[Notatka wykładowcy]
Nadchodząca faza „nowej industrializacji” i jej skutki
Wybrane cechy i przykłady nowych produktów i urządzeń wytwórczych – (maszyn, urządzeń 3D, czy innych, będących „w lodówce” pomysłów produkcyjnych)
Od kilku ostatnich dekad ubiegłego stulecia po obecne lata, dzięki niezwykle dynamicznemu procesowi daleko posuniętej modernizacji wszelkich postaci produkcji przemysłowej i surowcowej, oraz początków upowszechnienia w skali świata „internetyzacji”/”cyfryzacji” – stoimy wobec nowej, „trzeciej rewolucji przemysłowej”. Jakie są jej główne przejawy i cechy? Zacznijmy od empirii. Można ją zaobserwować choćby na typowych targach przemysłowych nowego typu, w postaci, poniżej zaznaczonych, typowych przykładów.
1. Pojawiają się coraz częściej, nieznane szerzej w przeszłości, urządzenia czy maszyny zdolne wyprodukować prototypy nowych wyrobów na podstawie zaprogramowania cyfrowo-internetowego;
2. Upowszechniają się wynalazki do niezwykle surowco-oszczędnego sposobu swoistego „trój-wymiarowego drukowania” już istniejących modeli pożądanych wyrobów dla zaspokojenia indywidualnych potrzeb czy gustów klientów według wzorów zaprogramowanych komputerowo (na wzór, poniekąd, drukarki komputerowej; stąd ang. termin: 3D printer, o czym wzmiankowano w poprzednim wykładzie dotyczącym surowców dla przemysłu).
3. Argumentując szerzej - w ten m.in. sposób ujawnia się i zyskuje podstawy proces przechodzenia od poprzednio dominującej – produkcji masowej (typowej dla poprzedniego okresu „drugiej rewolucji przemysłowej”) - do indywidualizowania wyrobów pod konkretne gusta odbiorców, co staje się możliwe z pomocą cyfryzacji.
4. Ma miejsce daleko posunięte unowocześnienie już znanych dotychczas, tradycyjnie produkowanych wyrobów przemysłowych - drogą bardziej wyrafinowanej i pogłębionej standaryzacji składowych części (np. do pojazdów samochodowych);
5. Dokonuje się upowszechnienie wdrażania różnego rodzaju „nowalijek” przemysłowych – poprzez instalowanie – z pomocą internetową- nowych urządzeń wspomagających, do maszyn używanych dotychczas, tak aby czynić je jeszcze bardziej sprawnymi/wydajnymi (czyli właśnie - drogą ich tzw. cyfryzacji, o czym dalej mowa) – jeśli idzie o ich przeznaczenie, formy, cechy produktu końcowego, i in.
6. Upowszechnia się wprowadzanie nowych surowców i materiałów – przykładowo, znanych już dość powszechnie – włókien węglowych, zamiast tradycyjnie rozpowszechnionej stali, aluminium, i in. Nowe rodzaje surowców i półfabrykatów przemysłowych (czyli, łącznie, cały sektor „wsadu przemysłowego”); są zdecydowanie lżejsze, bardziej trwałe i wytrzymałe na zginanie czy pęknięcia – od materiałów dotychczas masowo stosowanych.
B. Nowe wymagania co do kwalifikacji siły roboczej oraz rosnąca „serwicyzacja” przemysłu
Zaznaczone wyżej - bardzo skrótowo i wybiórczo – przykłady, wywołują ogromne zmiany co do wymaganych, nowych kwalifikacji odnoszących się do tradycyjnych „monterów,” mechaników, operatorów, itd. Ujmując kwestię w kategoriach ogólnych, stwierdźmy, iż szczególnego znaczenia nabiera tu zwłaszcza swoista „serwicyzacja” dotychczasowego przemysłu, czyli – ich coraz dalej posunięte „nasycenie” informatyką, z jednej strony, urządzeń fizycznych stosowanych w przemyśle, a z drugiej – gruntowne wzbogacenie i „przemodelowanie” samych kwalifikacji ludzkich, postaw kadr i umiejętności nowocześnie wykształconych fachowców zatrudnianych właśnie w nadchodzącej, nowoczesnej i „zinternetyzowanej” fazie przemysłu. Rozumieć pod tym pojęciem należy, rzecz prosta, bynajmniej nie – szersze wprowadzenie usług w rozumieniu tradycyjnym, lecz – intensywne wyposażenie i właśnie swoiste „nasycenie” znanych i dotychczas stosowanych (oraz oczywiście nowych) urządzeń, czy maszyn – w technologie i zastosowania typu internetowego (czyli – upowszechnienie wspomnianej cyfryzacji). W rezultacie, staje się coraz częściej – nie tylko potencjalnie możliwa, lecz niezbędnie wymagana daleko posunięta indywidualizacja użytkowych cech i właściwości produktu, zależnie od indywidualnych potrzeb, gustów czy upodobań klienta.
Temu podporządkowane być muszą równolegle odpowiednie zmiany w postawach, kwalifikacjach i pomysłowości kadr. Ogólnie – idzie więc o wyraziste i coraz głębiej sięgające przełamanie, czy też przezwyciężenie - tradycyjnego, „fordystowskiego” schematu umasowienia wyrobów przemysłowych. Nowym, wiodącym celem staje się bowiem potrzeba takiego udostępnienia - możliwie największej liczbie odbiorców i klientów produktów przemysłowych o cechach które spełniają indywidualne, specyficzne potrzeby, gusta czy upodobania klientów. To one bowiem stają się wiodącą orientacją w branżach przemysłowych. Warunkiem jej urzeczywistnienia będzie, rzecz jasna, to – czy okaże się to technicznie możliwe (m. in., właśnie dzięki cyfryzacji) oraz ekonomicznie opłacalne. A oto główne elementy tej przemiany.
W pewnym sensie - można tu nawet dokonać historycznego przypomnienia – zachodzi coś w rodzaju powrotu do znanych - z dalece przeszłych czasów rzemieślniczego sposobu i metod wytwarzania i dostarczania towarów czy wyrobów – ściśle pod upodobania i potrzeby indywidualnego, specyficznego odbiorcy. Jest jednak w tej paraleli historycznej - zasadnicza różnica. Przede wszystkim– nie da się udowodnić, jakoby działalność przemysłowa chyliła się współcześnie ku upadkowi. Oto argumenty za tymi różnicami, oraz kilka przykładów je ilustrujących.
[a]. W r. 2010 globalna produkcja przemysłowa była 57 razy większa, niż na początku XIX wieku. Innymi słowy, mamy niezaprzeczalne dowody, iż tempo dynamiki produkcji przemysłowej było wyższe, aniżeli ogólny wzrost gospodarki. Ujmując najkrócej tego przyczyny wystarczy uznać, iż fabryki przez wszystkie te lata były bardziej wydajne, niż np. sposoby stosowane w salonach fryzjerskich. Obecnie stoimy przed nową, „trzecią rewolucja przemysłową”, napędzaną przez postępy elektroniki, biotechnologii, czy zmiany w zastosowaniach internetowych. Podążają za tym fizyczne innowacje i ich rozprzestrzenianie się w światowej gospodarce. Chociaż ceny towarów przemysłowych szybko spadają, to równolegle ich wolumen i różnorodność rosną dynamicznie. Innymi słowy, liczba indywidualnych towarów jest znacznie większa, aniżeli liczba mieszkańców globu.
Ale i ta ogromna liczba produktów wytwarzanych fabrycznie może okazać się po prostu niezbyt imponująca, jeśli nadal rozszerzać się będzie na masową skalę wzorzec ”wytwórczości na osobistą miarę.” Postęp w zakresie internetowo wspomaganego wzornictwa oraz wytwórczości partej na druku trójwymiarowym” umożliwi firmom wytwarzanie wyrobów ściśle dopasowanych do wymagań indywidualnego klienta, czyli - dostarczyć mu np. narzędzia dokładnie odpowiadającego zamówieniu, czy też – dajmy na to, plastikowej protezy idealnie dopasowanej do ręki, nogi, czy szczęki chorego. Koszt takiego towaru nie powinien też zanadto odbiegać od ceny towarów masowo wyrabianych w dotychczasowych fabrykach.
[b] Inną wielką zmianą jest globalny wymiar i globalna dynamika przemysłu przetwórczego. Z pewnością nie oznacza to jednakowoż, wbrew popularnym poglądom, jakoby cały świat przemysłowy przesuwał się do chińskich fabryk, zatrudniających za groszowe płace setki milionów migrantów z ubogich wsi interioru. Z drugiej wszakże strony, z pewnością nie ulega wątpliwości, iż każda nowoczesna firma - niezależnie od tego gdzie się znajduje - może „załapać się” do globalnego, produkcyjnego łańcucha wytwórczości industrialnej. Indywidualny towar można zaprojektować w jednym miejscu geograficznym, a dokonać produkcji jego elementów i końcowego montażu w innym kraju, łącząc poszczególne składowe części dostarczane przez kraje trzecie.
Nawet najmniejszy, lokalny producent przemysłowy może korzystać z najlepszych światowych źródeł dostarczających elementy czy części potrzebne takiemu lokalnemu wytwórcy. W każdym nabywanym we współczesnym świecie laptopie, w zmywarce kuchennej, czy kosiarce ogrodowej znajdziemy elementy myśli technicznej pochodzącej od tysięcy indywidualnych specjalistów, których końcowy nabywca nigdy nie widział na oczy i nigdy nie zobaczy…
Weżmy, przykładowo, pewne nieznane w naszym kraju, daleko stąd położone - bo w Anglii - niewielkie miasteczko (konkretnie - kurort wypoczynkowy) o nazwie Poole. Znajdują się w nim dwa największe na świecie (pod względem skali produkcji) obiekty wywarzające mini-wirniki niezbędne do silników samolotowych. Idzie tu o bardzo niewielkie silniczki elektryczne, których łopatki obracają się wykorzystując mini-łożyska, do których niezbędne są molekularne mikro-elementy rozrzedzonych gazów. Tego rodzaju urządzenia są niezbędne do produkcji samolotowych wyłączników pokładowych.
[c] Geografia przemysłu przetwórczego w skali świata jest współcześnie niezwykłe złożona. Łańcuchy dostaw mają wymiar globalny, z tym jednak, iż firmy wytwarzające podobne produkty tworzą tzw. klastry (zespoły produkcyjne, jak to ma miejsce np. w brytyjskim przypadku produkcji wspomnianych mini-wirników). W takich sytuacjach bliskość obiektów sprzyja wymianie wiedzy i innowacji.
Jak ta bliskość odrębnych obiektów razem tworzących klastry, wpływa na szybkość przekazu wiedzy technicznej i know-how? Weżmy inny przykład. W amerykańskim stanie Indiana jest miejscowość o nazwie Warsaw; znana jest ona z tego, iż występują w nim w obrębie klastrów ścisłe powiązania między obiektami przemysłowymi wytwarzającymi różnego rodzaju medyczne implanty. Menedżer z miejscowości Warsaw telefonuje do swego pod-dostawcy z pobliskiego obiektu produkcyjnego, iż chciałby przedyskutować z nim propozycję pewnej innowacji produktowej. Po kilkunastu minutach takiej wymiany zdań dostawca oddzwania do menedżera informując go - jak wyobraża sobie wdrożenie u siebie tej idei w praktyce.
C. Skutki nowoczesnej industrializacji w zakresie bezrobocia
Praktyka wdrażania nowych technologii w ślad za nowymi, dywersyfikującymi się indywidualnie potrzebami, ujawnia w zakresie zmian w zatrudnieniu – nader poważne problemy. Do najbardziej dotkliwych należy niewątpliwie rosnące bezrobocie, w szczególności w krajach najwyżej uprzemysłowionych (na czele z USA i Europą), ale – nie tylko. Nową, najbardziej bolesną cechą w tym zakresie jest zwłaszcza brak miejsc pracy dla młodocianych.
Na całym świecie prawie 300 milionów młodych ludzi w wieku od 15 do 24 lat nie pracuje. Co wywołało tę epidemię bezrobocia? A co ważniejsze - co może spowodować jej ustąpienie?
Helder Pereira to młody człowiek bez pracy i z marnymi perspektywami: ma 21 lat, nie udało mu się skończyć szkoły średniej, a cztery miesiące temu stracił robotę na budowie. Ponieważ oszczędności już mu się kończą, poszedł do miejscowego ośrodka w Sevran, na przedmieściach Paryża, by zgłosić się po zasiłek i pomoc w zHnalezieniu jakiegoś zajęcia. Pieniądze dostanie, ale z pracą gorzej. W Sevran bezrobocie wśród młodych wynosi ponad 40 proc.
Nokhona, młoda matka dwojga dzieci, mieszkanka położonego w Afryce Athlone —zapiaszczonego przedmieścia Kapsztadu (RPA) — nie ma dyplomu ani studiów ani ze szkoły średniej, bez pracy jest od października 2010 r., kiedy to wygasł jej kontrakt sprzątaczki w kawiarni. Ma nadzieję na pracę służącej i szuka pomocy w DreamWorker, organizacji dobroczynnej, która próbuje znajdować posady młodym ludziom. Doradca pomoże Nokhonie przyszykować się do rozmowy kwalifikacyjnej. Ale stopa bezrobocia wśród młodych, czarnych mieszkańców RPA wynosi prawdopodobnie około 55 proc.
Według danych oficjalnych, zebranych przez Międzynarodową Organizację Pracy, młodych bezrobotnych jest 75 mln, czyli 6 proc. wszystkich osób w wieku od 15 do 24 lat. Jeśli jednak wziąć pod uwagę młodych nieaktywnych — czyli tych, którzy nie pracują i nie uczą się — sprawa wygląda gorzej. Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) wyliczyła, że w krajach zamożnych 26 mln młodych ludzi nie uczy się, nie pracuje, ani nie szkoli (są to tzw. NEET’s – od ang. not in education, employment, or training).
Wyciągnięte z badań budżetów domowych dane Banku Światowego wskazują, że w krajach rozwijających się taka „nieaktywność” dotyczy ponad 260 mln młodych ludzi. Według wyliczeń „The Economist” na całym świecie nie uczy się, ani nie pracuje niemal 290 mln młodych: to prawie jedna czwarta młodzieży naszej planety.
Te dane byłyby niższe, gdyby nie uwzględniały młodych kobiet z krajów, w których rzadko stanowią one część siły roboczej; dziewczyny z Azji Południowej to ponad jedna czwarta światowej liczby nieaktywnej młodzieży, podczas gdy w większości krajów zamożnych lepiej sobie one radzą na rynku pracy niż mężczyźni.
Poza tym, liczni z „zatrudnionych” młodych ludzi mają tylko pracę nieformalną i dorywczą. W krajach zamożnych przeciętnie ponad jedna trzecia pracuje na umowach okresowych, co utrudnia nabranie umiejętności. W krajach uboższych natomiast jedna piątą stanowią —według Banku Światowego — nieopłacani pracownicy z rodziny, albo zatrudnieni w szarej gospodarce. Tak więc w sumie, biorąc pod uwagę cały świat, prawie połowa młodych ludzi albo funkcjonuje poza gospodarką oficjalną, albo uczestniczy w niej mniej wydajnie, niż by mogła.
[Wykres 1]
Blizny po bezrobociu
Wykres 2. Rynek pracy od dawna traktował źle młodych ludzi. Dziś problem ten stał się bardziej naglący. Po pierwsze dlatego, że niezwykle mocno odbił się na nich kryzys finansowy i jego pokłosie. Wielu pracodawców najpierw zwalnia zatrudnionych najkrócej, toteż podczas recesji stopa bezrobocia wśród młodych rośnie bardziej niż proporcjonalnie. W Grecji i Hiszpanii bez pracy jest ponad jedna szósta młodej populacji (patrz wykres drugi). W OECD liczba młodych ludzi bez zatrudnienia jest prawie o jedną trzecią wyższa niż w 2007 r.
Po drugie, w krajach rozwijających się, gdzie populacja młodzieży jest największa i rośnie najszybciej, rynki pracy są najgorzej zorganizowane. Prawie połowa młodzieży świata żyje w Południowej Azji, na Bliskim Wschodzie i w Afryce. W tych właśnie regionach największy jest odsetek młodych ludzi bez pracy lub zatrudnionych w szarej strefie. W Afryce populacja osób w wieku od 15 do 24 lat ma się do 2025 r. zwiększyć o jedną trzecią, do 275 mln.
Ze względu na ogólne starzenie się ludności ten efekt mógłby słabnąć, gdyby pojawił się rosnący popyt na pracę. Ale w Japonii, gdzie bezrobocie wśród młodych gwałtownie wzrosło po kryzysie finansowym z początków lat 90. XX wieku, nadal jest ono wysokie, choć łączna siła robocza szybko się kurczy. Liczna klasa hikikomori (wycofanych społecznie młodych ludzi — przy. tłum.) mieszka z rodzicami, rzadko opuszcza dom i wycofuje się z rynku pracy.
O wiele mniej wiedzą ekonomiści o „bliznach” po bezrobociu w krajach biednych. Duże badanie Richarda Freemana z Harvard University i Hongbin Li z Tsinghua University sugeruje, że w przypadku młodych Chińczyków wpływ bezrobocia na zarobki zanika po trzech latach. Jednak prowadzone gdzie indziej badania dają bardziej niepokojące wyniki.
Analiza rynku pracy w Indonezji, przeprowadzona w 10 lat po tamtejszym kryzysie finansowym (w 1997 roku), sugeruje, że młodzi ludzie, którzy wówczas stracili pracę, rzadziej są aktywni zawodowo, a jeśli nawet, to mają pracę nieformalną. Badania w Argentynie i Brazylii wykazały, że młodzi ludzie, którzy weszli na rynek pracy podczas recesji, już jako dorośli radzili sobie na nim gorzej od innych. W dynamicznych gospodarkach te szkody mogą być mniejsze, największe są w gospodarkach ogarniętych stagnacją, gdzie okresy bezrobocia bywają długie — tak jak w krajach basenu Morza Śródziemnego.
W Hiszpanii, Francji, Włoszech i Grecji wskaźniki bezrobocia młodych należą do najwyższych wśród państw zamożnych, a w Maroku, Egipcie i innych krajach Afryki Północnej oraz Bliskiego Wschodu zaliczane są do najgorszych w grupie krajów rozwijających się. Choć kraje te znajdują się na różnych szczeblach rozwoju, wszystkim im dają się szczególnie we znaki trzy główne przeszkody w zatrudnianiu: niskie tempo wzrostu gospodarczego, zablokowane rynki pracy oraz niedopasowanie edukacji do potrzeb pracodawców.
Wolne tempo wzrostu to przyczyna najbardziej oczywista. Na południu Europy bezrobocie wystrzeliło w górę po załamaniu gospodarki. Na wysoką stopę bezrobocia w RPA wpływa fakt, iż jest to obecnie jeden z najwolniej rozwijających się krajów Afryki. Ale chyba jeszcze większe znaczenie ma sztywność tamtejszych rynków pracy. Jeśli w jakimś kraju dopuszcza się, by kartele ograniczały konkurencję, jeśli zarobki są wysoko opodatkowane, a płace minimalne też wysokie, jeśli przepisy utrudniają zwalnianie pracowników — takie państwo nie jest dobrym miejscem dla młodych bezrobotnych.
W Indiach wielkie fabryki i firmy muszą brać pod uwagę około dwustu stanowych i federalnych przepisów, odnoszących się do zatrudnienia i płac! Przepisy dotyczące zwolnień są szczególnie ostre w RPA. Na południu Europy, mimo niedawnych reform, nadal trudno zwalniać starszych pracowników (zmian pod tym względem obawiają się także młodzi bezrobotni, bo często mieszkają z rodzicami, których byt byłby wówczas zagrożony). W Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie kwestie zasadnicze to rozdęty i przeregulowany sektor publiczny, nadmierne opodatkowanie płac i wysokie płace minimalne.
Gdzie są ci uzdolnieni?
Obecnie ekonomiści zwracają szczególną uwagę na trzeci problem: rozbieżność między umiejętnościami, jakimi dysponują młodzi ludzie i kwalifikacjami, potrzebnymi pracodawcom. Pracodawcy są zawaleni aplikacjami — ale skarżą się, że nie mogą znaleźć kandydatów z odpowiednim przygotowaniem. Firma doradca McKinsey podaje, że w dziewięciu dokładnie przez nią zbadanych krajach (USA, Brazylii, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Indiach, Meksyku, Maroku, Arabii Saudyjskiej i Turcji) tylko 43 proc. pracodawców uważało, że mogą znaleźć dosyć uzdolnionych kandydatów na stanowiska początkujących pracowników. W każdej firmie średniej wielkości (od 50 do 500 pracowników) jest przeciętnie 13 wolnych miejsc dla początkujących.
Najbardziej oczywisty powód tych rozbieżności stanowi marne wykształcenie na poziomie podstawowym. W większości krajów rozwiniętych (niezależnie od tego, czy gospodarka się kurczy, czy rośnie) stopa bezrobocia wśród osób o wykształceniu poniżej średniego jest dwa razy wyższa niż wśród absolwentów uczelni. Na uwagę zasługują tu jednak także dwie szczególne przyczyny.
W krajach o najniższym bezrobociu wśród młodych istnieją bliskie powiązania między edukacją a pracą. Niemcy mają długą tradycję wysokiej jakości kształcenia zawodowego oraz praktyk, co w ostatnich latach umożliwiło im zmniejszenie bezrobocia wśród młodzieży, mimo że wzrost gospodarczy był w tym czasie skromny. W krajach o wysokim bezrobociu młodych ludzi takich powiązań brak. We Francji tylko nieliczni absolwenci liceów mają jakiekolwiek doświadczenie w pracy.
Na północy Afryki uniwersytety skupiają się na przygotowaniu studentów do starań o posadę w służbie cywilnej, choć jednocześnie firmy narzekają na brak kandydatów z umiejętnościami technicznymi. W Maroku stopa bezrobocia wśród absolwentów wyższych uczelni jest pięć razy większa niż wśród osób o wykształceniu podstawowym. W RPA, w efekcie spuścizny apartheidu, czarnoskórzy młodzi ludzie często mieszkają i uczą się bardzo daleko od miejsc, w których jest praca.
Firmy zwykle próbowały uzupełnić braki w edukacji poprzez inwestycje w szkolenia; dziś mniej się do tego przykładają. Peter Capelii, z Wharton Business School, podkreśla, iż obsadzenie wolnego etatu traktują one jak kupno części zamiennej: powinna od razu pasować. Jak zauważa, w 1979 r. młodzi pracownicy dużych amerykańskich firm mieli w roku przeciętnie dwa i pół tygodnia szkolenia. W 1991 r. tylko 17 proc. takich pracowników podało, że w minionym roku odbyli jakieś szkolenia, a w 2011 r. jedynie 21 proc. informowało o kursach w ubiegłych pięciu latach. Firma doradcza Accenture podaje, iż z tysiąca przebadanych przez nią amerykańskich pracowników tylko 21 proc. nabyło nowe umiejętności na szkoleniach, zorganizowanych przez ich firmy w ciągu ostatnim pięcioleciu.
To niedopasowanie kwalifikacji, a także braki w szkoleniu, mogą wyjaśniać, dlaczego bezrobocie młodzieży w tak elastycznych gospodarkach jak USA i Wielka Brytania wzrosło w ciągu ostatnich pięciu lat bardziej, niż podczas poprzednich recesji i utrzymuje się na wysokim poziomie. Wielka Brytania, której rynek pracy należy do najbardziej elastycznych na świecie, ma ponad 1 mln NEETs. Bez pracy jest ponad dwa razy więcej młodych Brytyjczyków (11,5 proc. siły roboczej) niż młodych Niemców (3,9 proc. — patrz wykres 3). Niektórzy winią za to płacę minimalną, ale Wielką Brytanię cechuje ugruntowane uprzedzenie wobec kształcenia praktycznego.
W 2009 r. tylko 8 proc. angielskich pracodawców szkoliło praktykantów: w najlepszych pod tym względem krajach Europy kontynentalnej ten wskaźnik był cztery razy wyższy.
Wprawdzie 29 proc. brytyjskich pracodawców uważa, że doświadczenie w pracy ma „decydujące” znaczenie, ale od 15 lat spada odsetek brytyjskich dzieci, które miały szanse je zyskać. Tylko 7 proc. uczniów wspomina, iż miejscowi pracodawcy jakoś się nimi zajęli, a tylko 19 proc. odwiedziło w ogóle jakąś firmę.
Być może to pogorszenie jest efektem większej przedsiębiorczości Brytyjczyków. W sektorze prywatnym udział wśród pracodawców dużych firm (od 250 zatrudnionych) już w latach 1998-2000 zmalał z 50 do 40 proc., a udział mikrofirm (4 i mniej pracowników) wzrósł z 11 do 22 proc. A małe firmy rzadziej zapewniają praktyki czy pracę na stażu.
Wykres 3.
Nie siatka bezpieczeństwa a trampolina
Wiele krajów usiłuje obecnie wypełnić lukę między wykształceniem i pracą poprzez wzmocnienie szkół zawodowych, zachęcanie zwykłych szkół do nawiązywania bliższych relacji z lokalnymi firmami oraz do korzystania z praktyk. W 2010 r. Korea Południowa utworzyła sieć szkół „majstrów” (posługując się tym niemieckim określeniem), żeby zmniejszyć występujące w kraju braki operatorów maszyn i hydraulików. Rząd opłaca utrzymanie uczniów i czesne. Określa ich również jako „młodych mistrzów”, co ma przeciwdziałać panującej w kraju obsesji na tle tytułów akademickich.
W Wielkiej Brytanii niektóre szkoły kształcenia uzupełniającego przyjmują zasadę, że najlepiej się uczy, robiąc coś: North Hertfordshire College zapoczątkował wspólne przedsięwzięcie biznesowe z tanią siłownią Fit4less. W amerykańskim stanie Kentucky Bluegrass College oraz Toyota zbudowały replikę fabryki samochodów, w której wspólnie uczą się pracownicy i studenci.
Nie wystarczy jednak po prostu skopiować niemiecki model szkoleń i praktyk; trzeba go uwspółcześnić. Niektórzy politycy chcą przekształcić system pomocy bezrobotnym z siatki bezpieczeństwa w rodzaj trampoliny, zapewniającej przeszkolenie i znalezienie stanowiska. Przodują pod tym względem kraje nordyckie, wprowadzające „gwarancje dla młodych” — spersonalizowane plany zapewnienia szkoleń i pracy każdej młodej osobie. Gdy w latach 2003-2005 Niemcy zliberalizowały rynek pracy, jednocześnie stworzyły nowe metody przywracania ludzi do pracy. Żeby na przykład ktoś pozostający długo bez pracy stał się bardziej „zatrudnialny”, państwo przez dwa lata ponosi większość kosztów jego zarobków w nowej pracy.
W krajach uboższych możliwość stosowania tej aktywnej polityki rynku pracy ograniczają względy praktyczne. Zamożne kraje nordyckie uznały, że choć wydają do 2 proc. PKB na szkolenia, to trudno im dać sobie radę z pokryzysowym wzrostem bezrobocia. Od krajów z milionami bezrobotnych, jak Hiszpania i Włochy, nie można więc oczekiwać szybkiego pójścia w ich ślady — nawet w okresie boomu, a co dopiero w czasach zaciskania pasa.
W grę wchodzą tu również kwestie kulturowe. W Wielkiej Brytanii rząd labourzystów zwiększył liczbę praktyk, ale obniżył ich jakość — po to, żeby utrzymać niskie dane o bezrobociu. Obecny rząd koalicyjny próbuje polepszyć tę jakość, ale wiele firm, chcąc korzystać z pieniędzy podatników, ogranicza się do zmiany nazwy programu.
Głębszy powód do niepokoju stanowi to, że przedsiębiorstwa przechodzą właśnie szczególnie dramatyczny okres twórczej destrukcji. Nowe technologie wyzwalają burzę „niszczącej innowacji”, która zmusza firmy do przemyślenia od podstaw ich działalności. Dokonują one ciągłych zmian wykonywania pracy — na przykład oddzielając czynności rutynowe (które można zautomatyzować lub zlecić na zewnątrz) od wymagających większych umiejętności.
Poza tym same się ustawicznie zmieniają — to dokonują „rozbudowy” działalności, to znów jej „miniaturyzacji”, albo „przestawienia na outsourcing”. Oczekiwane trwanie życie firm skraca się, podobnie jak kadencje ich szefów. Politykom coraz trudniej odpowiednio szybko dostosować instytucje rynku pracy do tych zmian.
Niektóre firmy przejawiają jednak większe zainteresowanie szkoleniami. IBM sponsoruje szkołę w Nowym Jorku. McDonald’s ma ambitny program szkoleniowy. Indyjski gigant IT (skrót od: information technology - technologia informacyjna/”cyfryzacyjna”) firma Infosys, planuje co roku szkolenie 45 tys. nowych pracowników, w tym 14 tys. w swoim głównym kampusie w Mysore. Americana Group, firma spożywcza i restauracyjna z siedzibą w Kuwejcie, dopuszcza spędzanie przez praktykantów połowy czasu w pracy, a reszty — w szkole średniej.
Nowoczesna technika może zresztą zarówno rozwiązywać problemy, jak i je nasilać. Powoduje znaczne zmniejszenie tradycyjnie wysokich kosztów szkolenia zawodowego. „Gry na serio” mogą dawać młodym ludziom szansę zyskania „wirtualnego” doświadczenia i to minimalnym kosztem: McDonald’s posługuje się grami wideo do nauki obsługi kasy i komunikowania się z klientami. Firma Mozilla, twórca wyszukiwarki Firefox, stworzyła inicjatywę „otwartego pasma”, która umożliwia ludziom zdobycie uznania dla ich kwalifikacji w programowaniu.
Technika ułatwia również zapewnienie pracy ludziom żyjącym w okolicach, gdzie trudno o jakiekolwiek zajęcie, czy takim, których kartele odcinają od rynku. Mechanical Turk — internetowy rynek Amazona — umożliwia firmom angażowanie pracowników do wykonywania prostych prac, takich jak identyfikacja ludzi na fotografiach. Można w tym uczestniczyć będąc gdziekolwiek.
W całej sprawie trudno jednak o optymizm: bezrobocie marnuje przecież życie tak wielu ludziom! Ale może już pora na nieco mniejszy pesymizm. Politycy wiedzą, co robić, żeby ten problem złagodzić: trzeba pobudzić wzrost, rozbić kartele i zbudować pomosty między kształceniem i pracą. Nowe rozwiązania techniczne zapewniają im silne narzędzia do osiągnięcia tych celów. Kraje, które podejmą inwestycje i decyzje potrzebne do uporania się z bezrobociem młodzieży, może w przyszłości czekać zdecydowana poprawa sytuacji.