany. Niezależnie od wszystkiego Europę czeka kolejna tura wyrzeczeń związanych z zaciskaniem pasa jak to przewiduje Financial Timesa w artykułach Martina Wolfa „Germany’s strange parallel universe” i Wolfganga Münchau „Germany’s ‘boring’ election is vital to the eurozone”. A patrząc na możliwości wyjścia z kryzysu, to nie trudno zauważyć że o ile jego zaostrzenie nastąpiło z powodu egoistycznej polityki Niemiec, to niewiele może się zmienić. Gdyż nawet Lionel Barber w wywiadzie Financial Times’a „Barber and Wolf on German outlook” nie pozostawia złudzeń, niemieckie interesy będą jak stwierdza „über alles”. Dr Cezary Mech
02/10/2013 Do roku 2020 Polacy będą musieli przestać ogrzewać domy węglem. Socjalistyczny rząd chce wprowadzić program antysmogowy”- informuje swoich czytelników Gazeta Wyborcza. A przy okazji dowiadujemy się o tej sprawie - my, którzy czytelnikami Gazety Wyborczej nie jesteśmy. Ja na przykład przeglądam „Angorę”- i stamtąd dowiedziałem się o programie antysmogowym.. Oczywiście - znacie mnie już Państwo - bardzo ucieszyłem się z tego programu, tak jak z innych programów rządowych, których jedynym celem jest wielkie marnotrawstwo ”sił i środków”- jakby to powiedział dowódca do żołnierzy idących do walki. Oczywiście jak zwykle w takich sytuacjach rząd mnie uspokoił, ustami pana posła Stanisława Żelichowskiego z jak najbardziej - Polskiego Stronnictwa Ludowego, który też razem ze swoimi kolegami wprowadzał nas do socjalistycznej i totalitarnej Unii Europejskiej realizując interesy obcych- przecież nie nasze.. I jest z tego powodu dumny jak nie wiem co, tak jak pozostałe partie demokratyczne , polityczne i prawne, które wciągnęły nas do tego kompletnego nonsensu gospodarczego i antycwilizacyjnego, i teraz ponosimy tego skutki.. Mam na myśli Sojusz Lewicy Demokratycznej, Prawo i Sprawiedliwość oraz Platformę Obywatelską Unii Europejskiej i Rynków Finansowych. Pan poseł Stanisław Żelichowski, w latach 1969-71 adiunkt w Nadleśnictwie Ciechanów, absolwent Wydziału Leśnego SGGW, którą to uczelnię ukończył akurat po rozruchach” antysemickich” roku 1968. W latach 1967- 68 odbywał stać w Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Ostrołęce.., a od roku 1971 aż do roku 1993 był nadleśniczym Nadleśnictwa Dwukoły. W latach 1988-90 był nawet przewodniczącym Wojewódzkiej Rady Narodowej w Ciechanowie. Z Ciechanowa pochodzi słynna „piosenkarka” Doda- Dorota Rabczewska, ale – o ile wiem- nie była wiceprzewodniczącą Wojewódzkiej Rady Narodowej w Ciechanowie.. Można powiedzieć, że stary komuch leśny i wiejski, który okupował wszystkie kadencje demokratycznego Sejmu, wraz z Sejmem IX Kadencji- jeszcze Sejmu PRL.. Twardy zawodnik- aparatczyk ludowy.. Nawet minister ochrony środowiska.. Bardzo wygadany. Uzasadni wszystko. Od Praskiej Wiosny do wydarzeń na Wybrzeżu.. Zależy co potrzeba.. Aktualnie uzasadnia wprowadzenie programu antysmogowego.. Powiedział między innymi tak, w wywiadzie dla Gazety Wyborczej:” Zakładamy wprowadzenie dopłat do likwidacji domowych pieców węglowych i zastąpienie ich bardziej ekologicznym ogrzewaniem. Będą też dopłaty do ociepleń domów, by koszty ogrzewania były niższe”(???) W 2007 roku startując do demokratycznego Sejmu z Okręgu Elbląskiego wszedł do Sejmu zdobywając 6437 głosów. Tyle wystarczyło, żeby pokręcić się po korytarzach demokratycznego Sejmu.. Ale w roku 2011 zdecydowanie powiększył swój demokratyczny stan posiadania, jeśli chodzi o głosy ludowe.. Zdobył – uwaga!- 6458 głosów(!!!) Wielki sukces! Powiększył w ciągu swoich pracowitych lat swój elektorat o 21 głosów( słownie dwadzieścia jeden głosów!). Dzięki wytężonej pracy, ale jeszcze wtedy nie powiedział swoim wyborcom, że zlikwiduje im piece węglowe, którymi palili przez lata, ich rodzice, dziadkowie, pradziadkowie- w imię fałszywej ideologii lewicowych ekologów. On tylko wykonuje rozkazy! Będzie im dopłacał z pieniędzy wszystkich, również tych, którzy węglem nie palą, ale na przykład gazem. Bo ci co palą przy pomocy elektryczności, też de facto palą węglem, bo Polska węglem jeszcze stoi i 90% energii pochodzi z węgla. Popatrzcie Państwo jakie wielkie zadania stawiają przed sobą socjaliści ludowi, ekologiczni czy inni- przystępując do próby likwidacji starego sposobu palenia w piecach? Nie wspomnę już o Dymarkach i Nowej Słupi.. Jak się uprą to pozamieniają góry.. Gubałówkę na miejsce Giewontu przeniosą.. Przeniosą i Pireneje w miejsce Apeninów.. Tacy są.. Stalin na przykład zmieniał koryto rzeki.. A ONI przy korycie zmieniają demokratycznie nasze przyzwyczajenia uzasadnione ekonomicznie.. Bo jak na razie- nie ma dopłat do węgla palonego w piecach węglowych, pominąwszy dopłaty z MOPS-u dla biednych., którymi w końcu wszyscy będziemy- jak tak dalej będzie się działo.. Ale będą dopłaty do palonej słomy w postaci brykietów słomianych. Będą dopłacać- byleby się nie opłacało.. Zniszczyć rynek- i dopłacać rozbudowując biurokrację dopłacającą.. Pani Doda chyba nie pali węglem i nie szkodzi środowisku, tak jak wszyscy , którzy od setek lat palili węglem, ale paliła jakieś zioła, i trochę jej się w głowie przewróciło.. Może te zioła też szkodziły środowisku. Dostała nawet wyrok sądowy za obrazę religijnych uczuć paląc jakieś zioła.. A jak pierwszy raz poznała pana Radka Majdana natychmiast się zakochała i wypisała sobie na przedramieniu po hebrajsku- „Kochać Radek”. Dlaczego akurat po hebrajsku? A nie po polsku? Tego nie wiem, ale państwo Majdanowi poznali się podczas zgrupowania pana Majdana w Jerozolimie..(???) Akurat w Jerozolimie, która nie jest formalnie- stolicą państwa Izrael, chociaż Izraelczycy tak uważają.. Pan Radek oświadczył się pani Dodzie podczas majdanu tego zgrupowania, żeby w dwa lata później się….. rozstać(!!!) No to po co się oświadczał? Żeby się rozstawać.. To mógł jej od razu powiedzieć, że się będą rozstawać za dwa lata.. W każdym razie władza dowali nam do pieca kolejną głupotę opartą o ideologiczne kłamstwa ekowojoników, że palenie węgla szkodzi środowisku. Tak jak palenie papierosów, palenie tektury, spalenie liści.. Wszystko oczywiście szkodzi, tak jak to wszystko pomaga. Chodzi o proporcje.. Ale żeby palenie tektury szkodziło? Co innego palenie żelazem- to na pewno szkodzi.. Ale wypalanie żelaza nie szkodziło- z kolei wypalanie traw szkodzi niemiłosiernie.. Wypalanie żelazem na pewno szkodzi.. Na pewno temu co wypalają.. Będzie bardziej ekologiczne ogrzewanie.. Tyle, że droższe- ale to ekowojowników głupoty- nie obchodzi.. Bo co ich może obchodzić, że ktoś nie ma pieniędzy na węgiel, a co dopiero na ogrzewanie ekologiczne? Dopłaty do ogrzewanych domów będą niższe, bo będą dopłaty, a jak się ociepli- to na pewno będzie taniej.. Zresztą idzie globalne ocieplenie- i nic do ogrzewania nie będzie potrzebne.. Ani dopłaty- ani ogrzewanie.. Ale będą potrzebni wszyscy ci, którzy sterują naszym życiem ekologicznym.. Do nich dopłaty będą bez względu na okoliczności przyrody.. ONI muszą być, żebyśmy czuli się bezpieczniej.. I żeby można było przypilnować takich posłów, którzy załatwiają się publicznie. Chyba przedwczoraj okazało się, że poseł Ruchu Palikota załatwiał się publicznie., no i Straż Miejska interweniowała.. Dobrze, że strażnicy przyrody byli na miejscu, bo zaszczałby cały teren ekologiczny.. Myślałem, że od publicznego szczania chroni posła Rzeczpospolitej- immunitet.. A tu wielkie niedopatrzenie.. Ustawodawca immunitetowy nie przewidział, że poseł może odlewać się publicznie.. I ustawodawca ni e wprowadził immunitetu. Bo kłamać poseł demokratyczny może do woli- od tego jest immunitet, ale szczać mu nie wolno.. Jak to mówił Józef Piłsudski: A wam kury szczać, czy coś podobnego- nie mam czasu dzisiaj sprawdzać- muszę szczać, pardon- biegnąć do pracy.. A głupi, że dał się złapać…. Musiało go strasznie przyprzeć. Miłego dnia!. WJR
W desperacji Tusk rozdaje pieniądze, których jeszcze nie ma
1. Szef rządu wprawdzie nie jeździ jak zapowiadał „Tuskobusem”, żeby konsultować z Polakami na co przeznaczać środki, które Polska ma otrzymać w ramach nowego budżetu UE na lata 2014-2020, ale w ostatnich dniach podczas tzw. „gospodarskich” wizyt, rozdaje je na lewo i prawo. Przypomnijmy tylko, że Polska w ramach nowej perspektywy finansowej UE ma uzyskać na dwie najważniejsze polityki unijne spójności i rolną ponad 101 mld euro z tego 72,9 mld euro na politykę spójności i 28,6 mld euro na wspólną politykę rolną. Tyle tylko, że jak dobrze pójdzie to dopiero w październiku Parlament Europejski ostatecznie zatwierdzi wieloletni budżet UE na lata 2014-2020, później Komisja Europejska przygotuje przepisy wykonawcze określające mechanizmy wydatkowania tych środków, i wtedy dopiero kraje członkowskie przygotują dokumenty programowe i określą obszary w których będą realizowane projekty współfinansowane ze środków unijnych. Ta praca programowa jest wprawdzie w krajach członkowskich w tym w Polsce prowadzona już od jakiegoś czasu ale jak określa to sama minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska, najwcześniej realizacja projektów współfinansowanych z budżetu UE, może się rozpocząć w IV kwartale 2014 roku.
2. Ale kto by tyle czekał, w sytuacji kiedy Tuskowi zaczyna się palić grunt pod nogami, próbuje przeprowadzić dwie wielkie operacje: przejąć blisko 280 mld zł zgromadzonych w OFE i rozdysponować środki pochodzące z budżetu UE na lata 2013-2020. Tą pierwszą rozłożył na 2 etapy, najpierw chce przejąć obligacje skarbowe zgromadzone w OFE o wartości około 120 mld zł, umorzyć je i w ten sposób zmniejszyć na papierze dług publiczny o około 8% PKB, co pozwoliłoby mu pożyczać dalej. Drugi etap to zaproponowanie ubezpieczonym wyboru pomiędzy ZUS i OFE i założenie że większość z nich i tak wróci do ZUS i wtedy zacznie się ostateczna likwidacja OFE i przejmowanie zgromadzonych tam aktywów.
3. Rozdysponowywanie środków pochodzących z budżetu UE szczególnie tych, które mają być przeznaczone na tzw. spójność, już się zaczęło, choć przypomina dzielenie przysłowiowej „skóry na niedźwiedziu”. Kilka dni temu premier Tusk razem z ministrem Nowakiem jak się wydaje w związku z ze zbliżającym się referendum w sprawie odwołania HGW w Warszawie nagle ogłosili, że do roku 2019 wybudowana zostanie tzw. południowa obwodnica Warszawy za kwotę około 6 mld zł, niestety kosztem trasy S-7 z Grójca do W-wy i z Warszawy do Łomianek. Dwa dni temu podczas pobytu w Łodzi premier Tusk zapowiedział, że wesprze to miasto w staraniach o organizację tzw. małego Expo (wystawy tematyczne odbywające się co 2-3 lata między dużymi Expo). Łódzka wystawa miałaby być poświęcona rewitalizacji miast i miałaby się odbyć za 9-10 lat po przeprowadzeniu rewitalizacji dużej części tego miasta, za kwotę przynajmniej kilku miliardów złotych (na rewitalizację miast w latach 2014-2020,Tusk zapowiedział wydatkowanie przynajmniej 25 mld zł). Zaledwie wczoraj rząd ogłosił budowę 11 obwodnic miast między innymi takich jak Brodnica, Inowrocław, Wieluń, Góra Kalwaria, Olsztyn, Jarocin, Kłodzko, Nysa i Sanok za kwotę przynajmniej 5 mld zł. Jeszcze wcześniej Rada Ministrów przyjęła tzw. załącznik nr 5 do Programu Budowy Dróg Krajowych, w którym zdecydowano o rozpoczęciu rozpisywania przetargów na budowę ponad 700 km dróg ekspresowych na kwotę blisko 36 mld zł.
4. Jeżeli notowania Platformy będą dalej spadały ani się obejrzymy, Tusk rozda całe osławione 300 mld zł z funduszu spójności, nawet środki które mają się znaleźć w 16 regionalnych programach operacyjnych (około 112 mld zł). A ponieważ jak mówi Jarosław Gowin w głośnym wywiadzie dla tygodnika „w Sieci”, że „premier Tusk robi wszystko to, co ma służyć kupieniu sobie czasu do 2015 roku i koalicji z SLD po następnych wyborach”, to wygląda na to że ta jesień będzie pełna wystąpień szefa rządu, podczas których będzie obiecywał wszystko wszystkim. Kuźmiuk
Prof. Jadwiga Staniszkis: pociągnąć do odpowiedzialności A przynajmniej wymienić - po nazwisku – tych, którzy są odpowiedzialni za dylematy związane z OFE. Kto w rządzie Buzka źle skalkulował koszty reformy emerytalnej, nie uwzględniając finansowych skutków zmiany przepływu strumieni kapitału? Balcerowicz? Jerzy Miller (wtedy wiceminister finansów odpowiedzialny za te kalkulacje)? Kto nieumiejętnie negocjował z Eurostatem w KE co spowodowało zaliczenie kosztów reformy emerytalnej do długu? Mimo że istnieje klauzula, iż wydatki które przyniosą długofalowe oszczędności zalicza się inaczej. Kto zgodził się na wysokie marże dla OFE? I kto tak długo je tolerował? Kto z administracji rządowej (i ekspertów doradzających przy tej reformie) pracował później w instytucjach związanych z reformą emerytalną? Czy tylko min. Lewicka z rządu Buzka? Kto bagatelizował ostrzeżenia w pierwszych latach obowiązywania reformy, choćby min. W. Kaczmarka, prof. Hrynkiewicz czy moje (rządy SLD i prezydenta Kwaśniewskiego)? A dziś – jakie będą opłaty dla Towarzystw mających w przyszłości zarządzać składkami przed ich wypłatą? Czy obecne zmiany nie są tworzeniem okazji do wysokiego zarobku dla kolejnej grupy interesu? A kto skorzystał na złej ustawie o zamówieniach publicznych, na której stracili bezpośredni wykonawcy? I kto (czy to wręcz mafie) korzysta na nieszczelnym VAT? Dlaczego odkłada się zmiany w KRUS, mimo że te kilkanaście procent rolników wielkoobszarowych (i dzierżawców także z dawnego aparatu ZSL) zarabia krocie? Na dopłatach unijnych i na eksporcie (co rok rośnie o ok. 15 proc.). Czy interes polityczny PO wygrywa z elementarną racjonalnością i sprawiedliwością? I dlaczego poprawianiem UE na różnych Forach Idei zajmują się osoby (jak choćby pani Bochniarz), która powinna raczej – jako przedstawiciel Boeinga na Polskę – zadbać, żeby LOT dostał odszkodowania? Chyba, że kontrakt na Dreamlinery (i – podobno – niższe ceny dla pierwszych kupujących) nie przewiduje takich odszkodowań. Bo traktuje nabywców jak oblatywaczy biorących na siebie całe ryzyko? Klasa polityczna która czerpie korzyści z funduszy, zamówień, zakupów i posad publicznych naciska, by koszty kryzysu przerzucać wyłącznie na pracowników. I – jak z OFE – na przyszłe pokolenia! Ofiarami złego rządzenia rządu Tuska są nie tylko najsłabsi (choćby opiekunowie niepełnosprawnych, którym – po przekroczeniu bardzo niskiego progu dochodu - zabrano zasiłek). To też uderzenie w młodą klasę średnią. Na przykład - ciężko pracujący, kompetentni ludzie, posiadający dzieci, którzy – po przekroczeniu dochodów na głowę trochę powyżej średniej krajowej - są wypychani do korzystania z usług prywatnych (np. przedszkola). Albo – młodzi naukowcy opłacani na poziomie płacy minimalnej, bo nauką rządzą osoby typu Kudryckiej – nie rozumiejącej co to nauka. Warto zresztą pokazać, kto właściwie jej doradza! Czy bezwzględne rugowanie z programów humanistyki (a więc – i – pozornie bezużytecznej „inteligenckości”) nie jest zamysłem mającym na celu stopniowe wyeliminowanie tych, którzy dla każdej władzy byli problemem? Ostatnie wypowiedzi Tuska na to wskazują: bardziej interesuje go produkowanie w Polsce wyspecjalizowanych pracowników na poziomie techników na niemiecki rynek pracy, niż tworzenie warunków, aby wykształcić nowe pokolenie tak, by rządziło lepiej niż obecne „elity”. Prof. Jadwiga Staniszkis
Zdrada panowie! Wprawdzie wiadomo, że kto słucha byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju, ten sam sobie szkodzi, zwłaszcza teraz, kiedy biednemu Nikodemowi Dyzmie najwyraźniej już na dobre przewróciło się w głowie od kadzideł, których oparami tak zwany salon próbował nieco przysłonić obrzydliwą postać „Bolka”. Ciekawe, że „lewica laicka” w roku 1980 powtórzyła ten sam schemat, co w latach stalinowskich, kiedy to w ramach „awansu społecznego” na rozmaite stanowiska wysuwała bezradnych naturszczyków, którymi kręciła, jak tylko chciała. Ale skoro wtedy się udało, to dlaczego nie powtórzyć takiego samego numeru jeszcze raz, zwłaszcza, że w międzyczasie nie tylko udoskonalone zostały operacyjne metody prowadzenia konfidentów, a w dodatku bezpieka dogadała się z „lewicą laicką” zarówno co do meritum, jak i co do socjotechniki? Z tego między innymi powodu zarówno razwiedka, jak i salon viribus unitis storpedowały w 1992 roku próbę ujawnienia agentury w strukturach państwa, jak i potem, to znaczy - aż do dnia dzisiejszego desperacko broniły i bronią tak zwanej „legendy Solidarności” w osobie byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju. Nie dlatego, by im Lech Wałęsa specjalnie imponował, bo czymże miałby komukolwiek zaimponować człowiek, któremu najbardziej trafną charakterystykę sporządził Adam Bień, jeden z oskarżonych w słynnym „procesie 16” przywódców Polski Podziemnej. Adam Bień nazwał Lecha Wałęsę „człowiekiem drobnych krętactw” - i słusznie, bo do wielkich krętactw były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju prawdopodobnie nie jest zdolny. Ale nawet i te drobne krętactwa najczęściej bywają nieudolne, jak na przykład opowieści o wygranych w totolotka, które według pani Danuty Wałęsowej przytrafiały się małżonkowi akurat wtedy, gdy rodzina znajdowała się w potrzebie pieniężnej. Czy ona w to wierzy, czy też ze względu na instynkt samozachowawczy uczestniczy w podtrzymywaniu „legendy” - mniejsza z tym - bo warto zwrócić uwagę na podtekst owych drobnych krętactw. Nawet z nich przebija nutka megalomanii - bo skoro w chwilach potrzeby pieniężnej Fortuna pospieszała państwu Wałęsom z niezawodną pomocą finansową, to jeśli nawet posługiwała się w swej misji oficerem prowadzącym i gadzinowym funduszem dyspozycyjnym Służby Bezpieczeństwa- nie zmieniało to faktu, iż Lech Wałęsa był jej, to znaczy Fortuny faworytem. Nawiasem mówiąc, podejrzewam, że i wielu pochlebców byłego prezydenta też wykonuje zadania zlecone. Na przykład autor ostatniego filmy o „mędrcu Europy”, czyli Andrzej Wajda. Nakręcił już „Człowieka z marmuru”, nakręcił „Człowieka z żelaza”, no a teraz - Człowieka z wazeliny. Trochę może dziwić taka zapamiętałość pieszczocha wszystkich reżymów w kreowaniu legendy gdańskiego elektryka, ale kiedy przypomnimy sobie incydent z taktownym samobójstwem młodego Bartłomieja Frykowskiego w posiadłości Karoliny Wajdy w Głuchach, to łatwiej nam zrozumieć, jaki mechanizm mógł tutaj zadziałać; panie Andrzeju, myśmy poszli panu na rękę, teraz pora na pana. Lech Wałęsa, jako człowiek obdarzony osobliwą formą mądrości, którą nazywamy sprytem, niewątpliwie tę protekcję zauważył, ale wskutek megalomanii utożsamił protekcję bezpieczniacką z protekcją Opatrzności. Znakomitą tego ilustracją jest rozmowa, jaką dla „Gazety Wyborczej”, która też uczestniczy w ekipie budowniczych „legendy”, przeprowadził z Donatą Subbotko. „Tu już się znudziłem - powiada w pewnym momencie - Tu już nie ma dla mnie roboty, dlatego chciałbym zobaczyć ten inny wymiar. Jestem przygotowany i spakowany. Ciekaw jestem, jak Pan Bóg sobie radzi z takimi PiS-owcami i z innymi”. Najwyraźniej nie ma najmniejszej wątpliwości, że Pan Bóg nie tylko wyjdzie mu na spotkanie, ale jeszcze będzie musiał złożyć wyjaśnienia co do „PiS-wców” i „innych”. Czyżby Lech Wałęsa był przekonany, że podobnie jak na tym, tak i na tamtym świecie bezpieczniacka przepustka otwiera wszystkie bramy - łącznie z Bramą Niebieską? Nie inaczej - bo nawet przez moment nie przyjdzie mu do głowy, że za przyzwolenie na wykreowanie „legendy”, uczestniczenie w jej propagowaniu, a zwłaszcza - za inicjowanie prześladowań tych, którzy w imię historycznej prawdy z łgarstwami, nazwanymi patetycznie „legendą” próbowali walczyć, może bez ceregieli powędrować do piekła, gdzie nie tylko będzie musiał znosić bezlitosne naigrawania niewyczerpanych w pomysłowości szatanów, ale w dodatku - przez cały czas będzie bolało. A przecież taka ewentualność jest tak samo prawdopodobna, jak ta pierwsza, a może nawet bardziej. Być może etatowi spowiednicy byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju, wykonując polecenia swoich służbowych zwierzchników zapewnili go, że sprawa jego przyszłości na tamtym świecie została już załatwiona na najwyższym szczeblu - czy jednak spowiednicy aby na pewno wiedzą takie rzeczy? Zresztą czort z nim - bo jeszcze ciekawsza jest inna deklaracja byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju, który najwyraźniej zapomniał, jakiej treści przysięgę składał przy obejmowaniu swego urzędu. Nawiasem mówiąc, nie tylko on o tym zapomniał. Inni też zapomnieli, że przysięgali „strzec” i to w dodatku „niezłomnie”, a więc nie bacząc na żadne osobiste zagrożenia, „niepodległości” państwa - ale dotychczas żaden z nich nie przedstawił publicznie pomysłu rezygnacji z niepodległości państwowej - a Lech Wałęsa właśnie to uczynił. Jakby w prezencie z okazji wyborczego zwycięstwa Naszej Złotej Pani zaproponował mianowicie, by Polska połączyła się z Niemcami, to znaczy - została przyłączona do Niemiec - bo przecież nie ulega wątpliwości, że to nie Niemcy zostaną przyłączone do Polski, tylko odwrotnie, a zatem - że w efekcie takiej operacji Niemcy pozostaną, a tylko Polski już nie będzie. Tedy wprawdzie powtarzam, że kto słucha Lecha Wałęsy, ten sam sobie szkodzi - ale z drugiej strony wiadomo, że idioci bywają szczerzy i z tego powodu niekiedy są używani do puszczania tak zwanych balonów próbnych. Ciekawe, kto podsunął Lechowi Wałęsie ten haniebny i zdradziecki pomysł, jaką formę społecznej reakcji projektanci tej zdrady uznaliby za przyzwolenie i kiedy inicjatywa ta ze sfery projektów przejdzie do fazy realizacji? SM
03/10/2013 Wilki przechodzą na wegetarianim Wczoraj krzyk do domofonu: „ Proszę otworzyć! Prowadzimy akcję- Greenpeace”(???)”O co chodzi?”- pytam. „Proszę otworzyć, akcja dla mieszkańców”(???)” A ja wam nie otworzę”- powiedziałem spokojnie- i odłożyłem słuchawkę. I do mnie trafili przedstawiciele tej lewicowej- terrorystycznej organizacji. Nie mam ani pól naftowych, z których będę wydobywał ropę, ani komina- który zdaniem politycznych ekologów- za bardzo dymi.. Każdy komin dymi- należałoby polikwidować wszystkie kominy.. No i kominki „ obywatelem” w domach.. Śmiejecie się Państwo? Właśnie demokratyczny Sejm pracuje nad ustawą, która nie dość, że zlikwiduje ostatecznie trzymanie psów na łańcuchach, to jeszcze wyreguluje i określi wielkość klatek, w których „obywatele” trzymają swoje ulubione ptaki oraz wielkość akwariów w których „obywatele” trzymają ukochane rybki.. Wanny dla człowieka na razie nie będą regulowane w zależności od tuszy” obywatela”.. Ponad trzydziestu posłów- osłów Platformy Obywatelskiej Unii Europejskiej i Rynków finansowych oraz Demokracji i Praw Człowieka jest za tego rodzaju absurdem.. Oczywiście nie obrażając osła.. A wielkość chlebaków? One też powinny być wyregulowane ustawowo, i demokratyczny Sejm musi się spieszyć, bo spada spożycie chleba w Polsce.. Jak „obywatele” nie będą jedli chleba, to nie potrzebne będą im chlebaki.. Tak jak zamrażarki przetrzymujące mięso.. Słyszałem- jak to się mówi- na własne uszy, w programie „polskiego” Radia Publicznego, jak jakiś cymbał” uczony” powiedział , że „mięso szkodzi”, bo cholesterol i jemu podobne. ”To należałoby zakazać jedzenia mięsa?” -powiedziała prowadząca program przedpołudniowy kilka dni temu. .”Nie, nie- temu jestem przeciwny” –odpowiedział zaproszony gość, nie znam nazwiska- ale na pewno ekolog- być może z Green peace.. A nie pisałem jakiś czas temu, że władza wcześniej czy później zakaże jedzenia” obywatelom” mięsa w ramach Praw Człowieka i ma się rozumieć’ Obywatela”.. Będziemy mieli prawo do niejedzenia mięsa.. Tak jak będziemy mieli prawo do trzymania rybek w dużym akwarium i swoich ptaków w dużych klatkach… Będziemy mili prawa do wszystkiego co jest postawione na głowie.. Wanny dla „ obywateli” już dawno powinny być polikwidowane, tak jak prysznice.. A ile to wody by się zaoszczędziło gdyby” obywateli” kapać zbiorowo i kolektywnie? Tak jak bydło- bo tak władza socjalistyczna i ekologiczna traktuje wolnego kiedyś człowieka.. Decyduje za niego i mówi mu co ma robić ze swoją rybką, ptakiem, czy psem.. Pani profesor Joanna Senyszyn razem z panią doktor Joanną Muchą powinny przykuć się, najpierw do akwarium , a potem do klatki – i zrobić happening.. Żeby uświadomić” obywatelom” jak straszny jest los kanarka zamkniętego w klatce i sfrustrowanej rybki pływającej w ciasnym akwarium.. Niechby człowiek spróbował pożyć w takim akwarium- to by zobaczył jakie to pieskie życie, albo pomieszkał w budzie po psie przywiązany na łańcuchu.. Koniec z trzymaniem złotych słoni na łańcuchach w domach.. A swoją drogą chętnie bym obejrzał obie panie nago i razem , panią Joannę Muchę i panią Joannę Senyszyn- przykute łańcuchami w wannie, w proteście przeciwko trzymaniu rybek w akwarium, psów w budach i ptaków w klatkach.. Chodzi o klatki ciasne i niewymiarowe sejmowo- bo w klatkach wielkości mieszkań, w których często mieszkają ludzie- rybki powinny sobie popływać swobodnie, co ja piszę popływać- pochodzić i pospacerować.. A ptaki polatać.. No dobrze.. Powiedzmy, że sejmowi wariaci przegłosują, że mają być klatki wymiarowe sejmowo i akwaria- również wymiarowe sejmowo i ustawowo i także demokratycznie- wymiarowo. To co” obywatele” demokratycznego państwa prawnego i pełnego praw człowieka mają zrobić z klatkami niewymiarowymi sejmowo i akwariami również niewymiarowymi sejmowo? Powyrzucać na ekologiczny śmietnik? Będą musieli zamawiać specjalne kontenery- tak jak obecnie gdy robią sobie mały remont w domu, a taki kontener kosztuje – bagatela- 600 złotych(???) Nie jest to kontener na własność.. Tylko, żeby wyrzucić ekologiczny gruz. Kiedyś w normalnych czasach poprzedniej komuny gruz, pisuar, telewizor, wersalkę, adapter, umywalkę- wyrzucało się normalnie do śmietnika.. Takiego samego jak dzisiaj- tyle, że nie ekologicznego.. PO zmasowanej propagandzie utwierdzającej w przekonaniu „właścicieli”: rybek i ptaków, że robili źle przez ostatnie lata trzymając rybki na łańcuchach, psy w akwariach a ptaki w wannach, po złożeniu samokrytyki i przyznaniu się do wanny, pardon- winy- będzie im wybaczone. Jak tylko dostosują się do nowych warunków trzymania ptaków, rybek i psów, ale kontroli nigdy dość.. Jak twierdził duchowy przywódca ekologów, feministek, propagatorów matek samotnie wychowujących dzieci, proletariatu- towarzysz Lenin należy” Ufać i kontrolować”.. No pewnie- szczególnie kontrolować.. Już widzę oczyma wyobraźni człowieka konserwatywno-liberalnego jak powstanie Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Ptaków Domowych i Rybek, jak się weźmie od razu do roboty i zacznie kontrolować- zgodnie z prawem po uchwaleniu stosowanej ustawy, nigdy przed uchwalenie takiej ustawy w demokratycznym państwie prawnym- czy rzecz dramatycznie jest przestrzegana.. Czy w akwariach nie pływają rybki stłoczone w małej przestrzeni, a kanarki trzymane są w odpowiednio dużej odrutowanej klatce.. ”Proszę otworzyć! Prowadzimy akcję kontroli klatek i akwariów”- usłyszą wkrótce „obywatele” demokratycznego państwa prawnego i praw człowieka obywatelskiego.. Wygląda na to, że większe prawa obywatelskie uzyskają wkrótce rybki i kanarki- niż” obywatel-„ człowiek, którego już pozbawiono prawa do własności kanarka i rybki.. A ja póki co- zbliżają się powoli Świata Bożego Narodzenia, jeszcze nie zakazane przez Sejm i władzę państwową i demokratyczną- będę- jak zwykle- trzymał karpia w wannie przed ostatecznym rozwiązaniem jego losu w związku z Wigilią.. Przyniosę go sobie w reklamówce ze sklepu, potem puszę go sobie w akwarium, pardon- wannie, a sam wykapię się w zakupionym- specjalnie do tego celu- akwarium. Ale może być tak, że posłowie- osłowie przepchną ustawę, w której zapisane będzie, że akwaria mogą być sprzedawane wyłącznie w celach rekreacyjnych rybek, a nie, żeby się w nim kapać.. Ale wtedy przedstawię odpowiednie zaświadczenie z Sanepidu, że nie przenosiłem ryb w reklamówce- i po zgodzie naczelnika wydziału do walki z nieprawidłowościami i sabotażem w obszarze kontrrewolucji rybnej i ptasiej- dostanę upragnioną zgodę na zakup akwarium.. Rejestrując się przed tym w Ogólnopolskim Związku Poszanowania Losu Kanarków i Rybek Akwariowych.. Czy to nie piękna perspektywa? Myślicie Państwo, że ja tak dla żartu? !5 października kończę 59 lat.. Już mi życia wiele nie zostało.. A młodzi Państwo dożyją tych wielkich przemian w świadomości nowego człowieka hodowanego systematycznie od lat dwudziestu- od tzw. przemian.. Ja już się nie dam wyhodować, choćbym miał skończyć na Pawiaku albo w Auschwitz.. Bo pan Lech Wałęsa wystąpił z propozycją połączenia Niemiec z Polską.. Nowe państwo będzie się nazywało- Pol-Deutschland.. A potem uber ales… Dlatego przypominam Pawiak i Auschwitz.. Trzymają i pielęgnują.. Musi się przydać! Nie ma innego wyjścia.. Choć jeden „obywatel” ze Szwecji próbował rozkompletować całość., kradnąc napis., że” praca czyni wolnym”.. A słyszeliście Państwo, że wilki, lwy, tygrysy- przechodzą na wegetarianizm? Zupełnie inaczej niż krowy.. Te mają być mięsożerne.. Co prawda eksperyment z karmieniem krów mączką krowią się nie powiódł.. Ale próbować trzeba.. A nóż widelec? Nożami i widelcami też trzeba się w Sejmie zająć.. To chyba oczywiste! WJR
Rick Joyner nawołuje do zamachu stanu w USA „Czterech amerykańskich żołnierzy przygotowywało zamach stanu i zabójstwo prezydenta USA. Spiskowcami okazali się szeregowcami i podoficerami 3 Zmotoryzowanej Dywizji Piechoty stacjonującej w Forcie Stewart w stanie Georgia. W bazie odkryto magazyn broni i nabojów, na zakup których wydano 87 000 dolarów – poinformował przedstawiciel prokuratury stanu Georgia.W trakcie dochodzenia ustalono, że zatrzymani należeli do antyrządowego radykalnego ugrupowania „Na wieki nieśmiertelni, zawsze gotowi”. Oskarżeni, jak podkreśla prokuratura, nie ukrywają swojej nienawiści wobec obecnego prezydenta USA”....(źródło)
„Stosunek młodzieży do demokracji jest po części konsekwencją ich oceny działalności polityków. Opinia, że to najlepszy z ustrojów, przeważała w tej grupie w 1998 roku (38 proc. badanych) i 2008 roku (34 proc.), a więc na początku rządów AWS – UW, a potem PO – PSL. W 2010 roku spadła poniżej 30 proc., a tymczasem na przestrzeni tych lat mniej więcej jedna piąta uważa, że rządy niedemokratyczne mogą być bardziej pożądane. http://naszeblogi.pl/34397-15-polakow-za-likwidacja-ii-komuny-i-rzadami-autorytarnymi
”Spada zaufanie do demokracji, a rośnie przyzwolenie na rządy tzw. twardej ręki, na rządy autorytarne?”.....”- Na miękki autorytaryzm, czyli z poszanowaniem wolności słowa i swobód gospodarczych. „.(więcej )
Orban „„- Mamy nadzieję, że, z Bożą pomocą,nie będziemy musieli w miejsce demokracji wymyślać innych politycznych systemów, które należy wprowadzić, aby nasza gospodarka przeżyła „....”Zgromadzenie narodowe to nie jest kwestia woli, tylko siły. (...) To, co być może funkcjonuje w państwach skandynawskich, jednomyślność,u nas, w narodzie na pół azjatyckim, dokonuje się siłą.To nie wyklucza konsultacji, debaty czy demokracji, ale centralna siła jest konieczna - „.....(więcej )
video Grzegorz Braun - Zamach stanu, jedyne rozwiązanie cz.3d ..
http://naszeblogi.pl/31805-braun-jedynie-zamach-stanu-moze-usunac-ii-komune
Krzysztof Rak „Prawdziwą pasją Merkel jest, według Höhler, władza. Władza nieograniczona we własnej partii, w Niemczech, a wreszcie w Europie.”...”Stąd tylko krok do sięgnięcia po stan wyjątkowy, czyli rządzenie poza prawem. Władza odebrana większości skupiona zostaje w rękach nielicznych, których kontrola przez obywateli jest w gruncie rzeczy iluzoryczna. Postdemokracja niesie zatem zagrożenie autokracją. To najważniejsza lekcja systemu M. „...””Casus Angeli Merkel ujawnia jedno z podstawowych zagrożeń postdemokracji. Nadmierną personalizację władzy; to, że jej rzeczywistym nośnikiem przestaje być instytucja prawna, a osoba przywódcy.” ….( więcej )
Cezary Mech „w ramach Niemiec okaże się, że będzie kontynuowana długofalowa polityka wzmacniania pozycji tego kraju na świecie, na którą to wielki biznes już patrzy z zadowoleniem, jak pisze Alice Ross i Chris Bryant w artykule „Financial Timesa”....(źródło )
„Natomiast Romney w przeszłości - i jako polityk, i jako biznesmen - wielokrotnie dokonywał pragmatycznych zwrotów: zmieniał zdanie w kwestii aborcji czy ubezpieczeń. Obecna metamorfoza również wydawała się nieuchronna
„...”Gubernator 47 procent" (przydomek wziął się stąd, że jeszcze niedawno Romney mówił z pogardą, iż prawie połowa Amerykanów, owe 47 proc., to uzależnione od zasiłków leniuchy) nagle zmienił melodię. Zaprzeczył, jakoby chciał zmniejszać podatki krezusom, ograniczać nakłady na ubezpieczenia dla emerytów i najbiedniejszych „...(źródło )
Joyner stwierdził ,że należy modlić się do Boga, aby ten uratował Amerykę i pozwolił komuś wzrosnąć i na drodze zamachu stanu zablokować lewactwo i przywrócić wolność Amerykanów . Jak mówi Wolniewicz demokracja jest ustrojem wolnych ludzi wyrosłym z chrześcijaństwa .I tu ma rację . Zarówno I Rzeczpospolita jak i USA zbudowały swoje potężne państwa jako demokracje Zabobonem politycznej poprawności jest wbijane codziennie przez propagandę twierdzenie ,że mamy w tej chwili do czynienia w Europie i USA z demokracją . Niektórzy ten ustrój niszczący cała cywilizacje zachodnią litościwie nazywają demokracją fasadową . Trudno jednak mówić aby człowiekiem wolnym był ktoś kto jest całkowicie zależny od państwa . A w USA osób , które żyją z łaski państwa jest 47 procent. Lichwiarstwo i oligarchia wykorzystały model ekonomiczny i społeczny socjalizmu hitlerowskiego i przekształciły go we współczesny socjalizm niemiecki . Zbudowały socjalistyczny lumpen elektorat . Żaden kraj nie można nazwać demokratycznym jeśli istnieje w nim elektorat całkowicie zależny od socjalistów i stojących z animi lichwiarzy . Dzięki głosom lumpen elektoratu do władzy są kierowani prze lichwiarzy największe kreatury , a ci dodatkowo , aby zapobiec możliwości odwrotu z drogi zniewolenia terrorem wprowadzają religię niewolników , polityczną poprawność jako religie państwową , jako jedyne legalne wyznanie. Joyner ma rację w tym że system politycznej poprawności jest już tak zaawansowany ,że drogą pokojową nie uda się ani zachować, ani odzyskać wolności politycznej i ekonomicznej . Coraz silniejsze lichwiarstwo i oligarchia również myślą o ostatecznym uformowaniu totalitarnego , socjalistycznego ustroju opartego w kwestiach ekonomicznym na socjalizmowi niemieckim , a w kwestach wyznaniowych i społecznych n apolitycznej poprawności , która jest zmutowanym hitleryzmem . Aborcja , eugenika, eutanazja , koncepcja „dzieci należą do państwa, represyjne totalitarne szkolnictwo itd. „Niedawno mieszkaniec Szczecina skierował do sądu sprawę przeciw Tuskowi i Platformie o wyłudzenie jego głosu .Chodziło o obietnice wyborcze , co do których było podejrzenie ,że Platforma nigdy nie zamierzała ich zrealizować . Wyobraźmy sobie że elegancki mężczyzna , z budzącym zaufanie uśmiechem przychodzi do tegoż szczecinianina i obiecuje ,że jeśli ten podpiszemy mu zgodę na zarządzanie jego mieszkaniem to on je wyremontuje, przytnie trawniki, zamontuje najnowsze osiągnięcia techniki , aby mu się żyło lepiej i nowocześniej . Kto by nie podpisał. Kontrakt jest podpisany na cztery lata . Nagle uśmiechnięty nowy zarządca przychodzi z kijem bejsbolowym i zaczyna demolować mieszkanie . I Na trawniku coraz więcej kumpli ( nowi urzędnicy ) , którzy bawią się na całego . Bandzior przychodzi i mówi ,że podnosi czynsz ( podatki ), bo kumple na trawniku potrzebują na wódę i zagrychę. Kiedy nie chce płacić bandzior wysyła swoich zakapiorów ( urzędnicy skarbowi , komornicy ) , a ci zabierają chleb dzieciom nieszczęsnego , naiwnego obywatela . Coraz ciężej pracuje ( Polacy spędzają w pracy o około 50 procent czasu więcej niż Niemcy, czy Holendrzy .Nie starcza . Bandzior z kumplami „ opodatkował dochody z pracy . Sąsiedzi ( okoliczne państwa )wykorzystując jego problemy z kryminalistą zatrudniają owego szczecinianina do najgorszych robót, tak aby mógł opłacić bandziora ( coraz wyższy VAT i żeby coś jeszcze dla dzieci pozostało. Obywatel idzie do sądu , twierdząc ,że umowa była oszukańcza i grupa przestępcza od początku chciała go okraść. Sąd stwierdza , że gdyby to byli klasyczni kryminaliści to by ich wsadził do więzienia , ale politycy mogą okłamywać obywateli, wyłudzać oszukańczymi obietnicami ich poparcie wyborcze, a potem okradać podatkami i terroryzować aparatem skarbowym opornych”...(więcej )
Braun w wywiadzie z Aldoną Zaorską „ Tusk dąży do stanu wojennego „ „Myślę, że Donald Tusk czy Bronisław Komorowski (a może obaj) dążąc do stanu wyjątkowego, zapominają o jednym. Może się zdarzyć, że obaj panowie popełnią znowu błąd, który już popełnili. Chodzi o to, że Donald Tusk dążąc w 2010 roku do ośmieszenia i poniżenia śp. Lecha Kaczyńskiego za sprawą zachowania Putina, zamiast wykorzystać ówczesnego premiera Rosji, sam został przez niego wykorzystany i to w najgorszy sposób, bo wziął udział w zabójstwie. Kiedy się zorientował, było już za późno i mógł tylko stanąć ramię w ramię z Putinem nad szczątkami samolotu, czy to prawdziwymi, czy malowniczo rozrzuconymi. Przerażenie Tuska było tamtego wieczoru aż nadto widoczne. I dlatego – mówię całkiem poważnie – z troski o to, żeby znalazł się on w więzieniu czy pod ścianą, gdzie, jak uważam, jest jego miejsce, ja szczerze niepokoję się o bezpieczeństwo premiera Tuska. On nie jest bezpieczny. Ja po prostu boję się, że zanim on trafi przed Trybunał Stanu RP, zostanie po prostu odstrzelony przez te same służby, które zorganizowały zamach smoleński. Pamiętajmy, że Donald Tusk i Bronisław Komorowski są dziś jednymi z najistotniejszych świadków w sprawie smoleńskiej zbrodni stanu. A akcja usuwania jej świadków trwa w najlepsze, o czym również pisała „Warszawska Gazeta”. Może się tak zdarzyć, że Donald Tusk wystąpi w charakterze kozła ofiarnego po to, żeby nadać pozory podstaw do wprowadzenia jakiegoś „stanu wojennego-bis”. Przecież właśnie zabójstwo polityczne byłoby do tego idealnym pretekstem. A przy okazji – byłoby to doskonale zalegendowane usunięcie świadka. Przecież to konsorcjum służb, które zamach smoleński przeprowadziły, nie dopuści nigdy do postawienia Donalda Tuska przed sądem, nie zaryzykuje, że zostanie on kiedyś wezwany pod przysięgą do zeznania, o czym np. rozmawiał z Władimirem Putinem na molo w Sopocie w 2009 r. Polscy patrioci powinni więc podjąć nowennę o zdrowie i bezpieczeństwo Donalda Tuska, by w przyszłości mógł on stanąć przed wymiarem sprawiedliwości niepodległej Polski. „...(więcej )
dr Cezary Mech „ Lionel Barber w wywiadzie „Financial Timesa” nie pozostawia złudzeń: niemieckie interesy będą – jak stwierdza – „über alles” (ponad wszystko) „....”Niezauważony przez Polaków apel kanclerz Merkel o drugi głos na CDU/CSU oznaczał wcześniejszy wybór SPD na koalicjanta, co musi rodzić pytanie, w jakim celu Niemcy potrzebują aż tak stabilnej większości parlamentarnej u siebie zbudowanej z dwóch dominujących partii. „.....”Tymczasem Grecja przeżyła już kataklizm 23-procentowego skurczenia, a na dodatek – jak przewiduje IOBE – w tym roku skurczy się o kolejne 5 procent. To samo dotyczy innych krajów euro-Titanica – gospodarka Włoch skurczyła się już o 8,8 proc., Irlandii – o 8,4 proc., Portugalii – o 7,6 proc., a Hiszpanii – o 7,5 procent. „...”bezrobocie w Grecji wynosi 27,8 proc. (wśród młodych 62,9 proc.), w Hiszpanii – 26,3 proc., na Cyprze – 17,3 proc., w Portugalii – 16,5 proc., w Irlandii – 13,8 proc., oraz we Włoszech – 12 proc., i to tylko dzięki pokaźnej emigracji zmniejszającej zapotrzebowanie na pracę w tych krajach. „....”w ramach Niemiec okaże się, że będzie kontynuowana długofalowa polityka wzmacniania pozycji tego kraju na świecie, na którą to wielki biznes już patrzy z zadowoleniem, jak pisze Alice Ross i Chris Bryant w artykule „Financial Timesa”. O ile w Polsce i innych krajach będzie kontynuowana polityka antyrodzinna, o tyle u naszego zachodniego sąsiada prowadzona będzie polityka pronatalistyczna zachęcająca do posiadania liczniejszego potomstwa, skierowana do wszystkich potencjalnych beneficjentów.O ile w Polsce nie ma zrozumienia dla konieczności budowania infrastruktury wzrostu, o tyle w Niemczech należy oczekiwać przyspieszenia inwestycji w infrastrukturę i naukę” jak chwali się minister finansów Niemiec Wolfgang Schaeuble, nawet w latach kryzysu 2010-2013 rząd zwiększył nakłady na badania i rozwój (R&D) o 13,3 mld euro. W efekcie stanowiły one aż 2,8 proc. PKB, dzięki czemu dwa miliony bezrobotnych znalazło pracę. Dziś w Niemczech, co istotne, bezrobocie wśród młodzieży jest na najniższym w UE poziomie – zaledwie 8 procent. „....”ak donosi „Wall Street Journal” w artykule Martina Stevies i Gabriele Steinhauser – minister finansów Niemiec już uciął wszelkie spekulacje na temat koniecznego obniżenia długu Grecji – kraj ten będzie spłacał go do końca swojej historii, dostanie jedynie następne pożyczki na spłatę dotychczasowych. „....(źródło)
„Polska pozostanie strategicznym partnerem Węgier w Europie - deklarował w środę w Warszawie przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Węgier Laszlo Kover „....”Dla Węgier Polska pozostanie strategicznym partnerem zarówno na terenie Europy Środkowej, jak również całej Europy. Jak bardzo to jest prawdą, pokazują kolejne negocjacje nt. finansów w UE, gdzie sprawne działania krajów Europy Środkowej, w których Polska odegrała kluczową rolę, były z korzyścią dla nas wszystkich „.....(źródło)
„Turcja na bakier z NATO „ ...”26 września turecki Sekretariat ds. Przemysłu Zbrojeniowego pod przewodnictwem premiera Recepa Tayyipa Erdoğana rozstrzygnął przetarg na dostarczenie systemów obrony powietrznej dalekiego zasięgu. Zwyciężyła chińska firma CPMIEC, producent systemu FD-2000, stanowiącego rozwiniętą kopię rosyjskich S-300. Ankara zapowiedziała przystąpienie do negocjacji kontraktu z CPMIEC. Oznacza to porażkę oferty amerykańskiej (system Patriot), francusko-włoskiej (Eurosam Samp/T) i rosyjskiej (S-400). Kontrakt, który według ministra obrony opiewa na 3 mld USD, ma być realizowany z udziałem tureckich firm zbrojeniowych. Departament Stanu USA stanowczo skrytykował decyzję Turcji. Oznajmił, że chiński system nie będzie kompatybilny z systemami NATO i że USA będą dalej omawiały ten temat z Ankarą. „...”Dlaczego zwyciężyły Chiny?”...”Za ofertą chińską przemawiało prawdopodobnie to, że FD-2000 jest najtańszym z oferowanych obecnie systemów obrony powietrznej dalekiego zasięgu. Chiny – w odróżnieniu od Rosji i państw zachodnich – najprawdopodobniej nie ograniczają też możliwości ingerencji Turcji w dostarczane przez nich systemy. Przede wszystkim jednak oferta CPMIEC zakłada współudział tureckich firm w procesie produkcji. Dałoby to Ankarze szansę na rozwój rodzimego przemysłu zbrojeniowego, w tym na zbudowanie własnych systemów obrony powietrznej w oparciu o technologie przekazane z Chin, które w przyszłości mogłyby zostać zaadaptowane do standardów NATO. Decyzja ta wpisywałaby się w zakrojoną na szeroką skalę modernizację techniczną sił zbrojnych, którą Turcja rozpoczęła w ostatnich latach. Głównym założeniem tego programu ma być wzrost udziału rodzimego przemysłu zbrojeniowego we wprowadzanym do służby uzbrojeniu i sprzęcie wojskowym. W odróżnieniu od dotychczasowej praktyki Ankara dąży, by zewnętrzne kontrakty miały charakter uzupełniający w stosunku do rodzimej produkcji i – poprzez pozyskanie nowych technologii – by stanowiły podstawę modernizacji przemysłu zbrojeniowego Turcji, a w dłuższej perspektywie – uzyskania względnej samowystarczalności obronnej. Założenia te znajdują odzwierciedlenie w szeregu programów zbrojeniowych realizowanych dla marynarki, wojsk lądowych i powietrznych. „....”Konsekwencje polityczne”..” Ewentualne zawarcie kontraktu z chińską firmą byłoby poważnym ciosem w relacje Turcji z USA. Osłabiłoby pozycję Ankary w NATO, a także godziłoby w spoistość polityczną i zdolności operacyjne Sojuszu. W ubiegłych latach – ostatnio w lutym br. – Stany Zjednoczone obejmowały CPMIEC sankcjami za łamanie embarga na dostawy technologii zbrojeniowych do Iranu, Korei Północnej i Syrii. Od co najmniej kilku miesięcy USA dawały jednoznacznie do zrozumienia, że sprzeciwiają się zawarciu kontraktu przez Turcję z Chinami. „...(źródło )
Marek Migalski „ Wprowadźmy w Polsce powszechny dostęp do broni! To bardziej odstraszy potencjalnego agresora niż armia, która może zmieścić się na jednym stadionie –...”Poza tym czyż nie bardziej odstraszająco działałaby na potencjalnego agresora świadomość, że zamiast armii polskiej, która cała może zmieścić się na jednym stadionie, miałby do czynienia z kilkoma milionami uzbrojonych Polaków? Jak to osiągnąć? Dosyć prosto – zezwalając na powszechny dostęp do broni!Wiem, że to bardzo kontrowersyjna propozycja, ale prócz wymiaru wolnościowego (każdy musi mieć prawo do obrony siebie i swojej rodziny”... źródło) Marek Mojsiewicz