Arystoteles (384-322 r. p.n.e.)
Etyka Nikomachejska
Dobro to cel wszelkiego dążenia. Ale cele są różne w medycynie to zdrowie, w sztuce dowodzenia zwycięstwo itp. W sztuce rządzenia państwem to szczęście, a szczęście to dobrze żyć i dobrze się mieć, ale szczęście jako takie czym jest? Rzeczą, zaszczytem? Nie wiadomo. Ale oprócz tych wszystkich dóbr istnieje jeszcze inne, dobro samo w sobie, które sprawia, że tamte wszystkie są dobrami.
Dobre jest coś, bo dobre samo w sobie, albo dobre jest to co przyczynia się do tworzenia dobra. Dobro nie jest niczym wspólnym ani popadającym pod jedną ideę. Człowiek nie może posiąść dobra, bo to coś nieosiągalnego, jak znajdzie dobro, to nie jest to dobro, bo dąży do dobra. Mając wzór dobra łatwiej poznamy rzeczy, które są dla nas dobre. Każda z nauk troszczy się aby zdobyć dobro, ale żadna nie troszczy się o poznanie owego dobra samego w sobie. Lekarz poznając dobro, to mu nic nie da, bo lekarz leczy jednostki, nie zajmuje się zdrowiem szeroko pojętym, a zdrowiem człowieka.
Dobro w medycynie to zdrowie itd. Więc co jest wspólnego w tym dziedzinach w tym co szukamy dobra? Otóż jest to cel. Jak jest cel dla wszystkich czynności, osiągając go mamy szczęście, a szczęście robimy dla nas samych nigdy dla kogoś innego, zaszczyty itp. to tylko dla nas samych bo myślimy że uczynią nas szczęśliwymi. Szczęście to najwyższe dobro. Szczęście tkwi w spełnianiu swojej funkcji. Zatem najwyższym dobrem człowieka jest działanie duszy zgodne z wymogami jej dzielności, o ile zaś istnieje więcej rodzajów tej dzielności, to zgodne z wymogami najlepszego i najwyższego jej rodzaju. Wiadomo, że potrzeba pieniędzy, bo ciężko moralnie piękne rzeczy wykonywać bez środków. Musi być pomyślność, bo przecież nie tryska szczęściem człowiek który jest niskiego pochodzenia, nie ma przyjaciół, ani znajomych.
Czy szczęścia się można nauczyć? Nie wiadomo, ale raczej pochodzi ono od bogów, a jeśli nie to jest ono boskie, bo zdobywa się je dzielnością itp. Szczęście rodzi się dzięki dzielności. A czym jest dzielność. Dzielność to dzielność nie ciała lecz duszy, a także i szczęście uważamy za działanie duszy. Polityk musi posiadać pewną znajomość spraw duszy. Jedna część duszy jest rozumna, a druga nie. Jest tak bo mamy swoje pragnienia, i one są przeciwko rozumowi, pragnienia ludzi nieopanowanych. Ale i nierozumna część duszy człowieka jest dwojaka: jedna nie ma nic wspólnego z rozumem, a druga która jest zdolnością pożądania i pragnienia uczestniczy poniekąd w rozumie o tyle o ile mu ulega i jest mu posłuszna. Posłuszna jest rozumowi, bo np. jak dostaniemy naganę to obracamy ją w zachętę do pracy. I rozumna część duszy jest dwojaka: jedna posłuszna rozumowi i sama w sobie, a druga posłuszna rozumowi jakby ojcu.
I te różnice to podstawy do podziału dzielności na różne rodzaje, różne zalety. Jedne z nich nazywamy dianoetycznymi (intelektualne) a drugie etyczne (moralne), czyli cnoty, a mianowicie mądrość teoretyczna, zdolność rozumienia, rozsądek – zaletami dianoetycznymi, a szczodrość i umiarkowanie – etycznymi. To co zasługuje z dyspozycji człowieka na pochwałę to są zalety.
Rozwój zalet dianoetycznych jest przeważnie owocem nauki i dlatego wymagają one doświadczenia i czasu, etycznych natomiast nabywa się dzięki przyzwyczajeniu, skutkiem czego i nazwa ich nieznacznie tylko odbiega od wyrazu „przyzwyczajenie”. Wynika stąd też, że żadna z cnów nie jest nam z natury wrodzona; nic bowiem z tego, co jest wrodzone, nie daje się zmienić dzięki przyzwyczajeniu tak np. kamień spadający z natury w dół nie da się przyzwyczaić by wznosił się w górę. Zatem cnoty nie są udziałem naszym ani dzięki naturze, ani wbrew swej naturze, lecz z natury jesteśmy tylko zdolni do ich nabywania a rozwijamy je w sobie dzięki przyzwyczajeniu. Cnoty nabywamy jak wykonujemy dobre rzeczy, stajemy się sprawiedliwi postępując sprawiedliwie itp. Nie wolno przed wszystkim uciekać, unikać bo stajemy się tchórzami, ale też nie wolno na wszystko się pchać, niczego się nie bać, bo to powoduje obfitość jak z jedzeniem stajemy się grubi itp. zatem musi być UMIAR.
Za oznakę trwałych dyspozycji należy uważać przyjemność lub przykrość, które towarzyszą czynnościom, bo kto wyrzeka się rozkoszy zmysłowych i to właśnie go raduje – jest umiarkowany, a kto odczuwa to jako ciężar jest rozwiązły. By dojść do przyjemności dopuszczamy się czynów niecnych, a by uciec od przykrości wstrzymujemy się do czynności pięknych. Cnotom towarzyszy albo namiętność albo przykrość toteż dzielność etyczna tyczy się i przyjemności i przykrości. Wymierza się na ich podstawie kary – lecznicze są. Co do cnót to wiedza nie ma przy nich żadnego znaczenia. Żeby być sprawiedliwym nie wystarczy tylko sprawiedliwie postępować, ale i wykonywać to tak jak dokonują tego ludzie sprawiedliwi. Jeśli nie zachowują się tak, to można powiedzieć że są jak chorzy słuchają lekarza, ale nie stosują się do jego zaleceń. Dzielność jest źródłem doskonałości zarówno przedmiotu którego jest zaletą jak też właściwej mu funkcji np. dzielność oka czyni dobrymi i oko jak i jego funkcję, bo dzięki dzielności oka dobrze widzimy.
Istota dzielności etycznej leży pośrodku, ale niektóre namiętności już z samej nazwy są skrajne np. morderstwo czy cudzołożenie to przecież nie da się tak mówić że średnie morderstwo albo coś. Przeciwstawiamy męstwu jego przeciwności, bliżej do zuchwalstwa, więc przeciwstawiamy mu lenistwo aby to pozostało w miarę na środku. I druga przyczyna to nasza natura co bardziej dla nas jest bliskie to temu przeciwstawić bliżej nam do rozwiązłości przeciwstawić ją i utrzymać miarę na środku.
Sprawiedliwe jest to co zgodne z prawem i słusznością. Zawsze chcemy mieć dobro, nawet jak mamy jakieś wady i je eliminujemy to eliminując zyskujemy dobro. Prawo zakazuje czynić złych rzeczy nakazuje umiarkowane rzeczy i nakazuje akty męstwa. Tak więc pojęta w prawie sprawiedliwość jest identyczna z doskonałością etyczną, w znaczeniu bezwzględnym w stosunkach z innymi ludźmi. Sprawiedliwość to stosowanie w praktyce doskonałości etycznej. Sprawiedliwość jedyna spomiędzy cnót zdaje się być „cudzym dobrem” bo obejmuje też stosunek do innych osób jako że czyni to co jest pożyteczne dla innym lub władcy bądź dla współobywateli. Najgorszy jest ten co postępuje wobec siebie i przyjaciół źle, a najlepszy to ten co postępuje dobrze dla przyjaciół i dla siebie.
Sprawiedliwość polityczna dotyczy ludzi, którzy żyją ze sobą, aby wytworzyć samowystarczalną wspólnotę. Jak nie ma tego to mówimy o pewnym rodzaju sprawiedliwości. Sprawiedliwość jest tam gdzie wzajemne stosunki między obywatelami uregulowane są przez prawo. Dlatego do władzy dopuszczamy prawo, a nie jednostkę ona może się stać tyranem, a władca musi być stróżem tego co sprawiedliwe. I jak nie pragnie niczego dla siebie władca to wynagrodzić go przez zaszczyty. Sprawiedliwość domowa – w stosunku do żony. Ciężko jest postępować sprawiedliwie bo można wiedzieć co to jest sprawiedliwość jak wiemy co to jest miód ale jak ją stosować aby było sprawiedliwie to ciężko to samo jak stosować miód żeby leczył ciężko. Tchórzostwo czy niesprawiedliwość nie polega na tym, że ja nagle ucieknę z placu boju tak przez przypadek, ale polega na tym, żeby to była stała cecha mojego charakteru.
Przyjaźń polega na wspólnocie. To co moje to i twoje, wszystkie rodzaje wspólnoty są częściami wspólnoty państwowej, a poszczególnym rodzajom wspólnoty odpowiadają poszczególne rodzaje przyjaźni.
Ustroje dobre: królestwo, arystokracja i politeja. Przeciwieństwa: tyrania – tyran dąży dla dobra dla samego siebie, oligarchia – zgarniają wszystkie urzędy dla siebie, demokracja – dąży do władztwa biednych. W każdym z ustrojów jest forma przyjaźni: królestwo – król ma władztwo nad ludźmi, troszczy się o nich itp. sprawiedliwość jest tutaj proporcjonalna, coś jak ojcowska opieka króla nad ludem. Arystokracja – ten kto więcej wart otrzymuje więcej przyjaźni, zaś przyjaźń łącząca braci którzy są zgodni w uczuciach i innych to taka jest w politeji (timokracji).
W zwyrodniałych ustrojach to w tyranii nie ma w ogóle przyjaźni, bo wszystko należy do tyrana to samo w arystokracji tylko że wszystko należy do większej grupki ludzi i w ogóle nie ma przyjaźni czy sprawiedliwości, zaś w demokracji jest bo każdy ma taki sam los i mogą ludzie czuć między sobą wspólnotę i ta przyjaźń i sprawiedliwość już występuje w większym stopniu.
Trzeba mieć przyjaciół aby być szczęśliwym, bo etyczne i wielkie jest wyświadczanie przysług przyjaciołom. Masz wszystko co dobre, ale nie dla siebie ale też musisz wiedzieć iż człowiek to istota społeczna i do współżycia z innymi się narodził.
Polityka
Każde państwo to wspólnota, a wspólnota dąży do dobra, każdy dąży do dobra. Państwo jest po to aby osiągać dobro, natura jest właśnie osiągnięciem celu. Osiągnięcie celu, do którego się dąży jest zdobyciem pełnej doskonałości, samowystarczalność zaś jest osiągnięciem celu i pełnej doskonałości. Wychodzi z tego, że człowiek jest z natury stworzony do życia w państwie, naszą naturą jest żyć w państwie. Dlaczego? Bo mamy mowę, mową określamy to co pożyteczne i szkodliwe i to co sprawiedliwe i nie. I to nas odróżnia od zwierząt. Istota każdej rzeczy leży w jej zadaniu praktycznym i zdolności jego wykonania, jeśli nie ma tych cech to nie można powiedzieć że to ta sama rzecz lecz tylko coś co tę samą nazwę nosi. Kto nie żyje w państwie jest albo zwierzęciem, albo bogiem. Wszystkim ludziom z natury jest pęd do wspólnoty. Człowiek bez moralności to największy dzikus.
Ustroje: albo wszystko wspólne albo nic, albo części wspólne i części nie. Nic nie jest wspólne? To niemożliwe bo np. terytorialnie coś jest wspólne – odpada. Sokrates mówi że wspólne powinny być kobiety, dzieci, ale im bardziej schodzimy żeby coś było wspólne to nam powstanie rodzina, a z rodziny jednostka więc to bez sensu. Państwo to wielość obywateli. Równość polega na wzajemności świadczeń oraz odpłat i dlatego utrzymuje państwa. Każdy wymienia swoje zajęcia co jakiś czas, cieśla i szewc nie są ciągle szewcem i cieślą. Ale i tak lepiej buty robi ciągle szewc, zawsze lepiej rządzą ci sami ludzie jeśli to tylko możliwe gdzie to nie jest możliwe ze względu na to że wszyscy z natury są równi a więc że sprawiedliwą rzeczą jest również by wszyscy brali udział w rządach niezależnie od tego czy są dobre czy złe tam stosuje się takie urządzenia, że na równi ustępują kolejno i zrównują się z innymi po złożeniu władzy. Jedni władają inni podlegają władzy.
Tak jak chce Sokrates że „to mój syn” można powiedzieć o każdym z osobna. Państwo musi troszczyć się o cnotę. Celem państwa jesy zatem szczęśliwe życie, a reszta to środki wiądące do tego celu, państwo to wspólnota rodów i miejscowości dla doskonałego i samowystarczalnego pytowania, to znów polega na życiu szczęśliwym i pięknym. Trzeba przyjąć że wspólnota państwowa ma na celu nie współżycie ale piękne uczynki. Cnota ponad bogactwem itp. w Etyce powiedziano, że szczęśliwe życie polega na uprawianiu cnoty bez przeszkód, a cnota to środek między skrajnościami, to najlepsze musi być życie, które trzyma się środka i to środka możliwego do osiągnięcia dla wszystkich. To samo w państwie są bogaci, biedni i pośredni i najbliżej do tych pośrednich się trzymać. I jak nie ma środka, to może powstać państwo niewolników i despotów. Państwo chce posiadać równych obywateli.
Najlepszym ustrojem jest ten który zapewnia państwu najwięcej szczęścia, szczęście nie może istnieć bez cnoty, zatem nie może być państwo rządzone przez np. rolników bo oni nie rozwijają cnoty bo aby rozwijać cnotę trzeba mieć dużo wolnego czasu. Zatem rozdzielić władze jedni starsi mają rozum, młodzi mają siłę i wspólnie muszą rządzić wtedy najlepiej dla państwa. Obywatele powinni być zamożni, a rzemieślnicy i reszta co cnót nie uprawia nie musza, to własność ziemska musi być w rękach obywateli, a rolę uprawiać muszą niewolnicy lub barbarzyńcy w sąsiedztwie mieszkający.
Filipowicz:
Arystoteles (384 – 322 p.n.e.)
To uczeń Platona, uczeń apostata, gdyż sprzeniewierzył się filozoficznym naukom mistrza, pod którego kierunkiem studiował 20 lat w Akademii. Różnice dotyczyły: polityki, mądrości (Arystoteles popierał tę opartą na doświadczeniu, uważał że rzetelna obserwacja może stać się źródłem wiedzy i nie negował czynnika racjonalnego). Do prawdy – według Arystotelesa – docieramy nie poprzez kontemplację oderwanych od świata idei, nie poprzez analizę pojęć, a przez obserwację faktów, które pozwalają nam zorientować się w charakterze dokonujących się przemian. Świat dla Arystotelesa to wielka księga przemian. Poznanie nie może mieć charakteru czysto intelektualnego. Musimy w punkcie wyjścia zająć się empirycznym konkretem.
Rzeczywistość dla Arystotelesa to proces, wszystko jest w nieustannym ruchu, ciągle się zmienia, zmiany to nie jest regres – tak sądził Platon – ruch jest dobrodziejstwem dla Arystotelesa. Wszystko do czegoś prowadzi, ciągle wyłaniają się kształty. Czas u Platona jest historyczny, nasycony mitem, powstał i ciągle teraz marnieje, u Arystotelesa inaczej: zmiana oznacza urzeczywistnienie pewnej potencji, początek nowej sytuacji, pojawia się obraz kreatywnego przetworzenia. Arystoteles nie domaga się powtórzenia aktu kreacji, nie pragnie by filozof wyręczał stwórcę. Za rzecz najistotniejszą uważa, wykorzystywanie istniejących już możliwości.
Rozważania Arystotelesa o naturze tego, co jest:
We wszystkim co istnieje jest pewna dwoistość. Arystoteles mówił o:
Hyle (materia)
Morfe (forma)
Zawsze mamy do czynienia z tym co kształtuje, i tym co jest kształtowane. Rzeczy mają swoje podłożę – materię oraz swoje upostaciowienie – formę. O konkretnym kształcie decyduje wzajemne przenikanie materii i formy, gdyż hyle i morfe nie są czynnikami istniejącymi w oderwaniu. Forma penetruje materię, wydobywając tkwiącą w niej moc (dynamis), która umożliwi proces stawania się. Ta moc to zdatność do czegoś, możność bycia czymś. Realizowanie możność zawartych w materii Arystoteles określa mianem „wyrobienia” (energia). Forma ujmuje pierwotne możliwości w karby i sprawia, że zaczynają one prowadzić ku pewnemu celowi. Forma ujawnia telos rzeczy.
Arystoteles rozwija teleologiczną koncepcję istnienia. Uważa, iż wszystko podporządkowane jest jakiemuś celowi i ku czemuś zmierza. Cel tkwi wewnątrz. O wszystkim przesądza zasada entelechii – a więc samo docelowości. Każda rzecz zawiera w sobie cel własnego rozwoju. Dążenie do tego, by stać się ty, czym stać się można, realizując własny telos, określa sens wszelkich przemian. Obserwując rzeczywistość, trzeba więc śledzić przemiany. Nauka o polityce – według Arystotelesa – jest nauką praktyczną. Podzielił nauki na teoretyczne, praktyczne i wytwórcze. Polityka obok etyki, medycyny i ekonomii ma badać „rzeczy, które moa być inne niż są”. Zajmuje się ludzkim działaniem i jego efektami.
Wszelkie działanie zmierza do dobra, zatem dobro to cel wszelkiego działania. Wszystko się zmienia, więc ciężko mówić o jednym celu. Ustalaniem reguł postępowania, mających na względzie ogólny priorytet dobra ma się właśnie zajmować nauka o polityce – „naczelna nauka i najbardziej kierownicza”. To właśnie ona „rozstrzyga o tym, co należy czynić, a czego zaniechać”. Polityka pozostaje zawsze w bezpośrednim i bardzo ścisłym związku z etyką. Praktyczne działanie musi uwzględniać dyrektywy wynikające z ogólnej wiedzy o dobru.
W Etyce nikomachejskiej Arystoteles ustala, czym jest „najwyższe ze wszystkich dóbr, które można osiągnąć za pomocą działania” – jest to szczęście. Nauka o państwie to nauka o sposobach działania sprzyjających osiągnięciu szczęścia. Skoro człowiek to istota rozumna, a jego formę stanowi dusza, wszelki rozwój – zgodnie z regułami entelechii – prowadzić musi do zapewnienia trwałej dominacji rozumu. Dobre życie to życie rozumne, tylko „niewykształcony ogół i prostacy” cenią najwyżej rozkosz.
Cel nauki o państwie: „działanie duszy i postępowanie zgodne z rozumem”. Dopiero doskonalenie własnego charakteru jest zadaniem godnym obywatela państwa. Działania polityczne – zdaniem Arystotelesa – nie mogą mieć żadnego związku z organizowaniem sfer życia poddanych władzy konieczności. Wytwarzanie, troska o materialne podstawy egzystencji to zadanie do niewolników, oni nie stanowią „członu państwa” – powiada. Życiem w państwie winny rządzić reguły celowości, a nie nakazy konieczności. Obywatele to ci, którzy „zaprawiają się w cnocie” – pisał Arystoteles w Polityce. Cel działania politycznego wyczerpuje się w samym działaniu. Chodzi o urzeczywistnianie rozumnej potencji, ważna jest sama performacja – wykonanie, a nie wytwarzanie, kojarzone z zewnętrznymi efektami.
Człowiek – według Arystotelesa – to zwierzęcie polityczne (zoon politikon), jego losy rozstrzygają się w kontakcie z innymi. Poza państwem są albo nędznicy albo nadludzkie istoty. Natura to wedle Arystotelesa „właściwość jaką każdy twór osiąga u kresu swego powstawania”, „osiągnięcie celu”. Naturalne zakorzenienie w ramach zbiorowości to przede wszystkim ustalenie pewnej perspektywy, jako partycypacji w nadrzędnych regułach celowości, związanych z istnieniem państwa: „Każde państwo jest wspólnotą, a każda wspólnota powstaje dla osiągnięcia jakiegoś dobra (…) Powstaje ono dla umożliwienia życia, a istnieje, aby życie było dobre”. Człowiek zatem staje się tylko sobą poprzez współuczestnictwo. Życie we wspólnocie to określona forma inkarnacji. Nie ma wyodrębnionych jednostek zawsze mamy do czynienia z konkretnym usytuowaniem w ramach pewnej zbiorowości.
Człowiek Arystotelesa to zupełnie co innego niż człowiek Sokratesa. Żywot niezależny „ja” w pełni wyemancypowane, odseparowane – Arystoteles nie bierze tego w ogóle pod uwagę. „Całość jest pierwej od części – powiada – po rozprzęgnięciu się całości nie będzie nogi ni ręki, a tylko nazwa”. Odseparowana jednostka nie jest człowiekiem, nie realizuje swych zdolności, nie dowie się w ogóle o ich istnieniu. To nędznik, nawet nie zasługuje aby nazywać go istotą ludzką. Człowiek ma odnaleźć siebie niejako poza sobą – w ramach nadrzędnej całości.
Nie oznacza to, że wspólnota ma całkowicie zdominować jednostkę i nie ma miejsca na żadną formę indywidualizmu. Państwo składa się z różnych osób i musi dbać aby ta różnorodność była zmobilizowana, nie można wykluczać odrębności, ogół nie może być tyranem, dzięki istnieniu państwa życie jednostki ma stawać się lepsze. Krytykował Arystoteles Platona, bo mówił on, że w jego państwie jest zbyt duże ujednolicenie. Im większa jedność tym państwo szybciej zanika. Państwo jest wielością – zdaniem Arystotelesa – wiążą się mniejsze organizmy, jego osnowę tworzą rodziny, związki, towarzystwa, a im większa jedność to z państwa powstanie rodzina, a z rodziny jednostka, a potem państwo zniknie.
Dzieje państw to dzieje konfliktów i sporów. Państwo musi dążyć do zagwarantowania powszechnej zgody. I tylko wtedy życie może zmieniać się na lepsze. Pierwsze zadanie państwa: wykluczyć konflikty. „Sprawiedliwość jest znamieniem państwa, wymiar jej jest podstawą porządku istniejącego we wspólnocie” – to sformułowanie sprawia, że filozof dzieli ustroje. Ustroje właściwe (te co mają na celu dobro ogólne): monarchia, arystokracja i politeja. Ustroje zwyrodniałe (te co mają na celu jedynie dobro rządzących): tyrania, oligarchia i demokracja.
Ustrój to forma, konkretyzuje byt państwa, rozstrzyga kwestię władzy, przesądza o tym, jakim głosem państwo przemawia. To porządek władz, a przede wszystkim naczelnej, czyli rządu państwa. W rządzie wyraża się ustrój państwowy. Ustrój w szerszym znaczeniu to wszystko co przesądza o tożsamości państwa.
Arystoteles nie rozpatruje zagadnienia ustroju tak jak Platon (czyli podawanie schematu, który pasuje do każdych okoliczności). Nie ma żadnej uniwersalnej formy, którą udałoby się zastosować w każdym państwie – uważa Arystoteles. Znaczenie mają przecież historyczne uwarunkowania, obyczajem geografia itp. wybór właściwego rozwiązania wymaga rzetelnego namysłu. Zbadać należy warunki by wiedzieć co będzie najbardziej przydatne w danych okolicznościach, gdyż każdy ustrój ma swoje wady i zalety. Postępować należy dwutorowo „dobry prawodawca i prawdziwy mąż stanu – uważa Arystoteles – powinien znać zarówno najlepszy ustrój jak i możliwie najlepszy w istniejących okolicznościach”. Ale najlepszy ustrój to nie gotowy wzór! Znawca materii powinien po prostu ustalić „jakie życie najbardziej godne jest pożądania”.
Ale każdy ustrojodawca winien mieć zawsze pewne ogólne zasady, które powinien stosować zawsze, niezależnie od okoliczności. „Państwo musi troszczyć się o cnotę”, muszą być też rządy prawa (a władca ma rozstrzygać w sprawach, których prawa nie ujmują, stąd też według Arystotelesa demokracja to nie ustrój, bo tam każdorazowe uchwały rozstrzygają, a nie prawa, a gdzie nie ma praw nie ma ustroju), ustrój musi być stabilny „państwo oparte na stanie średnim jest najlepsze, bo też wolne od wstrząśnień wewnętrznych”, skrajności wtedy nie odgrywają żadnej roli, zdecydowana większość chce utrzymać taki stan rzeczy jaki jest, bogaci/biedni to margines – oto zasady niezmienne, ogólne i zawsze muszą być.
Cnotę definiuje Arystoteles jako środek między skrajnościami – tak więc państwo oparte na stanie średnim w największym stopniu może sprzyjać cnocie. To państwo w najpełniejszym tego słowa znaczeniu.
Państwo to konglomerat, ma łączyć, ujednolicać, eliminować skrajności, zespalać różnorodne pierwiastki, poszukiwać wspólnej, średniej miary – Arystoteles to zwolennik ustroju mieszanego. Najbezpieczniejszy, czyli najtrwalszy będzie ustrój powstający z zespolenia odrębnych form – politeja (łączy oligarchię i demokrację) – najbliższy jest ideałowi równowagi, gdyż satysfakcjonuje ambicje wielkiej liczby (demokracja) j i nielicznych bogatych (oligarchia).
W jaki sposób państwo ma pełnić swe, wynikające z natury rzeczy, zadania? Powinno dbać o wychowanie, kształtować obyczaj zgodny z naturą, afirmować cel, który określa rację istnienia, kultywowanie przyjaźni (każdy ustrój oparty jest na jakiejś formie przyjaźni – sądzi filozof), inspirowanie własnej życzliwości. Stoi na straży cnoty, troszczyć się musi o to, by ludzie zawsze mieli przed sobą jakiś cel umożliwiający doskonalenie własnego charakteru. Państwo to animator nieustannej aktywności.
Cnota wiąże się ze sferą praksis. Arystoteles nie podziela opinii Sokratesa i cnoty nie utożsamia z wiedzą o tym, co dobre, takiej charakterystyce odpowiadają tylko wąsko rozumiane cnoty dianoetyczne, które kojarzyć można z zaletami umysłu, zdobytą wiedzą. Cnota w znaczeniu etycznym to praktyczna umiejętność – zdolność działania umożliwiającego doskonalenie własnego charakteru. Państwo ma sprzyjać „wyrabianiu się” ludzkich charakterów, spełnia to zadanie już wtedy kiedy kreuje przestrzeń publicznego kontaktu. Na forum publicznym konfrontują ludzie swoje opinie i tam dociekają czym jest życie dobre. Sfera publiczna to przestrzeń autokreacji, dzięki mowie, człowiek bada swoją własną rozumną naturę, język jest jej emblematem. Czyniąc użytek z języka człowiek urzeczywistnia telos własnego życia „mowa służy do określania tego, co pożyteczne czy szkodliwe, jak również i tego, co sprawiedliwe czy też niesprawiedliwe”. Edukacja poprzez język to edukacja obywatelska. Człowiek dzięki niej staje się coraz pełniej istotą rozumną. Życie w obywatelskiej wspólnocie to życie, które inspiruje mowa.
Ale państwo też określony język musi narzucić. Służą temu rygory retoryki, nie można mówić o czym się chce, państwo narzuca pewne prawa.
„Prawo to czysty, wyzbyty żądzy rozum” – mówi Arystoteles. Prawo to jedna z form racjonalnego samookreślenia. Prawo to nie zewnętrzny nakaz – jest ono rozumem! Ma uzewnętrzniać konieczności, które narzuciła natura. Jest w istocie prawem natury. „Jeśli szczęście polega na cnocie, a cnota to środek pomiędzy skrajnościami, życie szczęśliwe polegać musi na unikaniu skrajności. Drogi potrzeba szukać pomiędzy niedostatkiem, a nadmiarem. Prawo ma stanąć na straży tej reguły. Przymus jest w tym wypadku dobrodziejstwem”. Prawo konkretyzuje cnotę, a jego obowiązywanie pozostaje koniecznym warunkiem dobrego życia. Wszelkie nakazy prawa, jako nakazy rozumu, winny być odzwierciedleniem ogólnych prawideł entelechii, winny wyrażać pewną ogólną zasadę, dzięki której Zycie w konkretnych warunkach może stawać się lepsze. Rygory prawa uznać należy za swoistą kaligrafię szczęścia. Każdemu powiem – zauważa Arystoteles – przypada w udziale tyle szczęścia ile wykazuje cnoty i rozumu”.