Jądro ciemności - streszczenie
część I
Akcja opowiadania rozpoczyna się niedaleko Gravesend, na statku „Nellie”, którym pięciu mężczyzn wyrusza w rejs po Tamizie. Wśród nich znajduje się dwóch narratorów opowieści – o pierwszym z nich nie wiemy nic, oprócz tego, że jest uczestnikiem wyprawy. Drugim jest Charlie Marlow – marynarz.
W oczekiwaniu na odpływ, zaczyna opowieść o swojej podróży w głąb Afryki. Zaczyna od refleksji na temat podbojów kolonialnych. Mówi o ludziach, którzy w swoim przekonaniu „stawiali czoła ciemności”. Następnie wyjaśnia w jaki sposób sam znalazł się w Afryce. Dowiadujemy się, że już od najmłodszych lat zafascynowany mapami, potrafił godzinami wpatrywać się w kontury kontynentów. Najbardziej pociągały go miejsca ‘puste’, nieodkryte. Intrygowała go także największa rzeka na mapie Afryki. Przypominała mu węża, który go „oczarował”. Przypomniawszy sobie o istniejącej na tej rzece spółce handlowej, wpada na pomysł, by postarać się o posadę dowódcy na jednym z parowców. W osiągnięciu celu, który go prześladował, wykorzystał znajomości. Korzystając głównie z pomocy i protekcji kobiet, w szczególności własnej ciotki, prędko dostaje nominację. Formalności, jakie czyni przed wyjazdem mają w jego opisie przedsmak czegoś złowieszczego. Podpisywanie umowy przypomina mu wtajemniczanie w spisek. Także rozmowa z lekarzem wydaje mu się osobliwa. Lekarz zainteresowany jest jego wyjazdem. Mówi, że rzeczą zajmującą byłoby śledzenie na miejscu – w Afryce - zmian psychicznych jakie zachodzą w ludziach.
Marlow żegna się ze swoją ciotką. Słuchającym ujawnia przy okazji swój stosunek do kobiet. Większość z nich żyje wśród blagi, wierzy w to, co piszą w gazetach. W tym czasie ukazywały się w prasie informacje dotyczące niesienia cywilizacji krajom ‘ciemnym’. Ciotka traktuje Marlowa jak „wysłańca świata”, „apostoła pośledniejszego gatunku”. Marynarza drażni taka postawa.
Przed samą podróżą Marlowa ogarnia niespodziewanie lęk. Doznaje uczucia, jakby wybierał się do ‘środka ziemi’, do ‘jądra ciemności’.
Do Afryki płynie francuskim parowcem. Ze statku widzi skraj olbrzymiej dżungli, która zdaje mu się czarna i tajemnicza. Dzień po dniu brzeg wygląda tak samo. Bohater ma więc wrażenie, że statek stoi w miejscu. Po trzydziestu dniach statek dobija do jednej ze stacji spółki. Tam Marlow po raz pierwszy styka się z katorżniczą pracą czarnych ludzi przy budowie kolei. Straż nad nimi sprawuje człowiek ze strzelbą na ramieniu. Murzyni przypominają cienie - są wychudzeni i nieludzko zmęczeni. Wielu z nich jest tak wycieńczonych, że odchodzą na bok, by umrzeć. Ich martwe ciała, które widzi Marlow, nie mają już w sobie nic ziemskiego. Marlow jest świadkiem śmierci czarnego chłopca, któremu w ostatniej chwili jego życia, podaje suchar chleba. Zauważa, że chłopiec ma wokół szyi zawiązane pasemko białej wełnianej przędzy. Zastanawia się czemu służyła ta niepokojąco wyglądająca ozdoba. Ma wrażenie, jakby przestąpił pierwszy krąg piekła.
W osadzie poznaje eleganckiego księgowego firmy oraz buchaltera. Jest tak zadbany, że wygląda jakby pochodził z innego świata. Marlow opisuje jego postać poprzez ubiór: nakrochmalony kołnierzyk, śnieżne spodnie, krawat, lakierki. Od niego po raz pierwszy słyszy o Kurtzu. Dowiaduje się, że jest to człowiek wybitny, niepospolity, mający największe udziały w zyskach z handlu kością słoniową.
Marlow wraz z towarzyszami opuszcza stację. Po kilku dniach docierają do stacji centralnej, w której główny zarząd sprawuje dyrektor. Zastanawia się nad tajemnicą tego człowieka. Jest on niewykształconym kupcem, bez większych talentów. Jego stacja jest w opłakanym stanie. Co zatem decyduje o jego tutejszej „wielkości”? Człowiek ten – stwierdza Marlow - wyróżnia się odpornością na trudne afrykańskie warunki klimatyczne, wzbudza ponadto w innych niepokój, co stanowi ‘bardzo cenną właściwość’. Być może jego tajemnica polega na tym, że „nie tkwiło w nim po prostu nic”. Kiedyś usłyszano na stacji słowa dyrektora:[c]„Ludzie, którzy tu przyjeżdżają, nie powinni mieć wnętrzności”.[/c]Od dyrektora Marlow znów słyszy o Kurtzu. Rozeszły się pogłoski, że jest on chory. Dyrektor zapewnia, że jest on najlepszym agentem, człowiekiem wyjątkowym.
Marlowa coraz bardziej zaczyna intrygować postać słynnego agenta handlowego.
Przez kilka miesięcy zajmuje się naprawą parowca, który zatonął i został wydobyty. W międzyczasie obserwuje stosunki panujące w kolonii. Najświętszym słowem jest tutaj słowo „kość słoniowa”. Biali ludzie udają, że pracują, tak właściwie jednak zajmują się knuciem intryg i spiskowaniem. Zależy im jedynie na tym, by mieć udziały w zyskach z handlu kością słoniową. [c]„zaraza głupiej chciwości przenikała to wszystko jak trupi zapach”. [/c]Marlow jest świadkiem sceny chłosty jednego z tubylców za rzekome podpalenie słomianej chaty. Od jednego z agentów znów słyszy o Kurtzu:[c]„To nadzwyczajny człowiek. On jest wysłańcem litości i nauki, postępu, i diabli wiedzą, czego tam jeszcze”.[/c]Marlow próbuje ułożyć we własnej wyobraźni obraz Kurtza. Dochodzi do wniosku, w tamtym czasie człowiek ten był dla niego tylko głosem. Nie potrafił go sobie wyobrazić. Słuchającym go mężczyznom przyznaje, że ma wrażenie jakby opowiadał im sen, i że żaden wysiłek nie odda istoty tego snu:[c]„... Nie, to niemożliwe; niepodobna dać komuś żywego pojęcia o jakiejkolwiek epoce swojego istnienia, o tym, co stanowi jej prawdę, jej znaczenie, jej subtelną i przejmującą treść. To niemożliwe. Żyjemy tak, jak śnimy – samotni ...”[/c]
Część II
Marlow, leżąc na pokładzie parowca, słyszy rozmowę kierownika wyprawy i jego siostrzeńca, dotyczącą Kurtza. Mówią o nim jako o „tym człowieku”, są przerażeni jego wpływami oraz tym, że jeden człowiek tak potrafi „wodzić wszystkich na pasku”. Z dalszych pourywanych zdań, Marlow domyśla się, że mówią o jeszcze innym konkurencie. Spiskują, chcą się go jak najszybciej pozbyć. Uważają, że w tym miejscu nie muszą przestrzegać żadnych zasad etyki. Wygrywa ten, kto silniejszy. W Afryce są oni bezkarni:[c]„Wszystko, wszystko można zrobić w tym kraju (...) Nikt tutaj, rozumiesz, t u t a j, nie może zachwiać twojego stanowiska. A dlaczego? Bo wytrzymujesz ten klimat, przetrwasz ich wszystkich”.[/c]Marlow wraz z towarzyszami wyrusza w dalszą drogę, wiodącą ku stacji Kurtza. Podróż jest bardzo męcząca. Czasami parowiec sięgał mielizny. Załoga zaciągnęła więc na statek kilkoro olbrzymich mężczyzn, ludożerców, którzy pomagali w pracy. Ziemia, którą widzi Marlow wydaje mu się nieziemska. Przypomina potwora. Jednakże ludzie, rdzenni mieszkańcy Afryki, nie wydają mu się nieludzcy. Przygląda się z uznaniem pracy „dzikusa” – palacza.
W jednym z miejsc odnajdują księgę żeglarską i tajemniczą wiadomość, by się spieszyli, ale płynęli ostrożnie. Podczas dalszej drogi zaatakowani zostają przez grupę tubylców. Ginie sternik oraz palacz.
Marlow coraz częściej rozmyśla nad postacią Kurtza. Pojawia się domniemanie, że zmagający się z chorobą Kurtz, może już nie żyć. Marlow jest rozczarowany. Celem jego ostatniej wędrówki była chęć spotkania z tym tajemniczym człowiekiem. Kurtz jawi mu się przede wszystkim jako głos, gdyż ze wszystkich jego talentów największy zdawał się ten, będący umiejętnością mówienia. Siła jego oddziaływania tkwiła w słowach, jakimi operował: w ich sile i zapale. Marlow stworzył sobie w wyobraźni jego wizerunek jako człowieka niezwykle utalentowanego, owładniętego ideą niesienia postępu i cywilizacji dzikim ludom. Z opowieści Marlowa dowiadujemy się jednak, że Kurtz dostał jeszcze w Europie zlecenia przygotowania referatu, będącego wytyczną dla organizacji o nazwie ‘Towarzystwo Tępienia Dzikich Obyczajów’. Wśród wszelkich altruistycznych nakazów, dotyczących działań na terenach ‘dzikich’, przesłanie było proste i zarazem okrutne: sprowadzało się do wytępienia wszystkich tubylców. Marlow zdaje sobie sprawę z siły oddziaływania Kurtza. [c]„Miał władzę pociągania za sobą dusz – przez czar czy też grozę – w straszliwy, szatański taniec na własną cześć”.[/c]I on sam pozostaje pod jego wrażeniem.
Marlow wraz z towarzyszami dociera do stacji Kurtza. Wita ich młody, przypominający arlekina, Rosjanin, który sprawuje nad Kurtzem opiekę. Jest jego wiernym słuchaczem: [c]„Z tym człowiekiem się nie rozmawia, jego się słucha!: – mówi o nim
oraz wielbicielem:
„Ten człowiek wzbogacił mi duszę!”[/c]
Część III
Dla Marlowa Rosjanin to zagadkowa postać, niemalże z bajki. Jest w nim wielki zapał, czar młodości, który go ochrania. Jego uwielbienie dla Kurtza jest ogromne. Marlow dowiaduje się, że Kurtz stworzył własne wojsko, w skład którego wchodzą Murzyni. Ogląda symbol jego pracy jakim jest palisada z głowami Murzynów. Rosjanin tłumaczy, że należały one do buntowników. Marlow zaskoczony jest władzą, jaką posiada tutaj ten człowiek. Pełni on wśród tubylców rolę boga.
Rosjanin opowiada o ceremoniach urządzanych na cześć Kurtza. Marlow po raz pierwszy widzi Kurtza jak, wyniesiony na noszach, przemawia do zebranych ludzi. Mimo tego, że wynędzniały z powodu choroby, wciąż włada tłumem. Ma wciąż potężny głos.
Kurtz umieszczony w jednej z małych kajut na statku, oddany zostaje Marlowowi pod opiekę. Kurtz zdaje się być spokojny, tak jakby nie odczuwał żadnych cierpień. Marlow znów zaskoczony jest potęgą jego głosu. Ruszając w drogę, na brzegu dostrzega wspaniałą, dziką postać kobiety, kochanki Kurtza. Na jej twarzy widać wielki smutek i ból.
Marlow dowiaduje się, że to Kurtz kazał wcześniej zaatakować ich statek, by opóźnić jego przybycie. Nie mógł pogodzić się z tym, że nie wykona swoich planów. Nawet teraz, w obliczu śmierci, planuje powrócić do dżungli.
Świadomy tego, że odchodzi, wręcza Marlowowi wszystkie pozostałe mu dokumenty i fotografie.
Różne siły walczą o jego duszę. Jedną z nich jest wciąż chęć posiadania. W kilka dni później umiera:[c] „(...) z szeptem, który nie był głośniejszy od tchnienia: „Zgroza! Zgroza!”[/c]Marlow interpretuje to jako wyznanie wiary. Szczerość w chwili „przekraczania progu niewidzialnego”. Pod tym względem Kurtz był dla niego człowiekiem wybitnym Kimś, kto pomimo mrocznej strony swojej natury ostatecznie wygrywa:[c]„Było to potwierdzenie, moralne zwycięstwo okupione niezliczonymi klęskami, obrzydliwym przerażeniem, obrzydliwym dosytem. Ale to było zwycięstwo!”[/c] Tym też Marlow tłumaczy powód, dla którego pozostał przy Kurtzu do końca; do końca też – jak się zaraz okaże - wypełnił jego wolę.
Marlow wraca do Brukseli z dokumentami Kurtza. Część z nich oddaje właścicielom spółki, część dziennikarzom. Oddaje także raport sporządzony przez Kurtza, oddarłszy wcześniej postscriptum, w którym zawarte były słowa o konieczności wytępienia wszystkich dzikich tubylców. Od kuzyna Kurtza dowiaduje się, że był on właściwie wielkim muzykiem. W innych rozmowach o nim pojawiają się także przypuszczenia, że mógł być także dziennikarzem, lub malarzem.
Marlow oddaje listy prywatne narzeczonej Kurtza. Do końca pozostała ona przekonana o wielkości i wyjątkowości Kurtza. Marlow nie wyprowadza jej z błędu. Pytany przez nią o ostatnie chwile Kurtza kłamie, mówiąc, że ostatnim słowem, jakie wypowiedział, było jej imię. Ukrycie prawdy o działalności Kurtza w Afryce argumentuje słowami:[c] „Nie mogłem jej powiedzieć – byłoby się zrobiło za ciemno – beznadziejnie ciemno ...”[/c]W tym miejscu kończy się opowiadanie Marlowa. Skończył się odpływ. Słuchacze zachowują milczenie. Na otartym morzu widoczny jest szlak, który [c]„zdaje się prowadzić do jądra niezmierzonej ciemności”.[/c]
Problematyka Jądra ciemności
Imperializm
Utwór stanowi krytykę dążeń imperialnych, podboju i zniewalania ludności z krajów kolonialnych, w imię postępu i niesienia cywilizacji. Kolonizatorzy ukazani zostają jako ludzie myślący jedynie o własnych korzyściach. ‘Włożeni’ w warunki pierwotne, zapominają o człowieczeństwie, o humanitarnym traktowaniu innych ludzi. Czując władzę nad ludnością kolonialną, w bezlitosny sposób eksploatują zarówno ich, jak i środowisko naturalne.
Biali ludzie okazują się bardziej nieludzcy, niż rdzenni mieszkańcy Afryki. Kierują się przekonaniem, że z dala od domu, z dala od cywilizacji są samowolni i bezkarni. W tym świecie wygrywa ten, kto jest silniejszy, bardziej wytrzymały.
Utwór można odczytać jako nie tylko jako krytykę okrutnych praktyk kolonizacyjnych, ale także jako atak na każdy system, który zniewala niewinnych ludzi.
Portret tyrana
Ucieleśnieniem całego cywilizacyjnego zła jest w opowiadaniu postać Kurtza. Ma on w utworze właściwości przywódcy, istoty o cechach nieomal boskich. Stanowi symboliczny portret tyrana.
Cały system Kurtza opiera się na pięknie sformułowanych hasłach, na fałszywych i kłamliwych ideach. Kwestia jego „wielkości” w dużej mierze sprowadza się do legendy, jaka krąży wokół jego osoby. Sam Marlow ulega głosom ludzi, którzy - co i raz w utworze –świadczą o jego wyjątkowości. Narrator przejmuje tym sposobem ich punkt widzenia. Kilka razy zaświadcza o tym, że Kurtz jest wyjątkowy. Słowa te stanowią obiegową opinią o kolonizatorze. Narrator wie, jak naprawdę wyglądała afrykańska działalność Kurtza. Jego postać stanowi symbol, a jego charakterystyka jest raczej uboga, gdyż składają się na nią ciągle powtarzające się opinie: jest wyjątkowy, niepospolity, wielki itp. Kurtz jest symbolicznym portretem dyktatora, który przypisuje sobie nadludzką władzę, nie kieruje się żadnymi zasadami moralnymi. Oszukuje siebie samego i innych, sloganami stara się usprawiedliwić swoje okrucieństwo. W raporcie, który przygotował dla Międzynarodowego Towarzystwa Dzikich Obyczajów, ujawnił swoje prawdziwe motywy działania: „Wytępić te wszystkie bestie!” Umierając, wymawia swoje ostatnie słowa: „Zgroza!Zgroza!” Można je interpretować jako podsumowanie jego działalności kolonizatorskiej; być może nieświadomy przebłysk szczerości wobec samego siebie i swojego życia.
Wielogłosowość
Dlatego możemy mówić o wielogłosowości (czyli wielości głosów) w tej powieści. Głosy różnych postaci przenikają się. Nigdy nie możemy być do końca pewni ich autentyczności. Cała postać Kurtza zbudowana jest na zasadzie głosów – tych wydanych o nim oraz tych, które płyną od niego samego.
Poznanie siebie oraz innych
Opowiadanie porusza kwestię tego, na ile możliwe jest poznanie drugiego człowieka. Ukazuje w jaki sposób budujemy naszą wiedzę o ludziach. Marlow, zafascynowany postacią Kurtza, próbuje ułożyć jego obraz w całość. Jednakże jak wynika z powieści, w życiu wiele spraw pozostaje do końca tajemnicą. Niekiedy trudno jest dotrzeć do prawdy:
Czasami im więcej wiemy, tym więcej ogarnia nas wątpliwości. W Jądrze ciemności tych tajemnych (wymykających się pełnej próbie opisów) elementów jest wiele: tajemniczy i nieodgadniony jest kontynent Afryki; niewiele wiemy o samym narratorze, tajemnicza jest wreszcie postać Kurtza. O Kurtzu wiemy tylko tyle, ile przekazał nam Marlow.
Podróż
Tematem powieści jest także podróż. Jest to podróż nie tylko polegająca na wędrówce, na zmianie miejsc:[c]„przenikaliśmy wciąż głębiej i głębiej w jądro ciemności”.[/c]Podróż ta przypomina miejscami Piekło, część Boskiej komedii Dantego. Ciemność, ból i rozpacz, z jaką Marlow spotyka się podczas podróży, jest obrazem Inferno (wł. – piekło)
Jest to także podróż poznawcza. Weryfikuje ona poglądy bohatera o świecie, ludziach oraz nim samym. Jak powiedział Marlow, znaczenie jego podróży polegało na tym, że rzuciła ona[c]„(...) jak gdyby pewien rodzaj światła na to, co mnie otaczało, i na moje myśli”.[/c]Podróż ta w pewnym stopniu rozjaśnia to, co w życiu tajemnicze. Jednakże tylko w części, gdyż dusza ludzka jest nieodgadniona i nie jesteśmy w stanie do końca poznać i zrozumieć siebie oraz innych.
Jądro ciemności - plan wydarzeń
1.Podczas przymusowego postoju na Tamizie członkowie załogi krążownika „Nellie” mieli właśnie usłyszeć kolejną z niezliczonych opowieści swojego kompana Marlowa, który był jedynym zawodowym marynarzem na pokładzie.
2.Historia dotyczyła pewnej rzeki w Afryce, która od najmłodszych lat była dla Marlowa upragnionym celem podróży. Kiedy wreszcie nadarzyła się okazja zatrudnienia na jednym z parowców pływającym w górę tej rzeki, bohater postanowił poruszyć niebo i ziemię, aby zdobyć tę posadę. Dzięki wstawiennictwu wpływowej ciotki udało mu się.
3.Przed wyruszeniem na czarny ląd młody marynarz musiał stawić się do grobowego miasta, ponieważ tam właśnie mieściła się siedziba spółki handlowej, dla której miał pracować. Załatwienie formalności trwało niecałe trzydzieści sekund.
4.Po rutynowych badaniach lekarskich i kurtuazyjnej wizycie u ciotki Marlow znalazł się na pokładzie parowca, który miał zawieźć go do nowego miejsca pracy.
5.Rejs ze starego kontynentu na czarny ląd zajął aż trzydzieści dni, ponieważ okręt miał wiele przystanków na swojej drodze
6.Uwagę Marlowa przykuła niezmienność afrykańskiego krajobrazu. Bohater miał wrażenie, że przez trzydzieści dni widok za burtą był wciąż taki sam – nabrzeże porośnięte tak szczelnie roślinnością, że wydawało się, iż musiała panować tam ciemność.
7.Po dopłynięciu do delty wielkiej rzeki, marynarz musiał ponownie się na inny statek, a po jakimś czasie wreszcie zjawił się na pierwszej stacji towarzystwa. Widok, jaki tam zastał był przerażający – słaniający się z wykończenia i umierający czarnoskórzy i w kontraście do nich schludnie, na biało, ubrany księgowy.
8.Mężczyzna jako pierwszy opowiedział marynarzowi o tajemniczym panu Kurtzu, czyli najlepszym łowcy kości słoniowej, jaki kiedykolwiek pracował dla towarzystwa handlowego.
9.Razem z karawaną Marlow udał się do stacji centralnej, która była oddalona od pierwszej o piętnaście dni marszu. Na miejscu bohater dowiedział się, że parostatek, na którym miał pływać, ma uszkodzone dno. Dyrektor stacji domagał się, aby marynarz jak najszybciej naprawił okręt, ponieważ w głębi kraju pan Kurtz zapadł na ciężką chorobę i wymagał natychmiastowego transportu.
10.W stacji Marlow poznał podejrzanego mężczyznę, który oficjalnie był handlarzem cegieł, lecz tak naprawdę łączyły go nielegalne interesy z równie nieuczciwym dyrektorem.
11.Marlow usłyszał fragment rozmowy dyrektora stacji i jego wuja, który był kierownikiem grupy łupiącej z bogactw naturalnych afrykańską ziemię, z której wynikało, że tajemniczy pan Kurtz stał na przeszkodzie ich interesom.
12.Po trzech miesiącach parowiec był już gotowy do wyruszenia. Załogę stanowili: Marlow, dyrektor stacji, kilku jego podwładnych i około dwudziestu tubylców.
13.Po kilkudziesięciu dniach żeglugi w górę rzeki bohaterowie natknęli się na niewielką szopę. W niej Marlow odnalazł książkę z zapiskami w języku rosyjskim oraz ostrzeżenie o konieczności zachowania wszelkiej ostrożności w podróży w górę rzeki.
14.Parowiec osiągnął wreszcie swój cel, kiedy do tego doszło załoga została zaatakowana przez oddziały tubylców. W walkach zginął między innymi sternik okrętu, a strzelby białych ludzi nie robiły żadnego wrażenia na atakujących. Dopiero dźwięk gwizdka parowego sprawił, że tubylcy rozbiegli się w przerażeniu.
15.Po przepłynięciu kilkuset metrów oczom załogi ukazała się mała polana, na której stał krzywy budynek stacji Kurtza.
16.Marlow i jego kompani zostali powitani przez Rosjanina. Szybko zorientowali się, że człowiek ten jest niejako wyznawcą Kurtza.
17.Z rozmowy z arlekinem, jak Marlow nazywał w duchu Rosjanina, wywnioskował, że Kurtz popadł w obłęd. Mężczyzna ten stworzył niewielką, lecz silną, armię składającą się z tubylców, na której czele stał niczym król.
18.Obozowisko Kurtza „ozdobione” było palami, na które nabite były głowy nieposłusznych mu czarnoskórych wojowników.
19.Wrogo nastawieni tubylcy byli gotowi do drugiego ataku na załogę parowca, lecz Kurtz uspokoił ich jednym gestem. Rozkazał im rozejście się, a sam pozwolił przenieść się na pokład parowca na noszach..
20.Parowiec mógł wyruszyć dopiero następnego ranka. Wieczorem Marlow odkrył, że Kurtz zniknął z kajuty. Wyskoczył na brzeg i odnalazł tam szaleńca czołgającego się powrotem do swoich poddanych. Marynarzowi udało się namówić Kurtza, by powrócił z nim na pokład statku.
21.W czasie długich rozmów w drodze powrotnej Marlow zrozumiał na czym polegał fenomen Kurtza. Umierający mężczyzna przekazał marynarzowi tajne dokumenty oraz poprosił go o osobiste przekazanie listu na ręce jego narzeczonej.
22.Ostatnie słowa Kurtza: Zgroza! Zgroza! Wywarły na głównym bohaterze wielkie wrażenie.
23.W grobowym mieście Marlow spotkał się z rodziną Kurtza, a także z jego przyjacielem. Zamienił z nimi kilka słów i przekazał powierzone dokumenty.
24.Przed wejściem do domu narzeczonej Kurtza Marlowowi ukazało się widmo zmarłego mężczyzny, który powtórzył złowieszcze: Zgroza! Zgroza!
25.Narzeczona wciąż opłakiwała Kurtza, pomimo że od jego śmierci minęły już dwa lata.
26.Marlow skłamał zrozpaczonej kobiecie, że jej narzeczony tuż przed odejściem w kółko powtarzał jej imię.
27.Zaraz po zakończeniu opowieści Marlowa załoga „Nellie” zaczęła przygotowywać się do wypłynięcia w pełne morze.
Symbole w „Jądrze ciemności”
Pobielany grób – W bardzo niewiele godzin przybyłem do miasta, które przypomina mi zawsze pobielany grób – w ten sposób Marlow mówi prawdopodobnie o Brukseli, mieście, w którym swoją siedzibę miała kompania handlowa. Grób oczywiście kojarzy się ze śmiercią, a w przypadku tego miasta jest to słuszne skojarzenie. To właśnie tu, w Europie, funkcjonowało kolonizacyjne przedsiębiorstwo, które niosło przede wszystkim śmierć setkom tysięcy rdzennych mieszkańców podbijanych kontynentów. Określenie pobielane groby pochodzi z Ewangelii św. Mateusza, które opisuje je jako coś pięknego z zewnątrz, lecz przerażającego od środka. Widzimy zatem, że określenie to doskonale pasuje do Brukseli z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku.
Rzeka – rzeka Kongo niegdyś była dla Europejczyków swoistym kluczem do Afryki. Pozwalała bowiem wpłynąć do serca kontynentu bez konieczności przemierzania go pieszo. Innymi słowy umożliwiała białemu człowiekowi separację od tubylców w drodze do centrum czarnego lądu. Z pokładu parowca Afryka wydaje się być dwuwymiarowa, ogranicza się jedynie do niesamowicie gęsto porośniętej linii brzegowej. Jednak rzeka wcale nie ma zamiaru ułatwiać Europejczykom podboju czarnego lądu. Silny prąd, a także zdradzieckie mielizny powodują, że żegluga jest bardzo trudna, powolna i mozolna. Co ciekawe, droga powrotna, czyli w kierunku ku cywilizacji, jest już bardzo szybka i łatwa.
Mgła – mgła ma to do siebie, że nie tylko ogranicza widzenie, ale przede wszystkim dezorientuje każdego, kto znalazł się w jej zasięgu. Daje człowiekowi tylko tyle informacji o jego położeniu, by mógł podejmować określone decyzje, ale nigdy nie był do końca przekonany, że są one słuszne, a często nabierał przekonania, że są złe. Obraz parowca Marlowa, kiedy utonął we mgle, można odczytywać jako sygnał, iż bohater nie miał pojęcia dokąd podąża i co czeka przed nim – mielizna czy głęboka woda.
Kobiety – zarówno narzeczona Kurtza i jego afrykańska kochanka pełnią w powieści funkcję wskaźnika wartości i bogactwa społeczeństw, które reprezentowały. Marlow często mawiał, że kobiety są powierniczkami naiwnych iluzji. Chociaż ciężko odczytywać to jako komplement pod adresem płci pięknej, to trzeba przyznać, że pełnieni tej właśnie roli jest kluczowe, gdyż te właśnie naiwne iluzje są źródłem socjalnych fikcji, które sankcjonowały ekspansję kolonializmu. W zamian, to kobiety były głównymi beneficjentami tej sytuacji, ponieważ mężczyźni wykorzystywali je do prezentowania swoich sukcesów, bogactw i statusu.
Kobiety robiące na drutach – Dwie kobiety, jedna gruba, a druga szczupła, siedziały na krzesłach wyplatanych słomą, robiąc coś na drutach z czarnej wełny. Z pozoru ta para staruszek nie wydaje się być szczególnie ważna, jednak z dalszego opisu Marlowa wynika, że pełniły one ważną rolę w siedzibie spółki. Zwłaszcza starsza z nich z wyglądu zdawała się przypominać czarownicę: [c]Stara siedziała na krześle. Płaskie sukienne pantofle oparła o ogrzewacz do nóg, a na jej kolanach spoczywał kot. Na głowie miała jakąś białą, wykrochmaloną historyjkę, brodawkę na policzku i okulary w srebrnej oprawie zsunięte na koniec nosa. (…) Poczułem zabobonny lęk. Wydała mi się niesamowita i złowroga.[/c] Conrad za ich pomocą dał do zrozumienia, że to, co dzieje się w grobowym mieście, a dokładniej w siedzibie kompanii, nie jest czymś dobrym, lecz mrocznym, złowieszczym, niemal diabelskim. Marlow mówi dalej: Często - gdy byłem już daleko - myślałem o tych dwóch kobietach, odźwiernych u wrót Ciemności, robiących na drutach jakby ciepły całun z czarnej wełny.
Zgroza! Zgroza! – to ostatnie słowa wypowiedziane przez Kurtza przed śmiercią. Usłyszał je tylko Marlow w drodze powrotnej do Stacji Centralnej. Do dziś stanowią one największą zagadkę powieści.
Niektórzy uważają, że Conrad za ich pomocą pragnął wyjaśnić to, że zgroza jest wielką pustką, nicością, która czai się w sercu wszystkiego. Dopiero konający człowiek był w stanie to dostrzec. Marlow odczuwał wręcz przymus, który nakazywał mu przekazanie słów Kurtza innym, szybko zdał sobie jednak sprawę, że nie wszyscy są na nie gotowi, zwłaszcza narzeczona agenta. Przesłanie Kurtza odrzucił też dyrektor i pielgrzymi, uznając mężczyznę za niespełna rozumu. Uogólniając można powiedzieć, że przesłanie Kurtza zostało odrzucone przez wszystkich przedstawicieli „cywilizowanego” świata w powieści. Zgadza się z nim Marlow. Dla tych, którym udało się przekroczyć granice wyznaczone przez moralność i prawa obowiązujące w społeczeństwie, którym dane było spojrzeć w głąb siebie – możliwe stało się zrozumienie faktu, że ludzkie życie nie ma uniwersalnego celu.
Jądro ciemności - symboliczne znaczenie tytułu
Symboliczne znaczenie tytułu:
Tytuł Jądro ciemności oznacza środek czarnego kontynentu, a także duszę człowieka żyjącego we współczesnej cywilizacji. ‘Ciemność’ oznacza moralne zło, jakiemu ulec można każdy człowiek. Dotyczy to zarówno Kurtza jak i Marlowa:[c]„Ten człowiek tkwił w nieprzeniknionej ciemności” (o Kurtzu)[/c]‘Ciemnymi’, czyli za zacofanymi i dzikimi, nazywają kolonialiści rdzennych mieszkańców Afryki. Jądro’ interpretować można jako sens, istotę, inaczej tajemnicę ludzkiego bytu.
Conrad w swojej powieści często posługuje się kontrastem. Zestawia ciemność z jasnością, kolor biały z czarnym, nędzę z elegancją, prawdę z fałszem, itp. W powieści zdecydowanie dominuje jednak ciemność:[c]„A i to miejsce było jednym z ciemnych zakątków ziemi”. (Marlow o Afryce)
„Byli to ludzie dość mężni, by stawić czoła ciemności”. (Marlow o kolonizatorach)
„Nie mogłem jej powiedzieć: było by się zrobiło za ciemno - beznadziejnie ciemno ...”[/c]
Narracja Jądra ciemności
Narracja:
W opowiadaniu występuje dwóch narratorów. Pierwszy z nich rozpoczyna i kończy nowelę, prezentuje sytuację, w której opowiada drugi narrator – Marlow, równocześnie bohater utworu. Technika opowiadania Marlowa wyjaśniona zostaje w słowach: [c]„(...) według niego sens jakiegoś epizodu nie tkwił w środku jak pestka, lecz otaczał z zewnątrz opowieść, która tylko rzucała nań światło – jak blask oświetla opary – na wzór migotliwych aureoli widzianych czasem przy widmowym oświetleniu księżyca”.[/c]Ten cytat wskazuje na symboliczny wymiar utworu. Kompozycja tekstu, związana ściśle z dwoma narratorami powieści, nazywana jest "szkatułkową", gdyż jedna opowieść zawiera się w innej. Ten sposób budowy utworu wykorzystał między innymi już Jan Potocki, tworząc "Rękopis znaleziony w Saragossie".
Technika powieściowa, jaką zastosował Conrad w tym opowiadaniu, była nowatorska. Ukazywał bowiem bohaterów poprzez oparte na ograniczonym zasobie informacji relacje narratorów. Porządek opowieści jest niechronologiczny. Zastosowany został w niej zabieg polegający na opóźnionym przedstawieniu przyczyn wcześniej zaobserwowanych zjawisk.
Etyka Conradowska
Joseph Conrad nie stworzył nigdy spójnego systemu etycznego, ale z lektury jego dzieł wręcz emanuje przesłanie moralne. Pisarz nie kierował się w swojej twórczości dziełami wielkich filozofów, lecz swoją intuicją, która podpowiadała mu, w którym kierunku kierować swoich bohaterów i jakich dokonywać za nich wyborów. W centrum etyki Conrada zawsze stał człowiek.
W Jądrze ciemności spotykamy się z wielkim potępieniem idei postępu, która została przez Europejczyków wypaczona do granic możliwości. Conrad sprzeciwiał się temu, co widział na własne oczy. Był przecież w Kongu, gdzie na jego oczach dokonywały się okrucieństwa, grabieże i wyzysk czarnej ludności. W powieści pisarz dał do zrozumienia, że taki „postęp” to w rzeczywistości regres cywilizacyjny.
Conrad często umieszczał swoich bohaterów w skrajnie ekstremalnych sytuacjach i sprawdzał jak się zachowają. W przypadku Kurtza wydaje się, że postać zaskoczyła samego autora. Utalentowany agent, u którego stóp leżała Europa wszedł w głąb siebie tak daleko, że odrzucił obowiązujące na starym kontynencie prawa i moralność. Conrad tym samym przestrzegał, że pokusa poddania się mrocznej stronie swojej osobowości w warunkach, kiedy nieograniczona władza jest w zasięgu ręki jest silniejsza niż wielowiekowe tradycje europejskiego humanizmu. Można powiedzieć, że postać Kurtza jest pewnego rodzaju pomysłem pisarza na „nowego człowieka”, oczywiście negatywnym.
W opozycji do Kurtza stoi Marlow, który jest emanacją poglądów Josepha Conrada. Marynarz jest krytycznie nastawiony do całego procesu kolonizacji. Według niego nie różni się on niczym od zwykłej napaści i kradzieży. Główny bohater prezentuje pogląd, że wartości europejskich nie da się przeszczepić wprost na warunki afrykańskie.
Jednak najważniejsze przesłanie etyczne Jądra ciemności jest zawarte w sylwetce Marlowa. Sposób jego postępowania wyznacza pewien kanon. Marynarz jest człowiekiem, dla którego najważniejsze po pracy są więzy z innymi ludźmi. Główny bohater zawsze postępuje z godności i honorem, nigdy nie robi niczego wbrew sobie. Innych ludzi nigdy nie ocenia po wyglądzie, lecz stara się ich poznać. Nie zwraca uwagi na kolor skóry, wyznanie czy poglądy, ale miarą wartości człowieka jest dla niego wykonywana przez nich praca. Marlow największą sympatią darzy ludzi podobnych do siebie, czyli poczciwych, zaradnych, pracowitych.
Charakterystyka Marlowa
Charlie Marlow to bohater znany szerokiej publiczności przynajmniej z dwóch dzieł Josepha Conrada – Lorda Jima i Jądra ciemności. W tym pierwszym utworze odgrywa on rolę drugoplanową, lecz w drugiej z powieści pełni funkcję głównego bohatera. Z powodu przewijania się tej postaci w całej twórczości Korzeniowskiego wiele osób uznaje Marlowa za jego alter ego. Z łatwością możemy doszukać się wielu wspólnych wątków w ich życiorysach. Bohater Jądra ciemności od dzieciństwa pasjonował się żeglugą i podróżami. Od najmłodszych lat marzył o tym, by opłynąć dookoła świat i zwiedzić najdalsze i najdziksze zakątki ziemi. Udało mu się dopiąć swego. W powieści widzimy Marlowa w różnych etapach jego życia, między innymi jako doświadczonego żeglarza, który właśnie ma zamiar wyruszyć do Afryki, by na rzece Kongo dowodzić statkiem parowym.
Co prawda powieść niemal w całości poświęcona jest tej jednej postaci, ale czytelnik nie poznaje dokładnie jej wyglądu. Conrad zaprezentował jedynie podstarzały wizerunek Marlowa, który podczas postoju na Tamizie dzielił się z załogą krążownika „Nellie” swoimi przygodami: [c]Miał zapadłe policzki, żółtą cerę, proste plecy, wygląd ascety, a ze swymi obwisłymi ramionami i rękami leżącymi na kolanach dłonią ku górze podobny był do bożka (…) Nastała chwila głębokiej ciszy, potem błysnęła zapałka i szczupła twarz Marlowa wystąpiła z mroku zniszczona, zapadnięta, z fałdami zbiegającymi ku dołowi, ze spuszczonymi powiekami, jakby uważna i skupiona; a gdy raz po raz zaciągnął się dymem z fajki, jego twarz zdawała się cofać w noc i znów występować, w miarę jak drobny płomyk błyskał w regularnych odstępach. Zapałka zgasła.[/c] Wizerunek Marlowa nie pozostawiał żadnych złudzeń, iż był to człowiek nie tyle doświadczony przez morze, co przez nie zniszczony. Ważne jest jednak, aby zauważyć rodzaj dostojeństwa i mądrości życiowej reprezentowanej przez tę postać, które sprawiają, że wyglądał zupełnie jak Budda nauczający w europejskim ubraniu i bez lotosu.
Marlow, jak przystało na samotnika, był bardzo zdystansowany i małomówny. Znacznie częściej widzimy go przyglądającego się różnym sytuacjom, osobom, zjawiskom, aniżeli aktywnie w nich uczestniczącego. Marynarz dał się poznać czytelnikowi jako doskonały obserwator, a jednocześnie osoba, które swoje zwykle trafne sądy zachowywała dla siebie. Wobec swojego najbliższego otoczenia zawsze był nastawiony życzliwie, przynajmniej z pozoru. Posiadał zdolność zjednywania sobie ludzi. Właśnie te dwie ostatnie cechy powodowały, że nawet osoby, których nie darzył sympatią, garnęły się do niego i szukały jego towarzystwa. Ważną i nieodzowną cechą charakteru Marlowa był jego pesymizm. Długie lata spędzone na morzu nauczyły go jednego – jeśli coś może się nie udać, to nie uda się na pewno. Dlatego też swoją przyszłość zawsze widział w ciemnych barwach. Wiele razy widzimy go wątpiącego czy uda mu się odnaleźć Kurtza, a nawet opuścić Afrykę żywym.
Bez wątpienia największą pasją Marlowa jest morze. Bohater dał się poznać jako wytrawny marynarz, który w swoim fachu osiągnął mistrzostwo. Z pewnością po lekturze Jądra ciemności niejednemu czytelnikowi wydawałoby się, że dzięki wskazówkom Marlowa, których w książce jest cała masa, sam byłby gotów do poprowadzenia parowca w górę afrykańskiej rzeki.
Z pewnością drugą wielką pasją bohatera, która rozwinęła się w nim na stare lata, było gawędziarstwo. Mężczyzna godzinami snuł opowieści o swoich dawnych morskich i lądowych przygodach wszystkim, którzy chcieli go słuchać. Z pewnością nie wszystko, co mówił było prawdą, lecz nawet to, co nią nie było, przedstawiał w bardzo przekonujący sposób.
Marlow cenił najwyżej ludzi podobnych do siebie, czyli ciężko pracujących i kochających ciężko pracować. Właśnie w mozolnej, codziennej, trudnej i wymagającej pracy, na przykład naprawie parowca, odlazł swój azyl, dzięki któremu udało mu się uchronić przed postradaniem zmysłów. Kolor skóry, przekonania czy wyznawana religia nie miały dla niego żadnego znaczenia, co widać na przykład w tym fragmencie:[c] Zaciągnęliśmy po drodze pewną liczbę tych drabów jako załogę. To bycze chłopy - ludożercy - na właściwym miejscu. Z tymi ludźmi można było pracować – jestem im za to wdzięczny. I ostatecznie nie zjadali się nawzajem na moich oczach. W przytoczonym fragmencie uwidoczniło się również poczucie humoru, jakim obdarzony był główny bohater Jądra ciemności. [/c]Jeśli chodzi natomiast o religię, to Marlow wydaje się być ateistą, podobnie jak Joseph Conrad, ponieważ przez całą powieść nie pojawiają się żadne fragmenty, które mogłyby sugerować, iż marynarz był osobą wierzącą.
Na drugim biegunie znajdowali się natomiast ludzie fałszywi, zakłamani i leniwi. Takie postaci jak chociażby dyrektor stacji centralnej budzili w bohaterze skrajnie negatywne odczucia, chociaż nie dawał on im tego odczuć. Niemalże jako ludzi osobnej kategorii Marlow traktował kobiety, które Żyją we własnym świecie, który właściwie nigdy nie istniał i istnieć nie może. Jest na to o wiele za piękny, a gdyby można taki świat zbudować, rozleciałby się przed zachodem słońca.
Wiele wymagał nie tylko od innych, ale przede wszystkim od samego siebie. Dzięki tej właściwości był doskonałym kapitanem parowca, ponieważ przykładał się do realizacji swoich zadań, a także „zarażał” swoim profesjonalizmem resztę załogi. Często toczył swoiste walki wewnątrz siebie, kiedy nie mógł się zdecydować, co ma dalej robić. Widać to na przykład, kiedy decyduje się okłamać narzeczoną Kurtza, chociaż wcześniej powiedział czytelnikom: [c]Wiecie, że nie cierpię, nie znoszę kłamstwa, nie dlatego, abym był bardziej prawy od reszty ludzi, ale po prostu dlatego, że kłamstwo mnie przeraża. Ma na sobie skazę śmierci, wydziela zapaszek śmiertelności - tego właśnie, czego nienawidzę i nie cierpię - o czym chcę zapomnieć.[/c]
Lata na morzu sprawiły, że Marlow zamiast zachwycać się przyrodą, czuł przed nią strach, zwłaszcza w miejscu, w którym wszystko wydawało się mu złowieszcze, czyli w Afryce. Z przerażeniem patrzyła na Drzewa i drzewa, miliony drzew masywnych, olbrzymich, strzelających w górę, które tworzyły prawdziwe dachy nad brzegami rzeki. Afrykańska flora zmuszała go do zachowania maksymalnej ostrożności i wiecznej gotowości. Przyglądając się temu niepokojącemu krajobrazowi powiedział: Ziemia nie wydawała się ziemska. Przywykliśmy patrzeć na spętany kształt pokonanego potwora, ale tam - tam się oglądało potworny stwór na swobodzie. Ziemia nie była ziemską (…). Widzimy zatem, że wyraźnie przeczuwał, iż coś niebezpiecznego czaiło się w gąszczu, chociaż nikt nie wiedział co to było.
Jak już zostało to wcześniej wspomniane Marlow był wytrawnym obserwatorem, który nie pozwalał sobie mydlić oczu. Od samego początku wiedział na czym, tak rzeczywiście, polegała kolonizacja: [c]Zagarniali, co mogli, ze zwykłej chciwości. Była to po prostu kradzież z włamaniem, masowe morderstwo na wielką skalę, a ludzie rzucali się w to na oślep - jak przystoi tym, którzy napastują ciemności. Podbój ziemi, polegający przeważnie na tym, że się ją odbiera ludziom o odmiennej cerze lub trochę bardziej płaskich nosach, nie jest rzeczą piękną, jeśli się w niego wejrzy zbyt dokładnie. Odkupia go tylko idea. Idea tkwiąca w głębi; nie sentymentalny pozór, tylko idea; i altruistyczna wiara w tę ideę - coś, co można wyznawać i bić przed tym pokłony, i składać ofiary... Chociaż wiele osób próbowało mu wmówić, że biały człowiek wyrządza wielką przysługę Afryce, to on przez cały czas wiedział doskonale, jak faktycznie Europejczycy okradają czarny ląd. [/c]
Marlow przeszedł do panteonu największych bohaterów literackich dzięki swojej złożoności i specyficznej dwoistości. Otóż z jednej strony reprezentuje on wartości tradycyjne takie jak męstwo, odwaga, mądrość czy siła, ale z drugiej strony posiada skomplikowany charakter ukształtowany przez życie. Czasami wydaje się być wręcz nieszczęśliwy, lecz wynika to z jego pesymistycznego poglądu na ludzkie losy. Marlow, chociaż jest Anglikiem, to nie pojmuje siebie jako człowieka Zachodu, a po wizycie w Afryce i przekonaniu się, jak przedstawiciele cywilizacji europejskiej rozprawili się z tamtejszymi bogactwami naturalnymi, wydawał się całkowicie odcinać od swoich korzeni.
Charakterystyka Kurtza
Charakter tego tajemniczego bohatera doskonale oddaje jego nazwisko, co celnie zauważa Marlow: [c]Kurtz - to znaczy po niemiecku »krótki«, nieprawdaż? Otóż to nazwisko było równie prawdziwe jak wszystko inne w jego życiu i śmierci.[/c]
We własnej osobie pojawia się dopiero w trzeciej części powieści, lecz już wcześniej jest obecny w akcji, jest nawet jej motorem napędowym, dzięki skrajnym opiniom innych bohaterów. Wszyscy byli jednak zgodni co do tego, że był osobistością wybitną i nieszablonową. Okrzyknięto go jednogłośnie najbardziej utalentowanym agentem towarzystwa handlowego. Przez całe dwie pierwsze części Jądra ciemności postać Kurtza rysuje się czytelnikowi niczym herosa, lecz w momencie konfrontacji z Marlowem wypada on zdecydowanie negatywnie. W postacie zdolnego agenta dużo ważniejsze jest to, co sobą reprezentuje, a nie to jak wygląda i co robi.
To właśnie on znajduje się w samym jądrze ciemności, czyli w sercu Konga, gdzie przed nim nie dotarło nic europejskiego. Nagle pojawił się tam agent Kurtz, którego śmiało można nazwać człowiekiem renesansu (doskonale malował, grał na fortepianie i komponował, czasem pisywał poezję, prozę, a czasem uprawiał publicystykę). Szybko zrozumiał, że posiada przewagę nad ciemnym tubylczym ludem i postanowił to wykorzystać, ogłaszając się jego panem i władcą. Właśnie tak postępowali kolonizatorzy, którzy z postępem na ustach gwałcili prawa i zasady panujące na dalekich ziemiach od setek lat.
Kiedy czytelnik poznaje Kurtza, z czasów jego świetności pozostał już tylko hipnotyczny głos. Jego ciało pochłonięte przez śmiertelną chorobę składało się niemal wyłącznie ze skóry i kości. Umysł ogarnięty szaleństwem tracił resztki kontaktu z rzeczywistością. Jednak Marlow z łatwością dostrzegł w nim tę iskrę, która spowodowała, że całe plemię tubylców oddałoby za niego swoje życie, a każdy człowiek, z którym zamienił choć zdanie uważał go za geniusza.
Postać Kurtza jest ucieleśnieniem wszystkich negatywnych aspektów procesu kolonizacji Afryki. Conrad ukazał pychę, bezczelność, samouwielbienie, chciwość i z jaką „wielcy odkrywcy” oswajali czarny ląd. Kurtz był przekonany o wyższości europejskiej kultury i cywilizacji był całkowicie przekonany, że wszystkie inne ludy świata muszą się im podporządkować. Agent uosabiał też hipokryzję wszechobecną na starym kontynencie, widać to, kiedy z jednej strony głosi filantropijne idee, a z drugiej strony ograbia z kości słoniowej i z premedytacją morduje tubylców.
Postać ta, jako symbol, ma niezwykle ważne i bogate znaczenie. Kurtza można nazwać „mikrokosmosem”, ponieważ zawiera w sobie wszystkie te cechy, które stanowiły o porażce białego człowieka w Afryce: wyposażony w najlepszy sprzęt oraz głoszący filantropijne idee ucieka się do zabijania, aby okraść tubylców z kości słoniowej.
Postać Kurtza jest zbudowana na zasadzie opozycji wobec Marlowa. Odwrotnie niż marynarz więcej mówił niż pracował. W gruncie rzeczy wszystkie jego umiejętności sprowadzały się do popisów krasomówczych. Pięknym językiem z łatwością mamił rozmówców, którym wydawało się, że mają do czynienia z postacią wybitną. W powieści pojawia się wielu bohaterów, których Kurtz owinął sobie wokół palca. Byłby został wspaniałym przywódcą skrajnej partii, mówił jego przyjaciel dziennikarz. W tych słowach jest wiele prawdy. Kurtz posiadał w sobie niezbędną do wykonywania tego zawodu charyzmę, która powodowała, że gromadziły się wokół niego rzesze wyznawców.
Jedyną różnicą pomiędzy Kurtzem, a innymi białymi kolonizatorami Afryki był fakt, iż agent doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że opętało go coś złego, że postradał zmysły. Była to jedna z niewielu rzeczy, za które Marlow darzył go sympatią.
Dawny, realny Kurtz kształcił się częściowo w Anglii i - jak sam łaskawie oświadczył - sympatie jego leżały po właściwej stronie. Matka jego była na wpół Angielką, ojciec - na wpół Francuzem. Cała Europa złożyła się na Kurtza – bohater był wspaniałym, złotym, dzieckiem Zachodu, które w innych okolicznościach mogło osiągnąć wszystko, lecz uległo pokusie zła i stoczyło się na same dno.
Charakterystyka pozostałych bohaterów „Jądra ciemności”
Dyrektor Stacji Centralnej – zdecydowanie najbardziej negatywna postać powieści. W człowieku tym nie odnajdziemy niczego dobrego. Marlow przedstawił go w swojej historii jako ucieleśnienie zepsucia i korupcji kolonizacji.
Ów dyrektor był to zwykły sobie kupiec pracujący w tych okolicach od czasu swej młodości - nic ponadto. Słuchano go, ale nie wzbudzał ani przywiązania, ani trwogi, ani nawet szacunku. [c]Wzbudzał niepokój (…) Nie miał zmysłu organizacyjnego ani inicjatywy, ani nawet zamiłowania do ładu. Wychodziło to na jaw w takich rzeczach jak na przykład opłakany stan stacji. Nie był wykształcony, nie był inteligentny – rodzi się więc pytanie: jakim cudem człowiek o takich kwalifikacjach, a raczej ich braku, został Dyrektorem Stacji Centralnej? Odpowiedź jest prosta i sama nasuwa się na język: dzięki łapówkom i znajomościom. Trzeba pamiętać, że takie stanowisko wiązało się z pośredniczeniem w sprzedaży kości słoniowej do Europy, a także z możliwościom penetrowania okolicznych wiosek i lasów pod pretekstem niesienia postępu cywilizacyjnego.[/c]
Osobnik ten miał jedną ważną cechę – nie imały się go żadne choroby tropikalne. Można go zatem przyrównać do niezniszczalnego karalucha. Nawet jego wygląd, szalenie pospolity, nasuwa na myśl podobne skojarzenia: [c]Miał pospolitą cerę, pospolite rysy, maniery i głos. Wzrostu był średniego, budowy przeciętnej. Jego oczy, zwykłego niebieskiego koloru, były chyba wyjątkowo zimne, i z pewnością potrafił rzucać spojrzenia ostre i ciężkie jak topór.[/c]
W obawie przed utratą swojej intratnej posady był gotów posunąć się do drastycznych środków. Człowiek ten pozornie chciał jak najszybciej odnaleźć i uratować Kurtza, lecz tak naprawdę ciągle spowalniał wyruszenie ekipy ratunkowej, ponieważ utalentowany agent, w jego mniemaniu, czyhał na jego stanowisko. Dyrektor prawdopodobnie specjalnie rozkazał niedoświadczonemu kapitanowi płynąć w górę rzeki, aby uszkodzić dno parowca, a następnie sabotował jego naprawę poprzez nie dostarczanie Marlowowi na czas potrzebnych narzędzi i nitów.
Niestety powieść kończy się pomyślnie dla Dyrektora. Śmierć Kurtza oznaczała, że dalej będzie mógł spokojnie pełnić swoje stanowisko i czerpać z niego mnóstwo korzyści. Marlow zauważył ulgę na jego twarzy, gdy było już jasne, że utalentowany agent umrze: Dyrektor był bardzo spokojny; nie miał już teraz powodu do istotnych obaw i ogarniał nas obu przenikliwym, zadowolonym spojrzeniem: cała historia skończyła się tak pomyślnie, jak tylko można było sobie życzyć.
Fabrykant cegły – sekretarz dyrektora Stacji Centralnej, a przy okazji jego partner w podejrzanych interesach. Nie był darzony w obozie sympatią przez nikogo, ponieważ wszyscy podejrzewali, że donosi swojemu zwierzchnikowi. Marlow wypowiedział się na jego temat następująco: [c]Był to jeden z głównych agentów, człowiek młody, elegancki, o obejściu dość powściągliwym; miał małą, rozwidloną bródkę i haczykowaty nos. Traktował z wysoka innych agentów, którzy ze swej strony twierdzili, że był szpiegiem dyrektora.[/c]
Każdy, kto się z nim zetknął, szybko orientował się, że człowiek ten coś knuł. Oficjalnie podawał się za fabrykanta cegły, lecz próżno było ich szukać na terenie Stacji Centralnej. Można się tylko domyślać, że jego pobyt w Afryce wiązał się z przemytem lub nielegalnym handlem kością słoniową. Co ciekawe, mimo iż wszyscy zdawali sobie sprawę, że nie był tym, za kogo się podawał, to on uparcie twierdził, że interesuje go tylko wypalanie cegieł. Świadczy to o jego nieporadności i niezaradności.
Księgowy – pierwszy Europejczyk napotkany przez Marlowa w sercu Afryki. Jego wygląd był tak nierzeczywisty i niepasujący do otoczenia, że bohater nie wierzył własnym oczom. Człowiek ten wyglądał bowiem jakby dopiero co zszedł z pokładu statku, który przywiózł go tu z Europy, jednak mieszkał on w stacji już ponad trzy lata. Marlow, który dopiero co był naocznym świadkiem śmierci z wycieńczenia kilku niewolników z niedowierzaniem spoglądał na wysoki, nakrochmalony kołnierzyk, białe mankiety, lekką alpakową kurtkę, śnieżne spodnie, jasny krawat i lakierki. Dalej opisywał go tak: [c]Kapelusza nie miał. Włosy jego były rozdzielone, wyczesane i wypomadowane, a w dużej białej ręce niósł parasol z zieloną podszewką. Był zdumiewający; za jego uchem tkwiło pióro.[/c]
Jego obecność w sercu dżungli świadczy o tym, jak ważnym dla europejskich spółek był handel afrykańskimi towarami. Firmy wysyłając swoich przedstawicieli w teren wymagały od nich godnego reprezentowania. Księgowy swoim nienagannym białym strojem daje czytelnikowi jasno do zrozumienia, że spółka, której interesy prowadzi jest nieskazitelna i transparentna. Niestety, mając na uwadze to, w jaki sposób eksploatowała czarną siłą roboczą, od razu wyczuwamy, że to tylko zabieg marketingowy.
Obecność księgowego w Afryce sugeruje też, że proces kolonizacyjny przynosił ogromne zyski Zachodowi, chociaż w swoich założeniach miał nieść przede wszystkim postęp ludności tubylczej. Buchalter daje czytelnikowi do zrozumienia, że ma do czynienia z wielkim, międzynarodowym biznesem, którego częścią jest ludzka śmierć, cierpienie i wyzysk. Księgowy nie ukrywa swoich priorytetów mówiąc: Jęki chorego (…) rozpraszają moją uwagę. A bez tego niezmiernie jest trudno ustrzec się błędów rachunkowych w tym klimacie. Liczenie pieniędzy było dla niego ważniejsze od życia robotników, którzy ciężko pracowali na zysk spółki, w zamian dostając głodowe wynagrodzenia lub nie otrzymując ich wcale.
Rosjanin – młodzieniec, który przybył do Afryki jako przedstawiciel holenderskiego domu handlowego, lecz po zetknięciu się z Kurtzem stał się jego asystentem, a raczej wyznawcą. Ten naiwny i łatwowierny bohater dał się całkowicie zaślepić pięknym słowom agenta. Stał u jego boku w trakcie dwóch ciężkich chorób i opiekował się nim, chociaż w zamian za to nie dostał nic, nawet słowa uznania czy podziękowania.
Ze względu na kolorowy strój i zabawny wygląd, Marlow nazywał Rosjanina Arlekinem. Jego ubiór był pstrokaty od wielobarwnych łat:[c] Miał na sobie ubranie z jakiegoś materiału, prawdopodobnie z brązowego płótna, które całe było pokryte łatami, jasnymi łatami, niebieskimi, czerwonymi i żółtymi - łaty na plecach, łaty na przodzie; łaty na łokciach, na kolanach; barwna lamówka u kurtki, szkarłatna naszywka u końca spodni; w blasku słońca wyglądał w tym niezmiernie wesoło, a przy tym dziwnie schludnie, gdyż było widać, jak pięknie te wszystkie łaty są zrobione.[/c]
Natomiast jego twarz zdradzała młody wiek i w pewien sposób tłumaczyła naiwność i łatwowierność Rosjanina: [c]Chłopięca twarz bez zarostu o bardzo jasnej cerze, rysy bynajmniej nie wybitne, łuszczący się nos, małe niebieskie oczka; a na tej szczerej fizjonomii śmiech i posępność goniące się nawzajem jak blaski i cienie po równinie zamiatanej przez wicher (…) Twarz jego była podobna do jesiennego nieba, chmurna i rozjaśniona na przemian. [/c]
Jego uwielbienie dla Kurtza jest wręcz nieracjonalne. Człowiek ten nie dostrzegał wszystkich tych okropnych i złych rzeczy, jakie agent wyrządzał nie tylko czarnoskórym tubylcom, ale i jemu. Wielokrotnie groził mu śmiercią, lecz Rosjanin wciąż przy nim trwał nie bacząc na wielkie niebezpieczeństwo, w jakim się znajdował. Fakt, iż młodzieniec wyszedł cało z tej historii Marlow tłumaczył następująco: Oczywiście, że głupiec, wystraszony i pełen wzniosłych uczuć, będzie zawsze bezpieczny.
Narzeczona Kurtza – piękna kobieta, która mimo upływu ponad roku od śmierci ukochanego wciąż ubierała się na czarno i nie przestawała o nim myśleć. Marlow odwiedził ją w grobowym mieście wypełniając w ten sposób obietnicę daną Kurtzowi na łożu śmierci. Główny bohater nie mógł się nadziwić, że kobieta wciąż była tak przeraźliwie smutna. Jej widok był dla niego przejmujący: [c]Te jasne włosy, ta blada twarz, to czyste czoło były, rzekłbyś, otoczone szarą jak popiół aureolą, z której patrzyły ku mnie ciemne oczy. Spojrzenie ich było otwarte, głębokie, spokojne i ufne. [/c]
Narzeczona wydawała się zaślepiona Kurtzem. Nie wiedziała, iż w Afryce zmienił się nie do poznania, że coś go opętało i zamienił się w bestię. Ona pamiętała go z czasów europejskich, kiedy nie miał sobie równych na salonach. W swojej fascynacji Kurtzem przypominała nieco młodego Rosjanina. W jej oczach mężczyzna ten był doskonały. Nie wiedziała, że bardziej niż swojego narzeczonego kochała jego wyidealizowane wyobrażenie.
Kotlarz – bratnia dusza Marlowa w czasie pobytu w Stacji Centralnej. Mężczyzna pomagał głównemu bohaterowi przez trzy miesiące w naprawie dna parowca. Łączyła ich przede wszystkim praca i zamiłowanie do niej. Obydwaj czerpali z niej wiele satysfakcji.
Kotlarz był poczciwym człowiekiem nawet z wyglądu: [c]Był to szczupły, kościsty człowiek o żółtej cerze i wielkich, zapatrzonych oczach. Miał wygląd skłopotany, a głowę łysą jak dłoń; jego włosy, wypadając, jakby się uczepiły policzków i widać czuły się dobrze na tym nowym miejscu, gdyż broda zwisała mu do pasa.[/c] Jego pasją były gołębie, które hodował do wyścigów. W Europie pozostawił szóstkę małych dzieci pod opieką siostry, ponieważ jego żona zmarła.
Sternik – atletyczny Murzyn należący do jakiegoś plemienia z wybrzeża, wyszkolony przez mego biednego poprzednika, mówił o nim Marlow. Czarnoskóry mężczyzna nie był mistrzem w swoim fachu. Główny bohater wielokrotnie pieklił się i złościł na niego: [c]Nigdy nie zdarzyło mi się spotkać równie niepoczytalnego durnia. Póki się przy nim stało, sterował z niezmąconą dumą, ale z chwilą gdy się go traciło z oczu, poddawał się natychmiast panicznemu strachowi i w przeciągu minuty parowiec-kaleka brał górę nad sternikiem.[/c] Dla sternika dużo ważniejsze od tego jak mu idzie prowadzenie parowca było to, jak wyglądał: Był zawinięty od pasa do stóp w granatowe płótno, pysznił się mosiężnymi kółkami, które miał w uszach, i był o sobie bardzo wysokiego mniemania.
Mimo wszystko zdobył on sympatię Marlowa. Zginął podczas ataku na parowiec przez nasłanych przez Kurtza tubylców. Główny bohater był przekonany, że cała ta wyprawa w górę rzeki po utalentowanego agenta nie była warta śmierci sternika.
Losy Marlowa
Charlie Marlow był wytrawnym, doświadczonym żeglarzem i gawędziarzem. Już nieco podstarzały pływał na krążowniku „Nellie”, na którego pokładzie był jedynym zawodowym marynarzem. Pozostali członkowie załogi traktowali go z należnym mu szacunkiem. Wszystkich interesowały jego opowieści, które snuł całymi godzinami, gdy tylko czas mu na to pozwalał. Podczas postoju na Tamizie Marlow postanowił opowiedzieć kolegom o swoim pobycie w sercu Afryki i spotkaniu z tajemniczym panem Kurtzem.
Marlow od najmłodszych lat był zafascynowany kształtem rzeki Kongo, który podziwiał na mapach i globusach. Od zawsze marzył, żeby poprowadzić parowiec w górę tej niesamowitej błękitnej nitki. Po powrocie do Londynu po sześcioletniej nieobecności, gdy tylko dowiedział się, że kompania handlowa, która prowadzi interesy w Kongo Belgijskim, ma swoje przedstawicielstwo w Londynie zgłosił się tam niezwłocznie. Dzięki wstawiennictwu wpływowej ciotki z kontynentu (Marlow myślał o sobie jako o wyspiarzu, ponieważ był Anglikiem) bohater dostał wymarzoną posadę. Później okazało się, że miejsce zwolniło się po tym, jak tubylcu zamordowali jednego z kapitanów.
Aby dopiąć wszelkich formalności Marlow musiał udać się do grobowego miasta (Brukseli), gdzie mieściła się siedziba przedsiębiorstwa. Na miejscu przekonał się, że pracujący tam ludzie są bardzo tajemniczy, dwie kobiety tam spotkane nazwał nawet: odźwiernymi u wrót Ciemności. Po błyskawicznym załatwieniu papierkowych formalności i rozmowie z prezesem, skierowano marynarza do lekarza na badania. Od medyka Marlow dowiedział się, że ten nie znał nikogo, kto żywy wrócił z koloni. Po złożeniu wizyty swojej ciotce bohater był gotów do wyruszenia w podróż.
Rejs francuskim parowcem z południa Europy do serca Afryki trwał aż trzydzieści dni. W tym czasie Marlow czuł niepokój z powodu złowieszczego wyglądu linii brzegowej, która ciągle wyglądała tak samo. Denerwowała go dżungla, która tak gęsto porastała nabrzeże, że dostrzeżenie czegokolwiek w głąb lądu było niemożliwe. Mniej więcej w połowie podróży parowiec natknął się na francuski okręt wojenny, który prowadził nieustający ostrzał brzegu, pomimo że niczego nie było na nim widać. Ta sytuacja przypominała Marlowowi zły sen, z resztą jak cała podroż.
Po przesiadce do drugiego parowca, który zabrał marynarza w górę rzeki Kongo bohater dotarł do pierwszej stacji należącej do towarzystwa. Kompania budowała w tamtym miejscu tunel dla kolei żelaznej. Widok, jaki ukazał się oczom Marlowa był przerażający: czarnoskórzy niewolnicy spętani łańcuchami resztkami sił drążący skałę. Niektórzy z nich padali na miejscu, inni udawali się do małego gaju, gdzie umierali z wycieńczenia. Bohater nieopodal lasku spotkał mężczyznę zupełnie niepasującego do tego krajobrazu. Główny księgowy spółki był ubrany schludnie i na biało.
Marlow musiał spędzić kilka dni w stacji w oczekiwaniu na karawanę, która miała zabrać go do dalej w głąb kraju. Księgowy wyjawił mu wówczas, że na swojej drodze prędzej czy później spotka Kurtza, najbardziej utalentowanego agenta spółki.
Karawana, w której poza Marlowem szedł tylko jeden biały człowiek zamierzała dojść w piętnaście dni do Stacji Centralnej, gdzie na bohatera oczekiwało stanowisko kapitana parowca. Po długiej i męczącej podróży Marlow dowiedział się, że okręt, którym miał zawiadywać spoczywa uszkodzony na dnie rzeki.
Bohater nie polubił dyrektora Stacji, który poza świetnym zdrowiem nie miał żadnych innych zalet. Nie był ani wykształcony, ani inteligentny, ani zdolny. Mężczyzna w żaden sposób nie panował nad tym, co działo się w Stacji. Jego podwładni, tak jak on, byli ogarnięci żądzą zdobycia kości słoniowej. Marlow dostał od niego trzy miesiące na to, by naprawić parowiec i wyruszyć na ekspedycję, której celem było dotarcie do stacji położonej w górze rzeki sprowadzenie stamtąd potrzebującego pomocy agenta Kurtza.
Pewnego dnia w stacji wybuchł pożar. Szybko ujęto domniemanego czarnoskórego podpalacza, i chociaż ten zarzekał się, że był niewinny, wychłostano go na oczach Marlowa. Bohater nie mógł uwierzyć w okrucieństwo pracowników Stacji. Właśnie tego dnia poznał podejrzanego mężczyznę, który zapewniał go, iż zajmował się wyrobem cegieł. Nie trudno było się domyślić, że kłamał, ponieważ w pobliżu kilkuset kilometrów nie można było znaleźć chociażby jednej cegły. Marlow domyślił się, że mężczyznę łączyły ciemne interesy z dyrektorem Stacji i miał rację.
Prawdziwym ukojeniem dla marynarza była ciężka praca przy naprawie parowca. Jednak musiał przez kilka dni dać sobie z tym spokój, gdyż zabrakło mu nitów i trzeba było na nie zaczekać kilka dni. W tym czasie w obozie pojawiła się Wyprawa Odkrywcza Eldorado, czyli banda złodziei pod przewodnictwem wuja dyrektora Stacji, którzy plądrowali od lat tereny kolonialne. Marlow mimochodem podsłuchał rozmowę pomiędzy krewnymi, z której wynikało, że obydwaj nienawidzili Kurtza i pragnęli jego śmierci, ponieważ stanowił on przeszkodę w ich interesach. Ta wiadomość spowodowała, że marynarz polubił tajemniczego agenta.
Trzy miesiące naprawiania parowca, a następnie kolejne dwa miesiące przedzierania się w górę rzeki, tyle czasu Marlow spędził w miejscu, które przypominało mu piekło. Podróż statkiem była niezwykle trudna i satysfakcjonująca dla głównego bohatera. Załogę stanowili poza nim dyrektor, kilku mężczyzn ze Stacji i dwudziestu tubylców, których siła fizyczna nie raz pozwalała wydobyć parowiec z mielizn rzeki.
Wreszcie załoga dopłynęła do małego obozowiska. Tam, w małej szopie, Marlow odnalazł książkę zatytułowaną Badania dotyczące pewnych zagadnień marynarskich, a na jej marginesach widniały notatki w języku rosyjskim. Natrafił też na ostrzeżenie o niebezpieczeństwie czyhającym w górze rzeki.
Marlow wiedział, że obóz Kurtza znajduje się już niedaleko, ale wolał zakotwiczyć parowiec na noc. Rano statek spowity był mgłą, którą rozdarł przerażający krzyk. Widoczność z każdą minutą się pogarszała. Marynarz był przekonany, że w powietrzu czai się coś złego. Jakieś dwie godziny po opadnięciu mgły statek został zaatakowany przez plemię tubylców. W walce zginął między innymi sternik parowca. Pracownicy Stacji otworzyli ogień do czarnoskórych napastników, lecz ich to wcale nie odstraszało. Dopiero dźwięk gwizdka parowego uruchomionego przez Marlowa wywołał popłoch u tubylców.
Podczas gdy załoga nie oprzytomniała jeszcze po zetknięciu z wojownikami, ich oczom ukazał się wyczekiwany obóz Kurtza. Na brzegu oczekiwał ich młody Rosjanin, pomocnik agenta, który z miejsca wyjaśnił Marlowowi, że tubylcy traktowali światłego pracownika kompanii jak swoje bóstwo. Arlekin, jak nazywał go w duchu główny bohater, nie ukrywał, że Kurtz popadł w obłęd i wymaga natychmiastowej pomocy. Marlow wysłuchując opowieści o stworzonej przez agenta małej armii, której celem było grabienie okolicznych ludów z zapasów kości słoniowej, rozglądał się za pomocą lunety. Nagle dostrzegł, że na pale rozmieszczone wokół chaty Kurtza nadziane były głowy czarnoskórych wojowników. Rosjanin wyjaśnił, że należały one do buntowników. Pomimo wielu barbarzyńskich aktów, jakich się dopuścił Kurtz, Arlekin wciąż darzył go wręcz uwielbieniem, czego nie mógł pojąć główny bohater.
Pracownicy Stacji wynieśli chorego agenta na noszach z jego chaty i zanieśli go na pokład, chociaż najpierw na drodze stanęli im tubylcy. Kurtz uspokoił ich wówczas jednym ruchem ręki i rozkazał się rozejść. Marlow zadecydował, że będą musieli poczekać do następnego ranka z wyruszeniem, gdyż było zbyt późno. Wreszcie udało mu się zamienić kilka zdań na osobności z Kurtzem, dzięki czemu pojął na czym polegał jego fenomen. Główny bohater nie dał się jednak oczarować i nie ukrywał, że potępiał niehumanitarne metody pracy Kurtza.
Po północy Marlow zorientował się, że chory agent uciekł ze swojej kajuty. Marynarz zeskoczył na brzeg i pobiegł w kierunku obozu. Bardzo szybko odnalazł czołgającego się Kurtza i nakłonił go do powrotu na pokład parowca. Nad rankiem nabrzeże przepełnione było tubylcami. Marlow obawiał się, że przeprowadzą kolejny atak, tym razem aby odbić swojego przywódcę. Na szczęście ponownie wystraszyli się gwizdka.
W drodze powrotnej Marlow wielokrotnie rozmawiał z Kurtzem, głównie na temat śmierci. Marynarz obserwował powolny proces odchodzenia wybitnego agenta na inny świat. Ostatnie chwile życia Kurtza przepełnione były cierpieniem, wręcz agonią. Tuż przed wyzionięciem ducha mężczyzna krzyczał w kółko: Zgroza! Zgroza!
Po powrocie do Europy, w grobowym mieście, Marlow spełnił obietnice dane Kurtzowi przed śmiercią. Przekazał powierzone mu dokumenty rodzinie i przyjaciołom wybitnego agenta. Udał się też do jego narzeczonej. Zanim doszedł do jej domu natknął się na widmo Kurtza. W mieszkaniu kobiety zorientował się, że mimo upłynięcia od jego śmierci grubo ponad roku, ona wciąż opłakiwała swojego ukochanego. Marlow okłamał narzeczoną Kurtza, że ostatnimi słowem wypowiedzianym przez niego za życia było jej imię.