MICHAIŁ BUŁHAKOW
(1891–1940)
Zleceniodawca diabła
Podobno zło pojawia się w świecie wówczas, gdy brakuje w nim miejsca na dobro. Tak właśnie dzieje się w Moskwie lat trzydziestych. W „podszytej diabłem” rzeczywistości już tylko patrzeć zjawienia się Księcia Ciemności, prawdziwego „pana tego świata”. I ukazuje się
on w osobie tajemniczego mistrza czarnej magii Wolanda. Jego obecność powoduje wielkie
zamieszanie. Jednak nikt, mimo przekonujących dowodów, nie chce uwierzyć w istnienie
tej siły, „która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro”. W powieści Michaiła Bułhakowa
Mistrz i Małgorzata diabeł rzeczywiście czyni dobro, gdyż dzięki jego działaniom zło zostaje
ostatecznie zdemaskowane i wyszydzone.
Mistrz i Małgorzata należy dziś do kanonu literatury XX wieku. W przenikających
się w powieści dwóch planach: współczesnym (moskiewskim) i biblijnym (sięgającym
ostatnich dni Chrystusa dzięki zastosowaniu przez pisarza chwytu „książki w książce”),
rozwinięty zostaje motyw powołania człowieka do prawdy, motyw jego godności, odpowiedzialności i wierności samemu sobie. Dramatyczna opowieść o miłości tytułowych bohaterów: Mistrza (pisarza, autora książki o Poncjuszu Piłacie) i Małgorzaty, przeplata się z rozdziałami poświęconymi ostatnim dniom Joszui (którego pierwowzorem jest Chrystus ), ukazującymi jego mękę w zaskakujący sposób, akcentujący ludzki wymiar cierpienia, strachu i poniżenia.
Dzięki takiemu zestawieniu otrzymujemy wielki, wstrząsający moralitet, uniwersalną przypowieść, w której harcujące po Moskwie diabły obnażają ludzkie donosicielstwo, kłamstwo, lizusostwo, tchórzostwo, zdradę i nawet wyparcie się samego siebie – postawy tak charakterystyczne dla współczesnych Bułhakowowi Rosjan.
Nic zatem dziwnego, że w stalinowskim reżimie ta powieść, nad którą Bułhakow pracował
od 1928 roku przez prawie 13 lat, nie miała szansy na publikację. Pisarz kończył ją już niemal
na łożu śmierci, dyktując swej żonie ostatnie fragmenty utworu. Helena Bułhakowa
wielokrotnie i bezskutecznie starała się potem wydać dzieło życia swego męża, znane tylko nielicznemu gronu przyjaciół pisarza. Ostatecznie książka ujrzała światło dzienne dopiero na przełomie lat 1966 i 1967, w wersji znacznie okrojonej przez cenzurę.
Pośmiertny triumf pisarza stanowił rodzaj skromnej rekompensaty za to, co spotykało
go za życia. Ten wspaniały prozaik i dramaturg, autor tak wybitnych dzieł jak choćby
powieść Biała gwardia czy sztuka teatralna Dni Turbinów, skazany został przez oficjalną
krytykę i cenzurę na przymusowe milczenie. Powód stanowiła wymowa jego dzieł, w których
Bułhakow, ujawniając niebywały zmysł obserwacyjny i skłonność do krytycznej, często satyrycznej, prezentacji rzeczywistości (np. w Diaboliadzie czy w Fatalnych jajach), obnażał mechanizmy rządzące sowieckim światem. Pisarz nie podzielił co prawda strasznego losu wielu współczesnych mu artystów, uwięzionych i zamordowanych na zesłaniu w łagrach, ale został jednak właściwie już za życia „pogrzebany” jako autor i literat. W liście do Maksyma Gorkiego Bułhakow napisał: „wszystkie moje sztuki zostały zakazane, nikt nie wydrukuje mi ani linijki, żadnej gotowej pracy nie mam, nie otrzymuję ani kopiejki honorarium. Żadna instytucja ani osoba nie odpowiada na moje prośby. Jednym słowem, wszystko, co napisałem w ciągu dziesięcioletniej pracy w ZSRR, zostało zniszczone. Pozostaje jeszcze zniszczenie ostatniego – mnie samego”.
I tak też się faktycznie stało. W zaistniałych okolicznościach choroba i śmierć nie dały długo
na siebie czekać.
„Ale pieśń ujdzie cało”– na szczęście – jako zwycięstwo Wolności i Prawdy: wartości,
którym Bułhakow przez całe swe tragiczne życie bezwzględnie pozostawał wierny,
aby siła zawsze zła pragnąca w ostateczne Dobro się przemieniła.